Opuszczone KrólestwoDroga do...

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Droga do...

Post autor: Selim »

Wcześniej

        Czy tego chciał czy nie, musiał zostawić Kassandrę samą na łasce Najwyższego z powodu otrzymania nowych rozkazów właśnie od niego. Niestety dotyczyły one wsparcia dwóch aniołów, których spotkał w miasteczku, a którzy mieli zająć się piekielną bandą chcącą dorwać czarodziejkę. Niestety to były jedynie pozoru i Świetliści przełożeni szybko wpadli w pułapkę, z której Selim miał ich wydostać. Nie liczyło się przy tym w ogóle jakiekolwiek zabijanie piekielnych. Priorytetem było uwolnienie towarzyszy.
        Uporał się z tym dość szybko i bez większych problemów tylko dlatego, że było to kolejnym podstępem ze strony pomiotów Władcy Ciemności, o czym z dowiedział się niestety stanowczo za późno. Podczas gdy on zajmował się odbijaniem Rana i Tovana, większa grupa diablisk praktycznie zmiotła wioskę, w której zatrzymał się z Kassandrą z powierzchni Łuski, tylko dlatego, że zaczęli się przegrupowywać w stronę Opuszczonych Pustkowi, gdzie Selim miał wraz z towarzyszami miał poznać i udaremnić plan piekielnych oraz uszczuplić ich liczebność, najlepiej przy tym niszcząc ich bazę.
        W ten właśnie sposób znaleźli się na tych ziemiach, nieopodal Ruin Nemerii nad rzeką Nefari, gdzie rozbili obóz i leczyli rany. Walczący w zwarciu Świetliści najbardziej ucierpieli przez swoją bezmyślną szarżę na piekielnych zbierających się w ruinach między Ostatnim Bastionem i Rapsodią. Nie mieli praktycznie żadnych szans z tak liczną bandą i musieli czekać na wsparcie. W tym czasie ich zadanie ograniczało się wyłącznie do przeżycia i zdobywania informacji na temat wroga - czy ruiny zostały ufortyfikowane, czy sprowadzili jakieś specjalne jednostki, jaka jest ich orientacyjna liczebność na tę chwilę.
        Byli tu już pięć dni, a szósty dobiegał końca i wciąż żadnych wieści oraz cisza, jakby przed burzą. Selim dołożył drewna do ogniska i przyniósł rannym towarzyszom wody, po czym poleciał na zwiady. Ku jego zaskoczeniu piekielna aura całkiem zniknęła z miejsca, w którym jeszcze przed dwoma godzinami było jej tak zatrważająco dużo. Dodatkowo po ruinach również nie został najmniejszy ślad. Z początku myślał, że może została tu nałożona iluzja, albo zaklęcie kamuflujące, ale nie wyczuł niczego takiego. Wątpił żeby tak po prostu się stąd wynieśli. Westchnął ciężko i poleciał w stronę Rapsodii przeszukać okolicę czy faktycznie nie będzie niepokojona przez piekielnych.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Skąd przybywa Nivalia

Po odzyskaniu mieczy Marvela miała dość pieniędzy by ruszyć w daleką podróż. Nie miała pojęcia skąd lisołak ma tak ogromne zasoby ruenów, ale właściwie zastanawianie się nad tym nie było jej do niczego potrzebne. Nie martwiła się tym. Wykonała swoje zadanie i dostała za nie zapłatę, a potem ona i rudowłosy po prostu się rozstali.

Niva kupiła wielką mapę i po przyjrzeniu się jej zdecydowała, że najlepszą drogą będzie podróż wzdłuż Nefari. Nie była to najkrótsza trasa, ale dzięki rzece nie musiała bać się o kierunek. Wystarczyło iść z nurtem. Poza tym nie musiała przejmować się brakiem wody, no i miała pod dostatkiem pokarmu. Rzeka dostarczała ryb i choć taki pokarm szybko mógł się przejeść, to nie było co narzekać. Podróż miała być długa, ale Nivy to nie zniechęcało, chciała wrócić do domu, za wszelką cenę. Nie miała pojęcia, czy tam dotrze, nie wiedziała, czy ktoś jeszcze na nią czeka po tylu latach, ale musiała spróbować. Poza tym tak naprawdę nie miała dla siebie żadnego innego pomysłu.

Zbliżał się zmierzch, a Niva jechała już od dobrych paru godzin. Im dalej na południe była tym lepsza była pogoda - na całe szczęście, bo pod górami niedaleko Rapsodii zima dała jej się mocno we znaki. Na szczęście tutaj było ciepło. Nie musiała nosić grubego futra i ocieplanych butów. Miała na sobie ciemnobrązowe, przylegające spodnie, białą koszulę i ciemnozieloną kamizelkę z aksamitu, do tego wysokie, czarne buty z miękkiej skóry. Jej niesamowicie długie włosy były zaplecione w gruby, ciasny warkocz. Nivalia nie pamiętała, czy kiedykolwiek je ścinała, może w młodości. Jednak już od wielu, wielu lat jej białe włosy nie widziały nożyczek, co zaowocowało tym, że sięgały jej do kostek. Kiedy jej przeszkadzały lub występowała, spinała je w ciasny kok, ale teraz mogła nosić je splecione w zwykły warkocz.

W oddali zaczęły majaczyć jakieś zrujnowane budowle. Według mapy Niva zmierzała w stronę starej Nemerii. W Rapsodii zaciągnęła języka i dowiedziała się, że ruiny te nie są szczególnie niebezpieczne, wszystko co miało jakąkolwiek wartość zostało rozkradzione dawno temu. Budowle owszem nie nadawały się już do mieszkania, ale stanowiły pewną osłonę i w razie potrzeby można było schować się za murami. Nivalia zeskoczyła z Oriona i ruszyła w stronę starych zabudowań. Nagle spostrzegła coś na niebie. W pierwszej chwili myślała, że to ptak, ale szybko zrozumiała, że jest o wiele większy niż przeciętne skrzydlate stworzenie. Nie wiedziała, czy bać się, czy uciekać, czy może zostać w miejscu. Do ruin było jeszcze dość daleko, a tutaj była na otwartym terenie. Nie była dobrą łuczniczką, ale nie miała lepszego pomysłu. Chwyciła za łuk przypięty do siodła, a z kołczanu wyciągnęła strzałę. Nie naciągnęła jednak cięciwy, czekając na to co się wydarzy. Brała pod uwagę, że agresja z jej strony może spowodować konflikt, nawet jeśli miała do czynienia z kimś, kto nie stanowi dla niej zagrożenia.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Selim »

        Oblatując okolicę po raz drugi i trzeci niewiele się zmieniło od pierwszego, a Selim nawet dokładnie sprawdzając miejsce, gdzie znajdowała się warownia piekielnych nie znalazł absolutnie nic. Jakby wcześniejsza obecność tych kreatur z najgłębszych Czeluści była jedynie sennym koszmarem, a on się właśnie z niego obudził i teraz sprawdzał uważnie czy to faktycznie nie było realne. Owszem, było. Rany jego towarzyszy zadane piekielnymi ostrzami by cię zbyt szybko nie zregenerowały, a przy tym żeby się paskudnie regenerowały były jak najbardziej prawdziwe. Do tego na tyle poważne, że nawet anielska magia nie była w stanie im choćby ulżyć w bólu. Co prawda kiepski był z Selima medyk i czarodziej, ale zwykle, przynajmniej mu samemu i napotkanym przez niego ludziom to w zupełności wystarczyło.

        Nie było sensu dalej tracić czasu na bezowocne poszukiwania, no właśnie, tak właściwie niczego. Selim zaczął wracać w stronę obozowiska i towarzyszy, widział zbliżającą się w ich stronę, niebiańską łunę i wiedział, że wsparcie mające zabrać rannych kompanów do Planów, za niedługo przybędą. W połowie jednak drogi spostrzegł samotnego wędrowca, a konkretniej wędrowczynię, nieopodal ruin Nemerii. Sądząc po jej aurze nie stanowiła dla niego ani pozostawionych w obozie rannych aniołów najmniejszego zagrożenia. Ba! Zmierzała w przeciwnym do nich kierunku, ale jej obecność w tej niepewnej okolicy i czasie nie napawała niebianina optymizmem. Elfka mogła być ukrywającym się pod przebraniem piekielnym.
        Zawisł nad nią uderzając w powietrzu potężnymi skrzydłami by się utrzymać, a widząc, że dobywa łuk, zrobił to samo z tą różnicą, że szybciej i naciągnął ostrzegawczo cięciwę. Zaraz jego wzrok pochwycił cudacznego wierzchowca u jej boku, obecnie zaniepokojonego tą sytuacją, a nie wyczuwając złych intencji ze strony podróżniczki, opuścił broń i zniżył lot, aż w końcu przed nią wylądował. Złożył skrzydła i podszedł do niej. Nie musiał się spieszyć do obozu skoro wsparcie medyczne już tam praktycznie było.
        - To niebezpieczna okolica, co tu robisz? - spytał oschle starając się skupić na długouchej, lecz jej niecodzienny towarzysz, połączenie zebry i jednorożca co chwile go dekoncentrował. Przynajmniej dzięki temu zdołał dostrzec, że jej wyprawa jest raczej długa inaczej nie miała by ze sobą tylu rzeczy. Uciekała? Czy może po prostu chciała się osiedlić w bardziej rodzimej dla elfów okolicy Szepczącego Lasu?
        - Zmierzasz do...? - zapytał wbijając w nią wzrok i czekał cierpliwie.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia była nieufna. Mężczyzna miał białe skrzydła, ale przecież nie musiał być aniołem. Po świecie chodzili przemienieni, którzy mieli różne intencje. Z resztą aniołowie również mogli nie mieć dobrych zamiarów, ale odłożyła broń, nie chcąc go prowokować. To co pozwalało jej myśleć, że nieznajomy nie jest niebezpieczny to reakcja Oriona. Gdyby mężczyzna był nieprzyjazny jej przyjaciel zapewne zacząłby się szarpać i wyrywać, nie zrobił tego, wręcz przeciwnie. Zaczął trącać ją nosem w dziwaczny sposób. Niva próbowała odsunąć od siebie jego pysk, ale zwierzak był nieustępliwy.

- Orion, proszę - powiedziała do niego dotykając jego chrap delikatnie. Powinna najpierw odezwać się do nieznajomego, ale zebroid jej przeszkadzał. Dopiero, kiedy się do niego odezwała ten prychnął i jakby uznał, że powinien dać jej spokój.
- To jedyna droga z Rapsodii na południe, jedyna w miarę pewna. Wzdłuż Nefari. Nie mówię, że najkrótsza, ale nie trzeba być przewodnikiem, kiedy ma się rzekę - odpowiedziała spokojnie. Nie chciała wzbudzać w nieznajomym złych uczuć.
- Do Taraji, zmierzam do Taraji, ale nie sądzę byś wiedział gdzie to jest. Można powiedzieć, że na drugim końcu świata, ale nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku, więc... Pewnie miną lata nim dotrę celu, ale... - nie dokończyła, uznała, że i tak powiedziała zbyt dużo.
- Gdybym miała skrzydła, byłoby mi łatwiej - zdobyła się na lekki uśmiech i coś w rodzaju żartu, choć w zasadzie było to prawdą.
- W zasadzie mogłabym spytać o to samo, tak jak powiedziałeś to niebezpieczna okolica, więc?
Awatar użytkownika
Gwenfyvar
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zielarz , Bard
Kontakt:

Post autor: Gwenfyvar »

Elfka szła przed siebie, błądząc jak we mgle. Kilka ostatnich dni zlewały się ze sobą, tak, że nie była pewna ile właściwie ich minęło, ani jak daleko jest teraz od domu. Czy raczej, jak blisko celu podróży. Przestała nawet wierzyć, że on istnieje. Czuła się do bólu samotnie, a towarzystwo ukochanej towarzyszki Layli wcale nie pomagało jej tego przezwyciężyć. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, jakby była skazana na to osamotnienie razem z nią, jakby nikt inny nigdy nie mógł stać się jej przyjacielem.
Spotkała wiele osób na swojej drodze, jednak za każdym razem uciekała. Sael, Jarzęb, Mikhail. Powoli godziła się z tą świadomością, jakby właśnie jej przeznaczeniem było wygnanie. "Jeśli nie umiesz zatrzymać ludzi przy sobie, nie jesteś godna, by posiadać przyjaciela". Nie mogła przecież narażać kogokolwiek na niebezpieczeństwo, jakie stanowili ludzie szukający zemsty za jej ojca.
Gwen czuła, jak kolejne dni wędrówki uporczywie dają swoje skutki w bólu mięśni, pleców. Który to już dzień uciekała?
- Layla, ile dni już tu idziemy?
Czarna pantera mruknęła, dając znać, że sama nie ma pojęcia. Wlokła się u stóp swojej pani, zerkając współczująco na jej zmęczoną twarz.
- Och, to nic takiego, mała. Spójrz na to pustkowie. Zatrzymamy się tu na dłużej, nie ma tu żywej duszy. Nikt nas nie pozna.
Zwierzę podskoczyło wokół nóg elfki, ciesząc się z planowanego odpoczynku.
Jednak po kilku krokach do przodu zatrzymała się i znieruchomiała.
- Co jest, Layla? Słyszysz kogoś? - szepnęła Gwen, sama kucnęła i nadstawiła uszu.
- Tak, faktycznie, ktoś tam jest...
Gwen spięła wszystkie mięśnie, czując kolejny napływ adrenaliny. Skupiła się najlepiej, jak tylko mogła, aby rozpoznać, z której strony dochodzi dźwięk. Nie wiedziała, czy lepiej ukryć się, czy uciekać, czy może są to jedynie poszukiwacze przygód błądzący w tych okolicach. Wiedziała jednak, że jest bezbronna.
Zdecydowała się podejść kilka kroków w stronę głosów. Kryła się za krzakami, drzewami, które porastały niewysoki wąwóz. Trakt przechodził przez dolinę. Stąd elfka miała dobry widok na to, co dzieje się na szlaku.
- Och, Layla, zobacz, nie wyglądają na najemników. Nie, na pewno nimi nie są. Nie musimy się obawiać - szepnęła z ulgą.
Pantera wciąż patrzyła podejrzliwie na podróżnych, jednak uspokoiła się słowami swojej pani.
- Możemy zawrócić. Nie trzeba się ich bać...
Elfka, chcąc wydostać się z plątaniny drzew i krzewów, w której była ukryta, poślizgnęła się na wystającym śliskim korzeniu. Pisnęła, spadając na plecy. Przekoziołkowała przez ścianę wąwozu i poturlała się w stronę traktu, zatrzymując się kilka metrów przy elfce i aniele, boleśnie tłukąc się w kość biodrową.
- Auaaa... - jęknęła.
Pantera podskoczyła za nią, podbiegła i stanęła między nią a dwójką nieznajomych, szczerząc kły i warcząc. Tak, na wszelki wypadek, jakby jednak nie mieli przyjaznych zamiarów.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Selim »

        Obecność tak niecodziennej dwójki w tych okolicach, zwłaszcza zaraz po tym jak inne niecodzienne zjawisko, jak fort pełen piekielnych, stąd zniknęło, mogło być uznane za podejrzane i zwiastujące najprawdopodobniej kłopoty. Jednakże mógł to być też zwykły zbieg okoliczności. Przecież, gdyby to rzeczywiście byli piekielni ukryci pod osłoną magii iluzji, to przecież byłoby ich wtedy dużo więcej, a nie tylko dwie sztuki. Poza tym, Selim nie wyczuł od nich ani odrobiny piekielnej aury, czy to obcowania z innymi piekielnikami, czy stosowania tejże dziedziny magii. Dla pewności jeszcze zgłosił się o instrukcje co z tym fantem począć do Najwyższego, lecz ten milczał, jednoznacznie dając mu wolną rękę w działaniu. Oczywiście zła decyzja skończy się naganą, czy nawet karą, ale jeśli tylko postanowi dobrze...
        Opuścił broń, widząc, że elfka to robi i choć starał się na niej skupić, rogata zebra skutecznie odciągała jego uwagę od długouchej, zwłaszcza gdy zwierze tak co chwila ją trącało pyskiem.
        Odkasłał donośnie, jakby chcąc ponaglić do odpowiedzi elfkę, zajętą swoim paskowanym kolegą, a gdy zaczęła się tłumaczyć, słuchał z założonymi na piersi rękami. Patrzył na nią chłodno swoimi szarymi oczami, a twarz zdawała się jak kamień, nie zdolna wyrażać jakichkolwiek emocji.
        Przez moment starał się sobie przypomnieć czy nie kojarzy czasem Taraji, wbrew powierzchownej opinii długouchej, czy nie miał chociażby jakiejś misji w okolicach takiego miasta, ale nic nie mógł sobie takiego przypomnieć. Przyjął więc do wiadomości, że podróżowała i to dość daleko. W jakim celu? To jedynie Najwyższy wiedział, a skoro nie dawał jakiś priorytetowych zadań z tym związany, znaczy, że jej cel nie stanowił dla nikogo zagrożenia.
        Stał chwilę nieruchomy jak posąg, gdy ona mówiła i w sumie można go było rzeczywiście za takiego odebrać, gdyby nie poruszył się na wzmiankę o skrzydłach.
        - Możliwe - mruknął jałowym tonem, choć w sumie wątpił. Według niego jedyne istoty ludzkie, które posiadały skrzydła to albo aniołowie, a ci nie bardzo mogli sobie pozwolić na takie rekreacyjne podróże przez zobowiązania wobec Najwyższego, albo piekielni, którzy w sumie mogli robić co im się żywnie podoba, ale byli przez niebian tępieni jak muchy, więc w sumie nie powinno ich tu być. W skrócie wychodziło według niego na jedno - krajoznawcze podróże przy pomocy skrzydeł nie miały prawa bytu.
        - Rozkaz Najwyższego - odparł krótko i sucho. Spojrzał w niebo, a nie dostając żadnego znaku od Pana, za to widząc jak powoli zbiera się na deszcz, westchnął i znów zawiesił wzrok na samotnie podróżującej kobiecie. Nie można było powiedzieć, że jej ufał... Zwłaszcza, że doskonale pamiętał to, jak jedna niedawno wbiła mu nóż między skrzydła, a sto lat temu zdradziła i zabiła.
        - Mam obóz niedaleko - odezwał się i po chwili już wisiał w powietrzu z nałożonymi na cięciwę dwiema strzałami, gdy sturlała się i wylądowała niemalże u ich stóp jakaś inna młoda kobieta. I czarne kocisko...
Kiedy to wyszczerzyło na nich kły, Selim bez namysłu wypuścił i w panterę i w w jej towarzyszkę, nim te sięgnęły celu przygotował drugą partię strzał, już dużo bardziej zabójczych. Opuścił jednak broń i wylądował, gdy tylko pierwsze pociski przeszyły cele, ale nie wyrządziły im najmniejszej krzywdy. Znak, że druga elfka i jej kocica nie były ukrywającymi się piekielnymi.
        - Przepraszam - powiedział bez emocji do poturbowanej elfki i wyciągnął w jej stronę dłoń, by pomóc wstać. Zaraz spojrzał na drugą, której towarzyszyła rogata zebra.
        - Pomożesz? - zapytał blondynkę, bo choć sam mógłby przenieść tą co spadła z góry wąwozu, wątpił, by jej czarny pupilek pozwolił mu cokolwiek zrobić przy swojej właścicielce, nawet w dobrych intencjach.
        - Jeśli się pospieszymy, może natrafimy na uzdrowicieli w moim obozie - poinformował spokojnym, choć wyjałowionym z uczuć tonem, obie kobiety. - Selim Kanon - przedstawił się zaraz krótko, bo w sumie wypadałoby, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nie wiedział jak się zwracać do kobiet, a zwrot "śmiertelna istoto" rzadko kiedy była lubiana przez innych. Nawet Hoen - niech spoczywa w pokoju - nie specjalnie lubił, gdy anioł tak do niego mówił.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia zawsze myślała, że aniołowie są mili. Nie spotkała ich co prawda wielu, ale zdarzyło jej się już rozmawiać z niebianami. Ten jednak, do najmilszych nie należał. I mówiąc szczerze trochę się go obawiała. Był jak głaz, albo jakiś okropny żołnierz. W sumie... Pewnie był żołnierzem. W każdym razie nie wzbudzał w niej szczególnie pozytywnych emocji, a myślała, że spotkała na swojej drodze kogoś przyjaznego. Natomiast ten mężczyzna był jakoś mało przyjazny. To, że ktoś nie miał, (prawdopodobnie), złych zamiarów, nie oznaczało, że będzie przyjemny w obyciu. Nivalia spięła się już po wymianie kilku zdań. Zażartowała, ale on chyba nie bardzo miał ochotę na to zareagować. Z jednej strony brakowało jej towarzystwa, z drugiej, ten anioł chyba nie byłby najlepszym kompanem. Cóż... Pozostawało jej pójść w swoją stronę. Być może tak właśnie by się stało, lecz nagle Nivalia usłyszała trzask i natychmiast spojrzała w tamtą stronę.

Orion instynktownie zasłonił swoją przyjaciółkę. Z tej dwójki to on był w tej sytuacji bardziej niebezpieczny niż elfka i w razie czego mógł się bronić. Białowłosa wyjrzała zza zebroida i dostrzega, że w ich kierunku turla się dziewczyna. Orion zarżał złowieszczo, lecz nie na kobietę, a na jej towarzyszkę. Pantera była dużo bardziej niebezpieczna niż koń. Nivalia chwyciła Oriona za pysk.
- Ciii... - szepnęła - Nie walcz, uspokój się, wszystko będzie dobrze - przesłała mu swoje myśli. Tymczasem u ich stóp wylądowała dziewczyna, a jej towarzyszka szczerzyła w ich stronę kły.
Nie jesteśmy groźni, nie zrobimy wam krzywdy. Ty nie rób krzywdy nam. Pomożemy twojemu człowiekowi. Kolejne myśli popłynęły wprost do czarnej pantery. W takich sytuacjach mowa zwierząt przydawała się tak samo jak ludzka.

Orion dreptał w miejscu niespokojnie, ale nie sapał już wściekle w kierunku pantery. Ta natomiast schowała kły i wycofała się odrobinę. Anioł pomógł wstać poturbowanej elfce, a potem spojrzał na białowłosą z pytaniem, czy pomoże. Miała ochotę skrzywić się, albo posłać mu spojrzenie wyrażające lekką złość. Przecież to było oczywiste, że by pomogła. Jednak wszystkie gesty schowała głęboko do kieszeni, nie chcąc drażnić anioła.

Wyszła zza, w miarę już spokojnego, Oriona i podeszła powoli do dziewczyny, kątem oka obserwując reakcję pantery.
- Nic ci nie jest? - spytała łagodnie obejmując ją ramieniem, jakby obejmowała siostrę, albo przyjaciółkę. Dziewczyna była drobna, blada i była elfką, a Niva... Nie zawsze była tak ostrożna jak powinna. Ciemnowłosa mogłaby teraz wbić jej nóż w żebra, ale Nivalia o tym nie pomyślała. Naturalny instynkt kazał jej pomóc.
- Złamałaś coś sobie? - spytała z troską.
- Jestem Nivalia Rorindiell, jeśli chcesz możesz mi mówić Niva - przedstawiła się dziewczynie, a co do anioła, to cóż... Skoro on tylko przelotnie rzekł im swe imię, to Nivalia nie zamierzała się powtarzać, w końcu słyszał co mówi do nowo przybyłej.
Awatar użytkownika
Gwenfyvar
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zielarz , Bard
Kontakt:

Post autor: Gwenfyvar »

Serce biło jej jak oszalałe, kiedy strzała leciała w jej kierunku. Odruchowo zasłoniła się rękami, ale po chwili zorientowała się, że nie wyrządziła jej krzywdy. Podpucha? Nie była pewna, ważne, że żyje. Nie mogła wydusić z siebie słowa, bo szok związany z upadkiem i atakiem jeszcze nie minął. Pantera jednak nadal patrzyła czujnie i podejrzliwie na nowych towarzyszy, zwłaszcza, że skrzydlaty mężczyzna podszedł do elfki, wyciągając do niej rękę. Zawarczała groźnie.
Uspokoiła się słysząc głos kobiety. Spojrzała na jej zwierzę i odsunęła się nieco, patrząc, jak właścicielka zebry pomaga wstać elfce.
- Ja... dziękuję - powiedziała nieśmiało. - Na imię mi Gwenfyvar i podróżuję samotnie. Poślizgnęłam się na korzeniu drzewa w tamtym wąwozie - kiwnęła głową w stronę lasu przy urwisku. - A to moja dzielna pantera, Layla.
Nadal denerwowała się, lekko się trzęsła. Kiedy wstała, poczuła ból w kostce. Syknęła próbując swobodnie stanąć na nogi.
- Chyba nieco się przez to poobijałam - powiedziała.
Uśmiechnęła się na propozycję anioła, który zaproponował pójście do jego obozu. Podziękowała mu.
Pomyślała, że spędzi w takim razie ten wieczór w obozie Anioła i ucieszyła się z tego. Od dawna nie odzywała się do nikogo, tylko do swojej towarzyszki. Poza tym jej nowe towarzystwo odpowiadało jej. Pomyślała, że Nivalia jest piękną, dobrą elfką, poza tym poczuła do niej sympatię przynajmniej z tego względu, że były tej samej rasy. Anioł natomiast był nieco bardziej mrukliwy i cichy, ale z tego co słyszała o przedstawicielach tej rasy, są prawymi, szlachetnymi istotami. Przez wrodzona nieśmiałość jednak i fakt, że wylądowała tuż pod ich stopami krępowała się odezwać pierwsza. Próbowała też nie dać po sobie poznać, że trudno jest jej się poruszać, nie chcąc robić kłopotu swoim tymczasowym towarzyszom.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Selim »

        Wiszące w powietrzu napięcie było czuć aż za dobrze, ale czemu się dziwić? Jeszcze chwilę temu był tylko on i elfka z zebrą, teraz do kompletu pojawiła się jeszcze elfka z panterą, którą Selim bez namysłu i najmniejszego zawahania przeszył jedną ze swoich świetlistych strzał. W prawdzie nic się nie stało, bo tego typu pociski potrafiły skrzywdzić tylko plugawe istoty, które z woli Najwyższego nie powinny chodzić po ziemi, lecz mimo wszystko zrozumiały był strach młodszej długouchej i wrogość ze strony jej czarnej towarzyszki. No i jeszcze blondynka nie była zbyt pozytywnie nastawiona do anioła, choć w przeciwieństwie do tej o ciemniejszych kosmykach, jej nic nie zrobił. Chodziło o to, że przez niego musiała zganić swojego pasiastego wierzchowca?
        Zresztą mniejsza o to. Nie była to najlepsza chwila na takie zastanawianie się, zwłaszcza gdy przed chwilą młoda dziewczyna sturlała się z urwiska i niewątpliwie mocno się przy tym poobijała. Selim wyciągnął do niej dłoń, by pomóc jej wstać, lecz zaraz ją cofnął, gdy pantera się bardziej zjeżyła i zawarczała na niego nieprzyjaźnie. Spojrzał na czarne kocisko swoim szarym spojrzeniem, w którym nie była odbierana jako zagrożenie, a jedynie trudna do ominięcia przeszkoda. Cofnął się o krok przenosząc spojrzenie na blondynkę, by dać jej dojść do poobijanej dziewczyny i by mogła zrobić coś ze szczerzącym na nich swoje kły pupilkiem. Ludzie mieli różne zwierzaki, on sam nie miał zwykłego psa, a pół wilka, więc nie powinien ani się przejmować znajomością tej młódki z tak niebezpiecznym stworzeniem, ani jej oceniać. Może była łowcą i takiego własnie partnera do polowań sobie wybrała, a może uratowała czarne kocię z łap kłusowników czy handlarzy egzotycznymi stworzeniami. Cokolwiek to było, zwierzak był niezwykle oddany swojej przyjaciółce i chciał ją chronić za wszelką cenę, co było zrozumiałe, ale obecnie niezbyt ważne.
        - Chyba nie tylko się "nieco" poobijałaś - zauważył, gdy dziewczyna skrzywiła się po stanięciu na nogi.
        Dziwne mu się w sumie wydawało czemu taka młoda osoba (nawet biorąc poprawkę na to, że była elfką) podróżowała samotnie, zamiast siedzieć w domu z rodziną jeszcze przez przynajmniej kilka lat. Poza tym o ile rozumiał co robiła w tej okolicy Nivalia, tak nie wiedział skąd mogła się tu wziąć ta młoda. Zwłaszcza, że wspomniała, że podróżuje samotnie, ale nawet jeśli to dokąd i znów: "co robiła pośrodku Opuszczonego Królestwa?" nie była to zbyt bezpieczna okolica na spacer, już nawet pomijając fakt, że ostatnio kręciło się tu sporo piekielnych. Otwarte tereny z małą ilością kryjówek sprzyjały wzmożonej aktywności stepowych bandytów, którzy potrafią być bardzo sprytni, a przy tym cechowali się ogromną cierpliwością, bo przecież w tak mało uczęszczanej części Alaranii nie natrafi się na kupców czy podróżników tak często jak za Górami Dasso i Szepczącym Lasem. Obie elfki powinny się cieszyć, że go w ogóle spotkały na swej drodze. Niby miały u swojego boku gotowe do ich obrony zwierzaki, ale te na wiele im się nie zdadzą jeśli natkną się na kogoś władającego magią, bądź atakującego z zaskoczenia i dystansu.
        - Dasz radę iść? - zapytał młodszą elfkę, patrząc na nią z kamienną twarzą, po której ciężko było stwierdzić czy naprawdę pytał z troski, czy tylko dlatego, że w sumie wypadało o to zapytać. - Mój obóz jest niecałą staję stąd. Jeśli wierzchowiec tej el... Nivalii nie będzie w stanie cię tam zanieść, zrobię to ja - powiedział jałowo, choć w sumie z kontekstu wynikało, że jest to propozycja pomocy, jeśli zajdzie taka potrzeba i do tego brzmiało tak, jakby było to już z góry ustalone i nie podlegało dyskusji. Mimo wszystko jednak spojrzał na blondynkę czy jej koń...iowaty towarzysz byłby w stanie nieść na swoim grzbiecie kogoś obcego i czy ona sama miałaby z tym jakiś problem. Niby była jeszcze czarna kocica, ale wątpił by ta się nadawała do jazdy wierzchem, a co dopiero by lubiła takie rzeczy.
        - Oczywiście jeśli Nivalia zgodzi się udostępnić ci grzbiet swojego towarzysza - dodał zaraz po chwili namysłu, zdając sobie sprawę, że jego poprzednia wypowiedź mogła zostać z niezrozumiałego dla niego powodu uznana za niegrzeczną.
        - Nie powinno cię tu być - zmienił szybko temat, znów przenosząc spojrzenie na młodszą elfkę i zaraz wrócił do tej starszej.         - Żadnej z was. Zwłaszcza podróżujących samotnie - mruknął pod nosem, prowadząc obie elfki w stronę skromnego obozowiska, w którym zostawił swoich rannych towarzyszy i w którym powinni już być błogosławieni medycy.

        Kiedy dotarli na miejsce, obozowiska skrytego w niewielkim lesie nieopodal rzeki, zbliżył się do jednego z polowych, namiotów dość dużych, charakterystycznych dla armii. Tych nie było tu wcale tak dużo, bo jedynie dwa. Odchylił powiewającą swobodnie krawędź materiału robiącą za drzwi jednego z namiotów i gestem zachęcił, by weszły do środka.
        - Poinformuję medyka, by się zajął Gwenfyvar - powiedział do obu elfek i się oddalił, choć nie zdołał odejść zbyt daleko, gdy z drugiego namiotu wyszedł Tovan, nadal ranny, ale mimo to gotów w każdej chwili ruszyć ponownie w bój, u jego boku stało dwoje podstarzałych błogosławionych. Medyków.
        Selim zbliżył się do nich i od razu poprosił jednego z uzdrowicieli, by zajęli potłuczoną elfką. Wieść o przyprowadzeniu do ich obozu obcych nie spodobał się Tovanowi.
        - Że ci zrobiłeś?! - wydarł się na niego wściekły anioł, którego przez gniew przestało cokolwiek boleć.
        - Przyprowadziłem dwie elfki, jedna wym...
        - Czy to był rozkaz Najwyższego? - Tovan nie dał mu dokończyć.
        - Nie.
        - Najpierw bronisz jakiejś dziewki parającej się demonologią, Kanon, a teraz przyprowadzasz do obozu dwie nieznajome, które równie dobrze mogłyby być piekielnymi, wysłanymi tu by nas dobić!
        - Mogłyby, ale nie są. Ręczę za to - odparł spokojnie Selim, niewzruszony tym jak miotał się w swojej złości świetlisty anioł.
        Niby rozumiał gniew towarzysza, przełożonego nawet biorąc pod uwagę jego rangę i to, że aniołowie światłości zawsze będą górować nad aniołami ducha, ale był pewien, że jego złość jest bezpodstawna. Poza tym był tak naprawdę zły o to, że Ran nadal był nieprzytomny i poważnie ranny i mieli porzucić obecną misję, skoro cała warownia piekielnych rozpłynęła się w powietrzu. Z rana obaj świetliści mieli powrócić do Planów i tam w spokoju dojść do siebie. Rozkaz ten nie dotyczył natomiast Selima, który do tego momentu nie dostał żadnego rozkazu. Ostatnim było wsparcie tych dwóch w walce z piekielnymi, a przede wszystkim zapewnienie rannym bezpiecznej ostoi, w której mogliby czekać na przybycie medyków, no i w tym momencie to zadanie dobiegało końca. Blondyn został pozostawiony sam sobie i wątpił by to się szybko zmieniło, ale skoro taka była wola Najwyższego...
        - Będziesz stał do rana na warcie - warknął w końcu Tovan, skinął na jednego z medyków, by sprawdził wspomniana przez Selima elfka rzeczywiście potrzebuje pomocy. - Jeśli tylko zobaczę, że któraś coś kombinuje, zabiję z miejsca.
        - Jeśli taka będzie wola Najwyższego... - zgodził się z nim łowca, choć na swoich warunkach, co było jasno słyszalne w jego wypowiedzi: nie będzie bronił elfek, jeśli coś przeskrobią i nie dostanie jasnego sygnału od Najwyższego, że mają przeżyć.
        Tovan westchnął, spojrzał ostatni raz nieprzychylnie na Selima i ze stojącym obok błogosławionym wrócił do namiotu, z którego wyszedł. Łowca natomiast dorzucił drewna do ognia i usiadł przy nim, bacznie obserwując najbliższą okolicę. Był bardzo skupiony, by móc w każdej chwili wyłapać najcichszy szmer zbliżający się w ich stronę i w porę zareagować.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

“Tej elfki?” Powtórzyła sobie w głowie i spojrzała na anioła, mrużąc oczy. Nie było to miłe. Co on myślał, że “ta elfka” to tylko mięso ze szpiczastymi uszami? A może piętnował tak każdego? Była zła, ale pokazała to spojrzeniem. Coś czuła, że właśnie władowała się w kłopoty. Ale potem ton mężczyzny nieco złagodniał. Kiedy tylko Niva dostrzegła, że nowa towarzyszka ma problemy z nogą, od razu pomyślała o Orionie. Nie zdążyła jednak tego powiedzieć, bo wyprzedził ją Selim.
- Oczywiście, Orion da radę - powiedziała w stronę dziewczyny, chwytając Oriona za lejce i podprowadzając go do siebie. Pogładziła go spokojnie po pysku i przyłożyła na moment swoje czoło do jego. Potem odsunęła się i pomogła Gwen wsiąść na zebroida.

- Twoja pantera ma piękne imię - zagadnęła - mój zebroid to Orion, jak już słyszałaś. Jest hybrydą jednorożca i zebry. Mam go od dłuższego czasu. Zajęłam się nim, kiedy trafiłam do cyrku i tak sobie żyjemy razem - uśmiechnęła się łagodnie do ciemnowłosej.

- Co właściwie tu robisz? To niebezpieczne miejsce - wiem coś o tym, ale podróżuję na południe, a tutaj rzeka wyznacza trakt, nie znam innej drogi.
Gwen nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż w rozmowę wtrącił się Selim i oświadczył im, że nie powinny tu być. No co za impertynent!

- W swoim życiu byłam w wielu miejscach, w których nie powinnam - odpowiedziała - i ty pewnie też. Czasami do celu wiodą drogi, na których nikt nie powinien się znaleźć. Z resztą, chyba nie tobie oceniać, gdzie powinniśmy być, a gdzie nie. Może ty też nie powinieneś tu być. - Z każdym słowem była coraz bardziej zła, ale mówiła spokojnie i miarowo, bez podnoszenia głosu. Nie chciała bowiem spędzić nocy na środku niczego - to raz. A dwa - wolała nie pyskować komuś, kto był niezbyt miły i pewnie mógłby ją przeszyć strzałą w każdej chwili.

Jakiś czas później Nivalia zupełnie zmieniła zdanie na temat spędzenia nocy na pustkowiu. Będąc już w obozie, poczuła, że ona, Orion, Gwen i Layla powinny stąd czmychać i to jak najprędzej. Zwłaszcza, kiedy usłyszała “zabiję z miejsca”. Nie trudno było to usłyszeć, skoro jakiś świątobliwy facet darł się wniebogłosy. Gwen nie zdążyła jeszcze zsiąść z Oriona. Innymi słowy stały jak kołki w obozie, gdzie w każdej chwili ktoś mógłby uznać, że “kombinują” i je zabić. Lekko pociągnęła ciemnowłosą elfkę za ubranie, by ta się do niej schyliła.

- Gwen… - szepnęła Nivalia - chyba powinnyśmy stąd znikać i to bardzo szybko. Nie wiem jak ty, ale ja wolałabym nie zostać zamordowana. Damy radę z twoją nogą, opatrzę ci ją i będziesz mogła jechać na Orionie - Niva czuła dziwną więź z Gwen. Jakby znały się od dawna. Może to była kwestia rasy, a może czegoś innego, ale pustynna wiedziała, że powinny się trzymać razem i zwiewać stąd gdzie pieprz rośnie. Najchętniej już powiedziałaby aniołowi, że one jednak znajdą inne schronienie i sobie poradzą, ale czekała na odpowiedź Gwen. Przecież nie mogła decydować za nie obie.
Awatar użytkownika
Gwenfyvar
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zielarz , Bard
Kontakt:

Post autor: Gwenfyvar »

Gwen rozchmurzyła się nieco czując, że Nivalia jest wobec niej tak serdeczna. Jej zebroid był piękny i dostojny. Zanim go dosiadła, spróbowała przekazać mu, aby był spokojny - ona i Layla nie chcą zrobić mu żadnej krzywdy. Ostrożnie dotknęła jego pyska i nieco niezręcznie, przez bolącą kostkę, wgramoliła się na jego grzbiet.
- Dziękuję, że użyczasz mi swojego wierzchowca - powiedziała do elfki.
Selim natomiast był nieco szorstki w obyciu. Co ją dziwiło, bo zdawało jej się, że anioły są raczej miłymi, dobrodusznymi stworzeniami, póki co na swojej drodze spotkała tylko jednego, który pomógł jej się wydostać... Mihkail. Może Selim go znał. Nie wiedziała, w każdym razie wolała o tym nie wspominać. Tak samo jak o tym, dlaczego właściwie się tu znalazła. Nie chciała ich okłamywać, ale opowiadanie historii swojego życia nie wchodziło w grę.
- A więc kiedyś byłeś w cyrku? - powiedziała do Oriona, równocześnie rozmawiając z Nivalią. - Moja pantera jest ze mną również od wielu lat... jest jedną z niewielu pamiątek jakie mam po swoim ukochanym ojcu - powiedziała, dzieląc się mimo wszystko małym fragmentem życiorysu. Layla mruknęła dumnie, ciesząc się z komplementu na temat swojego imienia.
Gwen nie chciała odpowiadać na pytanie Nivali i gorączkowo zastanawiała się, jak ominąć temat, ale Selim ją ubiegł - wtrącił się niemiło, rozjuszając pustynną elfkę. Więc zawtórowała jej, kręcąc nosem.
- To prawda. Nie przyszłam tutaj na spacer - odparła enigmatycznie.

Dotarłszy do obozu elfka zdziwiła się, widząc, jak to wygląda. Wyobrażała sobie czegoś zupełnie innego, może przez te głupie przesądy na temat aniołów. Po pierwsze, nie były zbytnio miło potraktowane. Widziała, jak Niebianie patrzyli na nich podejrzliwie i rzucali wściekłe spojrzenia na Selima. Poza tym, wszyscy byli podobnie do niego opryskliwi i rzeczowi do bólu. Urok "anielskości" prysł i znowu poczuła się osaczona. Jakby miała zimną gulę na dnie żołądka. Ale wierzyła jeszcze, że nie chcieli ich skrzywdzić, a jedynie pomóc. Prawdopodobnie przygotowywali się do jakiejś bitwy, albo szukali zbiega... Fantazje elfki błądziły po różnych ścieżkach.
Potem podsłuchała rozmowę Selima z innym Aniołem.
- Dobić? Myślisz, że tu było jakieś starcie z piekielnymi?... - cichutko, najciszej jak potrafiła, odezwała się do Nivali.
A potem usłyszała o tym, że jeden podejrzany ruch, a zginą... Zmroziło ją. Powoli obróciła głowę do pustynnej elfki i przesłała jej przerażone spojrzenie. Pokiwała głową na jej propozycję.
- Uciec? Ale jak? Jeśli zauważą, że uciekamy... - Gwenfyvar nie chciała kończyć tego zdania. Póki co, była tak sparaliżowana, że ciężko było jej podnieść się z miejsca i tak po prostu zacząć biec, chociaż w przeszłości biegła tak już wiele razy...
- Musimy to zrobić cicho i najlepiej w jakimś przebraniu - szepnęła, dzieląc się przemyśleniami. Rozejrzała się ostrożnie. Namiot był zrobiony z prostej konstrukcji materiału naciągniętego na wbite pale. Mogłyby po prostu przeturlać się do tyłu, albo nawet podnieść nieco materiał i przeczołgać się. Ale, jak już wyjdą, będą zbyt widoczne w obozie.
- Chyba będziemy musiały zaczekać do zmierzchu - powiedziała cicho.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Selim »

        Przeważnie nie wtrącał się w rozmowę elfek. W żaden sposób nie skomentował okoliczności, w których zyskały swoich zwierzęcych towarzyszy, a mógłby. Na przykład w przypadku Nivalii zalatywało zwyczajną kradzieżą, bo jak inaczej nazwać to, że opiekowała się rogatą zebrą W CYRKU, a obecnie była na pustkowiu. Oczywiście, mogło być tak, że w cyrku źle traktowano to niezwykłe stworzenie i postanowiła pomóc kopytnemu w ucieczce, ale nawet głodujący dzieciak żyjący na ulicy zostanie nazwany złodziejem i ukarany jak złodziej, gdy ukradnie kawałek czerstwego bochenka, by jakoś przeżyć kolejny dzień. Mimo wszystko wolał zachować swój osąd dla siebie, bo raz nie miało to większego znaczenia, a dwa - te dwie i tak były niezbyt przychylnie do niego nastawione. Jeszcze tego by brakowało by się bardziej obraziły i postanowiły, że same sobie poradzą. Nie mógł pozwolić, by pałętały się samotnie po tej okolicy, zwłaszcza, że nadal nie było wiadomo gdzie się podziali tamci piekielni.
        Kobietom jednak czasami trudno cokolwiek wyjaśnić, a nawet jeśli się uda, to i tak się wściekną z byle powodu. Jak chociażby teraz blondynka, gdy tylko poinformował je, że wybrały sobie kiepski czas i miejsce na spacer. Westchnął cicho, zaczynając powoli dochodzić do wniosku, że cechą charakterystyczną każdej kobiety jest to, że ściągają masę kłopotów.
        - Nie mogę się z tobą nie zgodzić - odpowiedział starszej elfce jałowo, choć pobrzmiewała w jego tonie szczerość. Naprawdę przyznawał jej rację. - Nie mnie oceniać jakimi drogami jesteśmy zmuszeni kroczyć przez życie. Jednakże ja akurat powinienem tu być. Taki dostałem rozkaz od Najwyższego - postanowił się nieco bardziej rozgadać, choć nie miał zbyt wielkiej nadziei na to, że obie elfki spuszczą z tonu, skoro był w tej chwili "miły", nawet jeśli jego wypowiedź pozbawiona była emocji. Był chyba najgorszym stróżem na świecie, a mimo to Najwyższy nadal wolał mieć Selima za anioła stróża, niż zwykłego, bezmyślną maszynę do zabijania piekielnych. Ale nie mu dane sprzeciwiać się woli Pana.

        Wybuch Tovana w obozie wcale nie polepszył relacji elfek z Selimem, choć łowca od samego początku nie miał wcale złych intencji, chciał im jedynie pomóc jak najszybciej i najbezpieczniej opuścić ten rejon. Jednakże dzięki barczystemu aniołowi z ciemnobrązowymi kosmykami, ten plan stał pod dużym znakiem zapytania. Niby Kanon rozumiał zdenerwowanie kompana wyższej rangi, jego towarzysz był poważnie ranny, a i on sam ledwo uszedł z życiem po ostatniej walce, nie zmieniało to jednak faktu, że od jakiegoś czasu Tovan był nieporównywalnie bardziej agresywny. Chyba będzie musiał na niego uważać. Póki co, skoro z powrotem schował się do swojego namiotu, gdzie leżał Ran, Selim mógł przydzielić jednego z błogosławionych, by pomógł Gwenfyvar z jej kostką. Z resztą razem z nim zbliżył się do elfek.
        - Matheo zajmie się twoją nogą - powiedział spokojnie do młódki, jakby w ogóle nie przejął się tym wszystkim co mówił jeszcze chwilę temu świetlisty. - Tovanem się nie przejmujcie, martwi się po prostu o swojego kompana. Nadal się nie obudził po ostatniej walce - wyjaśnił, acz nie brzmiał jakby naprawdę chciał wytłumaczyć zachowanie tamtego anioła.
        - Panie Kanon... - odezwał się niepewnie błogosławiony spoglądając na łowcę, ten go tylko zignorował. Może i starzec nie powinien się wtrącać, ale naprawdę wydawało mu się, że niebianin nie musiał aż tyle zdradzać tym obcym dziewczynom, nawet jeśli faktycznie nie były piekielnymi.
        Selim przeszedł obok kobiet i stanął przy namiocie, podniósł krawędź materiału i zaprosił obie elfki do środka, wraz z ich zwierzęcymi towarzyszami. Nie powinno być problemu z komfortowym pomieszczeniem się ich wszystkich w środku.
        - Pójdę po coś do jedzenia, zaraz przyjdę - poinformował ich, zdejmując z ramienia swój łuk, który teraz nie wyglądał tak świetliście i oszałamiająco jak wtedy, gdy przestrzelił Gwenfyvar świetlistą strzałą. Teraz był to zwykły kawałek drewna. Zniknęły również duże skrzydła jasnowłosego mężczyzny, podobnie jak promienista zbroja, którą jeszcze jakiś czas temu miał na sobie. Teraz był w ciemnych, niemal czarnych butach z wysoką cholewą, skórzanych, wygodnych spodniach, niemal tego samego koloru, a tors okrywała mu lekko poszarzała koszula bez rękawów i narzucony na nią napierśnik z lekkiej skóry. Prowizoryczna, ale niekrępująca ruchów i bardzo wygodna ochrona. Na ramionach miał zarzuconą niby pelerynę sięgającą mu do pasa w kolorze spłowiałej czerwieni, podchodzącej pod miedziany brąz. Zapinana była pod szyją na niewielki pasek. Dłonie natomiast zdobiły mu skórzane rękawice bez palców, jakby połączone z karwaszami sięgającymi mu niemal do łokcia.
        Matheo odprowadził niebiańskiego łowcę zmęczonym spojrzeniem, po czym westchnął ciężko i wszedł do namiotu by zająć się urazem młodej elfki.
        - Aż dziw bierze, że anioły to z natury przepełnione dobrocią istoty. Szkoda, że nie zawsze dają to po sobie poznać - mruknął jakby do siebie, po czym uśmiechnął się łagodnie do obu elfek. - Macie wiele szczęścia, ostatnio przez tę okolicę przeszło wielu piekielnych - zdradził szeptem kobietom, nie tracił jednak sympatycznego wyrazu twarzy.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

        Nivalia czuła, że są w potrzasku. Gwen miała rację. Dobrze, mogłaby spróbować wyjaśnić, że jednak pójdą, że znajdą schronienie, ale to mogłoby jeszcze pogorszyć sprawę. Nawet gdyby obie wskoczyły na Oriona i próbowały uciec w najbardziej oczywisty sposób, najprawdopodobniej i tak zostałaby zastrzelone. Elfka czuła, że są osaczone. Wpakowały się w bardzo niebezpieczną sytuację. Zaczęła zastanawiać się, czy aby na pewno znajdują się wśród niebian. A co jeśli to wszystko iluzja? Czuła, że robi jej się zbyt ciepło. Nienaturalnie ciepło. Krew z dłoni i stóp odpłynęła jej do twarzy. Dobrze, że była pustynną i raczej nie miewała rumieńców od gorąca. W tej chwili zwyczajnie bała się o swoje życie. I nie tylko o swoje. O życie Oriona, Gwen, Layli. Starała się być czujna, bacznie obserwowała otoczenie i starała się wychwycić każde słowo.

        W końcu była na drodze do domu. W końcu się uwolniła. W końcu jej życie miało się zmienić. Miała pieniądze i czuła, że wróci do domu. Wiedziała, że zajmie jej bardzo dużo czasu. Może rok, może dwa. Ale gdzieś daleko, daleko za horyzontem widziała swoją przyszłość. Swój kraj. Słyszała ojczysty język. I właśnie dlatego nie zamierzała dać się zabić na początku drogi. Władowała się tutaj sama – w porządku, popełniła błąd. Ale nie usiądzie i nie będzie płakać. Przez lata walczyła o swój byt, o swoje życie, o przetrwanie, bywało już gorzej. Musiała coś wymyślić. Jeszcze nie wiedziała co, ale miała pewność, że nie pozwoli by jej, Gwen i ich przyjaciołom się coś stało. Na razie jednak mogła tylko być posłuszna. Udała się więc do namiotu, tak jak ją poproszono. Zdziwiła się jednak, że wpuszczono tam Oriona i Laylę. Na początku zabroid był trochę niespokojny, zwłaszcza przez bliską obecność pantery, ale też obcego mężczyzny. Niva nadal była czujna, ale udawała, że jest inaczej i kiedy niebianin zajął się nogą Gwen, ona rozsiodłała Oriona. Nie mogła mu zostawić juków i tobołów na grzebiecie, mogły uciec o zmierzchu, ale Nivie wydawało się teraz, że lepiej byłoby to zrobić przed świtem, kiedy wszyscy będą jeszcze spali. A Orion musiał odpocząć. Dostrzegła, że tak jak mówiła jej nowa przyjaciółka, można byłoby się wymknąć tyłem namiotu. Jeśli zostaną same, będą mogły go rozciąć i po cichu wyprowadzić zwierzęta.

Co do samego Selima – miała mieszane uczucia. Próbowała dostrzec w nim coś dobrego, może nawet pojawiały się jakieś przebłyski. Ale zaraz potem znów wydawał jej się jak głaz. Niby chciał pomóc, niby nie. Zabrał je do obozu, ale w zasadzie to chyba ich tu nie chciał. Elfka czuła, że albo to z nią coś jest nie tak, albo z nim. Zdawało jej się, że wszyscy aniołowie muszą słuchać rozkazów Pana, ale chyba nie wszyscy byli takimi mrukami. Kiedy byli już w namiocie, Selim jakoś nagle się zmienił. Z charakteru ociupinkę, z wyglądu... Stał się normalniejszy. Jak to się stało, że zniknęły jego skrzydła, zbroja i cała ta oprawa? Nivalia nie musiała się długo zastanawiać – magicznie. Gdy wychodził odprowadziła go wzrokiem. Miała wiele pytań i prawie żadnych odpowiedzi. Co gorsza, nie mogła na nie liczyć. Gwen była zmęczona i obolała, więc nie mogła mieć pretensji, że niewiele mówi. Wiedziała natomiast, że podziela jej zdanie w kwestii ucieczki i to jej wystarczyło.

Po rozsiodłaniu przyjaciela i ułożenia pakunków z boku, poprosiła Oriona, żeby się położył. Był tego nauczony, bo najczęściej tak właśnie sypiali, wtuleni w siebie. Zwłaszcza w zimne noce. Organizm Nivy wrażliwy na chłód potrzebował dodatkowego ciepła, a Orion był jej najlepszym i jedynym przyjacielem od pewnego czasu. Jak zwykle usiadła i oparła się o ciepły brzuch zebroida. Nie odzywała się, ale przyglądała uważnie poczynaniom niebianina, który zajmował się nogą Gwen, no i oczywiście słuchała uważnie tego co mówił.
Awatar użytkownika
Gwenfyvar
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 88
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Zielarz , Bard
Kontakt:

Post autor: Gwenfyvar »

        Elfka spojrzała na mężczyznę, jakby widziała go po raz pierwszy. Bez skrzydeł i świetlistej zbroi wydawał się... inny. Jeszcze bardziej surowy. Tamta sprzeczka z innym aniołem jakoś nie poprawiła jej zdania o mężczyznach tej rasy. A teraz Selim pozbawiony wszystkich "anielskich" atrybutów... nie wiedziała czemu, skojarzył jej się z jakimś typowym oprychem. Próbowała uspokoić się, myśląc, że działa na nią strach Nivalii i jej typowa zbytnia ostrożność. Nie ma co się nakręcać. Może nie są to łagodne istoty z pomników, ale to wojownicy walczący tutaj z demonicznymi istotami... prawda?
        Ostrożnie wysunęła nogę, dając możliwość aniołowi opatrzenia jej. Stresowała się i było to widać po jej spojrzeniu i sztywnych ruchach. Sama jednak naprawdę starała się nie robić takiego wrażenia, w końcu Selim pomagał jej.
        Layla siadła sztywno i machała ogonem, powoli i miarowo, obserwując, jak mężczyzna zajmuje się jej kostką. Elfka spojrzała na nią, ze speszonym uśmiechem. Widziała, że opatrując jej ranę nie robi jej krzywdy. Jakoś też milej jej było, kiedy wysilił się na uśmiech w ich stronę.
        - De... demony!? Dużo? - przestraszyła się. Znowu zesztywniała i zerknęła niespokojnie na Nivalię. Jak teoretycznie mają uciekać, jak w nocy może spotkać ich horda piekielnych!? Albo, co gorsza, rzucą się w wir walki pomiędzy niebianami, przed którymi właśnie uciekają, a piekielnymi, którzy raczej nie są znani z bycia pomocnymi? Skoro aniołowie okazali się raczej szorstcy i mało uprzejmi, to co dopiero ich rywale... albo może właśnie piekielne istoty okażą się bardziej ciepłymi osobami, żeby złamać stereotyp? W końcu pochodzą z dość... ciepłych rejonów. Elfce zatańczył na ustach uśmiech po tej głupiej myśli. Spuściła z zakłopotaniem głowę, rumieniąc się i zakładając włosy za ucho.
        - Bardzo dziękuję ci za pomoc... - powiedziała cicho, ośmielając się na spojrzenie w jego oczy. Uśmiechnęła się. - Nie chcemy się narzucać... - zaczęła ostrożnie, próbując jakoś dotknąć tematu "co dalej"...
        - Może jak odpoczniemy, będziemy w stanie wyruszyć w dalszą drogę i nie będziemy dalej tu zawadzać. Skoro możemy napotkać jakichś wrogów...
        - Dziękujemy też, że oferujecie nam jakiś prowiant.
        To podziękowanie było szczere. Elfka w ustach ostatnimi czasy miała jedynie leśne rośliny, korzonki, grzyby i zimną źródlaną wodę. Tęskniła za świeżym chlebem i warzywnymi pasztecikami, serem żółtym i winogronami... Nawet jeśli w wojskowych racjach żywnościowych będzie suszone mięso, to przełamie się i zje.
        Layla zdawała się być troszkę uspokojona. Mruknęła nawet bardziej przyjaźnie, ocierając się głową o ramię elfki. Gwenfyvar podrapała ją za uszkiem.
        - Już dobrze, zaraz wydobrzeję - powiedziała do pantery.
Awatar użytkownika
Selim
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Anioł Ducha
Profesje: Opiekun , Ochroniarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Selim »

        Gdy Selim odszedł w las, by upolować coś do jedzenia, Matheo został sam z obiema elfkami i ich zwierzęcymi towarzyszami. Błogosławiony rozumiał ich zdenerwowanie i nieufność wobec odpoczywających w tym obozie niebian, i nie miał tego za złe kobietom, jednakże miał nadzieję, że nie będą długo czuły wrogości wobec tutejszych sług Pana. Liczył na to, że zrozumieją i aniołowie znajdują się obecnie w nieciekawej sytuacji i przez to mają prawo być poddenerwowani i niezbyt skorzy do pomocy wędrowczyniom.
        Wszedł razem z nimi do namiotu i od razu poprosił młodszej elfce by usiadła, wskazując łagodnym gestem dłoni kilka rozłożonych na ziemi skór zwierzęcych, stanowiących w miarę miękkie i ciepłe posłanie. Przyniósł sobie przy tym niewielką apteczkę oraz miskę z ciepłą wodą i kawałkiem szmatki, i klęknął przy kontuzjowanej dziewczynie. Gdy za pierwszym razem wyciągnął dłoń w stronę jej skręconej kostki, zaraz ją cofnął z obawą, pochwyciwszy czujne oraz groźne spojrzenie pantery.
        Przełknął z niepokojem ślinę i zebrał się w sobie. Pomoc poszkodowanej obecnie była ważniejsza, niż obawa o swoje życie, które mógłby stracić od kłów i pazurów pantery. W sumie z drugiej strony i tak był już stary, jego życie z każdą kolejną godziną było coraz bliższe końca, tylko Pan wiedział ile jego pokornemu słudze zostało jeszcze czasu. Kto wie, może pomoc młodej elfce będzie ostatnią rzeczą jaką dane mu będzie w życiu zrobić? I nie chodzi o to, że zostanie rozszarpany przez panterę. Kto wie czy piekielni nie zechcą przypuścić ataku w każdej chwili na ich obóz, gdy posiłki jeszcze nie przybyły, a dwóch z trzech anielskich żołnierzy było rannych, z czego jeden w poważnym stanie - przecież nadal się nie obudził.
        Zdjął ostrożnie but ze stopy dziewczyny i obejrzał jej nogę, uważając by nie sprawiać jej niepotrzebnie bólu. Po tym delikatnie obmył opuchniętą kończynę i nieznacznie zbliżył do niej swoje dłonie. Zamknął oczy i w głębokim skupieniu zaczął mamrotać coś pod nosem, co mogło być jakimś długim, skomplikowanym zaklęciem, ale równie dobrze także rodzajem modlitwy, dzięki której byłby w stanie użyć swoich magicznych zdolności. Wokół jego dłoni zaraz pojawiła się jasna łuna w kolorze przyjemnej dla oka zieleni, przywodzącej na myśl świeżą trawę czy też pierwsze, młode listki pojawiające się na drzewach po srogiej zimie. Dziewczyna mogła poczuć przyjemne ciepło i coraz bardziej łagodniejący ból. Nawet gołym okiem było widać jak opuchlizna jej schodzi i skóra wokół tego miejsca odzyskuje swój dawny kolor, już nie jest taka sina. Zabieg był całkowicie bezbolesny i po jego zakończeniu można było odnieść wrażenie, że noga elfki jest już w pełni zdrowa, lecz Matheo zamiast odstąpić od młodej podróżniczki i dać jej odpocząć, podjął z obiema rozmowę na temat zdenerwowania tutejszych aniołów i jednocześnie owinął stopę dziewczyny bandażem, uprzednio smarując ją nieco jedną ze swoich maści łagodzących i ziołami, które miały pomóc w szybszym powrocie nogi do pełnej sprawności, a przy tym, by ta kontuzja nie dała już o sobie w przyszłości znać.
        - Nie demony, młoda damo. Piekielni - poprawił ją z widocznym zmartwieniem i z trudem tłumionym strachem. Spojrzał na nią swymi łagodnymi, acz nieco zamglonymi od zmęczenia, oczami. - Diabły, potępieni, pokusy. Zapewne każdy z tu przebywających niebian chciałby, by były to TYLKO demony. Niestety jest to cała armia piekielnych, prowadzona przez kilku upadłych aniołów. Jeszcze jakiś czas temu zajmowali ruiny starego fortu niedaleko stąd, ale... w jednej chwili wszystko się po prostu rozpłynęło w powietrzu. Ani śladu po ruinach i piekielnych. Nie wiadomo gdzie są i co szykują. Taka ilość diabelskich pomiotów, bez trudu zmiotła by z powierzchni ziemi niejedną osadę, zostawiając po sobie jedynie odór śmierci i siarki. Jedynie popiół - wyjaśnił, mocno tym zmartwiony. Wolał nie myśleć jak wiele cierpienia przyniesie ta armia i jak wiele niewinnych istnień trawi niezasłużenie do Czeluści, by stać się kolejnymi piekielnymi i zasilić szeregi tej okrutnej hordy.
        - Nie zbadane są wyroki Najwyższego, kto wie czy nie dane nam będzie dopełnić tu swojego żywota, jednak pewien jestem, że nie da wam tu zginąć. Skoro Selim was tu sprowadził, najpewniej dostał rozkaz by was bezpiecznie wyprowadzić z tej niebezpiecznej okolicy. A jeśli rzeczywiście dostał takie zalecenie od Najwyższego, nie dopuści do tego by coś wam się stało.
        Uśmiechnął się łagodnie i pokrzepiająco do obu kobiet, po czym w końcu wstał od młodszej i na moment odszedł. Zaraz powrócił ze skromnym koszem z owocami i kawałkami chleba. Wiedział, że to niewiele, ale na ten moment było wystarczające by nieco zaspokoić głód nim Selim nie wróci z polowania.
        A to aniołowi całkiem sprawnie poszło i nie ma się w sumie czemu dziwić, skoro za swojego ludzkiego życia był myśliwym. Choć białowłosy niewiele pamiętał z tamtego okresu, jego umiejętności ani trochę nie zanikły. Lepiej - dzięki odrodzeniu jako niebianin nawet się znacząco poprawiły. Nie wrócił do tej pory tylko dlatego, że przy okazji udał się na zwiad, by się upewnić czy okolica rzeczywiście była bezpieczna, czy może wezwane posiłki są już niedaleko. Okolica jednak była całkowicie wyludniała, nie licząc oczywiście ich niewielkiego obozowiska.
        Z przewieszoną przez ramię sarną i kilkoma królikami zwisającymi na sznurku, powrócił do obozowiska i usiadł przy ognisku między namiotami, zaraz zabierając się za obróbkę upolowanej zwierzyny. Zaczął oczywiście od zręcznego zdjęcia z nich skóry, bo ta zawsze mogła się przydać, choćby jako posłanie czy przykrycie podczas chłodniejszych nocy, a następnie zajął się odkrawaniem i rozkładaniem na rożen kawałków mięsa.
        Nie wyrzucał tego co zostało, bo wnętrzności i kości z ostałym mięsem, mógł dać do zjedzenia panterze. Dziwnego, paskowanego jednorożca starszej elfki nie brał przy tym pod uwagę, bo według niego koniowaty mógł w razie potrzeby poczęstować się kępką trawy rosnącą tu i ówdzie lub młodymi gałązkami jakiegoś krzaka. Akurat ten to sobie jakoś poradzi i z głodu nie padnie.
        Oczywiście większość mięsa i to tego sarniego przypadło rannym niebiańskim wojownikom, ale elfki nie zostaną bez niczego. Druga partia pieczonego mięsa, tym razem króliczego, miała przypaść właśnie im i staremu Matheo. Dopiero wtedy myśliwy wszedł do namiotu, w którym przebywały kobiety i błogosławiony, i zostawił im nadal parujące kawałki pieczonego mięsa, a nieopodal pantery zostawił resztki królika.
        Mruknął pod nosem w ich stronę "smacznego", po czym ponownie wrócił przed namiot. Nie było sensu stresować kobiet swoją obecnością, a poza tym ktoś musiał przypilnować reszty mięsa.
        Matheo uśmiechnął się przyjaźnie do kobiet i powiedział, by się częstowały. Dla siebie nawet nic nie wybierał i dodał przez to by się nim nie przejmowały. Sędziwy wiek i tak nie był po jego stronie jeśli chodziło o spożywanie tak ciężkich posiłków jak ten. No i zęby już raczej nie te co dawniej. Gdyby był tak o pięćdziesiąt lat młodszy, na pewno by się skusił na pieczonego królika, ale obecnie zadowalał się już tylko suchym chlebem i wodą z odrobiną miodu.
Awatar użytkownika
Nivalia
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Włóczęga , Artysta , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Nivalia »

Nivalia milczała, póki co wolała tylko słuchać. Matheo wydawał jej się miłym i ciepłym mężczyzną. Był zupełnie inny niż Selim. Dlatego jej stres zelżał. Stała się nieco spokojniejsza. Nie by zupełnie przestała się bać, ale przynajmniej krew w jej żyłach zaczęła już normalnie krążyć. Niestety, kiedy adrenalina spadła, zaczęła robić się senna. Była głodna i zmęczona, ale i tak nie dałaby rady zasnąć, nie w tej chwili. Błogosławiony był dla nich przyjemny, nie groził im śmiercią, a podejmował jedzeniem i opieką.

Wspomniał jednak o Piekielnych, tym samym poprawiając Gwen. No cóż, w swoim życiu Rori widziała już niejedno, ale z pewnością nie chciałby się spotkać, z pomiotami z czeluści. To było zbyt niebezpieczne. W walce mogłaby liczyć jedynie na są swoją zwinność i spryt, była słaba, umiała rzucać sztyletami i strzelać z łuku, ale w zwarciu nie miała żadnych szans. Na moment przestała słuchać błogosławionego i zaczęła rozmyślać co mogłaby zrobić jeśli faktycznie zostaliby zaatakowani. Obmyśliła plan, że jeżeli faktycznie obóz zostanie napadnięty, najlepszym co mogłaby zrobić, to wskoczyć na Oriona i z jego grzbietu strzelać. Najlepiej było stanąć na jego grzbiecie, z wysokości łatwiej było trafić w cel. Co prawda zebroid nie miał w tej chwili siodła do woltyżerki, ale Niv utrzymałaby się na jego grzbiecie bez wspomagania. Sztyletów też mogła użyć z wysokości.

Z zamyślenia wyrwał ją Matheo przynoszący jedzenie. Kiedy wyszedł z namiotu? Długo go nie było? Nivalia nie zauważyła kiedy wychodził. Skarciła się w myślach. Powinna taksować otoczenie, oceniać zachowanie niebian, którzy ją otaczali. Zatapianie się we własnych myślach nie należało w tej chwili do najmądrzejszych. Ocknęła się i zaczęła uważnie słuchać mężczyzny. Między czasie oderwała kawałek chleba i wzięła jabłko. Lepszy rydz, niż nic – pomyślała. I była wdzięczna, że podjęto je strawą. No właśnie, je. Spojrzała na Gwen. Nie mogła się nadziwić jakie to dziewczę było młode. Fizyczny wiek elfa zatrzymywał się w pewnym momencie rozwoju, dorastania. Ale Gwennie z pewnością jeszcze nie była w tym momencie życia. Jej buzia, uśmiech, rumieniące się policzki, łagodne oczy – trudno byłoby uwierzyć Nivie, że ma więcej niż 20-30 ludzkich lat. Rori przestała się starzeć jakoś po 25tym roku życia. A może wcześniej? Może ciut później? Nie pamiętała. W pewnym momencie przestaje się o tym myśleć. W odbiciu lustra jest ciągle ta sama, młoda i piękna twarz, tylko psychika się zmienia, dojrzewa, czasem staje się zmęczona. Tylko w głowie czuć przeżyte lata, doświadczenia. Pomyślała, że to dobrze, iż Gwen ma Laylę, pantera na pewno będzie jej strzegła bez względu na wszystko.

Słowa Matheo o Selimie sprawiły, że zaczęła poważnie zastanawiać się nad ich pobytem w obozie. Czy naprawdę Najwyższy mógł dać mu takie rozkazy? A co jeśli zamiast pomocy, zabrał je tutaj jako mięso armatnie? To wszystko wydawało się dziwne. Nagle do namiotu wparował właśnie Selim, o którym rozmyślała. Jego naburmuszona mina sprawiła, że w Nivie obudziła się pewna doza złości. To w jaki sposób wszedł, jak dał im jedzenie, jak bezceremonialnie wyszedł. Jakby były zwierzętami, którym rzuca się żarcie do misek. Wobec Matheo też nie był przyjazny. Mimo to Niv nie pogardziła ciepłym mięsem królika. Było smaczne, choć brakowało mu soli. Tak naprawdę to było pyszne, aż ślinka ciekła. Delikatne mięso, chleb i owoce. Tak dobrze nie jadła od dłuższego czasu. Przecież nie miała jak sobie upiec chleba. Zjadła ze smakiem, a cała złość zniknęła. Stres też znów zmalał. Gdyby nie okoliczności, przytuliłaby się do Oriona, chwyciła za rękę Gwen i zasnęła. Chciała mieć pewność, że Gwennie jest koło niej. Choć znały się chwilę, miała wobec niej siostrzane uczucia. Jakby już kiedyś się spotkały. Nie wiedziała, czy to kwestia ich rasy, wieku, czy po prostu miała przeczucie. Czuła jednak, że powinna chronić elfkę.

Niva wstała powoli, spojrzała na Matheo, a potem na Gwenfyvar.
- Wyjdę na chwilę, muszę się przewietrzyć. Orion z wami zostanie – zapewniła, klepiąc zebroida po grzbiecie. Upewniwszy się, że jej towarzysz jest spokojny ruszyła do wyjścia z namiotu.
- Niedługo wrócę, będę tuż koło namiotu – rzekła jeszcze do Gwen, upewniając ją, że nigdzie nie ucieknie, po czym opuściła namiot.
Selim siedział nieopodal przy ognisku. Pustynna podeszła do niego i usiadła niedaleko, krzyżując nogi. Przez dłuższą chwilę milczała. W końcu jednak podjęła.
- Matheo powiedział, że skoro nas tu przyprowadziłeś, to prawdopodobnie dostałeś takie rozkazy od Najwyższego i nawet w razie walki nie dasz nam zginąć. To prawda? - spytała najłagodniej jak potrafiła.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości