Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Moneta obracająca się w szalonym tempie między knykciami palców najemnika zatrzymała się nagle, gdy pierwszy grymas pojawił się na twarzy przytomniejącej syrenki.
        - Oho, jest i ona – Mathias uśmiechnął się pod nosem i schował srebrnika do kieszeni, przyglądając się wciąż wybudzającej się dziewczynie.
        Początkowo chciał odsunąć się przezornie, by nie oberwało mu się jako pierwszemu, ostatecznie jednak siedział dalej na swoim miejscu, z lekkim rozbawieniem obserwując zagubiony wzrok blondynki, którym toczyła wokoło. Gdy złapała jego spojrzenie nie odwrócił wzroku, przyglądając jej się z zainteresowaniem. Syrenka była podejrzanie milcząca, chyba wciąż dochodząc do siebie, jednak z jakiejś przyczyny, gdy uniosła się lekko na łokciach, zbliżyła się w stronę Mathiasa, wpatrując się w niego intensywnie. Najemnik zmarszczył lekko brwi zdziwiony jej zachowaniem, lecz nie odsunął się, obserwując Niviandi w milczeniu, jakby była przestraszonym zwierzątkiem, które zbliża się do niego nieufnie. A on nie chciał jej spłoszyć. Po chwili jednak jej twarz znalazła się tak blisko niego, że poczuł jej oddech na policzku i dopiero wtedy odchrząknął lekko, mając w planie wybudzić ją delikatnie z tego dziwnego amoku. Syrenka jednak najwyraźniej sama zorientowała się w sytuacji, bo nagle jej oczy zrobiły się okrągłe jak spodki, a na twarz wpłynął delikatny, dziewczęcy rumieniec, który momentalnie wywołał krzywy uśmiech u zadowolonego najemnika. Nie wiedział jeszcze czy to pojedyncza sytuacja, ale warto było zapamiętać, jak szybko spacyfikować pyskatą blondyneczkę. Chociaż gdyby sam postanowił naruszyć jej przestrzeń osobistą pewnie dostałby w pysk. No cóż, nad tym też się popracuje...
        - Nie uciekaj tak, nie zjem cię – zaśmiał się chrapliwie. – Już po wszystkim – dorzucił, rozglądając się po okolicy, której krajobraz zmienił się drastycznie w przeciągu ostatnich kilku godzin. Soczyście zielona wcześniej trawa pokryta była teraz warstwą pyłu, oczywiście wszędzie tam, gdzie nie wydarto wręcz jej z ziemi lub gdzie nie zapadła się od powstających w gruncie szczelin. Zawalone domy, nawołujący się ludzie i płaczące dzieci. A oni siedzieli na ziemi pośrodku tego całego bajzlu.
        Gdy zbliżyła się do nich Aurea, najemnik podniósł się zgrabnie z ziemi, po czym ostrożnie złapał Niviandi za dłoń i ją również podciągnął do góry, by stanęła na nogach. Oczywiście o zdanie jej nie pytał, jeszcze do tego nie doszło, żeby sam się o jej gadulstwo prosił. Zamiast tego z lekkim powątpiewaniem obserwował, jak skrzydlata prawdopodobnie ulecza swoją koleżankę z bólu głowy, a po tym, że nawet jej nie dotknęła, a znamiona na jej ramionach znów błysnęły błękitnym światłem, domyślił się, że użyła magii. Przesada naprawdę, kiecki też sobie magią wiążą? Podzieliłby się z nimi swoją bogatą wiedzą o tym, co najlepiej pomaga na ból głowy, jednak wyjątkowo zadziałał u niego instynkt samozachowawczy i mężczyzna milczał.
        Podążył wzrokiem za Bellumem, którego coś najwyraźniej ciągnęło do głazu i chociaż ciekawość pchała go trochę, by podążył za zwierzakiem, akurat w tym momencie podszedł do niego Richard, klepiąc go silnie w plecy.
        - Chciałem podziękować – powiedział, a Northman skinął jedynie głową, zerkając ostrzegawczo na uwieszoną u boku ojca Anę, by nie wyleciała z żadnym głupstwem.
        - Nie ma za co.
        - Jest, jest. Mathias, tak? Ana mi powiedziała. Nazywam się Richard Tavore. Także ten, dzięki jeszcze raz i zapraszam na piwo oczywiście, jak tylko postawię tę budę znów na nogi. – Karczmarz wskazał ruchem głowy na dogasającą ruinę, a brunetowi przyszło na myśl, że chyba nie zostanie tu aż tak długo, by tej odbudowy doczekać. Uścisnął jednak wyciągniętą w jego stronę prawicę i odebrał swój płaszcz, który wyglądał już jednak, jakby Bellum go przeżuł i wypluł. Powstrzymał jednak ciężkie westchnięcie, w końcu on cały wygląda, jakby przelazł komuś przez gardło.
        - Ana, a gdzie jest Kelir? – karczmarz zwrócił się do córki, która najwyraźniej planowała początkowo przewrócić oczami, jednak po chwili zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście od dawna nie widziała już ulubieńca swojego ojca.
        Mathiasa jednak wsiowy osiłek obchodził tyle co zeszłoroczny śnieg i bardziej obawiał się tego, że Aurea zniknęła mu z pola widzenia. Po chwili jednak zobaczył ją wracającą od strony krateru, dzierżącą kurczowo w dłoniach jakiś czerwony kamień. A żeby najemnik nie poczuł się zbyt zdrowo na umyśle, w ich stronę zmierzało… niebieskie światło? Unosząca się w powietrzu błękitna kula czystej energii chyba, płynęła w stronę Niviandi. Nim Northman zdążył się zorientować w sytuacji, stał już między światłem a syrenką, zachodząc w głowę, co też on do jasnej cholery wyczynia. Kula zatrzymała się i próbowała ominąć go najpierw z jednej, a później z drugiej strony, jednak najemnik był szybszy. W końcu światło przeleciało nad mężczyzną, który w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie trzasnąć tego po prostu mieczem, i zawisło przed twarzą Niviandi, mrugając do niej wodnym błękitem.
        - Pieprzę to – warknął pod nosem najemnik, zgrzytając cicho zębami. – Pieprzę tą magię, gigantyczne głazy spadające z nieba i błyskające światełka – mruczał pod nosem, aż nie poczuł delikatnej dłoni na ramieniu. O dziwo była to Ramii, która wyciągała w jego stronę jakiś tobołek. Spojrzał na nią zaskoczony.
        - Idź się przebierz, wszyscy musimy się doprowadzić do porządku nim gdziekolwiek pójdziemy. Dla dziewcząt też mam świeże suknie, Niviandi wygląda jakby wpadła w krzak cierniowy, aż się dziwię, że jeszcze nie zrobiła o to rabanu – mruknęła pod nosem, wywołując słaby uśmiech mężczyzny.
        Mathias zignorował jej przewracanie oczami, gdy w podziękowaniu ucałował jej dłoń. Dopiero teraz zorientował się, że podczas gdy oni w tak wolnym tempie zbierali się po trzęsieniu, Ramii zdążyła oporządzić nieco Aureę, a później zorganizowała szybko ludzi, każdemu dając jakieś zadanie, by po pierwsze – nie miotali się w panice krzycząc, a po drugie by naprawianie zniszczeń poszło jak najsprawniej. Dlatego też Ana była tak spokojna, zajęta organizowaniem świeżych ubrań dla wszystkich, podając teraz mniejsze i bardziej kolorowe niż jego tobołki syrence i skrzydlatej, która wciąż jeszcze siedziała na lwie.
        - Chodź, pokażę ci gdzie jest rzeka. Też jestem jeszcze cały we krwi tych wilków.
        To Ivor podszedł do niego ze swoimi ubraniami pod pachą i wskazał drogę ku zaroślom, kawałek dalej. Za skupiskiem krzewów szumiała cicho rzeka, biegnąca raczej spokojnym nurtem bokiem wioski. Tam Northman rozwinął swój pakunek, z zadowoleniem stwierdzając, że ubrania, które otrzymał są niemalże identyczne jak jego własne, lecz w nieco lepszym stanie.
        - Ramii dała ci ubrania swojego brata – Ivor zaśmiał się, widząc zmieszanie najemnika. – Spokojnie, wyjechał dawno z wioski, w sumie nie wiadomo co się z nim dzieje – opowiadał, gdy mężczyźni zrzucali z siebie szybko odzienie, wchodząc do rzeki. Wtedy też dostrzegł głęboką, długą niemal na łokieć bliznę przecinającą biodro Mathiasa.
        - Na Prasmoka, komu tak podpadłeś?
        - No właśnie starszemu bratu pewnej damy... – mruknął i oboje parsknęli śmiechem.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi zacisnęła wargi słysząc chrapliwy śmiech najemnika. Tak go nie znosiła! A jednak śmiech miał tak ujmujący…
Gdy wstał, ona zebrała się do zgrabnego siadu na zgiętych elegancko u boku nogach. Rozejrzała dookoła, jeszcze raz próbując pojąć rozegrane wydarzenia. Wypuściła dech ustami i miała właśnie wstać na równe nogi, ale wówczas poczuła mocny uścisk dłoni Mathiasa. Spojrzała na niego oburzona. Ona wcale nie prosiła się o pomoc! Nim zdołała jakkolwiek odpowiedzieć już stała wyprostowana i… w tragicznym stanie. Spojrzała na strzępy swego ubioru. Nie aby wcześniej, po statku, prezentowała się jakoś wyśmienicie, ale teraz nawet spódnica była rozcięta na całej długości przez co odsłaniała zgrabną nóżkę księżniczki. Bardziej więc przejęła się własnym stanem niżeli złośliwościami Mathiasa. Pisnęła próbując bezskutecznie zakryć to i owo.
Zrozpaczona przerzuciła wzrok na zbliżającą się felleriankę. Ona też nie wyglądała najlepiej, pod względem stroju oczywiście, ale jej nie zakazywała nic etykieta. Mogła wyglądać więc jak chciała, ale Niviandi przecież nie wypadało! Poczuła ciepło na czole, gdy skrzydlata postanowiła użyć na niej magii. Faktycznie, ból minął momentalnie, ale powrócić miał dosyć szybko.
- Głowa? Spójrz jak ja wyglądam! Jestem w opłakanym stanie… - rozpaczała przerzucając całą gamę złotych loków na jeden bok by skryć odsłonięte części ciała.
- Och, Aurea! – krzyknęła za towarzyszką. Nie wiedzieć czemu bardzo chciała mieć ją blisko siebie. Tak bezgranicznie jej ufała, ale musiała pogodzić się z myślą, że Bellum też jest dla niej ważny.
Syrenka czuła się tak nieswojo, że głaskała się po ramionach w chęci wsparcia samej siebie. Miała tylko dotrzeć na głupi szlak by wraz z kupcami dostać się do jakiegoś królestwa, a teraz stoi wśród bandy wieśniaków, którym rozwaliła się wioska. Nie miała jedzenia, ani picia, a co gorsza – mogła zapomnieć o codziennych, ciepłych kąpielach oraz wyciągach z roślin mogących nadać blask jej włosom czy też delikatności skórze. Jeszcze to ubranie…
Jak na zawołanie, gdy karczmarz zmartwił się brakiem obecności swojego ulubieńca, ten pojawił się w zasięgu wzroku.
- Ana! Spójrz ilu ludzi uratowałem! – Stanął w delikatnym rozkroku pokazując wyciągniętą ręką naprawdę sporą grupę. Dla chwały i zdobycia serca córki karczmarza mógł zrobić wszystko.
Dziewczyna prychnęła obracając głowę w bok, ale to w żaden sposób nie zniechęciło Kelira. Szczególnie, że sam karczmarz był pełen podziwu! Klasnął w dłonie po czym pochylił się w stronę córki mówiąc:
- Spójrz! Jaki waleczny i silny! – zachęcał nie zważając na opryskliwość Anabelli.
Z tropu zbiła wszystkich niebieska kula. Niv pisnęła i podążała krok w krok za Mathiasem kryjąc się za plecami mężczyzny i zachowując też zdrową odległość od samego mężczyzny, gdy ten próbował uniknąć paranormalnego zjawiska. To co mogło w jakiś sposób łączyć tą parę była z pewnością niechęć do zaklęć. Magia była bardzo skomplikowana, najemnik uważał to najwidoczniej za zbędny byt, a złotowłosa najnormalniej w życiu bała się jej.
Kula zgrabnie ominęła człowieka wzbijając się delikatnie w górę, by następnie zatrzymać się tuż nad złotą czupryną. Syrenka objęła rękoma głowę nieznacznie kucając, jakby bała się, że to coś spadnie na jej kruche ciało i doprowadzi do śmierci kogoś tak pięknego jak ona. Na świecie nie mogą pozostać sami łachmaniarze!
To spowodowało, że jakoś słownictwo Mathiasa przeszło mimo jej uszu. Nie zapomni o tym, ale lęk odebrał syrence język w gębie.
Nie czując żadnego gniecenia, złotowłosa podniosła wzrok. Błękitne oczy Niviandi jarzyły się teraz istną magią pochłaniając blask kuli. Naszyjnik na jej dekolcie stał się nagle taki ciepły, a przyglądając się okrągłemu ustrojstwu dostrzegła kilka wyciągniętych twarzy. Policzki postaci oraz dłonie uwięzionych odciskały się na boku niebieskiego więzienia. Wpatrywała się w nie kilka chwil, słyszała niezrozumiałe szepty, wciągały ją do środka. Księżniczka odskoczyła do tyłu machając rękoma, jakby chciała odgonić od siebie to wszystko, ale patrząc na kulę drugi raz nie widziała już nic. Jedynie cienka ścieżka wychodzą z obiektu i prowadząca wciąż do tych samych gór. Aż chciała przekląć, chociażby w myślach, ale przecież tak nie wypada!
Ramii wcisnęła w ręce Niviandi nowe wdzianko, co pozwoliło złotowłosej na powrót do rzeczywistości. Niebieski obiekt podniósł się zdecydowanie wyżej, teraz wyglądał jak mały księżyc i oby tam został. Najwidoczniej bardzo prosił się o wędrowców, którzy mogliby podążyć wyznaczonym szlakiem.
Syrenka rozpromieniła się widząc Aureę, lecz zapał blondynki zgasł, gdy tylko dostrzegła dziwne zachowanie fellerianki.
- Wszystko… w porządku? – spytała niepewnie nie mogąc przyzwyczaić się do ciągłego uśmiechu brązowowłosej.
- Em… A… Spójrz! Dostałyśmy nowe ubrania! Przebierzemy się i od razu ruszamy w stronę tej głupiej linii… Skoro uważasz to za rozsądne… - mruczała niepewnie pod nosem.
- Akurat tobie wyjątkowo ufam… - szepnęła Aurei na ucho. – I jeszcze Ivorowi… Chodźmy! Nie będę się przebierać w towarzystwie tych wszystkich ludzi!
Po tych słowach złotowłosa zaciągnęła towarzyszkę w krzaki. Coś z tego lasu wbrew wszystkiemu zostało, a szerokie skrzydła Aurei chroniły przed pająkami. Odnajdując nieco większą, ale wciąż ciasną przestrzeń, Niviandi ustawiła sobie odpowiednio dodatkową część ciała fellerianki by móc okryć całe swoje ciało.
- Już myślałam, że będę święcić gołą nogą cały czas! – mówiła z niezwykłą nerwowością ściągając obecną kieckę. Szybko także zarzuciła na sobie nowy strój, ale dopiero po jego zapięciu ponownie rozbolała ją głowa.
- C-co to jest? - jojczała wiedząc, że ma na sobie strój CHŁOPKI. Sprany, jasnoniebieski kolor nawet na takiej piękności jak Niviandi nie zdawał się być chociażby ŁADNY. Łódkowaty, głęboki dekolt niestety średnio współgrał z biustem dziewczyny, która nie była tak obdarzona przez naturę jak właścicielka ubrania, ale zakrywał co trzeba… Tylko odkrywał też mostek klatki piersiowej złotowłosej. To było do zniesienia, lecz poszarpane materiały tworzące rękawy i sięgające do łokci, wyglądały już mało estetycznie. Niviandi w przeciągu kilku minut przemieniła się w mieszkankę wioski, tylko z nieco mniej spotykaną twarzą należącej do głębin oceanu. Zwężona w talii sukienka nie wyróżniała się w żaden sposób swoją spódnicą. Nieco za ciężką dla syrenki, ale przynajmniej długością sięgała kostek złotowłosej.
- Jak biedota… - jęknęła przerażona mając nadzieję, że chociaż ten wisiorek z kamieniem daje nadzieję na zachowanie odrobinę godności. Właściwie, głęboko się zastanawiała czy czasem poprzednie strzępy mimo wszystko nie wyglądały lepiej, ale cóż…
- O! Widzę, że też znalazłaś ładny wisiorek! – zachwyciła się w ramach pocieszenia nowym świecidełkiem Aurei. Złotowłosa wcale nie sądziła, że wisiorek ma jakiś „nietypowy” kształt.
- Ja znalazłam taki – pochwaliła się.
- Teraz ty się przebierz. Ta banda gapiów nie może na ciebie patrzeć! – zaproponowała Niviandi rozwijając suknię dla Aurei. – Kurcze, ty masz ładniejszą…
Gdy Aurea się przebierał niechcący potrąciła piórkami syrenkę. Niv nawet nie śmiała się obrazić. Chyba trudno jest się mieścić z takim dodatkowym atutem na tak małej przestrzeni, ale przez to Niv postąpiła kilku kroków w tył. Fjolrei spojrzała w bok i ku jej zaskoczeniu, natrafiła na rzekę. Woda sama w sobie nie stanowiła problemu, ale dwóch gołych facetów już tak.
Złotowłosa zdusiła pisk dłońmi, którymi zakryła usta. Pochyliła się mocno powracając na ślepo w stronę Aurei.
- Tylko tam nie patrz! – szepnęła ukrywając twarz między palcami.
Ostatnio w pełni okazałości mężczyznę widziała… Gdzieś na tych paskudnych bagnach, gdy spotkała swojego wybawcę. Tylko sytuacja wyglądała odrobinę… Hm… Inaczej. Teraz w pamięci będzie miała dwie rozbudowane sylwetki. Mathias był proporcjonalnie szerszy od Ivora i jak na łachmaniarza przystało – na jego ciele znajdowała się blizna. Niv nie chciała wiedzieć skąd pochodzi, znać tej pewnie mało atrakcyjnej historii, gdy siłował się z jakimś tworem godnym jego towarzystwa. W myślach na siłę próbowała go wyciąć ze swojej wyobraźni i zachować jedynie obraz mieszkańca wioski. Nieco bardziej wąski, ale umięśniony. Gładka, nieskazitelna skóra… Nadawałby się na króla, tylko to pochodzenia… Tylko dlaczego w głowie wciąż widziała tylko Northmana?
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea po uleczeniu bólu głowy u syrenki nie zdążyła odpowiedź na jej narzekania co do zniszczonego stroju, bardziej martwił ją jej wieloletni towarzysz, który zachowywał się naprawdę nietypowo. Złotowłosa krzyknęła za fellarianką, ta jedynie podążając do lwa, odwróciła się i odpowiedziała, iż za chwilę wróci.
Po rozwaleniu niebiańskiego głazu zgodnie z poprzednimi słowami wróciła do reszty, wraz z parą dodatkowych elementów, takimi jak wielka niebieska kula światła uparcie podążająca w stronę syrenki oraz dziwnym kamieniem w rękach ciemnoskórej. Nie zareagowała nawet delikatnym grymasem na słownictwo Mathiasa, przerażający uśmiech nie schodził jej z twarzy. Nie obawiała się o Nivandii jakby wiedziała, iż ta kulista energia raczej jej nic nie zrobi. Niespodziewanie jednak rzuciła temu czemuś złowrogie spojrzenie, gdy naturianka zaczęła się w to wpatrywać, jednak gdy przestała ta podejrzana radość Aurey natychmiast powróciła.

- W jak najlepszym – odpowiedziała na pytanie złotowłosej. – Dobrze, uważam, że to jedno z najlepszych rozwiązań, nie wytrzymam w tym chaosie ani chwili dłużej – dodała nieco nerwowo, ale szybko się uspokoiła. – To miłe, ja tobie również.

Następnie obie dziewczyny udały się w las, by tam też móc w spokoju, bez stresu się przebrać. Początkowo kompletnie zignorowała jojczenie blondynki. W normalnej sytuacji zapewne postarałaby się ją jakoś uspokoić. Zamiast tego jeszcze bardziej ją nakręcała.

- Kompletnie ci nie pasuje, lepsza by była jakaś królewska sukienka, taka zdecydowanie bardziej przeznaczona dla księżniczki. Jak mają cię podziwiać w tych prostych rzeczach, rozumiem cię. Dlatego z chęcią pomogę… Moja może i jest ładniejsza, ale… wolę inne kolory, poczekaj chwilę.

W powietrzu zawirowały błękitne i czarne iskierki, przybierając powoli więcej kształtów, pierwszym okazała śliczna jasna sukienka w kolorze bezchmurnego nieba, nie miała długi rękawów, zasłaniały jedynie ramiona, co było dość praktyczne, zważając na letni czas i wszechobecne ciepło. W miejscu, które mocno wyszczuplało talie, widniały srebrne i złote wstęgi delikatnie związane na boku i powiewające na wietrze. Dodatkowo na krawędzi dekoltu zostały przyszyte drobne perełki. Z czarnych iskierek natomiast utworzyła się całkowicie prosta, zwiewna sukienka za kolana o barwie głębokiej czerni, nie posiadała żadnych ramiączek, jednakże na dole nie była równa a jakby specjalnie poszarpana, nie wyglądało to zbyt elegancko, aczkolwiek na pewno intrygująco.

- Nie wiem czy trafiłam w twój gust, ale liczę na to, iż się spodoba. – Zabrała się do ubierania sukienki wyczarowanej przez samą siebie dla siebie. – Tylko co my zrobimy z tymi wieśniackimi strojami? Ramii pewnie będzie marudzić. – Przewróciła oczami, ale stale się uśmiechała zawadiacko, a kamienny septagram odłożyła na chwilę na trawę.

Jednakże, gdy zwrócił on uwagę Nivandii, ciemnowłosa natychmiast go podniosła. Wyglądała, jakby obawiała się, że ktoś jej go ukradnie, chciała to ukryć przed wszystkimi wokół nagle, jakby to miał być najcenniejszy jej skarb, którego nie wolno jej stracić.

- Taak… To z tego… meteorytu… Bellum znalazł – wybąkała pod nosem, nie chcąc rozwijać tego tematu, ale syrenka jeszcze chwile go pociągnęła, pokazując swój – oba kamienie zaczęły się robić bardzo ciepłe a wręcz gorące im bliżej siebie były. Fellarianka więc na moment odłożyła go na trawę. Nawet ona przestała się dziwnie uśmiechać i po prostu się wystraszyła, że trawa wokół niego się spaliła.

W każdym razie koniecznym było szybko się ubrać do końca, w pobliżu znajdowali się mężczyźni, a Aurea nie miała ochoty być podglądana, więc przyspieszyła ruchy.

- Uch? Dlaczego? – Odruchowo chciała się odwrócić, ale nie zrobiła tego.

W rzeczywistości miała większy problem niż nadzy mężczyźni w pobliżu, jej głowię zapełniała masa dziwnych, strasznych i niepodobnych do niej myśli, które jak się pojawiały, tak znikały. Spojrzała na swe prawe ramię, które emanowało silnie czerwonym blaskiem im bliżej stawała dziwnego wisiorka. Wiedziała co to znaczy, ale mimo wszystko strasznie ją ciągnęło do tego krwistego kamienia.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Mathias ostatni raz miał okazję do porządnej kąpieli kilka dni temu, również w rzece swoją drogą. Nie zawsze bowiem udało mu się zatrzymać w jakieś gospodzie na trakcie, a noc pod gołym niebem oznaczała też poranną toaletę w lodowatej wodzie jeziora czy rzeki. Nie można jednak powiedzieć, że odzwyczaił już od wypełnionych gorącą wodą drewnianych balii, gdyż od takich komfortów ciężko odwyknąć. Nawet jeśli ostatnia miała miejsce dobry miesiąc temu, to ze względu na to, że nie brał jej sam, ciężko było mu o tym zapomnieć. Zwłaszcza gdy złośliwy umysł podsuwał mu zapamiętane obrazy i dźwięki akurat wtedy, gdy korzystał z kąpieli o skrajnie odmiennym od tamtego standardzie. Na przykład teraz.
        Nie przejmował się tym jednak zbytnio. Korzystając z okazji, wyglądał jak stęskniony za wodą psiak, który najpierw rzuca się dziko pod taflę, by po chwili wynurzyć się z parsknięciem i otrzepać z wody, rozpryskując krople z włosów wokół siebie. Ivor spoglądał na niego z rozbawieniem, a od ochlapania go w odwecie powstrzymywało go tylko to, że takie zachowanie dorosłym facetom nie przystoi, nawet jeśli nikt ich nie widzi. Poza tym, mimo ulgi, jaką przynosiło zmycie z siebie tego całego brudu i zwierzęcej krwi, woda naprawdę była pioruńsko zimna, więc gdy tylko się umyli, wyszli zaraz na brzeg, zakładając szybko czyste ubrania i swoje stare buty. Brat Ramii chyba gustował w czerni, gdyż Mathiasowi trafiły się same ubrania w tym kolorze, jednak nawet mu to odpowiadało. Swoim starym skórzanym pasem ściągnął spodnie ciasno w biodrach i lekko po skosie zapiął drugi, bogaty w liczne pochwy na noże, dwie sakwy i fajkę. Koszulę zostawił na razie rozpiętą, nie chcąc przemoczyć jej od mokrego jeszcze ciała, a płaszcz z kapturem, który ku jego ogromnej radości również dostał się mu w pakiecie, zawiesił na razie luźno na plecach, by nie przeszkadzał i nie grzał aż tak bardzo. Dopiero gdy podwijał rękawy koszuli aż do łokci i zawiązywał na przedramionach swoje stare karwasze, zauważył, że jego towarzysz przygląda mu się z dziwnym uśmiechem.
        - Co? – burknął najemnik, przyglądając się czujnie koledze.
        - Rzeczywiście wyglądasz identycznie jak Miles. Nic dziwnego, że Ramii tak cię nie znosi – Ivor zaśmiał się, widząc jak Mathias najpierw wzrusza ramionami, a później nagle spogląda na niego krzywo.
        - Bzdura, czemu miałaby mnie nie znosić?
        - Bo widać po tobie kłopoty. On też taki był.
        - A tam, pieprzysz. Uprzedziła się po prostu po tej akcji z Aną i Kelirem.
        - Dziwisz się? Ledwo się w wiosce pojawiłeś, a już się z kimś po mordach tłuczesz.
        - On zaczął! – prychnął Northman, a widząc, że jego towarzysz wybucha śmiechem, sam odruchowo uniósł lekko kącik ust. – No co?
        - Mam nadzieję, że jej się tak nie tłumaczyłeś – stwierdził Ivor, wciąż chichocząc i popychając lekko najemnika w stronę wioski. Dopiero cios łokciem w żebra zdusił jego rozbawienie.

        Najpierw jednak musieli przedrzeć się przez zarośla, którymi tutaj dotarli, a już po kilku krokach usłyszeli znajome narzekanie, które u obu mężczyzn wywołało uśmiechy, z tym że u Ivora raczej rozmarzony, a u Mathiasa mocno kpiący. Zaraz też odwrócił się do mieszkańca wioski i położył sobie palec na ustach, nakazując ciszę, a chociaż błysk w jego oku nie wróżył nic dobrego, z jakiejś przyczyny towarzyszący mu łowczy nie zaprotestował, widocznie ciekawy, co też knuje ten wariat. A Northman potrafił być naprawdę cicho jeśli chciał, ostrożnie stawiając stopy na miękkiej ziemi, omijając wszelkie gałązki i pochylając się pod listowiem zagradzającym mu drogę, miast go odgarniać z szelestem. Po chwili ukazały im się blond włosy syrenki, która po prostu nie przestawała mówić. Najemnik z trudem zdusił rozbawienie i nad jej ramieniem poprosił Aureę na migi, by nie zdradziła ich obecności. Obie dziewczęta były już przebrane i to w suknie, których z pewnością nie spodziewałby się zobaczyć w arsenale mieszkających tu wieśniaczek, a jednak. Jego uwadze umknęły, na szczęście, tajemnicze kamienie, gdyż był zbyt zajęty przygotowywaniem pułapki na Niviandi.
        Wcześniej już ułamał sobie gałązkę jednego z krzaków, a teraz ostrożnie układał na jednym z liści kolorowego żuczka, który spacerował sobie radośnie po sąsiedniej roślince. Dopiero wówczas Ivor otworzył usta, by zaprotestować, ale znów oberwał łokciem i siedział cicho. Brunet zrobił krok do przodu, nie chcąc już ryzykować zdradzenia ich obecności i stając bezpośrednio za Niviandi, ostrożnie pochylił nad nią gałązkę w taki sposób, by nieświadomy nadchodzącej apokalipsy żuczek znalazł się dokładnie przed oczami księżniczki. Siłą rzeczy najemnik odgrodził jej dodatkowo swoją osobą drogę ucieczki, gdy pochylił się do ucha dziewczyny. Przedwcześnie zdradzić go mogły jedynie krople wody, kapiące z jego mokrych jeszcze włosów.
        - Bu! – szepnął z uśmiechem, słysząc jak za jego plecami dopiero teraz Ivor ośmielił się odezwać.
        - Ależ z ciebie dzieciak...
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi początkowo wlepiła w Aureę zaskoczone spojrzenie. Pierwszy raz otrzymała z jej strony tak wielkie poparcie, nawet jeżeli słowa te dotyczyły tylko sukienki. Jednak, tak… To bardzo kupiło naiwność syrenki. Od razu zyskała w oczach królewny takim zdecydowaniem poparciem jej niezadowolenia. Niv aż odrzuciła garść loków by uwydatnić swoje rozkapryszenie.
        Po chwili błękitne tęczówki zabłysnęły nowym blaskiem widząc do czego zdolne są doprowadzić zaklęcia! Ona tak bardzo bała się magii! A tu proszę, taki pożytek! Złotowłosa była wręcz zahipnotyzowana tym widokiem. Nieważne czy szycie było w jej guście czy też nie, Niviandi mogła zażyczyć sobie niemalże wszystkiego od skrzydlatej! To zrodziło nowe inspiracje w dziewczynie, a należało pamiętać, że Niv nie zna zahamować jeżeli chodzi o wygląd.
        - Och! – westchnęła doglądając to jedną, to drugą kreację. Pragnęła je pieścić palcami. Wszystko było lepsze od tego, co ma na sobie!
        Czy w takim razie Aurea potrafi wyczarować korale? Perły? DIAMENTY?! W głowie syrenki aż wirowało od wyobrażeń przeróżnych błyskotek. Chyba omdleje z tych wrażeń oraz pobudzonej do granic możliwości wyobraźni. I korona… Ciekawe jaką koronę nosi jej królestwo? Mogła sobie wyobrażać i wyobrażać, a fellerienka wszystko by jej wyczarowała.
        - Ja chyba śnię… - wzdychała przecierając nieestetyczną kroplę potu, ale jak tu nie zwariować, gdy obok ma się kogoś tak wspaniałomyślnego? Musi koniecznie sprowadzić ją sobie na dwór królewski!
        Nagle skóra Niviandi niemalże zapłonęła. Spojrzała pytająco na kryształ. Palił ją, ale bała się go dotknąć. Wyraźnie spanikowała, dłonie jej drżały, ale ostatecznie to Aurea rozwiązała problem odkładając własny naszyjnik. Wtedy wzrok księżniczki przeniósł się na skrzydlatą. Oczy miała wypełnione po brzegi strachem, niczym spłoszona łania i przybrały niemalże idealnie okrągły kształt.
        - Aurea… - szepnęła niemalże bezgłośnie dostrzegając czerwone błyski na ciele towarzyszki.
        Syrenka ukryła przełknięcie śliny. Stała kompletnie zdezorientowana, jakby była gotowa na zdecydowany ruch, ale bała się jego konsekwencji. Gdzieś w pamięci miała, by nigdy nie patrzeć w stronę celu podczas gęstniejącej atmosfery. Na dworach panny nigdy nie spoglądały na osobę, o której mówiły. Teraz odczuwała to samo. Nie patrz w wyznaczony przez siebie punkt, bo inaczej nie będzie jak z łąki kwiatów zrywać.
        Niviandi zaoferowana własnymi działaniami stała się łatwym łupem dla żartu Mathiasa, chociaż nawet w pełni skupiona na zmysłach syrenka nie miałaby szans z niespodziewanym żukiem na liściu. Chwila napięcia została przerwana przez jednego robaczka, którego dojrzała złotowłosa. Najpierw wytrzeszczyła oczy upewniając się, że to co widzi jest właśnie tym co widzi, a skromne „Bu” spowodowało pisk bolesny dla każdej pary uszu, jaka zdołała wychwycić te dźwięk.
        Złotowłosa wyrzuciła dłonie w górę odtrącając liść, a gdy zdała sobie sprawę, że dotknęła terytorium tego stwora, zasłoniła rękoma twarz, jakby co najmniej miał ją pożreć a następnie wypluć. Wizja oblepionych włosów niesamowicie ją brzydziła, nie mówiąc już o tym jakie zarazki musi przenosić ten robal! Cofnęła się gwałtownie decząc najemnika po palcach. Nie wiedzieć czemu przypomniały się Niv czary. A może ten żuk stał teraz za nią w rozmiarach nierealnych? Nie miała odwagi spojrzeć więc chlasnęła otwartą dłonią Mathiasa po twarzy odskakując w wolną przestrzeń, gdzie nie było ani mężczyzny ani listka z robakiem, który zapewne boleśnie padł na leśną ściółkę.
         - Iiiiiia! – krzyczała piskliwie i bezradnie machając dłońmi przed twarzą oraz bardzo mocno dociskając łokcie do ciała.
        - Ach! Okropne! – krzyczała cofając się tyci kroczkami, aż ostatecznie ugięła kolana popadając niemalże w płacz.
        - Och, to już sobie poszło?! Matko, na pomoc! Mathias! – wezwała, gdy nagle błękitne oczęta syrenki dostrzegły źródło podstępu.
        - MATHIAS! – powtórzyła poprawiając pragnienie uratowania na besztanie.
        Patrzyła na niego gniewnie, aż policzki jej poczerwieniały i napełniły się zaciągniętym powietrzem. Miała ochotę wybuchnąć, ale nie płaczem a całą litanią niepochlebności. Postąpiła jedną nogą do przodu, ale szybko się wycofała w obawie, że w zanadrzu może trzymać jeszcze jednego potwora. Pobłądziła wzrokiem po stopach członków drużyny szukając jakiś odpowiedzi na to co zrobił. Dusiła się od środka, chciała mu tyle powiedzieć! Tyle nakrzyczeć!
        Uniosła wzrok i spotkała szare tęczówki. Ugięła się pod przenikliwością jego spojrzenia. To na pewno przez to, że gdy się obudziła poczuła nieproszoną słabość wobec mężczyzny. Teraz znowu ją złapała. Koszula delikatnie lepiła się do jego wyrzeźbionego ciała. Wciąż widać było delikatny połysk wody na jego skórze. Ech, a ona za wszelką cenę nie chciała być słaba. Nie wobec Mathiasa Northmana.
        Niviandi porwała z ziemi łańcuszek należący teoretycznie do Aurei. Skoro zachowywała się tak dziwnie, gdy go trzymała, to może ona nabierze odwagi! Poczuła… Poczuła się… Całkiem inaczej, albo raczej… Całkiem inna. Odmieniona. Lepsza.
        Zacisnęła piąstkę na łańcuszku. Parzył ją w ręce, a na piersi wypalało się błękitne oczko. Głos podpowiedział by go zerwała, bo wtedy dozna ulgi. Tak faktycznie się stało. Syrenka odtrąciła własną ozdobę zrzucając ją na trawę. Ta siła. Ta świadoma siła i przeczucia.
        Jeszcze raz spojrzała na Mathiasa kompletnie ignorując czy Aurei się to wszystko podoba. Zbliżyła się do najemnika. Całe ciało syrenki mrowiło. Podobnie, jak skrzydlata kilka chwil temu, teraz i ona odczuwała masę dziwnych, strasznych i niepodobnych do niej myśli. W odróżnieniu jednak do fellerianki, nawet nie była świadoma, że jeszcze nie aż tak dawno, nim woda wyrzuciła ją na brzeg, to wszystko trawiło ją od środka. Nienawiść. Nienawiść do ludzi. Nienawiść do osób na tamtejszym statku. To napędzało ją od środka. A przecież Mathias był człowiekiem...
        Ostatecznie sprzedała mu niezłego liścia na policzku, a ku większemu zaskoczeniu ona sama nie odczuwała z tego powodu jakiejś urazy czy też zdziwienia tym co zrobiła. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej wpiła w niego wzrok, który ociekał klarowną złością oraz nutą… uciechy?
        - No tak, mogłam się domyśleć. Pewnie resztę kolegów chowasz w czuprynie, wszy mają z ciebie taką samą pożywkę jak ty najwidoczniej ze mnie ubaw! – powiedziała głosem zatopionym w złości.
        - Nie dorównujesz im inteligencją i leczysz kompleksy tępym zachowaniem! – dodała nie przerywając, a powietrze nabrało zwiększonej wilgotności, jakby wróżyło burzę, tylko nad ich głowami widniały jedynie chmury zniszczenia.
        Ivor aż oniemiał. Nie spodziewał się takiego nagłego zrywu ze strony Niviandi, który różnił się od tych wszystkich poprzednich. Był przepleciony inną wiązanką, w której szukał jakiejś odpowiedzi na jej zachowanie.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea jedynie się uśmiechała widząc zdziwienie Nivandii. Wciąż jeszcze była pod dziwnym wpływem czerwonego kamienienia. Fellarianka była zadowolona z całej sytuacji. Poczuła niezwykłą dumę, widząc skupiony na sobie wzrok syrenki, podczas jej widowiskowych czarów, poczuła się nawet nieco lepsza od innych mimo braku wysokiej pozycji społecznej, jednakże nigdy wcześniej nie myślała w ten sposób. To przyjemne, ale nieco przesadne uczucie pogłębiło się po westchnięciu z zachwytu przez naturiankę i wnikliwym dotykaniu powstałych z niczego sukienek.
Po incydencie z kamieniami, fellarianka czuła zawroty głowy, ale nie dawała tego po sobie poznać. Spojrzała na swoje ramię. Oj niedobrze, ten szkarłat nigdy nie wróżył nic dobrego, ale ten septagram… ach jakże on kusił, by go znów podnieść i mieć przy sobie tylko dla siebie i nikomu nie oddać.

- Ouh… To przejdzie… Chyba, nie wiem… jakaś zła energia jest wokół… - zatroskana strachem syrenki, by nie wzbudzać paniki postanowiła robić dobrą minę, do złej gry i choć sama w to nie wierzyła próbowała przemówić do złotowłosej, że będzie dobrze, że być może to przez ten meteoryt jej znamiona nie działają, jak powinny… Niestety nie brzmiało to zbyt przekonująco. Podświadomie przecież czuła, jaki jest powód ich lśnienia - to ten szkarłatny kamień.

Wtem zauważyła Mathiasa. Bezgłośnie westchnęła, ale nie chciała go zdradzać, miała tylko nadzieję, iż nie zostanie posądzona o spisek z nim. Nie chciała mieć z nikim na pieńku. Szybko jednak przekonała się jaki błąd popełniła - mogła zdradzić co knuje Mathias. Nie zrobiła tego, przez co została narażona na ból uszu. Skrzywiła się, mocno zasłaniając dłońmi swój narząd słuchu, jak najmocniej mogła.

- No… Mathias to nie było zbyt miłe… myślę, że w sumie dla wszystkich. – Pomasowała swoje uszy zwracając uwagę na to, o co jej chodzi i jednocześnie reagując na szukającą poparcia księżniczkę.

Gdy jednak złotowłosa wzięła wisiorek, fellarianka nerwowo poprawiła kosmyk opadający jej na twarz i postanowiła odwieźć od tego dziewczynę.

- Nivandii… Może lepiej tego nie ruszać? Może się zrobić gorące i ten… - Zawahała się co mówić dalej, ale widziała już wpływ kamienia na syrenkę, westchnęła. Dodatkowo pozbyła się tego błękitnego. – Aj… Nie tego powinnaś się pozbyć! – podniosła aż głos z powodu tych nerwów, nic to jednak nie dało, ponieważ została zignorowana.

Sprawy powoli się komplikowały, mężczyzna oberwał od syrenki, a później jeszcze go w taki sposób obrażała, to do niej nie pasowało. Trzeba było coś zrobić.
Tymczasem wcześniejsze wrzaski zaalarmowały Belluma, który w obawie o Aureę ruszył biegiem do naturianek. W miarę jak się zbliżał, coraz bardziej drżała ziemia, w końcu to całe cielsko i skrzydła miało swoją wagę. Dodatkowo mocne uderzenia łapami o ziemię powodowało uniesienie się cząsteczek kurzu, co sprawiło, iż za biegnącym lwem powstały kłęby pyłów przypominających dym.
Gdy dotarł na miejsce wiedziony przeczuciem skoczył na Mathiasa przewracając go, po chwili jednak zdał sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. Pozwolił mu wstać, a sam spojrzał na złotowłosą piękność i zaczął warczeć, idąc wokół niej, by móc w razie czego ubezpieczać Aureę.

- Mathias… to chyba ten szkarłatny wisiorek, trzeba go jej zabrać! – skończyła owijać w bawełnę, choć wiedziała, że Niv może się uparcie przed tym wzbraniać.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Poziom instynktu samozachowawczego u Mathiasa nie był zbyt wysoki, najemnik zbyt lubił kłopoty, jednak wystarczał on, by mężczyzna nie wybuchnął śmiechem, obserwując jak Niviandi miota się w panice po niewielkim poletku między krzewami. Szczerzył się jedynie wesoło, zadowolony z efektu swojej niespodzianki i odsunął się o krok, gdy w pierwszych odruchach księżniczka podeptała go bezceremonialnie. To nie było tak, że cieszył go jej strach, to naprawdę był zwykły szczeniacki wybryk, poza tym Northman uważał, że im szybciej dziewczyna zaprzyjaźni się nieco bardziej z naturą, tym lepiej dla niej.
        Jednak o ile pierwszy policzek zgarnął z rozbawieniem, jako uczciwie zasłużony, przy drugim mocniejszym, uśmiech zniknął powoli z jego twarzy, a gdy Niviandi zamachnęła się po raz trzeci, złapał mocno jej nadgarstek nim dosięgnęła go dłoń dziewczyny. Przytrzymał ją chwilę, aż próbowała się sama wyszarpnąć i dopiero wtedy puścił, nie robiąc jej jednak krzywdy. Jego twarz zamarła, nie przedstawiając w tym momencie żadnych emocji i jedynie oczy, w których wcześniej błyskały radośnie ogniki wesołości, ścięły się lodem, tak bardzo zmieniając cały wygląd najemnika. Dopiero teraz widać, jak przyjazna wcześniej była cała jego postawa i aparycja. Gdy nawet nieco poirytowany, zachowywał się swobodnie, rzucając czasem jakimś żartem, a jego mowa ciała nie odpychała, lecz przeciwnie - przyciągała czymś zupełnie nieokreślonym. Teraz jednak jego sylwetka wyprostowała się, a wyszczerzone zwykle w uśmiechu zęby teraz wyglądały jak wilcze kły. Zrobił kilka kroków w stronę Niviandi, która cofnęła się jedynie o krok, zadzierając później brodę i wbijając w niego wściekłe spojrzenie. Przyglądał jej się dłuższą chwilę, przechylając lekko głowę, a jego wzrok sunął po jej twarzy, jak gdyby widział dziewczynę po raz pierwszy. Gdy w końcu zatrzymał się na jej oczach i odezwał, jego głos zdawał się kompletnie obcy
        - Możliwe - stwierdził sucho, odnosząc się raczej do drugiej części jej wypowiedzi, gdyż dawno już znudziło mu się odpieranie jej zarzutów, co do jego wyglądu. Gdyby miał przejmować się słowami wystrojonych w sukienki księżniczek, które nie mają o życiu żadnego pojęcia, już dawno postradałby rozum. W istocie nie uderzyły go żadne ze słów syreny, ani jej zdanie o nim, lecz ta ślepa wściekłość, która malowała się na jej twarzy i pogarda, z którą na niego spoglądała. Najemnik nie miał w zwyczaju poświęcać czasu takim ludziom, więc i tym razem nie zamierzał robić wyjątku.
        - To się więcej nie powtórzy - powiedział jeszcze, nie przepraszając jednak i kłaniając się ani szczerze, ani kpiąco, podobnie jak na jego ustach nie pojawił się znajomy uśmieszek. Mężczyzna po prostu odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wioski, nie zwracając uwagi na pozostałych.
        - Mathias! - Ivor doskoczył do niego od razu, zastępując mu drogę, a ugodzony ostrym spojrzeniem najemnika splótł ręce na piersi.
        - Zejdź mi z drogi.
        - Uciekasz? Bo dziewczyna na ciebie nawrzeszczała? - sarknął łowczy, po czym uniósł brwi, gdy Northman wzruszył ramionami wciskając ręce w kieszenie.
        - Idę w cholerę, bo i tak już zdecydowanie za długo siedzę na tym zadupiu, nic tu po mnie.
        - Nie widzisz, że coś tu jest nie tak? To ten cholerny meteoryt!
        - W dupie to mam – mruknął, mijając blondyna.
        - Jasne, uciekaj tchórzu - prychnął Ivor, zostając w tyle, na co Mathias warknął wściekle i zawrócił w miejscu, łapiąc kolegę za poły koszuli.
        - Ja zabijam ludzi, nie ich ratuję, nie rozumiesz?
        - A co z nią? - łowczy wskazał ręką na Niv, ale najemnik nawet na nią nie spojrzał, puszczając mężczyznę.
        - To jest dobre pytanie.
        - Przecież ona nie jest sobą. Widzisz, że dzieje się coś złego i po prostu odwrócisz się do nas plecami?
        Nie wiadomo, czy Mathias chciał odszczeknąć coś nieprzyjemnego i opuścić towarzyszy, czy też zmienił zdanie i postanowił zostać. W tym momencie bowiem z zarośli wyskoczył lew Aurei, rzucając się na najemnika i własnym ciężarem obalając go na ziemię. Mężczyzna sapnął przygnieciony ciężkim cielskiem i usiłował zrzucić z siebie zwierzę, które stało po prostu łapami na jego piersi, rozglądając się po pozostałych ze zdziwieniem. Dopiero po chwili Bellum zorientował się, że brunet jest niewinny i zszedł z niego, łaskawie nie zwracając uwagi na wywarkiwane przez Northmana pod nosem przekleństwa. Ten zebrał się z ziemi i otrzepał z trawy.
        - Na Prasmoka, a wy rąk nie macie? - mruknął i szybkim krokiem ruszył w stronę syrenki.
        Nie tłumacząc się ze swojego zachowania, bezceremonialnie złapał dziewczynę za nadgarstek, drugą ręką wyrwał jej naszyjnik z dłoni i tym samym ruchem owinął go sobie wokół zaciśniętej pięści, ruszając w stronę najbliższego drzewa. Sapnął ciężko przez nos, gdy kryształ zaczął palić mu dłoń, a umysł zalała wściekłość tak potężna, że był pewien, że oszaleje. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie, gdy potrząsnął głową, próbując wyzbyć się szepczącego doń głosu, każącego złapać za broń i wyrżnąć w koło wszystkich tych, którzy…
        Nie zwalniając, przygrzał z pięści prosto w drzewo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że może złamać sobie rękę. Kierowała nim jednak ta obezwładniająca złość na ten kryształ, na wszystkich wokół, na siebie, a także nieodzowna najemnikowi nadzieja, że jakoś to będzie. I jakoś poszło. Znajdujący się między korą drzewa, a pięścią najemnika kryształ zadziałał początkowo jak poduszka powietrzna, odpychając od siebie pień i dłoń mężczyzny, jednak nie pokonał siły nacisku. Huk, jaki rozległ się, gdy okruszki kamienia poleciały w boki, przypominał raczej wystrzał armatni, odrzucając jednocześnie Northmana na kilka stóp w tył. Ten podniósł się zaraz do siadu, klnąc pod nosem i obejmując ręką drugą, wciąż zwiniętą jeszcze w pięść. W skórę powbijały mu się kawałki kryształu, które wyciągał teraz szybko, kalecząc wspólną mowę do nieznośnego stopnia, gdyż małe drobiny nie tylko raniły skórę, ale parzyły ją, przywołując echo szeptu, który wcześniej słyszał w swojej głowie. Odrzucał z obrzydzeniem drobiny na ziemię, a te momentalnie zamieniały się w smugi czerwonego dymu, mieszając się po chwili z powietrzem i znikając.
        - No i po kłopocie - mruknął, już drugi raz podnosząc się na nogi, rzucając dziwnym spojrzeniem po obecnych i znów odchodząc w stronę zarośli. Tym razem Ivor nie zatrzymał go, tylko nieco zszokowany pogonił dziewczyny, by ruszyły za najemnikiem i wszyscy wrócili razem do wioski, od razu natykając się na Ramii.
        - Gdzie wy byliście tyle czasu? - huknęła na nich z miejsca, jednak zaraz zmarszczyła brwi, tocząc podejrzliwym spojrzeniem, po wszystkich twarzach, z których każda przedstawiała inną emocję. Zaraz też coś w dole zwróciło jej uwagę.
        - Mathias, a tobie co się stało? - zapytała, a widząc zdziwienie w oczach najemnika wskazała na jego rękę. Dopiero teraz mężczyzna zorientował się, że z pokiereszowanego wierzchu dłoni sączyła się gęsto krew, kapiąc głucho na ziemię, gdzie momentalnie wsiąkała w piach.
        - Nic – stwierdził, przewracając oczami, gdy uzdrowicielka złapała go za rękaw koszuli i pociągnęła za sobą do jakiegoś prowizorycznie postawionego namiotu. - Och daj spokój, to tylko draśnięcie - parsknął, gdy okazało się, że kobieta ma zamiar go opatrzyć. Wyrwanie się jednak z jej lekkiego uścisku nie było dobrym pomysłem, gdyż momentalnie przyszpiliła go spojrzeniem.
        - Draśnięcie, draśnięcie, już ja znam takich jak ty, nogę wam urwie i też draśnięcie będzie! Ubrania nie będziesz mi brudził, dawaj tą rękę!
        Najemnik zamilkł, znów dając się zaskoczyć stanowczości wioskowej uzdrowicielki i posłusznie wyciągnął przed siebie dłoń, wierzchem do góry, rozglądając się w międzyczasie za pozostałymi.
        Wszystko, co mówił wcześniej było prawdą, wcale nie chciał spędzić tutaj tyle czasu, a ta wyprawa po “skarb”, chociaż wcześniej wydawała się być miłą przygodą, teraz zdała się błahostką wśród tego, co ich spotkało. Zdawał sobie sprawę, że zachowuje się jak typowy obieżyświat - chociaż nikt i nic na niego nie czeka, on i tak nie może zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, bo “musi iść dalej”. A gdy pytają “gdzie?”, “po co?”, wzrusza niedbale ramionami, bo sam nie wie. Musi odejść i już, tak już wygląda jego życie.
        Teraz jednak nie mógł nawet przed sobą ukryć, że polubił tą bandę oszołomów, z którą przyszło mu przeżyć ostatnie wydarzenia i mimo wszystko coś ciągle kazało mu ociągać się z odejściem. Ale ile można? Przecież nie zostanie z nimi na zawsze, więc po co w ogóle się przywiązywać, nie daj losie jakieś przyjaźnie zawiązywać. Listów sobie pisać nie będą, nie ma co się łudzić. Ale trochę szkoda..
        - No, gotowe! Teraz pomóż mi z mieszkańcami, nie wiem, co im odbiło i skąd mają te naszyjniki.
        - Co?
        Northman dopiero teraz zerknął na Ramii, ignorując zupełnie swoją zabandażowaną zgrabnie dłoń i biegnąc wzrokiem za jej spojrzeniem. Od strony meteorytu wracał co najmniej tuzin mieszkańców wioski, kobiety i mężczyźni, wszyscy dzierżąc w dłoniach błyszczące czerwienią kryształowe wisiorki. Na ich ustach malowały się tak znajome mu bezmyślne uśmiechy, gdy tuląc swoje skarby do piersi, zmierzali w ich stronę. Szczęśliwi. Jeszcze.
        - Coś nie tak? - Ramii zerknęła na najemnika podejrzliwie, a ten westchnął cicho i przechylił głowę na bok, strzelając kręgami w szyi.
        - Tak. Jesteśmy w czarnej dupie.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi miała wrażenie, że mogła policzkować Mathiasa w nieskończoność, a za każdym razem odczuwałaby te samą… przyjemność? Dopiero gdy chwycił ją za nadgarstek, ona spojrzała na niego w pełni oburzona. Mierzyła go wzrokiem i wściekała się coraz mocniej błądząc spojrzeniem po jego twarzy, która teraz wydawała się być dla niej tak odległa, nieznajoma. Wówczas syrenka odczuła głęboki żal, uderzyła ją świadomość o przepaści jaka dzieli ją, księżniczkę, i najemnika. Jednak ten żal przeradzał się w zupełnie coś innego niż mogła się spodziewać. Nakręcał ją na złośliwości, nienawiść, czynienie krzywdy, a satysfakcja płynąca z tych czynów była niewyobrażalna.
        Ona jednak nie miała zamiaru się poddawać z powodu ponurej miny Mathiasa. Stała dumnie i mocno, zadzierała brodę do góry nie dając się zbić z tropu w żaden sposób. Błękitne oczy przeszywały go w zaskakująco odmienny sposób. Kierowała się całkowicie innym tokiem myślenia.
        - Oczywiście, że się nie powtórzy – odparła władczo, po czym obróciła swe oblicze gdzieś w bok.
        - Nie chciałaś wracać do swojej wioski, Aureo? – zaczepiła niemile skrzydlatą, gdy niespodziewanie Bellum pojawił się znikąd i obalił Northmana na ziemię. Może to i lepiej, bo Niviandi całkowicie zatraciła się w mocy kryształu, a tak to nie było już czasu na przykrości.
        - Ach! – Cofnęła się syrenka w przestrachu mocniej przytulając do siebie świecidełko.
        - O, nie, nie, nie! Kryształ należy do mnie! – pisnęła odsuwając się od reszty towarzystwa, jakby co najmniej mieli jej odebrać nowo narodzone dziecko.
        Pisnęła po raz kolejny widząc, że łachmaniarz idzie w jej stronę. Cofała się, ale drzewo stanęło na drodze wolnej ucieczki. Mocno przycisnęła ręce do tułowia. Miała wrażenie, że za chwilę wrośnie w pień, ale Mathias był szybszy. Jęknęła cichuteńko, gdy wyrwał jej naszyjnik. Niviandi miała wrażenie, że zerwał z niej jakąś cienką błonę. Aż postąpiła krok do przodu, jakby rzeczywiście ciągnął ją za sobą. Stanęła nieco osłupiała. Doskonale pamiętała co się stało, ale ciężki klimat emocji ulotnił się w mgnienia oka. Pozostała goła i niestety świadoma wszystkiego. Rozchyliła delikatnie usta, ale już po chwili złączyła wargi wlepiając spojrzenie w mało interesujący punkt jakim był pobliski kamień. Chciała się schować. Nie żałowała tak bardzo słów, lecz uczuć, które w niej dominowały. Były teraz okropnym wspomnień, od którego niełatwo będzie się uwolnić.
        - Och, Aureo… Tylko nie bądź zła… - mruknęła do dziewczyny zbierając odwagę by zwrócić się ku skrzydlatej.
        Syrenka objęła ramiona dłońmi i zacisnęła na nich palce widząc, jak Mathias uderza pięściami. Księżniczka momentalnie odnalazła ostoję bezpieczeństwa w ramionach Ivora. Wtuliła się w niego okrutnie czule, chowając twarz.
        - Ivor, ten naszyjnik… - poprosiła, ale było już za późno. Northman doskonale poradził sobie z problemem. Huk okazał się gorszy od pisku paniki syrenki. Wszyscy momentalnie zakryli uszy, a gdy dźwięk rozszedł się po koronach drzew, Niviandi patrzyła na najemnika nieco zdezorientowana. Widziała resztki kryształu wbite w jego dłoń, ale nie odważyła się odezwać już ani słowem do Mathiasa. Z jednej strony było jej strasznie wstyd za to co powiedziała, z drugiej… te wzbudzone uczucia były jej tak znajome. Były czymś uzasadnione, ale nie wiedziała ile z tym wspólnego ma Mathias, czy właściwie w ogóle coś ma… Nie nosiła więc w sobie potrzeby wytłumaczenia się, ale w jakiś sposób był to wybryk niegodny księżniczki. A co robią księżniczki w takim momencie? Zadzierają głowę i idą przed siebie.
        Łowczy jeszcze przed opuszczeniem zatoczki schylił się po błękitny naszyjnik. Chwilę później dotarli do miejsca wyjściowego, jakim było przeklęte miasteczko. Syrenka pomyślała, że już od dawna nie powinna się tutaj znajdować. To nie miejsce dla niej, szczególnie teraz, gdy spadł meteoryt, a zwierzęta dostały jakiejś wścieklizny. Na wszystkie korony tego świata, jak bardzo tu nie pasowała!
        Wkroczyli do wiochy i nie wiedzieć czemu, panowała tu trochę inna aura. Niviandi rozejrzała się dookoła z, już tym samym, niewinnym grymasem, co od zawsze widniał na jej dziewczęcej twarzy.
        - Nie masz wrażenia, że coś jest tu nie tak? – spytała Aurei. Blondynka ujęła dłoń Ivora.
        Mężczyzna odczuł niepokój, dlatego pośpiesznie zbliżył się do Ramii nie puszczając Niv.
        - Czy oni nie wrócili z Jaskini Smoków?
        - Z Jaskini Smoków, Smoczej Przełęczy, okolicy Jaskółki… Zewsząd! – wybuchła. – Zostawiliście mnie tu samą! – prychnęła przez zaciśnięte zęby.
        - Aureo, a ty nie uleczysz dłoni Mathiasa tak, jak mojego bólu głowy? – podpytała w międzyczasie felleriankę złotowłosa, jakby niezainteresowana tematem miasteczka. Do czasu.
        - Ej! To ona! To ona zrobiła mi krzywdę! – zajęczała jedna z kobiet.
        Syrenka spojrzała w bok. Jej oczom ukazała się ta sama mieszkanka, którą jakimś cudem uratowała, a nie skrzywdziła! Rozwścieczony tłum, pełen żalu, gniewu, złości nie potrzebował większego pretekstu by ruszyć w stronę zebranego towarzystwa. Łapali wszystko, co mogło zranić.
        - Ivor, co tu się u diaska dzieje?! – krzyknęła Ramii nie mając nadziei by wściekły tłum chciał jej się wytłumaczyć.
        - Te kryształy… - odparł krótko. Na więcej wyjaśnień nie było czasu. Jeden z mieszkańców doskoczył z widłami do blondynki, ale łowczy zdołał odbić prowizoryczną broń własnym mieczem.
        - Terias – szepnęła do powalonego wieśniaka, po czym wyrwał mu naszyjnik i odrzucił go gdzieś na bok. – Nie dotykaj Ramii!
        Uzdrowicielka zawiesiła dłonie tuż nad wyrzuconym przedmiotem. Patrzyła na drużynę niezrozumiale, ale wolała słuchać niż sprawdzać. Zresztą, niewiele czasu potrzebowała do tego, by sama musiała się bronić przed jedną z mieszkanek, która się na nią rzuciła. Krzyczała o bliźnie, jaka została jej po jednej z operacji. Ramii uratowała tym dziewczynie życie, ale musiała niestety ciąć. Coś za coś. Odwieczny handel losu – życie za wygląd. Cóż... Teraz jednak kryształ rządził kompleksami i żalami całej wioski wydobywając na wierzch nawet najgłupszy problem. Choćby fakt, że pewnego dnia Ivor zjadł o jedno jabłko więcej niż Terias. Tłum mamrotał pod nosem powody, dla których chcieli załatwić całe towarzystwo. O dziwo najwięcej znalazło się na Mathiasa, chociaż ku ironii losu, spędził najmniej czasu w wiosce. Nawet Aurea dorobiła się kilku złośliwości i podejrzeń, że chce wykarmić lwa mięsem z ludzi.
        - Oszaleli! – krzyknęła uzdrowicielka wyszarpując się to z każdych możliwych rąk. Tłum pełznął do nich niczym stado węży chcących zadusić ofiary w potrzasku.
        - Oszaleli… - przyznał niechętnie Ivor cofając się. Nie był w stanie nikogo zranić, przecież to nadal mieszkańcy wioski!
        Teren swobody zmniejszał się bardzo szybko. Powoli bohaterowie byli otaczani z każdej możliwej strony. Naszyjniki ostro pulsowały, a w szczególności jeden. Na błękitno.
        Syrenka spojrzała na Ivora, który syknął z bólu. Aż łzy nagromadziły się w kącikach oczu mężczyzny. Dziewczyna pogłaskała łowczego po plecach. Nosił na sobie wielki ciężar. Chciał chronić ją oraz resztę drużyny, ale nie wiedział jak. Między jego palcami tonął błękitny kryształ. Kusił swoim tajemniczymi zmianami. Oczy blondynki ponownie wlepiły się w błyskotkę. Słyszała czyiś głos, ktoś ją wzywał.
        Niviandi gwałtownie wysunęła rękę przed siebie i przechwyciła wisiorek w swoje ręce. Wtedy zdarzyło się coś… czego żałowała jeszcze bardziej niż słów do Mathiasa. Mrugnęła delikatnie i lekko, a gdy powieki uniosły się do góry, świat stanął w miejscu. Dosłownie, wszyscy zamarli. Wyglądali niczym posągi, wykonani z ciemnego lodowca, a przy tym całe otoczenie popadło w jeszcze większy mrok. Między postaciami tliła się błękitna mgła, drzewa stały się czarno-granatowe. Syrenka, o ile wcześniej czuła się zagubiona, to teraz przekonała się, że to ona tutaj oszalała. Naszyjniki, jakieś tajemnicze moce i zatrzymanie w czasie. Chciała zemdleć, ale kto by ją chwycił w ramiona?
        A jednak był ktoś jeszcze.
        Z naszyjnika wytoczyła się gęsta, jasno-niebieska mgła. Rozpłynęła się w przestrzeń, a przerażona blondynka próbowała rozwiać ją machnięciami rąk. Z tej jednakże gęstej rzeki zrodziła się postać. Półprzezroczysta młoda dziewczyna o średniej, jak na gust Niv, urodzie, chociaż oczy miała w kształcie perfekcyjnych migdałów. Okrągła buzia, płaski, podłużny nos, a także włosy, które na wysokości łopatek gdzieś niknęły.
        - Laufey…
        Złotowłosa wpatrywała się w wyczarowaną postać. Mrugnęła dopiero wtedy, gdy poczuła, że oczy jej schną. Bała się oddychać, nie przez to, co ujrzała, ale przez ten dym wokół.
        - C-co? – spytała tempo.
        - Laufey… Masz na imię Laufey.
        Niviandi rozejrzała się dookoła poszukując trzeciej osoby, ale obecnie funkcjonowała tylko ona i niebieska dziewczyna.
        - Ni… Niviandi. Mam na imię Niviandi – mówiła wolno i drżącym głosem. Bała się tej dziewczyny. Była tylko niebieską mgłą, ale bycie niebieską mgłą nie jest normalne!
        - Och… - mruknęła postać marszcząc brwi. Jęknęła, po czym chwyciła się w miejscu, gdzie powinno być bijące serce. – Wybacz, nie mam tyle siły… Wydostałam się z twoją pomocą…
        - Moją? Ja chyba nie straciłam tylko pamięci, ale też rozum… Może nadal jestem na tym statku od porywaczy, a to wszystko mi się tylko śni z głodu i wycieńczenia…
        - Nie… Nie jesteś. Władasz magią ducha...
        - Nie – przerwała zirytowana Niv.
        - T…
        - Nie.
        - Ech… Nieważne! Słuchaj, to wszystko z twojej winy – mówiła szybko.
        - Jak z mojej? O co tu chodzi?
        - Źle to ujęłam… Z twojej przyczyny. Nie utrzymam się tyle czasu… Mogę ci pomóc, ale musimy współpracować. Nie masz wyboru: albo wykosi cię banda wieśniaków, albo mi zaufasz.
        Niviandi jeszcze raz popatrzyła na zastygnięte ciała wokół. Wszyscy powoli stawali w miejscu z opuszczonymi rękoma wzdłuż ciała, zgarbioną sylwetką. Niby wyjęci z życia.
        - Co mam robić?... – Przełknęła ślinę z przerażeniem.
        - Podejdź do nich. Będziesz wiedzieć.
        Syrenka była bliska rozpaczy. Nie rozumiała kompletnie całej sytuacji. Najchętniej teraz stałaby kryjąc twarz w dłoniach i płakała, ale czas strasznie ją gonił. Och, jakże chętnie popadłaby w totalną rozpacz kładąc się do łóżka i wzdychając do gwieździstego nieba.
        To wszystko brzmiało absurdalnie, ale na ten moment bardziej bała się rozwścieczonego tłumu niż tej prześwitującej dziewczyny, bo chociaż gadała bzdury, to dawała nadzieję na wydostanie się stąd. Księżniczka zbliżyła się do Aurei. Ona nigdy się nie denerwowała, była opanowaną osobą o szklanym, dobrym sercu. Na pewno jej pomoże... Syrenka zbliżyła się do felerrianki. Wyciągnęła ku niej dłoń. Faktycznie, miała wrażenie, że powoli wie co robić. Kierowała nią intuicja, chociaż to słowo było jej tak obce, aż do teraz. Nim jeszcze dotknęła skrzydlatej, jeszcze raz spojrzała na niebieską postać.
        - Jesteś duchem?... – spytała piskliwie, a ta w odpowiedzi przytaknęła. – A co zrobiłaś?
        - Zrobiłyśmy… W wielkim skrócie, jesteś moim łącznikiem między światami. Korzystam z twojej energii i mocy. Nie patrz tak okropnie! Władasz magią ducha, inaczej bym się tutaj nie znalazła. Z twoją… pomocą… a może raczej, za pomocą twoich zasobów zdołałam na chwilę ugodzić dusze wszystkich wokół. Twój dotyk ich uwolni… Chyba, że prędzej mnie to wykończy. Nie ma na co czekać!
        Syrenka posłusznie pokiwała głową, a następnie niebiańsko delikatna skóra złotowłosej tknęła czoło Aurei.
        - Och… To naprawdę działa… Ona się rozbudza!
        - Mówiłam ci!
        - Będą cię widzieć? – spytała nim jeszcze skrzydlata odzyskała pełną przytomność.
        - Jestem duchem… Jeżeli władają taką mocą, jak twoja…
        - Czyli nie będą – burknęła księżniczka. – Aureo… Aureo, słyszysz mnie? Dobrze się czujesz? Musimy stąd uciekać… Te naszyjniki tak kuszą, ale musimy być silne. Żadnego nie wziąć… Aureo, pomóż mi… - paplała wtulając się w ramiona fellerianki, ale duch obok upomniał ją w kwestii uciekającego czasu.
        Pośpiesznie odsunęła się więc od Aurei i bez zadawania tysiąca innych pytań dotknęła kolejno Belluma, Ramii i Ivora. Uzdrowicielka mrugała z niedowierzaniem. Wszyscy jakby zasnęli na stojąco. Obudzeni widzieli świat normalnie, tylko Niv dostrzegała, że ciemne barwy magii ducha powoli blakną świadcząc o znikającym zaklęciu. Czuła się zmęczona, ale chyba pośrednik między światami tak musiał cierpieć. Ostatnią osobą, do której się zbliżyła był Mathias. Palce drżały jej z przerażenia. Wciąż nosiła w sobie te mieszane uczucia. Czy jak się obudzi to zabije ją wzrokiem? I czy to było aż tak ważne w takim momencie?
        Złotowłosa objęła jego policzek. Pogłaskała kciukiem jego twarz… jakoś tak zupełnie odruchowo, a gdy tylko powieki mężczyzny drgnęły, wycofała się. Spuściła wzrok, nie wiedzieć czemu, ale odsunęła się stając teraz w kręgu zainteresowania swojej drużyny.
        - Zabrzmi to zapewne mało rozsądnie z moich ust, ale ci ludzie… ekhm… śpią więc to jedyny moment na ucieczkę... – mruknęła niepewnie widząc, jak bezimienny duch z naszyjnika zmienia się w smugę.
        Niv uniosła wzrok. Muszą kierować się za tą linią, nieważne, jak mało realnie brzmi ten cały plan.
        - Chodźcie, tędy. – Wskazała brzydko palcem ignorując na moment wszelkie zasady etykiety.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea z obawą obserwowała wściekłą Nivandii i coraz bardziej nieprzyjemny grymas Mathiasa. Ten kamień wprowadzał kompletny chaos, nieład i nieprzyjemności, trzeba było się go pozbyć natychmiastowo. Szkarłatne znamiona na jej ramieniu świeciły niebywale jasno, zło wisiało w powietrzu, aż strach pomyśleć, że dopiero co zaczynało żer na niewinnych. Dodatkowo głos mężczyzny był taki oschły. Mimo iż nie znali się długo, to kompletnie nie pasowało to do niego. Fellarianka nie wiedziała jednak jak się zabrać do tego przeklętego kamyka.

- Ja… No… tak, ale tak jakoś ciężko by mi było was zostawić… - powiedziała fellarianka nieco speszona nieprzyjemnym tonem głosu Niv.

Owszem, bała się o swych przybranych rodziców, ten sen… koszmar o pożarze tylko to pogłębiał, ale nie mogła ot tak odlecieć. Może to głupie i żałosne, ale polubiła tę grupkę pełną sprzeczności. Mimo iż znali się tak krótko, to dla kogoś, kto nigdy nie miał przyjaciela, to naprawdę wiele znaczyło. Skrzydlata spuściła głowę w dół zmieszana i postanowiła na razie się za bardzo nie wtrącać.
Wprost nie wierzyła, iż tak po prostu obrażony przez syrenkę, której słowami nie powinno się aż tak przejmować, ot tak sobie pójdzie. Chciała go wołać, ale uprzedził ją Ivor, na całe szczęście, choć niestety niewiele to dało. Przebicie ściany obojętności Matha graniczyło w tej chwili z cudem. Najemnika zatrzymał jedynie… ciężar lwa, który na nim wylądował. Ciemnoskóra nawet nie skomentowała tych przekleństw przez pomyłkowy atak Belluma, mogła za niego przeprosić, ale w tej sytuacji być może dałoby to negatywny efekt. Przynajmniej, choć z oporem, zabrał syrence kamień. Niestety zranił on mężczyznę w rękę, ale błękitne znaki Aurey lekko zalśniły, z Nivandi znów było wszystko w porządku.

- Mathias… wszystko dobrze? – nieśmiało spytała fellarianka widząc oparzenie i ten złowrogi grymas na jego twarzy. Następnie spojrzenie skierowała na syrenkę – Nie jestem, rozumiem, że to ten kamień… W nim drzemie jakieś zło.

Przymknęła oczy, nie chcąc widzieć jak jeszcze bardziej kaleczy swoją rękę. Dopiero po tym, jak huk przestał dudnić jej w uszach, otworzyła oczy, choć je odruchowo zasłoniła. Zaniemówiła - to wszystko wokół działo się tak szybko. Może gdyby nie szok już ruszyłaby ze swoją magią na pomoc okaleczonej dłoni najemnika, bo naprawdę źle to wyglądało. A co jeśli wbite w skórę kawałki mogą spowodować coś gorszego niż absurdalną agresję? Nawet jeśli je powyciągał, mogły zostać jakieś drobniejsze. Czerwony dym, który uleciał z kawałków, był raczej dobrym znakiem, ale to wciąż nie rozwiązywało tych wszystkich problemów związanych z meteorytem.
Później wszyscy ponownie wylądowali w punkcie wyjścia, czyli w wiosce. Tam natknęli się na zdenerwowaną Ramii.

- Długa historia? – naturianka w sumie nie wiedziała co powiedzieć, bo aż tak wiele było do powiedzenia.

Obecna chwila definitywnie nie nadawała się na dłuższe opowieści czy tłumaczenia, dodatkowo biorąc pod uwagę nieprzyjemnie gęstą atmosferę. Ponadto ramię ze szkarłatnymi znamionami tak mocno się świeciło... Ciemnoskóra pomasowała je drugą ręką i ze zdumieniem odkryła, iż jest ono niezwykle ciepłe, a dotyk chłodniejszej ręki nieco pomagał.

- Nie tylko mam wrażenie… Spójrz – powiedziała, zaciskając zęby i wskazała na swoje prawe ramię. Kontury czerwonych pasm, ostro zakończonych dosłownie powodowały poparzenia. – Mhm… mogę spróbować… - Podeszła do mężczyzny, ten jednak nie zamierzał pozwolić sobie pomóc i to dzięki takim nadnaturalnym zdolnościom. W końcu zirytowana jego zachowaniem oraz oparzeniami dziewczyna nie wytrzymała. Na siłę chwyciła jego dłoń, przyjrzała się jej, zamknęła oczy i zaczęła leczyć. Rana samoistnie się zasklepiła, odrzucając także jakieś maluteńkie resztki kamienia. Błękitne znamiona lekko zalśniły. Po skończonej kuracji jednak znów zgasły i zblakły niepokojąco mocno.

Aurea otworzyła oczy i wsłuchała się w obecną sytuację. Oskarżenia mieszkańców były absurdalne i wprost wymuszone. Ciemnoskóra westchnęła, czując strużkę krwi spływającą po jej ręce. Ta wszechobecna magia, energia, zło nawet ją zaczęło już męczyć, coraz więcej rzeczy wywoływało u niej irytację.
Wtem stało się coś dziwnego, niby nic, ale miała wrażenie jakby nagle zemdlała, a przecież stała w tym samym miejscu, wokół tych samych osób, tylko złotowłosa była jakimś cudem gdzie indziej, wszyscy stali… stali w kompletnym bezruchu. Wtem syrena zjawiła się obok niej i o coś ją tam pytała, ale tym razem to Aurea miała pytanie niecierpiące zwłoki.

- Co tu się dzieje?! – spytała zaniepokojona. – Pomogę ci, ale co… jak… co robić?

Teraz zaszczytu obudzenia doznał również Bellum, klapnął paszczą przy bezwstydnym, publicznym ziewnięciu i się przeciągnął.

- Jak to robisz? Ty zatrzymałaś nas wszystkich? Jak? – Ciemnoskóra coraz mniej z tego wszystkiego rozumiała.

Skrzydlata wsiadła na swojego lwa, który podszedł nieco nieufnie do księżniczki. Naturianka ponownie, choć niechętnie sprawdziła stan ramienia, całe we krwi. Spróbowała się uleczyć, ale krew wręcz zaczęła mocniej lecieć.

- ACH! Coś jest nie tak, moja magia działa… źle! Niv, jestem gotowa ruszyć gdzie wskażesz, byle jak najszybciej opuścić to straszne miejsce.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        - Hm?
        Mathias odwrócił się w stronę Aurei marszcząc lekko brwi, zdziwiony. Nie wiedział o co jej chodzi, dopóki wprost nie zaproponowała, że uleczy jego dłoń. Zacisnął usta, próbując zatrzymać dla siebie wszystkie nieprzyjemne opinie na temat tego, co sugerowała, jednak jego grymas chyba wyrażał wszystko. Nie chciał dziewczyny urazić, była jedyna normalna w tym towarzystwie, pomijając oczywiście jej skrzydła, magię, latającego lwa i świecące ramiona. Ale była milutka.
        - Mm... raczej nie – odparł w końcu, cofając rękę poza jej zasięg. – Ramii już mnie opatrzyła.
        Nie przewidywał kłótni, jednak jakimś cudem się w taką wdał, a Aurea w końcu złapała po prostu jego dłoń, przyciągając do siebie, a wówczas nie chciał już się z nią szarpać. Bez przesady, nie był dzieckiem. Wciąż skrzywiony przyglądał się jednak, jak dziewczyna ściąga misternie założony opatrunek (miał nadzieję, że Ramii tego nie widzi), po czym oglądał w lekkim zdziwieniu, przetykanym sceptycyzmem oczywiście, jak rana zamyka się na jego oczach. Wcześniej wypadła z niej jeszcze niewielka czerwona drobinka, a po smudze dymu, w jaką się zaraz zamieniła, domyślił się, że to fragment klejnotu, którego nie zauważył i nie usunął.
        Wypuścił głośno powietrze nosem i przyglądał się jeszcze chwilę wierzchowi swojej dłoni z wyrzutem, co najmniej jakby posądzał ją o to, że umyślnie śmiała się uszkodzić i zmusić go do znoszenia tej całej magii! Z ulgą jednak przyjął zmianę barwy znamion na ramionach skrzydlatej i uśmiechnął się nawet słabo pod nosem, co jednak dla innych mogło wyglądać jak wredny grymas. Sięgnął w jej stronę, obejmując szorstką dłonią delikatne ramię dziewczyny i teraz naprawdę skrzywił się lekko, gdy poczuł płonącą skórę pod palcami, jakby trawiła ją gorączka. Martwił się, bo nie mówiła ani słowa o sobie, a prawdopodobnie najbardziej jej się z nich wszystkich oberwało.
        - Dzięki – mruknął do dziewczyny i włożył ręce do kieszeni, chcąc zapomnieć o tej szopce jak najszybciej.
        Cyrk z magią i wieśniacy z kamieniami to było jednak dopiero preludium chaosu, który miał się rozpętać. Nagle bowiem przeszła im cała radość, gdy jedna z kobiet zobaczyła Niviandi i rzuciła w jej stronę oskarżeniami, których najemnik nie mógł potwierdzić, ani im zaprzeczyć. Z tą kobietą wszystko było możliwe, więc jedynie przewrócił oczami i splótł ręce na piersi. Słysząc słowne ataki na Ramii wystąpił przed uzdrowicielkę jasno dając do zrozumienia tłuszczy, że nim ktokolwiek do niej dojdzie, będzie musiał najpierw zmierzyć się z najemnikiem. Oskarżenia rzucane w jego stronę zbywał prychnięciami, okazjonalnie odpychając kogoś, kto zbliżył się zanadto. W tłumie widział też wykrzykującą coś ze złością Anę, jednak była zbyt daleko, by zrozumiał jej słowa i by ona mogła przedrzeć się do niego bliżej.
        Po chwili zostali zupełnie otoczeni, a chociaż on i Ivor próbowali zasłonić kobiety przed tłumem, ciężko było im to zrobić tylko we dwójkę. Mathias właśnie był zmuszony najzwyczajniej w świecie przywalić jednemu z natrętnych wieśniaków, który szarpał Ramii za ubranie. Najemnik zdążył usłyszeć tylko groźby i fragment historii o tym, jak jego żona zmarła przy porodzie, nim rozkwasił wieśniakowi nos, a tym samym powstrzymał potok słów. Odwracał się właśnie w stronę kobiet, gdy...
        ..zamrugał szybko, gdy pierwsze co zobaczył to wystraszona twarz Niviandi. Co ona znowu wywinęła? Zawahał się chwilę, ale tknęła go panująca cisza, a na widok zamarłych w bezruchu cofnął się gwałtownie o krok.
        - Co jest do cholery... – mruknął. Cała ich drużyna rozglądała się po unieruchomionych we wściekłych grymasach twarzach wieśniaków, tylko syrenka patrzyła gdzieś pod nogi, wyglądając na o wiele bardziej przytłoczoną niż reszta. Zrobił krok w jej stronę, jednak zatrzymał się powoli, przypominając sobie o tym, że obiecał jej więcej nie drażnić, a w jej oczach przecież każda interakcja z nim była niemile widziana. Obserwował więc tylko jak Ivor podchodzi do dziewczyny i obejmuje ją opiekuńczo. Zerknął we wskazanym przez nią kierunku i wzruszył ramionami. Nie była to drogą, którą przybył, więc póki nie cofał się po własnych śladach, było mu obojętne dokąd się udają. Kto wie, może i tak odłączy się od nich niedługo i ruszy w swoją stronę.
        Wymknęli się powoli z kręgu utworzonego przez zastygłych w ruchu mieszkańców wioski. Musieli lawirować między ciałami i unikać ich wyciągniętych kończyn, bo syrenka ostrzegała, że obudziła ich dotykiem, więc lepiej nie ryzykować. Mathias szedł raczej na końcu, zaraz za Aureą, której ramię krwawiło obficie. Gdy tylko wydostali się z gąszczu ludzkich ciał, zatrzymał się i złapał ją za rękę.
        - Pokaż – mruknął i obrócił ją do siebie, przyglądając się ranie. Krew wyglądała jakby płynęła z głębokich nacięć w ramionach, które promieniały wciąż lekkim blaskiem. Mężczyzna ugryzł się w język, by nie skomentować tych negatywnych efektów działania magii i wyjął bandaż, który jeszcze niedawno skrzydlata zdjęła mu z ręki.
        - Pozwól, że oddam przysługę – powiedział, uśmiechając się do niej przyjaźnie, bo wyglądała na dość przestraszoną tym wszystkim, co działo się wokoło. Uniósł lekko jej ramię i zaczął zawiązywać wokół niego ostrożnie bandaż, starając się przykryć znamiona, lecz nie uciskać ran zbyt mocno. Skoro zazwyczaj leczyła się sama, pewnie w końcu i z tym sobie poradzi, ale póki co nie mógł patrzeć na lejącą się z otwartej rany krew. Tak więc jak ona wcześniej, tak on teraz nie słuchał ewentualnych protestów i szybko opatrzył dziewczynę.
        - No i po krzyku. Uważaj na siebie aniołku – mruknął i puścił do dziewczyny oko, po czym gestem wskazał jej, by dogonili oddalającą się grupę.
        Nadal jednak trzymał się bardziej z tyłu, a po kilku minutach marszu w milczeniu wyjął zza paska zwykłą drewnianą fajkę i złapał ustnik zębami, podczas poszukiwania odpowiedniego mieszka z ziołem. Pomruczał przez chwilę pod nosem, aż w końcu znalazł właściwą sakiewkę i nie zwalniając, zaczął napełniać główkę zielonym suszem. Po chwili ciszę przerwało jego ciche, melodyjne nucenie, gdy Northman niespiesznie chował liście, a wyciągał niewielkie krzemienie i jednym ruchem strzelił iskrą w ubite w fajce zioła. Do cichego brzmienia doszło teraz pykanie fajki, a wokół rozszedł się słodkawy, kuszący zapach. Najemnik narzucił kaptur na głowę, jedną rękę wepchnął niedbale do kieszeni, a drugą opierał na wytartej już głowicy miecza, od czasu do czasu poprawiając fajkę w ustach.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

- Nie wiem! – pisnęła Niviandi w odpowiedzi na pytanie naturianki, bo ona sama nie do końca wiedziała, co tu się dzieje… Kto zresztą to wiedział?
- … i nie wiem – dodała kolejno, bo i też nie wiedziała właściwie jakie moce sprawiają, że uśpiła mieszkańców. Nie umiała zaakceptować myśli, iż włada jakąś tam magią, jeszcze ducha, chociaż ujrzała półprzezroczyste, błękitne ciało. Musiała się z tym oswoić, ale pustka w głowie zamiast się uzupełniać, poszerzała swoje horyzonty.
Księżniczka zlękła się widząc, że Bellum się na nią jeży. Co jak co, ale mniej bała się miecza Mathiasa niż pyska tego bydlęcia. Blondynka wskazała drogę i wystarczyło przedostać się zgrabnie między ciała ludzi. Bez ich dotykania… Oj.
Ramii czuła się ogłupiała w całej sytuacji. Nie lubiła czegoś nie wiedzieć, ambicje medyka nie pozwalały na braki, a już tym bardziej na utratę kontroli nad sytuacją. W tym momencie nie rozumiała niczego i miała wrażenie, że brak pewnych decyzji (swoją drogą – JEJ decyzji) sprawi, że całą załogę szlag trafi. Patrzyła z wyraźnym grymasem na twarzy na Niviandi, która niczym oparzona unikała stojących pionków z ludzi. Księżniczka przytuliła mocno włosy i szła tak ostrożnie, że nawet nie było słychać kroków syrenki. Trzymała się z należytą ostrożnością z dala od ludzi na tyle zdobywając dystans, by nawet wiatr nie sprawił, by któryś loczek tknął kogokolwiek. Trudno było to porównać do postawy akrobaty albo błazna. Raczej rodzonego dziwaka. Ramii chciała pozostawić to zachowanie bez komentarza, ale z jakiejś przyczyny sama zwątpiła czy nie powinni iść tropem blondynki.
- Ehm… Czy my mamy ich… nie dotykać?
- Nie, to tylko ja nie mogę ich dotknąć – szepnęła Niv w obawie, że sprawi, iż jakąś tajemniczą mocą magii ducha obudzi tłum.
- Ahaa…
Najwidoczniej nie jest to jeszcze czas i miejsce na zadawanie konkretnych pytań.
- Aureo, dasz radę? – spytała Ramii podążając w wyznaczonym przez nawiedzona blondynkę kierunku.

I tak też ruszyli dalej. Niviandi była przybita i przytłoczona narastającą nienormalnością. Wszyscy zresztą odczuwali gęstą atmosferę z powodu wielu niewiadomych, z czego, o dziwo, najwięcej wiedziała złotowłosa księżniczka, która nie chciała się do niczego przyznać. Choćby, i głównie, przed samą sobą.
Ivor w pewnym momencie postanowił przełamać odrobinę negatywnej energii. Zbliżył się do dziewczyny, po czym objął ją czule zapewniając bezpieczeństwo pod swoim ramieniem. Niviandi wtuliła głowę w jego ciało. Miała wrażenie, że jest w tym wszystkim sama. Jeżeli już Bellum szczerzy na nią zęby, to kto jej pomoże? Jakaś wyimaginowana kobieta z wisiorka? Czy to, co tu się dzieje, jest prawdą? Czy oni serio mają ją za nienormalną?!
Oszaleje, nie przez własne myśli, ale opinie jakie obecnie wokół niej krążyły. Była księżniczką, czym sobie zasłużyła na taki los? No przecież gdy ktoś prosił ją o pieniądz to nastawiała nogę do polerowania bucików i za uczciwą pracę dawała kilka ruenów! A przecież trzewiki nie mogą być brudne. Przetarcie ich szmatką nie jest rzeczą wielką, a na świecie nie po to istnieją biedni ludzie, by im tylko pieniądze rzucać. Każdy jest do czegoś stworzony… niektórzy na przykład do żebrania.
Rami czując zapach ziół ukradkiem spoglądała na najemnika. Drużyna chyba odrobinę jakby nie trzymała się w ładzie i składzie, ale milczała długo, gdyż zależało jej na tym, aby jak najbardziej oddalić się od wioski. Była zdziwiona, że roztargniona Niv nie skrytykowała w żaden sposób mężczyzny. Ona zresztą istniała we własnym świecie.
Po którejś godzinie milczenia Niviandi w końcu pękła. I tak szok, że tyle wytrzymała na chodzie.
- Już kroku kolejnego nie postawię – powiedziała tak zmęczonym głosem, że nawet stać jej nie było na kapryśne krzyki. Gdy tylko zwróciła się wobec drużyny, od razu na pierwszy plan wychodziły podkrążone oczy oraz bijąca obojętność na wszystko. Ramii aż cofnęła się krok w tył widząc Niv w takim stanie. Zupełnie jakby ktoś z niej życie wyssał.
- Tak… - mruknęła cicho, ale już po chwili przejęła inicjatywę. – No, czas przenocować! Dużo się dzisiaj działo, moi drodzy. Zanim się ułożycie chcę sprawdzić wasze rany – zwróciła się do Mathiasa oraz Aurei.
- To naprawdę dziwne… Wcześniej już było ciemno, ale teraz, gdy przyszła faktyczna noc, odnosi się wrażenie, że nic nie widać – zauważył Ivor. – Trzymajmy się blisko siebie. Musimy chyba zrezygnować z ogniska… Nie wiadomo jakie stwory się tutaj czają. Wezmę pierwszą wartę.
Niviandi nawet nie potrzebowała żadnego pozwolenia by po prostu walnąć się pod jakimś drzewem. Nie dało się doliczyć chociażby do trzech na palcach, a już usnęła wycieńczona do maksimum możliwości i niestety zapowiadało się na to, że szybko się nie obudzi. Nawet fakt, że chłód dokuczał jej skórze nie potrafił zbudzić dziewczyny. Głowa opadła jej w bok, wygodnie zsunęła się w zagłębieniu pnia i ciężko oddychała nie wiedząc, że sen będzie dla niej jeszcze gorszy niż chodzenie…
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Już powinno być dobrze. – Uśmiechnęła się do Mathiasa czule. Gdy dotknął jej rozgrzanego ramienia, nieco się skrzywiła - było teraz wrażliwe, ale nie śmiała narzekać. – Nie ma sprawy.

Potem wszyscy mieli pretensje, nie było rzeczy i osoby, do której nie mogliby się przyczepić i oskarżyć. Bellum był blisko i całe szczęście, trochę zdrowego rozsądku i nie zbliżali się do warczącego groźnie lwa, pozostając na etapie agresji słownej. Rozłożył swe białe skrzydła chroniąc fellariankę przed atakiem z jakiejś broni. W pewnym momencie i lew i jego pani planowali wzbić się w powietrze, by tam móc odetchnąć, ale właśnie wtedy stało się coś dziwnego.

- Nie wiesz? Och… - naturianka westchnęła. Miała pomóc, ale nie wiadomo jak, sytuacja beznadziejna niemalże. – Spokojnie Nivandii, powiedz co się stało, może razem coś wymyślimy.

Widząc reakcję futrzaka na złotowłosą, ciemnoskóra natychmiast zganiła go wzrokiem i położyła dłoń na ramieniu syrenki.

- On nie chce cię skrzywdzić, spokojnie, jest trochę poddenerwowany tą sytuacją.

Mimo iż reszta nie musiała uważać na znieruchomiałych, Aurea dosiadła Belluma, który ruszył krok w krok za blondynką. Po chwili usłyszała skierowane ku niej pytanie.

- Tak, dzięki mojemu wiernemu wierzchowcowi, bo na nogach nie wiem jak daleko bym zaszła. – Uśmiechnęła się i pogłaskała skrzydlatego za uchem, na co reakcją było natychmiastowe mruczenie.

Gdy tylko wyszli ze znieruchomiałego tłumu wściekłych wieśniaków, fellarianka odetchnęła nieco, a im dalej byli od nich tym jej samopoczucie bardziej się poprawiało. Nagle Mathias nakazał jej pokazać ramię, biedna aż lekko podskoczyła, nie spodziewając się jego głosu. Nie miała się czego bać, więc bardzo szybko powrócił do niej spokój ducha.

- Dziękuję — powiedziała z uśmiechem do Matha, mimo grymasów bólu przy każdym dotknięciu bandażem owej rany. Na jej policzkach pojawił się rumieniec, to jak ją pieszczotliwie nazywał „aniołkiem”, przyprawiało ją o szybsze bicie serca. – Jasne… - stwierdziła nieco drżącym z emocji głosem. – Ruszaj, Bellum.

Lew szedł dość żwawo, szybko wyprzedził Mathiasa, być może zrobił to celowo, ale kto go tam wie. Ciemnoskóra mimo to zerkała nieraz ukradkiem do tyłu, by zobaczyć, co robi mężczyzna i z zaciekawieniem przysłuchiwała się jego nuceniu.
Szli bardzo długo, szerzyła się wśród nich mała epidemia poziewywania, która dopadła również przerośniętego kota. Nawet lepsza aura niezawierająca w sobie zbyt dużo pierwiastków zła nie była wystarczającym lekiem na zmęczenie. Gdy Nivandi pierwsza powiedziała to głośno, Aurea uśmiechnęła się nieco - to był naprawdę męczący dzień i wszystkim przyda się przerwa.

- Hmm… - Fellarianka zmartwiła się nieco brakiem ogniska, ale musiała przyznać rację Ivorowi.

Skrzydlaty lew położył się tuż pod drzewem, a dziewczyna przytuliła głowę do niego niczym do poduszki i również prędko zasnęła. Noc minęła spokojnie, zwierzęta jak to zwierzęta nieco hałasowały, ale to nie stanowiło zbytniego problemu. Żaden wilk czy jakiś nieprzyjaźnie nastawiony stwór również ich nie zaatakował. Mieli więc szczęście się wyspać.
Jak to mieszkańcy wiosek mieli w zwyczaju, Aurea wstała bardzo szybko, już o świcie, gdy wszyscy jeszcze smacznie spali. Jedynie Bellum został obudzony, jednak nie narzekał. Po cichu oboje wzlecieli w powietrze i szukali jakiegoś miejsca, gdzie mogliby znaleźć coś do jedzenia. Rzeka była idealna, wylądowali u jej brzegu. Naturianka stworzyła w magiczny sposób drewniany kosz, natomiast lew zajął się wyłapywaniem rybek i celnym wrzucaniu ich w odpowiednie miejsce. Oboje mieli z tego całkiem przednią zabawę. Gdy skończyli, w drodze powrotnej do miejsca wcześniejszego spoczynku, również razem, zbierali gałęzie.
Gdy tylko wrócili, dziewczyna zgrabnie poukładała badyle w stosik i także z pomocą magii, aczkolwiek tym razem dzięki innej arkanie, zainicjowała ogień. Drewno przyjemnie zaczęło trzaskać, a płomienie dawały miłe ciepło w ten dość chłodnawy poranek. Zostało jeszcze trochę gałązek, więc te mocniejsze i ostrzejsze wbiła w rybki i zaczęła przypiekać nad ogniskiem, spokojnie czekając, aż reszta wstanie. Lew zaś zniecierpliwiony porwał jedną z ryb w koszyku i pochłonął w jednej chwili.

- Bellum, nie zjedz wszystkiego, inni też będą głodni.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        W milczeniu szli godzinami. Wiele spodziewałby się po tej grupie, ale nie tego, że ze sobą słowa nie zamienią przez tyle czasu. Jemu to w ogóle nie przeszkadzało, zwłaszcza gdy alternatywą dla ciszy mógł być nieustanny jazgot Niviandi. Przyglądał się dziewczynie od jakiegoś czasu, lecz ta ani się nie odezwała, ani nawet nie odwróciła do nikogo, idąc przed siebie bezwiednie jak ciągnięta na sznurku. Jednak o ile u niego milczenie blondynki wywoływało ulgę, wyraźnie niepokoiło Ramii i Ivora, przy czym uzdrowicielka jedynie łypała podejrzliwie, może nawet nieco z troską, na złotowłosą, podczas gdy łowczy nie odstępował jej na krok, pomagając przy przechodzeniu przez nawet najmniejsze korzenie, co Northman komentował jedynie wywróceniem oczu i pyknięciem fajki.
        Jednak gdy zaczęło zmierzchać nawet on poczuł zmęczenie. Nuda irytowała niemiłosiernie, dając zbyt wiele czasu na rozmyślania, wspomnienia minionych szalonych wydarzeń i przypominając o bólu w mięśniach. Wysypał dokładnie wypalone ziele i schował fajkę, wciąż idąc swobodnym krokiem kawałek za pozostałymi, gdy Ramii zarządziła postój.
        - Nic mi nie jest, Aurea się mną pięknie zajęła - powiedział do uzdrowicielki, machając do niej w pełni zdrową dłonią, gdzie po ranie nie pozostała nawet blizna. Kobieta jedynie na moment zmarszczyła brwi, po czym skinęła lekko głową i zajęła się skrzydlatą.
        - Obudź mnie później – rzucił do Ivora i klepnął go w ramię, znajdując sobie miejsce na nocleg.
        Rozpiął swój płaszcz i sprawnymi ruchami zwinął go w zgrabny rulonik, po czym tam gdzie stał, położył się na plecach na ziemi, podkładając sobie zawiniątko pod głowę. Mimo zmęczenia leżał jeszcze przez chwilę, z jedną ręką zatkniętą za głową, drugą opartą na brzuchu i nogami skrzyżowanymi w kostkach, kątem oka obserwując pozostałych obozowiczów. Wszystkie panie usnęły jednak w oka mgnieniu, a chociaż Ivor zaznaczył, że będzie czuwał, Northman ciągle nadstawiał ucha, co nie umknęło łowczemu.
        - Idź spać, za parę godzin twoja kolej, lepiej żebyś wypoczął – mruknął, a najemnik wyszczerzył zęby i przytaknął krótko, przymykając oczy. Zasnął jak na zawołanie.

        Otworzył oczy momentalnie, a zaskoczony Ivor zamarł nad nim z wyciągniętą ręką. Chociaż noc pokryła okolicę nieprzeniknioną ciemnością, wyglądający zza chmur księżyc rozjaśniał nieśmiało fragment ich obozu, roztaczając nad śpiącymi srebrną łunę.
        - Ale masz płytki sen – stwierdził łowczy z podziwem i wyprostował się, a Mathias podniósł się zaraz i przeciągnął, aż coś mu strzeliło w plecach.
        - Jesteś?
        - Ta, wstałem. – Brunet otrzepał się lekko. – Widzimy się rano.
        - Mhm.
        Northman obserwował jeszcze chwilę jak jego poprzednik układa się do snu, sam dochodząc do siebie i przytomniejąc nieco. Podniósł swój płaszcz, rozwinął go i strzepnął lekko, po czym przypiął sobie na ramionach. Odczekał chwilę aż Ivor zaśnie i ruszył w ciszy przez obóz, przyglądając się śpiącym. Wszyscy byli na swoich miejscach, grzecznie błądząc po krainie sennych mar, odbijając sobie całe zmęczenie poprzedniego dnia. Gdy zaszedł pod drzewo uśmiechnął się pod nosem widząc Aureę wtuloną w bok lwa niczym małe kocię. Chciałby widzieć śmiałka, który zdecydowałby się zburzyć jej sen. Odszedł kawałek dalej i zatrzymał się przy Niviandi, przyglądając się jej chwilę. Już wcześniej widział, jak łagodna się staje, gdy zamyka oczy i przestaje mówić. Wtedy wyglądała o wiele spokojniej, teraz jednak wtulała się w pień drzewa, obejmując dłońmi ramiona dla ochrony przed chłodem, a po jej twarzy widać było, że nie śnią jej się raczej suknie i błyskotki. Marszczyła czoło i otwierała usta, a pod jej powiekami szalały gałki oczne zdradzając niepokój. Mathias przykucnął przy dziewczynie, ściągając z pleców płaszcz. Zawahał się przez moment, ale ostatecznie uznał, że woli zgarnąć rano burę niż pozwolić jej marznąć. Ostrożnie otulił blondynkę materiałem, tak by ten nie zsunął się przez noc, po czym, nim zdążył się powstrzymać, pogładził ją delikatnie po policzku. Odczekał chwilę, aż jej oddech się uspokoił, po czym powoli zabrał rękę i wstał, wycofując się cicho.

        Swoją wartę spędził paląc fajkę i strugając jakiś kijek nożem, oparty o jeden z większych głazów, żeby nie pobudzić dziewczyn pod drzewem. Kilka razy przeszedł się dalej, próbując przebić wzrokiem ciemność, jednak nie działo się nic godnego uwagi. Byli zupełnie sami, co byłoby nawet niepokojące, gdyby nie naturalne hałasowanie nocnych ptaków. Niebo właśnie zaczynało różowieć, gdy w obozie coś się poruszyło. Mathias zerknął w stronę Aurei, która dość zabawnie usiłowała wykraść się z Bellumem, najwyraźniej zapominając, że zawsze ktoś czuwa. Widząc jednak, że towarzyszy jej lew, pozwolił jej się oddalić, bez uporczywego śledzenia dziewczyny. W razie czego ją usłyszy, a jeśli by długo nie wracała to sam po nią pójdzie. Zrobił jeszcze jedną rundkę wokół obozu, gdy usłyszał, że skrzydlata wraca.
        - Nie możesz sama ganiać po chrust aniołku, od tego się ma mężczyzn. – Uśmiechnął się na powitanie, obserwując jak misternie układa gałązki. Chciał też wyciągnąć krzesiwo, jednak dziewczyna ubiegła go, odpalając ognisko za pomocą magii. Nie skomentował. Przysiadł jedynie koło niej i pomógł jej nadziewać ryby na patyki i układać prowizoryczny ruszt nad ogniskiem.
        - Przez żołądek do serca – westchnął, wdychając zapach pieczonego jedzenia. - Zimne piwo też umiesz wyczarować? – zażartował i obejrzał się na resztę grupy, która wciąż smacznie spała. Mają jeszcze chwilę, niech odpoczną.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

Niviandi, jak można było się spodziewać, spała najdłużej z całego towarzystwa. Przez większość nocy trudno było stwierdzić czy aby faktycznie pogrążona była w sennej krainie, ponieważ miała wrażenie, że tkwi w innym świecie. W świecie duchów.
Podróżowała między błękitnymi i ciężkimi smugami, które jawiły się co krok. Ziemia zaś i sama przestrzeń dookoła wydawała się granatowa, wręcz czarna. Nie mogła przejść swobodnie między jaśniejącymi słupami, musiała się przez nie przeciskać, a w każdym odbiciu widziała oddzielną historię. Czuła się okropnie, jakby ktoś kazał prześledzić jej życie wszystkich uwięzionych dusz. Gdyby chociaż przedstawiały one sielankowe życie… Niestety, syrenka zmuszona została do oglądania grzesznych występków lub tragedii życiowych. Poczynając od małych kradzieży, poprzez pobicia, mordowanie zwierząt lub zabójstwa z premedytacją. Każda z nich mogła śmiało zapaść księżniczce w pamięć. Najmocniej spociła się widząc, że jakaś kobieta odbierała poród o niestety tragicznych skutkach. Położna używała siły oraz przerażających narzędzi, miały one pomóc rodzącej, ale niestety całe zdarzenie skończyło się tragicznie. Niviandi z całych sił próbowała się wyrwać do przodu, ale błękitne smugi zaciskały się na jej nodze i ręce. Czuła narastającą rozpacz. Naprawdę nie interesowały ją te wszystkie zdarzenia, koło nosa jej latało, co też umarli robili za życia. Szczególnie, że chyba nie mieli się czym pochwalić skoro teraz to wszystko widziała. Błagała by był to tylko zły sen. Wolała już dostać większego świra niż wierzyć, że takie zdarzenia miały miejsce. W końcu sama musiała pociągnąć uwięzioną część swojego ciała, by czasem widziany obraz nie pochłonął jej całkowicie.
Musiała wciąż brnąć do przodu. Gdy tylko stawała, to błękitne ściany zaciskały się, a jednak było za ciasno by biec. Frustracja nie miała końca. Ostatecznie wpadła na inną, jasno-niebieską tubę powietrza i wtedy dojrzała coś bardziej znajomego. Obraz był podzielony na części. Brakowało elementów w widzianej przeszłości. Z pewnością dostrzegła paskudną, białą suknię ślubną. Pięknie spięte włosy ozdobione wieloma kosztownościami. Dalej już tylko statek i paskudne mordy piratów, niby elegancko ubranych, niby nie starych, ale coś ją od nich odrzucało. Deski pokładu w kilku miejscach łamały się. Akcja toczyła się tak wolno, mimo że trwało to zapewne kilka sekund. Dziewczyna wyrwała się, ale już po chwili upadła na kolana. Jeden z mężczyzn chwycił jej ramię, po czym szarpnął, ale sprytna panna zdołała sięgnąć do buta pirata i wyciągnąć sztylet. Cięła nim, zapewne myślała, że powietrze, ale trafiła na opór w postaci twarzy napastnika. Zamach był tak nagły i zaskakujący, że właściwie panna upuściła go w locie, ale nie miało to znaczenia. Pobiegła i uderzyła biodrami o burtę. Spojrzała za siebie. Jakaś siła tonęła w morzu. To spojrzenie na piratów był czymś więcej… Niestety Niviandi nie widziała jej twarzy.
- Obudź się!
Chciała odpowiedzieć, ale nie mogła. Jakaś siła odebrała jej głos.
- OBUDŹ SIĘ DO JASNEJ CHOLERY! – ostatecznie Ramii straciła cierpliwość. Niebo niespokojnie ciemniało. Kryształy znajdowały się tak daleko, a uzdrowicielka miała wrażenie, że zła siła podążała za nimi krok w krok. Poza tym, tu ważyły się losy wioski! A ona spała niczym zaklęta królewna!
Złotowłosa zmarszczyła niepochlebnie nosek i wygięła usta w dół. Zacisnęła dłonie na materiale, którym okrył ją Mathias. Przysłoniła twarz płaszczem, jeszcze mocniej się w niego zawinęła, jakby dawał dziewczynie poczucie bezpieczeństwa. Poza tym, ładnie pachniał. Męską wonią… bardzo przyjemną.
Ramii warknęła szykując ręce do ataku z miną w stylu „rozszarpie ją na strzępy!”, gdy nagle na jej ramieniu spoczęła dłoń Ivora.
- Ją trzeba budzić jak księżniczkę – mruknął klękając przy syrence. Czule pogłaskał delikatny i gładki policzek złotowłosej. Niviandi od razu zrobiło się przyjemniej. Uśmiechnęła się mimowolnie, mlasnęła cichuteńko, niewinnie i uroczo. Nie wiedzieć czemu, w głębi serca chciała, aby był to Mathias. Pewien element jednak go nie odzwierciedlał, najemnik miał bardziej szorstkie dłonie. Syrenka uniosła powieki, dojrzała przystojną twarz myśliwego.
- Och, Ivor… - westchnęła nieco zdezorientowana. Zaraz zerwała się do siadu i wyprostowała jak struna. Jeszcze mocniej okryła się płaszczem, rozejrzała po obecnych. Temu brudasowi brakowała czegoś w odzieniu… Niv wysunęła głowę do przodu i przyglądała się Mathiasowi z ustami złożonymi w dzióbek. Nagle jęknęła i puściła część jego garderoby. – Fuj...! – jęknęła. Sama nie wiedziała czy bardziej z zażenowania czy może irytacji.
- Mówiłem, że należy ją budzić jak księżniczkę – uśmiechnął się mieszkaniec wioski.
- Co? – mruknęła syrenka nerwowo poprawiając co się tylko da w swoim ubiorze by w niezdarny sposób zachować pozory spokoju. – Nie musiałeś mnie przykrywać – zwróciła się do Mathiasa, odrobinę ignorując łowczego.
- Trzeba cię budzić jak księżniczkę – szepnął Ivor do uszka syrenki przy czym i delikatnie ją całując. Niv zalała się po całości rumieńcem przez odważny gest ze strony mężczyzny. Teraz płaszcz, który puściła, mógł służyć za kryjówkę, ale należał do Mathiasa! Nie będzie się przecież chować za ubiorem jednego mężczyzny, gdy drugi ją całuje! Nawet jeżeli to delikatny cmok w polik, ale tak blisko ucha…
- Je-estem głodna. – Zerwała się na nogi syrenka ogarniając włosy, chciała się jakoś za nimi skryć.
- Aurea przygotowała posiłek – poinformowała zdawkowo Ramii, która dosiadła się do już dawno obudzonych towarzyszy.
Nieco zażenowana syrenka również dosiadła się do kółka. Bardzo nie chciała by ktokolwiek zadał jej jakiekolwiek pytanie. Czuła, że Ivor usiadł blisko niej. Był taki przystojny, ale… ale…!
Kątem oka dostrzegła jak podaje płaszcz najemnikowi. Blondynka była tak przejęta własną osobą, że nie dostrzegła choćby cienia rywalizacji jaki posłał Ivor Mathiasowi krótkim aczkolwiek znaczącym wzrokiem.
Księżniczka sięgnęła po patyk na jaki nabita była wysmażona ryba. Specjalnie czekała tyle czasu aż wreszcie złotowłosa raczy się obudzić. Obejrzała posiłek dookoła, niezbyt przekonana co do sposobu jego podania. Nie za bardzo wiedziała od czego zacząć. Ivor wskazał jej losowe, ale odpowiednie miejsce, a ona tylko obróciła głowę w bok, jakby urażona.
- Ja nie jadam posiłków z patyka – oświadczyła, po czym długimi paznokciami, bardzo ostrożnie urwała kęs mięsa. Mina Niv zrzedła. Obejrzała niepewnie to co za chwilę miało wylądować w jej ustach. Z wielkim dystansem zaczęła jeść. Każdy jej ruch wyrażał niepewność, chociaż ryby jej smakowały. Miała tylko dziwne poczucie, że sumienie ją odrobinę męczy, a gardło ściskało, gdy przełykała. Może za bardzo się bała, że przełknie jakąś łuskę?
- Zacnie sporządzony posiłek, Aureo. Naprawdę mi smakuje – pochwaliła przyjaciółkę syrenka, bo nawet jeżeli miała pewne obawy względem ryb, to wychowanie nakazywało pochwalić kucharza. Nawet w tak ekstremalnych (według księżniczki) warunkach.
Złotowłosa dzióbała rybę, a Ramii nie wiedziała, co ze sobą począć widząc, jak dziewczyna gramoli się ze wszystkim. Od wstawania, po jedzenie. Oddychała ciężko, zmuszała się by patrzeć na wszystko wokół, byleby nie na Niviandi, ale tak rzucała się w oczy. Szczególnie teraz, gdy złote włosy lśniły na tle burego nieba. Stukała palcami o kolana. Uzdrowicielka już od bardzo dawna była gotowa ruszyć, liczyła się każda sekunda! Nawet nie mogła spoglądać na Mathiasa odzianego w ubrania swojego brata. Usiłowała więc skupić się na Aurei.
- Bez urazy, ale jesteście naprawdę niespotykaną istotą – przyznała w miarę łagodnie Ramii. – W naszej wiosce gościło wiele istot, ale tak barwnej jeszcze nie było mi dane zobaczyć. Twoje właściwości magiczne są potężne, jakiej magii się uczyłaś? A na zimne piwo przyjdzie pewnie jeszcze czas… - burknęła ostatnie zdanie niewyraźnie, jakby przekonana, że chyba sama zaraz będzie potrzebowała czegoś mocnego na uspokojenie nerwów. Ta blondyna doprowadzała ją do szału!
- Och nie! – zawyła syrenka przepuszczając przez palce złote włosy.
Rami ciężko westchnęła. Tak bardzo starała się ją ignorować!
- Co znowu?
- Mżawka!
Uzdrowicielka rozejrzała się. Faktycznie, nie zauważyła. Chyba nerwy ją pochłaniały.
- I co z tego? Zaraz przejdzie.
- Ale moje włosy!
- Co z nimi ma się stać? – spytała podirytowana.
- Pokręcą się!
- CO?! – uniosła głos Ramii potrząsając głową. – Przecież masz loki!
- Ale to są pięknie ułożone loki, a za chwilę zrobi się z nich straszne gniazdo! Co ja mówię, nie zrozumiesz tego. – Machnęła pobłażliwie dłonią. – Masz pstro na głowie.
Ramii mocno się zapowietrzyła, a twarz poczerwieniała niczym dorodny pomidor. Wystarczył pstryczek by wybuchnęła.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea oczywiście zbyt przejęta zachowaniem ciszy przy wymykaniu się kompletnie nie spostrzegła, iż jest pod obserwacją Mathiasa. Bellum również nie zwrócił na niego uwagi wpatrzony w swą panią i jej najbliższe otoczenie. Był wciąż nieco zaspany, o czym świadczyło częste otwieranie paszczy spowodowane ziewaniem.
Gdy wrócili, tym razem już nie przegapili mężczyzny. Fellarianka trochę się go nie spodziewała. Wyglądała na zaskoczoną, ale po chwili uśmiechnęła się do niego.

- Jestem prostą dziewczyną z wioski, nieraz to robiłam – powiedziała łagodnym głosem.

Ucieszyła się, gdy zaczął on jej pomagać w przygotowywaniu posiłku. Było jej bardzo miło, gdy siedział tuż obok. Możliwe, iż nawet odrobinkę się zarumieniła, nawet nie patrzyła w jego stronę, ale samo to, że siedział tuz obok, jego obecność przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Zachichotała, słysząc to co powiedział, natomiast co do drugiej części jego wypowiedzi spojrzała na niego i się zamyśliła.

- Być może… - Wbiła wzrok w trawę tuż obok nóg mężczyzny i w tym miejscu zaczął powstawać kufel piwa, drobinki szkła wirowały w powietrzu, powoli go formując, a gdy był już gotowy, zaczął się wypełniać złocistą cieczą z pianą. – Cóż… Chyba źle nie wygląda, ale nie wiem jak ze smakiem, będziesz musiał sprawdzić, nigdy w sumie nie wyczarowywałam niczego do jedzenia czy picia…

Po chwili spojrzała jednak na intrygujący proces budzenia śpiącej królewny. Ramii chciała to zrobić dość brutalnie, ale na szczęście Ivor uratował wszystkich przed prawdopodobną awanturą wywołaną przez niemile obudzoną syrenkę. Uśmiechnęła się, widząc, jak mężczyzna daje jej całusa. "Hmm, musi być wniebowzięta" – pomyślała.
Gdy tylko dziewczyna przypomniała sobie o głodzie, Aurea pomachała jej znad swojej porcji. Domyślała się, iż to danie może być trudne do przełknięcia dla blondynki, ale lepiej coś zjeść niż siedzieć głodnym.

- Dziękuję – odpowiedziała nieco zaskoczona tą pochwałą.

Aurea wcale się aż tak nie śpieszyła, co prawda zjadła już, ale czekała spokojnie na resztę. Miło było usłyszeć pierwsze słowa Ramii, a przynajmniej odebrała to pozytywnie, ponadto rozmowa jest znacznie lepsza niż cisza i milczenie, które czasem bywa wręcz nudne i dołujące.

- Cóż, znam kilka rodzajów magii, istnienia i życia, a także nieco z dziedziny sił, uczyłam się ich wiosce pod okiem doświadczonego maga, gdy okazało się, iż w przeciwieństwie do większości fellarian, nie byłam najlepsza w kręgu żywiołów, więc tylko trochę znam dziedzinę ognia i powietrza – naturianka się rozgadała, już nie patrzyła na to, czy powinna mówić o tym, czy nie, po prostu im zaufała.

Słysząc zaś narzekanie Nivandii, zachichotała pod nosem - to brzmiało absurdalnie. Przecież mała mżawka jeszcze nikomu włosów nie zniszczyła. W każdym razie spojrzała na Belluma i ukradkiem wskazała na księżniczkę. Lew leniwie wstał i podszedł do rozkapryszonej panny, usiadł obok i jedno ze skrzydeł rozłożył tak, aby będąc nad głową blondynki, chroniło jej cenne loki przed deszczem. Posłała przyjaciółce przyjazny uśmiech.
Chciała coś powiedzieć do uzdrowicielki, ale bała się czy to nie wywoła eksplozji złości, więc postanowiła nie ryzykować. Zwróciła się za to do Mathiasa.

- I jak smakuje magiczne piwo? – spytała zaciekawiona, jednakże sama praktycznie piwa nie piła i wyszło na to, że wyczarowała kufel do piwa, ale to, co w nim było, choć piwo przypominało, smakowało jak herbata rumiankowa, mimo iż nawet zapach miało charakterystyczny dla trunku, którym miało być.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Zerknął na Aureę kątem oka z tajemniczym uśmiechem, gdy zobaczył delikatny rumieniec na jej policzku, ale nic nie powiedział. Chociaż cisnęło mu się na usta stwierdzenie, że przypomina bardziej damę dworu niż wieśniaczkę, ze swoją gracją, darował sobie słodzenie dziewczynie, mimo że wiedział, iż szczery komplement trafiłby w punkt. Najzwyczajniej w świecie za bardzo ją lubił i wolał, by z nim porozmawiała miast rumienić się jeszcze bardziej. Nie odmówił sobie jednak zbliżenia się do skrzydlatej, opierając się na ręce za jej plecami, podczas gdy druga zwisała swobodnie, wsparta na kolanie zgiętej nogi. Z wyjątkowym jak na niego zainteresowaniem, jeśli chodziło o magię, nachylił się w stronę dziewczyny i wpatrywał w powstający między nimi, dosłownie z niczego, kufel piwa. Złoty trunek, napój bogów, lek na wszelkie troski tego świata. To nie był dobry moment, by powiedzieć jej, że tylko żartował. Zamiast tego domknął tylko otwartą ze zdziwienia buzię i spojrzał w twarz dziewczyny. Jemu wcale nie przeszkadzało, że dzielą ich raptem dwa palce. Miała kolorowe oczy, ciekawe…
        - Bo się zakocham… - rzucił już odruchowo i uśmiechnął jak dziecko, które dowiedziało się, że dostanie wcześniej prezent na urodziny. Spuścił wzrok na kufel i podniósł go na próbę. Prawdziwe szkło, a chłodny trunek w środku sprawiał, że woda skraplała się po naczyniu. Nie zdążył go jednak nawet podnieść do ust, gdy usłyszał wrzask Ramii.
        Dopiero wtedy zorientował się, że większość towarzystwa już się pobudziła i usiłują docucić ostatnią osóbkę, uwaga, uwaga, zgadnijcie kogo! Krzywa mina, marudzenie rozpoczęte nim jeszcze pierwsze słowo padło z jej ust. Ale i tak uśmiechnął się słabo na jej widok, a markotną uwagę potraktował jako podziękowanie i skinął tylko lekko głową. Szeptu Ivora nie słyszał, ale po minie Niviandi i kolorze jaki przybrała jej twarz domyślił się, że padły nie tylko słowa. Uśmiech nie zniknął z jego twarzy i tylko gdyby ktoś spojrzał mu w oczy zobaczyłby jak twarde na moment stało się jego spojrzenie, nim odwrócił wzrok od gołąbeczków i zabrał za jedzenie.
        Obok niego usiadła Ramii, wściekła jak stado os, wręcz roztaczając wokół siebie aurę irytacji. Na moment zwrócił się w jej stronę z krzywym uśmiechem i fragmentem słowa na ustach, ale spojrzała na niego lodowato.
        - Nawet nie próbuj – warknęła, a on uniósł brwi zaskoczony.
        - Przecież ja nic...
        - I niech tak zostanie.
        Zachichotał rozbawiony pod nosem i uniósł dłonie w obronnym geście, dając sygnał, że się wycofuje. Na jednej z nich wylądował jego płaszcz. Podniósł zaraz wzrok na stojącego nad nim dumnie Ivora z triumfem w oczach i nie mógł się powstrzymać.
        - Mmm, jeszcze ciepły, dzięki stary. – Wyszczerzył zęby i zarzucił sobie płaszcz na plecy, przypinając go na ramionach. Mina łowczego momentalnie zrzedła, a w oczach pojawiła się złość. No to koniec zawieszenia broni. Szkoda, są w mniejszości i bardzo prawdopodobne, że ostatecznie zwariują z tymi babami, więc powinni się trzymać razem. Ale temu się rywalizacji zachciało no i masz, po sojuszu. A syrenka przecież i tak nie jest nim zainteresowana, obdartus w końcu. Więc czego Ivor się tak spina?
        Odprowadził go wzrokiem do Niviandi, która z właściwym sobie obrzydzeniem szukała najmniej obślizgłego fragmentu ryby, a mieszkaniec wioski mało nie zaczął jej karmić. Ramii zagadała Aureę, ryby się skończyły, a skrzydlata dodatkowo zapytała o jego wrażenia co do wyczarowanego przez siebie napoju, więc sięgnął pełen nadziei po stojący wciąż koło niego kufel piwa i podniósł go do twarzy, wąchając ostrożnie niczym nową potrawę. Pachniało piwem! Jak nic! Przechylił naczynie, wlewając sobie trunek do ust, lecz zamiast spodziewanej ulgi, jaką daje zimne piwo, poczuł… rumianek?
        Odpowiedzią na grzeczne pytanie Aurei było niestety to, że najemnik odwrócił się nagle i wypluł cały napój jaki miał w buzi z gwałtownością charakterystyczną dla dobrze zmechanizowanych wodnych zraszaczy w pałacowych ogrodach. Odkaszlał swoje, parsknął niczym niezadowolony koń i wytarł usta rękawem. Odwrócił się ponownie w stronę swoich towarzyszy z miną jednocześnie zbolałą, zniesmaczoną i przepełnioną największym poczuciem zdrady. Gdy jednak spojrzał na wystraszoną twarz skrzydlatej, ryknął śmiechem i śmiał się tak dobre kilka chwil, aż rozbolał go brzuch. Nawet Ramii się udzieliło, chociaż ona parsknęła już wtedy, gdy on wypluwał z siebie resztki trucizny (zdaniem jego kubków smakowych) i teraz łapiąc się za brzuch chichotała niepohamowanie, aż jej łzy pociekły z kącików oczu. Najemnik w końcu się opanował, rozczochrał pomoczone od deszczu włosy, po czym wciąż z uśmiechem na ustach i łobuzerskim błyskiem w oku pocałował Aureę w policzek.
        - Było obrzydliwe.
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości