Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie ma najmniejszego problemu mój drogi - odpowiedział łagodnie na prośbę przyniesienia również specjalnego pulpitu do pisania.
        Choć w sumie wydawało się to być zwykłą podstawką, gdy szedł na dół i ją znalazł, dzięki której wygodniej można było pracować przy biurku czy to zapisując dziesiątki kartek treścią, czy zapełniając notatnik kolejnymi szkicami. W sumie... Biorąc pod uwagę talent Mitry prawdopodobne, że najczęściej korzystał z tego pulpitu gdy rysował, choć nie wątpliwie pomagał niebianinowi również, gdy ten musiał coś zapisać. Choćby dzisiaj w takiej właśnie sytuacji kawałek deski na nierównych nóżkach pomoże błogosławionemu.
        Aldaren wyciągnął pulpit na biurko i... zaraz poszedł do kuchni, gdzie zwilżył lekko szmatkę, którą po powrocie przetarł ten podstawek. Może nie był jakoś strasznie pokryty kurzem z masą pajęczyn, ale... od razu było widać, że to własność Mitry. Niewielka warstwa szarego pyłu mimo wszystko wiele zdradzała, a przecież wampir nie tylko pamiętał pierwszy raz, gdy przyszedł tu z Mitrą, ale również to jaka zawsze w sumie wyglądało wnętrze tej kamienicy, gdy Faust przyprowadzał tu skrzypka na nauki do Sarazila. Niby nie było już tak strasznie jak wtedy, udało się Aldarenowi sporą część uporządkować, ale gdzie nie-gdzie nadal walały się księgi i inne rzeczy blondyna, których ruszanie sobie odpuścił. Co by nie przesadzać z tym porządkowaniem.
        Przetarł starannie, ale też za specjalnie się nad tym nie rozwodząc, pulpit, który wziął bez większego trudu razem z kartkami, które trzymał w dłoni z pulpitem, a w drugiej miał pióro i kałamarz. Powrócił do sypialni Mitry i mu wszystko podał z cichym "proszę". Posłał ukochanemu czuły uśmiech i zaraz wyszedł, nie przeszkadzając dłużej blondynowi.
        Na dole w pierwszej kolejności poprawił ich rzeczy w przedpokoju, wpuścił do domu Żabona i wstawił zupę. Choć najbardziej logiczne byłoby odwrócenie kolejności, ale już trudno. Poza tym niezbyt myślał nad tym co robił zbyt pochłonięty innymi sprawami. Martwił się o Mitrę. Stan w jakim go zastał po przekroczeniu progu sypialni, po tym jak wrócili do domu, naprawdę rozdzierał mu serce na drobne kawałki. Chciałby już nigdy więcej nie musieć oglądać swojego ukochanego tak wyprutego z życia i zdołowanego, ale niestety miał świadomość, że to raczej niemożliwe. I że po otworzeniu szpitala może to być widok częstszy, niż by Aldaren chciał. Wiadomo z czasem powinno być coraz lepiej, Mitra powinien zacząć się przyzwyczajać i nie powinno być już tak tragicznie. Ale z drugiej strony czy rzeczywiście? Czy po prostu to Aldaren się do takiego widoku przyzwyczai na tyle, że przestanie się tym tak przejmować? Agh, strasznie to brzmiało.
        Nie było sensu zachodzić na górę i niepokoić Mitrę, zwłaszcza, że przecież i nekromanta chciał chwili dla siebie i skrzypek chciał mu ją ofiarować jakiś czas temu, nim niebianin poprosił by z nim chwilę został.
        Czy naprawdę nigdy w ciebie nie wierzyłem? - pomyślał gorzko, przypominając sobie niemal błagalną prośbę blondyna. Przymknął oczy i lekko wbił palce w schowaną pod koszulą bliznę na boku. Niestety... mogło tak być. I to niejednokrotnie, choćby poczynając od wyprawy do Thulle. Odetchnął głęboko i lekko się przy tym skrzywił, zapominając, że nadal pastwi się nad raną sprzed kilku dni, choć już zabliźnioną, niemalże już nie bolącą, ale nadal dość wrażliwą.
        W końcu jego rozmyślania zostały przerwane, nie przez manekiny, na te nawet nie zwrócił uwagi, gdy wychodziły, zupa zaczęła powoli bulgotać i pachnieć. Czyli najwyższy czas zwlec się na równe nogi i zgasić płomień pod nią. Najpierw jednak Aldaren przygotował sobie chochlę i wyjął miskę, by mieć gdzie tę zupę nalać. Nalał też trochę do miski Żabona, wiedząc, że demon nie ruszy gorącego jedzenia póki nie przestygnie trochę, a nawet jakby mu się zdarzyło przez przypadek zapomnieć to nic mu z tego powodu nie będzie. Nie wołał go też. Po prostu nalał mu i Mitrze i poszedł zaraz z talerzem dla ukochanego do jego sypialni.
        Najpierw cicho zapukał, po tym ostrożnie zajrzał do środka a widząc, leżącego na łóżku nekromantę, westchnął tylko cicho. Przeszedł niespiesznie przez pokój i będąc przy łóżku postawił talerz na stoliku nocnym zaraz obok. Zdjął z posłania pulpit i pozostałą część pustych kartek, nie wspominając o kałamarzu, który w każdej chwili mógł się wylać na pościel jeśli tylko zostałby przez przypadek trącony ręką. Już chciał zbudzić Mitrę, gdy dostrzegł w jego dłoni nadal trzymane pióro. Uśmiechnął się lekko do samego siebie i pokręcił głową z niedowierzaniem. Oparł się kolanem na krawędzi po swojej stronie materacu, by sięgnąć trzymane w dłoni pióro, a gdy je odłożył, po prostu usiadł na skraju nie mogąc oderwać czułego spojrzenia od swojego partnera.
        - Co ja głupi sobie myślałem... - mruknął do siebie pod nosem z pobrzmiewającym w głosie wyrzutem. Nie miał się czemu dziwić przecież, bo Mitra od samego początku wyglądał na wykończonego, więc to, że uśnie nim Aldaren przyjdzie do niego z jedzeniem, było do przewidzenia. A mimo to wampir żył z błogą pewnością, że blondyn będzie czekał cierpliwie na posiłek i po tym się położy.
        Wyciągnął dłoń w jego stronę, chcąc delikatnie zgarnąć mu włosy spadające na twarz za ucho, lecz się powstrzymał nim rzeczywiście dotknął nekromantę. Westchnął i wstał z łóżka. Bardzo nie chciał go budzić, ale czuł, że Mitra naprawdę powinien najpierw zjeść coś ciepłego, a po tym się położyć. Tylko że... łatwiej powiedzieć niż zrobić.
        - Mitro... mój drogi aniele... - szepnął łagodnie do niego kucając przy nim po drugiej stronie łóżka i to w takiej odległości, by ten się nie wystraszył zbyt bliską obecnością wampira. Trzymał też cały czas ręce przy sobie, choć wątpił by samymi słowami, podchodzącymi raczej pod szept niż normalny ton, zdołał go obudzić. Najwyżej mówi się trudno i odpuści sobie wszelkie próby zbudzenia Mitry, a Żabon dostanie podwójna porcję. Odwrócił się bokiem do łóżka by móc oprzeć się o ścianę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Dzień był dla Mitry zbyt intensywny, choć i tak nie zasnąłby tak łatwo, gdyby na koniec nie dobił się czarami. Wyczerpał siły fizyczne, psychiczne i magiczne - brawo, wzór dbania o siebie i o swoje zdrowie. Miał szczęście, że wbrew swojemu wyglądowi był w miarę wytrzymały, bo to co zrobił mogłoby go pozbawić przytomności albo doprowadzić do innych konsekwencji zdrowotnych - choćby tego, że cały następny dzień musiałby zostać w łóżku, by się pozbierać. Jednak on potrzebował tylko - albo aż - drzemki. Tak bardzo, że w ogóle nad tym nie zapanował i nawet nie odłożył wcześniej pióra. Ale by było, gdyby za jakiś czas wbiło mu się w bok, gdy zasnąłby głębiej i zaczął się wiercić. Mógł się w sumie przykryć, pewnie zmarznie, ale… To tylko na chwilę.
        Gdzieś być może na granicy świadomości zarejestrował, że ktoś porusza się w sypialni - w końcu na punkcie nieproszonych gości był przeczulony - ale że to był Aldaren, mógł być spokojny. Nawet mu powieka nie drgnęła, nadal spał. Był tak ufny, że nie zareagował, gdy wampir porządkował papiery wokół niego, wspiął się na łóżko, wyjął mu pióro z ręki. No dobrze, przy tym ostatnim trochę poruszył palcami, by mu to ułatwić, ale to było podświadome. Trochę umościł się na posłaniu. Kto wie, może Al mógłby sobie przy nim pozwolić na coś znacznie więcej niż takie krążenie wokół jak jeż wkoło wody, ale w sumie roztropnie, że nie próbował - Mitra nie był jednak teraz w najlepszej kondycji.
        Jego sen nie był jednak tak mocny, by nie usłyszał jak został wezwany po imieniu. Lecz może mu się przesłyszało? Nie chciało mu się wstawać… Obrócił się na bok i wsunął sobie pod głowę złożone jak do modlitwy ręce. Odsapnął, lecz zamiast ustabilizować oddech i ponownie zapaść w sen, otworzył oczy. Senne, zamglone spojrzenie jego oczu wbrew pozorom od razu zogniskowało się na skrzypku. Ponownie głęboko odetchnął.
        - Zasnąłem? - upewnił się. - Długo spałem?
        Mitra wyciągnął przed siebie rękę, jakby chciał złapać Aldarena, ale zwiesił ją jedynie z łóżka. Ponownie na chwilę zamknął oczy i zaczął się wiercić. Ostatecznie położył się na brzuchu i wsparł na przedramionach. Zerknął bokiem na skrzypka i patrzył na niego, jakby się nad czymś zastanawiał.
        - Powiedziałeś “mój drogi aniele” czy tylko mi się to śniło? - upewnił się. - Miła pobudka…
        Mitra westchnął po raz setny od przebudzenia, po czym podniósł się do siadu. Skrzyżował nogi na posłaniu, nasadami dłoni przecierając sobie oczy. Ziewnął dyskretnie.
        - Przepraszam, wydałem parę rozkazów manekinom i to mnie zupełnie wyssało z sił, nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem - usprawiedliwił się. - Długo… Och, przyniosłeś ten talerz tutaj? - dopiero teraz dostrzegł stojącą na szafce nocnej zupę. Czuł wcześniej jej zapach, ale wydawało mu się, że dobiegał on raczej z kuchni.
        - Nie spodziewałem się kolacji do łóżka - zauważył. - Wiesz, mogłem zejść na dół… Ale dziękuję.
        Mitra spuścił nogi z łóżka i przysunął się do szafki nocnej, na której stał talerz. Poprawił sobie trochę jego ustawienie, po czym sięgnął po łyżkę. Na początku grzebał w zupie, jakby sprawdzał co się w niej znajdowało, po czym wyłowił kawałek ziemniaka i wziął go do ust. Nie był za gorący - przez tę chwilę danie zdążyło ostygnąć do takiej temperatury, by nadal było ciepłe, ale nie parzyło. Mitra z tym większym zaangażowaniem wziął się za jedzenie i przez moment tylko wachlował łyżką, nie mówiąc słowa. Ba, nawet nie myślał specjalnie o niczym. Tylko tyle, by zjeść i iść spać, a jedyną niewiadomą stanowiło to, czy w międzyczasie się wykąpie i przebierze czy po prostu tak będzie spał.
        W ciszy, która przez moment zaległa, dało się słyszeć pukanie do drzwi frontowych.
        - Kogo niesie? - warknął Mitra, nad wyraz agresywnym tonem, odkładając łyżkę do miski. Miał powody do zdenerwowania, bo z nikim nie był umówiony, a jego manekiny nie pukały, bo i po co. Mimo to wydał rozkaz, by intruzowi otworzyć, a sam wstał z łóżka i podszedł do komody. Wyjął z niej całkowicie czarną maskę i założył ją na twarz, jednocześnie zaciągając kaptur. Wyszedł z pokoju, gestem prosząc Aldarena, by ten poczekał.
        W progu stał mężczyzna pod pięćdziesiątkę, ubrany w znoszoną kurtę i drelichowe spodnie. W ręce dzierżył sporą skrzynię z narzędziami, co naprowadziło Mitrę na trop tego, z kim miał do czynienia.
        - Słucham - odezwał się mimo wszystko, schodząc po schodach. Nieznajomy wzdrygnął się, gdy dostrzegł jego czarną sylwetkę z twarzą bez wyrazu.
        - Uszanowanie - bąknął, uchylając znoszonej czapki. - Ja do okna przyszedłem…
        - Spodziewałem się was wcześniej - oświadczył Mitra stając już na poziomie parteru i zaplatając ręce na piersi.
        - Przez deszcz nie dało się robić. A jak przyszedłem rano to nikogo nie zastałem - wyjaśnił rzemieślnik. Choć był znacznie wyższy i postawniejszy od Mitry, kulił się przed nim jakby bał się, że oberwie. Cóż, nekromanta nie był w humorze, a skryty za maską miał znacznie więcej pewności siebie, co pozwalało mu wzbudzać jako-taki respekt.
        - Dobrze - mruknął, jakby odpuszczał rzemieślnikowi winy. - To w tamtym pokoju. Po prostu wybita szyba. Gdyby coś było potrzebne, proszę informować moje sługi. Rozumieją co się do nich mówi.
        Rzemieślnik kiwnął głową i udał się do salonu - takie kontaktowanie się przez nieumarłych nie stanowiło dla niego żadnej nowości, skoro za pierwszym razem sam wykorzystał tę możliwość, by powiadomić o niemożności podjęcia pracy. Mitrze nie umknęło to jak mężczyzna dyskretnie rozglądał się po kamienicy i zerka do mijanych pomieszczeń. Wścibska menda. Tym chętniej nekromanta zniknął mu z oczu, by nie narażać się na pytania, na które nie chciał odpowiadać. Wrócił na górę, po drodze każąc manekinowi-odźwiernemu, by pilnował tamtego człowieka. Już po chwili usłyszał drewniane kroki i dźwięki rozpoczętej pracy.
        - Szklarz - mruknął, gdy wrócił do sypialni. Zamknął drzwi i nie zdjął maski tak długo, aż nie usiadł na łóżku. Przetarł twarz dłonią, jakby ścierał pot. - Do tej wybitej szyby. Ponoć już rano był.
        Nekromanta nie wyglądał na przejętego tym wszystkim. Wrócił do posiłku, by zupa mu już całkowicie nie wystygła.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie zdołał jednak usiąść pod ścianą przy łóżku, gdyż niedługo po swoim łagodnym wezwaniu usłyszał, jak Mitra zaczął się wiercić na łóżku, jak zaczął się przebudzać. Odwrócił się w jego stronę zostając w miejscu, kilka kroków od lubego i obserwując uważnie jak wykończony nekromanta przerywa swój sen. Patrzył na niego cały czas ze zmartwieniem. Naprawdę chciałby zrobić wszystko, by tylko Mitra nie musiał się już więcej tak męczyć. Niby zależało mu przed chwilą na obudzeniu lubego, by nabrał nieco sił przez zjedzenie ciepłego posiłku, ale teraz, gdy blondyn patrzył na niego tak sennie zamglonym spojrzeniem, skrzypek miał wyrzuty sumienia, że w ogóle zakłócił mu odpoczynek.
        - W sumie to nie długo. Przyszedłem zaraz po zagrzaniu się zupy - powiedział łagodnie, znów stając się świadkiem tego, jak zmęczony nekromanta się wierci w poszukiwaniu wygodnej dla siebie pozycji na posłaniu.
        Zaraz jednak odwrócił z zakłopotaniem spojrzenie i przetarł dłonią swój kark, kiedy Mitra zapytał o to jak wampir go nazwał, chwilę przed jego przebudzeniem się. Serce podeszło Aldarenowi do gardła, obawiając się, że Mitra będzie zły, bo w sumie czemu miałby nie być, skoro nie był w humorze na takie rzeczy, przez to ile się dziś wydarzyło i z powodu własnego wyczerpania. Skrzypek poczuł się jakby tym sformułowaniem kopnął leżącego, szczególnie, że błogosławiony to doskonale usłyszał. Mógłby wmówić nekromancie, że to był tylko sen, ale wątpił by dzięki kłamstwu zdołał się pozbyć poczucia winy.
        - Tak... wiesz...ja... - wybełkotał niepewnie starając się na szybko wymyślić jak się usprawiedliwić, ale niezbyt mu szło. A jak się okazało wcale nie musiał się aż tak bardzo przejmować. Spojrzał zaskoczony na partnera, który, choć mówił bez przekonania, to jednak nie był zły na wampira za to co ten powiedział. Czyli Aldaren mógł chyba odetchnąć z ulgą.
        - Był beznadziejną pomocą i opiekunem, mając cały czas na uwadze granice i traumy niebianina nie był w stanie nic zrobić jak ten spał, jak tylko posprzątać wokół niego i to jeszcze tak by najlepiej go nie dotknąć, a teraz gdy się przebudzał, mógł jedynie stać i się gapić jak ostatni ciołek. Nie żeby fobie Mitry mu przeszkadzały, ale czuł się naprawdę bezużyteczny, nawet nie wpadł na to, by chociaż przykryć drzemiącego wcześniej partnera, a przecież nakrywając go kocem nie musiał go wcale dotykać.
        - Nie masz za co przepraszać - odpowiedział machinalnie w pierwszym odruchu, uśmiechając się przy tym z lekkim zakłopotaniem, ale pokrzepiająco. Dopiero po tym dotarło do niego co Mitra właściwie powiedział oprócz przeprosin.
        Niepewność wampira minęła w jednej chwili, gdy spoważniał z głośnym westchnieniem.
        - Nie musiałeś tak przemęczać, ja mogłem się wszystkim zająć jeśli nie osobiście to za pośrednictwem demonów, albo Xargana - zauważył z nutką goryczy, na końcu języka miał "przydałbym się w końcu na coś", ale zaraz Mitra dostrzegł talerz z zupą. Na jego raczej retoryczne pytanie skrzypek kiwnął głową.
        - Wyglądałeś na wykończonego, więc nie chciałem byś się przemęczał schodzeniem na dół żeby coś zjeść. Przez to postanowiłem przynieść ci posiłek tutaj byś niepotrzebnie nie tracił energii - wytłumaczył się z tej decyzji łagodnie i delikatnie się uśmiechnął do nekromanty, gdy ten mu podziękował. Pokręcił głową. - Nie masz mi za co dziękować, to mój obowiązek dbać o ciebie i stawiać twoje dobro ponad wszystko. Zwłaszcza, gdy jesteś osłabiony - wyjaśnił z czającym się cieniem szczęścia na delikatnie bledszej niż zwykle twarzy nieumarłego. Choć w przypadku krwiopijców nikogo nie powinno dziwić, że ci byli bladzi, w końcu to ich cecha charakterystyczna jak chociażby ostre, nieludzkie kły.
        - Poza tym obiadokolację, nie kolację - sprostował łagodnie, no bo nie ukrywając, jeszcze nie zaczęło zmierzchać.
        Był nieco zagubiony, nie wiedział czy stać dalej jak ten kołek czy jakoś łagodnie zasugerować Mitrze, że nie będzie go już niepokoił, by nekromanta mógł w spokoju odpocząć. Postanowił jednak jeszcze chwilę wytrzymać na posterunku, do momentu aż blondyn nie zje całej zupy i nie powie, że chciałby jeszcze albo że już mu starczy. Ogólnie wampirowi chodziło o zabranie z sypialni pustego talerza, zaraz po tym jak Mitra skończy jeść, by nie kręcić się tutaj co chwila, bo przecież jeśli teraz by wyszedł, to po chwili musiałby wrócić, żeby zabrać naczynie, aby nie stało do rana. Nic jednak w tym temacie nie mówił, by nekromanta nie poczuł się poganiany. Miał zjeść w swoim tempie i spokoju.
        No, z tym spokojem to się Aldaren pospieszył. Gdy rozległo się z dołu pukanie, nieumarły się spiął, a na twarzy pojawił mu się wyraz intensywnego skupienia, jakby był gotów w każdej chwili do działania zależnego od rodzaju zagrożenia: gotów był do obrony, bądź ataku. Zwłaszcza, gdy Mitra był zaskoczony i zły, tym, że właśnie miał mieć wizytę niespodziewanego gościa. Skrzypek już się kierował w stronę okna, by sprawdzić przez nie, kto ich nawiedzał i zaatakować z zaskoczenia, lecz gotowy już na spotkanie z pukającym do drzwi Mitra nakazał mu cierpliwie czekać.
        - W porządku - mruknął, kryjąc pieczołowicie swoje niezadowolenie z tego faktu i powstrzymując chęć ciężkiego westchnienia.
        Chwila podczas, której był sam w sypialni wystarczyła by uświadomił sobie jak wielkim był durniem. Był w domu Mitry, to nekromanta był tu gospodarzem, więc wampir nie powinien się wtrącać w to, kto puka do jego drzwi. Rozumiał, że przychodzący tu goście musieliby być, lekko powiedziawszy, zmieszani, gdyby spodziewali się zamaskowanego nekromanty, a zamiast tego otwierałby im ktoś zupełnie inny. A gdyby chwilę po tym zjawił się błogosławiony, ten co przyszedł mógłby sobie ubzdurać niewiadomo co i rozpuścić po mieście wyssane z palca plotki, wszelkiej maści byle by tylko miał posłuch i czym zabłysnąć w towarzystwie, może nawet miałby czym zaimponować przed swoją drugą połówką. Aldaren naprawdę nie powinien się w to ani wtrącać, ani zbytnio wychylać. Dla dobra Mitry.
        Ale co jeśli - w drugą stronę - są to jacyś goście, którzy nie mieliby wcale przyjaznych, bądź neutralnych zamiarów wobec nekromanty? Co jeśli to któryś ze starych przyjaciół Sarazila, którzy po raz kolejny chcieliby przekonać błogosławionego na nawiązanie z nimi "współpracy", a odmowa tym razem zakończyłaby się napaścią i zabraniem Mitry siłą?
        Albo gdyby to był jakiś głodny przemieniony wampir, który wymyślił sobie łatwy i bezpieczny sposób na skuteczne złapanie ofiary przez chodzenie po domach i napadanie niczego niespodziewających się mieszkańców? Długo mógłby żerować taki osobnik po mieście bezkarnie, zanim by generał Turilli podłapał trop takiego spryciarza.
        I o ile w pierwszym przypadku z odwiedzinami wrogów z przeszłości Mitra mógłby w porę zaalarmować Aldarena, o tyle w przypadku takiego wampira skrzypek wątpił, by Mitra miał czas choćby sobie uświadomić co tak naprawdę się dzieje. Lazurowooki mógłby pochwycić subtelną nutę krwi ukochanego, ale bez wątpienia wtedy byłoby już stanowczo za późno. Chyba będzie musiał się zastanowić nad sposobem obserwowania w każdej chwili i przez cały czas, wejścia do kamienicy, choć... już widział oczami wyobraźni jak wściekły byłby nekromanta, gdyby dowiedział się o tym, że bez jego zgody, a co dopiero wiedzy, jest stale i bacznie obserwowany.
        Westchnął ciężko z taką goryczą i bezradnością w głosie, że zabrzmiało jak ciche, krótkie skomlenie.
        W końcu Mitra powrócił, ale Aldaren wcale gwałtownie nie zareagował na jego pojawienie się. Odczuł ulgę, że jego ukochany jest cały i zdrowy, choć nadal wyczerpany. Wstał z krawędzi łóżka, na którym jakiś czas usiadł i powiódł za przechodzącym obok niego nekromantą, który zasiadł z powrotem do posiłku. Po chwili jednak oderwał od niego wzrok i wbił go w bliżej nieokreślony punkt przed sobą. Był trochę zaskoczony wieścią, że szklarz postanowił się w końcu pofatygować i wziąć za robotę, zwłaszcza, że wczoraj było cicho i spokojnie i wtedy mógłby już przyjść, ale Aldaren powstrzymał się od komentarza. Bo po co robić z igły widły, skoro mężczyzna i tak zjawił się by naprawić stłuczone okno.
        - Myślałem czy nie wyjść wcześniej i nie sprawdzić jak idą prace w szpitalu, a stamtąd pójść prosto do lorda Turilliego, wręczyć mu podpisany Kontrakt - poinformował Mitrę, choć był to jeszcze nie potwierdzony plan, a jedynie dopiero rozważany.
        Wydawało mu się to dobrym pomysłem, bo czymś konkretnym zajmie myśli, może rzeczywiście zacznie swoje badania w kwestii znalezienia najlepszego dla siebie rozwiązania na pozbycie się albo przynajmniej stłumienie swojego głodu, a co najważniejsze, nie będzie zakłócał spokoju nekromancie. Ten będzie mógł porządnie wypocząć nie tylko po dzisiejszych wydarzeniach i nadwątlonych siłach, ale również mógłby odpocząć przy tym nieco od wampira, bo przecież jakby nie patrzeć Aldaren był przy błogosławionym praktycznie całą dobę przy nekromancie. Każdy miałby w pewnym momencie dosyć i potrzebowałby chociaż chwili takiej prawdziwej samotności. Już szczególnie Mitra, który tyle lat żył samotnie i wcale nie zależało mu na szukaniu towarzystwa.
        - Mógłbyś odpocząć w spokoju... - rzucił pod nosem jako swój główny argument, choć nie był zbyt pewny.
        Był bardzo ostrożny w tym pomyśle, by Mitra nie wziął tego do siebie, by nie pomyślał sobie czegoś, przez co mógłby jeszcze bardziej stracić humor i się rozgniewać na wampira, choć ten chciał tylko dla ukochanego jak najlepiej, a że obecnie to najlepiej oznaczało, że skrzypek powinien być jak najdalej... Mitra nie musiał wiedzieć o tym tak dosadnie. Choć i tak nie było to żadnym rozwiązaniem, a jedynie naiwną ucieczką od swoich problemów. Aldaren doskonale wiedział, że z dnia na dziej będzie mu coraz ciężej się powstrzymywać, a nawet jeśli mu się uda jakoś o tym nie myśleć i się kontrolować, to będzie słabł w oczach, tak, że mógłby nie przeżyć kolejnego ataku na swoją osobę czy to ze strony Zabora, czy ledwo przemienionego wampira, który wymknął się swojemu mistrzowi. Nie miałby żadnej kontroli nad Xarganem, który miał znaczenie więcej powodów od Zabora, by pozbyć się żałosnego demonologa.
        - Chcesz może jeszcze? - zapytał nagle w ramach zmiany tematu, czekając tylko na jedno słowo nekromanty, by zaraz pójść dolać mu jeszcze zupy. Cały czas przecież stał przed niebianinem, mając na uwagę zachowanie komfortowej (oraz bezpiecznej) dla blondyna odległości.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Choć Mitra był średnio przytomny po pobudce, jego uwadze nie umknęło to, że Aldaren jakoś dziwnie się zachowywał, jakby… się krępował. Tylko czym? Aż Mitra zerknął po sobie by upewnić się czy nie wygląda jakoś dziwnie - może bluza mu się podwinęła albo coś innego było nie tak? Ale nie, wyglądał normalnie… Aaaa, może to kwestia tego, że nazwał go aniołem? Najwyraźniej mimo tego, że to Mitra sam mu to zaproponował, trudno mu było się przekonać do nazywania go w ten sposób - po tym, co usłyszał wcześniej… Cóż, może się przyzwyczai, gdy zobaczy, że nekromanta nie reaguje na to źle. Niby dobrze też nie, ale z czasem na pewno się przekona.
        Uśmiech wampira i te jego zapewnienia, że nie ma za co przepraszać, były naprawdę pokrzepiające - Mitra czuł się trochę usprawiedliwiony. Skupiony jednak na dochodzeniu do siebie po drzemce, nie zwrócił uwagi na to, jak jego partnerowi zrzedła mina. Ponownie podniósł na niego wzrok dopiero, gdy usłyszał jego pełne troski wyrzuty. W oczach niebianina pojawiła się czułość wymieszana z pobłażaniem.
        - Ren - wezwał go. - Ale ja wolałem, by to manekiny poszły z domu, a ty żebyś został tu, ze mną, zamiast ganiać po mieście za jakimiś ziołami i księgami. Tak jest dobrze, naprawdę - zapewnił go z czułością. - Kto by się o mnie zatroszczył równie dobrze jak ty? - zadał retoryczne pytanie… Choć Aldaren pewnie zechce na nie odpowiedzieć, tak by się podroczyć.
        - O, właśnie to miałem na myśli - podłapał, gdy wampir wyjaśnił, dlaczego przyniósł mu jedzenie do sypialni.
        Jednak pojawienie się szklarza przerwało ten ich święty spokój. Mitra - chcąc nie chcąc - musiał pójść do intruza. W końcu to on był tu panem domu. Nie obawiał się, że ktoś może mu zagrażać, no bo niby kto mógłby chcieć mu zrobić krzywdę? A poza tym niezręcznie by wyszło, gdyby Al otworzył drzwi - na przykład - strażnikom miejskim. Ci zdarzało się, że niespodziewanie pukali do Aresterry, bo mieli nawyk kontrolowania nekromantów, nawet jeśli nie dostali donosu. Ot tak, by ci nie czuli się za swobodnie. A gdyby któryś z nich spotkał w domu Mitry wampirzego lorda… Mogłyby zrodzić się plotki, których błogosławiony póki co wolał unikać. Wiedział, że kiedyś się pojawią, ale im później tym lepiej.

        Po powrocie do sypialni Mitra poczuł się… bezpiecznie. Tak po prostu zrobiło mu się znacznie lżej, poczuł ulgę, że nie siedzi z żadnym obcym tylko z Aldarenem, którego sam widok wlewał do jego serca spokój. Myśl o tym, że ktoś obcy kręci się po jego domu, przestała mu momentalnie doskwierać. Wrócił do jedzenia, zerkając przy tym przelotnie na skrzypka, który podniósł się z łóżka. Dopiero gdy usiadł przyszło mu do głowy, że wampir mógł wstać, bo zaniepokoiło go, że błogosławiony jeszcze nie zdjął maski. Cóż - dla Mitry był to tak znajomy element odzieży, że czasami się zapominał i chodził w niej nawet gdy był zupełnie sam. Teraz jednak wolał ją zdjąć - po pierwsze dla spokoju swojego ukochanego, a po drugie: by móc jeść, bo to nie był model z odczepianą brodą.
        Gdy Aldaren obwieścił jaki ma plan, Aresterra momentalnie utkwił w nim czujne spojrzenie. W pierwszej chwili chciał głupio zapewnić, że do szpitala pójdzie z nim… Ale zaraz uznał, że to zły pomysł. Był ciekaw postępów prac, ale nie miał ochoty na to wszystko wkoło: spacer, przebywanie wśród budowlańców, mijanych mieszkańców… Nie, zdecydowanie nie. Wolał być sam. I jedyną osobą, dla której mógł zrobić wyjątek, był Aldaren - jego towarzystwo było wręcz pocieszające. Skoro jednak skrzypek musiał wyjść, nekromanta niechętnie, ale musiał na to przystać.
        - Dobra myśl - zapewnił go. Jeszcze wahał się jak wyrazić swoją chęć pozostania w domu, ale wtedy jego ukochany sam podjął ten temat. Mitra był mu bardzo wdzięczny: spojrzał na niego z czułością.
        - Tak… - mruknął. - Szkoda mi trochę, że nie mogę z tobą zerknąć do szpitala, ale masz rację, lepiej bym został w domu. Mogłoby się źle skończyć, gdyby ktoś po drodze na mnie krzywo spojrzał - parsknął, starając się, by to brzmiało jak żart. - Opowiesz mi po powrocie jak było, dobrze? - zaproponował łagodnie, nim zrobił znaczącą pauzę i dodał jeszcze jeden warunek. - I… Ren, mam jeszcze jedną prośbę. Jakbyś mógł wyjść dopiero jak ten szklarz skończy i sobie pójdzie? Nie boję się z nim zostać sam na sam, ale on jest wścibski jak cholera, widziałem, jak się po domu rozglądał - oświadczył, mówiąc o pracującym na parterze majstrze wyjątkowo nieprzychylnym tonem. Widać, że ten człowiek bardzo mu nie podpasował.
        W międzyczasie Mitra dokończył zupę. Faktycznie, gdy zjadł coś ciepłego, zrobiło mu się trochę lepiej, ale mimo to na pytanie o dokładkę nie odpowiedział od razu.
        - Nie, dziękuję - zdecydował w końcu. - Jest pyszna, ale nie dam rady więcej. I tak nalałeś mi prawie z górką ten talerz - zauważył, może trochę przesadzając, ale faktycznie porcja była szczodra. - Dziękuję, od razu mi lepiej jak zjadłem coś ciepłego - dodał, odsuwając od siebie pustą miskę.
        - Nie przejmuj się - powiedział nagle, jakby widział, że jego ukochany jest przybity. - Wszystko będzie dobrze - dodał. Rzucał sloganami, ale to przez to, że nie wiedział co się dzieje. - Chcesz mi coś powiedzieć, chcesz o czymś pogadać? - upewnił się. Zerknął na posłanie koło siebie, jakby spodziewał się tam dojrzeć wampira, tak niewerbalnie go zapraszał, by usiadł. Fakt, nie był w nastroju do przytulania się i bliskości, ale przecież to nie znaczyło, że Aldaren ma cały czas nad nim stać jak jakiś sługa nad okrutnym panem. Mogli siedzieć obok siebie na wyciągnięcie ręki. Nie przypuszczał jednak, że jego fobie były tylko jednym z powodów, dla których skrzypek trzymał dystans, drugim zaś był jego głód, coraz trudniejszy do okiełznania.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Niby rozumiał do czego Mitra dążył swoimi wyjaśnieniami i był to całkiem niezły argument, jednakże nie zmieniało to ani trochę faktu, że nekromanta nie musiał nadużywać swojej magii, co jeszcze bardziej go zmęczyło. A przecież skrzypek mógł przywołać kilka demonów i nimi zastąpić manekiny, które wyszły jakiś czas temu. Nie przyszło mu jednak do głowy, że przez swoje osłabienie i głód, mogłoby mu trudno kontrolować te demony i... mogłoby się to skończyć różnie. Jak choćby wtedy, gdy przywołał pierwszego Żabona w Thulle i bestia miała go w głębokim poważaniu. W obecnej sytuacji i tak nie miałoby to dla wampira większego znaczenia, bo liczyłoby się tylko to, by Mitra się nie przemęczał. No i ogólnie było już na to raczej za późno.
        Na pytanie Mitry o to, kto by się lepiej zajął nekromantą od skrzypka, Aldaren nic nie odpowiedział. Oczywiście wiedział, że na pewno by ktoś lepiej podołał temu zadaniu i przy okazji nie byłoby ryzyka, że Mitrze stałaby się przy tym krzywda. W sumie czy każdy nie byłby lepszy od wampira, jeśli o zapewnienie bezpieczeństwa drugiej osobie chodzi? Kto by tu... Manekiny! Manekiny by się mogły dobrze niebianinem zająć, bo przecież blondyn świetnie sobie radził całkowicie sam, nim jego droga z drogą Aldarena się skrzyżowały. Co prawda myśl, że mimo wszystko manekiny nekromanty były dużo lepsze od skrzypka, była bolesna, ale niestety taka była prawda, z którą trudno było się nie zgodzić.
        - Już nie przesadzaj, wiem, że zrobiłbyś to samo dla mnie - powiedział łagodnie, posyłając lekki uśmiech ukochanemu, by ten przyjął komplement i zakończył temat. Wiadomym przecież, że nawet jeśli, to i tak Mitra nie miałby nigdy możliwości znalezienia się w tej samej sytuacji co wampir, by móc przynieść zmęczonemu nieumarłemu ciepły posiłek do łóżka. To odpadało z jednego bardzo prostego powodu - nieumarli nie potrzebowali jedzenia by móc żyć.
        Na szczęście pukanie do drzwi skutecznie uniemożliwiło próbę drążenia tego tematu, co Aldarenowi było niezwykle na rękę, choć z drugiej strony był niezadowolony z faktu, że ktoś się dobijał niebianinowi do drzwi i zakłócał jego spokój. Kiedy został sam pogrążył się w głębokich rozmyślaniach, krążących głównie wokół bezpieczeństwa nekromanty.
        Ani przez moment, gdy pozostał sam, nie nudziło mu się i nim się zorientował, Mitra już powrócił. Nie dopytywał, kiedy Mitra poinformował, że to tylko szklarz postanowił się w końcu z łaski swojej do nich pofatygować i naprawić im to wybite okno. Raz, że nie było sensu zadawać zbędnych pytań, skoro to co najważniejsze zostało już powiedziane, po drugie, przez to Mitra nie mógłby w spokoju zjeść. W sumie i tak nie do końca mógł przez Aldarena, ale no już trudno. Skrzypek rozmawiał z nim spokojnie i w pewnym momencie wyszedł naprzeciw ze swoją propozycją odwiedzenia zamku, oczywiście podkreślił, że pójdzie raczej sam. Rozumiał, że Mitra mógłby nie być z tego faktu zadowolony, ale wampir nie chciał go męczyć spacerem do powstającego szpitala i z powrotem (a droga wcale krótka nie była, piętnaście minut lekko szło się w tamtą stronę od domu Mitry), no i Aldaren jasno zaznaczył, że od razu ze szpitala uda się do Turilliego. W środku nocy. Gdy Mitra będzie smacznie spał i zbierał siły przed jutrzejszym zabiegiem.
        Słysząc zgodę Mitry, kiwnął głową i zaraz się delikatnie uśmiechnął.
        - Poza tym naprawdę powinieneś porządnie wypocząć, jutro będziesz miał ciężki dzień - dodał skrzypek, zaraz jednak uśmiechnął się złowieszczo. - Źle się skończy, gdy kiedykolwiek ktoś na ciebie krzywo spojrzy i będzie miał to nieszczęście, że ja będę u twojego boku - odpowiedział na żart ukochanego i choć uśmiechał się beztrosko i pogodnie, nie było wątpliwości, że mówił śmiertelnie poważnie.
        - Opowiem wszystko i o czym tylko zechcesz, obiecuję - zapewnił z czułością, wiedząc, że to bardzo dla nekromanty ważne, że sam był niezmiernie ciekaw jak posuwały się prace, choć akurat ta kwestia była drugorzędną, odkąd Aldarenowi przyszło do głowy, że mógłby nieco popracować w pracowni alchemicznej Fausta.
        A o tym może lepiej żeby Mitra nie wiedział. Wolał się ukochanemu dopiero na koniec pochwalić efektami osiągniętego celu, który na pierwszy rzut oka zdawał się być niemożliwy do osiągnięcia skoro przez tyle tysiącleci nikt nawet nie myślał o tym, jak zminimalizować u wampira jego zapotrzebowanie na krew i samo pragnienie. Już nawet zaczął planować od czego mógłby zacząć, lecz niewiele wymyślił, słysząc prośbę Mitry.
        Aldaren westchnął ciężko. Po czym spojrzał poważnym, choć łagodnym wzrokiem na swojego partnera.
        - Aż mi przykro, że prosisz o coś takiego. Myślałem, że to w ogóle nie podlega dyskusji, bo jaki byłby ze mnie narzeczony, gdybym zostawił cię samego, niewinnego, bezbronnego całkowicie zdanego na łaskę jakiegoś nieznajomego? - zapytał, delikatnie się uśmiechając na koniec. Nigdy bym cie nie zostawił z kimś obcym w domu, nawet jakbyś kazał mi się wynosić i groził przy tym, że odejdziesz ode mnie. Nawet gdybyś miał mnie znienawidzić... - mruknął z czułością i najszczerszym na świecie oddaniem.
        Niedługo po tym Mitra dokończył zupę i nie było mowy o tym, by Aldaren mu nie zaproponował dokładki. W prawdzie wątpił, by blondyn chciał jeść jeszcze, zwłaszcza, gdy widział z jaką trudnością przychodziło nekromancie dojedzenie kilku ostatnich łyżek, ale nie mógł nie zapytać, choćby z troski.
        - Ja? - zdziwił się teatralnie i obruszył mocno przy tym. - To jakieś bezpodstawne oszczerstwa. Kłamstwa obrzydliwe! - uniósł się, choć łagodnie, z twarzą promieniejąca od figlarnego uśmiechu. - Mówiłem, że się lepiej poczujesz - przypomniał, chełpiąc się tym, że miał rację.
        Dobry humor nieco przygasł, gdy nekromanta podchwycił, że coś wampira gryzło. Nie to żeby chciał mieć przed Mitrą jakieś tajemnice, zwłaszcza, że ostatnim razem to się omal źle nie skończyło dla nim obu. I naprawdę Aldaren nie chciał przez to jeszcze raz przechodzić, ale... nie chciał też martwić ukochanego, doprowadzić do sytuacji, w której Mitra przestałby mu ufać, czy nawet zaczął się go obawiać. Nie skorzystał z niemej prośby o to, by usiadł przy ukochanym, za co w ramach przeprosin posłał mu pełen prawdziwej miłości uśmiech, mając nadzieję, że tym blondyna udobrucha.
        - Po prostu się o ciebie martwię. Dzisiaj byłeś wykończony i na skraju załamania, aż boję się myśleć, jak źle będziesz jutro wyglądał - odpowiedział szczerze, choć nie to tak naprawdę go gryzło. Martwienie o nekromantę się jednak zgadzało w pełni. - Wiesz, że chciałbym dla ciebie jak najlepiej, że wszystko co robię, robię po to, byś był szczęśliwy - dodał łagodnie, uśmiechając się tak, jak za każdym razem gdy pozwalał sobie na odrobinę czułości wobec niebianina podczas gładzenia go delikatnie po policzku, czy ucałowania go w czoło. I można by pomyśleć, że zdradził tym swoje zamiary, że zaraz choćby na ułamek sekundy muśnie skórę Mitry, lecz nie ruszył się przy tym z miejsca. Nadal stał w odległości niecałego sążnia od nekromanty. Mitra mógł się więc czuć bezpiecznie.
        Przez cały czas starał się trzymać bezpieczny dystans, co by nie kusić losu. Rozmawiał spokojnie z Mitrą, wygłupiał się i po prostu z nim był. Kiedy szklarz zadeklarował, że praca została skończona, a Mitra zamknął za nim drzwi, Aldaren zszedł na dół, by w pierwszej kolejności wstawić pustą miskę po zupie do zlewu. Po tym stał chwilę i gapił się na naprawione okno oceniając w milczeniu czy robota czasem nie została spartolona, a po tym zaczął się zbierać do wyjścia. Był przy tym niezmiernie wdzięczny Mitrze, że ten nie wrócił do łóżka, dopóki wampir nie wyszedł, bo tak Aldaren wyszedł by kompletnie zapominając o Kontrakcie Turilliego i najpewniej przypomniałby sobie o nim dopiero przed drzwiami posiadłości wampirzego nekromanty. Na Mitrę naprawdę zawsze mógł liczyć.
        - Załatwię wszystko najszybciej jak się da, a ty obiecaj, że zaraz pójdziesz się położyć i prześpisz się porządnie - poprosił z troską. Powstrzymał chęć ucałowania go w czoło na pożegnanie i życząc dobrych snów ukochanemu wyszedł.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitrze zrobiło się lżej na sercu, gdy całkiem gładko dogadali się co do wyjścia Aldarena - nie chciał, by skrzypek poczuł się zignorowany tym, że on nie chciał wychodzić z domu. Albo żeby uznał, że już mu nie zależy na tym szpitalu. Zależało i to bardzo - i na jednym i na drugim - jednak jako śmiertelnik właśnie wyczerpał wszelkie swoje limity wytrzymałości na ten dzień.
        Tylko to poważne spojrzenie w pewnym momencie zaniepokoiło Mitrę. Powiedział coś nie tak? Nie było chyba nic złego w tym, że prosił Aldarena, by chwilę zaczekał, robił to przecież też ze względu na niego. Nekromanta lekko się spiął, ale zaraz rozluźnił, gdy skrzypek wyłuszczył mu swoje argumenty. Jak tu go nie kochać?
        - Lubię, gdy mówisz “narzeczony” - wyznał. Nie odniósł się do całej reszty, jedynie sapnął i pokręcił głową w rozbawieniu. W jego oczach widać było jednak ciepło, bo mimo że trochę go ta troska bawiła, to przede wszystkim cieszyła. Miło było mieć kogoś, kto się o niego tak bezinteresownie troszczył. Nawet jeśli miała to być tylko “obrona” przed szklarzem.
        Już po kolacji, gdy nadeszła chwila na poważniejszą rozmowę, Mitra nie spodziewał się, że Aldaren mógłby mu nie powiedzieć całej prawdy, dlatego jego słowa łyknął bezkrytycznie. Tym bardziej, że wszystko się zgadzało z momentem, od którego jego ukochany był taki spięty.
        - Jutro wszystko będzie dobrze - zapewnił go łagodnym głosem. - Możesz się rozchmurzyć, będę w pełni sił by wziąć udział w zabiegu, a wieczór spędzić z tobą na czymś miłym. Pomyśl na co miałbyś ochotę - dodał. W innych warunkach brzmiałoby to z pewnością bardzo kusząco, ale… Cóż, to był Mitra. Przypomniał o tym choćby tak, że od razu zogniskował wzrok na uśmiechu ukochanego, jakby spodziewał się, co nastąpi po tym. Nie wystraszył się, ale widać było, że zauważył.
        Zakończenie prac szklarza zostało oznajmione przez pojawienie się manekina, który zapukał do sypialni. Mitra znowu przywdział maskę i poszedł razem ze swoim sługą do salonu.
        - Zrobione - oświadczył szklarz, jeszcze przecierając szybę ścierką. - Stara, solidna stolarka, ale szyby cienkie, przydałoby się też pozostałe na zaś wymienić, bo byle gałązka je potłucze…
        - Przemyślę to - uciął jego mydlenie oczu Mitra. - Ile?
        Gdy rzemieślnik podał kwotę, nekromanta podszedł by ocenić jego pracę, a manekin poszedł po sakiewkę. Po uregulowaniu płatności Aresterra prawie wypchnął szklarza za próg. Zdjął maskę i pomógł swojemu ukochanemu przygotować się do wyjścia, zbierając i układając dla niego dokumenty. Czekał z gotową teczką, gdy Aldaren poszedł się ubrać.
        - Obiecuję, zaraz wskakuję w piżamę i idę spać - zapewnił go, gdy ten się z nim żegnał. - Do zobaczenia, najdroższy, powodzenia - pożegnał się z nim, gdy już przekraczał próg, po czym zamknął za nim drzwi. Gdy został sam w domu, zrobiło mu się trochę nieswojo. Ostatnio spędzał z Aldarenem bardzo dużo czasu i zdążył się już przyzwyczaić, że nie jest sam. Teraz… Zrobiło się cicho i wręcz trochę sennie. Szybko jednak Mitra otrząsnął się z tej nostalgii. Poszedł do pokoju, by po raz kolejny ocenić pracę szklarza, po czym skierował swoje kroki do kuchni. Prosto z garnka wyjadł jeszcze trochę zupy (mógłby ją w sumie podgrzać, bo najcieplejsza już nie była, ale mu się nie chciało). Zastanawiał się co ze sobą teraz zrobić, ale chyba najlepszym wyjściem faktycznie było po prostu pójście spać. Wspiął się więc na piętro i po szybkiej kąpieli przebrał się do snu. Nim jednak w ogóle dotarł do sypialni, wrócił jeden z manekinów, które wysłał ze sprawunkami. Czy też raczej ten, który poszedł z listem - Mitra od razu zwrócił uwagę, że ma on ze sobą tylko złożoną w kilka kartkę, a nie kosze z zakupami. Lilianna czy Adam? O tym nekromanta przekonał się bardzo szybko i to jeszcze nim wziął do ręki kartkę. To musiał być elfi uzdrowiciel, bo papier był byle jaki i niczym nie opieczętowany - po liszce Aresterra spodziewał się o wiele większej pedanterii. Jednak… Przecież Mitra prosił Amerdę o zioła, leki, więc czemu tylko list? O tym przekonał się, gdy tylko przeczytał wiadomość, a ta tak go wkurzyła, że Mitra zmiął papier i uderzył pięścią, w której go trzymał, o ścianę.
        - Dowcipniś cholerny - warknął. Rzucił list na podłogę i wrócił do łazienki, by się jednak przebrać z powrotem. Adam miał pecha, bo poruszył czułą strunę Mitry w chwili, gdy ten był bardzo niestabilny psychicznie. ”Spokojnie, nie da się zajść w ciążę z powodu namiętnych spojrzeń, nic ci nie grozi” - idiota. Gdyby jeszcze mimo żartu dał Mitrze to co on chciał, odpuściłby mu, ale manekin wrócił z samą wiadomością, więc medyk chciał się droczyć. No to teraz Aresterra zamierzał się pofatygować do niego osobiście - popamięta go.

        Adam otworzył drzwi nie spodziewając się nawet kogo tam zastanie.
        - Słuchaj no! - syknął na niego Mitra, który mimo złości i tego jak do niego doskoczył, nie złapał go za kołnierz i nie potrząsnął nim, jedynie uniósł dłoń w ostrzegającym geście.
        - Uduszę cię twoimi własnymi wisiorami, jeśli jeszcze raz sobie tak ze mnie zakpisz - ostrzegł nekromanta, a jakby na potwierdzenie szczerości jego słów, łańcuszki i rzemienie zdobiące szyję medyka poruszyły się w sposób, który nie pozostawiał żadnych złudzeń, że Mitra mógłby coś takiego zrobić.
        - No już dobra, dobra! Przepraszam! - odparł szybko Adam. - Tylko sobie żartowałem, bo kto jak kto, ale ciebie bym nigdy nie podejrzewał o podobne prośby.
        - Przyzwyczaj się, jeśli mamy razem pracować. Mam pacjentkę. To masz te zioła czy nie? - przeszedł do rzeczy, nadal mówiąc ostrym tonem.
        - Mam, pewno, że mam…
        I zniknął w głębi domu, jak zawsze zamykając przed Aresterrą drzwi. Nekromanta czekał, rozglądając się po ulicy, na której o tej porze nie było żywego ducha poza nim. To nie była najlepsza dzielnica. Może nie powinien tak sam wychodzić…
        - Ile waży twoja pacjentka? - zapytał nagle Adam, znowu pojawiając się w progu.
        - Z pięć kamieni, góra - odparł Mitra po chwili wahania. Zahira była szczupła i wycieńczona, więc nawet dodatkowa waga nabyta w trakcie ciąży nie powinna przechylić tej liczby w stronę wyższych wartości.
        - To masz - mruknął elf, podając nekromancie garść pigułek. - Musi połknąć wszystko. Efekt jest… Gwałtowny. Który to tydzień?
        - Trudno powiedzieć, ale ciąża jest widoczna - odparł mętnie Mitra. Nie musiał mówić elfowi o wszystkich szczegółach.
        - Robisz na twoją odpowiedzialność - odparł momentalnie Adam, unosząc dłonie w obronnym geście. - Wiesz o czym mówię.
        Mitra kiwnął głową. Wtedy Adam jakby nigdy nic podał błogosławionemu cenę, którą ten zapłacił bez gadania. Rozeszli się bez słowa.

        Spięcie z Adamem pozwoliło Mitrze na kimś się wyżyć, ale też wykończyło go już całkowicie. Gdy wrócił do domu, nie zainteresował się nawet czy coś na niego nie czeka - nie spodziewał się zresztą, by pozostałe dwa manekiny były takie szybkie. Woreczek z pigułkami od Adama rzucił na stół w salonie, po czym znowu przebrał się do snu i tym razem już skutecznie ułożył się w łóżku. Nim jednak odpłynął do krainy marzeń, leżał chwilę na boku i patrzył na swoją rękę z bransoletą od Aldarena. Ciekawe jak mu szło?


        Posiadłość Turillich stała tak samo jak zamek van der Leeuwów, za miastem, z dala od wścibskich spojrzeń. Wysoka kuta brama otworzyła się przed Aldarenem z cichym szelestem, gdy tylko ten się zbliżył, choć w okolicy nie było widać żadnego strażnika - pewnie jakaś magia. Długi podjazd kończył się klasycznym okrągłym dziedzińcem, na którego środku stała fontanna przedstawiająca rycerza na koniu zabijającego jakąś bestię przypominającą lwa w kłębowisku węży. Blade światło sączące się z okien na wszystkich trzech poziomach budynku o ciemnej fasadzie świadczyło o tym, że państwo jest w domu. Alexander czy również sam lord Nikolaus? Tych dwoje miało raczej zwyczaj nie przebywania w jednym domu, ale może akurat teraz syn był tylko na krótkich odwiedzinach u ojca. W każdym razie na pewno nigdzie nie wyszedł - o tym Aldarena zapewnił odźwierny, gdy tylko dowiedział się kto i w jakim celu przyszedł. Poprosił uniżenie lorda, by ten poczekał w saloniku przy wejściu - niewielkim pomieszczeniu, które istniało pewnie tylko właśnie po to, aby ci lepiej urodzeni goście nie musieli sterczeć przy drzwiach.
        Alexander przyszedł do skrzypka chwilę później. Jak poprzednio ubrany był cały na czarno, w elegancką koszulę, dopasowane spodnie i długi do kolan bezrękawnik obszyty srebrem. Włosy miał rozpuszczone, przez co trochę osłaniały jego twarz, nadając mu nieprzychylnego wyrazu, który nie współgrał z miłym tonem, jakim nekromanta się odezwał.
        - Lordzie van der Leeuw, witam! - zaczął od progu. W kilku długich krokach zbliżył się do Aldarena i skłonił przed nim, czyniąc to pierwszym, jak na gościnnego gospodarza przystało. - Nie spodziewałem się dzisiaj lorda… Czemu zawdzięczam tę wizytę?
        Wszelkie formułki Alexander odklepywał z doświadczeniem i swobodą, jakby nawet przy najszczerszych chęciach nie potrafił nagiąć protokołu. Wieść o tym, że skrzypek przyszedł do niego z podpisanym Kontraktem sprawiła jednak, że Turilli nie powstrzymał uśmiechu satysfakcji.
        - Bardzo mnie cieszy pańska decyzja - zapewnił natychmiast. - Taka chwila wymaga pewnej celebracji. Pozwoli lord zaprosić się na kolację? Albo chociaż drinka - dodał zaraz Alexander, widząc chyba jakieś wahanie w obliczu Aldarena.
        Turilli przyjął od skrzypka teczkę z dokumentami, lecz jeszcze do niej nie spojrzał. Poprowadził go do oranżerii, w której rosły luksusowe odmiany roślin i kwiatów, które były w stanie przeżyć w trudnych mauryjskich warunkach, ale jednocześnie przypominały swe tropikalne odpowiedniki. Różnego rodzaju rododendrony, orchidee, figowce - ich wspólną cechą była wyjątkowo ciemna barwa liści i intensywne kolory kwiatów: pomarańczowe, różowe, niebieskie. Wśród tej nietypowej zieleni słychać było ciche granie świerszczy.
        - Zapraszam. - Alexander wskazał na stolik na samym końcu oranżerii, położony na niewielkim podeście, aby łatwiej było obserwować ten niezwykły ogród podczas posiłku. Wszystko było już zastawione zgodnie z życzeniem Aldarena, albo na obiad, albo na szybkiego drinka dla dwóch osób. Turilli pewnie wydał polecenie telepatycznie, oni tak często robili. W pogotowiu czekały dwie służące, gotowe do zajmowania się arystokratami.
        Alexander nim zasiadł na swoim miejscu, położył na stole teczkę otrzymaną od skrzypka i rozwiązał trzymające ją tasiemki. Przekartkował znajdujący się w środku Kontrakt, po czym posłał swojemu gościowi krótki, przepraszający uśmiech. Zamknął okładki i odsunął papiery na bok. Jedna ze służących zaraz zabrała teczkę z zasięgu ich wzroku.
        - Proszę o wybaczenie, chciałem to po prostu zobaczyć - wyjaśnił Alexander. - Zrobiliśmy doskonały interes, panie van der Leeuw, oboje wyciągniemy z tego wymierne korzyści. A jak posuwają się prace na budowie? Jest już wyznaczona data ukończenia? - zagaił niezobowiązująco.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Westchnął, słysząc zręczną i pewnie nawet niezamierzoną zmianę tematu ze strony ukochanego, a zaraz parsknął krótko, opanowując rozbawienie. Mitra go całkowicie rozbroił i wybił Aldarena z pantałyku. W prawdzie, wampir nie odnosił się do blondyna z surowością, ale jak w takiej sytuacji miałby nadal zachować powagę? Albo chociaż jej pozory. Pokręcił jeszcze głową, gdy naprawdę nie był w stanie opanować swojej wesołości po tym komentarzu i spojrzał na nekromantę, nie tracąc pogodnego uśmiechu z twarzy.
        - Mogę jednak zaprzestać tak mówić, gdy jeszcze raz usłyszę, jak pleciesz takie głupoty - zagroził, choć nadal był roześmiany i nie było widać na jego licu ani grama złości. Po prostu się droczył z ukochanym. - Ale muszę ci przyznać, udała ci się ta taktyczna zmiana tematu - pochwalił blondyna, dając się na moment ponieść rozbawieniu.
        Aldaren nie czuł się do końca dobrze z zmyślą, że nie był w stanie otwarcie wyznać ukochanemu, co leżało mu na sercu. W prawdzie nie skłamał, ale nie powiedział też, co naprawdę go gnębiło, a przecież ostatnim razem takie ukrywanie swoich trosk omal się nie skończyło źle dla ich obu i ich związku. Obawiał się, że i tym razem mogłoby się skończyć podobnie o ile nie gorzej jeśli Mitra dowiedziałby się o tym dużo później i to nie od Aldarena. Skrzypek nie chciał znów doprowadzić do podobnej sytuacji, więc postanowił, że powie partnerowi o... swoim problemie tylko że...może jeszcze nie teraz. Teraz niebianin musiał się skupić wyłącznie na odpoczynku, by jutro podczas zabiegu być w pełni sił, a nie na zamartwianiu się o wampira.
        - Na czymś miłym mówisz? - zapytał, zerkając na błogosławionego z podstępnym uśmieszkiem. - To ja cię jutro przypilnuję byś miło odpoczywał po zabiegu, o! - odparł, szczerząc się beztrosko, od ucha do ucha, dumny z siebie, że wpadł na tak genialny pomysł odnośnie miłego wieczoru tylko we dwóch. - Trzymam cię za słowo.
        Przez krótki moment w pierwszej chwili naprawdę myślał, że niebywale kusząca propozycja Mitry, jeszcze wypowiedziana takim tonem, była obietnicą... przesunięcia granic ich związku o krok dalej, tak to nazwijmy, ale szybko odrzucił od siebie tę niedorzeczną myśl. Mitra nigdy nie pomyślałby o czymś takim, a co dopiero proponować takie rzeczy na głos. Szybko więc skrzypek się zorientował, że chodziło o coś innego. Pewnie o spędzenie czasu po prostu razem, jakieś wspólne pichcenie kolacji dla Mitry, rozmowę o pierdołach na kanapie w salonie, może chciał by Aldaren mu po prostu zagrał na skrzypcach.
        A przynajmniej tak to sobie nieumarły tłumaczył, bo nawet gdyby się mylił i Mitra naprawdę myślał o tym co powiedział w pierwszym kontekście jaki przy tym przychodzi na myśl, lazurowooki i tak pozostałby jedynie przy niewinnych i nieszkodliwych dla zdrowia psychicznego co poniektórych żywych mieszkańców tego domu. Nigdy do czegoś takiego nie dopuści, nawet jeśli miałby zepsuć ich "miły" wieczór i wykpić się od tego informacją o jakiś sprawach, które wymagały by pilnego załatwienia ich na mieście. Dla dobra Mitry był gotów bez namysłu zrobić absolutnie wszystko.
        Niedługo po tym kamienicę opuścił szklarz, a chwilę po nim wyszedł również wampir, nie spodziewając się nawet, że nekromanta mimo obietnicy jaką mu złożył, nieco później sam na moment wyjdzie z domu. O tym może lepiej będzie jak Aldaren się nigdy nie dowie. Pewnie sam zostałby po tym wypatroszony przez rozwścieczonego Mitrę, z którego opowieści trudno byłoby się nie zaśmiać.

        Wampir spokojnym spacerem doszedł w końcu w okolice swojego starego domu, który przez całe życie był najgorszym miejscem kaźni i jednocześnie jedynym azylem na całej Łusce. Teraz miał być również spełnieniem marzeń obydwu mężczyzn: Mitra będzie mógł znów poświęcić się praktyce medycznej, a Aldaren po prostu będzie w stanie jakoś pomagać śmiertelnym mieszkańcom tego państwa opanowanego przez nieumarłych. Zatrzymał się przed główną bramą, kładąc w zamyśleniu dłoń na pysku jednego ze strzegących jej gargulców. Kamienna bestia nieznacznie się poruszyła, umożliwiając wiatru poniesienie przez okolicę kurzu i drobinek ukruszonego kamienia, lecz ciężko było stwierdzić czy w ogóle rzeczywiście drgnęła. Niby w czarnych oczach zatańczyły niewielkie iskierki, lecz zaraz nakryte zostały kamiennymi powiekami. Aldaren poklepał stwora przyjacielsko i przekroczył bramę, idąc żwirowa droga w stronę głównego wejścia.
        Witał się z każdym nieumarłym robotnikiem pracującym na nocnej zmianie, a dłużej sobie porozmawiał z koordynatorem budowy. Nie trudno było odnaleźć Xargana, który w środku rezydencji wydzierał się to na budowlańców, to na kilka humanoidalnych demonów, które sobie podporządkował. Jak się Aldaren później (w końcu) dowiedział, zostały przywołane przez kogoś, kto nie miał praktycznie choćby podstawowej wiedzy w zakresie przywoływania czegokolwiek, przez co nie był w stanie zapanować nad swoimi przywołańcami, a że były raczej niezbyt silne (zamiast tego strasznie pewne siebie przez to, że przecież zabiły swojego mistrza) Xargan bez problemu zdołał pokonać je w walce, zdobywając wśród tej grupki miano przywódcy. I owszem, dla Aldarena mogło się to źle skończyć, gdyby nie fakt, że z jakiegoś powodu od razu słuchały również wampira, choć nad Xarganem nie miał zbytniej kontroli.
        - Gargulce i zaklęcia ochronne nałożone na cały teren jeszcze za czasów Fausta, nie na wiele się zdadzą, jeśli Zabor postanowi zaatakować. W prawdzie ta banda jełopów też nie wiele zdziała w walce z nim, ale zawsze to jakieś mięso armatnie. Nie mówiąc o tym, że tutejsi - Xargan spojrzał z odrazą na pracowników budowy w większości nieumarłych, ale było wśród nich kilku ludzi, niewolników lub uciekinierów z innych zakątków Alaranii - przyzwyczają się do widoku demonicznych sług. Faust niby takich miał, ale w większości otaczał się wampirami i z twojego powodu także ludźmi. A skoro ty nie chcesz mieć u siebie nikogo na Kontrakcie, może powinieneś pomyśleć o zmobilizowaniu do pracy jeszcze parę demonów? - zaproponował i naprawdę nie miał nic złego na myśli. Chyba miał dziś lepszy dzień.
        - Zastanowię się - odparł Aldaren bez przekonania, tonem jakby po prostu zbywał swojego przybocznego.
        - Oczywiście - burknął rogaty blondyn, przewracając oczami. - Zabor coraz częściej się tu kręci, większość czasu co prawda przebywa w Katakumbach, ale...
        - Powiedziałem przecież, że się zastanowię - powtórzył zirytowany tym, że Xargan mimo wszystko nadal naciskał. Aldaren go rozumiał i nawet się zgadzał, że potrzebna była nie tyle większa, co lepsza ochrona tego miejsca, ale naprawdę nie był przekonany do posiadania jakiejkolwiek "służby", nie ważne czy na Kontrakcie, czy osobiście przez niego przywołanej z Otchłani. Martwił się, że pacjenci i podopieczni mogliby się nie czuć zbyt komfortowo, gdyby cały dzień między nimi krążyły bliżej nieokreślone bestie z innego wymiaru. Poza tym nie miał obecnie do tego ani głowy, ani sił.
        Xargan prychnął arogancko i odszedł w swoją stronę, zostawiając skrzypka już samego sobie, ten udał się natomiast w stronę pracowni alchemicznej Fausta. Tam odgrzebał swoje stare, bardzo stare zapiski na temat wampirzej krwi, o której informacje zmieniały się w zależności od prowadzonych przez skrzypka badań, od tajemniczego aspektu, przez który ta potrafiła zmienić kogoś w wampira, po znalezienie lekarstwa na klątwę wampiryzmu, czy skuteczną truciznę, na którą krwiopijca sam mógłby się naciąć, wypijając krew ofiary-pułapki (poczęstowanie ofiary daniem przyprawionym o srebrny proszek, który mógłby się dość długo utrzymywać w jej krwi, był jednym z pomysłów opracowanych przez Aldarena). Dopiero gdzieś dużo później znalazły się notatki na temat właściwości leczniczych krwi wampira. Teraz miało dojść do tego chaosu jeszcze panaceum na wampirzy głód krwi.
        Całkiem dobrym rozwiązaniem wydawało się wykorzystanie pomysłu z proszkiem, w pewnym momencie (o ile Aldaren by przeżył) skrzypek mógłby w ogóle stracić chęć na kąsanie partnera, obawiając się kolejnej dawki bólu wypalającego mu żyły od wewnątrz, po jednym łuku krwi ukochanego, ale nie było pewności czy by to rzeczywiście zadziałało, czy może jednak z frustracji nie straciłby nad sobą kontroli podczas czego zabiłby przez przypadek niebianina. To kategorycznie odpadało. Po raz niewiadomo, który podczas całego swojego życia, pobrał sobie krew i zaczął ją badać na różnorakie sposoby. A to jak się zachowują jej komórki w porównaniu z innymi, lecz w sumie... była to wyłącznie strata czasu, bo niby jakim sposobem miał dojść do tego czym mógłby stłumić swój głód albo znaleźć jakiś bezpieczny substytut i przy tym odpowiednio odżywczy, by głód ten zaspokoić, skoro nie miał porównania z próbką wampira najedzonego i w pełni sił. I musiało minąć kilka godzin nim pogodził się w pełni z tym, że na tę chwilę nic nie wskóra, bo sam fakt tego uświadomił sobie po pierwszej pół godzinie bezowocnych starań zastanawiania się od czego miałby w ogóle zacząć. Później była zwyczajna desperacja, frustracja i poirytowanie tym, że nie ma gotowego rozwiązania na już.
        Sam sobie jednak pracy nie ułatwiał, bo skoro chciał pracować na swojej krwi, musiałby się posilić, pobrać próbkę i ją porównać z tą "na głodniaka", a Alddaren przez własną dumę i głupotę nie zamierzał rezygnować ze swojego postanowienia odnośnie niespożywania krwi w ogóle. Drugą opcją było znalezienie jakiegoś innego wampira i nakłonienia go do współpracy, który dałby się skrzypkowi przebadać po posiłku i później przestałby spożywać krew gdzieś przez tydzień (wątpił by znalazł jakiegoś chętnego, a do zmuszania kogoś na siłę, czy porwania wolał się nie posuwać).
        Niepocieszony faktem, że zmarnował tyle czasu i nic nie zrobił konstruktywnego, opuścił szpital pozostawiając Xargana i jego demony na straży samego terenu rezydencji, jak i również robotników pracujących przy budowie, po czym udał się do posiadłości Alexandra Turilliego. Stanowczo zbyt dużo czasu spędził w pracowni Fausta, a nie chciał niepokoić wampirzego nekromanty i innych mieszkańców domostwa poranną wizytą. W drodze z resztą doszedł do wniosku, że może lepiej, żeby syn generała mauryjskiej straży nie zorientował się, że Aldaren mógłby być w Katakumbach, do którego wejście non stop zmieniało swoje położenie i było dokładnie ukryte, by władze z Nikolausem na czele nie odkryły mauryjskich podziemi, gdzie czarny handel kwitnął, wielu zwyrodnialców mogło znaleźć schronienie dla siebie i swoich spaczonych praktyk, których rezultaty niejednokrotnie przynosiły korzyści niektórym mieszkającym "na powierzchni".
        W Katakumbach można było znaleźć różne rzeczy, choćby śmiertelnie niebezpieczny w tych stronach czosnek, czy zakonserwowany odpowiednio kilkutygodniowy płód, pozyskany przedwczoraj. Prawie świeżutki. I nawet tanio! Oprócz tego łatwo można było nabyć tutaj egzotycznego niewolnika, choćby jakiegoś zmiennokształtnego z Soral albo nająć Hienę Cmentarną, by wykopała i ukradła na zamówienie jakieś ciało z miejskiego cmentarza. Naprawdę wiele różnych, niezbyt pochwalanych przez prawo rzeczy można było tu znaleźć. Aldaren przeważnie kupował tu tylko składniki alchemiczne albo z innych powodów, jak choćby ten ostatnim razem, gdy przybył tu by zrobić dla Mitry ochronną bransoletkę zaręczynową. Naprawdę wolał zrobić zakupy później, nie narażając przy tym tego miejsca na wykrycie przez władze, a siebie na kłopoty.
        Przeszedł przez bramę, a po tym gościńcem, który wyglądał o wiele bardziej żywo, niż praktycznie pusty ogród wokół własnej posiadłości, po czym stanął przed wielkimi drzwiami i zapukał kilka razy niezbyt mocno, ale pewnie, cierpliwie czekając na jakiś efekt. Długo stać na zewnątrz nie musiał, gdy mu otworzono, a po odpowiedzeniu na pytanie, co go tu sprowadza, został zaraz wpuszczony do środka i skierowany do niewielkiego saloniku, do którego od razu się udał, dziękując odźwiernemu. W tym pokoju dla odwiedzających też nie musiał wcale długo czekać, nawet nie zdążył usiąść, gdy przybył do niego Alexander.
        - Moje uszanowanie lordzie Turilli - odpowiedział i sam się mu zaraz skłonił. - Proszę mi wybaczyć, że nie poinformowałem lorda o swoim przybyciu. Chciałem przekazać dokumenty związane z Kontraktem odnośnie naszej współpracy, bezpośrednio do pańskich rąk - powiedział cały czas trwając w pokłonie, który w tym przypadku nie tylko miał stanowić pełen szacunku gest powitalny, ale również oznakę najszczerszych przeprosin, za to, że nie uprzedził nekromanty o swojej wizycie. Dopiero po dłuższej chwili się wyprostował i spojrzał na niego.
        O ile Aldaren był poddenerwowany po wkroczeniu na teren tej posesji i starał się tego nie okazywać, tak po usłyszeniu propozycji wspólnego posiłku się po prostu spiął. Wykazałby się ogromnym nietaktem, gdyby odmówił zaoferowanego poczęstunku ze strony wampira z wyższego szczebla hierarchii, zwłaszcza, że miał być w ramach uczczenia ich współpracy. Nie mógł jednak zgodzić się na pełnowartościowy posiłek, a takim niewątpliwie byłby ten nocny obiad, bo co pomyślałby sobie Mitra, gdyby się jutro obudził i zobaczył, że skrzypek jest bardziej żywy niż przez ostatnich kilka dni. Mógłby dojść do nieprzyjemnych wniosków, że Aldaren znów poszedł do Nihimy coś, niecoś przekąsić.
        - Propozycja lorda jest niezmiernie kusząca, lecz obawiam się, że wspólnego posiłku będę musiał niestety odmówić. Proszę mi wybaczyć, ale mam jeszcze trochę spraw związanych z powstającym szpitalem, rozumie lord... Nie mniej tak jak, lord powiedział, wypadałoby uczcić naszą współpracę, skorzystałbym więc z zaproponowanego przez lorda drinka - odpowiedział z wielkim szacunkiem, należącym się Alexandrowi choćby przez to, że był wampirem czystej krwi. Choć Faust stawiał Aldarena zawsze na równi z sobą, nawet podczas bardzo formalnych spotkań w gronie innych przedstawicieli arystokracji, nigdy nie dał zapomnieć swojemu adoptowanemu synowi, że nigdy nie będzie tak naprawdę na równi razem z wampirami czystej krwi i choćby z tego faktu zawsze trzeba im okazywać należyty szacunek. Bez względu na wszystko.
        Aldaren poszedł za Alexandrem, wręczając mu wcześniej teczkę z dokumentami. Kiedy znaleźli się w oranżerii, nie był w stanie nasycić oczu widokiem różnych roślin, które w tak dużej ilości były w stanie zaadaptować się do mauryjskich warunków. Podążył jeszcze kawałek za nim, w stronę wskazanego stolika, przy którym, po otrzymaniu przyzwolenia, zasiadł. Przez krótki moment obserwował jak nekromanta nie może oprzeć się własnej ciekawości i zaczyna przeglądać papiery, lecz szybko skupił się zamiast tego zwyczajnie na podziwianiu otaczających go z każdej strony egzotycznych roślin.
        - Proszę się nie przejmować i mnie nie przepraszać - odpowiedział skrzypek formalnie. Gdyby to był Mitra albo jakiś znajomy, uśmiechnąłby się jeszcze pocieszająco, ale... w obecnej sytuacji raczej nie wypadało. Kiwnął lekko głową słysząc kolejne słowa Alexandra. - Rozumiem entuzjazm lorda i niezmiernie się cieszę z możliwości współpracy z lordem w niedalekiej przyszłości - odparł spokojnie.
        - Dziękuję, za pańskie pytania lordzie Turilli. Nadal zostało tam wiele do zrobienia, ale budowa sprawnie posuwa się do przodu, zwłaszcza, że cały czas są na niej robotnicy. Co do samego ukończenia budowy, jeśli wszystko będzie dobrze, w połowie przyszłego miesiąca zostanie zakończona i będę mógł skupić się na odpowiednim wyposażeniu, by do końca przyszłego miesiąca zarządzić otwarcie i zacząć przyjmować pierwszych pacjentów - odpowiedział spokojnie wampirowi naprzeciwko siebie. Sięgnął ostrożnie po kieliszek z nalaną krwią wymieszaną z alkoholem i delikatnie zwilżył usta, używając wszystkich swoich sił, by nie wypić całej zawartości za jednym razem. Bardzo się starał stwarzać pozory, lecz nie mógł w żaden sposób zapanować nad zmieniającym się kolorem oczu, które zaczęły przybierać delikatny odcień stonowanego szkarłatu, w prawdzie nadal tonącego wśród lazurowego oceanu, ale jednak.
        - Mieć na uwadze zaopatrzenie się w jakiś specjalny sprzęt dla pańskich uczniów, lordzie Turilli? - zapytał, bo w sumie wypadałoby choćby z grzeczności zadać jakieś pytanie dla podtrzymanie rozmowy, nawet jeśli jałowej i pełnej formalności.

        Kiedy spotkanie dobiegło końca, Aldaren nie skierował się do domu, jak obiecał z początku Mitrze, tylko udał się do wcześniej zaplanowanych Katakumb na małe zakupy. A nuż znajdzie tam jakąś inspirację, czy nawet gotowe odpowiedzi odnośnie swoich badań. Po prawie godzinie krążenia między szemranymi "mieszkańcami" tej dzielnicy oraz stoiskami z różnymi nielegalnymi towarami, okazało się to wcale nie być taką prostą sprawą jakby chciał, ale przynajmniej nieco okupił się w kilka przydatnych składników alchemicznych. Udało mu się nawet pozyskać sadzonkę cierpiennika piekielnego i kilka suszonych liści mauryjskiego bezkrwawnika. Kupił też Mitrze książkę traktującą o nekromancji w medycynie, czy tam medycyny w nekromanci. Nie wiedział czy była ciekawa, czy się na coś w ogóle przyda, ale pomyślał... w sumie nie pamiętał albo od samego początku tak naprawdę nie wiedział, czemu tak w ogóle ją kupił, ale to najwyżej Mitra dostanie beznadziejny prezent i rozpałkę do kominka w jednym.
        Był wykończony i nie miał najlepszego humoru, po prostu nie mógł dłużej trzymać w sobie tego wszystkiego co usilnie tłumił najpierw przez cały dzień przy Mitrze, a później podczas rozmowy z Alexandrem. Jeszcze ten drink... czuł się jak chodzące łajno. Nie miało to jednak znaczenia gdy usłyszał odgłos szamotaniny niedaleko, szloch i błaganie... Skierował się bez namysłu w tamtą stronę, a kiedy zobaczył wstawionego jakiegoś wampira i kulącego się przed nim dzieciaka wciśniętego w kąt uliczki, westchnął ciężko.
        - Daj mu spokój przyjacielu - odezwał się do mężczyzny, wręczając mu kilka srebrnych orłów. Gość od razu odszedł rozanielony chwiejnym krokiem do najbliższego domu publicznego, a Aldaren kucnął przed płaczącą dziewczynką. Nawet w słabym świetle nocy, nie umknęły jego uwadze wydłużone kły. Zawsze gdy widział przemienione dziecko gotowała się w nim krew i o ile wampiry czystej krwi, arystokraci respektowali niepisemne prawo niezawierania Kontraktów z dziećmi poniżej szesnastego roku życia, o tyle podrzędnym wampirzydłom ciężko było z dostosowaniem się do tej reguły. Liczyli jedynie na darmowy posiłek, lojalnego sługę, zabawkę czy nawet wierną kochankę. Zdarzały się chwile, gdy obecne czasy, nie różniły się wcale tak bardzo od tego co było, tych czterysta lat temu.
        Podwinął rękaw i podsunął przerażonemu dziecku pod nos.
        - Napij się, a po tym wracaj do swojego mistrza - polecił łagodnie, posyłając małemu wampirowi przyjazny uśmiech, ten pod tytułem "wszystko będzie dobrze, zaufaj mi". Malec pokręcił jednak energicznie głową, lecz zaraz zamarł, gdy skrzypek rozciął swoją skórę, kawałkiem szkła leżącym na ziemi i powtórzył, tym razem tonem, któremu lepiej by się nie sprzeciwiać.
        Wystraszony dzieciak wgryzł się zaraz w ranę i zaczął się posilać, a Aldaren syknął cicho pod nosem z bólu, ale i tak nie to było najgorsze. Czuł jak z każdym łykiem opuszcza go coraz więcej sił i w pewnym momencie zaczął się robić naprawdę senny, gdy malec w końcu puścił dłoń lazurowookiego, podziękował i uciekł gdzieś, pewnie wypełnić resztę polecenia skrzypka - powrócić do swojego "domu". Aldaren odetchnął głęboko i wstał, by po niecałych pięciu minutach, gdy zaczęło robić się widno, znaleźć się w końcu pod kamienicą Mitry i chwilę po tym, rozbierać się już w przedpokoju.
        Chwiejnym krokiem skierował się na górę, starając się iść najciszej jak tylko mógł. Poszedł się szybko przemyć, nie czekając aż woda mu się zagrzeje, a dopiero po tym wszedł do sypialni ukochanego, gdzie położył się ostrożnie na swoim skrawku łóżka (sam tak wybrał), by nie zabierać nekromancie komfortowej przestrzeni. Wcześniej tylko wyciągnął spod siebie kołdrę, by Mitra nie musiał się martwić o brak przykrycia i nawet nie zorientował się kiedy zasnął w spodniach od swojej piżamy i zapiętej tylko do połowy koszuli do spania od tego kompletu, co mu kupił Mitra. Spał jak zabity, przykryty jedynie tym co miał założone na sobie. Przed pójściem spać zdołał opatrzyć pokąsaną niedawno przez dzieciaka dłoń, a kilka godzin temu przez samego siebie. W prawdzie nadgarstek był owinięty bandażem raczej nieporadnie, ale Aldaren był ledwo żywy, gdy to robił. Zależało tylko na tym, by Mitra nie zauważył nieregenerującej się od razu, poszarpanej rany.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Gdy Mitra spał, w jego domu wcale nie było pusto i cicho. Około północy wrócił jeden z manekinów - ten, który poszedł z odpowiedzią do Lilianny. Przyniósł kopertę z wiadomością zwrotną, ale wiedząc, że jego pan śpi, nawet nie starał się dostarczyć przesyłki do rąk własnych. Poszedł do salonu i odłożył list na stolik, tuż obok ziół od Adama. Później zajął miejsce w kącie pokoju i zamarł bez ruchu - on już swoje zadanie wykonał.
        Kolejny manekin wrócił godzinę później. Był tak obładowany różnymi sprawunkami, że gdy dotarł na miejsce, bezradnie stanął pod drzwiami i w milczeniu czekał, aż ktoś go wpuścił. Miał szczęście, bo Mitra już tak długo kierował kukłami, że potrafiły one reagować jedna na drugą, więc wkrótce odźwierny zorientował się, że ktoś z “jego gatunku” czeka na wycieraczce i go wpuścił do środka. Nie pomógł mu z paczkami, bo aż tak kulturalny nie był, ograniczył się do zamknięcia za nim drzwi. Objuczony jak muł manekin poszedł jednak dalej bez słowa skargi, choć i tak nie uszedł daleko - ponownie zatrzymał się przed zejściem do piwnicy i znowu czekał aż ktoś mu otworzy. Wtedy zszedł na dół i odłożył wszystko delikatnie na stół do sekcji. Rozłożył skrzynki osobno, worki osobno. Rano, gdy jego pan wstanie, będzie mógł dokonać przeglądu wszystkich sprawunków i wypożyczonych z Wieży ksiąg - to właśnie one stanowiły największą i jednocześnie najcięższą skrzynię, która tak obciążała i opóźniała kukłę. Co więcej to nie było jeszcze wszystko, ale tego Mitra dowie się z liściku, który bibliotekarz załączył do zamówienia.
        No i był jeszcze Żabon. Mały demon - gdy zorientował się, że wampira nie ma, a błogosławiony śpi - poszedł sobie pobuszować, jak zwykle. Oczywiście w pierwszej kolejności poszedł do kuchni, gdzie wiedziony zapachem, wskoczył na szafki i wylizał do czysta talerz, z którego wcześniej jadł Mitra, a którego manekiny jeszcze nie umyły. Niestety nie miał nic więcej do podebrania do jedzenia - wiedział, że jeśli zajrzałby do gara to mógłby dostać kopa od swojego pana. Poszedł więc posiedzieć w oknie i obszczekiwać osoby, które za nim chodziły, jakby te mogły go w ogóle usłyszeć.

        Alexander wyglądał na zadowolonego, chociaż jak wszyscy pozostali członkowie jego rodu urodził się z zanikiem mięśni odpowiedzialnych za uśmiech, więc nawet kącik ust mu nie drgnął, oczy również nie błyszczały. Gdy jednak Aldaren zaczął opowiadać o planowanym otwarciu szpitala, w jego oczach pojawiło się w końcu uznanie, nawet uniósł lekko brwi i skinął głową.
        - Sprawnie poszło - ocenił. - Doskonale, to miasto potrzebuje takiego przybytku, przejezdni na pewno będą czuli się bezpieczniej… Nie wspominając oczywiście o mieszkańcach - dodał po chwili, jakby to było tak oczywiste, że w sumie nawet nie zamierzał wspominać. Kwestia polityki zagranicznej jednak umarła nim na dobre została podjęta, bo skrzypek zapytał o potencjalnych uczniów.
        - Hm, nie, nie trzeba - odparł Alexander po chwili namysłu, który wyglądał raczej na udawany niż faktycznie. Musiał mieć wszystko dawno już zaplanowane. - Oczywiście gdy będą mieli przyjść na nauki będziemy się zapowiadać, będą potrzebowali miejsca, by móc się przebrać i jakiegoś opiekuna, jak zawsze w przypadku terminatorów… Będziemy mogli się jeszcze dogadać, gdyby zaszła konieczność opłacenia kogoś w ramach tej opieki merytorycznej - dodał, bo liczył się z tym, że nikt za darmo obowiązków nie będzie sobie dokładał. - Poza tym liczę, że zostaną im zapewnione odpowiednie narzędzia do pracy. Postaram się, by ich obecność była z korzyścią dla nas obojga - zapewnił na koniec Alexander, uśmiechając się przy tym subtelnie. Nawet jeśli Aldaren próbował zmienić temat, Turilli cały czas sprytnie wracał do kwestii szpitala: najwyraźniej bardzo go to interesowało i lubił czerpać informacje u źródła, a nie z nielicznych i niezbyt wiarygodnych plotek krążących po mieście. W końcu poruszył kwestię obsady: był ciekaw, czy szpital już był w pełni obsadzony. Wieść o tym, że na razie są jeszcze wakaty, przyjął jakby to go wcale nie dziwiło i była to naturalna kolej rzeczy.
        - Jeśli mogę kogoś polecić, w koszarach straży pracuje medyk o imieniu Sava. To bardzo wykwalifikowany fachowiec… Oczywiście nie sugeruję podkupienia go, bo raz, że pewnie byłoby to niemożliwe, a dwa, nie działałby na szwank generała Turilliego, ale podejrzewam, że będzie to najlepsza osoba w mieście, która mogłaby polecić kogoś do pracy. W razie gdyby lord zdecydował się z nim mówić, proszę powołać się na mnie - dodał lekko Alexander, jakby była to taka zwykła drobna przysługa wyświadczona przyjacielowi. Ten gość naprawdę wydawał się być sympatyczniejszy niż z początku wyglądał. Albo miał jakieś ukryte zamiary i tylko grał miłego…

        Gdy Aldaren w końcu dotarł do sypialni, zastał swojego ukochanego pogrążonego w naprawdę głębokim śnie. Mitra leżał na brzuchu, z rękami splecionymi pod poduszką. Nawet mu powieka nie drgnęła, gdy wampir chodził wokół łóżka, gdy odchylił kołdrę i usiadł, a później się położył. Gdy już jednak wszystko ucichło, a skrzypek również zasnął, nekromanta poruszył się, jakby powoli wybudzał się ze snu, po czym wyciągnął rękę do wampira. Delikatnie zaczepił go za ramię, ale leżał za daleko. Wtedy leniwie rozchylił powieki, ale tylko do połowy.
        - Ren… - mruknął niemrawo, po czym przysunął się, poprawił kołdrę, by oboje byli dobrze przykryci, po czym znowu zasnął, leżąc ledwo o dłoń od ukochanego. Gdy jednak znowu pogrążył się w głębokim śnie, pod kołdrą przesunął rękę, przytulając się do jego barku. I wtedy odetchnął, jakby odczuł jakąś ulgę.
        Błogosławiony obudził się jednak niedługo później. Aldaren jeszcze spał, a Mitra trochę kojarząc, że wrócił on bardzo późno i że rano jest go ciężko z łóżka zwlec, nie budził go. Pogłaskał go czule po twarzy, po czym dyskretnie wysunął się spod pościeli i wyszedł z sypialni na palcach - niech sobie Ren jeszcze pośpi, zasłużył, skoro całą noc był na nogach.
        Po wyjściu Mitra poszedł się ubrać, po czym od razu skierował swoje kroki do piwnicy, wiedząc, że czekają tam na niego rzeczy przyniesione przez manekiny. Trochę się denerwował i też ekscytował na myśl, że tego dnia ma wykonać tak poważny zabieg… A widok tego wszystkiego co zamówił utwierdził go w przekonaniu, że co jak co, ale wyposażenia to mu nie zabraknie. Zaczął wszystko przeglądać. Tego ranka miał świeży umysł i był zadziwiająco skupiony, od razu wszystko sobie sortował na teraz i na później. Pierwsza torba zawierała różne tekstylne akcesoria: płótno, bandaże, ścierki, tampony. Później paczka ziół, z których większość to było uzupełnienie dawnych braków, jakieś bardziej skomplikowane leki, których sam nie byłby w stanie zrobić. Później zainteresowała go skrzynia z księgami. Było tego sporo, choć nie wszystko mogło mu się okazać przydatne. Wybrał sobie trzy tomy, które musiał najpilniej przejrzeć, po czym przeczytał jeszcze wiadomość od bibliotekarza, który poinformował go, że to wszystko, co mógł mu wysłać w ramach limitu, a część tytułów - które bardzo usłużnie wymienił - jest dostępna tylko na miejscu albo za specjalną rękojmią. Na razie jednak błogosławiony ich nie potrzebował. Przeszedł do następnej skrzynki, której zawartość cicho postukiwała. Butelki oraz weksel, który Mitra miał podpisać - część jego zamówienia była na tyle droga, że sprzedawca oczekiwał płatności z góry. Błogosławionego to nie zdziwiło - podpisał papier i wsunął go do kieszeni spodni, zadowolony, bo nie spodziewał się, że to w ogóle będzie możliwe. Później przejrzał resztę przedmiotów, które zamówił pod kątem zabiegu - chociażby porządne mydło i środki do dezynfekcji narzędzi. Trochę tego było, ale część stanowiła inwestycję na dłużej, więc nie żałował ani jednego wydanego ruena. Uważał, że jest dobrze przygotowany. Zebrał więc to, co będzie mu potrzebne do wykonania zabiegu w jedno miejsce, po czym wziął pod pachę trzy książki o medycynie i wyszedł z piwnicy. W korytarzu minął się z dwoma manekinami, którym kazał iść na dół i wszystko uprzątnąć, a trzeciemu wręczył wypisany weksel i kazał go doręczyć. Swoje kroki skierował do salonu. Tam od razu dostrzegł leżącą na stoliku kopertę od Lilianny. Szybko odrzucił książki na kanapę i zabrał się za czytanie odpowiedzi. Całe szczęście liszka nie była takim nędznym żartownisiem jak Adam i odpowiedziała wprost: przyjdzie o umówionej porze. Czyli wszystko układało się wręcz świetnie. Zadowolony Mitra odłożył więc kopertę od niej na stół i zaczął kartkować pierwszą z wybranych w piwnicy ksiąg - musiał sobie przypomnieć tę część anatomii dotyczącą kobiety ciężarnej. Pępowina, łożysko, poród - absolutne podstawy dla medyka, ale nie chciał nic schrzanić. Jeden z woluminów traktował o przyjmowaniu porodów - jego też przejrzał, bo co prawda dziecko będzie martwe, ale no i tak to będzie coś w rodzaju porodu. Za trzecia pozycję nekromanta się jednak nie zabrał. Uznał, że minęło sporo czasu i że w sumie wypadałoby obudzić Aldarena - bardzo chciał się z nim już zobaczyć i móc z nim spędzić chwilę nim przyjdzie Lilianna. Wszedł więc na piętro i wrócił do sypialni. Jego ukochany jeszcze się nie obudził, więc Mitra podszedł po cichu do łóżka od jego strony. Spojrzał na skrzypka z miłością - wyglądał tak pięknie gdy spał, był taki cudownie bezbronny. Błogosławionego ogarnęła fala czułości. Przysiadł na brzegu łóżka, ostrożnie, aby go nie wystraszyć, po czym nachylił się.
        - Ren, wstajemy - szepnął, odgarniając mu włosy z czoła. - Pobudka, najdroższy…
        Błogosławiony pocałował wampira w czoło. A później w policzek. I całował go tak delikatnie po twarzy, aż ten nie otworzył oczu.
        - Dzień dobry - odezwał się wtedy do niego. - Posuń się odrobinkę.
        Wystarczył dosłownie palec więcej powierzchni, by Mitra położył się obok Aldarena, zadowolony, jakby dostał najlepsze miejsce w teatrze na spektakl noworoczny.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aladren nie planował zostawać u Alexandra aż tak długo, jednakże o dziwo nie było tak źle jak mógłby się spodziewać. Nekromanta, choć odstraszał swoim posępnym wyglądem, był niezwykle gościnny i towarzyski. Można by uznać przez to, że był przeciwieństwem Mitry, ale w sumie nie było się czemu dziwić, wszak Alexander pochodził ze znanej na całą Maurię, arystokratycznej rodziny, jego ojciec był generałem mauryjskiej straży...
        Chyba nie możliwym było, by ktoś z takim urodzeniem był zdystansowany do obcych, unikał kontaktów z innymi i ogólnie stronił od jakiegokolwiek towarzystwa. Prawdopodobnie nawet gdyby przydarzyło mu się to samo co Mitrze (co było wątpliwe ze względu na to, że Alexander nosił nazwisko Turilli i nikt nie zrobiłby mu czegoś takiego, z obawy przed gniewem Nikolausa), Alexander nie nabawiłby się takich lęków, bo po prostu jego rodzina najpewniej zadbałaby o to by odpowiednio naprostować wampira, aby znów mógł godnie reprezentować ich ród.
        I... chyba właśnie przez to Aldaren był przez cały czas lekko spięty. Tu musiał uważać na to co i jak robił, ważyć każde swoje słowo, wszystko by tylko nie urazić swojego gospodarza i nie tylko narazić się na gniew wampira czystej krwi, ale również gniew rodu Turillich. Aż zaczynał jeszcze bardziej wątpić czy to był rzeczywiście dobry pomysł by nawiązywać z Alexandrem współpracę, ale czy odmowa nie naraziłaby go na to samo niebezpieczeństwo?
        Wbrew pozorom, jak się ostatecznie okazało, nie było aż tak strasznie i Aldaren zdołał przeżyć to spotkanie. Co prawda w pewnym momencie musiał ukrywać powoli wzbierającą w nim irytację, gdy Alexander za każdym razem zalewał go nowymi pytaniami odnośnie szpitala, gdy lazurowooki chciał porozmawiać przyjacielsko na jakiś inny, błahy temat choćby o pogodzie czy dowiedzieć się, czy działo się w mieście coś ciekawego w ostatnim miesiącu, gdy Aldaren był na wyprawie do Rapsodii. Alexander nawet w między czasie miło zaskoczył skrzypka, gdy poradził mu, aby wybrał się w wolnym czasie do miejskich koszar i spotkał się z medykiem imieniem Sava, który mógłby pomóc lazurowookiemu w uzupełnieniu obsady szpitala. Chyba się do niego rzeczywiście wybierze w najbliższym czasie.
        W końcu spotkanie dobiegło końca i choć nadal Aldaren był ostrożny względem Alexandra, musiał przyznać, że wampir był nawet całkiem sympatyczny, albo po mistrzowsku takiego udawał, by osiągnąć jakieś swoje cele. W sumie nie miały dla Aldarena znaczenia ukryte zamiary Alexandra tak długo, jak nie będzie to generowało żadnych kłopotów dla szpitala i Mitry, jeśli nie będą w żaden sposób zagrożeni. A reszta nich się dzieje, jak Prasmok tam sobie wyśnił.

        Ulga Aldarena, gdy zdołał w końcu dotrzeć do domu, była niezmierzona. Był wykończony jak chyba nigdy w życiu (i nie-życiu również). Nawet po powrocie z Rapsodii, po wyprawie do Thulle, czy nawet po ataku Zabora nie czuł się tak okropnie jak teraz. Czuł się jak chodząca góra łajna albo jak chodzący trup... W sumie to ostatnie się zgadzało tak prawdę powiedziawszy. Kiedy kierował się do łazienki, nie zauważył w ogóle leżącej na ziemi kulki z papieru i na nią nadepnął. Nawet wtedy nie zorientował się, że zdeptał może coś ważnego, należącego do Mitry, ale obecnie jego myśli były w pełni skupione na tym by się przemyć, aby nie śmierdzieć, przebrać się, bo spanie w tym, w czym chodziło się przez cały dzień nie było zbyt higieniczne, a gdyby został w samych bokserkach, Mitra zszedłby na zawał. I to w tak młodym wieku! Po tym pozostało tylko dotrzeć do łóżka.
        Samo położenie się jednak było wbrew pozorom bardzo wyczerpujące, bo Aldaren musiał wziąć pod uwagę odsunięcie na bok kołdry, aby nie blokować jej Mitrze przez leżenie na niej. Musiał położyć się też tak, by zajmować jak najmniej miejsca niemalże na samej krawędzi i jednocześnie, tak zadbać o swoje ułożenie, by nie spaść z łóżka. Narobiłby przy tym sporo rabanu, który mógłby obudzić Mitrę, a tego nie chciał. Kiedy wszystko już było dopięte na ostatni guzik, wystarczyło, że jego głowa dotknęła poduszki.
        Spał jak zabity, nie czując nawet, że mimo swoich najszczerszych chęci został przykryty, a nekromanta wtulił się do jego ramienia. Nie drgnął przy tym nawet, by odwrócić się do ukochanego czy choćby złapać go za dłoń. Po prostu tak jak się położył, tak też spał. Niedługo później również się nawet trochę nie przebudził, gdy Mitra go pogładził i wyszedł z łóżka, jedynie przewrócił się na brzuch, niemalże całkiem chowając twarz w poduszce, na której jeszcze chwilę temu leżała głowa błogosławionego i spał nadal jak niedźwiedź podczas zimowej pory. Zaraz wsunął pod nią obie dłonie i się jeszcze bardziej wtulił, lekko przekręcając głowę na bok, by nieco odsłonić twarz, a przede wszystkim mieć czym oddychać.
        Bandaż mu się rozwiązał i zsunął z nadgarstka, gdy Mitra opuścił sypialnie i przeglądał swoje zakupy na dole, a skrzypek się wiercił i kręcił w łóżku szukając w tym momencie najwygodniejszej dla siebie pozycji. Prawdopodobnie zaplątał się gdzieś w pościel pozostałą na łóżku. Jednakże cały czas obracał nieświadomie tak dłonią, że nie dało się dostrzec nic niepokojącego. Albo ją po prostu chował pod kołdrę, bo było mu w nią zimno, albo wsuwał pod poduszkę by sobie podłożyć pod głowę dla wygody.
        Kiedy Mitra po jakimś czasie przyszedł do sypialni, by obudzić wampira, ten nadal spał rozwalony na samym środku łóżka, opatulony w kołdrę po samą brodę, a poduszki leżały na podłodze. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego, bo było mu niewygodnie tak spać na płasko, ale był tak zmęczony, że nie wysilał się myśleniem, by nadal śpiąc, poszukać dłonią poduszki albo podłożyć sobie pod głowę nieco kołdry. Nie od razu też zareagował na łagodny ton ukochanego i jego pełną czułości pobudkę, ale dzięki nieustępliwości Mitry, w końcu zaczął się przebudzać.
        - Mmm... - zaburczał ledwo żywy, jakby w sennym proteście, lecz gdy kolejny buziak wylądował na tego twarzy, podniósł nieznacznie powieki i spojrzał mętnie niebieskimi, zaspanymi oczami na nekromantę.
        Zamknął je jednak zaraz ponownie, a gdy Mitra poprosił by się przesunął, zmienił pozycję, jednocześnie nieco się przesuwając. Nie był zbyt przytomny, a przy tym też świadomy swoich czynów, więc gdy Mitra się obok niego ułożył, wykorzystał go instynktownie jako poduszkę, bo obolały kark go już powoli zaczynał wnerwiać. Przełożył przez błogosławionego jedną rękę, której dłoń spoczęła na jego sercu, a głowa wampira zaraz umościła się na drugiej połowie klatki piersiowej wampira. Odetchnął głęboko przez sen i znów pozwolił na odpłynięcie sobie do jej krainy.
        Bandaż mu się rozwiązał i zsunął z nadgarstka, gdy Mitra opuścił sypialnie i przeglądał swoje zakupy na dole, a skrzypek się wiercił i kręcił w łóżku szukając w tym momencie najwygodniejszej dla siebie pozycji.

        Po dwudziestu, może trzydziestu minutach, Aldaren przebierał się w łazience z piżamy, nadal niezbyt przytomny nie tylko przez to, że niedawno spał, ale przede wszystkim z powodu osłabienia i zmęczenia. Co chwilę przecierał ciężkie powieki, ze dwa razy omal nie usnął na stojąco w łazience. Skrzywił się lekko, gdy zapinał ostatnie guziki swojej koszuli, te na rękawach, gdy niechcący zahaczył o nieosłoniętą ranę, która z wolna się goiła w zwykłym tempie, jak u człowieka. Sprawdził, czy nie naruszył świeżego strupa, czy nie zaczęła wyciekać spod niego krew bądź ropa, a gdy wszystko było w porządku, założył jakąś zwykłą ciemnoczerwoną kamizelkę w wąskie, pionowe, czarne prążki, zakupioną jakiś czas na targu, za kilka ruenów.
        Ochlapał jeszcze ze dwa razy bladą, nieprzytomną twarz przy zlewie i mokrą dłonią zgarną potargane, niesforne kosmyki do tyłu, by nie opadały mu na oczy. Chwilę zamyślił się, tępo wpatrzony w swoje odbicie, zastanawiając się kiedy włosy zdążyły mu tak urosnąć - mógłby na spokojnie te najdłuższe przy karku zebrać i związać w niewielką kitkę - i omal nie zaczął planować wybrania się do jakiegoś golarza, który obciąłby mu nieco te kudły, w sumie wypadałoby się też ogolić, bo szorstki, ale do tej pory niewidoczny zarost na brodzie i wokół ust zaczął powoli przybierać na kolorze, a w zbójnickiej czy tam jakiejś drwalowej brodzie, Aldaren siebie kategorycznie nie widział, lecz na ten moment musiało to stanowczo poczekać.
        Teraz musiał myśleć wyłącznie o przygotowaniu dla Mitry śniadania, pomóc mu w przygotowaniu się do zabiegu i wyjść wcześniej niż on by zabrać Lirantha z dzieciakami do Randala. Stary grabarz powierzył opiekę nad cmentarzem na tę chwilę młodemu chłopakowi, który się u niego zatrudnił jakiś czas temu i nie musiał przyjmować wnucząt między nagrobkami. W prawdzie nie było z tym problemu, bo wiele razy byli na herbacie i ciastku w jego domu na cmentarzu, lecz starzec chciał sam dla siebie też się choć na chwilę wyrwać od rzeczywistości. To on zaproponował by udać się do lasu okalającego miasto, na krótki spacer, może nazbierać jakiś jagód na ciasto, czy grzybów na zupę. Tak przynajmniej wynikało z odpowiedzi grabarza, którą ten odesłał wampirowi, gdy Aldaren posłał do niego demonicznego ni to ptaka, ni płaszczkę, ni nietoperza.
        Zszedł w końcu na dół, trzymając się balustrady i zaraz skierował się do kuchni. Nie miał pomysłu, co błogosławionemu przygotować do jedzenia. Oparł się czołem o jedną z wiszących szafek nad zlewem i przymknął na moment oczy. Westchnął zaraz ciężko i uszykował kilka kromek chleba, jeszcze dobrą połówkę pomidora, nieskrojoną ostatnim razem do samego końca. Położył też obok trzy ostatnie jajka, a nawet znalazł główkę sałaty, która po uważnym obejrzeniu nadal wyglądała na dobrą do jedzenia, choć nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ją kupili.
        - Nie musisz czekać, wiem, że masz jeszcze sporo do przygotowania - powiedział łagodnie, unosząc nóż ponad swoim ramieniem i jego szpikulcem wskazując w stronę kanapy, nawet się w tamtą stronę nie odwracając. Miał na myśli książki, które tam leżały w nieładzie, a z których Mitra się najpewniej przygotowywał. - Zawołam cię gdy już będzie gotowe, nie potrwa to długo - zapewnił, a może nawet obiecał, kładąc plasterki pokrojonego pomidora na posmarowanych resztką masła i wyłożonych liśćmi sałaty kromkach.
        Na rozgrzanej patelni położył nieco smalcu ze słoika, a gdy ten zaczął syczeć i strzelać, gdy się już rozgrzał, wybił bezpośrednio trzy jajka, w odległości od siebie, by białko się ze sobą nie złączyło. Przyprawił nieco, podlał nieznacznie wodą i przykrył jeszcze na moment pokrywką, krojąc w drobną kostkę ostatnie dymi jakie mieli. Ułożył kanapki na talerzu, położył na każdej po sadzonym jajku z płynnym żółtkiem i posypał kostkami skrojonej cebuli.
        - I gotowe! - zawołał stawiając talerz na stole na miejscu Mitry, po tym jak zgasił ogień pod patelnią. Sam też usiadł przy stole, nawet gdy on nic nie jadł, ale po prostu wychodził z założenia, że posiłek zawsze jest o wiele przyjemniejszy, gdy ma się towarzystwo. Oparł bok twarzy na dłoni i życzył ukochanemu smacznego, zapierając się mentalnie rękami i nogami by nie pozwolić powiekom opaść i posłać go w jedną stronę do krainy snów.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra widząc jak rozkokoszony był jego ukochany, uśmiechnął się pod nosem. Pozbierał poduszki z podłogi i wrzucił je na posłanie, tak po prostu by nie leżały na ziemi. Nie planował, by w ten sposób zachęcać Aldarena do dalszego wypoczynku, bo wolał go obudzić… Ale no nie wyszło. Choć z początku zdawało się, że nekromanta odniesie sukces. Z przyjemnością patrzył, jak skrzypek otwiera oczy - takie zaspane miały absolutnie wyjątkowy odcień błękitu, któremu nie można było się oprzeć. To pod wpływem tego spojrzenia Aresterra podjął decyzję o położeniu się na chwilę z Aldarenem, choć jego zamiarem było trochę się poprzytulać w sposób - powiedzmy - bardziej przytomny. Tymczasem wampir po prostu zrobił sobie z niego poduszkę. Mitra aż sapnął zaskoczony, gdy został tak objęty i trochę przygnieciony przez skrzypka. Jego serce przyspieszyło, ale później zaraz odzyskało normalny rytm. W sumie to było całkiem miłe, gdy skrzypek tak się do niego przytulił. Z reguły było na odwrót, a Ren wręcz jakby starał się ograniczać dotyk między nimi, o co nekromanta nie miał do niego najmniejszych pretensji - w końcu miał swoje fobie, które mimo że złagodzone, nadal istniały.
        - No dobrze, jeszcze pięć minut - skapitulował szeptem, po czym objął Aldarena, pocałował go jeszcze w czubek głowy i leżał z nim, po prostu odpoczywając. To było bardzo przyjemne, nawet mogłoby potrwać chwilę dłużej. Tym bardziej, że Mitra dopiero teraz zwrócił uwagę jak nieprzytomny był jego ukochany. Niech to, może mógł mu dać spokój… Potrzebował co prawda jego drobnej pomocy przy organizowaniu zabiegu dla Zahiry, ale może poradziłby sobie bez niego, a on mógłby odpocząć. Spodziewał się jednak, że to wcale tak łatwe nie będzie i że skrzypek poczułby się urażony, gdyby kazać mu zostać w domu.

        Gdy Aldaren w końcu się pozbierał i poszedł do łazienki się ogarnąć, Mitra chwilę jeszcze leżał w łóżku, rozkoszując się wspomnieniem tego, jak ukochany zrobił sobie z niego poduszkę (ani trochę nie miał mu tego za złe), po czym sam wstał i zszedł na parter. Nie ścielił łóżka i nie wyrywał się do przygotowania śniadania, bo wiedział jak bardzo skrzypkowi z reguły zależało, by zająć się tym osobiście. Wykorzystał chwilę, aby zajrzeć do trzeciej książki o medycynie, która czekała nieprzeczytana na stole w salonie. Nie rozsiadał się, przysiadł z nią tylko na podłokietniku kanapy i przewertował, szukając odpowiedniego rozdziału. Ledwo go jednak przekartkował, gdy usłyszał, że Aldaren już jest w kuchni i coś tam grzebie. Położył więc czytaną księgę na siedzisku, otwartą i okładką do góry, za co od niejednego bibliofila dostałby po głowie, po czym poszedł do swojego ukochanego.
        - Ładnie ci w tej kamizelce - pochwalił, bo ubranie ładnie podkreślało sylwetkę wampira. Podszedł z drugiej strony do blatu kuchennego, bo chciał pomóc, ale wtedy Aldaren subtelnie wygonił go do pracy. Mitra nie mógł mieć mu tego za złe.
        - No dobrze - zgodził się bez większego oporu. - Dziękuję, że tak o mnie dbasz.
        Błogosławiony z czułością pogłaskał ukochanego po ramieniu i wrócił do salonu. Zabrał przeglądaną niedawno księgę i przysiadł z nią na kanapie, wciągając stopy na siedzisko i robiąc sobie z kolan podpórkę. Przeglądał kartki już trochę machinalnie - sporo zdołał sobie przypomnieć i teraz bardziej planował co zrobi, jak i co może pójść nie tak, niż zdobywał jakąś nową wiedzę. Był mocno pogrążony we własnych myślach, dlatego wołanie Aldarena dotarło do niego jakby dopiero po chwili. Podniósł głowę znad księgi, jakby szukał źródła dźwięku, a gdy spojrzał w stronę kuchni, w końcu jakby zrozumiał. Zamknął czytany tom, po czym odłożył go na stół wraz z pozostałymi i poszedł na śniadanie. Gdy tylko przekroczył próg kuchni, z zainteresowaniem spojrzał na to, co przygotował dla niego Aldaren.
        - Korci mnie przez jeszcze parę dni nie uzupełniać spiżarni, by przekonać się czy ty tak naprawdę absolutnie z niczego możesz ugotować coś - oświadczył, co było chyba zawoalowanym komplementem. - Wygląda zachęcająco…
        I nie czekając na dodatkową zachętę ze strony Aldarena, Mitra w końcu usiadł i wgryzł się w jedną z kanapek. Zamruczał z zadowolenia, gdy przeżuwał.
        - Naprawdę dobre - pochwalił. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na ukochanego, który wyglądał jak śmiertelnik po nieprzespaniu kilku nocy z rzędu, by apetyt momentalnie go opuścił. Przełknął to co miał w ustach i odłożył kanapkę.
        - Ren, coś się stało? - zapytał go z troską. - Kiepsko wyglądasz, jakbyś był skrajnie przemęczony. Coś nie tak poszło w nocy? Nie spotkałeś chyba Zabora? - upewnił się po chwili wahania, jakby nie wiedział czy może poruszać tę kwestię. Demon był jednak głównym powodem złego stanu jego ukochanego, jaki przyszedł mu do głowy. Było oczywiście pół tuzina innych możliwości, zważywszy ile komplikacji spotkało ich ostatnimi dniami, ale ta jedna była najpoważniejsza.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Mówisz? - upewnił się trochę nieprzytomnie, po czym spojrzał na ukochanego i się delikatnie uśmiechnął. - Czyli chyba będę musiał się przebrać, bo jak rozumiem, na spacer do lasu to się w ogóle nie nadaje - powiedział lekko rozbawiony i jednocześnie nieco zakłopotany, bo chyba faktycznie mógł lepiej dobrać swoje odzienie do tego co przyjdzie mu zrobić tego dnia.
        Pocałował Mitrę w czoło i zaraz wygonił go do salonu, by blondyn nie musiał sobie przeszkadzać i mógł na spokojnie powrócić do czytanej książki. Rozmawiać w razie czego mogli przecież i tak, bo nie znajdowali się stai od siebie, tylko zaledwie kilka sążni.
        - Jak już wczoraj wspominałem, nie musisz mi za to w ogóle dziękować. Kocham cię więc zawsze będę o ciebie dbał, zobowiązałem się do tego jako twój narzeczony i nic tego nie zmieni, więc radzę ci dobrze Mitro Aresterra, lepiej się do tego przyzwyczaj - powiedział z pełną powagą, ale i również czułością.
        Przy końcówce jego ton nieco stężał, jakby faktycznie groził nekromancie, ale choć mówił szczerze, to po prostu sobie żartował z tym groźnym wydźwiękiem, co dało się poznać po jego łagodnym uśmiechu, gdy zerknął przez ramię na siedzącego w salonie niebianina.
        Chwilę później śniadanie dla niego było już naszykowane, zostało też postawione na stole i gotowe do spożycia, lecz brakowało nadal konsumującego. Aldaren spojrzał w jego stronę, zaprosił blondyna raz jeszcze i z delikatnym uśmiechem pokręcił po prostu głową. Zaczął się zastanawiać czy następnym razem nie zatrzymać jednak niebianina przy sobie, by go od razu posadzić przy jedzeniu, a tak Mitra musiał zaskoczyć, podczas gdy jajka stygły. Nie wołał go już więcej wiedząc, że jeśli Mitra usłyszałby za pierwszym razem, to trzecie powtórzenie mogłoby go jedynie niepotrzebnie zirytować, a to nie było potrzebne ani sennemu wampirowi, ani nekromancie, który miał dziś przeprowadzić poważny zabieg.
        - Ani mi się waż! - ostrzegł poważnie, choć nie unosił głosu. - Nie pozwolę byś żywił się resztkami jak jakiś bezdomny, dziś po prostu jest wyjątkowa sytuacja, która już nigdy więcej się nie powtórzy - obiecał, zajmując miejsce przy stole naprzeciwko Mitry. - Poza tym nie jest możliwe zrobienie czegoś z niczego i nawet najwięksi arcymagowie nie są w stanie dokonać czegoś takiego. Chyba tylko Prasmok jest wyjątkiem od tej reguły - powiedział łagodnie zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście wszechogromny gad jest jedynym, który potrafi takie rzeczy.
        Podczas gdy błogosławiony wziął pierwszy kęs, Aldarenowi nieco zamazał się widok ukochanego, przetarł więc oczy po raz niewiadomo który tego ranka i sapnął cicho, gdy się nieznacznie wyciągnął na siedzeniu. Pytanie ze strony Mitry, go jednak zaraz skutecznie ocuciło, bo choć podejrzewał, że prędzej czy później zostanie wypowiedziane, w ogóle się go nie spodziewał w tej chwili. Spojrzał zaskoczony na partnera, który utracił apetyt i odłożył ledwo nadgryzioną kanapkę z powrotem na talerz.
        - Co? Nie, nie, spokojnie - zapewnił zaraz z uśmiechem, choć nadal wyglądał na lekko oszołomionego, tym pytaniem i jednocześnie zakłopotanego. Najwidoczniej popełnił ogromny błąd nie mówiąc nic blondynowi, ale dwa dni temu nie było jeszcze aż tak tragicznie, poza tym Mitra zasługiwał na dzień bez trosk, by mógł w pełni nacieszyć się ich zaręczynami. Wczoraj mieli za dużo spraw na głowie, by przejmować się taką błahostką, poza tym Aldaren podejrzewał, że gdyby wczoraj powiedział o tym ukochanemu, tylko by go dobił. Albo wynikłaby z tego kłótnia, która może jeszcze bardziej pogorszyłaby samopoczucie Mitry. Dzisiaj natomiast...teraz...nie był najlepszy moment na tego typu rozmowy. Mitra potrzebował się skupić na zabiegu, by wszystko poszło dobrze, nie mógł się rozpraszać zmartwieniami dotyczącymi wampira. Może po tym zabiegu Aldaren postara się wszystko powiedzieć lubemu, ale na pewno nie teraz.
        - Podejrzewam, że gdybym spotkał Zabora, wyglądałbym najprawdopodobniej sto razy gorzej niż obecnie - zażartował by uspokoić niebianina i dać mu łagodnie uświadomić, że gdyby to był Zabor, od razu blondyn by poznał, nie pytając nawet o to.
        - W szpitalu spokój, Xargan znalazł sobie i zwerbował kilku demonicznych podwładnych, których ktoś przywołał, ale nie był w stanie nad nimi zapanować. Turilli mnie nieco przetrzymał, ale i tam wszystko poszło dobrze, nawet polecił mi spotkanie się z jednym medykiem w koszarach, twierdząc, że ten prawdopodobnie pomoże nam znaleźć jeszcze kilku lekarzy i zwerbowaniu ich do naszego zespołu - opowiedział łagodnie i z pełną szczerością, by ukoić obawy blondyna.
        - Jestem tylko zmęczony nic więcej. Wystarczy, że wyśpię się tej nocy porządnie i następnego dnia będę już jak nowo narodzony - zapewnił, czule i pokrzepiająco uśmiechając się. W prawdzie nie była to do końca prawda, bo żeby faktycznie tak się poczuć następnego dnia, musiałby się nieco podlać krwią, ale nie było to też kłamstwo, bo przecież tyle wytrzymał bez krwi, a nie był tak zmarnowany jak dzisiaj. Fakt, nadal będzie blady i raczej słaby, ale na pewno nie będzie już zmęczony.
        - Nie masz się więc czym przejmować. Skup się na zabiegu, bo na razie to on powinien być dla ciebie najważniejszy, nie powinieneś się dekoncentrować jakimś starym prykiem - polecił z rozbawieniem, chwytając go za dłoń i delikatnie gładząc, jego świetlistą, aksamitną skórę. - A teraz jedz, bo wystygnie i będzie już nie dobre - sprowadził go na ziemię, puszczając jego dłoń i cofając swoją, by dać mu już w spokoju zjeść.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Hm… Trochę za elegancko do lasu - przyznał Mitra. - I nie wiem czy byłoby ci wygodnie, jak będziesz tam ganiał z dzieciakami.
        Nekromanta nie powiedział “jeśli” tylko “jak”, bo on nie miał wątpliwości, że jego ukochany będzie chciał się bawić z pociechami Lirantha - widział jak to wyglądało ostatnim razem. A teraz jeszcze nie był świadomy tego, jak bardzo skrzypek jest zmęczony i że wcale może nie mieć sił na takie dokazywanie tyle czasu.
        - Dobrze, Aldarenie van der Leeuw! - odpowiedział skrzypkowi już z pokoju, gdy ten go upomniał za dziękowanie. Celowo małpował jego sposób mówienia. - Ale ja tak wyrażam swoją radość z tego, że tak o mnie dbasz, więc też się przyzwyczaj.

        - Ależ przecież nie żywiłbym się resztkami, po prostu nie marnowałbym jedzenia - poprawił go Mitra. - Poza tym bardzo wierzę w twój talent i wiem, że dałbyś radę dorównać Prasmokowi, a w każdym razie na polu kulinarnym. Ale spokojnie, uzupełnimy zapasy. Napisz listę czego ci trzeba, wyślę manekina po zakupy jak my będziemy zajęci. A jeśli chciałbyś coś specjalnego to pójdziemy razem… Może po południu - dodał, bo miał nadzieję, że zabieg nie zajmie wiele czasu i może będą mogli wybrać się na targ. A jeśli nie to cóż, jutro też jest dzień.
        Plany jednak być może będą musiały poczekać, bo skrzypek nie wyglądał najlepiej, a jego stan był na tyle niepokojący, że Mitra nie mógł go przemilczeć. Fakt, że Aldaren od razu z uśmiechem zapewnił, że nie jest tak źle, trochę uspokoił błogosławionego, ale tylko trochę. Mimo wszystko chciał się czegoś dowiedzieć i dopóki nie padły jakieś sensowne wyjaśnienia, patrzył zatroskany na swojego ukochanego, nie ruszając śniadania. Ono mogło poczekać, teraz ważniejszy był skrzypek. Żart o Zaborze przyjął jednak samemu cicho parskając.
        - A on sto razy gorzej od ciebie - dodał, bo bardzo wierzył w możliwości swojego ukochanego jako demonologa. Rzeczony demon był co prawda nie lada przeciwnikiem, ale na pewno nie był niepokonany. Niemniej dobrze, że to nie o niego chodziło.
        Wracając do Aldarena - Mitra wysłuchał skrótu tego, jak minęła mu noc. Spokojnie, bez wtrącania się, choć na koniec kiwnął z uznaniem głową na wieść, że będą mieli gdzie iść zapytać o medyków. Że też wcześniej sam nie wpadł na to, by popytać w koszarach, przecież oni wiecznie byli pokiereszowani, a straż miejska jednak mimo wszystko dbała o swoich. Najciekawsze jednak - odpowiedź na troski Aresterry - dopiero miały nadejść. Mitra naprawdę na to czekał, bo aż się wychylił trochę, gdy padły słowa o zmęczeniu. Niestety skrzypek wykonał szybki unik i znowu wrócił do kwestii zabiegu. Mitra oklapł, ale wampir wiedział jak poprawić mu humor, bo czule pogłaskał go po dłoni.
        - No dobrze - mruknął jednak bez przekonania. Posłusznie wziął kęs kanapki, przeżuł i połknął. - Gdybym wiedział jak męczącą miałeś noc to bym cię nie budził tak wcześnie, jeszcze godzinę byś sobie pospał… Przepraszam - powiedział naprawdę skruszonym tonem. Jeszcze dwa razy ugryzł swoją kanapkę, a kęsy były tak szczere, że prawie ją w ten sposób skończył. Przełknął.
        - Ren… Może jakbyś ty też coś zjadł to poczułbyś się lepiej? - upewnił się. - W salonie na barku jest kilka butelek krwi, świeżych. Częstuj się, jeśli masz ochotę - zachęcił. Sam by mu przyniósł i nalał, ale pamiętał, że Aldaren nie lubił, gdy on patrzył na picie krwi, dał mu więc wolną rękę, by sam się obsłużył.
        - Chciałbym móc powiedzieć, byś został w domu i porządnie wypoczął, ale niestety bez ciebie nie dam sobie rady przy tym zabiegu - wyznał po chwili niebianin. - Ale mogę ci obiecać, że gdy tylko będzie po wszystkim wracamy i będziesz mógł odpoczywać ile tylko dusza zapragnie. Nawet będziesz mógł sobie zrobić ze mnie poduszkę - dodał taki tonem, jakby to miała być nagroda dla nich obu. Oczywiście, że pił do poranka, gdy Aldaren zrobił coś takiego pierwszy raz, ale w sumie mu to nie przeszkadzało. Pytanie czy wieczorem również będzie miał taki nastrój… Ale to dopiero wieczorem, przez cały dzień wszystko jeszcze mogło się zdarzyć.
        - Lilianna mi odpisała - zauważył, by jakoś dalej poprowadzić rozmowę. - I wpadnie tu przed zabiegiem, byśmy mogli go omówić bez świadków… Wiesz, by Zahira ani Liranth nic nie słyszeli, bo się wystraszą. Z Zahirą będę rozmawiał w trakcie zabiegu, by się nie niepokoiła, ale też nie martwiła na zapas… Powiedz, zamierzasz zabrać ze sobą Żabona? Dzieciaki go chyba polubiły.
        Temat małego demona Mitra poruszył szeptem, by łajza nie słyszała, bo nie wiadomo jak zareaguje. I przede wszystkim czy nie będzie chciał negocjować.
        Mitra zjadł obie kanapki ze smakiem i pochwalił umiejętności kulinarne swojego ukochanego.
        - Muszę się jeszcze trochę przygotować - usprawiedliwił się, wstając od stołu. - Po raz ostatni przejrzeć sprzęt do zabiegu... I chyba nic więcej nie zdążę. Jakbyś już chciał iść to śmiało, dojdziemy z Lilianną w południe. Do zobaczenia, Ren, życz mi szczęścia - poprosił przysuwając się do Aldarena i w niemy sposób prosząc o przytulenie. W głębi ducha stresował się tym zabiegiem, bo był naprawdę poważny, ale na zewnątrz wyglądał na opanowanego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Czyli w taki sposób przekonuje się kogoś do zdjęcia ubrania w dzisiejszych czasach? - zapytał spoglądając na Mitrę, a jego uśmiech zaczął się stopniowo rozszerzać, aż ukazane zostały jego kły w podstępnym, aroganckim grymasie. - Ciekawe, doprawdy ciekawe, nie sposób zaprzeczyć - droczył się dalej i zaraz palcem wolnej dłoni, lekko dźgnął nekromantę palcem w bok w bardzo wrażliwe u większości osób miejsce tuż pod żebrami. - Przyznaj się, że chcesz po prostu mnie podglądać jak będę się przebierać.
        Na takie niewinne dokuczanki nie będzie chyba nigdy za bardzo zmęczony czy głodny, choć oczywiście musiał mieć zawsze na uwadze umiar w tego typu zachowaniach, bo przecież ich celem był Mitra. Zbyt długi kontakt fizyczny i naruszanie jego przestrzeni osobistej, zwłaszcza z zaskoczenia i bez jego zgody mogły osiągnąć (i dość często tak też było) odwrotny efekt do zamierzonego i zamiast się trochę pośmiać z błogosławiony, wynikały różnie nieporozumienia. No i oczywiście Mitra był wtedy zły, a to akurat nie było wskazane w obecnej sytuacji, gdy niebianin miał przed sobą ważny zabieg od przeprowadzenia.
        Chwilę później Aldaren wygonił Mitrę do salonu i leżących tam książek traktujących o medycynie, lecz Mitra wcale nie zamierzał potulnie się dostosować do prośby wampira i zwyczajnie musiał mu się "odgryźć". Inaczej byłby chyba chory, gdyby nie zostawił swojego na wierzchu, a przecież mówił do wampira i to nie byle jakiego podrzędnego sługusa, tylko do wampirzego lorda, który zabił swojego mistrza i zajął jego miejsce jako głowy jednego z najstarszych rodów Maurii, a przy okazji jednego z wybitniejszych demonologów na tych ziemiach. Instynktu samozachowawczego - brak. I jak go tu nie kochać?
        Aldaren zerknął przez ramię obserwując jak Mitra siada na kanapie i oddaje się lekturze. To był idealny moment, by rzucić w nekromantę świeżą ścierką do rąk, którą wampir chwilę temu wymienił.
        - Zapomniałeś dodać "lordzie" - upomniał z rozbawieniem, nawet jeśli nigdy nie chciałby, aby Mitra faktycznie traktował go jak wampirzego lorda, zaczął go tak tytułować. Zaraz odwrócił się do patelni z jajkami, które zaczął przekładać na kanapki. Jeszcze momencik... I śniadanie było już gotowe!

        - Resztki niewykorzystanych produktów i pół produktów, które nie zostały wykorzystane do stworzenia pełnoprawnego posiłku, nadal pozostają tylko resztkami - odparł filozoficznie. Zamyślił się chwilę nad tą teorią i z minią wielkiego myśliciela chrząknął cicho, kiwając przy tym głową i w pełni zgadzając się sam ze sobą odnośnie poprawności i prawdziwości tego twierdzenia. - Wydaje mi się, że Prasmok akurat nie ma chyba żadnych umiejętności kulinarnych - dodał i nie musiał długo czekać, aż zakwitła mu w głowie wizja ogromnego gada w krzątającego się po kuchni w kucharskiej czapce i białym fartuchu. Parsknął powstrzymując się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem, ale było to na tyle trudne, że przez przypadek, kompletnie tego nieświadomy, zrobił głupią minę. Miał ściśnięte usta, nieco wydęte usta, delikatnie zmarszczony nos i połyskujące w ochach, tarzające się ze śmiechu na ziemi chochliki.
        - To jest naprawdę dobry pomysł, ale myślę, że po zabiegu wolałbyś wyciszyć się i odpocząć w domowym zaciszu, niż kręcić się po mieście za kilkoma kartoflami. Przed wyjściem zostawię dla twojego manekina listę z produktami na dzisiejszą obiadokolację i jutrzejsze śniadanie, więc jeśli będziesz nadal miał ochotę, będzie motywacja by jutro wybrać się na targ osobiście. Razem - zaproponował, patrząc na ukochanego z łagodnym uśmiechem.
        W prawdzie użył tutaj "przypadłości" Mitry, przez którą ten się szybko i łatwo męczył psychicznie, jako wymówki, chyba nawet dość trafnej, ale chwilę później nekromanta i tak chyba zrozumiał prawdziwy powód tej skrzypkowej zmiany planów odnośnie wspólnych zakupów dnia dzisiejszego. Choć w sumie i tak stawiał Mitrę nieporównywalnie wyżej niż samego siebie (to byłby zwykły egoizm, gdyby było na odwrót), więc rzucenie przypuszczeniem, że nekromanta mimo wszystko będzie wykończony, nie było wcale zręcznym unikiem, by nie wspominać, że jest okropnie zmęczony i zwyczajnie nie dałby rady. Poza tym nie było nawet sensu w ukrywaniu tego, że jest wykończony, skoro zaraz bez problemu o tym poinformował ukochanego.
        Kiedy Mitra lekko ocenił, że Zabor po kolejnym spotkaniu z Aldarenem będzie na koniec wyglądał o sto razy gorzej, wampir nie skomentował tego w żaden sposób tylko uśmiechnął się serdecznie do swojego partnera. Ten to miał bujną wyobraźnię, trzeba mu to przyznać.

        - To byłaby najokrutniejsza kara za późne położenie się spać w całym moim życiu - ocenił, patrząc łagodnie z miłością na blondyna. - Nie przepraszaj, bo dzięki temu mogłem cieszyć się twoim widokiem i towarzystwem godzinę dłużej, niż bym mógł, gdybyś obudził mnie godzinę później. Dziękuję ci - powiedział ze szczerą wdzięcznością w głosie.
        - Eeemm... Nie wydaje mi się - odparł zaraz, mocno zakłopotany jego pomysłem i bardzo delikatnie zaniepokojony. Przywdział na twarz szeroki uśmiech tylko po to, by się nie skrzywić. - To miło z twojej strony, ale... Alexander poczęstował mnie drinkiem to... Co za dużo, to niezdrowo, jak to mówią. Będzie więcej na później - podsumował, walcząc z sobą by zostać w miejscu i nawet kątem oka nie spojrzeć w stronę barku. Szlag! Mitra będzie okropnie zawiedziony, gdy wampir mu wyjawi, że nie chce spożywać krwi dla jego bezpieczeństwa, ale w sumie one musiały tam już być w momencie, gdy skrzypek się obudził i zszedł na dół, a więc niewiele by to zmieniło, czy powiedział by o swoim poście teraz czy dopiero później. A później w obecnej sytuacji było najmniej problematyczne. To zdołało skutecznie uspokoić Aldarena. "Później, obiecuję" - powtórzył sobie w myślach.
        - To po pierwsze - powiedział, gdy Mitra wyznał, że nie mógłby prosić skrzypka o zostanie w domu, bo ktoś musiał w jakoś wyciągnąć Lirantha z dzieciakami z domu. Gdyby nekromanta ich tak po prostu poprosił, czy wyprosił nic by to nie dało, a gdyby do tego wyjaśnił, że podczas zabiegu potrzebował spokoju, kto wie, czy Liranth nie zaatakowałby blondyna za sam pomysł, że ten chce kroić jego ukochaną żonę, nawet jeśli w celach ratowania jej życia. - Po drugie, nie masz pewności czy bym w ogóle usłuchał i rzeczywiście został w domu - dodał i wyszczerzył się z wysoko uniesioną głową pełen dumy i dziecięcego nieposłuszeństwa.
        - Poduszkę? - zapytał ogromnie zaskoczony tym pomysłem. - Każdy ma jakieś fetysze, ale takich bym się po tobie nigdy nie spodziewał. Poza tym jesteś dla mnie zbyt ważny by robić z ciebie poduszkę. No chyba, że to było przejęzyczenie i tą poduszką miałem być ja, wtedy nie mam żadnych obiekcji - powiedział z pełnym zadowoleniem. Ta dziwna propozycja nekromanty nadal odbijała się echem w jego głowie, co spowodowało, że z niedowierzaniem nią po chwili nieco pokręcił.
        - Jestem pewien, że Zahira szybciej by zrozumiała, niż Liranth. Jest rozsądną kobietą i jestem pewien, że nie chciałaby dopuścić do tego, by jej pociechy wychowywały się bez matki. Co prawda i tak to trochę nieetyczne z naszej strony tak ją uprzedzać na ostatnią chwilę o przeprowadzanym za moment zabiegu, ale sami byliśmy w trudnej sytuacji. Ja powiem Liranthowi jak zostaniemy na osobności i to znaczny kawał drogi od domu, by się zaraz tam biegiem nie znalazł. Randal jest poinformowany o tym, by przygotować niewielki grób i trumienkę dla nienarodzonego dziecka swojej córki. I by trzymał przy dzieciach i Liranthcie język za zębami - zapewnił pewny swojego plany, uśmiechnął się przy tym czule do blondyna, by podnieść go na duchu.
        - Bez niego pewnie by mnie zamęczyły na śmierć - odpowiedział konspiracyjnie Mitrze, specjalnie nie określając w swojej wypowiedzi, że chodziło o Żabona, pozostawił to po prostu w domyśle, wynikające z kontekstu. Od samego początku miał plan wziąć demona ze sobą, by nie musieć tracić energii na zabawę z dziećmi kupca, nawet jeśli naprawdę chciał się razem z nimi oddać beztrosce. Miał jednak tego dnia ważniejsze sprawy do załatwienia i nie mógłby sobie pozwolić na harce z pociechami. Pobawi się z nimi innym razem, przecież świat się za dwie godziny nie skończy.
        Kiedy posiłek dobiegł końca, Mitra się naprawdę nakręcił. Z jego wypowiedzi Aldaren pomyślał, że Mitra chciałby w tej chwili być w co najmniej pięciu różnych miejscach swojego domu w tym samym czasie i zajmować się różnymi sprawami związanymi z zabiegiem, to sprawiło, że nawet gdyby nie wyraził tej niemej prośby o bycie przytulonym wampir i tak by go porwał w ochronne objęcia.
        - Spokojnie, oddychaj - polecił łagodnym tonem, trzymając blondyna cały czas przy sobie. Nawet nie zastanowił się nad tym czy rzeczywiście Mitra właśnie go wyganiał. Pocałował nekromantę w czoło, trzymając przy nim swoje chłodne usta dłużej niż zazwyczaj. - Nie będę ci życzył szczęścia, bo go nie potrzebujesz. Jestem bardziej niż pewien, że dasz radę wyrwać Zahirę z objęć śmierci - zapewnił ukochanego, ściskając go delikatnie mocniej, czulej, by po chwili go wypuścić z objęć i się cofnąć.
        - Pójdę odwiesić kamizelkę na miejsce, a po tym wezmę Żabona na spacer i damy ci chwilę dla siebie - powiedział bardzo głośno, by złośliwy maszkaron bez trudu usłyszał, że czeka go wycieczka i to tylko dla tego, by nekromanta mógł sobie od nich odpocząć. Nie musiał wiedzieć, że chodziło o przygotowania do zabiegu matki dzieci, których uwagę demon będzie odciągał od skrzypka zmaltretowanego przez niewyspanie się.
        Niedługo po tym pożegnali się z Mitrą i wyszli z jego domu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra z początku wyglądał, jakby nie zrozumiał co jego ukochany mu insynuuje. A później - wraz z nadchodzącym zrozumieniem - wyraz jego twarzy zaczął zmieniać się na czyste oburzenie. Całe szczęście bez złości, bo naprawdę mógłby zrobić o to awanturę. Nie mógł się jednak gniewać, gdy widział ten uśmiech, a dźgnięcie w bok - choć błogosławiony odskoczył jak spłoszony kot, osłaniając trafione miejsce - całkowicie rozładowało atmosferę. Dlatego gdy Aresterra skierował oskarżycielsko palec w stronę skrzypka wiadomo było, że zamierza podjąć tę grę.
        - Oszczerstwa i podłe kłamstwa! - oświadczył. - Jak będziesz się przebierać to nie będę cię podglądał tylko się otwarcie gapił!
        I dopiero gdy to powiedział, dotarło do niego jak bezczelny był. I jak bardzo nie chciałby usłyszeć odpowiedzi Aldarena na swoje zuchwalstwo. Dlatego szybko uciekł z kuchni do salonu, a wampir w ostatniej chwili mógł dostrzec, że jego ukochany był tak zarumieniony, że nawet uszy miał czerwone. I co gorsza nie umiał się uspokoić, bo jego chora wyobraźnia podpowiedziała mu właśnie Aldarena w bardzo zmysłowo rozpiętej koszuli i za nic nie chciała dać się zbyć… Dopiero za bezpieczną osłoną księgi, ze wszystkich sił starając się skupić na tekście, Mitra uwolnił się od tych żenujących myśli. Gdy to mu się udało, zerknął kontrolnie w stronę kuchni, aby przekonać się czy skrzypek również miał takie skojarzenia. Nim jednak go dojrzał, oberwał czymś, co ten rzucił. Złapał przedmiot i widząc, że była to szmata do wycierania naczyń, cisnął nią w stronę kuchni. Trafił w futrynę, a brak celności - przez który to znowu Aldaren triumfował - zirytował go. Obrażony (ale na bardzo krótko), znowu schował się za podręcznikiem do anatomii.

        - Masz rację - skapitulował, gdy skrzypek poprawił jego pomysł na zorganizowanie zakupów na najbliższe dni. Co prawda nie spodziewał się, żeby zabiegł miał go wykończyć, bo to będzie inny rodzaj kontaktu, ale nie mógł niczego wykluczyć. Poza tym jego ukochany też nie był w najlepszym stanie, więc lepiej wszystko przełożyć na jutro. Zakupy nie uciekną.
        Dziwne jednak, że skrzypek mimo zmęczenie nie chciał zregenerować się posiłkiem. Mitrze coś tu nie grało, ale skoro Aldaren oświadczył, że “jadł” u Alexandra, nie zamierzał mu nie wierzyć - może krew potrzebowała więcej czasu, aby się wchłonąć i odżywić tkanki? W zasadzie nie wiedział jak dokładnie wygląda takie odżywianie się przez wampiry - wydawało mu się, że pozyskiwały energię szybciej niż człowiek po posiłku, ale mógł się mylić.
        - No to zostanie na kolację - zgodził się ze skrzypkiem, gdy ten zapewnił, że zostawi krew “na później”.
        - O… O ty! - zawołał później z oburzeniem, gdy skrzypek zakwestionował, czy zostałby w domu. - Jakbym kazał ci odpoczywać to masz odpoczywać, bo tak każe ci lekarz! - oświadczył, mrużąc oczy, jakby wyciągnął jakiegoś naprawdę niezłego asa z rękawa.
        Za to już przy drążeniu tematu poduszki nekromanta tak zgłupiał, że zakłopotany nie umiał odpowiedzieć. Przecież chyba pamiętał to jak się rano przytulali? No ale jeśli chciał zamienić role… O ile Mitra nie musiałby na nim leżeć tak jak to kiedyś robili, mógłby się zgodzić. To nie musiało być wcale takie złe…

        Aldaren może trochę na wyrost zinterpretował postawę Mitry po posiłku, ale to była tylko kwestia skali, bo fakt - nekromanta był zdenerwowany. I potrzebował kogoś, kto by go uspokoił - jednego bardzo konkretnego wampira, który by go objął i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Mitra ufnie się w niego wtulił, ustabilizował oddech i po prostu słuchał.
        - Dziękuję - powiedział cicho, gdy usłyszał życzenie Rena. Liczył, że się ono ziści, sam miał jeszcze pewne wątpliwości, ale naprawdę chciał tego dokonać.
        - To ja wracam do pracy - oświadczył równie głośno co skrzypek. - Do zobaczenia.
        Pożegnał się w drzwiach z Aldarenem i gdy został już w domu sam, zszedł do piwnicy po przygotowane tobołki. By nie chodzić dwa razy odwiedził jeszcze niewielki magazyn, który się tam znajdował, i wypił dwie fiolki mikstury wzmacniającej - zamierzał czarować, musiał więc być lepiej niż w pełni sił. Dopiero po tym wrócił na górę, praktycznie nie zwracając uwagi na orzeźwiający chłód, który wypełniał jego ciało.
        Już w pełni gotowy czekał na Liliannę w salonie, bezmyślnie przeglądając podręczniki medyczne. Kartkował je, jego oczy błąkały się po tekście, ale myślami był już przy własnym zabiegu. Żałował, że nie ma żadnego dobrego anestetyku ani czegoś na uspokojenie – dla Zahiry będzie to pewnie traumatyczne… Ale chyba lepiej tak niż dalej żyć z martwym dzieckiem w łonie, które wkrótce i ją zabije… Choć matki nie myślą w ten sposób. Na pewno będzie jej żal, Mitra spodziewał się, że będzie miała do niego żal, ale cóż, jego sumienie będzie czyste – na pewno zrobi co w jego mocy, by ją uratować.
        Pukanie do drzwi wyrwało Mitrę z zamyślenia. Odłożył księgę na stolik i założył jedną ze swoich białych masek, by wyjść Liliannie naprzeciw. Przywitał się z nią w chwili, gdy przekraczała próg domu, wpuszczona przez manekina.
        - Bardzo ci dziękuję, że znalazłaś czas, aby mi pomóc – zapewnił ją na wstępie błogosławiony. - Wejdź, proszę, głębiej – zaproponował. – Chciałbym ci wszystko opowiedzieć teraz, na spokojnie, by nie niepokoić później pacjentki.
        Gdy usiedli w salonie, Aresterra odruchowo zaproponował jej coś do picia, ale liszka odmówiła. Zasiedli w fotelach i wtedy Mitra zaczął opowiadać z jakim przypadkiem będą mieli do czynienia i jak wyobraża sobie zabieg. Mówił w najdrobniejszych szczegółach, bez najmniejszego zażenowania – to w końcu sprawy medyczne. Wyjaśnił Liliannie, w których momentach będzie potrzebował jej pomocy i jaka będzie jej rola w tym zabiegu. Zapewnił ją po raz kolejny, że jest bardzo wdzięczny za pomoc i wtrącił, że jej obecność na pewno pomoże Zahirze, dzięki jej miłemu charakterowi i samemu faktowi, że jest kobietą.
        - Jest jeszcze jedna sprawa – dodał na koniec, patrząc z powagą na liszkę. – Jak pewnie zauważyłaś, zabieg ten da się przeprowadzić w pojedynkę… Ale ja nie mogę być z pacjentką sam na sam, nie przy jej aktualnym stanie. Widzisz, ona jest już bardzo wycieńczona, na skraju śmierci. A śmierć przyciąga mnie w sposób, który mnie paraliżuje, odbiera mi możliwość działania. Istnieje ryzyko, że po prostu w trakcie bym przerwał i tylko się na nią gapił… Gdybyś zauważyła coś takiego, proszę, ocuć mnie. Szarpnij za ramię, zawołaj, możesz mnie nawet uszczypnąć. Po prostu nie pozwól, bym się temu poddał… I… proszę, niech to pozostanie między nami. Jako lekarz nie powinienem mieć takich ciągot, to nie zbuduje nam dobrej renomy. Wierzę, że dotrzymasz naszej tajemnicy – dodał z powagą, ale i sympatią, bo akurat w Liliannę wierzył znacznie bardziej niż w Adama. Ten to by rozchlapał jego tajemnicę po połowie Maurii, a liszka na pewno zachowa ją dla siebie.
        - Jeśli nie masz żadnych dodatkowych pytań, chodźmy – zaproponował w końcu Aresterra. – Podejrzewam, że już wszystko jest dla nas przygotowane.
        Nekromanta wychodząc z domu zabrał ze sobą sztywną skórzaną torbę, w której miał wszystkie potrzebne narzędzia chirurgiczne (zadziwiające ile z nich było potrzebnych również w nekromancji) oraz najważniejsze leki, a w osobnym worku niósł całą resztę opatrunków, ziół i szpargałów. Już na ulicy zapewnił Liliannę, że to niedaleko i poprowadził ją do domu Zahiry i Lirantha. W drodze był milczący, skupiony, choć jeśli liszka zagajała rozmowę, to on w niej bez problemu uczestniczył.

        Już na miejscu Mitra z pewnym wahaniem zapukał do drzwi. Nie usłyszał dobiegającego ze środka gwaru ani żadnej odezwy, więc spojrzał porozumiewawczo na swoją towarzyszkę i wszedł.
        - Zahiro! – zawołał od progu. – To ja, Mitra Aresterra!
        Nie wiedział czy w ten sposób bardziej ją uspokoi czy zaniepokoi. Szybko zdjął z siebie płaszcz i poprosił Liliannę, by poszła z nim na górę. Gestem wstrzymał ją jednak przed sypialnią, gdzie leżała ciężarna. Zapukał, zapytał, czy może wejść, a gdy usłyszał przyzwolenie, uchylił drzwi. Zahira leżała w innej pościeli niż poprzedniego dnia – pewnie Liranth przejął się tym, że lekarz kazał mu dobrze opiekować się żoną i w pierwszym odruchu wymienił jej poszewki. Mimo to wszystko było już wilgotne od potu – zmarniałą Zahirę trawiła gorączka. Mitrze od razu zaświtała myśl, że to był ostatni moment na operację, bo gdyby wstrzymał się trzy dni, czekałby ich podwójny pogrzeb…
        - Witaj – odezwał się łagodnie błogosławiony. Przemawiał do niej tym samym łagodnym głosem co wczoraj. Gdy się na tym przyłapał od razu uznał, że to zły znak, ale nie dał tego po sobie poznać. Zbliżył się do jej łóżka i przysiadł przy niej.
        - Przepraszam, że tak cię nachodzimy – zaczął, zerkając wymownie na liszkę, która nadal czekała za progiem. – To Lilianna, przyjaciółka moja i Aldarena. Zahiro, przyszliśmy ci pomóc…
        Błogosławiony bardzo spokojnie wytłumaczył kobiecie jej stan. Powiedział to, co ona już wiedziała: że dziecko nie żyło i że przez to i ona była w niebezpieczeństwie. Zapewnił ją jednak, że mogą jej pomóc i nie stanie się wcale to, czego tak się poprzedniego dnia obawiała, że mogą ją uratować. Cierpliwie pozwalał jej przyswoić wszystko co mówił, zapewniał wsparcie na ile to było potrzebne. Dał jej czas, by się trochę uspokoiła i zaczął jej wyjaśniać jaki jest plan.
        - Mam środki, które wywołają przedwczesny poród – powiedział, trzymając ją za rękę, bo chociaż dla niego nie było to specjalnie komfortowe, wiedział, że większości osób to pomaga. – Wiem, że będzie to dla ciebie trudne, ale to jednocześnie najbezpieczniejsza dla ciebie opcja. Będziesz musiała urodzić to dziecko. My będziemy tu przy tobie i zrobimy wszystko, byś była bezpieczna i by było to dla ciebie jak najłatwiejsze. Zadbamy o ciebie. Gdy będzie po wszystkim będę musiał wykonać na tobie jeszcze jeden zabieg i wyczyścić twoje drogi rodne. To nie będzie bolało, a dzięki temu szybciej wrócisz do zdrowia. Pamiętaj, cały czas będziemy tu przy tobie i gdyby coś było nie tak, czułabyś się słabo albo ból by ci przeszkadzał, proszę mów o tym zaraz. Wszystko będzie w porządku.
        Jeśli Zahira miała jeszcze jakieś pytania, Mitra na nie odpowiedział, dał jej również więcej czasu, jeśli go potrzebowała. Domyślał się co musiała przeżywać i jak straszne były dla niej jego słowa, choć starał się być delikatny. Cicho szlochała, ukradkiem ocierała łzy, ale na pewno w środku coś rozdzierało jej serce. Mitra chciałby być w tym momencie lepszym pocieszycielem, ale niestety, musiał też zachować pewien lekarski profesjonalizm i nie pozwolić, aby ta chwila się za nadto przedłużała. Dał jej jeszcze chwilę, by jednak sama mogła pozwolić im zacząć, po czym wziął się do pracy. Poprosił Liliannę, by pomogła Zahirze zejść z posłania, jednocześnie każąc kobiecie wypić miksturę wzmacniającą, po czym nakrył łóżko dodatkowymi prześcieradłami, które sam przyniósł. Miał też kawałek grubego, solidnego płótna, który położył na środku - miał służyć temu, aby płyny nie przesączały się na jej pościel i by nie trzeba było wyrzucać barłogu. Później pozwolił się Zahirze położyć, prosząc od razu, by podciągnęła trochę sukienkę, aby jej nie zabrudzić - jeśli wstydziła się leżeć taka do połowy naga, mogła nakryć się kołdrą. Mitra w międzyczasie sam zaczął się przygotowywać. Na swoją bluzę założył cienki fartuch, aby się nie pobrudzić, poprosił Liliannę o przyniesienie ciepłej wody, której część odlał na później, a w reszcie dokładnie umył ręce. Miał rękawice, ale jeszcze ich nie zakładał. Zamiast tego wyjął z torby zawiniątko od Adama i podał tabletki Zahirze razem ze szklanką wody.
        - To są środki, o których ci mówiłem - wyjaśnił. - Połknij wszystko i popij dobrze wodą. Spokojnie, cały czas jestem przy tobie, nie stanie ci się nic złego.

        Był już wieczór, gdy Mitra zmywał krew z dłoni. Zabieg się udał, choć nie bez problemów. Pierwszym był sam moment porodu - Zahira z początku dość dobrze radziła sobie z gwałtownymi skurczami i odejściem wód, ale gdy nagle zobaczyła, że towarzyszy temu krwotok, zaczęła panikować. To Lilianna wzięła na siebie uspokojenie pacjentki, bo Mitra był akurat zajęty. Jednak to on był kolejną przyczyną problemów. Bez zbędnych komplikacji przyjął poród martwego płodu, z należytym szacunkiem odniósł go na bok i owinął w czyste płótno, traktując go z delikatnością należną żywym. Gdy jednak ponownie obrócił się do Zahiry, zamarł, owładnięty nagle swoją chorą fascynacją. Nad całym łóżkiem unosiła się aura śmierci, Zahira była słaba, toczyła ją infekcja, a środek od Adama spowolnił jej pracę serca. Gdyby tak Mitra poczekał chwilę, widziałby jak kona, a tak dawno nie było mu to dane... Całe szczęście Lilianna wzięła do siebie jego wcześniejsze słowa i przywołała go do porządku. Dosłownie, bo po prostu zawołała go po imieniu i zadała pozornie błahe pytanie czy podać mu kolejne narzędzia. On jednak zaprzeczył. Podszedł do pacjentki i uprzedziwszy ją, że zamierza teraz użyć magii, rzucił na nią zaklęcie wzmacniające - jedno z niewielu jakie znał. Widział, że pomogło, Zahira odzyskała trochę kolorów, a jej aura przestała tak migotać, choć nadal nie była jasna i stabilna. Później poszło już gładko. Błogosławiony wyłyżeczkował Zahirę, zaopatrzył ją, dał jej środki przeciwzapalne. Razem z Lilianną posprzątali po zabiegu, pozwalając pacjentce odpoczywać i co chwilę z nią przysiadając, by nie czuła się porzucona. Teraz - gdy Mitra doprowadzał się do porządku - Zahiry pilnowała liszka. Błogosławiony dołączył do nich, gdy wyglądał już tak jak na co dzień i nikt by go nie podejrzewał, że przed chwilą wykonał tak skomplikowany zabieg. Otworzył okno, by wywietrzyć w pokoju.
        - Lilianno - zwrócił się do liszki. - Chodź ze mną na chwilę, przygotujemy coś ciepłego do picia dla Zahiry i zaraz tu wrócimy - oświadczył.
        Nie do końca takie były zamiary Mitry. Owszem, chciał przygotować jakieś zioła dla wymęczonej kobiety, ale też chciał bardzo podziękować liszce. Bez niej by się nie udało i jej to powiedział, wyraził uznanie dla jej opanowania i troskliwości, zapewnił również, że będzie mu się bardzo miło z nią pracować, gdy szpital będzie gotowy. Na koniec poprosił o jeszcze jedną przysługę: by zagrzała zupę, która stała na piecu w kuchni, a jak skończy by po prostu dała mu znać, po czym będzie mogła iść do domu - on zostanie z Zahirą do powrotu jej męża. Gdy to już ustalili, błogosławiony zabrał kubek z ziołowym naparem i wrócił na piętro.
        - Zahiro, chce ci się pić? - zapytał, przysiadając obok niej na taborecie. - Musisz wypić chociaż troszeczkę. Chce ci się spać? Jak się czujesz?
        Zadawał jej proste pytania o samopoczucie i dawał dużo czasu na odpowiedź. Cały czas zdarzało jej się cicho popłakiwać, wtedy nekromanta zapewniał ją, że mu przykro, ale nie mogli uratować dziecka, że to była walka o nią, by mogła dalej cieszyć się z rodziny, która tak ją kocha.
        W końcu jednak wymęczona kobieta zasnęła. Mitra siedział przy niej w milczeniu. Sam chętnie by się położył, ale wtedy nie miałby kto czuwać nad Zahirą, więc sobie nie pobłażał. Pozwolił sobie jedynie by myśleć absolutnie o niczym.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Zgarnięcie Żabona o dziwo nie było takie trudne, jak z początku wampir zakładał. Wystarczyło powiedzieć, że mały demon podczas spaceru po lesie będzie mógł zjeść wszystko co znajdzie w ściółce i ogólnie pojętym runie leśnym. Małego, wiecznie głodnego potworka nie trzeba było bardziej zachęcać, a Aldaren był niezmiernie zadowolony z faktu, że nie musiał się przy tym zbytnio wysilać, ot zwykłe:
        - Żabonie, czy zechciałbyś przejść się ze mną po lesie? Wszystko co znajdziesz na wysokości swojego pyszczka będziesz mógł zjeść...
        Maszkara może i była cwana oraz bezsprzecznie złośliwa, ale biorąc pod uwagę całokształt, zbytnią inteligencją nie grzeszyła. Dla niego "wszystko na wysokości jego pyska" było równoznaczne z zapewnieniem, że w lesie jest baaardzo dużo jedzenia, więcej nawet niż w śmietniku czy domu nekromanty. No i oczywiście, że co chwila będzie miał coś do jedzenia bez konieczności zbytniego marnowania swoich sił na to, jak choćby podczas pogoni za tym wstrętnym zaświeżbionym kotem sąsiadów albo naśmiewającymi się z niego wronami, bezczeszczącymi swoimi nędznymi szponami i piórami JEGO teren. I chyba właśnie przez tę obfitość i łatwość w pozyskaniu pożywienia tym chętniej wyszedł z domu i skakał przy nodze skrzypka, z charakterystycznym, plaskającym odgłosem.
        Jakiś czas po nich przyszła do kamienicy Lilianna. Była trochę niepewna tej wizyty, zwłaszcza, że tym razem nie napędzały jej emocje i troska o przyjaciela. Nie miała problemów z dotarciem tutaj, nie miała też wątpliwości co do pomocy Mitrze, bo choć praktycznie go nie znała, zdążyła go polubić. Po prostu czuła, że był naprawdę dobrym człowiekiem. Jednakże jej obawy i niepewność brały się z tego, że ostatnim razem w tym progu została źle potraktowana przez Aldarena, no i wczoraj też się na nią mocno zezłościł, choć robiła wszystko co tylko mogła, by pomóc mu w kwestii odpowiedniej anestezjologii. Poza tym wspominała, że buszujący w tutejszym koszu zaniedbany, ale bardzo kochany przez rodzinę mieszkającą w domku obok kot nie miał zbyt dobrego zdania na temat tutaj mieszkających? Tak, gdyby nie to, że manekin otworzył jej jak tylko podeszła do drzwi i cichutko, bardzo nieśmiało zapukała, pewnie zaraz zrezygnowała by i po prostu z tych wszystkich obaw uciekłaby po prostu do siebie. Skoro jednak jej od razu otworzono, nie miała na to możliwości. Westchnęła, lekko kuląc się w sobie i przekroczyła próg. Przywitała się też z miejsca z manekinem z przyzwyczajenia, zanim zorientowała się, że nie było to w ogóle potrzebne, bo przecież kukła ani nie odwzajemni powitania, ani się nawet nim nie przejmie. Stworzona tylko do otwierania drzwi. A ludzie stworzeni tylko po to by umrzeć. Aż się lichce smutno zrobiło.
        Zsunęła nieco kaptur, z którego z radością uwolniły się złote kosmyki jej włosów i zaraz jak tylko przyszedł Mitra, przywitała się również z nim.
        - Nie, um... to ja dziękuję za poproszenie mnie o pomoc - powiedziała cicho jakby pod nosem. Była spięta i nie czuła się najlepiej na tym dla siebie obcym terenie z dala od jej bezpiecznego azylu, ale mimo wszystko cieszyła się, że nekromanta tak jej ufał, że to ją postanowił prosić o pomoc, a nie kogoś innego. W sumie...
        Podziękowała i poszła za gospodarzem do salonu, ostrożnie rozglądając się za tym "potworem", o którym tyle słyszała, że z prawdziwą pasją dokuczał temu przemiłemu kotu z sąsiedztwa. Zaprzestała jednak po chwili, gdy Mitra zaczął opowiadać o ich pacjentce, a zwłaszcza o zabiegu. Słuchała uważnie, nie przerywała, a gdy było trzeba dopytać o konkrety, starała się to robić od razu jak tylko miała możliwość, choć kilka razy przez swoją niepewność i nieśmiałość przegapiła swoją szansę, ale w sumie nie było to nic straconego. Nie była głupia, a i Aldaren nigdy by jej nie polecił na stanowisko pielęgniarki gdyby nie miała chociażby podstawowej wiedzy w zakresie medycyny i anatomii. Było jej tylko głupio, że prócz wsparcia nie mogła się w tym przypadku na nic więcej przydać, bo tak gdyby wiedziała to wzięłaby albo szybko uwarzyłaby jakąś miksturę, która mogłaby im się przydać podczas zabiegu. Albo chociaż ziołowy, kojący napar. A tak to nic nie mogła.
        - Obiecuję dać z siebie wszystko, by wspomóc cię w twoim zadaniu, a nie być kulą u nogi - powiedziała niemal uroczyście. - Nie musisz się martwić o swój sekret. Jeśli ktoś poza mną będzie się miał o tym dowiedzieć, dowie się wyłącznie z twoich ust - obiecała i nabrała tyle śmiałości na moment, by się lekko uśmiechnąć do nekromanty.
        Niby pytania miała, kilka, ale nie była pewna czy o nie w ogóle pytać, pokręciła więc na tę chwilę głową, choć w drodze, odezwała się cichutko w cieniu swojego kaptura:
        - Naprawdę mi miło, że do mnie napisałeś i zrobię wszystko by ci jak najlepiej pomóc, ale zastanawiam się, dlaczego mnie poprosiłeś. Aldaren się nie zgodził pomóc? - zapytała idąc obok zamaskowanego mężczyzny. - Wczoraj jak do mnie przyszliście, wydawało mi się, że jesteście dobrymi przyjaciółmi, że skoro u ciebie pomieszkuje, to się dobrze dogadujecie...
        Jeśli Mitra nie chciał na to odpowiadać nie zamierzała drążyć, bo prócz zaspokojenia własnej ciekawości, nie były jej te informacje do niczego potrzebne. Nie pytała również już później o nic więcej, bo okoliczności i miejsce nie były zbyt odpowiednie, by pytać choćby o to, czy Aldaren długo u nekromanty pomieszkuje, jak to w ogóle się stało, że się znalazł pod mitrowym dachem. Bardzo ciekawe też jej się wydawało jak się poznali, bo jakieś dwa miesiące wcześniej chociażby Aldaren nawet nie wspomniał, że zna kogoś takiego jak Mitra Aresterra. Może kiedy indziej będzie odpowiednia na takie rozmowy okazja.

        Aldaren już jakiś czas temu zabrał Lirantha i dzieciaki na spacer. Pociechy kupca wcale nie tak trudno było przekonać do wyjścia, zwłaszcza gdy wraz z Aldarenem był mały demon. Ten oczywiście był wściekł, że został tak podle oszukany, ale gdy wampir przypomniał o obfitości leśnych smakołyków, maszkara nie mogła się oprzeć pokusie. Choć marudziła pod nosem tak, że żadne dziecko przynajmniej do trzydziestki nie powinno usłyszeć takich wyrazów, ale te na szczęście nie znały języka demonów. Nie zmienia to jednak faktu, że Żabon i tak został za swoje słownictwo od razu zrugany. Najgorzej było przekonać Lirantha, bo nie chciał zostawiać żony samej, ale dziatki skutecznie zdołały wyciągnąć ojca z domu.
        - Nie masz się o co martwić, Mitra z nią zostanie, do naszego powrotu. Zahira jest w dobrych rękach, a ty będziesz mógł chociaż kilka chwil poświęcić swoim pociechom, zanim znów będziesz musiał wyjechać - zapewnił i jednocześnie również przekonał go skrzypek.
        Kupiec mimo wszystko nie chciał tak naprawdę zostawiać ukochanej, a już szczególnie pod opieką jakiegoś obcego faceta, ale w sumie czy ktoś zaopiekuje się nią lepiej niż lekarz? Wydawał się całkiem niegroźny, był przyjacielem Aldarena, a ten z bandytami się raczej nigdy nie zadawał, no i dzieci uwielbiały tego zamaskowanego mężczyznę, choćby za sprezentowane maski, których nie odpuściły sobie zabrać do lasu.
        Zwłaszcza, że chłopcy pomalowali je na jakieś potwory z Mrocznej Puszczy. Mała Layla miała całą maskę w różnego koloru i rodzaju piórach i niby to była też potworem, ale bardzo miłym i to księżniczką. Jedynie Katya nie wzięła swojej, bo dla niej nie było to potrzebne w lesie, a poza tym, jak się okazało po pytaniu wampira, swojej w ogóle nie ozdobiła zostawiając ją taką jaka była, bo taka jej się najbardziej podobała. Inna kwestia, że nie miała nawet czasu czegokolwiek zmienić w swojej masce, bo musiała doglądać rodzeństwa i pomagać Layli z jej maską, pilnować, by żaden z braci jej nie dokuczał i nie zniszczył jej pracy.
        W mieście jeszcze był spokój między nimi i Żabonem, demon szedł przy jednej nodze wampira, chłopcy szli po drugiej stronie co chwila kombinując, nie mogąc się już doczekać zabaw z pokraką. Niewidomą dziewczynkę skrzypek niósł siedzącą mu na karku i cieszącą się z każdego podmuchu wiatru. Katya nie wtrącała się miedzy dorosłych, szła przy ojcu, a gdy dołączył do nich dziadek młodocianych, szła przy nim rozmawiając żywo ze starcem i służąc mu wsparciem w razie potrzeby. W końcu kolana już nie te co kiedyś.
        W lesie natomiast większość zgrai się rozbiegła, jak spuszczona ze smyczy za biednym demonem, który w tym momencie nawet nie myślał o obiecanym jedzeniu, a zwyczajnie chciał uciec od ścisków i tarmoszenia. Wiedział, że nie może wykrzesać z siebie ognia, kogokolwiek ugryźć, czy podrapać, bo o ile wampir nie będzie zły, to bez wątpienia powiedziałby o wszystkim Mitrze, a ten był chyba po tysiąckroć okrutniejszy od nieumarłego demonologa. Acz wolałby się w sumie nie narażać żadnemu z nich. Randal z Katyą rzeczywiście zbierali grzyby i jagody. Padała nawet w między czasie propozycja, by dzieciaki zostały dziś u niego i pomogły mu dla ich mamy upiec przepyszne ciasto z owocami lasu.
        - Po co ograniczać się tylko do jednego dnia, dawno nie widziałeś wnuków Randalu, no i o zupie wspominałeś, może zostaną u ciebie przez weekend, a w Nastrię Liranth by po nie przyszedł - zaproponował nieumarły z beztroskim uśmiechem, jakby to do niego należało prawo decydowania o tym.
        Kupiec spojrzał na niego z zaskoczeniem i dość nieprzychylnie, ale jak praktycznie wszystkie zebrały się przy mężczyźnie wraz ze starym Randalem i zaczęli z nim niemalże skamleć " Prosiiiimy", Liranth nie mógł się nie zgodzić. Jeszcze teść by go szpadlem zdzielił gdyby się nie zgodził i po tym zbyt płytko by go pochował, aby trupojady się męczyć nie musiały z dostaniem do świeżego truchła.
        Wszyscy z radością znów się rozbiegli do zabawy (tym razem w chowanego, bo Żabon nie zamierzał przespać okazji do skutecznej ucieczki i schowania się gdzieś przed tą krwiożerczą bandą) i zbierania składników na posiłek, przy czym Randal uczył Katyę o leśnych roślinach i ich przydatności gastronomicznej. Wampir i kupiec natomiast zostali sami, doglądając z odległości czujnym okiem bliskich i spacerując bez pośpiechu.
        - Co ty knujesz, spróchniała pijawo? - burknął na ucieszonego od ucha do ucha skrzypka.
        - Randal żalił mi się, że dawno dzieciaków nie widział, a poza tym... Z Zahirą nie jest najlepiej. Zanim zaczniesz panikować i się wściekać, że Mitra nic ci nie powiedział, powiem, że pewnie nie chciał ci tego mówić przy dzieciach. Dziecko w jej łonie nie żyło przynajmniej od dwóch dni, sama Zahira mogłaby umrzeć, gdyby nie został przeprowadzony zabieg...
        - Jaki kurwa zabieg?! - warknął otwarcie i szarpnął wampira za ubranie, zaniepokojony.
        Aldaren jakby się tym w ogóle nie przejął oderwał jego dłonie od siebie i wygładził jakąś starą koszulę, którą mu kiedyś tam kupił Faust.
        - Uspokój się - przywołał go spokojnie do porządku. - Nie ma potrzeby straszyć dzieci, to miała być przyjemna dla nich wycieczka. Zahirze nic nie będzie, Mitra wyjmie z jej łona martwe dziecko, zajmie się zakażeniem jakie z tego wynikło, a po tym powinno być już tylko lepiej - wyjaśnił, lecz Liranth był do niego odwrócony plecami i zamaszyście szedł w stronę miasta by jak najszybciej wrócić do domu i uratować ukochaną.
        Aldaren nie dał mu tej możliwości, nie tylko go zatrzymał i zablokował nadlatujący w stronę jego twarzy cios pięścią, ale... również uspokoił go za pomocą magii. Wpoił mu do głowy zaklęciem wszystkie najistotniejsze wiadomości dotyczące stanu kobiety i zabiegu jaki miał zostać na niej przeprowadzony i zablokował przy tym wszystkie nieprzyjemne myśli kupca, by przyjął to na spokojnie i nie miał już chęci na powrót i zaduszenie blondyna gołymi rękami, za to, że robił coś takiego jego żonie.
        Po tym już prawdziwie mogli się cieszyć tym spacerem. Aldaren choć dawno nie czarował i to go nieco osłabiło, cieszył się widokiem bawiących się dzieci całym sobą, a Liranth... cóż przez zaklęcie musiał być tym sztucznie uszczęśliwiony, ale zawsze to było lepsze, niż gdyby miało dość do bójki czy to z wampirem tu przy dzieciach, czy z Mitrą przy konającej kobiecie. Może takie mącenie w umyśle przyjaciela nie było zbyt etyczne, ale lazurowooki nie mógł pozwolić na wybuch awantury.
        Gdy zaczęło się robić późno, odprowadzili Randala i dzieciaki do domu grabarza, po czym sami skierowali się w stronę mieszkania kupca. Po drodze Aldaren musiał jeszcze się posiłkować hipnozą, by czasem Liranth przez brak możliwości wyrzucenia z siebie gniewu, przez zaklęcie wampira, nie postanowił wyżyć się w pewnym momencie na chorej kobiecie, gdy okowy rzucone na umysł kupca znikną. Hipnoza w tym przypadku była dużo bardziej skuteczna, bo zahipnotyzowany mógłby robić to co mu kazano po zahipnotyzowaniu nawet do swojej śmierci, ale ceną była ogromna ilość energii, zwłaszcza tej pozyskiwanej wraz z krwią, a jeśli o to chodziło, Aldaren już od dłuższego czasu był na rezerwie. Kiedy wracali, oczy jarzyły mu się krwistą czerwienią i nie wyglądał najlepiej. Był okropnie słaby i z trudem przychodziło mu sprawianie pozorów, że jest inaczej.

        Zabieg przebiegł bez większych komplikacji, Zahira nie utrudniała, bo choć krwawiło jej serce, że muszą pozbyć się jej martwego dziecka, to jednak rozumiała, że nie mogła tak bezmyślnie zostawić swojej rodziny. To był znak od losu, że nie potrzebowała już więcej dzieci do pełni szczęścia, choć i tak trudno było jej się pogodzić ze śmiercią takiego maleństwa. Gdy było już po wszystkim, zapytała Mitrę czy mogłaby potrzymać, przytulić bądź co bądź swoje dziecko. Dała też opiekującemu się nią mężczyźnie i lichce możliwość wyboru imienia dla zmarłej pociechy w ramach wyrażenia wdzięczności, za to, że tak się trudzili by ją uratować. Bardzo polubiła blondyna, czuła się przy nim spokojna i bezpieczna jak nigdy i z Lilianną szybko udało jej się nawiązać nić porozumienia, ale czego się dziwić po kobietach.
        Spełniała każde polecenie tej dwójki, dała pod sobą zmienić pościel, przemyć się. Choć ją wszystko bolało, zdołała usiąść i zmusiła się do wypicia całego naparu. Nie chciała stwarzać im problemu, a i szybciej chciała odzyskać zdrowie, by móc być na pogrzebie swojego "nowo narodzonego" dziecka.
        Lilianna także robiła wszystko o co poprosił ją nekromanta, przywołała go nawet do rzeczywistości, gdy nastała sytuacja, której Mitra się najbardziej obawiał. Na samym końcu podgrzała i przypilnowała zupę i wróciła na górę na moment by się pożegnać z nekromantą i bardzo serdecznie z Zahirą, życząc jej szybkiego powrotu do zdrowia.
        - No dobrze... - powiedziała osłabiona i przyjęła od Mitry kubek z naparem, zaraz wypijając pół zawartości, bo więcej nie była w stanie. - Skłamałabym gdybym powiedziała, że dobrze się czuję, ale wierzę, że będzie od razu lepiej jak się porządnie prześpię. - Przywołała na twarz nieco stłumiony przez osłabienie i gorączkę uśmiech, ale bez wątpienia był bardzo szczery.
        - Jest pan prawdziwym aniołem - szepnęła po jakimś czasie, nim zapadła w głęboki spokojny sen.

        Niedługo po tym drzwi na dole otworzyły się z żałosnym skrzypnięciem i wszedł do środka Liranth. Aldaren wolał nie kusić losu wchodząc do domu, w którym unosiła się woń krwi, choć i tak trudno było mu spokojnie ustać, gdyż przez otwarte na oścież okno wszystko i tak wlatywało na ulicę, a zwłaszcza drażniło jego nos. Nawet w pewnym momencie z tego wszystkiego zakręciło mu się w głowie i zachwiał się niebezpiecznie na nogach. Na szczęście stał blisko ściany, o którą się oparł, by nie stracić równowagi i z coraz to większym trudem cierpliwie czekał.

        - Proszę... chodźmy jak najszybciej do domu - poprosił Mitrę, gdy tylko ten w końcu wyszedł, cały czas zasłaniał sobie bokiem dłoni nos, by jakoś stłumić drażniącą jego zmysły woń, choć w sumie i tak niewiele to dawało. Szybko też spuścił z ukochanego krwistoczerwone spojrzenie.
        - Chciałem ci powiedzieć o tym wcześniej, ale bałem się, że byłbyś przez to jedynie rozkojarzony podczas zabiegu - powiedział, gdy byli już pod domem.
        - Ja... prócz tego małego drinka ostatniej nocy u Alexandra, od czterech dni, od kłopotów z Nihimą nie piłem krwi... Nie chcę jej pić... Boję się, że w pewnym momencie mógłbym się w tym zatracić i cię przez przypadek skrzywdzić. Ale gdy nie piję, jeszcze trudniej jest mi się powstrzymać - wyjaśnił i westchnął, zdejmując w przedpokoju buty. Niby miał podniesioną głowę, ale cały czas starał się unikać spojrzenia Mitrze w oczy, jego wzrok był zakotwiczony na jakimś punkcie gdzieś obok nekromanty. - Przepraszam - dodał jeszcze, bo naprawdę było mu przykro, że sprawia same problemy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Dziękuję - odpowiedział Mitra, szczerze wierząc w uroczyste zapewnienie Lilianny. Spodziewał się, że przy niej jego sekret będzie bezpieczny, ale zawsze milej coś takiego usłyszeć, niż się tylko domyślać. Było mu znacznie lżej na sercu - teraz, gdy upewnił się, że wybrał sobie na asystentkę osobę nie dość, że wykwalifikowaną to jeszcze tak dobrą. Wiedział, że Adama nie mógłby być tak pewny, a Lilianna zdawała się być wprost idealna. Przypomniał sobie nawet jak Aldaren mu o niej opowiadał po powrocie z balu - wspomniał wtedy, że na pewno by się polubili i miał rację. Choć nadal nie było to takie lubienie, o jakie się wtedy rozchodziło - zwykła sympatia, bez żadnej głębi, bo ta była w całości zarezerwowana dla pewnego lazurowookiego skrzypka.
        Brak pytań Mitra przywitał z zadowoleniem, bo mogli szybko pójść i działać, ale gdy liszka przełamała się już w drodze, nie miał problemu, by jej odpowiedzieć.
        - Tak, masz rację - przyznał ogólnikowo, by nie musieć jej poprawiać, że to już od jakiegoś czasu jest coś więcej niż przyjaźń. - Chodzi o to, że pacjentka jest jego wieloletnią przyjaciółką, tak samo zresztą jak jej mąż. Pomyślałem, że lepiej będzie, jeśli Aldaren zabierze jego i dzieci z domu, by nie przeszkadzali… Poza tym wydaje mi się, że jej mąż mógłby chcieć jej bronić, a tak to Aldaren powinien mu zdołać wszystko na spokojnie wytłumaczyć. A ciebie wybrałem, bo uważam, że jesteś dobrą osobą z empatią, której potrzebuje i pacjentka… I trochę też ja. Przez to, o czym powiedziałem ci w domu. Nie każdemu bym o tym powiedział - dodał wymownie.

        Mitra nie miał nic przeciwko temu, by pokazać Zahirze jej zmarłe dziecko. Zapytał tylko czy na pewno tego chce, a gdy nie dostrzegł wahania, przyniósł je do niej. Spodziewał się tego tak naprawdę i chyba głównie przez to obmył dziecko i owinął je w płótno jakby to był becik a nie całun. Trzymał je również nie jak byle jaki tobołek, a żywe maleństwo.
        - To dziewczynka - wyjaśnił cicho, gdy podawał dziecko matce. Wieść o tym, że to on i Lilianna mają wybrać dla niej imię, bardzo go zaskoczyła. Spojrzał na Liliannę, która była nie mniej zszokowana. Bez słów porozumieli się, że to on ma mówić.
        - Jesteśmy zaszczyceni, naprawdę, nie spodziewałem się… - zapewnił, po czym zamilkł na chwilę, patrząc na matkę i trzymaną przez nią w ramionach martwą dziewczynkę. Była to scena, która nawet jego, tak oswojonego ze śmiercią, łapała za serce.
        - Aysu - powiedział w końcu. - Może być Aysu? - upewnił się.
        Później niestety musiał zabrać maleństwo matce z rąk, aby ta mogła się napić i wypocząć. Zapytał ją o samopoczucie i ani trochę nie był zaskoczony jej odpowiedzią.
        - Rozumiem - przytaknął jej spokojnie, zabierając kubek. - Najważniejsze, że nie odczuwasz silnego bólu ani zawrotów głowy. Odpocznij, to na pewno ci pomoże - zgodził się z nią. - Byłaś bardzo dzielna - dodał jeszcze, gdy już przymknęła oczy do snu.
        Chwilę później z jej strony padł komentarz, który sprawił, że Mitra zamarł. Aniołem? To określenie nigdy mu się dobrze nie kojarzyło, teraz jednak… To nie był komentarz do jego wyglądu, pochodzenia. Ona pewnie nawet nie wiedziała, że był błogosławionym. Czyli pewnie chodziło jej po prostu o to, że był dobrym człowiekiem? To… było naprawdę miłe. I choć Mitra z początku zareagował jak sarna na dźwięk łamanej gałęzi, po chwili odetchnął. Co więcej, nawet się wzruszył, czego całe szczęście nie widziała Zahira, która już spokojnie spała. Dotarło do niego, że koszmar ostatnich trzydziestu lat naprawdę może się skończyć i naprawdę istnieją ludzie, dla których nie jest tylko złotymi włosami i tatuażem skrzydeł. Że to jak żył do tej pory to nie była normalność - że ona dopiero teraz się zaczynała. I wiedział, że to wszystko zawdzięcza Aldarenowi.

        Gdy wieczorem drzwi wejściowe skrzypnęły, Mitra od razu domyślił się, że to Liranth wrócił do domu. Wstał ze swojego miejsca przy łóżku Zahiry i wyjrzał na zewnątrz. Zostawiając niedomknięte drzwi, aby w razie czego słyszeć wołanie pacjentki, zszedł na parter.
        - Dobry wieczór - przywitał się cicho. - Aldaren pewnie już ci wszystko powiedział? Cicho, ona śpi, była bardzo zmęczona - oświadczył szybko, widząc, że kupiec chce się odezwać. Nie pozwolił mu zresztą mówić, bo sam miał jeszcze trochę do powiedzenia. - Przepraszam, że nie powiedziałem niczego wczoraj, obiecałem Zahirze, że nie będę was martwił - wyjaśnił. - Ale spokojnie, sytuacja jest już opanowana. Twoja żona jest już bezpieczna. Przez kilka dni będzie osłabiona i może być obolała. Gorączka będzie jej się powoli cofać. Musi dbać o higienę, dobrze się odżywiać i odpoczywać. Zostawiam dla niej zioła, niech pije je do posiłków. Wierzę, że się tym zajmiesz - dodał, starając się, by jak najlepiej było słychać, że naprawdę w niego wierzy. - Będę do niej zaglądać co jakiś czas, sprawdzić jej stan… Chcesz zobaczyć ją… I dziecko? - upewnił się. Zaprowadził kupca na piętro, by przypilnować go w tej pierwszej chwili, gdy emocje mogą być zbyt silne. Już na górze po raz kolejny upomniał go, że Zahira śpi i nie należy jej jeszcze budzić, a później tylko stał nieopodal i pilnował tego spotkania, odpowiadając też na ewentualne pytania. Nie był nachalny - jeśli Liranth nie miał pytań i nic nie budziło jego niepokoju, pożegnał się, zapewnił, że przyjdzie następnego dnia i wycofał się, zabierając swoje rzeczy.
        - Sam trafię do drzwi - oświadczył, po czym przymknął drzwi i zszedł na parter. Rozejrzał się za Aldarenem, ale nigdzie go nie dostrzegł - ukochanego znalazł dopiero na zewnątrz. Chciał z nim porozmawiać, ale jego prośba o szybki powrót sprawiła, że nekromanta nabrał wody w usta. Czuł, że coś było nie tak, że coś się stało. Nabrał pewnych obaw o to czy nie chodziło o Lirantha, spojrzał więc jeszcze raz za siebie, ale skrzypek ruszył, więc on pobiegł za nim, by się z nim zrównać. Chciał się pochwalić jak dobrze mu poszło, jak szczęśliwy był, gdy udało mu się uratować Zahirę, ale teraz te wszystkie emocje się ulotniły - pozostał niepokój i smutek. Sam zaczął iść szybciej, bo chciał usłyszeć co się stało, dlaczego jego ukochany był taki niespokojny. Do domu niemal wbiegł.
        - Ren… - jęknął z niepokojem, gdy skrzypek zagaił temat. Wcale to nie brzmiało dobrze i w głowie niebianina pojawiły się naprawdę najczarniejsze i najbardziej abstrakcyjne scenariusze. Tak się tym przejął, że aż oczy mu się zaszkliły. W pośpiechu zdjął z siebie maskę i płaszcz, odrzucił niedbale na bok obie torby - jedną z narzędziami, drugą z “brudami”, którą zaraz zabrał jeden z nieumarłych sług. Stanął naprzeciw niego i patrzył na niego, choć on unikał jego wzroku. Aresterra nie nalegał - jemu samemu czasami lepiej się mówiło, gdy wydawało mu się, że jest sam i nie widzi na bieżąco reakcji drugiej osoby.
        - Nie, nie przepraszaj - odezwał się do niego natychmiast, gdy skończył. Głos miał łagodny, ale zmartwiony. Chciał pogłaskać Aldarena po policzku, by dodać mu otuchy, ale obawiał się, że to nie był w tym momencie najlepszy pomysł. Był bardzo zmartwiony tym co usłyszał, poczuł wręcz jak coś zaciska się na jego żołądku. Przecież… On musiał strasznie cierpieć.
        - Ren… - zaczął łagodnym tonem. - Nie możesz nie pić krwi, przecież… Ach… Czyli to przez to rano byłeś taki nieprzytomny? To nie było zwykłe zmęczenie. Chodźmy stąd - dodał po chwili, bo cały czas stali w przedpokoju, tuż przy drzwiach wejściowych, a to nie było miejsce na tego typu rozmowy. Mitra poszedł z ukochanym do salonu, ciągnąć go za rękę jeśli musiał. Cały czas patrzył na niego z troską.
        - Ren - wezwał go ponownie. - Głodzenie się to chyba nie jest dobra droga - zauważył. - Jeśli to faktycznie kwestia tego, że… obawiasz się o mnie, nie lepiej by było, byś był nasycony? Wiem, że przy swoich problemach z łaknieniem potrzebowałbyś więcej krwi, ale to nie problem. Głodny przecież nie będziesz miał sił, by cokolwiek zrobić. Proszę… Kupiłem cztery butelki krwi, to chyba starczy, byś odzyskał siły? Mogę wyjść z pokoju albo nawet z domu, gdy będziesz je pił, jeśli dzięki temu będziesz czuł się… bezpieczniej.
        Mitra lekko zacisnął usta. Nie spodziewał się, że jego ukochany był w aż tak trudnej sytuacji… I wpadł jeszcze na głupi pomysł, aby się przy tym głodzić. Miał nadzieję, że jakoś sobie z tym poradzą. I… że Aldaren nie wścieknie się za to, co teraz usłyszy.
        - Mówiłeś, że najbardziej odżywcza jest dla ciebie krew pełnokrwistego wampira albo ukochanego. Czyli… moja - zauważył z lekkim skrępowaniem, jakby poruszał jakiś bardzo niestosowny temat. - Ja… Wiesz, że chciałbym, byś pił moją krew. To rozwiązałoby sporo problemów, a dla mnie wiele by znaczyło. Rozumiem, że boisz się, że nie będziesz mógł przestać, ale pomyślałem, że jest na to sposób. Co gdybyś nie pił jej bezpośrednio ze mnie? - zapytał, jakby to była propozycja. - Gdybyś pił na przykład z kielicha? Widzisz… Zamówiłem w banku krwi butelkę podobną do twojej piersiówki. Chciałem napełnić ją swoją krwią, byś mógł się nią posilić bez obaw, ale dopiero dzisiaj do mnie przyszła, jest więc jeszcze pusta. Mogę jednak upuścić sobie krwi teraz. Zanim zaczniesz protestować! - zastrzegł, bo spodziewał się, że Ren będzie próbował się zapierać. - To nie problem. Mogę i bardzo chcę to zrobić. Jestem w dobrym stanie - psychicznie, fizycznie i zdrowotnie. Dzięki temu jak mi gotujesz na pewno już przybrałem na wadze, więc nie odczuję tego jakoś mocno. I… Wiem zarówno jak to zrobić, by nie zrobić sobie krzywdy i wiem na ile mogę sobie pozwolić, by nie zemdleć.
        Mitra spojrzał na Aldarena wymownie - oczywiście, że nawiązywał do swojego okaleczania się. Teraz jednak nie chodziło o karanie samego siebie a o pomoc ukochanemu.
        - Ren, proszę. Pozwól, że to dla ciebie zrobię. Tak jak ty opiekujesz się mną, pozwól, że tym razem to ja pomogę tobie najlepiej jak potrafię. Gdy poczujesz się lepiej obiecuję, że zajmiemy się zmniejszeniem twojemu głodu, już na spokojnie.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości