Wyspa Syren[Blisko rzeki] Poranek

Mityczna kraina Syren, położona gdzieś w głębi oceanu. Pełna wodospadów, rzek i soczysto-zielonych dolin otoczona błękitną woda. Zamieszkała również przez nieliczna grupę Nereid, na których czele stoi królowa Aria.
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

- A bierz to sobie, mnie to się do niczego nie przyda. - Kotołaczka rzuciła kostur w stronę alchemika. Nie był jej do niczego potrzebny, a nie chciała w żaden sposób rozzłościć czarodzieja. Lubiła denerwować inne osoby, ale nie była głupia. Nereida także zwróciła się oschle do Araenyell - bardzo ucieszyło to zmiennokształtną, w końcu nie miała zamiaru, aby ktoś ją tu polubił. Lekko się skrzywiła gdy zrozumiała, że jej jedyną szansą na ucieczkę z wyspy było zawitanie do portu i prośba któregoś z marynarzy o transport. Nie ufała takim ludziom, miała już przygody z pewnym myśliwym i nie chciała, aby sytuacja sprzed kilku tygodni się powtórzyła.
- Port odpada. Wygląda na to, że jestem na was skazana. - Kotołaczka westchnęła ciężko. Nie chciała tutaj być, przezywała siebie w myślach za to, że przeszła wtedy przez portal. Ale trudno. Co się stało, to się nie odstanie.
Po chwili Enitia zabrała gdzieś Tilgora zostawiając Araenyell sam na sam z Qualciasem. Zmiennokształtna zaczęła czuć się niezręcznie, alchemik był ostatnią osobą, z którą chciała mieć tu cokolwiek do czynienia. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się nad jego osobą. Zdziwiło ją to, że jeszcze kilka chwil temu został przez kogoś napadnięty. Zaczęła się bać przebywania w jego pobliżu, ale nie pokazywała tego po sobie - dalej zachowywała kamienną twarz. Po pewnym czasie wstała z kamienia i zrobiła krok w stronę czarodzieja. Spojrzała na niego i zaczęła rozmowę.
- Kim ty właściwie jesteś, co? Bo nie chcę mi się wierzyć, że jesteś zwykłym, starym, schorowanym dziadkiem. Kim byli Ci ludzie, którzy grozili Ci śmiercią? Tak, widziałam wszystko. Co ty ukrywasz? Mało mnie to obchodzi, ale czuję, że coś tu jest nie tak.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Nieufność. Krynica niepokoju, spowodowanego zwykle paranoidalną skłonnością do uciekania przed potencjalnymi wrogami. Owa paranoja wynikała często z traumatycznych, absurdalnych przeżyć i doświadczeń. Podobna paranoja i nieufność towarzyszyły alchemikowi od kiedy pamiętał. Wyraz twarzy starca w tej chwili nie wyrażał niczego, bezprzedmiotowe spojrzenie nie wyrażało niczego na tyle żywego, by móc to odczytać. Aranyell na szczęście bez oporu oddała kostur martwej już wiedźmy i nie wyrażała też żadnej wrogości. Rad był z tego tytułu, w końcu nie miał siły walczyć, a jeśli już - nie za bardzo chciało mu się jej wykorzystywać do tak banalnych celów. Jako pragmatyk, alchemik pochwalał tylko praktyczne rozwiązania.
- Kim ty właściwie jesteś, co? Bo nie chcę mi się wierzyć, że jesteś zwykłym, starym, schorowanym dziadkiem. Kim byli Ci ludzie, którzy grozili Ci śmiercią? - spytała w pewnym momencie nieznajoma.
Na takie pytanie mag nie mógł odpowiedzieć szczerze, a jeśli mógł to zwyczajnie nie chciał. Jakąż korzyść mogło mu przynieść zdradzanie wszystkim swej historii? Na myśl przychodziła mu tylko kosa między żebrami. W ten oto sposób wymyślił prostą, nieco szablonową, ale wiarygodną historyjkę i zaczął ją opowiadać, z udawaną wiarą w wypowiadane słowa i zacierając luki nadając kłamstwom wiarygodności, czego nie powstydziłby się wprawny kuglarz.
***

Drzwi karczmy otworzyły się, skrzypiąc przy tym. Barman kątem oka dostrzegł zza lady cudacznie ubranego faceta z brodą spływającą po szyi. Szara sukienka, spiczasty kapelusz i okrągłe złote kolczyki dyndające na płatkach uszu. Cudaczny ubiór nie wydał mu się normalny i zwracał uwagę obecnych w lokalu. Starzec podszedł do mahoniowej lady zatrzymawszy się w półkroku.
- Szukam zarobku, możesz kogoś polecić? - spytał, jego głos był miły, ale było w nim coś, co dało mu znać, że nieznajomy nie tolerował choćby cienia sprzeciwu.
Barman wskazał ręką dwójkę jegomościów siedzących na końcu lokalu, na uboczu, wedle słów gospodarza, diabelnie dobrze grali w karty i chętnie szastali gotówką, kiedy ktoś z nimi wygrał, mimo ostrzeżeń barmana, Qualcias poczuł się zbyt pewnie i przegrał z nimi, nie stać go było na spłacenie przegranej partii, a jeden z hazardzistów usłyszawszy to rzucił się do niego z pięściami, przewrócił stół, przy którym siedzieli. W karczmie zapanował chaos, nieznajomy próbował rzucić krzesłem w czarodzieja, ale ten uchylił się, a mebel trafił siedzącego opodal pijaka, który rzucił się nań wszczynając burdę. W karczmie zapanował hałas, chaos i harmider; połamane krzesła latały z jednego końca sali do drugiego, bezradny gospodarz biegał po całej sali, chcąc uspokoić obecnych. Mag korzystając z okazji wyszedł na gościniec, gdzie dobiegł jeden z hazardzistów, którym nie zapłacił za przegraną grę
- Sczeźniesz w piekle, znajdę cię i zabiję...
***
- Nie wiem jak i kiedy nauczył się magii i po co zagnał mnie aż tutaj... Może ma jakiegoś zwierzchnika, który kazał mu mnie zabić?... - tak oto zakończył tę zaiste ciekawą powiastkę, która nie miała w sobie ani krzty prawdy o powodzie, dla którego był ścigany. Aranyell mogła to kupić, ale też mogła doszukać się luki w historyjce, a co za tym idzie - nie poprzestać na jej wysłuchaniu i wciąż wypytywać o prawdę.
Ale ważne, że się dla niej wysilił, prawda?...
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

Pociągnąwszy Tilgora za ręce, dopiero po dłuższej chwili, zrozumiała, że zrobiła to odrobinę za mocno - zmęczony mężczyzna nieomal upadł na ziemię. Enitia nie miała czasu przeprosić za swoje marne maniery, bo jedyną myślą, jaką zaprzątała jej głowę, była Therannon. Miała złe przeczucia. Coś na pewno poszło nie tak. To by było zbyt piękne, gdyby nic jej nie dolegało. Poza tym, nie potrafiła sobie wybaczyć wciąż jednej i tej samej rzeczy - że zostawiła starą nereidę z syreną sam na sam. Przecież mogła przewidzieć, że nic dobrego z tego nie wyniknie! Tymczasem, co zrobiła Enitia? Zachowała się, jak prawdziwa egoistka. To dodatkowo wzmagało jej niepokój - było w końcu do niej niepodobne. Ale cóż, czasu się już nie cofnie, mogła tylko przeprosić Therannon za to, co uczyniła i mieć nadzieję, że przyjaciółka jej wybaczy. Będąc szczerą, Enitia na jej miejscu, samej sobie by nie wybaczyła, dlatego nie liczyła na nic podobnego.

Tilgor sprawiał wrażenie rozkojarzonego gwałtowną postawą nereidy, lecz wnet zrozumiał jej zamiary. Chodziło przecież o Therennon, którą trzeba było ratować. Oboje zrozumieli to, widząc, w jak krytycznym była stanie. Enitia nie potrzebowała potwierdzenia ze strony trytona, by wiedzieć, że jej życie wisi na włosku. Zapytana o umiejscowienie medykamentów, poruszyła bezładnie ramieniem, w geście poddańczym. Tak, zamierzała się poddać. Siły witalne kompletnie ją opuściły, zaś na widok skrzeli, które wypluwały raz za razem krew, Enitii zrobiło się niedobrze i zakręciło w głowie. Była jednak na tyle silna, żeby nie upaść na ziemię, to by znaczyło, że nie jest gotowa ratować syreny. A przecież była i nie mogła pozwolić, aby chwilowe załamanie zawładnęło jej umysłem.
Podreptała do swojej chatki, przy czym kazała Tilgorowi czekać na siebie trochę za długo. Zdążyła opłukać twarz zimną wodą i wypluć ślinę do zlewu. Nie znosiła krwi. Nie znosiła na nią patrzeć i nic na to nie mogła poradzić.

- Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale musiałam się doprowadzić do ładu - odparła na wstępie, podając niedużą fiolkę z ziołami. - To powinno jej pomóc, ale nie wiem, czy uratuje jej życie. - Enitii ciężko było cokolwiek dodać. Mówiła łamanym głosem, ale imała się jeszcze iskierki nadziei, że być może uda im się uratować Therannon. To nie pozwalało jej się załamywać i popaść w marazm. Nie mogła zawieźć samej siebie.
- Dziękuję, że ze mną jesteś - dodała jeszcze, posyłając Tilgorowi spojrzenie pełne wdzięczności, szacunku i sympatii. - Gdyby nie ty, byłoby mi ciężej, a tak siedzimy w tym oboje. Nie możemy dać za wygraną, za wiele mamy do stracenia...
Ostatnio edytowane przez Enitia 10 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Tilgor
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tilgor »

Tilgor, gdy spytał o potrzebne leki, zauważył nieskazitelną bladość na twarzy nereidy. Była jeszcze bledsza niż zwykle, jej ruchy były niepewne a oczy utkwione w jednym punkcie.
- Wszystko w porządku? - zapytał, choć przecież wiedział, że nie.
Enitia pobiegła do swojej chatki i zniknęła za jej drzwiami. Tryton tylko wzruszył ramionami. Pewnie jej niedobrze
.
Wrócił do syreny. Ktoś musiał z nią zostać i się nią zająć. Nakazał jej, aby się nie ruszała, oddychała przez nos i pod żadnym pozorem nic nie mówiła. Międzyczasie zaczął staranniej oglądać całe jej ciało w poszukiwaniu innych uszkodzeń. Szczęście w nieszczęściu, że skrzela były ich jedynym zmartwieniem, za to jak poważnym. Niestety, nie znał się na leczeniu. Umiał tylko określić, które morskie rośliny mogłyby złagodzić krwotok lub uśmierzyć ból. Ale to tylko na krótką metę. Przydałby się medyk z prawdziwego zdarzenia...

Enitia po dłuższej chwili wróciła. Wysłuchał słów wyjaśnienia, na które kiwnął głową i rzekł: "Nie przejmuj się". Uśmiechnął się szeroko na widok fiolki z maścią. To może być ich ostatnią nadzieją. Szybko wyciągnął korek, podając go Enitii. Wylał odrobinę gęstej emulsji na rękę i delikatnie wtarł go w skrzela z lewej strony. Syrena syknęła, zmarszczyła brwi i zacisnęła powieki, lecz po chwili widocznie ból ustąpił, a w jego miejsce zawitała ulga. Być może to nie wyleczy jej ran, ale na pewno da jej ukojenie na jakiś czas. Wcierał preparat bardzo dokładnie. Potem analogicznie zajął się drugą stroną. I znów Ther'Annon przez moment cierpiała, a już po chwili uśmiechała. Cały czas miała jednak zamknięte oczy. Gdy zużył cały preparat, oddał szklaną fiolkę Enitii i uśmiechnął się.
- Na razie jest dobrze. Oby się nie pogorszyło.

Wyszli na brzeg zostawiając syrenę samą oddaloną o jakieś piętnaście metrów. Usiedli tuż przy wodzie. Była nieskazitelnie czysta, lazurowa. Widział błyszczące na fioletowo, zielono i niebiesko kamienie, ławice malutkich rybek, majestatyczne wodorosty. Wyspa Syren to przepiękne miejsce. Choć znam te widoki z dzieciństwa, to dziś są dla mnie zupełnie obce. Zdał sobie sprawę, że piękno i sielanka tego miejsca to tak na prawdę tylko złudzenie. Ktoś, kto tu przybywa myśli sobie: O! Tutaj jest zupełnie inaczej niż tam, na kontynencie. Wcale nie. Życie, los są takie same dla każdego miejsca, dla każdego stworzenia. Ile to doświadczył w ostatnich dniach okrucieństw, kłamstw i zła na tej majestatycznej wyspie.

Na słowa Enitii zareagował pozytywnie. Uśmiechnął się, ale jego uśmiech zaraz zniknął z twarzy.
- Nie ma sprawy, Enitio. Wprawdzie kim bym był, gdybym stał z boku bezczynnie i tylko się przyglądał? To ja dziękuję tobie. Gdyby nie ty też bym zapewne spanikował. Twoja obecność pcha mnie do działania. - przyjrzał jej się uważnie. Przez chwilę milczeli, lecz w końcu przerwał ciszę by wyrzucić z siebie to, co męczyło go już jakiś czas. - Ther'Annon jest na prawdę w niebezpieczeństwie. Jeśli ta maść jej nie pomoże, to może oznaczać jej koniec. Chociaż pewnie już to wiesz. Zakładam, że na całej wyspie Iris była jedyną znachorką? Najbliższy medyk albo lekarz znajduje się pewnie na drugim końcu wyspy, przy porcie. A to zbyt daleko. Nawet gdybyśmy próbowali płynąć, ona potrzebuje pomocy już teraz. Jesteśmy w kropce. - westchnął smętnie. - Masz jakiś pomysł, jak ją uratować?
Awatar użytkownika
Araenyell
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Araenyell »

Araenyell spokojnie wysłuchała opowieści Qualciasa. Dziewczyna zorientowała się, że staruszek coś kręci i nie mówi jej całej prawdy. Chciała wyskoczyć do niego z pretensjami, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Westchnęła ciężko, obróciła się na pięcie i usiadła na tym samym kamieniu, na którym siedziała wcześniej. Otworzyła usta i odpowiedziała na historię alchemika.
- Mhm... To bardzo dziwne, że zwykły hazardzista nauczył się magii, tak. Dziwne jest też to, że gość, który ma tyle pieniędzy - zmiennokształtna machnęła ręką przed swoim czołem - biega za Tobą przez cały świat, abyś mu dał ich jeszcze więcej. Mało normalne jest też to, że angażuje w takie sprawy potężną czarodziejkę, syrenę, czy kimkolwiek ta cała Iris jest. Znaczy była. Zastanawiam się też nad tym, czemu ten mężczyzna na początku napadu na Ciebie nie żądał pieniędzy, tylko od razu chciał Cię zabić. Ale jak już mówiłam, mało mnie obchodzi to, co się w Twoim życiu dzieje. - Dziewczyna miała nadzieję, że jej przemowa skusi czarodzieja do wyjawienia całej prawdy, albo chociaż małej części. Nie kłamała mówiąc, że nie jest tym wszystkim zainteresowana, ale skoro już zaczęła się dopytywać...
Kotołaczka spojrzała w stronę, w którą nereida z trytonem się udali. Trochę ich już nie było, a zniknęli tak bez słowa, Araenyell zaczęła się zastanawiać, czy nie warto byłoby ich poszukać, bo z samym starcem wciąż czuła się niezręcznie. Ponownie odezwała się do swojego - obecnie jedynego - towarzysza.
- Wiesz może gdzie oni poszli? Nie sądzisz, że wypadałoby ich poszukać?
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

No cóż... Trochę się zagmatwał w całej tej powiastce, a miała być taka wiarygodna. Cóż, zdarza się. Niby wiadome już było, że nie uda mu się jej spławić, choć z drugiej strony nawet mu to odpowiadało, w końcu ktoś poza jego prześladowcami mógł poznać powód, dla którego wciąż musiał uciekać. Czy nie niosło to za sobą konsekwencji? Owszem, gdyby Aranyell okazała się najemnikiem, który po wysłuchaniu opowieści rzuciłby się na niego pożądając łatwego zarobku. Czyż sześćdziesięcioletni staruch nie był łatwym celem? Ktoś kiedyś powiedział, że nie ma zabawy bez ryzyka, a kto wie, może mógłby wynieść z tego jakąś korzyść? Ostatecznie postanowił zagrać na jedną kartę, zaryzykować i powiedzieć prawdę.

***


Pamiętał to, jakby zdarzyło się wczoraj. Był środek nocy, kiedy do jego domu przybiegł Edgar- wysoki młodzieniec o blond włosach. Był przerażony i zdyszany.
- Magokrata oskarżył cię o morderstwo!
Usłyszawszy to alchemik zaczął pakować swoje rzeczy do torby.
- To było do przewidzenia... Od dawna stanowiłem dla niego przeszkodę. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby to on ją zabił. Marzy mu się władza absolutna, a ci, którzy są przeciw niemu, stoją tylko na przeszkodzie. Pozbędzie się wszystkich, którym nie podpasuje jego polityka. Wkrótce zajdą tu wielkie zmiany, do Rady zamiast mnie wejdzie jeden z jego oprawców, aż w końcu zapełni nimi całą Radę Zagraj w jego teatrzyku, udaj, że pochwalasz jego dyktaturę - inaczej zginiesz marnie. Tymczasem ja ucieknę przez kanały.
- Ale... Bez ciebie wszystko się zawali!
W tym oto momencie drzwi budynku zostały wyważone przez straż miejską, do środka wpadł co najmniej tuzin zbrojnych z zamiarem pojmania Qualciasa. Ten otworzył klapę w podłodze i zszedł pod ziemię. Po drodze usłyszał, jak zbrojni, miast niego skuli Edgara. Przez kanały udało mu się opuścić granice Magokracji. Niestety zgubił się w kanałach i zamiast do Alaranii trafił na środek pustyni. Odtąd unikał patroli zsyłanych przez magokratę. Udało mu się nawet zdobyć odłamek Kamienia Filozoficznego. Po miesiącach wędrówki, w końcu udało mu się wyjść z pustyni.

***


Alchemik uśmiechnął się paskudnie.
- Mówią, że zabiłem kobietę...
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

        Nereida patrzyła na wprost siebie tępym spojrzeniem. Jej cera nie zmieniła kolorów, wręcz przeciwnie, była wręcz trupio biała, zaś na czole widoczne były strużki potu. Enitia nie była w dobrej kondycji, ale przez myśl jej nie przeszło, aby zadbać jakoś o siebie, jej myśli były zbyt pochłonięte syreną. Kiedy wraz z Tilgorem usiadła przy wodzie, w zadumie wpatrywała się w falujące morze. Słowa wypowiedziane przez trytona powoli do niej docierały, jak w zwolnionym tempie.
- Ther'Annon jest naprawdę w niebezpieczeństwie. Jeśli ta maść jej nie pomoże, to może oznaczać jej koniec. Chociaż pewnie już to wiesz. - Słowa przyjaciela dudniły w jej głowie, powodując niemal fizyczny ból. Tak, wiedziała o tym, ale po raz pierwszy ktoś wypowiedział to głośno. A ona tak nie chciała! Tak nie chciała dopuścić tego do świadomości. Za późno...
- Najbliższy medyk albo lekarz znajduje się pewnie na drugim końcu wyspy, przy porcie. A to zbyt daleko. Nawet gdybyśmy próbowali płynąć, ona potrzebuje pomocy już teraz. Jesteśmy w kropce. - westchnął smętnie. - Masz jakiś pomysł, jak ją uratować?
Enitia też westchnęła, głęboko i przeciągle. Nie wiedziała, co można jeszcze zrobić. Sądziła, że tylko nadprzyrodzone moce mogą wpłynąć pozytywnie na jej stan zdrowia. Trzeba było czekać. Czekać... Ale na co? Na cud? Z pewnością na to.
- To niemożliwe, aby Iris była jedyną... jedyną znachorką na wyspie! - odezwała się Enitia, jakby nagle dotarło do niej to, co powiedział jej morski towarzysz. - A Qualcias? Sądzisz, że on byłby w stanie jej pomóc, Tilgorze...? - Tilgor pokręcił głową. Dobrze wiedzieli, że alchemik nie byłby w stanie sprostać temu zadaniu, w końcu był tylko alchemikiem, nie zaś magiem. A tu była potrzebna dość duża moc, zwykłe zioła nie są w stanie pomóc Therannon.
- No tak, niepotrzebnie to w ogóle powiedziałam. - Nereida wstała i udała się do wciąż nieprzytomnej syreny. - Nie opuszczę cię, póki nie poczujesz się lepiej - wyszeptała. - Słyszysz mnie? Nie zostawię cię tak, moja droga przyjaciółko... - Enitia pochyliła głowę, a jej oczy napełniły się łzami. Naraz mała łezka spłynęła na Therannon i, o dziwo, otworzyła oczy.

Parę chwil upłynęło, nim do Enitii dotarło, co się stało. Wstała na chwiejących się nogach, wołając Tilgora. Kiedy przyszedł (a właściwie przybiegł), ujrzał to, co ukazało się przed nereidą - mianowicie pływającą sobie beztrosko syrenę, tak jakby nic jej nie dolegało.
- A wam co? - spytała radośnie, chlapiąc dwójkę przyjaciół wodą z jeziorka. - No, na co się tak wpatrujecie?
Awatar użytkownika
Tilgor
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Tilgor »

Enitia zawołała Tilgora, a on czym prędzej pobiegł w jej stronę. Gdy dotarł na miejsce, nie wierzył własnym oczom. Ujrzał Ther'Annon wesoło pluskającą się w jeziorze. Całą i zdrową! Wszyscy bogowie tego świata, jeśli faktycznie istniejecie, niech wam będą dzięki! - pomodlił się w duchu. Syrena krążyła po całym jeziorku popisując się w najlepsze - podskakiwała, chlapała, wykonywała przeróżne piruety i triki. Widać, że wróciła jej chęć do życia. Spojrzał na Enitię, ona na niego. Uśmiechała się, była równie wesoła co syrena. Jemu jednak humor się nie udzielał. Obawiał się, że zachowanie Ther'Annon nie jest jeszcze dowodem na jej pełny powrót do zdrowia. Podszedł więc bliżej syreny i krzyknął, aby go usłyszała:
- Ther'Annon! Zbliż się do nas!
Po kolejnych kilku trikach, Tilgor zaczął się niecierpliwić, lecz syrena w porę przypłynęła i zatrzymała się tuż przed nim. Spojrzała na niego, zdyszana i czerwona na twarzy.
- Coś się stało, Tilgorku? - Mrugnęła do niego i zaśmiała się cicho.
- Tilgorku? Pokaż mi lepiej swoje skrzela. Muszę je obejrzeć. - zakończył. Wyciągnął ręce ku jej szyi, gdy nagle został ochlapany wodą na tyle mocno, że stracił równowagę i wylądował w wodzie.
- Ale gdzie z tymi rękami, nie dotyka się kobiet bez pozwolenia, ty lubieżniku jeden! - śmiała się Ther'Annon, odpływając na plecach wgłąb jeziora. - Wyluzuj, nic mi nie jest, przecież widzisz! - i zniknęła pod wodą, by zaraz niczym wieloryb wypłynąć i znów zniknąć.
Tryton nie miał już sił, zazgrzytał zębami i wydał stłumiony ryk poirytowania. Wrócił na brzeg i zwrócił się do Enitii:
- Może ty jej przemówisz do rozsądku. - wskazał kiwnięciem głowy rozbawioną do łez Naturiankę, która teraz wysyłała im całusy.
Awatar użytkownika
Lyric
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lyric »

Kolejny wieczór bez jedzenia. Głodny Lyric, blond-włosy mężczyzna, spacerował, a właściwe tułał się po lesie kolejny tydzień, nie mogąc wydostać się w bardziej cywilizowane strony. Cóż, pewnie nie byłoby to tak trudne, gdyby nie druga świadomość człowieka. Lyric był schizofrenikiem... choć może jego stanu nie powinno się określać nazwą tej choroby, jednak czasami jego świadomość była zastępowana inną, a ciało poruszało się, sterowane tym innym "JA". Żeby tego było mało, choć człowiek wiedział o swojej drugiej świadomości, nigdy nie pamiętał tego, co działo się gdy się zmieniał, to właśnie było głównym powodem zgubienia się Lyrica, bo gdy zmieniał tożsamość, ponownie tracił rozeznanie, a po powrocie świadomości, znów nie wiedział gdzie był.
Tak więc minęło już kilka tygodni, w ciągu którego człowiek nie był w stanie wydostać się z lasu... sam nawet nie wiedział którego, kiedyś widział górę od południa, teraz nie mógł jej dostrzec. Mężczyzna zaczął się przyzwyczajać do myśli, że pozostanie w tym lesie na zawsze, zaczął myśleć, żeby zbudować sobie szałas i pozostać eremitą, do końca żyjąc z dala od cywilizacji.
Jednak teraz nie był w stanie w ogóle myśleć, jego umysł wypełniła potrzeba pożywienia się, czymkolwiek i w jakimkolwiek stanie. Prawdziwym zmartwieniem był brak narzędzi, czy chociaż noża, którym można by oprawić zdobycz. Za każdym razem, gdy mężczyzna tracił świadomość, narzędzia które zrobił znikały, prawdopodobnie gubił je.
Nadarzyła się okazja, skradając się w głuszy, Lyric dostrzegł w wątłym świetle zachodzącego słońca, dwie sarny, beztrosko pasące się na polanie. Źrenice mężczyzny się rozszerzyły, a we krwi zaczęła płynąć adrenalina, spowodowana nachalną myślą o rychłym posiłku. Włosy człowieka zaczęły nagle rosnąć, wydłużać się, zmieniły też kolor, posiwiały, jakby mężczyzna postarzał się w jednej chwili, tęczówki człowieka zmieniły barwę na zieloną, nienaturalnie jasno zieloną. Zmienił się też wyraz twarzy człowieka, przypominała ona teraz twarz szaleńca, z nienaturalnym, przerażającym uśmiechem.
Mężczyzna w jednej chwili podskoczył, wzbijając się nienaturalnie wysoko, złapał jednej z gałęzi drzewa i zwinnie przeskoczył na drzewo z przodu, skąd jednym susem rzucił się na zwierzę na polanie. Człowiek był jednak wolniejszy, choć minął sarnę zaledwie o centymetry. Spłoszone zwierzęta zaczęły uciekać, jednak mężczyzna postanowił nie dać za wygraną... jakby miał jakieś szanse... Zwinnie wskoczył na drzewo i ponownie, błyskawicznie, rzucił się przed siebie, uskakując na kolejną gałąź i pod wpływem rozpędu na kolejną, skąd znów miał dogodną sposobność na zaatakowanie zwierzęcia. Nie myśląc ani trochę, człowiek natychmiast rzucił się w dół, w kierunku sarny... coś jednak poszło nie tak...
Pomiędzy drzewami, na linii lotu Lyrica, pojawiła się jakaś ciemna chmura, najpewniej przywołana za pomocą magii... człowiek nie miał jednak możliwości uniknąć zetknięcia z chmurą.
Chlup.... Tego się mężczyzna nie spodziewał, w chmurze było mokro? W chmurze była woda, rzeka, jezioro, morze? A może to nie była chmura?
Człowiek spadł, jednak był bardzo daleko od miejsca, gdzie się znajdował był, chmura chyba jednak nie była chmurą, a na pewno nie zwykłą chmurą. Mężczyzna wpadł do wody, bardzo głębokiej, sądząc po tym, że nie znalazł jeszcze dna, znalazł jednak coś innego. W szamotaninie człowiek przesunął dłonią po czyimś ciele, ciężko powiedzieć czy było to ciało człowieka, jednak było chyba żywe, ponieważ pływało w wodzie tuż przed tym jak Lyric do niej wpadł, a wystarczyło pół metra w bok i człowiek wpadłby na pływającą syrenę, choć on nie zauważył, że ktokolwiek, czy cokolwiek, tutaj pływa, jak również nie zauważył dwóch pozostałych postaci na brzegu, patrzących na syrenę. Ważniejszym jednak od towarzystwa, dla Lyrica była teraz umiejętność pływania, którą człowiek nie całkiem opanował, co było chyba powodem nagłej paniki i agresywnego rzucania się w wodzie, próbując wypłynąć na powierzchnię, do ukochanego powietrza.
Awatar użytkownika
Qualcias
Szukający drogi
Posty: 47
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Qualcias »

Zdawałoby się, że przez dłuższą chwilę czas dla osoby wiekowego maga nagle zatrzymał się w miejscu. Chciałoby się. Jego myśli krążyły wokół tematu dawnego mocarstwa na pograniczu Królestwa i Pustyni oraz bękarta, który przejął tam władzę. Rozrysował nawet w swym umyśle swoiste drzewko zależności poszczególnych zdarzeń. Całe błędne koło kręciło się wokół osoby podłego dyktatora i jego własnej. W grę wchodził dość złożona konfrontacja. Wszystko zaczęło się od kiedy alchemik dostał się do rady Kapituły, wtedy swą polityczną działalność rozpoczął osobnik o ideach zupełnie sprzecznych z ogólnie pojętym prawem, jak się później okazało - miał na swoje usługi bandycką szajkę i rozkazał jej członkom zdominować rynek w kraju, jak i wykluczyć z obiegu najbardziej obiecujących kandydatów do korony. Ludzie nie mieli wyboru, musieli być mu posłuszni, bo ci, którzy odważyli się sprzeciwić kończyli w masowych mogiłach w więziennych katakumbach. Paradoksalne, przecież podobna instytucja winna kojarzyć się ze sprawiedliwością, a nie jej brakiem. Chore. Qualcias swego czasu urzędował w Radzie, a dyktator widząc w nim zagrożenie - fałszywie oskarżył go o morderstwo. Tak oto starzec zmuszony został do opuszczenia swego laboratorium i porzucenia prac prowadzonych przez lata. Nawet teraz, autokrata cały czas nasyła nań zabijaków, by wyeliminować zagrożenie z jego strony. Gołym okiem można było zobaczyć skutki.
Przysiadł na trawie i jął wpatrywać się w zakrwawione bandaże. To ciało było już zużyte, percepcja pozostawiała wiele do życzenia i niszczyło jego klasę. Trwając w tym ciele, był zżerany przez choroby. Skoro alchemik dążył do pełnego poznania i nieskończonej potęgi - musiał je zmienić. Zużycie znacznie ograniczało osiągi i osłabiało percepcję.
Nagle, nie wiadomo skąd przeszył go dojmujący ból dobiegający z klatki piersiowej, pociemniało mu w oczach i wyłożył się na trawie, by miotać się we wszystkie strony w bolesnych konwulsjach, po chwili stracił władzę w nogach i rękach. Przez około pół godziny czuł dojmujący ból w całym ciele, by po chwili zastygnąć w wyrazie przerażenia. Najpierw wysiadło serce po wielu latach pompowania krwi wzbogaconej o składniki eliksirów i alkohol. Następnie mózg zaatakowany przez tkankę nowotworową całkowicie stracił orientację i zaczął rozsyłać wszędzie informację o przeszywającym bólu. Jakież to miało znaczenie teraz, kiedy umarł? Niby planował zmianę ciała, ale niestety podobny zabieg wymagał przygotowania ciała na zmianę i dopasowania doń astralnego wzorca. Nie spodziewał się śmierci, toteż nie podjął kroków w kierunku kontynuowania pośmiertnej egzystencji. Umarł i nie było na to rady, chyba że jakiś nekromanta postanowiłby go wskrzesić...
Awatar użytkownika
Enitia
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 115
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Nimfa
Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
Kontakt:

Post autor: Enitia »

Po uroczej zabawie z syreną, nadszedł czas na zejście na ziemię. Therannon zrobiła poważną minę i oświadczyła przyjaciołom, że pora ich opuścić. Łatwo się domyślić, że tryton z nereidą nie przyjął dobrze tej wiadomości. Początkowo oboje kategorycznie wyrazili swój sprzeciw, lecz Therannon pozostała nieugięta. Kiedy już do Tilgora i jego towarzyszki dotarło, że żaden argument nie przemówi na ich korzyść, postanowił pogodzić się z zaistniałą sytuacją i przyjąć ją, jak mężczyzna. Cóż mógł zrobić? Nie będzie prosić na kolanach, bo to i tak niczego nie zmieni... Gorzej było z Enitią, która za punkt honoru uznała towarzyszenie syrenie przy każdej możliwej okazji. Czuła się za nią odpowiedzialna, jak to z przyjaciółkami bywa. Do jej łez nie zdążyły jednak napłynął łzy, kiedy Therannon zniknęła pod wodą, kierując się na zachód. Najwyraźniej znała tajemne przejścia w tej krainie, bo Enitia nie miała pojęcia, iż możliwe jest przedostanie się gdzieś dalej z niewielkiego jeziorka przy chatce. Ach, syreny... Te nieuchwytne stworzenia przyprawiały nereidę o zawrót głowy, co wyrażało się przez podziw, a zarazem wściekłość, że nie może ich do końca zrozumieć. Są nieulotne, jak sny czy marzenia, przez co sprawiały wrażenie wyjątkowych. Może faktycznie nimi były - w uznaniu naturianki na pewno.

Ale był jeszcze Qualcias, no i była Araenyell. Enitia w przypływie zdarzeń, niemal całkowicie o nich zapomniała. Gdy zdała sobie sprawę, że zostawili ich samych sobie, natychmiast podzieliła się ze swoim spostrzeżeniem z Tilgorem, który stał się jakby nieobecny wskutek niedawnych przeżyć. Popukała go delikatnie po ramieniu i zasugerowała, aby udali się do lasku, z którego przyszli i sprawdzili, jak tam u swoich poprzednich towarzyszy. Enitia miała na uwadze niezbyt dobry stan zdrowia starca, w grę wchodziły również złe przeczucia, który zalały ją od środka, jak lawa z gorącego wulkanu. Szybkim krokiem udali się w stronę lasu. Już ze sporej odległości Enitia dostrzegła konającego alchemika, który po niedługim czasie wyzionął ducha. Przyspieszyła kroku, pełna złych przeczuć i stanęła, jak wryta. Qualcias umarł.
Araenyell klęczała pochylona nad jego zwłokami - nawet ją przerosła ta sytuacja, bo zaczęła przemawiać do starca, chcąc, aby się wybudził. Tak się jednak nie stało. Tilgor pierwszy zabrał głos, stwierdzając, iż trzeba mu urządzić godny pochówek, jego ciało nie może sobie tak leżeć, jakby nigdy nic. Enitia przytaknęła, lecz zachowując bystrość umysłu, odparła, że trzeba skądś wziąć łopatę, aby wykopać dołek. Tilgor pokręcił głową.
- Wątpię, że znaleźlibyśmy w krótkim czasie łopatę na tej wysepce. Podejrzewam, że już lepszym rozwiązaniem byłoby, gdybyśmy wspólnie przetransportowali ciało do brzegu oceanu i wrzucili doń.
- Ale jak to? Ma go po prostu porwać prąd morski? - zdziwiła się bezradna Enitia, która wolała przyznać, że ten pomysł wcale jej nie przypadł do gustu.
- Cóż poradzić, innego rozwiązania nie widzę.
Araenyell, która przedtem miała sporo do powiedzenia (niezbyt miłych rzeczy), teraz siedziała cicho i potulnie zgodziła się z trytonem. Zdawać by się mogło, że po paru chwilach to, co stanie się z Qualciasem, mało ją obchodziło. Niedługo potem zaczęła narzekać na zmęczenie i głód, jak to miała w zwyczaju.
Po krótkiej wymianie zdań, ciało Qualciasa było niesione przez fale oceanu. Enitia jeszcze grymasiła, co będzie, jeśli ktoś znajdzie zwłoki i oskarży ich o morderstwo, ale Tilgor machnął na to ręką z lekceważeniem przy znacznym akompaniamencie Araenyell, jakim był chichot.

Minęło parę dni. W tym czasie Araenyell zdążyła kilkanaście razy zaleźć Enitii za skórę, jako że wspaniałomyślny Tilgor uznał, iż po tych wydarzeniach, powinni trzymać się razem. Do ich grupki dołączył również schizofrenik, który co jakiś czas tracił świadomość i wynikały z tego zabawne sytuacje. Cała czwórka w miarę dobrze bawiła się w swoim towarzystwie, oprócz krótkich dąsów Enitii, której wyraźnie nie podobały się umizgi Araenyell w kierunku Tilgora. Nereida początkowo pokazywała, jak bardzo ją to złości, docinając co jakiś czas kotołaczce, ale później zdecydowała, że utrze dwójce nosa, posyłając dwuznaczne sygnały Lyricowi, jakoby jego aparycja niezwykle jej się spodobała. A tu spojrzała doń zalotnie, a tu niby przypadkiem dotknęła jego dłoni, gdy ten przewrócił się, wskutek swojej przemiany, tudzież stosowała inne mniej lub bardziej wyświechtane kobiece sztuczki. Gdy Lyric opowiadał o swoich przygodach, zwłaszcza o ostatnich zmaganiach z morskimi falami, zaśmiewała się niemal do łez, mówiąc, że ma kontynuować. Przyznał, że gdyby nie fakt, iż prąd morski zdecydowanie ustał na sile, byłby się utopił. Enitia podkreślała wtedy, jak wielka byłaby to strata dla jej duszy.

W tym samym czasie, pewien marynarz znalazł całkiem przypadkowo ciało niedawno zmarłego starca nad brzegiem morza. Właśnie schodził do kajuty, kiedy z okna statku dostrzegł Qualciasa, a właściwie to, co z niego zostało. Nie słyszał o żadnym nekromancie, ani niczym, co mogłoby ożywić jego ciało.
- Ej, chłopaki! - zawołał donośnym skrzekiem. - Jakiegoś topielca przywiało! To już drugi raz w tym tygodniu!
Po pewnym czasie cały port wiedział, że poczciwy marynarz znalazł topielca. Dzięki temu stał się sławny, lecz w głowie mieszkańców i turystów pojawiła się natrętna myśl: "Kto za tym stoi?"
Awatar użytkownika
Therannon
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Therannon »

Ratunek nadszedł dosłownie w ostatnim momencie, choć Therannon już nie miała okazji go zobaczyć. Wyczerpana słońcem, dusząca się powietrzem syrena bardzo szybko straciła przytomność. Nawet upragniony dotyk wody nie zdołał jej przebudzić. Jej ciało poruszało się mimowolnie, kilka razy nawet otworzyła oczy, myślami była jednak gdzieś daleko. Tak daleko, że nie potrafiła stamtąd wrócić.
Starania jej nowych przyjaciół oraz wiedza siwego maga uratowały jej życie, lecz tego również nie wiedziała. Jej świadomość wędrowała gdzieś bardzo głęboko, częściowo tylko zdając sobie sprawę, że żyje. Gdzieś tam pojawił się błysk słońca, gdzieś czyjeś oczy... Ciało nie chciało jej słuchać, usta otwierały się same... dlaczego?
Ból odszedł, podobnie jak duszący, suchy i zabójczy oddech wiatru. Widziała twarze dookoła niej, słyszała głosy, żywa i zdrowa... dlaczego więc wciąż śniła? Szarpnęła się gwałtownie, próbując się obudzić. Wiła się, wrzeszczała, ale jej ciało dalej było bezwładne. Widziała cudzymi-własnymi oczami, jak płynie gładko przez przejrzystą, czystą, chłodną wodę w dół... W dół, do oceanu.
Złość, bezsilność. Syrena szamotała się w swoim umyśle jak w sieci, próbując się uwolnić z dziwnego snu. Czuła, że powoli nabiera sił, zmęczenie i ospałość ustępowało z każdą chwilą. Czy to czystość i chłód wody tak na nią podziałało, tego nie wiedziała. Płynęła gdzieś w sam środek ciemnego błękitu, oddalając się od wyspy... Ale przecież nie! Ona wcale nie chce! Nie!
Poczuła się jak mała rybka, wydostająca się z grubej osłonki jaja. Własne-cudze oczy widziały czysty, piękny błękit, ogon znów jej słuchał... Nie! Syrena chwyciła się za głowę. Znała te cudze oczy, choć widziała je po raz pierwszy. Chciała wykrzyczeć tej dziwnej, obcej istocie całą swoją bezgraniczną wściekłość, cały żal po utracie mentorki... Bo już wiedziała, że ona umarła dawno temu, podobnie jak jej córka. Po pustym oceanie rozległ się krzyk syreny, wyzbyty wszelkiej ludzkiej barwy. Pęta nałożone przez dziwną, eteryczną, fioletową istotę nie pozwalały jej uformować słów. Stworzenie przedstawiło się, ale ona nie mogła nawet powtórzyć w myślach jej imienia. Nie mogła powtórzyć żadnego imienia, choć wyraźnie pamiętała przecież ich twarze.
Jej głowa eksplodowała bólem, ale syrena się nie poddała. Nie odda swojego ogona, swoich oczu, ani swojego głosu. Zadrżała spazmatycznie, gdy obca istota znów ją zaatakowała, od wewnątrz. Błękit oceanu dodawał odwagi. Światło u góry, ciemność u dołu. W dół. W dół!
Biała syrena pomknęła w głębinę jak strzała, z wzrokiem utkwionym w obejmującej ją czerni. Chciała zdusić tą obcą istotę, tak jak ona chciała udusić ją. Płynęła szybko, dużo szybciej niż powinna, ale ignorowała ból w głowie i napierający na każdy centymetr jej ciała ciężar wody. Wracała do domu, w którym tylko jej lud mógł czuć się bezpiecznie. Wypełniła swe myśli obrazami głębiny, czarnych ryb, wiotkich kałamarnic, błękitnych ogników i białych szkieletów wielorybów...
...i nagle poczuła się wolna. Jej głowa pulsowała od bólu, wzrok mglił się a mięśnie drętwiały, ale była sama! Zatrzymała się w bezruchu, otoczona czernią rozpraszaną jedynie przez blady poblask światełek na jej skórze. Zamknęła oczy, ufając swemu ciału, które wkrótce przyzwyczai się do otoczenia i ostrzeże ją w razie niebezpieczeństwa.
Miała imię i nie miała imienia. Potrafiła mówić i nie potrafiła. Załkała cicho, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Pęta w jej głowie pozostały na miejscu, silne, twarde i nienaruszalne.
Znajdzie ją. Znajdzie tą obcą, mglisto-fioletową istotę. Znajdzie i rozszarpie na strzępy, zatopi zęby w jej gardle i wciągnie w głębinę!


Ciąg dalszy: ?
Zablokowany

Wróć do „Wyspa Syren”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość