Szczyty Fellarionu[Ukryta jaskinia i jej okolice] Zwierz, Uczeń czy Towarzysz?

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

[Ukryta jaskinia i jej okolice] Zwierz, Uczeń czy Towarzysz?

Post autor: Violetine »

        Nigdy, nigdy, ale to nigdy nie dać mu prowadzić. Choćby i sam Bóg Śmierci pobłogosławił jego zmysł kierunku. Choć kto wie, może uda się oduczyć to niewiniątko nierozmyślania nad swoimi poczynaniami, albo przynajmniej dbanie o swoją nauczycielkę. Takie myśli krążyły po bezkresach umysłu Violetine, kiedy ta nie była zajęta zrzucaniem z siebie wszelkiego leśnego paskudzctwa, jakie postanowiło na nią wpaść.

        Gdy tylko flora leśna się lekko przerzedziła, a rzeka stawała się znienacka wodospadem, została zatrzymana przez Naturianina, gdyż sama z siebie by nie zauważyła przepaści, częściowo ukrytej przez roślinność. Wiewiórkołaczka chwyciła diamentowe serce, które od dłuższego czasu latało sobie bez celu dookoła niej, a które to przycisnęła do siebie. Nie chciała użyć jego mocy, po prostu była zachwycona widokiem, który przed nią się znajdował. W swojej wyobraźni często tworzyła takie krajobrazy, nieraz piękniejsze, ale to, co prawdziwe, miało swój unikatowy urok.

        W oddali, za ich plecami, słychać było dzikie zwierzęta i zgiełk, jaki wywołują swoim codziennym życiem. Nadal jednak mogło się okazać, że znów jakiś wąż spróbuje ich zaatakować. Dlatego też wizja jaskini, która nie dość, że ochroniłaby ich od nieprzyjemności, to która w dodatku miałaby bezpośredni dostęp do krystalicznej wody z wodospadu, była przewspaniała dla akolitki. Spokojnie i z dostępem do czystej wody, takie miejsca kapłanka Boga Śmierci lubiła, szczególnie gdy była z dala od domu.

- Dobrze, zejdźmy tam więc! - Powiedziała do Seta, pełna entuzjazmu i gotowa nauczać niesfornego Leonida. Szybko jednak mina jej zrzedła, a ona sama sprawiała wrażenie zmartwionej bądź zamyślonej. - A tak właściwie, to jak chcesz tam zejść? Nie sądzę, by moja magia mogłaby nam pomóc, a i nie ufam wystarczająco ani swoim zdolnościom wspinania, ani też okolicy, aby próbować zejść po skalnej ścianie przy wodospadzie. Jest jakieś bezpieczne zejście, o którym nie wiem?
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set spojrzał na wiewiórkołaczkę, uznał, że biedna mocno się wystraszyła, że zara spadnie, a doskonale pamiętał, że najlepszym lekarstwem na takie pełne grozy przeżycia było przytulanie, Tak więc podszedł do Rudej i objął ją delikatnie by przypadkiem przez swą siłę nie skrzywdzić tak drobnej i kruchej istotki.

- No już, już. Nie ma się czego badać, bo ja jestem przy tobie i nie pozwolę, byś sobie coś zrobiła, alby by coś zrobiło ci krzywdę.
Bycie przytulonym przez leonida było dla kapłanki Boga Śmierci dwojakim uczuciem. Z jednej strony naturianin był umięśniony i z pewnością miło się do takiego przytulać, ale był to dziki leonid, który niezbyt często się mył, w związku z czym nie pachniał on fiołkami. No i na dodatek pogłaskał ją po głowie tymi samymi łapami, którymi wcześniej grzebał w ziemi, z tymi samymi brudnymi paznokciami, a raczej pazurami.

Po chwili ją jednak puścił i spojrzał na ładny widoczek oraz na to, iż prawie nie zgniótł diamentowego serca. Przyjrzał mu się, ale żadnej rysy więc odetchnął z ulgą.

- Oj przepraszam, nie widziałem, że trzymasz... to! A w ogóle to ładnie tu prawda? Podoba ci się?? – był bardzo ciekawy jej opinii, w końcu to jego dom i chciał, by Violetine zobaczyła jego piękno i nie piszczała przy każdej grudce ziemi, która przypadkiem na niej wyląduje – Dużo tu zwierząt, ale takiego węża się nie spodziewałem, one mają swoje tereny nieco dalej… - zastanowił się Set.

Entuzjazm zmiennokształtnej udzielił się także i Leonidowi, zaklaskał i uśmiechnął się od ucha do ucha. Cieszyła go jej radość, aż czuł takie przyjemne uczucie w brzuchu, a serce łomotało mu niczym flaga na wietrze.

- Musielibyśmy iść dookoła! Słońce by zaszło! – powiedział Set zmartwiony, że w nocy w pełnej niebezpieczeństw dżungli mógłby nie dać rady zapewnić pełnej ochrony tej cudownej dziewczynie – Wezmę cię na barana! – podszedł i złapał tak, że zmiennokształtna omal nie spadła, ale on wiedział, co robi i bardzo dobrze chwycił ją, że po chwili mogła się trzymać jego ramion – Ja wiem jak zejść, nic się nie bój!

I nie czekając na zgodę, ignorując głosy sprzeciwu, zaczął schodzić, bardzo zwinnie bez strachu, mimo iż pod nimi przepaść była całkiem znaczna. Majtał ogonem, którym w pewien sposób pomagał sobie utrzymać równowagę.
W końcu tuż przy ścianie wody było widać delikatne wgłębienie, w którego stronę ciemnoskóry się kierował. Było to osłonięte od wody wejście do jaskini tuż za nim. W końcu rudowłosa mogła stanąć na własnych nogach. W środku było przytulnie, wilgotno, ale miło. Nie za jasno, ale żadnych nieproszonych gości w postaci jadowitych węży, czy innych takich. Rosło tu dużo zielonych porostów, a nawet drobne paprotki.

- I jaaaak? Co teraz będziemy robić? Pogadamy o czymś? Przytulić cię jeszcze? – dopytywał się naturianin, mógłby z nią robić wszystko, a szczególnie teraz miał ochotę, by znów ją przytulić, tak ładnie pachniała, taka była milutka w dotyku jej skóra, delikatna i gładziutka, bez żadnych skaz, nie to, co jego, pełna blizn i zadrapań.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Póki byli na górze, Violetine nie odpowiedziała Setowi. Zbyt mocno skupiła się na chłonięciu tego, jak wspaniałe jest ich otoczenie. Oraz tego, że jej podopieczny postanowił ją przytulić na odwagę. Miłe to było, bez dwóch zdań. Przynajmniej do czasu, kiedy to Set nie wziął jej, brawurowo, na barana w celu przeniesienia bezpiecznie i szybko do jaskini, choć co do bezpieczeństwa to wiewiórkołaczka miała uzasadnione wątpliwości.

- Aaaaaaa! - Krzykła, nie mogąc powstrzymać paniki, kiedy to Set wspinał się z nią na jego barkach. Tyle dobrego, że było to krótkie doświadczenie, a i sama podróż nie była szczególnie niewygodna. W każdym razie akolitka niemal nie ucałowała podłoża w jaskini, kiedy w końcu stanęła na swoje własne nogi. - Chyba już rozmawialiśmy wcześniej o… Tak nagłych decyzjach i akcjach, nieprawdaż, Secie? - Spytała, sprawdzając, czy to była jednorazowa wpadka, czy może też zapomniał już on o jej słowach.

        Rozglądnęła się po wnętrzu. Nie za ładnie, czysto jak to w jaskini, a i wilgotnie było, ale lepsze to, niż środek lasu. A i podobno takie warunki dobrze sprzyjają nauce, co przy kimś takim jak leonid, z którym jest, było niezwykle przydatne.

- I jak? Hmm… Myśle, że miejsce nada się dla nas. Teraz będziemy… cóż, myślałam nad poważnym rozpoczęciem twojej nauki, ale to by wymagało wiele, wiele gadania z mojej strony, a co za tym idzie, jeszcze więcej słuchania z twojej strony. Ale, uważam, że po tych dzisiejszych wyczynach ciężko o to będzie. Dlatego też proponuje… Odpoczynek. Spędzimy tu kilka godzin, może i najbliższą noc. Porozmawiamy spokojnie, poznamy się lepiej, co tylko ci przypadnie do gustu. I… Przytulania starczy. Chyba, że bardzo, ale to bardzo ładnie poprosisz - Powiedziała z niewinnym, kobiecym uśmiechem na ustach.

        Uklękła w jednym z bardziej gładkich miejsc w jaskini, a prawą dłoń zacisła na lewitującym obok niej diamencie. Sekundę później pojawiło się przed nią ognisko. Nie dawało ciepła, ale światło tej niezwykle realistycznej iluzji wypełniło jaskinię odcieniami czerwieni i pomarańczowego. Nie było już dłużej ciemno, a Violetine, zamyślona, patrzyła w stworzone z jej umysłu płomienie.

- Chciałabym poznać twoją historię. Opowiesz mi ją? Oczywiście wpierw usiądź, niech twoje nogi odpoczną po wspinaczce.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set nie zraził się krzykiem wiewiórkołaczki, zwyczajnie zapewnił ją, że nie ma prawa spaść, bo ją bardzo mocno trzyma. Faktem było, iż jego mięśnie faktycznie to mogły potwierdzać, jednakże tu nie tylko ich siła się liczyła, ale także koncentracja. Natomiast leonid był najbardziej skoncentrowany na Rudej, dobrze, że otoczenie nie postanowiło sprawiać im kłopotów, bo mogłoby dojść do tragedii. Na szczęście chwila zaostrzonego ryzyka szybko minęła, a reakcja Violetine wcale nie była taka przesadzona, no ale dla Seta owszem.

- Przepraszam, zapomniałem. Bo ja zawsze tu sam wszystko robiłem, kiedy chce i jak chce i to tak z przyzwyczajenia… - zaczął się tłumaczyć i okazał skruchę, jednak nie na długo – Ale nie było przecież tak źle! I tak byśmy musieli tu zejść, no to po co czekać – uśmiechnął się już raczej uradowany, niż z poczuciem winy.

Leonid usiadł sobie wygodnie na ziemi i spoglądał na Violetine uważnie słuchając jej słów. Podobało mu się to, co mówiła, szczególnie ostatni fragment. Nie mógł zmarnować takiej okazji i już chciał poprosić, ale zawahał się, poczuł coś w rodzaju dziwnej obawy. Nie wiedział dlaczego.

- Brzmi cudnie! – zakrzyknął i chwilowo zapomniał o wcześniejszej chęci przytulenia i strachu miał pytania, dużo pytań, a może nie aż tyle? Nagła pustka w głowie wywołała milczenie ze strony człowieka lwa.

W czasie, gdy naturianin oddawał się zamyśleniu i decydowaniu, o co zapytać i jak sformułować to, co chce się dowiedzieć, oraz czy przypadkiem czegoś nie powtórzy, zmiennokształtna przycupnęła sobie w jednym z lepszych miejsc i zrobiła bardzo dziwny ogień. Set spojrzał na płomienie i się zląkł, ale przynajmniej miał już pierwsze pytanie.

- Jak to zrobiłaś? Nie da się rozpalić ognia tak szybko! O… Coś ten ogień mało ciepły – stwierdził, gdy podszedł bliżej, to było zaskakujące, ogień niedający ciepła! Skandal! – Zepsułaś ogień! – oskarżył ją przerażony, że od tej pory nie będzie on dawał ciepła. Jednak dziewczyna wyglądała na niewzruszoną tym kataklizmem, jaki sprowadziła, z tych emocji aż wstał na równe nogi – Dobrze! Powiem ci, ale napraw ogień, bez ciepłego ognia może być zimno! A zimno może prowadzić do śmierci! Ja to wiem! – powiedział dumny z siebie, że pamiętał co tato mówił, ale i oburzony zachowaniem wiewióry.

Nieco rozgniewany posłusznie usiadł, ale tak by nie wyglądało to, że przystał na jej prośbę, po prostu usiadł, bo miał ochotę. O! Spojrzał z wyrzutem na akolitkę i zaczął mówić, a w miarę mówienia jego naburmuszona mina zaczęła wracać do stanu neutralnego i zmierzać w kierunku wesołego.

- No więc pamiętam, że mamusia umarła, a… no tatuś tak mówił. I on mnie uczył czytać i pisać i różnych rzeczy. Ale kiedyś… No przypadkiem zmieniłem się w lwa… I niechcący go zjadłem… - zrobił lekko smutną minkę, ale tylko na chwileczkę – No, a potem musiałem się wszystkiego sam uczyć… No ale to strasznie nudne więc uczę się, kiedy chce, czyli gdy nie mam pomysłu co robić i straaaaasznie się nuuudze. No i jak miałem jedną wielką nudę, to poszedłem poczytać no i spotkałem ciebie! No i ten… A tyy? Opowiedz mi o tobie, jestem bardzo ciekawy, tylko powiedz wszystko!
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Od dawna nie śmiała się w ten sposób. Owszem, odkąd opuściła Maurię, co by rozgłaszać prawdę o Bogu Śmierci, zdarzały się sytuacje, gdy chichotała. Był to jednak chichot dostojny, kontrolowany. Taki, którego uczą każdą młodą szlachciankę, a który tylko z pozoru przypominał śmiech. W końcu, jako akolitka, musiała reprezentować pewien poziom kultury, a co za tym idzie, nie mogła sobie pozwolić na beztroską radość wylewającą się z jej serca pod postacią dźwięku.

        Teraz jednak, gdy była w tej jaskini? Nie musiała się powstrzymywać, kiedy jedyną osobą obok niej był istny dzikus. Ale, nawet jeśli chciałaby z gracją wyrazić swoje rozśmieszenie, to nie dałaby rady. To, co robił i mówił Set, było momentami tak komiczne, że nawet najbardziej wyrafinowane żarty nie byłyby w stanie tego przebić.

        Z początku jego ogólny charakter i beztroskie podejście do tego, jak dostali się do jaskini, doprowadziło do tego, że Violetine zachichotała szczerze w jego stronę. Szybko jednak opanowała emocje. Ale, jak się miała dowiedzieć, nie na długo. Gdy Set wkurzył się o “zepsuty ogień”, musiała aż zasłonić usta, przez co parsknęła jak dzika. Nie chciała jednak zniechęcić naturianina przed dalszym mówieniem, dlatego też, po chwili głębokich wdechów i wydechów, zamilkła grzecznie, nie przeszkadzając swojemu rozmówcy. Postanowiła w międzyczasie, że sprawę ognia wyjaśni później, gdy Set się wygada i uspokoi.

        To jednak, co opowiedział Set, było czymś, co stało się gwoździem do trumny dla okolicznej ciszy. Gdy ostatnie słowo leonida umarło, Violetine autentycznie wybuchła śmiechem, jak nigdy dotąd. Z pozycji siedzącej padła na plecy, turlając się po skalnej powierzchni. Aż łzy iskrzyły się w jej oczach wskutek tego nagłego wybuchu śmiechu. Nawet nie zdawała się przejęta tym, że tutejsze podłoże do najczystszych nie należało.

        Set więc mógł podziwiać tą dosyć niespotykaną sytuację, kiedy to Violetine straciła kontrolę nad swoimi radosnymi emocjami. W końcu jednak uspokoiła się. Wciąż z uśmiechem na ustach od ucha do ucha powróciła do siedzenia na swym kobiecym tyłku. Szybko otarła łzy radości, w międzyczasie tłumacząc swoje zachowanie, jak tylko mogła, bojąc się, że Set ją źle zrozumie.

- Wybacz mi moje zachowanie, Secie, ale… Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak ty. I muszę przyznać, To, co robisz i mówisz, bywa naprawdę zabawne. W pozytywny sposób oczywiście! - Sprostowała swoje słowa, nie chcąc go urazić. - Na przykład, ten ogień nie jest “zepsuty”, a ty stwierdzający, że w ogóle ogień można zepsuć… To było też zabawne, i dlatego też zakryłam usta, bo o mało co nie zaśmiałam się. Nie, żeby to w czymkolwiek pomogło, ale o tym zaraz. W każdym razie wytłumaczę ci to. To jest iluzja. Opowiadałam ci o iluzjach wcześniej, pamiętasz? To takie coś, co wygląda jak prawdziwe, ale w rzeczywistości nie istnieje w ogóle. Po prostu wygląda. I taki ogień-iluzja nie ma nic wspólnego z prawdziwym ogniem. Więc bez obaw. Prawdziwy ogień nie jest zepsuty i nigdy nie będzie, bo to niemożliwe. Tak niemożliwe, że samo twoje stwierdzenie rozbawiło mnie niezwykle mocno.

        Po tych słowach wciąż uśmiechała się, ale oczy przeniosła na iluzję ognia, która zanikłał z każdą chwilą, aż w końcu przestał istnieć. Było to w pewnym sensie piękne i pewnie dlatego Violetine uśmiechała się w ten konkretny, enigmatyczny sposób na ogień, którego już nie było.

- Co do prawdziwego ognia… Nie umiem go sama wzniecić. Jakby to powiedzieć, nigdy wcześniej nie było to dla mnie konieczne. Nawet kiedy nie mam nic na sobie, będąc w ludzkiej postaci przez większość czasu, jestem albo na słońcu, albo w ciepłym domostwie. Nie spodziewałam się po prostu, że kiedyś skończę w takim miejscu. Aż chyba rozważę przemianę w formę, która posiada futro. - Tłumaczyła, starając się, by żądny wiedzy i informacji leonid miał okazję wszystko na spokojnie wysłuchać i przeanalizować.

- Mój… cóż… niedawny wybuch emocji wywołany nieposkromionym rozśmieszeniem, też wywołałeś ty. Konkretnie twoja historia. Nie zrozum mnie źle, ale, nie co dzień ktoś opowiada o tym, że pożarł własnego ojca, tylko po to, by chwilę później rozmawiać, jakby nigdy nic. - uśmiechnęła się do niego czule, a ręce przyłożyła do miejsca, gdzie znajdowało się jej własne serce. Ręce przeniknęły delikatną iluzję tkaniny, z której składała się jej nieistniejąca suknia. - Szczerze mówiąc, teraz jestem pewna, że to Bóg Śmierci zaplanował nasze spotkanie. Twoje życie zostało ukształtowane przemijaniem bliskich. Myślę, że twoja przyszła nauka będzie dla mnie wielkim zaszczytem.

        Odetchnęła przez moment, ale nie dała Leonidowi dojść do słowa. Gdy tylko czuła, że mogła, zaczęła opowiadać swoją historię, zgodnie z prośbą leonida.

- Swoją historię znam niemal na pamięć, nic dziwnego, jestem młoda, a i wszyscy dookoła mnie, znajomi i przyjaciele, zdają się strasznie tym zainteresowanie. Urodziłam się dwadzieścia trzy lata temu. Moimi rodzicami, choć byli bogaci i szanowani w mieście, z którego pochodzę, byli zwykłymi ludźmi, jeśli chodzi o pochodzenie. I ja też miałam być człowiekiem. Ale, gdy byłam jeszcze w mojej matce, coś się stało. Zbłąkana dusza wiewiórki złączyła się z moją, malutką duszą. W ten sposób zostałam wiewiórkołaczką, czyli pół człowiekiem, pół wiewiórką. Nie zmieniło to jednak niczego. Moi rodzice kochali mnie. Miałam przyjaciół i znajomych. Uczyłam się tego, co wszystkie inne dziewczynki z mojego miasta, które należały do tej samej warstwy społecznej co ja. Zgodnie z tradycją rodzinną, gdy podrosłam, dołączyłam do Kultu Boga Śmierci. Trochę skróciłam, ale… To tyle. Jeśli się zgubiłeś w mojej wypowiedzi, śmiało pytaj, o co chcesz. Odpowiem z przyjemnością.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set przekrzywił głowę niczym zaciekawiony kot, nawet przykucnął tak, że przypominał nieco zwierzę, zwłaszcza że miał ogon, a ten zamaszyście kołysał się na boki. Wydawał się zmartwiony, im bardziej śmiała się rudowłosa. Po chwili oczywiście raczył wyjawić swój niepokój.

- Nie hałasuj tak, bo potem co będziemy jeść? Wszystko spłoszysz!

Po chwili ta zaczęła się tłumaczyć, oczywiście. Jednak bronić to się nie obroni i biedny leonid znów będzie miał pełne ręce roboty.

- Zabawne? Czemu? – popatrzył na nią zdziwiony, przecież to była niesłychanie poważna sprawa – Nie jest zepsuty? Ale przecież… nie jest ciepły… - leonid czuł się coraz bardziej jak głupek przy takiej niesłychanie mądrej i niebywale słabej istotce – Iluuuuzja… -przeciągnął specjalnie albo też nie, po prostu próbował wyglądać na takiego co doskonale zrozumiał, o co chodzi, nadal nie pojmował do końca, jak to działa – To… ogień jest niepsującowalny, ale twój ogień to nie ogień, to ruchomy, magiczny obrazek, który można tylko widzieć, tak? To takie truuuude – zawył, tkwiąc w niepewności i zaczął przeczesywać swoje bujne dredy, okazjonalnie też podrapał się po głowie.

Naturianin westchnął ciężko i skierował się w stronę wyjścia z jaskini i wyskoczył przez ścianę wody gdzieś w bok. Nie było go chwilę, po czym wrócił kryjąc coś w rękach i uparcie chroniąc przed wilgocią. Szybko okazało się, że to garstka badyli, które rzucił beztrosko na suche już miejsce i zaczął pocierać jeden o drugi. Gdy Violetine znów przemówiła, słuchał uważnie, ale nie przerwał tego, co robił, choć wciąż nie widać było efektów.

- Ja cię nauczę, patrz – odezwał się nagle, przerywając dziewczynie. No ale właśnie wtedy nastąpił bardzo ważny moment, bo spomiędzy patyków zaczął unosić się dym i widać było pierwsze nieśmiałe iskierki – A… ciepłe domostwo? – znowu zaczęła mówić jakieś dziwne rzeczy – Hm… No ale o co chodzi? Nie można tak? – zapytał zaskoczony, przecież to, co się wydarzyło było dawno, czasu nie cofnie, a ileż można się smucić nad zwykłym nieszczęśliwym zrządzeniem losu, było, minęło. Sprawa zamknięta.

Wtem zalśniły pierwsze płomyki najprawdziwszego ognia. Po chwili stały się większe i bardziej praktyczne, teraz dało się odczuć przyjemne ciepło. Set usiadł jak najbliżej, ale nie za blisko, już się kiedyś poparzył i to nie należało do najmilszych doświadczeń. Jednak póki nie lizały go gorące języki, było dobrze no i mógł wreszcie w spokoju i ciepełku wysłuchać historii jego uroczej towarzyszki.

- Jacy przyjaciele? – spytał nieufnie, ponownie przerywając dziewczynie – Lata… o! Masz dwadzieścia trzy lata? Tato nauczył mnie liczyć lata, ja mam…eee… Jak dobrze pamiętam to trzydzieści pięć. Zawsze, gdy mija kolejny rok to ja robię coś fajnego, by zapamiętać i uczę się zapamiętać nową liczbę. Ale boję się… bo w książce jest tylko pięćdziesiąt liczb, a co jak będę mieć więcej lat? Nie będę umiał ich nazwać! Umiesz więcej liczb? – spytał zmartwiony, a po chwili jeszcze musiał zrozumieć, o czym mówi wiewiórkołaczka, spojrzał na nią nierozumnym wzrokiem, bo aż nie wiedziała, o co spytać – co to dusza? Ruda… to takie trudne wszystko, ja bym chciał zobaczyć to… to wszystko, co mówisz – stwierdził.

Położył się na brzuchu i podparł głowę rękami by mógł patrzeć na Violetine, ruszał ogonem na lewo i prawo i intensywnie myślał, aż go głowa bolała od tylu dziwnych rzeczy.

- Powinniśmy popływać — stwierdził niespodziewanie — albo polatać... na lianach!
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

“Oh, Secie, ty niewinna istoto. Dzięki składam Bogowi Śmierci, kiedy słyszę każde twoje słowo, albowiem gdyby nie jego łaska, nie spotkałabym cię przed nieuchronnym pocałunkiem śmierci. Nauka ciebie będzie zaszczytem nad wszelkie inne. Choć w obecnym tempie istnieje ryzyko, że nie starczy mojego żywota…”

        Wiewiórkołaczka rozpłynęła swoją uwagę we własnych myślach w czasie, gdy leonid głowił się nad ideą iluzji po raz kolejny. Uśmiechnęła się szeroko, a nawet pokiwała głową na tak, gdy tylko stwierdził, że “to takie trudne”. Ale nie dlatego, że było to faktycznie trudne, a dlatego że przed tymi słowami podał dosyć trafną definicję tego, co próbowała mu przekazać, co oznaczało, że w ten czy inny sposób zrozumiał, co miała mu do przekazania, a to oznaczało, że Violetine osiągnęła drobny sukces jako nauczycielka Seta.

        Kiedy leonid wyszedł na chwilę - wiewiórkołaczka myślała, że w celu sanitarnym - zmiennokształtna zaczęła szykować się do przemiany w hybrydową formę, to znaczy, już chciała pozbyć się iluzji ubrań, która szczelnie zakrywała jej kobiece ciało. Nim jednak do tego doszło, Leonid powrócił, niosąc badyle. Domyślała się, do czego będą służyły. Po jej słowach dotyczących nieumiejętności rozpalenia ognia, Leonid dumnie zaprezentował wykrzesany w mgnieniu oka płomień, który radośnie zaczął pożerać drewno. Wiewiórkołaczka uśmiechnęła się od ucha do ucha, przymykając przy tym oczy. Uklękła jak do modlitwy, przed ogniem - w podobnej odległości od ognia, co Leonid - przy czym spróbowała przybliżyć się do swojego ucznia.

- Dziękuję. Postaram się zapamiętać tę metodę krzesania ognia - powiedziała krótko, gdy ciepło zaczęło przedzierać się przez iluzję, ogrzewając ją, a co za tym idzie, chroniąc ją przed zimnem. Cieszył ją fakt, że teraz nie będzie musiała zmieniać formy z obawy przed zmarznięciem. Czuła, że zmienianie formy szybko wybiłoby Seta ze skupienia, z którym u niego niezwykle ciężko. Poza tym miała przeczucie, że Set mógłby uznać futro za zachętę do przytulania, a to by bardzo, bardzo utrudniło, choć jednocześnie umiliło, dalszą naukę.

- Ciepłe domostwo znaczy tyle, co budynek w którym jest ciepło. Pamiętasz wioskę, gdzie się spotkaliśmy? Kiedyś, kiedy żyli tam ludzie, pewnie były to ciepłe domostwa z ogniem płonącym w kominkach. I pewnie zbierali się mieszkańcy wokół tego ognia tak jak my teraz wokół twojego ogniska - powiedziała wiewiórkołaczka. Tym razem, zamiast unikania możliwych, trudnych słów, po prostu mówiła bardzo powoli i bez pośpiechu, dając leonidowi czas na przetrawienie tego wszystkiego.

- Cóż, jakby ci to powiedzieć… Nie wszyscy widzą śmierć tak jak ty czy ja. Tak naprawdę to niewielu jest takich jak my. Wiele, bardzo, bardzo wiele istot traktuje śmierć, czy to własną, czy cudzą, bardzo poważnie. Śmiertelnie poważnie nawet, można by było powiedzieć. Mówiąc wprost, żyją takie istoty, które zabiłyby cię, gdyby wiedziały, co uczyniłeś. Bo widzą śmierć tylko jako stratę i nie są w stanie tego zaakceptować. A gdy nie jest się w stanie czegoś zaakceptować… To cierpi się i inni także cierpią. Zazwyczaj lepiej nie rozmawiać o takich rzeczach, chyba że masz pewność, że możesz - powiedziała, a jej głos lekko posmutniał pod koniec. Wiedziała z wiedzy, jak i z doświadczenia, że kult Boga Śmierci i nauka płynąca z tej religii nie jest mile widziana w znacznej części Alaranii. Raz uciekła przed rozwścieczonymi ludźmi, którzy uznali jej słowa za próbę zbezczeszczenia pamięci o ich zmarłych.

        Ze szczerym uśmiechem przyjęła wiadomość o tym, że Set jest od niej starszy o ponad dziesięć lat, przynajmniej fizycznie. Taka wiedza mogła okazać się przydatna w przyszłości, w ten czy inny sposób. W każdym razie Set miał więcej pytań, które domagały się odpowiedzi, więc wiewiórkołaczka śmiało mówiła dalej.

- Umiem więcej liczb, Secie. Wiele, wiele więcej. Bo widzisz, liczb nie trzeba dużo pamiętać, bo one… jakby to powiedzieć. Powtarzają się co jakiś czas. Zauważyłeś, że są niektóre podobne do siebie, prawda? No więc, znając podstawowe zasady nazywania liczb, możesz nazwać ogromne liczby, nawet jeśli ich nie pamiętasz. Brzmi fajnie, prawda? - powiedziała, chcąc zachęcić Seta do tego, by był chętny do nauki liczb. Jakby nie patrzeć, to bardzo ważna umiejętność, a i taka, której nauka nie powinna być strasznie uciążliwa.

        Violetine zasłoniła usta, gdy tylko poczuła chęć ziewnięcia. Nie chciała tego przyjąć do wiadomości, ale była wykończona. Ten dzień był wyczerpujący. Wybuchy paniki spowodowanej brudem, ciągłe mówienie i tłumaczenie - to wszystko sprawiało, że powieki Violetine wydawały się ciężkie niczym ołów. Wiewiórkołaczka jednak nie chciała tracić ani sekundy przy Secie, dlatego też starała się, jak mogła, by nie zasnąć. Utrzymywała więc swoją klęczącą pozycję przy ognisku, mając nadzieje, że wpatrywanie się w ogień ją rozbudzi. W międzyczasie dalej tłumaczyła leonidowi co, jak i dlaczego.

- Dusza to… to my. W sensie, każdy ma duszę, ale tak naprawdę to nie, bo dusza to inna nazwa nas. To znaczy… - Nie mogła znaleźć słowa. Jednoczesne utrzymywanie przytomności i odnajdywanie dobrego sposobu na wytłumaczenie jednego z najbardziej skomplikowanych zjawisk w Alaranii było niemalże niemożliwe. - Dusza to dusza, po prostu. Nie wiem jak to inaczej…

        Ziewnęła jeszcze raz, tym razem nie zdołała nawet zasłonić ust. Czuła, że jak czegoś nie zrobi, to albo położy się prosto na ogień albo na brudną ziemię. Dlatego też, nie do końca myśląc nad tym, co robi, zrobiła pierwszą rzecz, jaką wymyślił jej nieprzytomny umysł. Przeczołgała się na kolanach tuż obok Seta, po czym jak nigdy nic opadła swoim ciałem na jego plecy.

- Zmęczona jestem, muszę... spać. Dokończymy… jutro. Dobranoc, Secie - zdołała wymamrotać. Ciepło ogniska usypiało ją, a ciało Seta momentalnie wydawało się niczym wygodne łóżko. Jeszcze nie spała, ale była tuż u bram nocnego chrapania.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

- Musisz! Ogień jest bardzo ważny w lesie, pomaga odstraszyć złe cienie – stwierdził z niezwykłą powagą. – One tylko ognia się boją i dnia, nie można ich dotknąć, trzeba uważać, kiedyś ich tu nie było… A na pewno już wiesz? – dopytywał troskliwie, widocznie w tej całej dżungli czaiły się jakieś mroczne zmory.

Wstał i dla pewności podszedł do ściany wody, wciąż jednak było na zewnątrz jasno, więc bezpiecznie, bo każdego drapieżnika można było pokonać. W końcu Set był lwem, groźnym i bardzo silnym lwem. Szybko więc wrócił do swojej towarzyszki i ponownie rozłożył się na ziemi, na brzuchu. Podpierał głowę rękoma, patrząc na Rudą. Machał ogonkiem i słuchał jej odpowiedzi oraz wyjaśnień.

- Aaa… A ten kominek to… co to? To ma związek z ogniem? – Kolejne słowa dziewczyny i kolejne pytania, ta cała kwestia śmierci w stronach wiewiórkołaczki musiała być koszmarnie skomplikowana, leonid jeszcze nie bardzo mógł to pojąć i oswoić się z tym. – Zabiliby mnie za zabicie? A czy wtedy ktoś nie musiałby zabić ich za zabicie mnie? To bez sensu! No i… no mi też było smutno po tym, co się stało, ale przecież żadne zwierzę nie rozpacza przez całe życie, ci twoi… - zastanowił się nad słowem – no ci twoi, to dziwni jacyś – stwierdził, ostatecznie poddając się z szukaniem w pamięci odpowiedniego określenia.

Set był również wielce rad, że Violetine zna więcej liczb - to oznacza, że nie musi się martwić o określanie swojego wieku, jak w końcu przekroczy pięćdziesiątkę. Nawet nie brał pod uwagę, iż wiewióra mogłaby sobie stąd odejść, zwłaszcza że już zaplanowali tyle rzeczy razem!

- Czyli… to będzie prosto zapamiętać? Ale przypomnisz mi, jak zapomnę? Bo nauczysz mnie co i jak? – zadał pytania trochę nie w takiej kolejności, w jakiej by chciał. Niestety nie przyszło mu na myśl, by najpierw sobie to w głowie poukładać i dopiero powiedzieć. – Jesteś śpiąca? – Bystremu naturianinowi nie umknęło ziewnięcie dziewczyny.

Przyszła kolej na wyjaśnienie jakże ważnego pojęcia – duszy. Nie wyszło jednak najlepiej, bo Set aż podrapał się po głowie.

- Dusza to my, ale nie my i jest, ale nie jest…? – Spojrzał na Violetine z niezadowolonym grymasem na twarzy. – Może… później mi o tym opowiesz, bo brzmi to bardzo… trudno.

Wtem półprzytomna zmiennokształtna, ku zdziwieniu i uciesze ciemnoskórego, przytuliła go, choć tak naprawdę to położyła się na jego plecach. Jednakże mimo wszystko dzikus był niezwykle szczęśliwy. Tak szybko zasnęła, leonid przybrał lwią postać, by było jej milej i po dłuższym czuwaniu, gdy całkiem się zaczęło ściemniać, on również zamknął swoje ślepia. Był to jednak sen lekki, wybudzał go każdy niepowołany hałas i dźwięk. Teraz musiał być szczególnie czujny, bo nie tylko dla siebie, ale i dla niej. Tej uroczej i bezbronnej istotki.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Spała snem, którego barwne obrazy otulały ją przez kilka godzin. Była w miarę nieruchoma przez ten czas, najwyraźniej pozycja, którą przyjęła, jak i osoba, na której spała, były bardzo wygodne. on grzał ją, ona grzała jego, a wciąż tlące się ognisko dawało ciepło wszystkiemu dookoła.

        Zaczęło już wschodzić słońce, którego promienie wbijały się do jaskini. Jeden padł nawet na twarz wiewiórkołaczki, ta jednak wciąż twardo spała. Nie obudziło jej ani to, ani fakt, że w powietrzu rozległ się syk. Cała symfonia syknięć, która dochodziła z zewnątrz.

        Set, jeśli nie zasnął przez ten czas, mógł to bez trudu usłyszeć, jak i również szelest wężowych ciał, które pełzały po skałach w stronę wejścia do ich kryjówki. Najwyraźniej koledzy gadziny, na którą natknęli się wcześniej, zostali zwabieni przez ich… Zapach, obecność? Ciężko było powiedzieć. W każdym razie zmiennokształtna dalej słodko drzemała, w czasie, gdy śmiertelne niebezpieczeństwo było tuż tuż.

        To jednak, co było prawdziwym zagrożeniem, było nadal daleko. Czekało na rozwój wydarzeń. Oczekiwało na zebranie plonów swego planu.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set również spał, nawet cichutko pomrukiwał przez sen. W pewnym momencie jednak syczenie dotarło do jego lwich uszu, które najpierw delikatnie się poruszyły, to w lewo, to w prawo. Dopiero potem powieki postanowiły się leniwie podnieść. Zielone oczy niemalże świeciły w ciemności, ogień powoli gasł, tliło się tam co prawda kilka płomyczków, ale nie dawały one już upragnionego efektu. Wcześniejsze mruczenie z przyjemności spania obok kogoś równie milutkiego zmieniło się w warczenie, które mogło z łatwością obudzić śniącą wiewiórkołaczkę.
Niewielki wąż pełzł w ich stronę, ale za nim pojawiały się kolejne. Set wciąż jako lew skoczył na nie i rozpoczął rozszarpywać je pazurami. Jednakże nieważne jak wiele ich zabił i ile ukąszeń uniknął, ich wciąż przybywało i to coraz większe, niebezpieczniejsze i bardziej agresywne.
Set wiedział, że w tej chwili ich liczebność ma nad nim przewagę. Podszedł więc do Violetine, przybrał prawie ludzką postać i wziął wciąż zaspaną zmiennokształtną na ręce. Początkowo nie wiedział co zrobić, cofnął się o parę kroków. Niestety tutejsza jaskinia nie miała żadnych rozwidleń i korytarzy, byli w potrzasku, a na skałach były kolejne oddziały syczącej armii.

- Trzymaj się mocno! Będzie trochę mokro, jeśli nie uda mi się nic złapać – powiedział i uśmiechnął się do niej, po chwili przełożył ją przez ramię niczym worek ziemniaków, by jedną rękę mieć wolną.

Wziął rozbieg i przeskakując nad wężami, przebił taflę wodospadu i zaczęli oboje lecieć prosto do wody. Owszem, widok, wiatr i ogólnie wszystko było cudowne tylko wpadnięcie do głębokiej wody z prawdopodobnie egzotycznymi mieszkańcami już mniej. O ile nie trafią na płyciznę, bo wielkością ów jeziorko nie grzeszyło.
Na szczęście leonid zdołał chwycić się pnącza porastającego jedno z rozłożystych drzew, a już było naprawdę blisko zrobienia całkiem nienagannego plusku. Mężczyzna mocno trzymał swą towarzyszkę oraz lianę, która po chwili sprowadziła ich bezpiecznie na brzeg, tak że nawet rudowłosa nie umoczyła koniuszków swych palców u nóg.
Zmiennokształtny delikatnie odstawił Rudą na ziemię i spojrzał jej w oczy z uśmiechem, serce biło mu z wysiłku i emocji, jakim był ten niezwykle ryzykowny wyczyn.
Jednakże to nie był koniec kłopotów. Znów usłyszeli syczenie, głośniejsze i bardziej agresywne. Set oczywiście rozglądał się nad miejscem, skąd dochodzi, a także przezornie przeczesywał okolicę w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby się ukryć, oczywiście nie myślał tylko o sobie, ale dziewczyna nie potrafiła walczyć, więc musiał o nią zadbać, bo by tutaj zginęła. Był tylko mały problem, te beznogie gady mogły wleźć praktycznie wszędzie, a pod wodą przecież jej nie schowa…

- Chyba mamy kłopoty… - stwierdził, choć było to oczywiste – Co teraz? – spytał zupełnie bezradny, bić się mógł, tylko potrzebował planu, a wiewióra była taaaka mądra, więc na pewno coś wymyśli.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Była otulona głębokim snem. Jej wyobraźnia zawsze dawała o sobie znać w takich sytuacjach. Widziała, niczym na jawie, całe kontynenty pełne roślin, zwierząt i cywilizacji, które w rzeczywistości nigdy nie istniały i istnieć nie będą. Miała okazję rozmawiać z setkami istot, zupełnie jakby momentalnie znalazła się daleko, daleko poza wymiarem, gdzie przebywał Prasmok. Dzięki temu nawet pomimo wiedzy, że to wszystko to wytwór jej umysłu, była w stanie nie znudzić się coraz to kolejnymi tworami.

        Ten sen był jednak nietypowy. Zawierał nietypowo dużą ilość kotowatych stworzeń, szczególnie lwów. Gadających niemożliwe bzdury lwów. Myśląc, że to po prostu objaw tego, że Set jest osobą, którą ciężko nie zawracać sobie głowy nawet we śnie, pozwoliła, by otoczyły ją puchate grzywy oraz głupiutkie pytania, jakie myślała, że Set mógłby jej zadać. Bardzo podobał jej się ten sen, był niemal równie beztroski - i głupiutki - jak sam leonid.

        Sen został przerwany w momencie, gdy miękka i żywa poduszka, za którą służył Set w lwiej postaci, uciekła zaatakować węże. Pobudka była gwałtowna, jednak nie wystarczająco, bo Violetine była wciąż zbyt ospana, by zauważyć, co się dzieje. Nic więc dziwnego, że zaczęła powoli przecierać wciąż zamknięte oczka, jakby chcąc zetrzeć z nich resztki snu.

- Wiem, że chcesz szybko powrócić do nauki, ale nie ma pośpiechu…

        Dopiero gdy otworzyła oczy, a mózg zarejestrował, że rozlega się przed nią dźwięk syczących agresywnie gadzin, zrozumiała, że dzieje się coś niebezpiecznego. Już miała zapytać, co się dzieje i czemu nachodzi ich ta najwyraźniej niekończąca się armia bez kończynowych bestii, lecz nie dane jej było tego ostatecznie zrobić. Leonid zdecydował się na ucieczkę i oczywiście nie śmiał nawet zapomnieć o kapłance boga Śmierci. Przemienił się w bardziej ludzką formę, po czym bez zbędnych ceregieli podniósł wiewiórkołaczkę.

        W tym momencie rudowłosa zaczęła żałować, że jeszcze nie została śmiertelnie ukąszona. Owszem, ceniła sobie życie - potrzebne jej do przekazywania swej wiary innym - równie mocno jak śmierć, więc była szczęśliwa, że zostanie uratowana, jednak niezwykle niezręczny był fakt, że iluzja ubrań była właśnie tym - iluzją. Nawet w tarapatach, jej szlachecka godność wywoływała w niej burzę emocji, gdy tylko czuła na swoim ciele jego bezpośredni dotyk, szczególnie gdy jest on obecny bez jej wcześniejszej zgody czy aprobaty.

- Trzymam się, trzymam! - Krzyknęła w odpowiedzi, choć nie musiała, gdyż jej ramiona oplecione wokół jego szyi mówiły same za siebie. Z niechęcią domyślała się, co zamierza zrobić Leonid - skoczyć. Nie było jednak innej drogi ucieczki, więc nie protestowała. Miała tylko nadzieję, że ta próba nie przysporzy im niepotrzebnych cierpień przed końcem ich życia, o ile faktycznie nadejść miał ich ostatni oddech.

        Przeskoczyli węże, których paszcze przegapiły nogi leonida o długości mniejsze niż ludzki. Gdy przebili się przez tafle wodospadu, Violetine mimowolnie zaczęła krzyczeć - nie była latającą wiewiórką, więc nie dla niej były przestworza, które obecnie przemierzała z całkiem sporym pędem, nic więc dziwnego, że zaczęła panikować. Na całe szczęście Set panował nad sytuacją, dzięki czemu z pomocą mocnej liany zdołali bezpiecznie wylądować tuż obok rzeki, do której spadał wodospad.

- Dziękuje. Już chciałam powiedzieć, że jesteś istnym rycerzem w lśniącej zbroi, ale taki rycerz nie dokonałby takiej akrobacji. - Przyznała Violetine, gdy tylko dotarło do niej, że już wszystko w porządku. Wciąż fragmenty jej umysłu budziły się w pełni ze snu, dlatego też nie protestowała, kiedy leonid odstawił ją na ziemię. Nie czekała także długo na to, by odpowiedzieć na jego uśmiech swoim własnym.

        Wtedy też bezpieczeństwo prysło, kiedy dotarło do nich syczenie godne szatana wśród węży. Violetine nie potrafiła sobie wyobrazić, jak wielkie musi być to stworzenie - odgłos był o wiele potężniejszy w porównaniu do węży w jaskini. Wiewiórkołaczka nie chciała aż podnieść się na własne nogi. Miała wrażenie, że jeden większy ruch wystarczyłby, by sprowokować wciąż ukryte w zaroślach stworzenie, które cały czas oddawało swoją pozycję sykiem.

- Co teraz? Nie wiem. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, unikałam dziczy i podróżowałam udeptanymi szlakami. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to zaakceptować to, co może się z nami stać. Nie sądziłam jednak, że to nadejdzie tak szybko. Jest tak wiele rzeczy, które chciałabym ci opowiedzieć jeszcze za życia. Po śmierci też niby mogłabym, ale nie wiem, czy to by było to samo. - Niepewny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Starała się ukryć… coś. Strach przed śmiercią? Nie, to by było zbyt niedorzeczne. Jest akolitką boga Śmierci, była przyszykowana do tego, że i jej czas nadejdzie prędzej czy później. Strach przed bólem? To już było bardziej możliwe. Chociaż równie dobrze mogła bać się o to, że przyjdzie jej umrzeć, zanim zakończy nauczanie Seta, którego postanowiła uczyć. Tak, to mogło być to.

        Rozmyślałaby nad tym dalej w obliczu nadchodzącej śmierci, ale nagle poczuła coś, co kazało jej zaprzestać się martwić. Tak, teraz, czując nacisk - wpierw na tułowiu, później na szyi - wiedziała, że nie powinna nawet drgnąć, choćby i palcem. Głośne syczenie najwyraźniej było dywersją - w międzyczasie, pewnie przez rzekę, sądząc po wciąż wilgotnych łuskach, zaszedł ich o wiele bardziej skryty wąż. O dziwo, nie zaatakował, jedynie groził w dosyć inteligentny sposób. Czuła bowiem jego kły jadowe naciskające na jej skórę, te jednak jeszcze jej nie przebiły, a jedynie groziły, że to zrobią.

        Violetine nie mogła się przyjrzeć gadzinie, która mogła odebrać jej życie - bała się ruszyć głową, która obecnie była skierowana w stronę, skąd dochodził głośny syk. Set jednak, gdy tylko zauważy, będzie mógł podziwiać kilkumetrowego węża o łuskach w różnych odcieniach zieleni. Rozwarty pysk był przyłożony do szyi wiewiórkołaczki, która nie wiedziała, czemu jeszcze żyje, zaś długi tułów coraz wygodniej oplątywał się wokół ciała zmiennokształtnej, przenikając przez iluzję sukni.

        Głośne syczenie ustało. Zamiast tego rozległ się odgłos łamanych gałązek i szelest trawy. W końcu, zza gęstej roślinności wyłoniła się… Eugona. Czarne łuski z błękitnym akcentem na potężnym, może i kilkunastometrowym ogonie rzucały się w oczy równie mocno, co chmara drobnych węży wyrastających z czubka głowy naturianki. A skoro o głowie mowa, to ta, co prezentowała się przed nimi, była przyozdobiona surową twarzą. Violetine skojarzyła się ona z bardzo, bardzo podłą nauczycielką, nie tylko ze względu na usta wygięte od wściekłości wymieszanej z obrzydzeniem, ale także przez wzrok, który zdawał się ranić duszę.

- Ty. - Wymierzyła palcem w stronę Seta. - Odsuń się od niej. Nie mam nic do ciebie, jeśli tylko dasz mi wymierzyć sprawiedliwość. - Po wypowiedzeniu ostatniego słowa spojrzała wymownie w stronę Violetine.

- ...Nie znam cię. - Tylko tyle zdołała wydusić z siebie wiewiórkołaczka.

- To mnie poznasz. W ramach ostatniego życzenia. Heretyczko.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Leonid bał się, ale głównie o to, czy jakiś wąż nie skoczy i nie ukąsi w ich w locie, oraz że mógłby upuścić Rudą. Poza tymi drobnymi szczegółami to całkiem nieźle się bawił. Wiatr we włosach, szybkość, przygoda! Przy okazji szybka kąpiel i wysychanie podczas skoku, ponieważ było bardzo ciepło mimo późnej pory i braku słońca, które już jakiś czas temu skryło się za horyzontem.
Szybko i bezpiecznie wylądowali na suchym lądzie. Można było odetchnąć. Violetine mu podziękowała, to zrozumiał i uśmiechnął się zadowolony z siebie. Jednak ta część o rycerzu i zbroi… To znów była zagwozdka dla zmiennokształtnego.

- Kim…? – spytał niepewny czy zdoła powtórzyć ów słowa bezbłędnie, choć brzmiały jakby odrobinkę znajomo, kojarzyło mu się to z jakąś bajką czytana przez ojca, ale za nic jej nie pamiętał.

Niestety wcale nie byli jeszcze bezpieczni, więc nie mogli na spokojnie sobie pogadać. Coś syczało i to znacznie głośniej niż zwykły wąż. Set warknął, rozglądając się wkoło i szukając tego, co im zagraża.

- Ja mogę się zmienić w lwa i walczyć, a ty jesteś taaaaka mądra, musisz umieć zrobić jakieś takie te…no takie… Jak to się nazywało? Na „m”… Hmm... – Chodziło mu oczywiście o magię, ale jakoś tak mu to wypadło z głowy. Jednakże kolejne słowa dziewczyny go kompletnie zaskoczyły. – Chcesz dać się zabić? Tak się nie robi! – krzyknął z dezaprobatą. – Jesteś… Jesteś wiewiórką, wiewiórki nie atakują, chowają się, więc znajdź jakąś dziurę w drzewie i tam wejdź, ja zagryzę tego węża – powiedział pewny siebie.

Wtem Set zobaczył, jak jeden z tych gadów, planuje ugryźć jego koleżankę, to niedopuszczalne, ale… nie wbił kłów. Leonid spojrzał bezkończynowej istocie w oczy groźnie, rzucając wyzwanie, prosząc, żeby wziąć jego zamiast Violetine. Denerwowało go okropnie, iż musiał stać bezczynnie, ale nie chciał ryzykować życia dziewczyny, lubił ją i to bardzo.
Wtem zza zarośli wyłoniła się pół kobieta, pół wąż. Leonid widział coś takiego po raz pierwszy, dlatego cofnął się o krok i fuknął na nią głośno, stając na czterech kończynach, choć nie przybrał jeszcze zwierzęcej formy. Machał intensywnie ogonem, nie w sposób przyjazny, wyrażał tak ogromne zdenerwowanie. Gdy naturianka odezwała się do Seta, ten zdębiał, nie spodziewał się, że to dziwne coś mówi. Po chwili dopiero dotarła do niego treść słów.

- Nie – odparł stanowczo. – Ja ją lubię. Nie może jej skrzywdzić! – podszedł bliżej, podkreślając swoje słowa. – Czego od niej chcesz? – spytał niepewny jak się zachować – I o co chodzi z tą…tą... hretyczką? – zapytał lekko zbity z tropu. – Tak czy siak… Możesz wziąć mnie, ale ją zostaw w spokoju! – dodał, odzyskując pewność siebie, nie był świadomy tego, jak niektóre istoty, a nawet zwyczajni ludzie potrafią zadawać bestialską śmierć, torturować może dlatego tak mówił, a może było mu wszystko jedno i liczyło się tylko bezpieczeństwo dziewczyny, którą naprawdę mocno, mocno polubił.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Sytuacja była napięta, najmniejszy oddech mógł być iskrą, przez którą szlag jasny trafi zarówno akolitkę Boga Śmierci, jak i jej bardzo głupiutkiego ucznia. Zielonkawa gadzina wciąż dzielnie trwała w swej pozie, z kłami mogącymi w każdej chwili sprawić, że będzie to ostatnia chwila dla wiewiórkołaczki. Co jakiś czas tułów węża zaciskał się nieznacznie na młodym, skrytym pod iluzją ciele, jednak nie by zadać ból, a jedynie by nie ześlizgnąć się przypadkiem, naga skóra nie oferowała bowiem wystarczającego tarcia, by łuski nie ześlizgiwały się z niej bez pomocy nacisku.

        Czarnołuska eugona zdawała się ignorować Seta bądź też nie uważała go za wroga - niemal ciągle bowiem patrzyła w oczy Violetine, jakby chcąc znaleźć w nich duszę, którą mogłaby gołymi rękoma wyrwać z jej cielesnej powłoki i rzucić w najgłębszą otchłań tego świata. Jej wężowy ogon ustawił się tak, by mogła od razu wystrzelić w stronę swej zakładniczki, ręce zaś drżały, nie mogąc się doczekać zaciśnięcia palców na ciele uwięzionej.

        Jedynie wężowa fryzura naturianki zdawała się zwracać uwagę na Seta. Każdy z osobna wyglądał groźnie, przypominając czarną odmianę bliżej nieokreślonego, jadowitego gatunku, po bliższej obserwacji jednak można było rozróżnić różne charaktery i nastawienia - niektóre dzielnie robiły to, co właścicielka, wpatrując się swoimi ślepiami na potencjalną ofiarę. Pozostałe albo syczały na siebie, albo w stronę Seta, co najwyraźniej było wężowym odpowiednikiem mówienia, które zresztą, jako przedstawiciel leonidów, dzikus zrozumiał.

- Umięśniony. Mięso takowych jest podobno najlepsze.
- Czy to nie ten, co zaatakował naszego kuzyna?
- Pewnie tak, ale co zrobić, raczej nie wzbudzamy odruchów przytulenia.
- To dziwne, jeśli mam ochotę polizać jego stopę?

        Violetine, w przeciwieństwie do Seta, nie rozumiała, co kryje się za syknięciami, dlatego też nie zwracała uwagi na żywą fryzurę naturianki, zamiast tego pozwalając, by agresywne spojrzenie wwiercało się w nią, naciskając na jej duszę poczuciem winy, którego nawet nie rozumiała.

“Heretyczka? Chodzi o bycie akolitką Boga Śmierci? Tylko skąd ona mnie zna? Ukrywała się pod ludzką postacią? Nie, raczej nie, jestem pewna że nawet nikogo podobnego nie widziałam czy nawet słyszałam... “

        Nie miała doświadczenia ani w takich sytuacjach, ani też nie posiadała konkretnej bądź też przydatnej wiedzy o eugonach, dlatego też rozmyślanie to była jedyna rzecz, na jaką sobie pozwoliła, gdy zawisł nad nią cień śmierci… po raz kolejny z rzędu tego dnia. Nie ma co, Bóg Śmierci chyba dziś miał dosyć specyficzny humor, skoro doprowadzał do tego wszystkiego.

        Set oczywiście wyrażał swój sprzeciw, ale miał na tyle rozumu w głowie, by nie próbować atakować, kiedy jego nauczycielkę dzieliła jedynie wrażliwa skóra od niemal pewnej zagłady. Zamiast tego wyrażał swoje niezadowolenie słowami. Po części był bohaterski, to trzeba mu było przyznać. Po części jednak… Brakowało aż słów, by opisać to, czym się popisał Set. Tak bardzo brakowało, że gdy zakończył mówienie, podczas którego nawiązał do jakże trudnego słowa “Hretyczka”, to eugona spojrzała na niego, z wyrazem twarzy, jakby Leonid dosłownie zgwałcił słownik poprawnej Mowy Wspólnej na jej oczach.

- Czy ty właśnie… powiedziałeś...

        Powoli grymas, który przedstawiał gasnący gniew przytłoczony przez szok, zaczął kształtować się w niemożliwy do skontrolowania śmiech. Nie minęło dużo czasu, nim naturianka wybuchnęła śmiechem prosto w twarz swego niezbyt bystrego rozmówcy. Śmiała się tak mocno, że aż objęła brzuch swoimi rękoma, gdy jej ciało zaczęło się wyginać, a ona sama traciła dech.

- Wiedziałam, że jesteś dziki i blisko natury, ale że aż tak obce ci społeczeństwo, to się nie spodziewałam!

        Te słowa wycisnęła z trudem ze swych ust, lecz tuż po nich powróciła do śmiechu. Trwała w tym stanie jeszcze z minutę bądź dwie, aż w końcu zaczęła się uspokajać. Śmiech ustąpił chichotowi, a ten wkrótce po tym zniknął samoistnie. Eugona przetarła łzy, które wycisnął ten atak rozbawienia, po czym uśmiechnęła się szeroko do Seta.

- Uroczy jesteś. I chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, z kim się zadajesz, skoro uparcie bronisz… hretyczki. - Z trudem powstrzymała kolejny wybuch śmiechu, gdy użyła tego samego, zniekształconego sposobu wymowy słowa “heretyczka”.

        Eugona zaczęła pełznąć spokojnie w stronę Violetine, wciąż jednak spoglądała na Seta, który przykuł jej uwagę. Gdy była wystarczająco blisko, spróbowała złapać diament ukształtowany w serce, ten jednak bez trudu uniknął jej chwytu. Naturianka nie była tym faktem zadowolona, ale spróbowała znowu i wtedy ponownie poniosła porażkę. Zła, że przedmiot zdaje się poza zasięgiem, choć tuż obok, kiwnęła głową, a zielony wąż, który czyhał na życie Violetine, zacisnął swoje cielsko ciaśniej wokół okolicy klatki piersiowej wiewiórkołaczki, sprawiając, iż ta zaczęła brać znacznie płytsze oddechy.

- Leonidzie… - Obróciła głowę w stronę Seta, co by ten nie miał wątpliwości, iż wężowa kobieta mówi do niego. W międzyczasie jej ręka, która wcześniej próbowała uchwycić artefakt, zaczęła muskać twarz wiewiórkołaczki. - Jeśli ci tak na niej zależy, dam jej szansę. Pójdziemy, ja, ty i ona, w bardziej adekwatne miejsce, tam wyjaśnię ci, czemu czyham na jej życie. Jeśli nie zdołam przekonać cię, że należy ją zabić… Kto wie, może sama zmienię zdanie. Jeśli jednak choć na chwilę zawahasz się w kwestii tego, że chcesz, by ona żyła, zmuszę cię, byś to ty rozszarpał ją na strzępy.

        Violetine przełknęła ślinę, wciąż z trudem nabierając oddech za sprawą nacisku wężowego ciała. Po chwili jednak odważyła się obrócić głowę w stronę Seta i uśmiechnęła się, w ten sposób powierzając swój los w jego ręce. Poza tym, w ten sposób próbowała mu przekazać, by słuchał eugony. Nie chciała, aby naturianka coś zrobiła Setowi przez to, że ten chciał ratować swoją nauczycielkę… Tylko czemu tego nie chciała? Set był tylko osobą, którą chciała nauczyć, ale to uczucie zdawało się wykraczać poza to. Czyżby widziała w nim przyjaciela?

- A i bym zapomniała… Jakakolwiek akcja, którą uznam za agresję wobec mnie, a spotka zarówno ciebie, jak i ją, los gorszy niż śmierć. Wśród drzew i krzewów kryje się więcej węży, gotowych zadać z pomocą jadu ból każdemu, kto sprzeciwia się naturze. To jak będzie... Jak ty w ogóle masz na imię, słodziaku?
Ostatnio edytowane przez Violetine 4 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set popatrzył krzywo na czarne, wężowe włosy, po czym aż się wystraszył i spojrzał na swoje dredy. Również były czarne i takie poskręcane, ale one na szczęście nie ożyły, co to by była za paranoja dzielić się jedzeniem z własnymi włosami, skąd się biorą takie dziwadła, to wykraczało poza granice wyobraźni leonida. Prawie go głowa rozbolała od tych całych rozmyślań, więc zrobił teraz najlepszą rzecz, jaką mógł zrobić w stosunku do żywej fryzury, pokazał jej język.
Wtem usłyszał czyjeś słowa, chwilę mu zajęło, by zrozumieć, że to te gadzinki gadają i to prawdopodobnie o nim, ale postanowił to zignorować i na wszelki wypadek nie przybliżać do nich swoich stóp, jeden chciał go tam polizać, co skończyłoby się strasznymi łaskotkami, a to nie był moment na nie. Jego koleżanka była w opałach!
Bał się użyć sił, aby nie wpłynęło to niekorzystnie na rozwój wypadków, jednakże postanowił złożyć bohaterską propozycję, która w jego mniemaniu nie była wcale bohaterska, ale konieczna, czuł, że tak trzeba zrobić. Nie spodziewał się jednak tego, co nastąpi po chwili, zwłaszcza po takim… spojrzeniu.
Ona zwyczajnie wybuchnęła śmiechem, a że to draństwo jest niezwykle zaraźliwe, Set miał trudności z utrzymaniem powagi, w efekcie miał bardzo dziwną, krzywą minę będącą po części uśmiechem i grymasem niezadowolenia.

- Co? – spytał mocno zdezorientowany, nie wiedział, o co jej chodzi. Musiał poczekać, aż ta się uspokoi.

Trwało to chwilę, a potem eugona znowu zaczęła mówić, nadal nie potrafił zrozumieć sensu tego trudnego słowa „hretyczka”, ale nie obchodziło go to, mogłaby być nawet mordercą, potworem, ale to była urocza wiewióreczka, to się jakoś nie kleiło, czemu naturianka coś chciała od takiej bezbronnej istoty?

- Wiem! To Ruda, bardzo miła wiewiórka – powiedział z wielką powagą. – PUŚĆ JĄ! – krzyknął, gdy zobaczył, jak wąż zaciska się na ciele Violetine. Wężowłosa zwróciła na niego uwagę, w tym samym czasie delikatnie smyrała twarz rudowłosej, co sprawiło, że mimowolnie Set pokazał swoje kły, chyba był zazdrosny. Nie bardzo rozumiał to uczucie, ale nie lubił go, ani tego, że ktoś, kto nie jest nim, dotyka jego koleżankę.

Wysłuchał jednak wyraźnie propozycji wężowej damy, aczkolwiek potrzebował dłuższej chwili, by to sobie poukładać w głowie i jeszcze dopytać na wszelki wypadek. Zapanował przez to dłuższy moment niezręcznej ciszy.

- Czyli… Powiesz mi, czemu chcesz ją zabić i mam cię przekonać do tego, żebyś tego nie zrobiła? Wtedy puścisz ją wolno? – musiał dopytać. – Ja nie zmienię zdania, to najfajniejsza wiewiórka, jaką znam i nigdy nie będę chciał jej nic zrobić, ani by ktoś jej coś zrobił – mówił pewnie, bez zająknięcia.

Naprawdę mu zależało na zmiennokształtnej, a widząc jej uśmiech, wiedział, że da radę, ten uśmiech dodał mu odwagi.

- Zgoda, jestem Set, nie mów do mnie „słodziak”, nie jestem słodki, możesz nawet liznąć, jeśli nie wierzysz. – To była całkowicie poważna propozycja, a na jej potwierdzenie zmiennokształtny sam liznął swoją rękę, by sprawdzić, czy aby na pewno jest tak, jak mówi. – Nic słodkiego. – Wzruszył ramionami.

Zastanowił się jeszcze chwilę nad czymś i spojrzał na wiewiórkołaczkę i węża, który ją oplatał.

- A mogę ją nieść? Będzie jej wygodniej. – Miał ochotę rzucić złowrogie spojrzenie łuskowatemu, który podduszał Violetine, ale miał być grzeczny, więc choć tyle mógł spróbować zrobić. – To, gdzie mamy iść? – spytał, choć nie bardzo rozumiał, co złego jest w tym właśnie miejscu.
Awatar użytkownika
Violetine
Szukający drogi
Posty: 27
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje: Kapłan , Łowca , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Violetine »

        Eugona była zadowolona z siebie oraz tego, jak jej karykatura planu zdołała pochwycić wiewiórkołaczkę bez większej walki. Żądza krwi wypełniała jej ciało i przyprawiała ją o szybkie bicie serca, ale to nie znaczyło że była gotowa wystawić siebie oraz gady z nią obecne na niebezpieczeństwo. Violetine może i posiadała ideologię, od której żołądek odmawiał współpracy, ale wciąż była istotą żywą, więc próba walki o swoje życie była oczywista tak długo, jak miała jakiekolwiek pole manewru. Dlatego też zachwycała się nad tym, jak jeden z jej ulubieńców zdołał zakraść się od strony wody, dając o sobie znać dopiero wtedy, gdy było już za późno na odwrót dla heretyczki.

“Mój kochany, gdy będzie po wszystkim, będę cię głaskać i karmić przez cały dzień!”

        Gdyby nie to, jak jej ciało trwało w gotowości do ataku, to aż ogonem by merdała w akcie niekontrolowanego zachwytu. Nie była w końcu kimś, kto zazwyczaj powstrzymuje swoje odruchy. Teraz jednak było inaczej - sprawiedliwości, który przeplótł jej los z kresem akolitki, wciąż domagał się doprowadzenia sprawy do końca, nim to, co ona rozprzestrzenia, dosięgnie swymi kościstymi łapskami więcej niewinnych istot.

        Szkoda było tylko leonida - może to wpływ Violetine, a może jego własna głupota, ale każde kolejne jego słowo tylko bardziej zapierało się za tym, że ruda na to nie zasługuje. Że tak nie może być. Że on na to nie pozwoli. Powoli traciła nadzieje, że nie słodki Set jeszcze zdoła zmienić zdanie. Tak by było o wiele łatwiej dla ich wszystkich. Mógłby żyć, spędzić resztę swoich dni w błogim, nieświadomym niczego spokoju. Nie musiałby stać się imieniem, które jej sumienie już teraz wykrzykiwało w gorzkiej mieszance gniewu, rozpaczy i bezsilności. Niestety, sytuacja nie pozwalała na inny przebieg wydarzeń, szczególnie że czas uciekał.

- Nie pozwolę ci jej nieść, i nie, nawet nie próbuj do niej podchodzić. Ujrzałam namiastkę twych umiejętności gdy wyskoczyłeś z tamtej jaskini, a także gdy walczyłeś z biedakiem, którego wysłałam na zwiady. Nie będę ignorować twojej krzepy, nawet gdy wyschnięte jezioro zdaje się górować nad twą głową w kwestii zawartości. Tak więc bądź grzeczny i trzymaj się co najmniej dziesięć kroków dalej od swojej... przyjaciółki. Bo umiesz liczyć do dziesięciu, prawda? - Jej słowa były pełne negatywnych emocji, ale nawet sama Eugona nie wiedziała, co było ich źródłem czy choćby celem. Może to obecność wiewiórkołaczki coraz bardziej ją drażniła, a może też brak wiedzy leonia coraz mniej śmieszył, w każdym razie nastrój jej był pochmurny jak jesienne niebo przed nadchodzącą burzą. - Po prostu podążaj za mną, to nie będzie daleko, przejdziemy kawałek wzdłuż nurtu, po czym zajdziemy w chaszcze. I nawet nie myśl o ucieczce czy bohaterskim ratunku. Nie tylko moje węże, ale i cała okoliczna natura jest gotowa, by zapewnić waszą obecność tutaj. Zrozumiałaś, plugawicielko?

        Ostre spojrzenie, który został posłany Violetine, przyprawił ją o większy bezdech niż nacisk wężowego cielska na jej żebra. Z każdą chwilą coraz bardziej błądziła w strachu i niewiedzy. Jej wiara była niespotykana poza Maurią, a jej zapał często sprawiał, że jej nauczania były przesadnie gorliwe, ale nigdy nie czyniła niczego, co zasłużyły na tak otwartą wrogość. A przynajmniej tak myślała o swych miesiącach misji na kontynencie. Może w tym tkwi szkopuł? Może jej punkt widzenia był inny, tak inny, że to co dla niej było wiarą, dla naturianki i innych było zarazą, którą trzeba było wytępić?

“To... Miałoby sens.”

        Nie wierzyła, że potrzebny był jadowity wąż przy jej szyi, by to zrozumiała. Nie była mile widziana, ona i wiara, którą niosła z dumą. Nie wszędzie, gdzie pójdzie. Nawet jeśli nie była wyganiana, nikt nie musiał jej powiedzieć o tym, jak odpychające są jej przekonania. Nie była bowiem na tyle płytka, by nie wiedzieć, że nie zawsze niechcianych przybyszy traktuje się ogniem i mieczem. Mogli po prostu patrzeć na nią, legion sztucznych uśmiechów przyozdobiony podejrzliwymi oczami i obdarzać ją fałszywą gościnnością, byleby tylko pozbyć się jej i zarazem nie zwracać na swe osady uwagi jej braci i sióstr w wierze.

- Długo zamierzasz tu siedzieć? Czy może twoje własne słowa pełne jadu pozbawiły cię słuchu? - zabrzmiał nagle głos Eugony, niecierpliwej i gotowej zaciągnąć Violetine w bliżej nieokreślone miejsce choćby i własnoręcznie. - Dalej, wstawaj.

        Wiewiórkołaczka przełknęła ślinę, niepewna tego, czy to wszystko nie jest po prostu grą. Równie dobrze, gdy tylko się poruszy, wąż mógł obdarować pocałunkiem śmierci jej cielesną powłokę, kończąc tą całą farsę. Tak, to była możliwość, ale Violetine przypatrzyła się naturiance po raz kolejny z rzędu, i wtedy też poczucie zagrożenia osłabło. Istota, która obdarowywała ją wściekłymi spojrzeniami nie była sadystyczna i nie czerpałam ani krztyny przyjemności z tej sytuacji. Nie było podstaw do myślenia, że śmierć przyjdzie znienacka. Metaforyczna kosa żniwiarza była przy jej szyi, dumna i cierpliwa, i bez wątpienia pragnąca zawczasu ogłosić, kiedy wybije ostatnia godzina wiewiórczego żywota.

        Mając świadomość tego, Violetine odetchnęła na tyle, na ile pozwalał potencjalny kat, po czym o własnych siłach zaczęła wstawać. Jej ruchy były powolne, i przywodziły na myśl nieśmiale otwierający się kielich kwiatostanu. Gadzina opleciona wokół niej nie musiała nawet poprawiać swej pozycji na jej ciele, z czego najwyraźniej była zadowolona, bo nacisk kłów stał się minimalnie słabszy, choć wciąż obecny. Niepewnie postawiony krok w stronę eugony poskutkował kolejnym, aż w końcu była tuż obok naturianki, która to bez wątpienia chciała mieć swojego więźnia blisko.

- Utrzymaj tempo, w przeciwnym wypadku uznam że coś próbujesz. A nie chcesz chyba odejść z tego świata nim spotkasz innych, hmm?

- Nawet nie wiem o kim mówisz. jak mogłabym oczekiwać więc spotkania z nimi? - Wykrztusiła z siebie Violetine, choć potencjalne odpowiedzi mnożyły się w jej głowie. Osoby przeciwne jej ideologii. Istoty obrzydzone jej wiarą. Prawdopodobnie inni naturianie. Wszyscy ślepi wobec prawdy kryjącej się za każdą modlitwą ku Bogu Śmierci

- ... Muszę przyznać, jak na kogoś tak wulgarnego w swej naturze jak ty, wyglądasz na bystrą dziewczynkę. Dlatego też mam nadzieję, że użyjesz tej swojej bystrej główki, zanim znów spróbujesz odezwać się w sposób, który nie jest mile widziany.

        Słowa ociekały emocjami, których już nie potrafiła Violetine zrozumieć, ani tym bardziej opisać. Dlatego też, zgodnie z oczekiwaniami eugony, odwróciła od niej wzrok, próbując nie zwracać już na siebie uwagi. Dzięki temu zdołała zobaczyć, jak bardzo ich sytuacja jest beznadziejna - wśród zieleni, którą mijali, jarzyły się setki różnych oczu, bez wątpienia zwierzęcych, lecz pełnych nie mniejszych emocji niż te, które emanowały z wężowej kobiety pełzającej tuż obok niej. Miała ochotę zacząć biec, jej umysł sięgający ślepo ku nadziei, że gdy pobiegnie wystarczająco szybko, to pozostawi to wszystko za sobą. Wystarczyłoby, że zrzuci z siebie łuskowate stworzenie, nim to zareaguje.

“Dam radę. Set do mnie dołączy, gdy tylko zobaczy, że nic mi nie jest. Ze swoją połowiczną formą zdołałbym może uciekać wśród koron drzew, z dala od największego zagrożenia.”

        Nie zdołała nawet naprężyć połowy mięśni swojego ciała, nim wąż wyczuł jej zamiary. Nacisk na klatkę zaczął przypominać imadło, które wrzynało się w jej skórę i wywoływało ciągły, promieniujący po kościach ból. Jej ciało było na skraju wytrzymałości - jeszcze trochę siły, a padnie nieprzytomna, złamana w pół niczym zbyt mocno ściśnięta drewniana laleczka. Nic więc dziwnego, że grzecznie zgasiła w sobie choćby najsłabszy płomyk walki.

        Eugona zaobserwowała to wszystko, dumna z poczynań węża. Widok ten dał jej nawet tyle pewności siebie, by spróbować po raz ostatni uratować Seta od losu, który nie musiał być jego przeznaczeniem. Gdy tylko po ich prawej ujawniła się dzika, lecz dosyć wyraźna ścieżka, Eugona zatrzymała się, wskazując tam prawą dłonią.

- Idź przodem.

        Nie chcąc ryzykować, nawet nie zareagowała na słowa naturianki, zamiast tego ślepo wykonując jej rozkaz. Sylwetka Violetine malała z każdym jej krokiem, oddalając się zarówno od Eugony, jak i od Seta, który z nią pozostał, a któremu to łuskowa kobieta blokowała drogę do przyjaciółki.

- Nie wiem, co dokładnie ciebie z nią łączy - Mówiła eugona, jej słowa pozbawione przekąsu czy choćby gniewu, którym wcześniej wręcz ociekała. - nie rozumiem także dlaczego jesteś gotowy walczyć o jej wolność... Jej żywot. Secie, daje ci ostatnią szansę. - Powoli, ostrożnie aż, położyła swoje dłonie na jego policzkach, jej dotyk niemal matczyny na jego skórze. - Nie rób tego. Odpuść, nim Matka Natura zazna większego rozlewu krwi, niż jest to konieczne. Odejdź gdziekolwiek chcesz i zapomnij o niej. Nie będę w stanie zatrzymać obrotu spraw, jeżeli zachowasz się w ten sam sposób gdy już będziemy na miejscu.

        Patrzyła w jego oczy swoimi własnymi. Set mógł próbować, ale nie zdołałby znaleźć fałszu czy też złych intencji. Osoba przed nim była szczera i zmartwiona o niego. I tak też było nawet, gdy widział jak nadzieja ulatuje z jego rozmówczyni, a wzrok jej coraz bardziej pochłania poczucie bezsilności.

- No nic. Pozostaje mi ślepo wierzyć, że w ockniesz się z tego amoku, nim my wszyscy zaczniemy tego żałować. - Słowa próbowały ukryć żal, jednak naturianka nie była zbyt zdolna w panowaniu nad tym, nic więc dziwnego że głos jej brzmiał marnie. Zaprzestała dotyku, ruszając w stronę ścieżki, w której zniknęła sylwetka wiewiórkołaczki. - Jeśli chcesz, idź do niej. Powinieneś być na tyle świadomy tej sytuacji, by nie próbować niczego głupiego. Prawda? - Słowa jej rozbrzmiały echem wśród gęstwin, które zaczęły ją otaczać. Nawet pogłos jej słów zdawał się pełen wątpliwości w to ostatnie pytanie. Na całe szczęście wszystko to zostało przytłumione przez coraz głośniejsze zwierzęta zamieszkujące to miejsce. Każde z nich rozbrzmiewało po okolicy, a Set zrozumiał to, jak jednogłośnie wyrażały swoją opinie.

- Winna! Winna! Winna!
Awatar użytkownika
Set
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leonid
Profesje: Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Set »

Set słysząc odmowę eugony zrobił minę zbitego psa, a raczej lwa. Ten, kto spojrzał w jego smutne oczy, mógł z łatwością przyrównać je do świeżo wypolerowanych, błyszczących ruenów. Ogonem natomiast żałośnie włóczył po trawie. Miał nadzieję, że naturianka dzięki temu okaże litość. Kiedyś stosował taki sztuczki, gdy ojciec kazał mu robić, to czego bardzo nie chciał, zazwyczaj działało. Naprawdę zrobiło mu się przykro, gdy na dodatek miał trzymać odstęp od wiewiórkołaczki, zaczął więc liczyć kroki i zatrzymał się nagle spoglądając na eugonę.

- Dziesięć jest po dziewięć? – zapytał niepewnie – Zawsze mi się myli i nie wie, czy jest dziesięć, dziewięć, jedenaście czy może dziewięć jedenaście, dziesięć czy… to trzecie – stwierdził nieco zagubiony w tych różnych kolejnościach liczb, które podał.

Gdy zaczął iść za kobietą wężem, musiał skupić się jednocześnie na trzymaniu odstępu i wymyśleniu planu uwolnienia zmiennokształtnej co nie było łatwym zadaniem dla kogoś, kto do tej pory nie skupiał się na niczym innym niż polowaniu co najwyżej i ewentualnemu czytaniu, by nie zapomnieć, jak to się robi. Póki jednak nie miał żadnego sensownego pomysłu, przysłuchiwał się rozmowie kobiet i wcale nie był zachwycony, bał się o zmiennokształtną. Nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale zrozumiał, że wężowłosa ma przewagę liczebną. Właściwie nie musiał nawet słuchać, wyczuwał wiele zwierzęcych zapachów i słyszał je skrywające się w pobliżu. Czuł, że nie są przyjaźnie nastawione.
Leonid nie chciał oddalać się od zmiennokształtnej, zachowywał dystans, dlatego bardzo się skrzywił, gdy eugona zablokowała mu drogę. Ignorując istnienie naturianki jakby była trudną przeszkodą, zaglądał zza niej za Violetine patrząc gdzie zmierza. W końcu przestał niepocieszony. Dopiero po chwili dotarło do niego, co kobieta starała się mu przekazać.
Spojrzał łuskowatej w oczy, nie przywykł do ukrywania emocji, tak jak to robi większość cywilizowanych ludzi. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie, smutek i bezradność. Nie wiedział co odpowiedzieć, stał jak słup soli. Nie chciał zostawić Rudej, była bardzo miła i znała tyle trudnych słów, widziała tyle rzeczy, które kiedyś i jemu miała pokazać. Zdziwił go gest kobiety, jednakże nie zaaprobował go. Dość grzecznie jak na dzikusa chwycił jej dłonie i zdjął ze swej twarzy. Nie lubił gadziny, wywoływała w nim sprzeczne emocje, wydawała się miła, ale nie dla Rudej, czuło dotykała jego policzków, ale kazała mu opuścić Violetine i zostawić ją prawdopodobnie na śmierć z rąk węża, eugony, czegoś innego? Nie był pewien, wiódł spokojne życie, a tu nagle tyle się dzieje. Jednak nie chciał sobie pójść. Nie powiedział ani słowa, aż nagle łuskowata stwierdziła, że jednak może iść, skoro tak to, czemu wcześniej mu nie pozwalała, znowu poczuł dezorientacje.
Eugona ruszyła, a on jeszcze chwilę nie wiedział co ze sobą zrobić i w efekcie stał w bezruchu. Dopiero gdy ta się oddaliła, otrząsnął się z tego stanu, przemienił w lwa i pobiegł za nią, ile sił w łapach.
To, co zobaczył, kompletnie go zaskoczyło, nie przypominał sobie, żeby wcześniej widział coś takiego, pół człowiek, pół koń i to nie jeden! Był też mężczyzna z nogami kozła i mała istotka ze skrzydłami. Były też inne człowiekopodobne istoty, ale ich już Set nie umiał przyrównać do żadnego zwierzęcia, miały cechy charakterystyczne dla różnych gatunków. Utworzyli całkiem spory tłum, w którego środku na ziemi klęczała Violetine, nadal pilnował ją wąż, a wszyscy wokół obrzucali ją gniewnym spojrzeniem. Nawet najzwyklejsze zwierzęta, bo również było ich tu sporo.
Czarny lew nieśmiało podszedł bliżej by się temu przyjrzeć. Zmienił się w prawie-człowieka, wepchał do środka tego kręgu tworzonego przez naturian i zdobył tym uwagę wszystkich obecnych.

- Czemu chcecie ją zabić? Przecież ona jest bardzo miła i nawet mięciutka jak stanie się bardziej futrzasta… - spytał, przypominając sobie przemianę dziewczyny z chwilowym uśmiechem, który szybko ustąpił na rzecz powagi, a naturianie byli albo zdziwieniu całą sytuacją, unosili wyżej brwi, ale zaczęli chichotać. Mimo to Set uparcie czekał na swoją odpowiedź i dawał tym znak, że wcale nie żartuje z tym pytaniem. Spoglądał na każdego po kolei, nie pominął też eugony, na której to w szczególności zawiesił wzrok. W końcu wyglądało, iż to ona przewodzi tym wszystkim istotom tutaj.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości