Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Mathias zawsze uważał to za talent, by tak umiejętnie pilnować tego, co dzieje się za jego plecami, by nie zwracać na siebie uwagi częstym obracaniem się. Talent, który posiadał oczywiście i rozwijał regularnie, nie tylko by pilnować czyhających zagrożeń. A przynajmniej nie czyhających na niego, bo niezdrowo napalony łowczy z pewnością niebezpieczeństwo stanowił. Niestety jego ofiara miała takie uwielbienie w oczach, że nawet krótkie podtapianie by z niej tego nie wypłukało. Niech cię licho porwie księżniczko, nie wszystko złoto co się świeci. Wstyd, żeby najemnik był tego bardziej świadom. Dlatego Northman w duchu cieszył się, że już nie pali, bo od zaciskania szczęk chyba przegryzłby ustnik swojej ulubionej fajki. Na szczęście Ramii odwróciła na moment jego uwagę.
        - To nie było zabawne – mruknął niezadowolony, widząc chichoczącą uzdrowicielkę. Co prawda o wiele bardziej wolał ją z uśmiechem na ustach, jednak teraz jego samopoczucie było w gorszym stanie niż ten kot, którego trzymał za pazuchą. Dlatego, gdy uśmiechał się w odpowiedzi można było odnieść (słuszne) wrażenie, jakby bardzo chciał zrobić komuś krzywdę. Spojrzenie złagodniało mu tylko na moment, gdy Aurea podeszła pogłaskać kociaka.
        Przybyłych po chwili Ivora i Niviandii obdarzył spokojnym spojrzeniem, pozbawionym jednak radosnych błysków, które zazwyczaj iskrzyły w jego oczach. Po prostu zanotował ich obecność i już odwrócił się do nich plecami, by ruszyć w dalszą drogę, gdy pociemniałe od deszczowych chmur niebo przecięła błyskawica. Piorun strzelił gdzieś za jego plecami, więc odwrócił się odruchowo. Oczy najemnika pobiegły za pęknięciem, przekleństwo wymsknęło się zza zaciśniętych zębów i Mathias skoczył w stronę Ivora, by złapać go, nim ten runie w dół. W jego stronę poleciała jednak odepchnięta przez łowczego blondi i nim odesłał ją w bezpieczniejsze miejsce, Ramii zdążyła już wciągnąć przyjaciela na stały i bezpieczny grunt. Gadającą do siebie Niviandi na razie się nie przejmował, bo oprócz dwojga mieszkańców wioski, ze szczeliny zaczęło wydostawać się coś jeszcze.
        Gdyby nie powaga sytuacji chyba parsknąłby śmiechem, wołając do pyskatej księżniczki: „Hej Blondi! Zobacz, to znajomi twojego kolegi z zarośli”. Teraz jednak pozwolił sobie tylko na krzywy uśmiech, gdy wyciągając miecz z pochwy ruszył w stronę wielkich niczym krowy pająków. Nie były co prawda rzetelnym odzwierciedleniem znanych w Alaranii stawonogów, miały bowiem tylko sześć, miast ośmiu nóg, a za nimi ciągnął się długi jak u psa ogon. Wciąż jednak z rozwartych szczęk wystawały zakrzywione, ociekające jadem kły, a nad nimi błyszczały dziesiątki czarnych okrągłych oczek. To głównie pysk i klekoczące szczęki oraz dziwny sposób poruszania się przywodziły na myśl gigantyczne pająki.
        - Już za sam wygląd powinnyście iść do piachu – parsknął, przecinając w kolanie jedną z owłosionych nóg pierwszego stwora, który na niego ruszył. Bestia zachwiała się i opadła na moment, podnosząc się zaraz na pozostałych nogach, lecz najemnikowi wystarczył ten moment utraty równowagi. Wspiął się po zgiętym odnóżu i wyskoczył nad głowę pająka, wbijając mu miecz w czaszkę aż po rękojeść. Pająk poskładał się na ziemi, a Mathias nie oglądał się już na niego więcej, tylko z nieprzyjemnym chlupnięciem wyszarpnął miecz z głowy i ruszył na następnego.
        Nad głową przeleciał mu Bellum z Ivorem i Ramii na grzbiecie. Obrócił się, odprowadzając ich spojrzeniem. Zobaczył, jak Aurea szyje strzałami w kolejną bestię, roztaczając wokół siebie i Niviandi jakąś barierę.
        - Zuch dziewczyna! – Wyszczerzył zęby z satysfakcją, gdy nagle coś przywaliło mu w plecy, posyłając kilka sążni dalej, aż łupnął barkiem o skałę i upadł na ziemię. Poniósł się powoli na klęczki, a z nich na nogi, z krzywym uśmiechem łypiąc spode łba na zbliżającego się do niego potwora, który to właśnie zaserwował mu twarde lądowanie. Dopiero po chwili zmarszczył lekko brwi, nim otworzył szerzej oczy.
        - Hej, zabiłem cię, ty szpetny sukinsynu!
        Splunął krwią w bok, nie spuszczając oczu z potwora, który klekotał wciąż drwiąco i kapał jadem, nic sobie nie robiąc z dziury w czaszce, jaką pozostawił mu najemnik. Northman tylko na moment spojrzał w prawo, gdzie na jego oczach łeb zabitego przez kogoś potwora zrastał się właśnie w wyjątkowo niesmaczny sposób. Mężczyzna skrzywił się ostentacyjnie i wepchnął kota głębiej za pazuchę, o dziwo nie napotykając oporu. Futrzak drżał ze strachu i chętnie zagłębił się w ciepłe szaty najemnika.
        - Trzymaj się młody – mruknął Mathias, po czym wywinął mieczem młynka w powietrzu i ruszył biegiem w stronę potwora, w ostatniej chwili odbijając w bok i znów podcinając stworowi kończyny. Tym razem ciął trzy na raz, aż włochacz obalił się na ziemię. Wówczas zamachnął się i jednym ruchem odciął kudłaty łeb, który niby pozszywaną ze skór piłkę posłał mocnym kopnięciem do szczeliny w ziemi, gdzie zniknęła w ciszy.
        Zawahał się tylko na moment. Nogi poniosły go już truchtem w stronę kolejnego potwora, ale oczy wyłapały gdzieś z boku jego dziewczyny. Niviandi leżała na ziemi, miał nadzieję, że tylko omdlała, a Aurea odpychała od nich magią pająki. Nie robiła im jednak krzywdy, tylko otumaniała, więc po chwili wracały, w jeszcze większej liczbie, napierając na niewidzialną barierę. Mathias zawrócił w mgnieniu oka, dopadając do włochatego kłębowiska odnóży i ciął na oślep, kończyny i głowy, a co mógł, odpychał najdalej jak się dało. W końcu przedarł się na tyle blisko, by skrzydlata wpuściła go za swoją magiczną osłonę.
        - Wytrzymaj jeszcze chwilkę – poprosił Aureę i schylił się do leżącej blondynki, usiłując uspokoić własny oddech, by wyłapać na swoim policzku wydychane przez nią powietrze. Oddychała, czyli znów to tylko emocje wzięły nad nią górę. Donośny ryk zwrócił jego uwagę i Mathias podniósł głowę. Bellum z Ivorem i Ramii stali w przesmyku skalnym, machając w ich stronę. Łowczy z trudem odpychał pająki, które zbliżały się w ich stronę, ale tylko dlatego, że ciągle wychylali się na zewnątrz, wzywając pozostałych.
        - Aureo, musimy dostać się do tego przesmyku, tam będziemy bezpieczni – zwrócił się do dziewczyny, czujnie wypatrując na jej twarzy oznak zmęczenia. Domyślał się, że magia nie przychodzi darmo, ale nie wiedział ile kosztuje takie jej zużycie. Krzywiąc się z niezadowoleniem schował miecz do pochwy. W samym środku walki to było dla niego jak wsadzenie głowy w paszczę potwora, ale nie mógł jednocześnie nieść dziewczyny i trzymać w ręku miecz. Nie, jeżeli chciał go użyć.
        Jeśli mieli szybko dostać się do szczeliny, musieli biec. Wprawnym ruchem złapał Niviandi pod kolana i plecy, podrzucając ją z łatwością w rękach, by oparła się o jego pierś. Lekka jak piórko. Parsknął krótko w wyrazie czarnego humoru, zdając sobie sprawę, że to już trzecia kobieta, którą niesie w ramionach w ciągu ostatniej doby.
        - Gotowa? – spojrzał na Aureę, czekając aż ta da mu znać. Wówczas przytulił blondynkę mocniej do siebie i ruszyli biegiem w stronę skalnego przesmyku. Ivor wyszedł na moment, by oczyścić im drogę, a Ramii schowała się głębiej, by zrobić im miejsce. Po chwili cała grupa znalazła się bezpiecznie w środku.

        - Co to było na Prasmoka? – sarknęła uzdrowicielka z obrzydzeniem.
        - Cholera wie. Musimy się stąd wynosić – mruknął Northman, na co Ramii skinęła głową.
        - I to natychmiast. Dasz radę ją nieść? Nie ma czasu czekać, aż się wybudzi.
        - Żaden ciężar.
        - Dobrze. Idziemy – zarządziła kobieta i ruszyła przodem, ciągnąc za sobą Ivora i omawiając z nim trasę na mapie, którą niestety musieli zmienić na szlak prowadzący przez wzgórze. Mathias nie znał tej okolicy, ale sądząc po drodze, którą teraz szli, nie powinni mieć problemu z powrotem na właściwy szlak. Szczelina była na tyle wąska, by musieli iść gęsiego, ale też nie na tyle dzika, by sugerować, że może się nagle skończyć. W końcu gdzieś wyjdą.
        Mężczyzna poprawił uchwyt, w którym trzymał blondynkę, by nie uderzyła się głową ani nogami w ściany po bokach. Zza jego pazuchy wyszedł nieśmiało osuszony już kociak, rozglądając się z konsternacją i pytającym miauknięciem. Po chwili wspiął się po piersi najemnika na jego ramię i zaczął ocierać o głowę i szyję z cichym mruczeniem.
        - Aureo, czy mogłabyś go zabrać na moment? – zapytał idącej za nią brunetki, nie odwracając się, by nie zrzucić malucha. – Zaraz wejdzie mi na głowę, dosłownie – zaśmiał się lekko, a kotek ugiął się na łapkach, gdy grunt zatrząsnął mu się pod nogami, co skomentował kolejnym żałosnym miauknięciem. Ich grupa stawała się coraz dziwniejsza.
        - Jak się czujesz? Świetnie radziłaś sobie z tymi paskudami – pochwalił skrzydlatą i zerknął na nią przez ramię, gdy jego podopieczny zmienił już środek transportu, mimo prychającego zazdrośnie Belluma.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Wyznaczenie nowej trasy, choć zaszło zaskakująco szybko, to nie przebiegło bez nieprzyjemności. Widać było, jak Ramii stroszy się na Ivora, ale byli na tyle rozsądni by nie wykrzykiwać sobie opinii w twarz niczym rozwydrzone stado gospodyń oskarżających się o kradzież jajek. Czasem poruszali ustami, ale głównie szeptali rysując na palcach własne linie. W końcu myśliwy rzucił jedną kwestię, która zaważyła na ostatecznej opinii uzdrowicielki. Kobieta zmarszczyła gniewnie brwi wyginając przy tym usta w długą linię wyrażającą niezadowolenie. Jeszcze chwilę w jej oczach grasowały iskierki zaciętości i była szczerze wściekła, że jej towarzysz miał niestety rację. Bardzo nie chciała zgodzić się z jego opinią, ale to ona ogłosiła drużynie, iż będą musieli przejść przez wzgórze.
        Oczywiście mapa i tak okazywała się błahym problemem w oczach Ramii, bo trud zapanowania nad sobą wzrastał wraz z coraz większą świadomością złotowłosej księżniczki, której powieki delikatnie drgnęły. Uzdrowicielka nabyła niebywałej nadwrażliwości, czego dowodem stało się wyczucie stanu rzeczy i to bez potrzeby patrzenia.

        Niviandi słyszała głosy, ale przez pierwsze chwile wciąż widziała tylko czerń i nie potrafiła określić swojego położenia. Jedyne, co czuła, to delikatnie uniesienia i twardsze opadanie, które zgodne były z krokiem mężczyzny. Syrenka przetoczyła głowę po ramieniu Mathiasa cicho pojękując, jakby chciała wydostać się ze szponów omdlenia trzymających ją z całych sił. Nagle jednak zerwała się w objęciach najemnika, składając się niemalże w bezbronną kulkę i poczęła rozglądać się na boki. Złotowłosa była zupełnie zdezorientowana – przed chwilą świat się walił, ziemia rozstępowała pod ich nogami, a teraz błogi spokój, delikatny powiew wiatru w naturalnym korytarzu głaskał jej skórę.
        - Gdzie… gdzie to wszystko? – spytała niemalże bezgłośnie rozdygotana księżniczka.
        Ramii podrapała się palcem po podbródku. A gdyby tak… udać, że nic się nie stało? Że dopiero co się obudziła? To byłby przyjemny kaprys, na który niestety nie pozwoliłby Ivor.
        - Teatralnie zemdlałaś w najciekawszym momencie – odpowiedziała buro Ramii, ale uzdrowicielce szybko rozpromieniała twarz, gdy kolejny przebłysk pojawił się w jej głowie.
         – Miałaś szczęście kochana – uśmiechnęła się pogodnie mieszkanka wioski. – Ominęła cię parada pająków.
        - Pająków? – wydusiła cichuteńko Niviandi, a strach zmobilizował ją do tego, by mocniej wtulić się w objęcia Northmana.
        - Tak, tak… Takie duże, wysokie na… pół drzewa. Takiego drzewa z lasu. – Ramii specjalnie ominęła wymianę jakiegokolwiek rodzaju dębu czy sosny, była bowiem (słusznie) przekonana, że to nie pobudzi wyobraźni księżniczki. Jednak „drzewo z lasu” rodziło bardzo wiele skojarzeń, na przykład między innymi ze strasznymi opowieściami jakimi straszy się dzieci by nie uciekały, bo inaczej zostaną pożarte przez cienie wysokich, liściastych słupów. I faktycznie, uzdrowicielka skutecznie podziałała na styki blondynki. Niviandi pogrążyła się w wymyślnych obrazach i zaczęła nerwowo przygryzać wargi. Jej spojrzenie robiło się coraz bardziej rozbiegane. Spoglądała na wystające i ostre kanty korytarza, którym się przemieszczali. Szukała tych szalonych cieni, ale bardziej od tego bała się z pewnością pająków i robali. Dojrzała jakiegoś żuka wspinającego się po cienkim, odstającym korzeniu. Patrzyła na niego bacznie i jeszcze długo milczała. Minęli go szybko, ale syrenka wciąż czuła zagrożenie. Ramii przykrywała usta by nie parsknąć śmiechem czego Niviandi kompletnie tego nie dostrzegała. Wyjrzała za ramię Mathiasa, a jej oczom ukazały się wielkie oczy kociaka. Syrenka pisnęła chowając głowę pod brodę mężczyzny, jakby stanowił idealną kryjówkę. Zacisnęła dłoń na jego klatce piersiowej, tak strasznie się bała!
        Złotowłosa delikatnie musnęła skórę najemnika w dyskretnej przestrzeni między jego płaszczem a koszulą. Ciało Niviandi przeszył dreszcz, zawładnął gorący żar, któremu dała ujście poprzez dziewczęce westchnięcie. Dłonie dziewczyny zadrżały, nagle stała się taka bezbronna.
        Wtedy Ramii obróciła się w stronę trójki wędrowców oraz dwójki kociaków idąc tyłem. Na jej buzi zagościł złośliwy uśmiech.
        - Zapomniałam tylko wspomnieć… Mathias ich dotykał. Odcinał włochate nogi, wskakiwał im na grzbiety i pozbywał się głów z tymi, fuj, kłami!
        Niviandi uniosła się nagle będąc wciąż w ramionach najemnika. Wyznaczyła krótką ścieżkę wzrokiem, która zaczynała się na wysokości jego łokcia, a kończyła na twarzy. Odchyliła głowę orientując się, że są nieco zdecydowanie za blisko siebie, ale wciąż milczała. Niedługo, bo syrenka gwałtownie przerzuciła wzrok na dłonie mężczyzny. Szukała śladu po pająkach chcąc nadać rzeczywistości wersji jaką opowiedziała jej Rami. Miał zabrudzone rękawiczki, a ciemny, zdradziecki włos gościł blisko w okolicy dłoni. Ignorując więc kompletnie myśl, iż mógł on wyrastać ze skóry najemnika, Niviandi zerwała się z wrzaskiem, bo przecież… nie musiał być jego włosem. Księżniczka dosłownie odepchnęła się otwartymi dłońmi a niestety brak umiaru w zachowaniu sprawił, że w wąskim przejściu nie było tyle miejsca na jej drobne, rzucające się ciało, dlatego też księżniczka zaryła twarzą po skale.
        Złotowłosa opadła na zgięte kolana i głęboko pochyliła się, po tym, jak jej twarz niefortunnie została okaleczona… przez nią samą, chociaż winowajca miał pojawić się gdzieś indziej. Zapadło milczenie, a gęste loki zakryły twarz Niviandi. Wybitnie tym drobnym wypadkiem przejęła się Ramii, która zagryzła dolną wargę, a Ivor spoglądał na dziewczynę wielkimi oczyma nie wiedząc czego się teraz spodziewać.
        Po policzkach Niviandi spłynęły łzy cierpienia. Księżniczka odważyła się wreszcie wyprostować. Miała całkowicie załzawione oczy, a brwi wygięły się na kształt łódek ukazując tym zmartwienie. Może gdyby nie polała się krew i syrenka nie miałaby okazji ujrzeć swojej twarzy, cała sytuacja byłaby starannie rozdmuchana, ale przypadek zechciał inaczej.
        Księżniczka z racji swojego wysokiego poziomu spostrzegawczości oraz bogatej wyobraźni, którą bezczelnie wykorzystywała Ramii, szybko dojrzała plamy krwi na twardej i zbitej warstwie piachu. Odsunęła dłonie od twarzy. Na nich było jeszcze więcej krwi i dopiero w tedy zaszło poruszenie.
        - NIE DOTYKAJ MNIE! – ostrzegła okrzykiem najemnika, ale także i felleriankę. Biedna Aurea nie mogła przedostać się na przód ze swoimi skrzydłami, ale może to i lepiej, bo Niviandi wciąż szarpała dzika zazdrość. Nie chciała by ją dotykała, nie ona! Ta, która skradła pocałunek!
        Ramii mocnym chwytem objęła ramiona syrenki zwracając dziewczynę ku sobie.
- Rany, Niviandi! Czekaj, zaraz coś zarodzimy, spokojnie! – Niviandi wciąż kryła potrzaskany nos w dłoniach i z płonną nadzieją patrzyła na jedyną przymusową sojuszniczkę w drużynie. Uzdrowicielka puściła syrenką dopiero, gdy ta uspokoiła się na tyle by nie rzucać się z rozpaczy po ścianach. Księżniczka przytakiwała grzecznie na każdą uwagę Ramii, która przede wszystkim zabroniła jej oglądania się dookoła. Miała skupić się tylko na jej twarzy! Oczywiście Niv nie posłuchała. Piekący i pulsujący ból przeszywał jej policzki oraz bębnił w skroniach. Księżniczka stała tyłem do Northmana oraz Aurei, nie chciała się im pokazać taka…
         „Oszpeconaaaaaa!”, zawyła z rozpaczy syrenka. Czuła, jak cienka stróżka krwi spłynęła jej na usta. Posmakowała cieczy i przeraziła się jeszcze bardziej. Spojrzała na palce zabrudzone szkarłatną barwą. Księżniczce zakręciła się po raz kolejny w głowie.
        - Niviandi, co ty robisz?!
        - Krwawię! – pisnęła księżniczka. – Matko Ramii, ja krwawię!
        - Mówiłam ci nie patrz!
        - Na Prasmoka! Wykrwawię się! Umrę! – zawyła syrenka przykładając dłonie do serca.
        - Ciii! Nie umrzesz Niviandi! Daj się przyjrzeć, no już… - uzdrowicielka starała się uspokoić księżniczkę, która zamilkła widząc siności na twarzy złotowłosej. Wyglądała, jakby dostała pięścią prosto w twarz, a opuchlizna w obecnych warunkach była nieunikniona. Nawet chłód żelaza niewiele by pomógł. Jedynie magia mogłaby poskładać połamany nos. Do takich wniosków doszła Ramii, po tym jak wzięła nabrała dystansu, co do odczuwanego przez syrenkę bólu. Obejrzała ostrożnie ranę, a gdy zbliżyła palce do nosa Niviandi, ta aż popłakała się ze strachu. Kość została złamana, księżniczka była opuchnięta od łez oraz obitych tkanek. Oczywiście chciała zagrać niewzruszoną uzdrowicielkę i bez wyjaśnienia nastawić złamanie, ale to nie mogło się udać. Cóż… warto było próbować.
        Gdy tylko Niv odczuła ból od razu pacnęła Ramii po rękach i odsunęła się od kobiety.
        - To booooli! – załkała zrozpaczona syrenka.
        - To tylko nos… - starała się pocieszyć Ramii.
        - Tylko nos?! Jaka ty jesteś nieświadoma życia, Ramii! – rzuciła zrozpaczona syrenka. – Och, nie… będę miała garbaty nos jak ty!
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea utrzymywała magiczną osłonę, ale pod naporem tych bestii, których wciąż przybywało, coraz bardziej traciła siły. Musiała jednak wytrzymać. Jej niebieskie znamię świeciło błękitnym blaskiem bardzo mocno, łatwo więc było się domyślić ile energii wkładała w to, co robiła. Gdy zobaczyła Mathiasa, wytworzyła w kopule ochronnej drobną szczelinę, która zamknęła się, jak tylko wszedł. Fellarianka posłała najemnikowi słaby uśmiech i skinęła głową na jego prośbę. Nie chciała marnować energii na mówienie, więc milczała i usilnie zaciskała zęby. To było niczym wykonywanie jakiegoś trudnego ćwiczenia, jej nogi nie wytrzymały, padła na kolana, ale zaklęcie nadal trwało.

- Nie wiem… czy dam radę… - wydusiła z siebie.

W osłonie zaczęły powstawać dziury, które stale się powiększały, niezbyt szybko, ale to wystarczyło pajęczakom, by wciskać się na upartego. Bezpieczna ostoja zanikała na ich oczach. Naturianka porzuciła zaklęcie i wszelki przyjemny blask zniknął, a stwory prawie że ich otoczyły, trzeba było naprawdę szybko uciekać. Aurea wzbiła się w powietrze, niezbyt wysoko i mimo lotu, oraz prawie całkowitego braku przeszkód w powietrzu, bo co niektóre stwory potrafiły całkiem wysoko skoczyć, to ledwo nadążała za mężczyzną. Nawet nie zauważyła, kiedy tam dotarła, ale cieszyła się, że są wszyscy w komplecie. Bellum oczywiście uradowany, że jego pani jest obok, nie omieszkał się do niej nie połasić.
Jednak nie było czasu na odpoczynek, trzeba było ruszać i to od razu. Ciemnoskóra wsiadła na swego lwa, w ten sposób mogła odetchnąć i jednocześnie nie opóźniać grupy. Jednakże zdobyła się, by wstać i wziąć małego kotka na ręce, nie umknął jej przy tym zazdrosny wzrok skrzydlatego kocura, będącego jej wierzchowcem. Dziewczyna zaczęła głaskać ciekawskiego kiciusia, aż ten w końcu usiadł i zaczął mruczeć oraz przymykać oczy, wprost rozpływał się od pieszczot. Przynajmniej nie chciał nigdzie wyskoczyć i pozwiedzać.

- Dziękuje… Jestem zmęczona, ale to tylko zmęczenie. – Uśmiechnęła się do Matha, on w jakiś magiczny, niewyjaśniony sposób sprawiał, iż szybciej odzyskiwała siły. I z pewnością nie był to żaden rodzaj magii, jaki znała Aurea. I nawet to, że niósł Nivandii i praktycznie ją przytulał do siebie, nie stanowiło takiego problemu.

Szli dalej, w ciszy, o dziwo. Fellarianka obserwowała syrenkę, gdy ta nagle się zbudziła.

- Dzień dobry Nivandii – odezwała się do niej, w miarę jak odzyskiwała siły, stawała się bardziej rozmowna, lecz nie lubiła innym przerywać, a Ramii pierwsza zaczęła tłumaczyć, co się wydarzyło, więc niech tak zostanie. Złotowłosa i tak pewnie już była oszołomiona tym wszystkim.

Kotek tymczasem gdy napotkał wzrok syrenki, miauknął do niej przyjaźnie. Jednakże, gdy Ramii powiedziała o mordowaniu pająków przez Mathiasa, dziewczyna schowała kociaka bliżej siebie, by chronić jego czułe uszka na wszelki wypadek. Spodziewała się przeraźliwego pisku, krzyku… w każdym razie czegoś głośnego. Nie myliła się, ale nie trwał on długo, bo przez strach i nieuwagę, księżniczka mocno oberwała w swoją biedną główkę. Zapadła cisza, chyba wszystkich nieco zmroziło, a przynajmniej Auree.

- Nivandii… - Chciała do niej podejść, podlecieć, ale było ciasno, a tak chciała ją wesprzeć, tym bardziej zdziwił ją ten pełen agresji krzyk.

Może to było do najemnika, ale… akurat wtedy gdy ona się odezwała? Od razu przypisała to nerwom, ale czy aby na pewno to taka złość bez powodu? Fellarianka miała niemałą zagwozdkę. I nie miała już nawet ochoty się odzywać. Właśnie do niej dotarło, że prawie się wykończyła, by chronić nieprzytomną Niv, a ona teraz tak się zachowuje? Niee… Nie odezwie się do niej, póki ta nie przeprosi. W jednej chwili przestało jej być szkoda dziewczyny, przewracała oczami, słysząc jej biadolenie. Westchnęła zirytowana tym, iż kociak, idąc w ślady Nivandii, z jakiegoś powodu zaczął grać kocią muzykę. Dosłownie. Miauczał, jakby go coś opętało.
W miarę marudzenia i zawodzenia złotowłosej w naturiance wzbierała złość. W końcu nie wytrzymała.

- DOSYĆ! – krzyknęła, zwracając całą uwagę na siebie. – Naprawię ci tę twarzyczkę tylko żebyś przestała się zachowywać jak rozwydrzony dzieciak! Jesteś okropna, niemiła, niewdzięczna i egoistyczna! Nie odzywaj się do mnie więcej ty rozpieszczona, pusta lafiryndo!

Nastała cisza. Aurea zaczęła ze wciąż widocznym zdenerwowaniem głaskać kociaka. Oczywiście twarz syrenki została uleczona, zgodnie z tym, co powiedziała wcześniej. Serce biło jej jak oszalałe, jeszcze chyba nigdy się tak bardzo nie zdenerwowała. Nawet Bellum wyglądał na zaskoczonego zachowaniem swojej właścicielki.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        - Jak znajdziemy jakieś bezpieczne i nieco wygodniejsze miejsce to zatrzymamy się znów na odpoczynek – obiecał skrzydlatej, zerkając na nią przez ramię. Nie była drobną dziewczyną, ale wciąż nie wyglądała na kogoś kto władał taką magią i siłą. Wciąż nie wiedział, ile ją to kosztowało, ale za to jak pomogła im wszystkim w ostatniej walce, i nie tylko ostatniej, zasłużyła na zarządzanie postoju kiedy tylko zechce.
        Opuścił wzrok na złote włosy, słysząc, jak Niviandi powoli się wybudza. Nie odzywał się na razie, woląc nie dostarczać jej nowych bodźców, które w przypadku tej osóbki mogły zaowocować zupełnie niekontrolowanymi wrzaskami i szamotaniną. Jednak mimo że dziewczyna zorientowała się już, gdzie się znajduje, nie zareagowała oburzeniem, wręcz wygodnie moszcząc się w jego ramionach. Nie zmienił więc uchwytu, dalej niosąc leciutką sylwetkę, gdy syrenka pogrążyła się w rozmowie z uzdrowicielką. Jednak mieszkanka wioski, dotychczas wykazująca się największym rozsądkiem z całej tej dziwacznej gromady, teraz pokazała swoją złośliwą naturę, dręcząc wybudzającą się jeszcze dziewczynę.
        - Ramii… - mruknął cicho Mathias, ostrzegawczym tonem.
        Ta jednak w ogóle się nie przejęła, teraz barwnie opisując pająki. Mężczyzna parsknął cicho rozbawiony, słysząc obrazowe porównanie do „takiego drzewa z lasu”, a jego klatka piersiowa zadrżała pod tłamszonym śmiechem. Rzucił jednak kobiecie karcące spojrzenie, gdy ta chichotała, zadowolona z reakcji Niviandi. Syrenka bowiem zaczęła się czujnie rozglądać, jakby jedna z przedstawionych bestii miała zaraz pojawić się w zasięgu jej wzroku. W objęciu najemnika poruszała się już wręcz swobodnie, jakby naprawdę stanowił tylko przenośny fotel. Teraz wyjrzała za jego ramię i pisnęła nagle, do wtóru z przyjaznym miauknięciem, dobiegającym zza jego pleców.
        Ostrożnie oparł brodę na głowie dziewczyny, domykając kryjówkę, w której się znalazła i tym samym przygarniając ją do siebie opiekuńczo. Czując delikatny dotyk na piersi mruknął z zadowoleniem, co bardziej mogła odczuć przytulona do niego dziewczyna, niż ktoś inny usłyszeć. Uniósł jeden kącik ust w uśmiechu, gdy usłyszał jej westchnienie. Niczym zwierzę, wyczuł zmianę w intencjach blondynki i oczy pociemniały mu momentalnie. Zdradliwa dla dwójki chwila nie trwała jednak długo. Northman przeniósł spojrzenie na Ramii, gdy obróciła się w ich stronę, a na widok jej złośliwego uśmiechu przewrócił oczami. Naprawdę, jak dzieciak się zachowuje.
        - Ale rozrabiasz – parsknął i przechylił lekko głowę, podchodząc uzdrowicielkę z innej strony. – Zazdrosna jesteś, czy jak? – rzucił ze złośliwym uśmiechem, a jego pierś zadrżała ze śmiechu, gdy kobieta prychnęła zarzucając włosami, zostawiając za sobą jedynie pogardliwie „nie ma o co”.
        Na Niviandi spojrzał więc dopiero po chwili, ciemnymi wciąż oczami przesuwając po jej nadstawionej blisko twarzy, nim dziewczyna speszyła się i odchyliła. Oblicze złagodniało mu nieco, gdy próbował ją uspokoić.
        - Spokojnie Blondi, już wszystko w porzą… Szlag, Niv! – zatrzymał się nagle, wytrzeszczając oczy, gdy dziewczyna szarpnęła się w jego objęciu, odepchnęła rękoma i zaryła twarzą po ścianie.
        Momentalnie przyklęknął, odstawiając ją na ziemię, po czym, jak wszyscy, zamarł w bezruchu, oczekując wybuchu. Zamiast tego jednak usłyszał ciche łkanie, a barki opadły mu bezradnie. Płacząca kobieta to coś, co ewidentnie go przerastało, stworzenie nieobliczalne, zbyt emocjonalne, niezdolne chwilowo do komunikacji i tak żałośnie wyglądające, że człowiek chce pomóc, ale nie może. Nie był bowiem na tyle głupi, by próbować objąć dziewczynę w pocieszającym geście, zbyt dobrze wiedział, że to co wydaje się właściwe, w takiej sytuacji nigdy nie jest. Poza tym… po prostu nie wiedział, co zrobić. Poruszył się jednak zdecydowanie zbyt blisko niej, bo zareagowała donośnym krzykiem, który usadził również w miejscu zbliżającą się z troską Aureę. Northman uniósł dłonie w obronnym geście, pokazując jednocześnie, że w istocie jej nie dotyka, ani nie ma zamiaru.
        Spojrzał zmartwiony na skrzydlatą, która wyglądała na dotkniętą tym wybuchem. „Przeklęty korytarz”, warknął w myślach, ledwo mogąc się obrócić, by spojrzeć na dziewczynę. Niviandi piszczała, Rami trajkotała przejęta, teraz nagle zaczynając się wstydzić swojego zachowania, a uratowane kocię zamiast odwdzięczyć się milczeniem, grało żałosną muzykę, jojcząc do wtóru z narzekaniami syrenki. Northman był na granicy cierpliwości i niemal pewien, że zaraz wybuchnie, gdy nagle zrobiła to za niego Aurea.
        W skalnym przesmyku zapadła cisza jak makiem zasiał, gdy wszyscy, włącznie z szokowaną syrenką zamilkli, wpatrując się w szatynkę. Z dziewczyny niemal dosłownie uszła para, wraz z ostrymi słowami, od których najemnik coraz wyżej unosił brwi. Nie mógł się jednak z nią nie zgodzić, co szybko wydało się, gdy parsknął krótkim śmiechem kręcąc głową.
        No nic, koniec żartów. Wykorzystując zaskoczenie ofukniętej ostro Niviandi pochylił się w jej stronę i jednym ruchem nastawił złamany nos. Ramii odsunęła się przezornie, wyraźnie zaskoczona i zaniepokojona możliwą reakcją blondynki. Mathias natomiast nie sprawdzał już jak ranna zareaguje, zdawał sobie bowiem sprawę, że to nie było nic miłego, ale też nieprzyjemny był tylko ten krótki moment. To, że się tego nie spodziewała działało na jej korzyść, bo ból był nagły, krótki i szybko minął.
        - Chodź Aniołku, uratujesz tym nas wszystkich. – Uśmiechnął się i odwrócił w stronę Aurei.
        Wyjął z jej rąk kociaka i odstawił go na łeb Belluma, ignorując zarówno rozpaczliwe miauknięcie tego pierwszego, jak i zirytowane prychnięcie drugiego zwierzaka. Z racji wąskiego korytarza i dość palącej sprawy, nie chciał czekać, aż dziewczyna sama znajdzie jakiś sposób, by się koło niego przecisnąć. Zwłaszcza podejrzewając, że zajmie to chwilę, gdyż Aurea będzie starała się jak najbardziej go ominąć, nawet kosztem ocierania się o ostre skały. Objął więc ją po prostu w pasie, przytulając do siebie tak mocno, że nogi swobodnie dyndały jej nad ziemią, i wolną ręką chroniąc głowę skrzydlatej przed skałami, obrócił się z nią zgrabnie, stawiając po swojej drugiej stronie.
        - Wiem, że jesteś zmęczona, niedługo odpoczniemy – powiedział, uśmiechając się miło i odgarniając jej włosy z twarzy. – Ostatnia przysługa? – zapytał, przybierając nieco bardziej zawadiacki wyraz twarzy, po czym złapał dziewczynę za biodra, odwracając ją w drugą stronę, prosto na ranną Niviandi.
        Chwilę później twarz złotowłosej była jak nowa. No, może nadal umorusana rozmazaną rękami krwią i piaskiem, ale nos był prościutki i cały, nie było żadnej opuchlizny, siniaków ani zaczerwień, a ból chyba zupełnie zniknął. Gęsta atmosfera jednak nie i gdy wznowili marsz, przez moment nikt się nie odzywał. Ramii najwyraźniej wciąż czuła się winna, bo podała syrence swoją manierkę z wodą, by ta mogła obmyć twarz. Teraz kolejność orszaku nieco się zmieniła, bo za Niviandi szła Aurea, a Mathias na końcu. No, prawie. Ostatni szedł Bellum, wyraźnie niezadowolony z rozłąki ze swoją towarzyszką i okazjonalnie wyrażał irytację poprzez pociągnięcie najemnika zębami za płaszcz. Adoptowane kocię wciąż łkało z niezadowoleniem, wyraźnie przestraszone wielkim lwem, więc Northman znów przejął zwierzaka, chowając go za pazuchę. Co za dzień.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Krzyk rozpaczy, czeluści przyszłości, w których Niviandi nie umiała dopasować garbatego nosa do swojej krągłej buźki, zostały przerwane przez wściekłą felleriankę. Syrenka stanęła niemalże na baczność, gdy tylko usłyszała „DOŚĆ!”. Skierowała mocno zaskoczony wzrok w stronę skrzydlatej, a dłonie zakrywające złamany nos powoli traciły siły. Nikt, a w szczególności księżniczka z oceanu, nie posądziłaby, że Aurea potrafi wybuchnąć albo kogoś wyzwać. Ramii wyglądała na uszczypliwą babę (którą według Niv była), Ivor potrafiłby wyzwać tego, kto wyzwałby ją (wszak była królewną), a Northman był po prostu lujem wyciągniętym z ulicy więc przekleństwa nie były mu obce (co nie było niczym dziwnym w mniemaniu syrenki), ale Aurea? Jej przyjaciółka? Nawet lew potrząsnął zdezorientowaniu grzywą tylko utwierdzając złotowłosą w myśli, że tak przecież nie wypada! I gdyby Niviandi, choćby w małym procencie swojej duszyczki, wykazywałaby oznakę chęci walki, w sensie fizycznym, to zapewne rzuciłaby się na felleriankę z pazurami. Szczęściem w nieszczęściu, że syrenka trzymała się z dala od jakiejkolwiek przemocy, nawet jeżeli oznaczało to szarpanie się za włosy. Tkwiła w zbyt głębokim przekonaniu, że ona powinna jedynie pięknie wyglądać i dobrze się prezentować, a nie w jakikolwiek sposób udzielać – dlatego też stała niczym pal wbity w ziemię i patrzyła w niemym szoku na naturiankę.
        W trwającej wieczność chwili Niviandi poczuła, jak powoli spada na nią obowiązek reakcji na wyrzucone słowa. Dziwnym trafem, ku złagodzeniu wojny jaka mogła nastąpić – odezwał się Northman, a raczej parsknął. Syrenka wciąż sztywno trzymając ręce wzdłuż ciała przetoczyła wolno wzrok na najemnika. Była w tak głębokim szoku, że nawet nie miała czasu mrugnąć ani zorientować się, że kolejna stróżka krwi spływa jej z nosa pozostawiając plany na sukience.
        Niemiła, niewdzięczna i egoistyczna? Ona? Niviandi? Syrenka totalnie nie potrafiła pojąć tych słów. Próbowała wyjaśnić sobie, dlaczego Aurea jej to wszystko powiedziała. Przecież pochwaliła ją, gdy pierwszy raz w mieście zagrała na flecie – była więc miła, chociaż gra szła jej jako tako! Dzieliła się tajemnicami z fellerianką, miała do niej zaufanie o tyle wysokie, że wyznała jej sympatię do Ivora – była więc wdzięczna. Fakt faktem, że sama nie zabrałaby się za pomoc w wiosce Aurei, nie uważała swojej osoby za kogoś zdolnego do „ocalania”, ale jak TYLKO NAJPIERW odnajdzie SWOJE królestwo to pośle jakiegoś woja by pomógł skrzydlatej – to nie był egoizm!
        Złotowłosa nie potrafiła dostrzec chociażby odrobiny winy w swoim zachowaniu, a na dodatek została nazwana lafiryndą! Całą resztę by w jakiś sposób zniosła. Zastanawiałaby się godzinami nad tym, dlaczego Aurea tak się zezłościła, lecz ostatecznie odpuściłaby jej grzechy. Każdemu zdarza się powiedzieć coś pod wpływem gniewu, a skrzydlata była bardzo zmęczona. Człowiek się wówczas denerwuje, jest nieswojski. Niv miałaby więc odrobinę zrozumienia dla przyjaciółki, ale żeby nazwać ją lafiryndą?!
        Na twarzy Niv pojawiły się czerwone wypieki złości, ale i one zostały ugaszone przez Northmana, który z zaskoczenia nastawił jej nos. Twarz syrenki wykrzywiła się w grymasie bólu. Nawet zawyła niczym zwierzę złapane w sidła, a kolejne łzy popłynęły po zszarganej buzi. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyła chociażby powstrzymać go jakimiś słowami. Ponownie ukryła się pod kotarą loków oraz przylegających do skóry dłoni i rozpłakała – tylko tym razem z naprawdę rwącego bólu. Poczuła się okrutnie zdradzona, nieważne, że to było dla jej dobra. Sprawił jej dużo bólu, na który nie zdecydowała się nawet Ramii! W dodatku Niv zdała sobie sprawę, że odsłoniła się taka oszpecona przed wszystkimi! To wszystko mocno naruszało godność księżniczki, która docelowo miała przecież ładnie wyglądać, a kolejnym kolcem dla cierpiącej duszy był widok przepuszczania Aurei przodem.
        Zaciąganie nosem było tragiczne, rozrywało czaszkę i nie miało sensu, gdy krew znowu spłynęła. Może złamanie było nastawione, ale organizm potrzebował więcej czasu by załatać wszelkie rany. Między więc krwią, smarkami oraz łzami widziała, jak najemnik obejmuje skrzydlatą w pasie. Aurea była tak blisko niego, ich ciała się o siebie ocierały, mówił do niej tym swoim pociągającym tonem głosu, po czym objął w biodrach. Syrenka jęknęła zaciskając powieki i starając się znieść kolejną falę cierpienia. Gdy spojrzała na felleriankę wyglądała z pewnością żałośnie, a błękitne tęczówki otoczyły gęste siateczki czerwonych żyłek. Właściwie trudno wyjaśnić z jakiego powodu Niviandi nie sprzeciwiła się leczeniu, a ku zaskoczeniu zapewne większości, do ostatniej chwili zastanawiała się czy by nie odmówić Aurei wzburzając tym samym kolejną kłótnię. Wyzwanie jej od lafiryndy było równie bolesne dla Niv, co zachowanie Niv względem Aurei, ale można było śmiało obstawiać zakłady o to, która zechce pierwsza przeprosić. Przy czym syrenka kompletnie nie wiedziała za co ma przepraszać… Ból jednak był tak trzaskający po czaszce, że księżniczka nie dałaby rady ujść chociażby kilku kroków dalej. Nie z jej wolą przetrwania, która była bardziej niż niska.
        Przez ramię złotowłosej spoglądała jednak Ramii, która wręcz błagała wzrokiem Aureę o wyleczenie syrenki. Fellerianka chyba ma za dobre serce.
        W końcu ruszyli dalej, a Niviandi pod względem fizycznym czuła się lepiej, lecz mentalnie trwała w rozsypce. Obmyła twarz w milczeniu idąc posłusznie w szeregu. Próbowała przełknąć tragedię jaka ją spotkała i mogłaby skończyć oszpecona tak do końca życia! Gdyby nie Aurea… Ale ona nie pomogła jej, bo ją lubi! Zrobiła to na prośbę Mathiasa!
        Sylwetka Niviandi nabrała odrobinę pewności. Aurea była zazdrosna! Zazdrosna o jej piękno! Dlatego ją tak wyzwała!
        Przebłysk świadomości przebiegł po krągłej twarzyczce księżniczki. Co mogła poradzić biedna Niviandi na to, że jest taka śliczna? Brzydkie księżniczki nie istnieją, ale mimo wszystko Aurea ją uzdrowiła przywracając tym samym „do normy”. Pewnie chciała jakoś zdusić poczucie winy za te wyzwiska i zabłysnąć przed Mathiasem, żeby wydała się nieco piękniejsza. Pomagała sobie talentem magicznym by skryć braki w urodzie, ale nie musiała tego robić. Była przecież ładną kobietą… Nie przepiękną, ale bardzo ładną!
        Ivor przystanął zatrzymując resztę drużyny, a tym razem czujniejsza Niviandi nie chcąca wpaść już więcej na cokolwiek, stanęła na czas by nie potrącić Ramii.
        Korytarz którym wędrowali poszerzył się dopiero teraz, na samym końcu więc wszyscy mogli swobodnie obejrzeć dalszy punkt trasy.
        - Tam musimy dotrzeć. – Myśliwy wskazał miejsce, gdzie las zaczął się przerzedzać na rzecz stopniowo pojawiających się skał. Znajdowali się u podnóża szczytu, który odcięty został przez gęste chmury. Nie wyglądały ani trochę przyjaźnie – ciemne, zapewne wilgotne od środka. Po ciele Niviandi przebiegł dreszcz. Bardzo, ale to bardzo nie chciała wchodzić do środka, chociaż widziała jak niebieska smuga przebija się delikatnie na niebie prowadząc właśnie do nich.
        - Nie jestem pewien czy nie powinniśmy odpocząć tutaj… Nie wiadomo co czeka nas w środku… ani tym bardziej po drodze, a Aurea powinna odpocząć – powiedział poważnym głosem Ivor spoglądając z troską na skrzydlatą.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea kiwnęła głową na znak akceptacji słów Mathiasa. Dołączyła do tego najszczerszy uśmiech, choć z trudem powstrzymywała się od ziewania wywołanego zmęczeniem. Nikt tego nie widział, ale to nie było przyjemne i irytowało fellariankę.
Jednak senność szybko minęła po całej tej akcji z syrenką, a zmęczenie usunęło się na bok, robiąc miejsce na wyjątkowo mocne rozgniewanie. Każdy ma swoje granice. Początkowo te przepychanki słowne były całkiem zabawne, ale po wielkim śmiechu zazwyczaj następuje wielki płacz. Tak się też stało.
Po wybuchu złości ciemnoskórej nastała chwila ciszy, a ona patrzyła z ogromną wrogością na Nivandii. Była tak bardzo na nią zła, tak bardzo urażona jej zachowaniem, że już nie wytrzymała. Miała nawet ochotę zrobić coś złego złotowłosej, ale zdusiła to w sobie. Nie była taka.
Śmiech Mathiasa zbił ją trochę z tropu. Przekrzywiła głowę w jego stronę zdezorientowana wciąż kipiąca resztkami wypalającego się powoli gniewu. Jednak to jak brutalnie i znienacka nastawił księżniczce jej księżniczkowaty nosek w tym momencie było dla naturianki śmieszne. Dobrze jej tak, niech pocierpi, skrzydlata nie zdołała powstrzymać złośliwego uśmiechu skierowanego w stronę blondyny. Szybko jednak spuściła głowę, by nie było tego aż tak widać.

- Hmm? – Podeszła do Mathiasa, wyglądając już znów bardzo łagodnie, jakby przed chwilą nic się nie wydarzyło. Pozwoliła mu wziąć kociaka, który miauknął niezadowolony, że został zabrany z ciepłych rąk dziewczyny i to prosto na głowę tego wielkiego zazdrośnika.

Dziewczyna tymczasem poczuła się nieco dziwnie, jak ją Mathias uniósł i postawił przed sobą. Pierwsza jej myśl była skierowana odnośnie do jej wagi, a jeśli było mu ciężko? Niv była znacznie chudsza, taka drobna… Fellariankę oblał rumieniec zawstydzenia.

- M… Mhm – wydukała, po czym zajęła się twarzą syrenki. Po chwili pożałowała, że za sprawą magii nie dodała jej czegoś, co by mogło nieco zepsuć jej piękną prezencję, ale miała dość, po prostu dość jej marudzenia. Może kiedyś coś takiego zrobi... para rogów? To by pasowało…

Ivor ustalił co, gdzie i jak, a fellarianka szła w milczeniu, unikając wzroku czy choćby krótkiej wymiany zdań z księżniczką. Gdy korytarz znacznie się poszerzył było o wiele lepiej, ale oczywiście, gdy było względnie lepiej zawsze musiało się coś wydarzyć. Przeszywający ból nóg znów zaatakował. Z trudem dotarła do Belluma, przynajmniej już nie musiała się przeciskać, i usiadła mu na grzbiet. Odetchnęła z ulgą w bardzo dyskretny sposób, gdy tylko nie musiała stać na własnych nie do końca sprawnych nogach.
Postanowiła się w końcu odezwać.

- Ale czy te stwory na pewno nie zjawią się znów? Może bezpieczniej by było jednak skryć się w tej jaskini? Mogę rozpalić ogień, to nie wymaga wiele sił. – Spojrzała na Mathiasa, Ivora oraz Ramii celowo omijając wzrokiem złotowłosą.

Tak więc ruszyli do środka. Na zewnątrz akurat zaczęło padać i to dość mocno. Wewnątrz czuło się wilgoć, ale lepsze to niż przemoknąć całkiem. Bellum ostrożnie położył się na ziemi, a fellarianka stworzyła magiczny płomień, który rozświetlał wnętrze oraz pozwalał się choć trochę ogrzać. Gdy to zrobiła, również usiadła na ziemi, mając za oparcie swojego lewka.
Niestety miejsce pierwszej czystości i świeżości nie było, o czym mogła przekonać się Nivandii, która odnalazła powód łaskotania jej ręki. Tłusta i długa oraz równie obrzydliwa stonoga właśnie przemykała po niej i prosto z ramienia wślizgnęła się pod sukienkę.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Przez chwilę panowała cisza, przerywana tylko naturalnymi dźwiękami piątki maszerujących ludzi (i lwa), a Mathias chłonął ją, dopóki mógł. Przyzwyczaiwszy się już nawet do sporadycznego ciągania za płaszcz, wyjął fajkę, zioła i krzesiwo, na moment oddając się rytuałowi przygotowań, a po chwili już pykał cicho, wypuszczając kręgi siwego dymu w górę, by nie przeszkadzać współtowarzyszom podróży. Ivor prowadził orszak z mapą w dłoni, a idąca za nim Ramii odwracała się co jakiś czas, skacząc spojrzeniem od syrenki, przez Aureę i na najemniku kończąc. Tylko ślepy nie zorientowałby się, że między tą trójką może w końcu dojść do jeszcze większego spięcia niż przed chwilą. Chociaż z drugiej strony Niviandi była zbyt zapatrzona w siebie, by zwracać uwagę na uczucia koleżanki, skrzydlata zbyt dobra i niewinna, by umyślnie zrobić jej na złość (ten ostatni wybuch uzdrowicielka składała na karb zmęczenia, które dopadło już wszystkich), a Mathias był facetem, więc z oczywistych względów nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie zamieszanie wprowadza. I oczywiście ona będzie musiała później sprzątać ten bajzel!
        Korytarz w końcu się rozszerzył i podróżni nie szli już za sobą gęsiego, a rozwlekli się naturalnie w małą grupę. Mathias podszedł do Ivora i spojrzał za jego gestem na cel podróży.
        - Paskudnie – mruknął z fajką w zębach.
        Zerknął ukradkiem na skrzydlatą. Aurea poruszała się z trudem i z widoczną ulgą zajęła miejsce na grzbiecie swojego futrzanego przyjaciela. Najemnik przyglądał jej się chwilę, po raz kolejny zastanawiając czy nie spytać o przyczynę dolegliwości, ale to i tak nie był dobry moment.
        - Przeczekamy w jaskini, wszystkim przyda się odpoczynek – poparł ją, a Ramii i Ivor skinęli głowami. Oni również nie mieli już sił na podróż, zwłaszcza w taką pogodę.

        Nie przemarzł wcześniej, ale ognisko dawało przyjemne ciepło na skórze i swoim zapachem zwiastowało odpoczynek. Northman puścił kociaka luzem, więc maluch teraz biegał za nim na krótkich łapkach, miaucząc głośno i domagając się uwagi, szerokim łukiem omijając tylko Belluma. Mężczyzna więc usiadł kawałek dalej, koło Niviandi, i pozwolił małej paskudzie wspinać się po nogawce spodni przy użyciu pazurów, obserwując to z rozbawieniem i niezwykłą cierpliwością. Kociak w końcu zeskoczył z niego i podbiegł do blondynki, łasząc się o jej nagie łydki, a najemnik podążył za nim spojrzeniem do dziewczyny. Wtedy zobaczył robala. Oj, będzie dym.
        - Niviandi, spójrz na mnie – mruknął spokojnym głosem, pochylając się w jej stronę, wsparty na jednej ręce.
        Początkowo chciał pozbyć się insekta dyskretnie, by oszczędzić sobie i innym wrzasków Niv, ale wredna bestia właśnie wślizgiwała się z ramienia dziewczyny pod jej sukienkę, więc darował sobie subtelności. Najwyżej dostanie w pysk, lepsze to niż krzyki. Zdecydowanym ruchem sięgnął w jej stronę i wyjął robaka zza dekoltu. Zaraz później wstał i podszedł do wyjścia z jaskini, wywalając paskudztwo na zewnątrz, bo nawet butów nie chciał sobie brudzić tłustym robalem. Kociak oczywiście popędził za nim, zatrzymując dopiero, gdy najemnik wyszedł na deszcz. Wtedy wielkie krople wody spadły maluchowi na nos i ten odskoczył, wołając za mężczyzną zrozpaczonym miauczeniem.
        Mathiasa nie było tylko chwilę, ale skoro już wyszedł to postanowił się rozejrzeć. Z fajką w zębach i kapturze zarzuconym na głowę przeszedł się kawałek, obserwując otoczenie. Jak okiem sięgnąć lało, okolicę spowijały nieprzeniknione ciemności, ale było też względnie spokojnie. Beztroskie odgłosy leśnej zwierzyny uspokajały chociaż trochę. Jeśli one czuły się bezpiecznie, oni też mogli, a gdzieś odpocząć musieli. Na zewnątrz opróżnił fajkę z wypalonego ziela i schował ją z powrotem do kieszeni.
        Do jaskini wrócił przemoczony i dosłownie ociekając wodą, więc ściągnął płaszcz i rozłożył go przy ognisku. Gdy wyschnie, będzie doskonałym posłaniem, a póki co i tak chciał wziąć pierwszą wartę. Ivor na tą informację tylko skinął głową, chociaż było widać, że chętnie się zdrzemnie. Ramii leżała już zwinięta w kłębek i zakutana w swoje szaty przy ognisku, a Aurea oparta o Belluma. Northman wrócił na swoje miejsce przy ognisku by ogrzać się i wysuszyć lekko wilgotną koszulę. Spojrzał w bok na przytomne jeszcze dziewczyny, ale nie chciało mu się już zagadywać, jak będą chciały pogadać to same zaczną. Zamiast tego wyjął nóż i nieskończoną figurkę z poprzedniej warty i kontynuował struganie, a cichy dźwięk ostrza szurającego po drewnie przyjemnie komponował się z trzaskami ogniska.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi tkwiła między złem a złem. Widok ich przyszłego noclegu w jaskini wydawał się dla niej równie abstrakcyjny co wieśniak, który miałby zostać królem. Jednak po obecnej stronie widniały potwory, a co gorsza – deszcz. Już od początku zaczęły spadać ciężkie i wielkie krople, zupełnie jakby nie miały litości dla królewskich włosów. Na szczęście zdążyli wkroczyć do jaskini przed nastaniem najgorszej ulewy, a przysłowie „z deszczu pod rynnę” idealnie odzwierciedlało obecny stan syrenki.
        Księżniczka rozejrzała się po jaskini z niemałą obawą i przerażeniem. Było całkowicie ciemno, jeszcze ciemniej niż na dworze, ale na całe szczęście Aurea wznieciła płomień w tych skalnych, mroźnych i przerażających ścianach…
        Niv czuła się bardzo niepewnie. Głaskała swoje ramiona w rozpaczliwym geście wsparcia. Morale naszej złotowłosej bohaterki spadły momentalnie, bała się w jakikolwiek sposób zetknąć ze skałami, bo nie wiedziała czy czasem nie porastają jakimś obrzydlistwem niewiadomego pochodzenia i czy na tym wolnym wybiegu nie hoduje się jakieś robactwo. Poczuła nagle bezgraniczną samotność w tym wilgotnym świecie ciemności szkodzącym jej urodzie. Usiadła jako ostatnia i zbierała się do tego, co najmniej, kilka razy. Nie za bardzo wiedziała gdzie usiąść i jak usiąść. Wolała wybrać samotny kamień, ale z drugiej strony wokół takich kamieni gromadzą się węże (przynajmniej takie miała wyobrażenie z legend), ale perspektywa siadania na tej skalistej, zimnej ziemi też niezbyt się jej podobała. Miała wiele dylematów co do tego w jaki sposób powinna ułożyć wówczas nogi, ale ostateczne zdecydowała się na tę drugą wersję. Skoro inni postanowili skorzystać z ziemi to i ona pokierowała się intuicją drużyny. Księżniczka podgięła nogi wspierając się bardziej na jednym pośladku oraz na jednej ręce, jakby umysł kazał pozostawać jej wciąż nieskazitelną. Wszak nieważne są warunki, to nie one świadczą o tym jakim człowiekiem jesteś, a zachowanie! Widok krzyżującej nogi Ramii aż wzbudził oburzenie w złotowłosej, ale nie skomentowała przejęta bardziej swoimi lokami niż zuchwałością uzdrowicielki.
        Siedziała w milczeniu i czuła jakiś dziwny dreszcz na swoim ciele. Było strasznie wilgotno i wilgoć ta osiadała chyba na samej skórze syrenki – tak próbowała sobie to wytłumaczyć, te dziwne i obezwładniające ją uczucie. Jednak ów dreszcz posuwał się wolno i w jakiś taki dziwny sposób… Dłoń dziewczyny sięgała już prawie stonogi, gdy nagle do nóg Niviandi zaczął łasić się kot. Księżniczka drgnęła gwałtownie i zdusiła głośnym wzięciem powietrza swój krzyk. Patrzyła na kociaka z przerażeniem, następnie jednak niebieskie oczy nabrały łagodnego wyrazu w poczuciu ulgi, lecz tylko na krótką chwilę. Przecież ten kot mógł mieć pchły! Na twarzy Niviandi pojawiła się konsternacja i ostrożnie, bardzo ostrożnie… ale to niezwykle ostrożnie pogłaskała małego towarzysza za uchem, tylko po to by się odczepił. Nie aby Niviandi nie lubiła kociąt! Tylko lubiła bardzo czyste, wyczesane koty z uroczą obróżką i dzwoneczkiem. Ten zaś żył w lesie wśród kleszczy i pcheł. Gdyby go tak wymyć, obciąż pazurki, wyczesać i dać mu obróżkę to byłby zapewne piękny. Problem jednak w tym, że ona się takimi sprawunkami nie zajmowała.
        Nagle w tej ciemnej przestrzeni wokół niej poruszył się jeszcze jeden obiekt. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że Mathias usiadł obok niej. Przy jego zdolnościach czuła się bezpiecznie, ale sam on… Okryty płaszczem, z wiecznym uśmieszkiem przekraczającym normy pewności siebie, którą należałoby zachować dla siebie, jego prostokątna twarz w połowie okryta ciepłym kolorem płomieni mogła nawet w jakiś minimalny sposób wzbudzić zaufanie, lecz ta druga połowa… Ani trochę nie wzbudzała zaufania. Miał ze sobą miecz, a klinga błysnąć mogłaby momentalnie obok niej!
        - Co? – spytała niekontrolowanie i cicho. Gdy Northman pochylił się ku syrence, ta automatycznie wypięła pierś cofając tym samym głowę do tyłu. Czy on ją teraz zabije?!
        Niviandi zacisnęła zęby, ścisnęła ramiona, które tym samym uwydatniły skromny biust syrenki. Dziewczyna zamknęła oczy, do ostatniej chwili zastanawiała się czy by czasem go nie spoliczkować, tak w ramach samoobrony przed mieczem, z którym szans nie miała. Prawdopodobnie to właśnie w tym momencie robal wpadł gdzie nie trzeba i choć dłonie mężczyzny w pewnym sensie zachowały odrobinę subtelności (mógł zawsze wymacać biust!) to jednak księżniczka nie potrafiła dostrzec w tym tyle ratunku, ile mogłoby się dla reszty faktycznie wydawać. Poczuła jego palce na swoim dekolcie i choć dłonie mężczyzny szybko się ulotniły, to ich dotyk wciąż tam pozostawał. Syrenka spojrzała na swój biust rozchylając ręce na boki i zaciskając dłonie. Zbadała się szybko, po czym wlepiła wzrok w najemnika, który zbierał się na nogi by usunąć insekta z obrębu jaskini. Dziewczyna zakryła dekolt i piersi rękoma, a gdy miała zacząć go wyzywać… on… on… wyszedł.
        Doprawdy?! Tak po prostu wyszedł?! Miała ochotę wylać z siebie tyle słów, cały ich potok, całą ich masę, ale… jak? Jak, skoro wyszedł?! Policzki księżniczki zaczerwieniły się ze złości, czuła jak gorąc rozsadza ją od środka. Była wściekła! Była wściekła, że na tyle sobie pozwolił i… nie skończył.
        Czy ona tak naprawdę tak pomyślała?! Niviandi zarzuciła loki do przodu i skryła twarz w złotych odcieniach włosów. Ku szczęściu najemnika, potrzebowała tyle samo czasu na ostygnięcie, co on na deszczu, więc gdy przyszedł przemoknięty do suchej nitki wciąż milczała. Nawet nie raczyła na niego spojrzeć, może się wstydziła, a może wciąż była jednak wściekła? Nie potrafiła tego wyjaśnić przed samą sobą, a i też nie czuła obowiązku wyżalania się najemnikowi. Minęło trochę czasu, ale w końcu Niviandi zaczęła się poddawać. Podwinęła do siebie zgięte kolana, tak by spódnica zakrywała jak najwięcej. Wsparła głowę, otuliła się rękoma i czuła, jak sen zaczyna z nią wygrywać. Czasem tylko na moment unosiła powieki i obejmowała swoim spojrzeniem to, co się dało, a wypadło akurat oczywiście na Mathiasa. W delikatnie mokrej koszuli, która przylegała do jego ciała. Myślami błądziła między jawą a snem. Miała ochotę schronić się w jego objęciach. Przymknęła oczy i poczuła jeszcze raz jego ciepło, a może to żar ogniska? Czuła go chyba coraz bliżej, delikatnie pochyliła się ku niemu… a gdy otworzyła oczy ujrzała kogoś innego tak blisko siebie.
        - Ivor? – spytała sennie. Mężczyzna przytaknął, po czym okrył ją swoją kurtką, bardzo czule.
        - Żebyś nam nie zamarzła, perełko – mruknął, a ona uśmiechnęła się nieznacznie. Nawet nie wiedziała kiedy usnęła, a myśliwy z niemałą chęcią wykorzystał strach dziewczyny. Mieszkaniec wioski oparł się o ścianę i pozwolił ułożyć się księżniczce na swojej klatce piersiowe. Jej oddech był głębszy, ale wciąż pozostawał bardzo delikatny. Ivor spojrzał ukradkiem na najemnika i uśmiechnął się, raczej bardziej prowokacyjnie niż przyjaźnie. Nie mówił jednak nic, wsparł głowę i skalistą ścianę i zasnął mocno trzymając dłoń Niviandi.

***

        Przyszła pora zmiany warty. Ivor obudził się jakoś sam, chyba całkiem przyzwyczajony do takiego trybu życia.
        - Teraz ja popilnuję – powiedział przecierając dłonią twarz.
        Z niemałą ostrożnością uwalniał się z objęć Niviandi. Gdy już w miarę wygodnie leżała, myśliwy pochylił się by pogłaskać dziewczynę po policzku.
        - Wyglądasz tak pięknie… niczym tysiące skarbów jednego oceanu – szepnął cicho obejmując niewinną twarz dziewczyny. Nikt by nie pomyślał, że ten kwiat ma w sobie tyle kolców.
        Ivor przeczesał palcami zmierzwione loki syrenki. Patrzył na nią bacznie, ale oderwał się ze swoich myśli wstając.
        - Możesz spać spokojnie – rzucił w stronę Mathiasa przygotowując sobie jakieś wygodne i dobre miejsce do obserwowania.

***

        Niviandi śniła spokojnie, lecz tylko do pewnego momentu. Kroczyła korytarzem oblanym słonecznymi promieniami. Słyszała stukot własnych obcasów, lecz jej wzrok obejmował złoto-białe ściany pomieszczenia. Białe róże przeciskały się i wylewały na parapetach wielkich okien o ostrym zwieńczeniu. Szła bardzo spokojnie, jakby w spowolnionym tempie, mogła te piękne chwile zatrzymać dla siebie. Przymknęła oczy, ale tylko na chwilę! A gdy je otworzyła… Świat zwariował. Lśniący obraz zastąpiły ciężkie chmury oraz czubek okrętu. Lał straszliwy deszcz, a podłoga tuż pod jej nogami zaczęła się przechylać. Nie zdążyła nawet wyłapać wzrokiem czegokolwiek czego mogłaby się złapać. Poślizgnęła się na deskach statku i jej kiecka zadarła się odrobinę do góry, gdy zsuwała się w dół. Wokół rozlegało się wiele krzyków, ale teraz słyszała tylko swój. Spojrzała w górę wyciągając ręce. Jej paznokcie zdarły się zahaczając o deski, ale zdołała chwycić się grubej liny. Leci w dół, myślała, że leci w dół, ale nagle środek ciężkości zawisnął i w kolejnej chwili miało nią rzucić na drugą stronę pokładu. Piorun trzasnął, a jego biały blask trafił w okręt.
        Niviandi zerwała się do siadu, spocona na twarzy. Rozejrzała się po jaskini, a miauknięcie kotka ponownie wzbudziło w niej przerażenie. Słyszała ulewę i widziała, jak ostre krople ścinają powietrze tworząc rozległe kałuże w trawie. Na zewnątrz panowała burza i piorun ponownie trzasnął rozsadzając swoją sieć na niebie. Syrenka krzyknęła chowając się pod kurtką Ivora i drgając na całym ciele.
        - Nie, nie, nie, nie!... – powtarzała pod nosem złotowłosa.
        - Co znowu?... – burczała Ramii unosząc głowę. – O na Prasmoka… - powiedziała wspierając ponownie głowę o ziemię, gdy dostrzegła z czym ma do czynienia.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea podobnie jak Ramii i Ivor również skinęła głową i delikatnie ziewnęła ze zmęczenia zarówno fizycznego, jak i psychicznego, a takie połączenie wręcz prosiło się o dobrą drzemkę. Ponadto przy ognisku robiło się tak miło i błogo, że można by zapomnieć o tej wilgotnej jaskini i wcześniejszej walce z potworami i kłótni i w ogóle o wszystkim.
Z uśmiechem patrzyła na wesołego kociaka. Bellum zaś spod byka, ale nie warczał, nie prychał, bo młody w końcu poszedł po rozum do głowy i przestał wchodzić między niego, a Aureę. Po woli się uspokajało, ale czy na pewno?
Oczywiście, że nie. Zawsze musi być jakiś wstrętny i straszny robal. Fellarianka milczała, tylko obserwowała co się wydarzy i była gotowa do zatkania uszu w momencie paniki blondynki. Rozdziawiła usta widząc bezpośredniość Mathiasa. Dobrze, że wyszedł. Nivandii wyglądała na bliską wybuchu i to porządnego. Ten jednak nie nastąpił i naturianka odetchnęła z ulgą. Nie miała już sił na dalszą obserwację i przymknęła oczy, zresztą zaledwie chwilę później to samo stało się z syrenką.
Mathias i Ivor czuwali na zmianę, mieli jednak jeszcze jednego zmiennika. Bellum zamykał oczu, po czym otwierał i chwilę obserwował. Ponadto budziły go co chwilę grzmoty. Później natomiast spostrzegł, iż przy jego łapach zwinął się w kłębek młody kociak. Korzystając z tego, iż nikt nie patrzy, polizał go po główce i wcale od siebie nie odgonił, pozwolił mu spać obok. W trudnej sytuacji bez wsparcia drugiego ciężko sobie poradzić, ta sama zasada najwyraźniej panowała w świecie zwierząt.
Ciemnoskóra miała teraz naprawdę mocny sen. Podobnie jak ten Nivandii nie był przyjemny i zawierał potęgę żywiołu, tylko w tym wypadku ognia. Trawił domy, ludzi, zwierzęta. Nie było ucieczki. Jedynie śmierć. Dziewczyna krzywiła się przez sen i nieco wierciła. Niespodziewanie wszystko zniknęło i nastała ulewa, taka sama jak w rzeczywistości. Tylko że kałuże były zmieszane z krwią i pływały w nich białe pióra. I nagle ta twarz, tak straszna, zła i przerażająca. Fellarianka krzyknęła, wciąż będąc we śnie i zwinęła się jak najbardziej będąc wtuloną w Bellum, który obserwował ją zaniepokojony.
Nagle zaczęła się unosić. Wciąż śniła. Jej znamiona nie świeciły, najwyraźniej nie panowała chwilowo nad swoją magią. Trwało to chwilę, skrzydlaty kocur stał jak wryty, a ciemnowłosa leżała teraz na suficie jakby nigdy nic. Miała rozłożone skrzydła co prawda, ale jeśli się obudzi, nie zdąży ich użyć. Bellum w miarę cicho ryknął i postanowił dobudzić niedobudzonych i obudzić śniących. Następnie podleciał do swej pani i próbował jakoś delikatnie ją ściągnąć na dół, ale dla niej grawitacja teraz działała odwrotnie i nie mógł nic z tym zrobić.
Postanowił użyć więcej siły - najwyżej ją złapie, jak powróci do rzeczywistości. Ale tym razem musiał trafić na jakiś niedogodny moment koszmaru, bo został magicznie odepchnięty, aż spadł na ziemię i miauknął biednie.

- Zostaw mnie! – nakrzyczała na napastnika, za którego jej śpiące ciało wzięło biednego Belluma, który chciał tylko pomóc.

Lew spojrzał po wszystkich, szukając pomocy i ratunku dla swej pani. Teraz jedyne co mógł zrobić to usadowić się w miejscu, gdzie miałaby spaść - to był najlepszy pomysł, przynajmniej dzięki temu Aurea nie rozbije głowy...
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Mathias siedział przodem do ogniska, dla świętego spokoju nawet nie obracając się w stronę Niviandi i Ivora. Słyszał tylko wiercenie się i czułe słówka, a gdy raz spojrzał na nich przez ramię, mieszkaniec wioski spoglądał na niego z dumą i wyzwaniem, niczym dzieciak, któremu udało się zdobyć najlepszą zabawkę. Northman tylko prychnął pod nosem, wracając do swojego zajęcia i nie dając mężczyźnie satysfakcji poprzez okazanie irytacji, chociaż powoli facet zaczynał go drażnić. Jeśli chce dziewczynę to niech ją bierze, co go to obchodzi, ale żeby zaraz takie szopki urządzać? Blondi może i oko cieszyła, ale tylko póki spała, bo przytomna nie przestawała kłapać jadaczką i rzadko było to coś sensownego lub miłego. Przyciągała, to fakt. Kusiła czymś nieokreślonym, pomimo wielu przywar i chociaż Mathias zdawał sobie sprawę, że sam ulega temu urokowi nie zamierzał z tym jakoś specjalnie walczyć. Okazjonalne drażnienie się z dziewczyną było w końcu całkiem zabawne, ale też nie tracił kompletnie głowy, w przeciwieństwie do myśliwego, który chyba za punkt honoru postawił sobie zdobycie księżniczki.
        To go trochę wkurwiało. Co by o Northmanie nie mówić, na kobietach się znał i widział, że Niviandi tak rozpaczliwie potrzebuje swojego rycerza w lśniącej zbroi, że ma klapki na oczach. Wystarczy okazać jej minimalną ilość atencji, by wkraść się w jej łaski, a zalewanie jej taką uwagą i oddaniem jak Ivor sprawiało, że dziewczyna zupełnie nie widziała, że daje się wykorzystywać. Mathias jednak nie miał zamiaru jej uświadamiać, niech się dziewczyna życia uczy, tym lepiej, jeśli na swoich własnych błędach. On się rzucać na ratunek nie będzie, był od sprawiania kłopotów, nie wyciągania z nich niewinnych dziewcząt. Poza tym nie ma co liczyć, że zacznie bawić się w rywalizowanie o coś z mieszkańcem wioski, ani to zabawne, ani sensowne, ani nawet żadnej nagrody się nie przewiduje. Ot szczeniackie przepychanki o dziewczynę, on w tym brać udziału nie zamierzał. Pół światu tego kwiatu, a poza tym Niviandi nie zasłużyła, by się o nią bić. Niech więc ma swojego księcia z górskiej wioski i niech żyją długo i szczęśliwie.
        Z takim postanowieniem skupił się na trzasku ognia i suchym dźwięku ostrza delikatnie drapiącego drewnianą figurkę. Po jakimś czasie tylko to oraz spokojne oddechy śpiących towarzyszy wypełniały jaskinię, a mężczyzna co jakiś czas przerywał pracę, by wyjść na deszcz i przebudzić się z ogarniającego go znużenia. Nocą miał czas, by zastanowić się nad czekającą ich podróżą, a także jej sensem. Wrócił do środka i przeczesał palcami mokre włosy, spoglądając na śpiących. Ramii i Ivor byli twardzi, o nich się nie martwił. Aurea wydawała się delikatna niczym kwiat, a jednak radziła sobie doskonale, nie tylko dzięki swojemu kocurowi i magii, ale głównie hartowi ducha, o który ją nie podejrzewał, a który przejawiała na każdym kroku ich wędrówki i coraz bardziej mu tym imponowała. Niviandi natomiast… na los, co ta dziewczyna tu w ogóle z nimi robiła? Nawet jeśli czasem z niej drwił, to jej miejsce naprawdę było na jakimś zamku u boku księcia, a nie w jaskini, na szlaku prowadzącym w nieznane. Northman westchnął cicho, spoglądając na wtuloną w myśliwego dziewczynę i pokręcił głową. Ale drużyna, nie ma co.
        Pod czujnym spojrzeniem lwa Mathias wrócił na swoje miejsce przy ognisku i siedział tam już do czasu, aż nie usłyszał poruszenia za sobą. Ivor przebudził się i wstał ostrożnie, układając Niviandi na boku pod swoją kurtką. Najemnik kiwnął mu głową, schował figurkę do kieszeni i udał się na spoczynek. Mniej wrażliwy na chłód, ułożył się wprost na swoim płaszczu i założył rękę za głowę, w ramach poduszki. Zasnął w momencie.
        Obudził się tak samo nagle, zrywając do siadu i spoglądając czujnie wokoło. Księżniczka poruszała się niespokojnie na swoim posłaniu, wiercąc pod kurtką. Odruchowo spojrzał w kierunku Ivora, który już zmierzał do dziewczyny, by objąć ją czule i uspokajająco głaskać po złotych włosach. Northman westchnął przez nos, równie zirytowany przerwanym spoczynkiem co Ramii, ale nie dane mu było powrócić do krainy snów. Po drugiej stronie jaskini przewracała się na posłaniu Aurea.
        - No co jest z wami dzisiaj – jęknął pod nosem, przyglądając się dziewczynie, która wcale się nie uspokajała, a wręcz po chwili zaczęła unosić w powietrzu, ku bezradnej złości najemnika. Wstał już, obchodząc ją dookoła i wodząc spojrzeniem od unoszącej się w powietrzu skrzydlatej do chodzącego w przeciwną do niego stronę lwa. Zwierzę powarkiwało i błądziło spojrzeniem. – Rozumiem, że to nie jest normalne? – mruknął do bestii, a przerośnięty kocur znów zaryczał, usiłując ściągnąć swoją panią na ziemię. – No tak – westchnął i rozejrzał się. Oczywiście żadne z nich ze sobą liny nie miało, bo i po co, jeszcze by się przydała.
        - Ivor, daj swój pasek – mruknął, mijając myśliwego i kierując się do swojego ekwipunku.
        - Co?
        - Jajco. Wyskakuj z paska.
        W międzyczasie najemnik pozbył się własnego i spiął go razem z pasem, którym zazwyczaj przytroczoną miał na plecach pochwę z mieczem. Cały czas spoglądał kontrolnie w kierunku Aurei, która wciąż w dość przerażający sposób unosiła się pod sklepieniem jaskini. Bellum w międzyczasie podjął kolejną próbę ściągnięcia dziewczyny na ziemię, ale tym razem poległ nieco bardziej efektownie, odrzucony jakimś czarem.
        - Magia – sarknął pod nosem Northman, zgrzytając zębami, i odebrał od Ivora pas, który doczepił do powstającej uprzęży, z którą podszedł do unoszącej się pod sklepieniem skrzydlatej.
        - Nie przywal mi Aniołku, bo ci oddam - szepnął w górę do śniącej dziewczyny i skinął na myśliwego, który podszedł, by go podsadzić. – Wybacz, że w butach – mruknął, stając jedną nogą na podstawionym mu ze splecionych dłoni koszyczku. Blondyn prychnął cicho, by towarzysz darował sobie grzeczności i podsadził go z rozpędem w górę.
        Najemnik oparł jeszcze kolano o jego ramię i w ten sposób sięgnął do dziewczyny, szybkim ruchem oplatając ją uprzężą w pasie. Na ten sygnał Ivor opuścił go powoli i Mathias ostrożnie zaczął przyciągać Aureę w dół. Wciąż unosiła się bezwładnie, ale mimo tego oporu nie stanowiła wielkiego ciężaru i brunetowi udało się ściągnąć ją niemal na ziemię. Sukces połowiczny, bo dziewczyna była wciąż nieprzytomna, a co on miał zrobić z takim nietypowym latawcem?
        - Nie ruszaj się, przywiążę ją do ciebie – stwierdził Ivor i złapał pozostałą część paska, owijając nią najemnika w pasie.
        - Co? – burknął ten zaskoczony.
        - Jajco – odwzajemnił się tym razem myśliwy z lekkim uśmiechem, nim spoważniał. – Przecież nie odlecisz razem z nią, a trzeba dziewczynę dobudzić. Ramii? – Odwrócił się w stronę uzdrowicielki, która siedziała już przy ognisku.
        - Tak, tak, jestem krok przed wami – mruknęła zrzędliwie, ucierając coś w prowizorycznym moździerzu z odpowiednio wyprofilowanych kamieni i wrzucając do blaszanego kubka, w którym próbowała zagotować wodę nad ogniskiem. – Dajcie mi chwilę, ciężko się pracuje w takich warunkach.
        - Nie no, nie śpiesz się – prychnął najemnik, a kobieta zmierzyła go surowym spojrzeniem.
        - Chwila.
        - Dobrze, dobrze – mruknął posłusznie i przyciągnął do siebie bliżej lewitującą skrzydlatą, obejmując ją w pasie i przysiadając na głazie z nieprzytomną dziewczyną przywiązaną do niego pasem. – To jest chyba jedna z dziwniejszych rzeczy, jakie robiłem.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Burza, ulewa, a w tym wszystkim lewitująca Aurea. Niviandi nie kwapiła się do wydostania z kryjówki jaką stanowiła kurtka Ivora, przy czym pioruny w tle nie stanowiły żadnej zachęty. Trzęsła się niczym galareta, gdy kolejna sieć rozbłysła poza skalnym pomieszczeniem. Unoszące się ciało naturianki dodatkowo tylko wzbudzało przerażenie, Niviandi nie wiedziała co robić!
        Dlatego nie robiła nic, prócz przełykania śliny. Było wilgotno, na dworze mokro i nieprzyjaźnie. Na Prasmoka, co ona robi w środku tego piekła? Łzy księżniczki spływały po policzkach, ale ukrywała twarz pod skórzanym materiałem, gdy tylko ktoś na nią spojrzał. Niech chociaż tą Aureę ściągną na ziemię, to będzie o połowę strachu mniej! I jakoś jej towarzysze się zorganizowali, zaczęli działać z pasami, próbowali ściągnąć śniącą na ziemię. Niviandi odrobinę zmarszczyła brwi widząc, jak Ivor mocuje dziewczynę do Mathiasa, ale nic nie powiedziała składając usta jedynie w niezadowolony dzióbek.
        Nagle piorun łupnął niespodziewanie i głośno roznosząc się przerażającym echem po ścianach jaskini. Syrenka z piskiem zerwała się na równe nogi wciąż zaciskając kurtkę Ivora w dłoniach.
        - Szlag! - klęła Ramii, której nagły zryw syrenki przyczynił się do rozlania przygotowywanego specyfiku. Uzdrowicielka dodatkowo oparzyła sobie dłonie próbując złapać „naczynie” w jakim zagotowywała „lekarstwo” na lewitację Aurei.
        Mieszkanka wioski spojrzała na swoje dłonie najpierw ze zmartwieniem, ale gdy uznała, że skończy się to kilkoma pęcherzami, to nie chciała tym razem odpuścić. Wstała niezwykle wściekła, dosłownie warcząc na widok trzęsącej się złotowłosej, która dodatkowo zestresowała się zachowaniem uzdrowicielki.
        - Ty zawsze musisz wszystko psuć! - wrzasnęła Ramii zbliżając twarz do twarzy syrenki, niemalże stykały się nosami. - Jakim cholernym cudem się w ogóle dostałaś do naszej wioski?!
        - Ramii... - mruknął ostrzegawczo Ivor.
        - Stul pysk! Ona jest jak wrzód na dupie!
        Syrenka zaciągnęła się powietrzem wyraźnie wzburzona takim słownictwem.
        - Słucham? - odparła wyraźnie obrażona (choć wciąż zaryczana).
        - To co słyszysz, jesteś jak wrzód na pryszczatym dupsku! Powinniśmy cię tam zostawić, w naszej wiosce! Stanowiłabyś mniejszy problem jako zombie, przynajmniej byś tyle nie wrzeszczała!
        Syrenka chwilę milczała wpatrując się w uzdrowicielkę i wdychając jej ciepłe, pełne złości wydmuchiwane powietrze. Była niczym smok w jaskini. Brakowało tylko księcia z bajki na białym rumaku.
        - Za dużo sobie pozwalasz – stwierdziła syrenka zadzierając z dumą głowę.
        - Nie żartuj sobie, to ty się panoszysz niczym dzika świnia w cudzej zagrodzie. Nic nie robisz! Tylko ryczysz, wrzeszczysz i jeszcze rozsiewasz sam ferment wokół siebie – warczała Ramii, ale opuchnięta od łez syrenka za nic sobie miała szczerość mieszkanki wioski. Naturianka wyminęła kobietę zarzucając sobie elegancko kurtkę na ramiona. Kroczyła dumnie, choć z wyraźnym obrzydzeniem i obawą przed tym, co niewidoczne dla oczu w ciemnej jaskini.
        - Och, Ramii. Mądra z ciebie kobieta, lecz twoja zawiść oraz pewność wszechwiedzy wprowadza cię w kompleksy.
        - Hę? - zdziwiła się lekarka.
        - Ja wiem, że mam ładniejsze włosy oraz nos... i nie tylko to, ale nie musisz się na mnie wyżywać. Wyżywaj się na tej... Matce naturze, to ona sprawiła, że jestem urodziwa, a ty... "średnia na jeża”.
        - No nie wierzę... - szepnęła zszokowana Ramii. - Ona jest niemożliwa... - Bezradnie wzruszyła ramionami w stronę Mathiasa.
        Niviandi już miała wylądować w ramionach Ivora, lecz Ramii nie miała zamiaru dać za wygraną. Jeżeli nie szczerością to podstępem!
        Uzdrowicielka zbliżyła się do najemnika i chwyciła pas, do którego umocowana była skrzydlata.
        - Co ty robisz? - wzburzyła się syrenka.
        - Wypuszczam na wolność twoją służącą – odparła Ramii.
        - Nie możesz! Przecież odleci!
        - A ty razem z nią – warknęła w odpowiedzi mieszkanka.
        - Zostaw! I to nie moja służąca! - Niviandi chwyciła pas i przez chwilę dwie pannice zaczęły się szarpać, a przy okazji – szarpany był także Mathias.
        - Zostaw! Aj, to skrzydło! Agh... - jęczała syrenka.
        - Agr... - warczała uzdrowicielka.
        Pas niemalże puścił, a księżniczka rzuciła się w bok chwytając Aureę za dłoń. Wówczas stało się coś niespotykanego, ale przerażającego dla Niviandi, bowiem syrenka poczuła duszę przyjaciółki. Poczuła noszony ból w sercu swej skrzydlatej towarzyszki, jakby spotkało ją kiedyś coś okropnego, coś czego nie da się opisać żadnymi słowami i coś, czego nie wyrazi żadna melodia ani obraz. Widziała jej ducha wyrażanego w emocjach, mogła się w to wszystko wciągnąć, brnąć dalej, ale krucha Niv w pierwszej chwili zawsze uciekała. Uwolniła się z chwilowego zamroczenia i dosłownie oderwała od fellerianki niczym porwany w podmuchu wiatru listek. Złotowłosa chwyciła się za klatkę piersiową, jakby to jej kawałek duszy ostał w ciele skrzydlatej.
        - Aurea... - szepnęła cicho syrenka.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea wciąż mocno śniła, nawet delikatnie poruszała skrzydłami, jakby właśnie leciała. Bellum chciał ją dobudzić po swojemu i trącał swoim noskiem po jej twarzy, nawet liznął ją delikatnie. Fellarianki nie obudził jednak nawet grzmoty burzy szalejącej tuż nad nimi.
Gdy tak trwały przepychanki między księżniczką a uzdrowicielką, nagle stało się coś dziwnego. Fellarianka przebywając w swoim śnie, dysząc ze zmęczenia, leżąc na kolanach w kałuży błota, w świecie, który wykreowały jej własne myśli, ujrzała Nivandii. Była przerażona i po chwili zniknęła, ale ten bodziec był wystarczający. "To nie jest prawdziwe… To nieprawda" – powtarzała w myślach i zacisnęła powieki

– OBUDŹ SIĘ! – krzyknęła tak głośno, że myśl przeobraziła się w realne słowa.

Wtem naturianka otworzyła dwukolorowe oczy, a pas, którym była przywiązana, spalił się w dość niefortunny sposób. Poparzył dziewczynę w pasie, choć iskrę wywołała jej własna magia.

- Ał… - Złapała się w talii i osunęła na ziemię.

Bellum uradowany natychmiast zaczął się do niej łasić i mruczeć. Jednakże Aurea miała bałagan w myślach. Spojrzała na syrenkę i choć nie chciała z nią rozmawiać, musiała spytać, o co tu chodzi.

- Jak to zrobiłaś? Jak przedarłaś się w moje sny? – Podeszła do niej i spojrzała jej prosto w oczy. – Zresztą nieważne! Ty i tak nic nie wiesz. No może poza tym, jak uprzykrzać życie innym! – Czerwone wzory na ramieniu dziewczyny zalśniły, a równocześnie w jednym miejscu, tuż za jej plecami ze ściany jaskini zaczął bić podobny blask. Z bliska widać było, iż za szkarłatne światło odpowiedzialne są tajemnicze runy.

Aurea była poddenerwowana snem, a teraz dotarło do niej, że nadal była bardzo zła na Niviandi. W tym roztrzepaniu nawet nie zauważyła tego, co się działo za jej plecami. Jej znamię powoli wróciło do normalnego stanu, a ona usiadła na gołej ziemi, chwytając się za kolana i kuląc z zimna. Patrzyła na błyskawice, bijące co chwilę i mrużyła oczy na dźwięk grzmotów. Myślała nad swoją wioską, nad tym dziwnym aniołem, którego widziała we śnie i nad tym, co właściwie tutaj robi.
Ulewa natomiast trwała w najlepsze i nie zamierzała zniknąć w najbliższym czasie. Ciemnoskóra ziewnęła, była lekko śpiąca, choć wiedziała, że szybko nie zaśnie po tym wszystkim. Lew patrzył na swoją panią, ale trochę wahał się, czy podejść. Co chwilę stawiał łapę do przodu, by po momencie jednak ją cofnąć.

- Przydałby się jakiś koc… - westchnęła pod nosem, a wtedy na jej głowę spadł czerwony, mięciutki kocyk. Dziewczyna wiedziała, że zrobiła to za pomocą magii, ale to się stało jeszcze zanim zaczęła czynić cokolwiek w tym kierunku. W każdym razie ściągnęła kocyk z twarzy i się nim okryła.

Tymczasem Bellum ostatecznie zrezygnował z podejścia i zainteresował się tajemniczą ścianą, która teraz wyglądała całkowicie normalnie. Zaczął próbować się pod nią podkopać i to z niebywałą determinacją jak na kota.
Skrzydlata natomiast wyglądała, jakby wciąż przebywała mentalnie w innym świecie, z nikim za bardzo nie rozmawiała, tylko milczała, patrząc na deszcz. Wiele rzeczy ją w tej chwili martwiło.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Siedział na głazie, jak idiota, z lewitującą dziewczyną przyczepioną do siebie pasami. Za co? Za jakie grzechy?... No dobra – za które? Wilki – w porządku, zdarzało się. Trzęsienie ziemi było już dziwne, meteoryt też, ale chociaż interesujący. Napad wściekłości we wiosce rozpoczął nowy rozdział tej dziwacznej historii. Gdzieś przy wielkich jak krowy pająkach Mathias zaczął się przyzwyczajać, ale unosząca się bezwładnie w powietrzu panna powoli przelewała czarę. Jeśli dodać do tego niepokój o trzęsącą się ze strachu Niviandi, a później rosnącą irytację, gdy z damy w opresji przemieniła się w upierdliwego babsztyla, powstawał przepis na wkurwionego faceta.
        Piorun trzasnął, syrenka pisnęła, Ramii wrzasnęła, Ivor burknął, Bellum mruknął, Mathias warknął, a wciąż nienazwane kocię miauknęło. Normalnie chędożona orkiestra. Northman przymknął oczy, postanawiając zupełnie ignorować dzikie igrzysko rozgrywające się przed jego nosem, ale to też nie było takie proste. W innej sytuacji pewnie próbowałby chociaż powstrzymać nieco uzdrowicielkę, którą chyba w końcu szlag trafił, ale z Aureą na kolanach mógł co najwyżej na nie wrzasnąć, a nie uśmiechało mu się dokładanie do pieca, więc tylko westchnął głęboko i pogrążył się w ciemności, starając się ignorować babskie wrzaski.
        - Pieprzę to – mruczał pod nosem. – Nie mój cyrk, nie moje małpy.
        Parsknął tylko raz, gorzko rozbawiony, słysząc o porównaniu Niviandi do „dzikiej świni”, a oczy otworzył dopiero czując, że ktoś się do niego zbliża. Zerknął pytająco na Ramii, początkowo nie reagując na jej manipulacje przy nim i Aurei. Od początku wydawała się najrozsądniejszą osobą z całej tej gromady, więc nie posądziłby ją o taką durnotę, którą właśnie uskuteczniała, czyli dobieranie mu się do paska w tym konkretnym momencie. Rozumiał złość na blondi, ale karanie jej, jednocześnie krzywdząc drugą z dziewczyn było złe, głupie i niespodziewane.
        - Psiakrew, Ramii, czyś ty ogłupiała do reszty? – rzucił ostro, wstając i odsuwając się od szamoczących kobiet. Aurea może była przypięta, ale i tak unosiła się bezwładnie w powietrzu, więc miał zajęte ręce przytrzymywaniem dziewczyny i nie miał nawet jak się odmachnąć od dwóch wariatek. One się dosłownie szarpały, a pech chciał, że na tyle skutecznie, że potrząsały nawet najemnikiem, aż coś się nie stało. Oczywiście, że coś musiało się stać i oczywiście, że miała z tym związek magia!
        - Cholera jasna! – krzyknął, gdy pas zapalił się nagle, a skrzydlata wysmyknęła mu się z rąk, na szczęście już przytomna.
        Chwilę zajęło mu ugaszenie tlącej się skóry, by nie zajęła się reszta prowizorycznej uprzęży, ale i tak dość niefortunnie Ivor został bez paska. Cóż rzec, dobrze, że on. Podczas gdy dziewczęta omawiały swoją obecność w snach (magia!), najemnik z kamiennym wyrazem twarzy doprowadzał się do porządku, zapinając na powrót pasek w spodniach i przypinając drugi do pochwy z mieczem, by dalej mógł nosić broń na plecach. Ivor spoglądał niepewnie na resztki swojego pasa i z niezadowoleniem podciągnął na sobie spodnie, próbując trochę lepiej je zasznurować, by nie zjeżdżały aż tak. Northman przez moment myślał, by podejść do Aurei, ale chwilowo był jeszcze zbyt zdenerwowany, a i ona nie wyglądała, jakby szukała towarzystwa. Zamiast tego ruszył na Ramii.
        - Opanujesz się już kobieto?
        - O co ci chodzi? – fuknęła uzdrowicielka, poprawiając na sobie szaty, poprzekręcane w trakcie szamotaniny. Najemnik aż zgrzytnął zębami, otwierając szerzej oczy i rozpościerając ramiona.
        - O to mi kuźwa chodzi, o ten burdel!
        - To ona zaczęła! Ten wywar…
        - Na los, kobieto, ile ty masz lat? Oczywiście, że ona zaczęła! Ja wiem, że jest nie do zniesienia, ale tym bardziej się opanuj, bo sam tego syfu nie ogarnę!
        - Nikt ci nie każe, jak ci coś przeszkadza, to proszę, idź! – Ramii nadęła policzki i wskazała zamaszystym gestem wyjście z jaskini. Mathias zmrużył groźnie oczy.
        - Dwa razy mi nie mów Ramii – powiedział niskim tonem, a uzdrowicielka zacięła się na moment, nagle niepewna. Zwłaszcza gdy brunet odwrócił się, łapiąc gwałtownym ruchem za płaszcz i kierując się na zewnątrz, prosto w deszcz.
        - Northman! Daj spokój, nie mówiłam poważnie! – rzuciła za nim lekko rozpaczliwym tonem, a najemnik uśmiechnął się krzywo, nie odwracając w jej stronę.
        - Wiem. Idę zapalić i ochłonąć, żeby was nie pozabijać. Zaraz wracam – mruknął. – Ściana się świeci, tak przy okazji – rzucił jeszcze na odchodne, dając uzdrowicielce zajęcie.
        Po drodze zarzucił na siebie płaszcz, wciągając zawczasu kaptur na głowę. Zatrzymał się jeszcze tylko na moment, niemal na równi z Niviandi, jakby chciał ją minąć, ale się rozmyślił. Obrócił się w stronę blondynki, pochylając się nad nią i delikatnym, ale stanowczym ruchem wsuwając dłoń w jasne włosy, by przytrzymać syrenkę za kark, gdyby chciała uciekać. Szare oczy bruneta przepłynęły po gładkich rysach syrenki, a wargi wygięły się w wyrazie cierpkiego zadowolenia. Twarz przysunął do jej policzka.
        - Jesteś piękna Niviandi – szepnął ochryple, ustami niemal muskając płatek ucha dziewczyny, by nikt inny nie mógł go usłyszeć. – Olśniewająca, jak istota nie z tego świata. Ale uspokój się i zacznij zachowywać jak cywilizowany człowiek, bo przysięgam, że porwę cię, gdy będziesz spała, wyniosę w najgłębszy las i tam zostawię. Hm? – Cofnął się nieco, ukazując dziewczynie groźny uśmiech, po czym w niemalże czułym geście pogłaskał kciukiem policzek syreny i minął ją, wychodząc prosto na ulewę.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Syrenka pisnęła, gdy ogień objął jeden z pasków. Momentalnie odskoczyła od płomieni, ale wciąż trzymała dłoń skrzydlatej bojąc się, że ta faktycznie przyklei się do sufitu, a wówczas już nikt jej nie ściągnie. Dopiero gdy ciało Aurei osunęło się na ziemie, Niviandi puściła kobietę w równie mocnym odruchu co uprzednio ją chwyciła. Blondyneczka wyprostowała się atakowana nagłymi pytaniami, by po chwili jedynie się skulić i gdzieś uciec wzrokiem, ponieważ nie potrafiła na nie odpowiedzieć. Aurea się nie myliła. No... chyba, że z uprzykrzaniem życia – za to odpowiedzialne były burze, obrzydliwe robaki i to cała hołota zamieszkująca las. W ogóle las był obrzydliwy. Jedynie zasadzone z planowania drzewka miały sens. Ładnie wyglądały, kontrolowano ich wzrost oraz powierzchnię, a taka nieokiełznana dzicz stanowiła ogromne niebezpieczeństwo. Między innymi dla włosów czy skóry, bo kto lubi mieć patyki w lśniących lokach albo swędzącą pokrzywkę?
        Niviandi wolała trzymać się z daleka od Aurei, szczególnie po tym, jak czerwone runy na nowo ożywiły się jasnym światłem pośród ciemnych skał.
        - Dobrze, że się obudziłaś – odpowiedziała z nerwowym uśmiechem Niv, wszak wypadało powiedzieć cokolwiek pokrzepiającego. Szybko jednak usunęła się gdzieś bliżej wyjścia. Od Aurei aż kipiało złością równie sążnie, co deszczem poza jaskinią. Strach było jej dotknąć!
        Poza tym, w swojej własnej, wyznaczonej przestrzeni, Niviandi czuła się bezpieczniej i uniknęła sporu między Ramii a Mathiasem. Niv musiała się pogodzić z faktem, że jest tutaj odludkiem i powoli chyba zaczęła to akceptować. Zadziwiające było to, że syrenka nie przeszła z tego powodu załamania wewnętrznego – głównie dlatego, że to oznaczało, że jest kimś znacznie lepszym (pod względem rangi) od obecnych zebranych, ale też mobilizowało ją to do szybkiego usunięcia się z tego miejsca. Musiała to zrobić z pomocą całej zgrai, czy tego chciała czy też nie. Później z wdzięczności im zapłaci jakimś pierścieniem, najpierw musi się stąd koniecznie wydostać! Tylko jak? I gdzie ona właściwie jest?
        Statek, którym ją porwano musiał kierować się w jakieś miejsce, tylko po co i dokąd?
        Z jakże głębokiej analizy wytrącił ją ten łajdak. Syrenka złapała wzrokiem Northmana, który akurat kierował się ku wyjściu i nie wiedzieć czemu przystanął. „Idź sobie, idź dalej!” jęczała w myślał, a gdy zwrócił się ku niej, ta westchnęła niczym obrażona nastolatka i obróciła głowę. Niviandi wygięła usta w niezadowoleniu, gdy był coraz bliżej niej. Nie chciała by się do niej zbliżał równie mocno, co on sam, a jednak podszedł!
        Gdy poczuła męską i szorstką dłoń na swej delikatnej skórze, od razu cisnęła w niego wściekłym wzrokiem. „Za dużo sobie pozwala!”, złościła się naturianka i tym razem już nie uciekając spojrzeniem, wpatrzyła się w szare tęczówki. Zaskakujące, że czasem Niviandi decydowała się na konfrontację. Uległa jego dotykowi, nawet nie zauważyła, że rozchyliła delikatnie usta czując ciepło na karku. Jej złość nagle przeinaczyła się w dezorientację i zakłopotanie, a na koniec w zaskoczenie, gdy zaczął od komplementu.
        - Co? - szepnęła cichuteńko, a jej dłonie spoczęły tuż przy zgięciu jego łokci, jakby chciała słuchać go dalej i więcej. Emocje w niej narastały, czuła jak zaciska opuszki palców na jego ciele, ale niestety kolorowy świat uwielbiania szybko przykryły szare i ciężkie chmury.
        „Co za przeklęty szkodnik!”, wrzeszczała w myślach syrenka, która dopiero co chciała z nim współpracować! Gdy się odsuwał, jej ciało stopniowo ulegało coraz większemu napięciu. Barki miała ściśnięte a ramiona przylegały do jej ciała. Z przyjemnością odsunęła od niego delikatne dłonie i tylko cienka granica dzieliła ją od kolejnego napadu szału.
        Niviandi była zła. Bardzo zła! Na królewskich dworach tak nie załatwiało się spraw!
        Królewskie dwory... No tak!
        Syrenka odprowadziła wzrokiem Northmana, a jej czerwone policzki pobladły, gdy dotarł do niej sens wszystkich zagrań. Wszyscy mówili jej co ma robić, jak powinna robić, bo nie potrafiła odnaleźć się w dziczy (ani w jaskini). Może właśnie na tym polegał jej błąd? Dała się manipulować, ale nie manipulowała. Cały czas każdy myślał, że ma nad nią władzę, bo mogli łatwo grozić księżniczce porzuceniem w lesie. Była od nich uzależniona, ale oni od niej również. Tylko nie wiedziała czemu właściwie wciąż ją ze sobą trzymają. Jest tajemniczą odpowiedzią na toczącą się klątwę, musieli ją chronić. Jeżeli nie ona, to kto inny? Przecież nie będą czekać tysiąca lat, aż wreszcie BYĆ MOŻE sytuacja wróci do normy.
        Niviandi poczuła w sobie nową, narcystyczną siłę. Każdy ma jakieś mocne strony, ona sama dla siebie stanowiła mocną stronę!
        Cóż, stało się. Księżniczka poczuła w sobie nowe pokłady siły i determinacji, ale zrobiło się jej dziwnie smutno, gdy spojrzała na Aureę.
        Niviandi odnalazła na ziemi czerwony kawałek nadszarpniętego materiału. Domyśliła się, że jest to cienki skrawek z ubrania Ramii. Sięgnęła po niego, a po chwili zbliżyła się do Aurei.
        - Wiem, że nie chcesz się do mnie odzywać... - zagaiła syrenka przyklękując obok skrzydlatej. - Ale kurtka Ivora jest z grubej skóry... Bardzo w niej ciepło... - Niviandi zsunęła z siebie kurtkę i położyła ją obok fellerianki. Nie chciała być nachalna i wciskać przyjaciółce w ręce niechcianych rzeczy. Jeżeli chciała to mogła skorzystać z okazji, ale księżniczka wolała nie naciskać.
        - A tak poza tym... - ciągnęła dalej nieśmiało Niviandi, która wyciągnęła dłoń w stronę włosów Aurei i na jednym z kosmyków uwiązała kokardkę z czerwonego skrawka materiału.
        - Zawsze mówią, że to chroni przed złymi demonami podczas snu... Odpoczywaj - mruknęła księżniczka i od razu wstała podejmując się szybkiej ewakuacji z napiętej atmosfery wokół skrzydlatej. Aż czoło się jej spociło od tych emocji!
        Niviandi wstała odsuwając się tym samym od Aurei. Znowu znalazła dla siebie kąt, w którym mogła stać, gdy nagle w jasnym świetle wejścia do jaskini pojawiło się coś tajemniczego. Błękitna mgła na kształt jakiejś postaci, sunęła właśnie na mokry deszcz.
        „Pani duch?”, pomyślała nieśmiało Niv, ale gdy się obróciła, ujrzała śniącą Panią Duch na ziemi. Leżała bardzo blisko Aurei wspierając głowę o kamień. „Nie wiedziałam, że duchy potrafią spać...”, mruknęła syrenka, a naszyjnik na jej szyi zatlił się tajemniczym światłem. Księżniczka jeszcze raz spojrzała w stronę wyjścia. Szybkim krokiem podeszła bliżej by wyjrzeć na zewnątrz. Niewyraźna postać nabierała kształtu kobiety. Śmiało brnęła w stronę najemnika, a zgrabne dłonie przeistaczały się w długie pazury, jakby zaraz miała zaatakować Northmana i nim zawładnąć. Niviandi wybiegła z jaskini na deszcz i przecinając dusze ręką gwałtownie chwyciła mężczyznę za bark.
        - Mathias... - zwróciła mu uwagę szukając w tym czasie wytłumaczenia na własne zachowanie. Po duchu nie istniał chociażby najmniejszy ślad, po prostu rozpłynął się w przestrzeni pozostawiając Niviandi w niekorzystnej sytuacji.
        Wycofała rękę tak, by zwrócić mężczyznę ku sobie. Uniesione i pięknie zakręcone loki wyglądały teraz niczym mokry i ciężki dywan. Czuła się naprawdę przedziwnie, bo chociaż w ciągu kilku sekund całkowicie przemokła to była odprężona. Bardziej niż kiedykolwiek, i to zaskoczenie dało się wyłapać na jej twarzy, jakby nawet było jej tej wody za mało.
        - Nie możesz mi tak mówić – poskarżyła się syrenka nie za bardzo wiedząc o co ma się przyczepić.
        - Myślisz, że skoro masz mocną szczękę to ci wszystko wolno – prychnęła, a krople deszczu uderzały o jej włosy i ciało.
        Znów dojrzała te szpony, tym razem zsunęły się po przedramieniu Mathiasa dążąc do męskiej dłoni. Niviandi chwyciła go rozpraszając duszę i zaraz puściła rumieniąc się na twarzy. Syrenka potrząsnęła głową. Co ona tu robi, w środku ulewy i starając się ochronić tego łajdaka?!
        Niviandi zebrała się w sobie. Czy poczuł chłód tej zmrożonej, zagubionej duszy?
        - Gdybyś zostawił mnie samą w lesie to wiedz, że wyszłabym z niego ostatkiem sił by cię odnaleźć, skazać na szubienicę i patrzeć na ten spektakl – mówiła gniewnie, chociaż głos jej drżał z przerażenia. Dotknięcie ducha nigdy nie kojarzyło się z czymś przyjemnym.
        - I jesteś okropny... - rzuciła ostatnim tchem czując za swoimi plecami chłód wędrującej duszy. Stała sztywno mając nadzieję na to, że ominą ją kolejne nieprzyjemności, ale ów uparta dusza dotknęła jej włosów przenikając aż do pleców blondynki. Niviandi obróciła się zrażona i wtuliła plecami w ramiona najemnika, a wejście do jaskini zaczęło ciemnieć.
        - Coś chyba nie chce nas wpuścić do środka – jęknęła Niv nie mając odwagi przebiec przez malującą się czarną ścianę.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea starała się ignorować wrzaski, krzyki i całą tę kłótnię. Była zmęczona, nie miała ochoty w tym uczestniczyć, wolała spokojnie przeczekać burzę, zarówno tę nad nimi, jak i tę emocjonalną. Wśród tego chaosu mimo wszystko jej uszy wychwyciły ogólny tok rozmowy. Wystraszyła się, że Mathias ich zostawi. Nie drgnęła jednak ani trochę, siedziała po prostu sama ze swoimi obawami, licząc na łaskę losu. Odetchnęła, gdy stwierdził, nie wprost oczywiście, że ich teraz nie zostawi.
Wtuliła się mocniej w wyczarowany przypadkiem kocyk. Skryła skrzydła, by móc się szczelniej okryć. Było tak zimno - to przez ten deszcz i noc. Spojrzała w niebo, wciąż ciemne, aczkolwiek gdzieś tam zdawało się jakby bardziej pomarańczowe - nadchodził świt. Fellarianka lekko się uśmiechnęła - nie była nocnym stworzeniem, zdecydowanie kochała światło i ciepło.
Wtem podeszła do niej syrenka, a naturiance od razu zrzedła mina. I pomyśleć, że już prawie jej przeszła cała złość. Los postanowił wystawić jej nerwy na próbę i przywlókł do niej tę snobistyczną lalunię.
Ku zaskoczeniu ciemnoskórej, złotowłosa przyniosła jej kurtkę od Ivora. Na razie nie wiedziała, co ma powiedzieć i czy w ogóle chce się znów odezwać do księżniczki. Nie drgnęła, nawet gdy ta zaczęła coś robić na jej włosach. Drobna kokardka, Aurea spostrzegła ją kątem oka.

- Dzięki… - odezwała się, gdy już Nivandii miała sobie pójść.

Po chwili zaś ta wybiegła do Mathiasa. Dellarianka patrząc na jej zachowanie, zaczęła podejrzewać czy przypadkiem biedaczce do reszty nie odbiło od tych wszystkich przygód. Zachowywała się, jakby chciała poderwać mężczyznę w jakiś dziwny sposób, bo jednak postanowiła się do niego o coś przyczepić. Aurea zmrużyła oczy podejrzliwie i uniosła brew. Uznała, że wyjdzie z jaskini - kłótnie kłótniami, ale z syrenką ewidentnie było coś nie tak i trzeba było to sprawdzić.

- Wszystko w porządku Niv? – spytała, w jej głosie nadal była nutka złości, ale mimo to martwiła się o koleżankę.

Nie trzeba było długo czekać, by z jaskini wybiegł przerażony Bellum i schował pod siebie ogon siadając obok swej pani. Wystraszony lew nie wróżył nic dobrego, szczególnie że choć był silny i groźny, to właśnie usiłowała zakryć swoje ślepia łapami, jakby zobaczył coś naprawdę strasznego.

- Bellum, spokojnie. – Przykucnęła i otuliła swego przyjaciela, czule głaskając go po grzywie, deszcz, powoli ustawał, przynajmniej tyle dobrego. – Ty coś wiesz… - Spojrzała na księżniczkę. – Co się tam w środku do licha dzieje?! – krzyknęła poważnie zaniepokojona, zwłaszcza że Ivor i Ramii wciąż tam byli.

Wtem ze środka buchnęło ciepłe, nie, gorące powietrze. Nie mogła odnaleźć ich towarzyszy. Najbardziej przykuwała uwagę lśniącą ognistym blaskiem ściana, która zaczęła pękać, a spomiędzy szczelin wyłaniały się promienie światła. Przechodziło to coraz dalej, praktycznie cała jaskinia już się trzęsła i ucieczka była wręcz konieczna.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Jasnobłękitne oczy księżniczki pierwszy raz nie uciekły przed jego spojrzeniem, a wręcz hardo rzuciły wyzwanie, które tylko rozbawiło najemnika. Zwłaszcza, gdy po chwili dziewczyna ugięła się pod surowym dotykiem i delikatnym słowem, dotykając jego przedramienia. Postępująca słabość byłaby nawet urokliwa, gdyby nie objawiała się w stosunku do każdego, kto zdecyduje się głośno docenić liczne walory blondynki. Teraz jednak była nieco rozczarowująca, zwłaszcza że momentalnie zastąpił ją gniew, gdy tylko Mathias dokończył zdanie. Kaptur rzucał cień na jego twarz, kryjąc oczy w całkowitym mroku i ukazując tylko nikły uśmiech w odpowiedzi na reakcję Niviandi. Wyprostował się, przez uderzenie serca czekając na uderzenie w twarz, a gdy to nie nastąpiło, dotknął palcami rantu kaptura w kpiarskiej parodii chylenia kapelusza i wyszedł na ulewę.
        Dopiero tam odetchnął głębiej, po raz kolejny tego dnia napełniając fajkę. Jak tak dalej pójdzie to skończy mu się tytoń, nim dotrą do jakiejkolwiek cywilizacji i wtedy dopiero zrobi się nieznośny. Odpalił krzesiwem fajkę, zaciągając się głęboko i nadstawiając twarz na deszcz wypuścił dym z ust. Nie zaśnie już dzisiaj, więc równie dobrze może pełnić wartę, bo wyjątkowo nie podobała mu się otwarta jama groty, w której urządzili postój. Może i chroniła przed pogodą, dając spokój i schronienie, ale też w razie niebezpieczeństwa odcinała jakiekolwiek drogi ucieczki. Cóż więc z tego, że z łatwością dostrzegą zagrożenie, jeśli będzie już zbyt późno, by mu zapobiec lub go uniknąć?
        Drgnął, czując dotyk na barku, ale pozwolił się obrócić, widząc delikatną damską dłoń. Prychnął zaskoczony widokiem moknącej na deszczu Niviandi i rozejrzał się wokół, jakby szukał uzasadnienia takiego zachowania.
        - Zwariowałaś? – mruknął sucho, przygryzając ustnik fajki i bez wahania rozpiął płaszcz, ściągając go szerokim ruchem, który zakończył dopiero na ramionach dziewczyny, otulając ją materiałem i szybko zarzucając jej kaptur na głowę. Spod niego ledwo było widać twarz, więc odsłonił materiał nieznacznie, by widzieć blondynkę, ale też by nie mokła niepotrzebnie. Od środka odzież była przyjemnie sucha i ciepła, doskonale izolując od wody. Na dziewczynie sięgała do samej ziemi, ginąc tam w błocie, ale mężczyzna zdawał się w ogóle tym nie przejmować. Na reprymendę tylko uśmiechnął się szerzej, wydmuchując dym nad głową dziewczyny, po czym przechylił głowę, lekko rozbawiony.
        - Pochorujesz się i dopiero się zacznie marudzenie – stwierdził lekko żartobliwym tonem, wyginając jeden kącik ust ku górze i łapiąc za fajkę. W ogóle zdawał się nie przejmować faktem, że właśnie sam przemaka do suchej nitki czarnej koszuli, lepiącej się już do niego niemiłosiernie.
        - Dokładnie tak myślę – stwierdził zaczepnie, wyraźnie bardziej by podrażnić Niv, niż rzeczywiście się z nią zgadzając. – A mylę się?
        Otrząsnął się lekko, jakby zrzucając z siebie nadmiar wody i chłód nocy, który dopadł przemoknięte ciało, pełznąc po nim nieprzyjemnie. Zamiast odpowiedzi poczuł, jak dziewczyna łapie go za przedramię i spojrzał za jej dłonią, po chwili podnosząc zaskoczone spojrzenie na księżniczkę. Szlag by ją trafił, naprawdę przez nią zwariuje. Zadziorny uśmiech zszedł mu z twarzy, pozostawiając po sobie jedynie tajemniczy cień, gdy najemnik wsłuchiwał się w gniewny głos tej kruchej istoty, obiecujący mu stryczek. Zupełnie nie zrażony słuchaniem, jak bardzo jest okropny, znów ujął twarz dziewczyny w dłoń, unosząc lekko jej podbródek i pochylając się nad nią. Wiecznie rozczochrane włosy mężczyzny radziły sobie nawet w ciężkim deszczu, dzielnie stercząc na wszystkie strony i tylko kilka czarnych pasm przylgnęło do czoła, odprowadzając kolejne krople deszczu na twarz najemnika. Szare oczy zaś w skupieniu obserwowały to skomplikowane, irytujące i urzekające stworzenie.
        Nie pocałował jej jednak. Za plecami Niviandi rozległ się ciepły głos i Mathias uśmiechnął się pod nosem, słysząc nadchodzącą Aureę. Miała dziewczyna wyczucie, nie ma co.
        - Bardzo chciałbym to zobaczyć – powiedział jeszcze cicho do księżniczki, a słowa prawie zginęły w hałasie ulewy. Nie były kpiące, nie podpuszczał jej. Naprawdę chyba chciał, by chociaż złość na niego sprawiła, że Niviandi stanie na własne nogi i pokaże im wszystkim, jaka naprawdę jest twarda. Szczerze chciałby móc to zobaczyć i być może byłoby to nawet warte stryczka.
        Uśmiechnął się ciepło, porzucając już dręczenie dziewczyny i wyprostował się, a fajka znów wylądowała w jego ustach. Spojrzał na Aureę, z zadowoleniem stwierdzając, że nabierała znów kolorów i po incydencie został jedynie nienajlepszy humor. Też i on był tu jednak ostatnio towarem deficytowym, można więc było stwierdzić, że wszystko było w porządku. Wszystko, nie licząc panikującego lwa, dołączającego do radosnej gromadki na dworze.
        - Wam wszystkim jest za sucho w środku? – parsknął rozbawiony.
        Nagłe drgnięcie Niviandi i odwrócenie się, by wtulić się w niego plecami, zaskoczyło go na tyle, że w pierwszej chwili tylko opiekuńczo objął jej ramiona, zdziwione spojrzenie spuszczając na głowę dziewczyny w kapturze swojego płaszcza. Dopiero jej słowa sprawiły, że podniósł oczy na ciemniejące wnętrze do jaskini i zmarszczył brwi, wzdychając ciężko. Chwila, w której mógłby jeszcze zgarnąć blondynkę i brunetkę, by wbiec z nimi do środka minęła, i może nawet lepiej, bo pierwotny odruch byłby tym głupim. Skoro coś miało na stałe zamknąć wejście, naprawdę lepiej było zostać na zewnątrz, nawet w nocy, w dziczy i powoli cichnącym deszczu.
        - Magia – mruknął jak zawsze, krzywiąc się na widok czerni zasnuwającej wejście.
        Jeśli jednak coś mogło zaniepokoić go bardziej to tylko podmuch gorącego powietrza. Skała i ziemia w jej pobliżu zadrżała, sprawiając że najemnik mocniej przytulił do siebie Niviandi. Był o włos od odwrócenia jej ku sobie i kazania obu dziewczynom zniknąć w lesie. Mógłby spróbować wejść do środka i odszukać ich towarzyszy. Nie zrobił tego jednak. Ramii i Ivor byli nie w ciemię bici, muszą sobie poradzić. Zostawianie zaś Aurei i Niviandi samych w ciemnym lesie było bardziej bezsensowne. Tutaj był potrzebny, nie tam. Szlag by to.
        Na krótko spojrzał na Aureę, jak zawsze widząc w niej rozwiązanie wszelkich magicznych i popapranych problemów, ale nie powiedział nawet słowa. Musiała być wykończona i nie chciał jej narażać, a wydawało się, że gdyby ją poprosił, próbowałaby coś zdziałać. Nie. Muszą poradzić sobie sami.
        - Dobra dziewczyny, do lasu, to się nie skończy dobrze – szepnął i odwrócił sobie lekko Niviandii, obejmując jej ramiona jedną ręką i tuląc do swojego boku poprowadził ją stanowczo w stronę linii drzew, ciągle pilnując wzrokiem skrzydlatą i zaciemnione wejście do jaskini na zmianę.
        Do dupy ta cała eskapada, jakby pchali się w samo oko cyklonu. Gdziekolwiek się nie ruszyli, coś blokowało im drogę, a oni zamiast zawrócić, pchali się głębiej w to bagno. Żeby chociaż ktoś mu za to płacił. Nie. Robił to z czystej, dzikiej ciekawości i nudy. No to masz chłopie, już się nie nudzisz.
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości