Równina MauratPuszcza

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Zablokowany
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Puszcza

Post autor: Sidhanean »

Na skraju Równiny Maurat, znajduje się dzika puszcza, do której mało kto zagląda. Sytuacja uległa zmianie kilka dekad temu, kiedy to zaczęły krążyć pogłoski, odnośnie bestii ją zamieszkującej. Z upływem lat, coraz mniej chętnych pojawiało się na jej obrzeżach, a już prawie nikt nie zapuszczał się w jej głąb. Natura świetnie dawała sobie radę, bez ingerencji ludzi.
Gęstość drzew utrudnia swobodne przejście i tylko osoba znająca odpowiednie ścieżki, jest w stanie poruszać się tu bez przeszkód. Każdy stawiany tu krok, obarczony jest przeczuciem, że ktoś lub coś, przypatruje się delikwentowi. I nie jest to wzrok całej masy zwierzątek, które przemykają się między krzakami. Zdaje się, jakby to nawet same drzewa przypatrywały się, czy dana osoba nie staje się nieznośna i nie szkodzi puszczy. Niewiele osób wie, że miejsce to jest pod patronatem Sidhaneana, a zarazem jest jego domem.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

Próbowała chyba wszystkiego. I po dobroci, mając serduszko jak na dłoni, i mniej lub bardziej sympatycznie, posiłkując się doprawdy strasznymi groźbami. Na marne. Ten wielki, solidnie odpasiony bydlak nie raczył się odezwać, zaś sama musiała mu jeszcze nadskakiwać i częstować ogromnymi kostkami cukru, by łaskawie godził się poprzez ciche przyzwolenie na dźwiganie ekwipunku Kanadriethiel, jaki to pozyskała podczas ostatniej wyprawy. Elfy nie należały wszakże do istot o wybitnej sile, cechując się jedynie ponadprzeciętną szybkością i zwinnością. Gdyby zaś spiczastoucha musiała nosić na swych biednych barkach cały ten dorobek, niewątpliwie robiłaby przerwy co dwadzieścia sekund, zalewając się przy okazji łzami. Nie tylko z racji narastającego bólu, lecz także z rozczulenia nad swoim własnym jestestwem. Och, przecież była taka drobniusieńka, delikatna i zmysłowa, zaś te wszystkie ciuchy (aczkolwiek w większości śliczne, jednakowoż popakowane w lniane worki), koce, bronie, kołczany, zapasy żywnościowe odebrałyby nieszczęsnej całą elfią wolność, bezdusznie przytłaczając smukłe kobiece ciałko.
-Nie to nie. - zawyrokowała w końcu, poprzestając na moment prób nawiązania kontaktu z towarzyszącym jej ogierem. Szła tuż za nim, wpatrując się w podskakujący koński ogon, który to najchętniej wyszarpnęłaby temu nieznośnemu impertynentowi z... z... zadka. O. Żeby zmuszać damę do tak wulgarnych przemyśleń! Toż to skandal. Najprawdziwszy, mrożący krew w żyłach skandal! Nie tupała już nóżką, jak to czyniła jeszcze dziesięć minut temu, robiąc ledwie naburmuszoną minkę. Nie da się poniżyć, żadne ograniczone umysłowo i społecznie bydlę nie będzie czerpać satysfakcji z jej upadku, co to, to absolutnie nie.
-Męska, plugawa świnia. - dodała z wyższością, łypiąc z ukosa na swojego towarzysza. Nie mogła się opanować, zwłaszcza że już po chwili dane jej było zobaczyć (co czyniła z olbrzymią wręcz satysfakcją), że koń przystanął na kilkanaście sekund, będąc coraz bliżej przełamania się i wdania w dyskusję. Gdyby tylko raczył z nią porozmawiać, a także pozwolił na wdrapanie się na jego grzbiet, zapałałaby do ogiera znacznie życzliwszymi uczuciami. Wtedy mogliby się zaprzyjaźnić. Głaskałaby go, karmiła, dbała o kopytka... Nie musiałaby też krępować się przy mijaniu przejeżdżających tymi wszystkimi ścieżkami podróżnych, którzy to do tej pory patrzyli na nieszczęsną Kanę co prawda z istnym pobłażaniem, raniąc jednakowoż kobiecą dumę. Sama sobie da radę... albo poprosi kogoś znajomego o wytresowanie bydlaka, o. To jest myśl.
Koncept poskromienia bestii został więc już nakreślony. Niemniej jednak rozbił się on w mgnieniu oka o brutalną rzeczywistość, jaką dziewczyna musiała do siebie w końcu dopuścić. Wszakże to spiczastoucha wędrowała za koniem, nie on za nią, a więc nie miała za wiele do gadania. Nie narzucała żadnej ścieżki, udając się w nieznane (choć tuszyła, iż kierują się w stronę większej osady), a spotkanie przychylnej jej duszyczki graniczyło tu z cudem. Od dawna nie napotkali na swej drodze żywego ducha, dodatkowo powoli zbliżał się już wieczór. Przez kolejne parę minut milczała, zastanawiając się nad noclegiem. Snucie się w ciemnościach byłoby bowiem skrajną głupotą. Nie wiedziała, jakimi umiejętnościami został obdarzony ten koń, niemniej jednak sama nie widziała za dobrze w gąszczach mroku.
-Jest już późne popołudnie. - podkreśliła dobitnie - Jeśli znasz tę okolicę, kierujmy się ku wodzie. Napijesz się porządnie, posilimy się i poczekamy do rana. - dodała, przedstawiając dość kuszącą perspektywę odpoczynku. Nie podobało jej się tu coraz bardziej. Z każdym krokiem gęstość drzew i krzewów nasilała się, zaś sami najprawdopodobniej brnęli ku środkowi jakiejś puszczy. Koń jednak nie zwalniał. Obrażony? A może zmierzają już od jakiegoś czasu do zbiornika wodnego? Kto wie.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Dzień nie wyróżniał się niczym szczególnym. Właście to każda chwila spędzona w puszczy, zdawała się niczym nie różnić od poprzedniej. Gdzie by się nie spojrzało, tam krajobraz wyglądał tak samo. Począwszy od niewielkich krzaków, a na ogromnych drzewach kończąc. A przynajmniej takie wrażenie mógł odnosić jakiś mieszczuch, które całe swoje smutne życie, spędził za murami miast. Sid był kimś zupełnie innym. Od małego zaznajamiany z naturą, oddał jej swoje serce i to z nią związał życie. Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż był dzieckiem lasu - Leśnym Elfem. Oczywiście, zdarzały się wyjątki, kiedy to jego pobratymcy wybierali, z tylko sobie znanych powodów, życie wśród ludzi w ich strasznych miastach, jednak Sidowi daleko było do tego typu ekscesów. Wziął pod opiekę ten skrawek ziemi i od wielu dekad, nie opuszczał go na dłużej. Zżył się z tym miejscem, poznając każdy jego zakamarek. Zaznajomił z tutejszymi zwierzętami, stając się nie tylko ich opiekunem. Bo o ile jego elfia natura nadawała się idealnie, by troszczyć się o florę i faunę, to należało dodać, że w mężczyźnie skrywało się coś jeszcze. Coś, co potrafiło nad nim w pełni zapanować, całkowicie zmieniając istotę jego świadomości. Bestia, którą w sobie gościł, stała się władcą okolicy i jak dotąd nie było zwierzęcia, które chciałoby wyzwać go na pojedynek, by przejąć zwierzchnictwo nad puszczą. Przemierzając coraz to dalsze jej zakątki, rozszerzał swoje wpływy, zwiastując przerażającym wyciem, swoje przybycie.
Jednakże wielodniowy spokój, jaki panował w jego domu, został naruszony przez nieoczekiwanego gościa. Wylegując się na jednej z polan, usłyszał poruszenie dobiegające z zachodu. Nie trwało długo, jak jeden z jego chomikowatych szpiegów, dostał się na polanę z raportem. Cichutku pisk dobiegł do uszu mężczyzny, który nawet na chwilę nie przestał wpatrywać się w ciemnie niebo. I mimo, że nie wyglądało, aby gość miał zamiar napaskudzić, to nie wypadało zostawiać tej sprawy. Sid podniósł się żwawo i przymknął oczy. Przywoływał do siebie bestię, czającą się w głębi jego duszy. Po chwili jego ciało zaczęło się zmieniać. Pokryte zostało sierścią i straciło jakiekolwiek cechy humanoidalne. Teraz na polanie, dostrzec można było ciemnoszarego wilczura, rozmiarami przewyższającego dorodnego kuca. Jego błękitne oczy zalśniły w ciemnościach, bo za moment zniknąć między drzewami z nienaturalną prędkością. Wiedział, w które miejsce ma się udać. A mimo szybkości, z jaką się poruszał, nie wydawał przy tym najcichszego dźwięku. Przemierzał puszczę niczym zjawa, skrywając się między krzewami, by nie zostać dostrzeżonym. Po chwili przystanął w bezruchu, przypatrując się sylwetce kobiety, prowadzonej przez dorodnego ogiera. Serce wilka zabiło mocniej, gdy tylko pomyślał, jak miło by było zatopić kły w tej dorodnej sztuce. Postanowił jednak na razie obserwować, co też kobieta ma zamiar uczynić.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

-Koniku, chodźmy stąd. - zmiękła, robiąc się zdecydowanie milszą i przychylniej nastawioną. Ogier jednak w dalszym ciągu pozostawał obojętny na jej prośby, brnąc nieubłaganie przed siebie. Czyżby to była ta sławetna urażona męska duma? Westchnęła, czując, że nawarzyła sobie piwa. Nie pozostawało nic innego, jak zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań, aczkolwiek... spróbowała jeszcze raz.
-Wymasuję ci kopytka. - zobowiązała się, przyspieszając kroku i niemal wyprzedzając ogiera. Czuła, że coś jest tutaj niechybnie nie tak. Przełknęła ślinę. Miała wyjątkowo dobry słuch, dlatego też usłyszała, że być może nie są tu sami. Wszakże coś ugniatało trawę, przecięło też żwawymi ruchami powietrze. Niemniej jednak nie spieszyła się z zapuszczaniem w nieznane, trzymając jeszcze bliżej konia. Zerknęła na jego pysk, szukając jakiejkolwiek aprobaty odnośnie do poczynionej przez kobietę deklaracji. Nic.
-Musisz być oziębły? Nie udawaj aż tak twardego. Nie ma niczego gorszego od nieszarmanckiego mężczyzny. – przewróciła oczami. Nie poddawała się, powoli tracąc cierpliwość. A gdyby tak postraszyć to durne bydle magią? Mhm, nie. Pierzchnąłby gdzie pieprz rośnie, zabierając ze sobą ekwipunek Kanadriethiel. Jak można sobie chyba bez problemu wyobrazić, nie byłaby wtedy zbytnio ukontentowana, ścigając to nieznośne konisko dzień i noc. Pozostawało więc próbować wkupić się w zwierzęce łaski po dobroci.
-Wyczeszę ci jeszcze grzywę, a i pięć kostek cukru na samą tylko kolację to uczciwa wymiana. - uśmiechnęła się dość miło, trzymając wszelkie ostre jak brzytwa komentarze zaledwie we własnych myślach. Pochwalenie się nimi doprowadziłoby bowiem do jeszcze potężniejszego końskiego gniewu.
-Przede wszystkim musisz pamiętać, że może i biegasz szybciej ode mnie, niemniej jednak w tych gąszczach żwawe przemieszczanie się będzie znacznie trudniejsze niż na polanach. Jeszcze zrobisz sobie krzywdę. - o tak, tak. Dobra ciocia Kanadriethiel miała teraz służyć za istną poradnię i kopalnię wiedzy, jak również wszelakiej maści mądrości życiowych. Nadal mówiła nad wyraz łagodnie, zaś jej oblicze nie zostało skalane przez ani jeden poważniejszy grymas złości, wstrętu, irytacji, tudzież furii.
-Na pewno roi się tu od drapieżników. - koń przystanął i spojrzał na nią wreszcie z jako takim zainteresowaniem, aczkolwiek nie krył podejrzliwości – Może i rzucą się wpierw na mnie, niemniej jednak porównaj swój udziec z moim. - podkasała luźną spódnicę, pokazując mu dosadnie ową część ciała – Dwa ugryzienia pozwolą na obdarcie go z mięsa, więc to ty jesteś tutaj apetyczniejszym potencjalnym posiłkiem. - koń zarżał, najpewniej śmiejąc się z wysiłków spiczastouchej, aczkolwiek wydawać się mogło, iż zamierza już współpracować. Zawsze coś, choć i tak był to wierzchołek góry lodowej, jeśli chodzi o pozyskanie zaufania tegoż stworzenia. Gdyby tylko się do niej odezwał, być może doszłoby do większego przełomu. Teraz można zaś było mówić o ledwie namiastce, ot, nędznych podwalinach odrobinę sensowniejszego kontaktu.
-Mądry konik. - pochwaliła tym razem szczerze, starając się wychwycić czułymi na dźwięk uszami kolejne hałasy. Tuszyła jednak, iż poprzednim razem zaledwie się przesłyszała lub całe to naruszenie porządku wynikało z przemieszczania się małego gryzonia lub też niewielkich rozmiarów ptaka – Wycofajmy się stąd, o ile nie znasz dobrze tej okolicy.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Po, jakby się mogło wydawać, udobruchaniu ogiera, kobieta mogła usłyszeć niemalże niesłyszalny szelest, gdzieś za swoimi plecami. Jednakże niedostrzeżenie czegokolwiek, pozwalało na pomyślenie, że nie było to niczym więcej, jak powiewem wiatru, który robił sobie żarty. Ku ich nieszczęściu, była to istota z krwi i kości, rozbawiona do granic możliwości, próbami nakłonienia ogiera do współpracy. Te dość zabawne słowa, poruszyły go dogłębnie. Nigdy nie wpadłby na tak perwersyjny pomysł, żeby wdzięczyć się przed jakimkolwiek zwierzęciem, nie mówiąc już o pokazywaniu gołego ciała. Dlatego też postanowił się zlitować nad nieszczęsną kobietą, mającą spore problemy ze swym towarzyszem.
Wyłonił się już w swojej ludzkiej formie, jakiś tuzin kroków przed nimi. Ubrany w proste i luźne szaty, barwy idealnie komponującej się z otaczającą go roślinnością. Bladozielone włosy swobodnie opadały na jego umięśnione ramiona. Aż dziw brał, by spiczaste uszy należały do osobnika tak masywnie zbudowanego. Kłóciło się to z wyobrażeniem dotyczących dzieci lasu, jakimi elfy z pewnością były. Również twarz mężczyzny nie oddawała w pełni uroku elfiego ludu. Zamiast delikatnych rysów, na jego zarośniętej facjacie można było dostrzec coś barbarzyńskiego. Jednakże dzikość, jaka z niej promieniowała, nie mogła w pełni ukryć jego pochodzenia i koniec końców, można było dostrzec z nim piękno długouchego ludu. Mężczyzna trzymał w prawej dłoni podłużny, niepozorny kostur, wspierając się nieznacznie na nim. Jego szafirowe oczy spoglądały przez chwile na ogiera, jakby porozumiewał się z nim bezgłośnie i dopiero po tym czasie, spojrzał na urodziwą kobietę.
- Nie jest rozsądnym, by kobieta włóczyła się samotnie po tak niebezpiecznej okolicy. Nawet jeśli, z tego co widzę, w jej żyłach płynie krew mego ludu. Muszę Cię ostrzec, siostro, że tę puszczę zamieszkuje bestia, niezważająca na rasę. Mogę więc wiedzieć, co zaprowadziło Cię tak daleko od ludzkich siedlisk? - Głos mężczyzny był spokojny i dość cichy, jakby nie chciał naruszyć ciszy tego miejsca. Mówił powoli, nie śpiesząc się i starannie intonując każde z wypowiadanych słów. Przez cały swój wywód, nie poruszył się nawet o milimetr, stojąc tam niczym posąg. Jednak najdziwniejszym, o czym należało wspomnieć, było zachowanie tutejszych zwierząt. Te, nie wiadomo kiedy, pojawiły się na gałęziach i między krzakami, tworząc dość ciekawą widownie, która czekała na... no właśnie na co? Musiało być to interesujące, skoro nawet wiewiórki spoglądały swoimi malutkimi oczkami na kobietę i jej towarzysza. Czyżby mieszkańcy lasu chcieli igrzysk i przelewu krwi?
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

Coś nadchodziło, a Kanadriethiel zdawała sobie z tego doskonale sprawę. Przygotowywała się już do pochwycenia kostura i wymierzenia atakującemu odpowiedniej kary za naruszenie kobiecej i końskiej prywatności. Niemniej jednak zamarła, wyczuwając istotę człekokształtną. Osobnik ten nie lewitował w końcu w powietrzu, zdradzając dość prędko swą naturę. A przynajmniej chwilową powłokę. Na zapach mokrego, wytarzanego w skąpanych pozostałościami porannej rosy trawach, psa nie raczyła już zwrócić większej uwagi, uznając, iż może nosić zapach swego zwierzęcego kompana.
-Nie godzi się tak skradać. - odrzekła surowo, klepiąc ogiera po boku i tym samym podejmując dość marną próbę uspokojenia zwierzęcia. Odwróciła się jednak prędko, by móc lepiej ocenić jedyną istotę w tej puszczy, która raczyła się odezwać do zmęczonej wyczerpującą wędrówką kobiety – Na nic nie zdałyby się twe rady, jeśli opadłabym zemdlona na ściółkę. - dodała surowo, lokując dłoń tuż pod piersiami i dopatrując się powodu, dla którego tytułował ją siostrą. Uszy. Mimo dziwnego koloru włosów mężczyzny, należało i tak zaliczyć go najpewniej do leśnych elfów. W gruncie rzeczy olbrzymia puszcza dla przedstawicieli jej rasy mogła uchodzić za idealną, aczkolwiek sama dziewczyna od zawsze była izolowana od pełnych zagrożeń obszarów, podążając z reguły dość bezpiecznymi traktami. Nie czuła się szczególnie bliska przyrodzie, zaś knieja nieraz sprawiała Kanie solidną porcję bólu, racząc spiczastouchą nie tylko niewygodą, lecz także wrogo nastawionymi istotami.
-Niemniej jednak dziękuję za informację, bracie. - dodała już nieco bardziej dyplomatycznie, odstępując wreszcie od strofowania mężczyzny. Nie zależało jej w końcu na pozyskaniu kolejnego wroga. Planowała ledwie wynieść się stąd raz na zawsze. Wdanie się w konflikt z potężnie zbudowanym elfem mogłoby stanowić jednakowoż nie lada wyzwanie, odwlekając opuszczenie tych terenów w czasie, tak więc wolała unikać zagrożenia. Zdawała się też postrzegać owo niesforne zakradniecie się za jej własne plecy za drobne uchybienie w wychowaniu, nie zaś jako coś znacznie mniej przyjemnego.
-Planuję dostać się nad wodę i tam spędzić najbliższą noc, dlatego też niedługo opuścimy te tereny. - kontynuowała dość przyjaznym, delikatnym głosem. Dostosowała się do tonu rozmówcy, również wypowiadając się niezmiernie wręcz spokojnie i cicho. Bez problemu wypatrzyła inność tego mężczyzny. Jak już zostało wspomniane, wydawał jej się istnym olbrzymem. Rozbudowany tors i potężny wzrost znacznie wyróżniały go wśród męskich przedstawicieli rasy, których widziała w swym długim życiu. Nawet włosy jegomościa stanowiły zaprzeczenie przyjętych kanonów piękna, aczkolwiek Kana nie siliła się na żadne krępujące jakąkolwiek ze stron komentarze. Była dobrze wychowaną osóbką, dlatego też nie gapiła się bezczelnie, ani nie dokonywała przeszywających już sam eter porównań. Wszelkie próby dyskryminowania świadczyłyby zaś o marnej zawartości umysłu dziewczyny, dlatego też poprzestała na zestawieniu cech znanych z nowościami i dodaniu w pamięci karty poświęconej wyróżniającemu się wizerunkowi. Inność była ciekawa. Nie widziała w niej absolutnie nic złego. Może był wręcz czymś lepszym od niej? Poznała już szybkość i zwinność mężczyzny, zaś odkryte muskuły najpewniej świadczyły o nadnaturalnej sile. Z całą pewnością daleko mu było do typowego dla elfów wymuskania.
-Koń zapędził się w nieznane, dlatego też nie pozostaje nic innego, jak dokonać korekty drogi. - westchnęła, zastanawiając się w duchu nad wykonaniem z pozoru błahej czynności. Ile to zajmie Kanadriethiel? Kto wie, czy nie upłynie godzina, a może dwie... lub też pięć zanim nakłoni ogiera do zmiany kursu? - Mamy jednak drobne problemy w komunikacji, cały czas jest zagniewany i nieposłuszny. - wyłapała spojrzenie, jakim mężczyzna obdarzył konia, więc wypadało się wytłumaczyć. Doskonale wiedziała, że był świadkiem żenującej sytuacji sprzed chwili.
-Czymże jest ta bestia? Sam wydajesz się być istnym królem kniei. - dodała równie spokojnie, aczkolwiek nagły przypływ widowni nieco ją speszył. Nie próbowała nawet podejmować dialogu z wyrastającymi zewsząd zwierzętami, jako że czuła, iż źle się to dla niej skończy. Z takim poparciem leśnych istot podołałby rozprawieniu się z niejedną bestią, dlatego też równie dobrze mógł cały czas mówić o sobie. Brrr... Aż strach o tym myśleć.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Mężczyzna przysłuchiwał się słowom kobiety, jednak w żaden sposób nie komentował jej nieznacznych pretensji, dotyczących jego zachowania. Odzwyczaił się od rozmów, stąd mógł nie sprawić najlepszego wrażenia, nie chcąc rozwijać tego tematu. Nie przejmował się tym jednak nazbyt mocno. Ważniejszym dla niego było to, co powiedziała później. Wtedy to po raz pierwszy odwrócił się i spojrzał w kierunku, w którym zmierzali. W głowie starał się przywołać wszelkie znane mu informacje, na temat tamtych terenów. Kojarzył tam tylko dwa niewielkie jeziorka i strumyk, jednak tak dobrze skryte wśród zarośli, że niemal niemożliwe do odnalezienia przez osoby, które nie miały o nich pojęcia i szły jedynie na wyczucie. Sid nie miał w zwyczaju zapraszać nieznajomych w gościnę, jednak zdarzało się, że budziły się w nim ludzkie odruchy. Tak też stało się i tym razem, z tylko jemu znanego powodu. Ponownie zwrócił się w stronę kobiety i zabrał głos.
- Tam nie znajdziecie niczego, co by Cię interesowało. Zapraszam do siebie. Zawsze to pewniejsze, od samotnej podróży w nieznane. Rano odstawię Cię na skraj puszczy, skąd bez problemu trafisz do celu. - Powiedział, rozglądając się po ziemi. Tam ujrzał roślinę, która go interesowała, po czym podszedł i zerwał ją. Przypominała najzwyklejszy chwast, jednakże daleko jej do niego. Uchodziła za przysmak, dlatego wraz z nim, mężczyzna ruszył w stronę ogiera. Zatrzymał się jakieś dwa metry przed nim, by nie naruszać jego przestrzeni osobistej, a następnie wyciągnął dłoń, by koń sam podszedł.
- Jeśli zechcesz, mogę Ci pomóc w opanowaniu go. - Tu, wedle bajek, powinien użyć słowa zaprzyjaźnić. Zacząć gadkę o tym jakie to zwierzęta są mądre, czułe i o całej masie innych spraw. Nie zaprzeczał temu w żadnym przypadku, jednak te różniły się od ludzi. Ich zachowania rządziły się odmiennymi prawami i o ile przyjaźń w wielu przypadkach była możliwa i wskazana, to w innych należało było poprzeć ją dominacją. Na sam koniec zostawił sobie jej pytanie odnośnie bestii.
- A co do potwora. Podobno zaszlachtował całą masę ludzi. Nie ima się go żaden oręż, a jego żądzy krwi nie jest w stanie ugasić żadna istotna. Bestia o sile mogącej kruszyć skały i wzroku, wzbudzającym paraliżujący strach. Słyszałem w plotkach o demonie czy tez wilkołaku. Ale ile w tym prawdy, nie wiem sam.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

Nie kryła nieco wręcz podsyconego grą aktorską (a nawet bardzo) lęku. W końcu miała do czynienia z potężnym mężczyzną, w dodatku znajdowała się na jego terytorium. Oszacowanie potencjału elfa było zaś trudną rzeczą, do której jeszcze nie lgnęła. Przyjęcie mniej lub bardziej trafnych wartości w tejże materii mogłoby bowiem odbić się rykoszetem i tylko nieszczęsnej zaszkodzić. Na razie wolała grać przeciętnego szaraczka, a nie buntowniczą kobietę, którą chciano by utemperować, czy też natychmiast zabić. Jako przeciętna dziewoja mogła wydać się całkowicie zbyteczna, co pozwoliłoby na szybkie opuszczenie puszczy. Przynajmniej tak myślała przez pierwsze parę chwil, gdyż jej marzenia zostały niemalże błyskawicznie rozwiane. Chciał ją sobie zatrzymać? A to ciekawe.
Zerknęła na niego dłużej, starając się nawiązać kontakt wzrokowy, choć zostało to w mig zaprzepaszczone, jako że mężczyzna prędko zajął się koniem. Najwyraźniej bawił się w dobrą duszę, aczkolwiek nie uspokoił skołatanych nerwów Kany. Coś było w nim nie tak. O ile aparycja należała do jak najbardziej akceptowalnych, nie budząc w kobiecie przestrachu, o tyle wnętrze elfa zdecydowanie działało na wyobraźnię, nasuwając niemal od razu średnio przyjemne dla damy wizje.
Co on tu robił? Czemu postanowił pomóc? Niby wywodzili się z tej samej rasy, niemniej jednak taka bezinteresowność była Kanadriethiel zupełnie obca. Zawierzenie dopiero co poznanemu leśnemu bratu należało zaś do skrajnie niedorzecznych, aczkolwiek jaki miała wybór? Ogier odmawiał posłuszeństwa, sama zaś czuła się zmęczona i spragniona kąpieli... choć na nią nie można było tu liczyć, no chyba że w pobliżu chaty elfa znajdował się jakiś strumyk, z którego mogłaby zaczerpnąć wiadro wody do obmycia się. Pozostawało mieć nadzieję, iż ulokował swój dom rozsądnie, nie pokonując codziennie paru kilometrów do źródła. Albo... że chociaż odpowiednio ugości przygarniętą przezeń przybłędę.
-Dziękuję za pomoc, odwdzięczę się. - odrzekła, czując, iż sama pcha się w sidła. Kto wie, czy dożyje ranka? Ściągnęła swój kostur, ot, zupełnie jakby służył jej do podparcia się, aczkolwiek czyniła to oczywiście ze względów bezpieczeństwa. W duchu zaś obiecywała sobie przez cały ten czas pilnowanie już zawsze drogi, aby podobna sytuacja nigdy nie miała miejsca. Niemniej jednak... skoro od razu jej nie zabił, może nie będzie tak źle? Choć bardziej prawdopodobna była opcja, iż zwyczajnie bawi się jedzeniem... lub też obrzydził go doszczętnie widok uda Kanadriethiel, odbierając mężczyźnie jakikolwiek apetyt.
Potencjalnego wroga należało jednak poznać, nie sprzeciwiając mu się od razu, zwłaszcza że panował nad tą puszczą. Nie odwołał się do sugestii dziewczyny, co tylko wzmożyło niepokój spiczastouchej. Równie nieufny okazał się także koń. Co prawda kłapnął pyskiem, ukazując aprobatę dla zerwanego smakołyku, aczkolwiek nie poczynił ani jednego kroku ku nieznajomemu, by odebrać prezent. Kanadriethiel postanowiła zaś pospieszyć z wyjaśnieniami.
-Masz na sobie zbyt silny zapach nieprzyjaznego dla koni zwierzęcia. Mój towarzysz jest przeczulony i trudno zdobyć jego zaufanie. Jeśli jednak sam go poskromisz, ochoczo skorzystam z kolejnej przysługi, o ile będę w stanie się zrekompensować. - oświadczyła łagodnie. Wolała się skupić na kwestii oswojenia, aniżeli na czającym się lub też stojącym przed nią demonem. Postanowiła zachować ostrożność, nie igrając zbytnio z ogniem - Możemy wyruszać, koń pójdzie za nami. Już ustaliliśmy wcześniej warunki.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Sid, mimo słów elfki, nie przejął się zbytnio reakcją konika na jego zapach. Różne zwierzęta, równie reagowały na niego i najwidoczniej, ten okaz potrzebował więcej czasu na oswojenie się z nim. Mężczyzna z pewnością nie miał zamiaru go poganiać. Był to jeden z najgorszych błędów w tresurze. Brak cierpliwości, w którą trzeba było się uzbroić, jeśli liczyło się na jakieś efekty. W tym przypadku, Sid położył smakołyk na ziemi, po czym okrążył w bezpiecznej odległości, zwierzęcego towarzysza, by ruszyć w stronę swojej polanki. Najlepszym rozwiązaniem było spędzenie z ogierem trochę czasu, a wspólny spacer nadawał się do tego idealnie.
- Jeśli zechcesz ze mną pójść, dam Ci świeżej wody i jeszcze kilka takich smakołyków. Gwarantuję też bezpieczeństwo. - Rzekł, jednak nie do kobiety, a konia. Jego nieoficjalna właścicielka, zdawała się być przekonaną, więc pozostał tylko parzystokopytny do przekabacenia. Szedł przed siebie, nie odwracając nawet na moment, aby sprawdzić, czy zwierze posłucha. Albo był pewny siebie, albo nie zależało mu jakoś szczególnie. W końcu, jeśli chciał zginąć, zagryziony przez tutejsze drapieżniki, to droga wolna.
- Podzięka jest zbyteczna. Jesteś moim gościem i wypada, abym się Tobą zajął. Poza tym, sama mogłabyś wyrządzić szkody tutejszym roślinom. Jest tu kilka bardzo rzadkich okazów, które wolałbym uchronić przed kopytami czy butem. - Mówił wciąż odwrócony plecami. Nawet się nie rozglądał, by wyszukać odpowiednią ścieżkę. Ta zupełnie jakby sama się odnalazła i po chwili, cała trójka nie musiała się przedzierać między gęstymi krzakami, a po wydeptanej, chociaż nieco wąskiej, dróżce. Szli prostopadle do kierunku, jaki wcześniej obrał ogier elfki. Bo ciężko było uznać, że to ona prowadziła. W każdym razie, grupka kroczyła dość żwawym tempem, narzuconym przez mężczyznę. Nie trwało długo, jak między drzewami, zaczęły pojawiać się coraz większe prześwity, by wreszcie dostać się na upragnioną polankę o promieniu dobrych kilkunastu metrów. Na jej samym środku znajdowało się ogromne drzewo liściaste, o rozłożystej koronie i powyginanym pniu, otoczone płynącym dookoła niego, szerokim na metr, strumykiem, który przecinał cały teren.
- Oto i mój dom. W tamtym miejscu znajdziecie korzonki. - Uniósł palec, by wskazać na prawy skraj polany. - Strumyk jest cały do waszej dyspozycji. - Dodał, zatrzymując się na chwilę, by zwrócić twarz ku kobiecie. - Jak już będziesz gotowa, daj znać, to wskażę Ci miejsce, gdzie będziesz mogła spać. - Mogło się to wydać dziwne, bo wyglądało na to, że kobieta będzie zmuszona zająć miejsce na ziemi, a wybranie konkretnego miejsca chyba nie należało do czynności, w których musiał jej pomóc.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

Koń skusił się na smakołyk, chrupiąc już po chwili w najlepsze. To, że elf zdecydował się na rozmowę z ogierem, spodobało mu się już mniej, jednakowoż skłonny był udać się za dwójką spiczastouchych, dzięki czemu cały dobytek Kany uchodzić mógł za względnie bezpieczny. Sama zaś kobieta nie wchodziła nieznajomemu w paradę, dając mu się przez chwilę porządzić. Śmiało można również dodać, iż całkowicie zgasił jej zapał, odrzucając chęć rekompensaty. Nie miała najmniejszej ochoty na bycie czyimś gościem, dodatkowo znajdując się na łasce zupełnie obcego mężczyzny. Gdyby tylko znała choć odrobinę tutejszą puszczę lub też dochodziłoby ledwie południe, sprawa wyglądałaby niechybnie inaczej. Wszakże Kana miałaby wtedy znacznie większe pole do popisu, nie musząc dodatkowo spieszyć się przed zmierzchem. Teraz jednak została niemal zdeptana z ziemią, dlatego też spochmurniała okropnie, podpierając się tylko kosturem i brnąc przed siebie z niezbyt przyjaznym obliczem.
Och, gdyby tylko mogła cofnąć czas o to kilka godzin... Wtedy zabrałaby swoje graty i doczołgałaby się do jakiejkolwiek wsi, by czym prędzej udać się do gospody. A przede wszystkim – móc się wykąpać w przyzwoitych warunkach i spać w łóżku. Żmudna wędrówka ujawniała bowiem, że tym razem nie zmierzają do żadnej przytulnej chatynki, lecz noc spędzą pod gołym niebem. Ewentualnie dziwne słowa mężczyzny świadczyć mogły o nieco innym rozwiązaniu, aczkolwiek nie była w tym zakresie optymistką. Pogodziła się prędko z losem.
-Jeśli będę bliska skrzywdzenia jakiejkolwiek cennej rośliny, zwróć mi uwagę. Dziękuję. - mruknęła, widząc, że ma do czynienia z miłośnikiem flory. Przesadnym, ale co kto lubi. Nie zamierzała go specjalnie w tym zakresie drażnić. W końcu sama miała własne dziwactwa. Liczyło się już tylko to, aby przeżyć ową „gościnę”, a porankiem ruszyć w bezpieczniejsze rejony świata.
Pozostawało cieszyć się z wody. Ściągnęła z konia sporawych rozmiarów worek, wyciągając prędko parę blaszanych garnków. Do największego nabrała pospiesznie chłodnej cieczy, obmywając końskie kopyta. Po późniejszym ponownym napełnieniu naczynia, usytuowała je przed zwierzęciem, aby mogło spokojnie wychłeptać wodę, podczas gdy sama poskromiła puszczone dotąd luźno włosy ładną i z pewnością cenną spinką. O ile w jeziorze zanurzyłaby się cała, zrzucając wpierw swe szaty, o tyle teraz musiała wykazać się mniejszą zaborczością. Poświęciła dwa pozostałe naczynia, by napełnić je chłodną wodą i ustawić na najzwyklejszej w świecie trawie. Nie zamierzała bowiem pluskać się w czymś, z czego najpewniej miałaby później pić. Rozpięła spódnicę, pozwalając jej opaść i pozostając w jasnoniebieskiej opasce na biodra i w koszuli, z którą prędko również podjęła walkę. Rozsupłała wszelkie materiałowe pęczki. Zanim jednak zsunęła ubranie z ciała, podtrzymała je dłonią i rozejrzała się za mężczyzną. Miała nadzieję, że oddalił się gdzieś, aczkolwiek w gruncie rzeczy, jako jednostce wybitnie aseksualnej, było jej to zwyczajnie obojętne. Pamiętała jednakowoż instrukcje matki i babki, dlatego też wolała i w tym zakresie wykazywać się wyuczonymi manierami.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Mężczyzna po raz kolejny wykazał się nieokrzesaniem i nawet nie próbował kontynuować dalszej rozmowy. Odwrócił się jedynie, po zakomunikowaniu kobiecie, na czym stoi, a następnie udał się w stronę ogromnego drzewa. Z każdym następnym krokiem zwalniał, jakby chciał jak najdłużej nacieszyć oczy jego widokiem. Można by sądzić, że nawet ktoś bez wyjątkowej wrażliwości na naturę, byłby zafascynowany majestatem drzewa, równie wiekowego co najstarsze z ludzkich osiedli.
Gdy Sid znalazł się już pod ochroną rozłożystej korony, ściągnął z siebie tunikę, zupełnie nie przejmując się ewentualnymi spojrzeniami i powiesił ją na wystającej z drzewa, gałęzi. Sam jednak nie omieszkał zerknąć ukradkiem w stronę kobiety, która od razu zabrała się do obmycia. Bystry wzrok mężczyzny, od razu uchwycił wdzięki kobiety i przez chwilę nie był w stanie się od nich oderwać. Od dawna nie był z kobietą i właściwie zapomniał już nawet o tego rodzaju potrzebach. Jednakże widok nagiego ciała dość skutecznie mu o wszystkim przypomniał. Zamknąwszy oczy, odwrócił się i rozejrzał po ziemi. Nie dalej jak kilka metrów przed nim, znajdowało się niewielkie skupisko ziół, które po chwili zerwał. Spod drzewa zabrał glinianą misę i nabrał w nią wody. Klęknąwszy przy strumyku, namoczył zioła i rozgniótł je w niej. Niemal natychmiast dało się poczuć przyjemny aromat od nich bijący. Opłukawszy ciało, nie mógł się powstrzymać od zerkania w stronę kobiety, oddalonej co prawda spory kawałek, jednak nie na tyle, by wyostrzony wzrok mężczyzny nie mógł dojrzeć szczegółów. Nawet szarówa towarzysząca wieczorowi, nie była w stanie mu przeszkodzić. W końcu skupił się w pełni na zatarciu zapachu bestii i natarł się przygotowaną, aromatyczną wodą, która zabiła nieprzyjemną dla innych zwierząt woń.
Tak przygotowany, zerknął w stronę ogiera, by sprawdzić, co też wyprawia i przyjrzeć się jego zachowaniu. Nawet z tak prozaicznej czynności jak jedzenie, wprawne oko tresera, mogło wydobyć istotne informacje. A jeśli jego towarzyszka, której imienia jeszcze nie poznał, przystanie na jego ofertę, to wypadałoby pokazać się z lepszej strony. A jeśli o niej była mowa, mężczyzna usadowił się przy pniu, w taki sposób, aby tylko kawałek jego ciała wystawał na widok. Chciał tym samym pokazać, że nie ma możliwości gapienia się na odsłonięte ciało kobiety. I mimo swych zdolności, nie wykorzystywał ich. Cała jego uwaga pochłonięta była przez zwierzę. A przynajmniej do czasu, aż elfka nie podejdzie, by zameldować ukończenie przygotowań do snu.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

Przygotowaniom do snu nic więc nie przeszkodziło. Mężczyzna odlazł na bezpieczną odległość, dlatego też obeszło się bez rozlewu krwi. Zsunęła prędko koszulę, obmywając wpierw twarz, ramiona i klatkę piersiową, by później zająć się już mniej priorytetowymi częściami swego ciała. Po solidnym wymoczeniu obolałych nóg, nasmarowała się olejkiem z zebranych onegdaj przezeń kwiatów i narzuciła na siebie luźną szatę do snu, która to z całą pewnością większe wrażenie zrobiłaby na jakimś dworze królewskim, aniżeli w samym środku kniei. Powiewne połacie materiału obwiązała w pasie, podkreślając talię, jak również zabezpieczając się przed zaplątaniem w nocy w ogrom delikatnej niczym muśnięcie płatka róży tkaniny. Rozczesała luźno już opadające aż do linii bioder włosy i przeciągnęła się z najprawdziwszym w świecie błogim rozleniwieniem.
Koń również sprawiał wrażenie usatysfakcjonowanego. Pożerał rosnące wokół zielsko z mozołem, machając z olbrzymią wręcz rozkoszą ogonem. Chyba tutejsze trawy przypadły mu do gustu lub też był już solidnie przegłodzony, mogąc się raczyć czym popadnie. Opadł w końcu na ziemię, wykładając się na lewym boku i parskając co kilka minut, jakby popędzał Kanę w jej mizdrzeniu się. Nie trzeba być bowiem mędrcem, by zdawać sobie sprawę z tego, jak mało obchodziły go te całe pluskania i muskania dziewczyny. Liczyła się tylko obietnica.
Po wypielęgnowaniu i nawilżeniu własnego ciała, spiczastoucha nie pognała więc do gospodarza, by zameldować wykonanie zadania i gotowość do snu, zajmując się wpierw wierzchowcem. O ile ekwipunek dziewczyny znajdował się już na ziemi, nie uwierając w żaden sposób konia, o tyle okazał się dla ogiera nad wyraz cenny. Cukier. Kostki białego smakołyku potoczyły się ku niemu, zaś wszystko wskazywało już na to, iż Kanadriethiel wywiązała się z kolejnej złożonej rumakowi obietnicy. Przysiadła za nim ze sporym grzebieniem dla koni i podobnych im wielkością stworów, przeczesując również grzywę złośliwego bydlaka. Nie raczył się oczywiście do niej odezwać, aczkolwiek należy już zaznaczyć, iż nawet się tego nie spodziewała. Chrapy bestii zadrgały z lubością, jednakowoż ów masaż dłuższej sierści nie trwał w nieskończoność.
-Następnym razem musisz sobie bardziej zasłużyć na rozpieszczanie. Dobranoc koniku. - zakomunikowała, odchodząc i chowając grzebień do odpowiedniej przegrody plecaka. Koń parsknął tylko z wyraźną dezaprobatą, żegnając ją jednak z lekkim rozrzewnieniem. Opłukała jeszcze raz dłonie i skierowała swe kroki przed siebie, szukając udzielającego im schronienia mężczyzny. Przycupnął na pniu, co nie umknęło uwadze dziewczyny.
-Już. - oznajmiła lakonicznie. Czuła się niczym dziecko, meldujące się matce lub niańce, niemniej jednak przynajmniej nie leżała jeszcze nigdzie martwa - Pokaż mi, proszę, bracie, gdzie mogę rozłożyć swój koc. - rozwinęła drugą część wypowiedzi, by nie wyjść na kompletnego gbura. Nie zaczynała jednakowoż żadnych gadek zapoznawczych, uznając, iż to właśnie gospodarz powinien być inicjatorem tego typu rozmówek. Nie powstrzymała się wszakże od wyrzucenia z siebie tego, co leży jej na sercu - Wolałabym mimo wszystko podziękować ci nieco bardziej namacalnie za przysługę. Może zechciałbyś wybrać coś dla siebie z mojego ekwipunku? - spytała wprost. Ratował jej skórę i zasługiwał na nagrodę.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Uszy elfa poruszyły się nieznacznie, gdy usłyszał kroki kobiety. Odetchnął lekko, po czym zaczął się zbierać z ziemi, nim zostały wypowiedziane jakiekolwiek słowa. W przeciwieństwie do elfki, Sidhanean nie założył na siebie ubrania. Pozostał w przepasce na biodra, pozostawiając całą resztę ciała odkrytą. A trzeba zaznaczyć, że było na co popatrzeć. Umięśniona, szczupła sylwetka, z nadmiernym zarostem w paru miejscach i usiana kilkoma, niewielkimi bliznami prezentowała się dość okazale. Niejedna dziewka chętnie zawiesiłaby na niej oko. Dla elfa nie miało to większego znaczenia. Nie był typowym facetem, który myśli wyłącznie o chędożeniu, w czym wygląd z pewnością by mu pomagał.
Wracając jednak do tematu, Sid zerknął na ciało swej towarzyszki, czy to w podziwie, czy z ciekawości. Oczy mu zabłyszczały, powstrzymał się jednak od jakiegokolwiek komentarza na ten temat.
- Chodź za mną, siostro. - Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę, niewidocznej jak dotąd, części pnia. Wystarczyło kilka kroków, by dojrzeć specyficzne schodki, utworzone przez grube, aczkolwiek krótkie gałęzie. O dziwo, nie były one wbite, co sugerowało ich ułożenie, a w jakiś niewyjaśniony sposób, wyrastały one z drzewa i pięły się ku górze.
- Namacalnie, to odpowiednie słowo... - Powiedział, po raz pierwszy pozwalając na wychwycenie jakichkolwiek emocji w swoim głosie. - Nie sądzę jednak, byś miała w nim cokolwiek, co byłoby mi potrzebne. Mężczyźnie takiemu jak ja, niewiele trzeba. - Mówił, pokonując kolejne stopnie. Kobieta mogła sobie popatrzeć, jak pracują jego mięśnie. Oczywiście o ile półmrok jej nie przeszkadzał.
Niebawem, gdy znaleźli się kilka metrów nad ziemią, dotarli do znacznie szerszej i nieco spłaszczonej gałęzi, po której bez najmniejszych problemów, można było się przejść. Jednak najciekawszym widokiem był ogromny otwór w pniu, który rozszerzył jego zewnętrzne części o kilka metrów. Dziupla, przystosowana do ludzkich rozmiarów, miała na zaopatrzeniu niewielkie wzniesienie, utworzone z gałęzi i pokryte oprawioną skórą jakiegoś zwierzaka, co zapewne uchodziło za łóżko. Dodatkowo stolik z pniaka, podłużną półkę oraz co najdziwniejsze, biblioteczkę. Ostatni ze specyficznych mebli z pewnością niejednego wprawiłby w osłupienie. Wśród pozycji znajdywały się księgi dotyczące zwierząt, botaniki czy nawet kartografii. Poza nimi znajdywało się tu jeszcze kilka tomów, oprawionych czarną skórą i bez jakiegokolwiek podpisu oraz kosz ze zwojami.
- Wbrew pozorom, posłanie jest dość wygodne. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, wystarczy, że zawołasz. - Powiedział, stojąc u wejścia do specyficznego pokoiku.
Kanadriethiel
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Leśny elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kanadriethiel »

pusto
Ostatnio edytowane przez Kanadriethiel 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Sidhanean
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sidhanean »

Kobieta nie musiała się obawiać o swojego towarzysza, o czym Sid zapewnił ją nim dotarli na górę. Polana była miejscem całkowicie bezpiecznym. Żadne zwierze z okolicy nie ośmieliłoby się wtargnąć na nią, by łobuzować. Elf był panem tych terenów i jak dotąd nie znalazło się stworzenie, które byłoby w stanie odebrać mu ten tytuł. Ot, takie uroki bycia przerażającą bestią.
Z kolei jej następne słowa, nie do końca go przekonały, dlatego stał nadal w przejściu. Trzeba było jednak przyznać, że zaciekawiła go swoją osobą. Wyglądało na to, że nie jest taką niewinną i grzeczną damulką, jakich pełno na świecie. Pokazała, że ma pazurki i mimo że nie zostały one w pełni odsłonięte, to ich obietnica zawisła w powietrzu. Gdy chwyciła jego dłoń, by zaciągnąć go do środka, uniósł nieznacznie prawą brew ku górze, w nieskrywanym zaciekawieniu. Posłusznie zrobił kilka kroków do środka, po czym sam ujął jej nadgarstek i stanowczym, nie do końca delikatnym ruchem, przyciągnął ją do siebie. Daleko było tu do szarmanckich zachowań. Druga dłoń mężczyzny pomknęła ku biodrom elfki, która mogła teraz całą sobą wyczuć stalowe mięśnie mężczyzny. W jego oczach mogła dostrzec tańczące ogniki, a na twarzy ledwie widoczny uśmieszek.
- Ciężko nie zwracać uwagi na taką kobietę, której z pewnością nie dam spać na podłodze. - Zaczął, od razu torpedując jej pomysł. Z pewnością nie był osobą, którą zdołałaby przekonać, do zajęcia prowizorycznego łóżka. - Jako mieszkający w takiej samotni, mężczyzna, mam raczej proste potrzeby, które niekoniecznie dotyczą posiadania czegokolwiek. - Z ostatnimi słowami, przycisnął ją do siebie mocniej, napierając na lędźwie, tuż nad kształtnymi pośladkami. Sytuacja się rozkręcała, jednak czego się spodziewać bo samotniku, który od dłuższego czasu nie obcował z żadną kobietą? A Sid nie należał do osób, które jakoś szczególnie wzbraniały się przed zaspokojeniem swoich potrzeb. A z pewnością teraz czuł sporą ochotę na rozładowanie napięcia. Zaczął się jednak zastanawiać, czy kocica, którą zaprosił do swego domu, również ma ochotę na chwilę zabawy, czy też raczej brutalnie odrzuci jego propozycję. Była to jedyna rzecz, której mógłby chcieć. Wszystko inne dostarczała mu puszcza.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości