Góry Dasso[Twierdza ukryta w górach] Ostateczne rozwiązanie

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane próbowała na razie ignorować poczynania pokusy, która starała się nadal zwrócić na siebie uwagę. Mimo to elfka nawet nie sprzeciwiła się, nie zareagowała, gdy rudowłosa kobieta odcięła jej kosmyk czerwonych włosów. I tak powinna już dawno je skrócić... Zawsze to robiła. W jakiś paskudny sposób oczy i włosy przypominały mieszkance lasu o tym, kim teoretycznie jest. Porzuconym dzieckiem jakiejś bogatej, elfickiej rodziny.
Pytanie Rozalie jednak sprawiło, że Jane nie zagłębiła się głęboko w swoje myśli. Skrytobójczyni odchrząknęła.
        - Możesz uznać, że kolekcjonuję – rzekła. Bo przecież obecnie ważniejszy jest priorytet; zamordowanie Poskromicieli i, co oczywiście jest istotne dla Jane, znalezienie pierścieni. A po co... Można powiedzieć, że mają dla niej pewną wartość sentymentalną.

        - Przyznam, że tak – odparła elfka, a nawet uśmiechnęła się do pokusy. - Podstęp, mord w czystej postaci, do tego w miarę cicho – skomentowała, przyjmując na nowo kamienną twarz. Cóż, to przecie komplement z jej strony! A rzadko kogoś chwali, o ile w ogóle. Jane jednak pobiegła po chwili przed siebie, aby następnie zniknąć z oczu towarzyszom, posługując się prostym zaklęciem z dziedziny iluzji.

***

        Ból rozszedł się po ciele elfki, kiedy ruszyła ramieniem. Dla tak ogromnego przeciwnika była zdecydowanie zbyt szybka, nie mógł jej trafić. Jednakże uciekanie i uniki nie dadzą żadnych rezultatów, pasowałoby go jeszcze jakoś oszołomić. A na razie elfka nie mogła zrobić nic, jej ukochana broń nie sparuje młota. I choć mogłaby skrzywdzić Dowódcę, wpierw trzeba ominąć jego oręż. Na razie Jane mogła liczyć jedynie na magię. Odskoczyła na pewną odległość od oponenta i machnęła ręką, aby odciąć mu dostęp do powietrza. Udusi go, rzecz jasna. Tego nikt nigdy nie mógł uniknąć, chyba że bieglej posługiwał się magią wiatru. Nim jednak mężczyzna-góra zdążył zareagować, jego włosy stanęły w ogniu. Elfka opuściła dłoń i zdziwiona rozejrzała się za sprawcą tego całego zamieszania. A któż by inny, jak nie Rozalie... Jane zignorowała fakt, że pokusa ją przytuliła i ponownie nazwała jakoś wymyślnie, wolała wpatrywać się w śmierć Dowódcy, jakże cudowne dzieło mordu. „Muszę się nauczyć jakiegoś zaklęcia z dziedziny ognia..., ot, nawet dusza piromanki się odzywa.
        Nim zdążyła odpowiedzieć pokusie, obydwie ujrzały wspomnianego wcześniej Caina. Jane momentalnie pobiegła w jego stronę, kiedy dał sygnał. Siła, sposób, w jaki zniszczył główne drzwi, sprawiła, że elfka aż rozszerzyła oczy na krótką chwilę.
        - Godne podziwu – skomentowała szybko, aby następnie wbiec do środka. - I dobrze. Na dziedzińcu. - Jak go znajdzie, ale cóż... Ogromne twierdze powinny mieć gdzieś przed wejściem mapy. Lub cokolwiek.
Gdy rozejrzała się po pomieszczeniu, usłyszała dodatkowo słowa Caina w swojej głowie. Czarodzieje... Chociaż, ciekawy sposób na przekazywanie informacji.
        - Chodź za mną. Tam jest skarbiec – rzekła do Rozy, biorąc ją za nadgarstek i podążając w trzeci korytarz od lewej. Biegła na złamanie karku, póki nie dostrzegła na drodze jednej osoby. Tylko jeden? No cóż, zza zakrętu wyszedł i kolejny... Jane puściła nadgarstek pokusy, po czym ze ślizgiem podcięła jednemu z Poskromicieli gardło, a drugiemu niemal ucięła łeb. Wówczas biegła dalej, co rusz zabijając kolejno napotkanych przeciwników. Jak na razie szło łatwo. Zbyt łatwo. Aż w końcu trafiła się jedna, jedyna prosta, gdzie nikogo nie było. Zupełnie. Wciórności. I dwie kolejne sekundy...
        - Za na... - Nim zdążyła się odwrócić i coś powiedzieć, Rozalie została odrzucona przez jakąś siłę magiczną, a na końcu korytarza czaiła się grupka Poskromicieli z jednym magiem na czele. A to tylko pierwsza sekunda. W drugiej jawił się palący ból w ramieniu, gdy jeden z mniejszych noży trafił elfkę właśnie w to miejsce. Syknęła cicho, zaciskając mocno zęby. Było ich raptem pięciu, wliczając w to maga.
        - To ona, racja? - zapytał jeden, dając czas Jane na wyjęcie jednego z jej noży.
        - Rude włosy, fiołkowe oczy, blizna. Ona – odparł czarodziej, a jego chytry uśmieszek dało się dostrzec spod narzuconego na głowę kaptura. - Lady Alaire będzie zadowolona. - Wyszczerzył ząbki.
        - Lady Alaire, co...? - powtórzyła Jane, marszcząc brwi i skupiając się na wszystkim innym, tylko nie na bólu w lewym ramieniu. Co było trudne jak cholera. Oczywiście nie kojarzyła za nic imienia tej persony. Bo jak? Nie mogła. Nie pamiętała. I mimo okropnego, palącego wręcz bólu ruszyła na grupkę. W myślach przypieczętowała już ich los. Zabić, zabić, zabić!
Ale...
        Mieniący się na palcu czarodzieja pierścień zwrócił jej uwagę i przyćmił umysł. To ten. Ten, którego tutaj szukała. Miała rację, miała rację! Lecąc niczym strzała, odseparowała kolejny atak noża, by następnie rzucić własnym w jednego z oponentów. Trafiła idealnie między oczy. Czterech. Adrenalina napędzała elfkę do działania i skutecznie tłumiła ból. Zapach krwi rozchodził się po pomieszczeniu. Wreszcie, rzeź! Kiedy Jane znalazła się wystarczająco blisko, podcięła nogi jednemu z Poskromicieli i rozwaliła mu głowę... butem, skacząc mu prosto na twarz. Następnie obróciła się i podcięła gardło kolejnemu, nim ten zareagował. Dwóch. Uderzenie w plecy, które zadał jej oponent, rozlało się po całym ciele mieszkanki lasu, dając odczuć delikatny impuls w ramieniu. Boli. Ale Jane nie boi się bólu. I nic sobie z niego nie zrobi. Jeśli boli, oznacza to, że jeszcze żyje. Następny Poskromiciel padł, ugodzony prosto w serce. Został tylko mag, który nagle zniknął. Jane, cała zdyszana i pobrudzona krwią, rozejrzała się. A wystarczyła jedna chwila koncentracji i...
Za nią.
        Elfka obróciła się na pięcie i przecięła czarnoksiężnikowi pierś. Stróżka krwi polała się na jej twarz. Zbrudziła też ubranie. I jedyne, co w takich chwilach myślała skrytobójczyni, to; jak potem to wszystko zmyje?
        - Lady Alaire... Lil... - Ostatnie słowa maga. Mamrotał, lecz to wystarczyło, by zwrócić uwagę Jane. Może nie znała Alaire, ale Lil...?
        - Lilian? - powtórzyła tępo, wpatrując się rozszerzonymi do granic możliwości oczami w martwego. Stanu, w jakim nagle znalazła się czerwonowłosa, nie da się opisać tak po prostu. Ona tylko stała, wgapiona w zwłoki Poskromiciela i błyskotkę na jego palcu. Poprzednio, gdy znalazła pierwszy pierścień, też zadawała sobie to pytanie, lecz za nic nie mogła skojarzyć faktów: Skąd on go w ogóle miał?
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie o dziwo cierpliwie czekała, aż Jane w końcu zwróci na nią uwagę, to znaczy, cierpliwie jak na nią. W końcu, gdy elfka odpowiedziała, na twarzy pokusy pojawił się szeroki uśmiech, odsłaniając niemalże wampirze kły.

- OH, OH, OH! Nareszcie się do mnie odezwałaś, masz taki fajny głosik! Lubię go, ty moja towarzyszko z ugrupowania rudzielców…czy jak to tam było? Hęę? W każdym razie, YAY! Wreszcie jestem pokusią skrytobójczynią!

Potem była walka, piekielna nie była aż tak aktywna w niej, w końcu jak już walczyć, to magicznie, więc popisała się dziedziną ognia, którą znała całkiem dobrze. Po chwili usłyszała również cichą myśl długouchej.

- Kochanie, z przyjemnością nauczę cię tego i owego z magii ognia! W końcu… zawsze ja też przy tym skorzystam, bo nauczę się uczyć! – Zachichotała wesoło.

Jednak nim zaczęła nauczać Jane, Prasmoku niech będą dzięki, zjawił się Cain, na którego widok pokusa również niezmiernie się ucieszyła.

- MOI PRZYJACIELE! – Złapała ich i zrobiła grupowe przytulenie. – Ale fajnie jest, co nie? To teraz skarb, tak…?

Czarodziej jednak nakazał im iść za nim prosto do drzwi, które z pomocą magii otworzył w sposób, który wprost zachwycił piekielną. Już chciała w bardzo chaotyczny sposób wyrazić to, jak bardzo przypadło jej to do gustu, ale odezwała się Jane. Poczekała więc chwilę i sama się odezwała.

- DOBRZE, CAI! – W przeciwieństwie do imienia Jane, imię mężczyzny postanowiła sobie skrócić. – O! I FAJNE WEJŚCIE ZROBIŁEŚ! TO BYŁO MEGA MOCNE! – zdążyła krzyknąć do pradawnego i ruszyła za elfką.

O dziwo przez dłuższa chwilę się nie odzywała, a jeszcze niedawno miała taki wesoły nastrój… Teraz zdawała się poważnie zamyślona. W międzyczasie udało jej się wpaść na genialny pomysł, że przecież może lecieć, zamiast biec. Gdy pojawili się Poskromiciele, Rozalie nawet nie kiwnęła palcem, by jakoś pomóc. Po prostu uniosła się w powietrzu bez celu, oglądając całe to „przedstawienie”. Nagle coś tę rudowłosą diablicę odrzuciło, a ona niczym szmaciana lalka poleciała na ziemię bez reakcji, nie chroniąc się zbytnio przed upadkiem.
Udawała, iż straciła przytomność, ale tak naprawdę używała magii, by uleczyć ranną długouchą. Przy okazji przysłuchiwała się, co też ta grupa wygaduje ciekawego. Potem działo się jeszcze więcej niezwykłych rzeczy, dlatego Rozalie postanowiła otworzyć oczy i obserwować, Jane wpadła w jakiś szał. Pokusa wstała i patrzyła ze skrzywioną miną na rozlaną wszędzie krew.

- Hmm… No, nie chciałabym sprzątać tego bałaganu. – Co z tego, iż leżało tu tylu zabitych… w tym momencie to bałagan najbardziej jej przeszkadzał!

Szybko jednak dostrzegła stan swojej rudowłosej towarzyszki i do niej podeszła. Spojrzała na kierunek jej wzroku i pierścień. Nie czekając długo, ściągnęła błyskotkę i podała elfce.

- No proszę, zdobyłaś całkiem fajny pierścionek… pierścionek… - W tym momencie i pokusa wpadła w zamyślenie. Czuła, jak przez przesłonięte czarną mgła wspomnienia ludzkiego życia próbują do niej wrócić i z jakiegoś powodu spowodowało to jedno zwyczajne słowo, tylko o co do licha z nim chodziło?

W każdym razie, żeby się nie męczyć, spojrzała na Jane i przytuliła ją mocno i opiekuńczo, no może troszkę niegrzecznie, bo złapała ją za pośladki, ale to pokusa w końcu, nie?

- Janeyka… Widzę, że coś cię trapi, mi możesz powiedzieć, w końcu obie jesteśmy rudzielcami, rudzielce trzymają się razem! No już… Wszystko się jakoś ułoży. I nawet jak teraz nasza grupa się rozejdzie po tej akcji to… - Piekielna posmutniała, to, że była strasznie chaotyczna, nie znaczyło, że lubi samotne wędrówki.

Korzystając ze swojej ulubionej dziedziny magii, sprawiła, iż ściany wygięły się, tworząc coś jak dziwaczną jaskinię, w oddali słychać było, jak spowodowało to trochę bałaganu, coś spadło lub się rozwaliło, ale skrzydlata uznała, że przyda im się chwila prywatności, oczywiście nie taka w pokusim sensie, tylko taka w tym normalnym.

- Jak chciałaś się tego faceta coś zapytać, zawsze mogę spróbować przytrzymać jego głowę przy życiu, ale to by było mega ciekawe i takie drastyczne! – krzyknęła uradowana. – No, ale mogłabym spróbować tego dokonać, no powiedz, co mam zrobić, byś była taka jak przedtem, taka bardziej rozmowna i mniej zamarła i stojąca jak posąg no… Może ci coś zaśpiewać… pamiętam jak… a nie. Nie pamiętam nic… - Zapał pokusy szybko się ostudził, miała ochotę zrobić teraz coś głupiego albo szalonego, by rozbawić Janeykę, ale postanowiła, iż się jakoś powstrzyma. – Posłuchaj, podejrzewam, że miałaś jakąś ciężką przeszłość, a może to jakieś twoje myśli mi się przypadkiem usłyszało… sama nie wiem, ale… Ale masz jakąś przeszłość, ja w sumie nie mam nic… Żyję kompletnie od nowa, nie wiem, co było, nie wiem, kim byłam, kim będę… - Wbrew smutnej treści jej słów, Rozalie cały czas szczerze się uśmiechała. – No, więc ciesz się, że masz cel, życie bez celu jest nuuudnee… chyba, że jesteś chaosem! – Zachichotała.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Pradawny ruszył korytarzem przed siebie, zostawił towarzyszki z tyłu, bo on miał całkiem inny cel i podejrzewał, że poradzi sobie sam. Pokusę i elfkę wysłał na poszukiwania skarbca, gdzie powinny napotkać minimalny opór ze strony Poskromicieli lub nie napotkać żadnego. Magia była po jego stronie, podejrzewał, że żaden mag w szeregach jego przeciwnika nie może równać się mocą z nim samym. Już kilkukrotnie walczył z magami zasilającymi oddziały Poskromicieli, więc miał na czym oprzeć swoje zdanie. Wiedział też, że Dowódcy są wojownikami, a nie magami, więc z ich strony także nie musiał obawiać się tego, że nagle jeden z nich rzuci w niego kulą ognia lub czymś innym, co zostało stworzone przy pomocy energii magicznej. Miał przeczucie, że Przywódca całego ugrupowania potrafi walczyć zarówno bronią białą, jak i magią, jednak nie wiedział, czym ten osobnik posługuje się lepiej.

Pierwszym, co zrobił, było nałożenie na siebie magicznej zbroi, która, w razie czego, ochroni jego ciało przed ewentualnymi atakami. Cały czas szedł przed siebie, dobrze znał rozkład pomieszczeń, który wydobył z głowy jednego z Dowódców, z którym starł się nie pierwszy raz, jednak tym razem pozbawić życia przeciwnika i nie pozwolił mu uciec. Zaklęcia ofensywne były na tyle skuteczne, że nawet nie zatrzymywał się, gdy naprzeciw niego stanęła grupa Poskromicieli, dwóch zabił energetyczną błyskawicą, która przeskoczyła między nimi, kolejny został wgnieciony w podłoże, następny poleciał na ścianę z taką siłą, że na pewno tego nie przeżył, a zbroja ostatniego zapadła się do środka i go zabiła. Zwolnił kroku dopiero wtedy, gdy zza nieżyjącej już, grupy wyłonił się Dowódca i od razu zaszarżował w stronę czarodzieja. Naprzeciw mężczyzny w ciężkiej zbroi wyszła pięść stworzona magią, która miała podobną siłę do tej odpowiedzialnej za zniszczenie bramy wejściowej. Magiczna pięść i Dowódca zderzyli się, co wyglądało tak, jakby ten drugi wpadł na niewidzialny mur, od którego się nie odbił. Przez chwilę wyglądało to tak, jakby czas stanął w miejscu, jednak po tej krótkiej chwili mężczyzna osunął się na ziemię, a raczej jego ciało, bo zderzenie o takiej sile zabiło go bardzo szybko.
Zanim dotarł do komnaty, w której powinien znaleźć Przywódcę całej tej bandy, na swojej drodze napotkał jeszcze dwie grupy Poskromicieli, którymi przewodził Dowódca w ciężkiej zbroi i z wielkim, dwuręcznym młotem w ręku. Ostatnia spowodowała, że Cain musiał się zatrzymać, żeby w spokoju zająć się dwoma magami i osobnikiem dowodzącym nimi. Magów również otaczały magiczne zbroje, które i tak padły po dwóch zaklęciach ofensywnych, których użył pradawny. Cóż... wcześniej wspomniał, że w szeregach tej organizacji nie znajdzie maga dobrego na tyle, żeby zatrzymał go na dłużej albo pokonał. Szedł cały czas przed siebie, trzy albo cztery razy musiał skręcić w lewo lub w prawo, jednak, w końcu, dotarł pod drzwi, za którymi znajdowała się komnata Przywódcy.

Drewniane drzwi z metalowymi wzmocnieniami nie miały szans z magią, którą włada Cainerath, więc szybko ustąpiły i otworzyły przejście. Pierwszym, co zauważył czarodziej, był wysoki mężczyzna idący w stronę portalu, który otworzył się przed chwilą. Pradawny był magiem, wiedział, jak zamknąć portal z odległości kilkunastu kroków, więc zrobił, to zanim nieznajomy zdążył przez niego przejść.
        - To koniec, twoja organizacja przestanie istnieć już niedługo — odezwał się, zanim zaatakował. Spowodowało to, że Przywódca odwrócił się i spojrzał na czarodzieja.
        - A ja, w końcu, zemszczę się na was za to, co zrobiliście — dodał, jakby dokańczając to, co powiedział przed chwilą. Dopiero teraz zauważył, że człowiek odpowiedzialny za stworzenie Poskromicieli nie jest człowiekiem, a elfem albo mieszańcem elfa z człowiekiem. Walka rozpoczęła się dwa lub trzy uderzenia serca później.
Elfa chroniła lekka, skórzana zbroja z metalowymi częściami, Cain natomiast ochraniał swoje ciało przy pomocy magicznej zbroi, która jeszcze nie ucierpiała. Pradawny walczył magią lub pięściami i kopnięciami, a długouchy mieczem lub, prawdopodobnie, magią. Kula ognia pomknęła w stronę czarodzieja, jednak wybuchła tuż przed nim, a ogień rozlał się po części magicznej osłony i znikł. W tej krótkiej chwili Przywódca dobył już ostrza i szarżował w stronę Caina, który wystrzelił kulę energii ze swojej dłoni, jednak elf uniknął jej w półobrocie, nawet nie zwolnił biegu, a to oznaczało, że jest szybki i potrafi utrzymać równowagę. Tym razem z dłoni pradawnego wyleciało kilka fioletowych kulek, które nie były duże, jednak nadrabiały to liczebnością. Jedne nie trafiły, kolejnych uniknął przeciwnik, a reszta trafiła, jednak małe wybuchy powstały przed elfem, co oznaczało, że on także ma magiczną zbroję. Cainerath użył teleportacji, aby uniknąć szarży i pojawił się na drugim końcu sali. Błyskawica pomknęła w stronę jego przeciwnika, a tuż za nią leciała niewidzialna pięść, jednak obie zostały zabsorbowane przez niewidzialną osłonę. Jeszcze jedna pięść... trafiła, jednak długouchy poleciał do tyłu i trafił w ścianę obok miejsca, w którym niedawno znajdowały się drzwi. Pradawny uśmiechnął się, bo to oznaczało, że udało mu się zniszczyć magiczną zbroję przeciwnika. Kule ognia zauważył chwilę przed tym, jak zderzyły się z jego tarczą. Jedna, druga, trzecia... czwarta przebiła się i wybuchła tuż przed nim. Siła samego wybuchu odrzuciła go w tył i osmoliła ubranie, miał szczęście, że nie został podpalony, jednak bliskie spotkanie ze ścianą sprawiło, że czuł się poobijany.
Wyglądało na to, że czas zakończyć to spotkanie. Elf, chyba, miał podobne zdanie, bo ponownie ruszył w stronę pradawnego, a ten znowu przeniósł się na drugi koniec sali. Cain stanął stabilniej, napinając każdy mięsień w swoich nogach, a między dłońmi zaczął tworzyć magiczną kulę, która wyglądała jak przeplatające się pasma błękitu i fioletu. Czarodziej złączył dłonie przy nadgarstkach, lewa była na górze, a prawa na dole. Między przestrzenią, która się tam stworzyła, lewitowała magiczna kula nieco mniejsza od ludzkiej głowy. Pradawny wyrzucił obie dłonie przed siebie, a niebiesko-fioletowa kula energii rozbłysła i pomknęła w stronę zaskoczonego elfa. Magiczna kula wybuchła w momencie, w którym zetknęła się z ciałem długouchego, jednak nie znikła, bo zostawiła w jego klatce piersiowej dziurę o wielkości zbliżonej do ludzkiej głowy. W dodatku wybuch wyrzucił Przywódcę w tył tak, że przebił się on przez okno i spadł prosto na dziedziniec.

Koniec. Udało mu się pomścić bliskie mu osoby i pozbyć się Poskromicieli raz na zawsze. Czarodziej przeniósł się na dziedziniec i stanął w pobliżu trupa Przywódcy. Powiedział Jane i Rozalie, że spotkają się tutaj, przed wejściem do budynku, więc miał zamiar na nie poczekać. Do pożegnań przejdą później.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane jeszcze kilka razy przed całą akcją spojrzała na pokusę. Uśmiechnęła się pod nosem. Niech mówi, co jej się podoba. Poradziła sobie bardzo dobrze, jak na oko skrytobójczyni, co Jane chwaliła. By nie wyjść na kompletną ignorantkę, co jakiś czas kiwnęła głową, odpowiadając tym Rozalie.
        - Wolę się uczyć sama. - Teraz tak mówiła, aczkolwiek dawniej bez pomocy maga nie potrafiłaby przeczytać najprostszego „elf”. Te czasy już minęły, natomiast mieszkanka lasu do dzisiaj miło je wspomina. - Ale dzięki za propozycję – dodała, unosząc delikatnie kąciki ust w kierunku Rozy, posyłając jej tym słaby uśmiech. Obecnie pasowałoby się skupić.

***


        Dziwnym trafem ból ustawał, a Jane spokojnie (o ile taką sytuację można w ogóle nazwać spokojną) mogła kontynuować walkę. Zwykle podczas potyczki w jej żyłach buzuje adrenalina, ciało dostaje nagłego kopa, a nic nie jest w stanie jej powstrzymać, dopóki sama nie osłabnie. O ironio, chciałoby się dodać. Jednakże w tym momencie jej umysł zatrzymał się, stał się niczym zepsuty zegar. O ile dawniej odliczał minuty, sprawiał, że sekundy cały czas biegły naprzód, tak teraz zatrzymał się na jednej chwili. Elfka nie potrafiła ruszyć dalej. W jej głowie pojawił się prześwit jednego; nieustającego krzyku i obelg, rzucanych w jej kierunku. „Zdrajca! Morderca!”. Niby nic, tylko kolejne wypomnienie tego, kim jest, lecz z ust tego człowieka te słowa są jak sztylet wbity prosto w serce.
        Gdy tylko pierścionek zniknął z palca czarodzieja, Jane ocknęła się. Oczywiście nadal trwała w stanie pewnego rodzaju otępienia. Nie chciała teraz myśleć, gdyż to oznaczałoby więcej cierpienia. Wzięła błyskotkę do ręki, oglądając ją. To na pewno to. LJV. Lilian, Jane, Vincent. Elfka spojrzała na pokusę niewidomym wzrokiem, próbując wyglądać choć odrobinę normalniej. Dopiero uścisk pokusy sprawił, że wróciła w miarę do normalności, ale to dało też początek przebłyskom przeszłości, które skrytobójczyni starała się ignorować.
        - Łapy precz od mojego tyłka. - To zabrzmiało bardziej smutno niż złowieszczo. Cofnęła się od Rozalie na bezpieczną w jej mniemaniu odległość, po czym westchnęła. - To zbyt długa historia jak na takie miejsce. Musimy ruszyć dalej. - Nim jednak zrobiła krok i odeszła ze swoją kamienną miną, ignorując troskę piekielnej, wszystko przemieniło się w jaskinię. Narobiło to swego rodzaju hałasu, przez co Jane przeklęła w myślach. Spojrzała na Rozalie, unosząc brew. Już miała jej powiedzieć, aby to odczyniła, gdyż w każdej chwili może się tu zlecieć więcej popapranych Poskromicieli, lecz w tej samej chwili pokusa zaczęła opowiadać jej swoją historię. Jeśli już była posągiem, teraz elfka skamieniała do reszty. Zacisnęła pięść. Nienawidziła smutku. Jednakże w milczeniu słuchała opowieści rudowłosej, coraz bardziej rozluźniając dłoń z uścisku.
        - Nie, nie musisz go ożywiać – stwierdziła trochę po fakcie. - I współczuję. Pewnie ciężko ci było odszukać się w tym wszystkim od nowa – powiedziała, siląc się na uśmiech. - Ale w moim przypadku ja ci zazdroszczę. Wolałabym nie pamiętać swojej przeszłości. Lecz wiem, że dla ciebie to co innego i pewnie mówiłabym inaczej na twoim miejscu. Dlatego tylko tyle mogę powiedzieć. Współczuję. - Uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy na jej ustach pojawił się tak miły i szeroki uśmiech od... wieków! Szybko jednak zniknął z twarzy Jane, która po kilku sekundach, tak jak Roz, usłyszała słowa Caina.
        - Musimy się pospieszyć – zaapelowała, po czym pobiegła dalej w głąb korytarzy. Gdy już obie kobiety dotarły do wielkich, drewnianych drzwi, Jane magią pustki ułatwiła sobie rozwalenie ich. Westchnęła ciężko, gdy w skarbcu nie dostrzegła nic wartego uwagi poza monetami. Kilka z nich oczywiście (a żeby ino kilka, ile kieszenie pomieszczą!) wzięła ze sobą, w końcu wiadomo; pieniądze zawsze się przydają. Poczekała na Rozalie, po czym momentalnie zawróciła.
        Dobiegając na umówione miejsce spotkania, uwagę Jane przykuło jedno; ciało mężczyzny leżące nieopodal Caina. Uniosła brew i tym samym jeden z kącików jej ust pomknął ku górze, gdy spojrzała na czarodzieja. Zaklaskała.
        - Spektakularnie – skomentowała na swój kochany, lekko cyniczny sposób. - A teraz co? - Rozejrzała się po towarzyszach, opierając ręce o boki.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie z uśmiechem patrzyła, iż Jane znów może walczyć, a jej czary działają prawidłowo.

- YAY! Uleczyłam cię! – krzyknęła dumna ze swojego osiągnięcia, zawsze mogła pogorszyć sprawę, chaos, te sprawy.

Jednak elfka zachowywała się… jakby nie była sobą, pokusa się skrzywiła. Przecież powinna się ucieszyć z takiej łaski, jaką ją obdarowała, uleczyła ją! Bez żadnych szkód przy pracy, to było coś, a Jane zachowywała się jak jakiś umarlak. Ściągnięcie pierścienia ją trochę wybudziło z tego stanu łudząco przypominającego hipnozę, co dało Roz nadzieję, iż za chwile długoucha się rozweseli.

- Co się tak temu przyglądasz? Znajomy ci jakoś? Do kogo należał? O co chodzi, czemu on cię hipnotyzuje?... Czekaj! Nic nie mów! Zgadnę! No… dawno, dawno temu miałaś męża i… stop! Nie męża! Przyszłego męża! Chciał ci dać pierścionek i wiedziałaś to, bo podsłuchałaś, jak o tym z kimś mówił… Niestety zakochał się w kimś innym i tej innej go dał i teraz, widząc to, twoje serduszko bardzo boli? Dobrze mówię? A wiesz, co jest najlepsze na zranione serduszko? Noc z pokuską! Hihi! – starała się na swój sposób poprawić humor dziewczynie.

Potem rudowłosa dodatkowo uściskała spiczastouchą i zdaje się, iż to pomogło. No ale znów coś musiała popsuć, no czy to jej wina, iż była zboczoną pokusą? No, w sumie jej… ale ona o tym nie pamiętała, więc się nie liczy.

- Hmm, czyli nie zgadłam, a dokąd ruszymy? Mówiąc „my” masz na myśli siebie i mnie? Caina mnie i siebie? Czy może… tylko Caina i ciebie?

Gdy piekielna stworzyła pseudojaskinie, w duchu cieszyła się jak dziecko ze swojego dzieła i nie rozumiała zdziwionego spojrzenia Jane, z którego dało się również wyczytać irytację.

- No co? Teraz jest cicho i bezpiecznie! Nie muszę? No dobra… a myślałam, że poćwiczę, ale okej. No wiesz… Żyje się raz... czasem razy dwa… ale się żyje i naprzód trzeba iść bez względu na to i tamto czy inne kłody pod nogami. – Widząc uśmiech elfki, pokusa również się szczerze uśmiechnęła, wreszcie oba rudzielce były wesołe, ale to nie trwało długo, bo Janeya znów posmutniała.

Ich pogaduszki nie trwały za długo, bo po chwili piekielna musiała biec za skrytobójczynią, właściwie to leciała, bo uznała to za szybszy sposób przemieszczenia się. Bardzo szybko dotarły do czarodzieja i cała trójka była w komplecie.

- YAY! Wszyscy razem! Co teraz robimy? Idziemy podbić jakieś królestwo? Hihi! To by było diabelnie fajne! Jane, a ty nie chciałabyś mieć swojego własnego? Mogłoby się nazywać Rudolandia! I mieszkaliby i mieszkałyby tam wszystkie rudzielce świata!
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

W końcu udało mu się osiągnąć to, do czego chciał dotrzeć od wielu lat, od momentu, w którym dowiedział się, że wszystkie najbliższe mu osoby nie żyją, a on stał się jedynym, który to przeżył. Właśnie teraz w niewielkiej odległości od niego, za jego plecami, leżało ciało Przywódcy Poskromicieli, którego zabił sam Cainerath, tym samym zemścił się i zniszczyć całą organizację Poskromicieli.
Czekając na powrót Rozalie i Jane, zaczął zastanawiać się nad tym, co będzie robił teraz i gdzie się uda. Był już chyba w każdym zakątku Alaranii, do którego mógł dotrzeć poprzez podążanie śladem jakiegoś Dowódcy lub wskazówką, którą wyczytał z myśli takiego osobnika, na co ten niekoniecznie mógł się zgodzić, jednak i tak, ostatecznie, dzielił się tym z pradawnym, a to, że, przeważnie, działo się to wbrew woli Dowódcy nie było zmartwieniem Caina. Może jeszcze raz przemierzy Alaranię, jednak tym razem, nie będzie podążał za czyimiś śladami lub "wskazówkami" i nie będzie się spieszył albo ponownie uda się na miejsce, w którym zginęli jego bliscy i oświadczy tam, że ich pomścił, a ich dusze mogą zaznać spokoju... Jeszcze nie wiedział, ale całkiem możliwe było to, że wróci w miejsce, w którym to wszystko się zaczęło, przynajmniej na chwilę.

Po jakimś czasie, na zewnątrz, dołączyły do niego Jane i Rozalie. Na słowa, które padły z ust rudowłosej elfki, wzruszył ramionami i po chwili odezwał się.
        - Nie moja wina, że wypadł przez okno... No, może trochę moja, bo mogłem przesadzić z siłą zaklęcia — odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, którego nie udało mu się powstrzymać. Wcześniej nie musiał używać, aż tak silnych zaklęć, więc walka z Przywódcą była pierwszym przypadkiem, w którym to zrobił. Nie dziwiło go to, że mógł nieco przesadzić z siłą kuli energii, którą posłał w stronę przeciwnika, a która zadecydowała o tym, kto wygra ten pojedynek.
        - Teraz chciałbym wam podziękować za to, że mi towarzyszyłyście i pomogłyście. Mam nadzieję, że to, co znalazłyście w ich skarbcu jest wystarczającą opłatą za pomoc mojej osobie — odpowiedział po chwili. Słowa, które padły w tej wypowiedzi mogły sprawiać oficjalne wrażenie, jednak ton głosu czarodzieja nie świadczył o tym, żeby wyrażał się poważnie i oficjalnie, po prostu chciał im podziękować raz jeszcze.
        - Myślę, że teraz pożegnamy się i, chyba, rozejdziemy w swoje strony. Mam jedno miejsce do odwiedzenia i najlepiej będzie, jeśli zrobię to w pojedynkę... - dopowiedział i od razu wytłumaczył się, w razie, gdyby któraś z nich chciała mu towarzyszyć. Podejrzewał, że prędzej usłyszałby tego typu prośbę z ust pokusy.
        - Na sam koniec, jeśli chcecie, mogę was przenieść w miejsce, w które chciałybyście się teraz udać. Powiedzmy, że jest to taki pożegnalny prezent ode mnie — zaproponował na sam koniec. Liczył na to, że Jane i Rozalie zgodzą się na taki "prezent" i przyjmą go.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Mimo towarzyszącemu Jane smutkowi i napływowi nagłych wspomnień, musiała przyznać, że rozmyślania pokusy zaczynały ją powoli bawić. Ukrywała to jednak na tyle perfekcyjnie, jak została nauczona, że ciężko po niej cokolwiek poznać. Przygryzła dolną wargę, po czym zwróciła wzrok na Rozalie.
        - Roz – zaczęła, a kąciki jej ust uniosły się ku górze – czy wyobrażasz mnie sobie jako kochającą przyszłą żonę jakiegoś gościa? Współczułabym biedakowi – powiedziała. - Pierścionek należał do mnie. A ten, który mam obecnie na sobie, był Lilian. Mojej dobrej przyjaciółki. Zmarłej – dodała, utrzymując obojętną barwę tonu. Nikt jeszcze nie znał historii Jane. Nikt żywy. Lub przynajmniej oddychający. I nie zapowiada się, że ktoś pozna. Elfka nie poda nieodpowiedniej osobie szczegółów. „Miałam przyjaciółkę. Nie żyje. A ja jestem o to oskarżana”, tak bowiem brzmiały jej myśli. Znając życie, pokusa na pewno je odczyta. Może zrozumie.
        - W tej chwili miałam na myśli nas obie, pędzące do skarbca. - Wytarła miecz o ubranie jednego z jej martwych przeciwników, po czym schowała go z powrotem do pochwy. Kij już z tym, że trochę krwi ostało się na twarzy i ubraniu skrytobójczyni.

        Rozalie, jak spostrzegła Jane, nie zabrała ze sobą nic ze skarbca. Cóż, jej strata. A mieszkance lasu pieniądze również się przydadzą. Bieda w kraju, można rzec. Dodatkowo musi dokupić sobie noże. Ciekawe, dlaczego?
Elfka nawet nie zwróciła uwagi na to, ile monet naładowała do (wcześniej prawie pustej) sakiewki. Ważne, żeby wystarczyło do kolejnej wypłaty. I odnalezienie tego dupka, który jest jej winien sporą sumkę od dobrych... Bardzo długiego czasu!
        Spoglądała teraz na zwłoki spokojnie, jakby analizowała okoliczności śmierci danego osobnika. Prychnęła natomiast w kiepskiej parodii śmiechu, słysząc odpowiedź czarodzieja.
        - A jaki skromny do tego – powiedziała. Rozejrzała się dodatkowo dookoła, poszukując jakichkolwiek oznak ataku. Teraz byli raczej bezpieczni, racja? Choć zapewne nie wiadomo, na jak długo.
Elfka spojrzała na pokusę, kiedy ta zadała dość dziwne pytanie. Mieć tak ogromną władzę w rękach... Świetna sprawa, ale jakże ryzykowna. Kto sobie wyobraża skrytobójcę jako władcę królestwa? Aż płakać się chce. Oczywiście ze śmiechu.
        - Podziękuję, mam inne plany na życie – odparła szybko. W kolejnej chwili jej wzrok zwrócił się na Caina, kiedy zaczął im dziękować za pomoc. - Nie masz za co. Poważnie. - Schowała ręce za plecami, uśmiechając się lekko, po czym podświadomie pomacała kciukiem oba pierścionki, które znajdowały się na palcach Jane. Opłacało jej się tutaj przybyć.
Elfka westchnęła, poprawiła broń, aby następnie zwrócić się do reszty.
        - Dzięki za leczenie, Rozalie – rzekła szybko. - Tu też mówię ci; żegnaj. Było... ciekawie. - A tej wypowiedzi nawet potowarzyszył krótki uśmiech. - Cain, żegnaj. I poproszę Równiny Andurii, jak można. - Kto powiedział, że nie skorzysta z oferty?

Ciąg dalszy: Jane

http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=35&p=69198#p69198
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- Hm… Jako kochająca żonę mówisz, Janeya? No więc… No, tak trochę nie – przyznała pokusa. – Do ciebie?! Do twojej przyjaciółki?! Ojej, przykro mi, że nie żyje… Moje biedactwo. – Przytuliła elfkę.

Po chwili usłyszała to, co w myślach powtarzała długoucha.

- Ojej! Jak oni mogli? Kto śmiał zrobić coś takiego takiej fajnej rudzielczyni! – spytała poważnie zatroskana.

Teraz jednak całą swoją uwagę skupiła na mężczyźnie.

- Ależ proszę, Cainuś! To była przyjemność, aczkolwiek jakoś w skarbcu nic ciekawego mi się w oczy nie rzuciło… za mało chaotyczności – powiedziała ze smutkiem.

Słysząc, iż czarodziej chce się udać gdzieś samotnie, pokusa posmutniała, ledwo się poznali przecież, mogliby mieć oboje świetlaną przyszłość, ale on chciał się udać gdzieś sam. Piekielna nie zdołała powstrzymać emocji i się rozpłakała, przytulając jednocześnie pradawnego.

- Oh, CAIN! Będę za tobą tęsknić, tak fajnie z tobą było i nawet nie popokusiliśmy ze sobą! Ah, jakże będzie mi ciebie brak, potężny czarodzieju ty mój! – mówiła niczym królowa dramatu. – Przenieść? Wiesz… zawsze marzyłam o zwiedzeniu wyspy syren! Słyszałam, że to takie wodne pokuski, hihi. – Jej humor natychmiast się polepszył. – To może do jakichś ruin tam… O! DO DEOPOLIS! Jak dobrze pamiętam, ale chcę tam! TAK!

Ponownie spojrzała na długouchą i westchnęła zawiedziona.

- Nie chcieć królestwa… Rety, Janeyka, co z tobą nie tak?! Eh… I tak cię lubię, kochanie – ponownie ją uściskała. – Żegnaj, kochana ty moja! Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy! Stowarzyszenie Rudzielców na zawsze. – Dała jej całusa w policzek.

Teraz stała gotowa i czekała na przeniesienie do Deopolis, ciekawe, co ona chciała tam znaleźć, ale kto by zrozumiał kobietę i to w dodatku będącą chaotyczną pokusą.

Ciąg dalszy: Rozalie

http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=4 ... 346#p69346
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

W końcu mu się udało. Już nawet nie pamiętał, ile czasu poświęcił na to, żeby znaleźć wszystkich Poskromicieli i się ich pozbyć, a, przy okazji, zebrać tropy, które naprowadziłyby go na siedzibę ich przywódcy, w której mógłby zająć się wszystkimi osobnikami zebranymi tam i, na sam koniec, zająć się ich przywódcą. Zemścił się na nich za to wszystko, co mu zrobili, a teraz nie wiedział, co zrobić dalej. Oczywiście, chodziło mu o to, co robić po tym, jak pożegna się już z Jane i Rozalie, a także przeniesie je w miejsca, w które będą chciały, o ile skorzystają z propozycji.
Pierwsza odezwała się Jane, a po jej słowach można było stwierdzić, że z propozycji skorzysta. Pradawnemu wydawało się, że mało kto odrzuciłby taką nagrodę za pomoc, chyba że sam potrafi przenieść się w dowolne miejsce w Alaranii, o ile zna jego nazwę i wie, gdzie chce się przenieść, żeby nie wylądować na środku jeziora albo w lesie, w którym łatwo się zgubić. Rozalie też zgodziła się na przeniesienie, jednak najpierw przytuliła go i powiedziała, że będzie za nim tęsknić i będzie jej go brakowało, pomijając to, że pokrótce, chyba, narzekała też na to, że "nie popokusili ze sobą". Czarodziej dobrze wiedział, co pokusa miała na myśli. Zanim przeszedł do teleportacji towarzyszek w miejsce, o których mu powiedziały, poczekał na to, aż pożegnają się same ze sobą.

Jane odezwała się pierwsza, więc Cain najpierw podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu.
        - Do zobaczenia, może — powiedział na sam koniec i przeniósł rudowłosą elfkę, w miejsce, w które chciała być przeniesiona.
Odwrócił się do Rozalie i podszedł do niej.
        - Wyspa Syren, Deopolis. Może kiedyś spotkamy się raz jeszcze — powiedział do pokusy, a chwilę później ta zniknęła. Żadna z nich nie musi martwić się o to, że wyląduje w jakimś niepożądanym miejscu, a pradawny, oficjalnie, został sam. Teraz planował udać się do miejsca, w którym kiedyś mieszkał, tam, gdzie to wszystko się zaczęło, jednak najpierw wyszedł bramą z twierdzy i przeszedł się po okolicy, podziwiając przy tym Góry Dasso. Na sam koniec, gdy był już pewien, że chce opuścić to miejsce, znikł, aby później pojawić się w miejscu otoczonym strome wzgórza, do którego prowadzi tylko jedno wejście ukryte na skraju lasu, stanowiące jedność z drzewami i krzewami. Zrobił tam to, co chciał zrobić, jednak został tam dłużej, zastanawiając się nad tym, co chce robić później.

Ciąg dalszy: Cain.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość