ArturonPonowne spotkanie

Arturon to duże i bardzo bogate miasto, powstało wiele wieków temu i od tamtej pory nie zostało dotknięte żadną wojną. Miasto utrzymuje się z handlu dalekomorskiego, można tu znaleźć wszystkie luksusowe towary z całego królestwa.
Moderator Strażnicy
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Dorland, który patrolował korytarze kwater po zakończonym treningu, zainteresował się dziwnym odgłosami w gabinecie kapitan Escrim. Zaczął mieć przeczucie, że nie jest to normalna sytuacja przesłuchania kogoś pod zarzutem zwykłych zamieszek. Cóż, zdążył zorientować się, z szybko roznoszących się szeptów plotek po okolicy, że La Tranchte zaaresztowała cztery osoby w trakcie patrolowania miasta. Podobno dwójka z nich to wysoko urodzeni magnaci. Gwardzista nie przejął się tym zbytnio, gdyż wiedział, że takie procedury to norma, nie mówiąc o tym, że jego przełożona miała bardzo silną rękę i temperament.
        Mimo wszystko wygrała w nim ciekawość i przeszedł się w stronę gabinetu. Wtedy, zdawało mu się, zauważył, jak Peu rozmawia z kimś, kogo jakby kiedyś już widział... W każdym razie nie wyglądał na kogoś upoważnionego do przebywania w tym miejscu. Te ubrania, niechlujny zarost... Podszedł więc bliżej, sądząc, że to intruz i Peu jak zwykle nie może sobie z takim osobnikiem poradzić.
        - Hej! Nie powinieneś krzątać się tutaj, to królewskie...
        Kiedy jednak poznał tę twarz, stanął jak wryty.
        - O ja cię... Na Prasmoka, nie wierzę! Gavin?
        Czarodziej na to wzruszył ramionami i uśmiechnął się w przepraszający sposób. Uspokoił się jednak, widząc, że Dorland cieszy się na jego widok.
        - Stary, myśleliśmy, że zginąłeś, nie wiem, syrena cię porwała albo się utopiłeś... Gadaj zaraz, co się stało, a wieczorem wychodzimy na piwo! Jest co świętować!
        Gavin nie zdążył podzielić się swoimi przygodami, ponieważ z gabinetu nadal leciały niewybredne wyzwiska i wrzaski. Młody gwardzista Peu wziął pod rękę Dorlanda i postanowił zaznajomić go z sytuacją, oprócz tego wracając do swojego obowiązku pilnowania zaaresztowanych w celi, a mag wszedł z powrotem do gabinetu, chcąc usłyszeć historię Seniority la Tranchte.
        Cordelia nie była zadowolona wtargnięciem mężczyzny i z tego powodu nieco oponowała przed wyjawieniem prawd. W końcu westchnęła zrezygnowana i zaczęła swoją opowieść.
        - Pewien jegomość obiecał nam zaopiekowanie się majątkiem i wystawieniem kilku zbędnych kosztowności na aukcję, za mały procent. Nie powiem, była to dla nas dobra oferta, w końcu ostatnio nie szczęściło nam się w interesach, wiesz, że nigdy nie miałam do tego głowy... Na samym początku faktycznie sprawy zapowiadały się świetnie, dlatego bawiliśmy się, okazało się, że nasz majątek się podwoił, to mieliśmy przecież co uczcić... No, i nasz kupiec się wycofał, my nie zauważyliśmy nadprogramowych wydatków i wszystko roztrwoniliśmy... Tak, wstyd mi! Próbowaliśmy go odszukać, żeby znowu pomógł nam zarobić, ale ślad po nim zaginął! Pewnie szuka zarobku gdzie indziej, chociaż kogo nie pytaliśmy o jego nazwisko, nikt nic nie wie... Pewnie był obcokrajowcem...
        Gavin uniósł wysoko brwi. Nie uważał, że zaufanie komuś, kogo nawet nie zna najbliższe otoczenie, jakiemuś tajemniczemu jegomościowi, jest rozsądne.
        - A czy... zajrzała Pani może do spisu ksiąg majątkowych? Może majątek nie przepadł tak po prostu?
        - A skąd! Nie zajmuję się księgowością! - fuknęła obrażona Cordelia. - My, wysoko urodzeni, mamy własnych ludzi od finansów...
        Tak, którzy prawdopodobnie okradają właśnie takich jak pani, pomyślał Gavin.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Jak się okazało, szczerość Cordeli nikomu nie ułatwiała zadania, a obecność Gavina przy rozmowie, która powinna odbyć się tylko pomiędzy matką i córką, jeszcze bardziej komplikowała sprawę. Escrim wiedziała, że prędzej czy później powinna przedstawić czarodziejowi członków rodu la Tranchte, jednak zdecydowanie nie chciała robić tego w takich okolicznościach. Od początku spodziewała się tego, że obie strony nie zaakceptują się łatwo i szybko, a biorąc pod uwagę obecny problem, wzajemne zrozumienie wydawało się jeszcze trudniejsze. Dla gwardzistki najlepszym rozwiązaniem byłoby po prostu nie uwierzyć matce i, zarzucając jej kolejne kłamstwo, mające na celu wmanewrowanie Escrim w małżeństwo, oczekiwać jakiegoś innego, bardziej akceptowalnego wytłumaczenia dla postępowania Cordelii.
        Niestety, w układance, której finałem byłoby roztrwonienie przez seniorę całego majątku, za dużo rzeczy pasowało do siebie. Po pierwsze, łasa na komplementy Cordelia była idealną kandydatką do zmanipulowania przez zręcznego mówcę, a co gorsza, wyniosła arystokratka sama uważała się za przebiegłą i sprytną, więc zapewne do końca uważała, iż to ona panuje nad sytuacją i doskonale rozgrywa swojego oponenta. Tyle, że wszystkie intrygi Cordelii były mniej więcej na tym samym poziomie, co ta z Vincentem. Po drugie, ojciec Escrim nigdy nie był specjalnie zainteresowany finansami i związaną z nimi papierologią. To po nim kapitan odziedziczyła awanturniczy charakter i zamiłowanie do przygód, z kolei sam Charles la Tranchte niejednokrotnie deklarował, iż na stare lata wolałby porzucić dworskie życie, zakupić i wyekwipować okręt, a następnie popłynąć na koniec świata lub ścigać okolicznych piratów.
        - To niemożliwe. Niepodobne nawet do was. Poza tym, co na to Edgard? - głośno zastanawiała się Escrim. Wspomniany przez nią stary księgowy służył w jej rodzinie jeszcze za czasów dziadka gwardzistki i to on ze swoją skrupulatnością, opanowaniem i doświadczeniem przy zawieraniu wszelakich transakcji był gwarantem, by to, o czym wspomniała Cordelia nie miało prawa się wydarzyć. Kapitan pluła sobie w brodę, że tak rzadko odwiedzała rodzinną posiadłość. Obawiała się, iż wiek Edgara w końcu zrobił swoje, a ponieważ był on osobą, która jak mało kto zasłużyła się dla jej rodu, nie powinna była pozwolić odchodzić mu samotnie. Niestety, rzeczywistość okazała się znacznie gorsza.
        - Zwolniłam go.
        - Że jak? Czyś ty powariowała?
        - Jest stary, wypalony, bez wizji, perspektyw i jakiejkolwiek chęci do podjęcia ryzyka. Miałam dość monotonnego ciułania zaskórniaków. Nasze finanse zasługiwały na kogoś, kto pozwoliłby im dynamicznie się rozwijać - bez skrępowania oświadczyła Cordelia.
        - A nie przyszło ci go głowy, że fortuna, którą trwonisz lekką ręką, powstała właśnie dzięki drobnym wieloletnim oszczędnościom!? - wściekała się Escrim, na co jej matka jedynie prychnęła obrażona.
        Problem gwardzistki polegał na tym, iż ona sama nie znała się na prowadzeniu spraw związanych z przestępstwami finansowymi. Mogła spróbować znaleźć dla seniory kogoś, kto się tym zajmie i spróbuje odwrócić powstałe szkody, bez nadawania sprawie nadmiernego rozgłosu. Podejrzewała, iż już samo postawienie oskarżenia wystarczy, aby móc zatrzymać działania komorników. A jeśli nie, to ona sama ostudzi zapał tych, którzy zbyt wcześnie wyciągną łapska po dobra należące do jej rodu. Poza tym, bez wątpienia będzie musiała odnaleźć Edgara, przeprosić staruszka i liczyć na to, iż mimo wszystko były księgowy zechce jej pomóc. Na koniec zostawało jej jeszcze wyjaśnić jedną sprawę.
        - Megan wie?
        - Oczywiście, że nie! - oburzyła się Cordelia. - Jako starsza siostra masz pierwszeństwo do małżeństwa, dlatego też przyszłam z Vincentem właśnie do ciebie. Poza tym, ona nie jest jeszcze pełnoletnia…
        - Do sztycha! Pytam, czy wie o tym, co narobiłaś, a nie o historie z tym farbowanym pajacem! - Nie wytrzymała gwardzistka.
        - Jest… jest w szkole dla porządnych dziewcząt. I wcale nie musi wiedzieć, bo przecież wszystko się ułoży, tak?
        Escrim zamknęła oczy, odliczając w myślach dla ukojenia nerwów. Niestety, w przypadku matki zwykle była to długa wyliczanka.
        - W porządku, obywatelko, w związku z faktem, iż obecny tu pan Gavin, będący poszkodowanym w całej sprawie, nie wnosi oskarżeń, umarzam to śledztwo. Jest pani wolna. Peu odprowadzi panią na zewnątrz.
        - Nigdzie się nie wybieram, dopóki…
        - Lub do celi.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Gavin w zasadzie zaczął głupieć. Nie rozumiał stosunków między kobietami, zwłaszcza, że sam oddany szybko do Akademii Magii niewiele miał wspomnień dotyczących relacji z rodzicami. Przypominało mu to zabieganie o ustawienie życia córkom dokładnie takie, jakiego doświadczał w przypadku Kateriny i jej ojca. Jakby kobiety potrzebowały mężczyzny, żeby przetrwać. Zupełnie inaczej jest z Escrim, która drogę do zwycięstwa zawsze wywalcza sobie sama. Czarodziej bardzo lubił te cechy charakteru i cenił niezależność pani kapitan. Jak widać, nie wszyscy podchodzą do jej pomysłu na życie, tak jak ona... z różnych powodów.
        - Ja chyba... powinienem was zostawić? - zapytał nieśmiało, ale jego pytanie odbiło się jak groch o ścianę. W końcu La Tranchte postawiła Cordelii ultimatum, cela lub wyjście na wolność i rozwiązanie jej sprawy w późniejszym terminie.
        - Nie wnoszę żadnych oskarżeń. Czy oznacza to, że możemy wypuścić już Katerinę i tego księżulka, i skończyć to całe przesłuchanie? - zapytał ponownie już lekko zniecierpliwionym głosem czarodziej.
        Lady Cordelia w końcu opadła nieco z tonu.
        - Pańskie problemy rozwiążą się w końcu, tylko proszę, w odpowiednim czasie i miejscu porozmawiamy o tym, w jaki sposób. Tak? Ustalimy, co trzeba zrobić i zrobimy to, nikogo nie będzie trzeba pchać w niechciane małżeństwo - powiedział to, próbując uspokoić kobietę i wzbudzić jej zaufanie. Nie był pewien, czy się udało, bo mina seniority nadal nie była w pełni usatysfakcjonowana. Zgodziła się jednak w końcu na wyjście z Peu z gabinetu. Czarodziej uznał to za sukces i westchnął, zmęczony tą całą sytuacją.
        - Wydarzyło się tak strasznie dużo w przeciągu jednego dnia... - powiedział, rozmasowując skronie.
        - Żeby ponownie przystąpić do służby potrzebuję jakoś na nowo złożyć przyrzeczenie, czy coś? Przede wszystkim powinienem zrezygnować z dotychczasowej pracy...
        Gavin spojrzał na Escrim, uśmiechając się lekko. Próbował zrozumieć, co czuje.
        - Ufasz mi? Wciąż?
        Spojrzał na nią badawczo. Wydawało mu się, jakby był zupełnie nowym człowiekiem, jakby powrócił z dłuuugiej podróży, nie informując innych, że na nią wyrusza. Nie lubił tak skomplikowanych spraw i uczuć. Są zupełnie nielogiczne... Dlatego nigdy nie można się ich spodziewać.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        La Tranchte w żaden sposób nie mogła powiedzieć o sobie, że czuje się zwyciężczynią konfrontacji z matką, czemu dała dobitny wyraz, zwalając się na swoje biurko i pozostając na nim nieruchomo, z czołem opartym o blat. Nawet jeśli teoretycznie udało jej się odprawić Cordelię z niczym, to przecież obie wiedziały, że Escrim nie zostawi problemów rodziny samych sobie. Choć oczywiście targała nią olbrzymia pokusa, by pozwolić przyzwyczajonej do luksusu arystokratce zakosztować uroków normalnego życia, w tym kompletnie nie znanego jej pojęcia konieczności pojęcia pracy. Problem w tym, iż gwardzistka nie potrafiła przechodzić obojętnie obok popełnianego przestępstwa, a druga sprawa, znając swoją rodzicielkę, kapitan skłonna była założyć, iż zamiast zakasać rękawy, Cordelia raczej skieruje się ku zaciągnięciu kolejnych długów, które spłaci „gdy już córka wszystko wyjaśni”. I oczywiście na tym pieprzonym świecie znajdą się ludzie gotowi te pieniądze pożyczyć.
        Psychicznie Escrim była wyczerpana. Przyzwyczaiła się do tego, iż stanowisko kapitan gwardii wiąże się bezpośrednio z ciągłym pasmem problemów, jednak pierwszy raz miała do czynienia z sytuacją, gdy owe problemy dotyczyły jej rodziny. A przynajmniej na tak duża skalę, bo oczywiście w samym Arturonie niewielu było przedstawicieli arystokracji i mieszczan, których Cordelia nie oskarżyłaby o jawne występki przeciwko zasadom dobrego smaku. Pozwy złożone przez jej matkę zajmowały w archiwum osobny regał, objętością ustępując jedynie wzmiankom o obywatelskich aresztowaniach dokonywanych przez ojca. Tyle że w gruncie rzeczy wszystko to były błahe sprawy, ugruntowujące pewna opinię, jednak w żaden sposób nie rzutujące na losy rodu.
        Najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że Cordelia spektakularnie zabiła jej cały entuzjazm związany z powrotem Gavina. Przecież powinna była szaleć ze szczęścia. Zdystansować się od pracy, problemów i obowiązków, skupiając się tylko na tym, że znów może spoglądać na twarz ukochanego, rzucić mu się w ramiona, poczuć jego dłonie na swoim umęczonym ciele, delektując się przy tym bijącym od czarodzieja ciepłem, optymizmem i energią. Tymczasem zamiast tego wszystkiego mogła jedynie zrzucić na niego ciężar własnych kłopotów.
        Znowu.
        - Nigdy nie przestałeś być gwardzistą. Powiedzmy, że… odliczę ci to od urlopu, więc po prostu możesz wrócić do swoich obowiązków. Zobacz, czy w czasie tej nieobecności twoja kwatera nadmiernie nie zarosła wodorostami, a potem spróbuj ustalić, gdzie obecnie znajduje się niejaki Edgard Minoz. Muszę z nim pilnie zamienić kilka zdań – wyjaśniła Escrim.         – Poza tym mam wielką ochotę, by komuś przyłożyć. Jak sobie radzisz ze szpadą? Ćwiczyłeś coś w czasie swojej nieobecności? Wieczorem zorganizujemy ci oficjalne powitanie i przedstawię ci nowych. I tak, możesz wypuścić tę dwójkę z lochów. Farbowanemu pajacowi zasadź przy tym solidnego kopa, by nazbyt szybko nie naszła go ochota tu wrócić. Przekaż też Peu, by ustalił, kto zajmuje się przestępstwami finansowymi i czy problemy Cordelii rzeczywiście są tak poważne. I przede wszystkim, cóż, powinieneś się wykąpać. A poza tym… strasznie się cieszę, że jesteś.
        Wstając z fotela, Escrim zabrała wiszący na stojaku kapelusz i broń, i wspólnie z Gavinem skierowała się do wyjścia. Wymownie spojrzała w kierunku czarodzieja z miną, mówiącą, iż drugi raz nie zamierza go „zgubić”. Czekało ją do załatwienia kilka pilnych spraw, jak choćby spotkanie z ojcem, wizyta u księżniczki, sprawdzenie czujności tych, którym powierzyła zadanie opieki nad koronowana głową, czy zaplanowanie kolejnej dziś intrygi małżeńskiej, jednak przede wszystkim musiała znaleźć kogoś, kto przypilnuje dla niej Gavina, na wypadek, gdyby mag ponownie zamierzał wpaść w tarapaty. Musi tylko znaleźć odpowiednia osobę. Taką, której może zaufać, a która nie nazywa się Peu.
        - Chwila. Chcesz powiedzieć, że podjąłeś się jakiejś pracy, zamiast od razu wrócić do garnizonu? – Zmęczona Escrim dopiero teraz zdała sobie sprawę ze znaczenia słów Gavina. – I kim w ogóle jest ta kobieta, z którą cię aresztowaliśmy?
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Gavin zerknął na Peu, kiedy Escrim wyraziła zgodę na uwolnienie pozostałej dwójki więźniów. Gwardzista chyba zrozumiał intencje i zszedł na dół, żeby uwolnić z celi Katerinę i Vincenta.
        Czarodziej dyskretnie zamknął gabinet i usiadł naprzeciw kapitan. Był równie zmęczony, ale szczęśliwy. Cieszył się, że wrócił do poprzedniego życia - tak, w zasadzie to było to, czego od dawna pragnął. I dlaczego ma na sobie te blizny.
        - Mówiłem ci, próbowałem... - zaczął znowu się tłumaczyć. - Dwa tygodnie temu przybyłem tutaj, żeby cię szukać, bo w Serenaanie już cię nie było. Poszedłem więc do garnizonu, wytłumaczyłem, że pracowałem tu jako gwardzista, że chcę się z tobą widzieć, że szukam cię... i wtedy usłyszałem od strażnika, że musiało mi się coś pomylić. Że ty tu już nie stacjonujesz. Ani Peu, Dorland, żadne z nazwisk, jakie wymieniałem. Że wyjechałaś chyba w rodzinnych sprawach...
        Cóż, jeśli patrzeć na to, jak w rzeczywistości wyglądało to od strony strażnika, można byłoby pomyśleć, że zrobiła się z tego słaba komedia. Pomyślał on bowiem, że ten tajemniczy jegomość ubrany w wyświechtane, brudne ubrania, w dodatku wyglądający, jakby dopiero co przeszedł z dwieście mil, jest dokładną alegorią włóczęgi. A kiedy zaczął gadać o pracy w garnizonie, czy o kapitan Escrim, to już w ogóle zorientował się, że jest pomylony. Może nawet kapitan usłyszała potem od niego, że jakiś wariat próbował sforsować bramy. Za to powiedział Gavinowi, że Escrim la Tranchte została zwolniona ze stanowiska, aby wyjechać do rodziny w Karnstein.
        - Więc postanowiłem, że zostanę tu chwilę, zapracuję na jakiś na marny grosz. W końcu, jeśli przebywałaś w Karnstein, to szmat drogi stąd, drugi koniec kontynentu... Musiałem jakoś się przygotować na wyprawę. Poza tym, twoja matka musiała przebyć naprawdę długą podróż. Widocznie bardzo zależy jej na tym małżeństwie... A ta kobieta, to córka barmana, u którego pracuję. Chce uczyć się na zielnika, płacił mi za lekcje, a ja jak najszybciej chciałem zebrać odpowiednią ilość.
        - No, ale teraz, jak już wszystko się wyjaśniło, masz rację, powinienem wziąć kąpiel. I poćwiczyć władanie mieczem. Zdaje się, że Dorland chciał mnie wyzwać na pojedynek... - Uśmiechnął się lekko.
        Kiedy ustalili już wszystko, przeszedł się do swojej kwatery. Czuł się, jakby miał ujrzeć swoje miejsce z dzieciństwa, jakieś opuszczone ruiny domu.
        Przypomniał sobie jak po ukończeniu Akademii wrócił na miejsce swojej dawnej wioski. Spopielone, czarne fragmenty rusztowań chłopskich chat, budynków. Wszystko zarośnięte trawą, drzewami. Chociaż w niektórych miejscach jeszcze ziemia była zbyt spalona, aby cokolwiek mogło na niej urosnąć. Teraz czuł w żołądku dziwne ukłucie stresu, kiedy miał otworzyć drzwi miejsca, w którym tak długo pracował. Dużo dobrych wspomnień. Jakby to wszystko też miało się okazać ruiną.
        Otworzyły się ze skrzypnięciem. Czarodziej westchnął i rozejrzał się. Poczuł ulgę, kiedy okazało się, że wszystko jest dokładnie takie, jakie pozostawił. Nieco tylko zakurzone. Wszedł, z uśmiechem na twarzy, rozglądając się po pomieszczeniu. W szafie nadal wisiała para jego munduru gwardzisty. Na biurku tylko warstwa kurzu i jakiś list. Stwierdził, że później sprawdzi, co w nim jest.
        Zaraz jednak podeszła do niego służąca z zapytaniem, czy naszykować mu kąpiel w balii.
        - Tak. Jak najszybciej.

        Po wyszorowaniu się, ogoleniu i ubraniu w strój gwardzisty był gotowy. Tak, wyglądał zdecydowanie lepiej. Wyszedł pewnym krokiem z kwatery, kierując się do areny. Pora rozruszać mięśnie.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Escrim słuchała wyjaśnień Gavina, starając się przy tym nie wybuchnąć z irytacji, choć półprzymknięte powieki, nieznacznie tylko zamaskowane przez opadający na twarz złoty loczek, gniewnie zmarszczony nos i zaciśnięte usta, sugerowały, iż kapitan nie jest zachwycona uzyskanymi informacjami. Trudno zresztą oczekiwać, by było inaczej. Tak jak lubiła czarodzieja, tak nie mogła oprzeć się wrażeniu, iż cała jego opowieść jest zbyt naiwna, by mogła być prawdą. To niby miały być poszukiwania? Zapukał, zapytał, a jak mu odmówiono, to obrócił się na pięcie i odszedł zrezygnowany? A gdzie zasada wchodzenia oknem, gdy wyrzucono cię drzwiami? Gdzie w tym wszystkim upór, determinacja i wytrwałość w dążeniu do celu? No, chyba że odnalezienie jej wcale nie było dla maga sprawą tak ważną? Poza tym gwardzistka nie mogła zrozumieć, o co chodzi z tym całym Karnsteinem, nazwy którego nawet nie potrafił wymówić? Przecież nie urodziła się na drugim końcu kontynentu tylko po to, by pewnego wieczoru wymyślić sobie, iż zostanie strażniczką królewską akurat w Arturonie. Kupy się to nie trzymało. Oczywiście, że była stąd. Od zawsze. Jej ród miał w mieście bogate tradycje, dzięki czemu Escrim mogła liczyć na awans w tak młodym wieku. I rzecz jasna każdy, kto choć trochę orientował się w mieście, wiedział, co znaczy nazwisko La Tranchte. A już na pewno wiedział to członek gwardii.
        Jako usprawiedliwieniem dla Gavina mógł być jedynie fakt, iż w sumie Escrim nigdy nie opowiadała mu o sobie, po trochu obawiając się możliwej reakcji. Choć z drugiej strony, jeśli chciała nazywać go ukochanym, to trzymanie maga na dystans od swojej rodziny nie miało sensu. Poza tym teraz, gdy czarodziej poznał już Cordelię, kapitan spokojnie mogła przyjąć, że gorzej już nie będzie, a co za tym idzie - warto nadrobić to niedopatrzenie. Tym bardziej, że istniał cień szansy na to, iż ojciec i siostra zmażą nieco wstyd jaki pozostawiła po sobie ceniona arystokratka. Uzasadniając sobie podróż do domu tym, że najszybciej rozpyta o Edgara, szukając go tam, gdzie księgowy był widziany ostatnio, gwardzistka postanowiła nieco zmienić swoje plany. Podstawowe obowiązki zrzuciła na Peu, samej zaś poświęcając się prowadzeniu śledztwa.
        - Zorientuj się, jak poważna jest sprawa, w jaką uwikłała się moja matka. Czy wpłynęły oskarżenia i kto się nimi zajmuje. – Poleciła Frissonowi. – Potem udasz się do księżniczki, sprawdzisz posterunki, zapewnisz ją, że cały czas mam na uwadze podniesiony przez nią problem oraz że spotkam się z nią wieczorem. A, i mam nadzieję, że nie zastane cię tam bez spodni.
        - Co? Ja…? Nie! Oczywiście, że nie. Nigdy. Nawet nie wiem, skąd te insynuacje – wydukał czerwony na twarzy Peu.
W sprawach zawodowych la Tranchte w pełni ufała swojemu adiutantowi, natomiast jego romanse w sumie niewiele ją obchodziły. Uważała, że każdy miał do nich prawo, ale jej obowiązkiem w tej kwestii było jedynie przypominać Frisonowi, co się stanie, gdyby przypadkiem go złapano. Escrim nie miała zbyt wielu ludzi, co do których mogła bez cienia zawahania powiedzieć, że jest ich całkowicie pewna. Poza Peu do tych nielicznych zaliczał się oczywiście Dorland, który wraz z dwoma młodymi rekrutami oczekiwał na Gavina z lekcją szermierki. Kapitan postanowiła być tam wcześniej i wprowadzić doświadczonego żołnierza w nowy plan.
        - Gdybym wiedział, że wybieramy się do rezydencji, przygotowałbym się lepiej. Przede wszystkim wziąłbym ze sobą kogoś bitniejszego niż te dwie łajzy, które wybrałem, uznając, iż poziomem swoich umiejętności na planszy nie będą odstawali od naszego maga. Cóż, trudno. Zaraz przygotuję konie – utyskiwał Dorland. Szermierz nigdy nie był wybitny w swoim fachu, choć prawdopodobnie za sprawą tego, iż sam miał siedmioro dzieci, posiadał całkiem zaskakującą cechę wyrabiania sobie posłuchu u rekrutów, co z kolei czyniło z niego doskonałego instruktora. – W porządku, kadeci, macie dziś szczęście. Po pierwsze, sparingu nie będzie, co zapewne uchroni was przed solidnym laniem, a po drugie, przyjdzie wam towarzyszyć naszej kapitan, mnie i oficerowi Gavinowi w ważnej misji.
        Czekając na przybycie czarodzieja, Escrim przysłuchiwała się dość specyficznym instrukcjom, jakich Dorland udzielał swoim podopiecznym.
        - A zatem ty, młoda damo, chciałbym przypomnieć, że jeśli z posiadłości La Tranchte zniknie choć jeden srebrny widelec, okażesz się ostatnim kotołakiem jakiego zgodziłem się przyjąć na szkolenie, za to pierwszym, którego uduszono jego własnym ogonem…
        - Żadnych widelców… - Zasalutowała dziewczyna, choć z jej miny ciężko było wyczytać jak szeroko rozumie przestrogę odnoście swoich złodziejskich skłonności.
        - Dobrze. Jeśli chodzi o ciebie, chłopcze, spróbuj mi tylko dobyć broni bez rozkazu, a wracasz do domu na boso i błagasz matkę, by pozwoliła ci na powrót zajmować się zgrają młodszych hultajów.
        - To twój syn? – Escrim dopiero teraz zauważyła podobieństwo między mężczyznami. Pomijając, rzecz jasna, różnicę wieku, młody wydawał się być kopią Dorlanda. – Ilu z nich planujesz jeszcze wcielić do Straży?
        - Ech, przez takich jak kapitan nawet córki rwą się do szpady. Ani się obejrzę, a będzie tu nas cały oddział.
        - Będziemy musieli postawić ci pomnik za wybitne zasługi. – Zaśmiała się kapitan, kładąc Dorlandowi dłoń na ramieniu, a następnie zwracając się do rekrutów. – Tymczasem mam dla was zadanie, przypilnujecie mi kogoś… - Escrim urwała wpół słowa, widząc nadciągającego Gavina. Gavina w zupełnie innej wersji niż widziała go kilka chwil wcześniej. Choć oczywiście sama kazała mu się wykąpać i zadbać o siebie, to raczej nie sądziła, że mężczyzna zabierze się za to przed intensywnymi ćwiczeniami. Logika sugerowałaby działanie odwrotne.
        - Czytasz mi w myślach, czy też zawsze pudrujesz się przed walką? – głośno zastanowiła się La Tranchte. – W każdym razie zmieniłam zdanie. Zabieram cię do domu.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Gavin postanowił wysłać list do swojego... pracodawcy i jeden do Kateriny. Pomyślał, że pewnie zastanawia się, co właśnie się wydarzyło, i próbuje wyjaśnić to swojemu ojcu. Posłał też po kufer swoich nielicznych rzeczy, płacąc kilka ruenów posłannikowi. Tak, teraz czuł, że po treningu, rozmowie z Escrim i kilku głębszych z Dorlandem jest w stanie ponownie zacząć pracować w tym miejscu.
        Czarodzieja uderzyła znana woń potu i lekko piwnicznego zapachu areny, kiedy kierował się w tamtą stronę. Niestety, jego szabla została odebrana w momencie, kiedy został porwany w Serenaai. Zastanawiał się, jak powie o tym Escrim... Uzbrojenie nie należało do najtańszych rzeczy na świecie.
        - Nie, po prostu stwierdziłem, że jak spocę się po treningu, to potem się w ogóle nie domyję - odpowiedział nieco żartobliwie na pytanie kapitan.
        Spojrzał po wszystkich i zdziwił się, widząc, że nikt nie ćwiczy. Nikt nawet nie miał dobytego miecza w ręku.
        - Zabierasz mnie do domu? - zdziwił się jeszcze bardziej. - Co to znaczy?
        Karnstein jest bardzo daleko, pomyślał Gavin.
        - Jedziemy tam z szanowną Cordelią?
        Nie widział nigdzie matki Escrim. Być może miały swoją rozmowę na osobności. W tej pierwszej zbytnio przeszkodził... Czuł, że w zasadzie nie wie nic, co się w tamtym momencie wydarzyło. Jakby skretyniał. Bardzo go to denerwowało. Nigdy nie uchodził za głupszego od reszty, a nawet więcej, raczej znany był ze swojego myślenia analitycznego i sporej wiedzy. Po prostu podporządkował się do polecenia kapitan i szedł z nią krok w krok, dokąd go prowadziła. A skoro mieli tyle czasu pomyślał, że może w końcu i ona opowie mu, co się działo.
        - Nie wyglądasz, jakbyś pochodziła z Karnstein. W zasadzie, nigdy nie rozmawialiśmy o tym, kim byliśmy, zanim... zanim jakoś tak się złożyło, że pracowałem dla ciebie. Ja zresztą też nigdy nie powiedziałem ci, kim jestem. Nigdy nie pytaliśmy. Ale dzisiaj, jeśli znajdziemy na to czas, może wreszcie będzie okazja, żeby się tym podzielić.
        Nad miastem unosił się wieczór. Niebo zasłaniało kilka malutkich chmurek, o pięknych pomarańczowych kolorach, kontrastujących z ciemnofiołkowym tłem. Ostatnie promyki słońca oświetlały kamienne, wapienne zabudowy i drewniane kramy targowiska. Jakaś kobieta próbowała wytargować ostatnie sztuki ryb po tańszej cenie. Powoli rynek pustoszał. Ktoś zasalutował im, przechodząc obok. Unosił się zapach bryzy, pomieszany z charakterystycznymi przyprawami i rybami.
Czarodziejowi teraz, kiedy przechodził znowu przez to miejsce z Escrim, wydało się ono tak piękne, jak nigdy.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Pytanie Gavina o Cordelię było dla Escrim doskonałym przypomnieniem tego, że nie powinna popełniać błędu w postaci napawania się chwilowym sukcesem i uznania matki za pokonaną. Seniora La Tranchte nie była osobą, która łatwo rezygnuje ze swoich ambicji czy też daje sobie otwarcie narzucić wolę innych. Kapitan żałowała jedynie, iż jej rodzicielka z podobną determinacją nie walczyła z tymi, którzy, wykorzystując jej naiwność, doprowadzili ród do bankructwa. Niestety powyższe starcie oznaczałoby przyznanie się do błędów, a na to Cordelia z pewnością nie była gotowa. Zdecydowanie wolała tkwić w danej aferze, ciągnąc ją tak długo, by ostatecznie móc powiedzieć, że wyszła z niej z podniesioną głową. Pozostawała jedynie kwestia, co zrobi dalej. Spróbuje innej formy nacisku na Escrim? A może podejmie próbę wydania za Vincenta drugiej z córek? Sama roztrwoni dobytek, by ewentualni wierzyciele nie mieli czego z niej zedrzeć? Namówi męża na godną pieśni, romantyczną ucieczkę w nieznane, zostawiając za sobą spaloną ziemię? Albo zawierzy swój los jeszcze gorszym doradcom? Im więcej Escrim o tym myślała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, iż pozostawienie Cordelii w celi wcale nie było takim złym pomysłem. Niestety na ten ruch było już za późno.
        - Matka z nami nie jedzie - oświadczyła kapitan. - Ona… Cóż, bywa w domu jeszcze rzadziej niż ja. Zdecydowanie woli miasto od prowincji. Poza tym uważa, że z salonów Arturonu lepiej zarządza się interesem, czy też raczej trwoni jego efekty.
        Dzieląc się powyższym spostrzeżeniem, Escrim poważnie zaczęła się niepokoić tym, kto rzeczywiście zarządza posiadłością. Skoro nie było Edgara, Cordelia z pewnością tego nie robiła, a ojciec gonił za marzeniami, to oznaczało, iż gospodarstwo zostało pozostawione samo sobie lub przekazane w inne nieodpowiednie ręce. Wniosek ten sprawił, iż kapitan energiczniej spięła konia, chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu. Dorland i rekruci natychmiast zrobili to samo, zupełnie nie przejmując się Gavinem, tak jakby uznali, że jeśli mag nie był dobrym jeźdźcem, to właśnie zyskał okazję, by nim zostać.
        Escrim darowała sobie dalsze wywody odnośnie tego, iż nie pochodzi z Karnsteinu. Może później pokaże magowi rodzinną bibliotekę, wspominającą o udziale rodu la Tranchte w czasach, gdy pierwsi osadnicy odkryli bezsprzeczne zalety linii brzegowej Arturonu i postanowili wznieść tu budynki. Zdaniem szermierz, sama historia raczej nie zaliczała się do pasjonujących, opiewając głównie w liczby, umowy, trendy, weksle, zobowiązania i wszystko inne niezbędne, by prowadzić wymianę handlową z kontynentem. Kapitan doskonale pamiętała jak Edgar próbował zarazić ją swoja pasją, przedstawiając jej wiekowe sprawozdania dotyczące wielkości i rodzajów drewna sprowadzanego do budowy statków oraz kalkulacji na temat opłacalności prowadzenia plantacji mahoniowca tu, na miejscu. Omal nie umarła przy tym z nudów, stanowczo podejmując decyzję na temat obrania innej drogi życiowej. Na szczęście w rodowych księgach były również opisy odległych krain, do których udawali się kupcy, a przede wszystkim wzmianki o bohaterskich czynach w czasach, gdy lud Arturonu musiał odpierać zapędy tych, którzy połasili się na jego bogactwo. To właśnie te opowieści wywarły na Escrim największy wpływ, zwłaszcza, że jej ojciec pielęgnował je w sposób szczególny, dochodząc przy tym do wniosku, iż każdy członek rodu La Tranchte powinien dokonać w swoim życiu czegoś niezwykłego. Problem w tym, że sam sir Charls nie osiągnął niczego znamienitego, a teraz jeszcze miał na głowie widmo bankructwa.
        - Później ci wszystko opowiem - zapewniła gwardzistka. - Na tę chwilę musimy się spieszyć, w przeciwnym razie obawiam się, że mówiąc o osiągnięciach swojej rodziny, będę przemawiała w czasie przeszłym.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Mag wzruszył ramionami, postanowił sobie w duchu, że nie zada więcej pytań. Może też wydawało mu się, że Escrim wcale nie cieszy się tak na jego pojawienie się, jak on na odnalezienie jej. Nieważne. Ważne było to, że znowu mógł włożyć ręce w jakieś działanie, nie stać w miejscu, zajmując się małym sklepikiem. Kiedyś proponowali mu posady na królewskich dworach, skoro okazał się tak zdolnym magiem i opuścił Akademię z wyróżnieniem. Ale nie chciał pracować na garnuszku możnych i wykonywać ich widzimisię. Chciał pogłębiać wiedzę i prowadzić badania. Kilka lat, zanim wyczerpały się środki do życia, całkiem nieźle mu szło. Nikt nie był też na tyle skłonny, aby finansować jego badania dotyczące właściwości magicznych roślin. Cóż, mógł pozostać w Akademii, ale czuł się tam uwięziony. Chciał się stamtąd wyrwać.
        Próbował dorównać pozostałym na koniu. Jak się jednak okazało, nie był wybitnym jeźdźcem. Jazdę miał na opanowanym poziomie, a też dawno nie miał okazji się jakoś w tym podszkolić. Cóż. Za to miał kilka nowych zaklęć w repertuarze i nie mógł się doczekać, kiedy na treningu będzie mógł je pokazać Dorlandowi i ekipie. Escrim się bał pokazywać takie sztuczki, różnie reagowała na magię... ale może się przekona.
        Mijali w coraz szybszym tempie zaułki Arturonu, wyjeżdżając z centrum w znacznie bogatsze dzielnice tego miasta. Budynki stawały się coraz większe, wyższe, znacznie ładniejsze, a odór sprzedawanych ryb na targu nie drażnił już tak bardzo.
        - Stęskniłem się za tą impulsywnością - skomentował. - Tak to bym miał bardzo nudne życie. Wiedziałbym, dokąd jadę, co będę zaraz robić... - mruknął do siebie te kąśliwe uwagi. No, ale cóż, skoro sprawa jest niecierpiąca zwłoki...
        Skupił się na tym, aby nie zostać w tyle. Spiął pośladki i przyspieszył konia, uderzając piętami.
        Posiadłość, do której zmierzali, wydawała się być stara, ale całkiem zadbana. Duża. Na ogrodzeniu widniały piękne herby, a stajnie za murem również były spore. Tylko ogród nie był zbytnio oporządzony, tak jakby ktoś dawno się nim nie zajmował. Gavin uspokoił wierzchowca, widząc, jak reszta też zwalnia, chyba właśnie dojechali. Nieco niezdarnie zszedł z konia i trzymał go za wodze, prowadząc go tam, gdzie reszta.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Rodowa posiadłość la Tranchte nie była czymś, co swoim bogactwem zwalało przybysza z nóg. O ile Cordelia wynajmowała w Arturonie najbardziej wystawne kwatery, o tyle sam dworek na prowincji prezentował się raczej skromnie, a jego architektura stawiała bardziej na funkcjonalność niż przepych. Zresztą, majątek rodziny Escrim wyrażał się nie tyle w zamkach i pałacach, co posiadanej ziemi, lasach, polach uprawnych i całej infrastrukturze, począwszy od tartaków, przez młyny, spichlerze, a nawet stocznie, gdzie rzemieślnicy wraz z rodzinami realizowali powierzone im zadania. Rozległość terenu sprawiała, iż szybkie odnalezienie któregokolwiek z członków rodziny wcale nie było sprawą prostą, bo choć główna rezydencja swoim rozmiarem mimo wszystko górowała nad pozostałymi osadami, to sami gospodarze często przebywali poza nią, czy to doglądając interesów, czy tak, jak Cordelia, celowo wybierając zgiełk wielkiego miasta. Dni w roku, podczas których matka gwardzistki przebywała na wsi, można było policzyć na palcach jednej ręki. Pod tym względem nawet Escrim wypadała lepiej, choć przynajmniej w tej jednej kwestii można by powiedzieć, że poglądy córki zgadzały się z tym, co myśli matka. Obie uważały, że na prowincji zieje nudą.
        I obie się myliły.
        W swoim najczarniejszym scenariuszu kapitan obawiała się, iż na miejscu zastanie opuszczone budynki, drzwi wejściowe pozabijane deskami, wnętrza rozgrabione z wszystkiego, co ma jakąkolwiek wartość, a nad tym wszystkim unoszącą się informację, że posiadłość została sprzedana przez nowego właściciela. Z pewnością upadek La Tranchte przysporzyłby radości wielu innym arystokratom, dla których rodzina Escrim była konkurencją w interesach, jednak w obecnej sytuacji sprawdziła się jedynie połowa owej wizji. W chatach rzeczywiście ziało pustkami, a to dlatego, iż prawie wszyscy mieszkańcy dworku zgromadzili się na niewielkim placu, znajdującym się przy bramie leżącej po drugiej stronie wioski, patrząc od miejsca, przez które wjechali gwardziści, a sądząc po wrzawie, krzykach i hałasach dobiegających z punktu spotkania, śmiało można było założyć, iż trafiło się na jakieś podniosłe wydarzenie lub inne lokalne święto.
        - Ciężko pracujący lud też powinien mieć swoje okazje do uciech – skomentował Dorland, próbując przeniknąć wzrokiem sedno wydarzenia, które tak ekscytowało tłum.
        Choć w pełni zgadzała się z przytoczoną przez szermierza tezą, Escrim pozostawała dużo bardziej sceptyczna, jeśli chodzi o założenie, iż miejscowi rzeczywiście coś świętują. No, chyba że powodem do zamanifestowania nadmiernej radości miałyby być kłopoty finansowe Cordelii, ale w to jakoś kapitan nie chciało się uwierzyć. Nawet jeśli jej matka nie cieszyła się tutaj popularnością.
        - Chodźmy. Nie podoba mi się to – oświadczyła gwardzistka, kierując swojego wierzchowca w stronę zgromadzenia.
Escrim postanowiła wykorzystać pierwszą nadającą się okazję, by spytać o powód całego zajścia.
        - Nasz nowy nadzorca! Właśnie zwalniamy go ze stanowiska – oświadczyła młoda dziewczyna, biegnąca w stronę tłumu z koszem wszelkiej maści zgnilizny i innych odpadków, które jak się okazało stanowiły ważny atrybut ceremonii pożegnalnej dla osoby, która została powołana na stanowisko Edgara. Zresztą ciskane w mężczyznę dojrzałe pomidory, jaja, buraki i pozostałe resztki żywnościowe z pewnością nie dokuczały powołanemu przez Cordelię nowemu nadzorcy tak bardzo, jak brak spodni czy butów, smoła, którą wylano mu na głowę i bełt od kuszy wystający z pośladka.
        Gwardzistka nie miała pojęcia, co się dzieje. Nie potrafiła wytłumaczyć sobie, dlaczego spokojni, skromni i pracowici ludzie nagle mieliby oddawać się tak barbarzyńskim praktykom. To znaczy, nie znajdowała innego wytłumaczenia jak to, że wszyscy w posiadłości La Tranchte zawzięli się, by narobić jej wstydu przed Gavinem.
        - Nie jestem przeciwna przyjemnościom. Ale nie w ten sposób. Musimy to przerwać! - zdecydowała Escrim, kierując swojego wierzchowca na środek placu, gdzie przepędzano niechcianego nadzorcę. - Dość tego!
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        - Co, do...? - zaklął pod nosem Gavin, widząc zgiełk, jaki zrobił się pod drzwiami posiadłości. Odstawił konia i dołączył do Dorlanda i Escrim, próbujących zrozumieć sytuację.
        - Auć. Nie wygląda to za przyjemnie - skomentował Gavin, widząc nieszczęsnego dozorcę. - Wiejskie samosądy. Niesamowity widok.
        Tak, tłum wyglądał na rozsierdzony. Z tego, co pamiętał, Cordelia mówiła, że nie dało się go odnaleźć przez jakiś czas, odkąd interesy w rodzinie zaczęły podupadać. Pewnie wiejskiej bandzie udało się go dorwać i właśnie teraz prezentują, jakie uczucia wobec niego żywią.
        - Ten cham poganiał nas batami do pracy, a potem przepijał każdy grosz! - wrzasnęła chłopka, oskarżycielsko wskazując na niego palcem, kiedy Escrim wjechała w tłum i próbowała to przerwać. - W ogóle był jakiś podejrzany!
        - A do mnie się dobierał, skurczysyn! - Inna kobieta krzyknęła w tłumie.
        - Każdy wie, że prowadził jakieś szemrane interesy! - zawtórowali chłopi. - Inaczej po co by brał jakieś rzeczy w zastaw z posiadłości? A potem skądś się wzięła fortuna? I znowu przepadła?
        - Ja sam widziałem raz, jak wracał pod osłoną nocy do dworku przez uchylone okno! Z kapturem na głowie! Jak to nie jest podejrzane, to ja nie wiem, co jest.
        - Chcemy z powrotem poprzedniego dozorcę! A temu już DZIĘKUJEMY! - Kobiecie zawtórował chór rozwścieczonych chłopów i na nowo rozpoczął się koszmar rzucania zgniłych owoców i warzyw w oszusta.
        Nawet Escrim oberwała. Gwardziści próbowali powstrzymać lud, który jednak był tak chętny do bitki, że nawet nie zwracał uwagi na ostrza wyciągane przez żołnierzy.
        - Możecie schować sobie te żelastwa, on dostanie na co zasługuje!
        Gavin westchnął. Cóż, jest szansa, że jeśli czegoś się boją, to prawdopodobnie będzie to magia.
        Wyciągnął rękę przed sobą i wszystkie nadlatujące zgniłe pomidory i spleśniałe ziemniaki w powietrzu usmażył na popiół, zanim zdążyły dolecieć do oskarżonego. W tłumie nastało milczenie, a później wypełniło się cichymi szeptami.
        - To czarnoksiężnik! Zaprzedał duszę diabłu! - Ktoś krzyknął z tłumu. Napięcie rosło.
        Cóż, jeśli chodzi o wiejskie plotki na temat ludzi posługujących się magią, często dotyczyły one właśnie jakichś szatańskich paktów czy faktu pochodzenia. Ponieważ mężczyzna nie wyglądał jakby miał być innej rasy niż człowiek, bywało, że spotykał się z takimi komentarzami pod swoim adresem.
        - Jeśli nie odejdziecie teraz, ja... - Czarodziej nie dokończył zdania, kiedy ktoś z tłumu jego uderzył pomidorem, który rozprysnął się na jego ramieniu.
        Następne nadlatujące warzywa już odepchnął powietrzem albo usmażył jak poprzednio.
        - Tego już za wiele! - wrzasnął, tym razem na prawdę zdenerwowany. Stworzył przed sobą linię z ognia, której chłopi nie mogli przejść. - Jeśli się zaraz nie rozejdziecie, to... to sprawię, że wam niebo na głowę spadnie!!
        W tym momencie wyglądał całkiem strasznie. Złość malowała mu się na twarzy, podsycana niezłym efektem rzucanym przez płomienie. Ludzie znowu zaczęli szeptać między sobą, tym razem zerkając na czarodzieja spod byka, nieufnie i zajadle. W końcu zaczęli się rozchodzić, co niektórzy tylko spluwając na ziemię zanim obrócili się na pięcie.
Kiedy ganek opustoszał, czarodziej cofnął zaklęcie.
        - Trochę usmażyłem ci trawnik, wybacz - mruknął do Escrim.
        - A ty kim jesteś? - zwrócił się do nieszczęśnika w smole.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Wjeżdżając pomiędzy rozgorączkowany tłum a ofiarę publicznej nagonki, Escrim uświadomiła sobie jednocześnie, iż nie ma żadnego pomysłu, jak ostudzić rozpalone głowy i powstrzymać przejawy agresji wobec bezbronnej ofiary. Paradoksalnie, zwykle przemawiała do ludzi, robiąc dokładnie coś innego, to znaczy motywowała do działania, starając się wyzwolić w swoich podwładnych dodatkową energię i zapał do pracy. Fakt, że potrafiła wskrzesić iskrę nawet w takich wycofanych jednostkach jak Peu, teraz zdawał się działać na jej niekorzyść. Teoretycznie mogłaby przywalić pierwszemu, który nie dostosuje się do jej rozkazu, jednak takie działanie nie rokowało większych szans na sukces w kwestii uspokojenia krewkich mieszkańców osady. Dlatego też chociaż nie przepadała za magią, była wdzięczna Gavinowi za jego interwencję. Pokaz siły bez użycia siły sprawił, iż czarodziejowi udało się zapanować nad tłumem, a kanonada lecących w ich stronę starych warzyw, jaj i wszelkiego rodzaju śmieci wreszcie przycichła. Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o umęczonym byłym zarządcy, który, gdy tylko odzyskał nieco pewności siebie, postanowił przejść do kontrataku, odgrażając się wszystkim. Co ciekawe, w znacznej mierze dostało się również Gavinowi, który to teoretycznie powinien być przez poszkodowanego traktowany jak potencjalny wybawca.
        - Pozwę was wszystkich, bando wszarzy! Będziecie wisieć! Co do jednego! – odgrażał się mężczyzna, hardo wymachując przy tym uniesioną pięścią, choć jednocześnie przy każdym kolejnym słowie nieznajomy robił krok w tył w obawie, iż tłuszcza mogłaby jednak zmienić zdanie i ponownie przystąpić do samosądu. – Seniora La Tranchte mianowała mnie na to stanowisko, a taka zgraja nędzników nie ma prawa kwestionować powierzonej mi władzy! Was, łotry, też pozwę – ostatnie zdanie skierowane było do członków gwardii – za opieszałość i lenistwo!
        Kapitan westchnęła zrezygnowana. Oczywiście człowiek powołany przez Cordelię musiał okazać się zadufanym w sobie gburem, arogantem i błaznem w jednym. Znając swoją matkę, Escrim łatwo mogła się domyślić, że w tym przypadku bardziej niż kwalifikacje zarządcy, liczyło się to jak kwieciście potrafi on przemawiać i jak dobrze prezentuje się na salonach.
        - Dorland, jeśli ten pajac odezwie się jeszcze raz, przywiąż go do konia i wywlecz poza wioskę – nakazała gwardzistka.
        - Co? – zaprotestował wzburzony mężczyzna, tym samym dając doświadczonemu szermierzowi pretekst, by ten natychmiast wcielił w życie rozkazy swojej kapitan.
        Chwilę później dwójka młodych rekrutów pętała nogi wrzeszczącego na całe gardło zarządcy. Escrim ani przez chwilę nie czuła wyrzutów sumienia czy chociażby odrobiny sympatii dla nieznajomego, którego miała za karierowicza, cwanie wykorzystującego naiwność Cordelii, by zająć miejsce Edgara. Z drugiej strony, nadęty pajac miał przynajmniej rację co do tego, iż straż królewska nie powinna była dopuścić do publicznego linczu, a to z kolei sprawiło, że kapitan zaczęła wypatrywać w tłumie tego, któremu powierzyła ochronę nad rodzinną posiadłością. Przynajmniej w kwestii wyboru stróża prawa Cordelia nie miała nic do powiedzenia. Gorzej, że ów człowiek Escrim, zamiast wypełniać zlecone mu zadania, stał przed nią z rozbawiana miną i kuszą w dłoni. Zapewnię tą samą, która jeszcze przed chwilą mieściła w sobie bełt, obecnie znajdujący się w pośladku byłego zarządcy.
        - Nathan, do sztychu, co ty wyprawiasz!? Co tu się dzieje? – zirytowała się kapitan - To tak dbasz o porządek?
        - Pani kapitan – zasalutował zapytany – wykonuję tylko swoje obowiązki! A ten tam, stawiał opór przy aresztowaniu.
        - Aresztowaniu? Za co? – zaintrygowana Escrim dała znać Dorlandowi, by ten na chwilę wstrzymał się z wykonaniem rozkazów, choć gdy pupil Cordeli ponownie zaczął miotać przekleństwa w ich stronę, odgrażając się przy tym, jakie to posiada kwity z aktem nominacji, w ustach spętanego mężczyzny szybko pojawił się knebel.
        - Kilkukrotne użycie bata – odpowiedział Nathan - W zasadzie chcieliśmy go powiesić od razu, ale jako że miałem w głowie, co kapitan przykazała, to my się powstrzymali. Poza tym panienka też kazała go jedynie wyrzucić.
        - Jaka znów panienka? – zainteresowała się gwardzistka.
        - Megan.
        - Co tu robi moja siostra?
        - Yyy… Dowodzi?
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        No, to cudownie, pomyślał Gavin. Poznam całą rodzinkę Escrim.
        Siostra kapitan wyszła z dworku i stanęła im naprzeciw, witając się z nią.
        Megan w istocie była do niej całkiem podobna, kiedy stanęły obok siebie, widać było różnice, ale jakby zobaczył ją na mieście w stroju Gwardii mógłby je pomylić. Ciekawe, czy będzie miał zaszczyt poznać ich ojca. Matkę zdążył w bardzo ciekawych okolicznościach.
        No, i teraz wreszcie wszystko trzymało się kupy. Ten mężczyzna, który trzymał wartę w tę noc, kiedy Gavin wrócił do Arturonu, musiał go zwyczajnie oszukać. To właśnie w tym miejscu znajduje się siedziba La Tranchte, a kapitan była tu przez cały czas, odkąd zniknął. No tak, jak mógł być tak głupi... Blizny pozostałe po porwaniu w Serenai zapiekły go jakoś mocniej. To, co teraz się przed nim działo w porównaniu do jego przejść, to był jakiś cyrk.
        I zaczął się denerwować, że nie mogą szybko załatwić tak prostej sprawy jak zaaresztowanie tego oszusta. Do sztychu, jest tyle innych ważnych spraw w straży królewskiej! Chociaż w zasadzie ta wydawała się całkiem pilna, skoro to Escrim i jej rodzina jest w to zamieszana. Zwłaszcza, że w grę wchodziło aranżowane małżeństwo.
        - Dorland, błagam, powiedz mi, że kończymy już te jasełka - mruknął do niego czarodziej.
        Niestety, to chyba był dopiero ich początek, ponieważ na drodze prowadzącej do dworku rozległ się stukot powozu. To szanowna Seniorita La Tranchte wróciła.
        - Co tu się dzieje!? - wrzasnęła, widząc całą sytuację, jaka działa się przed jej posiadłością. Wyskoczyła z powozu i podbiegła do zbiorowiska.
        Zakneblowany i oblany smołą niedoszły finansjer spojrzał błagalnym wzrokiem na Cordelię.
        - Och, jak dobrze, że wróciłeś, popadliśmy w ruinę, musisz znowu pomóc mi zarządzać tą posiadłością!
        - Obawiam się, że to niemożliwe - powiedział Dorland. - Jesteśmy zmuszeni go aresztować.
        - Na Prasmoka, aresztować!? - Cordelia złapała się za serce. Dopiero teraz też dotarło do niej, w jakim stanie jest jej pupil. - Sigmundzie, powiedz mi, że to wszystko jakiś żart!
        Sigmund nie mógł nic powiedzieć, ponieważ w ustach miał knebel.
        - Escrim? Nathan?
        - Ośmielę się powiedzieć, tak będzie lepiej, szanowna pani La Tranchte - spróbował uspokoić ją Gavin. - Mamy wysokie podejrzenia, że ten tutaj obecny dopuścił się wielu oszustw i przemocy wobec sług.
        - Och, słabo mi... - skomentowała Cordelia, przykładając dłoń do czoła i chwiejąc się niebezpiecznie.
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Megan La Tranchte tylko do pewnego stopnia można było nazwać młodszą wersją Escrim. Podobieństwo, jak chodzi o włosy, rysy twarzy czy sylwetkę, było rzecz jasna oczywiste, choć młodszej z dziewcząt zdecydowanie brakowało pełnych kobiecych kształtów, jakimi mogła pochwalić się pani kapitan, co sama Megan starała się nadrabiać innymi typowo damskimi akcesoriami, jak choćby zaplataniem warkoczy, noszeniem biżuterii, kaletki czy samej sukni, choć ku rozczarowaniu Cordelii, ta ostatnia była dość prosta, wełniana, uszyta raczej do jazdy konnej niż ekstrawaganckich bali, co dodatkowo podkreślał minimalizm, jak chodzi o zdobne hafty, pojawiające się jedynie na zakończeniach rękawów i przy samej szyi. Poza tym obie siostry różnił ich charakter. I tak na przykład tam, gdzie Escrim zasypiała przy naukach Edgara odnośnie gospodarki drewnem, uważając je za marnowanie czasu, który lepiej było spożytkować na wzajemne okładanie się kijami, Megan podawała wynik od razu, a następnie protestowała przeciwko jakiemukolwiek komercyjnemu wykorzystywaniu zasobów przyrody.
        - Co ty tu robisz, Meg? I dlaczego jesteś uzbrojona? – spytała gwardzistka, gestem wskazując na łuk, jaki siostra miała przewieszony przez plecy oraz kołczan przypięty przy jej pasie.
        - Chciałam cię spytać o to samo – odparła młodsza z dziewcząt, jednak zanim zdążyła rozwinąć powyższą myśl, dalszą dyskusję przerwał turkot zbliżającego się powozu i utyskiwania wychodzącego zeń Cordelii.
        Widząc swoje córki razem, do tego w miejscu, w którym zdecydowanie nie spodziewała się ich spotkać, kobieta pobladła, a na jej twarzy przez moment zagościł grymas, który uważny obserwator mógłby nazywać irytacją, zażenowaniem czy też po prostu strachem. Na szczęście dla siebie, słynąca z gry aktorskiej seniora La Tranchte szybko zamaskowała niekorzystne wrażenie, z udawanym uśmiechem witając się z dziewczynami, jakby całkowicie puściła w niepamięć niedawną utarczkę z kapitan. Zresztą, Escrim nie miała pewności, czy oschłe potraktowanie córek wynikało z dopiero co zakończonej kłótni, czy też przypadkiem nie miało u podnóża faktu, że samą swoją obecnością ona i Megan stanowiły namacalny dowód podeszłego wieku Cordelii.
        - Cóż, przybyłam co prawda tylko po to, by zabrać kilka moich rzeczy, ale, jak widzę, wciąż brakuje tu kogoś, kto potrafiłby zaprowadzić należyty porządek – buńczucznie zakomunikowała Cordelia, co brzmiało dość kamiennie, szczególnie w zestawieniu z faktem, iż kobieta co jakiś czas niemalże mdlała, demonstrując jak bardzo szkodzi jej bliskość grubiaństwa, biedoty i wiejskich zapachów. – Najwyraźniej zwolniłam zbyt mało osób.
        - Skoro nigdy cię tu nie ma, to jak mogłaś tu cokolwiek zostawić? – spytała Megan.
        - Poza tym, obrażanie rozgorączkowanego tłumu, gdy stoi się naprzeciwko ludzi, to nie jest dobry pomysł – szybko dodała Escrim, kładąc dłoń na szpadzie. Kapitan nie potrzebowała strategicznego geniuszu, by zrozumieć, że ma ze sobą za mało podwładnych, aby zapanować nad gniewem mieszkańców osady. Gniewem, który Cordelia beztrosko podsycała.
        - Nonsens! Jestem ich pracodawcą! – prychnęła seniora. – Wolno mi robić, co chcę.
        - Już nie – zauważyła Megan.
        - Że co?
        - Mówię, że gospodarstwo nie należy do ciebie…
        - Co za bzdura! Oczywiście, że jest moje. Znaczy się - nasze. Nie dajesz chyba wiary głupim plotkom na temat jakichś tam śmiesznych wierzycieli, którzy bezczelnie uważają, iż maja prawo do naszej ziemi? – Cordelia starała się mówić z przekonaniem, choć głos jej się łamał, raz za razem zdradzając nerwowe tony.
        - Nie musimy o tym rozprawiać publicznie. Wejdźmy do budynku – wtrąciła kapitan, popychając matkę i siostrę przed sobą, a jednocześnie dając Dorlandowi znak, iż najrozsądniej byłoby zabarykadować drzwi i postawić przy nich wartę. Choć Cordelia starała się protestować, upierając się, że najpierw rozmówi się z własnym zarządcą, ostatecznie musiała ustąpić przed siłą córki. Niestety, nie był to koniec problemów, jakie stały przed gwardzistką.
        - Co ty tu robisz, stary durniu!? Wyrzuciłam cię, każąc się stąd wynosić! – krzyknęła seniora, kierując swoje pretensje do siedzącego przy ławie Edgara, na co sędziwy staruszek zareagował wyjątkowo spokojnie, zapraszając arystokratkę do stołu, na którym leżał szereg dokumentów, w większości wyblakłych, pożółkłych, naddartych i zdradzających inne oznaki upływu czasu.
        - Proszę, naprawdę uważam, że powinna się pani z nimi zapoznać – odpowiedział były nadzorca.
Awatar użytkownika
Gavin
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 120
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Alchemik , Mag
Kontakt:

Post autor: Gavin »

        Sprawa się mocno pokomplikowała. Gavin spojrzał na Dorlanda, ten również miał nietęgą minę. Zostali tu, aby pilnować chaosu - tego, co zostało z niegdysiejszej posiadłości seniory. Cóż, Gavin nie znał się dobrze na takich problemach. Życie dworskie było mu zupełnie obce, będąc całe życie studentem Akademii, a następnie mieszczaninem nie znał jego realiów. Sam jednak pochodził z wioski. Ciekawe, bardzo ciekawe, nawet nie pamiętał dokładnie, jak dostał się do Gwardii. Tacy ludzie jak on mieli szczęście tylko ze względu na umiejętności, jakie posiadali.
        Pomógł Dorlandowi zabarykadować drzwi do środka dworku. Rozwścieczony tłum łypał na niego podejrzliwym i groźnym wzrokiem, ale póki co, bali się podejść. We wnętrzu wszyscy prawdopodobnie się już naradzali - ale tego nie było słychać na zewnątrz. Gavin mógł się tylko domyślać, co tam się dzieje.
        - Oby to był już koniec tego... - westchnął zmęczony.
        - Ej, pierwsze zadanie po długiej przerwie, bardzo proste zresztą, a ty już wymiękasz? - Dorland poklepał go po ramieniu. - Nie takiego cię pamiętam!
        Czarodziej uśmiechnął się.
        - Po prostu nie jest to zadanie najwyższych lotów. No i... jakoś skrępowany się czuję, kiedy musimy patrzeć na problemy naszej kapitan.
        - No, z tym masz rację... To całkiem żenujące... Ej, ty tam! Żadnych sztuczek! - wrzasnął w kierunku jakiegoś wieśniaka z tłumu, trzymającego widły i pokazującego coś reszcie. Kiedy został przyłapany, popatrzył tylko pełnym wyrzutu i strachu spojrzeniem na nich.
        - W dodatku podczas tego przesłuchania seniory wszedłem do gabinetu i słyszałem ich rozmowę.
        - O, to może zdradzisz, o co właściwie tutaj chodzi?
        - Tamten oblany smołą to oszust, którego pani La Tranchte zatrudniła w zamian za poprzedniego zarządcę majątku i zrobiło się krucho z finansami - mruknął Gavin.
        - No, to, że chodzi o problemy finansowe, nie trudno się domyślić - skomentował gwardzista. - Skoro mamy tę chwilę, to opowiedz, co się z tobą działo, kiedy myśleliśmy, że porwały cię syreny! - zaśmiał się.
        Gavin opowiedział pokrótce to, co przekazał Escrim. Dorland gwizdnął z zaskoczoną miną.
        - Handel niewolnikami w Serenai i środkowej Alaranii... No, brzmi niewiarygodnie, jakby to ktoś inny powiedział, to pomyślałbym, że ma niezłą wyobraźnię.
        - Kapitan chyba myśli podobnie. Nie wiem w ogóle, czy mi uwierzyła, ale najważniejsze, że teraz jestem znowu tutaj.
        - Słyszałem historie o tym, że w niektórych większych królestwach albo nawet po prostu przy jakimś książęcym biznesie, zamiast prawdziwych służących pracują niewolnicy - skomentował inny gwardzista.
        - To jasne, przecież nie musisz im płacić, nic się tak nie opyla.
        Z wnętrza usłyszeli huk, jakby ktoś uderzył pięścią w stół... albo czymś innym w coś innego.
        Dorland znowu gwizdnął.
        - Ciekawe, na czym stanie...
Escrim
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 147
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Strażnik , Urzędnik
Kontakt:

Post autor: Escrim »

        Cordelia była wściekła, w myślach oskarżając córki o jawny bunt przeciwko swojej osobie. Nigdy nie była blisko z żadną z nich, co nie przeszkadzało jej uważać, że przez sam akt urodzenia obie winne są jej posłuszeństwo. A posłuszeństwo oznacza między innymi poślubienie osoby, którą ona wybierze. Tymczasem te dwie kanalie cały czas robiły jej na złość, czemu jej zdaniem najbardziej winna była Escrim, która nie dość, że od zawsze była krnąbrna, podburzała młodszą siostrę, to jeszcze miała czelność pojawić się w rodzinnej posiadłości tuż przed swoją matką, oczywiście po to, by skutecznie pokrzyżować jej plany. W efekcie Cordelia czuła się, jakby otaczało ją stado drapieżników, gotowych dobrać się do jej życia. Oczywiście ona sama była gotowa kopać, wierzgać i kąsać, rzucając się do ataku zanim sama doznała jakichkolwiek krzywd.
        - Domagam się należnych mi przeprosin, tego, aby natychmiast przywrócono mojego człowieka na dotychczasowe stanowisko, wyrzucono stąd tego mąciciela, zapędzono ludzi do pracy, a na koniec wy dwie macie zacząć się zachowywać jak przystało na córki z dobrego domu – wyrzuciła z siebie arystokratka, ani myśląc skorzystać z zaproszenia Edgara.
        - Choć raz się zamknij i posłuchaj, co inni mają ci do powiedzenia! - Nie wytrzymała Escrim, uderzając pięścią w stół.
        - Jak śmiesz!? Jeszcze słowo i cię wydziedziczę! - zagroziła seniora la Tranchte.
        Kapitan jedynie prychnęła pogardliwie. Ze wszystkich gróźbm jakie matka mogła wysforować w jej kierunku, ta akurat okazała się najmniej skuteczna. Raz, że gwardzistka dawno już uniezależniła się od rodowej fortuny, a dwa, co zresztą miało jeszcze miejsce zanim zaczęła karierę w służbach królewskich, Escrim sama zrzekła się praw do dziedziczenia, cedując takowe na Megan. Rzecz jasna, aby o tym wiedzieć, Cordelia musiałby choć trochę interesować się rodzinnymi finansami, myśląc o domowym budżecie nieco szerzej niż tylko w kwestii jego trwonienia.
        - Skoro już poruszyliśmy kwestię dziedziczenia, pozwolę sobie zauważyć, że w waszym rodzie została ona bardzo dokładnie sprecyzowana - kontynuował Edgar nie wzruszony rzuconą w jego kierunku obelgą. - A w dokumentach, które mam przed sobą, poza samym prawem wynikającym z pokrewieństwa krwi, mowa jest o obowiązku, odpowiedzialności i poszanowaniu reguł, w tym szczególnych zapisów udzielania pełnomocnictwa.
        - A kto cię pytał o zdanie, stary durniu? - przerwała Cordelia.
        Jako księgowy, prawnik, a nade wszystko jako nauczyciel kształcący kolejne pokolenia w rodzinie la Tranchte, Edgar miał zwyczaj przemawiać prosto, cierpliwie i nieco przydługo, tak aby jego rozmówca mógł złapać odpowiedni kontekst, który pozwoli mu lepiej zrozumieć przytaczane argumenty, jednak czasem okoliczności zmuszały mężczyznę, by powyższą bez wątpienia słuszną strategię zamienić na bardziej bezpośredni, szokujący przekaz, skupiający uwagę nawet takich jednostek jak Cordelia.
        - W świetle obowiązujących przepisów prawa, odkąd ukończyła siedemnaście lat, cały majątek rodu la Tranchte należy do Megan.
        - Cooo? - Przez chwilę Cordelia rzeczywiście wyglądała, jakby otrzymała cios obuchem.
        - Wiedziałaś o tym? - Escrim spytała siostrę.
        - Od wczoraj - przyznała Megan.
        - Dysponowanie nim bez zgody właściciela, w tym wystawianie jakichkolwiek weksli, nie tylko nie pociąga za sobą żadnej mocy prawnej, ale samo w sobie stanowi przestępstwo – kontynuował prawnik.
        Cordelia nie potrzebowała usłyszeć więcej, by znaleźć powód skierowania swojej złości na córkę. Natychmiast też ze wzrokiem pełnym furii i pazurami wyciągniętymi niczym tygrys, rzuciła się w kierunku Megan. Szczęściem dziewczyny kapitan była szybsza, w porę chwytając napastniczkę pod ramionami i odciągając ją do tyłu.
        - Ty pijawko! - dyszała wściekła seniora.
        - Uspokój się, matko! Daj mi coś powiedzieć - próbowała wtrącić Megan.
        - Ta wasza żałosna intryga na nic się nie zda! Wrócę tu z ojcem i oddziałem straży! - zagroziła Cordelia.
        - Oddział straży już jest na miejscu - złośliwie zauważyła Escrim.
        Warcząc ze złości, arystokratka w końcu uwolniła się z objęć córki, po czym demonstracyjnym, pełnym pogardy krokiem udała się w stronę wyjścia.
        - Już po wszystkim? - Uprzejmie spróbował zapytać Dorland, w odpowiedzi inkasując siarczystego plaskacza w policzek.
        Oburzona arystokratka wyszła z pomieszczenia, pozostawiając swoich rozmówców samym sobie.
        - Chyba nieźle to zniosła - zauważyła Megan.
        - Czasem zachowuje się jak wariatka, ale wciąż ma w mieście odpowiednie kontakty, za sprawą których przynajmniej spróbuje zrealizować swoje groźby - dodała Escrim.
        - Świetnie, tak jakbym robiła komuś na złość. Czy to moja wina, że kazała mi zajmować się rodzinnym biznesem, odkąd nauczyłam się czytać?
        - Naprawdę wszystko jest teraz twoje? - spytała kapitan.
        - Mhm. To znaczy, świadczy o tym jeden dokument. Ten, który leży tu na stole. Matka pewnie chciałaby, żeby on nie istniał, podobnie jak hrabia Pascon, który jako zastaw własnych inwestycji posiada majątek Cordelii, a co za tym idzie, choć się nie znoszą, interesy mają te same. Za to my mieliśmy już dwie próby kradzieży, jedno porwanie, kilka szantaży i dziesiątki gróźb - wyjaśniła Megan
        - Potrzebujesz pomocy?
        – To sprawy prywatne, więc chyba nie powinnaś angażować w nie swoich ludzi.
        Zdając sobie sprawę, że ostatnia wymiana zdań pomiędzy nią a siostrą odbyła się przy otwartych drzwiach, pozostawionych tak przez wychodzącą Cordelię, w skutek czego Gavin, Dorland, Nathan i reszta z pewnością słyszeli, w czym problem, Escrim postanowiła zwrócić się bezpośrednio do podwładnych.
        - Na dziś koniec służby - oświadczyła gwardzistka. - Ci, którym spieszno do Arturonu, mogą wracać. Kto chce pomóc, prywatnie, to zapraszam do stołu.
Zablokowany

Wróć do „Arturon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości