Dolina Umarłych[Ruiny starego fortu] Siedziba Megdara III

Jeśli zadajesz sobie pytanie kim jesteś, jeśli wydaje Ci się że Twoja dusza już dawno umarła, a Twoje życie straciło sens... Dolina Umarłych to miejsce gdzie życie istot ją zamieszkały naprawdę straciło sens, wiec jeśli masz w sobie choćby iskrę życia i trafisz tutaj dowiesz się co to znaczy wola istnienia.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

Pomieszczenie jadalne fortu

        Gardenia zerknęła na stosik równo ułożonych, częściowo przestudiowanych papirusów opisujących Radne Rapsodii, jaki spoczywał przed nią na stole. Złapała za brzeg pryzmy i przeciągnęła po niej kciukiem, podnosząc ją i natychmiast opuszczając. Charakterystyczny odgłos fyrt, fyrt, fyrt, rozniósł się w przestrzeni. Westchnęła i oparła podbródek na zgiętej ręce. Przez głowę przelatywała wciąż ta sama myśl - w co tym razem miała się wpakować dla zaspokojenia ambicji nieumarłego króla? Nie żeby narzekała, co to, to nie. Prawda była taka, że praca dla władcy Doliny nadawała jej życiu kierunek i poniekąd przynosiła szczęście. Nie czuła, że działa pod czyjąkolwiek presją. Na chwilę obecną nie zamieniłaby tej posady na żadną inną.
Tylko czasami, w wyjątkowych chwilach, takich jak ta, pojawiały się pewne wątpliwości. I drobne niepewności. Magini zacisnęła z całych sił powieki a następnie pozwoliła im się swobodnie otworzyć. Krótko zamrugała zmęczonymi od wnikliwego czytania oczami.

Wsunęła dłonie pod około trzech czwartych całego stosu, odmierzyła porcję zapisanych czarnym tuszem kart, ostrożnie podniosła i odłożyła na bok. Ta wyłączona część kartoteki dotyczyła jednej tylko członkini Rady Rapsodii. Gdyby nie wyraźny zapis, iż czarodziejka zasiadała w tejże wysokiej instytucji, można by ją śmiało zaliczyć do jednej z groźniejszych przestępczyń po tej stronie Nefari.
- Podejrzana o nadużywanie środków psychoaktywnych, prostytucję, bójki, publiczne pijaństwo, unikanie podatków, malwersacje, okradanie wojska, włamania, kradzieże wierzchowców, podpalenia, naciąganie, hochsztaplerstwo, oszustwa majątkowe, groźby słowne, prowadzenie powozu pod wpływem alkoholu, porwanie, publiczne obnażanie się, niekontrolowane wybuchy złości, napaść z użyciem broni białej… – oparła się wygodnie w krześle, odgarnęła niesforny kosmyk za ucho.
Ach, no i nie możemy zapomnieć o niepotwierdzonym zarzucie molestowania książąt Ivina i Sorena podczas letniej wizyty Rady w Ekradonie. Stwórco, kto dał tej kryminalistce władzę nad miastem? – cmoknęła językiem i zanuciła. - Rodzina, rodzina, rodzina, ach rodzina…
Akta Socci, czarodziejki chaosu oraz jednej z władczyń Rapsodii, poszły w odstawkę. Przynajmniej na razie. Gardenia zajrzała do następnego w kolejce zwoju.

- Czarodziejka Parella, magini przestrzeni. Wygląda na to, że nie za bardzo przepada za gośćmi z zewnątrz. – starannie rozprostowała dłonią papier i nachyliła się nad nim.
Względem odwiedzających stolicę delegacji, o ile w ogóle ich przyjmuje, jest nieufna i podejrzliwa. Według różnych sprawozdań bezustannie obserwuje posłańców i sprawdza ich wiarygodność, pochodzenie, kompetencje, etc. Zdarzało się, że na podstawie nieistotnych zdarzeń, posądzała ich o wraże zamiary. Raz o mało nie skończyło się to międzypaństwowym skandalem gdy oskarżyła dziadka Królowej Aladriel z Danae o to, że nie był prawdziwym Allarianinem lecz piekielnym agentem w przebraniu. Niechętnie odpowiada na pytania gości czy udziela jakichkolwiek informacji. Podobno nie toleruje żadnych oznak słabości, jak również nie posiada poczucia humoru. Wystarczy najmniejsza zniewaga względem radnej Parelli, żeby… – maie przerwała czytanie, pociągnęła nosem. Coś ją zakręciło. Kichnęła. Wyciągnęła chusteczkę. – Dlaczego mam przeczucie, graniczące z pewnością, że się nie dogadamy?
Zgarnęła kartotekę czarodziejki przestrzeni i odłożyła na miejsce „przeczytanych”.

- Następna jest… - zaszeleścił rozkładany papier. – Radna Schaza, magini pustki… W ogóle nie opuszcza swojej wieży badawczej? Z pewnością utrudni mi to negocjacje. – gdzieś w tle dochodził ją monotonny odgłos skrobania. To adept czyścił rożen, wytrwale starając się spod przypalonego tłuszczu wyciągnąć na światło dzienne metal.
Materiały na temat czarodziejki są zaskakująco skromne. Nie przyjmuje gości ani delegatów, nie ma asystentów, nie pozwala nikomu zbliżyć się do sali badawczej, nie rozmawia prawie wcale z nikim poza członkami rodziny a i tych rzadko odwiedza. Nie interesuje się losem dzielnicy miasta, nad którą sprawuje władzę, w jej zastępstwie obowiązki nieoficjalnie sprawuje wydelegowany „burmistrz”. No ładnie, ładnie… I jak mam się z nią rozmówić na temat sojuszu z Doliną Umarłych? Włamać do wieży? Wystukać wiadomość kodem na drzwiach? Korespondować listownie? – parsknęła śmiechem. – Im dalej w las tym ciekawiej. Kim jest radna numer cztery?

Czarodziejka Siza, specjalistka dziedziny ducha. Czy byłaby potencjalnym dobrym partnerem do dyskusji o współpracy międzypaństwowej?
- Heh. To zależy czy jej świadomość będzie podczas rozmowy obecna na planie materialnym, czy błąkać się gdzieś po duchowych bezdrożach. – Gardenia zaplotła palce na karku, wydmuchała powietrze. Z lekką taką niepewnością spoglądała na szkic maski, jaką nosiła radna-szamanka. Podobno przez większość czasu. Mieszkańcy jej części miasta dawno już zapomnieli jak wyglądała jej twarz. Maska była duża, owalna, rzeźbiona w drewnie nieznanego pochodzenia. Posiadała dwa wąskie otwory na oczy i jeszcze jeden w miejsce ust. Sprawiała dość złowrogie wrażenie. Inna sprawa, że przez tą osłonę trudno było sprawdzić, czy czarodziejka jest przytomna, czy nie weszła akurat w jeden ze swoich głębokich transów.
- No tak…W najgorszym razie pogadam sobie bez odpowiedzi do drewnianej skorupy.
Potrzymała w dłoniach kubek z gorącą herbatą i miodem. Nie wypiwszy ani kropli, odstawiła, krzywiąc się do własnych wyobrażeń.

Przyjrzała się nowej kartce. - Borga, czarodziejka dziedziny emocji? – paznokciami wolnej ręki zaczęła postukiwać o blat. – Zaskakujące. Te akta wyglądają prawie normalnie. No może poza nadużywaniem wysokoprocentowych trunków ale to jeszcze nie zbrodnia. Żadnych napaści, podejrzeń, zamykania się w wieży czy międzyplanowych wycieczek świadomości? Hmmm…Może radna jest z nieprawego łoża? – zachichotała. Ponownie chwyciła kubek z herbatą i podniosła do ust ale odstawiła go skoro tylko delikatna smużka pary i aromatu dotarły do jej nozdrzy. – A to co? Kilkanaście umów międzynarodowych zawiązywanych i likwidowanych naprzemiennie przez Borgę, wielokrotnie w ciągu ostatniego miesiąca? Wygląda na to, że radna cholernie często zmienia zdanie i sympatie. Czyli nawet jeśli obieca wsparcie Rapsodii w działaniach militarnych, następnego dnia może jej się odwidzieć? Cóż… A miało być tak pięknie. – z dokumentów wypadła mała karteczka. – Schować wszelką broń białą? Ciekawe dlaczego. Chyba mam jeszcze gdzieś ten nóż myśliwski?

- Kolejna czarodziejka to Hossa, specjalistka tworzenia. Co donoszą na jej temat nasi szpiedzy? Czego mogę się spodziewać? „Przywiązuje dużą wagę do wyglądu.”, „Egzotyczny, ekscentryczny i często skąpy ubiór”, co to znaczy? Pewnie przekonam się gdy będę na miejscu. Zresztą ubiór Rady mało mnie obchodzi. Potrzebuję jej politycznego poparcia. Co jeszcze tu znajdę? „Przesadnie emocjonalna, egzaltowana, podczas przyjęć usilnie dąży do bycia w centrum uwagi. Gdy ją dostanie łatwo ulega sugestiom. W innym wypadku wpada w gniew.” Hmm? No powiedzmy, że potrafię to sobie wyobrazić. Dalej. „Jej ostatni burzliwy związek z mauriańskim szlachcicem-wampirem zakończył się nałożeniem blokady na wymianę handlową z Maurią w zarządzanej przez Hossę części miasta. W miejskim teatrze zaś przez wiele tygodni wystawiano sztukę bezlitośnie mieszającą młodzieńca z błotem”. Nooo, to się nazywa uraza. Zaraz… gdzieś tu chyba naszkicowana była podobizna hrabiego. Tak, zdecydowanie kogoś mi on przypomina. Hehehehe. Zapisać w pamięci – zabrać ze sobą do Rapsodii Borysa. Jego urok osobisty powinien pomóc mi podczas negocjacji z panią Hossą.

Gardenia pokiwała głową i nagle roześmiała się, gdy drzwi do sali jadalnej otwarły się na oścież a potem, jakby czytając jej w myślach, stanął w nich Borys. Podszedł do stolika maie i na swój milczący sposób zapytał co porabia.

***

        - Nic takiego. – machnęła ręką. - Przygotowuję się do wizyty w Rapsodii i czytam dokumentację tamtejszej Rady.
Zamilkła. Herbata zdążyła już ostygnąć i mogła się jej napić bez strachu o popatrzenie gardła. Przechyliła naczynie trzy, może cztery razy i tyleż razy aromatyczny ziołowy napój, posłodzony miodem, spłynął do żołądka.
- Wiesz może czy lady Irene opuściła już salę tronową? Muszę się z nią rozmówić w ważnej sprawie.
Awatar użytkownika
Comeda
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 113
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje:

Post autor: Comeda »

- Ekhm.. rozumiem. - odrzekła Irene, która odebrała od licza ożywione truchło czegoś, co za życia było jednym z czarnych kruków. - Dziękuję - dodała. Stworzenie gdy przeszło na jej rękę, skierowało się energicznie w stronę ramienia, by po krótkiej chwili móc zwyczajnie na nim spocząć. Zachowywało się spokojnie, także zlecieć nie miało prawa. Z tej odległości nie było jednak trudno wyczuć charakterystycznej i przenikliwej woni padliny. W każdym razie kobieta nie miała nic więcej do zapytania. Zdawała sobie sprawę z tego że decydując się wziąć jakikolwiek udział w wojnie, może nie postępować dobrze, lecz ostatecznie po to tu przybyła. Głównym dla niej powodem dołączenia było zadbanie o bezpieczeństwo Maurii, choć sytuacja prezentowała się w sposób w ogóle nie zagrażający miastu.. No, ale nigdy nie można mieć pewności.

Irene odchrząknęła lekko. Odczuwała pewne wrażenie niedoinformowania. Z doświadczenia jednak wiedziała iż takie rzeczy mają miejsce dość często, zwłaszcza podczas większych planów. Tworzą się wówczas struktury wtajemniczenia, w których jedna jest ważniejsza od drugiej. Oczywiście tutaj, nie musiało tak być, lecz uznała iż nie warto dalej zabierać głosu, tylko przejść do czynów. Siadając spokojnie z powrotem na miejsce, odchyliła lekko głowę w stronę upiornego ptaszyska, by przyjrzeć mu się ukradkiem. Po raz pierwszy w życiu ma takiego pomocnika. - Trzeba będzie ci wymyślić imię - Stwierdziła w myślach Irene. Zmrużywszy oczy w geście zamyślenia, odwróciła się z powrotem w stronę kamiennej ławy, dając umarłemu zwierzęciu tymczasowy spokój. Na chwilę obecną nie mogła się co do niego przekonać, lecz wolała aby w tej kwestii zadecydował bieg czasu. Nadal jednak czuła się dziwnie siedząc pośrodku dwójki szkieletów, których miała traktować jako takich sojuszników, jednocześnie walcząc w sobie z dotychczasowym, wpojonym przekonaniem co do natury tychże istot.

Ostatecznie jednak zdecydowała się na wyjście z sali. Nie było nic więcej do ustalenia i powiedzenia. To co miała wiedzieć to wiedziała, więc wstając powoli, odeszła bez słowa w stronę wyjścia gdzie towarzyszyło jej bezimienne upiorne ptaszysko, oraz mały pogłos stawianych kroków, gdy zbliżała się w kierunku ciężkich otwartych wrót.
Megdar
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 69
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Licz
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Megdar »

Krwawy deszcz wezbrał na sile pobudzony mocą Licza. Tym razem Megdar chciał skierować magiczne chmury na wschód aby oczyścić swoje granice z grup awanturników szukających przygód i zapuszczających się na jego ziemie. Ich zuchwalstwo w końcu przebrało miarę. Jedna z grup dopadła starego Loana, zombiego który od dawna zajmował się opuszczoną kryptą, dbając o porządek tego miejsca. Cóż krypta została zdewastowana a Loanowi odrąbano nogi i ręce. Wycie zombiego bardzo bawiło "zwycięzców". Licz wysłał patrol jazdy aby ująć barbarzyńców i przykładnie ukarać. Nie chciał porzucać ich ciał gdyż jego przeciwnicy, zabitych bandytów okrzyknęli by bohaterami i męczennikami. Na to nie mógł sobie pozwolić. Rozkazał magowi śmierci aby zeszkieletował ich ciała, Kości to kości nikt w nich się nie dopatrzy dawnych siepaczy. Megdar podziwiał okrucieństwo tych ludzi mieniących się obrońcami światła. Deszcz wpadał do komnaty przez częściowo rozebrany dach, brudnymi strugami znacząc posadzkę. Megdar stał przed stołem w dwóch palcach trzymając nieumarłą muchę, na stole przednim kręciły się jej siostrzyce. Licz właśnie zakończył przygotowanie do rozesłania swoich nowych szpiegów.
Awatar użytkownika
Gardenia
Zsyłający Sny
Posty: 348
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Maie
Profesje: Mag , Szpieg , Badacz
Kontakt:

Post autor: Gardenia »

        Do wieczora miała jeszcze mnóstwo czasu, więc zebrała porozrzucane po stole arkusze w jedno miejsce, przycisnęła je kubkiem, co by nie latały. Zostawiła wszystko i wspięła się po schodach na dziedziniec. Dzień, znajdujący się we wczesnej fazie porannej, miał jasnosiny odcień, niczym skóra topielca. Słońce świeciło oszczędnie poprzez gęsto zbitą warstwę obłoków.
Sprawdziła, czy ma w kieszeni płaszcza woreczki z fasolą, po czym zawędrowała do tej części Fortu gdzie wciąż trwało spotkanie między nowymi rekrutami a Megdarem. Do wieży.
Stała chwilę przed drzwiami do sali tronowej, podpierając ścianę i zastanawiając się nad tym co przeczytała w kartotece Rady Rapsodii. Czy czarodziejki naprawdę miały fioła większego niż cały ogród botaniczny? Tak przynajmniej wynikało z informacji jakie jej dostarczono. Do przestudiowania została jej jeszcze połowa dokumentacji. Na później.
Przymknęła oczy.
I czekała.

        Usłyszała zgrzytnięcie drzwi, chwilę panowała cisza, potem coś ledwo słyszalnie zaszurało piórami, kląsknęła podeszwa buta, zaszeleścił ciężki materiał. Piskliwy odgłos podeszwy, teraz wielokrotnie powtórzony, coś brzdęknęło, możliwe że jakiś metalowe elementy ubioru uderzały jedne o drugie.
Otwarła oczy.
Z sali tronowej zdecydowanym krokiem wymaszerowała Comeda. Z tą swoją chłodną aurą, w której można było chłodzić piwo. A gdyby tak skorzystać z tego pomysłu podczas którejś z następnych podróży? Będzie można zaoszczędzić na magicznej energii. Maie zganiła się w myślach za durne pomysły. Machnęła do elfki na powitanie.
- Hej. Chcę o czymś z tobą porozmawiać. Chodź za mną.
Odbiła się palcami od ściany.

        Gardenia zaprowadziła myśliwą na mury obronne. Rozpościerał się z nich widok na panoramę mrocznego lasu.
- Tam… - Wycelowała palec w stronę kniei, na pozbawiony drzew fragment terenu, znajdujący się w pewnym oddaleniu od fortu. – ...są ruiny zamku, który kiedyś połączony był z tym fortem oraz innymi fortyfikacjami obronnymi. Teraz ostał się z nich jeno szkielet, składowisko kamieni, roślin i zamieszkujących je leśnych stworzeń. – popatrzyła na elfkę. – Dziś po zachodzie słońca udasz się w tamto miejsce z Józefem, Ałłą i Borysem. Na trening. W dwuosobowych zespołach. – wyciągnęła przed siebie niebieski woreczek, wypełniony ziarnami fasoli i związany sznurkiem. Położyła go na murze tuż obok Comedy.
– Po pierwsze - to twój fant. Podczas ćwiczeń będziesz go chronić jakby od tego miało zależeć twoje życie. Będziesz również dążyć do odebrania fantów drużyny przeciwnej. Po drugie – pilnuj bezpieczeństwa swojego partnera, bo sama wiele nie zdziałasz. Kiedy kompletowałam zespół kierowałam się nie tylko zdolnościami danej jednostki ale również jej umiejętności pracy w grupie. Nie potrzebna mi jednoosobowa armia. Tacy długo nie żyją. - westchnęła.- Treningi pozwolą ci zaznajomić się i przyzwyczaić do tych nieumarłych dżentelmenów. Oni zaś będą mogli poznać ciebie.
Zamilkła na chwilę, biorąc drugi oddech i dając myśliwej szansę na przetrawienie informacji.
- Kiedy wyruszymy w teren nie będzie już czasu na wypracowanie zaufania. A kiedy zrobi się gorąco potrzebować będziesz pewności co do osoby, która chroni twoje plecy.
Przytrzymała poły płaszcza, które rozwiewał na boki wiejący silniej na tej wysokości wiatr.
- Widziałam jak zbladłaś i spięłaś się, kiedy po raz pierwszy ujrzałaś Megdara w jego komnacie. Nie zaprzeczaj, król również to dojrzał. Nie jesteś do końca przekonana, prawda? Mimo, że zadanie służby pochodzi od samej Trójki Władców Maurii. Bardzo godne zaufania źródło.– uśmiechnęła się ciepło. - Potrzebujesz wiedzieć, że to co tu robisz jest słuszne? - Pewnie i za spokojem przyjęła na siebie przeszywające, lodowate spojrzenie elfki. – Powiem ci więc to jeszcze jeden, ostatni raz, zanim sprawy bardziej się skomplikują. – skróciła dystans o pół kroku, nie spuszczając wzroku. Słowa płynęły wolno, zdecydowanie, bez cienia zawahania. – To jest słuszne. Zagrożenie jest realne. Twój kraj cię potrzebuje.
Wzięła słaby, ledwo wyczuwalny wdech. Popatrzyła w stronę placu i ponownie na elfkę.
- Możesz korzystać z zasobów zbrojowni. Zabierz z niej wszystko co uznasz za potrzebne. – wyminęła Comedę, po czym ruszyła w stronę schodów na dziedziniec. – Ostatnia rzecz… - zatrzymała się w pół kroku. – Nie wolno ci rozmawiać o tym, czym się tu zajmujesz z nikim z zewnątrz. Ani z rodziną. Ani ze znajomymi. Służymy pozostając w cieniu. Pamiętaj o tym.
Nie zatrzymując się więcej zeszła na dół i znikła w bramie budynku.

(Dalsze losy Gardenii ze względu na wysoki stopień poufności utajniono. Niepotwierdzona plotka głosi, że robi to co zwykle.)
Koniec.

(Mesmer spiknął się z Wandą i założyli pracownię alchemiczną. Ona bruszyła, on poczywał, potem na odwrót. Ich największym osiągnięciem było wynalezienie specyfiku do konserwacji jaj na twardo, który to rozdawali za darmo ubogim i potrzebującym. Urodziło im się dużo dzieci.)
Koniec.
Zablokowany

Wróć do „Dolina Umarłych”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość