Góry Dasso[Twierdza ukryta w górach] Ostateczne rozwiązanie

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

[Twierdza ukryta w górach] Ostateczne rozwiązanie

Post autor: Cain »

Trzy osoby pojawiły się nagle na niewielkiej polanie, którą otaczały niewielkie krzewy. Cainerath ustał na nogach, mimo że takie nagłe zetknięcie stóp z ziemią po przeniesieniu się, potrafi doprowadzić do utraty równowagi i upadku. Jemu to nie groziło, gdyż taki sposób podróżowania był używany przez niego niejednokrotnie i przyzwyczaił się do tego.
Pradawny rozejrzał się wokół siebie i zobaczył, że naprzeciw polany, na której teraz się znajdują, widoczna jest twierdza, jednak aby do niej dotrzeć, będą musieli maszerować przez jakiś czas. Szkoda, że nie znał dokładniejszej lokalizacji, bo może udałoby się przenieść bliżej twierdzy... chociaż, z drugiej strony, będąc w takiej odległości, w jakiej są teraz, mają pewność, że nie zostaną zauważeni.

- Patrzcie tam — powiedział, wskazując dłonią w stronę budowli, tym samym zwracając na siebie uwagę pokusy i elfki.
- Wygląda na to, że jest to siedziba Poskromicieli — dodał po chwili, chociaż łatwo było się tego domyślić.
- Nie wiem, ile osób znajduje się w środku, jednak większość z nich to wojownicy walczący bronią białą albo dystansową, bo w szeregach Poskromicieli znajduje się niewielu magów — kontynuował. Udzielał im teraz informacji na temat przeciwników, z którymi niedługo będą walczyć, więc nie należało mu przerywać, a pytania, o ile jakieś się pojawią, należy zadać po tym, jak pradawny skończy mówić.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewam się potężnych przeciwników, jednak najbardziej zaszkodzić nam mogą Dowódcy i sam Przywódca... O Przywódcę nie musicie się martwić, bo zajmę się nim osobiście, więc wam pozostaje uważać na Dowódców — zamilkł na chwilę i spojrzał najpierw na Rozalie, a później na Jane.
- Jeśli teraz przeszło wam przez myśl to, że jednak nie chcecie mi pomagać i wolicie się w to nie mieszać, to teraz jest ostatnia szansa na to, żeby się z tego wycofać. Dam wam chwilę na ostateczne przemyślenie waszej decyzji w tej sprawie — powiedział całkiem poważnie. Nie miał zamiaru ryzykować życia dwóch istot, które z tym wszystkim związane są tylko dlatego, że spotkał je na swojej drodze i powiedział coś na temat swojej misji.
- Chcecie mi pomóc i ryzykować to, że możecie zostać ranne... czy wolicie odejść i nie ryzykować życia? - na sam koniec zadał pytanie i zaczął przyglądać się towarzyszkom z pytającym wzrokiem. Powiedział, że dam im trochę czasu na podjęcie decyzji, więc czekał cierpliwie na to, aż się namyślą i podzielą tym, co postanowiły.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Pomińmy fakt, że przez pierwsze kilka sekund miała zamiar porządnie przywalić Rozalie za to, że pokusa postanowiła się zabawić w kreatorkę i przyprawiła Jane o kaczy dziób. Całe szczęście – piekielnej, rzecz jasna – twór zniknął bardzo szybko. Elfka unikała wzroku kobiety, byleby tylko nie podawać jej kolejnych pomysłów na rzeczy, które mogłaby jej zrobić. Prasmoku, ciągle dziękować ci idzie za daną mieszkance lasu nieograniczoną cierpliwość... Ale trochę łamliwą.
        - Jako pokusa sama sobie możesz kształtować ciało, nie? - zapytała Jane, zakładając ręce na piersi. - To może sama się tam jakoś... Tenteguj, a mnie łaskawie zostaw w spokoju? - Robienie za królika doświadczalnego pokusy wcale nie wróżyło dobrze, zwłaszcza, że elfka zdążyła zostać zmolestowana, pokąsana, nawet ją w płomieniach uwięziono! Tyle nie przeżyła nawet w Rapsodii. A tam goniła ją banda rozwścieczonych idiotów – którzy śmieli wystawić na nią zlecenie! - oraz szalony człowiek, który ot tak po prostu zaciągał ludzi do bójki w błocie. Przy tym wszystkim, co się obecnie z nią działo, tamte wydarzenia zdawały się niezmiernie odległe. I chętniej już by do nich powróciła... Może ten szaleniec jeszcze gdzieś tam jest. Jane instynktownie kciukiem pogładziła pierścień na palcu, który również wtedy tam odnalazła. Dla niej to najważniejsza pamiątka z dawnych lat, bardzo odległych dziejów.
        Niespodziewany ból przeszył ją na wskroś, kiedy nie tylko została obdarowana na ciele płatkami róży, ale i podpalona. Paląca skóra była nie do zniesienia, Jane niemal krzyknęła, aczkolwiek na tle płomieni i dyszącego dymu zdawało się to jedynie okrzykiem zaskoczenia. Pokusa zdawała się nie do końca panować nad sytuacją, co tylko bardziej zirytowało i zmartwiło skrytobójczynię. Płatki w końcu odleciały w górę, zabierając ze sobą płomienie i ich palący ból. Jane, z niemalże ulgą wymalowaną na twarzy, upadła na kolana, kaszląc ciężko, dym najwidoczniej w pewnym stopniu jej zaszkodził. Odchrząknęła, ukradkiem spoglądając na całe towarzystwo. Gdzie ona wylądowała...
        Wstała, chwytając się za brzuch, blizny odznaczające się na jej ciele sporym śladem piekły niemiłosiernie, jakby coś się z nimi działo. Elfka starała się ignorować ból, wyprostowała się.
        - Zero kaczek, zero doświadczeń. - Aż pogroziła palcem. Z westchnieniem zrobiła kilka kroków, a następnie znalazła się obok Caina. Za jego poleceniem chwyciła mężczyznę za ramię. Mimo że nie przepadała za przemieszczaniem się za pomocą magii, ku jej zaskoczeniu znaleźli się w Górach Dasso, a droga tutaj zajęłaby kilkanaście dni...
        - O matko – wymamrotała, rozglądając się. - Urządzili sobie siedzibę w całkiem niezłym miejscu – dodała, odchodząc nieco dalej i nadal spoglądając za wskazanym przez czarodzieja punktem. Pojawienie się na polanie u podnóża gór trójki tajemniczych istot wcale nie wydawało się podejrzane... Ale Jane miała nadzieję, że żaden z Poskromicieli nie zauważył ich przybycia. W końcu znajdowali się dobry kawałek od budowli. Elfka po krótkiej chwili odwróciła się w stronę towarzyszy.
        - Mogę ruszyć na krótki zwiad, sprawdzić, czy na razie jest bezpiecznie i czy przypadkiem nie spodziewają się gości – oznajmiła otwarcie, niemal uradowana, że chociaż tutaj się do czegoś bardziej przyda jako skrytobójczyni. Robota w ukryciu w końcu najlepiej jej wychodzi.
        Lecz priorytet najważniejszy, czyli odzyskanie pełnego ekwipunku. Jane podeszła do Rozalie.
        - Dałaś radę stworzyć kielich i kaczkę z niczego. Chcę odzyskać swoje strzały z trucizną – rzekła spokojnie. Mogła mieć jedynie nadzieję, że pokusa odpowie równie spokojnie i zwróci jej ukochany ekwipunek... Co prawda elfka mogła jeszcze na odległość w każdym wypadku posłużyć się nożami, rzucając nimi, ale one nie posiadały nasączonego śmiertelną substancją ostrza. A to upodobała sobie najbardziej.
        - Ja idę. - Jej ton stał się twardszy, kiedy odpowiadała Cainowi. - Zostałam ranna miliony razy, więcej razy otarłam się o śmierć, a jeszcze żyję. Takie czary, czarodzieju. - Uśmiechnęła się cynicznie. Ciekawość związana z Poskromicielami rosła. Nie zamierzała odpuszczać tylko dlatego, że mogłaby ponownie ucierpieć. - A wracając do wcześniejszej kwestii, chcę sprawdzić, jak silni są ci Dowódcy. - W sumie, połowę tej wyprawy traktowała jako taki trening...
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- No, wolałabym mój, ale chcę ci pomóc! CHCĘ! Nie puszczę cię samego, mowy nie ma! Mój słodziaku. – Szybciej zamrugała oczkami i obdarowała Caina iście pokusim uśmiechem. Gdy tylko do niej podszedł, rzuciła się w jego ramiona i przytuliła tak mocno, że przez jej uścisk pradawny mógł poczuć trudności w oddychaniu.

Słysząc słowa Jane, Rozalie westchnęła zirytowana. Ta elfka doprawdy nic, a nic nie rozumiała. No, jak można nie rozumieć chaosu? To przecież takie trudne, ale proste i chaośne.

- Ehhh, Jane. Owszem, mogę. Aczkolwiek to, co wyczyniasz swoim sprzeciwem, może zaprzepaścić moje starania, to jest badania, nad magią stosu, to jest chaosu.

Po podpaleniu i okryciu długouchej płatkami róży, co trwało chwilkę, różowiutkie części kwiatów niczym motyle odleciały hen daleko. Natomiast na ręce dziewczyny pozostała blizna, wyglądająca jak tatuaż przedstawiający różę stojącą w ogniu.
Cain zaczął mówić o portalu i kontakcie z ciałem, a piekielnej aż się oczy zaświeciły i wgramoliła się na mężczyznę, bezustannie go przytulając.

- Okej! Będę się trzymać mocno! Zrób to Cain! Ohh, ahh, taaaak, jak ja uwielbiam… teleportacje! To musiało brzmieć bardzo niegrzecznie hihi! Przypadek? Hehe, nie sądzę. Hhiihi!
Echo wciąż niosło chichot pokusy po Szepczącym lesie, podczas gdy cała trójka znalazła się już całkiem gdzie indziej. Roz zachwiała się i upadła swym zgrabnym tyłeczkiem na stopy Caina. Pokusa wstała i się rozejrzała, od razu wychwyciła twierdzę.

- OUH! A może polecę i odwrócę ich uwagę z góry, a wy trach i ciach i mach i po nich? I Nie! Jane! NIE! Ja mam skrzydła, JA! Ja polecę! – Spojrzała na czerwonowłosą bardzo wrogo, a po chwili uśmiechnęła się radośnie i słuchała tego, co mówił Cain. – O, a ten, jak rozpoznać, który to dowódca? Ma jakieś fajne odznaczenia? Chętnie bym je zwędziła, jak są fajne! I chwila… że co? Nie ma mowy o wycofywaniu się! Miałam pomóc i pomogę! – krzyknęła wręcz oburzona. – Wiesz, ponoć już kiedyś umarłam, ale nie pamiętam tego uczucia, najwyżej je poznam, albo zabije tych i tamtych. Dobra jest! Trza się bawić! Bez ryzyka nie ma życia!

Teraz długoucha podeszła do pokusy, która była wyraźnie czymś zaintrygowana i przerwała Jane wypowiedź.

- CIIIIIIIIIIII! Nie ruszaj się! – szeptała, a na nosie elfki usiadł śliczny, różowy motylek. Rozalie aż się oczka powiększyła, bo tak mocno wpatrywała się w pięknego motylka, który potem odleciał, pomachała mu na do widzenia. – Że strzały? Czy ja ci, na wszystkie kaczki świata, wyglądam, jakbym władała magią porządku? Ja? Jam chaos! I to jaki seksowny – dodała szeptem. – Ja ci dam coś lepszego niż marne strzały! Ee to ten czary-mary hokus-pokus? Niech no się skupie. Wesołe, złe, groźne, złość. Tak złość! Wściekły chaos, co mi da, co mi da? Tralalla! – W tym momencie tuż obok Jane przelatywało kilka os, a ich żądła zrobiły się tak wielkie, że można by je teraz używać do obrony, spadły oczywiście na trawę, bo przecież tak mały owad nie uniesie czegoś, co ma długość ludzkiej reki – Proszę! Idę z tobą, Janeya! – Celowo przekręciła jej imię, by je nieco ulepszyć.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Zastanowił się chwilę nad propozycją Jane. W gruncie rzeczy, zwiad nie był złym pomysłem, przy okazji mogliby też się dowiedzieć, ilu strażników stoi na murach i pilnuje wejścia do twierdzy.
        - Nigdzie nie polecisz - powiedział stanowczo do Rozalie. - Jane pójdzie na zwiad, a my poczekamy na nią w tym miejscu. Ona pewnie skrada się i ukrywa lepiej od ciebie, więc będzie miała o wiele mniejszą szansę na to, że któryś z wartowników ją zauważy - wyjaśnił po chwili. Miał nadzieję, że pokusa zrozumie, o co mu chodziło i zgodzi się z tym, że lepiej będzie, jeśli Jane wyruszy na zwiad, a oni poczekają na nią na tej niewielkiej polanie.

Uśmiechnął się lekko, gdy Jane i Rozalie stwierdziły, że nie opuszczą go i pomogą w misji do samego końca. Wydawać się mogło, że Cain chciał powstrzymać ten uśmiech, jednak nie do końca mu się to udało.
        - Jeśli idziecie ze mną, to nie dam wam zginąć - powiedział nieco poważniej, po tym jak uśmiech przestał już gościć na jego twarzy. Teraz chciał wspomnieć o Dowódcach, skoro usłyszał pytania o nich. Dobrze by było, jeśli dziewczyny będą wiedziały, jak ich rozpoznać.
        - Dowódców rozpoznacie po ciężkich zbrojach i dwuręcznych młotach. Tylko dowódcy walczą młotami, dlatego najlepiej rozpoznać ich po broni, którą walczą - odpowiedział. Wydawało mu się, że nie musi wspominać o tym, że Dowódcy są bardziej zaprawieni w boju niż zwykli Poskromiciele, więc walka z nimi będzie trudniejsza, jednak spodziewał się, że w twierdzy spotkają maksymalnie trzech dowódców.

Później, dziwnym zbiegiem okoliczności, na nosie Jane usiadł różowy motyl, który przyciągnął uwagę Rozalie. Nie zajął jej długo, gdyż szybko odleciał. Pradawny nie wtrącał się w rozmowę między pokusą, a elfką. Ogólnie, nie przepadał za wtrącaniem się do rozmów między innymi ludźmi, jeśli nie było to wymagane, ktoś go o to nie poprosił albo zapytał o jego zdanie na ten temat.
        - Nie idziesz. Zostajesz ze mną tutaj, a Jane idzie sama - przypomniał i spojrzał na Rozalie.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane spojrzała na pokusę ukradkiem. Chciała z nią iść? Elfka obawiała się, że przez to trudno będzie jej penetrować teren. W końcu Rozalie władała magią chaosu, co się stanie, jeśli coś wymknie jej się spod kontroli? Wtedy to koniec. Wpadną, a tego pasowałoby jak najbardziej uniknąć. Dlatego też skrytobójczyni poruszyła ustami w niemym „dziękuję”, kiedy czarodziej postarał się przekonać pokusę, kierując ten gest w jego kierunku. Poprawiła przewieszoną przez ramię broń i upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu. Cóż, ciągle brakowało tylko jednego elementu, a mianowicie zatrutych strzałek.
        - Poradzę sobie sama – zapewniła kobietę. Zwykła działać sama, w większości przydawała się najbardziej to takich akcji w grupie. To oczywiście nie oznacza, że elfka nie potrafi działać z innymi. Po prostu lata spędzone na samotnych treningach i akcjach zrobiły swoje, a ona podszkoliła się w samodzielnie wykonywanej robocie.
        Przysłuchiwała się uważnie opisowi Dowódców. Co jak co, ale warto znać swojego wroga. Jak to kiedyś powiadali, jeśli się zna swoje możliwości i przeciwników, wygra się każdą walkę. A jeżeli nie kojarzy się choćby jednego, potyczka pozostaje w niepewności co do wygranej. Szanse są podzielone pół na pół.
        - Nigdzie się na tamten świat nie wybieram, bez obaw – rzekła, odpowiadając tym na wcześniejsze słowa Caina. Tak łatwo nie szło jej zabić, czego dowodem był fakt, że jeszcze stąpa po tej ziemi z ogromną ilością blizn i ran na ciele.

        Znieruchomiała, kiedy na jej nosie pojawił się mały motyl. Czemu akurat do niej podleciał, Prasmok jeden wie... Ale odleciał równie szybko, a Jane niestety nie doczekała się swoich ukochanych strzałek z trucizną. Dostała natomiast rój os, których żądła były nieproporcjonalnie wielkie, jak na takie małe ciała owadów. Elfka spojrzała na Rozalie z uniesioną brwią. Po krótkiej chwili podeszła do pierwszej bliższej osy. Malutka próbowała się podnieść, ale ciężar był zbyt wielki. A że leżała całkiem blisko ziemi, nie uniknęła powolnego zmiażdżenia przez but skrytobójczyni. Jane przykucnęła przy martwym insekcie i odcięła sztyletem jego połączenie z żądłem. Nasunęła rękaw nieco na dłoń, po czym podniosła przedmiot.
        - Dzięki? - To naprawdę zabrzmiało jak pytanie... Trudniej tym rzucać, nie da się trzymać w całej dłoni i na dodatek do całości dochodziła wątpliwość, czy w ogóle da się tym jakoś kogoś zranić na odległość. Czyli trzeba sobie jakoś radzić bez broni dystansowej. - Wrócę za niedługo – zapewniła. Nawet nie podała nic, żadnej kwestii typu „jak nie wrócę o tej i wtedy, zróbcie...”, bo po co? Ona była pewna swojego powrotu. Jak zawsze. Uśmiechnęła się lekko, po czym, aby uniknąć śledzenia i zabezpieczyć się w swym zadaniu, użyła magii iluzji, całkowicie wtapiając się w otoczenie na oczach towarzyszy.

        Ciągle pozostając w niewidzialnej formie, poruszała się bezszelestnie po okolicy. Nikt nie mógł teraz jej wyczuć. Nawet jej aura była ukryta. Tak zwana idealna manipulacja magią pustki. I powietrza. Zapach wokół Jane został całkowicie zneutralizowany, a skoro nikt nie mógł jej ujrzeć, nie domyślą się. Nikt także nie widział tego cynicznego uśmieszku, kiedy poruszała się niedaleko strażników. Trzech penetrowało teren dookoła siedziby, a kiedy elfka zapuściła się dalej, dostrzegła, że jeszcze dwóch innych wychodzi z budynku. Wspięła się na najbliższe drzewo, których tutaj było dosyć mniej, po czym zwęziła nieco oczy, aby lepiej dostrzec, co dzieje się w środku. Nie mogła przecież zbliżyć się zbyt blisko. Dostrzegła kontury kilku osób, przechadzających się po dachu. Na wieży stało parę łuczników, a po chwili Jane dostrzegła przed głównym wejściem mężczyznę z młotem. Skojarzyła go sobie z opisem Dowódcy. Po jeszcze dokładniejszej analizie sytuacji i terenu, wycofała się do towarzyszy.

        - Trzech znajduje się bliżej tego miejsca o jakieś dziesięć minut drogi, dwóch niedawno wyszło i również są bliżej, po drodze nie ma żadnych pułapek i niespodzianek – rzekła, pojawiając się nagle na polanie. Podeszła bliżej towarzyszy, przeczesując dłonią włosy do tyłu. - Na wieży stoi kilku łuczników, a przed wejściem ten chorobliwie silny Dowódca. Co jest w środku, za dużo nie dałam rady dostrzec przez okna. To wszystko – zakończyła swój krótki raport.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- Jak to, nigdzie? – spytała oburzona i niebywale zawiedziona. – To po co mam te skrzydła, hę?! Chwila, chwila! Ty mi rozkazujesz?! No, wiesz co?! Uważasz, że jesteś facet, to możesz rządzić kobietami?! Hę?! Nie zapominaj się, przystojniaczku. Ja jestem diablicą, a jak coś mi się nie spodoba, to ci z magią chaosu tak przywalę, że się za parę lat nawet nie pozbierasz! – wykrzykiwała wielce obrażona. – Jane pójdzie?! Janeya?! Traktujesz ją lepiej niż mnie?! Kto tu ma większe możliwości w łóżku i nie tylko?! No, kto ja się pytam?! Jakaś królikoucha dziewczynka czy diablica z piekła rodem?! TY RASISTO! Nie lubisz mnie, bo co? Bo mam ogon? I rogi i skrzydła?! Jak śmiesz! Nie spodziewałam się tego po tobie… Zraniłeś mnie, Cain! – Piekielna się rozpłakała i usiadła na ziemię.

Patrzyła z dołu na pradawnego i elfke miną dzieciaka, któremu nie pozwolono się bawić wymarzoną zabawką.

- Nie dasz nam zginąć? – spytała, słysząc słowa Caina, nadal była na niego zdenerwowana. – Czy tylko JEJ nie pozwolisz zginąć?! Mnie byś tu zostawił na pastwę groźnych jabłecznilków! – W tym momencie za sprawą magii chaosu, bo czego by innego, z drzew zeszły wilki z patyków, na których rosły jabłka, Roz najwyraźniej zapomniała o panowaniu nad sobą i swoją chaotyczną magią. – Gdzie… ah gdzie mój nowosłowokufer, gdy jest potrzebny dla nazwy tejże nowej?! Ah, gdzie?! – krzyczała niczym królowa dramatu.

Jej towarzysze mogli się nieźle zdziwić, gdy ni stąd, ni zowąd pojawił się niewielki kufer na skrzydłach i wylądował obok pokusy, która coraz sprawniej radząc sobie z magią istnienia, wyczarowała kartkę i pióro już namoczone w atramencie. Zapisała pośpiesznie nazwę „jabłecznilki” i wrzuciła do kufra, który po połknięciu kartki sobie odleciał. Dziwne stwory z patyków zaś sobie siedziały i gapiły się na całą trójkę, nie wyglądały, jakby chciały atakować. Rozalie, widząc to, zamilkła i ponownie zaczęła słuchać czarodzieja.

- Dobrze, dobrze. Zostanę. Uhg, jakoś przeżyję tę dyskryminację piekielnych – prychnęła. – Może nie podoba się wam, że inaczej oddycham?! Dyskryminujecie mój oddech?! Przecież nie zjadłam nic niedobrego… - Chuchnęła na swą rękę, sprawdzając, czy nie śmierdzi jej z ust. – HA! NORMALNY! NIC ZŁEGO! Rasiści jedni… Bo piekielny to zaraz zły, ta?! Jak śmiecie?! Przecież nie jest tak, że w piekle są tylko ci źli… - Zrobiła minę zbitego psa.

Po chwili Jane podziękowała jaj za nową broń. Oczywiście owa wdzięczność była mocno wątpliwa, ale Roz to wystarczyło. Podbiegła do Jane i ją uściskała.

- Ty jedna dobra! Ty nie rasistka jednak! Wiem! Załóżmy kółko solidarnych rudych dziewczyn! W skrócie SRD! Będzie fajnie! I będziemy robić różne fajne rzeczy, czasem z facetami. – Uniosła swoje brwi w górę i na dół kilka razy. – Oh, Cain nie patrz tak na mnie, już się nie gniewam. – Podeszła do mężczyzny i namiętnie go pocałowała. – Jeśli zechcesz, to też dam ci całuska, moja Janey! – powiedziała zalotnie.

Następnie elfka ruszyła, a Roz ziewnęła i położyła się na trawie z szeroko rozpostartymi skrzydłami. Patrzyła się jakoś tak dziwnie na pradawnego. Natomiast patykowate wilki podeszły do mężczyzny i chyba miały na celu coś w stylu liźnięcia, ale skończyło się na tym, że jeden wypluł z pyska pysznie wyglądającą gruszkę, a drugi kilka fioletowych śliwek. Łasiły się o jego nogi niczym koty. Ich twórczyni zaś wylegiwała się na trawie.

- Nie chciałbyś mieć długich włosów, Cain? Zaplotłabym ci warkoczyki… Ale w sumie dziś mi czegoś zabroniłeś, nie licząc się z mą wolą, dlatego tez muszę się zemścić. Nie martw się, nie będzie bolało – mówiła zaskakująco łagodnie.

I tak jak mówiła, włosy czarodzieja stały się długie aż do ziemi, mało tego, przybrały kolor niezwykle jaskrawego różu. Rozalie podeszła i zmusiła pradawnego, by usiadł. Zabrała się do plecenia dwóch sporych warkoczyków.
Gdy zbliżała się do końca, wróciła Jane. Roz nie chciała narobić aż tak wielkiego wstydu mężczyźnie, więc ponownie użyła magii, by różowe włosy spadły niczym peruka i przybrały formę dwóch sporych węży o dość niespotykanej barwie, które bardzo szybko uciekły.

- Hejo, Janeya! Nie dałaś rady? A ze mną byś dała! Bo mam skrzydła i bym cię podniosła do tego okna. – Uśmiechnęła się szeroko już całkiem wesoła.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

        - Nie rób niepotrzebnych scen — powiedział do Rozalie, gdy zaczęła wytykać mu, że uważa, iż może rządzić kobieta, bo jest facetem, traktuje Jane lepiej niż ją, a ostatecznie zaczęła mu grozić i powiedziała, że jej nie lubi.
        - Po pierwsze, nie uważam, że mogę rządzić kobietami, a powiedziałem, że zostajesz, bo Jane poradzi sobie sama i podejrzewam, że ma większe umiejętności związane ze zwiadem niż ty, poza tym nie chodzi o odwrócenie albo przykucie uwagi wartowników, tylko sprawdzenie, ilu ich jest i jakie pozycje zajmują, a przy tym nie można spowodować, że wykryją twoją obecność. Na tym polega zwiad — odpowiedział, jednak nie zanosiło się na to, żeby to był koniec, a gdyby któraś z nich chciała mu przeszkodzić, to miał zamiar uciszać poprzez odpowiedni gest dłonią.
        - Jeśli miałabyś zamiar mnie zaatakować, to broniłbym się... twoja ładna buzia nie sprawi, że bez walki pozwolę ci na to, żebyś atakowała mnie swoją magią. Nie faworyzuję żadnej z was, w dodatku to, że jedna z was jest lepsza od drugiej w sprawach łóżkowych, to możesz sobie rozbić o kant stołu, bo nie spałem ani z tobą, ani z Jane. I na koniec nie posądzaj mnie o to, że cię nie lubię, bo jest to kłamstwo — tymi słowami zakończył swoją "przemowę", która była także kontrą na to, co powiedziała pokusa. To wszystko mówił dość spokojnym głosem, bo nie był zdenerwowany tym, co powiedziała piekielna. Potrzebowałaby czegoś więcej, aby go chociaż trochę zdenerwować.

        - Nie dam WAM zginąć — powtórzył, a "wam" wypowiedział z wyczuwalnym naciskiem i nawet głośniej niż resztę.
Niedługo po tym otoczyły ich stworzenia z patyków i jabłek, które wyglądem przypomniały psy lub wilki, a następnie na polanę przyleciał niewielki kufer, który zjadł kartkę papieru ze słowem napisanym na niej przez Rozalie.
Pradawny spodziewał się, że "drewniane" wilki zaraz ich zaatakują, jednak one tylko przyglądały się całej trójce. Westchnął, gdy pokusa oskarżyła ich o rzekomą dyskryminację jej rasy.
        - Nikogo nie dyskryminujemy... Nie będę się powtarzał, bo wcześniej powiedziałem, dlaczego chcę, abyś została tutaj, a Jane udała się na zwiad samotnie — powiedział po chwili. Najwidoczniej Rozalie nie do końca zrozumiała, o co chodzi w zwiadzie, mimo że jej to wytłumaczył, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Ostatecznie skończyło się na tym, że Rozalie oficjalnie przyznała, iż już się nie gniewa, a na dowód tego namiętnie go pocałowała.

Jane wyruszyła na zwiad, a on został sam z Rozalie na polanie, nie licząc drewnianych stworzeń, które podeszły bliżej i zaczęły się łasić, a później wypluwać z siebie owoce. Mimo że wyglądały dobrze i tak, że można by było je jeść, to czarodziej wolał tego nie robić.
        - Nawet nie... - nie zdążył dokończyć, bo pokusa sprawiła, że jego włosy stały się długie i różowe.
Rozalie podeszła do niego i zmusiła do tego, żeby usiadł, następnie usiadła za nim i zrobiła dwa, długie warkocze z włosów, które mu wyczarowała. Na sam koniec, chwilę przed powrotem Jane, warkocze zamieniły się w węże, które odpełzły w zarośla. Dobrze, że jego włosy powróciły po tym do długości i koloru z momentu, w którym jeszcze nie były długie i nie miały koloru różu.

        - I w ten sposób sprawiłabyś, że któryś z wartowników spostrzegłby was i zaatakował — powiedział, spoglądając na Rozalie po tym, jak Jane zdała raport ze swojego zwiadu.
        - Najpierw powinniśmy zając się tymi, którzy znajdują się poza murami twierdzy... Możliwe, że patrolują teren i jest możliwość, że w końcu trafiliby na polanę, na której teraz siedzimy. Później podkradniemy się pod mury zamku i najpierw zabijemy łuczników, a później zajmiemy się resztą — przedstawił im początkowy plan. - Ja zajmę się poszukiwaniami kwatery, w której znajdę ich przywódcę, a wy... róbcie, co chcecie, możecie mi pomóc albo od razu udać się na poszukiwania skarbca. W sumie to poradzę sobie sam, więc możemy się rozdzielić - ja pójdę szukać przywódcy Poskromicieli, a wy skarbca, który do nich należy — dodał. Według niego był to dość dobry plan. Spojrzał na elfkę i pokusę, jeśli miały jakieś uwagi co do planu albo chciałby coś do niego dodać, to teraz był na to najlepszy moment.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Oglądanie ich sprzeczki było niezmiernie ciekawe. Już jako młoda dziewczyna Jane przyzwyczaiła się skrywać w cieniu i obserwować coraz to bardziej intrygujące zachowania czy też akcje ludzi. A co bardziej przykuwa wzrok od urażonej pokusy? Jane westchnęła, po czym zaczęła błądzić po polanie. Nie chciała się wtrącać, lepiej nie skończyć znowu w płomieniach... Gniew Rozalie bywał niezwykle pomysłowy, a aż strach pomyśleć, co by się wydarzyło, gdyby i czarodziej wpadł w szał. Dwóch magików oraz sprzeczka na polanie, taka wizja nie widziała się elfce za dobrze. Załagodzić spór...? Z jednej strony mogłaby powiedzieć pokusie jakieś proste kłamstwo. Z drugiej wolała nie mieć jej na głowie. Jeszcze elfka coś palnie i będzie mieć kłopoty. Bycie biernym obserwatorem jest zdecydowanie lepsze. Nie dość, że naogląda się niezłej komedii, to jeszcze samemu uniknie się niektórych sytuacji. Choć pomimo tego Jane miała aż nazbyt problemów i trochę na pieńku z kilkoma...kilkunastoma osobnikami z całej Alaranii.
        Spojrzała na nowe stworzenia, wilki z gałęzi, na których pojawiały się soczyście czerwone jabłka. Niby kuszące, lecz nie dajmy się zwieść pozorom. Jane na pewno nie zje czegoś, co rośnie na zwierzętach. Co z tego, że jakiś zmutowanych i stworzonych z gałęzi drzew... Tym bardziej winno się tego wystrzegać. I tak, mina Jane wyraziła wielkie zdziwienie, gdy ujrzała latającą skrzynkę i kolejny popis ze strony Rozy. Cóż, widocznie trzeba bardziej uważać.
        Stanęła nieruchomo, kiedy Rozalie postanowiła ją uścisnąć. Elfka słuchała jej słów, po czym poklepała ją po plecach, a następnie się odsunęła. Kiwnęła głową i z poważną-niepoważną miną rzekła wreszcie:
        - Jasne, jasne. - Przecież wszystko zrozumiała i w tym zdaniu nie ma grama ironii. - Możesz tam na mnie liczyć... - dodała, biorąc do ręki jeden z ukrytych noży. Przyda się. Do obrony, oczywiście ewentualnej. - Daruję sobie całusa na drogę. Do potem – oświadczyła, prędko kierując swoje kroki w kierunku twierdzy i znikając.

        Nawet nie zwróciła uwagi na poruszające się zarośla. Nigdzie w pobliżu nie dostrzegła wroga, a domyślała się, że to mogły być te dziwne jabłkowe wilki, które wyczarowała Rozalie. Toć elfka nie mogła wiedzieć, że chwilę wcześniej pokusa zabawiała się w najlepsze i tworzyła cuda z włosów Caina.
        - Mało szczegółowy coś ten plan – powiedziała. Przyzwyczaiła się do planowania każdej akcji, choć zwykle robiła to sama dla siebie. - Dodam od siebie tyle. Kiedy będzie się załatwiać tych bliżej, dźwięki walki mogą wydać się zbyt głośne. Jesteśmy w górach. - Rozłożyła ręce, wskazując wyrastające pagórki nieopodal. - Głos jest tutaj aż nazbyt dobrze słyszalny. Trzeba ich podejść, żeby przypadkiem nie zawiadomili pozostałych, że coś się święci. Ja przykładowo mogę magią powietrza odciąć im wokół głowy dostęp do tlenu. Uduszą się. Rozalie, z tymi swoimi czarami tworzenia możesz obwiązać sznur na ich szyi i w ten sposób jakoś doprowadzić do ich cichej śmierci. A ty... - Spojrzała na czarodzieja. - Nie wiem, co konkretnie potrafisz. Dasz radę tymi swoimi czarami zmiażdżyć im gardła na odległość? - Wychodziła z niej istna sadystka. - Potem można pójść już całkowicie na żywioł. I liczyć się z tym, że uda się ich zaskoczyć.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Rozalie zignorowała to, co mówił Cain, ponieważ dostała wielkiej chaotycznej inspiracji. Nabrała powietrza i wypuściła je z przymkniętymi oczami. Stworzyła losową drewnianą skrzynkę, na którą weszła nadal z przymkniętymi oczami.

- CÓŻ ZA NIESPRAWIEDLIWOŚĆ! – krzyknęła wyraźnie zirytowana. – Trzeba coś zrobić, by nasza kobieca mniejszość przemieniła się w większość, byśmy mogły władać mężczyznami! Pozbądźmy się facetów! Poza tymi seksownymi rzecz jasna, hehe… Chociaż… Chwila, moment! Rety… przecież kobiety i tak już władają po cichu, yhhh, a tak chciałam ładnie przemówić motywacyjną mowę zagrzewająca do walki…ahh… Ciężki jest los rzeczy nieprzemyślanych. Dobrze, dobrze, wybacz, Cain, aczkolwiek ty byś ocalał. – Puściła mu oczko. Po chwili jednak szeroko otworzyła oczy i rzuciła pradawnemu oburzone spojrzenie. – Uderzyłbyś kobietę? Toż to… to jest godne kary potępienia! Dlatego tez jestem pokusą… a właściwie to jedna z możliwości, bo obudziłam się, leżąc na trawie i niewykluczone, że sama sobie przywaliłam i puf! I stałam się pokusą… - Uśmiechnęła się, robiąc zeza, a następnie słuchała z poważną miną słów czarodzieja. – No dobra… czy ty zawsze musisz być taki logiczny? – spytała oburzona.

Rozalie, machając skrzydłami, krążyła sobie na niewielkiej wysokości od ziemi, wokół mężczyzny niczym głodny sęp. Słuchała tego, co mówił, mając przy tym minę skarconego dzieciaka. W końcu zajęła się jego włosami, Cain oczywiście protestował, ale to mało obchodziło pokusę.
Potem, gdy wróciła Jane, piekielna wysłuchała planu i aż oczy jej się zaświeciły w momencie mowy o skarbcu.

- Super sprawa! Idę z Janeyą i razem splądrujemy skarbiec… Będziemy jak piraci! Arrr! – Przymknęła jedno oko, a lewą rękę wygięła tak, by imitowała hak. – Janey… sznur na szyję? To zbyt proste, jak zabić to z chaosem! Już ty się nie martw, wymyślę im ja śmierć szybką! – powiedziała, śmiejąc się jak szaleniec.

Jak tylko skończyła, usiadła na trawie w siadzie skrzyżnym i ułożyła ręce w jakiś dziwny sposób, jakby medytowała. Rozłożyła skrzydła na całą ich szerokość, a następnie przywołała ptaki, które teraz w dziobie miały rząd ostrych zębów oraz nieprzeciętnie wielkie głowy. Po chwili przyszła też kaczka, skończyła podobnie, ale wyglądało na to, że będzie przywódcą. Można tak stwierdzić po tym, iż Roz wyczarowała jej hełm, na którym, używając wyczarowanej kredki, zrobiła serduszko z rogami, diablimi skrzydłami oraz ogonkiem.

- To będą nasi szpiedzy! A Pan Kwaczorro będzie nimi dowodził! – Uśmiechnęła się od ucha do ucha.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Spojrzał na Rozalie spokojnym wzrokiem, chociaż ktoś uważnie patrzący w jego oczy mógłby z nich wyczytać iskierki irytacji.
        - Przestań się wydzierać. Aż tak ci się spieszy do bitki? - zapytał. - Z tego, co mi wiadomo, pokusy wolą się ulotnić, zamiast otwarcie walczyć, więc można śmiało stwierdzić, że nie są rasą, która jest skora do walki z kimś innym — dodał po chwili. W swoim życiu spotkał więcej niż jedną pokusę, więc co nieco wiedział o ich zachowaniu, poza tym miał też wiedzę teoretyczną, którą nabył z ksiąg i opowieści.
        - W walce nie patrzysz na to, jakiej płci jest przeciwnik... - napomknął, gdy Rozalie oburzyła się po tym, jak powiedział, że nie miałby większego problemu z uderzeniem kobiety.
        - Taki mam charakter, poza tym, ktoś w tej grupie musi robić za czysty głos rozsądku i logiki — odpowiedział na pytanie piekielnej, które zadała z wyraźnym oburzeniem.

Właściwie, to cieszył się, gdy Jane wróciła ze zwiadu, bo to oznaczało, że znikły warkocze, które wyczarowała mu Rozalie. Widział, jak oczy pokusy świecą się, gdy wspominał o skarbcu. Najwidoczniej odpowiadał jej ten plan, jednak elfka miała pewne uwagi.
        - Dlatego załatwimy ich po cichu, jak już wspomniałaś — odparł po tym, jak rudowłosa elfa zaproponowała ciche sposoby na unieszkodliwienie patroli.
        - Możesz ich załatwić z chaosem, jednak tak, żeby nie było to głośne... Im dłużej zostaniemy niezauważeni, tym lepiej dla nas — powiedział, spoglądając na Rozalie, bo właśnie do niej kierował te słowa.
        - Jeśli chodzi o mnie, to mogę zmiażdżyć ich gardła, ale to samo mogę zrobić, jeśli chodzi o organy wewnętrzne, mogę też zmiażdżyć ich ciała przy pomocy zbroi, które mają na sobie... to nie wszystko, co mogę zrobić, jednak najskuteczniejsze są te metody, które wymieniłem, jeśli chodzi mnie — odparł, tym razem patrzył na Jane.

Gdy tylko zobaczył ptaki o ostrych zębach i powiększonych głowach, a także kaczkę, która skończyła podobnie i pokusa mianowała ją przywódcą całego stada poprzez nałożenie jej hełmu na głowę, wzniósł oczy ku górze z wyrazem bezsilności ledwo widocznym na twarzy. Wydawałoby się, że jego ręce za chwile powędrują tam, gdzie teraz spoglądał i powie "Prasmoku, co ci zrobiłem, żeś ukarał mnie towarzystwem i pomysłami, zwłaszcza pomysłami, tej pokusy", jednak nie powiedział tego, znaczy... powiedział tyle, że w myślach i to po tym, jak upewnił się, że Rozalie tego nie usłyszy. Jeszcze brakowałoby mu tego, żeby znowu się na niego obraziła.
        - Macie jeszcze jakieś pytania, zanim wyruszymy? - zapytał na sam koniec.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane nie wcinała się w tę wymianę zdań między Cainem a Rozalie. Bierny obserwator, ot co. Jej głowę bardziej zaprzątała sprawa z Poskromicielami. Skoro posiadali jakieś ciekawe i zapewne bogate cudeńka, może mają...
        - W skład ich skarbów wchodzą niektóre zgubione i błyszczące przedmioty lub też artefakty? Czy raczej nie wiesz? - zwróciła się do czarodzieja, kiedy tylko ten skończył rozmowę z Rozą. Założyła ręce na piersi i instynktownie otarła kciuk o pierścień na palcu. Skoro znalazła błyskotkę sprzed lat, która należała do jej najbliższej przyjaciółki, u starego zleceniodawcy (obecnie pewnie nadal leży, a głowa ogląda resztę ciała kilka metrów od niego...), może i tam, w siedzibie Poskromicieli, będzie drugi z trzech pierścieni? Blizna na twarzy elfki zaczęła boleśnie piec, przypominając dziewczynie wydarzenia z przeszłości. Zdradę. Niesprawiedliwość. I powód, dla którego została tym, kim jest. Dla którego mordowała z zimną krwią. Oraz cele, do których dążyła. Tamtego dnia uniosła głowę dumnie ku górze. A dzisiaj spuszcza ją i ukrywa pod kapturem, skrywając się przed światem. Okrutne i paradoksalne życie, nieprawdaż?
        - Szybka. Powolna. Śmierć to śmierć, byleby nie narobili hałasu, rozumiesz? - Jane spojrzała na pokusę. I co z tego, że mówiła o zwykłych ludziach. Ofiara to ofiara, dla nich nie ma litości. - Masz wolną rękę. Jednakże musisz być cicho. Dobrze? - zapytała. Każdy szczegół się liczy, każda możliwa opcja powinna zostać uzgodniona. Jane westchnęła cicho, zagryzła wargę i skupiła myśli. Jeżeli cokolwiek ma pójść nie tak, musi to przewidzieć. A wtedy będzie idealnie.
        - I na pewno przejrzę skarbiec. - W jej głosie można było usłyszeć czystą obojętność, choć tak naprawdę myśli skrytobójczyni kłębiły się wokół jednego. "Znajdę to. Będę bliżej". O ile "to" znajduje się właśnie tam. Jednak los wiele razy wkurzył elfkę.
        Spojrzała na Caina, kiedy ten zwrócił się bezpośrednio do niej. Słuchała i skupiała się, analizując każde słowo. Po chwili odrzuciła włosy do tyłu. Wiatr zawiał mocniej, jakby ostrzegając ich przed ewentualną porażką.
        - Rozumiem - oznajmiła szybko. - Najłatwiej będzie, jeśli zmiażdżysz gardła. Reszta pozostaje już według preferencji. - Uśmiechnęła się cynicznie. Jednak widząc armię ptaków z zębami i dowodzącą nimi kaczkę, miała ochotę pacnąć się w czoło. Jane jednak tylko nabrała powietrza oraz, najspokojniej jak potrafiła, zwróciła się do Rozalie. - Im nas mniej, tym lepiej. Ciężej poruszać się, kiedy jest tyle osób. Myślę, że pan Kwaczorro zrozumie, że w tej chwili jest zbędny. - Spojrzała na kaczkę i zmrużyła oczy, dając jasny znak, aby ta natychmiast zniknęła, jakby to elfka mogła ją do tego zmusić. Trudno zdobyć zaufanie skrytobójczyni, to racja. A kaczkom jeszcze trudniej.
        - Odwołaj je lepiej, żeby nie zwróciły na nas uwagi Poskromicieli - rzekła szybko. - Żadnych pytań. Chodźmy wreszcie. - Aż paliła się do mordu. Co życie z nią zrobiło? Najwidoczniej nawet sama Jane nie mogła odpowiedzieć na to pytanie.

        Wliczając wszystkich, którzy znajdują się bliżej naszych bohaterów, jest ich piątka. Trzech blisko, dwójka na zwiadzie. Jane w drodze oczywiście obmyślała każdy szczegół akcji. Poruszała się dodatkowo skryta przed oczami ludzi, którzy znajdowali się dalej niż osiem kroków od niej, dzięki magii iluzji. Przydatna rzecz, jeśli jest się cichym zabójcą. Specjalnie również trzymała się blisko towarzyszy, coby nie stracili jej z oczu.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

Gdy Cain rzucał Rozalie wciąż prawie nieskazitelnie spokojne spojrzenie, pokusa uśmiechnęła się do niego najszerzej i najszczerzej, jak potrafiła. Po chwili zaczęła robić najróżniejsze, śmieszne, bądź głupawe miny, starając się wyprowadzić pradawnego z tego dziwnego opanowania. Dziewczyna była święcie przekonana, iż jego humor stanie się pozytywny, a opcji zdenerwowania Caina wcale nie brała pod uwagę.

- No nie bądź taki kamiennie poważny no! – krzyknęła smutna, iż ciężko jej z tym idzie, nagłe upomnienie mężczyzny ją oburzyło. – …TAK! TAK! TAK! ŚPIESZY MI SIĘ! I BĘDĘ KRZYCZEĆ, ILE CHCE, NIE BĘDZIESZ MI DYKTOWAŁ, CO MAM ROBIĆ, A CO NIE! - darła się wniebogłosy. – Chwilunię! Ulotnić się? Oskarżasz… kobiety, i to nie byle jak, bo diablice, o tchórzostwo? Naprawdę myślisz tak stereotypowo? Dlaczego wrzucasz wszystkich do jednego koszyka? Przecież każdy jest inny! A chaos jest tak inny i taki sam, że powinien zajmować każdy koszyk jednocześnie i niejednocześnie. Cain, zrozum wreszcie, ja nie jestem jak wszystkie pokusy!

Mówiła bardzo uparcie, a gdy skończyła swoje krótkie przemówienie, podeszła do czarodzieja i obdarowała go namiętnym całusem.

- No tak, jak już mówiłam, nie jestem jak wszystkie… dlatego najpierw bitwa, a potem może znajdziemy jakieś ustronne miejsce i zrobimy to, co pokusy potrafią najlepiej? – Zagryzła wargi, wystarczyło jedno zdanie, by całkiem zmienić nastrój Rozalie. – Ah, tak?! Czyli mógłbyś nawet zabić kobietę? PF! Jak będziesz czegoś chciał ode mnie z tych pokusich czynności, to najpierw przeproś, a się zastanowię! – mówiła kompletnie obrażona.

Czarodziej coś jeszcze mówił, ale piekielna to ignorowała. Zresztą, jak chaos miałby się słuchać logiki? Nie byłby wtedy chaosem. Na szczęście przybyła Jane. Podbiegła do niej i uwiesiła się elfce na szyi.

- Czyż to nie cudowne, Janeya? Będziemy bogate! A jak tam będą artefakty, to będziemy magicznie bogate!... Ale nie zabierzesz wszystkiego dla siebie, prawda? – Spiorunowała ją wzrokiem.

Jej towarzysze zaczęli ustalać, co i jak, a Rozalie nieco znudzona tymi całym planowaniem, bo przecież improwizacja jest najciekawsza, latała sobie nad nimi w kółko niczym sęp oczekujący na śmierć swojej ofiary.

- Po cichu? Yhh… No dobra, już dobra – zgodziła się niechętnie i wylądowała na ziemi oraz ze skrzywioną miną z pomocą magii życia uniemożliwiła kaczkom zdolność oddychania, więc po chwili po prostu zdechły. – Zrobiłam, co chcieliście, a teraz idę zabić po cichu, tak jak chcieliście… Ale to, co ja chce, to zawsze złee! Ale okej… To ja lecę! Albo nie! W każdym razie ruszam!

Rozalie poleciała gdzieś między drzewa i tam też przybrała postać pięknej kobiety o jasnej cerze i długich do ziemi blond włosach, które lśniły w słońcu niczym czyste złoto, natomiast barwa jej ocząt porównywalna być mogła z odcieniem letniego nieba. Wyszła tak na bardziej odsłoniętą drogę i szła sobie, czekając, aż się jej ktoś napatoczy.
Długo czekać nie musiała, aż pojawił się pierwszy zwiadowca, jako że nadal miała na sobie skąpe, godne pokusy ubranie, mężczyzna zawiesił na niej wzrok bardzo zaskoczony. Rozalie podeszła do niego i dała znak, by się przybliżył się do jej twarzy, bo chciała mu coś szepnąć na uszko. Delikatnie objęła jego twarz.

- Miłej podróży do piekła – szepnęła delikatnym głosem i nim do rozkojarzonego mężczyzny dotarł sens słów, miał już skręcony kark.
Pokusa zaczęła się diabolicznie śmiać i podskakując niczym mała, rozradowana dziewczynka, ruszyła na swoje łowy. Teraz jednak musiała przejść się nieco dalej i gdy spostrzegła w oddali następnego zwiadowcę, usiadła sobie na samotny kamień, udając, iż czesze włosy, przyśpiewując sobie przy tym.

- Podejdź do mnie,
coś ci dam.
Mówiąc skromnie,
magię znam.
Więc dla ciebie…


Mężczyzna zaciekawiony śpiewem i zauroczony tą piękną dziewczyną podszedł bez wahania i podzielił los poprzednika.

- Śmierć szybką mam… - dokończyła i wybuchła śmiechem. - Ah, ah! Jakie to zabawne! Zabijanie jest takie proste i czuję z tego taką satysfakcję, ale winę, ale siłę, ale strach, ale odwagę! Burza emocji! Rety, rety! Chyba pierwszy raz zabiłam tak własnoręcznie, to cudowne! I straszne zarazem, muszę o tym powiedzieć Janeyi! – powróciła do swojej piekielnej postaci i poleciała szukać długouchej.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Zawiesił swoje spojrzenie na pokusie, która zaczęła robić różnorakie miny, które pewnie miały na celu sprawienie, że opanowanie zniknie z jego twarzy i oczu, a zastąpi je nagłe rozbawienie. Tak się nie stało, a jedyne, co zrobił pradawny, to uśmiechnął się do piekielnej.
        - Przestań, proszę cię, Rozalie, przecież musi tu być ktoś, kogo charakter będzie przeciwieństwem twojego chaosu — powiedział spokojnie do niej i dopiero teraz uśmiech na jego ustach zastąpiła mina, którą przybrał wcześniej, zanim miny Rozalie sprawiły, że się uśmiechnął.
        - Nie krzycz! Chcesz nam zwalić na głowę całe siły Poskromicieli, które zgromadzone są w twierdzy nieopodal? - zapytał retorycznie. Powiedział to podniesionym głosem, jednak nadal dało się w nim wyczuć spokój, który sugerował, że czarodziej nie jest zdenerwowany.
Przymknął na chwilę oczy, gdy usłyszał następne słowa Rozalie.
        - Przecież w każdej społeczności znajdą się wyjątki, więc nie zdziwiłby mnie widok pokusy, która sięga po broń, zamiast uciekać, gdyby już miało dojść do walki z jej udziałem — powiedział całkiem poważnie i szczerze. Nie miał zamiaru kłócić się z pokusą, bo skończyłoby się to dalszymi krzykami z jej strony i tym samym mieliby jeszcze większą szansę na to, że zwiadowcy to usłyszą i sprawdzą źródło odgłosów, a później powiadomią resztę i walka z murów twierdzy, jej dziedzińca i wnętrza przeniesie się do lasu i na polanę.
        - Nawet jeśli nie chciałbym od ciebie "pokusich czynności", to i tak powinien przeprosić, chyba... więc przepraszam — odparł jak najbardziej szczerze, żeby dziewczyna dostrzegła, że naprawdę chce przeprosić i nie robi tego tylko dlatego, że tak należy. Niedługo po tym Jane wróciła ze zwiadu.

Zastanowił się na chwilę nad pytaniem, które zadała elfka. Trwało to chwilę, jednak miał zamiar na nie odpowiedzieć.
        - Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc, jednak zawsze jest możliwość, że znajdziecie tam jakieś artefakty — odparł.
Nie wtrącał się w krótką wymianę zdań między jego towarzyszkami, a Jane upomniała pokusę na tyle, że nie musiał niczego dodawać, poza tym wyglądało, że piekielna zrozumiała, o co chodzi z tym, żeby zabić zwiadowców po cichu. Pozostała jeszcze kwestia zwierząt, które przywołała Rozalie, jednak elfka skłoniła ją do tego, aby się ich pozbyła, co ta zrobiła przez zabicie ich.
        - Tak, nie traćmy już czasu i ruszajmy — powiedział i zaczął skradać się przez zarośla, gdzieś w niedalekiej odległości do zabójczyni.

Oboje musieli widzieć, jak Rozalie zajmuje się dwójką zwiadowców z piątki, którą widziała Jane, a później odlatuje gdzieś w zarośla, jakby chciała ich odszukać.
        - Pozwól mi — powiedział do elfki, a głową wskazał pozostałą przy życiu trójkę. Po prostu dał znać, że zajmie się tą grupką zwiadowców.
Pradawny wystawił dłoń w ich stronę, a jego oczy zaświeciły się jak zawsze, gdy rzucał zaklęcia. Po chwili cała trójka uniosła się w górę na, mniej więcej, pół stopy i, przez uderzenie serca, trzymali się za gardła, a po tym czasie upadli bezwładnie na ziemię. Wyglądało na to, że nie żyją, a to wszystko zajęło czarodziejowi zaledwie chwilę.
        - Chodźmy dalej... - powiedział i zaczął iść w stronę twierdzy, w której ukrywają się Poskromiciele.
Awatar użytkownika
Jane
Szukający Snów
Posty: 174
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
Kontakt:

Post autor: Jane »

        Jane kiwnęła głową, słysząc odpowiedź Caina.
        - Czyli jest choćby nikła szansa. A to już coś – skomentowała krótko, odgarniając włosy i odsłaniając przy okazji swoje szpiczaste uszy. Odchrząknęła lekko, a następnie spojrzała na Rozalie. Wbrew pozorom elfka po prostu uśmiechnęła się miło. Sprzeczka to ostatnie, czego jej teraz brakowało. A rozmyślanie na temat pierścienia jakoś sprawiło, że złagodniała, choć Prasmok jeden wie, ile będzie trwać w takim stanie.
        - Nic stamtąd nie chcę szczególnego – odparła do Rozalie, unosząc dłoń i poruszając palcem, zwracając uwagę pokusy na błyskotkę. - Poszukuję podobnych. Mogą być wszędzie. I ja zamierzam je wszystkie znaleźć. - Opuściła szybko rękę. Mówienie o przeszłości nie leżało po jej mocnej stronie, zwłaszcza, że pierścienie miały dla elfki wielkie znaczenie. Przypominały te piękniejsze chwile. Wspominały również ból i zdradę. Oskarżenie. Morderstwo. Dzień, w którym mieszkanka lasu straciła niemal wszystko.

        Z zaintrygowaniem obserwowała śmierć, jaką zadała Rozalie dwójce Poskromicieli. Zwiadowcy nie mieli żadnej szansy na choćby wypowiedzenie jednego słowa, a już leżeli na ziemi nieruchomo. Martwi. Jane uśmiechnęła się pod nosem. Pokusa na całe szczęście poradziła sobie idealnie, cicho i bez zwracania wszelkiej uwagi. Mina elfki natomiast zrobiła się nieco oburzona, kiedy jej nie pozostał żaden przeciwnik. Piekielna zniknęła gdzieś w zaroślach, a czarodziej zajął się pozostałą trójką. Skrytobójczyni przy tym milczała. Westchnęła cicho, rozejrzała się za Rozalie, po czym ruszyła dalej. Plan mniej więcej był jasny. Wpierw pasowałoby załatwić łuczników. Jane zmarszczyła brwi, po czym zaczęła obmyślać szczegóły.
        - Widzimy się na miejscu. - Klepnęła ramię Caina, po czym w zawrotnym tempie ruszyła biegiem przed siebie. Zaklęcie, które nadal utrzymywała, sprawiło, że po krótkiej chwili zniknęła z oczu pradawnego. Skoro kilkoro Poskromicieli zostało wyeliminowanych po drodze, ona mogła pozwolić sobie na szybsze, a co za tym idzie; głośniejsze kroki. Wiatr rozdmuchiwał jej włosy, chłodząc twarz elfki. Dopiero w momencie, w którym dotarła bliżej twierdzy, zwolniła i wyciszyła się. Wzmocniła zaklęcie, sprawiając, że nikt nie może jej dostrzec. Zupełnie nikt.
        Zbliżyła się na otwartej przestrzeni do muru. Drzewa w górach są może i rzadkie, ale nadal jakieś się znajdzie. Na szczęście dla elfki jedno z takowych było bardzo blisko kamiennej przeszkody. A na szczycie stali łucznicy. Niewidzialna postać pozwoli jej na zafundowanie im szybkiej i... bezbolesnej śmierci? Czy nie będzie boleć, zobaczymy...
        Elfka wspięła się na najbliższe drzewo, wcześniej upewniając się, że nigdzie nie ma nikogo, kto zwróciłby uwagę na szelest liści. Ewentualnie można to zwalić na wiewiórki, bo czemu nie? Jane chwyciła jedną z pierwszych gałęzi i dźwignęła się, wchodząc coraz to wyżej po szczeblach drzewa. Znalazła się na wystarczającej wysokości, aby móc spokojnie zeskoczyć na mur. Zacisnęła zęby i – wspomagając się magią wiatru – skoczyła oraz po krótkiej chwili znalazła się już na kamiennej podłodze. Nawet zaklęcia z dziedziny powietrza nie pomogły; zwróciła uwagę łuczników. Jednakże oczywiście zdezorientowani wartownicy nie mogli jej dostrzec, co jedynie sprawiło, że ich czujność się podwoiła. Lecz gdy już się rozejrzeli za źródłem podejrzanego dźwięku, wrócili do swojej poprzedniej czynności. Elfka uśmiechnęła się w myślach. „Idioci”, pomyślała otwarcie. Z tej części muru było tylko pięciu przeciwników. Skrytobójczyni najciszej, jak tylko potrafiła, wyjęła jeden ze sztyletów, ukrytych w płaszczu, a następnie zrobiła pierwszy krok i przebiła serce jednego z łuczników, który akurat stał do niej tyłem. Nim zdążył upaść, kolejny podzielił jego los. A nim ostatni zrozumiał, co się dzieje, było już zdecydowanie za późno. Od kiedy Jane postawiła stopę na murze, ich los został przesądzony.
        Niestety nie wszystko zawsze toczy się po naszej myśli. Na wieży pojawił się jeszcze ktoś; czarnoksiężnik. Mieszkanka lasu wstrzymała oddech, gdy ów magik machnął ręką, skutecznie niwelując zaklęcie, które utrzymywało Jane niewidzialną. Lecz jakże mi przykro – jeden sztylet już pędził w jego stronę i przecinał wiatr, trafił czarownika prosto w oko. Skrytobójczyni podbiegła, zabrała ostrze, a następnie zeskoczyła z muru, chwytając się w locie jednej z gałęzi i amortyzując swój upadek. Szybko niczym strzała, nie czekała, pomknęła w przeciwną stronę od wejścia. Postanowiła po raz kolejny niezauważona dostać się na mur. Póki nikt nie wszczął alarmu, mogła pozbyć się kilkunastu przeciwników.
        Lecz cóż, przeliczyła się. Uderzenie ogromnego młota niemal ją dosięgło, broń trafiła w ścianę, odrzucając tym samym elfkę do przodu. Kobieta mocno się poharatała, nim mogła spokojnie stanąć z powrotem na nogi. Jednakże przynajmniej znalazła się w wystarczającej odległości od oponenta. Zmierzyła mężczyznę wzrokiem.
„Dowódców poznacie po ciężkich zbrojach i dwuręcznych młotach”, to zdanie odbiło się w jej głowie. Cholera, cisnęło się jej na język. Sporawy mężczyzna o fenotypie góry bacznie jej się przyglądał i podnosił swój młot, aby zadać kolejny cios. Jane zaśmiała się cicho.
        - Heh, przytyłeś, od kiedy widziałam cię jakieś trzydzieści minut temu – oznajmiła, uchylając głowę przed atakiem.
Awatar użytkownika
Rozalie
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 74
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Pokusa
Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Rozalie »

- No, niby musi… niby przeciwieństwa się przyciągają… ALE to nie znaczy, że masz być taki ponury – westchnęła pokusa. – Oj, no wybacz no, ale musiałam przecież się wykrzyczeć, wiesz, co by było, gdybym tłumiła swoje emocje? Wiesz? No… w sumie to ja też nie… Ale nie mam zamiaru się przekonywać! No i… sam nie krzycz. – Zrobiła obrażoną minę i ze złością szybkim ruchem odgarnęła włosy.

Po chwili jednak stanęła z nieobecnym wyrazem twarzy, a kąciki jej ust zaczęły się podnosić. W końcu nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.

– Co mam zrobić?! – spytała, śmiejąc się z pewnego podtekstu, który wprost nie miał prawa pozostać niezauważony przez pokusę.

Czarodziej, mówiąc kolejne słowa, sprawił, iż piekielna postanowiła sobie stworzyć broń, bardzo chciała jakąś lekką i niewielką na początek. Dlatego też po chwili uderzył ją w głowę, oczywiście rękojeścią, sztylet. Rozalia zdenerwowała się trochę, że spadł z nieba prosto na nią, ale trwało to jedynie chwilę, zastąpiła to radość związana z posiadaniem broni.

- No… Teraz to będzie ze mnie taki zabójca jak Janeya! – powiedziała z dumą.

Zaczęła wymachiwać ostrzem na prawo i lewo, przybierając różne waleczne pozy, przez co przypadkowo przycięła elfce włosy, tak leciutko… dobrze, że długoucha nie skończyła ze sztyletem wbitym w kark. Słowa Caina ją zaintrygowały, iż chwyciła sztylet swoim ogonkiem i podeszła do niego z dwuznacznym uśmieszkiem.

- Nawet, jakbyś nie chciał pokusich czynności? Czyli chcesz! Uuu, ktoś tu się przyznał. – Zachichotała diabelsko. – No dobrze… wybaczam, aczkolwiek jeśli będziesz chciał co nieco, to musisz na to zapracować, hihi!

W tym momencie jej uwagę zwróciła Jane, wskazując na pierścień.

- Hmm… Po co ci one? Chcesz się oświadczyć różnym mężczyznom, by dawali ci, co tylko zechcesz? A może kolekcjonujesz takowe? A wiesz, że mam sposób na nie? Taki w sam raz dla skrytobójcy! Znajdź żonatych mężczyzn albo kobiety i obcinaj im palce z pierścieniami! – Uśmiechnęła się szeroko.

Później zaś pokusa zajęła się zwiadowcami, spodobało jej się zabijanie, ale tym razem miała ochotę użyć sztyletu. Piekielna wróciła do swoich towarzyszy i w swojej naturalnej postaci odszukała wzrokiem elfkę, po czym obdarowała ją uściskiem.

- I jak, Janeyka? Zabijam jak prawdziwa skrytobójczyni?! – pytała podekscytowana. Widząc, jak długoucha chce już iść, Roz się zmartwiła. – Czekaj na mnie! – krzyknęła.

Niestety Jane pobiegła i rzuciła zaklęcie, przez które praktycznie zniknęła. Roz westchnęła i rozłożyła skrzydła. Po kilku machnięciach znalazła się w powietrzu i leciała w stronę twierdzy, kryjąc się w razie czego wśród drzew. Po dłuższej chwili lotu ujrzała, jak łucznicy padają niczym muchy z rąk Jane. Usiadła na gałęzi i oglądała w najlepsze całą akcję. Jednak gdy zjawił się dowódca, Rozalie poleciała pomóc elfce. W jednej chwili jego młot zapłonął ogniem, a włosy zaczęły mu rosnąć na czole w zawrotnym tempie, przysłaniając widok, przez co nie dość, że się wywrócił, to jeszcze ogień sprawił, iż zaczął płonąć.

- Nie dziękuj, Janeyka! – Uśmiechnęła się i przytuliła dziewczynę. – A gdzie Cain?
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Najpierw Rozalie zajęła się częścią zwiadowców, wykorzystując przy tym swoje zdolności związane z byciem pokusą, czyli najpierw uwodziła i przyciągała do siebie nieświadomych mężczyzn, a gdy byli już blisko, pozbawiała ich życia. On zajął się pozostałą trójką, używając do tego magii, aby w jednej chwili zabić ich wszystkich i to tak, żeby nie było to głośne, w końcu nie chcieli, aby strażnicy na murach usłyszeli krzyki swoich pobratymców.
Następnie Jane ruszyła przed siebie i znikła po chwili, dosłownie stała się niewidzialna przez zaklęcie, które na siebie rzuciła. Rozalie rozłożyła skrzydła i wzniosła się w górę, a później skierowała się w stronę twierdzy. Cain również znikł, jednak on użył prostego zaklęcia teleportacji, jednak zrobił to dopiero po tym, jak usłyszał, że elfka i pokusa zaczęły walkę na murach.

Czarodziej pojawił się już w środku, gdzie od razu zajął się trzema Poskromicielami, którzy oberwali magicznym wyładowaniem energii, wyglądało ono tak, jakby w jednego uderzyło coś na wzór fioletowej błyskawicy, która po chwili rozdzieliła się i przeskoczyła na dwóch pozostałych. Oczywiście jego oczy świeciły się za każdym razem, gdy rzucał jakiegoś zaklęcie, bo od tego nie było odstępstwa, a Cain sam nie do końca wiedział, na jakiej zasadzie to działa, jednak wydawało mu się, że mała cząstka energii magicznej przechodzącej przez jego całe ciało, aby dotrzeć do rąk, w jakiś sposób pozostaje w oczach i aktywuje się w momencie, w którym pradawny rzuca zaklęcie i powoduje to, że jego oczy, na chwilę, zaczynają świecić.
Na spotkanie z nim wyszła kolejna trójka, jednak tym razem towarzyszył im Dowódca, co dało się poznać po ciężkiej zbroi i młocie w dłoni. Najwidoczniej najpierw wysłał on pierwszą trójkę, aby dowiedzieć się, z kim lub z czym ma do czynienia i dopiero później postanowił walczyć osobiście. Potężnie uderzenie mocy sprawiło, że przeciwnicy stracili równowagę, jednak Dowódca utrzymał się na nogach, lecz udało mu się to tylko dlatego, że właściwe zaklęcie było skierowane prosto w niego i spowodowało ono, że ciężka zbroja mężczyzny nagle zapadła się w sobie i zmiażdżyła jego całe ciało. Caina było stać na więcej i na zaklęcia, które były bardziej dewastujące i efektywne, jednak ten mały pokaz był dowodem na to, że pradawny nie jest pierwszym lepszym magiem i ma w sobie duże pokłady mocy magicznej, którą teraz zużywa na potężne zaklęcia. Skoro mowa o tym, mężczyzna podskoczył, co wydało się dziwne, jednak jego dłonie cały czas skierowane były w dół, a gdy jego oczy zaświeciły się, fala uderzeniowa wgniotła leżących Poskromicieli w ziemię tak, że teraz można było mieć pewność, iż nie żyją.

Cainerath rozejrzał się wokół, szukając Rozalie i Jane, a także sprawdzając, czy przy życiu pozostał jeszcze ktoś, kto był dla nich wrogiem. Skinął dłonią na swoje towarzyszki, aby poszły za nim, a po chwili odwrócił się w stronę podwójnych i mocnych drzwi wejściowych, które prowadziły bezpośrednio do twierdzy. Energia magiczna pomknęła w ich stronę, a powietrze wokół niej zaczęło falować tak, że stworzyło coś na kształt niewidzialnej pięści, której widoczny był tylko zarys. Drzwi czekało nieuniknione starcie z uwolnioną siłą magiczną...
Chwilę później w ścianie twierdzy ziała dziura, która była pozostałością po drzwiach, którym nie udało się zatrzymać magicznej pięści. Wyglądało też na to, że masywne drzwi przygniotły dwóch Poskromicieli. Pradawny nie obejrzał się za siebie, nie sprawdził, czy elfka i pokusa podążają za nim. Zresztą, nawet jakby tak było, to i tak szybko rozdzieliliby się, bo one miały poszukać skarbca i jego zawartość potraktować jako nagrodę za to, że mu pomogły, a on chciał w końcu pozbyć się Poskromicieli i zabić przywódcę całej tej grupy, jednak, aby tego dokonać, będzie musiał zabić wszystkich tych, którzy stanął mu na drodze, a będzie ich naprawdę dużo.
        - Po tym wszystkim spotkamy się na dziedzińcu tej twierdzy... Nie chciałbym odejść bez pożegnania się z wami — powiedział dość głośno, żeby mieć pewność, że obie go usłyszą. Odwrócił się na chwilę za siebie, a później wszedł do środka twierdzy.

Główny korytarz rozdzielał się na kilka mniejszych, jednak cały czas prowadził też na przód, a Cain wiedział, że musi cały czas podążać właśnie nim, żeby dotrzeć w końcu do komnaty, w której stanie oko w oko z przywódcą Poskromicieli. Domyślał się też, że napotka duży opór i był na to w pełni przygotowany, jednak nie miał zamiaru mówić o tym towarzyszkom, po prostu nie chciał, żeby któraś z nich ruszyła razem z nim i nie chodziło tu o to, że może odebrać mu zabicie Przywódcy, a to, że jeśli nie pójdą za nim, jest mniejsza szansa na to, że któraś z nich zginie.
        - Skręćcie w trzeci korytarz po waszej lewej, tam powinien być skarbiec... Napotkacie opór z ich strony, jednak nie będzie on duży - powiedział w myślach Jane, która w swojej głowie mogła usłyszeć głos czarodzieja. Miał nadzieję, że podzieli się tą informacją z Rozalie.
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości