Szczyty Fellarionu[Las] Tropem Mistrza Złodziei, ciąg dalszy

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Wzruszył ramionami i spojrzał na nią ze zrozumieniem w oczach. Wiedział, jak funkcjonuje prawo i miał jakąś wiedzę na ten temat.
         – Takie już to działa, chociaż, według mnie, gdy zdarzy się sytuacja, że zginie ktoś, kogo miało się dostarczyć żywego, łowca nie powinien iść za to do więzienia albo płacić jakąś karę. Po prostu nie dostałby nagrody za niestosowanie się do warunków zlecenia, i tyle – odparł, chociaż zdawał sobie sprawę, że i tak nie udałoby mu się tego zmienić. Właściwie, ta zasada go nie dotyczyła, więc dlaczego miałby ją zmieniać? Po to, żeby sytuacja była nieco lepsza dla kogoś, kto na niego poluje? To tak, jakby pomagał swoim wrogom, i to całkiem świadomie.
         – Dzięki, też masz „śliczny łepek” - powiedział do niej i nawet uśmiechnął się na swój sposób, dlatego też uśmiech ten był bardziej szelmowski niż miły.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przez zatoczenie się w tył, uniknął pięści skierowanej w jego szczękę. Miał dziwne wrażenie, że jego szczęka mogłaby ulec poważnemu uszkodzeniu, gdyby cios Sherani trafił w cel. Później, gdy już jego wzrok wrócił do normalności, a samo ognisko także nie raziło go tak, jak za pierwszym razem, zaatakował. Zastosował zwiększoną prędkość ataku i bardziej ofensywną postawę, czyli połączenie tych dwóch „stylów”, nad którymi rozmyślał już wcześniej.
Nie przejął się tym, gdy pierwszy cios napotkał opór w postaci pięści tygrysołaczki. Co prawda, nie spodziewał się takiego zagrania z jej strony, jednak w żaden sposób nie zepsuło to jego planów odnośnie do miejsc, w które będzie uderzał. Większa część jego uderzeń trafiła tam, gdzie chciał, co nie skończyło się za dobrze dla zmiennokształtnej. Chciał zaatakować ją ponownie, jednak usłyszał kroki i głosy, więc zrezygnował z tego, aby skupić się na nasłuchiwaniu i ocenie tego, gdzie są ci ludzie i ilu ich jest. Nie odpowiedział nic na pierwsze słowo, które padło z ust dziewczyny.
         – Nie obrażam cię. Skąd miałem wiedzieć, że pracujesz sama? To, że byłaś sama, gdy widzieliśmy się w mieście, nie oznaczałoby od razu tego, iż polujesz w pojedynkę – odpowiedział spokojnie. Nie podnosił głosu, bo, po pierwsze, nie było to potrzebne, a po drugie, nie chciał, żeby inna grupa łowców dowiedziała się, gdzie są. Salazar już od momentu, w którym ich usłyszał, wiedział, że chcą go schwytać i najpewniej będzie musiał z nimi walczyć.
Zręcznie złapał pas z nożami i od razu uzbroił się w nie wszystkie, łącznie z parą w osobnych pochwach, które teraz miał za plecami. Skoczył jeszcze do miejsca, w którym leżała jego peleryna i założył ją na siebie.
         – Jeżeli wytropisz mnie ponownie – powiedział do niej, jakby na pożegnanie, i uśmiechnął się w ten swój specyficzny sposób. Później ruszył w stronę najbliższym zarośli i wkroczył w nie, a las ponownie stał się dla niego schronieniem.

Nie spędził z nią dużo czasu i byli przeciwnikami, nawet walczyli ze sobą, ale Salazar z dziwnym uczuciem stwierdził, że chyba zaczął ją lubić albo odczuwać do niej coś podobnego. Może akceptację albo dopiero zalążek czegoś, co później mógłby nazwać polubieniem? Było to dla niego dziwne nie tylko dlatego, że ona polowała na osoby takie, jak on, ale też dlatego, iż na powierzchnię tworzącą jego charakter przedostało się coś, co ukrywał pod maską . Dlatego, co zdziwiło go jeszcze bardziej, postanowił sprzeciwić się wszelakim głosom, które mówiły mu, że najlepiej będzie, jeśli zostawi ją w spokoju i zajmie się swoim życiem, a także ucieczką. Odwrócił się i ruszył w kierunku polany.
         – A niech to piorun strzeli – powiedział cicho sam do siebie, nadal nie wierząc w to, co właśnie zamierzał zrobić.
Zaczął iść bezszelestnie, jednak nie przeszedł do skradania. Walka między tamtą grupą a Sherani musiała już się zacząć, bo do jego uszu dobiegły znajome odgłosy potyczki. Ci ludzie na pewno mieli kogoś, kto zajmował się ostrzałem, więc Salazar postanowił najpierw zabić ich i dopiero później bezpośrednio pomóc tygrysołaczce.
Był ich dwóch, obaj z kuszami, chociaż rozstawili się po przeciwnych stronach polany. Mroczny elf podkradł się najpierw do tego, który wyglądał na silniejszego i bardziej zaprawionego w boju. Zaszedł go z tyłu, uśmiechnął się, bo zdał sobie sprawę z tego, jak dobrze się skrada i skręcił kark jednemu z kuszników. Drugi musiał być bardziej uważny, bo zauważył brak towarzysza w miejscu, w którym ten powinien być i wystrzelił bełt w stronę tamtego miejsca. Pocisk śmignął tuż obok twarzy długouchego, jednak nie zadał mu żadnych obrażeń. Salazar natomiast wyskoczył z ciemności i zarośli, a później od razu wyrzucił z dłoni nóż, który, ostrzem do przodu, poleciał w stronę kusznika i wbił się prosto w jego oko, od razu go uśmiercając.

Elf zdał sobie sprawę, że stał się widoczny dla każdego, kto znajdował się na polanie. On spojrzał tylko na Sherani.
         – Nie patrz tak na mnie, sam byłem zdziwiony tym, że postanowiłem ci pomóc – powiedział do niej, aby od razu po tym wyrzucić z dłoni kolejny nóż, który trafił w czoło mężczyznę zamierzającego uciąć dziewczynie rękę. Nie udało mu się wyprowadzić tego cięcia, bo Mistrz Złodziei wysłał jego duszą w zaświaty.
         – Poza tym, gdybym ci nie pomógł, nie moglibyśmy dokończyć tego, co nam przerwali – rzucił w jej stronę podniesionym głosem i nie mógł powstrzymać szelmowskiego uśmieszku, który wpełzł na jego usta. Odchylił się do tyłu, unikając cięcia mieczem, które najpewniej mogłoby poważnie ranić obszar klatki piersiowej i kopnął do przodu, odrzucając przeciwnika kilka kroków w tył. W jego dłoniach pojawiły się ciemne ostrza Rzutek.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

- Wszystko zależy od prawa danego regionu, nie wiem jakie tu są obostrzenia - wyjaśniła, dublując elfie wzruszenie ramionami - Wolę nie sprawdzać.
Jeszcze zbyt krótko była w Alarnii, a lata temu była dzieckiem, nie mającym pojęcia jakie są przepisy prawa karnego, o tych szczególnych wytycznych nie wspominając. Po za tym przez lata mogło się wszystko zmienić. Na wschodnim kontynencie były dokładnie dwa sułtanaty z takimi restrykcjami. Z czasem pracy u nich podejmowali się jedynie ignoranci nie znający prawa lub samobójcy. Tego co czeka łowcę nagród w więzieniu nie trzeba było tłumaczyć nikomu. Polowanie zawsze mogło przyjąć nieoczekiwany obrót, zmuszając łowcę do ratowania własnego życia, kosztem żywota skazańca. Kara w takiej sytuacji stawiała życie skazanego nad życie łowcy.
- I chciała bym by również pozostał na swoim miejscu - prychnęła rozbawiona.
Chyba swoim mottem życiowym powinna uznać słowa "Bez ryzyka nie ma zabawy". Zupełnie ignorując rozsądek bawiła się niezgorzej. To już nie te czasy by nauczyciel mógł ukarać ją noszeniem wiader z wodą wokół placu. Ciekawe czy gdyby wiedział jak marny skutek dawały jego najróżniejsze kary, odpuścił by sobie karcenie dziewczyny za lekkomyślność.

Wciąż łapiąc oddech, powoli analizowała słowa Salazara. Dla niej logicznym było, że pracowała sama. Jeśli była by jedynie tropicielem wyprzedzającym grupę, znaczyło by, że jej rola sprowadzała by się do psa tropiącego, zbyt słabego by złapać to co znalazł. Chociaż nie obrażała się za przydomek, to takie podsumowanie jej pracy i zdolności drażniły ego łowczyni. Poirytowała się tym bardziej, że banda idąca lasem w jej uszach robiła hałasu tyle co polująca i ucztująca szlachta, a to dodatkowo oznaczało, że nie tylko była mało użyteczna ale i nie umiała sobie dobrać towarzyszy. To jednak były jej przemyślenia. Z jakiejś nie znanej przyczyny postawiła się w sytuacji uciekającego, a nie zdarzało jej się to za często, o ile w ogóle jej się to zdarzyło. Patrząc z jego strony, to raczej normalne, że nie spodobała mu się potencjalna zasadzka. Na pewno zdarzali się polujący w ten sposób i mogła się pienić do woli, ale użycie kobiety jako przynęty, by zyskać na czasie byłoby dość logicznym posunięciem.
Oszczędnie kiwnęła głową, jakby mówiła, że rozumie i wybacza. Były to ostatnie momenty w których pilnowała elfa wzrokiem. Odsłaniając plecy zagrała va banque, zupełnie nie mając pewności jak się to skończy.
Odetchnęła w myślach, słysząc szelest zakładanej peleryny. Co prawda elf mógł najpierw się ubrać a potem próbować ją zabić, dlatego nie zrelaksowała się jeszcze. Nie patrzyła w jego stronę, ale uważnie nasłuchiwała najmniejszych oznak ataku. Nadzieja nadzieją, czasem tylko ona pozostawała, ale fortuna sprzyja przygotowanym, więc starała się jej pomóc jak mogła.
- Nie jest to tak trudne jakby ci się zdawało - odezwała się pod nosem. Chyba nie była by sobą, gdyby ugryzła się w język zamiast prowokować los.

Truchtem wbiegła w las, kierując się odgłosami. Chwilę później zorientowała się, że sytuacja nie koniecznie będzie przebiegać tak jakby chciała. Grupa szła nie w ciasnym szyku, nie rozproszona, a półkolem jak polujące wilki. Łowcy nieśli swoje własne pochodnie. Światło skutecznie pozbawiło tygrysicę przewagi, która właśnie pechowo weszła w środek podkowy. Pozostało jej ruszać się na tyle szybko, by nie pozwolić im zamknąć okręgu.
Dopadła najbliższego z nich i szybko musiała się wycofać, zmieniając taktykę. Nie tylko od razu do pomocy rzuciło się dwóch sąsiadów, wiążąc ją w krzyżowych atakach, co było kolejną przewagą prezentowanej przez nich formacji. Jakby sama ilość wojów próbujących otoczyć Rani była niewystarczającym problemem, w ostatniej chwili udało jej się uskoczyć przed bełtem, który pojawił się znikąd.
- Znowu ? - warknęła uskakując przed kolejną strzałą. Oceniając na oko po rozmiarze i prędkości, pewnie byli to kusznicy. Plus, że ładowanie kuszy zajmowało więcej czasu. Minus, że było ich kilku, chyba dwóch i strzelali na zmianę, nie dając szansy na wykorzystanie momentu naciągania kuszy.
Nie zastanawiając się dłużej, zrobiła to czego nie znosiła robić. Rzuciła się biegiem przez las. Musiała znaleźć korzystniejsza lokalizację pozwalającą na przeciwstawienie się tak przygotowanej grupie. W innym wypadku nie przeżyje tego starcia.
Szybko jednak taktyczny odwrót zaczął przypominać polowanie na tygrysa. Kusznicy nie ułatwiali ucieczki, znacznie spowalniając Sherani. Równolegle podkowa miała czas się rozciągnąć i spełnić najgorsze przewidywania dziewczyny. Wpadła na polanę gdy pierścień się zamknął, odcinając dziewczynie większość możliwości.
Warknęła wściekle odbijając szablą bełt i rzuciła się na pierwszego z brzegu. Łowcy byli różnie uzbrojeni. Większość dzierżyła miecze, jeden miał oburęczny topór, jedna halabarda i dwie włócznie. Broń drzewcowa była według Rani dość durnym i niepraktycznym pomysłem na uzbrojenie łowcy nagród. Co innego dla myśliwego, który chce zakłuć dzikiego zwierza uwięzionego w okręgu. Wtedy sprawa jawiła się trochę inaczej, tym bardziej, że chyba właśnie została tym zwierzakiem.
Właśnie została uwięziona między cztery miecze i jedną włócznie, podczas gdy reszta powoli zmniejszała dystans, blokując drogę ewentualnej ucieczki, ale nie włączając się do starcia.
Desperacko parowała ataki, nie mając nawet czasu by przejść do ofensywy.
W ostatniej chwili umknęła przed włócznią, która otarła się o jej bok i mało co nie wpadła przez to na atakujący na odlew miecz. Wyczekała kolejnego pchnięcia. Szerokim blokiem szabli odbiła na moment dwie z atakujących kling, w tym samym czasie przedramieniem podbijając włócznie do góry. Trzeci z mieczy był niepilnowany i rozorał rękę, którą trzymała Pierścienie, od łokcia po nadgarstek. Ranił tygrysicę, ale na chwilę się odsłonił, a wsparcie jeszcze nie wróciło do wypracowanego szyku. Na to właśnie czekała. Kopnęła łowcę w pierś, posyłając go na trawę, na chwilę mając jednego mniej na głowie.
Wtedy w lesie dało się słyszeć poruszenie, a przynajmniej uszy tygrysicy je wychwyciły. Szczęk uwalnianej cięciwy i brak strzały, która powinna uderzyć gdzieś obok. Zamiast bełtu, na polanie pojawił się ciemny wysoki kształt.

Wściekły wzrok dziewczyny napotkał oczy elfa. W tym momencie była przekonana, że ma jeszcze jego na karku. Sytuacja od początku nie rysowała się różowo, by nie powiedzieć, że właśnie zafundowano jej powtórkę z rozrywki, która zmusiła Rani do zmiany kontynentu, a teraz elf postanowił dodać swoje trzy grosze. To co usłyszała było jednak jeszcze bardziej szokujące. Z wrażenia zmrużyła ślepia. Ani odrobinę nie ufała złodziejowi i właśnie zaczęła się zastanawiać co ten knuje, gdy tuż obok powietrze przeszył nóż i jeden z oprychów padł martwy.
- Psiakrew ! - krzyknęła gdy ostrze przemknęło zaraz koło jej twarzy - Wystarczyło by, byś nie przeszkadzał - warknęła, wyraźnie dając do zrozumienia, że to przez jego nagłe pojawienie się, została rozproszona i o mało nie przegrała. Zdawała sobie sprawę z beznadziejności swojego położenia, ale przyznać się, że pomoc by nie zaszkodziła, to zupełnie inna sprawa. Wątpliwe by nawet na skraju śmierci prośba o ratunek przeszła Sherani przez gardło.
- Właśnie straciłeś całą przewagę. Najwyraźniej chcesz bardziej wrócić do Trytonii niż się przyznajesz - dodała swobodniejszym tonem.
- Łapać elfa ! - w tej samej chwili krzyknął herszt grupy, która szybko się przegrupowała, zostawiając łowczyni tylko włócznika.
Teoretycznie powinien utrzymać Rani na dystans. Teoretycznie miał przewagę.
Zadał szybkie pchnięcie, dziewczyna uchyliła się w ostatniej chwili od teoretycznie śmiertelnego ataku. Błyskawicznie weszła pod drzewce i jednym susem była przy teraz odsłoniętym łowcy. Dodała drugą rękę do chwytu i wciąż będąc nisko, na pół ugiętych nogach cięła od dołu zaczynając poniżej żeber a kończąc na przeciwległym obojczyku mężczyzny, który upadł w konwulsjach i szybko powiększającej się kałuży krwi. Strzepnęła ostrze i stanęła na chwilę patrząc na ciżbę, która właśnie okrążała Salazara.
- Czyli to ciebie szukali - powiedziała trochę do mrocznego, trochę do siebie.
Powinna poczekać aż zmęczą i ranią złodzieja, tak nakazywał by pragmatyzm i rozsądek. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak powinna się zachować. Uszaty był ściganym i sposób w jaki by go złapała nie miał znaczenia, a przynajmniej nie powinien mieć. Zrobiła na odwrót.
- Jak dobrze rzucasz tymi nożami, bo niezależnie od tego kto komu pomaga, nie chcę dostać przy okazji - rzuciła, sprintem zbliżając się do pierścienia uformowanego na nowo.
Skoczyła na plecy osiłka z toporem, odbiła się od nich przeskakując nad Salazarem i wylądowała dokładnie za jego plecami, tnąc po kolanach najbliższego z najemników. Mężczyzna z wrzaskiem upadł na ziemię i szybko został uciszony. Rani właśnie się prostowała, a jego głowa toczyła się pod nogi kompanów.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Plan, który sobie ułożył, był dość dobry, przynajmniej według niego. Najlepiej obmyślona była pierwsza jego część, gdy postanowił, że w pierwszej kolejności zajmie się kusznikami, którzy mogliby utrudniać walkę na polanie, gdyby elf postanowił, iż od razu na nią wkroczy i zacznie zabijać łowców walczących bronią białą.
Salazar spodziewał się, że to ten pierwszy, czyli bardziej doświadczony, okaże się mieć bardziej wyostrzone zmysły, jednak było zupełnie inaczej, bo człowiek ten nawet nie spostrzegł, gdy długouchy złapał go za szyję i skręcił mu kark. Bełt, który niemalże otarł się o jego twarz, dał mu jasno do zrozumienia, że plan nie był tak dobry, jaki wydawał się na początku i najpierw powinien zająć się młodszym kusznikiem. Teraz też go zabił, jednak wykorzystał do tego jeden z noży do rzucania. Nie było możliwości, żeby nie trafił go w miejsce, w które celował. Dopiero po tym ujawnił swoją obecność, od razu zabijając jednego z mieczników. Gdyby nie to, Sherani mogłaby skończyć bez ręki lub z poważną raną na jej całej długości.
         – Właśnie uratowałem ci rękę i tak mi się odwdzięczasz!? - zapytał podniesionym głosem, jednocześnie unikając grotu włóczni. Łowcy szybko zorientowali się, że walczą nie tylko przeciwko tygrysołaczce, bo dołączyła do niej osoba, którą mają schwytać.
         – Gdybym nie miał planu działania, na pewno bym się ukrywał – rzucił w jej stronę. Może nie do końca było to prawdą, ale jednocześnie nie było to do końca kłamstwo. Elf, co prawda, rzeczywiście miał plan, wedle którego miał zamiar rozegrać całą potyczkę, jednak pozostanie w ukryciu, mogłoby dać mu pewną przewagę.

Większość pozostałych przy życiu łowców zaczęła podążać w jego stronę, gdy ich przywódca wydał taki rozkaz. Przy Sherani został jeden człowiek albo dwóch, nie był pewien, bo widok zasłaniały mu sylwetki grupy, która szła w jego stronę. Rozdzielili się i zaczęli otaczać go w półokręgu. Salazar przebiegł wzrokiem po wszystkich, żeby ich policzyć. Siedmiu, w tym ich herszt. Grupa na początku liczyła więcej ludzi, jednak kilka już pożegnało się z tym światem. Na początku musiała składać się z jedenastu lub dwunastu członków i było to dość sporo, jak na polowanie na jednego osobnika. Z drugiej strony, może chcieli mieć pewność, że uda im się go złapać, nawet gdyby stawiał opór i zabił część z nich.
Dwa ostrza wystrzeliły z jego dłoni niemalże w tym samym czasie. Oba skierowane były w stronę włócznika i mężczyzny z halabardą. Noże trafiły celu, tym samym sprawiając, że w stronę elfa szło pięciu ludzi, a nie siedmiu. Jeden z nich próbował się osłonić, ale coś mu nie wyszło i sprawił tylko, że ostrze wbiło się prosto w jego gardło, a nie w oko.
         – Jeśli nie będę chciał, żebyś dostała jednym z nich, to nie znajdziesz zabłąkanego noża, który cię trafi – rzucił do niej. Po tych słowach powinna domyślić się, że rzuca naprawdę dobrze, chociaż nie powiedział tego wprost.

Poczuł, jak dziewczyna opiera się plecami o jego plecy. Przywódca tej grupy wyróżniał się nie tylko tym, że jako jedyny uzbrojony był w topór, ale także tym, iż miał na sobie skórzaną zbroję wzmocnioną stalowymi fragmentami, gdzie pozostali łowcy mieli na sobie wyłącznie lekkie i skórzane pancerze.
Najemnicy otoczyli ich kołem, a jeden z nich szybko stracił życie. Zostało czterech. W ich oczach było widać chęć zabicia zarówno elfa, jak i tygrysołaczki, jednak wiedzieli, że długouchego muszą pojmać żywcem. To ograniczało ich zakres działań, a Salazar już wiedział, że wykorzysta to z chęcią. W jego dłoniach znowu pojawiły się noże, którymi teraz miał zamiar posługiwać się tak, jak sztyletami.
Skrzyżował ostrza w powietrzu, tym samym blokując miecz przeciwnika. Po chwili odepchnął go do przodu i wyskoczył w tym samym kierunku, zagłębiając jedno z ostrzy prosto w klatce piersiowej przeciwnika. Trafił w serce, czyli właśnie tam, gdzie chciał wbić nóż. Tym ruchem zniszczył także półokrąg, którym zostali otoczeni. Usłyszał nad sobą świst ostrza przecinającego powietrze i odskoczył w bok, a topór wbił się w ciało mężczyzny, którego przed chwilą zabił. Od razu wyprowadził kopnięcie, które odrzuciło przywódcę bandy do tyłu i oddaliło od jego broni. Salazar przeskoczył nad ciałem i postawił się w roli muru między przeciwnikiem a bronią. Ten się tym nie przejął i dobył noża myśliwskiego. Mistrz Złodziei uśmiechnął się i zaatakował.

Ostrza noży starł się, elf miał przewagę w postaci ilości broni. Herszt odbił jedno z ostrzy, jednak drugie trafiło go w brzuch. Adrenalina sprawiła, że przeciwnik Salazara nawet nie przejął się raną i zaatakował. Złodziej uchylił się, jednak zrobił to trochę za późno i nóż myśliwski trafił go w rękę. Rana nie była poważna, jednak na pewno będzie trzeba się nią zająć, gdy już będzie po walce.
Metalowe fragmenty pancerza utrudniały trafienie, bo przywódca łowców wiedział, jak je wykorzystać. Ostrze noża znowu przesunęło się po metalu, gdy elf spróbował trafić go w szyję. Przynajmniej udało mu się zadać kolejną ranę brzucha, która krwawiła tak samo, jak ta poprzednia. Jeżeli przeciągnie walkę, jego przeciwnik wykrwawi się, ale Salazar nie chciał tego robić, wolał zabić go szybciej i zakończyć to wszystko.
Wykonał kolejny unik, a później następny i jeszcze jeden, aby na koniec kopnąć mężczyznę w kolano i sprawić, że ten zostanie wytrącony z rytmu walki. Udało się, więc długouchy nie czekał długo i pociągnął ostrzem noża po gardle herszta. Krew trysnęła na trawę, barwiąc ją szkarłatem. Dopiero teraz zerknął w stronę Sherani, sprawdzając to, jak sobie radzi. W razie czego, miał przygotowany nóż, aby nim rzucić, chociaż wyglądało na to, że tygrysołaczka poradziła sobie w miarę dobrze z łowcami, z którymi walczyła. Schował Rzutki, zauważając też, że reszta także wróciła na swoje miejsce.

Nagle na środku polany pojawił się długowłosy osobnik, ubrany w koszulę barwioną na kolor ciemnej zieleni, zwykłe spodnie skórzane i długie, czarne buty. Najpierw spojrzał na ciała, westchnął i powiedział do siebie, że zawsze sam musi się wszystkich zajmować. Dopiero później przeniósł wzrok na elfa i tygrysołaczkę, przez chwilę przyglądał im się krytycznym wzrokiem, może poddając ich ocenie.
         – Mieli cię schwytać i przyprowadzić do mojej siedziby – powiedział, zwracając się do Salazara.
         – Byłeś… Nadal jesteś bardzo dobrym kandydatem na kogoś, na kim będę mógł sprawdzić działanie moich eksperymentów – dodał po chwili i przeniósł spojrzenia na Sherani. Wyglądało na to, że nad czymś się zastanawia.
         – Tak. Ty też mi się przydasz – odezwał się po chwili. Później wykonał kilka gestów dłońmi, aby na sam koniec w nie klasnąć. Zarówno Rani, jak i Salazar mogli teraz poczuć nagłe zawroty głowy, aby po chwili stracić przytomność.

********************

Elf obudził się w niewielkiej celi. Nie zauważył żadnego źródła światła, jednak nie przeszkadzało mu to, w końcu widział w ciemności. Miał na sobie swoje ubranie, jednak nie czuł znajomego ciężaru Rzutek. Spojrzał na rękę, ale nie zauważył rany, która powinna tam być. Usiadł na prostym łóżku, które bardzo przypomniało więzienne. Na początku myślał, że mag przeniósł go do więzienia w Trytonii, jednak szybko spostrzegł, że otaczają go trzy ściany i tylko z przodu, tam, gdzie znajdowało się wejście, były kraty. W miejskim więzieniu z czterech stron otoczony byłby metalem. Wstał i podszedł do drzwi. Szarpnął za nie, jakby spodziewał się, iż będą otwarte, jednak tak nie było, co było czymś wręcz oczywistym.
         – Jest tu kto!? - zapytał podniesionym głosem, aby już po chwili usłyszeć, jak jego echo odbija się od ścian.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

- Jakbyś nie przeszkadzał, to byś nie musiał pomagać - burknęła. Podziękowań Salazar mógł się raczej nie doczekać. Łowczyni nie prosiła, nie dziękowała i do tej pory jeszcze nie zdarzył jej się wyjątek.
Może nie przyznała się do tego, ale wiedziała, że złodziej nie tylko uratował jej rękę, ale też wyciągnął z bardzo ciężkiej sytuacji. Przewaga liczebna przeciwników była zbyt wielka i mało prawdopodobne by drugi raz wykaraskała się z takiej kabały. Pojawienie się elfa uratowało ją nawet jeśli trochę inaczej to planował, skupiając całą uwagę atakujących na sobie. W porównaniu z początkową sytuacją, pokonanie jednego włócznika było jak spacerek po zielonej trawce. Szybko więc mogła dołączyć do walczącego mrocznego.

- Lepiej gdybyś powiedział "Nie chcę cię zabić, więc nie musisz się obawiać" - złośliwie podsumowała, opierając się o plecy złodzieja. Zaraz potem dodała niby pod nosem, ale tak, że uszaty mógł usłyszeć bez problemu - I tak bym nie poczuła się bezpieczniej, ale brzmiało by to lepiej.
W wypowiedzi była maleńka luka. Salazar nie powiedział, czy chce ją trafić czy nie. Parafrazując, jeśli dostanie nożem to będzie to zupełnie i całkowicie zamierzone. Co prawda nawet gdyby zaręczał, że jest z nim całkowicie bezpieczna, nie uwierzyła by. Tak na dobrą sprawę ciężko stwierdzić, czy Rani wolałaby, by złodziej łgał udając, że jest niegroźny czy by zostawiał niedomówienia z dowolnością interpretacji.

We dwójkę szło znacznie szybciej i szala rozgrywki szybko przechyliła się na stronę zwierzyny, ku wściekłości myśliwych. Gdy mroczny zajął się hersztem, zdejmując wcześniej dwóch innych mężczyzn, Sherani pozostało dwóch ostatnich.
Próbowali się rozdzielić, by jeden zajął dziewczynę, a drugi znalazł się za plecami zmiennokształtnej. Wolała do tego nie dopuścić. Sparowała właśnie jeden z mieczy, drugi zamiast zsunąć się po grzbiecie, wplątał się w pierścienie szabli, więznąc na chwilę. To był doskonały moment. Puściła szablę i z rozpędem rąbnęła zaskoczonego mężczyznę barkiem, zbijając go z nóg i dodając hak wymierzony w szczękę. Od razu tego pożałowała, gdy okaleczona wcześniej pięść trafiła celu. Warknęła rozzłoszczona, gdy on upadał zaskoczony, a drugi z łowców chciał dopaść, rozbrojoną na chwilę tygrysicę.
Zaatakował, tnąc z góry, licząc zakończyć sprawę szybko. Rani zamarła w bezruchu czekając ataku. Łowca z satysfakcja w oczach, przekonany o swoim zwycięstwie opuścił klingę. Łowczyni w ostatniej chwili usunęła się lekko w bok, uderzając dłonią w płaz i zbijając miecz ze swego toru. Zaraz potem wyprowadziła dwa niezależne ataki na twarz atakującego i łokieć ręki trzymającej miecz. Mężczyzna zatoczył się w tył z wrzaskiem, a łowczyni poprawiała właśnie chwyt na cudzym mieczu, ważąc go w dłoni.
Tygrysołaczka nie czekała aż się pozbierają. Najpierw wróciła do pierwszego z atakujących, wykańczając go pchnięciem w serce. Zaraz potem odwróciła się do drugiego z nich. Łowca próbował szybko wstać i uciekać, ale skończył tak samo jak poprzednik. Zaraz po dobiciu przeciwników rzuciła cudzą broń i wróciła po szablę, która leżała wbita w trawę. Wytarła klingę o swoje spodnie i z nieodłącznym brzękiem pierścieni, schowała do pochwy. Już miała wziąć się za sprzątanie polany, gdy znikąd pojawił się podejrzany osobnik.
Kolejny przybył po elfa, ten jednak na odległość śmierdział magią, a to nie zwiastowało nic dobrego. Już miała się wycofać, odstępując od walki o złodzieja, gdy wzrok przybysza padł i na nią.
Warknęła, gotując się do wznowienia walki - Po moim tru... - ale nie dokończyła, bo padła twarzą w trawę.
- To się da zrobić - odezwał się cicho mag, znikając razem z dwójką nieprzytomnych.

***


Obudził ją potworny ból głowy. Jakby ktoś przyłożył jej obuchem. Pierwsza myśl przemykająca przez głowę Sherani, obwiniła za wszystko złodzieja. W miarę jednak jak odzyskiwała świadomość, łączyła fakty. To nie Salazar ją zaatakował, co wywołało krótką ulgę. Mroczne elfy nie miały najlepszej renomy. Śmierć podczas tortur czy w lochu, nie była niczym chwalebnym, ładnym ani przyjemnym. Nic innego nie oczekiwała od mieszkańców podziemi. Szybko jednak stwierdziła, że chociaż znalazła się w złym miejscu o niewłaściwej porze i została pojmana przy okazji, to nikt nie wykluczał tortur i zdychania w brei krwi i ekskrementów, gdzieś w czarnej dziurze w ziemi. Po prostu cudownie. Chciała rozrywki ? Chciała wyzwań ? Proszę bardzo. Miała nauczkę.
Wokół panowały prawie całkowite ciemności i ledwie rozróżniała zarys krat i wnętrza niewielkiej celi z pryczą. Westchnęła ciężko, powoli siadając. Wciąż jeszcze kręciło jej się w głowie, do tego magia miała jeden poważny minus. Gdyby została znokautowana, umysł byłby otępiały po utracie przytomności i chwilę zajmowałby mu powrót do sprawności, ale funkcjonowałby jak po długim relaksującym śnie, jeśli oczywiście wykluczyć guzy i bolesne siniaki.
Po magicznym ataku umysł zachowywał się jakby cały czas nieprzytomności, wykorzystywał na walkę z magicznym agresorem. Tak się teraz czuła Sherani, jakby cały czas rozwiązywała zadania taktyczne.
Nastroju nie poprawiały jej dochodzące do nozdrzy zapachy. Krew, dużo krwi, starej i nowej, wielu więźniów, chociaż teraz okoliczne cele były puste, a to nie wróżyło nic dobrego. W miarę jak wyostrzały jej się zmysły, usłyszała, że jednak ktoś po za nią tu jest. Słyszała oddech, później kroki, chwilę potem, wśród smrodu lochów rozpoznała znaną nutę i dotarł do niej znajmy głos.
- Czy ktoś przeżył dość długo by ci powiedzieć, że przynosisz pecha ?
Odkąd wzięła się za mrocznego, niby wszystko szło prawidłowo, a jednak nic nie układało się jak powinno. Zostawiła cały ekwipunek i ganiała jako tygrys po lesie, tłukła się zamiast go zwyczajnie pojmać, a teraz złapał ją świrnięty mag, wspaniale.
Wyleczone rany niepokoiły tygrysicę równie mocno jak skute na plecach ręce. Była zamknięta, więc jedynym sensownym wytłumaczeniem dla stalowych kajdan, było zablokowanie przemiany. Mag pewnie bez trudu rozpoznał w niej zmiennokształtną. Kajdany zaś nawet nie musiały być magiczne. Wystarczyło trochę żelaza wykręcającego ręce na plecach. Jeśli w takim stanie chciała by się przeobrazić, skończyła by z paskudnymi złamaniami w obrębie stawów, które u zwierzęcia układały się zupełnie inaczej niż u człowieka. Proste a jak skuteczne.
Dodatkowo to zmęczenie, była odporna na niewyspanie, ale chyba zbliżała się do swoich limitów. Jeszcze trochę a zacznie to wpływać na jej refleks i zmysły. Drzemka w celi nie wchodziła w grę, ani nie zaśnie ani nie chciała tego robić.
Wstała czując, że zawroty głowy ustają i kopnęła kilka razy kraty, wyładowując na nich złość. Oczywiście nie drgnęły, za to w głowie zaczęło jej na powrót huczeć. Oparła się plecami o ścianę i zsuwając po niej wróciła do siedzącej pozycji. Sytuacja była beznadziejna. Może nie bez wyjścia, zawsze było jakieś wyjście, ale przyszłość nie jawiła się w promiennych barwach.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Uśmiechnął się sam do siebie. Oczywiście, że rozpoznał głos, który odpowiedział na jego pytanie. Była to dziewczyna, która wytropiła go, złapała i na sam koniec walczyła ramię w ramię z innymi łowcami. Cóż… wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Akurat w tej sytuacji i wcześniejszej, dziejącej się jeszcze w lesie, sprawdza się to naprawdę dobrze. Nawet teraz elf podejrzewał, że, gdy już uda mu się uwolnić z tej celi, pomoże w tym Sherani i razem poszukają wyjścia z tego… budynku, czy gdzie się tam znajdowali. W końcu, co dwie głowy, to nie jedna, poza tym musieli też odzyskać swoją broń, bo tygrysołaczka pewnie też straciła miecz.
         – Raczej nie – odparł po chwili, nadal mając uśmieszek na ustach. Chociaż, po samym głosie, nie dało się stwierdzić, iż długouchy się uśmiecha.
         – Szczerze mówiąc, to działa tylko wtedy, gdy ucieknę z więzienia czy stanie się coś, co sprawi, że będę osobą ściganą. Normalnie nie roztaczam wokół siebie takiej… pechowej aury, inaczej nie byłbym złodziejem – dopowiedział po chwili, przy okazji sprawdzając, czy jego nieduża torba także zniknęła razem z Rzutkami. Na szczęście była przy jego ciele, a to oznaczało, że miał przy sobie Mistrzowski Wytrych Ertu. Z kolei to znaczyło, iż kwestią czasu było rozpracowanie zamku przez mrocznego i uwolnienie się z celi. Salazar właśnie teraz zauważył, że wcześniejsza utrata przytomności zadziałała na niego zupełnie tak, jak dłuższa chwila odpoczynku i, właściwie, nie czuł zmęczenia. Jeszcze.

Elf przykucnął przy zamkniętym wejściu do celi, w której siedział i wyciągnął Wytrych. Włożył go w zamek i zaczął poruszać, uważnie nasłuchując. Musiał wiedzieć, gdy trafi na zapadkę i będzie mógł popchnąć narzędzie dalej, a zapadkę podeprzeć jego dalszą częścią. Po niedługiej chwili, Sherani mogła usłyszeć dźwięk podobny do przekręcanego klucza w zamku i otwierania nim drzwi. Później sąsiednia cela stanęła otworem, a krótką chwilę po tym, przed drzwiami do klatki tygrysicy stanął dobrze jej znany elf.
         – Witam serdecznie, czy mogę zaproponować pomoc w wydostaniu się z tej opresji? - zapytał z uśmieszkiem cwaniaka na ustach. Oczywiście, oświadczył jej, że otworzy drzwi, jednak powiedział to dość… niepoważnie, może nieco parodiując ten typ osób, które chcą się dobrze wysławiać i być chwalone za to, że mówią właśnie w ten sposób.
         – Z tym zamkiem poradzę sobie szybciej, bo już wiem, jak go rozpracować – poinformował ją, przyjmując poważniejszy ton głosu. Taki, który lepiej pasował do jego osoby. Następnie przykucnął przy zamku i włożył do środka Mistrzowski Wytrych. Naprawdę zajęło mu to mniej czas niż wcześniej, więc Sherani miała otwarte drzwi już po chwili.

         – Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy. Nie wiem też, kim jest ten mag, który nas porwał. Wiem, że musimy się stąd wydostać, znaleźć uzbrojenie i, przy okazji, pozbawić życia tego maga – powiedział do niej. Właściwie, tego nie można było nawet nazwać planem. Bardziej była to niedługa lista celów, bo aby stworzyć plan, musiałby znać rozkład pomieszczeń, wiedzieć, czy i ilu strażników lub wrogów znajduje się w tym budynku, czymkolwiek by on nie był. Poza tym, dobrze by też było wiedzieć, gdzie znajduje się komnata porywacza i jakiś magazyn, w którym mogliby znaleźć broń.
         – Zgodzisz się ze mną, że mamy podobne cele i lepiej będzie, jeśli będziemy współpracować? - zapytał, głównie dla pewności. Salazar nie wątpił w to, że mógłby dać sobie radę w pojedynkę, jednak, w takim położeniu, zawsze warto było mieć kogoś do pomocy, jeśli miało się taką możliwość.
Mroczny dopiero teraz rozejrzał się wokół i spostrzegł, iż na ścianach nie palą się żadne pochodnie. Nie, żeby mu to przeszkadzało, czy coś, w końcu widział w ciemności.
         – Przeszkadza ci to, że jest tu ciemno? Jesteś tygrysołakiem. Kimś, kto ma w sobie duszę ludzką i duszę zwierzęcia… Koty to zwierzęta, których oczy przystosowane są do widzenia w ciemności. Twoje też takie są? - zapytał, raptownie spoglądając na Sherani. Musiał to wiedzieć, żeby przystosować swoje działania do jej osoby. Tak, to był jeden z powodów, dla których nie przepadał za działaniem nie w pojedynkę. Swoją drogą, mogli pójść w lewo albo w prawo, bo właśnie w te strony prowadził korytarz. Nie wydawał się zakręcać i łączyć po drugiej stronie, jednak nie oznaczało to, iż obie strony nie łączyły się gdzieś dalej. O wiele lepiej byłoby mieć plany budynku. W ich położeniu kawałek pergaminu z naniesionymi nań pomieszczeniami i korytarzami był towarem luksusowym, na który nie mogli sobie pozwolić. O ile w ogóle takie plany istniały, na pewno znajdowały się w komnacie maga.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        - Stało by się coś, jakbyś został w tym pierdlu chociaż dzień dłużej ? - burknęła zmęczonym głosem, odpowiadając na żarty mrocznego, bo jak inaczej nazwać taką odpowiedź, adekwatną zresztą do pytania.
Kojąc ból głowy zamknęła na chwilę oczy. Nie znosiła zamkniętych pomieszczeń, szczególnie tak ciasnych. W zamknięciu czuła się osaczona. Uwięziona, rozbrojona i skuta, czuła się bezbronna, a to było dla Sherani wyjątkowo frustrujące. Mogła walczyć z przeciwnikami przewyższającymi ją liczbą, z brakiem nadziei na zwycięstwo. Nie bała się śmierci, nigdy nawet specjalnie nie próbowała jej unikać. Gdy przyjdzie czas przywita chłód grobu z uśmiechem na twarzy i prawdopodobnie krwią wrogów na rękach. Puki mogła walczyć nic innego się nie liczyło. Teraz w tak prosty sposób, odebrano jej wszystko. Możliwość obrony, poczucie kontroli nad własnym życiem, szanse godnej śmierci, bo nie przypuszczała by ktoś kto ich zamknął, miał przyjemne plany, nawet możliwość przemiany w durnego zwierzaka.

        Długo jednak nie usiedziała, nie potrafiła. Gdy tylko po kilku sekundach, uciążliwe pulsowanie ustało, podniosła się na nogi. Zaczęła oceniać więzienie i skończyła chodząc wzdłuż celi, ignorując metaliczne skrobanie dochodzące z więzienia sąsiada.
Zdawała sobie sprawę z idiotyczności tego zachowania. Marnowała siły zamiast wypocząć, ale nie potrafiła tego zwalczyć i tylko krok dzielił ją od gryzienia krat w napadzie rozpaczliwej złości.
Może dlatego mag uniemożliwił jej przemianę. Utrzymać w zamknięciu wściekłą dziewczynę to jedno, ale z ogarniętym furią zwierzęciem mogło by być trudniej. Prawdopodobnie czarodziej nie znał jej gatunku i na pewno nie mógł wiedzieć jak dużym zwierzęciem się stawała. Cały urok magii likantropi. Filigranowa dziewczyna przemieniała się w kilkuset kilogramowego drapieżnika. Co prawda nie miała takiego szczęścia. Jako tygrys ważyła niespełna dwieście kilo. Podczas gdy mogła by ważyć 500, takie to jej popieprzone szczęście, ale porywacz tego nie wiedział. Prawdopodobnie więc mag obawiał się tygrysa i jego złości, albo też chciał mieć nad nią większą kontrolę niż dawała sama klatka.
Kopnęła kilka razy w ścianę. Grzebnęła noga po podłodze, tupiąc w nią kilka razy. Odeszła od krat i rozpędziła się uderzając w nie barkiem, co powtórzyła jeszcze kilka razy, z niezmiennym skutkiem. Stal wibrowała, osypało się trochę pyłu z miejsca osadzenia prętów, ale krata ani myślała ustąpić.
Na koniec rozejrzała się po celi, po czym rozpędziła się na tyle, ile pozwalała długość maleńkiego pomieszczenia i wbiegła po ścianie, by z całych sił kopnąć w sufit. Siła uderzenia posłała tygrysicę w dół. Normalnie podparła by się rękoma i wylądowała z gracją robiąc przewrót, albo salto. Teraz nie tylko nie mogła użyć rak jako podpory, ale nawet równowagę miała nie taką jak zawsze, przez co zamiast wylądować z kocią zwinnością, rąbnęła z impetem i bolesnym stęknięciem, na plecy. Ze sklepienia osypała się chmura pyłu i drobnych kamyczków, wprost na łowczynię. Samo uderzenie odbiło się głuchym i nieustępliwym tąpnięciem. Nie miała nadziei, że ściany czy sufit ustąpią, skoro drzwi nie chciały tego zrobić, ale samo uderzenie dostarczyło jej dość ważnych informacji, a inaczej nie miała jak zastukać w sklepienie. Loch wydrążony był w skałach albo pod ziemią, nie zaś wymurowany, o czym świadczył dźwięk wydany przez powałę. To z kolei dodawało dodatkowe komplikacje do listy utrudnień w wydostaniu się z więzienia.
        W momencie gdy Sherani zbierała się z gleby, przed jej kratami stanął szczerzący się złodziej.
Najchętniej obiła by mu ten radosny pysk. W zasadzie, nie zależnie czy przed kratami stał by strażnik, bogu ducha winien Salazar, czy całkiem niewinny przechodzień, Rani miała by wielką ochotę policzyć komuś zęby, tak dla poprawy własnego humoru. Zwykle hamowała swoje zapędy do atakowania każdego na swojej drodze, ale ilekroć trafiała do aresztu, a czasem się to zdarzało, to w ramach kuracji relaksującej, zawsze wywołała jakąś chryję. Z niewiadomego powodu, nawet nie musiała się specjalnie starać, bo kłopoty jakby same szukały tygrysicy.
Stanęła obserwując Salazara, który ani trochę się nie przechwalił i uporał się z zamkiem błyskawicznie. Może w innej sytuacji wyraziła by swoje uznanie. Teraz jednak była zła, a wściekłość zamiast ustępować z powodu uwolnienia, tylko rosła bo musiała poprosić elfa o pomoc w rozkuciu rąk.

        Z tłumionym warczeniem i zmrużonymi oczyma wysłuchała wypowiedzi Salazara. Nie powiedział nic, z czym by się nie zgadzała. Czym innym jednak była spontaniczna współpraca w lesie, czym innym wspólne wydostawanie się z kłopotów i Rani bynajmniej nie cieszyła wizja kooperacji. Bijąc się z własnymi myślami, nie odezwała się, taksując elfa wzrokiem. Gdyby chciał, mógł odejść sam. To samo tyczyło się zabicia jej. Nie miał celu w uwalnianiu jej osoby, nie mniej ciężko było Rani uwierzyć w dobre intencje kogokolwiek, a tym bardziej kogoś, kto chwilę temu był jej wrogiem. Szukając podstępu, odpowiedziała dopiero słysząc wzmiankę o duszach - Brednie poety, który nadużywa wódki anyżowej. Dwie dusze - prychnęła pogardliwie - Jestem bestią, która czasem potrafi przybrać wygląd człowieka - powiedziała z autoironią, ale bez goryczy, którą teoretycznie taka wypowiedź powinna ociekać - To żart magi i choroba tak jak i syfilis - burknęła.
"Dwie dusze, też coś". Pierwsze miesiące, gdy nie kontrolowała przemiany, nie były najlepszymi wspomnieniami. Tygrys otrzymywał całą złość dziewczyny, jednocześnie przejmując pełną kontrolę, przez co szalała jak zwierzę chore na wściekliznę. Co za kretyn mógł rozpuścić takie kwieciste farmazony, nie wiedziała czy miała choćby jedną duszę, a co dopiero dwie. W tamtym okresie, nie zarobiła nawet na jednym ściganym, bo zwłok nie dawało się rozpoznać. Nie kontrolowała czynów, ale doskonale pamiętała co robiła. Nigdy nie miała wyrzutów sumienia zabijając, ale rozszarpywanie ofiar nie przystawało do jej wizji profesjonalizmu i budziło niesmak wobec tego czym się stała. Pogodzenie się ze swoją drugą naturą zajęło jej dwa razy więcej czasu niż samo opanowanie wewnętrznego drapieżnika. Gdy już dała upust frustracji warcząc, bo bić nie mogła, wreszcie odpowiedziała na pytanie mrocznego.
- Tak widzę w ciemności. Gorzej niż ty i lepiej niż człowiek. I tak, obawiam się, że nie mam innego wyjścia jak zgodzić się na współpracę - odparła, odwracając się plecami do elfa, który jeśli nie zauważył wcześniej, teraz mógł wyraźnie dostrzec kajdany.
Na pierwszy rzut oka widać było, że samo odsłonięcie pleców kosztowało dziewczynę wiele. Każdy mięsień był napięty, stała sztywno, jakby właśnie miała ją czekać pieszczota brzytwą po gardle a nie pomoc w odzyskaniu pełnej swobody.
Cwałujące w głowie myśli nie ułatwiały. Mistrz zawsze mówił, że kompan jest cenniejszy od skarbów. To, że rzadko go słuchała było jednym, to, jak sromotnie mylił się w tej kwestii, było zgoła inną rzeczą. Zbieżność interesów była znacznie bardziej racjonalną pobudką do połączenia sił. Nie czuła się jednak przekonana. Blizna na twarzy mrowiła nieprzyjemnie, przypominając jak szybko przyjaciele, cele i interesy potrafią się zmieniać, a ona miała zamiar zaufać mrocznemu elfowi, jakby niczego się nie nauczyła.

        Gdy tylko ciężar żelaza zniknął z nadgarstków, odsunęła się od uszatego, jak najszybciej wychodząc z celi. Zmrużyła oczy i powoli rozejrzała się po okolicy. Zamiast patrzeć, co na pierwszy rzut oka robiła, Sherani zdała się na nos.
- Tam cuchnie śmiercią, krwią i rozkładem - wskazała lewą stronę korytarza. Zapach nie był dość silny by wyczuł go człowiek, ale tygrys już jak najbardziej - Tam czuć kłopoty, ale to stamtąd przychodzi powietrze - wskazała prawą stronę, czekając co na to odpowie złodziej.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Nie odpowiedział na kolejne słowa tygrysołaczki, chciał skupić się na otwarciu zamka, który blokował mu wyjście z celi. Salazar dał im się złapać. Pozwolił na to. Sherani mogła mu w to nie wierzyć, jednak on wiedział, jak było naprawdę i, że nie jest to kłamstwem. Zawsze mógł nie wpaść na taki pomysł albo odrzucić go, wtedy to wszystkie by się nie stało. Mógł też, przy okazji ucieczki z więzienia, pozabijać strażników, w tym kapitana, jednak nie zrobił tego. Z drugiej strony, gdyby nie dał im się złapać, nie spotkałby łowczyni. Osobiście, powoli, bardzo powoli, zaczął uważać ją za dość ciekawą personę, mimo zasadniczych różnic między nimi. Właściwie, to także miało jakiś niewielki wkład w to, że zdecydował się na uwolnienie jej z celi. Nie zmieniało to faktu, iż głównym powodem ku temu była możliwość posiadania przy sobie kogoś, kto aktualnie ma podobne priorytety. Właśnie dlatego połączą siły i będą wspólnie przemierzać korytarze, aby odnaleźć miejsce, w którym trzymana jest ich broń, a później pomieszczenie, gdzie rezyduje mag. Oboje chcieli go zabić.

Wydostał się z celi, w końcu. Później przeszedł kilka kroków, aby stanąć przed celą Sherani. Porozmawiali chwilę, chociaż głównie to on mówił, a ona odezwała się dopiero wtedy, gdy oczekiwał od niej zgody na współpracę i na to, że mają podobne plany. W każdym razie, wcześniej rozpracował zamek wytrychem i drzwi do więzienia tygrysołaczki stanęły otworem. Nie wszedł do środka, po prostu odsunął się na bok i poczekał na to, aż on wyjdzie na korytarz. Ona jednak stanęła do niego plecami i wyglądało na to, iż nie ma zamiaru wychodzić na zewnątrz, dopóki kajdany uniemożliwiają jej ruch rękoma. Długouchy westchnął i wszedł do środka, z wytrychem przygotowanym do użycia, tym razem na zamku blokującym zatrzaski kajdan. Raz jeszcze opadł na kolano, tym razem za plecami Sherani. Przez chwilę przyglądał się kajdanom, a później zaczął rozpracowywać ich zamek. Zajęło mu to trochę więcej czasu niż otwarcie drzwi do jej celi, jednak, ostatecznie, uwolnił ręce zmiennokształtnej. Podniósł się do pozycji stojącej, schował wytrych i wyszedł z celi. Ponownie stanął obok, aby poczekać na to, aż kobieta wyjdzie na korytarz.
         – W takim razie, idziemy w prawo – zakomunikował jej i skierował się w stronę, o której przed chwilą wspomniał. Z tego, co powiedziała łowczyni, gdyby poszli w lewo, na pewno nie trafiliby na wyjście lub korytarz czy coś innego, co mogłoby ich zaprowadzić dalej. Ze „śmiercią, krwią i rozkładem” kojarzyła mu się sala tortur albo miejsce, w którym mag umieszczałby trupy, aby później zostały zjedzone przez stworzenia żywiące się martwym mięsem.

Szli przez… jakiś czas. Będąc w czymś, w rodzaju lochów, które najpewniej znajdują się pod ziemią, ciężko jest zachować rachubę czasu i szybko można stracić jego poczucie, jeśli ciągle się go nie liczy. Salazar tego nie robił i podejrzewał, że Sherani także tego nie robiła, więc czasu marszu od cel do drzwi nie dało się określić precyzyjnie. W każdym razie, najważniejsze było to, iż, w końcu, stanęli przed jakimś drzwiami. Nie było w nich żadnego otworu, więc nie wiedzieli co znajdą za nimi, jednak Salazar i tak popchnął je do przodu.
Drzwi, nie stawiając oporu, otworzyły się z lekkim skrzypieniem zawiasów, a przed oczami duetu pokazało się przejście. Już z tego miejsca widzieli, że po kilkunastu krokach będzie się ono rozdzielać na dwa inne – jedno prowadzące w lewo, drugie w prawo.
         – Prawo czy lewo? Co podpowiada ci twój węch? - zapytał tygrysicy chwilę po tym, jak zaczęli iść do przodu. Jak na razie było cicho, jednak nie oznaczało to, iż nie natknął się na różnorakie niebezpieczeństwa… w końcu dopiero tu weszli.

***************

Tymczasem mag siedział w fotelu w swoim gabinecie i uśmiechał się szeroko. Naprzeciw niego stało spore lustro, w którym nie widniało jego odbicie. Mężczyzna ten widział tam Salazara i Sherani, którzy właśnie wkroczyli do specjalnie przygotowanego labiryntu, w którym błąkają się różne twory tegoż jegomościa. Oczywiście, nie są one jedynym zagrożeniem, bo w losowych miejscach pozostawione są też pułapki, magiczne i te zwykłe, które tylko czekają na nieostrożny ruch. Dlaczego mag się uśmiechał? Bo wszystko szło po jego myśli.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Milczenie Salazara zaskoczyło Sherani i szybko zaczęło uspokajać łowczynię. Była przekonana, że złodziej zacznie się przechwalać, wymuszać na niej prośby lub podziękowania. Ten jakby nigdy nic, nie odezwał się, biorąc się za kajdany. Pracował w niezmąconej ciszy, co powitała z wdzięcznością.
Starała się nie ruszać, by nie utrudniać złodziejowi zadania. Mimo przedłużającego się oczekiwania, spięta tygrysica, o dziwo zamiast się irytować poczęła się trochę rozluźniać. Z jakiegoś powodu, Salazar budził jej zainteresowanie od początku, gdy tylko ruszyła jego tropem. Gdy Rani ochłonęła ze złości, znów zaczęło ono przezwyciężać ostrożność i nieufność.
Po chwili zerknęła nawet z niewielką ciekawością znad swojego barku na pracującego długoucha. Elf zdawał się być innym od napotykanych rzezimieszków i stróżów prawa. Może nie musiał sobie nic udowadniać, bo na skromnego nie wyglądał, a mimo to nie próbował zgnębić tygrysicy, ani podczas pojedynku w lesie, ani teraz gdy miał wyraźną przewagę. Wszystko to, po trochu, oraz świadomość, że zamartwianie się czy Salazar nie stanowi zagrożenia w żaden sposób nie zmienia jej sytuacji, sprawiało, że może nadal nie cieszyła się jakoś szczególnie na współpracę z mrocznym, ale zaczynała akceptować nietypowe koleje losu, wspierane planami jakiegoś psychopaty. Dziękuje, co prawda nie przemknęło jej przez gardło i jak najszybciej wyszła z celi, ale gdy tylko znów miała wolne ręce, humor całkiem jej się poprawił. Ślad po podejrzliwej i rozeźlonej tygrysicy zniknął, na powrót robiąc miejsce zawadiackiej łowczyni z chęcią igrającej z losem.

        Też wybrała by kłopoty nad jakąś chorą wersję kostnicy, na co uśmiechnęła się nieznacznie pod nosem i ruszyła za elfem. Rozglądała się, co jakiś czas przystając. Nasłuchiwała wtedy i węszyła, nic jednak nie docierało do zmysłów tygrysicy.
- Nie podoba mi się to - mruknęła, gdy szli już dłuższy czas. Mijanych godzin nie szło liczyć i nie miała takiej potrzeby, tak jak i Salazar, ale w nogach czuła, że mają za sobą niezły kawałek drogi, pokonany monotonnym korytarzem. Tunel prawdopodobnie zawijał się na tyle nieznacznie, by nie było widać zakrętów, jednocześnie mając znaczną długość z oszczędniejszym wykorzystaniem przestrzeni - Ani jednego strażnika … - kontynuowała myśl. - Do tego jesteśmy gdzieś pod ziemią i wydaje mi się, że schodzimy zamiast się wspinać - mruczała cicho, po raz kolejny zatrzymując się by sprawdzić otoczenie. Nic nie uległo zmianie. Dopiero po kilku następnych metrach, wyczuła wyraźny ruch świeżego powietrza. Zatrzymała się ponownie, przywierając do ściany i szukając czegoś ze zmarszczonymi brwiami. W końcu znalazła. Wysoko w przejściu ściany w sklepienie znajdował się niewielki otwór wentylacyjny. To dlatego czuła powietrze, mimo iż schodzili głębiej. Wciąż droga w tę stronę wydawała się lepszą opcją, ale taka informacja niezbyt spodobała się Rani.
Po jakimś czasie, korytarz kończył się drzwiami, które Salazar otworzył bez zastanowienia. Weszła zaraz za elfem, a drzwi zatrzasnęły się za ich plecami, uniemożliwiając powrót. Warknęła na zamykające się wrota, które odcięły im drogę powrotną, jakby właśnie poszli tam gdzie powinni.
Popatrzyła na pytającego mrocznego i przeniosła wzrok na kolejne skrzyżowanie.
- W razie czego, będziesz miał na kogo zrzucić złą decyzję - uśmiechnęła się zadziornie.

        Przysunęła się do przeciwległej ściany i pokonała wzdłuż niej kilkadziesiąt kroków, wysoko unosząc głowę, po czym zatrzymała się nagle i przykucnęła dotykając dłonią ziemi. Potem wstała i półokręgiem wróciła do ściany z drzwiami, przypatrując się przeciwnemu kierunkowi. Tym razem jednak tylko patrzyła w ciemny korytarz, głęboko wdychając powietrze.
- Obstawiam jeszcze raz prawo - wskazała wybrany korytarz - Na razie jest czysto. Na pewno się to zmieni, może szybciej niż przypuszczam - powoli wyjaśniła swoje wątpliwości - Ale tam jest coś żywego. Teraz śpi i myślę, że na razie lepiej by było tego nie obudzić tym bardziej z pustymi rękoma. Po za tym żadna z dróg nie jest lepsza, powietrze stoi tak samo.
Ciarki na grzbiecie mówiły jej, że spokojniejszy korytarz, wcale nie był lepszy, o ile nie gorszy. Jednak coś żywego było trudne do sklasyfikowania. Pachniało mieszaniną różnych zapachów, od zwierzęcych po smród siarki, a to nie było dobrym połączeniem, gdy byli nieuzbrojeni. Na ludzi wystarczyły by gołe pięści, na nieznane stworzenie niekoniecznie.
- Ktoś się chyba z nami bawi - odezwała się ponownie, idąc bardzo ostrożnie wzdłuż wybranego korytarza. Trzymała się blisko ściany, z każdym krokiem ostrożniej stawiając stopy. Gdyby była teraz w zwierzęcej postaci, z pewnością cała sierść na grzbiecie tygrysołaczki byłaby zjeżona. Zmysłami mogła nie wyczuć żadnego niebezpieczeństwa, ale przeczucia mówiły jej coś zgoła odmiennego.
Podobnie jak wędrówka pierwszą częścią korytarza, uszli kawałek bez większych urozmaiceń.
Wtedy bez widocznej przyczyny, tygrysica zatrzymała się gwałtownie, łapiąc Salazara za ramię. Nie miała pewności ile on wyczuwa i w jaki sposób. Wolała zatrzymać elfa, niż czekać czy zrobi to sam.
Co prawda, jakaś część tygrysicy podpowiadała, że mogła wpuścić mrocznego w pułapkę, by wpadając w nią rozbroił mechanizm. Szybko jednak odpędziła takie pomysły. Byłby to chwyt jednorazowy, a we dwójkę mają większe szanse przeżyć. Poza tym dotarło do Sherani, że wcale nie miała ochoty by złodziej zginął.
Rani skarciła się w myślach ponownie, tym razem za niepokojące i rosnące zainteresowanie, dziwnie prowadzące ją do traktowania Salazara jak prawdziwego kompana. Potem w wewnętrznym monologu próbowała przekonać samą siebie, że jak najbardziej jest to podejście czysto praktyczne, by zaraz potem pojawiła się złośliwa myśl imitująca wypowiedź nauczyciela, że tak samo bawiła się przez cały czas po złapaniu ściganego, zamiast traktować go jak każdego innego bandytę.
- "Chciałeś bym miała towarzysza, to masz !" - zezłościła się, podejmując jednoznaczną decyzję i uciszając natrętne wątpliwości.
Wewnętrzny spór objawił się niewielkim powarkiwaniem zmiennokształtnej, która swoim zwyczajem, przykucnęła na ziemi. Bardzo powoli i ostrożnie przesunęła palcami po podłodze i najbliższej ścianie, znacząc szerokie półkole. Zbliżyła dłoń do twarzy i ostrożnie polizała palce.
- W ścianach jest coś ukryte. Czuję alchemiczne odczynniki. Chyba będziemy musieli wrócić do śpiocha - wstała powoli zawracając. Z żywym paskudztwem miała większe szanse niż z ukrytą pułapką, której mechanizmu nie znała. Najwyżej zmieni skórę, chociaż chciała tego uniknąć, dopóki nie będzie zupełnie niezbędne.

* * *


        Tymczasem mężczyzna w zieleni usiadł wygodniej w fotelu, czekając decyzji swoich królików doświadczalnych. Czy Salazar też się wycofa jak złapana przypadkiem dziewczyna. Początkowo zdziwiło go trochę, że zauważyła ukryte mechanizmy. Wydawało mu się, że wszystko był idealnie zamaskowane. Czy się zmartwił ? Oczywiście, że nie. Miał mnóstwo czasu i kontrolował sytuację. Złapani byli w labiryncie i z którym z wyzwań zmierzą się najpierw nie miało żadnego większego znaczenia. Sposób unikania zagrożeń i ratowania się z opresji wzbogacał maga o nową wiedzę, którą mógł wykorzystać do ulepszenia swoich projektów.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Jemu też się to nie podobało, jednak zachował te uwagi dla siebie. Salazar po prostu domyślał się, że Sherani myśli podobnie i przez to nie musi wypowiadać swych spostrzeżeń na głos, chyba że chciałby mieć pewność, iż jego towarzyszka uważa podobnie. Zdecydował się na krótkie „Mhm”, które miało potwierdzić, że jemu także to wszystko się nie podoba.
Korytarz był zdecydowanie za długi i albo cały czas prowadził prosto, albo zakręty w nim były na tyle łagodne, iż nie dało się ich zauważyć. W każdym razie, gdy mroczny elf zaczął zastanawiać się nad tym, ile czasu mogą już tędy iść, w oddali zauważył drzwi. Były one… zwykłe i drewniane, nie posiadały też zbędnych dodatków, poza metalowymi wzmocnieniami.
         – Może strażnicy są, tylko że ich nie widzimy – odparł, jakby przypominając, że zostali porwani przez maga, a nie przez zwykłą osobą, która nie miała niczego wspólnego z magią. Nieznana była liczba wszystkich zaklęć, a co jakiś czas słyszało się o nowych, zresztą byli też osobnicy, którzy wymyślali własne czary i nie dzielili się swymi odkryciami z innymi. Nic nie stało na przeszkodzie, aby ich porywacz miał w swoim repertuarze coś, co pozwalałoby mu na obserwację terenu i interweniowanie, jeśli będzie to potrzebne. Każdą możliwość należało wziąć pod uwagę i Salazar dobrze o tym wiedział. Tempo marszu stało się wolniejsze, gdy tygrysołaczka zaczęła węszyć i szukać czegoś, o czym, chyba, tylko ona wiedziała.
W końcu dotarli do drzwi, a długouchy przygotował nawet wytrych, aby je otworzyć, jednak okazało się, iż nie będzie to potrzebne, gdyż drzwi były otwarte. Mroczny przez chwilę zastanawiał się nawet nad tym, czy nie jest to przypadkiem jakaś pułapka. Nawet obejrzał się za siebie, ale niczego tam nie zauważył. Zresztą, nie mieli innej drogi, więc musieli iść tędy. Wrota zamknęły się za nimi. Elf cofnął się i spróbował je otworzyć, jednak te ani drgnęły.
         – Przynajmniej będziemy wiedzieć, że tędy nie wrócimy – odparł i wzruszył lekko ramionami. Tak naprawdę, niezbyt podobało mu się, że sytuacja rozwinęła się właśnie w ten sposób.

Sherani ponownie zaczęła węszyć. Gdy powiedziała, że tym razem także powinni iść w prawo, Salazar zastanawiał się przez chwilę i w końcu postanowił, iż obdarzy jej wyostrzone zmysły czymś w rodzaju kredytu zaufania. Najwyżej, gdyby coś poszło źle, będzie miał na kogo zrzucić winę.
         – Mam parę sztuczek w zanadrzu i może byłby skuteczne przeciw temu… stworzeniu. Ale i tak chodźmy w prawo – powiedział do niej i ruszył we wspomnianym kierunku.
         – Wyobraź sobie, że to wszystko może być planem maga, który nas porwał. Wtedy to właśnie jego można byłoby określić osobą, która „się z nami bawi” - odezwał się ponownie. Próbował powstrzymać drwiący ton głosu, który mógłby zdenerwować tygrysołaczkę, jednak nie udało mu się tego dokonać. Wyglądało na to, że mówienie w taki sposób przychodziło mu już zbyt naturalnie, żeby mógł powstrzymać to ot tak.
         – Mam dziwne wrażenie, że znajdujemy się teraz tam, gdzie chciał, żebyśmy byli i w jakiś sposób cały czas nas obserwuje. Nie wiem jeszcze, czym jest pomieszczenie, w którym się znajdujemy, ale mam pewne podejrzenia – dokończył myśl. Tym razem ton, którym to wypowiedział, był spokojniejszy i bardziej opanowany. Taki, jaki powinien być praktycznie cały czas.

Odwrócił się gwałtownie w jej stronę, gotów do kontrataku, jednak okazało się, iż dziewczyna nie zaatakowała go. Dość szybko wytłumaczyła się z tego, co zrobiła. Pułapka. Pierwsza pułapka, na którą tu trafili.
         – Możliwe, że uda mi się ją rozbroić – przyznał po chwili, w której wyglądał, jakby nad czymś intensywnie rozmyślał.
Kucnął przy płytce w podłodze, którą wcześniej wskazała zmiennokształtna. Musiał przyjrzeć jej się naprawdę dobrze, aby zauważyć, iż jest ona w położeniu minimalnie wyższym niż pozostałe.
         – Płytka naciskowa. Pewnie uwalnia to, co jest w ścianach – powiedział, nie zaszczycając towarzyszki nawet pojedynczym spojrzeniem.
         – Przydałby mi się nóż… Byłby lepszy do podważenia jej – odezwał się, gdy w tym samym czasie grzebał w torbie podróżnej. Wyciągnął z niej wytrych. Będzie musiał użyć właśnie jego do tej roboty, w końcu nie miał nic innego, co mogłoby mu bardziej pomóc.
Włożył koniec narzędzia, który jednocześnie był jego najwęższą częścią, w przestrzeń między płytką naciskową a zwykłą częścią podłogi i zaczął podnosić go do góry. Robił to naprawdę powoli. Zbyt gwałtowne ruchy doprowadziłyby do uruchomienia pułapki. Sherani musiała to zrozumieć. Poczekał cierpliwie na to, aż będzie mógł złapać płytkę dłonią i zaczął ją podnosić, tak samo powoli, albo nawet jeszcze wolniej. W końcu podniósł ją na tyle, że udało mu się dostrzec jej mechanizm. Widzenie w ciemności pomogło mu kolejny raz.
         – Może lepiej się odsuń… - powiedział do niej, dopiero teraz przeniósł swój wzrok na dziewczynę. Zrobił to tylko na chwilę, bo po tym czasie, oczy kolory bladej czerwieni ponownie zwróciły się w stronę mechanizmu pułapki.
Nadepnięcie na płytkę uruchomiłoby mały mechanizm z ostrzem, który opadłby na sam dół pułapki, aby przeciąć napiętą linkę. Ta z kolei uwolniłaby to coś, co znajduje się w ścianach. Wystarczyło, OSTROŻNIE, zdjąć linkę z haków, które ją podtrzymywały i pilnować, aby cały czas była napięta. Przerwanie jej lub rozluźnienie doprowadziłoby do aktywacji pułapki. Jedną ręką będzie to trudniej zrobić, a to oznaczało także zwiększone ryzyko uruchomienia tego, co chciał rozbroić, jednak musiał spróbować.
Wziął głęboki wdech, sięgnął do linki i, powoli, zdjął ją z haków, które ją podtrzymywały. Powietrze wypuścił z płuc dopiero wtedy, gdy był pewien, że linka znajduje się poza zasięgiem ostrza, a pułapka nie uruchomiła się i nie pozbawiła ich życia. Powoli wyciągnął ręka z dołka i tak samo powoli opuścił płytkę naciskową.
         – Gotowy, ale… może lepiej będzie, jeżeli i tak przeskoczymy nad płytką – odparł, przy okazji wstając. Krótko po tym, nawet nie rozbiegając się, wykonał krótki skok, dzięki któremu znalazł się po drugiej stronie korytarza.
Poczekał na to, aż Sherani powtórzy to, co zrobił on sam i bez słowa ruszył dalej.
         – Coraz bardziej wydaje mi się, że to wszystko zostało zaplanowane – zdecydował się podzielić z nią swoimi domysłami. Poza tym, ta pułapka nie mogła być pierwszą i ostatnią. Musieli być ostrożniejsi i uważać na każdy swój krok.

Z ciemności zasłaniającej korytarz przed nimi, wydobyło się ciche powarkiwanie. Stworzenie, wydające ten odgłos musiało być daleko, bo nawet Salazar go nie dostrzegał. Jedno natomiast było pewne — potwór zbliżał się, o czym świadczyły coraz głośniejsze dźwięki.
         - Przygotuj się, czeka nas pierwsza walka w tym budynku — powiedział do zmiennokształtnej i przyjął pozycję obronną. Miał dziwne przeczucia, że będzie musiał użyć magii, tym samym zdradzając się przed tygrysołaczką.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Dialog między Sherani a Salazarem prezentował się wyjątkowo osobliwie. Elf odpowiadał krótkimi pomrukami na monologi dziewczyny. Tygrysica mruknięciami potwierdzała wypowiedzi długoucha. Tak było gdy powiedział, że strażników mogą nie widzieć jak i o braku możliwości powrotu. Choć z boku mogło by się wydawać, że Rani nie chce kontynuować rozmowy z mrocznym, tak naprawdę, zwyczajnie zgadzała się z jego przemyśleniami, nie widziała więc sensu rozwijania wypowiedzi, krótkie skinięcie głową uznając za wystarczające.
Po za tym oboje zwykle pracowali samotnie, więc dziewczyna nie przywykła do dłuższych dialogów, szczególnie podczas skupiania się na pracy, pewnie tak jak i Salazar.

        Zgodę na wybór kierunku, również wyraziła jedynie skinieniem głowy. Jak przyjdzie czas, pewnie dowie się co za asy w rękawach trzymał elf, na razie wystarczyło jej skupienie się na aktualnej chwili, czyli szukaniu niebezpieczeństwa.
- Wolałam unikać takiej myśli - prychnęła nie dość, że nierozdrażniona elfim sposobem mówienia, to jakby trochę nim rozbawiona. Przewidywanie zachowań Rani często graniczyło z wróżbiarstwem. Co ją rozzłości, co rozbawi dla większości logicznie myślących istot stanowiło jedną wielką niewiadomą, do tego dość znacznie wybuchową. Nie raz rzeczy uważane przez większość osób za obraźliwe, spłynęłyby po niej jak po kaczce, innym razem niewinna uwaga potrafiła sprawić, że tygrysica zaczynała się pienić.
Z jakichś nieznanych przyczyn arogancja nowego towarzysza podobała się tygrysicy, podczas gdy każdego innego za wypowiedź o podobnym tonie chętnie skróciła by o głowę.
Ukazała zęby w grymasie pokrewnym uśmiechowi - To bardzo prawdopodobna opcja. Tylko, że w takim układzie nasza sytuacja nie jawi się w najlepszych barwach. Jak przechytrzyć kogoś, kto obserwuje każdy nasz ruch - pytanie zadała czysto retorycznie, przyzwyczajona, że w takich momentach zdarzało jej się wyrażać na głos własne myśli, jakby to pomagało jej się skupić i znaleźć rozwiązanie.

        Nie przejęła się zaskoczeniem mrocznego, zareagowała by tak samo, gdyby znienacka złapał ją za ramię. Był to jednak najprostszy sposób i dużo szybszy niż mówienie, liczyła więc, że elf się wyhamuje, zanim rozpocznie bójkę. Sama nie drgnęła, by nie zaogniać i tak napiętej sytuacji i nie puściła elfiego ramienia, dopóki nie miała pewności, że Salazar nie wpakuje się w pułapkę.
Przechyliła głowę, słysząc, że złodziej będzie próbował rozbroić źródło zagrożenia. Zaraz potem okazało się, że nie tylko ona gadała czasami do siebie, nie oczekując odpowiedzi od drugiej strony.
Gdy Salazar odwrócił się, sugerując by Rani się odsunęła, mógł zobaczyć, że dziewczyna już dawno była parę metrów od niego. Najwyraźniej "możliwe" było niewystarczające dla tygrysicy i ta profilaktycznie oddaliła się, jak tylko elf postanowił zabawić się w ryzykanta. Machnęła lekceważąco ręką, by robił co ma robić i z odległości obserwowała poczynania złodzieja. Równie szybko jak zniknęła, tak znalazła się przy elfich plecach, gdy ten przeżył swoje eksperymenty.
Z lekkim niepokojem obserwowała skok i lądowanie Salazara - Wiesz, że coś mogło by być ukryte za rozbrojoną płytką - odezwała się unosząc jedną brew, gdy z równą lekkością lądowała zaraz obok niego. Zaraz potem zgodziła się z opinią mrocznego.
-To jest nas dwoje - odpowiedziała, idąc ramię w ramię ze złodziejem.
W momencie gdy do jej nosa dotarł znajomy już zapach, przestała podejrzewać, że ktoś nimi manipuluje, a była pewna. To samo bydle, które starała się ominąć, właśnie szło w ich stronę.

- Mam nadzieję, że dobre są te twoje sztuczki - rzuciła lekko, wyłamując palce u rąk. Już miała stanąć obok elfa, gdy uznała, że nie będzie zmieniać swoich metod działania, przez jakiegoś durnego maga.
- A żeby cię wszystkie diabły czeluści piekielnych wychędożyły ! - ryknęła w stronę sufitu - I w rzyci z tym ! - dodała momentalnie zmieniając zdanie. Tygrysica, zamiast stanąć i czekać, minęła Salazara ustawiającego się w bojowej pozycji. Po kilku krokach rwała pełnym sprintem w stronę z której nadchodziło stworzenie. Rani nie zapomniała o potencjalnych pułapkach a zwyczajnie uznała, że mag nie wpuścił by swojej bestii na pewną śmierć, a przynajmniej nie powinien zanim się nie przydała, bo w taki sposób przyniosła by korzyść im a nie jemu. Po za tym, jeżeli gnojek pogrywał z nimi i bawił się w Pana Fortuny, to i tak nie miało znaczenia, bo mógłby na przykład aktywować jakąś niespodziankę, w momencie gdy byli by przekonani, że są już bezpieczni. Z czarownikami wszystko było możliwe. Uznała więc, że zastosuje się do swojej standardowej zasady - działaj zamiast myśleć za dużo.
Do tego tym jeśli chciałeś zaskoczyć drapieżnika, zrób to do czego nie jest przygotowany. Zaatakuj go pierwszy, bo zwykle to drapieżcy atakowali. Domyślała się, że stworzenie z normalnym zwierzęciem nie miało wiele wspólnego, ale uznała, że może da się zbić z pantałyku, jak każde inne żywe stworzenia.
Szybko jej oczom ukazała się bestia wielkości olbrzymiego niedźwiedzia. Cała pokryta szorstką skórą podobną do diablej z takim też ogonem. Potwór był ciężki i muskularny. Jego potężne krótkie nogi wieńczyły byko-podobne racice. Krótki umięśniony kark dźwigał wielki łeb, z paszczą uzbrojoną w dziesiątki ostrych zębisk, które wystawały spod zbyt krótkich warg. Łeb wieńczyły zakrzywione baranie rogi i maleńkie prawie niewidoczne uszka. Oczy osadzone były głęboko po bokach czaszki, za to większość frontu pyska zajmowały szerokie nozdrza, które drgały rytmicznie w poszukiwaniu swoich ofiar.
W momencie znalazła się przy bestii, która błyskawicznie kłapnęła szczękami. Rani uchyliła się w ostatniej chwili, a zęby jedynie drasnęły ramię dziewczyny. Mimo ciężkiej postury zwierz okazał się całkiem szybki. Tygrysica ślizgiem zanurkowała pod łapu zwierzęcia, znajdując się w okolicach pachwiny. Kopnęła z całej siły w jeden ze stawów skokowych potwora. Zwierz, na moment zgubił równowagę, ale odwrócił się znacznie szybciej niż powinien, ponownie atakując szczękami. Nie wyrządziła mu szkody i wiele nie zyskała po za wystawieniem się na atak. Sama jednak też nie czekała, aż zostanie złapana. Przeskoczyła nad zadem zwierzęcia, by odbić się od ściany, tym razem celując w kark rogatej bestii.
Dziewczyna była lekka i szybka, co w połączeniu z tygrysią zwinnością, często wykorzystywała do wszelkiego rodzaju skoków i odbić, by stosować mało przewidywalne ataki.
Z tym przeciwnikiem jednak się nie udało. W momencie gdy była bliska trafienia celu, potwór szarpnął łbem, uderzając zmiennokształtną rogami i posyłając ją wzdłuż korytarza. Widowiskowy lot wyhamowała ściana, którą Rani powitała z bolesnym stęknięciem.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Zatrzymał się nagle, ale tylko na krótką chwilę, gdy przeciwnik był w zasięgu jego wzroku i mógł mu się przyjrzeć. Całe ciało tegoż stworzenia wyglądało, jakby było jakimś chorym połączeniem kilku zwierząt. W dodatku miało się wrażenie, iż nie jest ono przypadkowe i sprawia, że bestia jest naprawdę sprawna bojowo, przez co była niebezpieczna dla kogoś, kto nie miał broni, którą mógłby posłużyć się w trakcie potyczki z czymś takim. Salazar już teraz wiedział, że pięści mogą nic nie dać, chyba że uderzy się naprawdę mocno i to w jakiś czuły punkt. W końcu nie mogło być tak, że kreatura ta nie miała na swoim ciele miejsc, w których mogła odczuć ból bardziej niż w innych. Jednak najpierw należało je zlokalizować.
Długouchy, już po krótkiej obserwacji mógłby wskazać potencjalne słabsze punkty na całym ciele stworzenia, przeciw któremu będzie walczył. Zgięcia na nogach, brzuch, miejsce połączenia szyi i głowy, a także oczy. O tak, Salazar potrafił patrzeć i zwracać uwagę na szczegóły, chociaż przyglądał się bestii z większej odległości niż Sherani.
Korytarz nie należał do szerokich, a mroczny elf, gdyby dołączył do walki razem z tygrysołaczką, najpewniej bardziej by jej zaszkodził, zamiast pomóc. Dlatego też czekał w nieznacznej odległości i planował działanie. Bardziej spodziewał się, że dziewczyna odskoczy poza zasięg potwora i przekaże walkę w jego ręce, jednak bestia okazała się sprytniejsza, niż przypuszczał na początku i to właśnie jej atak sprawił, że już nic nie dzieliło jego i jej. A Sherani? Ona właśnie leciała plecami w stronę ściany. Może uda mu się użyć magii tak, żeby dziewczyna tego nie widziała? Wydawało mu się, że inaczej może mieć dość poważne problemy z pokonaniem tego potwora.

Salazar zatrzymał się i przyjął postawę defensywną. Nie musiał długo czekać na szarże potwora w jego stronę, bo nadeszła ona po chwili. Długouchy odskoczył na bok, opierając się plecami o ścianę. Wykorzystał moment, w którym zwierzę zwrócone było do niego bokiem i mocno kopnął w miejsce na nodze, w którym powinno znajdować się kolano. Potwór, nadal będąc w biegu, utracił równowagę i wywrócił się, a pęd przesunął jego ciało do przodu. Poza tym, dało się słyszeć odgłos łamanej kości, i nie były to kości w stopie Salazara, a te w nodze przeciwnika. Gdy rogaty stwór wstał, ciągnął za sobą lewą, tylną nogę, gdy się poruszał. Mroczny nie mógł się nie uśmiechnąć – zadał pierwsze obrażenia tej bestii i nie były one lekkie. Co prawda, stworzenie będzie teraz walczyło bardziej zawzięcie, jednak nie ma mowy o szarżowaniu albo stawaniu na tylnych kończynach.
         – Chcę na tobie coś wypróbować, jednak nie wiem, czy dysponuję odpowiednią mocą – powiedział, chociaż zdawał sobie sprawę z tego, iż przeciwnik należy do tych, którzy nie mają umiejętności mówienia językiem zrozumiałym dla niego. Może, gdyby miał moc porozumiewania się ze zwierzętami, mógłby jakoś zrozumieć te pomrukiwania i warczenie, którymi został obdarzony w czymś, co można by było uznać za swego rodzaju odpowiedź na jego słowa.

Tym razem to on podszedł do stwora i uderzył go prosto w szyję. Dzięki temu odkrył, iż gruba skóra i mięśnie skutecznie zapobiegają uszkodzeniu kości i samej szyi. W zamian za to „doświadczenie” dostał prezent od bestii. Co to było? Dostał kopytem prosto w klatkę piersiową. Niby udało mu się zasłonić rękoma, a samo uderzenie nie było wyprowadzone z pełną siłą, to i tak poczuł je, aż za bardzo i wydawało mu się, że gdyby przyjął je prosto „na klatę”, jego żebra byłyby teraz układanką, której ktoś jeszcze nie zdążył ułożyć. A tak, na chwilę zabrakło mu tchu, ale odskoczył w tył, poza zasięg kończyn. Długouchy poczuł, jak w jego wnętrzu zaczęła tlić się determinacja i zdecydował się na sprawdzenie, czy uda mu się to, co chciał zrobić. Odskoczył jeszcze dalej i wyprostował ręce. Po chwili, palcami obu dłoni zaczął tworzyć skomplikowane gesty.
Później zaczęła dziać się magia.
Energia magiczna zaczęła ulatniać się z rąk długouchego. Miała niebieskawą barwę i przybrała wygląd dwóch, grubych pasm, które nieuchronnie zmierzały w stronę byko-niedźwiedzia, aby na koniec zanurkować pod jego cielsko i podnieść je w górę. A przynajmniej spróbować to zrobić. Bestia nie wyglądała na lekko i nie było to mylne wrażenie. Salazar zaparł się i zaczął podnosić ręce, razem z tym gestem, w górę powędrował także potwór. Udało mu się go podnieść do, mniej więcej, połowy wysokości korytarza i już wiedział, że wyżej się nie da, przynajmniej nie z magią będącą na poziomie, na którym ją zna.
Postanowił spróbować czegoś, co robił tylko, bodajże, trzy razy w życiu. Wymagało to od niego naprawdę dużego skupienia i wyzwolenia dużej ilości energii, ale i tak miał zamiar to zrobić.
Nagle odepchnął ręce na boki. Po tym, w powietrzu dało się słyszeć dwa dźwięki. Pierwszym był krzyk wysiłku, który wydobył się z gardła złodzieja, a drugim był ten charakterystyczny dla martwego ciała padającego na podłogę. Niemalże brązowa krew ochlapała ściany, sufit i podłogę, a gdyby elf stał bliżej, na pewno także znalazłby posokę na sobie. Bestia nie żyła.

Przez chwilę nie mógł uwierzyć, że mu się to udało, jednak rozerwane na pół ciało byko-niedźwiedzia było wystarczającym dowodem. Było to też męczące doświadczenie, dlatego oddech Salazara był nierównomierny. Oddychał podobnie jak osoba, która przed chwilą przebiegła maraton i było to dla niej naprawdę męczące.
         – Żyjesz!? - zapytał głośniej, spoglądając tam, gdzie wcześniej poleciała Sherani. Zaczął też iść w tamtą stronę.
         – Musimy iść dalej – powiedział, już normalnym tonem głosu.
         – Mam nadzieję, że pozostali przeciwnicy nie będą tak wymagający, jak to… coś – dodał po chwili. Zaczął zastanawiać się, czy dziewczyna widziała jego walkę i, czy będzie wypytywać go o to, co zrobił.

*******************

Mag siedział w swoim fotelu z wytrzeszczonymi oczyma i otwartymi ustami. Nie mógł powstrzymać zaskoczenia, gdy w stojącym przed nim lustrze ukazała się scena walki, którą wygrał mroczny elf, a nie jego pupil. Jednak nie tylko to było powodem takiej reakcji. Mężczyzna, owszem, wyczuł magiczną aurę u długouchego, jednak wydawało mu się, iż jej przyczyną były te noże do rzucania, które mu zabrał. Później nie zaprzątał sobie głowy tym, aby sprawdzić elfa raz jeszcze. Teraz miał nauczkę. Roghar, bo właśnie tak miał na imię, jeszcze przez chwilę obserwował jeden ze swoich najnowszych projektów, który teraz leżał na podłodze martwy i w dwóch częściach. Chyba tym razem nie docenił królików doświadczalnych i będą oni większym wyzwaniem dla jego podopiecznych, niż przypuszczał na samym początku.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Uderzenie rogami w brzuch, a później grzbietem o skały, na dobrą chwile pozbawiło dziewczynę tchu, ale nie straciła przytomności, ani ostrości widzenia. Już w trakcie lotu ułożyła ciało tak, by to nieszczęsne plecy przyjęły cały impet uderzenia, a nie na przykład tył głowy, co mogło by się okazać tragiczne, a nawet śmiertelne w skutkach.
Nie znaczyło to wcale, by się czuła dzięki temu wiele lepiej. Zachowała przytomność, ale nietrafiony plan ataku na chwilę wykluczył Rani z czynnej walki. Przy głębszym wdechu czuła wyraźny ból, co mogło być zarówno zwykłym stłuczeniem, jak i pękniętymi żebrami. Nic śmiertelnego, ani dyskwalifikującego z pojedynku, ale najpierw musiała zaczerpnąć porządnego tchu by stanąć na nogi, a jeszcze dobrą chwilę walczyła o każdy haust powietrza. Przez ułamki sekund obawiała się, że bestia od razu runie w jej kierunku, do akcji jednak wkroczył Salazar. Nie można powiedzieć, by tygrysica cieszyła się, że złodziej ratował jej tyłek, po raz drugi zresztą. Złościć się też nie mogła, bo gdyby potwór ze swoją szybkością, znalazł się przy niej, w stanie jaki chwilowo prezentowała, na aktualnych drobiazgach utrudniających dech, by się nie skończyło.

Nawet w momencie gdy mogła swobodnie oddychać i ruch nie stanowił przeszkody, tygrysica wstrzymała się od interwencji, obserwując taniec elfa. Było w tym coś pięknego. Zawsze walka wydawała się jej formą sztuki. Nie, nie musiała być to kwiecista wschodnia sztuka, obleczona w wiele ozdobników i dodatkowych gestów czy pozycji. Proste, oszczędne ruchy i skutecznie zadawane rany, były równie piękne co zabójcze. Pewnie wielu by się kłóciło, nie dostrzegając nic ładnego w zadawaniu śmierci, Sherani jednak zawsze znajdowała w tym coś na swój sposób urzekającego.
Z dystansu, w pełni mogła dostrzec prędkość i zdolności złodzieja, zakładając jednocześnie, że ten wciąż nie odsłonił wszystkich kart. Przysiadła w każdej chwili gotowa do skoku, śledząc walkę Salazara, ze swoistym niezadowoleniem pomieszanym z szacunkiem. Dla wielu, była śmiertelnym przeciwnikiem nawet nie uzbrojona, przy elfie mogła by co najwyżej uchodzić za zdolnego ucznia.
Mimo to niezrażona, czekała dogodnego momentu by wspomóc złodzieja, jednocześnie nie wchodząc mu w paradę. Gdy wydawało się, że właśnie nadszedł czas rewanżu i Rani startowała by wspomóc uszatego, kopniętego przez potwora, ten znów ją zaskoczył.
Magia, nie należała do mocnych stron mrocznych elfów, złodziej chyba okazywał się właśnie wyjątkiem. Znów wstrzymała się od działania, uważniej śledząc ruchy towarzysza. Jeśli Salazar liczył, że zmiennokształtna nie dostrzeże uniesienia w powietrze bestii i rozerwania jej wpół, to zapomniał, że powinien Sherani wcześniej ogłuszyć.

Kolejne sekundy przymrużonymi ślepiami taksowała elfa i otoczenie upstrzone posoką pomieszaną z wnętrznościami, przyswajając nowe informacje. Nie był to łatwy wyczyn, co dało się zauważyć zarówno po krzyku milczącego zwykle osobnika jak i po jego oddechu.
- Nic mi nie jest - odezwała się dopiero teraz wstając. Niespodzianka w postaci magiczności złodzieja, trochę namąciła tygrysicy w niedawnych ustaleniach, akceptujących mężczyznę jako kompana. Szybko jednak otrząsnęła się z szoku, głębsze rozważania zostawiając na inną i bardziej spokojną chwilę.
- Tak im dalej z pewnością będzie coraz łatwiej - odezwała się drwiącym tonem.
- Złap oddech i daj mi chwilę - dodała przechodząc tuż obok mężczyzny. Idąc zgrabnie omijała plamy i rozbryzgi krwi, by z tylko sobie znanej przyczyny nie wejść w juchę potwora.
Może Salazar oddychał już normalnie, ale do czułych uszu, przechodzącej blisko tygrysołaczki docierało brzmienie znacznie szybciej bijącego serca, czego pewnie elf nie wiedział. Salazar wypatrywał słabych punktów przeciwnika, jego główną bronią był wzrok. Sherani postrzegała świat z trochę odmiennej strony, cel był podobny, znaleźć słabe punkty, sposób jednak tak jak i styl walki, odmienny.
Oddech zawsze uspokajał się pierwszy, tętno potrzebowało dłuższej chwili by powrócić do normy, to zaś, że ktokolwiek mógł usłyszeć takie niuanse, było zwykle nie do pomyślenia dla większości. Rani słyszała i to bardzo dobrze. Tak samo na przykład była wstanie na podobieństwo zwierząt wyczuć strach. Normalnie starała by się nie ujawniać swoich atutów. Teraz jednak starali się przeżyć. Zadanie nie jawiło się łatwym, przez co dodatkowa gra w podchody i ukrywanie swoich zdolności, przestała mieć dla tygrysicy jakiekolwiek znaczenie. Dlatego też bez owijania w bawełnę kazała elfowi odpocząć, nawet jeśli to mogło mu dać do myślenia.

Podeszła do truchła i obejrzała je dokładnie. Rani nie chodziło jednak o sposób w jaki zwierze zginęło. Było to mało istotne. Złapała potwora za jeden z rogów unosząc jego łeb i przyglądając mu się uważnie. Sherani szukała namiastki broni, czegoś, czego mogła by choć prowizorycznie używać w walce. Obejrzała rogi zwierzęcia, zęby, nawet i kopyta, niestety nic nie nadawało się do wykorzystania.
Nie zbyt zadowolonej łowczyni pozostało jedno wyjście. Na zwykłych przeciwników nie mieli co liczyć, więc z gołymi pięściami była stanowczo zbyt mało skuteczna. Na to, że Slazar będzie walczył, a ona każdy pojedynek przeleży na ścianie nie mogła sobie pozwolić. Do tego elf po użyciu takiego zaklęcia był osłabiony, nie wiedziała jak długo taki stan się utrzyma. Normalnie uznała by ten moment idealnym do zaatakowania długoucha. Teraz obserwacje były takie same, ale konkluzja zgoła inna. Jeśli Salazar nie mógł by walczyć na pełnię swoich możliwości, to ona powinna przejąć inicjatywę, do czasu aż ten odzyska sprawność.
Choć było to nie do pomyślenia w którymś momencie, tygrysica postanowiła sobie, że zrobi wszystko co w jej mocy, by oboje przeżyli, a o życie Salazara zatroszczy jak o własne. Jakby absurdalnym się to nie zdawało, miała zamiar dotrzymać postanowienia, a to znaczyło, że potrzebowała kłów i pazurów, nie zależnie jak bardzo nienawidziła zmieniać skóry.
- Masz się odwrócić i nawet się nie waż patrzeć w moim kierunku dopóki nie pozwolę - warknęła Sherani, w między czasie pokazując kilka najbardziej obelżywych gestów, jakie tylko znał świat, kierując je w sufit, gdzie upatrywała sobie osobę maga.
Zaraz potem zrzuciła buty, rozsznurowała bluzkę i spodnie, zręcznie wysuwając się z materiału. Zanim ubrania na dobre dotknęła ziemi, w miejscu dziewczyny stał wyjątkowo rozzłoszczony tygrys, który warcząc i szczerząc zęby przeciągnął się z wyraźnym dyskomfortem. Ból po przemianie zawsze był przejmujący. Przeobrażenie z urazami, nawet tak niewielkimi, jakie zarobiła chwilę, temu było znacznie gorsze.
Wielki kot zsunął nosem ubrania i buty, w ciasną kupkę, a gdy to zrobił usiadł nad nią, Salazar zaś usłyszał głos dziewczyny.
- Masz krzesiwo ? - tym jednym, krótkim pytaniem, wyraźnie dawała znać, że ma podpalić jej ubrania. Uprzedzając ewentualne pytania, odezwała się ponownie.
- Zapamiętaj to co teraz powiem, to może cię więcej nie złapią. Nikomu tego nie mówiłam i nigdy tego nie powtórzę - tygrys spojrzał w kierunku elfa i można by powiedzieć, że zadziornie się uśmiechał - Ten moment gdy się zderzyliśmy w mieście, wystarczył mi by poznać twój zapach. Wbrew wielu opiniom, nie wszyscy potrzebują namacalnego źródła, jak rzecz poszukiwanego. Druga sprawa z której wielu sobie nie zdaje sprawy, to tropienie. Ja nie muszę mieć tropu, bez problemu mogę szukać wiatrem - znów zerknęła na Salazara, jakby szukając potwierdzenia czy zrozumiał, dopiero potem kontynuowała. - Teraz pomyśl, że tygrysy mają stosunkowo słaby węch w porównaniu z innymi bestiami - jeszcze raz zrobiła krótką pauzę - Oraz co można zdziałać, mając rzecz należącą do poszukiwanego. Teraz popatrz na nozdrza tamtego bydlaka - wskazała łbem martwe zwierze, o ile można tak było nazwać potworne wynaturzenie leżące w częściach, na skałach - Zaręczam ci, że to co ja czuję, w zestawieniu z jego doznaniami, to jak porównywać ślepca z malarzem.
Mówiąc nie spieszyła się, obserwując jaj płoną jej rzeczy i słuchając bicia elfiego serca, które wracało do normy.
- Nie wiemy jak cała ta heca się dalej potoczy. Samą swoją obecnością zostawiamy tu dość śladów i nie mam najmniejszej ochoty, zostawiać im fantów w postaci ubrań, którymi ten psychol mógłby naszczuć na mnie całe stada ogarów piekielnych.
Gdy ostatnie płomyki dogasły, a z odzieży została tylko smętna kępka popiołu tygrys znów się przeciągnął, ale teraz zupełnie inaczej. Teraz ruch był pełen swobody i kociej gracji, a nie widocznego na pierwszy rzut oka bólu.
Cóż zmiana w kota miała jeszcze jeden plus. Zyskała trochę większy margines czasu, zanim zmęczenie zacznie stanowić problem.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Wzruszył ramionami, gdy już do niej podszedł. Specjalnie zwlekał nieco z odezwaniem się – chciał, żeby gest uniesienia ramion i opuszczenia ich, został przez nią zauważony.
         – Wiesz, ten stwór był dość mocnym przeciwnikiem i wydaje mi się, że większość więźniów tego maga mogłaby nie przeżyć spotkania z nim – odezwał się, może rozwijając nieco to, co powiedział wcześniej. Właściwie, argumentował teraz, dlaczego stwierdził, że poruszając się w głąb… labiryntu, bo chyba właśnie tym był system pomieszczeń i korytarzy, w którym właśnie się znajdowali, może być łatwiej pokonywać niebezpieczeństwa. Zwłaszcza te żywe i myślące albo sprawiające wrażenie myślących.
         – Chodzi mi o to, że mag może rzucać swoich więźniów od razu na głęboką wodę i, jeśli to przeżyją, wtedy na pewno uzna, że warto się nimi zainteresować i tym, jakie będą ich kolejne kroki – dopowiedział. Spojrzał też na Sherani wzrokiem, w którym widniało proste pytanie: „Teraz rozumiesz, o co mi chodziło?”. Nie zadał jej jego wprost, bo jedynie pomyślał, żeby to zrobić, ale ostatecznie postanowił zapytać ją o to, nie używając przy tym słów. Podejrzewał, że jeśli zostanie to przez nią zrozumiane, po prostu odpowie mu kiwnięciem głową.
Bez słowa podszedł pod ścianę, oparł się o nią plecami i powoli osunął na ziemię. W ten… może niecodzienny sposób, usiadł sobie pod ścianą, i to w miarę wygodnie. Zaczął też obserwować Sherani, chcąc wiedzieć, co też dziewczyna chce zrobić. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, co łowczyni chce zrobić z częściami ciała martwej bestii, które oglądała i dopiero po tym krótkim czasie dotarło do niego, iż szukała ona czegoś, co mogłoby posłużyć za broń. Niby można by było użyć rogów, jednak najpierw należałoby odciąć je od czaszki, a do tego nie mieli odpowiednich narzędzi.

Zdziwił się nieco, gdy Sherani tak nagle zwróciła się do niego i wypowiedziała jedno zdanie, które, przez ton jej głosu, zabrzmiało całkiem tak, jakby był to rozkaz. Salazar wstał, oparł się bokiem ciała o ścianę i stał teraz odwrócony do niej plecami. Dziewczyna nie mogła wiedzieć, że tym „rozkazem” zaciekawiła go i spowodowała, że chciał widzieć, co też zamierza zrobić.
Przez chwilę obserwował ją przez ramię. Rozebrała się, co było dość dziwne, jednak pozwoliło mu to na przyjrzenie się jej ciału, gdy nie miała na sobie niczego, co by je zakrywało. Cóż… mimo niskiego, nawet jak na kobietę, wzrostu, miała ładne ciało. Zgrabna i szczupła sylwetka z odpowiednio zaznaczonymi krągłościami. Oczywiście, mrocznemu najbardziej podobały się przedstawicielki jego rasy, jednak nie mógł powiedzieć, że Sherani mu się nie podobała. Na pewno oglądało się za nią sporo mężczyzn, nawet biorąc pod uwagę zawód, którym się para i to, jaka jest. Mroczny odwrócił się od razu, ponownie spoglądając w ciemność korytarza i starając się zachować w pamięci widok, który ujrzał, gdy na chwilę odwrócił głowę. Nie chciał, żeby tygrysołaczka wyczuła, że jej się przyglądał, dlatego też ograniczył to do minimum i liczył na to, iż nie zauważyła jego wzroku na sobie. Zresztą… nawet, jeśli tak się stało, trudno się mówi. Chyba się na niego nie rzuci z tego powodu. Znaczy… mogłaby tak zrobić, jednak najlepiej by było, gdyby na myśli miała zupełnie co innego, a nie chęć zabicia go. Wtedy Salazar na pewno by nie narzekał. Z drugiej strony wydawało mu się, że myśląc o takich sytuacjach, wkracza już w sferę marzeń, bo Sherani nie wyglądała mu na osobę, która zrobiłaby coś takiego.

Usłyszał zwierzęce odgłosy, tym razem było to warczenie, jednak nie zwiastowały one przybycia kolejnego przeciwnika. Łowczyni zmieniła się w tygrysa, co złodziej ujrzał, gdy odwrócił się w jej stronę. Zaskoczyła go nieco, gdy się odezwała. Spodziewał się… właściwie, nie wiedział czego, może telepatii, a nie tego, iż tygrys będzie mówił jej głosem.
         – Powinienem mieć – odezwał się i od razu włożył rękę do torby, grzebiąc tam przez chwilę i słuchając tego, co mówiła do niego Sherani.
         – Jesteś pewna, że mam je spalić? Nie będzie lepiej, jeśli je dla ciebie przechowam? Może później zdarzy się sytuacja, że lepszym wyjściem będzie, gdy zmienisz się z powrotem w człowieka? - zapytał, głównie dla pewności. Krzesiwo już znajdowało się w jego ręku, a elf kucnął przy jej ubraniach. Spojrzał na tygrysa, czekając na jej odpowiedź. W zależności od tego, jaka ona była, spalił odzież albo schował ją do torby.
         – To… stworzenie, mogłoby nas wyczuć z drugiego końca labiryntu czy coś. Jeżeli siedziało tu dostatecznie długo, przyswoiło już niektóre zapachy i powiązało je z korytarzami, pułapkami i innymi rzeczami, które się tu znajdują. Nasze zapachy były nowe, a bestia mogła je zinterpretować jako zagrożenie. Zagrożenie, którego należało się pozbyć – powiedział, po czym spojrzał na nią i uniósł brew w górę, co miało być prostym pytaniem o to, czy dobrze to wszystko rozumie. Wydawało mu się, że tak jest, jednak potwierdzenie od Sherani byłoby mile widziane.
         – Zresztą, przecież nie jest tak, że każdy łowca głów ma takie zdolności, jak ty. Z większością jest tak, że mogą mnie złapać dopiero wtedy, gdy im na to pozwolę – dodał, nawiązując do tego, co tygrysica mówiła przed wzmianką o zmyśle węchu u istoty, którą zabili.

Mroczny zaczął przyglądać się tygrysicy i wyglądał, jakby zastanawiał się nad czymś i robił to dość intensywnie.
         – Hmm… Może będzie to głupie, może nie, ale i tak o to zapytam – uprzedził ją i nie marnując więcej czasu na oczekiwania, postanowił od razu przejść do tego, o czym pomyślał.
         – Mogę cię pogłaskać? Ciekawi mnie, jakie jest w dotyku tygrysie futro – zapytał i od razu wytłumaczył, dlaczego to zrobił. Miał przy tym całkiem poważną minę, ton głosu zresztą też. Może takie pytanie brzmiało dziwnie z ust osoby o jego posturze, zachowaniu i charakterze, jednak Salazar zwyczajnie postanowił wykorzystać okazję. Podejrzewał, że nawet, jeśli dziewczyna się nie zgodzi, i tak zrobi to, co zamierza.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Rani wysłuchała argumentów mrocznego elfa z uwagą i na koniec tak jak przypuszczał skinęła głową. Ich osobliwa współpraca robiła się coraz sprawniejsza i bardziej przerażająca. Jeszcze trochę walki o życie w labiryncie szaleńca, a zaczną porozumiewać się bez słów.
Doskonale zrozumiała co Salazar miał na myśli. Zdecydowanie wolała wersję z coraz groźniejszymi bestiami, bo opcja podana przez złodzieja oznaczała rosnące zainteresowanie maga. Sprowadzało się to do prostej konkluzji, zginą, zostaną trupami i problem mają z głowy. Chyba, że czarownik był nekromantą. Przeżyją, a porywacz się nimi zainteresuje, co szybko na powrót sprowadzało się tortur i zdychania w upokorzeniu.
Kątem oka dostrzegła siadającego Salazara, szybko ponownie skupiając się na truchle. Trochę zdziwiło ją, że złodziej nie oponował, przykładowo twierdząc, że nic mu nie dolega. Albo był naprawdę wykończony i odpoczynek powitał z ulgą, albo zwyczajnie był ciekaw co miała zamiar zrobić. Powód nie zaprzątał dłużej jej myśli, najważniejsze było, że Salazar jej nie przeszkadzał i mogła robić co zaplanowała. Chwilę później okazało się, że w efekcie nie zrobiła nic, po za oględzinami trupa.

        Wyczekała aż złodziej odwrócił się do niej tyłem i dopiero zaczęła pozbywać się ubrań. Sama nie oglądała się by sprawdzić czy Salazar nie podgląda. Znów z Salazarem poszło łatwo, stanowczo zbyt łatwo, a dość naiwną nie była, by uwierzyć, że elf nie zerknie choćby z ciekawości, doszukując się przyczyny jej nakazu. Powodów do złości miała aż nadto i w tym wypadku zastosowała się do ludowej mądrości, czego oczy nie widzą, to nie spowoduje napadu szału u tygrysa. Zresztą co mogła by zrobić ? Rzucać butami ? Piszczeć jak wiejska cnotka ? Odwrócić się do elfa pytając czy już się napatrzył ? Sam fakt rozbierania się był wystarczająco wkurzający i upokarzający, by miała go jeszcze przedłużać reakcjami, które nie przyniosły by żadnego praktycznego skutku. Jeśli elfa kręciło oglądanie pooranego najróżniejszymi bliznami ciało, jego sprawa, czy może powinna uznać, że problem. Mgnienie później pokrywało ją miedziane futro, rozwiązując problem.

        Poczekała, aż Salazar wydobył krzesiwo.
- Pal, nie marudź - westchnęła, machnąwszy łapą w śmieszny sposób używając zwierzęcego ciała do bardzo ludzkiego gestu. - Po pierwsze nie mam zamiaru cię potem prosić byś mi je oddał - mruknęła.
- Po za tym to bardzo wątpliwe.
Zwykle nie gadała tyle podczas roku pracy co przez ostatnie kilka dni. Często realizacja zlecenia opierała się na rzuceniu głowy na urzędnicze biurko, bez jednego dzień dobry i zabraniu pieniędzy bez do widzenia. Z elfem rozmawiała co chwila. Pewnie dlatego, że ciężko milczeć, gdy spędzało się wspólnie czas, a wszelkie przypuszczenia wskazywały, że nie zmieni się to zbyt szybko.
- Nienawidzę latać na czworakach - kontynuowała luźną rozmowę, tłumacząc co poprzednim, krótkim zdaniem miała na myśli, patrząc spokojnie w płomienie - Nie mniej - urwała na chwilę, jakby próbowała znaleźć właściwe słowa na wytłumaczenie swojego punktu widzenia. Po chwili najwyraźniej wpadł jej pomysł - Jak trudno było by ci skręcić mój kark ? - zadała pytanie wymownie patrząc elfowi w oczy. Oczywiście miała na myśli swoją dwunogą postać i raczej oboje wiedzieli jak proste by to było, co właśnie mówiły oczy tygrysicy. W dywagacjach pomijali oczywiście stawianie oporu. Chodziło o zwykłą odporność ciała i różnice w posturze i masie. Mogła by się kłócić do woli. Była silna, silniejsza od większości kobiet i wielu mężczyzn, walczyła dobrze, ale gdyby samą siłą chciała stawić czoła, dajmy swojemu męskiemu odpowiednikowi, nie miała by szans. Praw fizyki nie dało się przeskoczyć i była tego czasem aż zbyt boleśnie świadoma. Gdy uznała, że Salazar słucha i zaraz powinien zrozumieć o co jej chodzi, kontynuowała - A teraz ? - może nie była największym tygrysem jakiego można było by spotkać, ale wystarczyło popatrzeć na umięśniony kark drapieżnika, który utrzymywał łeb z groźnymi szczękami, by wysnuć szybki wniosek. Nie było by to łatwe, a dla większości w ogóle nie wykonalne.
- Cały ten cholerny labirynt i to co czeka nas po nim ... Będą się liczyły nie tylko nasze umiejętności, ale i to ile jesteśmy wstanie znieść i jednocześnie wciąż móc walczyć. Puki nie będziemy bezpieczni, wątpię bym stanęła na dwie nogi. Nie sądzę, by trafiła nam się sytuacja w której tygrysia skóra będzie utrudnieniem.
Sherani ogólnie grała w otwarte karty, ale nie powiedziała wszystkiego, w końcu nie liczyła, że elf to robi. Każda przemiana była bolesna, ale to było co najwyżej uprzykrzające życie, gorzej, że czerpała energię. Częste przemiany bez możliwości uzupełnienia traconej energii, były by nieodpowiedzialnym osłabianiem swojego ciała. Uznała jednak, że elf na razie nie musiał wiedzieć ani jednego ani drugiego.
Kiwnęła głową Salazarowi, że jest na dobrym tropie - Tylko ubrała bym scenariusz w ciemniejsze barwy. Może jesteśmy intruzami, ale wątpię by te stworzenia reagowały jak zwykłe drapieżniki działając jedynie w obronie własnej i terytorium. Nie wiem jaką powierzchnię ma labirynt, ale znalezienie nas tu było dla tego czegoś rozgrzewką. Wyobraź sobie, że teleportował byś się teraz na przykład do Valladonu - nie wiedziała, że mroczny umiał się teleportować, nawet tego nie przypuszczała, ani się nad tym nie zastanawiała. Zwyczajnie potrzebowała sposobu znalezienia się w innym miejscu bez zostawiania śladów by rozwinąć swoją myśl - Wypuszczasz takiego stwora, a on zaczyna przeszukiwać teren. Będzie przemieszczał się metodycznie, przeczesując otoczenie do skutku. Najpierw wiatr przywieje woń, wraz z wiatrem znajdzie i tropy. To z jakiej odległości byłby wstanie wyczuć obiekt rozkazu, mogło by się okazać znacznie bardziej przerażające niż nam się wydaje. To teraz nie żyje. Nasze tropy z czasem zwietrzeją. Dlatego nie chcę zostawić żadnego punktu zaczepienia.
Słysząc jak elf wrócił na temat złapania, butna łowczyni nie mogła wypowiedzi odebrać inaczej niż jako komplement. Oczywiście "podziękowała" w swoisty sposób, taktownie przyznając rozmówcy rację.
- Bo ja jestem naprawdę dobra w tym co robię - kot zmarszczył i uniósł kąty pyska w parodii uśmiechu, zadowolony z siebie.

        Zapanowała cisza, zerknęła więc na Salazara, który intensywnie się w nią wpatrywał. Obserwowała ślepiami oblicze elfa, gdy padło najdziwniejsze pytanie jakie kiedykolwiek usłyszała, do tego wypowiedziane tak jakby mroczny właśnie czytał nekrolog, albo przynajmniej zawiadomienie podatkowe.
Najpierw zielone oczy zrobiły się okrągłe, jak złote gryfy, które wpędziły Sherani w aktualne kłopoty, pysk zaś otworzył się nieznacznie w wyrazie szczerego zaskoczenia. Zaraz potem tygrys zmarszczył nos, ukazując zestaw zabójczych kłów, potem lekko uniósł się na tylnych łapach, zwinnie balansując ciałem, by zrównać swój wzrok ze wzrokiem Salazara
- Co widoczek się podobał i teraz na głaskanie się zbiera ? - rozzłoszczony głos dziewczyny mieszał się z wściekłym warkotem drapieżnika, który ślepiami wpatrywał się w oczy złodzieja. Dziewczynie od początku zbierało się na śmiech, ale wytrzymała jeszcze moment. Salazar zaskoczył ją tym pytaniem jak niczym wcześniej, nawet popis magii nie wywarł tak piorunującego wrażenia i od razu zapragnęła przetestować mrocznego. Żartując w taki nietuzinkowy sposób, chciała wywołać jakąś reakcję, ciekawa czy będzie równie zaskakująca co poprzednie pytanie.
Wyczekała reakcji Salazara, zanim szczerze się roześmiała, lądując na czterech łapach. Chociaż śmiejący się tygrys sprawiał dość upiorne wrażenie, Rani dawno nie śmiała się tak beztrosko jak w tej chwili.
Zanim złodziej zdążył wyciągnąć rękę, tygrys krokiem znacznie przerośniętego dachowca, włożył głowę pod jego dłoń. Nie zatrzymując się okrążyła Salazara, tak, że pod palcami elfa przemknęła najpierw krótka i aksamitna sierść na głowie, która powoli przeszła w dłuższą i puszystą kryzę karku, zmieniającą się w gęsty i miękki włos grzbietu.
- Zadowolony ? - wymknęła się z pod ręki złodzieja, stając na przeciw niego, z nieniknącym rozbawieniem w oczach.
- Za jakiś czas, dobrze by było gdzieś wypocząć, oko na chwilę przymknąć, ale na mój gust poszukała bym jakiejś niszy, która w razie nagłego ataku była by lepsza do obrony niż korytarz. Chociaż myślę, że nie muszę ci tego tłumaczyć - zerknęła na elfa, szykując się do dalszej wędrówki przez labirynt.
Awatar użytkownika
Salazar
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Mroczny Elf
Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
Kontakt:

Post autor: Salazar »

Powoli przechodzili w ten etap przebywania ze sobą, gdy zaczynali rozumieć się bez słów. Taka rzecz była przydatna w niektórych sytuacjach, na przykład wtedy, gdy trzeba zachować milczenie i najlepiej jest porozumiewać się bez słów, czyli wzrokiem i gestami. Chociaż, z drugiej strony, były też gesty, nie tylko te wykonywane rękoma, które były… uniwersalne i nie trzeba było poznawać drugiej osoby, aby móc je zrozumieć w sposób, w który chciałby to osobnik je robiący. Cóż… chyba nie ma osoby, która nie potwierdziłaby, iż osoby współpracujące ze sobą, powoli, i tak zbliżają się do siebie, a ich relacje zmieniają się, aby na koniec nie byli sobie nieznajomi. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy jedno z nich lub żadne nie chce zapoznać się z resztą towarzystwa, bo nawet zwykła, czasami krótka, rozmowa może powiedzieć coś na temat takiej osoby i odrobinę zmienić relację.

         – Jak chcesz – powiedział do niej, nadal kucając przy jej ubraniach. Osobiście, gdyby zrobił to, co ona, wolałby, żeby ktoś zachował jego ubrania. Jednak Sherani była inna i nawet nie miał najmniejszego zamiaru próbować przekonywać ją, aby zmieniła zdanie na temat spalenia jej odzieży. Chwilę później chował już krzesiwo do torby podróżnej, a materiał zajmował się ogniem. Podniósł się do pozycji stojącej, pozostając jednak na tyle blisko tygrysołaczki, żeby usłyszeć to, co do niego mówi.
         – Twojej ludzkiej postaci? To byłoby naprawdę łatwe – odpowiedział jej tonem, który dobitnie świadczył o tym, iż nie miałby problemów ze skręceniem jej karku. Oczywiście, chodziło tu o siłę, którą musiałby w to włożyć i, co ogólnie musiałby zrobić, aby tego dokonać. Bo, szczerze mówiąc, już wcześniej zastanawiał się, czy może nie wpuścić jej w jakąś pułapkę albo, w trakcie jednego z kolejnych starć z potworami, nie pozostawić ją na pastwę przeciwnika, czekając też na to, aż dziewczyna dokona żywota. Jaki wysunął wniosek z tych wszystkich przemyśleń? A taki, że może nie warto ją zabijać tylko dlatego, że wcześniej próbowała go złapać, co jej się zresztą udało, i oddać w ręce kapitana straży. Uznał, że będzie lepiej dla niego, jeśli Sherani będzie żyła, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, gdzie się znajdują i różnorakie niebezpieczeństwa, które mogą napotkać, a które są ograniczane jedynie przez wyobraźnię i zdolności maga będącego właścicielem tego budynku.
         – Teraz pewnie byłoby trudniej – odpowiedział, przyglądając się tygrysiemu karku. Był zdecydowanie lepiej chroniony niż ten u istot humanoidalnych, w tym także u samego Salazara. Sam mroczny nie wyobrażał sobie tego, iż mógłby zmienić się w zwierzę, co mogło wynikać z jego przyzwyczajenia do chodzenia na dwóch nogach i posiadania przy tym dość dużej liczby określającej jego wzrost. Górował nad wieloma osobami, jednak spotykał też takich, którzy byli wyżsi od niego. Elf nie uważał się za niskiego osobnika. Zresztą, gdyby był zbyt wysoki, byłoby mu ciężej być złodziejem. Na pewno nie podjąłby się takiej roboty, gdyby był wyższy. Wtedy pewnie myślałby nad karierą skrytobójcy lub zwykłego najemnika.
         – W to nie wątpię, w końcu udało ci się podążać moim śladem i nawet mnie złapać – odparł i uśmiechnął się na swój sposób.

Sherani wydawała się zaskoczona jego pytaniem. Nie dziwił jej się, w końcu jaka była szansa na to, że właśnie o coś takiego zapytałby ktoś taki, jak on? Wydawać by się mogło, iż była ona naprawdę mała.
         – Może się podobał, ale gdybym nawiązywał do twojej ludzkiej postaci, użyłbym innego określenia niż głaskanie – odpowiedział, wpatrując się prosto w jej oczy. To, że potrafiła ustać na dwóch nogach, było dość dziwne. Znaczy, może nie tyle to, a sam widok tygrysa próbującego ustać na tylnych kończynach.
         – W każdym razie, podtrzymuję argument, który podałem wcześniej i udał, że nie słyszałem tego oskarżenia o zoofilię – dodał po chwili i uśmiechnął się iście szelmowsko. W dalszym ciągu patrzył prosto w zielone ślepia tygrysicy. Może kiedyś przyda mu się informacja, iż jej oczy cały czas mają ten sam kolor, bez różnicy, w jakiej postaci aktualnie przebywa. Co do reakcji zmiennokształtnej… śmiejący się tygrys wyglądał naprawdę dziwnie.
Później mógł poczuć różne rodzaje tygrysiej sierści, zaczynając krótkiej na głowie i kończąc na miękkiej i gęstej, która znajdowała się na grzbiecie. Mógłby powiedzieć, że spodziewał się czegoś innego albo właśnie czegoś takiego, jednak nie wiedział, jak wyobrażał sobie to, jakie w dotyku będzie tygrysie futro. Może spodziewał się czegoś… mniej miękkiego i puszystego.
         – Zadowolony. Mogę odhaczyć jedną rzecz z listy rzeczy, których jeszcze nie zrobiłem – powiedział do niej, uśmiechając się samymi wargami. Może pochwycił jej rozbawione spojrzenie, a może kąciki ust same podniosły się nieco w górę. Jakby nie było, nadało to jego wypowiedzi nieco mniej poważny wydźwięk.
         – Tak… Może, za jakiś czas, przydałoby się gdzieś odpocząć – zgodził się z nią. Podejrzewał, że będą musieli ustalić system wart, gdy już znajdą miejsce, w którym będzie możliwy odpoczynek. Lepiej było, gdyby jedno z nich pilnowało okolicy i obserwowało ją, żeby nic ich nie zaskoczyło, gdy drugie będzie odpoczywać.

Ruszyli w dalszą drogę. Akurat prowadziła ona w stronę korytarza, z którego wcześniej wybiegła bestia. W korytarzu tym, raczej, nie było pułapek, bo potwór uruchomiłby je w trakcie biegu. Chyba, że mag mógł wyłączyć je na odległość, a później aktywował je ponownie, gdy jego bestia pobiegła dalej. Było to całkiem możliwe, dlatego też Salazar cały czas zachowywał ostrożność i wyostrzone zmysły.
         – Jak myślisz, jak duży może być ten labirynt? - zapytał. Poruszył kwestie domysłów i przypuszczeń, więc nie ma tu niepoprawnej odpowiedzi.
         – Patrząc na to, że jesteśmy pod ziemią, może on być naprawdę duży i kręty, z niezliczoną ilością korytarzy i tak dalej… Na pewno nie rozciąga się dalej niż teren posiadłości maga, która musi być naprawdę duża – odezwał się po chwili, dzieląc się z nią swoimi spostrzeżeniami. Już wcześniej w myślach stwierdzić, iż rozmawianie z tygrysem jest dość dziwne, tak samo, jak to, że zwierzę mu odpowiada, bo tak naprawdę jest zmiennokształtną.

Szli dalej, a korytarz nie wydawał się kończyć. Nagle Salazar wyprostował dłoń, tym samym dając dziewczynie sygnał, aby się zatrzymała.
         – Na ścianach są niewielkie otwory, a tuż nad podłogą zawieszone są cienkie linki – oświadczył, tym samym tłumacząc, dlaczego nakazał postój.
         – Tamta bestia na pewno nad nimi przeskoczyła, jednak my możemy nie dać rady. Dlatego wolałbym je dezaktywować. Nie wiem, co uwolniłoby przecięcie linki, ale strzelam, że albo dosięgnąłby nas ogień z tych otworów w ścianach, albo salwa strzałek lub bełtów nasączonych trucizną – dopowiedział. Chyba nie musiał wspominać, że Sherani trzymała się z tyłu, gdy on będzie rozpracowywał mechanizm działania pułapki, a później rozbrajał ją. Podszedł do pierwszej linki i przesunął po niej wzrokiem. Raz. Drugi. Trzeci. Dopiero teraz zauważył, że kamienie tworzące ściany są ucięte do połowy w poziomie i za nimi znajdują się mechanizmy łączące linkę z tym, co znajduje się w ścianach.
         – Dobry sposób na ukrycie mechanizmu łączącego… Ale dzięki temu jest też łatwiej go rozbroić, bo wystarczy wyciągnąć kamień i zdjąć linkę z uchwytu… - mówił nieco ciszej niż normalnie, co oznaczało, iż rozmawia sam ze sobą. Chociaż tygrysica pewnie nie miała problemu z usłyszeniem tego.
Tymczasem mroczny, ostrożnie, włożył dłoń otwór, który wcześniej wypatrzył i powoli wysunął kamień. Następnie linkę z uchwytu i ostrożnie przeciągnął ją na drugi koniec ściany, gdzie ułożył ją tak, że nawet przypadkowy ruch nie mógłby nią poruszyć. Dopiero teraz wysunął kamień przy tamtej ścianie i ponowił czynność.
         – Jedna rozbrojona. Jeszcze… trzy – poinformował tygrysołaczkę. Z pozostałymi poszło mu sprawniej, gdyż znał mechanizm i miejsca jego ukrycia.

W końcu znaleźli się na drugiej stronie pułapki i mogli ruszyć dalej. Szybko dotarli do kolejnego rozwidlenia.
         – Co podpowiada ci twój węch? - zapytał po chwili, rozglądając się to w lewo, to w prawo.
Sherani
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 96
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Łowca , Najemnik , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Sherani »

        Salazar nie mógł wiedzieć, jak ciężkim było dla dziewczyny zależeć od kogokolwiek, nawet jeśli chodziło o tak pozornie drobną rzecz jak przechowanie ubrań. Wiele lat temu postanowiła liczyć jedynie na siebie. Rani wolała spędzić cały konieczny czas w znienawidzonej postaci tygrysa, niż dać Salazarowi ubrania na przechowanie i jeśli by trzeba było, w taki sam sposób umrzeć. Po śmierci przemiany nie dało się wymusić, więc umierając jako tygrys została by w zwierzęcym cielsku, przeciwnie do niektórych zmiennokształtnych, którzy po śmierci odzyskiwali ludzkie kształty.
Zdecydowanie wolała każdą z dostępnych opcji niż przystać na wizję, w której musi poprosić elfa o zwrot ubrań. Prawdopodobieństwo, że mrocznego trzymałyby się głupie i dziecinne żarty, i rozpoczął by zabawę w „nie oddam” było znikome. Rani jednak dopuszczała każdą ewentualność i już dawno przekonała się, że innych można podejrzewać tylko o jedno - że są zdolni do wszystkiego. Każdej zdrady, najbardziej podłego czynu, tym samym również najgłupszego żartu. Ufała jednej, jedynej osobie i była to ona sama. Reszta świata nie miała szans na uzyskanie zaufania dziewczyny. Mogła jedynie zostać podzielona na trzy kategorie: wróg lub ścigany, neutralny oraz chwilowy towarzysz rozrywki, którego ufnością nie obdarzała, ale traktowała z taką dozą sympatii na jaką w jej mniemaniu zasłużył.
        Wąsy tygrysicy nieznacznie drgnęły, jakby chciała zmarszczyć nos, gdy usłyszała potwierdzenie złodzieja. Wiadomo, że kark miała może nie wątły, ale drobny, zresztą jak całą sylwetkę, była doskonale świadoma swojego ciała. Nie mniej słyszeć tak dosadnego potwierdzenia swojej kruchości nie lubiła.
Współpraca była rzeczą straszną. Normalnie nie musiała nikomu tłumaczyć swoich decyzji i to jeszcze w tak umniejszający swojej sile sposób. Wzięła głęboki oddech, uspokajając chęć trzaśnięcia elfa w potylicę.
- Znacznie trudniej - odpowiedziała gdy ochłonęła - Te same zasady obowiązują przy wszystkich obrażeniach. Do tego jestem szybsza, silniejsza i obawiam się, że też znacznie skuteczniejsza, niż w uzbrojonej ludzkiej wersji.
Dziewczynę w przeciwieństwie do Salazara, dawało się czytać jak otwartą księgę. Nigdy nie czuła potrzeby maskowania swoich emocji. Od razu więc dało się zauważyć, że mówiła jakby przyznawała się do jakiejś strasznie ujmującej jej wady. - Jedynym minusem jest mniej estetyczny efekt końcowy - teraz przez słowa przebił się niesmak Sherani.
Nienawidziła przyznawać się do tego faktu, ale siła była wielkim plusem jej futrzatego przekleństwa. Pięścią była wstanie zafundować złamania, ale nigdy zabić jednym uderzeniem, jeśli nie trafiła by w jakiś newralgiczny punkt. Uderzeniem tygrysiej łapy mogła zabić na miejscu, niezależnie gdzie trafiła. Może gdyby nie fakt, że siła bestii drastycznie podkreślała ograniczenia jej ludzkiego ciała, możliwe, że zignorowała by pozostałe niedogodności jak rozrywanie zębami gardeł i nawet polubiła by swoją potężniejszą postać.
Późniejszymi słowami Salazar nieco ułagodził łowczynię. Nawet jeśli w potwierdzeniu jej zdolności kryła się pochwała własnych umiejętności złodzieja, z zadowoleniem powitała przyznanie jej racji.

        Nie zawiodła się ani odrobinę na zachowaniu Salazara. Jeszcze nie spotkała osobnika, który nie wystraszył by się jej drapieżnej wersji. Fakt, że widzący ją jako tygrysa, zwykle przeczuwali swoją rychłą śmierć, a elf może upewnił się już, że nie ma zamiaru go ubić. Nie mniej na dotknięcie mroczny zareagował dość spontanicznie, jeśli można to tak nazwać. Widząc warczącego tygrysa, nie tylko się nie cofnął, ale nawet powieka mu nie drgnęła.
Zawsze budziła lęk, a jeśli nie, to zwykle nie traktowano jej poważnie, co Sherani oczywiście dość szybko była wstanie przekuć w nienawiść i strach przed swoją osobą. Na razie nie odczuła by elf z niej jakoś specjalnie drwił, a jednocześnie nie bał się. Salazar znalazł uznanie łowczyni, tym razem nieco inne niż wcześniejsza ocena jego wysokich umiejętności. Teraz nie było w nim ambiwalentnego pomieszania szacunku ze złością. Tak samo Sherani przypadł do gustu bezczelny, całkiem pozbawiony jakiejkolwiek skruchy żart o głaskaniu, jak spodobał jej się uśmiech, którym mroczny aż prosił się o lanie. Jeszcze trochę, bogowie brońcie, a gotowa była polubić złodzieja za jego arogancję, która chyba nie miała granic, a jednocześnie jak miała okazję się przekonywać, miała twarde wsparcie rzeczywistości.
- Cieszę się, że mogłam pomóc w tym doniosłym przedsięwzięciu - żartowała, a resztki śmiechu przebijały się przez jej wypowiedź - Ale uprzedzam, na dywanik się nie dam przerobić.
Później już tylko kiwnęła głową. Chociaż wciąż była sprawna i skuteczna, potrzebowała odpoczynku, bardziej niż można by przypuszczać. Jednak uderzyła się w plecy a nie w głowę i nie miała zamiaru zwierzać się elfowi, z tego jak podziałało na nią zaklęcie, bo była to ewidentnie wina czarów. Znała swój organizm dość dobrze by oceniać własne możliwości i limity. Teraz coś było nie tak, zbyt szybko czuła się wyczerpaną. Powinna zregenerować siły, zanim zmęczenie zacznie być problemem, a nie czekać, aż ograniczy jej zdolności walki.

        Wzruszyła ramionami i jak się okazało tygrys potrafił wykonać taki gest, nawet jeśli część ciężaru ciała spoczywała na jego przednich kończynach.
- Obawiam się, że większy niż byśmy przypuszczali. Jeśli upchnął korytarze bardzo gęsto, to na niewielkiej przestrzeni możemy mieć dziesiątki staj wijących się i plączących tuneli. Może ma nawet kilka poziomów. Wszystko zależy z jak wielkim świrem mamy do czynienia - odpowiedź na ostatnią część zdania pozostawiła inwencji Salazara.
- Z tego co kojarzę w okolicy lasu mieliśmy łańcuch górski, to była by logiczna lokalizacja, więc ile nie wylądowaliśmy gdzieś na drugim krańcu Alarnii, to ma pewnie prawie całe góry do dyspozycji.

        Elf szedł pierwszy i nie sprzeciwiała się temu. Mgła skupić się na innych rzeczach. Cały czas szukała choćby najmniejszej wskazówki w którą stronę kierować się do wyjścia. Bezskutecznie. Najwyraźniej do wyjścia mieli jeszcze wiele korytarzy.
Zatrzymała się i usiadła, podczas gdy kiwający się czubek ogona subtelnie informował o zniecierpliwieniu tygrysa. Ile jeszcze takich pułapek spotkają ? Mag najwyraźniej się nudził, skoro naszła go chęć na zabawę we władcę marionetek. W duchu liczyła, że może z ciekawości dobędzie Pierścienie z pochwy. To było by piękne. No może piękniejsza była by śmierć z jej rąk. Nawet nie miała obiekcji co do zaciśnięcia kłów na gardle czarownika, czego raczej nie lubiła robić. Jednak opcja Pierścieni jawiła się równie kusząco. Mogła by wtedy liczyć, że zginąłby w najgłupszy i najbardziej upokarzający sposób. Dokładnie jak ostatni, który próbował okiełznać szablę. Ostatni przed nią oczywiście. Mężczyzna najzwyczajniej w świecie potknął się nadziewając na klingę, która pechowo i skutecznie przecięła aortę. Niemożliwe ? A jednak.
Rozbrajając pułapkę, Salazar wyrwał tygrysicę ze sfery marzeń, która bez zwłoki dołączyła do elfa.

        Nie musiała nawet węszyć, smród niósł się korytarzem od jakiegoś czasu, jak tylko minęli pułapkę.
- Że jesteśmy w czarnej rzyci - odparła bez zastanowienia na pytanie, co podpowiada jej węch. - Idziemy w lewo - zadecydowała.
- Z prawej nie czuję nic - kontynuowała - Ale na pewno się na coś wpakujemy. Z lewej czuję i słyszę naście dwunogów idących w naszym kierunku - uznała, że Salazarowi należy się odrobina wyjaśnienia, na co powinien się przygotować, tak jak on mówił o pułapce - Nie chcę ich mieć za plecami.
Celowo nie użyła słowa ludzie. To co tam szło może człowiekiem było kiedyś. Tygrysica przeszła w sprężysty kłus, by szybciej znaleźć się naprzeciw zagrożenia. Za zakrętem szybko ukazały się postacie. Część z nich już znali z potyczki w lesie. Szczególnie oburęczny topór wyraźnie rzucał się w oczy.
Bogowie nie istnieli, a jeśli tak to byli podłymi sukinsynami bawiącymi się ludzkim losem jak pionkami na planszy. Naprawdę mag musiał parać się mrocznymi sztukami ? Chociaż czego oczekiwała po kimś, kto robi labirynt z pułapkami i tworzy pokraczne hybrydy. W zasadzie to już od jakiegoś czasu przeczuwała, że natkną się na coś takiego. Teraz jedynie jej przypuszczenia się sprawdziły.

- Nie daj się zabić, bo nie umiem zamków otwierać - rzuciła w kierunku uszatego, w tym samym momencie susem przechodząc w szybki atak na grupę już-nie-trupów.
Jedni byli świeżsi inni ciut bardziej "dojrzali", wszyscy jak jeden dawno nie żyli, ale ruszali się równie sprawnie co żyjący wojownicy, a w martwych oczach przebłyskiwały oznaki inteligencji.
Będąc blisko wybiła się skokiem dopadając frontu grupki i swoim rozpędem przewracając trzech na raz, na podobieństwo domina.
Jeszcze zanim ciała upadły na ziemie, Sherani zacisnęła szczęki na szyi pierwszego z nich. Ożywieńcy upadli z głuchym klapnięciem, podczas gdy tygrysica już zdążyła się odbić od pierwszego ciała, zabierając ze sobą oderwaną głowę pierwszej ofiary.
Początkowo atakujący szli w nierównym szyku, teraz zaś większość z nich ruszyła do natarcia.
Skokiem wróciła do pozostałej przewróconej dwójki, wykańczając ich podobnie jak pierwszego. W tym samym momencie z obu boków tygrysicy, pojawił się znany już włócznicy. Zaatakowała jednego z nich, atakującego z prawej, łapą odbijając broń, która trafiła w skały, podczas gdy grot lewej zatopił się głęboko w tygrysim ciele, tuż za łopatką, wyraźnie celując w dość przydatny organ jakim było serce.
Rani z warknięciem odwinęła się gwałtownie, łamiąc jednocześnie drzewce i uderzając łapą w głowę włócznika. Pazury zmieniły bok twarzy w miazgę, martwych tkanek i skrzepłej krwi, siłą uderzenia wykręcając ją w nienaturalną pozycję. Włócznik zwiotczał i upadł na ziemię. Nawet chodzący trup potrzebował nerwów do poruszania kończynami. Z przerwanym rdzeniem kręgowym mógł co najwyżej kłapać wściekle szczękami, odsłaniając blade dziąsła umarlaka.
Drugi wciąż żywy, czy może bardziej walczący niż żywy, nie próżnował. Tygrysica również. Z wściekłym ryknięciem odwróciła się w stronę napastnika. Grot prawej włóczni rozorał łopatkę zmiennokształtnej, ale po za bolesnym rozcięciem mięśni nie uczynił jej większej szkody. Drugiej szansy nieumarły nie dostał. Tygrys skoczył zwinnie, łapami lądując na barkach mężczyzny. Ciężar kota posłał wciąż próbującego walczyć wojownika na kolana, a kły z siłą imadła zatrzasnęły się na skroniach ożywieńca, skręcając jego kark z charakterystycznym trzaskiem.
Można by powiedzieć, że łowczyni była w swoim żywiole, gdyż ciało dobrze jeszcze nie zwiotczało na ziemi, a lśniący złotem i szkarłatem kształt, atakował kolejnego z oddziału maga. Jeżeli Salazar uznałby, że poprzednio walczyła z zaangażowaniem, to przy aktualnej zajadłości nie było porównania. Drzewce ułamanej włóczni, sterczące z ciała na pełną dłoń zdawało się nie przeszkadzać wściekłym atakom w najmniejszym stopniu. Tygrys z furią zaatakował kolejnego żywego trupa uzbrojonego w miecz i nie tracąc prędkości, wpadł na następnego, najpierw patrosząc nieszczęsne walczące zwłoki, rozlewając wokół gnijące wnętrzności chorego eksperymentu nekromanty, dopiero później odrywając głowę od ciała. Jak na poprzednie, tak i na nową ranę, tym razem od klingi, która pojawiła się gdzieś na klatce piersiowej, zupełnie nie zważała, jakby wcale ich nie czuła.
Każdego będącego w zasięgu kłów i pazurów, wykańczała w podobny sposób. Celowała w szyję i kark. Był to jedyny sposób na skuteczne unieszkodliwienie kogoś kto przecież i tak nie żył.
        Nawet się nie zorientowała, gdy znalazła się na tyłach agresorów. Ilu zabiła, nie liczyła, ale chyba było by coś koło siedmiu. Przez chwilę nie atakowana przez nikowgo, wzrokiem starała się zlokalizować Salazara, by zobaczyć jak ten sobie radzi.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości