Opuszczone KrólestwoZapach deszczu

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Jeszcze tego teraz brakowało, na szczyt góry zamieszania i niefortunnych zdarzeń, by Lucienowi coś się stało. Bo oczywiście, znowu zapomniała, że jest niemalże nieśmiertelnym demonem i chociaż chwilowo w dość kiepskim stanie, to upadek z konia na pewno go nie zabije. Ale to chyba po prostu odruch. Mimo wszystko jednak czekała cierpliwie, aż mężczyzna dojdzie do siebie, przyglądając mu się z troską i pielęgnując, bo to, że nie stanie mu się nic poważniejszego, nie oznacza zaraz, że wszystko jest w porządku. Dopiero lekki uśmiech przytomniejącego demona w pełni uspokoił skołatane serce i Rakel odetchnęła z ulgą, zbierając się na nogi.
        Później po prostu wróciła do siebie, zamykając się w swojej głowie, w której uparcie kotłowało się od groma myśli. By zachować jakiekolwiek zmysły i chociaż trochę odpocząć, dziewczyna zebrała wszystkie te nieprzerobione emocje, przemyślenia i troski, i upchnęła je do niewielkiego pudełka w zakamarkach umysłu. Później zatonęła w prozaicznych czynnościach, ciesząc się lekką głową i konsekwentnie ignorując poruszające się niespokojnie pudło zmartwień.
        Tak jak myślała, Lucien zajął się umbrisem, a gdy usiadł przy ognisku, ona sama znalazła się po drugiej stronie, niepewnie układając do snu. Teraz nie miała nawet posłania czy płaszcza i w ubraniach leżała wprost na trawie, która chociaż miękka, nieustannie rozpraszała nieprzyzwyczajoną do takiego wypoczynku dziewczynę. Raz połaskotało ją w polik źdźbło trawy, to musiała przesunąć biodro, bo uwierała jakąś większa kępka, a to znowu mrówka właziła na odsłonięte ramię, łaskocząc skórę. Brunetka jednak była naprawdę zmęczona i gotowa zignorować to wszystko, byle jak najszybciej zapaść w sen.
        Jednak i to nie było jej dane, bo po chwili usłyszała za plecami głos Luciena. Otworzyła oczy, wpatrując się w ciemniejący las i zastanawiając, czy nie lepiej udawać, że śpi. Ale że nie miała w zwyczaju kłamać czy oszukiwać, a na dodatek demon ewidentnie miał jakiś problem, westchnęła cicho, przewracając się na plecy. Pudełko jej trosk rozpadło się, a te rozlały po umyśle, na nowo ciążąc w głowie i sercu. Na kolejne słowa demona, wyrzucone już z wyraźną urazą, Rakel zmarszczyła gniewnie brwi i podniosła się do siadu, spoglądając przez żarzące się patyki wprost na bruneta. Ten jednak nie skończył i po chwili znowu uderzył zarzutem, a emocje przebijające w jego głosie, tak bardzo nietypowe, na zmianę denerwowały i poruszały dziewczynę. Co on tak teraz przeżywał? Zawsze milczał, a teraz zachciało mu się rozmowy? A Rakel po prostu wiedziała, że niezależnie od tego, co chce, i jak bardzo by się nie pilnowała, to gdy zacznie mówić, będzie miała problem z tym, by skończyć. Ostatnie jednak pytanie już domagało się reakcji i dziewczyna mruknęła niezadowolona, pocierając twarz i przeciągając ruch, odgarnęła rozpuszczone już włosy na plecy.
        - Nikt mi nic nie zrobił – powiedziała, spoglądając na Luciena. – Nic się nie stało. Nic konkretnego. Mówiłam ci, po prostu jestem zmęczona.
        Ucichła, zdając sobie sprawę, że nie mówi całej prawdy. Niby też nie kłamała, bo obiektywnie nie stało się nic szczególnego (poza ślubem Luciena), co ją zdenerwowało czy zasmuciło. Po prostu nastąpił moment, kiedy wszystkie zdarzenia, które do tej pory znosiła z tak godnym podziwu spokojem, upomniały się o swoje i Rakel pękła. To było dla niej za wiele i każdy normalny człowiek zdawałby sobie z tego sprawę. Ale nie Lucien, który miał ogólnie nieco spaczony pogląd na ludzi w ogóle, i zdecydowanie nie Rakel, która potrafiła poradzić sobie ze wszystkim w życiu, tylko dlatego, że tak sobie postanowiła. Więc w momencie, gdy działo się z nią coś, czego nie rozumiała i na co nie miała wpływu, zrobiła się niespokojna i nieswoja, ostatecznie zamykając się w sobie.
        Ale oczywiście demon nie mógł zostawić jej w spokoju, żeby doszła do siebie, tylko szturchał ją teraz metaforycznym kijkiem, bo czegoś nie rozumiał. Ona też wielu rzeczy nie rozumiała, ale próbowała przetrawić je w milczeniu, więc czy on nie może dać jej spokoju? Może nadal ta maść mu w głowie miesza, że nagle na wieczorne rozmowy mu się zbiera? Nigdy nie drążył, nie dopytywał, nie interesował się. Wszystko przyjmował tak jak było, a teraz wyłapał, że coś jest nie tak. No złośliwość losu. Z drugiej strony, cholera jasna, ile razy ona coś z niego tak wyciągała… tylko, że wtedy naprawdę coś się stało! Na przykład pojawił się jego brat, o istnieniu którego nie wiedziała, a przy którym Lucien udawał, że to ona nie istnieje. To było coś, co warto było wyjaśnić. A nie jej małomówność, czy nie poświęcanie mu wystarczającej uwagi.
        - O co ci właściwie chodzi? – zapytała zmęczonym tonem. - Przecież nic złego nie zrobiłam. Stawiam się na baczność, jak zarządzisz, bez słowa się pakuję, chociaż nadal nie wiem czemu musieliśmy znikać natychmiast. Na pytania odpowiadam, a jestem małomówna, bo… - zamilkła na chwilę, a później głośne plaśnięcie przerwało ciszę, gdy dziewczyna zabiła komara na przedramieniu. – Uch… - fuknęła, strącając zakrwawione truchełko na ziemię i wycierając rękę o spodnie. Po chwili podniosła wzrok na Luciena, przypominając sobie, że przecież rozmawiali, a ona teraz zgubiła wątek. Spuściła wzrok.
        - Nigdy nie chciało ci się gadać, a teraz się zrobiłeś rozmowny, bo coś ci nie pasuje. Jestem zmęczona, w porządku? Dopadła mnie rzeczywistość i próbuję uporać się z nią na swój sposób, zadowolony?
        Cały czas mówiła cicho i spokojnie. Nastała ta nietypowa pora wieczorem, gdy dzienne zwierzęta już ucichły, znikając gdzieś w lesie, ptaki przestały śpiewać i nawet wiatr się uspokoił, ale nocny koncert jeszcze się nie rozpoczął, dając chwilę na wytchnienie, podczas której zapadała niemal nienaturalna cisza. Ona tym bardziej wymuszała odpowiedzi, gdy nie można było swobodnie zakończyć rozmowy, bo ostatnie zdanie zawisło ciężko w powietrzu, zwracając na siebie uwagę. Rakel westchnęła, pocierając czoło i żałując, że nie ugryzła się w język. Teraz na pewno będzie drążył, a ona po prostu nie ma mu nic więcej do powiedzenia. Albo co gorsza ma, ale wolałaby zachować to dla siebie, dopóki sobie tego w głowie nie poukłada, zamiast wylewać bezmyślnie falę nieuporządkowanych myśli.
        - Ale jeśli jest coś, o czym chcesz porozmawiać, to w porządku, jestem tu – powiedziała w końcu zmęczonym tonem, gotowa wysłuchać demona. Dawno nie słyszała w jego głosie tylu emocji, więc może naprawdę stało się coś poważniejszego, o czym jeszcze nie wspomniał.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Rakel starała się wykręcić zmęczeniem ze swojego dziwnego zachowania. Zupełnie jakby wcześniej nie miał okazji widzieć jej wyczerpanej. Był świadkiem jak pada jak kłoda na łóżku. Odprowadzał ją z rozlewiska kiedy Rakel ledwo stała na nogach niemal zasypiając mu na piersi. W podróży szeptał jej historie do snu chociaż była zmęczona. Nawet miał okazję wnosić dziewczynę po schodach gdy wykończone używaniem magii ciało odmówiło brunetce posłuszeństwa.
Cisza była nienaturalna i nie pasowała do demonicznej definicji czarnulkowego zmęczenia. Dla Luciena Rakel wyglądała bardziej jak wieczorem gdy wpadła do sklepu ledwie tłumiąc łzy, albo wtedy gdy się pokłócili, nie ważne za którym razem. Miał wrażenie, że coś było nie tak i starał się pomóc. Jak się okazało lepiej by zaniechał nie tylko troski ale i prób pomocy.
        Rozpaliła ognisko i położyła się na trawie, nie wymawiając chociażby i od niechcenia “dobranoc”. Już nawet dobrą-noc mogła sobie darować a na odczepnego rzucić “idę spać”, nie musiałaby się tak na gołym klepisku męczyć. Pomógłby jak umiał. I niby miał uwierzyć, że wszystko było w jak najlepszym porządku. Nie musiał być ekspertem od ludzi i interakcji społecznych żeby się poczuć niechcianym w danym momencie. Ale jakby jeszcze miał jakieś wątpliwości, zmęczony ton głosu dziewczyny był jak potwierdzenie. Zbrojmistrzyni chciała żeby zostawił ją w spokoju, ale wszystko było oczywiście w zupełnej normie.
        Zapytany czego chciał jakby co najmniej zaczepił obcą osobę na ulicy, prychnął cicho pod nosem. Normalnie sielanka, nic się nie stało, jednorożców tylko brakowało.
        - Bo taka jesteś skora do słuchania poleceń. Nikt cię nie zmuszał do wyjazdu, jak ci się tak podobało mogłaś zostać. To ja musiałem odejść stamtąd jak najszybciej - mruknął prawie sam do siebie, głosem, który niemal nie przebijał się przez trzask ogniska.
        Z następnym zarzutem się nie zgadzał. Przecież nigdy nie odmawiał jej rozmowy. Często nie wiedział co mówić, fakt. Wpierw trudno było stwierdzić na ile Rakel ufał i ile mógł jej zdradzić. Potem jak wiele mówić, żeby dziewczyna nie uciekła, żeby jej nie stracił… Ale zawsze mówił jeśli tego chciała... Bracia może mieli rację i nie był duszą towarzystwa, nie przywykł do gadulstwa, ale przecież taki był od początku, nic nie uległo nagłej przemianie, a jeśli już to w zupełnie odmienną stronę. Skoro Czarnulce to przeszkadzało, mogła powiedzieć, albo zwyczajnie odprawić z nowym rapierem i żyć sobie szczęśliwie bez jego natarczywej obecności.
        Wraz ze słowami Evans Lucien się zdystansował i wycofał, a twarz demona powoli stała się chłodną, niewzruszoną maską, którą Rakel miała już okazję widywać.
        - Przepraszam, że nagabywałem - odpowiedział cichym szeptem, podnosząc się z ziemi. W ciszy, wolnym krokiem podszedł do Rakel i niemalże tradycyjnie wyciągnął rękę po dłoń dziewczyny gdy zwykł żegnać się z nią kurtuazyjnym pocałunkiem.
        - Nie będę cię dłużej męczył, a na pewno nie nieistotnymi rozterkami - dodał, ale zamiast się pochylić zamknął drobną rękę w swojej garści i znienacka podciągnął dziewczynę w górę w zasadzie zmuszając Rakel żeby stanęła na nogach. Zaraz potem niespodziewanie postąpił w przód wymuszając na brunetce krok wstecz ale w tym samym momencie zahaczył o jej nogę gdy chciała się cofnąć. Zachowanie było bezczelne nawet jak na Luciena, albo właśnie z uwagi na to, że to był Lu, który wobec Czarnulki starał się być delikatny i cierpliwy. Prawdopodobnie Rakel klapnęłaby z impetem na pośladki, ale przed ostrym powrotem do pozycji siedzącej powstrzymało ją to samo co zmusiło do wstania. Ręka demona wciąż trzymała dłoń dziewczyny i wyhamowała możliwy upadek. Brunetka usiadła z tylko trochę energiczniej ale nie opadła na trawę, a na coś niespodziewanie miękkiego. Na trawie gdzie wcześniej szukała sobie miejsca leżał znany już czarny płaszcz podszyty szarym wilczym futrem. Dopiero wtedy demon przychylił się do wciąż przetrzymywanej ręki dziewczyny i pocałował jej grzbiet.
        - Dobrej nocy - powiedział cicho, zwalniając uchwyt z krótkim muśnięciem palców gdy się wycofywał. Odwrócił się w kierunku lasu nie patrząc już w stronę zbrojmistrzyni. Rapier pojawił się w garści bruneta gdy mężczyzna idąc nieco sztywnym krokiem zaczął stapiać się z cieniami drzew.
        Potrzebował ruchu. Rozciągnięcie zastałego i obolałego ciała powinno mu się przysłużyć. Przede wszystkim jednak musiał oczyścić umysł.
Sam dla siebie kręcił stryczek. Tyle razy słyszał od przyjaciółki, żeby przestał szukać czegoś czego nie ma. Żeby skupił się na materialnej rzeczywistości zamiast gonić za mrzonkami rodem z książek. Przecież tyle lat przeżył godząc się z takim nie innym losem, co go podkusiło by nagle zacząć szukać sensu, którego pewnie nawet nie było. Co mu wpadło do głowy by przywiązywać się do ludzkiej Czarnulki, przecież to nie mogło się dobrze skończyć, wróżyło katastrofę prędzej czy później. Przy niej nawet matczyne nauczanie szło w niepamięć. Był małym jeszcze dzieckiem, gdy matka, ta rodzona, udzieliła mu bardzo ważnej lekcji życia - nigdy o nic nie proś. Mimo młodego wieku zapamiętał te słowa bardzo dokładnie. Późniejszemu dumnemu młodzikowi nie trzeba było dwa razy przypominać ważnej życiowej prawdy.
Prośba nie m o g ł a, a zawsze, prędzej czy później p r z y n o s i ł a konsekwencje i w jakiś sposób odwracała się przeciw proszącemu. Mówiła o słabościach i pragnieniach. Nadzieje na jej spełnienie czyniły wrażliwym, podatnym na zranienie. Zaciągały długi te ujawnione i te podświadome, krępując jak okowy. Ostatecznie przynosiły nieskończony ból gdy nie mogły zostać spełnione.
Poprosił Rakel o jedną jedyną rzecz w chwili zapomnienia i zupełnej bezbronności, ale teraz czuł ulgę, że użył Czarnego, a matczyna rada tym silniej odbijała się echem w głowie.
        Pozwolił żeby koszula upadła na ściółkę razem z pochwą rapiera. Zamknięte rany odznaczały się na bladej skórze niemal czarnymi powrozami, w dziennym świetle wciąż strasząc sinym szkarłatem świeżych blizn. Skóra i mięśnie wokół były napięte i sztywne, a sam demon wciąż zmęczony i brakowało mu swojej zwykłej zwinności. Mimo to zaczął trening, ale klasycznie z jedną sztuką broni, zaczynając od bazowych, prostych serii ataków i bloków, ignorując dokuczliwie rwanie wciąż gojących się cięć.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        To było jak jakieś szalone déjà vu. Kolejny wieczór przy ognisku, wpatrzeni w siebie wyczekująco i z pewnym rozczarowaniem po obu stronach. Zmęczeni kłótnią, która już wisiała w powietrzu i pełni niezrozumienia dla siebie nawzajem. Ale demon dostał, co chciał. Rakel usiadła spokojnie przy ognisku, nieco oklapnięta, ale gotowa do rozmowy, którą planował. Nie wiedziała do końca, o co mu chodzi, bo póki co zadawał wciąż te same pytania, na które odpowiadała tak prosto, jak mogła. Nawet nie było czego rozwijać.
        Ale takiej odpowiedzi z jego strony się nie spodziewała. Dziewczynie zdołała z siebie wydać zaledwie coś pomiędzy westchnieniem a prychnięciem, a i tak stłumione, bo dosłownie opadła jej szczęka. Lucien bywał złośliwy i ironiczny, ale teraz poczuła się jakby dostała w twarz. To bolało bardziej niż by się spodziewała. Nie oczekiwała pochwały za posłuszeństwo, ale kpina i wyrzut? I ten tekst, że jak jej się tam podobało to mogła zostać? Losie, ile on ma lat? Przecież to są jakieś żarty chyba, tak?
        Brunetka zbladła, co widać było nawet w półmroku wieczora, ale zamknęła w końcu usta, z trudem przełykając ślinę. Jakkolwiek banalnie to nie brzmiało, była urażona. Była cholernie, dogłębnie urażona. Ale to nie był koniec. Chłodna maska Luciena wpłynęła na jego twarz, mimo że nikogo innego poza nimi tu nie było i Rakel mimowolnie się wycofała. Nie bała się, nigdy się go nie bała, ale zrobiło się po prostu nieprzyjemnie. Na jego szept zacisnęła usta, by nie skrzywić się boleśnie. Zawahała się, gdy podszedł, bo nie wiedziała, co chce zrobić. Znika? Żegna się? I dobrze! Niech idzie.
        Podała mu jednak rękę, ale zaraz musiała powstrzymać pisk, gdy mężczyzna poderwał ja do góry. Później wszystko stało się tak szybko, że ledwo to zarejestrowała, ale zaraz znów leciała w dół, tylko delikatnie wyhamowana, nim opadła tyłkiem na… jego płaszcz. Znowu przyłapała się na tym, że zaciska zęby. Wcale nie bolało, to szok kierował jej organizmem. Na Luciena już nie patrzyła.
        Jeszcze nie, jeszcze chwilę… musi odejść.
        Zacisnęła usta, znosząc namiastkę pocałunku w dłoń. Poczekała, aż się odwróci i obserwowała jak znika w lesie. I dopiero, gdy jego sylwetka zlała się z cieniem drzew, Rakel odetchnęła głębiej, a z jej oczu gęsto poleciały łzy. Całe swoje dorosłe życie żyła sama, ale nigdy nie czuła się tak samotna jak teraz. Nie mając nawet siły płakać, siedziała po prostu z podkurczonymi nogami i, obejmując je ramionami, oparła czoło o kolana, pozwalając, by z każdym głębszym oddechem łzy płynęły jej po policzkach. Zatrzymywanie ich kosztowałoby zbyt wiele wysiłku, podobnie jak prawdziwy oczyszczający płacz. Wyhamowywała więc nawet najmniejszy, rodzący się co jakiś czas szloch, znowu biorąc głęboki oddech i czekając aż ten rozwydrzony, miękki organizm się uspokoi.
        Była wściekła sama na siebie i na swoje ciało. Ryczała, jak porzucona nastolatka, a on nawet nie odszedł, co po prostu zniknął w lesie, pewnie potrenować. Zresztą co ją to obchodziło? Niech się obraża! Ale cholera bolało ją serce i nic nie mogła na to poradzić, z czym zupełnie nie mogła się pogodzić. Wstała gwałtownie, nieco zbyt gwałtownie, sądząc po tym jak się zatoczyła, i stanowczo otarła łzy z twarzy. Nie będzie płakać. Dorian by go chyba zabił, gdyby dowiedział się, że przez niego płakała. Poza tym nie pozwoli mu sobą tak rządzić. Chce stroić fochy jak urażona dziewczynka, proszę bardzo, ale ona nie pozwoli zrzucać na siebie za to winy.
        Szlag. Pojechałaby w cholerę, gdyby nie drobiazg w postaci braku wierzchowca. A nawet ona zdawała sobie sprawę, że marsz w stronę gościńca, po zmroku, był durnym i dziecinnym zachowaniem. Dogoniłby ją i tak. Och, bo szukałby na pewno. Despota.
        Błyszczące gniewnie spojrzenie otaksowało okolicę, ale dziewczyna za cholerę nie znalazła nic, na czym mogłaby wyładować gromadzące się emocje. W takim stanie nie nadawała się do treningu. Luciena może to uspokajało, ale ona nabawiłaby się tylko złych odruchów. W końcu zatrzymała się i uśmiechnęła do siebie. Głupia.

        Jasna łuna, widoczna jeszcze staję od ich obozowiska, rozświetliła niebo. Rakel stała z zamkniętymi oczami, oddychając spokojnie i po prostu płonąc. Najzwyczajniej w świecie zrobiła z siebie ludzką pochodnię, z każdym wydechem czując, jak razem z płomieniami opuszcza ją napięcie i energia, ale taki był koszt spokoju. Zaczęła przygasać dopiero, gdy poczuła zmęczenie. Nie chciała się zupełnie wykończyć, ale było jej zdecydowanie lepiej. Ogień nie wypalił jednak wszystkich emocji i chociaż te nie wstrząsały teraz buntowniczo jej umysłem, wciąż tam były. A winny tej sytuacji zapewne wciąż się czuł pokrzywdzony. Rakel prychnęła pod nosem i mijając swoje posłanie (w życiu nie przespałaby się teraz na jego płaszczu, chociażby miała spać na gołym kamieniu), poszła w las szukać Luciena.
        Naprowadził ją świst stali. Znalazła go na niewielkiej polance i obeszła ją lekko, by nie wyjść mu zza pleców. Pewnie i tak ją usłyszał, ale ostrożności nigdy za wiele, a to by dopiero było zakończenie wieczoru, jakby jej omyłkowo (albo nie, haha) uciął łeb. Wyszła w końcu spomiędzy drzew i stanęła w milczeniu, nagle niepewna tego wszystkiego, co postanowiła z siebie wyrzucić. Ale wystarczyło jedno spojrzenie w beznamiętną twarz demona, by złość na nowo wróciła i pokierowała słowami. Spokojnymi, ale zdecydowanymi.
        - O co ci chodzi Lucien, co? Powiedz mi proszę wprost, bo naprawdę nie rozumiem. Czy to wszystko wydarzyło się teraz tylko dlatego, że nie miałam ochoty z tobą rozmawiać? Przecież wiesz, że nie chciałam cię urazić. Od kiedy moje milczenie jest skierowane przeciwko tobie? Od kiedy mam obowiązek mówić o wszystkim, co myślę, nawet jeśli nie chcę się czymś dzielić? Powiedziałam, że jestem zmęczona. Jestem zmęczona Lucien, jasne? – powiedziała, a głos jej się załamał, przez co żachnęła się, pocierając czoło. Nie chciało jej się w ogóle gadać, ale jednocześnie wiedziała, że teraz musi mu wszystko powiedzieć, bo inaczej nie będą się do siebie odzywać aż do Fargoth. O ile w ogóle tam z nią pojedzie.
        - Czemu to nie jest dla ciebie wystarczający argument? Po prostu mam za dużo w głowie i muszę to sobie poukładać. Powiedz mi, co poza tym haniebnym olaniem cię teraz zrobiłam złego, że tak się zachowujesz? Jeśli chcesz porozmawiać to w porządku, możemy rozmawiać. Ale nie obrażaj się na mnie tylko dlatego, że sama z siebie nie chcę o czymś mówić. Bo nie wiem o czym. Co ci nie pasuje do cholery? Pytasz co się stało. Nic się nie stało Lucien, naprawdę nic. Podwieczorek, przepytanie, nic specjalnego – fuknęła, wyliczając wszystkie pytania demona.
        - Co mi zrobili? Nic mi nie zrobili. Co mi Gadriel nagadał, nic mi nie nagadał, wręcz sam był ciekawski. Pytał czemu jestem dla ciebie taka ważna. Powiedziałam, że nie wiem, co zresztą jest prawdą. Poza tym dowiedziałam się o twoim ślubie godzinę wcześniej, to wszystko. A o tym akurat nie mam ochoty rozmawiać, chyba że wybitnie ci zależy, ale to jak już mówiłam - powiedz czego chcesz. Jak masz jakiś problem to mów, ale bądź też łaskawy zrozumieć, że ja jestem człowiekiem z krwi i kości, mam swoje odczucia i emocje i czasami zdarzy mi się milczeć. Mam teraz za dużo myśli w głowie i muszę je sobie sama uporządkować, bo jak wyleję je na zewnątrz w takim stanie, jak są teraz, to się czegoś uczepisz i znowu będzie dramat. Poza tym nie muszę, cholera! – prychnęła, pierwszy raz unosząc lekko głos. W cichym lesie i tak wszystko niosło się wystarczająco, by mogła mówić normalnym tonem.
        - A ty mógłbyś to uszanować, bez obrażania się! A zachowujesz się, jakbym bezpośrednio ciebie uraziła i naburmuszony idziesz w las. „Nie będziesz mnie nagabywał”, losie! Jak już zacząłeś, zaniepokoiłeś, poszarpałeś, żeby płaszcz mi pod tyłek podłożyć, to równie dobrze możesz już powiedzieć o co ci chodzi. Nie zrobiłam nic złego i nie dam sobie tego wmówić. Mogę nie mieć humoru, mogę być zmęczona i mogę być zmieszana po wizycie w Otchłani. Jeśli twoje pytania miały być przejawem troski to zajebiście ci wyszło, bo mimo tego, że próbowałam odpowiedzieć, to i tak cię uraziłam.
        - I co to jest za tekst, że mogłam zostać? – spojrzała na niego z wyraźnym rozczarowaniem. – Czy ty jesteś niepoważny czy po prostu złośliwy? Bo ja myślałam, że się przesłyszałam. To było po prostu wredne. I wiesz co? Pieprz się – powiedziała, rumieniąc się z gniewu i niepewności. W końcu wkurzanie demonów nie należy do bezpiecznych sportów.
        - Chcesz coś powiedzieć to mów, chcesz coś wiedzieć to pytaj, ale przyjmij do wiadomości, że ja mogę czasem nie chcieć rozmawiać i to nie jest zbrodnia wojenna. Po prostu jestem kurwa zmęczona! Miałam dzisiaj dosyć. Dużo się wydarzyło i nie chciałam już dzisiaj tego roztrząsać, ale nie mogę po prostu milczeć, bo jaśniepan musi być na bieżąco informowany, co się dzieje, nawet jak się nic nie dzieje. Jakim cudem ja muszę znosić wszystkie twoje dziwactwa i ewentualnie później wysłuchać wyjaśnienia, że chociażby ignorowanie mnie przy Sheitanie było dla mojego dobra, podczas gdy ty nie możesz znieść mojego milczenia nawet, gdy zapewniam, że nic złego się nie stało i po prostu nie mam siły czy ochoty teraz rozmawiać? Czemu mi nie wierzysz na słowo? Czemu mi nie zaufasz? Czemu nie dasz mi czasu na uporządkowanie sobie samej wszystkiego? Czemu z tobą to jest zawsze w jedną albo w drugą stronę, bez kompromisów? Albo kłótnia albo przytulanie. A później dziwisz się, że nie mam ochoty rozmawiać.
        Ucichła na moment, łapiąc oddech i odchylając lekko głowę, by łzy wróciły tam gdzie ich miejsce i nie psuły jej poważnej rozmowy. Zawsze miała wrażenie, że w momencie, w którym się popłacze, dyskusja już nie ma sensu, że już nikt jej wtedy nie potraktuje serio. A teraz chciała poruszyć temat, który poza poważnym był jeszcze drażliwy i ruszany chyba pierwszy raz. Nie wiedziała czy kłótnia to dobra okazja do tego, ale skoro już powiedziała wszystko co myśli, to wóz albo przewóz. Może, poza byciem ponownie sprowadzoną do parteru, dowie się czegoś konkretnego. Wznowiła więc prawie szeptem.
        - Na zmianę traktujesz mnie jak kogoś bliskiego, zabierasz do domu i… śpimy razem i w ogóle… a po chwili robisz się oziębły i traktujesz mnie jak obcą, bo coś ci się nie spodobało. Może to dla ciebie normalne, ale dla mnie nie. Generalnie do tej pory nie miałam z tym problemu, bo jestem dziwna, najwyraźniej, ale teraz to było niesprawiedliwe. Zostawiłeś mnie samą, gdy mimo wszystko chciałam z tobą pogadać, skoro tobie tak zależało. Nawet jeśli nie wiedziałam o czym by ta rozmowa miała być. W porządku, nie byłam miła, ale się starałam. Ale nie, już za późno, dumę uraziłam. Więc muśnięcie w dłoń, żeby nie było, i tyle cię widziałam – mruknęła i teraz już odwróciła wzrok, chcąc uniknąć rozproszenia. I ukryć własne zażenowanie.
        - Myślę też… myślę, że powoli musiałbyś się chociaż trochę zdecydować, kim ja w ogóle dla ciebie jestem i co tu ze mną robisz, poza uciekaniem od własnego życia – powiedziała, wyraźnie skrępowana. - Bo ja nie wiem. Naprawdę. A chociaż… chociaż cieszę się z twojego towarzystwa i do tej pory niczego nie kwestionowałam, po prostu samolubnie spędzając z tobą miło czas, to tak nie może być ciągle, chociażby ze względu na te niedomówienia, twój ślub czy twoją relację z rodziną. Nie wiem też czego chcesz i mam wrażenie, że ty też nie, bo inaczej nie doszłoby w ogóle do tego spięcia tylko dlatego, że byłam małomówna. Poza tym przepraszam, nie chciałam cię urazić – powiedziała spokojnie, niemal na jednym wdechu, chociaż ostatnie zdanie mogło demona zaskoczyć. Ale gdy Rakel była szczera to w pełni. I ze wszystkimi niemiłymi rzeczami, które miała do powiedzenia, i z miłymi. Poza tym pozostawało jej tylko czekanie na wyrok.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Każdy krok utwierdzał Asmodeusa w przekonaniu, że był w trochę gorszym stanie niż początkowo zakładał, jakby upadek z konia nie był dostatecznie bolesnym dowodem. Ale trening był jedynym ratunkiem. Odciął się od niepokoju, od emocji i skupił tylko na broni, sobie oraz polanie. Musiał odzyskać równowagę i spokój, bo jeszcze moment a uzna, iż postradał rozum.
        Ustawił książkową zastawę i przeszedł do fikcyjnej obrony zastanawiając się jak wiele czasu zajmie mu powrót do pełnej formy. Wątpliwe by dzisiaj wyszedł poza ramy zwykłych baz i standardów. Ciało nie słuchało jak powinno, a ignorowanie bólu nie niwelowało nienaturalnej sztywności i ograniczonego zakresu ruchów, prawie zmuszając go do większej pokory wobec chwilowych własnych możliwości. Prawie. Wyprowadził szybki kontratak i zaraz tego pożałował. Odrętwienie szarpnęło mięśniami pleców i nogi, którą wykonał krok, a która miała nieszczęście być tą po stronie gojącego się obrażenia, skutkując znacznie mniej eleganckim ruchem. W praktyce wypad okazałby się znacznie mniej skuteczny o ile nie zakończyłby się zupełnym fiaskiem lub przegraną, zależnie z kim przyszłoby mu się mierzyć.
Gdyby Gadrielowi autentycznie coś odbiło i musiałby skrzyżować z bratem broń, zyskałby co najwyżej czas żeby Palugh dosłownie uprowadził Rakel z Otchłani. Bury za podobną bezczelność raczej by nie doczekał. Pewniejszym scenariuszem było spełnienie marzenia młodego. Gorzkie przemyślenia przerwał mu szelest kroków. Opuścił powoli broń czekając aż przyczyna całego tego zmieszania stanie przed nim.
        Padło strasznie dużo wyrzutów, wiele zdań, a każde sprawiające coraz więcej trudności w odpowiedzi. Hamował emocje tak długo jak potrafił, co wcale nie było łatwe, czekając aż pierwszy potok słów niczym lodowata woda spłynie mu na głowę. Jak miał jej powiedzieć, że wszystko zrozumiała na opak, że i on nie miał pojęcia, że właśnie o to jej chodzi. Zaciął się w sobie w milczeniu patrząc jak Rakel zbiera siły do następnej werbalnej egzekucji. Zresztą i tak nie znalazł czasu na swoją obronę.
        - Skąd niby mam to wszystko wiedzieć - szepnął urażonym tonem, gdzieś między jednym zdaniem brunetki a drugim, chwilę przed pierwszym przekleństwem jakie padło. A przewin nagrabił sobie znacznie więcej, bo zasypano go kolejną litanią. Posłuchał sobie żali prosto z serca. Dziewczyna chyba mniej liczyła na odpowiedź, a wywód prędzej miał na celu uświadomienie co i jak źle zrobił, niż chęć typowej rozmowy czy szansę na wytłumaczenie się. Może i lepiej bo znów by się pokłócili. Trzymał więc fason jak umiał najlepiej.
        Jak żył tak długiej połajanki nie wysłuchał. Może i w planach takie bywały, ale Asmodeus nigdy nie doczekał ich końca. Te zaś co znajdowały się w pierwszej trójce, wszystkie należały do Rakel. Na gwałtowne "pieprz się", aż się żachnął i zmrużył oczy, ale wciąż nie drgnął. Tak, niby miał mówić, tylko kiedy jak na razie to wyraźnie miał dokładnie wysłuchać i najlepiej zapamiętać, bo jak do tej pory każda kolejna kłótnia nawet jeśli przebiegała spokojniejszym tonem, bo tym razem Rakel nie krzyczała, wcale łagodniejsza nie była. Przynajmniej jednak dziewczyna powiedziała o co jej chodzi. Mniej więcej. Wciąż większości rzeczy nie rozumiał, ale mówiła zamiast ucinać, a to już stanowiło jakąś bazę do zrozumienia. Najlepsze lekcje zawsze były tymi najboleśniejszymi i tak bura również mogła być doskonałą nauką jak funkcjonowała zbrojmistrzyni.
Czarnulka rozjaśniła przynajmniej kwestie co ją drażni i irytuje, dając nemorianinowi szansę uzupełnienia listy. Wraz z dodawaniem kolejnych punkcików do skali poirytowania mężczyzny. Już sobie darował ukrywanie emocji i na twarzy na przemian pojawiała się irytacja i uraza, w różnych proporcjach, zależnie od zdania, które w danym momencie słyszał. Zbrodnia wojenna też wymyśliła. I przecież jej ufał, ufał jej jak nikomu innemu. I skąd do stada czortów miał wiedzieć, że ona nie chce rozmawiać, zawsze chciała, teraz się odwidziało ale po głowie zebrał on. Wreszcie jednak wyrzuciła z siebie wszystkie bóle i żale, a sporo tego było. Lucien wysłuchał ich niemal jak kapłan, chociaż z chwili na chwilę bardziej było widać, że jeśli komuś udało się wyprowadzić z równowagi demona, który słynął z lodowatego i aroganckiego spokoju, to była to Rakel.
        - Dlaczego musisz być taka trudna? Przecież uszanowałem życzenie - warknął cicho, ledwie pilnując głosu.
        - Wycofałem się, dałem ci spokój jak chciałaś. I nie mydl mi oczu zmęczeniem, chyba, że masz coś zupełnie odmiennego na myśli bo jakbyś zapomniała widywałem cię zmęczoną. A dzisiaj wyglądałaś jak wtedy gdy ktoś cię zranił - mówił spiętym głosem, hamując złość.
        - Skąd mam niby wiedzieć, że zwyczajnie potrzebujesz czasu w ciszy jeżeli mi tego nie powiesz. Jak mam się odnaleźć jeśli nagle nie rzucasz nawet jednego słowa na dobranoc i w zaparte zamierzasz spać na klepisku. Skąd mam wiedzieć czy z uporem próbujesz udowodnić jaka jesteś silna, dzielna i samowystarczalna, czy pokazujesz jak bardzo się brzydzisz skorzystać z pomocy. Ponad pół milenium motam się w świecie, w którym słowa mówią jedno pod nimi kryje się coś zupełnie innego, jak mam reagować jeśli nagle twoje słowa przeczą atmosferze jaką roztaczasz? Dałem ci przestrzeń zanim urażę cię bardziej albo zrobię coś czego będę żałować, niezbyt dyplomatycznie przyznaję, ale wbrew pozorom też mam uczucia. Ty milczysz, żeby pomyśleć - tłumaczył cały czas powściągając rozdrażnienie, co rzutowało się na niezbyt przyjemny ton bruneta.
        - To jest mój sposób na uspokojenie i pozbieranie myśli - syknął, wykonując pierwszy ruch od dłuższego czasu. Podrzucił rapier chwytając go w połowie klingi. Chwyt był trochę zbyt mocny jak na zadbany, naostrzony oręż. Kilka ciemnych kropel zabarwiło przestrzenie między palcami, wyglądając tak jakby demon się zapomniał lub w był znacznie bardziej zły niż pokazywał.
        - To jest wszystko co mam, jedyna stała. Jedyne zasady, które zawsze pozostają czytelne. Tylko tu nie ma półsłówek i ukrytych znaczeń. Tylko tu mam wpływ na bieg zdarzeń - szeptał coraz może nie tyle spokojniejszym co słabszym głosem.
        - Myślałem, że celowo się odsuwasz, albo, że znowu zrobiłem coś nie tak, i to zabolało. Zabolało znacznie bardziej niż bym chciał - mruknął - I nie chciałem pogarszać sprawy, chciałem się zastanowić co znowu popsułem i co robić dalej. Byłem przecież obok - dokończył opuszczając broń. W drugiej ręce zjawiła się pochwa. Klinga została ukryta w osłonie, bez poświęcenia jej uwagi na oczyszczenie i znikła wracając na porzuconą wcześniej koszulę.
        Kim Rakel dla niego była, dobre pytanie, skoro miał nawet problem kim on był. Fakt, od swojego życia uciekał na pewno, chociaż marnie mu to szło, prędzej przypominał pływającą w kółko złotą rybkę, liczącą, że za następnym zakrętem znajduje się ocean.
        - A ty wiesz czego ty chcesz? Dlaczego nagle już nie może być jak do tej pory? Dlaczego nie możesz mnie akceptować mimo mojej rodziny? Wcześniej mówiłaś, że oni nie mają wpływu na to jak mnie widzisz? - wyszeptał ze smutkiem wypierającym urazę, by zaraz przejść w bardziej oburzony ton - I to nie jest “mój ślub” - nastroszył się ponownie.
        - Rękę poświęcę, że dowiedziałaś się przede mną jeśli to Gadriel ci powiedział. Ojciec dzisiaj oświadczył co mam zrobić i już sam nie wiem czy zaczynam mieć napady paranoi czy nawet ten nieszczęsny pojedynek z bękartem był zaplanowany przez dwóch nudzących się arystokratów, którzy uknuli na tej bazie jakiś kolejny plan, do którego podwójny ożenek jest dopiero wstępem.
        - Poza tym pytasz czego chcę, ale co jeśli ci się to nie spodoba? - wyszeptał wykonując pierwszy krok w stronę Rakel.
        - Co wtedy zrobisz? - zapytał coraz łagodniejszym, ostrożniejszym tonem, wpatrując się w oczy dziewczyny szukając odpowiedzi chociaż prawdziwe pytanie jeszcze nie padło, z każdym kolejnym krokiem zmniejszając dzielący ich dystans.
        - Ja mam tylko jedną prośbę - wyszeptał - Mam tylko jedną prośbę, jedno pragnienie - powtórzył w zrozumiałym dialekcie ostrożnie chwytając dziewczynę za nadgarstek. Niemal dosłownie postawiła go pod murem żądając odpowiedzi i decyzji, tej nie był pewien z wielu powodów. Nie wiedział czy była dobra, nie wiedział jak zareaguje dziewczyna, ale w tej chwili, bez nadmiernego racjonalizowania i myślenia, chyba tego właśnie pragnął, nawet jeżeli przyjdzie mu pożałować spontanicznego działania.
        - Nie zostawiaj mnie jak już wywróciłaś mi życie do góry nogami - dokończył zdanie z wieczora gdy po medykamentach plótł co myślał bez zastanowienia. Przysunął się do brunetki obejmując ją w talii, uniemożliwiając jej cofnięcie się. Palcami, delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy.
        - Albo zrób to teraz zanim będzie za późno dla ciebie i dla mnie - szepnął jeszcze ciszej, pochylając się w stronę Rakel, ostatnie słowa wypowiedział już w wargi dziewczyny zanim ją pocałował. Skoro postawiła sprawę na ostrzu, umysł demona się zdeklarował, nazywanie uczuć czy działań zostawiając na później i nie czekając aż wróci rozsądek.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Zdawała sobie sprawę, że dużo mówi, ale chciał rozmawiać, a to, co było w tej chwili w jej głowie, było niestety tylko chaosem myśli i emocji. I skoro chciał je poznać to niestety spadły mu na głowę w formie strumienia świadomości, podczas gdy Rakel starała się jak najjaśniej wszystko powiedzieć.
        Nie skomentowała głupiego pytania – skąd niby Lucien ma to wiedzieć. A skąd ona miała wiedzieć, że coś jest nie tak? Nie wiedziała przecież, że robi coś złego i mężczyzna jest tym urażony. Ot, po raz kolejny się nie zrozumieli i skończyło się może nie na kłótni, ale dość nieprzyjemnej wymianie zdań, gdzie żale dwóch stron zderzały się ze sobą, bardzo, bardzo powoli zabijając niezrozumienie.
        Widziała też, że jest zły. Ciągle nie rozumiała czemu, ciągle próbowała to wyjaśnić, ale o ile wcześniej dostała jej się chłodna obojętność, to teraz z oczu Luciena przebijała złość i irytacja, na zmianę drażniąc dziewczynę, która dobitniej wyrażała swoje zdanie i smucąc ją, a wtedy starała się wracać do logicznych argumentów, które przecież powinien zrozumieć. Oboje byli urażeni postawą drugiej osoby, kompletnie bez sensu, ale co mogła z tym zrobić? Kiedy po prostu się nie mogli zrozumieć? Tyle dobrego, że demon pozwolił jej się wygadać, chociaż o ile wcześniej robił to chyba dla niej i chcąc zrozumieć, to teraz milczał, bo hamował własną złość. Niedobrze.
        I właściwie nie wiedziała dokładnie czego się spodziewać, bo aż do takiego gniewu nie doprowadziła go chyba nawet po tym pierwszym nieszczęsnym podwieczorku. Ale gdy demon wytknął jej, że ona jest trudna, to zacisnęła usta ze złości tak mocno, że wargi aż jej zbielały. Ona jest trudna! Ona! Odezwał się mistrz relacji międzyludzkich! Spełnił jej życzenie, jasne. Zaraz po tym, jak ona spełniła jego, zgadzając się na rozmowę. Ręce opadły jej jednak, razem z całą złością, gdy brunet znów się spierał, tym razem twierdząc, że mydli mu oczy. Dlaczego, do cholery miałaby to robić? Przecież by nawet nie umiała.
        - Zmęczenie nie musi być fizyczne, Lucien, może być psychiczne – prawie jęknęła szeptem, pocierając czoło, ciągle próbując się obronić. Jak wytłumaczyć komuś, że się mówi prawdę, gdy ten ktoś z miejsca zakłada podstęp i oszustwo?
        Jej słowa zginęły, gdy demon zaczął mówić, a ona tylko załamywała się coraz bardziej. Nie rozumieli się. Tylko tyle i aż tyle. Ona do niego jedno, on do niej drugie. Równie dobrze mogliby mówić w innych językach. Nieprzyjemny ton nie wywoływał w niej już złości tylko smutek i jeszcze większe zmęczenie (chociaż chyba powinna znaleźć inne słowo, bo to ewidentnie doprowadzało Luciena do szału). Ale nie chciała żeby myślał, że to jego wina. Przecież powiedziała mu wprost, że on nic nie zrobił! Tylko, że to też nie jest jej wina. Chciała krzyknąć, że on jej w ogóle nie słucha, ale i tu by dostała rykoszetem, bo przecież cały czas milczał, gdy mówiła. Tylko co z tego, skoro nic nie wyniósł z jej wyjaśnień?
        Drgnęła nagle, gdy nemorianin podrzucił rapier i złapał go za klingę, a na widok krwi przeciekającej przez palce, zrobiła wielkie oczy i niepewny krok w jego stronę. Zamarła jednak zaraz, przypominając sobie, że dla niego takie rany to nic. Tak samo skaleczył dłoń pierwszy raz w jej mieszkaniu i to umyślnie. Rana zagoiła się dosłownie na jej oczach, więc chociaż ciągle trudno było jej do tego przywyknąć, skupiła się na słowach Luciena. Ale mogła tylko bezsilnie kręcić przecząco głową, gdy on ciągle myślał, że to jego wina. Przecież ani razu tego nie powiedziała, wręcz zaprzeczyła, gdy zapytał! A teraz musiała patrzeć, jak się miota, i to przez nią. Sądząc po wcześniejszej złości to pewnie nawet jej próby wyjaśnienia wziął za opieprz. Zresztą, może tak brzmiała. Nie umiała powiedzieć.
        Ulżyło jej, gdy schował broń, która po chwili wylądowała na leżącej na ziemi koszuli. Dopiero teraz do Rakel dotarło, że brunet stoi przed nią z obnażonym torsem, od którego dość trudno odwrócić spojrzenie. Ale wystarczyło, by wyzwała się w myślach od głupiej gąski i znów skupiła się na wykrzywionej w niezadowoleniu twarzy. Do dupy taka zamiana.
        Za chwilę jednak zupełnie zapomniała o swoich rozterkach i wszystkich wcześniejszych słowach, słysząc pytania demona. Otworzyła szeroko oczy i usta, momentalnie kręcąc głową.
        - Przecież to nie tak! Oczywiście, że nie mają wpływu, Lucien! Wybacz, ale ja zdanie twojej rodzinki mam naprawdę gdzieś. To o ciebie się martwię, bo to na ciebie mają wpływ, to o ciebie mi chodzi – powtarzała, wystraszona smutkiem w jego głosie. Nawet późniejsze niezadowolenie puściła mimo uszu i tylko spojrzała na mężczyznę z zaprawionym żalem pobłażaniem. – To jest twój ślub – powiedziała cicho. – Mimo wszystko to ty się żenisz, nie twój ojciec, niezależnie od jego intencji i, najwyraźniej, twojej woli – mruknęła.
        Tego tematu właśnie nie chciała ruszać. Bała się go i bała się swojego własnego buntu i niezadowolenia na samą myśl o tym. Bała się wniosków, do których by doszła, gdyby zaczęła to analizować. Późniejsze pytanie zbiło ją z tropu. Spojrzała zaskoczona na Luciena, odgarniając włosy za ucho.
        - Nie musi mi się podobać – powiedziała cicho, po chwili wahania. Właściwie to nie wiedziała, co odpowiedzieć. Nie spodziewała się takiego pytania.
        Ulgę przyniósł jednak łagodniejszy ton mężczyzny i to, że podchodził do niej, nie kłócąc się już się z bronią w ręku. Zmarszczyła tylko lekko brwi, słysząc, że demon znowu mówi w czarnej mowie, ale nic nie powiedziała, czując jak łapie ją za nadgarstek. Odruchowo spojrzała za jego gestem, jakby zahipnotyzowana. Zmartwił ją widok cięcia na wnętrzu jego dłoni, powinno się już przecież zagoić. Czyli on wciąż był osłabiony.
        Za długo jednak nie mogła unikać jego spojrzenia i podniosła pytające spojrzenie na morskie tęczówki. Przełknęła ślinę, nie wiedząc, czy ma się bać tej prośby, ale gdy ta padła, Rakel jakby przez moment jej nie dosłyszała. Ona wywróciła mu życie do góry nogami? Ona jemu? Dobre sobie. Ona, valladoński mieszczuch, właśnie wróciła z wycieczki w Otchłani. Pobij to, Lucek.
        Dopiero czując, jak mężczyzna przygarnia ją, obejmując w talii, oprzytomniała lekko i mogłaby odpowiedzieć, ale… ale on przytulał ją do siebie tak ciasno, że bała się, że poczuje, jak wali jej serce. Przyglądał się, odgarniając kosmyki włosów jej z twarzy, a ona, głupia gąska, zwyczajnie straciła język w gębie.
        No i pocałował ją. Powinna spłonąć w piekle za ulgę, jaka ją zalała, gdy raptem po chwili wahania oddała pocałunek. Losie, ale on był wysoki. Musiała wspiąć się na palce, a Lucien schylić do niej, odchylając głowę dziewczyny, ale wcale jej to nie przeszkadzało. W tej chwili nie przeszkadzał jej nawet jego ślub, bo zdrowy rozsądek jeszcze nie przebił się przez falę emocji, jaka zalała jej umysł. Dłonie złożyła na policzkach demona, palcami nieśmiało badając rysy jego twarzy, by w końcu pomóc sobie oderwać od niego usta.
        - Luc, ja… - westchnęła jeszcze w jego wargi, urywając zaraz i marszcząc brwi. Dłonie zsunęły się delikatnie na mostek bruneta, by nie myślał, że chce go odepchnąć. Chociaż powinna. Ale nie chciała. Pozwalała się więc przytulać, zbierając słowa.
        - Lucien… ale to ty mnie w końcu zostawisz – szepnęła i uśmiechnęła się smutno, zerkając na demona. – Zdaje mi się, że rozumiem, że ten ślub to tylko polityczny ruch, ale… no mimo wszystko, to ślub. Będziesz miał żonę. Czego ode mnie oczekujesz?
        Mówiła możliwie łagodnie, delikatnie przesuwając palcami po jego skórze, jakby zawczasu dla uspokojenia. Nie chciała go znowu zdenerwować. Nie wspominała więc w ogóle, że pewnie nawet gdyby się nie żenił, to to aż ją zostawi jest kwestią czasu. Na pewno by się zbuntował, ale chyba tylko dla zasady. Cieszyła się, że lubi spędzać z nią czas, że chciał jechać z nią na targi… ale co dalej? Kupi sobie kawalerkę w Valladonie i będą się popołudniami spotykać na kawę?
        Spuściła głowę, cholernie bojąc się jego reakcji. Bojąc się, że znowu ją źle zrozumie i pomyśli, że to zawoalowane „nie” na jego prośbę. A przecież tak nie było. Nie mogła jednak powiedzieć, że go nie zostawi, bo jak wiele znaczeń to miało? Zawsze będzie dla niego obecna, nie da się przestraszyć jego rodzinie, ale też nie będzie wchodziła między niego, a tą… cholera, nie wiedziała nawet z kim on się żeni. Ale już samo to powinno powstrzymać ją od pocałunku. Dojrzale i rozsądnie byłoby go powstrzymać i nie psuć tej relacji, którą udało im się do tej pory zbudować. Chyba, że za wiele sobie myślała i demon po prostu pocałunkiem zamknął jej dziób i nic poza tym się nie zmieni.
        Ale, do diaska, ona nie chciała być dojrzała i rozsądna. Miała dwadzieścia lat i wreszcie poznała kogoś wartościowego, kto jakimś cholernym cudem też się nią zainteresował. Wolała nie wnikać do jakiego stopnia, bo mogłaby się przedwcześnie rozczarować, ale samolubnie przyznała sobie prawo do tego jednego pocałunku. Nawet, albo zwłaszcza, jeśli miałby być ich jedynym.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Co to było za stworzenie, spotkał ją przypadkiem trafiając akurat do jej sklepu z bronią i od tamtej pory Rakel przyciągała go jak płomień ćmę. Fascynowała szlachcica i tylko ona potrafiła go aż tak rozdrażnić, może dlatego, że rzadko kiedy demonowi na czymkolwiek zależało wystarczająco by się złościć.
Słuchał więc uważnie połajanki, czy wyjaśnień, ciężko było wybrać jedną kategorię, a może tak jak wszystko w przypadku Rakel nie dawało się zakwalifikować, tak ożywiona rozmowa była jednym i drugim.
Demon przyjmował argumenty brunetki, ale niezupełnie je rozumiał. Przykładowo zmęczenie, dla nemorianina dziewczyna tłumiła jakieś żale. Prawdopodobnie posiadali różne nazwy na jeden stan umysłu. A do tego ludzie chyba różne stany określali podobnymi słowy. Może to właśnie był dowód, że osoby z dwóch różnych światów nigdy się nie zrozumieją? Podobne mądrości prawiono nieraz, czyż nie? Mimo wszystko i przeciw rozsądkowi demon jeszcze się nie zniechęcił, płomyk zbyt mocno nęcił.
        A gdy każde z nich wyrzuciło co ciążyło na sercu, atmosfera zaczęła się rozluźniać. Zwyczajne nieporozumienie, nic więcej ale jak to zawsze przy Rakel, widowiskowe. Nie rozumiał jeszcze jaki wpływ w oczach dziewczyny miała na niego rodzina, stawał się ostrożniejszy, bardziej podejrzliwy? Może o to chodziło… Ale odczuł wyraźną ulgę, wiedząc, że Czarnulka nie umiałaby kłamać, nie aż tak doskonale.
Na kwestię mariażu również zapatrywali się inaczej. Dla Rakel była to kwestia zamknięta i chyba oczywista, Lucien uważał, że jeszcze się nie żenił, nie było nawet zaręczyn. Niestety nie wymyślił jeszcze jak się nie-żenić. Dlatego, i może żeby nie rujnować kruchej ugody którą właśnie osiągali, a może ponieważ oczekiwało go znacznie ważniejsze pytanie, nie drążył tematu przyszłego-niedoszłego ślubu. Następne słowa bruneta były szczere, chociaż wciąż ostrożne. Podobnie powoli podchodził. Dawał dziewczynie czas na reakcję, ale Rakel nie wzdrygnęła się pod dotykiem, nie odsunęła się ani nie uciekła. Chyba nareszcie się zrozumieli.
        Dopiero po chwili, posłuszny dłoniom dziewczyny dał się odsunąć, ale nie wypuszczając jej z objęć, a i brunetka poprzestała na samym przerwaniu pocałunku.
Rakel zbierała myśli i słowa, a demon słuchając zatonął w wypełnionych iskierkami tęczówkach. Nawet poranna pobudka aż tak bardzo nie przełamała dystansu. Teraz Lucien mógł podziwiać oczy Czarnulki z bliska, niemal czując jej oddech na skórze.
        Słysząc wypowiedziane z żalem założenie, chciał się zbuntować niemal jak porzucane dziecko, tylko co by to zmieniało? Czy tak naprawdę miało znaczenie, kto będzie musiał podjąć decyzję o odejściu? Efekt byłby ten sam, zranione uczucia podobne, tak mówił rozsądek. A mimo wszystko wciąż pragnął zaprzeczyć. Demon westchnął ciężko unikając pułapek pustych obietnic i pogładził kręcone włosy, uświadamiając sobie jeszcze jedno, gdy palce dziewczyny przemykały po jego skórze.
Czyżby Rakel była zła (zwał jak zwał) za ślub? Zupełnie jakby była zazdrosna. Przecież powinien chyba zauważyć, że dziewczyna darzyła go aż taką sympatią. Co prawda nigdy nie zawracał sobie głowy podobnymi błahostkami... Czyżby więc był w kwestiach romantycznych tak lotny jak drwili młodsi bracia.
W takim wypadku pocałunek chyba nie był najlepszym pomysłem, zamiast wyjaśniać mógł tylko namącić, ale Czarnulka pragnęła odpowiedzi, a on chciał chociaż raz postąpić wedle własnej woli, na przekór konwenansom i zasadom, ignorując konsekwencje zamiast je rozważać.
        Nie potrafił odnieść się do kwestii zdrad w przypadku aranżowanych małżeństw. Nigdy nie musiał zastanawiać się nad podobnym tematem. Ojca nie oceniał, ani nie potępiał ani nie popierał, chociaż dawna kochanka a teraźniejsza macocha nie budziła pozytywnych emocji. Zwyczajnie nigdy nie myślał o postępowaniu głowy rodu, póki bezpośrednio nie dotyczyło jego osoby. A do tej pory Lucienowi udawało się unikać usidlenia i myśl o byciu zmuszonym do ożenku już dawno stała się mężczyźnie obcą i nierealną. Żonę planował wybrać sam, jeśli już jakąś musiałby mieć. Tymczasem los zaśmiał się z planów szlachcica. Czego więc oczekiwał od Rakel… dobre pytanie. Na pewno nie chciałby sprowadzić dziewczyny do roli konkubiny. Podobne kobiety zawsze budziły nienajlepsze uczucia, od drwin po wzgardę, nie chciał by w podobny sposób patrzono na Rakel. Nie chciał by dziewczyna samą siebie postrzegała jako tę drugą, nieoficjalną.
        - Nigdy nie liczyłbym na nic, co mogłoby cię poniżyć - odpowiedział spokojnie ale poważnie, zaraz dodając jeszcze sprostowanie - Oczywiście to nie tak, że nie wierzę byś kazała mi się wtedy pieprzyć - zakpił używając słów ze sprzeczki i odwzajemnił smutny uśmiech, mocniej przytulając brunetkę.
        - Nie proszę żebyś na mnie zaczekała - wyszeptał, palcami bawiąc się ciemnymi serpentynami.
        - Chociaż cały czas myślę jak się wyplątać z umowy ojca, nawet nie wiem czy mi się uda. Układ jest delikatny i poruszam się jak po szkle - oparł twarz o włosy Rakel i zamknął oczy. Okoliczności nie były najweselsze, ale byli sami pośród nocy, bez świadków, bez wścibskich oczu i uszu, a czas sprawiał wrażenie jakby na chwilę się zatrzymał. Bliskość dziewczyny i sama możliwość wypowiedzenia gnębiących myśli działała kojąco. Lu mógłby tak trwać w nieskończoność, a przynajmniej póki świt nie wymusi konfrontacji z rzeczywistością.
        - Czy to samolubne prosić, żeby było jak do tej pory? Nie łączyło nas nic zdrożnego i chociaż nie myślę porównywać się do twoich braci, przecież nikt nie wymagałby od ciebie porzucenia Doriana czy Randa gdybyś wychodziła za mąż... - zapytał, szeptem poruszając kosmki, w których ukrył twarz.
        - Nie chcę cię zostawiać... ale jeżeli proszę o zbyt wiele, powiedz wprost. Zrozumiem, że ślub nawet aranżowany może być trudny do zniesienia, a łatwiej mi się odnaleźć w bezpośrednich słowach. Wielu rzeczy naprawdę nie potrafię się domyślić, wiele wyolbrzymiam, wszystko dlatego, że nie mam doświadczenia w tej materii. Pierwszy raz mam kogoś, kogo boję się stracić. To nie jest lekkie uczucie, strach - mówił łagodnie i szczerze, godząc się z losem jaki miał przyjść.
        Od początku rozmowy demon porzucił zwykłe poszukiwanie spojrzenia Czarnulki na rzecz zatrzymania jej w objęciach możliwie jak najdłużej. Zawsze miał dziewczynę w ramionach na krótką, niezbędną chwilę. Teraz nikt i nic poza samą Rakel nie mogło skłonić demona by się odsunął gdy starał się nacieszyć podarowanym momentem.
        - Jutro będziesz spała w siodle - zmienił temat, szepcząc z lekkim, niespodziewanym rozbawieniem, odchylając się jedynie na tyle by spojrzeć na brunetkę, wciąż nie wypuszczając jej z rąk.
        - Złap mnie za szyję - poprosił jednocześnie nie zostawiając wiele miejsca na sprzeciw, układając dłoń dziewczyny na swoim karku. Potem uniósł brunetkę nad ziemię. Jedna ręka ciągle oplatała brunetkę w talii, teraz umożliwiając podstępny manewr, gdy wolne ramię podparło nogi Rakel. Zamiast jednak zniknąć, demon ruszył spacerkiem w stronę obozowiska. Niech by mu ktoś spróbował zabronić. Wystarczyło, że żenić się nakazali.
Awatar użytkownika
Rakel
Kroczący w Snach
Posty: 231
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Kupiec , Mag , Uczeń
Kontakt:

Post autor: Rakel »

        Pustka. Miała w głowie kompletną pustkę. Czuła tylko skołowanie wywołane emocjami, do których nie nawykła, wymykającymi się spod kontroli, jak jej ogień. Tego zaś w ogóle nie mogła znieść. Przecież zawsze miała nad wszystkim kontrolę, nad wszystkim panowała, wszystko szło po jej myśli. Jej życie dla kogoś innego mogło być nudne jak flaki z olejem, ale Rakel czerpała dumę z faktu, że nic jej następnego dnia nie zaskoczy. Szybko się to wszystko zmieniło, a wystarczył jeden zdecydowanie zbyt ciekawski i zdecydowanie zbyt przystojny demon.
        Nauka władania ogniem, jasne. Dla niego może rozrywka w nudnej, na przestrzeni kilkuset lat, codzienności, ale dla niej ogrom nowych możliwości, potencjał spokoju, gdyby w końcu opanowała tę jedną rzecz, zawsze wymykającą się żelaznym kleszczom woli. Przesiadywanie u niej całymi dniami, gdy ona opuszczała się w pracy, żartując z nowym znajomym i jej nieprzespane noce, gdy na rozlewisku próbowała okiełznać swój żywioł. Wyjazd na targi, który planowała, z towarzystwem, którego kiedyś nie było w ogóle na obrazku. Jednocześnie jakby brama do nowego świata, stojącego cały czas otworem, podczas gdy ona potrzebowała tylko lekkiej pomocy, by się odważyć. I kiedy ten upierdliwy kowal zamienił się w nemoriańskiego szlachcica? Jak to się wszystko do jasnej cholery stało? Oczywiście, wisienka na torcie, odwiedziny w Otchłani, pojedynek i krwiożercza rodzinka znajomego.
        No właśnie. Ten znajomy przed chwilą ją pocałował. A, no i w ogóle to on bierze ślub, ale przecież co to takiego w tym kotle chaosu, detal. Tyle dobrego, że mimo wszystko miała jeszcze na tyle zdrowego rozsądku, by się opamiętać. I nawet to nie było takie trudne. To przecież wszystko było zupełnie nierealne od samego początku, więc czemu teraz miałoby to ją poruszyć? Tylko, że on jej się wydawał prawdziwy. I jej nie puścił. Nie cofnęli się od siebie niezręcznie, odchrząkując i powtarzając jedno przez drugie, że to był błąd i nie powinni byli. Nie. On chciał ją pocałować, a jej to nie przeszkadzało, delikatnie mówiąc. No i nikt nie widział… Poza tym jeden pocałunek to nie zbrodnia, prawda?
        Cieszyła się, że Lucien jej nie puszczał, bo mimo wszystko chyba byłoby jej głupio mu spojrzeć w oczy. Ciągle ją trochę peszył, nic na to nie poradzi przecież. Później zaś okazało się, że są i inne plusy tego, że głowa Rakel ginęła demonowi pod brodą. Jego spokojny ton wcale nie złagodził brzmienia słów i dziewczyna zawahała się na moment. Mimo wszystko pozwoliła się ciaśniej objąć, nadal było jej przyjemnie, ale też coś ją niepokojąco szturchało w umyśle. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się co dokładnie Lucien miał na myśli, bo jej podejrzenia były dość radykalne, ale jeśli miała rację, to zdecydowanie powiedziałaby mu, że ma się pieprzyć. Ale… no on chyba nie mówił poważnie. Poczekać?
        Zdębiała. Miała nadzieję tylko, że tego nie poczuł. Gorączkowo łączyła myśli i słowa, próbując jednocześnie domyślić się, o czym demon mówi i jednocześnie nie wychylić się zbytnio ze swoimi przemyśleniami. On chce się wyplątać z tego aranżowanego małżeństwa, no dobrze, to zrozumiałe. Ale, że nie prosi żeby na niego czekała… W sensie z grzeczności, czy ma właśnie sobie nie robić nadziei? Zresztą jakich nadziei, no przecież… Och na los, to głupio brzmiało nawet w jej głowie, ale dobra – no przecież nie byliby razem i tak. No bo jak, gdzie. Przecież on jest nemoriańskim szlachcicem do diaska, siedemset lat ma na karku, żonę mu szykują czy on chce czy nie chce, a ona przecież smarkula. Z miasta jakiegoś na łusce. Sklep ma. Tyle. Och rany. Nie myślała o tym! Wystarczyło jej, że to niemożliwe, nawet jeśli sobie czasem na niego popatrzyła dłużej niż powinna. To, że nie miała żadnych szans (i samo wspominanie o podobnym pomyśle byłoby dla kogoś prześmieszne) było na swój sposób uspokajające. Bezpieczne. A teraz już nie było, bo on chyba wcale nie uważał, że to śmieszny pomysł.
        „Rany, za dużo tego wszystkiego”, westchnęła w myślach, z ukojeniem opierając bok głowy na mostku bruneta. Nie widział jak się rumieni, więc mogła sobie tak leżeć i być głaskaną po włosach, z przymkniętymi oczami udając, że wszystko jest w porządku. W końcu jednak wezwano ją do odpowiedzi i to słowami, na które aż zamrugała ze zdziwieniem. Chociaż nie, to tylko takie oklapnięte emocje, gdy myśli pędzą do przodu i nie czekają na rozsądek, który przecież i tak zawsze je dogoni. Rozczarowanie? Coś w tym stylu może, chociaż pęd nadziei jeszcze nie wyrósł na tyle nad ziemię, by zdeptanie go okazało się bolesne.
        Miało zostać jak było. No pewnie, jasne, rozumiała. To lepiej nawet. Było dobrze między nimi przecież, nie powinna się czuć rozczarowana, przecież sama nie wierzyła w to wszystko, co jej wcześniej w głowie hulało. Wszystko jest w porządku. Co prawda porównanie się demona do braci Rakel odbiło jej się lekko czkawką i dziewczyna przestała tak bezkrytycznie tulić się do obnażonego torsu demona, na szybko zbierając do kupy. Zerknąć na Luciena jednak i tak nie miała jak, bo brunet zagrzebał twarz w jej włosach, znów drażniąc szeptem. Evans przymknęła oczy i odetchnęła spokojnie, pewnie teraz jego łaskocząc oddechem.
        - Oczywiście, że może tak zostać – powiedziała, nim demon kontynuował.
        Może i lepiej, bo zaraz znów jej się wszystko pomieszało i sama już nie wiedziała, o czym Lucien mówi. Niby woli bezpośrednie słowa, ale jakoś ona ciągle nie rozumiała. Pocałował, więc… no jakoś trochę mu się podoba, tak? Ale to nie ma znaczenia, bo się żeni, zrozumiałe. I to wcale nie znaczy, że ona go zostawi. Pewnie tak byłoby jej trochę łatwiej, niż oglądać go z jakąś… żoną, ale przecież on o tym nie wie. W każdym razie to miłe, że nie chce jej stracić, ale to znowu nie brzmi, jakby mówił o niej jak o zwykłej przyjaciółce. Nic już nie rozumiała. Bała się nadinterpretować, ale też nie chciała przeoczyć czegoś, gdyby udawała głupią.
        Znów pogłaskała go bezwiednie, słuchając i zastanawiając się nad odpowiedzią. Proste słowa. Nawet jej myśli nie były proste. Poza tym taka z niej dyplomatka, jak z Morgana kamerdyner. W końcu westchnęła cicho i zadarła lekko głowę, wysuwając się spod brody Luciena i niechcący zasypując sobie twarz kilkoma kosmykami, które zdmuchnęła z rozbawieniem. To trochę rozładowało jej napięcie.
        - Nie stracisz mnie tylko dlatego, że się żenisz, Lucien. Nie bój się – uśmiechnęła się lekko. – A jak cię najdzie ochota na kawę z cynamonem to wiesz, gdzie mnie szukać – powiedziała w końcu, ale jej niepewność była już widoczna. Wiedziała, że chciał proste słowa, ale nawet nie wiedziała, co ma mu powiedzieć, bo nie wiedziała do końca, co się wokół niej dzieje. To ją po prostu przerastało i chyba jedyne co mogła szczerze zrobić, to zapewnić, że w razie czego jej drzwi są zawsze otwarte, gdyby potrzebował przyjaciela.
        Nagłą zmianę tematu skomentowała lekkim zmarszczeniem brwi, gdy nie załapała tak szybko, o czym Lucien mówi, a fakt, że niebo nad nimi było już czarne jak ta kawa, zupełnie jej umknął. Ręce przesunęła więc z lekką pomocą i niezbyt pewnie, więc gdy brunet nagle złapał ją pod nogami i podniósł do góry, pisnęła wystraszona i zaraz parsknęła śmiechem.
        - Lucien, no weź! – zaprotestowała, ale już mocniej obejmując demona za szyję, by nie spaść. Gdy zaś ten ruszył sobie spacerkiem w stronę ich obozu, wyraźnie rozbawiony, wtuliła twarz w jego szyję, próbując ukryć speszenie i płonące policzki. No głupek, na rękach ją będzie niósł.
        Oczywiście prędzej się Prasmok obudzi niż Lucien jej posłucha, więc w taki sposób została wniesiona do obozu i dopiero tam odstawiona na nogi. Zaraz zakryła twarz dłońmi i tylko między jej palcami mignęło rozbawione, karcąco-zmieszane spojrzenie rzucone winowajcy, nim Rakel na nowo przytuliła się do mężczyzny, obejmując go za szyję.
        - Przepraszam, że byłam wredna – mruknęła cicho, odnosząc się do ich wcześniejszej… żywiołowej wymiany zdań, i dopiero wtedy zadarła lekko głowę, uznając, że wystarczająco ochłonęła. Uśmiechnęła się jeszcze ciepło i po chwili wahania znów wspięła się na palce, całując Luciena w policzek.
        - Dobranoc – mruknęła, wciąż z błąkającym się w kątach ust uśmiechem i znów niepewna, ale podejrzewając, że nie ma wyboru, ułożyła się na podszytym futrem płaszczu.
Lucien
Kroczący w Snach
Posty: 229
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lucien »

        Lucien starał się uporać z własnymi pragnieniami, znaleźć właściwe odpowiedzi i wyjaśnienia by potem przedstawić je dziewczynie. Czy został właściwie zrozumiany, to było dobre pytanie. Nie miał pewności czy sam pojmował własne rozterki a co dopiero czy umiał je właściwie przekazać. A miał ich całkiem sporo. Pragnąc być złośliwym, mętlik panujący w demoniej głowie wystarczyło sparafrazować w krótkim “chcę ale nie chcę”. Ot dramatyzm całej sytuacji. Dużo łatwiej było stawiać czoła przeciwnościom mając jasny cel, choćby nawet idąc bo łanach trupów. Dlatego właśnie pojedynki były proste, nie było się nad czym zastanawiać gdy zadanie było tylko jedno, przeżyć. Bez drugiego dna, bez doszukiwania się sensu. A gdy wszystko zaczynało wymykać się logice, gdy przestawał rozumieć co działo się wokół, jak miał podejmować decyzje te drobne, czy bardziej odważne?
        Przynajmniej na chwilę mógł się skryć, zupełnie jakby zagubienie twarzy we włosach dziewczyny mogło zasłonić demona przed światem, pytaniami czy przed nim samym. Nie chciał opuszczać bezpiecznego azylu. Ale o dziwo nikt go nie odrzucał, nie przeganiał. Cieszył się ciepłem, zapachem, bliskością, ale tym razem w pełni przytomnie.
Spokojne godzące się z rzeczywistością słowa były trochę zaskakujące. Rakel nawet się nie zawahała (o ile przy niespiesznej urywanej rozmowie można było mówić o zwłoce lub jej braku), zezwalając na pozostawienie ich znajomości na obecnym etapie. Z tego powodu przez chwilę Luciena opanowały wątpliwości czy jednak na wyrost nie przypisywał Czarnulce żywienia wobec niego ciepłych uczuć skoro tak łatwo przystała na… właśnie, kim dla siebie tak naprawdę byli?
Oddech muskający skórę, delikatny, łagodny dotyk z jednej strony uspokajał, z drugiej drażnił jak niedotrzymana obietnica, sprawiając, że schronienie powoli zaczynało stawać się kolejnym źródłem pytań.
Dopiero później dopatrzył się wahania dziewczyny. Przez chwilę szukał odpowiedzi w barwnych oczach, których iskierki ginęły w półmroku, na próżno. Palące pytanie skąd brała się niepewność przebijająca się w słowach, aż żądało odpowiedzi. Mimo to demon nie wypowiedział go na głos, ciesząc się bezpieczeństwem podarowanego zapewnienia. Namiastką wypełnienia pustki. Przy Rakel nie czuł się samotny, czy ważne więc w jaki sposób miał ją obok siebie? Rozsądek podpowiadał, że nie, a mimo to dręczył go niezrozumiały niedosyt. To właśnie nasilające się rozterki ponagliły demona do zmiany tematu nie pozwalając na ponowne zagrzebanie się w kryjówce czarnych loków.
        Chwilowa konsternacja brunetki ułatwiła jej zmanipulowanie i ucieczkę od wewnętrznego niepokoju zbyt wielu pytań. Za moment się okazało jak skuteczną.
Zaskoczenie dziewczyny i jej śmiech przegnały wszystkie niepokoje, chwilowo kradnąc całą uwagę nemorianina. Oddech łaskoczący szyję gdy się w niej chowała, zarumienione policzki, które zdążyły mignąć w polu widzenia gdy spłoszona Rakel uciekała przed jego wzrokiem, w tej chwili zastąpiły cały świat.
        - Przecież właśnie wziąłem - zażartował wesoło na moment zapominając o troskach, na nie przyjdzie czas później.
        - Odbieram swoją zemstę za szyszki i inne połajanki. Zakłopotana wyglądasz niesamowicie uroczo, to doskonałe zadośćuczynienie - zakpił ciepło, wzrokiem szukając twarzy Czarnulki, ale do wyboru miał dziewczynę nieść, albo na nią patrzeć. Dopiero więc gdy znaleźli się w obozowisku mógł znów nacieszyć oczy urzekającym widokiem. Prawie. Ponieważ Rakel usilnie wszystko utrudniała, kryjąc twarz w dłoniach, jedynie spomiędzy palców błyskając lśniącymi oczyma.
A potem okazało się, że ostatnie słowo należało do kogo innego. Demon się nie rumienił, ale przy tej czarodziejce zdarzało się, że tracił grunt pod nogami jak pierwszy lepszy uczniak.
Przytuliła go zupełnie niespodziewanie, a przeprosiny i ich sens całkiem zginęły. Tak wiele się wydarzyło, że już niemal zapomniał o przykrej atmosferze popołudnia i wieczora, o pełnych żalu słowach i uczuciach pewnie przepełnionych znacznie większą goryczą. Nawet nie zdążył pomyśleć nad sednem słów, nad ich celowością, raczej nie czuł potrzeby otrzymania wyjaśnień czy przeprosin, a już na pewno nie gdy go pocałowała. W policzek, i co z tego. Całkiem rozbrojony, Lucien zamknął oczy czując dotyk na twarzy. Powieki uniósł dopiero po chwili, gdy Rakel umknęła mu spod palców, które same w międzyczasie znalazły jej ramię.
        - Dobranoc - szepnął, powoli wracając do rzeczywistości. Tę małą czarownicę chyba stworzyły same piekielne czeluści, gdy wystarczyłaby jej obecność a w takim rozproszeniu nawet Sheitan mógłby go pokonać.
        - Apodyktyczna niańka będzie obok - dokończył, doprowadzając się do mentalnego porządku.
        Wrócił do porzuconego rapiera i wznowił mozolny trening. Ale było gorzej niż gdy zaczynał. Nawet rękojeść zupełnie nie układała się w ręku. W końcu rozdrażniony zerknął na rozciętą dłoń. Normalnie ile on miał lat? Szarżował tak i wygłupiał się mając niepełną setkę na karku, a nie siedem. I zaraz przypomniała się Lucienowi rozmowa z ojcem. Czyżby się zakochał. Chyba nie. Skąd jednak miałby wiedzieć. Nigdy nie darzył nikogo tak głębokim uczuciem, nie miał więc porównania. Nigdy też nikt nie był dla niego tak ważny jak Rakel. Możliwe by było, by… Pokręcił głową przestając się wpatrywać w naciętą skórę, urywając bzdurny ciąg myśli. Mrzonki dobre dla młokosów. Lubił Rakel, nawet bardzo, była atrakcyjna i czuł się przy niej swobodnie, to wszystko. Nie chciał jej stracić, owszem, ale żeby zaraz wyskakiwać z zakochiwaniem się, wymysły jakieś. A ślub go tak drażnił ponieważ godził w jego wolną wolę, której i tak miał niewiele. Złapał broń ignorując protesty ręki i wziął się za trening na poważnie.
        Wrócił wraz ze świtem, zamiast jednak podziwiać wschód słońca przysiadł przy brunetce, obserwując wędrówkę złotych promieni po śpiącej sylwetce.
Bzdury! Po prostu nie był ślepy, i wbrew obiegowej opinii był zdolny do jakichś uczuć, nic więcej.
        Onyx zjawił się niewiele później. Potem pozostało ruszyć w drogę. Ta zaś przebiegła bez kolejnych utrudnień w postaci wizyt kochanych braci, zjaw, nieporozumień czy innych przeszkód.
Uparcie galopowali do celu przerwy robiąc jedynie w południe, gdy na otwartej przestrzeni słońce dawało się demonowi we znaki, oraz na noc, by dla odmiany Rakel mogła wypocząć. Umbris był odpornym wierzchowcem, więc utrzymywał równe tempo niespecjalnie przejęty dwójką jeźdźców, tak też wieczorem następnego dnia mury Fargoth zamajaczyły na horyzoncie swoimi licznymi światłami.

Ciąg dalszy: Rakel i Lucien
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości