Arturon[Arturon] Łowcy cieni

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kadgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

[Arturon] Łowcy cieni

Post autor: Kadgar »

        W domu aukcyjnym zaczęło się robić naprawdę nieznośnie gorąco. Kadgar i tak miał szczęście, ponieważ widok jego pulsujących światłem oczu skutecznie odstraszał ludzi, przez co wokół niego utworzył się skrawek wolnej przestrzeni. Nie zmieniało to jednak faktu, że coraz bardziej zaczynał żałować W swojej decyzji o przybyciu na tą licytację. Jak dotąd żaden z zaprezentowanych przedmiotów nie przedstawiał dla niego choćby najmniejszej wartości. Owszem większość z nich była dość potężna pod względem włożonej w nie czystej magii, ale jednocześnie ich działanie było zbyt przyziemne jak na gust czarodzieja, czy wręcz nieprzydatne, stworzone głównie po to by trzymać je w gablocie i chwalić się bogatym znajomym tak egzotyczną zdobyczą. Jednakże nie to było jeszcze najgorsze, Kadgar zwyczajnie się nudził.
        Zaczął zbierać się do wyjścia, przechodził między ludźmi którzy odskakiwali jakby mógł ich oparzyć przez sam dotyk. Wtedy to poczuł tak jak zwykli ludzie wyczuwają smród zgnilizny rozkładającego się ciała. Jego zmysł magiczny został uderzony przez nagły natłok demonicznej energii. Kadgar zachwiał się i gdyby nie kostur na którym oparł swój ciężar z pewnością by upadł. Magiczna emanacja wyraźnie dochodziła od strony miecza, który był ostatnim przedmiotem wystawionym na aukcji. Czarodziej bardzo uważnie, wręcz natarczywie przyglądał się mężczyźnie, który zakupił przedmiot za kuriozalną wręcz cenę, toteż zauważył innego człowieka podążającego tuż za szczęśliwym nabywcą. Zapowiadało się na to, że ta noc wreszcie nabierze rozpędu i nie okaże się kompletną stratą czasu. Między mężczyznami wywiązała się walka, oczywiście o ile można to w ogóle nazwać walką. Po powaleniu przeciwnika, ten który zakupił miecz, odsłonił swoje potworne oblicze. Stwór napotkał spojrzenie Kadgara, najwyraźniej rozpoznał w nim czarodzieja, bo na jego powykręcanej twarzy pojawiło się coś przypominającego niepewność, ciężko było to stwierdzić ze względu na stopień deformacji tej maszkary. Przedziwna istota syknęła przeciągle i ze złością, a następnie zniknęła.
        Wokół biegali wystraszeni ludzie wrzeszcząc niemal tak samo przeraźliwie jak ta istota, która przed chwilą ulotniła się z pomieszczenia. Czarodziej podszedł do leżącego na ziemi mężczyzny i przykucnął przy nim. Puls był ledwie wyczuwalny, a po obróceniu ciała plecami do góry ukazała się paskudna rana która już zaczynała ropieć, a niezdrowe żółtawe zabarwienie skóry świadczyło o użyciu trucizny. Rana była zbyt poważna na standardowe leczenie Kadgar skoncentrował się na ranie i rozpoczął powolne inkantacje. Zaczął od wypalenia z krwi trucizny, następnie magicznie oczyścił ranę i lekko ją zasklepił, ale nie pofatygował się przy tym, by uśmierzyć ból pacjenta, więc ten w trakcie całego zabiegu wił się i jęczał przytrzymywany przez czarodzieja. Na zakończenie, aby wybudzić mężczyznę wyssał energię z roślin posadzonych w ogromnych donicach, które ozdabiały pokój. Pobierał energię aż nie zwiędły, a następnie przekierował ją w rannego. Nie było tego wiele, ale powinno wystarczyć. Teraz kiedy zagrożenie minęło, nałożył maść na opatrunki i obwiązał nimi ranę. Leczenie zakończyło się spoliczkowaniem pacjenta, dla przywrócenia mu przytomności. Człowiek poderwał się gwałtownie i szybko tego pożałował, gdyż uraz dał o sobie znać. W czasie, kiedy Kadgar dokonywał zabiegów większość ludzi zdążyła się już ulotnić. Pomógł wstać nieszczęsnemu wojownikowi stękając przy tym lekko z wysiłku.
- Jestem Kadgar i jeśli wolno mi wspomnieć właśnie uratowałem ci życie. O zapłacie pomówimy później, ale teraz lepiej znikajmy stąd zanim pojawią się miejscy strażnicy.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Promyki słońca dzielnie przebijały się przez gęstwinę liści, przyjemnie ogrzewając niewielki skwer. Tu i ówdzie przebiegło jakieś zwierzę, czy to sarna, czy lis, przyzwyczajone już do obecności ludzi. Nowy natomiast był dla nich szczęk metalu. Cztery ćwiczebne ostrza ścierały się ze sobą raz po razie.
- Dobrze ci idzie chłopcze! Jeszcze raz! - zawołał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach. Naprzeciw niego stał chłopiec, może dziesięcioletni, trzymający w rękach dwa zakrzywione miecze. Wydał z siebie okrzyk, niczym lwie kocię i rzucił się na mężczyznę. Ten jednak z łątwością sparował atak i płynnym ruchem powalił chłopca na ziemię.
- Jestes zbyt nerwowy. Rzucasz się bezmyślnie naprzód i zostawiasz przeciwnikowi pole do popisu - pouczał go mężczyzna. - Rozumiesz, Deganaan?
- Tak ojcze. Rozumiem - opowiedział posępnie chłopiec, po czym dźwignął się na nogi. Już miał ponowić atak, kiedy z wnętrza pałacyku rozległ się głos.
- Anto! Deganaan! - na patio wyszła piekna kobieta. Ubrana w zwiewną szatę oraz drewniane sandałki wyglądała niezwykle egzotycznie. W ręku trzymała srebrna tacę, na której spoczywały ciepłe bułeczki. - Skończcie się wygłupiać i chodźcie cos zjeść.
- Wygłupiać? Ja go uczę walczyć, kobieto! - Anto starał się brzmieć groźnie, ale jeden uśmiech ukochanej wystarczył aby i ten się rozpromienił.
- Wiem kochanie, wiem. Jedzcie.
Deganaan upuścił sejmitary i rzucił się biegiem w stronę matki. Mały niezdara nie zauważył wystającego korzenia i jak długi wyłożył się na ziemi, uderzając solidnie przy tym głową. Oczy zaszły mu krwią, w uszach szumiało...

