Ekradon[Miasto] Przyjaciele aż po grób

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek skrzywiła się w czymś pomiędzy zrozumieniem a żalem - pewnie, że też wolałaby się porządnie pożegnać. Samiel nie był jej bezmyślnym narzędziem, był wspólnikiem, współpracownikiem. Poza tym miło spędzali ten czas więc takie rozejście się bez słowa po prostu by tu nie pasowało. Niemniej planowanie czegoś na tym etapie było niestety nierozważne. Chyba oboje to wiedzieli, bo zabójca nawet nie dyskutował z tym, że nic nie da się obiecać. No tak, tyle lat w branży, pewnie widział już wszystko.
        - Przeżyjemy, zobaczymy - obiecała mu, trochę przekręcając oryginalne powiedzonko, ale czyż w tej formie nie pasowało bardziej do ich sytuacji? Przecież przez najbliższe kilka dni mogło stać się absolutnie wszystko. Machina toczyła się już od dawna i nabrała takiego rozpędu, że nie wiadomo co się stanie gdy wejdzie w ostatni zakręt - poetycko rzecz ujmując.
        - Ależ - żachnęła się elfka, gdy Samiel stwierdził trochę bezczelnie, że myślał, że wie już wszystko. - Może o pierwszym etapie, ale pamiętasz, że umówiliśmy się na dwa. Za pierwszy będę ci wisiała przysługę, za drugi podasz mi cenę. Chcę ci opowiedzieć o tym drugim. Tak na wszelki wypadek, gdyby później nie było dość czasu - wyjaśniła. Ogarnął ją lekki niepokój czy przypadkiem zabójca nie wycofa się z połowy tej umowy. Niestety, miał takie prawo i ona nie mogłaby go zatrzymać. Nie spisali żadnej umowy. Nie byłaby to dla niej jakaś wielka strata, bo przecież jeszcze niedawno miała wszystko zrobić sama… Ale z nim byłoby jej łatwiej. Naprawdę przywiązała się już do myśli, że Samiel jej pomoże i dzięki temu wszystko pójdzie sprawniej.

        - Pasuje - przytaknęła z uśmiechem jego propozycji miejsca i pory spotkania. - Wezmę czapkę - dodała żartobliwie, gdy podpowiedział jej, by się lepiej ubrać. Niby była dorosła i powinna sama o tym pamiętać, ale miło, że się o nią troszczył.
        Zakończyli taniec. Skowronek bez oporów znowu dała się odchylić do tyłu, a gdy zabójca się przed nią tak elegancko ukłonił, ona odpowiedziała mu tym samym, choć zrobiła przy tym troszkę zaczepną minę. Podeszła, by ująć go pod łokieć, ale wtedy on zaproponował, by się na moment rozdzielili, a ona uznała ten pomysł za całkiem sensowny. Skinęła mu głową.
        - Dobrze - zgodziła się. - W takim razie do zobaczenia przy wyjściu - dodała, po czym minęła go bokiem, zerkając na niego przez ramię. Niejeden przypadkowy obserwator uznałby, że to jakieś zaczepki i tych dwoje łączy coś więcej… Ale sami zainteresowani pewnie by temu zaprzeczyli.
        Chustka leżała tam, gdzie elfka ją zostawiła, więc była Przyjaciółka po prostu ją zgarnęła i otuliła nią ramiona. Jako że kolejny taniec już się zaczął, przemknęła bokiem parkietu, starając się nie przeszkadzać parom, które świetnie się bawiły przy kolejnej skocznej piosence - pewnie ostatniej tego wieczoru.
        - Jestem - zakomunikowała, gdy już dotarła do Samiela. - O, dziękuję… - mruknęła z zadowoleniem, gdy zabójca zaoferował jej pomoc w założeniu płaszcza. Oczywiście, że skorzystała, a później uśmiechnięta uwiesiła się jego ramienia i wyszła z nim na zewnątrz, w zimną, cichą noc. Ich oddechy momentalnie zamieniły się w parę, a Skowronek pisnęła, kuląc ramiona i chowając twarz za kołnierzem. Poskarżyła się cicho na temperaturę, przysuwając się do Samiela, jakby to miało pomóc jej zachować ciepło. Przestała się popisywać, gdy on zapytał ją jak daleko może ją odprowadzić. Podniosła na niego troszkę zaskoczony wzrok.
        - W sumie prawie pod sam dom - mruknęła, wzruszając ramionami. - No dobrze, do ostatniego zakrętu. Wątpię by którakolwiek z moich dobrodziejek była o tej porze na nogach, poza tym jutro je opuszczę więc niby co za różnica… Ale lepiej dmuchać na zimę, bo kto wie co by wymyśliły - oświadczyła, wywracając oczami by dać do zrozumienia, że to jej się wcale nie podoba.
        - To troszkę daleko stąd - zauważyła. - W każdym razie dalej niż Dębowa. Będzie ci się chciało tak nadkładać drogi? - upewniła się, choć w sumie już znała odpowiedź. Przecież Samiel nie był głupi i znał miasto i nie był jakimś paniczykiem w delikatnych bucikach by spacer po nocy miał go zrazić… Ale wypadało zapytać, choćby z sympatii.
        - To był miły wieczór - oświadczyła po chwili. - Od miesięcy… Albo nawet lat nie miałam takiego dnia, by po prostu dobrze się bawić w dobrym towarzystwie - wyznała, spoglądając wymownie na zabójcę, by nie miał wątpliwości, że naprawdę go ceniła. - Jeśli tylko dożyjemy, obiecuję, że za rok to powtórzymy. Znajdę cię jeśli będzie taka potrzeba - powiedziała takim tonem, jakby nie była to wcale obietnica a słodka groźba.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Tak… druga część umowy. Krótko mówiąc, zupełnie o niej zapomniał, ale jeśli chciała podzielić się z nim drugą częścią planu, to łatwiej będzie mu też określić cenę. Wątpił, żeby Skowronek zgodziła się na drugą przysługę, ale niekoniecznie chciał też wyciągać od niej pieniądze – nie tylko dlatego, że sam przez te wszystkie lata zgromadził niemałą fortunę, ale też nie była ona przypadkową osobą, którą akurat było stać na to, żeby go wynająć. Będzie musiał się nad tym zastanowić, ale to już może jutro, gdy będzie wiedział, czym dokładnie jest ta druga część planu. Nie myślał też o wycofaniu się – w końcu wcześniej powiedział, że jej pomoże, a nie przepadał za niedotrzymywaniem wcześniej danego słowa.
Chociaż, może lepiej byłoby pomyśleć o tym wcześniej, dlatego przez drogą z sali do szatni właśnie to zajęło jego myśli. Zawsze mógł pójść na łatwiznę i przyjąć zwyczajną zapłatę, czyli pieniądze właśnie. Wiadomo, za robotę dla niej policzyłby o wiele mniej przez to, że się znali, ale to wiązało się z tym, że będzie musiał dowiedzieć się, jak wygląda jej sytuacja finansowa. Nie chciał, żeby wyszło tak, że sama jego pomoc kosztowałaby ją połowę tego, co stanowiło jej oszczędności. O tym też porozmawia z nią jutro, gdy będą na spacerze w lesie. A ich wyjście z tancbudy przebiegło bez problemów, choć jeden pojawił się od razu, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz – było strasznie zimno. Nagłą zmianę temperatury odczuli oboje, nawet ją zobaczyli, bo ich oddechy od razu zmieniały się w parę. Samiel spojrzał na nią, gdy wydała z siebie odgłos, o który raczej by jej nie podejrzewał, ale nie odezwał się, bo nie poczuł takiej potrzeby. Potrzebował chwili do tego, żeby przyzwyczaić się do zimna, ale całkiem możliwe, że i tak nie będą odczuwać tego tak mocno, jak teraz, gdy zaczną iść i w tym czasie również rozmawiać.
         – Pewnie, przecież zaproponowałem, że cię odprowadzę. Nie zrobiłbym tego, gdybym chciał jak najszybciej wrócić do swojego pokoju – odpowiedział jej po chwili. Był też jeszcze jeden powód, który oczywiście zachował dla siebie i nawet nie myślał o tym, żeby wypowiadać go na głos. Wcześniej niby postanowił sobie, że nie będzie próbował popchnąć ich relacji tak, żeby była ona czymś więcej, niż jest teraz, ale jego myśli – nad którymi niestety zdarzało mu się nie panować – już i tak pognały swoimi torami. Przez to tym ukrytym powodem stało się to, że chciał nieco przedłużyć ten wieczór. Chciał spędzić z nią nieco więcej czasu, nim udadzą się do swoich łóżek, aby odpocząć przed tym, co przyniesie następny dzień.
         – Ja mam podobnie. Nie jestem pewien, ile czasu minęło od takiego wieczora, w czasie którego mogłem bardziej skupić się na spędzaniu czasu w czyimś dobrym towarzystwie, zamiast na innych, mniej miłych, sprawach – odparł, naprawdę szczerze. I wiedział, że Skowronek to zrozumie, bo przecież pracowali w tej samej branży. Na pewno domyśliła się, jakie mogły być te sprawy, a on nie czuł potrzeby rozwijania tego.
         – Zawsze możemy też ustalić konkretną datę i miejsce, jeśli chcesz. Nie będziesz musiała mnie szukać, a ja zjawię się w ustalonym miejscu – zaproponował. I zrobił to tak, że za tymi słowami kryło się też coś więcej. Inna propozycja, która podpowiadała cicho, że miejscem tym nie musi być Ekradon, a inne miasto. A, jeśli zdecydowałaby się na to miasto, to też by mu to nie przeszkadzało.
         – Dałbym słowo, że się zjawię i nie złamałbym tej obietnicy – dodał jeszcze. Wyraźnie powiedział to ciszej, niż odzywał się jeszcze przed chwilą. Co się za tym kryło? To wiedział jedynie on. Nie było to też przypadkowe i nie było to też to, że może nie był pewien tego, że tak zrobi. Bardziej chodziło o to, że może niespecjalnie chciał mówić coś takiego na głos. Miał wrażenie, że przy tego typu zapewnieniach nie do końca brzmi tak, jak powinien.

Szybko pojawił się kolejny problem, również związany z tym ich nocnym „spacerem”. Samiel po prostu nie wiedział, w którą stronę iść, wcześniej rozstawali się w nieco inny sposób i docierali do swoich schronień samotnie.
         – Będziesz musiała mną pokierować. Nie jestem pewien, w jakim kierunku iść, żeby dotrzeć do miejsca, w którym nocujesz – przyznał po chwili. Nie czuł się z tym źle czy coś… Niby miał sposoby na to, żeby dowiedzieć się tego inaczej, niż zapytanie jej o to, ale nie chciał tego robić. Wolał, aby – w odpowiednim momencie – sama mu o tym powiedziała. I, cóż, ten moment właśnie nadszedł, choć bardziej będzie to chyba wyglądać tak, że go tam zaprowadzi. Poza tym, dzięki temu, że by nim kierowała i go prowadziła, mogłaby też narzucać tempo ich przemieszczania się – wydawało mu się, że zimno dokuczało jej bardziej, niż jemu. I nie chodziło tu o to, że nie odczuwał niskiej temperatury. Czuł ją, tylko, że odporność jego ciała była na dość wysokim poziomie, przez to mógł wytrzymać w takiej temperaturze dłużej niż przeciętna osoba. I, jeśli przypomnieć sobie to, jak Skowronek zareagowała na mroźną noc, cóż, zapewne również dłużej niż ona by mogła to zrobić.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Niby spodziewała się, że Samiel będzie chciał ją odprowadzić bez względu na wszystko, ale jednak wolała go uprzedzić, że czeka go dłuższy spacer. Może akurat z jakiegoś powodu byłoby mu to na rękę – na przykład musiałby się zerwać skoro świt. W sumie mogła mu też powiedzieć w jaką okolicę się zapuszczają, ale to akurat wydawało jej się, że nie było istotne w ich przypadku. Takimi detalami przejmowały się lokalne gangi, drobni kryminaliści, którzy mogli faktycznie działać na nieswoim rewirze. Samiel czy Skowronek nie mieli „rewirów” – oni działali tam, gdzie byli potrzebni, wchodzili wszędzie jak do siebie. Czasami zdarzało się, że trzeba było złożyć pewne wyrazy szacunku miejscowym tuzom – tak jak to było w przypadku Mant i współpracy z Vasko – ale to była raczej kwestia zapowiedzenia się niż proszenia o zgodę. W Ekradonie zaś nie było takiej siły, z którą należało się liczyć – wszyscy równi, wszyscy nijacy. Dopiero zemsta Skowronka miała to zmienić.
        Zemsta Skowronka…
        Na Prasmoka, jak tytuł jakiejś szmatławej powieści kryminalnej. Elfka aż nie mogła powstrzymać uśmiechu gdy to do niej dotarło, choć Samiel mógł tego nie zauważyć – jej twarz była częściowo skryta za szalem. Jednak jego propozycja, by po prostu spotkać się konkretnego dnia w konkretnym miejscu sprawiła, że była Przyjaciółka momentalnie spoważniała. Rozważała ten koncept przez dłuższą chwilę, a gdy zabójca zapewnił ją o swoich dobrych intencjach i zamiarze dotrzymania słowa, uśmiechnęła się smutno i pokręciła głową.
        - Nie obiecuj czegoś, na co możesz nie mieć wpływu – upomniała go łagodnie, z pewnym żalem, bo wcale nie chodziło jej o to, że nie wierzyła w jego prawdomówność. Po prostu wiedziała – oboje wiedzieli – że to nie zawsze zależy od nich. I że w tej branży nie można snuć planów. Niby sama przed chwilą postąpiła wbrew tej życiowej mądrości, ale ona zrobiła jedno istotne zastrzeżenie: jeśli dożyjemy.
        - Ale… - podjęła po chwili, równie cicho co on. Nie patrzyła na niego, choć mocniej wtuliła się w jego ramię, by być bliżej, by ją usłyszał mimo mówienia niemal szeptem.
        - Możemy się umówić za rok w Dębowej – zaproponowała. – W rocznicę tego wieczoru, nie konkretnie dziś, bo już minęła północ. Tak będzie najlepiej.
        Choć w głowie miała tysiąc jeden miejsc, w których mogliby się spotkać, znacznie ciekawszych, ładniejszych, takich, które po prostu lubiła, wolała trzymać się Ekradonu. Istniała niewielka szansa, że rozwój wydarzeń na tutejszej scenie półświatka doprowadzi do tego, że kraj gryfów stanie się jej rewirem. Była to perspektywa bardzo nęcąca – nie tak mocno jak zemsta, ale jako miły dodatek do niej jak najbardziej.
        - To co? Jeśli szczęście nam dopisze, zobaczymy się za rok. Może będą to dla nas lepsze czasy – podsumowała. Bez komentarza przyjęła rolę przewodniczki i gdy zbliżali się do skrzyżowania, lekko kiwnęła ręką w prawo, by skręcili. Nie wydawała komend na głos, by nie przerywać miłej atmosfery i rozmowy, która toczyła się co prawda wolno, ale równo i nieustannie.
        - A co jeśli powiem ci, że mieszkam w klasztorze? – wypaliła nagle. – I tak zobaczysz ten budynek, na pewno poznasz czym jest. Żeński klasztor Pana, nie wiem jaki konkretnie, szczerze to nie wnikałam. Spokojnie, nie udaję siostrzyczki. Za wiele zachodu. Ale wydaje im się, że jestem biedną zbłąkaną owieczką, która doświadczyła w życiu wielkiego pecha mimo swojego przykładnego życia. Nie wiedzą, że nocami się wymykam. Nie wiedzą, gdzie chodzę za dnia. Wydaje im się, że próbuję zacząć swoje życie na nowo… Trochę jest w tym racji – zastrzegła, bo zemsta miała być dla niej jednocześnie końcem jednego etapu życia i początkiem czegoś zupełnie nowego.
        - Jutro opuszczę to miejsce. Powiem im, że znalazłam sobie dom, podziękuję za troskę, może nawet wykrzeszę z siebie jakąś łezkę wzruszenia. I tyle mnie widziały. Będą przekonane, że przez te kilka tygodni pomagały biednej wdowie, która straciła wszystko co jej drogie w pożarze. Ciekawe jak rozliczy je za to Pan – zażartowała, bo niezmiernie bawiła ją wizja tego, że miałyby trafić na wieczne katusze po śmierci przez to, że nieświadomie pomagały kryminalistce.
        - Dlatego jednak nie chciałam byś podchodził za blisko. Jakby nas kiedyś razem zobaczyły skłonne byłyby pomyśleć, że nie jestem tak przyzwoita jak myślały… A mieszka mi się u nich niezgorzej – podsumowała, spoglądając na Samiela z pewną dumą w oczach, jakby była zadowolona ze swojego fortelu. Miała za darmo nocleg w miejscu, gdzie nikt by jej nie szukał. Nawet gdyby ktokolwiek wpadł na jej trop, szukałby jej w karczmach, noclegowniach, na jakiś metach. Kto by szukał w klasztorze? No właśnie. Tam była bezpieczna tak długo, jak sama się nie zdradziła przed siostrzyczkami.
        - Każdy ma swoje sposoby na radzenie sobie w życiu - oświadczyła. - Ty robisz tak, by nikt cię nie widział... A ja bawię się w teatrzyki.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Chciał powiedzieć, że akurat na to miałby wpływ; że zadba o to, aby na pewno dotrzymać tego słowa i zjawić się konkretnego dnia w konkretnym miejscu, ale tego nie zrobił. Bo to, że chciał to zrobić, było czymś zupełnie innym niż to, jak wyglądało to w rzeczywistości. Naprawdę było tak, że nie mógł mieć co do tego pewności. Nie potrafił przewidzieć tego, co przyniesie mu przyszłość. Nie mógł wiedzieć, w jakim miejscu – i w jakim stanie – będzie za rok. Wiedział, że będzie żył, w końcu nie był kimś, kogo łatwo było się pozbyć, ale nie był odporny na urazy, więc zawsze istniała jakaś szansa na to, że akurat wtedy będzie, mniej lub bardziej, ranny. Szansa ta, co prawda, była raczej bardzo mała, ale nie była też równa zeru. Wychodziło na to, że Skowronek miała rację i nie powinien obiecywać jej czegoś, czego nie jest pewien, czy dotrzyma. Musiał się z nią zgodzić, przynajmniej jeśli chodziło właśnie o to, więc pokiwał tylko głową. Tylko powinno wystarczyć na potwierdzenie jej słów i tego, że zgadza się z nimi.
         – Na pewno tam? Nie wolisz innego miejsca? - zapytał, głównie dla pewności. Jemu było to raczej bez różnicy, chociaż, jeśli miałby zjawić się w tym mieście, to jako nocleg na pewno wybierze miejsce, w którym wiedział, że będzie bezpieczny i mile widziany. Dębowa była dla niego właśnie takim miejscem. A jego pytanie pojawiło się tu, bo… cóż, chyba udało mu się dostrzec jakieś dziwne napięcie między nią i Ami, która była właścicielką karczmy. Może przez rok to zniknie, może o tym zapomną, ale teraz ono istniało, a on nie był pewien, o co może w tym chodzić. Nie do końca przynajmniej.
         – Pewnie… Postaram się o to, żeby znaleźć się za rok właśnie w tym mieście – dodał jeszcze. Zrezygnował z tego, co chciał powiedzieć, zamiast zdania, które padło. Wolał nie wspominać ponownie o tym, że daje jej swoje słowo na to, że coś zrobi. Wiedział już, jakie jest jej zdanie na ten temat. Po chwili, gdy dotarli do skrzyżowania, skręcił w prawo, w stronę, którą mu wskazała.

         – W klasztorze? Akurat to miejsce wydaje się pasować do roli, którą grasz przed siostrami. Do niej tak, do ciebie nie – odpowiedział, ale nie było tam zaskoczenia, choć do ostatnich słów dodał jeszcze lekki uśmieszek. Mogło być ciężko go dostrzec, jednak była jakaś szansa na to, że przebił się w głosie, że dało się go wyczuć właśnie tam.
         – Nie wiedziały, kim jesteś naprawdę. Im wydawało się, że pomagają tej pokrzywdzonej przez los kobiecie, którą przed nimi udajesz – odparł po chwili. Nie był wierzący, ba, daleko mu do tego było, ale nie patrzył nieprzychylnie na kogoś, kto decydował się wierzyć w Pana czy inne bóstwo lub stworzenie, które mogło za takowe uchodzić. Jemu akurat było to niekoniecznie potrzebne, ale wiedział, że wiele osób szukało pocieszenia lub rady u takich właśnie istot, a modlitwę traktowali jako właśnie rozmowę z takowymi. Wydawało mu się, że te siostry – gdy już poumierają – nie trafią tam, gdzie trafiają źli ludzie, za to, że jej pomogły. Przemyślenia na chwilę zajęły jego głowę, ale tylko na krótką chwilę. Słyszał, co mówi do niego Skowronek.
         – Dlatego podejdę tak blisko, jak uważasz, że mogę – powiedział, a właściwie powtórzył swoje wcześniejsze słowa, chociaż wtedy nie wiedział jeszcze, w stronę jakiego miejsca się udają. Przez myśl przeszło mu też jeszcze to, że może nawet wynikałby z tego dość ciekawa i może nawet zabawna sytuacja, gdyby podprowadził ją pod same drzwi i otworzyłaby im jedna z sióstr. Jeśli zdecydowaliby się ją wyrzucić tej ostatniej nocy, zawsze mógł przenocować ją w Dębowej. Pamiętał, teraz już zawsze będzie miał to gdzieś w głowie, o tym napięciu między dwoma kobietami, ale zawsze był to jakiś plan awaryjny. Zaprzątało mu to głowę jeszcze krócej niż kwestie wiary, o których myślał wcześniej, bo doszedł do wniosku, że Skowronek na pewno nie będzie chciała tego zrobić, a i on sam również nie był kimś, kogo widziało się w takich sytuacjach, tym bardziej takich, które zaaranżował sam i dodatkowo chciał brać w tym udział.
         – Wiesz, że ja bym tak nie mógł, musiałbym całkowicie inaczej wyglądać, żeby działać podobnie, jak ty – odparł i naprawdę nie chciał, żeby brzmiało to tak, jakby przypomniał jej o czymś, o czym powinna wiedzieć, ale, cóż, nie udało mu się to. Już wcześniej jej o tym wspominał, w czasie innej rozmowy, którą ze sobą odbyli.
         – Nawet, jakbym udawał kogoś innego, to wzrost, nietypowe włosy i oczy, no i pełno blizn na twarzy, są czymś rzadkim na tyle, że łatwo jest to zapamiętać – dodał jeszcze. Co prawda, miało też swoje, powiedzmy, że zalety, ale takie, które czasem chciał, żeby nie zaistniały. Bo często było tak, że nie przeszkadzało mu to, że oglądały się za nim kobiety, czasem też mężczyźni – przeważnie po prostu nie zwracał na to uwagi – ale bywały też sytuacje, że w ogóle nie chciał, żeby tak się działo. Wiedział, jak się ukryć praktycznie wszędzie, ale wygląd nie pozwalał mu na wtopienie się w tłum. Nawet, jakby ukrywał to, co wyróżniało jego głowę i twarz, to nadal pozostawał mu wzrost. Tak, nie był najwyższy i sam spotykał też osoby, które dorównywały mu wysokością albo nawet czubkiem głowy sięgały wyżej niż on, ale takich osób nie widzi się codziennie.
         – Ale, mniejsza z tym. Wspomniałem ci też, że już dawno przyzwyczaiłem się do tego i lepiej jest mi działać w sposób, w który pracuję – odparł i spojrzał przed siebie, tylko na chwilę oderwał od niej wzrok. Właściwie mógł nawet patrzeć przed siebie, na drogę, którą szli i spoglądać na nią tylko wtedy, gdy odzywała się do niego i jej odpowiadał. W końcu, cały czas czuł jej obecność, przecież ciągle obejmowała jego ramię.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka wzruszyła ramionami.
        - Coś mi mówi, że tam się zatrzymasz tak czy siak, więc po co komplikować – odparła, bo i dla niej Dębowa była miejscem równie dobrym na spotkanie jak każde inne. Wybór tej karczmy podyktowany był głównie wygodą Samiela. Ami nie grała w tym wyborze żadnej roli – Skowronek się z nią drażniła, ale dla niej to był tylko sport, nie miała tak naprawdę nic przeciwko karczmarce. A jej lokal był naprawdę niezgorszy.
        Elfka łypnęła jednak badawczo na zabójcę. Wydawało jej się, że ta przepychanka między nią a jego byłą całkowicie mu umknęła… Ale być może nie? W przeciwnym razie czemu by pytał z taką troską? Może w takim razie warto byłoby przystopować, bo po co robić sobie kłopoty i musieć się tłumaczyć – nie na tym ta gra polegała.
        - To jesteśmy umówieni. Za rok w Dębowej – podsumowała ich ustalenia, nie mówiąc już nic o obietnicach i tak dalej. Pora przestać się roztkliwiać i przejść dalej.
        Wyznanie o klasztorze wyszło samo z siebie – wyjaśnienie pewnych okoliczności i jednocześnie zabawny zapełniać czasu. Przynajmniej dla Skowronka zabawny, bo za każdym razem, gdy sobie przypominała o tym gdzie mieszka, ogarniało ją rozbawienie – była lisem nocującym w kurniku. Tak jak jednak Samiel słusznie zauważył – dobrała sobie do tego odpowiednią rolę i „kury” nawet się nie zorientowały w podstępie. Trochę ją cieszyło to, że zabójca wyraził pewne uznanie dla jej podstępu i nie wytykał jej ewentualnych trudności czy niedociągnięć. Te oczywiście istniały, ale któż by się tym przejmował, póki wszystko działało?
        Gdyby zaś poznała jego myśli o ujawnieniu się siostrom… Pomysł był przedni, na pewno by jej się oczy zaświeciły i pragnęłaby to wykorzystać, ale po przemyśleniu musiałaby się z tego wycofać. Z dwóch względów: pierwszym były komplikacje z noclegiem i realizacją jej planu z samego rana. Drugim zaś było to, że w sumie to nikt się nie spodziewał, że jej nie ma, mogliby się więc długo dobijać do bram klasztoru i tylko wyszliby na idiotów. Wróci do siebie oknem, jak zawsze.

        - Wiem – przyznała elfka po tym, jak Samiel wyliczył dlaczego nie mógłby działać jak ona. – Ja jestem pospolita – westchnęła, jakby faktycznie nad tym bolała. Wiedziała jednak, że to spory atut: miała klasyczną urodę. Była czarnowłosą elfką z niebieskimi oczami i jasną skórą, jak tysiące innych elfek. Mało kto zwracał uwagę na rysy twarzy, mało kto je zapamiętywał i potrafił dobrze opisać, więc nie był w stanie powtórzyć jak wyglądała osoba, którą spotkał. Pamiętał tylko te pospolite cechy i ewentualnie niepospolite piękno, jeśli Skowronek akurat miała ochotę je pokazać. Gdy więc straż próbowała ją złapać, z reguły im się wymykała, bo nawet gdy stała przed świadkiem, ten marszczył się i wysilał, ale nie był w stanie powiedzieć czy to ta, czy to nie ta. Mistrzowie bardzo sobie cenili tę jej cechę. A mimo to nie wahali się ani przez chwilę przed pozbyciem się jej, gdy tylko powinęła jej się noga.
        - Och wiem, wiem – przyznała z uśmiechem, gdy Samiel wymienił te elementy swojego wyglądu, które sabotowałyby jego wtapianie się w tłum. – Gdyby bardzo ci zależało, wszystko to dałoby się ukryć, oczywiście z wyjątkiem wzrostu… Ale nie zamierzam cię do tego na siłę przekonywać – zapewniła, ponownie się do niego uśmiechając. – Ale wiesz, charakteryzacja. Przecież z tego skorzystamy jutro, w niewielkim jednak stopniu, bo tak jak najlepszym kłamstwem jest to oparte na prawdzie, tak najlepszym przebraniem jest to, które wcale na takowe nie wygląda. Odrobina pudru i tyle. Zobaczysz zresztą – dodała. Wiedziała, że wymyśliła dla niego rolę, którą będzie dało się uzasadnić dosłownie wszystko, nie tylko urodę, ale też ewentualne drobne towarzyskie gafy. Będzie idealnie.
        Przez moment szli w milczeniu, jak para na romantycznym spacerze, ciesząca się po prostu wzajemną bliskością. Skowronek wtulała się w jego ramię, oczy mają utkwione gdzieś w śniegu przed ich stopami.
        - Nigdy nie myślałeś o tym, by usunąć sobie te blizny? – zagaiła po dłuższym czasie. – To one sprawiają, że jesteś najbardziej rozpoznawalny. I… nie przeszkadzają ci? Nie ciągną, nie utrudniają chociażby mrugania, nie blokują mimiki?
        Podniosła na niego wzrok, by lepiej przypatrzyć się rzeczonym bliznom – gdzie biegły, jak mocno uszkadzały tkankę. Niby tyle razy je widziała, ale teraz jakby dopiero je dostrzegła i mogła je zbadać. Przez moment nawet korciło ją, by ich dotknąć, ale powstrzymała się – zdradzić jej zamiary mógł co najwyżej niewielki skręt tułowia, nic ponadto.
        - Nie bym narzekała na twój wygląd – zastrzegła po chwili. – Masz ten wygląd mężczyzny, z którym związek przyniesie wiele namiętności i wiele cierpienia jednocześnie. To pociąga wiele kobiet.
        ”I w sumie chyba niewiele odbiega od prawdy”, podsumowała w duchu. Nie miała na myśli jego charakteru – czuła, że gdyby on się z kimś związał, na pewno by tej osoby nie skrzywdził. Jednak ich świat był okrutny i czasami nie miało się nic do gadania – krzywda pewnie przyszłaby z zewnątrz, jedynie sprowokowana tym, że taki związek zaistniał.
        O tym pierwszym przymiocie zaś w ogóle wolała nie myśleć. Obojgu wyjdzie to na zdrowie.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

On też wzruszył ramionami, ale zaledwie chwilę później pokiwał twierdząco głową. Byli umówieni, w konkretnym miejscu i na konkretny dzień. I jemu to pasowało, na pewno bardziej niż to, że mieliby się odnaleźć gdzieś w świecie. Poza tym, Skowronek miała rację, a raczej jej przeczucie ją nie myliło, bo zamierzał zatrzymywać się w Dębowej i to za każdym razem, gdy przebywał w mieście.
Rozmowa o klasztorze nie trwała długo, bo niespecjalnie było też o czym mówić. Samiel nie zamierzał namawiać jej na to, żeby zmieniła miejsce, w którym śpi, bo nie dość, że mu to w ogóle nie przeszkadzało, to też nie było opłacalne, skoro już niebawem miały rozpocząć się wydarzenia, które to właśnie ona zaplanowała.
         – To nie jest nic złego – odparł, gdy przyznała, że jest pospolita. Gdzieś w głowie słyszał myśli, że przecież ona o tym wie, bo sposób, w jaki działa w zawodzie opiera się właśnie na tym, że taka jest. Tylko, że i tak chciał to powiedzieć, jedynie w jego głosie brak było emocji, które mogłyby wskazywać na to, że czasem on też chciałby być taki. Zwyczajny, niewyróżniający się w tłumie… ale to było coś, czego nie uda mu się osiągnąć. Nie komuś, kim był. Nie komuś, kto już dawno przyzwyczaił się do swojego własnego sposobu, w jaki podchodzi do zleceń i zabijania ujętych w nich celów.
         – Wiem, że dałoby się to zrobić. Tylko, że, ja… raczej bym tego nie chciał – powiedział tylko tyle, nic więcej. Rozmawiali już o różnych rzeczach, nawet związanych z zawodem zabójcy, więc pomyślał, że tyle wystarczy. Reszta pozostawała kwestią domysłu tak łatwego, że Skowronek bez problemu powinna dopowiedzieć sobie to, czego on może nie chciał mówić na głos.
         – Zgodziłem się na to głównie przez to, komu pomagam – dodał, gdy wspomniała o tym, że jutro też użyją makijażu, żeby wyglądał bardziej jak osoba, za którą będzie uchodził na balu. Cały czas pamiętał o tej roli, o tym, jaką osobą jest arystokrata Phaeron Achalkaci-Dzodzouaszwili. Imię może i nie brzmiało egzotycznie, jednak podwójne nazwisko już na pewno. Przez to było trudne do zapamiętania – a przynajmniej tak mu się wydawało – dlatego dobrze czuł się z tym, że nie tylko je zapamiętał, ale także wymówił poprawnie, choć to drugie teraz zrobił wyłącznie w myślach. Wcześniej już je wypowiadał, wtedy też zrobił to bez błędów, również na balu będzie mógł to zrobić, bo przecież będzie musiał przedstawiać się gościom, jeśli już będzie musiał z nimi rozmawiać. A wiedział, że będzie to wymogiem, który tak jakby wzmocni wiarygodność odgrywanego przez niego mężczyzny – choć na pewno nie oznaczało to, że cały czas miał albo rozmawiać, albo tańczyć.
         – Usunąć blizny? Nigdy o tym nie myślałem. Przyzwyczaiłem się do nich, uznaję je za coś, co po prostu jest częścią mojego ciała. Na początku, gdybym o tym pomyślał, może chciałbym się ich pozbyć, ale teraz tego nie chcę – odpowiedział jej. Szczerze, chociaż nie był pewien, czy w ogóle udało mu się, przynajmniej szczątkowo, zawrzeć to uczucie w tych słowach.
         – Są cienkie i… stare. Naciągają skórę, ale lekko, teraz jest to dla mnie coś, co właściwie ignoruję i nie odczuwam – odparł. I teraz, tak na naprawdę krótką chwilę, zmusił się do tego, żeby mieć świadomość tego, że te blizny tam są. Poczuć je na skórze nie tylko twarzy, lecz także tyłu głowy i tych miejsc na niej, w których ukryte są pod jego włosami. Dobrze, że już nie przynosiło to ze sobą przykrych wspomnień, które jednocześnie były samym początkiem jego drugiego życia. Owszem, cały czas miał je w głowie i zawsze będą mu towarzyszyły, jednak znajdowały się w głębi umysłu. Zamknięte gdzieś daleko i, na szczęście, odczuwanie blizn nie otwierało drzwi, za którymi były ukryte.
         – Jeśli o mimikę chodzi, to raczej blokują ją w niewielkim stopniu. Nie są też jedyną rzeczą, która to robi – dodał na koniec. Skowronek powinna znać go już na tyle, że mogłaby wiedzieć, o co chodzi. A on znów nie chciał powiedzieć czegoś na głos, wolał zostawić to samemu sobie. Kolejna rzecz, do której już się przyzwyczaił – choć była owocem wieloletniej pracy nad sobą – a którą po wielu latach, może nawet w końcu, bardzo powoli zaczynał zmieniać.
         – Tego akurat jestem świadom, ale nie jestem pewien, czy to powód do dumy, czy może do narzekania – opowiedział jeszcze i zamilkł na jakiś czas, na pewno nie na długo. Było to oznaką tego, że może faktycznie zaczął się nad tym zastanawiać. Krótko, bo krótko, ale tak zrobić, tylko, że doszedł do wniosku, że nie jest pewien. Nie wiedział, czy cieszyć się z tego, że mimo tych blizn i wieku, nadal ma powodzenie u kobiet, czy może wręcz przeciwnie – mówić o tym w negatywnym świetle i narzekać na to, że utrudnia mu to pracę i czasami życie prywatne.

Nie przeszkadzała mu cisza, nie przepadał też za próbami nawiązania rozmowy „na siłę”, żeby tylko sprawić, że cisza ta zniknie. Dlatego nie miał nic przeciwko temu, żeby fragment ich nocnego spaceru odbył się właśnie bez konwersacji. Tyle tylko, że sam musiał to przerwać, bo za kolejnym zakrętem udało mu się zauważyć klasztor, do którego zmierzali. I był on dość blisko tegoż zakrętu.
         – Chyba będziemy musieli się rozstać w tym miejscu – zaczął. I znów nie był pewien, w jaki sposób się z nią pożegnać. Ich relację bez problemu można byłoby określić mianem skomplikowanej. Raz była czysto zawodowa, innym razem mieszała się z prywatną, a jeszcze innym, mogliby być dobrymi znajomymi, choć patrząc na to oczami innych, można by było stwierdzić, że zachowywali się jak para. To było dziwne. Relacje międzyludzkie bywały dziwne.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek spojrzała na Samiela jakby udzielił mimo wszystko odpowiedzi poprawnej, ale nie takiej, jakiej oczekiwała - lekko zawiedziona. Nie by wybitnie zależało jej na komplementach, ale chyba w duchu liczyła na to, że nawet jeśli zabójca dostrzeże zalety jej klasycznej urody to i tak powie jej coś… milszego. W końcu ich relacja meandrowała nieuchronnie w kierunku… No właśnie - może kierunku, który on sobie nie życzył? Stąd ten dystans? To miałoby sens. Lepiej więc nie naciskać.
        A jednak może nie do końca chciał się dystansować? Elfka zerknęła na niego pytająco. To jego “zgodziłem się na to głównie przez to komu pomagam” - co to miało znaczyć? Ona poczytała to za komplement. W każdym razie oznakę jakiejś sympatii i zaufania, bo wątpiła, by przeciętny klient miał prawo tak nim sterować przy wykonaniu zadania. Niemniej oboje się do siebie naginali - on godząc się na przebierankę, a ona wybierając mu taki kostium, by jak najmniej go nim obciążyć.

        Później zaczął się temat jego blizn. Skowronek w zasadzie nie wiedziała co on o nich myślał, wydawało jej się jednak, że byli już na takim etapie znajomości, by mógł jej powiedzieć gdyby coś było nie tak. Gdyby na przykład chciał jej się przyznać, że przywołują one najgorsze wspomnienia i pozbyłby się ich z radością. Albo wręcz przeciwnie - że je uwielbia, bo stanowią część jego wizerunku. Czy cokolwiek w tym stylu. Odpowiedź, że są mu one tak naprawdę obojętne w sumie jakoś bardzo jej nie zaskoczyła. Nawet zganiła samą siebie w myślach - pewnie gdyby mu ciążyły, już dawno coś by z nimi zrobił. Nie wiedziała co prawda jak bardzo majętny był, ale była przekonana, że gdyby był dość zdeterminowany, odłożyłby sobie na dobrego maga.
        - Hm… To w sumie dobrze - przyznała w końcu. - Skoro tobie one nie przeszkadzają to znaczy, że chyba tylko stare dewoty miałyby coś przeciwko nim. O… o wilku mowa - mruknęła, bo właśnie dotarli w okolice klasztoru. Samiel dojrzał jego mury w tym samym czasie co ona. Czemu nie zareagowała wcześniej? Może po prostu było jej dobrze w tym towarzystwie i nie chciała się przejmować codziennością. Gdy jednak dojrzała cel ich spaceru, cofnęła się tak, aby nie byli widoczni z tego bożego przybytku. Ot, tak dla pewności.
        - Chyba masz rację - westchnęła, gdy zabójca wspomniał o rozstaniu w tym miejscu. - Dzięki za miły wieczór… i do zobaczenia jutro - pożegnała się z nim z uśmiechem, po czym wspierając się na jego ramieniu wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. Jego twarz była chłodna, a skóra twarda od zimna. Pod wargami poczuła delikatny zarys blizny, o której nie tak dawno rozmawiali.
        - Dobranoc, Samielu - dodała jeszcze, odsuwając się i machając mu przez ramię, po czym odeszła, opatulając się szczelniej płaszczem. Jeśli zabójca poczekał chwilę, mógł dojrzeć jak krok elfki zmienia się i nagle zaczyna się ona skradać pod ścianami budynków, by na koniec wspiąć się do jednego z okien w zakonie i tam zniknąć.

        Następnego ranka Skowronek zgodnie z tym co zapowiedziała, obwieściła siostrom, że je opuszcza. Powiedziała, że znalazła sobie pracę w tkalni, że ma tam również zapewniony wikt i opierunek, ale że zakłady są w wiosce pod miastem, musi więc wyjechać. Zakonnice nie zatrzymywały jej, wręcz przeciwnie - szybko spakowały dla niej odrobinę prowiantu na drogę, po czym odprowadziły ją do bramy z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, życząc jej wiele szczęścia na nowej drodze życia i zapewniając ją, że Pan jest sprawiedliwy. Skowronek odpowiedziała, że głęboko w to wierzy, po czym wyszła. Na niezbyt tłoczną o tej porze dnia ulicę.
        - Zobaczymy czy jest sprawiedliwy - mruknęła do siebie, gdy już nikt nie mógł jej usłyszeć.

        Następnym krokiem było zameldowanie się w luksusowym zajeździe, gdzie od dawna zarezerwowany był pokój dla jej arystokratycznego wcielenia. Skowronek udawała gońca, który miał wszystko przygotować dla swojej pani - miała niezbędne dokumenty, pieniądze i wiedzę, więc nikt nie kwestionował jej wersji wydarzeń. Dostała klucze do pokoju, który był jeszcze wspanialszy niż ten, w którym zatrzymywał się Samiel. Wielkie, nakryte bogatą kapą łoże, toaletka, meble wykonane z lakierowanego drewna, miękki dywan, miększy wręcz od sienników w połowie karczm w tym mieście. Cóż za odmiana w stosunku do klasztornej celi!
        Skowronek urządziła się z grubsza w wynajętym pokoju i zjadła w karczmie posiłek - nareszcie coś porządnego, wyjąwszy oczywiście posiłki w Dębowej, które były wyśmienite. Elfka nie mogła się nimi jednak nadmiernie rozkoszować - musiała ruszyć w miasto, by przygotować kolejne elementy planu. Szło jej jednak jak po maśle - wszystko miała wszak wstępnie przygotowane, teraz zbierała plony tego, co zasiała wcześniej. Wszystko było gotowe nim przyszło jej się zbierać na spotkanie z Samielem. Zjadła więc ostatni posiłek, po czym w pokoju zmieniła buty na cieplejsze - wszak czekał ich spacer po lesie - i wyszła, by udać się do Dębowej. Gdy tam dotarła, zdawało jej się, że była akurat o czasie.
        - Cześć - przywitała się z daleka z zabójcą, po czym podeszła i pocałowała go w policzek, jak czyniła to do tej pory. - Cudowna pogoda na spacer. Idziemy? - zagaiła, kiwając głową w stronę wyjścia. Nawet nie rozglądała się za swoją rywalką, jakoś nie miała tego dnia głowy na takie pierdoły. Bez urazy, Ami - po prostu Skowronek weszła już trochę w tryb pracy.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

         – Dobranoc – odpowiedział jej krótko. I również ruszył w swoją stronę, gdy ich pożegnanie dobiegło końca.
Odwrócił się jeszcze na chwilę, akurat, żeby odpowiedzieć tym samym gestem na jej machnięcie ręką i zobaczyć, jak Skowronek dostaje się do wnętrza budynku przez jedno z okien, które możliwe, że mogło nawet bezpośrednio prowadzić do pokoju, który udostępniły jej siostry. Po tym wszystkim odwrócił się w końcu i zaczął iść ulicami miasta, prosto w stronę Dębowej Karczmy. Po drodze nie napotkał żadnych problemów, choć on – wyglądając jak samotny mężczyzna, który samotnie wraca skądś późną porą – mógł uchodzić za dość łatwą ofiarę dla przestępców czających się w ciemnych uliczkach. Tylko, że tak mógł wyglądać jedynie na pierwszy rzut oka, bo ci nieco bardziej doświadczeni złodzieje rozpoznaliby w nim osobę, z którą lepiej nie zadzierać. Dlatego raz czy dwa razy w czasie tego spaceru czuł na sobie – i miejscu, w którym trzymał sakiewkę – spojrzenia dochodzące z ciemności uliczek, ale nie działo się nic więcej. Ci, którzy czaili się na jakieś nieuważne, i może nawet będące nietrzeźwymi, ofiary, czekali dalej… więc tak, droga powrotna przebiegła mu jak najbardziej spokojnie. Do celu wydawało mu się, że dotarł nieco szybciej niż przypuszczał. Może dlatego, że nieświadomie szedł trochę szybciej, a zimno na zewnątrz zaczynało dokuczać mu nieco bardziej. W Dębowej nie spodziewał się pustek, nie w tej konkretnej karczmie, więc zupełnie nie zdziwiło go to, że przynajmniej połowa – a może nawet i więcej – dużej sali była zajęta przez różnych gości. Najpewniej to samo działo się w mniejszej, która była nieco bardziej prywatna, i którą często wybierały pary lub osoby, które chcą omawiać jakieś ważne sprawy przy jak najmniejszej liczbie potencjalnych słuchaczy. Tam Samiel akurat nie musiał zaglądać, bo schody na górę – tam, gdzie znajdowały się pokoje – zlokalizowane były w tym pomieszczeniu. Dlatego zabójca ruszył prosto w ich stronę, a później, gdy był już na piętrze, dostał się do wynajmowanego pokoju i zamknął się w nim. Dopiero teraz zaczął czuć ukłucia zmęczenia na swoim ciele. Przygotował się do spania i położył w łóżku. Wyjątkowo, sen przyszedł do niego bardzo szybko.

Nie spał do momentu, w którym jego ciało obudziłoby się samo. Zamiast tego, zbudziło go stukanie do drzwi. Pierwszym co zrobił, było spojrzenie w stronę okna – był bardzo wczesny ranek, to mógł ocenić od razu. Gdy wstawał, jedną ręką sięgnął też po sztylet i kontynuując ruch tej kończyny, od razu dobył go też z pochwy. Podkradł się do drzwi i otworzył je kluczem, który zostawił nocą w zamku. Nie, żeby spodziewał się kogoś konkretnego, ale wolał być gotowy na to, żeby z kimś walczyć. Nieco zaskoczył go widok znajomej mu twarzy elfki, która stała teraz bardzo blisko drzwi. Ami nie miała na sobie jednej ze swoich sukien, a białą i mniej przylegającą do ciała koszulę nocną. Ładnie haftowaną przy rękawach i kołnierzu, w coś, co wyglądało na gwiezdny motyw i zapinaną na guziki na wysokości klatki piersiowej.
         – Musimy porozmawiać – powiedziała do niego. Samiel dopiero teraz zauważył, że w jednej z dłoni trzyma butelkę z winem i dwa kielichy. Zaprosił ją do środka i zamknął za nią drzwi.
         – Nieco dziwny strój na rozmowę – odparł i usiadł na łóżku. Ami zajęła fotel stojący obok, a to, co przyniosła ze sobą, postawiła na nocnej szafce.
         – Przeszkadza ci? - zapytała go. Nawet odwróciła się w jego stronę.
         – Tego nie powiedziałem. Po prostu nie spodziewałem się tu ciebie o tej godzinie… Jest rano. Bardzo rano – odpowiedział, ale patrzył się w stronę okna. Patrzył, jak słońce bardzo powoli unosi się nad horyzontem. Wschodzi. Zapowiada nastanie nowego dnia.
         – Nie mogłam zasnąć. Jedna rzecz zaczęła za bardzo zajmować moje myśli – powiedziała mu to dopiero po chwili, jakby wahała się, czy aby na pewno chce poruszać ten temat. Jakby nie było odwrotu w momencie, w którym go zacznie.
         – I pomyślałaś, że dobrym pomysłem będzie zbudzenie mnie, żebyś nie musiała nie spać sama? - zapytał, ale było to bardziej w żartobliwym tonie, niż poważnym i takim, który mógłby przybrać, gdyby faktycznie miał jej to za złe. Uśmiechnął się nawet. Lekko. W tym czasie oba kielichy zostały napełnione czerwonym winem, a jeden z nich wylądował w dłoni Samiela. Przyjął go, choć jednocześnie wydawało mu się, że pora jest zdecydowanie zbyt wczesna na to, żeby raczyć się alkoholem.
         – Twoje przybycie tu przywołało też pewne wspomnienia. W pewnym sensie uczucia z nimi związane też i wiem, że, gdy byłeś tu ostatnio, wspólnie zgodziliśmy się na to, żeby być przyjaciółmi, ale… Może moglibyśmy to zmienić? - po tych słowach Ami za jednym razem wypiła całą zawartość swojego kielicha.
         – Myślę, że to zły pomysł – odpowiedział jej krótko i poszedł w jej ślady, choć upił tylko łyka czerwonego napitku.
         – I pozwól mi powiedzieć, dlaczego tak uważam – dodał jeszcze, gdy zobaczył, że Ami przymierza się do mówienia.
         – Niedługo, możliwe, że zaledwie za dwa dni, opuszczam miasto i nie wiem, czy pojawię się tu wcześniej niż za jakiś rok. Poza tym wiesz też, kim jestem i też wiesz, czym się zajmuję. Wiesz, z czym wiąże się mój zawód, z jakimi wyrzeczeniami i tym, jakich rzeczy nie powinienem robić. Na koniec, co również wiesz, dużo podróżuję. I to nie tylko w celach zawodowych, bo mówiłem ci też, że zwyczajnie lubię zwiedzać świat… I właśnie dlatego nie nadaję się na osobę, za którą chciałabyś mnie mieć, gdybym zgodził się na zmianę tego, co chciałabyś zmienić – gdy już powiedział to wszystko, znów napił się wina. Tym razem opróżnił kielich.
         – Po prostu powinnaś znaleźć sobie kogoś, kto będzie w okolicy zawsze, gdy będziesz chciała z taką osobą porozmawiać lub przebywać w jej towarzystwie – dodał jeszcze. To było szczere, to wszystko, co powiedział. Mógłby użyć jeszcze innych argumentów, ale te wolał pozostawić dla siebie, choć Ami nie była też głupia – na pewno domyśliła się niektórych rzeczy, których on nie powiedział.
         – A co z twoją koleżanką? - zapytała. Oboje wiedzieli, o kim mówi.
         – To… coś skomplikowanego i dziwnego. Nie jesteśmy parą, to na pewno. Niby jesteśmy dobrymi znajomymi, ale czasem wydaje mi się, że ta znajomość mogłaby się potoczyć w innym kierunku, choć oboje raczej tego nie chcemy… Chyba nie jesteś zazdrosna, prawda? - odparł. Przy tym pytaniu na końcu nawet uśmiechnął się, znów lekko, choć elfka zareagowała na to nieco inaczej. Samiel był niemalże pewien, że zobaczył na jej policzkach lekkie zaczerwienienie.
         – Ech… To nie mogło poczekać do śniadania, prawda? - zapytał nagle. To sprawiło, że ona – tak samo nagle – odwróciła głowę w jego stronę. Chyba się tego nie spodziewała.
         – Chciałeś zjeść ze mną śniadanie? - zapytała, jakby trochę nie wierzyła w to, co padło z jego ust.
         – No tak. Bo chciałem z tobą porozmawiać, między innymi o tym, że niedługo opuszczę miasto. Nadal możemy je zjeść i porozmawiać, tym razem o czymś innym niż planowałem na początku… Ale to może za kilka godzin? Powinnaś się przespać – powiedział to, gdy odstawiał już kielich z powrotem na stolik.
         – Mogę to też zrobić po tym, jak zjemy. Tylko… daj mi trochę czasu na przebranie się w bardziej nadający się do tego strój – odpowiedziała mu, a Samiel pokiwał tylko głową. Wiedział, że nie mógłby zmienić jej zdania, gdy już sobie coś postanowiła. Akurat to była jedna z rzeczy, która czyniła ich podobnymi do siebie. Odprowadził ją do drzwi, a później zamknął je z powrotem i sam oddał się porannej kąpieli i toalecie. Jakiś czas później ponownie usłyszał pukanie do drzwi. Znów ujrzał tam Ami, która widać było, że w pełni wykorzystała ten czas na wyszykowanie się – choć według niego może aż za bardzo. Zeszli na dół, zjedli śniadanie, a później dość długo rozmawiali. Trochę powspominali, ale to była jedynie część ich rozmowy.

Chwilę przed tym, jak usłyszał przywitanie Skowronka, udało mu się dokończyć kolejny posiłek. Zrobił to w mniejszej sali, gdzie na drugim krześle wisiała już jego ocieplana kurtka, a także chusta. Dopijał właśnie wino, które tym razem pasowało do czerwonego mięsa.
         – Cześć – odparł po tym, jak wstał, żeby się z nią przywitać. Czasem aż za bardzo zauważał różnicę w ich wzroście, ale też nie poświęcał temu wiele uwagi. Ot, przez krótką chwilę widział to, że on sam jest wysoki, a ona niższa od niego i później już w ogóle się tym nie przejmował.
         – Tylko się ubiorę – powiedział jeszcze i to zrobił. Chusta tym razem spoczęła pod jego szyją, zapewniając dodatkową osłonę przed zimnym powietrzem. Kurtka robiła to samo względem górnej części jego ciała, a o dolną dbały spodnie i ocieplane buty.
         – Możemy iść – zakomunikował, gdy był już gotowy. Następnie zaprowadził ją prosto w stronę wyjścia. Pogoda rzeczywiście wydawała się być bardzo dobra na spacer po lesie.
         – Wyspałaś się? - zapytał ją krótko po tym, jak opuścili Dębową. Teraz wiedział, gdzie iść, więc od razu pokierował ich w stronę bramy miasta, którą ostatnio dostał się do lasu. Właściwie, nawet nie było to daleko od miejsca, z którego zaczęli spacer.
         – Ja niekoniecznie, bo Ami postanowiła porozmawiać ze mną z samego rana – oświadczył, jakby z jednej strony nie było to coś, co chciał ukrywać, przynajmniej jeśli chodziło o samą sytuację, ale z drugiej niekoniecznie chciał też zdradzać szczegóły tej rozmowy.
         – Tylko, że w ogóle nie czuję się śpiący czy coś, więc nie musisz martwić się o to, że wpłynie to w jakiś sposób na moją skuteczność – zapewnił ją zgodnie z tym, jak wyglądało to naprawdę. Wyśpi się później, jeżeli będzie miał ku temu możliwość.
Gdy już dotarli do bramy, właściwie już z tego miejsca było widać miejsce, do którego zmierzali. Było trzeba przejść kawałek główną drogą, żeby dotrzeć do odbijającej od niej ścieżki, ale za to dróżka ta nie tylko prowadziła do lasu, ale także przez niego. Stanowiły go zarówno drzewa, które pogubiły liście i teraz ich gałęzie przykryte były białym, mieniącym się lekko w promieniach słońca śniegiem, jak i iglaste, na których również widać było śnieg, lecz nie były one ozdobione nim tak bardzo, jak te pierwsze.
         – Z bliska wygląda to jeszcze lepiej – zapewnił ją. W razie czego wskazał jej też miejsce, do którego właśnie zmierzają.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek lubiła witać się z Samielem, gdy ten siedział – wtedy mogła się do niego pochylić, a nie stawać do niego na palcach. Z drugiej jednak strony gdy był to czas pożegnania, sytuacja była odwrotna – gdy się rozstawali, chętniej się wysilała, bo też przyjemnie jej wtedy było, gdy mogła oprzeć na nim część swojego ciężaru. Taka jej podświadoma fanaberia.
        - Oczywiście – zgodziła się, robiąc pół kroku w tył, by dać zabójcy możliwość swobodnego przygotowania się do wyjścia. Dopiero w tym momencie dokładniej rozejrzała się po karczmie. Nie dostrzegła Ami – być może karczmarka przebywała teraz na zapleczu a może wyjątkowo teraz odpoczywała i przez to na siebie nie trafiły. Może to nawet dobrze – po co komplikować sobie życie tuż przed robotą. Kto wie, czy wściekła kotka tym razem nie rzuciłaby jej się do gardła?
        - Prowadź – odpowiedziała z uśmiechem Samielowi, gdy ten już się wyszykował do wyjścia. Za jego sugestią poszła przodem w stronę drzwi. Na zewnątrz szła po prostu obok niego, dłonie chowając w rękawach jak mniszka (teoretycznie nie było jej stać na mufkę), choć poprzedniego wieczoru obejmowała zabójcę za ramię. To przez to, że byli jeszcze w zasięgu wzroku osób z Dębowej – nie chciała skandalu.
        Pierwszy milczenie przerwał Samiel, a ona spojrzała w tym momencie na niego spojrzeniem mówiącym „miło, że pytasz”.
        - Owszem – przytaknęła. – Miałam dość czasu do jutrzni. Zresztą nie potrzebuję wiele snu, mam na to odpowiednie techniki. Ty zresztą pewnie też – dodała takim tonem, jakby nie wymagała od niego zwierzeń, ale gdyby ten chciał podzielić się z nią swoimi sekretami, chętnie by posłuchała. Zabójca nie mówił jednak o tym jak radzi sobie z niedoborem snu, a po prostu o tym jak minęła mu reszta nocy i poranek. Skowronek lekko skrzywiła usta w wyrazie niezadowolenia – wcale nie podobało jej się to, że Ami przylazła do niego skoro świt. Nie przez zazdrość – w końcu łączyły ich tylko interesy – ale przez to, że poczuła się jakby karczmarka łamała jakieś zasady ich gry. Takowe nie istniały, ale…
        A może jednak to była zazdrość, bo ona tak nie mogła zrobić?
        - To brzmi jakby zrobiła ci pogadankę w stylu „o której to się wraca do domu?” – skomentowała lekko kąśliwie, spojrzeniem domagając się jednak konkretnej odpowiedzi o czym to miała być ta rozmowa. Samiel wspomniał o niej co prawda w kontekście tego, że nie miał okazji się wyspać, ale i tak uważała, że chciał jej powiedzieć o tym co zaszło w szczegółach, nie robiąc tego od razu tylko przez to, że nie był pewny, czy ona chce słuchać. Chciała – niech więc mówi.
        - Nie martwię się – odparła z zadowoleniem. – Jesteś zbyt wysokiej klasy fachowcem, bym miała się obawiać, że jedna noc na tańcach osłabi twoją skuteczność. Gdyby to było krasnoludzkie wesele… Wtedy może miałabym wątpliwości – dodała żartobliwie, puszczając do niego oko. Wiadomo wszak, że krasnoludy nie uznają półśrodków i gdy budują albo się bawią, zawsze są to wydarzenia przechodzące do historii.
        Dopiero za bramą miasta elfka zbliżyła się do zabójcy i ujęła go pod ramię w sposób zupełnie naturalny, jakby przed nikim się nie kryła i jej relacja z nim wcale nie była skomplikowana. Po prostu jakby dopiero teraz mieli dość przestrzeni, by tak po prostu iść obok siebie. Milczała, wpatrując się w krajobraz przed nimi. Domyśliła się, że to ten las, ale jego wyjaśnienia przyjęła ze skinieniem głowy, jakby była za nie wdzięczna. Uśmiechnęła się subtelnie.
        - Aż głupio mi się odzywać w takich okolicznościach - przyznała, bo ani temat, który chciała poruszyć nie był przyjemny, ani w ogóle odzywanie się nie wydawało się stosowne. Było tak cicho, błogo, przyjemnie… Śnieg skrzypiał pod stopami, a poza nim nie było słychać nic, cały zgiełk miasta pozostał za nimi. Dlatego też Skowronek milczała, gdy szli do lasu i również gdy weszli między drzewa. Nie zamierzała mącić tej chwili - nie póki oboje zdawali się nią sycić.
        W końcu jednak cisza wydała się męczące. Jakiś ptak zrywający się z gałęzi zrzucił na ziemię kilka pacyn śniegu, które zwróciły uwagę spacerującej pary i jakby wyrwały elfkę z transu. Westchnęła, po czym poprawiła szal, by osłaniał jej szczękę.
        - Ktokolwiek podszedł cię w tym lesie i tak nieźle sobie poradził - powiedziała cicho. - Fakt, odkryłeś go… Ale po takim śniegu nie jest łatwo się skradać. I jeszcze zostawia się ślady - dodała, wymownie patrząc na wgłębienia w nieskazitelnie białej pokrywie śnieżnej w miejscu, gdzie spadł zrzucony przez ptaka śnieg. To nie była woda, by pochłonąć wszystko bez cienia skargi i ukryć na wieki. Śnieg nie wybaczał błędów i nie pozwalał na cofnięcie decyzji.
        - Pewnie umiesz się skradać tak, by nawet tu nie zostać wykrytym - zagaiła, oczekując odpowiedzi choć nie zaakcentowała zdania jako pytania. - Ale… Za dwa dni wolałabym, byś nie był tak dokładny. Chcesz bym teraz powiedziała ci co planuję kolejnej nocy? - zapytała, mówiąc jeszcze ciszej, tonem głębszym, prawie zmysłowym, choć było w nim też coś niebezpiecznego. Właśnie miała mu powiedzieć co będzie ostatnim kamykiem, który poruszy lawinę.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Skoro już o tym wspomniał – a Skowronek wyglądała teraz na kogoś, kto chyba chciał wiedzieć o tym więcej – to może powiedzieć jej więcej szczegółów na temat tego, jak przebiegła ta poranna rozmowa. W jej trakcie nie stało się nic, co chciałby zachować w tajemnicy. Może pojawiły się rzeczy, które nie były związane ze Skowronkiem… ale nie było ich tam zbyt dużo, więc mógł je pominąć z racji tego, że dotyczyły relacji jego i Ami.
         – Nic z tych rzeczy. Bardziej chodziło o wyjaśnienie jednej… nie, dwóch rzeczy. Myślała, że jesteśmy parą, wytłumaczyłem jej, że tak nie jest, a to, że spędzam z tobą sporo czasu wynika między innymi z tego, że pomagam ci z pewną rzeczą – odparł. Ami nie musiała wiedzieć o wszystkim, co działo się aktualnie w jego życiu, tak po prostu było lepiej i to mimo że z pewnością mógł zaliczyć ją do tej grupy osób, którym może zaufać.
         – I chciała wrócić do tego, żeby być kimś więcej niż przyjaciółmi, to ta druga sprawa, ale wydaje mi się, że przekonałem ją co do tego, że nie jest to dobry pomysł – dodał jeszcze. W końcu wspomniał o dwóch rzeczach, które chciała omówić z nim elfka. Nie był pewien, czy Skowronek spodziewała się tego, że będzie opowiadał o tym dłużej, czy nie, ale w zasadzie tak przebiegła ich rozmowa.
         – A później, przy śniadaniu, powspominaliśmy trochę stare czasy. I tyle, tak przebiegła ta cała rozmowa z Ami – dopowiedział na sam koniec, chociaż przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno chce wspomnieć o tym ostatnim. Tylko, że pomyślał o tym, jaką relację ma ze Skowronkiem i doszedł do wniosku, że nie jest to taka, w której miałby czuć się, jakby nie chciał, żeby o tym wiedziała, a ona nie powinna czuć zazdrości przez to, że zjadł śniadanie właśnie z Ami. Prawda?
         – Ech, te krasnoludzkie wesela – odparł, jakby wzmianka o tym wydarzeniu poruszyła w jego pamięci jakieś nieciekawe wspomnienie. Chciał o tym mówić? Niespecjalnie, choć nie było to też coś, co chciał zachować jako sekret. Zadziwiające było nie tylko to, że mimo wypitego alkoholu, dobrze pamiętał to wesele, lecz także to, że przebywał tam na zaproszenie pana młodego, a nie jako ktoś, kto musiał tam być ze względu na to, że akurat była to część wykonywanego przez niego zadania. Można też powiedzieć, że przez chwilę dobrze się poczuł, gdy Skowronek tak otwarcie potwierdziła zaufanie wobec jego umiejętności. Nie, żeby sam im nie ufał – po prostu trochę inaczej jest usłyszeć to od kogoś innego.

Zauważył zmianę jej zachowania, gdy tylko opuścili miasto, ale nie odezwał się, bo mu to nie przeszkadzało. Nie utrudniał jej ujęcia swojego ramienia, choć nie odzywał się też przez to, co mieli teraz przed oczami. Ostatnio, gdy tu przybył, jego myśli zaprzątało to, że ktoś go śledzi i planowanie tego, jak zaczaić się na szpiega i jak go złapać. Dzisiaj mógł najzwyczajniej w świecie przyjrzeć się lasowi pokrytemu śniegiem i dostrzec jego piękno.
         – Już w mieście wiedziałem, że ktoś mnie śledzi – zaczął, skoro już przerwali ciszę i Skowronek odezwała się jako pierwsza.
         – Po prostu potrzebowałem cichego miejsca, żeby na spokojnie rozmówić się z tym, który za mną szedł – dodał i właściwie zakończył temat. Tego samego dnia, w którym to się zdarzyło, doszło też do ich kolejnego spotkania, w czasie którego zresztą opowiadał jej o zdarzeniu w tym lesie.
         – No tak, wiesz, dekady doświadczenia w branży i te sprawy, chociaż nawet ja zostawiam ślady w śniegu. Mam wiele przydatnych umiejętności, ale latanie nie jest jedną z nich – pozwolił sobie nawet na zażartowanie, choć bardziej świadczył o tym dobór słów i uśmieszek błąkający się na jego wargach, aniżeli ton jego głosu. Poza tym, mógł też powiedzieć o stuleciach doświadczenia i nie byłoby to kłamstwem, ale jak tak o tym myślał, to za każdym razem przez chwilę czuł się zwyczajnie staro, mimo że jego ciało pozostawało w sile wieku i prawdopodobnie zostanie takie do momentu jego śmierci. Jedynie jego umysł się starzał, chociaż też nie w takim sensie, jak dzieje się to u zwyczajnej osoby. Nie miał problemów z pamięcią, nie miał w niej luk. Pamiętał, to co chciał, żeby zostało we wspomnieniach. Pamiętał to, co uważał, że jest ważne.
         – Pewnie – odparł krótko, gdy zapytała go, czy chciałby poznać więcej jej planów.
         – W końcu chcesz, żebym na chwilę spróbował zmienić to, w jaki sposób postępuję – dodał jeszcze. Przyzwyczaił się już do tego, że miejsca, w których przebywał, opuszcza raczej niezauważony, zresztą tak samo starał się do nich dostać. Robił tak, a przynajmniej próbował, za każdym razem i od wielu lat, przez to było to już coś, o czym nawet nie musiał myśleć. Zupełnie, jak z jego podejściem do pracy i sposobu, w jaki ją wykonuje. Najważniejsze, że był przy tym skuteczny. Może ktoś uważałby ten sposób za mało ciekawy, może uważałby, że powinien mieć bardziej subtelne podejście do takich spraw, ale on patrzył na to inaczej. Dla niego jedną z najważniejszych rzeczy było to, że miał pełną skuteczność. I to, że dobrze mu się w ten sposób pracowało, co potwierdzić mogliby zadowoleni klienci, a także to, że tak długo utrzymywał się na wysokim miejscu w branży zabójców, i to bez przynależności do jakiejś grupy.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Samiel zrozumiał jej podprogowy przekaz i zaczął się spowiadać. Czy powiedział wszystko – oczywiście nie wiedziała, ale to nie było przesłuchanie. Po prostu rozmowa. Elfce wydawało się, że zasługiwała na to, by poznać chociaż część prawdy, dlatego nie zakładała kłamstwa a raczej przemilczenie. I zdawało się, że zabójca jej nie oszukiwał – jego słowa brzmiały po prostu wiarygodnie, nie były ani prostymi historyjkami wymyślonymi na poczekaniu, ani wysublimowanymi bajkami, które byłyby zbyt precyzyjne, by być prawdziwe. Wszystko co mówił pasowało do Ami i relacji, jaka ich łączyła.
        Elfka reagowała tylko minami – z aprobatą kiwnęła głową słysząc jak została opisana ich własna relacja. Domyśliła się, że on naprawdę nie powiedział, że ze sobą współpracują tylko użył takiego mętnego określenia jak teraz – na pewno karczmarka nie dowiedziała w jakiej branży pracowali. Skowronka zainteresowała za to druga kwestia – chęć odnowienia więzi między nimi. Samiel wybił jej to z głowy… Ale nie powiedział jak. Och, elfka bardzo chciałaby wiedzieć jakie były argumenty, ale nie dopytywała. To była zbyt osobista sprawa, a ona aż tak wścibska nie była. To już nie był ten etap znajomości między nimi, by posuwać się do takich przesłuchań. Zastanawiała się jednak czy sama nie stała się w tym momencie argumentem, bo… No właśnie. Bo to co było między nimi trudno było nazwać.
        - O, czyżby jakieś doświadczenia? – zainteresowała się dopiero krasnoludzkim weselem, bo jego rozmowy z karczmarką nie zamierzała komentować. To była jego prywatna sprawa jak sobie ułoży relację ze swoją byłą, ona nie powinna się wtrącać. Choć nieświadomie… w sumie to czyniła.

        Całkiem sprytna wzmianka o lataniu sprawiła, że elfka zaśmiała się – szczerze, naturalnie, jakby to była zwykła rozmowa między dwójką znajomych. Ot, taki żart, niezwiązany ze skradaniem się, zabijaniem i całą resztą tego syfu, w którym oboje się babrali… Zaraz jednak spoważniała: to nie była pora na śmieszki. Przyszli tu nie tylko na romantyczny spacer, ale też po to, by bez świadków dogadać szczegóły ich skoku. Zagaiła temat. I mimo pozytywnej odpowiedzi Samiela, milczała, jakby nie spodziewała się zgody i dopiero musiała ułożyć sobie w głowie co ma do powiedzenia. Odetchnęła, nim zaczęła mówić.
        - Pamiętasz, jak mówiłam ci o tym, że Evarianowie mają doradcę, Demereka, który jest związany z moimi byłymi… Przyjaciółmi. Chcę wykraść parę jego rzeczy na balu. Wiem, że jest w posiadaniu pewnej charakterystycznej kolekcji broni. Poza tym potrzebuję jakiś papierów z jego pismem, podpisem, pieczęcią. Zamierzam wykorzystać te gadżety, żeby wrobić go w morderstwo. No dobrze, nie jego bezpośrednio. Umówmy się, nikt by nie uwierzył, by ktoś jego aparycji był zdolny zabić człowieka. Niemniej chcę podrzucić dowody na to, że on pośredniczył w robocie. Ta część planu ma być czysta, nie możemy zostawić śladów. Następna zaś… Jeśli wszystko na balu pójdzie po naszej myśli, zamierzam wykonać ją kolejnej nocy. Jeśli coś się sypnie na pierwszym etapie, trzeba będzie działać szybciej. Mamy do zlikwidowania pewną rodzinę. Wszystkich, którzy będą w domu. Do tego będę potrzebowała pomocy: wszystkiego będzie jakieś tuzin osób. Robotę trzeba wykonać szybko, więc dobrze, byśmy się podzielili. Chciałabym, byś zajął się służbą: siedem osób, pięciu mężczyzn, dwie kobiety. Nikt nie ma przeszkolenia bojowego, będą spali gdy wkroczymy do posiadłości. Ja wezmę na siebie rodzinę. Chcę wrobić w to morderstwo Przyjaciół, zostawić ślady, które naprowadzą pościg na ich udział. To nie musi być bardzo wyrafinowana robota – atmosfera w mieście już jest tak gęsta, że wystarczy pierwsze oskarżenie, aby wszyscy rzucili się na kozła ofiarnego, którego im wystawię. Ja podrzucę dowody na udział Demereka w tej całej hecy, a ty… chciałabym, żebyś coś sknocił. Żebyś wybił szybę. Żeby ostatnia ofiara zdążyła krzyknąć tak, aby pobudzić sąsiadów. Nie chcę cię wkopywać, więc nie daj się zauważyć nikomu, kto ma przeżyć, ale robota po prostu nie może być tak cicha jak zawsze. Nie może też być schrzaniona do tego stopnia, by zarzucono brak profesjonalizmu wykonawcom – to może wzbudzić wątpliwości. Raczej… Niech to sugeruje pośpiech. Rozumiemy się?
        Skowronek w tym miejscu przerwała. Mogła jeszcze gadać i gadać, ale chciała dać Samielowi czas na przemyślenie jej propozycji i zadanie pytań, które być może już mu się nasunęły na myśl. No i… Gdyby nie chciał się zgodzić na taką współpracę, by za wiele nie wiedział. I tak powiedziała mu już tyle, że gdyby ufała mu chociaż odrobinę mniej niż teraz, musiałaby go zabić w razie odmowy. I naprawdę by to zrobiła – z żalem, ale niestety w tej branży nie było miejsca na sentymenty.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Dobrze, że Skowronek zdecydowała się porzucić temat jego rozmowy z Ami, gdy wyjawił jej nieco szczegółów na temat tego, jak ona przebiegła. Gdyby pytała o więcej, całkiem możliwe, że odpowiedziałby na te pytania, ale ona nie zrobiła tego i rozmowa na krótką chwilę zeszła na krasnoludzkie wesela.
         – Kiedyś zdarzyło mi się na jednym być i chyba już do końca wspomnienie tego utkwi w mojej pamięci. Szczegółów raczej nie muszę wyjawiać, bo sama wiesz, jak takie wesela przebiegają, prawda? - zakończył to pytaniem, bo wydawało mu się, że skoro przed chwilą nawiązała właśnie do takiego wydarzenia, to sama również miała przyjemność – albo nieprzyjemność, zależy, z czym związane byłyby jej wspomnienia – brania udziału w takim właśnie weselu. Później rozmowa przeszła na skradanie się, a Samiel nie był pewien, czy ten dodatek o lataniu wywoła jakąś reakcję, choć rzucony raczej w żarcie, powinien sprawić, że Skowronek zaśmieje się i… właśnie tak się stało. To dobrze, chociaż on sam jedynie uśmiechnął się mało widocznie. Może nawet nieświadomie, ale rozluźnił nieco atmosferę, tylko, że może akurat teraz niespecjalnie było to potrzebne, a stanowiło jedynie przyjemną odskocznię od poważniejszych i mroczniejszych tematów, o których rozmawiali już wcześniej i przecież będą mówić już za chwilę.

Uważnie słuchał tego, co zdradzała mu właśnie teraz jego towarzyszka. Zdarzyło mu się raz czy dwa razy pokiwać głową, w razie, gdyby potrzebowała potwierdzenia tego, że jej słucha. Oprócz tego, nie odzywał się i cały czas spoglądał właśnie na nią, więc to też było oznaką przyswajania i zapamiętywania przez niego tego, czym się z nim dzieli. Po długiej chwili, gdy skończyła mówić, przyszedł czas na to, żeby zadał ewentualne pytania, jeszcze raz poukładał sobie w głowie te informacje i w ogóle pomyślał o tym, czy znalazłby coś, na co chciałby uzyskać od niej odpowiedzieć. Coś, co potrzebowałoby dodatkowego wyjaśnienia.
         – Właściwie, to w czym potrzebujesz mojej pomocy pierwszej nocy? Wtedy, gdy będziesz wrabiać tego Demereka w zabójstwo? Szczerze mówiąc, brzmi to jak coś, co bez problemu dałabyś radę zrobić sama – zadał to pytanie jako pierwsze. Przekazane informacje poukładał sobie w głowie pod względem tego, co stanie się kiedy, i miał zamiar pytać o to w podobnej kolejności. Jeśli chodziło o pierwszy wieczór i noc, to nieścisłości, które powstały w jego myślach kończyły się tylko na tym. Tylko, że nie były to jedyne pytania, jakie miał, widać było po nim, że chce powiedzieć coś jeszcze. Postanowił, że lepiej będzie zadać je wszystkie od razu, a później wysłuchać zbiorczej odpowiedzi.
         – W jaki sposób dasz mi znać, że pierwszej nocy od razu przechodzimy do zabijania? Ustalimy jakiś znak czy coś, w razie, gdybyś nie mogła przekazać mi tego werbalnie? - następne pytanie opuściło jego usta i, chyba, było to ostatnie, które przychodziły mu do głowy. Reszta wydawała mu się zrozumiała na tyle, że nie musiał pytać o coś więcej.
         – O zostawienie śladów się nie martw, coś wymyślę w międzyczasie – dodał jeszcze. Miał już nawet pewne pomysły, żeby jednocześnie nie wyglądało to na robotę kogoś z wnętrza i, żeby było też widać, że to profesjonalnie przeprowadzona akcja, ale przez kogoś, kto dostał się tu z wewnątrz i przekradł na teren posiadłości. Wybicie okna na pewno było kuszącą możliwością, tylko, że on chciał spróbować wyciąć w nim otwór na tyle duży, że albo przeciśnie się przez niego osoba dorosła, albo nieduży, przez który przeszłaby dłoń, którą później można by było otworzyć okno klamką znajdującą się w środku. Może przestawi też jedno z łóżek, ułoży ciało jednego ze służących na łóżku tak, żeby wyglądało to, jakby się bronił albo nawet na podłodze, nieopodal drzwi, aby wyglądało to, jakby osoba ta była chciała otworzyć drzwi i wezwać pomoc, jednak zabójca dopadł ją wcześniej i uciszył już na wieki. Zabójstwa mogą być wykonane profesjonalnie, ale cała scena zbrodni nie musi już tak wyglądać. Czuł też, że nie musi ponownie potwierdzać tego, że zgadza się na współpracę – wcześniej już zapewniał ją w tym, że jej pomoże, a nie był kimś, kto wycofuje się już po tych obietnicach. Powiedział, że pomoże i właśnie to miał zamiar zrobić.
         – Chcesz też od razu podzielić się ze mną dalszą częścią planu? Zrozumiem, jeśli wolisz zachować ją dla siebie, bo akurat to jest wszystkim, co powinienem wiedzieć – odparł po chwili. I nie powiedział tego z wyrzutem, tylko właśnie z jakimś śladem faktycznie zrozumienia względem osoby, która musi uważać na to, komu ufa. Przecież sam był kimś takim. I nie musiał też wiedzieć o wszystkim, co zaplanowała Skowronek, bo jeśli uzna ona, że części planu, w których on nie bierze udziału, są też tymi, o których nie musi wiedzieć, to po prostu uszanuję taką decyzję. Przez to też nie pytałby już o rzeczy z tym związane.
         – I… przepraszam – wypalił nagle, co mogło zmienić na chwilę temat. Przypomniał sobie o czymś dopiero teraz, o czymś, co mieli zrobić przed spacerem.
         – Przypomniałem sobie, że najpierw mieliśmy wstąpić do Perl. Chyba problemem nie będzie to, że zajrzymy do niej po spacerze? - dopowiedział pytaniem. Zrobił to szybko, żeby milczeniem nie sprawiać, że sytuacja ta nagle stanie się poważna. Nie chciał też trzymać jej w niepewności, wolał, żeby nie zaczęła wymyślać, za co miałby ją przepraszać właśnie w tej chwili.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka chyba liczyła, że Samiel opowie co się wyprawiało na weselu, na którym był. Miała nadzieję na jakieś zabawne anegdotki czy cokolwiek w tym stylu… Ale się przeliczyła. Cóż, mówi się trudno. W sumie może faktycznie nie było o czym wspominać – może to było jedno z tych nudniejszych wesel, gdzie tylko wygłaszano toast za toastem i pito na umór, bez spektakularnych bójek czy psikusów.
        A ona? Nie zdradziła się czy miała doświadczenie z tego typu zabawami, czy swoją wiedzę czerpie z plotek. Zabójca nie zapytał, więc nie wyrywała się z odpowiedzią. Może… nie było czym się chwalić. A oni i tak mieli o czym gadać: choćby o robocie, która ich czekała. Tak naprawdę mieli teraz sporo do omówienia - to była ostatnia dogodna okazja, by wszystko ustalić, później będzie czas jedynie na drobne korekty. Z tego też względu po wyłożeniu kart Skowronek dała Samielowi chwilę, aby na pewno dobrze to sobie przemyślał i zadawał tyle pytań ile uzna za stosowne. Nie zamierzała przed nim niczego taić. Gdy już się odezwał, uśmiechnęła się, jakby jej się to podobało.
        - Byś był dodatkową parą oczu, wsparciem – odparła na pierwsze pytanie po chwili namysłu, by dobrze dobrać słowa. – I byś od początku wiedział o co chodzi… A gdyby trzeba było się kogoś pozbyć, bo by nas nakrył… By to było bardzo, bardzo czyste, tak jak ty wykonujesz swoje roboty. By do rana nikt nie zorientował się, że kogoś brakuje, by nie odnaleziono śladów krwi, ciała. Nigdy nie mamy pewności, że coś pójdzie zgodnie z naszym planem i wolę się zabezpieczyć na tę okoliczność. Może się zdarzyć, że nie będzie trzeba nikogo likwidować, bardzo na to liczę, bo choć zamierzał pozbyć się całej niewinnej rodziny, nie chcę mnożyć ofiar ponad miarę. Po co.
        Może nie powiedziała mu wszystkiego. Gdyby tak się zastanowić, od początku planowała to wszystko zrobić własnymi rękami, w pojedynkę. Samiel pomagał jej, bo ich drogi przypadkiem się skrzyżowały pewnej nocy w Ekradonie. Więc… Tak naprawdę ze wszystkim powinna sobie poradzić sama, a ze wsparciem zadanie zmieniało się w spacer po parku – łatwizna. Byle tylko nie pozwolić, by ten komfort doprowadził do popełniania głupich błędów.
        - Och, to proste - odparła lekko na kolejne pytanie. - Sam się zorientujesz, nie będziesz potrzebował moich sygnałów. Jeśli trzeba będzie kogoś się pozbyć, robota nie będzie czysta, będziemy od razu realizować drugi etap. Jeśli zdobędę czego chcę i wyjdziemy nie niepokojeni frontowymi drzwiami… Wtedy wszystko idzie zgodnie z planem i zaczynamy kolejnej nocy. Tym lepiej, że będziesz miał swoje noże przy sobie. Może… Warto byłoby też, byś do powozu zabrał jakieś ubranie na zmianę. Ja na pewno coś wezmę, bo w swojej kreacji raczej nie będę specjalnie efektywna jako asasynka - dodała żartobliwym tonem, bo choć Samiel nie widział jej sukienki, nieważne jaka by ona była, na pewno nie nadawała się do cichych zabójstw. Sala balowa nie jest od tego, by nie rzucać się w oczy.
        Ostatnia kwestia - jej dalsze plany - sprawiła, że zrzedła jej mina. W sumie… Mogła powiedzieć Samielowi co się stanie po tej ostatniej nocy. Ale czy chciała? Chwilę patrzyła nieobecnym wzrokiem w śnieg przed nimi, lekko przechylając przy tym głowę. Namyślała się.
        - Wtedy lawina spadnie już sama - powiedziała w końcu. - Ciała zostaną odnalezione przez dochodzącą służbę. Wieści dotrą do straży. A w straży jest od groma szpicli różnych grup. Znajdą ślady, że to była robota z zewnątrz. Znajdą broń, dokumenty. I powiążą to morderstwo z moją byłą grupą. A wtedy żaden Przyjaciel w mieście nie będzie bezpieczny - oświadczyła twardo. - Już teraz wszyscy ich nienawidzą, a to morderstwo przeleje czarę goryczy. Wykończą ich. Nawet jeśli jedna osoba uzna, że to jest zbyt grubymi nićmi szyte, nastroje w podziemiu są takie, że nikt nie posłucha głosu rozsądku. Czeka nas kilka ciekawych nocy… Spodziewam się, że cały system się wtedy załamie, ale nie dbam o to, chcę tylko mojej zemsty. Zobaczymy co przyniesie nowy świt w Ekradonie - podsumowała, patrząc na Samiela chłodnym wzrokiem, jak dumna królowa. Długo to sobie planowała, długo wprowadzała poszczególne etapy w życie.
        - A… gdy to wszystko się skończy… - dodała po chwili, tonem już nie tak pewnym. - Zamierzam ściąć tej poczwarze łeb. I wykończyć Mistrzów - wycedziła przez zęby, cicho.
        Gdy zabójca się nagle odezwał, elfka lekko zmarszczyła brwi. Za co Samiel ją przepraszał? Nie wydawało jej się, by miał za co, a to momentalnie sprawiło, że zaczęła mieć złe myśli. Spięła się, mógł to poczuć – szybko wyciągnęła błędne wnioski, że zabójca przeprasza ją nie za coś co zrobił, a za coś, co zaraz zrobi. Być może jednak zaufała nieodpowiedniej osobie, niepotrzebnie się wygadała… Rozluźniła się jednak momentalnie, gdy usłyszała o co chodzi. Nawet nie pomyślała, że mogło chodzić o taki drobiazg.
        - Ach, nie przejmuj się. Perl i tak miała mieć już zamknięte, a mieszka nad zakładem, więc czy pójdziemy do niej przed czy po spacerze… - Wzruszyła ramionami. – Nie ma wielkiego znaczenia. Możemy do niej pójść teraz, jeśli chcesz – zaproponowała od razu, zerkając w stronę majaczących między drzewami murów miasta, ale nie zrobiła kroku w tamtą stronę.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Pokiwał głową, choć niekoniecznie było to wyraźnie, przynajmniej mogłoby być takie dla kogoś, kto obserwowałby ich z boku – a to raczej się nie działo, Samiel wiedziałby, gdyby było inaczej – bo Skowronek nie powinna mieć problemu z dostrzeżeniem tego, jeśli akurat zerkała w jego stronę.
         – Teraz ma to więcej sensu – odparł krótko. Na początku pomyślał o tym, że elfka zna się na swojej robocie tak dobrze, że nie będzie musiał być jej wsparciem i eliminować kogoś, kto mógłby ją – albo i ją, i jego – nakryć. A jeśli te niewielkie szanse na to, że tak się stanie, jednak okażą się wpłynąć na ich sytuację to, cóż, będzie wiedział, co musi zrobić. Szybkie, czyste zabójstwo i ukrycie ciała tak, żeby znalezienie tej osoby zajęło jak najdłużej. Bo przecież nikt nie może na ciebie donieść, gdy wszyscy świadkowie zdarzenia nie żyją, prawda?
         – Czyli, jeżeli będę musiał zabić kogoś na przyjęciu, będzie to oznaczało też, że od razu mam też przejść do zabijania służących tej konkretnej rodziny, której chcesz się pozbyć. Dobrze – podsumował i na krótką chwilę przymknął oczy. Powiedział to w sposób, który oznaczał, że przyjął do wiadomości to, że właśnie taka sytuacja będzie tym sygnałem, o który zapytał. Nie miał najmniejszego problemu z taką zmianą planów i dostosuje się, gdy będzie musiał przejść z balowania do zabijania.
         – Jeśli uważasz, że to dobry pomysł, to spakuję ubranie, w którym przeważnie wykonuję zlecenia, czyli właściwie to, w czym poruszam się na co dzień – odparł. I mówił jedynie o ubraniu, para długich, mogących zająć się ogniem, noży, zostanie w jego pokoju w Dębowej. To samo tyczyło się niewielkiej, lekko wzmocnionej magią, kuszy. Uważał, że jeden sztylet – ten, który ukryje w swoim przebraniu na bal – w zupełności mu wystarczy. W razie czego, zawsze może skorzystać z magicznej mocy, którą ten oferuje i na jakiś czas stać się niewidzialnym. To był też jeden z powodów, dla których od razu pomyślał właśnie o tej broni, gdy zastanawiał się, jaką mógłby ze sobą wziąć. Drugim powodem było to, że był on mniejszy niż pozostała część jego uzbrojenia. Z drugiej strony - choć nie wiedział, jaki strój przygotowała dla niego Perl we współpracy ze Skowronkiem - to wydawało mu się, że przecież w jego skład będą wchodziły jakieś spodnie. Dlatego też uważał, że akurat może nie będzie miał ruchów ograniczonych tak bardzo, jak Skowronek w swojej kreacji. Przez krótką chwilę myślał też, że nie uzyska odpowiedzi na ostatnie pytanie, chociażby przez to, jaką minę zrobiła jego towarzyszka.
         – Chyba powinienem się cieszyć, że prawdopodobnie nie będzie mnie już w mieście, gdy ta lawina w końcu uderzy – odparł, może trochę ciszej niż normalnie. I nie chodziło tu o to, że może obawiał się tego, że może oberwać rykoszetem, a bardziej tego, że ktoś może wykorzystać jego obecność tutaj i nająć do jakiejś roboty. Chociażby po to, żeby pozbyć się konkurencji i uzyskać więcej wpływów. Z drugiej strony, ktoś mógłby też chcieć znaleźć i pozbyć się kogoś, kto był odpowiedzialny za całe zamieszanie. Wtedy, gdyby odmówił zlecenia, jeżeli zleceniodawca byłby odpowiednio bystry, mógłby powiązać to z tym, że sam Samiel wie coś na ten temat. Gdyby natomiast przyjął zlecenie… musiałby je wykonać. To ostatnio było zdecydowanie najgorszym scenariuszem, jeżeli brać pod uwagę to, że musiałby zabić Skowronka właśnie. Osobę, z którą przez ostatnie kilka dni spędził sporo czasu, w której towarzystwie dobrze się bawił i, którą, cóż, polubił.

Mimo że szybko powiedział jej, za co ją przepraszał, to i tak poczuł, że już zaczęła wyciągać jakieś wnioski z tego, że w ogóle wypowiedział to słowo. Dobrze, że poczuł też rozluźnienie towarzyszące momentowi, w którym wyjawił, za co ją przepraszał.
         – Właściwie, mam wrażenie, że powiedziałaś mi już wszystko, co powinienem wiedzieć – odparł, ale jeszcze nie skierował ich w stronę murów miasta. Stał tak przez krótką chwilę, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale z tego zrezygnował. Może pierwotnie zdanie to miało wyglądać inaczej, ale w ostatniej chwili uciął je i zmienił, a pozostałe słowa zostały na chwilę w jego myślach.
         – A spacer nie musi trwać kilka godzin. Możemy odwiedzić ją nawet teraz – dodał zaraz i w tym samym momencie zaczęli iść z powrotem do wejścia do miasta.
Śnieg spoczywający na drzewach nie stanowił dla nich zagrożenia, chyba, że na gałęzi pobliskiej sosny leży go już tyle, że niewiele brakuje, aby stamtąd spadł. Wystarczyłoby go lekko poruszyć, aby zmienił swe miejsce. I właśnie to zrobiła grupa ptaków, która spłoszyła się nagle, gdy przechodzili pod taką sosną. Samiel to usłyszał, ale to następny dźwięk zmusił go do działania. Odgłos spadającego śniegu, który przy okazji zbiera też ten leżący na gałęziach poniżej. Zadziałał szybko, instynktownie, jakby unikał zagrożenia. Wystarczył wypad do przodu, choć jednocześnie pociągnął też za sobą Skowronka. Chwilę przed tym zabrał swoją rękę tak, żeby jej nie obejmowała, ale złapał ją też za dłoń. Przyciągnął ją do siebie, a tuż za jej plecami spadł zbity ze sobą śnieg. Głucho uderzył w miejsce, w którym przed chwilą stali.
         – I znów muszę cię przeprosić – powiedział, nawet uśmiechnął się lekko.
         – Tym razem za to, co zrobiłem przed chwilą. Wolałem, żebyśmy uniknęli nie tylko mokrych od śniegu ubrań, ale też ewentualnych urazów, które mogłaby wywołać taka zbita i spadająca ze sporą prędkością masa bieli – dopowiedział od razu. Zrobił też niewielki krok do tyłu, żeby może nie stali tak blisko siebie. Mogłoby być niezręcznie, gdyby to trwało. Później znów ustawił się obok niej. Z ramieniem gotowym do tego, żeby jeszcze przez chwilę – aż nie wyjdą z lasu, bo podejrzał, że po tym, gdy będą w mieście, znów nie będzie chciała tego robić – mogła je obejmować. I w ogólnej gotowości do tego, aby iść dalej.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek po wyjaśnieniu Samielowi pewnych kwestii z poważną miną czekała czy on powie coś jeszcze. On jednak już nie dociekał, jedynie podsumował to co usłyszał, więc i ona ograniczyła się jedynie do kiwania głową od czasu do czasu, zgadzając się z jego słowami. Doskonale, że się rozumieli. I dobrze, że miała do czynienia z profesjonalistą – przez to nie musiała mu wykładać wszystkiego jak krowie na rowie, a jego pytania miały raczej charakter kosmetyczny.
        Przyglądała mu się przez chwilę intensywniej, gdy zamknął oczy. Zwróciła uwagę na wyraz jego twarzy – poważny, skupiony, jakby właśnie wszystko układał sobie w głowie. Nie mogła jednak przy tej okazji nie docenić jego rysów. Blizny go nie zeszpeciły, nie poprzesuwały w dziwny sposób elementów twarzy – nos był prosty, usta również, powieki się domykały. A jednak ślady po dawnych obrażeniach były prawdziwe i dodawały mu charakteru. Wręcz hipnotyzującego charakteru – o ile oczywiście lubiło się takich prawdziwych mężczyzn…
        Nagle Samiel otworzył na powrót oczy, a ona uśmiechnęła się do niego, jakby na niego czekała. Gdy wspomniał o ubiorze na akcję, przyjrzała mu się odruchowo. Kiwnęła głową z pewną profesjonalną satysfakcją.
        - Będą dobre – oceniła. – Zresztą na pewno to wiesz – dodała zaraz, odrobinę przepraszającym tonem. Przecież on tyle czasu był w tej branży, że wiedział w czym będzie nie tylko niewidoczny, ale będzie miał też pełen zakres ruchów.
        - O, jak chcesz, możesz dać mi komplet dzisiaj, schowam go w miejscu, gdzie będziemy mogli się swobodnie przebrać w razie czego – zaproponowała.

        - Jeśli cenisz sobie spokój to tak, możesz się cieszyć – przyznała elfka, choć w jej głosie nie było ani przepraszającego tonu, ani dumy. Chłodny, rzeczowy ton. W końcu mimo niewątpliwej satysfakcji płynącej z tego, że się zemści, wiedziała ile przy tym zniszczy. Ile osób przy tym narazi. Wiedziała jednak przy tym, że z osób, które mają realną szansę oberwać a ona choć odrobinę się nimi przejmuje, jedna opuści miasto, a drugą już dobrze schowała.
        A co z tym, że Samiel mógłby się zwrócić w tym zamieszaniu przeciwko niej? Nie myślała o tym. W każdym razie nie świadomie – gdzieś z tyłu głowy pewnie miała na uwadze to ryzyko. To… nie byłoby miłe. Wiedziała, że nigdy nie wyszliby z tego oboje w jednym kawałku, że wtedy… Albo ona, albo on. Nigdy oboje. A szkoda.

        Po podsumowaniu tej rozmowy, gdy zabójca się zatrzymał, Skowronek spojrzała na niego wyczekująco, jakby oczekiwała jeszcze jednego zdania, gestu, czegokolwiek… Atmosfera momentalnie zrobiła się dziwna, jak to bywało między nimi od czasu do czasu. Cisza, która zapadła, pulsowała dziwnie. Jakby w rytm bicia serca, ale żadnego z nich.
        - Mhm – mruknęła, gdy Samiel w końcu zasugerował, by wracać. – Nie każmy jej czekać – dodała. Nie miała żalu, nawet czuła ulgę, że się ruszyli, zostawiając za sobą tamtą dziwną atmosferę. Nie podobała jej się ona. Była… zbyt absorbująca. Miała wrażenie, że gdyby pozwoliła, by owładnął ją tamten nastrój, straciłaby kontakt z rzeczywistością, czujność i trzeźwy osąd rzeczywistości. Nie mogła sobie na to pozwolić. Nie teraz. Za parę dni, tygodni… Wtedy może. Ale nie teraz.
        Samiel jednak nie ułatwiał, nawet jeśli jego intencje były szczerze i czyste. Elfka usłyszała szelest poruszanych przez spadający śnieg gałęzi pewnie w tym samym momencie co on, ale on szybciej zareagował. Nie oponowała, gdy zabrał rękę z jej objęć, nie stawiała się, gdy ujął ją za dłoń i pociągnął do siebie. Było wręcz odwrotnie – skoczyła w jego stronę, by umknąć przed ogromną pacyną śniegu. Oparła się o tors Samiela i przylgnęła do niego, może nawet zmuszając go do kontrowania albo cofnięcia się o pół kroku. Zerknęła przez ramię za siebie, by upewnić się, że zagrożenie minęło. Później podniosła wzrok na zabójcę.
        - Nie przepraszaj za troskę – powiedziała cicho, jakby była w szoku.
        Cofnęła się wtedy, gdy i on się cofnął. Nie ujęła go już pod ramię – jakoś zdało się to teraz niezręczne. Po tym jak wpadła mu w ramiona… Każde gierki musiały mieć swoje granice, by nie przeszkadzały w pracy. Mogła być z nim blisko, mogła mu okazywać pewną atencję, ale pewnych granic nie mogli przekroczyć, nieważne jak ich do tego ciągnęło. Żałowaliby. A zresztą… Samiel na pewno był bardziej opanowany w tej sytuacji niż ona, jego to pewnie nie ruszało. Chyba sama ukręciła na siebie bat tymi swoimi gierkami.
        Nagle coś ją tknęło.
        - Oboje wiemy jakie są relacje między tobą a Przyjaciółmi – zagaiła. – I… raczej nikt nie powinien cię powiązać z tymi gierkami. Wiedzą jednak, że jesteś w mieście i nie wiem czy nie powinieneś wziąć pod uwagę, że ktoś może chcieć cię mimo wszystko powiązać z tymi wydarzeniami. Wydaje mi się, że warto przemyśleć twoje opuszczenie miasta w tym kontekście. Odpowiedni pretekst. Odpowiedni moment. Może dopiero jak się rozniesie co zaszło.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 431
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Przekazanie jej stroju, w który mógłby się przebrać, jeśli wymagałby tego sytuacja, nie było złym pomysłem, dlatego szybko zgodził się na to. Kwestię samego przekazania i tego, kiedy to się stanie, pozostawił już swej towarzyszce. Zrobią to przed wizytą u Perl czy może po tym jak wyjdą z jej zakładu? Dla niego każda z tych możliwości nie była zła, choć może wypadałoby najpierw odwiedzić krawcową, skoro i tak mieli udać się do niej nawet przed tym, jak wybrali się do lasu.
         – Tak… Czasami przynajmniej. Chociaż takie szybkie opuszczenie miasta po tym, jak już ci pomogę, byłoby dla mnie, i myślę, że dla ciebie i całej sytuacji, którą wywołasz, korzystne nie tylko dlatego, że zdarza mi się cenić spokój wokół mnie – odpowiedział, może nie tak szczegółowo jak wcześniej, ale nieco konkretniej i dłużej na pewno. Ponownie pomyślał o tym, że Skowronek może domyślić się tego, jakie jeszcze argumenty mogłyby tu się pojawić, bo wystarczyło połączyć to, że był zabójcą, działał na zlecenie innych – z których ktoś wiedział już, że znajduje się w mieście – i też to, że zawsze wykonuje swoje zlecenia. Po tym argumenty te pojawiały się w myślach właściwie same. A jeśli elfka i tak zdecyduje się go o to zapytać, to nie miałby problemu z tym, żeby jej o tym powiedzieć, choć wtedy może sprawić, że pomyśli o czymś, co może niekoniecznie chciał jej przekazać – dlatego wtedy musiałby odpowiednio dobrać słowa.

Spadający śnieg był jedynym „niebezpieczeństwem”, które czyhało na nich w trakcie tego spaceru. Do bramy wjazdowej do miasta dotarli już spokojnie, a Samiel nie przejął się tym, że Skowronek faktycznie nie ujęła go już pod ramię. Zwiesił wolna rękę wzdłuż ciała. Choć niby opuszczone wzdłuż torsu na pierwszy rzut oka swobodnie, tak naprawdę znajdowały się teraz w wyuczonej przez niego pozycji, która pozwalała na błyskawiczne sięgnięcie po sztylety, gdyby było to potrzebne. Sztylety, których tam nie było. Samiel był tego świadom, jednak i tak nie chciał pozbywać się wyuczonych nawyków, które jego ciało wykonywało właściwie bez jego świadomej wiedzy.
         – Wiemy, wiemy… A co do opuszczenia miasta, to bez problemu mogę opuścić je niezauważony. A jeśli ktoś wiedział, że w nim byłem, to dopiero kilka dni po tym dowie się, że z powrotem jestem na szlaku, a nie w dalszym ciągu w Ekradonie – zapewnił ją. W końcu, w podobny sposób dostał się też do środka. Jeśli zależało mu na tym, żeby dostać się gdzieś dyskretnie albo tak samo opuścić jakieś miejsce, to zadba o to, żeby tak się stało.
         – Kiedyś coś takiego zabiło mi zleceniodawcę – odezwał się, zmienił temat i nawiązał oczywiście do sytuacji, która zdarzyła im się w trakcie opuszczania lasu. Nie kryła się za tym długa historia, ale zdecydowanie była jedną z zabawniejszych – to jest, jeśli opowiada się ją komuś, kto zajmuje się czymś podobnym, bo pozostali mogą zareagować na nią różnie. Mógł i nawet chciał ją opowiedzieć, bo coś takiego nie tylko zajmie trochę ich czasu, lecz także może zmienić atmosferę na zdecydowanie mniej napiętą.
         – Była zima, oczywiście, i działałem wtedy w Fargoth. To było dawno temu, gdy jeszcze wyrabiałem sobie reputację i brałem każde zlecenie, które mogło mi z tym pomóc. Pewien arystokrata z Fargoth właśnie chciał, żebym pozbył się dla niego starego kupca, który nie chciał przyłączyć się do prowadzonej przez tegoż arystokratę gildii kupieckiej. Syn tego starca zgodził się na przyłączenie, tylko, że problemem był sam kupiec, gdyż musiał przytrafić mu się śmiertelny „wypadek”, aby jego syn mógł przejąć pracę. Arystokrata ten, już po wykonaniu zlecenia, chciał spotkać się w okolicznym lesie, z dala od spojrzeń innych. Do spotkania doszło, ale gdy już podziękował mi za współpracę i miał wręczyć mi wynagrodzenie… Doszło do podobnej sytuacji, w której my się znaleźliśmy. Z drzewa znajdującego się nad głową moją i zleceniodawcy, z samego czubka, zaczął spadać śnieg, wtedy akurat było to spowodowane tym, że tego dnia ciągle padało i musiało go nagromadzić się wtedy zbyt dużo. W każdym razie, ja odskoczyłem, ale on nie był tak szybki i ciężki śnieg zwalił się na niego z całą siłą i prędkością, którą nabrał w czasie spadania. Prawdopodobnie skręcił mu kark albo połamał żebra, które uszkodziły płuca. Nie jestem pewien, ale śmierć była szybka. Oczywiście, nie odszedłem z pustymi rękoma, bo zabrałem z jego dłoni rueny, które i tak miał znaleźć się w moich rękach. Zleceniodawca nie przyszedł sam, w pewnej odległości od nas czekał na niego zaufany sługa, któremu przekazałem, że jego pana przysypał śnieg i prawdopodobnie nie żyje – przestał mówić tylko dlatego, że zbliżyli się do strażników pilnujących wejścia do miasta. Wolał nie sprawiać sobie i Skowronkowi problemów przez to, że tamci usłyszeliby, o czym jej opowiadał. Dyskretnie spojrzał w tył kilka kroków po tym, jak z powrotem znaleźli się w murach Ekradonu.
         – Nie jestem pewien, jak wpłynęło to na sytuację w samym mieście. Najbardziej prawdopodobne wydaje się to, że najstarszy syn arystokraty przejął kontrolę nad gildią. Z drugiej strony, działo się to tak dawno, że nawet, jeśli wywołałoby to chaos, to i tak miasto sobie z tym do tego czasu poradziło – dodał i zakończył. Nie był pewien, jaką reakcję wywoła to u Skowronka, ale przecież już za chwilę miał to usłyszeć i ujrzeć na własne oczy. Dlatego też spojrzał w jej stronę tuż po tym, jak skończył mówić. Pozwolił też na to, żeby to ona teraz ich prowadziła. Znał drogę z Dębowej do Perl, ale nie był pewien, jak dotrzeć tam prosto spod bramy miasta.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości