Strona 1 z 2

[Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Cze 04, 2018 12:13 am
autor: Sitrina
        - Jesteś pewna, że naprawdę można mu zaufać?
        - Ależ oczywiście! Moje źródło jest całkowicie pewne. Masz w sobie zbyt wiele wątpliwości, siostrzyczko.
        - Nie wiem... możliwe... po prostu to... wygląda okazale...
        - Miejsca tracą swoją tajemniczość oraz wzniosłość, kiedy tylko uda się w nich kogoś przelecieć.
        - Sitrino!
        - Ah, no tak, zapomniałam, komu ja to mówię...
        - Chciałam powiedzieć, że brakuje ci szacunku do wszelkich świętości, ale...
        - Ale w przeciwnym razie byśmy nie rozmawiały, co?
        Echa przekomarzanek dwójki sióstr, które to na zmianę przejmowały kontrolę nad pokusim ciałem, aby wyrazić swój stosunek w tej a tej sprawie. Z boku musiało to wyglądać nadzwyczaj zabawnie. Zwłaszcza jeżeli wziąć pod uwagę miejsce, w którym nietypowa kłótnia się odbywała; na wielkim szczycie wznoszącym się ponad Opuszczonym Bastionem, u samego wejścia do olbrzymiej wieży strażniczej, a właściwie jej dawno już opuszczonych ruin – jej drugi kraniec ginął w chmurach. Takie miejsce bez wątpienia potrafiło zaprzeć dech w piersi oraz zmusić człowieka do komplementacji nad niektórymi sprawami, podobnie jak widok rozciągający się z góry bądź każdego piętra wieży. O ile oczywiście nie było się pokusą.
        - Tak więc wygląda ta... Pani Dusz...? - zapytała Cara, zerkając na zwój pergaminu podarowany jej przez siostrę. Oczy kobiety zabłysły rdzą, gdy nad ciałem przejęła kontrolę pokusa.
        - Wiem, co sobie myślisz. Te czarne skrzydła sugerują, że jest to upadła. Być może. Ale pamiętaj, że każda upadła była kiedyś aniołem. Ja nie byłam nigdy niebianinem, a jednak ci pomagam. Nie bądź rasistką!
        - No, dobra, dobra, ale jednak... wiesz, kiedy mówiłaś o pomaganiu mi w odzyskaniu ciała, miałam nadzieję, że bardziej będziemy korzystały z pomocy, no wiesz... profesjonalistów? Jakichś zarejestrowanych, pewnych magów duszy, nie zaś na takich miejskich legendach...
        - Narzekasz! Posłuchaj, te ruiny to teraz nasza najlepsza szansa. Ta istota, jakąkolwiek by nie była, potrafi w magię dusz. A to oznacza, że może nam pomóc.
        Cara odetchnęła, po czym ostatni raz spojrzała na rysunek kobiety z kruczoczarnymi skrzydłami; schowała go za pazuchę zbroi, którą teraz miała na sobie, po czym ruszyła naprzód, przekraczając bramę do zniszczonej wieży strażniczej i zagłębiając się w tajemniczym półmroku. Budowla była doprawdy imponujących rozmiarów, sama średnica podstawy była takich miar, że nie powstydziłby się ich okazały pałac. Wnętrze wypełnione było schodami oraz pomieszczeniami zajmowanymi niegdyś przez byłych strażników; sam „rdzeń” wieży, wokół której owijały się schody, także był ogromnych rozmiarów – wypełniały go korytarze oraz opuszczone pomieszczenia. Carę nie interesowały pozostałości po dawnych mieszkańcach tego miejsca czy ewentualne skarby. Interesowało ją tylko i wyłącznie odnalezienie owej „Pani Dusz” oraz porozmawianie z nią na temat jej przypadłości. Medalion emanował ciepłem, skryty pod jej zbroją, przyciśnięty do ciała.
        Mijała kolejne pomieszczenia, wiejące pustką oraz przejmującym chłodem, czasem także dosyć silnym na tej wysokości wiatrem, wpadającym do środka z gwizdem przez kruszejące okna oraz tańczącym przez chwilę we włosach rycerki, aby następnie pomknąć dalej. Kilka razy podchodziła do okien, obserwując widok rozciągający się przed nią – mogła ujrzeć całkiem spory kawałek Opuszczonego Królestwa. Krainy pięknej i smutnej, stanowiącej niemały kawałek Środkowej Alaranii; bez wątpienia bardzo melancholijna rzecz. W końcu jednak, po blisko dwóch kwadransach wędrówki, stanęła jak wryta, gdyż dostrzegła cień odbijający się na jednej ze ścian, rzucany przez leniwie pnące się ku górze słońce. Skrzydlaty cień. Cara niepewnie oddała ciało we władanie swojej siostry, która to szybko rzuciła iluzję ciszy na nie, po czym zakradła się bliżej, zaglądając za róg. Ujrzała czarnoszkrydłą istotę, przyodzianą w dziwne spodnie oraz kawałki spodni, o kruczy włosach, przemierzającą korytarze. Zdecydowanie nie była to upadła, gdyż swoich pobratymców Sitrina rozpoznawała bez problemów. Kim więc była? Czy to owa Pani Dusz? Pokusa szepnęła do siostry:
        - To chyba ona. Nie jest upadłą. Ani inną piekielną. Powinno więc pójść całkiem zgrabnie. Chyba. Przywitasz się?
        - Jasne.
        Cara, która ponownie objęła we władanie ciało, wyprostowała się, po czym przeszła kilka kroków, odbijających się echem po korytarzu, czym bez cienia wątpliwości zwróciła na siebie uwagę istoty – istoty, która nie była poszukiwaną przez nich Panią Dusz, ale przybyszką z bardzo, bardzo dalekiego miejsca. Czy znalazła się w ruinach przeniesiona przez zagadkową istotę, czy też przybyła tutaj o własnych nogach, wszystko wskazywało na to, że przechadza się po pozostałościach monumentalnej wieży. Ale o tym siostry zdecydowanie nie mogły wiedzieć. Cara chwyciła miecz za jelec – w sposób, który wyraźnie wskazywał na brak wrogich zamiarów, gdyż nie w sposób było tak walczyć. Kobieta trzymała dłonie na widoku, wysoko uniesione, a na jej twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech, gdy jej szare oczy spotkały niesamowicie błękitne nieznajomej.
        - Witaj, Pani Dusz, prawda? Nie mam wrogich zamiarów. Właściwie przybywam prosić o pomoc. Mam poważny problem dotyczący własnej duszy i podejrzewam, że jesteś jedną z niewielu osób w Alaranii, która może mi pomóc. Do zaoferowania nie mam zbyt wiele, ale nie mam i nic do stracenia; jeżeli mi pomożesz, bez wątpienia się odwdzięczę.
        Pochyliła się w ukłonie, po czym uniosła wzrok, oczekując reakcji, ale jej wzrok powędrował w bok, źrenice się zwęziły, a całe ciało przyjęło bojową podstawę, z mieczem wycelowanym w otwór w ścianie, znajdujący się pomiędzy nią, a czarnoszkrzydłą. Otwór, który powstał niewątpliwie przez zapadnięcie się tej części ściany, gdyż wokół niego walały się popękane kamienne cegłówki. W nim samym zaś stała wielka, masywna istota. Jego ciemna, nietypowa dla jego gatunku skóra lśniła w świetle leniwego słońca. Oprócz tego posiadał rogi, które potrafiłyby przyćmić niejedno stworzenie, całkowicie czarne oczy oraz długi ogon najeżony kolcami. Uśmiechał się drapieżnie, spoglądając po dwóch kobietach.
        - Kiedy kazali mi tutaj trzymać wartę, byłem pewien, że czekają mnie tygodnie nudy. Ale widzę, że zainteresowane ofiary same pchają się na ten teren. I to w dodatku takie soczyste... - Diabeł nie miał na sobie nic oprócz przepaski biodrowej, przez co jego umięśnione ciało było świetnie widoczne – mięśnie prężyły się pod ciemną skórą. - Hej, gołębico, chcesz się zabawić tą tutaj? Wygląda na wyśmienitą zabawkę.
        - Wracaj do Piekła, z którego wypełzłeś, diable – syknęła Cara, na co diabeł zachichotał. Kobieta spojrzała niepewnie na czarnowłosą, zastanawiając się, co zrobi, czekając na jej reakcję. Była gotowa do obrony przed „Panią Dusz”, ale także do tego, że nie postanowi zrobić kompletnie nic. Czekała, niepewna, z mieczem wycelowanym w diabła.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Nie Cze 10, 2018 9:30 pm
autor: Esmeralda
- Cholerne portale… - stwierdziła Esme stojąc na totalnym pustkowiu, gdzie nawet zwierząt nie było słychać, a miejsce jakby znał tylko wiatr.

Es musiała chwilę pomyśleć, co się wcześniej stało, jakaś mapa… dziwna isota… Mapa! Przypadkiem jej dotknęła z zamiarem pospacerowania palcem przed wyborem, ale dziwne stworzenie chyba nie pomyślałoby wziąć to pod uwagę.

- Panterołaczka, jestem pewna, że określiła tak, tamtą… Jyneth, ehh zawsze, gdy spotkam kogoś miłego, nasze drogi muszą się rozdzielić albo tamta osoba ginie…
- Marudzisz – dodała Ira – A ja słyszałam jak nazwala ciebie! Przemieniona, brzmi ciekawie…
- Przemieniona, nawet nie wiem co to… Jestem człowiekiem.
- Hmm pomyślmy, skrzydła są, magia jest, opętanie przez demona… To chyba nie do końca opis człowieka. Może kiedyś, ale teraz jesteś… przemienioną, cokolwiek to oznacza według tutejszych.
- Może i tak, w każdym razie… Nie mam zamiaru tu sterczeć jak kołek i to na pełnym widoku, trzeba lecieć.

Czarnowłosa rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Wszędzie było tak niepokojąco pusto, jakby jedynymi mieszkańcami były duszę zmarłych sprzed wieków. Wtem na swej drodze spostrzegła górę, wyglądała na dobry punkt obserwacyjny, więc postanowiła się na niej rozejrzeć. Znalazła tam ruiny wieży strażniczej, zawsze to choć trochę dachu nad głową więc weszła bez wahania.
Miejsce opuszczone jak ona sama, dawna chwała uleciała wieki temu, po życiu zostały jedynie skorupy w postaci niszczejących budowli, Es czuła pewną więź z tym miejscem, choć była tu zaledwie chwilę. Mogła pomyśleć, wiatr cichuteńko szumiał, niczym wspomnienia, które z sentymentem przywoływała. Nawet Ira zamilkła jakby chciała zrobić teraz to samo co przemieniona.
Cisza była czym miękki kocyk, chroniący przed złem tego świata, dopóki do głosu nie dobrały się negatywne uczucia. Wtedy czarnowłosa rozpaczliwie pożądała jakiegoś dźwięki, wołała Irę, ale ona milczała, ten jeden raz, kiedy mogła się odezwać, to postanowiła ją ignorować, no co za wredota.
By zabić czymkolwiek czas, którego miała aż za dużo, postanowiła pozwiedzać ów miejsce. Ostrożnie szła po schodach, które pokrywała gruba warstwa kurzu, były stabilne z kamienia. Dopiero wyżej znalazła drewniane. Mimo to postanowiła i po nich wejść. Musiała być jednak ostrożniejsza, każdy stopień trzeszczał lub się uginał. Niektóre były dziurawe, a jeszcze innych prawie całkowicie brakowało. Zmuszało to kobietę do delikatnego skoku lub większego kroku co wiązało się z podwójnym ryzykiem zwłaszcza ze względu na ciasnotę i średnią możliwość rozwinięcia skrzydeł w tym miejscu.
Ostatecznie cała i zdrowa dotarła na samą górę, okno było z jakiegoś powodu połowicznie wybite, ale widok zapierał dech w piersiach. Choć był to krajobraz pusty i martwy, to jednak miał w sobie pewien czar, pewne uśpione piękno. Usiadła w przestronnym pomieszczeniu, krzyżując nogi i czekała, na co? Może na przebudzenie z tego przydługiego koszmaru, może na śmierć, która i tak miała nie nadejść…
Niespodziewanie usłyszała czyjeś kroki, natychmiastowo wstała i chwyciła swój miecz, no niby kradziony, ale teraz był jej! Nie ufała już nikomu, miała ochotę zabić, jeśli tylko raz jeszcze ktoś jej wejdzie do głowy, Ira wystarczała aż nadto! Wysłuchała jednak dziewczyny i ostrożnie opuściła broń, ale na razie tylko częściowo.

- Pani dusz? Chyba mnie z kimś mylisz… Ja nie jestem… - zdanie przerwało jej pojawienie się koszmarnej istoty – Do cholery, co jest nie tak z tym miejscem? Nawet nie można na spokojnie porozmawiać, bo zaraz ktoś chce cię zabić, zjeść, przesłuchać! UGH! Wynoś się stąd brzydalu! – krzyknęła do diabła, sprawiając, że naprawdę silny podmuch powietrza powalił piekielnego na ziemię – Nie jestem żadną gołębicą wstrętna pokrako! – krzyknęła, nawet nie patrząc na dziewczynę, która stała nie wiedząc co zrobić, obiło jej się o uszy jedynie słowo „diabeł”.

Niczego to nie zmieniło, przemieniona była wściekła, miała dość, chciała odetchnąć, a tu kolejny potwór. Wskoczyła na jego powalone ciało, nim się podniósł i zaczęła go dźgać mieczem z całych sił w różnych miejscach, nie patrząc, że jego krew jest już także w znacznym stopniu na jej ciele.

- Przepadnij! – wsadziła mu ostrze do ust z impetem, tak że przeszło na wylot, po czym odeszła na bok, nie obchodziło ją czy przeżył, czy nie, jeśli tak to chyba już lepiej dla biedaka by zginął – To co ty tam chciałaś? Ah tak… Bierzesz mnie za kogoś innego, jestem Esmeralda, nie żadna Pani Dusz – wyjaśniła, jakby nigdy nic się nie stało.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Sob Cze 16, 2018 9:49 pm
autor: Sitrina
        Cara cofnęła się, gdy nieznajoma na widok piekielnej istoty zareagowała nieopanowanym gniewem oraz agresją, powalając go w niewyjaśniony sposób na ziemię, po czym rzucając się na na niego. Rycerka obserwowała ze zgrozą, jak brutalnie kobieta pozbawia życia diabła, które to przecież były znane ze swojej wytrzymałości oraz sprawności bitewnej. Jej siostra natomiast miała zupełnie inne zdanie na temat tego, co się wyprawiało – gdyby to ona kontrolowała teraz ciało, to owszem, usta wciąż byłyby rozszerzone, ale z uniesionymi kącikami zamiast opuszczonymi, a w oczach malowałaby się radość oraz podziw zamiast szoku.
        - Daj mi rozmawiać – powiedziała Sitrina, ledwo poruszając wargami; nawet stojąca tuż obok osoba nie dosłyszałaby sensu słów, ale dla dzielącej z nią ciało duszy było to nadzwyczaj zrozumiałe.
        - Dlaczego? - odparła zdumiona Cara.
        - Bo to ja mam gadane. A ty pewnie myślisz teraz, czy by nie rzucić się na nią z mieczem, co?
        Co prawda Cara nie odpowiedziała, ale fakt, że potulnie wycofała się do naszyjnika, oddając pokusie pełną kontrolę nad jej ciałem. Choć nic fizycznego się nie zmieniło – nawet za życia siostry wyglądały identycznie – to mimo wszystko odziana w zbroję kobieta wyglądała teraz zupełnie inaczej – jej mowa ciała zrobiła się o wiele swobodniejsza, podobnie zresztą jak mimika. Uśmiechnęła się do zakrwawionej czarną krwią kobiety. ”Esmeralda... nie kojarzę takiego imienia. To już coś znaczy. Nietutejsza. W dodatku nie wiedziała, czym właściwie był ten diabeł... A mimo to bardzo ochoczo zabrała się za jego masakrę...” Choć o tym nawet nie wiedziała, nieznajoma dostarczyła jej całkiem sporą ilość informacji – na tyle dużo, aby pokusi umysł zaczął pracować. Teraz jednak zdecydował się na ostrożniejszy ruch. Wyciągnęła zza pazuchy rysunek przedstawiający „Panią Dusz”, po czym wyciągnęła w stronę skrzydlatej tak, aby ta doskonale go widziała; czarne skrzydła oraz kruczoczarne włosy były jedynymi charakterystycznymi elementami, do jej wizerunku pasowała także szczupła sylwetka. Rysunek był na tyle ogólny, że bez problemu można by uznać, że przedstawia właśnie Esmeraldę.
        - Jeżeli zostaniesz tu dłużej, to pojawi się tu wielu kretynów, szukających u ciebie pomocy – powiedziała słodkim głosem; przekrzywiła głowę, przypatrując się jej. - Zareagowałaś dosyć gwałtownie na pojawienie się tego idioty. Także nieszczególnie przepadam za piekielnymi. Po prawdzie najchętniej wymordowałabym ich tak wiele, jak się da. Szkoda, że ten jeden nie dołączył do listy, choć poradziłaś sobie z nim całkiem pięknie. Masz w sobie naprawdę wiele zapału, choć podejrzewam, że jesteś po niezbyt przyjemnych przejściach?
        Pokusa powoli podchodziła do czarnoskrzydłej, spokojnym, rytmicznym krokiem, który sprawiał, że ostatnią myślą, jaka pojawiała się w głowie, była taka, że ma zamiar zaatakować. Sitrina w rzeczywistości nie miała żadnych złych intencji; minęła Esmeraldę, zaglądając do wnęki, z której wyszedł diabeł. Zauważyła, że ten zdołał się tutaj całkiem nieźle ustawić – otwór w ścianie prowadził do niewielkiego pomieszczenia, którego prawdziwe wejście zostało przysypane gruzami. Panował tu przyjemny półmrok, który rozpraszała tylko pomarańczowa poświata bijąca od ogniska rozpalonego na środku pokoju. Nad nim, na ruszcie, smażył się solidnych rozmiarów zając, wypełniając pomieszczenie całkiem miłym zapachem mięsa. Obok przygotowana była prycza – posłanie na ziemi, zapewniające jako taki komfort.
        Zaglądając do środka, pokusa obrócona była plecami do Esmeraldy – oparta o róg wyrwy; taka pozycja jednoznacznie oznaczała, iż kobieta nie ma zamiaru zaatakować czarnowłosej – w końcu jaki drapieżnik obracał się tyłem do ofiary? Kiedy jednak Sitrina obrzuciła już spojrzeniem pomieszczenie, ponownie stanęła przodem do nowo poznanej dziewczyny, plecami opierając się o ścianę.
        - Jaskinia skarbów to może nie jest, ale myślę, że należy ci się jako zdobyczna – powiedziała, wskazując głową na wejście do ciemniejszego pokoju, w którym wesoło huczał płomień ogniska. - Co prawda nie mam prawa prosić, ale jeżeli się zgodzisz, bardzo chętnie pocieszyłabym się nią wraz z tobą. Wygląda całkiem przytulnie. Tak swoją drogą, jestem Sitrina. Czasem nazywają mnie Carą. Zawodowo oraz dla rozrywki zajmuję się polowaniem na podobne bydlaki, jak ten tutaj, a także inny rodzaje spośród tego piekielnego asortymentu. - Spojrzała nagle bystro na Esmeraldę, doszukując się w jej twarzy nietypowych reakcji na jej słowa. - Ale wyglądasz mi na dosyć zagubioną. Może przysiądziemy razem i opowiesz mi, kto to taki chce cię zabić, zjeść, przesłuchać? Ponoć jestem świetną słuchaczką.
        Sitrina uśmiechnęła się do Esmeraldy tak pokusiasto, jak tylko mogła, bez wyraźnego, erotycznego podtekstu. Stała przy wejściu do byłego schronienia diabła, spoglądając pytająco na nową znajomą. Jeżeli zdecyduje się wejść do środka i zgodzić się na jej obecność tam, pójdzie za nią i usiądzie tuż obok niej. Jeżeli zechce kontynuować rozmowę tutaj, to po prostu sobie postoi w takiej pozycji. Jeżeli zaś postanowi, że nie chce mieć z nią nic wspólnego... cóż, po prostu odejdzie.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pią Cze 29, 2018 2:05 pm
autor: Esmeralda
Esmeralda patrzyła na kobietę wyciągającą jakieś malowidło. Zastanawiała się, co tym razem ją spotka. Na rysunku widniała postać do złudzenia przypominająca przemienioną, westchnęła, widząc tu uderzające podobieństwo.

- To tylko jakieś zbieg okoliczności i kiepski żart losu zapewne… - stwierdziła – Pfff, nie zamierzam robić za dobrą wróżkę – prychnęła oburzona.
- Piekielny? Czyżby jakiś czort, diabeł może? – zadała sobie pytanie w myślach.
- Mogę się z tym zgodzić – wtrąciła się Ira, mówiąc tylko w głowie swej żywicielki, aczkolwiek ukazała się za nią jako cień.
- Miałam ciężki… - zawahała się, żeby tylko dzień, hah! – Ciężkie ostatnie tygodnie… - stwierdziła, choć na usta cisnęły się jej słowa „ciężkie życie”.

Gdy kobieta do niej podeszła i ją minęła, zaciekawiona Ira pod postacią cienia zakręciła się obok niej, wyszukując jakiś smacznych negatywnych emocji.

- A kogo my tu mamy, dwie duszyczki? Mmm podwójne emocje – zachwyciła się, przesyłając im swe słowa telepatycznie, po czym nagle rozmyła się w powietrzu, znów skryta tuż obok duszy Esme czekała na reakcje, musiała wiedzieć jakie uczucia najbardziej podrażnić, by wyszło smacznie i sycąco. Na razie jednak było zbyt spokojnie.

Czarnoskrzydła nie słyszała tych słów, choć domyślała się, że niedługo Ira wkroczy do akcji. Na razie jednak nie było jeszcze drastycznie więc zwracała większą uwagę na szarowłosą, niż na to, co robi demonica. Poszła za nią to wnęki w ścianie.

- Mmm… - przemienionej cicho zaburczało w brzuchu, gdy tylko poczuła zapach piekącego się zająca. Była głodna, jeszcze przed chwilą nie zdawała sobie jak bardzo – Głównie zależy mi na jedzeniu, spać można nawet na drzewie – wzruszyła ramionami. Nawet nieco ją ucieszyła prośba Sitriny, choć nie chciała dać tego po sobie poznać, każde towarzystwo inne niż Ira było dobre, nawet jeśli chodzi o te sztywne wampiry.

– Jasne – zgodziła się, niby od niechcenia, natomiast na wyznanie czym zajmuje się Sitrina zareagowała jakby właśnie mówiła, że lubi i zajmuje się zawodowo malarstwem – Całkiem fajne zajęcie.

Kolejna propozycja zaś kompletnie zbiła ją z tropu, wysłuchać ją? Tak po prostu, że co? Patrzyła na Sitrinę jak na idiotkę albo jakby co najmniej stwierdziła, że niebo jest zielone. No po prostu ją zamurowało, potrzebowała chwilki, by ogarnąć sytuację.

- Em, długo by gadać – stwierdziła z lekkim uśmiechem, bo naprawdę to by była rozmowa na kilka dni co najmniej chyba poza tym jeszcze jej na tyle nie ufała, by się zwierzać – Ale może ty mi opowiesz coś o tej całej pani dusz? – uśmiechnęła się nieznacznie, siadając przy ognisku i patrząc na żarłocznie na zająca, nie omieszkała sprawdzić, czy jest już w miarę gotowy.
- Esss, a wiesz, że one mają z nami nieco wspólnego? – odezwała się Ira.
- O czym ty pleciesz, jakie one?
- Sitrina i ta druga!
- Chyba odbija ci z głodu – przewróciła oczami.

Demonica westchnęła, bo nie bardzo miała pomysł jak potwierdzić swoje słowa więc zjawiła się w swej cienistej postaci za Sitriną i zaczęła telepatycznie przesyłać jej coś, od czego głowa mogła pęknąć. Ona śpiewała w jej głowie, fałszując niewyobrażalnie, a rymy, choć były w miarę składne nie miały najmniejszego sensu.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Sob Cze 30, 2018 8:00 pm
autor: Sitrina
        - To już twoja sprawa, ja tylko czuję się w obowiązku, aby ostrzec cię przed tym, co się może niedługo stać – odmruknęła Sitrina na niezbyt entuzjastyczne przyjęcie przez przemienioną faktu, iż może zostać z kimś pomylona. Bardzo interesujące było to, że stało się to właśnie tego dnia, w którym we dwie postanowiły zawitać w tych ruinach. Po chwili z kwaśną miną przyjęła słowa o okropnym okresie, który miała za sobą kobieta, bez problemu przywołując na twarz wyrozumiałe współczucie. - Oh... cóż, nie ma co się zamartwiać. Wystarczy przeć do przodu i czekać.
        Pokusa zamarła, kiedy dotarł do niej telepatyczny głos; umysł Cary zareagował szokiem, a rycerka teraz z wielką obawą przyglądała się informacją docierającym od jej siostry, choć ta nie mogła mieć o tym żadnego pojęcia. Zamiast tego Sitrina odwróciła się, wzrokiem przeszywając pustą przestrzeń, w której sekundę wcześniej znajdowała się Ira. W jej oczach na sekundę zapłonęła pomarańczowa iskra. O ile Cara zareagowała paniką, to jej analityczny umysł przystąpił do działania. Jako, iż w pobliżu nie było nikogo oprócz Esmeraldy, to podejrzenia oczywiście padły na nią. Ze słów stworzenia wyciągnęła tyle, ile się dało; o emocjach mówiło niczym o daniu, więc bez problemu mogła wywnioskować, iż to coś się nimi pożywia, ale czym tak właściwie było?
        Z uśmiechem przyjęła kolejne słowa demonicy, ciesząc się z faktu, że ta zgadza się na spędzenie z nią nieco czasu; to właściwie był najbardziej ryzykowny i trudny do przewidzenia fragment, dalej już pokusa doskonale wiedziała, co ma robić. W końcu była pokusą. Jednak nie umknęło jej, jak zdziwiła się Esmeralda, kiedy zaproponowała jej wysłuchania jej historii. Zdecydowanie nie była przyzwyczajona do czegoś takiego, ale Sitrina wiedziała doskonale, że rozmowa może czasem bardzo pomóc zrzucić ciężar z ramion. A przy niej ludzie jakoś stawali się nadzwyczaj otwarci. Pożytek dla obu stron – ona dostanie informacje, a druga osoba dzięki temu się zrelaksuje.
        Zmarszczyła jednak brwi, gdy Esmeralda odrzekła, że historia jest za długa, do razu oddając jej pałeczkę i prosząc o opowiedzenie czegoś o Pani Dusz. Cóż, dla pokusy nie było to żadną przeszkodą, wiedziała, że aby pomóc się komuś otworzyć, czasem trzeba wcześniej wykazać chęć do tego oraz odsłonić się. Uśmiechnęła się i miała ruszyć w stronę ogniska, kiedy nagle... Zatrzymała się w pół kroku, unosząc głowę, a włosy na jej ciele najeżyły się, gdy jej umysłu dotarła telepatyczna pieśń. Choć pieśnią tego nie można było nazwać. Prawdziwa kakofonia uformowana z najbardziej niedorzecznych myśli, spleciona w całość pozornie bezcielesną, lecz zaplanowaną tak, aby przysporzyć jak najwięcej bólu. Dobrze, że Cara nie uświadczyła tego, gdyż przekaz był skierowany bezpośrednio do umysłu pokusy, do którego to jej siostra nie miała wstępu.
        Sitrina zerknęła za ramię i ujrzała cienistą istotę, bez wątpienia autorkę owego jakże przyjaznego przekazu. Dobrze, że pokusa zdążyła nasłuchać się w Piekle jęków potępionych, od których właściwie nie dało się uciec – to jest było to nawet możliwe, ale z reguły oznaczało wpakowywanie się w jeszcze większe kłopoty – gdyż w przeciwnym razie pewnie szybko by wpadła w furię. Teraz jednak... Zaczęła się domyślać, o co chodzi temu czemuś. Wcześniejsza wzmianka o emocjach, teraz to... chciała, aby się zdenerwowała. Jej siostra pewnie już padła ofiarą, wiele nie trzeba było, dlatego... Sitrina przymknęła oczy i zatonęła w fantazjach. Takich, do których lepiej, aby nikt nie zaglądał. Cokolwiek mogła uraczyć Ira, zdecydowanie nie były to negatywne emocje. Następnie pokusa odwróciła się do Esmeraldy i spojrzała na nią pytająco.
        - Towarzyszka czy pasożyt? - spytała z żywym zainteresowaniem. - Jeżeli pierwsze, to przyznaję, nadzwyczaj osobliwe towarzystwo. Bardzo chętnie bym usłyszała, jak się spotkaliście. Jeżeli zaś pasożyt... cóż, współczuję. Po części aż zanadto. Jakaś dusza, która się przyczepiła, zwłaszcza wybrakowana, potrafi przysporzyć sporo kłopotów.
        Powiedziawszy to, już dłużej nie zwlekała i usiadła przed ogniskiem, tuż przy Esmeraldzie, dosyć swobodnie. Spojrzała na nią i przystąpiła do opowieści.
        - Pani Dusz to wpół legenda wpół historia o istocie mieszkającej w tych ruinach. Zdecydowanie za świeża na taką prawdziwą legendę, gdyż dotyczy ostatnich kilku miesięcy. Miejscowi wierzą, że potrafi ona dowolnie manipulować ludzką duszą, zmieniając ciało, do której ta jest przypisana. Przychodzi tutaj ponoć mnóstwo osób chcących to poradzić. Wiesz, wielu dałoby wiele za to, aby móc stać się kimś innym... niekoniecznie za tego kogoś zgodą. Nawet ponoć jedna osoba chciała trafić do ciała zupełnie innej płci. Ciekawe, dlaczego... tak czy owak, trudno jednoznacznie stwierdzić, czy rzeczywiście ta osoba istnieje; są historie o ludziach, którzy skorzystali z jej usług, ale trudno czegokolwiek więcej się dowiedzieć. A szczególnie niełatwe jest dotarcie do jednego z nich bezpośrednio. Wiem w sumie tyle. Całą resztę chciałabym dowiedzieć się stąd.
        Przez chwilę pokusa spoglądała w ognisko z zamyśleniem, po czym jakby się ocknęła i spojrzała na Esmeraldę z uśmiechem, jakby właśnie wpadła na świetny pomysł. Przesunęła się, zajmując teraz miejsce na wpół obok przemienionej – ale o wiele bliżej – na wpół tuż za nią. Jej dłonie podniosły się, po czym położyły się delikatnie na karku Esmeraldy, lekko przyciskając oraz rozmasowując go. Sitrina doskonale znała się na tego typu zabiegach. Niejednokrotnie świetnie pełniły funkcję gry wstępnej.
        - Skoro miałaś ciężkie dni, to zdecydowanie przydałoby się, abyś się trochę zrelaksowała – powiedziała, przejeżdżając dłońmi na ramiona przemienionej oraz obdarzając ją umiejętnym masażem, pod którym potrafili stopnieć nawet najbardziej zacięci brutale. Kobieta doskonale wyczuwała napięte mięśnie kobiety, oznaczające jej wojowniczą przeszłość oraz trudy ostatnich dni, ale także po części bez wątpienia będące wynikiem posiadania skrzydeł, które to wymagały mocniejszych mięśni. - Jesteś straszliwie spięta, mogę to wyczuć nawet przez tę kamizelkę. Jeżeli ją zdejmiesz, mogę bardziej się postarać, ale to tylko taka luźna propozycja. Tak w ogóle, to jestem Sitrina.
        Nagle, jakby na coś wpadła, pokusa dodała:
        - Wiesz... sądzę, że Pani Dusz mogłaby i tobie bez problemu pomóc. Z tym cieniem, który zdaje się ciebie trzymać.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Lip 16, 2018 12:13 am
autor: Esmeralda
- Powinno się ostrzegać tych, co tu zmierzają przede mną – prychnęła z lekkim chichotem – Przeć do przodu i czekać? Wieki czekam i nawet nie wiem już na co… Chociaż… Umiesz otwierać portale? – spytała, oczywiście nie liczyła na nic, w końcu to, czego potrzebowała, nie było byle czym i wątpliwe, że ów kobieta ma taką moc i wiedzę, by pomóc jej wrócić do domu.

Wyrwana po chwili z zamyślenia zobaczyła, że piekielna jakoś tak zdębiała, popatrzyła na nią badawczo i westchnęła w myślach, gdy dotarło do niej, że Ira zapewne musiała podręczyć nową duszyczkę. Jak zwykle. Zresztą nawet widziała jej cień za szarowłosą. Demonica nie zamierzała się cackać tylko od razu przeszła do rzeczy, żarłok jeden, gruba by była za cztery osoby, gdyby jadła tyle będąc człowiekiem.

- Twardy orzech do zgryzienia – prychnęła telepatycznie Ira do Sitriny i zniknęła.
- Pasożyt, ale od biedy i towarzysz – stwierdziła Esme – Gdy przez wieki nie ma się do kogo odezwać, można się zadowolić byle czym.
- Ej, to nie miłe – prychnęła Ira w głowie przemienionej.

Esmeralda zignorowała to i z zaciekawieniem wysłuchała legendy, zakotłowały się w niej myśli o pozbyciu się demonicy, ale i strach, bez niej, co by bez niej zrobiła, gdyby znów przyszło jej żyć przez tak długi czas w samotności. Z drugiej strony mogłaby jej dalej towarzyszyć, ale oddzielenie, mając własne ciało. Może nawet Ira sama by tego chciała.

- Brzmi dość nieprawdopodobnie niczym garniec złota na końcu tęczy. W każdym razie to mogłoby mi się przydać, nie chciałabyś mieć własnego ciała? – zwróciła się do demonicy, która za jej plecami przybrała cienistą postać.
- Chcesz się mnie pozbyć, po tylu latach, wiekach, tysiącleciach! – krzyczała telepatycznie, przekazując swe wrzaski wszystkim tu obecnym - … Pod warunkiem, że to ciało byłoby żeńskie i koniecznie rude włosy, zielone oczy i piegi i szczupłe, słyszałam, jak mnie nazywałaś prawdopodobnym grubasem, ty w rzyć kopana strażniczko!

Przemieniona przewróciła oczami. W czasie paplaniny demonicy, Sitrina przysunęła się do Es, co ją nieco zdziwiło, była blisko, nie przeszkadzało to na razie czarnoskrzydłej, ale dla osoby nieśmiałej to już dawno przekroczyłaby strefę osobistą. W dodatku zaczęła jej masować kark, mięśnie niebieskookiej były okropnie napięte, w gotowości do ataku. Już chciała pytać Sitrinę, o co jej chodzi, gdy ta sama się wyjaśniła.

- Zrelaksować się? To mogłoby być dla mnie zgubne, relaks, uśpiona czujność, opóźniony czas reakcji… Czyżbyś coś knuła? – spojrzała na nią podejrzliwie, po chwili jednak odpuściła i zdjęła kamizelkę, masaż był naprawdę boski i przypominał taki, jakim niekiedy zaskakiwał ją jej ukochany – Myślisz? Wciąż jednak według mnie wątpliwe jest jej istnienie, a tym bardziej skuteczność.

Przemieniona mimo wcześniejszych słów w końcu się rozluźniła. Nawet przymknęła na dłuższą chwilę oczy. Mimo chwili odprężenia była nieco zła na siebie, że tak łatwo oddała się przyjemności. Nie pasowało jej to, a może faktycznie była tak bardzo spięta, że byle co jej wystarczyło, aby odpłynąć? Natomiast to, wcale nie było byle czym.

- Jesteś niesamowity Rag, jak zawsze… - tak bardzo uciekła w swoje myśli, że całkiem zapomniała o tym, gdzie jest i kto tak naprawdę jest tuż za nią. Powoli otworzyła oczy i westchnęła ciężko, a było jej tak miło – Wybacz, ja… odpłynęłam. Pozazdrościć umiejętności – stwierdziła, z trudem utrzymując absurdalnie poważną minę.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Lip 16, 2018 4:20 pm
autor: Sitrina
        - Portale? - Sitrina uniosła brwi. - Nie, nie potrafię otwierać. Wielokrotnie z takowych korzystałam, ale raczej z naturalnych lub przywołanych przez kogoś innego. Chociaż zapewniam cię, że przez moje portale zdecydowanie nie chcesz przechodzić. Nie prowadzą do nazbyt miłego miejsca...
        Oczy pokusy się zmrużyły, gdy Esmeralda odpowiedziała na pytanie dotyczące jej towarzyszki; nieco ją zdziwiło takie podejście, szczególnie że demon nie wydawał się szczególnie przyjacielski. Choć musiała w tym przyznać swojej rozmówczyni rację – samotność zdecydowanie potrafiła sprawić, że robiło się mniej wybrednym, jeżeli chodziło o dobór towarzystwa. Jeszcze bardziej jednak ją ubodła reakcja owej „towarzyszki”, gdy Esmeralda wysłuchała podsuniętej jej możliwości i zapytała ją o zdanie. Na początku się skrzywiła, słysząc telepatyczny wrzask, ale przy drugiej części... Sitrinie spodobał się opis wysnuty przez demonicę. Jeżeli miała być szczera, to nawet podobała jej się taka myśl. Gdyby miała fizyczne ciało, to pokusa mogłaby się jej odpłacić za te jej docinki. W odpowiednio pokusi sposób... Nie musiała odczytywać myśli przemienionej, aby stwierdzić, że te dwie uwielbiają się przekomarzać, jednak przez skazanie na siebie sprawia, że w jakiś sposób udaje im się ze sobą dogadywać.
        Pokusa doskonale zdawała sobie sprawę, że wkroczyła do przestrzeni osobistej Esmeraldy, takie było jej zamierzenie; doskonale wiedziała, jak bliskość drugiej istoty potrafi wpływać na organizm, a jeszcze bardziej sprawdzał się w tym dotyk. Choć początkowo demonica nieźle się opierała...
        - Oj tak, zdecydowanie knuję – mruknęła Sitrina, po czym przybliżyła twarz do ucha przemienionej, wyszeptując do niego słówka wypowiadane odprężającym głosem. - Knuję przebić się przez tę hardą skorupę oraz dogodzić ci. Obydwie jesteśmy kobietami i obydwie potrzebujemy czasem chwili dla siebie. Mi się udaje łapać dzień, ale mam wrażenie, że w twoim przypadku cały świat się na ciebie uwziął. Więc chcę ci to zadośćuczynić. Boli mnie, kiedy dostrzegam drugą istotę, tak bardzo stroskaną. Owszem, walka jest ważna, ale nie można zapomnieć, że trzeba znaleźć w niej także chwilę na oddech. Głęboki, zasłużony oddech.
        ...to po chwili kompletnie stopniała pod jej dotykiem, zdejmując rzeczoną kamizelkę. Sitrina miała nadzieję, że od razu ściągnie także koszulę – masaż nagiego ciała zawsze był o wiele skuteczniejszy, no i czasem naprawdę przydawało się po prostu zrzucić z siebie wszystko.
        - Jeżeli nie... są inne sposoby. A ja szukam ich od niedawna. To miejsce po prostu było po drodze.
        Pokusa nie była w stanie nie wykorzystać faktu, że dotyka Esmeraldy – w dodatku w tak przyjemny sposób. Zanurkowała w jej umyśle, zbierając jej odczucia oraz myśli, rozglądając się po wspomnieniach. Przyjemność, jaką sprawiał jej masaż, dominowała, ale Sitrini jakoś udało się ją zignorować i przeniknąć do innych obszarów. Ujrzała wizję kogoś, na kim jej zależało. Urocze. Bardziej jednak skupiła się na tym dotyczącym jej nieco świeższych wspomnień. Wiele z nich było zamazanych, więc nie zdołała dostrzec twarzy czy szczegółów, ale najważniejsze do niej dotarło – Esmeralda nie była z Alaranii, ale nie była także z Otchłani. Przybyła... z Innego miejsca. I jak dotąd ta kraina nie obfitowała dla niej w zbyt miłe wydarzenia. ”Dlatego pewnie jest tak nieufna...” Pokusa zmartwiła się. Dla niej trudno było wyobrazić sobie inny dom i smuciło ją, że przemieniona postrzega go w taki, a nie inny sposób. Postanowiła coś na to poradzić.
        Uśmiechnęła się, gdy Esmeralda zwróciła się do niej imieniem swojej miłości, dając jej znak, aby nie przejmowała się tym.
        - Dziękuję. Uczyłam się od najlepszych. I nie musisz mnie przepraszać. Cieszy mnie wręcz to, że odpłynęłaś dosyć mocno, aby zapomnieć o tym, gdzie się znajdujesz. Takie chwile się przydają. Nie można pozwolić światowi dyktować, o czym mamy myśleć. - Pokusa oparła swoje ręce o jej bark, delikatnie, starając się nie naciskać za mocno; na swoich rękach oparła przekrzywioną głowę, która teraz znalazła się obok skroni Esmeraldy. Pozwoliła sobie na taki ruch, bo masaż zbliżył je do siebie fizycznie na tyle mocno, aby nie było to nazbyt uderzające. - Powiedz... to nie jest twój świat, prawda? Dlatego poszukujesz kogoś, kto może otwierać portale? W sumie... wiesz, sama coś wiem o znajdowaniu się nie w swoim świecie. Choć u mnie to nieco złożone... Alarania była moim pierwszym domem, jednak później zostałam wtrącona do innego miejsca... okropnego. To miejsce mnie zmieniło, ale postanowiłam nie poddawać mu się i w końcu uciekłam. Podejrzewam, że ty podobnie widzisz Alaranię, ale widzisz... to właśnie ona była tym światem, za którym tak bardzo tęskniłam. I... to naprawdę nie jest takie złe miejsce...
        Westchnęła.
        - Nie chcę ci powiedzieć, abyś porzucała wysiłku powrotu do siebie, w końcu sama postąpiłam podobnie jednak... Alarania jest o wiele lepszym miejscem od tego, do którego ja trafiłam. Chcę... chcę po prostu powiedzieć, że jeżeli tam nikt na ciebie nie czeka, to... nie mogłabyś rozważyć, czy ten świat także nie ma czegoś do zaoferowania? Tak, na pewno są tu rzeczy, które sprawiają, że chce się czmychać gdzie indziej, ale bądźmy szczerze, w którym świecie takich nie ma? Jest jednak tutaj o wiele, wiele więcej. Jest dobroć, jest piękno, są osoby, dzięki którym śmiejesz się do rozpuku... nie mówię, abyś tu zostawała, a jedynie, abyś dała temu światu szansę. Nie wiem, skąd pochodzisz ani kim tak naprawdę jesteś, ale... Alarnaia z pewnością ma dla ciebie wiele do zaoferowania. A może i ty Alaranii... Jesteś wojowniczką, jakich mało chodzi po ulicach tutejszych miast. Niejeden możny zapłaciłby wiele za twoje usługi. Niejeden człowiek w potrzebie dziękowałby ci, gdybyś pomogła go ochronić... niejeden wieśniak wyraziłby swoją wdzięczność, gdybyś ubiła grożąca mu bestię. Niejeden hultaj chciałby, abyś zabalowała z nim w karczmie do rana. Po prostu... tu jest życie! Chciałabym, abyś trochę go zasmakowała, zanim powrócisz do siebie. Pewnie wiele rzeczy wydaje się innych, ale...
        Pokusa w końcu odczepiła się ramienia Esmeraldy, wstając oraz przechodząc na drugą stronę ogniska i wygodnie siadając na ziemi ze skrzyżowanymi nogami; wpatrywała się w przemienioną przez płomienie z uśmiechem na ustach.
        - Podejrzewam, że masz wiele pytań odnośnie do tej krainy? Odnośnie do tego, co przydarzyło ci się wcześniej? Nie jestem może wielkim uczonym, ale postaram się odpowiedzieć na jak najwięcej z nich najlepiej, jak umiem. Potraktuj to... jak taką małą reklamę Alaranii. I tak będziesz musiała tutaj spędzić nieco czasu, nawet jeżeli postanowisz bezpośrednio dążyć do powrotu do domu. Przydałoby się, abyś była przygotowana na to, co możesz spotkać na swojej drodze.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Lip 30, 2018 8:58 pm
autor: Esmeralda
Esme westchnęła, no cóż, spodziewała się negatywnej odpowiedzi. Jednakże w tej chwili ten drobny promyczek nadziei, który mimo wszystko gdzieś tam migotał, zgasł. Może nie bezpowrotnie, ale na tę chwilę raczej już nie zaświeci.

- Szkoda, życie nie zawsze jest kolorowe – stwierdziła, nieco ciekawiło ją ów niezbyt miłe miejsce, ale sama też już wiele takowych widziała, zastanawiał ją głównie stopień nieprzychylności tego, o którym mówiła Sitrina.
- Załatwcie mi ciało! – krzyczała Ira w umysłach dziewczyn, zachowywała się teraz jak rozkapryszona księżniczka żądająca czegoś niemożliwego.

Demonica zamilkła jednak gdy szarowłosa się przybliżyła, była całkiem blisko co było intrygujące i być może zwiastowało pożywny posiłek.

- Uwziął? Nie lubię tego określenia, tak mówią mięczaki, którym nic nie wychodzi. Myślę… Myślę, że to coś w rodzaju pokuty za…błędy młodości. Muszę przyjąć to na klatę i się z tym zmierzyć – odetchnęła nieco, nie powiedziała wprawdzie zbyt wiele, ale poczuła się jakoś lepiej.

Wszystko szło w dobrym kierunku, spięte od tak długiego czasu mięśnie rozluźniały się, przemieniona nawet na chwilę odpłynęła do szczęśliwych chwil. Nie podejrzewała nawet, iż piekielna właśnie teraz grzebie po jej wspomnieniach. Choć i tak teraz dominował obraz jej ukochanego. Bladego mężczyzny o niedługich, czarnych włosach opadających na twarz i z trudem ukazujących równie ciemne oczy. W tym wspomnieniu siedział on na łożu obok niebieskookiej i zajmował się masażem, mówiąc czułe słowa. Było bardzo miło, aż żałowała, że musiał nastać koniec tej przyjemnej wizji o dłoniach Ragnaroka masującego jej plecy.

- Rozumiem… Właściwie, dlaczego ich szukasz? Czyżbyś też miała w sobie kogoś jeszcze? – nawet nieco się uśmiechnęła, chyba próbowała zażartować. Czuła się nieco dziwnie, wręcz niewłaściwie, gdy pokusa się do niej w ten sposób przytuliła, ale jakoś to zniosła, niech jej będzie, ale jak jeszcze wyskoczy z całusem, to dostanie, mówiąc przysłowiowo, z liścia – Niestety. Właśnie przez portal znalazłam się tu, ale chwilę po przejściu on się zamknął – westchnęła, tęskno jej było za domem – Nie takie złe? – zaśmiała się krótko.

Stwierdzenie dziewczyny ją zbiło z tropu. Na dobrą sprawę to dopiero teraz zrozumiała, że w praktyce faktycznie nikt tam na nią nie czeka, chyba że pewne zobowiązania, ale skoro i tak nie może wrócić… Może właśnie dlatego tu trafiła? Bo tam nie jest potrzebna, a tu owszem? Ale to nie miało sensu, co z następcami, co z ochroną ludzi? Ktoś musiał tam być.
Sitrina zaś była bardzo przekonywająca, ale przemieniona równie uparta co skutkowało powstaniem dylematu i częściowego wewnętrznego rozdarcia. Przecież każde dziecko na Ziemii za młodu marzyło, by znaleźć się w krainie pełnej magii.
Na razie jednak bardzo ważna była możliwość zdobycia większej wiedzo o tym wymiarze, której Es nie zamierzała zaprzepaścić. Skinęła więc głową i zastanowiła się, o co zacząć pytać najpierw.

- Mój świat jest skrajnie różny, tam we wszechobecnej opinii publicznej magia, szeroko pojęta istnieje tylko w bajkach dla dzieci i ewentualnie legendach. To samo tyczy się wszelkich humanoidalnych stworów jak choćby wampiry. W moim świecie są straszakiem na niegrzeczne dzieci, ale tak ogólnie to one tam… nie istnieją, a tu… Tu natknęłam się na ich całą masę. Jak to możliwe, że ten świat jest jak… jak jakiś chory sen kogoś, kto najadł się podejrzanych grzybków?! No i… Czy ktokolwiek się opiekuje tym światem? Strażnicy? Bogowie? Macie tu kogoś takiego? Bo ciężko mi uwierzyć, że przy takim stężeniu nadnaturalności jeszcze nic nie wybuchło, lekko mówiąc…

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Czw Sie 02, 2018 11:57 pm
autor: Sitrina
        Pokusa spojrzała bystrzej na Esmeraldę, której twarz znajdowała się całkiem blisko jej własnej; kusząco blisko. Sitrina ponownie zerknęła na myśli demonicy, sprawdzając tym razem jedynie te najbardziej płytkie i chcąc się dowiedzieć, czy ta także odczuwa podobne emocje – okazało się, że niekoniecznie i pójście teraz o krok dalej zdecydowanie nie byłoby dobrym pomysłem. Zamiast tego postanowiła odpowiedzieć po prostu na pytanie zadane przez Esmeraldę, które to sprawiło, że nieco się zawahała, ale jej dłoń powędrowała pod strój – spokojnie, spokojnie, jej własny! - aby po chwili zacisnąć się na medalionie, którego to wyjęła i zbliżyła przed twarz przemienionej, aby ta mogła się dobrze mu przyjrzeć – sprawiło to, że na chwilę straciła kontakt z siostrą.
        - We mnie nie, ale pewna biedna dusza zamieszkuje w tym medalionie. Chcę jej pomóc odzyskać jej własne ciało, tymczasem jednak użyczam własnego. Kierowała nim na samym początku naszego spotkania, ale przez krótko. Taki proceder pewnie wydaje ci się dziwny, ale ona jest lepszą wojowniczką ode mnie. W dodatku zasługuje, aby nieco rozprostować swoje kości. Tak jakby. Siedzenie w kawałku kamienia przez długi czas naprawdę nie należy do przyjemnych rzeczy.
        Pokusa szybko schowała medalion z powrotem, kiedy tylko ten dotknął jej skóry na nowo, poczuła obecność swojej siostry, która przyglądała się całemu temu zajściu z rozdarciem. Z jednej strony podziwiała zdolności perswazji Sitriny, z drugiej jednak obecność Esmeraldy nie najbardziej jej pasowała – była demonem, intruzem z innego świata, którego raczej należało się pozbyć niż urządzać sobie pogawędki. Jednak postanowiła w tym aspekcie zaufać siostrze. Jej słowa zastanawiały ją.
        - Masz ładny śmiech – stwierdziła pokusa, jednak w jej głosie nie pobrzmiewała ani jedna nuta flirtu; to był zwykły komplement.
        Po chwili mogła już obserwować swoją rozmówczyni z zupełnie drugiej strony ogniska. Oczy Esmeraldy lśniły w blasku płomieni. Przechyliła głowę, gdy wysłuchiwała historii przemienionej dotyczącej jej własnego świata. A ten był naprawdę dziwny. Pokusa zastanawiała się, jak to możliwe, aby demonica mogła żyć w tak bardzo nienaturalnej rzeczywistości, ale cóż... niczego innego nie mogła się raczej spodziewać.
        - Twój świat wydaje się... pustym miejscem – powiedziała w końcu Sitrina, ale nie miała zamiaru więcej go krytykować. - Ze snem po części możesz mieć rację. Cała ta rzeczywistość jest odbiciem snu Prasmoka, potężnej istoty, która przybyła do tego wymiaru przed eonami, a przynajmniej w to się powszechnie wierzy. Z jego myśli narodziły się Duchy, które obserwowały jego sny i postanowiły umożliwić im urzeczywistnienie się, dlatego wykorzystały moc tego wymiaru, aby na jego łuskach utworzyć światy. Tak z grubsza to wygląda, ale jesteśmy jak najbardziej rzeczywiści. W innym wypadku nie mogłabyś pewnie się z nami komunikować. Pierwowzór świata istniał jedynie w umyśle tego potężnego stworzenia, ale nasza rzeczywistość jest odbiciem ich za pomocą materii i energii.
        - Cóż, są bogowie. Większość z nich to Duchy, które jednak dziś nie są aktywne – poświęciły sporą część swego jestestwa na to, aby nie dopuścić do przebudzenia się Prasmoka i śmierci milionów istnień. Jeżeli nie większej ich liczby. Strażnik... Jest Najwyższy... On i jego aniołowie. Im zależy na porządku, ale robią to bardzo, bardzo totalitarnie. Moim zdaniem od tego nadmiaru władzy nieco oszalał. Wymaga absolutnego posłuszeństwa, a w zamian daje życie po śmierci Planach. Nie wiem, czy byś chciała, aby ktoś mówił ci, jak należy myśleć. Z drugiej strony jest Książę Ciemności. On i Najwyższy często walczą. Polem bitwy jest oczywiście Alarania. Aniołowie nie zaatakują Piekła, ale nie dlatego, że nie byliby w stanie go zdobyć – nie ma tam regularnej armii, a wielu tam strąconych bardzo chętnie wykorzystałoby sytuację do zaatakowania swoich oprawców – tych, z którymi aniołowie chcieliby walczyć, ale Najwyższemu pasuje, że istnieje wróg. Dzięki temu ma wyjaśnienie swoich działań. Pomiędzy bezpieczeństwem a wolnością, ludzie często wybierają bezpieczeństwo. Moim zdaniem jest trzecie wyjście. Ludzie sami świetnie sobie radzą. Wraz z elfami i całą resztą. To prawda, czasami wybuchają konflikty, ale moim zdaniem powinniśmy wziąć sprawy w swoje ręce i nie pozwalać komuś innemu za nas decydować. Ten świat, zdziwię cię, wcale nie stoi na granicy wielkiej wojny. Mieliśmy czas, aby dużo się nauczyć.
        Wzrok Sitriny powędrował na piekącego się zająca. Wyglądało na to, że jest już gotowy. Pokusa zdjęła go z rusztu, po czym wyciągnęła zza pasa nóż. Pokroiła go na grube plastry, zostawiając nieruszona jedynie głowę, a następnie rozłożyła je na dosyć sporej drewnianej tacce, którą znalazła pośród wyposażenia zabitego piekielnego – chyba używał jej do ostrzenia broni. Następnie podała wszystko Esmeraldzie z uśmiechem.
        - Smacznego. Niestety nie mam przy sobie sztuców, ale mogę użyczyć tego noża, jeżeli chcesz. Zdecydowanie niestworzony do tego, ale od biedy ujdzie.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Sob Sie 04, 2018 10:23 pm
autor: Esmeralda
Esmeralda z uwagą patrzyła na tajemniczy medalion, który pokazała jej Sitrina. Zaskoczyło ją coś takiego, dusza uwięziona w przedmiocie martwym, brzmiało jak całkiem ciekawa historia, która zaintrygowała przemienioną.

- Jak to się stało? Rozumiem opętania ale takie coś? Nawet nie chce sobie wyobrażać jak bardzo nieprzyjemne jest tego typu uwięzienie… - skrzywiła się i skarciła bo wbrew sobie i tak przyszło jej do głowy parę wyobrażeń takiej sytuacji.

Niespodziewany komplement ze strony szarowłosej był dość nietypowy. Es zamilkła na chwilę, wyobrażając sobie Raga i jak bardzo chciałaby zaznać z nim choć trochę prostego życia bez obaw, niepokojów i wiecznej walki.

- Dziękuję – powiedziała nadal zmieszana – Pustym? Nie bardzo rozumiem co masz na myśli – czarnowłosa zaczęła się zastanawiać czy to miejsce jest aż tak uzależnione od magii, że bez niej nikt nie umiałby sobie poradzić. Skoro była tak popularna to, kto wie… - Prasmok, chyba ktoś, kogo wcześniej tu spotkałam, o nim wspominał… - zastanowiła się, kto jej o tym mówił, przez te ciągłe skoki przez magiczne portale niektóre informacje zwyczajnie jej umykały – I nadal brzmi to kompletnie absurdalnie. Skąd to w ogóle wiecie? Macie na to dowody? I dlaczego Prasmok, a nie na przykład… Prawąż?

Część wyjaśnień o bogach też średnio przypadła jej do gustu, nieaktywni, będący duchami? Nie pasowało jej to do istot tak potężnych, by zwać je bogami, nawet jeśli się tam jakoś poświęcili.
Słuchając o Najwyższym Esme miała silne skojarzenia z Wielkim Dobrym, choć wiedziała, że to na pewno nie mógł być bóg z jej świata. Zwłaszcza że szarowłosa nazwała go strażnikiem. Do tego dochodził też Książe Ciemności niczym starszy brat jej boga. Ten świat jednak nie był aż tak odmienny.

- Najwyższy przypomina mi boga z mojego świata, choć nigdy nie widziałam w mym świecie aniołów, prócz jednego, ale jego skrzydła dawno stopniały. Natomiast ten cały Książe… W moim świecie także był zły bóg – w jej umyśle pojawiły się obrazy konających bliskich, skrzywiła się, miała wrażenie, że to w jakiś sposób Ira je podsunęła. Przynajmniej tak sobie wmawiała – Mówić jak należy myśleć? No cóż, według mnie ten wasz cały strażnik jest niczym jakiś generał, a te anioły to żołnierze. Skoro mają walczyć ze złem, to nie może być miejsca na pomyłki, więc pewnie dlatego trzyma wszystkich tak twardą ręką. Proste.

Esmeralda w międzyczasie słuchania opowieści pokusy wzięła kamień i zaczęła nim coś rysować na podłodze. Oczywiście nie była całkowicie pochłonięta malowaniem, uszy wciąż były szeroko otwarte.

- To, co mówisz, jest zaskakujące. Gdyby w moim świecie dać prostym ludziom moc… Pewnie stosy na czarowników i czarownice płonęłyby dzień w dzień i noc w noc – zachichotała nadal bazgrając coś na ziemi.

Oderwała się, dopiero gdy piekielna podała jej smakowicie wyglądającego zająca. Oczywiście wzięła go i zabrała się do jedzenia. Stwierdziła, że obejdzie się bez sztućców i minęło parę chwil, gdy mięsko zniknęło. Przemieniona była bardzo głodna i w końcu się najadła do syta.

- Podejdź – zawołała szarowłosą i gdy ta się zjawiła przedstawiła jej wyrysowaną na szybko, ale całkiem zgrabną mapę przedstawiającą siedem lądów – To mój świat, może… W sumie to jestem ciekawa czy gdziekolwiek widziałaś taką mapę, może pomogłoby mi to wrócić…
- Chce nam się wracać? – zawołała Ira, przybierając cienistą formę, tak że nie tylko Es ją usłyszała – A może ja bym z chęcią poznała jakiegoś przystojnego demona? Albo elfa, biednego, gniewnego… Mmmm! Pysznie to widzę!- chichotała i gdyby tylko miała materialną postać, pewnie zacierałaby rączki.
- Ira…
- Pfff! Chcesz wrócić, bo spadłaś z piedestału!

Nim jednak Esmeralda zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, słychać było bardzo niepokojący skrzek, jakby coś się łamało. Niebieskooka spojrzała odruchowo na sufit. Wyglądał, jakby miał się za chwilę rozlecieć, zwłaszcza że właśnie teraz spadło z góry całkiem sporo pyłku i kurzu. Nagle jedna z belek niebezpiecznie się obsunęła, zwiastując, że lada chwila dach przestanie istnieć.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Sie 20, 2018 5:51 pm
autor: Sitrina
        - Cóż, jakkolwiek magia jest nadzwyczaj przydatna, to jednak może być także drogą do zepsucia. Ktoś bawił się z duszami, chcąc osiągnąć... w sumie nie jestem pewna, co. Ale nie poczytuj tego za grzech magii. Chora ambicja użyje każdego narzędzia, aby zniszczyć życie wszystkich wokół. Magia to jedynie jedno z nich. Jestem pewna, że w twoim świecie także zdarzają się potwory, które nie potrzebują niczego takiego do podobnych czynów – odpowiedziała pokusa na zapytanie Esmeraldy dotyczące naszyjnika. - Tak, straszliwie nieprzyjemne. Mieć świadomość, jednakże pozbawioną jakichkolwiek impulsów z zewnątrz. Najgorsze możliwe więzienie.
        Pokusa przekrzywiła głowę, gdy wysłuchiwała wątpliwości Esmeraldy. Były nieco kłopotliwe; nigdy nie kwestionowała istnienia Prasmoka, dlatego musiała przez chwilę namyślić się nad odpowiedzią, poszukując odpowiednich argumentów.
        - Mamy całkiem sporo przekazów – od źródeł historycznych po eksperymenty współczesnych magów. Obecny stan Alaranii oraz sąsiednich Łusek także zgadzają się z przewidywaniami. Plus magowie z przeszłości i teraźniejszości dochodzili do podobnych wniosków na przestrzeni tysięcy lat. Prawąż? Zabawny pomysł. - Sitrina wydała z siebie śmiech, który potrafił zawrócić w głowie niejednemu mężczyźnie, doskonale dostosowany do roli jej właścicielki. - Pewnie dlatego, że nie mamy olbrzymich węży obdarzonych inteligencją, posiadające zdolności niedostępne żadnym innym istotom, długowieczne oraz prastare. Smoki tak mają, jako iż Duchy przybrały postać swojego ojca, kiedy zeszły na jego łuski i ich potomstwo przetrwało, nie aż tak silne, ale wciąż najpotężniejsze pośród wszystkich istot. Wiesz, w swoich snach w końcu faworyzuje się istoty bliższe sobie, jakby nie patrzeć.
        Najmniej przyjemnie zrobiło się jednak, kiedy Esmeralda powiedziała, co takiego sądzi o Najwyższym; Sitrina zmrużyła oczy, przyglądając się jej z uwagą. Zdecydowanie nie zgadzała się z jej zdaniem – była w Piekle i znała jego potencjał, znała też potencjał Nieba ze względu na swoją rodzinę. Ta wojna nie wymagała aż tak wielu poświęceń. I nie wymagała aż tak dużo czasu. Problem w tym, że miała być wieczna, a nie zwycięska. Obu stronom znacznie bardziej odpowiadał obecny stan rzeczy i pokusa doskonale to widziała. A jeżeli w świecie przemienionej było podobnie... cóż, nawet relacje z jej własną siostrą były problematyczne, gdy była przesiąknięta tymi wszystkimi ideałami. Jeżeli czarnowłosa kobieta miała tak samo... cóż, nie dało się tego raczej załatwić krótką rozmową. A nawet długą. W dodatku ona stanowiła wielkie potencjalne zagrożenie – pokusa wolała jednak nie naciskać na co bardziej wrażliwe miejsca. Lepiej, aby przemilczeć ten temat. Póki co zgadzały się, że zabijanie Piekielnych ma sens, a to chyba najlepiej łączyło ludzi – zważywszy na relację pomiędzy siostrami, nie było to rozwiązanie idealne, ale działało.
        - Dlaczego? - spytała Sitrina, przekrzywiając głowę na słowa Esmeraldy o stosach. Coś w nich sprawiło, że pokusa poczuła dreszcz, ale nie strachu – zupełnie jakby usłyszała coś bardzo istotnego. - Co byłoby w nich takiego, że mieszkańcy twojego świata woleliby ich spalić. Czy nie byłby to dar? W dodatku nie byliby oni przybyszami, obcymi, ale mieliby rodziny, przyjaciół... Byliby częścią waszego świata. Taka zmiana sprawiłaby, że przestaliby do niego pasować?
        Pokusa podniosła się i zbliżyła do rysunku przemienionej, spoglądając z zainteresowaniem. Zmarszczyła brwi, widząc najdziwniejszą mapę, jaką kiedykolwiek ktoś jej pokazał – zdecydowanie nie była kartografem, ale nieco podobnych rzeczy przeleciało przez jej oczy w ciągu kolejnych dziesiątek lat. Ta jednak... była nawet bardziej nieprawdopodobna od hipotetycznych map Alaranii z zamierzchłych czasów.
        - Nie, nigdy coś takiego nie widziałam, ale muszę powie...
        Sitrina zamilkła, marszcząc brwi z lekką irytacją, kiedy po pomieszczeniu rozniósł się głos demonicy – a właściwie jedynie w ich umysłach. Przywołała jednak szybko na twarz uśmiech i obejrzała się, spoglądając na cień. Musiała powstrzymać się od oblizania, gdy usłyszała pomysł. To coś wykazywało pragnienie, którym piekielna potrafiła doskonale manipulować. Obawiała się, czy stworzenie nie będzie problemem, ale mogło się okazać o wiele bardziej pomocne od samej Esmeraldy. Jeżeliby tylko...
        Pokusa uniosła wzrok, dostrzegając pył opadający na jej włosy. Od razu się cofnęła, jednocześnie pomagając Esmeraldzie wstać i próbując wycofać się razem z nią, ciągnąć ją subtelnie za ramię. Drgnęła, gdy belka się osunęła, chwilę potem kolejna, obluzowana, osunęła się, jednym końcem będąc wciąż przymocowaną do sufitu. Drugi pędził prosto ku dwóm kobietom, widocznie nie wiedząc, w którą twarz chce uderzyć bardziej. Zanim jednak dotarła do nich, pokusa uniosła dłoń, wypowiedziała szybko kilka słów, a drewniany element rozpłynął się w powietrzu. Chwilę potem rozległy się kolejne pęknięcia i huk – wraz z okrzykiem „cholera!”, po którym całkiem spora część sufitu opadła na podłogę, skutecznie gasząc ognisko. Sitrina opuściła ręce, którymi zasłaniała twarz i rozejrzała się. Wszystko było w pyle; dobrze, że zamiast płytowej zbroi, na tę wyprawę zdecydowały się zabrać skórzaną tunikę. Wycieranie jej byłoby męczące. Pokusa otrzepała swoje włosy z kurzu, po czym uniosła wzrok, spoglądając na całkiem sporą dziurę, która powstała nad ich głowami. Przez nią do środka zaglądały dwa diabły o typowej, czerwonej skórze; każdy z nich miała na sobie szczątkową zbroję, odsłaniającą ich napięte mięśnie. Pomiędzy nimi stały zaś dwie rogate pannice ze skrzydłami oraz ogonem; pokusy. Całkiem sporo piekielnych krążyło po tej okolicy. Spoglądały ze złością na jednego z mięśniaków i ze zdziwieniem na scenę poniżej.
        - Wy... jesteście od Vasara? - spytała w końcu jedna, ta o fioletowych oczach i czarnych włosach; następnie przeniosła wściekły wzrok na jednego z diabłów. - Jeżeli przez ciebie ten kretyn został pogrzebany pod tymi skałami, to za chwilę do niego dołączysz.
        Sitrina poczuła nacisk w swoim umyśle – jej siostra chciała przejąć kontrolę, aby zmierzyć się z piekielnymi. Całkiem rozsądne, ona znała się na walce o wiele lepiej, ale... tamta czwórka nie była aż tak zdziwiona ich obecnością, jak powinna; w dodatku w siedlisku ich towarzysza. Pokusa stwierdziła, że można to wykorzystać – a szarża jej siostry na tamtych zdecydowanie nie pomogłaby temu. Dlatego otworzyła usta i wyszeptała „Pozwól mi pogadać, może da się ich wykorzystać. Po tym będziesz mogła oczywiście ich zabić.” Jej siostrze niezbyt się to podobało, ale chyba postanowiła odpuścić.
        - Nie, nie został przygnieciony – powiedziała Sitrina, stawiając krok do przodu, zanim narwana – jak pokusa zdążyła zauważyć - Esmeralda powie coś, co zepsuje całą sytuację. - Poszedł zapolować, kazał nam tutaj zaczekać. Rozumiem, że jesteście jego kompanami?
        Celowo użyła takiego słowa i odniosło to efekty; pokusy zaczęły szeptać coś pomiędzy sobą, a Sitrina wykorzystała ten moment, aby spojrzeć na przemienioną. Jej piekielny wzrok mówił, żeby zaczekać. Ponownie przeniosła wzrok na nowe towarzystwo, aby akurat zaobserwować, jak dwójka kobiet chichocze cicho.
        - Ach, w takim razie w porządku – powiedziała druga, rudowłosa o zielonych oczach. - Zaprowadzimy waszą dwójkę na miejsce. Schody są zaraz za zakrętem na głównym korytarzu. Pomożemy wam przejść przez tę dziurę – ponowne wściekłe zerknięcie na jednego z diabłów – a potem dotrzemy razem na miejsce.
        Sitrina doskonale znała wzrok, którymi te dwie ich obdarzały – wzrok po części pożądliwy, po części rozbawiony; wzrok istot, które uwielbiają bawić się śmiertelnikami i czują się w swoim żywiole. Pokusy były przekonane, że są paniami sytuacji, a one dwie zdane na ich łaskę. Sitrina często sama tak patrzyła, ale teraz powstrzymała się. Lepiej, aby te dwie nie wiedziały, że jest dla nich podobnym zagrożeniem, co one dla niej. Skóra człowieka bywała naprawdę pomocna. Teraz jednak pokusa obejrzała się na Esmeraldę z pytającym i po części proszącym spojrzeniem. Przemieniona mogła to załatwić jak tylko chciała – mogła podlecieć i zaatakować tę czwórkę, pewnie sprawnie by jej to wyszło. Mogłaby też zrobić, jak im poradzono. Mogłaby też wykorzystać z faktu, o którym chyba tamte dwie zapomniały – że jej skrzydła sprawiają, że nie musi iść po schodach. Tylko... w jaki sposób mogłaby zechcieć to wykorzystać?

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Sie 27, 2018 12:46 am
autor: Esmeralda
Esmeralda nawet nie próbowała zaprzeczyć, kiedyś, gdy była jeszcze zwyczajną kobietą, sama robiła rzeczy straszne, pchana właśnie taką chorą ambicją. Gdyby w tamtym okresie została obdarowaną tak wielką mocą… Byłoby źle, lekko mówiąc.

- Taak… Zło czai się wszędzie, czyż nie? – spytała z krzywym uśmiechem, ją też można by kiedyś nazwać potworem bez serca, a teraz? Na razie miała w miarę neutralne podejście, jej zdaniem — Powiedziałabym, że współczuję, ale nie potrafię sobie tego nawet wyobrazić.

W każdym razie ciekawsze niż użalanie się nad kimś, kogo nawet nie znała była kwestia ów Prasmoka. Przemieniona uśmiechnęła się pogardliwie, słysząc o jakże wiarygodnych przekazach. Potem jej mina nieco spoważniała, eksperymenty na przestrzeni wieków to już było coś bardziej wiarygodnego.

- Cóż, rozumiem bycie…czymś wyśnionym, rety jak to dziwnie brzmi, ale ciekawi mnie sposób sprawdzenia śniącej istoty... – po tłumaczeniu pokusy Es zamyśliła się, wciąż będąc nieprzekonaną – Niech ci będzie – rozłożyła ręce, nie chcąc już się wykłócać, zresztą to brzmiało nawet logicznie.

Temat zresztą był naprawdę rozwlekły i lepiej go było zostawić na później, a teraz zająć się czymś innym.

- Bo widzisz, wielu twierdzi, że mocą w sensie magią władają bogowie i jego najbliżsi podwładni, nie ludzie. A jeśli ktoś rzekomo deklarowałby, że potrafi czynić rzeczy nadnaturalne… Uznaliby ich pochodzenie za złe. Co skutkowałoby chęcią pozbycia się zepsucia ze społeczeństwa. W końcu zwykły człowiek nie jest godzien czynić takie rzeczy… Nieraz bywało i tak, że kobiety uważane za wiedźmy były palone na stosie, choć z magią miały niewiele wspólnego, to co robiło, można by zaliczyć do... co najwyżej zaawansowanej medycyny, ale ludzie w moim świecie boją się rzeczy dziwnych, tak nowych, że przypominają magię i chcą to zwalczać. Nie zważając przy tym, na uczucia tej osoby i jej bliskich.

Po narysowaniu mapy nastąpiła spodziewana odpowiedź, jednak ich w miarę przyjemną konwersację przerwała Ira, jakby nie mogła się zamknąć tak na trochę dłużej.
Teraz jednak jak się miało za chwilę okazać, była najmniejszym zmartwieniem. Sufit mógł runąć im na głowę, każdy ruch miał znaczenie, nieco większy hałas, to mogło przyśpieszyć zawalenie się dachu i pogrzebać kobiety pod gruzami.
Z pomocą piekielnej powoli zaczęły się wycofywać. Nagle jednak jedna z belek zaczęła lecieć prosto na nie, Es miała szczęście, że Sitrina zareagowała tak szybko, ona sama skapnęła się ciut za późno. Stanęły w bezpieczniejszym miejscu we właściwym czasie, wszystko się zawaliło. Gdy pył opadł, Esme otrzepała ubranie z kurzu. Dopiero po chwili zorientowała się, że są tu jacyś goście. Domyślała się, co to za istoty. Już psychicznie nastawiała się na walkę.
Nie oczekiwała pytań… Zamilkła, spojrzała ukradkiem na szarowłosą. Ta podjęła ich grę, w sumie mieli przewagę liczebną może to nie takie głupie. Dlatego sama na razie nic nie mówiła i co ważniejsze, nie atakowała.
Oczywiście miała ochotę widowiskowo wylecieć przez dziurę po dachu, ale miała zamiar zamienić słowo z jej towarzyszką, a ta raczej nie potrafiła latać, raczej. Skinęła głową, zgadzając się na ofertę poprowadzenia schodami.
Gdy tak szły, Es wykorzystała chwilę i najciszej jak potrafiła szepnęła do Sitriny.

- Jaki plan?

W międzyczasie także powiedziała w myślach do Iry by nieco zagłuszyła jej szept, na co ona jak na lato.

- Ejj, ta fioletowooka się na ciebie gapi, ej, ej, ten el diablo chce cię klepnąć po tyłku, oo a co tu się dzieje, czyżby kolega był silniejszy od ciebie fajtłapo? – telepatycznie gadała po kolei do piekielnych i użyczając mocy Esme uniosła jeden z kawałków belki, która częściowo się roztrzaskała i rzuciła nim w obrażanego diabła — O SOLEE MIIIIOOO! Pobijcie miiiiją! Posolcie miiiiją! – zaczęła nucić, tworząc naprawdę fałsz wybitny i ostateczny - Jedno jest pewne, mam talent - pochwaliła się tak, aby wszyscy słyszeli.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Pon Paź 01, 2018 6:28 pm
autor: Sitrina
        - Twój świat jest dziwny – podsumowała pokusa, nie siląc się na zbyt dużą dozę delikatności; po usłyszeniu wszystkich informacji Esmeraldy doszła do wniosku, że Alarania rzeczywiście jest szczęśliwą Łuską, na której sprawy mają się jak najbardziej tak, jak powinny wszędzie – bo tylko tutaj było tak wiele możliwości! - Cóż, pozostaje mi chyba jedynie cieszyć się z faktu, że ja urodziłam się w tym, a tobie współczuć, że przyszło ci żyć w takim specyficznym środowisku; tutaj masz zdecydowanie szansę rozwinąć te swoje piękne, czarne skrzydła.
        Po chwili jednak potrzeba zaspokojenia swoich wewnętrznych inspiracji została stłamszona przez znacznie istotniejszą – potrzebę zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Oto ich dwójka (bądź czwórka, zależy, jak liczyć) stanęła naprzeciwko piekielnych. Pokusa nauczona przez kontakty z piekielnymi postanowiła, że nie ma sensu zbyt prędko ruszać na nich z mieczem i okrzykiem na ustach; nie w ten sposób Sitrina przeżyła tak długo. Wyglądało na to, że Esmeralda zgadzała się z jej opinią, bo wspólnie ruszyły w stronę wyjścia z tej niewielkiej wnęki. Zanim jednak zdołały chociażby wydostać się na korytarz, demonica szepnęła do niej zapytanie, na co pokusa spojrzała niepewnie na piekielnych stojących na górze, zastanawiając się, czy nie usłyszą odpowiedzi.
        - Myślę, że... - Pokusa przerwała, gdy w powietrzu rozległ się odgłos trzaskającego drewna.
        Belka rzucona przez Irę trafiła w cel, ale przełamała się na pół w kontakcie z mięśniami diabła, który tylko nieco się zachwiał. Zanim Sitrina zdążyła dojść do jakiejkolwiek konkluzji, w jej głowie rozległ się już jej znany, strasznie irytujący głos, którego właścicielkę miała ochotę bliżej zapoznać z technikami, których nauczyła się w Piekle. I bynajmniej nie tych dotyczących wspólnych igraszek.
        - Jeszcze o tym pogadamy – warknęła pokusa, po czym wyszarpnęła niewielką kuszę przypiętą do tyłów jej pasa, po czym prędko wycelowała i wystrzeliła w kierunku górującym nad nimi piekielnych, zanim ci zdążą zareagować na to, co uczyniła towarzyszka Esmeraldy – trzeba było kuć żelazo, póki gorące. Bełt trafił, wbijając się w oko jednej z pokus, która wrzasnęła i opadła do tyłu; jej towarzyszka przypadła do niej, zaskoczona, a dwójka diabłów wściekłym wzrokiem spojrzała na Sitrinę, odrzucającą kuszę na bok. Z ich gardeł wydobył się wrzask, po którym zeskoczyli na dół.
        Pokusa błyskawicznie uklękła, recytując słowa inkantacji i przyciskając otwarte dłonie do podłogi. Magia pustki popłynęła nią, a gdy jeden z diabłów wylądował, kamienie pod jego stopami zadrżały i usunęły się. Gdyby pokusa miała więcej swobody, przysunęłaby się do powstałej w ten sposób dziury i słuchała, jak diabeł przebija się przez kolejne podłogi, na każdym piętrze poważnie obrywając, aż nie dotrze na sam dół i rozlegnie się trzask łamanych kości. Jednak nie miała tej swobody – nie miała dostatecznie dużo czasu i wprawy, aby osłabić podłoże także pod drugim piekielnym, który wyprostował się i z ognikami w oczach ruszył w jej kierunku, wyciągając wielki, dwuręczny topór, który – w połączeniu z siłą diabła – bez problemu mógłby powalić drzewo jednym uderzeniem.
        - Dobra, Cara, twoja kolej! - krzyknęła beztrosko pokusa, uciekając w głąb swojego umysłu i wypychając duszę siostry do swojego ciała; rycerka zamrugała zdumiona, po czym zacisnęła zęby i szybko wyciągnęła miecz, unikając jednocześnie zamachu toporem. - Co?! Zapamiętam to sobie!
        Podczas kiedy uwaga pokusy-rycerki skupiona była na śmiertelnie groźnym diable, Esmeralda zmuszona była zmierzyć się z własnymi problemami. Niemal w tej samej chwili, w której piekielni zeskoczyli, w stronę demonicy pomknęły dwa ukośne fale płomieni, a zaraz za nimi rzucony sztylet, celujący w serce skrzydlatej. Spoglądając ponownie na górę, można było dostrzec półleżącą pokusę, opartą na jednej ręce, drugą zasłaniającą sobie przebite bełtem oko – pocisk jakimś cudem nie przebił czaszki i nie dotarł do mózgu, bo byłoby już po wszystkim. W jednym oku pokusy płonął jednak ogień, który nie był jedynie wyrazem jej emocji; napędzana wściekłością i bólem piekielna miotała raz po raz płomieniami w stronę Esmeraldy, podczas gdy jej towarzyszka unosiła się pod sufitem, miotając w nią co chwila sztyletami, gotowa do uników i pikowania co jakiś czas w stronę demonicy.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Nie Paź 14, 2018 8:44 pm
autor: Esmeralda
- Może i tak, punkt widzenia, dla mnie twój świat jest dziwny… i nienaturalny – dodała, zamyślając się na moment.

Gdy tylko usłyszała o swych skrzydłach, uśmiechnęła się lekko, to był jedyny plus tego całego opętania. Dzięki Irze mogła latać, naprawdę to lubiła i nigdy dobrowolnie by się tej zdolności nie pozbawiła.

- Heh, może i masz rację, tu nie trzeba kryć swoich mocy, ale…
- No właśnie, co ale? Do czego ja chce wracać? Do bólu, cierpienia i samotności? Tu… Tu przynajmniej, może nie każdy będzie odchodził tak szybko, jak ludzie… - zaczęła rozważać w myślach – ale kto ochroni tamten świat, jeśli nie ja?

Rozmowę przerwała im banda piekielnych. Demonica postanowiła nie próżnować, przemieniona westchnęła, ta idiotka pewnie wszystko skomplikuje. Na szczęście Sitrina wzięła sprawy w swoje ręce, swoją drogą całkiem fajną tę kuszę miała no i całkiem niezłego cela. Es uśmiechnęła się, widząc ranną pokusę, a dobrze jej tak, w końcu przerwała całkiem miłą rozmowę.
Niestety to by było na tyle, jeśli chodzi o zachowanie pozorów, Es ujawniła swoje skrzydła na wszelki wypadek i zaciekawiona spojrzała, co też jej towarzyszka wyczynia. Czary, można by się tego spodziewać, ale całkiem ciekawe i przydatne w tej chwili. Pozbyły się w ten sposób jednego diabła, ale został jeszcze drugi. W tym całym chaosie Es udało się wychwycić moment zmiany kontroli nad ciałem, teraz za sterami była ta cała Cara.
Po chwili i przemieniona musiała dołączyć do walki. Ogień i sztylety? To było za mało, Esme użyła najbardziej bliskiej sobie magii energii, tworząc magiczną falę, która odparła ów atak. Nie był on jednak jednorazowy, ale nie mogła stale używać tej samej sztuczki, wzniosła się w powietrze i unikając ognistych pocisków oraz szarżującej na nią tej drugiej, chciała się dostać na otwartą przestrzeń. Niestety piekielna ponownie rzuciła w nią swoim ostrzem, a to drasnęło ją ramię.

- Ugh! – zabolało ją to, może i draśnięcie, ale dosyć głębokie. Nie było czasu na leczenie się, zwłaszcza że zraniona pokusa nadal atakowała ją ogniem, jakby znalazła w sobie niewyczerpane pokłady energii – Dosyć tego! – wkurzyła się przemieniona i podleciała do jednookiej, nie zwalniała tempa i rozpędzona powaliła ją tak, że obie wylądowały znów w środku ledwo trzymającej się w ryzach ruiny, która niemalże cała trzeszczała od toczonej bitwy.

Esme zakryła się skrzydłami i zaczęła zabierać piekielnej energię życiową. Pokusa była coraz słabsza i zaraz miała paść, gdy ta druga znowu wyskoczyła znów z tym sztyletem i przewróciła Es na ziemię, próbując przebić jej serce.

- Skąd ta wola życia Es? – odezwała się Ira – Czy nie chciałaś umrzeć?
- To już nieaktualne – powiedziała na głos z lekkim uśmiechem czy nieco zmieszała piekielną, dzięki czemu ją odepchnęła. Mogła w końcu chwycić swój miecz i machnęła nim zawzięcie, odcinając kobiecie głowę.

Druga natomiast wciąż miała w sobie resztki życia i próbowała wstać, jednakże jedyne co mogła to powoli czołgać się ku dumnej z siebie Esme.

- Nic z tego, już po tobie – odwróciła się przemieniona i ją także skróciła o głowę.

Mogła chwilę odetchnąć i choć odrobinę zetrzeć krew, którą pokryte były jej ubrania, dłonie, a nawet lekko twarz. Odchylając rękaw, sprawdziła stan rany na ramieniu, wyglądała brzydko i bolała, ale to jeszcze nie był czas na opatrywanie ran. Musiała sprawdzić, czy z Sitriną wszystko w porządku, to znaczy Carą… Choć w sumie to z nimi obiema.

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Nie Gru 09, 2018 9:59 pm
autor: Sitrina
        - Jak odzyskam ciało, to pożałujesz tej chwili! - krzyknęła Cara, umykając przed machnięciami diabła, który wywijał swoim wielgachnym toporem, wykorzystując siłę mięśni oraz pęd ciężkiej broni do wykonywania kolejnych błyskawicznych cięć, których rycerka nie miała najmniejszych szans odbić, dlatego póki co jedynie wykonywała uniki. Szukała możliwości zadania ciosu, ale przeciwnik nie dawał jej żadnego okna, aby mogła się do niego bezpiecznie zbliżyć. Frustrowało ją to w znacznym stopniu, jednak widziała, że diabła jego nieudane próby ataku w jeszcze większym stopniu, dlatego postanowiła załatwić to na spokojnie; widok zirytowanego diabła pomagał jej samej się nie irytować – w końcu widok kogoś bardziej zdenerwowanego przez nas często pomaga się rozluźnić.
        Ruchy diabła zaczęły zwalniać, dzięki czemu powstała możliwość, którą Cara natychmiast wykorzystała – rzuciła się do przodu, tnąc piekielnego w ramię, z którego wytrysnęła krew. Raniony gigant zawył wściekle, po czym spojrzał na kobietę wzrokiem berserka – Cara zorientowała się, co zamierza zrobić, kiedy zaczął unosić swój wielki topór nad głowę. Panicznie odskoczyła w bok, cudem unikając potężnego uderzenia, które trafiło w podłogę i sprawiło, iż ta się zatrzęsła, po czym... wydała z siebie odgłosy pękającego kruszcu. W chwili, gdy rycerka wylądowała na podłodze, poczuła, jak ta zaczyna się osuwać pod jej ciałem. Wokół niej kawałki skał zaczynały się odsuwać i spadać, pomieszczenie zaczynało tracić podłogę, która robiła się coraz bardziej dziurawa. Rycerka próbowała podnieść się na nogi, ale nie mogła pokonać praw fizyki – gdy głazy pod jej kończynami zaczęły spadać, nie była w stanie odbić się od nich w górę.
        Spadała – krzyczała przy tym i nie wstydziła się tego. Obok niej spadał diabeł, który także wrzeszczał. Normalnie Cara najpewniej wrzasnęłaby do niego: to twoja wina! Gdyby Sitrina była tym diabłem, zdecydowanie by to zrobiła. Teraz jednak bardziej martwiła się o to, że kilkadziesiąt stóp za nią czai się śmierć – obejrzała się i zdołała dostrzec trupa drugiego diabła, leżącego na podłodze z powyginanymi kończynami. Paskudnie. Gdyby tylko miała skrzydła... te pokusy na górze to miały dobrze... zaraz... skrzydła... pokusy...
        - Sitrina, zrób coś! - wrzasnęła, ale nie usłyszała żadnej reakcji. Ziemia była coraz bliżej... Cara zamknęła oczy, czując, że za chwilę uderzy w ziemię i pęknie na kawałki, ale wtedy poczuła, jak jej ciało nagle przestało reagować na jej paniczne ruchy. Sitrina przejęła kontrolę i zachichotała, po czym podczas swobodnego spadku przyjęła swoją prawdziwą postać – zbroję zastąpił skórzany strój z otworami na skrzydła i ogon – te pierwsze rozszerzyły się i wyhamowały pęd, dzięki czemu pokusa zatrzymała się w powietrzu, stopą unosząc się może ze stopę nad ziemią. Obok po chwili spadł diabeł, który jako, iż był większy, stawiał większy opór powietrzu. Jego kości trzasnęły, a Sitrina się uśmiechnęła.
        - Nie ma to jak dobry początek dnia – zamlaskała pokusa, na co Cara we wnętrzu medalionu aż zawrzała. - Spokojnie, później na mnie nakrzyczysz.
        Sitrina zamachnęła skrzydłami i wbiła się z powrotem w górę, przez wielką sieć otworów, które utworzył pierwszy diabeł – jedno rozpędzone cielsko wystarczyło, aby złamać podłogę wielu kondygnacji. Po chwili pokusa przeleciała nad pomieszczeniem, w którym kiedyś znajdowało się ich małe, pożyczone obozowisko, a następnie wleciała na półkę, na której Esmeralda kilka chwil temu skończyła mordować pokusy, lądując elegancko i zamiatając ogonem podłogę.
        - Rety, rety, rety, spokojnie, partnerko! - powiedziała Sitrina, cofając się o krok dramatycznie i unosząc ręce w górę. - Mam nadzieję, że nie masz zamiaru odciąć i mojej głowy! Wiem, że nie wspominałam, że w istocie jest tak... rogata... skrzydła i ogon to pewnie też niespodzianka, choć z tym pierwszym nie bądź hipokrytką!, ale... spokojnie, nie jestem taka, jak te dwie wariatki! Wiem, że pewnie czujesz się nieco oszukana, ale... hej, inni na mój widok od razu wzywają paladynów i chcą mnie spalić, więc ostrożność nie zaszkodzi! Plus Cara nie lubi tej postaci, więc... to jej wina!
        Sitrina rozłożyła ręce w geście bezradności, stając na skraju przepaści.
        - Hej, jeżeli cię to pocieszy, dowiadujesz się nadzwyczaj szybko! Musisz naprawdę budzić moje zaufanie! Chyba mam do ciebie słabość. Naprawdę mam nadzieję, że nie chcesz mnie zdekapitować... byłby to dosyć marny koniec znajomości...

Re: [Ruiny] Dwie wariatki, cztery dusze!

: Nie Mar 10, 2019 11:44 am
autor: Esmeralda
Sitrina również walczyła dzielnie, choć tak właściwie to Cara. Esmeralda usłyszała uderzenie, ale była nieco zajęta swoją przeciwniczką i nie mogła jej za bardzo spuszczać z oczu. Jednakże odgłos walącej się podłogi już był bardziej niepokojący, trzeba było skończyć zabawę z agresywną piekielną.
Krzyk Cary wyrwał ją nieco z trybu walki, przemieniona chciała zlokalizować towarzyszkę, ale w tym momencie została draśnięta. Szybko się jednak zrewanżowała z nadwyżką i dała popalić pokusom. Mogła polecieć, zobaczyć co się wydarzyło na dole, ale zamiast tego Sitrina… przyleciała do niej.
Es zmierzyła ją wzrokiem, nie umknęły jej skrzydła, rogi ani też ogon, niemal taki sam jak u tamtych pokonanych diablic. Skrzywiła się i uniosła brew. Nie oczekiwała takie zwrotu akcji. Na dodatek nazwała ją partnerką. Początkowo nie wiedziała jak zareagować, ale na pewno nie była w całkowitym szoku, trochę już poznała ten świat i domyślała się, że jeszcze niejeden skrywa sekret. Nim jednak namyśliła się wystarczająco i wycedziła pierwsze słowa, piekielna zalała ją kolejnym potokiem słów.

- Zwolnij! – krzyknęła lekko zirytowana – Po pierwsze jedna wspólna walka to za mało na bycie partnerami. Po drugie… Na razie jeszcze takiego zamiaru nie mam – posłała jej krzywy uśmiech, zawierający nutkę złośliwości oraz drobinkę czegoś, co można nazwać przyjacielskim, poniekąd, żartem.

W międzyczasie podeszła do ściany i wreszcie mogła spojrzeć na dość konkretne draśnięcie na swej ręce. Od razu zaczęła je z pomocą swej magii leczyć. Było to nieco nieprzyjemne, niczym zakładanie szwów, ale ostatecznie przynosiło ulgę.

- Nie twierdzę, że jesteś jak one, inaczej już dawno byśmy walczyły – stwierdziła z pełną powagą. Po chwili jednak się uśmiechnęła, pomyślała, że całkiem miło mieć towarzysza, który również może latać. Zmierzyła jeszcze raz pokuse wzrokiem i przeanalizowała sytuacje, pokojowo nastawiona diablica mogła się przydać do zdobycia jeszcze większej liczby informacji, niż myślała wcześniej, jednakże nie była pewna czy powinna zadać pytania już teraz.

Sytuacja wyglądała na opanowaną, ale czy na pewno? Kto to wie, przemieniona rozejrzała się wokoło w obawie przed niespodziewanym atakiem. Przy okazji nogą sprawdziła wytrzymałość resztek podłogi i sobie na niej przycupnęła. Nie słyszała żadnych niepożądanych dźwięków ani kroków jak dotąd.

- Na pewno masz dużą wiedzę na temat takich istot, skoro jesteś jedną z nich – zaczęła.
- A ja tam jestem ciekawa, jaka jest różnica w lataniu na skrzydłach błoniastych, a pierzastych – bezczelnie wtrąciła się Ira, a jej głos rozbrzmiewał w głowach obu dziewczyn.
- Tak, to z pewnością też jest ciekawe… - mruknęła niezadowolona czarnowłosa – Ale mnie bardziej interesuje to, co możesz mi powiedzieć, szczególnie o słabych i mocnych punktach tych istot, by wiedzieć, czego się spodziewać – powiedziała, przybierając pogodny wyraz twarzy, nie miała zamiaru wykorzystywać tego przeciw swej towarzyszce, przynajmniej dopóki ich relacja jest dość pokojowa.
- Nuuuudaaa. Odpowiedz najpierw na moje pytanie! Chce wiedzieć, czy moje skrzydła są lepsze – demonica szczególnie zaakcentowała słowo „moje” z jakiegoś powodu.

Esmeralda nie zareagowała na to zbytnio, nie bardzo wiedziała co Ira chciała przez to osiągnąć. Odczuła jedynie jej dość żałosną próbę poruszenia skrzydłami.

- A wracając jeszcze do tej Pani Dusz, to miejsce nie wygląda, jakbyśmy mieli tu kogokolwiek spotkać, zwłaszcza po tej wcześniejszej akcji. Może powinnyśmy przeszukać okolicę?