ArrantalisNowy ląd, nowe kłopoty

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Nowy ląd, nowe kłopoty

Post autor: Keira »

        Wędrówka Keiry zdawała się nie mieć końca. Nie była pewna, ile właściwie już idzie. Który to dzień? Czy raczej; noc? Srebrne oko Prasmoka zaczynało pokazywać swą piękną poświatę, a niebo ukazywało cudowną paletę kolorów w odcieniach czerwieni.
Anielica westchnęła. Głód rozrywał jej żołądek. Las, w którym się znalazła, wyglądał na pełen dzikich zwierząt. Przy najbliższej okazji postanowiła zapolować.
        Słysząc szelest w krzakach, drgnęła. Jej zmysły reagowały ostatnio na takie sytuacje bardzo wrażliwie. Ostatnio nie spotkała nikogo, z nikim nie mogła zamienić ani słowa. Powoli zaczynała ją nudzić ta bezsensowna wędrówka. Chociaż, nie była w sumie bezinteresowna. Dużo słyszała o pewnym mieście, leżącym na Oceanie Jadeitów. Nie do końca pamiętała, jakim cudem udało jej się tutaj znaleźć, ale grunt, że się powiodło. Nie miała żadnego planu. Jedyne, co chciała zrobić, to przetrwać.
Spojrzała w górę. Jej wzrok, skupiony na pewnym punkcie na niebie stał się dla niej rutyną. Chciała po prostu upewnić, że jej skrzydlaty przyjaciel ciągle jest w pobliżu. Uśmiech wkradł się na jej twarz, kiedy ujrzała kołującego na niebie kruka. Aż nabrała chęci, żeby do niego dołączyć.
        Rozwinęła skrzydła i jedyne, co zrobiła, to wzbiła się nie wyżej niż sięgała linia drzew. Nie chciała rzucać się w oczy.
- Kirk! - zawołała. Co prawda wiedziała, że jej głos mógł być ostrzeżeniem dla tutejszych zwierząt, mówiącym, iż ktoś jest w okolicy. Zignorowała jednak ten fakt, modląc się w duchu, żeby to tylko zwierzęta ją usłyszały...
W momencie, w którym kruk do niej podleciał, ponownie się uśmiechnęła.
- Leć i zbadaj teren – rzekła ciszej. Ptak natychmiast zniknął jej z oczu z zabójczą prędkością. Sama zaś zaczęła nisko lecieć, ukrywając się wśród liści. Zamierzała szybko oddalić się od miejsca, w którym uprzednie zachowała się dość głośno.
Po odleceniu na sporą odległość, wylądowała na ziemi. Ukryła skrzydła, używając swojego artefaktu. Usiadła pod jednym z drzew, z zamiarem odpoczynku. Oczekiwała również na powrót Kirka.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Esme leciała już jakiś czas, jednakże musiała sobie robić przerwy, by nie usnąć w locie. W pewnym momencie ujrzała morze, wróciła się na ląd i postanowiła zabawić u kogoś jakiś czas, nie miała pojęcia, tylko kto mógłby jej pomóc. Postawiła sobie dumny zamiar lecieć nad nieznanym morzem czy też oceanem. Jednakże czego się nie robi, by odnaleźć portal lub cokolwiek co przeniosłoby ją do jej własnego, znanego świata. Jednak nim znalazła dobrą dusze, błąkała się po miastach i nieraz brana za upadłego anioła została przeganiana lub niebianie próbowali ją dorwać. Nie miała nikogo a Ira tylko jej dogryzała. Pewnego dnia kryjąc się w lesie, nieopodal portu znalazła ją pewna kobieta. Nie znały się, ale przemienionej zdawało się, że widzi w niej coś znajomego. Szybko się okazało, że ta, co ją przyjęła pod dach na parę dni jest nemorianką i też pochodzi tak jakby z innego wymiaru jednakże nieco bliższego Alaranii. Zaproponowała Esmeraldzie by zmieniła to, czego ubraniem nawet nazwać się nie dało na śliczną szmaragdową sukienkę. Lecz ku zdziwieniu demonicy jej gość stwierdził, iż wolałaby proste spodnie i prostą koszulkę. Aisha, bo tak miała na imię owa osóbka, wygrzebała z szafy to, co chciała Esme, choć nie było w idealnym stanie.

Któregoś ranka czarnowłosa zbudziła się całkiem sama w domku, nie wiedziała, co się stało, postanowiła ruszyć w drogę, skoro już nabrała sił. Ruszyła w długą drogę. Długi lot nad wielką wodą był niesamowity, to z pewnością niezapomniane przeżycie. Ta niepewność czy znajdzie ląd i czy to wszystko nie na marne miała w sobie coś wyjątkowego. Szczęście jednak nie opuściło przemienionej, gdy opadała z sił udało jej się wypatrzeć statki, na których lądowała i odpoczywała w ukryciu.

Dziewczyna nawet nie wiedziała jak wiele dni upłynęło jej na podróży. Dlatego też, gdy została zbudzona głośną rozmową marynarzy o lądzie mocno się zdziwiła i szybko uniosła się w powietrze. Na jej twarzy zagościł uśmiech, gdy ujrzała wyspę. Machając z całych swych sił skrzydłami, leciała w jej stronę. Widziała z góry budynki i pałac na wzgórzu.

Wypatrzyła zielony teren, raczej pozbawiony wyraźnego zagospodarowania, dlatego też tam się skierowała. Wylądowała na trawie i przyjrzała się swoim stopom, brudne i bose. Zamyśliła się chwilę nad butami, z pewnością by się przydały. Tok jej myśli przerwał śmiech Iry i skrytykowanie Es za to o jak błahych rzeczach prawi w swej głowie.

- Przymknij się Ira, przynajmniej już mam jako takie ubranie i na szczęście nie sukienka!
- Babochłop…
- A mów co chcesz…

Przemieniona szła przez las i przyglądała się ciepłolubnym roślinom, w pewnym momencie ujrzała kobietę, siedziała pod drzewem. Esme do niej podeszła i nie odezwała się, postanowiła zaczekać na reakcję.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira nadal czekała na powrót Kirka. Westchnęła, gdyż jej towarzysz długo nie wracał. Już zaczynała się martwić, czy przypadkiem kruk nie wpadł w ręce jakiś Łowców. „Nie... nie może być... na pewno...” myślała. Szczerze wierzyła w towarzysza, który był bardzo sprytny. Nie dałby się tak łatwo złapać...
        Głód ponownie dał jej o sobie znać. Powieka anielicy drgnęła w wyrazie skrajnego zdenerwowania. Spojrzała w górę. Z nudów zaczęła liczyć liście drzewa, pod którym siedziała. Niespodziewanie usłyszała czyjeś kroki. Sekundę po tym ujrzała Kirka, kołującego nisko na niebie. Szybko się obejrzała, po czym dostrzegła zarys postaci. Momentalnie zerwała się na równe nogi. Dłonie splotła za plecami i niezauważalnie uformowała bicz wodny, gotowa zaatakować w każdej chwili. Jak na razie tylko czekała. „Zbliż się” pomyślała z krzywym uśmieszkiem, który powoli zagościł na jej twarzy. Nie zamierzała dać się wykiwać, ani zaskoczyć.
Przed nią pojawiła się kobieta. „Najemnik?” przeszło jej przez myśl. Ubiór postaci mocno przykuł jej uwagę, tak samo... czarne skrzydła.
„Upadła?!” rozszerzyła oczy. Nie spotkała nikogo, kto byłby podobny do niej. Od razu na myśl przyszła jej nadzieja, która jednak szybko została zniszczona. Czy możliwe, że Isolde również została upadłą anielicą? Mimo, iż minęło już dobre kilkadziesiąt lat, tęsknota za siostrą wypalała pustkę w jej wnętrzu. Tak bardzo pragnęła wierzyć, że ona jeszcze żyje...
        Keira skupiła się ponownie na nowo przybyłej kobiecie. Co ona tu mogła robić? Cóż... może anielica była ostatnią osobą, która o to powinna zapytać, ale ciekawość oczywiście brała górę. W ostatniej chwili zdążyła się opamiętać.
W momencie, w którym kobieta podeszła bliżej, Keira przeraziła się. Była przewrażliwiona na takie sytuacje, dlatego też, pod wpływem emocji, zaatakowała. Wodny bicz ruszył w kierunku postaci, co automatycznie odrzuciło ją kilka metrów w prawo.
- Kim jesteś?! - Donośny głos Keiry można było usłyszeć nawet z daleka, dziewczyna nie zamierzała zachowywać się w tej chwili cicho.
        Kirk zleciał niżej, siadając na ramieniu anielicy. Ten mały gest niby miał ją uspokoić, żeby nie zrobiła jakiegoś głupstwa...
Drobne kropelki wody ciągle lśniły w powietrzu, niedaleko czarnowłosej postaci. Keira uśmiechnęła się chytrze, po czym podeszła bliżej kobiety.
- Powtórzę pytanie – zaczęła. - Kim jesteś i dlaczego się do mnie zakradasz?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Wodny bicz odrzucił Esmeraldę do tyłu. Uderzyła ona w drzewo, nieźle grzmotnęła, jednakże wstała jakoś i rzuciła groźne spojrzenie upadłej. Początkowo zignorowała pytanie, to ona powinna dostać odpowiedzi, nie inni!

- Chcesz wojny? Będziesz ją mieć… - Rozłożyła szeroko skrzydła i wzniosła się w powietrze, tam czuła się pewniej, no i mogła robić uniki w praktycznie każdą stronę. Dodatkowo lubiła czuć wyższość na swoim wrogiem.

- A co cię obchodzi, kim jestem?! To ja się powinnam pytać, kim TY jesteś i po jaką cholerę mnie atakujesz?! – Przemieniona zdenerwowała się i użyła mocy, by stworzyć magiczny pocisk. Uderzył on anielicę, z taką samą siłą, jak wcześniej oberwało się Es. Niebieskooka się zaśmiała. Wylądowała na ziemi.

- Gratulacje, gratulacje, walka od tak dawna! Hah!
- Przymknij się Ira, jestem bardzo zajęta.
- Mogłabyś użyć mocy żywiołów… ah twój gniew to czyste delicje, więcej, więcej!
- Żywioły… No tak! Czemu wcześniej na to nie wpadłam?!
- Ponieważ ograniczyłaś je, bo tu działają tak…dziwnie jakoś.
- Możliwe, zobaczymy, co powie na ogień…
- Skoro włada magią wody…
- Błyskawica?
- Czemu nie.Ej, chwila, czy ja jakiś twój doradca?!

Przemieniona zaśmiała się w myślach. Tym razem ona zapanowała nad demonicą. Skupiła się, niebo stało się zachmurzone, zaczęło grzmieć i błyskać, po chwili dało się zaobserwować pioruny. Jeden z nich trzasnął tuż przy upadłej, niby tak, jak miało być, ale musiało coś pójść nie tak. Esme sama prawie oberwała.

- Patrz, gdzie celujesz, wariatko! – wystraszyła się demonica.
- Nie bądź tchórz, po prostu coś nie zadziałało, straciłam kontrolę. Swoją drogą, czy możesz żywić się swoimi własnymi negatywnymi emocjami?
- Serio? Poważnie? POWAŻNIE? Teraz cię ciekawi coś takiego? A życie?!
- Zapomniałaś już, że ja nie umrę? To… odpowiesz mi? – Przemieniona zdawała się istną oazą spokoju, mimo iż niebezpieczne pioruny trzaskały w ziemię ledwie drobny kawałek od niej.
- Nie jestem kanibalem… - obraziła się demonica i na jakiś czas zamilkła.

- Trzeba jakoś uspokoić tę burzę… - powiedziała Es do siebie tym razem na głos, próba poprawienia sytuacji nie przyniosła niestety oczekiwanych skutków. Zamiast oczekiwanego wyjścia słońca, tęczy i tej świeżości po deszczu, zerwał się strasznie silny wiatr. Zdołał nawet przewrócić dziewczynę, która go wywołała. Zabawnym faktem okazało się to, iż ta apokaliptyczna pogoda trwała tylko w określonym obszarze, tam dalej było spokojnie i ciepło, jak na owo miejsce przystało.

Esme usiłowała wstać i ruszyć w tamtą stronę, lecz nie zdołała zapanować nad skrzydłami, uniosło ją w powietrze wbrew jej woli, to samo stało się z Keirą. Uformowała się swego rodzaju trąba powietrzna. Przemieniona przysięgała w swych myślach, że już nie użyje z tak błahego powodu mocy strażników. Zaczęła się bać, zapomniała o tym, iż prawdopodobnie będzie żyć tak czy siak, poddała się emocjom.

- STOOOP! – krzyknęła, nie wierząc wprawdzie, że to coś da. I znów inaczej niż się spodziewała; poskutkowało. Momentalnie zapanował spokój. Obie dziewczyny zawisły przez parę sekund w powietrzu, po czym zaczęły spadać. Przemieniona wylądowała na koronie jednego z drzew. Pewien zbieg okoliczności sprawił, że w tym samym miejscu również znalazła się ta, co chciała ją zaatakować z początku.
Czarnowłosa doczołgała się do niej jakoś, uważając, by nie spaść. Sprawdziła, czy jest przytomna, lekko szturchając ja w ramię.

- No to teraz czekam, ciekawe, jakim ty jesteś stworem… Widziałam wampira, elfy, driady… Ciekawe, bardzo ciekaw... – Zanim zdążyła dokończyć zdanie, gałąź chrupnęła głośno, po czym złamała się i dziewczyny zaliczyły kolejny upadek. Co prawda z pewnością nabawiły się zadrapań i siniaków, ale raczej nic poważniejszego.

- Aua… - powiedziała Es ze skrzywioną miną, spoglądając na zakrwawioną rękę, nieźle sobie zdarła skórę. Z oburzeniem otarła krew. Dłoń, którą to zrobiła, wytarła zaś o trawę.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Odrzucona kilka metrów dalej przez dziwną siłę Keira mocno się wkurzyła. Prychnęła, widząc jak czarnowłosa wzlatuje. Kobieta uśmiechała się, co tylko bardziej zszargało nerwy anielicy. Westchnęła, po czym chwiejnym krokiem stanęła na równe nogi i przyjrzała się latającej na niebie postaci.
Niestety, Keira została zmuszona do przerwania obserwacji, gdyż obok niej padła błyskawica. Anielica uskoczyła w bok i przeturlała się kilka metrów, byleby znaleźć się jak najdalej od zasięgu wzroku czarnowłosej. Ukryła się pod drzewem. Również mogłaby wzlecieć w powietrze, wtedy miałaby choć trochę przewagi...
        Nie. Nie mogła ujawnić swoich skrzydeł. Przynajmniej nie teraz. „W ostateczności...” Tak, to chyba będzie dobry wybór...
Pioruny ciągle trzaskały, co dawało jej małe pole do manewrów. Mogłaby użyć mocy, lecz co by to dało?
Rozmyślania Keiry zostały jednak przerwane, gdyż potężny wicher oderwał ją od ziemi. Zaskoczona spróbowała się chwycić jednej z gałęzi wystającej z drzewa, lecz nie dosięgła. Porwana przez silny wiatr nie mogła nic zrobić. W powietrzu zastanawiała się, czy nie rozwinąć skrzydeł, ale szybko skarciła się w myślach za ten pomysł. Przecież to byłoby istne samobójstwo!
- Zatrzymaj to! - krzyknęła w stronę czarnowłosej, choć wiadomo; ta jej nawet nie mogła usłyszeć.

        Niespodziewanie wichura ustała, a Keira zaczęła odliczać sekundy. „To jest ta ostateczność, prawda?!” Lecz nim zdążyła cokolwiek zrobić – spadła w dół, pchana przez okrutną siłę przyciągania. Zdusiła cichy pisk. Na, chyba szczęście, liście i gałęzie zamortyzowały upadek, a anielica wylądowała na jednej z gałęzi. Wówczas nieznajoma szturchnęła ją w ramię. Keira posłała jej zmęczone spojrzenie, które mogłoby zostać różnie odebrane, po czym odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy.
- Mnie bardziej ciekawi ta... - Chrupnięcie. Anielica przez chwilę zamknęła się, oczekując scenariusza, który przewidział już jej umysł. Zacisnęła powieki, modląc się o... o cokolwiek.
        Ten upadek był gorszy niż poprzedni. Tym razem nic go nie zamortyzowało, a Keira mocno uderzyła o ziemię. Jęknęła, kiedy tylko poczuła paskudny ból w dolnej części kręgosłupa...
- Co to było? - zapytała spokojnie, mierząc wzrokiem czarnowłosą. Nagle ujrzała ranę ciętą na jej nadgarstku. Anielica uśmiechnęła się chytrze, wstała i podeszła do dziewczyny.
- Rana może się pogorszyć – rzekła. - Uleczę ci ją, w zamian za opowiedzenie mi o tej dziwnej, destrukcyjnej energii... - wymamrotała. To, co wydarzyło się wcześniej, było naprawdę tajemnicze i naprawdę ciekawiło upadłą.
- Keira. Tak mnie zwą. - Uśmiechnęła się, przykładając dłoń do piersi, po czym z dumą rozprostowała skrzydła. Zaraz...
        Obejrzała się za siebie i ujrzała czarne, niczym heban, pióra. Zbladła nagle. Spojrzała w kierunku gałęzi, która jeszcze przed chwilą utrzymywała ją i nieznajomą. „Bransoletka!” krzyknęła w myślach. Odpięła się podczas upadku na ziemię.
- Szlag!
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Co to było? Wiesz, według mnie któraś z nas jest za gruba, skoro gałąź pękła – powiedziała z lekką złośliwością w głosie.
W tym momencie Es zerwała kawałek nogawki i zawinęła ranną rękę. Zrobiła to ze znudzoną miną, jakby to było stale powtarzającą się czynnością. Gdy usłyszała propozycję upadłej, na chwilę się zamyśliła. Sama mogłaby się uleczyć, ale po tym, co się działo przed chwilą, nie miała na to zbytnio sił.

- Tajemniczej energii. – Przemieniona się uśmiechnęła, to określenie jej się spodobało. – Ja nazywam się Esmeralda… - W tym momencie dziewczyna ujrzała, że jej rozmówczyni posiada takie same skrzydła jak ona sama.

- AHA! Jesteś upadłym aniołem! Istotą, za którą te białoskrzydłe ciągle mnie biorą… - Westchnęła.

- Niebywałe, to teraz będziesz szukać białoskrzydłych i krzyczeć; to ona jest tą upadłą?
- Ira, nie wymyślaj takiego byle czego, to nawet śmieszne nie było. Lepiej powiedz, czy mogę jej powiedzieć o…
- Naszym wymiarze?
- Ta…
- Czemu nie? Raczej się tam zbyt łatwo nie dostanie… Nawet jeśli jej się uda, to znaczy, że nam też, więc tak czy siak będzie dobrze i... głodna…
- Dopiero co zajadałaś mój gniew…
- Ah, no wiesz… no to… warto na zapas jeść?
- Żarłok. Gdybyś miała własne ciało, byłabyś grubasem.
- No wiesz?! Obrażam się! To przekroczyło wszelkie granice! I NIE! NIE BĘDĘ JEŚĆ SWOJEGO GNIEWU!

Przemieniona zaśmiała się z tego zdania w myślach. Poprawił jej się humor i dobrze wiedziała, że demonica po jakimś czasie już o tym zapomni i będzie, jak gdyby nigdy nic.

- Dobra, wracając do rzeczy. Mogę przyjąć twoją pomoc i opowiedzieć ci o tym. Jest to bardzo długa historia, co zaczęła się… w całkowicie innym świecie…

- A JA TO PIES?! JESTEM IRA! – Ukazał się cień o ludzkiej sylwetce za plecami przemienionej. Akurat te słowa Keira mogła usłyszeć, demonica nie musiała posługiwać się jedynie telepatią.

- Tak. To, co widzisz i słyszysz to demon, z którym zmuszona jestem dzielić... myśli i czasem ciało. Natomiast nim zacznę swą historię, może ty mi coś zdradzisz? O sobie i tym świecie. Jest on dla mnie zagadką. Spotkałam tu nawet ciemnoskórą, dziwną istotę zachowującą się jakby była bóstwem. No i anioły, ty jesteś pierwszą upadłą, jaką widzę. Teraz wszystko jasne, dlaczego ci z nieba chcą mnie zgładzić, niemal takie same skrzydła… – rozgadała się Es.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira spojrzała w niebo, które przysłaniały drzewa. Dostrzegając kołującego Kirka, uspokoiła się. Zamachała skrzydłami, po czym podleciała do wiszącej gałęzi, na której zaczepiła się jej bransoletka. Wzięła ozdóbkę, zakładając ją sobie na ramię, gdzie jej miejsce. Nie ukryła jednak skrzydeł z powrotem, gdyż było to już bezsensowne. Esmeralda, bo tak przedstawiła się tajemnicza skrzydlata czarnowłosa, wydawała się raczej zadowolona z możliwości ujrzenia do jakiej rasy należy Keira.
- Gratuluję odkrycia...- wymamrotała upadła cicho, z lekką nutką znudzenia.
Zleciała z powrotem na ziemię, przy czym wylądowała z głośnym podmuchem wiatru i zamachała skrzydłami tuż przed Esmeraldą, prezentując ich siłę. Cały czas z trudem powstrzymywała się, żeby na jej twarzy nie pojawił się wyraz dumy. Kochała swoje skrzydła, lecz teraz musiała je ukrywać, przez ich kolor...
        - Białoskrzydłe? - zapytała, krzywiąc minę. - Biorą cię za upadłą? To nie jesteś nią? - Nie ukrywała zdziwienia. Po skrzydłach dziewczyny szybko wywnioskowała, że jest tej samej rasy. „W takim razie czym jest?” dodała w myślach. Przyjrzała się dokładnie czarnowłosej, lustrując ją wzrokiem. Ewidentnie wyglądała na upadłą... Keira westchnęła. Zamachała po raz kolejny skrzydłami, przy czym okazała swoje zainteresowanie kolejnymi słowami Esmeraldy, która zaczęła jej odpowiadać na wcześniej zadane pytanie.
        Drgnęła i rozprostowała skrzydła, widząc dziwny cień za plecami dziewczyny. Nawet Kirk zareagował i zleciał niżej, lądując na ziemi. Skakał wokół obu postaci, Esmeraldy i cienia, okazując swoje zaniepokojenie. Coraz to prostował swoją sylwetkę i krakał. Anielica uśmiechnęła się ukradkiem, gdyż jej towarzysz bardzo ją przy tym rozbawił. Wyglądał uroczo, próbując bronić swoją właścicielkę. Keira ledwo powstrzymała śmiech, który ciągle nasilał się wraz z kolejnymi podskokami kruka.
- Ira, tak? - powiedziała, szczerząc ząbki. Jednak po chwili ten wyraz twarzy zamienił się w swoją zupełną odwrotność. Do dziś anielica pamiętała, jak obudziła się w kałuży krwi z czarnymi skrzydłami, przy czym przed oczami stawały jej urywane wspomnienia; czyny, które nieświadomie wykonała. Nie wiedzieć czemu, lecz ów cień za plecami Esmeraldy właśnie jej o tym przypomniało. A dlaczego skojarzyła te dwie rzeczy? Nie była pewna...
- Demon? Zdradzisz mi może jednak, czym jesteś, jeśli nie upadłym aniołem? - Zmierzyła cień wzrokiem, spoglądając również na Esme.
        Wówczas kruk, który krakał ostrzegawczo, wzleciał i usadowił się na ramieniu Keiry. Uśmiechnęła się do towarzysza, po czym dwoma palcami delikatnie pogładziła jego grzbiet w uspokajającym geście.
- Kirk. - Wskazała ruchem głowy ptaka. - Wabi się Kirk. - Uśmiechnęła się lekko. Tym razem nie powstrzymała śmiechu, gdy kruk na jej ramieniu wyprostował pierś w dumnym geście. Szybko się jednak opamiętała, wracając do wcześniejszego; chłodnego wyglądu.
- O sobie i tym świecie? - upewniła się w słowach Esmeraldy. - Cóż... ludzie i nieludzie są różni. Anioły niby pilnują porządku. Raczej – podkreśliła. - Ale co ja mogę o nim ci opowiedzieć? Jesteś z innego wymiaru, tak? Heh... - Usiadła na ziemi, zastanawiając się. Tłumaczenie i przekazywanie czegokolwiek było dla niej dosyć niekomfortowe.
        - Czekaj, czekaj, jak to; anioły chcą cię zgładzić? - zmieniła temat, który zainteresował ją nieco bardziej. - Dobra, może lepiej powiedz mi, co chcesz wiedzieć o tym świecie, tak będzie najłatwiej... - powiedziała. Wówczas Kirk usiadł na ziemi obok anielicy i obserwował wszystko.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

"Szczyt głupoty" pomyślał sobie Leanor, stojąc przy prawej burcie statku, którym przyszło mu płynąć. Zamiast ruszyć na jakąś przyjemną podróż w las, gdzieś w okolice rodzinnej wioski w Efne, on postanowił wybrać się taki kawał drogi na południowy zachód, po czym wejść na tą łajbę, by "przeżyć przygodę życia". Ile jeszcze będzie płynął?
Dokładnie w tym momencie usłyszał krzyk kapitana. "Arrantalis na horyzoncie, koniec wycieczki".
W końcu.
Nie wiedział, ile czasu minęło od rozpoczęcia "przygody". Kilka dni... A może tygodni? A niby tylko szczęśliwi czasu nie mierzą. Przygotował swój ekwipunek, gotów do opuszczenia statku. Nie ukrywał podekscytowania - nie słyszał wcześniej o tej wyspie, być może tu przeżyje przygodę swojego życia?
- Nie łudź się - Apollo spojrzał na niego ze znudzoną miną. Zniósł podróż znacznie gorzej niż lisołak.
- No już dziubasku, nie irytuj się... Zaraz będziemy na lądzie, polecisz coś sobie upolo...
- Tylko nie dziubasku! - zaskrzeczał mu paskudnie do ucha, po czym wyrwał mu z szyi malutką kępkę sierści.

Kiedy słońce chyliło się ku zachodowi, Leanor ze swoim ptasim towarzyszem opuścił statek. Nie miał zamiaru pozostawać w porcie dłużej niż musiał. Ruszył w las. Apollo poleciał, wyprzedzając go o dobre kilkaset sążni w poszukiwaniu jakichś zjadliwych stworzonek. W tym czasie lisołak przejrzał swój ekwipunek. Świecił pustkami. Zostało mu parę miedzianych kruków, niewielki kilof, który rozmiarami przypominał młotek ciesielski, pustą buteleczkę po eliksirze i prawie pusty bukłak z wodą. Na domiar złego zaburczało mu w brzuchu. Postanowił sobie, że kiedy tylko znajdzie odpowiednie miejsce do odpoczynku, rozpali tam ognisko, upoluje jakieś małe zwierzątko, żeby zaspokoić chociaż największy głód i zdrzemnie się. No i tak by się stało, gdyby nie usłyszał huku w głębi lasu. Stał się znacznie bardziej uważny, idąc powoli w stronę, z której dobiegał hałas. Zanim jednak znalazł się na miejscu, dziwne dźwięki ucichły, a jego wprawne ucho usłyszało rozmowę. Wiedział, że jeśli którakolwiek z istot ma dobry słuch, węch czy wzrok, wyczuje go, usłyszy lub wypatrzy i nie będzie zbyt przyjaźnie nastawiona.

Zrobił więc rzecz jednocześnie bezmyślną, ryzykowną i głupią. Ta mieszanka wybuchowa o jakże elficko brzmiącym imieniu zaczęła podążać ścieżką, całkiem na widoku, w stronę dwóch istot których język był całkiem znajomy. Był jednak bardzo uważny w swojej głupocie i w każdej chwili gotów do wyciągnięcia miecza i stanięcia do walki. W głębi duszy liczył jednak, że obejdzie się bez walki, a jego pseudopsychologiczne podejście uratuje mu skórę.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Tak, białoskrzydłe. Oczywiście, że nie, czy ja ci wyglądam na kogoś, kto mógł być dawniej aniołkiem służącym dobru?! – zirytowała się Esme, nerwowo zamachnęła swymi skrzydłami.

Nagłe odezwanie się Iry najwyraźniej zaniepokoiło ptaka, będącego zapewne towarzyszem upadłej. Zresztą, kto by się nie wystraszył gadającego cienia, czy też wrzeszczącego? Kruk skakał wokół przemienionej co jej, w przeciwieństwie do upadłej, nie bawiło.

- Rety… - cicho westchnęła czarnowłosa.

Ira, widząc uśmiech na twarzy Keiry, skrzywiła się, ale gdy poczuła negatywne emocje dziewczyny, od razu się rozweseliła i nimi pożywiła. Gdy tylko zaspokoiła choć trochę swój głód, nie oddalając się zbyt od Es, pojawiła się tuż obok upadłej i szepnęła jej na ucho, iż bardzo jej to smakowało.

- Tak, ona jest demonem, natomiast ja… ja jestem strażniczką, obecnie wszystkich siedmiu żywiołów… - Spojrzała na teraz na Kirka, głaskanego przez anielice. – Ciekawe imię, kojarzy mi się z krakaniem.
- Może nie jest aż tak irytujący – zamyśliła się Es, spoglądając na pierzaste stworzenie.

Gdy przemieniona chciała się od niej coś dowiedzieć na temat tego świata, ta zmieniła tor rozmowy. Dziewczyna nie przejęła się tym zbytnio, prędzej czy później i tak się jakoś tu wpasuje, jeśli nie uda jej się wrócić, lub jeśli to będzie jedyną możliwością powrotu, czyli poznanie tutejszej magii i odpowiednie jej wykorzystanie.

- No z tego, co wiem, biorą mnie za upadłą. I co najbardziej hmm… Prawa rządzące tutejszą magią, jak wiele osób jest w jej posiadaniu i czy istnieje jakiś sposób, by przenieść się do innego wymiaru… Wiesz, nie chce tu utknąć na wieki…
Wtem niespodziewanie przemieniona ujrzała zbliżającą się postać. Wyglądała całkiem ludzko, lecz miała futro o dziwo. Ira przejęła kontrolę nad ciałem dziewczyny, korzystając z obniżenia jej czujności i zmusiła ją, by podleciała do zmiennokształtnego.

- Ira przestań! Co ty wyprawiasz?! Stop!
- Tym razem wykrzyknięcie słowa „stop” ci nie pomoże, jestem ciekawa jego emocji, chce je znać, jestem głodna, tak bardzo głodna…
- Nie obchodzi mnie to, przystopuj! – Czarnowłosa usiłowała odzyskać kontrolę nad sobą. Nie zdążyła tego jednak zrobić szybciej, co skutkowało tym, że nie z własnej woli uderzyła tę istotę podobną do lisa w twarz. Na szczęście po chwili zapanowała nad demonem.

- Ugh… Nie miałam zamiaru cię uderzyć… - próbowała się jakoś usprawiedliwić, ale to miało średni sens, w każdej chwili mogła dostać zapłatę za to.
- Ty zbierasz baty, a ja się najem! Haha! To za nazwanie mnie grubą… w przypuszczeniu, jeśli miałabym własną materialną postać…
- Zabiję cię kiedyś, nie wiem jak, ale to zrobię… Normalnie ręce opadają... - skrzywiła się przemieniona, zagryzając wargi ze złości.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira drgnęła, gdy tylko tajemniczy cień znalazł się tuż obok. Smaczne? Co to miało oznaczać? Anielica rozprostowała skrzydła i odleciała kawałek do tyłu. Kirk wówczas krakał ostrzegawczo w stronę ciemnej postaci. „Co to..?” pomyślała Keira. Na razie jednak postanowiła się nie wtrącać.
- Żaden upadły anioł nie wygląda jak ucieleśnienie wszelkiego dobra – odparła cicho, machając skrzydłami. - Strażniczką żywiołów? Ciekawie... nawet bardzo.
Kirk, który przez wcześniejszy występek Iry nie oddalał się od anielicy, przechylił łeb na bok, spoglądając na właścicielkę. Po chwili jednak wzleciał w przestworza.
- Jak go spotkałam, nie dawał mi spokoju tym swoim krakaniem. Stąd się wzięło jego imię – rzekła w odpowiedzi, po czym uśmiechnęła się delikatnie.
        - Prawa rządzące tutejszą magią... oj, dużo tego jest. Przynajmniej do wytłumaczenia. Może zacznę od tego, że liczba osób posługująca się czarami jest wielka. Przykładowo, niemal każdy anioł potrafi uzdrawiać za pomocą magii życia. A co do przemieszczania się pomiędzy światami; istnieją portale. Albo jakiś wielki czarodziej może ci w tym dopomóc, albo sama taki znajdziesz... chyba – podkreśliła ostatnie słowo. Była prawie pewna swoich informacji, jakie przekazała Esmeraldzie, ale również mogła się mylić... Od czasu upadku nie interesowała się sprawami magii w Alarani, dlatego też jej wiedza może być nieaktualna.
- Coś jeszcze? - zapytała niecierpliwie. - Mogę w sumie ci wytłumaczyć, na czym w tym świecie dokładniej polega magia, ale lepiej nie tutaj... - rzekła. Wprawdzie nie miała za bardzo wyczulonego zmysłu słuchu, ale mogła spokojnie usłyszeć kroki. Kroki, które powoli stawały się głośniejsze i coraz bardziej wyraźne.
Spojrzała w tamtym kierunku. Nie musiała się odzywać, ostrzegając śmiałka, który zbliżał się do nich, gdyż tajemnicza postać lisa wyszła z ukrycia, ukazując swą osobę. Keira na chwilę zdębiała. Lis? Liso-człek? Pierwszy raz widziała na oczy takie stworzenie. Nie ukrywała zdziwienia, które malowało się na jej twarzy. Na dodatek nieznajomy ma na sobie zbroję... wojownik? „Może to jakiś tutejszy strażnik?” przeszło jej przez myśl. Jeżeli patrol ją tu znajdzie, nie będzie za wesoło...
        Ukryła ponownie swoje skrzydła, co jednak zrobiła z wielką niechęcią. Liso-podobna postać i tak już widziała je, ale w okolicy może być więcej strażników. O ile on jest strażnikiem...
- Kim... - zaczęła, lecz nagle wstrzymała oddech, widząc następujący bieg wydarzeń. Esmeralda zaatakowała nieznajomego, uderzając go w twarz. Keira drgnęła, po czym cofnęła się o kilka kroków. W dłoni już zmaterializowała wodny bicz. W tym momencie czarnowłosa zaniepokoiła anielicę. Wyglądało to... dość podejrzanie.
        Bicz w dłoni Keiry zniknął, przynajmniej na jakiś czas.
- Co to miało być? - spytała, podchodząc powolnym krokiem do Esme. Spojrzała również na nowego przybysza, do którego już zdążył podlecieć jej towarzysz. Kirk poskakał wokół lisa, przechylając co jakiś czas główkę na bok. Sama również niepewnie podeszła do nieznajomego, cały czas gotowa ponownie przywołać swoją ulubioną broń.
- Oj... - wymamrotała. - Żyjesz, co nie?
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor zobaczył przed sobą dwie skrzydlate istoty. "Na anioły to one nie wyglądają" pomyślał sobie, kiedy zauważył czarne skrzydła zarówno jednej, jak i drugiej. Kiedy go spostrzegły, jedna z istot ruszyła w jego stronę pewnym krokiem. Coś w głębi duszy mówiło mu, że zbyt pewnym krokiem. Nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, uderzony w twarz upadł na ziemię. Trochę go zamroczyło. Adrenalina szybko postawiła go jednak na nogi - nim druga przedstawicielka płci pięknej zdążyła do niego podejść, wykonał przewrót w tył i wyjął miecz, gotów zaatakować. Nie stał na nogach - przykucnął, wolną dłonią podpierając się o ziemię przed sobą.

Kiedy był gotów do ataku, przyszedł czas na chłodną analizę. Dopiero w tym momencie przyszło mu do głowy, że to uderzenie w twarz to nie był taki zwyczajny atak. Pięścią? A gdzie broń? Druga istota również nie miała ze sobą broni. Niewykluczone, że posługiwały się magią - był gotów na tą ewentualność. Dopiero teraz usłyszał słowa napastniczki. Jej tłumaczenie było co najmniej dziwne i niewiarygodne. Druga "skrzydlata" wydawała się jednak nieco zmartwiona i zdziwiona całą sytuacją.

Jednak pomoc spadła mu prosto z nieba. Dosłownie.

Apollo zaskrzeczał, przelatując między agresorką a lisołakiem, zatoczył spory krąg między koronami drzew, po czym usiadł na jego ramieniu. Zwierzęta, a przynajmniej towarzysz Leanora, nieco lepiej wyczuwał zamiary i emocje innych.
- W samą porę. Co jest grane? - cicho syknął do towarzysza.
- Ta złota jest w porządku - odpowiedział Apollo spokojnie.
- A tamta? - Przeniósł wzrok na bardziej umięśnioną dziewczynę.
- Jakaś dziwna. Chyba jej przykro, ale... ale jednocześnie nie jest jej przykro. - Pewnie gdyby ptaki zachowywały się jak ludzie, Apollo wzruszyłby skrzydłami, sam nie rozumiejąc, o co tutaj chodzi.

Leanor wstał, chowając miecz. Gotów był jednak momentalnie znów go wyciągnąć, a jeszcze szybciej zmaterializować barierę przed sobą.
- Jak to nie chciałaś? - zwrócił się do istoty, która go zaatakowała. Nie było to powiedziane najmilszym tonem, w końcu nic dziwnego. Szybko jednak się uspokoił i nieco rozluźnił, widząc że żadna z nich nie wprowadza kolejnego ataku.
- Żyję... Choć miewałem cieplejsze powitania - odpowiedział nieznajomej, po czym delikatnie się do niej uśmiechnął. Zwrócił jednak wzrok w stronę tej bardziej umięśnionej - agresorki, czekając na jej odpowiedź.

- No to masz swoje przygody - głodny, spragniony, a na dodatek dostałeś po pysku na dzieńdoberek - zarechotał Apollo.
- Chyba nie będziemy mile widziani w tej krainie, dziubas-
Nie dokończył, bo jego kochany towarzysz po raz kolejny postanowił wyrwać mu kępkę włosów z szyi.
Drażnienie innych jest całkiem przyjemne, dopóki nie tracisz z tego powodu sierści.
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

Ira zaśmiała się cicho, widząc zdezorientowanie upadłej anielicy. To było jak wisienka na torcie.

- Mhm, nie wiem, czy bym umiała podróżować ze zwierzakiem. Trzeba wszak tego pilnować i o to zadbać choć trochę, czyli forma zniewolenia. Wracając do rzeczy; więc mówisz, że wiele osób włada tu magią… to zarazem wszystko może utrudnić lub ułatwić… hmm – zamyśliła się Es. – Na razie to wszystko, tak myślę… - Przemieniona lekko się skrzywiła. Nie miała ochoty zadawać kolejnych pytań, widziała, że Keira niechętnie na nie odpowiada, zresztą sama niebieskooka miała dość trwania w niewiedzy. Zwłaszcza, że wiedza to władza.

W tym momencie po uderzeniu lisołka, przemieniona nieźle wydarła się w myślach na Irę. Użyła chyba cały zasób przekleństw i oszczerstw, jaki miała, a był dość pokaźny, biorąc pod uwagę to, jak długo żyła. Szybko się opanowała. Przecież tylko wzmacniała demona, który teraz miał szwedzki bufet z jej gniewu i furii.

- No tak to, Ira jak zwykle chciała mnie wpakować w kłopoty. – Uprzedzając kolejne pytania, wskazała kciukiem do tyłu na cienistą, unoszącą się nad ziemią, kobiecą sylwetkę. Była w takim ułożeniu, jakby właśnie umierała ze śmiechu, ale to przecież cień, może to tylko przewidzenie? – To, jak cię zwą? – spytała jak gdyby nigdy nic.

-Ale najpierw może powiem, jak to było. Otóż przez to, że straciłam czujność, ten demon opętał mnie do tego stopnia, iż przejął kontrolę nad ciałem. Uderzyła cię, bo żywi się negatywnymi emocjami, to chyba to, co powinniście wiedzieć – zwróciła się do anielicy i zmiennokształtnego.

- Oj, popsułaś całą zabawę… Po co im powiedziałaś? To takie słodkie jak są zaniepokojeni…
- Nie mam zamiaru pozwolić ci rosnąć w siłę.
- Ah tak? A jednak nie powstrzymałaś się przed wybuchem gniewu!
- Tym razem nie, ale bardzo wiele razy tak.
- Choćby?
- Na przykład teraz.
- Tłumiony gniew. PHI! Nawet tym się pożywię.
- Ale nie tak mocno.
- Ale jednak.

Przemieniona nerwowo kopnęła w ziemię i w coś uderzyła. Malutka dźwignia, bardzo zardzewiała. Podeszła do niej i się jej przyjrzała. Nim zdążyła coś powiedzieć, ziemia się przez chwilę trzęsła. Odsłoniło się tajne przejście, zakręcone schody prowadzące głęboko, bardzo głęboko w dół. Wszytko działo się naprawdę szybko, więc cała trójka przewróciła się, wpadając na zakręcone schody, których stromość spowodowała, że obijając się o ściany; chcąc nie chcąc, byli coraz niżej. Czas na kolejne siniaki, dla wszystkich!

Na szczęście nie trwało to w nieskończoność. Wpadli do miejsca zapomnianego przed laty, a mimo to ogień pochodni, zapalonych zapewne magicznym ogniem, palił się nieprzerwanie, oświetlając korytarz, prowadzący do pomieszczenia przypominającego świątynię. Woń kadzideł i czerwona przez płomienie aura tego miejsca oraz tajemniczość tylko to potęgowała.
Es wstała i otrzepała się z kurzu, zakaszlała kilka razy i skontrolowała, czy nic sobie nie połamała. Wszystko w porządku, mogła chodzić i ruszać rękami. Spojrzała na lisołaka i Keirę.

- Nic wam nie jest? – spytała, lecz jej wzrok szybko powędrował w stronę, z której płynął zapach kadzideł.

- IDŹ TAM, IDŹ TAM, IDŹ TAM! – krzyczała nieziemsko zaciekawiona Ira.
- Agh, moja głowa, nie drzyj się tak! Pójdziemy.
- TERAZ! RUSZ SIĘ! – Demonica szarpnęła ciałem Es, ale nic więcej nie zdołała.

- Myślę, że powinniśmy sprawdzić, co tam jest… - Uśmiechnęła się krzywo dziewczyna, mając nadzieję, że to nie będzie jedna z tych przygód, gdzie wszystko kończy się źle.
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Kiwnęła głową z lekkim, nieco wymuszonym uśmiechem, słysząc słowa lisa. Teraz bardziej zainteresowała ją Ira. Postać cienia wyglądała na bardzo rozbawioną, jej śmiech był słyszalny dla Keiry bardzo... wyraźnie. Trochę ją to przerażało. Spojrzała na Esmeraldę, która zaczęła tłumaczyć to wszystko.
        „Opętała? Czyli to coś tak może?” pomyślała anielica. W tym momencie nieco zaniepokoiła się. Nie dość, że czarnowłosa panowała nad nieznanym dla niej rodzajem magii, bardzo potężnym rodzajem magii, to jeszcze przejmował nad nią kontrolę jakiś cień... Teraz postać Esmeraldy bardzo zainteresowała Keirę. Anielica uśmiechnęła się lekko, a na jej ramieniu ponownie spoczął Kirk, który rzucał wrogie spojrzenia na lisołaka; a konkretniej na zwierzę, które również siedziało na ramieniu lisa.
        Keira podeszła do Esmeraldy nieco bliżej, nadal utrzymując na twarzy swój uśmiech.
- Odpowiedziałam ci na twoje pytania, a czy teraz możesz... - zaczęła, lecz nie dane jej było skończyć. Jej rozmówczyni kopnęła w coś ze złością. Anielica spojrzała na nią ze zdziwieniem. Dopiero po chwili coś zrozumiała. „To... Ira?” przeszło jej przez myśl. Już chciała się odsunąć kilka kroków dalej, ale coś nagle ją powstrzymało.
        Trzask, zatrzęsienie i nagła utrata równowagi. To wszystko, co Keira wyłapała podczas kilku uderzeń serca. Nie zdążyła zrobić nic, co by jej pomogło. Spadła w dół razem z pozostałą dwójką, krzycząc. Nie chciała rozwijać skrzydeł, gdyż teraz mogłaby je porządnie poharatać – ciasne pomieszczenie i na dodatek schody kręcone. Wolała zapobiec wizji połamanych skrzydeł...
Pomieszczenie, w którym się znaleźli, wyglądało upiornie. Ledwo widoczne światło z góry uzupełniał blask pochodni, który nadawał korytarzowi krwistą barwę. Nie ukrywała, że takie klimaty wydały jej się znajome. Gdzieniegdzie widać było sypiące się kamienie, które zapewne tylko podtrzymywały strukturę pomieszczenia. Możliwe, że jest ono bardzo stare.
Anielica wstała na równe nogi, otrzepała się z kurzu, po czym ponownie rozejrzała.
- Ładnie tu – powiedziała z uśmiechem. Podobał jej się tutejszy klimat, doza tajemniczości zawsze była w jej guście. Jednakże w tym wszystkim, gdzieś głęboko odczuwała niepokój.
- Chyba nic. Kości w sumie mam całe, ale na pewno następnego dnia będę narzekać na siniaki – odparła na pytanie zadane przez Esmeraldę. Upadła westchnęła. Obróciła się w stronę lisołaka, który wylądował niedaleko niej. Zmierzyła go wzrokiem, po czym pomogła mu wstać.
- Keira – rzekła. - Nazywam się Keira. A ta tam to Esmeralda – uzupełniła, wskazując na czarnowłosą. Uśmiechnęła się przy tym chytrze, lecz jej wyraz twarzy szybko przybrał niewinną mimikę. Jeżeli ten mężczyzna naprawdę okazałby się jakimś gwardzistą, warto będzie zdobyć jego sympatię.
        Anielica kiwnęła głową w stronę Esme, po czym ruszyła w jej kierunku, wchodząc głębiej w korytarz. Niespodziewanie Keira nadepnęła na coś. Dźwięk dosyć charakterystyczny, odgłos łamanych kości...
Trupia czaszka. Upadła anielica przełknęła ślinę. Tak, miała dobre przeczucie co do tego pomieszczenia. Nie mogło być na pewno miłym miejscem.
- Doprawdy tu uroczo... - powiedziała sarkastycznie, oglądając dalsze części podziemnej krypty. Poszła dalej. Korytarz nie ciągnął się daleko, gdyż w końcu cała trójka znalazła się w ogromnej sali, która... cóż, nie szczyciła się najmilszym dla nosa zapachem. Na środku pokoju widniał wielki kamienny ołtarz, w którym tkwił wbity sztylet. Wszędzie również znajdowały się różne przejścia do innych komnat. Wokół można było dostrzec małe plamki krwi oraz ptasie pióra...
Na ten widok Kirk zaczął niemiłosiernie głośno krakać. Keira prychnęła, po czym spróbowała uciszyć towarzysza. Ponownie przywdziała swoje skrzydła i podleciała do kruka, który jednak z mgnieniu oka wyleciał z sali. Anielica wylądowała na ziemi z westchnieniem, ponownie ukrywając skrzydła. Dopiero potem Kirk wrócił i rozsiadł się na jej ramieniu
- Tchórz... - wymamrotała do niego, komentując zachowanie towarzysza. - Co to za miejsce? - zwróciła się do Es i lisa. Salę rozświetlały pochodnie, a sufit wyglądał, jakby się miał zaraz zawalić. Podeszła do kamiennego ołtarza, wbrew wyraźnym protestom kruka, który latał wokół i krakał jej nad głową.
- Zamknij się wreszcie! – nakazała dość spokojnym tonem, żeby jeszcze bardziej nie denerwować Kirka. Zdziwiła się, kiedy ptak posłuchał i zaczął skakać kilkanaście metrów dalej.
        Niespodziewanie coś się poruszyło za ołtarzem. Keira momentalnie odskoczyła z piskiem, przyzywając wodny bicz. Dookoła widziała teraz kościotrupy. Leżały niby w bezruchu, ale coś się poruszyło wcześniej, była tego pewna!
- Tędy coś przebiegło! - oznajmiła reszcie towarzyszy. - Poważnie! - Ukrywanie strachu przychodziło jej bardzo ciężko, ale udało jej się chociaż zapanować nad drżącym głosem. Opanowała się jednak szybko, po czym ponownie podeszła do ołtarza. Pożałowała tego jednak zaraz, gdy koścista dłoń chwyciła ją za nadgarstek. Keira zareagowała natychmiastowo i uderzyła napastnika wodną bronią. Rozwaliła tym kościstą rękę i wyswobodziła się. Na wszelki wypadek wzleciała na swoich skrzydłach nieco wyżej, żeby przypadkiem inny martwy śmiałek nie zechciał kontynuować zabawy poprzedniego. Lecz żaden z kościotrupów nie wykazywał żadnych oznak „życia”... o ile to określenie w ogóle do nich pasowało.
- Jak myślicie, one tu czegoś strzegą? - Aż jej się oczy zaświeciły. Może tu był jakiś wielki skarb? Uśmiechnęła się na tę myśl, a strach związany z tym miejscem zniknął natychmiast.
Awatar użytkownika
Leanor
Błądzący na granicy światów
Posty: 21
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Leanor »

Leanor przyjrzał się dziwnej, cienistej postaci. Jeszcze uważniej przyglądał się jej Apollo, który zeskoczył z ramienia lisołaka, przemieszczając się wokół Iry. "Demon... No tak, to tłumaczy to... dziwne zachowanie..." pomyślał sobie Leanor, rozmasowując bolący pysk. Postanowił nie przerywać nieznajomej, kiedy zaczęła tłumaczyć całe zajście. Jeśli demon żywił się negatywnymi emocjami, poza tym potrafił przejmować kontrolę nad ciałem, to głodówka Iry była prawie niemożliwa do realizacji - w końcu sama sobie zdobędzie jedzenie, choćby uderzając inne istoty w twarz, jak boleśnie przekonał się lisołak.
Zanim Leanor zdążył się przedstawić, zauważył dziwną reakcję opętanej. Kopnęła w ziemię. Jeszcze dziwniejsze było skrzypnięcie, po którym rozstąpiła się ziemia. Lisołak choć zdążył odskoczyć, i tak znalazł się w nieodpowiednim miejscu - zsunął się w dół, spadając na schody. Gdyby nie twardy pancerz, pewnie coś by sobie połamał, spadając stopień po stopniu w dół. W lepszej sytuacji był Apollo, który podleciał do góry i dopiero po chwili znalazł się na dole, siadając na ramieniu lisołaka.
Zwierzołak również otrzepał się z kurzu, kichnął i zakaszlał parę razy. Skorzystał z pomocy tej-nie-opętanej i obdarował ją delikatnym uśmiechem.
- Jestem Leanor... Miło mi cię... was... poznać. Jestem cały - dodał, żeby nikt nie musiał się martwić.
Spojrzał w stronę korytarza, z którego emanował silny zapach. Zanim zdążył powiedzieć coś więcej, Keira i Esmeralda ruszyły w tamtą stronę. Nie każąc na siebie czekać, ruszył za nimi. Widząc rozrzucone wokół kości, dobył miecza. Cokolwiek je tu zostawiło, nie było raczej zbyt przyjazne.
Znaleźli się w sali. Leanor poczuł paskudny odór, na który zareagował wykrzywieniem się. Grymas ten jednak długo nie zagościł na jego pysku. Lisołak zaczął nasłuchiwać. Gdzieś kapała woda lub inna ciecz. Miał też wrażenie, że słyszy szczura lub całą ich gromadkę, przemieszczającą się między rozrzuconymi wokół kośćmi.
- Nie wiem, co to za miejsce... ale nie wróży nic dobrego - odpowiedział. Uważnie śledził każdy każdy ruch Keiry, kiedy szła w stronę ołtarza. Nie zauważył ruchu, o którym mówiła, jednak spostrzegł, kiedy koścista dłoń chwyciła ją za nadgarstek. Doskoczył do ołtarza, jednak Keira poradziła sobie sama. Stał z przygotowanym mieczem, w niewielkiej odległości.
- Jeszcze nie wiem...
Spojrzał na sztylet. Znał się co nieco na broni, więc był w stanie trochę o niej powiedzieć. Sztylet; pokryty rdzą i nieco wyszczerbiony. Wyglądał na bezużyteczny. Ostrze było idealnie proste, a mimo uszkodzeń delikatnie lśniło. Rękojeść jest z tego samego kawałka stali, ozdobiona wygrawerowanym wężem. Być może był to sztylet ofiarny jakiegoś rodu nekromantów czy wampirów, ale co do tego nie mógł być pewien. Być może był zaczarowany, a każde jego dotknięcie "budziło" strażników, tak jak miało to w przypadku Keiry. Leanor podszedł powoli do ołtarza, po czym zbliżył dłoń do sztyletu. Czuł, że broń emanowała delikatnie magiczną energią.
- Keira, jeśli możesz, cofnij się - powiedział do unoszącej się nad ołtarzem czarnoskrzydłej istoty. Apollo, jakby wiedząc o tym, co lisołak myślał, również zeskoczył mu z ramienia i odleciał w stronę wyjścia, zatrzymując się obok Keiry i Esmeraldy.

Kiedy został sam, a wszyscy inni byli za nim - w bezpiecznej odległości - chwycił sztylet szybkim ruchem, po czym wyrwał go z ołtarza i zaczął biec w stronę towarzyszek. Usłyszał za sobą szczęk kości. Rzucił sztylet, który z metalicznym dźwiękiem sunął po ziemi, zatrzymując się dopiero w połowie długości korytarza, którym przyszli. Leanor odwrócił się i zatrzymał, rzucając zaklęcie bariery. Efekt był taki, jakiego się spodziewał - para szkieletów, które ruszyły w jego stronę, z impetem uderzyła w przeciwległą ścianę, rozbijając się o nią. Razem z nimi w ścianę uderzyła cała masa kości, która leżała pod nogami lisołaka.

Czekał. Nasłuchiwał najcichszego szmeru, czy chrzęstu kości. Cisza. Wciąż trzymając miecz spojrzał na ziemię, oczyszczoną już z kości... i szczęka mu opadła. Cała kamienna podłoga pokryta była znakami, które w niczym nie przypominały żadnych, które znał. Układały się one w dziwny wzór. Oprócz samych znaków, były tam swego rodzaju rysunki przedstawiające akt składania ofiary oraz inne, równie krwawe rzeczy... Cofnął się o krok, w stronę towarzyszek, a Apollo znów usiadł mu na ramieniu.
- Czy któraś z was to... rozumie? Potrafi odczytać? - Spojrzał niepewnie to na Keirę, to na Esmeraldę. Nagle ożyła w nim nadzieja, że znajdą tu coś ciekawego, a może poznają jakąś zagadkę, o której dotychczas krążyły tylko legendy?
Awatar użytkownika
Esmeralda
Poszukujący Marzeń
Posty: 408
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Wojownik , Włóczęga
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/ekspert%20moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Esmeralda »

- Ugh… - westchnęła w myślach przemieniona. Właśnie dotarło do niej, iż czuje okropny ból prawego skrzydła. Poruszyła nim i widocznie skrzywiła się – Gdybym mogła ukryć skrzydła, ugh… A może potrafię? Muszę to sprawdzić, jak będzie… nieco spokojniej.
Esme szła do przodu ciekawa, co skrywa to miejsce, gdy dołączyła do niej Keira, przyszedł jej do głowy pewien pomysł.

- Hej, mogłabyś mi uzdrowić skrzydło? Bo skoro umiesz leczyć rany to…to chyba też. W zamian mogę ci opowiedzieć o tej magii.
- Wciąż czuję się wyczerpana po tym tornadzie, to było dość silne, nie dam rady sama się uleczyć, oby zrobiła to od razu, nienawidzę mieć czegoś złamanego, zwichniętego, czy cokolwiek się tam stało – do rozmyślań przemienionej wtrąciła się demonica, i jak to w jej zwyczaju bywa, czepiała się o każde słówko i obie się pokłóciły.

Przerwał to odgłos łamania kości, których było tu naprawdę mnóstwo. Es wzięła nienaruszoną czaszkę i przyjrzała się jej.
- Ta, urocze… - Odrzuciła trupią głowę, znudzona ilością umarlaków. Poprawiła grzywkę, opadającą jej na lewe oko, poprzez energiczny ruch ręką.

W wielkiej sali jedno z rozwidleń zostało przez kogoś szczelnie zamknięte, sądząc po ilości kłódek na nie byle jakich drzwiach. Ich nie rozwaliłby zwykły kopniak. Dodatkowo dojście zagradzała spora skrzynia. Na niej leżał stos zakurzonych ksiąg, oznaczonych dawno zaschniętymi plamami krwi. Obok leżał kościotrup z ręką opartą na skrzyni, w drugiej zaś trzymał kuszący swą okazałością, oszlifowany, krwiście czerwony klejnot, prawdopodobnie rubin. Z początku nie dało się tego stwierdzić, lecz po chwili przyglądania się szlachetnemu kamyczkowi okazywało się, że emanował czerwonym światłem, delikatnie, ale jednak. Sądząc po resztkach ubrania zmarłego, podczas swego życia musiał być osobą pałającą się magią.

- Cóż, jakieś pradawne miejsce kultu… - Esmeralda zamilkła. Spostrzegła martwego maga i podeszła, wyrwała mu książkę z kościanej ręki – Pożyczę, pozwolisz? Hmm, milczenie oznacza zgodę! – Zachichotała, po czym zatonęła w lekturze. Nie zwracała większej uwagi na panujący tu smród. W miarę jak czytała, jej oczy otwierały się coraz szerzej i szerzej, a miny już wcale nie miała wesołej. Przemieniona nawet nie zareagowała na krzyk upadłej. Jednakże, gdy Keira stwierdziła, że może czegoś strzegą, dopiero wtedy Es podniosła głowę.

- Tu jest napisane, że… - Wtem lisołak chwycił sztylet. Czarnowłosa chciała krzyczeć, by tego nie robił, niestety; nie zdążyła. Nagle szkielety obudziły się z wiecznego snu. Es uderzyła się dłonią w czoło. Mogli na spokojnie to rozgryźć, ale nie. Nie ma to jak dobra walka na rozgrzanie. Dziewczyna westchnęła, akceptując to, co się stało. Zmiennokształtny jednak szybko się z tym uporał. Dodatkowo odkrył coś na ziemi, dziwne znaki.

Przemieniona zajrzała do księgi i znów skierowała wzrok na symbole, zrobiła tak kilka razy. Uśmiechnęła się lekko, po czym wybrała jedno z rozwidleń i nakazała Keirze oraz Leanorowi iść za sobą. Zachowywała się, jakby wiedziała już co nieco o tym miejscu. Na końcu owego korytarza, który okazał się nadzwyczajnie krótki, znajdowała się niewielka sypialnia. Drewniane drzwi do niej zostały przez kogoś roztrzaskane w drobny mak. W środku znajdowało się zachlapane czerwoną cieczą, zapewne krwią, łoże, mały stolik, nad którym zawieszona była wciąż paląca się pochodnia. Czarnowłosa usiadła na łóżku wątpliwej wiarygodności co do wygody, i poczekała, aż jej towarzysze to zrobią. Otworzyła księgę i położyła ją na swych kolanach. Szybko okazało się, iż ani upadła, ani lisek nie widzą napisów, jedynie... puste kartki. Zaskoczona Es postanowiła, iż przeczyta im, co tu widzi. Uprzedziła wpierw, iż to fragment dziennika jakiegoś maga, który pisze dość chaotycznie.

Nieznany dzień, nieznanego miesiąca, nieznanego roku, w nieznanym świecie

Nie wiem, co się stało. Pamiętam, jak z nim walczyłem. Byłem pierwszym, byłem strażnikiem, wyprzedzałem czas, gdy ON wybrał całą grupę. Nie o to chodzi jednak! Walczyłem z ze złym okrutnym… bogiem, stwórcą… nie ważne jak go zwać, był potężny. Przegrałem! Brakowało mi wsparcia. Moi następcy będą je mieć i wygrają, ja to wiem. Ale to oni, ja jestem przegranym. Jestem ofiarą zagubioną w tym miejscu. Nie wiem, gdzie jestem… Jestem… jestem… sam.

Drugi nieznany dzień, nieznanego miesiąca, nieznanego roku, w nieznanym świecie

Wyspa, to jest wyspa. Rządzona przez okrutnego… czarodzieja. Jakie to dziwne, jak wiele osób włada tu magią. Działa inaczej. Dodatkowo moja jest strasznie słaba. Muszę znaleźć portal do mojego świata. Boję się tego. Te stwory… te stwory! Każdy jest zabójcą… jestem nieszczęsną, zagubioną myszką wśród bandy doskonałych kocich łowców.

Dwudziesty nieznany dzień, piątego nieznanego miesiąca, setnego nieznanego roku, w nadal niepoznanym świecie.

„Sto lat, sto lat Erinie!” Chciałbym to usłyszeć od kogokolwiek z mojego świata. Nie usłyszę, nie wrócę, umrę. Moja nieśmiertelność zniknęła. Magia, choć jest osłabiona, ale ja mam ograniczony czas. Tak mało czasu! Przepowiednia mówi, że ja nie ostatni. Muszę… Muszę coś zrobić. On… albo ona… nie... ONI! Trafią tu, muszę zamknąć bestię. Widziałem tych ludzi, ich mroczne rytuały. Zamknęli portal. Nigdy nie wrócę. Umrę tu, ale przynajmniej zostawię coś po sobie.

Jedenasty nieznany dzień, szóstego nieznanego miesiąca, setnego nieznanego roku, w nadal niepoznanym świecie.

Wiedziałem! Chcą mnie złożyć w ofierze! Jakie to zabawne! Zabawne! HAHAHA! Płaczę ze śmiechu! Myślałem, że gorzej być nie może, a jednak. Los to prawdziwy mistrz niespodzianek! A najlepsze jest, że mówią! To, co mówią! Potwór musi zostać uśpiony i tylko moja energia się do tego nadaję! Bo co? Bo dlaczego? Bo jestem… z innego świata! Hah, przynajmniej skończą się moje cierpienia. Żegnam!


- To tyle, najbardziej martwi i ciekawi mnie to, że to, co ten ktoś pisze, brzmi tak znajomo. Ja też jestem z innego świata. A jeśli… - nim Es dokończyła, nagły podmuch wiatru przewrócił kartki do tyłu. Tam również znajdował się napis. Dziewczyna również go odczytała na głos.

„Przed wzrokiem Alarańczyków tak zwanych, tekst tej księgi po wieki ukrywam, by ukazać się mógł jedynie mnie podobnemu, z innego świata przybyłemu! Polegli niechaj miejsca strzegą i kto sztyletu spokój naruszy, niech odgonią ożywione trupy!
Erni Dejon, mieszkaniec Ziemi”


- Czyli… Czyli nie jestem pierwsza! – zdziwiła się Es, lecz jej zdziwienie przerwał nagły ryk jakiejś straszliwej bestii. Pewnie tej, którą by uśpić, mieszkańcy tego miejsca złożyli w ofierze tego Erniego. Najgorsze, że to brzmiało jakby owy stwór właśnie wstał lewą nogą, strasznie wygłodniały po wiekowej drzemce.

- Ygh, nie chce umierać – z ust Es wydobył się podwójny głos, jej i Iry. Dziewczyna zdawała się wstrząśnięta. Nie, nie bała się. Po prostu była w ciężkim szoku. Szybko się opamiętała.

- Zdaję się, że mamy do pokonania pewną bestię… Jak tam u was z magią…?
Awatar użytkownika
Keira
Szukający drogi
Posty: 49
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Keira »

        Keira kiwnęła lekko głową, gdy Esmeralda poprosiła ją o uleczenie skrzydła. Anielica uśmiechała się przy tym cynicznie, dając znać, że trzyma czarnowłosą za słowo. W sumie, kobieta już była winna upadłej wyjaśnienia odnośnie tej chaotycznej magii, ale nie zaszkodzi bardziej zadłużyć czarnowłosej. Przynajmniej Keira zyska kilka ciekawych i zapewne bardzo przydatnych informacji. Spełniła więc prośbę Esme.

        Niechętnie wykonała polecenie Leanora, który rozkazał jej się odsunąć od ołtarza. Z pochmurną miną podleciała do Esmeraldy, która wcześniej zajęła się jakąś lekturą.
- Miejsce kultu, mówisz... - wymamrotała. Nie chciała przeszkadzać jej w czytaniu, dlatego też spojrzała w kierunku, w którym leżał... rubin. Oczy anielicy zabłysły, a na twarzy pojawił się wielki uśmiech. Podeszła powoli i niepewnie w kierunku szkieletu, przy którym znajdował się owy klejnot. Już wcześniejsza sytuacja wzbudziła w niej lęk przed tym miejscem, wolała być ostrożna. Rubin wydawał się w jakimś stopniu magiczny, ale cóż... „Jaki błyszczący!” to tylko chodziło teraz po głowie anielicy. Wzięła błyskotkę do rąk, po czym uśmiechnęła się szeroko.
- Tobie to się raczej już nie przyda, co nie? - skierowała to pytanie do kościotrupa, który oczywiście odpowiedział grobowym milczeniem. „Chyba nie ma nic przeciwko” Zadowolona Keira odwróciła się z powrotem w kierunku Esmeraldy, lecz w tym samym momencie sztylet, który wcześniej znajdował się na ołtarzu, prześlizgnął się po podłodze. Z ziemi powstały trupy. Wyglądało to tak samo, jak w momencie, w którym ona znalazła się w pobliżu kamiennego stołu.
        Lisołak jednak szybko się z nimi uporał. Anielica w tym czasie tuliła zdobyty klejnot, a gdy było już po wszystkim, uśmiechnęła się szeroko. Ona już była zadowolona, aż chciała zobaczyć, co więcej skrywa w sobie tak świątynia.
Na ziemi i ścianach pojawiły się dziwne napisy.
- Nie wiem... - odparła lisołakowi, rozglądając się wokół. To wszystko... było raczej niespotykane. A przynajmniej ona nie widziała wcześniej czegoś takiego. Zwinęła skrzydła, idąc za Esmeraldą, która trzymała jakąś książkę. Wydawało się, że coś wie... Może ona znała to miejsce? Jeśli tak, to mogła powiedzieć anielicy o położeniu innych błyskotek... To byłoby świetne! W końcu, czarnowłosa jest winna jej przysługę za krótkie wyjaśnienia odnośnie tego świata, i za uleczenie skrzydła. Czemu więc tego nie wykorzystać?
Keira już planowała przemienić swoje myśli i plany w słowa, gdy nagle znaleźli się w pomieszczeniu dosyć niepasującym do całości tego miejsca. Sypialnia? W świątyni? To wydawało się naprawdę podejrzane...
- Coś czuję, że mało kto spałby tutaj spokojnie – oświadczyła. A może wcześniej to nie było takie straszne pomieszczenie? Możliwe, że kiedyś to była najzwyklejsza w świecie kryjówka, a ludzie chowali się tu przed czymś. Przynajmniej tak się zdawało Keirze. Sądząc po tym, że drzwi do pokoju zostały roztrzaskane, ktoś zapewne wchodził bez pukania i miał jakąś ważną sprawę. To sprawiało, że upadła zaczynała snuć wszelkie domysły co do tej świątyni. Miejsce kultu, zakrwawiony ołtarz, szkielety i zacne klejnoty, plus sypialnia...
- A co, jeśli tu jakaś sekta eksperymentowała na ludziach? Znaczy się, zamieniała ich w zwierzęta, lub jakieś hybrydy – rzekła, spoglądając na towarzyszy.
        Niechętnie usiadła obok Esmeraldy na zakrwawionym łóżku. Kto wie, ile osób na nim umarło? Albo czy to była krew tylko jednej osoby? Anielica z odrazą podchodziła do tej sprawy. Co prawda, widok czerwonej posoki nie robił na niej zbyt wielkiego wrażenia, ale sam pomysł, co tu się mogło dziać przez wieki, przyprawiał ją o dreszcze.
Esme pokazała im wcześniej zdobytą książkę. Keira mocno się zdziwiła, gdy czarnowłosa zaczęła coś o niej mówić.
- Czekaj, czekaj! Przecież tu są tylko puste kartki. - Nie ukrywała zaskoczenia. Słuchała więc słów kobiety, która postanowiła wszystko to przeczytać na głos.

        - Czyli w skrócie ten cały Erin przybył z innego świata, walczył z jakimś potworem, a potem został złożony w ofierze jakiejś bestii? - Keira wolała się upewnić co do tego wszystkiego. Pamiętnik tego mężczyzny wydawał się dosyć dziwny. Anielica nie znała się za bardzo na rytualiźmie, dlatego też wolała dowiedzieć się więcej co do tej kwestii. Zaczęła uważnie słuchać Esmeraldy, która oznajmiała im swoje zaniepokojenie.
- Jesteś z innego świata?- Upadła westchnęła. Co prawda, miała się już wcześniej zapytać o szczegóły, ale jakoś nie miała okazji. Wszystko przez nagłe zawalenie się ziemi i nagły upadek do tajemniczej świątyni, w której Prasmok wie, co jeszcze mogło ich spotkać.
- Świetnie. Książka, której nie mogę przeczytać – skomentowała anielica, wzdychając. - Skoro ty widzisz te zapiski, możesz ją chyba zatrzymać, nie? - zapytała. „Cóż, ja bym tak na pewno postąpiła”.
        Po krótkiej chwili upadła otuliła rękami rubin. W całej świątyni rozległ się ryk, jakby bestii. Przerażający, odbijający się echem od ścian ryk. Keira wstała na równe nogi, a Kirk zaczął latać wokół, okazując swoje zaniepokojenie. Dziewczyna wzdrygnęła się. Obróciła się do Esmeraldy.
- Byłam już i w piekle, i w niebie. I uwierz mi, nie uśmiecha mi się wracać ni do jednego, ni do drugiego – zaapelowała. Co prawda, jeszcze innym wyjściem byłoby błąkać się po świecie jako samotna duszyczka, strasząca biednych ludzi, lecz Keira w tym momencie nie myślała za bardzo logicznie, aby się tym przejąć. Anielica policzyła w myślach do dziesięciu, starając się uspokoić rozszalałe myśli. Z westchnieniem spojrzała na pozostałych towarzyszy.
- Z magią? Woda. Tylko wodą potrafię walczyć... o czym już wcześniej mogłaś się przekonać na własnej skórze. - Po prostu nie mogła się powstrzymać, żeby nie dodać tego komentarza. - Coś wątpię, żeby ten potwór był na tyle łaskawy, aby dać się uspokoić magią emocji...
        Niespodziewanie ziemia ponownie się zatrzęsła. Keira nie zdążyła wzlecieć, zachwiała się. Przez przypadek upuściła na ziemię swój nowo zdobyty przedmiot; rubin. Klejnot uderzył o podłogę, po czym rozbłysł niezwykłym, czerwonym blaskiem. Gdy tylko światło zniknęło, anielicy opadła szczęka. Przed nią znajdowała się... ona sama. Jak w lustrzanym odbiciu! Na dodatek skrzydlata postać przed nią robiła dokładnie to, co ona!
- To coś... - zaczęła, a głos wydobył się również z odbicia. Uśmiech wstąpił na jej twarz. Spojrzała na towarzyszy, a szczególnie na Leanora. Po chwili tajemniczy kamień zmaterializował postać lisa, powtarzając teraz jego ruchy. Dopiero w momencie, w którym Keira podniosła kamień z podłogi, iluzja zniknęła.
- Genialne! - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Nie dość, że ładne, to jeszcze całkiem przydatne! - Spojrzała ponownie w kierunku towarzyszy. Wyszczerzyła śnieżnobiałe ząbki w niewinnym uśmiechu.
- Znalazłam go przy jednym z kościotrupów, to sobie go wzięłam – usprawiedliwiła się. - A dzieci i trupy głosu nie mają! – dodała z przytupem. Nagle ponownie rozległ się ryk, tym razem wydawał się dużo głośniejszy. Keirze uśmiech zniknął z twarzy. Anielica przełknęła ślinę.
        - Zbliża się – zaapelowała, starając się zachować trzeźwość umysłu. Odliczała sekundy, a może nawet minuty, a w pewnym czasie drzwi, z których i tak już nic nie pozostało, doznały większych uszkodzeń. Do sypialni wparował z impetem ogromny i przerażający potwór. Wysoki na pięć metrów, a paskudny jak najstraszniejsza zmora z koszmarów. Kły wystawały mu z pyska, a oczy płonęły żywym ogniem. Dosłownie! Bestia nie posiadała białek czy źrenic, w pustych oczodołach był tylko płomień. Zakrwawiona twarz, postawa jak u ratakara i potężne ciało, które odstraszało anielicę.
        Potwór podbiegł do nich z zawrotną prędkością, po czym zamachnął się ogromną łapą i uderzył Esmeraldę tak mocno, że aż poleciała na sąsiednią ścianę. To samo zrobił z Keirą, której czas reakcji był zbyt wolny. Upadła jednak zatrzymała się w połowie drogi, machając energicznie skrzydłami. Dzięki temu, uniknęła bolesnego zderzenia.
Zmaterializowała swój wodny bicz, a w drugiej dłoni zacisnęła rubin. Szykowała się naprawdę ciężka potyczka...
Zablokowany

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości