Opuszczone KrólestwoZapach deszczu

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel, przez dosłownie mgnienie, wyglądała, jak przyłapana na gorącym uczynku. Chciała wymknąć się z objęcia na tyle ostrożnie, by Luciena nie obudzić; potrzebował przecież odpoczynku. Zakładała też, że w razie czego wyczuje jego poruszenie i najwyżej poleży jeszcze chwilę, ale gdy zerknęła kontrolnie na demona, ten spoglądał na nią w pełni otwartymi oczami. Milczał, a to jego przebudzenie się było nieco upiorne, ale już po chwili dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, układając z powrotem w pościeli.
        Turkusowe oczy przyglądały jej się długo, a Rakel uniosła kąciki ust rozbawiona, zastanawiając się, czy Lucien na pewno się obudził, czy po prostu otworzył oczy i śpi dalej, co pasowałoby do jego ogólnie upiornego czasem wrażenia. Na powitanie nie odpowiedział, a teraz miała na sobie jego nieruchome spojrzenie przerywane tylko mechanicznym niemal opadaniem powiek.
        W końcu jednak brunet ruszył się, podnosząc na łokciu i opierając na wyprostowanej ręce po drugiej stronie Rakel. Dziewczyna odchrząknęła cicho, zapadając się w poduszce i spoglądając niepewnie do góry na przyglądającego jej się mężczyznę.
        - Umm… Lucien? – mruknęła niepewnie po dłuższej chwili, do tej pory starając się ignorować przesuwające się po niej spojrzenie. To było dziwniejsze niż zwykle i zbrojmistrzyni szybko poczuła się niezręcznie, zwłaszcza gdy oczy demona przesuwały się poza jej twarz. No co on tak…
        Znów złapała kontakt wzrokowy z brunetem, próbując przebić się przez zamyślone spojrzenie i dotrzeć jakoś do mężczyzny. W ostatniej chwili powstrzymała się, by nie dotknąć dłonią policzka Luciena w próbie zwrócenia na siebie uwagi, gdy w końcu usłyszała powitanie. Słaby uśmiech na nowo zagościł wtedy na jej twarzy.
- Dzień dobry – powtórzyła i rozluźniła się nieco, przecierając zaspane jeszcze oczy.
        Demon wciąż nad nią wisiał, ale skoro już doszedł do siebie, to założyła, że to kwestia czasu. Przypomniało jej się też, w jakim stanie był wczoraj przed snem, gdy w malignie nie tylko powiedział jej komplement, ale zaczął mamrotać w czarnej mowie. Skutkiem leków mogło być przecież też to, że nawet nie pamiętał, że się do niej wczoraj przytulił i obudzenie się z nią dzisiaj w takiej pozycji było dla niego bardziej zaskakujące niż dla niej jego wczorajsze zachowanie. Potwierdzałoby to też jej przypuszczenia o tym niekontrolowanym zbliżeniu, wywołanym lekami. No cóż, szkoda… Chyba. Nie, właściwie lepiej. Łatwiej.
Do czasu aż nie została pocałowana w policzek.
        Słysząc podziękowania Luciena spojrzała znów w górę, odruchowo odwzajemniając łagodny uśmiech, chociaż wcale nie było jej do śmiechu.
- Daj spokój… – mruknęła, chcąc dodać, że to nic takiego przecież, żadnej odwagi nie było potrzeba, a przecież jedna z ran jest w ogóle jej winą. Więc nie, nie była dzielna, chociaż miała być. Popełniła drugi raz ten sam błąd, co samo w sobie jest już irytujące i żenujące. Na dodatek jednak po raz kolejny zapłacił za to Lucien i tym razem naraził się bardziej, niż tylko martwiąc o nią.
        Oczywiście nie powiedziała mu tego wszystkiego, bo zaraz po tym, jak brunet jej podziękował, nachylił się nad nią, znów niemal przytulając, z tym że zamiar miał inny. Co gorsza, dziewczyna nie wiedziała jaki. Rakel przymknęła oczy i praktycznie wstrzymała oddech na krótką chwilę, w której pocałowano ją w policzek. Gest mógłby być zupełnie niewinny, gdyby nie ich aktualne położenie i mętlik w głowie Czarnulki. Odetchnęła cicho, ukradkiem wypuszczając przez nos powietrze. Ciepło.
I jeszcze znowu jej się przygląda. No ona go zaraz chyba kopnie. Nawet nie śledziła wzrokiem jego spojrzenia, przymykając na moment oczy i próbując opanować postępujące zmieszanie. Z jednej strony mogłaby się tak nie przejmować, ale z drugiej on mógłby nie być dziwny. Czuła, że lekki rumieniec na jej twarzy, który pojawił się już gdy Lucien się nad nią podniósł, jest w pełni usprawiedliwiony.
        W końcu się cofnął i dziewczyna westchnęła cicho razem z nim. Na kolejne słowa już prawie parsknęła śmiechem, rozbrojona absurdalnym porankiem.
- Spałam bardzo dobrze. Najważniejsze, że nie chrapiesz – powiedziała z uśmiechem, podnosząc się do siadu i w końcu mogąc porządnie przeciągnąć za plecami siadającego Luciena. Uśmiech zszedł jej z twarzy, gdy zobaczyła z jakim wysiłkiem się prostuje. Ręce opadły jej na kolana i Rakel zgarbiła się nieco, zastanawiając się czy może mu jeszcze jakoś pomóc. Ale wiedziała, że ranny musi po prostu swoje odleżeć i się wygoić. Uśmiechnęła się jednak znów na wzmiankę o kawie i zeszła z łóżka, kierując się do salonu.
- Myślę, że jak poprosisz Catha, to ci taką zrobi. To tylko kawa z cynamonem – powiedziała, wcale nie bagatelizując, ale i tak było jej miło usłyszeć takie słowa.
        Chyba czuła się u Luciena już dość swobodnie, bo do śniadania nawet nie przysiadła w fotelu przy biurku, a oparła się o jego blat, na wzór gospodarza. Różnica była tylko taka, że z krótszymi nogami dziewczyny, wygodniej jej było, gdy prawie przysiadała na meblu. Bujając jedną nogą w powietrzu i pogryzając grzankę z konfiturą, przyglądała się czujnie Asmodeusowi, zastanawiając się, gdzie on do ciężkiej cholery lezie. Dopiero gdy sięgnął po książkę, opierając się ciężko o regał i jeszcze przepraszając za swój stan, zmrużyła oczy.
- Nie chcę więcej słyszeć przeprosin za to – mruknęła surowo. – I prosiłam, byś mi mówił, jak czegoś potrzebujesz, to ci podam. Tytułów pewnie nie odczytam, ale powiesz „duża ciemnozielona księga” to znajdę. A jak nie to będę chodzić z kilkoma – zakończyła już żartobliwie, pogryzając jeszcze owoc i znów odprowadzając demona spojrzeniem. Kusiło ją, by go asekurować, ale wiedziała, że sama nie chciałaby być traktowana, jak upośledzona, więc tylko pilnowała, czy brunet nie padnie jej gdzieś po drodze.
- Bądź łaskawy posłuchać mnie dla dobra nas obojga. Jak mi runiesz w połowie drogi na ziemię, to za czorta cię nie podniosę – dodała znów pół żartem pół serio, próbując przemówić Lucienowi do rozsądku.
        Ochota na dowcipy, jak i apetyt, przeszły jej w momencie, gdy usłyszała zrzędzenie z pokoju obok. Grzanka stanęła jej w gardle i Rakel z trudem przełknęła kęs, popijając sokiem i porzucając niedokończone śniadanie, skierowała się do sypialni. Stanęła niepewnie na progu, zerkając na czytającego Luciena i pozwalając sobie skraść chwilę na przyglądaniu mu się. Dopiero gdy padło na nią pytające spojrzenie, weszła do środka, odgarniając włosy za ucho.
- No młodzieniaszkiem nie można cię nazwać – powiedziała siląc się na dowcip, nim znów spoważniała, wyglądając właściwie na zmęczoną. Najczęściej się chyba przepraszali.
- Ale to chyba nie wina wieku, prawda? Gdyby nie ja, to Saide drugi raz w ogóle by cię nie sięgnął, byłeś lepszy niż on. Po prostu grał nieczysto. I… to też moja wina, przepraszam. Znowu się zapomniałam, odpyskowałam Sheitanowi i... – wzruszyła ramionami, woląc nie nazywać tego, co się stało.
        Czuła się winna tego, że nie potrafiła zachować opanowania, ale nie uważała, żeby to usprawiedliwiało zachowanie Sheitana. Za to, co wczoraj odstawił należy mu się od niej policzek wymierzony klingą miecza. Tu nie widziała bowiem związku. Odszczekała mu, fakt, ale nawet to nie daje mu prawa do takiego potraktowania kogokolwiek. Winna czuła się tylko tego, że przez tę szopkę Lucien się zdekoncentrował.
- Gadriel mówił, że przez to się rozproszyłeś. Miałeś rację, nie powinno mnie tam być. Przepraszam. – powiedziała spokojnie i odetchnęła, zmieniając szybko temat - Pójdę się wykąpać. W razie czego krzycz – rzuciła już odruchowo, tak jak zwykle porozumiewała się z braćmi, i zniknęła w łazience.

        Wykąpała się dość szybko i sprawnie, najdłużej, jak zawsze, walcząc z włosami. I tak jednak w międzyczasie zdążyła pojawić się Saya, wchodząc bezszelestnie do środka i prawie przyprawiając Rakel o zawał. Zostawiła jej świeże ubrania i położyła na nich coś jeszcze. Biała koperta odcinała się na czarnych ubraniach, nie pozwalając się zignorować.
- Co to jest? – zapytała Rakel, przyłapując pokojówkę już z ręką na klamce. Dziewczyna odwróciła się szybko i spuściła głowę.
- List do panienki. Pani prosiła, by panience przekazać.
- Pani… Felicity? – zapytała Rakel, a gdy Saya skinęła głową. – Do mnie? – upewniła się jeszcze, a demonica znów skinęła głową. Zbrojmistrzyni odruchowo powtórzyła gest, co pokojówka uznała za zezwolenie do oddalenia się i zniknęła tak cicho, jak się pojawiła.
        Rakel wyszła z wanny i wytarła się szybko, niepomiernie ciekawa zawartości listu. Opleciona ręcznikiem otworzyła kopertę i wyjęła z niej sztywną, złożoną na trzy części kartkę. Zaraz też uniosła brwi i zacisnęła usta, po czym prychnęła pod nosem. Pomyłka, czy manipulacja? List napisano w czarnej mowie, jak podejrzewała Rakel, spoglądając bezradnie na nic niemówiący jej ciąg tekstu w obcym alfabecie.
Westchnęła i odłożyła list, ubierając się w przyszykowany strój. Czarne spodnie wyglądały jak zawsze, ale zamiast koszulki dostała jedwabną czarną bluzkę. Ściągacz zatrzymywał luźny rękaw zaraz za łokciem, odcinał bluzkę w talii i układał dekolt na prosto, odsłaniając ramiona. I ten materiał, rany. Ciekawe czy musiałaby odsprzedać duszę, by odkupić od nich tę bluzkę.
        Rozbawiona wykręciła jeszcze raz włosy i przeczesała palcami mokre loki, po czym z kopertą w ręce wyszła do sypialni.
- Twoja macocha napisała do mnie list… – rzuciła powoli do Luciena. Rozbawienie połyskiwało w jej oczach, gdy weszła na łóżko i na czworakach podeszła do demona, siadając obok niego i podkładając sobie poduchę pod plecy.
- …w czarnej mowie – dodała po odpowiedniej chwili budowania napięcia i z lekko uniesionym kącikiem ust, podała mężczyźnie kopertę. – Przetłumaczysz mi? – zapytała, niezmiennie rozbawiona.
Wątpiła, by ktoś taki, jak Felicity po prostu źle ocenił wiedzę gościa. Może udzielała jej się unosząca się tu w powietrzu ogólna paranoja, ale jej skromnym zdaniem demonica w najlepszym razie mogła podejrzewać, że Rakel nie mówi ich językiem. Pytanie, co to miało na celu, bo przecież musiała się domyślić, że Lucien jej przetłumaczy. Nawet Sayę mogła poprosić. Więc, o co niby chodziło?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien potrzebował dłuższej chwili by w pełni dojść do siebie i przebudzić się po nienaturalnym dla niego wypoczynku. Przyglądał się dziewczynie w lekkim zamyśleniu, zapominając lub ignorując, że przecież tym razem Rakel nie śpi i jest w pełni świadoma jego wzroku. Lecz to chyba późniejszą zmianą pozycji bardziej zszokował dziewczynę niż samą bliskością, którą do tej pory witał uśmiech. Czy może dokładniej znaczenie mogła mieć forma bliskiego kontaktu, który z grzecznego leżenia obok, nabrał formy przypominającej przyszpilenie brunetki do materaca.
        Nie widać jednak było by demon jakoś szczególnie spieszył się w swoich przemyśleniach o pojęciu niekomfortowego ułożenia nawet nie wspominając. Cichy głos Rakel przyspieszył jedynie opóźnione powitanie nie ruszając Lu o cal. Na ile niechcący wciąż wracając do rzeczywistości, a na ile z niegroźną premedytacją przedłużał niezręczną chwilę, ciężko było ocenić po wyglądzie nemorianina. Na ile pocałunek był tylko podziękowaniem, a jak bardzo próbą uciszenia protestów, jak się zaraz okazało całkiem skuteczną, podobnie trudno było jednoznacznie orzec.
Na pewno na widoki demon nie narzekał. Szczególnie gdy Rakel uciekła spojrzeniem podczas gdy rumieńce podbarwiały jej policzki. Obrazek wyjątkowo malowniczy na tle ciemnej pościeli, a Lucien zmartwiłby się raczej gdyby dziewczyna zbladła. Wreszcie jednak nawet brunet zorientował się, że sytuacja za chwile naprawdę stałaby się niewygodna i wycofał się na bok.

        Zdążył opaść na poduszkę i powierzchownie wytłumaczyć się, a Czarnulka już wywołała wesoły uśmiech na jego twarzy. Czyli nie złościła się, skoro żartowała z chrapania. Dobrze, bo jemu bardzo przyjemnie wypoczywało się w takiej formie, chyba aż nazbyt jak się tak zastanawiał gdy ostatnie pozostałości snu opuszczały umysł.

        Różnicy w kawie robionej przez nią a demona nie tłumaczył, owszem napar czarował swoim zapachem zawsze, ale parzony przez Czarnulkę w jej kuchni budził jakąś niewyjaśnialną nostalgię.
Zresztą nawet gdyby miał ochotę na kawę, zupełnie nie chciało mu się tłumaczyć kotu jak ją przyrządzić.
Odprowadził dziewczynę wzrokiem, po czym sam ruszył do salonu. Uśmiechnął się słysząc poważny ton, który nabrał pobłażliwego i niedowierzającego wyglądu gdy Rakel kazała mu się nie forsować. Też pomysł, żeby robić problem z dramatycznej wyprawy po księgę. Miał wołać dziewczynę po każdy drobiazg, jakoś tego nie widział w praktyce.
Korzystając ze stabilności regału, odpoczął chwilę przy okazji patrząc jak Rakel je śniadanie. Jedno z wycieczki było dobre, przynajmniej jadała solidne posiłki a nie marne jabłko od przypadku do przypadku. Potem wziął się za powrót.
Rakel mogła jeszcze usłyszeć pogardliwe prychnięcie na wzmiankę o możliwym upadku. Jeśli by padł, to po jakimś czasie sam by wstał. Nie by miał ochotę na podobny wypadek, dlatego przecież grzecznie wracał do łóżka, ale nawet niańczenie miało swoje granice.
        Wgramolił się na łóżko i zagłębił się w znajome, leciwe stronice. Czarnulka dołączyła do niego chwilę później, ale stanęła w milczeniu na progu. Ostatecznie zerknął na dziewczynę w niemym pytaniu, dopiero w ten sposób zachęcając ją do wejścia.
Odłożył książkę na pościel i skrzyżował ręce na piersi spoglądając na brunetkę spod rzęs z zaczepnym rozbawieniem plączącym się w oczach. Nawet chciał kontynuować obracanie wszystkiego w kpinę. Chciał powiedzieć, że była to kwestia względna, że jeśli się nie zestarzał to zwyczajnie zmiękł ponieważ kiedyś nie dałby się tak łatwo podejść po raz drugi. Chciał coś napomknąć, że życie nie miało nic wspólnego ze sprawiedliwością, a lepszy był ten, kto sobie radził najskuteczniej a nie kto osiąga cele uczciwie, ale ostatecznie widząc poważną minę dziewczyny wysłuchał jej do końca. Po ostatnich słowach spojrzał na nią łagodnie.
        - Przestań. To nie twoja wina, że się zagapiłem i dałem zranić - mówił delikatnie, ale jednocześnie stanowczo. Nie zamierzał się o to kłócić i całe szczęście dziewczyna chyba też nie, zmieniła temat i umknęła do łazienki.
Westchnął ciężko słysząc słowa rzucane na odchodne. Musiał jak najszybciej wstać bo jeszcze odrobinę, a dziewczyna zrobi z niego całkowitego kalekę.
Ponownie otworzył książkę, ale bardziej przyglądał się znajomym stronicom i rycinom niż naprawdę czytał. Rakel wróciła niedługo później.
        - Jak uroczo - odpowiedział z niekrytą ironią, kładąc otwartą książkę na brzuchu. Powiódł wzrokiem za zbliżającą się Czarnulką.
        - No kto by przypuszczał, to zupełnie nie w jej stylu - prychnął biorąc kartkę.
- Chce się spotkać. Zaprasza cię dzisiaj na podwieczorek do oranżerii jak ostatnio, ale masz przyjść sama bo chce przyjemnie porozmawiać, a nie słuchać mojego marudzenia - przetłumaczył ogólną treść.
        - Jak tak dalej pójdzie przyda ci się znajomość Czarnego bo będziecie prowadzić korespondencję jak najlepsze przyjaciółki - zakpił z intencji macochy, oddając brunetce list.
        - Nie masz chyba innego wyjścia jak pójść i względnie dobrze się bawić próbując się w nic nie wpakować - odezwał się pogodnie.
        - Nie ma już co udawać, że jesteś przypadkową znajomą, ale moja aktualna forma musi pozostać tajemnicą - zasugerował.
        - Powtórzę, nie daj się sprowokować, nikomu z nich. Już wiesz, że mam ułomnego najmłodszego brata. Powinnaś też już wiedzieć, że z idiotami się nie dyskutuje, ponieważ najpierw sprowadzą cię do swojego poziomu, a potem pokonają doświadczeniem. Ale jest on względnie nieszkodliwy, przynajmniej dopóki się go nie zachęci albo nie sprowokuje - snuł cierpliwie, łagodnym głosem.
        - Gadriel potrafi dużo mówić gdy mało wie. Połowa to ślepe strzały, a on informacje zbiera obserwując czy trafił. Lubi siać zamęt, ale martwić się trzeba gdy zamilknie, bo wtedy najpewniej coś knuje - skomentował drugiego z braci.
        - Ale przy Felicity to jedynie głupiutkie dzieci. Na nią tak naprawdę uważaj - zakończył tłumaczenie.
        - Naprawdę zawsze wyglądasz ślicznie - zmienił temat na weselszy, przyglądając się dziewczynie z uśmiechem.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Uśmiechnęła się cierpko pod nosem, widząc, że Lucien przejawiał podobne podejrzenia, co do intencji autorki listu. Przysiadła koło niego, zapierając się bosymi stopami o pościel i zaglądając brunetowi przez ramię, gdy czytał korespondencję, w skrócie przedstawiając jej treść. Rakel nie powstrzymała się, umyślnie lub nie, od znużonego mruknięcia, a słysząc średnio zabawny żart, łypnęła na bruneta, odbierając od niego kartkę i pacając nią zaraz w jego ramię.
- Bardzo śmieszne – fuknęła i podczas, gdy demon rozkręcił się w swoich przestrogach, ona zjechała plecami po poduszce, układając się koło niego. Po chwili wahania głowę wsparła o fragment pościeli, bo chociaż chętnie złożyłaby ją na ramieniu Luciena, wciąż jeszcze trochę ją to krępowało, zwłaszcza gdy mężczyzna był bez koszuli.
- Postaram się – mruknęła, odnosząc się do tego, by w nic się nie wpakować. Przecież nie robiła tego specjalnie. – O tobie nic nie powiem, spokojnie. Zresztą i tak nie chciała żebyś przychodził, więc może nie będzie za bardzo wypytywać – mówiła cicho, trochę sama do siebie, wciąż bawiąc się schowanym już do koperty listem.
        W głowie miała wciąż uwagę, że nie było sensu udawać, że jest przypadkową znajomą. I naprawdę, aż ją skręcało, żeby zapytać, kim w takim razie jest, ale nie mogła przecież. Nie zadawało się takich pytań. Tylko, cholera, naprawdę chciałaby wiedzieć. Mogłoby to jej pomóc o tyle też, że sama nie wiedziała już kim jest dla niej demon.
        Cały czas słuchała Luciena, naprawdę biorąc do siebie jego uwagi, nawet jeśli polemizowałaby z twierdzeniem, że Sheitan jest niegroźny. Jak dla kogo, zapewne. Ale nie zamierzała już go prowokować, to na pewno. Przy przedstawieniu Gadriela tylko przytaknęła z pomrukiem, a gdy brunet wspomniał o głównej prowodyrce zamieszania, westchnęła, pocierając czoło. Zmarkotniała, opierając znów głowę na bok, tym razem w zapomnieniu o ramię Luciena. List kręcił piruety, opierając się na jednym rogu o kolano Rakel i sterowany jej palcami, podczas gdy brunetka wpatrywała się zamyślona w twardy pergamin.
        Jeżeli Felicity naprawdę chciała się czegoś od niej dowiedzieć, to przecież dziewczyna nie miała szans. Oczywistym przecież było, że Lucien nie był mile widziany właśnie dlatego, że ratowałby Rakel przed podchwytliwymi pytaniami, na które teraz będzie musiała znaleźć jakąś odpowiedź. A jaka jest właściwa, jeśli nie może być prawdziwa, ale też nie może być kłamstwem? I, nawet jeśli uda się dziewczynie obrócić wszystko w żart, to jaka jest pewność, że za którymś razem z kolei nie urazi już gospodyni zbywając ciągle jej pytania?
        Komplement więc znów trafił na zupełnie nieprzygotowaną na niego dziewczynę. Koperta z listem omsknęła się nagle, zsuwając z jej kolan i spadając gdzieś w pościel, mimo chaotycznych prób złapania jej w locie. Speszona Rakel odchrząknęła z niejakim rozbawieniem, szybko odnajdując dłońmi list i odkładając go już na bok, by jej nie korciło. Dłonie splotła zaś na podołku, nieśmiało i nieco na siłę, zadzierając głowę, by zerknąć na Luciena.
        Uśmiech na jego twarzy był miłym widokiem i, o dziwo, coraz częstszym. Rakel wybrała zaś może nieco naiwną, ale łatwiejszą i przyjemniejszą wersję, i po prostu cieszyła się, że to w jej towarzystwie lodowata maska znudzonego i niezadowolonego szlachcica pęka na rzecz tego wesołego uśmiechu właśnie. Mogła się zamartwiać, która strona Asmodeusa jest prawdziwa, ale i tak w ten sposób nie uzyska odpowiedzi. Wybrała więc, może nieco naiwnie, lekkie opuszczenie gardy i po prostu cieszenie się rozbawieniem plączącym się w turkusowych oczach.
- Emm… dzięki – powiedziała w końcu i zaśmiała się speszona, rumieniąc się w momencie i odwracając wzrok, a właściwie całą głowę. Ta znów wylądowała na ramieniu Luciena, drażniąc może lekko jego szyję i pierś mokrymi lokami.

        - Luc, to co ja właściwie mogę powiedzieć? – zapytała w końcu lekko zrezygnowana, wzdychając głęboko. – Nie mogę mówić nic o sobie, ale nie mogę kłamać. Nie wiem, co mam powiedzieć, gdy znów zapyta czemu ze mną podróżujesz. Nie wiem czy umiem tak bardzo motać, by ani nic nie mówić, ani nie kłamać. Nie wiem nawet czy mogę przedstawić się pełnym nazwiskiem – mruknęła i zadarła głowę, by spojrzeć na Luciena.
- Nie chcę znowu czegoś spieprzyć – przyznała bezradnie i westchnęła znów. – To jak ruchome piaski - stwierdziła i przymknęła oczy, zostawiając głowę na poduszce. Leżała tak chwilę, nim wiercąca się już od dawna w głowie myśl, teraz tylko obudzona, wyrwała się w końcu na powierzchnię i dziewczyna pokręciła się lekko.
- A co do tej czarnej mowy… - jakby kontynuowała, uchylając powieki i zerkając na Luciena. – Gdyby jakoś baaardzo ci się nudziło to ja się chętnie nauczę – powiedziała z niewinnym uśmiechem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Siedząc na łóżku mógł bezkarnie przyglądać się nadchodzącej dziewczynie z pewną przyjemnością śledząc jej kroki, szczególnie gdy na kolanach pokonała szerokość materaca. Z jakiegoś powodu bystre i żywe oczy dziewczyny skojarzyły mu się z drapieżnym kotem. Uśmiechnął się tylko do swoich myśli, za moment poznając dokładną przyczynę polowania.
        Przetłumaczył list napisany starannym kobiecym pismem, podczas gdy Rakel chyba opuszczały siły. Umościła się na łóżku obok niego i z cierpliwością wysłuchała wszystkich ostrzeżeń zarówno tych powielanych jak i rozszerzanych, niepokojąco cicho i bez żadnych zastrzeżeń czy bagatelizowania zagrożenia, które on wyolbrzymił. Nic od chwili wykpienia jego cynizmu. Przytakiwała i chyba trochę próbowała się pocieszać, ale wcale się nie nastroszyła za protekcjonalne traktowanie.
Dziewczyna chyba nawet nie zorientowała się kiedy opadła mu na ramię, zasypując je i klatkę piersiową swoimi mokrymi włosami, łaskocząc i ziębiąc skórę na raz, w osobliwie satysfakcjonującym uczuciu.
Patrzył z góry jak zamyślona bawi się złożonym w kopercie pergaminem, pogrążona w swoich myślach, niemal odcięta od otoczenia, gdy czarne serpentyny aż prosiły się by w ramach zabawy ponawijać je na palce. Ciekawe czy podobne pomysły nachodziły go po wczorajszym wieczorze i dzisiejszym porannym przebudzeniu z palcami przemykającymi mu we włosach? W tej właśnie chwili uświadomił sobie, że chętnie poznałby myśli Rakel. Niestety chociaż podobno oczy były zwierciadłem duszy, a czasem zdradzały przemyślenia swojego właściciela lepiej niż słowa, te pozostały sekretem. Przeciwnie do wczorajszej nocy, jej fragmenty wreszcie połączył. Nawet jeśli niektóre były nieostre i zamglone przestały być tajemnicą. Przypomniał wieczorny komplement, dopiero w ten sposób wywołując ożywienie brunetki. Może niezupełnie takie jak planował, chociaż właściwie czego dokładnie oczekiwał, by oceniać? W każdym razie nagłe wyznanie sprawiło, że list wymsknął się z rąk zbrojmistrzyni i złapany dopiero po chwili spoczął u boku dziewczyny. On złapał krótkie i trochę speszone, ale wesołe spojrzenie dziewczyny. Wraz z ucieczką oczy, zasypała go kolejną falą włosów, co sprawiło, że chciał odwzajemnić czułostkę, wplątać palce w loki i nakłonić dziewczynę do ponownego spojrzenia. Czy wtedy też dostrzegł by ten niewielki ale jakże urokliwy rumieniec? Nuda mu chyba szkodziła. Miał stanowczo zbyt wiele bezproduktywnych myśli w bardzo krótkim czasie.
Zbystrzał słysząc zdrobnienie, spoglądając na Rakel uważnie. Strasznie wiele wątpliwości w jednym ciągu. Westchnął ciężko, jednocześnie pocierając oczy, gdy Czarnulka popatrzyła na niego ponownie.
        - Prosto nie jest - zaczął, samemu jeszcze nie wiedząc co tak naprawdę chciał powiedzieć - Chodzi o to by mówić wiele, jednocześnie nie mówiąc nic - kontynuował powoli precyzując myśli, a w trakcie chyba wpadł na pomysł przykładu.
        - Chociażby podróż - zawiesił na moment głos, dokładniej przypominając sobie minione słowa Rakel.
        - Czy sama nie powiedziałaś, że nie wiesz czemu z tobą podróżuję? - spróbował na znajomym przykładzie lepiej pokazać co miał na myśli.
        - Nasze spotkanie nie było planowane, bardziej przypadkowe, prawda? Ale gdy twój towarzysz cię wystawił, obiecałem ci towarzyszyć, więc już ten sam przypadek nas nie łączy. To była świadoma decyzja. Czy jednak zmieniło się coś kwestii twojej wiedzy? Kto może się domyślać co siedzi w mojej głowie - wyszeptał niskim, nieco prowokującym głosem.
        - Nie ważne ile rzeczy wydarzyło się pomiędzy. Wybierasz wygodne dla siebie fakty i pokazujesz je w optymalnym dla ciebie świecie - wytłumaczył.
        - Samo nazwisko pomaga znaleźć ciebie lub twoją rodzinę. Co prawda wątpliwe by matka miała ochotę ruszyć się do Alaranii, ale czasami nie warto sprawdzać czy ma się rację - powiedział z pewną dozą zamyślenia.
        - Na twoją korzyść działa ich niewiedza. Nie sądzę by mieli inne niż ogólne pojęcie o innych planach, szczególnie Feliciti. Bracia w sumie ciężko stwierdzić, ale wątpię by długo przesiadywali poza zamkiem - dokończył powolny dość gdybany wywód.
        - Bystra z ciebie dziewczyna, będzie dobrze, tylko myśl, nie unoś się emocjami i nie pozwól zajść sobie za skórę.

        Po chwili zerknął na dziewczynę przyglądając jej się uważniej, gdy spoglądała w górę.
        - Z tobą nuda do tej pory mnie nie dopadła - odpowiedział z psotą kręcącą się w oczach.
        - Ale nie musisz się tak czaić jeżeli coś cię ciekawi - dokończył z głosem podszytym trudną do określenia nutką.
        - Wpierw musisz opanować alfabet. W szufladzie biurka znajdziesz pergamin. Inkaust i pióro leżą na blacie - wskazał wzrokiem sąsiedni pokój.

        - Samodzielnie znaki wyglądają inaczej niż gdy tworzą słowo, inaczej też będą wyglądać na początku, na końcu i w środku, to jest największa trudność - zaczął tłumaczyć powoli rozpisując symbole w ich różnych formach i z ich odpowiednikami literowymi Wspólnego.
        - Jak się nauczysz alfabetu, przejdziemy dalej - oznajmił kątem ust unoszącym się w zadowolonym półuśmiechu.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel chyba spodziewała się nieco bardziej konkretnej odpowiedzi na swoją litanię pytań, bo mina jej zrzedła, gdy zobaczyła, jak demon wzdycha ciężko i w zamyśleniu przeciera oczy. „No przecież jak on nie wie, to skąd ja mam wiedzieć?”, przeszło jej przez myśl w panice. Gdy jednak w końcu zaczął mówić, przekręciła się lekko, by móc na niego swobodnie spoglądać. Jego niepewny ton już martwił ją mniej, bo Lucien często zaczynał mówić w ten sposób, ostatecznie przechodząc do konkretów.
        Słuchała więc teraz uważnie, a na zadane pytanie potaknęła w odpowiedzi, ciekawa do czego zmierza. Spodziewała się chyba jednak jakichś wyjaśnień lub przypadkiem rzuconej odpowiedzi, bo przecież wciąż nie znała jego powódek. Ale demon tylko użył niewiadomej, by pokazać, jak najkorzystniej ją zastosować w przypadku pytania. Rozumiała to i chyba by sobie nawet z tym poradziła. Prowokacyjny szept bruneta nie wywołał jednak uśmiechu na jej ustach, a miał być chyba przecież zaczepką? Rakel jednak wbijała przenikliwe spojrzenie w oczy Luciena, jakby właśnie próbowała przedrzeć się przez turkusowe tęczówki i do wspomnianej demoniej głowy zajrzeć.
        Nie wiadomo, czy dziewczyna coś dostrzegła, bo tylko mruknęła coś pod nosem, a spojrzenie oprzytomniało jej lekko i odpłynęło gdzieś w bok, gdy wsłuchiwała się znów we wskazówki. Uśmiechnęła się dopiero kątem ust, słysząc że demon zarzuca jej bystrość umysłu i dopiero wtedy zerknęła na niego, przymykając zgodnie oczy.
- Poradzę sobie – zapewniła, już widocznie pewniejsza siebie. Zwyczajnie postanowiła, że nie tylko przeżyje ten podwieczorek, ale też nie da się zrobić jajo i zagra im wszystkim na nosie. „Do trzech razy sztuka” uznawała tylko przy próbach osiągnięcia czegoś, porażki nie działały w ten sposób. Dwie to było już o dwie za dużo.
- Tylko Lucien… wiesz, że teraz już nie będą satysfakcjonowały mnie twoje zapewnienia, że nigdy mnie nie okłamałeś… – ni to stwierdziła, ni to zapytała, przyszpilając bruneta bystrym spojrzeniem.
– Nie chcę byś rozmawiając ze mną lawirował, wykorzystując fakty w taki sposób, by korzystnie wypadły w argumentacji. Chcę żebyś był ze mną szczery – powiedziała.
        Głos miała wciąż spokojny i tak samo łagodny, jak w ciągu całego dnia, ale waga jej słów była namacalna, a one same świadczyły o tym, jak ważną lekcję dziewczyna wyciągnęła z tej rozmowy.

        Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak się spięła podczas konwersacji, dopóki nie rozluźniła się, gdy zamknięto temat podwieczorku. List wylądował gdzieś po drugiej stronie materaca, a Rakel spokojniej oparła głowę o poduszkę. Znów się nad czymś zamyśliła, co szybko okazało się być kolejnym przejawem ciekawości dziewczyny. Na zapewnienie, że Lucien się z nią nie nudzi, uniosła lekko kąciki ust, a grymas nabrał zawadiackiego wyrazu, gdy zarzucono jej czajenie się.
        Ale dziewczyna chyba do końca nie spodziewała się, że jej znajomy tak poważnie i chętnie potraktuje jej „prośbę”, bo gdy jego spojrzenie wskazało sąsiednie pomieszczenie, oczy Rakel zrobiły się wielkie jak spodki, a na twarzy zagościł najszerszy możliwy uśmiech. Lucienowi odpowiedział jeszcze tylko usilnie zduszony pisk radości i dziewczyna już zrywała się na równe nogi, boso przeskakując leżącego demona i w kilku susach znikając za ścianą. Zgodnie z zasadą „szybko, zanim zmieni zdanie”, dziewczyna nie traciła chwili na upewnianie się, czy demon wie, na co się pisze. Zresztą wie na pewno, uczy ją już magii. Kto by pomyślał, że trafi jej się taka przystojna guwernantka…
        Zwolniła dopiero przy biurku, nieco zachowawczo spoglądając na mebel. Nauczona była poszanowania dla cudzej prywatności, więc nawet z pozwoleniem nemorianina, szufladę otworzyła niepewnie, wyciągając z niej szybko stertę pergaminu, i zaraz ją zamknęła. W drugą rękę złapała długie pióro, które bez wahania nazwałaby gęsim, gdyby nie to, że było kruczoczarne. Ta ciekawostka została jednak odłożona gdzieś na bok w jej głowie, by później upomnieć się o uwagę. Teraz brunetka chwyciła jeszcze ostrożnie kałamarz i z przyrządami piśmienniczymi w objęciach wróciła szybko do sypialni, już ostrożniej wspinając się na łóżko i, z zajętymi rękami, łapiąc równowagę na materacu.
Koło Luciena opadła już na tyłek lekko niekontrolowanie, a czarne loki podskoczyły wesoło. Pergaminy wylądowały na kolanach demona, pióro zostało niemal włożone mu do dłoni, a dziewczyna podkurczyła nogi i usłużnie przytrzymywała kałamarz z atramentem, wciąż uśmiechając się wesoło.
        Uśmiech ten gasł stopniowo, ale nie z powodu niknącego zadowolenia, ale postępującego skupienia, gdy Rakel wpatrywała się uważnie w stawiane przez Luciena na pergaminie zawijasy. Dobrze, że obok dopisywał alfabet wspólny, bo dla niej na początku te „litery” to był tylko mały robak, robak z kropką i duży falisty robak z dwoma kropkami… Wzrokiem jednak mogłaby wypalić dziurę w pergaminie.
        Gdy demon skończył, mruknęła tylko twierdząco i przejęła od niego arkusze, pióro i inkaust, chwilę rozglądając się i wiercąc, w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji. W końcu odwróciła się i położyła na brzuchu przodem do wezgłowia, pergamin rozkładając przed sobą, a kałamarz stawiając ostrożnie przy poduszce, by się broń losie nie rozlał atrament. Ułożyła się wygodniej i ostrożnie zamoczyła pióro w atramencie, po czym zabrała się za przepisywanie alfabetu.

        Pismo Felicity było ładne i kobiece. Luciena prostsze, ale eleganckie. Rakel nawykła do zapisywania wszystkiego drobnym makiem, na który pozwalały dość zwarte litery wspólnego. Teraz jednak musiała się dostosować do nowych zawijasów, więc po chwili na jednym arkuszu alfabet został przepisany kilkanaście razy, nim dziewczyna upewniła się, że w ogóle jest w stanie w ogóle odtworzyć litery, nie mówiąc jeszcze o ich zapamiętywaniu. Na to przyszła kolej później.
        Pracowała w ciszy, zakładając na ślepo, że demon wrócił do czytania i nie chcąc mu przeszkadzać, jak również zwyczajnie zatopiona w swojej pracy. Schnące włosy kilkakrotnie odrzucane były na plecy, by nie przeszkadzały, aż w końcu zirytowana dziewczyna nie odłożyła ostrożnie pióra i nie splotła ich na szybko w swoje zwyczajowe „piździ miździ”. Dopiero wtedy z zadowoleniem wróciła do nauki.
        Nauczyć się alfabetu po kolei nie jest tak trudno. Zwyczajny proces ślepego zapamiętywania. A żeby mogła naprawdę wyryć sobie w głowie nowe litery, rozpisywała alfabet też od końca do początku, a później wypisywała losowe słowa, na tyle oddzielając od siebie ich litery, by stanowiły jedynie wzór do wyrywkowego sprawdzania tego, co zapamiętała. I tak na arkuszu szybko pojawiły się imiona R a k e l, L u c i e n, D o r i a n, R a n d, M o r g a n, O n y x, a nawet F e l i c i t y i S h e i t a n, chociaż gdyby dziewczynę zapytać, to imiona te wykorzystała tylko dlatego, że były długie i miały nowe litery do nauki dla niej.
        Tylko delikatny szelest pergaminu przerywał ciszę, gdy dziewczyna zakrywała sobie alfabet wspólny i starała się odpowiednio podstawić do imion czarne „zawijasy”, jak szybko zaczęła je nazywać. O towarzyszącym jej demonie zdawała się nawet nie pamiętać, chociaż wcale tak nie było. Podświadomie cieszyła się jego towarzystwem, ale jak zawsze poświęcała się w pełni zadaniu, które miała przed nosem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien zawsze starał się ważyć i dobierać słowa. Chciał być właściwie zrozumiany, chociaż to mimo usilnych starań równie często jak się udawało odnosiło zdecydowanie odwrotny skutek. Nie chciał dziewczyny wystraszyć tudzież odstraszyć czy sprawić jej przykrości, w czym również skuteczność miał niewiele większą niż doświadczenie i przypominając sobie mądrość, że dobrymi chęciami było wybrukowane samo piekło, gotów był w podobną prawdę uwierzyć. Niemal tak często jak się starał, tak ponosił klęskę.
Tym razem jednak chyba względnie się udało, a tłumaczenie zdawało się przynieść oczekiwane efekty. Rakel odzyskała trochę pewności siebie i nabierając animuszu zapewniła, że rzeczywiście sobie poradzi. Wtedy zaś przyszła pora na tę niezbyt udaną część.
Brunet przechylił głowę tracąc wątek jakim cudem z rozmowy o podwieczorku przeszli na jego osobę, nie rozumiejąc wwiercanego w siebie nieustępliwego wzroku. Przecież nie okłamywał dziewczyny, to była sama prawda. Naprawdę był też szczery. Rzeczywiście zdarzało mu się pewne drobiazgi pomijać dla szeroko i ogólnie pojętego dobra dziewczyny, ale to wciąż nie oznaczało braku szczerości. Wręcz przeciwnie, przecież z nikim nie rozmawiał tak otwarcie. Wytrzymał dociekliwe źrenice ani nie wyglądając na skruszonego ani na bardziej pojmującego kierowane doń słowa. W zamian zwyczajnie po kolejnym mrugnięciu wrócił wzrokiem do książki. Krótkie - Będę pamiętał, że tego nie lubisz - brzmiało jak zakończenie tematu, a przykryte rzęsami tęczówki teraz w pełni skupione na literach znajdujących się przed nimi tylko dodatkowo zniechęcały do drążenia tematu. Uznał, że w tym wypadku wyjaśnieniami i tłumaczeniami jedynie ponownie ukręci na siebie stryczek, i znając już pewną nielogiczną ale powtarzalną prawidłowość, dziewczyna zwyczajnie się wścieknie. Nie miał siły ani chęci na kłótnie.

        Nawet później, chociaż z wesołością i większym skupieniem, wciąż zerkał bardziej jeszcze znad stronic jakby dzielił uwagę między Rakel a czytane słowa.
        W życiu nie przypuszczał, że propozycja nauki języka spotyka się z aż taką radością. Promienny uśmiech wykwitł na twarzy dziewczyny. Takiego obrazu szczęścia chyba jeszcze mu nie zaoferowała. Bratu na pewno, był tego świadkiem. Onyxowi chyba również się dostało, ale to co otrzymywał on bywało znacznie bardziej powściągliwe. Przez ułamek tchnienia szlachcic rozmarzył się co by w takim razie było gdyby pokazał jej bibliotekę, ale z rozmyślań, na ziemię ściągnął go pisk radości i dziewczyna, dosłownie przemykająca nad nim by zniknąć w gabinecie.
        Zadowolenia co do trafności propozycji nie krył. Musiał jedynie tłumić co jakiś czas objawy rozbawienia wywoływanego przez skalę szczęścia brunetki. Pokazał wszystkie znaki, udzielił wskazówek, po czym powrócił do własnego zajęcia pozornie pozostawiając zbrojmistrzynię samej sobie, jej własnym myślom i ćwiczeniom.
Fakt, że demon jest bardziej świadom poczynań dziewczyny niż mogłoby się wydawać oraz, że spod rzęs mógł równie dobrze czytać jak obserwować ruchy jej pióra, okazało się gdy przerwał ciszę. Do tej pory jedyną muzyką rozlegającą się w pokoju był niewielki szelest pościeli, szuranie pergaminu i chrobot stalówki stawiającej znaki.
        - Tu zapisujesz twardo, chociaż brzmi inaczej i mimo, że we wspólnym standardowo użyłabyś zmiękczenia “i” - wskazał imię młodszego brata.
        - Onyx dla odmiany będzie miękko a ostatnia sylaba jest wydłużona, ale dobrze wyłapałaś znaki - przeniósł się na imię wierzchowca zapisane ze słuchu.
        Rakel uczyła się szybko co cieszyło na wiele rozmaitych sposobów, ale czas chyba mijał szybciej niż się zdawało. Wędrówka słońca była niewidoczna, natomiast skóra pod bandażami zaczynała swędzieć niemiłosiernie, ubarwiając towarzyszący mu do tej pory, tępy ból, który również wydawał się ewoluować i zmieniać. Mimowolnie potarł dłonią opatrunek bardziej dodając irytującego bodźca niż przynosząc ulgę. Uznał jednocześnie, że przyszła najwyższa pora by pozbyć się magicznych okładów i doprowadzić swoją osobę do porządku.
        - Przepisz to zdanie i zapisz we wspólnym. Sprawdzimy czy rozpoznasz wszystkie znaki - położył przed Rakel czytaną wcześniej książkę, otwierając ją na pierwszej, jakby tytularnej stronie.
Wyblakłym przez lata tuszem, na pożółkłym już nieco pergaminie o postrzępionych od używania brzegach, widniało to samo drzewo genealogiczne co na fresku w dziennym pokoju. Znacznie mniej rozbudowane. Brakowało mu kilku solidnych pokoleń i odgałęzień, ale chociaż była to tylko książka i ikonę można było maksymalnie uprościć, rycina wykonana była z urzekającą pieczołowitością i kunsztem. Autor wyraźnie poświęcił wiele godzin by nadać reliefom kształtów będących czymś pomiędzy jedynie symbolicznym drzewem a rytami widywanymi głównie na rzadkiej antycznej biżuterii, w które starannie powplatał imiona i nazwiska. Podobizny dziwnych zwierząt zastąpione były symbolami podobnymi do bardziej złożonych wersji run. Chociaż stanowiło to pewne uproszczenie niesposób było podejrzewać autora małego dzieła o lenistwo, a prędzej o celowy, typowo estetyczny zabieg. W nagłówku widniał dwuwersowy napis:
Dla wszystkich tych, którzy po mnie przybędą,
aby w pamięci mieli korzenie swoje i naturę prawdziwą
” - to on został wskazany przez Luciena.
        Tymczasem demon wstał z łóżka. Wciąż korzystał z pomocy jego brzegu, czy filarów baldachimu, ale w jego opinii starczyło już leżenia. Może nie był w szczytowej formie, ale nienaturalna słabość ustąpiła miejsca zwykłemu zmęczeniu i naturalnemu wyczerpaniu wynikającemu z trwającej regeneracji.
Trochę jeszcze nierówne kroki skierował wprost do szafy z ubraniami, a zaopatrzony mógł nareszcie podążyć do łazienki.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Słysząc komentarz, uniosła zaskoczone spojrzenie, najpierw na Luciena, a później na słowa, które wskazywał. Zmarszczyła brwi i mruknęła coś pod nosem, po czym skreśliła jedną literę w imieniu jego młodszego brata i przeniosła pióro nad imię wierzchowca.
        - Dzięki – uśmiechnęła się lekko, wdzięczna zarówno za uwagę, jak i pochwałę, po czym wróciła do pracy,
        Teraz, gdy była świadoma tego, że jest obserwowana, podnosiła czasem ukradkiem spojrzenie i jeśli udało jej się złapać morskie tęczówki, pytała o coś, co było dla niej niejasne. Jeśli jednak Lucien była akurat pogrążony w lekturze, nie przeszkadzała mu, sama walcząc z nowym alfabetem.
        Demon coraz częściej wiercił się na łóżku i Rakel w końcu przerwała pisanie, spoglądając na niego. Nie zdążyła jednak zapytać, czy nie musi zmienić opatrunków, ani czy nie potrzebuje jej pomocy, kiedy wylądowała przed nią księga wraz z o wiele większym zadaniem. Zaskoczona zamilkła na moment, który Lucien wykorzystał, by doczłapać do łazienki. I chociaż miała jeszcze chwilę, by go zatrzymać, milczała, nie chcąc być nachalna. Ciągle fukał na nią, gdy wyrażała troskę, a teraz poruszał się już nieco lepiej, więc jej pomoc raczej nie była niezbędna. Miała nadzieję, że gdyby tak było, to poprosiłby. Ona sama zaś nie miała zamiaru się już więcej narzucać. Wczoraj wystarczająco przekroczyła wszelkie możliwe granice, znacząco naruszając jego prywatność (matko kochana, zdjęła mu koszulę!). Widziała też, że jej troska, jawnie okazywana, zamiennie bawi go i irytuje, więc już po prostu dała mu spokój. Gdyby naprawdę coś było nie tak, to ją zawoła.
        Lucien zniknął więc w łazience nie niepokojony, a Rakel spojrzała na leżącą przed nią książkę, zawierającą jedno, cudownie wykaligrafowane zdanie. Trochę było jej nie na rękę, że co chwila ma przed sobą nowe pismo, gdy dopiero uczy się języka, ale prędzej odgryzłaby sobie własny niż narzekała na trudności. Westchnęła więc, zbierając się w sobie i rozpoczęła analizę kolejnych słów.
        Trudność polegała na tym, że, tak jak wspomniał Lucien, litery wyglądały zupełnie inaczej na początku, w środku i na końcu zdania, co sprawiało, że nie raz łudząco przypominały inne, a tym samym utrudniały jej tłumaczenie. Rakel najpierw więc dosłownie przerysowała całe zdanie, najwierniej jak umiała, i dopiero na pergaminie zaczęła stawiać oddzielające kreski tam, gdzie sądziła, że zaczynają się i kończą litery. Powoli i konsekwentnie odkrywała kolejne wyrazy, ale na śmierć zapomniała, że nawet jeśli się pomyli, to nie będzie mogła domyślić się z kontekstu, jak powinien brzmieć wyraz. Co z tego, że przetłumaczyła całość na alfabet wspólnych, jeśli wciąż miała przed sobą słowa w obcej mowie.
        Fuknęła sfrustrowana i sprawdziła chyba jeszcze dziesięć razy czy na pewno dobrze odczytała litery i czy któraś z nich nie jest podobna do innej. Co za bezsens. No dobra, może nie bezsens. Ale to, że nie rozumiała tego, co pisze, doprowadzało ją do szału. Skończyła dopiero, gdy wiedziała, że już nic lepszego nie stworzy. Przepisała zdanie na czysto i dopiero teraz przeniosła wzrok na drzewo genealogiczne. Już wcześniej spostrzegła, że łudząco przypomina fresk w gabinecie Luciena, ale odpowiednio nauczona, najpierw wykonała powierzone jej zadanie, a dopiero później postanowiła zaspokoić swoją ciekawość. Zerknęła w stronę łazienki, której drzwi wciąż były zamknięte, po czym pozbierała wszystkie rzeczy z łóżka i poszła do gabinetu.
        Kałamarz i pióro odłożyła na miejsce, podobnie jak większość pergaminów, zostawiając sobie tylko ten ostatni, kładąc go na okładce otwartej księgi, tak by widziała zarówno przetłumaczone przez siebie zdanie, jak i narysowane tam drzewo. Tak przygotowana podeszła w końcu do intrygującego ją fresku i zadarła głowę. Początkowo uśmiechnęła się pod nosem, rozpoznając niektóre imiona i dochodząc do wniosku, że mogła po prostu przyjść tutaj i zwyczajnie „ściągnąć”. Dopiero później pochłonęło ją obserwowanie połączeń, które splątane pięły się w górę i co jakiś czas rozgałęziały na boki, wieńczone kolejnym nazwiskiem.
        Rakel porównała ikony dziwnych zwierząt z księgi, z tymi widocznymi na fresku, dochodząc do wniosku, że jest to dokładnie to samo drzewo genealogiczne, z tym, że to na ścianie pokoju Luciena jest bardziej rozwinięte. Tam, gdzie kończyły się podobieństwa z księgi, kończyły się też ikony bestii, pozostawiając jedynie imiona i nazwiska, czasem z jakimś dopiskiem (zapewne przydomkiem; jedno udało jej się rozszyfrować). Tylko jedno miano nowej części drzewa genealogicznego udekorowane było ikoną. Pod nią zaś widniało znajome imię. Asmodeus Lucien d’Notte.
        Z zamyślenia wyrwało ją otwieranie się drzwi od łazienki i dziewczyna podskoczyła wystraszona, jakby na czymś ją przyłapano. Zamknęła też usta, które miała cały czas rozdziawione, gdy zadzierała głowę, by dojrzeć najwyższe partie rodowodu. Przełknęła ślinę i odchrząknęła, ostatni raz rzucając spojrzeniem na fresk, po czym podeszła do Luciena, podając mu księgę z pergaminem.
        - Skończyłam – powiedziała, splatając za sobą dłonie i podczas gdy demon przeglądał jej zapiski, dziewczyna przygryzała polik, wahając się nad pytaniem. W końcu jednak uznała, że to nic złego, a kto pyta nie błądzi.
        - Dlaczego na fresku przy twoim nazwisku na drzewie genealogicznym jest ikona bestii, jak przy waszych przodkach, a przy nikim innym z rodziny nie?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel pogrążyła się w realizacji zadania hamując swoje troskliwe zapędy za co demon był jej wdzięczny. Zabrał świeże ubrania i zniknął w łazience. Z opatrunkami nie zamierzał się cackać. W ręku momentalnie zjawił się rapier wykonany przez zbrojmistrzynię. Brunet wsunął sztych pod bandaże. Zdecydowanym ruchem obrócił klingę płasko leżącą na ciele. Materiał napiął się momentalnie pękając na krawędzi ostrej jak brzytwa. Nacięcie na skórze zasklepiło się trochę wolniej niż zwykle, ale i tak pozostał po nim jedynie niewielki ślad ze świeżej krwi.
Część bawełnianych pasm sama opadła, przyschniętą do rany resztę oderwał, a wszystkie jak jeden wrzucił do wanny. Podobnie uczynił z przedramieniem. Zaraz potem zrzucone na stertę opatrunki zapłonęły pozostawiając kupkę popiołów. Smętne wspomnienie ciężkiego wieczora spłynęło potem wraz ze świeżym strumieniem wody. Dopiero potem brunet sporządził właściwą kąpiel.
        Nie spieszył się, relaksując się w ciepłej wodzie i dokładnie zmywając zarówno resztki ziół jak i krwi, która zaschnięta była znacznie trudniejsza do doczyszczenia niż na świeżo.
Rany wyglądały dobrze. Jasnoczerwone powrozy wciąż odznaczały się na tle bladej skóry, ale nie były ani zaognione, ani nie sączyły, gojąc się już w pełni prawidłowo.
        W pełni ubrany, czyli z mankietami opuszczonymi i zapiętymi, ale koszulą już nie do końca, w świeżych spodniach, chociaż z wciąż wilgotnymi włosami wrócił do sypialni. Dziewczynę zastał w salonie jak przyglądała się drzewu genealogicznemu.
Sprawdził przepisane zdanie, zerkając na nią i jej zainteresowanie kątem oka. Obyło się prawie bez pomyłek, ale gdyby dziewczyna rozumiała język mogłaby samodzielnie skorygować błędy. Czarnulka była bardzo dokładną osobą, a to stanowiło kolejną jej zaletę.
On z kolei tak bardzo skupiony na pragnieniu pozbycia się opatrunków, nie pomyślał jakie następstwa może pociągnąć pokazanie Rakel drzewa z symbolami i zostawienie jej z nim na tak długi czas. Uświadomiło go dopiero pytanie jakie padło.
        - To dość długa historia… - zaczął ale w tym samym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Te otworzyły się powoli a w przejściu wpierw ukazała się Saya, dygając jak zwykle, za nią zaś wszedł Gadriel.
        - Liczyłem, że jednak leżysz w kałuży własnej juchy - mruknął młodszy nemorianin nie kryjąc swojego zawodu.
        - Wybacz, że cię rozczarowuję. Może kiedy indziej. Czego chcesz? - chłodno odparł Lucien od razu przechodząc do sedna wizyty.
        - Ojciec chce z tobą rozmawiać - odpowiedział krótkowłosy, zerkając na krótko w stronę dziewczyny.
        - Zaprowadzę Rakel i do niego pójdę.
        - Nie musisz, wezmę ją ze sobą, niech stary nie czeka. Nie jest w najlepszym humorze i chętnie psuje go innym - poinformował chłodno nadstawiając swoje ramię. Gest był znacznie bardziej oszczędny niż postawa Sheitana. Jednocześnie widać w nim też było brak miejsca na sprzeciw. Zdawało się, że Gadriel mógł czekać tak długo i cierpliwie aż odniesie oczekiwany rezultat.
        - Co znowu wymyślił? - mruknął Lucien. Jeżeli bracia mieli jakiś wspólny front to wyglądało by było nim niezbyt przychylne nastawienie do ojca.
        - Dowiesz się, co ci będę rujnował niespodziankę. Nie strosz się tak, jestem bardziej pomysłowy od Sheia jeśli chciałbym ci dopiec - mruknął nonszalancko, wyprowadzając dziewczynę z komnaty.
        - Mam też więcej rozumu, nie bój się wróbelku, na miejsce dotrzesz bezpiecznie - szepnął z lekką kpiną, podczas gdy Lucien odprowadzał ich chwilę wzrokiem, nim podążył holem w przeciwną stronę.

        Wszedł do gabinetu ojca, zastając go siedzącego przy kieliszku ciemnego wina. Łokcie miał oparte na stoliku. Brodę wspierał na zaplecionych dłoniach wpatrując się w płomienie trzaskające w kominku.
        - Szukałeś mnie ojcze.
        - Mam dość twoich wybryków.
        - Zawsze miałeś ich dość, tylko bilans zysków i strat formował się po twojej myśli - Lucien odparł bezczelnie, gestem dłoni odpędzając lokaja chcącego nalać mu wina.
        - Fakt… - zamyślił się ojciec - Teraz więc chcę posprzątać bałagan jakiego narobiłeś i odwrócić bilans jak to nazwałeś, ponownie na naszą korzyść.
        - Zamieniam się w słuch - zakpił Lu, otrzymując grożące spojrzenie, które zniósł równie butnie jak wzrok braci. W walce mógłby położyć ojca bez wysiłku większego niż stając w szranki z Gadrielem. Tylko, że pewnie nie zdążyłby przywołać broni i pokonać dzielącego ich dystansu nim głowa rodu zaklęciem rzuciłaby go na klęczki. Nie zamierzał się jednak kajać tylko z tego powodu. To właśnie wyrażały spojrzenia obu mężczyzny, którzy prawie udawali, że się szanują, od lat tolerując się nawzajem dla dobra rodziny.
        - Ożenisz się - oznajmił ojciec. - Ty i Gadriel pojmiecie za żony córkę i wdowę po Saide.
        - Odmawiam - odpowiedział chłodno.
        - Tylko mi nie mów, że się zakochałeś w tej czarodziejce - ojciec odezwał się zmanierowanym głosem, upijając łyk wina, patrząc na syna z mieszaniną kpiny i samozadowolenia wynikającego z przekonania kto tak naprawdę w tym pokoju decydował.
        - A ile ja mam lat żeby się dać podobnym bzdurom? Zwyczajnie mi to nie na rękę, zanudzę się z żoną na śmierć - prychnął Lucien.
        - I tak nie masz prawa głosu, dobrze o tym wiesz - ojciec zapadł się plecami w fotelu wyrażając swoje znudzenie, drugą już dzisiejszego dnia, podobną rozmową.
        - To co najmniej niesmaczne zagranie. Zresztą Saide miał dwóch synów i jednego oficjalnego bękarta, od kiedy to jeszcze miał córkę?
        - Dopiero będzie przedstawiona na salonach - kontynuował jak gdyby nigdy nic starszy demon.
        - Dziecko? - Lucien zapytał nie kryjąc zdegustowania.
        - Młoda kobieta - poprawił go ojciec.
        - Nawet jak na politykę to poza granicami wszelkiej przyzwoitości - mruknął Asmodeus
        - Wręcz przeciwnie. Morderca i jego ród zadośćuczyni pokrzywdzonej rodzinie i otoczy opieką osieroconą oraz owdowiałą kobietę. Wspaniały gest łaski i pojednania. Wszystko już ustalone z Marlonem. Ty z Gadrielem możecie jedynie uzgodnić kto bierze wdowę a kto córkę.
        - Jakże by inaczej... - mruknął Lucien pod nosem, kiwając na lokaja by mu jednak nalał.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Obserwowała, jak Lucien z powagą przegląda jej zapiski, chociaż głowę miała wciąż w innym pokoju, przy freskach. Pytanie ją gryzło, więc zadała je od razu, nawet nie wiedząc, jak poszło jej tłumaczenie. Zaskoczone spojrzenie demona z jakiegoś powodu wywołało lekki uśmiech na jej twarzy. Jak gdyby, niespodziewanie nawet dla siebie, za swoje małe zwycięstwo uznała każde zdumienie Luciena, który zazwyczaj wszystko wie i wszystkiego się spodziewa. Poza tym też cieszyła się, że mężczyzna lepiej wygląda. To znaczy… zawsze dobrze wygląda, ale jeszcze wczoraj był tak sponiewierany, że zaczęła poważnie się o niego martwić. Teraz jednak nie miał nawet sińców pod oczami, których dorobiłby się każdy normalnie poraniony i zmęczony człowiek. Zapięte mankiety zasłaniały rany, podobnie jak koszula, pod którą nie było już widać opatrunku (bo oczywiście znowu zapiął tylko do połowy). Ulżyło jej, bo to znaczyło, że czuje się lepiej.
        Odpowiedź na jej pytanie już ten uśmiech zmyła, bo nikt nie mówił o czymś, że to długa historia, tylko by uprzedzić rozmówcę. To było jak uniwersalne, najwyraźniej nawet międzywymiarowe hasło, mówiące „nie chcę o tym rozmawiać”, a Rakel jak zwykle z trudem przystawała na takie postawienie sprawy. Tym razem jednak chciała okazać zrozumienie i dojrzałość, nie drążąc tematu, ale nawet to nie było jej dane, bo Lucienowi przerwało pukanie do drzwi. Zaskoczona spojrzała w tamtym kierunku i tak, jak w pierwszej chwili rozluźniła się na widok Sayi, tak zaraz znów spięła, gdy za nią do pokoju wszedł Gadriel. I nie chodziło nawet o niego samego. Po prostu przez te dwa (trzy?) dni, przyzwyczaiła się do tego, co powiedział Lucien. Nikt nie ma wstępu do jego pokoju. Przez ten czas nie widziała też tu nikogo poza nim i Sayą, tylko utwierdzając się w tym przekonaniu, więc nagły widok młodszego brata Asmodeusa nieprzyjemnie ją zaskoczył.
        Rozmowie braci przysłuchiwała się bez słowa, odkładając księgę na łóżko. Kątem oka dostrzegła, że Saya już zniknęła, założyła więc, podobnie jak Lucien, jak się okazało, że to on zaprowadzi ją na ten nieszczęsny podwieczorek, bo sama przecież zginie w tych korytarzach. Ale i to nie miało dojść do skutku. Gadriel czekał z wystawionym ramieniem, a Lucien nie protestował, więc i ona nie robiła scen. Spokojnie podeszła do młodszego z braci, ujmując go pod ramię i opuściła z nim komnatę, oglądając się na Luciena, który wymieniał z krótkowłosym ostatnie uwagi.
        Ich ojca Rakel nie poznała z najlepszej strony i chociaż był jej zbyt obcy by chowała urazę o takie jej potraktowanie, to i tak nie pałała do niego sympatią. Wyprostowała się, słysząc szept nad uchem i zacisnęła usta na określenie jej „wróbelkiem”. Rodzinka kreatywna, jeśli chodzi o przezwiska, nie da się ukryć. Nie dała się jednak sprowokować i powstrzymała się też przed odwróceniem przez ramię, by spojrzeć jeszcze na Luciena. Widziała, że Gadriel obserwuje ją kątem oka i nie miała zamiaru dać się na czymś złapać jeszcze zanim dojdą na ten nieszczęsny podwieczorek. Przebyli w milczeniu dwie długości korytarzy, gdy demon w końcu się odezwał. Dość niespodziewanie na dodatek.
        - Cicha jesteś – mruknął sucho. – Spodziewałem się lawiny pytań.
        - Odpowiedziałbyś na jakieś? – odparowała zaraz dziewczyna, ledwo powstrzymując się od kpiny w głosie, a u Gadriela wywołując krzywy, wcale nie wesoły uśmiech.
        - Kto wie. Może. Jeśli byłoby mi to na rękę.
        - To dlatego po mnie przyszedłeś?
        - Ktoś musiał, a z Sheiem mogłabyś nie dotrzeć na miejsce – powiedział, z zadowoleniem obserwując, jak dziewczyna po raz kolejny zaciska usta. - Starasz się nie być pyskata?
        - Tak – mruknęła wprost Rakel, a Gadriel prychnął niemal szczerym śmiechem, chociaż równie nieprzyjemnym jak jego spojrzenie zazwyczaj. Brunetkę jednak zastanowiło coś innego.
        - Czyli nie spotykam się tylko z Felicity?
        - Nie. Mi też kazała przyjść, a Sheitan oczywiście nie odpuści okazji, by porozbierać cię wzrokiem. Tylko Lucien nie jest zaproszony.
        - Żeby nie mógł mówić za mnie? – zaryzykowała Rakel i pierwszy raz spojrzała wprost na demona, który o dziwo odwzajemnił spojrzenie. Równie zaciekawione, co chłodne, nieprzyjemne i jakieś… niepokojące.
        - Pyskata, ale nie głupia. Owszem – mruknął, kontynuując spacer, po czym dodał beznamiętnym tonem. - No i musi omówić z ojcem kwestię swojego ślubu.
        Zatrzymał się gwałtownie, gdy Rakel nogi wrosły w ziemię i jej ręka zsunęła się z ramienia bruneta. Demon uśmiechnął się wrednie, mrużąc oczy.
        – Nie wspominał? Może mu umknęło. Wiesz, to tylko polityka. Chociaż dziewczyna ponoć niezła i nie taka chuda, jak ty. Idziesz, wróbelku?
        Rakel ruszyła w milczeniu, na powrót ujmując podane jej ramię, trzymając się prosto i starając nie dać po sobie poznać szoku. Nie zadać żadnego pytania. Nie wytrzeszczać w zdziwieniu oczu. Nie myśleć, nie analizować, nic nie podpalić. Skupiła się na oddychaniu, gdy poczuła nieprzyjemną gulę w gardle i wiedziała, że to tylko szok płata jej figle. Do Gadriela już się nie odzywała, a i on jej więcej nie zaczepiał, chociaż nie wyglądał na wybitnie zadowolonego.
        Myślał, że dziewczynę bardziej to ruszy, ale ona po prostu wydawała się mocno zaskoczona, to wszystko. Chociaż może tylko stara się trzymać fason, naiwna. Zobaczymy na jak długo starczy jej sił. W końcu dopiero przekraczali próg oranżerii, gdzie czekała jego matka, brat i kelner z prosecco na tacy.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Oranżeria była jasno rozświetlona jakby oczekiwano co najmniej grupy gości, a nie tylko spędzano w niej przyjemne chwile w gronie najbliższych. Oszczędność nie była cnotą nemorian. Znajdując się już na miejscu Gadriel puścił dziewczynę i ruszył umościć się na jednym z foteli podczas gdy Sheitan wstał jako pierwszy, z jak to miał w zwyczaju z uśmiechem pełnym samozadowolenia. Po nim wstała demonica, ale to ona jako pierwsza zbliżyła się do Rakel.
        - Moja droga… - zaćwierkała podchodząc i chwytając Rakel za obie dłonie by jednocześnie ucałować ją w policzek - Zniknęliście tak nagle z przyjęcia gdy ono jeszcze na dobre się nie zaczęło. - Najwyraźniej według szlachty Otchłani kolacja wydana na cześć usynowionego bękarta mogła trwać bez przeszkód nawet gdy gość honorowy opuścił nie tylko bankiet ale i ten padół łez.
        - Doprawdy ciężki osobnik z tego mojego syna. Zupełnie nie słucha i zachowuje się jak plebejski podlotek a nie szlachcic. Do tego wiecznie unika odpowiedzialności za swoje nietaktowne zachowanie i zupełnie nie szanuje mojego zdania. Żeby tak znikać zanim pozwolił ci prawdziwie skorzystać z zaproszenia. Ale dość mało przyjemnych tematów... - nuciła jakby nie wiadomo kiedy, faktycznie stały się najlepszymi przyjaciółkami. Trajkocząc słodkim głosem wciąż trzymała Rakel za dłonie prowadząc ze sobą na fotele, przy okazji zupełnie niechcący muskając palcem obrączkę. Tym samym utrudniła Sheitanowi odpowiednie powitanie na co ten usiadł lekko zjeżony ogólnym ignorowaniem jego osoby. Nie pomijał go jedynie Gadriel, który nie omieszkał posłać mu złośliwego uśmieszku. Do całości brakowało tylko wzajemnego pokazywania sobie języków.
        - Rakel, ładne imię. Dostojne. Opowiedz mi proszę coś o sobie... - zaczęła Felicity, mocząc usta w kieliszku z napojem.
        - Narzeczony nie złości się, że podróżujesz z obcym mężczyzną? Skąd w ogóle pomysł podróży. No i oczywiście dokąd było ci tak pilno, skoro nagle wyjazd dało się opóźnić? Czy może zrezygnowałaś z drogi na rzecz widoków na ciekawsze wydarzenia? Jesteś tak intrygującą osóbką, że nie uwolnię cię póki nie zaspokoisz mojej ciekawości… - Felicity zażartowała (chyba), ponaglając sługę by podał Rakel kieliszek.
        - Zapomniałaś matko o najważniejszym, czy zostanie do ślubu. Przecież to dopiero będzie ciekawe przyjęcie - wtrącił się Sheitan, który jak na niego i tak długo wytrzymał w ciszy. Powitanie ograniczył do ukłonu. Bez dotykania, jedynie patrzył namolnie. Zachowywał się tak grzecznie jakby go wpuszczono do muzeum. Do muzeum gdzie wystawiano akty, bo wzrok bynajmniej nie był grzeczny i nieznośnie nagabywał nim zbrojmistrzynię, a jeśli gdzieś zatrzymywał się na dłużej to raczej w rejonach odsłoniętych obojczyków.
        - Niestety na całkiem logiczne pytanie co wciąż robi z Lucienem mając tyle ciekawszych opcji do wyboru nie odpowiada... - kontynuował spoglądając na Rakel znad rantu kieliszka.
        - Świadkiem musi być mężczyzna, najlepiej brat, ale jakby zrobić z ciebie druhnę panny młodej. Może wreszcie miała byś okazję cały wieczór dobrze się bawić - snuł dalej swoją wizję, wywołując kpiącą minę Gadriela. Ta bardzo przypominała coś pomiędzy “a nie mówiłem” skierowanym do Rakel, a “jakim cudem jesteśmy rodziną” zarezerwowanym już dla ogółu.
Średni z braci na fotelu rozsiadł się aż zbyt wygodnie jak przystało szlachcicowi, budząc karcące spojrzenie matki, co sugerowało dość swobodne samopoczucie mężczyzny. Niby nie był zbyt uradowany wizją ślubu, co dało się zauważyć po grymasie jaki przemknął po jego twarzy na wzmiankę o mariażu. Miał tak wygodne życie. Ale próbował też się zrelaksować i nie przejmować nowym problemem bardziej niż zdawało się to konieczne. W praktyce, w jego oczach sam fakt posiadania żony nie powinien wiele w życiu zmienić, poza właśnie tym jednym kluczowym słowem “posiadaniem”, co dawało trochę dodatkowych opcji w przypadku doskwierającej monotonii. Do ewentualnych obowiązków niespecjalnie czuł się zobligowany.
        - Rzeczywiście to byłby przedni pomysł. Tak rzadko miewamy gości, a jeszcze rzadziej bywają u nas świeże twarze, można się zanudzić - przytaknęła demonica wyraźnie uradowana wizją zasugerowaną przez najmłodszego z synów.

        Lucien zniósł całą wizytę z cierpliwością, chociaż najchętniej wstałby każąc ojcu się ugryźć. Dlaczego świat musiał się aż tak komplikować. Kłótnie nie miały jednak sensu. Przemyśleć zamierzał wszystko na spokojnie. Zaś spokój tylko umożliwił szybsze zakończenie audiencji. Gdy tylko był wolny skreślił szybką notkę i posłał Palugha. Jemu nikt poza panem nie mógł niczego zakazać. Sam zaś zaczekał w pokoju przysiadłszy na biurku.

        Kot w podskokach wpadł do oranżerii, kłaniając się raczej zdawkowo i bardziej z przyzwoitości niż chęci. Położył na kolanach Rakel niewielki kawałek papieru i zniknął rozmywając się w ciemny dym.
We wspólnym napisane były krótkie słowa: "Wymów się, wyjeżdżamy, już".
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Nigdy nie pomyślałaby, że to właśnie ciężki szok pomoże jej uporać się z niespodziewaną nowiną. Była tak doszczętnie wybita z rytmu, że zachowywała się mechanicznie, z niczym nie zdradzając, bo i nie było czego. Szok wyparł wszystkie inne emocje, zostawiając tylko lekko roztargnioną Rakel z nieco większymi niż zazwyczaj oczami. Zmrużyła je dopiero, gdy weszli do oranżerii, która płonęła blaskiem chyba setki świec, a pośrodku pomieszczenia znajdowała się tylko Felicity, Sheitan i kelner.
        - Witaj, Felicity.
        Rakel dygnęła uprzejmie, uśmiechając się nieśmiało, gdyż wcale nie było jej łatwo mówić po imieniu do matki Luciena. Ta jednak zachowywała się, jakby cały jej pobyt tutaj spędziły na plotkach, jak najlepsze koleżanki i teraz wycałowała ją, i poprowadziła za rękę w stronę fotela. Buzia jej się dosłownie nie zamykała, a dziewczyna walczyła o utrzymanie uśmiechu na ustach, gdy słyszała wszystkie te pytania, ćwierkane słodkim tonem. Nie chciała jej przerywać, więc widząc Sheitana tylko dygnęła uprzejmie w jego stronę i zajęła wskazane jej miejsce. Kieliszek z prosecco wprost włożono jej w dłoń, ale tym razem nie protestowała, przyda jej się.
        „Lucien się żeni...”
        Nie. Nie może teraz o tym myśleć. Nic dobrego z tego nie przyjdzie, a na dodatek się zdekoncentruje. Już zapomniała połowy pytań, jakie zadała jej Felicity i teraz pozostawało jej tylko uśmiechnąć się słodko i zatrzepotać rzęsami, na wzór demonicy. Ojciec kiedyś jej powiedział, że od wroga wiele można się nauczyć, ale była to raptem anegdotka i żadne z nich nie pomyślałoby, że Rakel może się kogoś takiego dorobić. A tu proszę, niespodzianka!
        - Nie ma we mnie nic interesującego, naprawdę – próbowała protestować na początku, ale Felicity nawet nie bawiła się w subtelności i wprost oznajmiła, że dziewczyna stąd nie wyjdzie, dopóki na pytania nie odpowie. Cudownie.
        No dobra, przedstawienie czas zacząć.
        - Felicity, proszę nie bądź urażona, ale ja właściwie nie przepadam za przyjęciami – powiedziała zupełnie szczerze. – Nie ukrywam, że trochę ulżyło mi, gdy Lucien postanowił wracać. Zabawa w tak licznym gronie to naprawdę nie moja bajka – powiedziała, robiąc przepraszającą minę i westchnęła cicho, nim przeszła do dalszych pytań nemorianki.
        - Hm, właściwie to nikogo nie pytałam o pozwolenie, gdy wyjeżdżałam – odpowiedziała wymijająco i uśmiechnęła się, obracając to w żart, by uniknąć rozmawiania o swoim nieistniejącym narzeczonym. Nie wiedziała, czy demonica bada teren z ciekawości, czy wypatrzyła obrączkę, ale tak czy siak, nic jej do stanu cywilnego zbrojmistrzyni. Co do samego powodu podróży, wzruszyła lekko ramionami, w międzyczasie popijając prosecco.
        - Chyba chciałam wyrwać się z miasta. Nawet nie wiedziałam, jak tego potrzebuję, dopóki nie wyjechałam – powiedziała już z bardziej szczerym uśmiechem. I rzeczywiście, Rakel nigdy nie przypuszczałaby, że podróż okaże się równie fascynująca, o ile nie bardziej, od jej celu.
        - Co do pośpiechu, jestem umówiona z moim znajomym i to się niestety nie zmieniło, po prostu nie mogłam ci odmówić i zostałam chwilę dłużej – dodała słodko, chociaż trochę pokusiło ją o złośliwość. Bo dosłownie nie mogła jej do cholery odmówić. Felicity wyglądała na piękną i władczą kobietę, ale bez podpowiedzi Luciena, Rakel nie zgadłaby, że to ona kręci wszystkim w zamku. Dobrze być uprzedzoną.
        Sheitan jednak na nowo wytrącił ją z równowagi i brunetka walczyła zaciekle o utrzymanie uśmiechu na twarzy, ale starania chyba zostały zauważone, bo demon uśmiechnął się z zadowoleniem. Chociaż właściwie nie patrzył na jej twarz…
        Rakel odchrząknęła i nieco speszona poprawiła dekolt bluzki, niby przypadkiem podciągając go nieco wyżej, chociaż materiał i tak robił co chciał, prostując się pod własnym ciężarem.
        - Och, nie sądzę, już wystarczająco długo tutaj zabawiłam, naprawdę będę musiała uciekać. Poza tym przygotowania do ślubu pewnie trochę potrwają, tylko bym przeszkadzała. Ale to z pewnością będzie piękne wydarzenie – odparła dyplomatycznie, spokojnie recytując to, co ułożyła sobie w międzyczasie w głowie i napiła się prosecco, po chwili ze zdziwieniem spoglądając na pusty kieliszek.
        - Myślę, że nie doceniasz swojego brata – odparła spokojnie, gdy Sheitan powtórzył się po raz kolejny, czepiając tego samego, odkąd pierwszy raz się spotkali.
        Przez moment bała się, że demon się znów zirytuje, ale on chyba naprawdę nie pałał do Luciena gramem sympatii, bo zupełnie nie przejął się jej słowami, zachowując wręcz, jakby dziewczyna nie wiedziała co mówi. I chociaż ją to irytowało, milczała dzielnie, dopóki najmłodszy z braci nie wpadł na kolejny genialny pomysł. Jej krótki dźwięczny śmiech nawet nie brzmiał wymuszenie, ale sympatycznie. Rakel była autentycznie rozbawiona.
        - Panna młoda z pewnością ma lepsze kandydatki na druhnę niż obca Alarianka – powiedziała zarówno do Sheitana, jak i Felicity, która wydęła z niezadowoleniem usta, niczym obrażona dziewczynka. Zaraz jednak otworzyła je znów, zapewne by zasypać dziewczynę kolejnym gradem pytań, gdy do sali wbiegł Palugh.
        Rakel spojrzała na domownika równie zaskoczona jak wszyscy obecni, a gdy na jej kolanach wylądowała karteczka, kota już nie było. Dziewczyna szybko rozwinęła pergamin i przebiegła wzrokiem krótki tekst.
        Gdyby nie okoliczności, to na taką wiadomość chyba uniosłaby brwi i prychnęła. „Już” jej napisze! Co za facet, on się nigdy nie nauczy! Ale teraz się nie buntowała. Nie lubiła rozkazów, ale już ustalili, że nie jest tutaj bezpieczna, więc jeśli Lucien nagle postanowił opuścić zamek, to coś musiało się stać, inaczej poczekałby, aż dziewczyna wróci. I wszystko byłoby w porządku, tylko jak ona niby ma się „wymówić”?
        Zaraz po przeczytaniu zmięła silnie karteczkę w dłoni i schowała do przedniej kieszeni spodni, czując na sobie niemal palące spojrzenia trzech par oczu.
        - Za chwilę ma ślub, a liściki miłosne wysyła… - zamruczała demonica, uważnie śledząc dziewczynę spojrzeniem, a Rakel wreszcie mogła pozwolić sobie na odpowiednią reakcję i udała, że wzdycha z żalem.
        - Raczej znów wydaje rozkazy. Niestety muszę już uciekać, Felicity, przepraszam cię najmocniej.
        - Dlatego właśnie go nie zapraszałam! Psuje całą zabawę! – naburmuszyła się nemorianka, ale Rakel nie czekała na dalsze przedstawienie, tylko wstała, odstawiając kieliszek na stolik obok, gdy nagle koło niej znalazł się Sheitan.
        - Spełniasz wszystkie zachcianki mojego brata? – szepnął jej do ucha z bezczelnym uśmiechem, a wkurzona już nie na żarty Rakel podniosła na niego harde spojrzenie.
        - Większość – odparła równie cicho, z satysfakcją obserwując, jak uśmiech spełza z tej jego ślicznej buźki. Palant.
        - Odprowadzę ją, matko – odezwał się Gadriel, a Felicity machnęła przyzwalająco dłonią, w międzyczasie wołając najmłodszego syna, który wciąż stał naprzeciwko Rakel, mierząc się z nią spojrzeniami. Dopiero po chwili skrzywił się w uśmiechu i odszedł, a jego miejsce zajął Gadriel ze sztywno wystawionym ramieniem, które zbrojmistrzyni już odruchowo ujęła, wypuszczając powoli powietrze.

        Początkowo szli w milczeniu i Rakel zakładała, że tak już zostanie, skoro przedstawienie w oranżerii dobiegło końca. Gadriel jednak nie okazał się takim milczkiem, za jakiego go miała.
        - Nosisz ze sobą miecz – powiedział, spoglądając na nią kątem oka, a zaskoczona Rakel tylko skinęła głową. – Jest dla ciebie za duży i za ciężki…
        - Radzę sobie – mruknęła, ale demon tylko prychnął pogardliwie.
        - Wątpię – stwierdził z pewnością siebie i pogardą tak jawną, że Rakel zacisnęła zęby, ale milczała. Nemorianin zaś kontynuował - Ale sam fakt, że tak sądzisz i chyba dajesz radę go unieść sprawia, że może walczysz na poziomie Sheitana. Skąd go masz?
        - Należał do mojego ojca – odparła niechętnie, pamiętając, że nie może skłamać.
        - Należał…? – pociągnął Gadriel, tym razem spoglądając na nią uważnie, ale dziewczyna szybko ucięła temat.
        - Tak – odpowiedziała po prostu, a demon prychnął pogardliwym śmiechem.
        - Ładnie cię Lucien wyszkolił – mruknął – ale daruj sobie owijanie w bawełnę.
        - Co? – Rakel spojrzała na niego zaskoczona, a nemorianin nagle zatrzymał się i popchnął ją na ścianę. – Hej!
        - Dlaczego jesteś dla niego taka ważna?
        - O co ci chodzi? – dziewczyna mruknęła pod nosem, starając się uniknąć przyszpilającego spojrzenia, ale nie było to łatwe, a chciała też uniknąć zmuszania demona do użycia siły, więc nie uciekała. Gadriel wyglądał teraz jak niespełna rozumu i wolała nie ryzykować. Nie wiedziała, co mu odbiło.
        - Nie zgrywaj głupiej, nie mam czasu na gierki. Reaguje, kiedy dzieje ci się krzywda, dlaczego?
        - Nie wiem…
        - Nie kłam! – warknął, waląc ręką w ścianę obok jej głowy, aż odruchowo zacisnęła oczy, nim łypnęła znów na demona.
        - Nie kłamię! – syknęła, prostując się i spoglądając mu prosto w oczy. – Nie mam pojęcia, co mu siedzi w głowie – odpowiedziała, mimowolnie używając tego samego sformułowania, co Lucien, jeszcze parę godzin temu. Wkurzona, czekała na kolejny wybuch demona, ale ten przyglądał jej się nagle zupełnie beznamiętnie, jakby wypatrując kłamstwa, po czym wyprostował się, na nowo wyglądając jak uosobienie spokoju.
        - No właśnie – mruknął. – W tym sęk, że nikt nie wie – dodał zamyślony i jak gdyby nigdy nic nadstawił ramię, które Rakel po chwili wahania na nowo ujęła.
        „Psychol”, stwierdziła w myślach, spoglądając na niego uważnie, gdy znów się zatrzymali, raptem po kilku krokach, ale Gadriel spokojnie zastukał w mahoniowe drzwi.
        - Do zobaczenia, wróbelku – powiedział, już nawet na nią nie spoglądając i odszedł.
        „Co za popieprzona rodzinka!, westchnęła do siebie Rakel, wchodząc do pokoju i rozglądając się za Lucienem.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Pojedynek miał z głowy. Ojciec przekazał co miał do przekazania. Rakel zjawiła się na podwieczorku jak zaproszono i demon uznał, że czasu spędzonego w rodzinnych stronach było aż nadto. Dostatecznie długo zabawili w domu by ściągnąć na siebie multum możliwych kłopotów a przedłużanie tylko przyciągało kolejne.
Gdyby nie wykańczające go obrażenia zniknęli by zaraz po walce. Tym samym oszczędziłby Rakel konieczności spotkania z matką i znając życie też braćmi, sam na sam, bo jakoś wątpił by i oni mieli zakaz pojawienia się w oranżerii. Sam zaś opóźniłby otrzymanie wiadomości o ślubie. I chociaż w ogólnym rozrachunku sama zwłoka niewiele zmieniała, dobre było i dodatkowe parę miesięcy spokoju gdy rodzina próbowałaby się z nim skontaktować. Tymczasem szykowało się parę miesięcy rozważań czy jest szansa na ucieczkę z niewygodnego układu, nawet jeśli jej nie było.
        Zdanie tytułu w takiej sytuacji nie wchodziło w rachubę. Zrobiłoby z niego renegata. Na głowę ściągnąłby sobie podwójny gniew Saide. Co prawda Marlon między wierszami samym pomysłem ugody już dał wyraz szczerości swojej żałoby. Tak jak Asmodeus drwił, śmierć ojca była mu raczej na rękę - odziedziczył majątek. Bękarta nasłał pewnie również licząc na jego zgon by i nieślubnego brata mieć z głowy, a jedynie w gorszej opcji pomścić ojca. Wtedy historyjka prezentowałaby się w sam raz na salony. Decyzja o podjudzenia Rolanda była z serii tych “wygrywasz tak czy inaczej”. To była prawda zawoalowana. Publicznie Marlon był bolejącym synem, a odrzucenie propozycji pojednania poprzez ślub… To była zniewaga nie do przetrawienia.
        Kontynuując te same rozważania pozbycie się tytułu było jedyną opcją by wyrwać się spod jurysdykcji ojca. Nawet sama nieugięta odmowa jego rozkazowi równała się z porzuceniem nazwiska, to zaś zwalniało też ze szlacheckich przywilejów. Ścigaliby go jak zwykłego przestępcę. Saide w zemście i szukając zadośćuczynienia za okazanie wzgardy. A własna rodzina dodałaby paru strażników czy najemników za publiczne zniesławienie.
        Mógł być krnąbrnym i porywczym synem. Mogli krytykować jego trudny i niepokorny charakter ale wciąż ze wszystkich jego wybryków więcej było dumy niż d’Notte raczyli się przyznać. Deklarowane słowa sobie, a prawda sobie, czego równie świadome były okoliczne rody. Potencjalnie był takim samym narzędziem w rękach rodziny jak rapier w jego dłoni. W tym właśnie tkwił urok wszystkich intryg i tańczenia na wąskiej, splecionej z nich linie. Wiedza była pierwszym atutem, prawda objawiana na zewnątrz drugim, a równowagę i zwycięstwo zyskiwało się odpowiednio balansując między nimi.
        Wręcz zapragnął zamordować krnąbrną pokojówkę, która uniemożliwiła mu opuszczenie rodziny gdy było to mniej skomplikowane. Pewnie chciała dobrze, w kilku sprawach nieudana dezercja okazała się korzystna, ale w ostatecznym rozrachunku pogrążyła go z kretesem i naprawdę miał wielką ochotę obciążyć Sayę odpowiednimi konsekwencjami.
        Jak długo dałby radę uciekać zwyciężając? Jak długo gniew rodzin omijałby Rakel? Ślub musiał się odbyć i nawet wolał się nie zastanawiać które zło będzie mniejsze, matka czy córka.

        Tym bardziej jak najszybciej należało się stąd zabierać. Może dopadała go paranoja, ale kiedyś usłyszał (jeśli dobrze pamiętał, od Belli), że paranoja to wyższy stan świadomości. Właśnie go osiągał. Ze spokojem ducha miało to niewiele wspólnego, ale jeżeli miało zapewnić bezpieczeństwo dziewczynie (która może z braku innych priorytetów w życiu, ale stała się głównym z nich, inna przyczyna troski wciąż nie była znana), to wybierał paranoję.
Dlatego też wysłał liścik. Krótki, ponaglający, nieznoszący sprzeciwu. Nie było w nim żadnych informacji, nawet gdyby którekolwiek z zielonookich bestii dorwało notkę w swoje ręce. Był też dość jednoznaczny, żeby Rakel raczej wzięła sobie jego słowa do serca i zawinęła się z podwieczorku w tempie ekspresowym. To było jedyne co mógł względnie kulturalnie zrobić. Pozostało mu oczekiwanie.

        Lucien stał oparty o biurko, gdy uderzył go niepokoju. Potem usłyszał odgłosy kłótni, która całe szczęście urwała się równie nagle jak się zaczęła. Bliskość Rakel zaś wyczuwał wraz z jej stresem. Obrączka okazała się na równi przydatnym narzędziem co przytłaczającym.

        Wzrok wchodzącej do pokoju brunetki napotkał puste biurko i pokój podczas gdy Lucien stał oparty plecami o ścianę, zaraz tuż przy drzwiach. Głowę miał opuszczoną, wzrok wbity byłby w podłogę gdyby nie zamknięte powieki. W ręku czekał rodowy rapier i tylko oddech głębszy i wolniejszy niż zwykle, dokładnie taki jak podczas przejażdżki kiedy brunet na siłę uspokajał się po usłyszeniu niezbyt podobających mu się nowinek, uważnemu obserwatorowi mówił jak niewiele brakowało aby demon go użył.
        Oczy otworzył dopiero po dłuższej chwili. By ruszyć się z miejsca potrzebował kolejnych kilku uderzeń serca. Dopiero wtedy poszedł po książkę z historią rodu, podczas gdy broń nie wiedzieć kiedy znikła.
        - Spakuj się proszę i uciekamy - odezwał się możliwie spokojnym głosem, biorąc zniszczony tom.

        Dał dziewczynie czas na zebranie się do podróży, po czym wyciągnął rękę niemal już tradycyjnie przyciągając ją do siebie by zaraz potem zjawić się w stajni zaraz naprzeciw klatki, która stanowiła boks Onyxa. Zwierz był profilaktycznie zakratowany kiedy w przejściu stajni ciężko było unikać kłapnięcia zębów, podczas gdy piekielne konisko w dniach nudy za rozrywkę upatrzyło sobie gryzienie każdego przechodnia, którego chociaż trochę nawet nie nie lubił co potencjalnie mógł nie polubić, z końmi włącznie. A, ze przy okazji nie lubił stania w miejscu, bo się nudził. Nie lubił zamkniętych pomieszczeń w których mu się przykrzyło. I wyjątkowo nie znosił się nudzić, to jego obecność w stajni nie wróżyła dobrze całej populacji, która miała pecha przechodzić korytarzem.
        Widząc pana i ładnie pachnącą dziewczynę uniósł jednak łeb i zastrzygł ciekawsko uszami, chrapy wciskając w grodzące go pręty. Tymczasem Lucien skompletował rząd, zaraz potem osiodłał umbrisa i wyprowadził wierzchowca na dziedziniec już z Rakel w siodle. Zaraz potem zniknęli, pojawiając się w miejscu opuszczonego obozowiska.
Dopiero tam Lucien wskoczył na grzbiet ogiera i wpierw wolnym tempem pozwolił mu się rozciągnąć po czasie spędzonym w boksie.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Odprowadziła Gadriela przez chwilę wzrokiem, jakby upewniając się, że już nie wróci, i dopiero wtedy weszła do pokoju Luciena. Co zabawne, po raz pierwszy weszła tu drzwiami. Zamknęła je za sobą, rozglądając się po pustym gabinecie i drgnęła nagle wystraszona, widząc demona zaraz obok siebie pod ścianą. Przyglądała się w milczeniu, jak łapie oddech, przypominając sobie niezwłocznie, że coś się stało, skoro tak nagle ją wezwał. Jednak nim zdążyła otworzyć usta, nemorianin odezwał się krótko i względnie uprzejmie. Dokładnie tak, jak ona zwróciłaby się do klienta. Zacisnęła usta, a w jej oczach błysnęło coś nieprzyjemnie, ale odezwała się równie spokojnym tonem.
        - Oczywiście.
        Minęła demona i weszła do sypialni, schylając się przy łóżku, by wyjąć spod niego pas z doczepioną doń pochwą z mieczem. Sprawnie zapięła go sobie na biodrach, poprawiając ładną bluzkę, co przypomniało jej, że to nie jest jej własna. Rozejrzała się krótko po pokoju i zajrzała do łazienki, ale Saya najwyraźniej jeszcze nie oddała jej ubrania. Trudno. Pieprzyć to. Nawet nie miała wyrzutów sumienia. Wątpiła czy Lucien w ogóle zauważyłby różnicę, a już nie było szans, by ktokolwiek w zamku zauważył brak jednej sztuki odzieży. Poza tym była gotowa. To było wszystko, co przy sobie miała, gdy zaskoczyły ich odwiedziny braci Luciena. Miecz przy pasie i ubrania na sobie, nic więcej. Całe juki pozostały przy Echo, a ta pojechała z Remym.
        Rakel wróciła do gabinetu, podchodząc do demona, który niemal mechanicznie wyciągnął już do niej dłoń. Nie zapytała, jak się ma, ani czy czuje się na siłach na tą podróż. Był dorosły (wystarczająco, by brać ślub), więc wiedział, co robi. Na pewno miał też dość jej niańczenia. Poza tym nie miała mu nic innego do powiedzenia.

        Pojawili się w stajni i dziewczyna w końcu uśmiechnęła się na widok umbrisa. Podczas gdy Lucien poszedł po siodło, Rakel przytuliła twarz do wepchanych między pręty chrap.
        - Cześć piękny, tęskniłam za tobą – mruczała, głaszcząc Onyxa po pysku, podczas gdy ten wbijał w nią wytrzeszczone oczy i próbował sięgnąć wężowym językiem.
        Cofnęła się na drugi koniec korytarza, czekając aż Lucien osiodła wierzchowca. Później demon pomógł jej usadowić się w siodle i wyprowadził ich na dziedziniec. O zniknięciu nie uprzedził i Rakel pierwszy raz była sama podczas teleportacji. Targnięcie zaskoczyło ją i dziewczyna zachłysnęła się nagle, wbijając paznokcie w siodło i mimowolnie ściskając łydkami boki umbrisa, który zadrobił kopytami w miejscu, skonfundowany.
        - Wybacz – szepnęła cicho, głaszcząc piekielną bestię po szyi i rozejrzała się po polanie.

        Po wygasłym ognisku prawie nic już nie zostało. Wiatr rozwiał popiół i nawiał liście na wypalone miejsce, sprawiając że wyglądało tu, jakby nie było ich o wiele dłużej niż tylko te kilka dni.
        Widząc, że Lucien podchodzi do boku umbrisa, przesunęła się w siodle maksymalnie do przodu. Nie wiedziała nawet, jak wierzchowiec zniesie dwóch jeźdźców przez tak długi czas. Do Fargoth mieli jeszcze kawałek, ale też z drugiej strony – jaki mieli wybór? Nie mogli zabrać konia ze stajni, bo kto by go później odstawił z powrotem?
        Lucien by mógł, jak będzie wracał na ślub.
        Poza tym w Fargoth czekała na nią Echo.
        Rakel westchnęła bezgłośnie i nastawiła twarz w stronę słońca, ciesząc się jego promieniami po raz pierwszy odkąd opuścili obozowisko. Wszystko piękniej pachniało, trawa, las, kwiaty. Śpiew ptaków, zazwyczaj stanowiący tylko tło, często niezauważalne, teraz zwracał na siebie uwagę tak intensywnie, że dziewczyna nie raz obróciła głowę za przelatującym ptakiem.
        Brakowało jej Alaranii. Mimo wszystkich przeciwności, które spotkały ich w domu Luciena, Rakel naprawdę cieszyła się, że dane jej było odwiedzić inny plan. Ile osób ma taką możliwość? Mimo wszystko cieszyła się, że jest z powrotem. To tu było jej miejsce. Zdała sobie też sprawę, że jej dom wcale nie jest w Valladonie, ale po prostu na tej Łusce, która wcześniej tak nieznana dla młodego mieszczucha, teraz wyglądała przyjaźnie nawet w nowych miejscach. Może po targach znów pojedzie gdzieś pozwiedzać?
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Ku uldze demona Rakel nie spostrzegła jego wzburzenia, albo je zignorowała, ale nie dała po sobie nic poznać. Może poza ciszą jaka panowała, która zdawała się odrobinę dziwna. Poza krótką zgodą, Rakel nie odezwała się słowem aż do stajni, a i tam jej rozmówcą został piekielny ogier. Zamek jednak nie był najlepszym miejscem żeby rozmawiać, może poza pokojem, a Lucien chciał jak najszybciej wyrwać się na wolność. Uciec z tego wrogiego miejsca. Chociaż jeszcze chwilę spędzić na wolności nie myśląc o nadchodzących konsekwencjach przed którymi nie dało się uciec. Chociaż jeszcze kilka dni spędzić w towarzystwie Rakel ciesząc się jej obecnością a nie martwiąc jak bardzo zagrożona jest.
Onyx jak zawsze otrzymał swoją porcję czułości, łasząc się jak bestii nie przystało gdy brunet szykował rząd do podróży. Potem dziewczyna odsunęła się wracając do wierzchowca dopiero by go dosiąść.
        Zniknęli z dziedzińca, ale zanim demon wsiadł, tak było mu łatwiej skupić się na przeniesieniu zarówno konia jak i dziewczyny, jedną rękę kładąc na szyi ogiera, drugą ostrożnie na kolanie Rakel. Potem powitały ich ciepłe promienie słońca. Ślady obozowiska zatarł las, ale Alarania była taką jak zawsze, gościnna, piękna, kojąca. Będzie musiał to wszystko porzucić ponieważ chociaż był dorosłym mężczyzną, podlegał życzeniom i żądaniom ojca jak dziecko? A może naprawdę najprostszym i najlepszym rozwiązaniem było zerwać się ze smyczy. Wymordować przeklęty ród wciąż krępujący go siecią zobowiązań i rozkazów. Wyrwać się na swobodę choćby i przemocą, pozostawiając za sobą krew i zniszczenie, ale dzięki temu na dobre porzucając ponurą krainę zamieszkałą przez same podstępne istoty. Po czymś takim… Po takim pokazie brutalności może by go nie szukali… Może mógłby żyć spokojnie...
        Pogrążony w ciemnych myślach podszedł do boku umbrisa. Wskakiwał na siodło z większym trudem niż zwykle. Korzystanie z magii gdy jeszcze daleki był od pełnego zdrowia nie należało do najmądrzejszych pomysłów, ale chciał jak najszybciej stamtąd zniknąć. Jak najszybciej zabrać Czarnulkę na targi. Schować ją przed Felicity, Sheitanem i Gadrielem. Ukryć choćby i przed całą Otchłanią jeśli zajdzie taka potrzeba.
        Trochę kręciło mu się w głowie i wzrok odrobinę zmętniał, ale to były odczucia subiektywne, do nich nikt nie miał dostępu. Z bardziej widocznych objawów oddychał trochę ciężej niż zwykle, ale liczył, że dziewczyna nie zauważy nawet mimo bliskości. Sam zaś dopiero powoli zaczynał dostrzegać, że dziewczyna wciąż była cicha, nienaturalnie wręcz milcząca.
        - Gadriel cię wystraszył? - zapytał bardzo ostrożnie, otaczając ręką ramiona dziewczyny i przyciągając ją do siebie.
Onyx stępował długim energicznym krokiem, rozciągając mięśnie i rozglądając się ciekawsko.
Po niedługiej chwili już sam rwał się do szybszego tempa. Jako drapieżnik polował i jadał co kilka dni, i nawet miał chęć coś zjeść, ale bardziej dokuczliwa była nuda. Chciał galopu jak zawsze czynili z demonicznym towarzyszem gdy tylko udało im się opuścić stajnię. Pędzić przed siebie ścigając się z wiatrem. Ale pan nie był chętny a ogier nie rozumiał czemu. Stęp się przedłużał i wierzchowiec zaczynał skracać wykrok kosztem drobniejszych a częstszych kroków. Ogon coraz częściej przecinał powietrze ze świstem bicza w objawie wyraźnego niezadowolenia piekielnika. Zwierz rzucał łbem szarpiąc wodzami. Posykiwał we frustracji, nawet odwracał łeb łypiąc czerwonymi ślepiami próbując zrozumieć o co chodziło panu, ale on był milczący i niewspółpracujący. A Lucien zwyczajnie jeszcze nie nadawał się do galopu. Potrzebował chociaż chwili więcej na oddech po użyciu magii. Nie chciał stać się obciążeniem dla Czarnulki i zawisać na niej poszukując podparcia zamiast zwyczajnie ją obejmować. A cisza w tym czasie stawała się coraz cięższa i coraz bardziej nie do zniesienia.
        - Podwieczorek był równie ciężki jak moja rozmowa z ojcem? A może znowu zrobiłem coś nie tak tylko brakuje ci szyszek - wyszeptał zrezygnowany i zmęczony, opierając brodę o ramię dziewczyny. Milczenie dręczyło bardziej niż nawrót osłabienia.
        - Wyobrażasz sobie, że Saide razem z moim ojcem wymyślili, że skoligacą nasze rodziny. Gadriel i ja mamy poślubić wdowę i córkę hrabiego, a bękart był pewnie jedynie mało znaczącą zagrywką - szeptał słabym głosem.
        - Nie polecałbym Gadriela na męża, nie jest najlepszym kandydatem, ale wyobrażasz sobie zmusić kogoś do wyjścia za mordercę twojego ojca? - wyszeptał w ramię brunetki. Temat był tym trudniejszy, że Rakel jak najbardziej ojca zamordowano.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Rakel nigdy nie umiała się zbyt długo na nikogo gniewać, a pojęcie obrażania się było jej niemal zupełnie obce. Co innego chowanie urazy. Jeśli ktoś ją dogłębnie zranił, lub co gorsza zdradził – mogła wybaczyć, ale nigdy nie zapominała. Na szczęście takich sytuacji nie było wiele, dosłownie kilka; w końcu była jeszcze bardzo młoda.
        Teraz zaś nie było jednego powodu jej złego samopoczucia, ani konkretnej osoby, która je wywołała. Dziewczyna była zwyczajnie wymęczona psychicznie i nawet jej samej nie chciało wymieniać się rzeczy, które mogły ją doprowadzić do takiego stanu. A to, że chcąc nie chcąc, wyładowywała swoje niezadowolenie na demonie, nawet jeśli w najmniej inwazyjny sposób, bo po prostu milcząc, było winą tylko tego, że nikogo innego przy sobie nie miała. No i Lucien też miał swój udział w piramidzie jej zmartwień i żali.
        Więc chociaż wcześniej potraktowała go oschle, być może nieco podświadomie zrzucając na niego winę za swój zły humor, teraz wystarczyło, by nemorianin z trudem wdrapał się na siodło, by zbrojmistrzyni zmiękła. Wciąż przecież nie czuł się dobrze. Pamiętała też, że mówił, że „uciekają”, a nie wyjeżdżają. Jednak chociaż trochę korciło ją, by dowiedzieć się o co chodzi, bała się wchodzić w konwersację z demonem. Któryś tam z kolei zmysł podpowiadał jej po prostu, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
        Jechali więc w ciszy, przerywanej parskaniem urażonego umbrisa i ciężkim oddechem Luciena, który sprawiał, że Rakel zaciskała lekko usta w zmartwieniu, konsekwentnie milcząc. Pytaniami o samopoczucie mu go nie poprawi. W końcu jednak pierwszy odezwał się demon, a zbrojmistrzyni uniosła brwi zdumiona i prychnęła cicho.
        - Trochę – mruknęła z niezadowoleniem i strzeliła kątem oka w stronę obejmującego ją Luciena. Poruszyła się lekko, niezbyt chętna do przytulania, ale powiedzieć mu, że ma się odczepić też nie chciała.
        - Jak przez tą obrączkę masz wyłapywać takie głupoty to lepiej ją zdejmij, bo zwariujesz – powiedziała cicho, przez co niezbyt miły ton mógł umknąć uwadze. – Nic poważnego się nie stało – dodała jeszcze i znowu zamilkła, zapatrując się w trasę.
        Umbris prychał i fukał, niezadowolony z tempa marszu, a jego nastrój powoli udzielał się też Rakel, która spinała się nie wiadomo czemu. Mieli przed sobą jeszcze kawał drogi, a ona czuła jakiś dziwny niepokój. Nawet nie zauważyła, że znów zapadło milczenie, trwające już chyba zbyt długo, bo Lucien znowu je przerwał, a na jego słowa dziewczyna przewróciła oczami z irytacją.
        - Nie wiem, jak poszło twoje spotkanie z ojcem, więc nie umiem odpowiedzieć – mruknęła niezbyt uprzejmie, ale po chwili westchnęła, zdając sobie sprawę, że się boczy, nie wiadomo czemu. Szept mężczyzny i to jak oparł brodę o jej ramię sprawiło, że trochę złagodniała. – Nic nie zrobiłeś, po prostu jestem zmęczona – powiedziała łagodniej, mając nadzieję na urwanie się rozmowy. Lucienowi jednak choroba nie służyła, bo zrobił się gadatliwy. I tym razem nawet jego kiepski stan, słaby głos i czułe objęcie nie pomogły w opanowaniu irytacji Rakel.
        - Gadriel coś wspominał – powiedziała, jeszcze wciąż spokojnie, ale po kolejnych słowach oczy jej zapłonęły, czego demon nie mógł zobaczyć.
        - Nie, nie wyobrażam sobie.
        Jakimś cudem udało jej się odpowiedzieć przez niemal zaciśnięte zęby, ale natura sama upomniała się o rozładowanie napięcia, gęsto wiszącego w powietrzu. Rakel mimowolnie poruszyła się w siodle, chcąc po dłuższym czasie chociaż trochę zmienić dosiad, ale popełniła najbanalniejszy błąd, jaki może zrobić początkujący jeździec. Zamiast wesprzeć się na łęku (jej ręce otulało ramię Luciena, więc jakby o nim zapomniała) lub podeszwami w strzemionach, dziewczyna przytrzymała się, zaciskając łydki na bokach umbrisa. Temu zaś dwa razy nie trzeba było mówić.
        Z radosnym parsknięciem dosłownie wystrzelił w przód i Rakel poczuła tylko zsuwające się z niej ręce, gdy mężczyzna spadał z zadu wierzchowca.
        - Lucien! – zawołała i odruchowo ściągnęła wodze Onyxa, ale ten, raz puszczony luzem, już nie dał się tak łatwo okiełznać i teraz stanął dęba, walcząc z niedoświadczonym jeźdźcem. Rakel później nawet sama nie wiedziała, jakim cudem utrzymała się w siodle, jednocześnie próbując nie spać z umbrisa i wypatrzeć Luciena, ale jakoś jej się udało i gdy tylko przednie kopyta bestii dotknęły ziemi, zawróciła go z powrotem. A wtedy Onyx zadziałał już sam. Parsknął zaskoczony na widok swojego pana leżącego w trawie i dopadł do niego w kilku susach, samemu się zatrzymując i pochylając łeb do demona.
        - Lucien? – Rakel zeskoczyła z siodła i przykucnęła przy brunecie, przyglądając mu się z niepokojem i delikatnie odsuwając pysk Onyxa, który próbował polizać pana po twarzy. – Hej, Lucien! Weź chociaż otwórz oczy, żebym wiedziała, że żyjesz, Luc! – nawoływała, unosząc lekko jego głowę i opierając sobie na kolanach, by później odgarnąć czarne włosy z twarzy. Rozluźniła się dopiero, gdy powieki demona uchyliły się lekko, wręcz leniwie, gdy ten mrużył oczy przed słońcem. Dziewczyna przesunęła się lekko, by sobą rzucić cień na jego twarz.
        - Nic ci nie jest? – westchnęła i przysiadła na piętach, odgarniając loki z twarzy, by po chwili potrzeć czoło. – Cholera przepraszam, spięłam go, nie wiem czemu, jakoś odruchowo, wybacz – mamrotała, głaskając bruneta po głowie, sama zaś trącana przez umbrisa, który, gdy już upewnił się, że jego pan żyje, zaczął z przejęciem przeżuwać kosmyk włosów Rakel, który udało mu się dorwać w paszczę.
        Dziewczyna odczekała tylko, aż Lucien się pozbiera, wycofując się, gdy wsparł się na łokciach i później wstając razem z nim.
        - Zatrzymajmy się już. I tak niedługo zajdzie słońce.
        „A ty musisz odpocząć”, mruknęła do siebie w myślach, ale na głos już tego nie powiedziała, nie chciało jej się z nim kłócić.
        I gdy tylko Lucien doszedł nieco do siebie, znów zwiększyła dystans, zostawiając go z umbrisem, a samej znikając na moment między drzewami, by nazbierać chrustu na ognisko. Może i było ciepło, ale nie czułaby się pewnie śpiąc bez żadnego źródła światła. Nie bała się ciemności, ale wciąż znajdowali się pośrodku niczego i to nie budziło jej zaufania. Tak, tak - mieszczuch.
        Rozsiodłanie Onyxa zostawiła demonowi, by nie marudził, że się go znowu niańczy, ale zerkała na niego ukradkiem, czy czuje się chociaż trochę lepiej. Sama układała ognisko tak długo, aż brunet nie ułożył się w jakimś konkretnym miejscu i dopiero wtedy sama usiadła po drugiej stronie paleniska. Oficjalnie był zaręczony. Koniec przytulania.
        Niemal niedbale rzuciła iskrą w stronę drewna, które buchnęło płomieniem wysokim na kilka łokci, zaskakując samą Rakel, która po cichym „oj”, szybko zmniejszyła ogień. Ten trzaskał teraz cichutko, dając więcej światła niż ciepła, a za jego płomieniami można było dostrzec, że dziewczyna bez słowa szykuje się do snu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Próbował nawiązać rozmowę, zrozumieć co tak zestresowało dziewczynę, ale Rakel była dziwnie spięta i urywała dyskusje mocno konfundując nemorianina. Westchnął ciężko nie rozumiejąc czemu nagle wyraziła swoje niezadowolenie z obrączki, którą przecież nie tak dawno zaakceptowała i nie wyglądało by się o nią złościła.
        Potem było tylko gorzej. Każde następne pytanie tylko drażniło brunetkę bardziej, ostatnie okazało się nawet bardzo trafione, ale chyba dziewczyna odebrała je na swój sposób. Nie próbowała zrozumieć nastawienia demona, który podobne żądanie wobec przyszłej żony uważał za wysoce nieetyczne i okrutne, a Rakel spięła się pod jego ramieniem jakby sam dotyk demona był jej przykry ponieważ chciał skrzywdzić tę nieznaną dziewczynę. Tak to odebrał, ale wiele czasu na zastanowienie nie miał. Jakby w kulminacji i na podsumowanie, nie wiedzieć jakim sposobem i czemu, ale Onyx zerwał się z miejsca galopem i nieprzygotowany na taki ruch, osłabiony demon zamiast podążyć z koniem został tam gdzie wierzchowiec stał jeszcze chwilę temu, czyli zleciał z siodła z impetem uderzając o ziemię.
        Nieplanowane i niezbyt zgrabne lądowanie na wznak na moment pozbawiło Luciena tchu, co nie zdarzało się często. Przy okazji huknął też głową o ziemię co wraz z ogólnym wyczerpaniem, które po przeniesieniu się wróciło ze zwiększoną siłą, poskutkowało następną solidną chwilą jakiej demon potrzebował na pojęcie co właśnie się wydarzyło.
Wpierw dość opieszale domyślał się gdzie w ogóle się znajdował. Już w Alaranii z tego co pamiętał. O ile dobrze pamiętał. Potem dokładniej, gdzie jest, czyli, że leżał na ziemi. A później usłyszał zestresowany głos Czarnulki, który dobywał się wpierw jakby z oddali, potem zbliżał się gwałtownie. A on nadal nawet nie drgnął.
        Normalnie taki drobiazg jak upadek nie zrobił by na nim wrażenia. Nawet jeżeli jakimś sposobem faktycznie znalazłby się na klepisku to nie odczułby tego tak boleśnie. Tymczasem (nie)zwyczajnie miał problem dźwignąć z gleby własne ciało czy nawet otworzyć oczy. Dodatkowy pech chciał, że słońce, które tak go uradowało, świeciło mu teraz prosto w twarz przebijając się nawet przez powieki, drażniąc źrenice, które do światła stworzone nie były a teraz ponownie od niego odwykły potrzebując trochę czasu na przyzwyczajenie się. Na zmarszczeniu brwi więc otwieranie oczu się skończyło.         Jak już poczuł palce Rakel we włosach z unoszeniem powiek spieszył się troszkę mniej. Znowu odzywała się do niego normalnie. Mówiła z troską, chociaż była wystraszona. W sumie raczej nic dziwnego, takie leżenie jak kłoda nie mogło wyglądać za dobrze. Ale przynajmniej dziwny dystans zniknął. Gdy już wreszcie otworzył oczy, leżał głową na kolanach dziewczyny tłumaczącej przyczynę jego gwałtownego spotkania z ziemią, z przejęciem tak dużym jakby go dźgnęła nożem.
Pokręcił delikatnie głową i uśmiechnął się łagodnie, potem bardzo niechętnie wstając. Poleżałby tak dłużej, ale dziewczyna gotowa była uwierzyć, że autentycznie zrobiła mu krzywdę.
Szybko pożałował swojej decyzji. Należało egoistycznie pozwolić brunetce się martwić. Usłyszał od niej jeszcze tylko krótkie dwa zdania i kontakt się urwał. Normalnie jakby właśnie się dowiedziała, że to on jej ojca zabił. Przecież tyle razy próbował tłumaczyć kim i czym był, ostatnio powiedział jej wszystko naprawdę dokładnie, nie ubarwiał i nie ukwiecał, bracia określali go rzeźnikiem i Rakel nie nabrała takiego dystansu jak teraz. Coś musiało się wydarzyć.
        Z zarządzonym postojem się nie spierał, prawdą było, że nie czuł się najlepiej. Już byli w Alaranii więc faktycznie niepełne kilka godzin nie mogło ich zbawić. Jednocześnie może będą mieli okazję normalnie porozmawiać bo chyba tego Rakel potrzebowała. On na pewno.
        Zajął się wierzchowcem, który uwolniony z uprzęży od razu dał dyla w las. Skoro nie było biegania należało napełnić brzuch, prosta umbrisowa logika. W tym czasie dziewczyna zajęła się rozbiciem obozowiska i zaraz zniknęła po drugiej stronie ogniska, bez słowa szykując się do snu. Na rozmawianie widoków brakło. Początkowo Lucien usiadł wpatrując się milcząco w ognisko. Czuł się jakby po raz drugi dostał, ale tym razem nie w głowę a w twarz. Potem przez płomienie zaczął spoglądać na dziewczynę z niemym wyrzutem i zagubieniem. Ostatecznie sam przerwał milczenie, chociaż cichym słabym głosem, niemal szeptem.
        - Co się stało? Co ci ten gamoń naopowiadał? - demon wyrzucał z siebie pytania powoli, z niepokojem mieszającym się w głosie, jednocześnie badając grunt.
        - Mówiłaś, że chcesz żebym z tobą rozmawiał, że nie potrafisz domyślić się o co mi chodzi. Też nie umiem czytać w myślach - wytknął z niekrytą urazą.
        - Pokój opuszczałaś cała w skowronkach tylko dlatego, że uczyłaś się alfabetu, teraz nie chcesz na mnie spojrzeć, o zaszczyceniu słowem nawet mowy nie ma. Co ci zrobili? - zapytał na koniec nie kryjąc emocji mieszających się w głosie. A Lucien był jednocześnie zasmucony, wystraszony i zły, że pozwolił Rakel iść samej, że w ogóle zabrał ją ze sobą do Otchłani, że nie wiedział co się dzieje, i ostatecznie, że taka drobnostka tak bardzo go raniła.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości