Nowa AeriaCzarodziej i cieśla

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Dorgoth
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Czarodziej i cieśla

Post autor: Dorgoth »

Tym razem czarodziej skierował się do Nowej Areii w celu znalezienia rzemieślnika, który mógłby wiedzieć cokolwiek o magicznych pancerzach z nadzieją, że uda mu się ściągnąć klątwę z niego, gdyż zaczynało już mu brakować swobodnego oddechu, dotyku pościeli, a także promieni słońca muskających jego skórę. Był dumny ze swojego działa, w którego odtworzenie poświecił ogromną ilość czasu i trudu, lecz ile można było siedzieć wewnątrz skorupy i zamykać się na innych. Postanowił coś zmienić w swoim życiu i otworzyć się na ludzi, a przynajmniej po części. Jego decyzję uwarunkowały obserwacje ludzi, podczas przybywania w różnych miastach. Widział miłość, przyjaźń, rywalizację... Chciał tego doświadczyć, lecz nie był w stanie tego osiągnąć bez wcześniejszego znalezienia człowieka z którym mógłby porozmawiać, a także podzielić się spostrzeżeniami na temat otaczającego ich świata, a także bytów nadnaturalnych, czy chociażby prostego, miejskiego życia, które było mu obce. Niestety w tym wszystkim nie pomagała mu zbroja i jego aspołeczność, która męczy go od tylu dekad. Pierwszym celem było dla niego znalezienie artefaktora, który pomógłby mu ze zbroją.

Po całkowicie zmarnowanym dniu, Dorgoth przysiadł się na ławce i westchnął bezradnie. Nikt ni był mu w stanie pomóc. Żaden rzemieślnik, którego odwiedził, mimo tego, że wielu polecało mu to miasto, lecz jak się okazało, żaden z poznanych artefaktorów nie był na odpowiednim poziomie w swoim fachu, albo też nie posiadali odpowiedniej wiedzy, która niestety była na tyle trudno dostępna, że sam Dorgoth nie znalazł żadnych wzmianek o swoim przypadku. Zrezygnowany postanowił wejść do pierwszego sklepu, czy też warsztatu, jaki napotka. Wstał więc i ruszył przed siebie. Sama droga nie zajęła mu zbyt dużo czasu, gdyż dość szybko dostrzegł szyld. Wszedł do środka budynku bez większej zachęty i dostrzegł średniego wzrostu mężczyznę, który miał przy sobie narzędzia cieśli. Bez większego zastanowienia podszedł do mężczyzny i lekko popukał go w ramię, by zwrócić na niego swoja uwagę. Dobrze wiedział, że swoim wyglądem może zaskoczyć rzemieślnika, ba, każdego. Jak dobrze wiadomo, mało kto chodzi ubrany w taki ekscentryczną zbroję jak jego, lecz co mógł zrobić. Zdjąć jej przecież nie mógł, nawet gdyby chciał.

Kiedy udało mu się przykuć uwagę rzemieślnika, zwrócił się do niego, spokojnym, acz lekko niepewnym głosem.

-Witam, jest pan może cieślą?

Czuł, jak przez jego ciało przelatuje uczucie zwane strachem, a następnie przeradza się w niezadowolenie. Dorgoth walczył z tym, by nie zmienić swojego tonu głosu na pogardliwy.

-Umiałby pan wytworzyć pewne elementy potrzebne do mojego projektu?

Powiedział i odetchnął bardzo chicho, po tym jak udało mu się wymyślić temat do rozmowy.
Jeremy
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Mieszczanin

Post autor: Jeremy »

Jeremy skąd przybywa

        Zajęty pracą mężczyzna nie od razu zorientował się, że ktoś wszedł do jego pracowni. Heblował właśnie łoże kolejnej zamówionej balisty z twardego jak kamień drewna grabowego i pot gęsto rosił pomarszczone czoło. Stary strug, który wiernie służył jeszcze jego ojcu dawał sobie radę, ale trzeba było się nieźle namozolić, żeby równo ciągnąć nim po drewnie. Trochę był zwichrowany, ale ostrze miał dobre, i przy odrobinie wprawy można było drobny mankament narzędzia zniwelować. W zasadzie mógłby wykonać do niego nową stopę, ale był to strug jego ojca i Jeremy nie dopuszczał do siebie myśli, że pozwoli sobie wymieniać w nim jakikolwiek element. Nie przyznałby się przed nikim, ale zwyczajnie miał sentyment do tych staroci. W grubej belce powoli pojawiało się koryto na bełty, gdy poczuł puknięcie w ramię. Obejrzał się i ucieszył. Miał klienta spoza dzielnicy. Znaczy, że może coś zarobi na ciągle pozostającą w dalekich marzeniach podróż.
        Przerwał pracę, wyprostował się i przyjrzał gościowi. Dziwnie wyglądał. Czarodziej, widać od razu. Ale jakiś inny, w jakiejś takiej jakby masce, i pełnej zbroi. Trochę go to zdziwiło, bowiem w dość ciepłym tutejszym klimacie ciężko było wytrzymać skwar dnia będąc całym zakutym w pancerz. Była to tylko krótka, przelotna myśl, bo równie dobrze jego ktoś mógł potraktować jak dziwaka z tymi wszystkimi wiórami na ubraniu i w już kilka dni nie ogolonym zaroście. Przestał więc oceniać przybysza. Odłożył narzędzie, otrzepał z grubsza swoje ubranie, uśmiechnął się do niego, i uprzejmie odpowiedział:
- Czy bym umiał? Oczywiście. Drewno nie ma dla mnie tajemnic. Może to trochę nieskromne z mojej strony - przyznał, - ale można powiedzieć, że jestem czarodziejem, jak pan. Tylko, że materię, z którą ja pracuję, widać.
Uśmiechnął się szczerze do klienta i przeszedł do konkretów.
- Mów pan zatem, co to miałoby być?
Awatar użytkownika
Dorgoth
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dorgoth »

Dorgoth delikatnie speszył się pewnością cieśli i zamilkł na moment, nie mając pojęcia co powiedzieć do niego, lecz po chwili spojrzał się na niego i uświadomił sobie, że nie ma dla niego żadnego, konkretnego zlecenia, więc musiał na szybko coś wymyślić. Wtedy przypomniało mu się o drewnianym kręgu, który próbował kiedyś sam wykonać, lecz nie mógł znaleźć odpowiedniego drewna, które jest na tyle miękkie, by mógł w nim cokolwiek zrobić.

-Potrzeb ami wyżłobić w niewielkim, okrągłym kawałku drewna, krąg magiczny.

Wyciągnął zwitek papieru i podał go cieśli.

-Tutaj jest on dokładnie narysowany. Najlepiej, gdyby średnica miała trzy i pół palca.

W tym samym czasie uświadomił sobie, że nie ma przy sobie, potrzebnego materiału. Poczuł lekkie upokorzenie, lecz i złość na samego siebie, że postanowił rozmawiać ze zwykłym człowiekiem.
Jeremy
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Mieszczanin

Post autor: Jeremy »

        Popatrzył na rysunek. Niewielki krążek z drewna, trzy palce średnicy, grubość nie określona znaczy, że dowolna. Niezbyt skomplikowane znaki wyryte w drewnie, można wziąć coś twardszego. Podniósł wzrok na czerwonego czarodzieja i uśmiechnął się.
- Pół godzinki roboty, i półtorej orła - rzekł uprzejmie. Uśmiechnął się jeszcze raz, i cały czas czekając na decyzję klienta schylił pod stół i sięgnął po okrąglaka bukowego. Podniósł go, odmierzył trzy palce na wierzchu, akurat z rozmiarem trafił. Szybkim wprawnym ruchem odkręcił imadło w stole i ścisnął nim klocek. Potem zdjął z kołka piłkę ręczną, odmierzył grubość kciuka i kilkoma szybkimi ruchami odciął zgrabny drewniany krążek. Położył go na stole, a resztę kuloka odkręcił z imadła, a gdy gruchnął na podłogę, kopnięciem wepchnął spowrotem pod stół. Wziął do ręki uciętą część i odszedł w drugi kąt warsztatu.
- Może się trochę pylić - krzyknął przez ramię i zabrał się za szlifowanie powierzchni krążka kamiennym kołem. Dwie-trzy minuty i powierzchnia była gładka. Można było zacząć wycinać w niej magiczne hieroglify. Podszedł do klienta, pokazał mu efekt swojej pracy i zapytał ponownie:
- To co, brać się za rylec, czy jednak za drogo dla pana te półtorej orła?
Awatar użytkownika
Dorgoth
Błądzący na granicy światów
Posty: 11
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dorgoth »

Cena którą podał rzemieślnik nie była dla niego żadnym problemem. Nie był szczególnie bogaty, ale biedy też nie uświadczył, więc zgodził się na cenę. Spojrzał na drewno, które wyciągnął cieśla i zaczął przyglądać się jego pracy. Widział dokładnie, że ta praca sprawia mu przyjemność i w pełni się jej oddaje, tak samo, jak on oddaje się sztuce tworzenia artefaktów. To było coś, co mogłoby zapoczątkować temat ich rozmów. Spojrzał się na niego i po chwili wahania zaczął mówić:

-Długo już Pan zajmuje się swoim rzemiosłem?
Jeremy
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 72
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Rzemieślnik , Mieszczanin

Post autor: Jeremy »

        Jeremy cały czas uśmiechnięty wskazał czerwonemu czarodziejowi krzesło w kącie warsztatu. Sam również usiadł i przysunął się bliżej blatu. Wyciągnął z szuflady wąski rylec i malutki młoteczek, położył przed sobą rysunek z hieroglifami, które miał wyryć i począł dokładniej się im przyglądać. Pięć znaków rozmieszczonych każdy osobno, w jednym z pięciu trójkątów równoramiennych, tworzących na powierzchni krążka pentagon. Sięgnął po płatnicę i począł wycinanie właśnie od tej regularnej figury geometrycznej. Pojedynczymi pociągnięciami zaznaczał na drewnie proste linie odcinające, a pracując, odpowiedział uprzejmie na pytanie o swoją przeszłość. Nie było z czego robić tajemnicy. Był dumny z tego, kim był.
- Mój ojciec był cieślą, więc od małego bawiłem się w warsztacie. Najlepsze zabawki to były klocki bukowe, a najlepszy przyjaciel, to młotek. Byłem jedynakiem, a ojciec był surowy, więc szybko z poziomu zabaw przeszedłem do pomagania mu, a w końcu samemu zacząłem pracować z drewnem. Nie powiem, żeby mi się to nie podobało. Polubiłem zawód. Egzamin czeladniczy zdałem jako szesnastolatek. To już prawie dwadzieścia lat temu. Boże, jak ten czas leci. Potem ciesielstwo stało się moją pasją. I tak już zostało.
        Opowiadał dalej o pracy nie przerywając ciosania. Po odznaczeniu na krążku regularnych trójkątów tworzących pentagon powstawały kolejno zapełniające je znaki. Pierwszy przedstawiał podwójne pioruny, drugi jakby połączone ze sobą trzy kotwiczki, trzeci wyglądał na jakiegoś ptaka drapieżnego, czwartym symbolem były dwie litery V i W umieszczone jedna nad drugą, natomiast piąty był najbardziej skomplikowany, i w zasadzie nie przypominał niczego. Stanowił zawiłą gmatwaninę serpentyniastych linii, a każda z obu stron zakończona była koralikiem.
        Gdy zakończył pracę, równocześnie docierał do końca opowieści o swoim dzieciństwie w warsztacie ojca.
- Pasję warto mieć. Trzeba przecież kochać coś, by żyć. Dla mnie jest nią drewno. Praca z nim. Cieszę się, że mogę w tym właśnie się realizować.
Podniósł się i wyciągnął do klienta rękę, na której leżał przedmiot zlecenia.
- Proszę. Półtorej orła, tak jak się umawialiśmy.
Przyglądał się jak czarodziej bada palcami wyryte przed momentem linie znaków, po czym dodał:
- Mogę panu pomóc w czymś jeszcze?
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Zakuty w swoją zbroję czarodziej wziął do ręki dzieło cieśli i przypatrzył się mu uważnie. Był zadziwiony tym, że wszystko zostało zrobione tak szybko i precyzyjnie... symbole o idealnym wręcz kształcie cechowały się też odpowiednią głębokością, nie było co do tego wątpliwości. Mężczyzna nie przechwalał się - naprawdę jest niezwykle wprawny w swym fachu, o czym z resztą zdążył podczas pracy trochę opowiedzieć. Dorgoth uważnie analizował usłyszane słowa - ich treść oraz ton, jakim rzemieślnik je wypowiadał. Wydawał się być stosunkowo łatwym rozmówcą - był pogodny, uprzejmy i łatwo się rozgadywał, przynajmniej jeśli trafiło się w temat. A te czarodziejowi, nie będącego wszak specjalistą w komunikowaniu się z ludźmi, niestety się skończyły. Cóż mógł zrobić więcej kiedy miał pustkę w głowie, niż tylko zapłacić, wziąć to o co poprosił i wyjść? Przez chwilę stał niepewnie, zastanawiając się czy nie powinien jeszcze trochę się wysilić i rzucić kolejnego pytania, albo chociaż podsumowującego wszystko celnego stwierdzenia... zwykłego zdania... cokolwiek?
W końcu jednak poddał się, milcząc wyciągnął odpowiednią kwotę i zapłacił kręcąc głową z ukrytym pod zbroją zrezygnowaniem.
- Nie, dziękuję... to wszystko. - Wydusił z siebie w końcu i opuścił warsztat zastanawiając się co począć dalej.
Cieśla został sam.

Los chciał, że jeszcze tego samego popołudnia doszedł do wniosku, że ostatnimi czasy zarobił dość, by spróbować opuścić Nową Aerię. Zaczął pakować swój dobytek, a wieczorem, kiedy niebo pociemniało już na tyle, że migotać zaczęły na nim pierwsze gwiazdy, był gotowy do drogi. Postanowił wykorzystać przejeżdżającą przez miasto karawanę i udać się wraz z nią do znajdującego się po drugiej stronie Gór Dasso Valladonu. Może był to impuls, a może faktycznie z taką zaoszczędzoną sumką nie było sensu tkwić dalej w jednym miejscu. Wszak nie to było jego celem - pewne zdarzenia co prawda utrudniły mu realizację marzenia, ale teraz miał chyba szansę na nowo się do niego przybliżyć.
Wszystko się jeszcze okaże.

Jeremy - ciąg dalszy
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość