Meot[Siedziba władcy] W czasie balu

Królewskie miasto, nad którym piecze sprawuje król Terezjusz, a jego siedzibą jest ogromny w swych rozmiarach pałac budowany przez wieki, który rozrasta się nawet dzisiaj. Kiedyś był to po prostu szeroki, płaski budynek o dwóch piętrach i smutnych, szarych ścianach. Postanowiono jednak dobudować wieże z wąskimi oknami, a pałac otoczyć pnącą roślinnością. Tak więc dzisiaj Pałac Królewski Meot nie straszy już szarością. Dzięki posadzeniu przy murach winorośli, bluszczy i innych pnących rośli budynek wygląda zupełnie inaczej. Zwłaszcza, kiedy winobluszcze zmieniają kolor liści, czy kiedy kwitną oplatające okna powoje.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira wyglądała na lekko już znudzoną tym ciągłym uciekaniem. Wiedźma nie mogła mieć jej tego za złe, zresztą sama była już wystarczająco znużona.
-Co robimy? Zdążymy jeszcze zwiać?- spytała elfka, a Vena tylko uśmiechnęła się pod nosem. Miała już plan. Może nie był jakiś specjalnie górnolotny, ale zawsze jakiś. -Na pewno.- odpowiedziała i cicho podeszła do okna, żeby sprawdzić, co też planuje dowódca oddziału. Tak jak się spodziewała wszedł do gospody. Wiedźma zlustrowała wzrokiem okolicę, sprawdzając czy w pobliżu nie czekają kolejne oddziały. Gdyby nikt nie gonił teraz wiedźmy i nie próbował jej zabić, mogłaby powiedzieć, że Meot był pięknym miastem. A szczególnie nocą.
Vena cicho odeszła do okna i spojrzała na Amirę. -Mam paru przyjaciół, którzy... zajmą ich na chwilę.- Wiedźma uśmiechnęła się szeroko, a na potwierdzenie jej słów dało się słyszeć, właśnie rozpoczynającą się kłótnię z dołu.
-Nie mamy jednak zbyt wiele czasu.- zerknęła na elfkę. -Proponuję, na razie, uciec z miasta i chwile przeczekać, a później dokładnie sprawdzić co się tutaj dzieje. Masz konia?- spytała i uśmiechnęła się lekko.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

        Vena jak zwykle miała jakiegoś asa w rękawie. Nie było teraz czasu na jakieś specjalne dociekania i rozmyślania, ale interesującą kwestią było, kim tak naprawdę jest ta kobieta. W końcu od kiedy chwyciła elfkę za rękę w sali balowej, Amira nie tylko nie dowiedziała się o niej niczego, nawet w jakiej sprawie miała jej niby udzielić pomocy, a wręcz mnożyły się kolejne pytania. Dziwnym trafem także wtedy zaczęły się te całe kłopoty. Może nie wydawało się rozsądnym w takich okolicznościach wierzyć wiedźmie, ale elfka nie była osobą przesadnie ostrożną i nie wydawało jej się, żeby kobieta miała wobec niej jakieś złe zamiary.
        To, że Vena najwyraźniej zdołała w jakiś sposób wywołać na dole awanturę, było w tym momencie bardzo korzystne i wysuwało się na pierwszy plan. Z początku cichy szmer głosów na dole przybrał na sile i słychać było nie do końca nietrzeźwe protesty w jakiejś sprawie.
Koncepcja planu, jaką miała Vena raczej pokrywała się z aktualnym planem Amiry – w skrócie należało wiać.
        -Mam. W stajni za bramą miejską – odparła elfka na pytanie o konia, nie było to jednak stwierdzenie pewne. W sumie koń jakby nie do końca był jej. Można chyba powiedzieć, że odziedziczyła go swego czasu po jednym ze współwykonawców zlecenia, który przymusowo znalazł się w przytulnym ekradońskim lochu.
        W związku z odbywającą się piętro niżej kłótnią szanse opuszczenia karczmy tradycyjną drogą były niezbyt wielkie. Elfka spojrzała podejrzliwie na wiedźmę, ale stwierdziła, że niezależnie od zdolności towarzyszki, skoro weszła oknem, to i może w ten sposób wyjść. Sposób sprawdzony i szybki. Podeszła do okna i sprawdziła, czy droga jest „czysta’. Ulice wciąż świeciły pustkami. Przykładni obywatele siedzieli w domach, a mniej przykładni w bardziej rozrywkowych miejscach. Stwierdziwszy, że mają dziś naprawdę wyjątkowe szczęście, Amira zrzuciła swoją torba na dół i przerzuciła lewą nogę na zewnątrz okna siadając na parapecie okrakiem i już miała zamiar zeskakiwać w dół, gdy otworzyły się drzwi karczmy. Dźwięki awantury rozbrzmiały przez chwilę ze zdwojoną intensywnością, a potem znów przycichły stłumione przez drewniane deski. Jeden ze strażników oparł się leniwie o ścianę właściwie tuż pod oknem, z którego zamierzała wyskoczyć dziewczyna. Ta zamarła w oknie, wstrzymując oddech. Po pierwsze, by jej nie usłyszał, po drugie, by nie wybuchnąć, mało stosownym w tej chwili śmiechem. Położenie nie było zabawne, to prawda, ale dziewczyna miała skłonności do rozładowywania napięcia śmiechem i fakt, że gwardzista, o mało co nie potknął się o jej torbę wydał się jej przekomiczny.
        Po chwili namysłu elfka cicho zeszła w parapetu, cofając się do pokoju, podeszła do drzwi i przyłożyła do nich ucho. Nie słysząc nic podejrzanego, uśmiechnęła się z zadowoleniem, otworzyła je cicho i wymknęła się na korytarz, zostawiając je otwarte. Wróciła niemal natychmiast trzymając w objęciach dość ciężką metalową figurę przedstawiającą jakiegoś mężczyznę w patetycznej pozie. Zapewne było to jakiś zacny wojownik, ale Amira o historii miała pojęcie mocno wybiórcze i jeśli bohater nie zostawił po sobie tajemniczego grobowca pełnego skarbów, to ni była nim zainteresowana. Stopą zamknęła za sobą drzwi, starając się nimi nie trzasnąć i nie zabić się przy okazji o własne nogi i wróciła na strategiczną pozycję przy oknie. Oparła figurę na parapecie. Ustawiła ją precyzyjnie i popchnęła delikatnie. Posążek wykonał w powietrzu eleganckie pół obrotu, po czym z głuchym metalicznym brzękiem zderzył się z hełmem strażnika. Nieszczęśnik osunął się na ziemię z cichym jękiem. Amira przykucnęła, kryjąc się na parapetem i nasłuchiwała w napięciu. Wydawało się jednak, że reszta towarzystwa nie zwróciła na to zdarzenie uwagi.
        Czas zaczynał naglić, bo niezależnie od niezwykle użytecznych sztuczek Veny nie mogły one zająć straży na całą noc. Amira wyskoczyła przez okno, nawet nie patrząc w dół. Wylądowała w zgrabnym przysiadzie, przewiesiła torbę przez ramię i spojrzała na rozciągniętego w poprzek wejścia strażnika, przekrzywiając głowę. Potem chwyciła go za ręce i zaczęła ciągnąć go w stronę bocznej, ciemnej alejki z zamiarem pozostawienia go gdzieś za rogiem, w miejscu nieco mniej widocznym. Mężczyzna w pełnej zbroi nie jest jednak lekki i zadanie to przekraczało to chyba jej możliwości, bo zmęczyła się zanim na dobre ruszyła jego ciało z miejsca.
        -Przydałaby mi się pomoc – syknęła cicho, w założeniu kierując te słowa do Veny, ale wzrok skupiając na drzwiach i cały czas nasłuchując jakiejś zmiany w odgłosach dobiegających z wnętrza karczmy.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira wyglądała na nieco zmieszaną całą tą sytuacją. Vena stwierdziła, że elfka zwariowała, kiedy ta wyrzuciła torbę ze swoimi rzeczami na dwór! Przecież po to właśnie wróciły do karczmy! Wiedźmie domysły tylko potwierdził fakt, że Amira bez żadnych oporów i zastanowienia usiadła sobie na parapecie i wystawiła nogi za okno! I co ona chciała zrobić? Wyskoczyć? Przecież w każdej chwili z karczmy mógł wylecieć jakiś strażnik, mniej lub bardziej rozumny, ale ani na jednego ani na drugiego dziewczyny nie mogły sobie teraz pozwolić. Jakby na potwierdzenie tej myśli, przed drzwi karczmy, wyszedł jeden ze strażników odzianych w srebrną zbroję. Amira spojrzała z niechęcią (ale i rozbawieniem?!) w dół, a po chwili wciągnęła nogi znów do pokoju. Cicho podeszła do drzwi, lekko je uchyliła i wyszła na korytarz.
W tej chwili nic sensownego nie przychodziło Venie do głowy. Co tu się, w mordę kuroliszka, dzieje?! zdenerwowała się pod nosem. Muszę jeszcze zaznaczyć, że na brak ciekawości Vena nie mogła narzekać. Prawie natychmiast po wyjściu Amiry z pokoju, wiedźma podeszła do okna by ujrzeć obiekt kpin elfki. Tak jak sądziła przed karczmą, stał jeden strażnik z, słynnego w całym Meocie, Elitarnego Oddziału Władcy Meotu. Nie ma jak chwytliwa nazwa... No ale cóż. Władcy się nie wybiera. Natomiast dowódce straży owszem. A ten odznaczał się dużo większym zainteresowaniem swoimi ludźmi i, co chyba ważniejsze, inteligencją. Dbał o swoje oddziały. Widać to było po każdym strażniku z Meotu.
Ten tu osobnik miał na sobie srebrny, wypolerowany do połysku hełm i lekką kolczugę do pasa. W okolicy serca widać było małą metalową plakietkę ze stopniem oficera. U jego boku wisiał pokaźnych rozmiarów miecz długości sążnia. Prawie jak kopia rycerska... pomyślała Vena patrząc na ten, jakże imponujący przedmiot. Z lewej strony strażnik miał przymocowany pęk kluczy (tylko oddziały elitarne mogły sobie na to pozwolić) oraz parę rzemieni, prawdopodobnie do związywania zbirów, których łapali. Wiedźma wyobraziła sobie jak owe rzemienie zaciskają się na jej nadgarstkach i trzeba przyznać, że nie spodobało jej się to wrażenie.
Po chwili do izby wróciła elfka niosąc... o Bogowie! Amira właśnie trzymała w rękach posąg Czarodzieja ze Szczytu Fellarionu, który, dla podkreślenia komizmu całego dzisiejszego wieczoru, był patronem strażników w Meocie. Nie ma jak zakupy na targu pełnym przekupek. Tam dowiesz się wszystkiego. Od informacji którymi drzwiami można niepostrzeżenie wkraść się do pałacu do tych mniej potrzebnych. Jak ta właśnie. Na domiar wszystkiego Amira wyrzuciła figurkę przez okno, wprost na nic nie spodziewającego się strażnika. I trach! Po figurce... Natychmiast po tym elfka wyskoczyła z okna wprost na ulicę. Wylądowała zgrabnie i miękko, jakby nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Wstała, lekko się otrzepała i z wielką determinacją wypisana na twarzy zabrała się do przesunięcia strażnika w nieco bardzie ustronne miejsce. No tak. To nie było zajęcie dla elfki. Może i potrafiła zeskoczyć z pierwszego piętra nie robiąc sobie nic, ale przesunięcie rosłego faceta było ponad jej możliwości.
-Przydałaby mi się pomoc.- powiedziała cicho Amira. Wiedźma na te słowa otrząsnęła się i spojrzała w dół. -Chyba sobie żartujesz.- szepnęła w odpowiedzi, ale posłusznie zaczęła przenosić, najpierw jedną a potem drugą, nogę za parapet. I co dalej? chciała się spytać elfki, ale nie zdążyła. Grawitacja była już dość zdenerwowana tymi całymi wyprawieniami Veny, więc chamsko ściągnęła ją na dół, w najszybszym sposobie. Teraz wiedźmę nie bolała tylko noga, ale też i całe plecy i tyłek. Pojęczała jeszcze chwile i delikatnie spróbowała wstać, a nie było to takie proste. Kiedy już utrzymała w miarę pionową pozycję spojrzała na zdziwioną Amirę. -Tak wiem. Grawitacja mnie nie lubi...- zaczęła przepraszająco, zobaczywszy jak kącik ust elfki powędrował ku górze w lekkim uśmiechu.
Kuśtykając, podeszła do leżącego na bruku mężczyzny złapała go za lewe ramię, podczas gdy elfka ciągnęła za prawe. Razem jakoś udało im się dociągnąć strażnika do odległego o jakieś cztery sążnie i tam go zostawiły, uprzednio zabrawszy mu ciężko zarobione pieniądze i spodnie. No kurczę! Jakaś kara się należała! Gonią je przez całą noc, i teraz miały zostawić go w spokoju, dokleiwszy karteczkę "przepraszamy za ten incydent z figurką"? Niedoczekanie wasze!
Dziewczyny ruszyły ciemną uliczką w stronę bram miasta po drodze zatrzymując się tylko na chwilę w stajni, by Vena zabrała swoją karą klacz. I tak we trzy raźnym krokiem kierowały się ku wyjściu z Meotu.
-A tak właściwie to jak chcemy przejść przez bramę skoro już szukają nas w miejscach gdzie się zatrzymywałyśmy?- spytała ni elfkę, ni konia.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena nie wydawała się zachwycona drogą ucieczki wybraną przez elfkę. Ale nie miała przecież wyboru i w końcu zdecydowała się wyskoczyć przez okno. Nie można powiedzieć, żeby zrobiła to z dużą gracją. Właściwie brakowało w tym jakiejkolwiek gracji i kobieta po prostu spadła z parapetu jak nie przymierzając worek kartofli. Amira spojrzała na nią nieco zaskoczona. Często zdarzało jej się zapominać, że nie dla wszystkich skakanie z okien, czy omijanie pułapek było właściwie codziennością. Uśmiechnęła się lekko z rozbawieniem, widząc jak Vena ostrożnie usiłuje pozbierać się i stanąć na nogi. Gdy jednak kobieta zbliżyła się kuśtykając, uśmiech zniknął z twarzy elfki, zastąpiony niepokojach. Przyjrzała się jej nodze z uwagą i ponownie skrzywiła z niezadowoleniem na myśl o tym prowizorycznym leczeniu. Rana jednak nie otworzyła się więc nie było chyba aż tak źle.
Humor Amiry poprawił się zaraz po tym, gdy udało się im usunąć niezbyt lekkiego strażnika z widoku. Konkretnie w momencie, gdy Vena wpadła na pomysł zabrania delikwentowi spodni w ramach zemsty za całą tą pogoń. Elfka nie wytrzymała i roześmiała się, zakrywając dłonią usta i starając się chichotać możliwie jak najciszej. Złoto też z pewnością im się przyda. Mogły śmiało potraktować to jako rekompensatę.
Do stajni gdzie Vena zostawiła konia dotarły bez przeszkód, a następnie skierowały w stronę bramy miejskiej.
-A tak właściwie to jak chcemy przejść przez bramę skoro już szukają nas w miejscach gdzie się zatrzymywałyśmy?- spytała Vena, nie precyzując do kogo się zwraca.
-No tak… To pewien problem – westchnęła elfka, czując się w obowiązku skomentować jakoś sytuację. Potem zamyśliła się nad rozwiązaniem. Tradycyjne próby oszukania strażników raczej nie wchodziły w rachubę. Sforsowanie murów też było mocno problematyczne. Należało więc jakoś oczyścić bramę. Po chwili, ziewając, doznała nagłej inspiracji.
-Chyba mam pewien pomysł – stwierdziła, uśmiechając się lekko.
Gdy dotarły w pobliże bramy zajrzała d swojej torby i wyciągnęła stamtąd, niepozorną szklaną fiolkę, opisaną jako „wywar usypiający”. Zwykle choremu podawało się kilka, kilkanaście kropli, co zapewniało kilkugodzinny, kamienny sen, pozwalający na spokojne wykonanie zabiegu. Strażnicy powinni spać po tym jak zabici na tyle długo, że zdążyłyby dotrzeć do Efne i z powrotem. Problem z zaaplikowaniem im tego środka też już przemyślała. Tak się dobrze składało, że wywar był dość łatwopalny. Wiedziała o tym z doświadczenia, po tym jak kiedyś prawie spaliła drewniany dom swojego przyjaciela, rozbijając fiolkę w pobliżu świecy. W każdym razie można to było wykorzystać.
Amira sięgnęła ponownie do torby i wyciągnęła niewielki skrawek materiału. Odkorkowała fiolkę i wepchnęła szmatkę częściowo do środka i znów zaczęła szukać czegoś w swoich rzeczach. Potem spojrzała na towarzyszkę z lekką konsternacją.
-Mogłabyś to podpalić? –spytała nieco niepewnie. – Zdaje się, że zapodziałam gdzieś krzesiwo.
Pozostawało jeszcze pytanie czy elfce nie uda się ich samych podpalić.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Ten uśmiech mi się nie podoba... pomyślała wiedźma, patrząc jak Amira lekko uśmiecha się do siebie. -Chyba mam pewien pomysł.- te słowa wciąż drążyły umysł. Vena lekko podrapała się w tył głowy. Taki odruch kiedy się myśli. A przynajmniej próbuje... Jaki pomysł? O co chodzi? Co też jej znowu strzeliło do...? -EJ!- krzyknęła zdenerwowana, kiedy klacz przerwała jej rozmyślania dopraszając się łakoci. Lekko podrapała niesforną przyjaciółkę za uchem i kontynuowała kontemplację. A może jednak się uda, to co udać się może? Dobra. Starczy już tego dobrego! Zaraz zaczniesz myśleć o tych cudnych lukrowanych cukierkach, które widziałaś wczoraj na targu. Skarciła się w myślach.
Szły dalej ciemnymi uliczkami Meotu. Księżyc świecił jasno więc nie było sensu niesienia pochodni. Drugie przesilenie. Vena z lekką tęsknotą spojrzała na czarny firmament. Miliony gwiazd lekko mrugały. Dwie małe chmurki zasłaniały widok na największą z gwiazd. Piękne niebo. W sam raz na długie spacery z ukochanym wzdłuż rzeki. Ukochanym?! FU! Vena miała już dość męskich zalotów. Ten kwiatka przyniesie, tamten wino. A wszyscy tylko o jednym myślą! Basta! Nie ma! Figa z makiem! Tym gestem wiedźma pogroziła niebu, spuściła wzrok na szary bruk i już nie myślała o tym.
Amira zatrzymała się, przerywając monotonne liczenie kamieni, które to praktykowała Vena, byleby nie powrócić do wspomnień. Dotarły do bramy miasta. Wysokie szare mury dzieliły je od pięknych pobliskich lasów. Żelazne kraty, przyozdobione gdzieniegdzie kwietnymi motywami, przesłaniały widok na polną drogę prowadzącą nie-wiadomo-gdzie. Dwóch strażników w srebrzystych zbrojach, opierało się leniwie o pręty bramy. Tylko dwóch. JESZCZE tylko dwóch. pomyślała wiedźma. Musimy szybko coś wymyślić...
Vena popatrzyła na elfkę, która wyciągnęła coś ze swej torby. Mały flakonik z jakąś podejrzaną cieczą. Amira odkorkowała fiolkę, wsadziła doń kawałek szmatki i znów zaczęła grzebać w torbie. -Mogłabyś to podpalić? Zdaje się, że zapodziałam gdzieś krzesiwo.- spytała Venę. Ta, zszokowana tym, że Amira chce coś podpalać, samoistnie pstryknęła palcami, a nad nimi zatańczył mały płomyczek ognia. Jedno z niewielu zaklęć, które zdążyła opanować niemal do perfekcji. Amira złapała szmatkę, koniec umieściła w ogniu następnie ujrzała swoje dzieło, lekko uśmiechnęła się, zamachnęła i rzuciła wprost pod nogi nic nie spodziewających się strażników. Ci spojrzeli na dymiącą fiolkę, podnieśli lekko głowy, dostrzegli nas i już zaczęli otwierać usta, aby wszcząć alarm, lecz nie zdążyli. Dziwny płyn zajął się ogniem i wybuchł, ogłuszając mężczyzn.Nigdy, przenigdy nie drażnić Amiry. Zakonotowała w myślach.
-No to droga wolna.- stwierdziła Vena i szybko podeszła do bramy, aby ją otworzyć. Po prawe stornie mosiężnej konstrukcji znajdowała się dźwignia, która to, prawdopodobnie, miała uruchamiać cały mechanizm. Wiedźma zaparła się nogami i z całej siły pchnęła wajchę. Brama ledwo podniosła się, a wiedźma już nie miała siły. Cała czerwona na twarzy popatrzyła na elfkę i wysapała: -Teraz to mnie przyda się pomoc.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Wyczarowanie płomienia za pomocą pstrykania palcami było z pewnością umiejętnością pożyteczną. Szczególnie w takich warunkach. Amira podpaliła koniec szmatki i starała się nie zwracać uwagi na to, że właśnie zapala fiolkę z łatwopalną substancją. Nic nie wybuchło jej w rękach, więc zadowolona uśmiechnęła się i rzuciła swoje dzieło pod nogi strażników. Wbrew jej przewidywaniom naczynie nie rozbiło się tylko dymiąc poturlało po bruku.
-Ups – szepnęła, gdy mężczyźni spojrzeli nieco zdezorientowani najpierw na dymiący przedmiot, a następnie na nie. Nie zdążyli jednak zaalarmować innych, bo wywar zajął się widocznie ogniem i wybuchł, ogłuszając ich.
Elfce nie do końca o to chodziło, ale liczy się efekt, a tym sposobem droga była wolna. Za wyjątkiem wielkiej mosiężnej kraty stojącej im na przeszkodzie. Vena podeszła szybko do bramy i zaczęła mocować się z dźwignią. Amira natomiast zasłoniła usta i nos rękawem i zbliżyła się do wciąż dymiącym odłamków szkła. Odsunęła je mało delikatnie na lewą stronę. Nie byłoby dobrze gdyby tutaj posnęły.
Brama zgrzytnęła i uniosła się nieco do góry.
-Teraz to mnie przyda się pomoc- wysapała Vena, zmęczona i czerwona na twarzy. Elfka spojrzała na nią i na bramę z niepokojem. Nie była silna i sądziła, że jej pomoc nie zda się na wiele. Mimo to podeszła posłusznie do towarzyszki i chwyciła za wajchę. Wspólnymi siłami udało im się jakoś unieść kratę na taką wysokość, by wierzchowiec wiedźmy mógł się pod nią zmieścić. Zlane potem, ale zadowolone wyszły z miasta, biegnący wśród rzadkiego lasu trakt.
Amira od razu poczuła się lepiej, zostawiając ścigających je strażników niejako za tą bramą. Oczywistym było, że wpakowały się w poważne kłopoty i nie wyplączą się z tego tak prosto, ale udana ucieczka poza miejskie mury napawała optymizmem. Elfka sterowała się do nieco oddalonych zabudowań. Była to stajnia i kilka drewnianych chatek skupionych prze drodze. Weszła do środka starając się potknąć o jakieś wiadro i nie narobić hałasu jak to miała z zwyczaju. Za opiekę nad koniem zapłaciła z góry za trzy dni, a nie minęła nawet pełna doba, ale w takich okolicznościach nie miała zamiaru wykłócać się o pieniądze. Przynajmniej nie dopiszą jej kolejnego wykroczenia do listy.
Odnalazła w ciemnym wnętrzu swojego wierzchowca i jego rząd, a potem wyprowadziła go ze stajni by osidłać przy nieco lepszym oświetleniu, jakie dawał księżycowy blask.
-To Aello – przedstawiła swojej towarzyszce siwego ogiera z pewnym zażenowaniem. Los chciał, że nigdy nie wybierała imion dla swoich zwierzęcych przyjaciół i w dodatku imiona „zastane” niezbyt jej odpowiadały. Zazwyczaj nazywała, więc konia po prostu „koniem”, nie zawracając sobie głowy jego imieniem. Podobnie czyniła z innymi zwierzętami, które stawały na jej drodze, a zdarzało się, że również z towarzyszami, jeśli trudno jej było spamiętać ich imiona. Jedynym wyjątkiem od tej reguły była Shavi, której to imię również zostało wybrane bez jej udziału, ale mimo wszystko elfka go używała.
-Wydaje mi się, że chwilowo nie powinnyśmy pokazywać się w mieście – rzuciła do towarzyszki zaciągając popręg. –Znam karczmę przy drodze do Efne, gdzie nie zadają głupich pytań. To niecały dzień drogi na północ. Pełno tam różnych szumowin, więc wmieszamy się w tłum – dodała zachęcająco. Zawahała się zanim ponownie otworzyła usta. Zaintrygowała ja afera, w którą czuła się przypadkowo wplątana, ale nie była pewna czy sama dałaby radę znaleźć jakiekolwiek satysfakcjonujące odpowiedzi. A wydawało się, że Vena ma w tej sprawie pewną wiedzę. –Zamierzasz tu wrócić?
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira szybko odnalazła swojego wierzchowca w ciemniej stajni nieopodal bramy. -To Aello- Powiedziała Amira i zaczęła siodłać siwego ogiera. Alle... Nie! Aeol??? ŻE JAK?! Vena próbowała przypomnieć sobie dziwne imię konia, kiedy elfka zajmowała się oporządzaniem go.
-Znam karczmę przy drodze do Efne...- zaczęła rozmowę Amira, ale Vena była już myślami daleko. Efne... Głupie miasto głupich ludzi! skwitowała po prostu i znowu skupiła się na towarzyszce.
-Pełno tam różnych szumowin, więc wmieszamy się w tłum.- zakończyła Amira i spojrzała na wiedźmę z lekkim niepokojem -Zamierzasz tu wrócić?- spytała.
Vena przez chwilę szukała odpowiednich słów. Nie była do końca pewna swojego planu, który i tak już chyba legł w gruzach, ale nie chciała tam wracać. "Chcieć, a musieć to dwie różne sprawy" usłyszała głos swego mistrza w myślach. Niby racja, ale po kiego grzyba pchać się w sam środek dziwnego nie-wiadomo-czego?
Wiedźma popatrzyła na swoją towarzyszkę, uśmiechnęła się ciepło i wskoczyła na siodło.
-Przed nami długa droga. Chyba zdążę ci wszystko opowiedzieć...

Ciąg dalszy: Amira, Vena
Zablokowany

Wróć do „Meot”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości