Szczyty Fellarionu[Szlak Pomarańczowy] Kompanio, w stronę skarbu!(ciąg dalszy)

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Nie ruszyła się z miejsca, kiedy tryton oddalał się od niej, aby zdobyć jakieś pożywienie, odprowadziła go jedynie przy tym wzrokiem z nadzieją, że nie odejdzie za daleko, co w jego przypadku zapewne skończyłoby się szybkim zgubieniem drogi powrotnej. Zastanawiała się czy w morzu także z taką łatwością potrafił zabłądzić i co było powodem jego braku orientacji w terenie. Oczywiście ona też nie miała niewiadomo jak dużego pojęcia o miejscach i miastach na kontynencie - znała jedynie te, w których sama kiedyś była i mniej więcej pamiętała gdzie się znajdują - ale jej nigdy nie przydarzyło się zgubić. Westchnęła ciężko i postanowiła w pierwszej kolejności kupić rybiemu przyjacielowi mapę. Nie byle jaki świstek pergaminu z planem miasta... Znaczy, to też, ale przede wszystkim taką przedstawiającą Alaranię z zaznaczonymi szlakami handlowymi. Przecież nie będzie go niańczyć w nieskończoność, prędzej czy później ich drogi się rozejdą, bo takie jest życie.

        Przeciągnęła się i skrzywiła nieprzyjemnie przez to, że zdrętwiała. Zaskoczyło ją, iż pogrążona swoimi myślami straciła poczucie czasu i siedziała cały czas w jednej pozycji. Rozejrzała się po okolicy, ale wciąż nie było żadnych oznak Rubina, nawet jego zapach był już ledwo wyczuwalny w powietrzu. Chciała jednak zaufać towarzyszowi, że poradzi sobie z tym jakże trudnym zadaniem skombinowania jakiegoś jedzenia, a tym bardziej z tym, aby nie zgubił się po drodze, dlatego nie ruszyła się z miejsca i nie poszła go szukać. Spojrzała w niebo, bo zrobiło jej się chłodno. Nie spodobał się dziewczynie widok ciężkich, ołowianych obłoków zwiastujących burzę, albo co najmniej intensywne opady deszczu, co ją bardzo zirytowało. Przypomniała sobie też wtedy o wozie z jej rzeczami i zakuło ją w sercu na myśl, że mogłyby zmoknąć. Nie mogła na to pozwolić, więc wstała z miejsca i poszła do miejsca gdzie zostawiła transport wraz z koniem. Przynajmniej zabije jakoś czas, aż tryton z łaski swojej nie zechce się pojawić z powrotem z jakimś jedzonkiem.

        Jak już zostało wspomniane, nie miała problemu ze znalezieniem wałacha i swoich rzeczy, gdyż niemalże wracała tą samą drogą, którą tu dotarła. Wymieniła się zdaniami z koniem, odpowiadając mu na jego pytanie na temat elfa, które podsumowała: "Jeszcze będzie mnie przepraszał na kolanach." Po tym siadła na kozła i poprowadziła zwierzęcego towarzysza do miejsca gdzie rozłączyła się z morskim mężczyzną. Rozpadało się nie na żarty, ale zmyślnej lisicy udało się uniknąć zmoknięcia, gdyż schowała się ze swoimi skrzyniami pod powozem, co nie uszło uwadze wałacha, który zaczął narzekać na niesprawiedliwość tego świata. Uspokoiła go swoją magią i zadowolona rozpaliła ognisko obok kiedy już przestało padać. Miała nadzieję, że mężczyzna za niedługo wróci i będzie mogła upiec sobie jedzonko.

        Zaczęło się ściemniać i robić chłodno, a trytona ni widu, ni słychu. Yve była coraz bardziej głodna i poirytowana, zimno jej jedynie nie było, ponieważ podtrzymywała ogień szczelnie okryta swoim kocykiem, który zabrała wraz z ubraniami z karczmy, w której pracowała. Nudziło jej się i miała wielką ochotę wypatroszyć towarzysza jak makrelę, co utrudniała jego nieobecność. W końcu raczył się pojawić, ale ona nie miała już ochoty się na niego wydzierać zbyt głodna i zmęczona czekaniem, oraz walką, która miała miejsce kilka godzin temu. Podniosła na niego śpiące spojrzenie znad ogniska i ziewnęła, jeszcze bardzie się okrywając ciepłym materiałem i własnym ogonem.

        - Najważniejsze, że nic ci nie jest i udało ci się nie zgubić. - Powiedziała bez żadnej złośliwości, nie miała po prostu na to siły, poza tym nie miała prawa mieć do niego pretensji, bo chciał dobrze i widać starał się chłopak, to ją nakłoniło do tego, żeby tym razem mu odpuścić. Poza tym przyniósł jedzenie, wiec nie powinna narzekać na długie czekanie. - Znikające ryby? Może to była jakaś iluzja? - Zastanowiła się nad tym i przyjrzała uważnie przyjacielowi, mrużąc oczy. - Takie coś nazywa się tęcza, powstaje w wyniku przebijania się promieni słońca przez krople deszczu. W słoneczny dzień, przy wodospadzie, lub fontannie też ją można zobaczyć jak spojrzy się pod odpowiednim kątem. - Wyjaśniła mu, choć domyślała się, że może tego nie ogarnąć, w końcu był prostym człowiekiem, a do tego facetem.

        Wzięła od niego ryby i poszła je umyć w wodzie nim je wypatroszyła i zostawiła przy palenisku nabite na kije, a po tym przeczytała podaną karteczkę.
        - To niedaleko, powinniśmy tam za niedługo być, najpóźniej za trzy dni. - Znów ziewnęła i przeniosła wzrok na piekące się ryby, znów okryta kocem, jej burczący brzuch nie mógł się już doczekać posiłku. - Idź się wpierw wykąpać, jesteś cały w błocie, inaczej nie dostaniesz jedzenia - mruknęła zerkając na niego z groźbą, że zje wszystko sama jeśli on nie umyje rąk. - I powiedz mi skarbie, skąd ty w ogóle masz mieszek i ten liścik. - Nie mogła dłużej czekać z zadaniem tego pytanie, coś tu wyraźnie śmierdziało i nie chodziło, o naturalny morski zapach trytona, przetykany męskim potem. Wyczuwała na nim nutkę krwi i magii, nie mogła wykluczyć, że to pozostałości niedawnej walki, ale wolała dla pewności przycisnąć mężczyznę w tym temacie.
Awatar użytkownika
Rubinento
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tryton
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Rubinento »

- Hmmm... No dobra - odwrócił się w stronę strumienia i zaczął się pospiesznie rozbierać w nadziei, że zdąży zanim wygłodzona lisica wszystko zje. Wskoczył do wody i poczuł przypływ sił witalnych. Zmęczenie odsunęło się od niego. "Może posiedzę tu jeszcze chwilkę... Nie! Jesteś głodny", napomniał się w myślach. Wymoczył się i odsączył nadmiar wody z ciała. Koszulę zawiesił na drzewie, bo było na niej za dużo błota. Przyszedł do paleniska i zdenerwował się na pytanie Yve.
- Znalazłem to wszystko przy strumieniu i pomyślałem, że adresat listu pewnie czeka na tą wiadomość. Masz coś przeciwko? - powiedział szorstko i skupił swoją wolę na utrzymywaniu bariery
- Zostało coś dla mnie? - z nadzieją zerknął w kierunku jedzenia i jęknął. - Musiałaś je upiec?
"Muszę brać co dają", pomyślał i wgryzł się w rybę. "Jak ona może to jeść? To ohydne...", krzywił się przy każdym gryzie, ale zjadł i ładnie jej podziękował za "pomoc". Spojrzał na siebie. Cały jego tors pokrywały niewielkie ranki. "Zapewne po upadku, czy coś" stwierdził. Wszedł na wóz, w którym stała jego balia. Teraz było w niej naprawdę dużo wody przez ulewę. Wszedł do środka i zerknął na Yve.
- Możemy już ruszać? - spytał i nie czekając na odpowiedź, delikatnie zamknął oczy. Po jakimś czasie poczuł kołysanie się pojazdu i przysnął.
Tryton miał zły sen. Widział tą kobietę z lasu tyle, że półprzezroczystą. Stała na jakimś wzniesieniu, a Rubin siedział w dolince. Otaczały go niedźwiedzie. Próbował tkać wodę, ale nie czuł żadnego przepływu mocy. Niewiasta śmiała się szyderczo. Zwierzęta miały naprawdę ostre zęby. Zbliżały się. Czuł już ich oddech na ciele i...
Obudził się cały mokry i bynajmniej nie z wody, w której spał, a z potu. Oddychał szybko i nieregularnie. Wokół niego była jednak woda, ale nie tak dużo, żeby się martwić, gdyż większość rzeczy znajdujących się na wozie była sucha. "Nawiedzanie w snach", przypomniał sobie. Nad nimi świeciły gwiazdy. Księżyc był... Nie było go. Yve na szczęście spała. Konik powolutku zbliżał się do celu. Podniósł się nieśpiesznie. Koc zsunął się z lisołaczki, a na jej twarzy malowało się jakieś bliżej nieokreślone uczucie. Naturianin okrył ją szczelnie i pocałował w czubek głowy.
- Obyś miała lepsze sny niż ja... - mruknął
Następne dwa dni minęły bardzo szybko. On rano szedł po rybki, a ona doprowadzała się do porządku. Jego łowy nie trwały już tak długo. Potem jedli, jechali, rozmawiali i wykonywali podobne czynności. Trzeciego dnia wjechali do miasta. Nic ich nie zatrzymało... Prawdopodobnie widok pięknej kobiety i trytona z maślanymi oczami wydał im się zwyczajny, szczególnie, że Rubin na tę okazję zamienił ogon na nogi. Skinął głową przechodniom, a oni odwdzięczyli mu się tym samym. Kiedy wjechali, ujrzeli wiele różnych sklepów. Tryton zbiegł z wozu i wlepił twarz w szybę piekarni. Dobiegały stamtąd przeróżne zapachy, a i widok był nie najgorszy. Między rzędami ciast, chlebów i bułeczek, naturianin dostrzegł ich wykonawcę - mężczyznę, który wyglądał na 19, może 20 lat. Był blondynem o smukłej sylwetce i sympatycznym wyrazie twarzy. Czoło miał brudne od mąki i chodził na boso. "Pewnie jeden z pachołków... Ale jaki przystojny... Aż chce mu się pomóc...", pomyślał Rubin i trącił mieszek.
- Yve? Yve! - zawołał ją po imieniu i zaczął się za nią rozglądać. Wiedział jak namawiać innych na kupno usług bądź przedmiotów. Zauważył ją w tłumie. Pobiegł do niej i delikatnie chwycił ją za rękaw. Pociągnął ją w stronę piekarni
- Patrz... Popatrz tu! O tu, o tu! Patrz jak smakowicie wyglądają te pączki. Idę kupić sobie jednego. Też sobie kupisz? Nie chcę jeść sam... - nie patrząc na nią wbiegł do piekarni i kupił jeszcze ciepłego pączka. Wsunął brązową monetę w dłoń sprzedawcy i odwrócił się w stronę wyjścia.
- Tim! Co ty do cholery robisz! - krzyknął sprzedawca do uroczego blondyna. To przypomniało trytonowi pewną sytuację, która zdarzyła się jeszcze całkiem niedawno. Wątpił jednak w to, że historia Tima też ułoży się tak wspaniale jak jemu. Podbiegł do chłopaka.
- Czy mogę zapytać, czym się zajmujesz? - spytał uprzejmie naturianin.
- Ja... Ja tu sprzątam i od czasu do czasu piekę - blondyn był najwyraźniej trochę zakłopotany. Rubin poczuł przypływ współczucia dla mężczyzny. Postanowił go pocieszyć.
- Pamiętaj o tym, że wszystko może zmienić się w jeden dzień. Wielkie zmiany zaczynają się już dziś. Kiedyś też byłem taki jak ty. Byłem popychadłem, ale wiedz, że nawet taka osoba ma wartość. Za niedługo tu wrócę i będę chciał coś co ty upiekłeś. Ale się rozgadałem. Trzymaj się - Rubin wręczył mu 10 ruenów i dodał szeptem - Mam nadzieję, że masz gdzie je schować.
Tryton uśmiechnął się widząc uśmiech i rumieniec na twarzy Tima.
Kiedy wyszedł zastał Yve siedzącą na ławce. Przysiadł się do niej.
- Wiesz... Tyle tu biednych ludzi... To niesprawiedliwe, że biedni mają pracować, podczas gdy bogacze nic nie robią. Kiedyś wzniecę tu bunt. O... Fontanna! - krzyknął uszczęśliwiony Rubin.
Awatar użytkownika
Yve
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 92
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Kurtyzana , Skrytobójca , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yve »

        Kiedy odszedł, aby się rozebrać i wykąpać, jej wzrok mimo woli powędrował za nim, obserwując go ukradkiem. Żałowała, że nie ma na świecie więcej takich mężczyzn, jak Rubin i smuciło ją, że on wolał facetów, choć to sprawiało, że był w jej oczach jeszcze bardziej uroczy. Nie wiedziała czemu akurat teraz zebrało się lisołaczce na rozmyślania odnośnie prawdziwej miłości. Przecież płeć przeciwna istniała tylko do uszczęśliwiania kobiet i po to, aby takie damy jak ona mogły zarabiać ich kosztem, co było o wiele lepsze niż ustatkowanie się i posiadanie rodziny. Na co komu małe, wrzeszczące i rozwalające wszystko potworki - mowa o dzieciach, nie o pieniądzach - skoro małe, brzęczące i niszczące przyjaźnie monety były o wiele, wiele bardziej przydatne w życiu.

        Odpłynęła myślami do miejsca, gdzie pławiła się w luksusie w ogromnym pałacu, do którego potrzebna była mapa, żeby się nie zgubić. Była tam jedyną kobietą otoczoną setką niezwykle atrakcyjnych mężczyzn różnych ras, wykonujących bez jęknięcia każdą jej nawet najgłupszą zachciankę. Wszyscy ją też kochali nie tylko jak swoją boginię, była dla nich najpiękniejszą kobietą na świecie. Pogrążona we własnym świecie nie zwróciła uwagi na to, że tryton już do niej wrócił i coś mówił. Burczenie w brzuchu, choć nie jej, spowodowało, że wróciła do rzeczywistości i spojrzała na niego z urażoną miną.
        - Oczywiście, że coś dla ciebie zostawiłam. Nie mogę się obżerać, bo przytyję. - Mruknęła dojadając z patyka do końca swoją drugą rybę. - Tylko cztery upiekłam, dwie zjadłam więc ty masz jeszcze dwie pieczone, a resztę surową. Nie chciało mi się piec wszystkiego. A jak ci się nie podoba to nie jedz tych z ogniska. - Prychnęła obrażona, że miał czelność jeszcze wybrzydzać. Cieszyła się, że w porę udało jej się powiedzieć co innego niż myślała. "Nie wiedziałam jakie lubisz jeść, dlatego nie piekłam wszystkich." Po co miałaby to mówić towarzyszowi, którego najwyraźniej coś, niebędącego komarem, poważnie ugryzło i wnerwiło.

        Wkurzyła się na niego jeszcze bardziej, kiedy pogonił ją do wznowienia podróży. Niczym sobie nie zasłużyła na takie traktowanie, ale nie miała już siły, żeby mu przywalić, a tym bardziej ochoty, aby dyskutować z przyjacielem. Była na niego obrażona. Siadła na koźle złorzecząc pod nosem na morskiego mieszkańca i ruszyła wozem, kierując się w stronę udeptanej drogi szlaku handlowego. Dopiero po wjechaniu na nią siadła na "pace" między swoimi skrzyniami, a balią i prychnęła jedynie w stronę chłopaka okrywając się swoim kocykiem i usypiając niemal od razu. Teraz mogła się bez przeszkód oddać swoim fantazjom o bezgranicznym uwielbieniu i bogactwie. Nie zdając sobie sprawy z tego, że jej przyjaciel nie miał tak przyjemnych snów. W sumie nawet gdyby wiedziała, stwierdziłaby w obecnej chwili, iż całkowicie sobie zasłużył na koszmary.

        Na następny dzień cały foch już ją opuścił i zachowywała się normalnie w stosunku do trytona. Żartowała z nim, dyskutowała na różne tematy, nawet się sprzeczała i udzielała reprymendy, jednak za każdym razem kończyło się to przyjaznym uśmiechem i wesołym śmiechem.
        W końcu udało im się dojechać do Rapsodii. Yve była niezmiernie szczęśliwa widząc w końcu jakąś cywilizację i zapominając o celu podróży, chciała zajść do najbliższej karczmy w poszukiwaniu jakiegoś zlecenia dla swojej ukrywanej profesji. Irytowało ją jednak rozgadanie wałacha, krytykującego nierówny bruk, zatłoczone ulice i daleką drogę do stajen, w których zmiennokształtna mogła bez przeszkód zaparkować. Z drugiej strony słabo jej się robiło widząc zachwyt trytona, jakby po raz pierwszy był w mieście, ale nie miała siły ani na jednego, ani na drugiego, więc postanowiła ich po prostu zignorować. Machnęła także ręką kiedy Rubin nie mogąc kontrolować swoich dziecięcych popędów, nie wytrzymał i zeskoczył z wozu biegnąc w swoją stronę. Przynajmniej miała jednego problemu mniej, a zaraz pozbędzie się drugiego.

        Po odstawieniu konia razem z wozem w odpowiednie miejsce, wróciła na uliczkę, w którym opuścił ją towarzysz, a z braku lepszego zajęcia, zaczęła rozglądać się z ciekawością, co oferują na sprzedaż tutejsze stragany. Kiedy jednak usłyszała swoje imię, zareagowała niemal natychmiast i poczęła szukać wzrokiem towarzysza. Traf chciał, że to on znalazł ją pierwszy i nim zdążyła zareagować została przez niego porwana do piekarni. Nie wiedziała czym się tryton tak podniecał, westchnęła jednak i weszła razem z nim kupić sobie słodką bułkę ku radości przyjaciela. W przeciwieństwie do niego, nie zwróciła uwagi na los pachołka i tego jak bardzo jego sytuacja przypominała tą naturianina. Po prostu otrzymała to co chciała zapłaciła i wyszła. Dopiero na zewnątrz zorientowała się, że jest sama, ale widząc czarną, znajomą czuprynę przez sklepową witrynę, nie martwiła się za bardzo o mężczyznę. Przysiadła niedaleko na ławce i ciamkała sobie spokojnie.
        - Najpierw, skarbie, to ty musisz nauczyć się sam o siebie zadbać, a dopiero po tym myśleć o rewolucjach i na pewno nie jako przywódca takowej, a co najwyżej chłopiec od ostrzenia mieczy, albo wyrabiania strzał. - Wycedziła prosto z mostu. - Dam ci jedną radę Rubinku. Jesteś dobrym facetem i w ogóle, ale z uwagi na swoje bezpieczeństwo i moje zdrowie psychiczne nie pchaj nosa tam gdzie nikt nie powinien, zgoda? - Podsumowała poważnym tonem oblizując sobie palce z lukru, widząc jednak, że chłopak bardziej był zainteresowany fontanną, niż tym co dziewczyna mówiła, uderzyła się z niedowierzaniem i rezygnacją otwartą dłonią w czoło nie mając do niego już siły. Wstała z ławki i poszła za swoim przyjacielem, co by się nie zgubił.

Ciąg dalszy: Yve, Rubinento, Verden
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość