- Zaraz oszaleję... - mruknął groźnie panterołak.
- Oszaleć to można w tej kanciapie na górze, najadłem się tam pająków – mlasnął lisołak nieco zniechęcony. - Szukałem tam na klęczkach, nie wiem jak ktokolwiek się tam mieści. Ma nawet ukryty strych, pewnie tam chowa biednych i cierpiących, których szuka straż leśna.
Nienaganny porządek przemienił się w istny chaos. Domek Kaviki stał teraz niemalże do góry nogami. Verka nawet starał się zachować pozór porządku, ale na nic się to zdało, gdy Czarny mógł nawet przewracać meble byleby znaleźć swoją zgubę. Panterołak wyraził swój chaos w niedbalstwie przeszukiwania, ale i lisołak miał napięte wszystkie mięśnie. Stał i oglądał przytulne pomieszczenie, teraz tylko mocno zagracone. Miał właśnie taki nieporządek w głowie. Z jednej strony czuł narastające szaleństwo, sam by rozniósł ściany tego budynku, ale gdzieś w głębi jego serca tliło się nieugięte sumienie.
Obaj zmiennokształtni wyprostowali się nagle. Wyszli z drewnianego domku i sami dobiegli do tygrysołaka.
- On... naprawdę... Zagajnik się ujawnił. - Kotowaty wsparł się o kolana i uniósł wzrok na swoich braci.
W oczach jego towarzyszy zagościł błysk. „Jesteśmy tak blisko...”, pomyślał Verka, a chwilę potem zniknęli w gąszczu lasu.
Kavika drgnęła, gdy ręce mężczyzny oplotły jej sylwetkę. Było to dla niej spore zaskoczenie, nie tego się wszak spodziewała. Aż drżała na całym ciele. Nie oznaczało to jednak, że było to nieprzyjemne. Po prostu szok przeszył jej ciało. Czy to się działo naprawdę? Czy on nadal przy niej był?
Słuchała jego głosu, jego słów. Nie czuła napięcia, a odczuwała niebywałą ulgę, że wciąż tu był. Oparła głowę o jego ramię obejmując palcami jego przedramiona. Był jej prawdziwą opoką, cały czas zdawał się wszystko kontrolować, chociaż nie miał ani jednego punktu planu. Odnajdywał się w tym szaleństwie, a ona już dawno gdzieś w nim zaginęła. Jak dobrze, że był tuż obok niej a i nawet razem z nią.
- Tak, za dużo myślenia – przyznała uzdrowicielka ciężko wzdychając.
W kwestia ilości myślenia panterołak miał rację, lecz Kavka nie tylko dużo myślała, ale na tle wszystkich uczonych była wręcz przewrażliwiona na punkcie analizowania. Wyróżniała się sposród innych ciągłym zadawaniem sobie pytań. Po tysiąc razy zastanawiała się czy tak powinno być, a gdy chociaż jeden raz na tysiąc powiedziała sobie „nie, nie może” to wystarczyło by zastanowić się czy czasem nie powinna może zmienić zdania. Przez to wielokrotnie jej decyzje mogły być nietrafione, ale wyrzucone nagle, pod presję otoczenia, co często rzutowało na relacje między wykładowczynią a innymi uczonymi. Mówiła nie to co myślała, ani nie głosiła zdania, któremu była bardziej przychylna, bo w głowie nie zdążyła poukładać sobie jeszcze argumentów albo wciąż się zastanawiała czy są na tyle dobre, by przekonać drugą osobę do własnej racji. Tak więc oto Kavika była guru w podejmowaniu złych decyzji oraz w kwestii przemyślenia każdego wypowiedzianego przez nią słowa i wybieraniu tego złego. Na co jej tyle mądrości?
Przyszedł jednak promyk nadziei. Dziewczyna łatwo poddała się sugestii Yastre, gdy ten uniósł jej głowę delikatnie zahaczając palcem o podbródek uczonej. Objęła wzrokiem szerokie wody, odległe góry i potężne lasy. Woda nieśmiało uderzała o skarpę, a wiatr tylko delikatnie owiewał ich sylwetki. Świat stał przed nimi otworem, pełen możliwości, pełen piękna - „Prasmoku, jaki on straszny” jęknęła w duchu Kavka kuląc się z przerażenia przed ogromem zaledwie jednej Łuski śniącego smoka. Czy inne światy są równie rozległe co ten?
- Och – mruknęła uzdrowicielka czując męski pocałunek na ustach. Enthe obróciła się w stronę bandyty. Mieli się kierować w stronę grupy, ale zatrzymała go jeszcze na chwilę, chwytając dłoń panterołaka.
- Yastre – powiedziała ostrzej niż chciała. W tym jednym momencie wszystko jakby stanęło – czas i miejsce. Głuche krzyki dzieciaków (a w szczególności Sovy) rozpraszały się gdzieś po gołych ścianach. Kavika sama nie wiedziała dlaczego zatrzymała zmiennokształtnego. Wpatrywała się w niego, a gdy chwila ta zaczęła się przedłużać spuściła wzrok wędrując spojrzeniem po jego ramieniu, a kończąc na ich złączonych dłoniach. Zdała sobie sprawę z tego jak była w tym momencie nieprzyzwoita więc cofnęła delikatny uścisk by złączyć swoje dłonie na wysokości ust.
- Dziękuję – powiedziała tak cicho, że niemalże niedosłyszalnie. Nie to miała powiedzieć, nie to!
- Ch-chodźmy – ponagliła.
Dwójka dołączyła do reszty. Fresia wysłała im tylko zniecierpliwione spojrzenie, a szczególnie Yastre, bo bardzo chciała się dowiedzieć czy warto w ogóle brudzić sobie ręce dla tej sprawy. Musiała poczekać na kolejną dogodną chwilę, a w tej ciasnej jaskini będzie o to trudno.
- Mamy jakiś plan? - spytała cierpko elfka.
- Żadnego konkretnego... - odparła na starcie nieco zbita z tropu Enthe. - Najpierw musimy dotrzeć do mojego domu... Może dowiemy się czegoś od... - Ile o tym wszystkim wiedział Heban? Kurka wodna! - Może ktoś zostawił mi wiadomość – dokończyła pospiesznie, po czym równie szybko wdrążyła się do zmiany tematu.
- Droga skrótem prowadzi na zewnątrz – poinformowała uzdrowicielka zbliżając się powtórnie do wyjścia z tunelu.
Heban był oczywiście pierwszy do odkrycia tajemnicy, ale aż pozieleniał widząc to, co wskazywała uczona.
- Że po tej skarpie? - spytał z niedowierzaniem prawnik.
- Tak, po tej skarpie. Obejdziemy górę dookoła, za tym ostrym zakrętem widać z daleka mój dom.
- Ostrym zakrętem? - powtórzył głucho Heban i nagle droga wydłużyła mu się na odległość ogona wielkiego Prasmoka.
- Damy radę, wiele razy tędy przechodziłam – zapewniała Enthe, ale grubaskowi ani trochę nie wydawało się to bezpieczne. Wyjrzał ostrożnie poza wyznaczoną ścieżkę. Woda piekielnie uderzała o skały... czy tam wyłaniają się ostre czuby?
- Heban, nie panikuj – upomniała go uzdrowicielka.
- Nie panikuj?! Panienka chudsza jest od wykałaczki! Nie aby mi było czego za wiele... Ale jestem prawnikiem! Nie uprawiam ryzykownej wspinaczki po górach!
- Jaka tam wspinaczka? Wystarczy, że przylgniesz plecami do skał i będziesz powoli stawał kroki bokiem. To żadna filozofia – odparła z pretensjami uczona. - Nie gadaj tylko chodź... albo zostaniesz w tych tunelach.
Sora trzymała się mocno ramienia Sovy, który nie bał się, a wręcz był podekscytowany drogą jaką obrali. Dla niego była to dobra zabawa, a młoda kotołaczka trochę obawiała się głębokości wody. Gdy znaleźli się na ścieżce i przewędrowali niewielki kawałek, dziewczynka nabrała odwagi. Równie dobrze mogłaby biegać w te i we wte bez najmniejszej obawy. Chłopak pociągnął za sobą starszego, nowego brata do kolejki. Przecież taka świetna zabawa! Tuż za nim znalazła się Kavka, następnie siusiumajtek Heban oraz Fresia, która klęła pod nosem, że jest ostatnia. Miała ochotę zrzucić grubasa i zostawić go w wodzie, na pożarcie nimf (choć wątpiła by były tak głodne trupa by pokusić się na coś takiego). Pozbyliby się problemu... Jeszcze nie wiedziała, jak źle komuś życzy.
Posuwali się do przodu. Początkowo nie było trudno, dopiero zbliżając się do zakrętu ścieżka się zwężała więc trzeba było zwolnić tempo.
- Ty tłusta świnio, pośpiesz się, bo zostajemy w tyle! - wrzeszczała uszata.
- Nie wyzywaj mnie tak! Taka obraza podpada pod artykuł...
- Ten artykuł to ci wetknę do gardła, jak nie ruszysz dupska. Nie mam zamiaru tutaj zostać do samej nocy, zaraz słońce będzie zachodzić a wtedy to nie dostrzeżesz nawet własnego brzucha. Pospiesz się!
Heban pocił się niemiłosiernie, a uczona wciąż próbowała ułożyć sobie wszystko nie tylko w głowie, ale i w sercu, które łomotało tak głośno, że nie słyszała nic poza nim. Miała wrażenie, że każdy krok zbliża ją do niego, że trochę za szybko idzie, że trochę za mocno przylega do jego ramienia swoim. Z podniecenia zaczęła głębiej oddychać, jakby zaraz ktoś miał jej ukraść powietrze. Nim jednak panterołak zdołał zapytać o cokolwiek, ta ponownie ujęła jego dłoń wstrzymując ich.
- Dlaczego? Dlaczego to robisz, Yastre? - spytała wpatrując się w napięciu nie w mężczyznę, a we własne stopy i skarpę. Woda niemalże nagradzała wędrujących kropelkami, ale Sova jeszcze nie zdołał sięgnąć jej ogonem, na co ze zmartwieniem reagowała jego siostra. „Zaraz wpadniesz...” szeptała niepewnie.
Wówczas stało się coś, czego nie życzyłby sobie żaden kot. Heban dogonił prowadzącą grupę, ale jego ciężaru nie wytrzymała ścieżka tuż pod jego stopami. Kawałki skał zsunęły się do wody chlupiąc głośno, a tuż za nimi leciał także Heban. Desperacko starając się uratować od wody, prawnik chwycił Kavikę, a ta, mimo zaparcia, pociągnęła za sobą odruchowo Yastre – jakby miał w czymś pomóc. Ścieżka rozwaliła się tak szybko, że i Fresia nie uchroniła się przed kąpielą. Wszyscy, poza dwójką dzieciaków, znaleźli się w wodzie.
Grubasek wpadł w taką panikę, że musiał się kogokolwiek lub czegokolwiek chwycić. Fresia zdołała już go kopnąć, by czasem nie próbował się do niej przylepić, ale Kavika nawet by nie pomyślała o tym by stać się dla kogoś boją. Jej lokowana czupryna od razu znalazła się pod wodą. Ledwie zdołała złapać powietrze i musiała się zgiąć, gdy prawnik się po niej wspinał wrzeszcząc wniebogłosy. Bąbelki powietrza wypłynęły ławicą na powierzchnię, gdy tylko próbowała złapać równowagę sięgając stopami dna. Na Prasmoka, dobrze że był o więcej niż połowę lżejszy w tej wodzie! Inaczej złamałby jej kręgosłup w pół!
Heban trzepotał rękami, a uczona starała się wydostać spod jego „niewoli”.
- Heban! Cholera jasna! - wrzasnęła uzdrowicielka, gdy w końcu próba wypłynięcie się jej udała.
- Umrę! Umrę, umrę, tonę!
- Kawałek dalej masz dno! Jesteś niższy to go teraz nie czujesz! - wykrzyczała dziewczyna wykaszlując wodę. - Mogłeś mnie utopić!
- Ja zaraz się utopię!
Fresia wraz z Kavką drgnęły widząc falę wznosząca grubaska i wypluwająca go na niewielki skrawek dzikiej plaży. Sova właśnie wypatrywał w wodzie współtowarzyszy, dostrzegł jednak coś więcej niż by się spodziewał.
- Twarz! Tam była czyjaś twarz! - krzyczał podenerwowany Sova.
- Co? Nie może... - mruknęła Sora. - A! - pisnęła obdrapując ściany. - Tam jest jakaś twarz!
- Co twarz? - spytała Kavka wciąż nieco oszołomiona. Dostrzegła Fresię, która należycie omijała kontakt z wodorostami. Gdzie jest Yastre? I co to za twarz?
- Ach, to Moi! To musi być Moi! - wydusiła Enthe próbując ogarnąć to, co działo się wokół niej.