Opuszczone Królestwo[Rozwidlenie traktu] Powrót ciemności

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Śledziła wzrokiem drące się babsko z niesmakiem, czując wyraźnie metaliczny posmak w ustach. Uderzenie całkowicie ją zaskoczyło, a stała na nogach tylko dzięki adrenalinie i złości. Ludzkie ciało Celine nie należało do najbardziej wytrzymałych ani nie znała powodu takiego stanu rzeczy. Fizycznie była niesamowicie słaba w porównaniu do przeciętnego mieszkańca Alaranii.
Z chwilowego amoku w umyśle wyrwał ją znajomy głos centaura.
        — Pff, nie mam zamiaru z tym dzikusami rozmawiać — odpowiedziała z cichym parsknięciem, pozostawiając na głowie centaura ułagodzenie zajścia.

        Gadzina tymczasem rozglądnęła się wokół siebie, zauważając zniknięcie centralnej osoby całego zamieszania. Przeszła się po ganku w poszukiwaniu miejsca, w którym dziewczynka mogła się schować. Naturalnie pierwszym miejscem do sprawdzenia okazała się przestrzeń pod stołem.
        Podeszła do jednego z krzeseł, opierając na nim ciężar ciała i schyliła się, aby zajrzeć pod stół. Wystraszona i załzawiona dziewucha siedziała, łkając i tuląc się do własnych kolan. Po chwili spojrzenia dwójki się spotkały, a chowająca się aż podskoczyła ze strachu, uderzając głową o spód blatu. Dziewczę przysiadło z grymasem bólu, trzymając dłonie na głowie. Obserwował mimo to dosyć uważnie Celine, odsuwając się za każdym razem, gdy ta próbowała skrócić dystans.
Pani Królowa westchnęła, nie ukrywając zirytowania.
        — Nie mogę się przemienić w smoka, nie zamierzam cię zjeść — burknęła w końcu dosyć cicho, aby młode to usłyszało.
        „Czemu?” — dziewczynka zapytała z dziecięcą ciekawością w głosie, który rozbrzmiewał w głowie uwięzionej smoczycy.
Rudzielec wydał się w końcu zainteresowany na tyle, że minimalnie zmniejszył dystans na czworaka, ale wciąż pozostając za zasięgiem białogłowej siedzącej na kolanach.
        — Zadajesz ciężkie pytania. Stawiasz mnie w ciężkiej sytuacji, pisklaku.
Królowa trochę nieświadomie zaczęła przyczesywać palcami pasma białych włosów, które opadły na jej ramiona.
        „Pisklaku?” — dziecko przekręciło głowę, najwidoczniej nie mogąc zrozumieć, czemu została nazwana pisklakiem.
        — Tak nazywamy świeżo wyklute smoki — smoczyca odpowiedziała lakonicznie, wykazując się cierpliwością do ciekawości rudowłosej.
        „Nie jestem smokiem”.
        — Nieważne — przerwała z przeczuciem, że zabrakłoby im dnia na ciągniecie tej rozmowy — ale wracając do poprzedniego pytania. Ty jesteś pozbawiona wzroku, ja jestem pozbawiona mojej prawdziwej formy. — Wzruszyła ramionami, przyzwyczajona już do tego faktu.
        „Ja widzę!” — zaprzeczyła gorąco dziewczynka, aby następnie wypełznąć ze stołu i bezczelnie władować się na kolana Pani Królowej.
        — Masz nerwy, aby dosiadać smoka, ale ten jeden raz tobie wybaczę. — mruknęła cicho, uciekając uparcie spojrzeniem w bok.
Wcześniej też miała dziwne uczucie, jakby ktoś ją obserwował. Dziecko raczej nie miałoby powodu jej kłamać, a nawet odnosiła wrażenie, że się dogadują. Nigdy też specjalnie nie przepadała za dziećmi, ale uległa w końcu smoczemu zaciekawienieu. W gruncie rzeczy słabo sobie radziła z własnymi zachciankami, więc to raczej nie było czymś dziwnym w jej zachowaniu.
        — Dobrze, pokaż głowę — poprosiła stanowczym głosem, pamiętając o wcześniejszym uderzeniu o stół.
        „Taaaaaaaaaak”
Ruda najwidoczniej miała niezłą zabawę, bo z całą siłą przytuliła się do drobnego ciała Celine, opierając głowę o jej skromny biust i kręcąc nią na boki z chichotem.
        — Emm, no tak…
Gadzina rozglądnęła się czy nie są na widoku, widocznie się zarumieniając. Nie mogła pozwolić, aby ktokolwiek widział ją w takim stanie. W tym momencie była gotowa nawet wydłubać oczy, jakby ktoś zauważył ją w tej sytuacji.
        Dla pewności rozglądnęła się drugi raz, ale w końcu ułożył jedną dłoń na głowie dziewczynki. Pogładziła ją po głowie lekko, wyczuwając pod palcami wypukłość. Naturalnie była zimniejsza, więc trzymając po prostu dłoń na obolałym miejscu, sprowadzała ukojenie i komfort.
        Nie wiedziała jak długo trwała w takiej pozycji, ale zdrętwiały jej już nogi. Ślepotka wydawała się też zasnąć, kurczowo trzymając się smoczycy przez sen. Do tego zmęczenie z podróży zaatakowało ją ze zdwojoną siłą. Próbowała się opierać zaśnięciem w takim miejscu, ale ciepłe ciało dziewczynki jej w tym nie pomagało. Ledwo zamknęła powieki, opierając policzek o rude włosy, ale z objęć nagłego snu wyrwał ją Kito.
        — Słucham? — przetarła oczy wolną dłonią, zerkając na czubek głowy rudowłosej.
Centaur tymczasem rzucił się na miskę, chociaż nie wiedziała, czy zrobił to świadomie, aby nie spotkać się z jej ostrą reakcją.

        „Uhm, może za szybko próbowałam go ocenić. Nie jest taki zły”

Podniosła się z lekkim trudem z ziemi, bo dziewczynka jedna trochę ważyła, ani niemowlak to nie był. Sama królowa również do mocarnych kobiet nie należała.

        Po tym jako Kito w końcu skonsumował strawę, próbował odebrać ciężar w postaci rudej od smoczycy w dobrej wierze. Jednak spotkał się tylko z chłodną dezaprobatą białogłowej twierdzącej, że da sobie radę.

        Koniec końców gadzina dała sobie radę, ale była cała spocona. W gruncie rzeczy się przegrzała, bo wysiłek to był jej tak obcy, jak gotowanie. Mało tego ciężko oddychała, co w jej wykonaniu brzmiało co najmniej nieprzyzwoicie, podążający więc za nią centaur miał własne brzemię do dźwigania w owej sytuacji.
        Nowe lokum okazała się pusta chatka, a do tego wszystko znajdowało się w jednym pomieszczeniu. Centaur co prawda opierał się przed wejściem do środka, ale ostatecznie został zmuszony przez Celine, która wykorzystała jego własne słowa przeciwko niemu. Spotkała ich przy tym krótka przygoda, bo zad konika była delikatnie za szeroki. Z pomocą jednak przyszedł im znany już strażnik wioski, a ucierpiała jedynie męska duma Kito, którego wepchnięto z męską perswazją do wnętrza chałupy.
        — To niewielka cena, aby chronić dwie niewiasty! Weź się w garść. Przecież do diaska ciebie nie zgwałcił. — burknęła do Kito, z którym coś stanowczo było nie tak. Zwłaszcza że na grzbiecie siedziała mu podskakująca ruda dziewczynka, krzycząca energicznie „wio, wio”.
        — Do tego ujeżdża cię młoda, piękna dama — dodała, nie mogąc się powstrzymać od posłania tej zgryźliwości ze słodkim uśmiechem.
W międzyczasie zdążyła też już też obeznać się z wnętrzem małej chatki. Wysoka była na tyle, że Kito nie musiał szurać głową po belkach wspierających dach. Znajdowało się tu proste łóżko w lewym rogu przy ścianie naprzeciw drzwi wejściowych. Na środku owej ściany znajdowała się też niewielka okiennica, chociaż jedyne co przez nią wpadało to księżycowa poświata. Oprócz tego kominek z wiszącym kociołkiem, bala wypełniona wodą, mały okrągły stół i dwa stojące przy nim krzesła. Nie był to może standard godny Królowej, ale lepsze to niż spanie pod gołym niebem. Oświetlenie składało się z paru świeczek, jak i palącego się kominka.

        Korzystając z okazji, że energiczne i rude żyjątko było zajęte centaurem, wymsknęła się zdecydowanymi krokami do bali. W drodze do niej zaczęła się rozbierać, bo stwierdziła, że Kito i tak wszystko już widział. Do tego wewnątrz chatki nie było specjalnie jasno. Co prawda wciąż była na niego zła o to muśnięcie ustami, ale nie przywiązywała specjalnej wagi do nagości tego ciała. Smoki latały nagie całe życie, więc czuła się o wiele lepiej bez ubrań niż w nich. Rzecz jasna nie rozebrałaby się przy byle kim, po prostu wiedziała, że centaur nie będzie miał przysłowiowych orzechów, aby cokolwiek zrobić. Zwłaszcza w obecności osoby trzeciej, jaką była dziewczynka. W taki oto sposób powstała do bali droga w postaci ubrań smoczycy, które leżały porozrzucane po deskach podłogi.
        Sama gadzina już zanurzała się w wodzie, wcześniej sprawdzając, czy nie jest dla niej za gorąca. Podpłynęła do krawędzi bali, wyciągając dłonie w stronę centaura i nowego członka podróży.
        — Podaj mi tą łobuziarę, przyda się i jej porządna kąpiel — posłała centaurowi wyjątkowo łagodny uśmiech w jej wykonaniu. Z wody wystawały tylko drobne ramiona, a reszta skrywała się pod wodą, więc nie obawiała się podejścia kucyka bliżej bali.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Zmuszać centaura, SZAMANA!; dziecię wiatru i wolności, do wciśnięcia się pod dach było zbyt wielką brutalnością. Już mniejsza, że dwie męskie ręce musiały go przepchnąć przez niewymiarowe wejście - kucyk nie miał co do tego obiekcji, wręcz był wdzięczny za pomoc. Tylko w czym! uwięzienie siebie samego między na swój sposób solidnymi ścianami ograniczającymi dostęp powietrza, odgradzającymi od zapachów traw, kojącego muskania wiatru, od światła nocy. Doprawdy dziwnym są stworzenia, które wpadły na pomysł zamieszkania w czymś tak nienaturalnie kurczliwym. Bo że pomieszczenie w oczach Kito stawało się coraz to bardziej przyciasne, było widać na pierwszy rzut oka.
- Chronić wypowiadujesz? - Odezwał się niepewnie, rozglądając strapionym wzrokiem po nazbyt ludzkim wystroju. Nie potrzebował niczego z tych rzeczy. Tylko powietrza! Mimo wszystko pokornie się uciszył i został pilnować swoich dziewcząt. Poza tym Celine z lekka poprawiła mu humor pomysłowym komentarzem.
- A tu się nie powykłócam, okaz krasności! Za parę przedwiośni będzie z niej upojny okaz mości facetki, a na tenczas jest przynajmniej piórkowa w wadze. - Uśmiechnął się do smoczycy i obejrzał na wybawiającą się na jego grzbiecie młódkę. Mogła go deptać do woli, w końcu stał się chyba jednym z jej opiekunów.
Chciał zapytać Celine dlaczego tak przywiązała się do tej dziewczynki i dlaczego nie ma nic przeciwko, aby od tej pory im towarzyszyła. Nie byłoby jednak dobrze omawiać to przy małej, więc po prostu zaakceptował stan rzeczy jakim jest i skupił się na jedynym dostępnym w chatynce oknie, przez które wyjrzał tęsknie na zasypiający świat. Podszedł do niego omijając stoliczek lecz przede wszystkim - komin. Ogień we wnętrzu drewnianej konstrukcji domu, z którego nie można było przy kucykowych gabarytach ot tak po prostu wybiec, napełnia go niepokojem. I jeszcze te świeczniki. Chwila nieuwagi, by spadły na podłogę i narobiły szkód… Kito z żywiołami niby za pan brat, ale płomienie budziły w nim pierwotny respekt.
Milczał, lecz stąpając (nawet ostrożnie) robił niesamowicie dużo hałasu przez skrzypiące klepki. Spłoszony uniósł się leciutko ponad ich poziom i od tego czasu po pomieszczeniu poruszał się niczym duch - bezszelestnie i płynnie, jedynie od czasu do czasu czubkiem kopyta gładząc drewnianą powierzchnię.

Zajęty lataniem, oknem i dziewczynką nie zauważył nawet półnagiej parady Celine. Słyszał jakieś szelesty. Odwrócił się zamyślony jednakże dopiero wtedy, gdy cicho plusnęła woda.
Podszedł tak jak smoczyca prosiła i zdjął z grzbietu niemowę. W końcu na powrót zaczął się uśmiechać, choć mówił nieco ciszej niż miał w zwyczaju.
- Widzę, że opiekunkowe z ciebie żeńskie istnienie - Pochwalił Celineczkę podnosząc magią jej ubrania. - Tylko takie zdziebka nieporządnickie, czyż nie? - W powietrzu złożył odzienie i gestem przeniósł na krzesło. Nie wiedział czy białowłosa będzie go jeszcze używać - do tej pory kwestie ubrań załatwiała magią lecz nie był to powód, by dobre ubranko walało się po kątach (a tym bardziej na środku).
- Może kiedy będziecie w stanie wymaczania ja sobie oddrepczę do jakiegoś bardziej zrodzonego z natury źródła? - Zapytał z nadzieją, że wymiga się od pozostania pod dachem. Panie go nie zatrzymywały i choć chętnie w innych okolicznościach wypluskałby się z nimi (to jest zanurzył ręce i przemył sobie twarz, bo tyle oferowała mu balia) tym razem w głowie miał jedynie władcze pragnienie ujrzenia gwiazd i horyzontu. Tu, na tych równinnych pustkowiach mieli bardzo ładne te rzeczy.

Wyjść z domku było niewiele łatwiej niż wejść, choć framuga od wewnętrznej strony była jakoś bardziej przychylna w kształtach centaurowi. Gdy wyszedł odwrócił, się by cicho zamknąć za sobą drzwi, po czym rzucił się galopem przed siebie, korzystając z tego, że chatka stała na uboczu.
Zapach udeptanego piachu i ludzkich budynków szybko zmienił się w słodko świerzbiący zapach wilgotnego pola, gdy ciemnoskóry przeskoczył przez omszały płotek. Rozłożył ręce, z ulgą zaciągając się wonią prawdziwej wolności. W osadzie jak i dookoła panował już nocny spokój - księżyc chłodnym blaskiem rozświetlał falujące miarowo trawy i opatulał srebrzystą łuną śliskie dachówki. Gdzieś daleko, na północnym krańcu odległego gaju zawył wilk. Ozwał się nocny ptak. Zatrzepotały skrzydła. Znowu cisza.
- Tak czekałam kiedy się w końcu wyrwiesz z uwięzi. Nadal nie lubimy ścian, co?
Znajomy głos kobiety wielce go zaskoczył. Popatrzył na kobietę wcale tego nie kryjąc. Zakradła się bezszelestnie! Zawsze ją za to podziwiał.
- A miałem ja ci takie mgliste przeczuwajki, że w tym wioskowym miejscowiu bytujesz. Twoja wonność wiele się nie pozamieniała.
- … dziękuję? - Kobieta parsknęła krótko. Podeszła swobodnie do centaura krzyżując ręce na piersi. - Zawsze wejdziesz mi w drogę, co? Nie sądziłam, że się tu spotkamy. - Westchnęła i obeszła go dookoła. Do pasa przytroczoną miała broń, a skórzane karwasze chroniły jej ręce. Chodziła powoli lecz z wprawą kogoś, kogo nie powinno być słychać. Kito łypał na nią z lekkim niesmakiem.
- Wybaczam ja sobie, toż to zawyczajny zbieg losów. - Odparł, choć nie bez uśmiechu. Nie zgadzał się z tą kobietą w wielu sprawach, ale czy jej nie lubił?
- Mniejsza. Widziałam, że masz nową kompanię. Zabierasz też tę małą. Szalony jak zawsze. Swoją drogą... co to za dziunia, że takiego rabanu w biały dzień narobiła? Pewnie znowu jakieś nieludzkie stworzenie. - Rozmasowała sobie czoło czubkami palców. - Powiedz no, jak silne?
- Dosyć. Ale nie zapytuj mnie o szczególniki, bo nie kłamiąc sam nie wiem.
- Ale umiesz czytać te paskudztwa, aury.
- One bywają zwodniczne. Rzekłbym, że moja towarzyszka (Celine, tak się mianowała) to mocarne ucieleśnienie wielu zdolności magiowych, lecz kiedy opatrzam jej maniery to nie wygląda na taki stan rzeczów.
- Pomocy, Nouvei, nauczyłbyś się wreszcie mówić… niegroźna to babka czy jak w końcu?
- Może masz ochotę sama obaczyć?
- Czytasz mi w myślach. Zastanawiam się czy nie planowć się do was przyłączyć. Jestem na Burej, może być nadążył? - Uśmiechnęła się zaczepnie i podparła o jego bok. Była wyraźnie zmęczona lecz Kito wiedział, że ma swoje zwyczaje i powody by nie kimać zawsze kiedy tego potrzebuje.
- Ja nie mam nic abolutnie wbrew temu. - Odparł lekko wzruszając ramionami - Nawet tym fartowniej, że będę mógł trzymać na tobie paczałkę. Ale jak się weźmiesz porozumiesz z Celine to już zwalam na twóją łepetyniastą. Zgoda? - Mrugnął wesoło, za co został leciutko szturchnięty.
- Wątpię by jakakolwiek kobieta o takim wyglądzie chciała z tobą zostać sam na sam. No, z dzieckiem, niech będzie.

Pod chatynkę wrócił późno. Był sam - już umyty, podsuszony i w stanie pokojowego zamyślenia. Zajrzał przez okienko, by zobaczyć jak dziewczęta sobie radzą, nim ustawi się przed drzwiami do snu.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

Smoczyca komentarz o nieporządnickim żeńskimi istnieniu zignorowała, bo centaur powinien taktowanie ominąć temat, a nie go drążyć. Zmęczona podróżą miała prawo do takiej dozy słodkiego lenistwa, zwłaszcza że grzbiet mężczyzny nie należał do najwygodniejszych bez siodła.
Ona sama preferowała karoce, bo co prawda jeździectwo miała opanowane, ale możliwość wygodnej podróży zbyt mocno kusiła. Uśmiechnęła się tylko lekko zza krawędzi bali do niego, wciąż czekając na przekazanie najmłodszego istnienia z ich niecodziennej trójki.
W końcu dziewczynka wskoczyła w ramiona Celine, wieszając się jej na szyi, a centaur po kontakcie wzrokowym z gadziną szybko się wyniósł z drewnianego domostwa. Miała domysły, ale zostawienie małej samej odpadało. Poziom wody wewnątrz drewnianej konstrukcji był na tyle wysoki, że zakryłby ślepą dziewczynkę po sam czubek wody. Rudzielec potrzebował asekuracji, a jedyną odpowiednią do tego osobą była tylko Celine.
„Ciężko mi wyobrazić sobie Kito jako ojca” — przeszło jej krótko przez myśl, gdy pomyślała o Kito jako opiekunce do dziecka. Poprawiło to jej humor natychmiastowo.
Uśmiechając się praktycznie do samej siebie, porządnie wyszorowała dziewczynkę. Ta ostatnia do takowych przyzwyczajona nie była, więc odbyła się mała walka. Próbowała się wyrywać i uciekać z wody, ale gadzina była nieugięta. Nikt nie wiedział, kiedy będą miały następną szansę, aby skorzystać z dobrodziejstwa ciepłej kąpieli. Ona co prawda z wysoką temperaturą nie była w pozytywnych relacjach, ale potrzebowała również tego drobnego zabieg od czasu do czasu. W duszy mogła być smokiem, ale ciało było całkiem ludzkie z drobnym ustępstwami.

— Przestań się wiercić, jak można tak zaniedbać włosy! Jak masz na imię?
„Colette!!!”
Celine delikatnie się skrzywiła, bo właśnie krzyknięto jej bezpośrednio w głowie. Dziwne i niekomfortowe uczucie, dlatego czym prędzej zganiła dziewuchę.
— Ciszej, telepatia to nie głos. Nie musisz nadawać myślą aż takiego wydźwięku. To bardzo nieprzyjemne.
Dziewczynka od razu spochmurniała, a gad specjalnego doświadczenia z dziećmi nie miał. Zmieszana szybko położyła dłoń na mokrych włosach rudzielca, gładząc ją wzdłuż włosów.
— Nie gniewam się, spokojnie.
Dziewczyna opierała się plecami o nią, więc musiała odchylić głowę do tyłu, aby spojrzeć na „królową”. Zaintrygowana smoczyca tylko zamrugała powiekami, ciągle nie rozumiejąc fenomenu wizji małolaty. Zakryte mleczną mgłą oczy wydawała się wręcz pytać: „Naprawdę?”
— Serio, serio. Dzisiaj ciebie jeszcze nie zjem. — Celine uśmiechnęła się zawadiacko.
„A jutro?” — zapytała mała z ledwo widocznym uśmiechem.
— Wszystko zależy od tego, czy będziesz grzeczna. — skwitowała z podnoszącym się kącikiem.

Reszta kąpieli przebiegła szybko i sprawnie, co w sumie zaskoczyło nawet samego gada. Ciągle miała trochę mieszane uczucia odnośnie do sytuacji, ale Colette była czymś w rodzaju „błyskotki”, którą smoczyca chciała na mieć blisko. Nie zastanawiała się nad biegiem wydarzeń, jak zainteresowanie ślepą opadnie. Na daną chwilę nie nienawidziła tego, obecność rudowłosej była kojąca. Zagadka pewnie zostanie rozwiązana w trakcie podróży, a taką przynajmniej miała nadzieje.
Po skończonym pluskaniu wyciągnęła dla siebie czarną jak smoła halkę z pomocą magii przestrzeni. Materiał był gładki, jednolity i matowy, a sam sypialniany ubiór leżał na niej idealnie, podkreślając figurę i urodę drobnego ciała. Nie grzeszyła może kobiecymi atutami, ale gdzie się pojawiła, tam kradła spojrzenia mężczyzn. W gruncie rzeczy wtopiła się w ludzkie społeczeństwo tylko dzięki tym prymitywom, próbując zdobyć Panią Królową bogactwem i obiecankami.
„Jak sobie przypominam o tym, robi mi się niedobrze, yh” — westchnął cicho.
Dziewczynka o ślicznym ognistym kolorze włosów stanęła przy jej boku, trzymając ją za materiał halki nieśmiało. Nie wiedząc gdzie podziać oczy, Colette spojrzeniem wędrowała po starej, drewnianej podłodze. Miała na sobie też halkę, ale w białym kolorze. Materiał co prawda widział już swoje lepsze dni, ale smoczyca nie pozwoliłaby jej biegać nago, ani ubrać poprzedniej szmaty. Do tego wyglądała jak całkiem inna osoba po minimalnej ilości włożonego wysiłku.
Colette sięgała czubkiem głowy do ramion smoczycy. Rude pasma rozpuszczonych włosów opadały po ramionach i plecach aż do jej pośladków. Posiadała trochę zaniedbaną i opaloną mleczną cerę z widocznymi drobnymi piegami w okolicy nosa i policzków. Włosy i skóra wręcz harmonijnie się komponowały razem. Do tego niebieskie oczy pod grubą warstwą mleczności oraz dziecinna, niewinna buźka z drobnym nosem i usteczkami. Figura dziewuchy zaliczała się raczej do dziecinnej i wypadającej dosyć blado w porównaniu do królowej, ale powoli można była dopatrywać się w niej pierwszych oznak dojrzewającego dziecka.
— Haha, nie ma co się wstydzić, uroczo wyglądasz.
Położyła dłoń na płomiennych włosach dziewczynki, gładząc ją po nich z lekką zazdrością. Po porządnej kąpieli i uczesaniu włosy Colette zrobiły na niej wrażenie. Zapatrzona w piękny kolor trochę odpłynęła myślami, gdy przez okienko zajrzał centaur. Pierwsza obecność centaura wyczuła dziewczynka, która schowała się przed spojrzeniem centaura z rozpalonymi policzkami. Wyglądała zza niej nieśmiało, ale z własnej woli nie miała zamiaru się pokazywać.
Celine zorientowała się dopiero po zachowaniu młodszej. Obrócona plecami do okienka nie miała szans go zauważyć, zwłaszcza w tak głębokim zamyśleniu.
Nie umknęła jej też obca woń na mężczyźnie, co z jakiegoś powodu mocno ją zirytowało, bo bez dwóch zdań był to zapach kobiety. Lekceważenie węchu smoka należało do kiepskich pomysłów, ale nie było sensu poruszać teraz tematu.
— Wróciłeś w samą porę! Patrz i podziwiaj — stwierdziła z dumą, odwracając się do Kito przodem wraz z przylepioną do niej dziewczynką.
— Nie wstydź się, przecież to tylko młody, perwersyjny centaur. Jeszcze nie jesteś w jego strefie uderzeniowej ani nie odważy się ze mną w pobliżu.
Dziewczynka miała trochę zmieszany wyraz twarzy, bo białowłosa użyła wiele słów, których nie rozumiała.
„Perwersyjny? Co to znaczy?”
— Wytłumacz Colette, co to znaczy, że jesteś perwersyjnym samcem. — uśmiechnęła się podejrzenia słodko do towarzysza.
Korzystając z krótkiego zamieszania, złapała rudzielca za ramiona i obróciła przodem do Kito, aby nie stała do niego dalej tyłkiem. W końcu damie nie wypadało, ale i na to przyjdzie pora, aby ją nauczyć. Następnie popchnęła delikatnie do przodu.
Colette zrobiła parę wymuszonych przez smoczycę kroków, zatrzymując się przed nosem centaura. Dopiero po chwili doszło do niej, że centaura jest tak blisko. Onieśmielona wbiła wzrok uparcie w podłogę, nerwowo miętoląc materiał białej halki obiema dłońmi.
— Powiedziałbyś coś damie, a nie się patrzysz jak kobyła na malowane wrota. — Celine zwróciła uwagę kopytnemu, podpierając ręce o biodra z przymrużonymi oczami, jakby miała zaraz mu wydrapać oczy.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Kucyk spodziewał się raczej, że padnięta Celine będzie już w głębokim śnie kiedy zajrzy przez okno. Tym razem ani ona ani dziewczynka nie grzały się jeszcze w łożnicy, a na środku izby stroiły w cudawianki dbając jedna o drugą. Doprawdy miło było obaczyć taką scenkę rodzajową między smokiem, a dzieckiem, kobietą i panieneczką. Kito żył jako samotnik i kawaler, więc i relacje takie podziwiał jako obserwator. I to chętny, bowiem od dawien dawna intrygowały go relacje między mości facetkami, klaczami a młodymi, ojcami i synami, czy pomiędzy rodzeństwem; starszą i młodszą siostrą, braćmi czy zmieszaniem wszelkich tych możliwości. Interesował się i dociekał, bo większości z tego nie mógł doświadczyć. Dotyczyły go inne obowiązki i przywileje. Czy kiedy jeszcze żył w grupie, czy teraz poza nią.

Rozczulony uśmiechnął się z całą sympatią do smoczycy, choć zaraz parsknął dobity jej niereformowalnością.
- Oszczędziłabyś źrebięciu takich słownictów - szczerzył się jednak nadal - potem się dziwią, że skakują sobie po polowych takie podwiki i jak męża jakiego obaczą to w lęk wpadają i o cnotę poczynają wojować nim taki w ogóle wzrok orli sobie na nich zawiesi. Nie martw się panienko Colette - uśmiechnął się do dziewuszki - nawet antysamcowe gadziny opamiętowują się w końcu. Za mały czas nauczać cię zacznie pożyteczniejszych rzeczy… i jako ja również. A perwersyjny samiec to dla zasady samiec. Ale nie mówi się o tym na głośno, bo to taka prawda, do której posiadania nie każdy chce się przyznawać. - Zachęcająco wyciągnął ku niej rękę, choć gest ten niewiele jej przecież dał. W końcu jednak ciemna jego dłoń spoczęła na rudych włosach i pogłaskała je aprobująco.
- Bardzo ślicznie bytujesz panienko Colette - Pochwalił, przynaglony przez nową mentorkę niemowy - Trzeba oddać Celineczce słuszność, że potrafi o zewnętrza zadbać. Ale za kilka latów sama ze swego istnienia będziesz zniewalająco urodziwą mości facetką, gotowy jestem pójść w zakład o moje warkocze! A do tego wieku droga twoja guwernantka z samozwańczości wepchnie ciebie w solidne nauki jak to się przed wszelkim mężem obronić. - Zerknął z lekko zawadiacką przekorą na białowłosą i przeciągną się korzystając ze swobody jaką dawało stanie na zewnątrz chatynki.
- Jutro ze świtem zaczniemy się pewnikiem do lotu szykować. - Zmienił temat na co nieco bardziej praktyczny - O ile się nie omylę to pewnie towarzyszem nam stanie się jeszcze jedna osobistość… - westchnął, widocznie nie radując się na to jakoś bez pamięci. - Moja to znajoma, choć łapie za kłopoty i frasunki jak tylko jaka możliwość się pojawi. Drogi jednakowoż nam się pokrywają, więc co się stanie to będzie. Dla waszej dwojakowości nie powinna być niewłaściwym sprzymierzeńcem, acz pracuję nad nią od wielu księżyców i nadal niebezpieczne zapędy są jej nazbytnio bliskie. Ale co się mówi - nie może być tandemu bez zaryzyka!
Na jego twarzy kolejno malowały się różne grymasy - od niepewności i zakłopotania przez rezygnację po pogodę i wesoły zapał poparty wewnętrznym postanowieniem. Najwidoczniej miał sporo przemyśleń odnośnie jutrzejszej wyprawy i dodatkowej osoby. Nie mógł jednak narzekać, bo cały skład poza nim miał mieć płeć kobiecą. Prędzej czy później jakoś się z nimi wszystkimi porozumie.
Już w miarę zadowolony pożegnał swoje dwa dziewczęta i ustawił się pod drzwiami, by tam oddać się czujnym, płochym snom stróża, aż do rana, gdy wybudził go czupurny mazurek.

Otworzył oczy powoli, otrząsając się z chłodnego odrętwienia. Nie płoszył go żaden zewnętrzy niepokój, a szarość poranka wydawała się nieruchoma i senna, jakby dzień nadejść miał krokiem powolnym i lekkim, słońce unosząc łagodnie coraz wyżej na przestrzenie błękitów ponad strzechami dachów. Konik marzył jednak nie o nich, a rozległych, ciągnionych przez wolność ku horyzontowi masach traw polnych i kwiatów porastających opuszczone ziemie dawnego królestwa - to przez nie mknąć będzie gdy zbielałe w swym złocie oko Prasmoka ułoży się w zenicie. Takie przynajmniej nie opuszczały go nadzieje.

Zgodnie ze zwyczajem rozruszał się nieco, zerkając na boki czy aby na pewno żadne zagrożenie nie czai się za chatkami, przy okazji budząc Pączka i Fikusia, którzy przez noc wrócili z nieznanego i ułożyli mu się na grzbiecie. Nie było takiej ciemności, w której nie trwaliby u jego boku, dlatego pewnie, że był ich małym przenośnym domkiem. W sumie żałował nieco tych nieszczęsnych plecionek co to się w nich kryli - musiało być im wygodnie. No nic, dadzą sobie radę i bez.
By nie budzić kobitek o nieprzyzwoicie rannej porze zerknął tylko przez okienko czy wszystko w porządku, a sam ruszył na pola, by rozgrzać się nieco i przygotować do dnia. Przepłukał w strumieniu swoje szmatki, na nowo zaplótł warkoczyk, posegregował rysiki. Wrócił gdy mieszkańcy wychodzili do swych kur i gąsek, a nocna warta kończyła swą zmianę. Całą noc był obserwowany przez jednego z elfów, którego teraz przyuważył, jak ziewając zamyka za sobą drzwi. Ciekawe jak często napadani byli, że utrzymywali takie środki ostrożności.

Nim dotarł do gościnnej chałupki zatrzymał go tak zwany Papa. Uśmiechnął się pod wąsami gorąco i coś do szamana zaczął mówić. Jakoś tak dziwnie było, że akurat ci dwaj mieli się ku sobie, mimo że jeden wojak, a drugi zaprzysiężony antyprzemocnik. Było w każdym jednak coś co temu drugiemu zdawało się bliskie i tak rozumiejąc się, poczęli omawiać sprawy pożegnalne.

- Puk puk? - Obcy głos rozległ się przy oknie, nim lekkie kroki obeszły chatkę i klamka się poruszyła. - Gotowe do drogi? Wasz kucyk załatwia ostatnie sprawy z wodzem, zapewne niedługo będzie się narzucał. - Kobieta przeciętnego wzrostu i budowy, ubrana walecznie i trochę tułaczo wtargnęła do środka połową swojego ciała, bo wchyliła się tylko przez próg. Jej twarz miała w sobie jakiś nieodparty dziewczęcy urok, lecz nie sprawiała wrażenia niewinnej i przyjaznej. Brwi i usta, a nawet ładne oczy przybierały wyraz ni kpiarski ni surowy, a trochę pozbawiony emocji. Nieznajoma uśmiechała się jednak, a jej spojrzenie było łagodne, niczego więc zarzucić jej nie można było. Zaraz z resztą cofnęła się, by nie wchodzić do izby bez zaproszenia i opadła się plecami o mikry budynek.
Ona także czekała.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Intensywnie obserwując Kito, zastanawiała się nad paroma rzeczami związanymi z nadchodzącą podróżą, jak i relacjami pomiędzy ich dwójką, ale słowa opuszczające usta Kito nie mogły przejść obok uszu obojętnie. Wciągnęła się w rozmowę, mimo iż obiecała sobie rzadziej wciągać się w eskapady słowne z tym samczykiem.
        — Ludzie mają ciekawe przysłowie: „Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” — wyrecytowała, wywijając jednym palcem w powietrzu podczas wymawiania kolejnych słów. — Lepiej, aby zdawała sobie sprawę, że samce to drapieżniki wobec pięknych nas — wskazała na siebie, uśmiechając się z niewinnością, co również pewnością własnych słów. Żyła już długo i płeć męska głównie składa się z drapieżników, co na swój sposób było męczące. Zwłaszcza z osobnikami, których nazywała „zdobywcami”, oni byli najbardziej upierdliwi i męczący z całej hołoty.
        Wzrok Celine złagodniał i przesunął się z twarzy centaura na sylwetkę dziewczynki. Nieobecnie wpatrywała się w scenkę zachodzącą pomiędzy dwójką, zadając sobie ciągle w głowie jedno pytanie.
        „Czemu taka młoda, nic nieznacząca istota budzi we mnie tyle sprzecznych emocji?”.

        Collete w tym czasie miała delikatnie wyrzuty do kobiety za jej plecami, próbując znaleźć jakąś ciekawą szczelinkę lub dziurkę w deskach podłogi. Czuła się dziwne, bo podarowane jej ubranie prawie nic nie ciążyło na jej ramionach. Wrażenia bycie nagiej przed mężczyzną, którego nawet nie znała, rozpalało jej piegowate policzki ze wstydu. Nie była naiwna jak większość dziewczynek w jej wieku, wiedziała również jaki akt prowadzi do ich powstania.
        Rozmowa pomiędzy białowłosą a centaurem całkowicie umknęła jej uwadze, bo była strasznie spięta. Dopiero jak Kito zwrócił się do dziewczyny po imieniu, nieśmiało podniosła wzrok wyżej niż poziom podłogi, patrząc na jego ludzką część widoczną w oknie, ale wciąż unikając spojrzenia w jego twarz. Wyciągniętą do niej nawet dłoń, ale jakoś nie mogła zmusić odrętwiałego nagle ciała do ruchu. Miała ochotę wskoczyć do bali z wodą i spędzić tam całą noc, ale na plecach czuła inną parę oczu.
        Właściciel dłoni w końcu jednak zauważył, że ona nie zamierzała się ruszyć, kładąc ją na jej głowie. Głaskanie bardzo przypadło jej do gustu, bo rozlewające się po jej ciele ciepło było znakiem, że centaur był najzwyczajniej dobry z charakteru. Znajdując dzięki temu odwagę, podniosła zalane mgłą oczy wyżej na twarz mężczyzny.
        W jej oczach świat był pozbawiony wszelkich kolorów i ostrości, chociaż pojęcie koloru było dla niej czymś obcym i nieznanym. Znała tylko odcienie szarości i czerni, bo tak też widziała świat. Z ledwością rozróżniała też dzień od nocy, bo bez problemu widziała w nocy jak w dzień. Różnice były tak subtelne, że zaczęła je dopiero zauważać z wiekiem, chociaż ciągle sprawiało jej to kłopoty. Jakby tego było mało, nie czuła nawet smaku tego, co je. Zepsuta była idealnym słowem, aby opisać jej stan.
        Do tego dochodził fakt, że potrafiła naturalnie i bez problemu stwierdzić cudzą naturę, a nawet określić w dużym przybliżeniu, co dana osoba czuła, chociaż bardzo często się również myliła w tej kwestii. Wszystko te niuanse okazywały się jako barwy okalające lekko rozmazane sylwetki rozmówców, co było jedynym odstępstwem od nudnego szaro-czarnego świata. Chociaż najgorsze były cudze spojrzenia, czuła je tak wyraźnie, chociaż nigdy nie wiedziała, czy ktoś na nią patrzy, bo miała za słaby wzrok.
        Rysy twarzy centaura wydawały się układać w uśmiech, a wzrok pewnie skierowany był na nią całą. Czy tego chciała, czy też nie, policzki jej zapłonęły jeszcze mocniej, przypominając sobie nagle, jak była ubrana. Trochę dziękowała sobie w serce, że są już godzinny nocne. Do tego dłoń po długim dialogu zaprzestała drobnej aprobaty, co trochę ją zasmuciło i miała ochotę sięgnąć i drobnymi dłoniami zatrzymać go. Na samą myśl o tym poczuła się jeszcze bardziej zawstydzona, dlatego skończyło się na niczym, ani nie zdążyła mu podziękować. Zacisnęła tylko mocniej palce na halce, opuszczając wzrok.
        Odnalazła w sobie na tyle sił, że czmychnęła za plecy Celine, wyglądając za nich jak przestraszone stworzonko. W dosyć słodkim i niewinnym geście sięgnęła po dłoń kobiety i położyła ją sobie na głowie, ale ze zrezygnowaniem stwierdziła, że to nie to samo. Było miłe, ale w przeciwieństwie do centaura biło lekkim, przyjemnym chłodem. Zamknęła oczy i wtuliła się w plecy Królowej, zasypiając powoli, czując silną, pewną aurę opatulającą jej małe ciało.

        Celine już przyzwyczajona do dziwnych zachowań rudowłosej pozwoliła jej robić to, na co miała ochotę, a nawet ją pogładziła po głowie. Wsłuchiwała się tym samym czasie w słowa towarzysza.
        — Mhm, jak coś to możesz śmiało nas obudzić. Nie jestem przyzwyczajona do wstawania o wczesnej porze. Młoda zaś już zasnęła. — Dodała z uśmiechem, gładząc rudą czuprynę z niespotykaną dla niej czułością. Do celowo zignorowanych słów w dalszej jego wypowiedzi już nie wróciła, bo czuła jak jej humor na samą myśl o tym się sypie. Zazdrosna o uwagę faceta z ciałem kobyły, resztki jej smoczej dumy musiały już rozpaczać.
        Kito się pożegnał, znikając za ścianą budynku, ale Celine jeszcze długą chwilę stała, wpatrując się w ciemności za nim. Podniosła wolną dłoń i przesunęła opuszkiem palca delikatnie po dolnej wardze, przypominając sobie to uczucie, jak ich wargi się musnęły. Otrząsnęła się i westchnęła ciężko, zła na siebie, że nie mogła zapomnieć takiej trywialności.
        Zabrała małą na ręce i wsunęła się razem z nią na łóżko. Przykryta słabiej jakości pierzyną myślała, że będzie ciężej jej zasnąć, zwłaszcza że czuła słomę przez narzutę. Jednak obecność Collete działa na nią jak dobre napar z melisy, ale zasnęła, zanim się zdążyła zorientować.

        Sen Celinine był głęboki, ale obce otoczenie wciąż podświadomie pozostawiało ją w stanie czuwania. Na pukanie w okno otworzyła nagle oczy, wybudzona ze snu. Uczucie mieszanej irytacji wczesnej pobudki, ale również złości na samej siebie ogarnęło jej umysł. Zsunęła wzrok na rudzielca, który w najlepsze tulił się do jej kobiecych atutów, traktując je jak poduszki i mamrocząc przy tym coś pod nosem. Będąc świadkiem takiego słodkiego obrazka z samego rańca, od razu poprawił się jej humor, stąd musnęła czoło piegowatej dziewczynki, bo miała na to nieodpartą ochotę.
        Dokładnie w tym samym momencie w pomiędzy drewnianymi ścianami rozbrzmiał obcy głos, zrywając białowłosą na równonogi, który też przypadkiem obudził drugą śpiącą w pomieszczeniu duszę. Colette rozejrzała się zaspanym oczami wokół, widząc jeszcze mniej niż zazwyczaj. Cały świat wydawał się jedną, wielką, szarą smugą, a dopiero po chwili zaczęła rozróżniać cokolwiek wokół siebie. Zaspana ziewnęła, ale smoczyca przytkała jej lekko usta.
        — Dama zasłania usta, zapamiętaj — stwierdziła lakonicznie, chociaż nie miała surowego spojrzenia.
Collet czuła, że spojrzenie miało jakieś znaczenia, ale nie mogła nakreślić innych uczuć oprócz troski. Nie obawiając się w konsekwencji, rzuciła się jasnowłosej na szyję, wtulając głowę w jej szyję z jeszcze zaspanym wyrazem twarzy.
        — Oj, nie ma spania. Wstawaj, bo jeszcze trzeba ciebie ubrać — mruknęła, próbując zabrzmieć surowo, ale całkowicie jej to nie wyszło. Zaczęła ją w końcu łaskotać i dmuchać po szyi. Z otwartych ust Coll nie dobiegały żadne dźwięki, co budziło w niej mieszane uczucia, ale w głowie rozbrzmiewający śmiech rudowłosej szybko odpędził ten chaotyczny stan.
        Do tej pory smoczyca trochę ignorowała obcą jej aurę i obecność, ale ciągnięcie tego w nieskończoność mijało się z celem. Wyszła spod pierzyny i przeciągnęła się, przymrużonymi oczami oceniając kobietą opartą o budynek zaraz przy wyjściu. Nie widziała za wiele, ale kobieta od czasu do czasu nachylała się i ukazywała twarz. Nie oceniała też książki po okładce, więc wzruszyła tylko ramionami w słodkiej ignorancji. Będzie miała czas pewnie ją poznać podczas podróży. Z tego, co pamiętała, wczoraj coś wspominał kucyk o innej kobiecie, która miała do nich dołączyć.
        „Podróżowanie z trzema kobietami, takiemu to dobrze” — pomyślała z przekąsem, próbując jakoś zamaskować i usprawiedliwić swoją zazdrość. W końcu była pierwszą kobietą w owej drużynie, chociaż szybciej rzuci się pod pędzące stado dzikich koni, niż otwarcie się mu przyzna, że chce jego uwagi. Z drugiej strony była pewna, że po wszystkich jej zachowaniach, sam się nie zorientuje, czego od niego pragnie. Westchnął ze zrezygnowaniem i zabrała się za przebieranie Colette, która od dłuższego czasu obserwowała ją zmartwiona, najwidoczniej nie rozumiejąc, czym jest tak strapiona białogłowa.

        Pierwsza z izby wyszła Celine, ubrana w przeciętne podróżnicze ciuchy. Skórzane niezbyt ciasne spodnie, jakaś luźna koszula z dobrego, wytrzymałego materiału i była gotowa. W sumie czego nie ubrałaby, wyglądała najzwyczajniej bajecznie. Dodawała do tego fakt pewnego siebie uśmiechu i typowa dla dam postura ciała. Stąd ubiór, a jej zachowanie wyglądały jak postawienie obok siebie białego i czarnego. Bardziej przypominała księżniczkę, którą pierwszy raz wypuszczono z domu niż cokolwiek innego. Była skazana na przyciąganie spojrzenia ze swoim wdziękami.
        Collete chowała się tym razem za bokiem Celine, po przeciwnej stronie do obcej kobiety. Obserwowała ją, ale za wiele nie mogła powiedzieć. Barwy pozostawały szare, stąd patrzyła na nią trochę nieufnie. Podczas kąpieli Celine trochę ja nauczyła o świecie, na przykład, aby nie ufała nieznajomym. Do tego miała na sobie prostą suknię, którą najszybciej można było zobaczyć na prostej kobiecie zajmującej się rolą niż damie. Pasowało to jednak do jej dziewczęcej urody i dodawało jej tylko jeszcze więcej uroku.
        — Jestem Celine — odezwała się do kobiety — a ten rudzielec to Colette. Wskazała palcem na wychyloną za jej pleców dziewczynkę. — Gdzie — powstrzymała się od wypowiedzenia „mój” Kito i odchrząknęła, próbując usprawiedliwić nagłą przerwę — Kito? — nie był to przyjazny uśmiech, a raczej neutralny. Taki jaki zazwyczaj zakładała na oficjalnych spotkaniach z ważnymi ludźmi. W końcu jej nie znała ani trochę, więc nie zamierzała palić mostów na dobry start.
        Wpatrywała się w kobietę, dokładnie mogąc ją teraz zlustrować, ale nic specjalnego nie rzuciło się w oczy. Centaura pojawił się w dobrym momencie, bo przerwa niezręczną ciszę panującą pomiędzy kobietami, które po prostu się nawzajem obserwowały.
        Colette najwyraźniej trochę skołowana sytuacją pomiędzy dwójką kobiet, nieśmiało spojrzała na zarysowaną w szarości rozmytą sylwetkę centaura, trochę się rumieniąc z powodu wspomnień wczorajszej nocy. Ciepło dłoni mężczyzny wciąż tkwiło w dziewczęcej pamięci, mając całkowicie niewinne myśli w przeciwieństwie do swojego smoczej opiekunki.
        Tego poranka Celine uporczywie próbowała unikać kontaktu wzrokowego z Kito. Podchodząc do niego z małą, miała wzrok gdzieś na poziomie jego tułowia. Nie było to w jej stylu, zawsze ona była agresywna wobec płci przeciwnej i zawsze to ułatwiało jej kontrolę sytuacji. Jednak nie tym razem, gdzie bardziej przypominała zawstydzoną niewiastę niż pewną siebie gadzinę z dnia wczorajszego.
        — Jesteśmy gotowe — skwitowała krótko, potwierdzając gotowość do wyruszenia w dalszą drogę.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Znajoma kucyka krótko kiwnęła głową na powitanie już gotowych… dziewcząt. Nie umiała inaczej ich nazwać. I przy Colette faktycznie się nie myliła. Kojarzyła to dziecko z widzenia kiedy przebywała w wiosce - nie rozmawiała z nią jednak nigdy. Czemu miałaby zaczepiać tutejsze dzieciaki? Z kolei białowłosa tutejsza nie była, ale na dorosłą też nie wyglądała. Z rozmowy z Nouvei jak i wcześniej podpatrzonych wydarzeń wynikało jednak, że może nawet pobijać go wiekiem. Jakaś długowieczna istota. Jednak czy jej krucha aparycja naprawdę była aż tak myląca? Babeczka sprawiała wrażenie wymuskanej laleczki, która całe życie spędziła na wystawie. A teraz kupił ją zdziczały podróżnik owinięty szmatką. Na pewno da sobie radę?
- Ritsuna. - Przedstawiła się im i z lekka sceptycznie spojrzała na strój najmłodszej. Uśmiechnęła się jednak na swój koślawy sposób do obu i podała dzieciakowi rękę. Wśród ludzi jej profesji był to gest nie tyle wymuszony tradycją co deklaracja, że nie użyje przeciw nim broni. Przynajmniej póki głośno nie odwoła, złożonej uściskiem dłoni, obietnicy o chwilowym pokoju. Właśnie dlatego przywitała się tak wyłącznie z dziewczynką - o Celine wiedziała zbyt mało, by się ograniczać w samoobronie. Nie myślała o niej jednak źle i starała się jakoś pokazać, że jest chętna do współpracy. Skoro miały teraz podróżować razem nie było co sobie utrudniać - wystarczy, że trzeba będzie użerać się z szamanem.
- Widziałam jak rozmawiał z tutejszym Papą (dziwna nazwa). Powinien niedługo przyjść. Chodźcie, bo trzymam konia za tamtą ruderą. Też to wie, więc nas znajdzie. - I od razu skierowała się we wskazane miejsce. Nie czekała na odpowiedź, a także w ogóle nie wyglądała na skrępowaną. Jakby była u siebie. Kasztanowe włosy o krwistym połysku upięte miała w krótki warkocz, twarz całkowicie odsłoniętą. Przy Celine prezentowała się mało atrakcyjnie, za to śmiało i pewnie. Trochę jak ochroniarz obu panienek i chyba nawet jej to nie przeszkadzało. Strój raczej subtelnie podkreślał jej płeć, przede wszystkim był zaś praktyczny i nieco znoszony. Zdecydowanie nie umiała przyzywać sobie ubrań na dzień dobry.
- N-Kito! - Powitała go mało odkrywczo, w ostatniej chwili nazywając go tak jak Celine. - Gotowy do drogi?
- Jak najmocniej! Rześki poranek Ritsu, Celineczko. Jaka urokliwa przyodziewajka Colette! Pasuje do twej postury… och, patrujcie no; mój brat od rudych gąszczów twarzowych zwrócił mnie był jedną z plecionków! Pączek i Fikuś ucieszeni jak małe łotry. Zostało nam trochę jabłkowych owoców na drogę, do tego korzonkowe podziemne cząstkowia i obdarowali nas ponadto słowem dobrym i sukiną zapasową dla młodej naszej damy. - To mówiąc wyciągnął jeden z fartuszków jaki należał do Colette. - Co nie kłamstwo widzę, że biała księżniczko potrafisz zatroszczyć się o ubiorowe cenzurki, ale własność to nadal własność, więc przyjąłem to ciepło. - Dał dotknąć dziewczynce materiał, zanim schował go z powrotem. Nie kazałby jej w końcu targać tego w garści.
- Wypatruję, że już się zaznajomiłyście? Rad jestem. A jak Bura? Wymęczyłaś ją z rana?
- Jest gotowa. - Odparła najwyższa z kobiet raczej chłodno, a kucyk spojrzał na nią, by zaraz się uśmiechnąć.
- Wielce wartościuję tę zwierzynę. To dobra kampanija, bardzo dobra. Gdyby jeszcze miała w umiejętności wykazać ci co robić a czego nie!
- Żaden koń nie będzie mnie pouczał. - Mruknęła i minęła Kito, wymownie zerkając na jego kopyta. Zaraz też odwiązała swoją kasztankę, ale niefortunnie odwróciła się potem do dziewcząt spuszczając centaura z oczu.
- Jak jedziemy? Nas jest trójka, wierzchowce dwa. Ja oczywiście dosiadam Burej, ale czy Kito dasz radę wziąć je ob… ej, co ty robisz?
- Dzielę się z Burią plecionkiem. Nie jestem chytry, nie chcę trzymać wszystkiego dla siebie. - Oznajmił niewinnie, przywiązując sprawnie juki do boków klaczy. Ta miała już na sobie siodło i małe pakunki, ale do przeciążenia było jej daleko.
- Pilnuj swoich rzeczy! Ona już ma co nosić!
- Niewiele. Ale skoro nalegasz mogę jej ulżyć… w tym - odwiązał małą sakiewkę i przymocował do niebieskiej chusty przepasającej mu biodra. - Poza wszystkim mam z nią wyrobiony układ. Ja niesę dwie pasażerkowe, a ona jedną i plecionkę. Spytałżem był jej i nie ma nic przeciw temu. Prawda? - Pogładził klacz po szyi, a ta parsknęła w odpowiedzi, prowokowana wewnętrzną rozmową.
- Nie lubię jak ją czarujesz. To dziwne. - Kobieta skrzyżowała ręce i zmarszczyła brwi. Przynajmniej konia chciała mieć po swojej stronie.
- Nic bardziej naturalnego, najdrożsiejsza Ritsu! Swoimi drogami, ponoć przytyło ci się od ostatniego czasu. A nawet nie widać. - Wyszczerzył się, ale z tego wszystkiego dostał tylko po zadzie.
- Czyli ustalone, tak? - Ritsu pogodziwszy się tym, że Nouvei to nadal tylko Nouvei, zerknęła znów na dziewczyny. - Nie macie nic przeciwko jazdy na tym palancie? Zmieścicie się obie?
- Zapraszam! - Zachęcił Kito nadstawiając bok. Fikuś podleciał i usiadł mu na ramieniu. Zastrzygł uchem. Nadal trochę bał się nowych ludzi, ale nie był już taki nieufny.

Kito za to był ciutek pokołowany. Szczerze zastanawiał się jak poradzi sobie z tą zgrają. Ritsu była nieco nieprzewidywalna, obie z Celine miały silne osobowości. Najspokojniejszym elementem była Colette, którą należało się opiekować i wobec której ciepłe odczucia żywili chyba wszyscy w drużynie. Kucyk nie miał wątpliwości, że w razie czego Ritsu także będzie po jej stronie, cokolwiek miałoby to oznaczać. Gorzej z nią i Celine - brunetka zwykle była dobrze nastawiona do innych kobiet, ale nie znaczyło to wcale, że się porozumieją. Poza tym on z nią stanowił duet wiecznej przepychanki i już zdążyli się nieco poszturchać, choć wszystko to na pewno wynikało z jej uporu i małoletniej naiwności wojaczki! Huhuhu.
Liczył na to, że z Celine będzie mu się rozmawiało za to coraz łatwiej. Lecz z pewnym zdumieniem spostrzegł, że dziewczyna nawet na niego nie patrzy i mówi mniej niż miała to we wczorajszym zwyczaju. Była o coś zła? Może obecność Ritsu za mocno ją krępowała? W końcu nie wiedział jakie podejście smoczyca może mieć do innych istot. Colette zaopiekowała się niemal z miejsca; z nim miała chyba nie najłatwiejszą relację, ale co z innymi? Ech, trzeba będzie zobaczyć. Miał nadzieję, że panie wkrótce się ze sobą zgadają. Będą mieli trochę czasu na nawiązanie tych przedziwnych znajomości.
- Pochwycasz dziś trzecią opiekunkę Colette - uśmiechnął się do małej - Mam nadziejowość, że twój hardy rozsądek udzieli się nam wszystkim. - Dodał cichutko, tonem żartobliwym, ale i nieco złowróżbnie - Och, przez wygląd na sukineczkę możesz klapnąć bokiem, przed Celineczką. Będziemy pilnować żebyś nie zbliżyła się do gleby. Boś nie jechała wcześniej centaurowo? Będzie zacnie, zaufajaj mnie!
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Przyjrzała się nowemu nabytkowi ich małej drużyny, próbując nie zwracać na siebie specjalnej uwagi. Kobieta raczej przypominała typowego podróżnika sposobem zachowania, jak i samego ubioru. Nie była w stanie więcej o niej czegoś stwierdzić, nie zwracając przy tym na siebie jej uwagi, zwłaszcza że kobieta też się wydawała wobec Pani Królowej czujna. Podała dłoń małej, ale już w stronę smoczycy jej nie skierowała. Trochę ją to zirytowało, zwłaszcza to spojrzenie, jakby już coś o niej wiedziała.
        „Lepiej nie robić sobie wrogów, gdy i tak ledwo znam tę dwójkę” — przeszło jej przez myśl, gdy powstrzymała się od jakiś ostrzejszych komentarzy pod adresem Ritsuny.
        „Czy to w ogóle jej prawdziwe imię?” — prowadziła sobie dalszy wywód ze samą sobą, najwidoczniej niezbyt zadowolona z nowego towarzystwa.
        „Czemu to musi być akurat kobieta?” — westchnęła cicho, zwracając tym samym uwagę najmłodszej, która złapała ją palcami za rękaw i ciągnęła. Colette zauważyła nieznany jej wyraz twarzy u swojej opiekunki, ta jednak nie zareagowała.
        Smoczyca skupiona na odczytywaniu aury nieznajomej próbowała na własne sposoby zdobyć więcej informacji o niej. Zagłębiając się w niezbyt silną aurę, czuła towarzyszący smoczycy przez większość życia zapach ludzi. Połyskiwała ona w większości żelazem i cynkiem, ale to były ostatnie detale, które udało się jej odczytać, bo rudzielec nie odpuszczał. Skupienie się w takiej sytuacji odpadało.
Patrząc z góry na niższą od siebie dziewczynkę, zapytała:
        — Coś nie tak?
        — Wydawałaś się czymś zaniepokojona — stwierdziła mała, ciągnąc ją za rękaw jeszcze mocniej.
        — Wszystko jest w porządku, po prostu się zamyśliłam — odpowiedziała błyskawicznie, zduszając temat w zarodku. Pogładziła małą po głowie, ale Colette dobrze wiedziała, że jest zbywana taką odpowiedzią.
        „Kłamczucha...” — przeszło przez myśli dziewczynki, która lekko się naburmuszyła na zaistniałą sytuację. Wydawało się jej, że nie mają przed sobą tajemnic, ale najwidoczniej się myliła.

        Celine przysłuchiwała się wymianie pomiędzy dwójką z boku. O ile zawartość rozmowy nie miała specjalnej wartości, ale za to sposób, w jaki ze sobą rozmawiali już tak. Nie rozumiała też, czemu kobieta zwróciła się do Kito w tak dziwny sposób, jakby przez chwilę miała go nazwać inaczej. Czyżby czegoś o ledwo poznanym towarzyszu podróży nie wiedziała? Prawdopodobnie. W końcu nie znali się zbyt długo ani nie mieli okazji porozmawiać dłużej na spokojnie.
        Była ciągle na niego trochę zła, bo w końcu nie mogła Kito tego puścić po prostu za łatwo. Mężczyźni byli typami stworzeń, które jak usłyszą „nie”, to słyszą „tak” z jakiś dziwnych powodów. Może ich mózgi pracowały inaczej? Nie była pewna co do tego drobiazgu.

        Colette z ciekawością dotknęła przedstawiony jej materiał, chociaż nie mogła docenić goszczących na tkaninie barw. W dotyku był nawet przyjemny, chociaż nie dorównywał jakością temu, który miała teraz na sobie. Nie znała się na tym kunszcie rzemieślniczym, jakim było tworzenie ubrań, ale miała porównanie na sobie. Do tego trochę nieświadomie delikatnie się uśmiechnęła, bo nie przypominała sobie, aby coś od kogoś dostała kiedykolwiek. O ile był to tylko fartuszek, ona już czuła się szczęśliwa, że ktoś o niej myśli.
        Znajoma Kito zbliżyła się do swojego konia, aby go odwiązać, a wywiązująca się z tego rozmowa pomiędzy nią a centaurem. Najmłodsza nie zwróciła na to większej uwagi, myślami wciąż będąc przy małym prezencie. Celine jednak wsłuchiwała się w rozmowę uważnie, próbując ukryć swoje rosnące zirytowanie. Do tego była zła na siebie, że przejmuje się tym końskim zadem, który nawet nie potrafi powiedzieć nic miłego. Przez te wszystkie wieki życia była pewna jednego — wszyscy faceci zawodzili, gdy byli naprawdę potrzebni. Irytacja zaś narodziła się z podejrzeń, że znajomość dwójki nie była świeża. Tylko czemu za prasmoka jest zazdrosna o cenatura!         Westchnęła cicho pod nosem, pocieszając się faktem, że przynajmniej najmłodsza zauważyła jej wahania humorków.

W końcu jednak wyruszyli, pozostawiając wioskę za sobą, ale zabierając troski w podróż. Zwłaszcza te smocze troski.

        Podróż nie należała do najprzyjemniejszych ani dla Celine, ani dla Colette. Obie nieprzyzwyczajone do jazdy konnej (a raczej ujeżdżania centaura), bardzo szybko się męczyły. Zwłaszcza smoczyca w ludzkiej skórze, bo musiała jeszcze uważać, aby najmłodsza nie spadła. Co prawda krajobrazy były nawet miłe dla oka, ale ciała nie da się oszukać, zwłaszcza że ciało gadziny pod humanoidalną postacią było wątłe. Zwykła dziewucha, a do tego troszkę rozpieszczona przez własny styl życia.
        Colette za to zadawała mnóstwo pytań do podróżujących, zwłaszcza o kolory. Cieszyła się z każdej odpowiedzi, zwłaszcza że nikt nie traktował jej źle. Znosiła z tego powodu całą sytuację lepiej, ale tylko od strony mentalnej. Pani Królowa wciąż miała jakieś wewnętrzne rozterki, z którymi musiała na ten moment jakoś sobie radzić.

        Ostatecznie, Celine wysunęła się przed szereg, prosząc o przerwę. Nie czuła nóg, chociaż Kito wydawał się starać, aby nie oberwało się kobietkom na jego grzbiecie za bardzo. Schodząc z centaura, białowłosa zeskoczyła, popełniając tym samym spory błąd. Źle postawiona noga i skręcona kostka gotowa na życzenie. Zaskoczona odruchowo chciała się złapać z bólu za nią, a tym samym straciła równowagę, lądując twarzą prosto w trawie.
        Colette przestraszyła się, ale na szczęście Kito dziewczynkę zatrzymał przed tym samym błędem co smoczyca. Celine nie mogąc stanąć o własnych noga. Z tego powodu była czerwona ze złości, jak i ze wstydu. Uparcie wpatrywała się w soczyście zieloną trawę. Nie wiedziała co zrobić w tym momencie, okropnie zagubiona jak musi fatalnie teraz wyglądać. Do tego wszystko widział Kito, przez co czuła się jeszcze gorzej, nie wspominając już nawet nowej osoby w ich „drużynie”.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Podróż upływała lekko, a pogoda sprzyjała - zapach zdziczałych traw i kwiecistych kęp miło drażnił nozdrza obu kopytnych, a wsłuchując się we wzajemny stukot niepodkutych nóg, nabierali ochoty na dalszą wędrówkę. W sumie ze wszystkich to właśnie Kito i Bura najbardziej byli zadowoleni, choć to na ich grzbietach spoczywało wszystko i wszyscy. Fikuś i pączek latali wśród zbudzonych motyli, a klacz strzygła uchem i zadzierała łeb za każdym razem gdy nad nimi rozległ się pisk jakiegoś ptaka.
Aura nie była upalna ni chłodna, choć po paru godzinach nieprzerwanego marszu centaur poczuł, że powoli zaczyna się przegrzewać. Ostatecznie dwa ciała spoczywające na jego sierści uniemożliwiały mu sprawne chłodzenie, choć odrobina wiatru załatwiła sprawę. Zastanawiał się jednak kiedy najlepiej będzie zrobić przerwę - on mógł brnąć po łąkach jeszcze długo, Ritsu była wprawionym jeźdźcem, ale Celine i Colette już pewnie zaczynały mieć dość. Kito nie spieszyło się zbytnio, a już na pewno nie tak, by kazać dziewczętom cierpieć z powodu zbyt intensywnej przejażdżki. Oddał się jednak własnym myślom i barwnym odpowiedziom na pytania najmłodszej i ostatecznie nim zaproponował postój, Celine go wyręczyła.
Nieco zbyt skutecznie.

- Oh! - wyrwało się Ritsunie, która gwałtownym zatrzymaniem niemal posadziła klacz na zadzie. - Nic ci nie jest? Wiedziałam, że jak Kito się za coś zabierze, to spartoli.
- Tuszę z nadzieją jednak, że to nie moja wina… nie, nie mam wiele na wymówki. - Kito otrząsnął się z pierwszego zdumienia i pochylił, by podać Celine rękę. Postanowił nie pomagać sobie teraz magią wiatru, a zdać się na bardziej klasyczny i mniej narzucający się gest. Zauważył zaczerwienioną twarz, a wcale nie chciał dolewać oliwy do buchającego w smoczycy ognia.
- Wybaczaj mnie Celineczko, zapomniał żem był zaproponować postój jako pierwszy… Siadajmy więc i odpocznijmy! - Uśmiechnął się i by odwrócić uwagę od białowłosej poprosił Ritsu, by zdjęła z jego grzbietu Colette. Chciał małą najpierw przyzwyczaić do swojej magii, a dopiero potem faktycznie używać zaklęć, chociaż w zasadzie był pewny, że kiedy dziewczynka przyzwyczai się do jazdy, sama będzie chyżo zeskakiwała na ziemię, bez niczyjej pomocy.
- Przydało by się wam siodło - rzuciła brunetka kiedy rozprostowała już nogi. Mina Kito nie wyrażała zachwytu, ale nie musiał się o nic wykłócać - ostatecznie byli w ostatniej głuszy, nikt im tu siodła nie da. Rozumiejąc jego tok myślenia Risu dodała surowo:
- Jazda na oklep jest trudniejsza. A one w ogóle nie mają o tym pojęcia. Kondycji. Amazonkami też nie będą, ale gdyby tak załatwić im damskie siodło…
- Na damskim nie ścisną się dwie cielistości - wtrącił - Poza tym jakie sensowie to teraz roztrząsowywać, skoro nikt nam oklepków nie pożyczy?
Kobieta popatrzyła przez chwilę na niego, na rząd Burej, a potem znowu na końską część ciała centaura… westchnęła jednak, gdy zrozumiała, że sprzęt klaczy nie będzie na kucyka pasował.
Kito parsknął rozbawiony.
- Nie rżyj! Staram się pomóc! Też byś ruszył łbem i coś wymyślił!
- A co ja poradzuję, że natrafiliśmy na komplanki, które nie mają własnego kopytowia ani kółkowej karocei? - Wzruszył ramionami, wyraźnie jednak zadowolony - Trzeba się ukształcać Risu mentalnościowo i dostosowywać. Zwolnimy trochę w galopadzie przez trawiaste morzeja, a potem wygłówkujemy coś innego, prawda? - Uśmiechnął się do nie-jeźdźców. Swoim zachowaniem dawał do zrozumienia, że jeżeli brunetce się spieszy to może jechać przodem lub zwyczajnie opuścić ich gromadę. Ale zuchwała wojowniczka potrafiła się opanować i po chwili spokojnie usiadła na trawie, by wykorzystać chwilę odpoczynku i coś zjeść.
- W takim tempie nie wiem, kiedy dotrzemy do jakiejś cywilizacji - powiedziała w końcu, żując suszone mięso, które miała w zapasach. - Przeszkadza wam sapanie pod niebem? - Wszystko wskazywało na to, że jej nie. - I w zasadzie… dokąd się udajecie? Kito, uprowadzasz je gdzieś, czy robisz za tragarza? - zapytała o dziwo uprzejmym tonem i to wystarczyło, by Kito odpowiedział jej iście przyjacielsko:
- Jedno i drugie, moja droga żelazolubna kompanijko. - Uśmiechnął się zawadiacko - Obecnie podążamy tam gdzie ja mam cel, a będzie to jedno miasteczko… o ile rzecz słoneczna, nie zatrzymają nas po szlaku jakieś inne interesa. - Przeciągnął się leniwie i uniósł leciutko nad ziemię, by tam położyć się wygodnie i odpoczywać, z jasnym włosiem opadającym na piach.
Myślał jak by tu ułatwić dziewczętom dalszą wędrówkę.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Speszyła się przez nagłą reakcję Ritsuny, która jeszcze słownie zbeształa nikomu winnego centaura. Ten ostatni wyglądał na zaskoczonego całym zajściem i cała sytuacja jeszcze do niego nie docierała.
        — Chyba skręciłam kostkę, tak to chyba w porządku — odpowiedziała pytającej kobiecie, podpierając się dłońmi o wilgotny jeszcze grunt.
        Na całe szczęście pobocze drogi wypełniało bardzo gęsta trawa, więc nie wylądowała w błocie. Lądowanie zaś zostało na tyle zamortyzowane, że oprócz nogi miała tylko zranioną smoczą dumę. Dawno nie zdarzyło się jej takie uchybienie podczas podejmowania tak prozaicznej akcji, jaką było zejście z konia.
        — To raczej mało ważne kogo to wina, stało się i trudno — skomentowała wypowiedzi Kito, ale nie skorzystała z jego wyciągniętej dłoni. — Lepiej, abym pierwsze sprawdziła, jak oberwało się kostce tego ciała — rzekła i trochę mozolnymi ruchami usadowiła się na siedzeniu.

        Collete zachowywała się bardzo niespokojnie, zwłaszcza że nie mogła od razu podbiec do siedzącej w zieleninie Celine. Zaraz po ściągnięciu z grzbietu centaura przebiegła pod jego końskim cielskiem, aby znaleźć się szybciej przy poszkodowanej. Gdy tylko znalazła się przy boku smoczycy, zatrzymała się gwałtownie, gdyż ta zwróciła właśnie na nią uwagę.
        — Nie rób takiej miny, jakbym zaraz miała wyzionąć ducha — rzuciła do młodej, widząc jej osowiały wyraz twarzy. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie wyszło to jej specjalnie. Nie była przyzwyczajona do bólu.
        — Bardzo boli? — Dziewczynka wskazała palcem na kostkę, która zdążyła się już zaczerwienić.
        — Troszkę… — odpowiedziała wymijająco, próbując jakoś ratować resztki gadziej dumy. Nie ukrywała na twarzy ani złości, ani zrezygnowania. Nienawidziła tego ludzkiego ciała, ale już dawno straciła nadzieje, że odzyska całkowicie smocze ciało.
        Mała podeszła bliżej i przykucnęła przy białowłosej, przyglądając się używaniu magii przez nią, aby schłodzić miejsce urazu. Z tego powodu starsza, jak i młodsza dziewucha ucichły na dłuższy moment.
        Królowa wstała z ziemi, dopiero gdy miała pewność, że uraz nie był poważny. Zrobiła parę niewielkich kroków z małym grymasem bólu, ale nie było to coś, czego nie wytrzymałaby. Rudzielec zaś przylepił się do jej ramienia jak rzep do psiego ogona. Wewnętrznie nie była w stanie nawet na nią się pogniewać, bo zdawała sobie sprawę, że przestraszyła się bardziej niż ona sama.
        Jako smok nigdy nie szczyciła się żadnym przywiązaniem, ale przebywanie w tym ciele zmieniło ją wraz z mijającymi wiekami. Kim w końcu była, smokiem czy człowiekiem? Owe myśli nie dawały jej spokoju, a nawet budziły w niech strach i niesmak do samej siebie. Jednak było za późno, bo z jakiegoś powodu przywiązali się do tego ludzkiego dziecko w ciągu zaledwie jednego dnia.
        Początkowo wydawało się jej, że to tylko zwykła ciekawość, ale traktowała ją jak własne pisklę. W tym ciele nigdy nie będzie miała okazji mieć potomstwa, więc czyżby instynktownie chciała przygarnąć opuszczone młode kogoś innego?
Westchnęła cicho przez te myśli, zwracając na siebie uwagę małego rzepa.
        — Czym się tak martwisz?
        — Zmartwieniami dorosłych
        Collete trochę się naburmuszyła, ale wyglądała przez to tylko bardziej słodko niż zazwyczaj. Celine pogłaskała ją po głowie z cichym chichotem. Złagodniała na twarzy i przeniosła wzrok na centaura, który również nie ułatwiał jej życia.

        Wpatrywała się w niego intensywnie, jakby pragnęła wydrążyć w nim dziury na wylot. Na szczęście takowych mocy nie posiadała, ale posiadała coś groźniejszego. Kobiecą zazdrość, która wzięła życia przez nieumyślne posunięcie obu stron. Ona była sobie winna, ale tak samo był winny i on. Do tego denerwowało ją, że jeszcze się nie połapał w sytuacji.
        — Kito, chcesz mnie spróbować jeszcze raz? — zapytała głośno przy wszystkich obecnych frywolnym głosem, wyraźnie nabierając przy tym wypieków. Nie chciała nawet tego wypowiadać głośno, ale za późno się zorientowała, co właśnie zrobiła. Zaczerwieniła się okropnie na całej twarzy, a nawet szyi z ogarniającego ją wstydu.
        Gwałtownie przykucnęła i skuliła się, zakrywając twarz dłońmi, a przynajmniej na tyle ile mogła. Co teraz sobie pomyśli o niej wędrująca z nimi kobieta albo centaur. Mógł dawać wrażenia głupka, ale oczy mężczyzny mówiły o nim co innego.
        — Chce umrzeć, aaaaaaaa — zajęczała cicho pod nosem. Czuła się jak ludzka nastolatka, co się do diabła tu działo.
Zawsze owijała sobie mężczyzn wokół palca, ale tym razem coś było innego w tym wszystkim. Przyprawiało to ją o ból głowy i miała ochotę wyrwać centaurowi serce tu i tutaj. Wiedziała, że to nie jego wina, ale wciąż irytowało ją niezmiernie jak on na nią działa.
Collete zamrugała, całkowicie nie rozumiejąc całego zajścia. Tym razem to ona pogłaskała skuloną smoczycę po głowie.
        — Już, już. Będzie dobrze. — Poklepała ją po białych włosach jak małe dziecko.
Celine w końcu odkryła twarz. Miała już załzawione oczy, ale jeszcze nie płakała, powstrzymując się przed tak żałosnym, ludzkimi odruchem. Jednak wszystko za bardzo się w niej spiętrzyło i rzuciła wściekłe spojrzenie na biednego Kito gadzimi ślepiami przez gwałtowne emocje. Wskazała go palcem, ciągle będąc w pozycji kucającej.
        — Za… zapomnij wszystko, co usłyszałeś. Teraz, już, natychmiast, w tej chwili! Jak nie to… to wyczyścimy ci pamięć — stwierdziła, nie opuszczając palca ani spojrzenia z kucyka. — Ritsuna, znajdź jakiś spory kamień. Na pewno zapomni, jak dostanie nim po głowie! Jestem tego pewna! — dodała z lekką desperacją w wypowiadanych słowach i nie wydawała się żartować z owym pomysłem.

        W całym zamieszaniu Kito oberwał i tak później kamieniem. Niestety, zamiast stracić pamięć, dostał tylko świeżutkiego guza. Na jego szczęście Celine nie była na tyle silna, aby szarpać jakiś większy kamień. Wszystko stało się na tyle niespodziewanie, że przez resztę podróży do pierwszego noclegu gorąco go przepraszała w kółko przez całą drogę. Nie chciała mu robić krzywdy, ale była okropnie na niego zła w tamtym momencie i po prostu się stało.

        Następny przystanek został zarządzony tuż przed zachodem słońca. Zaproponowała to Ritsuna, która wydawała się wprawiona w podróżowaniu, a przynajmniej bardziej niż dwójka panienek. Po przygotowaniu miejscu na ognisko zniknęła razem z Colette w pobliskim lasku, aby nazbierać trochę chrustu i gałęzi na ognisko.
        Tymczasem Celine ze zrezygnowaniem siedziała przy jeszcze nierozpalonym ognisku, ciągle wędrując myśli do poprzedniej sytuacji. Od czasu do czasu zerkała na kręcącego się w pobliżu Kito, ale nie mogła nazbierać odwagi, aby się do niego odezwać.
        Pierwsze zwraca się do niego dwuznacznie przez przypadek, co mogła wprowadzić w błąd nie tylko Ritsune, ale i samego mężczyznę. Lubiła się bawić mężczyznami, ale nie do tego stopnia, aby być łatwa. Miała straszny mętlik w głowie i już nie wiedziała co począć ze sobą. Rzucić się na Kito tak po prostu? Po tym, co do niego powiedziała, całkowicie to odpadało. Znali się krótko i mógłby się speszyć nagłą jej chęcią. Ani nie pozwalały jej na to resztki gadziego charakteru.
        Westchnęła ciężko i opuściła barki w zrezygnowaniu. Sama zapędzała się w róg.

        Tymczasem w lesie Colette trzymała się blisko kobiety. Co prawda ze swoim specyficznym wzrokiem nie była pomocą dla niej, ale po prostu chciała też zobaczyć, jak wyglądają przygotowania do rozpalenia ogniska.
        — Jesteś przyjaciółką pana Kito? — zapytała nieśmiało, przerywając dźwięki zapadającego powoli w sen lasku. Nie czuła się swobodnie wokół innych, jak przy dziwnej istocie, którą była smoczyca.
        — Czemu Celine rzuciła w niego kamieniem? Kito był niegrzeczny? — zaczęła drążyć ze zwykłej dziewczęcej ciekawości, a mając pewne obawy ze skierowaniem tych pytań do źródła.
Wątpiła też, aby przybita smoczyca cokolwiek jej powiedziała odnośnie do tej sprawy. Chciała jednak wiedzieć, bo pragnęła jakoś poprawić jej humor, tylko nie wiedziała, jak do tego się zabrać. Postanowiła pierwsza odnaleźć przyczynę całego zajścia z pomocą znajomej centaura.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        - Jeśli jest tylko skręcona, to mogę pomóc - odparła nieco zdziwiona, że taka laleczka na ewentualną kontuzję właściwie macha ręką zamiast panikować. Nie umknął też jej uwadze zwrot ,,kostce tego ciała”. Co, miała jakieś inne do cholery? Tak, zapewne tak.
Ładne se towarzystwo wybrała. Jak nie nawiedzony kucyk to magiczna ślicznotka niewiadomej rasy. I… dzieciak. Chociaż tym razem zamiast być kulą u nogi pacholę było dla Ritsuny ostoją względnie ludzkiej normalności.
        Mimo niechęci do magii i paru innych rzeczy, wojowniczka wyraźnie złagodniała w podejściu do Celine i była gotowa ją wspomóc. Wstrzymała się jednak, póki białowłosa coś sama kombinowała i chyba leczyła swoją kostkę w sposób, który Ristu określała jako ‘szamański’. Do tego wolała się nawet nie zbliżać.
        Dwie inne dziewczyny radziły sobie dobrze, więc zajęła się rozmową z kucem, aż nagle atmosfera zrobiła się nieco nerwowa. O ile jednak Ritsu spodziewała się po Celine wybuchu złości nad urazem, to nie do końca rozumiała, o co chodzi z tymi spojrzeniami kierowanymi do Nouvei’a. Z subtelnym zainteresowaniem, o jakie trudno było posądzić obszarpaną podróżniczkę obserwowała wymieniane między nimi sygnały. Kucyk z początku jakby niczego nie zauważał, potem zaś nie wydawał się tym przejmować. Typowy koń. Zresztą omawiali tu dość ważne sprawy, chociażby kwestię dalszej podróży i co by tu zrobić, by panience i dzieciakowi jednak było wygodnie. Kucyk nie zdążył nawet słownie Celine podpaść, gdy ta rzuciła co najmniej toporną aluzją.
        A może to nie była aluzja?
        Mimo tego oboje, z podobnie zdziwionymi minami zwrócili się ku nagle wściekłej dziewczynie, która poczerwieniała, by następnie przykucnąć i… zasłonić twarz?
        Nim Ritsu zdążyła w myślach westchnąć na wieczne zaloty centaura, zaczęła się zastanawiać (znowu!) z kim przyszło jej podróżować. Czy z tą kokietką wszystko było w porządku? Bo reagowała trochę jak nierozgarnięty podlotek, a ponoć była całkiem leciwa. No nic… może wcześniej spadając z centaurzego grzbietu trafiła w ziemię głową? Zresztą kto wie, co ten dziki mag jej zdążył zrobić. Choć nie zdawało się, by wcześniej miała do niego uraz.
        Kopytny zdawał się wiedzieć, o co chodzi, ale też nie wiedział, dlaczego akurat teraz to wypłynęło. Ritsu spojrzała na niego sceptycznie, ale nie dostrzegła śladów winy na jego obliczu. Czyli pewnie skradł jej pocałunek łazęga i teraz jej się przypomniało. Ech, chyba nie do końca go zrozumiała… może wzięła go za mężczyznę? Trzeba będzie ją uświadomić, że to tylko Nouvei. Zdziwaczały szaman, do którego akcji trzeba mieć dystans.
        Tylko jak tu pouczać starą, magiczną babę? Brunetka nie czuła się na siłach… nie miała zresztą kwalifikacji. Mogła rzucić tylko ,,ej, nie przejmuj się nim!”, ale co by to teraz dało? Ostatecznie poproszona o kamień przytaknęła tylko solidarnie, bo naprawdę trzeba by tego ogierka w końcu ułożyć. On zaś dobrowolnie postarał się zapomnieć co usłyszał i po chwili zachowywał się tak jakby nie zaszło nic. Niezwykły dar dla osoby z taką pamięcią do rozmów.

        Dalej podróż przebiegła wyjątkowo spokojnie - kobietka zastanawiała się tylko czy zsiadając i tym razem białowłosa zrobi sobie krzywdę. Darowała sobie na szczęście i po chwili można było rozbijać obóz. Nie podejrzewając większych kłopotów - a może będąc na nie gotowa, Ritsu zabrała Colette by wykorzystać dodatkową parę rąk i przy okazji nauczyć małą kilku przydatnych rzeczy. Mimo, iż z takim wzrokiem dziewczyna i tak skazana była na cudzą pomoc, to i po dotyku mogła rozpoznać wiele gatunków roślin, a faktura kory licznych drzew była wyjątkowo łatwa do odróżnienia. Tak, to mogło się udać.
        W czasie prac młoda wróciła jednak do sytuacji sprzed paru godzin.
        ,,Dlaczego rzuciła w niego kamieniem?” ,,Dobre pytanie!”.
        - Niegrzeczny to… złe słowo. - Choć z początku chciała przytaknąć, ze względów pedagogicznych pohamowała się z wyrażaniem niepochlebnych opinii o szamanie. Colette mogła nie zrozumieć na czym jego ,,niegrzeczność” polega, a lepiej by nie uznała go za niegodnego zaufania. W stosunku do kobiet był specyficzny i należało się go nauczyć, może niekiedy zdzielić lub wyznaczyć granicę, ale prawdą było, że jako osobnik był bardzo altruistycznym i mądrym… czymśtam.
        - Sprawy damsko-męskie - westchnęła więc, nie za bardzo radząc sobie z tłumaczeniem zawiłych kwestii. - Powiedzmy, że nasz centaur bywa ,,za odważny”. No, rzucanie kamieniem było tak czy inaczej głupim pomysłem; tyle dobrze, że kopytni są całkiem odporni. Nic im nie będzie. To jest, mam na myśli Celine i Kito. - Zrobiła pauzę. - I w zasadzie taak… chyba można powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi… jakkolwiek się nie znosimy. Nie, to też złe słowo. Może tak; polegam na nim w pewnych kwestiach, bo ma doświadczenie, ale w wielu sprawach się nie zgadzamy. I nasze początki też były trudne. Powiedziałabym, że to u niego normalne? Jest trochę stuknięty i tyle. Postaram się go pilnować, choć nie wiem co tam wymyślę, a ty… możesz uważać, by twoja opiekunka nie zrobiła mu krzywdy. Nic się nie stanie jeśli trochę się posprzeczają, zaufaj mi.
        - A teraz chodź; szaleć nie będziemy, bo liczy się czas, ale pokażę ci parę ciekawostek.

        Tymczasem Kito, porozciągawszy się nieco i uwolniwszy z juk Burą zaczął z niemym spokojem przygotowywać miejsce na ognisko, oraz miseczki z kory. Miał w tym wprawę, a Ritsu powinna mieć jakieś zapasy - jeśli nie, zostanie im wywar z marchewki i czegoś-co-rośnie-w-okolicy. Na pewno jednak nie będą kłaść się głodni.
        - Swoją drogą toś mi śliwę nabiła z tyłu łba. - Uśmiechnął się znad prac do Celine. Nie wydawał się ani speszony, ani urażony - skruchy też wiele w nim nie było. W zasadzie poza samym uderzeniem, zgodnie z prośbą nie pamiętał zajścia. Nie miał jednak interesu w tym, by do smoczycy milczeć - i zaczepiał ją tak, jak lubił.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Nie oczekiwała po centaurze niczego więcej niż dalszych zaczepek. Smoczy ani to nie ziębiło, ani grzało. Ledwo się znali, więc stawianie jakichkolwiek wymagań, zwłaszcza tych niewypowiedzianych, mijało się z celem. Przeczucie też podpowiadało, że nic nie dałoby to związku z ich sytuacją. Z tego powodu nie miała zamiaru poruszać tematu.
        Zignorowanie centaura raczej stawiałoby ją w dosyć infantylnym świetle. Miała ochotę mu dać trochę w kość, ale nie miała siły się do tego zmobilizować. Złagodzony bólu promieniujący z kostki też o sobie przypominał, więc odpuściła kopytnemu.
Masując się po obolałym miejscu, odpowiedziała na zaczepkę młodzika.
        — Jakbyś coś w nim miał to może byłoby mi szkoda — rzuciła mu krótkie, ale wyraźne spojrzenie wypełnione upartością dumnej kobietki. Nie wydawało się jej być ani trochę przykro, a wręcz czuła się dumna. — Każdy zbiera to, co zasiał. Prędzej czy później to ciebie czekało — Celine żachnęła się, skupiając swą uwagę z powrotem na kostce.
        Najchętniej to jeszcze wstałaby i go kopnęła solidnie w końskie nogi, ale prawdopodobnie poszkodowana byłaby tylko ona z tym delikatnym ciałem.
        — Zagoi się do wesela, jak to powiadają te inse… — Gwałtownie zatkała sobie usta dłonią. Prawie wymsknął się jej smoczy rasizm, z którego nigdy się nie wyleczyła. Nawet w tej ludzkiej skorupie uważała się za lepszą i bardziej uprzywilejowaną, aby oddychać na tym padole. — Em, ludzie. — Uśmiechnęła się dosyć kwaśno po odsłonięciu ust.
        Zazwyczaj dobrze panowała nad tą częścią charakteru, ale była zmęczona i zirytowana. Jeszcze chwila, ale wylałyby się z jej warg słowa, które nie pasowały damie jej lotów.

        Po krótkiej wymianie zdań za dużo ze sobą dwója przy ognisku nie rozmawiała. Centaur skupił się na rozpalaniu ogniska, a później w krótkim czasie nazbierał jadalnej zieleniny i jadalnych korzeni.
        Pani Królowa przyglądała się mu się z nudów, a trochę z ciekawości. Nie miała specjalnie pomysłu na rozmowę, zwłaszcza że dopiero przechodziła jej złość na tego osobnika. Z jakiegoś powodu drażniło ją, że on nic sobie nie robi z sytuacji między nimi. Nie pierwszy raz w sumie, ale nie wiedziała, od której strony ugryźć ten twardy orzech do zgryzienia. Poczuciem winny nie miała nawet miejsca wojować, więc potrzebowała podejść konio-mężczyznę od innej strony.
        Uważnie obserwując centaura od dłuższego czasu, zmrużyła oczy. Przez te wszystkie nerwy i brak przyzwyczajenia do podróży na grzbiecie, czuła się strasznie spięta. Reszta damskiego towarzystwa pewnie niedługo wróci, ale ona miała chęć odprężyć się już teraz.
Odwróciła się plecami w pozycji siedzącej do jedynego obecnego.
        — Kitooooo — zwróciła się do niego, przeciągając ostatnio litrę. Czekała na moment, aż zauważy reakcję na ową zaczepkę, aby zsunąć rozpiętą już w jednej trzeciej koszulę po ramionach.
        Materiał opadł, odsuwając drobne, nagie ramiona i kark. — Pomógłbyś mi? Jakbyś mi użyczył swoich dłoni… — dodała zachęcającym głosem, czując na sobie jego uwagę.
        Nie robiła tego w pełni świadomie, pogrywanie z mężczyznami miała już we krwi. Samce lubiły bujać w obłokach, chociaż nie wiedziała, do której grupy należał centaur. W tej chwili pragnęła się odprężyć i zamierzała bezwstydnie go do tego wykorzystać.
        Aktualna sytuacja niejednego wyobraźnię poruszyłaby na pewne tory, ale to była darmowy serwis na jej koszt. Zwłaszcza że i tak już widział więcej niż nie jeden.
        Z doświadczenia wiedziała, że to nie nagość najbardziej kręciła mężczyzn, a to, co mają przed sobą, a nie mogą posiąść. Ona zaś była jednym z niezdobytych szczytów dla tych śmiałków. Chłodnym, nieprzyjaznym i nieobliczalnym, a przede wszystkim samotnie wystającym ponad ocen chmur zwanych życiem.
        Ostatecznie jednak każdy szczyt pragnął śmiałka i zdobywcy, nawet ktoś taki jak ona.

        Collete z zainteresowaniem słuchała strony najmniej zaangażowanej w poprzednią sytuację. Nie do końca rozumiała, ale przytaknęła głową. Była młoda i jeszcze przyjdzie czas, że może zrozumie ową sytuację i będzie miała podobne podejście jak znajoma Kito. Albo może i całkiem inne. Dowie się tego, jak dorośnie!
        Miała jeszcze dziesiątki pytań do kobiety, ale ta ją porwała trochę głębiej między drzewa, aby pokazać jej owe ciekawostki. Mała była zachwycona każdą nową wiedzą, ale udawała dalej ślepą. Szczerze mówiąc, ona sama nie potrafiła określić stanu jej oczu, dlatego wolała pozostawiać temat nieporuszony. Celine ufała, była trochę nieokrzesanym smokiem, ale nie czuła od niej negatywnej energii. Stanowczo odczuwała przy niej bezpieczeństwo, którego od dawna młodej dziewczynie brakowało.
        Co prawda nie wiedziała czemu i jak, ale nie chciała zadręczać się pytaniami. Ktoś ją chciał, tyle jej wystarczyło. To więcej niż ktoś taki jak ona mógłby chcieć.

        Dziewczyna trochę się zagapiła przez bardzo ciekawe rzeczy, którymi dzieliła się z nią Ritsune, i przewróciła się o coś leżącego na ziemi. Ściółka leśna była wilgotna i wypełniona gęstą roślinnością, więc lądowanie miała lekkie.
        Gdy kobieta podeszła do małej, mogła zauważyć w wysokie, gęstej trawie leżące truchło elfa. Ciało było świeże i nie miało na sobie widocznych jeszcze śladów rozkładu. Nic więcej dziwnego, że żadne z nich nic nie wyczuło. Zapach krwi zmieszał się z leśnym powietrzem i dopiero podejście bliżej uderzało po węchu.
        Elfi mężczyzna wyglądał jakby spał ze swoją piękną twarzą, mimo że zabrudzoną ziemią. Gdy zjechało się jednej poniżej klatki piersiowej, cały bok nieszczęśnika był wyszarpany. Po lepszym przyjrzeniu się można było dostrzec porozrzucane w okolicy ciała różne wnętrzności w mniejszych i większych kawałkach. Tu i ówdzie leśna roślinności zabarwiona była szkarłatem.

        Podczas gdy Ritsune skupiła uwagę na przykrej niespodziance, coś między drzewami śmignęło w polu jej widzenia. Mogła jedynie zauważyć liczne humanoidalne cienie, które w pośpiechu oddalały się od nich.
        Collete zareagowała pierwsza, bo w przeciwieństwie do Ritsune czuła nieprzyjazną aurę skierowaną w ich stronę. Wtuliła się w bok kobiety bez słowa.
        — Boję się — wymamrotała cicho, a pech chciała, że miała dłonie we krwi biednego elfa. Nie mogła tego jednak wiedzieć, czuła jedynie, iż miała mokre dłonie i dziwny metaliczny zapach. Całkowicie obcy dla kogoś niedoświadczonego ze światem.
        — Wracajmy! — spanikowała trochę rudowłosa i poprosiła znajomą centaura o powrót do obozowiska.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Kucyk miał swoje słabości - do latania, do wesołości, do marchwi, do mięsa sikorek, a dodatkowo (jak to pół zwierzę) słabiznę na boku. Kto go jednak poznał przy jakiej panience obstawiałby w pierwszej kolejności, że to do takich żywi największe upodobanie i niewiele innego w głowie mu zostaje, kiedy jaka się kręci w pobliżu. Prawda czy fałszywe to mniemanie można się było jednakże przekonać dopiero, gdy samemu było się ową białogłową, wybraną przez centaura na ofiarę nieskromnych żarcików.
        Efekty jego zachowania były skrajnie różne, choć ono w zasadzie w każdym przypadku podobne - zaczepiał te co wpadały mu w oko, a oko miał, więc wpadały często, a następnie nie odpuszczał im aż odpuścił. Z Celine miewał podobnie.

        - Przesadzasz, śliczna mości stokrotko. - Uśmiechnął się po raz kolejny, a może zwyczajnie nie przestawał od poprzedniego razu. - Trzymam w niej przekazywajki międzyludzkie i obrazy z przeszłościowych podróży. Także zapas mądrościów życiowych i przypowiastek, ale jestem w obawie, że dni jeszcze z tobą kilkoro i niewiele mnie z tego zostanie… a żal by było, uwierzaj, bo to ciekawościowe pojętniki są.

        Jej małą wpadkę pewnie by wziął przegapił, ale trudno nie zauważyć nagłego ruchu dłonią i grymasu, który nastąpił po chwili, wykrzywiając pełne usteczka. Nie dopytywał jednak, co miała na myśli, bo szczerze mówiąc, po smoku spodziewał się wiele i nie zamierzał się w to wtrącać, póki nie używała przemocy na kim innym niż on sam.

        Zaraz zresztą o jej agresji przestawało się myśleć, gdy taka niewinna i blada, rozsiadała się na ciemniejącej polanie - w aurze wieczoru wręcz bił od niej chłodny blask. Serce Kito biło także, nawet w podobnym, choć dla odmiany bardzo gorącym rytmie. Przyjemnie było popatrzeć na taką piękność nawet jeżeli narodziła się z jajka jako potwór o masywnych szczękach i pazurach w większej ilości niż kopytny życzyłby komukolwiek. Oczywiście w tym kontekście ,,potwór” nie oznaczał brutalnej bestii, która świadomie napadałaby słabszych, a jedynie duże stworzenie, choć aura smoczycy kazała się zastanawiać nad tym, do czego faktycznie jest zdolna.

        Póki co zdolna była zwracać na siebie uwagę, choć i widz zdawał się niespecjalnie wymagający. Na namiętny dźwięk swojego imienia (które samo w sobie romantyzmu wiele nie posiadało) uniósł czujnie głowę i wyprostował plecy, by równie szybko odwrócić się w stronę Celine. Czekała na to czy nie, efekt był taki, że Kito wypuścił z rąk trzymaną przez siebie plecionkę. Po chwili otrząsnął się i ostrożnie podszedł do kusząco spokojnej samicy, by w końcu nachylić się nad nią.
Pragnęła by jej użyczył, tak?

        - Obawiam się, że nie mogę, przebiśnieżynko, obie są przyczepione do mojej całościowości - odparł z pewnym żalem, ale niczego nie zamierzał w tej kwestii zmieniać. - Jeżeli jednak ci to pomoże to proszę. - Podał jej od tyłu coś na kształt dużej wykałaczki. - To patyk na szaszłykowe. Nadziewaj sobie do woli i zajadaj, a humor na pewno będzie ci dopisywać. - Wyszczerzył się i podreptał do swojej robótki. Był jednak na tyle bystry, że w ręce dziewczyny włożył patyk z nienaostrzonym końcem. Tak na wszelki wypadek.



        - Oż w mordę! - Ristu nie tego spodziewała się po pierwszej od dawna wycieczce z centaurem, ale tak po prawdzie bardziej obawiała się tego, że sprawcy mogą być w pobliżu, niż zaskoczona była faktem znalezienia ciała. Od razu spięła się, przygotowując do obrony, ale cienie oprawców nie zbliżyły się do nich. Mimo tego należało jak najszybciej wrócić do reszty - kobieta miała dobre mniemanie o swoich umiejętnościach, a przede wszystkim psychice, lecz i tak w towarzystwie Nouveia czuła by się bezpieczniej. Może nie umiał atakować, ale wiedział jak bronić.

        Chwyciła małą za rękę i czujnie wróciła po własnych śladach, by po kilku minutach intensywnego marszu wypaść na polanę. Rozejrzała się czujnie, ale ani Kito ani Celine nie zdradzali oznak zaniepokojenia. Bura też stała spokojnie, od czasu do czasu leniwie machając ogonem.
        Niezła sielanka - i należało ją przerwać.

        - Nie wiecie, co widziałyśmy. - Podeszła do nich spokojniejsza o tyle, że napastnicy nie wydawali się tutaj zbliżać. - W…
        - Wiem - przerwał jej Kito, z uśmiechem kończąc ostatnią, prostokątną miseczkę. - W lesie jest jaki elf. Padnięty.
        - Co? Ale…
        - Powiedział mnie o tym. - Powoli uniósł wzrok znad naczynia. - Mamy jedną powinność do wypełnienia nim będzie w możliwości odejść - dodał, podnosząc się i poważniejąc z lekka. - Jednakże kto są jego złoczyńcy tego nie ma w świadomości. Na tę chwilowość są oddaleni, ale nie wie z jakich powodów został był ich celem. Możliwie ta gromada nie jego chciała ukrzywdzić, a jednak wszystko im było obojętne, widząc go na drodze… potowarzyszcie mi proszę momentem, nie chcę was zostawiać bez opieki - to mówiąc, ruszył w las, ścieżką którą wcześniej wróciła Ritsuna.

        Nie wydawał się z nikim rozmawiać. Niekiedy tylko unosił głowę i patrzył lekko w bok, głęboko zamyślony. Zjawa nie ukazała się w żadnej widzialnej postaci, dlatego poza Szamanem nikt nie mógł nawiązać z nią kontaktu. A elf, w swej niematerialnej urodzie parł naprzód, myśląc, że chodzi, i z troską opowiadał jak chwilę jeszcze temu zbierał jagody dla swojej ukochanej. Miał zanieść jej cały koszyczek, bo mają malutką córeczkę i biedna nie ma czasu sama chodzić i zbierać… cały koszyczek… zostało mu bardzo niewiele. Już miał wracać. Koszyczek…
        Centaur w duchu nie odpowiadał mu wiele, bo i skołowana dusza nie była w stanie wielu słów zrozumieć. Przekazywał jej więc samą wiedzę - pewność, że jej pomoże i żona nie pozostanie bez wieści i koszyczka.

        Prowadząc za sobą dziewczęta, w niezwykłej dla niego ciszy znalazł zimne już ciało, i pochylił się, by ułożyć je godnie, przymknąć elfie oczy i wypowiedzieć uroczyste słowa zarówno w języku matczynym centaurów, jak i leśnego brata. Gdy skończył, atmosfera, choć nadal ciężka i niepokojąca, stała się bardziej znośna i zaczęła wtapiać się w nadal żywy las i liczne jego istnienia.
        - Jeżeli nie macie żadnych przeciwwskazań, możecie pomóc mnie to wypełnić? - zapytał towarzyszek, podnosząc ostrożnie łubiankę i zbierając z ziemi, po jednym, rozsypane owoce. Niespiesznie, wręcz z namaszczeniem - czułością, o którą trudno posądzać centaura.
        - Trzeba będzie nazrywować jeszcze paru świeżowych… a potem udać się do siostry elfiki w lesie i przekazać jej naszego brata.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Skołowana przyjęła badyl bez zająknięcia, zajęło jej moment przegryzienie się przez zaistniałą sytuację. Ostatecznie jednak nic nie powiedziała, wpatrując się w kawałek drewna. Ze zrezygnowanie westchnęła głośniej. Nie miała zielonego pojęcia jak zareagować na ów precedens.
        Nawet najzwyklejszy masaż był poza jej zasięgiem. Nie była pewna czy Kito był taki wolny, czy po prostu taki sprytny. Chciała sobie go owinąć wokół palca, ale on był tym rzadkim wyjątkiem od reguły. Z tego powodu jednak jeszcze bardziej chciała tego lekkoducha usidlić. Uśmiechnęła się sama do siebie pod nosem na ową myśl. Nie podda się tak łatwo!         Zwłaszcza nie po tym, jak podszfindlował od niej pocałunek.

        Zanim Kito zdążył rozpalić ognisko po ów wydarzeniu, miała do wyboru dwie opcje. Pierwszą opcją było wepchnąć kijaszek zaostrzonym końcem głęboko w szanowną końską duszę, bo poczuła się przynajmniej urażona.
        Przecież była tak pięknym stworzeniem, a ten tak ją zignorował. Do tego dał jej kij! KIJ! Kito posiadał zaiste talent, aby mieszać w umyśle gadziny, jak i jej emocjach. Albo był tak sztywny przy niej, jak ten kij…
        Nie, niemożliwe. Centaur może i był lekkoduchem, ale nie był głupcem. Widziała to w jego spojrzeniu i niektórych momentach podczas podróży. Gdzieś tam głębiej bystrości mu nie brakowało, przynajmniej jak na kobyłę plasował się wyżej niż przeciętne człowieki, zaliczane do kasty insektów i szkodników. Do tego rozmnażali się jak króliki przez cały rok. Nigdy nie potrafiła tego zrozumieć jako smok.
        Drugą opcją było po prostu nabicie czegoś na kij i przypieczenie nad ogniem. Propozycja centaura nie była zła, więc postanowiła po prostu skorzystać. Nabiła, co miała w zasięgu dłoni z plecionek, albo rozłożone w prowizorycznych miskach z kory. Przysiadła bliżej niedawno rozpalonego ogniska. Obserwowała, jak ogień nijako próbuje sięgnąć swoimi językami po wiszącą nad nim szaszłykowe, które trzymała. Wyrwała się z lekkiego transu przez takie wpatrywanie i odezwała się do kopytnego psotnika.
        — Czemu podróżujesz? Myślałam, że wy centaury żyjecie w swoich małych, zamkniętych społecznościach. Czy coś takiego? — Kręciła kijem nad ogniskiem ostrożnie, aby nie przypalić sobie jedzenia. Nie lubiła marnotrawstwa, chociaż na taką nie wyglądała. Ani nie wypadało gardzić jedzeniem w ich sytuacji.
        — Mogłeś mnie zostawić mnie w tym błocie. Nie jesteś typem księcia ratującego panny w opałach, wręcz odwrotnie. Nie łatwiej było zawinąć zad i udawać, że nic nie widziałeś? Już wtedy mogłeś odczytać moją aurę do woli — poczęła rozmową beznamiętnie drążyć okoliczności ich spotkania, o ile tak mogła to nazwać.
        Nie rozumiała, jaki interes miał centaur w tym, aby pomóc komuś niebezpiecznemu. Po co miał ryzykować życie? Brakowało jej w tym logiki, a może to właśnie ona była dziwna, że wymagała logicznych akcji od tego centaura.
        Posłała mu lustrujące spojrzenie spod przymrużonych powiek.

        Zanim jednak Kito otworzył usta i cokolwiek odpowiedział, na polanę wpadła Ritsune z małą. Po wyrazie twarzy kobiety można było wywnioskować, że coś się stało. Celine była starą gadziną z prawie dwa i pół milenia czasu na karku, prawdopodobnie mogłaby być praprababcią wszystkich obecnych, albo i lepiej. Jej zachowanie na to nie wskazywało, bo chciała przynajmniej zachować młodego ducha, trochę beztroski.
        Uśmiechnęła się do Kito, mając wyraz twarzy mówiący: „Nieważne, nie było tematu”. Sytuacja i tak potoczyła się dosyć gwałtownie.
        W międzyczasie, gdy Ritsu rozmawiała z dziwnie spokojnym Kito, Colette oderwała się od niej i rzuciła się na białowłosą, mając załzawione oczy. Ta ostatnia nie ukrywała subtelnego zdziwienia, ale o nic nie pytała. Z jej perspektywy to ona powinna być tutaj najstraszniejszym i najbardziej niebezpiecznym bytem. Czuła się dosyć groteskowo, że ktoś potrzebuje na niej polegać. Ona sama sobie nie zaufałaby.
        Pogładziła rudzielca po głowie i przytuliła do siebie, aby ją uspokoić. Jeżeli tego potrzebowała, nie widziała problemu w tym, aby ją tym obdarować. Jednak wciąż było to dosyć zabawne i obco dalekie uczucie dla zimnokrwistego gada jak ona.
        Ostatecznie i one dwie ruszyły za Kito oraz Ritsune w głąb lasu, znikając między licznymi pniami drzew, pozostawiając samotnie rozpalone ognisko pod mocno szarzejącym już niebem.

        Celine nie wykazała żadnej najmniejszej reakcji na ciało. Zwłoki jak zwłoki. Nie uderzała w nią tragedia długouchego, nie czuła żadnej empatii w związku z rozszarpanym na ziemi ciałem.
        Nie pierwszy raz widziała taką scenę, niecałe dwa dni temu przecież była świadkiem, jak nieumarli wymordowali wszystkich eskortujących ją najemników. Czy stała i płakała nad ich losem? Nie, kupiła ich życia i szukała sposobu jak ocalić własne kosztem ich. Taką właśnie była istotą, ona i jej życie były zawsze na szczycie bez względu na koszty.
        Colette tymczasem trzymała się smoczycy jak rzep, siedząc niezwykle cicho i drżąc jak listek na wietrze.

        Królowa skojarzyła język, bo nie pierwszy raz go słyszała w swoim wiekowym życiu, ale kojarzyć nie znaczyło znać. Trochę ją ciekawiło, ale atmosfera powstrzymała ją przed zadaniem pytania. Prawdopodobnie coś w rodzaju „niech twoja dusza spoczywa w pokoju”, tak jej podpowiadała logika.
        Do pomocy i zbierania nie dołączyła smoczyca ani najmłodsza. Dziewczynka byłaby po prostu kiepską pomocą i więcej wprowadziłaby chaosu ze swoją nietypową wizją. Gadzina zaś świadomie nie miała ochoty pomóc. Nie była dobrą samarytanką, elf sam sobie był winien własnej śmierci. Czemu miałaby zrobić coś poniżej poziomu własnej godności? Nie czuła najmniejszej krzty sympatii do martwych, leżących zwłok. Może patrzyłaby na świat inaczej, jakby widziała świat duchowy, ale nie widziała. Stąd obróciła się z małą i zaczęła kierować w drogę powrotną.
        — Wracam do obozowiska, uważajcie na siebie — stwierdziła bezceremonialnie, czując nieprzyjemne uczucie. Coś lub ktoś ich obserwowało i było to dla niej na tyle nieprzyjemne, że miała dreszcze. W głębi siebie miała nadzieje, że to nie jest ON.

        Gdy tylko Kito i jego znajoma wyszli z lasu, nie umknął uwadze Celine pełen koszyczek. Centaur wydawał się całkowicie oddany w tej chwili tylko jednemu celowi. Nie była pewna czy miała czuć podziw, czy się śmiać. Nie miała prawa oceniać cudzy wartości, więc nie zrobiła nic związanego konkretnie z jego decyzjami do tej pory. Miarka się jednak przebrała.
        — Pójście do siostry tego trupa to zły pomysł — rzuciła wszystkie karty na stół, zaznaczając, iż jej to się nie podoba. — Chcesz narazić nas wszystkich, aby dogodzić martwemu?! Gdzie twój rozsądek, do wszystkich prasmoków? Widzieliście, co stało się z tym elfem, prawda? Chcecie skończyć jak on? — Zrobiła krok do przodu i zamachnęła się dłonią, gestykulując. Nie przypominała w tym momencie Celine, z którą mieli styczność do tej pory.
        Przez intensywne emocje i wkurzający ją spokojny wyraz twarzy centaura, otaczała ją władcza, charyzmatyczna aura. Coś, co można było przypisać każdemu smokowi, byli w końcu władcami niebios. Gadzie źrenice, które zastąpiły ludzkie oczy, na chwile skupiły się na Ritsune, ale to nie z nią rozmawiała. W sumie to powinna pomóc jej przekonać tego głupca i przemówić mu do rozsądku. Colette mimo gwałtownej zmiany u białowłosej, nie odstąpiła jej na krok, co było ostatnim kołem ratunkowym i trzymało kotłującą się w smoczycy złość na centaura.
        — Równie dobrze i one mogą być już pożywką dla lasu. — Wypowiedziane przez Celine słowa nie były czymś, co powiedziałaby istota szanująca życie. Były one obojętne i pozbawione emocji. Brzmiały prawie tak, jakby nie miała nic przeciwko, jakby tak właśnie się stało.
        Westchnęła i wzięła Colette za rękę, idąc w stronę ogniska. Na koniec tylko dodała.
        — Jak chcesz być głupcem, zróbmy to przynajmniej za dnia. Cokolwiek odebrało życie elfowi, nie jest czymś, co ktokolwiek z nas chce spotkać w lesie okrytym nocą. Wyruszymy rano — skwitowała krótko, rzucając mu ostatnie spojrzenie przez ramię. Spojrzenie, które nie znosiło sprzeciwu.
        — Nie pozwól, aby moje zdanie stoczyło się o tobie jeszcze niżej… — wymamrotała cicho sama do siebie, a rudowłosa przekrzywiła głowę pytająco, nie rozumiejąc, do kogo owe słowa były skierowane.

        Następnego ranka szybko sprzątnęli obozowisko, Ritsune mimo sytuacji i teraz nawet uczyła małą Colette jak poprawnie i bezpiecznie zagasić ognisko. Królowa obserwowała to z boku, coraz bardziej przekonana, że na tej kobiecie można była polegać. Miała doświadczenie jako podróżniczka.
        Smoczyca z lekkim niepokojem spojrzała na wejście do lasu, wiąż nie do końca przekonana, czy powinni to robić. Zaprzeczało to wszelkiej logice, a przynajmniej tej smoczej.
        — Miejmy nadzieje, że los jest tak beztroski i kochany, jak ty — zwróciła się zgryźliwie do centaura pakującego plecionki parę kroków od niej.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Mimo oczywistego gadulstwa, kucyk wcale nie zawsze odpowiadał od razu. W tej chwili też myślał zamiast paplać, choć pytania Celine były nader ciekawe. Nie wyglądało jednak na to, by miał zamiar je zignorować, gdyż w końcu odrzekł:
        - Masz ci racjowie, my, kopytkowe zwyczajowo żyjemy w rodzinach; klanach takowych. - Uśmiechnął się nieznacznie. - Bywa jednako i tak, że niekiedy nie stoi już wytrzymać na jednym domu i pragnie się fruwajać dalej, bez ograniczników! - Wykonał gest jakby łapał tą swoją wolność, lecz na tym skończył, bo na polanę wróciła Ritsuna.

        W drodze do ciała nie mógł zastanawiać się nad swoim losem bardziej niż nad elfem, a po tylu latach temat jego samotności przestał odbijać się wyraźnie na jego humorze. Oczywiście nie powiedział wszystkiego, chociaż i nie skłamał - nie miał po co zwodzić Celineczki, tak samo jak nie było powodu by sądzić, że może pomóc mu naprawić to co zniszczył. W zasadzie nie było tam nic do naprawiania. Po prostu za późno zrozumiał, że jego życie musi polegać na ciągłej podróży, a klan lepiej poradzi sobie bez kogoś takiego.
        Dręczyło go jednak drugie pytanie smoczycy - to odnośnie jej samej. Nie zdążył wyjaśnić swoich pobudek, ale może to i lepiej… teraz mogła zobaczyć.
        Gadzina jednak widziała oczami, nie sercem i prędzej świat magiczny niż warstwę duchową. W działaniach Szamana nie dostrzegała sensu, choć tego nie uważał za problem. Większym szacunkiem darzyła go teraz Ritsuna, która choć zdroworozsądkowa miała w sobie ludzką skłonność do wiary w to, czego się nie widzi. Nie wiedziała co prawda czy centaur powiązany jest z elfickimi wierzeniami, tylko z Matką Naturą czy może też z Panem, ale podświadomie czuła, że dzieje się coś więcej niż dostrzega i czuła przed tym respekt. Poza tym należało szanować zmarłych - miała w sobie tyle współczucia, by pomyśleć także o elfce, którą wymienił Kito.

        Jedyne co ją zaskoczyło to to, że Celine postanowiła się oddalić. I to nie dlatego, że zwłoki ją przerażały - wyglądała jakby zupełnie jej nie obchodziły. Jednak to Risu rozumiała; po prostu udali się tu wszyscy razem, by mieć na siebie oko, a teraz białowłosa chciała się rozdzielić. Cóż… mając w pamięci, że włada ona magią, a także jest starsza od samego centaura, nie zatrzymywała jej, niejako wzruszając na to ramionami. Sam Szaman też nie oponował, zajmując się swoim zadaniem.

* * *


        Kiedy zostali sami nie dużo się odzywali. Wojowniczka niekiedy zerkała gdzieś w przestrzeń jakby obawiała się, że zobaczy zjawę, ale najwidoczniej ta nie chciała jej się ukazać. Kito także nie otwierał ust, do czasu aż zaczął coś nucić - melodię cichą i tak dziwnie błogą, że aż upiorną. Naprawdę… w chwilach takich jak ta przypominało jej się dlaczego nie uznała go za zwykłego głupka i pod pozorami niechęci faktycznie mu ufała. A zaufanie było potrzebne, by nie uciec od tego wariata.
        - Coś jeszcze ten… elf ci powiedział? - Zapytała w końcu, gdy ruszyli w drogę powrotną. Z niewiadomych przyczyn położyła na chwilę rękę na jego grzbiecie, może żeby przekonać się, że to nadal ten sam antywaleczny marzyciel jakiego zna. Nie żeby tej jego strony nie widziała wcześniej - ale trudno jej było pogodzić jeden obraz z drugim.
        - Przekazać mnie on może nie wiele. - Westchnął kopytnik, rozkładając ręce. - Nie wiele trzyma w pamięci i posiaduje tylko pojedno pragnienie.
        Tyle jej wystarczyło.

* * *


        To czego Celine i Colette nie były świadkami dotyczyło także samego ciała - Centaur w pierwszym odruchu chciał je wziąć na grzbiet i od razu wypełnić prośbę ofiary, jednak Risu przypomniała mu o towarzyszkach i powstrzymała. Widać było po tym typie aż za dobrze, że przyzwyczajony jest truchtać na własną rękę i zmieniać plany co chwila, nawet jeżeli wcześniej myślał o komforcie wszystkich podróżujących. Ostatecznie jednak zgodził się zabezpieczyć elfa ziemnym kopcem i najpierw wrócić do obozu, a dopiero potem wykonać swoją misję do końca. Pomijając, że wcześniejszym jego pomysłem było zabranie elfa wraz z nimi.

        Doszli na polanę, by z ulgą stwierdzić, że dziewczynom nic się nie stało, choć ogólne porozumienie zostało przerwane. Nie była to jeszcze faktyczna sprzeczka, lecz Celine była z jakiegoś powodu bardzo niezadowolona. Może, bo ochraniała Colette?
        - Nie wiemy co go tak urządziło - Wtrąciła się brunetka, nim centaur ostrożnie odłożył koszyczek w wybranym przez siebie miejscu. - Równie dobrze samo zostanie tutaj może być ryzykowne. Kito nie sądzi, by faktycznym celem był ten nieszczęśnik, więc u jego żony może być nawet bezpieczniej. A już na pewno będzie to zwyczajnie… uczciwa decyzja.
        Dłużej się nie sprzeczała, bo w tym gronie była niejako gościem, a Celine stała się nagle jakoś bardzo stanowcza. Może dzięki zmysłowi magicznemu, czy innym tam ochydztwom, lepiej wiedziała w jakim są niebezpieczeństwie? Ale skoro tak, dlaczego same wróciły do obozu? Następne jej słowa wskazywały, że elf nie padł ofiarą zwykłych rzezimieszków, ale to znowu podważało jej poprzednią decyzję. Z tego względu Ritsu trzymała się racji Kito, bo te, choć niekiedy równie szalone zdawały jej się mimo wszystko łatwiejsze do uzasadnienia. A tym razem zwyczajnie się z nim zgadzała.
        - To czy są inne ofiary czy nie sprawdzimy jak dotrzemy na miejsce - odparła w końcu, by drużyna znała jej głos i przeciągając się zostawiła sprawę w spokoju. Widziała już nie jedną masakrę i ta obecna nawet nie odebrała jej apetytu - poza tym potrzebowała się posilić nim przyjdzie jej spotkać się z rodziną nieszczęśnika. Zmienne humorki Celine też przestały już robić na niej większe wrażenie i w zasadzie mogła powiedzieć, że wszystko wróciło do zwichrowanej normy.

        Przyszła jednak pora, by i centaur się odezwał. Nie rozumiał wszystkich pobudek białowłosej, choć wiedział, że nie musi podzielać jego oddania elfiemu bratu, chociażby dlatego, że nic jej z nim nie łączyło. Nie była najmilszą z żyjących istot i robienie czegoś co nie przynosiło jej żadnych korzyści mogła uważać za co najmniej przeczące rozsądkowi. Lepiej pojmował jej strach, ale nadal nie umiał odczuwać go samemu. Poza tym nie wydawało mu się, by coś co czai się w pobliżu miało ich zaatakować akurat wtedy gdy będą zajmować się zmarłym - obóz tylko pozornie zdawał się bezpieczniejszy, bo cokolwiek bałoby się czterech osób i światła nie powinno być dla niego zagrożeniem i pośród drzew. Jeżeli zaś ogień to za mało, to tak czy inaczej są zagrożeni i powinni uciekać - lecz tego Celine nie proponowała.

        Nie chcąc kłócić się z tak temperamentną gadziną przystał na jej propozycję kontynuowania szamańskich zadań o świcie, choć wiedział, że czeka go w takim razie nieprzespana noc. Kolację sobie darował, ale gdy Risu zmorzył już sen, przysiadł na chwilę przy Celine i spojrzał w niebo, po to by w końcu odpowiedzieć:
        - Zadałaś mnie pytające, dlaczego nie zostawiłem twojego ciała w tamten czas na szlaku. - Cichym, harmonijnym głosem starał się nie budzić śpiących. - Uczynił żem to z tych samych pobudków, dla których nie zostawię jego. Masz wiele prawdy, prostowiej jest omamiać, że się niczego nie widzi. Wtedy też miałem ci ja świadomość, że nie jesteś łatwym stworzeniem. Ale to nie przeszkoda. Ci którzy skrzywdzili leśnego brata także nią nie postaną. Ale ciebie ani młodej Colette nie będę namawiał do towarzystwa. To moje słowa mu obiecały i będę w obowiązku wysłużyć mu do końca. Tobie też bym pragnął, ale dostrzegasz… martwym o wiele łatwiej dogodzić. - Uśmiechnął się mimowolnie i ostrożnie wstał. Po chwili dodał trochę prawdy i do innej kwestii:
        - Jako Szaman jestem w podróży właśnie ku temu by dostrzegać tych, których inni nie obaczają.
        Poszedł stanąć na czatach.



        Co dziwne, rano Celine już tak nie oponowała - nadal była przeciwna wycieczce po lesie, ale widocznie nie zamierzała stawiać takiego oporu jak w nocy. Kucyk wypuszczając w świat Fikusia i Pączka mógł się tylko uśmiechnąć niewinnie i z zadowoleniem zerknąć na kolumnady z pni, między którymi czekała pewna zbłąkana dusza. Miło jeśli Celine jednak zechce mu towarzyszyć.
        - Oby los nie bywał takoż kobiecy jak ty, wasza wysokość. - Skłonił się przed nią nisko, po czym ze stygnącym rozbawieniem udał się w las.
Awatar użytkownika
Celine
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smok
Profesje: Mieszczanin , Opiekun , Mag
Kontakt:

Post autor: Celine »

        Collete usnęła z drobnymi problemami, spowodowane to było głównie niepokojem poprzez wcześniejsze znalezienie martwego ciała. Prawda nie została przedstawiona dziewczynie bezpośrednio, ale smoczyca podejrzewała, iż mała dokopała się do prawdy własnymi siłami. Dziewczę miało w końcu bystrość i inteligencję znamienitą, aby nie stwierdzić, że zaskakującą. Nie szło to jednak w parze z młodą psychiką, która nie zawsze sobie radziła choćby z takimi sytuacjami.
        Obserwując śpiącą buźkę rudowłosej robiło się jej ciepło na gadzim serduchu. Wieki spędzone między ludźmi i innymi gorszymi rasami osłabiły smoczy, zatwardziały charakter. Kolokwialnie ujmując upadła do ich poziomu, chociaż pozostałość smoczej dumy wciąż się opierała tej zmianie. To prowadziło ją zawsze do przemyśleń kto tak naprawdę w tej całej maskardzie był słaby. Inne istoty czy zadufane w sobie smoki, a tym samym ona sama. W końcu potęga i poczucie wyższości nie równały się w żadnym stopniu boskości. Wszystko posiadało słabość, nawet smoki.
        Przed przebudzeniem prowadziła swoiskie życie smoka. Była chciwa, młoda, potężna, a jednocześnie naiwna i głupia. Po przebudzeniu i życiu uwięziona w tym słabym, ludzkim ciele zdobyła wiele doświadczenia, wiedzy i zrozumienia o świecie. Zwłaszcza o tych „gorszych” istotach, które posiadały i żyły własnymi wartościami, których większość smoków nie potrafiłoby zrozumieć, ani nie chciałaby. Została więc praktycznie zmuszona do zrozumienia, a to znowu budowało powoli w niej strach. Bała się, że wykreaowana w niej ludzka ona pożre do końca resztki smoka, którym kiedyś była. Bała się, bo były to obce i nieznane. Kim tak naprawdę teraz była? Była człowiekiem? Smokiem? A może śmieszną istotą, która nie znajdzie akceptacji po żadnej stronie tych światów?
        Każdej nocy miała ten sam koszmar, powtarzający się po dziś dzień. Spadała w ciemności, nie mogąc liczyć na nikogo, ani na smoki, ani na ludzi, ani na nikogo. Wszyscy się od niej odwracali, szydzili i pozostawili na pastwę niekończącego się mroku na czas snu.
        Bez względu więc jaki stawiała przód i jak się zachowywała, wewnątrz była krucha jak topniejący lodowiec. Powoli, acz stopniowo i nieuchronnie. Z tego powodu w ostatnich latach zaczęła szukać życiowej kotwicy, gdzieś zacumować i na krótką chwilę zapomnieć o wszystkim, zanim całkowicie stopnieje i się załamie pod ciężarem własnych trosk, jak i mrocznych jak toń oceanu myśli.

        Kito zaskoczył ją, bo pochłonięta była różnymi przemyśleniami o własnym życiu. Nie do końca była więc przygotowana na konfrontacje z nim, zwłaszcza po jej wcześniejszym wyskoku. Drgnęła, ale nie dała po sobie bardziej poznać, iż nie spodziewała się, iż on dzisiaj do niej podejdzie jako pierwszy. W końcu nie była dziś dzień dla niego jakoś specjalnie miła, o ile w ogóle kiedykolwiek była dla niego takowa przez ostatnie dni. Mimo wszystko była wciąż dość gruboskórnym gadem i nie wszystko tak łatwo do niej docierało, zwłaszcza jak ktoś może się przez nią czuć.
        Wsłuchiwała się uważnie w słowa kopytnego, ale nie odważyła się spojrzeć w jego stronę. Instynktowanie wiedziała, że skończyłoby się to źle i byłoby jej ciężko wysłuchać go do końca. Możliwe, że chociaż raz od kiedy się poznali chciała utrzymać swój chłodny, ale temperamentny charakter w ryzach rozsądku. Z tego powodu skupiła spojrzenie na buźce śpiącej już dziewczynki, bo siedzenie obok niej oraz gładzenie ognistych włosów w pewien sposób ją uspokajało. Sama do końca nie rozumiała tego fenomenu, ale było to dla niej coś nowego w jej dosyć długim już życiu.
        Dzięki temu wciąż siedziała na miejscu i nie uciekła przed niczemu winnemu centaurowi, a miała straszną ochotę właśnie to zrobić. Czuła się okropnie głupio i zżerał ją wstyd przez jej wcześniejsze zachowania. Zakopanie się kilka metrów pod ziemią wcale nie pomogłoby, chociaż poważnie rozważała taką opcję, chociaż z kretami miała mało wspólnego.
        Facet w końcu nie zasłużył sobie na jej chłodne traktowanie niczym, zwłaszcze że jej pomógł. Nie wspominając, że wytrzymywał i tolerował jej humorki. Do tego dzisiaj też troszkę ją poniosło. Tak troszkę, ale wystarczająco, że dużo nie brakowało do samo-zapołonu ze wstydu. Temperamentu jej nie brakowało, ale raczej wykorzystywała go w bardzo niekorzystny dla otoczenia sposób. Konikowi w tym wszystkim obrywało się najdoraźniej, jako jedynemu przedstawicielowi samców.

        Trochę odwagi znalazła w sobie dopiero, gdy mężczyzna powoli oddalał się, aby stanąć na czatach. Plecy centaura w zapadających ciemnościach wieczoru wyglądały samotnie, ale podświadomie odczuwała, że widocznie przed nią męskie ramiona należała do kogoś, kto nie odmówiłby nikomu pomocy. Ramiona, które wezmą na siebie każdy ciężar, póki będą w stanie go udźwignąć. Było to piękne, ale zarazem straszne, bo kto udźwignie jego ciężar? Kto pomoże jemu?
        Przygryzła boleśnie wargę nieświadomie, nie mogąc oderwać spojrzenia od oddalającej się nieuchronnie sylwetki. Chciała coś powiedzieć, ale miała wrażenie jakby coś stanęło jej w gardle. Nie wiedziała co o tym myśleć jako dumna gadzina, a raczej jej pozostałości. Wiedziała jednak, że byłaby niewdzięczną i złą istotą. Oparłaby się o te ramiona bez chwili namysłu, jakby tylko potrzebowała. Żadna ilość czasu nie zmieniłaby tego. Od dłuższego czasu zdawała sobie sprawę, że mężczyzna nie był typem człowieka, jakim go rysowała i oceniała. Czuła się przy nim bezpiecznie, ale prawdopodobnie nigdy nie będzie mu dane tego usłyszeć. To było trochę za wiele nawet dla niej na tą chwilę, aby to przeszło przez te chłodne wargi.
        — Może byłoby lepiej, jakby znalazł mnie martwą? Łatwiej byłoby wtedy mi dogodzić — wyrwało się jej trochę z głosem wypełnionym żalem, chociaż wiedziała, że nie miała prawa tak do niego mówić. Nie to chciała powiedzieć, nie to myślała, ale nim zdążyła zamknąć te przeklęte usta znów to zrobiła. — Nie dogodzisz komuś, kto błądzi we mgle pomiędzy smokiem, a człowiekiem na cienkiej linii dwóch drastycznie różnych światów — dodała ciszej, ale wciąż słyszalnie dla centaurzych uszów. Na tą chwilę nie obchodziło ją czy jego przyjaciółka to usłyszy. — Jestem straszną k… — przerwała gwałtownie, aby się poprawić — straszną istotą. Wybacz. — Ostatnie słowo wymamrotała bardzo cicho.
        Nie miała pewności czy usłyszał ją czy też może zignorował. Nie było to ważne, potrzebowała się przespać. Ułożyła się przy Colette, budząc ją przez przypadek. Uśmiechnęła się przepraszająco, gładzac te rude kudły, jakby była uzalezniona od tego prostego gestu. Celine była na skraju rozpłakania się
        Collete może i nie miała najlepszego wzroku, ale odczuwanie cudzych emocji wystarczyło, aby chociaż delikatnie zrozumieć sytuację. Lód dzisiaj był cienki i kruchy, ale ona była za młoda i niedoświadczona, aby cokolwiek doradzać tak wiekowej istocie, wciąż było to zaskakujące. Czy naprawdę leżała przy niej istota, które kiedyś była smokiem i ma na swych drobnych ramionach tyle wieków? Co tak jej ciążyło? Dziewczynka miała wiele pytań, ale to raczej nie było miejsce, ani czas na doszukiwanie się prawdy.
        W półświadoma z niedawnego wybudzenia przysunełą się bliżej i wtuliła w chłodne ciało stroskanej gadziny, zapadając powoli ponownie w sen. Jedyne co mogła podarować Celine w tej chwili to swoje skromne towarzystwo i obecność. Do tego robiła ze świetną poduszkę i nigdy się nie pociła, co też była dla młodej wielką zagadką. Nim jednak zdążyła sobie odpowiedzieć na to pytanie, zasnęła, a Celine krótko po niej.

        — Jestem bardziej łaskawa i kochana niż los, czasem — wymamrotała pod nosem, dąsając się trochę na uwagę cenatura. Chociaż nie zmieniało to faktu, że delikatnie się uśmiechnęła, gdy nazwał ją „wasza wysokość”. Połechtało to ją i spodobało się, bo raczej nikt tak wcześniej o niej nie powiedział.
        Po wkroczeniu do lasu rozluźnienie w grupie zostało zastąpione spięciem i czujnością. Był początek dnia, ale im głębiej zapuszczali się w puszczę, tym mniej światła docierało do ściółki. Nie był to mrok, ale budziło to pewien niepokój. Promienie słoneczne wydawały się być łapczywie pożerane przez wysokie korony drzew, która tworzyły gęste i zwarte sklepienie leśne.
        Rozmowy pomiędzy czwórką raczej ograniczały się do krótkiej wymiany zdań. Celine raz nawet zdarzyło się pisknąć, gdy z krzaka wyskoczył malutki króliczek. Przyjaciółka Kito musiała lecieć małej na pomoc, bo przerażona smoczyca prawie ją zadusiła w nagłości owej „kryzysowej” sytuacji. Gdy doszło do niej co się stało, stała się różowiutka po sam czubek nosa na twarzy. Colette z jakiegoś powodu zaczęła to przez resztę wypominać gadzinie, co trochę rozluźniło atmosferę, gdy te zaczęły się przekomarzać między sobą.
        W końcu dotarli po paru godzinach do miejsca docelowego. Trud wędrówki był spory, jak i było parę sytuacji, gdzie musieli się zastanowić jak przejść przez przeszkody, ale jakoś sobie poradzili ostatecznie. Zwłaszcza, że były wśród nich dwie osoby słabo przystosowane do tego typu przygód.
        Domek nie wyglądał na elfi, stanowczo bardziej przypominał ludzką architekturę. Stan budynku też pozostawiał wiele do budynku, a do tego bardziej przypominał chatkę drwala niż coś smieszkalnego. Okna były powybijane, a powstałe dziury pozasklepiane skrupulatnie związanymi lianami i dużymi liścmi poukładanymi warstwami. Obok budynku był nawet ogródek, chociaż bardziej taki dziki ogródek, jakby osoby go towrzące nie chciały zaburzyć leśnej równowagi. Rosły tam w większej ilości rośliny, których było pełno w lesie, ale nie w takim skupieniu jak tutaj. Stanowczo zostało włożone dużo pracy, ale jak przyjrzało się lepiej, ogródek był zniszczony, a ślady zniszczenia świeze. W powietrzu unosiła się wyraźna woń owoców i poniszczonych ziól.
        Po zbliżeniu się do budynku też można było zauważyć dalsze ślady zniszczenia. Drewniana konstrukcja nosiła wiele śladów prymitywnej borni i licznych śladów w postaci trzech równoległych linii, co przypominało szpony. Cokolwiek to było, było przed nimi i to dosyć niedawno. Celine ścisnęło coś za gardło i wyrwała się pierwsza z szeregu. Zaczęła biec i wpadła do ruiny, ale w środku nikogo nie było. Wnętrze było obrócone do góry nogami i wszystko zniszczone.
        Wszystko wydawało się stracone, ale przynajmniej do czasu aż do środka nie weszła Colette, która podeszła do starego i podniszczonego już czasem dywanu, a przynajmniej czegoś co go udawało. Gdy dziewczynka szarpnęła za materiał, pomieszczenie wypełnil kurz. Uśmiechnęła się przepraszająco i wskazała na widoczną w podłodze kwadratową klapę.
        Celine podleciała od niej i odciągnęła ją od klapy. Jakoś nie mogła dopuścić do swych myśli, aby stała się jej krzywda. Stąd miała taką, a nie inną reakcję. Ktoś był za tą klapą, bo wyczuwała słabą, ledwo wyczuwalną aurę. Nie rozumiała czemu wcześniej tego nie zauważyła.
        Spojrzała po stojącym na zewnątrz Kito i kobiecie, która weszła razem z nimi do środka, a raczej która została zmuszona jak dwie najmniej doświadczone w grupie ruszyły biegiem do budynku.
        — Ktoś jest pod tą klapą. Ja raczej nie mam siły, aby ją podnieść… — Uciekła spojrzeniem gdzieś w bok, próbując powiedzieć że jedno z nich będzie musiało to zrobić.
        Klapa wyglądała na solidną i ciężką, więc kobieta raczej będzie miała spore problemy to podnieść. Tak przynajmniej sądziła Celine, chociaż może Ristu miała jakieś ukryte talenty.
Awatar użytkownika
Kito
Szukający drogi
Posty: 28
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Centaur
Profesje: Szaman , Zielarz , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Kito »

        Kucyk nie wchodził do chatki - nawet obecna sytuacja to było za mało, aby go przekonać. Rozglądał się za to czujnie w poszukiwaniu aur - wrogów lub ocalałych… a liczył na takich, gdyż nie zauważył żadnej nowej duszy.
        Upewniwszy się, że nie muszą natychmiast zawracać odłożył ostrożnie ciało i pełnym magii gestem uspokoił elfa, który na widok pobojowiska zaczął niejako tracić resztę zmysłów. Zdawał się drgać i rozmazywać w powietrzu, wypowiadając cicho imiona swoich bliskich. Szaman nakłonił go jednak, by dał im chwilę. By poczekał. Pilnował koszyczka.
        Bo przynieśli go, prawda? Zaraz dadzą go jego żonie i wszystko, wszystko będzie w porządku…

        - To klapa od schronu. Nie może być ciężka, bo służy nawet kobietom i dzieciom. Dałabyś sobie radę - Tymczasem Ritsu weszła do środka i oceniwszy wytrzymałość budynku, podeszła bezceremonialnie do zasłoniętej kryjówki. Chwyciła przerdzwiałą rączkę i pociągnęła stanowczo - jak sądziła, skrzypnęło, trzasnęło, ale się podniosło - a w zakurzonej ciemności dostrzegły po chwili skuloną sylwetkę… dwie?
        Ritsu nie potrzebowała wiele czasu, by zrozumieć, że oto znaleźli rodzinę biednego elfa. Jego żona żyła, ale mogła być w szoku, dlatego wojowniczka starała się zrobić wszystko, by dać jej czas na uspokojenie, a jednocześnie nie przedłużać siedzenia w całym tym bałaganie.
        ,,Już poszli, już nikogo nie ma” - powtarzała cichym, a pewnym głosem, aż jasnowłosa, choć nadal przerażona nie podała jej ręki. Z jej pomocą wspięła się też w końcu po drabince i wraz z dwuletnim może dzieckiem stanęła pośrodku pobojowiska.

        - K…kim jesteście? Gdzie jest Natahirr? Wiedzieliście go!? - Pytała gdy złapała oddech, błądząc spojrzeniem od jednej do drugiej. Zamilkła dopiero, gdy przez wyłamane drzwi dostrzegła sylwetkę centaura i…
        - Na… Natahirr!
        Krzyknęła i wyleciała przed chatkę, nikomu nie dziękując. Była w stanie, który nakazał jej zignorować obecność pół-konia i nie zastanawiać się nad tym jak wyglądają lub co czują podróżni, którzy tu dotarli. Jedyne czego była pewna, to że nie mają złych zamiarów i to jej wystarczyło - by móc oddać się własnej tragedii i nie przejmować się obcymi bardziej niż trzeba.
        Kito odsunął się z lekka, by zrobić miejsce dla wdowy, ciała i zjawy, która przez chwilę błąkała się oszołomiona, aż użyła wszelkich sił, by w końcu stać się widoczna. Pochylając się nad własnymi szczątkami Natahirr uśmiechnął się nieco zbyt błogo i próbował ująć twarz ukochanej - nie mógł jednak cieszyć się jej ciepłem i dotykiem, a jedynie spojrzeniem zdumionych, zapłakanych oczu.
        Kobieta w pierwszym odruchu chciała się odsunąć, ale Kito łagodnym spojrzeniem i skinieniem głowy upewnił ją, że wszystko jest na swoim miejscu. Dlatego w oniemieniu, ni szczęściu to ni głębokim żalu, dała radę powieść wzrokiem za półprzezroczystą ręką Natahirra - aż wskazał na kosz pełen malin. I kiedy je dostrzegła on uśmiechnął się w ostatecznym szczęściu - do niej i ich dziecka, które potykając się wybiegło za matką, a teraz stało uczepione jej bluzki.
        Ojciec pomachał mu lekko. A potem jeszcze raz spróbował przytulić żonę i tak, pochylony nad nią, zniknął, zostawiając ją zapłakaną i córkę z lekko uniesioną łapką.
        Pomachała mu na do widzenia.

* * *


        Po tym co się wydarzyło kobieta nie mogła zostać w tym miejscu. Nie tylko ze względu na wspomnienia i przeżyty terror, ale i stan domu, który teraz nie zapewniłby im ochrony nawet przed zimnem. Po elfickim pogrzebaniu ciała, w którym uczestniczył Centaur oraz żona, w świetle jasnego wieczora skupili się na wynoszeniu najmniej zniszczonych rzeczy i przygotowali pozostałą elfią rodzinę do dłuższej podróży. Udało im się ustalić, że elfka ma rodzinę, do której może się udać, a do eskortowania jej zgłosiła się Ritsu - dobrze się z nią dogadywała, potrafiła ją pocieszyć, a Bura była w stanie unieść wszystko co chciały przenieść. Kito mógł zostać zwolniony z tego obowiązku, co chyba było mu na rękę, bo zdaje się - udawał się w innym kierunku. Miał do przekazania trochę wiadomości, a i Szamańską powinność już także wypełnił. Rozmawiał jeszcze trochę z wdową, ale jego odpowiedzi były równie zagadkowe co dla niej świat duchów - zrozumiała w końcu, że niewiele z niego wyciągnie i musi mu zaufać, jeżeli chce jakiegoś pocieszenia.

        Noc w dużej mierze spędzili bezsenną, a nad ranem Ritsu przygotowała Burą i wszystkie podróżniczki do drogi.
        Znowu kompanię rozdzieliły zadania…
        - No dobra Koniku, idziemy! - Zakomenderowała w końcu Ritsuna, pomagając elfce z dzieckiem usadzić się na klaczy - Jeśli będziesz przebiegać obok Fargoth weź przekaż pozdrowienia dla mojej siostry. Spotkam się z nią na festiwalu wiosennym jak dobrze pójdzie. Dasz radę?
        - Oczywistnikowo! A wam drogie niewiasty, wyżyczam powodzeń w wędrówce! Słońcyje już się wspina - teraz będzie jedynie jaśniejej.
        - Powiadasz? - Uśmiechnęła się bystro w odpowiedzi, ale miała nadzieję, że centaur się nie myli.

* * *


        - Więc zostaliśmy sami zupełnie Celineczko, mała droga Colette. Życzycie sobie tuptać razem ze mną przez szlaki dalekie od niebezpieczeństwa, bo w żadne nie zamierzam jak niemędzrec wpadać, czy pokierujecie się własnymi waszymi pragnieniami… gdzieś? Gdziekolwiek ze tąd można dostąpać! Mogę ja was wyprowadzić ochoczo na krańce gęstwin, ale późniejszym czasem udam się ku Równinom Driviejskim. Zechcecie być mi kompaniującymi? Śnieżnowłosa pani, jakie są twoje osądy? - Zapytał kłaniając się lekko. W końcu to mógł być koniec lub początek podróży!
Zablokowany

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości