Klasztor Mrocznych Sekretów[Klasztor Mrocznych Sekretów] Gdzie się ma pamięć podziała?

Niezwykłe to miejsce. Wokół niego rozciąga się iluzja wody. W środku zaś znajduje największa na świecie biblioteka. Akty urodzenie, biografie i księgi zawierające tak mroczne sekrety iż są trzymane pod dziesięcioma magicznymi zamkami. Do klasztoru ma wstęp osoba o czystych zamiarach. Istota pragnąca chłonąć wiedzę. Osoba, która nie chce jej wykorzystać do niecnych celów lecz posiadając, pomóc innym stworzeniom w czynieniu dobra.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

[Klasztor Mrocznych Sekretów] Gdzie się ma pamięć podziała?

Post autor: Katherine »

Koń wędrowca jechał spokojnym tempem. Kopyta wzbijały piasek, tworząc w powietrzu szary kurz niczym powietrzny ślad. Wierzchowiec był bystry, żwawy i bardzo silny. Kobieta, która go zasiadała była z niego niezwykle zadowolona i chciała go zatrzymać na dłużej. Poprzednio dosiadała niesforną, upartą klacz, która na dodatek była leniwa. Uwielbiała tarzać się w pyle i robiłaby to za każdym razem, gdy tylko była okazja. To było bardzo irytujące, gdy co kilka kilometrów klacz zatrzymywała się i nie robiła kroku, nim przeturla się przez kupkę piasku. Dlatego przy najbliżej okazji oddała ją, a zamian otrzymała ogiera. domyślny i mądry zwierz.. Podróż, choć długa i wyczerpująca, była dla młodej elfki bardzo miła.
Ona sama wyglądała na bardzo zdrową. Na ciele a i owszem, była. Choć choroba wymęczyła złotowłosą, sprawiając, że nieco wychudła, to czuła się w pełni sił witalnych. Babuleńka bardzo dobrze karmiła. Uwielbiała jej korzenną polewkę, a nazwana na jej cześć babka migdałowa (to chyba za sprawą tych oczu) była wprost wyborna. Poza tym bliskość lasu, natury, oraz wielogodzinne leżakowanie w cieniu pachnących lip dodawało jej radości życia. Niestety był jeden problem, który tkwił w głowie Katherine. Problem, który był pustką. Starsza kobieta nie zapomniała o młodzieńcu, który przyprowadził Leśna Elfkę pod jej dach. Przypominała dziewczynie o nim i, gdy ta odjeżdżała, napomniała ją by odnalazła go, choćby walił się świat.
- Miłuje cię. - Mawiała. Lecz dziewczynie trudno było to pojąć.
Opiekunka wiedziała, co z nią jest nie tak. Niewiele mogła jej w tej sprawie pomóc, choć tak bardzo chciała. Nic o niej nie wiedziała, znała tylko imię, nic więcej. Tak bardzo chciała ulżyć w udręce, która ja gnębiła, jej samotności. Chciała, by Elf ją zabrał, ale nie zjawiał się. Jedyne miejsce, gdzie mogliby jej pomóc był Klasztor Mrocznych Sekretów. Opowiedziała jej o nim. Wiedziała co nieco, choć część wspomnień zjadła skleroza. Podzieliła się wiedzą, która jej pozostała i kazała szukać. Szukać samej siebie.
Koń zaczął brodzić w wodzie. Ta rozpryskiwała się na lewo i prawo mocząc wszystko dookoła.
- Jesteśmy prawie na miejscu, mój druhu.
Wtedy koń przyśpieszył.

Katherine wydawało się, że budynek w środku jest jeszcze większy przez niezliczone korytarze, mnóstwo schodów i zabudowane półpiętra. Ściany ozdobnie były bogatymi freskami, wszędzie stały świece, a w oknach powstawiane były kolorowe szkiełka. Takich witraży jeszcze nigdy Elfka nie widziała i była w nie zapatrzona.
- W czymś mogę pomóc, panienko? - z rozmyślań wyrwał ją spokojny, życzliwy głos. Widząc zmieszanie i strach w oczach, sam się zaniepokoił i zawstydził tym, że tak drastycznie wyrwał dziewczynę z rozmyślań. - Przepraszam, nie moim zamiarem było straszenie panienki. Jestem tu, żeby ci służyć. Jestem Mails.
Ukłoniwszy głowę, schował dłonie do rękawów swego odzienia. Było całkowicie czarne, bez odrób ni nawet guzików. Kołnierzyk był tak wyskoki, że sięgał do brody - widać było, iż był bardzo sztywny. Nie miał włosów ani brody. Złotowłosa rozejrzała się i zwróciła uwagę, iż tylko ona nosi tu kolorowe szaty.
- Dziękuję. - kiwnęła główką. - Jestem Katherine. W tym ogromnym budynku będę potrzebowała przewodnika. - Uśmiechnęła się leciutko, a jej policzki zaróżowiały. - Dowiedziałam się, że tu można szukać swoich korzeni. Będę tego potrzebować - wiedzy z ksiąg.
- Ach rozumiem! - Oczy mnicha zaświeciły się z podniecenia. - Coś czuję, ze zostaniesz tu na dłużej, więc pokażę ci pokój, w którym zamieszkasz i damy ci szaty. Niestety tutaj panują pewne zasady, do których musisz się dostosować. I identyczny strój i cisza to niektóre z nich.
- Nie ma problemu. Czego się nie robi, by odzyskać pamięć.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Mijały dni. A może tygodnie? Elf czuł się słabo. Nieustannie biegł. Uciekał. Byle dalej. Wspomnienia wizji co chwilę go atakowały jak napastnik kopie leżącego, bezbronnego przeciwnika.
        Uciekał. Przed siebie. Pomino zmęczenia - biegł. Pomimo utraty krwi - biegł. Co krok odczuwał niemiłosierny ból ponownie otwierających się, niezasklepionych ran - biegł. Gdy pokonywał pewną odległość robił krótką przerwę, opatrywał rany i starał się odrobinę napić, choć sprawiało mu to ból. I tak co kilka stajni, bo rany w trakcie biegu ponownie się otwierały.
        Ale ile można biec, będąc wyczerpanym, odwodnionym i ledwo żywym? W praktyce wyszło, że nie dłużej niż osiem godzin. Potem Kai stracił przytomność lądując w kurzu drogi kupieckiej.
        Obudził się na powozie, leżąc wśród siana. Najpierw elf nie wiedział co się dzieje, chwilę mu zajęło zebranie myśli do kupy. Nagle obok niego wylądował bukłak.
        - Napij się. Jesteś już bezpieczny. Opatrzyłem ci ciało. Jedziemy do Klasztoru. Tam żaden pościg już cię nie dosięgnie.

***

        W trakcie drogi mężczyzna w czarnym habicie wyjaśnił Łucznikowi kilka zasad panujących w tamtym zamku. Klasztor nie miał ich dużo, ale były dość rygorystyczne.
        - Mogę być i mnichem, jeśli tego potrzeba. - mówił Pradawny będąc pewnym, że Katherine nie przeżyła choroby.
        Dotarł na miejsce po dwóch dniach podróży, bardzo wygodnej zresztą. Jego ciało zdążyło się w dużej mierze zregenerować, ale wewnątrz duszy nadal czuł się obolały, a nawet wręcz martwy. Prawdopodobnie to leczeniem tych najgorszych, bo niefizycznych urazów chciał zająć się mnich Cirraen. Kai natomiast udawał, że go słucha wiedząc, że gdy tylko wydobrzeje, nie będzie w stanie zostać w miejscu. Najprawdopodobniej ucieknie, wyruszy dalej w niebezpieczny świat.
        Widok sporej wielkości klasztornego zamku zdobionego mnóstwem półrzeźb, fresków i witraży zapierał elfowi dech w piersiach.
        - Teraz tu będziesz mieszkał. Zaprowadzę cię do twojej komnaty, tam na posłaniu znajdziesz czarny habit. Natychmiast przywdziej go, a potem zejdź na parter do jadalni. Kolację tego wieczora przyrządają bracia Frotheu i Maverid.
        Oczywiście imiona nieznajomych nic Kaiowi nie powiedziały, jednak postanowił posłuchać rad.
        Wieczorem, już ubrany w czerń, zszedł szerokimi, marmurowymi schodami do części jadalni i usiadł w najbardziej osamotnionym miejscu. Nikt się do niego nie przysiadał, jakby wszyscy wiedzieli, dlaczego Kai chce być sam. Jakby wszyscy wiedzieli o nim więcej, niż on sam.
        I prawdopodobnie elf nawet nie dostrzegałby rzeczywistości, gdyby pośród blasku świec i czarnych szat nie dostrzegł znajomych, złotych loków. "Nie, wydawało mi się. Już chyba tracę rozum..." - myślał, nie pewny, czy jego umysł płata mu figle, czy już zupełnie zatracił świadomość. Ale gdy zaraz wśród włosów koloru miodu zauważył parę migdałowych oczu, świat zaczął wokoło niego wirować, zgubił grunt pod nogami i niechybnie straciłby przytomność, gdyby nie Cirraen, który właśnie dołączył do stolika elfa przynosząc mu tacę ze skromną kolacją.
        - Wszystko w porządku? - spytał z przestrachem widząc niepewny stan Blondyna.
        Kai nie odpowiedział nieprzerwanie wpatrując się zszokowanym wzrokiem w postać Katherine. Tak, zdecydowanie to była ona, Łucznik był tego pewien. Niestety nie wiedział jak zareagować, bał się, że ukochana go nie pozna lub, co zdecydowanie gorsze, znienawidziłaby go, że ją zostawił w chacie czarownicy; że mu nie wybaczy. I gdy Cirraen coś mówił, Pradawny wyciągnął kawałek pergaminu, węgielek, nabazgrał kilka słow, i nie biorąc nawet kęsa kolacji, wyszedł z jadalni kładąc obok postaci elfki owy wyrywek papieru. Katherine, zdziwiona, nie zdążyła ujrzeć twarzy osoby, która do niej podeszła, wciskając jej w dłoń ową wiadomość. Gdy ją rozchyliła mogła przeczytać miejsce i czas: "Ogród Różany, północ. Przydź".
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Elfka przez cały czas klimatyzowała się w Klasztorze. Jeszcze na początku poznawała ludzi, choć z niektórymi nawiązała bliższy kontakt. Mężczyźni nie chcieli za bardzo spoufalać się z Katherine. Mails zdradził jej, że to dlatego, iż była kobietą.
- Mężczyźni zazwyczaj trafiają tutaj, gdyż chcą się odciąć od reszty świata. Sprawują tutaj służbę dobru, pomagają innym. Duża część zjawiła się tu przez cierpienia, jakie wyrządzają im kobiety... Ta część sądzi, iż to one są źródłem części zła, a upadając moralnie ciągną za sobą mężczyzn. Cóż... czasami tak jest. Ale nie martw się, są przyjaźni i na pewno cię zaakceptują tutaj.. - Poklepał później Złotowłosą po dłoniach i wysłuchiwał kolejnych pytań. Para często rozmawiała, zazwyczaj w prywatnej celi kobiety lub mnicha. Na początku Kath nie chciała rozmawiać publicznie o swoim problemie. Z biegiem czasu zaczęła częściej pojawiać się wśród innych mieszkańców.
Bardzo dużo czasu zajmowało dziewczynie przeszukiwanie ksiąg w poszukiwaniu informacji o rodzinie. Nawet jeśli dany tom był o zupełnym innym miejscu lub o konkretnym rodzie, ona czytała go próbując zapamiętać, kojarzyć wymienione krainy czy państwa. Od tego zaczęło się jej zainteresowanie rodami i państwami Alaranii. Chłonęła wiedzę niczym młode dziewczę, ciekawe nowych informacji. Gdy już pochłaniało ją totalnie, zaczynała równocześnie korzystać z kilku do nawet kilkunastu ksiąg na raz, zastawiając całkowicie swoje biurko. Mails widząc jej zawziętość, w tajemnicy przed swoją podopieczną pojawił się u swojego przełożonego. Wyłożył mu cały problem. Po kilku takich spotkaniach udało mu się wynegocjować dla Leśnej Elfki oddzielny kąt w bibliotece z większym stołem, nieograniczoną ilością papieru, piór i atramentu. Było to dla nich korzystne, gdyż Katherine pracowała za 10 mnichów, robiąc notatki, tworząc drzewa genealogiczne i spisywać dzieje znanych rodzin z rożnych ksiąg. Jeśli już ktoś ją szukał, wszyscy wskazywali drogę do obstawionego dębowego biurka, za którym nikogo nie można było zobaczyć (przez książki), ale przysięgali, że ona na pewno tam jest. Czas jaki spędziła aktywnie dzieliła na posiłki, chwilowe przerwy oraz pracę, która zajmowała jej 3/4 dnia. Dnia, który zaczynała bardzo wcześnie, a kończyła najpóźniej ze wszystkich, a nawet kilkakrotnie zdarzało jej się zasnąć w bibliotece. Dlatego Mails czasami przychodzi nocą do niej, by sprawdzić, czy aby znowu nie wróciła do celi na noc.
Tego dnia było bardzo ładnie. Kath pozwoliła sobie na dłuższy sen, czym zdziwiła wszystkich. Nawet pracowała o wiele krócej. Mails otworzył szeroko oczy, gdy ta zaproponowała wspólny posiłek. Gdy przyszła pora, oboje zjawili się w ogromnej jadalni. Była przepiękna. Jasne ściany były ozdobione złotą farbą, która mieniła się niczym brokatowa. Dostojności dodawały ogromne, kryształowe żyrandole, w których paliły się kilkaset świec. Mnich wyjawił jej, iż to specjalne świece, które dostarczane są z dalekiego kraju. Paliły się bardzo długo, a wosk nie skapywał nikomu na głowę, bo całe się wypalały. Stoły natomiast były proste, tak samo krzesła. Posiłki również były bardzo skromne, choć dobre. Nie śpieszyła się i delektując się każdym kęsem, rozmawiała ze wszystkimi, którzy mieli odwagę zamienić z nią słowo.
Wtedy nagle czyjaś dłoń włożyła między jej palce kawałek zapisanego papieru. Nie zdążyła zobaczyć jego oblicza, gdyż szybko odszedł. Komunikat na papierze był prosty. Hmmmm - zastanowiła się w umyśle - komu mogłoby zależeć na spotkaniu ze mną? I czemu w tajemnicy, nocą? Mails zaniepokojony spytał o jej samopoczucie, ta jednak skłamała, ze wszystko jej w porządku, jednak chciała prędko wrócić do celi. Nawet opiekun nie zauważył postaci, która się doń zbliżała, a Kath o wiadomości nie powiedziała. O swoich niepokojach postanowiła z nikim nie rozmawiać.
Północ szybko nadeszła, gdyż Elfka postanowiła się zdrzemnąć. Obudziła się godzinę przed spotkaniem. W Klasztorze było cicho, jakby był opuszczony. Z celi starała się wyjść jak najciszej by nie zbudzić nikogo. Gdy była pewna, że była absolutnie sama, wyszła na korytarz prowadzących do drzwi od ogrodów. Złotowłosa widziała go tylko z okiem, nigdy po nim nie spacerowała. A o tej porze było naprawdę pięknie. Gdy dotarła na miejsce nie było jeszcze nikogo i dlatego usiadła na najbliżej stojącej ławce czekając na nieznajomego.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Kai tymczasem nie mógł długo zasnąć. Targały nim sprzeczne emocje. Ledwo się powstrzymywał przed poszukiwaniami komnaty Katherine, jednak znał reguły klasztoru i nawet nie śmiał nosa wychylić ze swojej sypialni, póki nie będzie pewny, że nikt go nie zobaczy. Z drugiej jednak strony obawiał się, że jego ukochana okaże się inną osobą. Osobą, której nie zna. Osobą, która go nienawidzi za to, co zrobił.
        Było jeszcze trzecie wyjście, które coraz częściej zaprzątało głowę Łucznika - a może się pomylił? A może tylko mu się zdawało, że to była Elfka? Tak czy inaczej Kai nie mógł odpuścić spotkania, i gdy wybiła północ, skierował swoje ciche kroki przez korytarz do różanego ogrodu. Pech chciał, że Zielonooki potknął się o własny habit, przez co z impetem zleciał ze schodów. Poza trym, że obudził woźnego i musiał przed nim uciekać tak, aby go zgubić, niefartownie rozciął sobie czoło, przez co jego twarz zalana była obficie płynącą krwią.
        Mimo przeciwności dotarł do umówionego miejsca, niestety kwadrans po czasie. Martwiąc się, że Kobieta już sobie poszła, przekroczył granicę ogrodu. Zapach unoszący się w około był piękny, jakby wszystko tutaj obecne chciało żyć pełnią życia. Kai w centrum niewysokiego labiryntu ułożonego z krzewów przyozdobionych szkarłatnymi kwiatami zauważył postać w podobnym do jego habicie. "Katherine! To musi być ona!" - myśli Blondyna znowu zaczęły swój zaciekły bój, który tylko on mógł dostrzec, ale na pewno nie zrozumieć.
        Złotowłosa usłyszała niepewne kroki Pradawnego i odwróciła się.
        - Hej! - powiedział półgłosem Pradawny, nie do końca wiedząc jak zacząć rozmowę. - Tyle czasu minęło - to zdecydowanie nie był najlepszy tekst, jaki mógł teraz użyć, ale wyraźnie widać było, że Chłopak ma trudności z kontaktami międzyludzkimi, zwłaszcza w ostatnim czasie, odkąd zmuszony był uciekać i walczyć o życie. Poza tym teraz mógł wyglądać nieco przerażająco - postać w czarnej szacie o północy, z zakrwawioną twarzą. Na szczęście dla niego, w tym momencie budził nie strach, a śmiech, wyglądał bowiem nadzwyczaj żałośnie.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Kobieta siedziała znużona i zdezorientowana. Tajemniczy Ktoś nie zjawiał się. Czyżby z niej okrutnie zakpiono w tym poważnym miejscu? Na tej ławeczce myślała, kim mogłaby być ta osoba: mężczyzną czy kobietą. Może ktoś z bliskich ją odnalazł, lub ktoś za murami tego klasztoru stał się jej wrogiem? Im dłużej myślała, tym gorsze były myśli. Dlatego by nie zakrzątać sobie głowy nieprzyjemnymi przewidywaniami, wstała i skierowała swe kroki ku różanym krzewom.
Kwiaty były w różnych kolorach. Elfka oceniała woń każdego rodzaju i niezwykle jej się podobały. Rośliny były zadbane, czego owocami były te piękne, rozkwitłe pąki. Trudno było powstrzymać rąk przed zerwaniem jednego, ale w końcu ogromne pragnienie posiadania jednego zwyciężyło i ułamała łodyżkę z herbacianą różyczką. Była jasna, w kolorze jasnego beżu, a górne płatki były w kolorze różu. Delikatnie głaskała miękkie płatki i wróciła na swe dawne miejsce. Myślała o niej. O naturze, o pięknie tej rośliny i o sobie samej, gdyż czuła się, jakby ktoś ją wyłamał z całego krzaku i wyrzucił.
Co się ze mną stanie-pomyślała.
Wnet ktoś zakłócił jej spokój i cisza została zmącona. Wstała, a przed nią pojawił się mężczyzna, który skórę twarzy miał ciemną, jakby brudną. W świetle wyglądała jakby zalana krwią. Popatrzyła na niego ze lekką nutą strachu i niepewności. Kath na pewno nie tego się spodziewała. Młodzieniec zaczął rozmowę z nią jakby byli dawnymi znajomymi, którzy zagubili się i nagle w tym miejscu, po jakimś tam czasie ich drogi znowu się schodzą. Leśna Elfka instynktownie cofnęła się o krok.
- Wybacz mi, panie, ale nie znam cię - powiedziała bardzo cicho, a mówiła wysokim, za wysokim jak dla siebie głosem - przestraszonym głosem. - Być może poznałeś we mnie osobę, którą znałeś. Ale.. to chyba nie jestem ja.
Popatrzyła na niego trochę łagodząc obawy. Oczy wydawały jej się jakoś znajome i... i ten głos. Ale to nic nie wnosiło do jej poszukiwań przeszłości. Wyciągnęła z kieszonki dość dużą chusteczkę na której było wyhaftowane jej imię i podała chłopcu.
- Proszę, otrzyj twarz. Nie strasz swym obliczem tej pięknej nocy - zażartowała, a jej kroki powoli zaczęły prowadzić do głównej alejki, do wyjścia.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Kai nie potrafił odpowiedzieć na słowa dziewczyny. "Na prawde ją pomyliłem? To nie jest Kath?" - wątpliwości przepełniły rozum niczym księżycowy blask pąki herbacianych róż. Ale wtedy kobieta podała mu chustę, dodając przy tym lekkim żartem krótkie spostrzeżenie. Łucznik podziękował skinieniem głowy i wziął materiał w dłonie.
        Na nim wyhaftowane było wyraźnie odcinającą się, złotą nicią na białej tkaninie jedno słowo: "Katherine". Świat ponownie zakołował, a myśli Elfa zaczęły krzyczeć i go atakować, kopać, gryźć. Ich krzyki zlewały się w niezrozumiałe zdanie, a małe, kolorowe wróżki rozpoczęły żmudną pracę zabierania sprzed oczu blondyna kolorów, wszystko zaczęło matowieć i znikać. Kai tracił przytomność, a po jego głowie odbijało się echem "Nie poznała mnie..." w nieskończoność.
        Długouszny jednak opamiętał się, i choć z jego twarzy odpłynęły wszelkie barwy świadczące, że chłopak wciąż żyje, a krew oblewająca oblicze została otarta, w końcu zebrał się do ruchu, zbliżył do fontanny i wypłukał chusteczkę Złotowłosej, aby oddać ją czystą.
        - Jestem Kai, Pani. - rozpoczął ponownie - I na pewno się nie pomyliłem. Znam cię, a ty powinnaś i mnie. Niestety wygląda na to, że ty, o Pani, mnie nie poznajesz. Wybacz, że cię niepokoję. - Zielonooki postanowił, przynajmniej na razie, przemilczeć to, jakie uczucia ich łączą. "Chyba niestety łączyły..." pomyślał z rozpaczą.
        Czuł się okropnie. Nie takiej rozmowy spodziewał się z ukochaną, w dodatku po tak długim czasie. Chociaż może spodziewał się, tylko nie dopuszczał takiej myśli do siebie? Tyle wytrzymał, postanowił żyć dla niej. To Kath była jego sensem; powodem i przyczyną, a jednocześnie skutkiem i nagrodą. Dla niej istniał. Ale jak może istnieć dla kogoś, kto - jak się nagle okazało - nawet go nie poznaje. Pradawny nagle stracił coś o wiele ważniejszego niż życie: swoją milość, kogoś, kogo uważał za swoją muzę. Stracił Katherine.
        "Nie, nie mogę tak myśleć. Muszę... Muszę... Zawalczyć... Muszę zawalczyć o nią, nie mogę już jej tak zostawić!" - determinacja błysnęła w oczach Elfa.
        - Co ci powiedziała czarownica na Mrocznych Bagnach? Co ci przekazała? Musiała o mnie wspomnieć. - zacząl pytać z zapałem.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Dziewczyna zatrzymała się nagle. Gdyż Kai zaczął mówić o osobach, o których nie mógł wiedzieć. Tylko ona tam była, nikt więcej. Babka mówiła, że nikt jej tam nie odwiedza, nikt nie może jej tam odnaleźć. Ale... on o niej wiedział. I wiedział, ze Elfka tam była. Skąd, na Matkę Naturę, on mógł to wiedzieć!?
Zaczęła opuszkami palców dotykać ust i myślała. Kobieta wszak mówiła, że przyprowadził ją tu pewien młodzieniec. Miał wrócić, lecz nie zrobił tego. Kobieta nie pamiętała imienia.
Poza tym był jeszcze Richard - syn czarownicy. W ciągu tych kilku miesięcy bywał u niej tylko raz. Ponoć nie było go rok. Przynosił jej lecznicze zioła i minerały z dalekich zakątków Alaranii. Później mieszkał u niej u niej kilka dni, by znowu wyruszyć w dal. On i Katherine spędzali ze sobą dużo czasu, rozmawiając. On mówił jej jak jest pięknie w innych miejscach, opowiadał o ludziach. Richard wiedział, że mogą się już nie zobaczyć, ale ta obiecała mu, że gdyby nie znalazła rodziny, tożsamości, a pamięć by nie wróciła to miała powrócić do chatki i czekać na niego. Dała mu słowo.
Lecz teraz zamierzała o tym milczeć.
- Zaraz zaraz.. skąd o tym wiesz? Kto powiedział ci o babce? - złapała go za ubranie, nie bacząc na to, ze było ubrudzone jego krwią i przyciągnęła go tak, iz ich twarze prawie się stykały. - Mów, panie. To dla mnie ważne.
Nie chciała mu zdradzać szczegółów tego, co mówiła starsza kobieta. Kai, choć wyglądał na porządnego mężczyznę, mógł w głębi skrywać tajemnice. Gdyby powiedziała mu, ze ktoś miał po nią przyjść, mógł t wykorzystać, podać się za owego mężczyznę i wykorzystać jej naiwność. Chciała się upewnić. Od tego zależało jej bezpieczeństwo.
Złotowłosa puściła ubranie i wygładziła je. Czuła się głupio, że tak emocjonalnie zareagowała. Lecz trudno było jej się dziwić. Tego przecież szukała od dawna.
Wtem zdały się słyszeć czyjeś kroki. Żwirek, którym była usypana droga, zaczął trzeszczeć. Ktoś krzątał się po ogrodzie. Nikt nie mógł ich tu odnaleźć. Wiedziała, kto mógłby jej szukać.
- Muszę już iść, jest późno.
I biegnąć dróżką, dotarła do drzwi klasztornych i za nimi zniknęła.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Gdy Elfka trzymała Łucznika za pazuchę habitu, Kai ledwo powstrzymał się, by jej nie pocałować. Pierwszy raz od tak dawna byli tak blisko. Ale nie mógł, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Na pytanie dziewczyny chciał z całego serca odpowiedzieć, jednakże głos mu uwiązł w gardle. "Od czego miałbym zacząć" - zastanawiał się przez krótką chwilę.
        Wtem oboje usłyszeli czyjeś kroki. Katherine puściła ubranie Blondyna i uciekła, a Kai wyłącznie cicho za nią powiedział:
        -Ponieważ ja cię tam zaniosłem. Myślałem, że umarłaś... - był jednak pewny, że Złotowłosa tego nie usłyszała. Stał tak jak słup pośrodku ogrodu różanego, gdy jeden z braci klasztoru stanął obok.
        -Dlaczego uciekałeś, bracie? - jego głos był spokojny, choć nieco karcący. - Znasz zasady. Złamałeś ciszę nocną. Po co się chciałeś tu wyrwać? Wystarczyło poprosić o zezwo~...
        -To moja sprawa. Przyjmę tego konsekwencje. - urwał mu Kai i, wściekły bardziej na siebie, niż na kogokolwiek innego, odszedł w stronę innego wejścia niż to, którym dostała się ukochana. Teraz już zdawał sobie sprawę, że ciężko będzie znowu się z nią zobaczyć, chyba, że ona tego zechce.
        "Co takiego jej ta starucha nagadała?!" bił się Półelf z myślami. Oskarżał czarownicę, choć tak na prawdę nic o niej nie wiedział. Niby miała im pomóc, niestety Kai nie widział poprawy w ciele Kath, ani artefakt, o który walczył poświęcając życie, ani roślina, która rzekomo miała pomóc, nie dawały żadnych rezultatów. To było drażniące. Pewnego dnia Babka spojrzała smutnym wzrokiem, który mógłby oznaczać wszystko. Ale dla Kaia oznaczało jedno - "ona umrze". Wtedy Zielonooki nie wytrzymał i wyjechał. Mogła go okłamać, mogła mieć coś innego na myśli. Nie sprecyzowała tego jednak. Załamany, stracił wszelką nadzieję. Nic sobie nie robił z ran, niebezpieczeństw. Gotowy był na śmierć. I tak też się zachowywał. Gdziekolwiek by się nie znalazł, zawsze wpadał w tarapaty, prowokował najsilniejszych przeciwników. Omal nie zginął, przez swoją bezmyślność. Ale było mu wszystko jedno. "Jeśli nie mogę żyć z nią, równie dobrze mogę umrzeć bez niej". Tylko taka myśl wypełniała jego wspomnienia, jego świadomość, jego głowę.
        Nie zauważył nawet, kiedy znalazł się w swoim pokoju. Padł bezsilnie na łóżko całym impetem ciała i szybko zasnął.

***

        Następnego dnia obudziło go wcześnie rano walenie w drzwi i czyjś donośny głos.
        -Wstawaj, twoja kolej na kuchnię!
        Kai z całych sił spróbował wstać, ale z przerażeniem spostrzegł, że nie potrafi ruszyć żadną kończyną, ani nawet podnieść powiek. "Ki czort...?!". Pukanie rozlegało się w nieskończoność, za każdym razem bardziej natarczywie. Ktoś próbował szarpać za klamkę, ale drzwi chyba ani drgnęły. "Zamknąłem je? Kiedy?!" zastanawiał się chłopak.
        "Ja je zamknąłem!" usłyszał nie swoją myśl w swojej własnej głowie. "Teraz już nie masz po co żyć, żyj więc dla mnie!". Głowę Kaia zalewał ból, którego kolor błyszczał szkarłatem. Wizje przeszłości, teraźniejszości, przyszłości, ale jakieś inne, wypaczone. Przegniłe myśli i duchy przodków, które przeszywały każdą, nawet najmniejszą komórkę ciała długousznego. "Zapamiętaj me imię, Karather'lith, bo jeszcze się ponownie spotkamy. Już niedługo!" - po tych słowach cały dziwny paraliż opuścił Łucznika. Blondyn szybko się zerwał na równe nogi i otworzył drzwi.
        -Trzeba było spać w nocy, a nie się po ogrodzie szlajać! - krzyknął mnich na Pradawnego, próbując go skarcić. Jednak gdy zobaczył pobladłą i przerażoną twarz Kaia, szybko się zreflektował - Wszystko w porządku?
        Nic mi nie jest - skłamał chłopak - to tylko koszmar... - i pomaszerował za bratem do kuchni, aby przygotować wraz z kilkoma współmieszkańcami klasztoru śniadanie i obiad na dzisiejszy dzień.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Gdy zamknęły się za nią drzwi, biegła. Musiała najpierw pokonać bardzo wysokie schody, które były skręcone niczym spirala. Podczas wspinaczki zatrzymała się raz, by przez okno spojrzeć na młodzieńca. Miał teraz kłopoty. Jeden z mnichów przyłapał go na spacerze w ogrodzie. O tej porze ogród był zamknięty. Poza tym krzątanie się po obiekcie i zakłócanie ciszy było bardzo surowo karane. Elfka miała jednak nadzieję, że nieco złagodzą karę. Jeszcze przez moment nasłuchiwała, czy aby nikt nie kroczy za nią po schodach i ruszyła dalej.
Okazało się, że schody znajdowały się w północnej części klasztoru. To właśnie tu znajdowały się kancelarie i pokoje najwyższych rangą mnichów. Kobieta widziała, że jeszcze w niektórych świeci się światło i dlatego miała nadzieję, że przemknie korytarz niczym duch, bezszelestnie. Zdjęła z nóg proste buciki i starając się jak najłagodniej stawiać stopy, przebiec na drugą stronę, gdzie za zakrętem były cele dla gości. Udało się na szczęście i uradowana weszła do swojej sypialni.
- Gdzie byłaś, Katherine? - odezwał się głos znikąd. Złotowłosa zaczęła instynktownie szukać osoby, do której należał. Z cienia wyjrzał Mails.
- Jak to gdzie? Jak zwykle zasiedziałam się w bibliotece. Wybacz Mails.
- Dla ciebie bracie Mails - poprawił ją srogim tonem. - Dlaczego po nocy krzątasz się po ogrodzie? Przecież wiesz, jakie są zasady.
- Nie twoja sprawa, bracie.
- Właśnie, że moja, siostro. Ten człowiek jest niebezpieczny, może cię skrzywdzić. Kath.. - zaczął mówić do niej czule. Podszedł do niej i chwycił jej dłonie. - Nie chcę, żeby stała ci się krzywda.
Już chciała zaprotestować, powiedzieć, że to nie jego sprawa. Lecz... wydawało jej się, że jego oczy wypełniły się nie złością, ale strachem i zaniepokojeniem.
- Skąd o tym wiesz, Mails? - zapytała cicho.
- Widziałem jego aurę.

Niedługo potem mnich wyszedł. Katherine dowiedziała się, że Mails ma dar czytania aur i czym owe aury są. Całą noc dziewczyna myślała o tym, jaki był rzeczywisty cel spotkania. Czy chciał ją skrzywdzić i okłamać? Gdy zaczęło świtać, Leśna Elfka ubrała się w swoje skromne odzienie i ponownie zasiadła za stołem, by studiować księgi. Aktualnie czytała część o księżniczce, która zakochała się w zwykłym rycerzu, który był w armii jej ojca. Ich spotkania kończyły się niepowodzeniem, więc aby mieć ze sobą kontakt pisali listy. Ona pisała pod pseudonimem, on również. Historia skończyła się nieszczęśliwie, gdyż na wojnie zginął rycerz, a księżniczka została wydana za mąż za księcia. Lecz ta własnie opowieść podsunęła jej pomysł.
Dwa stoły dalej siedział inny gość pałacu, nazywał się Dominik. Zajmował się pocztą i przesyłkami. Był nieśmiały, ale jeśl chodziło o gołębie pocztowe i tematykę pocztową, rozwiązywał mu się język i potrafił mówić o tym do znudzenia. Aktualnie miał wolne i tym razem on pisał jakieś pismo. Dodatkowo tworzył spis nowych gości i nowych braci. On znał wszystkich, jego nie znał prawie nikt.
- Dominiku.. - zaczepiła go subtelnie Kath. Dominik otrząsnął się jak z głębokiego snu i spojrzał na dziewczynę.
- O Katherine. Milo cię widzieć.. - powiedział niby to swobodnie, ale widać było po czerwonych uszach, że był zawstydzony.
- Posłuchaj mnie, Dominiku.. - usiadła obok i nachyliwszy się do jego ucha, zaczęła szeptać. - Musisz mi pomóc.
I wręczyła mu swoją kopertę.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Cały poranek dla Kaia był mordęgą. Obieranie warzyw, krojenie mięs, mycie naczyń, smażenie, gotowanie, pieczenie i duszenie dla ponad kilkuset istot różnej maści. A niektóre miały wręcz "wilczy" apetyt, jak przystało na lykantropy. Elf nie miał tak na prawdę zielonego ani różowego pojęcia o gotowaniu, więc robił tylko to, co mu kazano. Obrać kilkanaście worków ziemniaków? Spoko. Pokroić kilkadziesiąt pietruszek? Żaden problem. Przy kolejnych i kolejnych takich czynnościach coraz bardziej bolały go dłonie. "Łucznik musi dbać o dłonie..." ironicznie śmiał się sam do siebie, jednak jego twarz pozostawała ponura. Nadal zastanawiał się, o co chodziło z tym paraliżem, z tym demonem. Coraz bardziej wydawało mu się, że to był faktycznie sen. Czuł się, jakby sam się do tego próbował przekonać i sam się sobie wcale nie opierał. Oczywista oczywistość - w takim miejscu jak to nie może być żadnych demonów. A więc sam był sobie winny. Włóczenie się po nocy nie działało dobrze na krótki sen.
        Poza zastanawiającym wydarzeniem z poranka po głowie Pradawnego nieustannie chodziła Katherine. Już nie miał okazji wyrwać się z kuchni, żeby ją spotkać. W dodatku nie znał dobrze korytarzy całego Klasztoru. Prędzej by się zgubił, niż ją odnalazł wśród tylu pomieszczeń. W dodatku, gdyby faktycznie jej próbował szukać, Katherine bez problemu by przed nim umykała. Przecież nic nie wiedział już o niej. Zachowywała się jak zupełnie inna, obca osoba. "Nie mogę jej tak zostawić... Nie popełnię tego błędu ponownie..." powtarzał sobie w myślach raz za razem.
        - Nie popełnię tego błędu ponownie! - niechcący mu się wyrwało z ust zdanie, przez co zwrócił uwagę wszystkich braci będących razem z nim w kuchni. - Wybaczcie, źle dzisiaj spałem - poprawił się szybko nawet wcale nie mijając się z prawdą. Wszyscy wrócili do swoich standardowych zajęć.
        Mniej więcej w porze obiadu, a bynajmniej w czasie, gdy gotujący mogli wreszcie owy obiad zjeść, znowu naszły go dziwne wizje, oczy zaszły mgłą i czuł się, jakby płoną w samych ogniach piekielnych. "Wybacz ponowne najście" - Blondyn usłyszał tego dnia ponownie nie swoją myśl - "Ale pilnie potrzebuję pewnej substancji. Krwi czystego, leśnego elfa. A ponieważ uwielbiam bawić się innymi istotami... To ty mi ją załatwisz."
        - Chyba śnisz... - rzekł półgłosem Kai do samego siebie pewny, że Karather'lith go usłyszy. Jeden z towarzyszy zapytał go, czy wszystko w porządku. - Owszem. - uśmiechnął się Elf i wrócił do umysłowej konwersacji z Demonem. "Ależ ty to zrobisz, choćby wbrew swojej woli..." - głos napastnika był przesiąknięty zatrutą szczerością i rozbawieniem. Kai nagle mimowolnie sięgnął po nóż, który niedawno służył do krojenia i obierania warzyw. "Tylko patrz, co potrafisz..." - i nagle Chłopak, nie kontrolując zupełnie własnego ciała, z przerażeniem w oczach i zaciętością na twarzy, skoczył do gardła brata siedzącego obok. Nóż głęboko wbił się w gardło nieszczęśnika, który tylko chrząknął, bo tyle mu pozostało. Szkarłatna posoka zaczęła płynąć po dłoniach Łucznika. W kuchni wszczęto alarm, a Leśny odzyskał kontrolę nad ciałem. Spojrzał na swoje czerwone od krwi mnicha dłonie i ze strachem stwierdził, że cała kuchnia go obserwuje. Wszyscy byli równie biali jak czapki kucharskie.
        - To nie ja... Ja nie chciałem... - próbował dukać Zielonooki, jednak na nic to się zdawało. Dwóch z braci chwyciło pobliskie noże jako prowizoryczną broń.
        - Nie ruszaj się bracie. - ich głos, choć drżący był przesiąknięty strachem, podobnie zresztą, jak i Kaia.
        - Ja nie... - nadal nie mógł się Elf otrząsnąć i nagle, bez ostrzeżenia, wypuścił broń na podłogę i wybiegł z kuchni. Biegł najszybciej jak potrafił w kierunku swojego pokoju. Chwycił Kastrala, zdjął habit, wrzucił swój podróżny płaszcz do torby i zebrał swoje pozostałe rzeczy. Na skok z okna było zbyt wysoko, musiał więc jeszcze przedostać się przez cały klasztor, nim dotrze do wyjścia. Kai nie czekając na alarm czmychnął z komnaty.
        Po drodze zderzył się jeszcze z innym bratem, którego kojarzył z roznoszenia listów porankami. "Dominik!" zabłysło w głowie Blondyna.
        - To do ciebie, przyjacielu. - powiedział Dominik wręczając Kaiowi zaklejoną kopertę. Elf spojrzał na nią mętnym wzrokiem, wyrwał ją z dłoni mnicha i ruszył pędem do wrót wyjściowych. W tym momencie po całym budynku poniosły się dzwony, a w poszczególnych korytarzach starsi rangą mnisi ogłaszali alarm ostrzegając przed niebezpiecznym Elfem - mordercą. Zalecali również jego schwytanie żywego. Kai jednak nieprzerwanie biegł, omijając co większe grupki i zbiorowiska. Niestety, po drodze musiał zmienić kierunek i schować się za masywną rzeźbą anioła, aby uniknął poszukujących go strażników, którzy uzbrojeni biegali w te i z powrotem szukając Zielonookiego. Chłopak miał chwilę na rozerwanie przesyłki i przeczytanie zawartości...
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Dominik po raz pierwszy poczuł się ważny. I na dodatek stał się powiernikiem pewnej tajemnicy. A on umiał milczeć. Przecież zawsze to robił. A jego reputacja sprawiała, że nikt nigdy nie podejrzewałby go, że mógłby coś ukrywać. To przydawało się właśnie teraz.
Był ciekaw, dlaczego Katherine wysyła do tego Kaia list, zamiast zwyczajnie się z nim spotkać. Przecież mnisi nie zabraniali spotkań. Machnął ręką, by odgonić swoje myśli i szedł przez surowo urządzony korytarz. Część pocztowa znajdowała się w najstarszej części klasztoru. Było tu zimno, ponuro i mroczno. Dominik lubił takie zakątki, czuł się tutaj... większy i potężniejszy. On sam był taki – tajemniczy i mroczny - a dodatkowo jego pozycja w "pocztowej" hierarchii sprawiała, że miał tu coś do powiedzenia i, co było ważne, musiano go słuchać. Bracia pracujący w sortowni, przy gołębiach lub nawet w kancelarii kiwali witali go, choć w innych miejscach zupełnie zostałby zignorowany, lub przywitany z grzeczności i sucho. Tutaj było inaczej.
Papier z listem miał być zapakowany i zaadresowany. Katherine nie chciała tego roić, gdyż Mails czy inni mnisi mogliby rozpoznać jej pismo. Wszak często pracowała w bibliotece, a te prace są przecież czytane. Poza tym miało to wyglądać tak, że list jest wysłany z zewnątrz, przez kogoś zupełnie innego. Elfka wymyśliła pseudonim i fikcyjny adres gdzieś w Górach Druidów. Całość miało wyglądać, jakby Kai zaczął korespondować z kimś poza klasztorem. To było bardzo zastanawiające. Ostatnią rzeczą, jaką usłyszał od dziewczyny, żeby wszystko trzymał w tajemnicy, to był sekret i to bardzo tajny. I to z dwóch powodów. Mimo, że obiecała sobie, że informacja zostanie tylko w jej głowie i w listach, to zgodziła się uchylić rąbka tajemnicy. Z Mailsem jest coś nie tak, jest jakiś... podejrzanie dziwny. Przestałam mu ufać. - Tyle powiedziała. Dominik przez cała podróż do swojego biurka w kancelarii myślał o tych słowach. Co to mogło znaczyć – nie miał pojęcia. I wolał nie wiedzieć. Nie chciał problemów. Nie chciał być wplątany w jakąś intrygę, konflikt.
- Ale jeśli ona ma racje i mnisi nie są tacy święci, za jakich można ich uznać? - powiedział bardzo cicho, do siebie. To mu nie dawało spokoju. Niby nie chciał kłopotów, ale jeśli dzieje się zło to trzeba mu się przeciwstawić. Poza tym, to może dotyczyć Katherine, którą lubił i szanował za jej wytrwałą i mozolną pracę na rzecz biblioteki i wiedzy. I jeszcze jej brak pamięci....
- To nie ma moja głowę....
- Ależ co takiego, Dominiku? - zapytał ktoś nagle. Najwidoczniej mnichowi musiało się ostatnie zdanie powiedzieć za głośnio. No i teraz ma zagwozdkę. A tą osobą był Eric – podrzędny kancelista, któremu nigdy nie dość zadawanie pytań. Ciągle pytał, non stop. Kiedyś myślano, że robił to, bo nie mógł odnaleźć się w nowym miejscu, w społeczności klasztornej. Teraz nauczono się, że Eric praktycznie tylko pyta, rzadko kiedy rozmawia z innymi tak zwyczajnie, opowiadając. Choć wiadomo, że potrafi tworzyć normalne zdania.
Dominik przełknął głośno ślinę, zastanowił się choć nie za długo. Obawiał się prób i kłamstw. Nigdy nie kłamał. Było to dla niego trudne i zazwyczaj osoby szybko zadawały sobie sprawę, ze łże. Zwyczajnie nie potrafił tego robić, dlatego wolał mówić prawdę. Ale teraz musi to zrobić, dla wyższej sprawy.
- To przez gołębiarzy – wydukał, ale już miał w głowie całą historię. - Nie potrafią utrzymać porządku w gołębniku. I przez to ptaki są często ranne. A to wina Strzały. Musę coś z nim zrobić.
- Tak, rzeczywiście. Jeden z gołębiarzy mi się żalił na niego, że to niezdara, nicpoń i leniuch. Ciesze się, że już o tym wiesz. I miło cię widzieć, dawno nie dane nam było zamienić ze sobą słowa. Mam nadzieję, ze wszystko w porządku, prawda?
- Tak, tak, w jak najlepszym. - skłamał. I już miał ruszać dalej, gdy ten jeszcze Eric go zatrzymał.
- Mails cię szukał. Mówił, że to pilne i musisz natychmiast się zjawić. Chodzi o nowego, tego... Kaia. Nie wiem, czemu wzywa ciebie, ale wydawał się nie być za szczęśliwy.
Dominik tylko kiwnął głową dziękując i ruszył przed siebie – szybszym i żwawszym krokiem. Jejku, jejku, jejku – powtarzał w głowie. - Jak ja mam to zrobić, Katherine, jak? Niektóre pomysły nie mogłyby zadziałać na dłuższą metę. Potrzebował innych rozwiązań. Postanowił jednak, że pierwszy list po prostu podłoży. Resztę miał obmyślić innym razem. Ważne, żeby Kai dostał list. Teraz. Dlatego ruszył w stronę sortowni.

****


„Drogi Kaiu...”
Katherine zawiesiła pióro nad kartka papieru, nie wiedzą, jak w ogóle zacząć list. I co w nim zawrzeć. Pamiętała o słowach Mailsa. Zasugerował jej, że ze strony nieznanego może grozić jej krzywda. To były jego przypuszczenia. Elfka była jednak ciekawa, skąd miał takie informacje. Miał już o nim opinie. Chociaż go bardzo, bardzo krótko znał. Zgniotła kartkę i zaczęła od początku.

„Musisz mi opowiedzieć wszystko co wiesz. Na spokojnie, na neutralnym gruncie. Nie znam Cię i musisz mi wybaczyć moją nieufność. Tu chodzi o mnie. Ale może może zaczynać też chodzić o Ciebie. Nie chcę wyjaśniać Ci tego tutaj, w liście, ale na spotkaniu. Wiem jak wydostać się na kilka godzin poza muru klasztoru. Północno-zachodnia baszta jest nie strzeżona. Wejdziesz do niej i najniższe okno umożliwia bezpieczne wydostanie się poza mury. Następnie musisz dotrzeć do głównego traktu i nim do starego młyna. Musisz tylko zabrać ze sobą świecę, którą zapalisz, gdy tylko dotrzesz na miejsce. Wyrusz godzinę po ciszy nocnej. Ja będę czekać na Twój znak. Zrób to dziś, to bardzo ważne. Będę czekać. K.”

Kath miała nadzieję, że Dominik rozwiąże sprawę listu. Czuła dreszcz emocji i strachu, bo postawiła go przed trudnym zadaniem. Ale wierzyła w niego.
Na blacie stolika był jeszcze wstępny list. Napisała go na próbę, ale i tak nic w nim nie zmieniła. Był zwięzły i treściwy. Nie wiedziała, czy i jak długo będą prowadzić ze sobą taką konwersację. Czuła jednak, że ten list i spotkanie zmieni dużo. Katherine miała w głowie już pewnie scenariusze, lecz najwięcej zależało od samego adresata.
Tej nocy mogą się rozwiać wątpliwości. Katherine miała nadzieję na poznanie prawdy.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »


        "Przynajmniej jakaś przydatna informacja..." z uśmiechem pomyślał Łucznik ukrywając się głębiej w cieniu za pomnikiem i chowając list od ukochanej za pazuchę. Niedaleko od niego są wrota na główny plac. Stamtąd prosta droga do opisanej kryjówki, miejsca spotkania. Musi się teraz tylko wydostać, wpaść do baszty i poczekać do północy. Plan prosty w swej problematyce. Szukają go, natychmiast zostanie rozpoznany. "Nie zapominaj o mnie..." błysnęło w głowie Kaia głosem nienależącym do niego. Demon wciąż miał pełnię mocy. Co gorsza, tylko czekał na spotkanie Katherine. Skoro potrzebuje elfiej krwi...
        "Weź moją krew." przekazał w umyśle do Karather'litha. "Odpada. Jesteś półelfem. W dodatku mówiłem o ELFCE" jego syczący, pełen jadu uśmiech wzdrygnął Zielonookim. Nie może się tam pokazać. Z drugiej strony wiedział, że Kath może mu pomóc.
        Nie trudno znaleźć w klasztorze mnicha. Nieco trudniej znaleźć egzorcystę. Zwłaszcza, gdy jest się poszukiwanym za zabójstwo. Gdyby teraz zaczął się tak tłumaczyć, zostałby uznany za wariata. Albo wzięto by to za kiepską wymówkę. Tak nie da rady. "Muszę sobie z tym poradzić sam...".
        Dokładnie w tym momencie ktoś złapał go za ramię.
        - Tutaj! - szepnął i pchnął Blondyna do jakiejś ciemnej, zimnej groty, która nagle pojawiła się u stóp pomnika, za którym skrywał się Pradawny.
        - Co jest?! - zdązył jedynie krzyknąć elf nim mu zakryto usta.
        - ćśśś! - szept nieznajomego zdawał się... znajomy. - Co tu się dzieje? - jego szept tworzył i malował w przestrzeni między rozmówcami żyjący pytajnik.
        - Miałem o to samo zapytać! - odpysknął również szeptem Kai.
        - To ja, Dominik! - rzekł znieznajomy zdejmując kaptur habitu. Posłaniec yraźnie był podekscytowany całym zajściem. - Dlaczego cię ścigają?
        - Ciężko to... Wytłumaczyć... - na te słowa "przyjaciel" (jak zaczął nazywać Dominika Kai w myślach) wyraźnie oczekiwał rozwinięcia historii - Karather'lith. Zostałem opętany... - "przynajmniej jemu mogę powiedzieć o co chodzi, może się za mn ą wstawi...". - I ten demon... Zabił, używając moich rąk, brata w kuchni...
        - Jak mogę ci pomóc? - zapytał jakby zupełnie mu nie przeszkadzał sam fakt.
        - Dostałem od ciebie list. Muszę się dostać w miejsce, które było w nim opisane. - Łucznik postanowił przemilczeć sprawę elfiej krwi, której żąda Karather'lith.
        - Spróbuję - kiwnął głową i wstał. Mroczny, wilgotny korytarz był dość wysoki, aby pokaźnej postury mężczyzna mógł w nim iść wyprostowany. - Tylko dokąd?
        - Północno-zachodnia baszta. - skwitował Długouszny czekając na reakcję mnicha.
        - Wiesz, że te tunele obiegają cały klasztor? Pierwotnie służył to przekazywania informacji, ale gdy nasyp pod fundamentami zaczął się osuwać ze starości, uznano, iż są one zbyt niebezpieczne. Dlatego je zamknięto. Niegdyś tacy jak ja biegali nimi w tę i z powrotem niosąc przesyłki, listy i informacje. Można się nimi dostać niemal wszędzie.
        - Nie rozumiem po co mi to mówisz...
        - Chodzi mi o to, że dostaniesz się nimi wszędzie. Wszędzie! - podkreślał Posłaniec.
        Kai zrozumiał i kiwnął głową mrucząc niewyraźnie "prowadź" i ruszając za Dominikiem. Dzięki temu mógł bezpiecznie dostać się do miejsca, gdzie umówił się z Kath. Porozmawia z nią, wytłumaczy jej wszystko. Postara jej się przypomnieć to, co ich niegdyś łączyło. A potem...? Potem będzie musiał uciekać w poszukiwaniu kogoś, kto pokona Demona w nim ukrytego. Albo...? Jeśliby Kath mu uwierzyła, może mogłaby go usprawiedliwić. Zdjęto by z niego Karather'lith, przeszedłby sąd, ale wszystko skończyłoby się dobrze.
        "Życie to nie bajka Kai!" skarcił samego siebie potykając się o jakiś występ skalny w posadzce. Tu i ówdzie przebiegały im drogę szczury, czas mijali jakąś zaschniętą kępkę martwej sierści. Jak to w piwnicach - smród, bród, zgnilizna. Aż trudno pomyśleć, że kiedyś tymi drogami poruszały się dziesiątki, a nawet setki posłańców dziennie. Wszystko pewnie było rozświetlone pochodniami, zadbane i schludne.
        - Stój! - zasyczał przewodnik i obaj znieruchomieli. Ten bezruch trwał przez kilka dobrych minut, podczas których ponad nimi dało się słyszeć czyjeś niewyraźne rozmowy, szuranie i huki. To znaczy - tak to postrzegał Dominik. Kai zaś doskonale słyszał wszystko, co działo się ponad nimi.
        Sprzeczka dwóch rosłych mężczyzn. Dotyczyła jego samego. Komplementy pokroju "morderca" padały tu co chwilę, jednak tylko z jenej strony. Drugi awanturnik najwyraźniej bronił Kaia. "Aura demona" to najsilniejszy argument dosłyszany przez Pradawnego. Potem doszło do rękoczyn ów. Huk to tak na prawdę dźwięk zbijanej szyby. "Lampa? Stół? Gablota? Okno?". Szuranie to uderzenia krzesłem lub innym meblem w podłogę i inną furniturę. Po kilku długich minutach bezruchu wszystko ucichło. Nie można było rozstrzygnąć z korytarza, co się dokładnie działo ponad nimi. Uciekinier jednak nie mógł sobie pozwolić na dłuższe rozmyślania na ten temat. Dominik szybko go złapał i pociągnął dalej.

        Ciężko w podziemiach stwierdzić jak długi był marsz. Wydawał się trwać wieczność. Finalnie jednak Posłannik podniósł spróchniałą klapę w suficie.
        - Jesteśmy. - uśmiechnął się i pokazał mu, aby wyszedł pierwszy.
        - Dzięki - zdawkowym uśmiechem odwdzięczył się Kai rozmyślając nad czymś innym. "Pomagał mi bezinteresownie? A może po prostu zaciągnął mnie gdzieś, gdzie może mnie przekazać strażnikom...?"
        Rozmyślania elfa zostały przerwane.
        - Nie ruszaj się i rzuć broń! - krzyk rycerza rozbiegł się donośnym echem po północno-zachodniej baszcie, w której faktycznie się znajdowali. - Poddaj ię! - dookoła dowódcy stało co najmniej pięciu innych strażników. Kai z przerażeniem powiódł po ich zaciętych twarzach i natrafił na minę Dominika - pełną przerażenia i zaskoczenia.
        - Dlaczego mi to zrobiłeś?! - krzyknął Kai do "przyjaciela".
        - Dokładnie, Dominiku! - zawtórował mężczyzna - Gratuluję ujęcia przestępcy! - jego wredny uśmiech drażnił nie tylko Zielonookiego, ale i samego mnicha.
        Kai wyraźnie wyglądał, jakby chciał się rzucił na rycerzy. Powstrzymywał go jednak jeden, sugestywny fakt - sam nie da rady.
        - Tak więc... Skoro wiedziałeś o tej baszcie, to znaczy, że miałeś się z kimś spotkać. - mówił nieco spokojniej dowodzący - Więc poczekamy z tobą i poznamy twojego wspólnika. Dzięki temu rozwiążemy na raz całą zagadkę. Będziemy mieli mordercę i zleceniodawcę! - zaśmiał się i usiadł na drewnianym krześle.
        Zapowiadała się dłuuuuga noc.
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Katherine spędziła czas zastanawiając się, co może powiedzieć jej Kai. Myślała o tym cały czas. Dziewczyna straciła jakąkolwiek ochotę na pracę, siedzenie nad zakurzonym księgozbiorem. Nie została długo w bibliotece i parę chwil po wyjściu Dominika, sama udała się ku swojej komnacie. Szary habit unosił się nad zimną, kamienną podłogą. Stopy dziewczyny robiły kroki tak, że nie można było ich usłyszeć. Wśród korytarzy była jak duch, zjawa. Katherine wydawało się, że już kiedyś tak robiła, już kiedyś była taka. Ciało bohaterki było przyzwyczajone do śledzeń, bezszelestnego poruszania się . Czuła, że powoli odnajduje sama siebie – właśnie teraz, w tym momencie. Znała to uczucie doskonale. Ta zupełna cisza i możność bezdźwięcznego kroczenia sprawiał, że dwoje mężczyzn, którzy rozmawiali przed celą Elfki, nie zauważyli jej. Ta mimo to schowała się za zakrętem. Nasłuchiwała a słuch miała doskonały.

- Musimy go zniwelować. Po co? On na pewno ją stąd zabierze. I już wtedy nie pomoże nam w rytuale.
- Może nie jest taki zły? Można by go wtajemniczyć w…
- Zamilcz, głupcze! – mnich spoliczkował drugiego. – On jest z zewnątrz, nie pomoże nam. Jego wiara jest zbyt mała.

Wtedy rozległy się głośne kroki. Ktoś biegł z drugiej strony korytarza. Tym kimś był Dorian. Dziewczyna kilkakrotnie widziała go w bibliotekach. Widać było, iż jest podekscytowany.

- Bracie, mamy go. Wiemy gdzie spotka się w Katherine. – Złotowłosa zadrżała. Oparła się o ścianę i zastanowiła się. Wszystko jasne – pomyślała. – Nie pozwolę na to. Chcą wykorzystać do czegoś mnie. Jego zlikwidują jeśli czegoś nie zrobię. Wychyliła się jeszcze raz, ale mężczyzn już nie było. Ruszyła do swojej sypialni, szybsze były jej kroki i oddech również. W takim nastroju nie zauważyła, że na nią, krok w krok kroczył Mails.

- Witaj Katherine. – Wszedł za nią do pokoju i zamkną za nią drzwi. – Czemu się tak spieszysz?
- Nie twoja sprawa – ucięła szybko i zdecydowanie. To mu się nie spodobało. Już chciał jej wymierzyć cios, gdy zmienił zdanie. Ona stała przed nim dumnie i walecznie. – Chcę odejść.
- Nie możesz! – podniósł głos. Wiedział, że z jednej strony nie może jej tak zwyczajnie pozwolić opuścić klasztor a z drugiej zabronić wyjazdu. Była wolna, każdy mógł porzucić klasztorne mury w swoim czasie. – Nie wróciła ci pamięć.
- Znajdę inny sposób. Biblioteczne półki nie są jedynym źródłem wiedzy. Są ludzie, którzy mi pomogą. – Na przykład Kai – pomyślała. Elfka rozpoczęła pakowanie.
- Czy wszystko w porządku? Wyjeżdżasz tak nagle. Przecież jeszcze wielu ścieżek nie poznałaś, tyle wspaniałości cię ominie, tyle postaci – przełknął głośno ślinę – przygody. - Zbliżył się i dotknął jej ranienia. – Martwię się.
- Tak, wszystko gra. Muszę odejść.
- Musisz? Dlaczego? – jego ton głosu był fałszywe troskliwy. - Nie musisz. Jest tu ci z nami dobrze. Ten świat poza murami – wskazał dłonią na okno - jest tak niebezpieczny, jesteś tu bezpieczna. Ochronimy cię. A z Twoim brakiem pamięci…
-Nie potrzebuję waszej pomocy. Muszę sama rozwinąć skrzydła, zacząć żyć.
- Twoja pamięć?
- Wróciła. Mogę już wrócić do domu.
-Mówiłaś, że…..
- Skończ już z „moją pamięcią”! Moja głowa, poradzę sobie. Dzieckiem nie jestem.

W tym momencie dziewczyna zaczęła zbierać swoje drobne przedmioty z półek, niewielkie prezenty wykonane przez Mailsa i innych mnichów. Jej pamiątki pobytu w tym miejscu. Miała wrzucić je wszystkie do niewielkiego woreczka. Był tam schowany jej naszyjnik, włożyła go. I zaczął wibrować…

- Nie! Nie wyjdziesz stąd, dopóki ci na to nie pozwolę

W tym samym momencie Mails szarpnął jej ramię i pchnął na łóżko. Rzucił się na leżącą i przyszpilając ją do materaca, zaczął wiązać jej ręce w nadgarstkach. Rozpętała się szamotanina. Katherine nie chciała oddać tanio swojej skóry, dlatego szukała rozwiązania. Posiadał go jej napastnik. Sprawnie wyrywając prawą dłoń, sięgnęła po nóż zakonnika tkwiący w pochwie. Wyjęła go raniąc go w udo, zaczął krwawić. Zwijając się z bólu mężczyzna zsunął się na podłogę. Dziewczyna bystro wyskoczyła z posłania. Wrzuciła wszystkie swoje rzeczy do plecaka. Zabrała jeszcze tylko łuk. Odwróciła się. Chwiejący się na nogach fałszywy przyjaciel stał przed nią. Z paskudnie wykrzywioną miną czekał. Podniósł dłoń i zacisnął palce w pięść. Wtedy zamknęły się wszystkie zamki w drzwiach i okna.
- Nikt stąd nie wyjdzie. Jesteś moją zakładniczką, dopóki nie zmienisz zdania. Dopóki nie przejdziesz na moją stronę.
Elfka nie wytrzymała. Bała się. Bardzo się bała. Ale strach dodał jej sił. Mogła się spodziewać, co się stanie, jeśli się podda. Nie chciała do tego dopuścić. Lewa ręka dzierżyła łuk. Prawa już sięgała po strzałę. A czas jakby zatrzymał się w miejscu – powietrze zgęstniało, nie było słychać żadnego dźwięku. Tylko szmer ich oddechów. Ale teraz już doskonale wiedziała, że nie należy wierzyć słowom Mailsa. Kłamał, chciał ją omamić, a później wykorzystać. Był zły, nie była bezpieczna w jego otoczeniu. Musiała go zgładzić. Jeśli ja tego nie zrobię, nie zrobi tego nikt.

- Nie będziesz mi mówić, co mam robić. – W tym samym momencie zaczynała naciągać strzałę na cięciwę.
- Nie dałaś mi wyboru Katherine. – Wyciągał dłoń i wykonywał pewien znak.
- Nienawidzę cię, Mails.
- Pójdź za mną.
Płomień świecy wybuchł mocnym światłem.
- Kocham cię, Kai.
Wypuściła strzałę.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        "Co mam robić? Jeśli tu przyjdzie, zginie. Jeśli nie, więcej się nie zobaczymy. Proszę o jeszcze tylko jedno, Prasmoku..." modlił się Łucznik, stał jednak w bezruchu. Kusznik, który go pilnował, chyba się już zmęczył trzymaniem broni wymierzonej w elfa. Ileż można utrzymać ciężkawą kuszę? Minęło już co najmniej pół godziny. Północ wybije lada moment. Nawet dowódca straży już się niecierpliwił, chodził w kółko, mamrotał coś pod nosem i był ogólnie niespokojny. Raz za razem zerkał na Kaia z zawiścią w oczach.
        - Wyduś to z siebie - rzucił beznamiętnie blondyn, widząc jak bardzo korci przeciwnika do splunięcia w twarz jemu samemu.
        - To był mój brat, psia twoja mać! - wrzasnął niespodziewanie zbrojny dobywając ciężki miecz, do tej pory przypasany u boku. teraz czubek ostrza mierzył w szyję elfa.
        Kay'en poczuł strach. Więc to to go ciągle dusiło, denerwowało. Dlatego postawił sobie za punkt honoru zabicie łucznika i wspólnika. Nienawidził elfa, co było zrozumiałe. Zielonooki opuścił wzrok. Czuł się winny temu wszystkiemu. Wplątał Katherine w coś, z czego może nie wyjść cało. W dodatku po raz kolejny już. Co gorsza, ukochana nie poznała go, co chyba bolało bardziej niż wszelkie groźby, strach czy nawet rana na szyi, którą właśnie zrobiło ostrze półtoraręcznego miecza dowódcy.
        - Zabij mnie i zakończ to. - powiedział zupełnie wypranym z emocji głosem długouszny robiąc krok do przodu. Mężczyzna jednak cofnął ostrze na tyle, aby Łucznik nie zrobił sobie krzywdy.
        - O nie, nie tak łatwo, pomiocie! - przeklinał nieustannie - Jesteś moim zakładnikiem. Nie zabiję cię, bo potrzebuję wszystkich twoich wspólników. a ty mi ich wskażesz. Nie zabiję cię, bo jesteś mi potrzebny do zemsty. Nie zabiję cię, przynajmniej na razie. Ale wiedz, że jeśli zaczniesz kombinować... - chwycił Dominika za pazuchę i przesunął broń sprzed ciała Kaia do szyi zakonnika - ...zabiję jego. Bez wahania.
        - Nie, proszę, Kai, nie słuchaj ich! - wrzasnął posłaniec, jednak w jego oczach iskrzył się strach. Strach przed brutalnym końcem.
        - Stój! Zrobię, co muszę, tylko go nie krzywdź - grał na czas, choć nie było to jasne dla strażników. Kay'en wykonał krok w tył. Miał już w głowie cały plan ratowania siebie, Dominika oraz Kath. Magia. Dzwony właśnie biły północ. Elfka się nie zjawiła. "Na szczęście". Dowódca na chwilę skupił się na zakonniku, więc Kai miał tylko jedną, jedyną szansę.
        Szybkim ruchem nagle się odwrócił do faceta trzymającego kuszę. jeszcze szybciej wytrącił mu ją z dłoń, zaś ta poszybowała w górę. Wykonał jeden solidnie mierzony cios pięścią w twarz, który został sparowany. Kai jednak był żołnierzem, potrafił walczyć nawet bez broni. Nim kusza zaczęła spadać w dół, druga pięść uderzyła w podbrzusze przeciwnika. Pierwszą, obecnie wolną ręką, złapał broń w powietrzu i odepchnął skulonego strażnika. Jeszcze nim dowódca zdążył pomyśleć o tym, z jego piersi wystawał zagłębiony grot bełtu. Pozostali strażnicy zerwali się jak na komendę. Kay'en zamknął oczy. W jego głowie pojawiła się obca myśl. "Moja kolej".

***


        Obudził się łapczywie łapiąc oddech, jakby przed chwilą był głęboko pod wodą. I choć było to tylko złudzenie, faktycznie był cały mokry. Lepił się od krwi. O dziwo - nie swojej. Rozejrzał się. W dłoni trzymał swojego Kastrala, w rogu baszty siedział skulony Dominik. Był przerażony.
        Jeżeli którykolwiek ze strażników mógł jeszcze być żywy, to najbliżej było dowódcy. Tylko on miał ciało w jednym, nie przeciętym kawałku. Choć i tak już jedynie patrzył pustymi, zamglonymi przez śmierć oczami na sufit, leżąc w kałuży z własnej posoki. Pozostali wyglądali jak poszatkowane fragmenty surowego mięsa.
        - Dominiku... - powiedział spokojnie Kai robiąc krok w stronę chłopaka. ten jednak zaczął histerycznie płakać i trząść się.
        - NIE PODCHODŹ DO MNIE!!! ODEJDŹ!!! NIE, PROSZĘ!!! ZOSTAW MNIE!!! - wrzeszczał wniebogłosy. Elf jedynie przełknął ślinę i wziął głęboki oddech.
         - Co się stało...? - przyjaciel na chwilę znieruchomiał, jakby analizował wszystkie za i przeciw. Jakby od podniesienia skrytej w dłoniach twarzy zależało jego życie.
        - Nie... nie pamiętasz? - zdziwił się posłaniec podnosząc głowę.
        - To nie byłem ja, przecież wiesz...
        - To był... ten demon, prawda?
        - Owszem, to Karather'lith. dlatego potrzebuję z nim pomocy. Ale najpierw trzeba znaleźć Kath.
        Mężczyzna podniósł się z posadzki. On był czysty, czego nie można powiedzieć o Kaiu, który cały oblepiony cudzą krwią musiał wyglądać przerażająco. Kolor jego włosów nie był już ani trochę jasnym blondem, przypominał bardziej rudą czerwień. Efekt ten potęgował pomarańczowy blask pochodni rozświetlającej pomieszczenie.
        Zabrali swoje rzeczy i ruszyli biegiem do komnat mieszkalnych, mijając po drodze fontannę. Kay'en, nie zważając na okoliczności, po prostu do niej wskoczył i szybko opłukał się. Wolał być zmoczony, niż cały w szkarłatnym płynie ofiar demona wewnątrz niego. Szybko ruszyli dalej, przez komnaty. Już nie starali się o ciszę. Zza mijanych drzwi wychylały się ciekawskie twarze mnichów zamieszkujących dane pokoje, jednak Kai na to nie patrzył. Pędził przodem, zostawiając Dominika daleko w tyle. Bał się. Ktoś już mógł go powiązać z dziewczyną. Ktoś ich mógł widzieć, gdy byli razem w ogrodzie. Ktoś inny mógł podsłuchać czyjąś rozmowę. Albo ktoś jeszcze inny miał zdolność czytania w myślach, co łatwo nakierowywało na postać elfki o migdałowych oczach, wszak łucznik myślał o niej nieprzerwanie.
        Mijał kolejne pokoje zmierzając do tego jednego, który wskazał mu już wcześniej przyjaciel. Miał złe przeczucia, obaj mieli. Katherine była rozpoznawalna w klasztorze, nietrudno było ją znaleźć. Tym bardziej zielonooki przyspieszył, pokonując ostatnie stopnie schodów. Dotarł pod drzwi jej komnaty, z pędu wyważając je kopnięciem.
        To, co zobaczył, wprawiło go w zdumienie...
Awatar użytkownika
Katherine
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 51
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Katherine »

Drzwi, które Kai wyważył zniknęły. Byłoby to dziwne nie tylko dlatego, że po prostu rozpłynęły się ale też, że zniknęły w ścianie ognia. To było widać wyraźnie - języki ognia, jasność. Nie były gorące, a płomienie nie raniły, gdy się ich dotknęło. Dotyk ich nie zmieniał, jakby były nieprawdziwe. Wypełniały one szczelnie pokój od wejścia - jakby nie było tutaj niczego innego prócz ognia. Pytanie tylko, co by się stało, gdyby ktoś w nie wszedł. Czy osoba też znikłaby jak te drzwi? Gdzie by się trafiło?
W samym środku tego piekła była para. Przez chwile stali niczym zamrożeni, jakby zatrzymał się czas. Bo rzeczywiście tak było. Tylko że na nich działały płomienie. Języki ognia parzyły ich skórę, zamieniały w popiół ich ubrania. A oni nie mogli nic z tym zrobić. To działo się w tym samym CZASIE i PRZESTRZENI, gdzie przebywał Kai. Z kolei pewna część - może jaźni, może dusze, a może nawet projekcje astralne Katherine i Mailsa - były w innym miejscu. To było prawdziwe piekło.
Było zupełnie ciemno, a jednak jasno. Zimno i ciepło równocześnie. Można było odczuć upływający czas, jak i zastój czasowy. Jakby nic nie miało tu znaczenia. Nie było emocji, ani oddechów. Strachu ani nudy. Nie było nic. Katherine leżała na czymś, choć pod nią nie było niczego. Wstała. Chciała spojrzeć na swoje dłonie, ale jej myśl rozpłynęła się jak gdyby nigdy nie pojawiła się w jej głowie i została zastąpiona przez zupełnie inne. Głowa wypełniła się różnymi obrazami, chociaż dało się odczuć kompletną pustkę. Zrobiła krok, drugi, trzeci, czwarty, piętnasty. I w ciąż jakby była w tym samym miejscu. W zupełnej pustce. Może umarła? Może tak wygląda śmierć? A może właśnie narodzi się na nowo, może to się widzi, czuje, gdy przychodzi się na świat. Może sen? Wizja? Natchnienie? Cierpienie? Początek świata? Magi? Bóstw?
- Gdzie jestem?! - Wrzasnęła zirytowana, choć nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa, który nazwałby jej stan.
- Myślę, że to... NICOŚĆ - W uszach Katherine, lub gdziekolwiek by to nie było, zabrzmiał jakiś głos. Lub to był tylko chwilowy podmuch wiatru, jakiś ruch.
- NICOŚĆ.... A jak się stąd wydostać?
- Musisz zrozumieć pewną mechanikę. Im dłużej będziesz walczyć z przeznaczeniem, tym trudniej będzie ci pokonać tego, kto na ciebie poluje. A zapolował w Klasztorze. To, co się stało, nie było jakiś zbiegiem okoliczności. Ktoś wypalił na twoim ciele piętno i jesteś już jego. On tylko czeka na to, aż zjawisz się u jego bram. On będzie czekał, jest cierpliwy. Zawsze przyjmie cię, ale im dłużej czeka, tym będzie gorzej dla ciebie.
- Nie oddam się nikomu. Umrę, a...
- No właśnie. Musisz żyć. I to żyć wiecznie. On pragnie nie ciebie - twojej kruchej, cielesnej powłoki, której jesteś zakładniczką. Tak! Ale tego, co ta powłoka kryje. Jesteś bronią, legendarnym orężem. Wytrzymaj, wytrzymaj jak najdłużej, albo..
- Albo...?
- Stań się kimś, kim nie będzie mógł władać.
- Już wiem.
- Nie wiesz nic! On będzie mógł zniszczyć wszystko, co do tej pory widziałaś. A ty nie będziesz mogła zrobić nic. Będziesz widziała, jak giną wszyscy, jak pali się świat. On zniszczy go TOBĄ.
- No więc, muszę tu zostać na zawsze.
- Nie możesz - Mails wysłał cię tu, choć sam zginą, ale tylko na chwilę, bo nie był tak potężny jak myślał. Nie słuchał. Chciał cię wykorzystać, ale nie tak, jak było trzeba. Spotkała go zasłużona kara.
- A co ze mną?
- Już niedługo wrócisz. Przez pewien czas nie będziesz pamiętała, że odbyła się ta rozmowa, że tu w ogóle byłaś. Ale to wróci. Wtedy kiedy pojawi się cień słońca.
~ Katherine...
- Wrócisz tu, a wtedy będzie za późno, by walczyć o to wszystko.
- Kai?
- Niech krew się wyleje na biel, a na ziemi pojawi się cień słońca.
~ Ukochana!

***


Pokój był cały w czarnej sadzy. Nie było mebli, tylko kupki dymiącego popiołu. Rzeczy Elfki były tylko lekko podpalone, ale nic im się nie stało. Tak samo jak jednej, przeklętej świecy, której knot nadal rozpromieniał ciemność celi. Na ziemi leżała Katherine, która pojękiwała cichutko. Jej ciało było całe w ranach od oparzeń. Trudno ją będzie chociaż podnieść, gdyż dotyk sprawia niemiłosierny ból i bardzo wrażliwe na nowe obrażenia. Obok nie było nikogo. Mails zniknął, jak te drzwi w ogniu. Nie został po nim nawet nędzny kurz.
Awatar użytkownika
Kai
Szukający Snów
Posty: 171
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Myśliwy , Wędrowiec , Żołnierz
Kontakt:

Post autor: Kai »

        Nieszczęsne drzwi — te same, z którymi Kay'en wpadł do pokoju ukochanej — zniknęły. Ot, tak, przepadły. W ogromnej kuli ognia, która natychmiast pochłonęła również i Łucznika. Języki płomienia liznęły go po twarzy, dłoniach, torsie. Jego ubranie, jeszcze przed chwilą mokre od wody z fontanny, natychmiast wyschło. Jednak sam żywioł nie ranił Kaia. Nie sprawiał mu bólu, nie parzył, nie powodował żadnych ran. "Co u licha?!" wykrzyknął we własnych myślach elf. Spanikował, chciał ratować Katherine, ale spóźnił się, by tego dokonać. Ktoś go ubiegł i było po wszystkim. Jasne było, że pokój jest wypełniony tym ogniem po brzegi, a zrobił to ktoś, kto doskonale zna się na magii tego żywiołu.
        — Katherine! — krzyczał przeraźliwie, lekko łkając, jego ciało trzęsło się w strachu, bólu i smutku, pełen wściekłości, bezradności. Targały nim kolejne konwulsje. — Ukochana! — Jego przerażający skowyt niósł się echem po korytarzu, teraz już pełnym ciekawskich mnichów, nikt jednak nie atakował poszukiwanego zabójcy. Wszystkim krajało się serce na taki widok, nawet jeżeli był to dla nich morderca.
        Po chwili dołączył do zbiegowiska, niesiony okropnym szlochem i krzykiem długousznego, Dominik. Spojrzał jedynie na twarz nowego przyjaciela, nie odwracał wzroku w kierunku pokoju Katherine. Wiedział, co może tam zobaczyć. Kulę ognia. Bez zbędnych słów położył dłoń na ramieniu Ca'nona.
        — Przyjacielu, ruszajmy stąd, zanim ktoś będzie chciał cię schwytać — wyszeptał mu do ucha po kilku minutach wrzasków pełnych bólu.
        Odpowiedział mu tylko kolejny zawodzący skowyt, Kay'en zrzucił dłoń Dominika, cofnął się kilka kroków od drzwi, chwycił Kastrala — który przybrał formę żelaznej tarczy — i z rozpędu wskoczył w płomienie. Za sobą usłyszał jedynie krzyk kilku osób "nie rób tego!".
        W tym momencie, gdy jego ciało powinno spłonąć żywcem, zamienić się w popiół, magiczne płomienie wypełniające szczelnie pokój Kath zniknęły, sam elf zaś z impetem wylądował na glebie, nieprzygotowany na taki obrót spraw. W pomieszczeniu nie było nic poza grubą warstwą sadzy, jedną świecą dającą intensywne światło, torbą złotowłosej i... Elfką o migdałowych oczach. Kaiowi do oczu napłynęły łzy. Nie z powodu stłuczeń, ran czy czegokolwiek innego, a z radości.
        Szybko wstał i zbliżył się do pleców najważniejszej dla niego istoty na całym świecie i przykucnął obok. Nie dotknął jej jednak, pamiętając, jak go ostatnio potraktowała. "Nadal mnie nie będzie pamiętać...?" pomyślał ze smutkiem zielonooki, jednak smutek ten nie przyćmiewał ani odrobinę jego radości, że Katherine żyje. Cokolwiek by się miało dziać, cholera, najważniejsze, że nic jej nie jest!
        — Kath... — zaczął niepewnie, nie wiedząc, jak powinien się do niej zwrócić — Kath, to ja, Kai... Słyszysz mnie?
        Nie zwrócił nawet uwagi, że do pomieszczenia zaczęli wchodzić Starsi z Rady. Z przerażeniem oglądali otoczenie, elfią parę oraz czytali aury obecne w tym pomieszczeniu. Malis... Co się z nim stało?! Co tu się, na Prasmoka, działo?! Co się jeszcze stanie?!
        Dziewczyna cichutko pojękiwała, co, zważywszy na stan jej ciała (którego na początku Kay'en nie dostrzegł zaślepiony radością) było drobnym skarżeniem się w porównaniu do obrażeń. Jeżeli jest przytomna powinna wrzeszczeć z bólu. Przez kilka długich uderzeń serc nikt nie poruszył się, niektórzy wstrzymywali oddechy. Co się stanie? Niejeden z mnichów zaczynał szczerze wątpić w możliwości tego drobnego elfa. Że niby on dokonał tego zabójstwa? Przecież wyglądał tak bezbronnie w tej chwili, klęcząc obok rannej ukochanej, z tarczą przypiętą do lewego ramienia. Gdyby tylko ktokolwiek wiedział, co się działo w baszcie... Rzuciliby na niego natychmiast najsilniejsze zaklęcia wiążące.
        — Katherine... Kochanie, proszę, powiedz coś — powoli znowu zaczynał jęczeć, nie mogąc nic zrobić, by ulżyć jej bólowi. Uniósł jedynie dłoń nad jej czoło i spróbował co sił swoich drobnych umiejętności z magii życia. Czy jednak coś to dało? Tylko ranna elfka mogła o tym wiedzieć, gdyż na pierwszy rzut oka jej stan nic się nie poprawił. Łucznik jednak nie zaprzestawał, choć większość mieszkańców klasztoru obserwująca jego starania uznała, że oszalał i marnuje jedynie swoją moc magiczną.
Zablokowany

Wróć do „Klasztor Mrocznych Sekretów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości