Równina Maurat[Obrzeża Meot] Początek wyprawy

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Kelisha dokończyła robotę, wyrywając kręgi z karku wilka. Upiór znieruchomiał, jednak jego wciąż palące ślepia wpatrywały sie w nich z nienawiścią.
"Niesamowite, jak łatwo ludzie potrafią wykorzystywać nienawiść." - pomyślał schodząc z pleców nieumarlaka.
Jakaś jego część czuła litość do tej istoty - wszak kiedyś musiał być wspaniałą bestią. Prawdopodobnie musiał zostać zabity przez ludzi, a nekromanci wykorzystali jego świeże truchło, wypełnione nienawiścią, by stworzyć potwora. Jednak niezależnie od przeszłości musiał wykonywać polecenia nekromantów. Więc albo Maie rozszarpie go na kawałki albo wilk rozszarpie ich następnym razem we śnie. Darshesowi nie chodziło o to że nie chciał go zabijać - i to go właśnie przeraziło.

To się zaczęło jakiś rok temu. Stał w przepięknej kamiennej komnacie, obwieszonej arrasami i malowidłami. Obok niego spał mężczyzna w średnim wieku. Miał w sobie elficką krew, choć nie było tego widać na pierwszy rzut oka. Oddech maga był regularny, a donośne chrapanie dowodziło, że był głęboko pogrążony we śnie. Wtedy nad łóżkiem, Darshes czuł tak potworną nienawiść i chęć mordu, że polne kwiaty w pobliskim wazonie zaczęły obrastać kolcami zmieniając się w potworną, wypaczoną wersję samych siebie.
Mag musiał poczuć przepływ mocy, gdyż jego oczy nagle się rozwarły, a spojrzenie padło na młodego druida. Wystarczyło jedno dotknięcie, jeden impuls magiczny i serce czarodzieja przestało bić. Czarodziej wpadł w panikę, zamiast rzucać zaklęcia jak opętany, spróbował krzyczeć, wzywać pomocy. Kolejny impuls magiczny sprawił, że język mu zdrętwiał, a z ust dobywał się jedynie niezrozumiały bełkot. Teraz już bez gniewu, ale z czystą satysfakcją, Darshes rozkoszował się 5 minutami bólu i agonii - 5 minutami na które czekał przez ostatnię parę tygodni. Lecz kiedy ciało znieruchomiało, maie poczuł pustkę wewnątrz. Stwierdził, że wciąż mu mało, że nie czuje ulgi jaką powinna przynieść zemsta. Wtem jego spojrzenie padło na stertę listów na nakastliku maga....

To był początek. Potem dopiero maie zrozumiał, iż zadawanie śmierci sprawia mu przyjemność. Że mógł niemalże wyczuć owo życie, które przeciekało między palcami ofiary. Że widok jego przerażonych oczu napawał go chwilową satysfakcją, pozwalającą mu zapewnić pustkę w jego wnętrzu. I to uczucie - chęć zabijania i siania strachu obudziła ten przeklęty głos w jego głowie. Tym głosem była "Ona" - jak ją zwykł nazywać. Pod jej podszeptami robił rzeczy, których nazwanie przerażającymi było lekkim niedomówieniem.
łapą odwrócił upiora na grzbiet by dobrać się do jego wnętrzności. Kiedy do jego pyska trafił pierwszy kawałek, wiedział, że przekroczył granicę. Jego wola została złamana, a krwiożercza(dosłownie) natura wreszcie została uwolniona.
Spojrzenie oczu Upiornego Wilka zdawało się zmieniać. Chyba wreszcie odczuł strach zrozumiawszy, że ta śnieżna bestia, o oczach wypełnionych szaleństwem, ma zamiar go pożreć.

Pół godziny później, z rzeki wyszedł niedźwiedź. Nie był już biały - jego przednie łapy i psyk pokrywała krew nadając im upiorny, rdzawy kolor. Jego oczy wypełniała pustka - jedyne co zostało, gdy szaleństwo wypaliło całą wolę.
Bestia spojrzała na ubrania i chyba nie zdając sobie sprawy ze swoich kształtów sięgnęła po skórzane spodnie. Widok jego łapy chyba nieco go otrzeźwił, tak iż szybko cofnął ją. Następnie niedźwiedź zamknął oczy, a jego postać rozbłysła, zalewając okolicę bladym światłem. Kiedy blask znikł, w miejscu niedźwiedzia stał Darshes w swojej ludzkiej formie. Był lekko przygarbiony, a cień grzywki przysłaniał mu oczy, Maie wyciągnął obie ręce przed siebie i chociaż nie widział na nich żadnego śladu krwi, do jego nosa dobiegł ciężki metaliczny zapach. W ustach zresztą również czuł ten posmak. Czuł również kawałek mięsa między zębami. W tym momencie, jego żelazna wola zdołała zapanować nad ciałem. Prostując się uniósł głowę, ukazując oczy pełne przerażenia. Jego wzrok padł za siebie, na rzekę spokojnie płynącą swoim nurtem, jakby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Tylko nakrapiane czerwienią kwiaty lilii i kości na dnie były świadectwem jego szaleństwa.
- Cóżem uczynił...?
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

- "Jeżeli Darshes i Kelisha również zostali zaatakowani, to nie ma czasu do stracenia" - pomyślał Theo.
- Czas kończyć tą zabawę upadła istoto! - zmotywowany wykrzyczał w kierunku bestii. Wilk przyjął słowa półelfa z pełną aprobatą, również miał ochotę zakończyć tą walkę, oczywiście z pozytywnym dla siebie wynikiem, a następnie, zgodnie z rozkazem, przywlec maie do stóp swojego pana. Zebrał siły, zawył przerażająco, wystrzeżył groźnie kły i ruszył w stronę przeciwnika. W odpowiedzi na wyzwanie Theo również począł szarżować na upiora. Gdy znajdowali się już jakieś dwa metry od siebie wilk zebrał się do skoku wyciągając w górę łapy, a paszczą szukając gardła do rozszarpania. Zrobił tak, jak Theo spodziewał się, że zrobi, jak chciał żeby ten zrobił. Półelf natomiast złożył się do wślizgu, by przemknąć pod napastnikiem. W momencie, w którym znajdował się pod nim, wbił nóż tuż poniżej mostka zwierzęcia i trzymając go mocno, siłą rozpędu otworzył mu całe podbrzusze, z którego zaczęły wypadać wnętrzności oblewając półelfa litrami cuchnącej krwi oraz rozpłatał mu część genitaliów. Upiorny wilk miał w głębokim poważaniu ranę, której doznał, a która normalne zwierze z pewnością powstrzymała od dalszej walki, by po chwili doprowadzić do śmierci. Znów zawył przerażająco, obnażył kły i rzucił się do ataku. Theo korzystając ze swojej wrodzonej zwinności stosował rozmaite uniki, co jakiś czas kontratakując dźgał tu i ówdzie bestie po korpusie wzniecając w powietrze fontanny wilczej krwi. Poza efektownym widowiskiem, niestety te ciosy i zadawane rany w żaden sposób nie osłabiały wilka, a ranny półelf tracił coraz więcej sił. Musiał zmienić strategię. Zaczął celować w pysk zwierzęcia i już wkrótce w lewe oko bestii zatopił się nóż. Ten cios nieumarlak w końcu poczuł, rozwścieczony, zaczął napierać na Theo jeszcze nieustępliwiej. Chłopak coraz bardziej opadał z sił, jego uniki przestawały być perfekcyjne i wkrótce pazury bestii dosięgnęły jego klatki piersiowej rozrywając koszulę i utworzyły cztery podłużne, czerwone od krwi pręgi przez całą jej długość. Theotar nie odpuszczał, konsekwentnie unikał kolejnych ataków nożem celując w drugie oko upiora. Upór opłacił się, ostrze dosięgnęło celu i wkrótce wilk został pozbawiony zmysłu wzroku. Jednak jak dobrze wiadomo, wilki mają bardzo dobrze rozwinięty węch, a w połączeniu z dobrym słuchem, bestia wciąż była groźna i mogła bez problemu korzystając z pozostałych mu zmysłów skutecznie podjąć walkę. Jednak potrzebowała trochę czasu, aby zorientować się w nowej sytuacji i "przestawić" organizm na nową percepcję. Właśnie tego czasu potrzebował Theo, który w momencie, w którym bestia się ogarnęła, stał już trzymając w ręku rozcięty bukłak z krasnoludzkim trunkiem.
- Zapraszam - rzucił zaproszenie wyzywająco w kierunku nieumarłego. Wilk był wściekły, postanowił skończyć z długouchym raz na zawsze. Głośno ujadając ruszył na znienawidzonego Theotara. Chłopak był dobrze przygotowany na to starcie. Gdy wilk rzucił się w jego stronę, ten wybił się wysoko w górę robiąc nad zwierzęciem efektowne salto i przy okazji oblewając potwora zawartością bukłaka. Wylądował tuż przy ognisku, z którego wyciągnął palącą się gałąź i cisnął w stronę bestii.Nie spudłował. Wilk momentalnie stanął w płomieniach, ogień trawił całe jego ciało, miotał się jak opętany warcząc i wyjąc desperacko. Zarówno upiór jak i półelf wiedzieli, że to już koniec walki.
- Co to u licha było? - Theo powiedział sam do siebie.
- Muszę odnaleźć resztę - kontynuował rozmowę sam ze sobą, po czym ruszył w stronę rzeki. Nie ubiegł kilka kroków, gdy w ciemności zobaczył kolejną czworonożną sylwetkę zbliżającą się szybko w jego kierunku. Zatrzymał się i przyjął postawę obronną, był gotów do kolejnej walki. Gdy zwierzę zbliżyło się, jego złote ślepia o pionowych źrenicach ujrzały półelfa, w którego oczach płonął ogień, którego twarz zalana była czerwienią krwi, którego ranny tors dumnie był wyprężony, by stawić czoła kolejnemu przeciwnikowi.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Kelisha była niemal przy samym obozie, kiedy przed nią pojawiła się męska sylwetka. Właściwie założyłaby, że był to Theotar, ale śmierdział gorzej niż rzeźnia w środku lata po całym dniu ubojów. Pantera przyspieszyła i już, już miała skoczyć, gdy rozpoznała Półelfa. W efekcie zamiast odbić się od ziemi, rozryła pazurami ziemię, pęd wyrzucił jej zad w przód i wykonała coś na kształt bardzo krzywego piruetu na przednich łapach. Kocica położyła po sobie uszy i obwąchała przybysza z bezpiecznej odległości, po czym kichnęła i potarła kilkakrotnie łapą nos. Wtedy też wyczuła swąd palonej sierści i ruszyła w stronę obozu, nisko przy ziemi. Gdy już mogła rozejrzeć się po okolicy, aż przystanęła, nie mogąc pojąć, co właściwie musiało się stać w tym miejscu. Pospiesznie okrążyła cały teren z pyskiem przy ziemi, węsząc i szukając śladów innych bestii. Ponieważ nic nie znalazła, chwyciła w zęby swoją koszulę i zawróciła. Wtedy też dostrzegła brak dwóch strzał, które wcześniej leżały na łuku. Dwa smętne patyczki wystawały jeszcze z dopalającego się trupa, co sprawiło, że sierść na karku Łapy zjeżyła się. Biegiem dopadła do miejsca, gdzie zostawiła Theo i wydała z siebie przytłumione przez materiał ryknięcie. Bez namysłu uderzyła łbem w biodro półelfa, wyrażając swoje niezadowolenie i popychając go tym samym w kierunku rzeki. Wszystko wszystkim, ale nie miała najmniejszego zamiaru spędzać reszty nocy w towarzystwie kogoś, kto cuchnął wnętrznościami nieumarłego wilka. Zmiennokształtna położyła na ziemi trzymaną w zębach koszulę i wsunęła w nią łeb. Ta prosta czynność tłumaczyła, dlaczego w ludzkiej postaci sznurowanie sięgało poniżej mostka. Gdyby musiała pospiesznie przemienić się w zwierzę i miała tylko czas na poluźnienie rzemienia, przy jakimkolwiek mniejszym dekolcie nie mogłaby zdjąć z siebie resztek rozerwanego ubrania. Kelisha usiadła na ziemi i zwiesiła pysk między przednie łapy, gdy całym jej ciałem zaczęły wstrząsać drgawki. Przemiana w człowieka zawsze była dla niej bardziej skomplikowana i nieprzyjemna. W końcu, jeśli wierzyć legendzie, panterołaki były bardziej zwierzętami, niż ludźmi. W każdym razie Łapie nigdy nie udało się wrócić do swojej zwyczajowej formy szybko i bez problemów. Kości łamały się, przesuwały i zrastały, mięśnie dopasowywały niechętnie, wszystko działo się znacznie wolniej, niż gdy stawała się wielkim kotem. Gdy przemiana sięgnęła pyska, który zaczął się skracać i przyjmować ludzkie rysy, ryknęła, co już po chwili przeszło w głuchy jęk. Po wszystkim chwyciła się za żuchwę i poruszyła nią parę razy, sprawdzając, czy wszystko było w porządku, a zaraz potem wsunęła ręce w rękawy i wstała. Koszula była długa, sięgała prawie połowy uda i luźna, co jednak nie robiło większej różnicy, gdyż była cała mokra, zupełnie jak włosy Kelishy. Łuczniczka spojrzała na półelfa przymrużonymi groźnie oczami i wyciągnęła jedną dłoń w kierunku rzeki.
- Darshes powinien już pozbyć się tamtego wilka. Więc do wody! Marsz! Nie będę tolerować takiego smrodu. I trzeba oczyścić rany. - Łapa jakby zapomniała, że sama prezentowała śliczny zbiór płytkich ran, w tym największą na ramieniu, od której rękaw koszuli zaczynał zabarwiać się czerwienią. Cóż, wyraźnie nie miała szczęścia do spotkań z psowatymi.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Maie siedział pod drzewem i wydawał się spać. Nie był już goły - na jego nogach widniały skórzane spodnie i podróżne buty z tego samego materiału. Brązowa skórzana tunika, narzucona na grzbiet, przykrywała jego tors,a twarz była ukryta w cieniu kaptura. Jednak nie spał - złoto jego źrenic zlewało się co prawda ze złotymi liśćmi wyhaftowanymi na brzegach, jednak lśniły znacznie mocniej. Płaszcz ten był wspaniałym kamuflażem w złocistym Ash Falath'neh, jednak wszędzie indziej rzucał się z daleka. Co zabawne, raz nawet grupa bandytów, myślała, że osoba o takim płaszczu musiała byc obrzydliwie bogata - jakie było ich zdziwienie gdy nie znaleźli przy nim ani jednego miedziaka.
Zaraz jednak wróciło wspomnienie tego co się stało po tym. Porozrywane ciała... Chłopak potrząsną głowa by odgonić to wspomnienie.
- Ej.. - Zagadnął Darshes. Mówił w języku - jak go nazywali druidzi - leśnym. Język ten pozwalał na porozumiewanie się z przyrodą. Niektóre rasy - jak na przykład elfowie, władały tym językiem od urodzenia, dla pozostałych brzmiał niczym szelest liści na wietrze.
"Wątpię czy jesteś do końca normalny, mówiąc sam do..."
- Mało mnie obchodzi twoje zdanie. Zamknij się i odpowiadaj na moje pytania.
"A to jest paradoks. Nie mogę zamknąć się i jednocześnie mówić."
- Długo jeszcze będziesz to ciągnąć?
"Zamieniam się w słuch."
- Przejęłaś dziś nade mną kontrole?
"Dobrze wiesz, że nigdy tego nie zrobiłam."
- A jednak cieszyła cię myśl o pożarciu jakiejś istoty żywcem?
"Spożywałeś trupa, nie istotę żywą."
- Przestaniesz czepiać się słów i odpowiesz na pytanie?
"Och, oczywiście." - powiedziała niemal roześmianym głosem. - "W końcu jestem tobą."
- Brednia. Nie znoszę zabijania i znęcania się! Nie cierpię zadawania bólu! Nie jestem tobą.
"A jednak to robisz. I tylko wtedy czujesz że żyjesz. Czy to nie to samo? A tak w ogóle, smakowało ci dzisiejsze mięsko? Oczywiście że tak. "- Powiedział zjadliwie głos. - "Możesz oszukiwać wszystkich dookoła, ale mnie nie oszukasz - jesteśmy jednym. To twoje decyzje zwróciły moją uwagę"
- Gdybym wiedział co za potwór...
"To co? Zostawił byś tamtego chłopca na pożarcie? Nie rozśmieszaj mnie! Nigdy byś tego nie uczynił."
- Więc chcesz powiedzieć, że to ja jestem potworem? Bo blisko 20 lat temu uratowałem chłopca?
"Nie i dobrze o tym wiesz. Jesteś potworem, bo zafundowałeś Bloodlust'owi taką, a nie inną śmierć."
- On chciał zeżreć dziecko! Był potworem, zabijał ludzi by napełnić swoją rządzę krwi!
"W takim razie, niewiele się różnicie. On zabijał dla przyjemności i ty to robisz. I nie możesz temu zaprzeczyć, bo wiesz że to prawda!"
- Ta rozmowa do niczego nie prowadzi...
"Zgadzam się"
Chłopak westchnął zirytowany. - Powiedz mi: Dlaczego przyczepiłeś się do mnie? Czym ty jesteś?
"Chorym wytworem twojej wyobraźni..."
- Taaaak, jasne... a mój niebotyczny wzrost mocy podczas amoku wziął się z księżyca? I twoja wiedza magiczna jest wytworem mojej chorej wyobraźni?
"Wołałeś do mnie - pogrążony w rozpaczy. Wołałeś o moc by do konać zemsty Przekazałam ci ją, wiedzę o której nie śniło się wielu mędrcom! Jak zabijać jednym dotknięciem, jak zadawać ból nieporównywalny z niczym innym. Dałam ci nawet coś ekstra - dałam ci moc, a ty jak mi się odwdzięczasz?"
- Jednocześnie jednak, manipulujesz mną. Sprawiasz że zabijam ludzi, którym śmierć się nie należy.
"Płacisz tylko drobną cenę, za moje usługi. Zresztą to nie tak, że oni są bez winy. "
- I to ma cię usprawiedliwiać? Zło konieczne? - nie doczekawszy się odpowiedzi, chłopak zrezygnował. - Mam już dość tej rozmowy. Porozmawiamy kiedy indziej.
"Wiesz gdzie mnie szukać"

Pochłonięty bezsensowną i mijającą się z celem konwersacją z samym sobą, Darshes nawet nie zauważył, jak z lasu wyłoniły się dwie postacie.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Łapa wpadła do obozowiska jak poparzona. Najpierw wykonała jakąś dziwną akrobację przed półelfem, obwąchała go szybko, a następnie z nosem przy ziemi obeszła cały obóz wzdłuż i wszerz, w końcu znów znalazła się przy chłopaku, by tym razem uderzyć go łbem w biodro. Theotar odebrał uderzenie jako karę za użycie jej strzał, na resztki których Kelisha chwilę wcześniej spoglądała. - "No przynajmniej mnie nie rozszarpie" - pomyślał z ulgą. Gdy patrzył na dziewczynę w jej zwierzęcej formie nie miał już żadnych wątpliwości, że to ją widział w wizji, jakiej doznał, gdy był nieprzytomny po ataku magów w Parku Miejskim Meot. Zaczął się zastanawiać co ta wizja mogła oznaczać, dlaczego widział właśnie Kelishę i czy ona świadomie bądź nieświadomie uczestniczyła w tym wydarzeniu? I jeszcze to przesłanie: "Taki jesteś naprawdę!" - "Taki, czyli jaki?" - zastanawiał się.

Gdy uświadomił sobie, że zagrożenie już minęło, a poziom adrenaliny gwałtownie mu opadł, rozejrzał się po obozie. Miejsce to wyglądało, jakby przed chwilą stoczono tu bitwę z udziałem setek chłopa. Wszędzie było pełno krwi i wnętrzności, nawet ich niedoszła kolacja kąpała się właśnie w kałuży krwi. W pobliżu ogniska dogasało właśnie truchło wilka. Wraz ze spadkiem poziomu adrenaliny, zaczął odczuwać ból od poniesionych ran. Ta na klatce piersiowej okazała się tylko lekkim zadrapaniem i dawała o sobie znać jedynie słabym pieczeniem, natomiast rana na ramieniu była dość głęboka i wciąż krwawiła, choć niezbyt mocno. Theo wyglądał jak siedem nieszczęść nie dość, że cały brudny, to do tego cały we krwi - twarz, włosy, koszula, spodnie - dosłownie wszystko było czerwone.
- ...do wody! Marsz! Nie będę tolerować takiego smrodu. I trzeba oczyścić rany. - rozkazała Kelisha, która właśnie powróciła do swojej ludzkiej formy. Zaskoczony Theo, który tak był zaabsorbowany analizą sytuacji, że nie zauważył przemiany, nic nie odpowiedział i zgodnie z rozkazem ruszył w kierunku rzeki.
- "A może by tak zapytać, czy nic nie jest Theo? Ale nie, do wody i już, jakbym słyszał opiekunkę z sierocińca" - narzekał w myślach.
- Nic ci nie jest? - zapytał z troską. Dziewczyna szła tuż za nim. Miała na sobie tylko długą do połowy uda koszulę, która jako, że była mokra, przylegała ściśle do jej smukłego ciała eksponując jej piękne kształty, co w połączeniu z jej nagimi, zgrabnymi nogami, przyprawiło młodzieńca o falę gorąca, która przeszyła całe jego ciało. Nie chcąc zdradzać swojej reakcji na jej osobę, szybko odwrócił wzrok i skupił myśli na czymś innym, dokładnie na wspomnieniach o czyszczeniu wychodków w sierocińcu, grabieniu liści w ogrodzie, czy innych mało przyjemnych rzeczach, byle tylko nie myśleć o niej.
- Przychodzę tu od dawna i nigdy nie widziałem tu takich bestii. Skąd do cholery nieumarlaki w tej okolicy? - zapytał, gdy znaleźli się już na plaży. Pod drzewem zauważył siedzącego maie. Gdy ocenił, że kompan jest cały i zdrowy, kiwnął mu tylko ręką dając znać, że u niego też wszystko w porządku i pobiegł do wody.

Woda była zimna, ale marzył o kąpieli już od dawna, dlatego pobiegł do niej tak ochoczo odkładając rozmowę z towarzyszami na później. Gdy był już w miejscu, w którym woda sięgała mu powyżej pasa zdjął koszulę i zaczął zmywać z niej krew. Nie lubił się rozbierać. Nie miał co prawda czego się wstydzić, bo miał ładne ciało, proporcjonalną sylwetkę, lekko zarysowane mięśnie, których widok powinien podobać się kobietom, ale zarówno tors, brzuch jak i plecy całe "ozdobione" były wieloma małymi bliznami, śladami po nacinaniu bądź przypalaniu przez Matkę Opiekunkę. Teraz dodatkowo miał świadomość, że obserwuje go kobieta. Wstydził się jej i dlatego, po upraniu koszuli wsadził ją pomiędzy kolana, by mu jej prąd nie porwał, a następnie zmył z krew i brud z włosów, twarzy i górnych partii swojego ciała, po czym od razu założył koszulę i udał się na trochę głębszą wodę. Tam zdjął spodnie, uprał je, przerzucił przez ramię, umył resztę ciała i założył je z powrotem. Następnie położył się na wodzie, by chwilę odpocząć. Nie od dziś wiadomo, że woda łagodzi ból. W niektórych kulturach matki rodzą swoje dzieci w wodzie. Po pierwsze po to, żeby noworodkom zmniejszyć szok zmiany środowiska, a po drugie właśnie po to, żeby zmniejszyć bóle porodowe rodzącej. Gdy tak leżał, zastanawiał się nawet chwilę, czy jak był półnagi mógł podobać się zmiennokształtnej. Szybko uciął te rozważania uznając je za niedorzeczne.

Gdy wyszedł na brzeg Darshes z Kelishą już na niego czekali.
- Teraz lepiej mamo? - zapytał zadziornie dziewczynę mając w pamięci jak go potraktowała w obozie.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

- Nic ci nie jest? - Półelf spytał w drodze do rzeczki, chociaż przez chwilę wydawał się Łapie niemal oburzony jej poleceniem.
- Jak będę sporo jeść i trochę spać, za parę dni zostanie tylko blizna. Albo i nawet to nie. - Kelisha mruknęła, zerkając z ukosa na swoje ramię i czerwoną plamę na rękawie. Miewała już gorsze rany i absolutnie nie chciała, żeby któryś z towarzyszy postanowił ją obejrzeć, albo co gorsza opatrzyć. Fakt, że któryś z nich mógłby mieć styczność z jej krwią, przerażał ją. Po pytaniu Theo zamilkła na chwilę, jakby coś rozważając.
- Nie wiem, skąd się wzięły te bestie. Ale były tylko dwie. Jedna zaatakowała mnie i Darshesa. Żadnych innych nie wyczułam, znam teraz ich zapach, nawet przez sen będę wiedziała, czy podobne są blisko.
Gdy dotarli nad wodę, Długouch niemal od razu pobiegł do rzeki, co panterołaczka skwitowała uśmiechem. Sama powoli podeszła do brzegu i przykucnęła, aby opłukać dłonie.
- Kwiatuszku? Dasz radę go uleczyć? Jedna z jego ran nie wygląda najlepiej, ciągle krwawi. Inaczej... - Łapa przygryzła wargę, podchodząc do Maie i kładąc się na boku jakiś metr od niego. - Inaczej będę musiała zrobić coś, czego bardzo nie chcę i nie będzie to dla nikogo przyjemne.
Zmiennokształtna zsunęła koszulę z prawego ramienia i kocim zwyczajem zaczęła lizać ranę. Przynajmniej na ile sięgała. Przyglądała się przy okazji kąpiącemu półelfowi, wykorzystując fakt, że świetnie widziała w ciemnościach. Fakt, ze Theo najwyraźniej się jej wstydził uznała za niezwykle zabawny. Zdążyła już niemal zapomnieć o niedawnym ataku dwóch nieumarłych istot. Znów zaczęła za to w pełni odczuwać wpływ nowiu. Maie wyglądał na zmęczonego, postanowiła więc wyjątkowo chwilowo dać mu spokój. Gdy Theotar wydostał się a brzeg, bezczelnie i ostentacyjnie zlustrowała wzrokiem jego sylwetkę, widoczną częściowo pod mokrym materiałem. Oględziny zakończyła, patrząc w oczy Długoucha i uśmiechając się wrednie. Przerwała na chwilę oczyszczanie rany tylko po to, aby powoli oblizać usta.
- Zjadłabym coś. Ryby w obozie nie nadają się już do niczego. Mogłabym pójść na polowanie, ale... chwila, co to było... no tak! Nie mam strzał. A nie przemienię się drugi raz jednej nocy, to ryzykowne. - Łapa rzuciła jakby od niechcenia, oglądając plamę krwi na rękawie i wyglądając, jakby zastanawiała się, czy chce jej się wstać i ją zaprać, czy może nie będzie widoczna, gdy materiał wyschnie.
- Teraz lepiej mamo? - Półelf najwyraźniej robił aluzje do władczego zachowania panterołaczki w obozie, być może liczył nawet, że ta się speszy.
- Nie pyskuj, bo Cię przez kolano przełożę! I lepiej, lepiej. Czuć od Ciebie tylko Tobą, nie nadgniłym żywym trupem.
Ostatnio edytowane przez Kelisha 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

- ...Jedna z jego ran nie wygląda najlepiej, ciągle krwawi. - Chłopak mało nie podskoczył, gdy głos Kelishy wyrwał go z zadumy. - Inaczej... Inaczej będę musiała zrobić coś, czego bardzo nie chcę i nie będzie to dla nikogo przyjemne.
Z początku Darshes nie zrozumiał o co chodzi, jednak wodząc za spojrzeniem panterołaczki natrafił na pół-elfa "piorącego" właśnie koszule. W ciemnościach nie widział tak dobrze, jak panterołaczka, nie mógł więc określić jak ranny był chłopak. Oczywiście, mógłby wejść w swoja naturalną postać, tam widzenie polega na trochę innej zasadzie, ale dzisiejszej nocy chciał zaoszczędzić jak najwięcej energii na jutro. Zrozumiawszy, że nic więcej nie dojrzy póki Theotar nie wyjdzie z wody, Maie spojrzał na dziewczynę. Jej rękaw zdążył już lekko nasiąknąć krwią. "Zapewne to ta sama rana, która zostawił upiór" - Rany zadane od kłów i pazurów Upiornego Wilka nie różniły się niczym od ran zadanych przez zwykłego wilka. Łapa zaczęła lizać ranę - zapewne miało to wyglądać jak koci nawyk, jednak maie doskonale wiedział o właściwościach jej krwi. "Zapewne stąd jej strach przed magią. Stara się ukrywać ten dar, by magowie nie starali się go wykorzystać. Chyba ktoś próbował tego już wcześniej.... głupiec." - pomyślał wzdychając i odchylając kaptur - "Jeśli świadomość, że nic o tym nie wiemy pozwoli jej poczuć się bezpieczniej, to niech tak myśli."
- Niestety, na dziś koniec z uzdrawianiem. - powiedział z kolejnym, tym razem teatralnym westchnięciem. - Od rana nie udało mi się zebrać energii, a po drodze korzystałem parę razy z magii, łącznie z teleportacją i zmianą kształtu. Nie wymagaj ode mnie niemożliwego. - potrząsając głową, jakby chciał zaprzeczyć niedorzecznemu pomysłowi.
Było to wierutne kłamstwo. Dziś wieczorem zdołał zregenerować całą energię i jeszcze napełnić obsydian. W sumie miał gdzieś połowę swojej całkowitej mocy magicznej, chciał ją jednak zachować na później. Samotna podróż przez niemal cały kontynent nauczyła go, że nie należy zdradzać ile w rzeczywistości pozostało ci siły. Zresztą, Kelisha nie była magiem - zapewne nie wiedziała ile energii może kosztować rzucenie takiego a nie innego zaklęcia.

Jedną z zalet zmiany postaci było to, że ciała nie stanowiły jedności jak w przypadku zmiennokształtnych. Oznaczało to, że żadne rany, upojenie alkoholowe, czy choroby nie były większa przeszkodą dal Maie. Wystarczyło zmienić postać - niby przywdziać nową koszule - a negatywne skutki wpływające na ciało znikały jak ręką odjął. Tak też było i dziś - po przemianie w niedźwiedzia, a potem znowu w człowieka, jego trzeźwość myślenia wróciła całkowicie. Jednak miało to swoją cenę - im częściej zmieniał formy, tym mniej miał energii. Całkowite jej wyczerpanie oznaczało śmierć dla ducha lasu.
Po jakiejś chwili z wody wyszedł Theo. Wprawdzie udało mu się zmyć krew z ubrań, jednak wyćwiczone oko Darshes'a od razu wychwyciło, w których miejscach jego ciało zostało zranione. Rana na torsie nie wyglądała tak źle, jednak - jak to bywa z ranami szarpanymi - zostawi po sobie piękną bliznę do kolekcji. Problemem była rana na ramieniu - ta była głęboka, a krew stale z niej przepływała. Theotar miał szczęście, że pazury nie natrafiły na tętnicę ramienną, inaczej byłby już trupem. Wciąż jednak trzeba było coś zrobić.
- Zjadłabym coś. - Głos Kelishy ponownie wyrwał chłopaka z odrętwienia - Ryby w obozie nie nadają się już do niczego. Mogłabym pójść na polowanie, ale... chwila, co to było... no tak! Nie mam strzał. A nie przemienię się drugi raz jednej nocy, to ryzykowne. - Rzuciła Łapa i jakby od niechcenia zaczęła oglądać rękawy swojej koszuli.
"Strzał?" - Darshes nie zrozumiał po raz kolejny - "Aaaah! Zapewne do obrony przed wilkiem użył strzał łapy. Musiała się nieźle na niego wkurzyć..." Potem jednak przyszła mu do głowy inna myśl. Zmiennokształtna się już nim znudziła i postanowiła się tym razem zabawić z pół-elfem. Cóż nie mógł ją winić - w końcu nie otrzymała tego czego chciała od niego. - "Właściwie to przyda mu się doświadczenie w relacjach damsko-męskich.". Jej słowa nabrały w tym kontekście nowego znaczenia: "Idź się czymś zajmij i daj nam chwilę. Chcę się zabawić."
- Nie jestem tak zdolnym myśliwym jak Łapa, więc nie oczekujcie na nic przed śniadaniem. Na szczęście, nie potrzebuje do tego łuku ani strzał. - Spojrzał w niebo, jakby szukając dodatkowej wymówki. I rzeczywiście, znalazł ją. - Zresztą za parę godzin wstanie świt, a jutro czeka nas długa droga. Wasza dwójka potrzebuje snu, a ja niekoniecznie. No i muszę znaleźć trochę zielska - te wasze rany wyglądają paskudnie.
Wstając szepnął panterołaczce do ucha - Nie przesadź z nim. Widzimy się w obozie.
Błysnęło blade światło i zielonkawy Whisp zniknął wśród drzew. W miejscu gdzie przed chwilą stał, pozostała sterta ubrań.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Kelisha zareagowała na zaczepkę chłopaka, na co ten ewidentnie liczył. Jednak odpowiedź, która otrzymał nie do końca go usatysfakcjonowała. Liczył bardziej, że ją trochę podkurzy, ale inteligentna dziewczyna odgryzła się z klasą. Jakby tego było mało, przyglądała mu się jakoś tak dziwnie, co go trochę speszyło. Nie mógł rozszyfrować, co stoi za tym spojrzeniem i kończącym go enigmatycznym uśmiechem. Po wymianie zdań na temat zdobycia czegoś do jedzenia, Darshes zmienił swą postać na zielonkawą kulę energii i szybko zniknął w oddali. Theo był zadowolony, że to maie przypadło polowanie, gdyż on, po pierwsze był wykończony, a po drugie była noc, ryby spały i jego sposób "polowania" był o tej porze najzwyczajniej nieskuteczny.
- no to chodźmy do obozowiska - powiedział podając dłoń dziewczynie, by pomóc jej wstać.

Po chwili byli na miejscu. Pierwszym co Theo zrobił, gdy przybyli, było podniesienie swojego łuku z ziemi, założenie cięciwy na łęczysko i przeczyszczenie broni.
- Świt się zbliża, trzeba by położyć się spać co? - powiedział odkładając łuk w pobliże swojej torby leżącej po drzewem - padam z nóg, a ty nie jesteś zmęczona? To był ciężki dzień. - gdy kończył mówić zdał sobie sprawę, że panterołaczka znów patrzy na niego w taki dziwny sposób, którego nie potrafił zrozumieć.

Theotar po szybkich oględzinach znalazł dogodne miejsce na odpoczynek pod jesionem. Był to całkiem spory plac ziemi porośniętej trawą, który jako jedne z nielicznych miejsc w tym zagajniku, nie był zbrukany krwią potwora i był na tyle duży, że spokojnie mogłyby tam leżeć nawet cztery osoby. Ułożył się wygodnie i spojrzał w gwiazdy.
- To mówisz, że gdzieś tam świeci taka szczególna gwiazda, której ja nie potrafię zobaczyć? - zagadał do dziewczyny chcąc nawiązać jakąś rozmowę. Widok świecących punkcików na ciemnym nieboskłonie zawsze wprawiał go w taki marzycielski nastrój.

Mimo iż, był dość odporny na ból, to ramię nie dawało mu o sobie zapomnieć. Złapał się za nie ręką i zamknął oczy próbując się trochę wyciszyć i zignorować ból. Zamykanie oczu na dłużej, niż czas mrugnięcia, w pobliżu panterołaka podczas nowiu to zasadniczo nie jest dobry pomysł.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Gdy Darshes powiedział, że nie będzie w stanie pomóc Theo, Kelisha od razu poczuła się nieswojo. Nie chciała jednak tego okazywać. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział, jak panicznie się bała leczenia kogoś własną krwią. Maie po prawdzie mógł wiedzieć o tej możliwości, ale tego Łapa nie była pewna. A doświadczenie nauczyło ją, że taka wiedza prędzej czy później prowadziła do tego, że budziła się tylko po to, by ujrzeć pochylonego nad sobą niedawnego towarzysza z nożem w dłoni. Gdy Kwiatuszek zniknął, zaklęła cicho pod nosem, obiecując sobie, że jeszcze mu za to odpłaci. Skoro miał tyle energii, by zrobić taką sztuczkę, z pewnością mógł też podleczyć Półelfa.
Przyjęła pomoc Długoucha przy wstawaniu i zanim ruszyła za nim do obozu założyła spodnie. Wszystko wszystkim, ale robiło się chłodno. Rzemyka przy dekolcie jednak nadal uparcie nie zawiązywała.
Na miejscu zebrała swoją broń na jedno miejsce, zerkając czasem na Theotara. Rana nie była może śmiertelna, ale mogła się paskudzić. Ba! Z pewnością by się paskudziła. I stracił sporo krwi. Ślad na ramieniu Kelishy nie krwawił już od jakiegoś czasu. Łapa biła się z myślami, wiedząc, co powinna zrobić. Ale nie chciała. I to bardzo. Gdy Półelf się położył, zdecydowała, że nie będzie go leczyć. Nie mogło być z nim aż tak źle. Na wspomnienie o gwiazdach spojrzała w niebo, od razu odnajdując jedną gwiazdę, która kiedykolwiek ją obchodziła.
- Dokładnie. Tylko panterołaki ją widzą i czują. - Ten widok uspokoił ją i sprawił, że znów zaczęła mieć wątpliwości, czy może jednak nie powinna uleczyć towarzysza. Powoli przeniosła na niego spojrzenie i wzięła głęboki wdech. Chciała mieć to za sobą szybko i bez zbędnych pytań. Nie sądziła, że posłusznie wypiłby jej krew, gdyby mu to nakazała. Przyciśnięcie naciętego nadgarstka do ust było jakąś metodą, ale za łatwo można było odwrócić głowę, a wiedziała, że jeśli przyjdzie jej się szarpać z Theo, spanikuje i zrezygnuje. Na samych czubkach palców zaczęła skradać się w jego stronę, póki miał zamknięte oczy. Był szybki, więc ona musiała być jeszcze szybsza. Z całej siły zacisnęła zęby na dolnej wardze, aż poczuła w ustach krew. Zassała jej trochę i skoczyła na leżącego półelfa. Wystarczyło, aby usiadła na nim okrakiem, chwyciła głowę rękami i pocałunkiem zmusiła do przełknięcia krwi. Zawsze mogła do też przydusić, żeby się zbytnio nie szarpał, ale tego wolała uniknąć. No i była szansa, że dzięki pierwotnemu scenariuszowi nie będzie w stanie powiedzieć, co dokładnie mu pomogło. No i Kelisha nie mogła pod żadnym pozorem spanikować.
Właściwie Theotar powinien uważać się za niezwykłego szczęśliwca. Gdyby nie to, że Łapa na porządku dziennym polowała i zabijała, więc miewała obu powyżej uszu, zapewne bardziej ciągnęłoby ją do tego podczas nowiu. A tak, nie chciało jej się podczas takich nocy rzucać na nic mniej niebezpiecznego od odyńca. Nie mówiąc już o kimś, kto leżał pod drzewem pozbawiony broni i na dodatek miał zamknięte oczy. Każdej innej nocy pewnie też aby podać mu swoją krew, najpierw pozbawiłaby go przytomności.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Theotar leżąc pod drzewem czuł, że za chwilę uśnie. Był potwornie zmęczony, cały dzień był w najwyższej gotowości, ciągle w akcji bez chwili odpoczynku, co w znacznej mierze pozbawiło go sił. Do tego jeszcze ta dramatyczna walka stoczona z upiorem, z której ledwo uszedł z życiem, dokończyła dzieła. Na domiar złego, stracił dziś sporo krwi, która wciąż sączyła mu się z rany. Wszystko to sprawiało, że sen zbliżał się do niego naprawdę dużymi krokami.
Gdy chłopak usypiał, zmiennokształtna ostrożnie i po cichu podeszła do niego. W jego stanie chyba nawet osoba nieznająca sztuki skradania się mogłaby go zaskoczyć, a co dopiero panterołaczka, której rasa słynęła z cichego chodu i mistrzostwa w zakradaniu się. Z kocią zwinnością wskoczyła okrakiem na niego chwytając dłońmi jego głowę i zatapiając swoje usta w jego. Zaskoczony chłopak pierwsze co, otworzył szeroko oczy i wyciągnął w górę ręce, którymi złapał po bokach Kelishę. Widząc jej twarz z zamkniętymi oczyma uspokoił się i stwierdził, że chyba nic złego nie zamierza mu zrobić. Z resztą nie miał już sił na szarpaninę, postanowił poddać się dziewczynie i rozluźnił mięśnie. Jego dłonie z silnego uścisku zmieniły dotyk w delikatne trzymanie. W ustach poczuł ciepły oddech dziewczyny oraz przyjemny smak. Jego ciało przeszyła fala gorąca.
Nie miał bladego pojęcia co ma teraz zrobić. Jego dotychczasowe kontakty damsko-męskie ograniczały się jak na razie jedynie do krótkich rozmów i nic poza tym. Po licznych rozterkach i przemyśleniach dokonanych błyskawicznie w ułamkach sekund, stwierdził, że myślenie trzeba odstawić na bok i należy poddać się instynktowi. Pozwolił dziewczynie kontynuować pocałunek, a jakby w odpowiedzi na niego, palce jego dłoni zaczęły wykonywać niewielkie ruchy, pieszcząc delikatnie dziewczynę.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Tak jak Kelisha się spodziewała, w pierwszej chwili Theo usiłował się bronić, jednak po chwili uspokoił się, zapewne dopatrując się w zachowaniu panterołaczki wyłącznie wpływu nowiu. Sama omal nie zapomniała się i nie warknęła, gdy na początku wydawało się, że spróbuje ją odepchnąć. Gdy Półelf się rozluźnił, to samo zrobiła Łapa. Jedną dłoń oparła na ziemi obok jego głowy, drugą położyła na barku. Po tym jak posmak krwi przestał być tak intensywny, przerwała na chwilę pocałunek i odsunęła głowę na tyle, by móc zerknąć na Theotara. Zesztywniała, widząc, że jego usta były zdecydowanie ciemniejsze, niż zwykle doskonale wiedziała, że jej dolna warga również musiała błyszczeć od lepkiej czerwieni. Nie wiedziała za to, jak dobrze elfy rozróżniały w ciemności kolory. Pochyliła się więc gwałtownie i zlizała własną krew z ust mężczyzny. W pierwszym odruchu chciała przemienić się i popędzić w las. Uciec.
Błyszcząca na niebie gwiazda i zapach młodego Półelfa uciszyły jednak w dużej mierze głęboko zakorzeniony w niej strach.
- Jak ręka? Zrobić Ci opatrunek? - Łapa zapytała cicho, pochylając się do spiczastego ucha, zaznaczywszy trasę od kącika ust Theo do żuchwy koniuszkiem języka. Na koniec uszczypnęła go zębami w płatek ucha, po czym wyprostowała się powoli. - Chcesz odpocząć? Ja podczas nowiu zwykle nie sypiam... chyba, że wcześniej się bardzo zmęczę.
Błyszczącymi ślepiami patrzyła na młodzieńca, poruszając się pod jego dotykiem. Sama zaczęła masować jego barki, czekając na odpowiedź. Uwielbiała zabawiać się podczas nowiu, jednak nigdy nie była zwolenniczką przymusu. Gdzieś przez umysł przemknęła jej myśl, że jeśli Theotar był rzeczywiście tak młody, jak się jej wydawał, jako Elf był ledwie podlotkiem i kac moralny nie opuści jej jeszcze długo. Nie poświęciła jednak temu problemowi wiele uwagi. W obecnej chwili wolała znów skupić się na całowaniu. Szyi tak dla odmiany.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes już od jakiegoś czasu krążył po lesie w pogoni za sarną. Zauważył ja jakiś czas temu, ale gdy tylko się zbliżył, ta uciekła na jego widok. Zwierzęta potrafił wyczuwać intencje innych istot. Druidzi nazywali to instynktem. Darshes doświadczył tego uczucia parę razy, gdy przebywał w zwierzęcej formie. Jest to niejasne uczucie, jakiś wewnętrzny niepokój, coś na kształt szóstego zmysłu. Zwykle zwierzęta nie uciekają na jego widok, jednak sarna musiała wyczuć, że zamierza ja zabić i dlatego uciekła w głąb lasu.
Teraz maie stracił ją z oczu. Wędrując pośród drzew obserwował otoczenie w nadziei, że jego ofiara znajduje się gdzieś w pobliżu. Nie było zresztą tak źle - w lesie roiło się od małych zwierzątek, jednak nie zapolowałby na np. wiewiórkę - nie dość że musiałby się nalatać, to jeszcze niewiele by było z tego mięsa.
Co jakiś czas część jego ciała przenikała zderzała się z jakąś gałęzią czy krzakiem wydając przy tym charakterystyczny trzask. Był istotą energetyczną, a więc w swojej oryginalnej postaci nie posiadał materialnego ciała, a jedynie coś na kształt splotów energii. Oznaczało to, iz w tej formie łatwo było mu ukraść energię, toteż nie lubił w niej podróżować. Raz podczas wędrówki napotkał wędrownego maga. Gdy ten odkrył czym Darshes jest... no cóż. Chciał go potraktować jako dodatkowe źródło energii. "Głupiec skończył z rozszarpanym gardłem..." - pomyślał z niejakim współczuciem.

W oddali zauważył nieco większy, pomarańczowy kształt. Jego sposób postrzegania świata w tej formie nieco różnił się od zwykłego. Nie posiadał uszu - całe jego ciało odbierało drgania i przekształcało jej na dźwięki. Oczu również nie posiadał - świat widział niby mieszaninę kolorów - im istota bardziej żywa, tym żywszy miała kolor. No może nie do końca żywa.... ogień widział na biało jak i słońce. Kolor ludzi przechodził od pomarańczowego do czerwonego. Większość magów i magicznych artefaktów miała kolor czerwony. Raz tylko widział biały kolor w przedmiocie, a raczej całym mieście. Po tym widowisku chłopak domyślił się na czym to polega: Im więcej energii miała w sobie dana rzecz tym bardziej zmieniał jej się kolor.
Tak więc ów pomarańczowy kształt mógł być jego sarną. Coś jednak było nie tak - kształt nie dość że był znacznie mniejszy niż ten który gonił, to jeszcze jego kolor zdawał się ciemnieć. Podleciawszy bliżej, Darshes zrozumiał co się dzieje. Na udzie młodziutkiej sarny zaciśnięta została duża, zębata obręcz - prawdopodobnie potrzask. Nie był jednak przystosowany na sarny, ale na coś znacznie większego, gdyż zacisnął się biednemu zwierzęciu na udzie. Maie słyszał wołanie zwierzęcia o pomoc i choć było słabe, czuł je całym ciałem.
Nie próbował tez go leczyć - nie było sensu. Życie uciekało z niego za szybko. Zapewne pułapka przebiła tętnicę już jakiś czas temu. Więc nawet gdyby zasklepił rany zwierzęcia po uprzednim usunięciu pułapki nie potrafiłby zwrócić mu utraconej krwi. Mógł jednak skrócić jego cierpienie.
Podleciał bliżej umierającego zwierzęcia i zatrzymał wszystkie jego funkcje życiowe z pomocą magii. W jego oczach, kolor niemal momentalnie zrobił się niebieski. Przybierając ludzka formę, rozwarł potrzask spróbował wziąć sarnę na ręce. Ważyła jednak tyle co dobry, napakowany plecak, a Darshes nie miał zamiaru się dzisiaj jeszcze dodatkowo męczyć. Złapał więc sarnę za tylne nogi i pociągnął ją w stronę obozowiska. Postanowił jednak przed tym zatrzymać się przy rzeczce - by wziąć swoje ubrania.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

- "Więc to takie uczucie. Jest cudowne" - pomyślał Theotar, gdy Kelisha przerwała jego pierwszy w życiu pocałunek. Czuł się niesamowicie. Ból zniknął, serce biło jak oszalałe, w żołądku czuł ścisk, jakby ktoś wbił mu kilka sztyletów nasączonych jakimś narkotykiem zmieniającym ból w przyjemność. Zdziwił się nieco zobaczywszy krew na ustach dziewczyny, ale uznał, że to pewnie z powodu jakiegoś drobnego urazu, którego doznała podczas walki z upiorem. Gdy popatrzył jej prosto w oczy wychwycił odrobinę zmieszania. Mierząc ją swoją miarą wytłumaczył sobie, że na pewno nie jest taka pewna tego co robi, tak jak i on, choć na zewnątrz dziewczyna stara się być odważna i szalona, to w głębi duszy musi mieć jakieś momenty zawahania i to według niego miał być jeden z nich.
- Jak ręka? Zrobić Ci opatrunek? - zapytała cicho pochylając się i pieszcząc Theo językiem po policzku. Nawet jeśli chłopak miałby teraz amputowaną jakąś kończynę, z której krew lałaby się strumieniami, to nie poczułby tego. A ramię Theotara miało się faktycznie lepiej, nie krwawiło ani nie bolało już wcale.
- Chcesz odpocząć? Ja podczas nowiu zwykle nie sypiam... chyba, że wcześniej się bardzo zmęczę. - to była jednoznaczna propozycja ze strony Kelishy. Jej forma nie spodobała się chłopakowi, gdyż zawsze miał raczej romantyczne podejście do miłości. Ale ona była tak piękna. Widok jest ślicznej twarzy o złotych oczach i wspaniałych pełnych ustach na tle gwieździstego nocnego nieba Theo miał zapamiętać do końca życia. Dziewczyna masowała jego barki, on wciąż tylko na nią patrzył. Chciała tego, czy nie, Theotar zaczynał zakochiwać się w niej bez pamięci.

Nic nie odpowiedział. Wyprostował się nagle obejmując ją rękoma i zaczął całować z całych sił. Pieścił ustami jej usta, policzki, szyję, a jego dłonie błądziły po koszuli panterołaczki głaszcząc jej ciało delikatnie. W końcu znalazły drogę i dostały się pod koszulę, gdzie delikatnie pieściły plecy dziewczyny. Zawsze trzeźwo myślący półelf został porwany przez lawinę emocji i doznań. Jego rozum został zabrany przez uczuciową powódź. Wiedział, że może tego żałować. Jego serce postanowiło podjąć to ryzyko.
Awatar użytkownika
Kelisha
Szukający Snów
Posty: 178
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kelisha »

Zapewne dla wszystkich byłoby najlepiej, gdyby w tym właśnie momencie wzeszło słońce. Kelisha uniknęłaby moralnego kaca. Theotar uniknąłby złamanego serca i gwałtownego zetknięcia z codziennym zachowaniem panterołaczki o świcie. Darshes uniknąłby konieczności znozenia niezręcznej sytuacji, która zapowiadała się następnego dnia. Ale noc trwała w najlepsze.
Gdy Półelf zdawał się przejąć inicjatywę, Łapa mruknęła aprobująco. Na chwilę obecną niemal wybaczyła mu zużycie ostatnich dobrych strzał. Chętnie odpowiadała na pocałunki. Ruchliwy ogon czasem uderzył ją w bok, w pewnym momencie trafił nawet Theo w plecy. Natychmiast oplótł go ciadno w talii, zmuszając, by jeszcze bardziej wtulił się w zmiennokształtną. Ta jednak wydawała się mieć inne plany. Podczas jednego z pocałunków chwyciła lekko zębami dolną wargę partnera i warknęła. Albo zachichotała. Najpewniej próbowała zrobić pierwsze, ale upojona blaskiem gwiazdy nie mogła powstrzymać wesołości. W każdym razie gdy tylko puściła, odepchnęła lekko Półelfa i chwyciła za brzeg jego koszuli, by ją ściągnąć.
- Lepiej dla Darshesa, żeby nie spieszył się na tym polowaniu. Jak wróci za szybko, będzie potrzebował nowego ciała. - Kelisha mruknęła chrapliwie, poprawiając nieco swoją pozycję. Właściwie doświadczenie mówiło jej, że zignorowałaby obecność Maie jeszcze przez jakiś czas, ale obawiała się, że Theo mógłby nie zareagować tak spokojnie. A jedna przeszkoda w postaci upiornego wilka wystarczała jak na jedną noc. W pewnej chwili wsunęła jedną dłoń we włosy Półelfa, przyciągając go do swojej szyi. Jednocześnie odchyliła się lekko w tył, odnajdując wzrokiem gwiazdę panterołaków. Wolną ręką błądziła po boku młodzieńca, a miękkie futro ogona co chwilę przesuwało się po jego plecach.
Awatar użytkownika
Darshes
Senna Zjawa
Posty: 277
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Maie Lasu
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Darshes »

Darshes zbliżał się do rzeki. Już widział jej migotanie pośród jałowców i krzaków dzikiej róży gdy nagle dobiegły go odgłosy rozmowy.
Odruchowo przylgnął do ziemi wypuszczając sarnie truchło z ręki. Na brzuchu podpełznął parę metrów do granicy zarośli. Igły kuły go w plecy i pośladki, a jeżyny i opadłe igły w brzuch uda i przyrodzenie. Bolało jak wszyscy diabli, ale w tym momencie to krzyk wydawał mu się bardziej niebezpieczny. Poznał bowiem oba głosy.
"Shander i jego uczeń!" - zaklął maie w duchu.
Darshes podciągnął się na łokciach i nieco odchylił pobliskie zarośla.
Nad wodą - dosłownie - unosiły się dwie postacie. Obie opatulone w czerwone peleryny, doskonale widoczne na tle ciemnego lasu i mieniącej się wody. Obaj mieli co prawda głowy zakryte kapturem - zresztą w takich ciemnościach nie byłby wstanie rozróżnić wyrazu twarzy. Przysłuchał się ich rozmowie.
- Co teraz zrobimy mistrzu? - zapytała jedna z postaci, zapewne uczeń.
- Zaczaimy się na nich na moście do Szepczącego lasu. - odparł drugi, niższy głos. Ten na pewno był Mistrzem Shanderem.
- Skąd pewność...?
- Pomyśl Hadricku! Ścigamy Maie i pół-elfa, gdzie jeszcze mogą się udać? - zrugał go niski głos.
- Mistrzu Shander, dalej w to nie wierzysz? - nastała długa przerwa. Najwyraźniej mistrz musiał mu rzucic pytające spojrzenie, bo chłopak kontynuował. - Że to oni stoją za śmiercią Lorda Iriadela?
- Już to przerabialiśmy. Żaden Maie nie mógłby się z nim równać. Alister władał trze.... - Zaczął znudzonym tonem jednak młodzik szybko mu przerwał.
- "We śnie, nie różnicie się niczym od zwykłych ludzi" - powiedział chłopak przemądrzale. Zapewne kogoś parodiował, jednak maie zauważył że młodzian utrafił w samo sedno. We śnie nie ma znaczenia czy jesteś magiem, szermierzem czy prostym chłopem. Zawsze jesteś tak samo bezbronny. Zdaje się że Mistrz Shander dobrze o tym wiedział, toteż uchwycił sie innego argumentu.
- Komnata była strzeżona licznymi zaklęciami. Nie ma mowy by ktoś się do niej dostał nieproszony. - powiedział dumnie. Darshes nie pamiętał by cokolwiek go powstrzymywało przed wejściem do pokoju maga, jednak nie znał się zbyt dobrze na tego typu zaklęciach. Po chwili ciszy, w której młodzian zapewne szukał kolejnego argumentu za jego - co prawda prawdziwą, acz nieprawdopodobna teorią - starszy z magów westchnął. - Zostawmy już ten temat. Ten Maie nie mógł tego dokonać. Nie tylko dlatego że maie nienawidzą zabijania, ale również dlatego, że nasz tajemniczy napastnik pojawiał się w wielu miejscach od tamtego razu.
- Jak to? - zapytał młodzian najwyraźniej zaskoczony. Widocznie tych rewelacji jeszcze nie słyszał.
- Pomijając kuzyna Alistera, życie straciła również moja siostrzenica, Arwell. Ostatni list jaki od niej dostałem był pełen niepokoju. Bredziła coś o białym kruku.
- Zaklęcie szpiegujące? - Zapytał Hadrick.
- Albo magia przemiany. Zresztą oba te zdarzenia miały miejsce ponad trzy kwartały temu. Najwyraźniej prześladowca dał sobie spokój. - powiedział robiąc lekceważący gest ręką. - A teraz zmywajmy się stąd. Nie mam zamiaru zostawać w tym ponurym lesie ani chwili dłużej.
Mag wymówił kilka słów i za nimi otworzył się teleport, przez który oboje przeszli.

Parę minut później, Darshes już był gotowy do powrotu. Zaleczył drobne skaleczenia, ubrał się i wziąwszy sarninę na plecy ruszył w stronę obozu. Zdobył dziś parę istotnych informacji - najważniejszą była jednak ta, że po 9 miesiącach poszukiwać wreszcie natrafił na swój kolejny cel. A ten po prostu sam się pchał w objęcia śmierci. Całkowicie jednak zapomniał, że najpierw będzie się musiał zmierzyć z innym wrogiem, stokroć bardziej niebezpiecznym od magów - z Kelisha.
Awatar użytkownika
Theotar
Szukający drogi
Posty: 46
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Półelf, Półczłowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Theotar »

Obwinięty ogonem dziewczyny młodzian wtulił się w nią ochoczo. Mruczenie panterołaczki zdradzało, że najwyraźniej jego pieszczoty przypadły jej do gustu i czerpie z nich przyjemność. Wyraźnie podekscytowany tym faktem chłopak odebrał to jako impuls do dalszych działań. Wymieniał namiętne pocałunki, całował szyję, dłońmi masował i gładził plecy, boki oraz brzuch dziewczyny ewidentnie omijając okolice piersi, najwidoczniej nie miał na tyle pewności siebie. Jego dłonie przemierzały wzdłuż i wszerz ciało ukochanej, pieścił uda, łydki, delikatnie dotykał stóp. Od czasu do czasu unosił dłonie, by dotknąć jej twarzy, pogładzić ją lekko lub chwycić czarne jak noc włosy.

W pewnym momencie Kelisha odtrąciła go nieco i lekko warknęła. W pierwszej chwili pomyślał, że wykonał jakiś zły ruch, ale wkrótce przekonał się, że się myli, gdy jego koszula poleciała kilka metrów od niego. Wzmianka o powrocie Darshes'a praktycznie nie dotarła do półelfa, który pogrążony był w euforycznym stanie, swoistej nirwanie. Niektórzy powiadają, że elfy, gdy kochają robią to całym sercem i duszą, a gdy się kochają, cały świat przestaje się dla nich liczyć. Oczywiście, gdyby w tym momencie maie powrócił doszłoby do naprawdę niezręcznej dla Theo sytuacji. Chłopak zapewne spaliłby się ze wstydu i przerwałby całą zabawę.

Przyciągnięty z powrotem za włosy kochanek kontynuował pocałunki skupiając się na smukłej szyi Kelishy. Gdy odchyliła się lekko do tyłu, chłopak z początku obsypywał pocałunkami miejsce troszeczkę poniżej szyi swej wybranki. Następnie odchylił panterołaczkę jeszcze bardziej i podniósł delikatnie koszulę partnerki ukazując jej płaski brzuch z delikatnie zarysowanymi mięśniami, który momentalnie zaznał pocałunków chłopaka. Podnoszenia koszuli zaprzestał, gdy oparła się o piersi Kelishy, znów chyba był lekko zbyt mało pewny siebie.

Bliskość drugiej osoby, dla niektórych sprawa oczywista i wręcz trywialna, dla niego jednak było to coś wyjątkowego.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości