Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Tego co usłyszał od ukochanego się w ogóle nie spodziewał. Mitra przesłuchiwany? Jako oskarżony? Dla wampira było to tak niepojęte jakby ktoś właśnie z uporem maniaka-psychopaty starał się mu wmówić, że woda jest w rzeczywistości sucha. Było to tak dziwną abstrakcją, że nie wiedział co myśleć. Mu się co prawda nie jednokrotnie zdarzyło siedzieć na stołku przed majestatem samego Turillego, choćby po tym jak wziął udział w ataku na starego Mossa wraz z grupą łowców wampirów, ale zdarzyło mu się też kilka razy odpowiadać za dezercję (stare dzieje). Zawsze jednak Faust jakoś wyciągał go z nieprzyjemnej sytuacji, choć w sumie byłoby to zapewne niczym w porównaniu z tym co go czekało po powrocie do zamku.
        Kilka razy znalazł się również i po drugiej stronie, przeważnie z rozkazu Fausta by "wyrobić sobie charakter" lub gdy jego mistrz miał ważniejsze sprawy na głowie. Mimo wszystko jednak, dziwnie było mu z myślą, że Mitra miał jakieś doświadczenia z tym związane. Był przecież taki spokojny i unikający zainteresowania swoją osobą, jak ognia.
        Niestety Aldaren za daleko poleciał w wyjaśnieniu o co mu chodziło z tym "zabijaniem słowami" co skończyło się zapanowaniem ciężkiej atmosfery i niezamierzonym urażeniem partnera. Widział po nim, że nie był zbyt szczęśliwy, już nawet słowem się nie odezwał, nie wykazał najmniejszego zainteresowania w odpowiedzi na żarty krwiopijcy, które miały załagodzić sytuację, ale starania te jednak spełzły na niczym. Temat umarł dość szybką i samobójczą śmiercią, ale może to i lepiej, mogło się przecież skończyć dużo gorzej, a tak istniała nadzieja by jeszcze wszystko naprawić.

        Podobnie zresztą było pełną niesmaku miną blondyna, gdy Aldaren tak beztrosko znów złapał go ja język. W sumie tutaj wampir sam był sobie winien, bo faktycznie zaczęło to podchodzić pod przesadę i robiło się po prostu nie przyjemne, miał tego świadomość. Najwidoczniej poczuł się zbyt swobodnie i zapomniał, że podobnego rodzaju zaczepki słowne, według niego niewinne, mogłyby jednak rozsierdzić jego ukochanego, albo go urazić. Żadnego z tych dwóch efektów nie zamierzał osiągać, dlatego postanowił od teraz bardziej uważać z tym co i kiedy mówi niebianinowi. Nie chciał by ten się zamknął w sobie i przestał do nieumarłego odzywać, a tym przecież dość szybko mogło się skończyć wykorzystywanie co chwila słów błogosławionego przeciw niemu.
        Zaraz się jednak okazało, że był to wyłącznie wierzchołek góry lodowej, którą zamiast ominąć, wampir nieświadomie przyspieszył moment uderzenia w nią. Samemu aż się spiął, czując wzbierającą frustrację, choć nie powinien się wyżywać na biednym nekromancie za swoją głupotę i dziecinność. Nic, kompletnie nic nie było w stanie rozluźnić niebianina. Nie miał zielonego pojęcia co go tak nagle ugryzło. Czy to wszystko naprawdę było winą nieodpowiedniego doboru słów? Tak i nie. Z tym złotowłosym mężczyzną trudno było mieć pewność. Zamiast się jednak unieść na błogosławionego z zapytaniem co go opętało albo co znowu wampir zrobił nie tak, skrzypek po prosu poddając się odwrócił głowę i spojrzał gdzieś w bok. Nie chciał dolewać oliwy do ognia i nie daj Prasmoku jeszcze bardziej zrazić do siebie ukochanego. Mógłby go przeprosić, ale właściwie nie wiedział za co - czy tylko za ten przykład o tym, że Mitra mógłby tak po prostu od niego odejść, czy za to łapanie za słówka, a może choćby za samo zbyt długie wpatrywanie się w niego. Może za oddychanie w niewłaściwej chwili tym samym powietrzem!
        - Tak - odparł krótko, nie patrząc na niego. Tłumaczenie się, że był to tylko jeden raz i to przez przypadek było tak samo żałosne, jak wymówka męża, że przez "przypadek" spędził noc z inną kobietą niż jego żona. Poza tym naprawdę czuł się winny, jakby przeczytał najskrytsze sekrety zapisane w pamiętniku, a nie zobaczył piękny rysunek swojego lubego. Było mu z tym nieswojo, bo w sumie nie wiedział czemu miałby się tak czuć, a jednak.
        - Od wczorajszego wieczoru, gdy sprzątałem książki z podłogi - odpowiedział bez zbędnych tłumaczeń, takich jak "przez przypadek" i "myśląc, że wpadły pod kanapę jakieś książki", czy zapewnień, że zobaczył tylko ten jeden rysunek, bo był zaznaczony pozostawionym w szkicowniku rysikiem. Co nie zmieniało jednak faktu, że pluł sobie w twarz, bo nie zatrzymał faktu odkrycia szkicownika i zobaczenia tamtego rysunku dla siebie. Przynajmniej teraz będzie mądrzejszy na przyszłość, by nie tykać żadnych rzeczy nekromanty, a jak już to mu o tym lepiej nie mówić. Najbezpieczniej będzie się po prostu pytać i tego postanowił się w sumie od tej pory trzymać.
        Skupieniu się na zajęciu wygodnej pozycji na kanapie by nie raziła go rana, pomogło mu się nieco uspokoić, a gdy faktycznie usadowił już się jak najlepiej, zaczął się rozluźniać. Miał nadzieję, że kwestia jego wścibstwa i wtykania rąk tam gdzie ich być nie powinno, zostanie zamknięta raz na zawsze, ale widocznie Mitra jeszcze nie zakończył swojego wywiadu, wywołującego wyłącznie w skrzypku wyrzuty sumienia. Naprawdę mógł trzymać język za zębami. Następnym razem go chyba sobie obetnie, by już więcej nie palnąć niczego głupiego. Dość szybko by to nastąpiło, gdyby jednak nie powstrzymał się przed pytaniem: "mojego pokoju?" Przypomniał jednak sobie wcześniejszą prośbę nekromanty by traktować jego dom jak swój własny i przez to zrozumiał o co chodziło.
        - Nie - odparł i zaraz postanowił rozwinąć, coby Mitra się nie martwił niepotrzebnie, że może wampir był na niego zły, czy wziął sobie za nadto do serca jego wyrzuty. - Skupiałem się tam wyłącznie na śnie bądź swoich skrzypcach - podkreślił by rozwiać wszelkie podejrzenia, że cokolwiek tam ruszał co nie należało do niego. Oczywiście fotel, czy łóżko były wyjątkiem, bo przecież one służyły do korzystania z nich. Specjalnie też zaznaczył, że pokój służył mu głównie do spędzania nocy, bo pojęcie "odpoczynek" było zbyt ogólne i mogłoby jednak wynikać z niego, że mimo wszystko myszkował Mitrze po szufladach.
        W końcu i Mitra zdawał się bardziej rozluźniać, zapewne głównie za sprawą rysowania, czego dowodem była żartobliwa odpowiedź na wymyślony przez wampira stos dla niego, a to sprawiło, że i skrzypek się rozpromienił. Z delikatnym uśmiechem na twarzy milczał jednak. Uświadomił sobie, że może i z kimś innym zabawnie wyszło po pociągnięciu tego dalej, ale z nekromantą było to zbyt ryzykowne. A Aldaren już sobie dziś wystarczająco nagrabił, by jeszcze sobie coś dokładać. Stare przysłowie w końcu brzmiało: "milczenie jest złotem". Mając to na uwadze wychodziło na to, że niebianin był dużo bogatszy od skrzypka, ale jeszcze była szansa by krwiopijca mógł z tym nadgonić. Trudne do wykonania, ale nie niemożliwe, a to było najważniejsze.
        - Spokojnie, rozumiem - zapewnił z przyjaznym uśmiechem i nawet podziękował, choć w myślach miał szczerą nadzieję, że błogosławiony nie pożałuje tej decyzji. Aldaren już naprawdę wolał, by jego partner był państwowym psem, gdyby tylko miał być przez to bardziej szczęśliwy, niż po obraniu drogi, którą obecnie zamierzał pójść.
        - Dla mnie, rysowniczego beztalencia, jest jak arcydzieło jakiegoś wielkiego mistrza płótna i kartki - powiedział szczerze, choć zaznaczył, że była to osobista ocena kogoś, kto się w ogóle na rysunku i malarstwie nie znał.

        - Wiem już gdzie go powieszę - powiedział z uśmiechem, widząc obraz od Mitry w głównym holu zamku tak by każdy przechodzący przez główne drzwi, mógł podziwiać talent niebianina, czy wchodzący tego chciał czy też nie.
        Tego jak bardzo mu się podobał rysunek ukochanego nie sposób było wyrazić zwykłymi słowami, co też zaraz błogosławionemu udowodnił i wynagrodził jednocześnie jego pracę oraz poświęcony na nią czas. Było to jednak dość śmiałe posunięcie z jego strony, bo choć nekromanta wydawał się obecnie zrelaksowany, to jednak nie tak dawno miało miejsce ich delikatne spięcie. Mimo lepszego humoru, blondyn mógł w ogóle nie mieć ochoty na czułości i bliskość nieumarłego, którego nagłe zbliżenie się i złożenie na niebiańskich ustach pocałunku, mogłoby podchodzić pod molestowanie niewinnego i bezbronnego błogosławionego. Na szczęście jednak okazało się, że nie zamierzał odtrącić skrzypka, a wręcz przeciwnie - nie poprzestać tylko na jednym całusie.
        - Niech Prasmok będzie mi świadkiem, dopilnuję by było jak najdłuższe - odpowiedział czule i nie miał wcale na myśli przemiany blondyna w krwiopijcę. Tego akurat nie zamierzał się podejmować, nawet o tym myśleć i to nigdy, niezależnie od sytuacji, choćby i miały padać ze strony niebianina prośby i groźby. Nie chciałby stracić ukochanego w tak okrutny sposób.
        Obecnie Mitra był w humorze do czułości, a Aldaren zamierzał mu się poddać w tej kwestii, w ogóle nie myśląc o swojej żądzy krwi i obawach czy przez nią nie straci nad sobą kontroli. Potrzebował odpocząć i się porządnie zrelaksować, a kto mógłby mu to najlepiej zapewnić jak nie Mitra?
        Ktoś inny niestety miał na to swój własny pomysł i im bezczelnie przerwał tak miłą chwilę. A tym ktosiem okazała się być Lilianna, a właściwie Xargan. Aldaren już tracił cierpliwość do niego. Nie miał powoli siły, za to upiór zdawał się poczynać sobie coraz śmielej czując się przy tym bezkarny. W prawdzie problem nagłej wizyty lichki szybko dało się opanować, lecz to i tak nie miało znaczenia, bo ta miła chwila sprzed rozlegającego się w salonie odgłosu pukania do drzwi, raczej już dziś nie wróci. Poza tym jeszcze sam skrzypek nie czuł się najlepiej przez to jak właśnie potraktował swoją przyjaciółkę, która druga po Mitrze zaoferowała swoją pomoc w szpitalu i to nawet jeśli miałaby pracować tam za darmo. Właściwie to przez to zatrzaśnięcie drzwi za kobietą, uświadomił sobie, że przypominał niezbyt darzonego przez siebie sympatią (i zapewne z wzajemnością) elfa. Przez to poczuł się jedynie jeszcze gorzej. Tak oto właśnie stracił pierwszą i jedyną na ten moment pielęgniarkę dla swojego szpitala.
        Stał chwilę odwrócony plecami do zamkniętych drzwi, za którymi kościotrupka zbierała się z ziemi i westchnął ciężko przymykając na moment oczy z posępnym wyrazem twarzy. Otworzył je jednak zaraz, gdy usłyszał zbliżającego się do niego nekromantę, a po chwili jego pytanie. Spojrzał na niego i zaraz uciekł zakłopotany wzrokiem w bok, przeczesując sobie dłonią włosy.
        - Nic wielkiego - zapewnił od razu, choć sam nie był do końca przekonany. - To była Liliana... Xargan naściemniał jej, że jestem umierający i tylko ty wiesz, gdzie jestem. - Uśmiechnął się do niego blado, jakby to był pewny sposób na to, że niebianin nie będzie się przejmował i zapomni o sprawie. Wampir jednak jakby zapominając w jednej chwili o jego obecności, zaraz zrzucił swoją maskę i westchnął ze zmęczeniem. Miał już naprawdę dość demona, ale czuł się przy tym strasznie bezradny. Spojrzał na stojącego przed nim blondyna, który zapewne ostatnie o czym myślał to odejście i danie krwiopijcy chwili samotności.
        - Może chcesz żebym coś ci zagrał? - podsunął w ramach odwrócenia uwagi nekromanty. Aldaren szybko się nauczył, że wiele mógł zyskać korzyści, czy się uratować z opresji obietnicą koncertu, dlatego tak śmiało założył, że i tym razem mu się uda z czego wykorzystaniem nie zamierzał się wahać. - Pójdę po skrzypce - mruknął z jałową radością, kierując się na nekromantę, by go wyminąć (w końcu Mitra stał na środku przedpokoju).
        Owszem powinien powiedzieć o swoich problemach z Xarganem, tym, że nie jest on zapewne demonem, a nawet jeśli to i tak wampir miałby z nim problemy bo demonologiem był miernym. Najpewniej straciłby przez to sporo w oczach ukochanego, który przecież już tyle razy i z taką stanowczością zapewniał, że nieumarły jest wielkim demonologiem. Pomijając już to, że nie mógłby się już czuć wcale tak bezpiecznie w towarzystwie skrzypka, który przez to wszystko wyszedł by jedynie na pięknookiego oszusta.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Do Mitry po czasie dotarło, że popełnił gdzieś błąd, bo zwykle rozgadany Aldaren zaczął nagle odpowiadać mu półsłówkami. W pierwszej chwili nie zwrócił na to uwagi, ale gdy podczas malowania robił dłuższe przerwy, dotarło to do niego aż za mocno. Spiął się. Szybko doszedł do wniosku, że to jego fochy znowu popsuły atmosferę i wyrzucał sobie, czy nie powinien dwa razy ugryźć się w język następnym razem, gdy poczuje się urażony. Męczyło go już jednak to wieczne łapanie za słówka - były tematy, podczas których było to miłe i zabawne, ale był też takie, w których chciałby odrobiny powagi. Zwłaszcza, że nie zawsze były dla nich łatwe, dla każdego z osobna albo dla nich jako pary. Nie byli normalne funkcjonującymi partnerami, oboje mieli ciężką przeszłość, którą każde przepracowywało na swój sposób, więc i ten proces musiał być inny… No i być może przez to nieustannie się potykali.
        Może jednak dobrze, że przez jakiś czas nie rozmawiali. Jeszcze Aresterra powiedziałby o jedno słowo za dużo. Te krótkie wymiany zdań nie dawały takiej szansy, a przerwy między nimi pozwalały błogosławionemu się wyciszyć. Jednak pewnych kwestii nie chciał tak zostawiać i wolał się wytłumaczyć, nawet jeśli wampir musiał na jego słowa czekać dłuższą chwilę.
        - Myślałem, że ten portret, który ci dałem, będzie pierwszy - wyjaśnił nekromanta, wzrok skupiając na rysunku, ale cały czas uważnie słuchając półsłówek rzucanych przez Aldarena. - Szkoda, że nie pomyślałem o tym dzień wcześniej… Nie chciałem ci pokazywać tamtego rysunku, bo nigdy cię nie widziałem jak grasz i nie wiedziałem nawet jak trzyma się smyczek i skrzypce, więc improwizowałem podczas rysowania twoich dłoni. Wolałem pokazać ci coś, czego jestem pewny…
        Lekka uraza, nerwy, wstyd - trudno powiedzieć co przemawiało przez nekromantę. Chyba wszystko po trochę. Był trochę zły na Aldarena, ale przede wszystkim na siebie. Szyja zaczęła go boleć i trudno było mu się pochylać nad kartką, to go dodatkowo irytowało. Musiał się lekko odchylić, aby podnosząc wzrok na swojego modela i spuszczając go na powstający portret jak najmniej ruszać głową i raczej wodzić oczami z góry na dół.
        W zapewnienia, że Aldaren nie grzebał w szkicownikach znajdujących się w jego sypialni Aresterra uwierzył bez dodatkowych wyjaśnień i zapewnień. Nie to nie. Zresztą, gdyby tak pomyśleć, skrzypek spędzał tam niewiele czasu, bo głównie przebywał z Mitrą albo poza domem. Chyba to pytanie było nie na miejscu, zostało źle odebrane. W takim razie może lepiej byłoby nie kontynuować tego tematu… Dlatego Mitra przełknął propozycję, że gdyby kiedyś Aldaren chciał, mógłby je obejrzeć. Teraz już nekromanta nie zamierzał robić ze swoich rysunków tajemnicy - skoro skrzypek wiedział już o jego zainteresowaniach, mógł je oglądać bez przeszkód… ”Niech to grom, co ja wyprawiam…”, pomyślał z niezadowoleniem Mitra, zdając sobie sprawę jak sprzecznie się czasami zachowywał.
        Całe szczęście rysowanie pomagało mu się poczuć lepiej i zapomnieć o stresach. A jeszcze lepiej czuł się w chwilach, gdy widział uśmiech Aldarena. Dzięki temu nawet pozwolił sobie na żarty o torturach w alkowie, chociaż te wywoływały w nim mieszane uczucia. Skrzypek jednak naprawdę starał się poprawić Mitrze humor, na przykład pięknym, choć osobliwym komplementem na temat jego rysunków.
        - Może i rysowniczego beztalencia, ale za to znakomitego artysty muzyka i mężczyzny, na którego opinii zależy mi najbardziej - odparł mile połechtany nekromanta. - Dziękuję.

        - Niech to pozostanie niespodzianką - zastrzegł Mitra, gdy Aldaren tak bez zastanowienia zapewnił, że wie gdzie powiesi przyszły portret, który narysuje dla niego nekromanta. Niestety Aresterra błędnie zakładał, że jego ukochany umieści go albo w swojej sypialni, albo w gabinecie, a główny hol zamku nigdy nie przyszedłby mu do głowy. W przeciwnym razie chyba by protestował… Dlatego dobrze, że na razie pozostawał w błogiej nieświadomości. Dzięki temu nastrój miał lepszy i pozwalał sobie na pieszczoty. Niestety, wszechświat miał inne plany i nie zamierzał im pozwolić na miłe spędzenie wieczoru - swój niecny plan realizował rękami Xargana i pośrednio biednej Liliany.

        Mitra był zaskoczony tym kto przyszedł pod jego dom i o co chodziło w tej przedziwnej scenie. Był jednocześnie zły na demona, bo to on sprawił, że liszka przyszła tu nadaremno, a im pokrzyżował plany na intymne chwile.
        - Nieznośny jak Żabon - skwitował pod nosem, choć po chwili w myślach poprawił się, że jednak mała pokraka była dużo grzeczniejsza, niż jej większy kolega.
        Sytuacji z Lilianą nie komentował - według niego Aldaren postąpił słusznie odprawiając ją do domu i nie spodziewał się, że przez to jego znajoma mogłaby się obrazić. To Xargan był winny, nie skrzypek, do niego więc ma żal jak już. Mimo to Mitra nie zamierzał zostawić sprawy zupełnie bez słowa i zamierzał powiedzieć co myśli o demonie, lecz… No tak, Aldaren znał już Mitrę tak dobrze, że znał jeden z jego bardzo słabych punktów - nigdy by nie odmówił propozycji koncertu, miał do nich zbyt wielką słabość. I to nie tylko przez to, że muzyka była piękna, ale też przez to jak skrzypek pięknie wtedy wyglądał - widać było jego szczęście, to jak czuł się jakby na swoim miejscu, mógłby to robić całe życie… A Mitra nie miał nic przeciwko. I teraz nie śmiałby odmówić - przez otwory w jego masce widać było jak zaiskrzyły mu oczy.
        - Chętnie - przyznał mruczącym tonem, jakby został właśnie pogłaskany w naprawdę odpowiedni sposób. Usunął się Aldarenowi z drogi, nie słysząc tego jak nieprzekonujący był jego entuzjazm.
        - Nie będzie to dla ciebie za bardzo męczące? - upewnił się, gdy skrzypek już go minął. - Będę czekał w salonie - dodał, zostawiając wampirowi decyzję czy chce grać, czy jednak woli dołączyć do niego już teraz.

        Mitra wrócił do salonu. Dopiero tam zdjął z twarzy maskę i rzucił ją na biurko - dosłownie, dlatego spadła po drugiej jego stronie, na stos książek. Dobrze, że była lekka, to przynajmniej go nie wywróciła. Nekromanta jednak się nią nie przejmował. Zdjął z głowy kaptur i poprawił sobie włosy, po czym przeciągnął się lekko, jak kot wyciągając przed siebie ręce z rozczapierzonymi palcami. Poszedł w stronę kanapy, lecz na niej nie usiadł - minął ją i podszedł do barku. Z jednej z niższych półek wyjął butelkę czerwonego wina i odkorkował ją, po czym rozlał po trochę do dwóch kieliszków. Nie przepadał za winem, ale wydawało mu się, że było odpowiednie do spędzenia miłego wieczoru z ukochanym. Tym bardziej, że sądząc po zapachu, było raczej słodkie. Nim jednak Aldaren przyszedł, Mitra zdążył wrócić na kanapę i usiąść. Sięgnął wtedy po swój szkicownik i spojrzał na niedawno wykonany portret ukochanego. Z jednej strony był z niego zadowolony, a z drugiej… Coś mu brakowało. Nie był taki jak oryginał, brakowało mu jakiejś nieuchwytnej cechy, której Mitra nie potrafił oddać na kartce. Po chwili zastanowienia nekromanta doszedł do wniosku, że to kwestia oczu - bez tego wyjątkowego lazuru nie wyglądały tak efektownie. Będzie musiał coś z tym zrobić… W sumie nawet miał już pomysł. Wziął z biurka jakąś czystą kartkę i nakreślił na niej listę zakupów, po czym wezwał do siebie jednego ze swoich manekinów. Wręczył mu kartkę, pieniądze i wysłał go w drogę. Po chwili dało się słyszeć, jak kukła wyszła, trzaskając drzwiami. Mitra zaś ze spokojem usiadł na kanapie, tak by dobrze widzieć Aldarena, gdy będzie grał w tym samym miejscu co wczoraj.
        - Napijesz się ze mną przed koncertem? - zapytał go, gdy w końcu pojawił się w salonie. Już trzymał w rękach oba kieliszki i jedną wyciągał w stronę ukochanego.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Przepraszam, że przeze mnie tak się nie stało - rzucił ze szczerym wstydem i skruchą. Nie musiał w prost przyznawać, że miał do siebie żal przez swoje wścibstwo i to, że nieświadomie zrobił swojemu ukochanemu przykrość. - Postąpiłem karygodnie - dodał jeszcze zawieszając smętny wzrok na jakimś punkcie w przestrzeni gdzieś z boku.
        Bransoletka, którą zamierzał dać blondynowi wydawała się być obecnie dużo bardziej na miejscu jako rekompensata tych wszystkich przykrości i kłopotów jakie sprawił nekromancie, niż podarowanie mu jej jako symbol swojego bezgranicznego oddania i miłości. W sumie może to i lepiej, bo co by sobie Mitra pomyślał gdyby krwiopijca przyszedł do niego z tą ochronną ozdobą, zapakowaną w piękne, pudełko wykończone jedwabiem i kaszmirem. Zwłaszcza, że po zadaniu pytania "z jakiej to okazji", padłaby odpowiedź: "to dowód mojej miłości", przez co zwykły podarek mógłby zostać odebrany jako prezent na zaręczynowy... Mitra zapewne nigdy nie przyjąłby czegoś takiego, zwłaszcza kiedy dowiedziałby się z czego błyskotka została tak naprawdę zrobiona... W najlepszym wypadku skończyłoby się awanturą i obrażeniem się nekromanty i może z litości przyjęciem tej ochrony, ale mimo wszystko... Nie było to warte nerwów niebianina. Natomiast jeśli by tak mu to przynieść, bezceremonialnie położyć na stole, jak zapłatę za piwo w karczmie i rzucić krótkim: "odszkodowanie", zostałoby zapewne dużo lepiej odebrane niż w przypadku pierwotnego planu. Najwyżej zostanie po prostu zignorowane i wyrzucone do kosza, co w sumie i tak nie będzie gorsze od poprzednich opcji. To chyba rzeczywiście był dużo lepszy plan, a dowód miłości wampira mógł sobie jeszcze poczekać rok, dwadzieścia, może sto lat, a może nigdy nie było by na coś takiego najlepszej okazji. Na razie jednak nie zamierzał o tym myśleć, w końcu miał już wystarczająco spraw na głowie i to takich, które nie niosły ze sobą pewnego ryzyka utracenia ukochanego.
        - Rozumiem, naprawdę przepraszam - powiedział raz jeszcze darując sobie głośne złożenie obietnicy, że już więcej nie dotknie niczego co nie należało do wampira. Oczywiście nie dosłownie, bo ciężko byłoby mu ułożyć się do spania na łóżku ze starej sypialni nekromanty, albo wejść do jego domu nie dotykając klamki. Choć w sumie manekiny mogły by mu otworzyć gdyby zapukał... ale to znów wiąże się z dotykaniem mitrowych drzwi. Ale nie popadajmy w skrajności!
        Niemałą ulgą było dla wampira, że Mitra dość dobrze przyjął zapewnienia, że nie były ruszane szkicowniki z jego starego pokoju. Co prawda nic na to nie odpowiedział i w sumie ciężko było Aldarenowi odgadnąć co nekromanta o tym myślał, bo na stricte zadowolonego to nie wyglądał, ale przynajmniej nie był jeszcze bardziej zły, a to już było coś. W takich właśnie, niepewnych sytuacjach, trudno było się oprzeć nieumarłemu przed wkradnięciem się za pomocą magii do głowy partnera i dowiedzeniem się co myśli, albo co i jak mówić, kiedy mówić, by uniknąć konfliktów, ale po prostu nie mógł mu tego zrobić. Skrzypek czułby się wtedy tak, jakby szarpnął Mitrę za ubranie, rzucił na łóżko, mimo jego protestów zdarł z niego ubranie i brutalnie zgwałcił, nie myśląc w ogóle o jego uczuciach. W tym przypadku odnosiło się to raczej do mentalnego gwałtu, ale to ani trochę nie łagodziło wagi tego okrutnego czynu.
        Już naprawdę samemu wolał przechodzić przez ten grząski grunt, nieraz zapadając się, nieraz przechodząc suchą stopą, ale przynajmniej uczył się Mitry na własnych błędach i przyjmował na siebie ich konsekwencje, niż po prostu przejść mostem prowadzącym w zupełnie przeciwną stronę. Nagroda jaka czekała na niego na końcu tych zdradzieckich grzęzawiskach była warta wszelkiego trudu i cierpień. Aldaren na pewno nie zamierzał się poddać, nawet jeśli był to dopiero początek jego wędrówki. Z resztą i tak droga powrotna zlała się z tym co miał przed sobą i jedynym wyjściem prócz marszu naprzód, było zatrzymanie się w miejscu i pozwolenie by jego ciało zostało po prostu pochłonięte przez żarłoczną ziemię.
        Komplement skrzypka wyraźnie spodobał się Mitrze, bo ten od razu jakby odzyskał humor i wyglądał dużo pogodniej, a to sprawiło, że i Aldarenowi zrobiło się lepiej na sercu. Uśmiechnął się nawet z czułością do partnera, a na jego odpowiedź pokręcił lekko głową.
        - Ty nie masz mi za co dziękować, w przeciwieństwie do mnie - powiedział łagodnie i jakby nie patrzeć zgodnie z prawdą. Wampir zawdzięczał nekromancie bardzo wiele, od zwykłych pierdół jak użyczenie mu skrawka przestrzeni do odpoczynku, po szczere uczucie jakim obdarzał nieumarłego mimo wszystkich jego przywar i problemów jakie cały czas jedynie stwarzał. Patrząc cały czas na niego z miłością, otworzył usta jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zaraz je zamknął i uśmiechnął się tylko z jeszcze większą miłością. Nie był to najlepszy moment na to co zamierzał dodać, nie teraz, gdy zdawało się, że na powrót zapanowała między nimi zgoda. Zostawi na inną okazję podziękowania, za stoicką cierpliwość, że błogosławiony mimo wszystko nadal go znosi.

        - Taak... - mruknął bez przekonania, lecz zaraz się uśmiechnął by tylko zapobiec rozwijaniu tej kwestii przez troskę nekromanty o wampira.
        Wątpił jednak by Mitra miał świadomość, jak bardzo się mimo wszystko mylił. Żabon w porównaniu do Xargana był jak doskonale wyszkolony i niezwykle posłuszny pies wojskowy, a Xargan... nawet nie istniało na Łusce tak krnąbrne stworzenie, którego nie dałoby się czegokolwiek nauczyć, a które przez to można by z czystym sumieniem przyrównać do... tego bytu. Poza tym Żabona mógłby odesłać w każdej chwili, z upiorem niestety nie jest to możliwe, choć już kilka razy próbował. Jedyne co, to może go na jakiś czas uwięzić w bliżej nieokreślonej przestrzeni, którą mógłby po prostu nazwać krainą cieni, choć wiedział, że takowa nie istnieje. Łuska, na której żyli przecież była podzielona wyłącznie na trzy światy: Materii, Ducha i Magii.
        Denerwowało skrzypka to, że im więcej chciał zrozumieć odnośnie swojego przybocznego "demona" tym miał jeszcze więcej niewiadomych na jego temat. Zabor zdawał się coś wiedzieć, ale Aldaren wątpił by ogar zechciał się z nim tą wiedzą podzielić. Poza tym wampir póki co nie chciał mieć z nim do czynienia, przynajmniej do momentu, aż nie będzie w stanie go bez najmniejszej trudności odesłać i zapieczętować tam skąd Faust go wyrwał.
        Pomocny okazałby się teraz faktycznie okrutny i spaczony pod każdym względem mistrz lazurowookiego, ale gdyby on żył, nie dość, że skrzypek prowadziłby obecnie wypełniony okrucieństwem swojego "pana" żywot, to jeszcze Mitra byłby martwy i zapewne do tej pory nadal pożerany przez robaki. Nie ważne jak bardzo ułatwiłoby to życie Aldarenowi, nie ważne, że dostałby wszystkie odpowiedzi na męczące go pytania odnośnie Xargana, cena za tę wiedzę była zbyt wysoka, w ogóle tego nie warta. W sumie nie było pewności, że Faust by coś o tym wiedział, a tak to przynajmniej przemieniony przez niego wampir mógł się cieszyć w miarę spokojnym życiem i miłością niebianina. Nawet jeśli Xargan powodował tyle problemów.
        - Nie może być męczące coś, przy czym się odpoczywa i relaksuje - zapewnił z uśmiechem. - Zaraz będę - odpowiedział na informację, że Mitra oczekiwał na niego w salonie.
        Dopiero będąc na schodach Aldaren zastanowił się, czy nie chodziło niebianinowi czasem o jego ranę. W końcu nie tylko wampir będzie stał prosto przez cały swój "odpoczynek", to jeszcze będzie miał lekko uniesioną lewą rękę, by trzymać skrzypce, a po tej stronie miał przecież zszyty bok. Faktycznie mogło to być mało komfortowe, a nawet nieprzyjemne doświadczenie, ale nie mógł się już wycofać, zwłaszcza, że Mitra od razu się ożywił i widać było, że dopadł go entuzjazm na tę propozycję. Może jednak ze swoim pytaniem nie miał na myśli rany, inaczej przecież nie pozwoliłby na to skrzypkowi, prawda?
        Nie pokonał schodów pół biegiem, przeskakując je po dwa w pośpiechu, lecz spokojnie się po nich wspiął przytrzymując się przy tym poręczy, by jak najmniej obciążać rozcięty bok. Niestety, jakby nie patrzeć wchodzenie, czy schodzenie ze schodów było jedną z tych czynności, w której wykonanie zaangażowana była praca całego ciała. Nie było jednak tak źle, Aldaren nie guzdrał się jak stary dziadyga z chorym kręgosłupem, któremu łatwiej do grobu niż o kolejny oddech, więc nekromanta nie musiał na niego długo czekać, zwłaszcza, że wampir wpadł do starego pokoju Mitry wyłącznie po swój instrument i zaraz zleciał na dół (w tę stronę było znacznie szybciej i łatwiej, nawet zbiegając).

        W salonie nie tylko czekał na niego już wygodnie usadowiony partner, ale również delikatny napitek, z którego nie mógł nie skorzystać, biorąc pod uwagę to, że Mitra poświęcił na przygotowanie go swój czas (w końcu zamiast od razu usiąść na kanapie, musiał namęczyć się z odkorkowaniem wina i rozlaniem go do kieliszków).
        - Chętnie, dziękuję - odpowiedział z delikatnym uśmiechem i przyjął od blondyna wyciągnięty w jego stronę kieliszek. Przez moment miał dość niewyraźny wyraz twarzy, gdy przyglądał się bordowej, mętnej cieczy, ale gdy tylko jego nos podrażniony został słodko-cierpką wonią wina, od razu się rozluźnił. Już się martwił, że Mitra zamiast zwykłego wina podrzucił mu "coś od siebie" w trosce o zdrowie KRWIOPIJCY.
        Trzymając skrzypce i smyczek w jednej dłoni, zwilżył usta zawartością przyjętego kieliszka, który opróżniony do połowy odstawił zaraz na stół, zajmując zaraz miejsce do rozpoczęcia gry. Pamiętając prośbę błogosławionego z wczoraj postanowił zagrać coś radosnego, choć nie miał specjalnie pomysłu. Nie miał jednak zbyt wiele czasu do namysłu i po prostu zaczął grać dość energicznie, ale wcale nie agresywnie, płynąc po prostu wraz z tworzoną na poczekaniu melodią. Mając jednak chaos w głowie, wiedział, że daleko w ten sposób nie dojdzie, dlatego skupił się głównie na jednym zestawieniu melodii, których jedynie ton zmieniał, albo dynamikę.
        Z tego postała o wędrowcu wiodącym szczęśliwe życie, mimo że towarzysze, których napotykał na swej drodze przychodzili i odchodzili, ciągle pojawiali się nowi, a on nadal szedł przed siebie. Miłe chwile spędzone przy ognisku z przyjaciółmi, kolejne rozstanie i dalsza wędrówka, aż wiek nie pozwolił mu już iść dalej i siedząc na ganku przed skromnym domem przy głównym trakcie, z nostalgią obserwował kolejnych mijających go wędrowców, tych otoczonych przyjaciółmi i tych samotnie podróżujących. Wspominał swoje szczęśliwe czasy wędrówki, aż w końcu zamknął oczy z uśmiechem na ustach. W tym momencie muzyka stawała się coraz cichsza, lecz ani trochę nie straciła z poprzednich tonów, przywodzących na myśl, nadzieję, chęć przygody, beztroski, czy radości z życia.
        Aldaren otworzył, skrzące się, lazurowe oczy, lekko nieobecnych, jakby jeszcze nie powrócił do rzeczywistości z tej krainy, do której jego dusza uleciała podczas gry. Zamyślił się nad czymś, coś mu nie pasowało i teraz starał się rozwikłać zagadkę, aż wzrok mu się nie wyostrzył i nie uświadomił sobie, gdzie się znajduje. Odsunął więc od siebie to dziwne uczucie, które właśnie chciał zidentyfikować i uśmiechnął się ciepło do ukochanego, któremu skinął głową, zamiast pełnego gracji pokłonu po zakończonym występie (rana mu obecnie przez jakiś czas na to nie pozwoli) i przeniósł instrument i smyczek do jednej dłoni, co było wyraźnym sygnałem na to, że jego koncert przynajmniej na tą chwilę dobiegł końca. Zaraz odłożył skrzypce na kanapę, dopił wino i zbliżył się do Mitry by ucałować go w czoło.
        - Powinniśmy się już powoli zbierać do wyjścia, chyba że nie chcesz mi już towarzyszyć w drodze do zamku - powiedział łagodnie, bez żadnej złośliwości, że nekromanta mógłby nagle zmienić zdanie co do tego, po prostu brał pod uwagę możliwość, że błogosławiony mógłby być zmęczony, albo po prostu zajęty czymś ważniejszym. W tym przypadku musiałby znów przywołać do tego świata Xargana, a tego ani trochę nie chciał robić. Nie ufał mu i obawiał się tego, co demon mógłby znów wymyślić i to jeszcze podczas spotkania z tak ważną personą. Znając już dość dobrze rogatego blondyna, wiedział, że ten nie przepuściłby takiej okazji by dopiec krwiopijcy. Niestety mogłoby się to bardzo źle skończyć dla skrzypka.

        Czekał na Mitrę w przedpokoju nie zakładając nim na swoją zwykłą, lnianą koszulę, choć ładnie zdobioną. Jako arystokrata powinien się godnie nosić to fakt, ale osobiście nie widział w tym większego sensu, bo co mu to dawało? Wymuszony respekt ze strony mniej zamożnych mieszkańców miasta, skupianie na sobie ich wzroku. Dawał też przy tym jasny sygnał lokalnym złodziejaszkom, których generał Turilli jeszcze nie zdążył wyłapać, kto stanie się ich następnym celem, a to raczej plusem bogatego ubierania się nie było. Z drugiej strony, nawet przy zwykłych, spotkaniach w interesach nigdy nie należało być lepiej ubranym niż ta druga osoba, jeśli znajdowała się na wyższym szczeblu w hierarchii, a niestety od Aldarena byli wyżej wszyscy członkowie arystokracji, a tym bardziej przedstawiciele głównych mauryjskich rodów i nie miało znaczenia, że skrzypek sam był głową jednej ze starszych rodzin, w końcu nie był wampirem czystej krwi. Biorąc pod uwagę samą arystokrację, znajdował się w hierarchii prawdopodobnie najniżej ze wszystkich, był jednak wyżej niż zwykły przemieniony wampir, ale to i tak niewiele znaczyło. Można powiedzieć, że stracił na pozycji i przywilejach po śmierci Fausta, ale jak wcześniej już ustalił, nie zamieniłby Mitry na swojego Mistrza. W końcu teraz i tak najważniejszy był wyłącznie niebianin i szpital, hierarchie, politykę i arystokrację miał w nosie. Albo przynajmniej po części, bo przecież Alexander chciał się z nim spotkać właśnie w sprawie szpitala.
        Gdy niebianin do niego dołączył, uśmiechnął się i wyszedł z nim z domu, kierując się w stronę zamku. Zastanawiał się cały czas co też Alexander chciał mu zaproponować względem szpitala. Jaki zysk w ogóle mógłby mieć z takiej współpracy nekromanta, który w przeciwieństwie do Mitry nie znał się na medycynie. Czyżby chodziło o monopol na ciała zmarłych pacjentów? Ale po co jeśli bez Kontraktu jakiekolwiek wykorzystywanie ich było zakazane. On jako syn generała, który w lwiej części stworzył obecne prawa tego miasta i jako nekromanta, powinien o tym doskonale wiedzieć. Więc dlaczego? Czego miałaby dotyczyć ta propozycja i jakie korzyści miałaby z tego Turilli?
        Idąc przez miasto był tym spotkaniem lekko poddenerwowany, a raczej tymi niewiadomymi. Z tego powodu rozmowy raczej sam nie zaczynał, a wyłącznie odpowiadał Mitrze jeśli on poruszył jakąś kwestię.
        - Od tej chwili postaraj się myśleć wyłącznie tak jakbyś był moim ochroniarzem - polecił spokojnym tonem, choć widać było po nim, że jest spięty. Dochodzili właśnie do dwóch gargulców strzegących wejścia na posesję, obecnie nieruchomych, ale w każdej chwili mogło się to zmienić, gdyby tylko bramę przekroczył intruz o złych intencjach. - Ja nigdy nie włamię ci się do głowy, nawet gdybyś mnie o to poprosił, bo cię kocham. Niestety inne wampiry, zwłaszcza te czystej krwi mogą nie być na tyle "miłe", by w ogóle o to zapytać. Owszem, jest to potępiane przez zasady etykiety i dobrego wychowania, ale niekiedy pokusa jest zbyt silna, zwłaszcza jeśli muszą zbyt długo czekać na odpowiedź, bądź ta nie jest dla nich wystarczająco satysfakcjonująca. Jeśli znasz jakieś zaklęcia chroniące przed czytaniem ci w myślach, rzuć je na siebie nim wejdziemy do zamku - wyjaśnił przechodząc przez dziedziniec.
        Do przybycia Alexandra mieli jeszcze chwilę, więc Aldaren poprowadził Mitrę do alchemicznej pracowni, do której ciągnął korytarz przy schodach na parterze, a której niebianinowi wcześniej nie pokazywał. Nie tłumaczył też przy tym dokąd prowadzą pozostałe schodzące w dół odnogi tego korytarza, będącego nienaruszoną częścią zamku sprzed remontu. Z resztą w samej pracowni (klasycznej - ze stołem pełnym różnego rodzaju, kształtu i wielkości fiolek oraz buteleczek, całymi zestawami do odpowiedniej obróbki czy destylacji płynów, różnego rodzaju szkatułkami i pudełkami pełnymi składników alchemicznych i komodami oraz regałami, gdzie stały słoje i inne pojemniki niektóre puste, niektóre z zawartością, w jednym pływała zakonserwowany embrion wiwery) za długo też nie zabawili. Aldaren ze skrytki w ścianie za regałem wyjął niewielką torbę z masą kieszonek, trzymających niewielkie fiolki z gotowymi już do spożycia substancjami, po chwili poszukiwań wyjął tą, której poszukiwał i wręczył ją Mitrze, chowając zaraz resztę z powrotem w ścianie.
        - Wypij, ukryje twoją aurę nawet przed największym mistrzem czytania aur przez dwie godziny, wątpię by to spotkanie tyle trwało. W tym czasie będziesz brany za bliżej nieokreślonego pochodzenia Przemienionego, za demona, ale o nic nie musisz się martwić, demonem się nie staniesz i wszystkie efekty w pełni ustaną. Nie martw się, sam kilkakrotnie jej używałem, więc wiem co mówię - powiedział i poczekał, aż Mitra wykona jego polecenie. Fakt było przy tym sporo zachodu, ale chciał mieć absolutną pewność, że Mitra i jego tożsamość będą bezpieczni.
        Po tym wrócił z nim do głównego holu, gdzie dał mu znak by wszedł już w swoją rolę ochroniarza i po prostu cierpliwie czekał wewnątrz, gdy wampir stanął w drzwiach powstającego szpitala i poczekał godnie wyprostowany na nadchodzącego lorda, któremu od razu się skłonił z szacunkiem. Po wymianie grzeczności poprowadził go do również niezmienionego salonu, w którym miesiąc temu Faust przyjmował Mitrę. Nie było tu jednak ani jednego pyłku kurzu (kazał dzień wcześniej dokładnie wysprzątać to pomieszczenie( i siedząc w tu można było zapomnieć, że trwała jakakolwiek przebudowa i remont. Dał niebianinowi znak, żeby poczekał przed masywnymi drzwiami, za którymi zaraz zniknęły oba wampiry.
        - Przepraszam lorda za całe zamieszanie i bałagan, ale rozumie lord... Proszę usiąść i się rozgościć. - Wskazał ruchem dłoni obitą czerwonym, drogim materiałem sofę stojącą na przeciw fotela, mogącego zostać uznanym bardziej za tron, choć obicie miał idealnie pasujące do sofy. I jeszcze te wykończenia z ludzkich kości autorstwa Fausta... - Napije się lord? - zapytał jak na dobrego gospodarza przystało, trzymając już w dłoniach w charakterystyczny, odpowiedni dla prezentacji sposób butelkę krwi. Wierząc etykiecie młodej, elfiej dziewicy. Jakiś specjalny rarytas z prywatnego barku Fausta, ale czemu rarytas to Aldaren nie miał pojęcia. Może wcale nie była elfia?

        W tym czasie po ścianie korytarza przemkną cień, jakby ktoś przebiegał przez hol przed Mitrą, choć na czas spotkania nikt nie miał prawa wstępu do zamku i przebywać w nim mogła jedynie dwójka wampirzych lordów i niebianin. Cień jakby zaraz się zreflektował "uświadamiając sobie" obecność błogosławionego i cofnął się naprzeciw niego. Odwrócił się profilem, by Mitra mógł zobaczyć jak przykłada palec do ust w jednoznacznej prośbie, po czym przesunął się na ścianę, gdzie były drzwi, za którymi odbywało się wampirze spotkanie i zaraz zniknął, najpewniej po drugiej stronie, zostawiając niebianina znów samego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra dostrzegł, że Aldaren podchodził do zaoferowanego kieliszka trochę jak pies do jeża, ale nie tłumaczył mu niczego - w końcu zaraz sam się przekonał co dostał do picia. Błogosławiony chętnie zaoferowałby ukochanemu krew, ale jakoś w tym momencie o tym nie pomyślał - wydawało mu się, że wypił już sporo przez ostatnią dobę, o czym świadczył stan jego rany. Nie wiedział, że to zasługa przyjaciółki Aldarena…
        Koncert jak zawsze bardzo się błogosławionemu podobał - patrzył na swojego ukochanego muzyka z prawdziwym uwielbieniem i nawet lekko kołysał głową w takt muzyki. Żałował troszkę, że wampir przez większość czasu miał zamknięte oczy, bo bardzo lubił ich wyraz, ale to niewielka strata. Widział przy tym, jak sama gra poprawiała Aldarenowi samopoczucie i nawet jeśli troszkę cierpiała na tym jego rana, może było warto dać mu na to dyspensę.
        Po skończonej grze Mitra zaklaskał z zaangażowaniem. Gdy Aldaren spróbował pocałować go w czoło, on nadstawił usta i nawet podniósł się lekko, by ten się nie wysilał.
        - To za piękny jak zawsze koncert - wyjaśnił. - Chodźmy.
        Mitra jednak potrzebował chwili, aby się przygotować i założyć na siebie “zbroję przeciwko światu”. Nie stroił się całe szczęście jak niewiasta, więc nie groziło im spóźnienie się.

        - Och… w porządku - przyznał ostrożnie, gdy Aldaren wspomniał o tym jak ma się zachowywać na spotkaniu. Zastrzeżenie go zaskoczyło, ale po chwili je zrozumiał, faktycznie lepiej było nie kusić losu.
        - Nie znam… - mruknął. - Ale wolę mam silną i raczej wyczuję gdyby ktoś chciał mi grzebać w głowie. Niemniej postaram się po prostu pilnować - dodał, by jego ukochany się o niego nie martwił. Ten jednak i tak troszczył się o niego bardziej niż o samego siebie, z czym związana była ich mała wycieczka do pracowni alchemicznej w posiadłości, gdzie Mitra dostał do wypicia eliksir maskujący aurę.
        - Zdrowie - mruknął, wznosząc fiolkę jak do toastu i zaraz wychylając całą jej zawartość. Zakasłał. - O na wszystkie kręgi piekieł, to jest ohydne, nawet nie chcę wiedzieć co w tym jest… Uff… Wiesz… To chyba nie tak powinno działać, prawda? Jako twój ochroniarz to ja powinienem dbać o ciebie, a nie ty o mnie? - zauważył. - Doceniam troskę, najdroższy - dodał, by Aldaren nie myślał, że jest na niego zły.

        Na podjazd przed posiadłością zajechał powóz ciągnięty przez dwa nieumarłe konie. Na koźle z przodu nie było żadnego stangreta - była to sztuczka wizerunkowa stosowana przez większość bogatych i utalentowanych nekromantów, jasny znak tego, że to oni wydają rozkazy swoim sługom i nie potrzebują nikogo, by ich wyręczał. Mimo to powóz nie był tak całkiem pozbawiony świty - z tyłu, na wąskim podeście, stali dwaj nieumarli strażnicy, gotowi w razie czego usunąć z drogi przeszkody albo bronić swego pana.
        Sam Alexander Turilli ukazał się zaś dopiero wtedy, gdy kareta przy akompaniamencie chrzęstu żwiru zatrzymała się w końcu przed wejściem do remontowanej posiadłości. Drzwiczki prowadzące do mrocznego wnętrza powozu otworzyły się, a ze środka nie czekając na pomoc sług wyskoczyła lekko postać w czarnej szacie sięgającej kostek. Alexander był jak większość mężczyzn w jego rodzie: wysoki i chudy, a jego chuda twarz zdradzała typowe wampirze cechy - bladą skórę, ciemne, głęboko osadzone oczy o drapieżnym wyrazie. Ciemnobrązowe włosy nosił gładko zaczesane do tyłu i związane aksamitką w niewielką kitkę. Nie nosił ozdób, a jego prosta, zapinana na całej długości szata przywodziła na myśl jakiegoś kapłana. Wrażenie psuły trochę wojskowe buty, które widoczne były dopiero wtedy, gdy Alexander stawiał krok w przód. Również gdy szedł, dało się dostrzec, że jedną rękę trzymał nienaturalnie sztywno przy ciele. Powód tego był prosty - Alexander tejże ręki zwyczajnie nie posiadał. Jak każdy inny Turilli urodził się z pewną fizyczną skazą będącą ceną za jego wysokie umiejętności magiczne i tak jak w przypadku jego ojca była to upośledzona zdolność regeneracji, tak on od niemowlęcia zamiast lewej ręki miał tylko krótki kikut. Widywano go, gdy nosił protezę, która zapewniała mu pewną sprawność, lecz przez większość czasu nosił tylko coś, co wypełniało rękaw jego szaty i zapewniało równe obciążenie, aby nie zaczęły mu się krzywić plecy - tak jak Nikolaus, był bardzo praktyczny i nie płakał za czymś, na co nie miał już wpływu.
        - Dziękuję, że znalazł dla mnie lord czas tak szybko - odparł uprzejmie Alexander, gdy razem z Aldarenem wymieniali grzeczności. Skłonił mu się, a gdy przekraczał próg szpitala, jedynie kątem oka zerknął na stojącego przy wejściu Mitrę. Był doskonałym magiem i błogosławiony mógłby nawet postawić pieniądze, że jego aura została w tym momencie skrupulatnie sprawdzona. Zastanawiał się tylko co zobaczył Turilli - że uznał go za demona to wiedział, ale co z resztą cech? Z profesją, z magią? Ciekawe… Szkoda, że nie zapytał o to Aldarena, gdy jeszcze mogli swobodnie rozmawiać. Na pewno jednak nic z wyczytanych informacji nie zainteresowało Alexandra, gdyż potraktował Mitrę jakby ten zupełnie nie istniał, a swoją uwagę skupił na gospodarzu i posiadłości, która przechodziła gruntowne zmiany. Zadawał uprzejme, bardzo niezobowiązujące pytania - jak idą prace? Czy Aldaren jest zadowolony ze swoich pracowników? Czy jeszcze dużo do zrobienia?
        Już w salonie Alexander podziękował Aldarenowi skinieniem głowy i usiadł na kanapie. Poczęstunek przyjął, jedynie zerkając przelotnie na etykietkę - nie wypadało wszak wybrzydzać. Zwłaszcza, że to on miał interes do van der Leeuwa, a nie na odwrót.

        Mitra nie kłócił się, gdy kazano mu pozostać nieco z tyłu i udawać ochroniarza. Cały czas szedł za wampirami jak cień, nie myśląc w sumie o niczym tylko patrząc to na nich, to na aktualny obiekt ich rozmowy. Wziął sobie do serca uwagi Aldarena, choć na początku nie powstrzymał się od przyjrzenia się dokładnego Alexandrowi i ocenienia jego wyglądu. Naprawdę wyglądał jak jakiś kapłan. I jak zimny skurwiel, jeszcze gorzej niż jego ojciec - obaj byli siebie warci. A jego aura była jak krypta - nieprzyjazna, zimna, pełna odgłosów śmierci. Tak potężna, że Mitra natychmiast się cofnął, byle nie mieć z nią do czynienia. Ale nie sprawiał wrażenia, jakby miał jakieś niecne plany w stosunku do Aldarena albo jego przedsięwzięcia, więc chociaż błogosławiony go pilnował, nie biła od niego wrogość.
        Przed drzwiami salonu nekromanta skłonił się “swojemu panu” i pozostał na korytarzu. Nie zajął jednak miejsca przy futrynie jak uczyniłby to normalny, lojalny strażnik, a po prostu zaczął spacerować w tę i z powrotem. Nie podsłuchiwał, nie było na to szans. Czuł jedynie aury obu wampirów, ale ci siedzieli raczej w miejscu. Nudy… A mimo to Mitra starał się nie wypadać ze swojej roli, bo może akurat był sprawdzany.
        Przemykający cień sprawił, że Mitra się wzdrygnął. Uniósł ręce, choć wcale nie czarował za pomocą gestów, ale złe przeczucia kazały mu przygotować się do walki. Zamrugał, bo nie widział nikogo i już wydawało mu się, że być może to tylko jakaś gałąź poruszająca się za oknem spłatała mu figla… Ale nie. Przed nim na ścianie znajdował się autentyczny, ludzki cień. Aresterra obserwował go z mocno bijącym sercem. Sprawdził aurę tego czegoś - nic, w ogóle nie miało żadnej aury. Jakby był to najprawdziwszy cień. Przez moment zastanawiał się, czy to nie Xargan, ale kształt się nie zgadzał - przede wszystkim fryzura, chociaż sylwetka też dość mocno się różniła. Aresterra nie wiedział co zrobić. Odruchowo wyciągnął rękę, aby nie wpuścić cienia do pokoju, w którym zniknął, ale przecież jak można złapać cień? Ten wsunął się w szparę między drzwiami, a nekromanta zastygł w wyrazie wielkiej konsternacji. Co on miał teraz zrobić? Wpaść tam… i co? Wytłumaczyć, że widział cień? Niedorzeczne. Po chwili zastanowienia odpuścił wszelkiej interwencji, bo pomyślał, że przecież cień nie mógł im niczego zrobić. Może by i podsłuchiwał, ale przecież raczej nie planowali obalenia władców Maurii, więc strata byłaby niewielka. Nie, lepiej nie robić Aldarenowi wstydu.

        Wampirzy lordowie nie siedzieli długo w salonie. Alexander na samym wstępie przyznał, że ceni sobie czas swój i szanownego gospodarza, dlatego pozwolił sobie przedstawić swoją propozycję niemal od razu. Chodziło oczywiście o dostęp do ciał. Turilli chyba dostrzegł, że Aldaren chce protestować, bo zaraz pośpieszył z wyjaśnieniami: nie chodziło mu o każdego możliwego denata. Gdyby jednak trafił się ktoś, kto nie ma rodziny, po kim nikt by nie płakał, słowem osoba, która w przeciwnym razie trafiłaby do bezimiennego grobu, jej ciało zostałoby przekazane jemu, na zasadzie Kontraktu podpisanego nie między zmarłym a Alexandrem, a między szpitalem, który dysponował ciałem, a Alexandrem. Nekromanta natychmiast zapewnił, że byłoby to w pełni legalne, choć precedensowe - sytuację sprawdzili dla niego prawnicy rodu i każdy z osobna wydał pozytywną opinię. Turilli starał się, by jego oferta brzmiała atrakcyjnie: w myśl zaproponowanej przez niego umowy (mecenatu, jak sam to nazywał) szpital dostawałby stałe finansowanie, bez względu na liczbę dostarczonych ciał, o ile nikt nie stwierdziłby zaniechań ze strony van der Leeuwa. Jak wyjaśnił Alexander, nie zamierza płacić “od ciała”, aby nikt nie mógł im zarzucić, że kogoś specjalnie uśmiercają, bo to jedno z gorszych przewinień w Maurii. Poza tym Turillemu zależało na możliwości szkolenia swoich uczniów z anatomii w tutejszym prosektorium oraz podczas zabiegów, w charakterze widzów, ta część miała być jednak tylko dodatkiem do głównej części umowy, nie działała samodzielnie. Alexander po przedstawieniu swojej oferty zastrzegł, że Aldaren nie musi odpowiadać od razu i jeśli takie będzie jego życzenie, dostanie do wglądu projekt takiego nietuzinkowego Kontraktu, by mógł go zaopiniować wybrany przez niego prawnik. Jeśli odpowiedź już teraz była odmowna, on i tak nalegał, by to przemyśleć - obie strony czerpałyby z tego duże zyski niewielkim kosztem. Zależało mu jednak, więc nie był szczególnie napastliwy, a i liczył na współpracę ze strony van der Leeuwa, jeśli więc był na straconej pozycji, wolał dać mu czas do namysłu i nie naciskać, stąd spotkanie nie trwało długo, a Alexander opuszczając salon i posiadłość sprawiał wrażenie zadowolonego, oczywiście na ile wampirzy arystokrata mógł okazać swoje zadowolenie. Pożegnał się z Aldarenem przed posiadłością i wyraził nadzieję, że wkrótce będą mogli wrócić do tematu, tym razem już w sprawie omówienia szczegółów.

        - I jak? - zapytał Mitra, gdy już na pewno zostali sami w posiadłości. - Czego chciał?
        Niebianin nie słyszał ani słowa z rozmowy między wampirami, a z ich twarzy nie umiał niczego wyczytać, dlatego teraz był ciekawy propozycji Alexandra. Przez moment gryzł się jeszcze czy powinien mówić ukochanemu o tym czego sam doświadczył i w końcu uznał, że nie może tego przemilczeć.
        - Muszę ci coś powiedzieć - zagaił, gdy już opuszczali teren przyszłego szpitala. - Gdy byliście z Turillim w salonie, zobaczyłem cień na korytarzu. Wyglądał na ludzki, ale tam nikogo nie było. Zresztą był za wyraźny jak na światło, które tam padało i kąt również się nie zgadzał. Ten cień zdawał się mieć własną świadomość. Biegł przez korytarz, a później wsunął się do pokoju, w którym siedziałeś z Alexandrem… Nie wiedziałem co zrobić, pomyślałem, że on wam pewnie nie zaszkodzi… Ale teraz chcę, byś o tym wiedział. Ten cień miał kształt mężczyzny z takimi dłuższymi włosami, nie przypominał nikogo, kogo znam… Zdawało mi się jednak, że nie ma złych zamiarów - podsumował Mitra, zerkając w napięciu na skrzypka.
        - Wracajmy do domu - dodał po chwili. - Należy ci się odpoczynek.

        Już u siebie Mitra zrzucił wszystkie swoje maskujące ubrania i zatrzymał na chwilę, jakby nasłuchiwał - sprawdzał, gdzie były jego manekiny. Te stały na swoich miejscach, czekając na rozkazy, co znaczyło, że zrobiły wszystko co im kazał. To dobrze, świetnie.
        - Ren - Mitra zwrócił się do swojego ukochanego. - Możemy zająć się twoją raną? Chodźmy do mnie do sypialni, położysz się i na spokojnie się nią zajmę. Dzisiaj będę delikatny - dodał, bo poprzedniej nocy faktycznie zajął się skrzypkiem w sposób dość brutalny.
        Później jednak można było odnieść wrażenie, że sam pomysł zmiany opatrunku był dla Mitry tylko pretekstem. Zaprowadził on swojego ukochanego do sypialni i tam nie czekał, aż to Aldaren zdejmie z siebie koszulę - stanął przed nim i sam drżącymi nieco palcami zaczął rozpinać mu guziki.
        - Ren… Gdybym robił coś nie tak, proszę, mów - poprosił go, patrząc na to co robił. - I… nie chcę byś sobie coś pomyślał, ale proszę, pozwól mi, że się tobą zajmę, tym razem tak jak na to zasługujesz.
        Mitra w końcu podniósł wzrok na Aldarena. Widać było, że był poruszony, ale nie przerażony. Chciał okazać swojemu ukochanemu trochę czułości, której poprzedniej nocy mu poskąpił, traktując go wyjątkowo brutalnie podczas zabiegu - przeprosić za to jak się zachowywał. Nie wiedział na ile może sobie jednak pozwolić - czy skrzypek nie zinterpretuje źle jego gestów, czy tym razem jego delikatność nie będzie przesadą w drugą stronę. Liczył, że jeśli coś będzie źle, jeśli przeholuje, to Aldaren mu o tym powie. Tymczasem pomógł mu zdjąć koszulę i później zaprowadził go do łóżka, na którym pomógł mu się położyć. Na szafce nocnej już czekała przygotowana przez manekiny taca z różnymi potrzebnymi przedmiotami. Na przykład dzbanem z ciepłą wodą oraz miska z mydlinami. Mitra oczyścił sobie szybko ręce, po czym ostrożnie przemył brzegi rany Aldarena, używając do tego czystej myjki, którą tylko dotykał i najwyżej bardzo delikatnie pocierał okolice szwów.
        - Boli? - zapytał go, gdy już oczyścił skórę i zaczął ją smarować maścią, która miała lekko znieczulające działanie. - Zrelaksuj się, nie zrobię ci dzisiaj krzywdy. Zdejmę ci te szwy, tylko lek zacznie działać, dobrze?
        Mitra poprawił się lekko na brzegu łóżka, by siedzieć bardziej frontem do swojego ukochanego. Zerkał na niego z czułością, ale też nieśmiałością. Czasami można było przyłapać go na tym, jak jego wzrok na dłużej zatrzymywał się na nagim torsie i brzuchu wampira.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nagłym pocałunkiem zaraz po koncercie, Aldaren był mocno zaskoczony. Miło zaskoczony. Nie spodziewał się po Mitrze, akurat takiego zachowania. Znaczy nie chodziło o sam pocałunek, bo przecież nekromanta już nie jednokrotnie samemu inicjował pocałunek. No i teraz właśnie zainicjował, tyle, że skrzypek był przygotowany na przyjęcie przez partnera buziaka w czoło. To właśnie stąd wzięło się jego zaskoczenie. Czyżby Mitra nie lubił być przez niego całowany w czoło? W sumie... tak chyba raczej całuje się swoje dzieci, a nie dorosłego mężczyznę. Może czuje się przez to jakby Aldaren nie traktował go poważnie, a właśnie jak dziecko? Albo spodziewał się, chciał by wampir go po prostu po koncercie pocałował z miłością. Cokolwiek jednak było powodem takiego obrotu spraw, krwiopijca zamruczał cicho z przyjemnością w trakcie tej czułości i oparł się jedną ręką o oparcie kanapy, bo niestety tak małą drobnostką potrafił sprawić, że całkowicie miękły pod nieumarłym nogi, że się cały wręcz rozpływał.
        - Nie za wysoka ta zapłata? Chyba wypadało bym wydał jakąś resztę - mruknął jak rozleniwiony kocur. Tak, to w zupełności mu wystarczyło, by odeszły mu chęci na opuszczenie domu, nawet gdyby miał do załatwienia sprawy wagi państwowej. Wolałby teraz spędzić czas na zwykłym cieszeniu się z obecności blondyna, nawet jakby była to chwila nicnierobienia. Z pozoru nudna, ale nie dla niego, bo przecież miałby obok siebie swojego Mitrę. Niestety rozsądek i odpowiedzialność przejęły nad nim zaledwie na moment kontrolę, a nekromanta okrutnie przystał na ich prośbę by się przygotować do wyjścia, jeśli ten nadal chciał nieumarłemu towarzyszyć.
        Kiedy niebianin zgodził się na wyjście i ruszył się przygotować, krwiopijca jęknął żałośnie, zły na siebie, że zamiast wykorzystać nadarzającą się okazję, by może i powrócić do chwili przed przybyciem Xargana i Lilianny, on postanowił przypomnieć o swoim ostatnim na dzień dzisiejszy zobowiązaniu. Oj długo będzie miał o to do siebie żal, ale już co poradzić. Znów po prostu nie do końca wszystko przemyślał. Teraz tylko pozostawało mieć nadzieję, że może jutro...

        - Niech będzie - zgodził się z Mitrą, gdy ten zapewnił, że przed czytaniem myśli ochroni się i bez zaklęć ochronnych. Aldaren jednak nie był do końca zadowolony z takiego rozwiązania, ale na ten moment musiał po prostu uwierzyć w ukochanego, bo sam nie znał takiego zaklęcia, ani nie posiadał nic coby jednak umysł niebianina zabezpieczało przed niechcianymi gośćmi. - Na przyszłość jednak trzeba będzie jakoś na to zaradzić, może coś w moich starych notatkach, czy Fausta, znajdę - zastrzegł, że dzisiejsze nieprzygotowanie będzie pierwszą i ostatnią taką sytuacją.
        A jakiś czas po tym wręczył blondynowi miksturę. Na jego mini toast skinął głową i obserwował uważnie ukochanego, nie mógł jednak powstrzymać się od uśmiechu gdy ten zakaszlał, krzywiąc się okrutnie po opróżnieniu fiolki. - Gdybyś wiedział, wolałbyś by inni poznali twoją tożsamość i prawdę o nas. W sumie pewnie sam byś wszystkim to obwieścił wszem i wobec, byle by tylko nie przebywać w pobliżu tej mikstury - powiedział z rozbawieniem, choć wcale nie żartował. - Kiedyś ci powiem, jak będę miał pewność, że nie zaistnieje już w życiu taka sytuacja, że będziesz musiał ukrywać swoją aurę - dodał zaraz z troską, a na słowa ukochanego o tym, że to raczej on powinien o niego tak dbać jako jego ochroniarz, wampir zbliżył się do niego, delikatnie na moment objął i pocałował go w złotą czuprynę.
        - Tak to powinno wyglądać - zgodził się z nim z beztroskimi chochlikami w oczach. - Gdyby nie ty już dawno by mnie tu nie było, więc tylko się odwdzięczam - wyjaśnił oczywiście na swój pokrętny sposób, bo przecież nic w jego przypadku nie mogło być łatwe i klarowne.
        - To ja dziękuję za to, że przy mnie jesteś, mój drogi Mitro - mruknął czule, raz jeszcze pocałował go w głowę i po niedługim czasie wyszli z pracowni do głównego holu, gdzie Aldaren przy otwartych wrotach do powstającego szpitala, oczekiwał przybycia lorda Turilliego.
        Ten, jak na arystokratę przystało, przybył w wielkim stylu chwilę po tym. Powóz, którym nikt nie prowadził, a do którego zaprzęgnięte zostały trupie konie robił wrażenie to fakt, ale nie na Aldarenie. On nie tylko był do takiego widoku przyzwyczajony, przez setki lat mieszkania w tym mieście, ale również przez to, że wychowywał się u arystokraty. Demonolodzy od nekromantów różnili się tylko tym, że przywoływali stwory z innych wymiarów i narzucali im swoją wolę, a nie tworzyli swojego sługę ze szczątków, czasami zupełnie ze sobą pod względem genetycznym niepowiązanych. No i demony były istotami raczej żywymi i niestety w przeciwieństwie do bezmyślnych ożywieńców, kapryśnymi. Nie mniej, gdyby te nieumarłe konie zastąpić zmorami, a ożywieńce demonami, mógłby pomyśleć, że Faust właśnie postanowił wrócić do domu. Co prawda gdyby tak było faktycznie, Aldaren nie byłby raczej zbyt szczęśliwy i już obmyślałby plan kolejnej ucieczki, czy wyprawy na długie lata poza granicami Mrocznych Dolin, ale liczyło się samo porównanie.
        Gdy Alexander wyszedł ze swojego powozu, skrzypek jak dobry gospodarz, wyszedł do niego na dziedziniec i po wymianie uprzejmości poprowadził do go wnętrza swoich włości. Na jego pytania odpowiadał od razu, krótko, ale treściwie. Widać było, że przeciwieństwie do swobodnych rozmów z Mitrą, gdzie dość często odchodził od tematu i po prostu się rozgadywał, teraz zmuszony był do zachowania odpowiedniego tonu rozmowy, pozbawionej zbędnych szczegółów, na temat których mógłby się poskarżyć koledze w karczmie przy piwie, ale nie wobec drugiego lorda, z którym zawiązana relacja opierała się wyłącznie na interesach. Udało mu się nawet jednym zdaniem odpowiedzieć na kilka pytań.
        - Za miesiąc szpital zacznie przyjmować pierwszych pacjentów - powiedział, a odnośnie kwestii pracowników, uprzejmie przytaknął. Gdyby coś było nie tak, nie miał prawa się żalić Alexandrowi, bo Czystokrwisty nie przybył tu po to by słuchać skarg jakiegoś żałosnego wampirzydła, które nie zasługiwało na inne miano jeśli nie radziło sobie z własnymi podwładnymi. Bycie z nich nadmiernie dumnym również raczej byłoby powodem do obelg i utraty szacunku, bo jak to tak arystokrata może przystawać ze zwykłym plebsem? Przecież toż to się nie godzi! Zupełnie nie rozumiał jak co niektórzy mogli mu zazdrościć pozycji społecznej, najczęściej byli to jego znajomi z mniej arystokratycznych, ale nadal szlacheckich rodzin.
        Nie było teraz jednak co się skarżyć na swój ciężki żywot, bo właśnie rozlewał po kieliszkach zaproponowanej krwi. Wręczył jedno szkło swojemu gościowi, a ze swoim zasiadł w fotelu naprzeciwko niego, pytając łagodnie, ale i też prosto z mostu jakąż to propozycję Turilli chciał mu złożyć. Aldaren westchnął cicho, gdy okazało się, że to jednak o przyszłych zmarłych pacjentów szpitala chodziło. Swoją reakcją zapewne dał jasno do zrozumienia, że tego się właśnie spodziewał, ale choć spoważniał i spiął się jeszcze bardziej, nie śmiał przerywać drugiemu lordowi, a tym bardziej odsyłać go z kwitkiem. Skrzypek miał już swoje plany, bardziej honorowe wobec tych wszystkich "bezimiennych", lecz im dłużej słuchał propozycji Alexandra i jego przekonywań, tym mniej był pewny. Fakt przez swój szacunek do zmarłych, nie mógłby tak po prostu oddawać mu ich ciał do tylko Prasmok wie czego. Ale z drugiej strony krypty pod zamkiem bardzo szybko by się przez to zapełniły, inni przedstawiciele wampirzych rodów byliby oburzeni tym, że Aldaren chował zwykłe robaki wraz z czcigodnymi członkami tak szlachetnego rodu, od czego Faust zapewne by się w zaświatach przewracał. Poza tym gdyby były to osoby zmarłe przez jakąś zakaźną chorobę, mógłby stworzyć zagrożenie dla innych domowników, gdyby zostawił ich w podziemiach swojej rezydencji. Dodatkowo, choć bardzo nie chciał o tym myśleć, finansowanie ze strony Turilliego bardzo się szpitalowi przyda, bo przecież Aldaren nie chciał zdzierać pieniędzy ze swoich podopiecznych czy pacjentów, a przez to dochodów nie będzie praktycznie żadnych i szpital jak i on sam, szybko zbankrutuje. Nie wspominając już o tym, że po zawiązaniu między nimi tej umowy, łatwiej będzie skrzypkowi załatwić z nekromantą jakieś inne interesy. Może też być tak, że część uczniów Czystokrwistego zechce po naukach i praktykach w szpitalu, pracować już tu na stałe dla Aldarena. Wciąż jednak wisiało nad nim widmo wyrzutów sumienia, czuł się jakby miał zaprzedać duszę samemu Władcy Czeluści. Nie był po prostu pewny tego wszystkiego, mimo że byłoby z tego więcej plusów niż minusów, które to bardziej uderzały w jego sumienie niż miały jakieś poważniejsze konsekwencje.
        - Propozycja niezwykle atrakcyjna - zaczął uprzejmie patrząc na niego bez emocji, a jedynie z poważną miną. - Pozwoli lord jednak, że ją dokładnie rozważę? Byłbym przy tym niezmiernie wdzięczny, za podesłanie mi do wglądu wstępnego Kontraktu i szczegółowych warunków odnośnie współpracy z lordem. Do końca tygodnia osobiście poinformuję lorda o podjętej decyzji - zapewnił bez większego wahania, bo ile czasu miałby się namyślać? Skonsultuje się z Mitrą, sprawdzi, czy rzeczywiście to czego oczekiwał od niego Alexander było legalne i nie niosło ze sobą żadnych konsekwencji dla szpitala, czy samego wampira, prześpi się jeszcze z tym i będzie gotów się zgodzić bądź nie.

        Odprowadził Turilliego do jego powozu, pożegnał się raz jeszcze obiecując, że najpóźniej za kilka dni się z nim skontaktuje i po jego odjeździe wrócił do Mitry, by opuścić z nim rezydencję. Aldaren nadal był jednak spięty, tym razem przez propozycję, nad którą od opuszczenia salonu intensywnie myślał.
        - Chce mieć możliwość wykorzystywania do własnych celów ciał zmarłych pacjentów, którymi nie mógłby się po śmierci odpowiednio zająć ktoś z bliskich czy znajomych. Jego uczniowie mieliby się na nich uczyć i nam towarzyszyć podczas zabiegów w ramach nauki. Chciałem od razu odmówić, jak tylko mi powiedział czego chce, ale... teraz mam mętlik w głowie - odpowiedział i westchnął ciężko ze znużeniem. Po jednej pełnej formalności rozmowie był bardziej zmęczony niż po całym minionym dniu, czy po wczorajszym ataku i nawet nie ukrywał tego, że nie czuje się najlepiej po tym spotkaniu.
        - Hm? Co takiego? - zapytał zaintrygowany tym co też chciał mu przekazać Mitra. Podejrzewał, że będą to jakieś dziwne plotki odnośnie Alexandra, albo, że zaraz wymyśli jakieś podniosłe wyznanie, od którego miałby się poprawić wampirowi humor, ale tego co usłyszał się nie spodziewał. Nie miał dziś do tego głowy i najchętniej nazwałby to czego doświadczył Mitra jedynie przewidzeniami, ale nie chciał urazić ukochanego tym, że mu nie wierzył. Zwłaszcza, że argumenty jakie wyłożył przeczyły temu, żeby były to zwykłe zwidy ze zmęczenia czy stresu. No i jeszcze odkąd zna niebianina ten nigdy nie zmyślał, a biorąc pod uwagę to czego sam skrzypek doświadczał w zamku od śmierci Fausta, czy choćby to jak ostatnio Xargan został przez coś sponiewierany... Coś rzeczywiście musiało być na rzeczy.
        - Cień mówisz - powiedział, jakby się upewniał czy wszystko dobrze zrozumiał. Na ułamek sekundy, niemalże jakby przypadkowo, musnął swoją dłonią jego, w delikatnej pieszczocie. - Pozwól proszę, że sprawdzę to już jutro - poprosił patrząc na niego zmizerniały.
        Zarządzenie powrotu przyjął jakby z ulgą i kiwnął głową, nie chcąc się kłócić nawet o ten odpoczynek, że bardziej potrzebował go nekromanta niż on. Raz kiedyś niech Mitra ma tą satysfakcję, że wampir przystał na jego polecenia bez marudzenia.

        Po wejściu do mitrowej kamienicy, Aldaren, choć wstyd przyznać, nie myślał o niczym innym jak wyłącznie o tym, by położyć się w swoim pokoju i zamknąć oczy, by świadomość mogła ulecieć bezwładnie do krainy snów. Zapomniał przy tym całkiem o zaplanowanym wcześniej przez nekromantę zdjęciu mu szwów. Nie uciekł jednak na górę zaraz po tym jak tylko przekroczył próg domu, tylko cierpliwie czekał aż Mitra się rozbierze ze swojej "zbroi" i jak zwykle od ostatniego czasu, wampir przyjął od niego jego rzeczy i odwiesił je na odpowiednie miejsce w przedpokoju.
        - Ty zawsze jesteś delikatny - zapewnił czule z delikatnym uśmiechem. Wyciągnął do ukochanego dłoń, by zanurzyć palce w jego złotych lokach i pocałował go w głowę. - Ah, tak - lekko się ożywił, przypominając sobie właśnie o tym, że Mitra mu wcześniej już obiecał zajęcie się dziś raną. - W porządku - odparł i powędrował za nim na piętro do jego pokoju, gdzie nawet nie zdążył chwycić dłońmi krawędzi koszuli, by ją podciągnąć do góry, aby blondyn mógł pomóc mu z raną.
        Kiedy Mitra zbliżył się do niego i chwycił z jednoznacznym zamiarem jego koszulę, Aldaren aż oniemiał z zaskoczenia. Nieprzyjemnie mu się zrobiło. Myślał, że nekromanta zmusza się do tego wbrew sobie w ramach przeprosin za skromną awanturę sprzed kilku godzin. A może powodem było coś innego? Nie mógł pozwolić, by jego ukochany robił coś na co nie miał najmniejszej ochoty i położył swoją dłoń na jego drżącej, gdy niebianin przymierzał się już do odpięcia trzeciego guzika.
        - Mitro... - odezwał się z boleścią, bo naprawdę ciężko było mu znieść myśl, że błogosławiony mógłby wpaść na tak niedorzeczny pomysł. Spojrzał mu głęboko w oczy, ale nie zdołał zabronić mu tego co właśnie robił, zwłaszcza po tym, jak Mitra wyjaśnił o co mu chodziło. Skrzypek puścił jego dłoń i już mu nie przeszkadzał. Nie pomagał mu też w rozpięciu swojej koszuli, pozwalając na to, by to złotowłosy się tym w pełni zajął. Widać i czuć było jak się rozluźnił, a wystarczyło się tylko dowiedzieć co było powodem takiego zachowania ukochanego.
        Stał przed nim spokojnie i cierpliwie, nawet ręką nie ruszył by go pogłaskać i choć wezbrało w nim pożądanie, nie zrobił absolutnie nic. Przymknął jedynie oczy upajając się wewnątrz samego siebie niepewnym tańcem palców nekromanty na guzikach swojej koszuli.
        Gdy ta została już zdjęta, bez marudzenia podszedł z nim do łóżka i się położył, tak by blondyn miał jak najlepszy dostęp do rany na boku nieumarłego. Póki co, mimo zmęczenia, trzymał kontrolę nad swoimi emocjami i żądzami, a przy okazji upajał się troską okazywaną przez partnera i tymi wszystkimi delikatnymi gestami. Przy oczyszczaniu rany, wampir skrzywił się, ale jak tylko Mitra na niego spojrzał zaraz się uśmiechnął, choć nieco krzywo.
        - Bywało gorzej - zapewnił z tym swoim charakterystycznym uśmiechem i wzrokiem, obiecującym, że wszystko będzie dobrze. Mówił prawdę, bo źle rzeczywiście nie było, ale jednak powiedzenie, że nic go nie bolało byłoby paskudnym kłamstwem. Zadrżał lekko, gdy niebianin zaczął nanosić i wsmarowywać w jego bok maść znieczulającą. To było niebywale przyjemne i z trudem udawało się wampirowi nie zamruczeć przez to. Nie mógł zawieść swojego ukochanego, choć widać było w jego lazurowych oczach jak dobrze mu było i jak z każdą chwilą coraz większe pożądanie w nim wzbierało. - Przy tobie nie umiem nie być zrelaksowany. Rób co uważasz za słuszne - odpowiedział łagodnie dając mu wolną rękę, nawet jeśli nekromanta miałby w planach właśnie go żywcem pokroić. Po prostu całkowicie oddał mu do dyspozycji swoje ciało.
        - Wybacz mi za wcześniej - zagaił, nie chcąc by nastała wypełniona ciszą, niezręczna atmosfera. Zwłaszcza, że spojrzenie niebianina coraz częściej i na dłużej zatrzymywało się na wyraźnie wyrzeźbionych mięśniach torsu nieumarłego. - Za nieprzyjemne żarty i za ten rysunek, nie chciałem cię zranić - mruknął z wyrzutami sumienia, wiedząc, że to przez niego wcześniej zaistniało to spięcie między nimi. Zaczął czuć lekkie, charakterystyczne mrowienie wokół rany, by zaraz przestać czuć przez nią dyskomfort. - Zwłaszcza za ten przykład odnoszący się do naszego związku, do hipotetycznego oskarżenia, że mógłbyś mnie zostawić. Zabolało cię to mocniej, niż boli mnie ten przeklęty bok, więc nie przejmuj się tym, czy mnie boli czy nie, bo w pełni sobie na to zasłużyłem tym jak okropnie cię potraktowałem - powiedział, uśmiechając się smętnie pod nosem i po prostu nie mógł oderwać pełnego czułości, ale też i żalu do samego siebie spojrzenia z mężczyzny siedzącego przed nim.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Reszty nie trzeba, potraktuj to jako napiwek - zapewnił Mitra niczym łaskawy pan zwracający się do urodziwej kelnerki. Spodobało mu się to jak Aldaren się nad nim nachylił podczas tego pocałunku, odebrał to jako nadanie większej intymności ich pocałunkowi, zupełnie nie pomyślał o tym, że wampir po prostu rozpływał się z ukontentowania. Aż sam miał lepszy humor i tylko żałował, że jednak musieli iść - obowiązki wzywały. Tyle dobrego, że później będą mieli całą noc dla siebie, dzięki temu łatwiej było przełknąć tę żabę.

        Pewien mały kryzys związany był z miksturą maskującą aurę. Mitrę prawie wywróciło na drugą stronę, taka była ohydna i naprawdę miał w tym momencie serdecznie dość tego spotkania z Turillim. Gdyby tak bardzo nie zależało mu na zdrowiu i bezpieczeństwie Aldarena, pewnie by w tym momencie kazał się wszystkim gonić i wrócił do domu, by zapić ten niesmak. Jednak ze względu na skrzypka został i nawet parsknął z rozbawieniem słysząc, że skład musiał być tak okropny jak smak tej mikstury.
        - No dobrze - odparł spolegliwie. - Może nawet lepiej, by pozostało to tajemnicą na wieki - dodał po chwili namysłu, już widząc oczyma wyobraźni, jak by go cofało na myśl, że nawet kilkadziesiąt lat wcześniej wypił jakieś straszne świństwo. Już teraz robiło mu się mdło, ale przeszło jak ręką odjął, gdy Aldaren skupił jego uwagę pieszczotami i czułymi słowami.
        - No dobrze, skoro tak ładnie do mnie mówisz to nie będę się spierał, jako twój wierny ochroniarz - zapewnił, zerkając na wampira z cwaniackim wyrazem twarzy. Później zaś przywdział swoją maskę i już na dobre wczuł się w rolę, którą mu przypisano.

        - Ależ oczywiście - odpowiedział Alexander ze spokojem, jakby właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał i co więcej przewidywał również, że to tylko kwestia czasu, aż Aldaren zgodzi się na współpracę. Jakby wszystko szło zgodnie z planem.
        - Jeszcze dzisiejszej nocy wyślę gońca z kompletem dokumentów - doprecyzował, już zbierając się do wyjścia, bo jak wspomniał, czas ich obojga był bardzo cenny, a najważniejsze kwestie już ustalili. - Pozwolę sobie również przedstawić pisemne opinie prawników mego rodu - dodał. Było to sprytne posunięcie: z jednej strony pokaz jego dobrej woli, a z drugiej sposób na to, by trudniej było zanegować treść Kontraktu. W końcu Turilli na pewno mieli wyjątkowo dobrych doradców, a ponadto stryjek Alexandra, Christian, sam był całkiem poważanym prawnikiem.
        - Doceniam rozwagę w podejmowaniu decyzji - zapewnił jeszcze nekromanta przed samym wyjściem. - Proszę to sobie dobrze przemyśleć, a w razie potrzeb służę dodatkowymi informacjami. Czekam więc na wizytę lorda - dodał na do widzenia, nim wsiadł do powozu.

        Mitra słyszał ostatnie zdania, którymi wymieniali się arystokraci, ale nic mu one nie mówiły, dlatego zapytał Aldarena wprost o czym była rozmowa. Trochę nie zaskoczyła go propozycja Alexandra, bo bardzo pasowała do takiego cwanego nekromanty na pozycji. Widział w niej kilka luk, ale też był świadomy, że skrzypek przedstawił mu najkrótszy z możliwych skrótów.
        - Nie udzieliłeś mu jeszcze wiążącej odpowiedzi? - ni to stwierdził, ni to zapytał Mitra. Spodziewał się jednak, że takowa nie padła, bo Alexander nie wyglądał na wściekłego, a sama rozmowa nie była krótka. Aresterra sam pomysł współpracy z Turillim uważał za naprawdę wart rozważenia i to z wielu względów. Jednym z nich były oczywiście pieniądze, ale również kontakty i wpływy. To nie był byle jaki ród, a Alexander miał dziedziczyć po starym Nikolausie (moment, czy on nie był przypadkiem młodszy od Aldarena?), więc w przyszłości może stanowić bardzo wartościowego przyjaciela. Poza tym jego uczniowie też z pewnością nie będą w ciemię bici i mogą im się przydać, bo na razie obsada szpitala zapowiadała się skromnie i nawet doraźne ich wykorzystanie może okazać się bardzo pomocne. Pozostawała jednak kwestia przekonań: Mitra spodziewał się, że Aldaren wolałby każdemu z pacjentów zapewnić godny pochówek, bez względu na to czy zmarły miał rodzinę, czy był zupełnie anonimowy. Nekromanta byłby nawet skłonny o tym teraz podyskutować, gdyż tematy związane z nekromancją zawsze go ożywiały, ale widział, że za to jego ukochany wyglądał na wykończonego, dlatego odpuścił i zmienił temat na tajemniczy cień w posiadłości. Aldaren nie wyglądał na zaniepokojonego, a jego subtelny dotyk sprawił, że i nekromanta przestał się tym tematem przejmować.
        - Dobrze, jutro - zgodził się.


        Niektóre gesty ze strony Aldarena Mitra przyjmował już naturalnie, ale nadal robiło mu się z ich powodu miło - tak było z pocałunkami w czoło czy właśnie takim przyjmowaniu płaszcza do odwieszenia. Jak zawsze cicho podziękował nim przeszedł do tematu planów na resztę wieczoru - opatrywania rany, z którym wiązał też nadzieje na wynagrodzenie Aldarenowi tego co ostatnio z nim przeszedł. Utwierdził się w tym postanowieniu jeszcze bardziej, gdy wampir pocałował go w głowę - naprawdę chciał by jemu też było miło tego wieczoru... Chociaż kto wie... Wcale miło nie musiało się skończyć - niestety część planów Mitry mogła być gorzka, choć z pewnością oczyszczająca. Nie dowie się jednak jeśli nie zaryzykuje.
        - O ile nie trzymam skalpela w ręce - zauważył lekko, gasząc trochę ukochanego, który twierdził, że on zawsze był delikatny. Nie był i doskonale o tym wiedział, dlatego teraz zamierzał to poprawić.

        Już w sypialni błogosławiony skupił się tak mocno na guzikach Aldarena, że aż się wzdrygnął, gdy ten złapał go za dłoń. Przypuszczał, dlaczego ukochany powstrzymał go w ten sposób i dlaczego patrzył na niego z takim żalem - dlatego wyjaśnił mu jaki był jego plan... No, może nie do końca właściwie formułując swoje myśli, ale to ze stresu. Jednak mimo wszystko robił coś, co mocno wykraczało poza typowe dla niego zachowania. Nie było jednak źle: pomagała mu myśl, że robi to by Aldaren poczuł się lepiej i też, że przy okazji może sam nabierze śmiałości. Zorientował się, że jego ukochany się rozluźnił, więc i jemu było lżej. Nie poddał się pielęgniarskiej rutynie, lecz cały czas traktował skrzypka jak bardzo specjalnego pacjenta. Przez to dostrzegł, jak ten się krzywił i zapytał go o samopoczucie. Docenił jego szczerość - nie powiedział, że wszystko w porządku, choć uśmiechem próbował wszystko zamaskować.
        - To cię znieczuli, teraz będzie już tylko lepiej - zapewnił go. Czuł się przy tym... Dziwnie. Z jednej strony skrępowany, ale z drugiej coś go ciągnęło do tego by dotykać Aldarena, by wywoływać w nim to spojrzenie. Satysfakcjonowało go ono i wzbudzało poczucie winy jednocześnie. Całe szczęście podczas zabiegu skrzypek zaczął mówić i w ten sposób trochę odciągnął uwagę Mitry od jego własnych myśli. I poniekąd też od pracy, bo momentami nekromanta wyraźnie się zatrzymywał, by posłuchać albo przemyśleć to co już usłyszał.
        - Zabolało, to fakt - przyznał, jakby wcale nie było mu to w smak i wręcz czuł z tego powodu wstyd. - Zabolało, bo jesteś dla mnie bardzo ważny, a poczułem się przez moment, jakbyś ty tak mnie nie odbierał. Wiem, nie to chciałeś powiedzieć, ale moje myśli biegną często po takich mrocznych torach. Zwłaszcza w kwestiach, których nie znam. Które dopiero uczę się odbierać prawidłowo. Jak związki. Jak bliskość. Boję się cały czas popełnić błąd, bo nie chcę cię stracić, a jednocześnie tyle rzeczy mnie przeraża. Nie chcę byś podejrzewał mnie o takie zachowanie, bo chociaż nie potrafię jeszcze w pełni się przełamać, naprawdę bardzo mi na tobie zależy - zapewnił, patrząc na Aldarena z błaganiem w oczach, aby ten mu uwierzył. Z czułością pogłaskał go po policzku.
        - Jeśli znowu będę zachowywał się jak dupek albo zbolała księżniczka to po prostu mi to powiedz i nie bój się pytać co mnie ugryzło - poprosił go, uśmiechając się przy tym z czułością. Po chwili zabrał dłoń i paznokciem musnął ranę Aldarena by sprawdzić jak ten reaguje.
        - Maść już działa - mruknął, sięgając po chirurgiczne nożyczki i pęsetę. Przyjrzał się jeszcze raz szwom, delikatnie wodząc po nich palcami i lekko, naprawdę lekko je naciągając.
        - Niby wygląda na zrośnięte, ale skóra jest jeszcze bardzo delikatna - zauważył. - Zdejmę co drugi, jutro najwyżej resztę - oświadczył, zabierając się od razu do pracy.
        Zajmując się ściąganiem szwów Mitra miał czas, aby zastanowić się nad tym co kotłowało się w jego wnętrzu. O tym jak go ściskało w środku, gdy patrzył na półnagiego Aldarena leżącego w jego łóżku. To spojrzenie... Skrzypek pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak rozkoszne było jego spojrzenie, gdy Mitra go dotykał. Nekromanta zaś widząc je chciał jednocześnie by trwało, ale też się go obawiał - wiedział, z czym się wiązało. I wiedział też, że nie był na to gotowy. Pomijając ewentualne naruszenie rany wampira, nie mógłby go teraz nawet objąć. Nie bez ubrań, nawet jeśli tylko jeden z nich był półnagi. Chciałby go dotknąć w zupełnie inny sposób niż do tej pory, ale tak by w razie czego móc się wycofać. Nie wiedział ile zniesie nim puszczą mu nerwy. Nie chciał też drażnić Aldarena podejściem, że on może dotykać, ale już nie chce być dotykany. To takie egoistyczne z jego strony. Ale jednak... Aldaren był pierwszą osobą, której urodę Mitra faktycznie doceniał i której bliskości skrycie chciał zaznać. Może jako nastolatek podkochiwał się w kimś w lazarecie, ale tego nie pamiętał - jakby dopiero teraz budził się w nim pociąg, którego wcześniej nie odczuwał. I był on ściśle zafiksowany na skrzypku.
        Aresterra odetchnął, poprawiając się na swoim miejscu. Siedział lekko pochylony i przez to znowu zaczęły doskwierać mu plecy. Dłuższy czas było dobrze: to pewnie tabletki przestały działać. Nieźle się załatwił tym spaniem na ziemi, będzie musiał wziąć porządną, długą i gorącą kąpiel by go odpuściło.
        - To był ostatni - zapewnił Aldarena, odkładając narzędzia na bok. - Teraz to jeszcze raz przemyję…
        Mitra komentarzem opatrzył to, że już moczył sobie myjkę w ciepłej wodzie, by przystąpić do działania. Teraz pocierał bliznę nieco śmielej, bo już nie było tyle nici, o które mogłaby haczyć, nadal jednak dokładał wszelkich starań, by oszczędzić skrzypkowi bólu i dyskomfortu.
        - Niech ci więcej do głowy nie przyjdzie, że potraktowałeś mnie okropnie - poprosił go, wodząc myjką po lekko zaróżowionych miejscach, z których usuwał szwy. - Bo właśnie tylko ty jeden w moim życiu tak mnie nie traktujesz. I choć często się złoszczę i izoluję, te dni które spędzam z tobą są najszczęśliwsze w moim życiu - zapewnił go, patrząc mu z powagą w oczy. Później odłożył myjkę i sięgnął po kolejny słoiczek z maścią.
        - Ta jest na lepszą regenerację tkanek, by blizna była miękka... Niestety chyba i tak zostanie jakiś ślad, ale spokojnie, dla mnie nadal będziesz najpiękniejszy na całej Łusce - oświadczył, nabierając odrobinę specyfiku na palce i zaczynając wcierać go w ranę. Nie patrzył jednak na to co robił, a na reakcje Aldarena.
        - Ren... - zagaił go. - Czy... Lubisz mój dotyk? - zapytał, nie wiedząc jak inaczej ubrać w słowa to co go nurtowało. - To... Będzie za wiele, czy... mogę? - upewnił się drżącym głosem, wyciągając rękę w stronę torsu swojego ukochanego, patrząc to na swoje palce to na jego twarz. Serce biło mu tak mocno, że chyba słyszeli go nawet sąsiedzi.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Szczerze lordowi dziękuję i z góry przepraszam za fatygę. Chciałbym jednak lepiej sobie przyswoić warunki umowy by móc bez zbędnej zwłoki podjąć decyzję. Proszę przekazać gońcowi, by wszelkie dokumenty przekazał do rąk jednego z moich sług jeśli zdarzy się, że nie będzie mnie w tym czasie w zamku - poprosił zawiadamiając od razu zawczasu o możliwości zaistnienia takiej sytuacji. W zamku nie zamierzał siedzieć nie wiadomo ile, tym bardziej, że po propozycji jaką usłyszał od Alexandra czuł się jakby górski troll przywalił mu prawym sierpowym w brzuch. Ciężkie do zniesienia dla skrzypka było też to, że Czystokrwisty z taką lekkością wyskoczył ze swoją propozycją regularnego opłacania dostarczanych mu ciał zmarłych ludzi, jakby to była zwykła, zwierzęca tusza z pierwszej lepszej ubojni. Rozumiał, że wampiry czystej krwi były innej mentalności i miały inny stosunek do ludzi, ale skrzypkowi nadal nieprzyjemnie się słuchało o tego typu kwestiach. Dla niego byli to nadal ludzie, którzy bez względu na stan majątkowy, czy to jak liczną mieli rodzinę, bądź ilu znajomych zasługiwali na godny pochówek. W końcu śmierć miała być jedyną sprawiedliwością na tym łez padole, czyż nie?
        Aldaren był już wykończony tym dniem dlatego nie chciał czekać na gońca, choćby Turilli zapewnił, że chłopak przybędzie z dokumentami za pół godziny. Oczywiście, gdyby wprost powiedział, że mimo wizyty jego służącego z potrzebnymi papierami, skrzypka w domu i tak nie będzie, było by to sporym nietaktem i o ile Alexander nie poczuł się przez to zlekceważony, zacząłby zapewne naciskać na to, by Aldaren podał mu adres miejsca, w którym zastałoby się lazurowookiego. Z tym skrzypek wolał nie ryzykować, bo kręcenie mogłoby się spotkać z mało grzecznym przejrzeniem myśli pana tutejszych włości, a przez to na pewno dowiedziałby się, gdzie skrzypek się ukrywa i dlaczego, ale przede wszystkim kim tak naprawdę był jego "ochroniarz" i co go z nim łączyło. A tak, zawiadamiając od razu, że "może się tak zdarzyć", było po prostu dużo bezpieczniej.
        - Postaram się jak najszybciej poinformować lorda o podjętej przeze mnie decyzji - powiedział szczerze po odprowadzeniu go do powozu na dziedzińcu i skłonił mu się w wyrazie głębokiego szacunku. Może i był podobnie jak Alexander lordem, ale biorąc pod uwagę to, że nie był wampirem od urodzenia, był jedynie zwykłą płotką, przy tym szczupaku, czy więc chciał, czy też nie, szacunek Czystokrwistym musiał okazywać zawsze i wszędzie. W przeciwnym wypadku miałby masę nieprzyjemności, a jego żywot raczej byłby krótki i mógłby nigdy nie poznać Mitry.

        Choć się ze wszystkich sił starał rozluźnić po zniknięciu powozu Turilliego za bramą posiadłości, nie było to tak proste jak by się mogło zdawać. Od myślenia o tym, że miałby dostawać pieniądze za wydawanie nekromancie "bezimiennych" zmarłych pacjentów, skręcało go w żołądku i nawet obecność ukochanego, jego bliskie towarzystwo nie było w stanie uwolnić grajka od tych nieprzyjemnych nudności.
        Kiedy odpowiadał na pytanie odnośnie tematu ich rozmowy i powodów spotkania, zdołał się po prostu skupić i złagodzić mdłości.
        - Chciałem mu odmówić od razu jak tylko usłyszałem w czym rzecz, ale on rozwinął wtedy są sprawę wchodząc w szczegóły i... nie byłem już taki pewien swojej odmowy. Podrzucił właśnie głodującemu kawałek chleba z okruchem szkła w środku - westchnął ciężko po rzuceniu tej metafory jakże trafnej, bo choć plusy są kuszące, to jednak wciąż pozostają te miej przyjemne kwestie. Zgoda była opłacalna i to jak diabli, ale zjadając ten bochenek mógł się zatruć i wtedy nie byłoby już tak miło. - Nie jest to decyzja, którą można podjąć zaraz po usłyszeniu propozycji. Poprosiłem o przesłanie dokładnej treści umowy, obiecał załączyć również opinie ich prawników. Nie martw się, dam ci do wglądu te dokumenty, na ten jednak moment nie chcę o tym już myśleć, a po prostu wrócić do domu - powiedział z błagalną nutą w głosie, z resztą jego zmaltretowany wzrok mówił sam za siebie.
        - Dziękuję - odpowiedział z niemałą wdzięcznością, gdy Mitra pozwolił mu zająć się sprawą cienia już jutro. W ramach podziękowań nieco się nawet rozchmurzył i posłał ukochanemu ciepły, delikatny uśmiech.
        Nim jednak opuścili teren szpitala, Aldaren rzeczywiście przywołał jakiegoś demona, który miał stanąć przed wejściem do zamku i oczekiwać przybycia gońca, by po tym odnieść dokumenty do salonu na poddaszu i po wykonaniu swojego zadania powrócić do Otchłani.

        W domu już, na odpowiedź blondyna odnośnie jego delikatności wobec wampira, Aldaren pokręcił głową z czułym uśmiechem i pełnym miłości wzrokiem spojrzał na niego.
        - Nawet wtedy starasz się być delikatny, a to mi wystarczy - odpowiedział pogodnie, dumny ze swoich przekonań i z charakterystycznym, może nieco aroganckim uśmiechem, który jednoznacznie dawał do zrozumienia, że skrzypek w tej kwestii swojego zdania nie zmieni. Nie mniej czułe głaskanie przyjął z zadowoleniem od razu i do tego nie miał żadnych obiekcji. Nawet spojrzał na błogosławionego lekko urażony, gdy ten według nieumarłego stanowczo za szybko przerwał swoje pieszczoty. Zaraz jednak w jego lazurowych oczach zatańczyły rozbawione chochliki.

        W sypialni ożywił się, zaniepokojony motywacjami jakimi mógł się kierować Mitra, gdy zaczął rozpinać wampirowi koszulę. Na szczęście te podejrzenia szybko zostały rozwiane i zastąpiły je rzetelne wyjaśnienia. Dzięki temu Aldaren był w stanie się rozluźnić i w pełni oddać do dyspozycji niebiańskiemu partnerowi.
        Było to niestety igranie z ogniem i to nie byle jakim, bo ogniem namiętności i palącego pożądania. To, że Aldaren był wykończony psychicznie po spotkaniu z Alexandrem, nie było żadną gwarancją na to, że instynkt i żądza nie przejmą nagle nad nim kontroli. Co prawda obecnie miał wszystko pod kontrolą, choć się niemalże rozpływał z przyjemności. Nie mógł jednak mieć pewności, że przy kolejnym uderzeniu serca po prostu nie rzuci się na nekromantę. Obecnie obaj prosili się o kłopoty, ale skrzypek nawet o tym nie myślał, pochłonięty czymś dużo przyjemniejszym. Oddał się w pełni relaksującemu dotykowi Miry, wcierającego mu w bok maść znieczulającą.
        - Dziękuję - wymruczał z prawdziwą rozkoszą w głosie, nie wiedząc do jakiego rozbicia doprowadził niebianina swoim płonącym, rozanielonym spojrzeniem.
        By jednak nie ryzykować za bardzo, że całkiem się odda przyjemności, postanowił podjąć rozmowę, coby nie musieli w ciszy czekać na to, aż maść w końcu zacznie działać na jego ranę. Uświadomił sobie, że póki była okazja i jeszcze szansa, powinien przeprosić ukochanego za to jak wcześniej się zachował, a przede wszystkim za to jak go zranił.
        - Wiem, że ci na mnie zależy, okazujesz mi to na każdym kroku przełamując swoje lęki. Już ci to nie raz mówiłem, mógłbym czekać na ciebie i całą wieczność, bylebyś tylko był szczęśliwy i się niczego nie bał. Dlatego staram się kwestię przesuwania granic zostawić wyłącznie tobie. Przepraszam, że się wtedy przeze mnie źle poczułeś. Wierz mi, nie ma w moim życiu nikogo ważniejszego od ciebie i mógłbym za to oddać swoją duszę Władcy Czeluści. Wiem, że nie zawsze to udowadniam, ale zrobię wszystko byleby tylko cię nie stracić. Nie chcę jednak trzymać cię przy sobie na siłę, bo nie dość, że będę taki sam jak mój mistrz, to jeszcze nigdy nie ujrzałbym przez coś takiego u ciebie prawdziwego szczęścia. To właśnie dlatego, zostawiam tyle luzu w swoich objęciach. Byś mógł ode mnie w każdej chwili uciec jeśli zajdzie taka potrzeba. - I znów rzucił metaforą, choć ta miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości i ich relacji, acz nie była dosłowna, bo przecież Aldaren mocno Mitry nie przytulał z zupełnie innych powodów, acz ten również się tam znajdował.
        - Zachowywanie się jak dupek bardziej mnie dotyczy, niż ciebie, ale... Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, mój kochany Mitro. Od tej chwili jeśli będzie coś nie tak po prostu zapytam, by móc problem załatwić polubownie - przystał bez zastanowienia na jego prośbę i odwzajemnił uśmiech, wtulając policzek w jego dłoń.
        Zaraz jednak sapnął z przekąsem, gdy nekromanta, przesunął swoim paznokciem po jego ranie. Wampir wydawał się być niezadowolony i zawiedziony, ale oprócz tego nie było widać żadnych oznak, że go zabolało.
        - Cholerna maść. To pewnie było miłe uczucie, a ja nic nie poczułem - jęknął zrozpaczony i zaraz się uśmiechnął niewinnie, nie powiedział jednak głośno, że następnym razem nie chce tej maści, by móc czuć długie, delikatne palce partnera na swojej skórze. W sumie... to mogłoby dość dziwnie zabrzmieć, a przez to Mitra by się tylko spłoszył i cały nastrój i miłe wizje trafiłby szlag. Nie mógł do tego dopuścić, dlatego wolał w tej sprawie trzymać języka za zębami.
        - Nie mam nic przeciwko - zgodził się pogodnie. Szczerze to przy tak doskonałej opiece zaproponowałby, aby ściągać jeden dziennie, byleby tylko Mitra nie przestał go tak rozpieszczać. Bał się, że gdy rana się już w pełni zagoi... takie chwile powtórzą się jedynie w skrzypkowych snach. Nie lubił kiedy Mitra się o niego martwił, ale jeśli bycie pokiereszowanym było jedynym sposobem na takie czułości z jego strony...
        Przez cały zabieg leżał spokojnie obserwując z rozmarzeniem zręczne ruchy dłoni ukochanego oraz całą ich pracę. Nie miał łatwego zadania z utrzymaniem swoich pragnień pod kontrolą, zwłaszcza, że zaczął myśleć o tym, z jaką łatwością te świetliste dłonie mogłyby doprowadzić go do szaleństwa i w jakiej sytuacji. Przez to nie zwrócił uwagi na to, kiedy nekromanta pozbył się ostatniego z zaplanowanych na ten dzień szwów. Westchnął lekko, lecz wcale nie w złych intencjach, gdy blondyn zaczął znów przemywać jego ranę.
        - Nawet nie wiesz jak miło mi słyszeć to, że jesteś szczęśliwy, zasługujesz na to - powiedział łagodnie, patrząc na niego z czułością, choć w jego wnętrzu szalały ognie piekielne. - Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że mogę co dzień podziwiać błękit twoich oczu i burzę złotych loków, że obdarzyłeś akurat mnie swoim zainteresowaniem i miłością, cały czas mam wrażenie jakby to był tylko, choć najpiękniejszy w moim życiu, sen, który brutalnie się zakończy i odejdzie w zapomnienie gdy tylko otworzę oczy. Jeśli to jest prawda z tym snem, nie chcę się z niego budzić już nigdy - mruknął rozanielony, choć niebianin tylko przecierał mu znieczulony bok myjką.
        - Nie tak jak ty, mój najdroższy Mitro - odparł z uwodzicielskim uśmiechem i kiwnął głową na informację odnośnie właściwości smarowidła. Co prawda specyfik nie był konieczny, bo jutro po wyjściu od Nihimy rana będzie już dużo bardziej podgojona, ale nie mógł o tym powiedzieć ukochanemu. Mógłby się poczuć zazdrosny, choć Aldaren wyłącznie dla dobra błogosławionego chodził do zaprzyjaźnionej oberżystki by się posilić. Na pewno była by z tego niemała awantura, dlatego póki co wolał o tym Mitrze nie mówić. Poczeka na odpowiedni moment. Uśmiechnął się ciepło, z wdzięcznością do partnera, by ten wiedział, że choć obecnie wampir nie czuł w tym miejscu jego dotyku, to mimo wszystko doceniał troskę blondyna i starania bycia delikatnym.
        Gdy został zagajony, spojrzał na niebianina łagodnie, okazując tym swoją uwagę i zachęcając w ten sposób by mówił śmiało i się nie bał. Pytanie jakie padło zaskoczyło nieumarłego i zawstydziło, czego nawet nie próbował ukryć. Zarumienił się i odwrócił spojrzenie w bok ale to było wszystko, bo gdy tylko oswoił się z pytaniem (po tym również następnym), utkwił na nim ponownie swój wzrok, czule się uśmiechając.
        - Jest przyjemnym dodatkiem, do tego co kocham najbardziej na świecie. A raczej kogo - uśmiechnął się uwodzicielsko. - Jest jak przyjemna tortura, od której z jednej strony chciałbym uciec, bo wiem czym się skończy jeśli tylko się jej poddam, ale z drugiej pragnę by zawsze trwała. Nie wiem jak to wytłumaczyć... - westchnął nieco zakłopotany, czego dowodem było zaraz to, że podniósł rękę jakby chciał podrapać się po karku. - To bardzo miłe i uzależniające uczucie, które jednak nie jest potrzebne, przynajmniej mi, do pełni szczęścia. Wystarczy, że jesteś obok mnie - dodał, choć nie do końca mówił prawdę. Chciałby by Mitra nigdy nie przestawał go dotykać i to nie ważne w jaki sposób i jakiej sytuacji. Ciepło jego palców przynosiło ukojenie w bólu i choć wisiało ryzyko zerwania się z łańcuchów żądz nieumarłego, pragnął wiecznie czuć na sobie jego dotyk.
        Po jego drugim, jeszcze bardziej niepewnym pytaniu, wyciągnął w jego stronę dłoń i uśmiechnął się pokrzepiająco, a nawet z niemą prośbą o to by mu zaufał i się nie bał. Gdy tylko nekromanta skierował swoją rękę w stronę wampira, ten od razu delikatnie ją pochwycił i przyłożył do swojego serca. Chwilę przytrzymał, by Mitra się oswoił z tą zapewne niezbyt komfortową dla siebie sytuacją, a po tym puścił dłoń ukochanego i pozwolił mu na samotne zwiedzanie swojej skóry na torsie. Przymknął oczy i cicho mrucząc oddał się tej przyjemności. Choć zdawał się być rozluźniony, mięśnie miał nieznacznie napięte, ale przecież w przeciwnym wypadku, gdyby zrelaksował się tak całkiem... Mitra nigdy by mu nie wybaczył, tego co wampir by zrobił gdyby stracił kontrolę. W pewnym momencie oddech mu nieco przyspieszył, a wtedy otworzył oczy i spojrzał na ukochanego płomiennym od pożądania wzrokiem, w którym połyskiwała nutka szaleństwa. O tak, takie tortury potrafiły doprowadzić do obłędu, zwłaszcza, gdy trzeba było trzymać przy tym w ryzach swoje emocje.
        - Wystarczy - sapnął cicho, bardzo cicho, co mogłoby zostać zinterpretowane jako głośniejsze westchnięcie. Nie trzeba było chyba mówić jak dobrze było wampirowi od pieszczot ukochanego.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Naturalnie, to słuszna decyzja, pochwalam znacznie bardziej niż zgodę w ciemno - zgodził się Alexander. - Oczywiście nigdy bym lorda nie oszukał ani nigdy nie złamał prawa, które współtworzył mój ród, ale pozwolę sobie zacytować ludowe przysłowie: kochajmy się jak bracia, liczmy się jak krasnoludy. O gońca zaś proszę się nie martwić, poradzi sobie - dodał na koniec, niedbałym ruchem ręki zbywając temat. W końcu za to płacił swoim ludziom, by dostarczyli wiadomość bez względu na okoliczności. Nie wiedział przy tym, że Aldarenowi wcale nie chodziło o ułatwienie pracy komukolwiek, a o zachowanie dyskrecji i uniknięcie niewygodnych pytań.

        - Nie myśl o tym teraz - uspokoił go później Mitra, gdy skrzypek opowiedział o swoich rozterkach. - Pomogę ci jak będę mógł z tym prawniczym bełkotem, a w razie czego wiem u kogo można zasięgnąć rzetelnych konsultacji z dziedziny Kontraktów - dodał, mówiąc pokrzepiającym, ale nie za bardzo optymistycznym tonem. Mitra nigdy się specjalnie nie cieszył, a teraz też nie miał ku temu powodów, ale nie był tak zniesmaczony i przerażony jak Aldaren. Cóż, jako nekromanta wyszedłby na hipokrytę, gdyby oburzał się na propozycję Alexandra Turillego.

        Rozmowa, która toczyła się później, podczas opatrywania rany skrzypkowi, była dla Mitry bardzo oczyszczająca i miła. Cieszyła go szczerość, której dawno nie doświadczył. A słowa Aldarena sprawiały, że Mitra patrzył na niego z olbrzymią czułością i wdzięcznością. Niewiele brakowało, by go uściskał albo wręcz przeciwnie - nie potrafiąc znieść tej ilości emocji, obróciłby z zawstydzeniem wzrok. Wytrzymał jednak, cały czas patrząc na ukochanego.
        - Dziękuję - szepnął, bo gardło miał jednak ściśnięte. - I wierz mi, udowadniasz. Właśnie tym, że tak się liczysz z moim zdaniem i moimi lękami…
        Mitra sprawiał wrażenie, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Uśmiechnął się przepraszająco, bardzo subtelnie, po czym wrócił do pracy. Sprawdził, czy Aldaren jest już wystarczająco znieczulony, a jego komentarz sprawił, że parsknął i pokręcił głową. Kawalarz…
        - Kiedyś powtórzymy to bez maści - obiecał błogosławiony. I w sumie nie rzucił słów na wiatr, gdyż niedługo potem w bardzo podobny sposób…
        Aldaren po raz kolejny użył magicznego zaklęcia - zwrotu “mój kochany Mitro” - które sprawiło, że uwaga nekromanty momentalnie skupiła się całkowicie na nim i nawet nie umiał wrócić do opatrywania rany. Patrzył jak urzeczony na skrzypka i słuchał tej jego złożonej metafory z czułością w oczach. A gdy już Ren skończył mówić, Mitra przyjrzał mu się i wyciągnął rękę do jego ramienia, ale zaraz teatralnie ją cofnął.
        - Wiesz, ponoć uszczypnięcie pozwala sprawdzić, czy się nie śni, ale nie po to cię wcześniej znieczulałem, by teraz sprawiać ci ból - wyjaśnił cwaniackim tonem. - Ale nie masz się o co martwić, o ile uwierzysz mi na słowo, że to jawa, nie sen… I że nigdy się z niego nie obudzisz - dodał, starając się, by jego słowa zabrzmiały jak groźba, oczywiście słodka, ale jednak groźba. W końcu Aldaren nie miał z nim łatwo.

        Mitra od razu wiedział, że swoim pytaniem trafił w czuły punkt. Powinien dać Aldarenowi chwilę na zebranie się, może odwrócić wzrok, by go nie krępować… Ale niech to, nie potrafił. Wampir wyglądał tak rozkosznie, że trudno było oderwać od niego wzrok. Tym bardziej Mitra chciał usłyszeć jego odpowiedź - spodziewał się trochę co usłyszy, ale chciał się w tym utwierdzić. A jednak Aldaren zdołał go zaskoczyć, bo z początku nekromanta nie rozumiał tych słów o dodatku. Dodatek do czego? Ach… Mitra nie umiał powstrzymać uśmiechu, choć przez to, że założył wtedy włosy za ucho nie było tego tak dobrze widać. Później jednak spojrzał na skrzypka bystro, lekko pokiwał głową na znak, że jednak wie co skrzypek miał na myśli. Czuł dokładnie to samo, takie samo rozdarcie. To mrowienie w środku, które z jednej strony było szalenie przyjemne, a z drugiej wzbudzało niepokój. Może u każdego z nich te emocje były wymierzane w innych proporcjach, ale sens był ten sam. Przynajmniej Mitrze tak się wydawało.
        - Rozumiem - zapewnił więc ukochanego. - Naprawdę rozumiem.
        I choć wiedział, że w ten sposób trochę prowokuje Aldarena, zadał to pytanie. Nie umiał mu się po prostu oprzeć, chciał spróbować… Jego ukochany nie od razu odpowiedział. Tajemniczo się uśmiechnął, wyciągnął do niego rękę. Błogosławiony podał mu dłoń zastanawiając się co teraz nastąpi - czy Aldaren się zgodzi, czy może poprosi, by tego nie robił i tylko potrzyma go za rękę. Głęboko nabrał tchu, gdy skrzypek położył jego dłoń na swoim torsie. Było mu łatwiej, gdy wampir nakrył jego rękę swoją - dało się wyczuć, jak mięśnie jego przedramienia się rozluźniały. I gdy Aldaren go puścił, Mitra nie zabrał dłoni. Spojrzał wampirowi w oczy, jakby chciał go ostrzec, po czym spojrzał z powrotem na swoją rękę i powoli przesunął ją ku górze. Uczucie było… niezwykłe. Niby tyle razy kogoś dotykał robiąc opatrunki, ale to było coś zupełnie innego. Chłodna, sprężysta skóra Aldarena, jego mięśnie, tak pięknie wyrzeźbione, lekko napięte (błogosławiony nie do końca był świadomy co było tego przyczyną)... Mitra nieświadomie przygryzł wargę, gdy jego palce natrafiły na obojczyk Aldarena. Chwilę się wahał, po czym cofnął dłoń. Uniósł ją lekko - wodził po jego torsie samymi opuszkami palców, z przyjemnością poznając kontury mięśni, ich krzywizny…
        - Wystarczy…
        Mitra zatrzymał dłoń słysząc wezwanie swojego ukochanego, ale nie zabrał jej. Wręcz przeciwnie, położył ją całą powierzchnią na jego torsie i patrzył na niego. Nie był pewny czy dobrze usłyszał, a ton głosu Aldarena był… Zupełnie inny. I bardzo przyjemnie dźwięczał w uszach Mitry. Dostrzegł jednak w oczach ukochanego boleść i w końcu zabrał dłoń, samemu odwracając wzrok, by nie było widać tego jak płonęły. Pod palcami nadal jednak czuł wspomnienie skóry ukochanego, które wzmogło się, gdy ponownie na niego spojrzał.
        - Nie będę cię już torturować - zapewnił głosem, w którym słychać było odrobinę nieśmiałości i dużą dozę satysfakcji, którą trudno było nekromancie ukryć. - Pójdę się przebrać i zaraz do ciebie wrócę - zapewnił, uznając, że oboje potrzebują chwili oddechu. Już podnosił się by wstać, nagle jednak poruszył się w zupełnie inną stronę. Nachylił się do Aldarena i patrząc mu w oczy położył znowu dłoń na jego torsie. Oparł się na niej, gdy przechylał się, aby złożyć na jego wargach bardzo krótki, ale niemożliwy do przeoczenia pocałunek. Niemal natychmiast po tym wstał, jakby zaskoczony tym co zrobił, po czym złapał za tacę z przyborami, obrócił się i szybko wyszedł z sypialni.

        Już na korytarzu Mitra przekazał tacę czekającemu tam manekinowi, który miał zająć się sprzątaniem, po czym sam zasłonił sobie usta obiema dłońmi, aby stłumić ciężki oddech. Co on zrobił? Co też przyszło mu do głowy? Ale nie naprawdę, to było silniejsze od niego, bo gdy widział to rozpalone spojrzenie Aldarena wprost nie umiał się powstrzymać, by nie podsycić w nim tego ognia… Przyjemna tortura, tak to nazwał jego ukochany? Tak… Dla nich obojga. Mitra dopiero teraz czuł jak trzęsły mu się ręce, lecz każde wspomnienie tego jak skrzypek na niego patrzył i jak przyjemnie było ukraść mu ten jeden pocałunek wywoływało w nekromancie dreszcze, których nigdy wcześniej nie czuł. Niezwykle przyjemne, ale też zbyt męczące, by się im poddać.
        W łazience Mitra szybko zrzucił z siebie ubrania, a później opłukał twarz zimną wodą. To trochę przywróciło mu trzeźwe myślenie, naprostowało jego myślenie na stare tory… Co niestety nie do końca było dobre. Zaraz naszły go wątpliwości czy nie był złośliwy w stosunku do Aldarena i zbytnio napastliwy. Nie zrobił tego ze złych pobudek, pamiętał, że dla niego to “tortura”, jak sam to nazwał, ale też chyba jakaś przyjemność? Mitra zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie byłoby łatwiej, gdyby zrobił jeden duży krok, za rok, dwa czy kiedy to nastąpi po prostu poszedł na całość, a nie tak powoli przesuwał się coraz dalej… Nie wiedział co byłoby lepsze dla jego ukochanego. Cały czas powtarzał mu, że będzie czekał ile będzie konieczne, ale to nie o to chodziło, by w międzyczasie go drażnić.
        Mitra po raz kolejny przemył twarz zimną wodą. Przebrał się jak do snu i nie zwlekając dłużej wrócił do Aldarena. Wszedł do środka cicho jakby spodziewał się, że jego ukochany już śpi, po czym przysiadł na brzegu łóżka. Widać było, że coś go gryzło.
        - Przepraszam za tego całusa sprzed mojego wyjścia - mruknął z lekkim wstydem. - To było nie w porządku, że tak cię męczyłem… Nie mam na swoje usprawiedliwienie nic poza tym, że dopadła mnie chwila słabości i nie potrafiłem ci się zwyczajnie oprzeć. Od teraz postaram się już lepiej nad sobą panować i już cię tak nie drażnić.
        Dopiero gdy Mitra wylał z siebie to co mu gniotło wątrobę, wsunął się pod kołdrę obok Aldarena - jakby czekał, czy wampir mu wybaczy ten wybryk. Teraz już był spokojniejszy i nie da się tak ponieść tym instynktom, które się w nim budziły, których tak się obawiał. Bliskość ukochanego była jednak czymś, czego nie chciał sobie odmówić, dlatego przysunął się do niego.
        - Lepiej się czujesz? - zapytał, mając na myśli nie tylko jego ranę, ale również to jak zmaltretowany był po rozmowie z Alexandrem. Nie zamierzał wracać do tego tematu, o ile jego ukochany go nie podejmie, chciał tylko poznać jego samopoczucie.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - One tworzą mojego ukochanego Mitrę, nie mógłbym ich zlekceważyć nie lekceważąc przy tym ciebie - odpowiedział z prawdziwą czułością nie tylko w głosie, ale również w oczach. Widział, że jego partner chciał coś jeszcze dodać, ale się przed tym powstrzymał, na co Aldaren jedynie się łagodnie uśmiechnął.
        Zaraz się jednak ożywił z tego pełnego miłości stanu i zaśmiał się z rozbawieniem. Już chciał rzucić uwagą, że ciężko będzie mu znaleźć drugiego Zabora, po tym jak się z nim rozprawi, by ten raz jeszcze dźgnął wampira, ale podchodziłoby to po pierwsze pod łapanie za słówka, czego skrzypek postanowił się całkiem wyzbyć, a poza tym Mitra po usłyszeniu takiego komentarza mógłby się wycofać ze swojej słodko-ostrej obietnicy i pozostałoby biednemu nieumarłemu obejście się jedynie smakiem. A tak mógł mieć nadzieję, że Mitra przy jutrzejszym zdejmowaniu mu szwów wywiąże się ze swojej obietnicy. Nie pomyślałby jednak, że mogłoby to nastąpić szybciej i że na myśli nekromanta miał coś nieco innego. Dużo przyjemniejszego niż dotykanie wampira wyłącznie podczas zabiegu, jak zwykłego pacjenta, jakich pewnie wielu wyszło spod skalpela blondyna.
        - Już nie mogę się doczekać - rzucił z pogodnym uśmiechem, nadal nie mogąc uwierzyć w szczęście jakie go spotkało. Nigdy nie przypuszczałby nawet, że będzie z kimś tak wspaniałym jak błogosławiony, przecież przez to wszystko co w życiu zrobił nawet na niego nie zasługiwał, a mimo wszystko... Oni... Miał zamiar trzymać to szczęście w rękach jak najdłużej, bez względu na cenę, nawet gdyby miał się nim zachłysnąć. To była by wspaniałą śmierć. Ale! Za dużo by przy tym stracił, nie chciał rezygnować z tego co mógłby mu jeszcze dać Mitra. Zwłaszcza, że niebianin dopiero się rozgrzewał.
        Zaśmiał się kolejny raz i nawet pokręcił głową, gdy blondyn dramatycznie w ostatniej chwili zabrał swoją dłoń, jakby nagle się ocucił i uświadomił sobie, że może stać się coś strasznego, gdy tylko dotknie nieumarłego.
        - I to ja podobno jestem wariatem - rzucił nekromancie doskonale pamiętając, jak ten kilka razy tak nazwał skrzypka, a sam teraz wyczynia? Czyżby i on zwariował tyle, że na punkcie wampira? Na Prasmoka! To cholerstwo było strasznie zaraźliwe, czyżby Maurii groziła nowa epidemia?
        - Piękna obietnica, trzymam cię za słowo najdroższy - zamruczał rozanielonym tonem, oczywiście nie będąc w stanie odebrać słów partnera jako groźby. No bo jak? Co to za groźba, z której spotkają go same przyjemności i będzie jak w siódmym niebie? Poza tym taki przystojny, uroczy i chwytający za serce mężczyzna i groźby? Nieee, kategorycznie to się ze sobą nie łączyło.

        Aldarenowi było niezwykle przyjemnie. Owszem, Mitra go zaskoczył swoim pytaniem i nieco zawstydził, ale było to warte tego, co nastąpiło po tym. Wampir niemalże się rozpływał pod jego dotykiem, a pożądanie w niemalże boleśnie się rozrosło. Nie chciał by Mitra przerywał, pragnął zedrzeć z ukochanego ubrania, złączyć się w namiętnym tańcu dwojga ciał i kazać mu kontynuować dawkowanie tego odurzającego, odbierającego rozum i mącącego zmysły narkotyku, ale nie chciał by nekromanta się do niego zraził. Przecież wampir cały czas powtarzał, że poczeka cierpliwie na jego ruch, że odda mu w pełni inicjatywę i jedynie, nawet biernie jeśli będzie takie życzenie blondyna, dostosuje się do jego rytmu i tempa. Nie mógł wyjść na kłamcę. Zawiódłby tym tylko niebianina i najpewniej straciłby już na zawsze jego zaufanie. Nie wspominając, że w zamian Mitra by go najpewniej znienawidził i cały czar by prysł jak bańka mydlana. Właśnie dlatego postanowił przerwać wbrew swojemu pragnieniu, nie ufał sobie, nie na tyle by pozwolić partnerowi na tego typu pieszczoty w nieskończoność. Wolał to przerwać, powiadomić o tym jeszcze gdy był w stanie osiągnąć to bez żadnych konsekwencji.
        Mitra jednak, nie wydawał się być tym zbyt zachwycony i Aldarenowi urosła nieprzyjemna gula goryczy w gardle. Nim zdołał ją przełknąć i w końcu odzyskać zdolność mowy, Mitra się pierwszy odezwał, wstał i skierował się do wyjścia, lecz zaraz zmienił swój cel i... z zaskoczenia obdarował wampira namiętnym pocałunkiem. Skrzypek był tak zszokowany tym co właśnie się stało, że nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że z jego gardła wydobył się pełen przyjemności i palącego, dzikiego pragnienia jęk pod koniec pocałunku, gdy nekromanta dał mu wypuścić powietrze.
        Leżał oszołomiony z pustką w głowie i rozwartymi lekko ustami, nie słysząc ani oddalających się kroków ukochanego, ani zamykających się za nim drzwi od pokoju. W uszach szumiała mu krew, a mu się zdawało jakby jego ciało niemożliwie przybrało na wadze tak, że nie mógł nawet zamrugać powieką. Czuł się jak sparaliżowany. To było... On... Na Mitry...
Aldaren powoli usiadł oddychając głęboko jakby miał z tym trudności, nie wiedząc, że jego oczy zaczęły zachodzić czerwienią. Gardło go paliło jakby wypił roztwór srebra wymieszany z gęstą, gorącą jak samo piekło magmą, a kły bolały niczym rwane właśnie przez najbardziej psychopatycznego cyrulika jakiego Prasmok mógłby sobie tylko wyśnić. Spojrzał z głodem w oczach na swoją podtrzymującą głowę rękę i nim zorientował się co robi, miał już zanurzone głęboko zęby we własnym nadgarstku i pił łapczywie. Zawładnęła nim jego natura, dla której nie było znaczenia czyją krew pił, liczył się jedynie jej smak i to wspaniałe uczucie, gdy kły przebijają skórę, by utkwić głęboko w gorącym, ciasno opasającym je ciele.
        Po kilku łykach zdołała mu wrócić jasność umysłu i wycierając dłonią usta, a po tym zlizując z niej smugę krwi, cieszył się, że blondyn wyszedł. Spojrzał na swój nadgarstek, dwie niewielkie ranki już zaczęły się zasklepiać, ale sama ręka w tym miejscu mimo wszystko była lekko napuchnięta i zaczerwieniona. Będzie miał jutro najpewniej siniaka w miejscu ukąszenia (cena za zbyt brutalne wgryzienie się i łapczywe picie), ale tragedii nie było. Tym bardziej, że po "śniadaniu" u Nihimy nie będzie już żadnych dowodów po tym co zrobił.
        Chwilę przed przyjściem Mitry, położył się z powrotem i położył pogryzioną przez siebie rękę na zamkniętych oczach. Oddech mu się już uspokoił, ciągnące go do szaleństwa emocje się unormowały, oczy również odzyskiwały swój dawny kolor. Tak, że gdy jego luby w końcu przekroczył próg, Aldaren był już w pełni spokojny, jakby chwilę temu z takim obłąkaniem nie wgryzał się we własną rękę, jakby ta cała przyjemność jaką sprawił mu Mitra tą wędrówka swojej dłoni po jego piersi, w ogóle nigdy nie miała miejsca.
        Przesunął dłoń na swoich oczach tak, że jednym mógł obserwować blondyna i uśmiechnął się do niego ciepło z początku, lecz uśmiech ten szybko zszedł mu z twarzy, gdy dostrzegł, że coś gniotło mu bebechy i nie był to wcale zimny śniadanio-obiad. Uważając na ranę podniósł się powoli do pozycji siedzącej i nie odrywał od niego swojego wzroku.
        - Mitra... przepraszam, że poprosiłem byś przerwał - powiedział ze skruchą w tym samym momencie, w którym podjął się przeproszenia go niebianin.
        - Czekaj. Co? Nie! - rzucił żywo, gdy reszta słów blondyna już nie została zagłuszona jego własnymi. - Ty mnie w ogóle nie męczyłeś. To było bardzo przyjemne i żałuję, że cię od tego oderwałem, ale... - odwrócił wzrok z zakłopotaniem drapiąc się po karku i potylicy prawą (pokąsaną) dłonią. Spojrzał zaraz na niego z pewnością siebie i łagodnie się uśmiechnął (dotarło do niego, że Mitra mówił o tym pocałunku przed swoim wyjściem z pokoju). Pokręcił głową. - Nawet nie próbuj się powstrzymywać, to ja powinienem nad sobą panować, w końcu ty się dopiero tego wszystkiego uczysz, a mi naprawdę przyjemnie jest być twoim obiektem do ćwiczeń. Obiecuję następnym razem pozwolić ci przerwać z własnej woli. A jeśli coś będzie nie tak, po prostu cię o tym poinformuję tak jak chwilę temu. Możesz mi zaufać - zapewnił uprzejmie, mając nadzieję, że Mitra jednak zmieni zdanie i nie przestanie nawet w najmniejszym stopniu być ze swoimi czynami taki sam jak obecnie. Że nie będzie bał się pytać i proponować, podejmować się takich pieszczot i sprawdzać jakie one reakcje wywołują. Zaraz się do niego zbliżył i delikatnie ujął jego policzek, by złożyć troskliwego buziaka na drugim.
        - Dziękuję bardzo za ten pocałunek, byłem nim mile zaskoczony, zwłaszcza, że sprawił mi masę przyjemności - zamruczał uwodzicielsko, po czym "puścił" ukochanego i z powrotem się położył. Nie sądził, że kilka oddechów później tak samo postąpi i jego luby. I to jeszcze się do niego przysunie pod przykryciem. Strasznie wampira korciło, by objąć ukochanego i przygarnąć go do siebie, lecz Mitra mógłby się przez to nieswojo poczuć, a choć pożądanie wampira się zmniejszyło, zwłaszcza dzięki upuszczonej krwi, wolał nie ryzykować, że zostało by z łatwością zwabione ponownie.
        - Dużo lepiej, wszystko dzięki tobie - powiedział czule, patrząc na niego, choć jego charakterystyczny uśmiech eksponujący wszystkie zęby, a zwłaszcza kły, jasno dawał do zrozumienia, że nieumarły coś jeszcze miał na myśli. - Największym bluźnierstwem i herezją byłoby przy tobie nie zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Podobnie jak podczas gdy na moich skrzypcach, choć jestem prawdopodobnie całkowicie przekonany o tym, że chyba jednak ciebie kocham bardziej od nich. One nie mają tak pięknych oczu i kuszących loków - mruknął z miłością, mówiąc prawdę i jednocześnie się z niebianinem drocząc.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra długo myślał o tym, co powiedział mu Aldaren - o tym, że jego fobie są jego integralną częścią, którą on toleruje… To brzmiało pocieszająco. Doceniał jego starania, tolerował fobie - ideał. Czym sobie błogosławiony zasłużył na tak tolerancyjnego partnera? Aż brał niepokój, że to wcale długo nie potrwa…
        Skrzypek był jednak w doskonałym humorze - śmiał się, uśmiechał, miał tyle czułości w oczach. Powstrzymał się od swoich głupich docinek i dobrze, bo choć Mitra czasami je lubił, teraz by mu one przeszkadzały - nastrój nie był ten, dowcipkowanie zburzyłoby całą intymność chwili, a nekromanta pewnie długo nie podjąłby ani tych tematów, ani nie zdecydował się na późniejsze próby… Więc ostatecznie wyszło im to na dobre.
        - Wytrzymaj do jutra - poprosił błogosławiony, z czułością i obietnicą.
        I znowu śmiech - Aldaren musiał być w naprawdę wyśmienitym humorze - to dobrze, to znaczy, że przeszło mu już po rozmowie z Alexandrem (którego goniec właśnie przekazywał dokumenty pozostawionemu na czatach demonowi). No i Mitrze udało się go rozśmieszyć.
        - Też mam prawo oszaleć - burknął, niby obrażony. - Na twoim punkcie trudno byłoby nie zwariować - dodał, zerkając na niego z iskierką chytrości w oczach. Oj uczył się przy nim, nie ma co.

        Gdyby Mitra wiedział jak bardzo podniecony był jego ukochany, o ile więcej od niego, chyba byłby ostrożniejszy. Już jemu wydawało się, że mu odbijało, ale gdyby wiedział co targało Aldarenem, pewnie nie umiałby pojąć jakim cudem był on w stanie się opanować… No i sam chyba straciłby sporo pewności siebie. Teraz czuł się bezpiecznie, komfortowo, mógł powoli przyzwyczajać się do tego typu dotyku, ale wystarczyłoby, aby Aldaren go złapał, by odezwały się dawne traumatyczne wspomnienia. Było jednak dobrze, wręcz doskonale, a Mitra czerpał dużo przyjemności z tego, że mógł w ten sposób dotknąć swojego ukochanego, na moment się zapomnieć. No właśnie: niestety tylko na moment. Skrzypek w końcu poprosił go by przestać, a to nekromancie średnio się spodobało - stąd to ociąganie. Nie zamierzał jednak nie posłuchać. Później jednak nawet nie pomyślał o tym, by odmówić sobie skradzenia ukochanemu pocałunku, a ten jęk, który wyrwał się z jego gardła… Jeszcze długo brzmiał w uszach błogosławionego, za każdym razem wywołując dreszcze. Czuł satysfakcję podszytą lekkimi wyrzutami sumienia. Naprawdę nie poznawał samego siebie… Dobrze, że zimna woda wystarczyła, by trochę ostudzić jego zapał przed powrotem do sypialni.

        Mitra bardzo czujnie obserwował Aldarena, choć skupiał się przede wszystkim na jego twarzy i oczach, jakby chciał kontrolować zmiany jego emocji. Wydawało mu się, że skrzypek był zmęczony - może w międzyczasie zaczęła ogarniać go senność? To chyba dobrze, znaczy, że nie podniósł mu za mocno ciśnienia. No to teraz to zrobi - swoimi przeprosinami. Aldaren zaczął mówić prawie jednocześnie z nekromantą i oboje w tym samym momencie zamilkli, lecz błogosławiony szybciej się otrząsnął i kontynuował. Jego ukochany go przepraszał? Za to, że kazał mu przestać? Nie było powodu… Nawet chciał od razu mu to wyjaśnić, ale zrobił zbyt długą przerwę na wdech i wtedy skrzypek zdołał wciąć mu się w słowo ze swoim gwałtownym protestem. Mitra patrzył na niego z lekkim zaskoczeniem. Nastąpił moment skrępowania, gdy oboje uciekali wzrokiem, a nekromanta z odrobiną niedowierzania słuchał wyjaśnień swojego partnera. Wszystko jednak było w porządku? Błogosławiony nie umiał nic poradzić na to, że po słowach Aldarena zrobiło mu się lepiej, nawet wręcz przyjemnie, choć jednocześnie nadal odczuwał wstyd na myśl, że tak dał się ponieść swoim pragnieniom. Obrócił głowę by coś odpowiedzieć, ale wtedy skrzypek z czułością ujął go za twarz i pocałował w policzek. Błogosławiony przymknął przy tym oczy i ujął ukochanego za nadgarstek, nie po to by zabrać jego rękę, ale wręcz przeciwnie, by chwilę ją jeszcze przy sobie przytrzymać. Dopiero później położył się przy nim - uspokojony i z lekkim sercem.
        - Cieszę się, że jednak cię nim nie rozdrażniłem - przyznał Mitra, choć nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że jednak wampir ciężko zniósł jego pocałunek. Ślady po ugryzieniu przeoczył, wpatrzony cały czas w oczy Aldarena… Albo uciekający wzrokiem wszędzie, byle nie patrzeć na wampira. Nie było nic pomiędzy.
        - Och, cudnie, dziękuję - odpowiedział z lekkim przekąsem na nietuzinkowy komplement. Później jednak jego ton złagodniał. - Miło to słyszeć, że jednak jestem dla ciebie ważniejszy niż skrzypce, po tylu dziesięcioleciach w końcu ktoś je zdetronizował - zauważył z dumą. Odetchnął.
        - Wiesz… to dziwne - mruknął, ale zaraz zrobił pauzę. Położył się na boku, jedną rękę wsuwając sobie pod głowę, a drugą głaszcząc swojego lubego po włosach. - Zawsze na komplementy dotyczące mojego wyglądu reagowałem alergicznie, niejedną osobę za to wyzwałem… Ale gdy ty to mówisz jest inaczej - zauważył, wymownie spoglądając na ukochanego. - Jest mi… naprawdę miło. Sam mówiłeś, że widzisz też moje wady i je akceptujesz i to chyba dzięki temu… Po prostu wierzę, że mówisz prawdę i nie widzisz tylko mojej powierzchowności. Dziękuję. Naprawdę dziękuję, że pokazujesz mi, że jednak na tym świecie jest szczęście. Ty jesteś moim szczęściem - dodał z czułością w głosie i w spojrzeniu. Ostrożnie, jakby ukradkiem, przesunął dłoń w stronę ręki Aldarena, by móc spleść z nim palce. Milczał chwilę, choć wcale nie zamierzał jeszcze iść spać. W końcu obiecali sobie wcześniej rozmowę i Mitra naprawdę jej chciał, a nie tylko rzucił na odczepnego, że kiedyś poruszą tematy, które go dręczyły.
        - Ren… - zagaił. - To co mówiłeś wczoraj… O lochu… Nie musisz odpowiadać - zastrzegł nim przeszedł do swojego pytania. - To… Nie było hipotetyczne, prawda? To cię naprawdę spotkało? - zapytał ostrożnie, ze współczuciem. Jego palce trochę mocniej zacisnęły się na ręce ukochanego, w niemym okazaniu wsparcia. Gdyby jednak Aldaren nie chciał o tym rozmawiać, nie naciskałby. Sam miał swoje sekrety…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Rozdrażnić mnie? - zapytał z zaskoczeniem, jakby nie dowierzał w to co usłyszał. Zaraz jednak parsknął rozbawiony, powstrzymując się od śmiechu. Odwrócił głowę w stronę blondyna i uśmiechnął się delikatnie, z czułością. - Mógłbym być w ten sposób denerwowany już do końca życia, na zawał już raczej nie umrę, a ze szczęścia a i owszem - odparł z zadowoleniem, zaraz jego oczy lekko błysnęły, a grymas jego twarzy zmienił się na bardziej łobuzerski.
        Gdyby nekromanta postawił sobie za punkt honoru rozzłoszczenie krwiopijcy przez gorące pocałunki z zaskoczenia, nie-żywot wampira byłby dość krótki - albo całkiem by odpłynął ze szczęścia jakie go spotkało, albo rozsadziłoby go od środka jego własne niezaspokojone, zachłanne pożądanie. Ale byłaby to chyba najlepsza śmierć jaką można by sobie wymarzyć - od pocałunku. Ostatni, odbierający życie pocałunek. Na wszystkie diabły, niech Mitra go w ten sposób uśmierci, niech odbierze mu duszę i wszystko co tylko tam sobie chce, byleby zostać przez niego jeszcze kiedyś tak mile zaskoczonym! W prawdzie konsekwencje "przeżycia" po takiej czułości były męczące i po części również wyniszczające dla wampira (jego samokontrola poważnie się przy tym nadwyrężyła i przez jakiś czas chyba nie będzie jej poddawał tak ekstremalnym próbom), ale ten pocałunek był wart swojej ceny i absolutnie nic nie zmieni zdania skrzypka na ten temat.
        "Nawet nie wiesz jak bardzo" - pomyślał, gdy Mitra już dużo lepiej (bez kąsania), przyjął jego komplement o tym, że nekromantę kocha nawet bardziej niż swoje skrzypce. "Ciebie nigdy bym nie zmusił do śpiewania, zwłaszcza przejeżdżając drutem po twoim gardle". Westchnął nieznacznie i po chwili uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem.
        - Głupio zabrzmiało, przepraszam - rzucił szybko, uświadamiając sobie, że choć miał dobre chęci, komplementy w ogóle mu nie szły, znów wydawało się, że wyszła wtopa jak z tym kurczakiem.
        - Zasługujesz na wszystko co najlepsze. Mimo to cała przyjemność po mojej stronie - mruknął czule, choć po części kłamał. Bardzo doceniał uznanie ukochanego, a już na pewno był prze ogromnie szczęśliwy, gdy usłyszał, że Mitra zaczął odnajdywać w życiu radość i to z powodu nieumarłego.
        Nie mniej prawda była taka, że ciężko było Aldarenowi komplementować partnera, zwłaszcza jeśli o jego wygląd, na którego punkcie był przewrażliwiony, chodziło. Ile to razy chciał powiedzieć, że Mitra jest dla niego prawdziwym aniołem, nawet aniołem stróżem, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia. Z rana miał ochotę rzucić, że niebiańsko, wręcz promieniście dziś wygląda, ale nie byłoby to najlepszym pomysłem w przypadku tego mężczyzny. Zawsze starał się w pierwszej kolejności komplementować to jaki Mitra był, w pierwszej nawet linii stawiając to, co innych by do nekromanty zniechęcało, a co tylko powodowało, że wampira jeszcze bardziej do blondyna ciągnęło. Oczywiście, nigdy by o Mitrze nie pomyślał jak o swoim partnerze, gdyby spotkali się jak niebianin byłby już stary i pomarszczony, ale na pewno starałby się z nim zaprzyjaźnić, może nawet traktować jak swojego kochanego dziadka, jednakże nic poza tym, no bo jak to? Oczywiście wiedział, że Mitra kiedyś się zestarzeje, ale przynajmniej w pamięci skrzypka będzie wtedy nadal pięknym i młodym mężczyzną, którego zawsze będzie kochał i nawet śmierć ich nie rozdzieli.
        - Nawet nie wiesz jak przyjemnie jest mi słyszeć, że jestem wyjątkiem. Że tylko ja jako jedyny mogę ci prawić komplementy i sprawiać ci tym przyjemność. To dla mnie prawdziwy zaszczyt, dziękuję mój najdroższy Mitro - dodał, może trochę podstępnie zagrał, wiedząc jak hipnotyzująco działało na niego zestawienie trzech ostatnich słów, ale nie chciał, by jego ukochany stracił dobry humor lub zaczął coś podejrzewać przez niezbyt obfite odpowiedzi na dany temat. Po prostu Aldaren wiedział, ze to było jak stąpanie po kruchym lodzie i choć już był zimny i śmierć przez zamarznięcie, czy utonięcie już mu raczej nie grozi, to mimo wszystko i tak wolał uniknąć wpadania do przerębla. Zwłaszcza, że mógłby przy tym stracić nie życie, a swojego ukochanego.
        Widział jak spokojny i rozluźniony robił się nekromanta, a to wystarczyło by i nieumarły popadł w błogi stan. Chciał przytulić do siebie błogosławionego i usnąć, ale wątpił by Mitra się zgodził na to pierwsze, pewnie wybraniałby się troską o wampira, by nie podrażnić, czy nawet otworzyć na nowo jego świeżej rany. Poza tym...wrażeń i czułości chyba na dzień dzisiejszy w zupełności wystarczy... Kategorycznie wystarczy, zwłaszcza krwiopijcy.
        Blondyn miał jednak inne plany również odnośnie drugiej części pragnień wampira i choć widać było, że chodzące mu po głowie pytanie gniotło mu nieprzyjemnie i nieustępliwie wątrobę, to po wypuszczeniu go w końcu na wolność, ani trochę Mitra nie wyglądał jakby mu ulżyło. Wręcz przeciwnie, zdawał się być przez to jeszcze bardziej spięty, możne nawet poddenerwowany w jakimś stopniu.
        Tematów poruszonych wczorajszej nocy było całkiem sporo, było w czym wybierać szczerze powiedziawszy i jedna noc mogłaby im nie starczyć na wyjaśnienie sobie wszystkiego, lecz mimo to, nawet przez myśl skrzypkowi nie przeszło, że akurat TO będzie tak gnębiło jego ukochanego. Znaczy... W pewnym sensie było to logiczne, ale oprócz zaspokojenia ciekawości, nie niosła ze sobą nic więcej. Ot zwykła ciekawostka z życia młodego lorda, z jego młodości.
        - Tak umarłem i tak się ponownie narodziłem - mruknął, mogłoby się zdawać filozoficznie, ale taka była prawda. - Przez pięć lat były moją prywatną komnatą i domem. To była moja kara za to, że chciałem zamieszkać z ukochaną i synem - uśmiechnął się smutno, a oczy lekko mu się zeszkliły. Darzył Mitrę ogromną miłością, nawet większą niż swoją pierwszą partnerkę, ale nic nie zastąpi ojcowskiej miłości do syna. Nawet postanowił odwiedzić ich kryptę następnego dnia. Odetchnął zaraz głęboko odganiając łzy. Nie chciał, by Mitra był zazdrosny, nie chciał, by z tego powodu wybuchła awantura. - Kiedy przyszedłeś do Fausta w sprawie grymuaru, uciekłem stamtąd, ale... Zabor nie pozwolił mi zbyt daleko uciec. Ale za to Faust wtedy na moment wyprzystojniał - przypomniał i rzucił delikatnym żartem, by atmosfera nie zrobiła się zbyt ciężka. To już była przecież tylko nic nieznacząca przeszłość.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Celna uwaga - przyznał z rozbawieniem Mitra na wieść o braku predyspozycji do zawału jego ukochanego. Nie drażnił się już jednak więcej ze skrzypkiem - jego łobuzerski uśmiech sprawił, że nekromancie znowu zaczęło robić się gorąco, a on wolał nie iść w tę stronę. Aldaren zapewniał, że byłby wniebowzięty, ale oboje mieli swój limit wytrzymałości, który pewnie jeden z nich w końcu by przekroczył, a to mogłoby się skończyć przykro. Mimo jednak takiego przekonywania samego siebie w myślach, Mitra nie potrafił się powstrzymać przed wyobrażaniem sobie jak ponownie jego ukochany tak rozpływa się pod wpływem jego pieszczot i wydaje z siebie tak przyjemnie, jednoznaczne westchnienia, jęki.

        Przeprosinami Mitra był nieco zaskoczony - widać to było po tym jak szeroko otworzył oczy, patrząc na Aldarena.
        - Za co? - zapytał, lecz ledwo się odezwał, na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. - Ach… Ren, ja się nie obraziłem, chciałem się tylko podroczyć, wybacz. Naprawdę miło mi, że jestem dla ciebie taki ważny - odezwał się polubownie. Nawet do głowy mu nie przyszła ta wizja z wodzeniem smyczkiem po szyi (brrr, upiorne) i nie uważał tego komplementu za słaby. Dziwny, nietuzinkowy - to tak, ale nie słaby. Aldaren jednak niejednokrotnie udowodnił, że ma wielką fantazję jeśli chodzi o wyrażanie swoich uczuć, więc Mitra zaczął się powoli przyzwyczajać… Choć niestety różnie bywało. Cieszyły go jego komplementy, ale nadal wystarczył jeden zły ruch, by poczuł się urażony. Chciałby z tym walczyć - to nie było proste, ale ze swoich ukochanym być może w końcu da radę.
        - Mmm… - Mitra zaburczał, jakby chciał się kłócić. - Skoro cała przyjemność po twojej stronie, to jak nazwać to co czuję? - zapytał chytrze. - Jest mi z tobą naprawdę nieopisanie przyjemnie - zapewnił bez żadnego podlizywania się, sama szczera prawda. Nie zwrócił uwagi na to, że Aldaren mógł chcieć coś zamaskować używając zwrotu-wytrychu, który tak podobał się Mitrze. Wierzył w jego dobre intencje i całą czułość, która kryła się w tym, jak mówił o nim “mój kochany”.

        Nie chodziło tylko o ciekawość. Ba, nie była ona chyba nawet w pierwszej dziesiątce przyczyn, dla których Mitra o to zapytał. W pierwszej kolejności kierował nim żal, w drugiej niepokój, w trzeciej niedowierzanie… Był też wstyd, strach i parę innych. Patrzył na Aldarena ściskając go za dłoń i w pewnym momencie niewiele brakowało, by powiedział, że ma przestać, bo zobaczył te łzy w jego oczach. Ale był głupi, że to teraz poruszył… Skrzypek oczywiście zgodnie ze swoją naturą starał się obrócić wszystko w żart, ale Mitra nawet nie próbował udawać, że go to bawi, choć ripostę uznał mimo wszystko za błyskotliwą.
        - Przepraszam - mruknął, kuląc się przy boku ukochanego. - Nie myślałem, że to tak świeże… Że to tyle trwało - dodał. Podniósł wzrok na skrzypka i musnął wierzchem palców jego policzek w czułym geście, jakby odganiał jego smutki. Westchnął.
        - Spotkało cię tyle złego a nadal potrafisz się uśmiechać - zauważył szeptem, z prawdziwym podziwem w głosie. - Jesteś dla mnie bohaterem… Tęsknisz za nimi? Chcesz o tym pomówić? - zapytał jeszcze ciszej. Nie był pewny, czy powinien ruszać ten temat, ale chyba chciał, by Aldaren mógł się wygadać. Jeśli źle trafił wystarczyło, by skrzypek nie odpowiedział - on na pewno by nie naciskał. Błogosławiony nie umiał jednak wyjść z podziwu, że mimo tego wszystkiego co przeszedł jego ukochany - tortury, okrucieństwo Fausta, utrata ukochanej i dziecka, ostatnie posądzenie o zdradę - ten był w stanie nadal cieszyć się życiem. Mało prawdopodobne było więc, aby obraził się za to, że skrzypek zacznie wspominać zmarłych - żonę i syna. Kiedyś coś ich łączyło, ale to było kiedyś. Mitra był pewny, że ona już nie zajmowała w sercu wampira miejsca ważniejszego, niż to zarezerwowane dla dobrych wspomnień. Jedyną opcją, by niebianin się zirytował, byłoby porównywanie jego z nią - gdyby w wyniku takiego porównania poczuł się zagrożony, bo nie mógłby sprostać wymaganiom, tego jednak Aldaren na pewno by nie zrobił.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Kamień z serca, bo... - zawahał się na moment, unikając spojrzenia blondyna. - Myślałem, że wyszło tak samo jak z kurczakiem. Głupi ja - uśmiechnął się pobłażliwie i znów spojrzał na partnera z beztroskim wyrazem twarzy, promieniejącej szczęściem. - Wybacz, że źle zrozumiałem - przeprosił raz jeszcze i zaraz się zaśmiał rozbawiony zaistniałym właśnie paradoksem - przepraszał za to, że przepraszał.
        Doskonale pamiętał, że któregoś razu Mitra zastrzegł, by go wampir nie przepraszał, a jak już to nie ciągle i za wszystko, jednakże mimo to ciężko było Aldarenowi się do tej prośby dostosować. Czego dowód właśnie dostał. Skrzypek po prostu nie umiał inaczej niż okazywać skruchę i brać na siebie całą odpowiedzialność za wszystko co złe, a najbardziej chyba za drobne potknięcia. Szczególnie przy Mitrze musiał uważać na wszystko co mówił i co robił, bo jego ukochanego można było urazić nawet dobrymi chęciami i miłym słowem, nie powinno więc nikogo dziwić, że Aldaren wolał od razu przeprosić niż później borykać się z wywołanym przez siebie samego konfliktem.
        Parsknął rozbawiony pytaniem ukochanego. I kto tu kogo łapał za słowa?
        - Miłością? - podsunął mu uprzejmie, ale zaraz zrobił teatralnie zawiedzioną minę, gdy Mitra znalazł inne wyjście ze swojej opresji.
        Aldaren był nieopisanie szczęśliwy słysząc odpowiedź nekromanty na własne pytanie. Tak, tego nekromanty, który jeszcze nie tak dawno miał problemy z nazywaniem, a co dopiero okazywaniem swoich uczuć. Przede wszystkim tych pozytywnych, bo przecież strach, nieufność, frustracja i wiele innych to praktycznie towarzyszyły mu od dawna, po minionym okresie Lazaretu wypierając, czy raczej zastępując te wszystkie bardziej miłe w życiu emocje. Skrzypek bardzo się cieszył z tej zmiany, bo naprawdę uważał, że Mitra zasługiwał na szczęśliwy żywot. I choć podchodziło to pod zarozumialstwo, był dumny z siebie, że w głównej mierze, to Aldaren się do tej zmiany przyczynił.

        - Nie masz za co przepraszać, bo nie ty to robiłeś. Poza tym to już tylko przeszłość, za którą nie warto nawet się oglądać - zapewnił łagodnie, na moment się podnosząc lekko, by delikatnie ucałować Mitrę w głowę.
        - Po prostu na Łusce dzieją się gorsze rzeczy, przy których to co mnie spotkało mogłoby zostać uznane za niewinną pieszczotę czy delikatną grę wstępną. No i choć Faust zawsze zdawał się mnie w ten sposób karać z wręcz dziką przyjemnością, zawsze było to wyłącznie karą czy to za "zdradę", czy za nieposłuszeństwo, za ucieczki, za ignorowanie go. Ostatnim razem nie byłem dla niego zbyt miły i wolałem grać w rodowych kryptach, niż pomagać przy odbudowie zamku - powiedział jakby chciał jakoś usprawiedliwić cały koszmar jaki spotkał go z ręki jego Mistrza odkąd został przemieniony, jakby zrobienie z Aldarena nieumarłego, dało Faustowi prawo do bardziej śmiałego i okrutnego traktowania go. Wampir mimo tego co powiedział, nienawidził zmarłego mentora, ale to nadal z jego krwi został odrodzony i przez to nie był w stanie do końca szczerze go nienawidzić. Wciąż kierowała nim wampirza lojalność do swojego "stwórcy" jakikolwiek by on nie był, choć była dużo słabsza niż, gdy Faust żył.
        - Czy tęsknię? - parsknął z wymuszonym uśmiechem, lecz zaraz posłał ukochanemu czułe spojrzenie, jego rysy złagodniały. - I tak nie dożyli by tych czasów, ale żałuję, że nie dożyli późnej starości i to z mojej winy - westchnął, ale choć wyglądał jakby zżerały go wyrzuty sumienia, to jednak nie poddał się rozpaczy. Co najwyżej lekkiemu przygnębieniu dającemu dowód powagi sytuacji. - Lorelin zginęła przez mój egoizm i pewność siebie, choć dzięki temu nie mam najmniejszego zamiaru z nikim dzielić się klątwą, którą mnie obarczono bez mojej zgody. O jakimkolwiek Kontrakcie tym bardziej nie chcę słyszeć, choćby się waliło i paliło - wyjaśnił, choć nie był pewny czy gdyby Mitrze coś się stało... Nie! Nie popełni trzeci raz tego samego błędu. Przecież wszyscy, których Aldaren próbował przemienić umarli, nawet ten jeden chłopiec, którego udało mu się zrobić wampirem... Mitra na pewno byłby dużo szczęśliwszy, gdyby akurat to kim jest w jego życiu się nigdy nie zmieniło. - Strach i ból, które widziałem w jej gasnących oczach potrafią mnie nadal prześladować we snach. Mój syn, Magnus, mimo tego jaki był chuderlawy, przyłączył się do łowców wampirów nienawidząc ich z całego swojego serca, a mnie już szczególnie i w wieku dwudziestu lat postanowił się zemścić za to, że zabiłem mu matkę na jego oczach i zostawiłem go praktycznie na pastwę losu. Faust nie pozwolił mi z nim zamieszkać i go wychowywać aż młody dorośnie, uniemożliwiał mi również odwiedzanie go. On... chciał zabić Fausta. - Westchnął głęboko z żalem, a po tym spojrzał z obawą na nekromantę. - Jestem śmiercią wszystkich, których...
        Nie zdążył dokończyć, gdy nagle stęknął, niemalże wybałuszając oczy i zginając się gwałtownie w pół, jakby ktoś mu nagle bardzo mocno przydzwonił w brzuch. Aldaren siedział, starając się odepchnąć od siebie to nieprzyjemne uczucie i zrozumieć co się właściwie stało, gdy nagle zobaczył unoszące się w powietrzu kilka palców nad jego udami srebrne wzory, a po chwili zarys jakiegoś białofutrego stworzenia podobnego do lisa i szopa, którego ciało poprzecinane było srebrzystymi wstęgami, tymi samymi co unoszące się przed chwilą w powietrzu.
        Patrzył oniemiały na to dziwo, potrząsające łepetynką z długimi, szpiczastymi uszami, na pewno zwierzak mu tak przywalił i teraz bolała go głowa i kręciło mu się w niej. Spojrzał kontrolnie na Mitrę czy i on też to widzi, a po chwili wyciągnął rękę by sprawdzić czy to nie żadna iluzja, lecz wtedy futrzak pisnął z przerażeniem i znów zniknął w panice uciekając z łóżka na szafkę nocną, z której wszystko pozrzucał, po tym na komodę i jakoś udało mu się otworzyć drzwi i całkiem uciec z pułapki.
        W tym wszystkim i w panującym w pokoju półmroku nie zauważył jak po podłodze przesunął cień i zniknął pod drzwiami zaraz za zwierzakiem. Wśród tego co zostało zwalone ze skromnego stolika stojącego przy łóżku, znajdowała się duża, koperta zapieczętowana lakiem z odciśniętym w nim symbolem rodowym Alexandra.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra spodziewał się, że zaraz usłyszy coś, czego być może słyszeć by nie chciał - o tym świadczyło to jak uciekał wzrokiem i jak zawiesił głos. Co też mogło mu po głowie chodzić? Nekromanta wahał się czy mu nie przerwać, by się nie denerwować, ale jednocześnie był ciekawy jego pomysłów - dlatego cierpliwie czekał. Parsknął na wieść, że Aldaren skojarzył komplement ze skrzypcami z tym o kurczaku, który padł podczas poprzedniej kolacji.
        - Nawet mi to do głowy nie przyszło - zapewnił z czułością i lekkim rozbawieniem, mierzwiąc ukochanemu włosy. Tak, tamten komplement był naprawdę nie do pobicia ze swoją nietuzinkowością… I z tym jakie skojarzenia ze sobą niósł. Nawet teraz Mitrę lekko ścisnęło w środku, gdy to sobie przypomniał.

        - Miłością? - podłapał później sugestię ukochanego, jakby wziął to słowo na język i teraz sprawdzał czy na pewno mu smakuje. - Tak, masz rację. To jest miłość - zgodził się. W końcu mógł mieć jedno i drugie: miłość i przyjemność, kto mu zabroni? Skoro oba te uczucia pochodziły od jednej osoby, która chętnie to od siebie dawała, nie było powodu by się krępować. Przez ten krótki moment Mitra mógł być odrobinę samolubny.

        Błogosławiony z lekkim westchnieniem pokiwał głową i przyjął pocałunek w czoło. Tak, Aldaren miał rację - to o czym rozmawiali było już przeszłością. On jednak potrafił się od niej odciąć, podczas gdy nekromanta… Nie chciał, nie mógł, nie potrafił. Przeszłość naznaczyła go pewnie do końca życia. Był słaby i nie potrafił tak jak jego ukochany otrzepać się i iść dalej. Choć pracował teraz nad sobą i powoli było widać, że było coraz lepiej, z góry skazywał swoje starania na porażkę, bo na pewno nigdy nie dojdzie do sytuacji, w której założy normalne ubrania i pójdzie z Aldarenem na spacer bez maski, bez kaptura i bez strachu. Nieważne, jak bardzo by się starał. To siedziało w nim za głęboko. Jak to zrobił skrzypek, co było jego sekretem?
        - Jesteś bardzo dobry i wyrozumiały - zauważył z podziwem niebianin, przytulając do swojej twarzy dłoń ukochanego. - Tłumaczysz nawet tych, którzy cię skrzywdzili - dodał. Zastanawiał się nad tym czy być może nie była to kwestia przywiązania, jak syn względem ojca. W końcu czego by nie mówić, Faust przygarnął Aldarena w bardzo młodym wieku, przemienił go i poniekąd przez to był dla niego jak rodzic. Jaka była jego ojcowska miłość to zupełnie inna kwestia, której być może lepiej nie roztrząsać dla zachowania własnego zdrowia psychicznego…
        Przy historii tragicznie zmarłej rodziny skrzypka, Mitra znowu poczuł żal, że się odezwał. Ta rozmowa nie szła w kierunku, którego oczekiwał. Wpędzał Aldarena w coraz większą nostalgię i poczucie winy, choć chciał dać mu tylko możliwość wygadania się, pokazać, że liczą się dla niego jego uczucia i wcale nie musi się obawiać scen zazdrości. Szkoda, że tak to się skończyło.
        - Nie wiedziałeś, że tak to się może skończyć… - spróbował usprawiedliwić nieszczęśliwy koniec, jaki spotkał żonę i syna Aldarena z jego ręki. Chciał go przekonać, że nie powinien mieć wyrzutów sumienia i znaczna wina za tamte wydarzenia leżała po stronie Fausta, który nie pozwolił swojemu przybranemu synowi być tak normalnie po ludzku szczęśliwym.
        - Ren! - wezwał go z trwogą, gdy wampir nagle się zerwał z wyraźna boleścią wyrysowaną na twarzy. Wystraszył się co też mogło mu się stać i co więcej, od razu przyszło mu do głowy, czy to nie jakiś duch go opętał. Może Krazenfirowie tylko udawali, że zostali odesłani, a tak naprawdę przyczaili się w oczekiwaniu na odpowiedni moment do wykonania swojej zemsty…
        Ale nie. Na kolanach Aldarena zaraz zmaterializowało się całkiem urocze zwierzątko - z białym futerkiem, dużymi uszami, naprawdę słodkie. Mitra szybko skojarzył, że pewnie skok tej małej bestyjki podobnej do lisa sprawił, że skrzypek tak się poderwał. Spojrzał na ukochanego kontrolnie, a gdy napotkał jego wzrok, odczytał z niego nieme pytanie - tak, on widział to samo i tak, również nie wiedział skąd się wzięło. W pierwszym odruchu Mitra zirytował się, że coś takiego “zaatakowało” jego ukochanego i chętnie by je dopadł, ale… cóż, on również bywał wrażliwy na małe puchate stworzonka, zwłaszcza gdy widział, że i ono cierpiało. Dlatego nie zareagował w porę i pozwolił, by futrzak zwiał, robiąc przy tym niemożliwe wręcz zamieszanie. Co więcej, Aresterra był nawet pod wrażeniem, jak ten mały cwaniak skoczył z komody prosto na klamkę i tak łatwo otworzył sobie drzwi. Sprytny był. Nie wiedział jednak, że znajdujące się na korytarzu manekiny spróbują go pochwycić na rozkaz swojego pana, ale tak by nie robić mu krzywdy. Były jednak za wolne i zbyt nieporadne, by osiągnąć jakiś sensowny rezultat, więc przy akompaniamencie rabanu stworkowi udało się czmychnąć na parter…
        - Żabon, zostaw go! - ryknął gwałtownie Mitra, gdy usłyszał złowieszczy rechot małego demona i pisk stworka. Był przekonany, że jego domowa paskuda zeżre tego białego lisa. Zerwał się z łóżka i już był przy wyjściu z sypialni, by ogarnąć ten zwierzyniec, gdy nagle usłyszał dźwięk wybijanej szyby. Syknął pod nosem ze złości i tym sprawniej udał się na parter. W salonie zastał rozwalone okno wychodzące na podwórze i stojącego w nim Żabona, który ujadał i wygrażał futrzakowi, który już dawno zniknął w mroku (jakim cudem, skoro był cały biały?).
        Mitra przystanął. Głośno nabrał i wypuścił powietrze, dotykając palcami skroni jakby łapała go migrena. Nie odezwał się słowem, ale chwilę później do salonu wszedł uzbrojony w miotłę manekin, który zaraz zaczął zgarniać potłuczone szkło z podłogi. Inny stanął w progu i przyjął od Mitry kartkę, którą ten szybko nakreślił na pobliskim biurku, po czym wyszedł z domu. Nekromanta wysłał go, by zamówił na rano szklarza.
        - Żabon, wyjdź stąd, bo sobie szkło w łapy powbijasz - zwrócił się do małego brzydala. - Dobra robota - dodał i nawet poklepał uszaka po łbie, gdy ten go mijał, bo jednak demon rzucił się na intruza w bardzo prawidłowym odruchu.

        - Zwiało - mruknął Mitra, gdy wrócił do Aldarena. - Nic ci się nie stało? - zatroszczył się, delikatnie dotykając brzucha skrzypka. - Bardzo cię boli po tym uderzeniu? To był demon? Uroczy jak na tę rasę… - mruknął. W całym tym bałaganie prawie przeoczył kopertę od Alexandra, przede wszystkim skupiając się na zdrowiu swojego ukochanego, gdy jednak się uspokoił, że wszystko z nim w porządku, jego wzrok od razu uciekł w kierunku obcego obiektu. Podszedł do pakunku i podniósł go z ziemi.
        - Od Turillego. Jutro się tym zajmiemy - oświadczył, odkładając kopertę na komodę. - Dzisiaj powinieneś odpocząć, tak jak się umawialiśmy. Wracaj do łóżka.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Aldaren po zapewnieniu Mitry, że jego komplement nie okazał się boleśnie kiczowaty, wyraźnie się rozluźnił i pozostawił tę kwestię by mogła umrzeć śmiercią naturalną, a przynajmniej na tę chwilę. W końcu miał obecnie dużo ważniejsze, albo raczej przyjemniejsze sprawy na głowie, na której wolno i delikatnie poruszała się dłoń jego ukochanego. Jego palce raz za razem nurkowały w ciemnobrązowych włosach wampira, a ten rozmruczał się przez to donośnie niczym duży i naprawdę bardzo zadowolony kot.
        - Mmm... słodkie słowo i to jeszcze padające z twoich ust - zamruczał jakby jeszcze bardziej rozanielony i tu wcale nie chodziło o satysfakcję z przyznanej wampirowi racji. Po prostu słowo "miłość" wypowiedziane przez Mitrę, podziałało na Aldarena jak ambrozja, może dlatego, że jeszcze do niedawna niebianin nie potrafił nawet tego nazwać.
        Nie był jednak świadom chciwych myśli swojego lubego w tym temacie, ale w sumie, czy miało to jakieś znaczenie? Przecież obecnie i tak był za bardzo odurzony tym pięknym słowem, które wypłynęło z ust jego pięknego blondyna. Nie zauważyłby nawet jak na Maurię spadłby smok wielkości Łuski. Albo że pod poduszką ktoś mu przez przypadek schował warkocz dorodnego, świeżo zerwanego czosnku.

        Tego, jak Mitra przytulił do swojej twarzy dłoń wampira, Aldaren nie mógł zignorować i delikatnie się uśmiechnął, głaszcząc z czułością policzek ukochanego. Jak nekromanta to robił, że samą swoją obecnością potrafił być lekarstwem na wszystkie smutki i zadry, jakie tylko rozdzierały martwe i zimne serce skrzypka?
        Na słowa mężczyzny leżącego obok, pokręcił lekko głową.
        - Taka była prawda. Gdybym był mu lojalny i posłuszny jak pies, jak demony, które przyzywał, nic by mnie takiego nie spotkało. A przynajmniej jeśli nie wyraziłbym na to zgody - lekko jakby wzruszył ramionami, wpatrując się w sufit całkiem zobojętniały jeśli akurat o kwestię tych tortur chodziło. Dość nieswojo się czuł mówiąc Mitrze o takich rzeczach, zwłaszcza, że błogosławiony prawdopodobnie przez takie doświadczenia z przeszłości, tyle że może w delikatniejszej formie, bał się dotyku, relacji z innymi osobami i starał się najlepiej jak mógł ukrywać przed otaczającym go światem. A przynajmniej taka była teoria Aldarena - że łączyła ich podobna nieprzyjemna, przeszłość.
        Później przeszedł do tematów zdawać by się mogło lżejszych z pozory, ale również napiętnowanych. Nie pozostawiały już jednak takiego niesmaku w ustach, choć wyglądało jakby dla Aldarena były to wspomnienia jeszcze gorsze niż to czego doświadczał z rąk Fausta na przestrzeni tych kilku stuleci. Nim jednak mrok całkiem spowił jego umysł, zerwał się nagle do pozycji siedzącej, omal nie wypluwając własnych wnętrzności, które po uderzeniu miał wrażenie, że podeszły mu do gardła. Najpierw był zaskoczony pojawieniem się tego... stwora, no i starał się opanować to nieprzyjemne uczucie charakterystyczne po otrzymaniu mocnego ciosu w brzuch. Kiedy jednak zerknięcie na Mitrę nie dostarczyło mu żadnych odpowiedzi, spojrzał wilkiem na futrzaka i już miał je złapać (chciał je wziąć z zaskoczenia i dlatego powoli po nie wyciągał swoją dłoń, a nie gwałtownie), lecz pchlarz od razu zareagował wybił się z miejsca niemal jak królik i ruszył do ucieczki. Wampir cieszył się przy tym, jedynie z tego, że siedział i nie miał przez to zwierza na swoim brzuchu. Dwa nokauty jednego dnia? To nie byłoby zbyt sprawiedliwe i na pewno polałaby się krew.
        - Chyba się przerzucę na krew zwierząt - burknął z niezadowoleniem rozmasowując brzuch. Jego oczy zaczął spowijać szkarłat i widać było, że marny będzie los białoogoniastego, gdy wampir go dopadnie. Już nawet spuścił nogi z łóżka na podłogę, siedząc na krawędzi. Nie mógł jednak podnieść się gwałtownie i pobiec za intruzem, bo po pierwsze bolał go brzuch, po drugie szwy mogłyby zaprotestować na bycie tak traktowanymi. Mitra za to co innego i nim Aldaren zdążył podnieść swój nieumarły tyłek z materaca, nekromanty już w pokoju nie było.
        Westchnął ciężko i odganiając od siebie mdłości, po tym jak jego żołądek wykonał fikołka po pierwszej próbie wstania, w końcu zwlókł się z posłania. Wykorzystał moment nieobecności ukochanego by przywołać jakiegoś pomniejszego demona, który przyniósłby mu z pokoju piętro wyżej spodnie i bieliznę na przebranie, po czym zniknął zaraz po wykonaniu zadania. Jak Mitra wrócił do pokoju Aldaren wciągał na siebie zdjętą mu przez blondyna koszulę by dołączyć do ukochanego w polowaniu na futrzaka i po tym zatłuc lisa, ale Mitra chyba nie podzielał jego planu działania.
        - Nic mi nie jest, ale szalik z tych ogonów i tak dla ciebie zrobię - powiedział groźnie, choć przez cały ten czas jaki minął już nieco ochłonął i żądza mordu w większej mierze z niego zeszła. Zemstę i tak poprzysiągł temu zmutowanemu lisowi. - Uroczy?! - zdziwił się zaskoczony słowami ukochanego, po których prychnął z delikatnym rozbawieniem, nie mogąc się przy nim dłużej gniewać na cokolwiek. Przeczesał palcami swoje włosy. - Jak bestyja okrutna, co mnie chciała uśmiercić w okrutnych mękach, może być urocza? - rzucił żartobliwie z udawanym wyrzutem i zaraz przysiadł na skraju łóżka rozmasowując obolały brzuch. Tak się nie taktuje wampira, który chce skończyć ze swoim nałogiem i postanowił może nie całkowicie poddać się abstynencji, ale przejść na całkiem rygorystyczny post. Wszystko dla dobra Mitry.
        - Nie było na nim nawet szczątkowej woni demona. Zwykły magiczny zwierzak - odpowiedział zaraz partnerowi z powagą i na moment się zamyślił. Czy on czasem nie widział czegoś podobnego w zamku? Albo Xargan się na coś takiego natknął? Nie ważne. Dopadnie to i ukręci kark!
        - Czekaj... CO?! - ożywił się zaraz zszokowany, gdy Mitra znalazł kopertę i rozpoznał bez trudu odciśniętą w laku pieczęć. Aldaren zadrżał, a na jego lico zawitał niepokój. - Czyli ten zwierzak... Ale... Przecież... JAK?! - Nie był w stanie się poprawnie wysłowić z tego wszystkiego. Był przerażony, że choć on nic Turillemu nie mówił, ten i tak znalazł obecną kryjówkę wampira i to bez trudu. A przy tym okłamał go, że na pewno przekaże papiery pozostawionemu w zamku demonowi.
        - To bydle nie miało nawet na sobie cienia zapachu Turillich - jęknął jakby stał przed wysokim sądem oskarżony właśnie za zabójstwo wszystkich trzech władców Maurii.

        Ponaglającej prośbie i łagodnemu tonowi ukochanego nie mógł się sprzeciwić. Co prawda nadal był na siebie zły, że do tego wszystkiego dopuścił, że prawdopodobnie dał uciec szpiegowi jakiegoś czarnoksiężnika, ale mimo to poddał się poleceniu blondyna i grymasząc jak dziecko, które nie chce jeszcze iść spać, położył się z powrotem, nie zdejmując jednak koszuli, ale i jej nie zapinając.
        - Choćbym miał przenieść całą Maurię do Otchłani, nie dopuszczę do tego by przeze mnie ktoś zaczął cię nachodzić czy wysyłać do ciebie na przeszpiegi jakieś zmutowane króliki - odezwał się z groźbą w głosie. Było bardziej niż pewne, że właśnie zmieniał swoje jutrzejsze plany, by cały dzień poświęcić wyłącznie na polowanie na króliko-szopo-liso-i-niewiadomo-jeszcze-co podobnego zwierza i swoją zemstę.
        - Ty jak rozumiem też się kładziesz, tak? - zapytał kontrolnie, bo ze słów Mitry wynikało, że tylko Aldaren miał odpocząć i pójść spać, a nie, że mieli zrobić to razem. W takim wypadku ani trochę nie miał zamiaru odpocząć. Albo z Mitrą, albo w ogóle nie.

        Po tym już poszło z górki, gdy nekromanta ułożył się na materacu obok, w komfortowej dla siebie odległości od wampira. Co prawda Aldaren chciałby go całą noc trzymać w swoich objęciach i tulić do siebie jak dużego, niebiańsko uroczego pluszaka, ale przynajmniej na razie nie miał na co liczyć. Niestety. Musiał się więc na ten moment zadowolić jałowym substytutem własnych marzeń oraz nadziei, że będzie mógł usnąć z ukochanym w ramionach nim umrze. W przeciwnym razie dopadnie niebianina po śmierci i już go nigdy nie wypuści, o!
        - Dobrej nocy najdroższy - życzył blondynowi z miłością nim zamknął oczy i sam zasnął.
        Niezależnie jednak od życzeń ukochanego, ba od samej jego obecności obok nawet, Aldarena czekała kolejna koszmarna noc. Choć zaczęło się bardzo niewinnie i niezwykle przyjemnie - wymieniali się z Mitrą czułościami, mu się bez pośpiechu udało pozbawić blondyna kilku części garderoby, aż praktycznie cali nadzy, w samej bieliźnie, nie położyli się na łóżku, gdzie Aldaren kontynuował swoją ostrożną i delikatną grę wstępną, dając Mitrze cały czas możliwość oswojenia się z nową sytuacją i doznaniami. Wodził ustami po ciele niebianina, całując niemal każdy jego skrawek, by co chwila na powrót wracać nimi do szyi, którą muskał swoimi wargami i lekko podgryzał raz za razem. Nie przebijał mu jednak zębami skóry, nie kąsał po to by się pożywić. Z trudem wypowiadane przez nekromanty rozkazy z pobrzmiewającą w głosie ogromną przyjemnością, tylko jeszcze bardziej zachęcały wampira do kontynuowania swojej tortury, w trakcie której chciał postąpić o krok dalej, lecz wtedy głos błogosławionego nagle stężał, pobrzmiewał w nim ból i raniący serce krwiopijcy strach. Zaskoczony tą nagłą zmianą skrzypek, odchylił się i spojrzał na ukochanego. Jego przyjemny sen w jednej chwili stał się prawdziwym, niosącym ze sobą jedynie obłęd koszmarem.
        Nie byli już w kamienicy, w sypialni Mitry, a w zamku i to jeszcze w lochu, który Aldarenowi nie przywoływał dobrych wspomnień. Jedyną i chyba nawet jeszcze gorszą różnicą od wspomnień tego co spotkało wampira, było to, że tym razem to Mitra był skuty łańcuchami w zimnej celi, osłabiony, przerażony, pobity i na granicy śmierci przez rozszarpane gardło, z którego non stop, bez ustanku leciała sączyła się obficie krew. Nekromanta gasnął w oczach, a kałuża krwi pod nim robiła się coraz większa. Jego ukochany umierał z pełnym zawodu, obwiniającym spojrzeniem, w którym jednocześnie kryło się podstępne, niszczące psychikę zapewne każdego: "dlaczego?".
        Aldaren wiercił się przez moment i kręcił na łóżku, aż w końcu zdyszany i oblany potem nie zbudził się z tego strasznego snu. Przerażał go on tym bardziej, że przecież dzisiaj, gdyby pozwolił Mitrze na nieco dłuższe pieszczoty, tak to by się zapewne skończyło. W końcu jego ręka, z której powoli schodziła opuchlizna była tego najlepszym dowodem. Poza tym obrazy z koszmaru wciąż zatruwały mu głowę, przez co nakładały się na jawę, gdzie wampirowi zdawało się, że ma dłonie we krwi swojego lubego, w którego drapieżnie wpatrywały się oszalałe z rozpaczy oczy nieumarłego. Nadal na wpół śpiąc, spanikowany chciał za wszelką cenę przywrócić "do życia" blondyna przez przemianę w wampira, jednakże nie zdołał się nawet nad śpiącym (albo udającym sen) nekromantą pochylić, by nieświadomie dokończyć swój koszmar w rzeczywistości, gdy kątem oka dostrzegł jak coś szybko sunie z drugiego końca pokoju w stronę łóżka, a po tym nastała ciemność.
        Wampir skrzywił się z niemiłosiernym bólem, zerknął na swój bok jakby dopiero sobie o nim przypomniał. Spojrzał po tym bez emocji na blondyna, lecz po chwili cicho prychnął z niedowierzaniem. Zsunął się na skraj łóżka, uważając, by nie obudzić niebianina, choćby przez zbytnie naciągnięcie przykrycia i cicho wyszedł z pokoju. Na korytarzu rozejrzał się konspiracyjnie, jakby ktoś miał go obserwować, po czym czmychnął na paluszkach na górę, gdzie znów zawitał lisi stwór, lecz tym razem nie uciekał przed krwiopijcą, a zamiast tego, podbiegł do niego i zaraz usadowił się na jego barkach.
        - Rozumiem, że tego brzydala się obawiasz maleńka - odgadł cicho nim wszedł do swojego pokoju.
        Akurat lisica nieśmiało zaczęła mu wyrzucać, co leżało jej na zestresowanym serduszku, na co on się jedynie pobłażliwie uśmiechnął i ją pogłaskał.
        - Wiem, że ten skok nie był dla ciebie za przyjemny, ale przecież od razu by cię zauważyli jakbyś rzuciła czymś w nich - wyjaśnił łagodnie, a gdy chciała się zacząć niepewnie wykłócać, uspokoił ją całusem w białą główkę. - Przecież byłem tam cały czas z tobą, nic by ci się nie stało. A dzięki manekinom tego nekromanty miałaś łatwą drogę ucieczki. Już się tak na mnie nie gniewaj Kori. Już więcej nie będę ci tu kazał przychodzić, znajdź tylko dla mnie, gdzie Aldaren schował tą skrzynkę z krwią i możesz uciekać - poprosił radośnie drapiąc mruczącą z przyjemnością lisiczkę pod brodą.
        Ta zaraz z cichym jakby westchnieniem zeskoczyła z ramion wampira i zaczęła kręcić się po pokoju i szukać, gdzie nieumarły schował swoje skromne zapasy z krwią zamarłego Mistrza. Nie trwało to jednak długo, gdyż zaraz przekazała mu gdzie zostało ukrytych jeszcze pięć butelek, po czym, po pochwałach, uciekła przez otwarte przez wampira okno.
        Aldaren przeniósł szkło w pobliże łóżka i siadając na nim otworzył pierwszą butelkę. Pociągnął skromny łyk i skrzywił się, gdy mu się obiło po tym w charakterystyczny sposób sugerujący odruch wymiotny. Jak można było pić... żywić się czymś tak paskudnym, nie miał pojęcia. Niestety wiedział, że była to cena za unikniecie śmierci i wszystkie moce jakimi mogły się poszczycić wampiry. Nim jednak on sam psychicznie nie wytrzymał dalszego opróżniania butelki z krwi, co skończyło by się zaraz zwróceniem jej na podłogę, albo przez okno, Aldaren już sam poddał się swojej żądzy i bez opamiętania opróżnił wszystkie butelki, po czym jak dziecko zasnął rozwalony na łóżku. Butelki się przy posłaniu walały jakby co najmniej spał tu jakiś pijak, a i sam wampir chrapał niezgorzej, lecz najważniejsze, że kryzys został zażegnany. Cień stojący przy łóżku skrzypka jeszcze przez moment trwał w miejscu, by po kolejnych kilku donośnych chrapnięciach krwiopijcy, zmienić się po prostu w czarną plamę na podłodze i wypełznąć zaraz oknem w ślad za białym, dwuogoniastym szopo-fenkiem.
        Aldaren spał już jak zabity do samego rana, miał spokojny sen i nawet nie pamiętał tego koszmaru, tego co był bliski zrobienia swojemu ukochanemu, a zwłaszcza tego jak znalazł się w swoim pokoju.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra widział jak Aldaren reagował na jego gesty, pieszczoty, słowa - był zupełnie rozbrojony, jakby odurzony. To cieszyło błogosławionego, sprawiało mu dużą satysfakcję, bo w końcu jego ukochany był dzięki niemu szczęśliwy. Mógłby go tak głaskać naprawdę cały dzień i całą noc. Zresztą… Gdy role się odwracały i to skrzypek głaskał jego, też nie miał nic przeciwko temu. Dotyk po raz pierwszy po kilkudziesięciu latach sprawiał mu przyjemność i rozgrzewał zmarznięte na kość serce.

        Po pojawieniu się puchatego zwierzaka Mitra był w rozterce czy dopaść napastnika, czy pomóc Aldarenowi, który oberwał z pewnością mocno, a jeśli jeszcze dostał w ranę, mógł cierpieć podwójnie… Zdawało się jednak, że był w stanie sobie poradzić, świadczyła o tym pałająca od niego chęć zemsty, więc i Mitra skupił się raczej na zwierzaku. Był szybszy od swojego ukochanego w pogoni, ale i tak nie dość szybki. W salonie zaś zabawił na tyle długo, że gdy wrócił, jego ukochany był już przebrany w ubrania do snu (kiedy po nie poszedł? Mitra nie wnikał) - Mitra nie ukrywał zaskoczenia, jakie malowało się na jego twarzy, ale nie był zły i nie pytał. W sumie to świadczyło o tym, że Aldarenowi nic nie dolegało i że zamierzał wkrótce położyć się spać, a nekromanta miał bardzo podobne plany, idealnie się więc składało.
        - Był biały, puchaty i miał fajne uszy - odparł Mitra, jakby naprawdę wierzył, że pytanie o “uroczość” domniemanego demona wymaga odpowiedzi. Spojrzał na skrzypka chytrze. - Uroczy nie oznacza od razu, że nie morderczy. Mój bohater, nie dałeś się tej bestii - pochwalił go, słowa okraszając pocałunkiem w policzek.
        Wieść o tym, że stworzenie nie było przyzwanym przez Aldarena demonem tylko magicznym zwierzęciem, które przyniosło wiadomość od Turillego, również w Mitrze wywołała pewien niepokój. Skrzywił się kwaśno, obracając grubą kopertę w dłoniach.
        - Pewnie skorzystał z jakiś technik namierzania straży - uznał. - Nie wierzę, by tatuś mu czasami nie pomagał. Stary Turilli udaje kryształowego, ale na pewno korzysta z władzy, którą ma. Nie przejmuj się tym - zwrócił się do ukochanego łagodnie. - Nic się nie stało. Wkrótce i tak będzie wiadomo, że dla ciebie pracuję, nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy się spotykali w interesach… Zakładam, że to zwierzątko nie doniesie swojemu panu co widziało - dodał siląc się na kiepski żart, zaraz jednak machnął na to lekceważąco ręką. - Nie martw się, nie myśl o tym.

        - Ja również - przytaknął polubownie, bo co by nie gadać, jemu również należał się sen. Był w końcu zwykłym śmiertelnikiem. Zresztą nawet gdyby nie był senny, powiedziałby, że zamierza się położyć: choćby przez to, że Aldaren wyglądał, jakby na to czekał. Mógłby poczekać aż zaśnie i zająć się później swoimi sprawami, skrzypek pewnie by się nie zorientował. Nie miał jednak takich planów. Położył się pod kołdrą i czekał, aż jego ukochany do niego dołączy, śledząc czułym wzrokiem każdy jego ruch. Przysunął się do niego, ale nie przytulił - leżąc na boku złapał Aldarena za dłoń i trzymając ją obiema rękami, wsunął ją pod swoją głowę jak poduszkę.
        - Mogę tak? - upewnił się czy skrzypkowi jest wygodnie. - Dobranoc, Ren.

        To Aldaren zasnął pierwszy, nim jeszcze Mitrę ogarnęła senność. On leżał długi czas z zamkniętymi oczami, gdy jednak sen nie nadchodził, otworzył powieki i zaczął przyglądać się swojemu ukochanemu. Jego oblicze złagodniało, nabrało wyrazu czułości. Przez moment martwił się o skrzypka, bo wyglądał na spiętego, ale gdy się rozluźnił, myśli nekromanty skierowały się na raczej pozytywne tory. Podziwiał to jak piękny był wampir, jak szlachetne były jego rysy twarzy. Czuł się tak, jakby teraz mógł na niego patrzeć po raz pierwszy. Podniósł się nawet na łokciu, by lepiej widzieć. Aldaren założył koszulę, ale jej nie zapiął, więc wzrok Mitry uciekał mimo woli w stronę jego torsu, brzucha. Błogosławiony zacisnął lekko wargi. Czy umiałby się do niego teraz przytulić. Przez moment nawet myślał czy by nie spróbować… Zastanawiając się wyciągnął ostrożnie rękę i samymi opuszkami palców powiódł po cudownych mięśniach skrzypka, od szyi po sam pas. Chyba to był ten moment, gdy zaczęła się ta przyjemniejsza część snów wampira, gdyż odetchnął przez sen, a wyraz jego twarzy świadczył o zadowoleniu, doznawanej przyjemności. Może jednak warto byłoby się przełamać i go przytulić. Zaraz jednak Mitra przekonał sam siebie, że to zły pomysł. Po pierwsze, najważniejsze: mógłby naruszyć ranę ukochanego. Po drugie: mógłby go obudzić. A jak zareagowałby Aldaren, gdyby obudził się w objęciach błogosławionego? Może tylko rzuciłby jakimś lekkim komentarzem, może umościłby się w ramionach, a może sam przejąłby inicjatywę, pobudzony takim przebudzeniem. Mitra nie chciał znać odpowiedzi. Jakoś przekonał samego siebie, by dać spokój tym chorym fantazjom i iść spać. Chwilę jeszcze patrzył z przyjemnością na oblicze skrzypka, który co jakiś czas nabierał głębiej wdechu pod wpływem tego, co mu się śniło. W końcu jednak złapał go za dłoń, by znowu zasnąć przytulonym do jego ręki… Dopiero wtedy zwrócił uwagę na ślad na jego nadgarstku. Zmroziło go. Jego żołądek zacisnął się w supeł, w gardle zaschło, a cała krew odpłynęła z twarzy. Oczywiście, że poznał, że to ślad zębów, chociaż już dawno był on tylko dwoma spuchniętymi półksiężycami bez charakterystycznych wgłębień po kłach. To musiało być świeże, więc Aldaren… Kiedy? I dlaczego? Dlaczego? Po co? Z głodu, gniewu, frustracji, złości? Dlaczego… Mitrze zaczęły drżeć ręce - oczywiście, że skojarzył to ugryzienie z tym jak sam się ciął… Czyli Ren się okaleczał. Błogosławionemu napłynęły łzy do oczu na myśl, że coś pchnęło jego ukochanego do zadawania sobie bólu. Na co dzień był taki roześmiany, ale jednak zrobił sobie krzywdę. A co więcej, on tego nie widział. Na co te wszystkie piękne słowa i zapewnienia, skoro nawet tego nie zauważył… Biedny Ren. Mitra zaraz zaczął się zastanawiać co było tego przyczyną i jak mógłby swojemu ukochanemu pomóc. Jakoś jednak zupełnie zapomniał przy tym o swojej własnej perspektywie.
        Koniec. Mitra nie był w stanie zasnąć przez emocje jakie w nim wezbrały. Długo leżał i patrzył na spuchnięty nadgarstek skrzypka.
        - Przepraszam - szepnął w końcu, całując delikatnie ślad po ugryzieniu. Pogrążony w czarnych myślach nawet nie zastanowił się nad tym, że przytulił się do ręki skrzypka, jakby nie chciał pozwolić mu odejść. Dopiero bliskość jego ciała pozwoliła mu się uspokoić i rozluźnić na tyle, że po wielu godzinach zadręczania się własnymi myślami zdołał zasnąć. Co więcej zasnął na tyle głęboko, że jego objęcia rozluźniły się i gdy Aldaren przebudził się ze swojego koszmaru, zrzucił z siebie ręce Mitry, jakby należały one do szmacianej lalki. Zmęczony i ufny nekromanta obrócił się na plecy i leżał z rozrzuconymi na boki rękami, z lekko odchyloną głową. Naprawdę gdyby skrzypek chciał, mógłby w jednej chwili zrealizować swój plan i pod wpływem koszmarnego snu pozbawić błogosławionego życia.

        Mitra nie pamiętał swoich snów. Nie były dobre, obudził się zbolały i spocony jak szczur, w pomiętej pościeli. Zaciskał dłonie na kołdrze i choć tego nie wiedział, wcześniej wodził wokół siebie rękami i wyciągał je jakby chciał się czegoś chwycić… Kogoś… Ale że trafiał palcami w próżnię, w końcu wyrwał się z tej mary. Szklistym wzrokiem rozejrzał się wokół siebie. Zaniepokoiło go to, że nigdzie nie widział Aldarena - przecież ledwie chwilę temu tu leżał. Mitra uspokoił się trochę, gdy poczuł jego aurę piętro wyżej, w jego pokoju. Zaraz jednak ulgę zastąpił żal. Dlaczego sobie poszedł? Coś było nie tak? Zasnął szybko, sen miał głęboki, więc raczej nie była to kwestia bólu albo niepokoju. Mitra tego nie pojmował. Nie zastanawiając się nad tym co robi, wyślizgnął się z łóżka i wyszedł na korytarz. Poszedł pod drzwi sypialni Aldarena… Ale tam się zatrzymał. Może po prostu chciał być sam. Leżał na łóżku, chyba spał - Mitra tego nie widział, po prostu czuł jego aurę. Zacisnął lekko usta. Zawahał się, po czym zawrócił na pięcie i odszedł. Było mu przykro, ale już to wcześniej ustalił: był mazgajem, nie powinien tak reagować. Swoim słabym charakterem zniszczył całe swoje życie - gdyby był taki jak jego ukochany, chociaż w połowie tak silny jak on, to nie wpędziłby się we wszystkie swoje fobie. Powinien więc wziąć się w garść.
        Nekromanta wrócił do łóżka. Położył się na “swojej” połowie zwrócony twarzą w stronę drugiej połowy, ale za bardzo przeszkadzała mu myśl, że powinien tam być Aldaren. Obrócił się na drugi bok. Próbował zasnąć, lecz miał takie same problemy jak wcześniej. Obrócił się na plecy. Po jakiejś godzinie takiego przewalania się z jednej strony na drugą Aresterra w końcu zapadł w płytki sen.

        Rano Mitra obudził się wcześnie jak na siebie i pierwsze co zrobił, to sprawdził, gdzie był Aldaren - jego aura nie ruszyła się ani o włos. Nadal spał… A błogosławiony nie chciał mu przeszkadzać. Bez specjalnego entuzjazmu - nie miał humoru i źle się czuł - zwlókł się z łóżka i poszedł wziąć zimną kąpiel, aby się pozbierać. Po wyjściu na korytarz uderzył go chłód, ale szybko pojął, że to nie była żadna magia tylko po prostu dom był wygwizdany przez dziurę w oknie. Całe szczęście manekin wezwał już na ten dzień szklarza, który miał sprawę załatwić. Wizyta fachowca miała odbyć się dopiero późnym popołudniem, Mitra miał więc kilka godzin dla siebie. Przebrany w świeże ubrania chciał od razu iść do piwnicy, ale zatrzymał się na poziomie parteru. Udał się do kuchni, aby coś zjeść, bo jednak miał ciężką noc i czekała go bardzo ciężka praca, warto było więc uzupełnić siły. Zjadł resztkę chleba, który poprzedniego dnia upiekł Aldaren. Smakował równie dobrze, co poprzedniego dnia. Błogosławiony nawet myślał, czy nie przygotować śniadania i mu go nie zanieść, ale przecież wampir nie mógł jeść normalnego jedzenia i lepiej nie ryzykować przy jego ranie w brzuchu… Nekromanta musiał więc z pomysłu zrezygnować. Szybko skończył jeść i już miał pójść do piwnicy, ale znowu się zawahał. Poszedł do salonu, napisał tam karteczkę i zaniósł ją do kuchni, bo spodziewał się, że Aldaren mimo wszystko tam zajrzy.

        “Najdroższy,
        Nie chciałem cię budzić. Jestem w piwnicy, zaklinam manekiny.“


        Tyle głosiła skromna notka, lecz Mitra nim faktycznie poszedł pracować, jeszcze do niej wrócił i na samym dole dopisał “Kocham cię” i dorysował serce otulone pięciolinią.

        W końcu Mitra zszedł do piwnicy. Tam niestety na samo “dzień dobry” powitał go widok, który wprawił go w złość. Przeklęty, cholerny grymuar z tym przeklętym, cholernym, zaciętym kluczem. Błogosławiony podniósł złączone artefakty rozważając, czy nie spróbować tego rozruszać, ale aż mu się ręce trzęsły ze złości, nie było więc mowy o precyzyjnej pracy. Schował więc księgę do jednej ze skrzyń i zabrał się za zaklinanie - pierwszy manekin leżał już na stole sekcyjnym, który służył również jako ołtarz. Nic tylko brać się do roboty.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości