Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Ciężko oczekiwać by mężczyzna pokroju Dagona stąpał z lekkością i gracją baletnicy. Ba! Podobne zachowanie - nawet jeśli było to myślenie stereotypowe - zupełnie mu nie przystało. Pewny siebie gość szedł tak, by było słychać, że idzie. Oczywiście, że nie łomotał buciorami jak stado przepitych wojaków mieszanych ras, ale stukot obcasów niosący się po bruku, szczególnie nocą, dawał jasno znać, że właśnie szedł ktoś, kto nie krył się po kątach. Tak właśnie zwykł chodzić diabeł, wiele można mu było zarzucić, ale z pewnością nie krycie się po wnękach, a przynajmniej nie ze strachu. Jeśli już coś skłaniało czarta do cichego stąpania, to zdecydowanie należało zacząć się bać, zazwyczaj rzeczonego piekielnika właśnie.
Dodając do tego fakt, że bies był u siebie, wracał właśnie po którejś nieprzespanej z rzędu nocy, w zasadzie prosto z roboty, że nic nie szło po jego myślach, a nie lubił gdy świat nie stosował się do jego planów, oraz że był ranny, naiwnym było liczyć by stąpał na paluszkach.
Z podobnym też wdziękiem Bajer opadł na kanapę, zasłużony odpoczynek witając z mrukliwym westchnieniem ulgi.
Ciężkie powieki, do tej pory przymknięte, całkiem opadły na czarne źrenice i już nie chciały się otworzyć, gdy czart odpływał powoli w krainę odpoczynku i błogiej, ograniczonej świadomości, nie wiedząc jakie widoki traci. Nawet nie zwrócił uwagi na dźwięki szkła i chlupot nalewanego alkoholu. Po utracie czułych psich zmysłów wszystko zdawało się bardziej stłumione. Podobnie czuł się człowiek, który opuścił bardzo głośny festyn i popisy grajków. Przez jakiś czas cisza zdawała się wręcz gwizdać w uszach. Tak samo więc jak świeżo po przemianie Laufey był przytłoczony ilością bodźców, tak ich brak wręcz usypiał.
Dopiero głos Kimiko przywołał umęczonego biesa z powrotem do rzeczywistości. Dagon niechętnie uchylił jedną powiekę, dopiero po uzyskaniu ostrości obrazu z chęcią otwierając drugie.
        - Ja jestem kłopotami - odparł pewnym siebie głosem, chociaż bardziej ochrypłym niż zwykle, gdy wydobywał się z suchego gardła. Kły odsłoniły się w uśmieszku piekielnika, chociaż nie wiadomo czy cieszył się bardziej porannym obrazkiem, czy swoimi słowami.
        - Pomyśl sobie jak wygląda ten drugi - dodał jeszcze na podsumowanie, sięgając po przyniesionego drinka, co zresztą było wyjątkowo miłym gestem ze strony kocicy i wywołało szerszy, prawie wdzięczny uśmiech.
        - Jak to co, pogryzł mnie pies - odpowiedział nonszalancko.
Akurat gdy diabeł przekręcał głowę podążając za ręką wyciągniętą w kierunku wody życia, spod kołnierzyka białej koszuli malowniczo nasiąkniętej ciemniejącym już szkarłatem, wychynęło ugryzienie. Może na psiej wersji Bajera obejmowało większą część ciała niż na karku oryginalnego diabła, ale wciąż ślad był całkiem spory i pięknie podkreślał odpowiedź Laufeya, który właśnie doceniał gest dziewczyny, z zadowoleniem biorąc łyk alkoholu.
Whisky przyjemnie paliła gardło, rozbudzała przytępiony zmęczeniem umysł i chociaż Dagon wciąż miał wielką ochotę na drzemkę przytrzymywała go na jawie wraz z brunetką i jej-jego koszulą. Bies dźwignął się na łokciu nachylając do dziewczyny. Kanapa zdecydowanie powinna stać bliżej stolika. Wolną ręką sięgnął do poły z nieużywanymi guzikami i zaczepnie spróbował przyciągnąć Kimiko do siebie.
        - Widzę, że chyba się nie nudziłaś… - zamruczał. - Albo bardzo spodobała ci się koszula - zażartował, chociaż zmęczenie przebijało się nawet w bezczelnych ślepiach diabła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko stąpała bezszelestnie i beztrosko, kątem oka obserwując diabła. Był przytomny, ale już niedługo, więc nie licząc postoju na drinka ruszyła od razu w jego stronę, by ocenić zniszczenia. Wyglądał marnie, ale teraz już wiedziała, z kim ma do czynienia i nie przejmowała się aż tak śladami krwi. Poza tym czuła, że ta ma już kilka godzin, a świeża pojawia się w niewielkich ilościach. To jej nie niepokoiło i jedyną ulgą w cierpieniu, jaką proponowała Dagonowi, była whisky w kryształowej szklance. I niby świeżo palona kawa, opary alkoholu zdawały się docucić mężczyznę, który zaraz spojrzał na nią bystrzej, z równie ciętym komentarzem. Poprawiła materiał koszuli.
        - To by się zgadzało – mruknęła z nieodgadnionym uśmiechem, przyglądając się diabłu, a później już jawnie parsknęła na kolejny przejaw diablej arogancji. No przecież.
        - A zostawiłeś go żywego? – zakpiła, udając pogardę, ale podając diabłu drinka i wolną wówczas ręką również podparła się na udzie. Ramiona splotła pod biustem przytrzymując nimi poły koszuli. Później tylko prychnęła, kątem oka spoglądając na ślad ugryzienia. Walił psem, i to nie jednym. Jego psi zapach też już znała.
        Z lekkim uśmiechem przymrużyła powieki, spoglądając spod nich pobłażliwie na sięgającego w jej stronę diabła. Może i sięgnąłby pewniej, gdyby miał więcej sił w sobie, ale dziewczyna nie miała zamiaru mu nic ułatwiać, siedząc jak wcześniej i tylko stopą odtrącając na moment rękę, która zatoczyła lekki łuk i powróciła w jej stronę.
        - Uhm, tak strasznie tęskniłam i tuliłam się do niej caaałą noc - zamruczała ironicznie, pozwalając, by idealnie gładki materiał kpił z podobnej wizji na równi ze słowami.
        Krawędź koszuli, pociągnięta słabo przez diabła, zbliżyła się do niego na moment, gdy Kimiko wstała, ale dziewczyna objęła zaraz się ciaśniej ramionami, szczelnie domykając może i niezapiętą, ale wciąż na nią za dużą koszulę. Ta też zaraz wymsknęła się z czarcich palców, gdy panterołaczka odwróciła się do diabła plecami i skierowała w stronę garderoby. Puszczone luźno wzdłuż ciała ramiona uwolniły materiał, który znów łopotał swobodnie, ale leżący wciąż na kanapie mężczyzna miał widok i tak tylko na czarne włosy, biel tkaniny i bujający się przy opalonych nogach panterzy ogon.
        Mimo całego tego droczenia się, Kimiko tak naprawdę po prostu nie przyzwyczaiła się jeszcze do mieszkania u Dagona aż tak, jak jej się wydawało. Gdyby nie koszula na jego łóżku prawdopodobnie jeszcze chwilę błąkałaby się po mieszkaniu poszukując swoich ubrań, nim przypomniałaby sobie o istnieniu garderoby. Teraz właśnie tam postawiła bose stopy, odnajdując cały komplet swojej odzieży, w którą szybko i sprawnie się przebrała. To wciąż było dziwne i zajmowało nieco myśli Kimiko, gdy szła do swojego pokoju, by przypasać broń do uda i zabrać parę rzeczy. Później, z nietypowo pochmurnym obliczem wyszperała w jednym z ukrytych zakamarków w torbie felerną bransoletkę. Wciąż nie mogąc znieść bijącej od niej magii, złapała drobiazg przez swoją bandycka chustę, przy okazji zawijając w nią srebrny łańcuszek i tak zostawiając na łóżku. Spoglądała przez chwilę na to niewinnie wyglądające zawiniątko, zastanawiając się czy dobrze robi, ale po chwili wróciła do Dagona, tym razem przysiadając już na brzegu kanapy obok rozwalonego mężczyzny i czekając aż ten podniesie znów na nią oczy.
        - Wychodzę – zaczęła łagodnie i nieco od końca, przyglądając się Laufeyowi. Dopiero uderzenie serca później przeszła do konkretów. – Na łóżku zostawiłam tę cholerną bransoletkę, która blokuje przemianę u zmiennokształtnych. Nie wiem, czy na ciebie zadziała, ale możesz sprawdzić w wolnej chwili. Musiałeś o tym myśleć – dodała, jakby usprawiedliwiając swoje zachowanie.
        Nie była naiwna – jak zawsze ryzykowała świadomie. Dagon chciał sprzedać biżuterię, to fakt, i pokłócili się wtedy ostro, ale niezupełnie o to, a bardziej wskutek nieporozumienia, które powstało po drodze. Ostatecznie jednak oddał jej błyskotkę, nie chcąc niczego w zamian. Może tylko pozornie, by kiedyś zażądać spłaty “długu”. Być może to było bezinteresowne, w końcu na niedobór monet chyba nie narzekał. Może to było przemyślane, by czuła się wobec niego w jakiś sposób zobowiązana, na co swoją drogą lepiej nie liczyć w przypadku złodziei; jeśli dajesz, oni biorą, bez zadawania pytań. Nie wiedziała, więc teoretycznie świadomie podejmowała ryzyko, zostawiając mu bransoletkę, ale z drugiej strony, na los, nie było trudno jej ją zabrać wcześniej. W każdym razie nie analizowała tego bardzie, i tak nie miałaby szans go przechytrzyć. Miała za to okazję pomóc mu, nie krzywdząc przy okazji nikogo innego, więc zaryzykowała.
        - W każdym razie spróbować nie zaszkodzi. Tylko chyba trzeba ją wokół czegoś zapiąć, a ty masz nadgarstek większy niż moja kostka, więc najwyżej pokombinujesz - uśmiechnęła się znów lekko i pochyliła do Laufeya, jakby chcąc go pocałować w policzek. Zaraz jednak cofnęła się marszcząc nieznacznie nos.
        - Uch, śmierdzisz jak cała psiarnia – mruknęła i wyszła, zostawiając diabła na kanapie.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon okazywał się być istotą, której nastrój na zaczepki i flirty nigdy nie przechodziły, gdy nawet zmęczony nie odpuszczał droczenia się z panterą. Istotną kwestią, jedyną, która ulegała zmianom, było czy podobne zabawy uskuteczniał tylko dla własnej rozrywki, czy może miał w tym interes oraz czy przypadkiem nie miał większego interesu w swojej rozrywce. Podobnie sprawa jawiła się z czarcią arogancją, która wydawała się nieskończona nawet gdy ten wyglądał raczej jak zaprzeczenie własnych słów i dumy.
        - Niespecjalnie - odparł swobodnie na pytanie dotyczące żywota przeciwnika. Pies był martwy, a na dobrą sprawę pewnie i ktoś z widzów mógł już na stałe zostać w zaułku, gdyż nawet w psiej postaci i próbując się wydostać z wiążącego go kręgu, bies nie patyczkował się ze stojącymi mu na drodze, wyładowując na nich swoją złość.
        Dziewczyna z kolei wykorzystywała swoją chwilową przewagę w postaci wypoczęcia i wyspania, bezczelnie drażniąc się ze zmęczonym diabłem. Przepychanki witał z zadziornym uśmieszkiem, podobnie też żegnał odchodzącą zmiennokształtną.
Powiódł jeszcze oczyma za ogonem unoszącym nieco koszulę podczas ruchu i z trudnym do zinterpretowania uśmiechem dopił drinka. Pustą szklankę postawił na podłodze i tyle by było z diablej obecności w apartamencie. Wystarczyła chwila ciszy i zmęczenie znowu zaciągnęło go w przyjemną ciemność.
        Nie zdążył jednak na dobre zasnąć gdy znów wybudziła go Kimiko, tym razem przysiadając obok na kanapie. Spojrzał na nią uważnie, nie zaczepiając tym razem a w spokoju słuchając co ma do powiedzenia.
Wiedział jak wygląda człowiek mówiący coś istotnego lub trudnego dla niego, umiał czytać ludzi, między innymi przecież dlatego potrafił nieźle oszukiwać grając w karty. Nie od wczoraj też znał brunetkę by nie wiedzieć, że chce coś powiedzieć, zastanawiając się jednocześnie ile na tym straci.
        - Ciekawość granicząca ze wścibstwem, w duecie z wrażliwością, nigdy nie przynoszą nic dobrego, a mimo to wciąż igrasz z ogniem. Ile razy musisz się sparzyć? - zapytał z nieznacznym uśmiechem, ale nie kpiącym ani złośliwym. Więcej, głos diabła brzmiał wręcz czule, gdy ten w swój charakterystyczny sposób odgarnął czarne kosmyki za ramię dziewczyny.
        - Na rogach ją sobie mogę powiesić, to chciałaś powiedzieć? - zadrwił wreszcie, na moment rozluźniając i zmieniając atmosferę.
        - Próbowałem - dodał ponownie poważnym tonem. - Wiele próbowałem, ale doceniam. - Przeczesywanie palcami włosów dziewczyny, zakończył muśnięciem kociego ucha.
Fakt, że dość silny artefakt był w stanie zadziałać na niego i klątwę, zachował dla siebie, a to dlatego, że działanie było zgoła odmienne od oczekiwanego. Przecież klątwy nie rzucał pierwszy lepszy czarownik. Owszem, przedmiot mógł wyhamować przemianę, ale nie tę, którą by chciał. Tak, sprawdzał. O dość nieprzyjemnych skutkach eksperymentu wiedziała jedynie Elleanore. To był właśnie epizod, który miał znaczący wpływ na zawarcie drugiej iście kuriozalnej zażyłości w życiu diabła. Najwyraźniej interpretacją działania podobnych artefaktów było blokowanie przeistoczenia się w tę prawdziwą postać. Wilkołak w duszy był wilkiem, więc nie mógł się zmienić w wilka. On był diabłem, więc przemiana w psa nastąpiła bez utrudnień, ale wrócić na dwie nogi miał niemały problem. Czy wszystkie przedmioty tak działały, nie wiedział i wolał nie sprawdzać. jednak darował sobie tłumaczenie detali Kimiko. Za to wyszczerzył się bezczelnie, gdy twarz musnęły mu czarne włosy, ale brunetka odsunęła się od niego z wyraźnym niesmakiem.
        - Podła kokietka - rzucił jeszcze za nią, rechocząc pod nosem i zamykając ślepia. Myć się będzie jak już się wyśpi.

A że zaległości w odpoczynku miał spore nawet jak na niego, a swoje trzy grosze dorzuciły zarówno kłopoty jak i obrażenia, wracająca Kimiko mogła zastać czarta wciąż rozciągniętego na kanapie tak jak padł przed jej wyjściem.

        Tymczasem Chrysant Balboette miał nie lada zgryz. Jego lokal od zawsze był jednym z tych bardziej luksusowych i szanowanych. Plasował się w czołówce najlepszych restauracji, jak sam zwykł powtarzać, w tej części Alaranii. To nie była melina szemranych typków. Owszem nie wypędzał nikogo, szczególnie gości kulturalnych i mogących solidnie zapłacić, ale wciąż nigdy nie wiązał oberży z żadną konkretną organizacją ani gangiem. Między innymi dzięki temu zawdzięczał prestiż oraz bezpieczeństwo. Był właścicielem nie tylko doskonałej restauracji, gdzie zjeść wyśmienity posiłek mogli zamożni kupcy czy szlachta, ale i neutralnej wyspy dla władców tej mniej oficjalnej Aerii. Miejscem gdzie nikt nie odważyłby się wywołać walki i którego nikt nie obierał za cel. To było całe piękno Chrysantemy. Jak inaczej mógłby w spokoju prowadzić interes? Gastronomiczny jak gastronomiczny, ale paser, który chciał być żywym paserem przez długi czas, unikał politycznych konotacji. Wystarczyły zmiany na stołkach i należało się zwijać lub układać się z innymi, a troska o własną głowę spychałaby inne, istotniejsze kwestie na dalszy plan.
A teraz? Teraz oficjalnie postawiono mu ultimatum - jesteś z nami lub przeciw nam. Coś czego nigdy nikt by nie zaproponował z uwagi na komfort własnych interesów. I nie musiał kryć, że osoba pewnego diabła nie była tutaj bez znaczenia. To właśnie było drugie zmartwienie krasnoluda. Co zrobi właśnie ten rzeczony czart. Czy nie potraktuje podobnej ugody jako zdrady zaufania?
        Nie wątpił by rogacz był w stanie dogadać się Villainem, tylko, że tamten zabrał się za sprawę od dupy strony, szlag by gada trafił! Nie mógł normalnie, kulturalnie pogadać z piekielnym pomiotem? Laufey był biznesmenem i wiedział co mu się najlepiej opłacało, całą resztę mając w głębokim poważaniu. Nie. On musiał zabrać się za miasto, diabła traktując z góry jak wszystkich innych, przymierzając się do zmuszenia piekielnika do przyjęcia zwierzchnictwa smokołaka lub rozpoczęcia walki, jego pakując między młot a kowadło.
Może i bies był jego przyjacielem. Może i Chrys nieraz pogrywał sobie z nim tak jak nikt inny by się nie odważył. Był jednak też cały czas świadom z kim miał do czynienia i teraz poważnie zastanawiał się czy zgoda na układ z Reedem nie była tym drobiazgiem, który mógł pogrzebać wieloletnią znajomość, skłaniając czarta do nabrania chęci by urwać mu warkocz razem z głową, a jego do proszenia gada o ochronę przed dawnym przyjacielem. Jasna cholera trafiłaby obu!
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Skubany wyczuwał pismo nosem, widziała to, ale też oznaczało to z kolei, że i ona się go uczyła. Dobrze, przynajmniej potraktuje jej słowa poważnie, nawet jeśli zorientuje się, jak istotne są dla niej. Zresztą, dawno już przestali udawać, że są wobec siebie podejrzliwi, nie ma co się wygłupiać. Jeśli już odważyła się okazać troskę to powinna też mieć odwagę się do tego przyznać i w razie czego wziąć na klatę konsekwencje. Tak dzielnie sądziła, dopóki Dagon się nie odezwał. Przenikliwie, jak zawsze, ale tym razem to była głównie jej wina – odsłoniła brzuch i poczuła się, jakby diabeł przejrzał ją na wylot. Równie dobrze mógł ją pieszczotliwie podrapać nożem pod brodą. Normalnie idealne zobrazowanie zgrabnego „kuźwa mać, szlag by cię jasny trafił, ty durny kocie”, które tylko wymamrotała do siebie w myślach, bardziej zrezygnowana niż przejęta, uśmiechając się słabo i rumieniąc lekko ze wstydu, który nie miał nic wspólnego z dotychczasowymi zaczepkami diabła.
        - Dobre pytanie – powiedziała jednak, nabierając głębiej powietrza i wydmuchując je w pasmo włosów, odrzucając kosmyk z pola widzenia, podczas gdy diabeł odgarniał inny za jej ramię.
        Sama nie wiedziała, czy ten czuły ton jej pomagał, czy pogrążał, gdy wahała się pomiędzy groźbą a troską („jasne…”) skrytą w tym zdaniu. A może były tam obie? Ważne jednak, że był miły i łagodził nacisk na piersi, więc odpuściła sobie analizy, zwłaszcza że było już po ptakach. Nie zastanawiała się też nad tym bardziej, bo zaraz zaśmiała się krótko w głos i przeniosła rozbawione spojrzenie na Dagona, a później nad jego głowę, gdzie znajdowały się skryte pod iluzją rogi. Dopiero wtedy zielone ślepia znów spojrzały mu w oczy.
        - Dokładnie to chciałam powiedzieć, ale nie chciałam być aż tak złośliwa – mruknęła z powracającym nieśmiało drwiącym uśmieszkiem, nim pokiwała głową, a kącik ust znowu drgnął jej lekko, gdy diable palce zahaczyły o ucho. Uhm. Przynajmniej już była świadoma tego, że wszystko, co robił, robił celowo. Wbrew pozorom ta wiedza jakoś pomagała.
        Pożegnała się na swój sposób, chociaż w planach miała milszy, i uciekła, podśmiewając się pod nosem na kolejny absurdalny zarzut. Ona kokietka, też coś…

        Biegła znów dachami, jako pantera. Nie miała ochoty odwiedzać Reeda, dość tego gada miała po wczoraj. Nigdy nie mówiła nigdy, ale chwilowo zamierzała odłożyć swoje wizyty w intrygującym kramie. Nowa Aeria miała przecież o wiele więcej do zaoferowania, a ona zobaczyła dopiero dwie dzielnice! Jeszcze trochę i naprawdę zasłuży sobie na łatkę domowego kota, jak się odpowiednio nie poszlaja. Na lasy zawsze jest czas, a miasta miały w sobie coś pociągającego i też były swoistą dżunglą, rządzącą się zmienionymi tylko nieco prawami. Przemierzała więc kolejne dzielnice, jednocześnie zaspokajając potrzebę pędu, uczucia zmęczenia w łapach i łapania kolejnych widoków. A z góry było widać wszystko najlepiej, zwłaszcza że była tu… sama…?
        Czarna pantera próbująca zatrzymać się w miejscu z pełnego pędu to zdecydowanie nie jest obraz pełen gracji, ale przynajmniej Kimiko udało się nie spaść z budynku. Pazury zaorały ceglany dach jednej z kamienic, gdy rozszerzone kocie ślepia wypatrywały tego, co mignęło im przed chwilą na sąsiednim dachu – czarnego ogona.
        „Niemożliwe, to nie ma prawa się dziać”, warczała w myślach, zawracając momentalnie i pędząc w upatrzonym kierunku. Opadała miękko na łapach, odbijając się od gzymsów i parapetów, za nic już sobie mając czy zostanie dostrzeżona przez kogoś z mieszkających w środku, czy też nie. Przeskoczyła na następny budynek, zwalniając i zakradając się wokół jednego z potężnych kominów, nietypowo odsłonięta, polując na nietypową ofiarę. Nietypową, bo nie uciekała ani nie kryła się, czekając na nią spokojnie. Stał tam, suczysyn, w swojej ludzkiej postaci, opierając się barkiem o komin. Kimiko warknęła wściekle, sycząc, szczerząc kły i jeżąc się cała, ale Seth tylko się uśmiechnął, ani myśląc się przemienić. Najwyraźniej sądził, że wówczas ona wróci do ludzkiej postaci. Niedoczekanie.
        Zaatakowała z rykiem, z zadowoleniem obserwując zaskoczenie malujące się przez moment na jego twarzy, nim sam opadł na cztery łapy. Za późno. Kocica runęła na niego całym pędem, przewracając się z nim na ziemię i przez moment kotłując wściekle, próbując złapać za gardło. Panterołak jednak znacznie przewyższał ją siłą, zarówno przez wiek, jak i rozmiar, więc szybko znów wylądowała na grzbiecie z kłami na własnej szyi. Dobrą chwilę czekał aż się uspokoi, czyli przemieni, i dopiero wówczas sam wrócił do ludzkiej postaci, przytrzymując jeszcze dziewczynę na plecach.
        - Cześć, Kimi. – Wyszczerzył się, pochylając nad nią i przytrzymując ją za nadgarstki. Bezczelnie na niej usiadł, ale i tak udało jej się kopnąć go w plecy. Niezbyt skutecznie, sapnął tylko, ale jej poprawiło humor. – Uspokoisz się? Wiesz, ja nie narzekam, ale chyba musi być ci cholernie niewygodnie.
        - Pieprz się, wiesz?
        - Tak sam? – zaśmiał się, gdy go znowu kopnęła, ale faktycznie nie wyglądał jakby miał się gdzieś wybierać. – No już, kotek. Ja tak mogę siedzieć do nocy.
        - Złaź ze mnie!
        - Nie rzucisz się na mnie z zębami? – zapytał ze spokojem, który irytował dziewczynę niesłychanie, ale gdy milczała, zaciskając zęby, tylko westchnął ostentacyjnie i oparł się o jej ręce, rozglądając po okolicy. – Ładne widoki stąd, prawda? Ciekawe miasto, różnorodne… Zachód słońca musi całkiem przyzwoicie tu wyglądać, może sobie obejrzymy?
        - Dobra, nie rzucę się, złaź ze mnie do cholery!
        - Ale na pewno? Bo drugi raz…
        - Seth, kuźwa, złaź ze mnie w tej chwili, bo odgryzę ci łeb!
        - Dobra, dobra – zaśmiał się i najpierw wyprostował, zabierając ręce, a gdy złodziejka nie skoczyła na niego od razu, wstał powoli, otrzepując spodnie.
        Kimiko odskoczyła jak oparzona, spozierając na niego wściekle i odruchowo obchodząc lekkim łukiem. Zobaczył to i pogroził jej palcem z uśmiechem, na co znowu pokazała kły. Ależ nie znosiła gnoja! Fuknęła jednak tylko i otrzepała się z brudu, klnąc pod nosem, gdy zobaczyła jak bluzka przesiąka krwią z nielicznych ran. Ciekawe, jak się z tego wytłumaczy… Bajera pogryzł pies, ją podrapała pantera, co za ironia losu.
        - Wybacz, mała.
        - Jasne.
        Łypnęła na niego, sprawdzając czy przynajmniej wygląda gorzej od niej, ale nim zdążyła się ucieszyć na widok jego ran, zdała sobie sprawę, że kocur się hamował. To odebrało zwycięstwu jego słodki smak, a jej energię do walki. Przez chwilę spoglądała jeszcze na Aswada, ale w końcu prychnęła pod nosem i usiadła pod kominem, opierając się o niego plecami i krzyżując nogi. Po chwili panterołak usiadł koło niej, zapierając się nogami i opierając o kolana wyprostowane ręce. Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą przerwała dopiero złodziejka.
        - Co tu robisz?
        - Chowam się przed twoim diabłem. – Seth uśmiechnął się krzywo, najwyraźniej niezbyt zadowolony z tego zdania, ale przynajmniej przykuł pełną uwagę dziewczyny, która spojrzała na niego zaskoczona, zarówno słowami, jak i bezpośredniością pantery. – Mam zlecenie na karku – dodał gwoli wyjaśnienia, a Kimiko znów odwróciła wzrok przed siebie.
        - Zasłużyłeś sobie.
        - Ta, nie pierwszy i nie ostatni raz.
        Zacisnęła usta. Z jednej strony chciała rozszarpać mu gardło. Z drugiej… powoli powody, które nią kierowały, stawały się coraz bardziej odległe, a ona musiała się przed sobą przyznać, że towarzystwo innego panterołaka wywołuje w niej dziwne uczucie, którego nie umiała nazwać, ale które powstrzymywało ją od nieustannej walki.
        - Whitaker – odezwał się znowu Seth, jakby czytał jej w myślach. – To nie było nic osobistego.
        - Mówiłeś już.
        - Ale nie słuchałaś – dodał, spoglądając na nią poważniej. Prychnęła, a on wywrócił oczami. – Nie zrobiłby ci krzywdy.
        - Zrobiłby ze mnie chodzący bukłak z krwią, Seth! Nie wkurzaj mnie na nowo! – warknęła, a gdy kocur się zaśmiał, ze złością kopnęła go w kostkę, aż odjechała mu noga, a ręka opadła, na co znowu parsknął śmiechem. Kimiko odwróciła głowę, by ukryć swój grymas, zdecydowanie zbyt bliski uśmiechowi.
        - Czego chcesz? – zapytała, spoglądając znów na zmiennokształtnego, gdy na nowo spoważniała. Ten uniósł brwi z rozbawieniem udając niezrozumienie, a Kimiko zmrużyła ślepia. – Nie rób ze mnie głupiej. Wiem, że wiesz, że on tu jest. Skoro się przed nim chowasz, to czemu tu?
        Panterołak milczał przez chwilę, przyglądając jej się z takim samym zaciekawieniem, jak ona jemu. Losie, miała do niego milion pytań. To był całkiem niezły powód, by przestać rzucać mu się do gardła.
        - Tu mam za kim, chwilowo – odpowiedział w końcu, siadając znów wygodnie i spoglądając przed siebie. – Chociaż to raczej nie potrwa długo.
        - Reed?
        - Bystrzacha – zamruczał z uśmiechem.
        - Czemu?
        - Czemu co? Czemu on, czemu za nim, czemu chwilowo?
        - Gadaj, bo wcale nie chce mi się z tobą zachodu słońca oglądać.
        - Marzysz o tym.
        - Nie.
        - Podła…
        - No co wy macie wszyscy… - warczała Kimiko pod nosem, na szczęście przeszło to niezauważone, gdy Seth śmiał się głośniej. – No mówże. O co mu chodzi?
        - A nie wiem, czegoś od ciebie chce, więc uważaj na siebie mała.
        - Ta, jasne, dzięki.
        - Poważnie mówię, to nie byle jaszczurka, Kimi. Ma takie plecy, że opryszki twojego chłoptasia się wycofały, a z tego co wiem to nieźle sakiewką podzwonił. W sumie to mi pochlebia.
        - Wszystko ci chyba pochlebia – mruknęła znów pod nosem, ku niezmiennemu zadowoleniu Setha.
        - A ciebie chyba wszystko drażni, co?
        - Tylko ty i to wybitnie.
        - O widzisz, to mi może…
        - Daj sobie spokój – parsknęła w końcu śmiechem i pokręciła głową. – Znowu mącisz, zamiast gadać. Czemu w ogóle mi to mówisz? Pracujesz dla niego czy nie?
        - Tu pojawia się magiczne „chwilowo”. Lubię swoje życie i nie dam się go tak łatwo pozbawić…
        - Zauważyłam.
        - …więc póki co, latam na posyłki gada. Nie wiem, czego od ciebie chce, ale nie podoba mi się to, więc cię uprzedzam. Miał ci też włos z głowy nie spaść, ale to już twoja wina.
        - Jasne. Ale czemu mnie uprzedzasz?
        - Daj spokój, mała. Między nami panterami. – Puścił do niej oko, ale Kimiko tylko przymrużyła znów ślepia, więc spoważniał, odwracając się w jej stronę. – Bo raz już przeze mnie miałaś kłopoty, a cię lubię, więc na kolejną ofiarę wybiorę sobie kogoś innego. Satysfakcjonuje cię taka odpowiedź?
        - Wcale – stwierdziła i wstała, powoli otrzepując się z ziemi. Żarty żartami, ale nie będzie tu z nim zachodu słońca oglądać.
        - Dobrze, przynajmniej będziesz czujna. Możesz też Laufeya zapytać, co by chciał za zdjęcie mi zlecenia z karku.
        - Obawiam się, że twojej skóry na podłodze przed kominkiem.
        - Ma kominek? Na pewno się tam wygodniej powylegiwać niż na dachu, co? – Wyszczerzył się zaczepnie, w zamian dostając tylko jawnie sztuczny uśmiech.
        - Pa, Seth.
        - Pa, kotku. Do następnego.

        Gdy wróciła do mieszkania, było już ciemno, więc Dagona albo nie było, albo spał, bo wszystkie lampki były pogaszone. Nie żeby robiło jej to jakąkolwiek różnicę poza przekazaniem informacji. Stąpała bezszelestnie jak zawsze, ale tym razem umyślnie skradała się, by nie obudzić śpiącego wciąż na kanapie diabła, którego zobaczyła po chwili. Zatrzymała się na moment na wysokości kanapy, ale dobre kilka kroków od niej, przyglądając się śpiącemu piekielnikowi. Zaraz jednak dostrzegła plamy krwi na jego ubraniu, co przypomniało jej o własnych i pomknęła na palcach do garderoby. Dopiero tam zapaliła jedną lampkę, rzucającą nikłe światło na wiszące równo stroje. Zdjęła bluzkę, rzucając ją pod krzesło i licząc, że nadgorliwa jak zawsze wróżka będzie wiedziała, jak sobie z tymi plamami poradzić. Ręce miała już prawie gładkie, strupy powinny odejść w kąpieli. Złapała więc świeżą koszulkę, zdmuchnęła świeczkę w lampionie i przemknęła się do łazienki. Dopiero tam poruszała się swobodniej, napuszczając wody do wanny i z lekkim samozadowoleniem wrzucając tam kawałek syczącego kamienia. Będzie miała ciepłą kąpiel, a co! Należy jej się za szarpanie z dupkiem. Do balii weszła jednak dopiero, gdy ustrojstwo rozpuściło się już zupełnie, a Kimiko ostrożnie wymieszała ręką resztę piany. Nigdy nie można być zbyt ostrożnym.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gdy tylko zapadła cisza, zmęczony umysł współpracując z ciałem pogrążył czarta w głębokim śnie pozbawionych marzeń sennych. Spokój prywatnego apartamentu sprzyjał wypoczynkowi, więc polegiwał nie budzony przez nikogo. Znajome brzęczenie wróżki puszczał gdzieś mimo uszu. Podobnie kroki i aurę Helen, która sprzątała pokój drepcząc na paluszkach by nie obudzić szefa.
Zmieniła pościel, przyniosła świeże ręczniki, poukładała czyste szklanki, opróżniła popielniczkę. Bezpieczna, przyjemna codzienna rutyna, poza obecnością śpiącego diabła, któremu przyglądała się kątem oka gdy tylko miała okazję. A to, że prezentował się tak a nie inaczej, oczywiście zostało później odpowiednio opowiedziane w prywatnej części pracujących dziewczyn.
        Tak spędził pierwsze godziny. Później sen powoli spłycał się do stanu bliższego letargowi, kiedy bies był ogólnie świadom otoczenia, ale oczy wciąż miał zamknięte, mięśnie rozluźnione, a myśli nawet specjalnie nie płynęły przez rogatą głowę. To był właśnie najlepszy odpoczynek - przerwa od własnych myśli.
Czasami osobiste knowania, ciągłe przestawianie posiadanych klocków i kombinowanie jak i do czego wykorzystać daną informację, potrafiły wykończyć lepiej niż maraton. Ostatnio Dagon nic nie robił tylko myślał, knuł i kombinował jak pies pod górę, jak pozbyć się pojawiających się kłopotów. Każdy miałby już serdecznie dość. A że nie zapowiadało się by problemy szybko ustąpiły, potrzebował jak najwięcej sił i świeżego umysłu, dlatego odłożył mało palące kwestie orientacji politycznej Chrysa na “odrobinę później” maksymalnie wykorzystując moment względnego spokoju. Nawet nie kwapił się by zmieniać pozycję, dopóki coś nie zaczynało go uwierać. Wtedy leniwie przenosił ciężar ciała układając się wygodniej i ponownie dając się opanować ciemności.
        Upływ czasu też przestał mieć znaczenie i wracająca Kimiko zastała diabła wciąż drzemiącego na kanapie.
Nie słyszał lekkiego kociego kroku, ale wyczuł pojawienie się jej obecności. Potem dało się słyszeć ciche szuranie drzwi i dźwięk wody napuszczanej do wanny.
        Dagon ziewnął bezgłośnie, przeciągając się ciężko jak leniwy kocur, powoli wracając do rzeczywistości. Chętnie jeszcze z dzień pobumelowałby mając wszystkich i wszystko w dupie, ale istniało wtedy ryzyko, że i on ocknie się w tym niezbyt ciekawym położeniu. Miasto nie dawało urlopów, zwolnień i wakacji, więc należało wziąć się do kupy, doprowadzić do porządku - no może jeszcze odrobinę zrelaksować w międzyczasie - i w te pędy wracać do roboty.
        Przeciągnął się jeszcze raz, tym razem wstając i powoli, wciąż jeszcze ziewając i rozciągając poszczególne partie mięśni, które zesztywniały podczas wielogodzinnego leżenia na kanapie, poszedł do łazienki. Po drodze spinki wylądowały w opróżnionej rano popielniczce stojącej na komodzie. Marynarka czy buty też zgubiły się gdzieś w ciemności, nim bies dotarł do przesuwnych drzwi.
        - Puk, puk - wychrypiał, wchodząc do łazienki z samo zadowolonym (a jakże inaczej) uśmiechem. Zmrużone ślepia, które dopiero musiały przywyknąć do światła lampki, z jej błyskiem odbijającym się w obsydianowej czerni, odnalazły brunetkę gdy bies przysiadł się na krawędzi wanny, w pobliżu Kimiko.
        - Może się przyłączę, skoro już tak lubisz wrzucać mnie do wody? - Po fakcie, że czart był boso, bez marynarki czy krawata, a i koszulę miał bardziej rozpiętą niż zapiętą co zapewne stało się po drodze, skoro na kanapie był jeszcze w kompletnym odzieniu, łatwo się było domyślić, że była to bardziej sugestia niż pytanie.
        - No i wreszcie jest ciepła - dodał ostrożnie mocząc dłoń w kąpieli. Nabraną dla kontroli wodą chlapnął na panterę, szczerząc się bezczelnie, ale potem czarne ślepia nabrały czujniejszego wyglądu, gdy coś niepokojącego mignęło mu na skórze zmiennokształtnej.
        - To już nie był pies - zagadnął mrucząco, odgarniając mokre włosy, palcem gładząc ślady po kłach. Dopiero wtedy zobaczył też prawie wygojone ślady zadrapań. Wyglądały lepiej niż jego ugryzienie, ale tylko dzięki zdolnościom dziewczyny.

        Dla Chrysa dzień był jak co dzień. Villain tymczasowo rzyci mu nie zawracał. Klientów nie brakowało. Pogoda była ładna więc nie brakowało podróżnych korzystających z zalet i uroków Nowej Aerii, zatrzymujących się na obiad czy podwieczorek podczas swoich wojaży. Chryzantema znajdowała się przy głównym deptaku, wśród renomowanych kramów, więc i klientela była odpowiednia. A mimo to coś niepokoiło krasnoluda. Coś czy może bardziej ktoś. Otóż ten ktoś z całą pewnością już dawno dowiedział się przez kogo karczma była zamknięta. Uszaty kelner doskonale zdał pełną relację swojemu pracodawcy z odwiedzin diabła. Pytanie więc było jedno, dlaczego diabeł JESZCZE się nie zjawił by wyjaśnić to zdarzenie i jak bardzo odroczenie niekoniecznie miłej rozmowy było dobrym a jak mocno złym znakiem. Balboette wiedział, że czart nie należał do typów kąpanych w gorącej wodzie, ale to raczej przynosiło głównie te gorsze myśli.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Zanurzyła się w wannie z minimalnym pluskiem wody i przymknęła oczy. Hm, faktycznie, ciepła woda daje zupełnie inne wrażenie… przyjemnie. Ledwie jednak panterołaczka wyciągnęła się w balii, a usłyszała kroki w mieszkaniu i uśmiechnęła się pod nosem, zanurzając nieco bardziej w mętnej od rozpuszczonego kamienia wodzie. Zerknęła nad rantem wanny w momencie, gdy uchyliły się drzwi i uniosła lekko brwi.
        - O, od kiedy pukasz? – zapytała rozbawiona, mierząc diabła spojrzeniem. Jej brwi uniosły się jeszcze wyżej, a uśmiech poszerzył, gdy usłyszała pytanie. Same niespodzianki dzisiaj ją spotykają. Podciągnęła nogi do siebie, szczerząc się wesoło. – Zapraszam – dodała, nieco zaskoczona, ale wyraźnie nie widząc w tym problemu. Nie pilnowała już diabła spojrzeniem, tylko zgarnęła kilka przyborów do mycia, póki jeszcze miała do nich dostęp.
        Kilka razy sięgnęła tylko wzrokiem na czerniejący na piersi piekielnika tatuaż, gdy ten pochylał się nad wodą, ale zaraz prychnęła iście po kociemu, gdy ochlapał ją wodą. Dowcipniś. Uśmiech utrzymał się na jej twarzy, chociaż na siłę, gdy Kimiko zorientowała się, gdzie Dagon spogląda. To znaczy: o szyi w ogóle zapomniała, nie widziała jej, więc siłą rzeczy nawet nie pomyślała o śladach, które zostawiły kły Setha. Próbowała pozbyć się strupów z przedramion, ale cholera coś wolno się goiły i gdy zadarła je paznokciem, krew pociekła na nowo. Zostawiła więc na razie szramy w spokoju, przyzwyczajona do tego, że zagoją się w swoim czasie. Przyłapana jednak, wciąż poraniona, przez moment nie wiedziała, co powinna powiedzieć, przygryzając usta. Chwila milczenia była już jednak za długa, a i ona sama przed sobą stwierdziła, że najlepsza będzie po prostu prawda. Odruchowo wzruszyła ramionami w wizualizacji efektu własnych przemyśleń.
        - To nie był pies – zgodziła się, zadzierając głowę i spoglądając na Dagona. Złapała jego dłoń, którą odgarniał jej włosy i pociągnęła lekko do siebie, niemo poganiając go do wejścia do wanny.
        – To była pantera – zamruczała, przyglądając się mężczyźnie. – Seth jest w mieście, pogadaliśmy sobie – kontynuowała swobodnie, jednocześnie wyraźnie bagatelizując własne obrażenia, ale spoglądając uważnie na Laufeya, ciekawa jego reakcji.
        Wanna była spora, mogli siedzieć w niej oboje i to całkiem wygodnie, ale też była to na tyle ograniczona przestrzeń, że powinna zdążyć zwiać, gdyby zobaczyła, że diabeł zabiera się do uzewnętrznienia na niej swojego niezadowolenia. Kwestia zwinności. A w końcu skoro wystawił za nim zlecenie to mógł nie być zachwycony, że typek pałęta się beztrosko po mieście. Nawet ona wiedziała, że to niezbyt dobrze świadczyło o skuteczności takiego listu gończego, a przecież niby co ona wiedziała? Losowi dziękowała tylko, że za nią jeszcze nigdy żadnego nie było, by na własnej skórze przekonała się, jak upierdliwie musiało się przed czymś takim uciekać. Jakby gonił cię cały świat.
        Poczekała, aż Laufey usadowi się wygodnie i sama zmieniła pozycję, bez pytania pochylając w jego stronę i układając na mężczyźnie, jak ostatnio, gdy wciągnęła go do wanny. Ciepła, lekko mydlana woda wygoniła irytujący ją psi zapach, a panterołaczka mimo wszystko zdążyła się za diabłem stęsknić, czemu dawała wyraz, moszcząc się na nim wygodnie i błądząc palcami po jego szyi i piersi, podczas gdy ogon wychynął ponad wodę i bujał się lekko, chlapiąc kroplami wokoło. Kimiko zaś skupiła się w końcu na intrygującym ją tak długo tatuażu i teraz przyglądała mu się uważnie.
        - To jest ślad klątwy, prawda? – zapytała, nie podnosząc na diabła wzroku, skupiona na wzorze. – Przypomina psa – wyjaśniła, przechylając lekko głowę i palcem dotykając czarnych linii tuszu. – A raczej mało prawdopodobne, byś sam zażyczył sobie takie dzieło, upamiętniające przemiany – mówiła już wolniej, wciąż nie spoglądając na Dagona, a teraz dodatkowo marszcząc lekko brwi i przychylając twarz do jego torsu.
        Palcem znów przesunęła po skórze i kocie źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy zmiennokształtna zdała sobie sprawę, że to, co jej się wydaje od jakiegoś czasu, wcale jej się nie wydaje. To się dzieje. Prawie przytknęła nos do opalonej skóry czarta, śledząc spojrzeniem czarne linie, które zdawały się odsuwać lekko przed jej palcem, jakby wręcz nie mogła w nie trafić, próbując ich dotknąć. Ogon śmignął w powietrzu, gdy zaintrygowana panterołaczka próbowała na własną rękę rozgryźć zagadkę, zamiast głupio się diabła pytać, czemu się tatuaż na nim porusza. Bo niby wyglądał wciąż tak samo, a jednak… a jednak pojedyncze linie, z których się składał, uciekały spod drobnego palca, chociaż coraz wolniej. Zapominając w ogóle, że bawi się czyimś ciałem, Kimiko muskała opuszkami palców czarne pasma, które coraz bardziej zlewały się z kosmykami jej włosów, opadającymi na pierś piekielnika. Roztargniona odrzuciła włosy na bok i znów spróbowała prześledzić dotykiem bieg linii tuszu, a kącik jej ust drgnął nieznacznie, gdy w końcu jej się udało. Dopiero wtedy podniosła oczy na Dagona.
        - On się rusza – powiedziała cicho, jakby „on” miał ją usłyszeć. – Czemu? – zapytała już bardziej swobodnie, opuszczając znów wzrok na tatuaż i przyglądając mu się uważniej.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Rozbawionej dziewczynie odpowiedział stłumiony rechot. Od kiedy pukał? W zasadzie to chyba gdy miał taką ochotę, na przykład gdy chciał sobie z kotką pożartować. Nigdy wcześniej nie dzielił z nikim mieszkania czy chociażby pokoju w zajeździe. Pantera była pierwsza, więc takie sytuacje wychodziły na bieżąco w tak zwanym praniu. A przecież też nie zaprzątał sobie głowy podobnymi pytaniami, miał dość innych spraw do zastanawiania się niż co by było gdyby z kimś zamieszkał. W zasadzie, równie abstrakcyjny pomysł nawet jakby chciał rozważyć, uznałby za wystarczająco absurdalny by porzucić go już na starcie. Przysiadł się więc na rancie wanny, zaczepiając dziewczynę, w między czasie pozbywając się reszty zbędnych rzeczy, gdy Kimiko nie zaoponowała.
        Z tak bliska nie sposób było nie zauważyć obrażeń na gładkiej skórze dziewczyny, więc pantera nie miała wiele możliwości do ściemniania. Chociaż pewnie gdyby podrzemał trochę dłużej albo darował sobie nagabywanie brunetki w łazience, nawet nie dowiedziałby się o starciu, chyba że ona sama podzieliłby się wrażeniami. Przypuszczał jednak, że odniesione rany pominęłaby nie wyskakując z opowiadaniem o nich zbyt chętnie.
        Przechylił nieco głowę, przyglądając się Kimiko, która w charakterystyczny sposób przygryzała wargę. Widok był całkiem urokliwy, ale też zdradzał wahanie dziewczyny. Może też dlatego, a może przez to, że pantera ogólnie miała taryfę ulgową, odpowiedzi na pytanie oczekiwał ze spokojem i cierpliwością. Cicho mruknął na potwierdzenie, że nie był to pies, jakby zachęcał do rozwinięcia tematu jednocześnie wpełzając na zwolnione miejsce, ponaglony przez panterołaczkę. Odezwał się po chwili, analizując to co usłyszał pod równie czujnym spojrzeniem kocich ślepi.
        - No proszę, więc tutaj się kocur przyczaił…? - wychrypiał rozkładając się w balii wypełnionej, co ważne, ciepłą wodą.
        - Może to ciebie powinienem poprosić o przysługę, skoro tak szybko go znalazłaś, podczas gdy reszta wołowych dup boi się tknąć go palcem - kończąc, diabeł uśmiechnął się zaczepnie. Z faktem nieuchwytności kotka, chwilowej, prawie się godził. Piekielnika bardziej drażniło to jak ktoś mu nieustannie bruździł. To, że Seth jeszcze żył, było jedynie tymczasowym efektem ubocznym.
        - Teraz tak ciężko o ludzi pracujących z pasją. Wszyscy skupiają się jedynie na zyskach i trzęsą się o własne bezpieczeństwo, grając tak zachowawczo - mówił niepowodzenie przekształcając trochę w drwinę, trochę w żart. - Co za czasy - dokończył, głaszcząc podrapaną skórę dziewczyny, która mościła się jak najprawdziwszy kot.
        Względnie wypoczęty i z Kimiko obok, jeszcze przez chwilę postanowił nie skupiać się na wkurzających go drobiazgach. Tym bardziej głaskany z takim zainteresowaniem. Kocia ciekawość niezmiennie budziła rozbawienie Bajera, ale nie prześmiewcze, a pozytywne i zaintrygowane. Było ono na swój sposób fascynujące i czart z chęcią przyglądał się zajętej panterze, której zaciekawienie nie wyglądało jakby miało mu się kiedykolwiek znudzić. W połączeniu z zadowoleniem wynikającym z tak prostej i niezobowiązującej pieszczoty, wprowadzały diabła w naprawdę wspaniałomyślny jak na niego, nie mataczący nastrój.
        - Niezupełnie - odezwał się, palcami znowu głaszcząc szyję dziewczyny, ale bez groźby, której kiedyś użył.
        - To klątwa sama w sobie, jak pokrętnie to nie brzmi - mruczał zrelaksowanym głosem, gdy dziewczyna bawiła się wzorem. Opowiadał robiąc na moment pauzę, dając Kimiko myśleć na głos, wznawiając dopiero po jej kolejnych słowach.
        - Faktycznie słabo pasowałby do garniturów - zażartował w odpowiedzi na kocie mamrotanie. Mrużąc na moment oczy, jakby się nad czymś jeszcze zastanawiał, po czym kontynuował.
        - Normalnie wcale nie powinienem mieć innej postaci niż pies - ze spokojem tłumaczył dalej. - Ale na moje szczęście przekleństwo dało się częściowo zdjąć, ono zaś jakby zwinęło się w formę znaku i tylko podstępnie czeka by znów się odezwać - przerwał na moment i mało nie dostał mokrymi włosami w pysk, których końce tylko smyrnęły go po twarzy, wywołując śmiech piekielnika. To sobie kociak znalazł zabawę.
        - Mówisz? - nawet sobie z dziewczyny nie żartował, poza podłapaniem i naśladowaniem jej szeptu. Zwyczajnie nie przyglądał się nigdy tatuażowi. Lustra używał głównie do prawidłowego zawiązania krawata a nie oglądania własnej postaci, był arogantem głęboko przeświadczonym o własnej może zawyżonej wartości, ale nie narcyzem.
        - Nie mam pojęcia, klątwa ogólnie żyje własnym życiem - dodał już normalnym głosem.
        - Chociażby kwestia artefaktów. - Zdecydowanie był w wyjątkowo hojnym nastroju. - Nie działa na nią większość z nich, również te przeznaczone na zmiennokształtnych. Chyba że są dość potężne, jak choćby nasza felerna bransoletka... - zawiesił głos przez uderzenie serca patrząc we wpatrujące się w niego zielone ślepia, i chyba jeszcze przez moment rozważając czy dobrze robi.
        - Ale wtedy czekają aż klątwa się odezwie i zatrzymują mnie w psim ciele - wyszeptał nachylając się do kociego ucha, które nie było znowu aż tak daleko. Słabość za słabość, taki miał teraz kaprys, chociaż nie było to najrozsądniejsze rozwiązanie.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Jak zwykle twarz Dagona nic jej nie zdradziła. Na dodatek gdy jego oczu nie skrywała iluzja i piekielne czarne ślepia objawiały się w pełni na światło dzienne… lub nocną lampkę, aktualnie, mogła liczyć na jeszcze mniej niż zwykle. Chociaż więc z jakiegoś nieznanego jej powodu ta prawdziwa wersja diabła bardziej jej odpowiadała, wciąż nie umiała rozszyfrować nietypowych czarnych oczu, póki co nieźle rozpracowując tylko to, gdzie czart spogląda. Przyglądała mu się więc zainteresowana, gdy milczał, a gdy w końcu się odezwał, uśmiechnęła nieznacznie.
        - No właśnie coś wspominał, że puściłeś za nim psy gończe – stwierdziła z nutką złośliwości w głosie, skoro Laufey prawie potwierdził to, co usłyszała od Setha. Na okrętkę, jak zawsze, ale nauczyła się już czytać między tymi wierszami. – Chyba byłby skłonny negocjować – dodała już mimochodem, łaskawie podsuwając Dagonowi powoli temat. Właściwie sama była ciekawa, na ile (albo za ile) diabeł skłonny jest odpuścić panterołakowi, więc nie robiła tego tylko dla niego. Dowiedziałaby się też wówczas, co właściwie piekielnik ma na celu.
        - Przede mną się tak nie krył – stwierdziła szczerze, nie dodając sobie niczego i moszcząc tylko wygodniej na czarcie. – Wie, że jest ode mnie silniejszy, więc sobie pozwala – mruknęła już z lekkim niezadowoleniem, ale przecież nic z tym nie mogła zrobić.
        Pod względem siłowym była od panterołaka słabsza na każdy możliwy sposób: budową, wiekiem i doświadczeniem. Ratowała ją tylko zwinność i zaciekłość, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że Seth zarówno wtedy, u Whitakera, jak i teraz, wręcz starał się nie wyrządzić jej większej krzywdy, a i tak dostawała łomot. Strach było pomyśleć (ale jednocześnie bardzo ciekawe), jak bardzo oberwałaby, gdyby naprawdę zalazła kocurowi za skórę.
        Wróciła myślami do diabła słysząc drwinę w jego głosie i uśmiechnęła się, spoglądając w czarne ślepia.
        - A ty? Pracujesz z pasją, Bajer? – zamruczała zaczepnie, odsłaniając kiełki, po czym wróciła do oględzin tatuażu, podśmiewając się już tylko pod nosem, gdy zdała sobie sprawę, że czasem po prostu nie umie odpuścić sobie słownej przepychanki z czartem.
        Zadowolona i wypoczęta korzystała z okazji do spokojnego zapoznania się z tatuażem, który tyle razy przyciągał jej wzrok, a który tyle razy przegrywał z innymi rozproszeniami. Teraz okazję miała idealną. Diabła miała unieruchomionego i zrelaksowanego, więc nie marudził i nie kręcił, chwilowo też nic ich nie ścigało i zwyczajnie mogła dać upust ciekawości, co czyniła z właściwym sobie zaangażowaniem. A Dagon o dziwo opowiadał ze spokojem i całkiem jasno, jak na niego, nie każąc jej zachodzić w głowę nad drugim dnem wypowiadanych przez niego słów.
        - Moim zdaniem wygląda całkiem nieźle – rzuciła tylko z filuternym uśmiechem, na moment podnosząc na niego wzrok, gdy mężczyzna oceniał tatuaż pod względem dopasowania do garnituru. Podobał jej się. Tatuaż oczywiście. Garnitury też były w porządku, chociaż nadal nawet nie próbowała pojąć, dlaczego ktoś z własnej woli chciałby się pakować w tego typu zbroję. Elegant. Budził respekt i wywoływał odpowiednie wrażenie, to fakt. Ale czy było warto? Chociaż z drugiej strony jakoś nie umiała sobie wyobrazić diabła w zwykłych płóciennych spodniach i cienkiej koszuli. Uśmiechnęła się pod nosem na samą tą myśl, nim jej uwagę na nowo pochłonął tatuaż.
        Przyzwyczajona do tego, że doskonale widzi zarówno w dzień, jak i w nocy, mrugała co chwila, próbując zracjonalizować to co jej się wydawało, aż nie pozwoliła sobie samej przyznać, że malowane czarnym tuszem runy, chociaż całościowo niezmienne, gną się lekko pod jej dotykiem. Niby nie pierwszy raz dotykała czarciego torsu, ale wcześniej nie zauważyła tej prawidłowości, co ewidentnie godziło w dumę z własnej spostrzegawczości. Jakby dla sprawdzenia swojej teorii przejechała beztrosko całą dłonią po żebrach mężczyzny i mruknęła pod nosem, gdy nic się nie stało. Dobrze, musiała więc stricte dotykać tatuażu, umyślnie.
        Przez to skupienie prawie umknęły jej słowa Laufeya i teraz podniosła na niego pytające spojrzenie, gryząc się w język, by nie prosić o powtórzenie. Szansa byłaby zmarnowana, była tego pewna, a przecież dobrze słyszała.
        - Musiałeś nieźle komuś zaleźć za skórę – przyznała, tonem nieco poważniejszym, niż zwyczajowe wytykanie diablej upierdliwości. Zdawała sobie sprawę, że czart nie był wzorcowym przykładem konformisty, ale mimo wszystko musiał sobie solidnie nagrabić, by ktoś go poczęstował takim przekleństwem. Na stałe zamienić diabła w psa? Niezaznajomiona z magią panterołaczka nawet nie potrafiła sobie wyobrazić skali energii potrzebnej do rzucenia takiego zaklęcia, ale z pewnością musiał być to jakiś potężny czarnoksiężnik.
        Zmrużyła niebezpiecznie ślepia, gdy Bajer odezwał się, parodiując jej szept. Przyglądała mu się uważnie, szukając dalszych przejawów drwiny, ale po chwili otworzyła normalnie oczy, nieco zaskoczona. Jak to nie wiedział!? Jakby jej się coś na ciele pojawiło to z pewnością zbadałaby to dokładnie, to po pierwsze! Po drugie, już chciała zapytać, czy nikt inny mu nigdy nie powiedział, ale ugryzła się w język, dochodząc do wniosku, że niekoniecznie chce słuchać o tym, ile ktosiów mogło to jeszcze zauważyć. Korzystając więc z okazji, że Dagon zdawał się być wyjątkowo rozmowny przerwała oględziny, wpatrując się uważnie w mężczyznę, który z każdym kolejnym słowem ją zaskakiwał. Przechyliła lekko głowę zaintrygowana, gdy doszedł do bransoletki, a gdy zawiesił głos wyprostowała się na nowo, spokojnie wyczekując kontynuacji, chociaż końcówka ogona podrygiwała za nią, zdradzając zainteresowanie.
        Gdy diabeł nachylił się do niej, pochyliła lekko głowę, odruchowo nadstawiając ucha. Szept, który je musnął, sprawił, że jeszcze chwilę nie podnosiła wzroku, wbijając skołowane spojrzenie w plątaninę symboli na szyi piekielnika. Analizowała zarówno to, co usłyszała, jak również potencjalną prawdę lub fałsz w tych słowach. Mistrzem knowań nigdy nie była, ale chociaż zdawała sobie sprawę, że rozpuszczenie fałszywych plotek o swoich słabościach jest niezłym sposobem na zajęcie wrogów bzdurami, o tyle sytuacja była zbyt konkretna, diabeł wyjątkowo poważny w swoim psikusie nagłej szczerości, a ona zbyt nieistotna, by mu w jakikolwiek sposób zagrażać, by uznać to wszystko za zwykłą ściemę.
        Dopiero wtedy podniosła spojrzenie na Laufeya, przyglądając mu się w milczeniu dłuższą chwilę. Czarne, nieodgadnione ślepia błyszczały tylko fałszywym blaskiem, odbijając po prostu płomień świecy zza niewielkiej szybki lampionu. Rogi zawijały się butnie wokół jego głowy, niemo przecząc jakiekolwiek szczerości mogącej paść z ust piekielnika. Te zaś nawet nie uśmiechały się drwiąco, gdy diabeł chyba wyczekiwał jej reakcji. Czyżby słabość za słabość? Nie. Niemożliwe. Ale mimo wszystko, doceniła to… czymkolwiek by to nie było.
        - Mhm… No tego byśmy nie chcieli – zamruczała, patrząc mu w oczy. – Zdecydowanie trzeba zniszczyć to ustrojstwo, nie podoba mi się ono – stwierdziła butnie, wciąż jednak cicho, jakby za wzorem rozmówcy. Zaraz też objęła diabła za szyję ramionami i podciągnęła się na nim wyżej, przytulając policzkiem do jego twarzy i ocierając się o nią z gardłowym mruczeniem. – Nie lubię jak walisz psem – dodała jeszcze z figlarnym uśmiechem, szepcząc w same diable usta, nim go pocałowała.

        Zefir wróciła do swojego królestwa z poczuciem dobrze spełnionych obowiązków oraz pragnieniem zasłużonego odpoczynku. Jednak z taką łatwością, z jaką wyczuwała nastroje swoich kochanych zwierzaków, tak samo dopadła ją świadomość bałaganu panującego w mieszkaniu. W akompaniamencie dzwoneczków bojowych wypadła ze swojego domku do garderoby i rozejrzała się podejrzliwie, szukając źródła niepokoju. Jej spojrzenie momentalnie wystrzeliło w stronę krzesła, niemal przeszywając je na wylot, a już po chwili wróżka nurkowała w stronę ziemi, lądując przy zakrwawionej koszuli. No co za kot! A ona tak liczyła, że obecność drugiego zwierzaka wyprowadzi na dobre tory jej diabelskie psisko, a tu proszę! Nic! Normalnie na odwrót wręcz! Prychając pod nosem zniknęła koszulę i wypadła do salonu, a tam zaś wywinęła orła, załamując ręce. Przecież jeszcze rano tu było czyściuteńko! Wszystko na błysk! No poza zakrwawionym psiskiem na kanapie, którego znowu poniosło i wrócił taki sponiewierany, biedaczek. Ale zasłużył sobie za niszczenie zupełnie nowego garnituru! Czy on nie może przebrać się w jakieś łachy, jak już koniecznie się musi iść z kimś poszarpać? Nie! On idzie w pełnym garniturze, by jak najwięcej elementów garderoby zachlapać krwią. Wszędzie krew!
        Wróżka utyskiwała, dzwoniąc i piszcząc, podnosząc kolejne elementy odzieży i buty, które diabeł gubił po drodze do łazienki. Unosiła marynarkę tylko po to, by zaraz ją zwinąć, gdy szkarłatne plamy raniły jej drobne serduszko. Szybko znikała kolejne elementy, a gdy skończyła, zatrzymała się na moment, unosząc w powietrzu i rozglądając, czy pozostało coś jeszcze dla niej do zrobienia. Dopiero po chwili zastanowiła się nad czymś innym. Przecież skoro wszystko tutaj zakrwawione, to jak zwierzaki?! Niby nie czuła nic złego, wręcz przeciwnie, ich aury nie były zaniepokojone, ale przecież musiała sprawdzić, czy nic im nie jest. Poza tym, gdy zbliżała się już do łazienki i usłyszała śmiech i plusk wody, postanowiła dołączyć do towarzystwa, bo przecież też się stęskniła i też chce się pośmiać!
        Ledwo jednak wpadła przez drzwi z radosnym dzwonieniem, a zaraz pisnęła, wywijając orła w powietrzu i nakrywając się nogami, gdy drobnymi rączkami próbowała zasłonić sobie oczy i się odwrócić w locie. Na Matkę Naturę! W te pędy wypadła z łazienki, początkowo z cichym piskiem odbijając się od ściany, gdy nie trafiła w drzwi i dopiero po chwili wypadając na zewnątrz z wyjątkowo sugestywnym trzaskiem przesuwnego skrzydła. Co za pies z kotem! Nic tylko krwawią na jej ubrania i się… chlapią no! Ugh! Ależ była roztrzęsiona. Musi coś uprasować!
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Gorąca kąpiel idealnie uzupełniała relaksujący sen, wręcz namacalnie przywracając zużyte siły. Z tym większą ochotą rozłożył się w wannie. Do tego do kąpieli miał miłe towarzystwo, którym nigdy nie gardził.
        Nawet jeśli rozmowa nie zaczęła się może zbyt radośnie i jej początki miały potencjał bycia mniej przyjemnymi niż relaks w wodzie, Laufey wydawał się bardziej rozbawionym niż zezłoszczonym nowymi wieściami. Kimiko zaś ostrożnie badała grunt, zupełnie jakby wolała nie podpierać się za mocno na fasadzie dobrego humoru, która mogła być równie fałszywa jak wiele wcześniej prezentowanych przez czarta w towarzystwie. Ale bies wciąż i niezmiennie wyglądał na zadowolonego. Więcej, uśmiechnął się szerzej, słysząc, że Seth przyznał się do statusu ściganego.
        - Wpierw musiałby mieć dość odwagi by się pokazać i spróbować tych negocjacji, bo w podobnych sytuacjach nie używam pośredników - odparł bezczelnie i z niekrytym rozbawieniem, jakby już sama możliwość postawienia kocura przed takim wyborem była całkiem satysfakcjonująca. W tej chwili pozostawił problemy za drzwiami i jedynie zadrapania odrobinę irytowały diabła, gdy mimowolnie trafiał na nie palcami, głaszcząc panterę, która akurat kończyła swoją odpowiedź nie kryjąc nuty niezadowolenia. Jeśli drań chciał przebaczenie, w czarcich myślach powinien się znacznie bardziej postarać i nie podpadać podobnymi drobiazgami. Ale w tym wypadku nie dał po sobie nic poznać, gdy kontynuował drażnienie się z brunetką.
        - Oczywiście, że pracuję z pasją. Wątpisz? - zagadnął, nawijając na palce kosmyk mokrych, dziewczęcych włosów. - A na pewno nie zarzucisz mi, że grywam asekuracyjnie - dodał arogancko. Jednocześnie wygodniej rozparł się w wannie, z wyraźną przyjemnością przyjmując kocie oględziny, bawiąc się obserwowaniem skupionej dziewczyny.
        - Naprawdę? Ale w sumie czy na mnie mógłby wyglądać źle - zarechotał, żartując chociaż słowa podszyte typową rogatą arogancją tylko częściowo brzmiały jak żart.
        W pewnym momencie, gdy nie zapowiadało się by złodziejka szybko skończyła, podparł skroń na pięści by móc wygodniej śledzić jej ruchy. Kimiko skupiła się na zadaniu jakby to było co najmniej polowanie. Co jakiś czas tylko przypominała sobie o obecności posiadacza znaku, łapiąc krótki kontakt wzrokowy i wracając do urywanej dyskusji. Dagon w tym czasie, między zdaniami, pomrukiwał sobie na przemian z zaciekawieniem, ukontentowaniem czy rozbawieniem, a może wszystkim po trochu, gdy palce dziewczyny śledziły przebieg run czy gdy przeciągnęła całą dłonią po jego żebrach by zaraz wrócić do szczegółowych badań.
        - Hazard to niebezpieczny sport, szczególnie gdy wygrywasz z osobami nie nawykłymi do przegranej - odpowiedział żartobliwie podczas jednej z przerw, w których kotka sobie o nim przypominała. Co zrobić, sprawa posrała się dawno temu, jedyne co pozostało to ubrać wszystko w żart, jak bardzo by go ta słabość nie wkurzała. Tym bardziej, że wiedząc co wiedział dziś, postąpiłby tak samo.
Późniejsze zdziwienie Kimiko zaskoczyło i Bajera, ale odebrał je jako równie urzekające co jej wcześniejsze zaciekawienie. Szczególnie, że zrodziło się z ostrzeżenia błyskającego w drapieżnych oczach. Do tego ogon zdradzający oczekiwanie kryjące się pod pozornym spokojem i cierpliwością. Bies uśmiechnął się, gdy na krótką chwilę stał się ciekawszym obiektem niż tatuaż, uzupełniając wyjaśnienia o szczegóły, a zakończył ochrypłym pytaniem:
        - Nie chcielibyśmy?
Kto by pomyślał, że prawda może popłacać. Czart nie byłby w pierwszej linii do obstawiania tego zakładu, ale czemu miałby nie skorzystać z takiego obrotu sprawy. Przechylił głowę na zwierzęcą modłę, odzwierciedlając kocie ocieranie się, gdy Kimiko rozpoczęła pieszczotę. Nawet przez chwilę chciał udzielić jakiejś riposty, ale szybko przeszła mu ochota na gadanie po próżnicy.
Co do propozycji zniszczenia bransoletki... tę kwestię zostawił do wyjaśnienia później. Unicestwienie artefaktu było czasem równie kosztowne jak jego stworzenie. Wymagało sporo umiejętności oraz zdolności magicznych, i tym samym niezbyt się opłacało. Naśmiewać się ze złodziejki nie chciał, skąd dziewczyna mogłaby wiedzieć o takich komplikacjach. Do tego bransoletka mogła się przydać do negocjacji z kocurkiem. Zdecydowanie była to rozmowa na spokojnie i na później.
Nawet nie zwrócił uwagi na brzęczącą Zefir. Takie zdolne stworzenie a jakie niedomyślne, niewarte zaprzątania sobie głowy.

        - Masz ochotę na kolacje? - zapytał przed wyjściem z łazienki, obejmując dziewczynę w pasie i opierając brodę o jej szyję.
        - Muszę wreszcie odwiedzić Chrysa, zanim wyskubie sobie cały warkocz główkując czemu jeszcze mnie tam nie było - dodał znikając za ścianą.
Ubranie garnituru mimo wszystkich jego elementów zajęło przyzwyczajonemu doń diabłu dosłownie chwilę. Na koniec zgarnął spinki z popielniczki i gotów zaoferował Kimiko ramię.
        Chryzantema znajdowała się nieopodal, więc zamiast się przenosić przeszli ten kawałek. Już było po zachodzie słońca. Bruki zamożnych dzielnic wypełniły się barwnym tłumem bogatych przejezdnych i majętnych kupców. Ulice rozświetlały eleganckie lampy, nadając im niepowtarzalnej atmosfery, malując aleje smugami nieoświetlonych cieni.
Szyld samej Chryzantemy również oświetlał niewielki lampion nawiązujący do wystroju całej restauracji, sprawiając, że mimo nocy wejście do lokalu było widoczne z odległości kilku sążni.
W drzwiach powitał ich znajomy kelner, który tym razem odpuścił sobie zaczepki, może z racji sali pełnej gości.
        - Zaprowadzę państwa do stolika - zapewnił elegancko, odbierając od diabła kapelusz i prowadząc Kimiko i Dagona do ustronnej loży w kącie wnętrza.
Pomieszczenie oświetlone było raczej oszczędnie. Każdy stolik miał swój komplet świec, a oliwnych lamp i kinkietów było jedynie tyle, by dało się bezpiecznie spacerować po restauracji jednocześnie nie niszcząc przytulnej i intymnej atmosfery.
Zdążyli usiąść, a elfi kelner ulotnił się wręcz z prędkością błyskawicy. Nie minęło drugie mgnienie, a dołączył do nich nikt inny jak Chrys we własnej osobie.
        - Kimiko… - zaćwierkał poufale, witając panterołaczkę pocałunkiem w rękę, przytrzymując ją w dłoniach trochę dłużej i czulej niż przy zwykłych powitaniach. - Jeszcze cię nie sprzedał, najdroższa?
Potem zwrócił znacznie mniej rozbawione oblicze na diabła. Gdzieś ulotniła się skłonność do drwin i żartów, a w małych oczkach tkwiących w twarzy cherubina odbijał się spryt i ostrożność.
        - Długo się tu wybierałeś - zaczął powoli i z rezerwą, jakby właśnie został wrzucony na środek zamarzniętego jeziora podczas wiosennych roztopów.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kimiko rzeczywiście z trudem dzieliła uwagę pomiędzy diabła, którego raczej ciężko przeoczyć, zwłaszcza gdy się na nim leży, a tatuaż, który chwilowo objął jednak prowadzenie, przykuwając zainteresowanie dziewczyny. Poza tym była na bieżąco, co jakiś czas podnosząc spojrzenie na diabła by pokazać, że go słucha albo samej coś odpyskować, nic nowego.
        - Przekażę, jeśli będę miała okazję – odpowiedziała niewinnie, uznając to za ostatnią przysługę, jaką odda Sethowi.
        Nawet nie wątpiła w to, że brunet może się osobiście pofatygować, ale tym bardziej nie miała zamiaru robić za pośrednika. Jak dupkowi życie niemiłe to niech sam negocjuje, ona tylko uprzejmie podrzuciła diabłu temat. A akurat w tej kwestii mogli okazać się dość podobni, chociaż u jednego była to zuchwała pewność siebie, a u drugiego bezczelność i brawura, ale to ostatnie rozumiała doskonale, sama taka była. Podejrzewała więc, że kocur dla samego wyzwania może się pojawić w okolicy, by Laufeyowi spojrzeć w oczy.
        - A wiesz, że właśnie nie zauważyłam. – Uśmiechnęła się lekko, ciągnąc zaczepkę o pracy z pasją. – W robocie widziałam cię raz i ziało nudą – ciągnęła bezczelnie, a koci uśmiech tylko się poszerzał. Ewidentnie była w nastroju do zaczepek. – A sam mówiłeś, że kradzież obrazu nie była planowana, więc powiedzmy, że tego nie zaliczam do obowiązków, chociaż tam już przejawiałeś większe… zaangażowanie. Ale nie, rzeczywiście nie grasz asekuracyjnie – zamruczała, umyślnie łechcąc diable ego, ale nie widziała w tym nic złego.
        Dokładanie tego okruszka do tak wielkiej puli i tak niewiele zmieniało. Poza tym jeśli akurat o bal u Whitakerów chodzi, to Laufey wykazał się wyjątkowym tupetem, wciągając ją w to samo. Nie żeby protestowała, wszak utarcie im wszystkim nosa okazało się równie satysfakcjonujące, co udany ostatecznie skok, wciąż jednak było czymś zupełnie nowym od ukradkowego umykania po dachach lub jawnej ucieczki w knieje podczas napadów na trakcie.
        Później już tylko prychnęła rozbawiona czarcią arogancją, uwagą powracając do tatuażu i uśmiechając się znów, gdy Dagon powrócił do odpowiadania na okrętkę. Co nieco już sobie jednak poskładała. Przekleństwo było klątwą narzuconą przez kogoś wyjątkowo silnego, kto nie pogodził się z faktem, że Bajer go w jakiś sposób ograł i szczęśliwie chociaż częściowo zdjęte przez kogoś innego… Tylko o co się mogła toczyć stawka, że wyciągnięto taką artylerię - tego już nie potrafiła się domyślić, ale miała swoje podejrzenia, że mogło nie mieć to związku z tym konkretnym kontynentem, a bardziej z głównym miejscem pochodzenia diabła; planem, który jeszcze do niedawna traktowała jedynie jako fantastyczną, acz przerażającą krainę wymyśloną na potrzeby bajań - piekło. Może z czasem jeszcze czegoś się dowie, samej nie powstrzymując się od pytań lub korzystając z czarciego napadu szczerości, jak tym razem. Chwilowo jednak porzuciła już temat tatuażu, pełnię uwagi poświęcając jego właścicielowi i tylko mrucząc przecząco ze śmiechem na zadane ochryple pytanie. Arogant.

        Otulona w puszysty ręcznik złodziejka uśmiechnęła się, czując objęcie i głos w okolicach szyi.
        - Och, tak! Zdecydowanie – westchnęła zadowolona. – Co więcej, ja stawiam, żeby nie było, że zupełnie mnie utrzymujesz. A umieram z głodu. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam – mruczała już, kierując się w stronę garderoby, nim potrząsnęła głową, odganiając myśli i zerkając na Laufeya. – Mówisz, że tak cię wyczekuje? Przez tą akcję z zamkniętą knajpą? Boi się? – pytała rozbawiona, ubierając się obok w swoje nowe spodnie i bluzkę. Przy okazji zerknęła ukradkiem pod krzesło, ale koszula zniknęła. Może dlatego Zefir wpadła im do łazienki, zrobić raban o plamy krwi? W każdym razie dobrze, że się szybko ewakuowała...
        Wyszła z garderoby chwilę przed Dagonem i poszła do pokoju – po broń oczywiście. Mogła się nieco rozleniwić ostatnimi czasy i nawet zostawiać kuszę w mieszkaniu, gdy wychodziła, ale nawet towarzystwo diabła nie sprawi, że przestanie chodzić bez sztyletu przy udzie. Gdy wyszła ze swojego pokoju mężczyzna był już gotowy i szarmancko podawał jej ramię. Uśmiechnęła się wdzięcznie i zrobiło jej się naprawdę miło. Wiedział kim jest, zwykłą złodziejką przecież, a i tak czasami traktował ją jak damę, którą przecież nigdy nie będzie, nie naprawdę. Tu nie było przed kim udawać, więc to był naprawdę miły gest i z uśmiechem ujęła zaoferowane ramię. Przez moment pomyślała nawet czy nie powinna była ubrać sukienki, skoro i tak jakieś wisiały w pokoju, dzięki Zefir. Jednak ta myśl szybko przepadła, przegoniona przez butny charakter panterołaczki. Musiała mieć naprawdę dobry powód, by wskakiwać w kieckę, a samo okazjonalne traktowanie jej jak damy nie sprawiało jeszcze, że się w nią zamieniła.
        Z przyjemnością przespacerowała się ulicami miasta, nosem wciągając rześkie nocne powietrze. Kocie oczy odbijały blask okolicznych latarni, przykuwając uwagę co niektórych przechodniów skuteczniej niż kryjący się już w mroku ogon, czy uszy, niemalże niewidoczne spod włosów, które uniosły się lekko, wysychając po kąpieli. Skórę miała już gładką, ostatnie strupki poodpadały, nie pozostawiając po sobie blizn, jak zawsze i Kimiko nie wyglądała, jakby kilka godzin temu tłukła się z inną panterą na dachu. Zerknęła w górę kątem oka, zastanawiając się czy nie mignie jej gdzieś tam właśnie czarny kształt, ale linia kamienic była nienaruszona i złodziejka straciła zainteresowanie.
        W gospodzie powitał ich ten sam elf, co ostatnimi razy, chociaż o wiele bardziej oficjalnie, przykuwając tym samym na dłużej spojrzenie panterołaczki, która przez moment pozazdrościła Bajerowi wrażenia, które czasem potrafił wywrzeć. Jej się cholera nikt nie bał i to wszystko przez niepozorny wygląd, bo przecież gdy już pokazała pazury i kły to uwagę przykuwała na stałe. Jednak przecież i to wykorzystywała na swoją korzyść i brak aury strachu był konieczny, czasem tylko irytując. Dała się więc poprowadzić do stolika, rozglądając z zainteresowaniem po przepełnionym lokalu, a później zajęła swoje miejsce, uśmiechając się lekko na myśl o swojej pierwszej wizycie tutaj. Dobrze, że jednak wtedy nie uciekła.
        - Chrys! – Uśmiechnęła się wesoło i wstała, widząc zbliżającego się do nich krasnoluda. Cierpliwie zniosła czułości względem jej dłoni i mruknęła rozbawiona na retoryczne pytanie.
        – Na pewno dowiedziałbyś się pierwszy – odparła przekornie, siadając na powrót do stolika i zduszając nutkę niepokoju, jaką wywołało pytanie właściciela lokalu. Uczucie pojawiało się coraz rzadziej, ale wątpiła by kiedykolwiek zniknęło całkowicie, nawet gdy drogi jej i Laufeya się rozejdą. Póki co jednak, miała zamiar się najeść, więc u uszatego kelnera zamówiła już pełen zestaw dnia, razy dwa oczywiście.
        - Może się do nas dosiądziesz? – zapytała jeszcze Chrysa z udanie odegranym niewinnym uśmiechem, opierając brodę na dłoni i obserwując nietypowo zachowawczego Norda i Dagona, ciekawa rozwoju zdarzeń.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł doskonale wiedział jakie pytanie zadać. Wystarczyło zaproponować panterze posiłek i stawała się najszczęśliwszą istotą na Łusce. Więcej, pewnie była w stanie darować niejedną zniewagę, grunt by posiłek był odpowiednio smakowity. Taki już urok kociaka.
Nie rozumiał fascynacji jedzeniem. Dobre dania sprawiały mu przyjemność, ale nigdy nie dawało mu ono aż takiej radości. Na dobrą sprawę nic nie poruszało czarta tak jak innych. Jak na przykład paterołaczkę właśnie, znajdującą się od jakiegoś czasu obok niego. Wszystko pozostawiało niedosyt i nieodparte wewnętrzne uczucie żądające więcej. Już dawno nauczył się egzystowania w ten sposób akceptując niezmienny stan rzeczy, zamiast dążyć do niemożliwego, pełnego zaspokojenia pragnień jak czynił na początku wolnego życia. Ale gdy patrzył na panterę, w jakiś pokrętny sposób udzielała mu się jej radość i pasja, bardziej sycił go posiłek złożony z kilku kęsów, przy którym przyglądał się jedzącej zmiennokształtnej, niż pełen, wielodaniowy obiad.

        W garderobie przebierali się bez wygłupów, może dlatego, że myśli Dagona uciekały już w kierunku interesów i zamiast zaczepiać dziewczynę pozwalał jej ubierać się w spokoju, skupiając się na swoim odzieniu.
        - Yhm… - potwierdził chrypiąc. Kotka wyraźnie sobie kpiła, nie doceniając powagi sytuacji. Krasnal wbrew pozorom wykazywał się roztropnością. Diabeł mógł go traktować jak kompana, obdarowywał go swoistym rodzajem lojalności, ale tego samego oczekiwał w zamian. Zawiedzenie czarciego zaufania byłoby znacznie bardziej bolesne w skutkach dla Norda, niż konsekwencje podobnego postępku w wykonaniu kogoś obcego.
        - Pytanie jak wiele ma prawdziwych powodów do lęku. - Mimo żartów złodziejki, postawa Laufeya była całkiem poważna chociaż wciąż zupełnie zrelaksowany zapinał guziki koszuli.
Droga do Chryzantemy upłynęła wręcz sielankowo, zupełnie jakby był to zwykły wolny wieczór a nie wizyta mająca na celu potwierdzenie dalszej solidarności pasera.

        Chryzant oczywiście szybko znalazł się przy ich stoliku. Chociaż zaczął od niewinnych i trochę złośliwych żartów z panterołaczką, Balboette był widocznie spięty, co oczywiście próbował zamaskować właśnie dowcipkowaniem i swobodnie radosnym zachowaniem.
        - Och nie sądzę, miła. Nie robię w żywym towarze, a ten tutaj słówka by nie szepnął co się z tobą stało - zakończył z najszczerszym cherubinkowym uśmiechem na jaki stać było podstępnego pasera, jakby zupełnie nie rozmawiali na temat traktowania ludzi jak zwierząt lub rzeczy.
        - Z przyjemnością - dopowiedział jeszcze, siadając na krześle obok, dopiero przybierając poważniejszy ton by zwrócić się do diabła.
Bies popatrzył na pokurcza i wcale nie zamierzając ułatwiać mu sprawy odezwał się nie mniej oficjalnie.
        - Ostatnio miałem na głowie wiele spraw i nie było mi po drodze - odparł niskim głosem.
        - Mam nadzieję, że wszystko toczy się pomyślnie - Chrysant kontynuował grzecznościową wymianę zdań.
        - Wyjdzie w najbliższym czasie - odparł czart, nie siląc się na nawiązanie do niezręcznej sytuacji z zamkniętą Chryzantemą. Nord zorientował się, że tak łatwo nie pójdzie, a pałeczka poruszenia niewygodnego tematu jest w jego rękach. Westchnął cicho mając nadzieję, że ten raz kozie nie przyjdzie zginąć i pociągnął konwersację dalej.
        - Dagon, słuchaj… - Bies uniósł wymownie brew, dając krasnoludowi do zrozumienia, że przecież słucha, więc niech przestanie owijać w bawełnę.
        - Życie w Aerii się się pokomplikowało… - Chrys nawijał dalej, starając się przygotować grunt.
        - Co ty nie powiesz - burknął piekielnik. Jakby na potwierdzenie tych mało odkrywczych wniosków, do stolika podszedł kelner, by przekazać wiadomość poufnym szeptem, który w zaciszu był dobrze słyszalny również dla Kimiko i Chrysa.
        - Panie Laufey, posłaniec pana szuka.
        - To odbierz od niego wiadomość i niech spieprza - warknął czart, co wywołało na twarzy Norda grymas szybki i łatwy do zinterpretowania. Zły nastrój Dagona mógł wszystko tylko utrudnić, a on chciał by rozmowa przebiegła jak łagodniej.
        - Kiedy on osobiście chce przekazać - znów szepnął elf.
        - To niech ruszy dupę, bo nie chce mi się łazić w tę i z powrotem - bies odpowiedział ochryple i wyciągnął cygaro. Jak nie zapali to za chwilę cały dobry humor, z którym wychodził z mieszkania, naprawdę mu się ulotni. Popielniczka przezornie już czekała na stoliku.
        - Oczywiście. - Elf ukłonił się i zniknął pomiędzy stolikami. Niedługą chwilę później wrócił prowadząc ze sobą dobrze odzianego mężczyznę. Ten ani się nie przywitał z Laufeyem, ani tym bardziej z jego towarzystwem, które jedynie zostało obdarzone niezbyt przychylnym spojrzeniem i bez ceregieli zaczął od interesów.
        - Mam ważną sprawę - odezwał się drugi raz wymownie patrząc na panterołaczkę i krasnoluda, ale Dagon tylko ponaglił go ręką.
        - To delikatna sprawa - zasugerował kolejny raz, z większym naciskiem. Od początku jego głos miał roszczeniowe i niezbyt miłe brzmienie, ale teraz nabierał jeszcze bardziej irytującego zabarwienia.
        - I nic jej tu nie grozi. Szybciej, bo nie mam całego wieczora - Bajer warknął nieprzyjemnie, odnajdując spojrzenie marudnego interesanta, jednocześnie osypując popiół z cygara.
        - Karawana nie dotarła na miejsce - odpowiedział przybysz, wyzbywając się resztek pozornej grzeczności.
        - A czy to mój problem? - odparował piekielnik, a Chrys tylko uniósł oczy w niebo. Naprawdę ten palant musiał przyjść teraz, gdy ważyły się losy jego i jego ukochanej Chrysantemy oraz oczywiście wielu wartościowych przedmiotów i artefaktów, z którymi diabeł nieraz przychodził, będąc jednym z pewniejszych źródeł krasnoludzkiego dochodu?
        - Miałeś zapewnić transport - burknął fircyk, nawet gubiąc gdzieś przyimek “pan”.
        - Miałem zapewnić bezpieczny przeładunek i wyjazd z miasta. Dalsza droga to była wasza działka - odpowiedział diabeł wypuszczając kłąb tytoniowego dymu.
        - Mój szef będzie bardzo niezadowolony.
        - Samopoczucie twojego szefa gówno mnie obchodzi - odparł rogaty, który nie widział potrzeby grzecznego zachowania się wobec ułomnego na umyśle leszcza. Wystarczającą grzecznością był fakt, że idiocie pozwolono wciąż stać i też głównie dlatego, że Dagon był wyjątkowo spokojnym i opanowanym draniem.
        - Żebyś potem nie żałował. - Chrysant śledził wszystko niemal z duszą na ramieniu. Co jak co, ale Laufey dotrzymywał umów i raczej nie lubił gdy ktoś zarzucał mu niewywiązywanie się z nich. Najwyraźniej gość był wyjątkowo niedomyślny i Balboette nie wróżył mu długiego życia w zdrowiu, miał tylko nadzieję, że jednak dobrze zna czarta, i ten powstrzyma się od udzielania lekcji w środku restauracji w pełnym obłożeniu gośćmi.
        - Lepiej niech szef dokładnie i ze zrozumieniem przeczyta umowę, bo inaczej on może żałować. A teraz grzecznie stąd zjeżdżaj, bo przeszkadzasz mi w kolacji - wychrypiał Dagon gasząc niedopałek, by wreszcie z pełną uwagą spojrzeć na posłańca. A Chrysant aż dostał gęsiej skóry. Mógł sobie żartować z piekielnikiem, drwić z niego czy z nim, ale zawsze znał granicę, której wolał nie przekraczać. Mógł znać się z Bajerem wiele lat, przywykł do jego niecodziennego towarzystwa, ale tak naprawdę nigdy nie wyzbył się lęku przed nim, gdzieś głęboko, podświadomie, nigdy nie zaufał mu na tyle by przestać się go bać. W końcu był to diabeł.
Posłaniec chciał pogrążyć się jeszcze bardziej, ale na szczęście dla wszystkich jakby znikąd zjawił się elf i ku namacalnej uldze srebrnowłosego, zabrał mężczyznę nim narobił jeszcze większych zniszczeń.
        - Mówiłeś coś? - czart zwrócił się do norda, wracając do rozmowy którą im przerwano, a krasnolud niemalże podskoczył gdy zupełnie niespodzianie padło na niego ciemne spojrzenie.
        - Miasto stanęło na głowie, Bajer. To nic osobistego, ale ja lubię swoją knajpę i chcę przetrwać nie angażując się w żadne rozpierduchy.
        - A przy tych nie osobistych kwestiach mam uważać na swoje plecy?
        - Tak, do picia dostaniesz wino mszalne, a mięso było duszone w wodzie święconej - nord obruszył się i odpyskował urażony, na chwilę tracąc całą swoją ostrożność. Akurat w tej chwili kelner wniósł komplet talerzy, ale nie dwa, a trzy. Wyraźnie krasnolud zamierzał zjeść kolację z nimi.
        - Biznes jest biznes, Chrys, rób co musisz - zakończył Dagon, ale zdanie zawisło w powietrzu. Reszty łatwo się było domyślić. Krasnolud mógł układać się z kim i jak chciał, w tych faktycznie niespokojnych czasach było to normalne zagranie, ale musiał liczyć się z tym, że bezpośrednia zdrada nigdy nie zostanie wybaczona.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Kolejną ripostę Kimiko miała już na końcu języka, ale powstrzymała się z jakiegoś powodu, uśmiechając tylko uprzejmie i ustępując pola nordowi. Jeśli Chrysowi tak zależało na postawieniu na swoim to niech ma, nie będzie się z nim sprzeczać - zamiast tego zaprosiła więc krasnoluda, by im towarzyszył. To zaś spotkało się ze swobodnym entuzjazmem właściciela lokalu i złodziejka doszła do wniosku, że nawet gdyby nie zaproponowała, by do nich dołączył, zrobiłby to zapewne sam.
        Jednak gdy usiedli okazało się, że atmosfera nie będzie tak zabawna i przyjemna, jak podczas ich ostatniego spotkania, i to wcale nie ze względu na brak alkoholu. Kimiko subtelnie przerzuciła spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego, szybko wyłapując niezręczność unoszącą się w powietrzu i westchnęła bezgłośnie, rozsiadając się wygodnie w krześle i ciesząc, że potrzeba naprawdę o wiele więcej, by pozbawić ją apetytu. W milczeniu znosiła więc sztuczne uprzejmości skaczące od jej jednej strony do drugiej, postanawiając zwyczajnie nie zwracać na siebie uwagi i się nie wtrącać, co zazwyczaj przychodziło jej naturalnie. Nie pierwszy raz znajdowała się w takiej sytuacji i chociaż wolałaby zupełnie inną atmosferze przy posiłku, nie odezwała się słowem udając, że jej tu nie ma, i rozglądając się spokojnie po lokalu - obserwacja barwnych gości zdecydowanie ułatwiała zabijanie czasu w oczekiwaniu na posiłek.
        Zainteresowało ją dopiero pojawienie się elfa, ale szybko rozluźniła się znów w krześle, gdy ten przybył z informacjami, nie kolacją. Czarcie warknięcie zdawało się nie wywrzeć na niej większego wrażenia, poza lekkim zainteresowaniem, z jakim spojrzała na Dagona. Po części była zaskoczona nagłą zmianą jego humoru, ale bardziej zaintrygowana przyczynami, których nietrudno było się doszukać w spotkaniu z Chrysem, którego niezadowolony grymas nie umknął kocim ślepiom. Nord ewidentnie siedział jak na szpilkach. Tylko o co oni się tak pożarli?
        Później pojawił się posłaniec i Kimiko zmieniła obiekt zainteresowania. Kolejny fircyk, spoglądający na nią z góry. Na pogardliwy wzrok nawet nie chciało jej się odpowiadać, nawet jeśli czasem w takich sytuacjach podkusiło ją o wyszczerzenie kłów lub przeciwnie - ironiczny słodki uśmiech i trzepot rzęs. Teraz zwyczajnie nie poświęciła mężczyźnie uwagi, coraz bardziej zaintrygowana pogarszającym się humorem Laufeya oraz faktem, że najwyraźniej uznał, że ta “delikatna sprawa” może być omówiona tutaj. Chrysem się nie przejmował, bo długo się znali, to ją nie dziwiło. Ale ona? Ciekawe…
        Jej uwagę przykuł dopiero temat rozmowy. Karawana…? Ta z Trytonii, musiało o nią chodzić. I pewnie dlatego Dagon nie miał nic przeciwko, by mówić o tym przy niej, w końcu była tam z nim, wszystko jasne. Krasnolud przewracał oczami, a i Kimiko musiała się powstrzymać od uniesienia brwi, słysząc bezczelne teksty. Po pierwsze, Dagon nie był osobą, której zwracało się uwagę w taki sposób i do tej pory sądziła, że wie to nawet dziecko. Po drugie, nie znała dobrze interesów Laufeya, ale wiedząc, że pofatygował się do Trytonii, by osobiście dopilnować przeładunku, wątpiła by okazał się na tyle niefrasobliwy, by nie zabezpieczyć odpowiednio karawany, gdyby to do niego należało to zadanie. Po trzecie, konwój właśnie wyglądał całkiem solidnie, więc panterołaczka z własnego profesjonalnego doświadczenia zdawała sobie sprawę, że problem był o wiele większy niż się cwaniaczkowi wydaje, bo karawany nie napadł byle kto, tylko dobrze zorganizowana grupa. Trucie dupy Laufeyowi było więc jej skromnym zdaniem marnowaniem czasu, który powinno się poświęcić na szukanie zguby. Osobiście jeszcze nie cieszyła się z prawdopodobnego uprowadzenia zmiennokształtnych, bo nie była pewna, czy trafili lepiej. Może ktoś ich uratował, a może zwyczajnie podkradł, żeby samemu sprzedać - życie jest pełne gównianych niespodzianek. Ale wracając do tematu. Skoro diabeł powiedział, że z umowy się wywiązał to zapewne tak było, a nawet jeśli ich porobił, to raczej mają pecha. Dochodzenie swoich roszczeń w takiej sprawie byłoby co najmniej ryzykowne, zarówno prawnie, jak i osobiście, jeśli czarcia cierpliwość się wyczerpie.
        Poza uważnym śledzeniem rozmowy (skrytym oczywiście pod maską zupełnego braku zainteresowania) Kimiko tylko co jakiś czas zerkała na Chrysa. Dla postronnego obserwatora wyglądał wciąż pogodnie, jednak panterołaczka wyczuwała strach na odległość. Jak każdy drapieżnik potrafiła niemal literalnie wyniuchać zapach lęku, którego bukiet potrafił być tak bogaty, jak liczne są formy i stadia tej emocji, od subtelnej obawy i ostrożności po paniczne przerażenie. To ostatnie czasem mimowolnie wywoływało u zmiennokształtnej poczucie dominacji i drapieżną ciekawość, gdy niezwłocznie sprowadzała dany obiekt do roli ofiary. Chrys nie śmierdział czystym strachem, ale bez wątpienia się czegoś, lub kogoś, obawiał i raczej nie chodziło o dalsze losy posłańca, którego usłużnie odeskortował już długouchy kelner, nim Bajer urwałby mu tę krzywą gębę. Jak się szybko okazało, krasnolud trząsł się o własną dupę i to przed Laufeyem, a panterołaczka nastawiła uszu, już nie udając, że nie słucha.
        Nareszcie też pojawił się kelner z talerzami i dziewczyna niezwłocznie zabrała się za jedzenie, przy pierwszych kęsach aż z przyjemnością przymykając ślepia, nim wróciła do bycia na bieżąco. Akurat atmosfera zdążyła się skwasić i Kimiko postanowiła przejąć sprawy we własne ręce, chcąc zarówno oczyścić powietrze, jak i zaspokoić własną ciekawość. Co jak co, ale interesowało ją, dlaczego dobry przyjaciel Dagona spogląda na niego teraz z takim lękiem.
        - O co właściwie chodzi? - zapytała niewinnym głosem, nawet nie przerywając krojenia mięsa. - Jakiś problem z restauracją? - padło kolejne ogólnikowe pytanie.
        Jeśli chodzi o oszukiwanie ludzkich umysłów to najlepiej wychodziło jej właśnie zgrywanie nieświadomej dziewczynki, której wszystko trzeba wytłumaczyć, bo biedna nie rozumie. Nawet łatwiej niż uwodzenie, bo do tego potrzebne było chociaż minimum poczucia własnej wartości, zaś przy tej klasycznej ściemie wystarczyło pozwolić by męskie ego, stereotypy i jej młoda aparycja zrobiły swoje. Nie liczyła co prawda, że z Chrysem pójdzie tak łatwo, jak z pierwszym lepszym facetem, wiedziała, że nord był cwany, ale ten nie tylko nie wyglądał teraz, by przeszkadzało mu wtrącenie się Kimiko, ale wręcz jakby mu ulżyło, gdy niemal niezwłocznie zwrócił się w jej stronę. Dopiero wtedy dziewczyna pomyślała, słusznie zresztą, że być może ona była jego ratunkiem przed małomównym diabłem, a krasnolud pod pretekstem odpowiadania na jej pytania spróbuje wytłumaczyć się przed Dagonem. No właśnie, tylko z czego? Była skłonna pomóc mu w przedstawieniu swoich racji, póki sama dowie się co nieco.
        - Jeszcze żaden, słodka, ale chciałbym by tak pozostało - odpowiedział Chrys, spoglądając na nią tylko przez chwilę, nim przeniósł wzrok na Dagona. Później znowu wrócił do “tłumaczenia dziewczynie”. - Sytuacja… hm… polityczna w mieście nieco się zmieniła i niestety byłem zmuszony zadbać o ochronę Chrysantemy, co do tej pory nie było konieczne.
        - Musisz komuś płacić haracz? - zapytała znów Kimiko, gdzieś między kęsami, a nord uśmiechnął się tak szeroko, jak sztucznie, aż w jego policzkach utworzyły się dołeczki.
        - Dokładnie tak. I wiesz, nie o finanse chodzi, lokal prosperuje doskonale, ale… do tej pory była to kwestia szacunku i żałuję, że to uległo zmianie.
        - A dlaczego uległo? - Zielone ślepia spoglądały na niego z pełnym spokojem, a gdy opadły znow na talerz, nord spojrzał na Dagona.
        - Ekhm, jak mówiłem, sytuacja w Aerii się zmieniła i…
        - No ale Chrys, przecież chyba nie tak trudno obronić się przed jakąś bandą z pałkami? Wyglądasz na zaradnego gościa - mruknęła panterołaczka, gładko zmieniając taktykę i obserwując błysk zdziwienia w oczach norda, który odruchowo również zmienił tory w ślad za rozmówczynią. W innych okolicznościach pewnie nie dałby się tak wodzić za warkocz, ale Kimiko widziała, że jest dzisiaj nieco wytrącony z równowagi, no i cóż… wykorzystała to. - Mają na ciebie jakiegoś haka, czy coś? - zapytała teraz wprost, tylko na uderzenie serca nie ukrywając bystrego spojrzenia i wracając do jedzenia jak tylko krasnolud skrzywił się nieznacznie. Moment, w którym nord pożałował, że dał się wciągnąć w dyskusje minął już po chwili.
        - To nie byle chuligani, złociutka - powiedział tylko, powoli odzyskując rezon i spoglądając na dziewczynę z mieszaniną pobłażania i podejrzliwości, ale odpowiadało mu niezmiennie pogodne oblicze zajętej znów jedzeniem Kimiko. Panterołaczka nawet nie musiała udawać, że mięso na talerzu przed nią interesuje ją bardziej niż przejrzenie zamysłów norda.
        - Ta pieczeń jest nieziemska! - westchnęła i napiła się wina, w ogóle nie przejmując się nagłą zmianą tematu. Chrys zaś uśmiechnął się lekko, ale chyba najszczerzej, jak do tej pory.
        - Bardzo się cieszę, że ci smakuje.
        Chrys cieszył się też, że Kimiko nie zapytała, dlaczego nie zwrócił się z tym problemem do Dagona. Nie wiedział, czy dziewczyna nie była świadoma wpływów swojego towarzysza (co do których przecież on sam miał wątpliwości i stąd cały ambaras), czy nie zdziwiło jej to z jakichś innych pobudek. Balboette też się trochę na ludziach znał, wszak każdego oszukuje się na inny sposób, i w jego skromnej opinii dziewczyna po prostu nie wyglądała na taką, która u innych szuka rozwiązań swoich problemów. Nie miał teraz jednak głowy do dalszej analizy kociaka, który nietypowo długo utrzymywał się przy czarcie. Nawet jeśli trochę pociągnęła go za język to cieszył się, że nie zadała mogącego go pogrążyć pytania, bo zwyczajnie nie umiałby na nie odpowiedzieć. Albo nie chciałby.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Od początku spotkania Dagon celowo i z pełną premedytacją nie ułatwiał Nordowi rozmowy. To było przypomnienie z kim krasnolud ważył się pogrywać, jeszcze nawet nie nauczka. Czart wciąż zgłębiał temat możliwej zdrady, przyciskając pasera i oczekując wyjaśnień. W końcu to sam Chrys wybrał milczenie wiedząc, że diabeł i tak prędzej czy później wszystkiego się dowie. Wolał tajemnice, więc chyba musiał liczyć się z tym, że ostatecznie będzie musiał się z piekielnikiem zmierzyć i spróbować się przed nim wytłumaczyć. Zamierzony efekt został osiągnięty, Chrysant siedział jakby fotel usłany był nożami, ostrożnie ważąc każde słowo, zaczynając asekuracyjnie chociaż wiedział, że Dagon nie lubił owijania w bawełnę. Lecz w tym momencie Nord bardziej bał się niewłaściwej odpowiedzi niż podrażnienia rogatego grą na zwłokę. Nim jednak Dagon naprawdę przycisnął krasnoluda, rozmowę zakłóciło dość niefortunne spotkanie.
        Decyzja o przeprowadzeniu dyskusji przy stoliku zdziwiła panterołaczkę, która zaciekawiła się takim wyborem i zaniepokoiła krasnoluda, któremu jego niecodzienność bynajmniej się nie spodobała.
Czart tymczasem uznał, że nie będzie marnował czasu na jakiegoś idiotę. Wszyscy jego współpracownicy czy inni poważni ludzie wiedzieli jak i gdzie go szukać, oraz byli raczej świadomi kiedy tego nie czynić. Nikt przy zdrowych zmysłach nie szedł za diabłem do restauracji by tam rozprawiać o interesach. Samo podejście do tematu stanowiło dla Laufeya jedyną i czytelną informację z kim będzie miał do czynienia. Na takich typków nie warto było wstawać od stolika.
        Na pierwszy rzut oka roszczeniowy żółtodziób nie wpływał najlepiej na piekielny nastrój, ale chociaż diabeł nie musiał się bardzo przykładać do gry, częściowo była to fasada. Sprytnym ślepiom kanciarza nie umykały miny krasnoluda i jego narastający niepokój. Wszystko miało cel, podobnie jak budowanie napięcia okrężnym traktowaniem tematu, z którym przyszedł. Dagon potrafił grać na emocjach i chociaż Nord powinien o tym wiedzieć, dawał się urabiać ponieważ w głębi ducha zawsze traktował Dagona jak diabła. Kumpla i nieraz wspólnika, ale jednak diabła. A i ułomnemu należało odpowiednim sposobem przypomnieć gdzie było jego miejsce, nawet jeśli się przydał.
Wywarte wrażenie było odpowiednie, Chrys nawet na chwilę się nie zrelaksował. Więcej, w całym roztrzęsieniu dał się prowadzić panterołaczce, co bies oglądał z zaciekawieniem, pilnując lodowatej facjaty by nie wyrwał mu się niecny uśmieszek. Gdy więc tylko Nord posyłał w jego stronę pytające spojrzenia, czart pozostawał niewzruszony, zajmując się podanym obiadem i krasnolud musiał radzić sobie sam. A Kimiko jakby zwietrzyła krew i polowała, chociaż z miną niewiniątka zajętego swoim talerzem.
        Za każdym razem gdy myślał, że bardziej już lubić dziewczyny nie mógł, ta go zaskakiwała. Urocza bestyjka. Jedyne w swoim rodzaju połączenie niewinności, ignorancji i beztroski, wymieszane z życiowym doświadczeniem i ostrożnością. I żadnego z tych określeń w stosunku do panterołaczki nie użyłby w obraźliwym charakterze. Psiakrew, naprawdę nie bała się byle czego. Czarne ślepia Laufeya z zadowoleniem spoglądał na nieustraszone kocie oczyska. Balboette znał go całe lata, ale nigdy nie wyzbył się lęku, czy słusznie czy nie, zależało od sytuacji. Dziewczyna znała go krótko i doskonale rozumiała z czym się mierzy. Wiedziała kim i czym był, i chociaż zachowywała nieufność i rozwagę gdy uznawała to za słuszne, to ogółem miała w głębokim poważaniu, że zadawała się z piekielnym pomiotem. A to chociaż przerażające, chyba było miłe...

        Dziewczyna ani trochę nie przejęła się ciężką atmosferą. Zamiast stresu czy niepewności już bez ogródek zainteresowała się rozmową i poprowadziła ją w interesującym dla niej kierunku. Krasnolud dał się podejść, ale na koniec, słysząc komplement, uśmiechnął się do dziewczyny.
        - I dlatego właśnie nasz wspólny przyjaciel postanowił grać na dwa fronty - wtedy odezwał się piekielnik, zmywając z krasnoluda resztki pogodnej miny, a Chrysant przeniósł wzrok na znacznie mniej ładny obraz - niezadowoloną facjatę diabła.
        - Dramatyzujesz Bajer - postawił się krasnolud, próbując wybrnąć ze stania pod ostrzałem.
        - Doprawdy? To dlaczego niby zapomniałeś powiedzieć, że Chryzantema nie jest już neutralnym miejscem, a knajpą nowych - warknął bies, teraz już wcale nie musząc symulować poirytowania.
        - Chryzantema jest tylko i wyłącznie moja - hardo sprzeciwił się Nord, ale szybko spuścił wzrok uciekając przed czarnymi oczami.
        - Jakby była twoja, nie obawiałbyś się uprzedzić, że odwiedził cię ten dupek, który cały czas mi bruździ. - Dagon przestał jeść a oparł się na łokciach nachylając się w kierunku krasnoluda.
        - Dobrze wiesz, że skutecznie się kryje, nie wiem nic więcej niż ty - bronił się srebrnowłosy.
        - Nie zgrywaj kretyna. Nie chodzi o to czego nie wiesz, a co zataiłeś. Najpierw nie powiedziałeś o haraczu, potem nie podzieliłeś się nowinami o rezerwacji Chryzantemy, a jutro naprawdę zapomnisz poinformować o wodzie święconej w whisky… - Obrona nie była zbyt skuteczna, gdyż ton Laufeya robił się coraz groźniejszy. Krasnolud zmrużył oczy. Niestety ale argumenty diabła były nie do podważenia samym stwierdzeniem "mylisz się".
        - Ale spokojnie, Chrys, jeśli knajpa spłonie, to nie będę ja. Ja dotrzymuję swojego słowa - zakończył czart odchylając się na oparcie. - Jeszcze jakieś nowinki jakby w Aerii było ostatnio za łatwo i za przyjemnie? - skomentował jeszcze na koniec mrużąc ślepia i sięgając po swój kieliszek.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Krasnolud nie rozluźniał się nawet na moment, czego jednym z przejawów było to, że podczas gdy Kimiko pochłonęła całe swoje mięso i pieczone ziemniaki, będąc już w połowie kolejnego dania przyniesionego w międzyczasie przez długouchego kelnera, Chrysant wciąż dłubał w swojej pieczeni, znacznie częściej sięgając po kieliszek z winem. Ręce mu nie drżały, bez przesady, ale prawdopodobnie przy niespodziewanym hałasie podskoczyłby na krześle, rozlewając trunek. Ledwo bowiem wycofało się z niego zainteresowanie panterołaczki, która teraz z fascynacją próbowała grillowanego pstrąga, przydusiło go oskarżenie Dagona. Piekielny skurczybyk nie dał mu nawet chwili oddechu, umówili się na te spytki tutaj, czy jak?
        Kimiko zaś na powrót oddała pola Laufeyowi, z radością zajmując się swoją kolacją i z permanentnie pełnymi ustami słuchała rozmowy, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Lubiła Chrysa i trochę było jej szkoda, że biedak tak się męczy, ale nie ukrywała, że stoi po stronie Dagona, którego nawet nie zamierzała próbować uspokajać. Zachowanie norda ewidentnie go rozdrażniło i coraz jaśniejsze stawało się, że chodziło o kwestię lojalności. A chociaż nord wciąż protestował i bronił się przed kolejnymi przytykami, ani razu nie sprostował ich jakimkolwiek stwierdzeniem na swoją korzyść. Dopiero rzucona lekko wzmianka o spalonej restauracji sprawiła, że twarz właściciela lokalu stężała. Mimo że czart właśnie zapewnił o tym, że on umów dotrzymuje, krasnolud chyba potraktował te słowa jako groźbę. Czy słusznie, złodziejka nie umiała stwierdzić.
        - Nie robię nic przeciwko tobie Bajer – mruknął krasnolud, u którego zdenerwowanie powoli przeradzało się w irytację. Wciąż podszytą lękiem, ale raczej nie wróżącą porozumienia. – Czego ode mnie oczekujesz, co? Że ci go podam na tacy, bo cię drażni? Pilnuję swoich interesów, tak jak ty, a wiesz, że Chrysantema słynie z dyskrecji. Pozmieniało się, rozumiesz? Twój biznes nadal jest u mnie bezpieczny, tak jak był zawsze, ale jego teraz też.
        Wkurzony nord odsunął od siebie talerz z niedojedzonym posiłkiem, a gdy Kimiko na niego spojrzała, zobaczyła jak bardzo był blady. Prawie jej było go żal, ale to nie była jej sprawa. Nadal nie wiedziała zbyt wiele, ale co nieco już sobie poukładała w głowie i tak jak często mówiło się, że gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze, tutaj chodziło raczej o władzę. Lub informacje, jak w tym konkretnym przypadku, jednak właśnie te często gęsto decydowały o czyjejś przewadze. Wciąż jednak nie miała z tym nic wspólnego… a przynajmniej tak starała się sądzić, gdyby nie zwierzęcy instynkt, budzący się gdzieś w środku i dający o sobie znać, jak zawsze mgliście i zamiast wiedzą, obdarowując panterołaczkę subtelnym niepokojem, który chwilowo tylko ją irytował. Dopóki jego źródło nie ukazało się w zasięgu wzroku, sprawiając, że złodziejka mało nie zakrztusiła się rybą. Jeszcze tylko tego tutaj brakowało...
        - Dobry wieczór – odezwał się Seth, podchodząc do stolika z rękami w kieszeniach i uśmiechem na twarzy. Skinął głową nordowi, który odpowiedział spokojnie (jak na swój aktualny stan) tym samym, wyszczerzył się do dziewczyny i przeniósł wzrok na Laufeya, nie tracąc nic z nonszalanckiej postawy.
        - Nie będę przeszkadzał w kolacji, porwę tylko Kimi na chwilkę – powiedział spokojnie, jakby wcale nie zwracał się do faceta, który wyznaczył nagrodę za jego głowę. Panterołaczka zaś uniosła brew w niemym, acz znaczącym „czyżby?” i Seth utkwił w niej złote ślepia, równie niemo przekazując, że nalega. Dziewczyna jednak uparcie spoglądała na niego przez stolik i w końcu brunet skłonił głowę, poddając się.
        - Mogę cię prosić na moment? – zapytał z tłumionym westchnieniem, ale poczekać musiał jeszcze chwilę, nim złodziejka w końcu odłożyła sztućce.
        - Przepraszam – mruknęła niechętnie do swojego towarzystwa i wstała od stolika. Wcale jej się to nie podobało, ale chciała uniknąć kolejnej zadymy przy stoliku, ruszyła więc za gestem bruneta do baru. Wcześniej tylko, obchodząc stolik, zatrzymała się przy Dagonie, całując go w policzek, a przynajmniej tak to wyglądało z boku, gdy zza kurtyny czarnych włosów szeptała ukradkiem: - Później ci powiem.
        Do krasnoluda to nie dotarło, ale Seth zastrzygł czujnie uchem i wywrócił oczami.

        - Czego chcesz? – zapytała po raz kolejny tego dnia, opierając się bokiem o ladę i wzdychając ostentacyjnie, gdy panterołak ze spokojem zamawiał im drinki.
        - Stęskniłem się – odpowiedział głośno brunet i wyszczerzył się, gdy prychnęła, w międzyczasie odbierając dwa kieliszki: wódkę i tequilę. Przysunął się do dziewczyny o krok i nachylił w jej stronę, gdy zaczęła się odsuwać. – Ściany mają uszy, nie rób scen – mruknął cicho i odczekał, aż złodziejka pokazowo się rozluźni, spoglądając tylko na niego podejrzliwie. Przed chwilą słyszała, jak to Chrysantema słynie z dyskrecji, a teraz ma szeptać? Seth przechylił głowę. – Co, nie możesz nawet udawać, że się cieszysz, że mnie widzisz? Dobra przecież z ciebie aktoreczka.
        - Może nie aż tak dobra? – odpyskowała złośliwie, ale to było nic w porównaniu do grymasu kocura.
        - A może się boisz, że ktoś w to uwierzy? – zamruczał wrednie, świadom, że są doskonale widoczni ze stolika i teraz przyglądał się, jak Kimiko mruży niebezpiecznie ślepia, ale po chwili uśmiecha się wesoło. Sam był gotów w to uwierzyć.
        – Jak ładnie. Powiedz Laufeyowi, że chcę z nim jeszcze dzisiaj pogadać, może być w tym jego barze.
        - Sam mu to powiedz – syknęła dziewczyna przez zęby, nie zmieniając miłego wyrazu twarzy. Nie będzie z niej sukinsyn posłańca robił. Poza tym chętnie zobaczy, jak Dagon gniecie go na miazgę, jak tamtego fircyka. Chociaż z tym bezczelnym kocurem mogłoby dojść do rękoczynów…
        - Uwierz mi, że chętnie zrobiłbym to sam, żeby dupek nie myślał, że się go boję, ale lepiej dla nas wszystkich, żeby mnie z nim nie widziano – mruknął panterołak poważnym głosem, ale z nieodłącznym uśmiechem przy jej uchu, przez co wyglądali przy barze, jak znajomi w dość zażyłej relacji, co było ewidentną grą. Wciąż nie wierzyła mu na słowo, chwilowo po prostu nie ryzykując i dlatego tocząc grę na słodkie szeptanki, chociaż miała ochotę wbić mu kieliszek od tequili w oko. Ludzie nie mieli pojęcia, jak łatwo tak je komuś wyłupić. Seth zaś zamówił im następną kolejkę.
        - Dlaczego? Kto ma cię tutaj z nim nie widzieć?
        - Skarbie, jak tobie wszystko powiem, to czym będę się z Laufeyem targował? – zapytał kocur z uśmiechem.
        - Jak ty się w to wszystko wpakowałeś? – mruknęła, kręcąc głową, a mężczyzna wzruszył ramionami.
        - Mam dar do bycia w złym miejscu o niewłaściwej porze. Na szczęście spadam na cztery łapy. To jak, umówisz nas?
        - Kuźwa, sam sobie dupę ratuj, ja mam dosyć bycia ciągle czyimś pionkiem – prychnęła Kimiko, siląc się na swobodną postawę i wychylając drugi kieliszek.
        - Nie jesteś pionkiem. Proszę cię o przysługę. Możesz odmówić. Chociaż chyba i tak obiecałaś mu wszystko powtórzyć, dobrze słyszałem?
        - Nie drażnij mnie, dobrze ci radzę…
        - To jak? – mruczał Seth, ewidentnie rozbawiony widokiem miło uśmiechniętej, ale syczącej złośliwie pod nosem dziewczyny.
        - Przekażę, tak jak jemu powiedziałam. Ale słowem się za tobą nie wstawię.
        - To mi wystarczy, dzięki Kimi – uśmiechnął się i nachylił do policzka dziewczyny, ale ta już cofnęła się, jawnie odsłaniając kły.
        - A w pysk chcesz?

        Wróciła do stolika, siadając na swoim miejscu i z lekkim zaskoczeniem rejestrując brak Chrysa. Przed sobą znalazła talerzyk z kawałkiem ciasta, które z rozczarowaniem odsunęła od siebie, gdy akurat mijał ich Seth, kierując się do wyjścia i z uśmiechem salutując Laufeyowi palcami.
        - Możemy już wracać? – zapytała szybko, ale szeptem, nachylając się do diabła. Tak na wszelki wypadek, gdyby Bajer jednak porzucił swoje opanowanie, postanawiając samodzielnie urwać łeb irytującemu go kocurowi. Dość już Chrysowi dzisiaj narobili zmartwień, niepotrzebna mu jeszcze krew na obrusach, a wiedziała, że zanim wyjdą na zewnątrz, panterołaka już nie będzie.

        - Chce porozmawiać, przyjdzie dzisiaj do baru – mówiła, idąc już z diabłem pod rękę ulicą. O tej godzinie była praktycznie wyludniona, ale Kimiko i tak mówiła przyciszonym głosem, tylko by Dagon mógł ją słyszeć.
        - Nie wiem czy będzie tam już czekał, czy przyjdzie później. Nie chciał rozmawiać w Chrysantemie, bo mówił, że lepiej dla wszystkich, by go z tobą nie widzieli, ale o kogo chodzi to też nie chciał powiedzieć, stąd ta szopka, że niby przyszedł do mnie – mruknęła, spokojnie przekazując wszystko, co Seth powiedział, poza faktem, że nazwał Laufeya dupkiem. Nie będzie się za nim wstawiać, ale też nie ma interesu w tym, by go umyślnie wkopywać. Znając kocura, na pewno świetnie sam sobie z tym poradzi.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Każdy kiedyś pękał. Przyciśnięci zaczynali mówić prędzej czy później, ze strachu albo ze złości, a w przypadku Chrysanta z obu powodów. To był moment gdy diabeł zamienił się w słuch, chociaż z każdym następnym słowem bardziej mrużył oczy, a odpowiedź na prowokację podobała mu się coraz mniej. Chociaż Nord nie powiedział nic konkretnego, między wierszami dało się wyczytać znacznie więcej niż mówił naprawdę. A to bynajmniej nie sprawiało, że Dagon czuł się lepiej czy bezpieczniej, wręcz przeciwnie. Mimo to wizyta w Chryzantemie nie była bezowocna, nawet jeśli nowe fakty rzucały więcej cieni niż światła. A postawienie krasnoluda między młotem a kowadłem... oczywiście, że nie miało spędzać snu z diablich oczu.
        - Rzeczywiście, pozmieniało się - przytaknął złośliwie, zawierając w dwóch słowach całe rozgoryczenie i złość na Chrysa i całą sytuację. W tym momencie, jakby na potwierdzenie, zjawił się nikt inny jak od tygodni poszukiwany i jak najbardziej wciąż żywy kocur.
Bajer uniósł brew patrząc na bezczelnego panterołaka. Naprawdę wszyscy zaczynali traktować go jak zwykłego mieszkańca, gubiąc gdzieś w mrokach niepamięci właściwą mu renomę. A to powoli robiło się nie do zaakceptowania.
        Najlepszym wykładnikiem rozeźlenia piekielnika był moment, w którym złość przestawała być po nim widoczna. To znaczyło, że czart kończył gry i manipulowanie rozmówcami poprzez dobieranie odpowiednich masek, pozwalając wypłynąć na wierzch temu co chciał, a zaczynał się kontrolować by nie powyrywać komuś wszystkich członków z dupy. Czy na przykład nie złamać słowa i z neutralnej Chryzantemy - z czego oczywiście słynęła - nie uczynić krwawej łaźni. Bajer właśnie wyglądał jak chłodna oaza obojętności, pozbywając się gdzieś irytacji. Chrys był bliski zawału, ale kiedyś musiał to wszystko powiedzieć, cała tragedia tkwiła w mało fortunnym momencie.
        - Jeśli ona tego chce - rogaty odpowiedział z lodowatym spokojem, biorąc łyk wina, po chwili układnie nachylając się do odchodzącej Kimiko. Szept przyjął do wiadomości, nic nie odpowiadając, aby nie zepsuć starań pantery.

        Zostali z Chrysantem we dwóch. Krasnolud wciąż nie odzyskał zdrowych kolorów, ale też nie stracił zaciętego wyrazu twarzy. Czart również nie odpuścił. Dla niego sprawa została zamknięta.
        - Rozumiem. - Krótka odpowiedź była wszystkim co nord otrzymał w odpowiedzi na przerwaną rozmowę, w zamian za wylanie swojej frustracji. Gdzieś ulotnił się pucułkowaty uśmieszek i już nie wrócił na cherubinkową twarz, gdy nord skinął oschle głową, kończąc dyskusję.
        - Odezwę się gdy będę wiedział co z aukcją - dodał profesjonalnym tonem, i tym razem przyszła kolej by bies skinął na potwierdzenie.
        - Na mój rachunek - dodał jeszcze Balboette nim odsunął krzesło jednoznacznie żegnając się z Dagonem i zniknął na kręconych schodach, zostawiając czarta samego. Tak, w Nowej Aerii bardzo się pozmieniało.
Nawet nie można powiedzieć by Laufey był zawiedziony. Musiałby wpierw krasnoludowi ufać, a wtedy nie składałby podobnych wizyt. Był jednak wielce niezadowolony. Chrysant w ciągu lat doświadczył tego nieczęstego przywileju być znajomym Dagona i teraz właśnie postanowił ową znajomością wzgardzić. To nie mogło obejść się bez echa. Do tego coś jeszcze drażniło już i tak poirytowanego czarta. Ciemne źrenice podążyły do baru, gdzie Kimiko rozmawiała z Sethem. Bies zmrużył oczy sięgając po powoli opróżniany kieliszek wina. Ciekawe kiedy miał pożałować tej znajomości.

        Niemalże wywołana, złodziejka wróciła niedługo później.
        - Jak sobie życzysz. - Podniósł się i podał dziewczynie ramię, gdy kocur mijał ich żegnając się butnie. W sumie to prowadząc dziewczynę przez restaurację, czart nawet doceniał przezorność brunetki, która jakby chciała trochę załagodzić atmosferę, albo uratować panterołakowi żywot.
Wychodząc odebrał kapelusz od kelnera równie grzecznego jak wcześniej i zostawili Chryzantemę za sobą, najprawdopodobniej na dłuższy okres. Przynajmniej on nie wybierał się tam w najbliższym czasie, ten most uznając za spalony.
        Nie poprowadził ich prosto do kamienicy. Korzystając ze spokoju na ulicach i przyjemnej nocy zaczął iść okrężną drogą, by mieć czas na wysłuchanie nowinek, ochłonięcie i przemyślenie paru drobiazgów.
        - Yhm... - wychrypiał na potwierdzenie. Tym lepiej, że wybrał okrężną drogę. Lepiej by Seth na niego czekał niż on na kota.
        - Nic dziwnego jeśli cwaniakowi faktycznie zależy na dyskrecji. Chrys wyraził się jasno, ale to, że nie robi nic przeciw mnie, nie znaczy, że jest ze mną. To stwierdzenie ma więcej półcieni niż mogłabyś uwierzyć. Ta szczwana kanalia już dobrze wie jak chronić swój przypudrowany tyłek i teraz ostatnim sprzyjającym mi miejscem jest jego knajpa - bardziej warczał niż mówił.
W rześkim nocnym powietrzu dał się wyczuć wątły zapach róż, niosący się od słynnych aeryjskich ogrodów, przy których czart postanowił przejść. Jesień była łagodna i spora część krzewów wciąż kwitła. Gdy wyszli na otwarty i oświetlony uliczną latarnią teren, Dagon zatrzymał się w ciemności, tam gdzie nie sięgało już jej światło, tak by niewidoczni mieli dobry ogląd na okolicę i stanął naprzeciwko Kimiko.
        - Nieczęsto obdarzam kogoś zaufaniem - zaczął, chociaż pewnie lepszym stwierdzeniem byłoby "nigdy". Pierwszą i ostatnią osobą była czarodziejka. Reszta nielicznych znajomych miała taryfy ulgowe odpowiednie do stopnia zażyłości, ale nigdy nie był to pakiet pełnej ufności, tak samo jak się to miało w przypadku Chrysa.
        - Do tej pory nie żałowałem - kontynuował ochrypłym szeptem, odgarniając włosy Kimiko na ramię. - Zapytam więc tylko ten jeden raz i dobrze przemyśl odpowiedź, czy i to może ulec zmianie w Nowej Aerii? - Nie tyle była to czysta groźba ze strony diabła a bardziej oczekiwanie deklaracji co do wybranego obozu. Wyglądało na to, że konfrontacja stawała się coraz bardziej nieunikniona i była raczej kwestią czasu. Do tego coraz więcej znaków na miejskiej ziemi sugerowało, że Laufey nie był czarnym koniem tej gonitwy. A złodziejka była blisko diabła jak nikt. Gościł ją w swoim domu i nawet zdradzał niektóre sekrety, chciał więc poznać jej stanowisko na ten temat. Liczył, że rozpoznałby kłamstwo.

        Do baru wrócili już po jego zamknięciu. Ochroniarz zwyczajowo pilnował wejścia, ale kelner dawno posprzątał i udał się do domu. Diabeł wpuścił Kimiko przed sobą do kamienicy, ale później pozwolił jej samej zdecydować gdzie się udała. Sam zaś wszedł do baru, w którym paliła się lampka, chociaż oczywiście nie powinna.
Na pufie do gry, z nogami na zamkniętej klawiaturze pianina siedział kocur, beztrosko popijając whisky.
Dagon powoli podszedł do mężczyzny. Jego kroki niosły się echem po opustoszałym wnętrzu, a wątłe światło lampki rzucało na ściany jego długi rogaty cień, gdy Laufey oparł się o zakrytą klawiaturę
        - Przyszedłeś do mnie wiedząc, że nie chroni cię tu wątła obietnica neutralnego gruntu i wypijasz sześćdziesięcioletnią whisky, która jest więcej warta niż twoje życie, więc albo masz więcej tupetu niż rozumu, albo cholernie dobrego asa w rękawie. Radzę zacząć mówić, bo mam ostatnio sporo na głowie i cierpliwość dawno mi się skończyła.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Gdy Kimiko wróciła do stolika i jej spojrzenie padło na Dagona, dziewczyna dosłownie zwolniła krok. Przyzwyczaiła się już do jego niezadowolenia, ale to, co malowało się teraz na diablej twarzy mogło przerazić bardziej niż jakakolwiek słowna groźba. Nie ją oczywiście, panterołaczka co najwyżej przeszła na poziom bycia bardziej ostrożną niż zwykle i nie trącania diabła łapą dla zabawy, bo tym razem naprawdę mógłby urwać jej łeb z rozpędu. Jakby tego było mało, Seth nie mógł kulturalnie i chyłkiem opuścić lokalu, ale musiał przemaszerować obok diabła, żegnając się z nim ostentacyjnie. Naprawdę, ten kocur wywoływał w niej emocje, o których nie wiedziała, że jest do nich w ogóle zdolna, jak chociażby chęć sprawdzenia, czy krew panterołaków poradzi sobie też z regeneracją utraconej kończyny.
        Dagon zaś po raz kolejny zwrócił na siebie jej uwagę oficjalnym zwrotem i dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, z wahaniem ujmując sztywno podane ramię. Chwilowo traktował ją, jak Chrysa i nie wiedziała, co o tym sądzić, ale nie drążyła, zakładając że musi tę złość przeczekać, jako że czart ciągnął wciąż spojrzeniem za znikającym panterołakiem.
        Niezależnie od czarciego humoru, gdy tylko opuścili lokal, Kimiko zaczęła opowiadać o tym, co powiedział jej Seth. Zawahała się, zdziwiona nagłą zmianą kierunku, ale pozwoliła poprowadzić się okrężną drogą i kontynuowała, później słuchając diabła. O dziwo jego rozeźlone warczenie sprawiło, że nieco się rozluźniła, bo zwyczajnie ta złość wyjaśniała dziwne zachowanie mężczyzny. Początkowo nie wiedziała, czy powinna komentować jego słowa, czy przezornie trzymać język za zębami, w czym nigdy nie była dobra, ale tym razem wiedziała, że najlepiej będzie nie komentować. Nie znała jego relacji z Chrysem tak dobrze. Znali się długo i podobno przyjaźnili, więc poczucie zdrady Dagona było jak najbardziej zrozumiałe. Pytanie czy była to jedynie chwilowa przeszkoda i wystarczy znaleźć tego frajera, co diabłu w mieście mąci i urwać mu łeb, czy to co właśnie wydarzyło się w Chrysantemie było raczej ostatecznym zerwaniem znajomości z nordem. Nie wyglądało najlepiej, ale prawda była taka, że Kimiko nawet w relacjach międzyludzkich miała małe doświadczenie, a to które posiadała było pokręcone jak stara wierzba, więc wolała nie oceniać swoją miarą.

        Spacerem dotarli do granicy dzielnicy jeszcze nie zwiedzonej przez panterołaczkę. Na unoszący się w powietrzu zapach róż uniosła się też delikatnie głowa dziewczyny, gdy ta węszyła w powietrzu, już wkrótce odnajdując źródło woni. Widok budził w niej mieszane uczucia. Każdy normalny człowiek powiedziałby, że rozścielone pod nocnym niebem i omiecione tylko blaskiem latarni różane krzewy prezentują się jak z bajki. Z tym, że Kimiko znów wyróżniała się swoimi dziwactwami spośród innych. Róże ją drażniły. Nawet nie mogła powiedzieć, by ich nie lubiła, czy jej się nie podobały, ale najzwyczajniej w świecie wywoływały w niej podświadomą irytację. Nie była ślepa, więc nie mogła odmówić im piękna, potrafiła to dostrzec, ale jednocześnie te kwiaty kojarzyły jej się z gęstymi bukietami upchanymi w kamiennych wazonach przed rezydencjami, lub w ceramicznych wazach wewnątrz. Słodka woń przywodziła jej na myśl tylko przepych i fałsz, sztuczne śmiechy i błysk biżuterii, zakorzeniając się w jej podświadomości tak głęboko, że dziewczyna patrzyła nieprzychylnie nawet na niewinne różowe pąki na prawie dzikich krzewach. Umyślnie utrzymanych, ale rosnących swobodnie i dla wszystkich. Ale stąd właśnie ta irytacja, gdy nawet nie mogła powiedzieć, by róż nie lubiła, lub nie uważała ich za piękne, bo przecież takie były nawet w jej oczach. Niestety w tym samych ślepiach reprezentowały tylko jedno i dziewczyna już nie umiała tego rozdzielić, a co gorsza przejść obok nich obojętnie, bez podobnej burzy w głowie.
        Odwróciła od nich wzrok dopiero, gdy Dagon stanął przed nią, potężną sylwetką niemal przysłaniając cały widok i zmuszając ją do lekkiego zadarcia głowy, by spojrzeć mu w oczy. Nie przerywała mu, gdy mówił, a gdy sięgnął do jej szyi przełknęła ślinę, ale nawet nie drgnęła, a diabeł tylko odgarnął jej włosy za ramię w znajomym geście. To nie była konfrontacja, do jakich nawykła, nie było broni, krzyków i parskania koni, a jedynie ochrypły szept w ciemnościach. Kocie ślepia błyszczały na modłę nocnego drapieżnika, nieco skrywając wrażenia dziewczyny, ale ona nie dała czartowi długo czekać z odpowiedzią. Albo właściwie pytaniem.
        - A mi ufasz?
        Chciała to usłyszeć, jakakolwiek nie byłaby odpowiedź, po prostu nie na okrętkę i nie między wierszami. Ale nie po to, by zmienić tory rozmowy, więc kontynuowała niezależnie od tego jaka odpowiedź padła i czy w ogóle takową otrzymała.
        – Ja nie należę do Nowej Aerii – zaczęła pewnym siebie głosem i po krótkim wdechu. – Nie należę też do ciebie, Dagon – powiedziała, mimo że takie słowa ze strony diabła nigdy nie padły. Widziała to jednak czasem w jego spojrzeniu i uśmiechu, czy to na poważnie, czy w wygłupach. Więc albo był bystry, a ona nieco przewrażliwiona i nie było tematu, albo diabeł był zbyt cwany, by ryzykować takie stwierdzenia, wiedząc, jak złodziejka może zareagować. Niemniej jednak, co jakiś czas czuła potrzebę zaznaczenia tego faktu, nawet jeśli ktoś mógłby powiedzieć, że uspokajała tylko własne sumienie. Kontynuowała wciąż niezmiennie spokojnie, śmiało spoglądając w czarcie ciemne ślepia.
        - Nie tyczą się mnie wasze zasady, bo połowy nie znam, a drugą połowę mam w głębokim poważaniu. Ale jestem lojalna. Jak karty na stół, to karty na stół. Ufam ci Dagon i jestem po twojej stronie. Będę tak długo, jak długo tego zaufania nie zawiedziesz – „lub dopóki się o tym nie dowiem”, dodała w myślach. – Jesteś w moim stadzie. Są w nim tylko dwie osoby, więc wiesz, to przywilej – dopiero teraz uniosła lekko kącik ust w zaczepnym uśmiechu, by nieco załagodzić poważną atmosferę, za którą nigdy nie przepadała. – Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
        Dopiero teraz było jednak widać, że dziewczyna naprawdę się diabła nie boi. Stali sami w jakimś zaułku obcego jej miasta, skryci nocną ciemnością i tak blisko siebie, że pewnie, jak kiedyś jej powiedziano, nawet nie zdążyłaby krzyknąć. A jednak była wyprostowana, z rękami w kieszeniach i opuszczonym wzdłuż nóg ogonem, a zadarta lekko głowa nietypowo przypominała odsłanianie gardła. Już nie dbała o nazywanie swojego zachowania. Głupia, nie głupia, naiwna, czy nie. Jak długo można samemu przed sobą łgać? Niech sobie czort myśli co chce, w dupie to ma. Lubiła drania i była po jego stronie, a może o innych niespecjalnie dbała, najpierw ratując zawsze własną skórę, ale biada temu, kto wchodził w drogę jej lub komuś, na kim jej zależało. Bo o tym, że za członka swojego stada potrafiła zabić bez mrugnięcia okiem już nie mówiła. To nie była cecha rasowa, tylko jej własna. I nikt nie musi o tym wiedzieć.

        Ledwo przekroczyła próg kamienicy i wyczuła znajomą woń. Rzuciła tylko ochroniarzowi pytające spojrzenie i poszła za Laufeyem do baru, wiedząc już dobrze kogo tam zastaną. Nawet ona jednak zatrzymała się w pół kroku, widząc bezczelnie rozwalonego panterołaka i od razu strzeliła spojrzeniem do Dagona, jakby się zastanawiała, czy w ogóle zechce go wysłuchać, czy zatłucze na miejscu. Czart jednak spokojnie podszedł do nieproszonego gościa, a panterołaczka przez chwilę śledziła go spojrzeniem, słuchając stukotu obcasów i obserwując wydłużający się na ścianie rogaty cień. Wtedy zerknęła na Setha i uśmiechnęła się pod nosem. Skurczybyk nawet nie drgnął, ale akurat jeśli o niego chodzi, potrafiła dostrzec więcej niż czart. Nawet Aswad się go bał, i dobrze. Dać tego po sobie poznać jednak nie miał zamiaru i na nietypowe diable powitanie tylko spojrzał ostentacyjnie w swoją szklankę, unosząc brwi.
        - Mówisz? Hm, to dobrze, że mam ich kilka, wartość powinna się przynajmniej wyrównać – mruknął i dopił resztkę whisky, pustą szklankę posyłając ślizgiem po pokrywie fortepianu i na powrót rozsiadając się w pufie. Fason trzymał, ale wodzić diabła za nos nie zamierzał. – Hm, tupet to jedno, nie ukrywam… Ale jeśli asem w rękawie można nazwać to, że wiem dokładnie, kto cię tak drażni, panosząc się po mieście, znam kilka jego celów i mogę poznać więcej, to tak, chyba mam – wyszczerzył się na nowo, jednak bez wesołości.
        Kimiko słuchała uważnie, ale bezszelestnie skierowała się na tył baru, zaintrygowana, jak ten dupek się tu dostał. Drzwi prowadzące na podwórze były domknięte, ale zamek był rozwalony, a po podłodze walały się drzazgi i kawałki framugi. Uniosła brwi z pogardliwym prychnięciem. Co za partactwo. Wyjrzała na zewnątrz i jej wzrok padł na siedzącego pod ścianą mężczyznę, z butelką w ręku i kapeluszem nasuniętym na oczy. Z tym, że złodziejka już jakiś czas temu zorientowała się, że kręcący się w bramie i podwórzu człowiek nie był zwykłym przechodniem, a diablą czujką. I raczej nie zasnął pijany w pracy, tylko Seth ma durne poczucie humoru. Ze swoją wiedzą zdradziła się dopiero teraz, wracając do środka i rzucając znaczące spojrzenie brunetowi, który szybko domyślił się, co zaraz usłyszy i rozbawiony przezornie uniósł dłonie.
        - Żyje. Odpoczywa sobie tylko, a rano przyda mu się coś na ból głowy. – Uśmiechnął się z samozadowoleniem i przeniósł znów wzrok na Dagona, podczas gdy Kimiko znalazła sobie jakieś krzesło przy podeście i usiadła na nim okrakiem, składając brodę na splecionych na oparciu rękach. Seth zaś skupił się na biesie.
        - Dobra, Laufey. Późno jest, wiem, że nie masz czasu na pierdoły, a słyszałem, że rozsądny z ciebie gość. Moje informacje, aktualne i przyszłe, za czystą kartę u ciebie i minimum ochrony. Bez zlecenia na karku, bez żali z przeszłości; wybacz tamten sztylet, to nie było nic osobistego. Lubię swoje życie i wolność, więc możemy negocjować. Mam dużo do powiedzenia, chętnie się podzielę, a i tobie się chyba ktoś kompetentny w szeregach przyda, hm?
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości