Rododendronia[Las niedaleko miasta] Czy czeka nas... przygoda?

Rododendronia od wieków strzeże północnych krańców Środkowego Królestwa, zapewniając położonym bardziej na południe miastom względny spokój. Na północy krążą hordy potworów, których to dzielni wojownicy - swoją drogą jedni z najlepszych - usiłują trzymać z daleka od spokojnych ziem na południu. Królestwo Rododendroni posiada kopalnie najczystszego żelaza, z którego lokalne kuźnie wytapiają najznakomitszą stal, co zdecydowania ułatwia zadanie obrońcom.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Las niedaleko miasta] Czy czeka nas... przygoda?

Post autor: Malachi »

Malachi w zasadzie nie miewał czegoś takiego jak dzień wolny. Lecz ostatnio w mieście, ani w twierdzy nie działo się nic podejrzanego. Postanowił więc, spatrolować pobliski las, sprawdzić, czy aby nie pałętają się tam jakieś grupy opryszków. Zwykle robili to prości strażnicy, ale anioł miał już trochę dość siedzenia w mieście i patrolowania karczm. Potrzebował wyjść poza grube mury i spędzić trochę czasu gdzie indziej. Poza tym miał na głowie zmartwienia niedotyczące jego służby. Tirra wyleciała dwa tygodnie temu do Rapsodii, miała już wrócić, ale dowiedział się, że zostanie u królowej znacznie dłużej. Nie miał pojęcia na ile, ale wiedział, że nie ma co liczyć na jej szybki powrót. Bez niej czuł się jeszcze bardziej samotny niż zwykle. Nie pytał po co leci, nie było sensu, wiedział, że jeśli zechce sama mu powie, a jeśli nie - trudno. Oboje byli niezależni i nie o wszystkim sobie mówili. Ich służba często wymagała trzymania języka za zębami, a Malachi przyzwyczaił się już do tego.

Jechał powoli, wąskim traktem, który wił się pomiędzy drzewami, jak rzeka w swoich meandrach. Dzień był ciepły, ale nie gorący, wiał przyjemny wiatr, a liście szumiały cicho nad jego głową. Gdzieś w oddali słychać było stukanie dzięcioła i głośny rechot żab, musiał więc znajdować się niedaleko stawu. Wziął ze stajni siwego ogiera, który idealnie nadawał się na wyprawy w teren, nie był to koń bojowy, nie nadawał się do walki w bitwie, ale był świetny na takie podróże jak ta. Anioł miał na sobie to co zwykle. Prostą, biała koszulę z długim rękawem, ciemne spodnie i skórzany, brązowy pancerz. Napierśnik, nagolenniki, karwasze. Przy pasie zaś przypięty miał, zmniejszony kostur, a do siodła przytroczył swój dwuręczny miecz.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

        Niska, blada, bosa, z chwastami we włosach. Włóczyła się po lesie, trzymając się za brzuch, próbując zdobyć resztki sił, by choć trochę się zregenerować. Nie potrafiła wyczuć żadnego dogodnego źródła energii. Szumiało jej w głowie, obraz rozmazywał jej się przed oczami. Czuła, jak chrupią jej połamane żebra. Dematerializacja na pewno by jej pomogła. Bała się jednak, że to zupełnie zakończy jej żywot i już nigdy nie wróci do swojej ulubionej, ludzkiej postaci. Głowę miała zwieszoną, nierozczesane włosy zasłaniały jej widzenie. Patrzyła tylko na swoje stopy. Ktoś o bardzo dobrym słuchu, mógłby dosłyszeć, jak mamrocze coś pod nosem.
        - Pani... Będę cię strzegł, ta? Gadające konie... Jak zwykle...
        Pozornie jej słowa nie miały żadnego sensu. Ona jednak wyrażała tym swoją frustrację i rozczarowanie. Kolejny raz została jej zaoferowana pomoc i kolejny raz się na tym zawiodła. Licząc na pomoc nowo poznanego mężczyzny, popełniła bardzo duży błąd. Szybując nad jego koniem, popełniła bardzo duży błąd. Ostatecznie tracąc siły i ponownie łamiąc sobie żebra upadkiem, popełniła wielki błąd. To ostatnie nie było za bardzo od niej zależne. To nie zmieniało jednak faktu, że zachowała się lekkomyślnie i bardzo tego żałowała. Kiedy już pozbierała się z ziemi, dziwnego mężczyzny i jego konia nigdzie nie było.
        Teraz tułała się po okolicach, zatrzymując się przy małych źródłach energii, by tam zregenerować siły. Jednak mając w posiadaniu przedmiot, który ciągle ją ich pozbawiał, nie było jej łatwo utrzymać się przy życiu.
        - Mężczyźni... Wielcy obrońcy... - szeptała pod nosem. W jej głosie nie dało się odszukać jakichkolwiek emocji. Była zbyt zmęczona, by przejmować się emocjami. Miała nadzieję, że jej chowaniec trzyma się gdzieś blisko niej. Nie była teraz w stanie nawet rozejrzeć się po okolicy. Co niestety poskutkowało nie zauważeniem pewnego ważnego obiektu. Enadelia zaślepiona swoją słabością i rozpaczą, zderzyła się z drzewem. Drugi raz w ostatnim czasie.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Nagle dobiegł go jakiś dziwny hałas. Wstrzymał konia i rozejrzał się. Trzaski gałęzi i głośny szelest leśnego podszycia dobiegał gdzieś z jego lewej strony. Spojrzał w tamtym kierunku, ale w zasięgu jego wzroku nie działo się nic niepokojącego. Mimo to zdecydowała, że należy to sprawdzić. Zeskoczył z konia, dobył kostura, który nosił przy pasie i za pomocą zaklęcia sprawił by ten zwiększył swój rozmiar, a tym samym stał się czymś na kształt długiego kija bojowego. Nie chciał na razie dobywać miecza, być może spotkał po prostu jakąś zbłąkaną sarnę, albo jelenia, czy też inne zwierze, które zbłądziło w lesie i zapędziło się w stronę szlaku. Przywiązał swojego ogiera do najbliższego drzewa i ruszył w stronę z której dobiegł go hałas, podpierając się swoim kosturem.

Minąwszy pierwsze większe krzaki, dostrzegł, że na leśnym runie siedzi dziewczyna. Chuda, chyba wymęczona i ranna. Włosy miała potargane i skołtunione, pełno w nich było liści i igieł z pobliskich sosen. Wyglądała na oszołomioną i bezradną. Nie płakała, nie krzyczała, nie próbowała przed nikim uciekać. Nie miał pojęcia co mogło się jej stać, ale przecież nie mógł jej tak zostawić. Oszołomiona dziewczyna siedząca na trawie niedaleko szlaku nie była raczej widokiem, który można było uznać za normalny. Poza tym jej wygląd mówił chyba więcej niż słowa. Malachi podbiegł do dziewczyny i ukucnął przy niej.
- Co się stało? - spytał obejmując ją za plecy i próbując podnieść z ziemi.
- Ktoś zrobił ci krzywdę? Zgubiłaś się? - pytał spokojnie. Wolną ręką odgarnął jej potargane włosy z czoła, by spojrzeć na jej twarz.
- Jesteś blada - delikatnie dotknął dłonią jej policzka, był chłodny, musiała więc być osłabiona i zapewne wyziębiona. Mogła spędzić kilka dni w lesie bez wody i pożywienia.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

        Zderzenie z drzewem zwaliło ją na kolana. A raczej na kościsty zadek. Siedziała tak chwilę, wśród traw, liści i wilgotnej ziemi. Nie tylko nie miała siły się podnieść, ale nie miała także ochoty. W jej stanie zmieniło się jedynie to, że zaczęły pojawiać się u niej emocje. I to wielkimi falami. Czuła, jak powoli robi się smutna, zła i rozczarowana. Jej oczy musiały mienić się teraz przeróżnymi kolorami, nie chciała nawet nad tym panować.
        Usłyszała konia w znacznej odległości. Nietrudno było sobie wyobrazić sytuację, która musiała dziać się nad jej rozczochranymi włosami. Ktoś podjechał, zatrzymał się i zapewne się jej przyglądał przez chwilę. Nie wiedziała jeszcze, czy to kobieta, czy mężczyzna. Gdy ta nieznajoma osoba zsiadła z konia, wiedziała, że będzie musiała zniknąć lub wszystko wytłumaczyć. Zazwyczaj znikała. Gdyby była w pełni sił, schowałaby się za którymś z drzew, a gdy nieznajomy próbował ją tam znaleźć, już nie byłoby po niej śladu. Wiedziała jednak, że tym razem nie uda jej się tak zakończyć tej historii. Zamknęła więc tylko oczy.
        Uniosła lekko wzrok, gdy mężczyzna - rozpoznała to już po krokach - podszedł do niej. W jego ruchach i głosie słychać było dużo emocji. Może nawet troska? Enadelia miała problem z przekonaniem się do tego uczucia. Zawsze jej intuicja oszukiwała ją w tym przypadku. Nie rozumiała zupełnie, co do niej powiedział. Nie dotarło do niej ani jedno jego słowo. Wstała, a raczej dała się podnieść, właściwie zupełnie się nie ruszyła. Spojrzała przez ramię mężczyzny na stojącego w oddali konia. A później przeniosła wzrok znów na nieznajomego.
        - Niech zgadnę... - tu przerwała na dłuższą chwilę. - Ty też rozmawiasz ze swoim koniem? I mnie obronisz?
        Próbowała zabrzmieć, jak jedna z tych kobiet, których bali się mężczyźni w nielicznych karczmach, które kiedyś odwiedziła. Bardzo źle się jednak z tym wszystkim czuła. Nim zdążyła się głębiej nad tym zastanowić, postanowiła nie skupiać się na okiełznaniu emocji. Kiedy poczuła, jak po policzkach spływają jej pierwsze łzy, nie potrafiła już nad sobą panować. Histerycznie się rozpłakała, odruchowo ściskając w miarę swoich małych możliwości pierwszą rzeczy, którą udało jej się złapać, czyli przedramię mężczyzny.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi podniósł dziewczynę z ziemi i podtrzymał. Nie widział nigdzie krwi, ale i tak podejrzewał, że jest ranna Była przerażająco lekka, choć może tylko mu się wydawało, w końcu miał więcej sił niż przeciętny mężczyzna. Tak czy inaczej - podniósł ją i przytrzymał. Będąc blisko niej czuł zapach polnych kwiatów i miodu, jego szósty zmysł wyłapał wiele elementów aury dziewczyny. Czuł, że nie jest człowiekiem, ale też z pewnością nie pochodziła ani z Niebios, ani z Piekieł. Mogła być naturianką, ale nie wiedział kim dokładnie i właściwie w tej chwili nie było to istotne.

- Nie, nie rozmawiam z koniem - odparł trochę zbity z tropu - a bronić... - rozejrzał się wokół - chyba nie ma przed kim.
Gdyby była tutaj z jakąś bandą, albo ktoś by ją ścigał, już dawno znalazł by się przy nich. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło. Podejrzewał, że ktoś mógł ją napaść, a ona uciekła i teraz pałętała się po lesie, szukając pomocy.
- Czy ktoś zrobił ci krzywdę? - spytał spokojnie, ale w tym momencie wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Dziewczyna rozpłakała się tak rzewnie, że aż poczuł ból w sercu. Chwyciła się jego ramienia, a łzy spływały jej po policzkach. Teraz był pewien, że ktoś zrobił jej krzywdę. Niestety widząc jej stan i rozpacz, mógł domyślać się najgorszego. Ktoś zgwałcił ją i porzucił w lesie. Jednak nie zamierzał jej o to pytać. Pochylił się nad nią, gdyż była sporo niższa i objął ramionami. Nie bardzo wiedział co powiedzieć w takiej sytuacji. Wiedział, że najlepiej byłoby zabrać ją do miasta i powierzyć pod opiekę innej kobiecie. Jeśli została zgwałcona, to on, jako mężczyzna, na pewno nie był dla niej odpowiednim opiekunem. Tylko, że Tirra była w Rapsodii, a nie znał żadnej innej kobiety, której w pełni by ufał...

Dziewczyna płakała i płakała, a Malachi jedyne co mógł zrobić to być. Pogładził ją po potarganych włosach.
- Wszystko będzie dobrze. Jestem Malachi - przedstawił się, jeśli miała mu zaufać, to musiał od czegoś zacząć.
- Jestem kapitanem straży z Rododendronii. Zabiorę Cię do miasta, będziesz bezpieczna - nie zamierzał kłamać, nie komuś takiemu jak ona. Udawać najemnika, czy przejezdnego mógł w karczmach, w mieście, ale nie przed dziewczyną, którą skrzywdzono.
- Przyrzekam, już nikt cię nie skrzywdzi.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

        Natura dziecka bardzo mieszała w głowie Enadelii. Płacząc tak i pociągając nosem, cieszyła się gdzieś z tyłu głowy, że jest teraz tak bardzo ludzka. Choć ostatnio wszyscy, których spotkała mieli bardzo nietypowe "ludzkie" zachowania, to jednak ludzie wciąż byli dla niej nieodłącznym, pięknym elementem natury. Jak też każda inna żywa istota. Próbowała coś powiedzieć, ale tak zanosiła się płaczem, że nie potrafiła wypowiedzieć słowa.
        Nie spodziewała się zupełnie, że mężczyzna ją obejmie. Na chwile urwała lamentowania i usztywniła ciało. Po chwili jednak poddała się temu objęciu. Nie pomyślała przy tym o połamanych żebrach, które zrobiły już pewnie z jej organów sieczkę. Syknęła cicho z bólu i odsunęła się od niego. Opanowała się jakoś, bez większej krępacji wytarła ręką nos i usiadła bez zupełnej gracji tam, gdzie przed chwilą siedziała.
        - Nikt nie zrobił mi krzywdy i nigdzie nie będę tak bezpieczna, jak tutaj. Ani Ty, Machalaki ani nikt w tym twoim Rodododo mi nie pomoże - odparła śmiertelnie poważna, nawet nie zdając sobie sprawy z popełnianych błędów. Bardzo powoli badała swój bok w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o swoim stanie zdrowia. Jakby czytała jakąś księgę.
        - Nigdy tego nie naprawię, nigdy nie naprawię... - powtarzała pod nosem z mieszanką złości i rozpaczy. Potrzebowała tej postaci, potrzebowała jej, by istnieć. Wahania nastrojów sięgały już zenitu, wiedziała, że to konsekwencja braku energii. Jej dziecinny rozum i tysiące informacji mieszały jej się gdzieś w głowie.
        - Bywasz tu często? - spytała Malachiego zupełnie niespodziewanie. W jej głowie pytanie to miało głębszy sens, potrzebowała pewnej informacji. Dla przeciętnego obserwatora mogłoby to jednak być niewiarygodnie dziwne i nie na miejscu.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi nie pojmował co się dzieje. Dziewczyna, którą spotkał zaczynała mu się wydawać chora na umyśle. Jednak to nie zmieniało faktu, że należało się nią zając. Przecież nie zostawiłby jej na środku lasu, bez opieki, zwłaszcza jeśli była umysłowo chora. Właściwie jeśli tak było, to tym bardziej musiał dojść z nią do porozumienia i zabrać do miasta.
- Malachi, mam na imię Malachi - powiedział beznamiętnie.
- Chcę ci pomóc, ale nie zrobię tego, jeśli mi na to nie pozwolisz - przez myśl przeszedł mu inny scenariusz zdarzeń. Może dziewczyna uciekła komuś, kto się nią opiekował, w końcu osoby umysłowo ułomne musiały mieć jakąś opiekę. W głowie próbował sobie poukładać różne biegi wydarzeń, nie omijając nawet tych mało prawdopodobnych.
- Jak ty masz na imię? - postanowił spróbować dowiedzieć się chociaż podstawowych informacji od dziewczyny.
- Boli cię coś? Co tutaj robisz? Uleczę cię jeśli jesteś ranna, tylko powiedz mi czy coś cię boli, albo pokaż - nie zamierzał robić z siebie idioty i mówić do niej jak do dziecka. Może i była psychicznie chora, ale to nie oznaczało, że zacznie mówić do niej bezokolicznikami i udawać, że jest niespełna rozumu. Przykucnął przy dziewczynie i cały czas patrzył jej na twarz. Bredziła coś, że nie może czegoś naprawić. Jedyne co mógł zrobić to to zignorować.
- Słyszysz? Pomogę Ci - próbował zwrócić jej uwagę na siebie, tak by złapać z nią kontakt. Na razie jednak dziewczyna zachowywała się jakby była w swoim świecie.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

        Enadelia nadąsała się, jak dziecko. Zarumieniła się, a jej oczy zapewne zmieniły barwę na dość ciemną, jak u sarny.
        - Oczywiście, że słyszę. Może i mam połamane żebra, ale słuch mam całkiem dobry. - Unikała wzroku Malachiego, jak ognia, nie chciała, żeby widział, jaka jest zmieszana.
        - Dobrze, Malachi... Chyba mnie nie rozumiesz. Coś ci się pomyliło. Spytałam, czy często tu bywasz. Muszę coś bardzo pilnie znaleźć. Podobno chcesz mi pomóc. Mogę tą pomoc przyjąć - odpowiedziała unosząc brodę i prostując się. Chciała udawać dumną i godną pomocy, wyszło jednak na to, że napięte mięśnie zerwały jej dumę jednym, mocnym szarpnięciem bólu, a jej pewność siebie zniknęła szybciej, niż się pojawiła.
        - Prze-przepraszam... Nazywam się Enadelia. I... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Spadłam z nieba. Muszę sobie teraz poskładać kilka kości. Pomożesz mi?
        Całe ich otoczenie dawało tak sprzeczne sygnały, jak ona. Raz na jakiś czas można było poczuć świeży powiew wiatru, a niesione owym wiatrem chmury przysłaniały wtedy słońce niemal zupełnie. Enadelia słyszała przeróżne głosy natury. Jedne cichły, gdy promienie słoneczne przebijały się przez korony drzew, inne zaś właśnie wtedy szukały ciepła w złotym świetle. Wszystko wskazywało na to, że dokładnie każde stworzenie w lesie wiedziało dokładnie, czego potrzebuje. Wszystko jedynie czekało. Tylko ona nie wiedziała, co może jej pomóc. Próbowała się skupić, by wyczuć w pobliżu jakieś większe źródło mocy, jednak nic nie wskazywało na to, by gdzieś w pobliżu było jakieś bardzo wiekowe drzewo, głębszy potok lub chociażby skała przynajmniej przypominająca jej wymiary. Wszystkie jej próby kończyły się jednak niepowodzeniem. Nie umiała się skupić na niczym oprócz bólu i mężczyzny, który z niewiadomych powodów chciał jej pomóc. Znowu. I choć doświadczenie mówiło jej "Nie ufaj", coś w jej wnętrzu uspokajało ją na samą myśl o tym, że może jednak tym razem faktycznie zyska czyjąś pomoc.
        - Wiem, że to bardzo dziwne, ale... Jak ludzie mówią na to uczucie, że aż ciepło ci się robi na myśl o tym, że coś może się wydarzyć? Nadzienie?
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi z całych sił starał się zrozumieć dziewczynę. Ona też chyba próbowała się z nim porozumieć jak najbardziej jasno, tak by wiedział co się z nią dzieje. Przestał się już zastanawiać, czy jest obłąkana czy też tylko zagubiona, starał się zając tym co jest tu i teraz. Powiedziała mu o złamanych żebrach, teraz przynajmniej wiedział, że domysły o tym, iż jest ranna były prawdziwe. Mówiła, że spadła z nieba, mogła więc być fellarianką. Kiedy zadała pytanie zmieszał się i przez chwilę nie wiedział co odpowiedzieć.
- Miłość? Radość? Podekscytowanie? - odparł nadal trochę zagubiony, jednak szybko otrząsnął się, bo przecież uczucie o którym mówiła nie było teraz najważniejsze.
- Połóż się Enadelio, proszę - rzekł łagodnie, zmieniając temat.
- Poskładam ci żebra, jeśli faktycznie są złamane, a potem powiesz mi co zgubiłaś, pomogę ci to odnaleźć i zabiorę cię do miasta, musisz odpocząć. Wyśpisz się w bezpiecznym miejscu, a kiedy nabierzesz sił opowiesz mi dokładnie co się stało, dobrze? - starał się mówić konkretnie, ale w łagodny sposób, nie chciał jej przestraszyć. Wręcz przeciwnie, starał się dodać jej otuchy i pokazać, że nie musi się go bać.
- Położysz się? - spytał.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

        - Hm... Jesteś pewny, że to tak się nazywa? Jestem pewna, że to nadzienie albo niedzieńja... Ech, to nie takie ważne - odparła cicho, wpatrując się we własne ciało, jakby potrafiła w nie zajrzeć i zbadać wzrokiem złamane żebra. Czuła, jak wiele odłamków kości odłamało jej się w międzyczasie. Nie wyleczyła urazu porządnie, gdy miała ku temu okazję.
        - Myślisz, że możesz mi pomóc? Nic nie rozumiesz... Tu jestem bezpieczna... Tylko... Gdyby nie ten wilkoludź... A później ten z gadającym koniem... - marudziła pod nosem, jakby Malachi faktycznie był tam i dokładnie rozumiał, o czym dziewczyna mówi.
        Gdy mężczyzna powiedział, by ta się położyła, na dłuższą chwilę się zawahała. Tu akurat mogła wziąć przykład z większości zwierząt. Odsłanianie brzucha i własnych ran nie jest mądre. Mogła na tym bardzo ucierpieć, w końcu zupełnie go nie znała... Co jeśli będzie chciał coś jej ukraść? Jeśli to jakiś spisek i dąży po prostu do tego, by ona zniknęła z powierzchni ziemi? Po chwili zastanowienia, spojrzała mu w oczy. Naprawdę wyglądała teraz jak niepewna sarenka. Jakby w każdej chwili, pomimo wbitej w bok strzały, miała przebiec cały las, by tylko się ukryć. Postanowiła mu jednak zaufać.
        - Jestem maie, tak wy na to chyba mówicie. Jeśli coś się wydarzy, nie będę miała tyle energii, by tutaj zostać. Mogę na ciebie liczyć? - spytała, lecz nie oczekiwała odpowiedzi. Położyła się tylko na mchu i liściach, które wbijały jej się lekko w plecy. Spojrzała w niebo i zacisnęła zęby, jakby czekało ją coś naprawdę przerażającego.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

- Nadzieja? - ni to spytał, ni ją poprawił.
- Nadzieja, zapewne chodzi ci o nadzieję - rzekł już pewniej. Wilkoludź zapewne oznaczał wilkołaka, tego był prawie pewien. Jednak jeśli chodziło o mówiącego ze swoim wierzchowcem, nie miał pojęcia kim mógł być.
- Jesteś maie, rozumiem. Potrzebujesz lasu, wody, płomieni, natury, tu czujesz się bezpiecznie - powiedział to wszystko by zrozumiała, że nie chce jej zrobić krzywdy. Nadal nie wiedział co zgubiła, ale przynajmniej zaczynał pojmować, dlaczego nie chciała iść do miasta. Tam, wśród budowli, zgiełku i hałasu nie czułaby się dobrze. Mimo to wiedział, że nie będzie mógł zostawić jej tutaj samej. Na razie jednak postanowił skupić się na jej obrażeniach, a raczej na wyleczeniu ich.

Gdy w końcu się położyła, przysunął się i pochylił lekko. Roztarł ręce i nie czekając dłużej, położył duże dłonie na jej żebrach. Delikatnie, tak by nie sprawić jej bólu. Przyjemne ciepło rozpłynęło się po skórze dziewczyny. Magii Życia Malachi uczył się latami, wiedział, że można dzięki niej uratować nie jedno życie. Nie używał jej by przerywać procesy życiowe, a jedynie by czynić dobro. Swoim szósty zmysłem poczuł jak wiele obrażeń znajduje się w ciele kobiety. Wiedział ile energii potrzebuje by ją wyleczyć, by poskładać połamane kości, by przemieścić odłamki i umiejscowić je odpowiednio, czuł jak energia przechodzi z jego ciała do jej. Przymknął oczy, tak "widział" lepiej. Tak było mu łatwiej "zobaczyć" jej rany. Czuł gdzie musi wysłać strumienie magii, że maie nie tylko ma połamane żebra, ale też wiele stłuczeń i zadrapań. Zamierzał uleczyć też mniejsze obrażenia, nie chcąc przeoczyć niczego musiał skupić się i przez chwilę trwać w pozycji z dłońmi położonymi na jej brzuchu. Nagle zmarszczył czoło. Coś wewnątrz niej krwawiło i osłabiało jej organizm. Skupił się więc na tym, by zatamować ten krwotok. Spod jego dłoni wyzierała dziwna, jasnoniebieska łuna. Światło energii magicznej sączyło się wprost do jej wnętrza. Leczył ją i jednocześnie wysyłał zaklęcia uśmierzające ból, tak by ciepło przyjemne dla ciała rozchodziło się po leczonych miejscach. Upłynęło kilka minut, lecz w końcu zatamował krwawienie, poskładał kości, uleczył obicia i skaleczenia. Dopiero wtedy zabrał dłonie z jej żeber, a niebieskie światło zniknęło.
- Teraz będzie ci lepiej.
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

Zupełnie nie wiedziała dlaczego, ale miała tego dnia wyjątkowe problemy ze zrozumieniem własnych uczuć i emocji. Właściwie nie tylko nie potrafiła ich zrozumieć, co w ogóle ich nie potrafiła odszukać. Po prostu wypływały z niej, gdy najmniej się tego spodziewała, a później nie było już czasu, by ich analizować. W momencie, kiedy się położyła, czuła nie tylko strach, ale i zażenowanie. Choć dłonie Malachiego nie wprowadzały ją w zakłopotanie tak, jak mogłaby o tym pomyśleć przeciętna osoba. Bardziej czuła się zbyt podatna na zranienie, a jednocześnie także nieporadna. To, że sama nie potrafiła zdobyć wystarczająco dużo energii, by samodzielnie się zregenerować było dla niej wielką porażką.
Nie odezwała się przez cały czas leczenia. Czuła się dziwniej, niż się spodziewała. Nigdy nie była leczona. Zawsze radziła sobie sama. Leczenie jednej ze swoich matryc było jak... naprawianie układanki, z której na chwilę wypadło kilka elementów. Tym razem jednak elementy zostały tak zniszczone, że sama faktycznie nie potrafiła tego zrobić. Energia, która przez nią przepływała była zupełnie inna, niż ta dla niej standardowa. Zazwyczaj można było w niej wyczuć naturę, ta była jakby czystsza i cieplejsza. Nie potrafiła jednak do tego przywyknąć. Dopiero, kiedy mężczyzna przestał używać magii, zrozumiała, że uczucie to było po prostu czysto dobre.
- Dź-dziękuję... - odparła lekko zmieszana. Gdyby nie fakt, że jako maie nie ma potrzeby jedzenia ludzkich posiłków, pewnie teraz miałaby coś w żołądku. Przez chwilę, bo zapewne teraz, by to zwróciła. Wstała dość szybko, wspierając się drzewa. Kręciło jej się w głowie tak, jak przy bardzo dużym zużyciu energii. Czuła jednak potrzebę wstania. Otrzepała się z mchu i ziemi, a później rozejrzała się, jakby była w tym miejscu pierwszy raz.
- Nie widziałeś może motyla? Takiego niebieskiego... - spytała zaniepokojona. - To mój przyjaciel, muszę go znaleźć...
Usiadła ponownie na ziemi, zdecydowanie zbyt szybko, jak na ofiarę takich zdrowotnych zmian. Wyciągnęła małą, skórzaną sakiewkę spomiędzy falban zniszczonej sukienki i wysypała jej zawartość. Wypadło z niej wiele drobiazgów, wszystkie błyszczały i miały różne kształty.
- To - powiedziała Enadelia wyciągając kryształ - mój zapas... natury. Jeśli gdzieś widziałeś jakieś źródło naturalnej energii... To właśnie tego szukam. No i motyla. Ach... I jeszcze szukam kogoś, kto pomoże mi z tym... - Wskazała medalion, który wręcz wibrował w powietrzu, gdy tylko go uniosła. Medalion, który był dla niej niezwykle cenną pamiątką, a który jednocześnie doprowadził ją częściowo do tego tragicznego stanu. Bała się poprosić o pomoc. Miała nadzieję, że potrafi tą prośbę zawrzeć w spojrzeniu.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachi chciał ją powstrzymać przed wstaniem, ale dziewczyna była uparta, jedyne co mógł uczynić to asekurować ją, by nie przewróciła się znowu. Kiedy na powrót usiadła, on ukucnął przy niej i wysłuchał tego co ma do powiedzenia. Nadal nie wiedział, czy to coś z jej psychiką, czy też jest zwyczajnie zagubiona, ale mówiła bardzo nieskładnie. Nigdy wcześniej nie spotkał maie, wiedział o nich tyle co z książek i od innych naturian, ale na żywo nie miał okazji ich poznać. Może maie po prostu tacy byli? Nieco nieokrzesani? Nie miał pojęcia.
- Posłuchaj mnie, proszę - chwycił ją lekko za ramiona, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny i by ta spojrzała mu w twarz - jesteś osłabiona, miałaś wiele ran i obrażeń wewnętrznych, w tym krwotok, lecząc czuję co dolega danej osobie, stąd to wiem. Musisz odpocząć, położyć się, ogrzać, w ciepłym, bezpiecznym miejscu. Nie nie wiem gdzie znaleźć takie źródła energii, takie... kamienie, ale jeśli powiesz mi dokładnie czego mam szukać, jak to odczuwać, to obiecuję ci, że to znajdę. Znajdę też twojego motyla, wyśle straże, żeby go odszukały - z jednej strony nie wiedział, czy to nie nadużycie, lecz z drugiej domyślał się, że ten motyl wcale nie jest zwyczajny, inaczej nie nazywałaby go przyjacielem.
- Pomogę ci też z tym medalionem - tu miał pewność, że ten przedmiot był pełen magii, nie tylko dlatego, że się unosił, ale również przez to, że miał niezwykle silną aurę. Nie wiedział, dokładnie w sobie kryję, ale na pewno miał w sobie wielką moc.
- Pozwól zabrać się do miasta, tam wypoczniesz, a ja znajdę dla ciebie źródło energii, o którym mówisz, wyślę moich podwładnych tutaj, by znaleźli twojego przyjaciela, opowiesz mi co stało się z medalionem i co mogę dla ciebie zrobić w związku z nim. Nie zostawię cię tutaj samej, potrzebujesz schronienia i opieki, przynajmniej do czasu kiedy nabierzesz sił. Powiedz, co mam zrobić żebyś mi zaufała?
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

Ścisnęła medalion w dłoni, jakby chciała go zetrzeć na proch. Wiedziała jednak, że jest zbyt wytrzymały, żeby tak się wydarzyło. Poza tym, przy tej całej szkodliwej sile, którą miał w sobie, był dla niej niesamowicie ważny... Nie chciała, żeby tak po prostu zniknął. Chciała zwyczajnie odetchnąć, nie bać się, że znów przez niego stanie jej się krzywda.
Wysłuchała powoli mężczyzny, nie wiedząc nawet, co może powiedzieć. Bardzo się zaangażował. To było dla niej niesamowicie dziwne i nienaturalne. Czuła się jak dzikie, głodne zwierze, które zwabia się jedzeniem, żeby je złapać. Usztywniła się lekko na tą myśl. Jeśli to faktycznie pułapka? Jeśli w tym momencie powinna porzucić fascynację ludzkimi postaciami i zachować się jak zwierze? Zmienić się w zwierzę? Wycofała się lekko, wciąż przy ziemi, jakby naprawdę ją czymś wystraszył. Wyłapała jedynie niepokojące ją słowa.
- Straże? Jakie straże? Jesteś kimś ważnym? Co chcesz mi zrobić? - powiedziała ze szczerym zaniepokojeniem w głosie. Aż medalion zadrżał w jej dłoni, miała wręcz wrażenie, że trzyma w ręce właśnie motyla, który chce się wyrwać.
- Kahen się znajdzie... Żadne straże... - mówiła patrząc na zamkniętą dłoń, jakby faktycznie trzymała tam motyla. - Właściwie... Może teraz nie być motylem... Może być ptakiem, może być wszystkim... Pewnie się boi...
Znów czuła się zaniepokojona. Jej zmiany nastrojów irytowały ją tak bardzo, że nie wiedziała, jak nowo poznana osoba z nią wytrzymuje. Postanowiła jednak odetchnąć i się uspokoić.
- Czy tam, gdzie chcesz mnie zabrać są jakieś duże kamienie albo drzewa? Albo ludzie, którzy rozumieją takie rzeczy? - Znów spojrzała na medalion. Gdyby ktoś nie mający pojęcia o potędze artefaktów to usłyszał, pewnie pomyślałby, że zwariowała. To medalion, co tu dużo rozumieć? Noś albo sprzedaj. Ewentualnie wrzuć do morza i zapomnij. A jednak, wiele w nim było do zrozumienia. Nawet ona jeszcze tego nie opanowała.
Awatar użytkownika
Malachi
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Wojownik , Opiekun , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Malachi »

Malachiemu było co raz trudniej przekonać dziewczynę, że nie chce jej skrzywdzić. Przecież mówił jej, że jest kapitanem straży, ale teraz nagle jakby zorientowała się, że straż to jakieś zagrożenie, a przecież tak nie było. Uleczył ją, choć przecież mógł zrobić jej krzywdę. Chciał pomóc, angażował się i próbował ją przekonać do siebie. Gdyby miał złe zamiary już by go tu nie było. Już dawno mógł okraść ją, zgwałcić czy zabić, ale jednak był tu i przekonywał do siebie, próbował wszelkich sposobów, by jej pomóc.
- Tak, są tam drzewa i kamienie. Są kamienne mury, drzewa w parkach. Próbuje Cię zrozumieć Enadelio, nie jestem czarodziejem, ale nie jestem też człowiekiem, więc wiem więcej o magii, niż przeciętny przechodzień.

Nie wiedział już co zrobić. Siłą nie zamierzał jej stąd zabierać, ale nie mógł też jej zostawić. Odsunął się od niej o kilka kroków, tak by wokół niego było więcej miejsca. Nie poprosił o jej uwagę, nie rzekł by na niego spojrzała, po prostu odsunął się i powoli zaczął rozkładać ręce. W tym samym czasie za jego plecami zaczęły pojawiać się srebrne iskry, które w mgnieniu oka zmieniały się w biały puch, a puch w piękne, śnieżnobiałe długie pióra. W chwilę później z pleców Malachiego wyrastały ogromne anielskie skrzydła.

- Czy teraz mi wierzysz, że nie chcę zrobić Ci krzywdy?
Awatar użytkownika
Enadelia
Szukający Snów
Posty: 185
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Maie lasu
Profesje:
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/administrator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Enadelia »

Była bardzo skołowana. Coś w głębi serca mówiło jej, że może zaufać mężczyźnie, a jednocześnie wciąż była wystraszona... Czuła się, jakby seria ostatnich wypadków, ciągła wymiana energii, nieudana regeneracja i teraz ta dziwna, czysta moc, którą uleczył ją Malachi spowodowały, że Enadelii nie tylko poprzestawiały się kości i organy, ale poprzestawiało jej się też coś w głowie. Miała już tego dość, a jednak te spostrzeżenia nie potrafiły jej przejść przez gardło. Czuła jednak, że musi porzucić obawy i swoją płochliwość. Pewności jednak nie miała, dopóki mężczyzna nie pokazał jej, kim naprawdę jest.
Właściwie... nie wiedziała, kim jest. Widziała już Fellerian, ale gdyby Malachi był przedstawicielem właśnie tej rasy, na pewno by się zorientowała. Naturian wyczuwała na kilometr, byli to jej bracia. Czuła, że jest powiązana z każdym przedstawicielem Naturian, znajdującym się w pobliżu. Poza tym, skrzydła, które wręcz iskrzyły przed jej oczami, zdecydowanie nie były typowo zwierzęce. Były zbyt idealne, zbyt czyste. Zdawały się być utkane z nieskończonej ilości drobnych, śnieżnobiałych nitek. Lśniły blaskiem przypominającym księżyc. Wpatrywała się w nie bez ruchu i aż zarumieniła się z tego wszystkiego. Jej zmęczony umysł po prostu nie umiał tego ogarnąć. Zignorowała nawet słowo "mury", które ewidentnie powinno zaniepokoić osobę tak ceniącą sobie wolność, jak Maie.
- Myślę... Myślę że tak... Tak, chyba wierzę... - powiedziała niepewnie, wciąż wpatrując się w skrzydła z uchylonymi ustami. Ten widok sprawiał, że stała się jakoś spokojniejsza. Było to może trochę obce dla niej, ale w tym momencie nie chciała więcej niż spokoju.
Zablokowany

Wróć do „Rododendronia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość