Równina Maurat[Las na krańcu równiny] Zakamarki serca

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Francine nie odpowiadała na słowa Fallona. Wpatrywała się w niego cierpko, aż do ostatnich słów. Poczuła to dziwaczne ukłucie. Radość a zarazem smutek, szczęście zmieszane z rozpaczą. Jego słowa były całkiem jak przyprawy. Urozmaicały swoim bogactwem doznania emocjonalne demonicy. Tworzyły nieznane dla niej smaki, których jeszcze nie potrafiła nazwać a wszystko wykipiało, gdy elf przytulił ją do siebie.
Była zaskoczona jego gestem. Broniła się nadzwyczaj krótko przed swoim zachowaniem. Wybuchła głośnym płaczem. Ciężkie łzy spływały gęsto po jej twarzy, a cała leśna łuna mogła wsłuchać się w echo emocji jakie ukazała po raz pierwszy w swoim krótkim życiu. Skryła twarz w dłoniach, chwilę później wszczepiły się one w ubranie mężczyzny. Szukały drogi, wciąż błądziły nie wiedząc gdzie się odnaleźć podobnie jak sama Francine. Najmocniej w życiu chciała się jedynie skryć w jego ramionach, czuć się maksymalnie bezpiecznie. I chyba tak się czuła…
-Wracajmy do domu, proszę, wracajmy!...-błagała, gdy krokodyle łzy uparcie gościły na jej policzkach.
Dom? Dlaczego powiedziała dom? Ten świat, ten okrutny świat nie może być jej domem. Ani ten las, ani jego chata.
-Nie, nie, nie…-zaprzeczała – Zostańmy… ja ..-nie wiedziała co mówić, ani co myśleć. Chciała po prostu coś ze sobą robić. Tak pragnęła gestów. Jego gestów, swoich zachowań. Policzki nemorianki poczerwieniały, nie wiadomo czy to ze złości, nieśmiałości czy płaczu. Zielony barwa oczu zmyła się z cienkimi liniami koloru krwi od podrażnionych białek. Zbliżała się do niego wolno nie przestając płakać. W końcu kilka łaknięć powietrza wstrzymało emocje. Spojrzała na niego po raz kolejny zaciągając nosem, ale to na nowo ją rozbroiło. Objęła go w szyi, nie wiedzieć nawet kiedy wspięła się na jego kolana. Nie zwracała uwagi na jego fizyczny ból. Sama ledwie widziała na oczy wciąż rycząc niczym małe dziecko. Docisnęła go do siebie już bardzo delikatnie, ale stosunkowo mocno.
-Zabrali mi wszystko… - powiedziała cicho, gdy zaczęła się stabilizować. Wciąż z trudem łapała oddech, nie mogła znieść swoich obaw i lęku. Nienawidziła tego, braku siły. Nienawidziła samej siebie. Nie mogła wybaczyć sobie tamtej ucieczki. Może lepiej było tam zostać? Rodzice najprawdopodobniej nie żyli. Teraz mogła kroczyć z nimi w świecie dusz, trzymać ich za ręce lub przeżywać wszystko dokładnie co oni. Gdziekolwiek nie byli, cokolwiek nie robili, chciała przeżywać to co oni. Być częścią ich życia. Ale było już za późno.–A jeśli przyjdą po Ciebie?... Jeśli przyjdzie po Ciebie ten demon?...
Zabierze wszystko? Czy będzie taki jak te istoty z przeszłości? Nie mogła do tego dopuścić. Nie potrafiła sobie tego w stanie wyobrazić. Był jedynym, jedynym, którego jest w stanie w ogóle usłuchać w tym świecie. Elfem opiekującym się nie lasem, a demonem. Może troszkę innym, może nie tak dosłownym potworem z jego punktu widzenia, ale wychowywał małego stworka. Nie chciała by ktokolwiek jeszcze raz dopuścił się takich zbrodni w jej życiu. Nie gdy on został wybrany, czy przez los, czy przez przeznaczenie, czy przez nią samą… Nie miało to znaczenia. Nie mógł tak po prostu zniknąć. Był jej elfem, tak jak ona była jego nemorianką. Świat nie może zawalić się na nowo.
Czekała, czekała spragniona jego odpowiedzi…
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Zdziwił się, gdy widział jak jego uczennica po raz pierwszy uwolniła na zewnątrz swoje prawdziwe uczucia. Czuł ból z każdym ruchem zarówno swoim jak i Francine, która to wspięła się na jego kolana, lecz w tym momencie cielesne uczucia odchodziły na dalszy plan, gdy na zewnątrz wychodziło serce. Elf przez jakiś czas nie był w stanie odpowiedzieć na słowa jego uczennicy, nie wiedział kiedy przyjdzie czas na niego i nie mógł jej powiedzieć, że ma tyle czasu ile by jeszcze chciał , ale nie chciał też mówić jej nic negatywnego...
- Trafniej będzie zapytać, czy ten demon ma jakikolwiek cel w przychodzeniu po mnie... Wydaję mi się, że istota jak on nie będzie miała żadnych korzyści z mojej śmierci... Zrobiłby już to dawno temu... - w końcu zebrał się w sobie, by wydobyć myśli na zewnątrz. Dalej mówił z trudem, w jego głosie obecne było zmęczenie, ale dało się też wyczuć ten wręcz kojący spokój elfa.
- Nie bój się Francine... - odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał się w jej zapłakane oczy. Dłonią delikatnie wytarł przemoczony policzek dziewczyny.
- Nie bój się tego, że ktoś po mnie przyjdzie - uśmiechnął się do niej nieznacznie, lecz niezwykle szczerze i serdecznie.
- Ci, którzy wchodzą do tego lasu ze złymi zamiarami, wychodzą bez nich, albo nie wychodzą już nigdy - kiedyś usłyszał właśnie to zdanie opisujące jego las od pewnego mężczyzny, który nie rozpoznał w nim od razu opiekuna i teraz je powtórzył, a w jego głosie było coś, że ciężko było odmówić mu racji.

Głaskał jej zapłakany policzek, pragnął by uspokoiła się. Dla Fallona było to całkowicie zapomniane uczucie. Tyle lat życia w samotności sprawiło, że zapomniał jak to jest, gdy tak zależy mu na drugiej osobie, ale mimo to czuł pewne przywiązanie do swojej uczennicy. Choć teraz nie była tylko uczennicą, a kimś bliższym...
- Nie zabrali Ci wszystkiego... Zostawili Ci coś bardzo ważnego... - Elf kontynuował swoją odpowiedź - Życie... Szansę, by wyjść przeciwnością naprzeciw - westchnął ciężko.
- Znasz moją historię... Wiesz, że strata nie oznacza końca... A ja znam Twoją determinację i wiem, że jesteś do tego zdolna... -

Fallon zdążył już zapomnieć o swoim stanie fizycznym, jednak jego organizm chciał o sobie przypomnieć. Z nosa elfa, cienką strużką, popłynęła krew, którą wytarł dłonią, ale ze zmęczenia zaczynało mu ciemnieć przed oczami. Wiedział też, że dwukrotna teleportacja dla Francine była również znacznym wysiłkiem. Na ramieniu czarnowłosej usiadł duch opiekuńczy.
- Powinniśmy odpocząć... To był długi i wyczerpujący dzień... - Spojrzał na ciemniejące niebo. Nawet nie zorientował się kiedy cały ten czas upłynął.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Słowa elfa na swój sposób podniosły nemoriankę na duchu. Owinęły się wokół jej serca swoją opiekuńczością i silne zacisnęły, ale serce Francine nikomu nie jest posłuszne. Nawet samej właścicielce…
Nim jednak determinacja i maniakalne skłonności do perfekcjonizmu dały się we znaki, dziewczyna poczuła, że musi zdecydowanie odpocząć. Również i Fallon z pewnością potrzebował kilku dni kuracji po tak ciężkich przeżyciach. Dzisiejszy dzień wpłynął na obrót ich znajomości do stopnia, którego nie byli jeszcze świadomi. Szczególnie młoda i dojrzewająca kobieta.
Poczuła emanacje na swoim ramieniu. Spojrzała w bok. Oczy czarnowłosej wciąż zalepiał rząd czerwonych pajączków, ale już nie płakała. Zaciągała nieznacznie nosem, a po chwili sama spoglądała na niebo. Księżyc śmiało ujawniał swoją obecność białym światłem. Wokół niego granat oblepiony został milionami blasków gwiazd tak gęstych i lśniących, że aż żal było na chwile przymknąć oczy. Dziewczyna wciąż zaślepiona była schnącymi łzami. Czuła obecność opiekunów, którzy równie gęsto unosili się wśród drzew. Widok niczym z malowidła. Dwie czarne postacie o bladych cerach i elfich uszach, czujących ten sam nacisk leśnych run, ten sam pałętający się gdzieś w okolicy spokój. Nie chciała go opuszczać. Lasu. Go. Fallona.
-Tak, chodźmy…-chrząknęła próbując odzyskać głos.

***
Byli już w chacie. Francine nie miała sił ustać. Wlokła nogi niemalże pozostawiając je za sobą, przy czym sam Fallon nie znajdował się w lepszej sytuacji. Podpierając się jednak o drzewa, utrzymując siebie nawzajem i wycierając sobie co jakiś czas wciąż cieknącą krew, w końcu dotarli do celu.
Czarnowłosa była święcie przekonana, że następnego dnia wszystko ulotni się w zapomnienie. Przeszywające zmęczenie nie mogło oszczędzić funkcjonalności pamięci, ale teraz się to nie liczyło. Teraz jedynie pragnęła odpocząć.
Podparła się o ścianę. Wykorzystywała ostatki zapasów energetycznych swojego organizmu. Czy teraz się rozpadnie? Rozpłynie? Nigdy jeszcze nie dotarła do maximum swoich możliwości fizycznych. Nigdy nie wykorzystywała skutecznie chowających się zakamarków sił.
Fallon już dawno skierował się w stronę łóżka, chociaż czuła jego zmartwienie i troskę o swoją osobę. Stawiała kolejne kroki zbliżając się do schodów. Elf siedział na krańcu pościeli, z pewnością czekał aż Lou bezpiecznie dotrze na górę. Gdy zyska pewność, że będzie z nią wszystko w porządku zaśnie. Francine długo stała przy piętrzących się stopniach. Wokół zapanowała cisza, ale nie była ona niezręczna. Wręcz przyjemna.
„Nie mogę Cię stracić…”
Fallon podparł głowę o ręce, zapewne trudno było mu utrzymać stabilną pozycję ciała. Na chwilę stracił skupienie, ale to właśnie wówczas dziewczyna zbliżyła się do niego. Usiadła tuż obok mężczyzny.
„Nie możesz odejść…”
Nie była w stanie nawet unieść źrenic. Wszystko było jedynie rozmytym obrazem. Bez krawędzi. Gdyby nie księżyc wszystko pochłonęłaby nieskazitelna czerń.
„Nie odchodź…”
Naparła na niego, ułożyła dłoń na ramieniu Opiekuna. Głowa ciężko spoczywała na jego ciele, chyba oboje powoli opadali na łóżko, ale sama nie była pewna.
-Fallon… Chce zasnąć tuż przy Tobie…mogę?... –spytała błądząc dłonią w poszukiwaniu jego obecności.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Trud z jakim elf stawiał kolejne kroki był porównywalny do tego z jakim trudem tonący łapie powietrze w płuca. Mimo to cały czas doglądał jak radzi sobie dziewczyna. Całkowicie zapominając o leczeniu swojego ciała, wysyłał kolejne fale energii do dziewczyny. Wiedział jakim wysiłkiem dla niej było to co dzisiaj zrobiła oraz to jak nemorianie reagują na niedobór energii.
W końcu udało się im dotrzeć do chaty. Elf zbliżył się do swojego łóżka, usiadł na nim i ledwo utrzymując otwarte oczy, spoglądał na Francine, na którą czekały jeszcze schody do jej pokoju. Na chwilę jednak stracił równowagę, zaparł się głową o dłonie i zamknął oczy. Ogromna fala zmęczenia przeszyła jego ciało. W tym czasie Francine wykorzystała sytuację, by nie udać się do swojego pokoju i usiadła obok elfa. Ten wyczuł jej obecność i uśmiechnął się w duchu, ona nigdy nie robiła tego co powinna, a zawsze to co chciała. Nie trwało to długo, a poczuł delikatny dotyk na swoim ramieniu. Powolnym ruchem objął uczennicę, po czym zaraz oboje opadli miękko na łóżko. W tej chwili nie przeszkadzało im, że są w dziennych ciuchach, cali brudni i zakrwawieni, liczył się tylko spokój, odpoczynek i obecność. Pytanie dziewczyny nie do końca dotarło do świadomości Fallona.
- Tak... Możesz... - odpowiedział spontanicznie, nie myślał o tym co powinien powiedzieć, co wypadało. Po prostu to zrobił. Jej dłoń szukała go, jego obecności, a on ją chwycił delikatnym ruchem.
- Jestem tu... - oczy same się zamknęły, a świadomość odpłynęła. Zasnął. Jego sny krążyły jak zwykle wokół lasu, ale tym razem miał wrażenie, że te obrazy chcą mu coś przekazać. Widział biegnące zwierzęta. Ba! Był nimi, gonił, uciekał, leciał i biegał. Każda podróż kończyła się w miejscu, w którym spoczywało ciało jego najbliższego przyjaciela, drugą osobę w klanie.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Nic nie śniła. Nic nie czuła. Była w nicości, w perfekcyjnej czerni. Odpoczywała niebywale spokojnie i przyjemnie, jak nigdy w życiu. Nie była w stanie się zbudzić. Miała ciężką głowę i ołowiane powieki, ale nie było to ani odrobinę męczące. Trwała w tym przez wieki, aż wreszcie nadszedł czas…
Było ciemno. Usłyszała swój oddech. Delikatnie rozchyliła powieki. Widziała kontury, nie pamiętała jednak do czego należą. Na nowo zamknęła oczy cichuteńko jęcząc. Zagryzła zęby, chyba zbudziła się z wiecznego snu. Może jest w domu?
Po raz kolejny otworzyła oczy. Nawet ciemność niebywale ją raziła. Wygięła nieprzyjaźnie usta pomrukując z niezadowolenia.
-Gdz….-szepnęła dokańczając pytanie w myślach. Napięła nieznacznie mięśnie dociskając głowę do pościeli. Rozszerzyła oczy, brwi wygięła zastanawiająco. Wszystko powoli odtwarzało się w jej głowie, kształty i kolory… Czuła coraz więcej swojego ciała. Wiedziała już gdzie ma nogi i czułą coś na swojej dłoni. Obraz stawał się coraz bardziej wyraźny i zrozumiały. Podsunęła głowę do przodu mrużąc zielonymi oczami, a po chwili otwierały się szeroko ciągnąc do tyłu czarną czuprynę, jakby nie dowierzając temu co dostrzegła.
Tuż przed jej twarzą znajdowała się twarz Fallona, a jego palce obejmowały smukłą dłoń dziewczyny. Słońce powoli wzbijało się ku górze, rzucając różowo-fioletowe cienie do pokoju. Mimika dziewczyny dziwiła się coraz bardziej, a świadomość doznawała coraz to większego szoku. W końcu, gdy pojęła gdzie się znajduje i w jakiej sytuacji jest, spanikowała. Pierwsze co pomyślała to nadzieja, że nie zrobiła nic głupiego. Próbowała przypomnieć sobie wszystko z poprzedniego dnia, ale niepamięć zapowiadała swoją obecność już podczas maksymalnego wyczerpania. Oczy dziewczyny świdrowały dokoła szukając wyjaśnienia, ale na nic się to nie zdawało. Zimny pot zagościł na czole. Co ona zrobiła?!
Nieważne. Teraz musi się wydostać. To musi być bezpieczny sposób na uwolnienie!
Poruszyła delikatnie palcem tak by dać impuls w stronę Opiekuna. Nie zareagował więc istniała nadzieja, że ucieczka się uda. Powoli wysuwała dłoń spod jego, uważnie spoglądając na mimikę mężczyzny. Brwi elfa nieznacznie się poruszyły, ale to wystarczyło by nemorianka niemalże dostała zawału serca. Odczekała całkowicie spięta na dalszy ciąg wydarzeń. Nic.
Wysunęła więc swoją dłoń.
Teraz wystarczyło się całkowicie usunąć z jego łóżka. Na Prasmoka! Ona spała z nim łóżku!
Ugryzła się w język. Bardzo mocno. Nie czas na wyrzucanie sobie błędów! Pamiętała złość…dużą złość. Uciekała daleko, daleko…i ta złość. Rozpierała ją od środka. O co chodziło?... A teraz leży z nim w łożu?!
„Opanuj się rwa mać, dziewucho!” klęła, gdy serce coraz mocniej łomotało w klatce piersiowej. Wystarczyło się wycofać, a później… Później sobie przypomnieć co i jak. Nie pytać… O nie, nie pytać bo aż wstyd! A jak ona…
„Spokój!!!”
Odsunęła się do tyłu. Bardzo delikatnie. Wciąż była ubrana i we krwi. Ubrudzona, po sam czubek głowy więc może jednak nie było tak źle?...
„SPOKÓJ!!!!”
Głęboki wdech i wydech dodał jej odwagi. Odsunęła się jeszcze mocniej, wsparła na przedramionach. Deski zaskrzypiały, wystarczyło głośno by Francine przymknęła oczy w bólu. Spojrzała kątem oka na elfa, ale on wciąż nie był ani trochę wzruszony.
-Uff…-westchnęła z ulgą. Dopiero teraz dojrzała, że ma na sobie buty. Co za brak wychowania i kultury by spać w butach… Nieważne!
Wzniosła się na rękach i usiadła. Fallon spał w bardzo niekorzystnej pozycji dla czarnowłosej. Nie miała za bardzo jak go obejść.
„Jest za długi…” pomyślała z rozdrażnieniem.
Musiała przejść nad nim. Wstała na kolanach i ostrożnie posunęła się w stronę jego stóp. Podparła na jednej z nóg, po czym wybiła o wiele za szybko i za gwałtownie, co przyczyniło się zawrotów głowy. Francine upadła na elfa skutecznie go tym budząc. Dość długo przychodziło mu rozbudzenie, ale nemoriance dało to możliwość wycofania się pod ścianę. Podwinęła kolana pod siebie dociskając plecy do schodów czekając , jak na skazanie, co wyraźnie wykazywał wyraz twarzy dziewczyny. Otworzone szeroko oczy, spięte ciało, schowana gdzieś w rogu posłania. Objęła kolana rękoma niby to udając, że wszystko w porządku, ale ewidentnie nie potrafiła nad sobą zapanować.
Napotkała zdziwiony wzrok elfa, który prawdopodobnie bardziej zaskoczony był jej reakcją niż faktem, że oboje leżą w jednym łóżku. Francine aż spociła się do skrajności na dłoniach i brzegach twarzy, a usta odsłoniły zaciśnięte mocno zęby. Chwilę milczeli próbując odnaleźć się w sytuacji, aż wreszcie przemówiła.
-To teraz będziemy się kochać?-spytała z przerażeniem. Przełknęła ślinę, która niosła ulgę dla zaschniętego gardła.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Pogrążony we śnie Fallon odzyskiwał siły, a jego ciało naprawiało wewnętrzne obrażenia, które wywołał dzień poprzedni. Obrazy w jego głowie na chwilę oderwały się od tego co pokazywały mu do teraz, teraz jego podświadomość chciała mu pokazać jak bardzo przekroczył granicę poświęcając się tak dla tej dziewczyny. Ból we śnie nie był prawdziwy, ale dla świadomości elfa wydawał się jeszcze gorszy niż ten doznany na jawie. Czoło mężczyzny w realnym świecie zlało się potem, brwi zmarszczyły się w wyimaginowanym bólu... A raczej w jego wspomnieniu. Przypominało mu, że prawie zetknął się ze śmiercią, że prawie postawił własne życie na szali.

***


We śnie, na bezkresnej polanie, otoczonej przez pełne gwiazd, ciemno granatowe niebo. Stał twarzą w twarz ze swoim duchem opiekuńczym, lecz ten wyglądał inaczej niż zwykle. Miał postać elfa, kobiety ubranej w długą szatę. Była oświetlona tak, że nie widać było nic prócz pomarańczowych oczu i latających naokoło, szarych, swoich piór.
- A za co to? - postać powiedziała, spokojnym, melodyjnym głosem. Niezwykle przyjemnym dla ucha.
- Przesadzasz. Nic nie oddałem - odpowiedział Fallon, równie spokojnie.
- Kłamiesz. Czułam jak Twoja dusza i esencja odrywały się od tej powłoki - duch opiekun był połączony z Fallonem, wiedział co dzieje się w jego wnętrzu.
- Ale wróciłem do lasu, żywy - dalej tłumaczył się elf.
- Lecz niekompletny. Mimo, że wróciłeś, część Ciebie nie mogła się z Tobą połączyć. Nawet nie wróciła do lasu - duch dalej szedł w zaparte, tłumaczył Fallonowi jego lekkomyślność.
Mężczyzna chciał już odpowiedzieć, ale nie zdążył.
- Zrób tak jeszcze raz, a na zawsze osamotnisz to dziecko. Powtórz to, a spotkasz się ze swoim przeznaczeniem. Już kiedyś pchałeś się w tę samą stronę. Pamiętasz jak się skończyło? Wiem, że tak, i wiem też, że nie chcesz tego powtórzyć -
Elf opuścił głowę, już nie chciał nic mówić.
- Ja czuwam, ale bądź ostrożny, dobrze? - duch położył dłoń na policzku mężczyzny, jakby chciała go pocieszyć.
- A Ty czuwaj nad nią, ona też popycha siebie w tym kierunku... - wymusiła spojrzenie prosto w oczy Fallona - ...bo ja jej nie mogę pomóc - i duch zniknął. Mężczyzna stał tak jeszcze i rozmyślał.
- Możesz... - wymamrotał sam do siebie, właśnie zrozumiał co ten poprzedni sen chciał mu przekazać.
Lecz ten, był świadomy...

***


Mimo snu, poczuł ruch, to Francine, która budziła się, i która nie dowierzała temu co widziała. "Wyrwała się z uścisku" mężczyzny. Próbowała odnaleźć się w sytuacji, gdy ciało Fallona cieszyło się ostatnimi chwilami odpoczynku. Jego świadomość coraz płycej była osadzona względem świata realnego. Powoli budził się, jednak nie dane było mu to by obudzić się samemu. Został brutalnie obudzony przez niezdarną próbę obejścia elfa przez dziewczynę. Najpierw jakby wzdrygnął się, coś zabełkotał i dopiero wtedy tworzył oczy, niezbyt szeroko i uniósł się. Jego oczom ukazała się skulona w rogu łóżka, jego czarnowłosa uczennica. Jak zwykle, zaskoczyła go. Był niezwykle zdziwiony jej reakcją. Jednak nie trwało to długo, bo zdziwienie przerodziło się w rozbawienie. Na pytanie, które zadała mu zielonooka, ledwo powstrzymał śmiech, bo wiedział, że jeśli się roześmieje to obrazi ją śmiertelnie. Zamiast tego uśmiechnął się przyjaźnie, czuć było od niego ciepło i serdeczność.
- Głuptasie... - mówiąc to, przysunął się do niej. Położył jedną dłoń, delikatnie na jej kolanie, które miała podciągnięte pod brodę, a drugą położył na czubku jej głowy i poczochrał jej włosy.
- To, że spałaś w jednym łóżku z mężczyzną nic takiego nie oznacza, zwłaszcza jeśli tylko spałaś - zaczął głaskać ją po głowie.
- A kochać będziesz kogo zechcesz. Do kogo poczujesz coś tutaj - mówiąc to wskazał punkt na środku jej klatki piersiowej... Serce.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

To, jak się do niej zbliżał aż przyprawiało Francine o dreszcze. Jego obecność, łamanie sfery przyzwoitej odległości w interpretacji Lou i przede wszystkim oczy mężczyzny, których kolor roztapiał nawet najbardziej lodowate serce, to wszystko sprawiło, że na policzku dziewczyny spłynęła kolejna kropla ziemnego potu. Palce, które spoczęły na jej kolanie… Chwilę później żar ugasił niszczycielski dla fryzur gest i chociaż nemorianka nie miała obecnie żadnego wyśmienitego koka to odruchowo ręce aż rwały się do przesunięcia kosmyków w odpowiednim ładzie. Drgnęła czując troskliwość swojego Opiekuna. Głowa dziewczyny niemalże wtopiła się w jego dłoń, co zauważyć mógł sam Fallon czując nacisk oraz ciężar. Francine szybko się opanowała, przy czym do przyzwoitości przywołały ją ostatnie słowa elfa.
Spojrzała w dół, zerkając na serce, a następnie wracając niezrozumiałym wzrokiem na mężczyznę, w milczeniu także i jej dłoń powędrowała we wskazane miejsce. „Tutaj?...” pomyślała kwaśnie. Mógł odnieść wrażenie, że oczy dziewczyny z zaskoczenia i dezorientacji przemieniają się w spojrzenie, jak na największego idiotę tego świata. Poczuł uścisk na nadgarstku i siłę odpychającą, stosunkowo dość mocną.
-Co…O czym Ty mówisz? – usta czarnowłosej wygięły się w niebywałym niesmaku, a głos łamał się w pół – Wcale tak nie jest. – zarzuciła nieco ostro posyłając rozmówcy gromkie spojrzenie. – Elfy… Wy zawsze tacy jesteście. Głęboko romantyczni, piszecie mnóstwo poematów, macie wrażliwe dusze. Wiecznie młodzi, a nawet, gdy już pomarszczeni to zawsze łagodni w swej atmosferze bytu…-przewróciła oczami gestykulując przesadnie rękoma. – Głupie elfy. –wstała i wyszła z łóżka po drodze zahaczając jeszcze stopą o posłanie. Zirytowana tylko mruknęło kilka razy pod nosem wbiegając schodkami na górę. Nie trzasnęła drzwiami, bowiem chwilę później już zbiegała z torbą w ręku. Chciała jeszcze raz spojrzeć na Fallona, ale nie potrafiła. Uciekła twarzą gdzieś przed siebie. – Idę się umyć… Nie czekaj na mnie. Wzięłam dużą dozę kosmetyków – uniosła dumnie głowę i ruszyła przed siebie, tym razem trzaskając drzwiami.

***
-Głupie elfy…-żachnęła się szarpiąc za koszulę. Warknęła groźnie na uparty guzik, by dać za wygraną. Usiadła więc na kamieniu zajmując się sznurowadłami butów. – Ciekawe ile tak naprawdę wiedzą o…e… „miłości”-dopowiadała zdejmując kolejne części garderoby. Wstała w ubrudzonej koszuli i usiadła na brzegu najgłębszej części niewielkiej rzeczki. Zanurzyła delikatnie palce u stóp w wodzie, która bezlitośnie wywołała gęsią skórkę na ciele Francine. –Uuuuu… -zatrząsnęła się dziewczyna, ale nie poddawała i całkowicie zagłębiła stopy w cieczy. Sięgnęła po szczotkę by następnie pieścić gęste włosy. Robiła to niezwykle łagodnie i największą ostrożnością. Jedna z rybek chlusnęła posyłając na zadrapanie części piszczelowej nemorianki kroplę wody. Syknęła zaciskając mocno zęby, a w oczach zatoczyły się piekące łzy. W normalnej sytuacji zapewne przeklęłaby istotę na wszelkie możliwe sposoby, teraz tylko skierowała wzrok na niebiesko lśniące łuski. Koło niej toczyło się kilka następnych. Przyglądała im się chwilę i dostrzegła pojedyncze czerwone zaplamienia przypominające koraliki na tle błękitnej tkaniny. Sznurek rybek kręcił się początkowo na bezpieczną odległość, po czym zawirował między nogami dziewczyny. Sama Lou zareagowała strachem i dezorientacją, szczególnie w momencie gdy jedna z nich capnęła ją w najmniejszy palec. –Ahm…-zerknęła zanurzając niezaatakowaną nogę, którą obmacała cała reszta. Łaskotały niewinną skórę dziewczyny. Ona zaś powoli przyzwyczajała się do ich towarzystwa. Ba! Nawet wyskrobał się na twarzy czarnowłosej delikatny uśmiech! Jednak szybko go zgasiła widząc pojawiające się zauroczenie naturą. Prychnęła czesząc dalejl włosy.- Głupie elfy.

***
Gdy wreszcie wygrała walkę z guzikiem, czyli po prostu go niechcący oderwała, postanowiła zadbać o całą siebie. Nieśmiało, jeszcze siedząc, zamoczyła nogi aż po kolana, aż wreszcie odważyła się wstać. Ramiona skuliły się do przodu składając ręce na ciele dziewczyny. Włosy spłynęły na przód ciała odkrywając smukłe, choć teraz posiniaczone, plecy nemorianki. Zerknęła na taflę wody, w której mieniło się jej odbicie. Brwi Lou powędrowały jakby w zmartwieniu i niechęci. Wpatrywała się w swoje odbicie, a emocje narastały w niej stopniowo. Nie pasowała tu. Nie była częścią tego świata. Elfy nie piszą na jej cześć poematów, bo nie jest częścią…jak to tutaj nazywają? Natury. Nie jest kwiatem, ani drzewem. Nie jest nawet z Alarnii! Tylko czarna Otchłań, ciemne niebo, lśniący pomarańczą i czerwienią księżyc. W odbiciu dostrzegła swoje rany, gęste brwi, kościste policzki… Niezbyt wybujałe piersi schowane między rękoma i tak nieboskie wcięcie w talii… W pamięci próbowała odnaleźć część wiersza bądź fraszki, która by do niej pasowała, ale problem leżał w tym, że nie istniało nic takiego. Wściekła zaburzyła wodne lustro unosząc gwałtownie nogą i obrażona uniosła głowę do góry. –Humpf… - Będzie się przejmować! Oni i tak są niczym! Potrzebują siać i zbierać to co ziemia da im urodzaju, dziwne istoty. Są niewystarczalni nawet dla samych siebie! Jeszcze się o to wszystko biją bez przerwy wywołując konflikty i kłótnie. Jest lepsza od ich urody, ich potrzeb, ich wierszy i poematów. Ponad to wszystko. I nie wspominała tutaj wyłącznie pobratymców Fallona.

***
Kończąc swój spadek humoru, Francine pocieszyła się całą gamą kosmetyków. Dzisiaj była zmobilizowana nawet do tego, by użyć jeszcze tych nietkniętych! Ooo…na przykład ten z niewielkim dodatkiem popiołu piekielnego, który sprowadził dla niej znajomy kupiec. Słyszała, że pięknie koi wypryski na skórze. Nałożyła odrobinę granulowanej mazi na palce i spojrzała na swoje nogi. Mina jej skwaśniała dostrzegając ujawniające się siniaki po wczorajszych ekscesach. Nałożyła maść na jedną z ran i aż pisnęło z piekącego bólu. Szybko zmyła substancję ze skóry. Chyba nie powinna się tak przemęczać… To jednak zostanie przy kremie z żółtych róż i płaczących lilii z Rapsodii.
Po długim czasie pielęgnacji swojego ciała, Francine leżała tuż przy brzegu rzeki. Opierała głowę na złączonych przedramionach wsłuchując się w cichą mowę rzeki. Woda z niebywałą ostrożnością kołysała się wzdłuż koryta uderzając o brzegi ziemi i opływając zmysłowo ciało nemorianki. Zrelaksowana i zdecydowanie mniej nerwowa Lou, zamknęła oczy. Być może na chwilę zasnęła, ale mało ją to obchodziło.
„Francine…”-usłyszała niski głos, ale ona tylko wzruszyła brwiami. Przesłyszała się –„ Hej dziewczyno…”-powtórzył głos, a czarnowłosa uniosła leniwie powieki drażnione żółtymi promieniami słońca. Początkowo jej pole widzenia było niewielkie. Poszerzając swoje horyzonty uniosła głowę.
-Uhm…-przetarła oczy spoglądając po okolicy. Nikogo nie widziała. – Ouu… Zaraza. Ale przysnęłam… -wymamrotała do siebie mrużąc wciąż oczy. – Ej rybki…a Wy nikogo nie widziałyście? –zironizowała ziewając. Ponownie ułożyła głowę na złożonych rękach, a istotki w odpowiedzi chlupnęły i zawirowały. Nawet w oddali gdzieś ptak zaćwierkał radośnie. – Może to ten staruch wysyła jakieś swoje przeklęte duszki do mnie… Jak myślicie? Pewnie nawet słyszy, jak do Was gadam… Wszędzie ma oczy i uszy –burknęła grzebiąc paluchem w ziemi, gdy między krzakami przeskoczyła spłoszona sarna buszująca daleko od rzeki – Ej, ej!… Tylko mu się nie poskarż, że na niego marudzę! Jeszcze wymyśli mi jakąś karę typu…sprzątanie.-zarzuciła dłonią włosy do tyłu. – Czemu ja z resztą z Wami gadam?...-przewróciła oczami w wyraźnej irytacji.
„Słyszy mnie?...”
-E…coooo? – rozejrzała się skrupulatniej po okolicy wspierając na rękach. Teraz to już na pewno się nie przesłyszała. Nikogo nie było. Francine chciała sięgnąć po szable, ale w szybkiej ucieczce z domu kompletnie zapomniała o broni. Aż pacnęła się ze swojej głupoty w czoło i podskoczyła wstrząśnięta nagłym, silnym chlupnięciem wody. Dziewczyna wstała gwałtownie zrzucając z siebie płachtę wody. Ciemne włosy kleiły się do jej ciała, mocno okrywając plecy, ramiona czy klatkę piersiową.
„ Kto tu jest?…”-szepnęła czy powiedziała to w myślach? Ten akcent słów… Brzmiał bardzo znajomo. Stała przerzucając wzrok z drzewa na drzewo i nic. Wypuściła powietrze, a zdecydowana postawa rozluźniła się znacznie. Szmer w krzakach. Spojrzała w stronę źródła hałasu.
– Ano… Ktoś…ktoś tam jest? –spytała zupełnie inna niż kiedykolwiek. To co poczuła było zupełnie… niecodzienne. Przez ciało dziewczyny przepłynęła dziwna energia. Ktoś rzeczywiście tam pobiegł. Francine chwyciła koszulę i chciała ruszyć w pogoń, gdy nagle…
„Nie idź tam.”-dziewczyna obróciła się za siebie. Nie znalazła niczego ani nikogo. Posłusznie wycofała się do rzeki.– „Jestem tylko w Twojej głowie. Częścią Ciebie”
„W głowie? Jak to w głowie?! Ej…ej!”
Łamanie gałęzi. Dziewczyna obróciła się w stronę dźwięku. Zakryła piersi rękoma i skrzyżowała nieśmiało nogi. Przypatrywała się jeszcze między pnie, ale podglądacz dawno już ruszył w ucieczkę. Francine spojrzała na wodę. Kołysała się spokojnie, wciąż tkwiąc w swoim własnym rytmie. Zanurzyła się klęcząc na dnie mułu śledząc wzrokiem rybki.
-Już nie chcecie ze mną rozmawiać?...-wyszeptała widząc, jak łuskowaci towarzysze rozpraszają się dookoła.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Nie wiedział, jak ma rozumieć reakcję Francine na to, co powiedział, wydawało mu się, że to, co mówił, było wystarczająco neutralne... Przez krótką chwilę był skonfundowany, przez co nie zdążył nawet nic rzec, a czarnowłosa oświadczyła mu, że wychodzi... Kiwnął tylko głową, widocznie był zbyt głupi, by to do niego dotarło...
- Powiedzieć komplement, tak by brzmiał jak obelga... - powiedział sam do siebie i zaśmiał się pod nosem, spoglądając przez okno obok łóżka. Postanowił, że również pójdzie się umyć.

***


W międzyczasie w miasteczku pod lasem atmosfera była bardziej niż napięta. Jan, handlarz, którego zaatakowała Francine, czuł się upokorzony tym, co się stało i szukał ludzi, którzy pomogą mu odzyskać twarz. Stanął na podwyższeniu na środku rynku, jak zwykle pełnego ludzi niezależnie od pory dnia.
- Posłuchajcie mnie! - krzyczał, ale początkowo ludzie kompletnie nie zwracali na niego uwagi. Dla nich zupełną normą były krzyki w tym miejscu. Dopiero gdy dwójka najemników na służbie u kupca zagrodziła drogę grupce ludzi, do tej grupki zaczęło dołączać ich coraz więcej.
- Las już nie jest taki bezpieczny! - Gdy w końcu go słuchali, wykrzyczał główną myśl tego, co miał do powiedzenia. Tłum pobudził się, wszyscy byli poruszeni słowami kupca, w końcu całe miasteczko wiedziało, że to on dostarczał towar z całego miasta do domu Fallona.
- Ale dlaczego?! - w końcu odezwał się jeden mężczyzna stojący na przedzie. - Dlaczego nie jest bezpieczny? Przecież ten elf nigdy nie atakował tych, którzy przestrzegają jego zasad!
- Właśnie! Bzdury wygadujesz Jan! - Bezimiennego poparł tłum, część ludzi wróciła już do swoich zajęć.
- To nie przez Fallona! To ta jego uczennica jest agresywna! Jest niebezpieczna! Prosiła, bym zjawił się w lesie, a potem zaatakowała mnie! Gdyby nie szczęście, to nie mówiłbym teraz do was! - Jan krzyczał dalej, tłum wydawał się nagle zmienić swoje stanowisko i część poparła go.
- I czego od nas oczekujesz? Że ruszymy zbrojnie na las? To pogwałcenie prawa starszego od nas! - odezwał się ten sam mężczyzna co wcześniej.
- Tak nie można! - przeciwna część tłumu krzyczała.
- Ale co jeśli to prawda? To może spotkać każdego z nas! - Grono zwolenników kupca powiększało się.
- Byłem nieuzbrojony, a zostałem zaatakowany! To nie jest pogwałcenie tego samego prawa?! Ta dziewczyna pewnie ma taki sam wpływ na Opiekuna! Musimy interweniować! - Jan krzyczał.
- Samobójstwo... - Grupka towarzysząca bezimiennemu mężczyźnie machnęła rękoma i oddaliła się.
- Tak! - wykrzyczała grupa, która zdecydowanie popierała handlarza. Chwilę później straż rozgoniła ten tłum i każdy wrócił do codziennych zajęć. Jan osiągnął swój cel, ziarno niepewności zostało zasiane.

***


Czyste ciuchy leżały przygotowane na stoliku i czekały, aż Fallon w końcu zdecyduje się udać nad strumień, bo w chwili obecnej siedział na łóżku, ubrany w same spodnie, i zaczytywał się w księdze z elfią poezją, którą znalazł w księgach Francine, i z której zacytowała mu wiersz. Zorientował się, że właśnie to zabrało mu czas, który chciał przeznaczyć na spacer nad strumień. Pacnął się otwartą dłonią w czoło i wreszcie zmobilizował się do realizacji planu. Zostawił otwartą księgę na łóżku, zabrał swoje rzeczy ze stolika i żeby zaoszczędzić czas zniknął w chmurze szarych piór.

W jednej chwili pojawił się nieopodal strumienia, z którego korzystała w tym momencie również Francine. Elf nie chciał jej teraz przeszkadzać, ale to, co się stało w momencie, gdy stawiał pierwszy krok, zmieniło jego plan. Zaraz przed jego twarzą przebiegł przestraszony mężczyzna, który uciekał przed czymś w popłochu znad strumienia. Fallon domyślał się, o co chodzi, więc wybuchł śmiechem. Jego zdaniem podglądanie kobiety z ukrycia było żałosne, postanowił ukarać intruza. Skupił magię energii, wypowiedział prostą inkantację i... ubrania mężczyzny zniknęły! Elf magią energii sprawił, że całe odzienie podglądacza zostało porwane na nim na tak drobne kawałki, że wyglądało to jakby po prostu zniknęło.
- Czyżby moja uczennica była aż tak straszna, że mężczyźni od niej uciekają? - zażartował, uśmiechając się chytrze po swoim uczynku. Sam siebie zaskoczył, że w ogóle przyszło mu coś takiego do głowy. Od dawna się nie bawił...

W końcu ruszył i już po kilku minutach znalazł się nad strumieniem. Był w miejscu nieopodal tego, gdzie była Francine, ale nie mogła go zobaczyć zza zarośli, w których się skrył. Usiadł na klęczkach, zamknął oczy, jego duchy zaczęły mu w tym momencie donosić wszystko, co widziały w lesie i słyszały. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chwycił materiałowy pasek, który leżał wśród jego ubrań, i zawiązał go sobie wokół oczu. Wstał i poszedł do swojej uczennicy. Byli bliżej siebie niż mu się wydawało.
- Ja bardzo chętnie z tobą porozmawiam, moja panno! - udawał zdenerwowanego. Nie widział jej, ale czuł jej obecność przed sobą. Ona mogła chyba pierwszy raz zobaczyć go w takim stanie. Nie był tak nagi, jak jego uczennica, bo jego ciemne, przylegające spodnie zasłaniały jego miejsca intymne, to mogła zobaczyć, jak bardzo chudy jest jej mistrz, jak jego żebra odznaczają się na skórze.
- Że niby moje kary są jakie? - zaśmiał się elf. Chciałby teraz widzieć jej reakcję, ale przyzwoitość nakazywała mu zakryć wzrok. To nie było to samo, jak wspólna kąpiel w rzece całego klanu, gdzie nikomu nie przeszkadzała niczyja nagość.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Baldrick właśnie zrobił sobie dzień wolnego. Wykłócił się o cenę jabłek, których cena przy jego przybyciu jakoś gwałtownie podskoczyła. Zajmował się czarnym rynkiem, więc interes kwitł mu tu od zawsze. Nikt jednak nie śmiał usunąć handlarza, bo sami książęta i szlachcice przyjeżdżali po towar czy też informacje. Chronił go więc immunitet, na swój nieco bardziej skomplikowany i rozbudowany sposób. Niektórzy sądzili, że to pogłoski, inni wierzyli, że to prawda i wykorzystywali przy sprzedaży. Taki gość musi mieć kasę! Jednak Baldrick nie był człowiekiem złym ani głupim. Wydawać niepotrzebnie pieniędzy nie chciał, zresztą to są również nieco bardziej skomplikowane sprawy. Tak czy siak, za jabłka dwa razy więcej płacić nie będzie!
Brzuszek zatrząsnął mu się wesoło, a gęste brwi przysłoniły niewielkie oczka cieniem. Rozglądał się właśnie za czerwoną satyną. Jedna z córek posłała list o jakiś wyjątkowy gatunek tego gówna, sam nie wie po co. Nie pytał, po prostu wykonywał. Nie chciał za wszelką cenę rozumieć kobiet i ich potrzeb obszywania poduszek, piżam czy czegokolwiek. Usatysfakcjonowany swoją wygraną względem owoców właśnie miał zbliżać się i przebijać przez tłum, gdy usłyszał znajomy głos.
Obrócił się w stronę dostawcy lasu. Podrapał się po głowie szukając jego imienia w pamięci, ale ktoś w tłumie już je zdradził.
- Ach, no tak…Jan... - mruknął pod gęstym wąsem, wsłuchując się w ogłoszenie. Baldrick nigdy nie słuchał tłumu ani opowiastek z pierwszej ręki. Grubasek był postacią bardzo neutralną, poza tym wiedział, że gdyby słuchał całego świata, to nie miałby teraz tylu ruenów na swoim koncie. Słuchał więc samego siebie, a także wyłapywał rozmaitych informacji z zewnątrz. Ta była wyjątkowo zaskakująca. Gdy tłum zaczął się rozchodzić, handlarz chciał jedynie przyłożyć dłoń do czoła. Nie zrobił tego, wtopił się w tłum, ale jego myśli krążyły wokół czarnowłosego szkraba.
„Francine… Jednak jesteś dzikusem. W coś ty się wplątała…”. Teraz często będzie myślał o swoim złodziejaszku książek. Jeżeli tu przybędzie, to rozkroją ją, ustawią na stosie lub wymyślą coś jeszcze gorszego… A przecież to tylko skrzat z innego świata. „Oh, Francine…”

***
- Ułaaaaa! – krzyknęła, słysząc głos swojego opiekuna i momentalnie aż przekręciła się do tyłu w wodzie. Spojrzała na Fallona. Twarz dziewczyny zalała się czerwienią. Nie był imponującym samcem o szerokich ramionach, rozbudowanych mięśniach czy chociażby jakąkolwiek uroczą szczyptą tłuszczyku. Kupa kości – to byłoby dobre określenie, a jednak nemorianka poczuła niewymowne zauroczenie jego osobą. Pierwszy raz widziała go w takich okolicznościach.
Postura mężczyzny zdecydowanie emanowała leśnym stworzeniem. Niczym drzewo, smukły i wysoki, a jednak dostojny w swojej postaci. To właśnie sprawiało, że widziała w nim siłę, bo nie tak łatwo obalić las, nie tak łatwo zwalczyć naturę. Był symbolem, elfem z krwi i kości, jak na ironię nie mogącego wydostać się z łun leśnych.
- Ccccco…ccco …CO TY TU ROBISZ?! – krzyknęła, uderzając pięściami w taflę wody i zaciskając powieki. - I…i znowu podsłuchujesz! Nie mogę mieć tu za złamanego miedziaka prywatności! – Zerwała się na równe nogi, wskazując na niego brzydko palcem, chociaż on tego nie widział. Nie był to jednak ważny aspekt, liczył się rozrzut emocjonalny. - A twoje kary są…są…- Teraz Francine gotowała się w środku ze złości. Szukała słowa, ale zrozumiała, że Fallon się z nią droczy, co ją nieco uspokoiło. Zrobiło się nawet odrobinę wstyd czarnowłosej, że wciąż jeszcze się tak gorączkuje - …N….Nieważne – dodała, krzyżując ręce na klatce piersiowej i odwracając wzrok. Chwilę stała w milczeniu, gdy rozgotowanie znowu wzięło górę.
- Chwila, chwila…to ty w tych krzakach się czaiłeś? Chciałeś mnie nastraszyć?! Czy może…- Biedna Francine aż się zapowietrzyła. - ..podglądałeś? – spytała, a elf mógł wyczuć mierzący go wzrok.
– Zboczuch – rzuciła, obracając się do niego tyłem. Wiedziała, że to nieprawda. W końcu po kiego grzyba miałby zasłaniać oczy? Ale musiała się do czegoś doczepić. Tak o, bo ją denerwuje.
Zbliżyła się do brzegu. Odrzucone na bok włosy wzniosły krople schłodzonej wody, rozbryzgując je delikatnie w powietrzu. Zgrabnym i perfekcyjnym ruchem wynurzyła się ze zbiornika wodnego, po czym dumnie wyprostowała. Stała u boku swojego nauczyciela. Poczuła, jak granica intymnej przestrzeni właśnie została przekroczona, gdy niemalże stykali się ze sobą jedynie ramionami. Drgnęła. Odsunęła się od niego, spoglądając, czy na pewno nic nie widzi. Rozchyliła usta, by powiedzieć cokolwiek, choćby głupie „przepraszam”, ale zamilkła. Klatka piersiowa dziewczyny opuściła się, wypuszczając całkowicie powietrze. „Tak nie wolno”, pomyślała karcąco. Uczy się tutaj za dużego poczucia wolności i swobody. Spoufala się z naturą. Ciekawe, czy w jego klanie było to rzeczą codzienną… Nieważne!
Sięgnęła po koszulę i okryła swoje ciało. Serce ugrzęzło jej w gardle. „Tak nie wolno”, powtórzyła w myślach. Założyła dolną część bielizny, po czym zajęła się zapięciem guzików.
- No więc słucham…- podjęła na nowo dialog. – O czym chcesz ze mną rozmawiać, staruszku? – mówiła, a w międzyczasie usiadła na brzegu, dopinając ostatni guzik.
Biała koszula przylegała do bladego ciała Francine, wchłaniając wilgoć ze skóry dziewczyny.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

- O co ty mnie osądzasz?! Za stary na to jestem - zaśmiał się, nie sądził, by jego uczennica myślała tak o nim.
- A myślałem, że ten mężczyzna, co tak uciekał, to był twój adorator - zażartował sobie z uczennicy. Rozluźnił się, potrzebował takiej zmiany nastroju, od kilku dni po jego głowie krążyły jedynie poważne myśli.
*Czyli jednak to nie była zła decyzja*, pomyślał, mając w głowie obraz uciekającego mężczyzny.
Poczuł ten krótki dotyk na swoim ramieniu, ten delikatny dreszcz, gdy jego skóra zetknęła się ze skórą Francine. Uśmiechnął się w myślach, gdy wyczuł to, jak dziewczyna odskoczyła od niego, mógł wręcz wyczuć jej zakłopotanie wiszące w powietrzu, jednak po jego twarzy nie było nic widać. Powoli zbliżał się w pobliże Francine, gdzie usiadł zaraz obok niej. Tę wisząca w powietrzu ciszę przerwał głos nemorianki.
- Czy zawsze trzeba rozmawiać o czymś? - zadał pytanie, na które jednak nie oczekiwał odpowiedzi, brzmiał zupełnie jak nie on. Opaska zsunęła się z jego oczu i zawisła na jego szyi. Na początku światło dnia uderzyło w jego wzrok, który jednak szybko się przyzwyczaił. Zerknął na Francine, której skóra była już okryta na tyle, że nie powinna się wstydzić jego wzroku.
- Chociaż nie byłbym sobą... - Oglądał ich odbicie w wodzie. - Powiedz mi... Co się z tobą dzieje? - Dzisiejsze zachowanie dziewczyny bardzo dziwi Fallona, nie wie, co może się w niej kłębić i, jak nakazuje mu doświadczenie, woli zapytać się wprost.
- Od rana mam wrażenie, jakbyś uciekała ode mnie... Fizycznie i duchowo... Co się w tobie kłębi? - Głos miał spokojny, przyjazny. Opaska całkowicie zsunęła się z jego szyi i zawisła w powietrzu przed jego twarzą. Oczy elfa były wyjątkowo nieobecne.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Francine była zaskoczona pytaniem Opiekuna.
- Emmm…- Takie oto pierwsze słowa usłyszał mężczyzna w odpowiedzi. Nemoriankia posłała mu spojrzenie pełne ogłupienia i zakłopotania. Były wyraźnie otwarte, przez co zdawały się jeszcze większe, a usta jakby zastygły w grymasie mało inteligentnego zamyślenia.
I co ona ma mu teraz odpowiedzieć? Dlaczego on od niej tyle wymaga? Przecież sam nic na swój temat nie mówi, omijając fakt, że Francine nigdy nie pyta. Właśnie, ona nie odczuwa potrzeby „wiedzenia” czegoś o nim. Nie mógł zostawić tych spraw takimi, jakimi są, tylko musi pytać, a ona? Ona nie może mu odpowiedzieć. Te głosy, które słyszy w głowie, to zapewne echo z pni lasu albo jego leśnych stworów, czy jak on je te tam zwie – duchów. Już są tak zaintrygowane jej osobą, że dostała od nich schizofrenii.
- Mam nadzieję, że gdy będę stara, jak na przykład ty… to nie będę wścibska…jak ty. – Zmarszczyła brwi, a zielone ogniki w oczach po raz setny tego dnia posłały mu niewymowne groźby.
Przewróciła oczami, ale była to tylko gra na zwłokę. W środku zaś powoli rozprzestrzeniał się w niej chaos. Była zła, co zaznaczyła przemiatającymi się w wodzie nogami. Wsparła rękoma o brzeg i milczała. Co ona ma mu odpowiedzieć? Coraz bardziej zdawała sobie sprawę, jak bardzo nie zna i nie rozumie tego świata. Wciąż gubiła słowa i ich znaczenia, przez co niestety także zapominała o swoim rodowym. Akcent jednak wciąż nieugięcie drżał w głosie Lou, ale każdy zauważy, że jakaś taka niedorobiona. Tak ją męczy, a ona biedna się skupić nie może. Teraz poczuła, jak żal ściska jej serce. Jakby rozrywająca rozpacz, o którą się nawet nie prosiła. Denerwujący jest ten elf. I brzuch ją boli. I nie chce się jej z nim gadać. Kim on z resztą jest, by z nią rozmawiać? Głupim elfem.
Na nic się zdał nieugięty spokój Fallona. Dostrzegła jego niknący gdzieś w oddali wzrok. Delikatnie odetchnęła, pewnie mu nawet czas jakoś szybko minął w oczekiwaniu na to, co ma mu do powiedzenia. A, o dziwo, nie miała mu nic do powiedzenia. Właściwie to wciąż nie wiedziała, co mu powiedzieć.
Wtedy znowu powędrowała wzrokiem na męskie ciało. W głowie dziewczyny mignęły obrazy z ostatniego niezbyt chcianego czy zaplanowanego oglądania scenerii pary. Wówczas ona i jej wnętrze na chwilę ucichło. Uniosła tęczówki ku twarzy elfa, na raz to uciekała i powracała.
- Właściwie… To mam pytanie… - powiedziała trochę nieśmiało, co również wyraziło powoli kryjące się i zaciskające ciało dziewczyny. Nie wiedziała, jak za bardzo zacząć. W końcu nie wiedziała, co robią. Francine nie rozumiała jeszcze wielu rzeczy.
- Czy…to ci się podoba? – spytała, ujmując w dłoniach swoje piersi i kierując wątpliwy wzrok na elfa. – Właściwie… po co one są? I gdy ktoś ich dotyka, to jest przyjemnie? Widziałam ostatnio, że pewnej… kobiecie było… Tak mi się wydaje… Jej mina była wątpliwa, ale głos… A w sumie… Jęki nie brzmiały tak strasznie.. Sama nie wiem… krępująco – mówiła niepodobnym do siebie głosem, zupełnie niewinnym, a uroku dodawały jej rumieńce na policzkach. – Jesteś taki stary, znasz zapewne ciała waszych istot. Miałeś okazje je poznać, też chce wiedzieć - mówiła coraz bardziej nerwowo. Lou aż cała drżała, sama już nie wiedziała dlaczego. Nie zważyła nawet na fakt, że zbliżyła się do niego o niewielką, ale dla niej z pewnością za duża, odległość. – Myślisz, że mam podobnie?
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Rzeczywiście czas płynął mu nad wyraz szybko, gdy odpływał wzrokiem przed siebie. Nawet słowa dziewczyny tak bardzo nie uderzały do niego i na jej złość oraz uszczypliwość odpowiedział jedynie lekkim uniesieniem kącików ust. Jego świadomość wróciła, gdy dziewczyna była już gotowa, by cokolwiek powiedzieć, chociaż gdy Fallon na nią spojrzał, to nie czuł tej gotowości. Widział przed sobą zawstydzoną, niepewną dziewczynę, która z trudem szukała słów. Ale to, co zobaczył, przerosło to, czego mógł się spodziewać, jego uczennica zapytała go o coś bardzo intymnego. Nie wiedział, co ma powiedzieć, patrzył na nią z ogromnym zaskoczeniem i myślał, myślał nad tym, co powinien odpowiedzieć. Znał się na anatomii, ale tutaj chodziło o coś zupełnie innego... Jego uczennica dojrzewa i teraz on powinien zająć się tym, czym zajmują się rodzice... Ale on nigdy nie był nawet z kobietą! Napływ zdenerwowania wywołał u niego lekki ból głowy.
- Emm... - Podrapał się po głowie, patrząc się dalej tym samym wzrokiem na nemoriankę.
- Jakby ci to powiedzieć... - pytał sam siebie, chyba nadszedł moment, by ogarnąć swój umysł, wziąć głęboki oddech i reszta powinna jakoś pójść. Westchnął ciężko.
- Nigdy nie patrzyłem tak na kobietę, więc nie wiem, czy mi się to podoba... Zawsze patrzyłem profesjonalnym okiem, w końcu moja pozycja w klanie zabraniała mi tego - mówił, a w jego głosie zakłopotanie było bardzo uwydatnione. Zwłaszcza, że dziewczyna zbliżyła się do niego nieznacznie, co wcale nie pomagało w tej trudnej sytuacji.
- Wiesz... Anatomicznie ludzie, elfy, nemorianie i inni podobni nie różnią się aż tak bardzo. Między mną a tobą, poza oczywistą różnicą płci, różnimy się może tylko tym, że nie potrzebujesz jedzenia do życia... - Przełknął ślinę, którą z trudem przeszła mu przez gardło. - Wydaje mi się, że... ośrodki przyjemności nasze rasy mają podobne - mówił to lekko przyciszonym głosem. Ta sytuacja przerastała go! Elf, którzy przeżył dziewięć stuleci, nie ma bladego pojęcia o kobiecych cechach. Czuł się jak skrępowany młodzik, który najchętniej zapadłby się pod ziemię.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

W oczach nemorianki było widać wyczekiwanie. Trudno nie dostrzec zniecierpliwienia kobiety, która czeka na odpowiednie słowa, bo tak naprawdę Francine w głowie już miała ułożone stwierdzenia. Wszystko potoczyła się jednak inaczej… Zupełnie inaczej.
Słuchała elfa z wielkim napięciem, ale im dalej brnęli w temat, tym gorzej się czuła. Na koniec wypowiedzi Fallona uśmiechnęła się nieco sztucznie, ale starając się być miłą.
- Ach. Tak…No tak…- odpowiedziała, odsuwając się od Opiekuna i prostując. – Tak… To prawda… - dodawała nieco w nerwach. – To…to wydaje się… logiczne…- Ściszyła nieznacznie głos, po czym szybko wstała zbierając swoje rzeczy.
„Czyli jednak mu się nie podobam”, pomyślała bardziej rozłoszczona niż zażenowana. Co ciekawsze, jej złość wynikała bardziej z faktu, że ogólnie się nie podoba niżeli konkretnej osobie. „Nawet stare próchno mnie nie chce”, dopowiadała sobie w myślach Francine. To również było dosyć logiczne. Anatomicznie między sobą niewiele się różnili, ale ich środek…serce, natura, ich rasy były po prostu dla siebie odległe. Nie pozna więc przyjemności fizycznych, dopóki po prostu nie spotka nemorianina. Z tym mogła się nawet pogodzić, w dużej ewentualności.
O ironio. Prawdziwy przesmak kobiecości. Wcale nie musiała łączyć się i zbliżać fizycznie z tymi istotami niższego rzędu, ale mogli ją podziwiać, pragnąć, łaknąć. Czyżby nemorianie aż tak od siebie odrzucali te nędzne stwory Alarańskie?
Podciągnęła na siebie skórzane, czarne spodnie. Przeciągnęła pasek, ale koszula nadal niechlujnie wystawała. Ujęła gęste włosy i zaczęła pleść warkocz.
- A u ciebie, staruszku? Jak się trzymasz? -zapytała, dosiadając się na nowo obok elfa, ale zdecydowanie dalej niż początkowo. Skrzyżowała nogi i oglądała się w lustrze wody. W końcu żaden kosmyk nie mógł odstawać! Musiał by perfekcyjny jak Francine. Wreszcie, gdy nadała mu odpowiednią objętość, strukturę i długość, spojrzała przymrużonymi oczyma na Fallona. – Hej, duchu! Tylko nigdzie mi nie uciekaj w poza czasoprzestrzeń! O czym tak myślałeś przed chwilą? Gdzie odpłynąłeś?

***
Tymczasem uciekinier już wybiegł z lasu. Zdyszany wciąż się nie poddawał. Był dumny z siebie, że jego misja poszła gładko. Jeszcze raz rzucił okiem za siebie, biegnąc ile sił w nogach, tym razem ze szczęścia, przepełniony radością, gdy nagle uderzył o coś niczym o ścianę. Zwalił się z nóg i upadł. Przyłożył dłoń w miejscu bólu i spojrzał w górę.
- Aua… - zarzucił oburzony.
Baldrick spojrzał w dół. Uniósł zaskoczony brew, bo prawie nic nie poczuł, ale jego wzrok oniemiał na widok gościa.
- O…Ooooo…Ja nie chciałem. Wybacz, panie…Dlaczego jesteś…
- Nie kończ - odpowiedział ostro młodzieniec.
I nie pytał. Podarował mu swój płaszcz, by miał się czym biedak okryć. Nawet oddał mu swojego jednego konia od powozu, bo znał podglądacza. Gdy ten ruszył galopem w swoją stronę, czoło Baldricka zalało się potem. Nie wiedział, co robić. Czy ruszyć w stronę Francine, czy może jednak wrócić do miasta? Bał się ryzykować całą karierę zawodową na jedną dziewczynę, która tak naprawdę nie była z nim powiązana krwią, a przecież sam kupiec musiał dbać o swoje córki. Ochronić je, zadbać, a nie rzucać na dziołchę nie z tego świata.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

Ton głosu, to, co mówiła, a nawet mowa jej ciała mówiły elfowi wszystko o tym, co ona teraz poczuła. Odniósł wrażenie, że powiedział jej coś zupełnie odmiennego od tego, co chciała usłyszeć. Pomyślał nawet, że być może dla niego jego słowa w głowie brzmiały lepiej, w końcu nie spodziewał się, że nemorianka poczuje się zawiedziona, nie czuł, że może coś być nie tak. Westchnął cicho, patrząc nie na nią, lecz przed siebie w przestrzeń.
- A jak chciałabyś, bym na ciebie spojrzał, moja droga? - Docierało do niego to, że ona nie chciała słuchać wykładów o anatomii, czy wywodów starego elfa, a tego, co powiedziałby mężczyzna. - Dla mnie jesteś moją uczennicą. Dorastałaś na moich oczach, uczyłaś się... - kontynuował, ale nie wiedział, czy to, co chce powiedzieć, zmieni to, co wywołały jego wcześniejsze słowa. -... i byłem gotów postawić swoje życie na szali, by naprawić swój błąd. - Skierował swój wzrok tak, by spotkał się ze wzrokiem dziewczyny - Tak więc? Gdy zadając mi takie pytanie, chcesz, bym patrzył na ciebie jak na dojrzałą kobietę, na kwiat, który kwitł na moich oczach, czy jak na moją uczennicę? - mówił, a w jego wyrazie twarzy było widać, że jego emocjom daleko było do pewności. Mimo to w jego oczach widać było coś serdecznego.

***
Gdzieś głęboko w lesie, znajduję się miejsce, o którego istnieniu nie wie nawet Fallon, Opiekun tego lasu. Wszak nie jest on jego twórcą, nie jest nawet częścią leśnego kręgu życia, bo jego klan był tutaj gościem. Sam elf też nigdy nie miał się za Pana lasu, mimo, że dba o niego i go broni. Miejsce to jest głęboko ukryte przed jakimikolwiek oczyma, w cieniu jasnej strony lasu. W grocie pod najstarszym dębem od wielu lat powstawało silne miejsce mocy, jeszcze dłużej niż żył nauczyciel Fallona i jego mistrz. Praktycznie od początków istnienia w tym miejscu gromadziła się powoli magia, która do dzisiaj utrzymywała przy zdrowiu cały las. Lecz dzisiaj wydarzył się pewien fenomen zrodzony z Opiekuna i jego ostatniego wybryku. Część esencji elfa, część jego przeklętej duszy oddzieliła się od jego ciała, gdy opuścił on swoje więzienie i nie dała rady powrócić, szukała miejsca dla siebie na świecie i znalazła je... Znalazła je w cieniu i połączyła się z magią gromadzoną przez las, spaczyła swą klątwą miejsce mocy pod starym dębem.

***

Elf wyczuł moment połączenia energii, aż przeszły go ciarki po plecach. To było coś, czym musiał się zająć w najbliższej przyszłości. Teraz chciał dokończyć rozmowę z Francine. Jednak zagrożenie rosło z dwóch stron, bo teraz nie tylko magia lasu zmienia się w coś plugawego, a część ludności miasta pod lasem zaczyna mieć dosyć obecności elfa i jego uczennicy w lesie. Co do tego jednak Fallon nie miał nic do gadania, a nawet o tym nie wiedział.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

Francine cała zesztywniała na ciele, słysząc pytanie elfa. Opuściła głowę, uciekając gdzieś na chwilę wzrokiem, by następnie wrócić nim, spoglądając na mężczyznę spode łba. Słuchała jego słów, ale wszystko wciąż dążyło do jednego. Do odpowiedzi ze strony nemorianki.
Kącik ust dziewczyny wykrzywił się nieznacznie. Była niezadowolona, że musi się w ogóle zastanawiać nad tym, co mu odpowiedzieć. Z drugiej strony ostrożności nigdy za mało. Zresztą, z jakiej to niby paki ona go ma kierować na swoje myśli?! Sama nie do końca wiedziała, co ma myśleć, ale to już było jedynie mankamentem. Tak walczy o swoją uczennicę!
- Ja… - podjęła dosyć niepewnie, jakby chciała odpowiednio ubrać słowa. – Ja nie wiem, co ty masz myśleć. – Oburzyła się, obracając kota ogonem, a tym samym swój tułów. Wyprostowała się dumnie, poprawiła w siadzie. – O to właśnie w końcu chodzi, co nie? Pytam się przecież, jak na mnie patrzysz, więc czemu się mnie pytasz, jak masz patrzeć na mnie? – zawirowała się w niepoprawnościach składni zdania, by zbić z tropu swego mentora.
Krótkie „humpf” skończyło temat w odsłonie czarnowłosej. To nie była rozmowa, którą chciała ciągnąć. Tak, prawie…
W sercu Lou ugrzęzła jakaś dziwna, niewygodna drzazga. Wychodziła głównie z założenia, że pierwsze słowa zawsze ujawniają prawdę. A nawet ujawnią każde kłamstwo i w ten sposób prawdomówność wychodzi zawsze na swoim. Cóż więc, jak mógł o niej myśleć? Wszystko było prawdziwe. Wystarczyło się tylko z tym pogodzić.
Problem w tym, że Francine nie umiała się z czymś godzić. Przynajmniej z czymś, co nie zgadzało się całkowicie z nią. I tutaj winna dojść do prostych wniosków. Skoro coś było przeciw niej, to czego tak naprawdę chciała?
W jej życiu liczył się tylko dom, nikt więcej. Aż do tego momentu, gdy ów drzazga utknęła wewnątrz czarnowłosej młodzianki. Francine jeszcze nie wiedziała, ile bólu sprawi sama sobie, poruszając nią na prawo i lewo poprzez czyny, jak i słowa. Już teraz starczyło, że praktycznie sama sobie wkłada szpilę w pierś, tylko dlatego, że nie chce dostrzec pewnych faktów.
„Oni, te istoty ci się nie należą”, usłyszała w swojej głowie ten znajomy głos. „Jesteś wyjątkowa. Pamiętaj o tym, bo oni tego nie docenią. Ty i ja to istoty godne czegoś nieskończonego. Otchłani…mocy, władzy… Siły”.
Czarnowłosa delikatnie potrząsnęła głową, jakby dreszcz przeszył jej ciało. Zmarszczyła jedynie brwi i ponownie odwróciła głowę w stronę Fallona.
- Fallon? – zaczęła nowym, zupełnie odmienionym głosem. – Pouczymy się tego tańca? Bardzo chcę iść na bal. Nigdy nie byłam na balu, a nie umiem się poruszać w „ten” sposób. Kroki do władania rapierem chyba się nieco różnią od chwytu za czyjeś ramię… - zażartowała.
- I nie musisz na mnie w ogóle patrzeć. Nawet podczas nauki! – Zastrzegła sobie palcem, przygarniając do dłoni warkocz. Delikatnie pieściła go swoimi palcami.
- Jestem nemorianką. Powinnam chodzić na bale, nieprawdaż? Pokazywać się, lśnić, chodzić dumnym krokiem.
W tym momencie Francine wstała, otrzepała się ze zbędnej ziemi czy roślinności i zaprezentowała sztywny piruet.
- Tak się na pewno robi! W końcu tyle na obrazkach jest obrotów… Tak jak w waszych elfich tomikach. Ale najpierw może chciałbyś coś zjeść? Przygotować posiłek? Decyduj się, póki jestem jeszcze dla ciebie miła! I póki mam chęci w ogóle coś wymyślić! Zrobię coś… hm… Coś zrobię! Zaskoczę cię! Tylko ze mną tańcz! Dam ci z godzinę czasu na zastanowienie, no może dwie, bo nie umiem tak pichcić jak ty. Jak przyjdziesz do chatki i zjeść posiłek to będzie oznaczało zgodę! Idziemy na taki układ?
„Tylko ty, ja i Otchłań…”, powiedział głos.
Awatar użytkownika
Fallon
Szukający drogi
Posty: 25
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Mędrzec , Opiekun , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Fallon »

*Gdyby to było takie proste...* powtarzał sobie elf w myślach, zerkając na uczennicę. To, co jej punkt widzenia sugerował prostą drogę, u prawie milenijnego elfa wydawało się, że ta prosta droga jest labiryntem pełnym ślepych zaułków i pobocznych ścieżek, które mieszały się. Ucieszyła go nagła zmiana tematu, sprawiło to, że nie musiał kontynuować tego, czego nie umiał ubrać w słowa. Rozmowa zeszła na temat tańca... Elf kompletnie zapomniał o tej prośbie dziewczyny, nie chciał jej zawieść, ale było coś, co wymagało obecnie jego uwagi.
- Pomogę ci, oczywiście. - Uśmiechnął się do czarnowłosej, jej niezgrabny piruet rozbawił go do tego stopnia, że ledwo powstrzymał się od złośliwego komentarza. Wszak szermierka jest swego rodzaju tańcem, w którym piruet również musi być płynny.
- Twoja kuchnia nie może być taka zła! - mówił, wstając i podchodząc do uczennicy, po to, by położyć jej dłoń na ramieniu. - Jednak nie musisz z tym się śpieszyć. Pozwól, że zaczniemy naukę jutro od rana. Obecnie w lesie jest coś, czym muszę się zająć, dopiero wtedy mogę pozwolić sobie na przyjemności. - Miał nadzieję, że nemorianka zrozumie go. Nie mógł też wyjaśnić jej tego, co wyczuwa, sam tego nie rozumiał i właśnie dlatego nie mógł jej pozwolić na to, by poszła tam z nim. Zaraz po jego słowach, zmaterializowała się na nim szata, którą zazwyczaj nosił, oraz kostur w ręce. Do tak prostego zaklęcia nie potrzebował nawet inkantacji, zwłaszcza, że wiedział, gdzie zostawił swoje rzeczy. Momentalnie przeniósł się w pobliże źródła tej energii, w pobliże najstarszego drzewa w lesie. Zostawił tylko Francine swoje słowa, które wypowiedział w momencie przeniesienia:
- Nie szukaj, proszę, zostań w domu. To dla ciebie zbyt niebezpieczne.

***

Ludzie, ci, którzy nawoływali do wkroczenia w las, by pozbyć się Francine, która problemem była jedynie w ich mniemaniu, zebrali się w jednej izbie okolicznego zajazdu. Według nich to było omawianie spraw związanych z wejściem do lasu, jednak z perspektywy osób niewtajemniczonych, których o dziwo było więcej, niż można się było spodziewać, wyglądało to, jak przekrzykiwanie się nawzajem. W końcu do izby wszedł Jan wraz ze swoim towarzyszem, który pomagał mu we wcześniejszym wykrzykiwaniu swojego zdania na rynku. Towarzystwo momentalnie się uspokoiło.
- To co zrobimy? Musimy jakoś przechytrzyć elfa, by wziąć tę jego wychowankę żywcem i nie sprowokować go do ataku. Zbrojni odpadają, najemnicy też. Inne propozycje? - przemawiał główny rozum stowarzyszenia, czyli towarzysz Jana, którego, jako jedynego, twarz wyglądała jakby nie brakowało mu piątej klepki. Od jego słów rozpoczęła się dyskusja trwająca do następnego poranka...

***

- Najpierw jesteś sobą, a dopiero potem nemorianką. Przynależność nie dyktuje tego kim jesteś, kiedy ty to zrozumiesz? - zapytał sam siebie zaraz po tym, jak był już daleko poza zasięgiem słuchu swojej uczennicy. Wiedział, że na takie zdanie reakcja może być różna, wydawało mu się, że Francine nie potrafi odkryć, kim jest tak naprawdę. Utożsamiała się z jednym, co przypomina jej o domu, swoją rasą, mimo że od dziecka nie miała kontaktu z żadnym jej przedstawicielem. Fallon jednak nie mógł teraz o tym myśleć, musiał mieć czysty rozum. Czuł, że jest blisko potężnego miejsca mocy, co potęgowało tylko spaczenie, które je dotknęło. Powietrze robiło się coraz cięższe, tak samo temperatura wzrastała, im bliżej najstarszego drzewa był elf. Gdy stał na tyle blisko, by móc dotknąć drzewa, wbił swój kostur w ziemię i usiadł na klęczkach przed nim. Zaczął roztaczać wokół siebie aurę harmonii, gdy z jego ust wydobywały się słowa klanowej pieśni, inkantacji potężnego i wymagającego czasu zaklęcia życia i porządku. Chciał odebrać swoją część duszy, nie naruszając przy tym zebranej w tym miejscu mocy. W tym czasie wszystkie sowie duchy z lasu zniknęły. W tej chwili Fallon nie mógł ich utrzymać.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości