Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Uściśnięcie dłoni przed wejściem do pokoju Nihimy przyjął z przyjemnością. Było to widać nie tylko przez uśmiech i pełne wdzięczności spojrzenie jakie posłał ukochanemu, lecz również w samej postawie skrzypka - nie był już aż tak bardzo spięty. Nabrał nawet nieco więcej pewności siebie, dzięki czemu nie przekroczył progu jej prywatnej alkowy jak skazaniec, który miał właśnie zostać stracony. Jego spokój i opanowanie nie zmniejszyło się nawet, gdy drzwi zostały zamknięte. Nie pomyślał jednak przy tym jak mógł się właśnie czuć Mitra po ujrzeniu właścicielki karczmy. Zapomniał o prostu, że nekromanta w przeciwieństwie do niego, nie był przyzwyczajony do częstego obcowania z innymi wampirami, z różnych środowisk i innym statusem społecznym. Nie przyszło skrzypkowi do głowy, że piękno kobiety, mogło oszołomić niebianina i niemal po chwili wzbudzić w nim zazdrość. Dla skromnego i kulturalnego Aldarena Nihima była równie piękna co inne kobiety, jak krzak pełen dorodnych róż, wszystkie piękne, o tak samo niesamowitej woni. Nic nadzwyczajnego. Niewątpliwie powód takiego a nie innego stanu rzeczy leżał na miejskim cmentarzu w pięknie zdobionej misternymi rzeźbami krypcie. Dla skrzypka nie było na Łusce piękniejszej kobiety niż Lorelin. Z wyglądu przyprawiająca o szaleństwo pokusa, z charakteru istny anioł wychodzący do każdego z sercem na dłoni. Nie ma drugiej takiej na świecie.
        Poza tym jego serce obecnie należało do Mitry. Przez Fausta już co najmniej od dwustu lat bardziej pociągali go mężczyźni niż kobiety, choć przyjemność czerpał ze spędzania czasu w gronie obu tych płci. Biorąc więc pod uwagę wszystkie te czynniki, Mitra nie miał się o co martwić. Albo raczej nie miałby, gdyby tylko Aldaren zawczasu przedstawił mu jak wygląda sytuacja z zainteresowaniem (w miłosnym sensie) skrzypka innymi osobami.
        Na to obecnie było już za późno i raczej nie było mowy o powrocie do tego tematu i wyjaśnienia, jak wampir to postrzegał. Powinna wystarczyć nekromancie wiara, że skrzypek tylko go kocha i nigdy by go nie zdradzić. Musiał mu po prostu zaufać.

        Aldaren zaczął, lecz nie dane mu było dojść do głosu. Nie tylko został od razu zgaszony, ale i zrugany w sumie za całokształt, bo przecież kwestia sprawy, w której tu przyszli, poruszona została dopiero pod koniec długiego monologu wampirzycy. Odpuściła go pewność siebie i pokój ducha z pierwszym ostrzem jaki wymierzyła w jego stronę. Zaczął nawet żałować, że przystał na pomysł Mitry i się z nim tu pofatygował. Żałował, że nekromanta musi tego wszystkiego słuchać, co wcale nie było przypadkowe, bo "karczmarka go nie zauważyła". Skrzypek dałby sobie głowę uciąć, że z premedytacją zaczęła od wyciągnięcia brudów młodszego wampira, a nie od razu przeszła do rzeczy. Był pewien, że miała to być zapłata wampira za to, że jednak go nie wydała strażom. Odstraszy mu "służącego" i może jakoś skrzypkowi wybaczy. Chyba, że robiła to dla własnej satysfakcji, bądź w ramach upokorzenia. Przypomni kto tu tak naprawdę rządzi.
        Cokolwiek jednak to było, udało się Aldarenowi przetrwać. Na szczęście powoli już zaczął zapominać o tych wszystkich przykrych rzeczach jakie o nim powiedziała, przysłowiowo wpuszczał jednym uchem i wypuszczał drugim. Szczerze to był nawet wewnętrznie zadowolony, że wszytko tak dobrze się skończyło, choć martwił się o Mitrę. Po części bał się tego, co teraz nekromanta sobie o nim pomyśli, ale przede wszystkim, czy blondyn nie rzuci się w gniewie na nieumarłą, bo przez moment sprawiał takie wrażenie.
        Zerknął na niego z ulgą w nieco smutnych oczach i lekko kiwnął głową, robiąc przy tym krok w tył by się odwrócić i wyjść, lecz zachowanie niebianina zatrzymało go w miejscu. Lekko przekrzywił głowę, posyłając mu pytające spojrzenie, starał się pojąć o co błogosławionemu chodzi, a gdy dotarło to do niego, zaniepokoił się. Stał oszołomiony, nie zdając sobie z tego sprawy, że nawet wstrzymał powietrze.
        Nihima miała wielką ochotę spławić obcego towarzysza Aldarena, bo nie miała chęci ani sobie szargać nerwów, ani tracić na jakiegoś tam śmiertelnika czasu, zwłaszcza, że była zmęczona i chciałaby wypocząć. Dlatego posłała jego odbiciu w lustrze surowe spojrzenie i już otworzyła usta, gdy dostrzegła jak na to wszystko zareagował stojący w cieniu skrzypek, którego w szklanej tafli ledwo było widać. Powstrzymała się od wyrzucenia z pokoju Mitry i z pozoru wyglądała jakby rzeczywiście w przejawie łaskawości postanowiła wysłuchać tego co miał do powiedzenia. W gruncie rzeczy starała się rozgryźć relację między tą dwójką. Czyżby to tył ten partner, o którym usłyszała od pijanego Xargana? Nie ważne czy służący, czy kochanek, była nim zawiedziona. Cały czas myślała, że Aldaren ma jednak lepszy gust i na pewno nie zainteresuje się jakimś niewychowanym śmiertelnikiem. Bo był niewychowany. Jasno zaznaczyła, że nie miała już ochoty na dyskusję, a on nadal chciał dyskutować. Szczyt bezczelności.
        Musiała jednak przyznać, że dość strategicznie zaczął. Nie było idealnie, ale w swojej pierwszej opinii nie spodziewałaby się po tym przybłędzie choćby próby udawania kulturalnego. Starała się cały czas grać wyniosłą i nawet nie zerknąć ponad ramieniem na zamaskowanego, choć była bardzo ciekawa do czego ten zmierza, aż w końcu nie wytrzymałą. W jej oczach błysnęła niebezpieczna iskierka, a w tym samym momencie wtrącił się zdenerwowany Aldaren.
        - Nie, nie jesteś. I nie pieprz więcej takich głupot - krzyknął zaraz po słowach nekromanty skrzypek, oburzony pomysłem jego partnera. - Miłościwa pani powiedziała, że skończyła rozmowę, więc wychodzimy, by jej dłużej nie niepokoić - dodał zaraz może zbyt ostro, ale... po prostu był przerażony tym co przyszło Mitrze do głowy. Poza tym jak on mógł składać takie propozycje innemu wampirowi, kiedy Aldaren był przy nim. Mu tylko raz pozwolił skosztować swojej krwi i to tylko przez to, że grajek był niemalże śmiertelnie ranny. Nihimie nic nie było, mogła być zmęczona, ale nie wyglądała na osłabioną. Była olśniewająca jak zawsze. A do tego szastała swoją magią na lewo i prawo.
        Westchnęła poirytowana i odwróciła się w ich stronę. Rzuciła Aldarenowi srogie spojrzenie.
        - Z tobą nikt nie rozmawia. Wyjdź jak coś ci się nie podoba albo przynajmniej cicho i nie przeszkadzaj - wysyczała.
        - W porządku, w tej chwili wychodzimy oboje - nie zamierzał tym razem tak łatwo odpuścić. Z tym groźnym spojrzeniem, zmarszczonym nosem i potarganymi, posklejanymi od deszczu włosami, wyglądał jak jeżąca swoja sierść bestia. Jeszcze te mocno zaciśnięte szczęki. Zapewne tylko dobre wychowanie powstrzymywało go od obnażenia kłów na bardziej sytuowaną od siebie wampirzycę. Nie wspominając już o jej wysokim urodzeniu.
        - Czyżbyś już zapomniał jak przemieniony powinien się odnosić w stosunku do wampira czystej krwi? - spytała względnie spokojnym tonem, lecz zdało się wyczuć, że jedna zła odpowiedź była w stanie zmienić decyzję Nihimy i narobić Aldarenowi jeszcze większych kłopotów, niż sam się wplątał.
        To było z góry przesądzone, że tej batalii nie był w stanie wygrać. Nie z wampirzycą czystej krwi. Był wściekły i aż się w nim gotowało, musiał jednak niestety odpuścić. Zacisnął pięści i spuścił wzrok ze zmieniającymi się na szkarłatny kolor tęczówkami. Kiedy usłyszał co Mitra starał się ugrać, nie był w stanie się powstrzymać i nie prychnąć lekceważąco, co przez wampirzycę zostało w pełni zignorowane.
        - To szlachetne co robisz dla swojego pana - specjalnie użyła tego słowa by sprawdzić jaką to wywoła reakcję u obu mężczyzn, bo nadal nie wiedziała na jakiej relacji opiera się ich znajomość.
Aldaren się spiął, drgnął niemal niezauważalnie i wydawał się być tak wściekły, że w każdej chwili mógłby zająć się ogniem. To było nawet całkiem zabawne, a zemsta będzie jeszcze słodsza.
        - Chciałabym mieć na to sporządzony odpowiedni Kontrakt. Nazwijmy go Kontraktem Ostatniej Szansy - rzuciła, coby nie było, że to Mitra dyktował warunki, a ona się do tego pokornie dostosowała. Musiała zostawić swoje na wierzchu. Oczywiście miała na myśli kontrakt krwi i w sumie było to zrozumiałe, bo tak nie będzie mogła zostać posądzona o nielegalne zaatakowanie biednego człowieka by się posilić. Tak byłoby wszystko na papierze i wszyscy byliby zadowoleni. Może z wyjątkiem i tak już niezadowolonego Aldarena, ale przecież teraz "dorośli" rozmawiali, dzieci nie miały prawa głosu.         - Jeśli jesteś pewien swojej decyzji, zbliż się i zdejmij maskę oraz swój płaszcz. Po pierwsze jest obrzydliwie mokry, po drugie chodzenie w zakrwawionych ubraniach po mieście może spowodować wzmożoną nadgorliwość u tutejszych stróżów prawa, po trzecie, kły raczej ciężko przebijają się przez materiał, tak więc jeśli mógłbyś... - Podsunęła wieszak i pełnym gracji ruchem ręką na niego wskazała. Co prawda przyda się tylko na moment, ale zawsze to coś.

        W pewnym momencie Aldaren po prostu nie był w stanie dłużej wytrzymać biernego stania i gapienia się jedynie jak jego ukochany... Innemu wampirowi... Po prostu wyszedł, żeby nie wybuchnąć. Z miną jakby miał zamiar wyrżnąć zaraz w pień co najmniej połowę miasta, wyszedł na deszcz i tam już do końca czekał na Mitrę.
        W pokoju została więc jedynie Nihima i Mitra. Wampirzyca spuściła sporo z tonu, można nawet powiedzieć, że była łagodna, czego można się po niej nie spodziewać.
        - To co dla niego robisz jest nie do opisania. Za bardzo mu jednak ufasz. To wilk w owczej skórze. Myślisz, że dlaczego cały czas jest sam, mimo że ma wielu przyjaciół, a jeszcze więcej osób z miasta chciałoby się choć przejść przy jego boku? Kroczy za nim śmierć i nikomu nie odpuści. Nawet teraz gdy Fausta już niema - spojrzała czujnie na nekromantę i wcale nie było widać po niej by znów wypominała to imię, aby wbić Aldarenowi szpilę. Można się było pokusić o całkiem celną teorię, że przemawiała przez nią troska. I o zamaskowanego znajomego i o samego skrzypka. - Faust był pogodzony ze swoim okrucieństwem i wiedział, że jest potworem. Nie ukrywał tego i wszyscy wiedzieli, że choć tu się śmieje i żartuje, w każdej chwili może się zmienić w krwiożerczą bestię. Byli czujni i i utrzymywali dystans. Z Aldarenem jest ten problem, że swoją aparycją, a szczególnie stylem bycia przyciąga do siebie innych. Śmieją się, żartują, bardzo szybko można przy nim zapomnieć, że jest wampirem, nawet ci co znają go szmat czasu. Roztacza wokół siebie przyjazną otoczkę, zapewniającą bezpieczeństwo i inni się temu po prostu poddają, bo co może ich złego spotkać z ręki tego sympatycznego gościa? Przecież muchy by nie skrzywdził. Nikt się nie spodziewa ataku z jego strony, a gdy on następuje, a następuje prędzej czy później, są po prostu zszokowani i nie są w stanie nic zrobić. Bo jak to? Taki sympatyczny gość. Właśnie dlatego jest gorszy od swojego mistrza. I nie próbuj dyskutować, bo sam doskonale wiesz, że tak jest. Z resztą nie raz jeszcze wspomnisz moje słowa - powiedziała, wracając do toaletki i plecenia włosów w warkocz, by ostatecznie go zawinąć w szlachetnego koka.
        - Znałam kiedyś wampira, który zapragnął mieć egzotyczne zwierzątko. Dbał o nie i spełniał każdą zachciankę byleby tylko pupilek był szczęśliwy, podcinał mu jednak regularnie skrzydła, aż w końcu zabił. Zaraz je ożywił i wszystko było po staremu, nawet lepiej, bo zwierzątko nie było w stanie mu się już sprzeciwić. Ono samo jednak nie mogło być już nigdy szczęśliwe - mruknęła na odchodnym, popadając w dziwny stan niby nostalgii, niby głębokich rozważań. - Idź już do swojego pana maskotko. Przyjdź jutro z rana, to załatwimy sprawę Kontraktu i poskładasz mojego pracownika - dodała na odchodnym i zajęła się już w pełni sobą.

        Gdy Mitra dołączył do wampira przed karczmą, ten ruszył od razu przed siebie z posępną miną, na której nadal aż za dobrze widać było jego złość. Przez całą drogę się nie odzywał. Jak Mitra mógł innemu wampirowi zaproponować swoją krew. Dlaczego nigdy tego skrzypkowi nie zaproponował? Fakt, Aldaren na pewno by odmówił, ale przynajmniej nie byłby jedynym, tak jak teraz, wampirem, któremu Mitra nie składa takich propozycji. To bolało. I to cholernie. A miało być przecież już tylko lepiej. Chyba zwyczajnie został oszukany. I to nie pierwszy raz, jak na to wychodziło...
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra czuł się już jak totalna szmata. Nie musiał być mistrzem w odczytywaniu emocji by domyślić się, że to co zrobił rozwścieczyło Aldarena. Chciał dobrze, ale wcale tak nie wyszło... Przynajmniej na razie. Bo Mitra był pewny, że za jakiś czas Aldaren jednak będzie mu za to wdzięczny. Mitra nie chciał, by świat skrzypka kończył się na nim i ich relacji, bo był boleśnie świadomy tego, że jego życie będzie dla wampira krótkie jak mrugnięcie. A gdy błogosławiony już umrze to co wtedy? Chciał, by miał wtedy gdzie iść. A to miejsce zdawało się być tym, do którego skrzypek idealnie pasował. Wampirzyca zaś - mimo całej niechęci jaką czuł względem niej Aresterra - była jego przyjaciółką znacznie dłużej niż oni w ogóle się znali. Mitrze wydawało się, że to było coś, co warto ratować. Nawet jeśli obawiał się jej jako realnej konkurencji, ale być może da radę utrzymać przy sobie Aldarena mimo jej wdzięków. O ile ten nie zostawi go już teraz, bo nie dość, że sam sobie na to pracował tym, że składał wampirzycy takie propozycje, to ona jeszcze dolewała oliwy do ognia, pomiatając skrzypkiem jak psem.
        A gdy dostało się również jemu - poniekąd rykoszetem, gdy został zdegradowany do roli sługi - zniósł to z godnością. Skrzywił się pod maską, bo miał ten luksus, ale w jego oczach niewiele było widać. Coś się zmieniło, ale co - można było tylko gdybać. Radził sobie całkiem nieźle i wyglądał na przekonanego o swojej racji, bardzo pewnego siebie.
        A jednak czuł się jak szmata, a uczucie to wzmogło się, gdy wampirzyca kazała mu zdjąć płaszcz i maskę - rozebrać się jakby był... zwykłą dziwką. Chyba faktycznie był, skoro złożył jej taką propozycję - Aldaren był wściekły i zgorszony jakby właśnie tak myślał. Co mógł jednak poradzić na to, że nie miał nic równie cennego, czym mógłby ją przekupić? Jego sztuki by jej nie zainteresowały, pieniądze z pewnością też. Szczęście Aldarena wycenił najwyżej jak się dało i był gotów zapłacić tę cenę, choć czuł się strasznie upokorzony. W jego oczach widocznych w otworach maski momentalnie pojawił się niepokój, a jego tętno przyspieszyło.
        - Myślałem... - zaczął, lecz zaraz pojął, że nie może negocjować. Po tym jednak jak subtelnie wyciągnął przed siebie ręce można było wnioskować jak chciał zakończyć to zdanie. "Myślałem, że wystarczą nadgarstki", to chciał zasugerować. Picie z szyi było dla niego zbyt intymne... Ale zdawało mu się, że nie ma prawa do dyskusji, słowo się rzekło. Płynnym ruchem podniósł więc ręce do twarzy i bardzo powolnym, zdradzającym, że czyni to niechętnie, zdjął maskę. Wsunął ją do kieszeni, by wampirzyca nie zirytowała się, że woda z niej spływająca uszkodzi jej meble. Gdy jednak jego oblicze było odsłonięte, cały czas obracał się tak, by ona nie mogła patrzeć na niego bezpośrednio. W duchu jednocześnie przeklinał się za to co zrobił i powtarzał sobie, że robi to dla Aldarena - to pomagało mu znieść to upokorzenie. Równie wolno co wcześniej rozpiął płaszcz, zdjął go i odwiesił na wskazany przez wampirzycę wieszak. Podszedł do niej kilka kroków, a gdy ona wstała, odchylił głowę na bok. Wampirzyca i tak złapała go pod głowę i poprawiła jego pozycję, by wygodniej było jej się wgryźć. Mitra nagle poczuł gwałtowną potrzebę, by spojrzeć na swojego ukochanego, lecz wtedy usłyszał trzaśnięcie drzwi. I jednocześnie kły kobiety przebiły jego skórę. Bolało. Nekromanta zacisnął powieki, zmarszczył brwi i spiął się. Podniósł ręce jakby chciał ją odepchnąć, ale powstrzymał się. Zresztą ona zaraz się wycofała - jej ugryzienie nie trwało dłużej niż zastrzyk. Bez słowa wyjaśnienia podała mu chusteczkę, a Mitra przyjął ją i przycisnął do ran na szyi. Znowu stał do niej lekko bokiem i kątem oka łypał na nią, jakby chciał się upewnić czy to naprawdę już koniec. Ona tego nie potwierdziła, ale zaczęła mówić. Ton jej głosu był zupełnie inny niż wcześniej i przez to Mitra spojrzał na nią bardziej otwarcie, bardzo przy tym skonsternowany. Znowu walczył z pokusą, by z nią dyskutować i powiedzieć jej, że nie ma racji, a Aldaren wcale nie jest taki, jakim ona go opisywała. Milczał jednak, zaciskając wargi i gapiąc się w ziemię u jej stóp.
        - Masz rację, moja pani - przyznał cicho, gdy skończyła, czym być może ją zaskoczył. To jednak, że na tym nie poprzestał, już jej dziwić nie powinno, bo pokazał już jak bardzo potrafi być niewychowany. Zaczął mówić odejmując chusteczkę od szyi. Krew przestała już płynąć z rany.
        - On taki jest, wiem to już... Ale wiem, że ma dobre serce i się stara. Wierzę w niego. Zresztą skoro śmierć za nim kroczy to chyba jesteśmy siebie warci - dodał jakby to miała być taka lekka uwaga na rozluźnienie atmosfery.
        Wampirzycę wzięło jednak jeszcze na rzucenie anegdotki. Aresterra słuchał jej z trudem, bo... cóż, brzmiało prawie jakby to było o nim. Egzotyczne zwierzątko, uszczęśliwiane na każdym kroku. Może nie było cały czas różowo, a w tej beczce miodu znalazło się naprawdę sporo dziegciu, ale ten krótki póki co związek z Aldarenem był jednymi z najszczęśliwszych, jeśli nie najszczęśliwszymi dniami w życiu nekromanty. I jeśli nawet ich historia miała się skończyć tak samo jak ta opowiadana... Mitra był skłonny podjąć to ryzyko. Bo od tej pory jego szczęście było ściśle powiązane z obecnością niebieskookiego skrzypka w jego życiu. Może nie zawsze będzie szczęśliwy przy jego boku, ale bez niego szczęśliwy nie będzie już nigdy, tego był pewien.
        Zaraz po tym pomyślał również, że to nie musiało być tylko o nim - że te same słowa pasowały do Aldarena i jego relacji z Faustem, który przygarnął sierotę z ulicy i wychowywał na swojego syna. Z tego co opowiadał mu ukochany nie zawsze było różowo i często cierpiał jako dziecko, ale może ona nie znała całej prawdy i wydawało jej się, że było różowo. Tak czy siak anegdotka nie podziałała i nie zraziła Mitry do wampira - za bardzo mu na nim zależało, nawet bardziej niż na sobie samym.
        - Dziękuję - odezwał się na koniec nekromanta, jednocześnie ubierając na siebie mokry płaszcz. - Stawię się rano. Do widzenia - dodał, już chowając oblicze za maską, a gdy był już bezpiecznie ukryty, skłonił się i wyszedł przez otwarte przez wampirzycę drzwi.

        Mitra po wyjściu z karczmy od razu dostrzegł Aldarena. Chciał coś do niego powiedzieć, lecz skrzypek posłał mu takie spojrzenie, że głos uwiązł niebianinowi w gardle i na moment odebrał też władzę w ciele. Dopiero gdy wampir ruszył, on poszedł za nim. Po chwili zrównał się z ukochanym, choć wcale nie wiedział czy mu wolno, czy Aldaren się jeszcze bardziej nie wścieknie widząc go. Aura panująca na zewnątrz w połączeniu z postawą skrzypka sprawiły, że Mitrze od razu pogorszył się nastrój i stracił on wiarę w sens tego co zrobił. Chyba nigdy wcześniej nie widział go tak wściekłego. Chociaż nie, może raz... Ale wtedy to był wybuch, a nie taki stały, surowy gniew. Niech to szlag, nie dość, że i tak czuł się podle po tym co zaszło, co usłyszał i czego był świadkiem, to jeszcze teraz miał jasną sugestię, że to wszystko na marne. Aldaren chyba zupełnie nie rozumiał jego pobudek, a Mitra zaś nie rozumiał jego gniewu. Obawiał się, cholernie się bał co teraz. Był tak zmęczony psychicznie przez to wszystko, że nawet nie spostrzegł, gdy z jego oczu uciekło kilka łez. Całe szczęście maska i kaptur maskowały jego słabość. Schylił głowę i pogrążony w czarnych myślach szedł dalej.
        Do domu weszli w ciężkiej, by nie rzec grobowej atmosferze. Ciepłe mimo wybitego okna wnętrze nie dało ukojenia i chyba nawet Żabon wyczuł, że nie jest dobrze, bo tylko zerknął z salonu na przybyłych, coś tam sobie zaburczał i szybko wrócił do swoich spraw, zostawiając ich samych. Mitra zerknął na niego przelotnie, po czym zdjął z siebie ciężki od deszczu płaszcz. Gdy zdejmował maskę, dyskretnym gestem starł z policzków ślady po łzach, po czym odetchnął głęboko.
        - Nie udało ci się zabić mnie wzrokiem, to teraz powiesz o co ci chodzi? - zwrócił się do Aldarena twardym tonem. Sam był zaskoczony, że udało mu się wykrzesać z siebie coś takiego, choć zupełnie nie miał sił. Wsparł się pod boki, ale na ukochanego podniósł wzrok dopiero po chwili, jakby walczył z własnym tchórzostwem, ale za to gdy już patrzył, w jego oczach był czysty upór. Chciał to załatwić od razu, bo wiedział, że czeka ich kłótnia, a on naprawdę nie miał siły czekać, aż wybuchnie.
        - Mówisz czy to ja mam zacząć? - dodał, żeby Aldaren nie myślał, że on sam nie ma do niego żadnych pretensji.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oko za oko, ząb za ząb - odpowiedziała wampirzyca, gdy zobaczyła jak Mitra był zdezorientowany jej poleceniem o zdjęcie maski i płaszcza.
        Mogłaby już sobie odpuścić wbijanie szpil Aldarenowi, ale musiała mieć pewność, że młodzik (w porównaniu do niej czy Fausta) zapamięta, że jest tylko przemienionym. Mógł być lordem, mógł być głową jednego z najstarszych i najsilniejszych rodów wampirzych demonologów, ale nadal był tylko głupim, słabym człowiekiem, którego przez ciąg wypadków obdarzono darem wampiryzmu. Poza tym to co będzie na Kontrakcie to będzie jedynie na Kontrakcie, ona i tak wolała się trzymać od skrzypka z daleka. Nie miała wątpliwości, że po tym "poczęstowaniu się" jego człowiekiem, Aldaren już więcej nie zbliży się do tego miejsca. Kwestia dobrych i złych skojarzeń, a wiadomo, że o te złe najłatwiej.

        To, że Aldaren wyszedł, nim ona w ogóle zdążyła ugryźć jego towarzysza, miała w zupełnym poważaniu, bo spodziewała się tego. A dzięki temu zrozumiała co łączy tych dwoje jeszcze zanim zyskała te informacje z łykiem krwi stojącego przed nią blondyna. Ciekawe, że niedotykalski (jak to ujął kilka dni temu Xargan, gdy u niej był) nekromanta, okazał się być mniej niedotykalski niż myślała. Czyżby naprawdę był aż tak głupi i oddany Aldarenowi, że zrobiłby na niego wszystko? Nawet wbiłby mu nóż w serce jak choćby w tej chwili? Stąd pojawiało się pytanie kto tak naprawdę mocno skrzywdzi tego drugiego, choć z tego co właśnie zauważyła raczej oboje są siebie warci. Nie mniej nie mogła tak po prostu pominąć milczeniem faktu, że Mitra może się w pewnym momencie poważnie zdziwić tym jaki potrafi być Aldaren. Musiała go ostrzec, choćby biorąc pod uwagę to, że nekromanta nie chciał, aby jego ukochany trafił za kratki, a tak się stanie, gdy wampir w którymś momencie po prostu zabije blondyna. Skrzypek to potrafił, w najmniej spodziewanym momencie i dowiedziała się o tym na własnej skórze.
        Kiedy nie miała już nic więcej do powiedzenia i chciała po prostu odpocząć, otworzyła przed Mitra drzwi, by ten mógł już w spokoju odejść. Trochę szkoda jej było puszczać na pewną zgubę taki delikates, kto wie, może gdyby to dobrze rozegrała mogłaby nawet robić wytrawne drinki z jego krwi, za co pewnie zbiłaby fortunę, a i nekromanta sporo by na tym zarobił, ale była to kwestia do dokładnego przeanalizowania i na pewno obecna chwila nie była na coś takiego odpowiednia. Jego stres, niepokój i nawet gniew sprawiały, że w jego krew straciła na swojej jakości przez gorycz, dlatego wolałaby wrócić do tego, gdy między tą dwójką wszystko się wyjaśni, a nekromanta będzie dużo spokojniejszy i bardziej zadowolony z życia.
        Mogła mieć przez to teraz tylko nadzieję, że dane jej będzie doczekać tej chwili, że nekromanta przeżyje u boku wampira dostatecznie długo. Nie mniej zazdrościła Aldarenowi takiego delikatesu na wyłączność.

        Wracając do domu, Aldaren cały czas bił się z myślami, był wściekły i chciało mu się wyć. Czuł się nie tylko zdradzony przez Mitrę, ale również jakby dostał od niego łamiącego szczękę plaskacza. To wszystko nie tak miało wyglądać, przecież poszli tam, żeby było lepiej, a sytuacja się jedynie pogorszyła. To miała być zemsta niebianina przez to, że chodził się pożywiać do Nihimy? Że jego nigdy o to nie poprosił? Niech tak będzie. Tylko dlaczego przez ten cały czas go oszukiwał, czemu przez tak długi czas ich znajomości, skrzypek nawet nie mógł się zbliżyć do blondyna, a co dopiero go dotknąć nie wywołując przy tym awantury, nie powodując, że w jednej chwili niebianin był wściekły i gotowy w każdej chwili się załamać psychicznie i zalać łzami. A przy Nihimie stał cały czas spokojnie, nawet nie drgnął gdy go dotknęła. Już pewnie nie mówiąc o tym, gdy go ugryzła. Pewnie nawet mu się podobało i z czystą przyjemnością teraz pójdzie do niej by podpisać Kontrakt Krwi. Aż się Aldarenowi nie dobrze robiło na myśl o tym. Cały czas myślał, że jest wyjątkowy, że tylko mu błogosławiony pozwala stać w swoim pobliżu i siebie dotykać bez strachu. Myślał, że jest jedynym. Prawda okazała się jednak dużo bardziej bolesna, niż kiedykolwiek mógłby przypuszczać.
        Pod domem nieco zwolnił i dał Mitrze pójść przodem, by otworzył drzwi. Aldaren chciał mieć jeszcze chwilę do namysłu, miał nadzieję ochłonąć, ale nic nie działało. Wiedział, że powinni porozmawiać. On chciał porozmawiać. Ale nie gdy był wściekły. To nic dobrego nie przyniesie, a jedynie kolejną kłótnię. Miał mętlik w głowie, bo nie wiedział nawet czy jest sens o czymkolwiek rozmawiać i tłumaczyć. Dla niego wszystko wydawało się być jasne jak słońce - Mitra go przez cały czas okłamywał, a przez to wampir nie był pewny czy jest dla nich jeszcze szansa. Chciał być w tej chwili sam, by to przemyśleć, musiał się z tym przespać.
        I taki też miał zamiar, gdy wszedł do środka i zamknął za nimi drzwi. Ledwo odwiesił niedbale swój płaszcz i chciał pójść do góry, nie patrząc przy tym na niebianina, lecz jego słowa zatrzymały krwiopijcę w miejscu. Zerknął na niego wzrokiem sugerującym, by nawet nie próbował tego tak załatwić i zdenerwowany zacisnął pięść. Myślał, że to pomoże i już zostanie mu dany spokój. Niestety przeliczył się. Zapomniał, że to przecież Mitra. Z nim nigdy nie można być niczego pewnym.
        Kiedy Mitra znów się odezwał i to jeszcze tak oskarżycielskim tonem, jakby co najmniej to wampir go zdradził, skrzypek nie mógł już tak po prostu zignorować niebianina i go minąć. Skoro nekromanta chciał akurat w tej chwili rozmawiać, to będzie miał rozmowę.
        Aldaren zdawać by się mogło, że jeszcze mocniej zacisnął pięści, nie wspominając już o szczęce i zaraz odwrócił się w stronę blondyna, wbijając ponownie w niego swoje pełne gniewu spojrzenie.
        - O co mi chodzi?! - warknął nie będąc w stanie mówić łagodniejszym tonem i w sumie wcale nie można się było dziwić. - No tak, bo to przecież ja sprzedałem swoją krew jakiemuś obcemu wampirowi... wampirzycy - wyrzucił od razu, bo w sumie to było głównym zapalnikiem. - Nawet się nie zawahałeś jak jej to proponowałeś! Ale to mnie pytasz o co mi chodzi?! - Zbliżył się do niego i szarpnął za ubranie przyciskając do ściany. Był tak wściekły, że zapomniał by nie szczerzyć kłów. Nie na Mitrę.
        - Nie był to twój pierwszy raz, inaczej nigdy byś się nie zgodził. Inaczej nie wykonałbyś jej polecenia z taką pokorą. Wyglądałeś jak zwykły szczeniak wykonujący rzuconą komendę tylko po to by uszczęśliwić swojego pana! Czy tak zarabiałeś pieniądze, po śmierci Sarazila?!- rzucił ostro jak to wyglądało w jego oczach. - Nie miałeś problemów z tym, że ona się do ciebie zbliżyła i dotknęła, a gdy mi się to zdarzyło, gdy już odpuścił ci paraliż, od razu mnie znienawidziłeś i uciekłeś jak najdalej! Chodzi o to, że to kobieta? A może nadal masz do mnie żal o to co stało się w Thulle?! Odpowiadaj! - zażądał i uderzył wolną pięścią w ścianę, zaraz obok głowy Mitry.
        Mimo że oczy miał nadal niebieskie, wyglądały jakby płonęły, były pełne furii, choć ta jakby zaczęła tracić na intensywności. Aldaren zacisnął zęby i spuścił głowę, by zaraz się cofnąć i odetchnąć głęboko zgarniając do tyłu włosy opadające mu na twarz. Dopiero teraz, gdy ponownie spojrzał na Mitrę jego tęczówki zaczęły przybierać krwistego koloru.
        - Dlaczego tylko ja nie mogłem cię dotykać, zbliżyć się do ciebie? Dlaczego mi nigdy nie zaproponowałeś swojej krwi, pomijając ten jeden raz przed kilkoma dniami gdy zaatakował mnie Zabor. Myślałem, że jestem jedyny. Że jesteś tylko mój. Co chwila mi to powtarzałeś! Więc dlaczego do cholery oddałeś jej swoją krew?! - zapytał i w tym momencie gniew przerodził się po prostu w rozpacz i czyste niezrozumienie. - Cały czas mnie oszukiwałeś prawda? Wszystko co tylko powiedziałeś...było kłamstwem? - dodał cicho jakby nie miał już zupełnie siły. Widać było, że starał się trzymać dystans byleby tylko nie zrobić czegoś głupiego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        O tym, że przeciągnął strunę i naprawdę nie powinien tego teraz załatwiać, Mitra przekonał się dopiero gdy było już za późno. On w przeciwieństwie do Aldarena nie chciał, a wręcz nie mógł czekać. Jego czekanie by zabiło, wpędziło w szaleństwo. Znów by się okaleczał, a tym razem było tak źle, że mogło się to różnie skończyć. Nie by miał się zabić - na samobójstwo póki co nie miał ochoty - ale istniały rany, których nie mógłby w pełni wyleczyć. Utrata władzy w ręce… To byłoby możliwe. Była jeszcze inna opcja: mógł coś zdemolować. Pracownię na dole, salon, kuchnię. Jedno z tych miejsc, gdzie było wiele przedmiotów do zniszczenia. Gdyby stłukł ze dwa tuziny talerzy rzucając nimi o ścianę i meble, mogłoby mu przejść. Ale to było mniej skuteczne niż cięcie się, znacznie bardziej kłopotliwe, no i pewnie wymagałoby pewnie wytłumaczenia się przed Aldarenem. I tu koło się zamykało. Ta rozmowa musiała odbyć się teraz. A że nie miała mieć najspokojniejszego przebiegu… To nie byłaby ich pierwsza kłótnia. Pozostałe jednak nie były chyba tak intensywne, jak ta przed nimi. Czyżby z każdą kolejną miało być gorzej? A może nie będzie kolejnych, bo już nie będą mogli mówić o sobie w liczbie mnogiej…
        - Więc o to… - zaczął ostro Mitra, gdy tylko Aldaren poprawił się co do płci osoby, której ofiarował swoją krew. Nie zamierzał potulnie stać i słuchać litanii ukochanego, ale nie spodziewał się w jaki sposób zostanie zagłuszony. Nie przypuszczał, że skrzypek pchnie go na ścianę i przyciśnie z taką siłą, prawie jakby się nie kontrolował. A może nie prawie tylko w istocie. Mitra nigdy wcześniej go takiego nie widział. Szczerzył się na niego, syczał słowa. Był pewny, że Aldaren nie potrafi taki być, a jednak…
        A później było jeszcze gorzej. Każde kolejne słowo bolało jak cios. W twarz, w brzuch, w splot słoneczny. Jakby wampir go nie trzymał tylko okładał z pasją pięściami. Mitra aż zamarł i patrzył na niego z żalem, niedowierzaniem i strachem. Spróbował się poruszyć i oswobodzić, ale jego uchwyt był wręcz żelazny. Gdzieś w głębi posiadłości poruszyły się manekiny, zaniepokojone nastrojem swojego pana. Panika. Poderwały się wszystkie jak na wezwanie, gdy przestraszony Mitra krzyknął, zasłaniając twarz rękami. Zaraz jednak znowu zamarły, bo on im tak kazał. Na krótką chwilę zerwał zaklęcie, które łączyło go ze służbą, bo to była sprawa tylko między nim a Aldarenem.
        Choć skrzypek żądał odpowiedzi, Mitra nie umiał wydobyć z siebie głosu. Gardło miał zaciśnięte i cały drżał. Bał się i czuł się cholernie zraniony wszystkimi jego podejrzeniami i raniącymi oskarżeniami. Mimo to dał jednak radę podnieść na niego wzrok i co więcej, w jego oczach nie było wcale łez i błagania o przebaczenie, tylko strach i wola walki. Jak u zwierzęcia przypartego do muru. Baranek zagoniony w kąt przez wilka.
        Gdy Aldaren puścił Mitrę, ten lekko zsunął się po ścianie, zaraz jednak odzyskał stabilną pozycję. Krew szumiała mu w uszach, w ustach miał sucho, a serce boleśnie biło w klatce piersiowej. W końcu poczuł, jak do jego oczu napływają gorące łzy, ale nie mrugał, by nie spłynęły na policzki. Patrzył w oczy skrzypka jak zahipnotyzowana przez kobrę mysz. Nie wiedział czego obawiał się bardziej - tej szalejącej zimowej burzy czy czystego ognia czerwonych tęczówek.
        I nagle wszystko ucichło, zamilkło. Aldaren wypowiedział ostatnie pełne żalu i wyrzutu pytania, a Mitra… Nie umiał mu odpowiedzieć. Nadal stał pod ścianą, przyciskając do niej plecy jakby bał się, że gdy się od niej odklei, wampir się na niego rzuci. Zbierał myśli, bo po tej tyradzie był oszołomiony, jakby fizycznie oberwał. Nie wiedział… Nie spodziewał się… Cholera, bolało, i to na naprawdę wielu płaszczyznach.
        - Zrobiłem to dla ciebie - zaczął cicho, nie patrząc na Aldarena. Później słowa popłynęły już same. - Bo nie chciałem, byś musiał rezygnować z tego miejsca, bo wydawało mi się dla ciebie ważne. I… Nie miałem nic, co mogłoby ją przekonać do zmiany zdania. Zrobiłem to dla ciebie - powtórzył żałosnym tonem, podnosząc na niego wzrok na ledwie mgnienie oka. - Ale łatwo przyszło ci dopowiedzenie reszty - dodał z goryczą. - To jaki jestem i jaki byłem. Dobrze wiedzieć, że tak mnie oceniasz… Myślałem, że jednak… Myślałem, że chociaż trochę mnie cenisz. A najpierw dowiedziałem się, że chodzisz za moimi plecami do swojej pięknej przyjaciółki, by pić krew z jej szyi. To dlatego tak szybko zdrowiałeś? Cały czas, gdy powtarzałeś, że mnie kochasz, chodziłeś do niej? Myślisz, że jak się poczułem, gdy się dowiedziałem? Myślałeś, że mnie to nie zabolało? Że nie poczułem się zdradzony? A jednak cholera nadal chciałem dla ciebie dobrze! Zrobiłem to dla ciebie, byś miał miejsce dla siebie, byś nie spalił kolejnego mostu! Zrobiłem to, bo cię kocham! - dodał już krzycząc, bo już od pewnego czasu z każdym zdaniem podnosił głos. Zacisnął pięści w geście nie agresji, a bezradności.
        - A teraz oskarżasz mnie, że jestem zwykłą dziwką! - kontynuował. - Cholera, nawet nie wiesz ile mnie to kosztowało! Ale zrobiłem to dla ciebie! Ale pewnie, łatwiej oskarżyć mnie o łatwe prowadzenie się. Pół Maurii się u mnie stołowało, oczywiście - rzucił jadowicie. - Chciałem uszczęśliwić ciebie, nie ją! Ty byłeś pierwszym, który poznał smak mojej krwi, ale nie proponowałem ci jej już więcej, bo widziałem jak przyjąłeś ten pierwszy raz. Prawie jakbyś chciał mnie opluć! Ale pragnąłem tego, Ren, jak niczego innego! Bo już wtedy, gdy piłeś z mojego nadgarstka, było to dla mnie… wyjątkowe. I tylko ty mogłeś… Zawsze tylko ty się liczyłeś! Kobiety, mężczyźni, wampiry, lisze, cholera wszyscy inni się nie liczyli tylko ty! Łatwo przyszło ci ocenić tę sytuację, ale nie wiesz ile mnie to kosztowało! I nie wiesz jak bardzo chciałem jej się wyrwać, jak bardzo upokorzony się czułem! Ale niech ci będzie, oczywiście, jestem zwykłą szmatą, a przed tobą udawałem, że jestem nietknięty, byś mnie rozpieszczał, tak to sobie tłumacz! Szkoda, że nie zapytałeś nigdy jaka jest prawda! Szkoda, że tak niewiele cię interesowałem, ale gdy przyszło co do czego, wyciągnąłeś takie wnioski! Nie oszukałem cię, Ren! Nigdy nie oszukałem cię w kwestii tego co czuję… I jak ważny dla mnie jesteś… Szkoda, że tak łatwo mnie skreśliłeś.
        Mitra z rezygnacją spuścił wzrok i rozluźnił dłonie. Czekał aż teraz nadejdzie ten ostateczny cios.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Jakoś ciężko było Aldarenowi uwierzyć, że Mitra to rzeczywiście zrobił dla niego. Tak się przecież wcale nie wydawało, poza tym dość często takie tłumaczenia były jedynie tanią wymówką. Wampir nie urodził się wczoraj, wiele podróżował, miał w różnych miejscach wielu znajomych. A przede wszystkim nie był głupi. Takie gadanie było dość często wykorzystywane, właśnie jako mechanizm obronny, próba złagodzenia konfliktu pozornym kierowaniem się dobrem tej drugiej osoby. Z tym oskarżeniem niebianina o luźne prowadzenie się może rzeczywiście popłynął za daleko, ale co miał poradzić jak to tak, a nie inaczej wyglądało? Co miał poradzić na to, że nekromanta mógł z niego jak z otwartej księgi, a wampir tak naprawdę praktycznie nic nie wiedział o niebianinie. Nic mu w ogóle nie mówił, a jak już odpowiadał, to zaraz albo się wściekał, albo obrażał. Jak więc miał z nim normalnie porozmawiać?
        - Jestem wampirem jakbyś nie zauważył, krwiopijcą. Jak sama nazwa wskazuje muszę pić krew by żyć, zwłaszcza gdy jestem ranny! - odpił tę piłeczkę, patrząc hardo na nekromantę, bez wahania podejmując to wyzwanie.
        Śmiało sobie poczynał to fakt, gdyby tak się wydarł na Fausta już dawno oberwałby w twarz, został upokorzony i na kilka najbliższych dni skończyłby w lochu pod zamkiem, by starszy wampir mógł dowieść kto jest panem we włościach Van der Leeuwów.
        Mitra jednak nie był Faustem, pod żadnym względem. Zapewne to przez to Aldaren poczuł, że może z siebie wyrzucić wszystko co go drażniło, nic mu nie groziło ze strony błogosławionego.
        - Tak, to dzięki krwi tak szybko wydobrzałem. Ale nie dzięki krwi wyłącznie Nihimy, bo piłem jeszcze krew Fausta i jeśli chcesz wiedzieć to krew jeszcze kilku innych bezimiennych w swoich drinkach u niej. Jej zawdzięczam jedynie to, że mam łatwiejszą kontrolę nad Xarganem i ten cały syf chwili obecnej - rzucił gorzko.
        W ogóle nie rozumiał o co chodziło Mitrze, przecież sam nawet mu kupił butelkę z krwią, gdy wampir wrócił ze swojej wyprawy. Dlaczego teraz miał o to w ogóle pretensje? Mógł powiedzieć wprost: "przeszkadza mi, że jesteś wampirem, przestań pić krew, bo każdy twój pocałunek nią smakuje". Czy uszanowałby taką decyzję. Owszem. Czy przymierał by głodem, chodził drażliwy, markotny i mogłoby mu siąść na głowę? Zapewne, ale dla Mitry mógłby to zrobić, gdyby tylko powiedział. A tego w ich związku brakowało od początku - jakiejkolwiek porządnej i szczerej rozmowy.
        Zdawać by się mogło, że gniew Aldarena nieco przygasł, jakby zrozumiał, że w sumie tymi swoimi dopowiedzeniami posunął się stanowczo za daleko i powinien przeprosić, albo przynajmniej zakończyć tę poronioną szopkę, ale Mitra powiedział coś co zakuło krwiopijcę.
        - Czyli to cię razi. Że piję krew, tak? W porządku, przestanę. Daj mi tylko przejść i pójść na górę, a zaraz pozbędę się problemu. Jeśli chodzi tylko o to, to będzie nawet łatwiej niż myślałem, wystarczy, wyrwać sobie kły, jeśli tego tak bardzo chcesz! - podsumował złośliwie, w prawdzie nie chciał tego robić, a ta kłótnia dowodziła tylko, że ich związek chyba od początku nie miał sensu, ale jeśli tylko uszczęśliwi tym nekromantę, w porządku. Ten ostatni raz mógłby się poświęcić. Co prawda już i tak wystarczająco krwi i potu dla niego przelał, starając się by było dobrze, ale jak widać to było niewystarczające. Może przynajmniej na sam koniec ich związku będzie tak, że niebianinowi w końcu będzie wszystko w wampirze pasować.
        - I dobrze wiedzieć, że to zawsze ja wszystko psuję. Ile już tych spalonych w moim wykonaniu mostów naliczyłeś? - warknął oburzony. W sumie nie powinien się o to tak bardzo czepiać, bo przecież pójście do Nihimy było przez niego, ale przecież jak to Mitra sam wcześniej powiedział, Aldaren zawsze potrafił sam wszystko po tym naprawić.
        Chciał jeszcze coś dodać, dorzucić swoje dwa złote gryfy, by nie być Mitrze dłużnym w tej słownej batalii, ale wtedy nekromanta znów przejął inicjatywę i skrzypka... po prostu zamurowało. Mitra do niego mówił, ale wampir go w ogóle nie rozumiał, jakby ten co najmniej mówił w innym, nieznanym dotąd ludzkości języku. Jak to przyjął jego krew, tak jakby chciał go opluć? Zdawało mu się, że wyjaśnił niebianinowi, że jego krew była dla skrzypka niczym ambrozja. Skąd więc takie przypuszczenia?
        Mitra mówił, a Aldaren kurczył się jeszcze bardziej. W pewnym momencie zamroczony, patrząc na niebianina niczym na ducha, cofnął się jakby dostał obuchem prosto w twarz i to od samego nordyjczyka. Zrobiło mu się słabo i choć bez trudu ustał na nogach bez żadnej pomocy, choćby w postaci ściany pod plecami, zawiesił bezwładnie głowę na pierś.
        - Nie zapytałem, bo cię szanowałem. Widziałem, że to dla ciebie trudne doświadczenia, więc nie chciałem cię zmuszać do przypomnienia sobie. Nie chciałem cię ranić... - powiedział cicho, niemalże pod nosem jakby do samego siebie i zacisnął mocno zęby, tak, że lekko zranił jednym kłem swoją wargę. Zacisnął pięści i widać było jak drżał, zaraz jednak zamarł, zastygł w bez ruchu jakby był jedynie martwa kukłą na sznurkach. Jakby spuszczono z niego powietrze.
        - Masz zupełną rację - mruknął nie podnosząc głowy. - Tak łatwo cię skreśliłem, bo błędnie oceniłeś, że jest mi do życia i pełni szczęścia potrzebne coś więcej niż ty. Myślałem, że to w końcu zrozumiałeś, ale widzę, że się pomyliłem. Bez wahania oddałeś swoją krew, bym mógł mieć wstęp do jakiejś tam miernej karczmy dla nieumarłych. Jak rozumiem myślałeś, że tam znajdę swój azyl gdy ciebie już nie będzie? - zapytał i w końcu spojrzał nekromantę.
         Gniewu już prawie w nim nie było, oczy znów przybrały barwę lazuru, lecz takiego, nad którym zebrały się ciężkie deszczowe chmury. Był zawiedziony tym co sobie uświadomił. Był zawiedziony tym, że Mitra mu prawdopodobnie nigdy nie wierzył, gdy tylko wampir mu mówił, że to nekromanta jest jedynym sensem jego egzystencji i nie będzie na świecie miejsca dla krwiopijcy, gdy niebianina zabraknie. Aldaren naprawdę nie wyobrażał sobie życia bez błogosławionego u boku.
        - Właśnie mi pokazałeś jak ważny dla ciebie jestem... - mruknął niemal załamującym się głosem i znów spuścił głowę.
        Nie chciał by to tak wyglądało. Nie chciał stracić ukochanego, ale ilekroć blondyn mówił, że wszystko co robił, robił dla skrzypka i jak ważny on dla niego był, za każdym razem Aldaren widział przed oczami ten straszny obraz jak Mitra oddaje Nihimie swoją krew. To wspomnienie... było nawet bardziej bolesne niż to jak Faust się nad nim znęcał przez te setki lat. Jeśli to się miało i tak skończyć... Przynajmniej dopilnuje by Mitra już zawsze mógł się czuć bezpieczny. I zemści się odpowiednio na Nihimie. Zamierzał zabrać ją razem z sobą do piekła.
        W smętnych oczach lśniły mu łzy, ale ani jedna z nich nie wypłynęła. Założył z powrotem na siebie swój płaszcz, lecz nie wyszedł. Jeszcze nie.
        Minął Mitrę i udał się do kuchni gdzie szybko odnalazł główkę czosnku niezgody z wcześniej, nie zważając na mdłości i to jak cholernie parzył mu dłoń, schował go do kieszeni przemoczonego okrycia i zawrócił w stronę wyjścia.
        Zatrzymał się w salonie między stołem i kanapą i spojrzał na blondyna. Sięgnął do drugiej kieszeni, z której po chwili wyjął niewielkie, obite miękką i kosztowną tkaniną pudełeczko z misterną bransoletką ze smoczej kości i łuski w środku, której magiczne właściwości można było zobaczyć niemal gołym okiem nawet pomimo tego, że była w pudełku. Po środku, na metalowej blaszce, niemal srebrnej widniał herb rodziny van der Leeuwów, ten sam który Aldaren miał wyszyty choćby na ramieniu swojego płaszcza - różę, której łodyga po obu stronach miała skrzydła nietoperza, a opadający płatek przypominał bardziej kroplę krwi. Uniósł lekko dłoń z pudełeczkiem by niebianin mógł je dostrzec i ostrożnie położył je na stole.
        - Chciałem ci dać ją wcześniej, ale nie było okazji, a teraz nie będzie jej już tym bardziej. Dzięki niej będziesz bezpieczny w tym mieście, nikt o złych zamiarach cię już więcej nie tknie, a wampiry nie będą w stanie się do ciebie zbliżyć. Wiem, że wszystko jak zwykle schrzaniłem i choć bardzo się przez cały czas starałem tego nie robić, to mimo wszystko jedynie raniłem. Wiem, że pewnie niewiele to już w tej chwili znaczy, ale kocham cię i przepraszam. Jestem zarozumiały, więc wybacz, ale mam tylko jedną prośbę. Nie idź jutro do "Trupiej Główki", nie będzie to miało sensu - mruknął jałowo, nawet nie silił się by posłać mu ten swój klasyczny uśmiech pod tytułem, że wszystko będzie dobrze.
        Postukał jeszcze tylko palcem lekko w wieczko, jakby się jeszcze wahał, po czym westchnął ciężko i się poruszył, by kontynuować wędrówkę do drzwi, za którymi stał Xargan zwabiony pod dom nekromanty silnymi i niezbyt pozytywnymi emocjami, które targały jego panem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Nie odwracaj kota ogonem! - wściekł się Mitra. - Naprawdę myślisz, że chodzi mi o picie krwi? Poważnie?! Cholera słuchaj jak do ciebie mówię! Nie chodziło o krew, chodziło o to, że chodziłeś DO NIEJ, nic mi nie mówiąc! Zastanów się jak to wygląda, gdy spotykasz się z piękną kobietą za moimi plecami! Że robisz z nią coś… Niech cię szlag, Ren, nie rozumiesz, że jestem zazdrosny?! Bo ona jest idealna, a ja… Jestem tylko materiałem na maskotkę? - dokończył, posiłkując się jej określeniem.
        Był zły i rozgoryczony - Aldaren naprawdę uważał go za tak małostkowego? Uważał, że przeszkadza mu picie krwi? O co mu w ogóle chodziło, skąd takie wnioski, ten brak logiki? Sam tyle razy nalewał mu krwi do kieliszka, sam go poczęstował swoją krwią, dbał o to, by była w ich wspólnych posiłkach… Dobrze, wampir nie wiedział jak bardzo kręciło go to, by być przez niego pokąsanym, ale nawet pomijając to dał mu już chyba dość dowodów, że akurat posilanie się krwią mu nie przeszkadza. A on uparcie wyłuskał sobie z jego wypowiedzi tylko tę część. Nie to, że zataił spotkania z wampirzycą, tylko że pił krew.
        - Nie, nie o to chodzi! - wrzasnął, gdy skrzypek po raz kolejny wytknął mu ten niby wstręt do posilania się wampirów. Zastąpił mu drogę. - Nawet niech ci to do głowy nie przyjdzie! Nie razi mnie krew, razi mnie ONA!
        I mówiąc to Mitra wykonał gwałtowny ruch ręką w stronę drzwi, jakby tuż za progiem stała wampirzyca, przez którą wyniknął cały ten spór.
        I kolejny cios w tym samym stylu - przekręcanie jego słów. Mitra naprawdę zaczął tracić cierpliwość do tej taktyki i niewiele brakowało, by ją ukochanemu wytknął. To o mostach jednak przełknął, bo sam jeszcze nie skończył. Nie spodziewał się jednak, że jego słowa będą tymi, które zakończą ten akt ich tragedii. Wiedział, że to co mówił było bolesne, ale jego samego bolało to pewnie równie mocno, co Aldarena. Tylko on zmagał się z tym już znacznie dłużej. Więc może przez nagromadzenie wszystkiego w jednej chwili wampir nagle tak zmarniał? Błogosławiony miał czas, by to przetrawić, a na jego ukochanego ta świadomość spadła w jednej chwili.
        - To mi już mówiłeś - przyznał, bo faktycznie pewnego wieczoru skrzypek wspomniał, że chciałby znać jego przeszłość, ale boi się pytać. On zaś przyznał, że kiedyś to opowie. Lecz Aldaren nie pytał nigdy o nic. Nie zapytał co nekromanta robił przez ten miesiąc ich rozłąki. Nie interesował się nad czym pracuje. Nie pytał gdzie wychodzi. Tak po prostu wszystko przyjmował jakby bez zainteresowania. Być może nie o wszystkim Mitra by mu powiedział, być może czasami było mu na rękę, że ukochany nie dopytywał, ale gdy takich sytuacji zebrało się więcej, poczuł się nagle… Po prostu nieważny. Przez to uszła z niego cała siła i dopadła go rezygnacja. A kolejne słowa Aldarena były dla niego naprawdę jak ostateczny cios. Aż musiał się mocniej zaprzeć o ścianę, bo zrobiło mu się słabo. Głęboko nabrał tchu, spojrzał na ukochanego. Ich spojrzenia na moment się spotkały, w obu widać było żal i niedowierzanie.
        - Ren, co… - jęknął, bo nie rozumiał co on miał na myśli. Jak pokazał jak ważny dla niego jest? Co zrobił? Co powiedział? I dlaczego to wcale nie brzmiało tak jak powinno? Raniło, a nie brzmiało jak wyznanie o wyjątkowości. Jakby… Skrzypek nim pogardzał.

        Mitra był już zupełnie zdezorientowany. Aldaren krążył po domu jakby faktycznie zbierał się do wyjścia, ale nie odwiedzał wcale tych pomieszczeń, które powinien. Nie poszedł do swojego pokoju ani do ich sypialni, tylko kuchnia i salon… Czego on szukał w kuchni? Wrócił z niej dość szybko, ale po co tam w ogóle poszedł? Już ten salon miał więcej sensu, chociaż tam też niczego raczej nie zostawił, co wymagało zabrania przed…
        Cholera, to się nie działo. Nie, niemożliwe. Aldaren naprawdę chciał wyjść? Chciał wyjść i dokąd pójść? Zostawić go? Nie, niemożliwe. ”Błagam, nie”, skamlał w duchu Mitra, ale był tak przerażony, że gardło mu się zacisnęło, przed oczami zrobiło się ciemno i przez moment walczył by nie zemdleć, a nie żeby zatrzymać skrzypka przed odejściem. Jakimś cudem zebrał się w końcu w sobie i zerknął za nim do pokoju. Wszedł niepewnie i jeszcze bardziej niepewnie się zbliżył, zerkając ostrożnie co jego ukochany robił.
        - Ren… - szepnął. A raczej tylko poruszył wargami, bo głos odmówił mu współpracy. Był ściśnięty tak jak cała jego klatka piersiowa. Bolało go serce, miał problemy z oddychaniem, a co dopiero z mówieniem. Aldaren za to nie miał tego problemu. Wyjaśnił właściwości czegoś, co znajdowało się w pudełku - prezentu, który wyglądał na coś bardzo wyszukanego, ale czego wartości Mitra nie był w stanie w pełni docenić. A później powiedział coś… Tak naprawdę nic konkretnego, ale błogosławiony domyślił się, że to pożegnanie. Podniósł utkwiony do tej pory w pudełeczku wzrok na ukochanego. W jego oczach widać było strach, niedowierzanie, błaganie “proszę, nie”. To się nie działo, on się nie żegnał. On nie… Nie, niemożliwe, cholera jasna, nie!
        Ale to działo się naprawdę. Aldaren zostawił na stole pudełeczko z jakimś prezentem i chciał odejść. I Mitra był pewien, że tym razem to będzie na zawsze. Chwilę stał w miejscu jak sparaliżowany. Pozwolił, by skrzypek go minął, choć gdy to nastąpiło, ból, który przeżyło jego serce, prawie wyrwał z jego ust jęk męki. Nekromanta to jednak zwalczył… A później odzyskał władzę nad sobą. Dwoma długimi krokami podszedł do stołu i szybko sięgnął pudełeczko. Nie otworzył go jednak, nawet mu się nie przyjrzał. Płynnym ruchem obrócił się i mocno rzucił prezentem. Trafił Aldarena w głowę.
        - W dupę sobie wsadź wszelkie talizmany i swoje prośby! - krzyknął, gwałtownie podążając w ślad za pudełkiem. Gwałtownie dopadł do Aldarena i złapał go za połę płaszcza. - Bez ciebie nie będzie się liczyło już nic! Żadne moje bezpieczeństwo, żadna cholerna wampirzyca i jej pieprzona karczma! To ty byłeś sensem mojego życia, tą jedyną, wyjątkową motywacją, dla której chciałem żyć, chciałem się zmienić i być lepszym człowiekiem. To dla ciebie starałem się walczyć z tym co mnie dręczyło. Dzięki tobie uwierzyłem, że na tym świecie naprawdę istnieje szczęście i te dni były naprawdę najszczęśliwsze w moim życiu. Jeśli wyjdziesz… Jeśli zamierzasz zniknąć z mojego życia… To zabierzesz je ze sobą. Bo bez ciebie nie będzie miało najmniejszego sensu.
        Mitra wydał z siebie jęk, z początku dziwny i niezrozumiały - tym bardziej, że opuścił głowę i nie było widać jego twarzy - ale po chwili już wszystko było jasne. Puściły mu nerwy - rozpłakał się, a ten dźwięk to było łkanie. Zasłonił oczy dłonią, ale szybko się pozbierał, by ponownie móc spojrzeć na Aldarena.
        - Przepraszam cię, Ren. Przepraszam, że… nie potrafiłem być dla ciebie choć w części tak wyjątkowy jak ty dla mnie… Kocham cię, Ren, nie chciałem cię zranić. Do końca życia będę cię kochał i naprawdę kochałem cię przez ten cały czas. Naprawdę jesteś jedyny i wyjątkowy, najważniejszy… ukochany.
        Mitra otarł policzki rękawem. Nie liczył, że jego słowa cokolwiek dadzą. Puścił jego płaszcz i westchnął ciężko, patrząc gdzieś w bok. Był pewny, że Aldaren teraz odejdzie tak jak zamierzał, bo Mitra spalił ten most. To prawie złamało mu serce.
        - Nie, nie potrafię... - jęknął w końcu. - Ren, błagam... Nie odchodź. Błagam nie zostawiaj mnie.
        Wydawało mu się, że będzie twardszy. Wydawało mu się, że będzie inaczej. Znowu jednak wróciła sytuacja z rana. Znowu błagał, by wampir go nie zostawiał. Rano była to jednak kwestia złych snów i podłego nastroju, dało się to załagodzić. Teraz jednak...
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Gdybyś mi wierzył, od samego początku wiedział byś, że ONA nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Była tylko jedzeniem. Jedynym wampirem czystej krwi, z którego mogłem się posilić po śmierci Fausta! Niczym więcej! Ale ty musiałeś sobie coś ubzdurać. Musiałeś oddać swoją krew tej ubojnej świni! - rzucił ostro skoro to ten fakt tak bardzo mierził Mitrę.
        Może i kiedyś rzeczywiście przychodził do Nihimy miło spędzić czas i wygadać się z tego co mu na sercu leżało, ale dni już dawno minęły. Od jakiegoś czasu... od tamtej epidemii i śmierci Tivy, Nihima była jedynie pożywieniem. Ciepłym i świeżym substytutem krwi Fausta, może nieco gorszej jakości i przez to miej wartościowym pod względem mocy, ale zawsze było to coś lepszego niż jakiś podrzędny wampir, niż jakaś butelkowana krew. W sumie wszystko to i tak było dużo lepsze niż picie z Mitry. Umarłby z rozpaczy, gdyby dziś z rana to Mitra był niemal u bram śmierci po posileniu się wampira. Cały czas wyłącznie dla jego bezpieczeństwa do niej chodził. Dlaczego nekromanta nie umiał tego w końcu zrozumieć?!
        Rzucenie przez Mitrem pomysłem, że mógłby być jedynie maskotką, było dla Aldarena bardziej bolesne, niż ostatni atak ze strony Zabora, po którym ledwo uszedł z życiem. Czy on naprawdę myślał, że dla wampira był jedynie uroczym zwierzątkiem? Czy naprawdę chciał popchnąć kłótnię w tę stronę i jasno skrzypkowi wyperswadować, że nieumarły był taki sam jak jego mistrz? A tak uparcie chciał się kłócić z Nihimą, że ona nie ma racji, gdy powiedziała, że Aldaren i Faust niewiele się różnią. Czyżby był tylko zwykłym hipokrytą, kłamcą i obłudnikiem? Wszystko co mówił na to by wskazywało.
        Miał już tego wszystkiego dosyć. Był zmęczony, wściekły i głodny. W tym momencie zrozumiał dlaczego Faust z taką nostalgią wspominał czas przed Traktatem, bo wtedy mógł po prostu pójść sobie do wioski pod Maurią, wyrżnąć w pień połowę mieszkańców, a druga połowę zmienić w swoje sługi i nikt go za to nie gonił. Prawo było po stronie wampirów, to oni byli prawem. Bogami tych ziem decydującymi o życiu i śmierci, a teraz za zwykłą szarpaninę wampira ze śmiertelnikiem, nieumarły mógł trafić za kratki jako ten silniejszy i potencjalne zagrożenie. Przecież paradoksem byłoby nazwać wampira ofiarą.
        Aldaren przyjął do swojej wiadomości ostatnie ciosy wymierzone przez Mitrę i nie mając innego wyjścia, po prostu się ubrał jak do wyjścia. W końcu nie miałoby sensu pozostanie pod jednym dachem z kimś kto cię szczerze nienawidził i nawet odrobinę ci nie ufał. A przepraszać nie było sensu. Nic by to nie zmieniło. Tak jak mówiła Nihima, to ty były tylko puste słowa. I tak robił Mitrze przysługę, że chciał zakończyć tę kłótnię, a wraz z nią wszystkie problemy Mitry, odnoszące się bezpośrednio do wampira.

        Gdy był w salonie, w ogóle nie podejrzewał, że Mitra będzie chciał się dalej kłócić i powstrzymać wampira przed odejściem. Przecież przed chwilą padło tyle ostrych słów i to z obu stron, a mimo to Mitra nadal...
        - Auć - burknął wampir zatrzymując się, gdy rzucone w niego pudełko z bransoletką odbiło mu się od głowy i połamało się o ziemię wyrzucając z siebie prezent jaki Aldaren chciał mu ofiarować.
        Wampir spojrzał gorzko na zniszczony podarunek. Co prawda nie sądził, że Mitra go w ogóle doceni, ale nie spodziewał się też, że nekromanta nie będzie chciał nawet na to spojrzeć. Krzyk niebianina został w pełni zagłuszony przez żal jaki rozsadzał serce nieumarłego, a samo bycie pociągniętym za materiał ubrania zaskoczyło skrzypka na tyle by ten zerknął za siebie, by kazać blondynowi puścić jego płaszcz i... to był jego błąd.
        Widok Mitry nie tylko odebrał mu mowę, ale również poważnie zaniepokoił. Jeszcze nigdy nie widział ukochanego w takim stanie, a jego łkanie... Nikt nie byłby w stanie tego znieść. Wydawało się jakby nekromanta całkiem się załamał, jakby po tej rozpaczy miał zaraz umrzeć na oczach wampira, a ten nie mógłby w żaden sposób temu zapobiec. Aldaren był rozdarty i bezradny. Jeszcze przed chwilą nic by go nie powstrzymało przed odejściem, a teraz... naprawdę nie był tego pewny.
        - Cały czas chciałem dla ciebie jak najlepiej. Wszystko co robiłem robiłem, byś by bezpieczny i szczęśliwy - mruknął nadal stojąc plecami do nekromanty. - Dlaczego mimo wszytko tak to się skończyło? Do cholery, o co ci chodzi Mitra?!
        Nie chciał znów wybuchnąć, ale przez te łzy, przez własne rozdarcie i bezradność nie był w stanie zapanować na emocjami. Zacisnął zęby i zgarnął włosy z oczu, odetchnął głęboko postępując o krok w przód by móc się przy tym odwrócić w stronę nekromanty. Nie zwrócił uwagi, że nadepnął przy tym na swój własny prezent. W sumie i tak nie miało to, żadnego znaczenia skoro Mitra go nie chciał. Poza tym smocze kości i tak były wytrzymałe, więc tak szczerze to niewiele się tej nędznej błyskotce stało.
        - Cały czas kazałeś mi mówić o wszystkim co drażniło mi wątrobę, za każdym razem się wściekałeś jak nic nie mówiłem, a ty mi nigdy nawet słowem nie wspomniałeś co cię dręczy. Jeśli myślałeś, że będę się starał siłą wydobyć z ciebie co jest nie tak, to się pomyliłeś. Nie jestem jak Faust! Nie wiem czy Sarazilowi musiałeś się tak zwierzać, ale ja na pewno nigdy bym cię nie zmusił do mówienia czegoś, o czym nie miałeś ochoty rozmawiać. Cholera, Mitra ufałem ci! Za każdym razem miałem nadzieję, że gdyby było coś nie tak, na pewno byś mi powiedział. Bo sam tego ode mnie oczekiwałeś. Bo tak robią, choćby przyjaciele - zwierzają się sobie ze swoich problemów - znów zacisnął w gniewie zęby i przeczesał włosy palcami.
        - Do diabła, Mitra! Ja kompletnie nic o tobie nie wiem, podczas gdy ty znasz niemalże całą moją historię, wraz z tymi epizodami, o których nie wiedzieli moi starzy przyjaciele od kilkuset lat. Pozbędę się Nihimy i całego jej burdelu, a wraz z nią i siebie jeśli to ci tak bardzo przeszkadza, ale to i tak nie zmieni faktu, że nic o tobie nie wiem. Że ty sam z siebie mi nigdy nic nie powiesz! Jeśli tak ma to wyglądać, to powiedz co robił Sarazil byś mu cokolwiek powiedział, a to zrobię! - rzucił dość ostro, ale był sfrustrowany.
        Cały czas między nimi dochodziło do kłótni, bo Aldaren nic nie mówił, a gdy w końcu zaczął, znów jest awantura i to z tego samego powodu, tyle że tym razem to Mitra milczał jak grób. Ciężko mu było przełknąć dumę? A może bał się reakcji Aldarena i tego co wampir sobie o nim pomyśli? Cokolwiek to było, jasno dowiodło o tym jak bardzo Mitra mu ufał i to przez ten cały czas.
        - Masz mi jeszcze coś do powiedzenia, do zarzucenia? - zapytał prowokacyjnie, stając z założonymi na piersi rękoma i burzowym spojrzeniem lazurowych oczu jakby rzucał mu wyzwanie. Chciał wiedzieć o wszystkim co mierziło Mitrę, wszystko co go w wampirze drażniło, chociaż tyle się nieumarłemu należało, nawet gdyby to miały być ostre jak osikowe kołki słowa.
        Chciał się pozbyć ostatnich wątpliwości przed odejściem, chciał dostać jednoznaczny powód by móc w końcu uwolnić od siebie Mitrę raz na zawsze. Bo prawda była taka, że nie chciał go opuszczać, nawet jeśli po tym wszystkim miałby się cofnąć do punku wyjścia, nawet gdyby miał się zaraz obudzić i od początku przechodzić przez to całe piekło związane z ich wyprawą do Thulle i tym, co było chwilę przed tym nim przybył do zamczyska. Jak naiwnie by chciał, by ta ich cała kłótnia okazała się jedynie kolejnym koszmarem, jeszcze gorszym niż ten jaki miał zeszłej nocy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jedno małe, malutkie zwycięstwo. Aldaren nie wyszedł. Jeszcze. A nawet odwrócił się w stronę Mitry, jakby być może chciał go wysłuchać. Miał szansę, musiał jej nie zmarnować, bo gdyby teraz wampir ponownie skierował się do wyjścia, chyba nie dałoby się go już zatrzymać. Wybuch skrzypka sprawił jednak, że nekromanta cofnął się. Fakt, to wszystko było jego winą. Jego i jego fanaberii, jego szalonych, chorych myśli. Tego wstydu i strachu, który kierował całym jego dorosłym życiem. Słowa skrzypka były boleśnie prawdziwe. Było w nich też wiele słów, które zwyczajnie raniły - jak nieustanne wspominanie nieżyjącego Aresterry - ale sam sens był czystą prawdą. Mitra może nie oszukiwał ukochanego, ale nic mu nie mówił. Czy… Miał szansę to jeszcze naprawić? Ale jak? Stał przed Aldarenem wyraźnie stremowany i zagubiony. Widać było, że był w rozterce, bo przestępował nerwowo z nogi na nogę i uciekał wzrokiem w różne strony, wykonywał nerwowe gesty, przygryzał wargi i zaciskał powieki.
        - Sarazil nigdy nie zmuszał mnie do zwierzeń - mruknął. - Nie obchodziły go moja przeszłość, moje uczucia… Było mu na rękę, gdy nic nie mówiłem…
        Westchnął z ciężkim sercem, nadal patrząc gdzieś w bok i wyłamując sobie palce raz za razem w nerwowym geście. W końcu westchnął po raz kolejny, łypnął krótko na Aldarena jakby upewniał się, czy ten nadal tam stoi, po czym zacisnął wargi i spuścił wzrok.
        - Nikomu nigdy nie mówiłem o sobie… To silniejsze ode mnie… - usprawiedliwił się. Kolejne westchnięcie brzmiało raczej jak nabranie tchu. Otarł rękawem ostatnie łzy, postąpił pół kroku do przodu, tak jak robił w chwilach, gdy chciał zostać przytulony przez ukochanego, choć tym razem tego nie oczekiwał, nie miał złudzeń. Aldaren pewnie nie będzie chciał go tknąć po tej kłótni. Jednakże nekromanta uznał, że faktycznie zbyt długo zwlekał z powiedzeniem prawdy o sobie i jeśli nawet ma to w niczym nie pomóc, niech jego ukochany zna prawdę. Od początku do końca.
        - Nie pamiętam najwcześniejszych lat mojego dzieciństwa - przyznał na początek cicho. - Nawet nie do końca wiem ile mam lat. Pamiętam, że wychowywałem się w lazarecie, przypuszczalnie moja matka tam skonała, a ja po prostu zostałem, trauma sprawiła, że zapomniałem co było wcześniej… Wychowywałem się wśród felczerów, pomagałem im w ich pracy i oczywiście w ten sposób uczyłem się też fachu. Kiedyś miałem do nich dołączyć… W sumie to stopniowo właśnie tak się działo. Byłem nastolatkiem, gdy zacząłem brać udział w zabiegach w rzeźni, najpierw jako instrumentariusz i sprzątacz, a później powoli jako felczer. Było… brutalnie i krwawo, ale to dawało mi perspektywy, dawało zawód i możliwości… - Westchnął, jakby jasno sygnalizował, że tu kończyła się ta przyjemna część jego historii. Podjął.
        - Miałem jakieś szesnaście lat, gdy nasze wojska przegrały i zostały rozbite. Wróg wdarł się do obozu i do lazaretu. Nie uszanował żadnych umów ani konwencji, naruszył naszą nietykalność. Kazali lekarzom odstąpić od łóżek pacjentów, dobijano rannych i chorych i mordowano tych lekarzy, którzy się sprzeciwili. Ja nie odszedłem od stołu - nie mogłem przerwać, bo pacjent by tego nie przeżył, miał otwarty brzuch… Jeden z nich mnie dopadł, odepchnął. Zagroził, że poderżnie mi gardło moim własnym skalpelem. Pewnie by to zrobił, ale… Podniosłem na niego wzrok, bo chciałem mu pokazać, że się go nie boję… I to był chyba mój błąd? Bo dojrzałem wtedy, jak wyraz jego twarzy się zmienił. Odpuścił z mordowaniem mnie, zamiast tego rzucił mnie na ziemię i zaczął rozbierać… I tak nie miałem z nim szans, ale jeszcze dołączyło kilku jego kumpli. Miałem to… szczęście? Chyba… Jeden z nich rozpoznał skrzydła na moich plecach, dodał dwa do dwóch. Mój wiek i rasę, uznał, że na pewno jestem jeszcze prawiczkiem, a za takiego by sporo dostali. Czarnoksiężnicy i luksusowe burdele dałyby fortunę za nieskalanego niebianina z gładką buźką. Wzięto mnie do niewoli. Ale moje cenne nieskalanie nie oznaczało, że nie mogli mi… Jest wiele sposobów, by wykorzystać, ale nie naruszyć cnoty.
        Mitra mówiąc w zupełnie nieprzytomny sposób, prawie jakby lunatykował, zaczął chodzić po pokoju. Gdy dotarł do historii o swojej niewoli stanął akurat obok kanapy. Ciężko na niej usiadł, oparł łokcie na udach i zwiesił głowę. Kontynuował.
        - Było takich trzech, którym wyjątkowo przypadłem do gustu. Co noc przychodzili i zabierali mnie z wozu. Czasami ktoś im towarzyszył. Nie mogli przepuścić temu, że mieli aniołka na własność, że mogli ze mną robić prawie wszystko, co im przyszło na myśl. Bylebym zachował cnotę. Robili… Ja… Miałem ich wszędzie: w ustach, rękach, między nogami… Czasami jednego, czasem dwóch… Jednemu z nich i to było mało. By jego dowódca go nie wykastrował za pozbawienie mnie wartości, brał jeszcze jednego chłopaka z wozu. Byłem wtedy między nimi, by mógł patrzeć na mnie i mnie dotykać, ale jego… Rozumiesz? Nie wiem ile to trwało. Tygodnie, może miesiące. Chcieli dojechać do miejsca, gdzie sprzedadzą mnie z większym zyskiem. Nie wiem czy był on faktycznie tak duży jak się spodziewali, ale sprzedano mnie na pierwszym targu. Później… Było lepiej? Sam nie wiem. Wydawało mi się, że moja nowa pani chciała zrobić ze mnie sługę, lecz… To była siostra Sarazila, obracała się w podobnym towarzystwie co i on. Często robiła sobie ze mnie wabik. Wpychała mnie w ramiona osób, od których chciała coś zyskać, a potem zabierała, bym nie stracił na wartości. Czasami po to by ich szantażować, a czasami tylko po to by zdekoncentrować. Była sprawną manipulantką, nie miałem za wiele do dyskusji. A później podarowała mnie bratu. Wiesz jaki był Sarazil… Nigdy mnie nie pożądał, nie seksualnie. Lecz fascynowałem go, moje ciało go fascynowało. Często dotykał mnie z zaskoczenia w sposób, którego sobie nie życzyłem. Wsuwał mi dłoń pod koszulę, szczególnie na plecach, jakby spodziewał się, że poczuje pod palcami moje skrzydła. Często żądał, bym je pokazał. Jemu albo jego gościom. Lubił się chwalić tym, że mnie ma, a nie istniał lepszy sposób na udowodnienie mojego pochodzenia niż właśnie pokazanie skrzydeł. Mogłem się sprzeciwiać, ale wtedy… Kukły są silne, bez problemu mogły mnie utrzymać. Więc walka była bezcelowa. Niby nic nie wynikało z tych pokazów, ale jednak… Czułem się jak przedmiot. I te spojrzenia… Czy jego, czy jego gości. Patrzyli na mnie, a ja czułem w tych spojrzeniach ich dotyk. Gdybym nie był czujny, nie wiem, może… Miałem wiele propozycji. Naprawdę wiele. Gdybym miał dobry zmysł do interesów, mógłbym podpisać jeden z najlepszych Paktów w historii tego miasta. Ale ja tego tak bardzo nie chciałem, bo czułem, że to są resztki mojego człowieczeństwa, że to są te resztki godności, które mi zostały… Niektórzy próbowali wpłynąć na mnie poprzez Sarazila, jakby on mógł mnie do tego zmusić, jak ojciec krnąbrną pannę do małżeństwa. Ale on był zazdrosny, chciał mieć mnie na własność, pokazywać, ale nie udostępniać. To nie była kwestia mojego zdrowia czy bezpieczeństwa, bo gdyby mu na tym zależało, nie doszłoby do tego, że noszę maskę… On po prostu nie chciał się dzielić, jak dziecko zabawką. To, że się staczałem… Nie obchodziło go. Najważniejsze, że ja i moja… Moje ciało należały do niego.
        Kolejne głębokie westchnienie. Mitrze ciężko było opowiadać o tej przeszłości i było to słychać w jego słabnącym głosie. Ton miał jednak zdeterminowany - męczył się, ale chciał to doprowadzić do końca. Cały czas nerwowo skubał palce.
        - Po jego śmierci znowu się zaczęło. Wielu chciało zaopiekować się biednym sierotą, choć byłem wtedy już przecież dorosłym mężczyzną. Próbowano jednak wykorzystać moją samotność, by być może wciągnąć mnie na jeden z dworów. Nie zgodziłem się. Zerwałem wtedy wiele starych przyjaźni ojca, bo wiedziałem, że gdy tego nie zrobię, oni mnie w końcu podejdą i zmuszą. Byłem sam… Wolałem być sam, by nie musieć się bać. Ale już i tak… Ren, to co o mnie wiesz to nie wszystko - zaznaczył Mitra, nim wyciągnął kolejną bolesną kartę ze swojej kolekcji. - To nie tylko maska, to nie tylko to, że boję się dotyku… Okaleczam się. Nieustannie od jakiś… Trzydziestu lat. Tnę się, bo ból to czasami jedyny sposób, bym nie zwariował, by jakoś… Razem z krwią z ran wypływa to wszystko ze mnie, uspokajam się. Później bywa, że sam siebie nienawidzę, ale to zdarza się rzadko. Rzadko przez cięcie. Bo nienawidzę przede wszystkim swojego ciała. Nie mogę patrzeć na siebie zbyt długo, bo mam ochotę zedrzeć z siebie skórę. Tak, w tę stronę działa to częściej. Jeśli zbyt długo na siebie patrzę, zaczynam się ciąć, by jakoś… Ukarać to ciało. Bo wszystko, wszystko co mnie spotkało, zdarzyło się przez to jak wyglądam. Ja nigdy… Choć sam nie wiem. Może to jednak moja wina, to ja na siebie to wszystko sprowadziłem. Nie chciałem ci tego mówić, bo myślałem, że to zwalczę. Że dla ciebie przestanę się ciąć. I że nie będę musiał ci o tym mówić. Bałem się… Wiem, że to nie jest normalne. I wiem, Ren, że jestem cholernie słaby i taki żałosny… Nie spotkał mnie nawet ułamek tego, przez co ty musiałeś przejść, ale stoczyłem się na samo dno, z którego nie potrafię się wydostać. Poddałem się swoim fobiom, straciłem kontrolę… Jestem słaby. I boję się nieustannie…
        Choć Mitra chciał dalej mówić, na tym poprzestał. Gardło mu się zacisnęło z żalu i strachu. Bo chciał dodać, że w tej chwili boi się znowu zostać sam. Gdy jednak próbował to ubrać w te słowa, nie umiał ich z siebie wydobyć, w końcu więc przeszedł dalej.
        - To… Wszystko. Cała moja historia. Nigdy nikomu przed tobą się nie oddałem. Nigdy nikogo nie miałem, nigdy nikogo nie kochałem. Jesteś naprawdę pierwszy, który do mnie dotarł. Pierwszy, przed którym się otworzyłem. I pierwszy, dla którego chciałem coś znaczyć. Dlatego tak bardzo wstydziłem się powiedzieć o tym jak bardzo niewartościowy jestem.
        Po tym ostatnim zdaniu Mitra wręcz skulił się w sobie - podciągnął lekko kolana i pochylił się. Teraz mógł tylko czekać na reakcję Aldarena i mieć nadzieję, że ten obejdzie się z nim łagodnie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Od uderzenia twardym pudełkiem, nadal pobolewała go głowa i mógł dać sobie kły wyrwać, że będzie miał tam teraz guza. Zapewne gdy zniknie ból za kilka minut i po tym obrażeniu nie zostanie śladu, ale na razie bolało. Co prawda nie tak mocno jak krwawiące, rozdarte na strzępy serce, ale to pulsujące uczucie było wręcz nie do zniesienia, wystarczyło więc, by wraz z tym całym napięciem wiszącym wokół pokłóconych mężczyzn, Aldaren znów się rozzłościł. Miał chyba ku temu powody, prawda? Między innymi przez to właśnie tak ostro zażądał od Mitry wyjaśnień. Zaraz jednak był na siebie zły, że tak się uniósł, ale mimo wszystko dał nekromancie szansę.
        Aldaren nie skomentował odpowiedzi odnośnie zwierzania się Sarazilowi, a raczej braku tego i powstrzymał się od głośnego westchnięcia sugerującego, że trochę mu się spieszy i jeśli Mitra nie miał już nic więcej do powiedzenia, to on może wyjść. Patrząc surowo na niebianina, stanął w luźniejszej pozycji, zdejmując przy ty, nogę z bransoletki i założył ręce na piersi. Czekał aż Mitra w końcu zacznie albo może jednak zamilknie na wieki.
        Lekko zacisnął palce na swoim przedramieniu, walcząc z własną irytacją, że Mitra to tak odwlekał. Kiedy dostrzegł, jak blondyn się do niego zbliża z niemą prośbą, nawet nie drgnął. Po pierwsze był zły, a w takim stanie jeszcze bardziej sobie nie ufał niż gdy był spokojny i szczęśliwy, po drugie wątpił by wtedy się czegoś dowiedział. Zapewne uległby temu jak bardzo Mitra był przygnębiony i jak trudno było mu rozdrapywać stare rany, skrzypek, by nie musieć dłużej oglądać tej męki błogosławionego objąłby go i powiedziałby, że cokolwiek się niebianinowi przydarzyło, nie ma obecnie żadnego znaczenia, więc nie musi o tym mówić. Problem w tym, że miało znaczenie. Dla Aldarena. I to ogromne. Nie mógł teraz się poddać, musiał wytrzymać ten łamiący serce widok, udręczonego Mitry. I to udręczonego na własne życzenie wampira.
        Cierpliwość się jednak opłaciła, nekromanta zaczął wreszcie mówić, choć skrzypek zakładał raczej, że ten przejdzie od razu do konkretów, ale nie był złośliwy, nie przerwał blondynowi, bo wiedział, że po czymś takim mógłby już nic nie powiedzieć, a wtedy nie zostałoby nieumarłemu nic innego jak tylko odejść w zapomnienie wraz ze spalonym mostem, który ich łączył. Niezbyt uważnie słuchał, bo pamiętał, jak niebianin mu już mówił o tym, że dorastał w lazarecie i nabywał tam umiejętności medycznych. Kiedy nastąpiła przerwa, przyjrzał się uważnie partnerowi, starając się wyczytać z jego twarzy czy to koniec, może jakaś podstępna próba wykiwania się, by nie otwierać zupełnie przed skrzypkiem. Myśl, że w tym momencie mogły się zacząć te bardziej traumatyczne wspomnienia zaświtała mu dopiero na samym końcu. Za co zaraz się skarcił, jak tylko okazała się po słowach niebianina być tą jedyną prawdziwą i trafioną.
        Nie ciężko było mu sobie wyobrazić oddanego swojej pracy młodego Mitrę, który wolałby samemu umrzeć niż pozwolić na to swojemu pacjentowi. Szlachetne myślenie każdego PRAWDZIWEGO medyka, dla którego liczy się życie drugiej osoby, a nie nagroda jaką dostanie za wydarcia jej z objęć śmierci. Nie trudno też zobaczył zaraz przed oczami wojskowe bestie, których ludźmi nie da się nazwać, próbujące zaspokoić swoje barbarzyńskie żądze na młodym chłopaku, praktycznie jeszcze dziecku. To właśnie w tym momencie Aldaren na nowo zyskał bardziej drapieżnych rysów. Nie tylko zmarszczył nos i oczy nabrały bardziej krwawego odcienia, ale również jego ułożone bez ładu włosy wydawały się jakby nastroszone.
        Swoje przeżył, wiele podróżował i niejedno widział, nawet mógł sobie pozwolić na obserwację pola walki będąc po obu stronach barykady i mógł niezaprzeczalnie przyznać, że to co spotkało Mitrę, nie było jedynie pojedynczym przypadkiem. Takie zachowania ze strony okupantów były nawet częstsze niż można by przypuszczać. I o ile w pozostałych, nawet naocznych przypadkach mógł jedynie współczuć ofiarom takich żołnierzy; w tym jednym, choć miał miejsce kilkadziesiąt lat temu, nie mógł tak biernie przyjąć tego do wiadomości. Nie gdy dotyczyło to bezpośrednio Mitry. Aldaren już dobrze wiedział jakby się zajął takimi delikwentami. I wtedy cała przyjemność znajdowałaby się wyłącznie po jego stronie. No i może również Xargana, jakby demon zasłużył sobie na taką nagrodę.
        Do gwałtu na szczęście nie doszło, choć sam Aldaren miał problemy z określeniem czy rzeczywiście los się wtedy uśmiechnął do Mitry, czy jednak nie, w końcu po tym było tylko gorzej. To do czego go zmuszano, przy jednoczesnym usilnym pilnowaniu przez cały czas by Mitra zachował swoją cnotę, nie mieściło się skrzypkowi w głowie. Gniew został zastąpiony rozgoryczeniem, bo dotarło do niego echo słów, jakie chwilę temu rzucił do nekromanty. O co go tak pochopnie oskarżył nie wiedząc nawet co przeżył jego ukochany. Opuścił ręce, a ciało nieco zwiotczało. Sam spuścił głowę wściekły jedynie na siebie samego.
        Na Mitrę nie miał prawa być zły, zwłaszcza nie za to, że oddał swoją krew Nihimie. Nadal tego nie pochwalał, nadal było mu z tego powodu przykro, ale domyślał się jak ciężko było nekromancie to zaproponować i spokojnie ustać przy wampirzycy. Znów zmuszono go do zrobienia czegoś czego nie chciał, czegoś upokarzającego. A skrzypek zamiast okazać wsparcie i zrozumienie, nie tylko zostawił ukochanego samemu sobie, bo nie mógł znieść tego widoku, ale jeszcze wszczął tę niedorzeczną kłótnię, do której nigdy nie powinno było dojść. I zapewne nigdy by nie doszło, gdyby Aldaren wiedział wtedy to co wie teraz. Miał tylko nadzieję, że Mitra mu wybaczy. Nie śmiał o to prosić, ale będzie się starał zrobić wszystko by od tego momentu niebianin był wyłącznie szczęśliwy. Cokolwiek by to miało nie być.
        Słuchał z uwagą dalej, nawet spojrzał z żałością na blondyna, jak zbity pies, który wiedział, że przeskrobał i prosił o drugą szansę. Ostrożnie zbliżył się do kanapy, na której powoli usiadł przy błogosławionym i położył dłoń na jego, by okazać mu wsparcie, ale również powstrzymać go przed tym subtelnym okaleczaniem się. Uwadze wampira nie umknęło jak jeden zadzior przy paznokciu niebezpiecznie się zaczerwienił, grożąc, że jeszcze chwila i wypłynie spod naderwanej skóry krew.
        Zdawać by się mogło, że najgorsze mieli już chyba za sobą w tej opowieści, bo przecież Sarazil umarł i Mitra, choć był nękany przez dawnych znajomych swojego opiekuna, to można powiedzieć, że miał względny spokój. Co prawda był zostawiony sam sobie, rzucony na żer własnych fobii i koszmarów przeszłości, ale przynajmniej mógł zacząć jakoś normalnie funkcjonować. Choćby we własnym domu.
        To jednak nie było wszystko. Dochodziła jeszcze kwestia samookaleczania się.
        Gdy Aldaren o tym usłyszał, westchnął ciężko i zabrał rękę z dłoni Mitry. Nie patrzył na niego, zasępił się na moment i zaraz przeczesał palcami swoje włosy, zgarniając je do tyłu. Zamknął przy tym oczy, odchylił się na oparcie kanapy i odetchnął głęboko. Kiedy ponownie je otworzył, wyglądały jak powoli rozpogadzające się, niemalże nocne niebo, przez jedyne światło dobywające się z dogasającego kominka.
        - Czyli ostatnim razem to wcale nie był wypadek? - zapytał kontrolnie, choć w sumie nie musiał, bo po tym co usłyszał, domyślał się odpowiedzi.
        Odetchnął raz jeszcze i podpierając się dłońmi o swoje kolana, z głuchym jękiem dźwignął się z siedziska. Wzrok miał posępny i nieco zmętniały, gdy Mitra znów zamilkł, by po chwili ponownie podjąć ten monolog i zakończyć cały temat. Aldaren chwilę się krzątał w kuchni, podciągnął nawet rękawy, jakby chciał jakby nigdy nic wrócić do przerwanego gotowania obiadu. Zaraz się jednak odwrócił w stronę Mitry z małym jarzyniakiem. Słuchał go cały czas i obserwował uważnie, a gdy pochwycił spojrzenie błogosławionego, bez mrugnięcia okiem przyłożył nóż nieco poniżej nadgarstka, nacisnął mocniej szpikulcem, przebijając sobie skórę i pociągnął pewnie w bok, jakby co najmniej obierał pomarańczę ze skórki, a nie nacinał własne ciało. Zaraz rana otrzymała niżej siostrę bliźniaczkę i w tym momencie nieumarły upuścił nóż.
        Uśmiechnął się po tym z dużo przytomniejszym spojrzeniem, spojrzenie miał czułe i łagodne. A przynajmniej przez chwilę, gdyż zaraz oczy otworzyły mu się szerzej w zaskoczeniu i z charakterystycznym wyrazem twarzy jakby nagle się oparzył.
        - Aaaa, cholera, boli! - zaskomlał żałośnie i nim krew z rozciętych ran dała im roboty z myciem podłogi i mebli na najbliższych dziesięć minut, szybko wepchnął dłoń do zlewu i zlał obficie zimną wodą, aż krew nieco nie zakrzepła. Zgarnął po tym jakąś szmatę wiszącą na uchwytach od drzwiczek szafki przy zlewie, docisnął ją do rany i wrócił do nekromanty.
        Kiedy usiadł przy blondynie, z urażoną miną dźgnął go łokciem w bok, by po chwili westchnąć ciężko i przygarnąć go oraz przytulić do siebie.
        - Nie sądzisz, że gdybyś powiedział mi o tym wcześniej, to nie było by teraz tego całego bałaganu? - zapytał spokojnie, lecz ani z czułością, ani z wyrzutem. Po prostu tonem dobrego ojca, który nad musztrę i wychowywanie twardą ręką, przedkładał naukę na własnych błędach i służeniem dobrą radą. Spojrzał na Mitrę i dopiero teraz się do niego czule uśmiechnął.
        Nie przestając tulić go do siebie, uniósł pociętą dłoń pod swój nos, by chwycić zębami za prowizoryczny opatrunek z nieco wilgotnej i delikatnie prześmierdłej przez wilgoć szmaty i go zdjąć. Z dość głębokich ran nadal sączyła się krew, ale powstrzymał się przed zlizaniem jej. Były teraz sprawy ważniejsze od wampirzej natury, nie będzie mu mówiła jak ma żyć. Opuścił dłoń i położył ją na swoim udzie tak, by obie rany były dobrze widoczne nawet dla błogosławionego, gdyby nie chciał na nie patrzeć.
        - Dlaczego to zrobiłem? - uprzedził pytanie i się teatralnie na moment zamyślił, choć dobrze znał przyczyny swoich motywacji. Uśmiechnął się po chwili promiennie. - Dla ciebie - odparł lekko, wiedział jednak, że to nikła wymówka i nie czekając długo, służył wyjaśnieniami. - Pierwsza za to, że sam się zaciąłeś. Co prawda nie teraz, ale wtedy gdy cie pierwszy raz zawiodłem, gdy po tym wyznałem ci swoje uczucia. To nie był wypadek - stwierdził z czystą pewnością, nie zapytał. Ucałował nekromantę delikatnie i nie gwałtownie w głowę, by go nie spłoszyć. - Co było to było. Dobrze jest czasem spojrzeć w tył, ale nie za długo, inaczej nigdy nie ruszy się dalej - podsumował filozoficznie i używając swojej magii, nieco zasklepił ranę, by już nie leciała z niej krew. Nie przypalał jej też zbyt poważnie, bo nie było sensu. Kilka godzin i nie będzie po niej śladu, no może następnego ranka. Póki co ukoronował to zacięcie nieco ciemniejszy niż normalnie strupek.
        - Tą drugą zrobiłem, bo mogłem. I by po części cię ukarać za to co o sobie mówisz. W ten sposób przynajmniej twoje ściany zostaną w całości - zaśmiał się rozbawiony i wypuścił niebianina, mając na uwadze, że przez zbyt długa bliskość mógł się zacząć czuć niekomfortowo. - Ani nie jesteś niewartościowy, ani nie jesteś słaby. Po pierwsze każde życie, a przez to każda śmiertelna, czująca istota ma wartość, zależną od tego jakie ma serce i co czyni. Bezwartościowi byli ci przez których tyle wycierpiałeś, już ja miałbym pomysł jak nieco im ponieść wartość, by nie musieć oglądać ich ohydnych mord w Czeluściach, a Xargan by się w końcu rozerwał. Ale mniejsza o to. Dla mnie jesteś najcenniejszym skarbem, jaki tylko mogłem spotkać na swojej drodze. Może bardziej Mimikiem niż skrzynią pełną diamentów, bo jak dziabniesz to rękę przy samej rzyci upierdzielisz, ale nie zmienia to faktu, że skarbem jesteś i da się ciebie nie kochać. A przynajmniej ja tego nie potrafię i w sumie nie zamierzam, przestać cię kochać. I nie mówię tego przez twoje skrzydła. Raz nigdy ich nie widziałem, dwa nie mają znaczenia co do tego jakim jesteś człowiekiem. Mógłbym sobie wytatuować takie same, ale wątpię by coś to we mnie zmieniło. Co najwyżej przez jakiś czas byłbym marudny, bo jak tu spać na plecach, gdy cały grzbiet cię boli? - rzucił kolejnym żartem dla rozluźnienia atmosfery. Coraz bardziej odchodził od tematu, a rany już zaczynały się powoli goić.
        - A silny jesteś i pokarz mi tego durnia, który powiedział, że nie - mruknął po czym przeciągnął się i opadł na oparcie, kładąc na nie głowę i z ciepłym uśmiechem zapatrzył się w sufit. - Jesteś silniejszy niż ja, niestety musisz mi uwierzyć na słowo, bo jedyna osoba, która mogła to potwierdzić, nie żyje od ponad miesiąca. Były strajki głodowe, gdy pierwszy raz Faust zamknął mnie w lochu, kilka razy zdarzyło mi się to też po przemianie, a kiedy umarła Lorelin miałem kilka prób powieszenia się, raz próbowałem się utopić, co jest niezwykle trudne w przypadku nieumarłego, hmm... był też skok z wysokości, poderżnięcie sobie gardła, bo żyły na rękach to za mało, poza tym zbyt łatwo sięgnąć do takiej rany i spić własną krew... Oh! Raz też byłem bliski wypicia gorącego, roztopionego srebra, ale Faust mnie powstrzymał i dostałem dłuuuugi szlaban na naukę i praktykowanie alchemii - obwieścił lekko, jakby co najmniej mówił o kolekcji kamieni i historii zdobycia każdego z nich.
        - Gdybym był na twoim miejscu, już dawno zeżarłyby mnie robaki - podsumował i przymknął oczy, uśmiech mu z twarzy znikł, a mina bardziej stężała. Nie zamierzał w tym momencie żartować. - Wiesz... pozornie nie miałem w życiu tak źle. Za dzieciaka mogłem liczyć na wszystko czego tylko zachciałem, moim błędem było, że jak bez pomyślunku rzuciłem, że chcę się czegoś nauczyć, bo ktoś to umiał i wydawało się fajne, Faust nie odpuszczał póki rzeczywiście się tego nie nauczyłem i nie doprowadziłem do względnej perfekcji, nawet gdy po pięciu minutach wcale już mi się to takie super nie wydawało. Był dobrym, ale wymagającym ojcem, czemu raczej nie powinno się dziwić skoro był arystokratą. Taka brzydka wada, że muszą być najlepsi, a ich dzieci to już w ogóle. Znasz historię tego jak zostałem wampirem i jego kochankiem, ale nawet wtedy nie było tak źle jakby się mogło wydawać. Doskonale widział, że jestem nieszczęśliwy, cały czas starał się to naprawić, nawet wpychał do mojej sypialni inne kobiety, myśląc, że dzięki temu znów będzie jak dawniej, przed moją przemianą, żadna z nich jednak nie była Lorelin, a po jej śmierci zupełnie się załamałem. Wtedy Faust na długo dał mi spokój choć nie odstępował mnie na krok przez te próby samobójcze. To był dość długi i przyjemny okres, bo mogłem wyładować na nim całą swoją frustrację jak mi się żywnie podobało. Zwłaszcza, że nigdy nie był w stanie odmówić mi swojej krwi - odetchnął głęboko jakby powstrzymywał ziewnięcie. Wyciągnął nogi pod stołem, jakby się przeciągał i wsunął dłonie pod głowę. - W końcu znów przejął pałeczkę i szybko dał mi do zrozumienia, że jeśli jestem posłuszny czeka mnie nagroda, a każde sprzeciwienie się kończyło się w lochu, o czym też już wiesz. W porównaniu do tego co ciebie spotkało, miałem jak w raju. - Odwrócił głowę by spojrzeć na lubego. Miał poważny wyraz twarzy i można było odnieść jednoznaczne wrażenie, że mówił szczerze, a nie tylko tak by pocieszyć błogosławionego. Z jego słów była całkowita pewność tego co mówił. - Podziwiam cię, że to co cię spotkało skończyło się jedynie maską, unikaniem jakiegokolwiek kontaktu z kimkolwiek i upuszczaniem sobie krwi. Nie mówię, że jest to normalnie, bo nie jest. Każdy normalny na twoim miejscu już dawno by nie żył, a ja nadal mogę się cieszyć twoim towarzystwem - zakończył, lekko naciskając i zataczając koła kciukiem między ranami na nadgarstku.
        Nie to żeby go bolało, bo poparzona dłoń od czosnku będzie się regenerowała chyba ze trzy dni, ale po prostu czuł coś podobnego, do tego jakby mu ścierpła ręką, albo została przez przeciąg przewiana. Takie bliżej nieokreślone, nieprzyjemne uczucie. Albo za mocno się zaciął, albo był to jasny bunt jego ciała na upuszczoną krew, której każda kropla była na wagę złota. Zwłaszcza teraz gdy przez kłótnie i te wszystkie negatywne emocje, za szybko zostało spalone to co wypił z Nihimy, a po tym co zaszło nie miał już szansy na żywienie się krwią wampira czystej krwi. Co prawda te butelkowane potrafią zaspokoić głód, ale nie są zbyt wysokowartościowe i o ile przez krew Nihimy tak poważne obrażenie jak rana zrobiona posrebrzanym ostrzem mogła się zagoić w kilka dni, tak przez zwykłą butelkowaną krew, regenerowałaby się co najmniej półtora tygodnia. Będzie musiał się pospieszyć z opracowaniem najbardziej skutecznego i pełnowartościowego substytutu dla siebie.
        - Przepraszam cię za to co wcześniej powiedziałem... - burknął z dobrze słyszalnym wyrzutem do samego siebie. - Masz rację, zbyt łatwo przyszło mi ocenienie, choć nie wiedziałem jaka jest prawda i przez co musiałeś przejść. Szczytem bezczelności byłoby z mojej strony, gdybym prosił cię teraz o wybaczenie, przysięgam jednak, że zrobię wszystko by naprawić swój błąd - obiecał z czystym oddaniem, niczym jakiś pełen cnót rycerz w lśniącej zbroi. Krzewiciel dobra i sprawiedliwości. W prawdzie wampir nigdy by się do kogoś takiego nie porównał, bo nawet w jednej setnej nie był tak szlachetny, ale jego przysięga nie była gorsza od takiej rycerskiej.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Był moment, gdy Mitra utracił wiarę w to, że da radę. Jak nigdy wcześniej nie wiedział jakich słów używać i co w ogóle powinien powiedzieć… Przez to rzucił tym komentarzem o Sarazilu, którego imię padało w tej rozmowie stanowczo za często jak na jego gust. Aldarenowi się to jednak nie spodobało - aż dziw, że powstrzymał się od komentarza. Całym sobą pokazywał, że jest niezadowolony i nie da się zbyć byle czym… Mitra jednak wcale nie chciał go zbyć - chciał naprawdę powiedzieć mu wszystko, wyznać jak na spowiedzi, lecz to nie było wcale takie łatwe. Po raz pierwszy miał opowiedzieć o sobie od początku do końca, po raz pierwszy miał komuś powiedzieć co przeżył. Nikt wcześniej się tym nie interesował. Danabelle nie interesowało co jej podarek przeżył w niewoli - ważne, że był w dobrym stanie. Jej podwładny - rycerz, który Mitrę kupił - byłby może skory, aby porozmawiać i dowiedzieć się prawdy, lecz błogosławiony wiedział, że nie mógł w nim szukać przyjaciela. A gdy już doszło do Sarazila, młody niebianin zaczął się pogrążać w swoim szaleństwie i bał się mówić. Nekromanta zresztą wiele razy pokazywał, że również nie zależy mu na Mitrze w kontekście innym niż ten czysto fizyczny. Aldaren więc miał jako pierwszy usłyszeć o wydarzeniach, które zmieniły jego życie w aktualny koszmar. To nie było łatwe. Nie w chwili, gdy błogosławiony ledwo panował nad nerwami. Tak bardzo chciałby zrobić sobie krzywdę - fizyczną, nie emocjonalną jak od chwili powrotu do domu. Był jednak boleśnie świadomy, że musi się spiąć i jeszcze chwilę wytrzymać, bo jeśli teraz wypuści ukochanego z rąk, nie odzyska go nigdy. Będzie to zresztą bardzo krótkie “nigdy”...
        Odtrącenie ze strony wampira było jak kolejny policzek - niemy dowód tego, że nekromancie nie zostało wybaczone ani na jotę. Może to nawet lepiej, bo gdyby Aldaren go objął, on już na pewno by się nie przemógł, by powiedzieć co go spotkało. Ukryłby się w tych ramionach i… Nie, nie mógłby zapomnieć, zignorować tej kłótni, bo nie zostało mu jeszcze wybaczone. W końcu więc zaczął mówić. A gdy zaczął, na ledwie mgnienie oka podniósł wzrok na skrzypka i dostrzegł w jego oczach coś, czego cholernie się obawiał - brak aprobaty. Jak nie to chciał usłyszeć to co? On naprawdę chciał mu powiedzieć wszystko, a żeby tak się stało, musiał zacząć od samego początku. Tak by wszystko było po kolei, w logicznej całości. Jak dobrze, że Aldaren nie wytknął mu tego przydługiego wstępu - wtedy naprawdę nie usłyszałby niczego więcej. Mitra musiał się bardzo skupić, bardzo się pilnować, aby mówić i nie przerywać, a gdyby skrzypek potraktował jego wyznanie tak lekko… To byłoby zbyt bolesne. To jak wyśmianie wyglądu osoby borykającej się z anoreksją, sarkastycznie nazwanie jej grubasem - efekt byłby opłakany, a budowane z pietyzmem zaufanie ległoby w gruzach.
        Gdy już zaczęła się ta najgorsza część, Mitra przestał patrzeć na Aldarena. Bał się zobaczyć jego reakcję na to, co usłyszy. Nie wiedział po prostu czego się spodziewać. Współczucia? Żalu? Niedowierzania? A może gorzkiego grymasu, bo uznałby, że nekromanta zmyśla i próbuje się wybielić, wymyślając na poczekaniu najbardziej dramatyczną wersję wydarzeń jaka istniała? To była jednak prawda, choć naprawdę Mitra oddałby wszystko za to, by to faktycznie była bujda.
        Dobrze, że nie widział tego drapieżnego grymasu - jeszcze uznałby, że to złość na niego, a nie na bohaterów jego historii. W ogóle nie patrzył na ukochanego, wzrok skupiając na swoich dłoniach i na palcach, z których obrywał skórki, których już tam prawie nie było. Kątem oka dostrzegł ruch obok siebie. Wzdrygnął się i krótko zająknął, gdy kanapa obok niego ugięła się pod ciężarem skrzypka. Z jakiegoś powodu to go wystraszyło. Był tak bardzo w swoim świecie… Na nowo przeżywał wszystko to, co go spotkało z rąk innych. Z rąk tych, którzy powinni o niego dbać, ale nie jak o przedmiot tylko jak o żywą osobę, która ma swoje uczucia i delikatną, jeszcze młodą psychikę.
        Zamarł na moment, gdy Aldaren nakrył swoją dłonią jego dłoń. Zerknął na niego krótko, a w jego oczach widać było boleść, udrękę i pytanie o to, co znaczył ten gest. Potrzebował wsparcia, potrzebował pociechy jak chyba nigdy wcześniej, ale tak bardzo bał się uznać, że ten dotyk nią był… Ale jednak chyba tak było? Ten promyk nadziei, że skrzypek go zrozumiał i chciał go pocieszyć, dał mu dość siły, by poruszyć kolejny bolesny temat. Być może jeszcze gorszy od poprzedniego, bo aktualny.
        Mitra nie był dumny z tego, że się ciął. Pogodził się z tym i ani nie szukał wymówek, ani nie usprawiedliwiał tego co robił. Po prostu tak radził sobie ze swoimi problemami - nikomu przy tym nie działa się krzywda. Poza nim, ale przecież właśnie o to w tej metodzie chodziło. Inni nie cierpieli, a on odzyskiwał przytomność umysłu. Wiedział jednak, że to nie było normalne, a co więcej teraz miał jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo oszukiwał tego, kogo kochał.
        Aldaren zabrał rękę, a Mitrę zdjęło wtedy przerażenie - czyli jednak to było za wiele? Tego się obawiał… Pokazał jak wielki wrakiem był i jak bardzo nie zasługiwał na miłość skrzypka. Aż mu gardło ścisnęło z tych emocji. Kątem oka zerkał na ukochanego, bo bał się spojrzeć bezpośrednio - nie wiedział co dojrzy. Tym bardziej, że wydawał się taki spięty, zdenerwowany… To westchnienie wywołało w nekromancie dreszcz - nie brzmiało jak zapowiedź czegoś dobrego. Jak irytacja…
        Pytanie sprawiło, że Mitra się wzdrygnął. Nie był z początku pewny o co chodzi, ale zaraz dotarło do niego, że Aldaren miał na myśli ten jeden raz tuż przed tym jak wyznali sobie uczucia. Zwiesił smętnie głowę i pokiwał potakująco, bo wstyd było mu powiedzieć na głos, że tak, wtedy się uciął. Przez moment miał zamiar się tłumaczyć, ale wtedy skrzypek wstał, a jego zatkało i tylko się gapił, by upewnić się co on zamierza. Był skołowany, chciałby usłyszeć jakąś odpowiedź… Wybaczenie. Byłoby cudownie, gdyby wampir zrozumiał go chociaż w części. Być może ich kłótnia będzie trwała, ale żeby przynajmniej mogli teraz sensownie porozmawiać. Mitra bał się jednak, że on wyjdzie, ale nie potrafił się podnieść, by go powstrzymać. Po prostu patrzył z niedowierzaniem i zareagował dopiero, gdy było już za późno.
        - Ren! - wezwał ze zgrozą swojego ukochanego, gdy ten rozciął sobie skórę na nadgarstku. Jeśli chciał w ten sposób ukarać Mitrę, to mu się udało - w oczach błogosławionego zalśniły łzy. Był pewny, że nie dość, że skrzypek nadal się na niego gniewał, to jeszcze teraz zamierzał mu urządzić tyradę. Spuścił wzrok i siedział jak skazaniec - nawet nie spostrzegł tego ciepłego wzroku, jakim patrzył na niego Aldaren. Może gdyby ośmielił się na niego spojrzeć, trochę by się uspokoił.
        - Przepraszam - szepnął przez ściśnięte gardło, gdy wampir znowu koło niego usiadł. Mówił jednak chyba tak cicho, że nie został usłyszany. Na dźgnięcie w bok nie zareagował. To była całkiem miła zaczepka, ale nie w tym kontekście. Nie gdy świat wokół Aresterry się walił.
        I nagle skrzypek go przytulił. Dla Mitry było to tak niespodziewane i miłe jednocześnie, że aż głębiej nabrał tchu, z ulgą, jakby do tej pory wstrzymywał oddech. Jeszcze chwilę siedział i przekonywał samego siebie, że to prawda, nie ruszał się. Słuchał słów Aldarena i nie mógł się z nimi nie zgodzić. Pokiwał smętnie głową.
        - Tak, masz rację - westchnął, ale nie na odczepnego. Jego ukochany naprawdę miał świętą rację.
        Mitra ostrożnie przytulił się do wampira, a gdy nie został odrzucony, przywarł do niego jeszcze mocniej, jakby właśnie tego potrzebował, jakby to przytulenie się stanowiło lekarstwo na wszystkie jego problemy. Naprawdę tak to czuł. Aldaren jeszcze nie powiedział tego na głos, ale… Wyglądało na to, że najgorsze za nimi. Skrzypek nawet się uśmiechnął, a to sprawiło, że błogosławionemu również drgnęły kąciki ust. Jego oczy nadal lśniły od łez, ale widać było, że już powoli wysychały.
        Spojrzał na ranny nadgarstek ukochanego. Już otworzył usta, by zapytać go skąd mu to przyszło do głowy i co to miało znaczyć, ale on go ubiegł. Mitra kiwnął tylko głową na znak, że chce znać odpowiedź na to pytanie, ale gdy ją w końcu usłyszał, na jego twarzy pojawiła się mieszanka niedowierzania i chyba też odrobiny żalu. Przez moment obawiał się, że on sobie z niego kpi, że to ma się źle skończyć i on chciał go tylko upokorzyć przed tym jak go zostawi. Aldaren jednak szybko zaczął mówić dalej, a Mitra się rozluźnił. Wyrzucił sobie, że tak dał się pochłonąć czarnym myślom, by posądzić swojego ukochanego o takie zachowanie. Przecież to niedorzeczne, skrzypek był tak czuły i miał tak dobre serce… Pewnie nie byłby w stanie tak potraktować błogosławionego, nawet gdyby przyłapał go na najprawdziwszej zdradzie albo jakiś strasznym kłamstwie. On taki nie był - przecież właśnie dzięki temu Mitra go pokochał.
        Mitra być może chciał coś powiedzieć, ale na razie tylko słuchał, patrząc to na oblicze swojego ukochanego, to na jego pocięty nadgarstek. Odsunął się, gdy został puszczony - faktycznie wolał teraz nie przeciągać ich bliskości, był zbyt wykończony psychicznie by to wytrzymać. Nie zamierzał przy tym daleko odchodzić. Siedział przy Aldarenie, patrzył się w niego jak w obraz i słuchał tych wszystkich pięknych słów, które mówił. Nawet uśmiechnął się ponownie, gdy wampir zaczął żartować o tatuowaniu sobie pleców. Nie wyprowadzał go z błędów, że skrzydła błogosławionych są niemożliwe do podrobienia, że ich szczegółowego rysunku nie stworzyłaby żadna, nawet najcieńsza i najostrzejsza igła. Dlatego on był taki cenny - bo ten tatuaż stanowił jego “certyfikat jakości”. Miło jednak, że Aldaren traktował ten temat tak lekko - dzięki temu i Mitra był w stanie trochę się rozluźnić, gdy o tym myślał. Zastanawiał się jednak czy nie powinien niektórych kwestii naprawić… Wkrótce. Nie teraz, ale obiecał sobie, że w końcu sprawi, że wszystko będzie dobrze.
        Wspomnienie licznych prób samobójczych zszokowało jednak Mitrę. Widać było w jego oczach przerażenie na myśl jak bardzo jego ukochany musiał w tamtym czasie cierpieć… On nigdy nie miał próby samobójczej. Zdarzało się, że przesadzał z cięciem się i być może faktycznie niewiele go dzieliło od śmierci, ale zawsze polegał na swojej magii.
        Aldaren próbował go przekonać, że nie miał w życiu źle, lecz Mitra mimo wszystko trochę tak to odbierał. Faust był tyranem, który bardzo go skrzywdził, nawet jeśli chciał dla niego czasami dobrze. Loch, tortury, zmuszanie do czegoś wbrew jego woli - to nie jest troska. I nieważne, że skrzypek mógł się pożywiać na jego szyi kiedy tylko chciał.
        Gdy skrzypek podniósł na niego wzrok, ich spojrzenia w końcu się spotkały - Aresterra nie uciekał już oczami na boki. W jego spojrzeniu widać było już spokój. Nadal było w nim wiele żalu, ale teraz inaczej ukierunkowanego. Martwił się o Aldarena. A jego przeprosiny przyjął lekko kręcąc głową. Delikatnie sięgnął do jego ręki, na której nadal wyraźne były ślady cięcia się.
        - Nie wiedziałeś, po prostu - mruknął na jego usprawiedliwienie. - Masz rację. Gdybym ci o tym wszystkim powiedział wcześniej, uniknęlibyśmy większości problemów… Przepraszam, że tyle zwlekałem. Po prostu było mi wstyd i ciężko było mi mówić o tym co było… Chciałbym o tym zapomnieć. Postaram się być teraz bardziej otwarty… Dziękuję ci, że mnie wysłuchałeś. I za te wszystkie piękne słowa… Naprawdę nigdy nie było mi tak miło. No, może jeszcze wtedy, gdy powiedziałeś, że mnie kochasz - dodał lekko rozmarzonym głosem. Nie miał na myśli konkretnie tamtego momentu, bo oboje pamiętali, że był dla nich bardzo gorzki, lecz gdy to już do niego dotarło, gdy spojrzeli sobie w oczy i jeszcze długo po tym Mitra był najszczęśliwszy na świecie.
        - Wtedy to nie był wypadek - wyznał, choć przecież Aldaren i tak już to wiedział. - Ale od tamtej pory nie zrobiłem sobie krzywdy ani razu - zapewnił. - Naprawdę dobrze mi szło. Ren… W łazience jest brzytwa, leży niedaleko lustra. Gdy nie będę patrzył, schowaj ją gdzieś, by mnie nie korciło. Obiecuję, że będę się pilnował… Ale pomóż mi w tym, proszę.
        Mitra mówiąc, delikatnie bawił się dłonią swojego ukochanego, a gdy skończył, obrócił ją wnętrzem do góry, obnażając przy tym jego ranny nadgarstek. Podniósł go do ust i pocałował, subtelnie korzystając przy okazji ze swoich leczniczych zaklęć.
        - Lepiej? - upewnił się, zerkając na oblicze Aldarena z nikłym, niewinnym uśmiechem. Sam przecież go nauczył tych “magicznych pocałunków”, to że on podrasował swój prawdziwym zaklęciem nie powinno mu chyba przeszkadzać.
        Mitra w końcu bardzo głęboko westchnął i oparł głowę na ramieniu swojego ukochanego, nadal nie puszczając przy tym jego dłoni. Był wykończony tym co zdarzyło się tego dnia.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Rzeczywiście z początku, gdy Mitra zaczął opowiadać, Aldaren był zły, że nekromanta tak jakby się powtarzał, bo przecież już raz wspominał o wychowywaniu się wśród medyków podczas trwającej wojny. Żałował jednak zaraz tego jak lekceważąco podszedł do tematu. Jak w ogóle nie okazał choćby odrobiny szacunku i empatii, dopiero pierwszy raz mówiącemu o tym co przeszedł za młodu niebianin. Wampir nie czuł się z tym dobrze, był na siebie wściekły, że gniewał się na Mitrę, a zwłaszcza przez to jak na niego krzyknął. I to nie tylko dzisiaj. Złość do samego siebie obejmowała również te poprzednie sytuacje. Ale najbardziej chyba było mu wstyd tego, jak zmusił Mitrę do położenia się na sobie. Teraz już rozumiał, czemu niebianin był wtedy taki niezbyt zadowolony. Szkoda tylko, że Aldaren dowiedział się tego wszystkiego dużo po czasie... jak wiele błędów popełnił przez które prawdopodobnie niejednokrotnie przywołał te wszystkie złe chwile z przeszłości swojego lubego... Miał nadzieję, że Mitra mu to kiedyś wybaczy.

        Gdy Mitra zakończył mówić, również o swoim obecnym problemie, Aldaren niemal bez słowa podniósł się z kanapy i skierował się w stronę kuchni, by tam zaciąć swój nadgarstek prawdopodobnie tak samo, jak wielokrotnie przez te wszystkie lata robił to jego ukochany. Raz - chciał go w ten sposób ukarać za swoje okaleczanie się, a chciał przy tym oszczędzić przydługawych kazań może nawet pełnych pretensji, bo wyszedłby wtedy na hipokrytę. Albo kogoś gorszego, bo w końcu wampir się nie okaleczał, a już porządnie próbował zakończyć swój nieszczęsny żywot. Dwa - chciał przy tym również dać do zrozumienia, że i się z nim solidaryzuje, i jasno pokazać, że każda rana Mitry, będzie raniła i skrzypka.
        Kiedy na powrót wrócić usiąść obok blondyna, z owiniętym nadgarstkiem prowizorycznym opatrunkiem, nie usłyszał przeprosin nekromanty w bardziej przenośnym sensie, gdyż przez swój wampirzy słuch, mógłby dosłyszeć szept piętro nad nimi, gdyby się wystarczająco mocno skupił. Mitra nie miał go za co przepraszać i dlatego Aldaren nawet nie chciał słuchać jego przeprosin. Z resztą chyba domyślił się, że wampir nie ma mu niczego za złe gdy został przytulony. Jego zaskoczenie było urocze, a to jak się zaraz rozluźnił i sam mocniej przytulił, było jak miód na obolałe serce skrzypka.
        - Wiem, że mam - powiedział łagodnie delikatnie gładząc tulonego do siebie Mitrę po ramieniu. - Gdybym nie był pewien swoich słów, nie mówił bym ich. A już na pewno nie tobie mój najdroższy Mitro. Nie chcę cię okłamywać, a mogło by do tego dojść, gdybym rzucał niepotwierdzonymi hipotezami - dodał zaraz zaczepnie, choć mówił szczerze. Nie chciał wrzucać Mitrze do głowy mądrości, których sam nie był pewien. Podchodziłby wtedy jeszcze pod hipokrytę czy już pod obłudnika?
        Uśmiechnął się przyjaźnie do blondyna, a widząc jak lśniły mu oczy od tak niedawnych łez, uniósł zdrową dłoń i w czułym geście starł mu resztki goryczy oraz wytarł z jej śladów policzki. Po tym zaczął wyjaśniać, co i dlaczego nim kierowało, gdy robił te nacięcia na swojej ręce. Wiedział, że Mitra mógłby być tym ani trochę nieprzekonany, ale dla Aldarena chodziło przede wszystkim o symbolikę swojego czynu. Jeśli nekromanta nie był w stanie tego zrozumieć, trudno, wampir po prostu czuł, że musi to zrobić, to było silniejsze od niego. Miał pewność, że jeśli nie teraz, to kiedyś Mitra na pewno to zrozumie i doceni.

        - Już się tak nie przejmuj tym co się stało - rzucił wesoło, choć to on sam zaczął z tym przepraszaniem. Żeby jakoś poprawić ukochanemu humor, poczochrał mu zaczepnie włosy. - W tył się zerka tylko na moment i to przez ramię. To co jest za plecami nigdy nie będzie ciekawsze od tego co przed nami, acz nie powiem po zmroku w opuszczonej uliczce, takie odwracanie się co chwila może uratować skórę - wywnioskował zaraz szybko po namyśle i wyszczerzył się rozbrajająco, jakby taki był pierwotny zamysł, a nie jakby w ostatniej chwili naprostował coś co chciał pozostawić jedynie białe i czarne. Odcienie szarości jednak były bardziej naturalne i prawdziwe.
        - Miło mi słyszeć, że od tamtej pory nie robiłeś już sobie krzywdy i nawet nie wiesz jaki jestem z ciebie dumny - powiedział szczerze z ciepłym uśmiechem i pogładził przy tym delikatnie partnera po dłoni, coby dać jasno do zrozumienia, że naprawdę się z tego cieszy i będzie go wspierał, a przy tym by nie przeginać z bardziej śmiałymi i wyczerpującymi Mitrę czułościami, jak choćby ponowne przytulenie go.
        Nekromanta był wykończony i Aldaren mu się wcale nie dziwił. O ile można było zapomnieć o porannej kłótni, o tyle ta była bardziej intensywna i agresywna, bardziej wyniszczająca, a przez to i męcząca. Z łączącego ich mostu co prawda ostał się jedynie węgiel, ale nadal to ich łączyło. Wątpliwe by było cokolwiek do odbudowywania, zapewne wystarczy jedynie zeskrobać węgiel, umyć porządnie deski i odpowiednio zaimpregnować. Kto wie, czy przez ten pożar ich most nie będzie nawet wytrzymalszy jak nigdy wcześniej.
        - I obiecuję, że dołożę wszelkich starań by ci pomóc, a przede wszystkim byś nie pozostał ze swoimi problemami sam - obiecał iście po rycersku, brakowało jedynie lekkiego uderzenia się pięścią w pierś, ale Mitra cały czas bawił się jego dłońmi, więc skrzypek nie miał nawet jak tego uczynić.
        Był szczęśliwy, że błogosławiony nadal przy nim był, a do tego wydawał się tak rozluźniony i spokojny. Aldaren był pewien, że choć żadne z nich nie zapomni o tym co się dziś wydarzyło, o tych wszystkich gorzkich słowach, to jednak z czasem przestanie to mieć jakieś większe znaczenie. Świeże rany zawsze bolały, ale każdy ból z czasem mijał, aż o dawnych przykrościach przypominały jedynie blizny. Szpeciło, fakt, ale nie miało znaczenia, nie dla ukochanej osoby, której miłość była szczera.
        Z czystą przyjemnością przyglądał się temu, jak niebianin bawił się jego dłonią, zaraz jednak gdy ta została podniesiona, beztroska została zastąpiona w zaskoczenie, a w lazurowych oczach pojawiła się nawet nuta niepokoju. Aldaren nie był pewny, co Mitra chciał zrobić, bał się czy nekromanta nie chciałby spróbować jego krwi, albo choćby jej zlizać, jakby to miało zapobiec dalszemu jej sączeniu się. Choć z pozoru miłe, mogło mieć opłakane skutki, a tego wampir nie chciał. Na szczęście jego obawy szybko odeszły w zapomnienie i nawet widać było niemałą ulgę, którą równie dobrze można by wytłumaczyć tym, że zaleczone zostały te rozcięcia na nadgarstku skrzypka.
        - O wiele. - Aldaren uśmiechnął się promiennie do Mitry. Nie doszukiwał się w jego geście czegoś więcej niż troska i chęć pozbycia się tych paskudnych ran z ręki ukochanego. - Dziękuję - dodał zaraz i wtulił policzek we włosy wtulającego się do niego nekromanty.
        Choć Aldaren wiedział, że mimo ciepła panującego w salonie, nie powinien ciągle siedzieć w przemoczonym ubraniu, nie powinien nawet pozwolić Mitrze by ten się do niego przytulał, bo mógł przez to zmarznąć, po prostu nie miał serca choćby na moment od ukochanego odstąpić, aby zdjąć chociaż ten płaszcz. Starał się przez to swoją magią wysuszyć odzienie, ale było to dużo trudniejsze niż wcześniej. Nie tylko był zmęczony, miał świadomość, że wystarczy chwila nieuwagi, by mógł przez przypadek poparzyć partnera. A tego nie chciał. Wystarczyło już blondynowi cierpień na jeden dzień.
        Zamiast więc myśleć o czymkolwiek, oddał się w ramiona tej błogiej chwili i przymknął oczy.
        - Kocham cię mój najdroższy Mitro - wymruczał, oddychając spokojnie i gładząc delikatnie kciukiem dłoń niebianina, którą ten trzymał tą należącą do nieumarłego. Chciał dodać, że naprawdę by nie chciał, aby blondyn szedł jutro do Nihimy, ale póki co sobie odpuścił. Dopiero co nekromanta się rozchmurzył i rozluźnił, skrzypek nie chciał tego na razie psuć.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nigdy w życiu nie przypuszczałby, że jego zmarniała, płochliwa postawa zaraz po kłótni mogłaby zostać uznana za uroczą - że jego niedowierzanie podczas przytulania tak rozczuli jego ukochanego. Może przez to inaczej patrzył na tę sytuację, bo nadal się bał. A może przez to, że nadal nie umiał tak dobrze odczytywać emocji, choć Aldarenowi wydawało się, że ten czytał w nim jak w otwartej księdze.
        Później jednak jego rozluźnienie było już znacznie lepiej widoczne, choćby przez to, że dawał się dotykać i nie uciekał wzrokiem. Na chwilę ich spojrzenia się spotkały przed tym, jak nekromanta zamknął odruchowo powieki podczas ścierania łez z jego policzków. Dotyk chłodnej dłoni Aldarena był naprawdę kojący, uspokajający - wzmacniał działanie słów i wyjaśnień, które nekromanta bardzo brał sobie do serca.

        - Twoje komentarze naprawdę bywają rozbrajające - parsknął Aresterra z rozbawieniem. Nikt inny nie potrafił tak jak on dobrać słów, aby w jednym zdaniu brzmiały one jak piękna, wręcz filozoficzna sentencja, a w drugim już cięta riposta do samego siebie.
        Choć zapewnienia o dumie mogłyby zostać odebrane jako protekcjonalne, dla Mitry były naprawdę ważne - wierzył, że Aldaren mówił zupełnie szczerze i to dawało mu dodatkową motywację, by nadal z tym walczyć. Niestety wiedział, że to nie będzie tak łatwe, bo choćby podczas tej niedawnej kłótni myślami już był w łazience, gdzie ciąłby się chyba tym razem na całego, aż nie spuściły z siebie całej krwi. Nie umiałby w inny sposób odreagować takiego emocjonalnego huraganu, nie dałby rady tego “rozchodzić”. Zamęczyłby się myśleniem o tym, że wystarczyłaby tylko krótka sesja z nożem, by poczuć się lepiej. Teraz jednak już był spokojny, nie czuł tego metaforycznego swędzenia nadgarstków. Było w porządku, nawet jeśli trochę drżał. To tylko wypłukiwana z krwi adrenalina dawała o sobie znać.
        Kolejna obietnica Aldarena - ta, że nie zostawi go samego z jego problemami - okazała się być dla Mitry tak ważna, że aż odsunął się lekko od wampira. W jego oczach widać było bezbrzeżną wdzięczność i miłość, ale nic nie mówił - nie umiał znaleźć odpowiednich słów, nie potrafił mówić tak pięknie jak skrzypek. Po prostu więc przytulił się i pocałował ukochanego w kącik ust.
        - Dziękuję - szepnął, chowając twarz w zgięciu jego szyi. - Czekałem na ciebie trzydzieści lat…
        Cóż za pompatyczne, pretensjonalne słowa… Ale jednocześnie jakie prawdziwe. Mitra do tej pory był sam, nie miał żadnego wsparcia, ani jednej osoby, która interesowałaby się jego losem i chociaż chciała go wysłuchać, nie mówiąc już o pomocy. Naprawdę, na pewno nikogo takiego nie było - to nie tylko kwestia tego, że błogosławiony zrażał do siebie wszystkich swoimi dziwactwami i paskudną powierzchownością. Niewielkie szanse na spotkanie kogoś sobie przychylnego miał jeszcze u Danabelle, ale na pewno nie w Maurii. To tak jakby oczekiwać, że tygrys przejmie się losem wrzuconego na wybieg jagnięcia. Miał szczęście, że losy jego i Aldarena się skrzyżowały, a jego ukochany był na tyle zdeterminowany i uparty, że w końcu do niego dotarł.
        Chwilowy niepokój skrzypka w momencie leczniczego pocałunku Mitra przeoczył - po prostu był w tej chwili skupiony na jego ranie. Oczywiście gdy dotknął jej wargami, poczuł smak krwi, ale nie o to mu chodziło i też nie zrobiło to na nim jakiegoś specjalnego wrażenia. Żelazisty smak nie niósł ze sobą żadnej głębi, nie poruszył żadnej czułej struny - po prostu był. Jeśli chcieć oczekiwać jakiś bardziej ekspresyjnych reakcji, należałoby chyba zamienić miejscami całującego i całowanego… Wtedy na pewno efekt byłby dużo lepszy, a przy tym znacznie mniej niewinny. Mitra już wiedział, że nie był tkliwy ogólnie na ugryzienia, a tylko na te szczególne, kłami swojego ukochanego. Przykry incydent u Nihimy uświadomił mu to aż zbyt dobitnie. Teraz jednak nie było sensu wracać do tamtego spotkania myślami. Mitra wolał skupić się na Aldarenie i ich bliskości. Słychać było, jak jego serce powoli odzyskiwało spokojny rytm, a wręcz może troszkę sennie zwalniało. Kto wie, może nekromanta zasnąłby w ramionach ukochanego, gdyby nagle coś mu się nie przypomniało. Otworzył wtedy oczy i wyprostował na kanapie.
        - Twój prezent… - mruknął, wyraźnie zaaferowany. Wstał z siedziska nie bacząc na to, że Aldaren mógłby chcieć go powstrzymać i poszedł w stronę wyjścia z salonu, gdzie na ziemi leżała rozbita skrzyneczka i bransoletka. Mitra sprawnie pozbierał największe fragmenty pudełeczka i złożył je, na aksamicie układając magiczną biżuterię. Wrócił z tym do Aldarena i usiadł obok niego tak ostrożnie, jakby w rękach trzymał śpiącego pisklaka i bał się go obudzić.
        - Przepraszam, że tym w ciebie rzuciłem, to były emocje, zupełnie nad sobą nie panowałem… - wyjaśnił skruszony. - Choć jestem z siebie dumny o tyle, że dzięki temu nie wyszedłeś… A ta bransoletka wygląda na całą, nic się jej nie stało. Całe szczęście, chyba by mi serce pękło, gdybym zniszczył prezent od ciebie. Powiesz mi jeszcze raz co ona robi? Przyznam, że niewiele zapamiętałem… I… Założysz mi ją? - poprosił, odkładając rozbite pudełko na stolik, po czym wyciągnął w stronę Aldarena jedną rękę, na której trzymał ozdobę i drugą, z obnażonym nadgarstkiem, na którym miał ją zapiąć. Wyglądał, jakby bardzo mu na tym zależało.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Tak? - zapytał z lekkim zaskoczeniem jakby nie był tego świadom. A zaraz wyszczerzył się łobuzersko. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Nie w takiej chwili, gdy rozluźnienia atmosfery nigdy za wiele. Poza tym uśmiech Mitry był tym, co Aldaren chciałby oglądać przez całą wieczność. Po części też z tego powodu się tak często i bardzo łatwo uśmiechał - chciał swoim uśmiechem zarazić swojego ukochanego, ponurego nekromantę. - To dobrze, będę wiedział jak się bronić, gdy będziesz uzbrojony.

        Tak jak Mitra był zaskoczony po tym jak został przytulony, tak Aldaren w ogóle nie spodziewał się, że zostanie pocałowany. Co prawda nie był to jakiś namiętny pocałunek, bo szybki i niewinny, ledwo ocierający się rzeczywiście o usta wampira, ale jednak był. Skrzypek mógłby przysiąc, że po dzisiejszych wydarzeniach skończy się jedynie na tym przytuleniu, bo nekromanta wyglądał na bardziej niż wykończonego, a tu taka niespodzianka. Powinien chyba zacząć bardziej doceniać wytrwałość i upór swojego partnera. Raz, że choć był nieporównywalnie młodszy od wampira, Mitra nie był dzieckiem, a dorosłym, niezależnym mężczyzną. Może i wątłej postury, ale przecież tyle przeżył i jeszcze od jakiegoś czasu mieszkał samemu w tym ponurym i nie specjalnie przyjaznym dla śmiertelników, ba nawet niekiedy dla samych nieumarłych, miejscu. Bo siła to nie tylko tężyzna fizyczna. I pod tym względem niebianin był potężniejszy od nieumarłego.
        - Nie masz za co dziękować, wybacz, że nie zdołałem pojawić się w twoim życiu dużo wcześniej - mruknął przytulając do siebie, tulącego się do niego blondyna.
        Po swoich słowach nieco się zasępił. Przecież tyle razy był u Sarazila, Faust wielokrotnie starał się wpoić nieumarłemu podstawy nekromancji chociaż od tego nekromanty. Niestety i ostatnia deska ratunku okazała się być spróchniała i przeżarta przez korniki. Że też ani razu w tamtym czasie nie spotkał Mitry, że nie miał pojęcia o jego istnieniu. A przecież stary mentor Mitry podobno lubił się nim chwalić. Czyżby to Faust maczał palce w tym, by Aldaren nie wiedział o tym, że Sarazil wcale nie mieszkał sam? Mistrz skrzypka zdawał się o wszystkim wiedzieć i to od dawna, nawet Mitra znał Fausta inaczej nigdy by do niego nie trafił, nie przyszedł by w sprawie pomocy z grymuarem. Ale to w takim razie dlaczego pozwolił by Aldaren razem z blondynem wyruszyli do Thulle? Czy sądził, że skoro grajek był wyniszczony psychicznie, załamany po ostatniej nieudanej miłości, rozgoryczony śmiercią swojego przemienionego i rozdrażniony, to dzięki temu łatwiej będzie mu wykonać polecenie swojego ojca? Naprawdę wtedy liczył, że Aldaren bez mrugnięcia okiem zabije...
        Ocknął się ze swoich nieprzyjemnych myśli, gdy nagle Mitra uciekł z jego ramion. Obserwował go czujnie a gdy już pojął o co chodziło, westchnął i nieco zmizerniały spuścił głowę. Był pewien, że Mitra w ogóle nie chciał tego prezentu, że mu się nie podobał, a nawet jeśli to teraz po tym wszystkim czego Aldaren się dowiedział o swoim ukochanym... po prostu nie miał sumienia by mu to w ogóle dawać. W końcu symbol wybity na blaszce przedstawiał rodowy herb wampira. Jeśli ktoś by coś takiego nosił, oznaczałoby to jednoznacznie, że należy do danego rodu i jest własnością jego głowy.
        Dość często wampiry czystej krwi wybijają tego typu rzeczy dla swoich przemienionych i służących, a także dla zwykłych śmiertelników, który podpisali z nimi Kontrakt. Zwykłe podpisanie swojej własności by nikt inny jej nawet nie ruszał, bo głowa danego rodu mogła by się nieco - delikatnie mówiąc - rozgniewać. Nawet jeśli zlecił wykonanie tej bransoletki w dobrej wierze - bo przecież przede wszystkim miała bronić Mitrę przed innymi wampirami - nie mógł mu jej podarować, wiedząc, że wtedy wszyscy widzieli by w nekromancie własność rodu Van der Leeuw. Po tylu latach życia niczym niewolnik, czy zwykła maskotka, niebianin zasługiwał na to by być po prostu wolnym. Skrzypek nie miał serca by go na nowo uwięzić.
        - Nic nie szkodzi. Rozumiem cię - odpowiedział i nawet uśmiechnął się do Mitry podnosząc głowę, ale w jego oczach widać było jaki był zmartwiony w tej chwili. Od tego co powiedział niebianin jeszcze bardziej zabolało Aldarena serce.
        Blondyn był taki szczęśliwy z tego prezentu, choć nie wiedział co mógłby oznaczać i co robić. Wziął od nekromanty błyskotkę, jakby naprawdę chciał mu ją założyć, ale znów spuścił głowę, obracając podarek w palcach i gładząc kciukiem blaszkę z wybitą krwawiącą różą ze skrzydłami nietoperza.
        - Mitra ja... Wolałbym jednak...ni...
        Nie dokończył gdyż przerwało mu dość brutalne walenie do drzwi, które zdawały się jakby ledwo wytrzymywały takie traktowanie.
        Dopiero teraz sobie uświadomił, że słyszał coś jakby pukanie i skrzek Żabona od dłuższego czasu, ale wydawało mu się, że to raczej mu w głowie szumi z tych emocji, no i był zbyt pochłonięty Mitrą, rozmową z nim by w ogóle zarejestrować coś z zewnątrz, co nie miało z nim żadnego związku.
        - Aldaren daj mi w końcu do cholery wejść! - rozbrzmiał zagłuszony przez ściany i drzwi, rozsierdzony głos Xargana.
        Wampir myślał, że straż dłużej będzie trzymała u siebie demona, ale w sumie skoro Nihima sama odwołała wszelkie oskarżenia skierowane w stronę skrzypka i jego przywołańca, nie było się czemu dziwić.
        Chwila minęła nim wampir zaskoczył i przypomniał sobie o tych pociętych nadgarstkach. Ból i uciekająca z wampira krew musiała tu zwabić Xargana, niczym rekina do rannej zwierzyny.
        - Wszystko jest pod kontrolą, wracaj do zamku. To rozkaz! - zawołał w odpowiedzi do niego. Już się przekonał, że słowo "rozkaz" było na tyle wiążące, że demon, choć kręcił nosem i wykonywał polecenie z ociąganiem, to jednak bez zbędnej dyskusji wykonywał co mu się kazało.
        Naprawdę nie chciał zostawiać Aldarena samego, zwłaszcza, że przez moment wydawało się Xarganowi, że kukły w domu się poruszyły i byłyby gotowe rzucić się na wampira w każdej chwili, ale w obecnej sytuacji nie mógł zrobić nic więcej niż zaufać skrzypkowi i wykonać jego polecenie. W końcu rozkaz to rozkaz.
        Odchodząc przepłoszył siedzącego pod daszkiem i zaglądającego przez okno białego króliko-lisa, którego cały czas uparcie obszczekiwał Żabon i na nowo, już całkiem zapanował spokój w mitrowej kamienicy.
        Aldaren odetchnął i spojrzał z niemymi przeprosinami na ukochanego. Wziął się w garść, bo nie chciał martwić niebianina. Dość już blondynowi było na jeden dzień.
        - Bardzo bym chciał, żebyś ją nosił, ale... może pozwolisz bym ją jeszcze zabrał i... naprawił? - zapytał niepewnie, podnosząc zmartwione spojrzenie na swojego lubego, cały czas, nawet nie będąc tego świadomym, przejeżdżając palcem po zimnej i wypukłej powierzchni blaszki.
        - Przede wszystkim miała cię chronić przed innymi wampirami, gdyby komuś przyszło do głowy napaść samotnego przechodnia, ale ta blaszka... Po tym co usłyszałem, co cię spotkało, naprawdę nie jestem pewien czy powinienem ci ją dawać. Nie w takim stanie w jakim jest obecnie - zaciął się i raz jeszcze posłał mu przepraszające spojrzenie. - Wcześniej naprawdę nie wiedziałem o tym co cię spotkało, inaczej nigdy nie zleciłbym by zrobiono ją z ta blaszką, bo ona oznacza... Jeśli ją założysz będzie to jasną wiadomością dla innych nieumarłych, że jesteś podległy mojemu rodowi... że należysz tylko do mnie... Nie chcę byś był znowu czyjąkolwiek własnością... powinieneś być wolny, chcę byś był wolnym człowiekiem. Dlatego pozwól... daj mi jeszcze kilka dni, bym mógł oddać tę bransoletkę do przerobienia. Tym razem bez żadnej przynależności. Przepraszam, że kazałem zrobić coś takiego... chciałem tylko pokazać innym, że jeśli coś ci się stanie, będą mieli ze mną do czynienia - starał się usilnie jakoś wytłumaczyć ze swojego głupiego pomysłu, ale z każdą chwilą, przez odczuwany wstyd coraz gorzej mu szło.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie odpowiedział na przeprosiny - jedynie mocniej przytulił się do Aldarena. Nie miał mu czego wybaczać, choć tak samo jak i on był świadomy tego, że mogli spotkać się dużo wcześniej. Ale kto wie, może wtedy to by się tak nie potoczyło, może młody błogosławiony z góry skreśliłby skrzypka i w ogóle nie chciał nawiązać z nim znajomości. W sumie faktycznie, dlaczego nigdy się nie widzieli? Czyżby Sarazil uważał Aldarena za tak mało znaczącego, że nie chciał chwalić się przed nim swoimi “zabawkami”? Faust to co innego, z nim Mitra miał wątpliwą przyjemność obcować - jeden jedyny raz, ale pamiętał to. Skrzypka zaś kojarzył jedynie z tego, że przyszedł parę razy do jego przybranego ojca na nauki. To nie był typowy widok, gdyż Sarazil nie zarabiał na życie nauczaniem i to przez to Mitra pamiętał tamte wizyty. W trakcie nich siedział jednak u siebie albo po prostu poza zasięgiem gościa, by nie kusić losu. Ciekawe co by było, gdyby się wtedy ośmielił? Nie żałował jednak - było dobrze jak było.

        Gdy Aldaren wziął od Mitry bransoletkę, on jeszcze trochę wolną dłonią podciągnął rękaw, by odsłonić lewy nadgarstek, na którym chciał nosić prezent od ukochanego. Gdy jednak spostrzegł, że skrzypka wyraźnie coś gryzie, sam się odrobinę niepewnie wycofał. Co się stało? Zerknął niepewnie na swój nadgarstek - chudy, delikatny, poznaczony błękitnymi żyłkami. Ten widok go zaniepokoił. Wyznał Aldarenowi, że się okaleczał, a na jego skórze nie było nawet najmniejszego śladu po tym, co sobie robił. Zmartwił się, że może ukochany teraz nabrał wątpliwości co do prawdziwości jego słów? Przecież po cięciu się zostawały blizny, a jego skóra była tymczasem tak samo nieskazitelna i świetlista jak przed tym, gdy zaczął to sobie robić. Zaraz jednak błogosławiony uznał swoje podejrzenia za niedorzeczne - Aldaren znał jego umiejętności i na pewno domyślał się, że leczył rany, gdy już się wyżył i uspokoił. Dlaczego to robił - a chodziło tylko o to, by nikt o tym nie wiedział - już nie było takie ważne.
        By nie męczyć za mocno skrzypka, Mitra wycofał rękę. Nie schował jej zupełnie, ale już tak nachalnie nie podtykał mu jej pod twarz. Zerkał to na jego oblicze, to na trzymaną w rękach bransoletkę, jakby chciał się upewnić, czy z nią jest wszystko w porządku i czy może to nie jest kwestia tego, że przy ich małej awanturze błyskotka się zniszczyła. Martwił się, że mogło się tak stać - zupełnie nie kontrolował wtedy co robi, a nie wiedział jak wytrzymała była…
        Nagle ich chwila sam na sam została przerwana - to wkurzyło nekromantę. Obrócił zaraz w stronę drzwi wzrok, który mógł zabijać. Dźwięk głosu Xargana zadziałał na niego jak czerwona płachta na byka. Ten przeklęty demon za każdym razem pojawiał się w najmniej odpowiednim momencie! Złość Mitry być może trochę by złagodniała, gdyby wiedział, że przyzwała go krew i rany Aldarena i była to kwestia troski o skrzypka, ale on tego nie wiedział. Pewną ulgę błogosławionemu niosła świadomość, że demon miał zakaz wstępu do jego domu, ale prawdziwie rozluźnił się dopiero w chwili, gdy jego ukochany kazał Xarganowi iść do zamku. Zerknął nawet na niego z wdzięcznością, nim ponownie utkwił wzrok w drzwiach do salonu.
        - Żabon! - zawołał ujadającą paskudę, która również odpuściła. Pewnie przez ten cały czas mała pokraka obszczekiwała swojego arcywroga zza bezpiecznej osłony drzwi. Teraz jednak, skoro już nie było przed kim się stroszyć, mały demon wrócił do salonu, gdzie z rozmysłem zignorował zakochaną parę na kanapie i skierował się prosto do swojego cudownego pudła, w którym umościł się na resztkach słomy, burcząc pod nosem z zadowoleniem i sapiąc.

        Przepraszające spojrzenie Mitra przyjął z miną jasno mówiącą “nic się nie stało”. Ważne, że intruzi szybko zniknęli, Żabon już nie darł ryja i można było wrócić do przyjemnej bliskości z ukochanym. Błogosławiony po raz kolejny z wyczekiwaniem wyciągnął w stronę Aldarena nadgarstek, na którym miała zostać zapięta bransoletka. Wtedy skrzypek zasugerował, że powinien ją zabrać i naprawić, a to bardzo zmartwiło błogosławionego.
        - Czyli jednak ją uszkodziłem gdy nią rzuciłem? - upewnił się markotnym tonem, a jego wyciągnięta ręka oklapła. Nie spodziewał się, że tak wyjdzie. Może gdyby zdawał sobie wtedy sprawę z konsekwencji, zrobiłby coś innego, postąpił inaczej. Na pewno nie próbowałby zniszczyć niczego, co dostał od Aldarena, bo teraz strasznie żałował.
        Aldaren zaraz zaczął wyjaśniać do czego służyła bransoletka i o co mu chodziło. Nekromanta słuchał uważnie, wzrok wlepiając jednak w trzymaną przez skrzypka biżuterię, jakby starał się dojrzeć na niej uszkodzenia, które poczynił. Nic nie widział… I nic dziwnego, bo jak się zaraz dowiedział, chodziło o coś zupełnie innego. Choć i ta wiedza przychodziła do niego powoli. Nie popędzał jednak Aldarena i każde porozumiewawcze spojrzenie z jego strony było przez Mitrę przyjmowane z pełnym zrozumienia “słucham, mów”. Gdy jednak doszło do konkretów, mina nekromanty przybrała wyraz konsternacji. Miał mieszane uczucia. Z jednej strony tak, takie noszenie czyjegoś symbolu kojarzyło mu się z obrożą, ale z drugiej… Nie przeszkadzało mu to tak mocno jak mógłby przypuszczać. To było to, czego wystrzegał się w pierwszych latach po śmierci Sarazila - by nie stać się własnością żadnego rodu, chciał nareszcie być sam sobie panem. Czuł pewien niesmak, niewielki, bardzo niewielki. Nie groziła im kolejna awantura - Mitra albo w końcu poszedł po rozum do głowy, albo nie miał sił na kolejną kłótnię. Gdy więc Aldaren powiedział co go gryzło, nekromanta niemal od razu sięgnął do jego ręki i zamknął jego palce na bransoletce.
        - Rozumiem, nie wiedziałeś - zapewnił łagodnym tonem. - Nic się nie stało, chciałeś dobrze, chciałeś mnie chronić, rozumiem. Nic się nie stało - powtórzył, głaszcząc pięść wampira zaciśniętą na odrobinę niefortunnym prezencie. - Weź ją i przerób, poczekam. Najbezpieczniejszy i tak jestem dzięki tobie, a nie tej bransoletce - dodał z nikłym, ale pokrzepiającym uśmiechem. Oparł czoło o czoło swojego ukochanego, otulając dłońmi jego dłoń. Nim jednak doszło między nimi do jakiś czułych scen, po raz kolejny rozległo się głośne pukanie do drzwi. Mitra podskoczył w miejscu.
        - Co do czorta? - syknął. Wstał momentalnie z kanapy i podszedł do biurka, na którym leżała jego dyżurna maska. Założył ją, lecz w międzyczasie do salonu wszedł odźwierny manekin i wręczył swemu panu złożoną na cztery kartkę. Mitra przyjął zawilgocony papier i zaraz go rozwinął. Parsknął po przeczytaniu krótkiej wiadomości.
        - Szklarza mamy z głowy - oświadczył, ponownie składając kartkę. - Pchnął ożywieńca, by przekazać, że w taką pogodę roboty się nie podejmie, bo na deszczu kit mu nie zwiąże i okno będzie przeciekać. Zaproponował, że może zabić je tymczasowo deskami, ale niech sobie odpuści, przemęczymy się jakoś - oświadczył, na tyle liściku pisząc odpowiedź i przekazując ją swojemu manekinowi. Kukła przyjęła kartkę i poszła zanieść ją gońcowi, a Mitra w tym czasie zdjął z twarzy maskę, którą wcześniej założył na wszelki wypadek.
        - To już chyba naprawdę ostatnia osoba, która mogłaby nam przeszkodzić - oświadczył, podchodząc do kanapy. Nie usiadł, stanął za oparciem i położył dłonie na ramionach ukochanego, jakby chciał go pomasować. Wtedy dopiero coś do niego dotarło.
        - Od samego rana biegasz w tych samych ubraniach - zauważył. - Co ty na to, bym zaryglował drzwi, aby nikt nam nie przeszkadzał, przebralibyśmy się i zagrałbyś mi mały koncert na miły wieczór? Chociaż jedną piosenkę, proszę - dodał, pochylając się i obejmując ramiona ukochanego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ze skromnym prezentem Aldarena nie do końca poszło tak, jak sobie to wymarzył, gdy ją odebrał. A wszystkiemu winny był prawdopodobnie pośpiech. Raz - stanowczo nie odpowiednią chwilę i sposób wręczenia bransoletki Mitrze, wampir sobie wybrał. Dwa... zachował się za bardzo jak wampir... jak zarozumiały dzieciak, który musi podpisać ulubioną zabawkę, nim ktoś inny mu ją zabierze i nie daj Prasmoku popsuje. A może wręcz przeciwnie i działał za bardzo jak człowiek? Chciał podarować swojemu partnerowi coś co by ich ze sobą związało jako dowód miłości skrzypka.
        Z resztą... Nie miało to obecnie większego znaczenia, skoro podarek był przez jeden drobny szczegół stanowczo nie trafiony. Aldaren zastanawiał się czy pozbycie się blaszki z jego herbem coś w ogóle zmieni, bo przecież... większość bransoletki pozostanie bez zmian, jej magiczne właściwości również nie ucierpią na tej przeróbce, a intencje z jakimi wampir będzie chciał podarować Mitrze ten prezent będą takie same. I to jest moment, w którym całkiem zwątpił w trafność błyskotki i sensowność jej przerabiania. Przecież istniało spore prawdopodobieństwo, że i wtedy Mitra nie będzie chciał jej przyjąć. Ta myśl nieprzyjemnie ścisnęła serce nieumarłego.
        Słuchał ledwo docierające do jego świadomości słowa pocieszenia Mitry i wpatrywał się markotnie w świetliste dłonie, gładzące jego zimną pięść zamykającą w żelaznym uścisku nieudany prezent. Chyba rzeczywiście zbyt zuchwałym był pomysł z tą błyskotką. Zwłaszcza, że Mitra właśnie zaznaczył, że nie jest mu w ogóle do niczego potrzebna. Wampir westchnął ciężko, po czym uniósł nieznacznie głowę, by spojrzeć na ukochanego, któremu odwzajemnił się skromnym, niemal nieśmiałym uśmiechem. Cóż człowiek... wampir uczy się na własnych błędach i to przez całe swoje nieżycie. Następnym razem pomyśli o czymś bardziej trafionym dla nekromanty, może jakaś książka albo coś na czym mógłby się wykazać swoimi nekromanckimi umiejętnościami, czy co tam... Nie mógł jednak tak po prostu zapomnieć o błyskotce i jej wyrzucić przy pierwszej lepszej okazji. Wyszedłby wtedy na kłamcę, a prędzej wypełniłby sobie żyły srebrem niż okłamał Mitrę. Skoro powiedział, że przerobi bransoletę, to tak zrobi. To, że jej po tym nie odbierze albo spędzi już wieczność w odmętach kieszeni skrzypkowego płaszcza, to już inna kwestia, o której ani myślał wspominać Mitrze. Nie chciał by nekromanta czuł się czemuś winny.
        Przymknął oczy, gdy błogosławiony zbliżył swoje czoło do jego własnego i znów odetchnął głęboko, ale tym razem bardziej jakby się odprężał, niż żeby schodziły z niego negatywne emocje jak smutek z powodu odrzucenia i zakłopotanie przez to, że zrobił z siebie idiotę. Rozkoszował się bliskością ukochanego, ale ręce trzymał przy sobie. A konkretnie ukrywał w obu dłoniach przeklętą błyskotkę, jakby ta odczytała nieprzyjemne myśli wampira odnośnie swojej przyszłości i chciała się zaraz wyrwać.
        Ta błoga chwila skończyła się jednak stanowczo zbyt szybko, brutalnie zabita ponownym odgłosem dobijania się do drzwi. Wampir westchnął poirytowany i wstał wraz z błogosławionym, myśląc, że to Xargan postanowił mu się sprzeciwić i skrzypek będzie musiał mu dobitniej wyperswadować, że to on był panem, a demon powinien go bezgranicznie słuchać. Nie udał się jednak do wyjścia, gdy Mitra zajęty był przywdziewaniem swojej maski, pozostał przy kanapie z czujnym spojrzeniem utkwionym w stronę drzwi od kamienicy. Nie czuł po drugiej stronie Xargana, ani nic co stanowiłoby choćby minimalne zagrożenie czy to dla niego czy też dla Mitry. Poza tym zaraz do salonu wszedł jeden z manekinów niebiańskiego właściciela z liścikiem. Gdy Mitra zapewnił, że to od szklarza, wampir cicho odetchnął i się rozluźnił, jakby cały ten czas pozostawał napięty jak struna i w stanie gotowości. Usiadł z powrotem na kanapie i przeczesał dłonią włosy. Miał już obie wolne, gdyż jak wstał, wcisnął z odrazą bransoletkę jak najgłębiej do kieszeni swojego okrycia. Kto wie, może zapomni o niej szybciej niż myślał.
        - Nie przyszło mi do głowy zabijanie okna deskami, bo nie chciałem niszczyć ci ram. Ale jeśli tylko chcesz... - zaproponował, pozostawiając resztę w jednoznacznym domyśle - że w każdej chwili może przyjść z deskami, młotkiem i garścią gwoździ, by na jedno słowo nekromanty jakoś prowizorycznie załatać tę dziurę w oknie.
        - Szczerze to ktoś mógłby się w sumie zjawić jeszcze i dokończyć tę zupę... Coś mi mówi, że chyba dopiero w przyszłym stuleciu będzie ci dane w końcu ją zjeść - mruknął z kąśliwą uwagą na samego siebie, myśląc, że Mitra nie chce by im ktoś przeszkadzał w gotowaniu. Bo co innego mógł mieć na myśli?
        Westchnął marudnie pod nosem, gotów wstać i jednak się tym zająć, lecz nim to uczynił, pojawił się za nim nekromanta i położył swoje dłonie na ramionach nieumarłego. Aldaren odchylił głowę do tyłu, opierając ją potylicą o oparcie kanapy i spojrzał pytająco na partnera, nie do końca rozumiejąc co ten sobie znowu wymyślił.
        - Chyba jest tak jak mówisz - przyznał, gdy blondyn wypomniał mu, że od rana chodził w tych ubraniach podczas deszczu i ani razu nie dał im porządnie wyschnąć. A to była prosta droga do tego by zatęchły i zaśmierdły, co ostatecznie skończyłoby się tym, że nadawałyby się tylko do wyrzucenia. - W porządku m...najdroższy Mitro, dla ciebie wszystko - mruknął aksamitnym tonem i dał niebianinowi buziaka w policzek, gdy ten się pochylił.
        Odczekał, aż Mitra go puści, by nie uderzyć go przy wstawaniu, a po tym udał się posłusznie do udostępnionego mu pokoju na drugim piętrze. Tam po prostu pchnął nieznacznie drzwi, pozwalając by same się za nim leniwie zamknęły, ale nie trzasnęły i rzucił na oparcie krzesła płaszcz. Zajął się rozpinaniem koszuli, nim nagle zaprzestał swych działań. Wygrzebał ostatni zestaw świeżych, nowych ubrań, które kilka dni temu zakupił i wyszedł z nimi z pokoju, kierując się do łazienki.
        Może i marnotrawstwem było zużywanie Mitrze ciepłej wody, ale w zimnej zaschnięta krew z ubrania czy skóry wampira (choćby plamka pod brodą) mogłaby tak łatwo nie zejść. No, a przynajmniej był to o wiele lepszy argument niż zwykła chęć ogrzania nieco zmarzniętego ciała, nie tylko przez deszcz, ale przez wcześniejsze nerwy i stres szybciej spalił wypitą krew, przez co było mu zwyczajnie zimno.
        Niemniej nie to było jego celem kąpieli, zwłaszcza, że obiecał sobie, iż raz zmoczy sobie całe ciało, przetrze je mokrą szmatką, coby jakiś większy bród z siebie zetrzeć i zaraz wyjdzie się wytrzeć oraz ubrać. Tak też zrobił, co skończyło się tym, że napełnienie wanny choćby do przyzwoitego minimum zajęło więcej czasu niż sama kąpiel wampira. Miał przy tym chwilę zwątpienia, gdy przemywał ranę na boku. Przez moment chciał pozbyć się odstających końców szwów, by ich wyjęcie było dużo trudniejsze, o ile w ogóle możliwe bez otwierania rany na nowo, a po tym naszła go myśl, czy samemu ich sobie nie wyjąć, ale zrezygnował gdy tylko sobie przypomniał jak szczęśliwy był zeszłego dnia Mitra, gdy to on musiał się tym zająć. Zostawił więc ranę w spokoju, wyszedł z wanny i się porządnie osuszył. Założył brązowe, lniane spodnie i kremową koszulę, wiązaną pod szyją rzemieniem w tym samym kolorze, ze skromnym, ledwo widocznym wzorem po lewej stronie klatki piersiowej.
        Nie zszedł jednak od razu na dół tylko siadł na krawędzi łóżka z wymiętą pościelą, noszącą oznaki tego, że leżał tu ktoś ranny; po czym sięgnął po jedną z walających się przy łóżku butelek z ciemnozielonego szkła. Przytknął gwint do ust i przechylił do góry nogami, odchylając również głowę przy tym do tyłu. Nie miał jednak co liczyć na chociażby ostałą kropelkę. Gdyby jakaś nawet została, zapewne do tego czasu już by zaschła i efekt w sumie obecnie byłby ten sam. Westchnął i odstawił szkło z powrotem do jej sióstr. Zebrał je jednak w jedno miejsce i jakoś sensowniej poustawiał, by później móc wziąć je wszystkie za jednym razem i po prostu wyrzucić. Porwał leżące na fotelu skrzypce i nie zwlekając już dłużej zszedł w końcu do Mitry.
        - Wybacz, że musiałeś tyle czekać - powiedział od razu kulturalnie i stanął w swoim stałym miejscu do koncertowania, czyli gdzieś między kominkiem a stolikiem stojącym przy kanapie. Oczywiście stał twarzą zwrócony w jej stronę, by móc patrzeć na Mitrę.
        Wziął głęboki oddech i pogładził dłonią po instrumencie. Skrzywił się lekko na ułamek sekundy, a zaraz po tym pojawiły się niemalże bordowe struny. Od razu przyłożył smyczek i zaczął grać, oddając całkowitą kontrolę wydobywającej się ze skrzypiec muzyce.
        Zaczął w miarę łagodnie, lecz dynamicznie, z pobrzmiewającą w melodii nutą melancholii. Muzyka się urwała, a zaraz nabrzmiała na nowo tym razem agresywniejsza, przywodząca na myśl zaszczute, uciekające przed pościgiem zwierze. I znów zamilkła, by łagodnie i cicho rozbrzmieć na nowo. Ledwo słyszalna była, gdy w krótkim akcie Aldaren ją przyspieszył i zgłośnił. Znów na moment była cicha i uspokajająca. Nie dał się jednak przy tym odprężyć, gdy ta bardziej przytłaczająca znowu doszła do głosu. Łatwiej jednak było ją przełknąć, gdyż bez trzymających za gardło przejść, złagodniała, choć przetykana była głośniejszymi tonami. Pozostawiała jednak swój kojący smak, starając się nabrać śmiałości, lecz jakby bała się otaczającego ją mroku. Na moment nabrała odwagi i zaczęła wypełniać swoją nutą duszącą ją ciemność. Brzmiało jak wszystkie dobrze wspomnienia jakie tylko Aldaren miał. Po tym nastał bardziej napięty moment, jakby mrok ją obchodził i starał się znaleźć słaby punkt by ją zdławić. Znów muzyka przyciszyła, była przez chwilę jakby płaczliwa, zastraszona. Nastąpiła kłótnia między łagodnymi i brutalniejszymi tonami, aż w końcu ta kojąca nabrała odwagi, zyskała niespotykaną dotąd siłę i stawiła czoła otaczającej ją ciemności, zajmując coraz więcej jej połacie. I tak z każdą chwilą stawała się coraz bardziej intensywna, coraz bardziej śmiała, pełna życia i siły do dalszej walki. Aż w końcu wybuchła całą swoją mocą. Mimo, że wcześniej można było odnieść wrażenie jakby powoli umierała.
        Tak jak przez większość gry skrzypek miał przymknięte oczy i bardziej zbolały lub gniewny wyraz twarzy, tak teraz na sam koniec, wydawał się naprawdę ukojony melodią, szczęśliwy, jakby te wszystkie poprzednie ostre tony odeszły w zapomnienie. Jakby wszystkie złe wspomnienia i przykrości sprzed kilku chwil całkiem zniknęły. Pod ten bardziej szczęśliwy koniec swojego koncertu z pełnym czułości uśmiechem patrzył na swojego lubego, przez co można było odnieść wrażenie, jakby to na jego cześć melodia powstała. W sumie tak też po prawdzie było, gdyż ostatnia, ta dynamiczna, śmiała i bardziej szczęśliwa część była całkowicie poświęcona niebianinowi. Hołdowała wszystkim ich wspólnym chwilom, przede wszystkim była pełna radości, że w ogóle wampir mógł spotkać niebianina, a teraz nazywać go swoim ukochanym. Niosła ze sobą obietnicę, że choćby przez te wspomnienia, Aldaren nigdy nie będzie w stanie odejść od błogosławionego. Nie bez przypłacenia tego swoim życiem.
        Można było więc nazwać graną przez wampira melodię "Historią Serca". Zastraszonego, bo żyjącego w mrocznych czasach, spokojnego, gdy miało względnie szczęśliwe dzieciństwo. Kilka nerwowych sytuacji i doznanie pierwszej miłości. Znów burzliwe tony, gdy zabrano mu tę miłość i zamieniono w potwora. Później niby spokojne, ale jakby bez życia, jakby przygasające i odchodzące w zapomnienie, zduszone brutalnie, by w końcu zacząć na nowo bić z całych swoich sił i tak już bez końca, nie ważne co by się w życiu działo. Ważne, że ten drugi rytm był przy nim, nadający mu siły i chęci do dalszego życia.
        Zakończył z prawdziwą siłą i obietnicą, że wcale nie będzie łatwym przeciwnikiem, jeśli ktoś spróbuje go pozbawić jego szczęścia albo je osłabi. Opuścił ostrożnie instrument i w milczeniu obserwował uważnie Mitrę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo jego ukochany przejął się tą odpowiedzią. Wydawało mu się - o święta naiwności - że skoro sam to zaproponował, to decyzja błogosławionego zostanie przyjęta z ulgą. Jednak najwyraźniej w tej kwestii nie było dobrej odpowiedzi, która nie zraniłaby jednego bądź drugiego. Aresterra - jak skrzypek słusznie zauważył - nie chciał być niczyją własnością, a gdyby dowiedział się od kogoś, że nosi coś na kształt obroży z adresatką… Tej kłótni Aldaren mógłby już nie przeżyć. Dla Mitry też dni byłyby już z pewnością policzone, ale to bardziej odległa kwestia. Skrzypek zaś jak widać źle zniósł to, że jego prezent nie był trafiony w stu procentach i przypisywał sobie wiele złych intencji, których przecież nie miał… Mitra wierzył, że to było z dobroci serca i jego ukochany nie miał niczego złego na myśli. Nawet słyszany gdzieś z tyłu głowy ostrzegawczy głos prowadzącej karczmę wampirzycy nie sprawił, że zaczął myśleć inaczej. On miał swój rozum i wiedział, że skrzypek ma czyste serce i czyste intencje. Czasami być może jego pomysły siadały na wykonaniu, ale komu to się nie zdarza? A jego nieszczęścia również nie można było uznać za działanie z premedytacją. Nie był zły i nekromanta byłby gotów bronić go nawet w obliczu całej trójki władców Maurii, jeśli taka byłaby potrzeba. Teraz jednak nie dostrzegł tego jak bardzo udręczony swoją porażką był Aldaren. Zdawał się być tylko lekko przybity.
        Nie było nawet okazji, by o tym dłużej porozmawiać - po raz kolejny zdecydowano się im przerwać. Mitra był poirytowany - w jego stanie nie było zresztą wcale o to trudno. A to, że skrzypek razem z nim podniósł się z kanapy dodało mu jeszcze animuszu. Szklarz miał prawdziwe szczęście, że nie zjawił się osobiście, bo wtedy nekromanta na pewno okazałby się jednym z najgorszych klientów, na jakich miał okazję trafić w swojej karierze… Obeszło się jednak bez nieprzyjemności, choć mimo wszystko Aresterra był średnio zadowolony - kolejny dzień będzie musiał użerać się z obcymi…
        - Nie chcę. - Mitra przerwał Aldarenowi, gdy ten zaoferował się, że to on może zabić te okna deskami. - Nic się nie stanie jak jeszcze jeden dzień zostanie tak jak jest, zostań ze mną - pomarudził trochę, ale w dobrej wierze. Nie po to skrzypek mieszkał u niego, aby wykonywać prace remontowe w kamienicy, nekromanta chciał spędzać z nim jak najwięcej czasu, zwłaszcza teraz, gdy nadal męczył go ból i strach przed jego utratą. Wolał się upewnić, że ukochany naprawdę z nim został.
        - Och, faktycznie… - mruknął Mitra, gdy poruszony został temat zupy. W sumie dopiero teraz dotarło do niego, że boli go brzuch, lecz nie był wcale pewny czy to ze stresu, czy z głodu, więc po prostu przestał o tym myśleć. I tak przy Aldarenie jadł zdecydowanie zbyt regularnie jak na jego styl życia.
        - Nie ucieknie - zauważył. - Możemy ją przygotować jutro…
        I Mitra przedstawił swój plan na wieczór - przyjęty zresztą całkiem dobre, gdyż Aldaren przystał na niego bez żadnych modyfikacji i protestów. Bez słowa razem poszli na górę, lecz rozdzielili się już na pierwszym piętrze - w końcu ubrania trzymali w różnych pokojach.
        Po zamknięciu drzwi swojej sypialni Mitra chwilę stał, nadal trzymając klamkę i opierając o nie czoło. Jednocześnie nasłuchiwał i myślał. Wszystko co wydarzyło się na parterze było z jednej strony nierealne, a z drugiej nie pozwalało o sobie zapomnieć i co chwilę przypominało o tym, że wydarzyło się naprawdę. Błogosławiony poczuł jak wielkie zmęczenie go ogarnęło. Gdyby to chodziło tylko o niego, wcale nie zmieniałby teraz ubrań, tylko tak jak stał runął na łóżko i spał być może do następnego poranka. Żałował może wręcz trochę, że zaproponował Alowi koncert. Nie to, że nie chciał usłyszeć jego muzyki, bo jej pięknu i całej atmosferze koncertów swojego ukochanego wprost nie mógł się oprzeć, ale chyba lepiej by było dla obojga, gdyby odpoczęli. A tymczasem on zmusił Aldarena do gry – on pewnie tego tak nie odbierał, ale jednak również był zmęczony. A co jeśli Mitra nie będzie w stanie okazać dostatecznego entuzjazmu? Nie chciał sprawić ukochanemu przykrości, choć ten powinien przecież wiedzieć, że nekromanta swoje uczucia okazuje raczej powściągliwie. Niech to… ”Może jednak nie będzie tak źle?”, pocieszył się błogosławiony, odklejając się w końcu od drzwi i zdejmując z siebie nadal wilgotną bluzę. Gdy już prawie się z nią uporał i ubranie ledwie wisiało na jego nadgarstkach przed tym, jak wyląduje na ziemi (Mitra rzadko odkładał gdzieś ubrania, bo manekiny sprzątały je tak czy siak), usłyszał kroki na schodach. Zamarł, zerkając w stronę drzwi, lecz kroki minęły jego sypialnię i podążyły dalej, pewnie do łazienki. Nekromanta odetchnął i zaraz zganił samego siebie w myślach, kręcąc przy tym z dezaprobatą głową. Nadal był płochliwy jak sarna.
        Nagle, gdy Mitra podniósł wzrok, skrzyżował swoje spojrzenie ze spojrzeniem swojego odbicia w lustrze. Patrzył na siebie chwilę podejrzliwie, jakby tej osoby po drugiej stronie tafli wcale miało nie być. Później zaś zdjął bluzę, cisnął ją w bok i podszedł do lustra. Wsparł się pod boki, po czym krytycznym wzrokiem zaczął oceniać swoją sylwetkę. To ciało, które obwiniał za wszystkie swoje krzywdy… Przypomniało mu się, że rano Aldaren widział go takiego. No właśnie, co widział? To nurtowało Mitrę. Sam dostrzegał jedynie chudy korpus mężczyzny, który nigdy nie będzie mógł się pochwalić atletyczną muskulaturą, a być może nawet do późnego wieku będzie uznawany za nastolatka. Zastanawiał się jakimi słowami opisałby go Aldaren, próbował to sobie wyobrazić. To jak z jego ust padają określenia… Jakie? Na pewno nie powie mu nic złego, nawet jeśli wcale nie będzie pod wrażeniem. Może, że jest ładny? Nie, za banalne na jego ukochanego, on komplementował w znacznie bardziej wysublimowany sposób… Lecz jednocześnie taki, którym nie umiał posługiwać się Mitra. Dlatego też jego próby wyobrażenia sobie tej sytuacji szybko się skończyły, zaczął po prostu patrzeć na siebie i próbować znaleźć zalety. Zalety… Wady… Zwał jak zwał. Z pewnością jego skóra zwracała uwagę, bo zawsze wyglądała zdrowo i promiennie, nawet jeśli nekromanta był mentalnie skatowany i wykończony (tak jak teraz…). Był drobny i kruchy, można powiedzieć, że jak typowy nekromanta, choć długo nic nie zapowiadało jakie będzie jego chore powołanie. Zupełnie przeciwieństwo Aldarena - na niego nie można było nie patrzeć z przyjemnością. Mitra aż rozmarzył się lekko na wspomnienie swojego ukochanego bez koszuli, którego widział poprzedniego wieczora, podczas zajmowania się jego ranami. I ta jego mina…
        Błogosławiony potrząsnął głową, jakby wyganiał z niej niepożądane myśli, po czym szybko założył nową bluzę - cieplejszą od poprzedniej - i zaraz wyszedł z sypialni, od razu kierując się na parter. Był pierwszy i nie wiedział nawet czy Aldaren skończył już kąpiel. Odpowiedź nadeszła jednak po chwili - ledwo nekromanta zdążył usiąść na kanapie przed kominkiem, usłyszał kroki ukochanego na schodach, a później mógł go zobaczyć w progu pokoju. Uśmiechnął się delikatnie na jego widok.
        - Nie czekałem wcale długo – odparł lekko, by jego ukochany nie miał wyrzutów sumienia przez to, że przyszedł po nim. Naprawdę mu się nie dłużyło.
        Mitra za każdym razem nie umiał wyjść z podziwu jak bardzo angażująca i emocjonalna była muzyka jego ukochanego. Pochłonęła go w jednej chwili - całym sobą skupił się na słuchaniu, nawet nie orientując się, że przyciągnął do siebie jedną z poduszek i przytulił ją jedną ręką, na drugiej wspierając głowę. Oczy mu błyszczały z przejęcia. Aldaren zawsze wkładał w swoją muzykę całe serce i każdy grany utwór brzmiał jak wyznanie płynące tak bardzo z głębi serca, że aż niemożliwe do opowiedzenia słowami. Tak jak teraz. Mitra co prawda nie od razu zorientował się, że to była historia jego ukochanego, ale gdy to pojął aż z przejęciem głębiej nabrał tchu. Znowu usiadł wyprostowany i patrzył w niego jak w obraz. Chyba każdy chciałby mieć takiego słuchacza, tak skupionego i zaangażowanego, patrzącego na artystę z takim oddaniem. A gdy koncert dobiegł już końca, Mitra wyglądał jakby wybudzono go ze snu. Nie umiał znaleźć słów by wyrazić to jak bardzo był poruszony, jak piękna była muzyka Aldarena i jak bardzo był zachwycony. Wstał więc, odłożył poduszkę gdzieś na bok i podszedł do skrzypka. Przytulił go mocno i długo tak trzymał, nim gardło rozluźniło mu się na tyle, by mógł wydobyć z siebie głos.
        - Dziękuję - szepnął. - Kocham cię, Ren… Zrobię wszystko, byś mógł już zawsze grać tak jak na koniec… Zawsze, zawsze będę przy tobie, mój najdroższy, ukochany Aldarenie...
        Mitra był wzruszony. Pewnie w innych okolicznościach wzbraniałby się przed takim okazywaniem emocji albo wręcz nie odczuwałby ich aż tak intensywnie, ale teraz aż było słychać dudnienie z jego klatki piersiowej. W jakimś romantycznym, trochę być może kiczowatym odruchu, błogosławiony ujął skrzypka za dłoń, w której ten trzymał smyczek i położył ją sobie na piersi - tak, by pod palcami było czuć jak mocno bije jego serce.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości