Nowa AeriaMiasto, ach miasto!

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Awatar użytkownika
Mari
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Zabójca , Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Mari »

Czarodziej w gwieździstej szacie uśmiechnął się do Drima, po czym popatrzył na resztę, oczekując, iż ci również się przedstawią.

- Jestem Mari, a to Lilianna. – Wskazała na wróżkę i skapnęła się, że oni nadal w tych kajdanach, zrobiło jej się głupio i odwróciła wcześniejszy proces, zmieniając je w zwykły, łatwy do zerwania lub rozwiązania sznurek. – I Oko – przedstawiła chochlika, ponieważ nie zarejestrowała, iż naturianin już zdołał to zrobić.

Po chwili syrena już usłyszała, jak chochlik zaczyna wtrącać się ze swoją niecierpiącą zwłoki sprawą. Przewróciła oczami, a wróżka zaczęła już złośliwie rechotać.

- Naprawdę myślisz, że jesteś tu najważniejszy? – Rozwiązała ich, gdy spostrzegła, że będzie mogła się od niego oderwać. – W końcu wolna… ty egoistyczny dupku – szepnęła do niego wróżka.

Pradawny zaśmiał się poczciwie. Być może zauważył przepychanki uskrzydlonej pary. Bawiły go te przepychanki oraz zestresowanie tygrysołaka. Chciał już odpowiedzieć na zadane mu pytanie, ale zmiennokształtny szybko zmienił temat.

- Oh, oczywiście, to dzieło mojego życia! – Aż uniósł ręce, jakby chciał podkreślić swoje słowa. – Wasza obecność wcale mi nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Niestety nie jest jeszcze gotowe i… NIE! Nie przeszkadzacie, wejdźcie, proszę, tak dawno nie miałem gości… - Otarł łezkę wzruszenia. – Proszę, wejdźcie, zrobię herbatę – zachęcał.

Marielka zmieniła swój ogon na nogi i wyszła z wody zaciekawiona i całkowicie ufna w szczerość propozycji czarodzieja. Lili szybko do niej podleciała, by być przy swojej przyjaciółce, a nie znienawidzonym chochliku.
Pradawny otworzył drzwi i już na progu odczuli zapach starych ksiąg. Całe pomieszczenie było niczym biblioteka, półek z książkami nie było tylko tam, gdzie znajdowały się drzwi do innych pomieszczeń. Na środku stał stół, książki pod nim, na nim i na podłodze. Wszędzie też walały się notatki, zapiski czy szczegółowe szkice lub karykaturalne bazgroły.

- Przepraszam za bałagan, nie spodziewałem się gości – powiedział nieco zaczerwieniony i zaczął w pośpiechu zbierać swoje skarbnice wiedzy, by w ogóle można było dotrzeć do krzeseł. W sumie to tylko one nie były niczym zaśmiecone. – Siadajcie, zapraszam, zapraszam – powiedział i poszedł do innego pomieszczenia. – Już szykuje herbatę! – zakrzyknął.

W tym czasie Marielka rozsiadła się już wygodnie, natomiast Lili stwierdziła, że po prostu przycupnie na stole, bo krzesło było dla niej zbyt nisko.
Po kilku momentach pradawny wrócił do nich z herbatą, ale po chwili nieco się zmieszał, gdy spojrzał na chochlika i wróżkę oraz kubki dostosowane do istot o klasycznych rozmiarach.

- O rety, przepraszam najmocniej, zaraz to naprawię! – Z pomocą magii nieco pomniejszył kubki, jednak zapomniał o zawartości i nieco się rozlało. – Ale ze mnie gapa! – Uderzył się dłonią w czoło. – Zaraz to pościeram.

Jak powiedział, tak też zrobił, po czym wreszcie bez kolejnych wypadków dosiadł się do stołu. Wziął łyka, po czym spojrzał na fioletowoskórego.

- Wracając do tematu, mam pewną wiedzę o klątwach i może dałbym radę ją ściągnąć, zależy jednak… jaka to klątwa?
- Chwila! – krzyknęła Lili. – I ot tak byś sobie ściągnął klątwę, nie oczekując nic w zamian?
- O ile tylko będę umieć. – Uśmiechnął się.
- A… dlaczego mieszkasz tu sam i dlaczego stworzyłeś… to? – pytała podejrzliwie.
- Ludzie są… Niezbyt tolerancyjni, tam na dole nie mogłem skupić się na swoich badaniach, tu mam spokój, choć ceną jest samotność. – Uśmiechnął się słabo. – Może wrócimy do tematu klątw?
Awatar użytkownika
Drim
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Wędrowiec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Drim »

        Można było odetchnąć, przynajmniej póki co. Antonio wyglądał na niegroźną osobę, o ile kiedykolwiek bezpiecznym można nazwać kogoś, kto własnoręcznie stworzył wiszącą w powietrzu wyspę. Drim jednak mimo wszystko cieszył się z tego, że go spotkali - wyglądał na osobę o szczerych intencjach, nawet jeśli moc, jaką władał, była prawdopodobnie poza zakresem tego, co tygrysołak mógł sobie wyobrazić.

- Dziękujemy za oferrrtę... W sumie nie śpieszy nam się nigdzie, więc z chęcią dołączymy, szczególnie jeżeli będziemy mogli z tobą dłużej porozmawiać Antonio. - Zmiennokształtny uśmiechnął się swym zwierzęcym pyszczkiem w stronę czarodzieja, po czym spojrzał na chochlika. - Zgadzasz się ze mną, prawda, Oko?

“Zgadzam się ze wszystkim co powiesz, ale tylko jeśli jeszcze dziś przejdziesz na dietę wróżkową” - Oko nie skrywał się ze swoją telepatią, której to treść dosięgła wszystkich obecnych. W tym także wspomnianej wróżki, którą już wolny chochlik zaczął omijać jak zło wcielone.

- Miej trochę szacunku dla kobiet z twojej własnej rasy chociaż...

“Pfff.”

        Drimilianos, podirytowany dziecięcą niemalże upartością fioletowoskórego aż zawarczał, dociskając dłoń do swej twarzy. O ile wcześniej było to nawet urocze, to teraz, jednak gdy byli praktycznie w gościach, to jednak wypadałoby zachować pozory kultury, nawet wobec kogoś, kto najwyraźniej był dla Oka jego dożywotnim wrogiem.

        Pomieszczenie, które skrywały drzwi, a do którego to weszli spokojnym krokiem, było fascynującym widokiem dla Drima. Przypominał mu się pokój jego ojca, gdzie dwie potężne szafy na książki trzeszczały od ciężaru tomów i starych rękopisów. Kiedyś nie wierzył ojcu, że są osoby, których kolekcje są nieskończenie bardziej okazałe, ale teraz jednak miał wielką ochotę przeprosić za to, jak naiwny był. Ogrom wiedzy był niemalże przytłaczający, i to dosłownie - ciężko było przejść i nie nadepnąć na książkę, a tego nie chciał robić w obawie przed urażeniem gospodarza, więc zmiennokształtny praktycznie szedł na palcach.

        Gdy już byli przy odkopanym spod sterty papierowego gruzu stołu, Drimilianos spokojnie usadowił się naprzeciwko Marielki. Chochlik zaś, widząc niepożądaną istotę już zajmującą stół, po prostu wisiał w powietrzu niedaleko Drima, a w międzyczasie przekazał telepatycznie słowa wytłumaczenia tylko do gospodarza.

“Pozwól, że nie dosiądę się. Muszę rozprostować skrzydła po ostatnich wydarzeniach, które spotkały mnie i pozostałych... Ale głównie mnie.”

        W ciszy czekali, aż czarodziej przyniesie herbatę. Nim jednak to się stało, Drimilianos zaczął... coś węszyć, na co wskazywał jego ruszający się nosek. Oko, gdy tylko to zobaczył, aż widocznie utracił sił i cierpliwości.

“Ty chyba nie...”

- Czuje szczurrra... - wymruczał praktycznie Drim. Nie minęło kilka chwil, a zmiennokształtny, już na czterech łapach, przeszedł kawałek ku skrajnej części pomieszczenia, po czym... wskoczył na stertę książek... przekopując się przez nią? Pływając w niej? Ciężko to było opisać słowami innymi niż to, że ganiał przez bezkresny ocean wiedzy za wcześniej wyniuchanym gryzoniem.

No cóż... Nie przejmuj się nim Mari, przejdzie mu, jak tylko skończy polować” - przekazał Oko syrenie, co by nie marnowała czasu na przeszkadzanie w jakże zaciętej gonitwie.

        W międzyczasie sytuacja z herbatą została rozwikłana i można było powrócić do aktywnej rozmowy. Na początku wróżka zagadała czarodzieja i choć chochlik nie chciał tego przyznać, to jednak miała nieco racji.

“Za przeproszeniem, ale moja nie-koleżanka ma rację. Jesteśmy ci, za wszystko, bardzo wdzięczni, nie zrozum nas źle, ale jeżeli faktycznie jesteś skory do pomocy z klątwami, które ciążą na mnie i na Drimie, to chce mieć pewność, że możemy ci bezgranicznie ufać. Jakby nie patrzeć, będziesz wpychać swoją magię w dosłownie nasze sprawy, więc należy nam się przynajmniej zarys tego, kim jesteś i czemu tu jesteś z ilością książek, którą spokojnie można by zaspokoić królewskie księgarnie na połowie kontynentu.”

        Po chwili doszły do nich piski z pobliskiej góry książek. Nie minęły dwie sekundy, nim góra ta doznała erupcji, wypluwając z siebie całkiem okazałego tygrysołaka, który jak każdy grzeczny kotek, natychmiast powrócił na swoje krzesło... choć usiadł na nim tym razem jak pospolity kot domowy, niż istota rozumna. Widać było po nim, że jest zadowolony, bo merdał ogonem, a z jego wydającej ciche piski paszczy wystawał panicznie miotający się szczurzy ogon.

“...” - Oko popatrzył na Drima, żałując, że nie widzi żadnej miotły do skarcenia tego przerośniętego futrzaka. - “W każdym razie, póki jeszcze nic nie mówisz, zdradzę ci to, co powinno być raczej oczywiste po krótkiej obserwacji. Na mnie ciąży klątwa, która uniemożliwia jakąkolwiek wymowę w jakimkolwiek znanym mi języku. Z tego też powodu posługuje się telepatią. Jeśli chodzi o Drima, to jak sam widzisz, jest tygrysołakiem, tyle że nie z wyboru. Dla mnie poszukujemy sposobu na odzyskanie zdolności przemawiania, a jego chcemy znów zamienić w zwykłego, niepolującego za myszami w cudzym domu, człowieka. Prawda Drim?”

        Drim na moment obrócił się w stronę chochlika z raczej poważną miną. Widać było chwilową niepewność, ale w końcu skierował wzrok na Antonia, do którego pokiwał jednoznacznie, przekazując mu, że jak najbardziej chciałby znów być człowiekiem. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że ciężko było brać Drima na poważnie, gdy szczur w jego paszczy wciąż piszczał przerażony, a drobniutki ogonek jego z coraz większą prędkością miotał się na wszystkie strony świata.
Awatar użytkownika
Mari
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Zabójca , Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Mari »

Antonio uśmiechnął się do Drima, wyglądał na człowieka, czy też czarodzieja, któremu naprawdę brakowało towarzystwa i to od dłuższego czasu.

- Oczywiście, bardzo chętnie z wami porozmawiam – ucieszył się Antonio, a gdy usłyszał telepatyczne słowa chochlika, przywdział na twarzy grymas balansujący między zmartwieniem a rozbawieniem. – Widzę problemy miłosne – próbował zażartować.

Szybko jednak odpuścił przez mordercze spojrzenie wróżki, była drobna i nie wydawała się groźna, ale wolał nie kusić losu, zwłaszcza, że w Alaranii pozory często mylą. Wcale nie pomogło tygrysie warknięcie. Antonio trochę zamilkł, chyba zaczęło do niego docierać, że istnieją pewne przesłanki, ku temu, że jego gościnność mogła mu przynieść zgubę. Marielka
westchnęła, zauważając niepewność w oczach czarodzieja i do niego podeszła.

- Nie mamy złych zamiarów, naprawdę, a Drim tylko tak groźnie wygląda… - stwierdziła syrenka, uśmiechając się najszczerzej, jak umiała, choć w sumie zastanawiała się, czy ona sama też może ufać zmiennokształtnemu tak całkowicie.

Mimo wszystko jednak coś przysłaniało jej zdrowy rozsądek i była gotowa ręczyć za pewność swych słów.
Pradawny uśmiechnął się i uspokoił, skoro pozwolił im wejść do swojej posiadłości, typowej dla kogoś oczytanego. Naturianka była zafascynowana ilością książek. Pod wodą z pewnością czegoś takiego się nie zobaczy. Lilian zaś nie przywiązała zbytniej wagi do otoczenia, chciało jej się pić, więc z niecierpliwością oczekiwała herbatki i próbowała udawać, że Oko nie istnieje i wcale go tu nie ma. I tak już miała przez niego zszargane nerwy.
Syrenka w przeciwieństwie do swej skrzydlatej przyjaciółki dokładnie przyglądała się zmiennokształtnemu. Jej brwi uniosły się znacznie, gdy usłyszała, co też wyniuchał jej towarzysz.

- Szczura…? – po chwili zakaszlała ciężko, wróżka zareagowała tak samo.

Skok tygrysołaka w książki podniósł tumany kurzu, te książki musiały leżeć na ziemi już jakiś czas, a Antonio najwyraźniej nie prędko planował coś z tym zrobić.

- Mam tylko nadzieję, że nic nie zepsuje… - westchnęła Marielka odpowiadając chochlikowi.
- A ja mam nadzieję, że to całkiem dobra herbata. – Lilian zabrała się do picia, a czarodziej właśnie do nich dołączył i zerkając na Drima z niepokojem dosiadł się do stołu.

W końcu mogli spokojnie porozmawiać, przynajmniej po części. Antonio w pewnym momencie zasmucił się, nawet gdy Lili zaczęła mu zarzucać jakieś podejrzane intrygi. Mimo to cierpliwie słuchał jej słów, a potem równie spokojnie wysłuchał chochlika.

- Rozumiem waszą ciekawość, ale naprawdę trudno mi mówić o przeszłości, to jak rozdrapywanie dawnych ran. Mogę wam jednak powiedzieć, że te wszystkie książki są tu dlatego, że lubię się dokształcać we wszelkiej wiedzy magicznej, odkąd zamieszkałem na mojej podniebnej wyspie, to jest cały mój świat, wszystko, czemu obecnie poświęcam moje życie. Nie chcę was w żaden sposób skrzywdzić czy oszukać, skoro już tu się dostaliście i odwiedziliście mnie w mej samotni, to chciałbym wam jakoś pomóc – stwierdził.
- Jaką mamy gwarancję, że możemy ci ufać? – prychnęła wróżka.
- Taką samą, jaką mam ja, że mogę wam ufać – odrzekł pradawny. – Przecież taki tygrysołak mógłby mnie nawet zjee… - w tym momencie przerwał mu przed chwilą wspominany, który w końcu do nich dołączył wraz ze świeżo upolowanym szczurem.

Syrenka nieco się skrzywiła, ale nie chcąc pokazywać swojej miny, natychmiast wzięła łyk herbaty i odwróciła wzrok. Wróżka ani myślała nad takim ukrywaniem swoich emocji.

- Ale z ciebie głupi kocur – prychnęła z odrazą. – I to jeszcze tak przy kobietach! I to ładnych kobietach! – Podleciała do niego i dała mu pstryczka w nos, po czym szarpnęła za ucho i wyszeptała. – Dobrze ci idzie, jak tak dalej pójdzie, Mari ucieknie od ciebie, gdzie pieprz rośnie – po tych słowach wróciła do picia herbaty z uśmiechem jak gdyby nigdy nic.

Przez dłuższy moment panowała niezręczna cisza, Mari wpatrywała się gdzieś w kąt zawstydzona i zniesmaczona, nawet umknęło jej to, co zrobiła Lili. Dobrze, że Oko powrócił w miarę sprawnie do tematu klątw. Antonio zastanowił się chwilę, podrapał po głowie i nagle na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Myślę, że jestem w stanie pomóc Drimowi, natomiast co do twojej klątwy nie jestem pewien, musiałbym o niej wiedzieć coś więcej, ale… Poczekajcie tu chwileczkę. – Wyszedł do innego pomieszczenia.

Do pozostałych dochodziły odgłosy stuknięć, otwierania jakichś skrzynek i parę przekleństw, gdy coś prawdopodobnie się przewróciło. Zdarzył się nawet stęk bólu. Ostatecznie jednak czarodziej z czymkolwiek walczył, zwyciężył i powrócił to swoich gości. Miał w rękach niewielką skrzynkę i postawił ją na stole. Była zamknięta na klucz.

- W tej skrzyni znajduje się coś, co pozwoli ci przybrać inną postać – zwrócił się do tygrysołaka. – Z chęcią ci to podaruje, mi to jest całkowicie zbędne. – Otworzył skrzynie, w której znajdował się niewielki medalion na rzemyku. Założył go natychmiast na szyję zmiennokształtnemu.

Po chwili stało się coś niesamowitego, Drim naprawdę przybrał inną postać! Tylko że to nie było to, czego oczekiwał. Medalion przemienił go w zwyczajnego, rudego kota. Pradawny szybko zabrał medalion, a tygrysołak po zdjęciu medalion z szyi, wrócił do swojej postaci.

- To chyba jednak nie to… - Pradawny był nieco zawstydzony, naprawdę wierzył, że to jest właśnie to, co mogłoby pomóc.
Awatar użytkownika
Drim
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Wędrowiec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Drim »

        Odkąd tylko zasiedli do stołu, Oko był w pełni skupiony na rozmowie, którą ich grupa prowadziła z czarodziejem, starając się ignorować zwierzęce wyczyny Drima, czy też irytujące wszystko wróżki. Nie było to łatwe, ale jedną z niewielu zalet klątwy, którą obarczone były jego struny głosowe, było to, że niezwykle łatwe było niewypowiadanie swoich myśli na głos. Mógł dzięki temu zachować pozory bycia opanowanym, nawet jeśli w rzeczywistości sytuacja przerastała go tak bardzo, że przez jego myśli przechodziły przeróżne, często niezbyt miłe, słowa.

        Czarodziej, którego spotkali? Wydawał się miły, ale nic nie przemawiało za tym, aby był zdolny im pomóc, nawet jeśli twierdził on, że zapoznaje się on ze wszelaką magią. Chochlik wiedział, że magia to nie cudotwórstwo, więc jeśli nie miał czegoś, co było idealnym rozwiązaniem ich problemów, to tracili tutaj czas i energię… Nie licząc Drima, który przy okazji rozszalał się i złapał sobie obiad.

        Skoro o futrzaku mowa, to ten odkąd wrócił z “polowania” dumnie siedział na swoim krześle, z ogonem jego ofiary wciąż szaleńczo uderzającym go po pysku swoimi nagłymi ruchami. Nie wydawał się tym zbytnio przejęty, szczególnie że część uwagi, pomimo pozorów, poświęcił tematowi, który był omawiany z pradawnym. A przynajmniej tak było do momentu, dopóki pewna drobna istotka nie postanowiła go postawić do pionu kilkoma zgrabnie dobranymi słowami.

        Na początku chciał na nią zawarczeć, ale wciąż żywa zdobycz w ustach na to nie pozwoliła. Na całe szczęście ta ochota zniknęła, gdy tylko wspomniała, jakim nietaktem było jego zachowanie w obliczu dam. W tym momencie on, a w szczególności jego bardziej ludzka strona, poświęciły całą swoją uwagę na wróżce, która zaczęła szeptać do niego słowa tak oczywiste, że nawet jego tygrysia łepetyna powinna wcześniej to zauważyć. Jego obecne zachowanie było niedopuszczalne przy stole… wróć, niedopuszczalne przy jakiejkolwiek istocie rozumnej. Był bardziej nieokiełznany w tej chwili, niż było to konieczne, szczególnie że obecnie ważyły się losy klątwy, której pozbycie się było jego marzeniem. To, że jego czyny mogą równie dobrze sprawić, że Mari go porzuci, tylko utwierdziło go w przekonaniu, że klątwa wymknęła się poza jego kontrolę i nadszedł czas by choćby częściowo zapanować nad sobą.

        Zebrał w sobie całe swoje człowieczeństwo i skupił się na tym, by już go nie puszczać. Z wyraźnym obrzydzeniem otworzył usta, po czym poprzez złapanie spanikowanego ogona wyciągnął wymytego w tygrysiej ślinie gryzonia. Po ostrożnym postawieniu na stole zwierzak musiał przez chwilę zastanawiać nad tym, czy w ogóle żyje i co tak właściwie się stało, zanim wystrzelił, uciekając w jak najdalsze zakamarki tego miejsca, gdzie jest spokojniej, a natężenie kotowatych na daną jednostkę powierzchni wynosi zero.

        Na całe szczęście powrócono do tematu klątw. Gdy tylko czarodziej zostawił ich samych, Drim wykorzystał ten moment, by spojrzeć przepraszającym wzrokiem w stronę syrenki, w międzyczasie spróbował on usiąść na krześle jak człowiek, a nie jak wielki, głupi kocur, który wcześniej przez niego przemawiał. Rzecz jasna nie było to trudne zadanie, choć upokorzenie, które zaczęło nacierać na zmiennokształtnego, było przytłaczające, szczególnie że Oko patrzył się na niego jak na debila aż do momentu, kiedy to powrócił do nich gospodarz tego miejsca.

        To, co ze sobą przyniósł...to była nadzieja. Drim niemal natychmiast rozpromienił się na wspomnienie o zdolnościach artefaktu, jak i również o tym, że zostanie on mu przekazany zupełnie za darmo. Rzecz jasna Oko nie był tak naiwny, jak zmiennokształtny, więc patrzył na pudełko, a później jego zawartość, z przymrużeniem oka. Wszystko jednak zmieniło się, kiedy doszło do przemiany.

        Cóż… skutki były niespodziewane. Ale przynajmniej efekty tego zjawiska były jak najbardziej do przewidzenia. Drim, wciśnięty w formę zwykłego, domowego futrzaka, był w wyraźnym szoku. Z jego perspektywy, wszystko nagle stało się ogromne! Nawet pozostałe osoby! Nie wiedząc do końca, co się dzieje, wykrzyknął, co by ktoś mu pomógł z jego nowo nabytym problemem.

- Miau! - Pół biedy, gdyby był chociaż dużym kotem, ale jego obecna forma była tycia, a nawet karłowata. Medalion, wciąż spoczywający na jego szyi, był w porównaniu do jego teraz drobnej i bezbronnej formy ogromny, i skutecznie uniemożliwiał futrzakowi jakikolwiek większy ruch. Móiąc wprost, Drimilianos wyglądał jak niedawno narodzony kotek. Jak takowy też brzmiał, miauknięcie jego bowiem było piskliwe i bez wątpienia stopiłoby serce każdej damy w polu rażenia tej niemożliwej do odparcia słodkości. Rzecz jasna, reakcje obecnych były… stosunkowo odmienne.

“... Zepsułeś Drima, ty czarodzieju za dwa rueny!”

        Oko miał wielką, ale to wielką ochotę, aby turlać się po stole ze śmiechu, sytuacja była bowiem absurdalna. Jedyne co go powstrzymywało to fakt, że w grę wchodziła magia, i to najwyraźniej bardzo potężna, skoro transformacja była natychmiastowa. A z magią nie ma żartów, o czym Oko wie aż za dobrze. Jakby nie patrzeć to właśnie z pomocą tej siły został ukarany klątwą za swoje dawne psikusy.

        Szybko okazało się, że przemiana nie była permanentna. Czarodziej, który najwyraźniej tak samo, jak oni nie spodziewał się takiego obrotu spraw, zabrał medalion, a zmiennokształtny odzyskał formę… Choć może nie było to dobre, co bardzo szybko zauważył Oko. Chochlik natychmiast uniósł się w powietrze i oddalił na bezpieczną odległość, a towarzyszył temu przekaz telepatyczny tak głośny, że aż głowa mogła zaboleć.

“Syrena! Powstrzymaj Drima! Wpadł w furię i zaraz rozszarpie starucha na strzępy!”

        Coś było w słowach naturianina, pysk futrzastego bowiem był wykrzywiony w geście nieokiełznanego gniewu, a oczy jego wbijały się w czarodzieja, pozbawione choćby krztyny litości. Dotarło do niego bowiem, że nic nie wyszło i cała nadzieja, którą miał runęła w gruzach. Jego emocje niemal natychmiast zapanowały nad nim i w tej chwili to, co przeważało, to był bezgraniczny gniew zrodzony ze zrujnowanej szansy. Warkot, który wydobył się z jego pyska, był zwierzęcy. Tak samo jego postawa stała się bestialska, zmiennokształtny padł bowiem na cztery łapy, szykując się do ataku.

        Był czas na kolejne polowanie, tyle że tym razem stawka była dużo większa, niż przy małym gryzoniu.
Awatar użytkownika
Mari
Szukający drogi
Posty: 40
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Syrena
Profesje: Zabójca , Wędrowiec
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Mari »

Mari, gdy dostrzegła przepraszające spojrzenie Drima, westchnęła i lekko się uśmiechnęła. Dobrze, że zdołał nad sobą zapanować. Choć syrenka coraz bardziej rozumiała, jak bardzo jego klątwa musi przyćmiewać mu jasność myślenia. Tym bardziej zależało jej, aby mu pomóc, a nie uciekać, na co wielce liczyła wróżka.
Czarodziej był w tym momencie wielkim płomieniem nadziei, tak wielkim, który równie szybko, jak zapłonął, zgasł. Działanie tego jego cudownego medalionu było dalekie od pożądanego. Naturianka rzuciła mężczyźnie gniewne spojrzenie, na co on zaczerwienił się ze wstydu.

- Mam tu tyle różnych gratów… Każdemu mogło się coś pomieszać – dodał, zabierając magiczny naszyjnik, co pozwoliło odzyskać Drimowi postać.

Syrenka już miała odetchnąć z ulgą, że nie było to na stałe, gdy chochlik telepatycznie wrzasnął coś o furii tygrysołaka. Mari natychmiast wstała z krzesła i stanęła przed futrzastym.

- Drim, tylko spokojnie – próbowała go powstrzymać, przed czymś, czego mógłby żałować. Nie dawało to jednak zbyt wiele, bo zmiennokształtny przybrał pozycje, gotową do ataku. – DRIM! – przykucnęła przed nim, usiłując zmusić go, by ten spojrzał jej w oczy i odwrócił, choć na chwilę, uwagę od tego głupiego czarodzieja.

Tymczasem Lilianna podleciała do pradawnego i pociągnęła go za ucho, tak mocno, jak umiała. Antonio skrzywił się, bo nawet go to trochę zabolało. Spojrzał pytająco na skrzydlatą.

- Czy nim zginiesz, mógłbyś nas, choć odstawić na ziemię? – Oczywiście wróżce chodziło głównie o nią i Mari, Oko i tygrysołak byli jej obojętni, mogli tu nawet zostać, a ona znów miałaby syrenkę tylko dla siebie.
- Nim zginę? – Pradawny głośno przełknął ślinę i spojrzał na powstrzymywanego przez Marielkę tygrysołaka. – Czekajcie! Jest jeszcze jedna możliwość! – zawołał.
- Jeśli to jakiś kolejny bubel, to możesz sobie darować – prychnęła syrena.
- Nie, to… technika!
- Hę? – Mari spojrzała na niego nieufnie.

Czarodziej natomiast wypowiedział pod nosem jakieś trudne do zrozumienia słowa, a Drima momentalnie ogarnęła senność, której nie był w stanie się przeciwstawić.

- Co mu zrobiłeś?! – krzyknęła wkurzona, nim pradawny cokolwiek wyjaśnił i chwyciła za swą bransoletkę, zmieniając ją w kosę i była w gotowości, by skrócić tego lichego maga o głowę.

- Spokojnie, spokojnie, tylko śpi. Dość mocno wprawdzie, ale… Tylko śpi! — wyjaśnił prędko, zaskoczony obrotem spraw. — Wszyscy jesteście okropnie nerwowi, przynieśliście do mojego osobistego raju tyle negatywnej energii… - stwierdził z przygnębieniem. — W takim wypadku, niestety nie będziecie mogli tu dłużej zostać — dodał z lekkim smutkiem.
- A co z tą techniką i… - Mari próbowała jeszcze spytać, ale również ogarnęła ją niezwykle silna senność, podobnie jak Lilię i Oko.

Nieokreślony czas później, ale w jednym momencie wszyscy zaczęli się budzić. Była to miła pobudka, wszyscy czuli pewien rodzaj ukojenia, jakby porządnie nadrobili jakąś nieprzespaną noc. Tylko że nie byli na wyspie, a w tej niewielkiej świątyni, w której wcześniej się skryli. Mari spojrzała na dach i wokół, żadnego tajemniczego zwoju, nic podejrzanego. Czyżby to wszystko było snem? Czarodziej i ten medalion, Drim zmieniony w zwykłego dachowca? Na dodatek Lilian leżała na chochliku i wtulała się w niego, jeszcze nie do końca w pełni świadomości. Potwierdził to jej nagły krzyk.

- Iiiiiiii! Jak śmiesz mnie dotykać?! – odleciała od niego na drugą stronę pomieszczenia i zaczęła się dramatycznie otrzepywać.
- Lilia! – Mari próbowała zapanować nad skrzydlatą, ale ta nieszczególnie jej teraz słuchała, syrena westchnęła ciężko.

Po chwili zdała sobie sprawę, iż ma w dłoni jakiś zwinięty świstek papieru. Od razu go rozprostowała i zauważyła krótką notatkę na nim. Traktowała ona o tym, by odnaleźć jakiegoś Avekera w gospodzie pod przyjemnie brzmiącą nazwą „Słoneczne podgórze”. Podobno ów człowiek byłby w stanie pomóc Drimowi i Oku. W dalszej części, tego listu, Antonio nakazał się na niego powołać.

- Czyli to nie był sen – stwierdziła naturianka i pokazała, ten świstek papieru zmiennokształtnemu, gdy doszedł on już do siebie. – Co o tym myślisz?
Awatar użytkownika
Drim
Szukający drogi
Posty: 41
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Tygrysołak
Profesje: Wędrowiec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Drim »

        Pobudka nigdy nie jest dobra, oznacza ona bowiem koniec snu, a tego zawsze jest za mało w życiu Drima. Szczególnie niefajna jest pobudka wynikająca z pisku wróżki, który echem rozniósł się po całej okolicy.

“A tfu! Ona była na mnie! Jeszcze się okaże, że mnie zaraziła jakimś syfem, kto to wie, co ona za choróbska ma!” - Oko także nie cackał się, jego telepatyczne wrzaski dotarły bowiem do wszystkich w okolicy, w tym do zmiennokształtnego, który miał wrażenie, że zaraz łepetyna mu pęknie.

- Oko, ciszej, piszczysz jak baba...

        Dopiero po tych słowach Drimilianos przetarł oczy i rozglądnął się dookoła - leżał sobie na jednej z ławek w nieużywanej ruinie dawniej nazywanej świątynią. Niedaleko była Mari, już całkiem przebudzona i wpatrująca się w bliżej nieokreślony kawałek papieru. Oko i Lilia tymczasem odlecieli na przeciwne strony budynku, obrzucając się nawzajem spojrzeniami, jakby próbowali dokonać mordu przy pomocy siły woli.

- Przynajmniej wiem, że oni dobrze się czują.

        Tygrysołak westchnął w obliczu miniaturowych istot wciąż zaostrzających istniejącą między nimi nienawiść. Nie poświęcił im zbyt wiele czasu, bowiem po chwili zaczął rozmyślać nad tym, co się działo przed snem. Wtedy to też przypomniał sobie o wszystkich dotychczasowych wydarzeniach, w tym także o momentach, gdy emocje miały go w swej garści. Już miał zbliżyć się do syreny i przeprosić ją za… no w sumie to za wszystko, ale uprzedziła go Mari, która sama z siebie zmniejszyła dystans między nimi, po czym podzieliła się świstkiem, który wcześniej przestudiowała.

- Myślę, że wszystko, co ten czarodziej nam dał to jedna wielka strata czasu, i pewnie to samo będzie w przypadku tej całej… techniki. Ale na dobrą sprawę nie mamy żadnej innej poszlaki. - Stwierdził Drimilianos, i choć jego słowa wciąż wyrażały jego wcześniejszy gniew, to jednak widać było, iż teraz jego zwierzęca strona jest pod kontrolą. - Wyrrruszajmy do tej gospody, znajdźmy tego całego Avekerrra i zobaczmy, co z tego wyjdzie. Może przy okazji skubniemy rrrybkę na śniadanie czy coś. - No dobra, może nie pod kontrolą, ale jego kocia część na pewno nie miała nad nim pełnej kontroli.

        Z początku cała czwórka wahała się przed wyjściem na zewnątrz, ucieczka przed strażą wciąż była bowiem wyraźna w ich wspomnieniach. Szybko jednak okazało się, iż musieli przespać dzień, jeśli nie więcej, ulice bowiem były spokojne, na niebie malowała się całkiem inna pogoda, a nawet strażnik, na którego praktycznie wpadli popatrzył jedynie krzywym wzrokiem na futrzastego mężczyznę, tylko po to, by wzruszyć ramionami i zostawić ich w spokoju. Odnalezienie gospody było stosunkowo łatwe, szczególnie gdy Mari w końcu zdołała przekonać Drima, że spytanie o drogę kogoś tutejszego wcale nie ujmie mu jego męskiej dumie.

        Aveker okazał się kupcem, z tym że w przeciwieństwie do przeciętnego kupca zachowywał się on, jakby każdy czyhał na jego życie. Dopiero gdy zdołali mu przekazać, iż mag ich przysłał, to się uspokoił, choć wciąż widać było, jak noga mu lata pod stołem z nerwów. Nie zdołali uzyskać od niego zbyt wiele informacji, ale po wyjaśnieniu, iż poszukują ów zagadkowej “techniki” mającej na celu pomóc Drimilianosowi z jego klątwą, kupiec stwierdził, iż zawiezie ich na miejsce. Próbowali uzyskać więcej szczegółów, ale Aveker niemal zszedł na zawał, gdy Oko i Lilianna zaczęli go na zmianę męczyć, to też musieli odpuścić, nikt nie chciał bowiem mieć jego żywota na sumieniu. W ten oto sposób nie mieli innego wyboru, niż tylko wsiąść na pakę jego powozu, dzieląc miejsce z ziołami i innymi towarami w drodze do ich jak dotąd nieopisanego celu podróży…

[Ciąg Dalszy - Drim & Mari]
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości