Ekradon[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Post autor: Sjans »

Rozmowa z Tharem nigdy nie przychodziła Sjansowi łatwo. Jego towarzysz często wpadał w złość, co przy osobniku postury niedźwiedzia sugerowało zachowanie szczególnej ostrożności. Thar przewyższał drwala o głowę, a jego ramiona i potężne barki zdradzały krzepę jakiej mógł pozazdrościć mu drapieżnik, po którym mężczyzna nosił przydomek. W okolicy krążyła legenda mówiąca o tym, że Thar wybrał się kiedyś po drzewo bez siekiery, a nie chcąc się cofać po zapomniane narzędzia przez cały dzień wyrywał pnie gołymi rękoma. Miano niedźwiedzia przyległo do niego również z względu na gęstą brodę, owłosienie na całym ciele, a także, czego nikt nie śmiał powiedzieć mu wprost, na niezbyt bystry umysł.
Sjans Ulka potrzebował Thara jeśli w ogóle chciał zabrać głos na zebraniu rady. Wiece w Mglistych Bagnach charakteryzowały się specyficzną atmosferą. Na porządku dziennym były krzyki, wzajemne obelgi, sprzeczki i bójki. Rzadko kiedy zebranym udało się dojść do jakiegokolwiek porozumienia. Zwykle skonfliktowane strony rozchodziły się w swoim kierunku z zamiarem zrobienia tego co sami uważali za najlepsze, a wzajemne urazy tylko przybierały na sile. Podstawowa cechą charakteryzujące takie narady był jednak fakt iż na samym wiecu liczyło się nie to kto jaki posiada tytuł czy status społeczny, lecz to kto ilu ludzi przyprowadził z sobą i jaka siła mięśni i stali stoi za twoimi przekonaniami. Sjansowi towarzyszyło siedmioro jego najbliższych sąsiadów, a Thar z swoimi trzema synami stanowił w tym przypadku istotne wsparcie. Zwłaszcza, że jego pociechy przypominały sylwetką ojca.
- Nadal uważam że powinieneś wiedzieć co będziemy mówić – zaczął ostrożnie Sjans. – Chodzi nie tylko o to jaką koncepcję zamierzasz poprzeć, ale kogo uważasz za swojego władcę.
- Dupa tam! W rzyci mam wszystkich tych lordów i ich arystokratyczne problemy – oburzył się Thar. – Żaden z nich nie ruszył swojego zadka, gdy Thar był w potrzebie, więc teraz nie maja co liczyć na moje wsparcie. Gdzie byli stary cap Asets, Cryf czy Guly gdy wichura zniszczyła mi chałupę? Który z nich ruszył choć palcem gdy mój Dargal zgubił się w lesie, albo gdy moja stara męczyła się usiłując urodzić ostatniego z dzieciaków? Ilu to ja w ogóle ich mam?
- Siedmioro. Na tym polega przywilej lorda, że nie musi wszystkiego robić samodzielnie - tłumaczył drwal.
- Właśnie, siedmioro. I wcale nie zamierzam na tym poprzestać - zaśmiał się Thar. – Wiedz, leśniku, że to ciebie popieram, a jeśli któraś z tych kanalii rzeknie coś przeciw tobie, wbiję mu włócznię prosto w dupę, a łeb wsadzę w ognisko i usmażę jak kawał baraniny.
- Z cała pewnością pomoże nam to załagodzić konflikty. Najlepiej będzie jeśli pozwolisz mi mówić. Stań gdzieś, gdzie wszyscy będą mogli cię zobaczyć, co zresztą nie powinno być trudne, i tyle. A, i jeszcze jedno: uważaj na swoich synów - ostrzegł Sjans, zastanawiając się nad swoja córką, która przewodziła obecnie grupą młodych i z każdą godziną werbowała kolejnych namawiając ich do wzięcia natychmiastowego odwetu za krzywdy wyrządzone Gulemu. – Kliri ma dar przekonywania i potrafi przeciągnąć takich na swoja stronę.
- Do chuja! To synowie Thara Niedźwiedzia. Potrafią myśleć głową, a nie jajami. Ładna buzia i kształtne pośladki nie sprawią, że zaczną skakać jak stado zajęcy.
- W tym wieku to chyba normalne.
- A może to ty powinieneś krócej trzymać swoja córę. Jeśli mój Botan ją dopadnie, będziemy krewniakami, a ja co roku zostanę zmuszony by odwiedzać twoją chatę i podziwiać kolejnego wnuka – zaśmiał się Thar. – Co o tym myślisz, Botan? – Pierworodny Niedźwiedzia uśmiechnął się na pomysł ojca ukazując zebranym rząd brudnych zębów.
Wizja ta wcale nie poprawiła nastroju drwala. I bez niedźwiedzia negocjacje zapowiadały się trudne. A z nim, jego rodziną, Kliri, upartym Asetsem, i setką innych przekonanych o swoich racjach i gotowych pięściami dowieść słuszności własnych poglądów, zapowiadały się nadzwyczaj krwawo. Styfingowi wystarczyło tylko poczekać, aż drwale wybiją się sami, aby następnie bez wysiłku zająć ziemię na Mglistych Bagnach.
- Co to, to nie. Ledwo mi starcza na wyżywienie swoich. Na pewno nie pozwolę, by jakaś leniwa przybłęda plądrowała mi kuchnię – zażartował Ulka, korzystając z dobrego nastroju swojego towarzysza. – Najpierw będzie musiał pokonać dominującego samca.
- W takim razie będę przychodził doglądać nie tylko wnuki, ale i twojego grobu.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Można powiedzieć, że później się już układało. Opuszczenie Ekradonu nie było takie trudne, wystarczyło przyczaić się do rana i wyjść główną bramą w ogólnym zamieszaniu tuż po otwarciu wrót. O brzasku rozwiały się chmury, więc wszyscy, którzy odwlekali opuszczenie miasta z powodu pogody, teraz starali się nadrobić stracony czas. Powstał tumult, napięcie i niezadowolenie narastało z każdą kolejną chwilą. Drobna elfka prześlizgnęła się wśród całej gawiedzi cicho i dyskretnie jak mysz. I tylko jedna z kobiet tłoczących się pod bramą zwróciła uwagę, jak piękne, drogocenne kolczyki miała w uchu ta samotna podróżniczka. Przez jej myśl przemknęło, że to na pewno ktoś ważny.

        Skowronek szła poboczem z rękami schowanymi w kieszeniach. Nie zwracała na siebie specjalnej uwagi - pogoda i wypchane kieszenie sprawiły, że jej kurtka powyciągała się i przypominała prędzej łachman niż godne odzienie, a przez to właścicielka sprawiała wrażenie włóczęgi. To jej pasowało - tak długo, jak szła i nie patrzyła nikomu w oczy, nikt jej nie dostrzegał. Nawet patrole jej nie zaczepiały, chociaż pewnie nadal wszyscy wyglądali złodzieja, który poprzedniego wieczoru dopuścił się jednej z bardziej zuchwałych kradzieży tej dekady. Gonili jednak za widmem - ich główny podejrzany już dawno nie żył, zabity przez smoka, a prawdziwa złodziejka zdążyła jeszcze wrócić do miasta i dorobić sobie na boku, a teraz w najlepsze szła w swoją stronę.
        - Skowronku, Skowronku! - zawołał do niej nagle ekradoński strażnik. - Co robisz tak daleko od domu? Przyjaciele się o ciebie martwią.
        Elfka uśmiechnęła się pod nosem. Mężczyzna był członkiem typowej dwójki patrolowej, ubranym w regulaminowy uniform i z regulaminowym mieczem u boku, ale ani on ani jego kolega nie należeli do straży. I już nie chodziło tylko o używane przez nich słowa, ale o gesty, które wykonywali. “Jesteś jedną z nas” przekazali.
        - Rosomak przesyła pozdrowienia - kontynuował przebierany strażnik bez cienia skrępowania. W końcu byli sami na trakcie.
        - Na pewno nie, ale dziękuję - odpowiedziała z rozbawieniem elfka. - Czego chcecie?
        - Rozkazy się zmieniły - oświadczył jej rozmówca. - Klient stał się… niewypłacalny. I pociągnął nas za sobą.
        - Rozumiem… - przyznała ostrożnie Skowronek. Przyjaciel mówiąc “niewypłacalny” wykonał gest znaczący “martwy”, to nie znaczyło nic dobrego. - Koniec zlecenia, zacieram ślady?
        - Poniekąd. Masz przekazać przeze mnie łup i przyczaić się. Na kilka tygodni, może miesięcy. Wrócimy po ciebie. Żeby nie było ci smutno, mam coś dla ciebie na wymianę. W zasadzie miałem przekazać prezent dwóm osobom, gdzie twój towarzysz?
        Mężczyzna pokazał elfce fiolkę wielkości flakonika perfum. Teoretycznie w środku mogło być cokolwiek, ale Przyjaciele wiedzieli, że to ich dodatkowe dni życia. Skowronek ostrożnie sięgnęła po buteleczkę, a na pytanie o swój ogon odpowiedziała gestem - “martwy”.
        - Dwa miesiące dla ciebie - ciągnął przebierany strażnik, jakby wieść o śmierci kamrata niespecjalnie go obeszła. - Znajdę cię gdy to się skończy, nie oddalaj się więc za bardzo. Zostawiliśmy dla ciebie rzeczy, leżą na rozstajach pod kamieniami. Nie wychylaj się po prostu przez chwilę, wymyśl sobie nową tożsamość i zrób sobie wakacje. A to co?
        Strażnik spojrzał na sztabki złota, które wepchnęła mu w ręce elfka. I na biżuterię, którą do tego dołożyła. Stosik fantów, który ledwo mieścił się w złączonych dłoniach, zwieńczyła sakiewka z pieczęcią, od której się to wszystko zaczęło.
        - Lewizna - odpowiedziała z prostotą Skowronek. - Tak mi dobrze poszło, że sobie dorobiłam. Spienięż to dla mnie, to się podzielimy. Bez obaw, znajdę cię tak łatwo jak ty zamierzasz znaleźć mnie. Miłego patrolu, Rysiu.

        Skowronek nie była pewna, ile czasu minęło od tamtego spotkania. Dziesięć dni? Dwanaście? Straciła rachubę, ale nie przejmowała się tym specjalnie. Ryś miał ją odnaleźć gdy zamieszanie ucichnie i ona znowu będzie potrzebna - nie miała najmniejszych powodów, by mu nie wierzyć. Jedynym problemem było to, że strasznie jej się nudziło. Przyzwyczajona do wiecznego napięcia, gdy nagle została go pozbawiona, czuła się jak pijak odcięty od dostępu do alkoholu. Nie kradła, bo nie miała gdzie, nie zabijała też, bo nie miała ku temu powodu, a wręcz przeciwnie, miała nie sprawiać kłopotów. Gdy zdarzało jej się nocować w ustronnym miejscu, trochę ćwiczyła albo medytowała, w końcu to zawsze jakieś urozmaicenie. I tak wędrowała gdzie ją oczy poniosą, pilnując tylko, by kręcić się w okolicy Ekradonu i nie zachodzić w to samo miejsce dwa razy. W tej wiosce była na przykład po raz pierwszy i to krócej niż pół dnia. Dostrzegała pewne poruszenie wśród miejscowych, ale nie wypytywała w czym rzecz - póki przyjmowali podróżnych, nie było sensu ciągnąć nikogo za język. Podsłuchiwanie to oczywiście zupełnie co innego - elfka nadstawiała ucha na każdą toczącą się obok rozmowę. Gdy dosłyszała fragment o tym, co syn jednego zrobi z córką drugiego, parsknęła cicho z rozbawieniem. Nie mogła się powstrzymać, by nie obrócić się i nie sprawdzić jak wyglądał domniemany zięć. Bezczelnie powiodła po chłopaku wzrokiem i zmrużyła lekko oczy - przestała dziwić się niechęci drugiego mężczyzny do wżenienia się kogoś takiego w jego rodzinę. "Wysoki jak brzoza, głupi jak koza, tak to szło? Ale jeśli dziewczyna jest faktycznie z pazurkiem, to może by coś z nim zrobiła... Albo po prostu dorobiłaby mu czym prędzej rogi", pomyślała z rozbawieniem elfka. Zdecydowała, że przez chwilę będzie robiła za ogon dla tej grupy - była ciekawa, co jeszcze usłyszy. "Skowronku, Skowronku, aż tak się nudzisz, że nawet jakieś lokalne ploty zaczynają być dla ciebie interesujące?", zapytała samą siebie z przekąsem.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

- Handel? W porze deszczów? – dziwił się Thar, gdy kompania Sjansa dotarła do osady zwanej Kamiennym Targiem. To właśnie tu zasiadał i rządził Asets. W odróżnieniu od innych pomniejszych osad z Mglistych Bagien, które zwykły mieć w swojej nazwie słowa błoto, muł, plucha czy breja, władca owej krainy podkreślał na każdym kroku nowoczesność swojej siedziby. W rzeczywistości miasteczko to składało się z kilka nędznych drewnianych zabudowań, jednej wielkiej stodoły, służącej za spichlerz oraz od czasu do czasu za miejsce spotkań tak zwanej Rady, utwardzonego placu, którego centralne miejsce zajmowała studnia i ogrodzenia, teoretycznie obronnego, a w praktyce mogącego co najwyżej powstrzymać miejscowe kozy przed niekontrolowaną ucieczką w leśne ostępy.
To właśnie ów kamienny rynek był powodem do dumy panującego lorda. Był też źródłem jego utrzymania. Zaledwie przez dwa miesiące w roku drogi w okolicy na chwilę wygrywały walkę z wszechobecną wilgocią będąc przejezdnymi dla wozów kupieckich. Kamienny Targ stawał się wówczas miejscem wymiany handlowej dla miejscowej ludności oraz okazją do kontaktu z wielkim światem. Przez tych kilka dni cała okolica schodziła się tutaj, sprzedając i kupując posiadane dobra, a Asets czerpał z tego profity.
Wprawdzie w obecnej porze roku nie było szans na przybycie jakiegokolwiek kupca z Ekradonu, jednak sama wieść o zwołaniu zgromadzenia, skłoniła niektórych tubylców by przybyć na miejsce w raz z swoimi kramami. Drwal z uznaniem pokiwał głową. Taka operacja wymagała od przedsiębiorczych handlarzy nie lada wysiłku. Wysiłku, który teraz mógł zostać nagrodzony. Zgromadzona tu ilość osób musi coś jeść, pić, a poza tym niejeden przyszły bohater wojenny może zapragnąć kupić nóż, topór czy nową tarczę.
Sjans Ulka w towarzystwie swojej drużyny ruszył do osady. Drwal wiedział, że i tak są spóźnieni więc jak najszybciej pragnął dostać się do sali narad. Niestety, właśnie przez targ, nie było to łatwe lecz wymagało przebijania się przez zgromadzonych na placu wojów.
- Co to za szczyny! - wrzasnął jasnowłosy Nuwor ciskając swój kufel wprost pod nogi przechodzącego Sjansa. – Gówniany staruch usiłuje nas potruć albo napoić najpaskudniejszymi pomyjami?! Czy tak do cholery powinno traktować się gości?
- Nie przybyliśmy tu w gościnę lecz zostaliśmy wezwani w ramach obowiązku, co jak widać smakuje zupełnie inaczej - wtrącił drwal, witając się z Nuworem. Awanturnik był jednym z tych, których pragnął pozyskać dla swojej sprawy.
- W rzyci mam taki obowiązek. Moi ludzie muszą coś pić. Szuja daje nam popłuczyny, a normalne trunki wystawia za cenę złota w swoim kramie. Co to za lord chcący grabić własnych ludzi? Powiem ci co zrobię. Wracam na Północne Torfowiska a jeśli ten łajdak zechce jeszcze kiedykolwiek upomnieć się o swoje, wtedy posmakuje mojej gościnności.
- A może powinieneś skorzystać z gościnności Oderina? – Nieoczekiwanie do dyskusji dołączyła Kliri, która zakradając się od tyłu objęła za szyje swojego ojca. – Dziś wieczorem najzamożniejszy wśród nas chce zabrać głos w toczącej się sprawie, a już zdążył zapowiedzieć, że w czasie swojego wystąpienia zebrani piją na jego koszt – podpowiedziała dziewczyna. Kliri umalowana była na całym ciele w kolorowe pasy, mające jej zdaniem znaczyć barwy wojenne. W podobne wzory stroili się jej poplecznicy. Z tego co Sjans zdążył się zorientować, tych ostatnich było całkiem sporo. Być może nawet połowa zgromadzonych na naradzie. - Cześć, tatko. Właśnie ominęła cię najważniejsza, najwspanialsza i najbardziej porywająca przemowa jaka zostanie wygłoszona na tym wiecu, czyli moja własna. A to na co teraz patrzysz to efekt geniuszu twojej pociechy. – Wskazała Kliri na ilość pomalowanych wojowników paradujących po placu.
- Faktycznie żałuję. Chętnie usłyszałbym w jaki sposób masz zamiar zdobyć zamek Styfinga. Talent po matce. Gdyby Awa żyła nie mielibyśmy teraz problemu kto powinien dowodzić mieszkańcami Mglistych Bagien. – Drwal już wcześniej zdał sobie sprawę, że nie ma sensu napominać i karcić swojej córki. Jeśli zakaże jej zabawy w wojnę, mała buntowniczka tym bardziej rzuci się na wroga. Niestety w sprawach strategii nie był w stanie stanowić dla Kliri autorytetu. Nie chciał prowokować dziewczyny w nadziei, że uda mu się w inny sposób wpłynąć na jej postępowanie w odpowiednim czasie. A może to ona prędzej podejdzie jego, przekabacając go na swoją stronę? Na razie Sjansowi pozostawało jak najbardziej opóźniać zapał i planowane działania swojej córki.
- I jak rozumiem nie zamierzasz wysłuchać tego co mają do powiedzenia pozostali przybyli? – spytał Sjans.
- Nie. Rozważania dziadków w niczym nam nie pomogą. Ale zostanę tu jeszcze chwilę, bo wciąż jest tu kilka ciekawych osobników wartych by przeciągnąć ich na swoją stronę. – Kliri wymownie spojrzała na synów Thara. – Czołem, chłopaki.
- Zanim wyruszysz by okryć się chwałą. Mam jedną prośbę. Spotkaj się z Gulym i spytaj go, co on o tym myśli. Pokaż, że walczysz w jego imieniu, a nie dla siebie samej – doradził drwal, samemu planując odwiedzić rannego brata nim zrobi to Kliri. Być może to właśnie droga do rozsądku dziewczyny.
- Chodźmy, Thar. Czas zobaczyć, co dzieje się w samym sercu Kamiennego Targu. – Sjan z zdziwieniem zaobserwował, że osada już jest przepełniona, a wciąż napływały do niej nowe grupy. Obecnie znajdowała się tu ponad setka zdolnych do walki. Styfing miał dziesięć razy tyle, nie licząc ewentualnych sojuszników, do których mógł zwrócić się o pomoc.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka szła za grupką mężczyzn na tyle blisko, by ich słyszeć, ale jednocześnie nie wzbudzać podejrzeń. To ostatnie nie było zresztą trudne - szybko zauważyła, że wielu podróżnych zmierzało w tym samym kierunku, była więc tylko jedną z wielu. Byli to w większości tubylcy, których Skowronek poznawała po kraciastych ubraniach i tym ich charakterystycznym akcencie, który sprawiał, że nawet normalne słowa były trudne do zrozumienia, a co dopiero, gdy zaczynali zaciągać w miejscowym dialekcie. ”Jak bulgot wody bagiennej. Nawet ich imiona tak brzmią…”, pomyślała, gdy parę razy usłyszała, jak podróżni pozdrawiali się w drodze i nawołują wzajemnie. Jej nikt nie zaczepiał, była w końcu tylko przypadkowym przechodniem.
        Skowronek nie podsłuchała już nic więcej ciekawego - mężczyźni zmienili temat i nie padło już ani słowo o córce jednego z nich, która to ponoć miała taką władzę nad męskimi “umysłami”. Zaraz zresztą elfka musiała się od nich oddzielić - grupa wkroczyła do wioski, gdzie było znacznie gwarniej niż na gościńcu. Przyjaciółka musiałaby podejść znacznie bliżej, by cokolwiek usłyszeć… A czy gra była warta świeczki? Wątpliwe, w końcu tylko podsłuchiwała plotki. Zauważyła jednak, że wszyscy w tej mieścinie (Kamienny Targ? Tak nazywano to miejsce?) byli czymś wyraźnie poruszeni, umiała też liczyć do tylu, by zorientować się, że wszystkie okoliczne budynki w szerszej perspektywie czasu nie pomieściłyby takiej gawiedzi. Coś się tu działo, a elfka dla samego zabicia nudy postanowiła dowiedzieć się w czym rzecz.
        Z kapturem na głowie Skowronek nie zwracała na siebie uwagi, nie było widać ani tego, że ma szpiczaste uszy ani tego, że jej oczy mają złoty kolor - wyglądały po prostu na miodowe. Nie zdradzało jej również zachowanie, gdyż już nikogo nie śledziła - grupa, która przez moment robiła za jej przewodnika, na dobre zniknęła jej z oczu. Ona sama szła wzdłuż kramów, jednym okiem patrząc, co miejscowymi oferują na sprzedaż, a drugim szukając jakiś ciekawych, nietypowych twarzy. Oboje uszu zaangażowała do podsłuchiwania, wkoło jednak toczyło się tyle rozmów, że nie umiała złowić nic ciekawego. Jej uwagę zwróciły jednak pojedyncze osoby, głównie młodzi mężczyźni, których ciała zdobiły malowane pasy, co w jej osobistym odczuciu upodobniało ich do błaznów. Jako iż byli oni łatwym obiektem do obserwowania i bardzo trudnym do zgubienia w tłumie, zaczęła chodzić głównie za nimi, zwracając uwagę, aby samej pozostawać raczej poza kręgiem zainteresowania. Z ust umalowanych mężczyzn co chwilę padały słowa “odwet”, “wiec” oraz liczne miejscowe imiona - “Ulka”, “Stiefling”, “Guly” albo też “Guli”, tego Skowronek nie była pewna. No i oczywiście “Kliri” - tego imienia używano tak często, że w niektórych zdaniach zastępowało ono przecinek.
        - Przepraszam… - Elfka w końcu zaczepiła jednego z malowanych chłopców. Jako że odezwała się do niego by coś zyskać, była miła i umiarkowanie niewinna, na tyle by wzbudzić sympatię, ale nie wyglądać naiwnie. Rozmówcę również wybrała nieprzypadkowo, celując w kogoś młodego i ze wszech miar przeciętnego z aparycji i zachowania, by nie borykać się z nadmierną pewnością siebie bądź wręcz przeciwnie - podejrzliwością i zahukaniem. Młodzieniec zachowywał się w stosunku do niej całkiem przychylnie, mogła więc go wypytywać. Nie bawiła się w skomplikowane bajki, powiedziała, że jest nietutejsza, tylko przejazdem i co się dzieje, skąd to poruszenie? Przez dziwny miejscowy akcent i ogólne zamieszanie panujące na targu nie zrozumiała niektórych fragmentów, miała jednak pewien obraz sytuacji. Jeden watażka w gniewie oszpecił drugiego, a że zaatakowany był kimś bardzo ważnym dla lokalnej społeczności, od razu powstała koalicja, by wziąć odwet za jego krzywdy. Ponoć największą orędowniczką zemsty była bratanica Guly’ego (chociaż może Guriego? Malowany chłopak chyba tak to wypowiadał) - Kliri. Pomalowani mężczyźni byli jej poplecznikami i jeśli Skowronek mogła wyrazić głośno własne zdanie, dziewczyna była niezłym materiałem na przywódcę, potrafiła porwać tłumy. Elfce zaraz przypomniała się rozmowa, którą podsłuchała jakiś czas temu i z której powodu znalazła się w tej wiosce. ”Możliwe, by chodziło o tę samą dziewczynę? Niech to, nie pamiętam, czy wtedy padło jej imię”, pomyślała z goryczą Przyjaciółka. Jeśli jednak chociaż połowa z tych historii była prawdą, dziewczyna już zaskarbiła sobie szacunek elfki, która bardzo lubiła takie silne kobiety. Na dodatek Skowronek coraz bardziej musiała się pilnować, by się w to wszystko nie wmieszać. W końcu miała w sobie coś z mąciwody, a taki miejscowy konflikt był niezwykle kuszącym polem gry dla takiej figury jak ona. Ileż mogłaby namieszać, opowiedziawszy się po którejś ze stron i aktywnie biorąc we wszystkim udział…
        - Ta Kliri… - zagaiła ostrożnie malowanego chłopaka. - Która to jest?
        - A nie ma jej tutaj - usłyszała w odpowiedzi. - Ale tam jej poszukaj, taka wygadana, też pomalowana…
        Mężczyzna krótko opisał wygląd swojej przywódczyni i były to ostatnie słowa, jakie zamienił z elfką, nim każde odeszło w swoim kierunku. Skowronek udała się na poszukiwania Kliri, cały czas walcząc ze sobą, czy powinna z nią w ogóle rozmawiać - w końcu miała nie rzucać się w oczy, a z drugiej strony, jej udział w tym konflikcie byłby przecież tylko zabawą, lewizną taką samą, jak ten dom jubilerski w Ekradonie… "Nikt mnie przecież nie zabije za chwilę rozmowy", uznała w końcu. Istniało wszak niewielkie prawdopodobieństwo, że ta cała Kliri wzgardzi towarzystwem elfki, wtedy sprawa sama się rozwiąże.
Awatar użytkownika
Gerathor
Błądzący na granicy światów
Posty: 16
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Gerathor »

Po burzy wyszło słońce. Koła wozu turkotały między kamieniami traktu, co jakiś czas wpadając w mniejsze lub większe kałuże. Koń ciągnął wóz leniwie, mimo smagania go co chwila batem przez woźnicę siedzącego na koziołku. Droga ciągnęła się powoli. Wokół było cicho i tylko świergot ptaków czasem przypominał woźnicy o tym, że wokół jest jakiekolwiek życie. Ziewnął; ta podróż ewidentnie go nużyła. Ziewnął po raz drugi.

Obudził go głos nieznajomego mężczyzny:
- Niebezpiecznie tak podróżować samemu, zwłaszcza w porze deszczów.
Woźnica otworzył szybko oczy i rozejrzał się w panice właściwej człowiekowi wyrwanemu z drzemki. Przed nim stał postawny, łysy mężczyzna o szerokiej szczęce i potężnych ramionach, oparty o nagi, dwuręczny miecz.
- Czego chcesz? - zapytał, uświadamiając sobie, co się święci.
- A co masz? - odpowiedział łysy, uśmiechając się paskudnie. Woźnica usłyszał jakiś hałas zza wozu. Zeskoczył z zydla i pobiegł szybko na tył pojazdu, gdzie zastał... Tego samego mężczyznę, który już dobierał się do wozu.
- Czary?! - krzyknął.
- Żadne czary - odparł "drugi" łysy - ino więzy krwi. Pokazuj, co na wozie.
Woźnica zaczął odwiązywać płachtę. Oczom bliźniaków ukazało się trochę podłej jakości prostej broni i przedmiotów użytku codziennego. Pośród całego tego bałaganu siedziała, patrząc prosto w nich mała kilkunastoletnia dziewczynka.
- Córka? - spytał jeden z łysych i wskoczył na wóz, nie czekając na odpowiedź. Drugi doskoczył do woźnicy i wykręcił mu ręce, tak, by ten nie rzucał się.

Wszyscy byli bardzo zajęci. Jeden z braci zajął się ściąganiem ubrań z córki woźnicy. Drugi z braci bardzo zaangażował się w trzymanie samego woźnicy, który z kolei zaaferowany był nieudanymi próbami szarpania się. Wszyscy byli tak zajęci, że nie zauważyli, kiedy naprzeciw konia powozowego stanął drugi koń. A na nim jeździec.

- Bracia Dirlevanger! - usłyszeli wołanie nieznajomego. Wychylili się zza wozu. Jeden trzymając kupca, drugi jego córkę z trochę już podwiniętą tuniką. Nie odpowiadali, więc ciągnął dalej:
- Bracia Dirlevanger, puśćcie kupca, puśćcie jego córkę i odrzućcie wasze ostrza, a wszystko będzie dobrze.
- Czego chcesz i kim jesteś? - zapytał łysy, trzymający dziewczynę.
- O, napiłbym się, tego chcę - powiedział jeździec, po czym wyciągnął spod siodła bukłak, odszpuntował i pociągnął solidny łyk - A kim jestem? Dla ciebie łysy gnoju, mógłbym być nawet elficką boginią, takie to ma znaczenie - Po tych słowach odrzucił kaptur do tyłu i zeskoczył z konia. Dobył jednego z dwóch przytroczonych do siodła mieczy.
- Rzuć to! - krzyknął jeden z łysych.
- Nie mogę. Za to mi płacą - odparł nieznajomy, ruszając naprzód.
Bracia odrzucili swoje ofiary na ziemię jak na komendę. Pierwszy z nich ruszył na nieznajomego z potężnym zamachem swojej dwuręcznej broni. Cios jednak chybił, bo przeciwnik uchylił się od niego sprytnym piruetem, po którym zdołał doskoczyć do drugiego z braci. Ten był właśnie w połowie płaskiego zamachu, gdy przeciwnik kopniakiem wytrącił mu broń z ręki, by po chwili być już za nim, przystawiając ostrze miecza do gardła.
- Nie wiem, który z was jest który. Jak masz na imię? - powiedział łysemu do ucha.
- Bagh... - bandyta zdążył wypowiedzieć niecałą sylabę, która od razu rozpłynęła się w rzężeniu i bulgotaniu, kiedy ostrze przesunęło się po jego szyi. Krwawiące w konwulsjach zwłoki jednego z braci nie zdążyły upaść na ziemię, gdy drugi z Dirlevangerów rzucił się do rozjuszonego ataku. Nieznajomy znów uniknął go piruetem. Od kolejnego ciosu się uchylił, po to by trzeci zablokować - w taki sposób, że dwuręczny miecz odbił się, trafiając bandytę prosto w czoło i rozbryzgując na boki sporo krwi.

Całe zajście trwało kilka, może kilkanaście sekund. Dłuższa była nawet chwila ciszy, po której do kupca dotarło, co się właściwie stało.
- Panie! Dziękuję! Dziękuję! - wykrzykiwał, dopadłszy do nóg nieznajomego - Nic nie mam, jak ja się odwdzięczę, panie? Nic nie mam!
Nieznajomy odsunął go od siebie. Kupiec nie przestawał mówić:
- Dziewka! Panie, spójrz tylko, młoda, ładna... - puścił oko.
- Córką chcesz handlować łachudro? - odparł nieznajomy, po czym przyjrzał się uważnie dziewczynce siedzącej na ziemi. Teraz dopiero zauważył, że jej twarz nie wyraża żadnych emocji, a oczy patrzą tępo w jeden punkt, jakby w dal.
- Jak się zwiesz? - zapytał ten, który przed chwilą zabił dwójkę zbirów.
- Jestem Wirgil, kupiec.
- Ja jestem Gerathor do usług. Chcesz mi się odwdzięczyć?
- Tak, panie, tak! Dziewka?
- Srewka. Pozbieraj panów i pakuj na wóz. Jedziemy do Ekradonu.

Gdy Wirgil wciągał zwłoki braci na wóz, Gerathor palił fajkę i paskudnie uśmiechał się do dziewczynki. Nie reagowała.
- Po co ciągnąć ich truchła do Ekradonu, panie? - spytał Wirgil, gdy skończył załadunek.
- Dla pieniędzy - odparł Gerathor wskakując na konia.
- Dla pieniędzy będziemy też mijać Kamienny Targ.
- I co?
- Tam jest wiec. No i targ. No i pieniądze.
- Tam się właśnie wybierałeś?
- Tak, panie.
- To po drodze do Ekradonu?
- Tak, panie.
- Więc zajedziemy. Mnie przyda się nocleg, a ty zarobisz coś na tym swoim badziewiu z wozu. A może nawet i na towarach.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Jeśli uznać, że na placu przed salą obrad było tłoczno, to ścisku jaki panował wewnątrz nie dało się opisać żadnymi słowami. Ludzie zgniatali się tu jak ogórki w słoju, a ci którym dawno już zabrakło powietrza, nie przewracali się tylko dlatego, iż zwyczajnie nie było na to wolnej przestrzeni. Miejscowi cisnęli się tu z różnych względów. Rzecz oczywista każdy mówca wolał mieć przy sobie jak najwięcej zwolenników, zwłaszcza gdy dręczyły go obawy, że to co powie może nie spodobać się pozostałym. Oponenci również zbierali się w siłę gdy przemawiał ich bezpośredni konkurent. Zawsze warto takiego zabuczeć, wyśmiać, obrzucić obelgami, jadłem lub sprzętem stanowiący wyposażenie sali. Pozostali zgromadzeni to głownie ciekawscy plotkarze, ci co jeszcze nie podjęli decyzji i szukali odpowiedniej dla siebie strony lub awanturnicy liczący na wybuch jakiejś bójki.
Co ciekawe Thar kroczył przez izbę tak jakby ta była pusta, a Sjans przyklejony do niego usiłował wykorzystać tą jedną jedyną okazję by dostać się przed mównicę. Przebijając się przez tłum, drwal z żalem stwierdził, że nie zna większości zgromadzonych w sali osób. Od czasów rządów Guly'ego odwiedzał Kamienny Targ tak tylko wówczas gdy było to absolutnie niezbędne, a teraz ponosił konsekwencje swojej izolacji. Na szczęście znał doskonale aktualnie przemawiającego. Boug Bulwater, dryblas zaplatający swoje włosy w dziesiątki małych warkoczyków, był jednym z najbardziej zagorzałych stronników Cryfa.
- Na koniec powiem wam jeszcze jedno kanalie! - grzmiał Boug. - Szczeniaki jak chcą niechaj bawią się w wojenkę, ale to w rękach mężczyzn leży odpowiedzialność za to, co dzieje się na Mglistych Bagnach! Cryf jest prawowitym władcą tych ziem. Jako jedyny walczył za nas dawniej i jako jedyny walczył będzie teraz. Guly tylko go zastępował, a skoro teraz nie może, to moim obowiązkiem jest nie dopuścić by jakiś uzurpator przywłaszczył sobie ten zaszczyt! - Bulwater sięgnął po swój topór prezentując go zgromadzonej publice. - Temu zapowiadam, że jeśli ktoś wyciągnie swe chciwe łapy po nienależną mu pozycję, wbiję mu to ostrze prosto w łeb.
Tłum zawrzał. Natychmiast dziesiątki zgromadzonych sięgnęło po swoją broń. Błysnęła stal. Zewsząd był słychać okrzyki przeciwników i zwolenników Bouga. Porządkowi usiłowali zapanować nad zebranymi, ale swoim działaniem tylko przyspieszali nieuchronne starcie. Bulwatera oskarżano o to, że mianował się do roli, która mu nie przysługuje, nazwano go zdrajcą, oszustem i starym pierdzielem, każąc się przy ty wynosić z wiecu. Z kolei on sam wrzeszczał by tchórze nie kryli się w tylnych rzędach, lecz mieli odwagę stanąć z nim twarzą w twarz. Jeśli było coś jeszcze, co powstrzymywało zgromadzonych przed zmasakrowaniem się wzajemnie to panujący zewsząd ścisk oraz fakt, iż nie do końca było wiadomo kto jest z kim i po czyjej stronie. Nie mając pewności jak zareaguje uzbrojony człowiek ocierający się o twoje ramię, ciężko było zdecydować się na wybranie odpowiedniego celu do ataku.
Sjans, chcąc zwrócić na siebie uwagę innych, zaczął bić brawo, powoli podchodząc do Bouga.
- Ten człowiek ma rację! - oznajmił widząc wrogą reakcję Bulwatera i wymierzone w swoją stronę ostrze. - Słusznie prawi i powinniście go posłuchać. Ja i moi towarzysze zamierzamy poprzeć Bouga! - Gwar w izbie na chwilę ucichł. Po deklaracji Sjansa, drwale na nowo zaczęli przeliczać stosunek sił wśród publiczności.
- Wybacz przyjacielu, ale nie zdążyłem na początek twojej przemowy - wykorzystując sytuację Ulka zwrócił się do Bouga. - Jaką radę masz dla nas na chwilę obecną?
- Przecież mówiłem - oburzył się Bulwater. - Ruszymy wraz z Cryfem i raz na zawsze rozprawimy się ...
- Tak to wiem, ale co mamy robić tu i teraz? - dopominał się Sjans. Nigdy nie lubili się wzajemnie z Bougiem, ale drwal zdecydował się pozyskać go do swoich planów.
- Musimy ... eee.... czekać...
- Otóż to. Czekać. - Przez chwilę tryumfował Sjans. - Na razie nie róbmy niczego głupiego. Bądźmy przygotowani i czujni. Zabezpieczmy wejścia do doliny na wypadek, gdyby złość Styfinga sięgała głębiej niż tylko na osobę Gulego. Mój młodszy brat wkrótce odzyska siły, a kto wie, może i sam prawowity władca zechce do nas powrócić. Pozwólmy im wówczas zdecydować co dalej. Jeśli będzie trzeba, udam się do Ekradonu, wyjaśnię Cryfowi co zaszło i dopilnuję, aby Styfing odpokutował za swoje zbrodnie. - Drwal pilnował się, aby nie złożyć obietnicy, że sam sprowadzi brata do Kamiennego Targu. Jeśli przyjdzie mu wyruszyć z misją do stolicy, to uczyni to tylko po to by załagodzić konflikt, a nie podsycać go poprzez osobę zapalczywego Cryfa.
- Pierdzielenie! - przerwał mu Oderin wkraczający na mównicę. Handlarz przyprawami był jedynym, o którym można było powiedzieć, że prowadził na Mrocznych Bagnach jakieś interesy, i którego pociągał wielki świat. Staruszek ubierał się zresztą na modę panującą w stolicy, chcąc przez to pokazać swoją wyższość kulturową nad prostym ludem. - Jak długo jeszcze mamy wysłuchiwać te farmazony? Prowincjonalna banda durni, która myśli, że kilka nastroszonych kogutów może zrobić wrażenie na górskim lwie! Dzikusy przekonani, że są w stanie zawojować świat! Przyjmijcie wreszcie do wiadomości, że taki Styfing tylko czeka aż wystąpicie przeciw niemu by zająć w odwecie nasze ziemię.
- Zabieraj stąd swoją chudą dupę Zielarzu. Nikt cię tu nie zapraszał - ostrzegł Bulwater.
- Nikt nie musiał. Wasza ignorancja i głupota godzi w moje interesy, a to wystarczający powód by przybyć tu i przemówić wam do rozsądku. Mam zamiar wyjaśnić jak podobne sprawy załatwia się w cywilizowanym świecie, powiedzieć co to jest dyskrecja, oraz wspomnieć co nieco o Przyjaciołach, którzy to są władni rozwiązać nasz problemy.
Sala na chwilę zamarła. Oderinowi zwanemu też Zielarzem, udało się skupić na sobie uwagę drwali. Człowiek ten był nie tylko najbardziej przedsiębiorczym spośród zebranych, był też doradcą Asetsa i jedynym, który do tej roli się nadawał. Zwykł mówić rzeczy mądre, ale mało popularne. Taki idealny rządzący z drugiego rzędu, który tym razem zapragnął opuścić swoje miejsce i zając pozycję w pełnym blasku. Oderin był powszechnie nielubiany. Jeśli nawet zdołał zjednoczyć zgromadzonych to zjednoczył ich głównie przeciw sobie. Sjans pomyślał, że lepiej dla staruszka by miał przygotowaną naprawdę dobrą mowę, bo awantura na Radzie wciąż wisiała w powietrzu. Nie spodziewał się również znaleźć w chudzielcu sojusznika, chociaż na pozór obydwoje mówili o tym samym. Kimkolwiek byli owi Przyjaciele, jakoś nie brzmiało to jak cudowny lek na wszystkie aktualne problemy.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie pchała się na bezdurno w sam środek tej ludzkiej ciżby - przy jej budowie niechybnie skończyłaby zgnieciona i zadeptana przez tłum, bo w tej okolicy mniejsze od niej były tylko dzieciaki, a i to tylko te najmłodsze. Powoli więc przesuwała się bezpiecznymi dla siebie szlakami, raz idąc za plecami jakiegoś olbrzyma, innym razem szybko przeskakując w powstałe na moment szczeliny między ludźmi, a raz występując z tłumu, by zagłębić się w niego kilka metrów dalej. Zamierzała wejść do tego spichlerza i dowiedzieć się, o czym się tam rozprawia, może znaleźć tę całą Kliri albo inną godną zainteresowania osobę wmieszaną w ten konflikt. Elfka dostrzegła, że nie tylko ona poszukuje informacji w samym środku tego zamieszania - wielokrotnie słyszała pytania “I co powiedział?” albo “Który to powiedział?”. Plotkarze i awanturnicy, jedni po prostu szukają ciekawej historii, a drudzy pretekstu do bójki. Skowronek tych drugich omijała, nie chcąc być z nimi kojarzona. Zresztą, tacy mieli skłonność do przesady i przekręcania cudzych słów, niczego by się nie dowiedziała. Najlepiej byłoby dotrzeć do źródła…
        Wąska gardziel, jaką było wejście do spichlerza, okazała się być przeszkodą nie do sforsowania dla kogoś, kto nie grzeszył ani postawa, ani siłą. Skowronek długo utrzymywała się przy ścianie tuż obok przejścia, szukając dla siebie luki, co wcale nie było takie łatwe. Już praktycznie miała zrezygnować i zdecydować się na zbieranie informacji wśród gawiedzi w nadziei, że wkrótce zrobi się luźniej albo ta cała Kliri wyjdzie na zewnątrz, lecz los jej tego dnia wyjątkowo sprzyjał. Obok drzwi przechodził jeden z tych osiłków, przed którymi tłum rozstępuje się jak rybki przed rekinem i chociaż tuż za jego plecami tłuszcza ponownie zwierała szeregi, dało sie to wykorzystać. Elfka uwolniła się z nacisku ciał wkoło siebie i złapała olbrzyma za pasek.
        - Ej! - Mężczyzna od razu poczuł szarpnięcie, ale gdy obrócił się, by zdzielić tego, kto śmiał naruszyć jego przestrzeń osobistą, nikogo za sobą nie dostrzegł. Bo Skowronek nie potrzebowała wiele, tylko o stopę wyrwać się do przodu, by przekroczyć magiczną barierę z desek i znaleźć się w środku. Gdy to jej się udało, czmychnęła na bok i pod ramieniem olbrzyma weszła głębiej. Szybko tego pożałowała. Wewnątrz było parno, ciasno, duszno, śmierdziało mokrą wełną i ludzkim potem. A głośno było jak w ulu, ledwo dało się podsłuchać toczone najbliżej rozmowy. Całe szczęście mówców dało się usłyszeć całkiem dobrze, stali trochę wyżej i ich głos niósł się ponad tłumem. Skowronek jeszcze nie zdążyła zorientować się w sytuacji, gdy nagle tłum chwycił za broń. A ona głupia nie była i ani przez moment nie zamierzała zostać w miejscu i dać się porąbać. Cofnęła się pod samą ścianę budynku i czekała, co się wydarzy. Wtem usłyszała znajomy głos - ”Niedoszły teściu z traktu”, pomyślała. Stanęła na palcach, ale ledwo dostrzegła czubek jego głowy. Skrzywiła się z niezadowoleniem - jeśli chciała czegokolwiek się dowiedzieć albo cokolwiek osiągnąć, musiała dostać się bliżej. Zdecydowała się na stary szczeniacki numer - spacer po belce. Idąc wzdłuż ściany w końcu trafiła na jedną z grubych podstaw podtrzymujących dach. Spięła się, po czym skoczyła na nią. Pierwsze podejście zakończyło się fiaskiem i elfka zsunęła się na ziemię. Nadepnęła komuś na stopę, ale w tym tłumie co chwilę ktoś kogoś deptał, więc nawet nie próbowała przepraszać. Drugie podejście było już łatwiejsze i jakoś wspięła się na górę i przycupnęła pod dachem. Ktoś z dołu na nią krzyczał, ale machnęła na niego lekceważąco ręką - w końcu chciała tylko dobrze widzieć. Akurat niedoszły teść miał swój moment chwały i chwilę na wyłożenie swoich racji. Mówił z sensem, bardzo zachowawczo i rozsądnie, co spotkało się z umiarkowanym entuzjazmem zgromadzonych. Gdyby rozmowa była merytoryczna i prowadzona w spokoju, pewnie więcej osób poparłoby jego stanowisko, tu jednak panowały najwyraźniej inne zasady dyskusji - na mównicę wyszedł kolejny jegomość. Bardzo nietypowy jak na lokalne standardy, ubrany jak bogaty kupiec z Ekradonu, a nie wypasający owce tubylec. Mówił językiem zrozumiałym dla widowni, ale nie spotkał się mimo to z poparciem - chyba był lokalną czarną owcą, co współgrałoby zresztą z jego wyglądem. Sprawiał wrażenie gracza o wyższych aspiracjach i umiejętnościach, takiego, który dobrze sprawdziłby się gdzieś w dużymi mieście. Znał pojęcie dyskrecji w odniesieniu do polityki i…
        - No chyba się, kurwa, przesłyszałam - parsknęła elfka, zdejmując przy tym z głowy kaptur. Nikt nie mógł jej usłyszeć w tym gwarze, dlatego pozwoliła sobie wyrazić głośno swoje zaskoczenie. W przemowie padło słowo “przyjaciele”, które jak zawsze zabrzmiało tylko jak powołanie się na prywatne koneksje, ale ona usłyszała tę wielką literę na początku. Kimkolwiek był ten Zielarz, sporo wiedział o brudnych interesach albo po prostu miał szczęście usłyszeć i zapamiętać jedną z miejskich legend. Zaciekawiona jego słowami Skowronek po belce przeszła pod przeciwległą ścianę, w pobliże mównicy. Usiadła, zwieszając nogi nad głowami widzów.
        - Masz bardzo wpływowych przyjaciół, starcze - zawołała.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Oderin nie zamierzał przekrzykiwać panującego na sali gwaru. Ze stoickim spokojem czekał aż tłum ucichnie i dopuści go do głosu, co jeśli wziąć pod uwagę, że połowa zebranych już teraz chciała wyrzucić go z mównicy, przypominało trochę czekanie na deszcz w czasie pożaru lasu. Sjans i Boug Bulwater zdecydowali się wspomóc Zielarza i z taktownym „zamknąć ryje!” zapanowali nad emocjami tłumu. Nim jednak wrzawa i zgiełk całkowicie ucichły, swoją kąśliwą uwagę do dyskusji wniosła dziewczyna siedząca na stropowej belce. Oderin w powszechnej opinii miał tylko jednego przyjaciela, a mianowicie pieniądze. Miejscowi gardzili jego ambicjami, podejściem do życia i nieustanną pogonią za bogactwem i pozycją. Nie bez znaczenia był tez fakt iż większość z nich przynajmniej raz została przez staruszka oszukana na wzajemnych transakcjach.
Przyglądając się Skowronkowi, Sjans wziął ją za jedną z dziewczyn walczących po stronie Kliri. Chociaż akurat dla tej małej na górze najwyraźniej zabrakło farby. Spryciara była odważna, gibka i zręczna. Dostanie się na taką wysokość stanowiło nie lada wyzwanie, a przy okazji zapewniało najlepsze miejsce do podsłuchiwania toczących się rozmów. Z tej odległości drobna postać wyglądała na rówieśniczkę córki drwala, co w jakiś sposób budziło w nim opiekuńcze instynkty.
- Tylko nie spadnij – Sjans zwrócił się do dziewczyny.
- Gadaj wreszcie pazerna łachudro, nie mam zamiaru tracić tu całego dnia na wysłuchiwanie twoich przemądrzałych wywodów – popędził Bulwater, uznając że Zielarz może zacząć wreszcie swoją przemowę.
- Weź pod uwagę, że jesteśmy tępym i zacofanym ludem, który nie lubi długich pogadanek i niezrozumiałych dla siebie słów – ostrzegł Sjans.
- Wasza nędzna namiastka armii nie jest w stanie dotrzeć pod mury zamku Styfinga – jak zawsze taktownie rozpoczął Oderin. – Ilu z was w ogóle zdaje sobie sprawę jak się tam dostać? Co wiecie o siłach jakie jest w stanie zgromadzić wasz przeciwnik? Pomijam już fakt, że najprawdopodobniej wasz szmatławy odwet zostanie potraktowany jako bunt, a Styfing nawet nie będzie musiał mobilizować swoich sił, gdyż władca Ekradonu osobiście przepędzi taką wrzeszczącą hołotę. Ale… ale jeden człowiek jest w stanie w pewnych okolicznościach osiągnąć więcej niż cała armia. Odpowiednia osoba, z odpowiednimi umiejętnościami i kwalifikacjami mogłaby nie tylko dostać się pod mury obronne, sforsować je, minąć niczego nieświadomą straż Styfinga, zakraść się do jago komnat i dokonać zemsty. Odwetu, o który nikt nie byłby w stanie nas posądzić, podejrzewać czy dopominać się za niego zadośćuczynienia.
- I może to ty jesteś tym niepowstrzymanym bohaterem – zaśmiał się Boug, na co Oderin zareagował tylko grymasem obrzydzenia.
- Na tym ma polegać rzekoma dyskrecja? – dopytywał się Sjans. – Obwieścić ten pomysł wszystkim tu obecnym? Przecież to największe zbiorowisko pleciug w Ekradonie. Za dwa dni twój plan znany będzie w każdym zakątku Mglistych Bagien. – Drwal jeszcze raz rozejrzał się po twarzach zebranych. Ilu wśród nich mogło znajdować się szpiegów gotowych donosić Styfingowi? Po raz kolejny pożałował, że ma przeciw sobie tylu obcych. Postanowił jak najszybciej spotkać się z osobą, która z całą pewnością zna każdego kto powinien być obecny na wiecu. Jeśli wśród zebranych pęta się ktoś obcy to Willy będzie o tym wiedział.
- I co z tego? Ilu z nich kiedykolwiek opuściło swoje rodzinne wioski? To chyba pierwszy taki raz gdy nasza izolacja i nieufność wobec obcych wyjdzie nam na dobre – odpowiedział kupiec. - W każdym razie musiałem publicznie ogłosić taką inicjatywę, gdyż sam nie jestem w stanie jej sfinalizować. Nie widzę też potrzeby aby ponosić indywidualnie takowego obciążenia…
- Zyfy razować… co? – dopytywał się Boug.
- On mówi, że mamy mu zapłacić – wytłumaczył Sjans.
- Zapłacić? Jeszcze czego! Zachłanna, śmierdząca, podstępna gnida. Ja ci zaraz zapłacę. Masz nas za niedorozwinięte bachory, które nie potrafią same radzić sobie z problemami! – wrzasną Bulwater, chwytając przy tym Oderina za tunikę i ciskając wątłym starcem na przeciwległą ścianę budynku. Zebrani jak jeden mąż zaczęli domagać się głowy Zielarza ruszając w jego kierunku. Tych kilku zwolenników kupca, najpewniej solidnie zawczasu opłaconych, szybko zostało usuniętych z drogi. Otoczony ze wszystkich stron przez wrogo do siebie nastawionych wojowników, Oderin spróbował ucieczki w jedynym pozostałym mu kierunku, a mianowicie do góry na tą samą belkę, na której siedziała dziewczyna. Szybko okazało się że staruszek nie posiada ani odrobiny zwinności tamtej, wobec czego utknął bezradnie, zawieszony w połowie drogi między podłogą a stropem, z trudem trzymając się wsporników mocujących konstrukcję nośną.
Oderin chwilowo pozostawał poza zasięgiem wojów, ale ukrywanie się na drzewie przed zbiorowiskiem drwali w dłuższej perspektywie jest złym pomysłem. Boug Bulwater jako pierwszy chwycił za swój topór z zamiarem ścięcia pala, który dzieli go od jego ofiary.
- Zwariowałeś?! Zawalisz cały budynek! – krzyczał Sjans, rozpaczliwie usiłujący przebić się w stronę Bouga przez otaczający go tłum.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Gdyby elfka usłyszała powszechnie znaną wśród miejscowych prawdę o tym, jakoby Zielarz za najlepszych przyjaciół miał brzęczące monety, pewnie nawet powieka by jej nie drgnęła, może tylko uśmiechnęłaby się do siebie i skinęła mu z szacunkiem głową. Sama również była zdania, że pieniędzmi można zdziałać wszystko. Cóż innego miała myśleć, skoro co chwilę dostawała dowód takiego twierdzenia? Ile kobiet uwieszało się męskich ramion tylko ze względu na pokaźne trzosy przy ich paskach? Albo ileż razy za odpowiednią kwotę ona sama dokonywała czegoś, co teoretycznie było niemożliwe? Skłócała kochanków, godziła wrogów, odbierała komuś życie albo dawała nadzieję? I to tylko przez to, że ktoś w odpowiednim momencie miał gest i wystarczająco duże jaja, by zgłosić się po pomoc do Przyjaciół. Tak, pieniędzmi można było zdziałać wszystko, wystarczyło tylko mieć ich odpowiednio dużą ilość. Ktokolwiek twierdził, że jest nieprzekupny, łgał i to perfidnie albo był na tyle głupie, że myślał, iż liczą się tylko te pieniądze, które są widoczne, a zapominał o tych przekazywanych po cichu pod stołem.
        Niedoszły teść patrzył na Skowronka z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy. Elfka wychyliła się lekko i spojrzała mu w oczy, a on wtedy ze swego rodzaju ojcowską troską przestrzegł ja, by nie spadła. Przyjaciółka nie była kobietą o miękkim sercu, ale zrobiło jej się na swój sposób miło - obcy mężczyzna przemawiał do niej jak do córki, tak po prostu. Nie mogła czegoś takiego zignorować, ale nie wdawała się z nim w dyskusje. Uśmiechnęła się i puściła do niego oko, jak to miała w zwyczaju, gdy jakiś mężczyzna sobie u niej punktował. ”Ten drwal jest mądrzejszy niż to okazuje. Dużo mądrzejszy, a na dodatek całkiem zabawny, jego komentarze są bardzo celne. Czemu daje się zakrzyczeć tym matołom wkoło?”, przemknęło jej przez myśl, nim Zielarz rozpoczął swoją przemowę. Przyjaciółka w myślach pospiesznie cofnęła to, co pomyślała o nim jeszcze parę oddechów temu - nie był wcale tak dobrym graczem, na jakiego z początku wyglądał, bo jeśli chce się obrażać rozmówcę, należy robić to tak, by ten się nie zorientował. Dlatego nieważne, jak genialny plan by przedstawił, był już na samym początku skończony. A szkoda, bo Skowronkowi jego wizja całkiem przypadła do gustu. Przez moment nawet widziała siebie, jak udając służącą albo gońca niepostrzeżenie dosypuje temu Styflingowi trucizny do wina. Albo jak wpełza mu do łoża i tam go wykańcza, najlepiej sztyletem wbitym pod żebra. Takie akcje to drobnostka, nieraz robiła coś podobnego, musiałaby tylko znać dość szczegółów przed przekroczeniem bramy zamku, a tymczasem nie wiedziała nawet, gdzie on stoi. Skowronek tak się zapędziła w wymyślaniu kolejnych scenariuszy, że prawie straciła wątek tego wystąpienia. Całe szczęście obcy głos przywołał ją do porządku, a wręcz sprawił, że się roześmiała, gdy Zielarz został nazwany “niepowstrzymanym bohaterem”. ”I drwal po raz kolejny trafił prosto w sedno”, pomyślała już bez cienia zaskoczenia. Wystarczyło, że ona tu była - nikt jej nie powstrzymał, gdy wprosiła się do środka, nikt nie rzucał w nią kamieniami, chociaż siedziała na belce tuż obok mównicy i wystarczyłby jej jeden ruch ręką, by pozbawiła życia losowego przemawiającego. Równie dobrze mogła siedzieć cichutko pod dachem przez cały wiec, a na koniec wyjść i w te pędy lecieć do tego całego Styflinga, wygadać mu, co jego znajomi knują przeciw niemu. Ten pomysł jednak wcale jej się nie podobał i nie była to wcale kwestia moralnych wyborów - nie chciało jej się ruszać gdziekolwiek nie mając przy tym pewności, czy nie odbije się od zamkniętych drzwi.
        I jeśli ktokolwiek wcześniej miał wątpliwości co do siły pieniądza, teraz mógł przekonać się, jak bardzo się mylił. Wystarczyło, by bandzie pastuchów zasugerować sięgnięcie do sakiewek, a nagle zapanował chaos. Jeden z poprzednich mówców cisnął Zielarzem jak szmacianą lalką i włożył w to tyle siły, że aż Skowronek skrzywiła się na myśl, jak to musiało boleć. Starzec w odruchu spanikowanego zwierzęcia spróbował jedynej możliwej drogi ucieczki, jaką było wspięcie się na belkę, chociaż oczywiste było, że nie da rady. Elfka mogła pomóc mu i wciągnąć go na górę, ale nie chciała zostać zatłuczona za współudział. Beztrosko jakby obok wcale nie wrzała walka, przerzuciła jedną nogę przez belkę by siedzieć na niej okrakiem, po czym przechyliła się i ta-dam! Wisiała głową w dół, patrząc na przerażone oblicze Zielarza.
        - Przeżyj to, a znajdę cię i sobie porozmawiamy - oświadczyła, po czym szybko wspięła się z powrotem. Odrzuciła włosy z twarzy i wciągnęła kaptur na głowę, po czym podniosła się, by stanąć na belce. Akurat ktoś zdrowo rąbnął w podstawę drewnianego filaru, na co elfka zareagowała dramatyczną pantominą, jakoby ledwo utrzymywała równowagę. Już myślała, czy by nie przestać się zgrywać i nie odejść, ale przyszło jej coś do głowy - kawałek pod nią stał krzykacz z toporem. Niby przypadkiem noga elfki ześlizgnęła się, a ona z piskiem spadła między ludzi. Nie była wielka ani ciężka, ale impet jej upadku wystarczył, by pozbawić równowagi tego narwanego krzykacza. Skowronek nie miała niestety okazji, by ocenić, co udało jej się wskórać - ktoś złapał ją za ramię i szarpnął brutalnie, popchnął gdzieś na bok, klnąc w sposób wręcz wyborowy. Tłum porwał elfkę i przepchnął ją pod ścianę. Gdy już odzyskała równowagę, była obolała, ale cała. I chyłkiem wycofywała się w kierunku wyjścia - więcej między tych goryli mieszać się nie zamierzała, życie było jej miłe. Może akurat była tym bodźcem, który otrzeźwił szalejącego topornika albo pozwolił komu innemu wkroczyć na scenę wydarzeń.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Widząc dziewczynę spadającą z wysokości stropu, Sjans przestraszył się nie na żarty. Jeśli młoda akrobatka zginie wykonując zadanie dla Kliri, to on również będzie czuł się za to odpowiedzialny. Jakimś cudem wojowniczce udało się nie tylko uniknąć topora, którym wymachiwał Boug, ale również wykorzystać plecy Bulwatera, aby złagodzić swój upadek. Jej szczęście było tylko chwilowe, gdyż ze swoją drobną posturą nie miała szans uniknąć stratowania przez szalejący tłum.
Drwal zrezygnował z subtelności. Usiłując dostać się do miejsca, w którym wylądowała dziewczyna już nie tylko szarpał i odpychał stojących mu na drodze, ale raz za razem rozdawał ciosy, kładąc na ziemię co bardziej opornych. Niewiele to dało. W miejsce każdego powalonego natychmiast znajdowało się dwóch następnych usiłujących dostać się do Oderina.
- Thar nie stój jak kłoda w płocie! Pomóż mi!
- Miejsce dla niedźwiedzia, bando wyleniałych królików! – krzyknął olbrzym, podnosząc beczkę z winem i ciskając nią w tłoczących się wokół Bouga ludzi. Sjans ledwo zdołał uchylić się przed lecącym pociskiem, by za chwilę musieć uskakiwać przed ławą, którą dźwigał Thar i jego synowie. Wymachując meblem jak zapałką, podkomendny drwala przebił się przez zgromadzonych pod filar, na którym desperacko zawisł Zielarz. Dziewczyny nigdzie nie było widać. Cały czas wykrzykując przekleństwa, drwal usiłował zapanować nad wrzeszczącym tłumem. Kątem oka dostrzegł, że Bulwater zdążył już wyrąbać połowę z pionowej belki podtrzymującej sklepienie, a reszty dokonała banda głupców usiłująca wspiąć się na kolumnę by sięgnąć siedzącego na podwyższeniu Oderina.
Odgłos pękającego drewna przywołał wszystkich do porządku. Nagle wokół Sjansa zapanowała cisza. Olbrzymia belka powoli acz systematycznie zaczęła odchylać się od pionu, sprawiając przy tym wrażenie jakby śmiała się z głupoty zebranych.
- Dawaj tę ławę Thar! Szybko! – rozkazał Sjans starając się wraz z niedźwiedziem wykonać prowizoryczną podporę. Udało się. Przynajmniej na chwilę byli bezpieczni. Sala, którą jeszcze przed chwilą wypełniały krzyki i łomot walczących, teraz zupełnie ucichła. Mężczyźni wstrzymali oddech w napięciu obserwując konstrukcję wspierającą belkę nośną.
Nastała cisza stanowiąca idealny moment, który wykorzystał Asets by wreszcie wkroczyć na scenę. Władca Kamiennego Targu swoim zwyczajem siedział w bocznej loży, przysłuchując się prowadzonej dyskusji, a teraz zdecydował, że już czas by zakończyć spory, samemu podjąć decyzję i wydać odpowiednie rozporządzenia. Ojciec Sjansa jeszcze kilkukrotnie zastukał swoją laską w posadzkę, po czym z wysiłkiem podniósł się z krzesła i powoli ruszył w stronę mównicy.
Stary Asets najpewniej był najbardziej lichym człowiekiem na wiecu, a jednak umięśnieni mężczyźni schodzili mu z drogi. Siwe, krótko przycięte włosy, zamyślona twarz, oznaczona głębokimi zmarszczkami, półprzymknięte oczy i wąskie usta nadawały Asetsowi wyraz pogrążonego w zadumie. Lord Mrocznych Bagien często sprawiał wrażenia kogoś tak głęboko pochłoniętego własnymi rozważaniami, że ciężko było mu wrócić do rzeczywistego świata.
Asets nie miał wielu popleczników. Według miejscowych standardów w ogóle nie powinien się liczyć, a jednak potrafił wykorzystywać wzajemną niechęć jednych do drugich i manipulować sytuacją w taki sposób, że wszyscy ostatecznie godzili się iż jego przywództwo będzie mniejszym złem. Dopóki drwale kłócili się miedzy sobą, ktoś taki jak Asets był im potrzebny. Kiedyś w rozmowie z ojcem, Sjans wspomniał mu, że gdyby tylko chciał, Asets mógłby zjednoczyć mieszkańców. „Gdybym chciał” padła wówczas odpowiedź.
W czasie dostojnego przemarszu lorda na mównicę, drwal cały czas rozglądał się za dziewczyną. Nigdzie nie potrafił jej znaleźć. Być może tej małej udało się przetrwać stratowanie przez stado dzikusów.
- Widziałeś gdzieś tą małą, która spadła z belki? – szeptem zapytał Thara.
- Może to ona. – Niedźwiedź wskazał na plamę po rozlanym winie.
- Ha, ha, ha. Bardzo zabawne.
- Cieszę się widząc wasz zapał, przyjaciele. Byłbym jednak zobowiązana gdybyście mogli kierować go we właściwą stronę, a nie przeciw budynkom – zaczął przemowę Asets gdy tylko dotarł na miejsce. – Na początku chciałbym zdementować pewne plotki. Wszyscy zapewne wiecie, dlaczego spotkaliśmy się tu dzisiaj. Krążą jednak różne opowieści dotyczące szczegółów tego, co się stało. To były koty. Pierdolone dzikie koty, które Styfing ma w swoim herbie. Nim te tresowane bestie dopadły mojego syna, rozdzierając jego twarz na strzępy, Guly zdołał udusić dwa z nich, a teraz my musimy dokończyć jego dzieło.
Aplauz i wrzawa jaka zapanował wśród słuchaczy potwierdziła, że Asets trafił w sedno.
- Jestem już stary, a wszystkie lata mego życia dają mi nieźle w kość. Z ledwością wstaję z łóżka nie mówiąc już o dotarciu do sracza – kontynuował lord, gdy zebrani dopuścili go do głosu. – Gdybyśmy rozmawiali dwadzieścia wiosen wcześniej, nie stałbym tu teraz bezczynnie, lecz byłbym już w połowie drogi do Styfinga, ciągnąc za sobą największy topór jaki znajdziecie w Kamiennym Targu. Ale dziś jestem zmuszony prosić o wasza pomoc. Stańcie się moimi mięśniami i stalą oraz narzędziem zemsty.
Entuzjazm słuchacz znów przerwał przemowę Asetsowi. W tym czasie Sjans zdołał wreszcie wypatrzeć akrobatkę. Dziewczyna była cała. Zmierzała do wyjścia, co drwal ocenił jako bardzo słuszne.
- Kiedyś myślałem, że klątwa Ulka mnie nie dosięgnie – ciągnął dalej lord. – Byłem przekonany, że mam wszystko czego mi potrzeba. Żyję we wspaniałym miejscu, w otoczeniu zacnych ludzi. Nie było nic czego mógłbym pragnąc bardziej. Nic, co mogłoby doprowadzić mnie do szaleństwa. Ale teraz… teraz już wiem, że i ja nie zdołam uciec przed przypisanym mi przeznaczeniem. Żyję chęcią zemsty. Za każdym razem gdy zasypiam, zabijam Styfinga zadając mu najokrutniejsze męki. Nie mogę jeść ani pić. Myślę tylko o tym skurwielu i o tym co mu zrobię gdy wpadnie w moje łapy.
Sjans wiedział już jaki będzie koniec tej przemowy. Nie chciał zresztą być jego świadkiem, więc ostrożnie wycofywał się w stronę wejścia.
- Ale... ale zdaję tez sobie sprawę z naszych ograniczeń. Wysłuchałem dziś wielu mądrych rad i wiem, co powinniśmy uczynić. Nie zaatakujemy Styfinga. Nawet jeśli zadamy mu ciężkie straty, nie bylibyśmy w stanie zdobyć jego fortecy. Jednak nie musimy tego robić. Możemy sprawić by ta gnida zmuszona była przybyć na nasze ziemię. A wtedy szala w bitwie może się przechylić na naszą stronę. Konie Styfinga nie pokonają naszego błota. Jego ciężkozbrojni utkną na moczarach pozostając tym samym na łasce naszych ostrzy. Potrzebuję tylko kilku z was by zrealizować swój plan ściągnięcia łajdaka na Mgliste Bagna, a potem… potem potrzebuję was wszystkich by dokonać należnej mi zemsty. KTO JEST ZE MNĄ?!- krzyknął na koniec Asets.
Jak na komendę jeden po drugim drwale podnosili swe dłonie na znak poparcia. Jedni ochoczo, inni bez przekonania, lub z obawy że będąc jedynymi którzy tego nie zrobią, zostaną uznani za zdrajców. Sjans również się zgłosił. Instynktownie czuł, że to on zostanie wybrany do realizacji planów swojego ojca. Po raz ostatni spojrzał w kierunku dziewczyny dając jej znak, iż również musi podnieść rękę, a jednocześnie przepchnął Thara tak, by ten swoją posturą zasłaniał Asetsowi sylwetkę drobnej akrobatki.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie wiedziała, że ktokolwiek przejął się jej losem po tym, jak upadła, była za bardzo skupiona na tym, by nie dać się zadeptać i zgnieść. Ktoś zdjął ją z pleców topornika i popchnął gdzieś na bok. Tłum chcący dopaść Zielarza przepychał się i nie zwracał uwagi na drobną postać, która próbowała wydostać się z tej ciżby. Gdy w końcu się to udało, elfka oparła się na moment o ścianę i położyła dłonie na brzuchu - od kogoś dostała solidny cios z łokcia, który pewnie zostawi ślad w postaci siniaka. Całe szczęście była w jednym kawałku i jeszcze umiała poruszać się o własnych siłach. Zacisnęła zęby i przywołała się do porządku, rozejrzała, orientując się w sytuacji. Zaślepiony wściekłością topornik nic sobie nie zrobił z tej małej sceny sprzed chwili, ba, na nikim nie zrobiło to specjalnego wrażenia. Elfka nie czuła się gorzej z tego powodu - to świadczyło tylko o zapalczywości i głupocie tutejszego ludu. ”Nic tu po mnie”, uznała, powoli przesuwając się wzdłuż ściany, byle dalej od tego tumultu. Nagle usłyszała jakiś okrzyk o niedźwiedziach i królikach, obróciła się więc w stronę nadrąbanego filaru. Akurat mogła zobaczyć, jak beczka wina rozbija się na głowach pastuchów, a zaraz po niej w ruch idzie ława. Patrzyła na to z niedowierzaniem - ”Oni wszyscy są nienormalni!”, orzekła w myślach. Gdy kawałek drewna z rozbitej beczki przeleciał nisko nad jej głową, odruchowo się uchyliła. Lekko skulona przeciskała się do wyjścia. Najłatwiej było poruszać się wzdłuż ściany, ale to oznaczało nadłożenie sporego kawałka drogi. Skowronek nie miała jednak specjalnego wyboru, bo między ludźmi by się nie przecisnęła. Była już dość daleko od zapalczywych wojowników próbujących zatłuc jednego ze swoich, gdy usłyszała charakterystyczny jęk pękającego drewna. Po raz kolejny skuliła się i zasłoniła głowę rękami, w duchu przygotowując się już na to, że zaraz dach spadnie jej na głowę. Tak się jednak nie stało - usłyszała znajomy głos troskliwego drwala, który trzeźwo pokierował tłumem i, można było to śmiało powiedzieć, powstrzymał nadciągającą katastrofę. Elfka spojrzała w tamtym kierunku - niewiele widziała, ale dostrzegła prowizoryczną podporę z ławy i niedźwiedziowatego osiłka, który ją postawił na rozkaz swego towarzysza.
        Nagle gdzieś z drugiego końca szopy rozległo się charakterystyczne stukanie - ktoś próbował zwrócić na siebie uwagę. Skowronek wyciągała szyję, jednocześnie przesuwając się w stronę wyjścia. Było już tak blisko, już prawie czuła na twarzy chłodny powiew świeżego powietrza. Jednym uchem słuchała przemowy starca i tego, jak entuzjastycznie tłum reagował na jego słowa, zerknęła nawet w jego stronę parokrotnie. Za którymś razem jej wzrok natrafił na znajomego drwala, który akurat jej się przyglądał. ”A ten co?”, pomyślała z irytacją, ”W oko mu wpadłam, czy wręcz przeciwnie? Cały czas na mnie zerka, ewidentnie kontroluje gdzie jestem i co robię. Podejrzewa mnie o spisek?”. Z drwala elfka przeniosła wzrok na mówcę - słowa o klątwie na swój sposób ją zainteresowały, odrobina mistycyzmu zawsze dodawała sytuacji pikanterii. Miejscowi zdawali się doskonale wiedzieć, o czym mowa, ona niestety mogła się tylko domyślać. Kątem oka dostrzegła, że znajomy drwal chyba nie był zadowolony z punktu kulminacyjnego, do którego nieuchronnie zbliżał się wiec - próbował jak ona uciec chyłkiem, po cichutku. Nie miał ku temu tak dogodnych warunków jak ona, stał dalej, wśród ludzi i był znacznie większy, ale mimo wszystko próbował. Gdy jednak przemowa się zakończyła, już nie uciekał. Stanął i jak wszyscy wkoło podniósł rękę. Spojrzał na nią i lekkim ruchem głowy kazał jej również się zgłosić. Elfka rozejrzała się wkoło - las rąk. Wiedziała, że jeśli się wyłamie, ktoś może chcieć ją przekonywać do zmiany decyzji jedynym znanym tu argumentem - siłą. Skowronek ściągnęła lekko usta w wyrazie niezadowolenia, naciągnęła głębiej kaptur na głowę i podniosła dłoń. Z ulgą odnotowała kilku wysokich mężczyzn między sobą a mówcą - dzięki ich obecności mogła pozostać niezauważona. Zastanawiała się tylko, po co ten cały cyrk, po co malowani chłopcy biegali po wiosce, skoro wystarczyła jedna przemowa, by wszystko co zostało do tej pory powiedziane, przekreślić?
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Siłą planu Asetsa było to, iż zaspokajał on ambicję większości liczących się klanów na wiecu. Mogli w nim znaleźć coś dla siebie zarówno ci pragnący krwawej zemsty, jaki i ci myślący bardziej racjonalnie, a także osoby, które najchętniej z sprawą Styfinga i Guly'ego nie miałyby nic wspólnego. Jeśli ktokolwiek mógł być z tego pomysłu niezadowolony to Kliri, ale córka Sjansa gotowa była poprzeć tylko te plany, które sama wymyśliła. W sali, w której odbywało się zgromadzenie, nie było obecnie nikogo z młodych popierających zadziorną dziewczynę. Rzecz jasna jeśli nie liczyć podniebnej akrobatki przysłanej tu najprawdopodobniej przez Kliri by dowiedzieć się o czym rozmawiają "staruchy". Na zewnątrz jednak wciąż przebywała znaczna liczba pomalowanych, zdolnych do walki młodzian, a drwal był pewien, że lord Kamiennego Targu wkrótce się o nich upomni.
- Mamy przesrane - wyszeptał Sjans do stojącego obok Thara.
- To tylko chudy staruszek - odpowiedział tamten.
- W takim razie czemu zachowujemy się przy nim jak skarcone dzieciaki?
Asets jakby czytając w myślach drwala kontynuował swoją przemowę.
- Mówiąc iż będę potrzebował was wszystkich, miałem również na myśli wasze zbuntowane kolorowe dzieciaki. Sjans, myślę, że już czas byś przywołał swoją córkę do porządku.
- Kliri jest dorosła - odpowiedział zapytany. - Poza tym nie mam na nią żadnego wpływu odkąd skończyła sześć lat.
- Być może pora, abyś przypomniał sobie moje metody wychowawcze - nie dawał za wygraną Asets.
- O ile sobie przypominam, mój lordzie, nie wychowałeś wielu córek. - Utarczki słowne z ojcem nie były ulubionym zajęciem Sjansa, ale drwal był gotowy narazić się władcy dla ratowania swojej małej.
- Masz rację. Ojcowie rzadko kiedy trzymają swoje córki twardą ręką. Za to mężowie potrafią zapanować nad wybrykami przynależnych im kobiet. Jeśli tylko w ten sposób możemy zapanować nad twoją niesforną dziewczyna, to ja nie zamierzam się w tej kwestii wahać - zapowiedział lord Kamiennego Targu.
Drwal nie potrafił zrozumieć co się dzieje. Dlaczego od pewnego czasu każdy mieszkaniec Mglistych Bagien chciał zostać jego zięciem?
- Oczywiście, mój panie. Kliri ma obecnie owiniętych wokół siebie pół setki młodych chłopców. Posyłając jej kolejnego tylko powiększymy liczebność jej armii. Na pewno będzie zadowolona.
- Sprzeciwianie się decyzji rady jest zdradą! - Tym razem lord powiedział to wprost, bez bawienia się w słowne gierki. Dla drwala był to czytelny sygnał, że czas odpuścić.
- Porozmawiam z nią. Poproszę by przeliczyła głosy i podporządkowała się woli większości - zakończył Sjans, zasiewając w umyśle Asetsa ziarno niepewności. Jeśli miałoby się okazać, że to Kliri ma wokół siebie więcej ludzi, formalnie to ona powinna objąć przywództwo, a obecny lord musiałby ustąpić. Drwal nie potrafił tak szybko liczyć, ale zwolenników jego córki było całkiem sporo. Być może więcej niż zgromadzonych na sali.
- Dobrze. Dalsza część obrad odbędzie się w zamkniętym gronie. Potrzebuję omówić szczegóły z tymi, którym mam zamiar powierzyć odpowiednie zadania. Ty zostań, Bougu Bulwaterze. Przyda się nam twoja zapalczywość. Chciałbym także skorzystać z mądrości Oderina, wiedzy Willego Clusta, a także z pomysłowości Nuwora. No i oczywiście z wygadanego języka Sjansa. Mój plan zawiera też pewien element, co do którego nie potrafiłem jak do tej pory znaleźć odpowiedniej osoby. Przynajmniej do czasu gdy ujrzałem naszą tancerkę na belce. Podejdź tu, panienko - Asets zwrócił się do Skowronka. - Zechcesz zdradzić nam swoje imię?
Sjans zaklął. Dziewczyna sama była sobie winna. Trzeba było siedzieć cicho i nie wychylać się, gdyż przekonanie lorda do zmiany swoich planów to jak przekonanie drzewa by zechciało ściąć się samo.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        W stodole zrobiło się cicho, a w każdym razie trochę ciszej niż było dotychczas - gdy już wszystkie ręce pojawił się w górze, każdy czekał, co też dalej postanowi starzec, kogo wybierze do swojej misji. Elfka patrzyła z ukosa na zgromadzonych wkoło mężczyzn, na ich obliczach dostrzegła zaskakująco szeroką gamę emocji - niektórzy sprawiali wrażenie, jakby w myślach byli już w połowie drogi do Styflinga, inni zaś widać było, że zgłosili się niechętnie, tylko dla zasady, ale woleliby tak naprawdę zostać na bagnach. Ona w duchu popierała tych drugich - wolałaby nie zostać zauważona. Nie denerwowała się, bo wiedziała, że szanse są małe - nie była tutejsza, nie miała niczyjego poparcia, a na dodatek teraz była niespecjalnie widoczna. Wszyscy zresztą zainteresowali się bardziej wymianą zdań między starym lordem a drwalem, który tak cały czas na nią spoglądał. Skowronek nadstawiła uszu, słysząc o potrzebie zaangażowania w sprawę malowanych dzieciaków, które przebywały na zewnątrz. To było oczywiście potrzebne, ale przy tym dość trudne - cała kolorowa zgraja zdawała się ślepo podążać za swoją liderką, byli pełni młodzieńczego entuzjazmu i równie młodzieńczej głupoty. Całe szczęście istniał jeden czynnik, dzięki któremu przekonanie ich do poparcia starego lorda mogło się powieść - ojciec Kliri, ten troskliwy drwal, który teraz dyskutował ze swoim przywódcą. Z jego gadanym można było próbować przekonać gorącokrwistą dziewczynę do zmiany stanowiska.
        Elfka parsknęła cicho - kolejny chciał zostać zięciem tego drwala? Czyżby była to w okolicy aż tak wpływowa rodzina? A może to ona odznaczała się nadprzeciętnymi walorami, była piękna albo miała talent do interesów? Mogła też być oczywiście inteligentna albo utalentowana, ale to się chyba w tej okolicy niespecjalnie liczyło, patrząc na to, jak ludzie chwilę wcześniej potraktowali Zielarza. Całe szczęście drwal potrafił w pięknym stylu zgasić matrymonialne zapędy starca i sprawić, by ten zainteresował się ważniejszymi rzeczami niż wianek jakiejś miejscowej panienki. Zaczęły padać konkretne nazwiska. Byli to sami mężczyźni, niektórych z nich Skowronek miała okazję wcześniej rozpoznać, innych nigdy nie widziała, ale potrafiła zlokalizować ich w tłumie - wystarczyło patrzeć, kogo poklepują po plecach. I nagle w liście imion pojawiła się luka, lord zagaił dłuższy wstęp o swoich wątpliwościach i odkryciach, nim odezwał się do ostatniej osoby, którą chciał wcielić do swoje drużyny. Mówił prosto do niej, a każdy dryblas stojący na drodze między nią a starcem odsuwał się odrobinę, by linia wzroku była czysta. Elfka zacisnęła lekko wargi. Tak, sama była sobie winna i była tego w pełni świadoma, nawet już zdążyła sama siebie zwyzywać w myślach. Mogła nie włazić na tą belkę, mogła nie wtrącać się gdy dorośli rozmawiali, zgubiła ją jej własna ciekawość. Teraz nie miała już jednak innego wyboru jak podporządkować się zastanej sytuacji i spróbować zwiać dopiero gdy moment będzie dogodniejszy. Przetarła twarz dłońmi, odgarniając z niej mokre kosmyki włosów i dając sobie czas na odpowiedź. Pogratulowała sobie w myślach, że nadal ma na głowie kaptur, zapewniał jej on chociaż odrobinę dyskrecji. Postąpiła krok do przodu.
        - Jestem Bri - odpowiedziała. W jej głosie nie było typowej dla niej pewności siebie, mówiła jak młoda dziewczyna, która nie do końca potrafi znaleźć się w zastanej sytuacji. Chociaż w pierwszej chwili chciała podać swoje prawdziwe imię, szybko uznała, że to jej wcale nie pomoże i wybrała coś, co brzmiało bardziej swojsko, przynajmniej w jej mniemaniu. Powoli przesuwała się do przodu, bo w końcu kazano jej podejść, rozglądała się przy tym wśród mijanych osób. Większość patrzyła na nią obojętnie, w oczach niektórych widać było zaś, że jej nie rozpoznają i bardzo ich to frapuje. "Ale cyrk. Wydra, to twoja sprawka, prawda? Mścisz się na mnie zza grobu? Czekaj no, zobaczymy, kto będzie się śmiał ostatni..."
        - Wolno zapytać, czym zasłużyłam sobie na to zainteresowanie? - upewniła, chociaż domyślała się odpowiedzi. Zatrzymała się na chwilę i kątem oka dojrzała znajomą twarz drwala - stała na wyciągnięcie ręki od niego.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans uśmiechnął się chytrze słysząc pytanie dziewczyny. Dobre kontakty z własnymi dziećmi pozwoliły mu lepiej oceniać niektóre sytuacje związane z młodzieżą. Bri poważnie obraziła lorda Kamiennego Targu zwracając się bezpośrednio z pytaniem do Asetsa, w sposób jakby byli sobie równi. Rzecz jasna ujdzie jej to na sucho. Jej słowa zostaną zignorowane, ponieważ władca uzna ją za głupiutkie dziewuszysko nie znające reguł, tytułów i obyczajów społecznych. Trudno zresztą byłoby obwiniać córkę jakiegoś prostaka śmiertelnie wystraszoną sytuacją w jakiej się znalazła.
Drwal zastanawiał się jak by zareagował jego ojciec gdyby był świadomy, iż dziewczyna obraża go celowo. Kliri wytłumaczyła mu kiedyś, że każdy dzieciak doskonale zna panujące zasady. W przeciwnym razie nie byliby w stanie ich łamać. Postępowali w ten sposób głównie dlatego, że powyższych praw i norm nie traktowali jako swoich własnych. „Może byłoby inaczej gdyby ktoś ze starszych zechciałby nas zapytać, czy zgodzimy się je akceptować” – dokończyła młoda Ulka.
- Nie słyszeliście co powiedział lord?! Obrady skończone. Wyperdzielać z sali! – krzyczał Nuwor, który z rzekomego zagorzałego przeciwnika Asetsa teraz zmienił się w jego najwierniejszego wasala. Blondyn często obrażał władcę w nieoficjalnych rozmowach będąc przekonanym, że w ten sposób zachęci drugą stronę do szczerych zwierzeń, uzyskując tym samym podstawy do wysunięcia konkretnych oskarżeń w przyszłości. Z pewnością sam uważał się za sprytnego, tyle że jego metody działania znane były doskonale każdemu mieszkańcowi Mglistych Bagien.
- Będę cię jeszcze potrzebował Thar – Sjans zwrócił się do wychodzącego towarzysza. Młoda akrobatka stała teraz obok niego, oczekując aż zgromadzeni opuszczą salę. Drwal gestem wskazał dziewczynie, że powinna zająć miejsce przy stole, który miał być miejscem prywatnych narad. – Nie wystarczy mu samo Bri – szepnął do niej, by chociaż w minimalnym stopniu przygotować dziewczynę na kolejną porcję pytań ze strony Asetsa. Sam również ruszył by zająć swoje miejsce.
- No nareszcie. Woń waszego potu czuć na tyle że nawet muchy uciekają – pożegnał wychodzących.
- Złaź stamtąd stary capie, dopadnę cię następnym razem. - Boug przeklął Oderina, odstępując od swojej ofiary. W przeciwieństwie do Zielarza i Willego, którzy od razu zajęli miejsca po obu stronach siedzenia lorda, Bulwater w pierwszej kolejności zajął się napełnianiem kufli i misek z jadłem. W ten sposób jasno chciał dać do zrozumienia, iż w jego przekonaniu szanowny władca może jeszcze trochę poczekać. Boug i Sjans zwykli siadać jak najdalej od Asetsa i wykorzystywać czas narad jako okazję do posiłku. Trzy niesione przez zapalczywego topornika kufle oznaczały, że Bri przeznaczone było miejsce wśród grupy biesiadników.
- Panie, tak jak wspominałem wcześniej, warto by rozważyć ewentualną pomoc Przyjaciół – spróbował wrócić do swojej wizji Oderin, gdy tylko poczuł się pewniej.
- Czy tam na górze nie było mnie słychać? – oburzył się Asets. – Mówiłem, iż nie chcę dla Styfinga szybkiej śmierci. Mam zamiar sprawić by cierpiał, a co najważniejsze cierpiał na moich oczach, więc przestań mi tu pierdzielić o jakiś tajemnych organizacjach – uciął dyskusję władca, po czym spoglądając w kierunku Bri dodał uprzejmym tonem:
- Powiedz mi, panienko, dlaczego nie malujesz się na wzór swoich rówieśników? Czyżbyś nie stała za grupą naszych buntowników? – Zgodnie z przeczuciem Sjansa, zaczął dopytywać się lord. Oczywistym było, iż nie zacznie narady nim nie uzyska przekonania, iż może zaufać komuś takiemu jak Bri. Drwal nie miał pojęcia do czego dziewczyna jest mu niezbędna. Prawdopodobnie do swojego planu potrzebował kogoś w jej wieku, a skoro Kliri podprowadziła mu innych potencjalnych ochotników, władca nie miał wielkiego wyboru. – Dokonaj prezentacji Sjans – polecił lord.
- Młoda damo, masz przed sobą Asetsa Ulkę, tego który trzyma nasz cały bajzel w swoich łapach. – Wykonał zadanie Sjans. – Co dziwne udaje mu się to pomimo tak kiepskich doradców jak my. Willy jest skrybą, Oderin handluje przyprawami, a ta dwójka starająca się wyglądać na niebezpiecznych bydlaków, to Nuwor i Boug. Jeden jest kowalem, a drugi pasterzem. Ja jestem drwalem, Sjans Ulka, najgorszy z synów naszego lorda.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka przez moment myślała, czy nie wykorzystać zamieszania i wymknąć się wśród tłumu z tej szopy, jednak żądza wrażeń szybko wygrała z potrzebą nierzucania się w oczy. Postarała się, by fala tłumu nie pociągnęła jej za sobą, w czym pomógł jej troskliwy drwal - nieświadomie, ale jednak, w końcu przez to, że stał blisko, Skowronek miała niewielką przestrzeń bezpieczeństwa wkoło siebie, zupełnie jakby skryła się za głazem podczas lawiny. Jego szept sprawił, że elfka podniosła wzrok i bardzo czujnie mu się przyjrzała, chociaż z jego perspektywy wyglądała pewnie jak nadąsane dziewczę.
        Rozluźnienie na sali i związany z tym napływ świeżego powietrza Przyjaciółka powitała z westchnieniem ulgi - nie, żeby była jakaś przesadnie delikatna, ale kto lubi przebywać w parnym, śmierdzącym pomieszczeniu, gdzie na dodatek w każdej chwili można dostać po głowie pięścią, toporem albo ławą? A skoro już mowa o ławie - Skowronek obróciła wzrok na prowizoryczną podporę stropu i przez to przypadkowo uchwyciła moment, gdy Zielarz w końcu zdecydował się zejść na ziemię, chociaż przekonało go dopiero tymczasowe zawieszenie broni przez szalonego topornika. Skowronek nie przywiązywałaby się aż tak do tej obietnicy rozejmu, ale tym niech się przejmują osoby bezpośrednio związane ze sprawą, ona miała swoje sprawy i swoje problemy. Rozejrzała się po zgromadzonych na tajnym wiecu mężczyznach, od razu rzucił jej się w oczy podział na dwa obozy - lorda i jego fagasów oraz resztę. Rozkład sił nie był fortunny, bo co prawda Skowronek nie znała jeszcze roli wszystkich zgromadzonych, ale po jednej stronie miała silnego szaleńca w towarzystwie silnej osobowości w postaci troskliwego drwala, a po drugiej dwóch cwaniaków i mężczyznę o nieznanej jej pozycji, który jednak nie wyglądał na specjalnie muskularnego. Ten ostatni zresztą chyba jako jedyny spoglądał na nią ze swego rodzaju ostrożnością, musiała na niego uważać. Całe szczęście bez specjalnych ustaleń przydzielono jej miejsce w pierwszej grupie. Usiadła z nimi, ale nie sięgnęła po kufel, ręce trzymała w kieszeniach jak zwykły cham. Skoro wcześniejsze zachowanie uszło jej płazem, więc i na to mogła sobie pozwolić, a o ile lepiej się czuła, gdy mogła zacisnąć palce na rękojeści noża, który nosiła pod ubraniem.
        Obrady nie miały swojego oficjalnego początku, stanowiły niejako przedłużenie wcześniejszego wiecu - Zielarz od razu wrócił do tematu Przyjaciół i został w brutalny sposób zgaszony przez starego lorda. Skowronek uśmiechnęła się jednym kącikiem ust - wiedziała, że na górze słychać było jeszcze lepiej niż na dole, nie rozumiała jednak dlaczego wmieszanie w to jej towarzyszy miało nie satysfakcjonować tutejszego włodarza, skoro nawet nie miał wygórowanych wymagań. "Znam truciznę, która nie jest Przywiązaniem, a zabija powoli i boleśnie, silny mężczyzna podda się jej po dziesięciu dniach. To by go nie zadowoliło? Ach nie, w końcu trucizna to broń kobiet, mężczyźni wolą żelazo...", pomyślała z przekąsem. Nigdy nie rozumiała dlaczego spryt miałby być gorszym rozwiązaniem niż brutalna siła, skoro był bezpieczniejszy i skuteczniejszy, ale co tam.
        Troskliwy drwal przedstawił elfce całe zgromadzone przy stole towarzystwo. Słuchając jego słów Skowronek przesuwała wzrok od jednego mężczyzny do drugiego. Odsłoniła się ostatnia niewiadoma karta - podejrzliwy jegomość był skrybą. A wygadany ojciec najlepszej partii w okolicy stanowił jednocześnie najbliższą rodzinę miejscowego władcy, to również rzucało nowe światło na zastaną sytuację.
        - Dopiero dotarłam w to miejsce - odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie Asetsa. - Chciałam najpierw rozeznać się w sytuacji, dowiedzieć kto trzyma z kim i kogo warto poprzeć. Wy zdecydowaliście za mnie.
        Elfka zamilkła na dwa uderzenia serca, nie domknęła jednak ust, co było niejako sygnałem, że jeszcze nie skończyła mówić. Obdarzyła uważnym spojrzeniem Willy'ego, Oderina oraz Sjansa, gdyż to na ich reakcji najbardziej jej zależało. Praktycznie się nie wahała, po chwili oparła broń na blacie i wstała.
        - Karty na stół, lordzie Asetsie - oświadczyła. Mogła ciągnąć tę maskaradę jeszcze długi czas, ale im później wydałaby się jej prawdziwa tożsamość, tym trudniej byłoby jej się z tego wykręcić, a wystarczyłoby tylko, by ktoś zdjął jej z głowy kaptur, by wszystko posypało się jak domek z kart. Odeszła kawałek od swojego miejsca, stając w połowie drogi między obiema frakcjami zgromadzonymi przy stole.
        - Nie jestem po stronie twojej, ani po stronie Kliri. Trafiłam tu przypadkiem, ale wydaje mi się, że mogłabym się przydać.
        Skowronek znowu zrobiła przerwę, którą wykorzystała na zdjęcie kaptura. Szybko przetoczyła wzrokiem po zgromadzonych by upewnić się, czy nagle któryś nie zechce czymś w nią rzucić.
        - Jesteście bardzo niefrasobliwi - zauważyła. - Obca weszła na wasz wiec i w najlepsze podsłuchiwała. Mogłabym jeszcze chwilę zgrywać głupią i później zanieść wszystko co bym usłyszała Styfingowi. Na wasze szczęście nie widzę w tym dla siebie dobrego interesu, dajcie mi jednak powód, bym was wsparła. Przydam się. Moje imię brzmi Skowronek, a Oderin powie wam dla kogo służę, w końcu tyle razy rzucał dzisiaj mianem moich towarzyszy.
        Elfka ukłoniła się jak młody giermek, jedną rękę chowając za plecami, a drugą przykładając do piersi, nie spuściła jednak przy tym pokornie wzroku, a patrzyła bezczelnie na lorda i otaczających go mężczyzn. Zagrała "za wszystko", uznając, że nie ma nic do stracenia.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Skowronek po raz drugi przedstawiła się zebranym wywołując znacznie większe wrażenie niż sama mogłaby się spodziewać. Mieszkańcy Mglistych Bagien w większości stanowili prosty lud którego losy nierozerwalnie połączone były z przyrodą. To hojność natury utrzymywała ich przy życiu a jej kaprysy potrafiły wpędzić ich w poważne tarapaty. Siły przyrody dążyli z wielkim szacunkiem i estymą, pielęgnując przy tym wiele wierzeń i obrzędów dawno już zapomnianych w wielkich miastach. I tak jak wciąż bano się tutaj tajemniczych bestii i złych duchów tak i wciąż liczono się z magią elfów, driad czy druidów, uznając ich niewątpliwy wpływ na kształtowanie natury. Nawet jeśli niektórzy przedstawiciele tych ras, podobnie jak Skowronek, odbiegali nieco od wyobrażeń i ideałów jakie miał w głowach prosty lud, nie zmieniało to zachowani i przyzwyczajeń drwali.
Sjans był gotowy niemal natychmiast pokłonić się elfce i zrobiłby to niechybnie gdyby Boug nie był pierwszy.
- O do chuja. Wybacz pani. – Z zamaszystym gestem skłonił się mężczyzna – Boug Bulwater do usług. I nie żaden pasterz lecz gospodarz na Podmokłej Łące i właściciel największego stada owiec w okolicy. – Sprostował wcześniejszą prezentację drwala.
- To dla nas wielki zaszczyt … - Usiłował wtrącić Sjans jednak natychmiast przerwał mu Asets.
- Elfka, wielkie mi rzeczy. Przestańcie zachowywać się jak banda dzikusów która właśnie odkryła ogień. Kimkolwiek jesteś przybyłaś na nasz wiec nieproszona i wbrew naszej woli. Mało to jak sama przyznajesz z zamiarem szpiegowania. – Władca Kamiennego Targu uważał się za dużo bardziej światłego człowieka i widok zwykłej elfki nie sprawiał że od razy wyskakiwał z podziwu z butów.
- Do tego raczysz puszyć się swoją błyskotliwością i sprytem, a tymczasem prawda jest taka ze ujawniłaś nam swą tożsamość wiedząc ze i tak wkrótce zostaniesz zdemaskowana. – Po raz pierwszy odezwał się Willy, wtórując swojemu panu – I co zdołałaś odkryć? Że planujemy odwet? Byle dzieciak to wie, a Styfing już na pewno. Przeceniasz swoje możliwości.
- Jednak jest to dla nas niezwykła okazją … - Wtrącił Oderin usiłujący wystąpić w roli negocjatora. – Okazja z której powinniśmy skorzystać.
- Niby dlaczego nam się przydasz? W czym jesteś od nas lepsza? – Oburzył się Nuwor.
- Trochę szacunku do kurwy nędzy! – Wrzasnął Bulwater chwytając za topór. – Tak traktujecie gości? Zarzucacie obelgami lepszych od siebie?
- Od kiedy to uczyniliśmy Kamienny Targ zamkniętym dla obcych? – Poparł Bouga Sjans. W porze suszy normą był spraszanie kogo się da by podnieść tym samym rangę wydarzenia, a obecne oburzenie lorda wynikało raczej z błędów wytkniętych mu przez elfkę.
Drwal również chwycił za broń, stajać obok Bulwatera, Lecz blondyn nie zamierzał ustąpić nawet mając naprzeciw siebie dwójkę przeciwników. Na szczęście Asets przerwał spór podnosząc się z krzesła.
- Uspokójcie się! Nie powierzę swoich planów nikomu komu w pełni nie zaufam. A zatem panienko, oraz ty Oderinie, jak to działa? W jaki sposób zamierzasz zagwarantować nam swoją lojalność jeśli zdecydujemy się na twoje usługi? I bez pierdzielenia mi tu o słowie i honorze – Dodał władca.
- Chcemy też wiedzieć ile będzie nas to kosztowało. – Jak zawsze Oderin podszedł do sprawy od strony praktycznej. – Wymień sumę w złocie lub srebrze.
– Ilekolwiek byśmy nie zapłacili, Styfing jest w stanie dwukrotnie przebić naszą propozycję. - Wtrącił Sjans –Dlatego lepiej powiedzieć uczciwie iż nie jesteśmy w stanie ofiarować ci pani nic poza wdzięcznością i zobowiązaniem, co akurat u nas chodzi za najcenniejszą monetę.
- Najpierw niech udowodni co jest warta! – Nie ustępował Nuwor. – Jak dla mnie nie wystarczą spiczaste uszy by od razu prześcigać się w ofiarowaniu ci czegokolwiek.
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości