Szczyty Fellarionu[Na wschód od Rapsodii] Przyjacielska pomoc

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Awatar użytkownika
Davros
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Davros »

Rozmowa toczyła się z leniwą powolnością. Nic dziwnego, skoro przeważnie Davros z Satorią po prostu słuchali, a najwięcej mówił wieśniak. Miał talent do gawędzenia, ponieważ potrafił ich zainteresować nawet tak pozornie nieinteresującymi sprawami, jak opis wioski w której żył, czy opowieści ze swoich kłusowniczych wypraw.
Czas mijał, wieczór był coraz bliżej i zachodzące słońce pięknie zabarwiało niebo. Nie przeszkadzało już ostrym światłem padającym prosto na twarz, bo zdążyło skryć się za drzewami. To był moment którego wyczekiwali - obydwoje rwali się do ćwiczeń, jednak najpierw przemieniona nie odzyskała jeszcze sił, później czekali aż jedzenie przestanie ciążyć na żołądku, aż w końcu nie chcieli walczyć w sytuacji, gdzie istniała tak oczywista przewaga możliwa do wykorzystania. Tym razem sparing miał odbyć się dla ich przyjemności, nie szlifowania umiejętności - po pierwsze zbyt długo się ze sobą nie widzieli, aby odmówić sobie takiej rozrywki, a po drugie rudowłosa nie do końca odzyskała swoją dawną sprawność. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu przez kilka dni leżała nieprzytomna, bez jakiegokolwiek ruchu, karmiona rozdrobnionym serem.
Davros podał przyjaciółce Rękę Calirianne nad ogniskiem. Umysłu dwóch kobiet na pewno złączyły się choć na chwilę, bo nie mógł przeoczyć delikatnego uśmiechu, widocznego przez moment na ustach jego dawnej kochanki. Hurn, który nie mógł już wytrzymać ciszy trwającej kilka minut, teraz najwyraźniej się zaniepokoił. Jeszcze bardziej przestraszył się, kiedy zobaczył, że - na pierwszy rzut oka - idealna kopia magicznej klingi pojawiła się zaraz obok najemnika. Nie mógł wiedzieć, że to praktycznie rzecz biorąc to samo ostrze, lecz pozbawione otaczających go zaklęć i bez zaostrzonych krawędzi. Nie było możliwości przeciąć nim niczego, dzięki czemu jedynym zagrożeniem dla przeciwnika były ewentualne siniaki. Satoria nie poprzestała na magnus opus Calirianne - odtworzyła też Ciszę i Spokój.
Gdy wszystko było już przygotowane, wstali ze swojego miejsca. Myśliwy obserwował ich z zaintereoswaniem przeplecionym ze strachem.
– C-c-co panienka robi? – zająknął się. Przeleciało mu chyba przez głowę, że raz za dużo pomógł komuś na szlaku, bo z każdą chwilą był bledszy i bledszy, aż w końcu przypominał kartkę papieru.
– Idziemy ćwiczyć. Patrz jeśli chcesz, ale nie przeszkadzaj. Dobrze?
– D-dobrze.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

Stanęli naprzeciwko siebie, w odległości kilkunastu sążni. Satoria zachowywała się jak lustrzane odbicie Davrosa, przez co zaczęli krążyć w kółko. Najemnik wyraźnie czekał na atak - nie miał problemów żeby się bronić, bo w przeciwieństwie do niej, był w idealnej formie. Zdecydowała się przyjąć tę niemą propozycję i ruszyła na niego. Kilkoma płynnymi, nieregularnymi krokami znalazła się w mniej więcej dwóch trzecich dystansu - tam się spotkali. Zwód, do którego złożyła się już wcześniej nie dał jej absolutnie nic, ponieważ wojownik przewidział pułapkę, jedno ostrze spuścił na skos po swoim, a drugiego uniknął zręcznym piruetem. Podczas tego obrotu nabrał wystarczająco energii, żeby wyprowadzić szybkie cięcie po półokręgu. Jedynym ratunkiem było sięgnięcie po magię, mogącą przenieść ją poza zasięg miecza.
Tym razem przymierzali się do siebie jeszcze dłużej, powoli zbliżając się do siebie. Gdy dzieliło ich już jakieś dziesięć kroków, on zaczął zmniejszać dystans. Satoria musiała zmienić rozstaw nóg, bo gdyby inaczej byłaby w bardzo niekorzystnej sytuacji - słabsza, niższa i z mniejszym zasięgiem ramion nie miała szans odeprzeć ataku. Niestety, kiedy postawiłą jedną ze stóp, ten konkretny kawałek gruntu dosłownie osunął się w dół. Gdyby nie to, że błyskawicznie przeniosła swój środek ciężkości na drugą nogę, straciłaby równowagę i Davros mógłby trafić ją równie łatwo, co treningową kukłę. Teraz jednak miała jeszcze gorszą pozycję niż przedtem, musiała coś z tym zrobić. Na szczęście ona potrafiła tkać czary w ułamkach sekund, dzięki czemu mężczyznę spotkało to samo, co ją, z tą różnicą, że ona wtedy się prawie nie poruszała. Jeden krok to tyle co nic w porównaniu z jego rozpędem, który ciężko było opanować. Chciała już wyprowadzić cięcie, ale została nieprzyjemnie zaskoczona - udało mu się odskoczyć lekko na skos, odtrącając replikę Ciszy i potrącając ją ramieniem. Pozwoliła tej sile obrócić ją akurat na tyle, aby stanąć do niego przodem.
Wiedziała już, że to będzie interesująca walka.
Awatar użytkownika
Davros
Błądzący na granicy światów
Posty: 24
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Davros »

Skończyli sparing i wbili miecze w ziemię. Zostaną tutaj dopóki ktoś ich ze sobą nie weźmie, chociaż te klingi nadawały się tylko do ćwiczeń albo powieszenia nad kominkiem.
Pełen księżyc był już wysoko i świecił całkiem jasno, a gwiazdy wyglądały przepięknie. Wrócilido ogniska, cały czas podsycanego przez Hunra.
– No no, mości Davros, muszę przeprosić żem tak dworował na wozie. Z mieczy ino świetliste błyski było widać, a iskry się sypały…!
– Widzi pan… – zaczęła Satoria, jednak mężczyzna od razu jej przerwał.
– Panienko! Już żem rzekł, ze mnie żaden pan! Gdzie mnie…
– Dobrze, już dobrze – ukróciła jego narzekania ze śmiechem. – Ale chciałam po prostu powiedzieć, żebyście nie oceniali nigdy książki po okładce. – Widząc, że wieśniak nie wie o co chodzi w tym powiedzeniu - pewnie w swoim życiu nieczęsto miał doczynienia z dziełami pisanymi - postanowiła posłużyć się prostszymi słowami. – Hurn, nie miaruj nigdy po wyglądzie.
– I teraz żem zrozumiał. A muszę przyznać, ma panienka rację. Życie mi to pokazało, ale… panienka tak drobniusia i młoda…
– Że to zupełnie nieprawdopodobne, abym tak się fechtowała? Uwierz mi, widziałam większe cuda.
– Oj tak, uwierz jej – wtrącił najemnik. – Jak sobie tylko przypomnę ile razy potem te cuda nas goniły, to aż mnie śmiech bierze.
– Nie na moją głowę takie opowiastki. Ja pójdę spać, bo jutro trza się wcześnie zebrać. – Jak powiedział, tak zrobił - wstał, poszedł do wozu izabrał stamtąd kilka derek, a potem wrócił do ognia. – Dobranoc.
– Dobranoc.

Widząc to, Satoria i Davros oddalili się od niego - nie widzieli się ze sobą tak długo, że mieli mnóstwo historii do opowiedzenia, a nie chcieli budzić swojego przewoźnika.

Ciąg dalszy przygód Davrosa: Symfonia w śnieżycy
Ostatnio edytowane przez Davros 7 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Satoria
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 66
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: przemieniona
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Satoria »

– Panienko – jakiś natarczywy głos przebił się przez senną zasłonę do jej świadomości. – Panienko zbudźcie się, już ranek.
Otworzyła oczy. Ciało nie zareagowało na to entuzjastycznie, skarżąc się na najmniejsze nawet ruchy; zasnęli z Davrosem na siedząco, on oparty o drzewo, a ona… to, że mężczyzna otoczył ją ramieniem nie było dla niej zaskoczeniem - kiedy z kimś spał, robił to zawsze i pamiętała to doskonale z tej części ich znajomości, która była pełna namiętności. Zdziwiło - i zawstydziło - ją to, że ona tak naprawdę zasnęła na jego klatce piersiowej, przytulając się do niego. Zarumieniła się i zaczęła się podnosić, budząc przy tym swojego przyjaciela.
– Co się…? – zapytał zdezorientowany. No tak, jego też męczył lekki kac, bo opróżnili na spółkę bukłak z winem. W zasadzie to dlatego iż ona tak szybko się upijała, trunkiem raczył się głównie on. Dzięki temu obydwoje skończyli lekko podpici - akurat na tyle, żeby myśli lekko zasnuła przyjemna mgiełka otumanienia, a ciało przestało być tak dobrze skoordynowane, zachowując jednak całkowitą przytomność umysłu.
– Już się zbieramy – zapowiedziała przemieniona. – Hurn, daj nam chwilę i będziemy na twoim wozie. Zrobisz mi tę małą przysługę?
– Oczywiście, panienko. Tylko szybko, za dużo czasu już żem zmitrężył.
– Spokojnie. Powiedziałam, że przeniosę cię pod samą barierę, to tak zrobię. Dzisiaj będziesz u celu, tylko daj nam chwilę.
Odszedł bez słowa. Czuła, że z miłą chęcią skomentowałby jakoś tę sytuację, ale po prostu się bał. Wczorajsza walka musiała go jakoś od nich zdystansować.
– Satoria, kochana, wszystko już spakowane?
– Nie jestem kochana – warknęła wściekle, przypominając sobie to jak się obudziła. – I nie, musisz się zebrać.
– Już, spokojnie, nie ma się czemu nienawidzić – odgadł bezbłędnie przyczynę jej nerwowej reakcji. – Masz, napij się.
– Hm? – powąchała podaną manierkę i natychmiast się skrzywiła. – To jest jakiś…
Czym się strułaś, tym się lecz – przerwał jej, cytując starą ludową sentencję. – Ejże, ejże! Nie wypij wszystkiego, ja też się muszę podleczyć.
– Dzięki. I przepraszam za ten wybuch, nie wiem…
– A ja wiem – po raz kolejny nie pozwolił jej dokończyć. – Mam powiedzieć czego ci potrzeba, czy sama się domyślisz? – Cholera, przeklęła sama siebie w myślach. Zachowuję się jak jakaś podlotka! Tęskniła za Malaiką i Tepalą… – No nie przejmuj się już, tylko chodź.
Wsiedli na wóz.
– Siedźcie w miarę możliwości nieruchomo – ostrzegła ich. – Uspokój konie.
Zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu rżeniem któregoś z wierzchowców. Rudowłosa wzięła głęboki wdech…
Poza trzema klingami wbitymi w ziemię nie pozostał po nich żaden ślad.
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości