Opuszczone Królestwo[Szkoła Sapientia] Niech wygra najlepszy.

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Elliot
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca , Uczeń , Mag
Kontakt:

Post autor: Elliot »

        Smok i wampir zgodnie skierowali się gdzieś tam, gdzie jak sądzili będzie zejście na dół. Szli pewnie, emanując swoimi silnymi aurami, nie pytając nikogo o pomoc i absolutnie jej nie potrzebując. Tak zawędrowali do męskiej toalety. Stanęli przed drzwiami rozumiejąc, że coś jest nie tak i ignorując pytające spojrzenie chłopaczka, który właśnie chciał wyjść, odwrócili się na raz i poszli w drugą stronę. Tym razem parę razy wymienili spojrzenia. Obaj nie mieli pojęcia gdzie idą. Ale musieli trafić prędzej czy później. Gdy zaś owo później nadchodziło o wiele prędzej niż potrzebowali, a oni choć zeszli całe piętro niżej, to znaleźli się w jakimś dziwnie pustym korytarzu, postanowili pomyśleć o planie awaryjnym. Żaden z nich przy świadku nie zamierzał pytać o drogę do… wyjścia, wrócili więc do zapamiętanej przez nich toalety z dużym oknem, gdzie Rimual zaczął wpadać w panikę.
        - Zaraz nie zdążymy… co sobie pomyślą! To niewybaczalne… niewybaczalne…
        Elliot w tym czasie podszedł do ściany i przyjrzał się oknu. Było przymatowione, ale bez krat. Uchylił je, nasłuchiwał. Cisza. Pod tą ścianą budynku nic się chyba nie działo. Idealnie.
        - … a kiedy mnie oddelegują z powrotem, hańba padnie na całą rodzinę…
        - Ej, Rim.
        Wampir, słysząc taki skrót, spojrzał na niego zszokowany i umilkł. Kto wie, czy gdyby nie sytuacja nie obruszyłby się wielce, ale teraz po prostu odzyskał rozsądek. Jego część przynajmniej.
        - Jest przyblokowane, ale… - Elliot pociągnął, pociągnął mocniej i urwał. - …to nie taki problem.
Wampir niemal podskoczył.
        - Coś ty uczynił!? Pokaż to! - W mgnieniu oka znalazł się przy nim i z pewnym obrzydzeniem próbował zarówno dotknąć wyłamanego okna jak i unikać kontaktu z tą nieczystością, a przy okazji sprawdzić stan skobelka, czy czegokolwiek co trzymało wcześniej okno przy ścianie. Tylko ugh, nie znał się na tym.
        - Odpowiadamy za zniszczenie mienia! - stwierdził za to z przejęciem. Bardzo pomocnie.
        Elliot wzruszył ramionami.
        - Ale się nie spóźnimy. Potem przeproszę… chociaż mają tyle osób z magią, które mogą to naprawić, że powinni podziękować za możliwość treningu. - I to stwierdziwszy, wszedł na parapet.
        Teraz dla Rimuala stało się zbyt jasne, co smok planował. Tylko nadal nie za bardzo w to wierzył.
        - Przecież nie wyskoczymy przez…! - zaoponował, a Elliot właśnie skoczył. Wampir wychylił się za nim gwałtownie, by zobaczyć, jak ten sprawnie ląduje na ziemi. No tak, pierwsze piętro… to takie trochę nic.
        Sam jednak przed skokiem rozejrzał się niepewnie. Nie chciał być widziany, jak wychodzi z tego pomieszczenia, nie tylko bez mycia rąk, nie tylko w niewłaściwy sposób, ale w ogóle. To było za bardzo… za bardzo!
        Spięty, z miną uciekiniera-męczennika wszedł na parapet i zeskoczył śladem kolegi. Wylądował bez wysiłku, ciszej, i zaraz podbiegł, by się ze smokiem zrównać. Wyglądał przy tym na pohańbionego i winnego zarazem.
        - Na pewno możemy to tak zostawić? - obejrzał się niespokojnie na otwarte okno, dowód strasznego przestępstwa, a Elliot odwrócił się w marszu, machnął ręką i zamknął je z trzaskiem.
        Spieszyli się.

★ ☆ ★


        Obeszli jedną trzecią budynku, by dotrzeć na miejsce zbiórki - czekały tam już gawędzące ze sobą grupy magów wszelkich dziedzin, wszyscy względnie młodzi, choć ze zdecydowanie większą rozbieżnością w temacie niż wśród młodszych roczników. Od czasu do czasu trafiał się wykładowca czy inny mistrz, którego pozdrawiali oddani uczniowie.
        Na pierwszy rzut oka zdawała się panować tu skrajna dezorganizacja, szybko jednak pojęli, że większość osób po prostu zna swoje miejsce i wykrzykiwanie na głos poleceń jest zwyczajnie zbędne. Być może byli jednymi z niewielu jak nie jedynymi adeptami, którzy dopiero dołączyli i nie przeszli swoich letnich szkoleń pod okiem profesorów, wokół których powoli zaczęły gromadzić się odpowiednie osoby. Dlatego w zasadzie tylko oni byli tak zdezorientowani i stali w miejscu, podczas gdy tłum dookoła płynął w swoich kierunkach. Czasami ktoś na nich zerknął, ale bez uwagi, bo tutaj ich aury nie robiły aż takiego wrażenia jak na korytarzu, gdzie nie zlewały się w jedną głośną, kolorową masę wraz z dziesiątkami innych, nachodzących na siebie emanacji. Tutaj też nie wydawały się takie silne. Jedynie aury mistrzów naprawdę przebijały się przez kakofonię dźwięków i zapachów, przez krzyki barw i giętkości smaków. Może nutka krwi i ciężka smocza woń były czymś dość unikatowym, ale zaaferowani zdający mieli ważniejsze rzeczy na głowie niż prowadzić dwóch dziwaków za rączkę i pokazywać im, co mają robić.
        Gdyby byli sprytni dowiedzieliby się sami wcześniej.

        - Wydaje mi się, że… - Rimual niemal stanął na palcach, próbując znaleźć osobę, z którą o tym mówił. Miała być jego egzaminatorką. Srebrnowłosa, wysoka… ludzie ustawili się już odpowiednio i tylko każdy z osobna wymijał ich, jakby byli przeklęci. W końcu ktoś zaaferowany ulitował się i dał im jakiś znak, którego nie zrozumieli, po czym poszedł dalej. Zaczęły się prezentacje.

        Kiedy symultanicznie na wielkim dziedzińcu występowało kilku adeptów, zdaje się z różnych kręgów, Elliot i Rimual przechodzili za plecami reszty, próbując zorientować się w sytuacji i znaleźć choćby jednego znajomego nauczyciela. W końcu wypatrzyli, każdy swojego, ale zajęci oni byli ocenianiem wysiłków na placu - nawet Elliot nie był w stanie przeparadować teraz przez środek, by się do nich dostać. Stanął więc obok kogoś zdaniem Rimuala wyglądającego ,,delikwencko” i widząc w nim niemal bratnią duszę spytał.
        - Hej. Jak przebiegają te testy? Jest jakaś kolejka?
        Blondyn odwrócił się naprawdę zaskoczony, obdarował ich spojrzeniem jakie daje się przybłędom w klubie, ale po chwili zreflektował się i odpowiedział.
        - Nie za bardzo. Wszyscy się znają… Prawie. Prezentujecie, co przygotowaliście przed radą oceniającą (swoją drogą są dwie, widzicie?) i ten no… oceniają. Jeśli pytacie to musicie być nowi.
        - Jesteśmy.
        - Hmm… nikt wam nic nie powiedział? To źle. Znaczy… na pewno powinniście tu być?
        Elliot uniósł ramiona.
        - Daxton tak twierdził.
        - Hmm… A ty?
        Rimual był zbyt zawstydzony, by nie wyglądać skrajnie dumnie i nie odpowiedzieć.
        - On też chętnie posłucha. - Elliot wyjątkowo podratował rozmowę - Więc… gdzie możemy się wepchnąć? Wydawaliście się podzieleni na kręgi, ale teraz…
        - Przemieszani jesteśmy, wiem. To dlatego, że często pomagamy sobie w prezentacjach. W sensie prezentujesz coś z ognia, to przy okazji może podczepić się ktoś z porządku. I tak dalej. Niektóre rzeczy tylko grupowo idą. I ten… zwykle idziemy do tej rady, w której znajduje się prowadzący nas psor, ale różnie bywa, skoro sobie pomagamy. Nie wiem co wy macie zrobić.
        - W porządku, dzięki.
        - To naprawdę dość? - Rimual nie wydawał się przekonany i dopytał przenikliwym szeptem. - Ja już wiem gdzie iść, ale… nie miałem pojęcia, że można robić coś wspólnie.
        - Można, ale nie trzeba. Grunt byś pokazał co umiesz. - Delikwencki blondyn uśmiechnął się krótko, a Rimual zamilkł. Czuł się już wybitnie nie na miejscu, a teraz było tylko gorzej. Wyprostował się więc i prychnął, ukazując kły. Blondyn skupił się na Elliocie.
        - A ty? Jaka dziedzina?
        - Powietrze. Tylko nie byłem do nikogo przydzielony… ale chyba wiem, do kogo pójdę.
        - Och, czekaj, czekaj. Jak powietrze to możesz do Tremenzzosa. To ten w śmiesznej czapce.
        - Znam go.
        - O! To… cóż, dobrze. Ale ej, nie gwarantuję, że możesz, nie? Mogą się wkurzyć, jeśli coś nie tak zrobicie.
        Elliot wydawał się nieprzejęty.
        - Dogadam się. Co ty pokazujesz? Ogień?
        - Zdradziłem się przykładem? Niech mnie. No, ale tak.
        - Chętnie zobaczę. - Smok wydał się nawet zainteresowany i spojrzał na niego zaczepnie. W końcu ten żywioł nie był smokom obcy. Ciekawe, ile ten cwaniak potrafi…

        Gawędzili sobie w najlepsze, od czasu do czasu komentując, co się dzieje na ,,arenie”, a Rimual poprawiał po raz n-ty bufiaste rękawy koszuli. Wycofał się i stał nieco z tyłu, ale nie przeszkadzało mu to aż tak. Był wysoki, przyglądał się więc bez większych problemów zmaganiom uczniów i coraz lepiej rozumiał, co będzie musiał zrobić. Po pewnym czasie, kiedy Elliot ustalił już co chciał z nowym znajomym, odciągnął go na bok i poprosił o małą pomoc.
        Smok tylko się uśmiechnął.

★ ☆ ★


        - Chyba ich widzę?… Nie, to nie oni. Niech to, a normalnie tak ciężko ich przegapić. O, są! A nie, nie, fałszywy alarm… Chcecie zobaczyć? Wybacz Astrid, ciebie tylko przepuszczę, bo zza Tisy sam nie zobaczę. Niech to, palec wzrostu więcej, naprawdę nie mogłem tyle dostać?! Pewnie nie, nieważne. O, o, tam są! - Podekscytowany Rafael pokazał kierunek, gdzie zdawało mu się, że widzi zaginionych. Zapoznawszy się z Tisą stał się chyba jeszcze bardziej gadatliwy niż zwykle - nim zaległ przy oknie walcząc dla całej trójki o względne miejsce opowiedział kogo będą oglądać, kim jest Elliot, że Rimuala o dziwnie trudnym nazwisku poznali na stołówce, że nie ma współlokatora (on sam, nie Rimual, bo jego współlokatorem jest Elliot), ale jest wampirem (znaczy Rimual, nie on) i ogólnie zaplątał się parę razy nim udało się ustalić kto jest kim w tej całej gromadce, która w jego opowieści zdawała się gwarna, barwna i nieogarnięta. Naturalnie zapytał też Astrid o Nyxa, pamiętając o nim głównie przez rankę na placu i kojarząc go ze stałym zainteresowaniem rudzielca, o którego w sumie się rozchodziło. Chociaż gdy tak patrzył na niektóre występy mógłby o nim zapomnieć.

        Doprawdy, czego to tam nie było - część rzeczy była mała lub zbyt subtelna, by dostrzec kunszt z okna, ale adepci to niewątpliwie była zupełnie inna liga. Żadnych wycieńczających, nieudanych zaklęć - wszystko przemyślane, na miarę możliwości, w wypracowanym już stylu. Nie było też walki, jak z profesorem Daxtonem. Jedna dziewczyna widocznie przejęła kontrolę nad emocjami trójki wykładowców, bo poruszeni zaczęli płakać, po czym skłoniła się pokornie, a oni wręcz zaklaskali. Widać było po nich dumę, nie złość.
        Rafael westchnął do tego, marząc tylko kiedy on stanie się na tyle dobrym magiem, o ile w ogóle, że będzie mógł być na takiej stopie z mistrzami magii. Jak to on ze wszystkimi chciał po przyjacielsku. Ale jeszcze trochę minie nim będzie mógł sobie na to pozwolić…
        Nie wszyscy jednak mieli aż takie kontakty jak sobie to wyobrażał. Wszyscy natomiast wiedzieli co robią i zdecydowana większość miała jakiś plan. Zamrażanie wody, latające sople, rozbijanie ich na kawałeczki, składanie jednym ruchem dłoni, jazda na ożywionym krześle, śmiechy, wiry powietrzne, a nawet pozorowana walka energetyczna. Przy tym wszystkim oni zdawali się bardzo… niedoświadczeni.

★ ☆ ★


        W końcu przyszedł czas na Rimuala. Ustawiony tak z boku placu jak mógł, choć nadal na środku, stał samotnie otaczając się dziwnie chłodną aurą. Minę miał poważną, dość smutną i zdaje się jego wrodzone rysy takiej sprzyjały. Jak to arystokrata, trzymał nawet jedną rękę zgiętą za nienaturalnie prostymi plecami. Na drugiej siedziały zaś trzy dziwnie spokojne sierpówki, które choć dzikie, nie odlatywały. Wampir pokazał je trzem oceniającym go magom i spojrzał w ptasie, czarne oczka. Wypuścił je. Parę szybkich trzepnięć i wzbiły się w górę, by zaraz, za krwawym rozkazem Rimuala upaść martwo na oziębły żwir. Czarodziejka jęknęła cicho. Chłopak nieporuszony użył drugiej magii. Poczekał, pomyślał… ptaszyny niemal równocześnie otworzyły puste ślepia, te same, w które patrzył przed chwilą, i po kilku uderzeniach martwego serca znowu zaczęły się ruszać, choć już inaczej, nie naturalnie, jak wcześniej. Trochę wysiłku i udało im się nawet podlecieć bliżej profesorów, gdzie usiadły, wyprostowały skrzydła i pokłoniły się wraz z Rimualem. On szybko zniknął ze sceny, a do sierpówek zaraz podleciała adeptka życia, by pomóc zarówno im, jak i pobladłej elfce.

★ ☆ ★


        - Czyli do tego ci były ci ptaki! Nieźle - pochwalił Elliot, odrywając się na chwilę od swojej nowej grupki. Rimual skinął mu głową, ale minął go szybko, mówiąc tylko, że spotkają się w środku. Smok nie oponował. Szykowały się ciekawe rzeczy. Musiał się rozgrzać i… no, głównie tyle. Obgadać może resztę planu.

★ ☆ ★


        Część jego nowych znajomków właśnie kończyła występ - magia ziemi i przestrzeni - niesamowite bryły i kształty z kamienia unoszące się nad głowami dwójki zdających. Świetnie się przy tym bawili, ale najciekawsze dopiero miało się zacząć. Dołączył do nich jeszcze jeden mag, także przestrzeni i zaraz po nim Elliot. Popatrzył po zgromadzonym tłumku z przyjemnością, uśmiechnął się do znajomych profesorów. Część jakby się go spodziewała, ale nie wszyscy. Koledzy zaczęli niecierpliwie zapraszać go dalej, ale jemu podobało się wolne wychodzenie na środek i łowienie zaskoczonych spojrzeń ludków, którzy go jeszcze nie znali. Nie znali, ale poznają!
        Gość od ziemi właśnie szykował wielkie brunatne koło, nawet nie szkielet portalu, a gładką obręcz - pierwszy od przestrzeni uniósł ją, jak wcześniej inne kamienne cuda - ale teraz wraz z nią w powietrze wzbił się czerwono-złoty kształt i przeleciał przez nią wzbijając się w górę. Lśniące złotem skrzydła zostały rozpostarte i smok dmuchnął ku niebu lekkim ogniem, by zdobyć całą możliwą uwagę. Niewinna sztuczka. Lecz jakże skuteczna!

        Rozochocony odchylił się do tyłu, lecz miast spaść wyprostował skrzydła i z magią powietrza wyrównał lot równo nad czuprynkami kolegów. Przeleciał przez obręcz ponownie, rozpędzając się jednak bardziej. W ruch poszły kolejne skaliste kształty trzymane przez dwóch już chłopaków. Zaczęło się przedstawienie.
        Skały wzbijały się w górę, z początku powoli, jakby ci na dole sprawdzali umiejętności smoka, ale ten mijał je z łatwością, ruchami łba domagając się więcej. I dostał. Obręcze poczęły obracać się, a odłamki latać w coraz to szybszym tempie, że w końcu dla bezpieczeństwa zwołano jeszcze dwóch ludzi. Blondyn przyłączył się z ogniem, próbując dla pokazu trafić Elliota. Ten zaś mknął między zmieniającymi się przeszkodami, zaliczając każdą jedną obręcz i unikając tego co mogłoby go palnąć. Wyciągał szyję, składał to jedno, to drugie skrzydło, kierując własnym ciałem i ruchami powietrza. Z chwili na chwilę lepiej rozumiał czego spodziewać się może po tych na dole, a oni przestali martwić się o niego. Zwłaszcza, gdy od jednego głazu odbił się łapami, rzucając się na tłum, by ze smoczym, niesłyszalnym śmiechem unieść się i przelecieć wzdłuż okien. Spojrzał na paru świeżych uczniów swoim gadzim okiem i mrugnął by patrzyli dalej. Był prawdziwą gwiazdą.
        Lekkość, z jaką wykonywał następne zwroty, niestety to potwierdzała. Nie był wielkim smokiem, ale przykuwał uwagę. Wijąc się w rytm instynktów, manewrując trzema parami kończyn, wyginając ogon i szyję, tańczył wręcz z wiatrem, który był teraz pod jego wyłączną kontrolą. Uważając, by nie wytrącić z równowagi trzymanych przez innych rekwizytów, spieszył pomiędzy skałami, czymś co tak dobrze znał, od czasu do czasu przechwytując barwne kule ognia i gasząc je wdzięcznie małymi wirami powietrza. Osób na dole pracowało więcej niż zapamiętał, wszyscy chyba z tej samej bandy, a on na tym korzystał. Korzystał z chęcią i bez skrępowania. Lecz nie przedłużał aż tak. Wykonawszy wystarczającą ilość manewrów, a i dostrzegając w końcu sygnały od blondyna, wyhamował w miejscu, skinął na radę i pomógł usadzić największą z kamiennych obręczy. Kolejne powoli upadły na grunt i zmieniły się w piasek. Wycieńczeni, zachwyceni, rozpaleni młodzi mężczyźni gratulowali sobie, śmiali się i szczerzyli do profesorów, dumni, że na ostatnią chwilę udało im się wynaleźć taki popis. Nie najgorzej na tym wyszli.
        Elliot wylądował obok, ale raz zmieniwszy się w gada, nie chciał szybko wracać do ludzkiej postaci. Niech nacieszą oczy! Pozwolił za to łaskawie poklepać się po łuskach, choć nie każdy był chętny i dopiero na znak od Tremenzzosa wrócił do formy, gdzie mógł zostać obłapiony i wytarmoszony przez ‘starszych’ kolegów. To chyba była część rytuału pracy grupowej. Poddał się jej więc, zanim postanowił wrócić do środka i jeszcze coś przekąsić.
        Niech rozstąpi się tłum!
Awatar użytkownika
Astrid
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Uczeń , Mag , Artysta
Kontakt:

Post autor: Astrid »

        Gdy tylko Rafael dołączył do dziewcząt na korytarzu, Astrid została nieco w tyle, pozwalając mu iść przodem z nową znajomą. Nie przeszkadzało jej to zupełnie, a chłopak wyraźnie chciał zrobić na nowej znajomej dobre wrażenie. Tisa łaskawie mu na to pozwalała, całkiem zainteresowana wszystkim, co mówił, sprawnie zapamiętując imiona i fakty mimo lekko bełkotliwej wypowiedzi chłopaka. Po drodze machała często innym dziewczętom, które ją mijały, nieraz głośno wykrzykując powitania. Aż nie do wiary, że Mahinka była tu pierwszy dzień.
        Gdy dotarli do salonu, Rafael poprowadził ich do jednego z otwartych na oścież okien. Przegonił jakieś młodsze dzieciaki, które zdążyły zająć to miejsce, gdy go chwilę nie było, i teraz ustawili się w trójkę przy parapecie. Astrid stanęła bardziej z boku, ale Raf zaraz przesunął ją przed siebie, spoglądając nad jej głową, gdy dziewczyna oparła się na przedramionach na parapecie. Tłum w dole przerósł jej oczekiwania i może nawet trochę cieszyła się, że ma dobry widok. Bez nacisków znajomych pewnie utknęłaby gdzieś z boku, oglądając pokaz przez szybę, o ile w ogóle wyszłaby z pokoju. Tisa przysiadła na parapecie, zakładając nogę na nogę, opierając się na dłoni i dzieląc uwagę między to, co działo się na dole, a nieprzestającego mówić Rafaela. Zapytana o Nyxa, Astrid odparła, że został w pokoju, bo tu jest za duże zamieszanie i fretka miała chyba dość atrakcji na dziś. Charakterem bowiem chowaniec nie odbiegał wiele od swojej właścicielki.
        Dziedziniec wyglądał, jakby odwiedził ich cyrk. Płomienie ognia buchały na kilka sążni w górę, wywołując radosne okrzyki uczniów, przedmioty lewitowały, a nauczyciele zdawali się bawić niezgorzej od swoich podopiecznych. Trudno też było nie zauważyć, że większość studentów była nieco starsza. A może po prostu wyglądali na pewniejszych siebie i poważniejszych jednocześnie? Astrid ostatni raz oglądała takie pokazy kilka lat temu i wtedy nie było to nic ekscytującego, zwłaszcza gdy część uczniów zniknęła w lesie, albo prezentowała magię powietrza i oddaliła się razem z opiekunami. Teraz widowisko było o wiele bardziej imponujące, a dopingujący z okien młodsi uczniowie tylko podjudzali tych na dole do większych starań. „Jakby samo zaliczenie było niewystarczającą motywacją”, pomyślała Astrid.
        - O, jest Rim! – zawołał Raf, wskazując Tisie środek placu.
        W utworzonym z innych uczniów kręgu stał młodzieniec gotowy do przedstawienia swoich umiejętności. Astrid wychyliła się nieco, by lepiej widzieć. Tak jak wszyscy wokół, zastanawiała się, po co wampirowi trzy ptaki. Pierwsze podejrzenie, że chce na nich zaprezentować magię umysłu, rozwiało się, gdy sierpówki padły martwe na ziemię. Usłyszała z boku niechętny jęk Tisy, gdy podniosły się, maszerując wyraźnie nienaturalnym krokiem, a później z trudem podleciały do wykładowców.
        - Tamta elfka wygląda jakby miała puścić pawia – zauważył Rafael, wskazując brodą na jedną z egzaminatorek.
        - Wcale jej się nie dziwię – burknęła Tisa.
        Astrid milczała. Nie poczuła obrzydzenia, ani niechęci, jak jej znajomi, ale było jej szkoda ptaków. Pomyślała, że ożywianie Rimual mógł zaprezentować na martwej naturze, ale wciąż nie była pewna, co do użytej przez niego magii. Później go o to zapyta. Może. Pogrążyła się więc w rozmyślaniach, jak ona sama zaprezentowałaby te arkana, jednocześnie odprowadzając wampira spojrzeniem.
        - Skoczę po niego, zaraz wracam! – zawołał Rafael, też dostrzegając kierującego się do budynku znajomego. Żadna z dziewcząt nie wyraziła entuzjazmu; Astrid jak zwykle nie wychodząc przed szereg, a Tisa najwyraźniej nie paliła się do poznania wampira. Na szczęście chłopaka już nie było.
        - Który to ten Elliot? – zapytała Tisa, gdy w kręgu pojawiło się więcej osób.
        - Ten rudowłosy – odparła Astrid, mając szczęście, że jako jedyny z prezentujących miał taki kolor włosów.
        - Trochę cwaniak z niego, nie? – zagaiła znów Mahinka, widząc spokojnie przechadzającego się młodzieńca, który wyraźnie cieszył się poświęcaną mu uwagą. Może kojarzyła takie zachowanie z własnego doświadczenia? Astrid skarciła się w duchu. Nie było to zbyt uprzejme, nawet jeśli to tylko myśl. Blondynka wzruszyła więc ramionami. Delikatnie, by nie wyjść na niegrzeczną. Elliot rzeczywiście miał w sobie pewną nonszalancję, ale za krótko go znała i nie chciała pochopnie doczepiać mu łatki. To jednak szybko miało się zmienić.
        - Niech go licho! – wykrzyknęła Tisa, wychylając się niebezpiecznie poza okno, czym ściągnęła na siebie zaniepokojone spojrzenie Astrid. Jednak i jej uwagę rozproszył smok, który zionął teraz ogniem, wywołując radosne okrzyki młodszej widowni. Cóż… trudno było im się dziwić. Smok był piękny.
        - Co przegapiłem!? – Rafael dopadł do okna, zatrzymując się dopiero na koleżankach. Astrid z trudem oderwała wzrok od szybującego smoka, rozglądając się przez ramię za Rimualem.
        Wampir dopiero wchodził do salonu, więc Raf pewnie rzucił się biegiem już w korytarzu, gdy usłyszał zianie ogniem. Zanim dziewczyna zdecydowała czy pomachać znajomemu, Mahińczyk przysłonił jej widok, wyglądając nad jej głową na zewnątrz. Wróciła więc do obserwowania smoczych popisów, jak chyba już wszyscy tutaj. Skrzywiła się lekko, gdy Rafael zagwizdał na palcach prawie nad jej uchem, ale na szczęście nikt tego nie zauważył. Tisa też wołała wdzięcznie przez okno, gdy smok odbił się od jednego z lewitujących głazów i runął na tłum, by po chwili znów wzbić się w powietrze. Okrzyki z okien były jak fala, która wznosiła się i opadała wraz ze smoczymi ruchami, a punkt kulminacyjny osiągnęła, gdy złoty smok przeleciał wzdłuż samych ścian, mrugając wielkim ślepiem.
        - No, umie się facet popisać – stwierdziła Tisa, a oczy jej błyszczały.
        - Rimual, chcesz podejść bliżej? – zapytała Astrid, zerkając na niego gdzieś spod pachy Rafaela.
        Wampir zawahał się, wyraźnie chcąc lepiej widzieć, ale raczej niechętnie zamierzając się do zajęcia miejsca dziewczyny. By ułatwić mu decyzję, blondynka cofnęła się, zostawiając lukę w oknie. Nie było to najwygodniejsze miejsce, bo trzeba było przyzwyczaić się do podskakującego i krzyczącego za plecami Rafaela, ale zdecydowanie zapewniało najlepszy widok. Rimual przełamał się i przepraszając co chwila to dziewczynę, to znajomego, usadowił się przy parapecie, składając na nim splecione dłonie i wbijając spojrzenie w wykonującego kolejne akrobacje smoka. Próbował początkowo przedstawić się nieznajomej Mahince, ale był skutecznie ignorowany na rzecz złotego smoka, więc postanowił odłożyć grzeczności na później.
        Gdy w końcu złoty smok wylądował, był to zdaje się koniec wszelkich pokazów. Nawet jeśli jeszcze jacyś uczniowie prezentowali się przed egzaminatorami, to niewiele osób poświęcało im już uwagę. Zachwyt wszystkich spoczął na gadzie, który jeszcze chwilę cieszył się atencją w swojej łuskowatej postaci, nim wrócił do wyglądu znajomego im rudowłosego chłopaka, którym zaraz zaczęli radośnie potrząsać starsi koledzy. Było to chyba najszybsze przyjęcie pierwszoroczniaka do grona starych wyjadaczy w historii tej szkoły.
        Gdy tylko Elliot skierował się w stronę budynku, Tisa spojrzała na Rafaela.
        - Pójdziemy pogratulować twojemu znajomemu? – zapytała z czarującym uśmiechem, a Mahińczyk pokiwał gorliwie głową i gestem zachęcił swoją paczkę (do której stworzenia i przewodnictwa się poczuwał), by ruszyli zanim. Tisa zsunęła się zgrabnie z parapetu, gdy przed nosem wyrósł jej Rimual, nie mogący już znieść braku formalnego przedstawienia ich sobie.
        - Rimual de Schtieffe – oznajmił swe miano wampir, przykładając dłoń do piersi i kłaniając się lekko. Pod nos została mu podstawiona szczupła dłoń.
        - Tisa Archer – przedstawiła się Mahinka, której chyba spodobały się maniery wampira, a zwłaszcza taktowny pocałunek w dłoń.
        Astrid niepewnie dotknęła w ramię pędzącego już korytarzem Rafaela, a ten odwrócił się i westchnął na widok marnotrawiących czas uprzejmości.
        - Idziecie czy nie?!

        Z Elliotem spotkali się w westybulu na parterze. Za rudowłosym wciąż ciągnął się ogonek wielbicieli, teraz już w ich wieku. Kristiansten rozpoznała nawet kilka osób, z którymi pisali test dziś rano. Rafael nie podbiegł do znajomego tylko dlatego, że towarzyszyła mu Tisa, którą chciał przedstawić. Za nimi szedł Rimual i na końcu Astrid.
        - Elliot, ale dałeś czadu, chłopie! – Raf wyszczerzył się i uniósł otwartą dłoń do „piątki”. – Widzieliśmy wszystko z okna – dodał i zaraz odwrócił się w stronę nowej koleżanki. – To jest Tisa, współlokatorka Astrid.
        Mahinka jednym długim krokiem wysunęła się przed grupę.
        - Cześć, Tisa Archer, miło cię poznać. Imponujący pokaz – dodała z uśmiechem.
        - Zadziwiające zdolności – dodał Rimuel z powagą, a Astrid tylko pokiwała głową, nie chcąc się powtarzać. Co prawda zastanawiała się, dlaczego Elliot nie zaprezentował żadnej magii, a jedynie przemianę, ale nie chciała być nieuprzejma, a naprawdę uważała widowisko za wyjątkowo udane. Poza tym nie wiedziała, czy w postaci smoka chłopak też nie korzystał z magii wiatru. Występowało tam takie stężenie emanacji, że nie było mowy, by sama to wyczuła. Może później go zapyta.
        - Taki sukces trzeba uczcić – Tisa klasnęła w dłonie. – Wpadniecie do nas? Do zmierzchu jeszcze trochę, nie powinni was wyrzucić, a ja mam co nieco do świętowania – dodała z tajemniczym uśmiechem.
        Rafael chyba od razu zrozumiał o co chodzi, bo na twarz wpłynął mu niecny uśmieszek. Rimual nie wydawał się przekonany, a Astrid prawie zbladła na myśl o gościach w ich pokoju. Był dopiero pierwszy dzień, a Tisa już koncentrowała wokół siebie społeczne wydarzenia. Blondynka może i od pierwszego poznania wiedziała, że jej współlokatorka będzie towarzyską i rozrywkową osobą, ale chyba nie spodziewała się, że aż tak to na nią wpłynie. Nie chciała przedwcześnie panikować, ale trudno jej było nie snuć czarnych wizji na zbliżające się miesiące. Planowała się przecież pouczyć.
        Nie wypadało jednak być niegościnną, a już na pewno nie miała zamiaru głośno nie zgadzać się na wizyty. Byłoby to nie tylko nieuprzejme, ale też nadmiernie by ją odsłoniło. Zamiast tego zwróciła się cicho do równie milczącego wampira. Ciekawość bowiem wygrała z nieśmiałością.
        - Rimual, czy dobrze zinterpretowałam w twoim pokazie, że do zabicia sierpówek użyłeś magii życia, a do ich ożywienia magii śmierci? Bo tą ostatnią nie można wpływać na istoty żywe, prawda? Zawsze mnie ciekawiła mnie ta ironia nazewnictwa.
Awatar użytkownika
Elliot
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca , Uczeń , Mag
Kontakt:

Post autor: Elliot »

        Tak mogło być - zachwycony tłum, zwycięskie okrzyki dwunogich magów będących świadkami popisów na jaki ich nie było stać, podziw malujący się w oczach uczniów i nauczycieli… przynajmniej większości z nich, a na resztę Elliot nie zwracał uwagi. Cieszył się z chwilowej wolności, z wysiłku rozrosłego ciała, kontroli nad długą szyją, nad każdym mięśniem potężnego ogona. Nad symultanicznym użyciem czterech potężnych łap i skrzydeł, kończyn o jakich reszta tłumku mogła tylko pomarzyć. Przynajmniej w ich najwspanialszym, gadzim wydaniu. Wydłużone palce o karmazynowych łuskach spięte mocną błoną lśniącą złotem i miedzią. Czuł na nich pęd i nacisk powietrza, zmysłem lotu dostosowując się do nich w mgnienie. Ludzka forma nie dawała takich możliwości. Nawet jeżeli jego ciało nie było takie złe w porównaniu do prawdziwych bezłuskowców (może wyłączając wampiry, pochodzących z innego planu nemorian czy innych upadłych) to nadal nie czuł się w nim tak dobrze jak w swojej prawdziwej, dominującej rozmiarami i okrytej tarczkami postaci, której nie można było zadrasnąć byle bronią. Ha!
        A jednak wiedział, że nie może paradować w niej zbyt długo. Wykładowcy i mistrzowie oczekiwali, że już za chwilę stanie się jednym z wielu innych niskich ludków na dziedzińcu. Przedłużył swoją chwilę przyjemności jak mógł, ale by nie prowokować i nie zatrzeć dobrego wrażenia po swoim występie, przemienił się jak chcieli i dał się oblepić masie nowych podziwiających go osób.
        Jeden z wielu?
        Całkiem ciekawy pomysł.

★ ☆ ★


        Gdy Elliot bawił się w najlepsze i udowadniał jaki jest niezwykły, Rimual dziękował w duchu za Rafaela, który śmiało prowadził go gdzieś w głąb zaludnionego budynku, do grupy. Nie patrzył na nikogo kogo mijał, uparcie i zawzięcie zawężając swoje pole widzenia jedynie do błyskliwej szaty na plecach człowieka. Nie do końca słyszał jego słowa, pogrążony w rozmyślaniach o raczej ciemnych odcieniach, machinalnie tylko przyjmując gratulacje i słowa naznaczone być może nie do końca przemyślanym podziwem. Gdzieś w głębi serca docenił je jednak i pozwolił sobie na minimalne odprężenie w towarzystwie Rafaela. Smok przedstawił mu całkiem ciekawego młodzieńca.

        Podprowadzony do okna (ostatni kawałek przeszedł sam) cicho zapatrzył się z ciemne niebo i gorące rozbłyski wzbudzane od strony ziemi. Tylko tyle widział nim czarodziejka nie przepuściła go i dała z lepszego miejsca obejrzeć końcówkę występu Elliota. Skinął jej głową z wdzięcznością i korzystając z jej dobroci faktycznie śledził wszystkie ruchy gada, czy miał to wcześniej w planach czy też nie. Skorzystał na tym jednak w swoim mniemaniu - po samych ostatnich minutach pokazu miał wrażenie, że o wiele lepiej poznał swojego współlokatora. Mógł się oczywiście mylić, ale… ten osobnik chyba zwiastował kłopoty.
        Albo niezwykłą szansę…

        Póki co jedną wykorzystać musiał na przedstawienie się ciemnoskórej dziewczynie, która najwidoczniej w tym momencie zaliczała się do tego samego co on grona. Nie dziwił się, że patrzyła na niego mało przychylnie i spróbował załagodzić napięcie manierami. To było jedyne co miał w takich sytuacjach. I rad zauważył, że tym razem wychowanie zadziałało. Już zdecydowanie z lżejszym sercem ruszył za resztą na spotkanie z Elliotem.

★ ☆ ★


        Słysząc stały podekscytowany gwar za swoimi plecami i wokół siebie, Elliot pewnie, choć nieco wolniej niż zwykle podążył do wnętrza. Łaskawie nie uciekał rozgadanym młodzikom, by mogli się napatrzeć i go zapamiętać. Dobrze zrobił, bo nie zdążył nawet zorientować się, że nie wie, w którą stronę skręcić, a już wyczuł przyjazną obecność Rafaela. Człowieczek był jak wierna pchełka, a przy okazji wskazywał kierunek.
        - Więc mieliście szczęście! - Elliot uśmiechnął się nieskromnie, po chwili wahania przybijając dziwny gest koledze.
        Czyli tak to się robiło wśród młodych dwunogów…
        Przeniósł spojrzenie na nową postać, żeńską, wysoką, o skórze ciemniejszej niż ta Rafaela, która zwała się Tisą. Dobre imię, krótkie - nie będzie miał z nim problemów. Zastanowił się za to czy na rękę mu, że współlokatorka dziewczyny od fretki jest zwykłym człowiekiem, ale w zasadzie… biorąc pod uwagę ilu ludzi plątało się po kontynencie to czemu nie! Im więcej ich zachowań i nawyków pozna tym lepiej. A sam Rafael był chyba marnym wyznacznikiem.
        - Elliot - przedstawił się krótko, wyciągając ku dziewczynie rękę. Prosty ruch, do którego zdołał się już przyzwyczaić, a jednak dawał dziwne poczucie połączenia z tym społecznym światkiem. Smoki zwykle oceniały się na odległość (najlepiej znaczną) i najchętniej - omijały, chyba, że miały szansę na rozszarpanie wroga.
        Uścisk dłoni był jednak czymś zupełnie innym i to było w nim najciekawsze.
        - Miło. - Oddał skrótowo uprzejmość, bo ,,przyjemność po mojej stronie” nie zagościła jeszcze w jego wokabularzu. Ale wiedział, że coś odpowiedzieć należy. - I dziękuję - odsłonił zęby w uśmiechu mówiącym, że doskonale wie jak bardzo się popisał. Za to nagły przypływ radości poczuł pod wpływem ledwie dwóch słów Rimuala. Przyjrzał się krwiopijcy uważnie, jakby zobaczyć chciał jak bardzo faktycznie mu zaimponował. Na Astrid też w końcu zerknął, choć niczego do niego nie mówiła.         Nie podobało jej się?
        Nie dostał odpowiedzi na to pytanie, ale przynajmniej ludkowie już zaaranżowali małą zabawę i odwiedziny w pokoju dziewcząt. I o dziwo cieszył się z tego. Palcem nie kiwnął, a już miał doświadczyć kolejnych rodzajów spotkań towarzyskich! Szczerze mówiąc sądził, że dłużej mu to zajmie. Przekonanie do siebie tych mróweczek i nawet siebie do nich… tymczasem czuł się całkiem na miejscu i płynnie wszedł w całkiem już spore stadko uczniów. Ile ich było - sześć, licząc jego i fretkę?
        Zadowolony przystał na propozycję bez najmniejszych oporów i był gotów dać się prowadzić dwójce krótkowiecznych.         Zaproszenie do pokoju dziewcząt… to chyba brzmiało jak przyjemnie absurdalne osiągnięcie.

        Oni już ruszyli, a Rimual poczuł jak ściska mu się żołądek. Czy on też był jednym z zaproszonych? Tak? Nie? Okropnym byłoby dopytać i prosto w twarz przy świadkach dostać odpowiedź odsuwającą go od towarzystwa. Lecz druga strona możliwości nie wydawała się wielce weselsza - co mógłby najlepszego robić jako gość w… pokoju? Jak się zachowywać? Nie był to przecież bal, ani salonik u znajomego rodu, gdzie każdy miał jasno określoną pozycję, obowiązki i prawa. Czuł się tu skrajnie skołowany i najchętniej udałby się do siebie, na piętro, gdzie mógłby w spokoju smętnieć wśród swoich koszul, błyszczących bibelotów i spinek do mankietów. Nie dane mu jednak było cicho odłączyć się od towarzystwa, bo już nie wspominając o tym, że nie byłoby to nazbyt grzeczne, to i w tym momencie panna Kristiansten po raz kolejny dzisiaj okazała mu serce i litość.
        Uśmiechnął się blado, wdzięczny za jej zainteresowanie, doceniając przy tym przymioty jej charakteru.
        - Użyłem magii śmierci, to prawda - przytaknął uprzejmie, lecz potem nagły cień przysłonił jego oblicze. Nie miał już ochoty patrzeć jej w twarz.
        - Ale nie znam niestety dziedziny życia - powiedział ciężko, patrząc pusto na mijanych ludzi - Posłużyłem się złem. To moje dwie najsilniejsze magie - dodał głucho, starając się na to jakoś zobojętnieć. Magia jak magia, nie definiowała osoby… aż tak. A jednak fakt, że te właśnie u niego dominowały wydawał mu się bardzo nie na miejscu w akademii takiej jak Sapientia. Bądź co bądź to czym się zajmujesz odzwierciedla, przynajmniej w pewnej części, to kim jesteś. A on był wampirem. Z agresywnego, samolubnego rodu. I niekoniecznie chciał, by wszyscy postrzegali go przez taki pryzmat.
Awatar użytkownika
Astrid
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Uczeń , Mag , Artysta
Kontakt:

Post autor: Astrid »

        W momencie, gdy wszyscy przekazywali wyrazy uznania dla popisu Elliota, Astrid wydawało się naturalne, że nie będzie się powtarzać po znajomych. Zwątpiła dopiero, gdy padło na nią spojrzenie chłopaka, który mimo wszystko oczekiwał chyba dobrego słowa, ale zanim zdążyła zebrać myśli, złote oczy popłynęły dalej, a ona wypuściła powietrze, niechętnie godząc się z faktem, że wyszło niezbyt miło. Ech.
        Zagajenie do Rimuala okazało się już lepszym posunięciem. Ruszyli na końcu wycieczki, a Astrid wysłuchiwała odpowiedzi, co jakiś czas zerkając zza jasnych włosów na swojego rozmówcę. Dostrzegała zmiany na jego twarzy i w głosie, ale nie odważyła się ich zinterpretować. Wampir wciąż na tyle budził w niej respekt, by nie wpadła nawet na pomysł, że to jej pytania mogłyby go speszyć. Zamiast tego przytaknęła na poprawkę, w końcu przypominając sobie, że przecież magią zła też można zabić.
        - Znasz jeszcze jakieś? – zapytała od razu. Gdy wampir zaznaczył, że te arkana są jego najmocniejszą stroną, to odniosła wrażenie, że włada innymi, albo chociażby jeszcze jednym. Mogła się mylić, ale ufała konstrukcji jego wypowiedzi.

        Tisa poprowadziła ich przez budynek do skrzydła sypialnego i na piętro dziewcząt, a później do ich pokoju. W korytarzu tylko poinformowano ich, że panowie nie powinni zostawać po zmroku, ale poza tym nie poświęcono im drugiego spojrzenia. W środku Mahinka opadła na swoje łóżko, zakładając nogę na nogę i opierając się na rękach za plecami. Astrid skierowała się odruchowo do swojego łóżka, a na spotkanie wybiegł jej Nyx, śpiący do tej pory na poduszce. Rzucił spłoszonym spojrzeniem po obcych, ale tylko przyspieszył przebieranie łapkami i wskoczył na wyciągniętą dłoń swojej opiekunki, już po chwili pomykając po jej ręce na ramię. Blondynka usiadła na swoim łóżku, z fretką rozciągniętą na jej karku, i przesunęła się do tyłu, opierając plecami o ścianę, a butami zapierając o boczną ramę łóżka, by nie zabrudzić pościeli; znad kolan obserwowała resztę. Rafael opadał na materac obok Tisy akurat, gdy ta sięgała pod łóżko.
        - Mam nadzieję, że lubicie słodkie wino – powiedziała, wyciągając spod mebla torbę na ramię, a z niej ciemnozieloną butelkę. Pytanie było chyba jednak retoryczne, bo nic więcej nie wyciągnęła, butem chowając bagaż znów pod łóżko, mocując się już z głęboko wbitym korkiem.
        - Daj – rzucił rozbawiony Rafael, odbierając od niej butelkę, gdy Mahinka już zabierała się do wyciągania korka zębami. Przekazała wino, zerkając jednak z powątpiewaniem na szczupłego chłopaka, ale już po chwili w pokoju donośnie pyknęło, a Jennings oddał właścicielce butelkę i korek.
        - To uczcijmy pierwszy dzień studiów i znakomity pokaz naszych kolegów – powiedziała, unosząc butelkę w toaście i zerkając na Rimmuala i Elliota, po czym napiła się prosto z butelki i podała ją znów w stronę Rafaela. Ten tym razem powąchał zawartość.
        - Malinowe?
        - Porzeczkowo-malinowe – sprostowała Tisa z uśmiechem, gdy chłopak kosztował wina. – Z winiarni niedaleko Serenai.
        - Stamtąd jesteś? – dopytał Jennings, na moment odwracając od dziewczyny wzrok, gdy podawał butelkę do Elliota, ale zaraz wrócił pełnią uwagi do nowej znajomej.
        - Hmm, powiedzmy, że z okolic. Mamy ziemie i posiadłość na wzgórzach, dwa dni drogi od bram. Rodzice prowadzą winiarnię z dziada pradziada, a że ojcu nie udało się doczekać syna, to prawdopodobnie moja siostra przejmie od nich interes. Jej to nawet pasuje, zwłaszcza że tylko ja mam u nas talent magiczny. Jak jest u was? – zapytała Tisa, zerkając z niewielkim uśmiechem zarówno po swoich gościach, jak i współlokatorce. Astrid jednak na razie milczała, obserwując resztę.
Awatar użytkownika
Elliot
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Łowca , Uczeń , Mag
Kontakt:

Post autor: Elliot »

        Trudno było zrozumieć samemu Rimualowi jak bardzo jest wdzięczny za te parę słów zwyczajnej rozmowy. Czarodziejka prawda prawdą nie była człowiekiem, których jak sądził, będzie mieć największy problem by przekonać do siebie, ale nadal prezentowała sobą dolną granicę wiekową studentów i samo to dawało mu nikłą nadzieje na jakieś kontakty w przyszłości. Razem póki co była ich już dwójka - wesoły ludzki młodzieniec chyba nie rozumiejący ewentualnego zagrożenia i panna Kristiansten właśnie, jak już to niewiele od niego starsza. Z resztą postanowił chociażby spróbować wymienić parę więcej zdań i co najwyżej przekonać się, że jeżeli chodzi o nić porozumienia to nie da się jej nawiązać z każdym. Liczyło się jednak to, że być może nie wywoła i w pannie Archer strachu, nawet jeżeli wzbudzi niej większą niż do tej pory niechęć. Ale to było wzięte pod uwagę - musi się z nowym otoczeniem i nowe otoczenie z sobą oswajać stopniowo.
        - Znane mi są jeszcze arkana uroków, które pragnę zgłębić podczas mojego tutaj pobytu i nieco więcej niż same podstawy magii prawa - zaczął na dobry początek. - To moja nowa… fascynacja. - Ostatnie słowo wypowiedział dość nieśmiało, zniknął jednak chmurny wyraz jego twarzy. Ulżyło mu, że ma w zanadrzu coś więcej niż negatywnie skonotowane magie nadające mroczniejsze nuty jego aurze i obejściu i mówił o nich zdecydowanie chętniej niż tych specjalizacjach. Miał parę ukrytych pragnień związanych z rozwijaniem zwłaszcza ostatniej dziedziny. Była w końcu zaprzeczeniem pewnej negatywnej części jego wizerunku.
        - Wybacz, że ukrywam melodie własnej aury i zmusiłem cię tym do pytania - pociągnął jeszcze, ale urwał wypowiedź, nie wiedząc co może dodać jeszcze. Ale panna Kristiansten nie wydawała się nazbyt otwarta i chciał chociaż zaznaczyć, że docenia jej słowa. Choć najpewniej sam użył tych mniej trafnych. Czasem… często mu się to zdarzało.

        Udał się do ich pokoju już czując martwe serce przy gardle i z takim samym jak zawsze przerażaniem obserwował makabryczną biedę akademickiego pokoju. Dla niego to była bieda. Gdyby chociaż całe to skrzydło przypadało na powiedzmy… piętnaście dobrze żyjących z sobą dziewcząt dałoby się to jeszcze znieść. Ale te klaustrofobiczne braki miejsca na porządną szafę i łoże do transu?
        A najlepsze, że gdy wróci na górę do siebie i Darlantego czeka go podobny szok. Przeżywany w kółko i od początku tak długo jak jego wypięlęgnowany zmysł bogatej estetyki nie uschnie z nędzy i rozpaczy.
        ,,Ładnie tu” chciał grzecznościowo pochwalić, ale nie mógł zdobyć się na takie bezczelne kłamstwo. Przysiadł więc w milczeniu na drugim końcu łóżka czarodziejki i pozwolił smokowi rozgościć się na środku. Dobrze… miał stąd blisko do drzwi. W razie czego da radę się wycofać.

        Szybko pożałował, że nie pociągnął rozmowy o magii i nie dał rady w naturalny i płynny sposób zająć miejsca obok panny Kristiansten. Nie miał nic przeciwko towarzystwu Darlantego - przez następne tygodnie będzie musiał się do niego przyzwyczaić - ale w ten sposób oddzielił się praktycznie najbardziej jak się dało od osoby, która miała dla niego chyba najwięcej… empatii. A przynajmniej umieli wymienić z sobą po parę zdań na godne tematy. Znaczy ciekawe, ciekawe! Musi nauczyć się inaczej wysławiać.


        - Jestem jedynym dzieckiem (najpewniej), ale ojciec gdzieś wybył, matka podobnie i nie mam czego dziedziczyć. - Elliot bezpardonowo napił się z butelki zaciekawiony smakiem. Oblizał się gadzio, aprobując taki poczęstunek. - Max, który mnie wychowuje… czy wychowywał, kto go wie, jest jednym z tutejszych badaczy. Mam na myśli na uczelni. W ogóle wyklułem się tu z tego co słyszałem. Głosowali na moje imię. Ale to było jakiś czas temu, teraz mało kto to wspomina. - Przyglądał się ciekawie butelce i płynnej zawartości pod światło, nie zwracając uwagi na wielkie ze zdumienia oczy Rafaela i wyraz niezrozumienia na twarzy wampira, który na chwilę przestał rozmyślać o sobie.
        - Talent magiczny mam, jestem nieźle nauczony podstaw, więc w końcu pozwolono mi tu przyjść się pouczyć… wcześniej nie mogli, bo pewnie bym kogoś zjadł czy coś takiego. Młode smoki są trudne do utrzymania dla ludzi. Więc wychowałem się w drodze. Po raz pierwszy będę przynależał do jakiejś… placówki. - Kontynuował niezrażony, kulturalnie jak mu się zdawało patrząc w stronę Tisy.
        Lecz jego uwagę w końcu przykuł Rafael.
        - E…elliot, ale ty tak naprawdę?
        - Co? - Oderwał się najpierw od Tisy, potem od butelki. - Nie opowiadamy o sobie?
        - Tak! Ale uro… wyklułeś… się tutaj?
        - Tak.
        - Czyli znasz to miejsce! Znasz profesorów! - Rafael zerwał się zarówno podekscytowany jak pełny pretensji, że wcześniej mu nic nie powiedział. Wiedział, że rudzielec zaopatrywał czasami tutejszych biologów, ale nie sądził, że zna ich od dziecka!
        - Co ty, od lat nie byłem w środku. Praktycznie nigdy. Tylko na zewnątrz lub w częściach dla personelu. Nie mogłem zbliżać się do dziecia… uczniów.
        - Ale znasz ludzi!
        - Ee tam, duża część wybyła na jakieś badania lub zmieniła bazę wypadową. Część jest nowa i jej nie kojarzę.
        - Ale… ale… to ile masz lat?
        - Stoo… jeden? Tak mi się wydaje.
        - Dużo!
        - Nie aż tak. - Odparł Elliot, ale uśmiechnął się zadowolony z tego, że nawet wiekiem mógł zrobić wrażenie. W zasadzie to gadanie o sobie nie było takie złe… przeważnie musiał przed innymi ukrywać nawet swoją rasę, nie było więc mowy o przechwałkach czy chociaż szczerości. Teraz wykorzystał okazję i w zasadzie mu się podobało. Zaraz jednak coś go uderzyło i pewien honor długowiecznego nakazał mu wskazać jeszcze jedną nietypowo leciwą osobę w towarzystwie.
        - Ale Rim może być nawet starszy. Mylę się?
        Po minie wampira, któremu dostała się butelka i gadzie zerknięcie z ukosa było znać tak przerażenie, konsternację, złość jak i zaprzeczenie, aż w końcu milczeniem przyznał się do winy i ściskając w pazurzastych rękach butelkę pokręcił głową odwracając spojrzenie od towarzysza, który najpewniej wcale nie chciał źle. Już nawet nie zwracał uwagi na barbarzyńskie picie z gwinta, bo nie miał siły myśleć choćby o podniesieniu szkła i wyliczaniu wszystkich ‘za’ i ‘przeciw’ wzięcia udziału w tak degradującym i amanierycznym rytuale.
        - Pewnie dlatego umieszczono nas razem w pokoju - ciągnął niewzruszony Elliot - Jak jednemu coś odwali to nie zabije drugiego tak od razu. - Skwitował z uznaniem dla siły współlokatora, ale nie za bardzo zważając na to czy takie rzeczy należy mówić w towarzystwie uczelnianej młodzieży. Ich normy i podejście było dla niego zagadką.
        - A ty? Kim jesteś? - Zapytał nagle Astrid uznając, że jego kolej minęła, a nie chcąc pałeczki przekazywać Rimowi, który miał pewnie jeszcze ciekawsze od niego historie. Miał ochotę popławić się w zdumieniu obecnych, a nie zostać od razu zdetronizowanym przez wycofanego krwiopijcę. Wolał więc łaskawie zwrócić się do drugiej najcichszej osoby - tej, która mu nie zagrażała. Podał jej też zmolestowaną przez Rima butelkę, uwalniając go od jej ciężaru, a zwalając wszystko na milczącą Dziewczynę od Fretki.
Awatar użytkownika
Astrid
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Uczeń , Mag , Artysta
Kontakt:

Post autor: Astrid »

        Astrid była w tej chwili wdzięczna za Nyxa, bo mogła zająć czymś ręce, głaszcząc białe futerko zwierzaka, zamiast siedzieć, jak sierota i gapić się głupio na innych albo, jeszcze głupiej, we własne kolana. Oczywiście przez myśl przeszło jej wyciągnięcie książki, leżała koło poduszki, w zasięgu ręki. To byłoby jednak niegrzeczne, tyle wiedziała. Sama absolutnie nie dostrzegłaby nic złego w tym, gdyby ktoś czytał w jej towarzystwie, ale niestety kiedyś już jej zwrócono uwagę, że takie zachowanie jest niegościnne, a ona sprawia wrażenie zamkniętej w sobie i nieprzystępnej. Cóż…
        No ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Podobno. W każdym razie miała się chyba dowiedzieć trochę o swoich towarzyszach, co w przypadku Tisy rzeczywiście mogło jej wyjść na dobre – wypadało chociaż trochę znać swoją współlokatorkę. Chwilowo nie zapowiadało się na to, by miały wiele wspólnych tematów, ale Astrid starała się unikać pochopnych ocen. Co do reszty uczniów, naiwnie nie wiązała z nimi przyszłości, chociaż Rimmual intrygował ją nieco, co dziewczynie się rzadko zdarza. Może pomagało to, że wydawał się równie nie na miejscu, jak ona się czuła, a może wyczuwała w nim interesującego rozmówcę. Żałowała, że nie udało jej się pociągnąć dłużej rozmowy o arkanach, jednak w wampirze dystansowała arystokracka otoczka, ustawiająca w szeregu mniej pewne siebie jednostki, w tym Kristiansen. Wyjaśniła tylko wcześniej, że świadomie nie zagłębia się bardziej w emanacje, ze zwykłej grzeczności, by nie grzebać w czyichś prywatnych sprawach. Nie wiedziała jednak, na ile Rimual zrozumiał o co jej chodzi i czy nie uznał tego za dziwactwo.
        Po Tisie przyszła kolej na Elliota, który już wcześniej rozsiadł się swobodnie, a teraz z zapałem opowiadał o sobie. Niektórzy, jak Tisa czy Rafael, byli towarzyscy. Smok jednak zaliczał się do kategorii ludzi poetycko opisywanej lwami salonowymi. Beztrosko opowiadał o rzeczach, które sprawiały że pozostali wybałuszali na niego oczy, a Tisa wręcz zaśmiała się z niedowierzaniem, gdy rudzielec wspomniał o możliwości pożarcia kogoś. Żartował, chyba… Rafael już na głos wyraził zdumienie, Rimual gapił się gdzieś po pokoju, jakby czegoś szukał, a Astrid po prostu spoglądała z ciekawością na Elliota, a właściwie na jego plecy. Sto lat… z tego co pamiętała na temat smoków, to wciąż wiek dla nich ledwie młodzieńczy, więc umieszczenie chłopaka w szkole nie było zaskakujące. Nie mogła jednak przestać zastanawiać się, jak zachowują się kilkudziesięcioletnie smoki, skoro na ich rachubę traktowane są jak małe dzieci. Co robią przez cały ten czas? Był to temat rzeka w kontekście długowiecznych istot.
        Później Elliot naturalnie przeniósł uwagę na wampira, a Astrid od razu zauważyła, że chłopak czuje się niekomfortowo. Mogła w ogóle tak myśleć, chłopak? Ale znów - dorosłego wampira nie posłaliby chyba do szkoły? Rimual jednak nie kwapił się do zdradzenia swojego wieku, a nikt rozsądnie tematu nie drążył. Wystarczyło im lekkie skinienie i uwaga wróciła do brylującego w towarzystwie pradawnego.
        - Walki na terenie szkoły są zabronione – rzuciła Astrid odruchowo, słysząc o zabijaniu się nawzajem.
        - Księga Wiedzy zawsze w formie – zaśmiał się Rafael, ale jego rozbawienie było bardziej życzliwe niż kpiące i czarodziejka uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi.
        Niepotrzebnie się jednak odzywała, bo zwróciła na siebie uwagę Elliota, który przekazywał pałeczkę w niewygodnym pytaniu. Co najmniej jakby przed chwilą spadła z nieba i smok dopiero ją zauważył. Chociaż to drugie nie było takie znowu nieprawdopodobne. Przejęła butelkę.
        Nie znosiła mówić o sobie, zwłaszcza na zawołanie. Wszelkie spotkania integracyjne były czystym koszmarem, a pojawiające się ze złośliwą regularnością prośby, by „opowiedzieć coś o sobie” uważała za idiotyczne. Samo wymaganie od kogoś, by zdefiniował siebie w kilku zdaniach prosiło się o filozoficzną debatę. Astrid, mimo raczej niezbyt otwartej postawy (cóż za eufemizm~) lubiła poznawać ludzi, ale nie koniecznie w tak ostentacyjny sposób. Dowiadywanie się nowych rzeczy o innych było fascynującym procesem, trzeba było zasłużyć sobie na uchylenie rąbka tajemnicy, a takie wyrywkowe wypytywanie już na pierwszym spotkaniu odzierało uzyskane informacje z jakiejkolwiek magii. Równie dobrze mogli zostawić obok Księgi Wiedzy drugi tom z kartoteką każdego ucznia.
        Jakkolwiek jednak nie irytowały i nie nużyły jej takie zwyczaje, pojawiały się złośliwie na każdym kroku, więc i teraz Astrid nie mogła być zaskoczona. Powinna jednak przygotować sobie w końcu gotową formułkę na takie sytuacje. Teraz postanowiła pójść po śladach poprzedników.
        - Hm, jestem półkrwi czarodziejką…
        - Po ojcu czy matce? – wtrącił się Rafael.
        - Po ojcu – odparła. – Urodziłam się w Nowej Aerii, po trzech latach przeprowadziłam się do ojca do Fargoth, a po kolejnych trzech tutaj i zostałam na stałe. Mam dwóch przyrodnich braci…
        - Czekaj – przerwał jej znowu Jennings, licząc coś na palcach, a Astrid w tym czasie napiła się wina. – Miałaś sześć lat, jak tu trafiłaś?
        - Uhm.
        - Przyjmują w ogóle takie dzieciaki?
        - Oczywiście, przecież jest osobny budynek do nauki elementarnej, dla młodszych uczniów.
        - Poważnie? – chłopak, odruchowo wyjrzał za okno, ale to skrzydło wychodziło tylko na park i otaczający kompleks las. – To też musisz wszystkich znać – zaśmiał się lekko, zerkając na Elliota, a czarodziejka wzruszyła lekko ramionami. Owszem, znała. Żałowała jednak, ze nie znała wcześniej smoka, chociaż z tego co mówił, to chociaż się tu… wykluł, to i tak nie mieszkał w kompleksie.
        - A letnie przerwy spędzasz w Fargoth u ojca? – zapytała Tisa.
        - Nie, też jestem tutaj – odpowiedziała Astrid, na co Rafael zmarszczył brwi, znowu się nad czymś zastanawiając, ale gdy otworzył usta, by coś powiedzieć, Tisa trąciła go lekko łokciem i pokręciła ukradkiem głową na jego pytające spojrzenie. Astrid udała, że tego nie widzi, znów popijając wino z butelki. Było wyjątkowo smaczne.
        Przez chwilę zastanawiała się, czy kontynuować, ale zatrzymała się na braciach i pewnie nawet gdyby Rafael jej nie przerwał, to sama by się zawiesiła. Bracia byli od strony jej matki. Ivara nie pytała nigdy czy ma jeszcze inne dzieci. Patrząc po jej przypadku, mógł mieć jakieś w każdym mieście. Nieco przerażająca perspektywa.
        - A, mam dziewiętnaście lat – dodała jeszcze, gdy jej się przypomniało. W kategoriach rasowych zawsze miała się za człowieka, ale otoczenie uznawało ją za czarodziejkę i nie raz spodziewano się, że jest starsza, niż na to wygląda. Chociaż po co miałaby wtedy siedzieć tu w szkole?
        - Elliot, czy to prawda, że smoki mają pamięć absolutną? – zapytała, chcąc przenieść uwagę z siebie, na bardziej jej g(ł)odnego smoka. - To znaczy w praktyce… pamiętasz wszystko, co przeczytasz? – doprecyzowała, skrycie nieco zazdrosna o tak pojemny umysł. Butelkę zaś podała do Jenningsa, jako totem kolejnego mówcy.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Rok akademicki zapowiadał się jeśli nie obiecująco, to przynajmniej ciekawie dla większości uczniów. Towarzysko, dla tych którym na tym zależało i naukowo dla tych bardziej oddanych sprawie. Każdy miał coś zdobyć, osiągnąć i potknąć się w odpowiednim czasie. Właśnie na to bardzo liczył Elliot. Na takie doświadczenia. Albo raczej - na zobaczenie jak z takimi doświadczeniami radzą sobie młodzi innych ras, wszystkich zgromadzonych w grubych murach Sapientii. Dla nie do końca zsocjalizowanego smoka była to przygoda życia. Ostatecznie nie ryzykował jakoś specjalnie. Wampir był dużo bardziej niespokojny. Po całkiem udanym wieczorku zapoznawczym u dziewczyn uznał jednak, że przeniesienie się do tej szkoły mogło nie być takim złym pomysłem. Z panną Kristiansten miło prowadziło się konwersację, a i jej charakter pozwolił mu się nieco bardziej ośmielić. Miał nadzieję, że z Darlante będą się z nią spotykać nieco częściej. Poruszanie błahych i niebłahych tematów z kimś introwertywnym i inteligentnym dawało mu poczucie, że nawet jeśli nie odnajdzie się wśród ogółu studentów to może mieć chociaż dwoje ciekawych znajomych, których będzie się trzymał. Może dlatego wpadł w rodzaj histerycznej paniki, kiedy kilka dni później Elliot ogłosił, że musi opuścić szkołę.
        - Mój ojciec ma pewien problem w terenie... wezwał mnie do pomocy. Nic nie poradzę - stwierdził z pewną jednak nutą żalu, zabierając nieliczne rzeczy z pokoju. To naprawdę było wbrew jego planom. Wbrew wszystkim planom! Ale bycie tak silnym zobowiązywało. Najpierw obowiązki, potem oświatowa socjalizacja.
        - Gdybym mógł zostałbym - tłumaczył, widząc w jakim stanie jest jego współlokator. Ostatecznie zdobył się na poufałe pytanie. - Poradzisz sobie?
Rimual nie zaprzeczył ani nie potwierdził.
        - Jak długo cię nie będzie? - zapytał tylko.
        - Nie wiem.
Odpowiedź była krótka. Ale mogła zawierać w sobie zarówno dni, miesiące jak i całe lata.

[Ciąg dalszy - Elliot ]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości