BurdanaAżeby przyjaciela poznać...

Mieszkańcy Burdany są bardzo sprytnymi ludźmi. Nie przywiązują wagi do do bogactwa. Specjalizują się w łowiectwie i meblarstwie. Połowa mężczyzn to drwale. Lasy wokół Brurdany zostały zaczarowane wiele lat temu przez pewnego maga. Po ścięciu odrastają w jeden dzień, tak, że są gotowe do kolejnego zbioru.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Ażeby przyjaciela poznać...

Post autor: Naniria »

        Nad Równiną Maurat od kilku dni szalała burza. Grzmoty rozchodziły się po szarym niebie, odbijając echem od okolicznych lasów; drzewa uginały się pod siłą pędzącego wiatru, który zdmuchiwał kapelusze podróżnym i odstraszał zwierzęta z pobliskich terenów. Wszelkie ptasie śpiewy ucichły, słychać było jedynie uderzanie ciężkich kropel o spragnioną ziemię. Nikt od tych kilku dni nie zapuszczał się w lasy, zwłaszcza, gdy w ich głębiach mieszkały centaury, które nie życzyły sobie odwiedzin ludzi z zewnątrz.
        Wszystko ładnie, pięknie, ale Naniria nie spodziewała się, że zastanie ją burza i będzie zmuszona do przeczekania jej w prowizorycznym szałasie utworzonym na szybko z liści. Siedziała więc na tej twardej, niewygodnej ziemi, obejmując kolana, i z miną, jakby kot jej do butów narobił, przypatrując się szaremu od deszczu krajobrazowi. Nie dostrzegała zbyt wielu szczegółów, mimo posiadania wyostrzonego zmysłu wzroku. Nie podobało jej się to, co bardzo dosadnie wyrażała, warcząc bezustannie pod nosem. Była przemoknięta, zziębnięta, głodna i zirytowana. Łącząc to jeszcze z faktem bycia kobietą - otrzymano wybuchową mieszankę, będącą w stanie rozszarpać pierwszą osobę, która by się akurat napatoczyła. Jeżeli ktokolwiek był choć w połowie tak rąbnięty jak ona sama - mogła liczyć, że będzie tędy podróżował. Bo kto normalny i zdrowy na umyśle wybrałby sobie schronienie z liści w czasie rozszalałej burzy? No, kto?
        Obok zdegustowanej i podważającej sens swojej egzystencji dziewczyny siedział dumnie wyprostowany Archibald, mrużąc delikatnie żółte ślepia. Z pewnością nie był zadowolony z zaistniałej sytuacji. Nienawidził być mokry, więc aktualnie przeżywał dramat wewnętrzny, bo czuł jak grunt pod jego łapami nieprzyjemnie chlupie od nadmiaru wody. A on tej wody dotykał. Tak że oboje byli zniesmaczeni tym, jak potoczyły się ich losy.
        Nani zdziczała przez ostatnie dwa lata. Po rozłące z Lavenem unikała miast, ludzi, osad i wszystkiego innego, co powiązane było z tym porażająco okropnym gatunkiem. Podróżowała lasami, przez rzeki i jeziora, byle nie napotkać na swojej drodze człowieka. Jedynym rozmówcą godnym uwagi był właśnie jej wierny przyjaciel Archibald. Dużo z nim rozmawiała, czasami wysłuchiwał jedynie lamentów dziewczyny, nie komentując ich jakkolwiek. Doskonale się rozumieli, nie potrzebowali słów, by się porozumiewać, wystarczyło jedno spojrzenie, jeden gest. Nie oceniali siebie nawzajem, wspierali się i podtrzymywali na duchu w trudnych chwilach. Na szczęście - nie było ich wiele. Ale Nani zapomniała jak to jest przebywać wśród ludzi, rozmawiać z nimi. Jak wcześniej nie znała ich zwyczajów zbyt dobrze, tak teraz nie znała ich w ogóle. Nie wiedziała, co się zmieniło, a co pozostało takie samo. Wolała nie ryzykować, że ktoś wykaże cechę ksenofobii lub faszyzmu i dźgnie ją prosto w serce dla zdrowia, czy zbawienia. Nie potrafiła pojąć ich gierek, spisków i psychologii. Nazbyt kombinowali, oszukiwali - to było dla niej za dużo. Nawet w lesie w czasie burzy i piorunów było jej lepiej, niż w tłumie idiotów zapatrzonych tylko w siebie. Archi mówił jej, by nie generalizowała, ale ona w tej kwestii go nie słuchała. Temat nie do ruszenia dla niej.
        - Nie widać, by miało się coś zmienić w najbliższym czasie - mruknął kocur, uderzając ogonem o mokrą trawę.
        Nani zerknęła na niego kątem oka, zrezygnowana.
        - Dwuznaczna wypowiedź - rzuciła zdawkowo. Nie miała nastroju na rozmowę, ale Archibald nie odpuścił.
        - Chodziło mi o pogodę. Nie ma żadnych przebłysków. Będziemy tak siedzieć, czy coś zrobimy?
        - Zmokniesz - powiedziała z troską.
        - Już jestem mokry. Bez różnicy. - Przeciągnął się, ziewnął i wyszedł spod szałasu, kładąc uszy po sobie. A Nani poszła w jego ślady, otulając się szczelniej kurtką i marudząc pod nosem.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Trzeba przyznać, że burza nad Równiną Maurat zadziwiła nawet przyzwyczajonego do nieprzewidywalności aury Elenaela. I nie chodziło tu o jej intensywność czy gwałtowność, ale o czas w jakim się rozwlekła. Zbyt długi czas, nawet jak dla niego. Oczywiście nie spowodowało to znacznego opóźnienia w marszu, lecz zdecydowanie uprzykrzyło podróż księcia do celu. O kilka dni za długo - psioczył pod nosem, co rusz zerkając ku niebu zasnutemu szarymi chmurami. Po dziurki w nosie miał tutejszego klimatu, chociaż przyznawał gorzko, że tak urodziwych lasów już dawno nie widział. Drzewa tu były zdrowe, stare i młode, gęsto rozsiane przy sobie, a jednak dało się podróżować pod nimi nawet zboczywszy ze szlaku. Fauna puszczy też miała się znakomicie z czego był niezmiernie zadowolony, gdyż nie trudno było tu coś upolować. I co najważniejsze - nie było tu kłusowników. Z tego ostatniego cieszył się najbardziej.
        Ugoszczony przez miejscowy klan centaurów i potraktowany po królewsku, nie miał powodów do narzekań. Nakarmiono, napojono, ugoszczono w przytulnej chatce ze wszystkimi wygodami, których centaur mógłby zapragnąć. Ostatecznie udało mu się przy okazji zebrać wiele istotnych wskazówek dotyczących drogi do Burdany oraz o kulturze zamieszkujących ją ludzi. Mimo że było mu tam dobrze, musiał wrócić do obowiązków i kontynuować podróż.
        A potem przyszła ta okropna burza.
        Nie znał się na przewidywaniu pogody, ale miał serdecznie dość brodzenia kopytami w błocie, więc wyszukał największe drzewo z najbardziej rozłożystymi gałęziami i tam założył obóz, w którym miał zamiar przeczekać deszcz. Choćby to miało potrwać kilka dni. Jeść miał co - rankiem udało mu się ustrzelić bażanta. Kwestia ogniska była najtrudniejsza, bo z uwagi na wszechobecną wilgoć wszystko wokół było zbyt mokre, żeby dać się rozpalić tradycyjnymi metodami. Na szczęście Elan miał w zanadrzu kilka sztuczek i spore doświadczenie w radzeniu sobie nawet w tak trudnych warunkach. Udało mu się znaleźć kilka miejsc w na drzewie, gdzie pień osłonięty od wiatru i zacinającego deszczu nosił jeszcze w miarę suchą korę. W nieprzemakalnej torbie miał zapas wysuszonych szyszek, które zawsze trzymał na właśnie taką okazję. I niespełna kilkanaście minut od pierwszych przygotowań pod parasolem grubych konarów pochylonego ku ziemi dębu zaczęły dojrzewać pierwsze konkretne płomyczki. Z uwagi na warunki ogień otoczył największą opieką, pilnując, żeby nie przesadzić z dokładaniem świeżych gałęzi, które były zbyt mokre, aby zająć się od razu płomieniami.
        Potem odpiął czerwoną pelerynę, którą okrywał koński tułów i plecy. Materiał rozciągnął nad głową używając strzał z kołczanu jako gwoździ, przybijając go do konarów nad sobą. Prowizoryczny obóz był gotowy.
        Przyszła pora na wykonanie rusztu i oprawienie bażanta, i już po kilku minutach mięso przyjemnie rumieniło się nad ogniskiem.
        Eleanael położył się w objęciach pnia przy korzeniach i doglądając pieczeni zaczął wygrywać na flecie znajomą pieśń. Melodia była bliska jego sercu, bo była częścią pięknego wiersza o strumieniach i wodospadach. Prawiła o miłości jako wartko płynącym źródle życia, pełnych grzmiących wodospadów, które ostatecznie łączyły się w ogromne rzeki, stopniowo coraz cichsze, aby na końcu zlać się w milczące jeziora.
        Eleanael nie był mistrzem w śpiewie, aczkolwiek wrodzony, rasowy talent muzyczny dało się rozpoznać z daleka. Dźwięki fletu niosły się echem po lesie, nie zwracając uwagi na burczące nad ziemią burzowe chmury, ani na tętent setek kropel deszczu. Wręcz przeciwnie. Zdawałoby się, że każda z nich powtarza i przekazuje dalej słodką nutę melodii. Dzięki temu zajęciu sam centaur zapomniał o znojach podróży i nieprzyjemnej aurze.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Odgarnęła z twarzy wciąż przyklejające się do niej włosy. W tym momencie najchętniej pozbyłaby się tych kłaków, lecz nazbyt je lubiła i zapewne później narzekałaby na ich brak. Była ogromnie skonfundowana swoim stanem - nie wiedziała, gdzie kończy się skóra, a zaczyna przemoczone ubranie, i na odwrót. Nie potrafiła ocenić jak bardzo będzie musiała męczyć się z odczepianiem odzienia od powłoki skórnej, gdy ta paskudna pogoda pójdzie sobie gdzieś indziej. Chciała wierzyć, że nadejdzie to już niebawem, ale wszelkie nadzieje były brutalnie rozdeptywane, gdy tylko jej wzrok wznosił się ku niebu. Wtedy wydawała z siebie żałosny dźwięk rozpaczy. Wielce ubolewała nad swoim żywotem, a widok równie zniesmaczonego zaistniałą sytuacją Archibalda w ogóle nie dodawał jej otuchy.
        Robiła się chora od samego myślenia o wodzie. Miała tego szczerze i serdecznie dosyć, a kot nawet nie raczył zdradzić, dokąd zmierzają. W jeszcze większe bagno, jak mniemała.
        Warknęła głośno, zatrzymując się między jednym drzewem a drugim.
        - No i po co było wstawać? - jęknęła z wyrzutem, starając się przebić przez dudnienie deszczu.
        Archibald, przypominający aparycją zmokłego koguta, obejrzał się na towarzyszkę z wyrazem znudzenia na czarnym pysku. Żal mu było patrzeć na Nani, obejmującą samą siebie ramionami i trzęsącą się z zimna. Podszedł więc do niej i otarł się o jej biodro, chcąc jakkolwiek poprawić dziewczynie nastrój. Ona zaś wzdrygnęła się nagle, po czym odskoczyła jak rażona piorunem.
        - Argh, mokry jesteś! - zaskrzeczała z wyrzutem. Pogłaskała przyjaciela między uszami dla pocieszenia, ale zapomniała, że jej ubrania również są mokre, więc gdy wytarła o spodnie dłoń, zrobiła bardzo niezadowoloną minę. - Ja tu zaraz coś zrobię i nie będzie to przyjemne dla większości otoczenia - warknęła pod nosem.
        - Uspokoisz się wreszcie, paranoiczko? Wyjdźmy najpierw z tej puszczy, później będziesz rzucać groźbami na prawo i lewo. - Archibald machnął ogonem i ponowił spacer. Jemu też nie podobało się błądzenie w czasie burzy, ale ktoś tu musiał robić za rozsądek Nani, skoro jej osobisty już dawno uciekł.
        - Ćśś. - Nani klęknęła przy przyjacielu i zasłoniła mu paszczę. - Jakieś dźwięki... Słyszysz?
        Jego towarzyszka naprawdę potrzebowała odpoczynku... Dopiero teraz zorientowała się, że coś w oddali gra? Kot zdołał dosłyszeć to już z szałasu, ona również powinna. Zdecydował się zaryzykować pewne postanowienie.
        - Chodź, może gdzieś tam jest miejsce ze stabilnym dachem. - Jak powiedział, tak zrobił - zaczął podążać w kierunku źródła dźwięków.
        - Pff - prychnęła dziewczyna, przewróciwszy oczyma. - Taki jest tam dach, jak ze mnie tancerka! Archi! - krzyknęła za przyjacielem, ale on jej nie słuchał. Warknęła raz jeszcze z bezradności, a następnie z potężną dozą niechęci podążyła w ślady kocura, mając nadzieję, że nie napotkają po drodze żadnej krwiożerczej bestii.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Melodia fletu niosła się w puszczy jako ciche i trudne do zlokalizowania słodkie brzmienia wiatru. Tonacja melodii była ciepła, a jednak zagrzewała do życia. Już zapomniał jak dobrze było posiadać przy sobie magiczny flet. Centaur rzucił okiem na wirujące w powietrzu młode listki dębu, świadczące o wysłuchaniu przez drzewo jego skrytej prośby. Nie przerywając gry uniósł wzrok, by obserwować niezwykłe zjawisko jakim były leniwie, a jednak zauważalnie poruszające się konary i mniejsze gałązki. Ich plątanina powoli uformowała nad jego głową szczelne zadaszenie. Płótno, które rozciągnął nad ogniskiem zostało opuszczone, kiedy od ruchów gałęzi strzały przytrzymujące je nie były w stanie pozostać na miejscu, wbite płytko w korę, i spadły na ściółkę. Eleanael popatrzył jak przesiąknięta wodą peleryna spada ciężko na ziemię obok ogniska.
        Roślinność wokół obozowiska rozpoczęła swój przyspieszony wzrost. Kwiaty ukryte pod ziemią wypełzły spod mokrej ściółki i na oczach rozwinęły swe pąki. Nie trwało to zbyt długo, bo centaur, osiągnąwszy swój cel, odłożył zaczarowany instrument do torby przymocowanej do boku i zajął się dorzucaniem drwa do ogniska.
        Nie był najlepszym muzykiem na tej łusce. Według standardów naturian - raczej był średnio utalentowany. Natomiast miał dobry słuch i (co chyba najważniejsze) dobry gust. Ale z gustami bywa różnie. Jednym odpowiadają skoczne kawałki, innym kołysanki, a jeszcze innym morskie szanty. Elan nie miał ulubionego stylu. Lubił każdy rodzaj muzyki, byleby nie był to fałsz.
        Obrócił nad ogniskiem bażanta, oceniając stopień zarumienienia skórki. Niebawem będzie w sam raz. W międzyczasie odpiął pas trzymający juki przy bokach i odłożył je pod samo drzewo. Westchnął ciężko, podniósł z ziemi czerwoną pelerynę. Była tak mokra, że kiedy trzymał ją nad ziemią, lała się z niej woda strumieniem. Nawet nie robił sobie nadziei, że uda mu się ją wysuszyć do rana. Wstał z ziemi i wyszedł spod drzewa, i powiesił ją na niskiej gałęzi, żeby deszcz wypłukał z niej to, co zebrała ze sobą z ziemi.
        Wtedy las podpowiedział mu, że coś albo ktoś zbliża się do niego od prawej strony. Centaur obrócił głowę w tę stronę, a jego nieprzenikniony wzrok dostrzegł dwie sylwetki. Jedną wyższą, drugą niską. W każdym razie na pewno zauważył przybyszy wcześniej niż oni jego. To dało mu czas na przygotowanie. Od razu wiedział, że nie stanowią dla niego zagrożenia - w teorii. Jakby było inaczej, zapewne próbowaliby się skradać. Ale ostrożności nigdy za wiele. Centaur odwrócił się i wrócił pod zadaszenie utworzone z konarów z drzew, chwycił za swój łuk, na który założył jedną strzałę, a potem wszedł w las, aby wyjść na spotkanie gości.
        Szedł odważnie, wprost w ich kierunku. Z góry widział wszystko wyraźniej. Był wyprostowany, kroczył dumnie, a jego postawa mówiła jasno: "ja tu jestem górą". No, i rzeczywiście tak było - metaforycznie i namacalnie. Ale kiedy zobaczył małą elfkę i jej kocura... nie wiedział czy płakać ze śmiechu, czy z żalu. W każdym razie ciężko mu było utrzymać poważną minę. Takiej mizeroty jeszcze nigdy na oczy nie widział. Elfka trzęsła się jak galareta, a jej kotowaty towarzysz wyglądał jakby miał bliskie spotkanie z piorunem. Łuk i strzałę trzymał w jednej ręce, niegroźnie. Nie powinien ich wystraszyć. Chociaż może powinien? Przestąpił kopytami po mokrej trawie, udostępniając im przejście do jego obozu. Ręką unoszącą łuk wskazał im kierunek, co powinni odebrać jako zaproszenie. Migoczące na końcu gąszczu światełko ogniska powinno doprowadzić do celu tych wędrowców-męczenników.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        - Byłam święcie przekonana, że natura lubi elfy na tyle, by nie pozwolić, aby zostały doprowadzone do takiego stanu, w jakim ja właśnie jestem - burczała dosyć głośno, uważając na to, co miała przed sobą i pod nogami. - W takim razie, dlaczego ja jestem w tym stanie, hmm? Widzisz mnie, Archi? Dlaczego Matka Natura stwierdziła, że ta oto jednostka powinna przestać cieszyć się życiem? Bo co? Bo ze szczęścia umrę? A czy można umrzeć ze szczęścia? A czy niebo jest zielone? - Zerknęła niepewnie na szare chmury. - Na całe szczęście nie jest. No i widzisz? Ugh! Dramat. Po prostu dramat. Nie rozumiem złożoności tej przeklętej pogody. A może to rzeczywiście jest rzucone zaklęcie przez jakiegoś wnerwionego czarodzieja? Co o tym sądzisz?
        Z kocura wydobyło się bardzo ciężkie westchnienie podszyte wyraźnym zrezygnowaniem.
        - Sądzę - zaczął, wciąż brnąc naprzód przez ścianę deszczu - że powinnaś w końcu złożyć wizytę jakiemuś medykowi.
        - No, wiesz co! - obruszyła się dziewczyna, kolejny raz się zatrzymując. - To ja tu z całych sił próbuję rozwikłać zagadkę tego niespotykanego zjawiska, angażuję całą swoją wyobraźnię, a ty mi mówisz, żebym poszła do lekarza? Ale ty masz tupet, kocie! Niewiarygodne... Po prostu...
        Urwała nagle, chwytając natychmiast za nóż. Wytężyła słuch, i nie myliła się - dźwięki muzyki ustały. Słychać już było samo uderzanie kropli o podłoże przemieszane z szumem drzew. Ale coś jeszcze docierało do jej uszu. Zobaczyła tylko, jak Archibald się spina i poczyna cicho warczeć, a w następnej chwili jej oczom ukazał się potężny centaur, dzierżący w dłoni łuk wraz ze strzałą. Ślepia Nani urosły do rozmiarów talerzy, a ręka z nożem opadła, gdy dziewczyna zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy w swoim krótkim życiu widzi żywego i doskonale prawdziwego centaura. Wpatrywała się w niego, jak w zbawienie, próbując kilka razy włożyć nóż z powrotem w puginał przy pasie. Udało jej się dopiero za czwartym. Nie potrafiła oderwać od niego zszokowanego wzroku, wyglądała jak mała dziewczynka, chcąca sięgnąć po zakazany przedmiot w domu. Nieświadomie zaczęła się zbliżać do mężczyzny, zafascynowana ze wszech miar jego osobą. Człowiek i koń w jednym! To dopiero widok! To dopiero zjawisko! A nie jakaś tam burza!
        Na drodze stanął jej Archibald, który wolał nie ryzykować strzały w oku, bo Nani zaraz by zaczęła sprawdzać, czy aby na pewno ten osobnik jest realny. Otrząsnęła się więc dzięki trzeźwości przyjaciela i przybrała swoją standardową minę - nieufność wymieszana z podejrzliwością. I zanim kot zdążył cokolwiek powiedzieć, ona niestety była pierwsza:
        - Jesteś centaurem - stwierdziła oczywisty fakt, wpatrując się świdrującym spojrzeniem w mężczyznę.
        - Nie sądziliśmy, że spotkamy kogoś w czasie takiej ulewy - dodał od razu kot, nie chcąc, by Nani kontynuowała swoje domysły. - Jesteśmy wdzięczni za okazaną dobroć. Prawda, Nani? - dopytał z naciskiem, mierząc dziewczynę dosadnym wzrokiem.
        - Tak, pewnie - odparła bez przekonania, po czym bezceremonialnie ruszyła w stronę tlącego się w oddali ogniska.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Eleanael przywykł już do takich ciekawskich spojrzeń jakim obdarowała go nieznajoma. Nigdy jednak, przenigdy, nie unosił się pychą, a tym bardziej nie uważał się za kogoś niezwykłego, aczkolwiek zdawał sobie sprawę z tego, że jest inny i nie bez powodu jego rasa chowa się przed innymi rasami. Nie z tchórzostwa. Nie. Wręcz przeciwnie. Raczej ze swej niezbyt pochlebnej przeszłości i różnych historiach, w których centaury są stawiane raczej w złym świetle. Rzadko kto znał ich dobre cechy. Na szczęście dla młodej dziewczyny i jej kota Elan miał ich więcej niż tych złych.
        Mowa zwierząt była mu znana, ale elokwencja z jaką zwrócił się doń Archibald zaskoczyła nawet doświadczonego centaura. W uznaniu za to podziękowanie przyłożył do piersi dłoń, w której dzierżył łuk i przeniósł wzrok na dziewczynę, która była o krok od wpadnięcia na niego.
        - Las jest wspólnym domem wszystkich, którzy pragną schronienia. Jeśli macie przyjazne zamiary to możecie skorzystać z mojego ogniska, żeby się ogrzać i odpocząć - odpowiedział, śledząc zielonymi oczyma mijającą go elfkę. Była niższa niż inne elfy, a nawet i te wysokie (górskie) sięgały mu zaledwie do brody. Nani wzrostem nie wyrastała mu ponad brzuch, więc musiał ją trochę przytłaczać swoją wielkością i dość masywną budową.
        Gdy dotarli do ogniska, odstawił swój łuk obok kołczanu i uprzęży ze swoimi bagażami. Włócznia stała oparta o pień drzewa.
        - Wyglądacie na głodnych - powiedział, zdejmując z rusztu przebitego bażanta. Mięso było idealnie upieczone. Centaur podszedł do elfki i podał jej patyk z bażantem. To był jego posiłek, ale mógł z powodzeniem upolować coś z rana. Poza tym miał jeszcze zapas pieczywa w sakwach. Widząc onieśmielone dziewczę i oblizującego się ze smakiem jej towarzysza, uznał ostrożnie, że ma do czynienia z bardzo młodą elfką i jej opiekunem. - Jedzcie, póki ciepłe. Podniesie was to na duchu i napełni serca optymizmem - rzekł, oddając patyk, a potem obszedł ognisko i położył się z drugiej strony. Zadaszenie z konarów drzewa skutecznie chroniło obóz przed ulewnym deszczem, a ciepłe promienie ogniska wypełniały utworzoną przez niego miejscówkę przyjemnym kołyszącym się blaskiem.
        Było dla niego trochę krępujące to spoglądanie Nani, jakby widziała ducha. Choć starała się to ukryć pod twardą maską z obojętnej miny, wyczulony na takie spojrzenia centaur widział fascynację w jej oczach. Czasami go to śmieszyło, ale w pozytywnym sensie. Nie gardził ludźmi, a w szczególności elfami. Był wyrozumiałym księciem i potrafił zrozumieć tę normalną ciekawość. Wziął do ręki patyk i spuścił wzrok na ogień, po czym zaczął tymże badylem rozgrzebywać żar, w którym piekły się kartofelki.
        - Jesteś Nani? Jakie są wasze pełne imiona? Jeśli nie chcecie zdradzać, to rozumiem. Moje brzmi Eleanael, ale wołają na mnie Elan - zagadał pogodnie, chcąc przerwać krępującą ciszę.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Stanęła na środku prowizorycznego obozowiska... No, właśnie. Czy było ono prowizorycznie zrobione? Zdumiała się, widząc nad sobą dach z gęstych koron drzew, które nie przepuszczały ani kropli wody. Oczy zabłysły jej w podziwie, a wyschnięte usta rozchyliły się w niedowierzaniu. Długo kręciła się wokół własnej osi, przypatrując temu cudowi natury. Zachwycona pięknem otaczającej jej przyrody, Nani nie zauważyła dołączających do niej towarzyszy. Nie widziała dotąd takiego sklepienia, tak idealnie wpasujących się w siebie gałęzi i liści.
        Archibald otrzepał się w wejściu, po czym spojrzał na milczącą przyjaciółkę.
        - Zacznij tańczyć, bo ten dach to kawał dobrej roboty - powiedział, samemu przypatrując się z nieukrywanym zainteresowaniem.
        Ona jeszcze długo wędrowała między korzeniami, z namaszczeniem dotykając delikatnymi dłońmi pni tych pięknych drzew. Zatrzymywała się przy każdym napotkanym kwiatku, nie rozumiejąc w tej chwili niczego. Skąd tu się wzięło nagle tyle roślinności? Jakim cudem drzewa stworzyły tak szczelne zadaszenie? Poczuła ciepło ognia na przemarzniętej skórze i od razu zrobiło jej się lepiej. Jakoś milej, przyjemniej. Lecz w następnej chwili przypomniała sobie, dzięki komu się tu znalazła. Przeniosła więc podejrzliwe spojrzenie na potężnego centaura i zatrzymała się przy ognisku. Jej blada twarz w świetle płomieni wyglądała, jakby należała do nieboszczyka, a oczy Nani błysnęły tajemniczo. Rozprostowała zziębnięte, zesztywniałe palce, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Następnie zerknęła na trzymany w jego ręku patyk z podpieczonym mięsem. Archibaldowi już wyraźnie ślinka z pyska leciała, ale ona powstrzymała go przed rzuceniem się na przysmak, przejmując go szybko z rąk centaura. Obejrzała mięso dokładnie, z nienaganną precyzją, jakby za wszelką cenę chciała znaleźć coś, co zabroniłoby im go spożyć. Bo kto wie, czy aby nie zatrute? Albo nie nafaszerowane czymś zgniłym? Albo z robakami? Nie mieli pewności co do zamiarów mężczyzny. Widziała kątem oka tęskne i wyczekujące spojrzenie, jakim Archi obdarowywał ten kawałek mięsa. Ale ona musiała być pewna.
        - Dlaczego nam pomagasz? - Zignorowała pytanie Elana. Ich imiona na razie nie były mu do niczego potrzebne, a im informacja o ewentualnym zatruciu pokarmowym owszem.
        - Nani - zganiał ją kocur. - Daj spokój. On nie jest człowiekiem, co złego może nam zrobić?
        - Wiele! - powiedziała gwałtownie. - A ten łuk? Strzały? Włócznia? - Wskazała palcem na kij oparty o pień. - Po co ci to wszystko? Jesteś w lesie. Nie wystarczy ci sam łuk do ustrzelenia zwierzyny? Jeśli tak, to po co włócznia? Wojownik pewnie? A jak wojownik, to i zabijać umie! A tak się składa, kolego - zwróciła się do Archiego - że ja nie chcę zostać zabita. Lubię swoje życie, dlatego Elan odpowie, na co mu włócznia.
        - Przestań się ciskać. Dał nam schronienie, a ty się go jeszcze czepiasz? Dzieli się z nami jedzeniem, a ty go o niecne zamiary oskarżasz?
        Spiorunowała przyjaciela morderczym spojrzeniem, ale on nie został jej dłużny. Zdecydowanie powinni byli zajść do miasta, czy dwóch, bo ona już w ogóle nie znała umiaru, a granica jej paranoi sięgnęła zenitu. Archibald zdawał sobie doskonale sprawę, skąd się u niej ta nienawiść wzięła, ale odkąd tylko opuścili mury ostatniego miasta dwa lata temu Naniria coraz bardziej dziczała. A to on tu był zwierzęciem ponoć. Nie miał zamiaru się z nią cackać, więc najzwyczajniej w świecie wyrwał jej z ręki patyk z jedzeniem, poszedł w kąt i począł napawać się krwistym bażantem.
        - Archi! - warknęła Nani, ale po chwili złagodniała. Obrażona na cały świat usiadła naprzeciwko ogniska ze skrzyżowanymi nogami i podparła głowę na ręce, zdmuchując ostentacyjnie włosy z twarzy.
        - Raz jeszcze dziękujemy za pomoc, Eleanaelu - odezwał się kocur, oblizując pysk. - Ja jestem Archibald, a to jest Naniria. - Zignorował jej pogardliwe prychnięcie. - Od dłuższego czasu jesteśmy w drodze, a ta burza... wzięła nas z zaskoczenia.
        - Ty zrobiłeś ten dach? - Weszła mu w słowo dziewczyna. - Jak?
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Zdziwienie wymalowało się na twarzy Elana, kiedy kot zagadał do swojej podopiecznej i kazał jej tańczyć. Szczęście w nieszczęściu Nanirii, że nie wiedział nic o ich zakładzie. Natomiast z rosnącą dumą obserwował jak elfka ogląda sklepienie, które było jego dziełem. To znaczy nie tylko jego, ale nawet on lubił czasem być docenionym i prawie zapomniał jakie to uczucie, bo przez wiele miesięcy samotnej podróży nie miał do kogo się odezwać. A już o demonstracji swoich umiejętności w ogóle nie wspominając.
        Z rosnącym zainteresowaniem przyglądał się spacerującej po placu pod drzewami i dotykającej pni elfce. Już dawno pojął, że elfy są bardzo związane z naturą i bezpośrednio się z nią przyjaźnią. Teraz mógł na własne oczy zobaczyć pokaz tejże czułości i jednocześnie fascynacji w gestach ledwie poznanej dziewczyny. Pozwalał jej na to, milcząc i czekając aż sama skończy. Ale gdy odmówiła posiłku, poznał jej drugą naturę, która już trochę mniej mu się spodobała. Owszem, nie spodziewał się zaufania i nawet był skłonny zrozumieć jej ostrożność, bo niejako centaury uchodziły za tajemniczą rasę, raczej nieprzyjazną niż przyjazną. Być może, gdyby był na swoim terytorium, to inaczej by postąpił z nimi, ale nie był u siebie i w dodatku nie tylko jemu nie pasowała ta niekończąca się burza, a więc nie było powodu, żeby nie pomóc towarzyszom niedoli.
        - Spokojnie - rzekł do kota stającego w jego obronie. Ręką wykonał gest uspokajający, a potem zwrócił się do podejrzliwej elfki. - Nie mieszkam tutaj. Podróżuję z misją poselską i zmierzam ku Burdanie, aby przekazać ważny list. Niestety, nawet w lasach nie jest już bezpiecznie jak kiedyś. I wybacz, jeśli cię to denerwuje, ale powiem ci w sekrecie, że jestem najbardziej pokojowo nastawionym centaurem jakiego w życiu spotkałaś. - Mrugnął jednym okiem do naburmuszonej elfki. Była tak spięta, że aż sina. Trochę mu się zrobiło żal jej kocura, ale kiedy jej kotowaty przyjaciel zabrał bażanta dla siebie - pewnie uznając, że to dobry sposób na wymierzenie kary swojej krnąbrnej podopiecznej - to zrobiło mu się lżej na sercu. No, ale elfkę też nie chciał zostawiać bez niczego, jednakże nie zamierzał jej do niczego przymuszać.
        Odgarnął długie włosy przechodzące na plecach w grzywę, za barki, a następnie skinął głową do kota.
        - To dla mnie wielka radość poznać was i pomóc w niedoli. Widzisz, nie tylko was zaskoczyła ta burza - przyznał, a kiedy głos zabrała nachmurzona dziewczyna, zwrócił się do niej. Tym razem mówiła już trochę spokojniej, ale nadal w jej głosie grasowała ta sama, nieprzyjemna oziębłość, z którą się właściwie wcale nie kryła.
        - To? - zapytał, używając rozżarzonej końcówki patyka jak wskaźnika i wskazał nim sklepienie nad ich głowami. - Pogroziłem drzewom swoją włócznią i rozkazałem im zrobić mi dom - odpowiedział z nutką złośliwości. A niech nie myśli sobie, że nie miał poczucia humoru. Mina Nanirii wystarczyła za nagrodę. Na razie, póki co nie chciał zdradzać swoich sekretów. Zresztą... po co miałby je zdradzać tylko przypadkowo spotkanym miejscowym? Bo Elan wciąż myślał, że ci tutaj, to mieszkańcy tego lasu, bo nie zauważył, żeby nosili ze sobą jakiekolwiek bagaże.
        - Mogłem to miejsce znaleźć już w takim stanie, co nie? - zapytał, a szorstka retoryka w jego głosie pobrzmiewała jak typowe zamknięcie tematu.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Bardzo uważnie obserwowała Elana, śledziła każdy jego ruch. Była przygotowana na uniknięcie ewentualnego ataku, pomimo jego zapewnień, że nie ma podłych zamiarów. Ona nikomu nie ufała, nawet samej sobie. Może poza Archim, jego priorytety znała, a zabijanie nie było jednym z nich. Tego tu natomiast centaura poznała zaledwie kilka minut wcześniej i nawet przez myśl jej nie przeszło, by mu zawierzyć. Gdy się odzywał, mrużyła podejrzliwie oczy, niczym rozjuszona kotka. Brakowało jej tylko ogona do machania nim z furią.
        Fakt, że jeszcze nigdy nie spotkała żadnego przedstawiciela jego rasy, w ogóle jej nie pomagał. Nie miała porównania, nie potrafiła ocenić, w jakim stopniu był on "pokojowo nastawiony" wobec przybyszy. Możliwe, że w minimalnym. Wolała więc dmuchać na zimne i nie dać się rozkojarzyć. Wzdrygnęła się z zimna, a po plecach przeszły jej ciarki. Cholerna burza, psiamać, zaklęła w myślach, bo na głos to nie miała siły.
        Na wyjaśnienie mężczyzny, uniosła brew, tłumiąc gardłowe warknięcie. Podążyła wzrokiem, chcąc nie chcąc, za końcówką kija Elana i aż się w niej coś zagotowało. Rozkazywać drzewom?! Drzewom nie można rozkazywać!
        - Słaby z ciebie centaur, skoro nawet drzewa się ciebie nie słuchają, gdy ładnie prosisz - burknęła znad kolan, piorunując spojrzeniem mężczyznę.
        Archi wydał z siebie ostrzegawcze syknięcie w stronę Nani, ale ona go zignorowała, nie zmieniając pozycji ani o milimetr. Nawet nie mrugnęła. Uparcie siedziała i wpatrywała się przeszywająco w Elana, jak kot na polowaniu. Nie przeszkadzało jej to najwyraźniej.
        - Nie sądzę, by to miejsce zostało naturalnie utworzone. Jest zbyt dokładne - skwitowała oschle.
        - Na wszystkich świętych, Nani, czy ty musisz wszystko podważać? - spytał zrezygnowany Archibald.
        - Owszem, muszę! - obruszyła się. - Tylko ja jedna tu myślę? Kocie, czasami mnie zawodzisz swoją naiwnością.
        Wstała, kopnęła wystającą kępę trawy i jak dziecko odwróciła się plecami do centaura. Archibald podszedł do Elana, usiadł obok, po czym westchnął ciężko, wciąż nie umiejąc zrozumieć nieufności dziewczyny.
        - Serdecznie cię przepraszam za jej zachowanie - szepnął kot do centaura. - Ma trochę spaczoną psychikę... - Odchrząknął wymijająco, chcąc zmienić temat. - Mówiłeś, że zmierzasz do Burdany. Daleko jest stąd do miasta?
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Na całe szczęście Eleanael był bardzo łagodnym pół-koniem i nie brał do siebie uszczypliwych uwag dziewczyny. Niemniej, pod płaszczykiem pozorów zachowywał wobec niej ostrożność i choć tego nie zdradzał, jego czujne zmysły nie opuszczały pyskatej elfki ani na moment. Nie, żeby stanowiła dla niego jakieś zagrożenie, ale atak znienacka mógłby się nawet dla niego, doświadczonego w walce wojownika, skończyć różnie. Nawet jeśli przewyższał ją siłą, wzrostem, czy umiejętnościami, był tylko zwykłym śmiertelnikiem i umiejętnie włożony pod żebro sztylet, który nosiła przy pasie, mógł skutecznie zakończyć jego żywot.
        Ale do tego potrzebowałaby wiele szczęścia i czegoś więcej niż sprytu. Na swoje nieszczęście, Eleanael nie spotkał na swej drodze ani jednego wrogo nastawionego elfa i przez to nie miał powodu, żeby bać się takiej nabzdyczonej Nanirii. Dziewczyna wprawiała w zdumienie centaura od samego początku. Była dość młoda, aczkolwiek nie umiał nawet w przybliżeniu odgadywać wieku elfów. Oceniał ich teoretyczny wiek po wzroście. To całkiem ryzykowny wzór, ale bądźmy szczerzy - nigdy go nie potrzebował. Za to dzieciaki go uwielbiały. Przyciągał je swoim poczuciem humoru i podejściem do młodzieży, a w szczególności otwartością. To rzadki egzemplarz wśród centaurów i sam Elan dobrze o tym wiedział, dlatego przyzwyczaił się do różnych reakcji na jego "udomowiony" charakter. Do dziwnych gestów, typu głaskanie, plecenie warkoczy na ogonie albo grzywie, już dawno przywykł i nie przeszkadzały mu nawet, kiedy potem musiał je sam przez wiele minut rozplątywać. Takie już były dzieci i uważał, że obcowanie ich z jego rasą jest potrzebne obu stronom. Dla niego to mała odskocznia od książęcych obowiązków, a dla dzieci wartościowe doświadczenie.
        - Masz słuszność, Nani - przytaknął znienacka. - Chciałbym, żeby drzewa słuchały mych próśb. Ale obawiam się, że tylko elfy i druidzi mają tak dobre relacje z roślinami.
        Mówiąc to wydłubał z popiołu trzy ciemne ziemniaczki. Patykiem przetoczył je po mchu i ustawił obok siebie z dala od ogniska, żeby ostygły. A gdy przysiadł się do niego wielki kocur, uniósł rękę i machnął nią w powietrzu.
        - Nic nie szkodzi. Nie pierwszy raz słyszę podobne słowa. Te z ust Nanirii są i tak wyjątkowo łagodne - uspokoił kota i zwrócił się bezpośrednio do przyczajonej dziewczyny. - Na pewno nic nie zjesz? Jeśli nie jadasz mięsa, to proszę cię o wybaczenie. Zupełnie zapomniałem, że niektóre klany żywią się wyłącznie owocami i warzywami. Wobec tego może skusisz się na pieczonego ziemniaka? - zaproponował wciąż serdecznym tonem i pokazał ręką na trzy parujące kartofelki. Dobrze wiedział, że smak ciepłych ziemniaczków musiał być w tych warunkach najznakomitszym rarytasem, któremu trudno byłoby się oprzeć.
        Na szczęście Archibald pociągnął inny temat, co przyjął z niemałą ulgą i chętnie podjął tę rozmowę z intrygującym kotem. Naniria na razie zeszła na drugi plan ze względu na jej zamknięcie się na niezbite dowody na niewinność Elana. Centaur cały czas miał ją na oku.
        - Tak. Miałem tam dotrzeć parę dni temu, ale spowolniła mnie ta burza. Dziwna burza. Nigdy nie widziałem podobnej. Miałem nadzieję, że skończy się szybciej, ale jak widać los chce inaczej. Przez to przyznam szczerze, że straciłem orientację i nie wiem, ile mi to jeszcze zajmie. Myślę, że jestem dwa, może trzy dni od miasta. - Odkleił na chwilę swoje zielone oczy od Nanirii i popatrzył na kocura obok siebie. - I miałem szczerą nadzieję, że to wy mnie to powiecie, ale jak sami nie wiecie, to nic nie szkodzi. Może innym razem mi się poszczęści. A wy co tu robicie? Zgubiliście się? - zapytał, ciekaw, czy odpowie mu kot, czy może ta przyczajona elfka. Kiedy znowu na nią spojrzał wydało mu się, że patrzy na przyczajoną kotkę. Drapieżnika, którego mięśnie były napięte jak cięciwa łuku z nałożoną strzałą. Było w niej coś intrygującego, takiego nieoszlifowanego, coś co odróżniało ją od innych elfów. Niemal kociego. Może to była zasługa zbyt długiego przebywania tylko w towarzystwie jej kompana, który - tak się złożyło - był akurat kotem, albo po prostu jakiejś wewnętrznej frustracji, niekoniecznie mającej związek z przypadkowo napotkanymi przez nią ludźmi. Elan nie znał się na tych sprawach, ale dobrze wyczuwał w niej jakiegoś rodzaju... rozpacz?
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Archibald prychnął z rozbawieniem na wspomnienie o łagodności jego towarzyszki. Osobiście wątpił w jej istnienie, Nani najwyraźniej nie miała aż tak złego humoru jak wszyscy przypuszczali. Ona zaś na propozycję centaura zmrużyła jeszcze bardziej oczy, jeśli w ogóle było to możliwe. Jednakoż, mimo swoich "widzimisię", była straszliwie głodna, więc ziemniaczkiem pogardzić nie potrafiła. Jak na nią przystało, nie podziękowała, delikatnie chwytając warzywo, tylko bez słowa, mało subtelnie przechwyciła jedzenie, nie spuszczając z Elana piorunującego spojrzenia. Kochane dziecko. Usiadła z powrotem przy ognisku, jak naburmuszona dziewczynka, i poczęła delektować się słodkim smakiem upieczonego warzywa.
        Kocur westchnął ciężko, ale nie skomentował. I tak jego słowa nie przyniosłyby żadnego efektu.
        - Również się zastanawialiśmy, czy to zjawisko jest normalne, bo nie do końca na takie wygląda. - Kot zasępił się na chwilę. - Tak jak ty - straciliśmy orientację, nic nie widać przez tę ścianę deszczu.
        - Może matka Natura w końcu pozbędzie się tego plugastwa - mruknęła dosyć niewyraźnie dziewczyna, przeżuwając ziemniaka. - Przydałoby się, światu wyszłoby to wyłącznie na dobre.
        Nie przepadała za obcymi w ogólnym rozrachunku, ale ludzi szczerze nienawidziła. Centaura darzyła zwykłą, prostą nieufnością, jak każdego innego podróżnego, którego spotkali na swojej drodze, a który nie okazał się być człowiekiem. Lecz gdyby na tej drodze właśnie człowiek się pojawił... Zapewne nie darowałaby mu, kimkolwiek by nie był, skądkolwiek by nie pochodził. Nie tolerowała tego robactwa, wyrządzali życiu wielkie szkody i nikt się tym zbytnio nie przejmował. Demonów i Piekielnych nie winiła, oni byli źli sami w sobie, tacy powstawali, taka była ich natura, ale przynajmniej wiadomo było, czego można się po nich spodziewać. A po ludziach? Zakłamane wszy, które tylko kręcą i kombinują na wszystkie możliwe sposoby, byle tylko uniknąć konsekwencji swoich działań. Niektórzy z boską pieśnią na ustach, że "to w imię Prasmoka"! Gówno prawda.
        Aż się zagotowała z tej wewnętrznej złości. Wstała więc, rzuciła resztką jedzenia w deszcz, warknęła gardłowo, po czym zakręciła się wokół własnej osi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ukucnęła i złapała się za głowę. Archibald natychmiast zjawił się obok niej, ocierając pysk o jej bladą twarzyczkę. Od lat w ten sposób uspokajał przyjaciółkę, a ostatnimi czasy musiał to, niestety, robić coraz częściej. Oddychała szybko i niemiarodajnie, wydawała z siebie ciche, żałosne jęki. Obraz nędzy i rozpaczy.
        Uspokoiła się po niekrótkiej chwili. Usiadła i wpatrzyła się w eter. Archibald cierpliwie czekał, aż Nani coś z siebie wydusi. Ona obejrzała się przez ramię na centaura i rzekła jedynie:
        - Dobrze, że nie jesteś człowiekiem.
Ostatnio edytowane przez Naniria 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Centaur starał się zachować pozory kultury i nie patrzeć w jaki sposób młoda dziewuszka wcina ciepłego kartofla. Nawet w jego stronach uchodziłoby to za niegrzeczne przyglądanie się jak ktoś je, ale nie sposób było po prostu nie patrzeć na to przedstawienie jakim go uraczyła. Z drugiej strony bardzo dobrze rozumiał jej nieufność i pewnie, gdyby był na jej miejscu zachowywałby się podobnie. Przyznał po cichu, że dobrze robi, nie ufając mu jako centaurowi. Chociaż wciąż chciałby to zmienić, powoli przez gruby mur uporu przebijała się myśl, że nie uda mu się zmienić całego świata, jeśli dążąc do celu miałby stawić czoła wszystkim opornym na jakiekolwiek zmiany. Pozostało mu tylko odpuścić i zostawić Nanirię w spokoju.
        Pokiwał głową dwa razy, zgadzając się zarówno z rozważnym Archibaldem, co z awanturniczym nastawieniem elfki. Nie mógł jednak przepuścić okazji, żeby zadać dyskretne pytanie kocurowi. Nachylił się mu wręcz do ucha i zapytał szeptem.
        - A jej co? Ruja się zbliża? - zagadał z lekkim uśmiechem, przyglądając wiercącej się dziewczynie. Nieważne, czy Archibald miał podobne poczucie humoru albo nawet słabą wiedzę na temat cykli swojej towarzyszki, uznał to za całkiem prawdopodobne, że trafił w dziesiątkę.
        Ażeby nie było, że tak bezczelnie konspirują sobie przed oczami Nani, udał że sięga po coś za Archibaldem. Coś co rzeczywiście tam było i dla niepoznaki właśnie o to mu chodziło. A było to gałązką, którą trzymał tam na zapas do ogniska.
        A gdy Naniria popatrzyła w oczy pół-człowieka, pół-konia, i z takim fanatyzmem wypowiedziała ostatnie zdanie, to aż zrobiło się wokół dziwnie chłodno. Książę dawno już nie czuł ciarek na plecach, a w tym momencie miał wrażenie jakby pod skórę wlazło mu całe gniazdo mrówek.
        - Jak tak do mnie mówisz, to zaczynam żałować, że jestem AŻ w połowie człowiekiem. Przynajmniej z wyglądu - ostatnie zdanie dodał naprędce, obawiając się konsekwencji jakie mogły na niego spaść po pierwszym. No bo ta cała akcja z tym sapaniem i reakcją Archibalda trudno było wytłumaczyć racjonalnie.
        Burza przybierała na sile, a chmury gęstniały znosząc nad lasy jeszcze gęstszy deszcz. Dzień powoli przemijał i robiło się coraz ciemniej, ale w schronieniu trójki było sucho i jasno. A może i nawet nieco cieplej, ale to może tylko złudne wrażenie. Eleanael czuł, że dzisiejszej nocy raczej nie zaśnie i to nie przez szalejącą burzę, bo tę był w stanie zignorować. Chodziło o Nanirię, której dziwne zachowanie zasiało w centaurze ziarno niepewności i to właśnie przez nią nie będzie mógł przestać czuwać.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Kot doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Elan nie miał zielonego pojęcia, co się może dziać w tej chwili w biednej główce młodej dziewczyny. A działo się wiele. Nienawiść do gatunku ludzkiego przeplatała się z naiwnością i brakiem doświadczenia Nani w konwersacjach z kimkolwiek. Meandry myśli, których ilość i częstotliwość wynosiły milion na sekundę, a które nie miały ujścia, objawiając się przez to właśnie takimi teatrzykami, jaki można było przed chwilą zaobserwować. Dział się w jej głowie istny chaos. Mało kiedy tak nie było. Ale Archibald przez tyle lat obcowania z tym dzieckiem lasu zdołał się już przyzwyczaić i przyjąć do wiadomości, że raczej nie da się na ten stan rzeczy jakkolwiek wpłynąć. Osobiście próbował coś zdziałać w tym temacie, jakoś pomóc przyjaciółce dojść do siebie po wydarzeniach, jakie miały miejsce dwa lata temu... Ale Nani wyhodowała tak grubą i wysoką barierę, że nie sposób było się do niej dostać. Nie dawała sobie przemówić do rozsądku, że to wszystko minęło, że jest lepiej, że będzie dobrze. Nie. Ona nie słucha. Resztki jej rozsądku zostały przyćmione przez spaczoną psychikę i stany lękowe. I bardzo trudno będzie je odgruzować.
        Nani westchnęła ciężko, wstając z kolan. Przyjrzała się raz jeszcze utworzonej kopule, wciąż tak samo ją podziwiając. Adrenalina opuściła jej ciało, a zastąpiło ją zmęczenie. Bardziej psychiczne, niż fizycznie. Czuła, że potrzebuje snu, odpoczynku, zacząć dzień na nowo. Miała nadzieję, że tak się stanie. Przeniosła wzrok na Elana. Darowała sobie zgryźliwe komentarze, odczekała chwilę i powiedziała:
        - Wygląd nie świadczy o człowieku. Mentalność już tak. A mentalność ludzi zawodzi na każdym kroku. Nie sądzę, byś miał mentalność człowieka.
        Archibaldowi o mało szczęka nie opadła ze zdziwienia. Centaur jeszcze tego nie wiedział, ale prawdopodobnie były to najmilsze słowa, jakie mogły paść z ust Nani pod adresem obcej istoty. Mężczyzna powinien się cieszyć z takiego obrotu spraw. Jeszcze noża pod żebro nie dostał. Wyglądało na to, że Nani tolerowała jego obecność, co równie mocno zdziwiło kocura. Dziewczyna pożegnała się krótko i ułożyła między wielkimi korzeniami rozłożystych drzew, by po chwili względnie spokojnie zasnąć. Archibald jeszcze jakiś czas przy niej czuwał, by mieć pewność, że nie obudzi się z krzykiem, po czym zajął miejsce obok centaura.
        - Masz świętą cierpliwość - mruknął do Elana, układając się wygodnie. - Większość istot już dawno wyrzuciłaby nas z obozu.
Ostatnio edytowane przez Naniria 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Gdyby znał trochę lepiej tę elfkę, może i jej słowa znaczyłyby dla niego trochę więcej niż tylko komplement. Taki sobie komplement. Gdyż Eleanael traktował każdego tak samo. Albo przynajmniej mocno się starał tak czynić. I to bez względu na rasę. Był przekonany, że to czyny są jedynym odzwierciedleniem duszy. To, co prezentowała sobą Naniria wzbudziło u księcia nie tylko różne obawy, ale także lekkie zmartwienie. Naturianin, z którym obcowała nie był tylko zwykłym dziwadłem jakich wiele na Łusce Prasmoka. Był istotą, która żyła w idealnej harmonii z naturą, z mocami przewyższającymi nawet elfy. Jego lud wiekami wykształcał rozmaite talenty, pozostając przy tym nieuchwytnym i żyjąc ukrytym cieniu powstających królestw. A to sztuka przewyższająca każdą znaną arkanę magii.
        Odczuwając lekką troskę wobec zasypiającej dziewczyny uznał, że najlepiej będzie już jej nie zagadywać i pozwolić odpocząć, zajmując się w tym czasie pilnowaniem ogniska. Dopiero kiedy zasnęła popatrzył na czarną panterę i wstał z ziemi, aby potem podejść do wtulonej między korzeniami drobnej elfki i narzucić na nią koc, który wcześniej wyciągnął z jednej ze swoich toreb. Mimo sporej wagi i czterech końskich kończyn poruszał się w miarę cicho, aczkolwiek nie ukrywał, że takie skradanie się nie leżało w jego naturze. Zawracając okrążył ognisko i podszedł do wyjścia z drzewnego szałasu, aby rzucić okiem na rozszalałą burzę. Jedną rękę oparł na gałązce nawiązując jeszcze lepszy kontakt z nieskończoną siecią tętniącej życiem flory. Nic, co mogłoby im popsuć noc nie czaiło się w pobliżu. Centaur rzucił okiem przez ramię na kociego towarzysza elfki i przemówił do niego:
        - Nie mam powodu, żeby się na nią gniewać. Wygląda mi na taką, co jest zagubiona. Może nie znam się dostatecznie dobrze na młodych elfach, ale pierwszy raz spotkałem się z takim, co patrzy na mnie w ten sposób. Zupełnie, jakby... - przerwał, nie chcąc kończyć tego, co miał w głowie na głos. Opuścił rękę trzymającą gałąź i przestępując z nogę na nogę obrócił się w kierunku Archibalda. Elan miał zamyśloną minę. Jego wzrok uciekł w kierunku skulonej Nanirii. W końcu odezwał się znowu: - Wyczuwam w niej walkę. Kiedy zobaczyła mnie pierwszy raz wprost promieniała miłością do otoczenia, a chwilę potem nadeszły grube chmury, zakrywając ten przebłysk radości i zachwyt zastąpiła furia.
        Centaur zmartwionym wzrokiem kogoś, komu nie jest obojętny los młodej dziewczyny popatrzył na kota.
        - Może mógłbym jej jakoś pomóc? Bo widzę, że cierpi, a tobie brakuje już sił. Może to brzmi dziwnie, bo prawie się nie znamy, ale moje intencje są dobre i szczere. A i mnie będzie miło zrobić coś dobrego dla was, bo z jakiegoś powodu las skrzyżował nasze ścieżki po to, żebyśmy się spotkali. Uważam, że miał ku temu ważny powód.
        Elan nie chciał wyjść na wariata, bo ględzenie o lesie i przeznaczeniu - szczególnie w kontekście lasu jako istoty planującej cokolwiek - mogłoby zostać odebrane jako oznakę obłędu. Tylko, że patrząc na życie centaurów można z przymrużeniem oka stwierdzić, że coś jest na rzeczy. Lecz decyzja tak naprawdę należała do Archibalda, który był opiekunem dorastającej dziewczyny.
Awatar użytkownika
Naniria
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 106
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Włóczęga , Uzdrowiciel

Post autor: Naniria »

        Kocur zamruczał gardłowo, przewracając się na bok, przodem do Elana. Centaur chyba rzeczywiście nie miał złych zamiarów... W sumie, gdyby tak było, zapewne już dawno wraz z Nani leżeliby martwi pośród błota i listowia. Archibald postanowił zingorować paranoję przyjaciółki, stwierdzając że ten cały Eleanael to w porządku gość był. Nawet po tym, co Nani powiedziała tonem wielce poirytowanej jaszczurki, on cierpliwie słuchał i nawet oddał jej swój koc. W kocie zrodził się szacunek do osoby centaura, i to niemały.
        Wysłuchał jego słów w milczeniu.
        - Nani kocha cały świat, kiedy jest sama i nikt jej nie przeszkadza - powiedział po chwili. - Mimo tego, jakie ma podejście - jest dobrą dziewczyną, a jak już pomaga to daje z siebie wszystko. Jako jej przyjaciel, staram się ją usprawiedliwiać, bo jej życie nie było usłane różami. Nie mówię, że jest w tej kwestii wyjątkiem, każdy miał przeszkody na drodze. Tylko że ona nie miała nikogo, kto by nauczył ją te przeszkody pokonywać. Pewnie zabije mnie, jeżeli dowie się, że ci to powiedziałem, ale ona bardzo boi się otworzyć przed innymi. Panicznie. Ma mylne wyobrażenie o świecie i o tym, jak działa.
        Odetchnął głębiej, machnąwszy machinalnie ogonem. Rozejrzał się dookoła, jakby od niechcenia, rozmyślając.
        - Ja sam zresztą już od dawna nie miałem do czynienia z cywilizacją. Tylko ze względu na Nani. Ona nie znosi cywilizacji, dlatego podróżujemy lasami. Kiedyś był taki jeden, Laven się chyba nazywał. Spotkaliśmy go, o dziwo, w mieście, musieliśmy wtenczas zapasy odnowić. Nani momentalnie się w nim zauroczyła, podróżowaliśmy razem jakiś czas, aż w końcu Laven zniknął nam z oczu. - Zasępił się wyraźnie. - Od tamtej chwili Nani nienawidzi ludzi z całego serca. Raz za razem ją zawodzili, to się nie dziwię. Dobra, dosyć tego smędzenia, trzeba się trochę przespać. Ty pewnie również padasz z nóg. Jeszcze raz, jesteśmy ci wdzięczni za pomoc.
        Ułożył się wygodnie i, obserwując śpiącą przyjaciółkę, sam zapadł w mocny sen.
Awatar użytkownika
Eleanael
Szukający drogi
Posty: 33
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Władca , Opiekun , Artysta
Kontakt:

Post autor: Eleanael »

        Eleanael kiwnął głową w zgodzie z ostatnimi słowami pantery, z którymi nie mógł się nie zgodzić. On również potrzebował odpoczynku, aczkolwiek był nieco wytrzymalszy od jego niespodziewanych gości i mógł czuwać nad nimi całą noc. Tylko, że nie wyczuwał niebezpieczeństwa, a jedyne co im groziło to zwalenie się trzaskającego piorunami nieba na łby. Lecz na to nie był w stanie zaradzić nawet, gdyby nie zmrużył oka i gapił się do góry. Zatem posłuchał dobrej rady Archibalda i poszedł do swojej części obozowiska, gdzie leżały jego rzeczy. Tam stanął przy pniu i zasnął... na stojąco, czego nie robił często, ale kiedy nie czuł się bezpiecznie w czyimś towarzystwie, instynktownie wybierał tą formę (tudzież pozycję) do odpoczynku.
        Było dużo jeszcze do zobaczenia dla oczu Elana. Młody centaur miał dar obserwacji, dlatego potrafił wyciągać wnioski z tego, co zobaczył i sprawiało mu to ogromną radość przy okazji. Nie wszystko, oczywiście. Takie chwile, kiedy widział cierpienie i zło, odbierały mu tę przyjemność i próbowały przemienić dobre serce księcia. Tak jak to się stało z jego braćmi i siostrami. Na całe szczęście z pomocą zawsze przychodził mu duch, który wspierał go w chwilach zwątpienia i podpowiadał, co ma czynić dalej. Sam nie potrafił wyjaśnić skąd się bierze ta zjawa i nawet trudno mu było określić jak wygląda. Zazwyczaj widywał go w snach. Tej nocy widzieli się ponownie.

        Burza szalała całą noc, ale nad ranem chmury rozeszły się i ustąpiły miejsca jaśniejącemu błękitowi nieba. Wiatr ustał i wreszcie można było usłyszeć coś więcej niż tylko trzaski łamanych gałęzi. Centaura obudziły zmieszane pierwsze śpiewy porannych ptaszków. Mężczyzna rozłożył ręce na boki i ziewnął sennie. Potem wyciągnął ramiona w górę i przyklęknął na przednich nogach przeciągając obydwa tułowia aż odezwał się tłumnie gwar strzelających ścięgien i stawów. Doszedł do wniosku, że spanie na stojąco jest może i bez różnicy dla jakości snu, ale dla kości już niekoniecznie.
        Po takim porannym wyciąganiu gnatów wyszedł po cichu (na tyle cicho na ile potrafił), z szałasu zabierając ze sobą tylko szczotkę ryżową i kawałek płótna, którego używał za ręcznik, a następnie poszedł w las do strumienia, żeby się odświeżyć i wyczesać. Resztę swoich rzeczy - w tym drogocenną włócznię - zostawił w obozowisku. Poza tym po krótkiej toalecie i pielęgnacji zamierzał wrócić jeszcze przed wstaniem elfki i kota.
        Doszedł do strumienia, którego minął poprzedniego dnia i tam wszedł do pasa do wody, która po ostatnich ulewach znacząco przybrała, ale dzięki temu zwolniła swój nurt. I chlapiąc, obmywał swoje ciało aż na końcu umył włosy i cały mokry dwoma susami wyskoczył na brzeg. Poczekał aż ścieknie z niego woda, przy okazji przypatrując się strumieniowi i przysłuchując się jego kojącemu szmerowi. Gdy już był względnie suchy wziął płótno i wyszorował nim długie włosy opadające mu na plecy i kłąb, a potem zabrał się do szczotkowania całego końskiego tułowia. Robił to bardzo dokładnie i całkiem sprawnie, aczkolwiek jak zwykle trochę się namęczył przy zadzie, do którego już nie dosięgał. W końcu dał za wygraną i odpuścił ogon, który ciągle wyślizgiwał mu się z rąk.
Zablokowany

Wróć do „Burdana”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości