Efne[Dom z ogrodem]Przystanek na drodze

Miasto założone na cześć córki króla Bedusa, która w wieku dziesięciu lat oddała swój wzrok za lud. Uratowała go od zniszczenia. Efne otaczają liczne lasy, góry oraz wzgórza graniczące z Pustynią Nanher.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Straż najwidoczniej zrezygnowała z szaleńczego pościgu i łapania domniemanego "diabła", tak więc wiedźma zadecydowała, że weźmie sprawę z magiem-bez-brwi we własne ręce. Kiedy wreszcie ten przestał wykrzykiwać o zarazie (a co ją to obchodziło?), Vena spokojnie podniosła się z krzesła. Wychyliła się przez werandę i przez chwilę bacznie przyglądała czarownikowi.
-Kim jesteś?- spytała wreszcie, nie mogąc dłużej hamować swojej ciekawości.
Nim zdążył odpowiedzieć zza domu szalonym galopem wyskoczyła klacz wiedźmy. Z trudem wyrobiła zakręt, nie wpadając na czyste grządki zielarki i podbiegła do właścicielki.
-Co się stało?- spytała przerażona Vena, po czym czule objęła zwierzę. Serce waliło jej tak, że można by je usłyszeć z pewnej odległości.
-Tam! Za domem! Jakaś dziwna! I jeszcze coś! parsknęła i potrząsnęła gniewnie głową, po czym złapała bluzkę wiedźmy i zaczęła ciągnąć ją za dom.
-Spokojnie, spokojnie już idę.- zaczęła dziewczyna i wyrwała ubranie z pyska konia. -O co chodzi?- dodała jeszcze, nie bardzo wiedząc czego może się spodziewać.
-Tam z Amirą rozmawia jakaś szalona kobieta, a ty tutaj sobie spokojnie siedzisz i bawisz się w najlepsze! zarżała oburzona i pokłusowała w stronę stajni. Wiedźma oczywiści podbiegła za nią, powtarzając sobie w myślach zaklęcia rozbrajające.
Obie dotarły do elfki (Vena czerwona na twarzy i zziajana), ale na miejscu nie zastały nikogo poza Amirą i dwoma końmi.
-O... co... chodzi?- wysapała wiedźma i pochyliła się by złapać oddech. (Poćwiczyć trzeba, moja droga!)
Klaczka rozglądała się dziko dookoła, ale również nie zauważyła staruszki. Naraz, jakby sobie coś przypomniała, znów chwyciła bluzkę swoje pani i pociągnęła ja w innym kierunku.
-Tutaj. Tutaj coś było. Czujesz? spytała i pochyliła się nad kratką od ścieków.
-Czy ja wyglądam na aż tak zdesperowaną, żeby wąchać ścieki?!- fuknęła wiedźma i wyrwała się wierzchowcowi.
-Słuchaj mnie jak do ciebie mówię! krzyknęła klacz i potrząsnęła gniewnie łbem. -Czujesz? spytała raz jeszcze, mając nadzieję iż przekonała właścicielkę.
-O co ci chodzi?
-TUTAJ COŚ BYŁO! Włącz żesz do cholery te swoje magiczne nie-wiadomo-co i poczuj!
-Dobra...- zrezygnowana, wyciągnęła dłoń w stronę kratownicy i zaczęła pleść zaklęcie ujawniające. Po chwili do jej palców doleciały dziwne iskierki mocy, świadczące, że klacz rzeczywiście miała rację. Ktoś tu był. Możliwe nawet, ze je podsłuchiwał.
-Oj niedobrze...- zaczęła niepewnie Vena i poklepała klaczkę.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Elfkę z zamyślenia wyrwał dopiero hałaśliwy powrót Echo, która przyciągnęła ze sobą Venę. Obie były zdenerwowane i rozglądały się dziko na boki. Amira mruknęła coś, próbując wtrącić się do rozmowy i uspokoić jej jakoś, ale nie zwróciły na nią specjalnej uwagi. Pochyliły się za to nad najbliższą kratką ściekową.
„Staruszka nie uciekła kanałem” pomyślała elfka w pierwszym odruchu. Nie przypuszczała też, żeby takim tropem rozumowania kierowała się Echo, gdy pokazywała wiedźmie kratkę. Zbliżyła się więc i z ciekawością zajrzała, co też tam może być interesującego. Nie zobaczyła zupełnie nic, za to Vena rzucała właśnie jakieś zaklęcie, a chwilę potem stwierdziła, że nie jest dobrze.
-Jakby to była jakaś nowość- prychnęła Amira. Ta kratka ściekowa zupełnie nie zrobiła na niej wrażenia. Kanalizacja robiła się w końcu coraz bardziej powszechna, bo trudno było mówić o urokach miasta, gdy ścieki płynęły ulicą. Nawet jeśli coś tam było to zapewne tylko szczury. Nigdy nie wierzyła w te głupie opowieści o krokodylach pod miastami. Może w to jeszcze, ale na pewno nie tu.
Poza tym, chyba zaczynała się powoli przyzwyczajać do sytuacji. Zawsze chciała przeżywać przygody, czyż nie? No to proszę- dostała, co chciała. Przestała się tak wszystkim denerwować. Być może podziałała tak na nią staruszka, przez którą niemal dostała zawału, może po prostu nie mogła tak długo żyć w stresie i przestało to na nią działać, a może była już zmęczona i zwyczajnie tego nie zauważała?
Ziewnęła i podrapała swędzącą dłoń.
-Mamy tam schodzić? –zapytała, popatrując to na Venę, to na jej klacz. Nieszczególnie miała na to ochotę, ale cóż… Bywała już w nawet gorszych miejscach. –Bo jak nie, to ja chętnie bym coś zjadła i się przespała.
Gdzieś tam, w jej głowie, cały czas słowa starej kobiety domagały się od niej uwagi, ale uparcie je ignorowała. Nad takimi ponurymi rzeczami może podumać sobie rano. Priorytetem w tej chwili była dla niej kolacja z mocną herbatą i sen.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Podczas drogi powrotnej napotkał "wysłannika płomieni", którego poklepał po plecach i powiedział z uśmiechem na twarzy: - Od dzisiaj twój wyczyn będzie znany jako zabawa jakiegoś bachora z pochodnią. Żebyś widział, jak ta starucha krzyczała, że to diabeł! Śmiechu warte! Żałuj, że nie zauważyłeś jak wymachuje rękami! Wybacz, ale na mnie już czas - to mówiąc odwrócił się i znów ruszył w stronę domu Sary, niespiesznym krokiem. W końcu, gdy dotarł na miejsce, spróbował otworzyć furtkę, lecz okazała się zamknięta. Po kilku ponownych próbach dostrzegł Amirę stojącą obok kobiety, którą już wcześniej widział. Zakrzyknął do obu - Czy można otworzyć tą cholerną furtkę?
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag patrzał niecałą minutę na podarte buty. Normalnie dawno by odszedł, ale coś ciągnęło go do tego domu. Wiedział, że mógł pojawić się na środku oceanu, czy w piekle. Interesowało go, czemu pojawił się akurat tutaj. Wierzył w bogów i pomyślał, że Ci używając go jako narzędzia wysyłają go właśnie tu, a nie gdzie indziej. Furtka była zamknięta magicznie, jednak ominięcie zaklęcia nie stanowiło dla wysłannika kłopotu. Swoim półtorametrowym kosturem zamachnął się i przerzucił jakby magiczny pyłek, który przeniknął przez zaklęcie, wraz z furtką.
- Nie powinno być żadnych kłopotów. - Pomyślał i rozłożył ręce na boki unosząc się na centymetr w górę. Odległość, którą miał pokonać była niewielka, więc przygotowanie do teleportu też wielkie być nie musiały. Tym razem nie było żadnych pokazów. Ognia, nawet wybuchów i huku. Zwyczajnie pojawił się na drugiej stronie furki, a zniknął z pierwszej. Postanowił nie tracić czasu i szybkim krokiem zmierzał ku całemu zamieszaniu. Przyglądnął się całej sytuacji i stwierdził, że są więksi debile na świecie od niego. Pewna czarownica przykładała ręce do ziemi i mówiła coś o niebezpieczeństwie? Mag chciał się roześmiać, ale nie umiał.
- Przepraszam, że wtargnąłem, ale chyba potrzebujecie pomocy? - Zapytał próbując się uśmiechnąć, ale jak zwykle mu to nie wyszło.
Awatar użytkownika
Radjashtam
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 52
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Radjashtam »

- Joioza. I ty, obca. Pani wie, że tu jesteście.- Rozległ się nagle niewyraźny, ochrypły głos za plecami obydwu kobiet dobiegający z jednego ze słabiej oświetlonych zaułków. Choć z początku pusty, nagle dało się dostrzec w jego wnętrzu ciemną, niewyraźną sylwetkę rysująca się na tle obskurnych murów. Po chwili krótkiego wahania postać wystąpiła niezdarnie na ulicę. Jedynym dźwiękiem jaki towarzyszył jej chwiejnemu chodowi było szuranie wystrzępionego płaszcza w który była odziana o zakurzony bruk uliczki. - Pani wie wiele. Pani widzi i słyszy wszystko poprzez lenników na swych włosach. Wie, że przybyły do miasta by leczyć. Wie, że szukają odpowiedzi i trzech potrzebnych by rządzić jednym. Pani zna odpowiedzi. Jeżeli chcą znaleźć odpowiedzi będą musiały znaleźć Panią.- Oznajmiła nieznajoma istota zatrzymując się przed wami, zachowując jednak odpowiedni dystans. Z tej odległości byliście jednak w stanie dostrzec, że całun brudnych szmat skrywa wychudłe ciało pokryte poplamionymi krwią i błotem bandażami. - Piwnica ciemnej kaźni. Szukajcie jej tam gdzie mięso mrze na hakach. - Przemówiła istota unosząc kościstą rękę w kierunku portu po czym powoli, odwracając się za siebie poczęła kuśtykać w kierunku zaułka z którego wyszła.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Vena z rozdziawionymi ustami obserwowała zmagania "wysłannika płomieni" z jej magiczną zaporą i to, jak, przy pomocy teleportacji, eskortował się na ogródek Sary. Tak więc teraz na jej posiadłości znajdowała się spora liczba osób (w tym jedna niezaproszona) i trzy konie, a właścicielka całego dobytku zniknęła nie wiadomo gdzie.
Wiedźma już miała zamiar sięgać po niekonwencjonalne środki wypłoszenia maga, które zasadniczo sprowadzały się do poszczucia go koniem, kiedy nagle z jednej uliczki, dosłyszała szuranie materiału po ziemi. Obróciła się w tamtym kierunku i zamarła z przerażenia. W ich stroną sunęła jakaś dziwna postać, odziana zaledwie w dziurawy płaszcz, przyozdobiony tu i ówdzie śladami krwi. Jej ochrypły głos mówił coś o jakiejś Pani, ale wiedźma nie potrafiła skupić się wystarczająco na treści słów, zbyt przejęta oglądaniem zjawy. A kiedy ta podniosła kościstą rękę i wskazała, nieznany Venie, kierunek, dziewczyna posłusznie, niczym w transie podążyła tam wzrokiem. Głos nagle ucichł i znowu po okolicy roznosił się dźwięk szurania materiałem o bruk.
-C-c-co to było?- wyjąkała przerażona.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

        Mocna herbata i sen chyba nie miały być jej dane. Mieszkańcy okolicznych domów już dawno do nich wrócili, strażnicy wycofali się, zostawiając energiczną sąsiadkę niepocieszoną i nawet zwariowana staruszka rozpłynęła się w mroku nocy, dzięki czemu wydawało się, że to już koniec atrakcji i zapanował pozorny, chwilowy spokój. Los jednak uwziął się na nią, albo miała zwyczajnego pecha, i po prostu nie mogła się tego wieczoru udać na spoczynek jak porządna elfka. A może była zwyczajnie za mało asertywna? Może należało ich zignorować? Inwara, który nagle wyrósł przy furtce, z szerokim uśmiechem komentując sytuację ze strażą oraz maga, który wciąż tam jeszcze był, dla odmiany z nietęga miną. Zmierzyła obu nieprzychylnym spojrzeniem i przestąpiła z nogi na nogę, niezdecydowana.
        Rozważała w tej chwili dwie możliwości. Mogła udać, że ich nie widzi, wejść do domu i zrobić sobie kolację. Z drugiej strony miała ochotę podejść tam do tej furtki i coś zrobić z tym problemem. No, bo co to niby miało znaczyć? Uczepili się do nich jak rzep psiego ogona. Może nie byli groźni, zgoda. Ale irytujący już tak. Może i by ich nawet wpuściła, czy coś. Niech się prześpią w stajni, jak tak bardzo ich ciągnie akurat w to miejsce. Tylko, że to nie był jej dom.
        Na szczęście nie musiała się długo zastanawiać, bo sytuacja w pewnym sensie rozwiązała się sama. Mianowicie Rostan przeteleportował się na drugą stronę furtki, a Vena ruszyła w jego kierunku z miną wróżącą magowi śmierć w mękach. Amirze kilka myśli niemal jednocześnie zaświtało w głowie.
Po pierwsze było to lekkie zdziwienie, że tym razem obyło się bez płonących fajerwerków, wyrażające się mniej więcej w słowach: „Te, wysłanniku płomieni, gdzie zgubiłeś pochodnię?”, których jednak przez grzeczność nie wypowiedziała na głos. Zdumienie tylko pogłębiło się, gdy stwierdziła, że w końcu były dziesiątki innych sposobów na dostanie się na teren posiadłości, a on musiał się akurat magicznie przenosić. Oryginał, nie ma co. A po trzecie i chyba najważniejsze- w myślach poradziła „wysłannikowi płomieni” wiać. I to szybko, z podkulonym ogonem. Denerwowanie wiedźm nie było bezpieczną rozrywką- a już na pewno nie tej konkretnie- o czym elfka zdążyła się przekonać. Szczęśliwie nie na własnej skórze. Elfce prawie zrobiło ich się żal. Tacy byli jacyś nieporadni i stali pod tą furtką, prosząc je o pomoc…
        Zaraz jednak stwierdziła, że to tylko z głodu poprzestawiało jej się w głowie i odwróciła na pięcie, kierując w stronę domu. Po kilku krokach przystanęła odwracając się, z zamiarem zobaczenia, co się takiego dzieje. Spodziewała się już usłyszeć Venę, wygarniającą ich (i poniekąd Sary, ale jej akurat nigdzie nie było widać) gościom, że są nieproszeni. Tymczasem, za jej plecami zaległa niepokojąca cisza. W momencie, gdy już odwracała głowę, usłyszała ochrypły niewyraźny głos. Dochodził od strony ulicy, prawdopodobnie z jednego z zaułków i mówił coś o tym, że „pani wie, że tu są”. Zdawało się też, że istota mówi do kobiet, na pozostałą dwójkę nie zwracając większej uwagi. Zaraz też mogli się wszyscy przekonać, kim owa istota jest, gdy wyłoniła się z cienia chwiejnym krokiem. Spod strzępów płaszcza widać było kawałki, wychudzonego, paskudnie opatrzonego ciała, na co Amira odruchowo zwróciła uwagę. To nie była jej wina, że nawet w takiej chwili najbardziej zwracała uwagę na bandaże jakiejś mrocznej zjawy, nieumarłego, czy co to w końcu było. Zresztą to nie był dobry moment na roztrząsanie żadnej z tych kwestii (choć wina leżała z całą pewnością po stronie jej matki).
Istota mówiła dalej, same niepokojące, niejasne rzeczy, wspominając nieustannie o owej tajemniczej „pani” i na zakończenie wyciągając kościstą rękę oraz wskazując nią jakiś kierunek. Następnie odwróciła się z wolna i kuśtykając wróciła skąd przyszła.
        Elfa przyglądała się całemu zdarzeniu, z uprzejmą uwaga malująca się na obliczu. No, teraz to już mało co ją zaskoczy. Całej przemowy istoty wysłuchała z iście stoickim spokojem, nie ruszywszy się z miejsca. Wydawało się zresztą, że wszyscy świadkowie tego zdarzenia stanęli jak wryci. Ciszę, jaka zapadła po odejściu istoty, przerwała Vena. Wiedźma była przerażona. Amira dla odmiany zdawała się prawie nieporuszona. Już przestała się bać i przejmować, za dużo się ostatnio działo, żeby się tak przejmować, poza tym- najadła się już strachu w stajni i wydawało się, że nie jest zdolna wystraszyć się ponownie w tak krótkim czasie. W każdym razie zajście wywołało u niej sporo różnorodnych pytań, co było zapewne związane z wrodzoną, niewątpliwie nadmierną, ciekawością. Przez krótką chwilę porządkowała myśli, zastanawiając się, od czego zacząć. Była jeszcze tego nieświadoma, ale już podjęła decyzję, że nie wyjedzie z tego miasta póki się nie dowie, co się tu dzieje. Może to nie była ich sprawa, ale wszystko wskazywało, że mimo wszystko są z nią w jakiś sposób związane, lub też już nieświadomie zdążyły się znowu w coś wplątać. W każdym razie naprawdę nie miała ochoty na większa liczbę mrocznych gości i przerażających odwiedzin. Dopiero co doszła za sobą do porządku i nie miała zamiaru tracić odzyskanych nerwów. Nawet, jeśli te odwiedziny się do ich odzyskania przyczyniły.
        -Jest w mieście rzeźnia?- zapytała znienacka ożywionym tonem, spoglądając po oszołomionych towarzyszach. Z punktu widzenia jej prywatnym rozmyślań, jej pytanie było absolutnie logiczne i idealnie wpisywało się w sytuację. Dla reszty mogło być to mniej oczywiste. Nie przejęła się tym zupełnie. Tak naprawdę, zupełnie ich zignorowała, odpowiedziawszy sobie natychmiast, że musi być, z końcu to miasto, a w miastach są rzeźnicy. Zawsze. Nie ma zatem opcji, żeby tu go nie było.
        Ponownie odwróciła się na pięcie i szybko znalazła się na progu domu Sary. Pytanie o lokalizację miała dosłownie na końcu języka, gotowa je zadać, gdy tylko zobaczy właścicielkę posiadłości, ale gdy tylko weszła do środka odezwały się w niej bardziej pierwotne odruchy niż ciekawość. Niemal zapomniała o całej sytuacji wracając do wcześniejszych planów – kolacja i sen. Po całym domu rozniósł się zapach smażonej kiełbasy toteż żołądek elfki natychmiast dał o sobie znać, domagając się swoich praw. Nie zamierzała go bynajmniej ignorować, więc ruszyła tropem zapach, trafiając w końcu do kuchni na piętrze. Pomieszczenie wyglądało schludnie i przytulnie, jak zresztą reszta domu. Na stole stał sobie cynowy garnuszek, z którego unosił się zielonkawy dym, co pozwalało przypuszczać, że jest to tez pracownie zielarki. Sara natomiast stała przy patelni, najwyraźniej doglądając kolacji.
        -Na pewno jesteście głodni, choć Vena, jak widzę, zadbał o siebie sama- odezwała się, widząc, że nie jest w kuchni sama.- Myślisz, że starczy dla czterech osób?
        Elfka zerknęła na patelnię, a widząc dodatkowo koszyk chleba i wielka miskę z sałatką z pomidorów, stojące nieopodal. Przytaknęła uprzejmie i zapewniła zielarkę, że z pewnością niczego nie zabraknie, po czym zbliżyła się do okna i z niepokojem wyjrzała na zewnątrz. Jeśli udało im się jednak przepłoszyć elfa i „wysłannika płomieni”, to będą miały problem. Nie ma mowy, żeby pochłonęły taką ilość jedzenia na kolację, mimo, że wybrednie raczej nie były, za to zmęczone i głodne. Przynajmniej Amira. Ale Sara przygotowała posiłek dla małej armii, ponadto chyba nastawiła się na większa liczbę gości, a już wcześniej traciła nad sobą panowanie, widząc, że Vena nie chce wpuścić gości za bramę, także chyba nie będzie zachwycona, gdy się dowie, że „sobie poszli”. Zielarka podążyła za jej wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wydawała się raczej spokojna odnośnie swoich planów. No, ale to był jej dom i znała Venę doskonale, wiec zapewne miała powody.
        -Mogłabyś zejść na dół i przekazać, że kolacja jest gotowa?- zapytała elfkę, a ta tylko kiwnęła głową i z niechęcią opuściła kuchnię, podczas gdy kobieta zajęła się nakryciem do stołu. Wciąż była głodna, a perspektywa, która czekała przed domem wcale nie poprawiała jej humoru. Wyszła z domu, zrobiła jeszcze kilka kroków w kierunku furtki, po czym przestąpiła nerwowo z nogi na nogę i odruchowo odgarnęła włosy za ucho.
        -Eem…- zaczęła elokwentnie, po czym odchrząknęła. –Sara zrobiła kolację i prosi wszystkich na górę.
Spojrzała na Venę jakby przepraszająco i wzruszyła delikatnie ramionami, dając do zrozumienia, że ona nie ma z tym nic wspólnego.
        -Nasmażyła tego, jakby chciała też nakarmić ten oddział straży, co się tu przywlókł- wyznała i popatrzyła na wiedźmę z lekkim wyrzutem, jakby to była jej wina, że zielarka miał ciągoty do działań charytatywnych. Potem ponownie wzruszyła ramionami, potrząsnęła głową i nie czekając na resztę wróciła do domu. Oni mogli sobie myśleć i robić, co chcą, mogą się nawet pojawiać kolejne zjawy i wariaci, ba, nawet niech się smok napatoczy. Amira zamierzała zjeść teraz kolację i naprawdę trudno by jej było w tym momencie przeszkodzić.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Nadal stał przy furtce, czekając aż w końcu zostanie otworzona, lecz po chwili zobaczył jakąś postać wychodzącą z ciemnej uliczki odzianą w jakieś łachmany nieudolnie skrywające zakrwawione, ubłocone i obandażowane ciało. Po chwili przemówił o jakiejś "Pani", oczywiście nic z tego nie rozumiał, więc odruchowo jego dłoń powędrowała do rękojeści saksy. Na szczęście osoba, na której widok mroził krew w żyłach zaczęła wracać w stronę uliczki z której przyszła. - Ten raczej nie wypił za dużo... - Mruknął pod nosem. Kiedy przestał już dostrzegać "Proroka", którego tak postanowił nazwać, poczuł zapach smażonej kiełbasy, co spowodowało, że żołądek zaczął się domagać o swoją należytą "daninę". - Przyjdzie mi obejść się smakiem. - Pomyślał, ale jego rozczarowanie rozmyło się, gdy Amira powiedziała, że został zaproszony na kolację. Od razu odpowiedział weselszym tonem - Chętnie przyjdę, tylko jest jeden problem. Ta furtka się chyba zacięła.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

W duszy maga zapanował strach. Wiedział, że Vena nie była zachwycona jego umiejętnościami teleportacyjnymi, nawet, gdy te obeszły się bez ognia. I jeszcze ta dziwna postać. Przyglądał się jej dokładnie, a jego nogi drżały. Nie było to spowodowane ubiorem, czy dziwną tajemniczością postaci ubranej w poszarpany, oraz poplamiony krwią płaszcza. Jakby kiedyś widział go gdzieś, jednak to było raczej mało możliwe. Całe lata siedział w wieży, a z dzieciństwa niewiele pamięta. Szybko uzmysłowił sobie, że mógł o nim czytać. Tylko kim on mógłby być, skoro nawet nie umiał się wysłowić. Na pewno nie jakimś uczonym, który odniósł wielkie sukcesy. Musiał być kimś, kto narobił wiele bałaganu, albo może mu się tylko wydawało, że go zna? W każdym bądź razie szybko opanował nogi usztywniając je i próbował zrozumieć przesłanie, które niesie mu postać. Mało zrozumiał, ale kiedy tamten wskazał palcem szybko zorientował się, że w kierunku, który pokazał dowiedzą się więcej. Jako, że chciał pozostać jak najdłużej u boku pustynnej elfki postanowił coś zaproponować:
- Mogę tam pójść, zbadać trop. Nie kierujcie się moim nieudanym teleportem, coś potężniejszego, niż smoki o których czytałem go zakłóciło. - Mówił jak najpoważniej tylko potrafił poprawiając tym samym kaptur ręką, której paznokcie były pomalowane, a żeby jeszcze zachęcić swoich przyszłych towarzyszy dodał:
- Pójdę sam, naprawdę wiele umiem. - Kończąc złapał mocno swój kostur i skierował go w stronę, z której pojawiła, oraz znikła tajemnicza postać.
- Jeżeli go znieważymy, to wykopiemy sami sobie mały dołek, który później będzie mógł posłużyć nam jedynie za grób. - Nie wiedział, czy mówić za siebie, czy za całą drużynę, jednak zdecydował się mówić za całość.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

"Wysłannik płomieni" (naprawdę chwytliwa nazwa!) zaoferował się sprawdzić dokąd to zjawa chciała nakierować dziewczyny, bo to przecież o nich była w, swego rodzaju, przepowiedni. A niech se idzie w cholerę! pomyślała wiedźma i obróciła się w kierunku domu, do którego już wchodziła Amira. Sara kazała elfce oznajmić, że przygotowała posiłek. Dla wszystkich, niestety. Tak więc, Vena nie miała już nic do powiedzenia w tej sprawie. Wszystkich to wszystkich. Nakaz zielarki na jej własnym terenie jest niepodważalny, a jeśli ktokolwiek choć spróbowałby zmienić rozkaz, spotkałby się z gniewem Sary. A wtedy nie dożyłby, zapewne, późnej starość, o ile w ogóle dał radę do następnego ranka...
Wiedźma machnęła ręką na furtkę, którą i tak wszyscy lekceważyli, co ją dość mocno rozgniewało. No bo co w końcu, kurczę blade?! Ta czaruje wejście tak, żeby NIKT nie mógł wejść ani wyjść, a tu naraz chory elf, niby przypadkiem znalazł się po drugiej stronie, i jak on to w ogóle zrobił?, a mag-niedojda po prostu przeteleportował się na ogródek! Magiczna zapora zniknęła po chwili, kiedy dziewczyna nie miała już siły podtrzymywać zaklęcia w myślach. Wiedźma burknęła coś jeszcze do siebie i ruszyła do domu. -A niech który tylko spróbuje coś zepsuć, albo ukraść, a zabiję!- warknęła, obróciwszy się do mężczyzn.
Wiedźma weszła do kuchni, gdzie przy garach krzątała się Sara, a Amira siedziała już przy stole, tęskno spoglądając na wielką patelnię pełną smażonej kiełbaski z cebulą. Vena uśmiechnęła się do siebie, gdy zobaczyła jedzenie. Znając Sarę, ta dosypała jednej ze swoich przypraw do posiłku, aby zapewnić swoim gościom miły i spokojny sen.
Nie czekając na resztę, zasiadła przy stole i nalała sobie soku do szklanki. Spojrzała na pomarańczowy płyn i powąchała go z ciekawością.
-Spokojnie, to tylko sok z dyni.- uspokoiła zielarka i uśmiechnęła się, widząc że wiedźma dalej podejrzliwie spogląda na soczek.
Vena po chwili wahania, odłożyła szklankę na stół i sięgnęła po naczynie Amiry. Jej również nalała przetworu z dyni, po czym już chwyciła za widelec, aby móc nałożyć i sobie i dziewczynom kiełbasek, kiedy Sara pacnęła ją karcąco w rękę.
-I gdzie twoje maniery?- spytała- Na innych nie zaczekasz?- dokończyła i spojrzała przyjaciółce srogo w oczy.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Do kuchni dotarła tym razem bezbłędnie wybierając drogę i siląc się, żeby nie wbiec po schodach. Sara nadal krzątała się po pomieszczeniu.
-Może pomóc w czymś jeszcze?- zapytała elfka niepewnie. Zerknęła na w pełni nakryty stół i miski z jedzeniem. Wydawało się, że wszystko jest już na swoim miejscu.
-Nie, nie, siadaj- odparła zielarka uśmiechając się przyjaźnie i zaraz odwracając z powrotem do kuchni.
Amira wybrała krzesło znajdujące się po drugiej stronie stołu, tak by móc spoglądać na drzwi do pokoju. Usiadła na nim z cichy westchnieniem, położyło łokcie na stole i tęsknie zapatrzyła się na kiełbasę, której zapach był w tym momencie niemal torturą. Ledwie zerknęła na wchodzącą Venę. Gdy ta zajęła się sokiem, spojrzała po raz kolejny w stronę drzwi, tym razem ze zniecierpliwieniem. Przekrzywiła głowę, bo nie było słychać, żeby ktoś wchodził po schodach.
-Vena, ty jesteś pewna, że oni się stamtąd ruszyli?- zapytała wiedźmę i dodała:- Dziękuję.
Sok wyglądał nieźle, choć jeszcze nigdy takiego nie piła. W sumie chwilowo było jej wszystko jedno, jak co smakuje. Ważne, żeby lądowało w żołądku i zaspokajało głód.
-Otworzyłaś furtkę?- spytała jeszcze, przyglądając się towarzyszce podejrzliwie. Kto ją tam wie, mogła zostawić tego elfa na drodze. Chociaż nie wyglądała na rozgniewaną. Najwyraźniej kąpiel w deszczówce i spotkanie ze zjawą pomogły jej się uspokoić.
Jej samej było w sumie wszystko jedno, czy tu będą czy nie. Zwykle podczas zleceń nie miała wielkiego wyboru odnośnie towarzystwa. Nawet, jeśli osobiście najmowała kogoś do pomocy, to niespecjalnie miała możliwość narzekać, bo wojowników potrafiących tyle, ile wymagała, za cenę, która by jej nie rujnowała, wcale nie było wielu. A przecież nie mogła dopłacać do interesu. Dopóki nie będą czegoś od niej chcieli, to ich obecność jej nie przeszkadzała. A może rzeczywiście można by ich w jakiś sposób wykorzystać. Na razie nie wydawali się specjalnie przydatni, ale może mogliby iść z nią jutro na targ i nosić torby. To nie powinno przekraczać ich umiejętności, a kto wie jak muszą się zaopatrzyć. Zmarszczyła brwi, rozważając, co też wiedźma może mieć ze sobą i co ona musi uzupełnić. Na koniec uznała, że jak tylko trochę zjedzą, muszą ustalić, co kto ma w bagażu.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Kilka minut później w miejscu gdzie powinny być drzwi, ukazała się chuda postać elfa zwanego Inwarem, który od razu zasiadł się do stołu, wziął sobie jeden kubek i nalał do niego soku z dzbana. Widząc, że nikt nic nie je, a wieczerza gotowa zapytał: - Czemu nie jeszcze nie zaczęliśmy? - Spojrzenie Sary wyjaśniło mu wszystko co do joty. Siedział, popijając leniwie napój, czekając na Rostana. Jednak cierpliwość nie była jego zaletą. Po chwili jednak przypomniał sobie, że jeszcze nie podziękował Venie i Amirze za uratowanie jego życia. - Wiem, że troszkę spóźnione te podziękowania, ale bardzo dziękuję za to, że wtedy uratowaliście mnie przed śmiercią. Gdyby nie wy, pewnie już bym został wysuszony na wióry.
Awatar użytkownika
Rostan
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek - Mag
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rostan »

Mag jak zwykle był pobladły. Myślał, że ktoś chociaż odpowie na jego męskość, którą chciał ukazać w poszukiwaniu tajemniczej postaci. Był głodny jak nigdy w życiu, jednak nie padał z nóg. Zlekceważony odszedł ze schyloną głową popychając lekko bramkę. Już zza rogiem, kiedy był niewidziany przez towarzyszy zrobił parę obrotów kosturem wymachując przy tym wskazującym palcem od lewej ręki. Po niecałej minucie dziwnego zachowania przed Rostanem, a dokładniej koło ściany pojawiło się zwyczajne, wykonane prawdopodobnie z drewna krzesło, oraz stolik. Na stoliku leżało mięso w podobne do kurczaka. Przyprawione, jednak dużo większe od kurczaka i bez jakiejkolwiek skóry.
- Pierwszy raz tak eksperymentuję. - Powiedział pod nosem mag oglądając się jeszcze raz, by nikt nie zobaczył, że ten się obżera, kiedy miał wykonywać zadanie. Jedzenie rzeczywiście wyglądało smakowicie i wydzielało przyciągający zapach. Wysłannik rzucił się na nie jak zwierzę na łatwą zdobycz. Jadł palcami, choć nigdy tak nie robił. Obżerał się jeszcze paręnaście minut, nim na stole nie zostały tylko kości. Wstał od stołu dziękując przy tym swojemu bogu za jedzenie. W podartej szacie i podpalonymi brwiami ruszył w stronę, którą wskazał palcem człowiek, który nie umiał się wysłowić. Nie zdążył się zmęczyć, kiedy dotarł pod miejsce, o które prawdopodobnie chodziło postaci z poszarpanym płaszczem. Duży napis, brzmiący przy okazji dość dziwnie zainteresował młodego maga.
- Rzeźnia, pewnie chodziło mu o to. - Powiedział i rozglądając się wszedł do środka. Rzeczywiście mięso wisiało na hakach, jednak Rostan nie widział niczego poza tym. Słyszał rozmowy z drugiego pomieszczenia, prawdopodobnie pracowników, którzy nie byliby zadowoleni jego przebywaniem w ich miejscu pracy, więc ten schował się częściowo za jedną z wiszących świń i obserwował wejście, za którym byli rozmówcy.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Sara popatrzyła z wyrzutem na elfa, po czym odwróciła się i zabrawszy z lady sałatkę zasiadła do stołu. Vena, podobnie jak Amira, zaczęła zjadać jedzenie wzrokiem.
-On nie przyjdzie.- powiedziała po chwili, kiedy to postanowiła sprawdzić, gdzie aktualnie znajduje się mag. -Siedzi gdzieś pod jakimś murem i coś je.- dodała po chwili, widząc oburzone spojrzenie zielarki. -Tak więc... smacznego!
Wiedźma nałożyła sobie na talerz ze trzy porcje kiełbaski z cebulką i zabrała się do pałaszowania. -A... mmm... nie ma sprawy.- odparła w stronę elfa. -A teraz bądź łaskaw i podaj mi sałatkę.
Sara najwidoczniej uwierzyła wiedźmie i także nałożyła sobie odpowiednia porcje na swój talerz. Wszyscy się jakoś tak ośmielili i zabrali do kolacji.
-A! Ten tam mówił, że idzie sprawdzić co chciał brudny gość.- powiedziała i natychmiast pożałowała wypowiedzianych słów.
-JAK TO POSZEDŁ SAM?!- wykrzyknęła gospodyni i nagle podniosła się z krzesła, przez co o mało nie wylała soku dyniowego (całkiem dobrego, swoją drogą).
-A tak to. Poszedł sam. I nie patrz tak na mnie- ja go nie zmuszałam.
-Ale... ale przecież coś może mu się stać!- zielarka nie dawała za wygraną.
-To już jego problem. Nikt go nie prosił.- odpowiedziała spokojnie Vena i na powrót zabrała się do jedzenia.
-Masz tam po niego zaraz pójść!
-ANI MI SIĘ ŚNI!- teraz to wiedźma wstała. Na jej twarzy powoli, choć skutecznie, wykwitały rumieńce oburzenia. Zawsze tak miała i wkurzało ją to jak nie wiem co. -Dorosły jest! Poradzi sobie! A jak nie, to już nie mój, ANI TWÓJ problem!- dodała i wykonała jeden głęboki wdech, po czym spokojnie usiadła do stołu.
-Jak możesz być taka nieczuła?!- spytała zielarka.
-Nie jestem nieczuła, ale nie sądzę, żeby go tam co złego spotkało. Widzisz... ten, hmmm... pan przyszedł z wieścią do nas. Do mnie i Amiry.- wytłumaczyła spokojnie i złapała za sztućce.
-Ale... ale...- Sara nie mogła znaleźć żadnego dobrego argumentu i zaczęła się jąkać, dręczona przez wyrzuty sumienia. Jak mogła zostawić tego biedaka na dworze, zwłaszcza, że zapadła już noc? (no doprawdy straszne...)
-Siadaj z łaski swojej i nie rób więcej scen.- odparła spokojnie wiedźma, a w jej głosie dało się słyszeć nutkę, swego rodzaju, rozkazu.
Gdy wszyscy skończyli posiłek, a zielarka już uspokoiła się na tyle, żeby dało się z nią jakoś porozmawiać, wiedźma wstała od stołu, pozbierała od wszystkich brudne naczynia i zaniósłszy je do zlewu, zmywać. Po chwili milczenia zdecydowała się jednak przemówić.
-Sara, proponuję aby Amira zajęła jeden z pokoi gościnnych, ten tu- wskazała brodą na elfa (nie znała jeszcze jego imienia, ale co tam)- niech śpi w drugim, a ja się prześpię na dole, na kanapie. Tak chyba będzie najlepiej.
Skończyła myś naczynia, poukładała je w szafkach i bez słowa zeszła na dół. Bynajmniej nie do salonu.
Awatar użytkownika
Inwar
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Inwar »

Gdy tylko usłyszał, że Sara pozwoliła jeść, od razu zabrał się do konsumpcji, ale przed tym podał miskę z sałatką wiedźmie. Kiełbasa wprost smakowała wybornie, szczególnie, gdy się popija sokiem z dyni. Słysząc kłótnię obu kobiet, wtrącił się z pełnymi ustami - Spokojnie poradzi sobie, chyba. - Obie były zbyt zajęte kłótnią, by nawet zwrócić uwagę na Elfa, więc z powrotem zajął się pysznym posiłkiem. W końcu gdy skończył, Vena zabrała talerze, zaniosła je do zlewu i zaczęła zmywać. Po chwili milczenia przemówiła swym spokojnym głosikiem - -Sara, proponuję aby Amira zajęła jeden z pokoi gościnnych, ten tu - Wskazując brodą na elfa - niech śpi w drugim - Reszty zdania nie usłyszał będąc zbyt ucieszony, że nie będzie musiał nocować na dworze. - Jakby co Inwar jestem. - Zwrócił się do wiedźmy. Po chwili Sara zaprowadziła go do jego pokoju, ostrzegając go, żeby niczego nie zniszczył. Gdy dotarli, kobieta rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, i wyszła, zamykając drzwi. Elf od razu zrzucił swój płaszcz na krzesło obok stołu i położył się na łóżko, zapadając w sen.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira patrzyła na drzwi z wyrzutem. W sumie zdarzało jej się to coraz częściej, chyba powinna się nad tym zastanowić. Tym razem jednak nie miała im za złe uczestniczenia w próbie znokautowania jej, a to, że nie pojawiali się w nich mężczyźni. Nie to, żeby coś, ale w tym momencie mężczyźni oznaczali jedzenie. A jedzenie pachniało tak, że jeszcze chwilę i dostałaby ślinotoku, co jakby nie było estetyczne nie jest. Na szczęście zanim do tego doszło pojawił się elf i …
I nic. Usiadł sobie, nalał soku, podziękował za ratunek. Elfka siedziała i patrzyła na niego, jakby zdezorientowana. A gdzie ten drugi? Teraz przeniosła swoje pełne wyrzutu spojrzenie na Inwara. Przestała go sztyletować wzrokiem, dopiero, gdy spytał o powód oczekiwania. Towarzysze w głodzie muszą trzymać się razem. Mogła mu nawet ewentualnie wybaczyć, że nie przywlekł maga ze sobą. Chyba nie wiedział, jak ważna jest ich obecność dla możliwości spożycia kolacji.
Elfka nie zdążyła znaleźć sobie nowej ofiary, żeby skupić na niej swoją irytację z powodu niemożności zaspokojenia głodu, bo wiedźma oświadczyła, że wysłannik płomieni olał posiłek i nie przyjdzie. Oznaczało to ewidentnie przyzwolenie na rozpoczęcie jedzenia. Jako, że Vena zajęła się nakładaniem sobie kiełbasek, Amira zaczęła od sałatki. Krótką sprzeczkę przyjaciółek zignorowała. Właściwie ledwie zarejestrowała, że się kłócą, całkowicie pochłonięta jedzeniem i ty, żeby nie zachowywać się jak wygłodniałe zwierzę, które rzuca się na jedzenie. Była głodna. Bardzo. Ale jest cywilizowaną kobietą. Może wychowała się wśród wielbłądów, łazi po lochach i kanałach, ale wie jak się należy zachowywać.
Żeby nie przerywać Venia jakże uroczej wypowiedzi o nie robieniu scen, podała sobie kolejny półmisek sama, posłużywszy się telekinezą. Powinna ćwiczyć, jak najczęściej. Umiejętność była całkiem użyteczna, nie tylko podczas posiłków, choć na razie elfka nie potrafiła zbyt wiele. W czasie posiłku zielarka wyglądała na zdenerwowaną, ale pokonaną, potem jednak uspokajała się. Gdy wszyscy skończyli już jeść, wiedźma zebrała brudne naczynia i zabrała się za zmywanie. Amira poczuła się w obowiązku pomóc jakoś, bo jak dotąd to tylko objadła Sarę z przepysznych kiełbasek i sałatki, a właśnie teraz proponowano jej pokój gościnny. Podziękowała krótko i niezbyt głośno, żeby nie przeszkadzać w ewentualnej dalszej rozmowie i znalazłszy suchą szmatkę, poczęła wycierać do sucha czyste naczynia. Wyschłyby wprawdzie same, w przeciwieństwie do umycia, ale zawsze to jakaś drobna pomoc. Następnie wiedźma poukładała je w szafkach, a elfka jej nie przeszkadzała. Nie miała nawet zamiaru grzebać w szafkach zielarki, nie tyle ze względu na matkę, która twierdziła, że zaglądanie do cudzych mebli jest (krótko mówiąc) złe, ale zwyczajnie dlatego, że było to niebezpieczne. Kto wie, co taka trzyma w danej szafie. Nie tak dawno sama udowodniła, jakich szkód może narobić niekonwencjonalnie użyte lekarstwo, więc lepiej było dmuchać na zimne i trzymać się z daleka. Wiedźma w chwilę potem wyszła z pokoju i słychać był, że schodzi na dół. Elfka założyła, że być może poszła już „do siebie”, czyli na kanapę. Sara wyszła z Inwarem, by pokazać mu jego pokój, a Amira ostatni raz wciągnęła cudowny zapach, wciąż unoszący się w powietrzu i podążyła za nimi na korytarz. Ze znalezieniem pokoju nie miała, żadnych problemów. Sara zajrzała do niej upewniając się, czy niczego nie brakuje i uspokojona, zostawiła ją samą.
Elfka przysiadła na łóżku, bardzo zadowolona z życia. Jednak jedzenie wpływało zbawiennie na samopoczucie. Postanowiła skorzystać z łazienki, póki jeszcze była w stanie. Potem zmęczenie mogłoby ją zwalić z nóg. Bieżąca woda w mieście nie była rzeczą niezwykłą, ale Amirze, sypiającej w dużej mierze zatrzymując się gdzieś przy drodze, ewentualnie wynajmującej pokój w wątpliwej jakości oberżach, mimo wszystko wydawała się pewnym luksusem. Może wynikało to też z lat spędzonych na pustyni. Człowiek uczy się tam szanować wodę.
Po kąpieli jej samopoczucie poprawiło się tak bardzo, że skłonna była uśmiechać się do każdego i czynić dobro bezinteresownie. Jednocześnie czuła się znużona i łóżko kusiło ją coraz bardziej. Z rozbawieniem pomyślała, że zajmuje się zaspokajaniem potrzeb, tylko po to, by na jaw wyszły kolejne. Zapewne rano wstanie na powrót obdarzona wilczym apetytem. Chciała jednak jeszcze uporać się z pewnym rzeczami. Wzięła swoją torbę i wyjęła z niej apteczkę, w której to znajdowały się najdelikatniejsze rzeczy, głównie szklane fiolki. Resztę bezceremonialnie wysypała na łóżko. Spakowała się ponownie, porządnie, jak należy. Wreszcie bez pośpiech przejrzała swoje rupiecie, odnotowując w pamięci, czy musi zająć się podczas jutrzejszego wypadu i odkładając na bok czyste ubranie na kolejny dzień. Ostatnim przedmiotem który pozostał na łóżku, było ciasto jagodowe. Ich nagroda, za uratowanie życia trzem podróżniczkom. Amira przyglądała się mu przez chwilę z namysłem.
W końcu zdecydowała, że im szybciej go zjedzą, tym w sumie lepiej i nie bacząc na późną porę, ani swój nieco niestosowny strój i mokre po kąpieli włosy, udała do kuchni. Spojrzała na szafki, wyjrzała na korytarz i spojrzała jeszcze raz. Ciasto postawiła na blacie i westchnąwszy, spenetrowała jednak wnętrze mebli, znajdując odpowiednie do jej zamierzeń, niewielkie talerzyki i nóż, którym ukroiła kilka kawałków ciasta. Chwyciła talerzyki ze specjałem w dłonie. Dała radę zaprać ze sobą trzy, choć jeden niebezpiecznie się chwiał. Do przeniesienia ostatniego użyła znów telekinezy i choć może lewitujące za nią naczynie z ciastem, wyglądało niepoważnie, to musiała się trochę skupiać na tej czynności.
Wycieczkę po domu zaczęła od drugiego pokoju gościnnego. Stanęła przed drzwiami z konsternacją uświadamiając sobie, że nie ma jak zapukać. Zastukała więc nogą w deski, starając się zrobić to cicho i z wyczuciem. Potem łokciem nacisnęła klamkę i jakimś cudem udało jej się wejść do środka. Inwar spał, więc wycofała się i nie bez problemów zamknęła za sobą drzwi. Zajrzała do kuchni, gdzie pozbyła się jednego z talerzyków, a ciasto przykryła i schowała, żeby nie wyschło. Potem zeszła na dół. Chciała znaleźć dziewczyny i poczęstować je wypiekiem, o ile nie spały. Miała nadzieję, że nie, bo samotne objadanie się słodyczami nocą, nie było już tak przyjemne, a że pachniało apetycznie, mimo tego że dopiero co objadła się tak, iż nie sądziła, że pomieści jeszcze cokolwiek w żołądku, to miała ochotę na to ciasto. Chyba nie doceniała możliwości swojego układu pokarmowego. Dobrze, że nie żywi się w ten sposób na co dzień, bo błyskawicznie roztyłaby się, a w jej pracy to niebezpieczne. Poza tym czuła by się jak jakiś dziwoląg. No bo ile widuje się przypadków otyłych elfów? Właśnie.
Zablokowany

Wróć do „Efne”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości