Góry Dasso[Gdzieś w górach] Na szlaku wspomnień

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Stradivion
Zbłąkana Dusza
Posty: 2
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

[Gdzieś w górach] Na szlaku wspomnień

Post autor: Stradivion »

Stradivion zatrzymał konia na małej polance wychodzącej z leśnego traktu. W dole widoczny był cel jego podróży - mała wioska położona między klifami. Skąpana w porannej mgle prezentowała się iście malowniczo. Pogoda była wyjątkowo ładna, co dodało mężczyźnie energii. Wolnym stępem zjechał więc w kierunku miejscowości, napawając się widokami i wizją przyszłego zarobku.

Wiedział, że wieśniacy mają problemy z lokalną fauną. W końcu to dzikie góry, a nie nadmorska plaża. Każda wioska miała co prawda swojego łowczego, ale czymże jest polujący na sarny w starciu z trollem? No właśnie. Dlatego też takie mieściny poszukiwały ludzi pokroju Stradiviona. Płaciły ochoczo, choć często nie w walucie, jakiej oczekiwałby najemnik. Niektóre z nich były biedne i pieniądze posiadało może dwóch wieśniaków. Czasem odjeżdżał, nie chcąc ryzykować życia za dwie bułki i dozgonną wdzięczność. Tym razem liczył jednak na zarobek, który niespecjalnie się go trzymał.

Wioska była dość typowa. Kilkanaście domków, kuźnia kowala, chata sołtysa i mała karczma, z której dochodziły odgłosy zabawy. Mieszkańcy utrzymywali się zapewne z tego, co przyniosła im natura. Raczej nie przechodziły tędy szlaki handlowe. Trakt doń prowadzący również zarósł, dawno nie deptany. Miejscowość była oderwana od cywilizacji, jakby rozpływająca się w górskich przełęczach.

Mężczyzna podprowadził Anubisa w kierunku pierwszych zabudowań. Mimo wczesnej pory ludzie już byli na nogach, zabierając się do pracy. Stradivion został więc szybko dostrzeżony. Mieszkańcy z zaciekawieniem przypatrywali się przyjezdnemu. W ich oczach było widać, że nie jest u nich tak sielsko, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Tymczasem łowca podjechał już do chaty sołtysa, która prezentowała się tylko nieco lepiej od innych. Zsiadł z wierzchowca, poprawiając miecz na plecach. Zapukał w drzwi, oczekując szybkiej i entuzjastycznej oferty. Nikt jednak nie otworzył. Załomotał nieco głośniej, myśląc, że starosta śpi. Zero reakcji.
- Przepraszam, szanowny panie... - Usłyszał zza pleców zachrypnięty głos. - Obawiam się, że nikt panu nie otworzy.
Odwrócił się. Za sobą ujrzał staruszka w pomiętych ubraniach i słomianym kapeluszu. U jego boku wesoło kołysała się mała owca, szarpiąc za nogawki spodni wieśniaka.
- Dlaczegóż to? - spytał mężczyzna chłodnym tonem.
- Nasz starosta, widzi pan, przepadł. Od dawna dokuczała nam grupa trolli, która podjadała owce i niszczyła wysunięte wyżej chaty. Diaboliszcze, nic na nich nie działało. A łowca równy chłop, ale stary nieco i z bestiami nie da rady. Miły człowiek z naszego pana, to i zajął się sprawą. Chwycił za widły i na ośle pojechał wgłąb lasu, coby zmory ubić. Było to z dwa dni temu, dotąd żadnych wieści. Martwi się wieś cała, już trumnę wyciągamy, a tu pan się zjawia niczym dar od losu. - Jak każdy mieszkaniec wiosek odciętych od świata, staruszek miał długą gadkę. - Jakby pan pomógł łaskawie...
Awatar użytkownika
Lieselotta
Szukający drogi
Posty: 26
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Lieselotta »

Odkąd smokołaczka wyrwała się z tamtego przebrzydłego więzienia minęło trochę czasu. Gdy tylko przekroczyła próg bramy, przemieniła się w smoka i odleciała tak daleko, jak się da. Nie chciała spędzić tam ani minuty więcej, gdyż dotrzymała już swojej obietnicy - poczekała na siwowłosego i upewniła się, że oboje uciekną. W głębi duszy jednak irytowało ją, że ten drugi człowiek - zakapturzony mężczyzna - również dał radę zwiać.
Będąc już daleko od Ifan-Tar, położyła się na jednej z wydm i zasnęła, otulona ogonem. Z racji, że było zimno, zionęła parę razy ogniem i rozgrzała piasek pod sobą. Noc w tamtych rejonach bywała doprawdy upierdliwa...
Gdy nastał ranek, ruszyła dalej. Na swojej drodze nie napotkała ani jednej wioski, na co jednak nie zwracała zbytnio uwagi. Myślami była gdzieś indziej... zastanawiała się nad Viktorem oraz nad tym, że pozwoli mu uciec. Nie zdoła się już zemścić - skoro nawet jego ludzie nie wiedzieli, gdzie on jest, to jak ona miałaby się tego dowiedzieć? Nie, byłoby z tym zbyt wiele zachodu. Nie ma co tracić na niego czasu - w tej chwili najbardziej liczyło się dla niej coś innego...
Sapnęła ciężko. Przebywając w więzieniu skonfiskowano jej miecz. I choć nie była to jej jedyna broń, to bardzo się z nią zżyła. Oręż był dobrze wyważony, a idąc w parze ze smokołaczką, powalił wielu ludzi... i nieludzi. Wiązało się z nim sporo wspomnień, walk i zleceń, które przyjmowała od kiedy pożegnała się ze swoimi rodzicami. W więzieniu był jednak taki moment... że gdyby się cofnęła i postawiła na swoim, mogłaby go odzyskać.
"Cholera!"
Ale na to już było za późno, więc smokołaczka - na przekór wszystkiemu - wyszczerzyła zęby w krzywym uśmiechu i roześmiała się, co w jej smoczej formie mogło wyglądać jak groźne ryknięcie. "Nie ma co się przejmować, prawda? W końcu nie takie rzeczy się przeżyło!"
"A jeden zardzewiały miecz, to jeszcze nie jest wielka strata. Może nadszedł więc czas, by wykombinować sobie jakiś nowy? Lepszy?" - i w ten sposób myśląc, przyspieszyła w stronę widocznych na horyzoncie gór. Nie pamiętała ich nazwy, ale to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia, bowiem płonęła w niej pewna nadzieja - wierzyła, że gdzieś tam znajdzie się jakaś wioska. Miejsce, w którym pozyska nowy oręż... no i przy okazji naje się czegoś smacznego.

Pomimo doskonałej kondycji, latanie przez cały dzień okazało się (nawet dla niej) bardzo wyczerpujące. Nim znalazła się w pobliżu gór, księżyc już dawno wisiał pod granatowym sklepieniem. Świecił tej nocy niezwykle jasno, choć smokołaczka zapewne i tak nie miałaby żadnych problemów z widocznością. Rozglądać się jednak nie próbowała - zmęczenie doskwierało jej na tyle mocno, że gdy tylko wylądowała, ułożyła się do snu.

Zbudziła się, a po chwili ziewnęła ospale. No, tego jej było trzeba!
Rozciągnęła się leniwie, wstała, a potem zaczęła nasłuchiwać. Nic jednak nie zwróciło jej uwagi - pobliskie zwierzęta zapewne uciekły, jak tylko poczuły woń drapieżnika. Dziewczyna natomiast nieco się zasmuciła... Cóż, nie dlatego, że szkoda jej było zwierząt. Chodzi o to, że w jej żołądku panowała całkowita pustka... Każdy wie, jak to jest odczuwać głód, lecz w jej przypadku to uczucie było silniejsze. Wiadomo, smok - duże stworzenie, a wysiłek, jaki pokonała zeszłego dnia był dosyć spory.
Lieselotta powróciła do swojej ludzkiej postaci i zaczęła się rozglądać. Znajdowała się w lesie, a dokładnie na skraju, gdyż pierwsze promienie słońca z łatwością przebijały się przez rzadkie konary. Przeszła w tamtą stronę kilkanaście kroków i dopiero wtedy spostrzegła... że stoi na klifie.
Odważnie zbliżyła się do krawędzi i zerknęła w dół. Na ustach zmiennokształtnej niemal od razu zawitał szeroki uśmiech, gdy jej oczom ukazała się górska wioska, która może i nie wyróżniała się ilością budynków, ale hej! Czegoś takiego właśnie szukała, co nie?

Prędko zbiegła z urwiska na małą polanę, a potem, już nieco spokojniejszym krokiem, podążyła w kierunku obranego celu. Na długo przed tym, jak mieszkańcy ją zauważyli, Lieselotta zdążyła im się przypatrzeć. Wśród nich byli hodowcy, rolnicy... a z daleka, dzięki dobremu słuchowi, usłyszała szczęk stali, dochodzący z kuźni. Ten odgłos natychmiast ją ożywił, lecz gdy już miała się kierować w tamtą stronę, oprzytomniała, jakby ktoś zadał jej szybki cios w policzek. Od razu po tym złapała się za brzuch, słysząc przeciągłe burczenie.
"I znowu ta pustka..."
Rozejrzała się dokoła, oceniając każdy z budynków.
- Ten nie... Ten też... Nie... - mówiła do siebie cicho, lecz nie szeptem, więc każda osoba, która znajdowała się w tamtym momencie nieco bliżej, mogła usłyszeć w jej głosie gniewną nutę.
- Aha! - krzyknęła z podejrzaną wesołością i szybko popędziła do największego (choć jak na karczmę wciąż małego) budynku w tej mieścinie.

Weszła do środka po czym bez oglądania się na tutejszych złożyła zamówienie. Odczekała parę minut, śliniąc się w międzyczasie, by po chwili rzucić karczmarzowi parę monet i zabrać się do pałaszowania otrzymanego posiłku.
Za moment wstała i spokojnym krokiem wyszła z gospody, uśmiechając się szeroko. Zjedzenie czegoś dobrego zawsze poprawiało jej humor.
Gdy jednak trafiła do pobliskiej kuźni, zmarszczyła brwi. Nie znalazła tutaj bowiem niczego przydatnego - nie dość, że broni było mało, to ich jakość pozostawiała sporo do życzenia. Tak samo zresztą jak ceny, które swoją drogą były niebotyczne. W tym wypadku dziewczyna jedynie prychnęła na kowala i opuściła wioskę. Z drugiej strony, spodziewała się od tego miejsca zbyt wiele. Jak mogła pomyśleć, że prosty płatnerz zdoła zaspokoić jej potrzeby? Zdenerwowała się... przeklęła pod nosem, pomstując na własną naiwność.
W międzyczasie zajrzała do swojej sakwy. Ledwo jej starczyło na obiad, a teraz nie miała nawet grosza przy duszy...
"Pora wziąć się za jakąś robótkę."
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości