Szczyty FellarionuMiędzy Bogiem a miastem.

Pokryte śniegiem malownicze góry kryjące w sobie wiele tajemnic. Rozciągają się od granic Rododendronii aż po tereny hrabstw Wybrzeża Cienia. Dom Fellarian.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Kavika
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 114
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Kavika »

        Pierwszego wezwania własnego imienia nawet nie słyszała, gdy dyskutowała z Pedersenem. Zupełnie jakby świat zawęził się wyłącznie do dwóch jednostek na tej Łusce. Drugie wezwanie było bolesne, gdy głos panterołaka przedarł się przez deski docierając do jej uszu. Wówczas w ciepłym domku zrobiło się nagle mroźno. Jej ciało pokryła gęsia skórka, wszystkie drobne włoski sterczały teraz na baczność. Nie umiała mu odpowiedzieć. Nie była w stanie wydukać żadnego słowa, jedynie dławiący ją w gardle płacz czekał aż otworzy usta i gdy zacznie udawać, że jest dobrze – wybuchnie. Gdzieś przewinęło się hasło „zaufaj jej” i Kavika długo trzymała te słowa w myślach, ale nie analizowała ich. Brnęła przez kolejne kroki opuszczenia tego miejsca, pogrążała się w wyobraźni, która po brzegi wypełniona była niespełnionym życiem, a potem uświadamiała sobie, że przecież już od dawna była na to gotowa. Jej wewnętrzna walka powoli kierowała się ku końcowi, ale wtedy usłyszała zatroskanego Yastre, którego musiała obrzucić prawdą i znowu zrobiło się jej gorzej.
        Dlaczego w ogóle o cokolwiek ją pytał? Nagle opanował ją gniew, wyrzuty wobec niego, wobec jego troski, która przecież miała logiczne uzasadnienie w uczuciach, jakie ich połączyły. Ostatecznie skończyło się jak zawsze – na obwinianiu samej siebie. Po co ona się w to wszystko wplątała? Mogła zostać w domu, u boku Pedersena, ale życie potoczyło się całkowicie inaczej. Zamknęła się w klatce, we własnej chatce, która teraz skrywała jej najgłębsze tajemnice. Słyszała co działo się za drzwiami, ale ciągle wypierała z siebie całą tą sytuację uznając, że tak będzie łatwiej. Tylko nie było.
        Gdy w końcu uznała, że spakowała co trzeba, czyli całe poprzednie życie, uniosła torbę i dwoma krokami zbliżyła się do wyjścia. Obcasy zastukały o drewnianą podłogę, ale nie uchyliła drzwi. Kobieca dłoń zatrzymała się nad klamką, a w głowie uczonej pojawiła się pustka. Znowu zmarniała. Gdzieś wciąż rozbrzmiewało echo „nie potrafisz”, a potem przypomniały się jej słowa „zaufaj jej”oraz sprzeczka między Yastre a Verką. Chwyciła się za gardło. Tlący się w krtani płacz zaczął ją dusić, serce łomotało zagłuszając rzeczywistość. Bezradność popychała rosnącą wściekłość do impulsywnych decyzji. Nagle chciała rzucać talerzami o ściany, rozerwać te niewolnicze ubranie, głośno płakać dławiąc się łzami, wrzeszczeć, a potem zasnąć na zimnej trawie i obudzić się rano powtarzając sobie, że był to tylko zły sen.
        Stukot trzech kroków rozległ się po chatce. Kavka cofnęła się do kominka. Drżała tak bardzo, że rzeczy w torbie trzeszczały. To była jej najtrudniejsza decyzja w życiu, ale co innego mogła uczynić? Choćby z szacunku do Yastre mogła zrobić to co najgorsze - spalić ten most bezpowrotnie. Kamień głośno potoczył się po obręczy kominka, uczona niedbale zgniotła list i jakby niedbale zrzuciła go na podłogę. Obróciła się pośpiesznie kierując krok w stronę drzwi, spódnica zahaczyła o kartkę przypominając uczonej o treści, jednak nie zatrzymała się.

        Drzwi otworzyły się szeroko, jednym zdecydowanym ruchem, który zaraz ją przygniótł. W głowie układała jakieś zdania, ale ponownie zapanowała cisza. Kavika rozejrzała się po okolicy, zupełnie jakby wybudzono ją ze stuletniego snu i pierwszy raz opuściła swój pokój. Johans zaklaskał w dłonie mówiąc coś do strażników i wówczas uzdrowicielka zrozumiała, że musi być szybsza. Chłodny wiatr utwierdził ją w przekonaniu, że nie wyszła zapłakana, a raczej na te krótką chwilę zamroził jej serce. Pośpiesznie zeszła z ganku, a jej krok był absurdalnie pewny, bardziej pasujący do kobiety, która z podniesioną głową i niebywałą pewnością siebie wymija wykładowców, którym utarła nosa. Patrzyła na bandytę z daleka, ale nie stanęła naprzeciw niego, tylko bokiem. Wiedziała, że Pedersen zacznie coś podejrzewać, gdy oderwie od narzeczonego wzrok, chyba że obdarowałaby Yastre pogardą, a na aż tak odrzucający czyn nie miała odwagi. Była oschła, zdystansowana, mocno trzymała torbę. Posłała tylko krótki uśmiech Johansowi, które właśnie podał rękę towarzyszącemu mu mężczyźni.
        - Nie chcę z tobą dyskutować. Oboje o tym wiedzieliśmy – odezwała się nim bandyta cokolwiek zdołał wtrącić. - To było bardzo niemądre – stwierdziła poprawiając swoją postawę na jeszcze bardziej sztywną. - Nie jesteś w stanie... - zacięła się na krótki moment. - Nie jesteś w stanie dać mi tego, czego pragnę.
        Czy powinna powiedzieć coś jeszcze? Jeżeli zacznie się tłumaczyć zdradzi się, a jakakolwiek chwila zwątpienia utrudni mu zapomnienie. Nie chciała by wracał pod jej balkon z kwiatami, by gdzieś w jego duszy tliła się nadzieja na wspólne życie. Nie zasłużył na taką mękę. Ani on, ani ona.
        - Nie kocham cię – wyznała zerkając na Yastre kątem oka. Trwało to bardzo krótko, jakby chciała powiedzieć mu to prosto w oczy, ale nie wypadało takich rozmów przeprowadzać w towarzystwie nic nieświadomego narzeczonego. I tak już zaryzykowała.
        Pedersen uśmiechnął się szeroko stając naprzeciwko ukochanej.
        - Zabierzcie torbę – nakazał Johans i jeden ze strażników szybko wykonał swoją powinność. Kavika podziękowała dając się czule pogłaskać narzeczonemu po ramieniu. Oboje oddalili się od reszty, ale nim uczona wsiadła na konia, Johans pochylił się ku blondynce pytając ją na ucho:
        - Chcesz im coś może powiedzieć? Pożegnać się?
        Enthe uniosła głowę spoglądając na arystokratę, po czym spojrzała krótko na trójkę za jej plecami.
        - Nie - odpowiedziała.
        Johans jeszcze raz pogłaskał swoją ukochaną, tym razem obejmując jej plecy, jednak tym razem zwieńczył czułość buziakiem w usta. Kavika spięła się na całym ciele i zaskoczona odsunęła głowę.
        - Johans... - upomniała mężczyzną skrywając twarz za dłonią.
        - Stęskniłem się, kochanie – wytłumaczył nieco rozbawiony i przekonany, że to typowa nieśmiałość kieruje jego ukochaną. - Przywiozłem twój płaszczyk, czułem, że może być ci odrobinę zimno – mówił z troską okrywając jej ramiona cienkim, letnim płaszczykiem.
        Uczona cały czas dawała się obsługiwać, choć była wyraźnie nieprzyzwyczajona do takich miłych i kulturalnych zachowań ze strony mężczyzny. Jak najszybciej wciągnęła rękawiczki i przyjęła przeprosiny Johansa za brak podnóżka, by mogła swobodnie dostać się na grzbiet konia, ale w zamian narzeczony złożył z dłoni koszyczek. Uzdrowicielka usiadła na wierzchowcu bokiem czekając aż Pedersen w pełni się uporządkuje. Dopiero teraz spojrzała na Fresię, Verkę oraz Yastre. Jej wzrok nie wyrażał nic. Po prostu patrzyła na nich, a jej ciało delikatnie kiwało się, gdy Pedersen się dosiadł. Uzdrowicielka ułożyła dłonie na plecach bogacza, po czym wsparła policzek o jego ramie uciekając od tego dojmującego widoku.
        - Oni mogą tu tak zostać? To twój domek.
        - Tak, ta elfka się nim opiekuje w wolnych chwilach – skłamała zmęczonym głosem.
        - Żegnajcie – rzucił z kiwnięciem Johans w stronę znajomych Kaviki, a następnie lekko uderzył lejcami o grzbiet konia.
        Wierzchowce nie zerwały się do galopu. Spokojnie skierowały się do lasu odnajdując ścieżkę, a cień drzew powoli okrył siedzące na nich postacie. Ta chwila niepotrzebnie się przedłużała, była coraz gorsza, żołądek wydawał się wspinać po przełyku uczonej, ale gdy obraz jej chatki zniknął poczuła okropną ulgę. Nie te związaną z podjęciem dobrej decyzji, a po prostu jej wybraniem. Miała tylko nadzieję, że nie będzie jej żałować.
Awatar użytkownika
Yastre
Kroczący w Snach
Posty: 212
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Yastre »

        Każda chwila dłużyła się w nieskończoność. Yastre czekając na ganku nie umiał znaleźć sobie miejsca, zamartwiał się, myślał, analizował. Verka i Fresia nie próbowali już go pocieszać i uspokajać, bo to do niego nie docierało - był tak bardzo pogrążony we własnym strachu i niepokoju, że może nawet ich nie słyszał. Żal było jednak na niego patrzeć. Dobrze, że Pedersen i jego ludzie stali tak daleko od chatki i tego nie widzieli, bo mogliby nabrać podejrzeń co do relacji łączącej bandytę z uczoną. O właśnie, a jakby przy okazji dowiedzieli się o tym, że on jest bandytą… Wtedy zrobiłoby się już naprawdę, naprawdę niewesoło. Panterołak pewnie by sobie jakoś poradził - wtłukł komu by musiał i uciekł - ale Kavika miałaby pewnie przez to nie lada kłopoty i pewnie musiałaby się tłumaczyć, a ta znajomość położyłaby się cieniem na jej przyszłym wspólnym życiu z arystokratą… Lecz z pewnością gdyby ktoś powiedział o tym Yastre - że swoim nerwowym krążeniem mógłby narobić kłopotów Kavice - na pewno by przestał, bo może i trudno byłoby się opanować, ale dla niej nie takie rzeczy był w stanie robić.
        Tylko dlaczego to tyle trwało?! Dlaczego jego kochana blondyneczka nie odpowiadała, w ogóle nic nie mówiła, jakby go nie słyszała? A przecież musiała słyszeć. Co prawda nie darł się i nie wołał jej na całe gardło, ale przecież był tak blisko, a te drzwi nie były znowu aż takie grube. Coś się stało? Może się na niego obraziła, bo nie stanął w jej obronie gdy przyjechał Pedersen? Ale przecież nie chciał jej się wtrącać, bo myślał, że będzie chciała z nim kulturalnie porozmawiać. Gdyby wiedział, to od razu skułby temu chodzącemu ideałowi gębę. Szczerbaty na pewno nie byłby już taki idealny… Jednak to mogło wcale nie chodzić o to. Ych… Dlaczego nie mogła wyjść albo go wpuścić i wyjaśnić o co chodzi?
        Nagle Kavika podeszła do drzwi - zmiennokształtny bandyta miał tak dobry słuch i tak był na niej skupiony, że zaraz to usłyszał. Jego uszy powędrowały na czubek głowy, a on sam zerwał się i podszedł do wejścia do chatki, jakby tylko na nią czekał. Lecz ona nagle się zatrzymała - może spodziewała się, że go spotka gdy tylko uchyli drzwi? Ale przecież wiedziała, że nie ma czego się bać, nie ma czym się martwić, bo on dla niej zrobi wszystko, nawet jeśli miałoby to być coś bardzo głupiego albo ryzykownego. Dla niej wszystko, tylko niech mu coś powie, cokolwiek…
        - Kavika… - wezwał ją, lecz szeptem, przez ściśnięte gardło. Chyba już zaczęło do niego docierać co się dzieje, choć nadal walczył, by nie poddać się pesymizmowi.

        I nagle - po chwili nerwowego spaceru po obu stronach drzwi - te otworzyły się z impetem. Yastre momentalnie się zatrzymał i spojrzał na Kavikę z nadzieją. Zaraz jednak w jego oczach pojawiła się dezorientacja - czuł, że coś było nie tak. Jego ukochana stała sztywno jak na rozprawie, nie była już taka słodka, urocza, swobodna jak to było, gdy byli sam na sam, ledwie kilka chwil wcześniej, tego samego dnia. Te ubrania… Wyglądała w nich pięknie, ale jakby była przebrana, a nie ubrana. Nie pasowało jej to. Luźny płaszczyk, gołe nogi, rozwiane włosy - to była ta prawdziwa Kavika! Lecz to nie miało znaczenia, Yastre mógłby ją zaakceptować bez względu na jej wygląda, ale żeby chociaż na niego spojrzała, powiedziała choć jedno słowo! Zbliżył się do niej o pół kroku, z nadzieją, że może szeptem wymienią jakieś uwagi.
        I wtedy nastąpił pierwszy cios. Jak to “nie chce dyskutować”? Przecież tak się rozwiązywało problemy! Powinni rozmawiać, wyjaśnić sobie wszystko i sytuacji zaradzić. Mogłaby też dać mu po mordzie, bo on to by jej na pewno nie uderzył, ale gdyby jej miałoby być od tego lepiej, to pozwoliłby jej. No ale nie tak, że nie będą w ogóle mówić o tym, co ich boli! Później jednak było jeszcze gorzej. Gdy Kavika powiedziała, że on nie jest w stanie dać jej tego, czego ona potrzebuje, panterołak zwiesił ramiona i cały oklapł. To zabolało. Wiedział, że nie zapewni jej wszystkiego, a już na pewno nie od razu, ale przecież skoro się kochali, to mogli pokonać wszelkie przeciwności losu, prawda?
        No właśnie.
        ”Skoro się kochali” - ten warunek przekreśliła sama Kavika, dobitnie oświadczając bandycie, że ona takich uczuć na pewno do niego nie żywi. To był cios w samo serce, który sprawił, że Yastre jęknął boleśnie, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnego innego dźwięku. Ale to naprawdę fizycznie go zabolało, nie wspominając już o bólu psychicznym.
        - Ale… ja… - próbował protestować, lecz ona ledwo na niego zerknęła i już odeszła do tego Pedersena, który z taką radością wyszedł jej naprzeciw. Przecież on ją kochał, przecież wiedziała ile dla niego znaczy… Dlaczego mu to powiedziała? Ona… Naprawdę tak myślała? Nie, niemożliwe! Przecież było im ze sobą tak dobrze, przecież tak się dogadywali.

        Yastre nie umiał jej się przeciwstawić. Mógłby walczyć z Pedersenem, mógł ją porwać na koniec świata, mógł zrobić wszystko… Ale ona musiała tego chcieć. On nie mógłby niczego zrobić wbrew niej, bo to nie na tym polegało - nie mógł jej narzucić siebie razem ze swoimi uczuciami. Gdy dopiero się do niej zalecał to co innego, ale nie na tym etapie. Nie wtedy, gdy to zrobiło się dla niego tak strasznie poważne. I gdy myślał, że dla niej również to cokolwiek znaczy. Po raz kolejny przekonał się jednak, że był głupi i myślenie nie było jego najmocniejszą stroną.
        Bandyta razem z całą resztą zszedł z ganku i podszedł do zbierającej się do odjazdu grupy. Yastre nadal patrzył tylko na Kavikę, licząc na to, że jeszcze będzie im dane spojrzeć sobie w oczy i że to w nich wyczyta, że nic z tego co powiedziała nie było prawdą, że być może powiedziała to ze strachu, ze wstydu, cokolwiek. Ale ona pozwalała by tamci się nią zajmowali i nawet nie patrzyła na niedawnych towarzyszy. Yastre przez moment chciał, aby to była prawdziwa Kavika - zepsuta dziewczyna, której zależało tylko na służbie i zbytku. Ale wiedział, że ona taka nie była, że ona była dobra, troskliwa, skromna. Nie umiał sobie wmówić, że jest inaczej.
        I nagle konie ruszyły, a Yastre po raz kolejny poczuł, jak jeszcze głębiej pękło jego serce. Wyraźnie posmutniał, a w jego oczach zaszklił się łzy. Odchodziła. Odjeżdżała na koniu z innym, a on tak stał i nie umiał się ruszyć, bo coś mu mówiło, że nie może, że powinien zostać, że nie może niczego utrudniać. Ale prosił w duchu, błagał wręcz, by ona się chociaż odwróciła, by cokolwiek mu wyjaśniła. Cokolwiek… Przecież on ją kochał…
        Jeźdźcy prawie zniknęli już między drzewami, gdy Yastre nagle zerwał się do biegu, by ich dogonić, choć jeszcze nie wiedział co zrobi, gdy to mu się uda. Cały czas jednak pilnował go Verka, spodziewając się, że on może coś wywinąć. Nie pomylił się, ale całe szczęście był na to przygotowany. Rzucił się w pościg za bandytą i wbrew pozorom bardzo szybko go dopadł. Złapał go wpół i obaj upadli na ziemię. Panterołak jeszcze próbował się wyrywać.
        - Yastre, Yastre! - wzywał go Verka. - Uspokój się, nie rób głupot. Ona już odeszła.
        - Nie! - oburzył się panterołak. - Puść mnie!
        - Stary, odpuść! - upomniał go lisołak. - Nie słyszałeś jej? Daj jej odejść! Tam jest jej świat i jej życie, ona wybrała!
        - Ale przecież… - bandycie załamał się głos i momentalnie zmalał też jego zapał do walki. Usiadł smętnie, bezradnie machając rękami jakby nie umiał zebrać słów. Verka po bratersku go przytulł.
        - Spokojnie, stary. Wiem, że boli, ale takie jest życie.
        - Ja ją…
        - Wiem, stary, wiem - uciszył go lisołak, by Yastre nie mówił na głos o kochaniu, bo to by go rozkleiło zupełnie.
        I tak zostali - panterołak skulony na środku ścieżki, a rudy zmiennokształtny przy jego boku, dodając mu otuchy. Verka rozumiał co zaszło i wiedział, że Kavika postąpiła słusznie, ale nie mógł tego tłumaczyć bandycie - on nadal myślał o uczonej tylko i wyłącznie przez pryzmat uczuć, nie dotrą do niego żadne argumenty. Biedni… Minie wiele czasu, nim będą w stanie o sobie zapomnieć. Szkoda, że tak to musiało się skończyć. Może szkoda, że w ogóle się zaczęło.
        Ale może to jeszcze nie koniec…

Ciąg dalszy: Yastre i Kavika
Zablokowany

Wróć do „Szczyty Fellarionu”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości