Po powrocie do wioski Aki i Nyllef zostali przywitani niczym bohaterowie. Miejscowi wiwatowali na ich widok, wybiegając na powitanie szczęśliwcom, którym udało się odnaleźć zaginionego chłopaka. Uściskom, pochwałom i poklepywaniu po plecach nie było końca. Każdy chciał być jak najbliżej wojownika i towarzyszącej mu kapłanki. Ludzie przekrzykiwali się jeden przez drugiego, chcąc dowiedzieć się w jaki sposób nieznajomym udało się odnieść sukces. Snuto całą masę domysłów, a głęboka rana na ciele Akiego, zły stan chłopaka i magiczne sanie, jedynie pobudzały wyobraźnię prostego ludu. Opowieści rosły same z siebie, tak że wkrótce po wsi dominowała historia, w której wytatuowany wojownik ratuje chłopca, wyrywając nieszczęśnika z pazurów olbrzymiego niedźwiedzia. Jako wyzwoliciel wioski, poza uwielbieniem tłumu, Aki mógł liczyć również na cały szereg bardziej namacalnych przywilejów. Mieszkańcy co prawda nie należeli do ludzi zamożnych, jednak za wszelka cenę starali się okazać swoją wdzięczność, obdarowując chłopaka czym tylko mieli. Nim się Aki obejrzał, w jego rękach znalazły się skóry, ubrania, broń, zapasy żywności, najróżniejsze ozdoby, talizmany, a nawet kilka córek z gotową propozycja małżeństwa.
W wiosce od razu zabrano się za przygotowanie wielkiej uczty, a parę młodzieży zaproszono również na spotkanie rady starszych, która oficjalnie chciała podzielić się z nimi posiadanymi wiadomościami i pogratulować osiągnięcia. Oczywiście znaleźli się też tacy, którzy nie podzielali ogólnej euforii, dalece odbiegając od powszechnie panującego nastroju. Przede wszystkim zaliczał się do nich uratowany chłopiec niepocieszony faktem powrotu wśród pospólstwa. Nyllef również okazała się niezadowolona, ponieważ w panującym wokół chaosie szybko rozdzielono ją od Akiego przez co teraz czuła się zagubiona i niepewna. Poza tym był tu też Kuf i jego kompan, trzymający się z boku i knujący plany jak uratować sytuację. Mężczyźni obawiali się tego co może się stać gdy młodzieniec spróbuje ich wydać, słusznie zresztą obarczając winą za uprowadzenie dzieciaka.
W tym samym czasie czarodziejka zmagała się z zupełnie innym problemem.
- Gdzie mam iść? – spytała się stojącej przed nią roześmianej dziewczyny, zawczasu słysząc propozycję składającą się ze słowa, którego nigdy wcześniej nie słyszała.
- Przygotowałam dla ciebie kąpiel, abyś wyglądała dostojniej na czekających was uroczystościach. Powinnaś też umyć włosy – odpowiedziała tamta.
- Co to jest kąpiel?
- Chodź będzie fajnie.
Na miejscu okazało się ze obawy Nyllef wcale nie były bezpodstawne. Dziewczyna uczesana w dwa grube warkocze, zaprowadziła ją do pomieszczenia niemal w całości wypełnionego gęstą, gorącą parą. Na środku tej chaty stało palenisko zbudowane z rozgrzanych kamieni, nad którymi z kolei umieszczono pokaźną balię wypełnioną wodą. Owe skały kojarzyły się kapłance z wulkanem. Nyllef nie potrafiła jednak zrozumieć dlaczego ktoś miałby sprowadzać wulkan do swojego domu? Na logikę każdy rozsądny człowiek unikał bezpośredniej bliskości rozgrzanego krateru, tymczasem ci tutaj z niewiadomych przyczyn postanowili zrobić dokładnie na odwrót.
- Strasznie tu gorąco – zauważyła.
- Rozbierz się to będzie ci wygodniej – zaproponowała wieśniaczka. Rada wyglądała na sensową, wiec czarodziejka postanowiła się do niej zastosować, chociaż powątpiewała czy taki zabieg może uchronić ją przed bijącym stąd żarem.
- I co teraz? – spytała Nyllef.
- Hi, hi, no wchodzisz do środka – odpowiedziała rozbawiona dziewczyna, wskazując na miskę. – Czekaj, nie pij tej wody. Jest z mydłem.
Kapłankę nagle olśniło. Uświadomiła sobie wcześniejsze słowa Akiego, sugerującego że nie wszyscy ludzie są mili i dobrzy. Zdaniem wojownika nie każdemu należało ufać, a ta tutaj najwyraźniej zamierzała ugotować ją żywcem. Rozgniewana Nyllef natychmiast chwyciła po swoją włócznię, wygrażając nią towarzyszce.
- Niedoczekanie! – krzyknęła. – Myślisz, że dam się nabrać na tak naiwną sztuczkę? Sama cię upichcę w tym kotle, wiedźmo!
- Ale co ty robisz, ja tylko… proszę przestań. To tylko kąpiel. Starszyzna mi nie daruje jeśli skorzystam z przyjemności, które zarezerwowali dla ciebie.
- Właź do środka, ale już – rozkazała Nyllef. – Więc twoja starszyzna też jest w to zamieszana! Gadaj, co chcieliście zrobić Akiemu?
- Lriii… - pogroziła sowa, siedzącą na regale stanowiącym jedyny mebel w łaźni. Chcąc wyglądać na większa i groźniejszą niż w rzeczywistości, Pierzasta zatrzepotała skrzydłami, przyłączając się do przesłuchania.
Góry Dasso ⇒ Dwie sowy
-
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Opiekun , Szaman , Myśliwy
- Kontakt:
- Aki
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Aki początkowo próbował wytłumaczyć mieszkańcom wioski, że żaden z niego wielki bohater i że po prostu dopisało mu szczęście, ale ci nie chcieli go słuchać. Po tym, jak zjawił się w progu z chłopakiem i ręką opatrzoną prowizorycznym bandażem, powstały niuanse, jakoby wyrwał go z paszczy wściekłego niedźwiedzia, co może byłoby prawdą, gdyby niedźwiedź potrafił używać siekiery. Niestety w porywie radości mało kto zwracał uwagę na takie detale i zanim berserk się obejrzał, został wyniesiony na rękach i pchnięty w centrum zainteresowania. Każdy pragnął uścisnąć mu dłoń, niektórzy składali pełne szacunku ukłony, a co odważniejsze, młode niewiasty, całowały go po policzkach z ofertą rychłego małżeństwa. Nikt nie zaprzątał sobie głowy odmowami ze strony chłopaka, tłumacząc je sobie jego niebywałą skromnością, przez co góra prezentów u jego stóp stale się powiększała. Nie chcąc urazić wieśniaków, Aki, spośród wielu możliwości, postanowił zatrzymać sobie nowe i bardzo wygodne ubranie z owczej wełny, toporek z krótką rękojeścią oraz skromny, bo tylko z jednym kryształem, pierścień z białego złota.
To ostatnie wojownik zamierzał sprezentować swojej towarzyszce, która była nieocenioną pomocą podczas misji, ale i nie tylko. Aki bardzo polubił bliskość czarodziejki i choć ta błądziła po nieznanym sobie świecie, nie rozumiejąc z niego nic a nic, to jemu to nijak nie przeszkadzało. I choć była szansa, że Nyllef potraktuje prezent jako coś wrogiego, to z samej sympatii można było zaryzykować.
- Naprawdę, nie musicie - próbował tłumaczyć ludziom Aki, siadając wraz ze starszymi przy ogromnym stole. Jednocześnie rozglądał się za czarodziejką, która tajemniczo zniknęła w tłumie. Nyllef może i nic nie wiedziała o relacjach międzyludzkich, ale była samodzielna, żywot w górach tylko to potwierdzał, a w obcym środowisku człowiek różnie reaguje. Nie wszystkie mechanizmy obronne dziewczyny, wojownik miał okazję poznać, więc sam nie wiedział czy martwić się o nią, czy o otoczenie.
Gdzieś w tym kłębowisku oczu, Aki dostrzegł pełne wrogości spojrzenie Kufa i jego towarzysza, grzejących miejsce pod ścianą. Akurat ta dwójka miała wszelkie powody do niezadowolenia: Kuf został pokonany przez obcego młokosa, a intryga jego towarzysza niemal nie wyszła na światło dzienne. Na szczęście sam uciekinier i odnaleziony chłopak niewiele miał do powiedzenia, przez cały wieczór siedział obrażony, zapewne rozmyślając nad kolejną ucieczką, ale starsze matrony nie spuszczały z niego oka. Młody wyspiarz wiedział, że sprawa ta jeszcze nie jest przesądzona, ale póki co wolał nie wszczynać konfliktu. Przynajmniej dopóki nie odzyska pełni sił w rozciętym ramieniu.
- Przepraszam na moment. - Udając potrzebę, Aki przeszedł przez izbę, starając się wypatrzeć swoją przyjaciółkę, ale po za uśmiechającymi się do niego dziewczynami, nie dostrzegał żadnej znajomej twarzy, czy dzioba.
Dopiero po chwili usłyszał kobiecy krzyk połączony z czymś co przypominało plusk wody. Dobiegał on z całą pewnością z piętra i nie zapowiadał się zbyt optymistycznie, dlatego wojownik czym prędzej pobiegł na górę. W trakcie dopadły go wątpliwości, czy powinien tak zostawiać czarodziejkę i jej sowę same, kiedy wokół tyle nowych rzeczy. Jego obawy potwierdziły się, gdy tylko zlokalizował miejsce przebywania Nyllef i bez uprzedniego pukania, wszedł do środka.
W pierwszej chwili Akiemu odebrało mowę. Stanął jak wryty, z jedną ręką na stylisku topora i drugą zaciśniętą w pięść. Na sążeń przed nim stała, odwrócona tyłem, kompletnie naga czarodziejka. Wszystkie futra, które nosiła leżały zbite na podłodze, nawet przez myśl chłopakowi nie przeszło, by zastanawiać się nad faktem, jak prezentuje się Nyllef pod tą całą warstwą odzieży. Był w nie małym szoku i miłym zaskoczeniu, lecz przecież przybiegł jej pomóc... nie wiedział tylko w czym.
- Chyba domyślam się, co tutaj zaszło - westchnął, dostrzegając na drugim planie wystraszoną służkę, która siedziała po pas w balii gorącej wody i w dodatku w pełnym ubraniu. Odpowiednio nad nią, z krawędzi szafy, swoje uwagi wtrącała Lri, trzepocząc skrzydłami i skrzecząc, przynajmniej dopóki berserk nie postawił pod ścianą swojej tarczy i nie wskazał jej pierzastej.
- Nyllef odłóż włócznię - polecił spokojnie, podchodząc do niej i podnosząc z ziemi jej płaszcz, zarzucił go jej na ramiona. Wiedział, że jemu czarodziejka pozwoli się do siebie zbliżyć, bez względu na okoliczności. Ufała mu jak nikt inny, choć znali się dopiero kilka dni. - I posłuchaj. Nikt nie chce cię ugotować. Ta dziewczyna przygotowała ci kąpiel. Takie coś, że wskakujesz do roztopionego śniegu, by zmyć krew i inne brudy z ciała. Tylko ten śnieg jest gorący. Roztopiony i bardzo ciepły, rozumiesz?
Kiedy czarodziejka skupiona była na jego słowach, Aki pomógł zdezorientowanej wyjść z balii i odesłał ją do bawiących się na dole, nakazując, by nikt im nie przeszkadzał. Następnie, biorąc Nyllef delikatnie za rękę, wojownik usiadł z nią na podłodze i jeszcze raz wskazał na parującą wodę.
- To gorący, roztopiony śnieg - powtórzył. - Nie ma się czego bać.
- Mam tu zostać z tobą? Usiąść w kącie i poczekać? - zapytał wprost, widząc, że jego słowa nie do końca zadowalają dziewczynę. Uśmiechnął się także do czarodziejki przyjaźnie i wskazał na miejsce obok Lri, gdzie wraz z nią będzie czuwać. - Nie będę podglądać - zapewnił dodatkowo, choć wcale nie miał takiego zamiaru. Intencje Akiego były dobre, wbrew temu, jak inni mogliby zrozumieć całą tę sytuację, ale innego wyjścia obecnie nie widział.
To ostatnie wojownik zamierzał sprezentować swojej towarzyszce, która była nieocenioną pomocą podczas misji, ale i nie tylko. Aki bardzo polubił bliskość czarodziejki i choć ta błądziła po nieznanym sobie świecie, nie rozumiejąc z niego nic a nic, to jemu to nijak nie przeszkadzało. I choć była szansa, że Nyllef potraktuje prezent jako coś wrogiego, to z samej sympatii można było zaryzykować.
- Naprawdę, nie musicie - próbował tłumaczyć ludziom Aki, siadając wraz ze starszymi przy ogromnym stole. Jednocześnie rozglądał się za czarodziejką, która tajemniczo zniknęła w tłumie. Nyllef może i nic nie wiedziała o relacjach międzyludzkich, ale była samodzielna, żywot w górach tylko to potwierdzał, a w obcym środowisku człowiek różnie reaguje. Nie wszystkie mechanizmy obronne dziewczyny, wojownik miał okazję poznać, więc sam nie wiedział czy martwić się o nią, czy o otoczenie.
Gdzieś w tym kłębowisku oczu, Aki dostrzegł pełne wrogości spojrzenie Kufa i jego towarzysza, grzejących miejsce pod ścianą. Akurat ta dwójka miała wszelkie powody do niezadowolenia: Kuf został pokonany przez obcego młokosa, a intryga jego towarzysza niemal nie wyszła na światło dzienne. Na szczęście sam uciekinier i odnaleziony chłopak niewiele miał do powiedzenia, przez cały wieczór siedział obrażony, zapewne rozmyślając nad kolejną ucieczką, ale starsze matrony nie spuszczały z niego oka. Młody wyspiarz wiedział, że sprawa ta jeszcze nie jest przesądzona, ale póki co wolał nie wszczynać konfliktu. Przynajmniej dopóki nie odzyska pełni sił w rozciętym ramieniu.
- Przepraszam na moment. - Udając potrzebę, Aki przeszedł przez izbę, starając się wypatrzeć swoją przyjaciółkę, ale po za uśmiechającymi się do niego dziewczynami, nie dostrzegał żadnej znajomej twarzy, czy dzioba.
Dopiero po chwili usłyszał kobiecy krzyk połączony z czymś co przypominało plusk wody. Dobiegał on z całą pewnością z piętra i nie zapowiadał się zbyt optymistycznie, dlatego wojownik czym prędzej pobiegł na górę. W trakcie dopadły go wątpliwości, czy powinien tak zostawiać czarodziejkę i jej sowę same, kiedy wokół tyle nowych rzeczy. Jego obawy potwierdziły się, gdy tylko zlokalizował miejsce przebywania Nyllef i bez uprzedniego pukania, wszedł do środka.
W pierwszej chwili Akiemu odebrało mowę. Stanął jak wryty, z jedną ręką na stylisku topora i drugą zaciśniętą w pięść. Na sążeń przed nim stała, odwrócona tyłem, kompletnie naga czarodziejka. Wszystkie futra, które nosiła leżały zbite na podłodze, nawet przez myśl chłopakowi nie przeszło, by zastanawiać się nad faktem, jak prezentuje się Nyllef pod tą całą warstwą odzieży. Był w nie małym szoku i miłym zaskoczeniu, lecz przecież przybiegł jej pomóc... nie wiedział tylko w czym.
- Chyba domyślam się, co tutaj zaszło - westchnął, dostrzegając na drugim planie wystraszoną służkę, która siedziała po pas w balii gorącej wody i w dodatku w pełnym ubraniu. Odpowiednio nad nią, z krawędzi szafy, swoje uwagi wtrącała Lri, trzepocząc skrzydłami i skrzecząc, przynajmniej dopóki berserk nie postawił pod ścianą swojej tarczy i nie wskazał jej pierzastej.
- Nyllef odłóż włócznię - polecił spokojnie, podchodząc do niej i podnosząc z ziemi jej płaszcz, zarzucił go jej na ramiona. Wiedział, że jemu czarodziejka pozwoli się do siebie zbliżyć, bez względu na okoliczności. Ufała mu jak nikt inny, choć znali się dopiero kilka dni. - I posłuchaj. Nikt nie chce cię ugotować. Ta dziewczyna przygotowała ci kąpiel. Takie coś, że wskakujesz do roztopionego śniegu, by zmyć krew i inne brudy z ciała. Tylko ten śnieg jest gorący. Roztopiony i bardzo ciepły, rozumiesz?
Kiedy czarodziejka skupiona była na jego słowach, Aki pomógł zdezorientowanej wyjść z balii i odesłał ją do bawiących się na dole, nakazując, by nikt im nie przeszkadzał. Następnie, biorąc Nyllef delikatnie za rękę, wojownik usiadł z nią na podłodze i jeszcze raz wskazał na parującą wodę.
- To gorący, roztopiony śnieg - powtórzył. - Nie ma się czego bać.
- Mam tu zostać z tobą? Usiąść w kącie i poczekać? - zapytał wprost, widząc, że jego słowa nie do końca zadowalają dziewczynę. Uśmiechnął się także do czarodziejki przyjaźnie i wskazał na miejsce obok Lri, gdzie wraz z nią będzie czuwać. - Nie będę podglądać - zapewnił dodatkowo, choć wcale nie miał takiego zamiaru. Intencje Akiego były dobre, wbrew temu, jak inni mogliby zrozumieć całą tę sytuację, ale innego wyjścia obecnie nie widział.
-
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Opiekun , Szaman , Myśliwy
- Kontakt:
- Wiem czym jest woda – zauważyła Nyllef, nieco poirytowana faktem, że Aki próbuje tłumaczyć jej najprostsze rzeczy. Może i byłą dzikuską, która większość swojego życia spędziła w odosobnieniu na szczytach lodowców, nie mając pojęcia jak funkcjonują ludzie w pozostałej części świata, ale przecież by przetrwać musiała coś pić. Czasem gryzła lód i czekała aż ten roztopi się w jej ustach. Ona i Uro wody mieli mało, dlatego też nauczyli się ją cenić i nie marnować na tak błahe sprawy jak mycie. W powyższej kwestii dziewczyna wolała porządnie wytarzać się w śniegu, natomiast jej mistrz w ogóle zrezygnował z jakiejkolwiek higieny, uznając ją za zbytni dostatek.
Wzburzenie czarodziejki wynikało nie tylko z faktu, iż znała wodę, ale również z racji tego, że wiedziała czym jest kocioł i do czego służy. Nyllef miała za sobą kilka doświadczeń związanych z gotowaniem. Co prawda zwykłym ludziom przeżyć na jej kuchni byłoby równie ciężko co na surowym mięsie, ale nie zmieniało to faktu, iż kapłanka potrafiła połączyć w wyobraźni zastosowanie kotła i wody w jednej czynności.
- Mówię, że nie powinna być gorąca. – Tym razem to dziewczyna postanowiła wcielić się w rolę nauczycielki. - Nawet zwierzęta nie wchodzą do gorącej wody. Nie piją takiej, uznając ją za niezdrową. Tym bardziej jeśli, tak jak ta tutaj, cuchnie siarką. Próbowałeś jej? Bo ja tak i nie da się tego przełknąć. A słyszałeś jak tamta wrzeszczała, gdy miała wejść do środka? Na pewno coś tu jest nie tak. Poza tym jest jeszcze piana. Piana zawsze zwiastuje chorobę. Ale jeśli mimo to uważasz, że wszystko jest bezpieczne, to proszę bardzo, wejdź pierwszy.
W tym momencie Nyllef była zdeterminowana by nie ustąpić. Zbyt dużo miała argumentów na własne teorie, aby łatwo dać się przekonać samą rozmową. Jeśli wojownik chciał jej coś udowodnić, to będzie musiał zrobić to empirycznie. Dziewczyna wskazała włócznią balię z wrzątkiem. Ona sama nie znała pojęcia wstydu, taktu, zakłopotania czy dobrych manier, tak wiec w jej przypadku ewentualne podglądanie tego co robi Aki było rzeczą jak najbardziej naturalną. Zwłaszcza, że chciała się upewnić, iż mężczyzna nie będzie stosował jakiś sztuczek. Oczywiście przy własnych ograniczeniach związanych z wyjątkowo słabym wzrokiem, kapłanka mogła liczyć jedynie na perspektywę tego co widzi Lri, z kolei sama sowa nie zawsze pozostawała skupiona na miejscu, które Nyllef akurat chciałaby oglądać. W ciągu dnia kapłanka pozostawała ślepa do tego stopnia, że gdyby nie obecność Lri, Aki z łatwością byłby w stanie oszukać ją, udając iż rzeczywiście nurkuje w kotle.
Szczęściem dla wojownika po jakimś czasie od kolejnej kłopotliwej propozycji ze strony czarodziejki, do sali weszła starsza kobieta o siwych włosach z informacją od naczelnika wioski, oczekującego na spotkanie. Wieśniaczka z dezaprobatą przyglądała się zastanej scenie.
- Powinnaś się ubrać młoda damo – zasugerowała kobieta cmokając przy tym ustami, tak jakby nieustannie coś przeżuwała – a ty…, ty młodzieńcze powinieneś się wstydzić.
Wzburzenie czarodziejki wynikało nie tylko z faktu, iż znała wodę, ale również z racji tego, że wiedziała czym jest kocioł i do czego służy. Nyllef miała za sobą kilka doświadczeń związanych z gotowaniem. Co prawda zwykłym ludziom przeżyć na jej kuchni byłoby równie ciężko co na surowym mięsie, ale nie zmieniało to faktu, iż kapłanka potrafiła połączyć w wyobraźni zastosowanie kotła i wody w jednej czynności.
- Mówię, że nie powinna być gorąca. – Tym razem to dziewczyna postanowiła wcielić się w rolę nauczycielki. - Nawet zwierzęta nie wchodzą do gorącej wody. Nie piją takiej, uznając ją za niezdrową. Tym bardziej jeśli, tak jak ta tutaj, cuchnie siarką. Próbowałeś jej? Bo ja tak i nie da się tego przełknąć. A słyszałeś jak tamta wrzeszczała, gdy miała wejść do środka? Na pewno coś tu jest nie tak. Poza tym jest jeszcze piana. Piana zawsze zwiastuje chorobę. Ale jeśli mimo to uważasz, że wszystko jest bezpieczne, to proszę bardzo, wejdź pierwszy.
W tym momencie Nyllef była zdeterminowana by nie ustąpić. Zbyt dużo miała argumentów na własne teorie, aby łatwo dać się przekonać samą rozmową. Jeśli wojownik chciał jej coś udowodnić, to będzie musiał zrobić to empirycznie. Dziewczyna wskazała włócznią balię z wrzątkiem. Ona sama nie znała pojęcia wstydu, taktu, zakłopotania czy dobrych manier, tak wiec w jej przypadku ewentualne podglądanie tego co robi Aki było rzeczą jak najbardziej naturalną. Zwłaszcza, że chciała się upewnić, iż mężczyzna nie będzie stosował jakiś sztuczek. Oczywiście przy własnych ograniczeniach związanych z wyjątkowo słabym wzrokiem, kapłanka mogła liczyć jedynie na perspektywę tego co widzi Lri, z kolei sama sowa nie zawsze pozostawała skupiona na miejscu, które Nyllef akurat chciałaby oglądać. W ciągu dnia kapłanka pozostawała ślepa do tego stopnia, że gdyby nie obecność Lri, Aki z łatwością byłby w stanie oszukać ją, udając iż rzeczywiście nurkuje w kotle.
Szczęściem dla wojownika po jakimś czasie od kolejnej kłopotliwej propozycji ze strony czarodziejki, do sali weszła starsza kobieta o siwych włosach z informacją od naczelnika wioski, oczekującego na spotkanie. Wieśniaczka z dezaprobatą przyglądała się zastanej scenie.
- Powinnaś się ubrać młoda damo – zasugerowała kobieta cmokając przy tym ustami, tak jakby nieustannie coś przeżuwała – a ty…, ty młodzieńcze powinieneś się wstydzić.
- Aki
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Nie sądził, że będzie łatwo (gdyby jakimś cudem udało mu się uspokoić Nyllef, z przyjemnością skorzystałby z gorącej kąpieli jako doskonałe remedium na ból w rozciętym, podczas starcia z Kufem, ramieniu), ale gdy do pokoju weszła starsza kobiecina, Akiemu z bezsilności opadły ręce. Bo oto właśnie naczelnik wioski prosił go na rozmowę, a on stał jak baran naprzeciw nagiej przyjaciółki, próbując wytłumaczyć jej, że tajemnicza piana na wodzie to zwykłe mydło. Idealne podsumowanie ostatnich dwóch dni, w których ucieczka przed stadem wilków, śnieżna zamieć i tępy osiłek z siekierą wydawały się mrzonką, z którą chętnie zmierzyłby się jeszcze raz, byle tylko uciec jak najdalej od tego upokorzenia.
- Przepraszam? - wydusił z siebie wyspiarz bez większego przekonania co do własnych słów, po czym podniósł z ziemi szatę czarodziejki i narzucił jej na ramiona.
- Porozmawiamy jutro, dobrze? W drodze do tego twojego Uro - dodał, a następnie pozbierał swoje rzeczy i wyszedł, unikając wzroku starszej kobiety.
Sądząc jednak po jej minie, mieszance dezaprobaty i rozczarowania, wystraszona dziewczyna, którą Nyllef zmusiła do wejścia do balii, po drodze musiała jej wszystko powiedzieć, a że wraz z nią nie zbiegła się tu większa liczba ciekawskich par oczu i uszu, staruszka musiała być kimś znaczniejszym w tutejszej społeczności. Albo po prostu stwierdzono, iż sama poradzi sobie z całym zamieszaniem. Oby tylko naczelnik wioski nie zadawał zbyt wielu pytań.
Choć po prawdzie co mogło ich spotkać z powodu małego nieporozumienia z kąpielą. O wiele groźniejszy był ten cały Kuf i jego kompan, szepczący wspólnie pod ścianą, którzy rozpłynęli się jak we mgle kiedy tylko Aki powrócił do głównej alkowy.
Nie było jednak czasu na szukanie ich wzrokiem, ponieważ chłopak został od razu otoczony młodymi dziewczynami, zachwyconymi obecnością obcego z dalekich stron w ich malutkiej, ukrytej wysoko w górach wiosce. Starając się żadnej nie urazić, berserk zdołał pociągnąć kilka rozmów i może ze dwa tańce zanim dotarł do stołu zajmowanego przez naczelnika.
- Chciał pan ze mną mówić - stwierdził oczywisty fakt, zajmując miejsce naprzeciwko, próbując nie zdradzić się z myślami i przypuszczeniami (choć bardzo go korciło), iż jego sąsiedzi próbowali go usunąć i utrudniali w ratowaniu chłopca.
Zamiast tego Aki pozwolił sobie nalać trochę wina i przysunął dodatkowe krzesło, gdyby Nyllef postanowiła do nich wkrótce dołączyć.
- Przepraszam? - wydusił z siebie wyspiarz bez większego przekonania co do własnych słów, po czym podniósł z ziemi szatę czarodziejki i narzucił jej na ramiona.
- Porozmawiamy jutro, dobrze? W drodze do tego twojego Uro - dodał, a następnie pozbierał swoje rzeczy i wyszedł, unikając wzroku starszej kobiety.
Sądząc jednak po jej minie, mieszance dezaprobaty i rozczarowania, wystraszona dziewczyna, którą Nyllef zmusiła do wejścia do balii, po drodze musiała jej wszystko powiedzieć, a że wraz z nią nie zbiegła się tu większa liczba ciekawskich par oczu i uszu, staruszka musiała być kimś znaczniejszym w tutejszej społeczności. Albo po prostu stwierdzono, iż sama poradzi sobie z całym zamieszaniem. Oby tylko naczelnik wioski nie zadawał zbyt wielu pytań.
Choć po prawdzie co mogło ich spotkać z powodu małego nieporozumienia z kąpielą. O wiele groźniejszy był ten cały Kuf i jego kompan, szepczący wspólnie pod ścianą, którzy rozpłynęli się jak we mgle kiedy tylko Aki powrócił do głównej alkowy.
Nie było jednak czasu na szukanie ich wzrokiem, ponieważ chłopak został od razu otoczony młodymi dziewczynami, zachwyconymi obecnością obcego z dalekich stron w ich malutkiej, ukrytej wysoko w górach wiosce. Starając się żadnej nie urazić, berserk zdołał pociągnąć kilka rozmów i może ze dwa tańce zanim dotarł do stołu zajmowanego przez naczelnika.
- Chciał pan ze mną mówić - stwierdził oczywisty fakt, zajmując miejsce naprzeciwko, próbując nie zdradzić się z myślami i przypuszczeniami (choć bardzo go korciło), iż jego sąsiedzi próbowali go usunąć i utrudniali w ratowaniu chłopca.
Zamiast tego Aki pozwolił sobie nalać trochę wina i przysunął dodatkowe krzesło, gdyby Nyllef postanowiła do nich wkrótce dołączyć.
-
- Szukający drogi
- Posty: 34
- Rejestracja: 6 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Opiekun , Szaman , Myśliwy
- Kontakt:
Przygoda z kotłem i pieniącą się weń zatrutą wodą, uświadomiła Nyllef konieczność zachowania większej ostrożności. Będąc pierwszą poznaną przez dziewczynę ludzką społecznością, mieszkańcy wioski strasznie ją fascynowali, przez co wiedziona ciekawością kapłanka chętnie zaglądałaby w każdy kąt, pod każdy dach, pokrywkę, pościel i inne rzeczy, których nazw dopiero się uczyła, jednak z drugiej strony dociekliwa odkrywczyni miejscowych zwyczajów zdawała sobie sprawę, że ona, Lri i Aki są w tym stadzie obcy, w związku z czym niekoniecznie muszą spotkać się z ciepłym przyjęciem. Nawet jeśli pozory sugerowałyby coś innego. Obserwacja przyrody i zachowania innych stadnych zwierząt, podpowiadały czarodziejce, iż takie spotkania mogą kończyć się dość brutalnie. Dlatego też Nyllef postanowiła od tej pory wzmóc czujność, nie wypuszczać włóczni ze swojej dłoni, a przede wszystkim trzymać Lri blisko siebie.
Dziewczyna miała świadomość, że chcąc chronić siebie i wojownika, będzie potrzebowała pary sprawnych oczu. Niestety, te z których zwykła korzystać, obecnie były zbyt zajęte obserwacją nosidełka i próbą podrapania znajdującego się na nim wizerunku sowy, a bez pomocy pierzastej przyjaciółki, Nyllef nawet nie była w stanie odnaleźć porzuconego odzienia. Na szczęście dla niej, widząc jak kapłanka po omacku próbuje przeszukać otoczenie, starsza kobieta zorientowała się w sytuacji, natychmiast posyłając po pomoc w postaci tej samej dziewczyny, którą chwilę wcześniej czarodziejka usiłowała wrzucić do kotła.
- Tak myślałam. Wielki mi pan bohater. Podglądać niewidomą w kąpieli. Pfff… – burknęła starucha, wyrażając swoją dezaprobatę odnośnie poczynań Akiego, a następnie zwróciła się do swojej pomocnicy. – Naivi, pomóż panience się ubrać, a potem zaprowadź ją na ucztę. Nasz naczelnik i ten pucułowaty hrabia, co to nie umie przypilnować jednego dzieciaka, będą chcieli ją zobaczyć.
- Tak, proszę pani - przytaknęła dziewczyna, robiąc przy tym minę jakby kazano jej siłować się z niedźwiedziem.
- Kto to jest ten „naczelnik” – chciała wiedzieć Nyllef.
- Baran, który tu rządzi i któremu wydaje się, że dba o dobro wioski – utyskiwała kobieta. – Najpierw wysłał część chłopów by towarzyszyli lordowi w polowaniu. Kolejną grupę posłał w zamiecie, po to by odszukać tych, którzy się zgubili, a ostatnich mężczyzn zdolnych do czegokolwiek, chce poświęcić eskortowaniu dzieciaka i jego opiekuna z powrotem do ich pałacu.
- Aki będzie z nim walczył? – Chciała wiedzieć kapłanka, na co starucha zaczęła się śmiać, do tego stopnia, iż po chwili musiała zmagać się z chorobliwym kaszlem.
- A to dobre. Chciałabym to zobaczyć – stwierdziła kobieta, kierując się w stronę wyjścia.
- Rada wioski to sami starcy. Niewielu z nich chodzi o własnych siłach – wyjaśniła Naivi – Proszę.
- Co to jest!? Gdzie moje ubranie? – wzburzyła się czarodziejka, gdy w jej dłonie wepchnięto obcy materiał.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Te twoje łachmany… znaczy się dałam je do prania, a te są nowe. I ciepłe. Powinny pasować. Są spodnie, które zakłada się pod suknie. Tunika i buty. A tu masz wszystkie swoje ozdoby, amulety i naszyjniki. – Pospiesznie wytłumaczyła służąca, wpychając w dłonie Nyllef własność czarodziejki.
Pomimo licznych wątpliwości, podejrzeń i niezrozumienia sensu zmiany ubrań, które wciąż były dobre, kapłanka zdecydowała się tym razem ustąpić. Pamiętała, że Akiego również starano się przystroić według lokalnych zwyczajów, a wojownik specjalnie przy tym nie protestował.
- Czy ty i ten wytatuowany mężczyzna jesteście razem? – zagadnęła Naivi.
- Razem.
- Wiec pewnie niepokoi cię sposób w jaki inne dziewczyny próbują zastawić na niego sidła? – spytała służka, nawet nie zdając sobie sprawy, że słowo „sidła” dla obeznanej z polowaniami Nyllef, ma tylko jedno, dosłowne znaczenie.
- Jak to sidła? Lri, chodź! Musimy pomóc Akiemu. Zostaw nosidełko. I tak nikt go stąd nie zabierze! – domagała się czarodziejka.
Tymczasem w głównej sali narad uczta trwała w najlepsze, a przy jej głównym stole, poza sędziwym nadzorcą, Akim i uratowanym przez niego chłopakiem, siedział również arystokrata przedstawiony wojownikowi jako hrabia Sarco Dantus, brat panującego lorda, któremu powierzono opiekę nad dziedzicem, w czasie gdy władca oddaje się przyjemnościom związanym z łowami. Mężczyzna poza tym, iż sylwetką był sporo przy kości, czym wyraźnie odznaczał się na tle niedożywionych chłopów, to dodatkowo górował nad wszystkimi jak chodzi o jakość swojego ubioru, pełnego złotych haftów i drogocennych klejnotów. Opiekun zachwalał dokonania wojownika, wyraźnie dając zebranym do zrozumienia jak wielką ulgę stanowi dla niego odnalezienie czcigodnego bratanka, jednocześnie cały czas podkreślając straszne męki, które on sam przeżywał zamartwiając się o los chłopca. Jednak gdy tylko zainteresowanie powyższym tematem osłabło, hrabia szybko doszedł do wniosku, że przedstawienie skończone, a on sam powinien wrócić do interesów.
- Oczywiście rozumiesz przyjacielu, że wioska ma swoje zobowiązania i musi zachowywać się uczciwie w stosunku do innych poddanych, ciężko pracujących na rzecz państwa.
- Panie, oddaliśmy już wszystko co mamy – błagał naczelnik.
- Te wasze skóry niewiele są warte – zauważył hrabia – ale ptak to co innego. W życiu nie wiedziałem tak ogromnej sowy. Byłaby ozdobą mojej oranżerii.
- Ptak nie jest nasz, tylko dziewczyny.
- Nie ma problemu, kupię również ją. To znaczy mówiąc kupię, mam na myśli spłatę waszego zadłużenia – oświadczył arystokrata.
Dziewczyna miała świadomość, że chcąc chronić siebie i wojownika, będzie potrzebowała pary sprawnych oczu. Niestety, te z których zwykła korzystać, obecnie były zbyt zajęte obserwacją nosidełka i próbą podrapania znajdującego się na nim wizerunku sowy, a bez pomocy pierzastej przyjaciółki, Nyllef nawet nie była w stanie odnaleźć porzuconego odzienia. Na szczęście dla niej, widząc jak kapłanka po omacku próbuje przeszukać otoczenie, starsza kobieta zorientowała się w sytuacji, natychmiast posyłając po pomoc w postaci tej samej dziewczyny, którą chwilę wcześniej czarodziejka usiłowała wrzucić do kotła.
- Tak myślałam. Wielki mi pan bohater. Podglądać niewidomą w kąpieli. Pfff… – burknęła starucha, wyrażając swoją dezaprobatę odnośnie poczynań Akiego, a następnie zwróciła się do swojej pomocnicy. – Naivi, pomóż panience się ubrać, a potem zaprowadź ją na ucztę. Nasz naczelnik i ten pucułowaty hrabia, co to nie umie przypilnować jednego dzieciaka, będą chcieli ją zobaczyć.
- Tak, proszę pani - przytaknęła dziewczyna, robiąc przy tym minę jakby kazano jej siłować się z niedźwiedziem.
- Kto to jest ten „naczelnik” – chciała wiedzieć Nyllef.
- Baran, który tu rządzi i któremu wydaje się, że dba o dobro wioski – utyskiwała kobieta. – Najpierw wysłał część chłopów by towarzyszyli lordowi w polowaniu. Kolejną grupę posłał w zamiecie, po to by odszukać tych, którzy się zgubili, a ostatnich mężczyzn zdolnych do czegokolwiek, chce poświęcić eskortowaniu dzieciaka i jego opiekuna z powrotem do ich pałacu.
- Aki będzie z nim walczył? – Chciała wiedzieć kapłanka, na co starucha zaczęła się śmiać, do tego stopnia, iż po chwili musiała zmagać się z chorobliwym kaszlem.
- A to dobre. Chciałabym to zobaczyć – stwierdziła kobieta, kierując się w stronę wyjścia.
- Rada wioski to sami starcy. Niewielu z nich chodzi o własnych siłach – wyjaśniła Naivi – Proszę.
- Co to jest!? Gdzie moje ubranie? – wzburzyła się czarodziejka, gdy w jej dłonie wepchnięto obcy materiał.
- Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Te twoje łachmany… znaczy się dałam je do prania, a te są nowe. I ciepłe. Powinny pasować. Są spodnie, które zakłada się pod suknie. Tunika i buty. A tu masz wszystkie swoje ozdoby, amulety i naszyjniki. – Pospiesznie wytłumaczyła służąca, wpychając w dłonie Nyllef własność czarodziejki.
Pomimo licznych wątpliwości, podejrzeń i niezrozumienia sensu zmiany ubrań, które wciąż były dobre, kapłanka zdecydowała się tym razem ustąpić. Pamiętała, że Akiego również starano się przystroić według lokalnych zwyczajów, a wojownik specjalnie przy tym nie protestował.
- Czy ty i ten wytatuowany mężczyzna jesteście razem? – zagadnęła Naivi.
- Razem.
- Wiec pewnie niepokoi cię sposób w jaki inne dziewczyny próbują zastawić na niego sidła? – spytała służka, nawet nie zdając sobie sprawy, że słowo „sidła” dla obeznanej z polowaniami Nyllef, ma tylko jedno, dosłowne znaczenie.
- Jak to sidła? Lri, chodź! Musimy pomóc Akiemu. Zostaw nosidełko. I tak nikt go stąd nie zabierze! – domagała się czarodziejka.
Tymczasem w głównej sali narad uczta trwała w najlepsze, a przy jej głównym stole, poza sędziwym nadzorcą, Akim i uratowanym przez niego chłopakiem, siedział również arystokrata przedstawiony wojownikowi jako hrabia Sarco Dantus, brat panującego lorda, któremu powierzono opiekę nad dziedzicem, w czasie gdy władca oddaje się przyjemnościom związanym z łowami. Mężczyzna poza tym, iż sylwetką był sporo przy kości, czym wyraźnie odznaczał się na tle niedożywionych chłopów, to dodatkowo górował nad wszystkimi jak chodzi o jakość swojego ubioru, pełnego złotych haftów i drogocennych klejnotów. Opiekun zachwalał dokonania wojownika, wyraźnie dając zebranym do zrozumienia jak wielką ulgę stanowi dla niego odnalezienie czcigodnego bratanka, jednocześnie cały czas podkreślając straszne męki, które on sam przeżywał zamartwiając się o los chłopca. Jednak gdy tylko zainteresowanie powyższym tematem osłabło, hrabia szybko doszedł do wniosku, że przedstawienie skończone, a on sam powinien wrócić do interesów.
- Oczywiście rozumiesz przyjacielu, że wioska ma swoje zobowiązania i musi zachowywać się uczciwie w stosunku do innych poddanych, ciężko pracujących na rzecz państwa.
- Panie, oddaliśmy już wszystko co mamy – błagał naczelnik.
- Te wasze skóry niewiele są warte – zauważył hrabia – ale ptak to co innego. W życiu nie wiedziałem tak ogromnej sowy. Byłaby ozdobą mojej oranżerii.
- Ptak nie jest nasz, tylko dziewczyny.
- Nie ma problemu, kupię również ją. To znaczy mówiąc kupię, mam na myśli spłatę waszego zadłużenia – oświadczył arystokrata.
- Aki
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 120
- Rejestracja: 7 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Jak zauważył Aki, podczas swojego dłużącego się pobytu na kontynencie, każdemu kto piastuje jakiś wysoki urząd towarzyszy tusza, cynizm i wyjątkowo paskudny gust. Mężczyzna przedstawiony mu jako hrabia Dantus wyglądał jak faszerowany indyk, miał dodatkowy, lekko zwisający podbródek, małe oczka i krótkie ręce o palcach obciążonych pierścieniami. Na tle biegających dookoła rozbawionych dzieci wydawał się górą, ale nawet one nie dyszały od stania w jednym miejscu.
Próbując przywołać na twarz szczery uśmiech, chłopak wysłuchał podziękowań za pomoc w odnalezieniu syna tutejszego lorda oraz sam podziękował za gościnę. Grabieżcy z jego rodzinnych stron bardzo często dzielili się opowieściami z wypraw, na których poznawali kontynentalne zwyczaje. Jednym z nich było wyrażanie głębokich podziękowań za wszystko osobom możnym, nawet jeśli to prosty lud kiwał za nich palcem. W Kovirze taki stan rzeczy oznaczał obrazę tego, który niósł faktyczną pomoc, a że berserkowie byli ludem prostym, bardzo często wynikały z tego pospolite mordobicia. Nawet z udziałem samego Wielkiego Jarla. Aki wolał tego uniknąć na obcej ziemi, dlatego szybko się dostosowywał, chociaż w głębi serca nie widział powodu dla dziękowania grubszemu jegomościowi za cokolwiek.
Na szczęście i ten etap szybko minął, młody wyspiarz mógł spokojnie zjeść, skosztować wina oraz pochwalić się kilkoma odbytymi przygodami, gdy znów otoczyły go młode kobiety. Dla skromnego wojownika było to niecodzienne doświadczenie, kilka razy odbiło mu się o uszy słowo "ślub", ale nie reagował. Dziewczyny były po prostu miłe i uprzejme, a on na pewno nie zamierzał zostać tu dłużej niż to potrzebne. W końcu musiał odprowadzić Nyllef do jej tajemniczego opiekuna, pustelnika Uro.
Co do samej czarodziejki, Aki nigdzie nie mógł jej dostrzec, co go zaniepokoiło. Starucha i jej służka piętro wyżej na pewno zapanowały już nad sytuacją, dziewczyna powinna więc niebawem do nich zejść, ale taka niecywilizowana osóbka w obcym gnieździe z całą pewnością sprawi dodatkowe kłopoty. No i była jeszcze Lri.
I tępak Kuf. Oraz jego knujący kompan.
Oboje nieobecni, co nie znaczy, że zagrożenie z ich strony zmalało. Wręcz przeciwnie.
- Przepraszam ale muszę znaleźć swoją przyjaciółkę - odpowiedział naczelnikowi, jednak zanim wstał, usłyszał strzępek rozmowy mężczyzn.
Temat futer nie zrobił na Akim wrażenia. Każdy wasal płacił swojemu seniorowi w zamian za ochronę, świat za oceanem nie różnił się jednak tak bardzo od zaściankowej wyspy, jednak użyte w jednym zdaniu słowa "ogromna sowa" i "ozdoba" nie specjalnie do siebie pasowały w ustach hrabiego. To by znaczyło, że Nyllef i jej pierzasta podopieczna mogą mieć kłopoty, a kłopoty niewidomej bardzo szybko staną się i jego zmartwieniem. Należało więc zacząć działać.
- Wybacz panie, że się wtrącę do rozmowy - mruknął berserk, dosiadając się do rozmawiających. - Ale ta duża sowa nie należy do tych chłopów i nie jest na sprzedaż.
Potem Aki odszukał wzrokiem czarodziejkę i ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Nie mądrze było ją opuszczać, na czas brania przez nią kąpieli powinien zostać pod drzwiami i czekać.
Jego słowa mogły urazić tak ważną personę, toteż najlepiej było się usunąć ze sceny już teraz. I tak nadużyli gościnności chłopów.
Zabrawszy swoją tarczę i trochę prowiantu, Aki jeszcze raz podziękował za wszystko i opuścił dom w ciszy, nie patrząc już na Nyllef, która powinna mieć dość oleju w głowie żeby za nim podąrzyć.
Na zewnątrz okazało się, że pogoda znacznie zelżała. Śnieg zalegał teraz hałdami wszędzie gdzie nie rzucić okiem, a nie opadał niczym ściana wodospadu z nieba. To znacznie ułatwiło przeprawę przez góry. Po godzinie marszu zaczęli widzieć pierwsze drzewa i doliny położone w niższych partiach, a po dwóch kontury drogowskazów. To właśnie przy jednym z nich Aki zadecydował postój, kiedy nagle zorientował się, że nie słyszy ptasiego skrzeczenia. Nyllef i Lri gdzieś zniknęły. Że też akurat teraz, westchnął w myślach, rozglądając się gorączkowo. I co on teraz zrobi? Co prawda miał jedzenie, ciepłą kurtkę i tarczę, ale w całym tym zamieszaniu nie poprosił o jakiś nóż lub chociaż siekierę. Sam w nieznanym lesie, od razu byłoby raźniej z siekierą.
Nagle ponad śnieżnym puchem ukazały się sylwetki kilku jeźdźców oraz załadowane beczkami wozy. Na widok samotnego wędrowca ich przodownik wstrzymał kolumnę i z uniesioną dłonią podjechał bliżej.
- Pozdrowienia ze szlaku. Dokąd zmierzacie?
- Gdzieś gdzie jest cieplej - odpowiedział Aki. - Może mnie podrzucicie?
- Rabuś ty lub złodziej?
- Bez broni? - padło od berserka w odpowiedzi, ukazując wnętrze kurtki.
- A niech stracę. Siadaj na wóz.
Ciąg dalszy - Aki
Próbując przywołać na twarz szczery uśmiech, chłopak wysłuchał podziękowań za pomoc w odnalezieniu syna tutejszego lorda oraz sam podziękował za gościnę. Grabieżcy z jego rodzinnych stron bardzo często dzielili się opowieściami z wypraw, na których poznawali kontynentalne zwyczaje. Jednym z nich było wyrażanie głębokich podziękowań za wszystko osobom możnym, nawet jeśli to prosty lud kiwał za nich palcem. W Kovirze taki stan rzeczy oznaczał obrazę tego, który niósł faktyczną pomoc, a że berserkowie byli ludem prostym, bardzo często wynikały z tego pospolite mordobicia. Nawet z udziałem samego Wielkiego Jarla. Aki wolał tego uniknąć na obcej ziemi, dlatego szybko się dostosowywał, chociaż w głębi serca nie widział powodu dla dziękowania grubszemu jegomościowi za cokolwiek.
Na szczęście i ten etap szybko minął, młody wyspiarz mógł spokojnie zjeść, skosztować wina oraz pochwalić się kilkoma odbytymi przygodami, gdy znów otoczyły go młode kobiety. Dla skromnego wojownika było to niecodzienne doświadczenie, kilka razy odbiło mu się o uszy słowo "ślub", ale nie reagował. Dziewczyny były po prostu miłe i uprzejme, a on na pewno nie zamierzał zostać tu dłużej niż to potrzebne. W końcu musiał odprowadzić Nyllef do jej tajemniczego opiekuna, pustelnika Uro.
Co do samej czarodziejki, Aki nigdzie nie mógł jej dostrzec, co go zaniepokoiło. Starucha i jej służka piętro wyżej na pewno zapanowały już nad sytuacją, dziewczyna powinna więc niebawem do nich zejść, ale taka niecywilizowana osóbka w obcym gnieździe z całą pewnością sprawi dodatkowe kłopoty. No i była jeszcze Lri.
I tępak Kuf. Oraz jego knujący kompan.
Oboje nieobecni, co nie znaczy, że zagrożenie z ich strony zmalało. Wręcz przeciwnie.
- Przepraszam ale muszę znaleźć swoją przyjaciółkę - odpowiedział naczelnikowi, jednak zanim wstał, usłyszał strzępek rozmowy mężczyzn.
Temat futer nie zrobił na Akim wrażenia. Każdy wasal płacił swojemu seniorowi w zamian za ochronę, świat za oceanem nie różnił się jednak tak bardzo od zaściankowej wyspy, jednak użyte w jednym zdaniu słowa "ogromna sowa" i "ozdoba" nie specjalnie do siebie pasowały w ustach hrabiego. To by znaczyło, że Nyllef i jej pierzasta podopieczna mogą mieć kłopoty, a kłopoty niewidomej bardzo szybko staną się i jego zmartwieniem. Należało więc zacząć działać.
- Wybacz panie, że się wtrącę do rozmowy - mruknął berserk, dosiadając się do rozmawiających. - Ale ta duża sowa nie należy do tych chłopów i nie jest na sprzedaż.
Potem Aki odszukał wzrokiem czarodziejkę i ruszył w jej kierunku zdecydowanym krokiem. Nie mądrze było ją opuszczać, na czas brania przez nią kąpieli powinien zostać pod drzwiami i czekać.
Jego słowa mogły urazić tak ważną personę, toteż najlepiej było się usunąć ze sceny już teraz. I tak nadużyli gościnności chłopów.
Zabrawszy swoją tarczę i trochę prowiantu, Aki jeszcze raz podziękował za wszystko i opuścił dom w ciszy, nie patrząc już na Nyllef, która powinna mieć dość oleju w głowie żeby za nim podąrzyć.
Na zewnątrz okazało się, że pogoda znacznie zelżała. Śnieg zalegał teraz hałdami wszędzie gdzie nie rzucić okiem, a nie opadał niczym ściana wodospadu z nieba. To znacznie ułatwiło przeprawę przez góry. Po godzinie marszu zaczęli widzieć pierwsze drzewa i doliny położone w niższych partiach, a po dwóch kontury drogowskazów. To właśnie przy jednym z nich Aki zadecydował postój, kiedy nagle zorientował się, że nie słyszy ptasiego skrzeczenia. Nyllef i Lri gdzieś zniknęły. Że też akurat teraz, westchnął w myślach, rozglądając się gorączkowo. I co on teraz zrobi? Co prawda miał jedzenie, ciepłą kurtkę i tarczę, ale w całym tym zamieszaniu nie poprosił o jakiś nóż lub chociaż siekierę. Sam w nieznanym lesie, od razu byłoby raźniej z siekierą.
Nagle ponad śnieżnym puchem ukazały się sylwetki kilku jeźdźców oraz załadowane beczkami wozy. Na widok samotnego wędrowca ich przodownik wstrzymał kolumnę i z uniesioną dłonią podjechał bliżej.
- Pozdrowienia ze szlaku. Dokąd zmierzacie?
- Gdzieś gdzie jest cieplej - odpowiedział Aki. - Może mnie podrzucicie?
- Rabuś ty lub złodziej?
- Bez broni? - padło od berserka w odpowiedzi, ukazując wnętrze kurtki.
- A niech stracę. Siadaj na wóz.
Ciąg dalszy - Aki
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości