Równina MauratGdzieś w drodze do Efne

Równina rozciągająca się od Gór Dasso, aż po Warownie Nandan -Ther, zamieszkała przez istoty wszelkiego rodzaju, jednak jej ogromne przestrzenie są przede wszystkim krainą dzikich koni, które galopują w bezkresie jej zieleni w poszukiwaniu swoich braci.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Gdzieś w drodze do Efne

Post autor: Vena »

Dziewczyny popędziły konie i już po chwili zniknął im z oczu widok bramy Meotu. Vena nie mogła się jednak wyzbyć przeczucia, że ktoś, lub coś, je obserwuje. Obróciła głowę by lepiej widzieć zostawiane za sobą miasto i kiedy widziała jedynie najwyższą wieżę zamku, pozwoliła swojej klaczy zwolnić do kłusa. Towarzyszka dogoniła wiedźmę i razem wjechały na polną drogę prowadzącą wzdłuż rzeki.
Księżyc oświecał dokładnie drogę tworząc istny teatr cieni. Woda leniwie przesuwała się w przeciwnym kierunku i tylko czasami słychać było lekkie chlapnięcie, gdy jakaś niesforna fala rozbiła się o brzeg. Wiatr wiał lekko i bawił się brązowymi włosami Veny. Tak, na to właśnie czekała. Aby poczuć na sobie podmuch, usłyszeć szum drzew, śpiew ptaków i równy krok wierzchowca. Wreszcie wolna. Zamknęła oczy na chwilę, by rozkoszować się tym momentem. Teraz zapomniała o wszystkim co się zdarzyło.
Po chwili otworzyła leniwie oczy i spojrzała na towarzyszkę.
- To od czego mam zacząć? - spytała.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena nie odpowiedziała na pytanie elfki. Najwidoczniej jednak zamierzała podzielić się swoją wiedzą podczas jazdy, co brzmiało zachęcająco. Amira odpowiedziała jej więc entuzjastycznym uśmiechem i idąc w ślady towarzyszki dosiadła swojego wierzchowca. Nieprędko doczekała się jednak swoich odpowiedzi.
Początkowo Vena rozglądała się po okolicy dość uważnie i z lekkim niepokojem, więc elfka nie chciała jej przeszkadzać. Potem najwyraźniej rozkoszowała się atmosferą ich nocnej przejażdżki. Amira jakoś nie potrafiła dostrzec uroków, które oferował nocą trakt. Myślała tylko o tym, że jest jej zimno i nie spała już drugą noc, nie mówiąc o tym, że nie pamiętała kiedy ostatnio naprawdę się wyspała. Konie monotonnie biegły równym tempem po pustym trakcie, a przed nimi była jeszcze długa droga. Straż mogła wysłać za nimi pościg najpóźniej rankiem, a na domiar złego gwałtowne burczenie w brzuchu uświadomiło jej, że jest głodna.
Puściła wodze konia i zajrzała do swej magicznej torby. W końcu jeszcze chwilę temu wyciągnęła z jej obszernego wnętrza imitację bomby, to może coś jadalnego też znajdzie. Z ulgą dostrzegła kradzione gruszki w tym całym chaosie, który spowodowała wrzucając wszystko do torby bez zastanowienia. Były raczej nieduże, ale za to słodkie i miała ich jeszcze całkiem sporo. Jej wierzchowiec zwolnił nieco, ale podążał za karą klaczą Veny, więc skupiła się na jedzeniu, co w niewielkim stopniu poprawiło jej nastrój.
Zaczynała właśnie trzeci owoc, gdy jej towarzyszka nieoczekiwanie skończyła swoją chwilę refleksji.
- To od czego mam zacząć? - spytała. Amira lekko ścisnęła boki konia, chwytając wodze w jedną rękę.
- Najlepiej od początku. Zwykle tak jest najłatwiej – zasugerowała, gdy ich konie się zrównały i ugryzła gruszkę, zerkając na Venę z zainteresowaniem. Kochała opowieści w każdej możliwej postaci, a ta powinna być w dodatku pouczająca odnośnie minionego wieczoru. Nieco soku pociekło jej po brodzie i otarła usta rękawem, uświadamiając sobie przy okazji, że dobre wychowanie nakazywałoby podzielić się posiłkiem.
- Nie jesteś głodna? – spytała Venę i zademonstrowała to, co zostało z jej owocu. – To tylko gruszki, ale lepsze to niż pusty żołądek.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

- Nie jesteś głodna? To tylko gruszki, ale lepsze to niż pusty żołądek. - spytała Amira. Vena chwilę zastanawiała się nad tą kuszącą propozycją, ale stwierdziła, że w sumie to jadła dziś rano posiłek, a jedzenie gruszki przeszkadzało by w prowadzeniu jakże nudnego monologu. Życie Veny było nudne. Dziewczynka ze niezbyt zamożnej rodziny nauczyła się podstaw magii i teraz dorabia jako tani najemnik. A co miała zrobić? Żadnych pieniędzy nie miała, kraść nie potrafiła, to porobi jakieś dziwne rzeczy, tu biesa przegoni, tam grządkę przekopie i jakoś wiąże koniec z końcem. Były oczywiście i takie momenty kiedy nie starczało jej na kromkę zbutwiałego chleba, ale i z tym potrafiła sobie poradzić.
- No więc... - zaczęła niezbyt pewna jak by tu ująć historię zwięźle i na temat, ale i interesująco - jestem pewnego rodzaju najemnikiem i przyjechałam do Meotu ze względu na ciebie oraz medalion, który przekazałaś dziś jednemu urzędnikowi. Dostałam zlecenie, aby znaleźć osobę, która takową rzecz aktualnie ma i wie gdzie ją znalazła. Padło na ciebie. Potrzebuję informacji odnośnie tego gdzie to znalazłaś i czy były tam też inne artefakty. Bo są one, w pewnym sensie, powiązane ze sobą. O! Na przykład ja mam jeden.- To mówiąc wiedźma sięgnęła za koszulę by wyciągnąć wisiorek w kształcie głowy konia i pokazała Amirze. -To prezent od mojego ojczyma. Nie wiem dokładnie co on robi, ale kiedy mój mistrz pierwszy raz go zobaczył, od razu się nim zachwycił i nakazał nikomu go nie oddawać. Ale wracając do artefaktów: zdążyłam się dowiedzieć, że istnieją trzy takie. Ten wisior, medalion i jakiś trzeci. Nie wiem dokładnie co to jest. Mają one pomóc odnaleźć jakiś wielki skarb i sprawić, że mag, który będzie ich używał, zostanie... niepokonany. - Vena wyprostowała się w siodle i zatrzymała klacz. - A wiesz co to oznacza. - powiedziała patrząc w oczy elfce. - Kiedy ludzie się o tym dowiedzą zaczną się krwawe wojny i będziemy tu miały ostro przerąbane. Na razie myślałam, że tylko niewielka grupa osób o tym wie. Ale jak widać, już dziś byłyśmy świadkami walk o te rzeczy. Ten czarodziej, który wyważył drzwi w zamku nie był wcale tak potężny. Było go słychać i czuć zaklęcia, które splatał. Natomiast jestem przekonana, że chciałby być najpotężniejszy. Albo też był tylko marionetką w rękach kogoś bardziej... szalonego. A papiery które znalazłam? Mnie śledzili, bo pewnie dowiedzieli się, że jestem w posiadaniu wisiora, ciebie, ponieważ wiedziałaś coś o medalionie, ale nie wiem dlaczego śledzili małego włochatego. Było tam mnóstwo ludzi, którzy prawdopodobnie mieli kiedyś kontakt z artefaktami. Bo z tymi magicznymi rzeczami to jest tak dziwnie. Ponoć zostawiają one ślady na tych, którzy ich kiedyś dotykali, ale tylko mag najwyższej klasy może takie coś odczytać. I tyle tylko wiem na temat tej całej sprawy. Przykro mi, że cię w to zamieszali. - Vena podniosła głowę i popatrzyła w niebo. Miliony gwiazd zasłonięte były chmurami, które niespodziewanie nadciągnęły z południa. Wiedźma cmoknęła, a klaczka ruszyła delikatnym kłusem po trakcie. - Chyba będzie padać.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena nie miała ochoty na owoce. Zamiast tego zaczęła snuć swoją opowieść. Wreszcie elfka zaczynała rozumieć co zaszło tej nocy. Wszystko powoli zaczynało do siebie pasować, co nie znaczy, że wiedziała coś na temat artefaktów o których rozmawiały. Po prostu wyciągnęła kilka wniosków, które odpowiadały na większość pytań, które zadawała sobie przez cały wieczór i to znacznie ją uspokoiło. Pozwoliła towarzyszce skończyć i skupiała się na tym co słyszała, ale gdy ta nagle zmieniła temat i pogoniła wierzchowca, elfka zupełnie straciła wątek. Jeszcze przez chwilę siedziała bez ruchu, patrząc za kobietą zdezorientowana.
– Czułam, że powinnam zażądać więcej za to zadanie – mruknęła do siebie, kręcąc w zamyśleniu głową.
Potem otrząsnęła się i pogoniła wierzchowca.
- To ma sens – przyznała, gdy koń dogonił karą klacz. – Zastanawiam się tylko dlaczego interesują się mną od pół roku, skoro to zlecenie dostałam dopiero niedawno – zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć co robiła w tamtym czasie, ale nie zapamiętała nic nadzwyczajnego. – Jeśli chodzi o tamten medalion, to w grobowcu oczywiście było jeszcze kilka rzeczy, ale to zwykłe błyskotki, nic magicznego. Część sprzedałam jeszcze przed Meot, żeby zapłacić najemnikom, ale mam jeszcze przy sobie jakiś diadem, kilka starych złotych monet i pierścieni.
Elfka wzruszyła ramionami. To raczej nie miało żadnego związku z medalionem. Potem zamyśliła się raz jeszcze nad wszystkim, co powiedziała jej Vena.
- Nasz włochaty kolega twierdził, że jest łowcą potworów – mruknęła po chwili. – Mógł też mieć kontakt, z którymś z artefaktów. Jego zdjęcie miało tydzień, więc jeśli mam rację to nie mógł być "mój" medalion, bo dopiero co go znalazłam. Raczej nie było to też twój wisior. Ale teraz już i tak się nie dowiemy – dodała, uśmiechając się blado i niezbyt przekonująco – To co powiedziałaś… Skoro mamy problemy teraz, a jeśli dowie się o tym jeszcze więcej ludzi, to będzie jeszcze gorzej, to co zamierzasz? Chcesz znaleźć ten skarb zanim oni to zrobią? – zapytała. Liczyła, prawdę mówiąc, na odpowiedź przeczącą. To nie był dobry plan. Szukanie jakiegoś potężnego artefaktu mając w dodatki przeciwników to byłoby naprawdę coś. Niezwykle ekscytująca przygoda. Ale równocześnie wyjątkowo głupi plan biorąc pod uwagę, że były tylko dwie, a za przeciwników miały co najmniej zawziętego kapitana straży i jakiegoś potężnego maga. Ktoś musiał w końcu odczytywać te ślady pozostałe po kontakcie z artefaktami.
Zanim Vena zdążyła udzielić jej odpowiedzi, kropla deszcze spadła elfce na rękę, a zaraz potem kolejna trafiła ją prosto w nos. Amira zaklęła pod nosem i naciągnęła kaptur na głowę. Była w tym momencie skłonna uwierzyć, że pogoda również jest w zmowie przeciwko nim.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Rzeczywiście, to może być problem. pomyślała Vena, kiedy Amira skończyła swoją wypowiedź. Tyle pytań, a na razie żadnych odpowiedzi. I jeszcze, na dodatek, zaczęło padać. Wiedźma poprosiła swoją klacz, by ta zbliżyła się jak tylko mogła, do wierzchowca elfki. Kiedy konie zrównały się łopatkami, wyczarowała nad ich głowami tarczę, która pochłaniała deszcz. Vena nie była jednak mistrzem magii i każdy mocniejszy podmuch wiatru mógł zniszczyć jej tarczę. Byleby tylko dojechać do jakiejś gospody. pomyślała rozgoryczona całą tą sytuacją.
- To się normalnie nie trzyma kupy! - podniosła nagle głos i odwróciła się w stronę towarzyszki. - To się nie klei. Po co im łowca potworów? Po co im wiadomości o tobie, przecież oddałaś im medalion! To zupełnie nielogiczne. A może to po prostu jest tak proste, że małe dziecko by na to wpadło, a nie szukało igły w całym jak my. Zastanówmy się co mamy? Na pewno dwóch facetów desperacko szukających artefaktów, z których jeden z nich jest strażnikiem z problemami emocjonalnymi, a drugi jest psychicznie niezrównoważony. I... tyle. Nic więcej. Dupa zbita. - skwitowała na koniec i na chwilę opuściła głowę.
Kłąb klaczy pracował równo, a jej krok był sprężysty i pewny. Nic nie wskazywało na to, że owy wierzchowiec był niedawno ranny. Vena przyglądała się ciemnej sierści zwierzęcia i patrzyła jak jej długa grzywa targana jest przez lekki wietrzyk.
- Na pewno nic ci nie jest? - zwróciła się w myślach do czarnej towarzyszki.
- Na pewno. Nic się nie bój. Lekarz się spisał i tym razem nie będziesz musiała robić jakiejś awantury - odpowiedziała klacz i potrząsnęła energicznie głową strząsając kropelki wody, które zdążyły osadzić się na jej grzywie.
Wiedźma leniwie podniosła głowę i znów odwróciła się w stronę elfki.
-To byłoby wielce nierozsądne.- stwierdziła. Amira zdziwiła się lekko, zapewne nagła zmianą tematu. -Znaczy się: wielce nierozsądne byłoby poszukiwanie artefaktów. Przecież wiemy gdzie są dwa. Teraz musimy zrobić wszystko, żeby ich nie połączyć. Nie wiem natomiast po co im informacje na twój temat. Może próbują cię wykorzystać znowu, abyś znalazła dla nich trzeci artefakt, albo żebyś odebrała mi mój wisior. Nie wiem... - Wiedźma spojrzała w górę, na misterny efekt jej pracy. Magiczna tarcza, zawieszona jakieś pięć cali nad głowami dziewczyn i nad końmi, miała chyba jakieś plany na dzisiaj, ponieważ zaczynała pomału znikać. - Lepiej znajdźmy jakąś gospodę, bo długo tego nie utrzymam.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena wyczarowała nad nimi magiczną tarczę, osłaniając je od deszczu, za co elfka była jej niezmiernie wdzięczna. Już czuła się fatalnie i gdyby jeszcze zmokła, z pewnością skończyłaby się to paskudnym przeziębieniem, o ile nie gorzej.
Na wybuch towarzyszki Amira zareagowała jedynie otwierając szeroko oczy. Koń parsknął niespokojnie. Jednak Vena równie nagle jak zaczęła swoją tyradę, tak nagle skończyła i spuściła głowę, pogrążając się w myślach. Tak się przynajmniej zdawało.
Chyba nie tylko mi przyda się odpoczynek, pomyślała elfka. Jej myśli nadal krążyły wokół tematu artefaktów, ale tylko kłębiły się bezowocnie, bo dziewczyna nie mogła skupić się na myśleniu. Postarała się więc zając czymś innym, ale to z kolei spowodowało niezbyt optymistyczne rozważania na temat beznadziejnej w tym momencie pogody i pościgu za plecami. Weź się w garść, skarciła się, nie takie rzeczy znosiłaś z uśmiechem na ustach. Wyprostowała się więc nieco, otuliła szczelniej płaszczem i postarała się myśleć o zaletach tej sytuacji. Nie było ich wiele, ale mimo wszystko wprawiło ją w nieco bardziej optymistyczny nastrój.
Gdy wiedźma znów odezwała się niespodziewanie, wyrywając ją niejako z zamyślenia i w dodatku poruszając inny niż poprzednio temat, elfka spojrzała na nią zdumiona i zamrugała zdezorientowana. Vena najwidoczniej pojęła, że jej towarzyszka zgubiła wątek i rozwinęła swoją myśl.
- Wiesz, pewnie masz rację. Gdyby zlecili ma znalezienie trzeciego wisiora, pewnie przyjęłabym zadanie - podsumowała elfka, wzruszając lekko ramionami. Żyć z czegoś trzeba, a skąd miała wiedzieć, że ktoś zechce wykorzystać ją do niecnych planów zdobycia niezwykłej potęgi? - Masz też rację, że nie zachowują się logicznie. Przynajmniej ten "uroczy" kapitan. To może nam pomóc.
W końcu gdyby jej nie pojmali, nadal żyłaby niczego nieświadoma i mogła dla nich pracować. Zdecydowanie złym pomysłem było też zamknięcie zamieszanych w sprawę osób w jednym pomieszczeniu, w dodatku wraz z dokumentami ich dotyczącymi. Może i kapitan miał wpływy, ale niemożliwe wydawało się by był mózgiem operacji. Amira uśmiechnęła się z zadowoleniem i już miała uznać, że udało jej się przezwyciężyć zmęczenie i chandrę, gdy złośliwa pogoda dała o sobie znać. Wiatr powiał silnie od północy. Zaszeleścił liśćmi drzew, zachwiał magiczną osłoną Veny i sprawił, że deszcz zaczął paskudnie zacinać.
- Złośliwość rzeczy martwych nie zna granic - warknęła Amira pod nosem. - Możemy spróbować pojechać na skróty. W lesie być może nieco mniej pada i powinnyśmy trochę szybciej dotrzeć to karczmy - dodała, zwracając się do towarzyszki i spojrzała na swoją bransoletkę, oceniając, czy pragnienie znalezienia się w ciepłym łóżku jest wystarczająco silne, by zadziałała. Tak naprawdę elfka nigdy nie miała potrzeby opuszczania Rubinowego Szlaku na tym odcinku, ale wierzyła głęboko, że jakiś skrót zawsze istnieje.
Najwidoczniej wizja karczmy, nawet otoczonej złą sławą wystarczyła, bo bransoletka rozjarzyła się nikłym blaskiem wskazując kierunek. Amira delikatnie skierowała konia w stronę drzew i spojrzała wyczekująco na wiedźmę.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Amira widocznie także miała ze sobą jakiś artefakt, ponieważ przyglądała się uważnie swojej bransoletce, po czym skierowała swojego wierzchowca w stronę drzew. Vena ściągnęła wodze i również nakazała klaczy zejść ze szlaku. Wierzchowiec potrząsnął lekko głową jakby chciał odwieźć wiedźmę od szalonego pomysłu wjazdu do tego strasznego i ciemnego lasu. No kto tu jest jeźdźcem, pytam się?! Jedziemy do lasu! Rozkazała wiedźma klaczy. A ta nie lubiła przymusu. Nagle zaparła się przednimi kopytami w mokrą ziemię i wierzgnęła porządnie. Vena nie miała już siły na, choćby próbę, utrzymania się w siodle. Lot wiedźmy był na tyle interesujący, a nawet spektakularny, że kara klaczka popatrzyła na swoją panią i zarżała cicho. Amazonka wstała z kałuży, w której wylądowała, odwróciła się na pięcie w stronę konia i... pogroziła jej palcem. -Tak się nie bawimy!- krzyknęła i spojrzała na Echo groźnie.
Kiedy już z powrotem siedziała w siodle, dziewczyny mogły ruszać w dalszą drogę. Wjechały kłusem na leśną ścieżkę i poruszały się stopniowo skręcając w lewo, zrównując w ten sposób swoją trasę ze szlakiem. Kopyta miarowo rozchlapywały powstałe w lesie kałuże, oddech wierzchowców był równy i nic nie wskazywało na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Pogoda zaczynała się uspokajać, znaczy się... wiar już tak nie zacinał. Co też było w pewnym sensie plusem. Vena odnowiła swoją tarczę i obie dziewczyny na powrót znalazły się pod "magicznym parasolem". Vena nie miała pomysłu, żeby zacząć jakąś rozmowę z towarzyszką. Miała milion pytań, tylko wszystkie wydawały się teraz... nie na miejscu. Amira była przemoczona, zapewne głodna i także nie wiedziała do końca co się dzieje. O co w takim momencie zapytać? Skąd jesteś? Głupie... Wiedźma nie wiedziała co robić i tępo wpatrywała się w leśną ścieżkę. Jechały. Po prostu jechały, starając się, możliwie jak najszybciej dotrzeć do suchej karczmy.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Vena ruszyła za elfką, zjeżdżając ze szlaku, ale najwyraźniej jej wierzchowiec miał inne plany. Gdy Echo wysadziła wiedźmę z siodła, Amira tylko przyglądała się w osłupieniu, otworzywszy lekko usta. Dopiero, gdy kobieta ponownie usiadła w siodle, dziewczyna otrząsnęła się z tego szoku i uśmiechnęła z rozbawieniem, kręcąc lekko głową.
Bardzo szybko okazało się, ze ciągnie się tędy leśna ścieżka, więc przewidywania elfki co do skrótu były słuszne. Kobiety jechały teraz, pod osłoną drzew i magiczną tarczą Veny, więc zaczęło być nawet komfortowo. Wyglądało jednak na to, że Vena nie ma ochoty na rozmowę, bo nie odezwała się ani słowem, a Amira ze swojej strony była zbyt zmęczona, żeby inicjować rozmowę. Jechały więc w milczeniu póki las nie przerzedził się, a przed nimi nie pojawił ponownie główny trakt. Tu elfka ożywiła się nieco, wyprostowała w siodle i wyciągnęła szyję, starając rozeznać się w okolicy. Niestety ciemności znacząco utrudniały to zadanie. Trakt był jej jednak znany, więc, mimo że nie wiedziała dokładnie gdzie są, mogła z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nie minęły jeszcze karczmy i w którą stronę powinny się udać.
-Tędy- mruknęła cicho i skierowała Konia traktem na północ. Karczma już po chwili ukazała się ich oczom. W ciemności pojawiło się ciepłe światło bijące z niekoniecznie czystych, niewielkich okienek. Budynek nie był wielki. Miał tylko dwa piętra, ale elfka wiedziała z doświadczenia, że gospodarze stawiają raczej na ilość gości, niż jakoś usług, przeto pokoje były małe, liczne i niedrogie. To przyciągało większość szumowin z rubinowego traktu. Oczywiście zwyczajni podróżni także się tam zatrzymywali, jeśli zastała taka konieczność, jednak przybytek nie cieszył się dobrą opinią. Gdy kobiety podjechały bliżej mogły dostrzec, że na szyldzie wymalowane jest trochę nieudolnie różowe prosię. Amira nie zwróciła na to większej uwagi. Zignorowała też krzyki dobiegające ze środka. Zdziwiłaby się, gdyby nie zastały tu akurat jakiejś burdy. Pociągnęła za to nosem, starając się rozeznać, czy może uda się zamówić coś jadalnego.
-No to jesteśmy – obwieściła uroczyście, zsiadając z Konia i złapawszy za wodze prowadząc do stajni, przylegającej do budynku. –„Pod pijanym wieprzkiem” – mruknęła nieco ciszej. –Nazwa mówi sama za siebie –dodała i skrzywiła się, jakby na wspomnienie czegoś nieprzyjemnego. Zajęła się rozsiodływaniem swojego wierzchowca i kontynuowała. –Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce na nocleg, ale mogę założyć się, że goście nawet nas nie zauważą, tym bardziej nie zwrócą uwagi. A karczmarz za dodatkową monetę potrafi trzymać język za zębami. Przynajmniej przez jakiś czas, a z władzami nie współpracuje. Sam ma zbyt wiele za uszami. Są tu też chyba ze dwa wyjścia awaryjne, na wypadek gdybyśmy musiały uciekać w pośpiechu będą jak znalazł. Może uda nam się nawet wyspać.
Skończyła swoje zajęcie i odwróciła do towarzyszki. Poprawiła ułożenie torby na ramieniu i spojrzała znacząco w stronę drzwi.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Dziewczyny dotarły do końca lasu szybko i bez przygód. Vena była zmęczona długim i niebezpiecznym wieczorem, przez co siedziała w siodle apatycznie i nie była zdolna do jakichkolwiek ruchów. Uśmiechnęła się na widok brudnej, obskurnej karczmy. Ze środka dało się słyszeć gromkie śmiechy upitych w sztorc facetów i właśnie rozpoczynającą się bójkę. Wiedźma z czystej ciekawości spojrzała na szyld tego uroczego przybytku. "Pod pijanym wieprzkiem". Chwytliwe. Stwierdziła i zsiadła z konia. -Głupia, krnąbrna kobyła.- powiedziała patrząc w mądre oczy swojej karej towarzyszki. -Och daj już spokój! Do końca życia będziesz mi to wypominała!-odpowiedziała Venie Echo. bo jej się kopytek nie chciało ubrudzić! Damulka z dobrego domu się znalazła! Podsumowała wiedźma na koniec i zaprowadziła klacz do stajni.
-Drogo na pewno nie będzie.- oznajmiła Vena dokonawszy z grubsza oględzin noclegu dla koni. Budynek stajni był zdecydowanie stary i na pewno nie wiedział w swym życiu żadnego remontu. A takowy by się z pewnością przydał. Boksy stanowiskowe ciągnęły się wzdłuż lewej ściany. Światło miało możliwość dostać się do środka przez jedno małe okienko znajdujące się naprzeciwko wejścia. Poz nim leżały związane worki z owsem dla zwierząt i trochę słomy do podsypywania. Z prawej strony zamieszczone, na ścianie, były małe wieszaki na których właściciele wieszali ogłowia. Siodła leżały na ziemi. Na te części oporządzenia nie przewidziano wieszaków. -Szkoda.- stwierdziła Vena. -Chodź poznasz nowych znajomych- powiedziała do klaczki i podprowadziła ją do boksu znajdującego się na końcu stajni. Obok Echo zostawiony był drobny kasztanek z białą łatką na środku pyska. Nieco wychudzony kasztanek trzeba powiedzieć. Wiedźma przywiązała lekko klacz do stanowiska i podeszła do worka z owsem. Rozwiązała go i zapaszek jaki się wydostał odrzucił wiedźmę na metr do tyłu. -O FU!- krzyknęła, potrząsnęła głową i odwróciła się do karej. -Chyba dzisiaj będziesz pościć.- powiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco. -Tylko zawiąż z łaski swojej ten cuchnący worek-odpowiedziała jej klacz i opuściła głowę zrezygnowana.
Wiedźma wiedziała, że koń jest zmęczony i głodny. Podeszła do swojej torby podróżnej i wyciągnęła zeń dwa dorodne jabłka. Wrzuciła je do znalezionego (czystego!) wiadra i podała klaczy. Poklepała ją jeszcze na pożegnanie, zabrała swój bagaż i tuż za Amirą podążyła do karczmy. We dwie przekroczyły próg "Pod pijanym wieprzkiem" i udały się wprost do lady. -Ile za nocleg?- spytała grubego pana wiedźma. -Siedem ruenów za osobę plus cztery za konia.- odpowiedział karczmarz i oderwał się na chwilę od czyszczenie brudnej szklanki. -A czego takie dwie młode panienki szukają w takim zadupiu?- spytał. Wiedźma wyciągnęła z kieszeni 30 ruenów i położyła na ladę. -Nie twoja sprawa.- odpowiedziała i spojrzała na niego groźnie. Ten tylko uśmiechnął się pod nosem i podał dziewczynie kluczyk do pokoju. Popatrzyła jeszcze chwilę na brudną szklankę , podniosła głowę i znów spojrzała na parszywą gębę karczmarza. -Przynieś nam coś ciepłego i przy tym jadalnego, z łaski swojej. -znów sięgnęła do kieszeni i położyła na ladzie dziesięć ruenów. Właścicielowi tego zacnego lokalu otworzyły się lekko oczy, szybko zabrał pieniądze, skłonił się lekko i już wiedział, że dziewczyny mogą sypnąć groszem wiec należy je dobrze traktować. Vena uśmiechnęła się szeroko i wyglądnęła jeszcze za karczmarzem biegnącym do kuchni. Odwróciła się na pięcie do towarzyszki. -Tylko żeby nie próbował pokazać komuś tych pieniędzy...- szepnęła i skierowała się w stronę stolika na drugim końcu sali.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Gdy Vena zajęła się swoją klaczą, dziewczyny udały się prosto do karczmarza. Wiedźma zajęła się rozmową z nim, Amira natomiast oparła się placami o ladę i uważnie przyjrzała sali. Było już dość późno, więc dostrzegła kilka wolnych stolików, jednak większość miejsc, pozostawała zajęta, jeśli sterty naczyń (głownie kufli) zalegających blaty miały być jakąś wskazówką. Gości stanowili prawie wyłącznie mężczyźni, wyglądający przy tym na typy spod ciemnej gwiazdy. Mało, który miał komplet uzębienia, nie mówiąc już o braku blizn, albo czystości ich ubrań i skóry. W jednym kącie sali siedziało jednak kilku, sądząc po ubraniu, kupców. Jedli podejrzanie wyglądające danie z misek i spoglądali trwożnie dookoła. Nie dziwiła im się. Duża grupa zbirów skupiła się w jednym miejscu, gdzie spomiędzy morza rąk i nóg, można było dosłyszeć odgłosy walki. O ile akurat sekundanci walczących nie dopingowali ich w niewybrednych słowach. Musiała to być jednak przyjacielska bijatyka. Gdyby chodziło o prawdziwy konflikt wszyscy rzuciliby się do walki i byłoby tu jedna wielka burda. W każdym razie kobiety dobrze trafiły, bo mało, kto zwrócił uwagę na ich wejście.
Amira odwróciła, głowę, by spojrzeć na towarzyszkę i zauważyła akurat jak ta wręcza szynkarzowi garść monet. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy wiedźma ma tyle pieniędzy żeby nimi szastać i czy nie powinny przypadkiem płacić każda za siebie, jednak w tym momencie Vena odwróciła się.
-Tylko żeby nie próbował pokazać komuś tych pieniędzy...- szepnęła. Amira najpierw spojrzała na nią, nie rozumiejąc, czemu miałby tego nie robić, potem namysł przerodził się w zdziwienie i jakby niedowierzanie. Na koniec elfka parsknęła śmiechem i zasłoniła szybko usta ręką. Ruszyła za towarzyszką, cały czas chichocząc i kręcąc od czasu do czasu głową.
-Zawsze tak płacisz?- zapytała z rozbawieniem, gdy dotarły do stolika i usiadły. Zaoszczędziły dzięki temu trochę pieniędzy, a ze strażą już i tak miały na pieńku, wiec co im szkodziło. Chwilę potem poczuła na sobie czyjś wzrok. Odwróciła się, starając się nie wyglądać na zaniepokojoną, co zapewne jej się nie udało. Nie dostrzegła jednak by ktokolwiek, patrzył w ich stronę. Walka pięściarzy powoli się chyba kończyła i mężczyźni rozchodzili się do swoich stolików. Odwróciła się z powrotem w kierunku towarzyszki, z zamiarem kontynuowania rozmowy, choć nadal czuła się nieco zaniepokojona. Czyżby ktoś się im dyskretnie przyglądał?
Nagle gdzieś z zewnątrz dobiegł przerażony kobiecy krzyk. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, następnie kilka osób podniosło się i podążyło w kierunku zaplecza, skąd zapewne na dwór prowadziły boczne drzwi. Elfka nie przejęła się tym zbytnio. Przez chwilę dobiegały stamtąd podniesione glosy rozmówców i lamenty kobiety, po czym do sali wszedł oberżysta, spoglądając po towarzystwie jakby w rozterce.
-Potwór jakowyś się w lesie pokazał. Jak go kto zabije to zapłacę – oznajmił jakby niechętnie. Kilku osobom na sali zaświeciły się oczy i jeszcze więcej osób ruszyło na zaplecze.
-Tylko uważajcie jeno. Hattia mówi, że smoka widziała – dodał jeszcze gruby karczmarz.
W tym momencie w oczach Amiry błysnął przestrach. Elfka odwróciła się gwałtownie i niemal sprintem pobiegła w kierunku bocznych drzwi, wyprzedzając wszystkich chętnych, który spojrzeli na nią jak na wariatkę. Minęła szynkarza w pędzie.
-Płacę jak zobaczę truchło – krzyknął jeszcze za nią, ale ona była już na zewnątrz, choć po drodze zrzuciła jakieś garnki, które narobiły strasznego łoskotu. Przy drzwiach na skrzyni siedziała młoda, skąpo odziana dziewczyna, zapewne Hattia. Wyglądała na roztrzęsioną, po twarzy spływały jej łzy. Jakiś chudy chłopak przykucnął przy niej i chyba usiłował ją pocieszyć, zapewne licząc na dowody wdzięczności. Kawałek dalej trzech uzbrojonych mężczyzn znikało właśnie w krzakach, wchodząc do lasu, a dwóch wciąż stało przy drzwiach, chyba nie kwapiąc się tak bardzo do ubijania potwora. Amira ledwo rzuciła na nich okiem i pognała w las, śladami trójki najemników.
-Patrz, jak to wszyscy lecą smoka bić – mruknął leniwie jeden z tych przy drzwiach, blondyn o brudnych, przetłuszczonych włosach, zapalając ze spokojem fajkę.– A to przecież wiadomo, że do potwora trzeba sposobem podejść. Spopieli ich jak nic.
-Głupiś! – warknął drugi, o czarnych włosach i paskudnej bliźnie na policzku.- Zając po krzakach przemknął, a ta się przestraszyła i zmyśla. Smoka widziała!- prychnął na koniec ze złośliwą ironią.
Dziewczyna podniosła na nich wzrok i wstała gwałtownie, a pomagający jej chłopak zachwiał się i upadł na ziemię.
-Właśnie, że widziałam! – zwołała z oburzeniem. – Był duży i zielony. I miał skrzydła. Takie jak nietoperze. I takie wielkie żółte oczy. Chciał mnie pożreć – na koniec głos jej się załamał i ponownie usiadła na skrzynce, zalewając się łzami. Chudzielec ponowił swoje starania.
-Idiotka – mruknął w odpowiedzi blondyn, ochoczo przytakując koledze. Mówił nieco niewyraźnie, bo wciąż trzymał w zębach fajkę. –Wiadomo, że smoki zieją ogniem, a porywają tylko dziewice.
Tu spojrzał znacząco na Hattię i wybuchnął nieprzyjemnym rechotem.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Zawsze tak płacisz?- spytała Amira z rozbawieniem, kiedy dziewczyny usiadły wygodnie przy stoliku. Wyglądała na nieco rozbawioną całą sytuacją, przez co poprawiła humor także Venie. -Zazwyczaj, kiedy jestem w takich miejscach. Tu nie ma karczmarza, który od razu rozpoznałby iluzję. Na nasze szczęście, oczywiście. Tak więc oszczędziłyśmy parę groszy.- dodała na koniec wiedźma.
Tak dziewczyny siedziały chwilę w spokoju, kiedy Amira zaczęła się naraz oglądać za siebie. Co do jasnej...? pomyślała Vena i poczuła na sobie czyjeś spojrzenie. Ona również zerknęła przez ramię, ale nie zauważyła niczego specjalnego. Nagle drzwi od strony podwórka dobiegł wszystkich piskliwy wrzask kobiety. Goście podnieśli się z miejsc i kilku z nich ruszyło w stronę bocznych drzwiczek gospody. Vena nie przejmowała się zbytnio ogólnym poruszeniem i tylko popatrzyła leniwie na grubego karczmarza, który stanął w progu. -Potwór jakowyś się w lesie pokazał. Jak go kto zabije to zapłacę.- powiedział i jego ręka powędrowała do kieszeni, aby na biegu przeliczyć stan monet. Tylko uważajcie jeno. Hattia mówi, że smoka widziała- powiedział jeszcze do osób, które na dźwięk słowa "zapłacę", żwawo ruszyły w stronę podwórza. Jednak to nie pieniądze przykuły uwagę elfki. Ta odwróciła się szybko i pobiegła na dwór. Vena otworzyła oczy szeroko ze zdumienia i zamarła w pół słowa. -Płacę za truchło!- krzyknął jeszcze gospodarz i powolnym krokiem wrócił za ladę. -Ej! Szybciej z tym posiłkiem, bo nie będę długo czekać!- zawołała wiedźma i spojrzała na właściciela przybytku groźnie. Ten w podskokach ruszył do kuchni. Chwilę potem podstawił przed wiedźmą wielką miskę gorącej zupy z kartoflami. Ta, trzeba przyznać, pachniała wyśmienicie. Żołądek Veny dał o sobie znać rozpoczynając głośną serenadę, byleby tylko wiedźma zaczęła wreszcie jeść. -A dla niej to też?- spytał karczmarz wskazując puste krzesło Amiry. -TAK!- krzyknęła wkurzona do granic możliwości wiedźma i odprowadziła właściciela mordującym wzrokiem i zabrała się do pałaszowania zupy. Niestety o smaku nic nie mogła powiedzieć, gdyż była tak głodna, ze całą zupę wręcz pochłonęła, zapominając o smakowaniu jej. Grubas zza lady najwyraźniej dostrzegł, że wiedźma skończyła posiłek i podał na stół jej drugie danie oraz miskę z zupą dla elfki. Na talerzu przed Veną znajdował się duży stek (a to to ona lubiła bardzo), kopa ziemniaków i surówka, albo przynajmniej coś co miało sprawiać takie wrażenie. Kiedy Vena miała zabrać się do konsumpcji posiłku usłyszała ciche rżenie dochodzące ze stajni. No pięknie! Tylko tego jeszcze brakowało! pomyślała Vena, wstała od stołu i ruszyła do budynków dla zwierząt. -A niech tylko ktoś spróbuje to ruszyć!- zawołała do karczmarza na wychodnym.
Noc zapowiadała się spokojnie. Na drogach żadnego ruchu, nikt ich nie śledził, ani nie gonił. To dobrze. Chyba... Bo czasami, niestety, okazuje się, że to tylko cisza przed burzą. Jednak Vena nie miała czasu na takie dziwne rozważania, bo zauważyła połamane drzwi stajni. Podbiegła do rozwalonych desek i zaczęła nasłuchiwać. Po chwili jej uszu dobiegł dziwny dźwięk. Jakby szuranie butami i ciągnięcie czegoś za sobą. -No rusz żesz się wreszcie!- zawołała Echo. Dobra! Raz, dwa, trzy! Vena z łoskotem wpadła do środka. Jej wzrok potrzebował chwili, aby przyzwyczaić się do ciemności i właśnie ten moment wykorzystał przeciwnik. Ruszył na wiedźmę z łopatą w rękach, zamachną się nad jej głową i... i to był jego błąd. Vena oprzytomniała na tyle, żeby zauważyć, iż ktoś ją atakuje i w porę zdążyła wytworzyć pole ochronne, które odbiło napastnika, z trochę zbyt dużą mocą. -Nie za mocno?- spytała zaciekawiona klacz, przyglądając się z nad boksu niedoszłemu agresorowi, który zdrowo huknął o ścianę stodoły. -Przecież wiesz, że nie umiem działać pod presją.- odburknęła wiedźma i ostrożnie podeszła do, leżącego na ziemi, mężczyzny. -Ale za lot daje dziesięć punktów!- dorzuciła jeszcze klaczka i zarżała cicho. -Och zamknij się wreszcie! A czy on... żyje?- spytała cicho wiedźma, mając nadzieję, że jednak nie zabiła niechcący delikwenta. Na szczęście, i nieszczęście ten poruszył głową i mruknął coś pod nosem. Wiedźma wiedziała, że to tylko chwilowe ogłuszenie i musi natychmiast coś zrobić, bo w walce wręcz nie ma najmniejszych szans z dorosłym mężczyzną. Odwiązała od siodła Echo długi sznur i skrępowała nim napastnika. następnie zarzuciła mu na głowę worek po owsie i cudem dowlokła go do mniejszego pomieszczenia, które dokładnie zaryglowała. -Tylko pamiętaj, żeby go potem uwolnić, albo chociaż powiedzieć o nim komuś.- zawołała Echo do Veny. -A właściwie, to czego on chciał?- spytała jeszcze stojąc w drzwiach i szykując się do powrotu. -Chciał ci siodło ukraść.- stwierdziła spokojnie klacz, po czym powróciła do przeżuwania słomy.
Vena szybko wróciła do ciepłej karczmy i zasiadła przy swoim stoliku, przy którym dalej znajdowało się jej jedzenie. Ogólne poruszenie nagłym pojawieniem się niewiadomo-jakiego-stwora w lesie ucichło i teraz większość spokojnie siedziała znów przy swoich stolikach. Po chwili Amira wróciła z podwórza z nieodgadnioną miną. -No wreszcie! Zupa ci wystygła!- zawołała Vena i uśmiechnęła się ciepło do towarzyszki.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Amira dobiegła do lasu najszybciej jak umiała, nie przejmując się garnkami i ludźmi stojącymi jej na drodze. Gdy jednak znalazła się pomiędzy drzewami zwolniła i wzięła głęboki wdech. Zachowując się jak wariatka na pewno Shavi nie pomoże.
Śledzenie trójki najemników było banalnie proste. Dzieliła ich niewielka odległość i robili sporo hałasu, więc nie musiała nawet wypatrywać ich śladów. Wystarczyło, że kierowała się słuchem. Nie szła jednak ich tropem. Starała się ich wyprzedzić albo ominąć. Szła najszybciej jak potrafiła nie hałasując potwornie, ale i tak nie było to jakieś umiejętne skradanie. Nigdy nie była dobra w poruszaniu się wśród drzew i niezbyt lubiła leśne ostępy. Widząc, że nie da rady wyprzedzić mężczyzn, postarała się do nich zbliżyć. Podeszła na tyle blisko, że widziała już dość wyraźnie ich sylwetki między drzewami, ale właśnie wtedy któryś z nich zatrzymał pozostałych.
-Ćśś- syknął, uciszając ich dodatkowo gestem i rozglądając się czujnie. –Słyszeliście to?
-Co?- zapytał inny, niezbyt inteligentnym tonem.
Ten pierwszy tylko machnął ręką i nadal spoglądał wokoło. Wyglądało to niemal jakby węszył w powietrzu. Amira wycofała się nieco i przyglądała temu zza krzaka. W pewnym momencie mężczyzna spojrzał prosto na nią. Serce zamarło jej na moment, ale on podążył wzrokiem dalej. Elfka nie była zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Była oszołamiana. Najemnik musiał ją widzieć. Patrzył dokładnie na nią.
-Musimy się rozdzielić – powiedział wtedy. Sens jego słów docierał do dziewczyny z opóźnieniem. –Wy dwaj idźcie tamtędy. Ja tam- dodał pokazując najpierw na lewo od kierunku, w którym podążali, a potem mniej więcej w stronę, gdzie siedziała, skulona za krzewem Amira. Jego towarzysze kiwnęli głowami i posłusznie udali się w swoją stronę. Elfka zaczęła się ponownie cofać, zastanawiając, co on kombinuje i czy to nie jest jakaś zasadzka. Ostrożnie wyciągnęła zdobyczny miecz i schowała za drzewem, przylegając plecami do pnia. Starała się nasłuchiwać, ale mężczyzna zbliżał się bezszelestnie. Czekała więc. Gdy zobaczyła go kątem oka, wyprowadziła cięcie w jego stronę, ale sparował je z łatwością. Spróbowała ponownie. Zrobił unik i… zaśmiał się cicho.
-Ej, dziewczyno- powiedział wesoło. –Chyba nie tak wita się starych znajomych?
Zaskoczył ją tym, ale nie opuściła broni. Wciąż stała gotowa do ataku. On natomiast spokojnie schował swój miecz i spojrzał na nią z rozbawieniem, odmalowanym na twarzy.
-Nie poznajesz mnie? Ja wiem, że minęło już trochę czasu odkąd się widzieliśmy, ale nie myślałem, że jestem aż tak stary.
Amira przyjrzała mu się uważniej i rzeczywiście poznała jego opaloną twarz, choć teraz, pokrywała ją sieć zmarszczek, ciemne włosy na skroniach zaczynały siwieć, a na szczęce pojawiła się dość gęsta broda. Był to jeden z jej byłych najemników. Kilkukrotnie pomagał jej przy zleceniach na Równinie Maurat, gdy była tu kilka lat temu. No, może kilkanaście. Nazywał się chyba Tom i zawsze był wobec niej uprzejmy. No i bardzo dobry w swoim fachu.
-To przez tą brodę – mruknęła rumieniąc się lekko i schowała broń.
-Nigdy nie umiałaś kłamać- roześmiał się Tom, a potem mrugnął do niej. – Jestem już za stary, żeby polować na wiwerny, czyż nie?
Amira uśmiechnęła się do niego. Znał Shavi. Był jednym z nielicznych najemników, których jej przyjaciółka lubiła.
-Powinnam ją lepiej pilnować – mruknęła, odwracając wzrok. –Ale miałam trochę spraw na głowie.
Mężczyzna kiwnął głową, z wyczekującą miną. Elfka wzięła głębszy oddech i gwizdnęła modulowanie. Gdy dźwięk przebrzmiał oboje rozejrzeli się czujnie dookoła. Przez chwilę nic się nie działo, a potem rozległ się cichy szelest i spomiędzy drzew wyłoniła się spora ciemnozielona wiwerna o złotych oczach. Podeszła do Toma i okrążyła go, ocierając się o jego nogi. Najemnik przykucnął i pogłaskał ją po łbie.
-No świetnie- prychnęła elfka, nieco urażona. – Moja własna wiwerna mnie zdradza.
Shavi zasyczała, obracając łeb w je stronę. Tom wzruszył ramionami.
-Powinna chyba się stąd wynieść, dopóki jej szukają? – zaproponował.
-Chyba tak –przyznała Amira. – Shavi, zwróciła się do przyjaciółki, pochylając w jej stronę. –Leć w stronę Efne. Zaczekaj na mnie dzień przy trakcie, nie więcej niż pół dnia drogi, dobrze?
Wiwerna zasyczała ponownie, przeszła tym razem dookoła je stóp i zniknęła między drzewami. Elfka westchnęła i dała Tomowi znać by wracali do karczmy.
-Dziękuję- zwróciła się do niego. Bez jego pomocy musiałaby się mocno wysilić, żeby jakoś oszukać tamtych najemników, albo ich pokonać. Miała jak zwykle niebywałe szczęście.
Po chwili znaleźli się na skraju lasu. Zobaczyli akurat jak Hattia jest prowadzona w kierunku stajni, przez jakiegoś chudego chłopaka. Minęło chyba nieco mniej czasu niż, się elfce zdawało, choć przecież nie zdążyli odejść daleko.
-Idź sama- zaproponował Tom, uśmiechając się znacząco. -Ja poczekam tu jeszcze chwilkę.
Amira kiwnęła głową, nieświadomie uśmiechając się w podobny sposób. Wyszła spomiędzy drzew i spokojnie ruszyła do karczmy, odwracając się jeszcze przez ramię. Wbrew słowom najemnika, zobaczyła niewyraźny kształt przemykający między drzewami, ale uśmiechnęła się tylko szerzej i otworzyła boczne drzwi do oberży.

Karczmarz znajdował się akurat na zapleczu i spojrzał na nią wyczekująco.
-Mówiłem przecie, że płacę za truchło –powiedział, lustrując ją podejrzliwie.
-Nic nie znalazłam –odparła elfka i wzruszyła ramionami, starając się przyjąć zniechęcony wyraz twarzy i minęła go zmierzjąc do głównej Sali.
-Patrzcie to –usłyszała jeszcze jego głos. –Staranuje człowieka, garnki potłucze, biegnie jak oparzona, a potem jeszcze smoka znaleźć nie umie. A to przecie nie mysz jest.
Amira tylko uśmiechnęła się szerzej, mimo, że goście popatrywali na nią z zainteresowaniem i usiadła na swoim miejscu, gdzie Vena właśnie zabierała się z smakowicie wyglądającą pieczeń. Elfka natomiast zabrała się za nie aż taką zimną zupę, przypominając sobie jaka jest głodna. Zjadła ją w mgnieniu oka, zanim jeszcze kobieta uporała się ze swoim daniem.
-No więc… -starała się jakoś nawiązać rozmowę, najlepiej odbiegającą od tematu jej dziwnego zachowania i „smoka”. –Mówiłaś, że dostałaś ten medalion od ojczyma. Powiedział ci skąd go ma, albo… jakie ma właściwości?
Zaraz potem główne drzwi karczmy otworzyły się z hukiem i do środka wpadł Tom. Koszulę miał malowniczo rozdartą na piersi i cały pokryty był sadzą, a w oczach miał mieszaninę przerażenia i złości.
-Piekielna bestia! –ryknął. –Prawie ją pokonałem, ale wymknął mi się potwór!
Wszystkie oczy zwróciły się w jego stronę, a karczmarz wyjrzał z zaplecza.
-Nie na truchła, nie ma pieniędzy- zaznaczył natychmiast.
-Ależ panie, niemal postradałem życie pragnąc pomścić zniewagę tej cnej damy! – zaprotestował najemnik. Elfka przy stoliku parsknęła śmiechem, zakrywając oburącz usta i starając się powstrzymać. Pomijając już fakt, że żądał właśnie zapłaty za przechwałki, które nie miały absolutnie żadnych postaw i nie dostałby od tego człowieka złamanego grosza nawet gdyby rzeczywiście zmierzył się z jakimś smokiem, to jego „występ” był nieco przerysowany, tym bardziej, że nie żadna dama zapewne nigdy nie postawiła tu nogi, jak długo ta karczma tu stoi, no i przelotne pojawienie się w krzakach można nazwać zniewagą.
Najemnik jeszcze przez chwilę posprzeczał się z oberżystą i wyciągnął od niego darmowy dzban piwa. Następnie zbliżył się do stolika, przy którym siedziały kobiety i ukłonił się szarmancko.
-Piękne panie, czy mogę umilić wam czas opowieścią o walce ze straszliwym smokiem?- zapytał, utrzymując jakimś cudem absolutnie poważny wyraz twarzy. Amira widocznie dusiła się ze śmiechu, starając się, by było to mniej widoczne i chwilowo nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Jego zachowanie, samo w sobie zabawne, w scenerii tak podłej karczmy było ponad siły elfki.
-Pozwól, że się przedstawię- najemnik zwrócił się tymczasem do Veny, ujmując jej rękę i składając na niej pocałunek. –Jestem sir Tom Nieustraszony…
-Siadaj- syknęła Amira, przerywając mu te wywody i pociągnęła go dyskretnie za rękaw. Tom puścił do niej oko i przysunął sobie krzesło, rozsiadając się w nonszalanckiej pozycji, jakby był co najmniej królem.
-Więc chcecie posłuchać mej opowieści? – zapytał nadal nie wypadając z roli.
-Przestań –mruknęła elfka, ale ciężko jej się było na niego złościć. – Zachowujesz się jak kompletny kretyn. Wszyscy się na ciebie gapią.
-Jasne, szefowo- odparł już swoim normalnym tonem i usiadł w bardziej naturalnej pozycji.
-To Tom. Żaden z niego szlachcic, ale najemnik naprawdę świetny. I jak widać przedni aktor – wyjaśniła elfka Venie i znów zwróciła do mężczyzny. – To wszystko było konieczne?
-Nie, ale świetnie się bawiłem.
Amira ukryła twarz w dłoniach i pokręciła głową.
-Karczmarzu! – zawołał Tom. Oberżysta zbliżył się przynosząc resztę zamówienia kobiet i obiecany dzban piwa dla najemnika. Ten natomiast kiwnął ręką na jakiegoś ciemnowłosego chłopaka grającego tymczasem w kości z jakimiś podejrzanie wyglądającymi typami w kącie karczmy. Szatyn westchnął, zgarnął swoją wygraną i podszedł raczej niechętnie. Mógł mieć jakieś 25 lat i był do najemnika bardzo podobny.
-To mój wierny giermek, Kilian- przedstawił go, na powrót patetycznym tonem.
-Tato! – jęknął młodzieniec, stojąc sztywno, najwyraźniej zażenowany zachowaniem ojca.- Przepraszam za niego.
-Nie umiecie się bawić – burknął Tom. –To Amira, pamiętasz, mówiłem ci o niej kiedyś. Zabaw proszę miłe panie, a ja pójdę doprowadzić się do porządku.
To mówiąc wstał, posadził syna na swoim miejscu i udał się schodami na piętro gdzie znajdowały się pokoje.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

Vena nie miała nawet czasu odpowiedzieć Amirze na zadane przez nią pytanie, bo przez tylne drzwi do gospody wpadł postawny mężczyzna w podartej koszuli, cały umorusany sadzą i zaczął swój wywód o tym jaki to on jest wspaniały, ale jednocześnie nie zdążył zabić domniemanego smoka. Karczmarz podsumował całą sytuacje krótko i treściwie: "Nie ma truchła, nie ma pieniędzy." Ten nalegał jednak o choćby darmowy obiad, bądź nocleg. Udało mu się wytargować jedynie dzban piwa, ale i to przyszło karczmarzowi niechętnie. Wiedźma spojrzała na towarzyszkę ukradkiem i zauważyła, że ta aż dusi się ze śmiechu. Trudno było ją za to winić, Vena także miała wrażenie, że cała historia jest nieco przerysowana. Mężczyzna jak widać również dobrze się bawił, bo postanowił podejść do stolika dziewczyn. - Piękne panie, czy mogę umilić wam czas opowieścią o walce ze straszliwym smokiem? - zapytał, zachowując godny podziwu kamienny wyraz twarzy. - Pozwól, że się przedstawię - kontynuował i ujął dłoń wiedźmy, by ucałować ją i ukradkiem puścić oczko do Veny. Ta również starała się choćby stwarzać pozory, iż wierzy w całą sytuację, uśmiechnęła się delikatnie i dystyngowanie kiwnęła głowę na znak, że zgadza się na towarzystwo ów mężczyzny. - Jestem sir Tom Nieustraszony... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć. Amira widocznie nie wytrzymała już wygłupów i furknęła krótkie "siadaj", po czym pociągnęła go za rękaw. Owy pan chętnie zajął wolne miejsce tuż obok elfki i uśmiechnął się szeroko, widocznie dumny z całego spektaklu. - Więc chcecie posłuchać mej opowieści? - spróbował jeszcze raz, lecz otrzymał krótkie polecenie od Amiry i... uśmiechnął się jeszcze szerzej! - Jasne, szefowo. - Odparł jakby nigdy nic i usiadł wygodnie na krześle. Wiedźma nie wiedziała co się dzieje. Zgubiłam wątek, czy jak? Zastanawiała się tylko. Szybko jednak Amira wytłumaczyła całą sprawę z nieznajomym. Widać było, że dobrze się znają, a Tom jest naprawdę dobrym najemnikiem. Vena uśmiechnęła się do mężczyzny i pokiwała głową rozbawiona.
Do stołu, po uprzednim przywołaniu, podszedł karczmarz niosąc drugie danie elfki i dzban piwa zdobytego przez Toma. Vena domówiła jedynie lampkę czerwonego wina i zauważyła młodego chłopaczka podchodzącego właśnie do ich stołu. - To mój wierny giermek, Kilian.- przedstawił chłopaka Tom. - Tato! - krzyknął oburzony "giermek" i spojrzał z poirytowaniem na ojca. Ale paczka się dobrała! stwierdziła Vena i uśmiechnęła się szeroko rozbawiona cała sytuacją. Tom nakazał synowi pozostać z dziewczynami i "zabawić je" (cokolwiek to miało znaczyć), a sam udał się do pokoju na piętrze. Vena spojrzała jeszcze za odchodzącym już najemnikiem, po czym odwróciła wzrok, by lepie przyjrzeć się młodemu. Siedział przed nią dobrze zbudowany 25-cio latek, z lekkim zarostem i krótkimi czarnymi włosami. Ubrany w zwykłą płócienną koszulę i spodnie. Nic nadzwyczajnego. Takich jak on, Vena widywała codziennie w miastach.
Karczmarz podał wiedźmie podawał wiedźmie wino, kiedy do gospody wpadł niedoszły złodziej siodeł i wykrzykiwał ile tchu. - Ratujcie! Diabły jakie! Stodołę zniszczyła wiedźma! Ratujcie ludzie! Czarcie pomioty w karczmie! Ratujcie ludzie!!! - widać nie miał już siły dalej wrzeszczeć, ponieważ zrobił się cały czerwony na twarzy i musiał podeprzeć się o ścianę ze zmęczenia. Karczmarz widocznie dość miał nadprzyrodzonych zjawisk jak na jedną noc, więc podszedł do chłopaka, złapał go za ucho i pociągnął do kuchni mówiąc: - Ja ci dam czarcie pomioty! Pewnie znowu do piwa się dostał! Mało problemów z tobą, to jeszcze sobie wiedźmy wymyślasz! A ghyr z takim bratankiem! - to mówiąc zniknął za drzwiami kuchni przy odgłosie spadających garnków i przekleństw rzucanych przez karczmarza. -Naprawdę dziwna noc. - stwierdziła spokojnie Vena i zabrała się do degustacji czerwonego trunku. Samo wino nie byłoby złe, gdyby podawano je w mniej brudnych szklankach. Po paru łykach wiedźma odłożyła wino i spojrzała na Amirę. - Chcieli ukraść mi siodło. - wytłumaczyła spokojnie i uśmiechnęła się łobuzersko. - A ty jedz. Naprawdę dobry stek nam przyszykowali. - ponagliła towarzyszkę i spojrzała na schody, z których właśnie schodził najemnik. - O! Nasz kabareciarz powraca. - powiedziała i oparła ręce na dłoniach, czekając na rozwój wydarzeń. Naprawdę dziwna noc...
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Gdy Tom wyszedł, pozostawiając dziewczyny ze swoim synem, Amira spojrzała uważnie na chłopaka.
-Kilian, tak? – zapytała, a gdy chłopak kiwną krótko głową, uśmiechnęła się szeroko. –Wiesz, ja chyba o tobie słyszałam. Podczas ostatniego zlecenia twój ojciec w kółko opowiadał o swoim synku, który dopiero co nauczył się chodzić. Musiałeś być słodkim dzieckiem, bo nie mógł się ciebie nachwalić.
Zamilkła, zdając sobie sprawę, że to niekoniecznie jest dobry temat na pogawędkę. Chłopak uśmiechnął się z zażenowaniem.
-Jak widać trochę urosłem –mruknął trochę niepewnie. –Ja tez o pani słyszałem. Ojciec bardzo chwalił pani umiejętności. I urodę, ale chyba minął się z prawdą. Jest pani jeszcze ładniejsza, niż mówił.
Rozległ się dość głośny dźwięk tłuczonego szkła, gdy elfka strąciła ze stołu szklankę. Zarumieniła się lekko i nie do końca wiadomo było, czy to z powodu kubka, czy tez może słów chłopaka. W tym momencie Amira chętnie ulotniłaby się z karczmy. Nie dość, że rzuca jakieś żenujące teksty o cudzym dzieciństwie, to jeszcze rzeczony chłopak prawi jej komplementy. Poczuła się jakoś tak… staro i dziwnie. Była raczej przyzwyczajona do tego, że niektórzy jej znajomi starzeją się szybciej od niej, w końcu to normalne dla elfki, ale to ją jakoś przerosło. Nigdy jej się nie zdążyło rozmawiać z dziećmi znajomych, a o Kilianie naprawdę się sporo nasłuchała i patrząc na niego nie mogła odpędzić od siebie wyobrażenia kilkuletniego, czarnowłosego berbecia. Na szczęście nie musiała odpowiadać, bo uwagę wszystkich odciągnęły drzwi, które po raz kolejny otwarły się z hukiem. Spanikowany mężczyzna, który w nich stanął, zaczął wrzeszczeć coś o wiedźmie i czarcich pomiotach. Amira spojrzała pytająco, na jedyną wiedźmę, jaką znała i która dziwnym trafem siedziała tuz obok. Na szczęście właściciel przybytku skutecznie „uspokoił” krzykacza i goście przybytku mogli wrócić do swoich zajęć. Vena wytłumaczyła pokrótce sytuację i zachęciła ją do jedzenia. Oberżysta wrócił w pobliże ich stolika z miotłą, by sprzątnąć odłamki szkła, mamrocząc pod nosem coś o niekompetencji pracowników i wpływie fantastycznych istot na gospodarkę.
-Nie mów do mnie per „pani” – wymamrotała elfka w stronę Kiliana, wracając do poprzedniego tematu. – Czuję się staro. No, pewnie dla ciebie jestem stara, ale… Eh…
Zacięła się, widząc jego wzrok. Chłopak wyraźnie przestraszył się, że mogła odebrać to, jako komentarz odnośnie jej wieku, tyle nawet ona potrafiła wywnioskować z jego oczu. Amira zajęła się więc z ochotą stekiem, radośnie uświadamiając sobie, że gdy napełni czymś usta to raczej nie powie już nic głupiego i może do niej tez przestana mówić. Bo też konwersacja schodziła na nieco dziwne i niekoniecznie interesujące tematy, zupełnie nieodpowiednie, jeśli chcieli przyjemnie spędzić wieczór. Po części miała rację.
-A pani, jak zrozumiałem, jest czarodziejką? –Kilian zwrócił się do Veny. –Miło mi poznać. Co pani robi w tak podłym miejscu?
Mniej więcej ten moment wybrał sobie Tom, by wrócić do stolika. Zmienił koszulę i zmył z siebie sadzę, wyglądał, więc już trochę poważniej. Nadal jednak uśmiechał się szeroko. Przysunął sobie do stolika jeszcze jedno krzesło, usiadł, po czym nalał sobie piwa, z swojego darmowego dzbana.
-Ominęło mnie coś? –zapytał raczej retorycznie. „Taa, jak robię z siebie idiotkę” miała ochotę powiedzieć elfka, ale tylko nabiła kolejny kawałeczek mięsa na widelec. Najemnik jednak nawet nie czekał na odpowiedź.
–Jesteś po zleceniu, czy w trakcie? –spytał z nikłym zainteresowaniem, jak gdyby wyłącznie zawodowym, przy czym zerknął na Venę. Zapewne zastanawiał się co ona tu robi i ma wspólnego z poszukiwaniem skarbów. –Jeśli po, to powinnaś wybrać się do Fargoth. Szykuje się tam coś dużego. Nawet w Efne jacyś ludzie szukają kogoś na wyprawę. Mają wysokie wymagania, ale ty byś się bez problemu załapała.
Pociągnął solidnie z kufla, a Kilian zaczął szukać czegoś po kieszeniach.
-Miałem gdzieś chyba ten plakat –wymamrotał pod nosem. Amira zastanowiła się. Nie rozwiązały jeszcze sprawy z medalionami, choć prawdę mówiąc nie była pewna, co jeszcze dało się zrobić. Chyba jedynie pilnować, by ten znajdujący się w posiadaniu Veny nie zmienił właściciela.
Awatar użytkownika
Vena
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 84
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wiedźma
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vena »

-Proszę, tylko nie per "pani".- odpowiedziała wiedźma młodzieńcowi. W końcu był starszy od niej, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie.-I tak, jestem czarodziejką. Znaczy... ciągle się uczę.- skończyła, gdy do stołu podszedł Tom w czystej koszuli i bez sadzy na twarzy. Dostawił sobie wolne krzesło, na którym usiadł i zapytał czy coś go ominęło. Vena już miała zamiar mu odpowiedzieć, że chyba nic specjalnego, ale ten zmienił nagle temat. -Jesteś po zleceniu, czy w trakcie?- spytał elfki, po czym wyczekująco spojrzał na Venę. Tego wzroku wiedźma nie zapomni nigdy. Zimny, pozbawiony jakichkolwiek emocji, przenikliwy do szpiku kości. Vena miała wrażenie, że tym jednym krótkim spojrzeniem wydarł z niej wszystkie jej sekrety, marzenia i koszmary. Czuła się obnażona i zła, że ją tak potraktował. Ściągnęła brwi i również spojrzała na niego nieprzychylnie. Tom jakby nigdy nic oparł się wygodniej o krzesło i powrócił do "normalności". -Jeśli po, to powinnaś wybrać się do Fargoth. Szykuje się tam coś dużego. Nawet w Efne jacyś ludzie szukają kogoś na wyprawę. Mają wysokie wymaganie, ale... Vena chwilowo wyłączyła się z rozmowy by podsłuchać rozmowę toczącą się właśnie przy stoliku niedaleko. Zasiadało przy nim troje dziwnie wyglądających mężczyzn. Vena znała ten typ ubioru. Kiedy szlachcic, albo ktoś z dobrego domu nie chciał rzucać się za bardzo w oczy, kupował na targu takie właśnie ciuchy, w których, teoretycznie, nie miał wyglądać na bogacza. Realnie wyglądało to, po prostu, komicznie. Kolorowe ubrania przepasane starym pasem wspaniale kontrastowały z szarym turbanami, które ów mężczyźni mieli na głowach. Vena spojrzała dyskretnie w ich kierunku i zauważyła, że mężczyźni kontemplują właśnie nad jakimś listem. Wiedźma starała się zrozumieć jak najwięcej słów, co nie było łatwe ze względu na ogólnie panujący hałas. Wywnioskowała jednak, że chodzi o list z poleceniem, tyle, że drodzy panowie nie mogli się dokładnie doczytać, ponieważ żaden z nich nie znał tego języka. Wiedźma postanowiła pomóc biedakom. Wstała od stołu, uprzednio przepraszając i zapewniając, że wróci za chwilę, po czym podeszła do stolika zajmowanego przez trzech mężczyzn. -Przepraszam panów bardzo, ale niechcący przysłuchałam się rozmowie i usłyszałam, że mają panowie problem z tłumaczeniem.- Vena zatrzepotała zgrabnie rzęsami i uśmiechnęła się uroczo. -Tak!- krzyknął jeden i spojrzał na pozostałych niepewnie. Ci pokręcili przecząco głowami. - Znaczy nie. Znakomicie sobie radzimy. Zapewniam panią.- odparł krótko i odwrócił się z powrotem do stolika. -Och nie, nie chciałabym się narzucać, ale jestem tłumaczem i chętnie panom pomogę za darmo, w ramach mojej praktyki studenckiej.- odparła szybko wiedźma i przysiadła się do stolika. -Czy mogę?- spytała jeszcze i zabrała list ze stołu. Nie słysząc większych sprzeciwów zaczęła czytać najpierw w myślach. Hmmm... zaskoczyć... wiedźma... koń... trakt... pułapka...solidna nagroda...Veneficae! -O w mordę!- Wyrwało jej się. Szybko zakryła usta i spojrzała na zaskoczonych mężczyzn. Myśl! Myśl głupia! Sama się w to wpakowałaś! Ty i te twoje durne pomysły! ponaglała się w myślach. -Mają panowie wielkie zadanie do wykonania. Tutaj jest napisane, że... eeee... muszą panowie udać się do Meotu, aby tam pomóc w sfinalizowaniu pewnego poważnego kontraktu handlowego.- zakończyła i kiwnęła głową dla potwierdzenia. -Na pewno droga pani?- zapytał jeden z mężczyzn podejrzliwie. -Tak. Proszę spojrzeć. O tutaj!- wskazała palcem linijkę tekstu i przeczytała: "Kiedy dotrzecie nie miejsce i zakończycie robotę, czeka was wielka nagroda", o i tutaj jeszcze:" Macie zająć się nimi (z kontekstu wywnioskowałam, że chodzi o karawanę kupiecką, ale to bardzo stary język więc nie jestem do końca pewna) i podążać za nimi, jadą do Meotu".- zakończyła i uśmiechnęła się pogodnie. -Bardzo miło z pani strony. Pozwoli pani, że się przedstawię- tu ujął jej dłoń, by złożyć na niej pocałunek- Jestem sir...- Sir-o-nieznanym-imieniu musiał niestety zakończyć te tanie zaloty, gdyż dostał mocno potraktowany z łokcia w bok, przez co syknął i zgiął się w pół. -Dziękujemy pani za pomoc.- odezwał się właściciel łokcia i stworzył coś, co zapewne miało być uśmiechem. Wyszedł grymas. Wiedźma uśmiechnęła się jeszcze szeroko, zatrzepotała zgrabnie rzęsami i powiedziała coś na kształt "polecam się na przyszłość", po czym powróciła do własnego stolika. Nachyliła si nad nim i zobaczyła, że na środku brudnego blatu leżał plakat głoszący zapisy na "niebezpieczną wyprawę". Uuu! Już się boję! pomyślała Vena i zaśmiała się pod nosem. Była zbyt zmęczona, żeby przejmować się jakimś tam plakatem. Już miała życzyć wszystkim dobrej nocy, gdy jej wzrok przykuła pieczęć na samym dole. Taka sama jak na liście. Vena otworzyła szeroko oczy i spojrzała na Amirę, która właśnie przeglądała treść ogłoszenia. -O w mordę po raz drugi.- powiedziała i zasiadła na swoim krześle.- No to chyba mamy problem.- oznajmiła i zawołała na karczmarza, aby ten przyniósł jej drugą szklankę, tym razem z czymś mocniejszym. O tak, dzisiejsza noc zapowiadała się nader ciekawie.
Awatar użytkownika
Amira
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Elfka (Pustynna)
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Amira »

Chwilę po przybyciu Toma, Vena wstała od stolika. Amira odprowadziła ją wzrokiem i zerkając, to na nią, to na swoich rozmówców śledziła jej poczynania. Tom odwrócił się i podążył za jej wzrokiem.
-Twoje towarzyszka lepiej niech uważa –ostrzegł, patrząc na elfkę poważnie. –Rzadko kiedy trafi na kogoś, kto nie ma złych zamiarów.
-Wiem. Przecież wiem –mruknęła w odpowiedzi, nieco zirytowana. Przecież sama dość często tu bywała. Lepiej się tu nie wychylać. Ale Vena nie była tak lekkomyślna, musiała mieć jakiś powód. Elfka zmarszczyła brwi, gdy wiedźma zwinęła ze stoły kartkę papieru i usłyszała, jak wyrwało jej się „O w mordę!” A przynajmniej tak zrozumiała w ogólnym hałasie.
-Mam! –zawołał triumfalnie Kilian i rozłożył plakat na stole. Amira zerknęła jeszcze w stronę stolika obok, ale nie widać było żadnej rozróby, czyli jednak chyba Vena dawała sobie radę, po czym pochyliła, by przeczytać treść plakatu.

NAJEMNICY NA NIEBEZPIECZNĄ WYPRAWĘ POSZUKIWANI
Poszukujemy najemników do ochrony wyprawy badawczej, oraz przewodników. Konieczna biegłość w posługiwaniu się bronią oraz doświadczenie w fachu. Mile widziana znajomość mechanizmów obronnych, budowy grobowców oraz zdolności magiczne.
Nagroda do ustalenia, w zależności od wkładu w misję i znalezionych artefaktów. Zapewniamy jednak duży zysk.
Rekrutacja w Fargoth. Po szczegóły zapraszamy do karczmy „Trzy córki”. Proszę pytać o Ferela Wenta.


-I mówisz, że mają wysokie wymagania? –zapytała elfka z powątpiewaniem. Ogłoszenie było nieco podejrzane. Nie było w nim słowa na temat przedmiotu czy miejsca zlecenia. Zapewne rzeczywiście było to coś cennego, skoro klient nie chciał zdradzać żadnych informacji. Zwykle miało to teoretycznie wykluczyć, że ktoś zajmie się tym na własną rękę, w praktyce było raczej bezsensowne. No, albo ktoś, kto to pisał był idiotą. Jedno z dwóch. Tom kiwnął głową w odpowiedzi na jej pytanie i spojrzał na syna.
-Spotkałem w Efne znajomego. Był całkiem niezły, ale go nie przyjęli –stwierdził Kilian. Amira podniosła wzrok i zobaczyła Venę wracającą do stolika. Wiedźma rzuciła okiem na plakat.
-O w mordę po raz drugi. No to chyba mamy problem- powiedziała, zamawiając coś mocniejszego do picia. Elfka spojrzała na nią zaskoczona. Kilian również, ale chyba z innego powodu. Wydawało się, że młody najemnik nie spodziewał się po niej takiego zachowania. Elfka natomiast była zainteresowana tym „problemem”. Spojrzala na plakat jeszcze raz, ale nie zauważyła nic niepokojącego.
-Co się stało? –zapytała bezradnie, rezygnując ze zgadywania. Podszedł oberżysta, nalewając wiedźmie jakiegoś trunku i spojrzał pytająco na pozostałych. Zainteresowanie wyraził jedynie Kilian. Jego ojciec miał swoje piwo, a Amira nie chciała pić. Miała słabą głowę, a wolała rano wstać wyspana, bez kaca.
Zablokowany

Wróć do „Równina Maurat”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości