Góry Dasso[Klasztor po stronie Szepczącego Lasu] Milczenie jest złotem

Rozciągające się od Równin Andurii aż po Równinę Maurat góry z wierzchołkami pokrytymi wiecznym śniegiem, przeplatane zielonymi dolinami i niebezpiecznymi przełęczami, zamieszkałe przez dzikie zwierzęta i legendarne potwory. Góry otaczają i chronią przed niebezpieczeństwami Szepczący Las, dając mu w ten sposób spokój.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Była chyba zbyt pochłonięta swoimi planami żeby ocenić czas, jaki zajął jej poranny wypad w góry i tak oto doprowadziło to do drzwi Calathala nieco wcześniej niż sądziła. Pukając do drzwi elfa sądziła, że mężczyzna jest w środku i czyta swoją książkę, ale kiedy jej wyczulony słuch nie wykrywał z początku żadnego szmeru pomyślała, że go tam nie ma. A wtedy poszłaby najprawdopodobniej do swojej pracowni, gdzie najprędzej się go spodziewała. Lecz gdy nagle wychwyciła hałas za drzwiami ucieszyła się w duchu, że nie będzie musiała go szukać po zamku.
        Drzwi się otworzyły i nieoczekiwanie pierwszym odruchem elfki było spuszczenie wzroku na nagi tors mężczyzny, a potem szybki powrót do góry i spotkanie ze wzrokiem równie zdziwionego Calathala. Nagle zapomniała w ogóle po co tu przyszła. A mimo, że widok męskiego ciała nie powinien ją interesować, to z jakiś względów nie tylko poczuła się delikatnie niezręcznie, to na dodatek jeszcze to się jej spodobało! Nijak nie dała tego po sobie poznać, jednakże, gdy siwowłosy odwrócił się żeby poszukać koszuli dyskretnie się mu przyglądała gotowa w każdej chwili taktownie odwrócić wzrok żeby tego nie zauważył. Ciekawość - coś czego jej brakowało. Dotyk zawiłych instynktów zadrżał wywołując prawdziwy przewrót w wysublimowanej egzystencji Dinitris, co wywołało u niej mieszane uczucia. Doprowadziło ją to do stanu, w którym nie ufała samej sobie, bo przecież to nienaturalne, żeby ktoś jej... pokroju, interesował się kimś zupełnie odmiennym!
        Długo jeszcze milczała żeby nie zdradzić się i odgrywała tą żelazną damę oczekując w wejściu aż elf zakryje swoją górną część ciała czymkolwiek, a kiedy już to nastąpiło weszła do środka i przymknęła za sobą drzwi.
        - Nie zaspałeś - odpowiedziała mu telepatycznie, odkrywając przy okazji, że sama nie jest co do tego taka całkiem pewna. Spojrzała na niego jak na szybko, ale bardzo sprawnie ubiera się w swój codzienny strój. Rozejrzała się po jego pokoju przy okazji, choć może nie było to zbyt grzeczne i mogło być to dwojako odebrane. Ale intencje Dinitris były dobre. Upewniała się swoim magicznym zmysłem, czy rzeczywiście włamywacz nie zostawił po sobie jakiś śladów.
        Przestała się rozglądać, kiedy elf skończył się ubierać. Nie umknęło jej uwadze charakterystyczne usytuowanie broni z ekwipunku Calathala. Zrozumiałe dla niej i wiele mówiące o jego osobowości. Wtedy popatrzyła na niego łagodnie i odpowiedziała:
        - Wyglądasz na zmęczonego swoimi własnymi obawami. Może tym razem to ja będę dbała o twoje bezpieczeństwo tej nocy i będę czuwała pod twymi drzwiami? - zasugerowała pół żartem pół serio. Chciała jakoś naprawić ich relacje, po kiepskim pierwszym wrażeniu ze wczoraj. Niezależnie od tego co sobie o niej myślał, był tak poniekąd trochę pod jej ochroną, o czym oczywiście nie miał bladego pojęcia, bo niby skąd mógł to wiedzieć?
        Z tym ponownym zaproszeniem na wspólny posiłek wróciły jej obawy przed publicznym pokazywaniem się w zatłoczonej stołówce. Uznała jednak, że ponowna odmowa będzie nie tylko źle odebrana, ale też zmarnuje jej szanse na pogodzenie się Calathalem. No i z pewnością straciłaby okazję zobaczyć ten wymowny uśmiech Morgana, gdy zobaczy ich razem przy jednym stole. Tego przegapić nie mogła. A jakże by inaczej.
        - Pójdę z tobą. Umieram z głodu - oświadczyła, choć z tym umieraniem ciut przesadzała. Ze swoją propozycją zdecydowała poczekać, aż zejdą razem do pracowni.
        Zaraz po tym jak się zgodziła, od drzwi dotarło do nich pukanie, co wywołało u Dinitris mały atak paniki. Nie chciała aby ktokolwiek zobaczył ją w tym pokoju i to jeszcze w obecności Calathala. Nerwowo powiodła wzrokiem od drzwi do Cala, ale było już za późno. Otworzyła usta i nerwowo przygryzła wargę. Lodowy elf nie wiedział jak szybko plotki roznosiły się przez ściany tego klasztoru. Chodziło tylko o niegroźne plotki, ale na pewno nie dla każdego wygodne, szczególnie te wybrane z kontekstu i odpowiednio doprawione fantazją co po niektórych autorów. Obawy Dinitris potwierdziły się, kiedy przybyli na miejsce mężczyźni popatrzeli na elfkę, a potem na elfa, że aż trudno było nie czytać w ich myślach. Rumieniec wstąpił na policzki Dinitris, kiedy ich mijała wychodząc ostatnia z pokoju. Na korytarzu było chłodniej i nie pachniało tak przesiąkniętą zapachem Calathala pościelą, co ułatwiło jej sprawne odzyskanie równowagi dla rozbudzonych zmysłów.

        W jadalni było tłoczno. Wewnątrz szerokiej sali panował gwar rozmów, stukania sztućców i talerzy. Dinitris przejęła inicjatywę i wypatrzyła wolny stolik, a potem usiadła przy nim jako pierwsza. Na stół szybko doniesiono koszyczek z chlebem, półmisek z porcją białego twarogu i talerz z dwoma ugotowanymi kiełbasami. Elfka zanim zaczęła jeść rozglądała się ukradkiem po sali, zupełnie jakby czegoś szukała. Była lekko spięta, trochę niezdecydowana i przede wszystkim czujna. Zupełnie jakby spodziewała się jakiegoś bliżej nieokreślonego ataku z każdej strony. Nic dziwnego, że czuła się tu teraz nieswojo. Ostatnio, żyjąc na własne życzenie w odosobnieniu, z bagażem przykrych doświadczeń, trochę zdziczała. A teraz trudno jej było tak po prostu udawać, że jest jak było. I to szczególnie w tak licznym, męskim gronie. Lecz kiedy do jej nozdrzy dotarł wreszcie aromat mięsa, zwróciła wzrok na stół, a potem na elfa, który już zapewne zaczął się posilać. Zaczęła jeść i ona. Choć wyszła z założenia, że to tylko dla towarzystwa, to kiedy poczuła w ustach rozpływający się smak mięsa wrócił jej apetyt, a potem też chęci do rozmowy.
        - Długo tu zamierzasz gościć? Skąd znasz Morgana? Nie podejrzewałam go o takie znajomości, a wy wyglądacie jakbyście się znali jak dobrzy przyjaciele. Zdziwiło mnie, kiedy się pojawiłeś, bo ten starzec nie pozwala tu nocować byle komu. Musicie się bardzo dobrze znać, skoro cię zaprosił i dał ci to poważne, aczkolwiek nudne zadanie - przerwała na chwilę telepatyczny monolog i sięgnęła po kubek z gorącą herbatą. Mimo iż napój był zbyt gorący, aby wypijać go dużymi łykami, to elfka jakby wcale się tym nie przejęła i na raz wlała w siebie całą zawartość kubka. - Mówił ci co robię w podziemiach klasztoru? - zapytała ciekawa jak bardzo wtajemniczony był w wątek jej osobisty strażnik.

        Gdy dojedli, poszli razem wprost do schodów prowadzących do drzwi opatrzonych zawiłymi zaklęciami-pieczęciami, mogących powstrzymać niemal każdego maga. Tak przynajmniej się wydawało Morganowi dopóki, ktoś w zaledwie jedną noc zdołał złamać aż dwie z ledwie trzech pieczęci. Nawet Dinitris była zaskoczona niebywałą mocą włamywacza i naprawdę wolałaby jednak nie mieć zaszczytu poznania autora tego zamieszania, jeśli miał wobec niej złe zamiary. I nawet kiedy miała przy boku zaprawionego w bojach, wyszkolonego wojownika jakim był Calathal, to wcale jej to nie przywróciło poczucia bezpieczeństwa. Dlatego ignorując przyjęte przed Morganem reguły pierwszy raz wpuściła do środka kogoś innego oprócz samego Morgana. Gdy rozbroiła zaklęcia na drzwiach i otworzyła je na rozcież, ciepły podmuch wiatru poruszył jej ciemnymi włosami, które musiała odgarnąć do tyłu, kiedy zerkała za siebie na jasnowłosego elfa.
        - Wejdź ze mną, ale nie mów o tym co tu zobaczysz. Mam nadzieję, że umiesz dotrzymać tajemnicy. - To raczej nie była tylko sugestia. Wprawdzie gospodarz ufał Pradawnej, dlatego to właśnie jej dał tu władzę, ale jednak zasady wymyślono nie bez powodu. Jednakże smoczyca polegała na swojej intuicji, która nigdy jej nie zawodziła.
        Gdy Calathal wszedł do środka, Dinitris zamknęła i zabezpieczyła za nimi drzwi, a potem poprowadziła elfa wąskim korytarzem w dół, musząc przecisnąć się między nim a ścianą, co na szczęście nie było trudne zważywszy na to, że była szczupłą kobitką. Schody nie były długie, ani kręte. Właściwie od początku było widać ich koniec, gdzie emanowało słabe światło. Nie potrzebowała żadnych pochodni, ale kiedy znaleźli się w głównej sali, której sklepienie zostało wydrążone w skale, podeszła do każdej z pięciu pochodni i ruchem dłoni rozpaliła każdą z osobna i w pomieszczeniu zapanowała ciepła atmosfera. Na środku sali lewitował Kamień Żywiołu - twór wielkości dziecięcej pięści, przypominający kryształ, ale wciąż zmieniający kształt, jakby był żywy. Emitował niepowtarzalnym, turkusowym światłem, bijącym nieregularnymi i trudnymi do sprecyzowania falami błysków. Naprzeciwko kolumny, nad którą wisiało to cudo, ustawiony został stół, a na nim przybory piśmiennicze w postaci pióra, kałamarzu i wielkiej, zamkniętej księgi. Do mebla dostawiony był jeden obity skórą fotel. Dinitris podeszła do biurka, ale zanim coś powiedziała przyglądała się z zainteresowaniem reakcji Calathala. Uznała, że powinna dać mu chwilę, żeby przyjrzał się obiektowi jej wielomiesięcznej pracy.
        - Chciałam żebyś zobaczył czego tak naprawdę strażnikiem... - powiedziała w myślowym przekazie. Nie miała żalu do Morgana, że tak właśnie w rzeczywistości było. Gdyby starcowi zależałoby na jej życiu, pewnie byłaby mocno i to bardzo mocno zdziwiona. Chociaż nie dałaby głowy, że los smoka, a w szczególności smoczycy, nie był do końca obojętny staremu czarodziejowi. Ale takie podejście do sprawy było dla Dinitris łatwiejsze i... wygodniejsze, wbrew pozorom. Nie przywykła do tego, żeby ktokolwiek troszczył się o jej dobro. Zmiana tego stanu rzeczy wywołałaby tylko niepotrzebne rozterki.
        - To Kamień Żywiołu. Jeszcze w fazie obróbki. Będzie to potężny artefakt. W rękach dobrego człowieka mógłby służyć do ratowania życia. Ale w złych... - podeszła do Calathala i spojrzała mu w oczy z bardzo bliska. - Sam wiesz.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Dinitris potwierdziła jego przypuszczenia i okazało się, że rzeczywiście nie zaspał. To dobrze… chociaż naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby tak się stało – nie po tym, jak minęła mu ta noc, bo przecież nie wyspał się tak dobrze, jakby chciał i może okazać się, że cały dzień będzie trochę senny.
         – Nie będziesz musiała, bo dzisiaj wymienią mi drzwi na nowe – odpowiedział jej. Co prawda, nie rozmawiali ze sobą dużo, jednak chyba przyzwyczaił się już do tego, że w ich rozmowach tylko on wypowiada słowa na głos, a elfka odpowiada w jego myślach. Za jakiś czas, gdy już pozna ją bliżej, może zapyta ją o to, jaki jest powód tego, że nie mówi. Oczywiście, może po prostu okazać się, że od urodzenia jest niemową, jednak może też kryć się za tym jakaś opowieść, która na pewno będzie ciekawsza niż zwyczajne „nie mówię od urodzenia”. Wątpił w to, żeby powiedziała mu to teraz, bo raczej poziom ich znajomości był raczej zbyt niski, żeby móc rozmawiać o czymś takim.
Jej kolejne słowa zaskoczyły go nieco, jednak nie dał po sobie tego poznać – jedynie uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał, że Dinitris zgadza się na wspólny posiłek.
         – Spodziewałem się kolejnej odmowy, jeśli mam być szczery… Ale cieszę się, że jednak odpowiedziałaś inaczej, niż zakładałem – odezwał się, gdy już uśmiech zniknął z jego twarzy i zastąpił go neutralny wyraz, który Cal nosił tam najczęściej. Wyglądało też na to, że chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak przeszkodziło mu w tym pukanie do drzwi i późniejsza rozmowa z mężczyznami, którzy mieli naprawić drzwi do jego pokoju. Dlatego też po prostu postanowił, że czas się zbierać i udać do jadalni, no i przy okazji zabrał też klucz do nowych drzwi, żeby później móc wejść do pomieszczenia.

W jadalni zebrało się dość sporo osób, co oznaczało, że już niedługo chłopcy zaczną roznosić posiłki. Podążył za Dinitris, gdy ta wypatrzyła wolny stolnik i postanowiła przy nim usiąść. On też do zrobił, chyba zupełnie przypadkowo siadając dokładnie naprzeciw niej. Dopiero po chwili zorientował się, że to zrobił, jednak postanowił już zostać na tym właśnie miejscu – uważał, że niegrzecznie byłoby się teraz przesiadać na inne. Zresztą, do ich stołu szybko został przyniesiony posiłek i elf skupił się na gotowanej kiełbasie, chlebie i twarogu – było to ich dzisiejsze śniadanie.
Spodziewał się, że posiłek minie im raczej w ciszy, ale Dinitris postanowiła zaskoczyć go ponownie, a przez to usłyszał w głowie jej głos i pytania, które nim zadawała. Spojrzał na nią i najpierw przełknął kęs śniadania, a później popił je wodą, dopiero po tym zabierając się za odpowiadanie na jej pytania.
         – Na pierwsze pytanie sam nie znam odpowiedzi, ale jeśli moje zadanie polega na ochranianiu ciebie i twojej pracy, a także pomaganiu tobie to myślę, że moja praca skończy się, gdy zakończy się twoja – odpowiedział, zgodnie z prawdą zresztą. Dziewczyna nie zadała mu pytań, na które odpowiadałby tylko połowicznie albo próbował w ogóle na nie nie odpowiadać.
         – Na Morgana wpadłem przypadkowo, w trakcie wykonywania pewnego zlecenia. Uratowałem mu życie i później połączyliśmy siły, dowiadując się, że właściwie mamy podobne cele w miejscu, w którym wtedy się spotkaliśmy. Wtedy też zaczęliśmy rozmawiać i wytworzyła się między nami taka nić porozumienia i znajomości. Później zdarzało mu się wysłać do mnie list, czasem będący też zaproszeniem do klasztoru, gdzie albo po prostu rozmawialiśmy ze sobą, albo rozmawialiśmy i jeszcze dostawałem od niego jakieś zadanie do wykonania. Szczerze mówiąc, myślę, że to on bardziej dbał o utrzymanie tej znajomości i rozwinięcie się jej niż ja, bo czasem nie odpisywałem na jego listy, a on i tak po jakimś czasie wysyłał następne, dając mi do zrozumienia, że brak odpowiedzi z mojej strony na pewno nie będzie dla niego wystarczającym powodem ku temu, żeby nagle zerwać ze mną kontakt – odpowiedź na drugie pytanie… a raczej pytania, była dłuższa i opowiadała już pewną historię, chociaż gdyby opowiadać ją z większymi szczegółami, to na pewno byłaby jeszcze dłuższa. Calathal sięgnął po kubek z wodą i napił się, zwilżając sobie usta i gardło. Później zjadł kolejny kęs śniadania i ponownie zerknął na Dinitris.
         – Nie przypominam sobie, żeby wdawał się w szczegóły co do tego, nad czym pracujesz… A jak to było z wami? Jak poznaliście się ty, Dinitris, i Morgan? - zapytał ją. „Coś za coś”, prawda? Dlatego też elf liczył na to, że towarzyszka odpowie na zadane jej pytanie. W międzyczasie postanowił wrócić do przerwanego śniadania i dokończyć je, przy okazji słuchając odpowiedzi elfki.

W końcu posiłek dobiegł końca, a oni mogli rozpocząć kolejny dzień pracy – on jako jej strażnik, a ona robiąc te tajemnicze rzeczy, które robiła za drzwiami jednego z pomieszczeń w klasztornych podziemiach. Poruszali się raczej spokojnie, nie spiesząc się zbytnio i w końcu dotarli pod drzwi pracowni Dinitris.
         – Jesteś tego pewna? Potrafię dochować powierzonych mi sekretów, o to nie musisz się martwić – zapytał, nadal nieco nie wierząc w to, że elfka chce mu pokazać to, nad czym pracuje i może też powiedzieć mu coś na ten temat. Nie miał zamiaru odrzucać takiego zaproszenia i możliwości dowiedzenia się czegoś na temat jej pracy, więc wszedł do środka. Gdy tylko wysunęła się na przód, zaczął za nią iść, rejestrując oczami to, co udało mu się zobaczyć… jednak najciekawszy zdecydowanie był dziwny kryształ, który lewitował na środku pomieszczenia, do którego dotarli schodami. Po chwili poznał też jego nazwę – Kamień Żywiołów.
         – Domyślam się… - odparł po chwili. Wydawało mu się, że Dinitris może stać trochę za blisko, jednak nie zrobił kroku w tył, co zresztą planował jeszcze przed chwilą.
         – I wiem też, dlaczego Morgan potrzebował kogoś, kto będzie chronił ten Kamień, a także osobę, która odpowiedzialna jest za jego stworzenie – dopowiedział. Słowa te padły z jego ust głównie dlatego, że podejrzewał, iż ona jest dla Morgana tak samo ważna, jak to, co tworzy w tym pomieszczeniu, mimo że sam Morgan może nie okazuje tego tak otwarcie.
         – Mam znaleźć tu sobie jakiś wygodny kąt i zostać tutaj, czy może odprowadzisz mnie do drzwi, żebym na zewnątrz pilnował drzwi wejściowych? - zapytał. Jemu właściwie było to bez różnicy, bo nawet siedząc gdzieś tutaj, na pewno usadowiłby się tak, żeby nie przeszkadzać Dinitris i najpewniej nawet nie odzywałby się – chyba, że zapytałaby go o coś – więc mogłaby nawet zapomnieć o tym, że gdzieś w pobliżu siedzi jej elfi strażnik, którego wynajął dla niej Morgan.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Sytuacja w klasztorze była napięta, choć większość jego mieszkańców nie przeczuwała nadchodzącej burzy, nawet jeśli nad zamkiem zbierały się ciemne chmury. Znakomita część tych ludzi była zbyt pochłonięta swoimi obowiązkami, żeby przejmować się jakimiś tam drobnymi incydentami. Dinitris została zostawiona sama sobie. Przynajmniej do czasu przybycia Calathala.
        Musiała się z nim oswoić. Z jego obecnością. Zapachem. Głosem. Już dość długo przebywała w totalnej samotności, żeby zapomnieć jak to jest i jakie to uczucie mieć przy boku kogoś zaufanego. Calathal emanował bardzo przyjemną aurą. Można by pokusić się o stwierdzenie, że smoczycy bardzo spodobała się jej poświata, ale do pełni szczęścia potrzebowała czegoś więcej niż praktycznie pełna wiedzę o jego osobowości. Pragnęła czegoś, czego jeszcze nikt jej nie dał i czego nie sposób było ująć słowami.
        Spotykając się wzrokiem ze sobą mogła z bliska zauważyć, że ma nie tylko barwną duszę, ale i bardzo ładne oczy, które od razu skojarzyły się jej z ametystem. Kamieniem, który wręcz ubóstwiała ze względu na jego nieregularne odcienie fioletu. Jej ulubionego koloru. Za to w jej oczach działo się coś co można zauważyć u niewielu osób. Tęczówki jej oczu odbywały własną, nieskończoną podróż złoto-żółtych snopów płomieni wędrujących do środka i niknących w czarnej materii na siłę zaokrąglonej źrenicy. Wyrazistość tego procesu była hipnotyzująca.
        - Tak uważasz? - zapytała retorycznie z dużą dozą ironii. - Kto wie, co chodzi po głowie tego szalonego staruszka... - skwitowała po chwili i jeszcze bardziej zbliżyła się do elfa aż wyczuła ruch powietrza spowodowany jego oddechem na własnych policzkach. Spuściła wzrok w dół, a jej ręka sięgnęła do jego dłoni, którą ujęła i lekko obróciła w górę, a następnie w jej wnętrzu umieściła całkiem spory odłamek czystego srebra.
        Wyczuwając jego dezorientację kontynuowała myślowy przekaz. Było jej ciężko. Oj bardzo ciężko. Nigdy. Przenigdy nie oddawała nikomu swojego skarbu. Nawet jego części. Tego się po prostu nie robi. Można by powiedzieć, że to nienaturalne.
        - Zostań. - Prawie że błagała. Była w ogromnej rozterce. Jednocześnie chciała i nie chciała by tu był. Zderzyła się z tym problemem pierwszy raz i nie wiedziała co ze sobą począć.
        - Bo mam do ciebie osobistą prośbę - wyznała. - Chcę żebyś pomógł mi odzyskać pewną mapę, którą wykradziono mi z mojego pokoju kilka dni temu. Jest dla mnie ogromnie ważna i chcę ją z powrotem. Jak mi pomożesz, to dostaniesz tego więcej. Wiem, że Morgan zlecił ci inne zadanie...
        Objęła rękoma jego dłonie, w których wcześniej umieściła bryłkę srebra.
        - Ale to najprawdopodobniej ten sam człowiek, który próbował włamać się do do tego miejsca. Sama nie dam rady go namierzyć. Co innego ty. Jesteś w tym lepszy ode mnie. A ja niestety nie mogę się odrywać od swoich obowiązków.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Czuł się trochę dziwnie, gdy uświadomił sobie, że Dinitris przygląda mu się – a dokładniej – spogląda w jego oczy. Na początku wydawała mu się osobą, z którą znajomość zatrzyma się na współpracy w ramach zadania, które miał. I na niczym więcej. Tymczasem teraz musiał zmienić zdanie, bo zdarzyło im się rozmawiać ze sobą i teraz wydawało mu się, że ich znajomość może być czymś więcej, niż tylko taką, która pojawia się między osobą chroniącą i tą, która ją ochrania. Właśnie poprzez rozmowy ze sobą – chociaż nie były one czymś zwyczajnym, głównie przez to, jak się odbywały, bo on mówił normalnie, a ona odpowiadała w jego myślach – poznawali się bardziej. Mimo wszystko, i tak czuł się trochę dziwnie (znowu), gdy przerwał ten krótki ciąg myślowy i zobaczył, że kobieta nadal przygląda się jego oczom. Chcąc jej to ułatwić i sprawić też, żeby już przestała tak na niego patrzeć… Cóż, po prostu spojrzał w jej oczy, sprawiając tym, że ich spojrzenia w końcu spotkały się i oboje mogli wzajemnie podziwiać kolor swoich oczu. Kolor oczu Dinitris był czymś niespotykanym – przynajmniej przez niego – bo tak naprawdę nie udało mu się przypomnieć o spotkaniu kogoś, kogo oczy byłyby mieszaniną złota i żółci, które w dodatku sprawiały wrażenie, jakby się poruszały, gdy tylko skupiło się na nich wzrok.

Poczuł, jak ujęła jego dłoń i położyła coś na niej, co zresztą jednocześnie zaskoczyło go i sprawiło, że na samym początku chciał zrobić krok w tył, bo w jego myślach pojawiło się zdanie mówiące o tym, że nie znają się przecież tak dobrze, żeby pozwolić sobie na… takie gesty. Tak naprawdę, można by było nawet stwierdzić, że nie znali się prawie w ogóle. Ostatecznie jednak, nie posłuchał tego wewnętrznego głosu i pozostał w miejscu, nadal patrząc na Dinitris, która stała teraz blisko niego. Tak, może nawet niebezpiecznie blisko. Na chwilę spuścił też wzrok, żeby ujrzeć srebrny przedmiot, który Cal szybko rozpoznał jako fragment czystego srebra – sporo wart, jeśli wiedziało się, gdzie iść, żeby zamienić go na rueny.
Dziwne wydawało mu się też to, że poprosiła go, żeby został. Teraz przeczucie podpowiadało mu, że może mieć do niego jakąś prośbę… i okazało się, że tym razem się nie myliło. Wcześniej, jako odpowiedź na to, żeby został, po prostu kiwnął twierdząco głową, tym gestem zapewniając ją, że tym razem zostanie w tym pomieszczeniu. W milczeniu wysłuchał jej prośby, rozważając ją, a także to, co miałby odpowiedzieć na te słowa.
         – Pomogę ci, ale… Nie musisz mi za to płacić – odparł, nie kończąc jeszcze, bo chciał jej wyjaśnić, dlaczego wypowiedział te słowa. Zwłaszcza to drugie zdanie, związane z opłatami za „dodatkowe obowiązki”.
         – Myślę, że pomaganie tobie jest na „liście” moich obowiązków, które spoczęły na mnie, gdy Morgan powierzył mi ochronę zarówno twojej osoby, jak i magicznego kamienia, który tu tworzysz – dopowiedział to, co chciał, żeby usłyszała. Może sam Morgan nawet spodziewał się, że jednak on i Dinitris zaczną ze sobą rozmawiać, no i zdarzy się tak, że elfka poprosi Calathala o pomoc z czymś mniej ważnym lub ważniejszym.
         – Tylko, że jeśli ten złodziej nie zostawił po sobie żadnego tropu to, nawet mistrz tropienia nie będzie mógł go znaleźć – odparł, właściwie mówiąc prawdę. Cal doskonale znał wachlarz swoich umiejętności i owszem, znał się trochę na tropieniu – zarówno ludzi, jak i zwierząt – jednak nie była to jedna z jego głównych umiejętności, a bardziej poboczna, której używa tylko czasami.
         – Ale spróbuję, w końcu powiedziałem, że ci pomogę – odezwał się znów, a przez elfie oblicze przebiegł niewielki uśmiech. Spróbował też wyswobodzić swoje dłonie z jej dłoni, nie zostawiając jej grudki srebra. Postanowił zatrzymać ją, bo wydawało mu się, że mógłby ją urazić, gdyby nie chciał zaakceptować tego kawałka czystego srebra.
         – Wydaje mi się, że najlepiej byłoby zacząć od sprawdzenia twojego pokoju, skoro to właśnie stamtąd została wykradziona ta mapa. Wolałbym, żebyś przy tym była, bo w końcu to twój pokój. Jeśli nie masz nic przeciwko, zacznę „śledztwo” po tym, jak skończymy tutaj… Chyba, że chcesz, żebym zajął się tym od razu? - powiedział na koniec. To było zadanie od niej, więc Cal sądził, że to właśnie od Dinitris zależy, kiedy zacznie poszukiwać tropów.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Ta niepewność. Niby nie powinna obawiać się zawstydzenia, bo po prostu miała twardą łuskę i nie sposób było jej odczuwać to samo co ludzie. Mimo to, prawdopodobnie pierwszy raz w życiu, nie potrafiła powstrzymać małej niepewności, która wkradała się do jej umysłu. Czyżby jej zależało żeby to był właśnie On? Nigdy by tego otwarcie nie przyznała, bo obawiała się, że gdy komuś na czymś zależy, to tak jakby uzewnętrzniał swoje słabości. Z Calathalem było trochę inaczej. Nie do końca umiała mu jeszcze zaufać, dlatego podeszła do sprawy w typowym schemacie zleceniodawca-zleceniobiorca. To "bezpieczne" wyjście z sytuacji. Niby niczego nie zdradziła, ale jednak trzymając w swoich dłoniach jego ręce, nie sposób było zataić pewnych sygnałów.
        Gdyby elf zabrał ręce, pewnie nic by się nie stało. Nie zabrał. A ponadto popatrzył jej w oczy. Odważnie i to najbardziej się jej spodobało. Wymiana spojrzeń między nimi trwała dość długo, żeby stwierdzić, że to coś więcej niż zwykłe spojrzenia. Nie przywykła do takich gestów powoli wyswobodziła się ze splątanych latorośli dziwnego uczucia i tego obrazu, który nie wiadomo skąd i po co wrócił do niej całkiem nieproszony - kiedy to stanął przed nią wtenczas bez koszuli. Z pewnością długo jeszcze będzie miała przed oczyma ten niecodzienny obrazek. Skłamałaby gdyby powiedziała, że chciałaby go wymazać z pamięci.
        Tymczasem elf zrobił krok w przód i jako pierwszy odezwał się po długiej i wcale nie krępującej ciszy, a jego odpowiedzi nie tylko zadowoliły elfkę, ale też dały jej sposobność na utrzymywanie z nim kontaktu.
        - Nigdy się nie dowiemy jak nie spróbujemy - odparła jednocześnie zgadzając się na rekonesans po jej pokoju. Od czasu kradzieży nikt się nie kręcił po jej komnacie. Sprzątaniem zajmowała się sama, ale nawet i to nie wymagało wiele pracy. W zasadzie wystarczał jeden czar, żeby w pokoju zapanował porządek i czystość, choć to zaklęcie zazwyczaj ograniczało się głównie do usunięcia kurzu i wygładzenia pościeli. Dobrze się składało, bo od czasu włamania nie robiła porządków, ani niczego nie ruszała. Tak więc była nadzieja.
        Stało się coś niebywałego. Na ustach Dinitris pojawił się szczery, ale wyważony uśmiech. Jej twarz wyglądała jakby o wiele sympatyczniej. Zupełnie jakby przed Calathalem stanęła zupełnie inna kobieta.
        - No to nie zwlekajmy - postanowiła, a potem chwyciła zaskakująco mocno za rękę Calathala i pociągnęła go do schodów tak energicznym krokiem, że o mały włos sama nie nadepnęła sobie na suknię i nie wywaliła się na pierwszych stopniach. Na szczęście skończyło się tylko na małym potknięciu i podparciu drugą ręką o ścianę. Wnet popatrzyła za siebie na zapewne zaskoczonego elfa.
        - Przepraszam. Może lepiej ty idź pierwszy. Ja muszę jeszcze zapieczętować wejście.
        Wręczyła mu klucz.
        - Możesz iść. Wejdź do mojego pokoju i rozejrzyj się. Mnie tu trochę zejdzie czasu i nie będę cię wstrzymywać - poprosiła melodyjnym głosem w głębi umysłu Calathala. Nawet jej głos zmienił brzmienie na weselsze.

        Gdy już wyszli z podziemi, a Calathal odłączył się (lub nie) by wyruszyć krętymi korytarzami do skrzydła mieszkalnego, Dinitris zajęła się rzucaniem zaklęć na drzwi wejściowe i choć nie wydawała wtedy nawet pomruku, po ruchach palców lawirujących po wypalonych w dębowym drewnie runach można było w łatwy sposób zauważyć jej wielkie skupienie w tym momencie. A i owszem, bo gdyby popełniła mały błąd musiałaby zacząć wszystko od początku.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Nic nie odpowiedziała mu na to, że nie powinna próbować mu płacić za to, że jej pomaga, jednak podejrzewał, że słyszała to i zapamiętała. W końcu on naprawdę uważał, że takie rzeczy – czyli właśnie pomaganie Dinitris – znajduje się wśród tego, co zlecił mu Morgan, chociaż wiadomo, że priorytetem nadal pozostawała ochrona jej i tego, co tworzyła dla właściciela klasztoru. Zresztą, on sam też nie miał zamiaru nadal o tym myśleć, bo w końcu zgodził się na to, że jej pomoże, a niedługo po tym ona sama powiedziała, że udadzą się do jej pokoju, aby Cal mógł sprawdzić, czy złodziej zostawił tam jakieś ślady. Mówił prawdę, gdy wspomniał jej, że wolałby nie przebywać w jej pokoju, gdy jej samej tam nie będzie, dlatego wtedy wspomniał też o tym, że mogliby udać się tam później, gdy Dinitris skończyłaby dzisiejszą pracę nad kamieniem żywiołu. Jednak to ona postanowiła to przyspieszyć, a elf usłyszał w myślach, że nie powinni zwlekać. Wyglądało na to, że skradziona rzecz jest dla niej czymś naprawdę ważnym.
Chciał skierować się w stronę wyjścia, mówiąc jej, że poczeka na nią przed drzwiami, jednak to Dinitris pierwsza wyszła z inicjatywą i ruszyła w stronę drzwi, ciągnąć go za sobą za rękę. Zaskoczyło go to i było tak pełne energii, że dziewczyna, chyba, mogłaby nawet stracić równowagę i wywrócić się, co Cal stwierdził, gdy potknęła się lekko i podparła się o pobliską ścianę ręką, którą nie trzymała jego dłoni.
         – Nic się nie stało – odpowiedział jej szczerze. Nie była to wymuszona szczerość, bo za taką sam elf nie przepadał, a prawdziwa. Zawahał się, gdy próbowała wręczyć mu klucz do swojego pokoju, ale nie stało się to dlatego, że dziwnie się czuł, przyjmując ten przedmiot – po prostu nie wiedział, gdzie znajduje się pokój dziewczyny. Skrzydło mieszkalne było dość spore, żeby pomieścić stałych mieszkańców, tymczasowych, a także podróżników, którzy zostają tu jeszcze krócej niż ci sezonowi mieszkańcy. Ostatecznie przyjął klucz, jednak miał zamiar wspomnieć Dinitris o tym, o czym chyba nie wiedziała.
         – Myślę, że poczekam na ciebie na korytarzu, bo sam mogę nie trafić do twojego pokoju. W końcu nie wiem, gdzie się on znajduje – dopowiedział szybko, lekko wzruszając przy tym ramionami, i po chwili zaczął wspinać się po schodach. Później oparł się plecami o ścianę, znajdującą się dokładnie naprzeciw wejścia do pracowni i czekał.

Co prawda, mógł samotnie udać się w stronę części mieszkalnej, jednak wolał poczekać na Dinitris i w jej towarzystwie od razu dotrzeć do pokoju, który zajmowała. I, dlatego, że nie ruszył od razu, mógł zobaczyć, jak zabezpiecza ona drzwi jakimś zaklęciem, co rozpoznał po ruchach jej dłoni. W milczeniu poczekał, aż skończy upewniać się, że drzwi są zapieczętowane magią i odbił się lekko od ściany, stając obok elfki.
         – W takim razie chodźmy – odparł i ruszył przed siebie, starając się, nie wyprzedać Dinitris, a także nie zostawać z tyłu. Korytarze w klasztorze były dość spore, więc bez problemu mogą oni iść obok siebie i jeszcze po obu ich stronach zostało też miejsca na dwie, podobnej postury osoby.
Cała podróż, choć niezbyt długa, minęła im raczej w milczeniu. Może oboje pogrążyli się w swoich myślach, a może po prostu nie mieli też o czym rozmawiać. Zresztą, on sam niespecjalnie należał do osób, które jako pierwsze zaczynały konwersację z osobami, które mało zna. Gdy w końcu dotarli do części mieszkalnej, Cal zwolnił lekko – tak, żeby iść pół kroku za Dinitris – i pozwolił zaprowadzić się do pomieszczenia, które jest jej pokojem.
         – Otworzę – odparł i użył do tego klucza, który wcześniej przekazała mu towarzyszka. Gdy już drzwi się otworzyły, najpierw oddał jej klucz, a później popchnął drzwi, ale jeszcze nie wszedł do środka, przepuszczając ją w progu.

Po tym, jak już znalazł się w pokoju Dinitris, zamknął za sobą drzwi i od razu rozejrzał się po nim. Na pierwszy rzut oka niezbyt różnił się on od tego, który zajmował sam elf – przynajmniej jeśli chodziło o jego rozmiar i umeblowanie. Wiadomo, że można było tu dostrzec rzeczy osobiste należące do samej elfki, których przecież nie dałoby się znaleźć w kwaterze, którą Morgan wyznaczył jemu. Wydawało mu się też, że nie było tu widać oznak włamania i poszukiwania konkretnego przedmiotu, chociaż może tak było dlatego, że Dinitris już tu posprzątała.
         – W dniu kradzieży, znalazłaś tu może jakieś ślady po osobie, która ukradła ci mapę? - zapytał na sam początek. Czekając na odpowiedź, zaczął dokładniej rozglądać się po pokoju, także przechadzając się po nim i rozglądając po podłodze, kucając czasem. Zupełnie, jakby szukał jakichś śladów.
         – Nie wiem, czy uda mi się znaleźć jakieś ślady – odparł, chociaż trochę ciszej niż normalnie, jakby wypowiadał swe myśli na głos, a nie mówił bezpośrednio do elfki. Już wcześniej wspomniał jej o tym, że może mieć problem ze znalezieniem tropów. Wyglądał przy tym trochę tak, jak myśliwy w lesie, który właśnie szukał tropu zwierzyny, tyle tylko, że on znajdował się w nieswoim pokoju i szukał „starego” śladu, i to w dodatku złodzieja, który mógłby być dobry w swojej robocie, a przez to mógłby też nie zostawiać po sobie śladów albo zostawić tak słabe, że umiejętności tropienia Calathala mogłyby być zbyt słabo rozwinięte, żeby dostrzec te tropy.
         – Może miał coś na butach, co mogłoby wskazać, gdzie ma tymczasową kryjówkę… - mówił dalej, chociaż tym razem był świadom tego, że nie jest tu sam i to wypowiedział już normalnym tonem głosu, tak żeby Dinitris wiedziała, że także jest adresatką tej wypowiedzi.
Nagle Calathal przykucnął nieopodal łóżka i sięgnął dłonią do podłogi, łącząc przy tym opuszki palców, jakby trzymał w nich coś małego. Poruszył palcami kilka razy, rozcierając w nich to, co przed chwilą w nie złapał, a później otworzył dłoń i podszedł do – możliwe, że zaskoczonej – Dinitris. Pokazał jej swoją dłoń, na której palcach znajdował się szaro-biały pył.
         – To… Te drobiny, mogą one pochodzić z jakiejś jaskini, może wapiennej – odparł w końcu. Jednak udało się znaleźć jakiś trop, mimo że może on okazać się prowadzić w ślepą uliczkę, bo przecież złodziej mógł dostać się tu przez jakieś naturalne przejście, w którym zebrał ten osad, ale… był to chyba jedyny ślad, którego mogli się podjąć, więc nie należało z niego rezygnować.
         – Teraz musimy sprawdzić, czy w okolicy są jakieś jaskinie i prawdopodobnie sprawdzać je tak długo, aż nie znajdziemy tej, w której znajduje się ten osad – oznajmił, nadal stojąc praktycznie naprzeciw niej.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Jedyny powód dla którego miałaby odczuwać opory przy oddawaniu mu klucza do swojego pokoju, to nieprzebrane ilości zgromadzonych setkami lat skarbów i kosztowności. A, jako, że ich nie miała ani tam, ani nigdzie indziej w zamku, to nie miała tam niczego, czego oczy Calathala nie powinny zobaczyć, a poza tym to on był jej kluczem do odzyskania czegoś wartego o wiele więcej niż stare meble i kilka rzeczy osobistych, dlatego bez skrupułów oddałaby mu nawet własną garderobę, gdyby tylko w jakiś cudowny sposób mogłaby go zaprowadzić do złodzieja i jej własności.
        Nie protestowała, kiedy elf stanął za nią przy ścianie i patrzył jej na ręce, gdy zabezpieczała dostęp do pracowni. Jak dotąd o dziwo jego obecność nie wpływała na jej koncentrację, ale kiedy stanął obok niej skupiła wzrok na jego ametystowych oczętach i wtedy znowu na moment zagościł na jej ustach lekki uśmiech.
        Kiedy już trafili pod drzwi jej pokoju elfka popatrzyła na zostawionego lekko z tyłu Calathala i wyciągnęła dłoń do niego, a potem zwiewnym gestem przepuściła go do przodu skoro już zaoferował, że to on zajmie się zamkiem. Uszy Dinitris uważnie wsłuchiwały się w dźwięki dochodzące z mechanizmu zapadkowego doszukując się pośród nich jakiś anomalii mogących wskazywać na to, że ktoś przy nim majstrował. Jak się okazało nic niepokojącego nie usłyszała i wszystko brzmiało tak jak zawsze. Skorzystawszy z zaproszenia przeszła przez próg obok Calathala i jako pierwsza znalazła się w swoim apartamencie rozglądając się jakby była tu pierwszy raz.
        Różnica między jej pokojem, a pokojem Calathala była jedna - wielkie drzwi balkonowe, przez które wpadała masa światła dziennego, a za nimi rozpościerał się całkiem spory balkon z grubymi, kamiennymi poręczami. Drzwi balkonu były zamknięte na mały kluczyk tkwiący na miejscu pod zakrzywioną klamką.
        Dinitris nie miewała gości i pomimo, że miała świadomość, że Calathal przyszedł do niej w konkretnym celu, zaczęła się zastanawiać jak powinna się zachować, gdyby jednak okoliczności jego wizyty były bardziej towarzyskie. Teraz to miejsce, mimo że jej, było dla niej bardziej obce i nowe, przez obecność gościa.
        - W tamtym dniu zauważyłam tylko wyłamany zamek w drzwiach i brak mapy w szufladzie. O tej - pokazała palcem na szafkę nocną przy łóżku.
        Chciała mu pomóc i dać wolną rękę w badaniu miejsca zbrodni, dlatego po cichu usunęła się w kąt i obserwowała Calathala z ogromną ciekawością i jednocześnie z rosnącym podekscytowaniem, bo ilekroć pochylał się nad jakimś miejscem, macał coś na ziemi i zaglądał w najróżniejsze zakamarki wytężała swój wzrok i wstrzymywała oddech jakby obawiała się nim rozproszyć tropiciela.
        Wtem nastąpił przełom w śledztwie! Dinitris aż podbiegła do Calathala i uklękła na jednym kolanie obok niego i popatrzyła na coś co rozcierał w palcach. Możliwe, że zaskoczyła go swoim ożywieniem, ale była naprawdę przejęta jego pracą i chciała mu pomóc. Nawet głupim wpatrywaniem się w nic nie mówiący jej proszek.
        Dinitris zrobiła to samo co Calathal, kiedy ten wstawał, czyli złapała w palce "swoją część" śladu na podłodze i postąpiła tak samo jak elf. Umysł smoczycy nie był może tak doświadczony w tego typu czynnościach, jednakże był bardzo bystry i wystarczyła jej dosłownie chwila, żeby rozwikłać zagadkę. Być może trafnie.
        Podniosła się na równe nogi i spojrzała na elfa.
        - Jest jedno miejsce, w którym znajdziemy tego typu proszek. Sala wykładowa. To kreda. Piszą nią wykładowcy na zajęciach dla adeptów.
        Dinitris jak dotąd nie sądziła, że złodziejem mógł być któryś ze starszych magów wykładających u Morgana. Czarodziej nie zatrudniał obcych i nieznajomych. To się nie trzymało całości.
        Ogniste oczy elfki trochę przygasły, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że zagadka może ich przerosnąć i nigdy już nie odzyska swojej własności. Popatrzyła z zamyśleniem w oczy Calathala i usiadła na łóżku ręce splatając na kolanach.
        - To za mało, prawda? - zasmuciła się nieco. Biorąc pod uwagę to, że śladów prawie nie było, a jak były, to mogły zostać zatarte, to trop podjęty przez Lodowego elfa mógł być jedyną wskazówką, lecz zdaniem Dinitris zbyt niewyraźną. W głowie elfki zakwitła jedna dość zaskakująca konkluzja.
        - Wiem, kto to... - powiedziała głosem tak poważnym, jakby kogoś właśnie zabito. Nigdy śmierć ją tak nie wzruszała, ani nie traktowała jej tak osobiście, jednakże odkrycie jakiego właśnie dokonała może dzisiaj zwabić do klasztoru widmo kresu czyjegoś żywota. Dinitris układała sobie w myślach wszystkie wspomnienia z tą osobą i choć miała prawie pewność, trudno było jej uwierzyć, że znowu została zdradzona.
        Wtem przypomniała sobie o obecności Calathala. Zrozumiała, że elf czeka na wyjaśnienia, więc podzieliła się z nim swoimi myślami.
        - Jest jeden adept w klasztorze, który wiecznie podkrada kredę z sali wykładowej do swoich eksperymentów, które prowadzi na zaliczenie semestru. Chłopak ma na imię Paul. Przychodził do mnie i możliwe, że jakoś dowiedział się o mapie. Ale nie sądzę, żeby dał sobie radę z pieczęciami Morgana... Chyba, że... - Jej telepatyczne słowa zostały zagłuszone przez warkot, który w żaden sposób nie przypominał ludzki. Dinitris opamiętała się ciut za późno, ale miała nadzieję, że nie zabrzmiało to aż tak wyraźnie. Odchrząknęła sztucznie, ale wciąż była zbyt zdenerwowana, żeby przejmować się tym wymsknięciem.
        - Musimy go znaleźć - pomyślała zdeterminowanym tonem. Była gotowa z miejsca urwać głowę temu oszustowi. Popatrzyła na Calathala, który mógł teraz być lekko zmieszany jej dziwnym zachowaniem - lub w pełni je rozumieć. Ale na pewno będzie trudno pojąć rozumem co się tu zaraz wydarzy. - Jak tam pójdziemy powinieneś mieć broń w gotowości. To nie będzie zwykły przeciwnik z jakim miałeś do czynienia, chyba, że mierzyłeś się już ze smokami. - Choć mogło to brzmieć jak żart, to wcale jej nie było do śmiechu. Dobrze pamiętała nieliczne i niewyraźne, ale jednak prawdziwe ślady jakiegoś smoka, które czasami odkrywała w okolicy klasztoru. Jej czujność była jednak uśpiona, bo czuła się tu bezpieczna, ale nigdy jej nie przyszło do głowy, że śpi pod jednym dachem z innym przedstawicielem jej rasy i w dodatku ten ktoś okradł ją raz i to skutecznie. Strach pomyśleć, po co mu Kamień Żywiołów.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Balkonu połączonego z pokojem Dinitris nie uważał za coś, czego w swoim pokoju potrzebowałby on sam. Co prawda, nie obawiał się napaści i nie miał też rzeczy, które ktoś miałby mu ukraść, ale i tak uważał, że taki balkon sprawia, iż potencjalny złodziej miał dodatkową drogę, którą może dostać się do środka albo – w drugą stronę – miałby też inną drogę ucieczki. Chociaż, do czegoś takiego potrzebowałby albo liny, albo magii pozwalającej na latanie lub spowolnienie spadania albo… wspólnika znającego zaklęcia z takiej szkoły magicznej.
Spojrzał na szufladę, o której mówiła Dinitris, jednak nie podszedł do niej i nie próbował szukać tam jakichś śladów – wiedział, że ich tam nie znajdzie. Zdawał sobie sprawę także z tego, że schemat działania w przypadku tej mapy był podobny do tego, który odbył się w jego kwaterze. Co prawda, z pokoju Calathala nic nie zostało skradzione, jednak w jego przypadku zniszczony zamek w drzwiach także był pierwszym, co elf znalazł. Tylko, że właśnie u niego nic nie zostało zabrane, bo przecież sam sprawdzał, czy wszystko jest na swoim miejscu i, czy niczego nie brakuje – i to sprawdzał nawet dwa razy, tak dla pewności.

Zaczął też szukać jakichś śladów na podłodze i udało mu się je znaleźć, co zresztą zaskoczyło nieco elfa, jednak ten ukrył to i dlatego też mógł sprawiać wrażenie osoby, która wiedziała, że uda mu się tu coś znaleźć. Oczywiście, powiedział też Dinitris o swoim odkryciu, a także pokazał jej biały proszek, który dostrzegł na podłodze w jej pokoju. Podzielił się z nią także swoimi spostrzeżeniami na ten temat i potencjalnym miejscem, z którego mogłaby pochodzić ta substancja. Okazało się, że dziewczyna miała inny pomysł i to właściwie dokładniejszy niż jego – w końcu sala wykładowa była bardziej konkretną lokacją, niż jakaś jaskinia wapienna, o której właściwie nawet nie wiedzieli, czy na pewno znajduje się w okolicy.
         – Myślę, że możemy sprawdzić salę wykładową – odparł po chwili. Przecież zawsze mogli udać się najpierw w tamto miejsce, a później rozejrzeć po okolicy i poszukać jakichś jaskiń. Zresztą, Cal równie dobrze mógłby to zrobić w pojedynkę, jeśli Dinitris miałaby jakiś inne rzeczy do zrobienia – i wydawałoby jej się ważniejsze niż to – albo po prostu wolałaby zostać na terenie klasztoru i nie opuszczać go. Jemu właściwie było to bez różnicy, jednak przyłapał się na myśleniu, że może w pojedynkę poradziłby sobie z tym lepiej.
Po chwili pojawił się nowy trop, także pochodzący od Dinitris, chociaż ten konkretny dotyczył jednej osoby, którą znała. Calathal nie chciał zbyt wcześnie osądzać kogoś, kogo nawet nie znał, więc potrzebowałby jakichś dowodów na winę tego chłopaka albo na to, że jest on niewinny i ktoś próbuje zrzucić na niego skutki kradzieży tej cennej mapy.
         – A może ukradł ją ktoś inny i chce zrzucić winę na tego chłopaka, samemu nie ponosząc konsekwencji za kradzież? - odezwał się po chwili. Wydawało mu się, że powinni wziąć pod uwagę każdą z możliwości i nie stwierdzać winy tego Paula bez konkretnych dowodów na jego udział w tym wszystkim.
         – W każdym razie, i tak powinniśmy go znaleźć i przepytać – dopowiedział, chociaż nie był pewien, czy słowa te dotarły do Dinitris. Mimo, że odpowiadała mu w jego myślach, to i tak czuł i widział jej bojowe nastawienie i gotowość do skrzywdzenia chłopaka nawet bez powodów i wyłącznie dlatego, że był aktualnie jedynym podejrzanym w tej sprawie z kradzieżą mapy.

         – To chodźmy. Chyba znalazłem tu wszystko, co mogłem znaleźć – powiedział, przygotowując się do wyjścia. Mówił prawdę i właściwie zdał sobie sprawę z tego, że mieli szczęście, że w ogóle udało mu się znaleźć tu jakieś wskazówki, bo przecież kradzież miała miejsce kilka dni temu. Wtedy on sam jeszcze nie wiedział, co czeka go na terenie klasztoru.
         – Później jednak i tak chciałbym się rozejrzeć po okolicy i sprawdzić moje własne poszlaki – wyjawił jej i mogłoby wydawać się, że nawet trochę mu na tym zależy, chociaż może bardziej na samym przebywaniu w otoczeniu natury, mimo że byłoby to tylko tymczasowe, a nie na wyłącznie poszukiwaniu jaskini, która pasowałaby do takiej, która mogłaby być kryjówką złodzieja albo złodziei.
         – Jeśli nie będziesz chciała, nie musisz mi towarzyszyć – dodał szybko, zaznaczając też, iż obecność Dinitris nie jest przy tym wymagana i to mimo, iż cała sprawa dotyczy jej własności. Cóż, Cal po prostu nie chciał jej zmuszać do czegoś, czego może by nie chciała, więc po prostu wolał jej powiedzieć, że poza klasztor może udać się w pojedynkę.
         – Prowadź, bo sam nie wiem, gdzie możemy znaleźć tego chłopaka, jednak wydaje mi się, że w twoim przypadku wygląda to inaczej – odparł na koniec, a na jego twarzy na chwilę pojawił się cień uśmiechu, właściwie nie za bardzo wiadomego pochodzenia. Dinitris na pewno przebywała tu dłużej niż on, więc pewnie wiedziała, gdzie znajdują się konkretne pomieszczenia, a także mogła tu znać kilka osób, w tym Paula, którego podejrzewała teraz o kradzież.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Porywcza natura Dinitris mogłaby teoretycznie skrzywdzić niewinnego i wcale nie miałaby przez to wyrzutów sumienia. Wrodzona bezwzględność była jej najmocniejszą stroną, ale nie jedynym atutem. Życie wcale nie oszczędzało Dinitris i dawało jej w kość od samego początku, stąd ciężko od niej wymagać współczucia, czy ostrożności w ferowaniu wyroków. W gniewie potrafiła zmienić się we właśnie taką istotę, ale jeśli nikt nie zakłócał jej spokoju... cóż, dopiero uczyła się "człowieczeństwa".
        To i tak wielki sukces, że zaczekała z rzezią niewiniątek, na kogoś, kto wcale nie musiał się pojawić w klasztorze. A jednak się zjawił. I do tego miał o wiele lepsze podejście do sprawy od niej samej. Mógł też nieco załagodzić zapał elfki do rozlewu krwi. O ile o to jej chodziło. Ale wiadomo nie od dziś, że dwa smoki pod jednym dachem, to o jednego za dużo i w końcu musiało dojść do konfliktu.
        Dziwiło tylko Dinitris to, że elf całkowicie, świadomie lub nieświadomie, porzucił jej ostrzeżenie o spotkaniu z potencjalnym smokiem i najzwyczajniej na świecie podjął decyzję o rozpoczęciu poszukiwań. Więc, albo elf był głupi, albo niesamowicie odważny. Często obie te cechy chodziły w parze, lecz o pierwszą wcale go nie podejrzewała. A szkoda. Odrobina szaleństwa bardzo by mu się przydała. Bo nie ma to jak akcent brawury w przygodach ze smokami. Dinitris chciała i nie chciała mieć racji. Prawdę mówiąc zależało jej tylko na tej mapie, a los złodzieja wcale jej nie interesował, nawet jeśli był nim przedstawiciel jej rasy. Zwyczajnie, nie chciała mieć z żadnym do czynienia.
        - To może lepiej się tutaj rozdzielimy. Ja poszukam Paula, a ty zajmiesz się sprawdzeniem tych poszlak - zaproponowała inaczej, bo co innego mogła zrobić? Jeśli miała wybór, wolałaby nie mieszać w to Calathala, bo jeśli jej domysły się sprawdzą, mogłaby stać się mu krzywda.
        Jeśli jednak Calathal uparł się żeby jej towarzyszyć, to Dinitris nie miała nic przeciwko. To jego sprawa. W końcu go ostrzegała.

        Zatem wyszli z pokoju zamykając go na klucz, który pozostał już u Dinitris. Elfka podążyła korytarzem, który Calathal dobrze znał, lecz, gdy doszli do schodów zakręciła pomijając stopnie prowadzące w dół i podążyła w górę na kolejne, trzecie piętro zamku. Tam znajdowała się wielka sala oświetlona po lewej i prawej stronie wysokimi oknami z purpurowymi zasłonami. Na środku sali znajdował się owalny stół z przepięknie wyrzeźbionymi ornamentami i stylowymi, wysokimi krzesłami przysuniętymi równo do blatu. Było ich 21, w tym jedno z nich - najwyższe i najmasywniejsze, umieszczone w wymownej odległości od tych mniejszych. Obleczone czerwonymi poszewkami poduszeczki wszystkich siedzisk wyglądały na niezbyt wysiedziane, a wręcz na nowe.
        Z sali rozchodziły się cztery wyjścia w bliskim sąsiedztwie czterech narożników prostokątnego kształtu pomieszczenia. Wszystkie miały drzwi i wszystkie były pozamykane. Dinitris sprawiała wrażenie, jakby szła po nitce do kłębka, bo jej stanowczy krok ani na chwilę nie zmienił tempa, ani nie zawahał się nawet przy wyborze odpowiednich drzwi. W tym przypadku lewych, najbliższych schodom, po których wspięli się na wyższy poziom zamku.
        Elfka dotknęła ręką klamki i w chwili, kiedy to zrobiła, została wciągnięta przez coś co mogło przypominać lustro wody, tylko, że o kształcie i wyglądzie starych drzwi. Ślad po niej zaginął.

        Nie była wrażliwa na wysokie temperatury, ani na przenikliwy mróz. Ale nawet dla niej nagłe wpadnięcie z ciepłego otoczenia w zaspę śniegu nie było zbyt przyjemne. A wpadła w śnieg całą twarzą i trudno tu mówić o jakiejś gracji. Chyba, że brano pod uwagę głębokość zanurzenia, wtedy byłaby bezkonkurencyjna. Po pierwszym szoku, który minął tak szybko jak jej teleportacja, nadszedł czas na rozejrzenie się gdzie się właściwie znalazła. Bo o ile dobrze pamiętała, jeszcze chwilę temu wchodziła do sali eksperymentalnej, w której najprawdopodobniej znajdował się poszukiwany przez nią złodziej.
        A i owszem, złodziej był. Stał o smoczy skok przed nią. Zakapturzony i dobrze znany jej, lecz może jednak nie tak dobrze jakby myślała jeszcze wczoraj, chłopak z założonymi rękoma. Kiedy wygramoliła się z zaspy zauważyła jego uśmiechniętą od ucha do ucha, młodzieńczą twarz.
        - Długo ci to zajęło... - wykrzyczał z bezpiecznej odległości w kierunku Dinitris.
        Elfka strzepnęła z sukni śnieg i zacisnęła pięści ze złości.
        - O co ci chodzi? - zapytała siląc się na spokojny ton. - ... złodzieju.
        Paul pokręcił głową w geście dezaprobaty, ale arogancki uśmiech wcale nie spłynął mu z twarzy.
        - Myślisz, że zależy mi na jakimś tam świstku? To nie tak. Chciałem tylko cię zdemaskować na oczach wszystkich. Zostałabyś wygnana, a ja mógłbym przejąć prawdziwy skarb. Ale ty się powstrzymałaś i w dodatku powierzyłaś sprawę jakiemuś tam... łowcy. Prawie mi go żal, bo chęci miał dobre, prawda? Ciekawe, czy wie komu pomaga.
        Dinitris groźnie zmrużyła oczy dokładnie wiedząc do czego pije jej pobratymiec.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Pomysł z rozdzieleniem się tak naprawdę nie był tak zły, jak mógłby wydawać się w pierwszej chwili. Bo tak – Calathal na samym początku pomyślał, że może nie jest to coś, co powinni zrobić, bo przecież, jeżeli jedno z nich wpadłoby w jakieś niebezpieczeństwo, to musiałoby radzić sobie same. Dopiero po chwili zrozumiał, że zarówno on, jak i Dinitris, potrafią o siebie zadbać i powinni poradzić sobie w niesprzyjającej sytuacji, a także ostatecznie wyjść z niej albo bez szwanku, albo z tylko niegroźnymi uszkodzeniami.
         – To może być dobry pomysł, takie rozdzielenie się, więc… myślę, że widzimy się później – odparł już na koniec. Powinni spotkać się jeszcze dzisiaj – ale później, może wieczorem – chociażby po to, żeby wymienić się informacjami, które udało im się zdobyć i tym, gdzie doprowadziły ich tropy, którymi postanowili podążyć. Chwilę później opuścili pokój kobiety, która zresztą zamknęła swoją sypialnię na klucz. Cal nie dziwił się takiemu zachowaniu, bo przecież sam robił dokładnie to samo. Co prawda, większość swoich rzeczy nosił przy sobie i prawie niczego nie zostawiał w kwaterze, jednak… coś nadal tam było i to coś, co jednak należało do niego, więc wolał mieć pewność, że nie zajrzy tam ktoś, kto nie powinien sprawdzać pokoi innych mieszkańców.

Przez jakiś czas nadal we dwoje szli jednym korytarzem, jednak musieli rozdzielić się przy schodach. On w końcu szedł na dół i chciał opuścić najpierw budynek, a później sam teren klasztoru, natomiast Dinitris kierowała się na wyższe piętra, gdzie będzie szukała chłopaka, o którym wcześniej wspomniała.
         – Do zobaczenia później – odezwał się jeszcze i ruszył w swoją stronę. Był zwarty i gotowy chyba na wszystko to, co mogłoby go spotkać w trakcie poruszania się po okolicy, a także wtedy, gdy będzie sprawdzał jaskinie, jeśli w ogóle jakieś znajdzie.
Elf zszedł na dół, trafiając do kolejnego korytarza, który czasem rozdzielał się na mniejsze, a czasem prowadził bezpośrednio do jakichś drzwi umieszczonych albo po lewej, albo po prawej stronie. W końcu korytarz ten doprowadził Calathala do dużych drzwi wyjściowych, którymi dostał się na dziedziniec. Właśnie na nim znajdowała się brama wyjściowa, przez którą chciał opuścić to miejsce – oczywiście tylko na kilka godzin, bo na pewno nie miał zamiaru włóczyć się po okolicy po zachodzie słońca. Co prawda, zimno nie było dla niego problemem przez to, do jakiej rasy należał, jednak nie do końca znany teren już nim był i Cal wolał nie wpaść do jakiejś dziury ukrytej pod cienką warstwą śniegu albo spotkać jakieś nocne i leśne drapieżniki, które na pewno znały ten teren lepiej niż on.
Oczywiście, pierwszym co zrobił, było zejście z udeptanych ścieżek i poruszanie się w śniegu, czasem tak głębokim, że sięgał mu do kolan. Dość szybko natknął się na pierwszą jaskinię, co zaskoczyło go nieco, jednak nie sprawiło, że nagle poczuł zapał do poszukiwań, bo wolał być zwyczajnie ostrożny. Co prawda, nie zobaczył w niej tego, co chciał – czyli wapiennych stalaktytów i stalagmitów – jednak przez takie poszukiwania mógł nieco poznać teren, który otaczał klasztor. Druga jaskinia była podobna do pierwszej, jednak po zrobieniu zaledwie kilku kroków, elf usłyszał ostrzegawcze warczenie, które sprawiło, że postanowił ostrożnie wycofać się i nie niepokoić zwierzęcia (albo zwierząt), które obrało sobie tamtą jaskinię za dom.

Po jakimś czasie, który okazał się nie owocować w jaskinie – bo przecież nie może znajdować ich ciągle i dość często, w końcu w lesie nie są one czymś, co pojawia się często – wydawało mu się, że słyszał rozmowę. Jego uszy nie zarejestrowały konkretnych słów, a jedynie odgłos przypominający rozmowę, która jednak odbywa się dość daleko, ale nie na tyle daleko, że nie może usłyszeć głosów. Postanowił udać się w stronę, z której wydawało mu się, że dobiegają głosy.
Gdy czuł, że znajdował się coraz bliżej miejsca, w którym ktoś prawdopodobnie rozmawiał, zaczął iść wolniej, aż w końcu przeszedł do skradania się, chociaż w śniegu było to trochę cięższe niż na terenach, które go nie posiadają. Dobył także łuku i drugą dłonią sięgnął po strzałę, jednak jeszcze nie nałożył jej na cięciwę. Podkradł się do grupy krzewów, których gęsto rozłożone – ale także bezlistne – gałęzie, ukrywały go przed niepożądanym wzrokiem. Zobaczył dwie postaci – w jednej, kobiecej, szybko rozpoznał Dinitris. Drugi osobnik był mężczyzną, a przeczucie podpowiadało mu, iż jest to Paul, którego miała znaleźć kobieta. Nie wyglądało na to, że byli w trakcie walki, więc Cal postanowił, że nie będzie się wtrącał i – na razie – pozostanie przy obserwacji i słuchaniu ich rozmowy. A gdy dojdzie do walki i rozpocznie się ona, to… cóż, jedną osobę z tej dwójki znał, a drugą nie, więc chyba wiadomym było to, po czyjej stronie stanie i komu spróbuje pomóc. Miał też nadzieję, że nie zostanie wyczuty albo dostrzeżony przez tego Paula, bo jeśli by się to stało, to mogłoby to się skończyć dla elfa dość nieciekawie.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Sytuacja była napięta i wcale nie pomagał w tym fakt, że Dinitris była wybuchową istotą o niezaprzeczalnie dużych... możliwościach. Dodatkowo - co przyjęła na swoją korzyść - wiek Paula wskazywał na raczej średnie doświadczenie przez dość młody wiek. Nie była to nadzieja, tylko pobożne życzenie, bo jeśli chodzi o jakieś walki, to tak naprawdę wcale się na tym nie znała. Od początku szukała samotnego azylu w którym mogłaby wieść życie w pokoju i spokoju. Nie w głowie jej były konflikty. Lecz jeśli ktoś otwarcie tego pragnie - to w końcu się doigra.
        Przebieg tego spotkania był niepewny. Dinitris bardzo szybko wymazała Paula ze swoich zaufanych znajomych i od teraz traktowała go już nie tylko jako złodzieja, ale też zdrajcę, który okrutnie zakpił z jej dobrych intencji. Nic więc dziwnego, że chciała tak po prostu skręcić mu kark. Gdyby to jeszcze było takie proste.
        - Tak, a teraz to ty będziesz musiał się wynieść. Z pustymi łapami. - Chciałaby, żeby jej słowa zabrzmiały jak ostatnie ostrzeżenie, ale nie robiła sobie nadziei. W ostatnim zdaniu zawarła dostatecznie wyraźną instrukcję co ma uczynić z jej mapą i chyba Paul załapał o co jej chodziło, bo odpowiedział tak jak tego się spodziewała, czyli szyderczym śmiechem.
        - Zatem nie zostawiasz mi wyboru. Zginiesz razem z nim! - Paul wyciągnął rękę skierowaną w kierunku Dinitris i wypowiedział zaklęcie, które wypełniło powietrze wyczuwalnymi również przez ukrytego za krzewami Calathala, ładunkami elektrycznymi, od których włos jeżył się na głowie, a po chwili z nieba wystrzelił piorun i następny, i kolejny. Wszystkie trzy trafiły bezpośrednio w Dinitris, która próbowała uskoczyć w bok, ale ciut zbyt późno i przynajmniej jeden - z tego co mógł zobaczyć elf - trafił kobietę, która potem upadła w śnieg. Z jej postaci unosił się gęsty jasny dym.
        Czarodziej patrzył jeszcze chwilę na, prawdopodobnie, martwą elfkę, aż wreszcie postanowił sprawdzić czy na pewno udało mu się ją zabić i zaczął iść w jej stronę. Rękę trzymał skierowaną w kierunku leżącej Dinitris, a jego usta mamrotały cicho zaklęcie wywołujące bezpośredni wystrzał piorunów z jego palców. Część zaklęcia już się realizowała, co było widać po przeskakujących pomiędzy palcami drobnych białych iskierkach. Nim jednak zbliżył się na odległość dziesięciu stóp od elfki został uderzony z zaskoczenia niewidzialnym ciosem, który odrzucił go na kilkanaście skoków dalej. Pchnięcie nie było groźne dla jego życia - co najwyżej odebrało mu chwilowo oddech. Śnieg niestety zamortyzował upadek z kilku metrów. Zaklęcie przyniosło jednak upragniony efekt i dało Dinitris tyle czasu ile potrzebowała, żeby się pozbierać z ziemi. A po uderzeniu pioruna w biodro to wcale nie było łatwe. Kiedy przewróciła się na plecy popatrzyła w niebo i zaklęła w myślach. Pamiętała swoje pierwsze razy z magią mocy i ile razy sama siebie poraziła piorunami. Nie było to nic co chciałaby doświadczyć ponownie, a tu masz ci los. Znowu to samo, wyjątkowo paskudne uczucie. Wypalona suknia na biodrze i wyzierająca spod spopielałego materiału poczerniała ze zwęglenia skóra była efektem dużo większego ładunku jaki zdołała w swoim życiu przyjąć na siebie i najgorsze, że nie miała czasu na regenerację, bo ten palant zaraz ześle na nią cały tuzin podobnych piorunów.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Po jakimś czasie uświadomił sobie, że przebywa w ukryciu nie tylko dlatego, iż jest to dobre miejsce do obserwowania sytuacji, która działa się przed jego oczami i słuchanie tego, co mówił potencjalny przeciwnik Dinitrtis. Jej elf nie słyszał, bo – jeśli coś mówiła – to przekaz myślowy wędrował wyłącznie do chłopaka, z którym znajdowała się na pokrytym śniegiem terenie. Zarośla ukrywały go, ale sprawiały też, że miejsce to było dobre do zastanowienia się nad tym wszystkim, a także nad tym, czy chce się mieszać i zdradzać im swoją obecność. Wydawało mu się, że Dinitris da sobie radę, jednak, z drugiej strony, coś – jakiś wewnętrzny głos – podpowiadało mu, że może powinien jej pomóc i upewnić się, że kobieta wygra to starcie.
Przerwał tok myślowy, gdy zmysłem magicznym mimowolnie wyczuł zmiany w powietrzu, którymi po chwili okazała się magia używana przez Paula. Postanowił on zesłać błyskawice z nieba, aby uderzyły w Dinitris. Na początku elfowi wydawało się, że wszystkie w nią trafiły, jednak później – gdy śnieg podniesiony przez uderzenia upadł – dostrzegł, że tak naprawdę prawdopodobnie dostała tylko jednym wyładowaniem. Tylko, że nawet takie jedno trafienie mogło być czymś naprawdę groźnym i spokojnie mogłoby zabić, jeśli oczywiście byłoby bezpośrednie. Właściwie zdarzenie to przesądziło też trochę o tym, co w końcu postanowi zrobić Calathal i, może było to z jego strony trochę nieostrożne i głupie, ale błyskawicznie nałożył strzałę na cięciwę łuku, napiął ją, wymierzył i wypuścił, zwiększając jej prędkość przy pomocy magii powietrza.

Nie chciał zabić tego chłopaka, chciał zranić go i dać trochę przewagi osobie, którą znał i której miał pilnować. Prawdą było, że ciągle pamiętał o jej wcześniejszych słowach, sugerujących, że Paul może być smokiem, ale… wydawało mu się, że w ludzkiej postaci stworzenia te są bardziej podatne na obrażenia niż wtedy, gdy przebywają w swej prawdziwej formie. Poza tym, zwiększona prędkość pocisku sprawiała też, że miał on większe właściwości przebijające, więc nawet jeśli smok w „ludzkiej” skórze miał ją (skórę) bardziej wytrzymałą, niż zwyczajny człowiek, to i tak strzała wypuszczona przez Calathala nadal mogła go zranić, nawet jeżeli byłaby to tylko niewielka rana, to i tak na pewno powodowałaby dyskomfort.
W najgorszym wypadku jedynie zwróciłby na siebie uwagę, a w najlepszym – oprócz tego – zraniłby Paula, ale to, co się stało było… czymś pomiędzy. Bo oczywiście elf sprawił, że został dostrzeżony przez rozmówcę Dinitris, już zwłaszcza wtedy, gdy wyskoczył z zarośli i posłał w jego stronę drugą strzałę, ale oprócz tego udało mu się też zadać mu ranę na prawej ręce, a konkretnej na przedramieniu. Co prawda, strzała nie wbiła się w tamto miejsce, ale grot dość mocno otarł się o prawe przedramię Paula i skutkiem tego była czerwona rana, która się tam pojawiła. Nie była duża, jednak na pewno była przez niego odczuwalna. Kolejna strzała pomknęła w stronę chłopaka, kierując się w stronę jego ramienia, ale ta nie dosięgnęła celu, bo ten uniknął jej i przez chwilę całkowicie skupił się na „nowym przeciwniku”.
Zmysłem magicznym wyczuł napięcie w powietrzu i uskoczył w bok, unikając w ten sposób błyskawicy. Po chwili zrobił to samo, co sprawiło, że nie trafiła go kolejna błyskawica. Później udało mu się dobyć strzałę z kołczana, nałożyć ją na cięciwę i posłać w stronę Paula, popychając ją magią powietrza jeszcze mocniej niż poprzednie. Dzięki temu pocisk był jeszcze szybszy, mocniejszy i miał jeszcze większą siłę przebicia – znów celował w prawe ramię i tym razem trafił prosto w cel, a strzała z czarną lotką wbiła się w tamto miejsce na ciele chłopaka. Zdenerwowało go to, bo zamiast kolejnej błyskawicy, wysłał w stronę Calathala wiatr tak szybki i silny, że nawet elf nie dał rady go uniknąć – powietrze to było niczym niewidzialna pięść, która uderzyła w niego i posłała go dość daleko w tył, przy okazji jego ciałem łamiąc krzewy i mniejsze drzewa.

Cal wiedział, że nie uda mu się tego uniknąć, dlatego też tuż za sobą stworzył „poduszkę” z powietrza, którą starał się podtrzymywać i, która w pewnej części absorbowała każde zderzenie jego pleców z tym, na co akurat wpadł. Właściwie, nie wiedział, jak daleko poleciał, ale zatrzymał się na dużym drzewie, o które oparł się i osunął na ziemię i śnieg, przechodząc do pozycji siedzącej. Gdy podniósł głowę, na oko mógł ocenić, że wyrzuciło go dobre cztery pręty (niecałe osiemnaście metrów), a może trochę więcej, wtedy odległość ta mogłaby wynosić nawet połowę sznura (około dwudziestu dwóch metrów). W każdym razie, uderzenie to było naprawdę mocne i elf cieszył się, że miał na sobie zbroję, która też przyjęła na siebie część energii z uderzenia… resztę niestety poczuł na swoim ciele i nie było to nic przyjemnego, chociaż wydawało mu się, że nie miał pękniętych żeber albo uszkodzonych organów wewnętrznych. Tak, można było powiedzieć, że miał szczęście, bo coś, co mogłoby go zabić, skończyło się dla niego właściwie obitą klatką piersiową, brzuchem i plecami.
Z drugiej strony, czuł też, jak siły powoli go opuszczają, jego głowa robi się coraz cięższa, a z powiekami musi walczyć coraz bardziej o to, żeby nie zamknęły się nagle. Kaszlnął nagle, jednak nie zobaczył i nie poczuł krwi, więc uznał to za dobry znak… a później ujrzał ciemność, w której się pogrążył, gdy nagle stracił przytomność.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        Strasznie nie lubiła tego uczucia, które zmuszano ją do walki, kiedy akurat starała się - mimo naturalnych predyspozycji - rozwiązywać konflikty w pokoju. Starała się nie dopuszczać do siebie paranoicznych bzdur typu przeznaczenie, bo zwyczajnie nie wierzyła w to, że nie jest w stanie kierować swoim losem po swojemu. To co jej się nie podobało wolała zwalać na czysty pech.
        Tak było i w tej sytuacji. Bo pech chciał, że znowu ktoś uparł się na nią - Prasmokowi duszę winną - smoczycę, chcącą jedynie pomóc przyjacielowi.
        A jeśli już o przyjacielu mowa... Póki co Paul nic nie zrobił sobie z jej odepchnięcia i zwyczajnie sparował jej czar, przez co pozostał na miejscu, a poderwane w powietrze płatki śniegu zwiodły nieostrożną elfkę. Była przekonana, że go trafiła i z tym przekonaniem padła na śnieg, ale jej chwilowe bujanie w obłokach zostało przerwane przez donośny śmiech, który spowodował, że spojrzała w przód gdzieś przed swoimi nogami, by ujrzeć wyłaniającego się z opadającej chmury po zamieci, przeciwnika, z paskudnym uśmiechem szykującego się do wystrzelenia w nią błyskawic. Ten widok, jak i fakt, że czarodziej zaraz ją upiecze, a ona nawet nie ma czasu skleić zaklęcia obronnego, sprawiło, że zwyczajnie zasłoniła twarz przedramieniem. Nie było też czasu i miejsca na spokojną przemianę, która mogłaby zwiększyć jej szanse w tym pojedynku.
        Nagle poczuła wibracje w na skórze, które zjawiły się tak niespodziewanie, że wywołały chaos w zmysłach dziewczyny. Świst tylko trochę przypominał ten od strzały. Tylko w połowie. Reszta, to był ryk wiatru. A potem krzyk zaskoczenia czarodzieja. Dinitris nie mniej zaskoczona opuściła ramię i spojrzała na trzymającego się za nadgarstek Paula ze złością wpatrującego się w jakiś punkt za jej głową. Z racji tego, że pozycja w jakiej się znajdowała nie pozwalała jej na swobodne obracanie się, mogła jedynie naprędce wykorzystać rozproszenie czarodzieja i skupić się na ataku - bez względu na to co tam za jej plecami było.
        Chwilę przed grzmotem dostrzegła mignięcie czegoś przed czym uskoczył Paul i mogła przysiąc, że była to strzała. Wyostrzony wzrok pozwolił jej zauważyć czarną końcówkę strzały, którą to, jedną z wielu, wypatrzyła wystającą z kołczanu Calathala. Była już niemal pewna, że elf był gdzieś tam i ją osłaniał. Ta świadomość dodała jej sił i zmotywowała do zastosowania okrutnego czaru. Zaraz po tym, jak z nieba znowu spadł piorun, lecz tym razem gdzieś dalej za nią, na szybko ułożyła w myślach czar, którym to przytrzymała uskakującego Paula w jednym miejscu, dając tym samym Calathalowi (i mając nadzieję, że jeszcze żyje) czas na wykonanie bezbłędnego strzału. I się udało! Prawie. Bo czarodziej został trafiony w ramię i chwilowo oszołomiony podstępem ze strony już prawie pokonanej Dinitris.
        Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń, odskoczyła w bok, od ugodzonego strzałą Paula i nie bacząc na konsekwencje zaczęła się przemieniać w smoka. Zupełnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że czarodziej, rozwścieczony półsmok, rzucił przeciw Calathalowi całą swoją furię, którą biedny elf mógł nie przetrwać.
        A gdy już stanęła pewnie na czterech rozstawionych w bojowej pozycji, łapach, pozwoliła Paulowi posmakować jej gniewu. Najpierw, na mały początek, poczęstowała go swoim ogniem z gardła. Smocze zionięcie wyzwoliło gwałtowną reakcję śniegu, na którym stał ranny czarodziej, a topniejący grunt pod jego stopami nie pozwolił mu na utrzymanie bariery i w końcu upadł, straciwszy równowagę i - jakże ważne w takiej sytuacji - skupienie przez co został oblany płomieniami wzdłuż i wszerz. Ale smoki - nawet te przemienione w ludzi są odporniejsze na ogień. Ale tu Paul miał pecha, Strzała wbita w jego ramię uszkodziła jego powłokę i utorowała płomieniom drogę do wnętrza, gdzie żar zesłał prawdziwe spustoszenie.
        Bardzo bolesny ryk odezwał się w dolinie i był niemal tak samo głośny jak potok płomieni i skwierczenia mięsa. To co zostało z tego człowieka, trudno było określić mianem istoty ludzkiej. Było to coś co przypominało krzyżówkę smoka i człowieka, ale nie do końca udaną, bo miało i ludzkie i gadzie łapy, a głowa ludzka osadzona była na wydłużonej szyi. Na szczęście to coś już nie żyło i było jedynie ciemno czarną skorupą.
        Dinistris nie wierzyła, że jej się to udało. Pierwszy raz zabiła pobratymca i niekoniecznie czuła z tego powodu dumę i satysfakcję. No dobra - dumę czuła. A satysfakcję - może i tak, ale bijatyki ze smokami nie leżały w jej naturze.
        Kwestia Paula została rozwiązana, ale co z... Rozejrzała się za Calathalem z nadzieją, że nie zarobi zaraz strzały w tyłek od kolejnego przerażonego długoucha! Tymczasem nie było ani strzały, ani długoucha. Gdzie on się podział? Zaczęła go szukać nie tylko wzrokiem, ale też węchem i tak oto doszła do miejsca, gdzie się zatrzymał i opadł. Nie była pewna czy żyje toteż przysunęła do niego swój gadzi pysk i dotknęła go nosem wielkości jego twarzy, w policzek co by sprawdzić, czy może w ten sposób jakoś go cudownie ożywi. Ale iskierka nadziei była. Poczuła na nozdrzach lekki podmuch, który musiał być jego własnym oddechem. Nic nie wiedziała o udzielaniu komuś pomocy w takich przypadkach. Wiedziała tylko jak komuś odbierać przytomność, a nie jak ją przywracać! Zanotowała już w pamięci do jakiego działu biblioteki zajrzy, kiedy wróci do klasztoru.
        - Nooo... obudź się! - mruknęła w myślach starając się jakoś odzyskać kontakt z elfem. - Wstawajże! - próbowała nawet nieco ostrzejszym tonem przyjmując, że mężczyźni jego pokroju lubią rozkazy. Na dokładkę kłapnęła mu tuż przed twarzą. Białe, ostre kły zdolne przecinać, łamać i szarpać wszystko co nie ze stali, minęły się z jego policzkiem o dwie pięści. Może metoda "na wystrasz" zadziała? Liczyła na to, że nie będzie go musiała całować czy coś... jak to wyczytała w jednej z naukowych książek. To ponoć działało na mężczyzn.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Nie wiedział, jak długo był pogrążony w ciemności, gdy jego świadomość jakby znajdowała się gdzieś poza ciałem, praktycznie z nim niepołączona albo połączona tak słabo, że nie wróciłaby do fizycznego ciała sama z siebie, potrzebując do tego jakiegoś bodźca. Może czymś takim był głos Dinitris, który Cal usłyszał w myślach – najpierw bardzo cicho, a później nieco głośniej, jednak i tak wydawało mu się, że słowa wypowiadane przez kobietę dochodzą do niego jakby z daleka, nie mając głośności słów, który słyszałby wyraźnie i które wypowiedziane byłyby przez osobę stojącą naprzeciw niego.
Otworzył oczy chwilę po tym, jak dotarło do niego to, czego od niego oczekuje elfka. Wydawało mu się, że jest pewien, kogo ujrzy, gdy tylko jego fioletowe oczy otworzą się znowu. Dlatego też zaskoczyło go to, gdy tuż przed twarzą ujrzał pokryty łuskami nos, a później całe smocze ciało, gdy szerzej otwartymi – najpewniej z zaskoczenia – oczami, przyjrzał się całemu smoczemu ciału, a przynajmniej tej jego części, którą widział z miejsca, w którym siedział. Na samym początku chciał się nawet cofnąć, jednak opór, który napotkały jego plecy, przypomniał mu, że przecież wcześniej uderzył w drzewo i teraz pod nim siedział, ciągle opierając się o jego pień.
Nie wypowiedział jeszcze nawet słowa, zastanawiając się nad tym, jakie miałby szanse w walce ze smokiem w swojej prawdziwej formie i szybko stwierdził, że praktycznie żadne. Dlatego też miał nadzieję, że pradawny ten nie jest jego wrogiem i nie jest to Paul, jeśli rzeczywiście należał on do smoczej rasy. Z drugiej strony, jeśli smok ten chciałby go zabić lub… zjeść, to na pewno wykorzystałby fakt, że Cal był nieprzytomny. Rozejrzał się raz jeszcze, wzrokiem szukając Dinitris.

         – Kim jesteś? I… gdzie jest ciemnowłosa elfka, która wcześniej znajdowała się w okolicy i walczyła z młodym magiem? - zapytał, chociaż wątpił w to, żeby smok odpowiedział mu w mowie wspólnej, ale może to sprawi też, że jaszczur przybierze ludzką postać, jeśli umie to robić i Calathal będzie mógł z nim porozmawiać. Albo z nią, bo przecież nic nie wskazywało na to, że na pewno ma do czynienia z samcem smoka. Długouchy nie był do końca pewien, jak rozróżnić płeć u tych stworzeń, zwłaszcza, gdy znajdują się w swoich prawdziwych formach, więc jeśli będzie chciał coś powiedzieć, zwracając się do pradawnego stworzenia, może postara się unikać słów, które mogłyby być związane z płcią rozmówcy.
Zdawał też sobie sprawę, że łuk leżał gdzieś obok niego, a kołczan ze strzałami znajdował się przy jego udzie, aby jeszcze bardziej ułatwić sobie dostęp do strzał, no i miał też sztylet, który ciągle spoczywał w pochwie przy jego pasie… ale nie sięgnął ani po łuk, ani po strzałę, ani też po krótkie ostrze. W końcu nie chciał, aby pokryte łuską stworzenie źle zrozumiało jego zamiary i zaatakowało go, zadając mu raczej szybką śmierć. Teraz już doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie miałby szans z takim przeciwnikiem. Nawet jeśli zaczaiłby się na takiego smoka i zaatakował jako pierwszy, celując przy tym w punkty, które wydawałyby mu się wrażliwe, jego szanse na zwycięstwo i tak nie były wysokie.
         – Nie mam złych zamiarów, wiem, że gdybyśmy zaczęli walczyć, nie miałbym szans na to, żeby wyjść z takiego starcia żywy – odezwał się znów po chwili. Mogłoby wydawać mu się, że rozmyślania zajęły mu długą chwilę, jednak tak naprawdę było zupełnie inaczej i może poświęcił na nie mniej niż kilka uderzeń serca. Spróbował też wstać, nadal nie sięgając po czarny łuk leżący obok drzewa. Co prawda, udało mu się podnieść do pozycji siedzącej, jednak gdy tylko zrobił krok do przodu i jego plecy oderwały się od pnia drzewa, poczuł w nich ból, który sprawił, że jego twarz wykrzywiła się.
         – Chyba sobie tu jeszcze posiedzę przez chwilę – powiedział bardziej do siebie, niż przedstawiciela pradawnej rasy, a później zrobił krok w tył, żeby ponownie oprzeć się o drzewo. Dobrze, że miał przy sobie bandaże, którymi będzie mógł owinąć obolałe miejsce i może usztywnić je na tyle, żeby albo nie bolały prawie w ogóle, albo bolały mniej i to na tyle, że będzie mógł normalnie się poruszać. Drugą sprawą było też to, że jego ciało było odporne na niskie temperatury, więc w ogóle nie przeszkadzało mu zimno panujące wokół. Co prawda, teraz – za dnia – nie było tu tak zimno, jak w nocy, jednak Calathal mógłby tu nawet siedzieć całą noc i jedyne, co by odczuwał to głód i może ból spowodowany wcześniejszymi obrażeniami.
Awatar użytkownika
Dinitris
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 62
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Smok
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Dinitris »

        A jednak żyje... - Dinitris dawno nie odczuła takiej ulgi z czyjegoś zmartwychwstania jak teraz, kiedy elf otworzył swoje ametystowe oczęta i spojrzał na nią całkiem przytomnie. Co prawda z każdym uderzeniem serca wyostrzał się mu wzrok, a co za tym idzie zauważył w końcu, że stoi przed nim nie piękna górska elfka, ale jeszcze piękniejsza, pokryta częściowo pancerzem ze szczerego złota, żywa gadzina wielkości sporej gospody.
        Ale ani przez moment nie pomyślała, że postąpiła niewłaściwie. Była pewna, że nic jej nie groziło z jego strony, a jedynego, czego powinna się obawiać, to kolejnego zawodu z powodu straty dobrze zapowiadającego się towarzysza, a może nawet przyjaciela. I jak dobry przyjaciel by postąpił - nie zamierzała go zatrzymywać, gdyby jakimś cudem odzyskał sprawność w ciele (albo przynajmniej w nogach) i rzucił się do ucieczki. Pewnie sama by potem musiała się stąd wynieść, bo nie chciała robić za cel dla obłędnych rycerzy.
        Dobrym znakiem było, kiedy elf pomimo wstępnego szoku spowodowanego jej wyglądem, nie zaczął krzyczeć, ani chwytać za broń, co oczywiście skończyłoby się jego rychłą porażką, bo smoczyca lepiej tolerowała paniczną ewakuację, od żałosnych aktów desperacji. Calathal nie wybrał ani pierwszej, ani drugiej opcji, co było obiecującym, jeśli nie miłym, zaskoczeniem.
        Aby jednak nie nadwyrężać jego spokoju i nie kusić losu cofnęła gadzią głowę usadowioną na giętkiej, proporcjonalnie długiej szyi i spojrzała głęboko w oczy elfa, lecz nadal się wahała. Nie było to nieuzasadnione przedłużanie stanu niepewności elfa. Dinitris obawiała się tego co się stanie, kiedy nawiąże z nim kontakt myślowy.
        Jego kolejne zdanie potwierdzające bezsensowność jakiejkolwiek próby zaatakowania jej skwitowała wypuszczeniem małych obłoczków pary z nozdrzy i usiadła w śniegu przy jednoczesnym przełożeniu długiego ogona zakończonego długim włosiem - lub jak kto woli kitą.
        Obserwowała w milczeniu jak się podnosi. Kalkulowała coś w swej smoczej głowie bez przerwy analizując każdy jego ruch i każdy, nawet najmniejszy, gest - jak choćby zerkanie na broń (jeśli takowe zaistniało). Analizowała te z pozoru nieistotne dane decydując się by pozostać jednak w tej formie dopóki sama nie zregeneruje swoich obrażeń. Choć jej oparzenia wydawały się niczym w stosunku do stanu w jakim znajdował się elf. Pomyślała, że dobrym "nowym początkiem" będzie przede wszystkim pokazanie elfowi, że nie jest tym "złym" smokiem. Przynajmniej tak o sobie myślała.
        Z racji tego, że nie była gotowa na zmianę w elfkę musiała pomóc mu jak potrafiła. Najpierw przednią łapę uniosła i opuściła ją przed łukiem zagłębionym w śniegu, a następnie popchnęła broń pod same buty Calathala. Nie zważając na jego (prawdopodobną) dezorientację odczekała chwilę aż elf podniesie go i po ponownym kontakcie wzrokowym zainicjowała z nim pierwszy kontakt myślowy. W zasadzie nie różnił się od tego, którym wcześniej się z nim posługiwała. Tymczasowo. Bo w tej formie nie tylko jej fizyczne możliwości ulegały wielkim zmianom, ale i mentalne. Na razie zdradziła tylko odrobinę swoich umiejętności wywołując u elfa uczucie... niepewności. Tak odległe jakby nie jego, ale tak silne, jakby sam je odczuwał.
        - Chyba jestem ci winna przeprosiny. - Poczekała chwilę, aż Calathal przebrnie przez pierwsze wrażenie. Jej głos brzmiał podobnie jak przedtem, aczkolwiek był jakby ciut głośniejszy i trochę... no dużo starszy, ale jeszcze nie babciny. Albo po prostu dojrzalszy. - Wiem, że nie będziesz próbował mnie skrzywdzić. Od początku to wiedziałam. Jesteś inny niż reszta łowców, których spotkałam.
        Cofnęła łapę pozwalając żeby elf podniósł swój łuk.
        - Nie chciałam żeby tak wyszło. Jesteś ranny? - zapytała z nieskrywanym zainteresowaniem. Troskę dokładnie zakamuflowała zostawiając ją dla siebie. - Mogę cię wyleczyć jeśli mi pozwolisz. Mam sporą wiedzę na temat ludzkiej anatomii.
        Kita na końcówce jej ogona uniosła się i opadła w śnieg. Jak u kota, który udaje, że wcale nie interesuje go to podskakujące piórko na sznureczku. No cóż... uwielbiała używać magii na innych istotach. Nie zawsze jednak w dobrych intencjach, ale leczyć też się jej zdarzało.
Ostatnio edytowane przez Dinitris 4 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Awatar użytkownika
Calathal
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 149
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lodowy Elf
Profesje: Wędrowiec , Łowca , Zwiadowca
Kontakt:

Post autor: Calathal »

Ciągle obserwował stojącego, a później siedzącego, przed nim smoka. I nie robił tego dlatego, że czekał tylko na odpowiedni moment na atak, bo nie miał w planach walczyć ze stworzeniem, z którym nie miał szans wygrać, gdy siedziało ono tak blisko niego. Po prostu… cóż, nieczęsto miało się okazję widzieć smoka z tak bliska, więc po prostu patrzył na pradawne stworzenie, czasami szybko przenosząc wzrok na tę część ciała, która nagle ruszyła się albo na głowę, oczy czy sam pysk – na przykład wtedy, gdy ze smoczych nozdrzy nagle buchnęła ciepła para, którą zresztą Calathal poczuł na swoim ciele.
Spojrzał lekko zaskoczonym wzrokiem na smoczycę, gdy ta podniosła łapę i przesunęła jego łuk tuż pod jego nogi. Mrugnął i zaskoczenie zniknęło z jego oczu, podniósł łuk i położył go sobie na kolanach, gdy już ponownie usiadł. Gdy siedział, wolał nie chować broni tam, gdzie przeważnie ją nosił – czyli właśnie na plecach. Co prawda, łuk był wzmocniony magią, jednak i tak nie był on niezniszczalny, więc Cal po prostu obawiał się, że może go zniszczyć lub uszkodzić, gdy opierałby się tak o pień drzewa, jeśli jednocześnie miałby też broń umieszczoną z tyłu.

Właściwie, mógł domyślić się, że smokiem tym jest sama Dinitrtis. Wcześniej, gdy o nią pytał, smok siedzący przed nim w ogóle mu nie odpowiedział, a gdy elf sam się rozejrzał – nigdzie nie widział elfki. Wtedy doszedł do wniosku, że może gdzieś się chowa albo uciekła, albo… przegrała walkę z tamtym chłopakiem i została przez niego zabita. Coś też podpowiadało mu, że może być tą pradawną, którą ma teraz przed sobą, jednak ta możliwość wydawała mu się wtedy mało prawdopodobna i po prostu zapomniał o niej. Tymczasem okazało się, że to, co uważał za najmniej możliwe, było akurat prawdą. Teraz przynajmniej wiedział, że tak naprawdę jest ona smoczycą, która przyjmuje postać elfki jako swoją drugą, mniejszą i służącą może do poruszania się wśród ludzi, elfów i innych takich. Siedział w ciszy, przyswajając te wszystkie nowe informacje, których albo sam się domyślał, albo usłyszał je wprost od Dinitris, która znów odzywała się w jego myślach, jednak… jej głos wydawał mu się trochę inny. Co prawda, rozpoznał go, bo był bardzo podobny do tego, którym przemawiała w jego myślach pod postacią elfki, jednak jej smoczy głos wydawał się starszy i jakby głośniejszy.
         – Ranny nie, na szczęście. Jestem tylko poobijany i przez to pewnie będę miał problemy z niektórymi ruchami, ale myślę, że wystarczy tu maść i bandaże – odezwał się w końcu. Nie był pewien, czy chce zgodzić się na to, aby go wyleczyła. Wydawało mu się, że mogłoby to wiązać się z użyciem magii na jego ciele i w sumie nie był pewien, czy ufa jej na tyle, żeby na to pozwolić. Wiedział, jak działa magia życia – bo prawdopodobnie właśnie tej magii by użyła Dinitris – i wiedział też, że można stosować ją nie tylko do tego, żeby uleczyć czyjeś ciało.
         – Miałem szczęście, bo mogło skończyć się tym, że połamałbym żebra, które z kolei mogłyby przebić mi płuca i wywołać krwotok wewnątrz ciała, no i zacząłbym się też dusić, krztusić i pluć krwią, która zbierałaby się w płucach – dopowiedział, chociaż wydawało mu się, że Dinitris o czymś takim wiedziała. Gdyby sytuacja wyglądała właśnie tak albo była zbliżona do tego, to najpewniej bez zastanawiania się pozwoliłby jej na to, żeby go uleczyła.
         – Mam przy sobie maść i bandaże, więc mogłabyś mi pomóc z nakładaniem jej na ciało i bandażowaniem go… Ale najpierw musiałabyś zmienić postać – powiedział na koniec. To raczej dość dobrze wskazywało na to, że tym razem woli polegać na swoich i sprawdzonych lekarstwach, których pewnie używał już wiele razy. Zresztą, wcześniej powiedział jej też, że tak naprawdę nie jest jakoś mocno ranny, więc może uważał też, że nie warto stosować tu magii, żeby go leczyć.
         – Ogólnie moglibyśmy opatrzyć mnie nawet tutaj, bo należę przecież do rasy elfów, którym w ogóle nie przeszkadza zimno – zaproponował, jednak wszystko i tak zależało od tego, czy Dinitris zdecyduje mu się w ogóle pomóc, czy może niekoniecznie. Niby poradziłby sobie z tym wszystkim sam, jednak z czyjąś pomocą na pewno byłoby o wiele lepiej i przede wszystkim łatwiej. Zaczął też szukać w swojej torbie wcześniej wspomnianych bandaży i maści.
         – A ty? Jesteś ranna po walce z tamtym chłopakiem? - zapytał w końcu. Może właśnie to było powodem, dla którego Dinitris ciągle znajdowała się w postaci smoczycy. Może w postaci pradawnego, skrzydlatego stworzenia miała jakieś większe zdolności regeneracji i właśnie przez to uda jej się zregenerować rany – jednak to były tylko spekulacje, które nie musiały być prawdziwe i, które aktualnie mogła potwierdzić jedynie ona sama. Potwierdzić albo im zaprzeczyć. Może jedną z tych rzeczy znajdzie właśnie w odpowiedzi, której udzieli mu za chwilę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Góry Dasso”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 8 gości