****

Uderzenie. Jakby ktoś tłukł pięścią w pustą skrzynie. Kolejne, następne i następne. To serce. Biło coraz mocniej i mocniej, aż zaczęło łoskotać jak oszalałe. Do uszu dochodziły go dźwięki. Krzyki i wrzaski, ale też niewyraźne mamrotanie. Nieludzki ból przeszył jego ciało, aż wygiął sie w pałąk. Ktoś go przytrzymywał. Po chwili ból ustapił, a po nim przyszła błoga lekkość. Jakby dusza opuściła już zmęczone ciało i wędrowała ku niebu. Nie...mogę...pomścić...muszę...pomścić. Nagły cios w policzek skutecznie wybudził chłopaka, tak że ten aż poderwał się do pozycji siedzącej. Była to bardzo zła decyzja. Nastąpiła kolejna fala bólu, choć tym razem dużo słabsza niż wcześniej. Ktoś pomógł mu wstać.
Chłopak patrzył tępo na czarodzieja. Mówił coś do niego, ale Deganaan mało z tego zrozumiał. Pomacał się po pasie. Jego sejmitary były na miejscu.
- Duch! Gdzie on jest!? - w mgnieniu oka dobył broni, przytykając ostrza do gardła czarodzieja. Widząc jednak brak jakiejkolwiek reakcji, chłopak odpuścił. - Chcesz zapłaty? Nie mam pieniędzy. Ale jesli pomożesz mi zgładzić Rahvi'ego, będziesz mógł zabrac jego miecz. To potężny artefakt, a bez swojego twórcy jest w pełni wolny od klątwy.
Rozejrzał się dokoła. Wszyscy uczestnicy przyjęcia oraz aukcji juz zniknęli, a od strony miasta nadciągał niewielki oddział strażników.
- Masz rację, lepiej stąd zniknąć. Chodźmy do miasta. Muszę...coś załatwić - odwrócił sie na pięcie i ruszył w stronę Arturonu.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Zaproszenie na tajną i niekoniecznie legalną aukcję magicznych przedmiotów, nie było zaskoczeniem dla Elleanore. Bardziej zaskakujące była tendencyjność organizacji, którą owa licytacja trąciła. Aukcja w podziemiach, rodem z powieści kryminalnych. Zaproszeni skryci pod maskami zwierząt by nie można było ustalić tożsamości. Informacja zaszyfrowana w zwykłym zaproszeniu na przyjęcie dla możnych. Dobrze, że mimo niewielkiej pomysłowości organizatorów, przyłożyli się oni do zabezpieczeń. Sprawdzone pomysły nie musiały być złe, jeśli tylko zostały starannie zrealizowane. Były co najwyżej nużące, jak w tym przypadku. Poza niezbyt zajmującą oprawą, bal nie budził najmniejszych zastrzeżeń. Był nie do powiązania z mniej oficjalną częścią imprezy. Tylko dlatego hrabina zawracała sobie głowę podróżą.
Wampirzyca nie brała udziału w nielegalnych wydarzeniach. Nie chciała i nie mogła sobie pozwolić na to, by kogoś z jej pozycją można było powiązać z ciemnymi interesami czy półświatkiem. Do tego, normalnie magiczne przedmioty nie leżały w kręgach zainteresowań finansistki. Zostałaby w domu, gdyby nie informacja, iż dawno zaginiony artefakt z jej rodzinnych stron ma pojawić się na aukcji. Nie chciała by przedmiot dostał się w niepowołane ręce i tylko dlatego ruszyła w tak odległą drogę.
Nie mogła być na aukcji, ale ze spokojną głową mogła udać się na wystawną kolację. W tym czasie już skontaktowała się z pewnym znajomym. Ktoś jego pokroju nigdy nie opuszczał takich imprez. Nikt też nie patrzył mu na ręce, więc miał swobodę działania. Z kolei Ella nie prowadziła z nim interesów, był tylko przyjacielem. Wiele zbiegów okoliczności, ale wciąż legalnych. Mógł być jej oczyma i rękoma w razie potrzeby. O poszukiwanym przedmiocie rozmawiali już dużo wcześniej i ów przyjaciel doskonale wiedział czego miał wypatrywać. Tak więc Ella wyruszyła w podróż do Arturonu, z nieodłączną obstawą czterech wilkołaków.
Na kolacji towarzyszył jej tylko jeden z nich, jako ochrona i osoba towarzysząca w jednym.

        Do damy odzianej w szkarłat podszedł niepozorny mężczyzna po czterdziestce, niosąc dwa kieliszki z winem. Nie był ani przystojny ani brzydki, nie był też szczególnie wysoki. Nawet nie jakiś wyjątkowo postawny. Szczupły i żylasty, z czarnymi włosami przyprószonymi srebrem lat. Pospolity do granic możliwości, swoim wyglądem wręcz nie pasował do swojej towarzyszki, która na pierwszy rzut oka wyróżniała się z tłumu. Jedynie stroje pary, były kompatybilne. Oboje ubrani elegancko z wyraźnie obranym kierunkiem na praktyczny minimalizm. Poza tym, wprawne oko mogło zauważyć, że szarak, tak naprawdę ruszał się jak zaprawiony w wielu walkach wojownik.
Kobieta przyjęła kieliszek od szpakowatego i wsparła się na jego ramieniu.
- Straszne nudy… - odezwał się ochrypłym głosem, lustrując otoczenie - Warto było się fatygować?
- Nie wiem Luca - wymruczała hrabina. Rzeczywiście przyjęcie choć zorganizowane bez zarzutu było niezmiernie drętwe. Zaproszenie w większości byli bandą zblazowanych możnowładców. Co ciekawsze persony skryły się od razu na mniej oficjalnej części, a z przyjacielem spotka się prywatnie, nie na oczach tłumu. Nie taktem jednak było wyjście zaraz na początku balu. Tak więc wampirzyca starała się przetrwać nużącą kolację, udając, że się świetnie bawi. Wilkołak udawać nawet nie próbował, to nie należało do jego obowiązków.
        Wtedy wzmógł się gwar. Tłum gości zaczął się kłębić niczym spłoszone stado danieli. Damy w swoich barwnych sukniach zanosiły się piskiem uciekając do wyjścia w towarzystwie rozemocjonowanych mężczyzn. Rozgorzała krótka wrzawa, przypominająca pojedynek, a potem obok Elleanore i wilkołaka, który odruchowo stanął przed hrabiną, przebiegła maszkara dzierżąca miecz. Prawdopodobna przyczyna całego zamieszania. Zaraz potem tłum ruszył do ucieczki, tłocząc się i przepychając do drzwi wyjściowych.
- Wychodzimy! - zarządził wilkołak, odstawiając swój kieliszek, również i wampirzycy nie dając dopić wina.
- Pośpiech będzie podejrzany - odezwała się hrabina, zmierzając do wyjścia dostojnym i wcale niespiesznym krokiem nic sobie nie robiąc z panującego wokół chaosu.
- Z całym szacunkiem szefowo, ale podejrzane to jest wychodzenie spacerkiem, podczas gdy wszyscy inni wieją ratując swoje życie - warknął Luca, ponaglając pracodawczynię.
- To mam biec? Przecież nic mi nie grozi - burknęła arystokratka, wyraźnie buntując się przed niepotrzebną szopką. Może większość przebywających tu istot była bezbronna, ale przecież nie ona. Poza tym nawet jeśli coś by jej groziło, to wątpliwe, by zmusiło wampirzycę do uwłaczającej ucieczki prezentowanej przez resztę gości.
- Szefowa sobie wyobrazi, że grozi - nie ustępował wilk, ciągnąc hrabinę za łokieć. Wampirzyca tylko westchnęła niezadowolona i ruszyła truchcikiem, nie mniej dystyngowanym niż wcześniej sunęła.
Wychodząc prawie wpadli na ostatnich niedobitków. Jakiś czarodziej i młodzieniec w nienajlepszym stanie, na których zmiennokształtny nie omieszkał spojrzeć złowrogo, tak jak oni opuszczali budynek.
Zdążyli wyjść na ulice Arturonu, gdy straż miejska wparowała do budynku. Pozostali na zewnątrz strażnicy dobili do wybiegających gości i rozpoczęli wstępne przesłuchanie.
Po kilku rutynowych pytaniach, które nie ominęły i Elleanore, wampirzyca i wilkołak byli wolni, tak jak reszta uczestników balu.
- Wracamy do gospody? - zmiennokształtny bardziej stwierdził niż zapytał. Ella skinęła głową. Zgodnie z planem z przyjacielem spotka się jutro, na spokojnie.
- Zaraz wezwę chłopaków i powóz.
- Daj spokój, wolę się przejść - odezwała się spokojnie hrabina, ruszając w ciemną uliczkę.
Wilkołakowi nie pozostało nic innego jak pogodzić się z wyborem szefostwa. Zaoferował swoje ramie, jak nakazywał zwyczaj i ruszyli w drogę powrotną do gospody, w której wynajęli wcześniej pokój.
Awatar użytkownika
Kadgar
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kadgar »

        Młodzieńcowi wyraźnie się spieszyło, ale sam nie zaszedł daleko, gdyż rana na plecach ponownie dała o sobie znać. Kadgar pokręcił tylko głową z dezaprobatą, podszedł i podtrzymał narwańca, następnie ruszyli razem w milczeniu ku wyjściu. Czarodziej spostrzegł, że grupa ludzi w mundurach otoczyła już gmach budynku.
- Udawaj pijanego, ja będę rozmawiał. - Szepnął czarodziej, jednocześnie tłumiąc protesty towarzysza szturchnięciem w bok.
Gdy tylko wyszli na zewnątrz zbliżył się do nich odziany w błękitny mundur oficjel, trzymający drewnianą podkładkę z przymocowanym do niej pergaminem i pojemnikiem na atrament, w swojej lewej ręce dzierżył najgroźniejszą broń każdego biurokraty - pióro do pisania. Za nim stało jeszcze dwóch uzbrojonych mężczyzn.
- Poproszę panów o godność - Jego niewiele mówiąca mina, oraz sztywna postawa sugerowały, że to typowy służbista.
- Ależ oczywiście, ja jestem Aghertyllin Xellvisuaseres don Ertegart, a ten oto młodzieniec to Seelvyn Helkjurt Anaansadab- Urzędnik wciągnął ze świstem powietrze, z zakłopotaniem podrapał się po głowie, przygryzł wargę i wreszcie zapytał.
- Czy mógłby pan powtórzyć, ale nieco wolniej? - Kadgar przybrał pełną oburzenia postawę, dobitnie sugerującą iż jego arystokratyczna duma została boleśnie dotknięta.
- Jak pan śmie w tak grubiański sposób przynosić hańbę mojemu imieniu? Doprawdy nie pamiętam kiedy ostatnio doświadczyłem równie impertynenckiego afrontu. Na dodatek mój towarzysz zbyt wiele dziś wypił, a źle znosi stres, więc lepiej nie marnuj naszego czasu.
- Ja ehmm... to znaczy ch... chciałem powiedzieć przepraszam. Nie ma powodu, aby się tak unosić, to tylko rutynowa kontrola. Poza tym nie wyczuwam alkoholu od pańskiego przy... - Nie dokończył swojego wywodu, gdyż kilka gestów wykonanych przez Kadgara ręką ukrytą w skołtunionych szatach, doprowadziły do reakcji w brzuchu Deganaana, w wyniku której zwymiotował wprost na urzędnika.
- Dość tego! Seel idziemy. - Wykrzyknął czarodziej pociągając ze sobą młodzieńca. Oficjel otworzył usta jakby chciał ich zatrzymać.
- Tak? - To krótkie naładowane wściekłością pytanie, poparte stalowym spojrzeniem przelało czarę goryczy. Biedny urzędnik był tak rozstrojony emocjonalnie, że wyglądał jakby miał się za chwilę popłakać. Za jego plecami dwóch pomagających mu osiłków starało się powstrzymać od śmiechu, jednakże bez większych sukcesów.
- Nie nic. Możecie iść. - Odparł zrezygnowany mężczyzna dziwnie piskliwym, łamiącym się głosem. Kiedy już oddalili się nieco od całego zajścia Kadgar przestał ignorować wściekłe spojrzenia rzucane mu przez Daganaana. Przewrócił lekko oczami i podał mu niewielki bukłak z wodą, który miał przytroczony do szerokiego pasa.
- Wybacz mi tę sztuczkę z wymiotami, ale dzięki temu uniknęliśmy kontroli. No i sam powiedz, czy to nie było warte zobaczenia miny tego sztywniaka, który chciał nas zatrzymać? - Kącik ust czarodzieja lekko uniósł się do góry, a w oczach pojawił się figlarny błysk, co w jego przypadku było niemal eksplozją radości. Kiedy jego towarzysz wreszcie nieco się rozchmurzył, powrócił do swego rzeczowego tonu.
- Wytrzymaj jeszcze trochę, wkrótce dotrzemy do mojego powozu i pojedziemy nim do jakiejś gospody.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Chłopak jeszcze czuł ohydny smak wymiocin w ustach. Był zły za ten wybryk, ale zdawał sobie sprawę z tego, że dzięki temu uniknęli niepotrzebnych kłopotów. No i nie mógł za wiele zrobić w tej chwili. Rana na plecach piekła niemiłosiernie, a brak ostrożności czarodzieja nie pomagał. W końcu dwójka mężczyzn dostała się do powozu, który powoli ruszył w stronę miasta. Deganaan przeklinał wyboistą dróżkę, kiedy powóz raz po razie podskakiwał. Na szczęście droga nie była długa i już po pół godziny później zawitali do Arturonu. Przez całą podróż żaden z nich nie odezwał się słowem, co było Deganaanowi na rękę. Z pomocą czarodzieja chłopak zeskoczył na ziemię i wszedł do gospody. Karczmarz, widząc dwójkę przybyszów, uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce.
- Ah! Czym mogę służyć?! Może kufel ciepłego miodu?! Barani udziec?! A może pokój na noc? - gadatliwy był to osobnik.
- Pokój - powiedział krótko Deganaan i wręczył karczmarzowi sakiewkę. - I kolację do pokoju.
Zabrał klucz i razem z czarodziejem udali się na piętro. Jak tylko znaleźli się wewnątrz niewielkiej izby, chłopak padł na łóżko.
- Zrób coś z tą trucizną...myśleć się nie da - zasyczał Deganaan. - Rano zniknę na trochę. Jeśli chcesz pomóc zaczekaj tutaj.

****

Nazajutrz, będąc najedzonym i stosunkowo sprawnym, Deganaan po cichu wymknął się z gospody przez okno i ruszył na, jak to określał, łowy. Polował na informacje, poszlaki itp. Słońce jeszcze nie wstało całkowicie, toteż na ulicach panował niewielki ruch. Były to raczej pojedyncze osoby, bądź grupki osób zmierzające do domów po nocnych zmianach i imprezach. Mimo to, Deganaan trzymał się raczej bocznych alejek, chcąc uniknąć ciekawskich spojrzeń. Klucząc tak dotarł do drewnianej budowli - sklepu. "Osobliwe osobliwości Gjuklara" - nazwa raczej...osobliwa. Pchnął drzwi, które rzecz jasna okazały się być zamknięte. Chłopak cofnął się kilka kroków i ocenił budynek. Miał dwa piętra, a na każdym z nich było kilka okien. najpierw jednak trzeba było się do nich dostać. Okrążył sklep, aż na tyłach natrafił na kilka skrzyń pod ścianą. Wspiął się na nie, a później na dach. Zgrabnym susem dostał się na balkon domostwa obok, aby w ostateczności znaleźć się tuż przy oknie Gjuklara. Wybił szybę, budząc tym samym właściciela sklepu. Nie miał on jednak czasu na reakcję, gdyż Deganaan złapał go za nocną koszulę i zrzucił z łoża.
- Rahvi! Mówi ci to coś!? - dźwignął biedaka z podłogi i rzucił nim o ścianę.
- Nie! Zostaw mnie! - sklepikarz próbował się bronić, ale nie miał szans z rozwścieczonym chłopakiem.
- Łżesz jak pies i zginiesz jak pies - wyciągnął sejmitar i przejechał nim po udzie mężczyzny. Ten zawył przeciągle i złapał się za nogę. Krew obficie sączyła się z rany. - Wystawiłeś mnie! Wiedziałeś dobrze kto będzie na aukcji i nie ostrzegłeś mnie!
- Skąd miałem wiedzieć, że On tam bę...nie wiem o czym mówisz!
- Gdybyś miał odwagę się przyznać zostawił bym cię tak jak leżysz, ale ty wolisz być uparty.
Pochwycił ofiarę za kołnierz i dwa razy uderzył głową Gjuklara o ścianę, po czym wyrzucił go za okno. Sklepikarz leżał pół przytomny na dachu. Deganaan stanął nad ciałem. Rana na plecach wciąż dawała o sobie znać, ale adrenalina skutecznie maskowała ból. Postawił mężczyznę na nogi i przysunął go do siebie.
- Masz ostatnia szansę na ocalenie swojego marnego żywota. Gdzie znajdę Rahvi'ego?
- Nie w... - nie dokończył, ponieważ chłopak pchnął go do przodu i biedak spadł z dachu, wydając cichy krzyk.
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Podróż trwała "trochę" dłużej niż gdyby przemieszczali się powozem. Dodatkowo Elleanore nie spieszyła się ani odrobinę, wyraźnie czerpiąc zadowolenie z chwil spędzanych poza biurem. Całą drogę wilkołak w ciszy towarzyszył wampirzycy, nie komentując jej wyboru. Jeżeli hrabina chciała spacerować, mógł spacerować, grunt by nie narażała ich na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Całe szczęście Leonore poza kilkoma uprzykrzającymi życie nawykami, jak na przykład niechęć do rączej ewakuacji, stanowiła szefową rozsądną i nie dającą wielu powodów do utyskiwań, nawet jeśli życzenie spaceru nie do końca potwierdzało taką opinię. Po prawdzie i lykantrop nie narzekał na chwilę spędzoną na świeżym powietrzu. Większość wilków pracowała w trybie takim jak Ella. Obowiązki kończyły się jedynie na czas niezbędnego wypoczynku. Nigdy się nie sprzeciwiali, gdyż dzięki temu czuli się potrzebni, ale odmiana od monotonii metropolii była naprawdę przyjemna.
        Progi miasta, przekroczyli nieco przed świtem. Wtedy też do wędrującej dwójki, szybko niczym cień podbiegł chłopak. Wręczył list i równie nagle jak się pojawił zniknął wśród ciemności wciąż jeszcze otulającej ulice.
List był opieczętowany znajomym symbolem. Nadawcą był nikt inny, jak przyjaciel Elli, z którym mieli się jutro spotkać. Najwyraźniej sprawy się skomplikowały i plan uległ zmianie.
Luca wręczył kopertę Elleanore i kontynuował marsz, podczas gdy wampirzyca czytała wiadomość.
- Zmiana planów - odezwała się w końcu, przełamując milczenie.
- Mhm... - mruknął wilk, doskonale wiedząc, że zaraz otrzyma resztę informacji.
- Spotkania nie będzie. Okazuje się, że w całym zamieszaniu, bójka dwóch narwańców była najmniejszym problemem. Kilka przedmiotów skradziono, przez co wynikły pewne komplikacje.
- A to co interesowało nas? - Luca bez obiekcji użył liczby mnogiej. Stosunki panujące między wampirzycą a nimi, czyli pracującymi z nią zmiennokształtnymi, były jedyne w swoim rodzaju. Chociaż wykazywali prawie bezgraniczne posłuszeństwo, mimo szacunku jakim darzyli hrabinę i samego faktu zatrudnienia, bardziej przypominali nietypową rodzinę. Nikt nie kłaniał się w pas i nikt nie dygotał na myśl o rozmowie z szefową, a przynajmniej już nie, gdy ją lepiej poznał. Obie strony ufały sobie bezgranicznie i nieraz nie wzbraniały się przed dość swobodną konwersacją. To co pociągnęłoby za sobą nieprzyjemne konsekwencje dla większości żyjących istot, wilkom uchodziło na sucho.
- Tak samo, skradzione - odparła Ella, nie kryjąc swojego niezadowolenie tym faktem.
- Ale było?
- Prawdopodobnie. Nie widział artefaktu, same opisy były lakoniczne, nie mamy więc pewności.
- Czyli wracamy do domu?
- Nie.
- Jak to nie? - zdziwił się zmiennokształtny.
- Jakiś Gjuklar - wampirzyca przeliterowała nazwisko, wyraźnie akcentując każdą literę - Podobno wie, kim był jegomość z mieczem, który był uczestnikiem bijatyki. Prawdopodobnie też, to on zabrał potencjalnie interesujący nas przedmiot.
- Czyli... - mężczyzna próbował uzyskać większe konkrety, jednocześnie przypuszczając, że mu się one nie spodobają.
- Czyli idziemy do tego Gjuklara i jego sklepu.
- Niedługo zacznie świtać - zaoponował wilk.
- W mieście jest mnóstwo cieni, a do zenitu, czasu mamy aż nadto - nieumarła odparła swobodnie, jakby była to najlogiczniejsza rzecz na świecie.
- I to jest powód by włóczyć się za dnia, zamiast... zamiast zrobić to w klasyczny sposób? - Luca przez chwilę szukał właściwych słów, które odpowiednio dotrą do kobiety. Jaki sens było wędrować po nieznanej metropolii. Zaliczyli spacer i wystarczy. Teraz powinni wrócić do Maurii, a do szukania przedmiotu wynająć ludzi. Albo posłać kilku z nich. Wszystko było lepsze i rozsądniejsze niż samodzielne zdobywanie informacji. Niestety jeśli w grę wchodził ten nieszczęsny artefakt, Elleanore okazywała się nie kierować zwykłymi zasadami.
- Odrobinę entuzjazmu - przemówiła, tylko utwierdzając wilkołaka w jego mało optymistycznym przekonaniu.
- Nie za entuzjazm biorę pensję - odburknął, wyraźnie niezadowolony z kierunku jaki sprawy zaczęły obierać. Jeszcze kilka dni wcześniej, więcej jeszcze kilka minut wcześniej, święcie wierzył, że ma do czynienia z najrozsądniejszą istotą w Alarnii, kalkulującą każdą decyzję. Gdyby ktoś mu powiedział, że Elleanore, hrabina o temperamencie porywczym niczym lodowiec, będzie spacerować po mieście za dnia, by samodzielnie wypytać o jakiś posążek, zaśmiałby się na śmierć. Aktualnie jednak wcale nie było mu od śmiechu.
- Za marudzenie, również ci nie płacę.
- Ale to jest wliczone w pakiet usług - odciął się zmiennokształtny.
Były to działania niepotrzebne i ryzykowne, czyli dokładnie takie jakich chciał uniknąć. Niestety cała nierealna wręcz sytuacja, jasno przypominała wilkowi, jak bardzo szefowej zależało na tej figurce. Westchnął w wyrazie skrajnego zdenerwowania i rezygnacji. Skoro Ella chciała mieć posążek, to go zdobędą. Siłą nie miał szans na powstrzymanie wampirzycy. Mógł tylko zrobić co leżało w jego mocy, by poszukiwania przebiegły jak najlepiej, w międzyczasie może przekona szefową by wrócili do biura.

        Pod sklep poszukiwanego mężczyzny, dotarli tuż przed świtem, w samą porę by zobaczyć jak jakiś młodzian wyrzuca przez okno, sadząc po jego lokalizacji, prawdopodobnie właśnie Gjuklara. Zaraz potem oprawca dołączył do swojej ofiary by zepchnąć ją z dachu.
Zanim Luca zdążył zaoponować, wampirzyca znikła, pojawiając się w pobliżu rozbójnika, jakimś cudem trzymając wyrzuconego za kołnierz. Wilk warknął i ruszył w ślad za nią, tylko klasycznym sposobem, którego wcześniej użył Deganaan.
Elleanore, położyła chwilowo nieprzytomnego mężczyznę z powrotem na dachu i powoli zbliżyła się do młodzika.
- No proszę, kogo my tu mamy - rozpoczęła konwersację - Lubisz kłopoty chłopcze. Najpierw wszczynasz bójkę pośród przyjęcia, rujnując plany wielu osób. Teraz wyrzucasz mężczyznę z jego własnego domu.
Ella stanęła w pewnej odległości od chłopaka, obserwując go uważnie. W tym momencie na dach dostał się też wilkołak, czając się po przeciwnej stronie uzbrojonego w sejmitary wojownika.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Nagłe pojawienie się kobiety nieco zbiło chłopaka z tropu, jednak skupienie szybko powróciło. Przyjrzał się uważnie jej postaci. Była niewątpliwie piękna, acz już nie najmłodsza. Coś jednak mówiło Deganaanowi, że to nie zwykła osoba (jakby teleportacja nie była wystarczającym znakiem). Słuchał jak doń mówi, starał sie wyłapać jakiś ważny szczegół...bingo!
- Teleportacja, blada skóra...kły. Jesteś pani wampirem. A człowiek, którego uratowałaś wysłał mnie na pewną śmierć. Mam w dupie plany innych, obchodzi mnie tylko mój interes - ojciec dałby młodzianowi po głowie za takie odzywki względem kobiety, toteż Deganaan skłonił się nieznacznie. - Wybacz...za mój język.
Wtedy za plecami chłopaka stanął, jak wydedukował, sługus kobiety.
- Nie chcę z tobą walczyć, pani. Ani z twoimi ochroniarzami. Jeśli jednak mnie do tego zmusisz...będzie mnóstwo krwi - położył powoli ręce na rękojęściach sejmitarów. - I ktoś niechybnie wyzionie tu ducha.
Czuł na sobie wzrok mężczyzny, a i powli też zaczynał czuć jego zapach. Ostry i jakby...zwierzęcy. Szybko ocenił sytuację w jakiej się znalazł. Być może dałby radę wampirzycy, na pewno by jej nie zabił, ale może zranił i zdołał uciec. Kobieta miała jednak ochroniarzy i również nie byli zwykłymi ludźmi. Przynajmniej nie ten stojący za nim.
- Możemy również porozmawiać...o interesach. Przyszłaś do tego psa... - odwrócił się do ochroniarza, myśląc czy go nie uraził, ale szybko powrócił wzrokiem do wampirzycy. - ...bo chcesz informacji. Byłaś na przyjęciu i widziałaś naszą walkę. Może i nie jestem najbystrzejszą osobą w Alaranii, ale ta sprawa śmierdzi na kilometr. Rahvi. To on cię interesuje. Nie wiem, czy chodzi ci o jego miecz, czy o coś innego, ale...możemy sobie pomóc nawzajem. Ja wiem gdzie jest demon, ty dysponujesz odpowiednimi środkami, żeby go pokonać. Wprawdzie podjąłem współpracę z pewnym magiem, ale to nic pewnego, a ty jesteś lepsza. To jak? Pomożesz mi go zabić?
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore uniosła jedną brew, słysząc jak odkrywczo została jej przypisana przynależność do wampirzej rasy. Nie odezwała się jednak słowem, a milcząc obserwowała mężczyznę.
Sama twarz kobiety nie wyrażała nic, ani gdy ten przyznał się do egoistycznego poglądu na aukcję i to jak ją zniweczył, ani gdy przeprosił za drobne przekleństwo. Dopiero słysząc groźbę, brwi wampirzycy uniosły się nieco, chociaż ona wciąż się nie odezwała.
Luca mało nie trzasnął się otwartą dłonią w czoło. Znaczy chętnie by tak zrobił, gdyby nie profesjonalizm. Powściągliwa twarz wilkołaka przybrała odrobinę bardziej srogi wygląd, podczas gdy zmiennokształtny w myślach urągał młodzieńcowi. Znał Elleanore dość długo by odpowiednio zinterpretować prawie niewidoczną zmianę w jej fizjonomii. Gdyby szefowa nie była tak cierpliwą osobą, krew już by się polała. Albo gdyby była głodna... Po prawdzie nigdy nie widział głodnej szefowej. Jak się zastanowić, to jeśli dłużej będą spacerować w słońcu, to będzie miał okazję. Ciekawe czy wtedy będzie równie tolerancyjna, czy młodzik stanie się obiadem.
        Kolejne zdanie wyrwało mężczyznę z jego swobodnych przemyśleń, tym razem wywołując pragnienie trzaśnięcia chłopczyny w sagan, nie zaś własnego czoła i nie było to spowodowane psim przymiotnikiem.
Czy on naprawdę miał ochotę zginąć. Wystarczyło spojrzeć na niewielki uśmiech, który pojawił się na twarzy Elleanore. Dyktować warunki, będąc w nie najlepszej pozycji do pertraktacji. Luca westchnął cicho, gdy Leonore niczym obudzona słowami o informacjach, poruszyła się i zaczęła powoli okrążać zbrojnego młodzieńca.
Kamienne oblicze zarówno wampirzycy jak i mężczyzny pozostało nie wzruszone, gdy wilkołak mało nie parsknął śmiechem, słysząc wyznanie młodego o inteligencji. Nie musiał patrzeć na Ell by wiedzieć, co ta sobie pomyślała. To samo co on. W tym jednym młodzik miał rację. Geniusz z niego normalnie. Coś tam śmierdziało? Cała impreza była przykrywką do brudnych i nielegalnych interesów, jak więc miało nie być podejrzanie.
        To co jednak naprawdę przeraziło wilka, to nieznaczny błysk zainteresowania, jaki przemknął w srebrnych ślepiach wampirzycy. Niedostrzegalny dla większości, dla niego zwiastowało kłopoty. Miało być tak pięknie, szybka aukcja, przyjacielski obiadek z Lufeyem i powrót do domu. Krótkie wakacje i chwila oddechu od monotonii. Jednego był pewien, właśnie mógł pożegnać ewentualną monotonię. Mimo burzy jaka rozpętała się w myślach ochroniarza, on sam tak jak i jego twarz, niezmiennie nie drgnęli nawet o milimetr. W tym czasie Elleanore zatoczyć pętlę wokół nieznajomego, przyglądając mu się uważnie.
- Nie interesuje mnie demon, ani miecz - odpowiedziała chłodno, patrząc chłopakowi w oczy - Mam tylko jedno pytanie. Szukam posążka. Rzeźbiony w czarnym dębie. Nie wyższy niż dłoń. Zaginął w trakcie zamieszanie - ostatnie słowo podkreśliła tak, że nikt nie miałby wątpliwości, kogo obarcza winą za kradzież poszukiwanego przedmiotu.
- Odpowiedz szczerze chłopcze, gdyż twój Rahvi nie interesuje mnie bardziej niż ciebie cudze interesy. Jeśli jednak ma on to co należy do mnie, możesz liczyć na me wsparcie.
Tego się właśnie obawiał. Nie tylko urządzali sobie spacerki za dnia, ale polowanie na demony. Casjus go zabije, powoli i boleśnie. O ile on sam wcześniej nie popełni samobójstwa, najlepiej łyżką do zupy.
Nie to by alfa na jego miejscu mógł postąpić inaczej. Jeśli szefowa nakazałaby poszukiwań jednorożców, nie mieliby innego wyjścia, jak zacząć ich szukać. Ale miał też troszczyć się o szefową i za taką eskapadę należała się kara. Elleanore, Cas ukarać nie mógł, choć pewnie chętnie by to zrobił, więc pozostanie mu wyżyć się na Luce.
- Zastanów się dobrze, nie radzę ci kłamać - dokończyła swoją wypowiedź wampirzyca, a niewielka nadzieja wykiełkowała w sercu wilka. Jeśli młodzik by skłamał, wybebeszą go tu na miejscu i problem z głowy. Byłoby tak pięknie.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Wampirzyca bawiła się chłopakiem. Deganaan wiedział, że jest w beznadziejnej sytuacji, więc mógł jedynie walczyć lub kłamać. Druga opcja wydała się bardziej obiecująca. Zwłaszcza gdy usłyszał wzmiankę o posążku. Rzeczywiście przypominał sobie takowy przedmiot na aukcji. Pytanie czy rahvi połasił się na coś innego niż swój miecz? Duch, demon, piekielny - Rahvi należał do każdej z tych grup, a te często odznaczały się chciwością, można więc założyć, że zabrał ze sobą parę fantów.
- Poza mieczem zabrał ze sobą kilku drobiazgów i twój posążek niechybnie się tam znalazł - Deganaan mówił naturalnie, nie zdradzając swojej niepewności. Przez chwilę nawet sam zawierzył swoim słowom. Miał tylko nadzieję, że kobieta również uwierzy i pomoże mu dopaść piekielnego.
Atmosfera była tak gęsta, że można by ją ciąć sejmitarem. Wampirzyca milczała, ale chłopak wiedział, że nie ma dużo czasu do namysłu. Słońce coraz śmielej zalewało ulice swoimi promieniami, a oni dodatkowo stali na dachu. Raz dwa światło dotrze i tutaj, a wtedy nici z rozmów i polowań.
- To jak? Pomożesz mi?
Elleanore
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Elleanore »

        Elleanore skrzyżowała ręce na piersi patrząc na chłopaka z wyższością. Zmrużyła oczy i paznokciami wystukiwała rytm na swoim ramieniu zastanawiając nad tym co usłyszała. Wilkołak zaczął się niepokoić. Nie tylko tym, że szefowa wyraźnie zainteresowała się propozycją, ale też z powodu dnia, który własnie zbliżał się do południa. Wymownie wskazał oczyma nieboskłon.
        - Wracajmy do zajazdu, wracajmy do Maurii - poprosił błagalnie w myślach.
        - Nie mogę - odparła krótko.
        - Wciąż jeszcze możemy, chłopak coś kręci- warknął zmiennokształtny.
        - Wiem - odezwała się chłodno - Ale jeśli jest choć cień podejrzenia, że demon zabrał posążek. Nie mogę na to pozwolić... - w głos wampirzycy wdała się jakaś nieokreślona melancholia. Już miał drążyć temat, ale Ell odpowiedziała nieznajomemu młodzieńcowi i sprawa została zamknięta.
        - Zgoda dziecko, pomogę ci. Już zauważyłeś, że jestem wampirem... domyślam się więc, że wiesz iż nie mogę ruszyć w tym momencie. Spotkamy się wraz z zachodem słońca, przy głównej bramie miejskiej.
Zaraz potem wilkołak podszedł do kobiety. Zaoferował jej ramię i nietypowa dwójka zniknęła.

        Czas do zachodu słońca Elleanore spędziła na przekonaniu trójki wilków do powrotu do domu. Nie było łatwo. Nie skutkował żaden rozsądny argument. Skończyło się na użyciu rozkazu, chociaż nie lubiła uciekać się do ostateczności. Raczej nigdy nie musiała. Wilki słuchały wampirzycy z własnej woli. Dziś chciały towarzyszyć w pościgu.
        - Dlaczego odesłałaś chłopaków?
        - Bo ruszamy za jakimś piekielnym paskudztwem. Jeśli będzie zbyt silny dla mnie... - urwała na chwilę - Nie będę ryzykować ich życia, nie na taką wyprawę. Nawet nie wiem czy ma ona sens.
        - Gdyby zrobiło się gorąco, dali by nam czas na ucieczkę - wyszedł ze swoimi argumentami.
        - Wiem, dlatego właśnie ich odesłałam.
        - Mi pozwoliłaś zostać - dyskutował dalej.
        - Bo i tak byś nie posłuchał i musiałabym ukarać cię za niesubordynację - szpakowaty mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. Sama prawda. Nie posłuchałby.
Zgodnie z obietnicą, słońce nie zdążyło w pełni skryć się za horyzontem, a Elleanore wraz z Lucą czekali w okolicach bramy.

Dalszy ciąg
Ostatnio edytowane przez Elleanore 6 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Deganaan
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Deganaan »

Kobieta zniknęła równie szybko, co pojawiła się na miejscu. Na dachu pozstał tylko Deganaan i półprzytomny Gjuklar.
- Zupełnie o tobie zapomniałem... - mruknął chłopak i niespiesznie ruszył w stronę sklepikarza. - Miałeś niewyobrażalnego farta, wiesz? Dostałes od Stwórcy ostatnią szansę, więc lepiej jej nie zmarnuj. Gdzie. Jest. Rahvi.
- Fa...Fargoth...klątwa... - syczał Gjuklar, plując bez przerwy krwią. Deganaan uciszył go gestem ręki.
- Tak, tak. Wiem - klątwa. Znajdzie kolejnego głupca, da mu miecz i takie tam. Ważne, że wiem dokąd zmierza - podniósł się z kolan i z całej siły kopnął mężczyznę w twarz. - Słodkich snów.
Sprawnie zeskoczył z dachu i udał się na powrót do karczmy.

***

- Widziałeś mężczyznę, z którym tu przybyłem - ich pokój był pusty, a po czarodzieju nie było śladu.
- Nie - odparł zdawkowo karczmarz. Tyle jednak wystarczyło chłopakowi. Korzystając z kilku godzin wolnego, Deganaan postanowił odwiedzić parę miejsc, ażeby przygotować się do podróży. Pierwszym z nich był zakład zbrojmistrza. Chłopak nie potrzebował nowego uzbrojenia, ale jego sejmitarom przydało by się dobre ostrzenie. W czasie gdy miecze zarzywały szlifu na kamieniu, Deganaan oddał się w delikatne ręce masażystki z pobliskiego domu uciech. Ostatnie wydarzenia wyraźnie odcisnęły na nim swe piętno i chodził spięty jak nigdy. Gdy zrzucił z siebie zbroję, dziewczyna zakryła usta rękoma, a i tak dało sie słyszeć cichy pisk. Z reguł normalna reakcja na widok jego pleców. Usługa, a raczej "usługi" trwały wystarczająco długo, żeby z popołudnia zrobił się wieczór. Deganaan odebrawszy swą broń, ruszył na spotkanie z wampirzycą. Ta już na niego czekała, a wraz z nią jeden z ochroniarzy.
- Fargoth. To nasz cel - odparł beznamiętnie chłopak i ruszył przed siebie.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości