Opuszczone KrólestwoOdyseja Alarańska

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Luna nieco rozpromieniła się, słysząc słowa małej. To były niezwykle ważne informacje, dające im szanse na wejście do klasztoru. Po chwili natomiast dziewczynka postanowiła złapać chochliczkę i czarodziejka już miała ostrzec naturianke, gdy ona nagle zniknęła!
Pradawna z rozbawieniem obserwowała, jak skrzydlata daje nauczkę młodej. Jak na istotę tak drobną naprawdę świetnie sobie radziła. Nawet wykazała się niebywałą spostrzegawczością, co doprowadziło do wyjawienia niewygodnej prawdy przez gospodarza. Najgorsze, jednak że poprosił o pomoc w pozbyciu się odwiedzających ich typów spod ciemnej gwiazdy, Luna zamarła. Jeszcze tego im brakowało, miała ochotę stąd uciec. Mogłaby raz na zawsze rozwiązać ich problem, ale jakim kosztem. Nie mogła znowu dopuścić klątwy do głosu. Była całkiem pogrążona w czarnych myślach, ale potem spojrzała na resztę dziewczyn, może któraś będzie mieć dobry pomysł, gdzie będzie wilk syty i owca cała.
Velatha pierwsza wyszła z bardzo trafną, według niebieskowłosej, propozycją. Wyglądało też na to, że Frankowi również przypadło to do gustu, pozostała jedynie kwestia zapłaty.
Luna z niecierpliwością oczekiwała na odpowiedź rodziny. Były już tak blisko celu. Jednakże zapadła nieprzyjemna cisza. Dziewczynka patrzyła to na ojca, to na matkę zaciekawiona, a jej rodzice zerkali po sobie i nie wiedzieli co odpowiedzieć. Elfka kusiła jeszcze lepszymi funkcjami ochronnymi amuletu, a oni coraz bardziej się wahali.
Wtem odezwała się Cat, która przez dłuższy czas zwyczajnie milczała. Pradawna potwierdziła jej słowa skinieniem głowy. Najwyraźniej wszystko to poskutkowało. Czarodziejka szybko wstała od stołu i ruszyła za gospodarzem, była tuż za wilkołaczką. Ruszyli po schodach do jakiejś piwniczki, przejście było dość wąskie, ale nie na tyle by czarodziejka szorowała skrzydłami po ścianie, były w końcu objęte czarem niewidzialności, a nie dematerializacji. Było ciemno i chłodno, podobnie jak nocą w Mrocznych Dolinach, były jej domem, ale nie była pewna czy to skojarzenie jest pozytywne, czy negatywne.
Na dole było tyle różnych rzeczy, przez chwilę pradawna była nimi żywo zainteresowana, ale po chwili zdała sobie sprawę, że nie ma tu nic szczególnego, większość to bezwartościowe graty. Jedynie to miejsce wskazane przez Franka się wyróżniało. Portal.
Luna sama w to nie wierzyła. Była tak blisko, a jednak, zamiast cieszyć się perspektywą normalnego życia, gdzie już nie będzie musiała nikogo krzywdzić, wciąż uciekała myślami do innych spraw, pobocznych, przyziemnych, nieważnych. Po raz kolejny przeleciała wzrokiem po tych wszystkich gratach. Tym razem jej uwagę przykuły stare książki, ostrożnie wzięła jedną i zdmuchnęła tumany kurzu. Otworzyła ją, a kartki były porozdzierane, tekst pisany ręcznie nieczytelny lub wyblakły, zrezygnowana odłożyła zdobycz.

- Cat… Myślisz, że się uda? Nawet jeśli tam wejdziemy, nie będzie gwarancji, że uda nam się znaleźć lub dostać do odpowiedzi, których szukamy… - zwróciła się do przemienionej szeptem, naszło ją teraz tak wiele wątpliwości, nie chciała jednak wypowiadać ich na głos.

Po chwili natomiast, przywdziewając uśmiech, podeszła do Velathy i z naturalnym zaciekawieniem zaczęła dopytywać odnośnie do magicznych szczegółów tworzenia tego amuletu.

- Może mogłabym jakoś pomóc? – zapytała ochoczo pradawna, nie znała się zbytnio na tym, ale może akurat w czymś okaże się przydatna.

W tym momencie Ellen zdjęła z szyi srebrny medalik i podeszła do elfki, ostatni raz się zawahała, ale ostatecznie jej go dała.

- Możesz zaczarować ten, to medalik po mojej babci… - Chciała jeszcze coś dodać, wyraźnie bała się przekazać jej rodzinną pamiątkę choćby na chwilę, ale stwierdziła najwyraźniej, że polecenie, by spiczastoucha uważała na naszyjnik, byłoby w złym guście.
Awatar użytkownika
Vestra
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje: Uzdrowiciel , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Vestra »

        Vestra zaintrygowana podążyła za resztą grupki do piwnicy, przelatując nad głowami towarzyszek. Jej delikatne, ważkowate skrzydła brzęczały cichutko w akompaniamencie kroków, stawianych na kamiennych stopniach. Przejście prowadzące w dół miało zapach wilgoci i zimna, typowy dla starych, kamiennych budowli. Naturianka zastanowiła się, czy chatka nie powstała przypadkiem na ruinach jakiejś wieży obronnej - byłoby to sensowne, zważając na fakt, że otaczające ich mury wyglądały na bardzo stare.
        Śmignęła nad głowami Cat i Luny, przyglądając się uważnie odsłoniętym przez Franka rycinom. Przekręciła głowę, próbując stwierdzić, czy cokolwiek jej przypominają - i owszem! Było w nich coś z dżdżownic i nieco z leśnych patyków. Tracąc zainteresowanie niezrozumiałymi wzorami, podleciała do elfki, która trzymała w dłoniach srebrny medalik babci Brodie.
- Jak myślisz, ile ci zajmie stworzenie tego amuletu? - zapytała, zastanawiając się, czy dałaby radę skontaktować się w tym czasie z Yardanem. Była zadowolona, że rozwiązanie problemu rodziny przyszło tak łatwo - przez ułamek sekundy oczami wyobraźni zobaczyła konieczność stawienia czoła bandytom. Nie sądziła, by którakolwiek z nich miała na to siłę.
        Dopiero teraz, przyglądając się uważnie twarzom towarzyszek, zobaczyła, że wszystkie są bardzo zmęczone. Sama, pompowana adrenaliną, przysypiając co jakiś czas w torbie Cat i używając Tenebrisa jako podusi, nie odczuwała tak bardzo zmęczenia. Wiedziała jednak, że sen to rozsądna decyzja, jeśli mają się zmierzyć z wejściem do Klasztoru. Była też ciekawa, ile jej towarzyszki wiedzą na temat samego miejsca.
- Myślę, że warto byłoby się przespać, zanim wyruszymy do Klasztoru. Wszystkie jesteśmy umęczone, a portal nam nie ucieknie.
Po chwili namysłu postanowiła także zasięgnąć języka. Ostatecznie przebyły razem już szmat drogi i chyba (ale tylko chyba) mogła im zaufać.
- O samym Klasztorze krąży wiele dziwnych opowieści. Że nie każdy może do niego wejść, a jeśli już się to uda, można uzyskać odpowiedzi tylko na jedno pytanie. Że łatwo się w nim zgubić i są ludzie, którzy nigdy z niego nie wyszli. Wiecie na ile jest to prawdą?
Pomyślała o swojej rodzinie i zimnej mgle, która ich porwała. Potem jej myśli powędrowały w stronę Yardana, samotnego Kanotisa poszukującego innych przedstawicieli swojego gatunku. Chciałaby pomóc przyjacielowi, jednak całe życie próbowała dowiedzieć się, co stało się z jej bliskimi. Mimo wszystko miała nadzieję, że nie będzie musiała wybierać.
        Rozmowa o Klasztorze Mrocznych Sekretów w piwnicy, która miała setki lat, tuż obok magicznego portalu sprawiła, że po karku chochlika przebiegł dreszcz niesamowitości. Pakowała się już w najdziwniejsze sytuacje. Miała kontakt z rozmaitymi magicznymi stworzeniami - smokami, bazyliszkami, namurami czy kirpimi. Wydostawała się z niemałych, wielokrotnie magicznych kłopotów. Jednak teraz, otoczona ciepłym, rozmigotanym blaskiem pochodni, w towarzystwie niebieskowłosej czarodziejki z rogiem, kobiety z niedźwiedziem na głowie i elfki mówiącej głosem kukły, poczuła niesamowitość tej sytuacji. I uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Awatar użytkownika
Velatha
Błądzący na granicy światów
Posty: 12
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Elf Górski
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Velatha »

Velatha nie zdążyła nawet bliżej przyjrzeć się portalowi, gdy znów ktoś zwrócił jej uwagę. Odwróciła spojrzenie od rycin i zatrzymała je na Lunie. Stworek przysiadł na jej ramieniu, spuszczając z niego krótkie nóżki.
- Dziękuję, ale nie trzeba - odpowiedziała ustami kukiełki. - Zawsze zaklinam sama i nie potrafiłabym się skupić w twojej obecności, wybacz.
Kiedy zaś zwróciła się do niej gospodyni, uśmiechnęła się łagodnie i delikatnie odebrała medalik, kładąc go na swojej otwartej dłoni.
- Obiecuję, że nic mu się nie stanie - zapewnił Stworek, nim elfka nie schowała błyskotki do jednej z sakiewek przytroczonych do paska.
Ucieszyła się, że Elen postanowiła dać jej coś osobistego. To pomagało odpowiednio ukierunkować zaklęcie, bo przedmiot zdążył nasiąknąć emocjami wiążącymi rodzinę.
Na pytanie Vestry nie odpowiedziała od razu. Musiała się chwilę zastanowić nad odpowiedzią.
- Dzięki temu, że mam do dyspozycji osobisty przedmiot, będę mogła nieco uprościć inkantację, lecz wciąż zajmie mi ona trochę czasu, nie licząc przygotowania - odparła w końcu z pomocą swojego konstruktu. - Będę musiała opuścić was na ten czas, by nic nie zakłócało mojej magii. I, jeśli istnieje taka możliwość, wolałabym wpierw wypocząć, by nigdzie nie popełnić błędu. Zaklinanie wymaga pełnego skupienia - wyjaśniła, zwracając się też do gospodarzy.
Awatar użytkownika
Cat
Szukający drogi
Posty: 34
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje: Zielarz , Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Cat »

        Była tak blisko. Bliżej, niż kiedykolwiek. Pozostało tak niewiele miejsc, których nie odwiedziła w poszukiwaniu cudownego remedium na swoją przypadłość. A teraz była o krok, dosłownie o krok od dostępu do największej biblioteki tej Łuski. Nie pamiętała, by kiedykolwiek była tak podekscytowana. Kąciki ust wilczycy unosiły się lekko, chociaż spojrzenie pozostało ostre i czujne. Z wielkimi nadziejami wiąże się przecież ogromne ryzyko. Jeśli tutaj poniesie klęskę to nie będzie dla niej ratunku, wiedziała to. Nie wierzyła bowiem, by gdziekolwiek na świecie znajdowało się miejsce zdolne ukryć się przed „okiem” Klasztoru Mrocznych Sekretów. Nagle zagadnięta przez Lunę, wyrwała się z zamyślenia, spoglądając na czarodziejkę. Pierwszy raz uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
        - Uda się – powiedziała spokojnie. – Musi się udać – dodała, odwracając wzrok w stronę portalu. Jeśli się nie uda, to i tak będzie dobre miejsce, by dokonać żywota, pomyślała. Do tej pory żyła ze swoją klątwą, ze spokojem i pokorą znosząc ciążący na niej los. W pewnym sensie zasłużyła na takie pokaranie i dzielnie nosiła to brzemię, powoli i niespiesznie poszukując odpowiedzi. Teraz jednak, gdy znalazła się o krok od możliwego rozwiązania, wiedziała, że nie będzie w stanie wrócić do tego, co było. Nie teraz. Nadzieja była piękna, ale potrafiła doprowadzić człowieka do granicy, po przekroczeniu której już nic nie będzie takie samo. Tak było dla niej. Kulminacyjny punkt jej poszukiwań. Wóz albo przewóz. Nie uznałaby żadnego kompromisu.
        Kątem oka obserwowała swoje towarzystwo, śledząc przekazanie medalionu, a później wędrując spojrzeniem w stronę Velathy, gdy chochliczka się do niej zwróciła. Po jej kolejnych słowach lekki grymas przebiegł przez twarz wilczycy, zabierając ze sobą zbłąkany tam wcześniej uśmiech i pozostawiając jedynie znaną towarzyszkom beznamiętną maskę.
        Przespać się! Są u granicy swojej podróży, wystarczy jeden krok do przodu, a one chcą cofać się, by nabrać sił. Niby rozsądne, ale dla niej nie do zaakceptowania. Nie odzywała się jednak jeszcze, obserwując kobiety, a zwłaszcza porozumiewającą się za pomocą stworka elfkę. Odpoczynek, zaklinanie… nie, ona nie ma na to czasu. Cofnęła się nieznacznie, podczas gdy grupa mimowolnie kierowała się do wyjścia z piwnicy. Elen, słysząc że jej goście potrzebują odpoczynku, natychmiast poprowadziła ich na górę, martwiąc się na głos, czy będzie gdzie je położyć. Później zaczęła mówić o kolacji, a wtedy i Frank zainteresował się tematem, chcąc ruszyć za kobietami.
        - Zostań – warknęła cicho Cat, a mężczyznę niemal wryło w ziemię. Przymknęła uspokajająco ślepia, widząc strach w jego oczach, a później w milczeniu odprowadzała towarzyszki i gospodynię wzrokiem. Dopiero gdy zniknęły na piętrze, odwróciła się w stronę mężczyzny.
        - Nie mam czasu na pierdoły – powiedziała sucho. - Elfka wam pomoże i później wy pomożecie im przeprawić się przez portal. Teraz jednak otwórz go dla mnie.
        Frank przez moment wyglądał na lekko wystraszonego, ale w miarę słów blondynki uspokajał się. Uśmiechnęła się drwiąco, widząc, że wręcz zalała go ulga, gdy usłyszał, że kobieta chce się wynieść już w tej chwili. Jedna z głowy, co?
        - Potrzebujesz czegoś? – pogoniła go lekko i gospodarz w końcu otrząsnął się z zamyślenia, kręcąc szybko głową.
        - Nie… My z żoną nie umiemy posługiwać się magią. Micah zbudował portal w taki sposób, byśmy mogli skorzystać z niego w razie potrzeby. Ci rozbójnicy…
        - Tak, wiem – przerwała mu zniecierpliwiona wilczyca i ostatni raz rzuciła okiem na wyjście do piwnicy. Zamknięte. – Dobra, otwieraj – kiwnęła głową na Brodiego i cofnęła się o krok, obserwując go na wszelki wypadek. W razie czego potrafiłaby załatwić go zarówno magią, jak i wręcz, ale wystarczyły jej ślepia, błyszczące dziko w ciemnościach, by mężczyzna uwijał się jak w ukropie. Wziął księgę, którą wcześniej przeglądała Luna i przewracał strony, w stresie próbując odnaleźć właściwą. W końcu zatrzymał się i uklęknął przy runach, domalowując do nich kredą kilka innych znaków. Cat zerkała mu przez ramię widząc, że symbole przerysowuje z księgi. Gdy postawił ostatnią kreskę, runy błysnęły białym światłem.
        - Wejdź do środka – polecił niepewnie Frank, gestem zapraszając ją do kręgu. Sam cofnął się kawałek, a później znów przyklęknął z kredą. Zawahał się.
        - Co? – warknęła nad jego uchem, aż drgnął, ale zaraz pokręcił szybko głową.
        - Nic, nic… po prostu… przekaż naszemu synowi…. – zająknął się, szukając słów. Twarz wilczycy nie złagodniała nawet o cal, ale jej głos stał się delikatniejszy, gdy odpowiedziała.
        - Przekażę – powiedziała wyrozumiale, a Frank skinął jej głową. Nie miała nigdy dzieci, ale zrozumiała, co mężczyzna chciał przekazać.
        - Dziękuję. I powodzenia w twoich poszukiwaniach.
        - Również dziękuję. I nie martw się, wszystko będzie w porządku – powiedziała, dotykając ramienia mężczyzny. W banalny slogan wplotła wstęgę magii, kojąc nerwy gospodarza i roztaczając w nim spokój. Po chwili zabrała dłoń. Brodie spojrzał na nią czystszym spojrzeniem, po czym wykreślił ostatnią runę. Wilczyca sapnęła, czując gwałtowne uderzenie magii, po czym zniknęła.

Dalsze losy Cat
Awatar użytkownika
Luna
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 81
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Luna »

Czarodziejka, słysząc propozycję chochliczki zamyśliła się i poczuła rozdarcie, z jednej strony pragnęła dotrzeć do tego klasztoru choćby na czworaka, gdyby zabrakło sił w nogach, ale z drugiej perspektywa odwiedzenia świata snów była również niezwykle kusząca. Nie mogła się zdecydować, więc nic nie odpowiedziała, patrząc na dziewczyny, co postanowią. Najpierw i tak trzeba było jeszcze coś zrobić, a przede wszystkim zakląć ten medalion. Czarodziejka westchnęła w myślach, zawsze była chętna do pomocy, dawało jej to poczucie, że w jakiś sposób odpokutowuje, choć małą cześć zbrodni, które popełniła.
- Jasne, rozumiem – odpowiedziała elfce z uśmiechem, choć trochę jej było szkoda, że nie może się przydać.
W tym czasie dziewczyny dogadały się w sprawie odpoczynku, pradawnej było jednak szkoda, że będzie musiała czekać, czy w ogóle zaśnie przy takim natłoku emocji i myśli? Kto wie, czy to ma w ogóle sens, ale skoro Elen już zaczęła myśleć, gdzie je przenocować to niegrzecznie by było nagle zmieniać zdanie. Czarodziejka podobnie jak Velatha i Vestra ruszyła za kobietą, była święcie przekonana, iż Cat będzie szła tuż za nią. Elen zaczęła się martwić o braki w łóżkach i gdy się odwróciła, aby spojrzeć na ilość osób raz jeszcze, dostrzegła, że kogoś brakuje.
- A gdzie ta w niedźwiedziej skórze? – spytała, zręcznie unikając imienia.
- Była za nami… - teraz i czarodziejka się zdziwiła, myślała, że może rozmawia z gospodarzem, ale on do nich zaraz dołączył, ale sam – Gdzie Cat?
- Ona… Poszła zaczerpnąć świeżego powietrza – skłamał, nie chciał ryzykować, że kolejne osoby zechcą przejść przez portal, bez zapłaty, jaką obiecała elfka. Wszak przecież kobiet nie znał, nie mógł być pewien ich reakcji nawet z zapewnieniami przemienionej.
Pradawna skinęła tylko głową, na znak, że przyjęła to do wiadomości, choć wydało jej się to nietypowe. W milczeniu weszła do sypialni z prostym dwuosobowym łóżkiem. Nie było tu nic szczególnego, pod oknem stał spory kufer i kilka rzeczy na niskiej szafce.
- Mam nadzieję, że to nie będzie problem i się jakoś dogadacie – spojrzała na elfkę i czarodziejkę – Nami się nie przejmujcie, prześpimy się w salonie – zapewniła – Moja córka ma w pokoju łóżeczko, które samodzielnie zrobiła dla lalek, myślę, że byłoby dla ciebie idealne Vestro – stwierdziła, choć z tego ogromu emocji i dzisiejszych zdarzeń nawet nie wzięła pod uwagę, że naturianka mogłaby się obrazić. Kobieta po prostu zaprowadziła chochliczkę do pokoju córki, która rozpromieniła się, widząc „wróżkę” i nawet po samym jej spojrzeniu dało się wywnioskować, że chętnie by capnęła skrzydlatą istotkę w swoje dziecięce rączki, nie zawsze znające umiar w ściskaniu. Dziewczynka miała kłaść się spać niedługo, ale nadal wręcz rozpierała ją energia.
- Będę spać w jednym pokoju z wróżką! – zawołała, skacząc z radości.
- Jeśli to nie będzie problem – Elen spojrzała pytająco na naturiankę – Najpierw jednak zapraszam do salonu, przypuszczam, że nasi goście są głodni – stwierdziła i poszła zająć się późną kolacją.
Niewielki stół został zajęty przez kobiety i gospodarza, którego żona właśnie podawała zupę z korzonków. Beca już wcześniej zjadła, więc tylko usiadła niedaleko na podłodze i bawiła się swoimi szmacianymi lalkami. Luna niemal zapomniała o nieobecności Cat, bo Frank okazał się bardzo charyzmatyczny przy stole, co rusz rzucał żartami albo zagadywał. Dopiero gdy kończyli jeść, Luna zagadała po raz kolejny.
- Coś długo nie ma Cat, może powinnam jej poszukać… - powiedziała zmartwiona, przecież wiele się mogło zdarzyć. Wilkołaczka była twarda, ale nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi.
Awatar użytkownika
Vestra
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Chochlik
Profesje: Uzdrowiciel , Opiekun , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Vestra »

        Chochliczka, wraz z pozostałymi kobietami udała się na górę, jednak gdy opuściła piwnicę, zielony kamień na jej szyi zawibrował ostrzegawczo. Vestra ufała mu bezwarunkowo - zwiastował kłopoty, nadchodzące znienacka ciosy i stworzenia, na które należy uważać. Nie jeden i nie dziesięć razy uratował jej życie. Dotknęła ciepłego, zielonego okręgu pokrytego niewielkimi wzorami i zamarła na ułamek sekundy, machając intensywnie skrzydłami. Nic się nie wydarzyło.
        Zmarszczyła lekko brwi i odwróciła się, wsłuchując się w głosy dobiegające z piwnicy. Za nimi zostali już tylko Cat i Frank. Czyżby blondyka zamierzała zrobić wieśniakowi krzywdę? To prawda, była nieco dzika, ale nie miała wyraźnych powodów, żeby go zaatakować. Choć naturianka wiedziała z doświadczenia, że to, co widzimy nie zawsze jest tym, co znajduje się pod powierzchnią.
        Zamknęła oczy i wsłuchała się w dobiegające z dołu głosy, koncentrując się na hałasach typowych dla walki. Usłyszała jednak w miarę spokojną rozmowę - nieco przestraszony głos gospodarza i ostry ton Cat, który po chwili złagodniał. A więc odłączyła się od nich i sama ruszyła w drogę. Chochliczka wzruszyła ramionami i podążyła za pozostałą dwójką. Po części rozumiała decyzję przemienionej. Znały się krótko i choć przebyły razem szmat drogi, nie była im winna żadnych wyjaśnień. Być może spieszyło się jej bardziej niż im - Vestra wyczuwała w niej napięcie silne aż do granic możliwości. Miała nadzieję, że kobieta dotrze bezpiecznie do Klasztoru i tam znajdzie odpowiedź na swoje pytanie.

        Nie skomentowała również oczywistego kłamstwa ze strony Franka. Rozumiała i jego motywację, a cała ta sytuacja nie była jej sprawą. Być może zareaguje jeśli Luna zacznie się denerwować - spotkała je razem i domyślała się, że ich znajomość sięgała znacznie głębiej. Póki co jednak skoncentrowała się na słowach Elen, które absolutnie ją oburzyły.
- Będzie - odwarknęła, patrząc na łóżeczko dla lalek. Nie zamierzała całą noc czuwać, uważając by dziewczynka nie próbowała jej złapać, zamknąć w drewnianej szkatułce albo pomalować jej na różowo skrzydeł. A była pewna, że z ekscytacji dziecko nie zaśnie. Wszyscy rodzice byli fanami swoich małych pociech, ale Vestra nie musiała dołączać do tego elitarnego grona. Zdecydowanie wyżej ceniła sobie odpoczynek w spokojnych i stabilnych warunkach.
- O mnie się nie martw, mam w torbie śpiwór, a miejsce sobie znajdę - wyjaśniła sucho, dodając w myśli, że będzie to miejsce bardzo wysoko i z dala od dziecięcych łapek.
        Jeszcze przez jakiś obrzucała małżeństwo nieprzyjaznymi spojrzeniami, jednak zaserwowana kolacja zdecydowanie ją udobruchała. Zupa z korzonków okazała się pysznym, gęstym wywarem z dużą ilością przypraw i słodkim aromatem grzybów. Starając się więcej nie urazić gościa, Elen odgoniła córkę, która przyniosła w garści zabawkowe talerzyki i nalała solidną porcję na spodek do mleka. Chochliczka wyłowiła ze swojej niezawodnej, wszystko mieszczącej torby drewnianą łyżkę i pochłonęła całą porcję, domagając się dokładki. Jak na tak małą istotę potrafiła zmieścić naprawdę wiele. Popiła to obficie piwem podanym w drewnianym naparstku i z pełnym brzuchem nawet się uśmiechnęła. Odgarnęła z czoła czarne kosmyki, przejechała dłonią po najeżonej czuprynie i z zaciekawieniem przysłuchała się opowieściom Franka. Stwierdziła, że gość jest naprawdę zabawny, kiedy nawet ona wybuchnęła śmiechem, słysząc anegdotę o zwariowanym króliku. Miał w sobie towarzyską duszę i ewidentnie marnował się na tym pustkowiu. Zastanawiała się co spowodowało, że zamieszkali pośrodku niczego. Ponownie doszła jednak do wniosku, że to nie jej sprawa i nie będzie zawracać sobie głowy historiami, które niczego jej nie dadzą.

        Gdy zmartwiona Luna po raz kolejny wspomniała o Cat, Vestra westchnęła ciężko, wzbiła się w powietrze i usiadła na ramieniu Franka.
- Chyba pora żebyś powiedział prawdę - mruknęła mu cichutko do ucha, dając mężczyźnie szansę na rozegranie tego po swojemu. Nie zamierzała pakować go w kłopoty, skoro udzielił im schronienia i chciał pomóc się dostać do Klasztoru. Przynajmniej taką miała nadzieję.
- Ja… wcześniej nie powiedziałem do końca prawdy - przyznał się, prostując się sztywno na krześle.
- Cat… poprosiła mnie żebym przeniósł ją do Klasztoru już teraz. Nie mówiłem o tym, bo bałem się, że będziecie na mnie wściekłe. Portal może przenieść kilka osób, ale tylko raz dziennie, więc i tak będzie musiał się naładować. Przepraszam, nie zostawiła mi wyboru.
Naturianka podfrunęła do Luny i usiadła po turecku na stole obok niej. Mężczyzna nie tylko wspaniale opowiadał, ale także całkiem zręcznie kłamał. Nawet jeśli nie powiedział tego głośno, dzięki wrodzonej empatii wyczuwała, że tak naprawdę obawiał się, żeby nie odeszły bez uiszczenia swojej części umowy. Zerknął na nią, podświadomie wyczuwając, że ona o tym wie. Vestra jednak z kamienną twarzą spuściła nogi za krawędź stołu i zamachała nimi niewinnie. Nie zamierzała się w to mieszać, zbyt krótko znała na to Cat. To do Luny należał decydujący głos.

        Gdy skończyła się kolacja, Vestra poderwała się w górę i po cichu opuściła swoje towarzyszki. Była z nimi związana, ale nie na tyle, żeby z ich powodu opóźniać odnalezienie Klasztoru. Przez chwilę poczuła się źle, że postępuje tak samo jak Cat, ale po sekundzie zrozumiała, że najprawdopodobniej wszystkie spotkają się w środku nie później niż po kilku godzinach. Czy było nad czym rozpaczać? Absolutnie nie. Teraz najważniejsze było dostać się na miejsce. Z resztą - pocieszała się w myślach - jeśli się rozdzielą, być może łatwiej będzie im się przedostać obok strażników.
        Otworzyła swoją magiczną torbę i wyciągnęła z niej przedmiot, który mógł umożliwić jej ponowne otwarcie portalu. Z zadowoleniem zatrzepotała raźniej skrzydłami i zniknęła w czeluściach piwnicy.

Dalsze losy Vestry...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nic nie zapowiadało tego, że zwyczajny posiłek zakończy się czymś… bardzo niepożądanym. Na początku było wręcz sielankowo, rozmowa toczyła się często, a nawet padały też żarty, z których śmiała się albo większość, albo wszyscy. Po jakimś czasie to wszystko zaczęło zbliżać się ku końcowi. Gospodyni zaczęła zbierać puste naczynia, a Luna oznajmiła, że pójdzie poszukać Cat. Wstała od stołu i zwyczajnym zrządzeniem losu zrobiła to w tym samym czasie, w którym obok niej przechodziła kobieta. Wpadła na odsuwane krzesło i potknęła się, upuszczając drewniane talerze. Wylądowała na podłodze, otarła sobie dłoń o deski, a z ran popłynęło nawet trochę krwi. To wystarczyło, chociaż odwrotu nie było już wtedy, gdy do Luny dotarło to, że zrobiła komuś krzywdę. Nieświadomie, to prawda, ale liczyło się to, że ktoś ucierpiał przez jej działania, nawet jeśli był to tylko nic nieznaczący upadek i mała rana, która powinna zagoić się do końca dnia. Tyle wystarczyło, aby jej klątwa odezwała się, a dziewczyna straciła świadomość.

Rozpętała się rzeź, której nie dość, że nikt się nie spodziewał, to na pewno też nikt tu nie chciał. Może to i dobrze, że jej towarzyszki opuściły budynek, bo nie tylko nie były świadkami tego, co tu się działo, lecz także nie były ofiarami klątwy, która teraz zawładnęła Luną. Pradawna z rogiem na głowie wykorzystała całą swoją wiedzę i umiejętności, aby zabić rodzinę w jak najbardziej brutalny sposób. Teraz, gdy nad sobą nie panowała, liczyło się dla niej tylko to, żeby pozbawiać życia każdego, kto stanie na jej drodze.
Władzę nad sobą odzyskała dopiero, gdy znalazła się na zewnątrz. Gdy wybiegła z chaty. Nie musiała oglądać się za siebie czy zaglądać do środka budynku, żeby wiedzieć, co się stało. Wystarczyło, że wiedziała, co oznaczają jej utraty świadomości, wiedziała przecież, jak działa ta klątwa. Zaczęła biec w stronę, w którą akurat spoglądała, byle znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Nie myślała też o celu swojej wędrówki. Myślała jedynie o tym, co uczyniła i o tym, żeby biec przed siebie. Biec, aż w końcu zmęczy się na tyle, że nie będzie mogła ruszyć dalej.

Ciąg dalszy: Luna.
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości