Góry Dasso[Droga na południe] W poszukiwaniu zguby

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

[Droga na południe] W poszukiwaniu zguby

Post autor: Teus »

Teus przybywa z [Ulice miasta] Coraz bliżej celu

        Poranek przywitał strzelca swymi zimnymi objęciami, a sytuacji nie poprawiał zimny deszcz, który to akurat teraz postanowił zrosić zachodnie granie Szepczącego lasu. Teus obudził się z rana całkiem blady, a rana po bełcie nadal piekła. Zanim zdążył uciec z miasta, jakiś wystraszony młokos ze straży bez pytania wystrzelił do niego z kuszy. Zdawało się, że żółtodziób po trafieniu był przerażony jeszcze bardziej niż przed nim, lecz to wcale nie poprawiło humoru rannemu uciekinierowi. Z pomocą Płotki ledwo doczłapał do granic wielkiego lasu i tam spoczął. Jedyne co pamiętał jeszcze przed snem, to rozgrzany nóż i próba przypalenia rany.

        Teus podwinął skórzany kaftan i sprawdził czy umysł przypadkiem nie płata mu figli. Gdzieś tam tliła się jeszcze nadzieja, że cała operacja była jedynie snem, jednak iskierkę tą szybko ugasił widok kawałek przypieczonej skóry, znajdujący się zaraz pod żebrami. Ból spowodowany „leczeniem” przy pomocy kawałka rozgrzanej stali nie pozwolił mu nawet na porządne obandażowanie rany, postanowił więc zając się tym teraz.

        Deszcz powoli ustawał, a strzelec po zajęciu się palącym problemem postanowił sprawić sobie jakieś śniadanie, jednak nawet to było chwilowo niemożliwie. Jak się okazało całe zapasy żywności zostawił w mieście, nie mógł więc liczyć na posiłek. Chyba, że sam go sobie upoluje. Podniósł więc swój łuk i chwiejnym krokiem ruszył w głąb lasu. Nakazał Płotce pozostać na miejscu, a sam zniknął wewnątrz leśnego gąszczu.

        Przez cały czas zużywał mnóstwo sił na opanowanie bólu. Skradanie nie wychodziło mu najlepiej w tym stanie, a cała napotkana zwierzyna uciekała zanim zdążył oddać strzał. Z czasem głód zaczął doskwierać mu coraz bardziej, a na horyzoncie nadal nie było widać żadnego potencjalnego pożywienia.

        W końcu jednak los uśmiechnął się do Teusa, a jego oczom ukazała się łania, która to spokojnie kroczyła wśród leśnych ostępów. Strzelec postanowił nie zbliżać się nadto i oddać strzał z aktualnie zajmowanej pozycji. Napiął cięciwę i miał już zwolnić strzałę, gdy łania wysunęła się z okolicznych zarośli i ukazała mu się w pełnej okazałości. Okazało się, że za matką podążało stado maluchów, które to jeszcze koślawo stawiało swe pierwsze kroki.

        Tousend uśmiechnął się pod nosem i uznał, że nie jest w końcu aż taki głodny. Powoli wycofał się z zajmowanej pozycji i ruszył w stronę rozbitego obozowiska. Gdy miał już opuścić las usłyszał jakieś poruszenie w pobliskich krzakach. Odruchowo napiął cięciwę i wymierzył w zarośla. Powoli zbliżył się i grotem strzały rozchylił gałązki krzewu. Zaskoczony widokiem opuścił łuk i podniósł znalezisko. W rękach trzymał kosz wykonany z leśnych gałęzi, a w jego wnętrzu znajdowało się mnóstwo jarzyn.
        - Dziękuję. - Strzelec rzekł w narzeczu elfów i uśmiechnął się szeroko.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

Falkon i Alestar przybywają z [Ulice miasta] Coraz bliżej celu

         Towarzysze zmierzali na południe, bo w tamtym kierunku mieli uciekać złodzieje kryształu i tam też najprawdopodobniej zmierzał Teus. Konkretnej drogi niestety już nie można było określić, ślady na trakcie i poza nim łączyły się w chaotyczne wzory, opowiadając historię wielu podróży, transportów czy ucieczek. Przypuszczenia, że łucznik mógł porzucić podróż traktem, również nie wspomagały tropiących. Można było uciekać w stronę rzeki, by za nią być bezpiecznym albo chować się w lasach i to właśnie ta możliwość była najbardziej prawdopodobna.
        — Jedziemy do lasu? To opcja dobra jak każda inna, jednak nasz przyjaciel brodacz najprędzej wybierze ten kierunek. Mam nadzieję, że nie będziemy tylko podążać za śladami destrukcji i chaosu. — pytanie zadane Falkonowi było formalnością, gdyż ciężko było dyskutować bez argumentów, a każda sekunda postoju oddalała ich od przyjaciela.

        Podróżni skierowali się w stronę lasu, poruszając się w tę samą stronę, jaką akurat wybrały deszczowe chmury. Pogoda w pewnym stopniu sprzyjała poszukiwaniom, gdyż Tousend mógł skryć się przed deszczem w jednym miejscu i nie wyruszył jeszcze. Zbliżając się w stronę lasu, na południowym horyzoncie można było dojrzeć chmurę dymu. Według Alestara dym mógł mieć tylko jedno źródło: spalony dobytek przez bandę Vivienne. Serce kusznika od razu przyspieszyło, jednak nie mógł rzucić się w pogoń za zemstą, bo najpierw należało znaleźć Teusa. Trzydziestolatek miał tylko nadzieje, że kolejne widoczne ślady działalności bandytów w przyszłości szybko go naprowadzą na ich ślad.

        Z rozmyślań wyrwał go Falkon informując bruneta, że właśnie dotarli do lasu. Śladów obecności ludzkiej w tym miejscu akurat nie było. Pozostała, więc kwestia, czy łucznik ruszył w głąb lasu, czy wybrał podróż jego brzegiem. Tutaj odpowiedzi, teorii i argumentów opowiadających się za każdą opcją było zbyt wiele by być bardziej pewnym jednej z nich zamiast drugiej. Z tego miejsca nie było widać dymu z ogniska, czy połamanych krzaków ze środka lasu. Łowca nagród podejrzewał jednak, że poszukiwany nie byłby taki nie ostrożny, by zostawić tak oczywiste ślady. Przecież najprawdopodobniej i tak straż ruszy za nim w pogoń, co będzie również oznaczało gonitwę za złodziejaszkiem i wielkoludem.

        — To cóż musimy zdać się na los. Kruk – szukamy go brzegiem lasu, nominał – wchodzimy bardziej w głąb lasu. — Zenemar wyjął z kieszeni monetę – miedzianego kruka. Wyrzucił go w powietrze, pieniądz zdawał się na chwile zastygnąć w powietrzu, by zaraz spaść na dłoń Alestara. On zakrył ruena drugą dłonią, zbliżył ręce w stronę bajarza i pokazał go tak, by tylko Falkon mógł ujrzeć to, co wybrał los.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Dwie pierwsze z napotkanych wiosek nie przywitały Teusa gromkimi brawami. Strzelec nawet tego nie oczekiwał, jednak powitanie z jakim miał do czynienia dawało wiele do myślenia na temat aktualnej sytuacji mieszkańców osad, które to znajdowały się w opłakanym stanie. Co chwila wypatrywano u niego jakichkolwiek znaków świadczących o jego przynależności do świty jaśnie panujących, bądź też obawiano się wieści jakie może też ze sobą przywozić. Tousend nie zabawił długo ani w jednej, ani w drugiej wsi.

        Trzecia wioska zdawała się z pozoru milsza dla przyjezdnych. Prezentowała się też zdecydowanie lepiej od mijanych osad. Teus postanowił więc wybadać okolicę i zdobyć informacje na temat swojej zwierzyny. O dziwo znalazło się dla niego nawet wolne miejsce w małym, zadbanym szynkwasie. Późnym wieczorem gościnny sołtys udał się tam razem z nim, aby omówić cel jego wizyty.

        - Mówi pan, że poszukuje handlarzyn niewolnikami - rzekł uśmiechnięty gospodarz. - Nie było tu takich, a niech mi waszmość raczy zawierzyć, takich to raczej trudno przeoczyć.
        - Na pewno? Ani jednego? - Spytał zawiedziony łucznik.
        - Ani jednego. My proste chłopy, nie zadajemy się z takimi czortami - odparł sołtys rozkładając ręce.
        - No cóż, w takim razie ruszam dalej. Może gdzie indziej mi się poszczęści. - Teus wstał z krzesła i uśmiechnął się do chłopa…
                …a później z całej siły trzasnął jego głową o stół. Nie siląc się na zbytnią delikatność złapał go za włosy i przyłożył mu nóż do gardła. W całej karczmie podniósł się ogromny lament, a wszyscy goście przylgnęli do ścian budynku.
        - Myślisz, że nie widziałem tych ludzi, którzy pracowali przy lesie? Tych obdartusów z kajdanami na nogach? Jeżeli chcesz mnie tak bezczelnie okłamywać, to lepiej uprzednio zadbaj o takie szczegóły.

        Do gospody wpadło kilku dzielnych wojaków, którzy to starali się sprawiać wrażenie lokalnej straży.
        - Sołtysie, niewolnicy uciek… - krzyknął jeden z młokosów, jednak rozeznawszy się w sytuacji od razu zmienił ton. - Puść go natychmiast bandyto!
        - Jeżeli nie opuścicie w tym momencie tego miejsca, to przebiję mu czaszkę jego własnym kręgosłupem. - Słowa Teusa mocno ostudziły zapał milicji, która to po chwili oglądała już całą sytuację zza drewnianych okien.
        - Miałem okazje dowiedzieć się jak zarabiacie, wy i wasi panowie - rzekł Tousend zwracając się do wszystkich obecnych. - Sprzedaż w niewole mieszkańców opornych wiosek do tych jak najbardziej posłusznych. O tak, słyszałem jak traktujecie tu swoich sąsiadów - Na twarzach przebywających w karczmie gości wymalował się strach przed wyjawieniem ich tajemnicy.
        - Choć ich bliscy mieszkają zaledwie połowę dnia drogi stąd, ci ludzie nie mogą ich zobaczyć. Muszą natomiast zdzierać swoje ręce i pracować do upadłego, abyście wy mogli cieszyć się majątkiem, zdobytym dzięki ich wylanym łzom i hektolitrom przelanej krwi. Ale nie martwcie się, wasi strażnicy mówią prawdę. Ludzie, którzy umierali dla waszej uciechy są właśnie w drodze do domu. Jestem pewien, że wrócą tu ze swoimi bliskimi.

        Teus podniósł ubabranego we własnej krwi sołtysa i poprowadził go ku wyjściu. Wszyscy ustępowali im drogi, aż w końcu obaj znaleźli się na krańcu wioski. Tousend rzucił na ziemię przerażonego wieśniaka, a ten z żałosnym jękiem zaczął ze strachu robić pod siebie. Strzelec powoli wsunął klingę do znajdującej się na plecach pochwy.
        - Nie zamierzam cię zabić. Nie mógłbym odmówić tej przyjemności innym.

        Odchodząc Teus słyszał jeszcze jakieś błagalne jęki sołtysa, ale nie zwrócił już na nie uwagi. Spokojnym krokiem ruszył w stronę miejsca gdzie zostawił Płotkę, a stamtąd pojechał dalej na południe, wesoło pogwizdując przy tym pod nosem.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Falkon spojrzał na monetę. Los wybrał - nominał. "Kto by liczył na los" — pomyślał chłopak.
        — Kruk, przyjacielu — powiedział, zręcznym ruchem zabierając Alestarowi monetę i z zawadiackim uśmieszkiem chowając ją do kieszeni. — Ruszamy wzdłuż lasu. Mam przeczucie, że taką właśnie drogę obrałby Teus.
        Przyspieszyli tempo. Alestar zdawał się być nieco zamyślony, jednak mimo wszystko starał się szukać jakichkolwiek śladów obecności brodacza. Falkon tymczasem rozmyślał ciągle o elfce. Rozpiął koszulę, badając swoją bliznę na ramieniu. Wyglądała na dość starą, chociaż miała zaledwie kilka dni. Chłopak wiedział, że ten ślad będzie mu zawsze przypominał o Liois. Dobrze się spisała.

        Po jakimś czasie coś wreszcie znaleźli. Nie były do tego potrzebne nawet umiejętności kusznika.
        — Chyba podążamy dobrym tropem — stwierdził Falkon, rozgrzebując butem wypalone ognisko. — Teus z pewnością skierował się na południe, zgodnie z planem. Wystarczy iść w miarę niebezpieczną drogą i szukać jakichkolwiek kłopotów, wtedy na pewno go znajdziemy. — Nieco wymuszony uśmiech złodziejaszka niestety nie zdołał rozbawić Alestara.
        Ruszyli dalej, na południe, podążając wzdłuż lasu. Z czasem jednak zboczyli, pojechali traktem, kierując się do wioski, w poszukiwaniu informacji i w celu uzupełnienia zapasów.

        Wędrowców przywitała grupka mieszkańców wioski, wyraźnie niezadowolonych z niespodziewanych odwiedzin obcych.
        — A wy tu czego? Nie chcemy takich jak wy. Takie to tylko kłopoty przynoszą. Jechać dalej, byle prędko! — Pomruki aprobaty przyłączyły się do wymachującego motyką chłopa.
        — Wracaj człowieku do chaty, bo zmokniesz — Falkon uśmiechnął się drwiąco i delikatnie uderzył Księcia piętami, każąc mu ruszyć. Chłopi jednak zastąpili mu drogę. — Chcemy się tylko dowiedzieć kilku rzeczy i kupić jakiś prowiant na dalszą podróż, to chyba nic złego!
        — My sami ledwo co do gara mamy włożyć a jeszcze przybłędy mamy karmić? Chce żreć to niech po lesie szuka, o!
        Pozostali chłopi znów wyrazili swoje poparcie, tym razem nieco głośniej.
        — I może jeszcze schronienie przed deszczem mamy dać?
        — A na jakieś informacje możemy liczyć? Szukamy kogoś. Nie widzieliście tu może mężczyzny na koniu? — Chłopak nie zwracał uwagi na wrogość mieszkańców wioski. — Zielony płaszcz, bujny zarost, uzbrojony...
        — Odejdźcie, powiedziałem, bo psami poszczuję!

        Kolejna wioska również nie należała do gościnnych, jednak podróżnikom udało się przekonać mieszkańców, że nie przybywają w złych zamiarach. Wytargowali dobrą (oczywiście dla karczmarza) cenę i zaopatrzyli się w odrobinę jedzenia na drogę. Otrzymali nawet możliwość spędzenia nocy w jednej z rozsypujących się, śmierdzących gnojem obór.
        — Mam nadzieję, że nasze żółwie tempo nie oddala nas zbytnio od Teusa — wymamrotał Falkon, układając się do snu. — Z tego co mówił karczmarz jakiś brodacz w płaszczu mijał to miejsce, więc prawie na pewno idziemy dobrą drogą. Prześpijmy się parę godzin, możemy wyruszyć jeszcze przed świtem.

        Tak też zrobili. Wschodzące słońce przywitało ich w połowie drogi do kolejnej osady. Ziemia była wilgotna, ale deszcz przestał już padać i niebo oczyściło się z chmur całkowicie. Jego idealny błękit zaburzały jedynie strzępy wątłego dymu unoszącego się sponad wioski, do której zmierzali.
        — Mam nadzieję, że Teus nie ma z tym nic wspólnego — wybełkotał Falkon.
        Przyspieszyli.

        — Cholera, co tu się stało?
        Wioska była niemal doszczętnie spalona. Na ziemi leżały truchła chłopów, a wszędzie wokół widniały ślady chaotycznej walki. Na samym środku, na niewielkim placu, stał wkopany w ziemię, zaostrzony pal. Z nabitego nań trupa ściekała jeszcze gęsta, lepka, ciemno bordowa krew.
        — Kto to zrobił tym ludziom? — Falkon obszedł pal dookoła, przyglądając się ciału. — To nie mógł być przecież Teus. Przynajmniej taką mam nadzieję...
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         — No jak to kto? Bandyci albo komuś zbyt mocno przeszkadzała wioska w tym miejscu. Teus musiał być tutaj przed tym, bo zapewne by walczył, ucierpiał i kręciłby się po okolicy. Musimy ruszać dalej.

        W teorii zmierzali w dobrą stronę, kierując się plotkami i strzępkami informacji, natomiast faktów było jak na lekarstwo. Teus zapewne jednak nie chciał zostawiać wyraźnych śladów, bo nie tylko przyjaciele go szukali. Straż czy lokalne służby również chętnie ucięłyby sobie pogawędkę z łucznikiem. Towarzysze musieli dalej jechać obraną drogą, licząc na jakieś obiecujące ślady czy inną przychylność losu. Jakby na złość podróżnym w ciągu kilku chwil niebo poczerniało, chmury zakryły słońce i zaczął lać deszcz. I był on tak obfity, że zdawało się, że nigdy nie przestanie albo, że niebo spadnie na głowę nie wytrzymując ciężaru ciemnogranatowych chmur. Na szczęście teren na boku drogi był coraz wyższy a w jednym miejscu ziemnej ściany była dziura na akurat dwie osoby. Wprawdzie trzeba było się tam wcisnąć i nie wykonywać żadnych ruchów, ale wystarczało to do schowania się przed olbrzymią, właśnie trwającą ulewą.

        — Jak tak pada, to Teus pewnie nie podróżuje. Tylko to dziwne, że kilka godzin temu niebo było jaśniutkie, a powietrze świeższe od wczorajszego deszczu. Ja się przez to jakiegoś choróbska nałapię. — Alestar próbował trochę polepszyć atmosferę, ale myśl o brakującym kompanie była zbyt silna i depresyjna.

        Konie również były poddenerwowane tak ciężkimi warunkami pogodowymi, jednak pozostawały na miejscu. Deszcz nie przestawał, a niebo wciąż było granatowe, gdy z oddali było słuchać tętent kopyt. Zainteresowany tym kusznik wychylił się z kryjówki i choć nic nie dojrzał w smugach deszczach, to hałas końskich kopyt był zbyt wyraźny, by mieć wątpliwości do tego, co to się dzieje. To był pościg, pościg złożony z bardzo upartych ścigających, skoro pogoda im nie przeszkadzała.

        Nie było chwili do stracenia. Przemoknięty trzydziestolatek czym prędzej wskoczył na Zefira, a Falkon na swojego wierzchowca i ruszyli pędem dalej, nie patrząc na nic. Nie ważna była pogoda, nie ważne były przemoczone ubrania, teraz należało dotrzeć jak najszybciej do Tousenda. Nie można było liczyć na to, że to nie jest gonitwa za nim. Nadzieja jest często matką głupich, a przyjaciele łucznika nie byli głupcami.
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        To aż zadziwiające jak szybko właściciel okolicznych włości dowiedział się o zamieszaniu w jednej ze swoich wiosek. Upalowanie wieśniaków godziło w jego brzęczące monetami interesy, a na to nie mógł sobie pozwolić. Teus ledwo zdążył zaznać snu, a już jego uwagę zwróciła nadjeżdżająca kawalkada jeźdźców. Po pierwszych minutach od zauważenia grupa ta zwróciła się w jego kierunku. W ciągu kilku następnych, jeźdźcy prowadzili już zmasowany ostrzał i w wymownych słowach przedstawiali Teusowi jego najbliższą przyszłość.

        Tousend nie mitrężąc czasu kopniakiem wywrócił garniec z długotrwale przygotowywaną zupą i klnąc z wprawą starego szewca wskoczył na konia. Galopując wzdłuż lasu postanowił pomścić stracone śniadanie i sięgnął w stronę kołczanu. Strzelec odwrócił się w siodle i używając całej nabytej siły napiął swój łuk. Broń z trzaskiem wygięła się do granic wytrzymałości i z upiornym świstem posłała strzałę w pierwszego z wrogich jeźdźców. Pocisk trafił napastnika prostko w pierś, a jego siła rzuciła na ziemię trafionego razem z jego wierzchowcem.

        Wystrzelona strzała dziurawiąc jednego z obdartusów, uszkodziła również morale całego oddziału, który to nagle stracił ochotę do szaleńczego parcia naprzód. Przywódca konnych ze względu na iście artyleryjski ostrzał Teusa, kazał swoim ludziom rozluźnić szyk i oflankować ściganego, czy też raczej zrobiłby to, gdyby nie był właśnie zajęty uciskaniem przestrzelonego gardła. Jeden z jeźdźców zauważając, że jego dowódca jest pochłonięty zalewaniem otoczenia własną juchą, z radością malującą się na jego niezbyt pięknej twarzy przejął hetmańską buławę. Drąc się w niebogłosy za swoimi ludźmi sprawił, że Tousend był powoli spychany w stronę Szepczącego Lasu.

        Strzelec, wyrywając z siodeł kolejnych napastników, dość szybko rozeznał się w sytuacji. Strzał miał coraz mniej, za to wrogów coraz więcej. Jego przemyślenia zostały jednak brutalnie przerwane przez strzałę, która zaplątała się pod jego łopatką. Grot na szczęście został zatrzymany przez kolczugę, lecz inne pociski zdążyły już mocno nadwyrężyć pancerz i wierzchowca Teusa. Wiedział, że nie da rady długo wytrzymać przy takim ostrzale, postanowił więc postawić wszystko na jedną kartę. Pociągnął za lejce z taką siłą, że Płotka stanęła na dwóch nogach. Zeskoczył wtedy z konia i z całej siły klepnął go w zad.
        - Pędź Płotka! Nie daj się pokiereszować!

        Teus odskoczył przed nadjeżdżającym jeźdźcem i wskoczył w gęste zarośla elfickiego lasu. Czuł na karku zimny oddech śmierci. Dosłownie.
Awatar użytkownika
Alestar
Szukający Snów
Posty: 173
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Łowca
Kontakt:

Post autor: Alestar »

         Strugi deszczu przeszkadzały w nawigacji i jedynym drogowskazem podczas ucieczki był brzeg lasu. Nie było czasu na odwracanie się i sprawdzanie, co z pościgiem. Przecież wiadomo, że ścigający prędko nie zrezygnują, a ślady zostawione na wilgotnej ziemi naprowadzą na ściganych. Alestar, jako bardziej doświadczony prowadził ucieczkę, choć w sumie lejący się deszcz mógł też kojarzyć się z morskim sztormem. Pogoń, tak jak i strugi deszczu, była nieustająca i nieustępliwa, można było liczyć tylko na szczęśliwe zrządzenie losu.

        Nic nie wskazywało na polepszenie sytuacji, a chwilowe odwrócenie się kusznika w tył jeszcze bardziej pogorszyło sprawę. Ścigający byli już widoczni i choć tworzyli jedną napierającą masę, można było odróżnić pięć, siedem, ewentualnie dziesięć ludzkich sylwetek. Przy obecnej pogodzie nie należało jednak liczyć na szczęśliwe strzały z kuszy. Prawdopodobnie dzięki swoim umiejętnościom prowadzenia konia trzydziestolatek zrobiłby to bez problemu, to dotarcie bełtu do celu było już bardziej kłopotliwe. Spowolnienie konia, by móc oddać strzał dodatkowo zmniejszyłoby odległość jednej grupy względem drugiej. Szaleńcza podróż powodowała również mniejsze skupienie na poszukiwaniach Teusa. Istniała możliwość, że jego ślady zostały ominięte i przyjaciele podczas tej ucieczki zbyt bardzo się oddalą.

        Dalej wszystko trwało w szaleńczym rytmie; pościg, ucieczka i padający deszcz. Wszystko oszalałe, pędzące i niedające za wygraną. Jedna na każdej drodze musi się pojawić przeszkoda. Zefir potężnym, nagłym skokiem niemal wytrącił łowcę nagród z siodła. Na ziemi leżał trup zabity od strzały, troszkę dalej kolejny. Wokół było również wiele strzał, które nie dosięgły swoich celów. Ziemia była ubita końskimi śladami, wytłumaczenie było jedno; inny pościg. Pozostawało pytanie, za kim to była pogoń? Większość myśli skupiała się na Teusie, ale czy trzeba było być tego pewnym? Dopiero Falkon dostrzegł wylaną zupę, przewrócony garnek i strzępki zielonego materiału, które wskazywały na brodatego, zagubionego towarzysza.

        Nie można było zwalać na głowę przyjaciela kolejnych kłopotów. Należało tę sprawę załatwić jak najszybciej, najlepiej na własnych warunkach.

        - Bądź gotowy! — Złodziejaszek zapewne na to wezwanie Zenemara, krzyknął coś w stylu - „ale na co?”; to jednak nie było już ważne. Brunet załadował kuszę, przesunął kołczan, by mieć go bardziej pod ręką, zawrócił konia i ruszył w stronę ścigających, by pomniejszyć ich liczebność.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        — Nie wierzę — wychrypiał Falkon, szarpiąc za lejce. Wyczerpany Książę zwolnił posłusznie i obrócił się.
        Alestar ruszył wprost na tuzin jeźdźców, pędzących z szaleńczą prędkością przez gęsty deszcz. Wyglądał jak zdesperowany szaleniec, stojący przeciwko armii zawodowych żołnierzy. Falkon wiedział, że ów akt desperacji nie ma szans powodzenia. Uciekać i ratować siebie? Czy może zachować honor i umrzeć razem z przyjacielem? "Przyjacielem... znam go zaledwie kilka dni..."
        Miał mało czasu. Zdecydował. Odgarnął mokre włosy przylepione do twarzy i już miał ruszyć pędem w las, gdy nagle stało się coś, czego całkowicie się nie spodziewał...
        Jeden z konnych uniknął mknącego ku niemu bełtu Alestara i zaczął wykrzykiwać coś niezrozumiałego. Jeźdźcy rozdzielili się na dwie grupy i starannie ominęli kusznika, nadal coś do niego wykrzykując. On natomiast stał jak wryty. Z początku Falkon myślał, że to jakieś taktyczne posunięcie, ale wszystko wskazywało na to, że pościg po prostu nic sobie nie robił z dwóch uzbrojonych podróżników, którzy chyba tylko dla rozrywki postanowili sobie pouciekać.
        - Z drogi, głupcy! - ryknął jeden z jeźdźców, o mało nie zwalając Falkona z konia. Pognali dalej przed siebie.
        Falkon stał nadal w miejscu, plując od czasu do czasu spływającą mu do ust deszczówką. W końcu podjechał do Alestara i zeskoczył z konia. Chciał się zaśmiać, ale był zbyt oszołomiony. Nadal dyszał ze zmęczenia i strachu.
        - A już chciałem ci pomóc - wybełkotał w końcu. - Tak, ja też tego całkowicie nie rozumiem - odpowiedział na skonsternowane spojrzenie Alestara. - A ty ich chciałeś powybijać.
        Po chwili ruszyli w dalszą drogę. Alestar nie był zbyt rozmowny.
        - Jak masz myśli samobójcze to może po prostu kup sobie kawałek sznurka, co?
Awatar użytkownika
Teus
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 141
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Wojownik
Kontakt:

Post autor: Teus »

        Gęste zarośla skutecznie uniemożliwiały ucieczkę, a wystające gałęzie co rusz smagały Teusa po spoconej twarzy. Goniący go łachmyci nie dawali za wygraną, i co chwila puszczali w jego stronę kolejne wiązki przekleństw przyprawione odrobiną strzał. Jednak tak jak las utrudniał ucieczkę strzelcowi, tak i uniemożliwiał prowadzenie skutecznego ostrzału. Napastnicy szybko pojęli, że tracą tylko cenną amunicję i zrezygnowali z łuków.

        Teus był dość zaskoczony, że las, który znajdował się tak blisko ludzkiego szlaku, jest tutaj w nienaruszonym stanie. Jego wymyślony w ciągu kilku sekund plan zakładał, że znajdzie tu jakieś ludzkie sadyby i tam poszuka pomocy. Jak szybko plan powstał, tak też poszedł w zapomnienie. Las zdawał się nie mieć końca, a ostatnim, co mogło go tu spotkać byli właśnie ludzie, a w szczególności ci przyjaźnie nastawieni.

        Biegł tak już przez paręnaście minut, a ku jego zdziwieniu napastnicy nadal nie odpuszczali. Zdawało się, że mają nie lada doświadczenie w ganianiu ludzi po lasach. W końcu straceńczy bieg dobiegł końca, a Teus ledwo zdążył zatrzymać się na krawędzi urwiska. W dole, promieniami odbijanego światła, dawała o sobie znać turkusowa tafla jeziora, a za plecami strzelca, używając donośnych przekleństw, dawali znać o swojej obecności nadchodzący wrogowie. „No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz” rzekł w duchu Tousend i chwycił za rękojeść miecza.

        Zarośla uniemożliwiały ostrzał oraz skuteczne natarcie ławą. Teus nie czekając nie reakcję napastników i kierując się zasadą „najlepszą obroną jest atak” w skoczył w grupę wrogów. Pierwszy z nich, zaskoczony błyskawicznym atakiem zasłonił się płazem dobytego miecza. Zderzenie kling prawie wyrwało mu z rąk broń, a uderzenie trzonkiem powaliło go na ziemię. Atak kolejnego gładko ześliznął się po głowni, a następujący po nim zamach zza głowy prawie ściął przeciwnikowi czerep.

        Powalenie dwóch członków bandy w tak krótkim czasie zbiło z tropu atakujących. Wycofali się i nie do końca wiedzieli, co zrobić. Zanim ich przywódca rzucił się do szarży nakazując im to samo, Teus poprzez rzut nożem wysłał w zaświaty kolejnego z łachmytów.

        Napastnicy odzyskali inicjatywę i zaczęli napierać na Teusa. Mimo zaciętej obrony i skutecznych kontrataków, strzelec cały czas się cofał. Bandyci wcale nie byli takimi łatwymi przeciwnikami, jakimi zdawali się być, i stanowili nie lada wyzwanie. Wrogów natomiast było zbyt wiele. Aktualnie Tousenda atakowało czterech ludzi, a w oddali słychać było groźne pomruki zwiastujące rychłe pojawienie się reszty oddziału.

        Jeden z przeciwników chlasnął strzelca w okolicach żeber, drugi natomiast roztrzaskał znajdującą się na jego ramieniu kolczugę. Teus cały pokryty we własnej krwi czuł, że zaraz padnie z wycieńczenia. Nie był dość szybki, by uniknąć wszystkich ciosów naraz, w unikach zdecydowanie nie pomagały też pokaleczone nogi. Sytuację ratowała jedynie schowana pod pociętą kurtką kolczuga, jednak ta znajdowała się w równie złym stanie co właściciel i mogła równie szybko pójść w zapomnienie.

        Robiąc kolejny krok w tył Tousend poczuł, że trafia na pustą przestrzeń. Stracił równowagę, a jeden z łachmytów z całej sił kopnął go w brzuch, przez co Teus spadł z urwiska wprost w błękitne objęcia jeziora.

Ciąg dalszy: [Zachodnie obrzeża lasu] "Co cię nie zabije..."
Ostatnio edytowane przez Teus 8 lat temu, edytowano łącznie 2 razy.
Awatar użytkownika
Falkon
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 145
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Pirat
Kontakt:

Post autor: Falkon »

        Teus był niedaleko, i Falkon doskonale o tym wiedział. Znów zaczął rozmyślać o ostatnich wydarzeniach, o planach i o celu ich podróży. A co jeśli jest już za późno? Co jeśli Lydia jest już gdzieś daleko, albo, co gorsza...
        "Niee, nie możemy tak myśleć. Zawsze jest nadzieja!" Falkon uśmiechnął się pod nosem, przypominając sobie portret siostry Teusa. Popędził Księcia i skinął na Alestara, by ten dotrzymał mu tempa. Ich przyjaciel jest gdzieś blisko, nie ma czasu do stracenia.
        - Znajdziemy tego wariata, choćbyśmy mieli cały las przegrzebać — powiedział sam do siebie, przeczesując włosy ręką.

        Ślady pościgu prowadziły w las. To nie mógł być przypadek. Grupa, na którą się natknęli, bez wątpienia podążała śladem Teusa, jednak Alestarem i Falkonem się nie przejęła. Najwidoczniej brodacza ściga więcej ludzi niż mogliby przypuszczać.
        - Lepiej nie natknąć się na nich znowu. Następnym razem nie będą się cackać — oznajmił Falkon proroczym tonem. — A jeśli natrafimy na kogoś, kto nas rozpozna... — urwał, przejeżdżając palcem po gardle w znaczącym geście.
        Postanowili nie rzucać się w oczy i nie sprowadzać na siebie kłopotów. Mieli ich już wystarczająco dużo. Znaleźli odpowiednio osłonięte zielenią miejsce i przywiązali konie do drzew. Zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyli w las śladami pościgu. Teraz należało jedynie odnaleźć Teusa i mieć nadzieję, że uniknął bliskiego spotkania ze swoimi prześladowcami.

Ciąg dalszy: Alestar i Falkon
Zablokowany

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości