Arturon ⇒ [Okolice Arturonu] Cichy sen
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel widząc spojrzenie Eskera czuł, że zrobił dobre, zdradzając mu część informacji o sobie. Patrzył na niego nieco z byka, ale ze współczuciem. Wkrótce też wyjaśniło się, skąd to spojrzenie: mieli podobne przejścia. To co Dżariel z początku brał za nieprzychylne spojrzenie, w rzeczywistości było chyba niedowierzaniem: może Nuka zastanawiał się, czy faktycznie ma do czynienia z takim zbiegiem okoliczności, by obca osoba miała podobne doświadczenia… Anioł odpowiedział mu uspokajającym spojrzeniem, może trochę przy tym melancholijnym, bo jednak te wspomnienia bolały ich obu.
Zwierzeń ze strony rycerza się jednak nie spodziewał. Przyznania, że zna to uczucie tak, ale opowiedzenia szczegółów już nie. Poświęcił mu w tym momencie całą swoją uwagę, by Nuka był świadomy, że anioł przyjmuje każde jego słowo, a nie jednym uchem je wpuszcza, a drugim wypuszcza. Lekko ściągnął brwi w wyrazie smutku. Utrata rodziny… Być może nawet boleśniejsza niż utrata przyjaciela. Siostra musiała umrzeć na jego rękach gdy był jeszcze młodzieńcem, może nawet dzieckiem, a później pochował ojca… Przybranego, ale to nieważne. Dżariel często łapał się na tym, że rodzina nie oznaczała dla niego jedynie więzów krwi, a przede wszystkim te emocjonalne, więc tak samo jak Avra był dla niego bratem, tak samo przybrany ojciec mógł być tak samo ważny jak ten prawdziwy.
Anioł bez żadnego komentarza złapał Nukę za rękę w geście wsparcia. W głębi ducha poczuł się naprawdę wyróżniony, że ten mężczyzna otworzył się przed nim do tego stopnia, że nie wstydził się przy nim płakać.
- Przeżyliśmy to samo - zauważył. - Jedynie pomocna dłoń sprawiła, że się po tym nie stoczyłem… Choć na blisko dwadzieścia lat porzuciłem walkę. Dopiero teraz wszystko się zmienia, choć… Blizny zawsze zostaną - dodał tonem jakby trochę tajemniczym, patrząc gdzieś w dal. Przecież ledwie chwilę temu ze ściśniętym sercem wspominał swojego drogiego przyjaciela.
- Och? - Dżariel zdawał się być szczerze zaskoczony tym, że zdradził go wygląd. - To… W sumie trochę miłe. Jesteś bardzo spostrzegawczy - pochwalił. - Większość jednak nie uznałaby mojego wyglądu za znaczący.
Kolejne słowa Nuki wywołały szczery śmiech anioła. Nawet odchylił przy tym głowę do tyłu, tak mu się nastrój poprawił. Zaraz jednak się opanował i po odchrząknięciu mógł się wytłumaczyć ze swojego napadu wesołości.
- Wybacz, nie śmieję się z ciebie, tylko zaraz mi się przypomniało, że nie tak dawno gdy pielgrzymowałem byłem zwykłym wiejskim znachorem, który chodził boso, miał jedną koszulę i podbierał jajka kurom… Więc słowa o czci i boskości brzmią w tym kontekście, cóż, zabawnie - opowiedział pokrótce. - Niemniej cóż, może są tacy, którzy uważają się za nie wiadomo kogo, ale to się chyba zdarza wśród przedstawicieli każdej rasy…
Dżariel również zwrócił uwagę na to, że muzycy zakończyli swój występ. Sam w tym momencie dopił swoje piwo, kątem oka zerkając na Nukę, który zrobił się wyraźnie nerwowy. Chyba swoim spojrzeniem sprawił, że rycerz postanowił się wytłumaczyć. Laki zaś…
Cicha burza w moim sercu
Jej gniew na pytania duszy
Nie ma drogi powrotnej, nadchodzi ciemność
Ślepy anioł w nocy bez gwiazd
Zagubiony w cichym śnie
Samotnej, złamanej miłości
Leć, leć wysoko
Oświeć moje serce i moje oczy
Przynieś nadzieję swych świętych promieni
Anielski ogień...
Dżariel nie umiał śpiewać piosenek, których nie czuł, przez które nie przemawiało jego serce. W muzyce zawsze wyrażał swoją duszę, tak więc było i tym razem - po raz kolejny otworzył się przed Nuką, zdradzając, że w jego rozpaczy był promień nadziei w postaci miłości. Czyjej, tego również można było się domyślać…
Gdy wybrzmiały ostatnie słowa piosenki, anioł spojrzał na Eskera z niemym pytaniem w oczach - pomógł trochę na jego nerwy?
Zwierzeń ze strony rycerza się jednak nie spodziewał. Przyznania, że zna to uczucie tak, ale opowiedzenia szczegółów już nie. Poświęcił mu w tym momencie całą swoją uwagę, by Nuka był świadomy, że anioł przyjmuje każde jego słowo, a nie jednym uchem je wpuszcza, a drugim wypuszcza. Lekko ściągnął brwi w wyrazie smutku. Utrata rodziny… Być może nawet boleśniejsza niż utrata przyjaciela. Siostra musiała umrzeć na jego rękach gdy był jeszcze młodzieńcem, może nawet dzieckiem, a później pochował ojca… Przybranego, ale to nieważne. Dżariel często łapał się na tym, że rodzina nie oznaczała dla niego jedynie więzów krwi, a przede wszystkim te emocjonalne, więc tak samo jak Avra był dla niego bratem, tak samo przybrany ojciec mógł być tak samo ważny jak ten prawdziwy.
Anioł bez żadnego komentarza złapał Nukę za rękę w geście wsparcia. W głębi ducha poczuł się naprawdę wyróżniony, że ten mężczyzna otworzył się przed nim do tego stopnia, że nie wstydził się przy nim płakać.
- Przeżyliśmy to samo - zauważył. - Jedynie pomocna dłoń sprawiła, że się po tym nie stoczyłem… Choć na blisko dwadzieścia lat porzuciłem walkę. Dopiero teraz wszystko się zmienia, choć… Blizny zawsze zostaną - dodał tonem jakby trochę tajemniczym, patrząc gdzieś w dal. Przecież ledwie chwilę temu ze ściśniętym sercem wspominał swojego drogiego przyjaciela.
- Och? - Dżariel zdawał się być szczerze zaskoczony tym, że zdradził go wygląd. - To… W sumie trochę miłe. Jesteś bardzo spostrzegawczy - pochwalił. - Większość jednak nie uznałaby mojego wyglądu za znaczący.
Kolejne słowa Nuki wywołały szczery śmiech anioła. Nawet odchylił przy tym głowę do tyłu, tak mu się nastrój poprawił. Zaraz jednak się opanował i po odchrząknięciu mógł się wytłumaczyć ze swojego napadu wesołości.
- Wybacz, nie śmieję się z ciebie, tylko zaraz mi się przypomniało, że nie tak dawno gdy pielgrzymowałem byłem zwykłym wiejskim znachorem, który chodził boso, miał jedną koszulę i podbierał jajka kurom… Więc słowa o czci i boskości brzmią w tym kontekście, cóż, zabawnie - opowiedział pokrótce. - Niemniej cóż, może są tacy, którzy uważają się za nie wiadomo kogo, ale to się chyba zdarza wśród przedstawicieli każdej rasy…
Dżariel również zwrócił uwagę na to, że muzycy zakończyli swój występ. Sam w tym momencie dopił swoje piwo, kątem oka zerkając na Nukę, który zrobił się wyraźnie nerwowy. Chyba swoim spojrzeniem sprawił, że rycerz postanowił się wytłumaczyć. Laki zaś…
Cicha burza w moim sercu
Jej gniew na pytania duszy
Nie ma drogi powrotnej, nadchodzi ciemność
Ślepy anioł w nocy bez gwiazd
Zagubiony w cichym śnie
Samotnej, złamanej miłości
Leć, leć wysoko
Oświeć moje serce i moje oczy
Przynieś nadzieję swych świętych promieni
Anielski ogień...
Dżariel nie umiał śpiewać piosenek, których nie czuł, przez które nie przemawiało jego serce. W muzyce zawsze wyrażał swoją duszę, tak więc było i tym razem - po raz kolejny otworzył się przed Nuką, zdradzając, że w jego rozpaczy był promień nadziei w postaci miłości. Czyjej, tego również można było się domyślać…
Gdy wybrzmiały ostatnie słowa piosenki, anioł spojrzał na Eskera z niemym pytaniem w oczach - pomógł trochę na jego nerwy?
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Gest anioła, jakim było chwycenie Nuki za rękę, sprawił, że ten drugi zacisnął powieki, chcąc powstrzymać wypływające z jego oczu strumienie łez. Jakby jego ciało poczuło, że był bezpieczny, że mógł wypłakać się za wszystkie czasy i dać całkowity upust emocjom. Nie potrafił sobie jednak na to pozwolić, po prostu nie mógł. Nie w takim miejscu, nie w tym momencie. Przyjdzie jeszcze na to czas.
Uśmiechnął się z przekąsem, usłyszawszy komentarz Dżariela.
- W zasadzie to mogłem skojarzyć twoją urodę dopiero po tym, jak zdradziłeś mi, że jesteś aniołem światła. Wiesz, nie zawsze opis z bajki pasuje do rzeczywistości, ale w twoim przypadku obrazuje ją idealnie, że się tak wyrażę. Szczerze? Wcześniej mi nawet przez myśl nie przeszło, że możesz być Niebianinem – przyznał, odchylając się na oparcie ławy. - Najzwyczajniej uznałem, że należysz do tego grona osób, które nie muszą się zbytnio starać, by wyglądać przyzwoicie. - Dla porównania wykonał zamaszysty, nieco niedbały gest, mający dać do zrozumienia, że jego aparycja wymagała aż nadto starań.
Uniósł brew, gdy Dżariel zaczął się niekontrolowanie śmiać. Następnie posłał mu uśmiech, gdy ta wesołość została wyjaśniona.
- No, tak, masz rację, nie należy oceniać wszystkich przez działania nielicznych. Jakoś niespecjalnie wierzyłem tym, którzy snuli owe opowieści. I chyba wyszło mi to na dobre.
Anioł w żadnym aspekcie nie widział się Nuce jako biedny podróżny. Nie potrafił wyobrazić sobie tego, co przedstawił mu towarzysz, a już zwłaszcza „bycia wiejskim znachorem”. Dżariel nosił się zbyt szlachecko, by można go nazwać zwykłym szeptunem. Ale to nie szata zdobi człowieka, nieprawdaż?
Wyraźnie złagodniał, gdy Dżariel zaczął śpiewać. Miał niewyobrażalnie dźwięczny, czysty głos, aż miło było go słuchać. Z taką barwą Nuce nie zdarzyło się obcować, czego teraz pożałował, bo anioł brzmiał wręcz wybitnie. Zamknął oczy, wsłuchując się w starą pieśń, której słowa dawno zatraciły się w jego pamięci. Dało się odczuć, że towarzysz wkładał w to całe swoje serce, że głęboko wierzył w przesłanie treści. Jak to kiedyś powiedział jego dziadek: „Złym musi być człowiek, który nie lubi pieśni, śpiewu i muzyki”. Zaśmiał się w duchu. Tego właśnie mu było trzeba i za to podziękował skinięciem głowy oraz skromnymi oklaskami.
- Pierwszorzędne wykonanie – rzekł z podziwem, po czym zamówił im jeszcze po piwie. – A to w podzięce – dodał, posyłając mu uśmiech.
Alkohol przyniósł im nie kto inny, jak Manuki we własnej osobie. Nuka uśmiechnął się do niej serdecznie i przesunął po blacie ku niej kilka złotych monet. Przyjęła je, wyrażając swoją wdzięczność, po czym zwróciła się bezpośrednio do Dżariela:
- Ma pan piękny głos, niech pan częściej nas odwiedza – powiedziała milutkim głosem, trzymając w rękach tacę. - Ludzie chętnie posłuchają. Pan Esker zwykł tu przychodzić, by uraczyć nas od czasu do czasu swoim głosem.
- Tylko po piwie – próbował się wybronić, ale Manuki mu na to nie pozwoliła.
- A wypił pan już cztery – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.
Koniec, nie miał więcej argumentów, a dziewczynie trudno było odmówić. Westchnął ciężko, jakby kazano mu właśnie ręcznie przerzucić kilka ton węgla.
- Co chciałabyś usłyszeć, moja droga?
- Pan już dokładnie wie, co – odparła, siadając na blacie stolika znajdującego się obok.
Nuka odchrząknął więc i począł wyklaskiwać rytm.
Bez ustanku
Cały czas
Gdzie się kończy?
Nie wie nikt
Ramię w ramię, skarbie
W tył i naprzód
Bóg wysoko
A pod nim diabeł
Masz swoje powody
A ja pragnienia
Wciąż to uczucie
Lecz jestem za stary, by młodo umrzeć
Za stary, by młodo umrzeć
Ponad ziemią czy poniżej
Tak, za stary, by młodo umrzeć
Choć dobry pan może mnie położyć
Manuki zaczęła z entuzjazmem bić brawa, a Nuka tylko uśmiechnął się, z lekka zawstydzony, acz czując się spełniony. Dobrze było rozruszać zastałe struny głosowe. I choć nie miał licznej widowni, czuł się w takim gronie bardzo swobodnie. Już od długiego czasu nie zaznał typowej, wesołej karczemnej atmosfery. Chwycił swój kufel i uniósł go w powietrze.
- Za doborowe towarzystwo! – I upił ogromny łyk.
Uśmiechnął się z przekąsem, usłyszawszy komentarz Dżariela.
- W zasadzie to mogłem skojarzyć twoją urodę dopiero po tym, jak zdradziłeś mi, że jesteś aniołem światła. Wiesz, nie zawsze opis z bajki pasuje do rzeczywistości, ale w twoim przypadku obrazuje ją idealnie, że się tak wyrażę. Szczerze? Wcześniej mi nawet przez myśl nie przeszło, że możesz być Niebianinem – przyznał, odchylając się na oparcie ławy. - Najzwyczajniej uznałem, że należysz do tego grona osób, które nie muszą się zbytnio starać, by wyglądać przyzwoicie. - Dla porównania wykonał zamaszysty, nieco niedbały gest, mający dać do zrozumienia, że jego aparycja wymagała aż nadto starań.
Uniósł brew, gdy Dżariel zaczął się niekontrolowanie śmiać. Następnie posłał mu uśmiech, gdy ta wesołość została wyjaśniona.
- No, tak, masz rację, nie należy oceniać wszystkich przez działania nielicznych. Jakoś niespecjalnie wierzyłem tym, którzy snuli owe opowieści. I chyba wyszło mi to na dobre.
Anioł w żadnym aspekcie nie widział się Nuce jako biedny podróżny. Nie potrafił wyobrazić sobie tego, co przedstawił mu towarzysz, a już zwłaszcza „bycia wiejskim znachorem”. Dżariel nosił się zbyt szlachecko, by można go nazwać zwykłym szeptunem. Ale to nie szata zdobi człowieka, nieprawdaż?
Wyraźnie złagodniał, gdy Dżariel zaczął śpiewać. Miał niewyobrażalnie dźwięczny, czysty głos, aż miło było go słuchać. Z taką barwą Nuce nie zdarzyło się obcować, czego teraz pożałował, bo anioł brzmiał wręcz wybitnie. Zamknął oczy, wsłuchując się w starą pieśń, której słowa dawno zatraciły się w jego pamięci. Dało się odczuć, że towarzysz wkładał w to całe swoje serce, że głęboko wierzył w przesłanie treści. Jak to kiedyś powiedział jego dziadek: „Złym musi być człowiek, który nie lubi pieśni, śpiewu i muzyki”. Zaśmiał się w duchu. Tego właśnie mu było trzeba i za to podziękował skinięciem głowy oraz skromnymi oklaskami.
- Pierwszorzędne wykonanie – rzekł z podziwem, po czym zamówił im jeszcze po piwie. – A to w podzięce – dodał, posyłając mu uśmiech.
Alkohol przyniósł im nie kto inny, jak Manuki we własnej osobie. Nuka uśmiechnął się do niej serdecznie i przesunął po blacie ku niej kilka złotych monet. Przyjęła je, wyrażając swoją wdzięczność, po czym zwróciła się bezpośrednio do Dżariela:
- Ma pan piękny głos, niech pan częściej nas odwiedza – powiedziała milutkim głosem, trzymając w rękach tacę. - Ludzie chętnie posłuchają. Pan Esker zwykł tu przychodzić, by uraczyć nas od czasu do czasu swoim głosem.
- Tylko po piwie – próbował się wybronić, ale Manuki mu na to nie pozwoliła.
- A wypił pan już cztery – rzekła ze złośliwym uśmieszkiem.
Koniec, nie miał więcej argumentów, a dziewczynie trudno było odmówić. Westchnął ciężko, jakby kazano mu właśnie ręcznie przerzucić kilka ton węgla.
- Co chciałabyś usłyszeć, moja droga?
- Pan już dokładnie wie, co – odparła, siadając na blacie stolika znajdującego się obok.
Nuka odchrząknął więc i począł wyklaskiwać rytm.
Bez ustanku
Cały czas
Gdzie się kończy?
Nie wie nikt
Ramię w ramię, skarbie
W tył i naprzód
Bóg wysoko
A pod nim diabeł
Masz swoje powody
A ja pragnienia
Wciąż to uczucie
Lecz jestem za stary, by młodo umrzeć
Za stary, by młodo umrzeć
Ponad ziemią czy poniżej
Tak, za stary, by młodo umrzeć
Choć dobry pan może mnie położyć
Manuki zaczęła z entuzjazmem bić brawa, a Nuka tylko uśmiechnął się, z lekka zawstydzony, acz czując się spełniony. Dobrze było rozruszać zastałe struny głosowe. I choć nie miał licznej widowni, czuł się w takim gronie bardzo swobodnie. Już od długiego czasu nie zaznał typowej, wesołej karczemnej atmosfery. Chwycił swój kufel i uniósł go w powietrze.
- Za doborowe towarzystwo! – I upił ogromny łyk.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel lekko wzruszył ramionami.
- No tak, nie dałem ci żadnych powodów do snucia takich przypuszczeń - zgodził się. - A gdyby każdego blondyna z niebieskimi oczami podejrzewać o bycie aniołem… Cóż, można by się gorzko rozczarować - podsumował. Nie robił z tego cyrków, nie drążył, jednak naprawdę docenił to, że Nuka skojarzył jego wygląd, nawet jeśli była to tylko kwestia złożenia razem posiadanych już elementów układanki. Nie każdy by to potrafił, nie każdy też zawracałby sobie tym głowę. To świadczyło o pewnej jego przenikliwości, a cecha ta z pewnością przyda im się później, gdy zajmą się ściganiem Piekielnego, który siał zniszczenie w okolicy.
- W każdej historii jest ziarno prawdy - zauważył sentencjonalnie. - Dobrze jednak podchodzić do każdej nowej sytuacji z czystym umysłem, budować osąd na podstawie własnych doświadczeń. Ty tak robisz - oświadczył z przekonaniem. - Inaczej nie wysłuchałbyś mnie tam na polu. Niejeden by tak uczynił. Nie bym winił tamtych chłopów, bo na pewno przemawiała przez nich ogromna gorycz, jednak… Nienawiść nigdy do niczego nie prowadzi, nieważne w stosunku do kogo jest kierowana - zakończył trochę nieobecnym tonem, znowu przypominając sobie wydarzenia z Ostatniego Bastionu i gniew Tallasa. Ktoś mógłby mu w tym momencie zarzucić hipokryzję: sam nie tak dawno wspomniał, że w walce anioła z diabłem tylko jeden wyjdzie żywy, nie była to więc nienawiść? Nie, a przynajmniej nie ze strony Dżariela - on traktował to jako wyjątkowo przykry obowiązek. Gdyby istniała szansa nawrócenia diabła, zrobiłby co w jego mocy byle to osiągnąć. Niestety istoty te na zawsze odwróciły się od Dobra.
Laki z zadowoleniem przyjął, że nie pomylił się w swojej ocenie sytuacji i jego śpiew faktycznie dał Nuce pewną ulgę. Lubił śpiewać, lubił sprawiać reszcie przyjemność swoim głosem i choć przed występami przed większą publicznością stronił, gdy ta była niewielka i tak wdzięczna jak teraz, mógł uczynić wyjątek. Sam czasami z emocji przymykał oczy, a jego dłoń poruszała się subtelnie, jakby dyrygował samemu sobie albo przez same gesty chciał dodać ekspresji słowom. Gdy już skończył i został nagrodzony skromnymi, ale szczerymi brawami, był naprawdę zadowolony. Skłonił się lekko Eskerowi jak to muzyk po występie.
- Dziękuję - odparł na pochwały i zaraz skorzystał z przyniesionego im piwa, by zwilżyć gardło. Podziękował również Manuki, nie czyniąc jednak przy tym żadnych zapewnień, że na pewno jeszcze wpadnie albo niestety już go nie zobaczą: tego wszak nie wiedział. Może jeśli tu zakończy się jego pościg to jeszcze zajrzy do “Stopy wieloryba”, nie miał jednak na to żadnej gwarancji. Nie lubił przy tym składać obietnic bez pokrycia.
Za to rozmowy między kelnerką a rycerzem słuchał z zainteresowaniem. Zdążył się już zorientować, że Nuka był muzykalny, lubił słuchać i śpiewać, bo wcześniej zdarzyło mu się wtórować muzykom dającym występ w karczmie. Nie spodziewał się jednak, że nie był to jednorazowy wybryk i w rzeczywistości Esker był tu całkiem znany z tego typu występów. Oczywiście należało brać poprawkę na to, że mówiła jego wielbicielka, która z pewnością bardzo skrupulatnie zapamiętywała każdy występ swojego idola. Niemniej nawet po Dżarielu dało się dostrzec, że był w tym momencie bardzo zaintrygowany i gdyby Manuki nie sprowokowała Eskera do śpiewu, on by spróbował podjąć jej trudy.
Laki prawie natychmiast włączył się do wyklaskiwania rytmu pod wykonywaną przez Nukę piosenkę. To była zupełnie inna muzyka niż ta prezentowana przez anioła, bardziej skoczna, karczemna, ale nie pozbawiona pewnej finezji, bo i tu wymagana była pewna minimalna technika. Tymczasem Esker radził sobie wyśmienicie, porywając swoim występem wszystkich zgromadzonych wokół, a gdy skończył, Dżariel dołączył do entuzjastycznych oklasków, choć nie był przy tym tak ekspresyjny jak Manuki.
- Za doborowe towarzystwo! - zgodził się z Eskerem i wstając stuknął się z nim kuflem, nim upił solidny łyk piwa. Nieliczni goście, którzy jeszcze siedzieli przy stolikach dołączyli do toastu, po nim jednak nieliczni zaczęli dopytywać albo wręcz prosić o kolejną piosenkę. Widać im również było mało po tym, jak zwinęli się opłaceni przez właściciela karczmy muzycy. Dżariel był w tak dobrym nastroju, że nie zamierzał dać się prosić.
Nel cammino lento e grave
Freddo e vento ruban gia'
Il profumo ed il calore
D'ormai pallide realta'
Tra le cime piu' lontane
Piu' velate identita'
Melodiose dissonanze
Di occulta verita'
Gloria a te o Patre Sole
Il tuo fuoco domero'
Gloria a te o Madre Luna
Dal tuo pianto io berro'
Della notte senza stelle
Il lupo or sara'
L'occhio vigile, il custode
Di rispetto e di lealta'
Lealta'
Fuoco e ghiaccio ancor
Danzano ebbri nel mio cuor
Fuoco e ghiaccio ancor
Danzano ebbri del mio amor
Per il padre che genero'
E la cui forza mia faro'
Per la madre che genero'
Per la cui sorte lottero'
Danza, danza
Danza di fuoco e ghiaccio
Danza, danza
Danza di fuoco e ghiaccio
Wybrana tym razem przez Dżariela piosenka nie była w mowie wspólnej a w języku aniołów, a on nie kłopotał się jej przekładem - szkoda było stracić melodyjność oryginalnego tekstu. Poza tym utwór był znacznie skoczniejszy od poprzedniego i gdyby tylko znalazł się jakiś skrzypek do przygrywania z pewnością kilka par poderwałoby się do tańca. Chociaż nie: i bez tego znaleźli się śmiałkowie.
- No tak, nie dałem ci żadnych powodów do snucia takich przypuszczeń - zgodził się. - A gdyby każdego blondyna z niebieskimi oczami podejrzewać o bycie aniołem… Cóż, można by się gorzko rozczarować - podsumował. Nie robił z tego cyrków, nie drążył, jednak naprawdę docenił to, że Nuka skojarzył jego wygląd, nawet jeśli była to tylko kwestia złożenia razem posiadanych już elementów układanki. Nie każdy by to potrafił, nie każdy też zawracałby sobie tym głowę. To świadczyło o pewnej jego przenikliwości, a cecha ta z pewnością przyda im się później, gdy zajmą się ściganiem Piekielnego, który siał zniszczenie w okolicy.
- W każdej historii jest ziarno prawdy - zauważył sentencjonalnie. - Dobrze jednak podchodzić do każdej nowej sytuacji z czystym umysłem, budować osąd na podstawie własnych doświadczeń. Ty tak robisz - oświadczył z przekonaniem. - Inaczej nie wysłuchałbyś mnie tam na polu. Niejeden by tak uczynił. Nie bym winił tamtych chłopów, bo na pewno przemawiała przez nich ogromna gorycz, jednak… Nienawiść nigdy do niczego nie prowadzi, nieważne w stosunku do kogo jest kierowana - zakończył trochę nieobecnym tonem, znowu przypominając sobie wydarzenia z Ostatniego Bastionu i gniew Tallasa. Ktoś mógłby mu w tym momencie zarzucić hipokryzję: sam nie tak dawno wspomniał, że w walce anioła z diabłem tylko jeden wyjdzie żywy, nie była to więc nienawiść? Nie, a przynajmniej nie ze strony Dżariela - on traktował to jako wyjątkowo przykry obowiązek. Gdyby istniała szansa nawrócenia diabła, zrobiłby co w jego mocy byle to osiągnąć. Niestety istoty te na zawsze odwróciły się od Dobra.
Laki z zadowoleniem przyjął, że nie pomylił się w swojej ocenie sytuacji i jego śpiew faktycznie dał Nuce pewną ulgę. Lubił śpiewać, lubił sprawiać reszcie przyjemność swoim głosem i choć przed występami przed większą publicznością stronił, gdy ta była niewielka i tak wdzięczna jak teraz, mógł uczynić wyjątek. Sam czasami z emocji przymykał oczy, a jego dłoń poruszała się subtelnie, jakby dyrygował samemu sobie albo przez same gesty chciał dodać ekspresji słowom. Gdy już skończył i został nagrodzony skromnymi, ale szczerymi brawami, był naprawdę zadowolony. Skłonił się lekko Eskerowi jak to muzyk po występie.
- Dziękuję - odparł na pochwały i zaraz skorzystał z przyniesionego im piwa, by zwilżyć gardło. Podziękował również Manuki, nie czyniąc jednak przy tym żadnych zapewnień, że na pewno jeszcze wpadnie albo niestety już go nie zobaczą: tego wszak nie wiedział. Może jeśli tu zakończy się jego pościg to jeszcze zajrzy do “Stopy wieloryba”, nie miał jednak na to żadnej gwarancji. Nie lubił przy tym składać obietnic bez pokrycia.
Za to rozmowy między kelnerką a rycerzem słuchał z zainteresowaniem. Zdążył się już zorientować, że Nuka był muzykalny, lubił słuchać i śpiewać, bo wcześniej zdarzyło mu się wtórować muzykom dającym występ w karczmie. Nie spodziewał się jednak, że nie był to jednorazowy wybryk i w rzeczywistości Esker był tu całkiem znany z tego typu występów. Oczywiście należało brać poprawkę na to, że mówiła jego wielbicielka, która z pewnością bardzo skrupulatnie zapamiętywała każdy występ swojego idola. Niemniej nawet po Dżarielu dało się dostrzec, że był w tym momencie bardzo zaintrygowany i gdyby Manuki nie sprowokowała Eskera do śpiewu, on by spróbował podjąć jej trudy.
Laki prawie natychmiast włączył się do wyklaskiwania rytmu pod wykonywaną przez Nukę piosenkę. To była zupełnie inna muzyka niż ta prezentowana przez anioła, bardziej skoczna, karczemna, ale nie pozbawiona pewnej finezji, bo i tu wymagana była pewna minimalna technika. Tymczasem Esker radził sobie wyśmienicie, porywając swoim występem wszystkich zgromadzonych wokół, a gdy skończył, Dżariel dołączył do entuzjastycznych oklasków, choć nie był przy tym tak ekspresyjny jak Manuki.
- Za doborowe towarzystwo! - zgodził się z Eskerem i wstając stuknął się z nim kuflem, nim upił solidny łyk piwa. Nieliczni goście, którzy jeszcze siedzieli przy stolikach dołączyli do toastu, po nim jednak nieliczni zaczęli dopytywać albo wręcz prosić o kolejną piosenkę. Widać im również było mało po tym, jak zwinęli się opłaceni przez właściciela karczmy muzycy. Dżariel był w tak dobrym nastroju, że nie zamierzał dać się prosić.
Nel cammino lento e grave
Freddo e vento ruban gia'
Il profumo ed il calore
D'ormai pallide realta'
Tra le cime piu' lontane
Piu' velate identita'
Melodiose dissonanze
Di occulta verita'
Gloria a te o Patre Sole
Il tuo fuoco domero'
Gloria a te o Madre Luna
Dal tuo pianto io berro'
Della notte senza stelle
Il lupo or sara'
L'occhio vigile, il custode
Di rispetto e di lealta'
Lealta'
Fuoco e ghiaccio ancor
Danzano ebbri nel mio cuor
Fuoco e ghiaccio ancor
Danzano ebbri del mio amor
Per il padre che genero'
E la cui forza mia faro'
Per la madre che genero'
Per la cui sorte lottero'
Danza, danza
Danza di fuoco e ghiaccio
Danza, danza
Danza di fuoco e ghiaccio
Wybrana tym razem przez Dżariela piosenka nie była w mowie wspólnej a w języku aniołów, a on nie kłopotał się jej przekładem - szkoda było stracić melodyjność oryginalnego tekstu. Poza tym utwór był znacznie skoczniejszy od poprzedniego i gdyby tylko znalazł się jakiś skrzypek do przygrywania z pewnością kilka par poderwałoby się do tańca. Chociaż nie: i bez tego znaleźli się śmiałkowie.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
I takim oto sposobem dwie przybłędy na nowo ożywiły resztki ocalałej klienteli, która w lwiej części ruszyła na parkiet. Śpiew Dżariela wprawił ludzi w niesamowicie wesoły nastrój. I mimo tego, że większość ledwie stała na nogach, robili co w ich mocy, by okazać, że dobrze się bawią. Poleciało kilka szklanek, potłukły się talerze, ale kto na to uwagę zwracał? Karczmarz z pewnością nie, bo właśnie wywijał za szynkiem wraz ze swoją żoną. Esker nie znał śpiewanej przez towarzysza piosenki, lecz z chęcią dołączył do nadawania mu rytmu. Tym bardziej nie znał języka, nigdy dotąd nie miał do czynienia chociażby z podobnym, lecz gdy tylko usłyszał pierwsze słowa, słuchał Anioła jak zahipnotyzowany. Był to tak piękny, tak melodyjny język, że po prostu nie potrafił oderwać uszu. A nawet gdyby mógł, to i tak by nie chciał.
Nagle znikąd pojawiła się roześmiana Manuki, podbiegła szybko do Nuki i, chwyciwszy go za rękę, bez ceregielenia się pociągnęła go za sobą. On nie oponował, a wręcz zawtórował, razem z nią wbiegając w tłum. Nic nie musieli mówić, rozumieli się bez słów, dając się ponieść ślicznej, skocznej melodii, jaką wyśpiewywał Anioł. Nuka parsknął mimowolnie śmiechem, bo nigdy by nie przypuszczał, że spotka kiedyś śpiewającego w karczmie Niebianina. Pląsali z Manuki bez przerwy, aż pod koniec zabrakło im już tchu. Oboje zziajani, spoceni, ale szczęśliwi ponad wszystko.
Przyłączył się entuzjastycznie do bicia braw po zakończeniu występu. Ucałował drobną dłoń swojej partnerki w podzięce za miły taniec, po czym wrócił do stolika, by się napić. Uniósł swój kufel, posyłając Dżarielowi znaczące spojrzenie i upił kolejny spory łyk. W gardle miał sucho jak na pustyni. Kiedy tłum przejął pałeczkę zabawiania towarzystwa, nachylił się nad stołem, by nie musieć krzyczeć do Dżariela.
- Bardzo ładna piosenka. Powiedz mi, w jakim języku ją śpiewałeś?
Lubił poznawać nowe kultury, dlatego, gdy tylko poznał Ahné postanowił nauczyć się elfickiej mowy. Umiał ją na tyle dobrze, że bez problemów porozumiewał się ze swoją ukochaną. Ona nie przepadała za powszechnym, a on nie chciał jej zniechęcać. Poza tym, sam preferował elficki, brzmiał o wiele ładniej od powszechnego, choć z wymową Nuka jeszcze czasem miał trudności. Ale nic to, było dobrze. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie swojej wybranki. Tęsknił za nią niewymownie; gdyby tylko miał szansę, rzuciłby to wszystko w cholerę i pojechał do Adrionu nawet jedynie po to, by na nią spojrzeć i wrócić od razu na Wybrzeże. Och, ile by dał, by to się ziściło!
Zerknął kątem oka w stronę okna – nie zanosiło się na spokojną noc. Drzewa uginały się pod silnym wiatrem, a deszcz przybrał na sile. Nuka z jednej strony był wdzięczny pogodzie, że nie musieli wychodzić z ciepła w tę zimnicę, a z drugiej jednak chciał mieć już za sobą sprawę z pościgiem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł u wstrząsający dreszcz. Jeśli to, co mówił Dżariel, było prawdą, to mieli nieźle przegwizdane. A przynajmniej Esker. Nie posługiwał się magią, miał tylko swoją zręczność i kuszę do dyspozycji. Naprawdę miał nadzieję przydybać diabła pod drzewem… Westchnął ciężko.
- Coś trudno mi uwierzyć, że ta burza wkrótce się skończy – rzucił do towarzysza, chwytając za kufel. – Osobiście jestem za porządnym wyspaniem się przed czekającym nas dniem. – Wypił piwo do końca, otarł rękawem usta. Ziewnął przeciągle, nie siląc się, by jakkolwiek to zamaskować. Nie spał od dwóch dni, należał mu się odpoczynek.
Wstał więc, podciągnął spodnie i zarzucił kuszę na plecy. Spojrzał na Anioła, skinął głową i rzekł:
- Widzimy się zatem rano. – Pożegnał się, swobodnie i nieco ironicznie salutując towarzyszowi, po czym podszedł do szynku i załatwił dla nich obu pokoje na noc. Zapłacił z góry.
Jego noclegownia nie była najwyższych lotów, ale nie przeszkadzało mu to – spał w o wiele gorszych warunkach, nie mógł więc narzekać na łóżko i kozę, od której biło przyjemne ciepło. Zdjął buty, obmył się trochę, nie zapaliwszy nawet świecy, po czym bezceremonialnie rzucił się na łóżko, twarzą lądując w poduszce z pierzem. Wydał z siebie kilka dziwnych odgłosów, a następnie okrył się pierzyną i przymknął oczy, mając nadzieję zasnąć bez większych sensacji. Zasnął, wsłuchany w deszczową piosenkę.
Nagle znikąd pojawiła się roześmiana Manuki, podbiegła szybko do Nuki i, chwyciwszy go za rękę, bez ceregielenia się pociągnęła go za sobą. On nie oponował, a wręcz zawtórował, razem z nią wbiegając w tłum. Nic nie musieli mówić, rozumieli się bez słów, dając się ponieść ślicznej, skocznej melodii, jaką wyśpiewywał Anioł. Nuka parsknął mimowolnie śmiechem, bo nigdy by nie przypuszczał, że spotka kiedyś śpiewającego w karczmie Niebianina. Pląsali z Manuki bez przerwy, aż pod koniec zabrakło im już tchu. Oboje zziajani, spoceni, ale szczęśliwi ponad wszystko.
Przyłączył się entuzjastycznie do bicia braw po zakończeniu występu. Ucałował drobną dłoń swojej partnerki w podzięce za miły taniec, po czym wrócił do stolika, by się napić. Uniósł swój kufel, posyłając Dżarielowi znaczące spojrzenie i upił kolejny spory łyk. W gardle miał sucho jak na pustyni. Kiedy tłum przejął pałeczkę zabawiania towarzystwa, nachylił się nad stołem, by nie musieć krzyczeć do Dżariela.
- Bardzo ładna piosenka. Powiedz mi, w jakim języku ją śpiewałeś?
Lubił poznawać nowe kultury, dlatego, gdy tylko poznał Ahné postanowił nauczyć się elfickiej mowy. Umiał ją na tyle dobrze, że bez problemów porozumiewał się ze swoją ukochaną. Ona nie przepadała za powszechnym, a on nie chciał jej zniechęcać. Poza tym, sam preferował elficki, brzmiał o wiele ładniej od powszechnego, choć z wymową Nuka jeszcze czasem miał trudności. Ale nic to, było dobrze. Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie swojej wybranki. Tęsknił za nią niewymownie; gdyby tylko miał szansę, rzuciłby to wszystko w cholerę i pojechał do Adrionu nawet jedynie po to, by na nią spojrzeć i wrócić od razu na Wybrzeże. Och, ile by dał, by to się ziściło!
Zerknął kątem oka w stronę okna – nie zanosiło się na spokojną noc. Drzewa uginały się pod silnym wiatrem, a deszcz przybrał na sile. Nuka z jednej strony był wdzięczny pogodzie, że nie musieli wychodzić z ciepła w tę zimnicę, a z drugiej jednak chciał mieć już za sobą sprawę z pościgiem. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł u wstrząsający dreszcz. Jeśli to, co mówił Dżariel, było prawdą, to mieli nieźle przegwizdane. A przynajmniej Esker. Nie posługiwał się magią, miał tylko swoją zręczność i kuszę do dyspozycji. Naprawdę miał nadzieję przydybać diabła pod drzewem… Westchnął ciężko.
- Coś trudno mi uwierzyć, że ta burza wkrótce się skończy – rzucił do towarzysza, chwytając za kufel. – Osobiście jestem za porządnym wyspaniem się przed czekającym nas dniem. – Wypił piwo do końca, otarł rękawem usta. Ziewnął przeciągle, nie siląc się, by jakkolwiek to zamaskować. Nie spał od dwóch dni, należał mu się odpoczynek.
Wstał więc, podciągnął spodnie i zarzucił kuszę na plecy. Spojrzał na Anioła, skinął głową i rzekł:
- Widzimy się zatem rano. – Pożegnał się, swobodnie i nieco ironicznie salutując towarzyszowi, po czym podszedł do szynku i załatwił dla nich obu pokoje na noc. Zapłacił z góry.
Jego noclegownia nie była najwyższych lotów, ale nie przeszkadzało mu to – spał w o wiele gorszych warunkach, nie mógł więc narzekać na łóżko i kozę, od której biło przyjemne ciepło. Zdjął buty, obmył się trochę, nie zapaliwszy nawet świecy, po czym bezceremonialnie rzucił się na łóżko, twarzą lądując w poduszce z pierzem. Wydał z siebie kilka dziwnych odgłosów, a następnie okrył się pierzyną i przymknął oczy, mając nadzieję zasnąć bez większych sensacji. Zasnął, wsłuchany w deszczową piosenkę.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel widząc jak wielkie poruszenie wywołał swoją piosenką tym chętniej ją kontynuował, śpiewając głośniej i nawet trochę przy tym gestykulując. Słychać było, że mimo dość stonowanego głosu, w tych płucach drzemała duża siła i anioł był nie lada śpiewakiem - gdyby tak jeszcze trochę się rozgrzał i atmosfera byłaby odpowiednia, mógłby nawet zaprezentować operową arię, bo i tego kiedyś się uczył. Cóż się dziwić, skoro i matka i siostra robiły wielką karierę jako śpiewaczki, to było po prostu rodzinne.
Dżariel nie przerywając występu podszedł na skraj parkietu i z radością obserwował tańczących ludzi, a w szczególności jedną konkretną parę - Nukę i Manuki. Szczerość, szlachetność i pewna łagodność tego mężczyzny go ujmowała. To były cechy, które cenił u każdego bez względu na płeć i rasę. Cieszyło go, że na siebie trafili, zwłaszcza teraz, gdy coraz bliżej było starcie z Piekielnym, którego tak długo ścigał - wierzył, że sama jego obecność będzie bardzo cenna, nie wspominając o umiejętnościach. Już teraz też liczył na to, że ich znajomość nie zakończy się po tej wspólnej misji.
Swój występ Laki zakończył długo przeciągając ostatnią zgłoskę piosenki, po czym bez chwili przerwy natychmiast się ukłonił. Nim się wyprostował, wszyscy bili mu entuzjastycznie brawo, a kilka osób gwizdało z zadowoleniem. Dżariel ukłonił się jeszcze kilka razy na różne strony, po czym wrócił do stolika, by zwilżyć trochę nadwyrężone gardło. Tam zszedł się z Nuką, któremu nie towarzyszyła już Manuki.
- W moim ojczystym, języku niebian - zaspokoił jego ciekawość nie owijając w bawełnę. - Na szybko nie umiałem sobie przypomnieć niczego równie energicznego we wspólnym, przywykłem jednak do ballad i poematów - wyznał szczerze.
Jak na komendę obaj spojrzeli za okno. Błysnęło, a po chwili rozległ się huk. Dżariel skrzywił się.
- Masz rację - przytaknął Eskerowi, choć słychać było po jego głosie, że nie był zachwycony tą perspektywą. Nie teraz, gdy jego cel był tak blisko. - To do zobaczenia rano, spokojnych słów - pożegnał się jednak z rycerzem już znacznie milszym tonem, po czym dopił swoje piwo. Nim udał się na spoczynek, zaszedł jeszcze do stajni, by upewnić się co tam u Sroki słychać i jak znosił tę zawieruchę na zewnątrz. Był lekko podenerwowany, lecz Dżariel został przy nim chwilę i mówił do niego tak długo, aż ten się nie uspokoił. Mowa zwierząt jednak bardzo ułatwiała tego typu komunikację, można było próbować mocy logicznych argumentów, a nie tylko kojącej mocy intonacji.
Gdy Dżariel szedł już do siebie, w głównej sali karczmy nie było niemal nikogo - ostatnich dwóch gości wyglądało jak gargulce przy barze, a większość personelu porządkowała już salę. Anioł przemknął niemal niezauważony do pokoi, a gdy był już sam, z ulgą zrzucił z siebie większość ubrań i zzuł buty. Zasnąć jednak nie potrafił. Stanął przed oknem i chwilę patrzył na żywioł szalejący na zewnątrz, słuchał bijących o szyby kropli. Serce miał dziwnie lekkie, zupełnie nie pojmował czemu - przecież czekała go walka, pościg cały czas trwał. Teraz jednak… Czuł się, jakby miało się w końcu udać. Jakby dostał jakiś znak i ktoś nad nim czuwał…
- Wkrótce do ciebie wrócę, najdroższa - szepnął, z czułością gładząc palcem tasiemkę na nadgarstku, po czym ucałował ją i w końcu położył się spać.
Do rana burza przeszła, na traktach stały kałuże, a z liści kapały grube krople wody. Było rześko, wręcz chłodno, ale humory dopisywało - w krystalicznie czystym powietrzu niósł się radosny śpiew ptaków. Takie odgłosy obudziły Dżariela, który natychmiast wstał i ogarnął się do drogi. Wprost nie mógł się doczekać aż wyruszy - przez krótki moment nawet zapomniał o tym, że od poprzedniego wieczoru ma nie prowadzić tej walki w pojedynkę. Nuka Esker - arturiański rycerz, którego drogi tak fortunnie skrzyżowały się z drogami Lakiego, a co więcej mieli wspólny cel i póki co doskonale się rozumieli. To musiało się udać. Dżari przed wyjściem z pokoju wyjrzał nawet przez okno i wzniósł oczy ku niebu, składając przed wschodzącym słońcem obietnicę, że tego dnia wszystko się rozstrzygnie.
Do głównej sali karczmy zszedł cicho, aby nie zakłócić spoczynku reszty gości. Nie był jednak sam - przy stolikach siedzieli już nieliczni podróżnicy, którym tak jak Lakiemu zależało na wczesnym wyruszeniu na trakt. Nuki jeszcze nie było, ale Dżariel miał przeczucie, że i on wkrótce się pojawi. Dlatego zamówił dla nich obu śniadanie, sadzone jajka z chlebem i gorący napar z prażonych ziaren cykorii. Nie pozostało nic tylko czekać, a później omówić marszrutę przy posiłku i w drogę.
Dżariel nie przerywając występu podszedł na skraj parkietu i z radością obserwował tańczących ludzi, a w szczególności jedną konkretną parę - Nukę i Manuki. Szczerość, szlachetność i pewna łagodność tego mężczyzny go ujmowała. To były cechy, które cenił u każdego bez względu na płeć i rasę. Cieszyło go, że na siebie trafili, zwłaszcza teraz, gdy coraz bliżej było starcie z Piekielnym, którego tak długo ścigał - wierzył, że sama jego obecność będzie bardzo cenna, nie wspominając o umiejętnościach. Już teraz też liczył na to, że ich znajomość nie zakończy się po tej wspólnej misji.
Swój występ Laki zakończył długo przeciągając ostatnią zgłoskę piosenki, po czym bez chwili przerwy natychmiast się ukłonił. Nim się wyprostował, wszyscy bili mu entuzjastycznie brawo, a kilka osób gwizdało z zadowoleniem. Dżariel ukłonił się jeszcze kilka razy na różne strony, po czym wrócił do stolika, by zwilżyć trochę nadwyrężone gardło. Tam zszedł się z Nuką, któremu nie towarzyszyła już Manuki.
- W moim ojczystym, języku niebian - zaspokoił jego ciekawość nie owijając w bawełnę. - Na szybko nie umiałem sobie przypomnieć niczego równie energicznego we wspólnym, przywykłem jednak do ballad i poematów - wyznał szczerze.
Jak na komendę obaj spojrzeli za okno. Błysnęło, a po chwili rozległ się huk. Dżariel skrzywił się.
- Masz rację - przytaknął Eskerowi, choć słychać było po jego głosie, że nie był zachwycony tą perspektywą. Nie teraz, gdy jego cel był tak blisko. - To do zobaczenia rano, spokojnych słów - pożegnał się jednak z rycerzem już znacznie milszym tonem, po czym dopił swoje piwo. Nim udał się na spoczynek, zaszedł jeszcze do stajni, by upewnić się co tam u Sroki słychać i jak znosił tę zawieruchę na zewnątrz. Był lekko podenerwowany, lecz Dżariel został przy nim chwilę i mówił do niego tak długo, aż ten się nie uspokoił. Mowa zwierząt jednak bardzo ułatwiała tego typu komunikację, można było próbować mocy logicznych argumentów, a nie tylko kojącej mocy intonacji.
Gdy Dżariel szedł już do siebie, w głównej sali karczmy nie było niemal nikogo - ostatnich dwóch gości wyglądało jak gargulce przy barze, a większość personelu porządkowała już salę. Anioł przemknął niemal niezauważony do pokoi, a gdy był już sam, z ulgą zrzucił z siebie większość ubrań i zzuł buty. Zasnąć jednak nie potrafił. Stanął przed oknem i chwilę patrzył na żywioł szalejący na zewnątrz, słuchał bijących o szyby kropli. Serce miał dziwnie lekkie, zupełnie nie pojmował czemu - przecież czekała go walka, pościg cały czas trwał. Teraz jednak… Czuł się, jakby miało się w końcu udać. Jakby dostał jakiś znak i ktoś nad nim czuwał…
- Wkrótce do ciebie wrócę, najdroższa - szepnął, z czułością gładząc palcem tasiemkę na nadgarstku, po czym ucałował ją i w końcu położył się spać.
Do rana burza przeszła, na traktach stały kałuże, a z liści kapały grube krople wody. Było rześko, wręcz chłodno, ale humory dopisywało - w krystalicznie czystym powietrzu niósł się radosny śpiew ptaków. Takie odgłosy obudziły Dżariela, który natychmiast wstał i ogarnął się do drogi. Wprost nie mógł się doczekać aż wyruszy - przez krótki moment nawet zapomniał o tym, że od poprzedniego wieczoru ma nie prowadzić tej walki w pojedynkę. Nuka Esker - arturiański rycerz, którego drogi tak fortunnie skrzyżowały się z drogami Lakiego, a co więcej mieli wspólny cel i póki co doskonale się rozumieli. To musiało się udać. Dżari przed wyjściem z pokoju wyjrzał nawet przez okno i wzniósł oczy ku niebu, składając przed wschodzącym słońcem obietnicę, że tego dnia wszystko się rozstrzygnie.
Do głównej sali karczmy zszedł cicho, aby nie zakłócić spoczynku reszty gości. Nie był jednak sam - przy stolikach siedzieli już nieliczni podróżnicy, którym tak jak Lakiemu zależało na wczesnym wyruszeniu na trakt. Nuki jeszcze nie było, ale Dżariel miał przeczucie, że i on wkrótce się pojawi. Dlatego zamówił dla nich obu śniadanie, sadzone jajka z chlebem i gorący napar z prażonych ziaren cykorii. Nie pozostało nic tylko czekać, a później omówić marszrutę przy posiłku i w drogę.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Snów nie miał łagodnych. Biły się w jego głowie, ukazując najokropniejsze obrazy, które rozdzierały go między sobą na kawałeczki. Od dwudziestu lat, noc w noc, działo się to samo. Nie przesypiał nawet trzech godzin, gdy zaczynały się pojawiać koszmary. Większość z nich wyciągała wspomnienia, tkwiące od dawna w otchłani jego pamięci, wyparte, zapomniane. Nie przypominał ich sobie po przebudzeniu, przez co jeszcze bardziej panikował, bo miał wrażenie, jakby specjalnie mściły się za popełnione przez niego błędy, czyhając w ciemnościach aż straci czujność.
I tym razem obudził się przerażony. Oddychał nierówno, czując spływające mu po plecach krople potu, a serce potężnie waliło mu w piersi tak, że osoba siedząca obok mogłaby usłyszeć jego bicie. Wiedział już jednak, co należało zrobić. Usiadł na krawędzi łóżka, ukrywając twarz w dłoniach, i zaczął głęboko oddychać, starając się uspokoić drżenie rąk. Można by rzec, że poniekąd zdołał się przyzwyczaić, ale z drugiej strony niezmiernie go to męczyło. Te mary, te potworności, które widział w sennych wizjach. Nie potrafił sobie z nimi poradzić. Potrzebował pomocy. Potrzebował z tym skończyć raz na zawsze. Wstał, zatoczył się, gdy w głowie mu zawirowało. Złapał po chwili równowagę i wpatrzył się w ciemność, by przyzwyczaić do niej oczy. Dopiero teraz dotarło do niego, że nawet nie raczył kamizeli zdjąć przed snem. Zrobił to teraz, choć nie zanosiło się na to, że miał zasnąć ponownie. Przeszedł się po pokoju, by opanować rozdygotane ciało. Wzdrygnął się z chłodu, gdy zerknął przez okno, na rozszalałą, kładącą do poziomu drzewa burzę. Westchnął, rozcierając kąciki oczu. Jeszcze ten pieprzony diabeł.
- Niech to szlag – mruknął zachrypniętym głosem, odwracając się od okna.
Wtem przypomniał sobie uspokajający ton swojej ukochanej, gdy starała się zapanować nad jego paniką w środku nocy, podobnej do tej, jaka miała miejsce teraz. Uśmiechnął się smutno do siebie. „Kochany, przeszłość to przeszłość, minęła i nie wróci”, mówiła wtedy. Starał się z całych sił, by tak właśnie było. By przeszłość nie kładła się cieniem na teraźniejszości. Nie wiedział jak temu zaradzić. Postanowił sobie, że gdy wraz z Dżarielem wypełnią zadanie, znajdzie kogoś, kto wyciągnie z niego te koszmary na dobre.
Udało mu się przedrzemać jedynie do świtu, dłużej nie dało rady. Może to i lepiej? Mieli przecież ruszyć za tym przeklętym diabłem. Im szybciej trafią na jego ślad, tym szybciej z nim skończą. Przygotował więc wszystko, co było mu potrzebne do szczęścia, założył buty, narzucił na plecy kuszę i wojskowym krokiem wyszedł z pokoju, kierując się ku głównej izbie gospody.
Towarzysza zdołał dostrzec, gdy tylko wyłonił się zza rogu – jego złote włosy naprawdę rzucały się w oczy, Nuka nie pomyliłby go z żadnym innym bywalcem. Albo i nawet z żadnym innym mieszkańcem Alaranii. Podszedł więc do szynku i rzucił wszystko na podłogę obok wysokiego taboretu, na którym w chwilę później usiadł.
- Mam nadzieję, że chociaż jeden z nas się wyspał – przywitał Dżariela z godnym pożałowania entuzjazmem w głosie. Nie trzeba było zgadywać, że Esker miał ciężką noc. Było to widać na jego twarzy – podkrążone, lekko zaczerwienione oczy, blada cera. Brak chęci do życia. Mimo to sprawiał wrażenie człowieka, który był gotów na wszystko. W tym na śniadanie. Podziękował więc towarzyszowi, uniósłszy w geście widelec i posyłając mu nieznaczny uśmiech. Następnie zajął się przepysznie wyglądającym i pachnącym jajkiem. Dało się słyszeć donośne domaganie się żołądka Eskera o coś do jedzenia. Nie mógł się z nim spierać, zaczął współpracować.
Po przeżuciu kilku kawałków i popiciu ich smaczną herbatką, był gotów do bardziej inteligentnej rozmowy.
- Do gospodarstwa dotrzemy w południe, jeśli niedługo wyruszymy. W sumie to nawet zaraz – dodał, oceniając stan zawartości swojego talerza. – Jeśli się nieco pospieszymy, dotrzemy tam przed południem.
Popatrzył na towarzysza w oczekiwaniu na jego werdykt. Liczył się z jego zdaniem, w końcu on znał lepiej zwyczaje tamtego psychopaty. Aż ciarki mu po karku przeszły. To nie będzie łatwy orzech do zgryzienia.
I tym razem obudził się przerażony. Oddychał nierówno, czując spływające mu po plecach krople potu, a serce potężnie waliło mu w piersi tak, że osoba siedząca obok mogłaby usłyszeć jego bicie. Wiedział już jednak, co należało zrobić. Usiadł na krawędzi łóżka, ukrywając twarz w dłoniach, i zaczął głęboko oddychać, starając się uspokoić drżenie rąk. Można by rzec, że poniekąd zdołał się przyzwyczaić, ale z drugiej strony niezmiernie go to męczyło. Te mary, te potworności, które widział w sennych wizjach. Nie potrafił sobie z nimi poradzić. Potrzebował pomocy. Potrzebował z tym skończyć raz na zawsze. Wstał, zatoczył się, gdy w głowie mu zawirowało. Złapał po chwili równowagę i wpatrzył się w ciemność, by przyzwyczaić do niej oczy. Dopiero teraz dotarło do niego, że nawet nie raczył kamizeli zdjąć przed snem. Zrobił to teraz, choć nie zanosiło się na to, że miał zasnąć ponownie. Przeszedł się po pokoju, by opanować rozdygotane ciało. Wzdrygnął się z chłodu, gdy zerknął przez okno, na rozszalałą, kładącą do poziomu drzewa burzę. Westchnął, rozcierając kąciki oczu. Jeszcze ten pieprzony diabeł.
- Niech to szlag – mruknął zachrypniętym głosem, odwracając się od okna.
Wtem przypomniał sobie uspokajający ton swojej ukochanej, gdy starała się zapanować nad jego paniką w środku nocy, podobnej do tej, jaka miała miejsce teraz. Uśmiechnął się smutno do siebie. „Kochany, przeszłość to przeszłość, minęła i nie wróci”, mówiła wtedy. Starał się z całych sił, by tak właśnie było. By przeszłość nie kładła się cieniem na teraźniejszości. Nie wiedział jak temu zaradzić. Postanowił sobie, że gdy wraz z Dżarielem wypełnią zadanie, znajdzie kogoś, kto wyciągnie z niego te koszmary na dobre.
Udało mu się przedrzemać jedynie do świtu, dłużej nie dało rady. Może to i lepiej? Mieli przecież ruszyć za tym przeklętym diabłem. Im szybciej trafią na jego ślad, tym szybciej z nim skończą. Przygotował więc wszystko, co było mu potrzebne do szczęścia, założył buty, narzucił na plecy kuszę i wojskowym krokiem wyszedł z pokoju, kierując się ku głównej izbie gospody.
Towarzysza zdołał dostrzec, gdy tylko wyłonił się zza rogu – jego złote włosy naprawdę rzucały się w oczy, Nuka nie pomyliłby go z żadnym innym bywalcem. Albo i nawet z żadnym innym mieszkańcem Alaranii. Podszedł więc do szynku i rzucił wszystko na podłogę obok wysokiego taboretu, na którym w chwilę później usiadł.
- Mam nadzieję, że chociaż jeden z nas się wyspał – przywitał Dżariela z godnym pożałowania entuzjazmem w głosie. Nie trzeba było zgadywać, że Esker miał ciężką noc. Było to widać na jego twarzy – podkrążone, lekko zaczerwienione oczy, blada cera. Brak chęci do życia. Mimo to sprawiał wrażenie człowieka, który był gotów na wszystko. W tym na śniadanie. Podziękował więc towarzyszowi, uniósłszy w geście widelec i posyłając mu nieznaczny uśmiech. Następnie zajął się przepysznie wyglądającym i pachnącym jajkiem. Dało się słyszeć donośne domaganie się żołądka Eskera o coś do jedzenia. Nie mógł się z nim spierać, zaczął współpracować.
Po przeżuciu kilku kawałków i popiciu ich smaczną herbatką, był gotów do bardziej inteligentnej rozmowy.
- Do gospodarstwa dotrzemy w południe, jeśli niedługo wyruszymy. W sumie to nawet zaraz – dodał, oceniając stan zawartości swojego talerza. – Jeśli się nieco pospieszymy, dotrzemy tam przed południem.
Popatrzył na towarzysza w oczekiwaniu na jego werdykt. Liczył się z jego zdaniem, w końcu on znał lepiej zwyczaje tamtego psychopaty. Aż ciarki mu po karku przeszły. To nie będzie łatwy orzech do zgryzienia.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel jakoś podświadomie poczuł, że ktoś się zbliża i mu się przygląda. Obrócił się i posłał Nuce przyjacielski uśmiech na powitanie, mina mu jednak zrzedła, gdy dostrzegł jak wyglądał jego towarzysz. Jakby się czymś zatruł albo męczył go kac gigant. Anioł miał wręcz przez moment wątpliwości czy powinni tak od razu wyruszać.
- Dzień dobry - przywitał się z nim dźwięcznym głosem. Aż wstyd brał, że on był taki wypoczęty, a Esker jak po całonocnej sesji tortur (i to porównanie było zaskakująco bliskie prawdy, jeśli tylko uściślić, że były to tortury psychiczne).
- Ze mną wszystko w porządku… A z tobą? - zapytał z troską Laki. - Kac… Ach, widzę, że nie - zauważył z uśmiechem, gdy Esker z werwą zabrał się za śniadanie. Nie naciskał więc z próbami postawienia diagnozy ani nawet nie wspominał, że ma całkiem niezłe przeszkolenie lekarskie. Również zabrał się za śniadanie, słuchając w międzyczasie co miał mu do przekazanie rycerz. Doskonale, że o tym wspomniał, bo inaczej anioł sam by pytał o szczegóły ich drogi. A tak, mając jasny obraz sytuacji, Dżariel przyspieszył ze spożywaniem swojego posiłku i gdy Nuka wymownie na niego spojrzał, on już kiwając głową na znak przyswojenia informacji przeżuwał ostatni kęs, a później zapił go resztką naparu z cykorii. Odetchnął, ustaw wycierając w swojski sposób rękawem, choć pewnie niejedna osoba spodziewałaby się po nim, że nagle z którejś kieszeni wyciągnie serwetkę.
- Jestem gotowy - oświadczył. - Nie ma co czekać, nie jesteśmy dziećmi, by musiało nam się odbić po posiłku. W drogę - zarządził z werwą, po czym udał się prosto do stajni.
- Cześć, Sroka - przywitał się ze swoim wierzchowcem. - Jak ci minęła noc? - zapytał, z czułością głaszcząc go po szyi. Koń samą mową ciała zapewnił, że jest w dobrym nastroju, a Dżari usłyszał jeszcze od niego werbalne potwierdzenie tego faktu. Trochę skarżył się tylko na to, że strasznie wiatr gwizdał pod dachem, ale że nie padało na głowę i było w miarę ciepło to dało się przeżyć. Był jednak chętny by niemal od razu wyjechać na drogę i Dżariel ledwo zdążył go osiodłać.
- Twoje obliczenia były dla galopu czy jakiegoś spokojniejszego tempa? - upewnił się, gdy już obaj byli w siodłach. - W każdym razie: może na początku nie szarżujmy, lepiej się rozgrzać. A błoto jest śliskie wręcz niemoralnie - dodał, bo sam wychodząc na trakt prawie się przewrócił w tym błocku. Teraz siedział na grzbiecie Sroki, więc nie było tak źle, ale też nie chodziło o to, by konia zmusić do połamania sobie nóg. Wkrótce zresztą wszystko powinno obeschnąć, bo dzień zapowiadała się piękny i słoneczny, a powietrze było wręcz krystaliczne. Nic tylko w drogę.
- Jak się czujesz? - upewnił się Dżariel, gdy już ujechali kawałek. - Rano wyglądałeś kiepsko… I jak twoje samopoczucie na myśl na zbliżające się starcie? Chciałbyś jeszcze czegoś się dowiedzieć? Widzę, że masz kuszę, ja zaś władam magią, więc moim zdaniem jeśli tylko go zobaczymy, nie ma co się skradać, należy zacząć atak z dystansu, zaskoczyć go, nim on zaskoczy nas. Nie jestem jeszcze pewien dziedzin, jakimi on włada, ale sama magia zła może powodować czysty ból, więc nie można dać mu czasu na splecenie zaklęcia. Szczerze to coś mi mówi, że się zgramy - dodał, puszczając oko do Nuki, by ten nie był taki załamany i spięty starciem z diabłem.
- Dzień dobry - przywitał się z nim dźwięcznym głosem. Aż wstyd brał, że on był taki wypoczęty, a Esker jak po całonocnej sesji tortur (i to porównanie było zaskakująco bliskie prawdy, jeśli tylko uściślić, że były to tortury psychiczne).
- Ze mną wszystko w porządku… A z tobą? - zapytał z troską Laki. - Kac… Ach, widzę, że nie - zauważył z uśmiechem, gdy Esker z werwą zabrał się za śniadanie. Nie naciskał więc z próbami postawienia diagnozy ani nawet nie wspominał, że ma całkiem niezłe przeszkolenie lekarskie. Również zabrał się za śniadanie, słuchając w międzyczasie co miał mu do przekazanie rycerz. Doskonale, że o tym wspomniał, bo inaczej anioł sam by pytał o szczegóły ich drogi. A tak, mając jasny obraz sytuacji, Dżariel przyspieszył ze spożywaniem swojego posiłku i gdy Nuka wymownie na niego spojrzał, on już kiwając głową na znak przyswojenia informacji przeżuwał ostatni kęs, a później zapił go resztką naparu z cykorii. Odetchnął, ustaw wycierając w swojski sposób rękawem, choć pewnie niejedna osoba spodziewałaby się po nim, że nagle z którejś kieszeni wyciągnie serwetkę.
- Jestem gotowy - oświadczył. - Nie ma co czekać, nie jesteśmy dziećmi, by musiało nam się odbić po posiłku. W drogę - zarządził z werwą, po czym udał się prosto do stajni.
- Cześć, Sroka - przywitał się ze swoim wierzchowcem. - Jak ci minęła noc? - zapytał, z czułością głaszcząc go po szyi. Koń samą mową ciała zapewnił, że jest w dobrym nastroju, a Dżari usłyszał jeszcze od niego werbalne potwierdzenie tego faktu. Trochę skarżył się tylko na to, że strasznie wiatr gwizdał pod dachem, ale że nie padało na głowę i było w miarę ciepło to dało się przeżyć. Był jednak chętny by niemal od razu wyjechać na drogę i Dżariel ledwo zdążył go osiodłać.
- Twoje obliczenia były dla galopu czy jakiegoś spokojniejszego tempa? - upewnił się, gdy już obaj byli w siodłach. - W każdym razie: może na początku nie szarżujmy, lepiej się rozgrzać. A błoto jest śliskie wręcz niemoralnie - dodał, bo sam wychodząc na trakt prawie się przewrócił w tym błocku. Teraz siedział na grzbiecie Sroki, więc nie było tak źle, ale też nie chodziło o to, by konia zmusić do połamania sobie nóg. Wkrótce zresztą wszystko powinno obeschnąć, bo dzień zapowiadała się piękny i słoneczny, a powietrze było wręcz krystaliczne. Nic tylko w drogę.
- Jak się czujesz? - upewnił się Dżariel, gdy już ujechali kawałek. - Rano wyglądałeś kiepsko… I jak twoje samopoczucie na myśl na zbliżające się starcie? Chciałbyś jeszcze czegoś się dowiedzieć? Widzę, że masz kuszę, ja zaś władam magią, więc moim zdaniem jeśli tylko go zobaczymy, nie ma co się skradać, należy zacząć atak z dystansu, zaskoczyć go, nim on zaskoczy nas. Nie jestem jeszcze pewien dziedzin, jakimi on włada, ale sama magia zła może powodować czysty ból, więc nie można dać mu czasu na splecenie zaklęcia. Szczerze to coś mi mówi, że się zgramy - dodał, puszczając oko do Nuki, by ten nie był taki załamany i spięty starciem z diabłem.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Pokręcił głową na pytanie Dżariela, pewnie przeżuwając śniadanie.
- Nie miewam kaca – odparł z pełnymi ustami. – Jakoś się mnie po prostu nie ima, nawet gdy zalewam się w trupa. Zdarzyło się to tylko raz – dodał ostrzegawczym tonem, wskazując na towarzysza widelcem.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości oświadczenie Dżariela. Nie spodziewał się po nim aż takiego entuzjazmu, więc ledwo skończywszy śniadanie, zeskoczył z taboretu i w biegu chwycił swoje rzeczy, by dotrzymać Aniołowi kroku. On nie był zbytnio zadowolony z faktu pościgu za najprawdziwszym diabłem, ale starał się tego po sobie nie ukazywać. Odetchnął więc głębiej, gdy obaj znaleźli się w stajni, by przygotować wierzchowce do drogi. Poklepał uspokajająco swojego kasztana po szyi, po czym wyczyścił go i osiodłał, nucąc przy tym skoczną piosenkę, którą Anioł uraczył wszystkich poprzedniego wieczoru. Spodobał mu się język Niebian, będzie musiał wypytać towarzysza o szczegóły, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Stłumił ziewnięcie i przetarł opuchnięte oczy. Czuł się wyjątkowo fatalnie, dosłownie nic mu się nie chciało, najchętniej wróciłby do łóżka i przeleżał w nim cały dzień, nie mając wyrzutów sumienia. Potarł ze zmęczeniem nasadę nosa, oparłszy głowę o tybinkę siodła. Chciał się tylko raz jeden, jedyny porządnie wyspać, czy prosił o tak wiele? Najwyraźniej tak. Miał szczerzą nadzieję, że po wykonaniu zadania będzie na tyle padnięty, że położy się gdzieś w krzakach i natychmiast zaśnie. Nie będzie mu przeszkadzał fakt spania na ziemi. Byle mógł spać spokojnie.
- Zaraz wracam – rzucił do towarzysza, po czym oddalił się w stronę wejścia do gospody. Chciał już nacisnąć klamkę, gdy drzwi otworzyły się przed nim zamaszyście, ukazując zaspaną Manuki. Dziewczyna przetarła piąstkami oczy i uśmiechnęła się promiennie.
- Miałam nadzieję pożegnać się, zanim zniknie pan na dobre – powiedziała, opierając się biodrem o futrynę drzwi. Nie można jej było odmówić wdzięku.
- Specjalnie po to się wróciłem – odparł, również z uśmiechem. Ujął jej drobniutką dłoń i ucałował ją delikatnie. Zauważył, jaki rumieniec wpełzł na jej okrągłą twarzyczkę. – Do rychłego zobaczenia, moja droga.
- Do widzenia. Proszę na siebie uważać.
- Nie inaczej – zgodził się, swobodnie salutując jej na pożegnanie.
Powróciwszy do Dżariela z nieco lepszym humorem, wyprowadził konia ze stajni i władował się na jego grzbiet.
- Konno jeżdżę od wielkiego dzwonu – odparł towarzyszowi, poprawiając długość strzemienia. – Wszędzie docieram na piechotę, więc moje obliczenia raczej odnoszą się do marszu, niźli dzikiego galopu. Tego tu, przystojniaka – poklepał kasztana po szyi – pożyczyłem w Katimie kilka dni temu. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Będę musiał coś wymyślić, bo koń bez imienia przynosi ponoć pecha. Nie musimy się spieszyć, dotrzemy tam ze sporym zapasem.
Nuka nie był przesądny, ale wolał nie kusić losu, skoro mieli zmierzyć się z poważniejszym od zwykłego rzezimieszka przeciwnikiem. Dżariel zdawał się być pewny siebie, co dodawało mu nieco otuchy. To oznaczało, że prawdopodobnie nie pójdzie tak źle, jak zakładał. Wzruszył ramionami na pytanie towarzysza, po czym odparł zdawkowo:
- Do dupy.
Wysłuchał Anioła, zamyślił się na chwilę, a następnie odchrząknął.
- Mam sporo obaw, ale jestem pewien, że bez ciebie zginąłbym na miejscu, nie dokończywszy nawet krzyknąć: „O, psiamać!” – rzekł, zerkając na towarzysza z rozbawieniem. – Władasz magią bitewną? – zainteresował się, przenosząc wzrok na Dżariela. – Nie spotkałem dotąd nikogo, kto by się nią posługiwał. Mój ojciec… To znaczy, mój… przyszywany ojciec, okazał się być Czarodziejem. Leczył z pomocą magii, znał się na chorobach, na naturze, na świecie, który nas otacza. Nie było w nim ani krzyny nienawiści. – Uśmiechnął się smutno. – Moja narzeczona zaś posługuje się Magią Iluzji. Tak to się nazywa, tak? Kiedyś mi to tłumaczyła, ale za dużo tego było, bym zdołał wszystko spamiętać. Na magii w ogóle się nie znam, lepiej, żeby zajęli się nią ci, którzy mają więcej w głowie niż ja. – Również puścił do niego oko. – Chociaż – powiedział, przyglądając się swojej dłoni – od dziecka mam zdolność regenerowania ran.
Zerknął z zaciekawieniem na towarzysza. Zastanawiała go jedna rzecz, od kiedy go poznał i już dłużej nie potrafił udawać, że nic nie widzi.
- Te miecze to raczej nie od parady, prawda? – zapytał z błyskiem w oku.
- Nie miewam kaca – odparł z pełnymi ustami. – Jakoś się mnie po prostu nie ima, nawet gdy zalewam się w trupa. Zdarzyło się to tylko raz – dodał ostrzegawczym tonem, wskazując na towarzysza widelcem.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości oświadczenie Dżariela. Nie spodziewał się po nim aż takiego entuzjazmu, więc ledwo skończywszy śniadanie, zeskoczył z taboretu i w biegu chwycił swoje rzeczy, by dotrzymać Aniołowi kroku. On nie był zbytnio zadowolony z faktu pościgu za najprawdziwszym diabłem, ale starał się tego po sobie nie ukazywać. Odetchnął więc głębiej, gdy obaj znaleźli się w stajni, by przygotować wierzchowce do drogi. Poklepał uspokajająco swojego kasztana po szyi, po czym wyczyścił go i osiodłał, nucąc przy tym skoczną piosenkę, którą Anioł uraczył wszystkich poprzedniego wieczoru. Spodobał mu się język Niebian, będzie musiał wypytać towarzysza o szczegóły, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja.
Stłumił ziewnięcie i przetarł opuchnięte oczy. Czuł się wyjątkowo fatalnie, dosłownie nic mu się nie chciało, najchętniej wróciłby do łóżka i przeleżał w nim cały dzień, nie mając wyrzutów sumienia. Potarł ze zmęczeniem nasadę nosa, oparłszy głowę o tybinkę siodła. Chciał się tylko raz jeden, jedyny porządnie wyspać, czy prosił o tak wiele? Najwyraźniej tak. Miał szczerzą nadzieję, że po wykonaniu zadania będzie na tyle padnięty, że położy się gdzieś w krzakach i natychmiast zaśnie. Nie będzie mu przeszkadzał fakt spania na ziemi. Byle mógł spać spokojnie.
- Zaraz wracam – rzucił do towarzysza, po czym oddalił się w stronę wejścia do gospody. Chciał już nacisnąć klamkę, gdy drzwi otworzyły się przed nim zamaszyście, ukazując zaspaną Manuki. Dziewczyna przetarła piąstkami oczy i uśmiechnęła się promiennie.
- Miałam nadzieję pożegnać się, zanim zniknie pan na dobre – powiedziała, opierając się biodrem o futrynę drzwi. Nie można jej było odmówić wdzięku.
- Specjalnie po to się wróciłem – odparł, również z uśmiechem. Ujął jej drobniutką dłoń i ucałował ją delikatnie. Zauważył, jaki rumieniec wpełzł na jej okrągłą twarzyczkę. – Do rychłego zobaczenia, moja droga.
- Do widzenia. Proszę na siebie uważać.
- Nie inaczej – zgodził się, swobodnie salutując jej na pożegnanie.
Powróciwszy do Dżariela z nieco lepszym humorem, wyprowadził konia ze stajni i władował się na jego grzbiet.
- Konno jeżdżę od wielkiego dzwonu – odparł towarzyszowi, poprawiając długość strzemienia. – Wszędzie docieram na piechotę, więc moje obliczenia raczej odnoszą się do marszu, niźli dzikiego galopu. Tego tu, przystojniaka – poklepał kasztana po szyi – pożyczyłem w Katimie kilka dni temu. Nawet nie wiem, jak ma na imię. Będę musiał coś wymyślić, bo koń bez imienia przynosi ponoć pecha. Nie musimy się spieszyć, dotrzemy tam ze sporym zapasem.
Nuka nie był przesądny, ale wolał nie kusić losu, skoro mieli zmierzyć się z poważniejszym od zwykłego rzezimieszka przeciwnikiem. Dżariel zdawał się być pewny siebie, co dodawało mu nieco otuchy. To oznaczało, że prawdopodobnie nie pójdzie tak źle, jak zakładał. Wzruszył ramionami na pytanie towarzysza, po czym odparł zdawkowo:
- Do dupy.
Wysłuchał Anioła, zamyślił się na chwilę, a następnie odchrząknął.
- Mam sporo obaw, ale jestem pewien, że bez ciebie zginąłbym na miejscu, nie dokończywszy nawet krzyknąć: „O, psiamać!” – rzekł, zerkając na towarzysza z rozbawieniem. – Władasz magią bitewną? – zainteresował się, przenosząc wzrok na Dżariela. – Nie spotkałem dotąd nikogo, kto by się nią posługiwał. Mój ojciec… To znaczy, mój… przyszywany ojciec, okazał się być Czarodziejem. Leczył z pomocą magii, znał się na chorobach, na naturze, na świecie, który nas otacza. Nie było w nim ani krzyny nienawiści. – Uśmiechnął się smutno. – Moja narzeczona zaś posługuje się Magią Iluzji. Tak to się nazywa, tak? Kiedyś mi to tłumaczyła, ale za dużo tego było, bym zdołał wszystko spamiętać. Na magii w ogóle się nie znam, lepiej, żeby zajęli się nią ci, którzy mają więcej w głowie niż ja. – Również puścił do niego oko. – Chociaż – powiedział, przyglądając się swojej dłoni – od dziecka mam zdolność regenerowania ran.
Zerknął z zaciekawieniem na towarzysza. Zastanawiała go jedna rzecz, od kiedy go poznał i już dłużej nie potrafił udawać, że nic nie widzi.
- Te miecze to raczej nie od parady, prawda? – zapytał z błyskiem w oku.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
- Jasna sprawa - przytaknął Dżariel na wieść, że Nuka nie miewa kaca bez względu na to ile w siebie wleje. W sumie… Trochę wyglądał na takiego twardziela. Anioł mu tego jednak nie powiedział, bo był to wątpliwej jakości komplement, który łatwo odczytać jako uszczypliwość.
Podczas przygotowania do drogi Laki z nikłym uśmiechem na ustach słuchał tego jak jego towarzysz podśpiewywał piosenkę z wczorajszego wieczoru. Bardzo mu to pochlebiało.
- Masz dobre ucho - pochwalił, gdyż Nuka świetnie sobie radził z odtworzeniem tamtej melodii i to słuchając jej wcześniej tylko raz. Esker może i był zadowolony otrzymanym komplementem, lecz Dżariel spostrzegł, że ten nadal wygląda na zmęczonego, wręcz zmordowanego. Skoro to nie kac, to co go tak męczyło? Anioł postanowił sobie, że o to zapyta, zarzucił jednak ten pomysł po tym, jak rycerz przeprosił go na chwilę, a gdy wrócił jego humor prezentował się wręcz wyśmienicie. Dżariel domyślił się co (bądź też kto) było tego powodem, ale komentarz zachował dla siebie i tylko uśmiechnął się, gdy opuszczali teren karczmy. Dobrze jest mieć ludzi, którzy będą cię pamiętali.
- Nie znałem nawet takiego przesądu, ale również uważam, że koń powinien mieć imię. Trzeba mieć jak się do niego zwracać. Prawda, Sroka? - zapytał swojego wierzchowca o zdanie, choć ten i tak mu nie potaknął, zajęty własnymi sprawami. Anioł się jednak tym nie zraził, swoją uwagę znowu w całości poświęcając Nuce. - Skoro go pożyczyłeś, nie wiesz jak ma na imię? Może go zapytajmy? - zaproponował.
Nagle Laki wydał z siebie jakiś niespotykany dźwięk, o dziwo uzyskując od wierzchowca Eskera bardzo wymowne parsknięcie w odpowiedzi.
- Agat - oświadczył z uśmiechem. - Możesz tak go nazywać. Nie jestem pewien czy to jego prawdziwe imię czy tylko tak by chciał mieć na imię, ale to nieistotne, czyż nie?
Po przyjemnej rozmowie o koniach nadeszła pora na te cięższe klimaty, związane z planowaniem przyszłego starcia. Dżariel bardzo by chciał, aby Nuka nie był tak zdenerwowany, ale jemu najwyraźniej mocno na wyobraźnię podziałało to, że ma mieć do czynienia z prawdziwym diabłem, a nie byle jakim zbirem.
- Mam wrażenie, że i beze mnie jakoś byś sobie jakoś poradził - zauważył bez fałszywego przymilania się. - Tak, jestem magiem. Magia bitewna to może troszkę dużo powiedziane, ale znam dziedzinę ognia, a ona w walce bywa bardzo przydatna. Moją domeną są jednak zaklęcia z dziedziny dobra i życia… Ogólnie rzecz ujmując te, które leczą i przywracają równowagę. Przez ostatnie lata byłem znachorem, nie wojownikiem - wyjaśnił ten miszmasz w swoich umiejętnościach, choć być może ta informacja wywołała więcej domysłów niż dała odpowiedzi.
Dżari uśmiechnął się ciepło pod nosem.
- Masz narzeczoną - podłapał z pewną czułą radością, jakby byli starymi przyjaciółmi, a on zawsze mu dobrze życzył. - Miło to słyszeć, jesteś osobą, która nie zasługuje na to by być sama. Mogę jednak zapytać gdzie teraz przebywa twoja dama, dlaczego nie jesteście razem?
Wzrok Dżariela jedynie na krótką chwilę uciekł w dół, w stronę zawiązanej na nadgarstku tasiemki, którą jednak teraz skrywał mankiet rękawa.
Uwaga o broni jakby sprawiła, że anioł nagle sobie o niej przypomniał. Spojrzał w dół, na pas, do którego przytroczone były jego dwa miecze.
- No nie od parady, ale bardzo ostatnimi czasy zardzewiałem - przyznał z lekkim zażenowaniem. - Przez kilkanaście lat nie miałem broni w ręku, nie umiałem jej dzierżyć przez wyrzuty sumienia… Dopiero od roku przypominam sobie jak to jest walczyć, choć całe szczęście po drodze nie miałem zbyt wielu okazji do skrzyżowania z kimś ostrza… Szczęście albo nieszczęście, zważywszy, że wkrótce czeka mnie walka - zauważył trochę niechętnie. - A ty coś poza kuszą? - zagaił, by nie gadali tak wiecznie o nim. Poza tym nie widział przy nim żadnej broni białej.
Podczas przygotowania do drogi Laki z nikłym uśmiechem na ustach słuchał tego jak jego towarzysz podśpiewywał piosenkę z wczorajszego wieczoru. Bardzo mu to pochlebiało.
- Masz dobre ucho - pochwalił, gdyż Nuka świetnie sobie radził z odtworzeniem tamtej melodii i to słuchając jej wcześniej tylko raz. Esker może i był zadowolony otrzymanym komplementem, lecz Dżariel spostrzegł, że ten nadal wygląda na zmęczonego, wręcz zmordowanego. Skoro to nie kac, to co go tak męczyło? Anioł postanowił sobie, że o to zapyta, zarzucił jednak ten pomysł po tym, jak rycerz przeprosił go na chwilę, a gdy wrócił jego humor prezentował się wręcz wyśmienicie. Dżariel domyślił się co (bądź też kto) było tego powodem, ale komentarz zachował dla siebie i tylko uśmiechnął się, gdy opuszczali teren karczmy. Dobrze jest mieć ludzi, którzy będą cię pamiętali.
- Nie znałem nawet takiego przesądu, ale również uważam, że koń powinien mieć imię. Trzeba mieć jak się do niego zwracać. Prawda, Sroka? - zapytał swojego wierzchowca o zdanie, choć ten i tak mu nie potaknął, zajęty własnymi sprawami. Anioł się jednak tym nie zraził, swoją uwagę znowu w całości poświęcając Nuce. - Skoro go pożyczyłeś, nie wiesz jak ma na imię? Może go zapytajmy? - zaproponował.
Nagle Laki wydał z siebie jakiś niespotykany dźwięk, o dziwo uzyskując od wierzchowca Eskera bardzo wymowne parsknięcie w odpowiedzi.
- Agat - oświadczył z uśmiechem. - Możesz tak go nazywać. Nie jestem pewien czy to jego prawdziwe imię czy tylko tak by chciał mieć na imię, ale to nieistotne, czyż nie?
Po przyjemnej rozmowie o koniach nadeszła pora na te cięższe klimaty, związane z planowaniem przyszłego starcia. Dżariel bardzo by chciał, aby Nuka nie był tak zdenerwowany, ale jemu najwyraźniej mocno na wyobraźnię podziałało to, że ma mieć do czynienia z prawdziwym diabłem, a nie byle jakim zbirem.
- Mam wrażenie, że i beze mnie jakoś byś sobie jakoś poradził - zauważył bez fałszywego przymilania się. - Tak, jestem magiem. Magia bitewna to może troszkę dużo powiedziane, ale znam dziedzinę ognia, a ona w walce bywa bardzo przydatna. Moją domeną są jednak zaklęcia z dziedziny dobra i życia… Ogólnie rzecz ujmując te, które leczą i przywracają równowagę. Przez ostatnie lata byłem znachorem, nie wojownikiem - wyjaśnił ten miszmasz w swoich umiejętnościach, choć być może ta informacja wywołała więcej domysłów niż dała odpowiedzi.
Dżari uśmiechnął się ciepło pod nosem.
- Masz narzeczoną - podłapał z pewną czułą radością, jakby byli starymi przyjaciółmi, a on zawsze mu dobrze życzył. - Miło to słyszeć, jesteś osobą, która nie zasługuje na to by być sama. Mogę jednak zapytać gdzie teraz przebywa twoja dama, dlaczego nie jesteście razem?
Wzrok Dżariela jedynie na krótką chwilę uciekł w dół, w stronę zawiązanej na nadgarstku tasiemki, którą jednak teraz skrywał mankiet rękawa.
Uwaga o broni jakby sprawiła, że anioł nagle sobie o niej przypomniał. Spojrzał w dół, na pas, do którego przytroczone były jego dwa miecze.
- No nie od parady, ale bardzo ostatnimi czasy zardzewiałem - przyznał z lekkim zażenowaniem. - Przez kilkanaście lat nie miałem broni w ręku, nie umiałem jej dzierżyć przez wyrzuty sumienia… Dopiero od roku przypominam sobie jak to jest walczyć, choć całe szczęście po drodze nie miałem zbyt wielu okazji do skrzyżowania z kimś ostrza… Szczęście albo nieszczęście, zważywszy, że wkrótce czeka mnie walka - zauważył trochę niechętnie. - A ty coś poza kuszą? - zagaił, by nie gadali tak wiecznie o nim. Poza tym nie widział przy nim żadnej broni białej.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Jechało mu się bardzo przyjemnie – nie spieszyli się zbytnio, konie raźno człapały przed siebie, a pogoda dopisywała, choć słońce nie zdołało jeszcze wyjść zza chmur. Nuka nie zamierzał narzekać. Szczególnie, że nie jechał w byle jakim towarzystwie. Cieszył się, że nie pozwolił zlinczować Dżariela tam, na polu. Anioł okazał się być porządnym gościem, choć może to stwierdzenie było zbyt śmiałe, ale Nuka miał dobre przeczucia co do towarzysza. Przestał obawiać się spojrzenia mu w oczy, jakby poprzedniego wieczoru zatarły się wszelkie obawy w jego głowie względem Anioła. Dobrze się stało, Esker naprawdę czuł, że mężczyzna nie zawiódłby jego zaufania. Ahné zapewne dawno by już mu zrobiła kilkugodzinny wywód o tym, że nie należy bratać się z obcymi. Ale zatem, jak poznać przyjaciół, nie podejmując ryzyka? Jak do tej pory nie zdołał się oparzyć i wierzył, że wsadzenie ręki do zimnej wody nie będzie konieczne.
Wyraźnie się zakłopotał, gdy Dżariel zdziwił się, że Nuka nie znał imienia kasztana. Wolał nie wyjawiać prawdy, która stawiłaby go w niezręcznej sytuacji i w roli koniokrada, ale też nie chciał towarzysza okłamywać, gdyż nazbyt go lubił. Zostawił więc tę kwestię bez komentarza. Za to przytaknął żywo, gdy Anioł chciał się zapytać konia o jego imię. „Agat”, bardzo ładnie, nie musiał się przynajmniej wysilać z wymyślaniem kreatywnych nazw.
- Gdybyś wcześniej nie wspomniał, że ścigasz diabła, posądziłbym cię o bycie druidem – zaśmiał się, rozcierając dłonią zesztywniały kark. – Nadawałbyś się niemal doskonale, tylko brodę musiałbyś zapuścić, i to dłuższą niż moja. Wiesz, tylko raz można zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Uchylił się przed zwisającą tuż nad koniem gałęzią. Kiedyś oberwał liśćmi po twarzy i nie miał zamiaru tego powtarzać. Matka mu wtedy wyciągała paprochy z oczu. Aż się wzdrygnął z odrazą na tamto wspomnienie. Nigdy więcej.
- Dzięki za wiarę, lecz ja mam tylko to – poklepał sentymentalnie kuszę – a ty i broń, i wiedzę, bez której nie przeżyłbym zbyt długo w starciu z tym czortem. Jestem wielce wdzięczny losowi za to, że nasze drogi się skrzyżowały – powiedział szczerze. – Nie chciałbym, by ta znajomość zakończyła się śmiercią któregoś z nas. Szkoda by było – dodał swobodniej, z nutką luźnej ironii. – Oby twoja magia i moja kusza wystarczyły.
Przytaknął Aniołowi, skinąwszy głową, i uśmiechnął się pod nosem. Czuł, jakby znał Dżariela od lat i mógł o wszystkim mu opowiedzieć. Nie oburzył się więc, gdy tamten zapytał o jego ukochaną. Odpowiedział z chęcią.
- Na imię jej Ahné. Wyjechała do Adrionu, by odwiedzić matkę. Pożegnaliśmy się kilka tygodni temu, gdy zdecydowałem się opuścić arturiański dwór. Oznajmiła wtedy, że skoro ja wyjeżdżam, to i ona nie zamierza tam dłużej siedzieć. Umówiliśmy się więc, że gdy tylko załatwię wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy – dołączę do niej w Adrionie. Z Katimy chciałem wyruszyć prosto w góry, ale wtedy dostałem list od króla. Nie mogłem mu odmówić, w końcu obiecałem, że w związku z moją służbą nic się nie zmieni. I tym sposobem trafiłem z powrotem w rodzinne okolice – dodał z większym entuzjazmem, spoglądając na towarzysza.
Dostrzegł subtelne zerknięcie Dżariela w stronę ręki, lecz nie potrafił rozszyfrować tego gestu. Zaraz jednak przypomniał sobie, że na jego nadgarstku znajdowała się taka błękitna wstążka. Po raz kolejny powstrzymał się od zadania pytania. Z jeszcze większym trudem, bo miał już je na końcu języka, ale w ostatniej chwili odchrząknął teatralnie, jakby chciał się pozbyć chrypy.
- To ze względu na przyjaciela? – zapytał ze szczerą troską w głosie. Trochę mu było głupio rozdrapywać stare rany towarzysza. Nie miał złych zamiarów. Może Dżariel potrzebował rozmowy, może chciał zostać wysłuchany? Nigdy nie wiadomo, czasami trzeba pomóc człowiekowi w skierowaniu się w odpowiednią stronę. Zaraz jednakże Esker się zreflektował. – Wybacz. Nie musisz odpowiadać.
Pokręcił przecząco głową, po czym wyjął z torby srebrny nóż, na ostrzu którego wyraźnie widniał elficki grawer. Obrócił go zręcznie w palcach i podał Dżarielowi, chwyciwszy za ostrze.
- Jeszcze zdarza mi się z łuku strzelać, a z broni białej tylko ten sztylecik. Podarowany zresztą przez Ahné. Stwierdziła, że muszę mieć się czym bronić w razie napadu. – Wzruszył ramionami i prychnął z rozbawieniem. – Chyba nie słyszała o cegłach. Co do walki… Domyślam się, że ciężko jest spalić Piekielnego, ale czy nie dałoby się zastawić na niego jakiejś ognistej, magicznej pułapki? Wiesz, żeby nie ryzykować bezpośredniego starcia. – Nie życzył śmierci ani sobie, ani Aniołowi. Tym bardziej, że coraz lepiej się dogadywali.
Wyraźnie się zakłopotał, gdy Dżariel zdziwił się, że Nuka nie znał imienia kasztana. Wolał nie wyjawiać prawdy, która stawiłaby go w niezręcznej sytuacji i w roli koniokrada, ale też nie chciał towarzysza okłamywać, gdyż nazbyt go lubił. Zostawił więc tę kwestię bez komentarza. Za to przytaknął żywo, gdy Anioł chciał się zapytać konia o jego imię. „Agat”, bardzo ładnie, nie musiał się przynajmniej wysilać z wymyślaniem kreatywnych nazw.
- Gdybyś wcześniej nie wspomniał, że ścigasz diabła, posądziłbym cię o bycie druidem – zaśmiał się, rozcierając dłonią zesztywniały kark. – Nadawałbyś się niemal doskonale, tylko brodę musiałbyś zapuścić, i to dłuższą niż moja. Wiesz, tylko raz można zrobić dobre pierwsze wrażenie.
Uchylił się przed zwisającą tuż nad koniem gałęzią. Kiedyś oberwał liśćmi po twarzy i nie miał zamiaru tego powtarzać. Matka mu wtedy wyciągała paprochy z oczu. Aż się wzdrygnął z odrazą na tamto wspomnienie. Nigdy więcej.
- Dzięki za wiarę, lecz ja mam tylko to – poklepał sentymentalnie kuszę – a ty i broń, i wiedzę, bez której nie przeżyłbym zbyt długo w starciu z tym czortem. Jestem wielce wdzięczny losowi za to, że nasze drogi się skrzyżowały – powiedział szczerze. – Nie chciałbym, by ta znajomość zakończyła się śmiercią któregoś z nas. Szkoda by było – dodał swobodniej, z nutką luźnej ironii. – Oby twoja magia i moja kusza wystarczyły.
Przytaknął Aniołowi, skinąwszy głową, i uśmiechnął się pod nosem. Czuł, jakby znał Dżariela od lat i mógł o wszystkim mu opowiedzieć. Nie oburzył się więc, gdy tamten zapytał o jego ukochaną. Odpowiedział z chęcią.
- Na imię jej Ahné. Wyjechała do Adrionu, by odwiedzić matkę. Pożegnaliśmy się kilka tygodni temu, gdy zdecydowałem się opuścić arturiański dwór. Oznajmiła wtedy, że skoro ja wyjeżdżam, to i ona nie zamierza tam dłużej siedzieć. Umówiliśmy się więc, że gdy tylko załatwię wszystkie niecierpiące zwłoki sprawy – dołączę do niej w Adrionie. Z Katimy chciałem wyruszyć prosto w góry, ale wtedy dostałem list od króla. Nie mogłem mu odmówić, w końcu obiecałem, że w związku z moją służbą nic się nie zmieni. I tym sposobem trafiłem z powrotem w rodzinne okolice – dodał z większym entuzjazmem, spoglądając na towarzysza.
Dostrzegł subtelne zerknięcie Dżariela w stronę ręki, lecz nie potrafił rozszyfrować tego gestu. Zaraz jednak przypomniał sobie, że na jego nadgarstku znajdowała się taka błękitna wstążka. Po raz kolejny powstrzymał się od zadania pytania. Z jeszcze większym trudem, bo miał już je na końcu języka, ale w ostatniej chwili odchrząknął teatralnie, jakby chciał się pozbyć chrypy.
- To ze względu na przyjaciela? – zapytał ze szczerą troską w głosie. Trochę mu było głupio rozdrapywać stare rany towarzysza. Nie miał złych zamiarów. Może Dżariel potrzebował rozmowy, może chciał zostać wysłuchany? Nigdy nie wiadomo, czasami trzeba pomóc człowiekowi w skierowaniu się w odpowiednią stronę. Zaraz jednakże Esker się zreflektował. – Wybacz. Nie musisz odpowiadać.
Pokręcił przecząco głową, po czym wyjął z torby srebrny nóż, na ostrzu którego wyraźnie widniał elficki grawer. Obrócił go zręcznie w palcach i podał Dżarielowi, chwyciwszy za ostrze.
- Jeszcze zdarza mi się z łuku strzelać, a z broni białej tylko ten sztylecik. Podarowany zresztą przez Ahné. Stwierdziła, że muszę mieć się czym bronić w razie napadu. – Wzruszył ramionami i prychnął z rozbawieniem. – Chyba nie słyszała o cegłach. Co do walki… Domyślam się, że ciężko jest spalić Piekielnego, ale czy nie dałoby się zastawić na niego jakiejś ognistej, magicznej pułapki? Wiesz, żeby nie ryzykować bezpośredniego starcia. – Nie życzył śmierci ani sobie, ani Aniołowi. Tym bardziej, że coraz lepiej się dogadywali.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel ze śmiechem pogładził się po żuchwie i brodzie, jakby sprawdzał, czy zarost mu jednak nie wyrósł od tych słów Nuki.
- Niestety moja rasa nie ma zarostu - wyjaśnił. - Cóż, ta ścieżka rozwoju pozostanie dla mnie zamknięta… Jak dobrze, że mam jeszcze coś w zanadrzu, zawsze mogę spróbować zostać bardem - oświadczył, jakby był to genialny pomysł. Nawet uniósł palec jak wynalazca dokonujący epokowego odkrycia.
- Wystarczą - zapewnił, gdy i Nuka wyraził takie życzenie co do ich szans w starciu z diabłem. - Na pewno damy radę. W pojedynkę mógłbym być na przegranej pozycji, ale z tobą wierzę, że się uda. Mag bez wsparcia wojownika za daleko nie zajdzie - zauważył i oczywiście miał rację, bo ta prawda była znana od pokoleń nawet bardom, którzy często stosowali tego typu duety w swoich pieśniach.
- Poza tym dzięki tobie wiem gdzie iść dalej, a nie szukam na oślep, to nieoceniona pomoc - dodał, bo naprawdę pod tym względem Nuka spadł mu z nieba. Nie wspominając o tym, że uratował mu skórę i oszczędził kłopotów poprzedniego wieczoru.
Historia o ukochanej rycerza wprawiła Dżariela w dobry nastrój - uśmiechał się słuchając o nich.
- Odnoszę wrażenie, że twoja Ahné to bardzo zdecydowana kobieta, która wie czego chce, skoro zdecydowała się na taki ruch. Przykro mi, że zostałeś zawrócony z drogi do niej… Tym bardziej musimy szybko uporać się z tym diabłem… Gdy zaś skończymy, nasza droga będzie prowadziła przez większość czasu w tym samym kierunku. Byłbym zaszczycony, gdybyś mi towarzyszył - oświadczył z przekonaniem, choć znali się niecałą dobę.
Dżariel westchnął, spuszczając wzrok. Jego usta wykrzywiły się w ciepłym, choć przy tym bardzo smutnym uśmiechu. Pokręcił głową i coś mruknął, jakby chcąc w ten sposób dać znać, że to nic takiego.
- Tak - przyznał w końcu. - Wspominałem ci, że on zginął… - Westchnął, jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, ale mimo wszystko chciał to wszystko powiedzieć, musiał się tylko opanować.
- Było nas trzech: ja, Tallas i drugi Dżariel - zaczął w końcu snuć swoją opowieść. - Byliśmy jak bracia przez całe dziesięciolecia… A później nagle Dżariel opuścił Plany, zaś przełożeni moi i Tallasa kazali go odnaleźć. Ponoć dopuścił się zdrady, ale ja w to nie wierzyłem. Gdybyś go znał, również wydawałoby ci się to niedorzeczne. To był najczulszy, najbardziej empatyczny i ciepły mężczyzna, jakie w życiu spotkałem. Udałem się na jego poszukiwania, ale po to, by poznać jego wersję, bo czułem, że to jakieś nieporozumienie… Tak było, ale prawda była równie gorzka. Został wrobiony przez trzeciego z nas, Tallasa, odpowiadał za jego grzechy… A gdy doszło do konfrontacji, Tallas nie zaprzeczył. Upadł, odwrócił się od nas. Doszło do walki, ja zostałem obezwładniony i Tallas chciał mnie zabić, ale wtedy wkroczył Dżariel. Obronił mnie, przyjmując na siebie przeznaczony dla mnie cios. Zmarł na moich rękach, bo nie byłem w stanie go uleczyć. Tallasa zaś zabiłem w pojedynku, gdy jego miecz pękł i mój miecz spadł na niego, choć starałem się jak mogłem, by zmusić go do kapitulacji. W jedną noc straciłem dwie najbliższe mi osoby, wcześniej dowiadując się, że jedna z nich nie była taka, za jaką ją uważałem.
Dżariel westchnął, smutno kiwając głową. Gdy wspominał zmarłych przyjaciół ściskało go za gardło, ale było dużo lepiej niż wtedy, gdy tę samą historię opowiadał Delii.
- Przez lata nie potrafiłem sobie wybaczyć - wyznał. - Walka przyniosła mi rozpacz i pustkę, a ich krwi nie potrafiłem zmyć. Dopiero kolejna misja od Pana przyniosła mi ukojenie, sprawiła, że sobie wybaczyłem, choć bez pomocy by mi się to nie udało. Teraz staram się odbudować swoje życie i więcej nikogo nie zawiodę - obiecał, a w jego głosie słychać było determinację, która płynęła z serca, ale nie była ani trochę przesadzona ani teatralna.
Ciężka atmosfera wyznań rozpłynęła się, gdy powrócił temat zbliżającego się starcia i oręża, jakim oboje władali. Dżariel z uwagą i zainteresowaniem słuchał czym dysponował Nuka, a na wzmiankę o cegle zareagował szczerym śmiechem.
- Pułapki mówisz… - mruknął, jakby rozważał taką możliwość, zaraz jednak pokręcił głową. - Nie, tego nie potrafię. Mój sposób rzucania zaklęć działa tak, że reaguję w momencie, nie jestem w stanie przygotować nic na zaś… A nawet gdybym spróbował, to gdzie miałbym zastawić pułapkę? Nie znam tamtej okolicy, ale spodziewam się, że jest rozległa, nie wiadomo gdzie ten diabeł się skryje. A nie chciałbym też zastawiać pułapek w kilku miejscach, by ktoś przypadkiem ich nie aktywował. To jednak ogień, wystarczy chwila by się rozprzestrzenił, a pożaru nie będę w stanie opanować… - wyznał, z lekkim zażenowaniem przyznając się do swoich ograniczeń.
- Niestety moja rasa nie ma zarostu - wyjaśnił. - Cóż, ta ścieżka rozwoju pozostanie dla mnie zamknięta… Jak dobrze, że mam jeszcze coś w zanadrzu, zawsze mogę spróbować zostać bardem - oświadczył, jakby był to genialny pomysł. Nawet uniósł palec jak wynalazca dokonujący epokowego odkrycia.
- Wystarczą - zapewnił, gdy i Nuka wyraził takie życzenie co do ich szans w starciu z diabłem. - Na pewno damy radę. W pojedynkę mógłbym być na przegranej pozycji, ale z tobą wierzę, że się uda. Mag bez wsparcia wojownika za daleko nie zajdzie - zauważył i oczywiście miał rację, bo ta prawda była znana od pokoleń nawet bardom, którzy często stosowali tego typu duety w swoich pieśniach.
- Poza tym dzięki tobie wiem gdzie iść dalej, a nie szukam na oślep, to nieoceniona pomoc - dodał, bo naprawdę pod tym względem Nuka spadł mu z nieba. Nie wspominając o tym, że uratował mu skórę i oszczędził kłopotów poprzedniego wieczoru.
Historia o ukochanej rycerza wprawiła Dżariela w dobry nastrój - uśmiechał się słuchając o nich.
- Odnoszę wrażenie, że twoja Ahné to bardzo zdecydowana kobieta, która wie czego chce, skoro zdecydowała się na taki ruch. Przykro mi, że zostałeś zawrócony z drogi do niej… Tym bardziej musimy szybko uporać się z tym diabłem… Gdy zaś skończymy, nasza droga będzie prowadziła przez większość czasu w tym samym kierunku. Byłbym zaszczycony, gdybyś mi towarzyszył - oświadczył z przekonaniem, choć znali się niecałą dobę.
Dżariel westchnął, spuszczając wzrok. Jego usta wykrzywiły się w ciepłym, choć przy tym bardzo smutnym uśmiechu. Pokręcił głową i coś mruknął, jakby chcąc w ten sposób dać znać, że to nic takiego.
- Tak - przyznał w końcu. - Wspominałem ci, że on zginął… - Westchnął, jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło, ale mimo wszystko chciał to wszystko powiedzieć, musiał się tylko opanować.
- Było nas trzech: ja, Tallas i drugi Dżariel - zaczął w końcu snuć swoją opowieść. - Byliśmy jak bracia przez całe dziesięciolecia… A później nagle Dżariel opuścił Plany, zaś przełożeni moi i Tallasa kazali go odnaleźć. Ponoć dopuścił się zdrady, ale ja w to nie wierzyłem. Gdybyś go znał, również wydawałoby ci się to niedorzeczne. To był najczulszy, najbardziej empatyczny i ciepły mężczyzna, jakie w życiu spotkałem. Udałem się na jego poszukiwania, ale po to, by poznać jego wersję, bo czułem, że to jakieś nieporozumienie… Tak było, ale prawda była równie gorzka. Został wrobiony przez trzeciego z nas, Tallasa, odpowiadał za jego grzechy… A gdy doszło do konfrontacji, Tallas nie zaprzeczył. Upadł, odwrócił się od nas. Doszło do walki, ja zostałem obezwładniony i Tallas chciał mnie zabić, ale wtedy wkroczył Dżariel. Obronił mnie, przyjmując na siebie przeznaczony dla mnie cios. Zmarł na moich rękach, bo nie byłem w stanie go uleczyć. Tallasa zaś zabiłem w pojedynku, gdy jego miecz pękł i mój miecz spadł na niego, choć starałem się jak mogłem, by zmusić go do kapitulacji. W jedną noc straciłem dwie najbliższe mi osoby, wcześniej dowiadując się, że jedna z nich nie była taka, za jaką ją uważałem.
Dżariel westchnął, smutno kiwając głową. Gdy wspominał zmarłych przyjaciół ściskało go za gardło, ale było dużo lepiej niż wtedy, gdy tę samą historię opowiadał Delii.
- Przez lata nie potrafiłem sobie wybaczyć - wyznał. - Walka przyniosła mi rozpacz i pustkę, a ich krwi nie potrafiłem zmyć. Dopiero kolejna misja od Pana przyniosła mi ukojenie, sprawiła, że sobie wybaczyłem, choć bez pomocy by mi się to nie udało. Teraz staram się odbudować swoje życie i więcej nikogo nie zawiodę - obiecał, a w jego głosie słychać było determinację, która płynęła z serca, ale nie była ani trochę przesadzona ani teatralna.
Ciężka atmosfera wyznań rozpłynęła się, gdy powrócił temat zbliżającego się starcia i oręża, jakim oboje władali. Dżariel z uwagą i zainteresowaniem słuchał czym dysponował Nuka, a na wzmiankę o cegle zareagował szczerym śmiechem.
- Pułapki mówisz… - mruknął, jakby rozważał taką możliwość, zaraz jednak pokręcił głową. - Nie, tego nie potrafię. Mój sposób rzucania zaklęć działa tak, że reaguję w momencie, nie jestem w stanie przygotować nic na zaś… A nawet gdybym spróbował, to gdzie miałbym zastawić pułapkę? Nie znam tamtej okolicy, ale spodziewam się, że jest rozległa, nie wiadomo gdzie ten diabeł się skryje. A nie chciałbym też zastawiać pułapek w kilku miejscach, by ktoś przypadkiem ich nie aktywował. To jednak ogień, wystarczy chwila by się rozprzestrzenił, a pożaru nie będę w stanie opanować… - wyznał, z lekkim zażenowaniem przyznając się do swoich ograniczeń.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Na słowa Dżariela nagle się ożywił. Spojrzał na niego, jak oświecony, po czym, wskazując palcem Anioła, pokiwał głową.
- O, to, to – rzekł jakże elokwentnie. Odchrząknął, przybierając nieco poważniejszy ton. – Masz tak specyficzną barwę głosu, że nietrudno byłoby ci porwać słuchaczy i wybić się ponad resztę bardów. Jako argument na poparcie tej tezy przywołam wczorajszy wieczór – wymądrzył się, puszczając oko towarzyszowi.
- Nie musisz mnie namawiać – powiedział po chwili, unosząc ręce w geście poddania się. – Do Arrantalis się będziesz wybierał, zgadłem? – Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak długą drogę Dżariel musiał przebyć, by dotrzeć aż a Wybrzeże Cienia. Zagwizdał z podziwem. – Czekaj, ty tego diabła ścigasz aż od Arrantalis? Człowieku, gratuluję samozaparcia.
Słuchał Dżariela z bólem w sercu i ogromnym współczuciem. Tragiczne, jak ci których darzy się zaufaniem i miłością, z łatwością potrafią zwrócić się przeciw tobie… Nuka mimowolnie zacisnął pięć, zaraz jednakże się opamiętał i dla niepoznaki zaczął grzebać w torbie. Nie miał prawa wiedzieć, jak czuł się Dżariel, ale potrafił sobie to wyobrazić. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca na świecie, a tym bardziej wśród Niebian. Kto jak kto, ale ich rasa była równoznaczna z definicją dobra i sprawowania pieczy nad innymi. Taka hipokryzja… Popatrzył z żalem na Anioła, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciał rzucić jakąś głupotą. Podjechał bliżej Dżariela i położył mu dłoń na ramieniu, by dodać nieco otuchy.
- Najciężej jest to zaakceptować – powiedział ciepło, choć słychać było też smutek w jego głosie. – Nic się na to nie poradzi… Trzeba żyć dalej. Dobrze, że się starasz, nie ma co rozpamiętywać przeszłości. Można się tylko na niej uczyć. – Poklepał go współczująco po ramieniu, spuszczając wzrok. Nie był skutecznym pocieszycielem, ale potrafił słuchać, a to niekiedy bywało bardziej pomocne niż czcze słowa.
Skinął głową w geście zrozumienia wyjaśnień towarzysza. Faktycznie, lepiej by było nie ryzykować. Wystarczyło, że jeden podpalał, oni nie musieli dokładać do tego swoich trzech groszy.
Nuką niespodziewanie rzuciło w przód, gdy Agat postanowił się znienacka zatrzymać. Rycerz wychylił się w bok, chcąc dowiedzieć się, co tak przeraziło wierzchowca, że ani w tę, ani we w tę. Przybrał wyraz głębokiego zażenowania na twarzy, gdy okazało się, że na środku drogi stała kałuża. Odetchnął ciężko, opierając rękę na udzie, z drugiej wypuściwszy wodze. Dosłownie opadły mu ręce. Widział postawione na sztorc uszy konia, co z pewnością oznaczało istne przerażenie, bo przecież szeroka na pół metra kałuża się przed nim pojawiła. I jak ją teraz przesunąć? Jak sprawić, by zniknęła? Dziwne, że Agat jeszcze nie pomknął w tej panice w las, to zastanawiało Nukę najbardziej. Koń najwyraźniej raczył udawać, że w jego żyłach jeszcze ostały się mierne resztki zimnej krwi. Przyłożył łydki do jego boków, ale spotkał się z żelaznym sprzeciwem ze strony zainteresowanego.
- Ja nie mogę – westchnął, pocierając skroń.
Ponowił próbę ruszenia konia z miejsca, po czym gwałtownie wyrzuciło go w powietrze tak, że był już pewien, że w siodło nie zdoła wrócić. Wylądował na prawym barku, w błocie i pod kopytami zdziwionego ze wszech miar Agata. Kasztan ze stoickim spokojem patrzył się na leżącego w brei Nukę, który miał ochotę przerobić go na kiełbasę. Warknął pod nosem, usiadł, oparł ręce na kolanach i spojrzał spode łba na to ziółko.
- Kopytek nie chciało się zamoczyć?! – spytał donośnie, straciwszy cierpliwość. Otarł błoto z twarzy, wstał ociężale i spiorunował konia przeszywającym wzrokiem. Wydał z siebie warkot raz jeszcze. – Dlatego przemieszczam się pieszo od dwudziestu lat – mruknął bardziej do siebie, ale na tyle wyraźnie, by Dżariel też mógł to dosłyszeć.
- O, to, to – rzekł jakże elokwentnie. Odchrząknął, przybierając nieco poważniejszy ton. – Masz tak specyficzną barwę głosu, że nietrudno byłoby ci porwać słuchaczy i wybić się ponad resztę bardów. Jako argument na poparcie tej tezy przywołam wczorajszy wieczór – wymądrzył się, puszczając oko towarzyszowi.
- Nie musisz mnie namawiać – powiedział po chwili, unosząc ręce w geście poddania się. – Do Arrantalis się będziesz wybierał, zgadłem? – Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak długą drogę Dżariel musiał przebyć, by dotrzeć aż a Wybrzeże Cienia. Zagwizdał z podziwem. – Czekaj, ty tego diabła ścigasz aż od Arrantalis? Człowieku, gratuluję samozaparcia.
Słuchał Dżariela z bólem w sercu i ogromnym współczuciem. Tragiczne, jak ci których darzy się zaufaniem i miłością, z łatwością potrafią zwrócić się przeciw tobie… Nuka mimowolnie zacisnął pięć, zaraz jednakże się opamiętał i dla niepoznaki zaczął grzebać w torbie. Nie miał prawa wiedzieć, jak czuł się Dżariel, ale potrafił sobie to wyobrazić. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca na świecie, a tym bardziej wśród Niebian. Kto jak kto, ale ich rasa była równoznaczna z definicją dobra i sprawowania pieczy nad innymi. Taka hipokryzja… Popatrzył z żalem na Anioła, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciał rzucić jakąś głupotą. Podjechał bliżej Dżariela i położył mu dłoń na ramieniu, by dodać nieco otuchy.
- Najciężej jest to zaakceptować – powiedział ciepło, choć słychać było też smutek w jego głosie. – Nic się na to nie poradzi… Trzeba żyć dalej. Dobrze, że się starasz, nie ma co rozpamiętywać przeszłości. Można się tylko na niej uczyć. – Poklepał go współczująco po ramieniu, spuszczając wzrok. Nie był skutecznym pocieszycielem, ale potrafił słuchać, a to niekiedy bywało bardziej pomocne niż czcze słowa.
Skinął głową w geście zrozumienia wyjaśnień towarzysza. Faktycznie, lepiej by było nie ryzykować. Wystarczyło, że jeden podpalał, oni nie musieli dokładać do tego swoich trzech groszy.
Nuką niespodziewanie rzuciło w przód, gdy Agat postanowił się znienacka zatrzymać. Rycerz wychylił się w bok, chcąc dowiedzieć się, co tak przeraziło wierzchowca, że ani w tę, ani we w tę. Przybrał wyraz głębokiego zażenowania na twarzy, gdy okazało się, że na środku drogi stała kałuża. Odetchnął ciężko, opierając rękę na udzie, z drugiej wypuściwszy wodze. Dosłownie opadły mu ręce. Widział postawione na sztorc uszy konia, co z pewnością oznaczało istne przerażenie, bo przecież szeroka na pół metra kałuża się przed nim pojawiła. I jak ją teraz przesunąć? Jak sprawić, by zniknęła? Dziwne, że Agat jeszcze nie pomknął w tej panice w las, to zastanawiało Nukę najbardziej. Koń najwyraźniej raczył udawać, że w jego żyłach jeszcze ostały się mierne resztki zimnej krwi. Przyłożył łydki do jego boków, ale spotkał się z żelaznym sprzeciwem ze strony zainteresowanego.
- Ja nie mogę – westchnął, pocierając skroń.
Ponowił próbę ruszenia konia z miejsca, po czym gwałtownie wyrzuciło go w powietrze tak, że był już pewien, że w siodło nie zdoła wrócić. Wylądował na prawym barku, w błocie i pod kopytami zdziwionego ze wszech miar Agata. Kasztan ze stoickim spokojem patrzył się na leżącego w brei Nukę, który miał ochotę przerobić go na kiełbasę. Warknął pod nosem, usiadł, oparł ręce na kolanach i spojrzał spode łba na to ziółko.
- Kopytek nie chciało się zamoczyć?! – spytał donośnie, straciwszy cierpliwość. Otarł błoto z twarzy, wstał ociężale i spiorunował konia przeszywającym wzrokiem. Wydał z siebie warkot raz jeszcze. – Dlatego przemieszczam się pieszo od dwudziestu lat – mruknął bardziej do siebie, ale na tyle wyraźnie, by Dżariel też mógł to dosłyszeć.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Choć Nuka mówił na pół żartem, Dżarielowi i tak było miło i uśmiechał się skromnie, gdy został pochwalony za barwę głosu i dostrzeżono jego talent wokalny.
- Dziękuję, to u nas rodzinne - odparł, również rozbawiony, choć mówił jak najzupełniej szczerze, wszak pochodził z bardzo muzykalnej rodziny (tylko w linii matki, ale widać była to bardzo dominująca cecha).
- Tak, do Arrantalis - przyznał, nim Nuka doznał oświecenia w kwestii tego jaki szmat drogi przebył jego towarzysz. Jego gratulacje wywołały śmiech anioła.
- Miałem bardzo dobrą motywację - wyjaśnił. - I to nie tylko przez to, że ściganie diabłów to mój anielski obowiązek - dodał tajemniczo, po czym lekko spiął Srokę piętami, by trochę wyjechać do przodu. W ten sposób chciał uniknąć drążenia tematu, który tak pochopnie sam poruszył.
Tak naprawdę wystarczył sam gest - w tym jak Nuka położył dłoń na ramieniu anioła zawierało się całe współczucie, jakie ten dla niego miał. Dżariel spojrzał na niego z wdzięcznością - wiedział, że został zrozumiany i dzięki temu było mu lżej. Co więcej Esker miał też do powiedzenia coś mądrego i na pewno nie wydumanego. Po prostu wiedział o co chodzi i jaki to był ból.
- Tak - przytaknął mu cicho Laki. - Masz świętą rację. Zajęło mi kilkanaście lat by to pojąć, ale… Już jest lepiej. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - dodał z nikłym uśmiechem, kończąc tym samym temat jego bolesnej przeszłości. Naprawdę nie było sensu drążyć i oboje to rozumieli. Przeszłość to przeszłość, powinna zostać z tyłu. Przed sobą mieli wszak znacznie bardziej interesującą przyszłość.
Dżariel dopiero po czasie zorientował się, że Nuki nie ma przy jego boku. Jechali praktycznie strzemię w strzemię, a nagle rycerz został z tyłu. Anioł nie zatrzymał się, z początku tylko zerknął przez ramię co też mogło zatrzymać jego towarzysza, a gdy dostrzegł jego zmagania z wierzchowcem, uśmiechnął się pod nosem i zaczął go obserwować. Zatrzymał się dopiero gdy Agata nagle ogarnęła panika - Laki dostrzegł to w jego oczach chwilę przed tym, gdy spiął się do skoku. Prawie jak człowiek, który przed rzuceniem się do morza zamyka oczy i krzyczy, by dodać sobie animuszu… Cóż, kasztankowi to pomogło, lecz jeździec skończył na tym fatalnie.
- Osz… Nuka! - zawołał go Dżariel. Zaraz wstrzymał swojego Srokę i zeskoczył. Biegiem znalazł się przy rycerzu, akurat gdy ten zbierał się już z ziemi, złorzecząc swojemu wierzchowcowi. Wyglądało na to, że mimo iż upadek wyglądał na poważny, Esker miał dość sił na zgryźliwe komentarze. Laki uśmiechnął się dyskretnie, nim spoważniał i w końcu stanął przy Nuce.
- Nic ci się nie stało? - zapytał go. - Lądowanie miałeś twarde, mogę zobaczyć twój bark? Jak twoja głowa, nie uderzyłeś się? Nie boli cię, nie widzisz podwójnie? Cokolwiek poza tym, że twoją duszę piechura krew zalewa? - dodał, by nie brzmieć jak matka rycerza. Nim dostał zgodę na obejrzenie barku Nuki, już wyciągnął do niego ręce, by sprawdzić czy ten sobie czegoś nie zwichnął, nie stłukł albo co gorsza nie złamał.
- Możemy kontynuować pieszo, o ile nie jest daleko - zaoferował. - Całe szczęście wygląda na to, że skończy się na siniakach. Gdy zajedziemy na miejsce i będzie chwila czasu mogę obejrzeć dokładniej twoje ramię, lepiej wszak byś wieczorem był sprawny. Ech, Agat, co ci najlepszego do łba strzeliło?
Odpowiedź wierzchowca Dżariel zatrzymał dla siebie - było w niej wiele paniki, histerii i niewiele treści i gdyby się tak nad tym zastanowić, anioł nadal nie wiedział co tak przeraziło kasztanka, że ten zdecydował się na skok. Może to tylko zwykła końska próżność.
- Wracając jeszcze do mojego pościgu przez pół kontynentu - zagaił Laki, gdy już podjęli wędrówkę. - To dowodzi tego jak sprytnego mam przeciwnika i jak bardzo nie zależy mu na walce. Przyznam ci się, że skrycie liczę na to, że mam na tyle dużą przewagę, że ten się mnie boi… Ale to może być tylko złudna nadzieja - zastrzegł, po czym na jego twarzy odmalowała się lekka melancholia. - Gdy szukałem Dżariela, również przemierzyłem kontynent wzdłuż i wszerz. Nie chciał byśmy się spotkali, bo bał się o moje bezpieczeństwo, a był, wierz mi, bardzo sprytny. Chyba tylko ta łącząca nas więź sprawiła, że byłem w stanie go czasami odnaleźć. Taka intuicja, która łączy rodzeństwo - dodał, choć na koniec głos mu się trochę załamał. Nuka wspominał, że gdy był młody stracił siostrę…
- Dziękuję, to u nas rodzinne - odparł, również rozbawiony, choć mówił jak najzupełniej szczerze, wszak pochodził z bardzo muzykalnej rodziny (tylko w linii matki, ale widać była to bardzo dominująca cecha).
- Tak, do Arrantalis - przyznał, nim Nuka doznał oświecenia w kwestii tego jaki szmat drogi przebył jego towarzysz. Jego gratulacje wywołały śmiech anioła.
- Miałem bardzo dobrą motywację - wyjaśnił. - I to nie tylko przez to, że ściganie diabłów to mój anielski obowiązek - dodał tajemniczo, po czym lekko spiął Srokę piętami, by trochę wyjechać do przodu. W ten sposób chciał uniknąć drążenia tematu, który tak pochopnie sam poruszył.
Tak naprawdę wystarczył sam gest - w tym jak Nuka położył dłoń na ramieniu anioła zawierało się całe współczucie, jakie ten dla niego miał. Dżariel spojrzał na niego z wdzięcznością - wiedział, że został zrozumiany i dzięki temu było mu lżej. Co więcej Esker miał też do powiedzenia coś mądrego i na pewno nie wydumanego. Po prostu wiedział o co chodzi i jaki to był ból.
- Tak - przytaknął mu cicho Laki. - Masz świętą rację. Zajęło mi kilkanaście lat by to pojąć, ale… Już jest lepiej. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - dodał z nikłym uśmiechem, kończąc tym samym temat jego bolesnej przeszłości. Naprawdę nie było sensu drążyć i oboje to rozumieli. Przeszłość to przeszłość, powinna zostać z tyłu. Przed sobą mieli wszak znacznie bardziej interesującą przyszłość.
Dżariel dopiero po czasie zorientował się, że Nuki nie ma przy jego boku. Jechali praktycznie strzemię w strzemię, a nagle rycerz został z tyłu. Anioł nie zatrzymał się, z początku tylko zerknął przez ramię co też mogło zatrzymać jego towarzysza, a gdy dostrzegł jego zmagania z wierzchowcem, uśmiechnął się pod nosem i zaczął go obserwować. Zatrzymał się dopiero gdy Agata nagle ogarnęła panika - Laki dostrzegł to w jego oczach chwilę przed tym, gdy spiął się do skoku. Prawie jak człowiek, który przed rzuceniem się do morza zamyka oczy i krzyczy, by dodać sobie animuszu… Cóż, kasztankowi to pomogło, lecz jeździec skończył na tym fatalnie.
- Osz… Nuka! - zawołał go Dżariel. Zaraz wstrzymał swojego Srokę i zeskoczył. Biegiem znalazł się przy rycerzu, akurat gdy ten zbierał się już z ziemi, złorzecząc swojemu wierzchowcowi. Wyglądało na to, że mimo iż upadek wyglądał na poważny, Esker miał dość sił na zgryźliwe komentarze. Laki uśmiechnął się dyskretnie, nim spoważniał i w końcu stanął przy Nuce.
- Nic ci się nie stało? - zapytał go. - Lądowanie miałeś twarde, mogę zobaczyć twój bark? Jak twoja głowa, nie uderzyłeś się? Nie boli cię, nie widzisz podwójnie? Cokolwiek poza tym, że twoją duszę piechura krew zalewa? - dodał, by nie brzmieć jak matka rycerza. Nim dostał zgodę na obejrzenie barku Nuki, już wyciągnął do niego ręce, by sprawdzić czy ten sobie czegoś nie zwichnął, nie stłukł albo co gorsza nie złamał.
- Możemy kontynuować pieszo, o ile nie jest daleko - zaoferował. - Całe szczęście wygląda na to, że skończy się na siniakach. Gdy zajedziemy na miejsce i będzie chwila czasu mogę obejrzeć dokładniej twoje ramię, lepiej wszak byś wieczorem był sprawny. Ech, Agat, co ci najlepszego do łba strzeliło?
Odpowiedź wierzchowca Dżariel zatrzymał dla siebie - było w niej wiele paniki, histerii i niewiele treści i gdyby się tak nad tym zastanowić, anioł nadal nie wiedział co tak przeraziło kasztanka, że ten zdecydował się na skok. Może to tylko zwykła końska próżność.
- Wracając jeszcze do mojego pościgu przez pół kontynentu - zagaił Laki, gdy już podjęli wędrówkę. - To dowodzi tego jak sprytnego mam przeciwnika i jak bardzo nie zależy mu na walce. Przyznam ci się, że skrycie liczę na to, że mam na tyle dużą przewagę, że ten się mnie boi… Ale to może być tylko złudna nadzieja - zastrzegł, po czym na jego twarzy odmalowała się lekka melancholia. - Gdy szukałem Dżariela, również przemierzyłem kontynent wzdłuż i wszerz. Nie chciał byśmy się spotkali, bo bał się o moje bezpieczeństwo, a był, wierz mi, bardzo sprytny. Chyba tylko ta łącząca nas więź sprawiła, że byłem w stanie go czasami odnaleźć. Taka intuicja, która łączy rodzeństwo - dodał, choć na koniec głos mu się trochę załamał. Nuka wspominał, że gdy był młody stracił siostrę…
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Uniósł dłoń i pokręcił głową, dając Dżarielowi do zrozumienia, że nie ma się o co martwić. Lawina pytań, którą zasypał Nukę wywołała u niego niemałą konsternację, lecz wyraźnie rozbawiło go to ostatnie. Zaśmiał się pod nosem, otrzepując ubabrane ręce.
- Wszystko w porządku – zapewnił. – Ucierpiała tylko moja duma. Potrzeba czegoś więcej, niż znarowionego wierzchowca, bym zaczął obawiać się o swoje zdrowie.
Kuszy nic się nie stało, czego nie można było powiedzieć o jego plecach, które poczuł dopiero, gdy spróbował się rozciągnąć. Najwyraźniej broń tak niefortunnie się wbiła w lędźwie, że musiała naruszyć jakąś strukturę, bo teraz nawet skrzypiący, stawiający opór bark zszedł na drugi plan. Wydał z siebie odgłos zdziczałego zwierzęcia, zastygając w miejscu. Zacisnął powieki i powolnym ruchem zdjął z siebie kuszę. Miał wrażenie, że nagle jej waga zwiększyła się co najmniej pięciokrotnie. Koniecznie będzie musiał to rozchodzić.
- Bardzo dobry pomysł z tym opatrzeniem, nie będę się kłócił – zreflektował się, przypinając broń do siodła tak, by nie obijała się o bok konia, choć sobie na to zasłużył. Chwycił wodze z widocznie osłabionym entuzjazmem. – Zostało kilka mil, proponuję się przejść.
Znał przykaz, jakoby po upadku z konia należy zaraz wsiąść na koń z powrotem, ale on naprawdę nie chciał znów się z nim szarpać. Jeszcze by listek przeleciał mu przed nosem, to Nuka mógłby stracić nie tylko władzę w ramieniu, ale doznać paraliżu całości. Nie chciał ryzykować. Lubił chodzenie, lubił także bycie sprawnym fizycznie. Dobrze, że Dżariel rozpoczął rozmowę – mógł skupić myśli na czymś innym.
- Gdyby ktoś gonił mnie przez cały kontynent srałbym ze strachu w gacie – mruknął mało wyrafinowanie. Odchrząknął. – No, ale ja nie jestem diabłem. Kto wie, co siedzi temu psychopacie we łbie? – Przypatrzył się towarzyszowi z delikatną troską. – Musiał być niezwykle odważny. Dla ciebie z pewnością też było to nieziemsko trudne. Rozumiem cię, sam dążyłbym do tego, by poznać prawdę, choćby za najwyższą cenę… Ale bezpieczeństwo rodziny jest bezcenne. – Nie przypadkowo użył tego sformułowania. Byli braćmi, więzy krwi się nie liczyły. Doskonale znał to uczucie. Uśmiechnął się ciepło mimo woli. Nie chciał przywoływać bolesnych wspomnień. Ponownie położył dłoń na ramieniu towarzysza i mocniej zacisnął na nim palce, przenosząc wzrok na Dżariela. W oczach Nuki skrzyła się czysta determinacja. – Dopadniemy go, zobaczysz. Dopadniemy i pozbędziemy się raz na zawsze – powiedział z pełnym przekonaniem.
Do gospodarstwa dotarli około godzinę później, choć Nuce wydawała się ona pstryknięciem palców. Dobrane towarzystwo zrobiło swoje, czas zleciał zbyt szybko. Droga minęła im na rozmowie, Esker nie sądził, że potrafił tak dużo mówić, zazwyczaj uchodził w większym gronie za milczka, a przy Dżarielu nie miał żadnych oporów do wyrażania swojego zdania i wymieniania się poglądami. Magia. Ten człowiek był po prostu magiczny.
Nie zbliżali się do głównych budynków gospodarstwa – przycupnęli między brzózkami za zrujnowaną szopą, gdzie spokojnie mogli zostawić konie i przygotować się na pojawienie niechcianego gościa. Nuka usiadł pod nad wyraz wyrośniętym, starym okazem i oparł głowę o jego pień, jednocześnie prostując jedną nogę. Czuł narastającego krwiaka gdzieś między kręgami lędźwiowymi, ale teraz ważniejszy był bark. Ciężko mu było unieść ramię na wysokość piersi, a co dopiero podnieść kuszę… Zaklął szpetnie. Oby Piekielny był wolny, pijany i zniechęcony, to może jakąś deską dałoby się go obezwładnić.
- Wszystko w porządku – zapewnił. – Ucierpiała tylko moja duma. Potrzeba czegoś więcej, niż znarowionego wierzchowca, bym zaczął obawiać się o swoje zdrowie.
Kuszy nic się nie stało, czego nie można było powiedzieć o jego plecach, które poczuł dopiero, gdy spróbował się rozciągnąć. Najwyraźniej broń tak niefortunnie się wbiła w lędźwie, że musiała naruszyć jakąś strukturę, bo teraz nawet skrzypiący, stawiający opór bark zszedł na drugi plan. Wydał z siebie odgłos zdziczałego zwierzęcia, zastygając w miejscu. Zacisnął powieki i powolnym ruchem zdjął z siebie kuszę. Miał wrażenie, że nagle jej waga zwiększyła się co najmniej pięciokrotnie. Koniecznie będzie musiał to rozchodzić.
- Bardzo dobry pomysł z tym opatrzeniem, nie będę się kłócił – zreflektował się, przypinając broń do siodła tak, by nie obijała się o bok konia, choć sobie na to zasłużył. Chwycił wodze z widocznie osłabionym entuzjazmem. – Zostało kilka mil, proponuję się przejść.
Znał przykaz, jakoby po upadku z konia należy zaraz wsiąść na koń z powrotem, ale on naprawdę nie chciał znów się z nim szarpać. Jeszcze by listek przeleciał mu przed nosem, to Nuka mógłby stracić nie tylko władzę w ramieniu, ale doznać paraliżu całości. Nie chciał ryzykować. Lubił chodzenie, lubił także bycie sprawnym fizycznie. Dobrze, że Dżariel rozpoczął rozmowę – mógł skupić myśli na czymś innym.
- Gdyby ktoś gonił mnie przez cały kontynent srałbym ze strachu w gacie – mruknął mało wyrafinowanie. Odchrząknął. – No, ale ja nie jestem diabłem. Kto wie, co siedzi temu psychopacie we łbie? – Przypatrzył się towarzyszowi z delikatną troską. – Musiał być niezwykle odważny. Dla ciebie z pewnością też było to nieziemsko trudne. Rozumiem cię, sam dążyłbym do tego, by poznać prawdę, choćby za najwyższą cenę… Ale bezpieczeństwo rodziny jest bezcenne. – Nie przypadkowo użył tego sformułowania. Byli braćmi, więzy krwi się nie liczyły. Doskonale znał to uczucie. Uśmiechnął się ciepło mimo woli. Nie chciał przywoływać bolesnych wspomnień. Ponownie położył dłoń na ramieniu towarzysza i mocniej zacisnął na nim palce, przenosząc wzrok na Dżariela. W oczach Nuki skrzyła się czysta determinacja. – Dopadniemy go, zobaczysz. Dopadniemy i pozbędziemy się raz na zawsze – powiedział z pełnym przekonaniem.
Do gospodarstwa dotarli około godzinę później, choć Nuce wydawała się ona pstryknięciem palców. Dobrane towarzystwo zrobiło swoje, czas zleciał zbyt szybko. Droga minęła im na rozmowie, Esker nie sądził, że potrafił tak dużo mówić, zazwyczaj uchodził w większym gronie za milczka, a przy Dżarielu nie miał żadnych oporów do wyrażania swojego zdania i wymieniania się poglądami. Magia. Ten człowiek był po prostu magiczny.
Nie zbliżali się do głównych budynków gospodarstwa – przycupnęli między brzózkami za zrujnowaną szopą, gdzie spokojnie mogli zostawić konie i przygotować się na pojawienie niechcianego gościa. Nuka usiadł pod nad wyraz wyrośniętym, starym okazem i oparł głowę o jego pień, jednocześnie prostując jedną nogę. Czuł narastającego krwiaka gdzieś między kręgami lędźwiowymi, ale teraz ważniejszy był bark. Ciężko mu było unieść ramię na wysokość piersi, a co dopiero podnieść kuszę… Zaklął szpetnie. Oby Piekielny był wolny, pijany i zniechęcony, to może jakąś deską dałoby się go obezwładnić.
- Dżariel
- Szukający Snów
- Posty: 192
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Anioł Światła
- Profesje: Mag , Wojownik , Bard
- Kontakt:
Dżariel zgodził się bez słowa i na to, że na postoju zrobią opatrunek na barku Nuki, jak i na to, by kontynuować pieszo. Bez żadnej komendy wyciągnął rękę i złapał Srokę za uzdę, by prowadzić go koło siebie. Stał tak, aby po jednym boku mieć konia, a po drugim Nukę - to tak by go lepiej widzieć i dzięki temu mieć nad nim pieczę, ale też móc wygodnie rozmawiać. Kątem oka dostrzegł wyraz cierpienia na twarzy Eskera, gdy zbierał się z ziemi - martwił się o niego, choć tego nie okazywał. By jednak jakoś czas im szybciej mijał i by żaden nie myślał o bólu rycerza, anioł zagaił rozmowę. Roześmiał się, gdy Nuka tak bez wahania ocenił nastrój, w jakim musiał być ścigany przez Dżariela diabeł. Później jednak Esker użył słowa, które trafiło Lakiego prosto w serce - “rodzina”. Nie powiedział “przyjaciel” tylko “rodzina”, jakby tak naprawdę doskonale rozumiał czym jest przyjaźń tak silna, że więzy krwi przestają się liczyć. Niewiele brakowało, by niebianin go za to uściskał - ograniczył się do patrzenia na niego z wdzięcznością, radością i zachwytem.
- Dopadniemy - powtórzył za nim na koniec jak echo.
Dżariel póki co nie kłócił się z pomysłem Nuki, aby nie ukazywać się gospodarzom, których ziemie miały być ich polem do obławy, choć coś go gniotło gdy o tym myślał - jego zdaniem powinni coś powiedzieć, cokolwiek. Choć może faktycznie lepiej zachować to dla siebie - dzięki temu gospodarze nie nasieją paniki… Ech, później będzie o tym myślał. Teraz ważniejszy był Esker we własnej osobie. Rycerz co prawda cały czas udawał, że jest lepiej niż na to wyglądało, ale Laki miał duże doświadczenie lekarskie i nie dało się go tak łatwo oszukać - widział, że jego towarzysz cierpi, że być może sam nie jest tego świadomy, ale spina się i chodzi trochę sztywno, bo coś go boli. Teraz była pora, aby coś na to poradzić.
- Czekaj, czekaj, nie kładź się jeszcze - uprzedził Dżariel, zbliżając się do Eskera z rękami wyciągniętymi w powstrzymującym geście. - Zajmę się twoim barkiem, nie ma co z tym czekać.
Anioł uklęknął obok Nuki i podwinął rękawy. Nie miał się brudzić i był to trochę pusty gest, ale jednak tak weszło mu to w krew, że nawet o tym nie myślał. Złapał brodacza za rękę i zaczął nią na próbę ruszać, sprawdzając co jest nie tak z jego barkiem. Bolało, to widział, ale nie czuł żadnego niepokojącego oporu.
- Wygląda na to, że to stłuczenie - mruknął, przez materiał macając miejsce, które było potencjalnie obite. Tak na ślepo to jednak mógł sobie kury macać, a nie kontuzję…
- Rozbieraj się - zarządził nagle. Chyba dojrzał coś w oczach rycerza albo sam się zorientował jak to brzmi, bo zaraz się poprawił. - Muszę zobaczyć to miejsce. Będziesz miał problem z koszulą? - upewnił się, gotów w razie czego pomóc rycerzowi ją z siebie zdjąć, bo jednak ruch ramieniem mógł być bardzo bolesny, a tego anioł chciał mu oszczędzić.
- Ał… Ale masz tu krwiaka, na rany Pańskie - mruknął z lekką zgrozą Dżariel. Ramię nie wyglądało tak źle jak lędźwie Nuki. Anioł aż zastanawiał się jakim cudem rycerz był w stanie przejść ten kawałek, który przemierzyli pieszą, bo niejeden ległby na ziemi, jęcząc z bólu.
- Zaraz się tym zajmę - oznajmił Laki z lekką pewnością siebie. - Może mrowić, nawet bardzo, ale wytrzymaj. Jakby działo się coś niepokojącego to natychmiast mi mów. Zacznę od ramienia.
Dżariel nie bez powodu wybrał właśnie to stłuczenie - na pierwszy rzut oka było lżejsze i pozwoli mu łatwo wyczuć ciało Nuki. Wspominał coś, że się dobrze regeneruje, a to zawsze niosło pewne ryzyko, że nie trafi się z siłą zaklęcia. Niby w przypadku takich stłuczeń to nic wielkiego, ale skoro nadarzyła się okazja do gry zachowawczej, Laki postanowił skorzystać. Ustawił się za plecami Nuki, ustawił sobie odpowiednio jego rękę by skóra była dobrze napięta, po czym skupił się na ranie. Nie wypowiadał zaklęć ani nie czynił żadnych gestów - wyglądało jakby po prostu patrzył, a pod wpływem jego spojrzenia stłuczenie samo się goiło, siniak schodził, a obrzęk malał. Nie minęła jedna sumienna modlitwa, gdy było po wszystkim. Dżari lekko odetchnął, jakby do tej pory nie oddychał pełną piersią.
- To było łatwe - zauważył z zadowoleniem. - Faktycznie masz bardzo rozwiniętą regenerację, goi się na tobie jak na psie. Bez urazy oczywiście - zastrzegł. - A teraz pochyl się trochę…
Laki naparł delikatnie dłońmi na ramiona Nuki, by ustawić go w odpowiedniej pozycji, po czym zajął się tym paskudnym krwiakiem na kręgosłupie.
- To mogło skończyć się naprawdę paskudnie - mruknął bardzo nieobecnym głosem, gdy już plótł zaklęcie na uszkodzonych tkankach. Przytrzymał Eskera za ramię i drugą dłoń ostrożnie położył na ranie, jakby dzięki temu lepiej ją czuł i lepiej panował nad przepływem własnej energii. Tym razem mrowienie było bardzo intensywne, wręcz nieprzyjemne, gdy jednak Dżariel zabrał dłoń, ulga była taka jak wtedy, gdy człowiek mógł poprawić ścierpnięte nogi.
- Gotowe - oświadczył anioł, po czym klapnął na tyłek obok rycerza. - Może jeszcze trochę boleć, to takie fantomowe bóle, bo rany już nie ma. Za chwilę nie będzie śladu.
Dżariel nie zabierał się za zakładanie obozowiska, nie planował rozpalać ogniska - wolał móc ruszyć w każdej chwili. Na razie jednak mieli czas na zasłużony odpoczynek i anioł po chwili siedzenia wstał, by zabrać z juków bukłak z winem i świeży chleb.
- Głodny? - zagaił do Nuki, wyciągając w jego stronę odłamany kawałek pieczywa.
- Mówiłeś, że miałeś przybranego ojca - zagadnął. Nie śmiał jednak prosić wprost o to, by Esker opowiedział mu tę historię, choć przez to, że sam tyle opowiadał o Avrze uważał, że może usłyszeć teraz coś od rycerza.
- Dopadniemy - powtórzył za nim na koniec jak echo.
Dżariel póki co nie kłócił się z pomysłem Nuki, aby nie ukazywać się gospodarzom, których ziemie miały być ich polem do obławy, choć coś go gniotło gdy o tym myślał - jego zdaniem powinni coś powiedzieć, cokolwiek. Choć może faktycznie lepiej zachować to dla siebie - dzięki temu gospodarze nie nasieją paniki… Ech, później będzie o tym myślał. Teraz ważniejszy był Esker we własnej osobie. Rycerz co prawda cały czas udawał, że jest lepiej niż na to wyglądało, ale Laki miał duże doświadczenie lekarskie i nie dało się go tak łatwo oszukać - widział, że jego towarzysz cierpi, że być może sam nie jest tego świadomy, ale spina się i chodzi trochę sztywno, bo coś go boli. Teraz była pora, aby coś na to poradzić.
- Czekaj, czekaj, nie kładź się jeszcze - uprzedził Dżariel, zbliżając się do Eskera z rękami wyciągniętymi w powstrzymującym geście. - Zajmę się twoim barkiem, nie ma co z tym czekać.
Anioł uklęknął obok Nuki i podwinął rękawy. Nie miał się brudzić i był to trochę pusty gest, ale jednak tak weszło mu to w krew, że nawet o tym nie myślał. Złapał brodacza za rękę i zaczął nią na próbę ruszać, sprawdzając co jest nie tak z jego barkiem. Bolało, to widział, ale nie czuł żadnego niepokojącego oporu.
- Wygląda na to, że to stłuczenie - mruknął, przez materiał macając miejsce, które było potencjalnie obite. Tak na ślepo to jednak mógł sobie kury macać, a nie kontuzję…
- Rozbieraj się - zarządził nagle. Chyba dojrzał coś w oczach rycerza albo sam się zorientował jak to brzmi, bo zaraz się poprawił. - Muszę zobaczyć to miejsce. Będziesz miał problem z koszulą? - upewnił się, gotów w razie czego pomóc rycerzowi ją z siebie zdjąć, bo jednak ruch ramieniem mógł być bardzo bolesny, a tego anioł chciał mu oszczędzić.
- Ał… Ale masz tu krwiaka, na rany Pańskie - mruknął z lekką zgrozą Dżariel. Ramię nie wyglądało tak źle jak lędźwie Nuki. Anioł aż zastanawiał się jakim cudem rycerz był w stanie przejść ten kawałek, który przemierzyli pieszą, bo niejeden ległby na ziemi, jęcząc z bólu.
- Zaraz się tym zajmę - oznajmił Laki z lekką pewnością siebie. - Może mrowić, nawet bardzo, ale wytrzymaj. Jakby działo się coś niepokojącego to natychmiast mi mów. Zacznę od ramienia.
Dżariel nie bez powodu wybrał właśnie to stłuczenie - na pierwszy rzut oka było lżejsze i pozwoli mu łatwo wyczuć ciało Nuki. Wspominał coś, że się dobrze regeneruje, a to zawsze niosło pewne ryzyko, że nie trafi się z siłą zaklęcia. Niby w przypadku takich stłuczeń to nic wielkiego, ale skoro nadarzyła się okazja do gry zachowawczej, Laki postanowił skorzystać. Ustawił się za plecami Nuki, ustawił sobie odpowiednio jego rękę by skóra była dobrze napięta, po czym skupił się na ranie. Nie wypowiadał zaklęć ani nie czynił żadnych gestów - wyglądało jakby po prostu patrzył, a pod wpływem jego spojrzenia stłuczenie samo się goiło, siniak schodził, a obrzęk malał. Nie minęła jedna sumienna modlitwa, gdy było po wszystkim. Dżari lekko odetchnął, jakby do tej pory nie oddychał pełną piersią.
- To było łatwe - zauważył z zadowoleniem. - Faktycznie masz bardzo rozwiniętą regenerację, goi się na tobie jak na psie. Bez urazy oczywiście - zastrzegł. - A teraz pochyl się trochę…
Laki naparł delikatnie dłońmi na ramiona Nuki, by ustawić go w odpowiedniej pozycji, po czym zajął się tym paskudnym krwiakiem na kręgosłupie.
- To mogło skończyć się naprawdę paskudnie - mruknął bardzo nieobecnym głosem, gdy już plótł zaklęcie na uszkodzonych tkankach. Przytrzymał Eskera za ramię i drugą dłoń ostrożnie położył na ranie, jakby dzięki temu lepiej ją czuł i lepiej panował nad przepływem własnej energii. Tym razem mrowienie było bardzo intensywne, wręcz nieprzyjemne, gdy jednak Dżariel zabrał dłoń, ulga była taka jak wtedy, gdy człowiek mógł poprawić ścierpnięte nogi.
- Gotowe - oświadczył anioł, po czym klapnął na tyłek obok rycerza. - Może jeszcze trochę boleć, to takie fantomowe bóle, bo rany już nie ma. Za chwilę nie będzie śladu.
Dżariel nie zabierał się za zakładanie obozowiska, nie planował rozpalać ogniska - wolał móc ruszyć w każdej chwili. Na razie jednak mieli czas na zasłużony odpoczynek i anioł po chwili siedzenia wstał, by zabrać z juków bukłak z winem i świeży chleb.
- Głodny? - zagaił do Nuki, wyciągając w jego stronę odłamany kawałek pieczywa.
- Mówiłeś, że miałeś przybranego ojca - zagadnął. Nie śmiał jednak prosić wprost o to, by Esker opowiedział mu tę historię, choć przez to, że sam tyle opowiadał o Avrze uważał, że może usłyszeć teraz coś od rycerza.
- Nuka
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 131
- Rejestracja: 5 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje: Szlachcic , Najemnik , Wojownik
- Kontakt:
Zanim zdążył usiąść w pełni zrobił dziwny ruch, gdy Dżariel powiedział mu, by tego nie robił. Zachwiał się, wydał z siebie zdezorientowany dźwięk i spojrzał skonsternowany na Anioła, zamarłszy w jednej pozycji. Towarzysz obejrzał dokładnie jego ramię. Robił to z taką precyzją i delikatnością, że Esker nawet się nie zająknął. Zapewne, gdyby poszedł do pierwszego lepszego medyka byłoby inaczej. Miał jednak do czynienia z Aniołem – to wszystko tłumaczyło. Zdmuchnął włosy z twarzy, poznawszy diagnozę, a później popatrzył niepokojąco na Dżariela, usłyszawszy ciekawą propozycję. Odchrząknął wymijająco i pokiwał głową, zgadzając się zdjąć koszulę. Anioł musiał mu pomóc, bo nie był w stanie wygiąć ramienia pod odpowiednim kątem. Inaczej byłby zmuszony rozerwać koszulę na piersi, a akurat nie miał nastroju na tak dramatyczne występy.
Mruknął coś, gdy Anioł zabrał się za jego ramię. Starał się jak mógł, by nie ruszać barkiem; nie chciał przeszkadzać Dżarielowi, a w dodatku nazbyt je lubił i nie chciał go przypadkiem później amputować, gdyby coś nie wyszło. Zebrał się więc w sobie, zacisnął zęby i zniósł nieprzyjemne uczucie. Po procesie uzdrawiania rozruszał bark, wywijając nim na wszystkie możliwe strony, po czym odparł, wzruszywszy ramionami:
- Bez urazy.
Ustawił się tak, jak Dżariel sobie tego zażyczył, bo artyście nie można było przeszkadzać, a nie chciał poznać jego zirytowania. Choć taka okazja miała się wkrótce nadarzyć. Zacisnął z bólu powieki, gdy Anioł dotknął jego rany. Mimo że próg bólu Nuki był dosyć wysoko ustawiony, tak prozaiczne stłuczenia sprawiały mu największe trudności. Były najzwyczajniej upierdliwe, nie lubił się bawić z czymś takim. Dzięki towarzyszowi, na szczęście, nie musiał się z tym długo użerać, choć leczenie krwiaka sprawiło większy dyskomfort, niż się spodziewał. Warga mu zadrżała w pewnym momencie, jakby chciał kogoś zagryźć. A miał ochotę, rzeczywiście.
I jak ręką odjął ból zniknął. Nuka przestał się spinać, wyprostował się i odetchnął z ulgą, przeciągając się.
- Och, dzięki, nieoceniona pomoc – rzekł, rozmasowując lędźwie.
W końcu mógł na spokojnie usiąść i wyciągnąć nogi. Poczuł nagłą potrzebę umycia się, gdy zdrapał z policzka zaschnięte błoto. Kolejna rzecz do zrobienia na jego liście. Skinął głową, przyjmując od towarzysza kawałek chleba.
- Miałem – przyznał. – To… dosyć długa historia. Przygarnął mnie, gdy miałem czternaście lat. Uratował mnie. Przez targające mną wyrzuty sumienia, przez śmierć siostry… Popełniłem głupotę. Wypiłem trutkę na szczury, myśląc że to alkohol. – Parsknął pod nosem. – Nie wiem, co to dokładnie było za świństwo, ale od Hanavalda dowiedziałem się, że zacząłem powoli gnić od środka. Gdyby na mnie wtedy nie trafił – umarłbym w męczarniach. Okazało się, że był Czarodziejem i tylko dzięki magii zdołał mnie poskładać do kupy. Zajął się mną, po kilku miesiącach odzyskałem pełnię sił, ale nie byłem wstanie wrócić do domu po tym, co się stało. Zostałem z Hanavaldem. Zbliżyliśmy się do siebie po jakimś czasie. Nie pozwolił, bym się załamał. – Sięgnął po wino od towarzysza i pociągnął spory łyk z bukłaka. – Podejrzewał, że coś złego się ze mną działo, ale przez długi czas nie potrafił do mnie dotrzeć. Zamknąłem się przed nim… Tak mnie wszystko zżerało, nie umiałem poradzić sobie z pędzącymi myślami. Jak ten idiota chciałem skończyć ze sobą. Dorwałem się do najostrzejszego noża, jakim dysponował Czarodziej. Zamknąłem się w swoim pokoju, by nic mi nie stanęło na przeszkodzie. Ale on wyważył drzwi z taką furią, z taką siłą… Wyrwał mi nóż z ręki, wyrzucił go przez okno. W jego oczach widziałem łzy. Nic nie powiedział, przytulił mnie tylko mocno. Ale ja wiedziałem. Wiedziałem, że traktuje mnie jak syna. Przyznał się do tego później… Był dla mnie jak ojciec. - Potarł ze zmęczenia nos i westchnął ciężko. – Zmarł w swoim łóżku. Nie wiem, ile mógł mieć lat. Spaliłem jego ciało, tak jak robiono to w moich stronach od wieków. Oddałem mu należyty hołd i przyrzekłem, że będę lepszy, że będę pomagać innym, że nikogo nie zawiodę, jak zawiodłem Lily.
Zacisnął pięść, drugą ręką agresywnie stukając w kolano. Odwrócił wzrok od Anioła, gdy łzy napłynęły mu do oczu. Szlag by to trafił. To było tak dawno, a wciąż nie umiał trzymać emocji na wodzy. Żenujące. Odchrząknął, wytarł nadgarstkiem łzy z brudnych policzków. Pociągnął nosem.
- Miękki jestem – mruknął, by rozluźnić nieco tę przygnębiającą atmosferę.
Mruknął coś, gdy Anioł zabrał się za jego ramię. Starał się jak mógł, by nie ruszać barkiem; nie chciał przeszkadzać Dżarielowi, a w dodatku nazbyt je lubił i nie chciał go przypadkiem później amputować, gdyby coś nie wyszło. Zebrał się więc w sobie, zacisnął zęby i zniósł nieprzyjemne uczucie. Po procesie uzdrawiania rozruszał bark, wywijając nim na wszystkie możliwe strony, po czym odparł, wzruszywszy ramionami:
- Bez urazy.
Ustawił się tak, jak Dżariel sobie tego zażyczył, bo artyście nie można było przeszkadzać, a nie chciał poznać jego zirytowania. Choć taka okazja miała się wkrótce nadarzyć. Zacisnął z bólu powieki, gdy Anioł dotknął jego rany. Mimo że próg bólu Nuki był dosyć wysoko ustawiony, tak prozaiczne stłuczenia sprawiały mu największe trudności. Były najzwyczajniej upierdliwe, nie lubił się bawić z czymś takim. Dzięki towarzyszowi, na szczęście, nie musiał się z tym długo użerać, choć leczenie krwiaka sprawiło większy dyskomfort, niż się spodziewał. Warga mu zadrżała w pewnym momencie, jakby chciał kogoś zagryźć. A miał ochotę, rzeczywiście.
I jak ręką odjął ból zniknął. Nuka przestał się spinać, wyprostował się i odetchnął z ulgą, przeciągając się.
- Och, dzięki, nieoceniona pomoc – rzekł, rozmasowując lędźwie.
W końcu mógł na spokojnie usiąść i wyciągnąć nogi. Poczuł nagłą potrzebę umycia się, gdy zdrapał z policzka zaschnięte błoto. Kolejna rzecz do zrobienia na jego liście. Skinął głową, przyjmując od towarzysza kawałek chleba.
- Miałem – przyznał. – To… dosyć długa historia. Przygarnął mnie, gdy miałem czternaście lat. Uratował mnie. Przez targające mną wyrzuty sumienia, przez śmierć siostry… Popełniłem głupotę. Wypiłem trutkę na szczury, myśląc że to alkohol. – Parsknął pod nosem. – Nie wiem, co to dokładnie było za świństwo, ale od Hanavalda dowiedziałem się, że zacząłem powoli gnić od środka. Gdyby na mnie wtedy nie trafił – umarłbym w męczarniach. Okazało się, że był Czarodziejem i tylko dzięki magii zdołał mnie poskładać do kupy. Zajął się mną, po kilku miesiącach odzyskałem pełnię sił, ale nie byłem wstanie wrócić do domu po tym, co się stało. Zostałem z Hanavaldem. Zbliżyliśmy się do siebie po jakimś czasie. Nie pozwolił, bym się załamał. – Sięgnął po wino od towarzysza i pociągnął spory łyk z bukłaka. – Podejrzewał, że coś złego się ze mną działo, ale przez długi czas nie potrafił do mnie dotrzeć. Zamknąłem się przed nim… Tak mnie wszystko zżerało, nie umiałem poradzić sobie z pędzącymi myślami. Jak ten idiota chciałem skończyć ze sobą. Dorwałem się do najostrzejszego noża, jakim dysponował Czarodziej. Zamknąłem się w swoim pokoju, by nic mi nie stanęło na przeszkodzie. Ale on wyważył drzwi z taką furią, z taką siłą… Wyrwał mi nóż z ręki, wyrzucił go przez okno. W jego oczach widziałem łzy. Nic nie powiedział, przytulił mnie tylko mocno. Ale ja wiedziałem. Wiedziałem, że traktuje mnie jak syna. Przyznał się do tego później… Był dla mnie jak ojciec. - Potarł ze zmęczenia nos i westchnął ciężko. – Zmarł w swoim łóżku. Nie wiem, ile mógł mieć lat. Spaliłem jego ciało, tak jak robiono to w moich stronach od wieków. Oddałem mu należyty hołd i przyrzekłem, że będę lepszy, że będę pomagać innym, że nikogo nie zawiodę, jak zawiodłem Lily.
Zacisnął pięść, drugą ręką agresywnie stukając w kolano. Odwrócił wzrok od Anioła, gdy łzy napłynęły mu do oczu. Szlag by to trafił. To było tak dawno, a wciąż nie umiał trzymać emocji na wodzy. Żenujące. Odchrząknął, wytarł nadgarstkiem łzy z brudnych policzków. Pociągnął nosem.
- Miękki jestem – mruknął, by rozluźnić nieco tę przygnębiającą atmosferę.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości