Opuszczone Królestwo"A droga wiedzie w przód i w przód..."

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Lasse
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Arystokrata , Władca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Lasse »

        Lasse wyraźnie ożywił się i pierwszy raz szczerze uśmiechnął do elfa, który podgadał go o zawód.
        - Ach, tak – odparł z zapałem. - Choć musiałem się nieźle napocić by mnie dopuścili do maszyn – wspominał cynicznie, choć z widocznym rozbawieniem książę.
        - Mówiłem im wielokrotnie by nacierali dolne koła olejem lnianym, bo on twardnieje dzięki czemu wzmacnia drewno, a oni upierali się przy oleju rzepakowym, bo sprowadzony aż z Gór Druidów. Sam im to w końcu zrobiłem, oczywiście nielegalnie, ale że mnie nie słuchali... - opowiadał Erik, a jego ostatnie słowa uświadomiły mu, że wszyscy wokół słuchają go raczej z grzeczności niż zainteresowania, bo co ma trebusz do garnka. A by się jeszcze zdziwili!
        Nie było mu też z tego powodu jakoś wybitnie smutno. Zdołał już przywyknąć do faktu, że w ostatnich latach nikt go za bardzo słuchać nie chciał i największy żal o to miał wobec własnych rodziców. Oni tyle nie rozumieli! I zrozumieć nie chcieli!
        Także więc i w tym momencie książę zaniechał swoich opowieści uśmiechając się tylko pod nosem a pijąc gorzałkę dał znak, że była to tylko niewiele znacząca wspominka.
        Potem atmosfera wróciła do względnej normy. To znaczy, Tio już zaczął zachwalać w niebiosy alkohol i punktował u młodej gosposi, a bracia nadal mierzyli się wzrokiem przy stole. Jednak zaraz po tym do rozmowy wplotły się kolejne interesujące informacje. Wspomniana Anka wzbudzała wiele emocji. Bardzo burzliwych emocji. Historia jej zaginięcia okazała się niezwykle tajemnicza, ale też bardzo niedokładna. Elf z uwagą śledził toczący się dialog, nie śmiał się wtrącić, a może nawet i nie chciał? Milczenie choć raz wyszło mu na dobre, bo nie przywołał żadnego diabła do stołu, dzięki czemu nikt nie spojrzał na niego krzywo. Tylko szkoda, że ten elf jakoś wybitnie za to nie oberwał łychą po łbie!
        Wujcio po raz kolejny uratował sytuację zabierając głos i opowiadając życiowe historie, przy czym omijał na czas posiłku temat szarlatana porywającego kobiety. Niby krasnolud, a ile miał w sobie taktu! Lasse słuchał go zawzięcie, a jego oczy płonęły dziecięcą wyobraźnią. Gdyby nie wychowanie to już dawno wsparłby się na łokciach i wpatrywał w Barabasza jak zaklęty. Erik również postanowił podzielić się jedną historią o emocjonującym pobycie w górach, gdzie wyruszyli całą ekipą na kilkudniowy wypad. Warunki okazały się jednak bardziej surowe niż przewidywali, a w miejscu gdzie postanowili rozbić na wieczór obóz pogoniły ich kozice górskie. Było przy tym wiele śmiechu, a krążąca wśród mężczyzn gorzałka tylko podsycała opowieść.
        Jednak milczenie na temat diabła nie mogło trwać bez końca. Niesamowite, że Barabasz tak świetnie wyczuwał moment! Mariia zdawała się mu zaufać, co wcale Lasse nie dziwiło. Mimo że był krasnoludem to posiadał aparycję kochanego wujka. Gdyby Erik takich wujków miał... Rodzina księcia była zimniejsza od najbardziej zlodowaciałego czubka gór w Alaranii. A gdy pozwolił dziewczynie mówić do siebie „Wujcio”...! To brzmiało jak zaszczyt. Niemalże większy niż mianowanie księcia na króla!
        Całą pozytywną energię w Eriku przygasił moment, w którym to młoda dziewczyna rzuciła się ku krasnoelfowi. Mimika księcia momentalnie stała się grzeczna, lecz wymuszona. Przyglądał się temu gestowi dłuższą chwilę, ale nie patrzył na nią z wyrzutem czy karcąco. To po prostu zwróciło jego uwagę, przez co Lasse ominął pamiętną chwilę przechwycenia sygnału od cudownego Wujcia.
        - Ależ nie mamy zamiaru wam odmawiać – stwierdził zdziwiony książę. - Byłoby niechwalebne zostawiać panienkę i całą jej rodzinę w niebezpieczeństwie. Lepiej to sprawdzić. – Na twarzy Erika pojawił się długi, życzliwy uśmiech, po czym elf wstał od stołu gestem wskazując by Mariia poprowadziła ich do odpowiedniego miejsca.

        Czy też Erik wybitnie zainteresował się problemem wsi? Raczej sceptycznie podchodził do teorii porwania Anki przez jakiegoś piekielnego. On w życiu diabła nie widział i nie miał zamiaru spotykać, i choć Alarania była barwna w rasy to śmiał wątpić w istnienie tych istot. Właściwie to nie bardzo się na tym skupiał, wolał pogrzebać przy machinie wojennej niż zająć się kulturoznawstwem czy też innymi przedmiotami jakie wciskano mu za młodu. Stawiał na to, że może i sama Mariia pomogła Ance uciec by ta spełniła się w miłości z jakimś przejezdnym. Choć z drugiej strony, skąd te wszystkie klątwy?
        Choć w głowie Lasse zaistniała jeszcze jedna teoria. Malwina wyglądała jak czarownica, jak... jak wiedźma z zapuszczonych bagien, a nie zgrabna panienka, za którą uganiał się niegdyś Barabasz. „Ona mogła być do tego zdolna...”, twierdził w zamyśleniu książę z kwaśną miną przyglądając się Marii, bo młoda gosposia mogła wykorzystać okazję by zbliżyć się ponownie do Tio.
        - Jeśli wolno pytać... A więc z Thenderion jesteście panie? Duże to królestwo? - podpytywała ostrożnie, lecz z wyraźnym entuzjazmem Mariia. - Ja nigdy nie byłam w większej miejscowości niż ta... - przyznała nieśmiało dziewczyna.
        Erik wsadził dłonie w kieszenie śledząc krok w krok idącą przed nim parę. Wtrącić się na siłę do rozmowy - nie wypadało, ani też nie uważał tego za dobry pomysł, bo Mariia odpowiadałaby mu grzecznie, lecz bez zachwytu. Musiał na krótką chwilę odstawić więc swoją dumę i skupić się na bardziej wrażliwym dla niego temacie. Temacie krasnoluda.
        Nie wiedział jak podgadać Wujcia, choć był elfem o przerośniętym ego i czekał na taką chwilę siedemdziesiąt lat to nie sądził, że samo spotkanie będzie dla niego tak kłopotliwe. On by go mógł słuchać godzinami, ale czy to działało w obie strony? Erik dość miał grzeczności i uprzejmości, bo wypada zachować się tak a nie inaczej, choć jak widać sam nie miał zamiaru nikogo urazić a jedynie wygłosić własne zdanie bez zbędnych złośliwości. Zwolnił więc krok by parka przed nim się oddaliła, ale też by móc zamienić kilka słów z krasnoludem.
        - Ciekaw jestem co też zobaczymy na tym polu – zastanowił się Lasse. - Wypalone pola i wyjące krowy... Na rolnictwie czy gospodarstwie to ja się nie znam, tyle wiem, że krowy wołają byka a wypalone pola mogą być złośliwością sąsiada, w co nie śmiałbym wątpić patrząc na to w jaki sposób miłują się tu bracia – stwierdził górski elf.
        - Och, spójrzcie! To tutaj! - Mariia nagle podniosła głos i w lęku decydując się na zbliżenie do Tio. - Błagam tylko, uważajcie na siebie...
        Ogromne i malownicze pole wyglądałoby jak każde inne, gdyby nie fakt, że było ono usiane czarnymi dziurami. Elf zdziwił się tym widokiem, ponieważ nie ucierpiała cała uprawa a tylko konkretne miejsca. Na pierwszy rzut oka wyglądało to na podpalenie, choć piroman musiał mieć pod kontrolą ogień skoro całe zboże nie spłonęło. Książę spojrzał pytająco na pozostałą dwójkę mężczyzn i pozwolił Barabaszowi jako pierwszemu zbliżyć się do tajemniczych śladów. Lasse ogólnie trzymał się z boku doglądając czarnych kręgów. Macała w dłoniach zboże, grzebał w resztkach na samych brzegach podpalenia, a wiatr przykrył popiołem ślady kopyt, które teraz były mniej wyraźne. Na krowach i kopytach, jak przyznał, się nie znał. Nigdy aż tak kobyłom się nie przyglądał, jednak wypalone dziury w zbożach wystarczyły by dojść do pewnych wniosków. Po pierwsze, odległości między wypaleniami nie były równomierne. Wykluczył więc rytuały, bo i największy wiejski głupek wie, że w tej dziedzinie wszystko musi być symetryczne i idealnie ułożone by działało poprawnie. Po drugie, same wypalone okręgi nie były jakoś szczególnie zadbane i wymierzone, bardziej przypominały czyjś kaprys niż celowe działanie. Ale żaden wieśniak nie ma władzy nad ogniem. Zboże zaś zapaliło by się bardzo szybko.
        - Czyje to pole? - spytał nagle Lasse, przez co Mariia delikatnie się wzdrygnęła.
        - To akurat rodziny zaginionej Ani... - powiedziała niepewnie.
        - To? A inne pola? Też wyglądają jak dziurawy ser?
        - Och, nie. Nasze jakieś biedne w tym roku... - stwierdziła ze smutkiem dziewczyna.
        Lasse skrzywił usta i zastanowił się przez chwilę. Nie chciał wystraszyć młodej gosposi, wręcz przeciwnie. Chciał zdobyć jej zaufanie by utrzeć nosa Tio!
        - A sąsiadów?
        - Ehm... - Mariia wydawała się skupić na własnych myślach. Nie chciała wprowadzić mężczyzn w błąd. - Państwo Welbog nie skarżyli się na nic. Oni nam w nic nie wierzą... - przyznała cicho mieszkanka wioski. - Wiem, że gospodarstwo Polto i Garsteg też nie ucierpiało. Reszta się skarży.
        „Pytanie czy skarży, czy biadoli, jak to chłopi na wsi”, pomyślał cierpko Lasse. Sytuacja wydawała się być niezwykle prosta. Wkurzeni sąsiedzi, podział na tych co wierzą w ucieczkę Ani i tych co wierzą w czorta. Łatwo by było wytłumaczyć nieszczęście piekielnym, zwalić na niego winę złego urodzaju, a mimo to Erik nie mógł tego całkowicie wykluczyć. Sięgnął więc do pasa obok i odczepił gogle. Mariia pisnęła widząc ustrojstwo w rękach górskiego elfa i cofnęła się o kilka kroków.
        - Hmmm? - zdziwił się książę.
        - Co to jest?! - wzburzyła się gosposia.
        - Ach, to. – Lasse uśmiechnął się przyjaźnie. - To takie... urządzenie na szkło, żeby powiększyć obraz – wytłumaczył i na potwierdzenie tej informacji sięgnął do jednej z kieszeni by chwycić okrągły kawałek szkła. - To nic wielkiego. I nic magicznego – zapewnił pokazując w słońcu szklany przedmiot. Mariia przyglądała mu się z obawą, a gdy wychyliła ostrożnie głowę do przodu zauważyła, że obraz łamie się w centrum szkiełka.
        - Widzisz? Nic groźnego. Mam kilka rozmiarów, spójrz. – Lasse przyjaźnie pokazał szereg innych egzemplarzy, a każdy z nich... był tym oszukanym. W życiu by nie pokazał dziewczynie obawiającej się złego czorta jakiegoś magicznego urządzenie! Pozwolił Marii przyjrzeć się kilku szkiełkom, a gdy była nimi nader zainteresowana, Erik postanowił wmontować te odpowiednie do gogli.
        Po tym jak zainteresowanie jego ustrojstwem zmalało, przymocował pasami gogle do głowy i niestety to, co jako pierwsze rzuciło mu się w oczy to ślady magii.
        - A po co to zakładasz? - spytała z zaciekawieniem Mariia.
        - Żeby zobaczyć czy nie ma tu czegoś podejrzanego. Czegoś, czego nie mógłbym zobaczyć własnym wzrokiem. Musimy zbadać wszystkie tropy a w twoją wersję wydarzeń nie śmiem przecież wątpić. Taka młoda dziewczyna by nas chyba nie okłamała, prawda? - zagaił Lasse przyglądając się uważnie Marii spod gogli, a gdy ta ucichła i uśmiechnęła się nerwowo, książę odszedł badając dalsze ślady, które wcale go nie cieszyły.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Wcale nie było tak, że nikt nie słuchał historii Lasse o jego epizodzie pracy w wojskowych służbach technicznych. Tioyoa go słuchała i to z całkowicie szczerym zaangażowaniem. Lecz co z tego, skoro nie o jej zainteresowanie księciu chodziło, tylko o aprobatę pewnej wiejskiej piękności? No cóż, w każdym razie elf zyskał w jej oczach - faktycznie to co mówił miało sens i było zgodne z zasadami sztuki, więc nie zmyślał. A Tarunn była niestety skłonna wierzyć, że do tej pory zmyślał, bo było w nim coś takiego... Na pokaz. Nie by była to jakaś zła cecha - Tioyoa po prostu wychodziła z założenia, że ma do czynienia z kimś bardzo młodym, z takim typowym chłopaczkiem, któremu jeszcze resztki dojrzewania szumią w głowie i musi się popisywać. Traktowała go z pobłażliwością starszej siostry... Takie z dwieście, trzysta lat starszej.

        Po zakończonym posiłku chyba wszystkim to samo przyszło do głowy - gdy Wujcio dał sygnał, aby pójść porozmawiać z Mariią na osobności, nikt nie dyskutował i nie dopytywał o co chodzi. Tarunn krótko skinęła mu głową i wstała od stołu. Zza paska wyjęła fajkę, jakby miał to być dla niej pretekst do opuszczenia izby - ot, tak, zapalić sobie po posiłku, na lepsze trawienie.
        Wujciowi w rozmowie z wiejską pięknością nie przeszkadzała i nie wtrącała się. Można powiedzieć, że stała obok jako wsparcie i argument, bo nikomu chyba nie umknęło to dziewczęce spojrzenie, które co rusz uciekało w jej stronę. I to, jak w którymś momencie to do niej zwróciła się o pomoc, wspierając się na muskularnym ramieniu. Tak, logiczne argumenty nie miały żadnej siły, gdy w grę wchodziły uczucia. Tioyoa, gdyby tylko nie była tak poczciwa, mogłaby wykorzystać naiwność i zadurzenie Mariii jak tylko by chciała. Całe szczęście serce miała po dobrej stronie.
        - Oczywiście, że nie zostawimy was w potrzebie - zapewniła, nakrywając dłonią jej dłonie w geście wyrażającym wsparcie. Dziewczę spuściło wzrok, a kowalka spojrzała porozumiewawczo na Wujcia: skoro już tu byli, mogli zrobić z tym porządek. I nie, Tarunn nie zawróciła w głowie śliczna blondyneczka, bo pomogłaby i bez takiej motywacji.

        Zainteresowanie córki Grycjana Thenderionem pochlebiało Tarunn. Kowalka spojrzała na dziewczynę z uśmiechem, schowała dłonie w kieszeniach swojej długiej tuniki i zaczęła opowiadać.
        - Nie mieszkam w samym Thenderionie tylko w wiosce nieopodal, ale w mieście zdarza mi się bywać często, czasami nawet na kilka tygodni. Podoba mi się tam, w mieście jest wielu krasnoludów i architektura też jest taka krasnoludzka: niskie, przysadziste budynki, niektóre kute prosto w skale, tak trwałe, że nawet smoczy ogień nie da im rady. Nie jest to Tarigorn, bo jednak mieszka tam dość ludzi, by nadać miejscu trochę estetycznego sznitu... Krasnoludy nie przejmują się takimi, w ich mniemaniu, duperelami - zażartowała kowalka. - Okolica za to jest bardzo ładna. Na stokach gór jest dużo winnic, całe zbocza zarośnięte winoroślą. Ładnie to wygląda, prawie o każdej porze roku. Na przednówku tylko trochę kijowo, ale wtedy to pewnie nawet w Kryształowym Królestwie pięknie nie jest. No a ja mieszkam w takiej wiosce jak ta twoja - dodała Tarunn, ruchem głowy wskazując pozostawione nieco z tyłu zabudowania. - Dwa tuziny domów, a wokół uprawy. Tyle, że wioska przy trakcie położona, więc przejezdnych sporo. Ma to swoje wady i zalety…
        Tioyoa mogłaby tak długo gadać - gdyż gadać bardzo lubiła - ale oto dotarli na miejsce, co obwieściła trwożnym głosem Mariia, przerywając tym samym wywód kowalki. Ona jednak nie miała jej tego za złe - w końcu po to tutaj przyszli. Wyswobodziła się więc spod trwożnych objęć dziewczyny i podeszła bliżej zniszczonego pola. Gwizdnęła przeciągle z uznaniem.
        - Ciekawe - oceniła. - Nie widać by zboże było wydeptane. Podpalone z łuku? Ale okręgi takie równe…
        Gdy ona gdybała na głos, Lasse pociągnął za język Mariię. Pytania przez niego zadawane były na tyle trafne, że elfka skupiła się na tej rozmowie, na moment porzucając snucie własnych domysłów. Słuchała w ciszy aż nie zobaczyła w rękach księcia jego artefaktu. Wtedy to z jej ust wyrwał się okrzyk podziwu, a palcem wskazała jego gogle.
        - Skąd to masz?! - zapytała, podchodząc do elfa. - Na brodę mych przodków, w Tarigornie takie cacka wymienia się na broń palną! - Tarunn zamilkła na moment, ewidentnie walcząc ze sobą przed zadaniem pytania, które od samego początku cisnęło jej się na usta.
        - Dasz przymierzyć? - upewniła się. - Proooszę.
        Tymczasem przez szkiełka pokazujące magię było widać znacznie, znacznie więcej niż gołym okiem. Na przykład można było zobaczyć, że z wypalonymi w zbożu okręgami pokrywają się nikłe ślady magii ognia, która była jednak lekka niczym mgiełka - znak, że albo uprawy podpalono dawno temu, albo samo zaklęcie było bardzo słabe. Poza tym jednak w oczy rzucało się coś jeszcze: choć Tioyoa słusznie zauważyła, że zboże nie było zadeptane, to wśród niego widać było wiele niewielkich punktów - jakby coś potrafiło skakać niczym pchła albo teleportowało się na niewielkie odległości.
        Tarunn poszła w zupełnie innym kierunku niż książę, nie jednak przez to, że go nie lubiła, lecz po to, aby było szybciej. Oświadczyła to zresztą głośno. I jeszcze nim się w ogóle ruszyła, kazała Mariii zostać na miejscu, by nie stała jej się krzywda. Może i dobrze, że tak zrobiła, bo znalezisko, na które natknęła się kowalka, było co najmniej niesmaczne. Ona sama mogłaby je przeoczyć, gdyby nie dostrzegła w ziemi odcisku kopyta zbyt małego, by mogło należeć do konia i na dodatek ustawionego w poprzek drogi - jakby to coś tylko przebiegało od pola do pola, a nie szło koleiną. Tarunn poszła za tym śladem i ledwo postawiła dwa kroki wgłąb pola, dostrzegła coś, co sprawiło, że głośno zaklęła.
        - Ktoś tu urżnął łeb kłobukowi! - zawołała do reszty, patrząc z niedowierzaniem na leżące przed nią truchełko czarnego, zmokłego koguta. Mógłby to być oczywiście najzwyklejszy w świecie kogut, ale wtedy nie wyglądałby tak… Nierealnie. Było w nim po prostu coś, przez co od razu nasuwało się skojarzenie z magicznym strażnikiem domostwa. Tarunn od razu przyszło do głowy, że musiał to być opiekun domu tej zaginionej Anki - wtedy wszystko by się zgadzało.
Awatar użytkownika
Barabasz
Błądzący na granicy światów
Posty: 10
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Krasnolud
Profesje: Inna , Wędrowiec , Mędrzec
Kontakt:

Post autor: Barabasz »

        Barabasz szedł za Mariią w stronę pola, zaplatając ręce za plecami. Nie denerwował się, na to był już za stary, a na stwierdzenie Lassego uniósł jedynie brew.
- Kto to wie, synku. Kto to wie.
        Życie nauczyło go nie oczekiwać niczego, zwłaszcza w sytuacjach takich jak ta. Miał swoje podejrzenia, ale zareagowałby takim samym spokojem gdyby okazało się, że to diabeł jak i po prostu sąsiedzkie zatargi.
        Zboże wypalone było w nietypowy sposób. Czarne okręgi były rozrzucone nieregularnie i przypieczone tak mocno, że nawet szara ziemia zdawała się wyjałowiona. Młody Lasse naciągnął na oczy gogle, które błysnęły magiczną poświatą - mógł tłumaczyć dziewczynie, że to zwykłe powiększające szkiełka, ale stary krasnolud przeczuwał, że wcale tak nie jest. Domyślał się, że pokazują nie tylko niewidoczne gołym okiem detale, ale również ślady magii.
- Ładne cacko. Sam zrobiłeś? - cmoknął z uznaniem, wskazując na miedziane urządzenie. Już po sposobie w jaki chłopak opowiadał, zorientował się, że jest wynalazcą. Nie był jednak pewien czy typem, który ściętą głową marzy o lataniu czy takim, który faktycznie buduje skrzydła. Okulary sugerowały, że należał do tego drugiego rodzaju. O ile działały.
        Z rozbawieniem obserwował jak Tarunn, dotychczas patrząca na Lassego z pobłażliwością, nagle zapałała żywym zainteresowaniem na widok jego gogli. Nawet sposób w jaki prosiła - jak mała dziewczynka, pragnąca dorwać w swoje łapki nową zabawkę - przywodził na myśl pięciolatkę, a nie ogromne babsko. Chodziła pochylona niczym czapla, wpatrując się w widoczne na ziemi ślady magii.
        Tymczasem Barabasz na własną rękę przeanalizował ślady. Odciski kopyt były w wielu miejscach zatarte. W pobliżu jednego z wypalonych kręgów zachowały się jednak dosyć wyraźnie. Można było nawet stwierdzić, że są to racice, rozstawione w taki sposób, jakby istota poruszająca się przy ich pomocy była dwunożna. Diabeł? Satyr? A może sprytnie skrojone oszustwo? Gdy zobaczył kogutka z ukręconą głową, zwątpił w to ostatnie - dbałość o szczegóły takiej mistyfikacji wykraczałaby dalece poza wyobraźnię prostych wieśniaków. Nie, tu działo się coś poważniejszego.
        Odwrócił się w stronę Mariii i podparł pod boki.
- No dobrze, panienko. Teraz powiedz nam prawdę.
- Ale przecież powiedziałam! Sami widzicie! - krzyknęła dziewczyna, cofając się lekko w stronę Lassego, jakby nagle zaczęła liczyć tylko na jego wsparcie.
- Owszem, widzimy ślady kopyt i wypalone zboże. Ale widzimy też kłobuka z ukręconą głową, który najpewniej pochodzi z domu Anki. I dziewczynę, która wie o wiele więcej niż mówi.
        Młoda wieśniaczka rozejrzała się spanikowana po całej trójce, jednak natrafiając na same nieustępliwe spojrzenia, w końcu się poddała.
- Powiem - szepnęła, tłumiąc łzy. - Ja wszystko wyjaśnię. My nie chciałyśmy nic złego! To była jeno zabawa! Jeno zabawa…
        Płacz wstrząsnął jej ramionami i opuściła głowę, pozwalając żeby jasne włosy zasłoniły policzki.
- Znalazłyśmy taką starą księgę w rzeczach babci Malwiny… Pomyślałyśmy, że fajnie byłoby pobawić się w czary. Przecie my niemagiczne, jak miałybyśmy cokolwiek przywołać?
- Ale udało wam się, prawda? I wtedy coś poszło bardzo nie tak?
        Dziewczyna pokiwała głową i już nabrała powietrza, żeby kontynuować opowieść, kiedy za ich plecami rozległo się przeszywające uszy, przeciągłe wycie. Było w nim coś tak nieziemskiego, że nawet Wujciowi włoski na ramionach stanęły dęba. Skowyt był połączeniem niskiego niczym grzmotu warkotu i wizgu tak wysokiego, że wbijał się w sam środek czaszki. Takiego odgłosu nie mógł wydać z siebie żaden człowiek ani zwierz.
- Wracaj do domu. Biegiem - rozkazał Wujcio, popychając Mariię, która potykając się pomknęła w stronę chaty.
- Wygląda na to, że nasz gość zadomowił się w stodole - powiedział, wyciągając zza pasa niewielki toporek o grubym, drewnianym trzonku. - To nie zabawa moi drodzy, mamy do czynienia z czymś bardzo starym i bardzo złym. Tak złym, że jego nienawiść przelała się na okolicznych ludzi. Rozeznajmy się w sytuacji i postarajmy uniknąć walki, dopóki nie będziemy do niej przygotowani. Nie wiemy jeszcze co to dokładnie jest ani jak się tego pozbyć. Za mną!
        Pochylił lekko głowę i wyjątkowo cicho jak na krasnoluda ruszył w stronę stodoły.

Co się stało z Wujciem
Ostatnio edytowane przez Barabasz 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Lasse
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Arystokrata , Władca , Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Lasse »

        Mariia z zachwytem wsłuchiwała się w słowa Tarunn. Opowieść o wielkim królestwie pochłaniała jej bujną wyobraźnię, choć bardziej spodziewała się strzelistych ku słońcu budynków niż niskich łuków domostw. Wyjaśnienie takiej przyczyny przyszło szybko, wszak było to miasto zamieszkałe nie tylko przez ludzi, ale także krasnoludy. Stoki, góry, winnice... To wszystko brzmiało bardzo odlegle dla młodej dziewczyny ze wsi, jakby nagle ujrzała wielki kawał świata i coś więcej niż otaczające ją pola. W swojej nastoletniej wyobraźni wysnuła opowieści u boku Tio, który zabierze ją ze sobą. Jednak zarumienione policzki Marii zgasły, gdy znaleźli się u celu.
        Książę zaś nie spodziewał się tak dużego zainteresowania ze strony podróżnych jego goglami. Nie zaznał czegoś podobnego w swym królestwie – podziw dla projektów. To uczucie było mu kompletnie nieznane, a raczej dostał jej namiastkę spotykając niesamowitych zagranicznych, których szybko usuwano z królestwa, bo byli niewygodni i mącili w głowie następcy tronu. Nie zaznał więc poklasku od rodziny. Teraz zaś znajduje się tutaj, miesiące dzieliły go od Ilargii, ale nie tęsknił za nią. Znaczy, nie tęsknił za elfami, choć za ojczyzną jak najbardziej. To dla niej wyruszył w tę siermiężną podróż. I powróci jako król!
        Lecz w tym momencie pochwała krasnoluda była dla niego najcenniejszym ze wszystkich skarbów. Oczy Lasse zrobiły się okrągłe, jakby słowa, które wypowiedział Barabasz były dla niego obce i niezrozumiałe, chciał przetrzeć oczy dla pewności, że nie jest on zjawą albo jakąś iluzją, efektem niedospania, chociaż już tyle czasu z nim rozmawiał. Nie daj Prasmokowi, prawie że stłukł szkiełka!
        - Ja... ja... - zająknął się jak nigdy wcześniej w swoim życiu książę śledząc wzrokiem przechadzającego się norda. - Tak... - powiedział tak cicho, że możliwe iż rozmówca mógł go nie dosłyszeć.
        A do tej całej mieszanki dołączył się ten uszaty typ, co to to nie wiadomo czym do końca jest. Wówczas Lawrance nabrał więcej pewności. Niczym dumny kogut wypiął pierś i prychnął wyraźnie podłapując okazję do zabłyśnięcia. To była chwila jego życia! Taka mała, ale zalążek czegoś wielkiego! Po to tu przybył!
        - Niemało mnie to kosztowało, ale było naprawdę warto – powiedział z dumą Lasse, który jakby nagle nabrał blasku w promieniach ciepłego słońca.
        - I czekałem długie miesiące by je w końcu dostać – dodał, a na odważne pytanie krasnoelfa zaciął się na moment. Nie lubił go. Z drugiej jednak strony jego zachwyt mógł wyjść na korzyść Lasse. Książę jest wart większego zainteresowania niż jakiś... ktoś!
        - Jasne – odparł lekko szczerząc zęby w pewnym siebie uśmiechu, po czym podał Tarunn gogle ze szkłem, a gdy Mariia na chwilę straciła zainteresowanie dwójką, to Lasse pochylił się ku Tio by zdradzić jeszcze kilka sekretów. - To oszlifowane kryształy lodu, jakie gubią kryształowe zwierzęta w Śnieżnym Lesie. Ściągnięcie ich do siebie nie było łatwe. Abym dostał nieuszkodzone sztuki należało je przewieźć przez krainy, w których akurat panuje zima. A nasze zimy są o wiele łagodniejsze niż tam. Możesz sobie wyobrazić ile kryształów do mnie nie dotarło z powodu temperatur... nie mówiąc o tym, że samo przeżycie w Śnieżnym Lesie i odnalezienie ich brzmiało nieprawdopodobnie. Dobrze, że elfy mogą żyć tyle lat i poświęcić tyle czasu na dokonywanie niewielkich, a zarazem wielkich rzeczy – ostatnie zdanie wypowiedział wolniej, w zmyśleniu wspominając chwilę, gdy otrzymał zawiniątko z cennym towarem.
        - Choć szczerze mówiąc i kalkulując, był to kompletnie nieopłacalny biznes, jeżeli patrząc na to ile wysiłku, czasu i pieniędzy poświęciłem na coś, co nie zmieni biegu świata – przyznał, a jednak uśmiechał się ciepło patrząc na gogle, lecz zaraz zmarszczył brwi przywołując się do porządku.
        - Ale w życiu nie ma co żałować. Może i jestem elfem, ale i mnie byłoby szkoda czasu na płaczki – rzucił wzruszając obojętnie ramionami i nie przyznając w głos, że najzwyczajniej w świecie marzyły mu się te kryształy. I miał nadzieję stworzyć coś co zmieni bieg świata, ale tak nie wyszło. Cóż, nie od razu Kryształowe Królestwo zbudowano.
        Wbrew pozorom Lasse nie pospieszał Tio z nacieszeniem się magicznym cackiem. Czerpał satysfakcję z zachwytu krasnoelfa, wydawało mu się, że taka kolejna chwila – podziwu dla jego wynalazków – nie pojawi się prędko po raz drugi. Gdy jednak odzyskał przedmiot to umocował go na głowie, nieco przy tym budząc lęk w młodej Marii. Wieśniaczka nie przywykła do tak nietypowych rzeczy, a tym bardziej gdy obejmowały one głowę właściciela. Wyglądało jakby to przedmiot miał zaraz opanować umysł elfa, ale skoro Tio je założył i wyszła z tego cało i zdrowo, to i ten złotooki elf też nie postrada zmysłów.
        Lasse wykrzywił usta widząc, że gogle w tej sytuacji pomagają... ale nie na tyle, na ile by chciał. Przetarł jedno ze szkiełek, potem wymienił na inne, lecz kręgi nie tliły się żadną potężną siłą nieczystą. Przynajmniej nie na tyle by bezpośrednio uznać to za czarną magię. Spojrzał więc na ślady kopyt przez szkła i podobnie one wykazywały energię magiczną. A więc na pewno nie była to krowa!
        Po krótkim badaniu okolicy, Taurunn odnalazła jeszcze truchło zwierzęcia. Erik podszedł do wyznaczonego miejsca i usta skrzywiły mu się jeszcze bardziej. Ten martwy kogut wyglądał o wiele gorzej w przybliżeniu i przez pryzmat magii niż rzeczywiście. Z niemałym obrzydzeniem przyklęknął, ale nie śmiał tknąć koguta ręką a ruszył patykiem znalezionym gdzieś pod ręką. To jednak dało pozytywny efekt, jeżeli patrząc na ilość tropów. Z truchła wysypały się resztki magicznego pyłu, czarnego pyłu. Lasse zdjął gogle i dołączył do wywiadu Barabasza napotykając od razu dziewczynę, która cofnęła się do niego.
        Lawrance tym razem nie był skłonny pogłaskać czule dziewczęcia po głowie, przynajmniej jeszcze nie teraz, ponieważ informacje jakie posiadała były ważne. Spojrzał więc na nią raczej wyczekująco, w milczeniu, aż w końcu Mariia poddała się presji i wszystko wyćwierkała. A gdy zaczęła opowiadać, to wówczas mogła liczyć na wsparcie księcia, który położył dłoń na jej ramieniu posyłając jej pełen wyrozumiałości lekki uśmiech, jakby mówił „dobrze, że powiedziałaś” a zarazem „nie martw się”.
        Zaraz po tych czułych i mocno określonych ruchach wobec dziewczęcia, nastąpiło psujące atmosferę wycie. Na twarzy księcia pojawiły się zmarszczki zniesmaczenia, jakby ktoś pocierał widelcem o porcelanowy talerz. Jego uszy uniosły się a ciało zesztywniało niczym naciągnięta struna. Potem chwycił się za głowę ograniczając ilość docierających dźwięków do bębenków usznych. Co za potworny dźwięk!
        - Brrr – wzdrygnął się Erik, gdy wycie zniżyło swój ton.
        - Chwila – wtrącił arystokrata ruszając krok za krasnoludem. - Nie wyłby bez powodu, być może ktoś poza nim jest w stodole i wkurzył bestię lub też został jej ofiarą.
        A szkoda, bo Lasse był zwolennikiem bardziej radykalnym. Walnięcie kogoś w pysk działało dużo sprawniej!
        - Albo wielki, potężny stwór wlazł w jakieś zasieki – mruknął ironicznie.
Awatar użytkownika
Tioyoa
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 71
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Tioyoa »

        Tioyoa nie spodziewała się, że swoimi opowieściami mogła wzbudzić w wioskowym dziewczęciu jakieś nadzieje. Niczego wszak nie sugerowała… Zapomniała jednak jak to jest mieć te kilkanaście lat - wtedy organizm i głowa funkcjonują zupełnie inaczej, a wszystko wokół siebie odczuwają… bardziej. Po prostu bardziej. Dlatego też niewinna historia połączona z pewną dozą sympatii sprawiły, że wnioski wyciągnięte przez Mariię były stanowczo za daleko idące. Całe szczęście nie miały czasu, by się rozwinąć, a i Tarunn by je prędzej czy później urwała, no bo czym innym jest flirtować z przypadkową pięknością, a czym innym robić jej nadzieje bez pokrycia. Ona nie lubiła łamać niczyich serc, choć niestety - zdarzało jej się to zupełnie przypadkiem. Pewnie i tym razem tak będzie, gdy Mariia odkryje, że obiekt jej westchnień ma w spodniach nie nadmiar, a niedomiar.

        Cóż, nie dało się ukryć, że Lasse zyskał w oczach Tioyoi. Żeby stworzyć takie gogle albo chociażby je posiadać i umieć ich użyć trzeba było mieć tęgi łeb. Nikt nie zainwestowałby w takie cacko tylko po to, by je posiadać - było na to za drogie, a ci, których stać było na tego typu fanaberie, woleli inwestować raczej w stroje, biżuterię i bibeloty ze złota i kamieni, a nie miedzi i… kryształu!
        - Osz ty, nawet nie musisz mi mówić - mruknęła z podziwem Tarunn. Ona mieszkała w Tarigornie przez dziesięciolecia i wiedziała, że nawet tam te kamienie były cenniejsze od złota właśnie przez to, że na każdy dowieziony w całości, sześć nie przeżywało transportu. Były delikatne, ale posiadały wiele właściwości nieosiągalnych przez inne materiały. Doskonałe przewodzenie magiczne i wytrzymałość większa niż diament, gdy już się je odpowiednio ukształtowało i zakonserwowało. Niech to… A on w tych swoich goglach miał kilka różnych soczewek, które sam wykonał.
        - Szacunek, chłopie, Przodkowie byliby z ciebie dumni - zapewniła. Widać było, że od pewnego momentu znacznie delikatniej trzymała w rękach gogle Lassego. Jakże mogłaby uszkodzić taki skarb! Ale było też widać, że wie jak na niego patrzeć i co w nich docenić, nie palcowała szkiełek i nawet na nie nie chuchała, choć czasami patrzyła z bardzo bliska. W końcu jednak z uśmiechem i czcią zwróciła artefakt właścicielowi.
        - Moim zdaniem żadne zasoby nie zostały tutaj zmarnowane - oświadczyła, bo elf zaczął coś tam nosem kręcić, że świata dzięki temu nie zmieni. - Szacunek, bracie w metalu.
        Tarunn uśmiechnęła się triumfalnie, prawie jakby faktycznie jej znajomy terminator stał się na jej oczach mistrzem, którym ona już od jakiegoś czasu była.
        No ale zabawki zabawkami, a oni byli tu w konkretnym celu - aby dopaść to, co siało ferment w wiosce. Diabła. Wbrew pozorom elfa czuła respekt przed potencjalnym potworem, ale nie na tyle, by się trząść. Była odważna i rzeczowa, więc póki nie stanęła przed nim oko w oko, nie martwiła się na zapas. Choć faktycznie mina jej rzedła z każdym kolejnym śladem. Martwy kłobuk szczególnie ją poruszył - w co jak w co, ale w te duszki wyjątkowo wierzyła i żal jej było, że jeden z nich został zamordowany. Szkoda jej również było rodziny, która go straciła. Nie tak łatwo jest je oswoić.
        Jednak na to, że Mariia mogła mieć przed nimi jakiś sekret, nie wpadła. Nie podejrzewałaby po prostu tak prostej dziewczyny o jakieś niecne zagrania… Ale to miało sens. Tak jak romantyczna wizja ucieczki z nią do Thenderionu, tak i pragnienie dreszczyku emocji w życiu pasowało do nastoletnich uniesień. Nieraz dzieciaki robiły coś ryzykownego i faktycznie elfka nieraz słyszała o wywoływaniu duchów… Tylko tamci nie mieli porządnej instrukcji jak się do tego zabrać.
        Tarunn nie potrafiła się jednak gniewać na Mariię i wywierać na nią presję tak dobrze, jak czynił to Wujcio czy nawet Lasse. Całe szczęście ona nie szukała tym razem - wyjątkowo - u niej pociechy, bo na pewno by ją znalazła i wtedy całe przesłuchanie nie miałoby sensu. Dlatego kowalka roztropnie trzymała się z tyłu… Tak długo, jak nie usłyszała tego przedziwnego krzyku. Wrzasku. Wycia. Cokolwiek, było to przerażające i sprawiło, że Tioyoa zaraz zacisnęła pięści i ustawiła się, jakby chciała kogoś bić. Tak, ją nie było wcale tak łatwo wystraszyć. Ale nie była też aż tak łatwa do sprowokowania, gdy chodziło o potencjalnie silniejszego przeciwnika, więc nie rzuciła się jak głupia w stronę stodoły, tylko zaczęła się podkradać razem z Wujciem. Problem polegał tylko na tym, że gdy przeszli połowę odległości, wszystko ustało jak ucięte nożem. Tarunn przystanęła. Wyprostowała się.
        - Nic nie słychać - zauważyła, mimo wszystko mówiąc szeptem. Spojrzała po towarzyszach, jakby szukała u nich jakiejś opinii, ale zaraz sama kiwnęła głową w stronę samotnej stodoły i podjęła podkradanie się.
        - Wiecie co… - szepnęła. - Lepiej nie pchać się tam razem. Ja idę, a wy pilnujcie moich pleców. Będę wołać, jakby coś się działo.
        Tioyoa nie zamierzała dyskutować tego planu. Sama podeszła do drzwi stodoły i ostrożnie położyła na nich dłoń, jakby mogły ją poparzyć. Nic się jednak nie stało. Zerknęła kontrolnie za siebie, aby upewnić się czy reszta jest w pogotowiu, po czym szarpnęła za jedno ze skrzydeł i weszła do środka. A tam znalazła siano, narzędzia, jakąś zaspaną kurę siedzącą na beli słomy. Sielanka. Tarunn chwilę jeszcze gapiła się w ciemną przestrzeń stodoły, po czym obróciła się w stronę Wujcia i Lassego. Rozłożyła ręce i wzruszyła ramionami w teatralnym geście “tu nic nie ma”... Lecz wtedy jakby siły nieczyste obudziły się na dany znak. W jednej chwili wróciło wycie, a w stodole wszystko zaczęło się ruszać w dziwny sposób - wszelkie klapy trzaskały, wiszące pod powałą sznury kiwały się na boki, a kura zaczęła głośno gdakać. Tarunn chciała jak najszybciej wyjść, ale wtedy drzwi zamknęły się przed jej nosem. Kowalka szarpnęła - nie ustąpiły. Zaklęła szpetnie po krasnoludzku. No to się wpakowała…


        Do szopy nie dało się wejść od zewnątrz: wszystko było szczelnie zamknięte, a w szparach między deskami widać było tylko rozbłyski świateł i dało się słyszeć okrzyki Tioyoi - czasami gniewne, czasami bolesne, ale głównie trudne do zidentyfikowania. No i coś tam cały czas upiornie wyło… Potworne.
        Nagle wraz z jednym z rozbłysków wokół stodoły otworzyły się niewielkie portale magiczne - pochwyciły one elfa i krasnoluda i… zaczęły nimi żonglować. Lasse mógł dostrzeg, że wypadał z jednej migoczącej obręczy i wpadał w drugą, a krajobraz przeskakiwał mu przed oczami w bardzo różnych, dziwnych kierunkach. W końcu jednak wszystko ucichło, a ostatni portal wypluł elfa prosto na ścianę stodoły. Gdy rąbnął o nią z impetem plecami, drzwi prowadzące do środka otworzył się z hukiem, przy akompaniamencie głośnych krasnoludzkich przekleństw.
        - Do czorta! - krzyknęła Tarunn już we wspólnym. Zrobiła kilka kroków do przodu i rozejrzała się, szukając towarzyszy. Zaraz dojrzała Lassego.
        - Patrz! - zawołała. - Patrz co było przyczyną tego całego rabanu!
        Kowalka trzymała za nogę czarne, wiercące się stworzenie, przypominające bardzo brzydką lalkę z rogami i ogonem, całą utytłaną smołą, która wręcz chlapała we wszystkie strony przy tej szamotaninie.
        - Taki przerośnięty kurczak, a tyle szkody i zamieszania! Niech wraca skąd przybyło!
        I to powiedziawszy Tarunn bezpardonowo skręciła stworowi kark. Lepkie od smoły dłonie wytarła w pas, a rzucone na ziemię truchełko z głośnym sykiem rozpuściło się i wsiąknęło w glebę.
        - A ta zaginiona dziewka jest na strychu - wyjaśniła elfka, kciukiem wskazując na stodołę, z której wyszła. Wsparła się pod boki i z satysfakcją jeszcze raz rozejrzała się dookoła.
        - Chwila… A gdzie wujcio? - upewniła się.
        Wujcia jednak magia wyrzuciła daleko, daleko od miejsca, w którym teraz przebywała nietypowa elfia dwójka. Tak daleko, że nie było szans, aby się odnaleźli. A że to właśnie stary krasnolud był spoiwem tej grupy, jego brak sprawił, że i elfy rozeszły się, każde w swoim kierunku. Tioyoa obiecała sobie, że to koniec z przygodami na jakiś czas - wraca prosto do domu i nie wyściubi z kuźni nosa przez najbliższy rok.

Ciąg dalszy: Tioyoa
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości