Menaos[Menaos i okolice] Przerwa w dostawie

Miasto położone na skraju Szepczącego Lasu, zamieszkałe przez ludzi. Nad miastem wznosi się przepiękny pałac króla Dariana. Szerokie, jasne ulice, marmurowe chodniki i wieża zamieszkała przez czarodzieja to tylko początek tego co może spotkać Cie w Menaos.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Wybuch może nie zasypał od razu całej jaskini razem ze wszystkim i wszystkimi, którzy byli w środku, ale na pewno mocno naruszył strukturę skał i katastrofa była tylko kwestią czasu. Nadal można było zwyczajnie zwiać… Gdyby nie świnia. Gdy zwierzę oberwało w zad kawałkiem skały, która odpadła od stropu, zakwiczało przeraźliwie i zaczęło biegać po jaskini z prędkością, o którą nikt by prosiaka nie podejrzewał, tratując przy tym wszystko co było na drodze. Przewrócone zostały stoliki i krzesła w pierwszym pomieszczeniu, coś zasyczało, posypały się iskry. Pracownia, w której przebywał Corvo, również swoje oberwała: świnia przebiegła pod wszystkimi znajdującymi się w niej stołami i powywracała co się tylko dało. A na koniec stratowała Kalisa. Młody Obrońca nie zdążył uskoczyć przed szarżującym wieprzkiem i przewrócił się między zmieszane odczynniki. Wtedy Corva oślepił gwałtowny błysk, a gdy wrócił mu wzrok, w jaskini nie było już Kalisa. Raczej nie zamienił się w ropuchę ani nie rozpuścił się w chemicznej kałuży, w którą upadł, ale gdzie był, tego można się już było tylko domyślać. Ale to może później, gdyż jaskinia wcale nie zamierzała przestać się walić, by dać magowi czas na rozgryzienie tej zagadki.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

         Corvo podbiegł do świni. Przy okazji rozejrzał się. Sytuacja nie była przyjazna. Mag musiał działać szybko, nie miał pewności czy od zawalenia dzieliły go minuty, czy sekundy. Biegnąc, sprawdził natężenie magii w komnacie, zasoby energii kurczyły się wyjątkowo prędko. Kolejny dowód na brak kompetencji gospodarza.
         Świniak próbował uciekać, ale Corvo chwycił go tak, że przemieniony nie mógł się ruszyć. Mag kopnął stół zawierający resztę odczynników alchemicznych, licząc na eksplozję. Gdy fiolki rozbiły się na podłodze nastąpił wybuch. Był niewielki, ale wystarczył, żeby Corvo użył jego energii do teleportacji. Złapał mocno za kark wieprza i przeniósł siebie razem z przemienionym poza pieczarę.
         Po chwili znaleźli się przed wejściem. Mag puścił świniaka i oparł się o kamienie. Był na skraju wyczerpania, przeniesienie samego siebie było dość męczące, a on teleportował i siebie, i spasionego wieprza. Nie zemdlał tylko dzięki energii zabranej z wybuchu chemikaliów.
        Mag był zły z powodu Kalisa. Nie przywiązał się do młodego obrońcy, ani nie uważał się za altruistę, ale magiczny problem chłopaka zainteresował Corva, który uwielbiał takie zagadki.
        - Pora cię gdzieś odstawić, mój mięsny przyjacielu - mówił mag i wyjął pasek z kieszeni płaszcza. Skręcił z niego prostą smycz i założył ją na szyi świni. Przemieniony kwiczał i próbował się uwolnić, ale Corvo był zmęczony i chciał załatwić sprawę jak najszybciej.

***

        - A tak właściwie, to czego od nas oczekujecie? - spytał niski, ale krępy sołtys.
        Corvo był zdenerwowany. Przez ostatnią godziną siłował się z grubym wieprzem, liczył, że chociaż sprawę w wiosce zdoła załatwić bez przeszkód, jednak sołtys był bardzo odporny na informacje.
        - Zajmiecie się moją świnią, ponadto chcę jedzenie, muszę też się przespać, przynajmniej kilka godzin. Oczywiście zapłacę.
        - Czekaj, mam przypilnować twojego zwierzaka?
        - Nie, oczekuję, że utopisz go w jeziorze.
        - Ale po co topić dobrego świniaka? Przecież to bez sensu. Lepiej daj go nam.
        Corvo powstrzymywał się od pobicia chłopa całą swoją siłą woli. W końcu wykrzyczał w twarz sołtysa, że potrzebował jedzenia i miejsca do snu, a także chciał zostawić świnię w wiosce.
        - Ale po co te nerwy, dobrodzieju? - spytał wieśniak. - Przecież można mi po ludzku wytłumaczyć.
        Mag zapłacił sołtysowi, potem odstawił przemienionego w wieprza do zagrody i ostrzegł świnopasa o chaotycznych zapędach zwierzaka. Następnie udał się do chaty jednego z chłopów, gdzie dostał miskę gulaszu z kaszą. Gdy zjadł, zaprowadzono go do niewielkiej szopy, w której obok stołu z narzędziami znajdowała się prowizoryczna prycza. Mag był przyzwyczajony do miękkiego łoża ze swojej willi, ale spanie w takich warunków nie było mu obce. Corvo położył się na pryczy i zasnął w kilka sekund.

        Mag obudził się po kilku godzinach. Wyszedł z szopy i spojrzał na słońce. Zbliżał się zachód.
        Corvo podszedł do zagrody ze świniami. Gospodarz jaskini próbował przecisnąć się przez płot, ale świniopas sprawnie biczował niesfornego świniaka. Corvo uśmiechnął się pod nosem i wyszedł z wioski. Najadł się i zażył trochę snu, więc mógł sobie pozwolić na teleportację. Gdy tylko zszedł z zasięgu wzroku chłopów, przeniósł się do miasta.

***

        Znalazł się w dobrze sobie znanym, menaoskim zaułku. Przechodził przez tę ulicę wiele razy. Idąc dobrze znaną drogą, skręcił w lewo, a potem w prawo, następnie jeszcze raz w lewo. Po chwili stanął przed rozlatującym się budynkiem gospody "Zdradziecki kufel". Wszedł do środka i od razu podszedł do szynkwasu, za którym stał gruby karczmarz. Przy okazji rozejrzał się po wnętrzu. Pomimo stanu budowli, miejsce było niemal wypełnione po brzegi.
        - Bartish! Szczuplejesz w oczach! - powiedział Corvo.
        - Corvo! Miły jak zawsze - odparł gospodarz. - Czego ci potrzeba?
        - Mam dwie sprawy. Po pierwsze, muszę z kimś się spotkać. Masz wciąż swoich chłopców na posyłki? - Gdy Bartish skinął głową, mag kontynuował. - Przekaż Sanayi Tai, że Kalis czeka na nią u ciebie.
        - Nie znam dziewczyny, ale każdego da się odnaleźć - odpowiedział karczmarz. - A po drugie?
        - Ciemnego piwa. I to dużo.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya pieszo dotarła do traktu i zaraz zaczęła iść poboczem w stronę miasta. Nie uszła wcale daleko, gdy minęło ją kilka wozów kupieckich - alchemiczka kiwnęła na nich ręką i zdołała zwrócić na siebie uwagę jednego z woźniców. Nikt nie miał obiekcji, by zabrać dziewczynę ze sobą, ba, nie zażądano nawet od niej zapłaty, bo to przecież był raptem kawałek. Dzięki temu jednak Sanaya dotarła do Menaos znacznie szybciej niż jakby miała iść na własnych nogach - szczęście jej sprzyjało. Ledwo opuściła kupców, którzy jej pomogli, od razu skierowała swoje kroki w kierunku uniwersytetu. Chciała wykorzystać czas jaki jej pozostał, by stworzyć obiecany Kalisowi eliksir, a do tego potrzebny był jej dostęp do Komnaty Wyższych Przemian, gdzie nie mogła wejść od tak, z ulicy. Procedura przewidziana w takim przypadku była jej dobrze znana, gdyż nieraz już ją przechodziła, dlatego tez wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu, jeśli chce uwinąć się jeszcze tego samego dnia. Po przekroczeniu progu uczelni od razu udała się do archiwum.
        - Panna Tai, witam - przywitał się z nią główny archiwista. Był to mężczyzna o nieodgadnionym wieku, zawsze uprzejmy i melancholijny jednocześnie, którego Sanaya już od jakiegoś czasu podejrzewała o hipermnezję, gdyż zdawał się pamiętać każdy detal każdego zagadnienia, jakie tylko mu się przedstawiło, nie mówiąc już o tym, że był w stanie zapamiętać twarze wszystkich osób, które przewijały się przez jego archiwum. To bardzo alchemiczce imponowało, może wręcz trochę mu zazdrościła.
        - Dzień dobry - odpowiedziała podając mu rękę na powitanie. Komplement "piękne tatuaże, nowe?' zbyła krótkim "tak, dziękuję", po raz kolejny utwierdzając się w przeświadczeniu, że ten mężczyzna pamięta dosłownie wszystko. - Przepraszam, troszkę mi się spieszy. Potrzebuję formularza o zgodę na dostęp do Komnaty Wyższych Przemian.
        - Naturalnie - zgodził się archiwista, odchodząc na bok do swojego pedantycznie utrzymanego zbioru czystych pism. - Profesora Siga już nie ma na uniwersytecie, ale jego adiutanci powinni jeszcze gdzieś się kręcić, proszę spróbować u nich. I najlepiej zacząć od docent Sintry, bo ona również wkrótce wychodzi. Wczoraj trafiła do mnie kopia pani badań o kryształach Shaumanna, gratuluję wnikliwości.
        - Dziękuję, ale i tak została podważona - odpowiedziała Sanaya. Nie było to dla nikogo nic dziwnego, gdyż panna Tai odziedziczyła niechęć tutejszego ciała dydaktycznego do swojej skromnej osoby po Miguelu, więc jej prace negowało się z zasady.
        Archiwista podał alchemiczce potrzebny jej druk i zasugerował, by po dopełnieniu formalności zostawiła go na portierni przed laboratoriami, to on go sobie stamtąd odbierze, by nie musiała się wracać i od razu mogła zająć się badaniami. Sanaya bardzo wylewnie mu podziękowała, już jedną nogą będąc na zewnątrz. W biegu zaczęła uzupełniać wymagane rubryki, przeklinając pod nosem, jak ta biurokracja utrudnia jej życie.

        Dzięki wskazówkom głównego archiwisty Sanaya zdołała zebrać wszystkie potrzebne opinie i podpisy przed zachodem słońca. Zadowolona z siebie mogła w końcu pójść do laboratorium, by zająć się pracą. Pismo zostawiła, tak jak jej zasugerowano, na portierni, po czym weszła do pustej o tej porze dnia pracowni. Założyła fartuch i rękawice, chociaż na tym etapie nie były jej jeszcze potrzebne - musiała zacząć przygotowania od stworzenia Stymulantu Pherda-Magiano, znanego szerzej pod nazwą "Stymulantu Snów". Takich substancji z wiadomych przyczyn nie przetrzymywano w miejscach, gdzie mogli wejść nieodpowiedzialni studenci, dlatego każdorazowo gdy był potrzebny, trzeba go było transmutować od podstaw. Sanayi to nie przeszkadzało, od razu wzięła się do pracy. Zmieszała odczynniki i była w trakcie rysowania kręgu przemian, gdy do pracowni zajrzał woźny.
        - Pani Tai, ktoś pani szuka - powiedział. Alchemiczka była szczerze zaskoczona.
        - Kto? - upewniła się, na moment przerywając pracę.
        - Jakiś dzieciak, mówi, że ma dla pani wiadomość.
        - To niech wejdzie, jeszcze nie otworzyłam Komnaty - zapewniła Sanaya.
        Jak nietrudno się domyślić, rzeczonym dzieciakiem był posłaniec od Bartisha. Znalezienie panny Tai okazało się być znacznie łatwiejsze, gdy chłopak wiedział już, że to wytatuowana alchemiczka o fioletowych włosach - takie osoby rzucają się bądź co bądź w oczy. Przekazał on wiadomość od maga podszywającego się pod Kalisa i poszedł gdy tylko uzyskał potwierdzenie, że kobieta przyjdzie do karczmy, gdy tylko po sobie posprząta i że na pewno trafi sama na miejsce. Sanaya nie miała powodu, by nie wierzyć w słowa gońca, chociaż zaskoczył ją lokal, do którego miała się udać - pamiętała, że młody obrońca wraz ze swoją kompanią zatrzymał się w zgoła innym miejscu. Najwyraźniej jednak miał swoje powody, by prosić ją o spotkanie w innej karczmie. Z tym przekonaniem alchemiczka skończyła pracę nad Stymulantem i zamknęła go pod kluczem, nim wyszła z uniwersytetu. Żałowała, że nie mogła od razu skończyć eliksiru, który kołatał jej się w głowie, ale uznała, że skoro Kalis prosi ją o spotkanie, musi mieć ku temu ważny powód.

        Na miejsce Sanaya dotarła chwilę po zmierzchu. Przystanęła kilka kroków za progiem i rozejrzała się, szukając wzrokiem obrońcy. Nigdzie go nie dostrzegła, za to szybko wpadła jej w oko znajoma sylwetka maga. Intuicja od razu podpowiedziała jej, że Kalisa w karczmie na pewno nie ma, co jednak nie sprawiło, że obróciła się i wyszła. Skoro już tu dotarła, podeszła do Corva.
        - Co się stało? - zapytała nie zawracając sobie głowy witaniem się.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

         Corvo spokojne pił piwo z kufla. Mag musiał przyznać, że pomimo rozpadającego się budynku, obleśnego karczmarza i nieciekawej klienteli "Zdradziecki kufel" był świetnym miejscem. Było to zasługą wyśmienitego ciemnego.
         Gdy przyszła Sanaya, od razu spytała, o co chodziło. Corvo nie lubił takich pytań. Przecież fakt, że kłamał, był oczywisty, przynajmniej dla niego. Odłożył szkło na bok stołu i patrząc fioletowowłosej prosto oczy, odpowiedział:
         - Stało się tyle, że musiałem z tobą porozmawiać, a gdybym nie wspomniał o Kalisie, dużo mniej byś się spieszyła. - Zanim Sanaya zareagowała w jakikolwiek sposób, pociągnął swoją wypowiedź. - Ale spokojnie, wiem coś o nim i chyba chciałabyś wiedzieć tyle co ja.
         Corvo lekko spojrzał za siebie. Zobaczył tych samych podejrzanych typów, których obserwował od godziny. Ich ubiór, poziom higieny osobistej, a nawet zachowanie wskazywały na najbiedniejszych przedstawicieli mieszczaństwa. Jeden z nich nerwowo dotykał się w okolicy brzucha, prawdopodobnie miał tam schowany nóż. Tych dwóch od pewnego czasu przypatrywało się magowi.
         - Już mówię, co o Kalisie. Nie masz czym się przejmować. Znaczy, w sumie to masz, ale wszystko po kolei. - Corvo rozsiadł się na krześle. - Kiedy już się przeniosłaś poza jaskinię, udało nam się odnaleźć drogę do centrum jaskini. Poszliśmy tam i zaatakowaliśmy golema.
         Do stołu podeszła Maia, szesnastoletnia córka karczmarza, która pracowała u ojca jako kelnerka. Corvo nie mógł uwierzyć, że tak odpychająca osoba jak Bartish mogła spłodzić tak ładną dziewczynę.
         - Dwa razy to samo - powiedział, gdy kelnerka zabierała pusty kufel. Następnie obrócił się do Sanayi. - Nie wiem, czy lubisz ciemne piwo, ale koniecznie musisz spróbować to. Jest świetne.
         - No dobrze, zaatakowaliśmy golema - kontynuował opowieść. - Muszę przyznać, że młody Kalis doskonale wykonał swoją robotę. W życiu nie widziałem, żeby ktoś tak szybko psuł kamienną ścianę. Eh, miał chłopak potencjał. - Sanaya chciała coś wtrącić, ale Corvo nie przejmował się alchemiczką i kontynuował wypowiedź. - Weszliśmy do komnaty i spotkaliśmy maga, który tam mieszkał. Bardzo miły człowiek, chyba. No, w każdym razie, trochę poszperałem w jego laboratorium, potem pieczara zaczęła się walić. Doszło do dziwnego wybuchu, a potem Kalis zniknął. Niestety, żebym mógł zbadać okoliczności tego incydentu, musiałbym przeprowadzić trochę badań, a jaskinia niemal całkiem się zawaliła.
         Niemal natychmiast po zakończeniu zdania Corva, do maga i alchemiczki podeszło dwóch typów, którzy wcześniej wpatrywali się w człowieka w płaszczu. Corvo mógł przyjrzeć im się z bliska. Obydwaj mieli nadpalone koszule, trzęsły im się ręce, a po ich minie wywnioskował, że mieli bóle głowy. Mógł założyć, że to alkoholicy. Gdy byli na tyle blisko, że mógł ich powąchać, miał pewność co do ich nałogu.
         Corvo wstał, patrząc na zdezorientowaną Sanayę. Mimowolnym ruchem poprawił płaszcz i udał, że zmierzał do wyjścia. Nie wykonał nawet pięciu kroków.
        - Ej! Wybierasz się gdzieś? - spytał jeden z nich. Jego głos był tak zachrypnięty, że przypominał szept.
         - Skądże - odparł mag. - Po prostu to co chcę zrobić, wymaga sporo miejsca.
         - To co zrobisz, nie jest ważne. Ważne jest, że wyglądasz na kogoś, kto nie narzeka na brak monet. Bo widzisz, my narzekamy.
         - Ehh - zaczął mag. - A miałem pomysł na taką świetną ripostę. Musieliście wszystko popsuć?
         Zanim dwóch pijaków zdążyło połapać się w sytuacji, Corvo kopnął pierwszego z nich w podbrzusze. Zdziwiony biedak wywalił się na plecy. Drugi wyjął krótki, zardzewiały nóż i próbował dźgnąć maga. Na próżno. W Corvie odezwał się były pięściarz. Złapał rękę alkoholika, założył prostą dźwignię, a potem szybkim ruchem rozbroił człowieka. Gdy drugi z pijaków wstał, mag odepchnął pierwszego. Zablokował prawy sierpowy i wyprowadził proste uderzenie w osłabioną latami picia wątrobę. Typ spod ciemnej gwiazdy zgiął się z bólu, a Corvo miał czas na drugiego z nich. Uniknął dwa ciosy, złapał napastnika za szyję i podciął mu nogi prawą stopą. Biedak spadł na ziemię, a mag uderzył go obezwładniającym ciosem w szczękę. W tym czasie pierwszy zdążył opanować ból i złapał szyję maga w trójkątny chwyt. Corvo złapał za bark agresora i wywalił go przez swoje plecy. Gdy przeciwnik leżał, kilka szybkich ciosów sprawiło, że został znokautowany.
         Mag odszedł od dwóch leżących pijaków, którzy chcieli go okraść. Rozejrzał się po sali. Wszyscy wstali, część z podchmielonego towarzystwa miała chęć pobicia Corva w oczach. Człowiek zajmujący się magią musiał improwizować.
         - Kolejka dla każdego na mój koszt! - krzyknął.
         Nastrój wyraźnie się rozluźnił, klienci z groźnych przeciwników stali się dobrymi przyjaciółmi. Niektórzy nawet pogratulowali mu brawami.
         Mag usiadł przy stole i popatrzył na Sanayę, na jej twarzy malowało się wiele emocji. Corvo wyjął fajkę.
         - Nic nie mogę zrobić w sprawie Kalisa - zaczął mówić, odpalając. - Ale gdybyś chciała mi pomóc w rozwiązaniu pewnej alchemicznej zagadki dotyczącej rezydenta z jaskini, to załatwię ci te umówione grzyby i dołożę coś ekstra. W miarę możliwości, oczywiście. Wiesz, mogę załatwić różne naukowe lub magiczne bajery.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya coś przeczuwała, że obecność Corva zamiast Kalisa na miejscu spotkania nie wróży nic dobrego i mag szybko potwierdził, że miała rację. Na twarzy alchemiczki zaraz pojawiła się mieszanina szoku i niechęci, gdyż jej rozmówca miał rację jeszcze w jednej sprawie - gdyby to on poprosił ją o spotkanie, na pewno by się nie spieszyła, ba, może nawet by nie przyszła. Corvo nie wzbudził jej sympatii i niespecjalnie chciała przedłużać z nim znajomości, niemniej chciała dowiedzieć co się stało z obrońcą, dlatego została. Miała pewne przeczucie, które mówiło jej, że Kalisowi nic nie jest, ale i tak była zaniepokojona.
        Alchemiczka usiadła przy magu, swoją torbę odwieszając na oparcie krzesła. Z początku słuchała bez wtrącania się, chociaż widać było, jak zmienia się wyraz jej twarzy, raz jest spokojny, a raz wyrażający pewną nerwowość. Corvo kluczył i opowiadał bardzo chaotycznie jak na jej gust, mówił jedno zdanie, by po chwili samemu sobie zaprzeczyć. Sanaya już nie chciała wchodzić w dyskusje na temat zamówionego piwa, machnęła tylko z przyzwoleniem ręką, by mag jak najszybciej podjął przerwany wątek, chociaż gdyby zdecydowała się odpowiedzieć, powiedziałaby tylko coś w stylu "nie mam nic przeciwko" - alchemiczka nie była wybredna w kwestii alkoholu. W końcu Tai chciała delikatnie dać Corvo do zrozumienia, by się streszczał, nie zdołała jednak wbić się w jego słowotok. Skrzywiła lekko usta w wyrazie niezadowolenia. Najgorsze jednak było to, że gdy już przyszło do wyjaśnienia przyczyn zniknięcia młodego obrońcy, mag poświęcił temu zaledwie jedno zdanie.
        - Ale jak to... - zaczęła, chcąc drążyć temat, lecz i tym razem jej przerwano. Do stolika podeszło dwóch zawianych jegomości, obdartych i woniejących tanim, przetrawionym alkoholem. Alchemiczka od razu zrobiła się spięta, a gdy mag jak gdyby nigdy nic wstał i zaczął szykować się do wyjścia, spojrzała na niego zaskoczona. Co też on wyprawiał, czemu nagle chciał wyjść, tak bez słowa wyjaśnienia? Ona może nie zamierzała go zatrzymywać, ale najwyraźniej tamci dwaj byli bardziej zdeterminowani. Po krótkiej wymianie zdań doszło do bójki, Sanaya odruchowo odsunęła się razem z krzesłem. Szybko podkuliła nogi, gdy tuż przed nią zwalił się pierwszy z pijaków, którzy zaczepiali maga. Całe szczęście nie została w to w żaden sposób wmieszana, a Corvo poradził sobie z przeciwnikami prawie bez wysiłku. Alchemiczka poczuła w stosunku do niego pewien podziw - widać mag był z tych wszechstronnie uzdolnionych osób, szkoda tylko, że charakter miał raczej parszywy...
        Gdy Dean wrócił do stolika, Tai przysunęła się z powrotem i z brodą opartą na dłoni słuchała dalej. Po usłyszeniu oferty współpracy, przez pewien krótki moment milczała. W pierwszym odruchu chciała odmówić, ale z drugiej strony dlaczego? Corvo proponował jej na pierwszy rzut oka uczciwy układ, wymianę, na której by jej zależało, o ile byłaby w stanie spełnić swoją część umowy. W końcu Sanaya uznała, że w bilansie zysków i strat wyjdzie lekko na plus, jeśli się z nim zgodzi.
        - Dobrze, spróbuję - przyznała. - W tej jaskini nie szukałam jednak grzybów, tylko minerałów, kaolinów Shaumanna jeśli chodzi o ścisłość. I interesują mnie tylko świeże egzemplarze, by jeszcze miały stabilną strukturę.
        Sanaya zrobiła krótką pauzę - nie tłumaczyła magowi dlaczego ostatni warunek jest taki ważny, gdyż uznała, że powinien on wiedzieć o specyficznych właściwościach tych kryształów. A jeśli nie wiedział, to był właśnie moment, by o to zapytać. Tematu "czegoś ekstra" nie podejmowała, bo na razie nie wiedziała, czego Dean konkretniej od niej chce.
        - Co to za zagadka? - zapytała więc. Gdzieś z tyłu głowy cały czas nurtowała ją kwestia Kalisa, pomyślała, że powinna pójść do karczmy, gdzie zatrzymała się jego drużyna i zapytać, czy obrońca przypadkiem nie wrócił. Z lekkim zaskoczeniem zauważyła, że wcale nie czuje się winna tej sytuacji - prosiła, by wrócić, a on znał ryzyko i się go podjął, to była jego decyzja. Mimo wszystko byłaby spokojniejsza, gdyby wiedziała, co się z nim stało.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

         - To ja rozumiem! - Corvo klasnął w dłonie, niezmiernie się ciesząc. Był podekscytowany możliwością rozwiązania magicznej zagadki. - Ale to miejsce nie nadaje się do naszych celów. Chodź za mną.
         Mag wstał i, starannie omijając pijanych napastników, podszedł do szynkwasu. Oparł się o mebel i spojrzał na czyszczącego kufle Bartisha.
         - Daj mi klucz - rzekł do karczmarza.
         - Tylko nie zostaw bajzlu. Ostatnio sprzątałem po tobie przez dwa dni - odparł gospodarz.
         - I tak wiesz, że zostawię - powiedział Corvo. - A tu masz za mój rachunek. Piwo bierzemy na wynos. - Mag położył na blacie stos monet.
         Corvo i Sanaya przeszli obok kilku stołów, a potem zeszli schodami do piwnicy. Gdy przemieszczali się obok wielkich beczek z piwem i winem, mag puścił kufle z ciemnym trunkiem, a potem złapał je za pomocą magii. Wykonując krótki gest ręką, ustawił je w odległości kilku kroków od siebie.
         Gdy dotarli do ściany najniższej kondygnacji, Corvo włożył miedziany klucz w szparę między czerwonymi cegłami. Zamek wydał z siebie krótkie pyk, a potem mechanizm zaczął działać. Przez kilka sekund słyszeli działanie zębatek, potem w ścianie zaczął wytwarzać się otwór, za którym był ukryty pokój. Mag popatrzył na alchemiczkę.
         - Zapraszam - mruknął.
         Corvo, wprowadzając Sanayę do pokoju, przemilczał fakt, że była to jedna z kryjówek wywiadu Meotu. Według prawa i zasad tajności wprowadzenie kogokolwiek obcego do takiego schronienia było karane śmiercią. Jednak Corvo'a nie obchodziły zasady i był on z tego znany w wywiadzie. Pozwalał sobie na dużo, bo wiedział, że był potrzebny.
         Mag wszedł do środka za alchemiczką, a potem przesunął położoną na podłodze dźwignię. Mechanizm znowu zadziałał, po chwili zębatki zamknęły wyjście.
         W pokoju nastała ciemność. Corvo szybko rozjaśnił otoczenie za pomocą magicznych, święcących iskier, które rozstawił po całym pomieszczeniu. Kryjówka okazała się bogato urządzonym, jednopokojowym apartamentem. Na podłodze leżał brązowo-czerwony dywan, ściany były wypełnione półkami z książkami, na środku był stół, a obok niego barek. Kilka metrów dalej znajdowały się pracownie. Można było skorzystać z przyrządów alchemicznych, a także wielu narzędzi do pisania i rysowania. Na przeciwko miejsc roboczych znajdowały się trzy pojedyncze łóżka.
         - To nie jest do końca moje mieszkanie, więc spróbuj niczego nie zepsuć - powiedział do Sanayi.
         Corvo włożył fajkę do ust i wziął porządnego bucha. Gestem ustawił kufle po dwóch stronach stołu. Później usiadł na drewnianym krześle i zaczął grzebać w kieszeniach płaszcza. Najpierw położył na blacie cztery rulony, każdy był zamknięty pieczęcią. Mag bezceremonialnie złamał znak i rozłożył pergaminy. Znajdowały się na nich dokładne rysunki, opisy anatomiczne i spisy różnych zachowań przedstawicieli: ludzi, krasnoludów, leśnych elfów i eugon.
         Później na stole wylądowało pudło z odczynnikami alchemicznymi.
         - Muszę się dowiedzieć, co tworzył mag z jaskini - zaczął mówić do Sanayi. - Znalazłem u niego te schematy, a także składniki. - Otworzył pudło. - Sproszkowane złoto i srebro, smocze łuski, czarne róże, różanecznik, tkanki trupów, włosy i jakieś nasiona, których nie umiem rozpoznać.
         - Chcę żebyś spojrzała na to wszystko fachowym okiem alchemika - kontynuował. - Potrzebuję listę mikstur, wywarów, czy dekoktów, które da się z tego uwarzyć. Jeśli chcesz skorzystać z pracowni alchemicznej, albo zrobić notatki, to działaj śmiało. Ten pokój jest bardzo dobrze wyposażony.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Skoro już się zgodziła, Sanaya nie miała zamiaru się wycofywać - wstała od stołu i trzymając torbę w rękach poszła za magiem. Musiała przyznać, że sama była coraz bardziej zaintrygowała tym, co Corvo znalazł w jaskini i czego mogła dotyczyć jego "alchemiczna zagadka dotycząca rezydenta jaskini". Dopiero teraz alchemiczka zwróciła uwagę na to, jak mag mętnie mówił o tym człowieku - wcześniej była zbyt zaabsorbowana tematem Kalisa, by zawracać sobie głowę niedopowiedzeniami. Nie ciągnęła jednak Deana za rękaw i nie żądała wyjaśnień uznając, że na to przyjdzie jeszcze czas.
        Sanaya lawirowała za Corvem między stolikami i zawianymi bywalcami karczmy, którzy zresztą nie zwracali na nią specjalnej uwagi, bardziej zajęci mężczyzną, któremu towarzyszyła - jedni wylewnie chcieli podziękować za drinka, a inni szukali zaczepki z zupełnie irracjonalnych powodów. Wszystko całe szczęście ucichło, gdy alchemiczka i mag zeszli do piwnicy. Tai była trochę zaskoczona tym, gdzie też prowadził ją mag - spodziewała się raczej, że będą rozmawiać gdzieś na zapleczu albo w wynajętym pokoju, piwnica zaś była... dość nietypowym wyborem. Niemniej Sanaya nie miała oporów, by zejść do niej razem z Corvem, nie wyczuwała żadnego podstępu i żaden wewnętrzny głos nie krzyczał jej do ucha "zawracaj!". Gdy już dotarli do końca właściwej piwnicy i mag otworzył ukryte przejście, alchemiczce dosłownie opadła szczęka - to robiło wrażenie. Zaraz zamknęła usta i za sugestią Deana weszła do środka. Ciemność, która na moment zapadła, wywołała u niej dyskomfort podobny do klaustrofobii - była w zamkniętym pomieszczeniu głęboko pod ziemią, nie widziała nic co było wokół niej i wiedziała, że gdyby chciała wrócić tą samą drogą sama, nie dałaby rady otworzyć tamtego przejścia. Krępująca sytuacja całe szczęście szybko minęła, gdy Corvo rozświetlił pokój swoją magią.
        - Och... - wyrwało się Sanayi, gdy tylko jej oczy znowu przyzwyczaiły się do jasności i rozejrzała się po pokoju. W jej głosie słychać było mieszaninę uznania z odrobiną zaskoczenia. Wszak kto spodziewałby się tak przytulnej kryjówki w takim miejscu?
        Alchemiczka podeszła do maga i przez ramię zaglądała, co też wyciąga on na stół. Gdy zwrócił się bezpośrednio do niej, przesunęła się kawałek by łatwiej było na siebie wzajemnie patrzeć. Jej wzrok mimo wszystko biegał od Corva do rozłożonych na stole składników i schematów. Gdy zostało jej wyjaśnione, jakie jest jej zadanie, chwilę milczała, po czym odłożyła swoją torbę na stół i przysunęła bliżej siebie pudło ze składnikami, każdego z nich dotykała, jakby miało jej to pomóc w ich zapamiętaniu. Później podniosła wzrok na mężczyznę.
        - Jasne, da się zrobić - zapewniła, by wiedział, że dotarł do niej sens jego słów. - To trochę jednak potrwa... do rana, powiedzmy? Muszę przeprowadzić kilka analiz. Nic nie zepsuję, więc nie musisz ze mną siedzieć, jeśli masz coś innego na głowie.
        Sanaya od razu zabrała pudło z odczynnikami na blat w pracowni alchemicznej. Rozejrzała się czym dysponuje i musiała przyznać, że faktycznie było tu sporo dobrego sprzętu, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fakt, że stanowisko było niewielkie i pewnie nieprzeznaczone dla profesjonalistów, a raczej do tworzenia doraźnych substancji i odczynników przez osoby z jako-takim rozeznaniem w temacie. Jej jednak coś takiego w zupełności wystarczyło. Wzięła kartkę, pióro i od razu zaczęła pisać. Rozpisała jakie substancje ma i co o nich wie, w jej głowie już układy się pierwsze przemiany, jakie można stworzyć z tymi odczynnikami, musiała jednak wiedzieć o nich więcej, by udzielić precyzyjnej odpowiedzi.
        Na pierwszy ogień poszły nasiona. Sanaya założyła rękawiczki ochronne by nie zanieczyścić próbki i narysowała kilka prostych kręgów transmutacyjnych, które miały pomóc jej w rozpoznaniu rośliny, z której pochodziły ziarna i okoliczności, w jakich zostały zebrane. Nasiona podczas przemian zmieniały się w pył albo kurczyły się i zaczynały przypominać drobinki sadzy, a linie kręgów, w których leżały, delikatnie się jarzyły. Każdą obserwację alchemiczka zapisywała i podkreślała to, co uznała za ważne.
        - To nasiona morwy białej - oświadczyła w końcu. - Wyłuskane z owoców, które już spadły z drzewa i przeleżały zimę pod śniegiem.
        Dla Sanayi były to bardzo istotne informacje - morwa biała sama z siebie należała do neutralnego kręgu ziemi, lecz okoliczności zbioru jej nasion przesuwały jej właściwości w kierunku kręgu głębokiej ziemi, przez co stawały się one składnikami trucizn, halucynogenów i substancji silniej wpływających na metabolizm istot żywych.
        - Ten mag z jaskini nie był przypadkiem nekromantą? - Alchemiczka zadała pytanie w przestrzeń, jakby nie spodziewała się odpowiedzi. - Większość tych odczynników to kręgi negatywne, a ze schematami już na pierwszy rzut oka nie wróży to nic dobrego. Co się z nim stało? Zniknął jak Kalis?
        W głosie Sanayi nie było jadu, ostatnie słowa stanowiły jedynie przypuszczenie, może sugestię. Wbrew pozorom nie zatruwała już sobie myśli Obrońcą i nie obwiniała się za jego zniknięcie. Stało się.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

         Gdy Sanaya poszła badać składniki, Corvo rozsiadł się na krześle i oparł nogi na stole. Wyjął fajkę z kieszeni i oczyścił ją prostym zaklęciem. Ze swojej podręcznej torby wyjął dwie małe fiolki, postawił je na blacie. Pierwsza z nich zawierała specjalną mieszankę tytoniu oraz halucynogenną mieszankę ziół: sproszkowaną mandragorę, lulka czarnego i wilcze jagody. Wszystko odpowiednio osuszone i złączone magią tak, aby palenie nie powodowało natychmiastowej śmierci. Drugą fiolka zawierała Pluralia Trymum - bardzo drogi eliksir, Corvo znał tylko trzech alchemików, którzy potrafią go uwarzyć. Mikstura działała bardzo prosto, od razu neutralizowała działania wszystkich używek. Jednak był efekt uboczny - użytkownik dostawał następnego dnia okrutnego, bezlitosnego kaca.
        Mag położył na stole swoją Księgę Imienną i nabił fajkę halucynogenną mieszanką. Zapalił i zaciągnął się. Po wypuszczenie dużej chmury dymu otworzył swój wolumin na pierwszej pustej stronie, następnie wyrwał kilka kartek i położył je obok. Wyjął rysik i przygotował się do notowania. Zaciągnął się i pociągnął konkretny łyk ciemnego piwa.
        Zaczął notować. Wypisywał wszystko co znalazł, czego się domyślał. Stworzył nawet szkic pokoju mieszkalnego maga z jaskini. Przeanalizował w myślach wszystkie szczegóły. U maga była kobieta, dowodem na to była toaletka. Owa niewiasta lubiła porządek, wręcz pedantyczny, sam mag nie sprzątałby, był pod tym względem taki sam jak Corvo. Między tym dwojgiem doszło do kłótni, mieszkaniec jaskini zdenerwował się i rzucił czymś w gniewie w kosmetyki, Corvo był tego pewien, potrafił to rozpoznać ze stanu porozrzucania przedmiotów. Zaciągnął się.
         Zostawił możliwe powody kłótni na później. Przeszukiwał swoją Księgę pod kątem tytułów, które znalazł w bibliotece maga. Memento Mori to w dużym skrócie traktat opisujący kontakty nekromantów z rozumnymi ożywieńcami, oficjalnie zakazany przez większość państw. 50 twarzy śmierci to zbiór tabel, wykresów i danych na temat zgonów. Czytelnik może się dowiedzieć, jak długo ginie osoba duszona konopną liną, a jak długo trwa topienie.
         W końcu Sanaya spytała o los maga z jaskini. Stwierdziła także, że mógł być nekromantą. Corvo się zgodził, dowody były wystarczające.
        - Nie, nie zniknął jak Kalis. Pośrednio zamieniłem go w serię obiadów - powiedział bez zastanowienia i wrócił do analizy swoich danych.
         Po chwili zaczęła się halucynacja. Obok maga pojawił się jego dawny mistrz. Starszy z Corvów poprawił ubranie, odsunął krzesło i usiadł na nim, gapiąc się na swojego ucznia.
         - Rozwiązałbyś już tę zagadkę.
         - Przeszkadzasz.
         - Taka rola urojenia.
         Młodszy Corvo zastanawiał się. Dzięki wpływowi narkotyku był niemal odcięty od otoczenia, skupił się całkowicie nad sprawą jaskini. Brakowało mu jednego elementu, który się nie zgadzał. Wytworzenie tak potężnego systemu obronnego pieczary wymagało długiej pracy dobrze wyszkolonego maga. Człowiek z jaskini nie zabezpieczył się przed pomyłką i przez to skończył jako świnia. Błąd nowicjusza. Poza tym jaskinia cały czas była bezpieczna, przecież Sanaya chadzała tam po swoje grzyby.
         - Ta zagadka jest niesforna - zaczął mruczeć pod nosem. - Jak dziecko...
         Wtedy go olśniło.
         Corvo wstał, odsuwając krzesło. Szybkim ruchem złapał fiolkę z Pluralią i wypił całość. Efekt upojenia oraz halucynacji minął od razu. Mag zobaczył, że Sanaya oderwała się od pracy. Corvo, biorąc jedną z kartek i szybko wypisując listę, zabrał się do wytłumaczeń.
         - Zastanawiałem się, jak to możliwe, że ktoś, kto stworzył tak zaawansowany system obronny, dał się podejść w tak prosty sposób. Ja i Kalis musieliśmy się wysilać przy walce z golemem, potem było z górki. Jak to możliwe? Odpowiedź jest prosta, mag, który tam mieszkał, nie był twórcą bazy. Rezydent to debil, więc nie dałby rady ominąć zabezpieczeń. Musiał zostać tam wprowadzony. Wniosek, mag to osoba, która cieszy się sympatią gospodarza jaskini. Komu mógł ufać twórca jaskini? - Corvo zadał kolejne pytanie, ale w ogóle nie czekał na odpowiedź. - Bliskiej osobie, przyjacielowi, albo uczącemu się, mniej utalentowanemu synowi.
         - Może się okazać, że badając komnatę maga, niechcący naruszyłem stan jaskini - kontynuował. - Krótko mówiąc, wszystko się zawaliło. A, że w każdej chwili prawdziwy gospodarz może wrócić, sądzę, że nie będzie zadowolony ze stanu swojego domu.
         Corvo wziął do ręki swoją listę i przejrzał ją. "Cokolwiek co przyspieszy uszkodzenie kości, środek na kaca, coś na spowolnienie przepływu krwi, maść na oparzenia, płyn do mumifikacji (im więcej wlejesz spirytusu, tym lepiej)."
         Mag podał listę Sanayi.
         - Cokolwiek by się stało - zaczął mówić. - Nie wychodź z tego pokoju, będę niedługo. Kontynuuj pracę nad odczynnikami, które ci dałem, skup się na wszystkim co pomaga w nekromancji. W międzyczasie przygotuj wszystko, co wypisałem ci na liście.
         Corvo odsunął się od alchemiczki, zanim ta zdążyła jakkolwiek odpowiedzieć.
         - I jeszcze jedno. Zaufaj mi, wiem co robię - powiedział i przeteleportował się.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya przyjrzała się odczynnikom, które miała przed sobą - morwa była już opisana, wiedziała o niej wszystko, czego potrzebowała. Reszta odczynników teoretycznie została już zidentyfikowana przez maga, ale jednak alchemiczka musiała wiedzieć więcej - sięgnęła po tkanki pochodzące ze zwłok i długo się im przyglądała. Skórę rozpoznała od razu, to było akurat łatwe, druga została jednak pokrojona w cienkie plasterki, przez co Tai wahała się z czym ma do czynienia. "Wątroba", uznała w końcu, "Nie zaszkodzi jednak sprawdzić...".
        - Słucham? - parsknęła, gdy Corvo nazwał maga z jaskini serią obiadów. Zaraz jednak westchnęła i machnęła ręką. - Zresztą, nieważne.
        Sięgnęła po kolejną kartkę i narysowała krąg. Bardzo mały fragment tkanki zamoczyła w wodzie, po czym ułożyła go na środku rysunku i domknęła ostatni symbol. Skrawek napęczniał, zmienił barwę na różowawą, później zaś szarawą, a na koniec przemienił się w bezkształtną breję. Sanaya podczas tego wszystkiego liczyła w głowie mijające sekundy - rozkład nastąpił tak szybko, że mogła z całą pewnością stwierdzić, że była to wątroba wycięta z ciała młodej osoby, na dodatek stosunkowo świeża. Wszystko zapisała na kartce, żałując przy tym, że nie dysponuje metodą by stwierdzić, czy skóra i narząd należały do tej samej osoby.
        - Hm? - Alchemiczka usłyszała za sobą niewyraźny głos Corva, obróciła się w jego stronę. Szybko zdała sobie jednak sprawę, że mężczyzna mówi do siebie. Nie uznała tego za dziwny objaw - robiła tak połowa uczonych (nazywano to konsultacjami z kimś dorównującym im intelektem). Nie zamierzała mu przeszkadzać, sama miała zresztą co robić, więc wróciła do przerwanych badań. Sięgnęła po gałązkę różanecznika i zastanawiała się przez moment, z czego też mógł korzystać tamten mag z jaskini, gdyż były na niej zarówno liście jak i kwiaty. Chwilę gdybała, nim doszła do wniosku, że oba składniki w tym stanie należały do kręgów pozytywnych, choćby nie wiadomo co zrobiła - to wbrew pozorom wystarczyło, by mocno zawęzić krąg możliwych do stworzenia z nich mikstur. Teraz róża...
        Corvo za jej plecami zaczął nagle gwałtownie się poruszać - to sprawiło, że alchemiczka przerwała swoją pracę i spojrzała na niego pytająco. Mag pośpieszył jej zaraz z wyjaśnieniami, wyłuszczając kim mógł być rezydent jaskini i jak on sam doszedł do takich wniosków. Ciąg był logiczny, dlatego Sanaya nie zamierzała się kłócić - pytanie jednak, co dawała mu ta informacja? Oprócz tego, że teraz mógł się spodziewać niezapowiedzianej wizyty właściciela zniszczonej kryjówki, który pewnie zechce dopominać się o zadośćuczynienie.
        Alchemiczka spojrzała na listę mikstur wręczoną jej przez Corva. Większość nie stanowiła dla niej problemu, płyn na kaca miała nawet u siebie w pokoju, chociaż była go niewystarczająca ilość. Chwilę też zastanawiała się jak stworzyć pierwszą miksturę, uznała jednak, że z takim laboratorium może poeksperymentować - z pewnością spostrzeże się, gdy trafi na dobrą miksturę.
        - Tak, jasne... - odpowiedziała magowi, gdy ten w pośpiechu wyłuszczał jej ostatnie instrukcje. Więcej nie zdążyła powiedzieć, bo Dean już teleportował się na zewnątrz. Sanaya westchnęła.
        - Dziwny typek - uznała na głos, obracając się z powrotem w stronę stołu z odczynnikami. Chwilę dumała nad tym jak rozplanować sobie pracę i dość szybko uznała, że może działać na kilka frontów na raz, ale ma za mało miejsca. Pożałowała, że mag tak szybko opuścił swoją kryjówkę, przydałby jej się teraz... Ale co tam, jakoś sobie poradzi. Zdjęła rękawiczki i wyłamała palce, po czym podeszła do stołu jadalnianego. Wszystkie krzesła zabrała i ustawiła w równym rzędzie pod ścianą, po czym złapała za brzeg blatu i zaczęła ciągnąć go w stronę pracowni, później zaś zmieniła front i pchała go przed sobą. Byłoby jej o wiele łatwiej, gdyby nie dywan albo gdyby miała mężczyznę do pomocy, ale w końcu jakoś sobie poradziła i miała kolejny blat roboczy do dyspozycji, musiała go tylko oczyścić z zalegających na nim gratów i porządnie go umyć - kto wie, jakie niewidoczne plamy mogły znajdować się na tych deskach. Gdy to miała już za sobą, odetchnęła i napiła się piwa, które zamówił jej wcześniej mag. Nawet nie zwróciła uwagi na smak napoju, po prostu zależało jej na szybkim ugaszeniu pragnienia przed przejściem do konkretnej pracy.
        Niespełna kwadrans później Sanaya pracowała na trzy fronty: na przyciągniętym stole jadalnianym transmutowały dwie z potrzebnych Deanowi mikstur, a ona przy drugim blacie dalej analizowała przyniesione z jaskini odczynniki. Znalazła coś ciekawego: sproszkowane srebro zawierało niewielką domieszkę niklu, teraz musiała jednak ustalić jak dużo go było, gdyż mogła to być bardzo istotna informacja. Wśród świecących, syczących i dymiących odczynników i substancji zupełnie straciła poczucie czasu.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

         Kilka domów stało w płomieniach. Reszta dopiero się podpalała.
         Corvo początkowo nie patrzył na stan wieśniaków. Podkradł się do chlewu, gdzie zobaczył kwiczące świnie, które w ogóle nie przejmowały się sytuacją w wiosce. Wszystkie oprócz jednej.
         Mag w płoszczu podbiegł do uciekającego świniaka-maga i przytrzymał go. Przemieniony próbował uciekać, ale nic mu to nie dało. Corvo wyjął Księgę imienną i wyrwał kartkę. Za pomocą niewielkiego rysika napisał na papierze krótkie zdanie: "Ta świnia jest ważniejsza od nas wszystkich. Pilnuj jej, będzie próbowała uciec". Następnie wyjął z kieszeni rzemień i przywiązał nim stronę do szyi maga.
         - Przekaż moje pozdrowienia - powiedział, teleportując świniaka do Sanayi.
         Corvo przeszedł do jednego z niepodpalonych domów. Po cichu otworzył tyle drzwi i wszedł do środka. Magicznie wyciszając swoje kroki, podszedł do jedynego okna chaty, które znajdowała się po drugiej stronie domostwa. Mag oparł się o spróchniały parapet i zaczął analizować sytuację.
         Nie było kolorowo.
         Mieszkańcy wioski klęczeli na środku osady, okrążała ich drużyna składająca się z pięciu ożywieńców. Matki tuliły płaczące dzieci, starsi synowie próbowali udawać nieustraszonych, a ojcowie i dziadkowie wymawiali słowa otuchy w stronę swoich najbliższych. Corvo wypatrywał odpowiedzialnego za to wszystko maga, ale póki co był poza zasięgiem jego wzroku. Człowiek stwierdził, że nadeszła pora na działanie.
         Otworzył drzwi zdecydowanym kopnięciem i wymierzył z kuszy. Za pomocą magii ustawił odpowiedni tor bełtu, który wbił się w prawe oko pierwszego ożywieńca. Trup zaklekotał zębami, a potem padł twarzą w błoto, więcej się nie poruszył.
         Pozostały cztery żywe zwłoki. Dwóch elfów i tyle samo ludzi. Długouche truchła zaczęły celować do maga z łuków, pozostali wyjęli miecze i ruszyli na nieproszonego gościa. Corvo rzucił zaklęcie tarczy, a potem podbiegł do ludzkich zwłok. Ożywieńcy z wioski nie należeli do najpotężniejszych, ba, zręcznością przewyższyłby ich sparaliżowany dziadek. Mag rozbroił ich bez większego problemu, następnie odesłał stwory do grobu za pomocą kilku cięć jednego z zyskanych mieczy. Odrzucił stal, a potem zaatakował elfa, który stał po lewej.
         Łucznik posłał kolejną strzałę, która odbiła się od magicznej tarczy. Corvo złapał trupa w nelsona i stanął za nim. Pocisk posłany przez drugiego z ożywieńców, załatwił tego, którego trzymał mag. Ostatni z ożywionych stracił głowę w wyniku wybuchu. Dosłownie, Corvo zmienił ciśnienie wewnątrz jego twarzy.
         Gdy zagrożenie ze strony chodzących zwłok przestało być problemem, Corvo wyjął swój nóż i zaczął rozcinać więzy, które krępowały wieśniaków. Spieszył się, wiedział, że miał mało czasu.
         - Biegnijcie w stronę Menaos - zaczął mówić do miejscowej zielarki. Kobieta wydawała mu się najbardziej zdolna do myślenia spośród wszystkich rolników. - Tylko mury miasta obronią was przed tym magiem. Weź to - powiedział dając jej niewielki pakunek. "Kończą mi się magiczne zapasy" - pomyślał przez chwilę. - Rzuć tą paczką o ziemię, gdy tylko zobaczycie Menaos. Biegnijcie. Natychmiast!
         Chwilę po tym jak cała grupa wieśniaków opuściła granicę osady, Corvo wyjął części swojej laski, a następnie zaczął ją rozkładać. Przy okazji zmaterializował swojego psa. Woof zaszczekał dwa razy, a potem na rozkaz Corvo'a ukrył się za jednym z niepodpalonych domów.
         Nie minęły dwie minuty, a ze zgliszczy spalonych chat wyszedł prawdziwy gospodarz jaskini. Miał wysokie, ciemne buty, podróżne spodnie i płaszcz, który był niemal taki sam jak ten Corvo'a. Jedyną różnicą był kolor. Osoba odpowiedzialna za zniszczenie osady miała czerwone ubranie wierzchnie.
         A co najbardziej zdziwiło Corvo'a, mag z jaskini okazał się kobietą. Miała ładną, podłużną twarz, zielone oczy, długie blond włosy i czarną szminkę. Bardzo w typie maga, który uwolnił chłopów.
         - Domyślam się, że wiesz, gdzie jest mój syn - powiedziała, a zza jej pleców wyszedł ostatni z ożywieńców - przywrócona do życia eugona.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Sanaya ani na moment nie przerywała swojej pracy - tak było zawsze, gdy miała jakieś nowe zagadnienie go rozgryzienia, siedziała nad nim do skutku, zupełnie nie przejmując się mijającym czasem i innymi zobowiązaniami. Tymczasem składniki dostarczone jej przez maga stanowiły swego rodzaju wyzwanie, gdyż gruntownie sprawdzały jej wiedzę i umiejętności kombinowania, nad tym zdecydowanie warto było posiedzieć, chociażby po to, by się sprawdzić. Stoły już po chwili były zasłane stosami kartek ze schematami i rozpiskami, alchemiczka odrzucała na bok kolejne zużyte kręgi, a trzy miejsca, które przygotowała sobie do przemian, były nieustannie zajęte. Już praktycznie zakończyła rozpoznawanie wszystkich dostarczonych przez Deana substancji - każdą z nich skrupulatnie opisała na wspólnym opracowaniu, które miało jej pomóc przy tworzeniu końcowych obserwacji. Już teraz wiedziała, że lista wyników będzie bardzo długa i trochę żałowała przy tym, że nie ma dostępu do uniwersyteckiej biblioteki - może wtedy znalazłaby jeszcze kilka substancji możliwych do stworzenia z tej puli składników. W kryjówce było co prawda kilka opracowań, ale to nie było to, czego by potrzebowała - nikt o zdrowych zmysłach nie inwestuje w aż tak specjalistyczne opracowania "tak na zaś".
        Rumor za plecami sprawił, że alchemiczka podskoczyła w miejscu i krzyknęła - w ciszy, którą przerywało tylko pykanie gotujących się preparatów nawet najmniejszy stukot zabrzmiałby jak wystrzał. A tymczasem w pomieszczeniu ni stąd ni zowąd wylądowała świnia! Zwierzę, choć zdezorientowane, było bardzo żywotne i zaraz zaczęło truchtać po pokoju szukając chyba drogi ucieczki. Sanaya, gdy tylko otrząsnęła się z pierwszego szoku, podeszła do świni i spróbowała ją złapać. Wieprzek uciekł, kwicząc głośno.
        - Nic ci nie zrobię przecież! - zawołała za nim Tai, choć nie spodziewała się, że logiczna argumentacja uspokoi chociaż odrobinę prosiaka, który w najlepsze biegał i wciskał ryj w każdy kąt. Alchemiczka chodziła za nim i póki nic nie zepsuł, nie ingerowała. Nagle jednak dostrzegła kartkę przyczepioną do jego szyi, wtedy doskoczyła i szybko zabrała wiadomość, nim świniak znowu zakwiczał głośno i rzucił się do ucieczki, wpadając po kilku metrach cwału na ścianę.
        - Będzie próbował uciec - przeczytała na głos, po czym podniosła wzrok na świnię, która węszyła przy skomplikowanych drzwiach wejściowych do kryjówki. Zaśmiała się nerwowo. - No co ty nie powiesz?
        Sanaya głupia nie była - "seria obiadów", "świnia ważniejsza od nich", te pojedyncze zdania wystarczyły, by alchemiczka domyśliła się, że ma do czynienia z rezydentem jaskini. To sprawiło, że zdecydowała się potraktować prośbę maga na poważnie i faktycznie pilnować zwierzaka.
        - Nie próbuj, ja próbowałam i nic nie wskórałam, a w przeciwieństwie do ciebie mam przeciwstawny kciuk - odezwała się do prosiaka, który z uporem próbował się przecisnąć przez mikroskopijną szparę w drzwiach albo po prostu wygryźć sobie drogę do wolności. Alchemiczka oczywiście blefowała, bo sama nawet nie podeszła do wrót i nie kłopotała się by próbować je otworzyć (podejrzewała przy tym, że wystarczy pociągnąć dźwignię, którą Corvo wcześniej zamknął drzwi), świnia jednak na razie dała za wygraną. Dreptała po pomieszczeniu, łypiąc co raz podejrzliwie na alchemiczkę, jakby coś knuła. "Na Łuski Prasmoka, świnia knująca spisek, czy ja się przypadkiem nie nawdychałam czegoś w laboratorium?", pomyślała z przekąsem, po czym nagle jej twarz stężała w wyrazie bardzo podobnym do przerażenia. Obróciła się w stronę stołu, z góry jednak wiedziała, co tam zobaczy.
        - No i szlag mi trafił cały substrat - zirytowała się, wyjmując z kręgu zlewkę, w której bulgotała czarna maź. Płyn dostał za dużo energii i można powiedzieć, że zwyczajnie się przypalił, nie było to jednak ciasto, w którym czarne brzegi można odciąć i resztę jeszcze użyć, wszystko było do wyrzucenia, nie wyłączając szkła, w którym dokonywała się przemiana.
        Świniak przytruchtał do Sanayi, gdy ta była zajęta sprzątaniem, i trącił ją w nogę. Alchemiczka z początku próbowała go zignorować, lecz nie było to takie łatwe: prosiak nie dawał za wygraną i co chwilę ją zaczepiał, to uderzając ją czołem, to ciągnąc za nogawkę. W końcu Tai zirytowała się i przerwała pracę.
        - O co ci chodzi? - warknęła, wymachując ręką, w której trzymała butelkę ciemnego piwa od Corva. - Oboje jesteśmy tu zamknięci, daj mi spokój... A w sumie masz, napij się, co mi szkodzi, może humor ci się przynajmniej poprawi...
        Sanaya postawiła na ziemi płaskie naczynie laboratoryjne i wlała do niego swoje piwo, z którego wysączyła wcześniej ledwie kilka łyków. Świnia z początku powąchała alkohol i nim wzgardziła, później jednak pragnienie wywołane nieustanną gonitwą i próbami ucieczki zwyciężyło i prosiak zaczął chłeptać piwo z prawdziwym zapałem. Alchemiczka bez słowa obserwowała go kątem oka. Chyba znalazła sobie sposób, aby unieruchomić zwierzaka i móc wrócić do badań. Bez cienia skrupułów, gdy tylko naczynie zostało osuszone, Sanaya wlała do niego również resztę z kufla Corva. "Na miłość boską, właśnie próbuję upić do nieprzytomności przemienionego w świnię maga...", śmiała się z siebie w myślach.
Awatar użytkownika
Corvo
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Corvo »

        - To prawda. Wiem, gdzie jest twój syn - powiedział Corvo.
        - Zdradź mi tę tajemnicę - odparła magiczka.
        - Nie mogę, jest mi potrzebny.
        - To co teraz zrobimy? - spytała blondynka.
        - Wpadniemy do mnie? Moja willa ma świetny widok na panoramę miasta.
         Kobieta uśmiechnęła się szczerze, potem ucichła. Najwyraźniej przekazała jakiś niewerbalny sygnał, ponieważ ożywiona eugona zaczęła iść w stronę maga. Corvo nie ruszył się, a na jego twarzy był wymalowany spokój. Wpatrywał się w meduzę, ale tak naprawdę czytał aurę magiczki. Najsilniej odczuł magię, którą używała kobieta. Suchość w ustach, iskry, ciepło - dziedzina ognia. Poczucie straty, krzyki bólu w agonii - nekromancja. Jęki torturowanych, poczucie zagrożenia - magia zła. Później dowiedział się, że kobieta była zręcznym, raczej słabym i chętnym na zdobycie wiedzy człowiekiem.
         Gdy Corvo uznał, że eugona podeszła zbyt blisko, gwizdnął. Woof od razu zrozumiał przekaz i wyskoczył na ożywieńca. Meduza zdołała się uchylić i groźnie zasyczała na zwierzę.
         - Zostaliśmy sami - mruknął Corvo z uśmiechem. - Co teraz?
         Blondynka nie raczyła odpowiedzieć. Zamiast tego użyła języka elfów do wykreowania dużej kuli ognia, którą posłała w stronę maga. Człowiek odbił ją prostym zaklęciem.
         - Musisz się trochę bardziej postarać - powiedział, wciąż opierając się o laskę.
         Magiczka okazała się potężniejsza niż podejrzewał. Za pomocą trzech elfich słów stworzyła potężne zaklęcie dziedziny zła. Corvo poczuł koszmarny ból, który zaczął rozlewać się po całym jego ciele. Mag czuł się, jakby ktoś mu łamał wszystkie kości. Miał ochotę krzyczeć, ale nie mógł. Siła zaklęcie pozwalała mu tylko na cichy pisk.
         Albo gwizdnięcie.
         Woof usłyszał sygnał i momentalnie zmienił cel. Brytan rzucił się na mistrzynię magi zła. Jego atak w żaden sposób nie był potężny, ale blondynka straciła koncentrację, a Corvo zdołał się uwolnić spod wpływu zaklęcia. Mag wziął swoją laskę do ręki i użył dziedziny mocy, aby powalić kobietę na ziemię. Ponownie gwizdnął, pies znów zaatakował eugonę.
         Corvo wykonał szybko ruch rękami i wytworzył niewielką kulę wody. Posłał ją w stronę meduzy, w locie się zwiększała. Corvo skutecznie zalewał ożywieńca coraz potężniejszymi falami, a Woof wykorzystywał to do gryzienia stwora.
         Gdy blondynka wstała, mag przeniósł kulę wodę w stronę kobiety. Magiczka obroniła się od niechcenia, a następnie wysunęła przed siebie dłonie i wyczarowała potężny strumień ognia. Corvo w ostatniej chwili schował się za magiczną barierą. Osłona została przygotowana na szybko, więc była niedbała. Mag już po chwili poczuł tego skutki w postaci piekącego bólu rąk. Poparzenia. Po chwili smażenia Corvo zdołał wzmocnić barierę i przeteleportować się kilka metrów w bok. Od razu wyczarował zimną wodę, która znalazła się pod jego rękawami. Poczuł natychmiastową ulgę.
         Wtedy ugryzł go wąż. Kolejny raz. I następny.
         Mag zrozumiał dwa fakty. Po pierwsze Woof został zabity i zdematerializował się. Po drugie węże ożywionej eugony wciąż miały w sobie jad. Możliwe nawet, że jeszcze bardziej skuteczny.
         Toksyna skutecznie wpływała na organizm maga. Destrukcyjny efekt dopełniła meduza, która za pomocą swoich węży przytrzymywała jego kończyny. Bardzo mocno, Corvo czuł silny ból w prawej nodze.
         - Powtórzę pytania - powiedziała blondynka, podchodząc do unieszkodliwionego mężczyzny. - Gdzie jest mój syn?
         Corvo już miał przygotowaną ripostę, gdy zobaczył czerwony fajerwerk na niebie. To był znak - wieśniacy znaleźli się blisko Menaos. Czas na ewakuację. Corvo wyjątkowo prostym zaklęciem wyjął resztki sproszkowanego metalu, a następnie rzucił nim w blondynkę i eugonę. Zdziwiona meduza na chwilę puściła jedną z kończyn maga. Corvo wykorzystał ten fakt do wyczarowania niedużej fali wody. Wybuchnęło jasnym światłem. Gdy magiczna opanowała sytuację, rozejrzała się. Ale Corva już nie było.

         Mag nie miał siły na dokładne ustawienie teleportacji, więc dosłownie wleciał do ukrytego pokoju w gospodzie. Wpadł na stół i zaklął z bólu. Toksyna działała już bardzo silnie.
         - Mam poparzone oba przedramiona, uszkodzoną prawą nogę, prawdopodobnie w kostce, i jestem zatruty przez węże ożywionej eugony. Były trzy ugryzienia: lewe udo, klatka piersiowa i plecy - powiedział do Sanayi.
         Następnie stracił przytomność i padł na stół.
Awatar użytkownika
Sanaya
Urzeczywistniający Marzenia
Posty: 598
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Badacz
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Sanaya »

        Pijana świnia to dziwny widok. Sanaya z niepokojem patrzyła, jak po drugim piwie przemieniony w prosiaka mag pęta się po kryjówce Corva. Zwierzak zataczał się i szorował bokami po ścianach, czasami przewracał się i próbował turlać, śmiesznie wierzgając krótkimi nóżkami w powietrzu. Kwiczał też jakoś tak... inaczej. Alchemiczkę dopadły wątpliwości, czy aby nie zrobiła mu nieumyślnie krzywdy tym alkoholem, ale z drugiej strony na tym ryjku malowało się tyle szczęścia i błogości...
        Świniak zasnął niecały kwadrans później. Z głośnym łomotem zwalił się na bok prosto pod nogi alchemiczki, gdy ta akurat była zajęta niedawno podjętą pracą. Z dobroci serca Sanaya przerwała eksperyment i pochyliła się nad przemienionym magiem. Poklepała go po boku i pociągnęła za ucho - prosiak reagował, a to znaczyło, że jest tylko pijany i śpi, a nie umarł. Całe szczęście. Tai odetchnęła dramatycznie z ulgą, po czym wróciła do tworzenia swoich mikstur i sporządzania notatek. Była na tym etapie, gdy mogła już trochę uprzątnąć panujący na blatach chaos - przestudiowała już wszystkie przyniesione przez maga składniki, część zamówionych przez niego mikstur była gotowa, a reszta wymagała jeszcze chwili pracy. Sanaya poprzestawiała probówki, zlewki i kręgi transmutacyjne, ponownie mieszcząc wszystko na jednym stole, tego jadalnianego jednak nie przesuwała na miejsce - niech Corvo sobie go sam przestawi, ją już bolały ręce od poprzedniego targania ciężkiego mebla.

        Sanaya siedziała na krześle, stopy wspierając na miarowo pochrapującej świni. Na nogach trzymała jedną z książek z biblioteczki Corva - sporych rozmiarów atlas w gładkich drewnianych okładkach - która aktualnie pełniła rolę pulpitu. Alchemiczka miała na niej rozłożone kilka kartek, nad którymi głęboko myślała. Była na nich tak bardzo skupiona, że nagłe pojawienie się maga i rumor, który przy tym narobił, momentalnie poderwały ją na równe nogi, czemu towarzyszył zduszony krzyk. Sanaya mocno przytuliła do siebie atlas i kartki, jakby było to coś bardzo cennego, a gdy zorientowała się w końcu, co się stało, podeszła ostrożnie do maga. Jego bełkotliwa wyliczanka licznych ran i obrażeń brzmiała przerażająco, alchemiczka aż otworzyła szerzej usta z zaskoczenia i trwogi. Nie zdążyła powiedzieć ani jednego słowa, gdy mężczyzna stracił przytomność.
        - Corvo? - wezwała go mimo wszystko, potrząsając go za ramię. - O na Łuski Prasmoka...
        Sanaya odrzuciła atlas na krzesło i przekroczyła śpiącą snem sprawiedliwych świnię. Stojąc bliżej maga mogła potwierdzić większość wymienionych przez niego obrażeń. Poczuła, że ogarnia ją panika - od czego zacząć, co robić? Znała się trochę na medycynie, ale lekarzem nie była.
        - Weź się w garść, wariatko! - zganiła się w końcu na głos. "Jad, to najważniejsze, pozbyć się jadu", uznała. Zaraz wróciła do stołu laboratoryjnego, wyciągnęła spod niego apteczkę będącą typowym elementem wyposażenia takiej pracowni. Rozbebeszyła jej zawartość na podłodze i wzięła ze sobą kilka rzeczy na stół, gdzie leżał Corvo. Mag był dla niej stanowczo za ciężki, by mogła go gdziekolwiek przenosić, dlatego nawet nie próbowała tego robić. Pociągnęła go tylko wyżej na blat, aby stabilnie na nim leżał i mogła zająć się ranami. Podciągnęła mu kubrak pod samą brodę i spuściła spodnie do kostek, by móc dokładnie obejrzeć rany po ukąszeniach. Śpieszyła się, lecz ręce jej nie drżały. Założyła opaskę uciskową na nogę maga, pozostałe ukąszenia tylko przycisnęła opatrunkami - pamiętała, że ukąszeń nie należy rozcinać ani wysysać jadu, to ponoć tylko przyspieszało jego krążenie we krwi. "Eugona... Skąd ja mam wiedzieć, czym się leczy jad eugony? Jeszcze ożywionej?!", irytowała się w myślach. Przypomniało jej się jednak, że w bogato urządzonej biblioteczce w kryjówce znalazła jakąś książkę o medycynie, która mogłaby jej się nadać. Znalazła ją w mgnieniu oka, zaraz wróciła z nią do nieprzytomnego maga i by nie marnować czasu, kartkowała ją jedną ręką, a drugą w małych dawkach wlewała mu do gardła środek na spowolnienie akcji serca, który zresztą Dean wcześniej sam kazał jej przygotować. "Coś wiedział, czy po prostu łut szczęścia?", przemknęło jej przez myśl.
        - Jest! - ucieszyła się na głos. Znalazła podstawowe składniki na odtrutkę. Skoro miała go już w garści, podała nieprzytomnemu mężczyźnie jeszcze trochę mikstury spowalniającej przepływ krwi i zaraz wzięła się za sporządzania serum. Nie było ono skomplikowane, Sanaya jednak wolała dmuchać na zimne i do transmutowania go wykorzystała znacznie silniejszy krąg niż było to konieczne - dzięki temu eliksir dostała szybko i był on znacznie silniejszy. Alchemiczka wlała go w Corva pilnując, by nie uronić ani kropli, chociaż mag zakaszlał raz czy dwa razy przez sen. Gdy najgorsze zagrożenie minęło, Sanaya zabrała się za leczenie poparzonych rąk. Rany wyglądały wstrętnie, ale nie stanowiły zagrożenia życia, możliwe było nawet, że dało się je wyleczyć bez pozostawiania blizn. Tai i tym razem wykorzystała świeżo przygotowany specyfik alchemiczny - maść na oparzenia. Dokładnie i tak, by sprawiać mężczyźnie jak najmniej bólu, wtarła maść w oparzone ręce, po czym założyła suche opatrunki. Na koniec zostawiła nogę. Faktycznie, kostka była spuchnięta, Sanaya zdjęła Corvo but, by nie uciskać nabrzmiałej kostki. Nie znała się na składaniu kości, ograniczyła się więc tylko do zastosowania maści przeciwbólowej i łagodzącej obrzęk, po czym usztywniła kończynę. Gdy to wszystko było już zrobione, alchemiczka wyprostowała się i sprawdziła jeszcze czy mag nie ma gorączki, czy jego serce równo pracuje i jak oddycha. Wyglądał na wycieńczonego, był blady i spocony, ale jakby wracały mu kolory. Sanaya odetchnęła z ulgą, po czym prowizorycznie ubrała maga z powrotem i nakryła go kocem zabranym z jednego z łóżek stojących w pokoju. Co chwilę na niego zerkając przygotowała alchemiczny napar regenerujący, który zamierzała podać mu po przebudzeniu, a gdy i to było gotowe, po prostu usiadła na krześle obok stołu, na którym leżał mag i czekała, tępo wpatrując się w listę składników, nad którymi wcześniej pracowała.
        A świnia w tym czasie nawet nie otworzyła oczu.

        - Hej? Ej!
        Ktoś potrząsnął ramieniem Sanayi. Zmęczona alchemiczka nawet nie zauważyła, gdy zasnęła czuwając przy rannym Corvo. Nie usłyszała, jak ktoś otworzył wejście do kryjówki, a później do niej podszedł, była zbyt zmęczona i bardzo głęboko zasnęła. W momencie przebudzenia drgnęła nerwowo i zaraz się poderwała.
        - Ej, ej, spokojnie - odezwał się do niej karczmarz, który wcześniej dał Corvo klucz do tego miejsca. Minę miał nietęgą, ale nie denerwował się na alchemiczkę, jedynie co rusz nerwowo spoglądał na nadal nieprzytomnego Corvo.
        - To nie wygląda dobrze - mruknął. - Wiesz co, mała, idź lepiej do siebie, my się tu wszystkim zajmiemy. Ja wiem, że Dean próbował cię wciągnąć w tą swoją całą hecę, ale może lepiej, byś nie wiedziała za wiele. Idź się wyspać, ja się nim zajmę.
        Sanaya kilkakrotnie zamrugała i spojrzała ponownie na maga, którego wcześniej opatrywała. Przetarła oczy nasadami dłoni i ziewnęła, w ostatniej chwili zasłaniając usta dłonią.
        - Dobrze - mruknęła. - On ma poparzone dłonie, był otruty jadem eugony. A nie, czekaj: nieumarłej eugony...
        - Wiem to. Zmiataj, mała, zajmę się nim. I tą świnią też.
        Sanaya pokiwała głową. Pozbierała swoje rzeczy rozłożone na blacie alchemicznym i w kilku innych miejscach. Spojrzała z niepokojem na Corva i na prosiaka, który dalej spał tam, gdzie wcześniej padł pod wpływem wypitego piwa. Karczmarz ponaglił ją gestem, więc wyszła i udała się do siebie, chociaż cały czas martwiła się o ekscentrycznego maga, z którym miała współpracować. Po południu wróciła do lokalu, lecz ku jej zdziwieniu wszyscy ją zbywali - “nic mu nie jest, idź do siebie”, “to nie twoja sprawa”, “zajmij się swoimi problemami”. W końcu bardzo uprzejmie wyrzucili ją na zewnątrz. Następnego dnia i następnego było to samo, lecz tym razem jej rozmówcom coraz szybciej kończyła się cierpliwość nim zaczynali warczeć “wyjdź”. W końcu panna Tai zrozumiała, że niczego się nie dowie - najpierw Kalis, później Corvo, obaj zniknęli bez słowa i bez śladu i nawet nie wiedziała, czy jeszcze żyją.

Ciąg dalszy: Sanaya
Zablokowany

Wróć do „Menaos”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości