Smocza PrzełęczDalekie skarby.

Przełęcz dzieląca Góry Dasso i Góry Druidów. Po obu jej stronach, znajdują się ogromne, tajemnicze, wykute w sakle posągi smoków, strzegące tej górskiej przełęczy.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Gdy Mathias zarzucił na syrenkę płaszcz, ta poczuła się odrobinę wzburzona, jakby nie rozumiała po co to robi. Zdziwił ją tok jego myślenia. Powinna mu być wdzięczna (mimo wszystko), a targało nią dziwne uczucie zawodu. Nie z powodu grzeczności na jaką zdobył się najemnik (brzmi odrobinę absurdalnie najemnik i grzeczności, co nie?), ale z powodu utraty kontaktu z wodą. Odwala jej, za długo przebywa poza murami bogatych posiadłości.
Księżniczka była wyraźnie rozproszona myślami, zarówno z powodu ducha, jak i tego płaszcza, który był cięższy od jej długich, gęstych i lokowanych włosów będących teraz jedną wielką, złotą masą. Poza tym, miała wrażenie, że pod wpływem świeżego powietrza, jakie wyzwoliło się podczas ulewy, płaszcz mocniej pachniał Mathiasem.
        Klatka piersiowa Niviandi uniosła się, gdy ten w lekki sposób przyjął wyzwanie skazania go na szubienicę. Jeszcze będzie się modlił do Prasmoka o litość! Oj... będzie, tak!
        Niviandi zagryzła delikatnie wargę, lecz nagle pojawiła się ta ściana. Złotowłosa odczuła ulgę, że Aurea wyszła poza jaskinię, ale... ale przecież w środku został Ivor! I ta marudna uzdrowicielka.
        - J-ja? - jęknęła syrenka. - Wiem tyle co ty! Jakaś czarna ściana wyrasta z... nawet nie wiem skąd! Tu dzieją się jakieś okropne rzeczy... - broniła się Niv, bo tak naprawdę to niewiele rozumiała z tego, co się tu dzieje. Czy wiadomość o tym, że jakieś duchy próbują ich opętać pomoże drużynie? Raczej nie. I co to zresztą ma wspólnego ze ścianą?!
        - Ach – stęknęła złotowłosa, gdy ściana zaczęła przekształcać się w jakieś cyniczne promienie słońca w środku burego dnia z ulewą.
        - Ivor! - krzyknęła zrozpaczonym głosem Niv nie mogąc oderwać wzroku od oślepiającej światła



        Gdy Aurea wyszła z jaskini, Ivor po raz kolejny spojrzał karcąco na Ramii. Nie wymienili między sobą choćby słowa, kłócili się spojrzeniami lub minami i zdecydowanie byli mistrzami w tym fechtunku. Wówczas stało się coś dziwnego. Światło wynikające z wejścia do ich „obozu” zaczęło ciemnieć i się pomniejszać.
        - Co jest? - spytała uzdrowicielka, która zbliżyła się do wyjścia. Patrzyła na trójkę będącą na zewnątrz, ale nie słyszała żadnego dźwięku, żadnej kropli deszczu. Obraz był przyciemniony, delikatnie zamazany, jakby widziała tamtejszych bohaterów przez ciemną szybę.
        - Co u licha... - Ivor rozejrzał się po jaskini, w której rozpylił się zapach pary i duszności.
Myśliwy bez głębszego namysłu chwycił lekarkę za ramię i pociągnął za sobą.
        - Mathias, Aurea!
        - Daruj sobie, nie słyszą nas – warknął Ivor.
        - Ale...
        - Ramii, kurwa, musimy się stąd wydostać!
        - Ale jak?! - wrzasnęła uzdrowicielka i oboje rozejrzeli się bezradnie po jaskini. - Kurwa, umrę z powodu czarnej, cholernej ściany?!
        „Oj...”, Pani Duch wybudziła się z głębokiego snu, mlasnęła znużona, ale od razu nabrała życia, gdy dostrzegła co się stało.
        - Och nie! Musicie się stąd wydostać! - krzyczała zjawa, jakby mieli ją usłyszeć. - Nie, nie tu! Ach, serio? Myślałeś, że tędy się wydostaniesz? Wiem, że jest ciemno, ale nie przesadzajcie! - komentowała nieumarła sama bezradnie rozglądając się po jaskini. Widziała zdecydowanie więcej niż ludzkie oczy, ale w jaki sposób im pomóc?
        „Do cholery. Za życia byłaś profesjonalną czarodziejką, użyj czarów!”, odpowiedziała sobie w myślach Pani Duch i w całkowitym skupieniu, za pomocą czarów, zdołała poruszyć kamienień, po którym spłynął delikatny blask...
        - Widziałeś? - spytała Ramii. - Ten kamień się poruszył!
        - Dostajesz zwidów w tych ciemnościach? - odparł zgryźliwie myśliwy.
        - Masz lepszy pomysł? No dalej, chodź, pomóż mi! Niech to, jak tu gorącą, palę się!
Wspólnymi siłami udało im się poruszyć kamieniem, a za nim ruszyła fala kolejnych odłamów. Ivor wraz z Ramii rzucili się w tę szaleńczą rzekę, a tuż za nimi rozpyliło się niszczycielskie światło.



        - Ale... - cichuteńko zaprotestowała Niviandi, gdy Mathias obrócił ją i poprowadził w stronę lasu.
        Emocje w niej narastały. To nie mogło się tak skończyć. Błękitna linia nie prowadziła ich w stronę lasu, lecz chciała ich przewlec krętą drogą w mroźnych korytarzach niewielkich gór. Nie mogą tego ominąć ani w żaden sposób obejść. Miała wrażenie, jakby ktoś nie chciał jej wpuścić do środka, ale przecież to tam musi dotrzeć. Ta przeklęta apokalipsa nie może trwać wiecznie. Ona chce do swojego zamku!
        Syrenka jednak umilkła czując, jak mężczyzna tuli ją do swego boku. Niviandi delikatnie się skuliła, a jej krucha dłoń spoczęła na męskiej klacie. Na krótką chwilę przymknęła oczy. Nie musiała pchać się w to bagno dalej, mogła stąd odejść wraz z nim. Czy ona właśnie pomyślała o Mathiasie jakkolwiek przyszłościowo?
        Dziewczyna otworzyła oczy chcąc nieco ocknąć się z tych dziwnych myśli, ale było coś gorszego niż wyobraźnia – życie realne.
        „Na wszystkie łuski Prasmoka...”, policzki syrenki rozgrzały się do niewyobrażalnych temperatur, podobnie jak ciało, gdy jej wzrok podążył za jedną z tych zdradzieckich kropel deszczu, które mknęły po rozbudowanym ciele najemnika. Koszula przylgnęła do jego skóry, uwydatniając najlepsze atuty mężczyzny, a nie można było powiedzieć by pod względem fizycznym Mathias miał jakieś wady.
        Niestety...
        Niviandi przełknęła ślinę. Miała tylko nadzieję, że woda nie zacznie parować z powodu jej nietaktownych myśli, które tak ją rozpalają. Czy on coś zauważył? Czegoś się domyślił?! Będzie skończona, gdy się zdradzi!
        Northman mógł poczuć, jak dłoń złotowłosej zaciska się na jego koszuli, a sama dziewczyna wtula się w niego coraz bardziej. Księżniczka ze wszystkich sił starała się opanować, ale każda droga wydawała się być teraz zła. Jeżeli się odsunie, to on na pewno dostrzeże te czerwone rumieńce, wbrew wszystkiemu nie był taki ślepy – tak mają właśnie łajdaki! Wszystko widzą a później to wszystko wykorzystują do swoich gierek! Jednak trzymając się go kurczowo wcale sobie nie pomagała. Jego skóra była taka gładka i śliska, a ta jedna zdradziecka kropla powędrowała dalej, niżej – w stronę spodni ściekając gdzieś po nogawce, lecz wzrok Niviandi zatrzymał się na rozporku. On ani trochę nie ukrywał się ze swoją nonszalancją, nie miał za grosz wstydu i to tak niesamowicie ją przyciągało. Wyzywała go w myślach na wszelkie możliwe sposoby, próbując sobie pomóc. Za każdym razem tak robiła, od samego początku. Tak się przed nim broniła, a teraz on kryje ją pod płaszczem, moknie na deszczu i obejmuje. Nie, ona nie może! Etykieta nie pozwala! Powinna się wstydzić i się wstydzi, musi to przerwać!
        - My musimy tam wracać! – zaprotestowała Niviandi, która uderzyła się czubkiem głowy o szczękę najemnika. Nim oboje zdołali powiedzieć „au”, syrenka dodatkowo poślizgnęła się na trawie i przyciągnęła Mathiasa do siebie niemalże wyrywając ostatnie guziki z jego i tak już w połowie rozpiętej koszuli.
        - Ach – jęknęła cicho złotowłosa i dostrzegła, że Aurea zniknęła im z pola widzenia. Niechcący chyba za mocno ją wyprzedzili. Syrenka zwróciła się ku najemnikowi i nabrała wdechu, jakby tylko sekundy dzieliły ją od wrzasku. Te spieczone poliki, ten deszcz, który łączył ich cienkimi strumieniami.
        - Mathias... - westchnęła spragniona wyraźnie się rozluźniając w jego ramionach.
        Niviandi łagodnie objęła szyję mężczyzny, a pełne niewinności błękitne oczy niemalże prosiły o przyzwolenie. Czy faktycznie je uzyskała? Nie miało to znaczenia. Teraz to jej urok namaszczał atmosferę. Stał się więźniem syrenich sztuczek. A może i nie? Trudno było powiedzieć. Niviandi w żaden sposób tego nie kontrolowała. Nie kontrolowała, bo nie zdawała sobie sprawy ze zdolności jakie posiadała. To po prostu się stało.
Poczuła jego wargi, mocne i zdecydowane. Szorstki zarost, który tak uwielbiała, delikatnie podrapał ją po gładkiej skórze twarzy. Docisnęła go do siebie jeszcze mocniej nie chcąc przerwać pocałunku. Ich języki zatańczyły, ciała wciąż zalewały gęste strumienie wody. To było coś wyjątkowego i niesamowitego. Czuła się tysiąc razy lepiej w takim klimacie razem z nim. Nie chciała tego przerywać, ale gdyby Aurea widziała...
        Jego wargi były takie ciepłe, a on zupełnie inny. Smakował jej pod względem ust i charakteru, mogła znieść każdą jego złośliwość. Pragnęła czuć go blisko siebie, był przyjemny w dotyku, choć odrobinę szorstki, a przede wszystkim twardy i jakkolwiek by to nie zabrzmiało, to syrenka oceniała wyłącznie jego skórę, ramiona i klatkę piersiową.
        Odważyła się oderwać od niego, wprowadzić niewielki dystans, przerwać przyjemny kontakt, ale sama właściwie nie wiedziała, czego chce.
        - Ja... - głupio wytłumaczyła się Niviandi i choć czuła, że powinna to przerwać to jej palce nadal badawczo wędrowały po jego karku, a błękitne oczy wciąż pozostawały niewinne, nieskalane niby żadnym grzechem.



        - Akhm, ekhm – kaszlała Ramii, która zapierała się rękoma o skalistą ziemię. - Agh, Ivor... żyjesz? - wykrztusiła z siebie drżącym głosem uzdrowicielka.
        - Nie tak łatwo mnie zabić – odpowiedział Ivor zbliżając się do lekarki.
        Brunetka odchyliła się w tył by usiąść i złapać pełny wdech płucami.
        - Mamy więcej szczęścia niż rozumu... Nie wiem jakim cudem przeżyliśmy – skomentowała kobieta wycierając ściekającą po brwi krew.
        Ramii spojrzała na swego towarzysza i mina momentalnie jej skwaśniała. Widać było, że myśliwy się niecierpliwi, a ona naprawdę musiała odetchnąć! Mężczyzna już wyciągnął w stronę kobiety dłoń, ale ta wyszarpnęła się z uścisku.
        - Odpuść co? Ledwo przeżyliśmy! - wykrzyczała lekarka.
        - Tak Ramii, żyjemy. Jest świetnie - odpowiedział ironicznie Ivor. - Ale teraz musimy ruszać – warknął i po raz kolejny próbował złapać uzdrowicielkę, ale ta ponownie uniknęła chwytu.
        - Daruj sobie, sama wstanę – bąknęła Ramii. - Nie martw się, jest w ciebie zapatrzona jak w diamencik. Wróci tu albo z nimi, albo bez nich.
         – Chciałbym w to wierzyć...
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

- Mhm – mruknęła Aurea, spoglądając w stronę jaskini. Jakaś magia i to ewidentnie nieprzychylna kroczyła za nimi chyba od upadku tamtego meteorytu, wciąż coś się działo. Choć fellarianka kochała czary, to szczerze mówiąc już ją to nieco irytowało, zresztą zmęczenie sprawiało, że każda nawet najdrobniejsza rzecz mogła stać się powodem wybuchu złości. Nie odpowiedziała naturiance, nie chciała jej zwyzywać, bo była przekonana, że albo jest na tyle głupia, że mimo iż coś mogłaby wiedzieć, to nie połączyła istotnych faktów, albo po prostu nie chce nic powiedzieć i ma niezwykłą umiejętność kłamania.

Co jednak z tymi sprawami, które sprawiały, że człowiek chciał kogoś zabić? Skrzydlatą coś jakby rozrywało od środka, gdy widziała, jak najemnik tuli tę dwulicową blondynę. Brunetka nie płakała, nie była smutna, po prostu patrzyła na nich, mrugając w zdecydowanie zbyt długich odstępach czasu. Gdy Mathias na nią spojrzał, ona momentalnie wbiła wzrok w ziemię, potem w Belluma, udając, że się tylko rozgląda, nie wiedząc co zrobić.
Zaczęła iść za nim i syrenką, gdy ci ruszyli w głąb lasu. Trzymała się z tyłu, dosyć szybko dosiadła lwa, nie mogąc znieść bólu nóg, ale i jemu nie kazała dogonić uroczej pary. Siedziała w ciszy, jakby była tylko cieniem, chodzącym za daną osobą krok w krok, znikającym jedynie w całkowitej ciemności. Wciąż bacznie ich obserwowała, jak się tulili, jakby byli para kochanków, a ona jak zwykle sama. Czuła się zraniona - dostała całusa od Matha, nigdy wcześniej nie otrzymała pocałunku, od żadnego mężczyzny. Zatrzymała się na chwilę, była bliska podjęcia decyzji, by zgubić się gdzieś z tyłu i odlecieć. Nie mogła jednak się przemóc - pożegnać by się wypadało. Rozłożyła skrzydła i szybko ich dogoniła, jednak to, co zobaczyła, kompletnie ją zszokowało.
Unosiła się kawałek nad ziemią, jej skrzydła poruszały się subtelnie i cichutko, wykonując delikatne ruchy. Aurea lekko otworzyła usta. Po jej policzku spłynęła łza. Widziała, jak się całowali, to całkowicie rozbiło ją od środka. Zawsze marzyła, by mieć kogoś bliskiego. Ciągle jednak ktoś łamał jej serce, bo była inna, bo nie była tak idealna jak Nivandii, może nie taką miała skórę, może powinna być chudsza… Może nie powinna nigdy opuścić wioski.
Ból był tak wielki, że przerodził się w złość. Dziewczyna wylądowała i podniosła z ziemi trochę błota. Rzuciła nim w twarz Nivandii, całkiem celnie, przy okazji oberwał też trochę Mathias, bo był blisko niej. Korzystając z chwili zaskoczenia, podleciała do syreny i powaliła ją na ziemię, na zimne, wstrętne i mokre błoto, w którym zatonęły jej piękne złote loki.

- Ty… Nawet nie wiem jak cię nazwać. Choćby to była największa obelga, nie wystarczyłaby. I pomyśleć, że chciałam ci wybaczyć. – Przytrzymywała dziewczynę, by ta nie mogła wstać, kolana miała obok jej ud i przytrzymywała je nimi z całej siły, jaką w nich miała. – Złamałaś mi serce – szepnęła jej do ucha, nachylając się nad nią, Bellum w międzyczasie nie pozwalał najemnikowi interweniować. – Ponoć błoto dobrze robi na cerę – zaczęła smarować ją nim po twarzy. – Musi być w idealnym stanie, skoro jeden mężczyzna to dla ciebie za mało! – Jedną ręką wciąż grzebała w błocie, aż nagle wyciągnęła dżdżownicę albo coś do niej podobnego, złapała ją delikatnie dwoma palcami. – Och, spójrz… Myślę, że czas na deser, bo wiesz, jesteś tym, co jesz. – Wcisnęła jej robala do buzi. – Wstrętnym robactwem.

Tymczasem skrzydlaty kot miał coraz większe problemy by odgonić Mathiasa od dziewczyn więc gdy ten zdołał go ominąć, lew zwyczajnie ugryzł go w tyłek, nie tak by zrobić mu wielką krzywdę, ale by poczuł i nie próbował się mu przeciwstawić.

- Mam dla ciebie jeszcze jeden mały prezencik, przyjaciółki często robią sobie wianuszki – sprawiła, że na głowie Nivandi, obecnie całej z błota wyrosły stokrotki tworząc uroczy wianuszek, między nimi jednak pojawiły się także drobne pokrzywy. Będzie mieć dziewczyna niespodziankę, jak zechce poprawić włosy.

W końcu wstała, puszczając syrenkę i podeszła do Mathiasa. Spojrzała na niego groźnie.

- Lubię cię. Ale jeszcze raz postanowisz się pobawić moimi uczuciami i skończysz znacznie gorzej od niej. – Uśmiechnęła się niczym psychopatka i podleciała na gałąź drzewa, gdzie sobie usiadła, by odetchnąć i pobyć chwilę sama, ale mieć jednak całą sytuację wciąż pod kontrolą.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Nawet nie zwrócił uwagi na ciche protesty Niviandi, prowadząc ją dalej w stronę linii drzew i pilnując tylko czy to, co zostało z ich grupy, nadal jest w komplecie. Aurea przesiadła się na Belluma, a najemnik zmarszczył brwi, po raz kolejny zastanawiając się czy z nogami dziewczyny na pewno wszystko jest w porządku. Widział, jaką siłę przejawiała władając magią, więc zwykłe zmęczenie raczej nie wchodziło w grę, a jednak przy każdym dłuższym marszu dziewczyna korzystała ze wsparcia swojego dzikiego przyjaciela.
        Księżniczka zaś posłusznie podążała już u jego boku, gdy on szukał jakiegoś miejsca, gdzie mógłby dziewczęta na moment zostawić, względnie bezpieczne i skryte chociaż trochę przed upartym deszczem. Musiał wrócić do jaskini i zobaczyć, co z Ivorem i Ramii, nie mogli ich przecież tak zostawić.
        Czuł, jak Niviandi przytula się do niego coraz bardziej, ale początkowo nie zdziwiło go to specjalnie. Rozmoknięty od deszczu grunt był zdradliwy i on sam obejmował ją mocniej, by przy różnym kroku żadne się nie poślizgnęło. Poza tym pierwszy raz miał ją tak blisko siebie, dopiero teraz widząc, jak krucha była w istocie, jak drobna, tym samym jeszcze bardziej wywołując w mężczyźnie potrzebę roztoczenia nad nią opieki. Drobna dłoń złożona na jego piersi wywołała tylko krótkie spojrzenie w stronę skrytej pod kapturem twarzy dziewczyny i opiekuńcze objęcie jej drugim ramieniem. Nie pomyślał, że pomijając okoliczności wyglądają z zewnątrz rzeczywiście jak para zakochanych, miał inne rzeczy na głowie, jak chociażby zapewnienie im bezpieczeństwa. Nie był świadom przesuwającego się po nim wzroku dziewczyny, chociaż podobnie jak ona przeklinał cholerny deszcz, tylko z nieco innego powodu. Rycerskości mu się zachciało i oddał jej płaszcz, samemu przemakając teraz do suchej nitki, a przyklejona do ciała koszula już bardziej przeszkadzała niż osłaniała ciało.
        W roztargnionym umyśle najemnika coś zaskoczyło dopiero, gdy dziewczyna westchnęła, a jej dłoń mocniej zacisnęła się na jego koszuli. Spojrzał wtedy na nią pytająco, wciąż nie widząc jej twarzy przez kaptur, więc na moment unosząc jego rant, by spojrzeć na blondynkę. Oczy miała szeroko otwarte i błyszczące, usta rozchylone. Odruchowo ujął jej twarz w dłoń, unosząc nagle brwi.
        - Niv, jesteś… rozpalona – mruknął cicho, pierwszy raz chyba zwracając się do niej tak ciepłym głosem, ale w tym całym zamieszaniu zwyczajnie się odkrył, okazując troskę, gdy zwyczajnie pomyślał, że dziewczyna przemokła i przemarzła. Nie wyglądała co prawda na chorą, bardziej na… hm… no właśnie… No w każdym razie w tych okolicznościach bardziej prawdopodobna była jednak choroba niż to, co zaczęło się mężczyźnie kotłować w głowie, więc otrząsnął się szybko i dość dosłownie, pozbywając się zarówno obrazów podsuwanych przez rozhulaną wyobraźnię, jak też kolejnych kropel wody z włosów.
        - Nie my, tylko ja. Wy zostajecie tuta... łooł! – Mathias w ostatniej chwili złapał lecącą blondynkę i przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie, jeśli to w ogóle było możliwe.
        Jednak ledwo księżniczka złapała równowagę, atmosfera zmieniła swój ton, opływając ich teraz subtelnym poczuciem odosobnienia od świata. Northman wsunął dłonie w rękawiczkach bez palców pod swój płaszcz, obejmując blondynkę w wąskiej talii, na moment ignorując lejącą się z nieba wodę i swoją rozchełstaną koszulę. Czuł na sobie, jak klatka piersiowa dziewczyny unosi się pod jej ciężkim oddechem i spojrzenie od razu mu złagodniało… na swój sposób. Przez krótki moment pozwolił sobie na potoczenie wzrokiem zadowolonego kocura po zarumienionych policzkach dziewczyny i uśmiechnął się krzywo na krótkie westchnięcie. Słysząc swoje imię, wypowiedziane takim tonem, oczy mu pociemniały i najemnik uśmiechnął się bezczelnie, pozwalając Niviandi uprowadzić swoje myśli.
        Nie wiedział, czemu się tak przy niej zachowuje. Była nieziemsko piękna, to prawda, ale aktualne okoliczności nie sprzyjały nawet rozmowie, nie mówiąc o intymności, która oplotła nagle tą dwójkę, zupełnie nieadekwatnie do toczących się wydarzeń. Wpatrywał się w te błękitne oczy, czując jak coś go wciąga, pozbawiając wolnej woli i jakiegokolwiek rozsądku, chociaż, by być zupełnie szczerym, to uczucie też nie było mężczyźnie specjalnie obce. Mathias od zawsze był zdania, że każda kobieta włada swoją specyficzną magią, zdolną omotać najtwardszego przedstawiciela męskiej rasy, ale to co działo się z nim teraz było jak… jak… jak to ziele, do palenia którego namówił go kiedyś ten pieprzony krasnolud! Niech piekło pochłonie jego i te fioletowe smoki latające wtedy po karczmie!
        Ale teraz trzymał się dzielnie. Przez moment. Kto by w ogóle pomyślał, że z ich dwojga to on będzie musiał ich pilnować?! Co za dureń powierzył jemu to zadanie? Wystarczyło, by Niviandi objęła go za szyję z tym proszącym o pozwolenie spojrzeniem i Northman wykopał z głowy wszelki rozsądek. Żeby też kobieta musiała w ogóle prosić, niedopuszczalne!
        Pochylił się, całując ją zdecydowanie i zrzucając jej z głowy przeszkadzający mu kaptur. Jedną ręką przyciągnął dziewczynę do siebie jeszcze bardziej, niemal pozbawiając ją tchu, podczas gdy druga dłoń popłynęła po sylwetce księżniczki, z pełną premedytacją nie pomijając nawet fragmentu ciała po drodze, gdy mężczyzna rozsmakowywał się w sytuacji. Ostatecznie spoczęła na szyi dziewczyny, a kciuk muskał delikatnie policzek, jednocześnie pomagając brunetowi oderwać od niej usta, gdy księżniczka pierwsza przerwała pocałunek. Słysząc ciche próby tłumaczenia tylko westchnął mrucząco, obejmując ją wciąż ciasno, ale niechętnie odsunął głowę, spoglądając na dziewczynę z leniwym zadowoleniem, jednak wciąż głodnym wzrokiem.
        - Nie szkodzi – zażartował z właściwym sobie złośliwym uśmieszkiem, ale zaraz uśmiechnął się łagodniej. – Pozwolisz, że dokończymy później, naprawdę muszę…

        Bardzo wiele rzeczy i zdarzeń mogło przerwać mu wypowiedź, ale lądująca na twarzy Niviandi plama błota była ostatnią, której się spodziewał. Zaskoczony cofnął się o krok, ścierając dłonią kilka kropel z twarzy, które wylądowały na nim odpryskiem i rozejrzał się za źródłem tego ataku.
        - Aurea! – krzyknął zaskoczony, odepchnięty przez skrzydlatą, która rzuciła się na blondynkę i razem wylądowały w błocie. Stał zamurowany tylko przez krótką chwilę, zaraz rzucając się w ich stronę, by je rozdzielić, gdy Bellum zastąpił mu drogę.
        - Spieprzaj, ty przerośnięty kocie – mruknął, usiłując ominąć bestię i jakoś interweniować.
        To, co mogłoby być całkiem przyjemnym widokiem w innych okolicznościach, teraz groziło poważnymi uszkodzeniami na ciele i psychice obu dziewcząt, gdy z zapamiętaniem tarzały się w błocie. Chociaż właściwie nie - to skrzydlata dominowała w tej sytuacji, wrzeszcząc na Niviandii i smarując ją błotem, a on szamotał się z tym pieprzonym lwem, wyraźnie kusząc los i ryzykując utratę którejś kończyny. Co tu się na wszystkich bogów odwalało?!
        - Aurea, zwariowałaś? Zostaw ją! – krzyknął, odpychając w końcu cholernego lwa. Nawet gnoja nie mógł mieczem przeciąć, bo przecież to przyjaciel brunetki, jakkolwiek dziwacznie to nie brzmiało. Warknął równie donośnie, jak Bellum, gdy ten dziabnął go w tyłek i zwyczajnie dał zwierzakowi przez łeb, doskakując w końcu do dziewczyn. Zatrzymał się jednak w miejscu, gdy wściekłe spojrzenie Aurei spoczęło teraz na nim, a dziewczyna ruszyła na niego szybkim krokiem. Unosząc wysoko brwi spoglądał na nią bezradnie, nierozumiejącym wzrokiem i tak niewinny, jak tylko mógł czuć się facet nieświadomy konsekwencji własnych działań.
        - Aurea, aniołku, ja nigdy… - zaczął łagodnym głosem, po chwili urywając i odprowadzając odlatującą dziewczynę zaskoczonym wciąż spojrzeniem. Bawić się jej uczuciami? Jak niby… Przecież… Zaraz, czy ona… O żesz w mordę…
        Fakty docierały do niego powoli, z trudem, powstrzymywane ciągle przez tłumaczącego się samemu przed sobą najemnika. Aż go od tego łeb rozbolał. W jednej chwili… a w drugiej… no kuźwa!
        Nigdy nie przejmował się takimi detalami, jak złamane serce jakiejś panny. Te cudeńka były tak kruche, że czasem wystarczyło nieodpowiednie słowo lub spojrzenie, by dostać w twarz, więc zwyczajnie oszczędzał sobie kłopotu, nie zostając z żadną na dłużej niż było to przyjemne. Wtedy wilk był syty i owieczka cała, a rozstanie względnie bezbolesne (lub nawet niezauważalne). Ale Aureę naprawdę lubił. Była ładna, to fakt, ale on naprawdę polubił ją jako osobę, silną i inteligentną, niezależną, dumną. Imponowała mu tym, jak radziła sobie w sytuacjach, z których większość dziewczyn uciekałaby z krzykiem, szukając czegoś lub kogoś, by się ukryć i pozwolić za siebie rozwiązać problem. Skrzydlata natomiast stawiała czoła wszystkiemu z niesamowitą siłą charakteru, od pierwszych chwil coraz bardziej zaskarbiając sobie uwagę i sympatię najemnika. Przed tym wszystkim zarzekałby się, że nigdy jej nie skrzywdzi, a teraz? Ale na bogów, skąd on mógł wiedzieć, że ona… przecież… Cholera jasna! JAK? Jak on się w to wpakował?!
        - Psia mać – mruknął jeszcze pod nosem, stojąc między obiema i woląc w tej chwili wrócić do tych przerośniętych pająków, niż ogarniać ten emocjonalny burdel, ale chyba jako jedyny mógł (musiał) cokolwiek zrobić. No nic. Trzeba złapać byka za rogi.
        Z racji tego, że Aurea ewakuowała się poza jego zasięg, a Niviandii wciąż leżała w błocie, to do niej podszedł, jako pierwszej, pomagając wstać i w miarę możliwości otrzepując z błota. Jego płaszcz ochronił większość ubrań blondynki, ale kaptur już wcześniej zsunął z jej głowy i niegdyś złote loki księżniczki były teraz czarnymi strąkami pozlepianej ziemi i trawy. Korzystając z tego, że ma na dłoniach rękawiczki powyciągał z jej głowy pokrzywy, odrzucając je na bok i krzywiąc się lekko, gdy odsłonięte palce musnęły parzące liście.
        - Cicho, już dobrze – uspokajał dziewczynę miękkim tonem, próbując doprowadzić ją do porządku na tyle, na ile dało się w tych okolicznościach.
        Jak na złość deszcz przestał już padać, więc błoto tylko częściowo spłynęło z twarzy księżniczki, która wyraźnie nie mogła dojść do siebie. Nie widząc lepszego rozwiązania zdjął z siebie mokrą koszulę i podał ją blondynce, a nagi tors najemnika przecinał teraz tylko pas podtrzymujący miecz na jego plecach.
        - Wytrzyj się, ile dasz radę. Zaraz spróbujemy znaleźć jakąś rzekę i wszyscy doprowadzimy się do ładu, w porządku? Tylko spokojnie, wszystko będzie dobrze, obiecuję – mówił do niej delikatnie, gładząc po umazanym błotem policzku. Chciał pocieszyć ją bardziej, objąć i pomóc, ale wiedział, że tylko pogorszy sytuację i miał nadzieję, że ona to zrozumie. – Zaraz wracam – szepnął jeszcze i wstał, kierując się teraz w stronę drzewa, na którym wylądowała Aurea. Bellum warknął ostrzegawczo, ale Northman posłał mu takie spojrzenie, że lew wycofał się na moment. Nie ze strachu. Obaj zdawali się tkwić w niemym porozumieniu, że nie mogą sobie nawzajem zrobić większej krzywdy, bo wtedy Aurea się wścieknie… jeszcze bardziej. Mathias zaś stanął pod drzewem, zadzierając głowę, by dostrzec siedzącą tam dziewczynę i rozłożył bezradnie ręce w geście poddania.
        - Aniołku, zejdź na dół, porozmawiajmy. Proszę.
        Łagodnym głosem, odsłonięty, bezbronny (miecz na plecach nie zaliczał się w tej sytuacji do broni) i zupełnie zdezorientowany próbował w jakiś sposób naprawić, to co najwyraźniej uczynił, nawet jeśli nieświadomie.

        Gdyby komuś było za mało chaosu, w tym właśnie momencie do rozbitej grupy dotarli Ivor i Ramii, wspierając się na sobie nawzajem. Deszcz ustał już jakiś czas temu, więc pokryci ciągle pyłem i drobnymi rankami wyglądali, jakby wytargali się spod sterty gruzu… co chyba było bliskie prawdy. Zapomnieli jednak oboje o własnym stanie i niewygodach, gdy zobaczyli pobojowisko przed sobą i zwyczajnie stanęli, jak wryci, spoglądając najpierw na siebie, później na rozbitą trójkę. O dziwo pierwszy oprzytomniał Ivor.
        - Co tu się stało? – zapytał powoli. Rami tylko przyglądała się z otwartymi ustami umazanej błotem Niviandi.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Chwile oblane miodem i złotem nie trwały wiecznie, lecz z pewnością Niviandi na długo je zapamięta. Z tą jedną sytuacją łączyło się tyle barwnych emocji – poczynając od cichuteńkiego głosiku jakim było sumienie, poprzez rozkosz, oczekiwanie aż w końcu połowiczne spełnienie. Dlaczego połowiczne? Bo oczywistym było, że ciało ludzkie pragnęło jeszcze więcej.
        Mathias jakby całkowicie rozumiał ją pod tym względem. Sama nie potrafiła tego jeszcze nazwać miłością, chyba było za wcześnie na ocenianie ich relacji. Jeszcze kilka sekund temu w życiu by nie pomyślała, że go pocałuje! Jednak to wszystko sprawiło, że syrenka zaczęła myśleć całkowicie innymi kategoriami, a szczególnie po tym, co nastąpiło jeszcze później.
        Niviandi ulegała trwającej rozkoszy, gdy ją dotykał i docisnął do siebie, nie myślała o nikim innym, jak o Mathiasie. Może byłoby łatwiej, gdyby rękawiczki obejmowały także jego palce? Jakikolwiek kontakt ze skórą mężczyzny wzbudzał kolejne dreszcze, jeszcze bardziej emocjonujące, jeszcze bardziej podniecające. Nie bawił się w żadne subtelności, działał z należytą mu pewnością siebie, gdy dłonią sunął po jej ciele. Tylko krótki impuls rozsądku zakończył ten pocałunek.
        Złotowłosa zachichotała nieco nieśmiało, gdy najemnik odpowiedział na jej marne tłumaczenia. Pierwszy raz od początku całej ich wędrówki poczuła się przy nim swobodnie i pomyśleć, że stało się to dopiero po tym, jak go pocałowała. Cała wolność i swawola odeszły szybko w zapomnienie, gdy syrenka chcąc oprzeć głowę o podbródek najemnika dostrzegła Aureę. Księżniczka jęknęła i nie zdążyła nabrać tchu, bo błoto uderzyło ją prosto w twarz. Niviandi sama odsunęła się od Northmana ścierając błoto, szczególnie z okolic oczu, do których dotarł mokry piach. Nie zdołała podnieść wzroku, gdy nagle wylądowała na ziemi, jakby była jakimś osiłkiem, który umiałby się jakkolwiek sprzeciwić.
        Dziewczyna upadła jęcząc teraz z bólu. Jedynie płaszcz uchronił złotowłosą od większych zadrapań, ale one byłyby lepsze od błota, jakie nieustanie było wcierane w delikatną skórę twarzy księżniczki. Syrenka została całkowicie zakleszczona przez felleriankę. Niewiele zresztą trzeba było użyć siły by zatrzymać Niv w miejscu, ona naprawdę nie potrafiła się za grosz bronić. W grę wchodziłoby szarpanie za włosy, lecz sytuacja całkowicie zaskoczyła biedną blondyneczkę. Miała załzawione oczy pełne mokrych ziaren, próbowała chociaż cokolwiek z siebie wydusić, wykrzyczeć by przestała. Syrenka wypluła ziemię, gdy Aurea pochyliła się nad nią gniewnie szepcząc jej do ucha słowa pełne nienawiści. Chciało się jej płakać, ale syrenka uroniła jedynie łzy mające za zadanie oczyścić gałki oczne z niepotrzebnych granulek. W momencie odzyskania tchu ujrzała nad sobą obrzydliwego i wijącego się robala. Niviandi spojrzała na felleriankę wymownym wzrokiem mówiącym „nie zrobisz tego” i tak jak wtarcie czy poharatanie twarzy błotem by wybaczyła naturiance, tak wepchnięcie jej do ust robaka przekroczyło pewnie granice poniżenia. Nawet stokrotki i pokrzywy na jej głowie by zniosła, ale nie tego robaka.
        Niviandi, będąc już zwolniona z uścisku, usiadła w błocie całkowicie oszołomiona takim zachowaniem. Nie krzyczała, ani nie piszczała, po prostu umorusaną ręką wytarła język by pozbyć się robaka, a kilka liści pokrzywy jakie znalazły się między palcami księżniczki, gdy próbowała zdjąć z siebie zielsko, wydawały się jakoś mniej bolesne od upokorzenia jakie przeżyła. Siedziała, jakby dopiero co ocknęła się z omdlenia i zainteresowała światem, jakby nie wiedziała co chwilę temu się stało. To wszystko do niej nie docierało.
        Nagle, tuż obok niej, zjawił się Northman i podniósł ją z ziemi. Czuła się coraz gorzej. Teraz szybko chciała zapomnieć o tym co się stało. Nie nadążała nad dłońmi mężczyzny, z niepodobną do siebie obojętnością zrzucała z siebie błoto, ale nie widziała w tym głębszego sensu. Prawie całkowicie rozkleiła się przy najemniku, gdy ten okazał jej troskę. Tkwił między młotem a kowadłem, a syrenka przeżywała podwójne poniżenie, bo on to wszystko widział!
        - Nie powinieneś tego robić. - Księżniczka odwróciła głowę, gdy Mathias ściągnął koszulę, choć przyjęła ją mimo wszystko z ulgą. Patrzenie na jego tors w tym momencie nie wywróżyłoby nic dobrego!
        - Uhm – przytaknęła Niviandi całkowicie obracając się do najemnika plecami i wycierając policzek skrawkiem koszuli.
Wówczas sytuacja stawała się jeszcze gorsza. Do ich ekipy dołączył Ivor z Ramii. Upokorzenie nie miało końca.
        - Nic – syknęła w odpowiedzi królewna.
        Ivor przebiegł wzrokiem po tym niewielkim skrawku lasu, w jakim się znajdowali. Aurea obrażona na drzewie, czuwający lew, rozebrany Mathias, brudna Niviandi okryta jego płaszczem i umorusana błotem.Trwała łamiąca cisza, a gorycz powoli przemieniała się w nieugięty gniew. Księżniczka czuła, jak włada nią nowa, całkiem obca siła, jak ciśnienie w jej ciele wzrasta, jak żyły pulsują w głowie. Nie padał deszcz, a czyste i świeże powietrze powoli wypełniało się wilgocią.
        - Niviandi... - mruknął myśliwy, który zbliżył się krok do złotowłosej, a ta jakby na złość poszła krok dalej odsuwając się od niego.
        Ta ogromna siła, te potężne źródła w górach. Syrenką ujęła skronie w dłoniach, widziała przenikające świat dusze, było tego tak wiele. „Oszczędzał siły...”, powiedział łagodny, pełen nadziei głos. Naturianka uniosła głowę. Bezimienna, niematerialna towarzyszka, czyli Pani Duch, była wyraźniejsza przez krótki moment, ale gdy Niviandi westchnęła to wszystkie złe moce też nagle odeszły.
        - Musimy porozmawiać – powiedział myśliwy kładąc delikatnie dłoń na ramieniu syrenki, która obróciła ku niemu głowę.
        - Tak, musimy – odparła lekko księżniczka.
        - Dooobrze... Ja usiądę sobie na tym kamieniu, o za tamtym drzewem, a wy sobie wszyscy pogadajcie. – Ramii wycofała się wskazując wyznaczone miejsce.


        Syrenka wraz z myśliwym odeszli kawałek dalej, by zapewnić sobie odrobinę prywatności. Gdy stanęli, mieszkaniec wioski od razu zaczął poprawiać złotowłosą, która odgoniła go machnięciem ręki. Mężczyzna odsunął się i poczuł dziwny niesmak.
        - Aurea ci to zrobiła?
        - Tak – odparła z trudem złotowłosa, która zacisnęła piąstkę na płaszczu Mathiasa.
        - Dlaczego? I jak mogła? Pewnie czujesz się okropnie... - Ivor chciał objąć księżniczkę, ale ta odchyliła się speszona.
        - Czuję... - odpowiedziała ostrożnie i zapadła cisza.
        - Ivor, posłuchaj...
        - Nic nie mów Niviandi. - Przerwał myśliwy, który spojrzał na syrenkę krzyżując ręce na klatce piersiowej. - Nie musisz. Nie chcesz mówić, rozumiem to.
        - Ale, nie o to...
        - Niviandi, nie martw się tyle – kontynuował już znacznie cieplej mężczyzna. - Domyślam się, że masz mętlik w głowie, a niegdyś pewne decyzje teraz zostały posiane wątpliwościami. To nic złego. Słabości władają nad każdym, mniejsze czy też te większe...
Na Prasmoka, dlaczego on wydawał się ją tak rozumieć? Nawet nic nie wiedząc!
        Niviandi podążyła za myśliwym, który mimo sytuacji wydawał się być nią mało przejęty – czy to była maska na zawód, który go spotkał? A może nie chciał usłyszeć prawdy?
        - Są pewne cele i wartości o wiele większe. Znaczące dla nas nieco więcej niż miłość czy zauroczenie...
        Syrenka uniosła brew, nieco zaskoczona, że rozmowa potoczyła się na całkowicie inny tor.
        - Nie bez powodu nasze drogi się związały. Wierzę w to - wyznał mężczyzna patrząc prosto w błękitne oczy syrenki.
        - Tak... ja też. Po prostu... Chciałabym...
        - To zakończyć?
        - Chyba tak... - mruknęła Niviandi i dopiero teraz zorientowała się, że wrócili do gór. - Oj nie wiem czy powinniśmy tam wchodzić – powiedziała cicho złotowłosa.
        - Przecież to tylko skały. Nie tu chciałaś dotrzeć?
        - Tak, ale...
        - Niviandi, chce ci coś pokazać – po raz kolejny myśliwy przerwał wypowiedź syrenki, która stała teraz całkowicie sama przy skałach. Co miała zrobić?! Cofnąć się do Aurei?!
        Królewna zagryzła wargę i wolno wkroczyła w skalny korytarz. Szła dalej i zatrzymała się dopiero przy wyrzeźbionej, małej kolumnie, na której znajdował się wymalowany znak. Błękitny blask bijący od malowidła padł na syrenkę. Miała wrażenie, że znowu przemawiają do niej obce głosy, a duchy snują się tuż za jej plecami.
        - Możemy zrobić to razem. – Głos Ivora rozbrzmiał bardzo twardą tonacją, a Niv nabrała powietrza obracając się ku myśliwemu. Był bardzo blisko niej.
        - Nie damy rad,y Ivor.
        - Uważasz, że potrzebujesz do tego Mathiasa?
        Złotowłosa nie wiedziała, co powiedzieć. Zatkało ją.
        - Albo Aurei, która może zabić cię jednym zaklęciem?
        - Ale nie zabiła. – Niviandi wymusiła na sobie uśmiech.
        - Tylko poniżyła i umorusała błotem?
        Ponownie zapadła cisza.
        - Zadajesz bardzo trudne pytania – stwierdziła Niviandi, a jej dłoń pogłaskała kamienie obok. Czuła to napięcie, jakby liczył na to, że dotknie błękitnego znaku. Syrenka nie wiedziała, co oznacza. Ot, rysowane od środka na zewnątrz powiększające się koło.
        - Zabrzmi to z pewnością dziwnie, ale ufam im. Nawet Aurei.
        - Zostawią cię, gdy tylko nadarzy się okazja. Mathias jest najemnikiem, myślisz, że jak nie dasz mu niczego w zamian to będzie taki dobrotliwy? A Aurea wcale nie okazała się tak dobrą przyjaciółką...
        Oddech Ivora był coraz bliżej niej. Dotykał jej karku, mroził skórę. Niviandi chciała uciec, wybiec z tej cholernej jaskini, ale on zagrodził jej drogę do wyjścia.
        - Wierzę... Hah! Wiem, że jesteś księżniczką.
        - Jaki masz na to dowód? - prychnęła Niviandi.
        - To jest dowodem. Te skały, te dusze, ten otwarty świat... Gdy dotkniesz tego malowidła otworzy się nowa droga, a zagrodzisz ją też tym, których nie zechcesz tu wpuścić... Spójrz tutaj, przez te szeroką szczelinę. Zobacz jakie jest to wspaniałe miejsce... Pełne wąskich i ciągnących się korytarzy góry. Łatwo się tu zgubić, lecz ty otworzysz wielką bramę.
Niviandi spojrzała w stronę ogromnej szczeliny, tuż obok nich. Chłodny przewiew namaścił jej ciało. Było bardzo stromo, bała się, że wyląduje na samym dnie tych szczytów.
        - To... te skały chyba są bardzo głęboko wryte w ziemię... - zauważyła syrenka.
        - Owszem. Ale mamy prostą drogę, tuż za moimi plecami. Wąski korytarz, którym możemy przejść we dwoje. To twoja moc cię tu prowadzi. Niviandi, pozwól sobie pomóc. Nie kieruj się tym co czujesz, on, ten najemnik cię omamił...
        Syrenka spojrzała rozpaczliwie na Ivora. Czuła, że ma rację. To w jaki sposób do niej przemawiał, ale... Wciąż kurczowo trzymała się myślami Aurei i Northmana. Nie tak wyglądały przecież ich początki.
        Złotowłosa poczuła, jak Ivor ściska jej dłoń. Przyciąga ją do siebie, zaciska na jej szyi niczym jadowity wąż.
        - Nie.. - szepnęła cicho Niviandi. - Nie, ja nie chcę – dodała rozpaczliwie.
        - Dlaczego by nie? - Ivor spojrzał gniewnie na księżniczkę i uniósł jej dłoń siłą.
        - Nie! Zostaw! Nie chcę! - krzyknęła naturianka, gdy nagle w korytarzu pojawiła się Ramii.
        - Ramii, pomóż!
        - Ivor, weź ją ucisz – syknęła lekarka.
        - Co? - szepnęła zdruzgotana syrenka. - Ma... Aj, to boli! Nie!
        Wówczas Niviandi zrobiła coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Ugryzła Ivora w przedramię, ale ten jedynie syknął z bólu szarpiąc blondynką.
        - Szlag to, oni tu idą!
        - Cóż Ramii, mamy dwie drogi wyjścia - mruknął myśliwy. - Albo doprowadzę ją do końca, albo nici z naszego planu.
        - O czym ty.... Aaaa!
        To, co zobaczyła Niviandi okazała się jeszcze bardziej druzgocące od robala w ustach (prawie!). Ivor wypchnął uzdrowicielkę przez szczelinę i syrenka w pierwszej chwili wychyliła się by złapać kobietę.
        - Ramii! - wrzasnęła widząc, że brunetka jakimś cudem chwyciła się skarpy.
        - Ivor, ty gnoju, ty pieprzona świnio! - wyzywała lekarka, lecz ten zignorował swoją towarzyszkę łapiąc Niviandi za nadgarstek i siłą przykładając jej palce do malowidła.
        Słowa Ivora spełniły się.
        Góry poruszyły się w przeraźliwym grzmocie. Wszystko zaczęło się walić, przeistaczać, zmieniać swoje położenie. Myśliwy pociągnął syrenkę za sobą i Niviandi straciła nadzieję na ucieczkę, gdy głazy zawaliły korytarz.
        - Jak mogłeś... - jęknęła syrenka.
        - Spokojnie. Twoi „przyjaciele” ją uratują.

        Ramii pełzała po skarpie, choć przerażenie i dudnienie w głowie ją paraliżowało. Widziała dno urwiska i wiedziała, że jeżeli spadnie to niewiele z niej zostanie. Rozpłaszczy się niczym żaba, tylko będzie cała ufajdana krwią. Co gorsza, szczelina którą mogła się wydostać powoli się zmniejszała. Na Prasmoka i jego skrzydła, czy istnieje jakieś inne wyjście?!
        - Oooo na wszystkie prasmocze sny, muszę zdążyć.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea w tym całym wybuchu szału nawet nie zwracała uwagi na zaskoczenie Mathiasa. Chciała dać nauczkę Nivandii, to była zdrada! Miała jej po dziurki w nosie, wszystko musiała sobie przywłaszczyć, wszystko! Nawet faceta, którego lubiła i to tak bardziej. Bellum tymczasem ryknął na mężczyznę głośno, rozjuszony jeszcze bardziej jego zdenerwowaniem. Gdy najemnikowi udało się odepchnąć skrzydlatego kocura, ten niemal odgryzł mu rękę, ostre zębiska zgrzytnęły dosłownie tuż przy jego palcach, to nie znaczyło jednak, że Math był szczęściarzem, bo futrzak upatrzył sobie jego pośladki i je dziabnął. Towarzysz naturianki w końcu jednak odpuścił uderzony, a właściwie to odszedł kawałek i się przyczaił gotowy do ataku.
Fellarianka natomiast wcale nie dała się ugiąć spojrzeniu mężczyzny i temu jego zdezorientowaniu. Żeby jeszcze miała mu tłumaczyć, o co chodzi? Faceci! A niech się sam domyśla, zasłużył. I jeszcze tak słodko ją określił, „aniołku”, jak wcześniej ją to pozytywnie zawstydzało, tak teraz tylko bardziej zirytowało, jeszcze bardziej zniechęcając do rozmowy z nim. Zwyczajnie potrzebowała chwili w ciszy i samotności, a na drzewie była bezpieczna, jakby ktoś chciał do niej wleźć, mogłaby odlecieć na inne.
Pomiędzy gałęziami i liśćmi widziała najemnika i tę chędożoną zdrajczynie. Znowu się migdalili. Skrzydlata westchnęła ciężko - nie miała już ochoty na kolejne akcje, a właściwie sił. Poczuła się taka bezradna i bezsilna, kompletnie beznadziejna. Na dodatek z jakiegoś powodu jeszcze przylazły te okropne wyrzuty sumienia i myśli, że przesadziła, oraz te, które usprawiedliwiały jej zachowanie. Miała wrażenie, że łeb jej zaraz pęknie. Zajęła się strzepywaniem resztek błota z nóg, byle coś robić, choć trochę się zająć.
Bellum nadal przyczajony powarkiwał, gdy tylko Northman był bliżej niego. Czujnie go obserwował, teraz jednak się wycofał i przemykając w wyższej trawie, podszedł do drzewa, gdzie siedziała jego pani, z ukrycia obserwując swego nowego wroga i potencjalne zagrożenie dla brunetki.
Aurea westchnęła i zleciała z drzewa delikatnie i z gracją lądując na ziemi. Patrzyła na Matha z wyrzutem. Jednakże niespodziewanie jej wzrok się zmienił - rozszerzone źrenice i niepokój. Nie czekając na mężczyznę, podleciała do gór. Widziała, jak wszystko drżało, nawet poczuła to - gdy na moment stanęła na ziemi, ona drżała, a reszty ich bandy nie było nigdzie widać, co nie wróżyło dobrze.
Z początku Aurea krążyła wokół i szukała kogokolwiek, nawoływała, nawet Nivandii. Była na nią zła, ale nie tak, by pragnąć jej śmierci. Nie mogła nigdzie ich znaleźć, lew zaś zaszedł od tyłu najemnika i sprawił, że ten wylądował mu na grzbiecie. Nie czekał, aż się wygodnie usadowi, po prostu poleciał wraz z nim pomóc fellariance.

- Przepraszam… - krzyknęła do Mathiasa. – Nie wiem, co we mnie wstąpiło… - stwierdziła, choć część jej się burzyła i wrzeszczała w środku, że to przecież on powinien przepraszać i to na kolanach! – Nie wiem, gdzie oni się podziali, a tu znowu coś się dzieje… - Miała łzy w oczach. Za dużo emocji, zresztą nieznośne sumienie sugerowało, że to może być jej wina, że gdyby nie ta cała kłótnia, wszyscy byliby wciąż w jednym miejscu. Serce biło jak oszalałe, skrzydła machały co sił, by przeczesać każdy zakątek, uszy próbowały wyłapać każdy dźwięk, każdą wskazówkę.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Wiele w swoim relatywnie krótkim życiu widział i z wieloma rzeczami sobie radził. Zazwyczaj ze wszystkim. Wystarczyło przeszkodę ominąć lub zabić, prosta sprawa. Bazyliszki, wiwerny, harpie. Zwykłe bestie, jak wyjątkowo upierdliwe dla okolicy niedźwiedzie, czy wilkołaki zdziczałe do stopnia, w którym tracą całe swoje człowieczeństwo i zwyczajnie żerują na słabszych istotach, czyli zazwyczaj ludziach. Raz usiekł nawet automerisa, chociaż wtedy jeszcze nawet nie wiedział, że paskud się tak nazywa.
        To go jednak przerastało. Kobiety. Uwielbiał je, wszystkie, co do jednej sztuki. Nie znalazł jeszcze takiej, u której nie znalazłby czegoś pociągającego, interesującego chociaż na tyle żeby porozmawiać, odpocząć. Zazwyczaj były ostoją, jakimś zalążkiem spokoju, nawet w trasie, nawet te głośne i energochłonne. Ale można było przy nich ochłonąć, na jakiś swój magiczny sposób relaksowały umysł i ciało.
        Teraz zdecydowanie nie czuł się zrelaksowany. Za dużo emocji, krzyków, oczekiwań i przerzucania się winą. Gdyby się chwilę nad tym zastanowił, to doszedłby do nieciekawej konkluzji, że zwyczajnie za bardzo się swoimi dziewczynkami przejmuje, czego nie zwykł robić, nie aż tak. Zawsze się o kobiety troszczył, ale… na swój sposób. I nie zaczepiał się nigdzie na tyle długo, by dać się wplątać w coś niewygodnego. Teraz jednak znalazł się między młotem a kowadłem, i to z własnej winy. Bo mu się skarbu zachciało szukać! Jakby innych nie było, w przeciwnym kierunku na przykład. Ale nie. Dał się zauroczyć delikatnej blondynce i słodkiej brunetce, a teraz użerał się z babami wpychającymi sobie błoto do gardła, nosz jasna cholera!
        Lew w końcu odpuścił, Aurea ewakuowała się na drzewo i została tylko Niviandii. Jego złotowłosa księżniczka, cała unurzana w błocie i z pozostałościami liści we włosach po koronie z pokrzyw. Nawet nie skomentował, czego nie powinien robić, bo oddanie jej koszuli było jedynym rozsądnym działaniem, więc tylko znów pogłaskał jej policzek, ocierając go z błota. „Nie powinien” to on się w ogóle pakować w to cholerstwo. No ale skoro już w nim siedział po uszy to trzeba było złapać byka za rogi i poradzić sobie z tym jak mężczyzna. Czyli pogodzić dwie dorosłe kobiety zachowujące się jak dzieci w piaskownicy, bijące się o łopatkę. Oczywiście przez myśl mu nie przeszło, że to on może być tą łopatką.
        Na to wszystko przyszli Ramii i Ivor, i chociaż najemnik naprawdę cieszył się, że są względnie cali i zdrowi, naprawdę wybrali średni moment na dołączenie do grupy. Nie wcinał się jednak, pozwalając mieszkańcowi wioski przejąć w objęcia przygaszoną wciąż Niviandii, chociaż najemnik wciąż spoglądał za nią z dziwnym niepokojem w zazwyczaj wesołych oczach. Nie podobało mu się, że była taka cicha. To znaczy tak oczywiście było lepiej, ale też wyjątkowo to do niej nie pasowało i oznaczało, jak bardzo źle się w tej chwili dziewczyna czuła. Widział też jednak, jaki ma stosunek do łowczego i chociaż jeszcze przed chwilą wpijała się w jego usta, pozwolił jej odejść z blondynem. Tak było lepiej, dla nich wszystkich. Tak przynajmniej sobie wmawiał. Poza tym miał jeszcze jedną dziewczynę na głowie.
        Aurea nie przyjęła go z takim spokojem. Próba załagodzenia atmosfery spotkała się tylko z obrażonym prychnięciem, natychmiast wywołującym nieprzyjemny grymas przemykający przez usta Northmana. Na los, przecież próbował. Ale żeby one chociaż raz coś ułatwiły…
        - Aurea, skarbie, nie możesz tak siedzieć całą wieczność – zwrócił się do niej niezmiennie łagodnym głosem, usiłując przemówić skrzydlatej do rozumu.
        Stał przez chwilę, jak idiota pod tym drzewem, ze stoickim wręcz spokojem ignorując czającego się na niego cholernego drapieżnika, którego najchętniej utłukłby dla świętego spokoju. Nie przywykł do nieustannego towarzystwa dzikich bestii. Nawet swojego kociaka gdzieś posiał w tym wszystkim. Ech, może chociaż jemu się poszczęściło.
        Skrzydlata nagle sfrunęła na ziemię, jednak wciąż spoglądała na niego z niemym wyrzutem, który zniósł równie cierpliwie, jak wcześniejsze obrażone miny. „Oddychaj.” Ewidentnie poczuła się urażona i nie miał zamiaru bardziej jej drażnić, nawet jeśli należało jej się w tej chwili przełożenie przez kolano za ten numer z błotem. Dopiero nagłe zmartwienie Aurei wywołało podobne uczucie u mężczyzny. Trochę już się jej nauczył, ale i tak mógł jedynie domyślać się, że wyczuła coś, co jemu umknęło. Tak samo nagle odleciała.
        - Nosz kuźwa! – warknął w końcu i truchtem ruszył z powrotem w stronę gór, powoli samemu nabierając złych przeczuć. Nigdzie nie widział Ramii ani Ivora z Niviandi, a przecież przed chwilą tu byli! Aurea też zniknęła.
        Poczuł uderzenie w tył kolan i zaklął znów, upadając w tył. Nie spotkał się jednak plecami z ziemią, jak się spodziewał, tylko po wywinięciu widowiskowego przewrotu, którego nikt nie widział, wylądował okrakiem na tym cholernym, skrzydlatym, zawszona jego mać, przerośniętym kocurze! Może później, gdyby ktoś mu powiedział, że nawet epicko wyglądał prując przez przestworza na skrzydlatym lwie, może prychałby mniej, teraz jednak miał ochotę być wszędzie indziej niż tutaj. Zaraz jednak pojawiła się Aurea i myśli najemnika znów wróciły na bardziej racjonalne tory.
        - Dobra już, srał to pies – mruknął na przeprosiny, co na szczęście zdołał zagłuszyć wiatr.
        - Musimy ich znaleźć! – krzyknął w końcu. Łzy dziewczyny wywoływały w nim wręcz wściekłość, gdy nie mógł nic zrobić, by jej pomóc. Bezsilność była irytująca. Nawet przytulić nie mógł, bo pomijając okoliczności - wciąż leciał na lwie, jakkolwiek nie starał się o tym zapomnieć.

        Tyle dobrego, że przez to całe zamieszanie upłynęła już cała noc i teraz zawaloną grotę oraz górskie szczyty oświetlały promienie wschodzącego słońca. Widok byłby przepiękny, gdyby najemnik umiał go docenić i nie miał właśnie głowy przepełnionej toną zmartwień. Dojrzenie wiszącej na jednej z krawędzi Ramii było jak zgniła wisienka na przebrzydłym torcie ich utrapień.
        - Tam! – krzyknął, wskazując Aurei kierunek, a lew jakby wyczuł jego intencje albo porozumiał się jakoś ze skrzydlatą (bo chyba go nie posłuchał?) i zanurkował momentalnie. Najemnik znów zaklął warkotliwie, łapiąc się mocniej grzywy i pochylając nad łbem zwierzęcia zapikował w dół.
        - Mathiaaaas! Aureaaaa! – krzyczała uzdrowicielka, która dojrzała ich nagle, poddając się już i nie próbując podciągnąć na rękach, ale już chociaż utrzymać.
        - Dobra paskudo, uniesiesz nas dwoje na moment? – mruknął w stronę lwa, a ten warknął w odpowiedzi, co gówno mu powiedziało. Zwierzę skręciło jednak, nurkując poniżej krawędzi skał, a Northman (wbrew wszelkiemu zdrowemu rozsądkowi, który uparcie walił go młotem w mózg), puścił zupełnie sierść zwierzaka, wyciągając ramiona w stronę kobiety i łapiąc ją w pół. Dosłownie oderwał ją od skalnej ściany, na moment bezceremonialnie przerzucając przez lwi grzbiet. Bellum zaraz wskoczył na urwisko, lądując pewnie na czterech łapach, a najemnik momentalnie z niego zeskoczył, pomagając też zejść roztrzęsionej uzdrowicielce.
        - Rammi, co się stało, gdzie są Niv… - zaczął, ale kobieta przepchnęła go, a właściwie pociągnęła za sobą, kierując się w stronę powoli zastępującej się szczeliny.
        - Szybko, musimy zdążyć, Ivor ją porwał! – wrzasnęła, wpychając mężczyznę przodem i teraz szarpiąc za sobą Aureę.
        Mathias nie mając specjalnie wyboru ruszył biegiem wzdłuż zamykającego się korytarza, pędzony tylko myślą, że jeśli się tu zatrzymają, góry ich zmiażdżą. I że ten gnojek chce skrzywdzić Niviandi.
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Ramii mogła odetchnąć z ulgą. Żyje! Jednak Niviandi szła skulona kurczowo trzymając zaciśnięte dłonie przy ustach. Gdy tylko zwolniła tempo, od razu została szarpnięta przez Ivora. Nie rozumiała dlaczego znajduje się w tej sytuacji i co właściwie się dzieje. Co ma właściwie nastąpić! Musi stąd uciec, uwolnić się od niego, a później... Sama już nie wiedziała.
        - Gdzie idziemy? - spytała piskliwie księżniczka.
        - Niviandi, nie martw się niczym. Ruszymy razem w dalszą podróż.
        - Ale dokąd? Ivor, ja naprawdę nie chcę tam iść... Zamknę to przejście i udamy, że nic się nie stało. – Dziewczyna uśmiechnęła się nerwowo.
        - W tym problem Niv, nie możesz go zamknąć. Nie pozwolę ci na to, dopóki stąd nie odpłyniemy.
        - Odpłyniemy? - zlękła się złotowłosa. - I jak chcesz to wszystko naprawić?!
        - To już nie pytanie do mnie, a do ludzi, którzy cię szukają. – Uśmiechnął się szyderczo myśliwy.


        - Agh – jęknęła Ramii, gdy jako ostatnia wbiegła do zamykającego się tunelu. Lekarka oparła ręce na kolanach dysząc ze zmęczenia. Najchętniej by padła teraz na ziemię. To wiszenie nad przepaścią całkowicie ją wycieńczyło.
- Pieprzony zdrajca... - zaklęła pod nosem Ramii. Kobieta wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Tyle krętych korytarzy, którędy powinni iść?
        Uzdrowicielka przeczesała włosy wyraźne zdenerwowana sytuacją. Chciała krzyczeć ile sił w płucach, szarpać się, wyżyć!
        - Szlag by to... Skurwisyn, wykiwał mnie – wyrzuciła z siebie lekarka. - Jeżeli on ją wyda... Kurw... - zdenerwowana lekarka chodziła z miejsca do miejsca. Próbowała się uspokoić, lecz jej nadszarpnięte nerwy ledwo trzymały się w ryzach. W końcu ciężko westchnęła zaciskając powieki by powstrzymać płynące łzy. Jest za twarda by ryczeć!
        - Zawarliśmy układ – podjęła w końcu temat uzdrowicielka. - Na początku Ivor nic nie wiedział, ale podsłuchał moje rozmowy z... dziwnymi mocami. Legendy i przepowiednie naszych szamanów były mi tak bliskie... Obiecywały mi tak wiele. Podobno w tych górach odnaleźć można obraz z podwodną księżniczką. Piękną, ze złotymi lokami... a wraz z obrazem wielki skarb. Perły i naszyjniki składane przez same syreny ku jej czci. Te ziemie miała odwiedzić owa księżniczka, by wskazać jej drogę do zaginionego królestwa. Gdy zobaczyliśmy Niviandi... Od razu pomyśleliśmy, że to musi być ona. Chciałam się stąd wydostać... Z tej wioski, ale tutaj nikt nie zagląda, nikt nie przepływa, a gdy znajdzie się ktoś odważny... to Smocza Przełęcz pożera wszelkie okręty. Mój brat... Mój brat wiele lat temu uciekł z wioski. Zawsze chciał dostać się na wielką banderę, żeglować, przeżywać przygody... Miał wrócić i powiedzieć, że wszystko jest u niego dobrze, ale słuch o nim zaginął. Zawarłam więc układ... że jeżeli wydam te dziewczynę, przyjmą mnie na pokład. To była jedyna szansa by odnaleźć mojego brata... On... On był moją jedyną rodziną, jest najbliższy memu sercu... A teraz ten śmieć mnie wykiwał! Dla niego nie liczy się nic poza kosztownościami! W dupie miał mój cel! Od początku nie chciałam iść z nim w parze, ale musiałam! Inaczej wydałby mnie wiosce i uznaliby mnie albo za wariatkę, albo te przeklęte moce pożarłyby wszystkich bez mrugnięcia okiem – wyjaśniła Ramii.
        - I problem w tym, że nie wiem dokąd się udali. Musi tu być jakaś ogromna przestrzeń by zmieścił się statek.


        Podróż wydawała się trwać w nieskończoność. Niviandi wlekła za sobą nogi nie będąc w stanie utrzymać eleganckiego drygu. To i tak nie miało tu znaczenia! Odda ją w ręce jakiś nieznanych ludzi. Była za piękna by żeglować z paskudnymi marynarzami. Miała zresztą dużą odrazę po ostatniej podróży statkiem. Nieźle ją tam wygłodzili, brakowało jej wody, a teraz ma wrócić na przeklęte deski pokładu. W życiu!
        Syrenka spojrzała w bok. Powoli wchodzili w rejony pełne skalnych okien powstałych na skutek erozji. Woda kapała nieustanie po różnych kątach. Dziewczyna westchnęła nie mogąc znaleźć wyjścia z sytuacji.
Księżniczka spojrzała przez powstałe dziury w skałach. Niektóre kierowały do sporych, otwartych przestrzeni, inne zaś prowadziły do kolejnych korytarzy. Niviandi wyprostowała sylwetkę gdy usłyszała, jak krople uderzają i nie rozbijają się o skałę a taflę wody. Obróciła ostrożnie głowę. Niebieska poświata kierowała ją konkretną drogą. Czy wiedziała, co kryje się za rogiem? Nie, ale pierwszy raz wolała zaryzykować niż iść w paszczę lwa nie próbując się wydostać. Zbliżali się do tego miejsca, a pot powoli rosił skronie księżniczki. Nie może pokazać, jak bardzo się denerwuje, lecz myśliwy wyczuł jej niepokój. Ivor obrócił się w stronę syrenki patrząc na nią srogo, a ta rozdziawiła usta nie wiedząc za bardzo co powiedzieć.
        Patrzyła na niego wielkimi oczami i choć nie padły żadne słowa to wszystko zostało powiedziane przez ciszę. Syrenka zerwała się do biegu i choć mężczyzna ją złapał, to razem sturlali się w głąb stromego spadu.
        Ostre z początku krawędzie przemieniły się w gładkie powierzchnie. Kąt w jakim spadali powoli się zaostrzał, aż wreszcie dwójkę wyrzuciło prosto do wody. Oboje unieśli się w gęstej cieczy, a złote loki syrenki rozłożyły się w przestrzeni obejmując podwodne niebo. Niviandi otworzyła oczy i zaraz wypuściła bąbelki tlenu ku górze. Zatkała usta, by nie stracić całego powietrza. To było przerażające! Cała zdrętwiała, nie potrafiła ruszyć nawet palcem. Nagle poczuła mocny uścisk. Ivor wyciągnął syrenkę z wody i trzymał mocno, by ta utrzymała się na powierzchni. Niviandi wykaszlała resztki wody. Chwilę się krztusiła, ale jej porywacz wcale się tym nie przejmował ciągnąc ją bezlitośnie na brzeg.
        - Nie, nie umiem pływać – wykrztusiła z siebie naturianka, na co Ivor uniósł brwi.
        - A to ciekawe – odpowiedział wychodząc z wody i wyszarpując Niv z wody.
        Dziewczyna upadła na kolana wciąż wypluwając wodę. Poczuła, jak mężczyzna chwycił ją za włosy i szarpnął po raz kolejny.
        - Proszę, Ivor... nie rób tego – załkała złotowłosa. Każdy jego ruch, niegdyś miły i czuły teraz wydawał się pełen bólu i niewoli.
        - Cicho bądź.
        Niviandi próbowała wstać, ale znów upadła wspierając się rękoma. Strach pożerał ją od środka. Zaciskała usta, bała się nawet krzyczeć. Zresztą kto by jej pomógł? Aurea pewnie siedzi obrażona na drzewie.
        Wtedy właśnie, gdy po raz kolejny Ivor zebrał w garść złote włosy, Niv ujrzała rękojeść sztyletu w cholewie myśliwego. Łokcie się pod nią uginały, bardziej z ogarniającego ją strachu niż ze zmęczenia. Przełknęła ślinę - musiała działać niezwykle szybko. To było szalone. To co się działo było istnym szaleństwem i czy tego chciała czy nie, musiała się dostosować.
Niviandi sięgnęła sztyletu i jednym, zaskakująco płynnym ruchem przecięła złote loki. Myśliwy spojrzał zaskoczony na opadające niesforne kręciołki, a Niv wykorzystując jego zaskoczenie zraniła go łydkę. Mężczyzna cofnął się i syknął z bólu łapiąc się za ranę, wówczas syrenka wstała i widząc jak Ivor wyciąga do niej ręce po raz kolejny machnęła bronią raniąc go delikatnie w klatkę piersiową.
        - Ty suko... - zaklął.
        Księżniczka nie widziała innej drogi ucieczki. Po prostu biegła przed siebie, a już chwile potem widziała, jak dogania ją Ivor. Chyba za słabo go zraniła, że tak szybko biega!
        Syrenka spojrzała przed siebie. Droga się kończy, pusta przestrzeń i co dalej?
        Niebieska poświata ponownie pojawiła się na jej drodze. Prowadziła przed siebie, cały czas prosto, także poza skarpę. Już raz temu zaufała, postanowiła i drugi. Desperacko próbowała się uwolnić, uciec z rąk Ivora i zakończyć te sprawę bez żadnych statków, podróży i marynarzy.
        Biegła ile sił w nogach podwijając kieckę, jak najwyżej, a na samym końcu... skoczyła.
        - AAAAAA!- wrzasnęła naturianka szybko żałując swojej decyzji. To było bardzo, ale to bardzo głupie posunięcie!
        Piskliwy i ogłuszający wrzask zakończył się stłumionym uderzeniem. Niviandi padła na inną skarpę niemalże tracąc przytomność. Pobudziło ją jednak drżenie tuż pod jej ciałem. Dziewczyna zebrała się na czworaka. Skały zaczęły się kruszyć i rozpadać. Księżniczka wstała i podbiegła dalej. Jejku, ale ją wszystko boli! Rzuciła ostatnie spojrzenie w górę. Ivor stał osłupiały zachowaniem rozpieszczonej lali. Złotowłosa dziewczyna zniknęła mu z oczu chowając się w kolejnych tunelach.
        Myśliwy ryknął rozwścieczony sytuacją. A niech to! Uciekła mu! Sfrustrowany Ivor rozejrzał się po okolicy. Na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech. Hah! Jej skarpa prowadziła do tunelu, który budował się na sąsiedniej ścianie. Nie ucieknie mu tak łatwo.


        Oddech Niviandi był szybki i płytki.
        - Na Prasmoka, mogłam zginąć albo połamać sobie piękny nos! - rzuciła drżąc na całym ciele. Obejmowała swoją twarz, przeczesywała włosy. Genialnie, rzuciła się na drugą stronę, a teraz gdzie ma uciec? Gdzie ta cholerna niebieska poświata?
Niviandi szła i szła. Została całkowicie sama, zamknięta w ogromnych górach z szaleńcem, który chce ją wydać w obce ręce. Złotowłosa oparła się o zimną i wilgotną ścianę, a następnie opadła siadając na niewygodnej, twardej ścieżce. Próbowała pozbierać myśli, jakoś sobie to wszystko wytłumaczyć, ale nie istniało tu żadne logiczne wyjaśnienie. Było jej coraz ciężej i trudniej. Emocje narastały w niej do maksimum. Pojedyncza, nic nie znacząca myśl sprawiła, że bańka uczuć w niej pękła i syrenka rozpłakała się na dobre.
        Była za słaba by dokonywać wielkich rzeczy. Kto ją powołał do tak absurdalnych zadań? Prasmok wcale nie po to ją stworzył!
Niviandi objęła swoje kolana i płakała w samotności. Jedynie echo wylewanego cierpienia wracało do niej ze zdwojoną siłą podkreślając katastrofalne położenie.
        - Och, Niviandi... Jesteśmy tak blisko, damy sobie radę – powiedział ciepły głos, który Niv szybko rozpoznała.
        - Nie, nie sądzę. Nie widzę drogi prowadzącej do wyjścia. Utknęłam tu i zginę, czym sobie na to zasłużyłam?
        - A co czujesz? - spytał Pani Duch.
        - Czuję, że jestem najbardziej żałosną osobą stąpającą po ziemi alarańskiej - Niviandi pociągnęła nosem ścierając łzy z policzków.         - Aurea mnie nienawidzi, pragnie mojej śmierci i jej życzenie się zaraz spełni. Zdechnę w męczarniach, sama woda do życia mi nie starczy. Może to i lepiej? Nie powinna ze mną iść. Powinna szukać swojej wioski! Jej dawnych mieszkańców, spełniać własne cele, a nie mieszać się w to bagno. A Mathias... - westchnęła ciężko syrenka.
        - Ja wiem... on mnie nie chce na całe życie. Jest paskudnym łajdakiem z naprawdę przystojną twarzą... i tą rozbudowaną klatką piersiową, silnymi ramionami... Ale, ekhm! Ivor ma rację w jednym – nie zechce mnie uratować. Jest najemnikiem, nie widzi w tym interesu. Chyba, że jedynie fizyczny... Ale to już wolę tu umrzeć niż żeby mnie stąd wyciągnął i miała u niego jakiś świński dług. Nie aby nie był pociągający... Tylko jestem księżniczką a nie jaką kurtyzaną! Fu!
        Niviandi oparła głowę o skalistą ścianę. Na zmianę to mocno płakała, by za chwilę się uspokoić i znowu popaść w pułapki strachu i zwątpienia.
        - A może i nie? Może będzie teraz siedzi u boki Aurei i oboje są szczęśliwi? Nie powinno mnie być w ich życiu... - mruknęła zmęczonym głosem Niviandi.
        - Zasłużyli sobie oboje na dobre chwile, spokojne życie, pełne miłości i przyjaźni... - ciągnęła dalej syrenka.
        - Pewnie już dawno opuścili okolicę... Raczej ani jedno, ani drugie nie zechce po mnie wrócić. Jakoś nie jest mi z tego powodu bardzo przykro... tylko trochę smutno, że nie zdążyłam się z nimi pogodzić... Myślisz...
        - Tak?
        - Myślisz, że ktoś na mnie czeka? Poza tymi górami?
        - Zawsze ktoś na nas czeka... Możesz być na drugim krańcu świata, zamieszkiwać inną łuskę, ale ktoś zawsze na nas czeka. Tak, jak ty odliczasz czas, minuty i miesiące, tak też ktoś przesuwa nici minionych sekund próbując cię złapać. Tak... tak wierzę – odpowiedziała ciepło nieumarła.
        - Uhm... - mruknęła Niv niezbyt przekonana do słów ducha, ale mimo wszystko cieplej zrobiło się jej na sercu. - Muszę się stąd ruszyć - zmieniła nagle temat księżniczka starając się odrzucić myśli o Aurei i Mathiasie. - Ivor zdąży mnie złapać jeżeli czegoś nie wymyślę... Nie widziałam dotychczas żadnego rozwidlenia, jeżeli poszedłby tym tunelem na boku ściany to nie mam szans... - jęknęła rozdygotana syrenka.
        - Chciałabym umieć ci pomóc... - wyznała jej nieżywa towarzyszka.
        Niviandi wyprostowała się gwałtownie i rozejrzała dookoła.
        - Słyszałaś to?
        - Nie... Co miałam słyszeć?
        - Fale. Morskie fale. Musi istnieć jakieś wyjście! - Księżniczka zerwała się, a następnie ruszyła pędem za wychwyconym dźwiękiem. - Ekhm, nie ma tu nikogo, a ta kiecka przeszkadza w biegu – fuknęła syrenka sięgając ukradzionego sztyletu myśliwego. Naciągnęła spódnicę, rozpruła ją i pocięła skracając jej długość tuż przed kolana. Delikatnie rozcięła również boki sukienki by mieć jeszcze większą swobodę oraz pozbyła się halki pod spodem.
        - Na Prasmoka, oby nikt mnie tak nie zobaczył. Muszę jeszcze podciąć na równo włosy, wyglądam pewnie jak rozgałęzione, łyse drzewo jesienią – wzburzyła się księżniczka, która w miarę możliwości wyrównała krzywo ścięte włosy.
        - Spójrz! - krzyknęła w pewnym momencie Niviandi. - Tam, tam jest wyjście!
Dziewczyna podbiegła zbliżając się do kolejnych wyżartych przez czas dziur. Morska piania wzbijała się tworząc biały puch. Powiew morskiego powietrza delikatnie maścił policzki syrenki. Złotowłosa odetchnęła z ulgą. Wystarczyło jakimś bezpiecznym cudem zejść do plaży i uciec szukając niebieskiego szlaku. Dziewczyna ucieszyła się klaszcząc w dłonie. To zawsze jakieś wyjście!
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea była wściekła, przybita, zdradzona, smutna, zmartwiona i pewnie można by tak jeszcze wyliczać i wyliczać. Serce biło i czuła w nim pewnego rodzaju urojone kłucie wywołane emocjami. Nie wiedziała, co powinna zrobić. Od zawsze była jej wpajane zasady jak właściwie postępować, dlatego w pierwszym odruchu zaczęła szukać Nivandii. Miała też wyrzuty sumienia za to, co zrobiła. Jednakże, gdy tak szukała i bez skutku wołała syrenkę, jej mroczniejsza strona wręcz wrzeszczała, by zostawić to wszystko i odejść. Jak najszybciej. Niestety nie potrafiła, sumienie by jej na to nie pozwoliło.
W końcu dotarł do niej Mathias na grzbiecie Belluma. Musiała się przed kimś wyjaśnić, by choć trochę uspokoić wyrzuty sumienia. Odpowiedź mężczyzny wcale nie była tak łagodna, jak tego potrzebowała fellarianka. Nie mogła powstrzymać łez, chciała trochę czułości, uspokojenia.
Na kolejne słowa mężczyzny tylko skinęła głową, ocierając łezki i podleciała do lwa. Przytuliła go i szepnęła mu coś na uszko, po czym poleciała szukać reszty, Bellum wraz ze swym pasażerem także.
Fellarianka rozglądała się na lewo i prawo, szukała z góry i w dole, zaglądała w różne górskie zakamarki. Chciała w końcu odnaleźć Niv, Ramii i Ivora. By w końcu mogła spokojnie położyć się pod drzewem, wtulona w swojego zwierzęcego towarzysza. Na niego zawsze mogła liczyć, nigdy jej nie zdradził, nie osądzał. Zawsze wierny.
Wschodziło słońce, było więcej widać, ale naturiance kojarzyło się w tej chwili nieco źle. Jakby świat dawał im znak, że coś się skończyło i nastaje nowy początek, a przeszłość należy zostawić za sobą. "Muszę ją znaleźć" – powtarzała sobie w myślach. Źle zrobiła, chciała ją przeprosić.

Pierwszy spostrzegł coś Math. Brunetka natychmiast ruszyła w jego stronę, a następnie w miejsce, które wskazywał. Lew zrobił to samo. Z początku nie widać było, kogo znaleźli, dopiero nieco niżej…

- RAMII! – krzyknęła ciemnowłosa. – Już do ciebie lecimy! – zawołała.

Szybciej dotarli lew i mężczyzna i to oni uratowali kobietę. To nie był wyścig, więc Aurea odetchnęła po prostu, że się udało. Dotarła do nich zresztą niedługo później.

- Jak to porwał?! – wykrzyknęła zdezorientowana ciemnoskóra. – Przecież oni… ale… - nie potrafiła zrozumieć, dlaczego i po co. Przecież wyglądało, jakby mieli się ku sobie.

W każdym razie ukryła skrzydła i wskoczyła na lwa, ruszając w stronę korytarza. Zdążyli. Tylko gdzie oni teraz byli? Jednakże zachowanie uzdrowicielki nasuwało pewne wątpliwości i właśnie to bardziej zastanawiało skrzydlatą.

- Ramii… Czy ty wiesz coś więcej? – spytała, rzucając jej podejrzliwe spojrzenie. Kobieta jednak nawet jej nie usłyszała, tylko latała z jednej strony w drugą i mówiła coraz więcej co świadczyło na jej nie korzyść. Fellarianka teraz się zdenerwowała. Korytarz był szerszy, więc znów przywołała skrzydła i podleciała do kobiety. Popchnęła ją magicznie, przypierając do ściany, a szafirowe znamiona zalśniły krwawym światłem.

– Mów, o co chodzi! – Patrzyła jej prosto w oczy, roztrzęsiona, ale konkretnie wkurzona. – Co grozi Nivandii?! I o co w tym wszystkim chodzi?!

W końcu zaczęła gadać. Aurea nie myślała jednak by ją puścić, czekała aż powie wszystko. Podwodna księżniczka o złotych lokach. Pasowało to do Niv, wszystko oprócz pierwszego słowa. Jak się okazywało, skojarzenia były słuszne. "Nivandii jest syreną?" – pytała się w myślach, nie wierząc wprost w tę historyjkę.

Aurea puściła uzdrowicielkę i złapała się za głowę. Jej intencje były po części uzasadnione. Natomiast co do Ivora… Fellarianka po prostu nie mogła uwierzyć. Tego było tak wiele. Przecież tak nie musiało być. Aczkolwiek w grę wchodziły jeszcze te całe tajemne moce. Głowa mogła od tego wszystkiego rozboleć.

- No dobra, trzeba się uspokoić. Mówiłaś o jakimś statku, nasłuchujmy szumu wody czy czegokolwiek, większa wilgotność… Cokolwiek. – Poprawiła dłonią włosy, kompletnie załamana całą sytuacją. Spojrzała przez chwilę na najemnika, szukając u niego wsparcia i rady.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Zatrzymał się, słysząc za sobą łoskot walących się skał, zamykających za nimi przejście. To by było na tyle, jeśli chodzi o możliwość wyboru drogi. W tej chwili jednak jeszcze nigdzie się nie wybierał, wbijając wzrok w uzdrowicielkę i oczekując wyjaśnień. Nie zdążył jednak na dobre zacząć wypytywać o Niviandii, gdy Ramii sama zaczęła mówić. Problem polegał na tym, że Northman miał nosa do krętaczy i teraz widział, że cokolwiek, co chciała powiedzieć kobieta, nie mogło być niczym dobrym. Słysząc jak klnie i plącze się w zdaniach, zmarszczył brwi, chyląc lekko głowę w niedowierzaniu, gdy stopniowo zaczęło ogarniać go paskudne przeczucie.
        Aurea nie miała jego cierpliwości lub zwyczajnie była mniej otumaniona własnymi domysłami. Rzuciła się na uzdrowicielkę, przypierając ją do skały, a Mathias nawet nie drgnął by jej pomóc albo powstrzymać. Bał się, że jeżeli ruszy się chociaż o włos, to straci nad sobą panowanie. Stał więc nieruchomy niczym posąg, w środku jednak wściekły jak wszyscy diabli i, co najgorsze, zmartwiony.
        Jak można wiedzieć, co się zaraz usłyszy, jeśli się nie ma pojęcia o co chodzi? Jak można przewidywać najgorsze, gdy wcześniej nie miało się najmniejszego pojęcia o tym, że coś może być nie tak? Jak można aż tak bardzo chcieć złapać babsko za gardło i rąbnąć nią mocniej o ścianę, byle tylko zaczęła mówić szybciej albo najlepiej przestała w ogóle? Jak można to wszystko pogodzić, jednocześnie chcąc rzucić się w pogoń za uprowadzoną… towarzyszką? Syreną… To by wiele wyjaśniało.
        W dupie miał moce, szamanów, wioskę, Ramii, jej brata czy Ivora. Nie miał zamiaru zastanawiać się, co on zrobiłby w takiej sytuacji, gdyby poświęcenie jednostki mogło pomóc mu w odzyskaniu kogoś bliskiego. Zwyczajnie nie miał to tego głowy i wiedział też, że wnioski nie muszą, ale mogą doprowadzić do jakiegokolwiek zrozumienia, którego nie miał zamiaru oddawać Ramii. W tej chwili nie mógł nawet na nią patrzeć i tylko fakt, że była kobietą, ratował ją w tej chwili od poważnych obrażeń. Z pustym spojrzeniem zaciskał tylko pięści, przenosząc wzrok na pobudzoną skrzydlatą. Myśl miała dobrą, ale w tej chwili i tak nie mieli większego wyboru, jak tylko ruszyć tunelem, co chciałby uczynić bez jednego słowa czy spojrzenia, bo ledwo nad sobą panował. Zmusił się jednak do postąpienia kroku w stronę Ramii, a górująca nad nią postać miała w tej chwili niewiele wspólnego ze zwyczajowo zadziornie uśmiechniętym brunetem. Obnażony tors najemnika zdradzał skrajne napięcie wszystkich mięśni, a ciemne oczy nie miały w sobie za grosz życzliwości.
        - Jeden numer Ramii… – mruknął ochryple. – Wywiń jeden potencjalnie zdradziecki numer i w dupie będę miał, że jesteś kobietą. Zatłukę – szeptał chłodno, ledwie nad sobą panując. – Módl się do tych swoich mocy, żeby jej włos z głowy nie spadł – dodał, odwracając się już i zostawiając za sobą roztrzęsioną uzdrowicielkę ruszył przodem z Aureą.
        - Możesz ją… wyczuć? – zapytał, zerkając w stronę skrzydlatej. – To całą magią? Jesteś w stanie jakoś ją znaleźć?
        Jeszcze nie można było powiedzieć, by miał w oczach nadzieję, ale ewidentnie po raz kolejny szukał u brunetki pomocy. Prosty korytarz się rozwidlał i to złośliwie nie na dwie, ale całe pięć odnóg. Mogli błądzić po górskim labiryncie godzinami albo całymi dniami i nigdy dziewczyny nie znaleźć, nie mówiąc już o drodze powrotnej. Nie chciał nakładać na Aureę zbyt dużej presji, ale na jego tropieniu nie mogli polegać – skaliste dno korytarzy nie pozwalało na pozostawianie odcisków, a gołe ściany nie zostawiały najmniejszych poszlak, chyba że uprowadzana siłą Niviandii orała paznokciami w ścianach. O tym jednak nawet wolał nie myśleć, chociaż obraz sam pojawił mu się przed oczami i najemnik zacisnął szczęki aż zgrzytnęło.
        Mimo to jednak widział, że jego towarzyszka też nie jest w najlepszej kondycji, więc przygarnął ją do siebie na moment i otoczył ramieniem, przytulając do boku.
        - Znajdziemy ją, Aniołku. Całą, zdrową i marudną – mruknął cicho, całując skrzydlatą w skroń i przyciskając jeszcze do siebie, jakby chciał dodać jej (albo sobie?) otuchy. Puścił dziewczynę dopiero, gdy korytarz się zwęził i wtedy już szedł przodem, gdyby trzeba było się po drodze z kimś lub czymś zmierzyć.

        Miał wrażenie, że błądzili godzinami, ale starał się pamiętać o tym, jak dziwnie czas płynie w takich miejscach. Początkowo próbował zapamiętać trasę, którą szli, później odpływając nieplanowanie w stronę wspomnień pocałunku złotowłosej, by zakończyć na wymyślaniu w jaki sposób zabić Ivora, by skurwysyn zdychał jak najdłużej. I o dziwo właśnie te rozmyślania zabrały mu najwięcej czasu, urozmaicając monotonną podróż i… ewoluując do drastycznego poziomu, gdy najemnik natknął się na leżące w korytarzu włosy.
        Rozsypane na skalnej podłodze złote kosmyki wyglądały równie dramatycznie jak zgubione przez anioła pióra. Northman stanął na moment, zaciskając dłonie w pięści i przyglądając się nienaturalnie rozprostowanym, mokrym puklom. Po chwili bez słowa ruszył dalej, przyspieszając kroku i przechodząc po odciętych włosach. Zamorduje gnoja.
        O wilku mowa. Wściekły ryk rozległ się echem po korytarzu. Nie było tu miejsca na walkę mieczem, wiec Mathias nawet nie ruszył rękojeści, zamiast tego wyciągając z buta nóż myśliwski, po czym ruszył biegiem w stronę, z której dobiegał dźwięk. Niedługo musiał hamować gwałtownie by nie spaść w przepaść, a kojarząc, że za nim pewnie biegną dziewczyny (i cholerny lew), cofnął się zaraz kilka kroków, wyciągając ręce na boki, by je zatrzymać. W międzyczasie rozglądał się szybko.
        - Tam – mruknął, wskazując korytarz i pobiegł dalej, tylko raz oglądając się czy Aurea na Bellumie i Ramii za nim nadążają. Na powiew świeżego powietrza zareagował ulgą. Nie tylko chciał już opuścić te cholerne tunele, ale też na otwartej przestrzeni będzie łatwiej dostrzec Niviandii i ją dogonić. W oddali zamajaczyło blade światło, a jego blask przecinały dwie sylwetki.

        - Nie rozumiem, czemu uciekasz – mruknął złośliwie Ivor, lekko zdyszany. Miał kilka razy lepszą kondycję niż dziewczyna, ale jeszcze dłuższą drogę do pokonania. Teraz jednak udało mu się. Za sobą może i miała szczelinę prowadzącą na zewnątrz, ale nijak nie było można tamtędy uciec, bez rzucenia się w przepaść. Na ostrożne schodzenie po zdradliwych kamieniach nie miała zaś czasu, z myśliwym zaledwie kilka kroków od niej. On zaś odgradzał ją od jakiejkolwiek innej drogi.
        - Pędzisz do morza, a przecież dokładnie tam chciałem cię zabrać. Czy możesz więc w końcu przestać zachowywać się jak rozpieszczona lala i… - Myśliwy urwał zdanie widząc, że Niviandi spogląda na coś za nim i odwrócił się w samą porę by dostać w pysk.
        Mathias wcale się nie skradał, nie zależało mu na tej przewadze, ani na tym by Ivora zaskoczyć. Wręcz przeciwnie. Zamiast wbijania sztyletu w kręgosłup, czego nie miał w zwyczaju, bardzo chętnie rozkwasił Ivorowi tą przystojną buźkę, z satysfakcją słysząc dźwięk łamiącego się nosa. Nie czekał jednak, aż blondyn się pozbiera, tylko przywalił z drugiej strony (ciekawe czy uleczy ten zapadnięty oczodół), a tracący już równowagę mężczyzna wyrżnął w ścianę tunelu, uderzając w nią głową. Jeszcze nim opadł na ziemię dostał po raz trzeci (tego już nie uleczy) i to wystarczyło, by stracił przytomność.
        Northmanowi akurat wciąż było trochę za mało, ale na razie porzucił śmiecia, podbiegając do syrenki i obejmując jej twarz dłońmi obejrzał ją uważnie. Była taka piękna, taka delikatna... Tak nie pasująca do obejmujących ją szorstkich dłoni o zakrwawionych jeszcze knykciach. Brunet zmarszczył brwi i westchnął bezgłośnie, powstrzymując się od zatopienia się w ustach Niviandi, co zdawało mu się wręcz fizyczną walką.
        - Dzielna dziewczynka – powiedział cicho, łapiąc w palce obcięte złote loki i uśmiechając się pod nosem. – Księżniczka – poprawił się, mrużąc lekko oczy i dotykając kciukiem ust Niviandi.
        Nie byli jednak sami i to musiało mu wystarczyć, więc cofnął się od dziewczyny o krok, a jego uśmiech powoli bladł, ustępując miejsca tajemniczemu wyrazowi, który raczej niewiele mówił. On sam zaś odsunął się, robiąc miejsce Aurei, która nawet jeśli jakiś czas temu wciskała twarz blondynki w błoto, widocznie się o nią martwiła po drodze i na pewno ulżyło jej, że dziewczynie nic nie jest. Wzrokiem przypilnował tylko Ramii, która dopadła do Ivora, rzucając Mathiasowi przerażone spojrzenie, na które odpowiedział obojętnym. Jakby go to obchodziło…
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi z przerażeniem spojrzała na Ivora, który zdołał ją dogonić. Teraz mocno żałowała, że przystanęła na krótką chwilę, i to jeszcze tylko po to by się wyryczeć! Nie było czasu na wyciskanie łez, a ona, jak skończona idiotka, się zatrzymała.
        - O czym ty mówisz, Ivor? - jęknęła złotowłosa oddalając się krok w tył, jakby miało jej to jakkolwiek pomóc.
Wtedy właśnie dojrzała cień za postacią myśliwego. Dziewczyna skurczyła się jeszcze bardziej. Dopadła ją myśl, że to za nim kryją się kolejni porywacze, ale ku zaskoczeniu naturianki, Ivor dostał w pysk. Księżniczka pisnęła przywierając plecami do zimnych skał. Z przerażeniem, ale też rodzącą się satysfakcją patrzyła, jak Mathias nokautuje mieszkańca wioski.
        Że jak? Że Mathias?!
        Gdy Northman do niej podbiegł, ta wciąż wlepiała w niego oczy jakby był marą, tylko snem. Mrugnęła kilkukrotnie i wydawała się ocknąć w momencie, gdy kciuk mężczyzny spoczął na jej ustach. Jeszcze nazwał ją księżniczką. Czy im się w głowach poprzewracało? Była w stanie w to uwierzyć, gdyby tak nazwała ją Aurea, ale Mathias? Skąd to nagłe nawrócenie i co w tym do diabła chodzi?!
Złotowłosa pobłądziła dłonią po klatce piersiowej mężczyzny, po czym jej palce posunęły się po jego szyi i spoczęły na męskim policzku. Syrenka pogłaskała szorstki zarost. W chwili pełnej milczenia uszczypnęła najemnika na tyle mocno, by ten wydukał „au”.
        - To naprawdę ty. – Burą twarz Niviandi nagle oblała niebywała radość, a w błękitnych oczach zatańczyły iskierki nadziei.
Niviandi pisnęła i mocno przytuliła Mathiasa. Wydawał się być niezłomny w panujących ciemnościach, a ona taka krucha, niczym cenny kryształ. Jednak dostrzegając z tyłu Aureę momentalnie odkleiła się od najemnika i podbiegła do skrzydlatej równie mocno ją obejmując.
        - Och, Aureo – westchnęła syrenka wtulając się w pierś kobiety. - Tak się cieszę, że cie widzę i tak mi przykro, że się pokłóciłyśmy. Nie chcę się rozstawać w ten sposób. Mimo że byłaś paskudna ostatnim razem, to za bardzo cenię sobie naszą przyjaźń! – wylewała z siebie złotowłosa, ale ten nagły impuls radości został przypieczętowany rumieńcem na twarzy Niviandi. Naturianka oddaliła się od skrzydlatej i cofnęła pod naturalne, skalne okno by móc objąć wzrokiem wszystkich przybyłych.
        - Wróciliście po mnie – zauważyła mamrocząc pod nosem.
        - Nie mieliście powodu więc... czemu? – dodała zaplątując palce.
        Niviandi rzuciła krótkie spojrzenie Mathiasowi, ale zaraz odwróciła speszona wzrok. Naprawdę nie mogła pojąć, co tutaj robią. Była przecież dla nich skończona! A on... Czy oni widzą w tym jakiś interes? Czy wrócili z całkiem szczerego powodu? Najemnik nazwał ją księżniczką, jest idealną partię do handlu! Nie, nie chciała w to uwierzyć, ale nie była w stanie odgonić wątpliwości. Potwornie się bała i strach ten wcale nie odszedł wraz z ich pojawieniem się. Straciła włosy, ich zaufanie i szacunek... Chociaż Ramii to nigdy jej zbytnio nie szanowała, ale z takimi odstającymi uszami nie mogła się jej dziwić.
        Bez oczekiwania na odpowiedź syrenka wyprostowała się i obróciła by wyjrzeć przez dziurę. Ogromna, przeogromna przestrzeń malowała się tuż przed nimi. Po okolicy rozproszyło się uderzenie magii, jakby odbiło się echem z samego środka morza. Wtedy to poczuła, jak przyciąga ją nieznana siła, jak serce bije jej coraz mocniej. Czuła niezwykłą ekscytację, odnosiła wrażenie, że zaraz spotka kogoś z dawnych lat, a zarazem czuła jak drżą jej dłonie, jak ta myśl odpycha ją, ale tak bardzo pragnęła to chwycić, choć głowa zaczęła ją pobolewać i czuła się jakoś nie na siłach. To ta adrenalina i ucieczka ją wycieńczyły, tak myślała.
        Dziewczyna wspięła się na okno. Mogła z niego zeskoczyć, potoczyć się po ostrych skałach, była tak blisko... tego czegoś. Opanowała się jednak i zwróciła głowę ku pupilowi Aurei.
        - Bellum, mógłbyś mnie odstawić na brzeg? - spytała po czym zarumieniła się po raz kolejny, tym razem o wiele bardziej.
        Syrenka zaciągnęła płaszcz najemnika, który obecnie spoczywał na jej ramionach. Miała zbyt krótką kieckę! Jej nogi były za bardzo odsłonięte! To się nie godziło! Niezgodne z etykietą! W dodatku jest księżniczką, a w takim stanie nie powinna się na oczy pokazywać mężczyznom! Jeszcze takie łachudrze!
        Dziewczyna z tego zakłopotania prawie faktycznie wypadła na strome skały, ale miast tego miękko wylądowała na grzbiecie lwa. Chwyciła się go mocno i z wielkimi oczami spoglądała na gołe skały, aż do momentu, gdy Bellum odstawiła ją na plażę.
Morze spokojnie szumiało, a biała piana wzburzała się niespokojnie. Niviandi czekała, aż reszta do niej dołączy. W tym czasie zbliżyła się do wody. Wyczuwała zagrożenie, ale nie wiedziała skąd ono nadchodzi. Mocno zakryła się płaszczem Northmana i kurczowo zaciskała palcami materiał. No przecież, że nie mogła pozwolić dłużej przyglądać się Mathiasowi! Aurea i Ramii jej nie przeszkadzały, ale mężczyzna! Wpadła jak śliwka w kompot.
        Niviandi zmrużyła oczy, gdy w tafli wody pojawił się zarys. Dziewczyna zbliżyła się jeszcze o krok, gdy woda wycofała się z plaży. Pochyliła się, a jej zaintrygowaną twarz objęło przerażenie. Twarze. Rozmyte twarze pełne cierpienia i bólu. Nagle zaczęła słyszeć ich krzyki, ich dołujące zawodzenie, które przyciągało ją do siebie, lecz w ostatniej chwili Niviandi odskoczyła.
        - Nie wchodźcie! - krzyknęła syrenka.
        - Nie wchodźcie do wody! - powtórzyła. - To nie jest tylko woda!
        Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Drżała na całym ciele. Nagle zorientowała się, że przestrzeń wokół niej wypełniła gęsta mgła.
        - Aurea? Ramii? - spytała niezbyt głośno widząc ciemny zarys w szarych obłokach.
        Czuła się coraz gorzej. Jakby ktoś ją obezwładniał i dusił. Obraz stał się niestabilny, brakowało jej powietrza. W końcu uklęknęła pod wpływem nacisku nieznanej jej siły, a tuż po chwili opadła na zimny piach. Zdołała jeszcze na chwilę unieść wzrok. Ostre rysy twarzy, czarne włosy, kwadratowa szczęka... Wysoki i postawny.
        - Mathias? - spytała z wysiłkiem Niviandi, a jej ostatnia próba wzniesienia się na łokciach zakończyła się omdleniem.


        Niviandi zniknęła z oczu drużyny, ale nie tylko ona. Ramii także zaginęła w szarej mgle. To, co jednak nie ominęło nikogo to wzburzona woda, chwilowy, potężny wiatr, który uspokoił się gdy z głębiny morza dusz zaczęły wyłaniać się słupki. Były one coraz wyżej, mnożyły się w liny i maszty, a tuż za nimi wynurzyła się z impetem reszta ogromnej bandery. Wykonana z ciemnego dębu, o mosiężnych okuciach oraz kunsztownie ozdobionym dziobie, wydawała się przytłaczać samym widokiem. Wiatr i deszcz ustał, a na samym środku, tutaj, w wysokich górach stał potężny statek.


        Gdy otworzyła oczy, ujrzała ciemne deski pokładu. Wciąż były wilgotne, woda świeżo spływała po drewnie, przy czym i sama syrenka była przemoczona aż po końcówki ściętych włosów. Słyszała szum wzburzonego morza, a kierując wzrok w górę widziała niebieskie ściany szczytu. To ją nieco zaniepokoiło i zaintrygowało, zmusiło do myślenia. Czy wciąż jest na tym przeklętym statku?
        - Gdzie... gdzie ja jestem? - spytała głucho starając się wesprzeć na rękach.
        - Wróciłaś do nas – odpowiedział męski głos i naturianka skierowała się ku jego źródłu. Niegdyś być może szlachcic, dziś bardziej przypominaj pirata w obdartych i niedbale nałożonych ubraniach, jakby pozostałe resztki po sztormie. Mimo niedbalstwa prezentował się godnie, a jego sylwetka wciąż utrzymywała się w ramach dobrze rozbudowanej.
        - Ragal... - szepnęła ledwie przełykając ślinę. - Ty żyjesz... Wy żyjecie... – powiedziała z niesmakiem złotowłosa.
        Znajdowała się na pokładzie z nie byle jaką załogą. Wszyscy wyglądali jak piraci, z których uszła połowa życia. Dosłownie. Mieli obdarte ciuchy, paskudne uśmiechy, cienką skórę o niepokojącym zabarwieniu szarości i zieleni, u niektórych można było dojrzeć nagie kości, jakby ryby napoczęły niegdyś zjadać te ludzkie ciała. Mimo to mówili, poruszali się, i to całkowicie sprawnie, jakby śmierć oraz rozpad im nie przeszkadzały.
        Nie byli jednak w świecie duchów. Powietrze było czyste i przejrzyste, jęki nie wydobywały się z odległych zakamarków, nie raziły chłodem po plecach, atmosfera nie paraliżowała strachem. Byli w świecie, do którego należała – Alaranii.
        - Jak to możliwe? - wykrztusiła z siebie dziewczyna.
        - Myślałaś, że jesteś taka cwana, he? Oczywiście, że brałem pod uwagę jakiś kaprys z waszej strony, twojej szczególnie. Takie śliczne pyszczki nigdy nie są czyste jak łza.
        - Ej! Tylko nie pyszczki! Mam piękną, królewską twarz - wtrąciła się księżniczka. - Nie brałam pod uwagi porażki... - prychnęła opierając się plecami o belkę jednego z masztów i krzyżując ręce na klatce piersiowej.
        - I to był twój błąd.
        - Ja po prostu nigdy nie przegrywam – rzuciła syrenka mierząc mężczyznę wzrokiem.
        - Och, Laufey, nie stęskniłaś się? - odpowiedział beztrosko Ragal po chwili milczenia.
        - Dla ciebie księżniczka Laufey Göran, córka Wanaheima Göran, władcy Okaleczonego Morza, króla ziem...
        - Zamknij się.
        Urocza twarz Laufey teraz pociemniała ze złości. Dziewczyna cicho warknęła mierząc wzrokiem Ragala.
        - Jak śmiesz... Mieliście sczeznąć na dnie oceanu, zostać pochłonięci przez morze... Wasze oczy miały oglądać gęstą wodę, a nie cieszyć się światłem, ach!
        Księżniczka jęknęła, gdy mężczyzna przydusił ją do belki masztu przerywając w połowie zdania. Powoli ją unosił, tak by zmusić złotowłosą do balansowania na palcach. Stała niezgrabnie, a mięśnie ud i łydek szybko zaczęły jej drżeć z wysiłku. Ta wysokość zdecydowanie jej przeszkadzała, już nie pamiętała jak to jest poruszać nogami a nie ogonem. Mimo to patrzyła zawistnie na Ragala. Obejmował ją strach, ale z tyłu głowy powtarzała sobie, że jest im potrzebna. Tylko nie wiedziała jeszcze do czego.
        - Cóż, księżniczko... Najwidoczniej coś nie pykło. Jestem tu i oddycham, sprawnie się poruszam, a ty... Złożyłaś obietnicę, którą należałoby dotrzymać, ale rozchmurz się, spróbowałaś i prawie ci się udało. Doskonale się składa, twój wybryk nie doprowadził mnie do śmierci ani życia, ale wszystko się zmieni, gdy zostaniesz moją żoną. Klątwa miała sprowadzić mnie na dno, ale niespełniona sprawi, że dzięki naszemu związkowi ja zyskam niebywałą siłę i moc, mogę stać się dzięki tobie nieśmiertelny – Ragal mówił całkowicie pochłonięty pragnieniem. Patrzył na nią oczami pełnymi okrucieństwa i braku litości.
        - Teraz dokończymy nasz ślub, zostaniesz moją żoną. Będziesz skazana na wieczną podróż na morzu. – Mężczyzna z paskudnym uśmiechem przyozdobił głowę księżniczki rozdartym i zabrudzonym welonem. Delikatnie rozluźnił ucisk na gardle syrenki przyglądając się jej z satysfakcją. Dziewczyna stanęła w pełni na stopach, a czując, że może złapać oddech skorzystała z okazji i napluła kapitanowi w twarz.
        - Nigdy w życiu – wycedziła.
        Wściekły Ragal uderzył księżniczkę w twarz. Laufey upadła na deski i zacisnęły zęby by powstrzymać napływające do oczu łzy. Zacisnęła dłonie w pięści i wysyczała krótkie „Pożałujecie...”. Nie miała zamiaru zostawać żoną pół umarlaka, ani nawet przebywać na tym statku sekundy dłużej. Zamachnęła się ręką prostując palce, ale... nic się nie stało. Zdziwiona księżniczka spróbowała jeszcze raz... i kolejny, ale nadal nic. Piraci wybuchnęli śmiechem widząc marne starania syrenki. Oddech córki morza stał się szybszy i głębszy. Nie rozumiała dlaczego woda nie chce się słuchać, dlaczego rzucane czary to jedynie marne ochłapy jej możliwości. Potrafiła o wiele więcej!
Laufey podciągnęła się do burty. Uwiesiła się na niej na pachach wpatrując się beznamiętnie w fale, gdy tuż za jej plecami rozgrywały się czułości. Jakaś kobieta z niezgrabnym nosem, odstającymi delikatnie uszami, mająca brązowe włosy właśnie się ocknęła. Obwiązana na głowie barwnymi chustami wyglądała egzotycznie, ale przydałoby się jej trochę pomocy w dopracowaniu wizerunku.
        - Mathias? - szepnęła w pierwszej chwili Ramii. - Ra... Ragal? To naprawdę ty?
        Mężczyzna podszedł, po czym pomógł wstać uzdrowicielce. Uśmiechnął się do niej ciepło. Ty byłby nawet wzruszający widok, gdy nie fakt, że w tle jednemu z załogantów odpadła dłoń, którą chwilę później marynarz najzwyczajniej w świecie sobie przymocował i zrosła się ona zresztą ciała. Laufey spojrzała z przerażeniem na ten mało subtelny akt. Jak zabić kogoś kto już nie żyje i jest w stanie się poskładać?
        - Witaj na pokładzie, siostro.
        Pełna radości brunetka rzuciła się w objęcia Ragala, który jako jedyny wydawał się faktycznie w pełni trzymać kupy. Rodzeństwo zaczęło między sobą dyskutować, Ramii niezwykle cieszyła się z obecności swego brata. Wrócił do niej z zaświatów, i to dosłownie. Laufey zaś z rezygnacją wpatrywała się w fale. Podciągnęła do siebie nogi i wtedy właśnie zauważyła znamię na swojej stopie. Tylko jedna jego część połyskiwała złotym blaskiem, a reszta wydawała się być ozdobą jaką dostała od urodzenia. Jednak prawda była inna. To nie było znamię a pieczęć. Spadła na nią klątwa, jej dusza utknęła w jakimś przedmiocie i ktoś z tych tutaj na statku miał tylko namiastkę jej duszy. Samo jego centrum, jego serce. Dlatego się obudziła, ale co działo się wcześniej? Jakim cudem się tu znalazła i czy faktycznie była tu całkowicie sama, jak palec?
        - Dobrze się sprawowałaś, bałem się, że nie odczytasz naszych znaków. Trudno się komunikować z zaświatów, a w dodatku... przyprowadziłaś nam księżniczkę.
        Twarz Laufey pochmurniała. Cóż, to już coś wyjaśniało, ściągnęła ja tutaj ta lachona. Dlaczego nie obudziła się w szklanej trumnie, otoczona kwiatami i z pocałunkiem na ustach dostojnego księcia?
- COOOOOOOOOOOOOO?! Ślub?! Z NIĄ?!
- Widać nie tylko ja jestem z tego niezadowolona – burknęła syrenka. - Jeżeli ona ma być moją druhną to już wolę się utopić.
Awatar użytkownika
Aurea
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Fellarian
Profesje: Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Aurea »

Aurea, gdy tylko, chwilowo, odpuściła uzdrowicielce i gdy Mathias zagroził kobiecie śmiercią, zorientowała się, jak bardzo sytuacja stała się nieprzyjemna. Przecież ona była zwykłą jak na fellariankę dziewczyną z wioski, nie jakąś morderczynią. Northman też na takiego nie wyglądał, a jednak w tej chwili odczuwała ogromną i przerażającą pokusę posłania Ramii na drugą stronę.

- Nie jestem pewna… - Wtem najemnik ją przytulił i wiedziała, że musi coś zrobić. — Ale mogę spróbować, skoro Nivandii ostatnio otaczały takie dziwne zjawiska, to może wciąż jest napromieniowana resztkami tej magii. – Skupiła się i wybrała pierwszą drogę po lewej – Wydaje mi się, że coś odczuwam stamtąd… - Zwiesiła głowę niepewna i nagle najemnik dał jej całusa, nie w usta, ale to także było miłe i dodawało otuchy.

Przez całą drogę zwężającym się wciąż korytarzem naturianka nic nie mówiła, nawet wtedy kiedy było na tyle wąsko, że musiał zejść z Belluma, bo musieli iść gęsiego. Cały czas bała się, że jej zmysł magiczny zawiódł i obrali zły kierunek.
Nagle jednak natknęli się na włosy, złote loki. Nie było nawet cienia wątpliwości, do kogo należały. W pierwszej chwili Aurea poczuła ulgę, bo nie błądzili w złym kierunku, ale po chwili dotarło do niej, że musiało się tu dziać coś naprawdę złego. Przecież to były jej włosy, nie odcięłaby ich ot tak.
Przez nagły krzyk mężczyzna wyrwał do przodu, naturianka w miarę swoich możliwości również ruszyła za nim przyspieszonym krokiem. W końcu go dogoniła wraz ze swym zwierzęcym towarzyszem. Bbyli nad sporym spadkiem. Na szczęście nie biegli tak szybko by nie wyhamować. Wprawdzie naturianka miała skrzydła, ale jaskinie zawsze bywają zdradliwe i bardzo ciemne, nigdy nie wiadomo czy da się w takich miejscach latać bez żadnego ryzyka.
Szybko znaleźli uciekającą w oddali Nivandii i goniącego ją Ivora, który gdy tylko zdał sobie sprawę z ich obecności, oberwał od najemnika. Aurea patrzyła na to z lekkim strachem.
Gdy Ivor zemdlał, fellarianka przeszła obok niego ostrożnie i również dotarła do Nivandii, stanęła jednak kawałek przed nią i Mathiasem. To nadal ją bolało, nawet jeśli wiedziała, że to bez sensu.
Dopiero gdy mężczyzna się odsunął, fellarianka podeszła i uściskała syrenkę.

- Tak się cieszę, że nic ci nie jest – szepnęła. – Też mi jest przykro… Zachowałam się głupio, ale też bardzo cię lubię – powiedziała całkowicie szczerze. Nivandii… była jaka była. I Aurea mogłaby z nią ostro dyskutować na temat tego, kto tu ostatnimi czasy był paskudny… No ale za bardzo cię cieszyła, że złotowłosa żyje. – Jak to nie mieliśmy? Nie darowalibyśmy sobie, gdyby coś ci się stało. – Ciemnoskóra uśmiechnęła się do niej.

Nie była jednak pewna, czy Niv ją słuchała - właśnie poczuła ogromne uderzenie magii, coś nadchodziło. Może to te tajemne moce, o których wspominała Ramii. Bellum, gdy tylko otrzymał zezwolenie swej pani, podszedł i pomógł syrence.
Aurea nie wiedziała, co się dzieje, ale postanowiła polecieć za Nivandii. Nie wiedziała, co się może stać, nie umiała walczyć, ale wiedziała, że jej magia może się w owym konflikcie sprawdzić nawet lepiej niż miecz kontra miecz.

- O czym ty mówisz, Niv? – spytała fellarianka podlatując do tafli wody, by się jej przyjrzeć, jednak na wszelki wypadek nie zamierzała się kąpać – Wszystko wygląda normalnie…

Niespodziewanie zrobiło się bardzo mgliście. Naturianka momentalnie straciła orientację, wiedziała jedynie, z której strony przyleciała i tam też się udała oczywiście ostrożnie. Mgła była na tyle gęsta, że nie widziała nic obok, nad i nawet pod sobą.

- Nivandii? – Usłyszała jej wołanie, jednak później już nie odpowiadała co zdecydowanie źle wróżyło. – Mathias? Bellum?! – Uspokoiła się, słysząc ryknięcie lwa, naprowadziło ją ono na plażę, gdzie bezpiecznie wylądowała.

Mgła następnie osłabła, a z wody zaczęło się coś wynurzać. Aurea w miarę jak się temu przyglądała, tak coraz bardziej nie mogła uwierzyć. Statek. Po prostu wynurzył się z głębin. Ramii gdzieś zniknęła, a dziewczyna nie mogła tak cały czas bezczynnie stać i patrzeć się na te dziwaczne zjawisko.

- Lecę tam, Mathias – postanowiła i zamachnęła się skrzydłami tak mocno, że momentalnie zniknęła gdzieś wysoko w chmurach.

Ostrożnie wylądowała na maszcie i przysłuchiwała się temu, co działo się na pokładzie. Widziała Ramii i tego… żywego trupa. Pierwszy raz widziała coś takiego, ale wiedziała, że raczej nie były to dobre istoty. Z całej tej konwersacji wynikało, iż umarlak chce poślubić Nivandii wbrew jej woli.

- O nie, najgorszemu wrogowi bym tego nie życzyła. – Chwyciła jedną z luzem powiewających lin, zapewne nie powinno tak być no ale to nie jej sprawa... W każdym razie złapała mocno linę i zeskoczyła z impetem.

Jej nogi nie był zbyt użyteczne przez to, że często bolały i ciężko było na nich normalnie chodzić. Jednakże w tym momencie były idealne, by przywalić w nieumarłego, tak, że ten o ile nie rozpadnie się na dwie części, to z pewnością będzie mieć po tym wyraźny ślad. Burta ledwo powstrzymała go przed wypadnięciem ze statku.
Fellarianka oczywiście kilka razy jeszcze się huśtnęła na linię pchana siłą rozpędu. To było dosyć przerażające przeżycie i cała drżała. Gdy w końcu mogła stanąć na pokładzie, potrzebowała chwili, by opanować drżenie, po czym ostrożnie podeszła do Niv.

- Wszystko w porządku? – Uśmiechnęła się. Choć drżenie jej ciała nie ustąpiło całkowicie, wciąż czuła w sobie adrenalinę związaną ze skokiem bez rozłożonych skrzydeł w razie czego. – Wynosimy się stąd? Zawołam zaraz Belluma… – zaczęła się za nim rozglądać.
Awatar użytkownika
Mathias
Szukający drogi
Posty: 43
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Najemnik , Zabójca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Mathias »

        Niviandi zdawała się go ledwo dostrzegać, ale w końcu ocknęła się i zbliżyła, błądząc dłonią po jego obnażonym wciąż torsie i szyi, by spocząć na policzku. Mathias uśmiechnął się nieznacznie, przykrywając ją swoją dłonią i, podnosząc do ust, pocałował szczupłe knykcie. Ale nic poza tym. Szczęka mężczyzny zadrgała, gdy ten zacisnął zęby, by powstrzymać chcący nim zawładnąć odruch, a zdecydowanie pomogło w tym solidne szczypnięcie, które skomentował zdziwionym i rozbawionym pomrukiem. Później już tylko objął blondynkę, zamykając ją w silnym uścisku i opierając brodę na jej głowie. Taka krucha… Nie wiedział kiedy, ani jak pozwolił się tak złapać w czar tej dziewczyny, ale już przestał z nim walczyć, ze spokojem wdychając zapach jej włosów. Magia. To musiała być magia, nie widział innego rozwiązania; on się tak nie przywiązywał, do nikogo. Gładko przeszedł nad tym faktem do porządku dziennego, ale wciąż niechętnie odsunął się od Niviandi. Skoro to nie było prawdziwe, nie było sensu się w tym jeszcze bardziej pogrążać, a bał się, że jeszcze chwila spoglądania w te niebieskie oczy i w nich utonie. Czas wziąć się w garść, Northman.
        Mierzwiąc sobie włosy cofnął się o kilka kroków, pozwalając się dziewczynom wyprzytulać i zerknął przy okazji czy Ivor dalej wędruje po krainie sennych mar. W razie konieczności służył oczywiście drugim sierpowym. Łowczy był jednak wciąż nieprzytomny, więc najemnik wrócił uwagą do towarzyszek i zaśmiał się już cicho słysząc pytania Niviandi.
        - Dbam o swoje dziewczyny – odpowiedział bezczelnie, wzruszając ramionami i wkładając ręce w kieszenie na powrót przybrał minę zawadiaki, wyrzucając z głowy zapach złotych loków. Zaraz jednak przechylił lekko głowę, widząc jak Niviandi wygląda przez skalną szczelinę.
        - Blondi, wiem, że adrenalina ci skoczyła po tym wszystkim, ale nie szalej – mruknął, jednak ta zaraz zwróciła się do lwa i najemnik wywrócił oczami. Nie zdążył zrobić kroku w jej stronę, a dziewczyna prawie wypadła, cudem lądując na grzbiecie Belluma. – Więcej szczęścia niż rozumu ma ta panna, przysięgam… - prychał niezadowolony, a gdy i Aurea opuściła grotę na swoich skrzydłach, puścił już pełną wiązankę najwyśmienitszych przekleństw alarańskich. Kobiety. Żyć z nimi ciężko, ale zabić szkoda…
        Nieustannie klnąc pod nosem szybko zaczął schodzić ze skarpy, wiedząc, że i tak już ma tyły. Ramii wciąż usiłowała docucić Ivora, ale nawet się za nią nie obejrzał, pewnymi ruchami schodząc w dół, wypatrując odpowiednich miejsc do zaczepienia dla rąk i nóg. W pewnym momencie usłyszał znajome miauknięcie i prychnął pod nosem.
        - Jesteś nie do zdarcia, co mały? – zapytał, przylegając do skał i wysupłując swojego kociaka z jednej ze szczelin. – Dogadamy się.
        Futrzak miauknął donośnie i zamachał łapkami, nim mężczyzna nie uchwycił go pewniej za kark i nie posadził sobie na ramieniu, wznawiając mozolne schodzenie. Na narastające przy głowie mruczenie tylko pokręcił nią zrezygnowany.


        Gdy dotarł na plażę i odwrócił się, na moment zamarł zaskoczony. Wokół niego rozpościerała się mgła, przysłaniająca wszystko, włącznie z linią brzegową, o samym morzu i horyzoncie nie mówiąc. Była co najmniej nienaturalna.
        - Aurea!? – zawołał, składając dłonie wokół ust i wbrew rozsądkowi wkraczając w białe obłoki. – Niv!?
        Słyszał głosy wokół, ale tylko rozglądał się, bezskutecznie usiłując przebić wzrokiem gęstą mgłę. Usłyszał swoje imię, raz i drugi, od obu dziewczyn, sam jednak nie widział nic poza tą cholerną bielą. A później po raz kolejny oberwał w kolana i coś wydarło nim w górę.
        - Bellum, niech cię szlag – syknął, ale lew nawet na niego nie warknął, z przejęciem bijąc skrzydłami. Dopiero wtedy Mathias na poważnie się zaniepokoił, a gdy wzbili się ponad mgłę znowu zaklął, przesadzając kociaka na łeb lwa. – Szybciej – mruknął już tylko do przerośniętego kocura, któremu nie trzeba było dwa razy powtarzać.
        Potężna bestia pędziła w stronę statku, na pokładzie którego coraz łatwiej było rozróżnić kolejne postacie. Na swoje szczęście zobaczył Aureę dopiero, gdy ta szła już w stronę Niviandi, bo widoku wcześniejszej brawurowej akcji skrzydlatej prawdopodobnie by nie zniósł, nie wiedząc już czy dziewczynę podziwiać za odwagę czy przełożyć przez kolano. Dla dziwnego typa na deskach pokładu zaś szczęśliwie nie widział uderzenia Niv w twarz. Bellum z warknięciem i głośnym uderzeniem wylądował na pokładzie, a Mathias zeskoczył z niego od razu, odruchowo stając pomiędzy dziewczynami, a tym dziwnie wyglądającym gościem. Zgrzyt miecza wyciąganego z pochwy również był formalnością, bo stojący naprzeciw niego brunet nie wyglądał, jakby miał ochotę na pogawędkę. Właściwie… właściwie to nie wyglądał na specjalnie żywego, śmiertelnie blady i zajeżdżający stęchlizną, ale jednak stał przed nim, uśmiechając się wrednie.
        - Czy to moje spodnie? – zapytał nagle, spoglądając gdzieś obok, a Mathias kątem oka spostrzegł Ramii. Zmrużył oczy, powoli łącząc nijak niechcące się racjonalnie wytłumaczyć fakty.
        - Bellum, zabierz dziewczyny – rzucił tylko krótko, a lew, który dawno był już przy swojej pani, teraz bez szemrania próbował nakłonić obie do wejścia na swój grzbiet.
        - Nie porywa się panny młodej, to przynosi pecha… - stwierdził obcy, zbliżając się.
        - Tobie na pewno, jeśli zrobisz jeszcze krok do przodu – warknął najemnik.
        - Mówisz? Wiesz, wydaje mi się, że wyczerpałem swój przydział pecha w tym życiu. Albo tamtym? – mówił niedbale szatyn, wyciągając nagle sztylet od pasa i bezceremonialnie wbijając go sobie w brzuch.
        Z nieniknącym zadowoleniem na twarzy, ku wyjątkowo silnie skrywanemu zdumieniu Mathiasa, przekręcił ostrze, po czym wyjął je, czyste, bez śladu krwi, ale ostentacyjnie wytarł o nogawkę, nim schował je do pochwy. Z satysfakcją w oczach wyczekiwał reakcji przeciwnika, który wyraźnie wściekły mierzył go spojrzeniem. Northman jednak nie tracił czasu na próby, to nigdy nie działało. Zasadą przetrwania było, by działać, nie próbować coś zdziałać. Zamiast więc rzucać się z mieczem na faceta, który właśnie podłubał sobie nożem w brzuchu, nie czyniąc tym sobie żadnej krzywdy, sięgnął gwałtownie w bok i złapał za włosy Ramii, przyciągając ją do siebie i przystawiając jej ostrze do szyi. Zaryzykował, ale nagłe zaskoczenie i przerażenie na twarzy mężczyzny powiedziało mu, że trafił w punkt.
        - Mathias, ty dupku! – warknęła Ramii, szamocząc się w gwałtownym chwycie, ale najemnik nawet nie drgnął, trzymając ją pewnie unieruchomioną.
        Po napiętej od zadarcia głowy szyi spłynęła kropla krwi, gdy ostrze przecięło lekko skórę. Northman nigdy nie krzywdził kobiet. Jeszcze nigdy nie musiał. Teraz jednak stanął przed wyborem mniejszego zła i nie wyglądał na poruszonego, co uzdrowicielka szybko dostrzegła, przeklinając pod nosem własną nieuwagę. Nie doceniała mężczyzny, który do tej pory tylko uśmiechał się zaczepnie i nucił pod nosem, paląc fajkę, a teraz płaciła za to, będąc kartą przetargową. Po prostu cudnie.
        - Bellum, zabierz dziewczyny – powtórzył najemnik, nie oglądając się na lwa. Szarych oczu nie spuszczał z głównego wroga, poruszenie reszty załogi rejestrując tylko kątem oka. – Bez numerów, bo urżnę jej łeb – ostrzegł suchym tonem.
        Nie wiedział, co zrobi, gdy Aurea i Niv będą już bezpieczne, ale nie myślał o tym. Był zabójczo skuteczny, zawsze osiągając to, co planował, a teraz bezpieczeństwo jego dziewczyn było priorytetem. Jednak każdy kto znał Mathiasa wiedział, że rozsądek nie zawsze brał górę w planach mężczyzny, więc nad tym, jak sam się z tego wyplącze, najemnik miał zamiar pomyśleć później.

Dalsze losy Mathiasa i Aurei
Awatar użytkownika
Niviandi
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 135
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Arystokrata , Artysta
Kontakt:

Post autor: Niviandi »

        Niviandi jęknęła zaskoczona, gdy nagle ktoś zleciał na linie i przywalił Ragalowi prosto w tułów niezłym kopniakiem. Przeraziła się, nie dlatego, że szkoda jej było umarlaka, ale bała się go zobaczyć rozpołowionego na pół! Dopiero co się obudziła, a już miała widzieć odstający z miednicy kręgosłup? To brzmiało jak koszmar a nie przebudzenie.
        Niemniej jednak, Ragal był najbardziej kompletnym z tutaj obecnych umarłych więc jedynie powiesił się na burcie ostro klnąc pod nosem, a zagłębienie po odcisku buta wygładziło się samoistnie.
        Drugim szokującym widokiem był anioł wyskakujący na pirata po linie. Laufey zrobiła niewiarygodnie wielkie oczy widząc jak kobieta huśta się na sznurze doczekując idealnego momentu by zejść na pokład. Gdy fellerianka podeszła do złotowłosej, ta wpatrywała się w nią jak w figurkę ze złota – nigdy wcześniej nie widziała na własne oczy anioła. Trochę taka wybrakowana ta niebianka, bo ciemna karnacja i dwa kolory piór... a może ona była opętana?! I właściwie skąd się tutaj wzięła i czego od niej chciała?
        Księżniczka zastygła w wybranej pozycji. Jedną ręką trzymała się burty, drugą zaś mocno dociskała do tułowia wpatrując się w niemym szoku na trochę anielice, a trochę piekielną. Od skrzydlatej biło ciepło i zaufanie, ale Laufey nauczona była grubego dystansu do każdego. Zdawała sobie sprawę z tego, że jej szczerość i zamiary potrafią zmusić przyjaciół do chęci zdjęcia jej korony z głowy.
        - Nie... Nie umiem chodzić – bąknęła niewyraźnie i nagle zadała sobie kolejne pytanie. Kim był Bellum?
        Brzmiał jak... gruby krasnolud. Może to ktoś od Oswalda?! Może ta anielica mu pomaga, żeby odkupić grzechy? Nie wiedziała. Nie znała się na dobrych uczynkach. A tym bardziej na odkupieniu winy.
        Wtedy jej oczom ukazała się ogromna, lwia bestia oraz żywy sobowtór Ragala.
        „Co za poje.bany sen”, pomyślała Laufey czując jak kręci się jej w głowie, aż mocniej przytuliła się belki od burty. Gdyby tego było mało, zaraz się dodatkowo okazało, że Bellum to nie żaden niski, tłusty krasnolud z brodą zlepioną piwem a przerośnięty kocur, z dumną, wyczesaną grzywą, wielką parą skrzydeł oraz paszczą zdolną chwycić syrenkę w tali by złamać ją na pół. Trudno było uwierzyć by w jakikolwiek sposób stali po jej stronie. Nie aby jej oczom nigdy nie ukazała się żadna bestia, ale ledwo się ocknęła i w tym momencie zapomniała o swojej sile. Gdzieś uciekła, schowała się przez świadomość, że nie może użyć magii i nie ma się jak bronić. Poza tym, była poza własnym królestwem, w wielkich górach, bez wsparcia... Znaczy podobno z kimś na wzór Ragala, anielicą i bestią... To się nijak do siebie kleiło.
        - W życiu – odpowiedziała srogo syrenka mierząc Bellum i anielicę wzrokiem.
        Laufey bardzo chciała się obudzić z tego koszmaru, ale to chyba niestety była rzeczywistość. Księżniczka dygotała cała ze strachu, choć nie chciała się do niego w żaden sposób przed sobą przyznać. Wznieść się wysoko w powietrze? Oni sobie nie wyobrażają co to za szok dla kogoś, kto mieszka głęboko pod powierzchnią!
        - Niviandi? Halo, Niviandi, słyszysz mnie?
        Pani Duch musiała zawołać kilka razy, by Laufey w ogóle obróciła głowę. Nie chciała wiedzieć czy za swoimi plecami nie czai się jakaś ogrzyca albo ktoś równie absurdalny w tej sytuacji.
        - Do mnie mówisz? - szepnęła cichuteńko Laufey.
        - Laufey? O! Och, obudziłaś się!
        - Taaa... - mruknęła niepewnie i dostrzegła jak błękitna dłoń wynurza się spomiędzy desek by pomachać jej na przywitanie. Rozmowa z duchem okazała się być czymś w tej chwili najnormalniejszym. - O bleh, co on robi – rzuciła Laufey zakrywając oczy, gdy Ragal grzebał sobie sztyletem w bebechach.
        - Możesz nas uratować!
        - Ciekawe jak? Jesteśmy na środku morza w górach... Co? - Księżniczka wyprostowała zgrabnie plecy wyglądając poza burtę i wpatrując się w wodę.
        - To nie jest morze... To woda z... - szepnęła do siebie księżniczka.
        Laufey powędrowała wzrokiem po całym statku, a później po okolicy. To była woda źródlana wypełniona kłębiącymi się duszami. Wzburzały się i tłukły w zamkniętej cieczy dając wrażenie wzburzonego morza, ale to wyłącznie małe źródło wody cisnące w sobie tysiące zniewolonych dusz, która chcą przedostać się na drugi świat by trochę narozrabiać.
        - Opętaj mnie – nakazała nagle Laufey wciąż zachowując niski ton głosu.
        - Co?
        - Opętaj. Bije od ciebie silna energia magiczna, za życia byłaś czarodziejką?
        - Tak, ale ja nigdy...
        - Nie mam własnych mocy, musisz mi pomóc. Czym władasz?
        - Magia przestrzeni i...
        - To wystarczy. A poza tym będziesz umiała chodzić... - Laufey wpatrywała się w zamieszanie powstałe na statku ignorując fakt, że fellerianka prawdopodobnie się jej przyglądała, bo gadała do siebie. Wówczas właśnie jeden z załogantów zorientował się, że coś jest nie tak. Mimo zagrożenia dla życia Ramii, postąpił ostrożnie krok w stronę syrenki. Ta zmarszczyła brwi, ale chwilę później czuła już tylko obezwładniający ją ból. Potworny krzyk szybko jednak zgasł i Laufey spojrzała na wszystkich całkiem innym wzrokiem. Chwilowy szok przemienił się w paskudny uśmiech.
        - Goń się Ragal... - rzuciła po czym wstała i... zaraz potknęła się o swoje nogi, ale szczęśliwie, po raz drugi wylądowała na ogromnej bestii.
        - Ou, au...
        - Na Prasmoka! Miałaś umieć mną chodzić!
        - Nie miałam własnego ciała od setki lat!
        - Błagam tylko nie patrz w dół, gdy się wzbijemy w „niebo”.

        Syrenka pociągnęła lwa za grzywę, bo... nie miało to lejcy a jakoś musiała mu nakazać jechać... znaczy lecieć, wzbić się w powietrze. Bellum, choć z niezadowolonym ryknięciem, zrozumiał o co chodzi i łaskawie ignorując małą krzywdę, szybko uniósł się ku górze.
        Laufey... a właściwie to duch, który nią teraz władał, czyli czarodziejka, śmiała się głośno śmiechem Niviandi odpowiednio w końcu dosiadając bestię.
        - Co za cudowne uczucie... znów żyć – rzuciła pradawna podziwiając widok z góry.
        - Nadal nie żyjesz... - upomniała się prawowita właścicielka ciała.
        - Tak, wiem... Nie tu jest moje miejsce... Nie boisz się, że teraz nie opuszczę twojego ciała?
        - Ryzykuję, ale to nadal lepsze niż bycie żoną trupa. Poza tym, ty też pewnie nie chcesz całego życia spędzić u boku tej paskudy więc coś nas chociaż łączy...
        Na statku powstało zamieszanie. Kilka odciętych rąk półumarłych, które w ukryciu i niezauważalnie obeszły Mathiasa, postanowiły spróbować wyzwolić Ramii z niebezpiecznej sytuacji, zaś Laufey szybowała na skrzydlatym lwie doglądając się czegoś w wodzie.
- Matko, obniż choć trochę ten lot! Paraliżuje mnie to!
        - Ale tylko trochę... za ładny widok.
        - Dusz uwięzionych w wodzie? Naprawdę romantycznie.
        - Jaki jest plan?
        - Nie umiem oddychać pod wodą prawda?
        - Zgaduję, że nie.
        - Ech...

        Zapadło milczenie.
        - Zanim tam wskoczę i się zabiję... Kim oni właściwie są?
        - Hm... przyjaciółmi? Chyba nawet takimi prawdziwymi.
        - Ou... Księżniczka i prawdziwa przyjaźń? Musiałam być dla nich bardzo miła.
        - Nie, nie byłaś... Ekhm, ale to może wróćmy do tego co tu i teraz. Mogę stworzyć dla ciebie bańkę, przesunąć wodę na bok i zamknąć się w wolnej przestrzeni z tlenem. Władam magią przestrzeni, mogę sobie zrobić trochę przestrzeni nawet w wodzie hehe. Tylko wówczas mamy ograniczoną ilość tlenu.
        - To i tak więcej tlenu niż jakbym miała tam nurkować, jak człowiek, na jednym wdechu. Tam... tam wyczuwam magię.

Lew okazał się być... całkiem przyjazny, gdy tak bezpretensjonalnie podleciał we wskazanym kierunku. Ragal obrócił głowę wiedziony przeczuciem. Ujrzał, jak złotowłosa księżniczka zeskakuje z lwa z niemałej wysokości i nurkuje w wodzie. Wściekły pirat rzucił wszystko w kąt i sam wyskoczył za burtę.
        - Kapitanie! - krzyknął jeden.
        - Naciągnąć maszt, natychmiast! Musimy odpłynąć! - krzyknął drugi.
        Laufey przechodziły dreszcze, gdy przedzierała się przez kłębowisko dusz. Mimo że otaczała ją bezpieczna i wolna przestrzeń, sunące po ścianach jej bańki dusze mocno na nią napierały i wymagały więcej wysiłku niż spodziewała się sama księżniczka i czarodziejka. Wydawało się, że trwało to wieczność nim odnalazły niewielką fontannę. Kroczenie w świecie duchów musiało być jeszcze gorsze niż ta aura, która otacza je teraz. Chwilowy brak koncentracji i to dopiero będzie wyzwanie by w tej gęstości utrzymać pozycje.
Gdy dopłynęły do małej fontanny i smukłe dłonie księżniczki objęły jej skalne brzegi, bańka powietrza powiększyła się.
        - To tutaj jest przejście między światami. Musimy sięgnąć ich stabilizatora. To niemożliwe by aż tyle rzeczy, które się wam przydarzyły, istniały tak po prostu. Jest za dużo otwartych przejść między Łuskami, nie chcę nawet wiedzieć ile demonów wkradło się do Alaranii...
        - A może i żaden się nie przedostał –
stwierdziła Laufey. - Właściwie to ty uratujesz świat – „uśmiechnęła się” złotowłosa. - Ja jestem tylko klątwą...
        - Klątwą, ale ile dzięki temu można zrobić. Na przykład otworzyć tysiące portali naraz, żeby się z tobą ożenić
– zaśmiała się czarodziejka.
        - Zanim to zrobimy...
        - Tak?
        - Jeżeli zechcesz mnie opuścić... A nawet jeżeli i tego nie zrobisz, przenieść mnie w miejsce, gdzie miałam spotkać się z Oswaldem. A tych dziwaków, mianowanych na moich przyjaciół, też oszczędź. Otwórz im portal by znaleźli się gdzieś, gdzie będzie bezpiecznie... Aby mogli się stąd wynieść...
        - Nie wiem na ile mi się to uda. Postaram się, obiecuję...
        - Tak mi słabo...

        Czarodziejka zmarszczyła brwi patrząc w sufit swojej bańki. Odpływają? Wtedy, w gęstych grymasach twarzy dostrzegła twarz półumarłego. Ragal wyłonił się i lekko przekroczył linie z tlenem. Z niepisaną gracją dla zmarłych, wylądował na kamienistych podłożu.
        - Jeden błąd... Jesteś za daleko Laufey. Nie uda ci się...
        - Ona już powoli zasypia... Ale ja nadal tu jestem. Laufey...
        - Jeśli to zrobisz, jej kawałek duszy zostanie uwięziony w tym przeklętym świecie zmarłych – warknął pirat.
        - Dla niej chyba nie ma to znaczenia. To nadal lepsze niż bycia twoją żoną... - odpowiedziała beznamiętnie czarodziejka.
        - Nie! - krzyknął Ragal, ale już nie zdążył nic zrobić.
        I tym razem świat wyglądał, jakby miał się skończyć. Woda wzburzyła się, a piekielne cierpiętnicze krzyki uwięzionych dusz zaczęły wydostawać się na zewnątrz i ogłuszać. Nieokiełznany wiatr targał statkiem, ale i on zaczął być wciągany do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Przez wodę w małej fontannie czarodziejce udało się sięgnąć przedmiotu, który zaburzył harmonię świata, a który pozwalał przedostać się silnym istotom do innych światów. Potężna, aczkolwiek niedoceniona wcześniej czarodziejka, zdołała otworzyć portal i w ostatniej chwili opuścić ciało złotowłosej by ta znalazła się w odpowiednim dla siebie miejscu, choć bez pamięci i bez części swojej duszy. Pradawna zdołała pojawić się także u boku Aurei i Mathiasa, aby również im otworzyć portal by mogli przedostać się poza granicę Smoczej Przełęczy. Przez krótki moment dwójka była w stanie dostrzec duszę pradawnej, która ciepło się do nich uśmiechnęła.
        - Dziękuję... Księżniczka Laufey Göran jest wam dozgonnie wdzięczna.

Ciąg dalszy: Niviandi
Zablokowany

Wróć do „Smocza Przełęcz”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości