Równina MauratKim dla mnie jesteś?

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Kim dla mnie jesteś?

Post autor: Rosa »

Początek podróży - Rosa

        - To tutaj.
        - Słucham?
        - To tutaj panienko, dalej musisz iść sama. - Niestary, choć mocno wąsaty kupiec zatrzymał karawan i wskazał na przypruszony śniegiem drogowskaz. - Chyba, żeś zmieniła zdanie i chcesz jechać do Meot.
Nie chciała.
        - Dziękuję - odparła więc, smutno zabierając swoje rzeczy i zeskakując na ziemię, obok burych koni parujących już od wysiłku. Nie wiedziała, co jeszcze mogłaby dodać. Znała tego człowieka tylko kilka godzin - odkąd spotkała go na trakcie i pozwoliła się podwieźć - a że oboje nie byli zbyt rozmowni, wiedzieli o sobie tylko tyle skąd pochodzą, jak się nazywają i jaki jest cel ich podróży. On jechał do Meot. Ona wracała do Nandan-Ther.
        - Nie zgubiła panienka drogi? Wie dokąd iść?
        Poczuła ciepło na sercu, że choć nie musiał - zapytał. Ale nie była pewna odpowiedzi. Wyciągnęła jedynie łapkę i nieśmiało wskazała zamglone masywy gór otaczających jej ukochaną warownię. Dzielił ją od nich nie jeden las, pola i wiele dni pieszej wędrówki. Tak naprawdę nie wiedziała, jak wróci.
        - Haha. Musisz iść dalej tym szlakiem - podpowiedział mężczyzna. - W lesie się rozwidla, skręć wtedy prawo, aż dojdziesz do wioski z dziwną, zieloną wieżą.
        - Wieżą? Taką… obronną? - Jedno z dłuższych zdań, jakie wypowiedziała od rana.
        - Hmm… nie, bardziej jak od ratusza. Może nieco niższa, ale jej nie przegapi kocia panienka. - Spojrzał pokrzepiająco w pionowe źrenice, bo choć nie pytał wcześniej o nic związanego z jej rasą, to ślepy nie był, a i swoje myślał. Gdyby ludzka dzieweczka pchała się w zimę na jakieś pustkowia nawet by jej nie zabrał - zamarzłaby biedaczka i tyle. Nie, taką odesłałby do domu lub nakazał jechać z nim aż do Meot. Ale kotołaczka? Ubrana niemalże bogato, a pewnie i ciepło, z białym futrem i czujnymi uszami, czemu miałaby sobie nie poradzić? Kto tam wie, co one umieją. Koci nos, jasne wąsiki i te ślepia patrzące wrogo na świat towarzyszyły mu długie godziny i miał czas przyjrzeć się im nieco. Nawet jeśli buźka była urocza, a sama kotka niewielka, słodkimi sukienkami upodabniająca się do dziewcząt, to jednak siedziało w niej zwierzę. Panienką nazywał ją z grzeczności, bo i bał się, że go zadrapnie, gdy się zirytuje.
        Przynajmniej bez wyrzutów mógł ją tutaj zostawić i życzyć jej powodzenia - ostatecznie nie sprawiła mu żadnych problemów, a nawet pomogła raz czy dwa, gdy karawan ugrzązł, a rzeczy się wysypali. Nawet miłe stworzenie. Będzie miał o czym opowiadać, jak już wróci do swojej Izabel.
        - Dziękuję - powiedziała kotka raz jeszcze, głosikiem nieprzyjemnym od niejasnej niechęci i skinąwszy swemu dobroczyńcy, skierowała się wolno na szlak.
        ,,Pa pa, koniki” zerknęła jeszcze na parskającą parkę i uśmiechnęła się lekko, rozczulona. Ciekawe ile zająłby jej powrót, gdyby miała takiego towarzysza? Ale nie… nie umiała jeździć. Ani zająć się takim wielkim mamutem. Poza tym pewnie nie sięgałaby nogami do strzemion i nie mogłaby wejść czy też zejść…
        Znów spochmurniała, a myśli jej krążyły wokół własnej nieudolności i skrzypienia suchego śniegu pod butami zakrywającymi stópki. Niewielkie. Za małe by dumnie mogła na nich stać przyszła strażniczka, wojowniczka czy szermierz… Nie chciała wracać do tego, jak potraktował ją Mistrz, odmawiając jej prośbie i wyrzucając za bramę, bo nie wiedziała, czy goręcej się z nim nie zgadza, czy mocniej przyznaje mu rację. Kiedy ją wyprosił, pewnie liczył na to, że wróci do najbliższego miasteczka, stamtąd do Nandan-Ther i na dobre porzuci fantazje o władaniu bronią i robienia tych wszystkich kawalerskich rzeczy, których niskim dziewkom robić nie wypada. Tfu! - Pannom z dobrego domu. Tak, tak zawsze to nazywali.
        BEZCZELNOŚĆ!                         PRAWDA!
        Dwa głosy przekrzykiwały się i mąciły spokój praworządnej duszyczki, która chciała przecież stać na straży porządku. Nie marzył jej się los gospodyni, dobrej żony czy innej tam piekarki - podziwiała te damy, które swym życiem i postawą wspierały społeczeństwo, ale ona tak wspierać nie potrafiła - chciała przyczyniać się do egzekwowania prawa bezpośrednio, a nie jedynie być dobrym obywatelem. To już umiała. Zresztą każdy mieszkający w obrębie miasta powinien przestrzegać zasad już od najmłodszy lat, ot co!
        Nabuzowana i paląca się z desperackiej wściekłości przyspieszała, ściskając rękojeść szpady, a zaraz zwalniała hamowana bezsilnym zwątpieniem w swoje możliwości. Ona… nikt nie respektowałby jej jako szermierza. A ona straci do siebie szacunek, jeżeli podda się i zostanie zwykłą panną na wydaniu. Musi być coś, co może zrobić, by stać się godną treningu! I wtedy im udowodni! Pokaże, na co ją stać!
        Jak dobrze pójdzie, może pozwolą jej zostać stajennym we dworze.

        Ale był i pożytek z tej bitwy myśli i zamiarów - nie zastanawiała się już nawet nad tym, jak wróci do domu - a przecież czekała ją długa wędrówka. Odwiedzenie wioski wcale nie wiązało się ze znalezieniem kompanii - a sama bała się iść. Zwłaszcza w nocy. I choć wiosna drgała w powietrzu, chłód niebezpieczeństw przejmował dziewczynę, która po raz pierwszy oddaliła się od uporządkowanego światka warowni. Kto wie, czy nie przyjdzie jej zostać u obcych aż jaki sprzedawca nie postanowi wybrać się do miasta ze swoim towarem. Wtedy wciśnie się i ona między pakunki i jakoś dojedzie. Bo bez wozu, znajomości dróg i gospód gdzie miałaby spać? Co jeść? Jak długo iść? I co zrobiłaby, gdyby trafiła na wroga? Bandytów albo… albo dzikie psy? Nie żeby jeden człowiek mógł być pomocą w przypadku rabusiów, ale z psami na pewno by sobie poradził. A kiedyś… kiedyś to ona poradzi sobie z rabusiami. O! Nie miała co prawda zamiaru nawet w dalekiej przyszłości podróżować zbyt wiele, ale może wysłana na misję spędzi w drodze trochę czasu i zacznie nauczać niepewnych kompanów jak radzić sobie w tym strasznym świecie - bez bruku, bez domów, bez targu, jedzenia, i odgórnie zarządzanych patroli. Wszędzie tylko drzewa, bezprawie i dzikie zwierzęta. Czy naprawdę ona jest tu sama?

        Lecz póki co dreptała dalej, trzymając torbę podróżną, jeszcze nie taką ciężką, jaką będzie za godzinę czy dwie - wieczorem, gdy już dojdzie do tajemniczej osady z Dziwną Zieloną Wieżą.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

        Podczas pobytu na ziemi czas zawsze płynął jakby szybciej. Athaniel wielokrotnie przebywając w Alaranii, szczególnie w miejscach, gdzie zatrzymywał się na dłuższy czas, zawsze obserwował tą dynamikę z jaką zmienia się tu przyroda, podczas pór roku. Szczególnie, zawsze lubił przebywać tutaj w tym czasie. Zbliżała się wiosna. Śnieg pokrywał jeszcze świat, a mróz skrzypiał w gałęziach drzew, ale wkrótce z dnia na dzień wszystko zacznie budzić się do życia. W rytmie tych zmian, w jakim zmieniała się przyroda, dynamicznie płynęło też życie ludzi, pośród których żył. Chociaż tak jak niebianie nie mieli oni przed sobą kilkusetletniego życia, to jednak w jego trakcie tak samo znajdował się czas na radości i miłość, smutki i żale, stratę i cierpienie. Może i tak było lepiej. Doświadczyć tych wszystkich rzeczy, które przynosi ze sobą życie i nadchodzi czas, gdy po tym okresie następują czas, aby opuścić ten świat i udać się w miejsce, które uważane jest za lepsze, dlatego, że nie ma tam już żalu i cierpienia. Od tych kilku już lat Athaniel czuł, jakby ten płomień życia, który pozwala z nadzieją witać każdy kolejny dzień już umarł. Nie mógł go odnaleźć na nowo w sercu, ani w duszy.

        Nigdy nie postanowił jednak z pełnienia swoich obowiązków, co od zawsze było jego powołaniem i w czym się odnajdywał. Zawsze odpowiadał na konieczność, gdy była potrzeba stanąć do walki w imię Najwyższego, czy też zwyczajnie, tak jak jeszcze przed okresem swojego małżeństwa, kiedy przebywał na wsiach i miasteczkach z misją pośród ludzi. Długie miesiące, które początkowo spędził w Planach Niebieskich, po stracie córki, a następnie żony, mimo że spędzane w gronie najbliższych: rodziców, sióstr, braci, przyjaciół rodziny, nie pozwalały na ukojenie, kiedy nastąpiło wycofanie się z życia i nastały długie okresy rozmyślań. Mimo wszystko tutaj wokół wszędzie toczyło się życie, wraz ze swoimi blaskami i cieniami, ale też tutaj na ziemiach Alaranii spędził najlepsze lata swojego życia.

        Wcześniej Athaniel przebywał już sporo na ziemiach Theryjskich, gdzie życie biegło można rzec błogo i w spokoju. Tym razem swoją ziemską wędrówkę rozpoczął jednak od Równiny Maurat. Nie znał tak dobrze tych terenów. Dotąd podróżując samemu, mógł obejrzeć, te bezkresne obszary, pokryte jeszcze śniegiem. Znowu miał czas do rozmyślań. Rany, które były w duszy, chociaż już nie zionęły, to już jednak odmieniły go, tak że już nie był tą samą osobą co kiedyś, dalej stonowaną i spokojną, ale bez tego radosnego błysku w oku. Za cel swojej podróży obrał ostatecznie Nandan-Ther. Po drodze być może nadarzą się jakieś ludzkie osady, gdzie okaże się potrzebna pomoc palladyna.

        Podróżując tak z wolna na swojej wiernej klaczy, kierując się w stronę jakiegoś zamieszkałego miejsca, gdzie można by zatrzymać się na nocleg. Dostrzegł jeszcze z daleka na drodze przed sobą jakąś postać, podążającą w tą samą stronę. Kiedy zbliżył się jeszcze bardziej, zobaczył, że osoba ta jest dosyć drobnej postury, na pierwszy rzut oka odziana w żeński ubiór, dobrej jakości. Spotkanie kogoś takiego, w tym miejscu i o tej porze mogło dziwić, tym bardziej, że okolica nie była do końca bezpieczna, ze względu na dziką zwierzynę. Gdy był już na tyle blisko, że osoba ta mogła go zauważyć, zwolnił, a potem przystanął. Zobaczył, że ta postać jest młodą, drobną kotką, czy konkretniej kotołaczką można rzec. W każdym razie chciał zaoferować młodej kotce pomoc w podróży, aby dotrzeć do najbliższego zamieszkałego miejsca. Miało się już ku wieczorowi, a i jak wiedział mogło też nie być tutaj bezpiecznie. Było też zimno i podróżowanie w śniegu, w takich warunkach za pewne nie należało do najprzyjemniejszych.
        - Witaj panienko. Jestem palladynem i nazywam się Athaniel - przedstawił się najpierw, swoim spokojnym jak na ogół głosem. - Dzień się już kończy. Pozwolisz więc, że zaoferuję pomoc w podróży do najbliższego miasteczka. - Kiedy planował podróż, wiedział, że na tym szlaku, gdzieś tutaj jest jakaś ludzka osada. Powiedziawszy te słowa, czekał na odpowiedź młodej kotki. Ze względu na jej drobną posturę wspólna podróż na jego bojowym koniu nie była problemem.
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        Las w zimie, dwubarwny i przejrzysty, pozbawiony liści zakrywających niebo i to co poza traktem, powinien być miejscem kojącym. Jak wzrokiem i słuchem sięgnąć, w jaśniejącym od bieli zachodzie, Rosie towarzyszyły jedynie ptaki nie większe od ludzkiej dłoni, zrywające się na każdy szelest rozbrzmiały w zastygłym od mrozu powietrzu. Żadne niebezpieczeństwo nie mogło się zakraść do sennej krainy, w której, niczym zaczarowana sunęła kotka w różanym ponczu, pastelowymi barwami ubrania i sierści wtapiając się w magiczny krajobraz, a spojrzeniem wodząc po nieznanym jej świecie.
        To dopiero drugi raz, gdy była w lesie sama. Bez braci u boku, bez ich towarzyszy, bez babki idącej po zioła. Ze świadomością, że parę stai dalej nie znajduje się ukochany, miejski mur i brama za którą czeka bezpieczeństwo i społeczny porządek. Tylko nieznana osada, z obcymi prawami… kto wie kogo tam wpuszczają i co trzeba zrobić by wkupić się w ich łaski? Zmiennokształtny ród słynął wśród ludzi z przebiegłości, oszustw i chęci do bójek; i choć to ostatnie nawet się Rosy trzymało, to przypisywane było raczej niedźwiedziom czy wilkołakom. Ją, tak jak lisy posądzać mogą co najwyżej o chęć kradzieży, ale to wystarczy by jej nie wpuścić. I mocno rozzłościć. Bo i cóż może być bardziej upokarzającego od zarzucenia honorowej kocicy nieczystych zamiarów?
        Ech… a znała kiedyś taką ładną opowiastkę…
        Chyba jakoś tak brzmiała:

Pod niebem czystym i nad jasną ziemią
Młode dzieweczki do młodzieńca pieją
Co grotę znalazł i pokonał smoka
Postać miał dzielnego, walecznego kota

I wianki mu plotły i klaskały w dłonie
I wdzięcznie zdobiły jego ciemne skronie
Czarnym futrem lśniącym przyciągał spojrzenia
Dumną swą postawą zachwycał i mieniał

Stukot kopyt…

Stukot kopyt?
        Odwróciła się gwałtownie - gdzieś za zakrętem, pośród drzew mignęła potężna sylweta. Dziewczyna spięła się cała, ale nie uciekała. Jeszcze nie.
        Odwróciła się nieco bokiem, by kątem oka obserwować jeźdźca. Gdy zaczął się zbliżać zwolnił, a serce ostrzegawczo jej zabiło. Przesunęła łapkę bliżej szpady. Jeżeli gość wykona jakiś podejrzany ruch… jedno ukłucie konika i będzie miała przewagę (o ile jej nie staranuje).
Zerknęła na klacz. Wyglądała porządnie. Nie chciałaby jej kaleczyć. A pana?
        Uniosła wiecznie czujne spojrzenie na jasnowłosego mężczyznę.
        Wyglądał dość… emm… dosyć niewinnie? Nawet taka kicia jak ona widziała jego chłopięce, łagodne rysy i delikatną twarz. Wielkim kawałem drwala nie był, na zbójcę też nie pasował. A jednak blizny były mu wyraźną ozdobą. Wojownik na koniu jak się patrzy.
        Palladyn?
        Nawet nie mrugnęła, kiedy tak wpatrywała się w niego, najpierw zaskoczona, a później podejrzliwa. Dziwny był pozamiejski świat skoro przedstawiając się podawano rasę… to miało aż tak wielkie znaczenie? W takim razie jest skończona… On wręcz przeciwnie. Palladyni byli cenieni i bardzo szanowani także w Nandan-Ther. Ogólnie chyba cieszyli się estymą, choć o ile Rosa się nie myliła zwykle odróżniał ich od ludzi potężny wzrost i muskulatura…
        Na moment zmrużyła powieki.
        Nie wyglądał na Palladyna. A jeśli był oszustem? Zobaczył samotną dziewczynę i chciał uśpić jej czujność, by pod pozorem pomocy zawieść ją na targ niewolników? (wbrew pozorom Rosa miała całkiem bujną wyobraźnię).
Jednak ile na niego nie patrzyła nie mogła doszukać się oznak nikczemności. Palladyni ponoć plątali się od wioski do wioski i między miastami… może to nie takie dziwne, że tędy przejeżdżał?
        Skłoniła się mu, by zachować podstawy kultury, ale nie umiała znaleźć słów, by mu odpowiedzieć. Nie chciała mu się przedstawiać. Ani podawać mu ręki. Z drugiej strony, kłamstwo też jej się nie trzymało. Odpowiedzieć ,,dziękuję, poradzę sobie” nie mogła.
        - Jest pan palladynem? - Zapytała szorstko po dłuższej chwili milczenia, której potrzebowała do namysłu. Naprawdę chciała trafić na kogoś kto mógłby jej pomóc, ale prędzej wsiadłaby do powozu… nie, tylko do powozu. Na konia, do targu niewolników? Ani jej się śni.
        - Może pan to jakoś udowodnić?
        Została jej tylko bezczelność.
Awatar użytkownika
Athaniel
Błądzący na granicy światów
Posty: 15
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Palladyn
Profesje: Żołnierz , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Athaniel »

Kiedy tak Athaniel na swojej klaczy dotarli do młodej kotki Błyskawica postukała w miejscu swoimi srebrnymi kopytami i z zaciekawieniem schyliła głowę ku napotkanemu wędrowcy. Zapewne chciała zanotować w nozdrzach zapach nowo poznanej osoby. Kotka była ubrana w bardzo eleganckie odzienie, więc można było wnioskować, że pochodzi z dość możnego domu. Tak czy inaczej Athaniela zdziwiło, co tak młoda osoba robi sama w takiej głuszy, kiedy w dodatku zmrok jeszcze szybko zapada. Po tym jak Athaniel się przywitał młoda kotka wyglądała na dość przestraszoną. I nie było w tym nic dziwnego, bo czy wiadomo kogo spotkamy na swoich drogach? Chociaż Athaniel na przestępce nie wyglądał, wręcz przeciwnie jak na wojownika posiadał twarz spokojną, a rysy łagodne, to jednak zdawał sobie sprawę, że długotrwałe załamanie, które przechodził i depresja sprawiły, że jego twarz jakby to można odczytać, jest zgaszona, posępna, bez życia, a od melancholii wokół oczu zarysowały się cienie. Jego podejście do innych, których spotykał, jednak się nie zmieniło. Na twarzy naznaczonej cierpieniem zawsze pojawiał się, choć wymuszony i może wyglądający nienaturalnie lekki uśmiech. W sercu zaś była ta sama chęć czynienia dobra, co przedtem i gotowość do pomocy w rzeczach dużych i tych drobnych. W okolicy, co oczywiste mogło być niebezpiecznie, poza tym wkrótce zapadał zmrok, a do najbliższej zamieszkałej osady było jeszcze trochę drogi, więc tak czy inaczej nie zostawił by tu młodej dziewczyny samej. Bez znaczenia czy była to dziewczynka ludzka, czy kocia, czy jeszcze z jakiejś innej rasy. Na pytanie czy rzeczywiście jest palladynem. Cóż, to pytanie go nie zdziwiło. Wszędzie, gdzie się pojawiał, musiano się do tego przekonać, zresztą udowadniać to musiał całe swoje życie, od najmłodszych już lat. Ale w tych okolicznościach to pytanie nie zdziwiło Athaniela, zresztą że przebywając na ziemiach Alaranii nie nosił szykownych niebiańskich szat. Ubierał się zawsze tak jak zwykli ludzie, można by rzec, że nawet dosyć zgrzebnie. A że ostatnimi laty zaopuścił się mocno, bo nie dbał szczególnie o swój wygląd, to mógł ze względu na to i swoją nietypową wątłą sylwetkę nie przypominać szacownych palladynów, do jakich wszyscy byli zwykle przyzwyczajeni. A więc usłyszawszy pytanie, czy może to jakoś udowodnić, to że na prawdę jest palladynem. Cóż, uśmiechnął się tylko lekko. Istniał na to prosty sposób, który mógł rozwiać wszelkie wątpliwości. Ostatnie promyki zachodzącego słońca majaczyły jeszcze na horyzoncie. Mógł zatem przywołać swoją świetlistą palladyńską zbroję i to zrobił. Na chwilę, kiedy zbroja zaczęła się materializować z łapanych promieni słońca, miejsce wokół rozświetliło się, a Athaniel w tym blasku przez chwilę może rzeczywiście przypominał anioła. Kiedy zbroja już się zmaterializowała pokazał się przez chwilę w swojej lśniącej platynowo zbroi, opatrzoną w znak Najwyższego na piersi, po czym odwołał ją z powrotem.
- Mam nadzieję, że teraz już masz pewność panienko, co do tego, kogo spotkałaś - odpowiedział dalej swoim spokojnym, łagodnym głosem.
- Słyszałem, że gdzieś na tym szlaku znajduje się osada. Dobrze, abyśmy tam dotarli, zanim pora stanie się całkiem późna.
Poklepał swoją klacz, która od czasu do czasu przebierała żywo w miejscu kopytami. Jej srebrna zadbana sierść była przykryta pledem, chroniącym przed zimnem. Swojego konia palladyn nigdy nie zaniedbywał. Klacz zawsze była wyczesana i jak najbardziej zadbana. Następnie dodał
- Mogę pomóc panience wsiąść na koń. Szybciej dotrzemy. Albo możemy też pójść dalej pieszo. - Nie chciał zmuszać kotki do jazdy konnej, ponieważ niektórzy mogli się bać po raz pierwszy. Mimo wszystko chciał, aby razem bezpiecznie dotarli do miejsca noclegu.
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        Teraz było jej głupio.
        Oczywiście zachowała się jak najbardziej rozsądnie - wolała ryzykować atak niż porwanie, oraz oplucie niż pomoc… (co?). Na szczęście palladyn (który jak się okazało był prawdziwym palladynem) nie miał zamiaru obrażać się za jej podejrzliwość; nawet jej nie zganił. A szczerze mówiąc nawet po sojuszniku spodziewałaby się bardziej szorstkiego traktowania. Ostatecznie nikt chyba nie lubił, gdy nie wierzono mu na słowo - poza tym zrobiła mu to, czego sama nie znosiła najbardziej - zarzuciła mu złe zamiary ze względu na aparycję. Tak, teraz naprawdę było jej z tym źle. Ratowało ją jednak to co też działało jej na nerwy, ale nie mogła temu zaprzeczyć - była dziewczyną. Młodą panienką samą w lesie i jako taka musiała łapać się wszelkich sposobów na uniknięcie niebezpieczeństwa. Nie.. każdy to robił! Młodzi chłopcy tak samo. Po prostu oni nie mogli się przyznać. Ona… póki nie zostanie prawdziwym szermierzem, jeszcze mogła. Należało korzystać.
        Nie do końca wiedziała czego się spodziewać, a świetlista zbroja (choć znała jej fenomen) mocno ją zaskoczyła. Czy może raczej sam akt jej przywołania. Był to niezwykły pokaz, podszyty magią, której nie ufała, ale i wypełniony niebiańską poświatą.
        Odruchowo, by chronić czułe zmysły, cofnęła się pusząc ogon, ale nie sięgała już po swoją szpadę. W całym tym blasku zniknęły ludzkie cienie mężczyzny, a pozostała niebiańska szczerość, stabilność i dobroć. A Rosa wiedziała co widzi. Gdy jasność zniknęła, nadal z pozycji lekko nerwowej (bo obronna to ona nie była) przyjrzała się znaku Najwyższego. Choć palladyn był imponujący przez samo bycie palladynem to kotka nie chciała wyzbyć się resztek nieufności względem niego. Nie wiedziała od kiedy, ale najwyraźniej była w stanie doszukiwać się podstępów nawet w rasach niebiańskich.
        Anioły w końcu upadały, prawda?
        Taką słyszała pogłoskę.
        Mimo tego, jej zachowanie względem nieznajomego zmieniło się znacznie - szeroko otwarte oczy nie zdradzały już jawnej niechęci, a raczej bały się zdradzić braki w doświadczeniu. Wszystko, byle nie wyjść na naiwną i potrzebującą pomocy!
        Inna sprawa, że czuła faktyczną ulgę, że nie została sama w lesie, a sam obcy zaimponował jej profesjonalizmem… a może był to dobry charakter? Tak czy inaczej zamiast się złościć przystał na jej prośbę i za to była mu wdzięczna. Mooooże miał jakieś ukryte motywy (trudno jej było uwierzyć w takie opanowanie), ale chwilowo postanowiła go o nie nie posądzać. Ostatecznie las po zmroku, albo towarzystwo palladyna - to już lepiej z nim pójść.
        - Nie. Przepraszam, że pytałam. - Odparła, mając wrażenie, że była jednak za bardzo niegrzeczna względem autorytetu jakim był wyszkolony niebianin. Otrzepała spódnicę, dając sobie czas na położenie sierści na (na szczęście słabo teraz widocznym) ogonie i dodatkowe chwile do namysłu.
        - Wiem, właśnie do niej zmierzam. - Skomentowała jego słowa i przyłapała się na tym, że znów odezwała się nie tak jak powinna. Co też się z nią stało!? To wszystko przez opuszczenie miasta! Brak zasad uderzył jej już do głowy - zaraz się okaże, że jest w stanie… no, nie wiedziała co zrobić, ale na pewno coś z czego nie byłaby dumna.
        Zaraz czekał ją też kolejny dylemat. Nie miała nic przeciwko konnej jeździe, nawet wraz z kimś (nawet lepiej, by kto inny kontrolował zwierzaka), ale pójście pieszo z ochroną brzmiało lepiej niż targ niewolników. I naprawdę wolałaby tułaczkę po mrozie i spowalnianie dżentelmena, gdyby nie to, że jej obiekcje wobec niego nie były już dość silne, by się przy tym upierać. Wybrała więc konia, wdzięczna losowi, że trafiła na palladyna, a nie na wilki czy bandę zbójców.
Inna sprawa, że gdyby nie ugłaskał jej możliwością wyboru pewnie wybrałaby dojście piechotą. A jednak wiedział jak trafić do zagubionej kotki i ani jej nie przepłoszyć ani nie zmusić do wyciągnięcia pazurków.
        Zdolny był.
        - Poproszę. Sama nie za bardzo wiem jak się wdrapać na… nią. Bardzo ładna. - Oceniła klacz, choć nie okiem eksperta, a raczej kogoś kto lubi spokojne zwierzęta. Wierzchówka palladyna nie wydawała się narwana i tym bardziej jakimiś słowami chciała kotka zrekompensować jej swoje uprzednie myśli o dźganiu szpadą.
        Tak - mogło być jej głupio.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Mimo nieufności kotki oraz jej mało uprzejmych wypowiedzi palladyn pozostawał gotowy do pomocy - jak na prawdziwego niebianina przystało. I tak jak oni wzbudził w końcu lepsze odczucia niż przypadkowy, uzbrojony jeździec płci męskiej. Jego uprzejmość i dobra natura pozwoliły niewprawionej podróżniczce skorzystać z szybszego środka transportu niż własne nogi, bo i zamiast odejść z godnością lub uciec, mogła dać się podwieźć. Do najbliższej wsi.

        Droga do niej przebiegała spokojnie - tak spokojnie, że nawet konwersacją kotołaczka i palladyn nie przerywali zawartego porozumienia. Na końcu drogi kotka jednak grzecznie podziękowała za uprzejmy gest i wyświadczoną przysługę - a jak się im zgadało to i zjedli wspólną kolację w gospodzie. Potem jednak ich drogi się rozeszły - kotka została w karczmie, podczas gdy niebianin rozejrzał się jeszcze po wiosce…

Ciąg dalszy - Rosa
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości