Mauria[Mauria i okolice] Zamknij oczy jeśli mi ufasz

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Ciężko było się nie odezwać, nie rzucić z radością w stronę wchodzącego do domu nekromanty. A już szczególnie, w żaden sposób nie zareagować, gdy słychać było w głosie blondyna wzbierającą rozpacz. Nim jednak Mitra się załamał po stracie wampira, ten podniósł się by go objąć i z hukiem z powrotem opaść na ziemię, bo jednak było trochę niewygodne dla pleców takie ni to siedzenie ni to pochylanie się. Zaraz po tym rozpoczął swoje wyznanie i oświadczyny, po których puścił niebianina, aby zwrócić mu "wolność" i dać swobodę w podjęciu decyzji. Dosłownie i w przenośni.
        Oszołomienie i z wolna odchodząca rozpacz były zrozumiałe. Mitra nie tylko wyglądał zabawnie, ale również niezwykle uroczo i aż Aldarena korciło, czy nie zdecydować się na częstsze odstawianie tak dramatycznych scen, by tylko móc się jeszcze bardziej niż zwykle rozpływać nad tym jak wspaniały, kochany i słodki był jego partner. A już szczególnie, gdy nie wiedział co się właśnie odtentegowało.
        Zaraz jednak nie było wampirowi już tak do śmiechu, gdy twarz błogosławionego stężała, stała się surowa, jasno można było ocenić, że wcześniejsze emocje ustępowały właśnie miejsca złości. Chodziło o bransoletkę, zrobienie bałaganu, ubrudzenie nekromancie ubrań krwią i miodem, czy o tą szopkę? Czyżby przesadził? Nieee, na pewno nie. Cz-czy jednak tak? Nie, prawda? N-no może... Może troszkę. DOBRZE! Zgoda, przesadził... Mógł sobie odpuścić ten kołek przyklejony na miód... Ależ to cholerstwo się lepiło!
        Aldaren, obserwując Mitrę i czekając na jego decyzję odnośnie bransoletki, jakąkolwiek odpowiedź na to co wampir mu zadeklarował, zaczął sobie uświadamiać, że jego lubemu nie przypadł do gustu jego nowatorski sposób na oświadczyny i balsam na ich ostatnie konflikty. Albo mówiąc po ludzku - zauważył, że blondyn jakby się gniewał. Wietrząc kłopoty, zwłaszcza, gdy nekromanta się odezwał, wydając swoje bezwzględne i mrożące do szpiku kości polecenie, skrzypek przełknął głośno z obawą ślinę i nie kryjąc swojego niepokoju, zaraz się poprawił na podłodze, by spełnić wolę nekromanty.         Kiedy przykląkł na jedno kolano, zerknął odruchowo w stronę pudełeczka, w którym przyniósł bransoletkę, ale było stanowczo za daleko, a nieumarły nie miał ochoty wyrywać się z przedwczesnym podkładaniem głowy pod topór. Jeśli miał możliwość dłużej sobie pożyć, oczywiście zamierzał z tego skorzystać. Kretynem nie był. Postanowił więc odpuścić sobie to cholerne pudełko i znów wyciągnął rozpiętą i gotową do założenia w każdej chwili, bransoletkę na dłoni w stronę niebianina. Cały czas zadzierał głowę do góry by na niego patrzeć, jak zahipnotyzowany, (albo raczej ze strachu jak w przypadku "potyczki" z kobrą bądź jakimś innym jadowitym wężem) nie był w stanie przerwać kontaktu wzrokowego. Oczy Mitry aż wsysały go do swych delikatnych, niepozornych głębin, przywodzące na myśl łąkę pełną bławatków.
        Odezwał się, lecz żaden dźwięk nie wydobył się z jego ust. Dopiero teraz dotarło do niego, że miał ściśnięte i niemal zasuszone na wiór gardło. Odkasłał i niepewnie, zachrypniętym głosem podjął:
        - Mitro Aresterra... Czy... Czy zechciałbyś spędzić resztę wieczności przy moim boku? - Chyba pierwszy raz w życiu miał tremę i wcale tego nie ukrywał. Nie mógłby. Obecnie musiał się skupiać na czym zupełnie innym niż ukrywanie targających nim emocji, czy swoich myśli. - Wiem, że nie znamy się wcale długo i dość często dochodzi między nami do konfliktów, zwłaszcza w ostatnim cza... - przerwał nagle, gdy Mitra przerwał mu pozytywną odpowiedzią i jednocześnie przyjęciem wyznania nieumarłego, nim zdążył się rozkręcić w swoim monologu. Nie było co ukrywać, teraz to Aldaren był oszołomiony. Nie spodziewał się, że Mitra tak niemal od razu odpowie na jego oświadczyny i jednocześnie się zgodzi. Przecież wczoraj...
        Dłonie skrzypka lekko drżały, gdy wyciągnął je by zapiąć bransoletkę na nadgarstku ukochanego. A gdy była już odpowiednio umocowana, ujął delikatnie dłoń swojego wybranka i nieznacznie przekręcił ozdobę by na wierzchu znajdowała się pozornie zwykła i nieciekawa blaszka, choć z piękną płaskorzeźbą przedstawiającą herb Van der Leeuw'ów. Chwilę skrzypek, nadal klęcząc przed ukochanym i trzymając go za dłoń, zapatrzył się na nią, nadal nie mogąc uwierzyć w to co się właśnie stało i co to oznacza. Nie mógł uwierzyć, że to prawda, a nie tylko przyjemny sen, po którym wraz z obudzeniem się nastąpi rozczarowanie i zapomnienie o nim.
        Otrząsnął się z tego stanu niedowierzania, gdy dotarło do jego uszu kolejne polecenie błogosławionego. Wampir w czułym geście musnął delikatnie ustami świetlista dłoń Mitry i się podniósł posłusznie. Wraz ze spokojniejszym tonem niebianina, rozluźnił się nieco i sam wampir i ostatnią rzeczą, o której w tym momencie by pomyślał było: "czyżby mi się upiekło?". Może w innej sytuacji przeszłoby mu to przez myśl, ale nie teraz gdy Mitra zaabsorbował całą uwagę nieumarłego, serce waliło mu w piersi jak młody ptak, który właśnie nauczył się latać i czerpał całymi garściami z pierwszego swojego podboju przestworzy. Nie, kiedy chwila była tak niepowtarzalna i wyjątkowa, tak podniosła.
        - E... - wyjąkał nadal oszołomiony i niedowierzający.
        Nie zdążył nawet przeanalizować, czy się czasem nie przesłyszał, gdy został napadnięty i porwany do namiętnego pocałunku. Oczywiście tym gwałtownym rozbójnikiem był nie kto inny, jak Mitra i aż wampirowi zaparło dech. Takiego Mitry jeszcze w życiu nie widział, nie dane mu było poznać tej krwiożerczej bestii, której łańcuchy właśnie zostały poluźnione.
        Niezbyt trzeźwo myślący przez szok, Aldaren starał się dostosować do ostatniego polecenia, spełnić je i jak najlepiej dotrzymać kroku lubemu, w okazywanej przez niego czułości i jednocześnie przewyższającemu nawet sen Prasmoka, szczęściu. Miał jednak z tym niewielkie trudności i bez wątpienia Mitra wypadł dużo lepiej, niż wciąż zdezorientowany skrzypek, ale nie można powiedzieć, że się nie starał, że całował na "odwal się", bo uczucie akurat okazał niemal boleśnie szczere. Przymknął oczy by zamiast się starać, po prostu się temu oddać i zawierzyć własnemu instynktowi i miłości, jaką darzył nekromantę.
        W prawdzie nie było to najrozsądniejszym pomysłem, bo tak się w tym wszystkim rozpłynął, a jeszcze Mitra tak mocno, a niego napierał, jakby co najmniej skrzypek miał mu się zaraz wyrwać i gdzieś uciec; że wampir nie był w stanie dłużej utrzymywać równowagi i po raz drugi rąbnął plecami o podłogę, z powrotem w skromną plamę po ptasiej krwi. Tym razem jednak bardziej odczuł upadek, niż gdy był w pozycji półsiedzącej, ale nie narzekał i rozkoszował się słodką chwilą ze swoim najlepszym przyjacielem i jednocześnie od zaledwie chwili drugą połówką na całą wieczność... Czy może jednak narzeczonym? W sumie... Partner brzmi chyba lepiej, ale na ustalenie poprawnego nazewnictwa będzie pewnie czas później. Teraz... Teraz jego myśli zajęte były wyłącznie Mitrą, nie jakimiś formalnymi pierdołami.
        Całował, jak nekromanta nakazał, z prawdziwą pasją i żarem w sercu, zapomniał się w tym wszystkim na moment i obejmując ukochanego powiódł delikatnie dłonią po jego plecach. Oczywiście przez materiał kilku warstw niebianina, bo przecież nadal miał na sobie płaszcz.
        Na szczęście nim Aldaren na dobre zatracił się w uczuciu jakim obaj się darzyli i zapomniał, że Mitra to... Mitra... Żabon postanowił zainterweniować i im przerwać donośnym, gardłowym i pojedynczym skrzekiem, jakby co najmniej na pół kamienicy mu się odbiło po "obiedzie".
        Usiadł w przejściu z kuchni do salonu i patrzył na nich jak na dwóch idiotów, którym do końca się w głowie i rzyci poprzewracało. Cały czas oblizywał swoją szeroką, płaską gębę z krwi i poprzylepianych do niej piór. Nie trzeba było znać języka demonów, by wiedzieć, że takie delikatesy zeżarłby jeszcze, a może i nawet udałoby mu się wybłagać pozwolenie na zjedzenie wyliniałego, czarnego kota sąsiadów, który bezczelnie wykradał resztki z ich śmietnika i nic nie zostawiał Żabonowi. Wszystko jak na dłoni było widać w małych, złośliwych, chochliczych, perełkowych i czarnych jak najgłębsza otchłań w... Otchłani...oczach małego żabiego demona. Albo raczej Nagiego Psa Sori-Anduńskiego. Oj łatwo tej zniewagi Aldarenowi nie odpuści.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Reakcja Mitry była może odrobinę okrutna, może wystraszył Aldarena swoim chłodnym gniewem… Ale sam został jeszcze gorzej wystraszony, miał prawo tak zareagować. I tak mogłoby być gorzej, gdyby nie to, że powoli docierało do niego jakie szczęście go właśnie spotkało. Był jednocześnie zły i radosny i póki co przeważało to pierwsze. No i chyba troszkę chciał utrzeć wampirowi nosa. Widział, że wyszło mu aż za dobrze, ale… Troszkę było warto. Bo gdy Aldaren drżącym głosem zadał to pytanie, Mitrę aż przeszedł dreszcz. Starał się ukryć ekscytację, ale i tak nie wyszło mu tak dobrze jak by tego chciał, bo przerwał skrzypkowi monolog i odpowiedział pośpieszne “Tak, chcę”. Nadstawił rękę, by wampir mógł mu zapiąć bransoletkę. Gdzieś z tyłu głowy roztrząsał te ostatnie słowa - faktycznie znali się ledwie kilka dni, a przez ten czas nie było chyba dnia, by się nie kłócili… Ale to nieistotne, bo błogosławiony naprawdę był zakochany. Bo te wszystkie kłótnie między nimi wynikały z dobrych intencji, które nie wyszły, z tego, że każde z nich miało jakąś swoją ciemną stronę, trudne wspomnienia… Mitra jednak nie wyobrażał sobie życia bez Aldarena, więc ta bransoletka była spełnieniem jego marzeń. Napawał się chwilą, gdy skrzypek zapinał mu ją na ręce, a jego dłonie tak drżały z emocji. Jakim cudem ręka niebianina pozostała nieruchoma, tego nie wiedział nawet on sam, bo również był trochę zdenerwowany. Chciał zaraz podnieść nadgarstek do oczu, by spojrzeć na tę blaszkę z symbolem rodu jego ukochanego, lecz lazurowooki przytrzymał go za dłoń. Nie wyrywał się, dał mu chwilę. Później zaś kazał mu wstać. Wszak od samej bransoletki ważniejsze było kto ją zapiął i Mitra nie mógł dłużej już udawać, że się gniewa. Przyjął ten pocałunek w dłoń, ale to było za mało. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że skrzypek nie zrozumiał jego intencji i sam przeszedł do czynów.
        Jeszcze nigdy bliskość nie smakowała tak dobrze. Aresterra nie znał tego obezwładniającego uczucia, przez które był jednocześnie bezbronny, ale i pełen sił. Nigdy nie przypuszczałby, że jest w stanie być tak otwarty - nie po tych wszystkich latach takiego paranoidalnego pilnowania się. Teraz nawet o tym nie myślał, po prostu dał się ponieść chwili w ramionach ukochanego. Wyszło mu to jednak aż za bardzo, bo tak na niego naparł, że oboje upadli na podłogę. Mitra jęknął, na moment ich usta się rozłączyły, ale gdy tylko nekromanta zorientował się, że jego ukochanemu nic się nie stało po tym upadku i nie nadział się na ten nieszczęsny niby-kołek, chciał wrócić do pocałunków… Gdyby nie Żabon. Mały cholernik swoim donośnym bekaniem musiał wszystko zepsuć. Nekromanta podniósł na niego mordercze spojrzenie, pod wpływem którego demon aż zamarł z językiem wpakowanym w dziurkę od nosa (znalazł się tam podczas wylizywania mordy). Urok chwili skutecznie prysł, a błogosławiony jakby ocknął się z tego co zaszło… I w jakiej pozycji wylądował z Aldarenem. Może to leżenie na nim nie byłoby aż takie najgorsze, bo już przecież raz im się to zdarzyło, a teraz miał na sobie jeszcze dodatkowy płaszcz, przez co naprawdę niewiele czuł… Ale leżeli tak, że ich nogi były zaplecione, a tego było już dla błogosławionego za wiele jak na jeden raz. Momentalnie wytrzeźwiał… Ale nie uciekł jak karaluch złapany w krąg światła. Przez moment wyglądał na lekko skrępowanego, a później już spokojnego, zdecydowanego. Nagle jednak - zupełnie bez ostrzeżenia, chwilę po tym, gdy jego wzrok na moment uciekł w dół, na plamę krwi - uderzył Aldarena pięścią w tors. Nie mocno, bo ani nie chciał, ani nie miał jak wziąć zamachu.
        - Nigdy więcej nie rób mi takich numerów - wycedził przez zaciśnięte zęby, a każdemu kolejnemu słowu towarzyszył kolejny cios pięścią. Nie były mocne, wyrażały po prostu wielką frustrację. - Jeszcze jeden taki żart, a osobiście cię zatłukę… Nawet nie wiesz jak straszne to było, widzieć ciebie całego we krwi, z tym kołkiem… Przez moment myślałem, że to się stało naprawdę… - wyznał cicho, po czym rozluźnił pięści, na moment oparł czoło o tors wampira jakby żądał w ten sposób pocieszenia, ale nie trwało to długo. W końcu Mitra zsunął się z Aldarena i usiadł obok niego na ziemi. Mitra wyrzucał sobie, że był głupi, że dał się nabrać na ten numer. Przecież gdyby do domu wtargnął intruz, zareagowałyby manekiny. Żabon by zareagował, jakkolwiek, cokolwiek by zrobił, byłyby ślady jakiejś szamotaniny. W domu panował bałagan, ale nie taki, by przeoczyć takie sygnały. Zresztą kto mógłby wiedzieć, że Aldaren jest w tym domu i dlaczego miałby chcieć go zabić? Mitra przez moment próbował się usprawiedliwiać obecnością Zabora w mieście, ale nie - gdyby to był demon, cały dom byłby we krwi i wnętrznościach, on chyba nie zrobiłby tego tak czysto i elegancko.
        Błogosławiony głośno westchnął. Spojrzał w dół i dopiero wtedy po raz pierwszy spojrzał na zapiętą na swoim przegubie bransoletkę. Uśmiechnął się na ten widok, czule pogładził jej powierzchnię i obrócił tak, aby blaszka z grawerem była na wierzchu. ”Mitra van der Leeuw”, pomyślał na próbę. Chyba ładnie brzmiało. A w każdym razie jemu się podobało, bardzo wręcz się podobało…
        Wzrok błogosławionego znowu powrócił na jego ukochanego. Nie mógł się na niego za długo gniewać, nie w takiej chwili. Nachylił się więc szybko do niego i dał mu buziaka w miejsce, w które przed chwilą mu przywalił.
        - Przepraszam - powiedział ze skruchą. - Ale naprawdę nawet nie wiesz, jak bardzo byłem przez moment przerażony…
        Mitra podniósł się na kolana i pomógł też wstać Aldarenowi. Gdy stali, ponownie rzucił mu się na szyję.
        - Dziękuję - szepnął z twarzą schowaną w jego piersi. - Tak bardzo tego pragnąłem od chwili gdy zdałem sobie sprawę… Dlatego tak z tym wyskoczyłem rano. Poczekaj teraz chwilę - odezwał się nagle, puszczając Aldarena i cofając się pod drzwi wejściowe. Pozbierał leżące na komodzie róże, które przez to, że nie zostały odłożone z wystarczającą dbałością zdołały się rozsypać. Zgarnął również wszystkie swoje torby z zakupami i z tym wrócił do skrzypka. Wcześniej miał w głowie ułożoną całą przemowę na tę okazję, ale tego co zrobił Aldaren nie mógł już pobić, została mu więc improwizacja.
        - Ren… - odezwał się do niego z czułością. - To miały być kwiaty na przeprosiny, ale teraz stanowią raczej wyraz mojego szczęścia i miłości do ciebie… Aż żałuję, że jest ich tak mało, ale po prostu więcej nie mieli. Zresztą musiałbym zasłać różami każdy skrawek podłogi w tym domu, a i tak by pewnie nie starczyło… - Mitra zawiesił głos, po czym spojrzał na skrzypka i w końcu wręczył mu bukiet z tuzina czerwonych, pełnych róż, których luksusowy zapach zaczął już wypełniać całe wnętrze domu. To jeszcze nie był koniec.
        - A to - zagaił Aresterra, gdy już uwolnił się od bukietu i pokazał trzymane w drugiej ręce torby. - Byś w końcu przestał udawać, że tu mieszkasz i naprawdę zaczął to robić. Parę rzeczy osobistych, byś poczuł się tu jak najbardziej u siebie… Proszę, mam nadzieję, że trafiłem.
        W torbach były przeróżne szpargały. W jednej znajdowały się przybory higieniczne: grzebień, komplet do czyszczenia zębów, jakaś subtelna woda kolońska, którą Mitra wybrał według swojego gustu, dwie myjki do ciała - ostra i taka delikatniejsza - odżywcza pomada do włosów. W kolejnej było kilka bardziej codziennych ubrań: dwie tuniki o prostym kroju i… fartuch. Oraz grube kuchenne rękawice.
        - Dla mojego szefa kuchni, byś się nie ubrudził ani nie poparzył - wyjaśnił Mitra. Uśmiechał się trochę nieśmiało, trochę z ekscytacją i wyczekiwaniem. Nie wiedział jak zareaguje na to wszystko Aldaren. No a jeszcze była ostatnia torba.
        - To… Trochę bardziej osobiste. Bo wspominałeś, że nie masz w czym spać.
        No tak. W ostatniej torbie - której zawartość została jednak kupiona w pierwszej kolejności - znajdowała się piżama dla wampira. Nie było to nic zabójczo zmysłowego ani niestosownego, bo w końcu to Mitra wybierał. Starał się jednak, by nie wyjść na kompletną cnotkę, by było wygodnie, z klasą i ładnie jednocześnie. Komplet stanowiły więc luźne spodnie za kolana, koszulka bez rękawów i luźna narzutka podobna do krótkiego szlafroka, wszystko wykonane z przyjemnego materiału, który trochę przypominał jedwab: był gładki i błyszczący z zewnątrz, ale od środka lekko mechaty. Miał szary kolor, a troczki w pasie i przy szyi zakończono polakierowanymi na lazurowy błękit drewnianymi kamykami.
        - Pomyślałem, że ten kolor ładnie podkreśli twoje oczy… - wyznał Mitra, już totalnie skrępowany. Nie no, chyba jednak się wygłupił. Chciał dla Aldarena kupić coś luksusowego i osobistego, ale to było takie prozaiczne.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Serce Aldarenowi waliło jak głupie... o ile w ogóle można było tak uznać, bo był dużo bardziej przekonany, że z tego całego stresu, poddenerwowania (nie ze złości) i jednocześnie ekscytacji, miał wrażenie, że zaraz jego serducho skończy pakować walizki i wyemigruje jak najdalej od tego szaleństwa. Może w jakieś ładne i dużo cieplejsze strony. Jadeitowe Wybrzeże? Może gdzieś dalej, poza wschodnie granice Środkowej Alaranii. Tropikalne lasy okalające Sarich? Słońce, ciepło, plaża, dużo bardziej normalne towarzystwo... Raj na ziemi.
        Wampir odetchnął z ulgą, gdy Mitra przystał na tej pokraczny rodzaj oświadczyn nieumarłego, i nie tracąc czasu - coby niebianin się nie rozmyślił nagle - zaraz zabrał się za zapięcie bransoletki na dłoni ukochanego, co wcale nie było łatwe przez to, jak wampirowi drżały ręce z tych wszystkich emocji. Chwila minęła nim wstał, musiał się przekonać czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy to nie jest jakiś okrutny sen. Głupio jednak byłoby tak się uszczypnąć przy blondynie albo siebie spoliczkować, dlatego postawił co prawda na mało rzetelny, ale przynajmniej bezpieczny (nie zrobi z siebie idioty) sposób weryfikacji. Zbliżył na moment usta do miękkiej dłoni lubego, a czując ciepło jego skóry i oszałamiający zapach, udało mu się rozwiać wszelkie wątpliwości. To wszystko działo się na jawie, nie we śnie.
        Wstał w końcu i nim zdołał jakoś ocucić się z tego sennego otępienia i wykonać ostatnie polecenie nekromanty, też zniecierpliwiony sam wystartował z czułościami i przejął bez trudu całą inicjatywę. Jedyne co mógł Aldaren to tylko objąć błogosławionego, przytulić do siebie i jakoś w ten sposób zamortyzować jego upadek, osłaniając przy tym by blondyn się nie potłukł.
        Cały czas się jednak pilnował. Chwila była zbyt wyjątkowa by mógł ją tak bezmyślnie i beztrosko zepsuć nawet najmniejszym nastąpieniem na granicę. Nie można jednak powiedzieć, że brakowało mu zaangażowania w pocałunek, czy szczerej miłości wyrażanej w trakcie, gdy ich usta były z sobą połączone. Dobre było to, że ani przez moment w tym czasie nie przewinęła mu się przez głowę żadna nieprzyzwoita, kosmata myśl, ani też głód nie śmiał teraz o sobie przypomnieć.
        Niestety i tak zbyt długo nie dane im było się sobą nacieszyć i zatracić w tych czułościach, dzięki Żabonowi, ale w sumie to dobrze. Znaczy po części, bo również był zły na małego demona - może nie tak bardzo jak Mitra, ale jednak był - lecz takie leżenie na podłodze wcale nie było wygodne. Poza tym było mu mokro i lepko od wylanej teatralnie krwi w to miejsce, nie wspominając już o tym nieprzyjemnym uczuciu, gdy smugi krwi zasychają na skórze, lekko ją naciągając miejscami, nim skromna warstewka ciemniejącego szkarłatu popęka. No i jeszcze nogi zaczęły mu jakby lekko mrowić, choć nie dane mu było dowiedzieć się dlaczego. Raz, że w głowie mu nadal szumiało po namiętnym "ataku" błogosławionego, dwa... ten zaraz zaczął walić w jego pierś jak w worek z piaskiem do treningów bokserskich. Nie zostawił jednak wampirowi do domysłów, skąd ta jego nagła frustracja, gdyż równie szybko co zaatakował, pospieszył z rozwikłaniem zagadki.
        Z początku skrzypek po prostu wytrzeszczał na lubego oczy, starając się pojąć o co chodzi, leżał przy tym nadal pod nim i przyjmował kolejne ciosy, aż w końcu w połowie nie zaniósł się (wcale nie złośliwym) śmiechem.
        - Hej, przestań! - wydusił z siebie, nie przestając się śmiać i starał jakoś wypełznąć spod blondyna, albo chociaż nieudolnie zasłonić się przed kolejnymi bezbolesnymi ciosami. - To łaskocze!
        Przestał się śmiać, gdy Mitra zaprzestał swojego ataku i nieco przygasł, ściszając również głos jakby posmutniał. Pogładził mężczyznę, który był jedynym sensem jego życia (nie-życia) po ramieniu, a po tym go przytulił i to nawet oburącz, gdy Mitra położył głowę na torsie nieumarłego. Jedną dłonią gładzony był delikatnie po plecach, druga z kolei ostrożnie mierzwiła złociste loki.
        - Nie masz za co przepraszać, zasłużyłem sobie. To był kiepski dowcip, wybacz mi - powiedział łagodnie i pocałował go w głowę. - I wierz mi, rozumiem cię. Sam byłbym zrozpaczony, gdybym znalazł cię bez ducha. Znając siebie, zdążyłbym zrobić nawet coś głupiego, nim ty byś otworzył oczy i powiedział, że to tylko żarto - dodał zaraz poważnym tonem i szczerze, nie zostawił żadnych wątpliwości, że wcale nie przesadzał z tym co mówił. Westchnął i z uśmiechem poklepał lubego po łopatce.
        - Na szczęście żyjesz, twoja temperatura ciała to potwierdza, w przeciwieństwie do niektórych osobników pod tym dachem, no a Mauria nadal stoi w nienaruszonym stanie. I mam nadzieję, że pozostanie tak jak najdłużej - spuentował pogodnie, przyjmując pomoc ukochanego i również wstając.
        Aldaren nawet nie zdążył się przeciągnąć, by "naprostować" obolały kręgosłup, gdy znów jakiś blond sabotażysta przeprowadził brutalny zamach na jego szyję i równowagę. Na szczęście tym razem skrzypek zdołał ich utrzymać w pozycji pionowej machając przez moment rękami z przerażeniem na twarzy, że znów zaraz wyląduje na ziemi, ale gdy zagrożenie zostało zażegnane, przytulił tego swojego kochanego sabotażystę, któremu najwyraźniej bardzo brakowało czułości. Albo musiał uzupełnić jej deficyt po wczorajszej awanturze. No, względnie mogło chodzić o ustabilizowanie jej poziomu we krwi, przez wyładowanie części na wampirze, w postaci takiego właśnie przytulania.
        - I tym razem to ja powinienem być tym, który dziękuje, w końcu uratowałeś mi życie i nadałeś mu sens - odparł z miłością, którą nasączone było każde jego słowo. - Wybacz, że z rana tak źle cię potraktowałem, ale zupełnie mnie zaskoczyłeś. Poza ty... - podjął, lecz zaraz urwał, jeszcze raz analizując w głowie co chciał powiedzieć. Doszedł jednak do wniosku, że źle mogłoby się skończyć mówienie Mitrze, że takie deklaracje zaraz po przebudzeniu i to jeszcze w łóżku nie były zbytnio na miejscu, a przez osobę trzecią coś takiego mogłoby zostać jednoznacznie zinterpretowane i delikatnie mówiąc, dziwne. Nie, to nie było coś o czym powinno się MITRZE mówić nawet w żartach, a co dopiero w tak poważnym temacie. - Poza tym choć ja się obudziłem, mój mózg nadal słodko drzemał, zdrajca przebrzydły. Po przebudzeniu potrzebuję po prostu chwili, by w pełni wrócić do życia, a zwłaszcza kontaktować - wyjaśnił, zamiast tego co naprawdę chciał powiedzieć i uśmiechnął się z lekkim skrępowaniem. Nie kłamał jednak. Z rana naprawdę potrzebował przynajmniej pół godziny by się porządnie rozbudzić. Miał nadzieję, że Mitra to zrozumie. A zwłaszcza, że wystarczy mu taki argument i zapomną o temacie (kij, że Aldaren sam go poruszył).
        - Hę?
        Zamrugał zaskoczony, gdy Mitra nagle go opuścił i stał jak ten kołek starając się zorientować o co chodzi. Nie zdążył jednak się ruszyć z miejsca, by sprawdzić o co chodziło jego ukochanemu, gdy ten wrócił obładowany torbami, jak jakiś koń i z wielkim (jak na mauryjskie standardy) bukietem róż. Teraz to dopiero zamurowało skrzypka. Stał z rozdziawioną buzią, nie wiedząc nawet czy się odezwać, a jak już, to co w ogóle powiedzieć. Ocucił się, jak zostały mu niemal podstawione pod nos i wciśnięte do ręki kwiaty, wciąż jednak patrzył oszołomiony jak ostatni debil na blondyna. Pokręcił energicznie głową, uważając by nie uszkodzić bukietu, by raz na zawsze (albo przynajmniej na ten moment) pozbyć się tej głupkowatej miny i tego żałosnego stanu jaki go ogarnął i zmusił do tego zszokowania.
        - Musiałeś wydać na nie majątek - szepnął bardziej jakby do siebie niż do nekromanty, głosem zachrypniętym, jakby miał całkiem przesuszone na wiór gardło.
        Odchrząknął zaraz, a na jego twarzy pojawił się błogi, rozmarzony uśmiech, gdy wpatrzył się w cudowny bukiet i zaciągnął się zapachem krwistoczerwonych kwiatów. - Nigdy bym nie pomyślał, że w Maurii można trafić jeszcze tak piękne kwiaty. I to prawdziwe, naturalne, a nie stworzone i utrzymywane przy życiu za pomocą magii. Jestem poruszony. Dziękuję ci mój kochany - mruknął i raz jeszcze wepchnął nos ostrożnie w wiązankę. Miał już nawet pomysł co zrobić by plan Mitry się ziścił i ten miał cały pokój w kwiatach szkarłatnej róży. Co prawda będzie potrzebował małej, albo dość sporej pomocy, ale był pewien, że będzie warto.
        Powrócił zaraz do rzeczywistości, gdy Mitra zasygnalizował, że to wcale nie koniec. Aldaren przerwał mu na moment unosząc nieco dłoń z podniesionym palcem wskazującym, by ten chwilkę poczekał i zaraz się odwrócił, kierując kroki w stronę zlewu w kuchni. Chwilę mu zajęło znalezienie czegoś co nadałoby się na wazon i po nalaniu zimnej wody, przyciął nieznacznie końcówki łodyg i wstawił kwiaty odżywczej wody. Postawił je na razie na stole jadalnym i ponownie zbliżył się do Mitry, czekając co też ten jeszcze wymóżdżył.
        - Ja? Udaję?! - zapowietrzył się urażony, acz widać było po nim, że lekko się zakłopotał. Nie sądził, że to aż tak widać. Był cały czas święcie przekonany, że Mitra nie wie o tym jak bardzo wampir starał się nie nadużywać gościnności. A tu taki numer. No cóż... Będzie musiał się chyba bardziej postarać.
        Naprawdę jakoś ciężko było mu się przemóc i traktować tej kamienicy jak swojego domu. Nie chciał odbierać Mitrze wyłączności do tego miejsca. Nekromanta zasługiwał na jakiś swój kąt, do którego Aldaren nie będzie miał żadnych praw, a z którego Mitra zawsze będzie mógł go wykopać gdyby naszła niebianina taka ochota. Miejsce, do którego zawsze mógłby wrócić, chociaż by po to, aby posiedzieć chwilę w samotności. Co prawda sam nigdy nie miał takiego miejsca albo miał przez krótki czas, ale wiedział jak ważne do pełni szczęścia jest posiadanie takiego własnego azylu, w którym nikt nie będzie cię niepokoił.
        - Dom twój, tam gdzie serce twoje - powiedział sentencjonalnie, po czym skupił uwagę na ukochanym. - A moje serce jest tutaj - wskazał klatkę piersiową Mitry i się uśmiechnął z miłością.
        Co prawda wybrał drogę na skróty, bo ani nie musiał kłamać, że "tak, oczywiście", ani też nie musiał naruszać Mitrowego azylu zmuszaniem się do traktowaniem go jak swój dom. Prawdę mówiąc Aldaren nie był nawet pewien czy kiedykolwiek miał coś takiego. Teoretycznie do zamku zawsze mógł wrócić, spędził tam najwięcej czasu, miał swoje własne skrzydło za życia Fausta, gdzie stary wampir starał się nie zachodzić, by uszanować prywatność swojego wychowanka, ale tak szczerze, to nie specjalnie czuł się tam jak w domu. Nie było mu też żal, gdy widział jak Łowcy zamieniali zamek Van der Leeuw'ów w kupę gruzu. Wątpił by się to zmieniło nawet gdy zamek stanie się szpitalem, a Mitra zechce się tam przenieść razem z wampirem. Kto wie, może za sto lat ten zamek zacznie dla niego coś znaczyć, albo jakieś inne miejsce, które z większym uczuciem i sentymentem będzie w stanie nazwać swoim domem, a nie jedynie traktować jałowo jako ciepłe miejsce, gdzie się tylko śpi i można się schronić przed deszczem.
        Przyjął od Mitry torby i zaczął przeglądać ich zawartość, zaciekawiony mimo wszystko co mu kupił niebianin i aż nie był w stanie powstrzymać rozbawienia, gdy wyciągnął fartuch wiązany na plecach taki charakterystyczny dla kury domowej i zaraz grube rękawice stanowiące bezsprzecznie jeden komplet z fartuchem.
        Korciło wampira rzucenie uwagą, czy faktycznie jest aż tak kiepskim magiem ognia, że musi uważać, aby się nie poparzyć, ale odpuścił sobie, coby nie psuć Mitrze dobrego humoru, choćby i przez przypadek.
        - Aż żałuję, że pospieszyłem się z przygotowaniem obiadu - powiedział wesoło, choć i rzeczywiście było mu głupio, że nie założy fartucha do przyrządzenia dzisiejszego obiadu, ale już mówi się trudno. Jutro też jest dzień.
        Był naprawdę szczęśliwy, wyglądał jak dziecko, które w końcu miało szansę otworzyć swój pierwszy prezent w życiu. Nie to, żeby Faust skąpił na Aldarena i nie ulegał jego zachciankom, zwłaszcza gdy ten był dzieckiem, ale zawsze jego "niespodzianki" polegały na prostym schemacie: "ja chciałbym..." -> chwila spokoju bez Fausta w domu -> powrót Fausta i wręczenie Aldarenowi do rąk "prezentu". Nie było tego uczucia zniecierpliwienia, ciekawości, ekscytacji i ostatecznie przyjemnego zaskoczenia oraz prawdziwej radości, choćby z najdrobniejszej pierdołki jak na przykład ten grzebień (nawet jeśli wampir dość rzadko przykuwał uwagę do tego by porządnie przeczesać włosy i to nie własnymi palcami). Ta ostatnia torba była apogeum wszystkich tych pozytywnych uczuć jakie towarzyszą niespodziance i całej magii otwierania prezentu. W prawdzie podświadomie i mentalnie nieco przygasł jego entuzjazm, gdy Mitra go "ostrzegł" przed tym co znajduje się w ostatniej torbie, bo wampir na prawdę nie zwykł sypiać w "piżamach", ale nie chciał sprawiać przykrości swojemu ukochanemu. Zwłaszcza, że był bardzo wrażliwy i strasznie łatwo było go zranić i zachwiać jego i tak skromną pewnością siebie.
        Kiedy jednak Aldaren wyjął koszulkę, a po tym coś w rodzaju podomki, sam się sobie dziwił, ale naprawdę mu się podobało. Oczu nie mógł oderwać od polakierowanego drewna, a dłonią cały czas praktycznie głaskał, tę wewnętrzną, cieplejszą część. Była mięciutka, gładka w dotyku i ciepła! Zabawnie to "futerko" łaskotało go w palce i było przyjemnie ciepłe! Aż się zaczął zastanawiać dlaczego do tej pory nie używał piżam i w nich nie spał, ale zaraz odpowiedź sama się nasunęła - dopóki nie poznał Mitry, a zwłaszcza nie został zaproszony pod jego dach, raczej rzadko oddawał się odżywczemu snu, jako że wampirom sen jest zbędny i nie odczuwają zbytnio takiej potrzeby, by się układać do odpoczynku. Może kiedyś, tysiące lat temu pierwsze wampiry oddawały się tak przyziemnym rzeczom jak sen, by przetrwać dzień i wrócić do "życia" dopiero nocą, bo przecież młode, świeżo przemienione wampiry nadal mają problemy z przebywaniem na słońcu, niektóre, starsze również się na światło dzienne nie uodporniły, ale w Maurii i tak kontakt ze słońcem jest szczątkowy. Niewiele wampirów obecnie chodzi spać, zbyt wiele dużo ciekawszych i bardziej produktywnych rzeczy do zrobienia niż spanie.
        - Dziękuję ci Mitra, naprawdę, nawet nie wiesz jak szczęśliwy jestem - powiedział szczerze i tym razem to on porwał w ramiona swojego lubego. Ucałował go nawet przy tym w czoło, a po tym wtulił swój policzek w jego włosy i nie wyglądało jakby szybko chciał go wypuścić, ale były to jedynie pozory, bo cały czas pamiętał, że to Mitra i on zawsze potrzebuje "niezamkniętej furtki", by czuć się komfortowo.
        - Aż mi głupio, że sam nic dla ciebie nie mam... i jeszcze pobrudziłem ci podłogę... - mruknął zakłopotany, gdy puścił już niebianina.
        Położył zaraz torby na kanapie i szybko przystąpił do sprzątania po sobie. Wziął szczotę do podłóg, wiaderko z wodą i zaraz zaczął szorować ślady z krwi, jak również samą plamę po wroniej krwi. Kiedy się z tym uporał, przeprosił na moment Mitrę, którego nawet przez moment nie ignorował i poszedł z torbami na górę. Oczywiście chciał się obmyć z krwi i zmienić ubrania na czyste. Spodnie jeszcze powinien mieć jakieś, nie odpuścił sobie jednak założenia jednej z tunik, które zostały mu właśnie podarowane. Z czystymi ubraniami poszedł do łazienki, w między czasie dając Xarganowi rozkaz na przyniesienie mu z zamku nieco bielizny i kilka sztuk, niewiele, spodni i koszul. Stanowczo za szybko brudził swoje ubrania.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        - Łaskocze?! - syknął niezadowolony Mitra i jeszcze raz walnął Aldarena, tym razem mocno. - To ma boleć za to jak mnie nastraszyłeś!
        Później jednak potulnie dał się przeprosić i pozwolił skrzypkowi się wytłumaczyć. Przymknął oczy, gdy był głaskany po włosach i powoli się uspokajał z tych negatywnych emocji. A gdy już te wygasły, zostały tylko te dobre, związane z jego ukochanym i ich niedawno złożoną przysięgą. Stąd te czułości, przytulanie się, przeprosiny i podziękowania. I nawet nie protestował, gdy wampir powiedział, że to on powinien mu dziękować.
        - Ja mogę powiedzieć to samo - zaznaczył jedynie, bo i on uważał, że został przez Aldarena uratowany z bagna, w którym tkwił tyle czasu, a dzięki niemu miał szansę się wydostać.
        - Przepraszam, zapamiętam na przyszłość - obiecał, gdy wampir wyjaśnił mu powód ich porannego nieporozumienia. No tak, Mitra tego nie przemyślał. On miał czas i szansę się rozbudzić, a skrzypka zaatakował tak brutalnie, zaraz po otwarciu oczu. Nie spodziewał się, że nieumarły może zasnąć tak głęboko. Teraz jednak był mądrzejszy i będzie z tej wiedzy korzystał, gdyby znowu naszła go ochota poruszać z rana w łóżku jakieś ważne tematy. Ale dobrze, że dotarli do tego tematu, bo był to dobry pretekst, by wręczyć Aldarenowi kwiaty, które ten przyjął z takim zaskoczeniem i lekkimi obiekcjami. Mitra przyjął je z lekkim wzruszeniem ramion.
        - Warto było – odparł czułym szeptem. Tak, zdecydowanie warto było. Ten błogi uśmiech był wart wszystkiego, każdych pieniędzy i każdego wysiłku. Błogosławiony zapatrzył się na swojego ukochanego kontemplującego otrzymany bukiet – chciał się nasycić tym widokiem. I… Tak bardzo chciał go uwiecznić. Nie powiedział tego jednak na głos, niczym się nie zdradził. Jedynie skupił się, by jak najlepiej zapamiętać każdy detal, a gdy będzie miał chwilę czasu, przeleje to wspomnienie na papier.
        - Drobiazg, Ren – odparł skromnie na kolejne podziękowania, choć w głębi duszy był tak piekielnie dumny! Zaskoczył Aldarena i sprawił mu przyjemność… Teraz miał ochotę co chwilę wręczać mu taki bukiet, ale wiedział, że to przesada i wkrótce skrzypkowi mogłoby się to znudzić. Nie, będzie sobie dozował tę przyjemność. A w międzyczasie postara się w inny sposób wywoływać uśmiech na twarzy skrzypka. Tak by po wczorajszej kłótni już nigdy nie było między nimi tak źle, żeby od tej pory wampir już się tylko uśmiechał.
        Pora przejść do reszty prezentów. Mitra już szykował się do ich wręczania, ale został powstrzymany i się do tego dostosował – nie dyskutował tylko cierpliwie czekał. W pierwszej chwili nie wiedział o co chodzi, ale zaraz gdy tylko spostrzegł w którą stronę kieruje się Aldaren, pojął jego zamiary. Zrobiło mu się miło, że tak zadbał o otrzymany bukiet i od razu wstawił go do wody, choć przecież kwiaty jeszcze chwilę by wytrzymały. Problem polegał tylko na tym, że w domu Mitry nie było żadnego wazonu. Po co by miał być, skoro w Maurii raczej nie trzymało się ciętych kwiatów, a poza tym kto miał je w tym domu wręczać albo dostawać – Sarazil czy jego niebiańska maskotka skryta przed całym światem pod swoim dziwacznym przebraniem? Chyba trzeba będzie to nadrobić… Na razie rolę naczynia na kwiaty musiał spełnić cynowy dzban, którego kształt najlepiej się do tego nadawał. Odbierał jednak różom wiele uroku, więc Mitra od razu odnotował w pamięci, że przy najbliższym wyjściu na zakupy musi nadrobić te zaległości. I wbrew pozorom całkiem go ta perspektywa cieszyła.
        Późniejsze pełne wzburzenia pytanie skrzypka zostało zbyte przez błogosławionego czułym spojrzeniem – oczywiście, że było widać. Tylko on jeszcze nie wiedział z czego to się bierze i dlaczego wampir tak się krępuje. Gdyby ten mu się wygadał, Mitra miałby na to gotową odpowiedź – przecież jego azylem była jego pracownia, piwnica. Tam Aldaren zszedł tylko raz i chyba nie zamierzał tego powtarzać gdyby nie zaszła naprawdę wyższa konieczność. Mitra i tak niechętnie by go tam zapraszał, bo nekromancja nie była sztuką, którą uprawiało się publicznie, choć była w tym kraju akceptowalna. Jego zdaniem to była kwestia szacunku dla zmarłego i pewnej psychicznej higieny zarówno nekromanty, jak i potencjalnego świadka rytuałów. Więc gdyby była taka potrzeba, błogosławiony zawsze miał miejsce, by chwilę pobyć sam. No i zawsze mógł się zamknąć w którymkolwiek innym pokoju. Jeśli zaś o kwestię wykopywania chodzi, Mitra był akurat przekonany, że jeśli będzie chciał wywalić Aldarena za drzwi, zrobi to nawet gdy już będą mieszkać razem w przebudowywanym na szpital zamku.
        Na ten moment błogosławiony jednak nawet o tym nie myślał. Co więcej, przez moment nie był w stanie myśleć po prostu o niczym – nie, gdy jego ukochany zachwycił go tak czułym wyznaniem. Rzuciłby te torby i przytulił się do Aldarena, ale jakoś się opanował. W jego oczach widać było jednak jak kolosalne wrażenie zrobiły na nim te słowa. Uśmiechnął się, po czym głęboko westchnął, by jakoś oczyścić myśli i wrócić do meritum – w końcu miał dla wampira prezent.
        Zawartość pierwszej torby nie zrobiła na skrzypku wielkiego wrażenia, ale i na Mitrze ten brak zachwytu się specjalnie nie odbił – wiedział, że to były przedmioty prozaiczne. Z premedytacją podał pakunki tak, by ich zawartość układała się od najbardziej codziennej do tej najbardziej osobistej. Pierwszej naprawdę pozytywnej reakcji na prezenty doczekał się przy fartuchu – trochę się tego spodziewał, ale i tak radował się jak nigdy. Kto wie, czy nie było mu przyjemniej niż Aldarenowi, który też niezaprzeczalnie się cieszył. Mitra po raz pierwszy wręczał komuś taki niewymuszony prezent od serca, niespodziankę – nie spodziewał się, że to może być takie miłe uczucie. Najpierw bransoletka, teraz to – kumulacja szczęścia. Cudowna chwila, tak wyraźnie kontrastująca z poprzednim dniem. Oby trwała jak najdłużej.
        Wzmianka o obiedzie sprawiła, że błogosławiony się uśmiechnął. Dopiero teraz dotarł do niego zapach z kuchni - wcześniej był skupiony tak bardzo na swoim ukochanym i tym co działo się między nimi, że tak naprawdę to obok mogłaby nawet palić się aldarenowa jajecznica a on by tego nie poczuł. Przyjemna rozgrzewająca woń sprawiła jednak, że Mitra zrobił się głodny, ale póki co powstrzymał się, bo miał coś znacznie ważniejszego na głowie. Na Prasmoka, jaką Aldaren miał cudowną minę, jaki piękny wyraz twarzy! Oczy mu tak błyszczały, uśmiechał się - chyba faktycznie cieszył się z prezentu. A nekromanta cieszył się jego szczęściem. Wcześniej, na moment przed wręczeniem, miał wątpliwości czy nie zrobił głupoty i czy to odpowiedni prezent, ale teraz nie miał wątpliwości co do tego, że jednak trafił. Był wniebowzięty. A to właśnie tej piżamy był najbardziej niepewny. Starał się przy jej wyborze, wybrzydzał i wybierał wszystko tak, by było idealnie, by Aldaren miał coś naprawdę ładnego i luksusowego, bo zasługiwał na to. Zasługiwał tak naprawdę na wiele więcej, ale to był dobry początek. Gdy Mitra widział jak wampir gładził z przyjemnością wewnętrzną część materiału, sam miał ochotę go dotknąć, taką przyjemność widział na twarzy ukochanego. Trafił, naprawdę trafił.
        Podziękowania i to jak został porwany w objęcia stanowiły koronację tej cudownej chwili. Słowa Aldarena brzmiały tak pięknie jak jego gra na skrzypcach, a dotyk był naprawdę, naprawdę wyjątkowy. Aresterra był z początku troszkę zaskoczony, bo wcześniej skrzypek nigdy nie dotykał go tak bez ostrzeżenia, nieostrożnie można by rzec, ale to wcale nie wywołało w niebianinie negatywnych emocji. Objął skrzypka i wtulił się w niego, pozwalając się pocałować i przytulać. Uśmiechał się, naprawdę cały czas nikle się uśmiechał. Od dziesięcioleci nie miał tylu powodów do szczęścia co przez te kilka dni u boku Aldarena, nie wspominając już o tym poranku - najpiękniejszym w jego życiu.
        - Nawet nie wiesz jak bardzo ja jestem szczęśliwy, Ren - odpowiedział ukochanemu. - Tak się cieszę, że trafiłem, że ci się podoba… Że jesteśmy razem - dodał, podnosząc wzrok na ukochanego. Patrzył na niego maślanymi oczami, z nieobecnym uśmiechem. Pogłaskał go po policzku i później po włosach, nadal trwając w jego objęciach, nawet gdyby skrzypek chciał go puścić.
        - Nie powinno być ci głupio - odpowiedział mu. - Dałeś mi najpiękniejszy prezent na świecie. Dałeś mi siebie i swoje towarzystwo - wyjaśnił, na wypadek gdyby lazurowooki chciał z nim dyskutować. Dał mu buziaka i w końcu wysmyknął się z jego ramion.
        - Zostaw, nie musisz… - próbował go powstrzymać od sprzątania, lecz Aldaren już był w ferworze walki z plamami krwi. Mitra westchnął. - No dobrze, ale szybko do mnie przyjdź - skapitulował. Był w tak dobrym nastroju, że mógł pójść na wiele ustępstw, wręcz nie przypominał samego siebie. Lekkim krokiem poszedł w stronę kanapy i tam zajął miejsce, aby poczekać na swojego ukochanego. Usiadł wciągając nogi na siedzisko i opierając splecione ramiona na podłokietniku i jeszcze stosie poduszek - tak naprawdę bardziej półleżał niż siedział. Spoglądał na Aldarena, lecz równie często swój wzrok skupiał na bransoletce z symbolem wampirzego rodu. Uśmiechał się co jakiś czas, palcami z czułością dotykał blaszki. Nie zamierzał jej nigdy zdejmować, nawet jakby miała mu od tego ręka uschnąć. Był wręcz dumny, że inni będą go z nią widzieli, że gdy zapytają, on będzie mógł powiedzieć, że dostał ją od głowy rodu van der Leeuw i że do nich należy. Nie będzie musiał wspominać, że to taka ich prywatna obrączka, tego nikt nie musiał wiedzieć poza ich dwójką. A ta świadomość była dla niego tak oszałamiająco słodka…
        Aldaren poszedł w końcu na piętro - Mitra odprowadził go wzrokiem i gdy ukochany postawił stopę na pierwszym stopniu, zawołał za nim, by szybko wrócił. Oj tak, po tych oświadczynach czuł się naprawdę zupełnie inaczej, tak lekko i przyjemnie, jakby nic z jego przeszłości się nie zdarzyło, jakby właśnie zaczął z czystą kartą i pięknymi perspektywami na przyszłość. Gdy został sam, wyciągnął się na całą długość na kanapie i podniósł do góry rękę z bransoletką. Uśmiechnął się - jak miłe było uczucie bycia dla kogoś ważnym nie przez to, że miało się skrzydła czy ich nie miało, tylko przez to, że się było. Jak miło mieć kogoś, kto jest dla ciebie tak samo ważny, jak ty dla niego… Mitra przytulił z czułością do piersi tę samą rękę, którą trzymał nad głową. Trwał w tej pozycji aż nie usłyszał kroków na schodach. Spojrzał w ich stronę, a gdy dojrzał schodzącego z piętra Aldarena, uśmiechnął się, wkładając ręce pod głowę. Był mile zaskoczony, że ten od razu ubrał się w tunikę od niego.
        - Widzę, że trafiłem z rozmiarem - mruknął ni to do skrzypka, ni to do siebie, ale na pewno mówił z zadowoleniem. Powoli, jakby wcale nie miał na to ochoty, bo tak mu było wygodnie, podniósł się do pozycji siedzącej, by zrobić miejsce dla wampira. Gdy ten usiadł obok, błogosławiony zarzucił mu ręce na szyję i pocałował go.
        - Dziękuję, Ren - powiedział, choć nie uściślił za co mu dziękuje. Nie musiał, bo chodziło przecież o całokształt. - Ale z ciebie wariat, wiesz? Nikt inny w całej Maurii nie wpadłby na to, by odegrać taką scenę w takich okolicznościach… Jesteś najbardziej wyjątkowy na świecie - zapewnił z czułością.
        - To co, poczęstujesz mnie tym, co ugotowałeś? - zapytał. - Mam taki apetyt, że chyba zjem cały garnek.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Uh, co za ból! - jęknął zaraz teatralnie wampir, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu, choć powinien, bo Mitra był wściekły i w zupełności to rozumiał, ale no... No, nie mógł się po prostu powstrzymać. A i tak było dobrze, przecież zawsze mógł powiedzieć, że w takim razie jego ukochany będzie musiał się naprawdę porządnie postarać by skrzypka zabolało. Darował też sobie uwagę, że to jak go właśnie tłucze nekromanta, jest dla niego niczym delikatna pieszczota...
        Ooooo, wtedy to by się dopiero Mitra rozsierdził!
        - Oh, jak boli. Umieram... Umieram! Ludzie pomooocy! Bijoooo mieeee! Zawiadomcie Towarzystwo Opieki nad Wampirami! - krzyczał i lamentował, choć wcale nie głośno, bo nie chciał by zaraz sąsiedzi Mitry zaczęli walić do drzwi, że nekromanta kogoś morduje. Ciężko mu też było zachować powagę, a więc jak zwykle Aldaren dowodził jak kiepski byłby z niego aktor.
        Później jak już minęła im głupawka, pora przejść do poważniejszych tematów albo chociaż wypadałoby przeprosić Mitrę za swoją poranną obmierzłość. Spieszył również z wyjaśnieniem, z czego to wynikało i względnie jak zapobiegać przyszłym nieporozumieniom w takich sytuacjach. Spuścił jednak zaraz nieco wzrok z ukochanego i sięgnął dłonią do swojego karku, lekko go rozmasowując, choć wcale go nie bolał.
        - Poza tym... bałem się - wyznał niepewnie. Nadal się wahał czy w ogóle podejmować ten temat skoro i tak już powiedział "a", czy może jednak na tym poprzestać, ale... Czy powinien wspominać o zmarłej pierwszej miłości? - Bałem się, że cię stracę, zwłaszcza, że miałeś iść do Nihimy... - Może nie do końca to zamierzał pierwotnie powiedzieć, ale to chyba nawet lepiej brzmiało. No i szczególnie przekaz pozostawał praktycznie ten sam. Gdyby Mitrze coś się stało, tak jak tych prawie pięćset lat temu Lorelin, Aldaren by sobie tego nigdy nie wybaczył i prawdopodobnie umarłby ponownie. Tym razem na dobre.
        Nieco się spiął przez swoje wyznanie i był lekko niespokojny, na szczęście zmieniło się to gdy podarowane zostały mu kwiaty. Najprawdziwsze, naturalne róże! I to nie tylko w kolorze krwi, ale również tak bardzo podobne do tej z jego herbu... Mitra niesamowicie go zaskoczył. Aż wampir zaczął sobie wyrzucać, że nie mieszkają w mniej ponurych rejonach, by móc je zasadzić, aby pięknie się rozrosły i mógłby je już przez wieki oglądać. Nie wszystko było jednak stracone i skrzypek już obmyślał plan jak to wszystko zrealizować, pomimo dość poważnego problemu (wyłącznie dla niego i innych śmiertelnych ras) braku słońca na tych terenach. Choć czy rzeczywiście to był jakiś problem?
        Zamek znajdował się przecież kawałek od murów miasta, a zaklęcie zachmurzenia obejmowało wyłącznie stolicę, a przynajmniej tak kiedyś słyszał. Nie powinno być chyba problemem posadzenie bukietu i oczekiwanie na to, aż stanie się pięknym, bujnym pnącym krzakiem oplatającym może nawet jedną ze ścian szpitala. Nie przyszło mu jednak do głowy, że na takie zabiegi powinna być chociażby odpowiednia pora roku, już nie wspominając o wodzie, glebie, nasłonecznieniu, a później to i jeszcze pielęgnacja takiego krzewu - dbanie, by rośliny nie zaczęła toczyć jakaś choroba, bądź by nie gnębiło jej robactwo. Niestety wiedza Aldarena na temat kwiatów kończyła się na tym, że są ładne, albo brzydkie, pachną ładnie, albo zabijają samym swoim zapachem - prawie jak Żabon albo Xargan. Miał jednak jeszcze cały bukiet by przekonać się jak bardzo był naiwny w swoich marzeniach i myśleniu, na temat takiego ogrodnictwa.
        Kolejne prezenty przyjmował z równie wielkim szczęściem co kwiat, choć jego entuzjazm nie zawsze był odpowiednio wysoki, na przykład z tymi przyborami codziennego użytku, jak grzebień, szczotka do włosów. Naprawdę doceniał gest Mitry, jego dobre chęci i poświęcenie. Doskonale też rozumiał przekaz Mitry, który tymi przedmiotami wyrażał, choć wcale nie chciał aż tak bardzo czuć się w tej kamienicy jak u siebie w domu. Z resztą, jak już wspomniał wcześniej, raczej trudno będzie mu się czuć jak w domu i to gdziekolwiek, gdy nigdy tak naprawdę nie miał takiego miejsca. Miał dach nad głową i suchy kąt (o bezpiecznym schronieniu raczej ciężko mówić w jego przypadku), ale na pewno nie czuł się tam jak w domu. Oczywiście miał większą swobodę i pozwalał sobie na nią, bo w końcu mieszkał w zamku od małego, ale i to nie zmieniało tego faktu.
        U Mitry natomiast był gościem, z początku nawet niezbyt proszonym, ale tolerowanym. Dopiero od niedawna nekromanta prosił, by nieumarły czuł się jak u siebie, ale było raczej ciężkie i nieroztropnie wypowiedziane do WAMPIRA. I choćby przez to Aldaren się cały czas pilnował. Poza tym mieszkał z Mitrą... zdążył go już w miarę poznać i choćby przez wzgląd na niego nie pozwala sobie na pełną swobodę w mieszkaniu pod jego dachem. Choć nie potrzebował snu, musiał się kłaść i odpoczywać, coby nie sprawiać przykrości Mitrze, a i w sumie od kilku dni, to była dla skrzypka czysta przyjemność, a nie przymus. Jak już spał, nie mógł w samej bieliźnie, bo Mitra by mu chyba palpitacji dostał przez nawrót traumy wywołanej swoją przeszłością, poza tym no trochę przyzwoitości. Kolejna kwestia to to, że starał się wstawać przed Mitrą, aby zrobić mu śniadanie, a po jakimś czasie zajmował się i obiadem. No, kto by widział wampira w kuchni, skoro u większości zwykłe ludzkie jedzenie wywołuje rozstrój żołądka? Zwłaszcza, że i skrzypek nieraz coś skubnie, choć ostatnio coraz rzadziej. No i chyba najważniejsza kwestia - gdyby skrzypek miał się czuć jak u siebie, już dawno by go tu nie było. Nie był przyzwyczajony do siedzenia w jednym miejscu przez dłużej niż zaledwie kilka dni potrzebnych na wypoczynek, zyskanie informacji i uzupełnienie zapasów. A tutaj? Zaraz tydzień minie jak go nie ciągnie z powrotem na trakt!

        - To ostatnie chyba najważniejsze, a już w szczególności ważniejsze od wszystkich skarbów i prezentów świata, bo drugiego tak wspaniałego jak ty, już w życiu nie dostanę - wyznał z bezgraniczna miłością i oddaniem w głosie i raz jeszcze cmoknął swojego cud blondasa w jego czuprynę. Odpuścił sobie porządne wyściskanie lubego, bo jeszcze musiałby go po tym składać do kupy, a tego wolał oszczędzić sobie i przede wszystkim niebianinowi.
        - Według mnie to stanowczo za mało, w porównaniu do tego co ty dla mnie robisz i ile dla mnie znaczysz - mruknął, bo jakże to tak pozostać dłużnym słowom błogosławionego?
        Uśmiechnął się zaraz pogodnie, beztrosko i niewinnie, w jeden z tych swoich charakterystycznych, rozbrajających sposobów, po czym zabrał się za sprzątanie po swoim dowcipie nim w ogóle Mitra zdążył jakoś bardziej przekonywującą go powstrzymać. Skrzypek nabałaganił, to skrzypek posprząta! Całkiem nieźle to brzmi... Zastanowi się nad wyryciem tego na framudze drzwi wejściowych. Ot taka niespodzianka będzie dla Mitry, a jednocześnie Aldaren będzie miał sposób na pozbycie się przeklętych manekinów, przez które on nie może nic zrobić dla swojego ukochanego. Dobrze, że plamy z krwi były jeszcze praktycznie świeże, więc nie musiał się długo z nimi męczyć.
        - Będę nim zdążysz przeliterować słowo "tęsknię" - rzucił zaczepnie i w wyrazie psotnej miny wystawił nawet lekko język, nim pognał na górę samemu się przemyć i przebrać.
        Trochę mu zajęło przede wszystkim znalezienie spodni do przebrania, bo musiał się po nie pofatygować aż na drugie piętro do udostępnionego mu pokoju, ale sprawnie sobie z tym poradził. Żadnych problemów nie miał za to z kąpielą. Skoro obiecał, że będzie jak najszybciej, Mitra nie powinien być zły o to, że wampir wykąpał się w takiej wodzie jaka leciała z kranu. Miał odkręconą ciepłą, a to, że nie zdążyła się nagrzać, a on skończył się szorować, to już nie była wampira wina. Rączki miał czyste. Nawet się machnął i potraktował swoje włosy pomadą od Mitry. Ładnie pachniało w łazience, gdy płukał swoje kłaki. Jakieś owocowe zapachy? Tropikalne? Może jednak różane? Tak dawno nie zwracał uwagi na takie rzeczy, że teraz nawet sam nie był do końca przekonany co to konkretnie za woń, ale to akurat szczegół.
        Ledwo się przetarł ręcznikiem, zmierzwił nim jedynie włosy i jakby nie patrzeć nadal wilgny ubrał się. Posprzątał po sobie łazienkę, powiesił ręczniki by się suszyły i pognał do Mitry, by ten już dłużej nie musiał czekać, niemal na schodach, w biegu wciągając na siebie tunikę od niego.
        Szczerze? Nie była nawet taka zła. W prawdzie Aldaren raczej nie miał tego typu ubrań w swojej szafie, jakoś zawsze przemawiały do niego proste koszule z jakąś subtelną dekoracją, czy to jedynie wyszycie krawędzi inną nicią, czy obszycie ich materiałem w innym kolorze, bądź też z pozoru jednolita, po uważnym przyjrzeniu się z jakimś delikatnie jaśniejszym bądź ciemniejszym od głównego koloru elementem ozdobnym. A tuniki...
        Tuniki nie były złe, wygodne i ładne. Najważniejsze - były od Mitry! Prócz tego jednego razu, gdy nie ma co na siebie założyć, a z gołym torsem latać nie zamierza, zastanawiał się, czy nie zakładać ich tylko na jakieś ważne okazje i uroczystości. W sumie... dzisiaj był dla nich bardzo ważny dzień - ICH DZIEŃ - wiec i tak na jego plany odnośnie tych tunik wyszło. Przynajmniej tym sposobem będzie miał pewność, że raczej ich tak szybko nie zniszczy, ani nie zabrudzi tak, że będą się nadawały jedynie do kosza. Tego bardzo, ale to bardzo nie chciał. Kto wie, może z czasem uzupełni połowę swojej szafy właśnie w tuniki? Z początku się tego nie spodziewał, ale o dziwo po założeniu okazały się bardzo wygodne... No, a przynajmniej ta, którą miał obecnie na sobie.
        Kiedy schodził ze schodów, widać jednak po nim było, że nie był przyzwyczajony do chodzenia w czymś takim i nie to, że czuł się niekomfortowo, po prostu był jakby lekko zawstydzony. Bo jakby nie patrzeć to był też jego pierwszy tego typu prezent od ukochanej osoby. Chciał wyglądać dobrze, prezentować się godnie w tym prezencie i kwestia była tego, że nie wiedział czy mu się to w ogóle udaje.
        - Albo masz dobre oko albo podstępnie ukradłeś moją miarę jak spałem. Kto wie co jeszcze w nocy kombinujesz jak ja biedny, naiwny i nieświadomy, pogrążony jestem w błogim śnie. Daj znać, kiedy zacząć się bać przy tobie zasypiać i zachować czujność nawet podczas snu - odparował żartobliwie, od czego się nieco rozluźnił i w końcu dotarł znów do salonu.
        Chciał machnąć ręką z czułym uśmiechem, sugerując, że Mitra wcale nie musi się poprawiać i może sobie leżeć dalej, a skrzypek siądzie sobie na fotelu albo przy kanapie na podłodze, jeśli przez odległość nekromanta znowu zechce zastosować dyscyplinarne rękoczyny. Tak choćby profilaktycznie. Niestety jego przekaz został chyba perfidnie zignorowany, gdyż wampir machnął ręką, a nekromanta i tak już siedział prosto. Aldaren nie miał innego wyjścia niż skapitulować, więc westchnął ciężko i usiadł przy partnerze, z którym niedawno związał się przysięgą.
        - Uh... - sapnął gdy został nagle napadnięty, już po raz wtóry tego dnia przez nekromantę i się krótko roześmiał rozbawiony tym, jak przymilny stał się jego Niedotykalski Złotowłosy. Objął ukochanego i zamruczał na pocałunek, oczywiście odwzajemniając go z należytą czułością.
        - Ja się nie dziwię, że nikt na to nie wpadł. Kupowanie co chwila nowych koszul by zaraz znów je upaćkać krwią... Nie stworzyli może jakiegoś specyfiku, dzięki któremu to cholerstwo się spiera? - zapytał nagle oświecony, wpatrując się z zainteresowaniem w Mitrę. Zaraz nawet wyszczerzył zęby z chochliczym błyskiem w oczach - miał już genialny pomysł jeśli by się okazało, że czegoś takiego jeszcze nie wynaleziono - samemu coś takiego stworzy! Znaczy razem z Mitrą oczywiście...
        - Widzisz co ja potrafię dla ciebie wymyślić? - zarzucił zaczepnie i demonstracyjnie, z dumą uniósł lekko głowę, a jakże obrastając w piórka. Zaraz się jednak roześmiał, objął ukochanego i przygarnął do siebie. - Nie jestem pewien czy miałbym odwagę znowu zrobić coś takiego. Myślałem, że mnie ukatrupisz, tak, że już mi żadna przemiana ani nekromancja nie pomoże - dodał jeszcze pół żartem, pół serio.
        - I nie jestem tak wyjątkowy jak ty, ale wydaje mi się, że już ci to mówiłem popierając swoją teorię odpowiednimi argumentami - powiedział czule, acz po części przebiegle odnosząc się choćby do swojej opinii, na temat tego, że on nigdy by nie wytrzymał tego co przeszedł Mitra i najpewniej już dawno wszyscy zapomnieliby o kimś takim jak "Aldaren van der Leeuw". - W moim przypadku niestety, jak to mówią, rogi podtrzymują aureolę - wyszczerzył się z rozbawieniem.
        - Ależ oczywiście mon seigneur - powiedział wstając z siedziska i kłaniając się szarmancko. - I nie masz się o co martwić, cały gar jest twój, niestety jeśli ci to będzie mało, będę musiał skoczyć po składniki, a ty będziesz skazany na czekanie, aż się nie ugotuje druga "porcja" - odparł łagodnie i w sumie z niczym tu nie przesadzał, bo i jeść nie miał zbytniej ochoty (wspomnienie tamtego dzieciaka, którego omal nie... i to jeszcze przed domem Mitry, skutecznie odbierało mu apetyt, jakikolwiek), i drugiego gara zupy raczej z kurzu, mydlin i pajęczyn nie ugotuje.
        Przeszedł do kuchni, gdzie bez problemu wyjął z odpowiedniej szafki miskę, z szuflady łyżkę i nalał hojnie zupy, aż się prawie wylewała. Nawet udało się nalać mu tak, że było więcej mięsa niż warzyw, ale to akurat powinno wyjść Mitrze na zdrowie. No i przecież cały gar i tak dla niego jest. Postawił miskę na stole w kuchni i kolejnym, typowym dla kelnera ukłonem zaprosił niebianina do posiłku, wcześniej już odsuwając mu krzesło, które za nim zasunął jak blondyn zajął swoje miejsce. Aldaren siadł naprzeciwko niego, by błogosławiony nie musiał jeść w samotności.
        - Niby chciałem skorzystać z w miarę dobrej pogody i zająć się kilkoma sprawami, choćby tą związaną z Lilianną, zerknąć jak żona Lirantha się trzyma i pogonić do roboty szklarza, ale... taaak baaaaarrrrrdzo mi się nieee chcee - wymruczał przeciągając się jak prawdziwy książę lenistwa i zaraz rozpłaszczył się na blacie stołu. - No, a przede wszystkim muszę sprawdzić, czy rzeczywiście dasz radę wtrząchnąć cały ten gar na raz - zachichotał jak jakiś imp, a po tym już tylko posłał pełne miłości spojrzenie lubemu.
        - Tygrys nie sprawiał problemów? Nie wymachiwał zbytnio swoimi pręgowanymi łapskami? - spytał kontrolnie, jego ton nieco stężał jakby tylko czekał na jedną konkretną, niezbyt pozytywną relację z przebiegu zabiegu, by móc się tym odpowiednio zająć, choć za pośrednictwem Xargana, bo przecież skrzypek jasno zaznaczył, że nie ma ochoty na nic innego, niż tylko spędzić ten dzień wyłącznie z blondynem.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Oczywiście, że Mitra trochę się boczył za ten śmiech, ale między prawdą a Prasmokiem to gdyby był bardzo zły na Aldarena, właśnie trwałoby prawdziwe piekło, a nekromanta nie okładałby wampira tak niewinnie pięściami po torsie. Jednak jak można udawać gniew w chwili, gdy skrzypek odgrywa taką scenę? Zdołał więc udobruchać Mitrę i wszystko rozeszło się po kościach, więcej, nekromanta był nawet skłonny samemu iść na ustępstwa, przeprosić, zrozumieć swój błąd. Sielanka. Na dodatek Aldaren był na tyle rozsądny, że ładnie wybrnął podczas wyrażania swoich lęków i nie wspomniał o Lorelin, co mogłoby zepsuć nastrój. Mitra przejął się tak czy siak.
        - Biedaku - pożałował go. - Nic mi się nie stało. Zresztą zadbałeś o moje bezpieczeństwo, miałem w końcu ochroniarza - zauważył. Było to najmilsze określenie pod adresem Xargana, jakie kiedykolwiek opuściło usta Mitry i być może opuści. Zrobił to jednak dla skrzypka, a nie dla demona. Bez przesady - to, że teraz był szczególnie miły nie znaczyło, że przestał być sobą.

        - Hah, wiesz, pozwolę sobie się nie zgodzić - powiedział z zadowoleniem, gdy Aldaren zaczął się wykłócać kto komu więcej zawdzięcza i więcej daje. Nie wyciągał kolejnych argumentów, bo to było bez sensu, niech po prostu wampir wie, że Mitra czuł się bardzo szczodrze obdarowany jego cudownym towarzystwem. Zresztą sam skrzypek odpuścił dalsze kłótnie i zabrał się za sprzątanie. No niech mu będzie…
        - Trzymam za słowo - odparł lekko Aresterra, kierując się w stronę kanapy. - T. Ę… - zaczął nagle literować, ale przestał, gdy Aldaren był już w połowie schodów. Uśmiechnął się do jego pleców - bardzo by chciał, aby to faktycznie było takie proste i szybkie, bo już troszkę za nim tęsknił. Tego dnia jak nigdy wcześniej nie chciał tracić go z oczu.

        - ...Ę - powiedział niebianin, gdy już skrzypek do niego wrócił. - Perfekcyjne wyczucie czasu.
        Aldaren mógł sobie protestować, ale Mitra i tak zamierzał usiąść, bo chciał się przytulić. Był tego dnia chyba bardzo nachalny ze swoją potrzebą czułości, bo jego ukochany po raz kolejny sapnął, gdy ten powiesił mu się na szyi. No ale nie protestował, więc Aresterra z tego korzystał.
        - Wiesz... - zamruczał. - Gdybym coś kombinował to na pewno bym ci tego nie powiedział... To chyba logiczne, prawda? Ale możesz spać spokojnie, nie mam żadnych niecnych planów. Najwyraźniej... Przytulałem cię dość, by chociaż koszulę móc dla ciebie dobrać w miarę dopasowaną - wyjaśnił. Był z siebie troszkę dumny. Stąd te wszystkie pochwały, miłe słowa i uśmiechy, gdy Aldaren mu odpowiadał.
        - I za to cię kocham - odparł śmiało, gdy ukochany tak się puszył ze swoimi pomysłami. Może czasami Mitra był zły za te numery, które on mu robił, ale w gruncie rzeczy były niegroźne i po tym jak minęły nerwy po prostu zabawne. Ech, jego kochany wariat…

        Mitra wstał zaraz za Aldarenem, rozbawiony nieco tym jak wampir się do niego zwrócił – jak sługa. Nekromanta nie wiedział, że tak mówią również kelnerzy w eleganckich lokalach, bo nigdy w takich nie bywał, a i nie znał nikogo, kto by mu o tym opowiedział. Nawet jeśli u Danabelle bywały osoby z wyższych sfer, na pewno nie rozmawiały z błogosławionym o tym jak im dzień minął i w jakich lokalach bywali. Ych... Dobrze, że Mitra był w tak dobrym nastroju i bardziej skupiony na Aldarenie niż na wspominaniu traumatycznej przeszłości, bo proszone kolacje u Danabelle były czymś, co w tym momencie mogłoby mu skutecznie odebrać apetyt. W tej jednak sytuacji po prostu chętnie podążył za Aldarenem do kuchni. Do garów mu się nie wtrącał, stał w pewnej odległości i tylko zerkał ciekawsko co też jego ukochany tam miesza.
        - Co to? - zapytał w końcu. - Pięknie pachnie...
        To nie był pusty komplement - Mitrze naprawdę podobał się zapach tej potrawy, kojarzył mu się z jego ulubionymi daniami, które były pikantne i lekko kwaśne. Gdyby to od niego zależało, mógłby jeść zupę prosto z garnka, ale raz, że nie wypadało, a dwa: chciał celebrować ten posiłek w należyty sposób, przez wzgląd na Aldarena.
        - Dziękuję - zwrócił się do niego, gdy wampir szarmancko odsunął mu krzesło. Nie przejął się tym, że tak się robi raczej w stosunku do kobiet, taka troska była po prostu miła. Zajął miejsce za stołem i złapał za łyżkę, nie od razu jednak zaczął jeść. Widząc ruchy Aldarena poczekał aż on usiądzie i uśmiechnął się do niego subtelnie. Dopiero wtedy nabrał zupy na łyżkę i jej spróbował. Gdy poczuł w ustach ciepły płyn o przyjemnie rozgrzewającym, lekko pikantnym smaku, westchnął z ukontentowaniem.
        - Przepyszna - westchnął. Szybko zjadł jeszcze jedną łyżkę i odezwał się ponownie. - Świetnie trafiłeś w mój gust, to jest takie dobre... Ojej, naprawdę byłbym w stanie zjeść cały garnek, poważnie - zapewnił. Nie ściemniał, widać to było po zaangażowaniu, z jakim jadł posiłek. Kuchnia Ala - poza sławną pierwszą jajecznicą - bardzo mu smakowała, ale to było najlepsze ze wszystkiego. Nie dość, że świetnie ugotowane, to jeszcze takie idealnie wpasowane w jego gust... No i przygotowane przez ukochaną osobę. Mitra był pewien, że to nie było bez znaczenia. Nigdy jako dorosły nie czerpał radości z jedzenia, po prostu musiał to robić, aby żyć. Dopiero posiłki przygotowywane przez skrzypka albo we dwoje zaczęły mu smakować. Jak tak dalej pójdzie to naprawdę będzie musiał zacząć się pilnować by nie przytyć...
        Mitra zerknął znad swojego talerza na Aldarena, gdy ten zaczął mówić. Nie przerwał jedzenia, jedynie wolniej zamiatał łyżką. Plan skrzypka na ten dzień był jak zawsze napięty i nekromanta już zaczął troszkę żałować, że będzie musiał się nim dzielić w taki dzień... Wampir jednak otwarcie przyznał - jęcząc jak potępiona dusza - że nie ma na to wszystko ochoty. Na to tylko czekał błogosławiony - sam nie miał najmniejszej ochoty, by ukochany go opuszczał, nie chciał nawet nigdzie z nim wychodzić. Lecz nim przypuścił atak, Aldaren rzucił zdanie, które nie mogło pozostać bez odpowiedzi.
        - Udowodniłbym ci, że dam radę to wszystko zjeść - oświadczył, jakby to była kwestia honoru. - Ale wolę sobie zostawić trochę na później.
        Oczywiście, że Mitra nie dałby rady całemu temu garowi zupy, ale nie mógł się do tego przyznać, gdy został tak jawnie sprowokowany. Dotarło jednak do niego, że taka zaczepka mogłaby stanowić pretekst, by jednak nie czekać aż błogosławiony stuknie łyżką o dno i być może przejść się do znajomych... Więc trzeba było uprzedzić ten ruch.
        - Teraz jest już późno na wizyty - oświadczył łagodnie. Co z tego, że była pora obiadowa. - Jutro się za to weźmiemy... Poza tym dzisiaj nie mam ochoty się tobą dzielić - wyznał szczerze.


        Mitra z początku robił wrażenie, jakby nagła zmiana tematu wybiła go z rytmu i nie wiedział zupełnie o jakiego tygrysa chodzi. Patrzył przez moment na swojego ukochanego, przeżuwając kęs mięsa z zupy, po czym przełknął, zamieszał jeszcze łyżką w talerzu i wzruszył ramionami.
        - Był w sumie grzeczny - uznał. - Ale… Bał się - dodał z rozbawieniem. - Jakoś tam współpracował, ale musiałem uważać, by go nie nastraszyć. Dałem mu leki przeciwbólowe i dzięki temu na pewno było mi łatwiej. A samo nastawianie ręki było łatwe, kość pękła równo, gładko, więc nie musiałem się babrać z niczym. Przyjemnie było sobie przypomnieć jak wyglądają takie zabiegi - wyznał. - Bałem się przez moment czy podołam, bo w końcu minęły lata od ostatniego razu gdy zajmowałem się żywymi, ale czułem się prawie jakby to moje ręce pamiętały jak to się robi, jakby same się poruszały… - Mitra mówił z całkiem sporym jak na niego entuzjazmem, który jednak niestety zgasł. Nim jednak błogosławiony powiedział o co chodzi, wziął do ust kolejną łyżkę zupy, by ta nie wystygła, bo szkoda by było. Przełknął.
        - Ale było to wykańczające - wyznał. - Jednak… Szkoda, że nie da się leczyć na odległość, bo naprawdę na koniec zaciskałem zęby, choć musiałem udawać, że jest w porządku. Rozumiesz, dotyk… Nie było tak źle, ale mogłoby też być dużo lepiej. Normalny lekarz nie miałby z tym problemu, ale ja byłem psychicznie wykończony. Mam nadzieję, że stopniowo się do tego przyzwyczaję, gdy już szpital się otworzy.
        Mitra westchnął ponownie i znowu na chwilę skupił się na jedzeniu zupy. Domyślał się jednak, że Aldaren chciał wiedzieć coś jeszcze, choć o to nie zapyta. Błogosławiony zamierzał poruszyć drażliwy temat, ale potrzebował też chwili na ułożenie myśli w głowie, stąd przerwa na kilka kęsów posiłku.
        - Rozmawiałem też z tą wampirzycą - przyznał prosto z mostu. - Choć tak naprawdę bardziej do niej mówiłem niż rozmawialiśmy. Powiedziałem jej jak ma dbać o swojego dużego kota i… odmówiłem jej Kontraktu. To co wczoraj zaszło było zbyt pochopne, choć wtedy wydawało mi się, że robię dobrze. Pomyślałem jednak - przepraszam, samolubnie - że wolałbym, aby naprawdę jedyną osobą, która będzie piła moją krew, byłbyś ty - wyjaśnił z pewną nieśmiałością, zerkając na Aldarena jak panna proponująca schadzkę swemu lubemu. Akurat skończył jeść pierwszy talerz zupy i zaraz podał go swojemu ukochanemu.
        - Mogę prosić dokładkę? - zapytał. No cóż, był to unik. I trochę próba zmiany tematu, aby nie wchodzić na grząski, nieprzyjemny grunt, skoro do tej pory było tak miło.
        - A jak tam Żabon? Bardzo tęsknił? - dodał po chwili, starając się mówić dość sugestywnie, by Aldaren się zorientował, że on dobrze wie, że to wcale nie o małego, wrednego demona chodziło.
        Jakby wywołany samym wspomnieniem swojego imienia, mały brzydal pojawił się w kuchni nie wiadomo skąd, złapał swoją michę w pysk i z rozmachem rzucił nią o podłogę w jasnym przekazie - “napełnić!”.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oczywiście, że perfekcyjne! - powiedział Aldaren z lekkim oburzeniem, zadzierając nieco głowę w charakterystyczny sposób i zakładając ręce na piersi, w jawnej manifestacji swojego naburmuszenia. - Raz, obiecałem, dwa, jestem perfekcjonistą, trzy, wampirza szybkość - wymienił i się wyprostował dumnie, jakby miał to być ten moment, w którym cały kontynent jednogłośnie miał uznać go za największego bohatera w dziejach i przyznać mu błyszczący medal. Wyszczerzył się zaraz pogodnie i pocałował Mitrę w głowę, gdy się do niego zbliżył.
        Wątpił, by rzeczywiście udało mu się zdążyć nim Mitra przeliteruje "tęsknię", zwłaszcza, że wampir miał świadomość, że wcale nie starał się tak szybko ze wszystkim uwinąć jak by mógł. Drugą kwestią było to, że nawet idiota zorientowałby się, że niebianin oszukiwał, nawet gdyby skrzypek nie słyszał, że blondyn przestał literować, jak tylko zniknęli sobie z oczu. Zwyczajnie obaj się ze sobą droczyli i mieli pełną tego świadomość.
        Aldaren nie miał wcale Mitrze za złe tego, jak ten często się dzisiejszego dnia na nim uwieszał. Cieszył się z tego i nawet przez myśl mu nie przeszło, że niebianin był nachalny. W to akurat wątpił, zwłaszcza, że mowa o MITRZE! Wiedział, że jego ukochany po ostatnich trudnych chwilach, miał w końcu lepszy dzień (już pomijając, że dzisiejszy był dla nich obu wyjątkowy) i po prostu to okazywał. Aldaren nie mógł być o coś takiego zły czy mieć tego dosyć, zwłaszcza, że miał świadomość, iż jutro może być już po prostu po staremu i jego niedotykalski, zamknięty w sobie i mrukliwy Mitra na nowo powróci. Nie mógł więc narzekać na to jak uczuciowy był dzisiaj, dlatego postanowił rozkoszować się tym i cieszyć, póki może.
        - No i właśnie nie zdradzasz mi swoich niecnych planów, od zawsze wiedziałem, że ty taka cicha woda jesteś - droczył się z nim, nie ukrywając swojej radości z tego, że po prostu nekromanta jest i to taki szczęśliwy, w ramionach wampira. - Zadziwiasz mnie - przyznał z zadowoleniem i czułością w głosie. - Co dzień mnie zaskakujesz i uczysz nowych rzeczy i to nie tylko o sobie. Mam już za sobą równe pięć wieków, i jak żyłem i nie-żyję, nigdy nie słyszałem, by można było poznać czyjś rozmiar koszuli od samego przytulania. Z tobą nie da się nudzić, a i nawet wampir nie pozostanie głupi w twoim towarzystwie - pochwalił szczerze i wyszczerzył kły w radosnym uśmiechu.
        Był w prawdzie rozbawiony tą teorią i nie zbyt trzymała mu się logicznej kupy, ale w sumie i tak była bardziej prawdopodobna niż, wersja, że którejś nocy niecny nekromanta po prostu czekał aż niewinny wampir uśnie, by z pomocą swojego narzędzia zbrodni - miarki krawieckiej, ukraść biednemu nieumarłemu wszystkie jego miary. Świetny materiał na opowieść kryminalno-parodystyczną. I kto wie, może skrzypek zbiłby na niej fortunę, gdyby miał choć odrobinę talentu pisarskiego, bo niestety samą, nagą wyobraźnią daleko nie zajdzie.
        - Ja ciebie natomiast kocham za wszystko - powiedział czule, acz romantyczny efekt skutecznie został zabity przez jego chytry uśmieszek, jakby prowokacyjny i arogancki. Czemu tu się dziwić? Właśnie podbił stawkę i był pewien swojej wygranej, wątpił, by Mitra był w stanie go przebić. Gdyby nie to, że nekromanta raczej by z nim nie chodził do tawern, a on musiałby zostawiać swojego ukochanego nawet na kilka godzin samego, Aldaren zastanowiłby się, czy nie dodać do swoich sposobów na rozrywkę hazardu. Skoro z półaniołem mu tak dobrze szło, to może i jakiegoś diabła byłby w stanie ograć?

        Uśmiechnął się do siebie, gdy usłyszał, że Mitra idzie za nim do kuchni, zaciekawiony tym co przygotował wampir, a może po prostu nie chciał dziś odstępować skrzypka na krok. Najważniejsze, że nie pomyślał, by samemu się obsłużyć albo rozkazać tym przeklętym manekinom, by zamiast nieumarłego, to one mogły nalać i podać zupy swojemu panu. Gdyby nie to, że ożywienie jednej takiej kukły kosztowało Mitrę zapewne sporo wysiłku, Aldaren już dawno spaliłby wszystkie jakie tylko były w domu, a ze zbroi zrobiłby jednak ekstrawagancki wazon, bądź wieszak. Dla pewności przybiłby ją jeszcze wielkimi, ciesielskimi gwoździami do podłogi i ściany by mieć pewność, że ta się nawet o włos nie poruszy. Oczywiście, Mitra byłby zapewne wściekły, gdyby Aldaren umyślnie zniszczył wszystkie sługi nekromanty i mogłaby się zacząć nowa ostra kłótnia, jednakże tym się nawet nie przejmował w swoich rozmyślaniach o zniszczeniu manekinów, na tyle rożnych i pomysłowych sposobów. Nigdy by jednak nie poprosił nekromanty o to, by zrezygnował ze swoich sług, bo od razu by wyszło, że Aldaren jest w jakimś stopniu zazdrosny, a do tego się przyznać nie chciał i nie mógł przez swoją dumę. Bo przecież tylko idiota byłby zazdrosny o jakąś bezrozumną kukłę ożywioną za pomocą magii...
        - Zupa gulaszowa - odpowiedział, podnosząc pokrywkę, by wpierw zamieszać, a po tym nalać Mitrze do miski zupę. - Wczoraj, jak tak strasznie padało, było w domu zimno przez wybitą szybę i myślałem, że jakieś choróbsko cię rozbiera od razu przyszło mi do głowy by ugotować ci coś rozgrzewającego, treściwego i na wzmocnienie. Rosół odpadał, bo był tylko rozgrzewający i treściwy, nie mógłbym do niego dodać czosnku, a zupa gulaszowa z reguły musi być pikantna, a to co pikantne nie tylko ma składniki wspomagające prace układu pokarmowego, ale również bakteriobójcze i wspomagające odporność. Poza tym... ty lubisz ostre potrawy i jesteś dla mnie niezwykły, nie mogłem tak po prostu zalać mięsa wodą, dodać kilka warzyw, makaron i nazwać to pełnowartościowym obiadem. Nie mógłbym ugotować ci nic pospolitego, bo zasługujesz na coś bardziej wyszukanego - wyjaśnił, kilka razy nieco się ścinając jakby był skrępowany i może pod koniec się całkiem pogubił, względnie pomotał, przez co jego wypowiedź przybrała chaotycznego charakteru, ale chyba ogólny przekaz pozostał zrozumiały.
        - Nie dodałem czosnku, więc nie musisz się o to martwić. W sumie zapomniałem gdzie go dałem - przyznał szczerze i podał Mitrze posiłek do stołu.
        Siadł zaraz naprzeciwko nekromanty nieco zmartwiony tym czy w ogóle będzie mu smakowało, czy może jednak wampir z czymś przesadził w jej wykonaniu. Widać jednak było jak się rozluźnił, gdy Mitra westchnął sugestywnie, a po tym pochwalił zupę nieumarłego. Aldaren siedział po tym bardziej odprężony, patrzył z prawdziwą przyjemnością jak jego ukochany się zajadał, nawet oparł policzek o podstawę palców swojej dłoni.
        - Jak już wspomniałem, jest cały twój - powiedział ze szczerym, delikatnym uśmiechem. Te słowa wiele dla niego znaczyły i Mitra nawet nie wiedział jak miło się zrobiło od tego wampirowi, jak przyjemnie został połechtany jego oceną.
        Roześmiał się wesoło, gdy urażony niebianin zapewnił, że bez problemu by wszystko zjadł.
        - Nie jestem na tyle okrutny, by zmuszać cie do zjedzenia tego wszystkiego na raz, zwłaszcza, że nigdy nie łatałem pękniętego żołądka, a nie chciałbym cię stracić - zapewnił, nie tracąc ciepłego uśmiechu z twarzy.
        Już chciał zaczepnie wyrazić swoje zaskoczenie na brak jakiegokolwiek komentarza na to, jak wampir wspaniałomyślnie zrezygnował ze swoich obowiązków i zadań na dzień dzisiejszy, by zostać ze swoim lubym, lecz ten udaremnił mu ten zamiar.
        Krwiopijca jakby uśmiechnął się nieco szerzej i kiwnął głową przytakując jego słowom, choć mógłby dodać, że i tak wcale nie chciał się nigdzie wybierać.
        Mógłby też z rozbawieniem zauważyć, że w Maurii "za późno" i "za wcześnie" były pojęciami względnymi. Takie południe dla wampira było by uznane "za wcześnie", za to północ dla żywego mieszkańca stanowczo podchodziła by pod "za późno". Aż dziw brał, że te dwa, zupełnie przeciwstawne sobie rodzaje mieszkających tu istot - nieumarłych i śmiertelnych - potrafiły koegzystować w jednym miejscu. I chyba za to właśnie Aldaren kochał ten mroczny, napawający inne części Alaranii strachem, kraj, choć był to jeden z nielicznych plusów i raczej mało znaczący w odniesieniu do tego jakie rzeczy, niekiedy karygodne, a dopuszczalne przez władze, się tu działy.
        - Nie chciałbym cię poprawiać, ale wątpię byś kiedykolwiek chciał się mną dzielić. Nie tylko dzisiaj - podsunął łagodnie, rozkoszując się widokiem zajadającego się ze smakiem ukochanego.
        Chwilę po tym jakoś tak samo z siebie wyszło, że Aldaren zapytał o tygrysołaka, którego Mitra poszedł dziś z rana złożyć do kupy. Rozumiał dezorientację blondyna, bo w sumie nawet nie zależało wampirowi na odpowiedzi, to pytanie opuściło jego usta mimowolnie, ale już tego nie cofnie niestety. Siedział nieco przygaszony, po tym jak podjął temat pręgowanego kocura, ale słuchał z uwagą tego, co Mitra mówił. Nawet z powrotem poprawił mu się humor, gdy usłyszał, że nekromanta był zadowolony z tego zabiegu, co przeprowadził. Uśmiechnął się też i pokiwał głową, gdy blondyn przyznał, że się obawiał o pamięć swoich praktycznych umiejętności. Naprawdę miło się tego wszystkiego słuchało, bo dzięki temu Aldaren się czuł jakby również przy tym uczestniczył, przypomniały mu się stare dobre czasy. Miał niestety tą przyprą świadomość, że mu samemu będzie raczej trudno powrócić do leczenia innych, od wieków tego nie robił, a metody których się nauczył, były już po prostu przestarzałe, o ile nie zapomniane. Jeśli kiedykolwiek jeszcze będzie w stanie pomagać rannym i chorym, na pewno minie sporo czasu zanim będzie mógł się do tego zabrać bez obaw, że kogoś nieumyślnie zabije. Nie chciał jednak mówić o tym Mitrze, bo nie było sensu go martwić, zwłaszcza, że był taki szczęśliwy na pomysł otworzenia szpitala, wspólnej pracy i urzeczywistnienie swojego marzenia z dzieciństwa.
        Mitra jednak nagle spochmurniał, a stan ten udzielił się również wampirowi, o ile skrzypek nie przyjął na siebie podwójnej dawki. Ciężko mu się słuchało o tym, jak mimo wszystko jego ukochany się przy tym męczył i ile wysiłku go to kosztowało, a wszystko było winą Aldarena, bo nie pohamował swoich żądzy, bo dał się tygrysowi uderzyć, bo nie powstrzymał na czas Xargana. Co prawda nie było się czym przejmować, bo uraz przecież nie był poważny, ale to z jakim trudem było Mitrze o tym mówić, a co dopiero to przeżyć...
        - Wybacz, że przeze mnie musiałeś się tak męczyć - mruknął pod nosem skrzypek spuszczając głowę, siedząc opartym o oparcie krzesła. Był okrutnym egoistą skoro myślał, że Mitra będzie w stanie pomóc wszystkim przyszłym pacjentom ich szpitala za wampira, bo nieumarły nie wziął przy tym pod uwagę starych ran i fobii swojego ukochanego. Będzie musiał się szybko zabrać za naukę "nowej" medycyny i porządnie do tego przyłożyć jeśli nie chciał by szpital okazał się tylko nic nie wartą mrzonką i stratą czasu, a przede wszystkim jeśli nie chciał, by Mitra cierpiał i się męczył przez jego kaprys. Już miał do siebie o to żal.
        - Hm? - podniósł nagle spojrzenie na blondyna, tym razem to wampir był lekko zdezorientowany, gdy Mitra tak wyskoczył z Nihimą.
        Rozluźnił się i nawet pojawił się na jego twarzy subtelny uśmiech, gdy błogosławiony wyznał, że nie dał wampirzycy dojść do słowa i odmówił jej Kontraktu. Przypomnienia wydarzeń z wczoraj Aldaren wpuścił jednym uchem i wypuścił drugim, bo co było to minęło, jednakże gdy usta Mitry opuściło wyznanie, że wolałby aby jedynie skrzypek mógł spożywać jego krew... Ten momentalnie zesztywniał zszokowany, tym co właśnie usłyszał, z lekko otwartymi w zdumieniu ustami. Wyglądało jakby w ogóle przy tym nie oddychał, bo nawet nie drgnął, całkowicie go zamurowało. Wstał jednak natychmiast, biorąc od blondyna miskę, by ponownie ją napełnić i... gdy się odwrócił plecami do nekromanty, odchodząc w stronę garnka, wcale się nie spieszył z nalaniem mu drugiej porcji.
        Był wściekły na siebie, za to, że jedno zdanie, nawet nie całe, wywołało taki chaos w jego głowie, od którego momentalnie zaczęła wampira pobolewać. Niby rozumiał, co Mitra chciał tym przekazać, ale czy naprawdę musiał się odnosić akurat do spożywania krwi?! Zwłaszcza, że wampir jeszcze nie tak dawno omal nie... i to bezbronnego, wspierającego się o kulach dzieciaka!
        Przełknął, starając się uspokoić myśli i przywrócić siebie do porządku, chwilę to trwało, a gdy niespiesznie nalewał zupy nawet głęboko odetchnął, choć nie głośno. To będzie cud jeśli nie postrada zmysłów bez krwi. Zwłaszcza, że już po wczorajszej kłótni zaczął mu doskwierać głód. Minął dopiero jeden dzień, a on już miał trudności by się kontrolować, aż strach pomyśleć co to będzie za tydzień, miesiąc, rok... Miał złudną nadzieję, że może uda mu się znaleźć choć jeszcze jedną butelkę Faustowej krwi w zamku, niestety, gdy tylko wysłał telepatycznie Xarganowi takie polecenie, ten szybko je rozwiał stwierdzeniem, że przecież wampir sam ostatnio zabrał wszystkie zapasy. Sytuacja wcale nie wyglądała kolorowo, ale dla Mitry po prostu musiał zacisnąć zęby i sobie z tym poradzić. Nawet jeśli miałby przez to oszaleć. Miał swoją dumę i nie pójdzie już więcej ani do Nihimy, ani nie skorzysta z żadnej innej usługi tego typu. A Mitry na pewno nie skrzywdzi, co to to nie! Prędzej już by sobie kły wyrwał niż do tego dopuści. Co do butelkowanej krwi... i tak sobie śmiało poczynał z pieniędzmi, a tych wcale nie przybywało, natomiast, gdy szpital będzie już na wykończeniu, zacznie ich ubywać jeszcze więcej...
        - Bardzo... - odparł cicho, krótko i przez delikatną chrypę nieco niewyraźnie, ale zaraz odchrząknął i się poprawił. - No widziałeś do czego zmusił mnie z nudów, a i jeszcze zaproponował swoją pomoc w wykonaniu tego. To on otworzył ci drzwi i powiadomił mnie, że już idziesz - wyjaśnił ożywiając się bardziej i stawiając w końcu przed niebianinem dolewkę zupy. Przez rozkojarzenie własnymi myślami ciężko mu było wychwycić, że Mitrę wcale nie obchodziło jak sobie poradził podczas jego nieobecności mały demon, tylko miał na myśli wampira.
        Kiedy mała pokraka przybyła, wywołana niczym z piekła i bezczelnie zamanifestowała swój głód, Aldaren wzdrygnął się w pierwszej kolejności przez nagły hałas rzuconej miski, a po tym się spiął rzucając brzydalowi surowe, czerwieniejące spojrzenie. Nie miał humoru na takie zagrywki, zwłaszcza ze strony Żabona, który najwidoczniej rozpanoszył się po domu jak jakiś szczur. Bez większego namysłu Aldaren już był w gotów go odesłać albo siłą przywołać do porządku, jednakże się opanował i jedynie westchnął głęboko.
        - Tobie już myślę wystarczy. Zjadłeś przed chwilą trzy wrony, a jak ci mało, idź po tego czarnego pchlarza sąsiadów, co nam co noc śmieci rozrzuca - rzucił demonowi oschle i nie wyglądał na takiego, co chciałby się targować czy w inny sposób dyskutować.
        Oczywiście Żabonowi ciężko cokolwiek wyperswadować, gdy nie jest przekupywany jedzeniem, a wręcz przeciwnie, się go od jedzenia odciąga, widać było, że chciał pyskować, a Aldaren naprawdę nie miał dziś ochoty by się z nim bawić i mogło się to dla małego demona różnie skończyć, szczególnie, że lazurowooki złapał maszkarę za skórę na karku i podniósł jak niesfornego zwierzaka. Jego szczęściem było, że do drzwi zapukał Xargan, w charakterystyczny już dla siebie sposób - dwa szybkie stuknięcia, przerwa, trzy, przerwa, trzy, przerwa i dwa. Wampir przeprosił na moment ukochanego, życzył mu raz jeszcze smacznego i pocałował w głowę, po czym odszedł do przedpokoju, zapominając o trzymanym w dłoni, szarpiącym się i kłócącym, Żabonie. Otworzył drzwi i wziął od demona worek z ubraniami, o które skrzypek go poprosił. Burknął rogatemu podziękowania na odchodnym i już chciał zamknąć drzwi, gdy przywołaniec uniemożliwił mu to, przytrzymując je swoją ręką.
        - Ostatni raz niosłem ci gacie przez pół miasta, znajdź sobie innego służącego do tego, ja mam swoją dumę - rzucił z niezadowoleniem, unosząc się swoim specyficznym honorem.
        - Jeśli to wszystko co masz mi do powiedzenia, to trzymaj i się z nim pobaw - odparł, wpychając Xarganowi do rąk bez ostrzeżenia, rozsierdzonego Żabona, który w jednej chwili, gdy tylko przekroczył nie ze swojej woli próg domu Mitry, zaczął płonąć jak mała pochodnia, co skończyło się poparzeniem rąk Xargana i oczywiście upuszczeniem przez niego małej, palącej się pokraki na ziemię.
        Nim żabi demon zdążył wbiec z powrotem do domu skrzecząc na całe gardło obelgi pod adresem wampira, które samego jasnowłosego demona zaskoczyły, drzwi zamknęły się przed pyskiem tego mniejszego z głośnym trzaskiem. Na ten dźwięk entuzjazm i cały gniew brzydala w jednej chwili zgasł, a ton mu się od razu zmienił. Zaczął skamleć i drapać drzwi, brzmiało jakby zaraz miał się rozpłakać i zacząć lamentować. Bał się, że został właśnie na dobre wyrzucony i od tej chwili będzie zmuszony przymierać głodem, marznąć na zimnie i spać na twardym.
        Xargan chciał poinformować Aldarena, że ten biały długouchy szczur, który wybił Mitrze okno zadomowił się w zamku i wraz z tym pchlarzem przemyka korytarzami jakiś dziwny cień, chciał poinformować, że w okolicy zaczął się kręcić Zabor i z pewnością coś kombinuje, ale skoro został przed chwilą tak potraktowany przez wampira, nie zamierzał mu o niczym mówić. Nie będzie też już więcej robił niebianinowi za eskortę, przyzwoitkę czy co tam jeszcze i ogólnie niech skrzypek już więcej nie liczy na pomoc demona, a przynajmniej dopóki go na kolanach nie przeprosi i nie zmieni swojego podejścia. Z resztą bez łaski. Skoro został wyznaczony do pilnowania zamku i robotników, od tej chwili zamierzał się zająć tylko tym i niczym więcej. A jeśli będzie miał ochotę pójść się napić, pograć w karty czy na panienki, to to zrobi, bez względu na to, czy krwiopijca mu zezwoli czy nie. Kołek mu w oko!

        Aldaren postawił worek przy schodach na górę i wrócił do Mitry rozpromieniony, całkowicie ignorując żałosne jęki i skowyty Żabona, lamentującego na wycieraczce.
        - Wybacz, poprosiłem Xargana o przyniesienie mi kilku ubrań z zamku. Strasznie mi się ostatnio niszczą. Później przyniosę z góry do spalenia tę koszulę co dziś miałem - powiedział łagodnie, jakby właśnie nie wyrzucił na dwór Żabona, ani nie odprawił z kwitkiem większego demona.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Oczywiście, że Aldaren by nie zdążył i Mitra udawał - ale co z tego? Był w dobrym nastroju, miał ochotę trochę pożartować, podroczyć się. Jak słusznie skrzypek przypuszczał, następnego dnia wszystko mogło wrócić do normy i nekromanta znów stanie się niedotykalski i sztywny.
        - Mmm… Widzisz ile ja mam talentów? - zagaił zadowolony. Nie tłumaczył się z tego jak niby to przytulanie miało mu pomóc, nie było sensu zdradzać swoich technik. Tego, że wiedział, że Aldaren ma szersze ramiona od niego, jest wyższy, ma szczupłą szyję i wąską talię. Że po prostu podświadomie porównywał jego sylwetkę ze swoją i na tej podstawie szacował. A zresztą, może po prostu z natury miał dobre oko.
        Czułe wyznanie Mitra przyjął z równie czułym uśmiechem, choć zaraz zorientował się, że skrzypek zagrał najwyższą możliwą kartą, a on nie ma jak jej przebić - cwaniak to zaplanował! Nekromanta nie zamierzał jednak poddać się bez walki.
        - To że wspomniałem tylko o kilku cechach nie znaczy, że lista nie jest o wiele, wiele dłuższa - zauważył. Nie było to tak błyskotliwe jak słowa jego ukochanego, ale cóż, musiało wystarczyć. Przegrał, ale nie poddał się bez walki.

        Mitra był pełen podziwu dla tego jak rozwinął się smak i talent kulinarny jego ukochanego - potrafił idealnie dobrać potrawę i jej składniki do aktualnie panujących warunków, a na początku ich znajomości nie umiał nawet jajek usmażyć. Przygotowana przez niego zupa nie tylko wygląda, ale i pachniała obłędnie zachęcająco - widać było, jak błogosławiony wychylał się lekko w stronę garnka, aby zaciągnąć się apetycznym zapachem. Tak, faktycznie tego mu było trzeba poprzedniego dnia, by ogrzać się po ciężkim dniu… Co prawda nie wyszło, ale co się odwlecze to nie uciecze i dzisiaj Mitra był również chętny na rozgrzewających posiłek. W końcu okno było nadal niezałatane, a to, że nie padało, nie oznaczało, że panowała przyjemna pogoda. W Maurii nie istniało coś takiego jak “przyjemna pogoda”.
        Całość wyjaśnień Aldarena była jednak tak miła, że Aresterra nie powstrzymał się przed tym, by go krótko przytulić podczas nalewania zupy.
        - Z twoich rąk nawet chleb z masłem będzie wyjątkowy i będzie smakował lepiej niż tort jedzony na królewskim dworze - zapewnił, mrucząc te słowa do ucha ukochanego. - Ale bardzo mi miło, że tak o wszystkim pomyślałeś, to na pewno będzie wyjątkowy posiłek…
        Mitra połknął ostatnią zgłoskę, bo właśnie coś do niego dotarło. Czosnek. Aldaren wspomniał o czosnku. Tym cholernym czosnku, o który się poprzedniego dnia ścięli i który Mitra przemocą musiał mu zabierać i chować. Jak on go dodał do zupy…
        Skrzypek chyba dostrzegł, że błogosławiony zaczął się denerwować, bo niepytany sam zastrzegł, że szkodliwego dla siebie składnika nie dodał do potrawy. To sprawiło, że nekromanta rozluźnił się i znów był tak kochany, jak przez resztę dnia.
        - Całe szczęście - skomentował krótko nim grzecznie usiadł przy stole.

        - Cały mój? Mówisz o sobie czy o garnku? - upewnił się błogosławiony bardzo cwanym tonem. Cha, skrzypek na pewno się tego nie spodziewał! Mitra zaś był z siebie bardzo dumny i już nawet nie pociągnął tego trochę niesmacznego tematu zszywania pękniętego żołądka. Za to już przy wytknięciu tego, że niedzielenie się nie dotyczyło tylko jednego dnia, nie mógł milczeć.
        - Oczywiście, że tak - przytaknął. - Nie chcę ciebie nikomu oddawać, nie teraz, gdy tak bardzo się o mnie postarałeś - zauważył, pokazując swój nadgarstek ozdobiony bransoletką od Aldarena. Sam cofając rękę przyjrzał się ozdobie, jakby nadal nie potrafił nasycić nią oczu.

        Przyjemnie rozmawiało się o takich przyziemnych tematach. Mitra przez moment wyobraził sobie, że taka mogłaby być jego codzienność: obiad z ukochanym po powrocie z pracy. Prozaiczna rutyna większości śmiertelników, ale dla niego tak cenna i wyjątkowa. Nigdy wcześniej jej nie doświadczył i teraz chciałby, aby trwała wiecznie, nawet jeśli część tematów była gorzka - jak ta wzmianka o jego fobiach. Bardziej był jednak z siebie dumny niż rozżalony, to było słychać w jego głosie. Zresztą tego dnia nie mogło już się chyba zdarzyć nic, co zepsułoby mu humor.
        - Hej, nie mam ci czego wybaczać, nic się nie stało - zauważył łagodnym głosem, gdy Aldaren przeprosił go za sytuację z Hige. Ujął go delikatnie za dłoń w geście pocieszenia. - Tak naprawdę powinienem ci podziękować. Miałem okazję przekonać się jak to będzie i przełamać się na spokojnie, nim otworzy się szpital i pacjentów zacznie być więcej niż jeden na kilka dni. Miałem dla siebie tyle czasu ile potrzebowałem i gdyby zaszła taka konieczność, mogłem przerwać. Jemu powiedziałbym, że czekam aż leki zadziałają - wyjaśnił lekkim tonem. - Naprawdę, nie musisz się tym martwić. Co nie znaczy, że masz teraz łamać więcej osób, bym miał na kim ćwiczyć - zastrzegł, oczywiście starając się, by to brzmiało jak żart. Szybko zmienił temat, przechodząc do następnego etapu jego wizyty w Trupiej Główce.
        Aldaren był zdezorientowany wzmianką o wampirzycy i Mitrę też to trochę wprawiło w konsternację. Był przekonany, że w tym pytaniu o to chodziło - że Aldarenowi chodziło nie tylko o tygrysołaka, że to było trochę zbyt precyzyjnie ujęte "jak ci minął dzień?". To obejmowało w jego mniemaniu całą wizytę w Trupiej Główce - mógłby również wspomnieć o kelnerce, gdyby ta była warta jakiejkolwiek wzmianki. A przecież szedł do karczmy z zamiarem rozwiązania obu tych spraw, czy to nie oczywiste? Był bucem, ale miał w sobie tyle godności, aby nie uciekać tylko przyznać się do zmiany zdania. Fakt, w chwili, gdy było tak miło, może powinien poczekać, ale czy później będzie lepszy moment? Nie wiadomo. Może do Aldarena wszystko dotarłoby z ust osoby trzeciej, a on tego bardzo nie chciał. Więc lepiej potraktować to jak plaster - szybko zerwać i zapomnieć. Jednak całe szczęście jego ukochany dobrze reagował na rewelacje, które dla niego miał. Być może nawet go to bawiło? Wszak uśmiechał się słuchając. Czyżby Mitra znów wykazał się brakiem kultury tak bezczelnym, że aż cud, że nie spotkała go za to kara?
        Nie, jednak coś poszło nie tak - skrzypek był zbytnio milczący. Całe szczęście mieli wymówkę w postaci pustego talerza, aby sobie trochę pomilczeć. Nekromanta wspierając brodę na dłoni gapił się w plecy swojego ukochanego i roztrząsał jeszcze co mogło być nie tak. Jednak nie pytał, nie naciskał. Wyraził się na tyle precyzyjnie, że chyba nie powinno być z tego awantury. A temat Nihimy był już dla nich obu oficjalnie zamknięty, więc niech szybko stanie się po prostu przeszłością.
        Mitra z uśmiechem patrzył jak Aldaren dyskutował z Żabonem. Podobało mu się, jak wampir próbował przekonać małą paskudę do tego, że zjadł już dość. Problem polegał na tym, że ten paskud chyba nie znał słowa "dość" i bardzo nie chciał go poznać. Jakoś nekromanta przeoczył napięcie i tą lekką czerwień w oczach swojego ukochanego - w końcu nie patrzył na niego. Myślał, że to tylko lekka irytacja, jak w przypadku niesfornego dziecka i nie spodziewał się, że skrzypek wręcz myśli o odesłaniu tej małej łajzy. W sumie jak by zareagował on sam, gdyby nagle Żabon zniknął? Trudno mu było powiedzieć czy się do niego przywiązał, czy demon był mu obojętny. Nie był specjalnie obrończy, bo robił dużo rabanu, póki co się nie przydał, wykonywał jakieś drobne polecenia, które równie dobrze można by wydać manekinom, uroczy i wspierający też nie był, bo nawet gdy Mitra zwijał się z bólu po pracy z grymuarem, on jakoś nie przyszedł by z nim chociaż poleżeć w imię solidarności. Tak naprawdę pasożytował na nekromancie i na tym, że w pewnym momencie złapał go z opuszczoną gardą.
        Pukanie Xargana sprawiło, że nekromanta przestał myśleć o swojej relacji z Żabonem - całe szczęście, bo jeszcze doszedłby do niefortunnych dla brzydala wniosków. Niemniej humor Mitry wcale się nie poprawił, bo jak miałoby to nastąpić, skoro niemile widziany gość przeszkadzał jego chwili szczęścia z ukochanym? Nie zamierzał jednak powstrzymywać Aldarena, gdy ten poszedł otworzyć swojemu demonowi - ze skinieniem głowy przyjął przeprosiny, a pocałunek w głowę skutecznie go udobruchał. Gdy został sam, nie wrócił jednak do jedzenia tylko spuścił wzrok na swoją lewą rękę, którą swobodnie trzymał na stole. Bransoletka nadal tam była, a jej widok przyjemnie rozgrzewał serce Mitry. Znowu jej dotknął i poprawił tak, aby blaszka z symbolem rodu van der Leeuw była dobrze widoczna. Patrzył na nią i patrzył, hołubiąc w głowie moment zaręczyn i to jak siedzieli przed chwilą przy stole. Jak niewiele trzeba było tak naprawdę do szczęścia - nie bogactwa, wiedzy, tytułów. Po prostu bliskości tej jednej wyjątkowej osoby. Dwa miesiące temu nie przyszłoby mu do głowy, że będzie w stanie tego posmakować. Oby się tylko nie uzależnił od tej słodyczy… Lecz z drugiej strony czemu nie?
        Powrót Aldarena sprawił, że Mitra ocknął się ze swoich rozważań i podniósł na niego rozpromienione spojrzenie. Dłoń z bransoletką schował, choć pewnie uczynił to za wolno i wampir i tak zorientował się, że błogosławiony podziwiał swój prezent.
        - Rozumiem - przytaknął. - A może wolisz ją z grubsza przeprać i zostawić sobie na pamiątkę tych nietuzinkowych oświadczyn? - zaproponował. Dał skrzypkowi czas na odpowiedź, biorąc do ust kilka łyżek zupy.
        - Jakbyś czegoś potrzebował możemy udać się na zakupy… jutro - zastrzegł, bo przecież, że nie chciał już tego dnia wychodzić. To mu jednak przypomniało, że nie opowiedział Aldarenowi wszystkiego.
        - Swoją drogą - zaczął. - Xargan całkiem się sprawił w swojej roli... Pilnował mnie i nie przeszkadzał, choć zaczął ględzić gdy chodziłem po sklepach, a gdy szukałem kwiaciarni to już w ogóle... Ale szczerze to spodziewałem się, że będzie mi bardziej przeszkadzał przez to, że nie wracam prosto do domu. Wybacz, że tak bez uprzedzenia przedłużyłem swoją nieobecność, ale chciałem ci sprawić niespodziankę - dodał jeszcze, choć nie wiedział czy Aldaren odczuł jakoś specjalnie, że Mitra wrócił później niż powinien. - Ale uwijałem się! - zastrzegł jeszcze.
        - Wiesz... - zmienił po chwili temat. - Chciałbym poświęcić jakiś czas przed otwarciem szpitala na powtórzenie sobie wiadomości. Dzisiaj uświadomiłem sobie, że co prawda sporo pamiętam, ale na pewno nie wszystko... Chciałbyś mi towarzyszyć? Wolałbym przypominać sobie robienie opatrunków na tobie niż na kimś obcym, byłoby mi znacznie lżej.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Nie będę zdziwiony jeśli okaże się, że dzięki swojej umiejętności czytania aur doskonale widzisz czyjeś obrażenia wewnętrzne i połamane kości - odparł z rozbawieniem, lecz po chwili się nad tym zastanowił.
        Nie dane jednak było mu dojść do rewolucyjnych wniosków, gdyż jedna bardzo poważna kwestia wypowiedziana przez Mitrę, nie mogła zostać bez natychmiastowej odpowiedzi. Był z siebie niezmiernie dumny i już zaczął obrastać w piórka po wystawieniu w kontrze swoich kart nie do przebicia, w temacie kto kogo za co najbardziej kocha. Nie spodziewał się, że nekromanta mimo świadomości przegranej będzie próbował walczyć dalej, a to jedynie jeszcze bardziej zaimponowało wampirowi. Wiedział, że jego ukochany był uparty i zawzięty, ale zwykle odnosiło się to do innych, bardziej praktycznych kwestii, jak choćby dążenie do zdobycia grymuaru podczas ich wyprawy do Thulle. Aldaren był naprawdę milo zaskoczony, że i w ich miłosnych przekomarzankach słownych Mitra nie tracił swojego zapału. Wszystko, byleby tylko nie poddać łatwo walki.
        W sumie to by wyjaśniało jakim cudem udało się niebianinowi przetrwać te wszystkie przykre chwile jakie wypełniały jego życie przez kilkanaście ostatnich lat do śmierci mistrza Sarazila. Aż żal dopadał skrzypka, że tak nie doceniał swojego partnera. Choć może wina leżała w znacznej części po stronie jego wampirzej natury, przez którą podświadomie uważał błogosławionego po prostu za słabszego od siebie, nawet jeśli rzeczywistość w praktyce wyglądała zupełnie inaczej. W końcu to nekromanta tysiące lat temu stworzył pierwszego wampira.
        - I jak ja mam się tu z tobą mierzyć, gdy grasz tak nie czysto? - rzucił łagodnie, z uśmiechem kręcąc głową w niedowierzaniu i westchnął z kapitulacją. Może i rozpieszczał Mitrę, ale za wszystko złe, co spotkało blondyna ze strony skrzypka, ten nie mógłby mu tego nie wynagrodzić. Nawet w tak trywialny sposób.

        Aldaren w skupieniu zamieszał nieco zupę, by przyprawy i aromaty z dna rozeszły się po raz kolejny po całej potrawie, a po tym niemalże z namaszczeniem przystąpił do jej nalewania. Trzymał miskę nad garem, coby nic nie pochlapać, jakby coś mu się wylało. Ciężko mu było ukryć rozsadzające go szczęście, gdy czuł za sobą błogosławionego i to jeszcze tak zachwycającego się w ciszy i wzdychającego ze smakiem na roznoszący się po kuchni aromat. Z misternego planu wampira, by nie uronić ani kropli szykowanego posiłku, zostały nici, gdyż jak tylko blondyn się do niego przytulił z zaskoczenia, przechylił chochlę nad miską nieco zbyt gwałtownie i pochlapał sobie nieco palce, ale się tym zbytnio nie przejął, bo jakże by mógł po słowach, które właśnie tak rozkosznie zostały mu wyszeptane do ucha. Aż odetchnął z rozmarzeniem, dając się ponieść wizją tego jak miło by było porwać ukochanego w ramiona, ukraść egoistycznie każdy jego oddech i westchnięcie pocałunkiem, poczuć ciepło jego ciała pod swoimi lodowatymi, martwymi palcami...
        - Nie tylko nekromanta, ale i filozof - zauważył z zadowoleniem, w swego rodzaju obronie. Miał wyrzuty sumienia, że tak bardzo spłycił przepiękny i chwytający za serce komplement ukochanego, ale co innego mógł zrobić gdy stali tak blisko gorącego gara z zupą, gdy Mitra był tak blisko niego, a przy tym skrzypek miał tak... niestosowne myśli... - Na szczęście duma mi nie pozwala karmić cię jedynie chlebem z masłem. Zasługujesz na iście królewską ucztę - powiedział czule i poszedł postawić miskę z zupą na stole.
        Wiedział, że wspomnienie o czosnku i zamiarach dodania go do potrawy mogło bezpowrotnie odebrać Mitrze apetyt w tej chwili, ale przecież w tym celu Aldaren wczoraj go kupił. By przyprawić nim zupę oczywiście, nie zrazić ukochanego do jedzenia. Widział, że blondyn nie jest zbyt zadowolony tą informacją dlatego, gotów był od razu go uspokoić, o co, jak się okazało, wcale nie było trudno. Z radosnym uśmiechem na twarzy, czekał aż jego miły zajmie miejsce przy stole i przez chwile stał jakby się nad czymś zastanawiał. Radość została zastąpiona ściągniętym grymasem zadumy.
        - A może jednak dodałem, o to jest pytanie... Agh! Ta starcza demencja! - jęknął teatralnie dając popis swoim amatorskim, żałosnym umiejętnościom aktorskim i wyszczerzył się szeroko, niczym jakiś diaboliczny chochlik. - Smacznego - dodał zaraz czerpiąc specyficzną, dziwaczną satysfakcję z tego w jakiej niepewności trzymał błogosławionego. Z resztą nie można powiedzieć, że zagrywał nieczysto, Mitra powinien bez wahania się domyślić, że Aldaren tylko się z nim droczył, że nigdy nie podałby ukochanemu czegoś od czego wampir mógłby umrzeć, nie miał przecież ku temu powodów.
        Gdy gotował zupę zastanawiał się, czy nie podarować przeklętej rośliny podstępem Nihimie, taki śmiercionośny prezent na zgodę w ramach zemsty za to, że śmiała ugryźć JEGO partnera, lecz szybko doszedł do wniosku, że byłoby to tylko samonapędzające się koło konfliktów, nienawiści i być możne nawet poważnej walki, a on chciał jedynie spokoju, chciał sprawić by życie Mitry po prostu zaczęło być wyłącznie beztroską sielanką. Bo nekromanta na to zasługiwał.

        - Oto jest pytanie - skwitował wymijająco ze śmiechem. Oczywiście, że w głównej mierze miał na myśli garnek z zupą i nie przypuszczałby, że Mitra dojdzie do takich wniosków. Skrzypek musiał się nawet chwilę zastanowić nad jakąś błyskotliwą odpowiedzią w swoim stylu. Jego charakterystyczny uśmiech, który po chwili zakwitł lazurowookiemu na twarzy był jasnym ostrzeżeniem, że oto właśnie nadchodzi kolejny beznadziejny dowcip wampira.
        - I ja i garnek jesteśmy twoi. Co do jedzenia... nie sądziłem, że aż tak brakuje ci żelaza we krwi, że byłbyś gotów zjeść nawet garnek... W sumie z nim i tak jest lepiej, bo wiesz... Ja już taki świeży raczej nie jestem. Jutro kupię ci jakieś dobre mięsko, świeżutkie i bogate w żelazo, cobyś nie musiał jeść mojego łykowatego, żylastego i dawno po terminie i by garnek mógł przeżyć twój niedobór żelaza - wyszczerzył się dumny z siebie, ze obmyślił genialny plan na uratowanie i siebie i kociołka.
        - Nie trzymaj jej zbyt często i długo wyciągniętej, by ci się sina nie zrobiła - poradził czule, rozkoszując się szczęściem błogosławionego.
        Widać po Aldarenie było, że mógłby już nigdy nie odrywać wzroku od rozanielonego Mitry, zadowolonego z bransoletki, jaką wampir kazał mu stworzyć. W prawdzie wampir nadal niezbyt rozumiał dlaczego dziś akurat nekromanta z taką chęcią chciał przyjąć błyskotkę i to nawet z blaszką określającą jego przynależność do rodu Aldarena, a wczoraj tak się wzbraniał i wysunął mocne argumenty, że ta właśnie blaszka nie jest najlepszym pomysłem i nie czułby się z nią najlepiej. Zaczęły się nawet nasuwać dość nieprzyjemne wnioski, że może Mitra się dziś zgodził z jakiegoś rodzaju litości albo raczej przez strach, że bez tego Aldaren mógłby chcieć jednak od niego odejść. I to była chyba najgorsza, najbardziej bolesna teoria jaka przyszła mu do głowy, ze wszystkich innych. Może była tak nieprzyjemna przez to, że mogła się okazać najbardziej prawdziwa? O tym wampir wolał nie myśleć, choć czy to nie będzie egoistyczne z jego strony, jeśli przystanie na takie rozwiązanie, ze świadomością, że Mitra będzie się podświadomie męczył? Ale przecież wydawał się teraz być najbardziej zadowolony właśnie z tej blaszki... To, że Aldaren miał mętlik w głowie, było stanowczo za mało powiedziane.

        Przy posiłku już, gdy rozmawiali i Aldaren zmartwił się, że zmusił swojego ukochanego do psychicznego wysiłku, uśmiechnął się lekko, jak został chwycony za dłoń. Miło było wiedzieć, że Mitra nie miał mu tego za złe, ale prawda była taka, że wciąż miał do siebie o to żal. Szczególnie, że zapomniał na moment o fobiach niebianina. Myślał, że w przypadku świadczenia usług medycznych będzie inaczej, bo przecież niejednokrotnie błogosławiony wspominał o tym ile dla niego znaczyła praca w lazarecie, ile planów i marzeń z tym wiązał.
        - Dla ciebie mogę połamać kogo tylko zechcesz. Z miłości - stwierdził lekko, nieco zakłopotany tym, że słowa Mitry brzmiały jakby tygrysołak połamany został specjalnie.
        Zaczęło do niego docierać, że nie możliwym jest by powierzyć opiekę nad przyszłymi pacjentami wyłącznie Mitrze i Adamowi jeśli elf zechce z nim pracować, że wampir też będzie musiał się tym zająć, choć bardzo nie chciał. Wiedział, że więcej będzie z tego problemów niż pożytku, jeśli nie przyłoży się do odświeżenia swojej wiedzy medycznej. W sumie... jakby nie spojrzeć, obaj mieli mało czasu by otworzenie działalności szpitala i rozpoczęcie przyjmowania pacjentów nie było ani dla nich mordęgą, ani dla wampira i nekromanty. Chyba za praktyki medyczne trzeba będzie się zabrać jeszcze przed otworzeniem ich lecznicy. Żona Lirantha wydawała się dobrym, łatwym początkiem, bo co trudnego w profilaktycznym przebadaniu ciężarnej?
        Był naprawdę rozbawiony tym, jak bezczelny Mitra okazał się w stosunku do Nihimy i choć uważał, że było to dość głupie posunięcie ze strony nekromanty, nie był w stanie zareagować inaczej niż śmiechem. Wampirzycy takie traktowanie się należało. Aż żałował, że nie było go wtedy przy Mitrze, bo z chęcią chciałby zobaczyć jaką minę miała wtedy właścicielka Trupiej Główki. Widok bezcenny, to na pewno.
        Radość jednak długo nie trwała, gdy niebianin śmiało oświadczył, że chciałby aby to skrzypek mógł jedynie smakować jego krwi. To - choć słowa wypowiedziane przez nekromantę były niewątpliwie piękne i wiele znaczyły - nie było to tematem, na który Aldaren chciałby rozmawiać... Nigdy. Nie tylko było to dla wampira nieprzyjemne i trudne, był to jego czuły punkt, który chciałby, aby nigdy nie był dotykany, ale... jakoś ostatnio stanowczo zbyt często był poruszany. Skrzypek aż poczuł jak pali go gardło i nieprzyjemnie świerzbią kły.
        Był spięty i tylko z trudem się pilnował by nie powiedzieć, czy zrobić czegoś, czego by żałował i to po kres swoich dni. Całe szczęście niebianin skończył jeść i chciał jeszcze, co było idealną drogą ucieczki, z której skrzypek skorzystał bez chwili wahania. Jeszcze Żabon zechciał dorzucić swoje dwa rueny, a przez to wcale nie pomagał mu ochłonąć. A po tym jak na złość Xargan musiał oczywiście być Xarganem...
        Po takiej mieszance można się było spodziewać, że raczej humor wampirowi się szybko nie poprawi, lecz o dziwo wystarczyło, że oba demony zniknęły mu z oczu. I przestał myśleć o krwi, gdy wezbrała w nim irytacja na oba byty z Otchłani. Nie było to co prawda najlepszym panaceum na wszystkie problemy skrzypka, ale przynajmniej na tę chwilę wystarczyło, później będzie musiał zająć się jakimś skuteczniejszym rozwiązaniem, choćby delikatnie poprosić Mitrę by więcej nie wspominał przy nim o piciu krwi... zwłaszcza tak nieracjonalnych pomysłach błogosławionego jak bycie kąsanym przez Aldarena.
        Kiedy wszedł do salonu, a po tym do kuchni i spostrzegł, że Mitra znów nie może się napatrzeć na prezent od Aldarena, skrzypek uśmiechnął się czule, z pobłażaniem kręcąc głową. To będzie cud jak błogosławionemu ta ręka w pewnym momencie nie odpadnie przez niedokrwienie. Specjalnie wybrał taką drogę na swoje miejsce by minąć ukochanego, przy czym pocałował go w głowę i po chwili usiadł z powrotem naprzeciwko niego.
        - Nie wiedziałem, że jesteś tak sentymentalny - skomentował, nie tracąc pogody ducha i chwilę rozważał to co Mitra zaproponował.
        Niebianin miał dobry argument, choć Aldarenowi wydawało się to, delikatnie mówiąc, dziwne. Rozumiał o co mu chodziło, ale gdyby tak składować każdą rzecz związaną z jakimiś podniosłymi, czy symbolicznymi chwilami, zamek nie byłby jedynie faustową rupieciarnią kiczowatych rękodzieł szalonego artysty bez krztyny talentu, a prawdziwym wysypiskiem wszystkiego. Równie dobrze miejskie śmieci mogłyby być tam składowane, różnicy by to nie zrobiło.
        Nie wiedział jednak jak odmówić pomysłu Mitry, by nie poczuł się urażony, z drugiej strony problemem było to, że naprawdę Aldarenowi podobała się ta koszula i ją polubił. W ciągu kilku godzin zasłużyła nawet na miano jego ulubionej, a teraz miałaby po prostu pójść na stracenie. Musiał istnieć jakiś skutecznie usuwający trudne plamy środek inaczej bardziej zamożni, nieumarli mieszkańcy tego miasta już dawno straciliby swoje majątki albo chodziliby nago.
        Do swojej listy spraw do załatwienia w najbliższym czasie dopisał właśnie odwiedziny starej zielarki, którą lubił Mitra. Może ona miała jakiś sposób na takie plamy. Zwłaszcza, że taka wiedza i specyfik i później w szpitalu im się przyda, nikt przecież nie będzie przyjmował chorych na zakrwawionych i zaplamionych innym świństwem prześcieradłach, ani też nikt nie będzie dziennie wyrzucał kilkunastu sztuk.
        - Masz rację, może jest jeszcze dla niej jakaś nadzieja. Może nie jest tak wygodna jak tunika od ciebie, ale naprawdę zdążyłem ją polubić - odpowiedział w końcu posyłając ukochanemu ciepły uśmiech.
        - Spokojnie z tym, raz, że zależy od pogody, dwa, mam jeszcze trochę ubrań w zamku, nie ma co wydawać pieniędzy, zwłaszcza, że ich obecnie nie specjalnie przybywa - odpowiedział zakłopotany z delikatnym rozbawieniem. Miesiąc temu nie pomyślałby, że Mitra zechce z nim tak chętnie gdziekolwiek wychodzić.
        Po podjęciu przez nekromantę tematu Xargana, Aldaren na moment spoważniał, myśląc, że będzie musiał tłumaczyć się z nagannego zachowania demona, lecz o dziwo Mitra go... chwalił. Skrzypek był zdezorientowany tym co słyszał, bo nie było tam praktycznie ani jednego złego słowa o rogatym. I to z ust Mitry! Aldarenowi ciężko było uwierzyć w dobre intencje demona, więc zaczął zastanawiać się nad jakimś racjonalnym wyjaśnieniem, lecz niestety bez powodzenia.
        - Nie masz za co przepraszać, rozumiem cię i po prawdzie, nawet dobrze wyszło, bo mogłem tobie samemu zrobić niespodziankę i obiad. Szczerze to też pozwoliłem sobie nieco posprzątać: zetrzeć kurze, zmieść podłogę, umyć ją, zastawić wybite okno regałem... Nie tykałem żadnej twojej rzeczy! - zastrzegł od razu, jakby miał za to dostać zaraz jakąś poważną burę. - I nie wchodziłem nigdzie indziej niż do swojego... niż do pokoju na drugim piętrze. Uprzątnięty jest tu parter, bez piwnicy!, schody i korytarze na piętrach - dodał również, wymieniając na jednym wdechu, po czym jak się można było spodziewać, nabrał tchu i odetchnął spokojnie. Był trochę zakłopotany, że tak się panoszył po domu podczas nieobecności gospodarza, ale raz - mu się nudziło, dwa - chciał dobrze, zrobić przyjemność niebianinowi i podziękować mu za... za wszystko.
        - Oczywiście! - odparł bez namysłu, tak raptownie przy tym wstając, że krzesło nie zdołało się uchronić przed wywróceniem się. Szybko się jednak zreflektował i uspokoił, pochylając się, aby postawić je z powrotem i na nim usiąść. Odchrząknął bardziej stonowany. - To będzie dla mnie przyjemność Mitro. - Uśmiechnął się z prawdziwym oddaniem i choć miał w zamyśle dodać, że wampirowi szczególnie przydałoby się odświeżenie wiadomości związanymi z leczeniem innych, nie był w stanie się przełamać i o tym powiedzieć.
        - W sumie to myślałem czy nie zacząć naszej pracy jeszcze przed ukończeniem budowy szpitala. Wiesz, można by chodzić po ludziach i udzielać im pomocy w ich własnych domach, dobrym początkiem mogłyby być profilaktyczne badania rodziny Lirantha, zerknięcie do sąsiadów czy wszystkim zdrowie dopisuje... - zaproponował nieśmiało, bo choć mieli chodzić tak od drzwi do drzwi wspólnie, to jednak Aldaren wolałby się nie podejmować zabiegów czy udzielania jakiś rad czym najlepiej zaleczyć zapalenie gardła i przeziębienie. Wszak jego metody były dość mocno nieaktualne i to o jakieś czterysta, może trzysta pięćdziesiąt lat.
        Jakież przecież było zaskoczenie Mitry, gdy któregoś razu mówił mu o tym czego się używało jako składników do leków na różne dolegliwości albo, że wampirza krew przez swoje właściwości była praktycznie panaceum na wszystko. Niedawno jeszcze przecież chciał tak wyleczyć kobietę w Danae z morowego powietrza, choć to wszystko okazało się być tylko złudną iluzją wywołaną mroczną aurą starego, nawiedzonego domu, w którym on i dwie inne kobiety omal nie zginęły.
        Szczerze?
        Nie widział siebie w tej pracy. Już nie. Nie mógł jednak teraz rezygnować, Mitra był przecież taki szczęśliwy na wieść, że jego marzenie z dzieciństwa wkrótce będzie miało szansę się spełnić. Dla niego i jego marzenia Aldaren był gotów się poświęcić i zrobić wszystko, by nie zawieść ukochanego. Dlatego zamierzał uważnie obserwować co niebianin będzie robił podczas takich wizyt i jedynie będzie mu asystował by coś przytrzymać albo podać. Obaj na tym zyskają. Mitra przełamie się do kontaktu z pacjentem, a Aldaren nauczy się nowych, bardziej cywilizowanych metod leczenia.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Wspomnienie o czytaniu aur sprawiło, że Mitra jakby stracił nagle wątek. Mogłoby się wydawać, że właśnie zastanawia się czy to w ogóle jest możliwe, ale tak naprawdę to była dopiero druga jego myśl, już taka znacznie mniej istotna. Pierwsza była taka, że przecież obiecał ukochanemu, że go tego nauczy - pierwszego dnia po jego powrocie z tej niby-misji dla Ariszii. W natłoku zdarzeń zupełnie o tym zapomniał, ale teraz pamiętał wszystko, słowo po słowie. Nawet to, że dyskutowali przy tym, że nazywanie Mitry mistrzem będzie go postarzało… Nekromanta zaraz podjął decyzję, że nadrobi te zaległości gdy tylko będą mieli dla siebie wolne popołudnie. Mogliby nawet teraz… Lecz nie, on wolał spędzić ten czas na miłej rozmowie, na cieszeniu się własnym towarzystwem.
        - Nieczysto? Ja? To oszczerstwo - oburzył się, wyrwany nagle ze swoich rozmyślań skargą ukochanego. Był z siebie bardzo zadowolony, bo wydawało mu się, że chyba nie przegrał tej dyskusji aż tak z kretesem i choć Aldaren nadal był górą, jemu udało się… No właśnie, w sumie co? Zaskoczyć go? Rozbawić? Zdaje się, że to drugie, bo wampir wyglądał na całkiem zadowolonego i gdyby to była prawdziwa kłótnia, to Mitrę na miejscu trafiłby w tym momencie szlag, ale że tylko sobie żartowali, to wybaczył wampirowi i już więcej się nie odzywał. Kiedyś to jemu uda się wygrać takie przepychanki słowne.

        W sumie… Okazję do zaskoczenia skrzypka nekromanta wykorzystał chwilę później - zauważył, że temu zadrżała ręka, gdy został przytulony. Mitra poczuł lekkie wyrzuty sumienia, bo niestety przypomniało mu się jak sam niedawno się spinał, gdy był tak zaczepiany zza pleców, ale tej chwili nawet to nie mogłoby zepsuć. Aldaren - choć może nie zdawał sobie z tego do końca sprawy - mógł zrobić z nim naprawdę wiele, a z każdym kolejnym dniem lista czynności dozwolonych powoli rosła. Jeszcze miesiąc temu nie byłoby mowy o przytulaniu się, a tymczasem… Niech to, nawet spali w jednym łóżku! Mitra nadal był co prawda dość niedotykalski, ale wkrótce i to się zmieni. Może gdy oswoi się z dotykaniem innych, łatwiej przyjdzie mu też znieść chwile, gdy to on będzie dotykany… Lecz tylko przez jedną bardzo szczególną osobę. Reszta niech trzyma się z daleka.

        Sytuacja z czosnkiem wywołała lekkie dąsy niebianina. Niby wiedział, że Aldaren go nie użył, ale przecież poprzedniego dnia się prawie pobili o to, by nie było go w zupie, więc skrzypek mógłby - teoretycznie - chcieć udowodnić tego dnia, że “jego na wierzchu”. I być może Mitra drążyłby temat, ale im bardziej wampir dramatyzował, tym większej on nabierał pewności, że zupa jest “bezpieczna”. Jednak cały czas zerkał na Aldarena, gdy próbował jego dzieła - był gotów wypluć pierwszy kęs do miski, jeśli tylko cokolwiek poczuje. A w każdym razie tak grał, bo przecież nie mógł być gorszy.
        Cha, no i udało się! Tym razem jego było na wierzchu, gdy tak sprytnie zapytał czy chodzi o skrzypka, czy o garnek. Chwila tryumfu nie trwała jednak długo, bo Aldaren miał już gotową ripostę - Mitra normalnie widział to w jego oczach. Nie był jednak w ogóle gotowy na to, co go miało spotkać. Tym razem nie znalazł żadnej riposty, a frustracja z tego zrodzona sprawiła, że kopnął wampira pod stołem. Lekko, ale należało mu się.
        - Palant - prychnął. Spuścił wzrok na talerz, przez moment przygryzając wargę, bo… Jego wyobraźnia podpowiedziała mu zbyt sprośne wizje, gdy znowu poruszony został temat “jedzenia” siebie nawzajem. Tak, zastanawiał się, czy Aldarenowi podobałoby się, gdyby ugryzł go w szyję. Nie mocno, nie do krwi, bo on nie miał nawet takich zębów, by to zrobić, ale gdyby tylko tak go skubnął podczas…
        Skąd w jego głowie brały się takie myśli?
        - Sina nie będzie - odparł rezolutnie, szybko wracając myślami do rozmowy z ukochanym. - Może troszkę co najwyżej zblednie, ale spokojnie, będę o nią dbał, skoro noszę na niej taki skarb.
        Póki co jednak skóra nekromanty nadal była jasna i zdrowo wyglądała - Aldaren mógł się jej przyjrzeć, gdy został ujęty za dłoń przez niebianina.
        - Zapamiętam, ale nie skorzystam - zapewnił, nie wnikając w to z czym mogłoby się wiązać takie łamanie obcych “z miłości”. Straż mogłaby nie zrozumieć.

        - Sam o tym nie wiedziałem - przyznał z rozbrajającą szczerością, gdy Aldaren nazwał go sentymentalnym. Z przyjemnością przyjął kolejny pocałunek i to, że jego ukochany zdawał się być wyraźnie bardziej rozluźniony po powrocie do kuchni. Przez to też zaproponował zostawienie tej poplamionej koszuli, traktując to trochę jak żart, ale skrzypek najwyraźniej uznał, że on tak mówi serio, bo zadumał się nad propozycją. Aresterra nie zamierzał nic odkręcać, był jednak ciekaw co dzieje się w głowie jego ukochanego. Szkoda, że się tego nie dowiedział.

        - Ren… - wydukał zszokowany ilością spraw, którymi wampir zajął się pod jego nieobecność. - Naprawdę, nie musiałeś tu tak sprzątać. Aż tak przeszkadza ci bajzel w moim domu? Przepraszam, gdybyś mi od razu powiedział, coś bym z tym zrobił. Ja po prostu… Mnie to aż tak nie przeszkadza - wyznał ze skruchą.
        - Strasznie się napracowałeś - zauważył. - Zniszczysz sobie dłonie, jak będziesz tak sprzątał.
        Mitra - choć nie powiedział tego na głos - postanowił, że od tej pory będzie więcej angażował swoje manekiny w sprzątanie. Tak, żeby Ren nie musiał tego robić pod jego nieobecność i czuł się w tej kamienicy bardziej komfortowo, nawet jeśli mieli tu mieszkać jeszcze tylko chwilę, nim przeprowadzą się do zamku…

        Wyraz twarzy Mitry na wieść o wizytach domowych był trudny do odgadnięcia. Kiedyś o tym rozmawiali i niby nie było to zaskoczenie, ale dopiero teraz ten pomysł nabrał bardziej realnych kształtów. Błogosławiony z jednej strony to rozumiał i uważał pomysł za dobry, a z drugiej… Obawiał się tego. Chodzenie po obcych, wchodzenie do cudzych domów - to mocno godziło w jego poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej jednak strony może powinien się przełamać… Jeśli będzie z nim Aldaren na pewno będzie mu z tym lżej.
        - To… - zaczął z wahaniem nekromanta, zaczynając przeganiać po talerzu kawałki warzyw i mięsa. - To dobry pomysł… Tylko powinniśmy chodzić razem, nie chcę być sam. Żebym nie zraził do siebie kolejnych osób - wyznał. - Sądzisz, że Liranth nas wpuści po tym, jak na niego naszczekałem? Mogę go przeprosić, ale nie wiem co to da. I czy pozwoli, bym dotykał jego brzemiennej żony, w końcu teraz to pewnie jego najcenniejszy skarb i gdybym zrobił jej krzywdę, poznalibyśmy znaczenie prawdziwego gniewu bożego. Obawiam się czy mi zaufa. - Westchnął, robiąc znaczącą przerwę w swojej wypowiedzi. - Będę musiał zresztą szybko przypomnieć sobie ginekologię, niewiele miałem z tym do czynienia… To znaczy, oczywiście będziesz mógł ty ją zbadać, jeśli wolisz - zastrzegł na koniec. Trochę mu było głupio, tak zaangażował się w pomysł rozkręcenia tego szpitala, że najchętniej wszystko robiłby sam. Zwłaszcza po tej wizycie u Hige zaczął mieć setki pomysłów i przypominać sobie wiele z tego fachu, zupełnie jakby obudziła się jakaś nieznana mu do tej pory część jego natury. Zawsze najbardziej pociągała go chirurgia, ale teraz był gotów przyjmować każdego pacjenta z każdym schorzeniem, byle tylko im pomóc i by szpital zyskał swoją renomę. Może dzięki temu znajdą się inni medycy, do tej pory działający gdzieś pokątnie albo wręcz tacy, którzy zarzucili swoją praktykę, uznając ją za niepotrzebną w tym mieście śmierci. Był przekonany, że wielu takich było. Na przykład podobni jemu - nekromanci, którzy zaczynali jako medycy. Dobrze znali się na anatomii, to już jakaś podstawa do nauki medycyny. Mógłby ich przyuczać, mógłby spróbować poszukać jakiejś pomocy… Co za absurdalna sytuacja - gdyby miesiąc temu ktoś powiedział mu, że będzie chciał rozmawiać z ludźmi i w jakikolwiek sposób wchodzić z nimi w interakcję, srogo by go wyśmiał. Tymczasem właśnie planował jak zbudować sobie zespół, by nieść jakąś nadzieję temu miastu. Miał już nawet kilka całkiem niezłych pomysłów na to jak osiągnąć swoje cele i gdzie powinien uderzyć, aby uzyskać pomoc… Ale to wymagało czasu. I nie chciał jeszcze zaczepiać, dlatego trzymał wszystkie pomysły dla siebie.
        - To może jutro z samego rana skoczymy do twojej znajomej liszki… Lilianny, prawda? Później wyśle się odpowiedź Turilliemu, a na koniec udamy się do Lirantha? Co ty na to? - upewnił się. - Wtedy będziemy mogli spędzić tam tyle czasu, ile to konieczne.
        ”Albo ile wytrzymam…”, dodał w duchu, bo nie chciał wypowiadać na głos swoich obaw i martwić Aldarena. Może akurat nie będzie źle i z każdym potencjalnym pacjentem spędzi niewiele czasu, ograniczając się raczej do wywiadu.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oczywiście, bo... - zamierzał kontratakować, lecz w porę ugryzł się w język. Było miło i żartowali, ale to nie znaczyło, że mógłby z ironią zaznaczyć, że on jako niebianin nie mógłby od czasu do czasu zagrać nie według zasad. Bez wątpienia Mitra by się obraził za samo wypomnienie jakiej był rasy, nawet jeśli to byłoby tylko niewinne droczenie się, a Aldaren nie miałby nic złego na myśli.
        Mimo wszystko się jednak zagalopował, bo przecież już powiedział "a" i należało by dorzucić jeszcze "b", lecz nad tym cały czas pracował. Ciężko jednak było wymyślić coś co by pasowało do jego zaczętej wypowiedzi, a jednocześnie byłoby bezpieczne i nie spowodowało żadnych nieprzyjemności. Już miał się poddać i jedynie stwierdzić "bo cię kocham", ale w akcie desperacji przyszła mu do głowy dużo ciekawsze dokończenie tego zdania.
        - Oczywiście, bo jestem tak wspaniały i kompletnie cię oczarowałem, więc nawet nie byłbyś w stanie użyć przeciwko mnie jakiejś zakazanej zagrywki - odparł przesadnie napuszony, tak jak tylko Aldaren potrafił udawać zadufanie i samouwielbienie, a po tym wyszczerzył w szerokim uśmiechu swoje kły. Mentalnie przy tym odetchnął z ulgą, choć to czy wszedł z powrotem na bezpieczny grunt dopiero się okaże.

        Aldaren się wzdrygnął gdy został nagle przytulony przez ukochanego, ale nie było to wcale spowodowane strachem czy złością. Miał przecież cały czas świadomość, że Mitra za nim stoi i nawet zerka mu nad ramieniem. Po prostu nie spodziewał się, że nekromantę najdzie ochota na odrobinę czułości, gdy nieumarły będzie nalewał mu zupy, która mało brakowało, a wylądowałaby na podłodze, albo nie daj Prasmoku, niebianin zostałby nią oblany. Na szczęście do wypadku nie doszło, Aldaren jedynie nieco sobie polał gorącym jadłem po dłoni, ale nic czym powinno się przejmować. Zwłaszcza, że tego drobnego poparzenia nawet nie poczuł, no bo jak, gdy przytula się do ciebie ta jedyna, najdroższa i najukochańsza na świecie osoba. Cieszył się z tej bliskości ile tylko mógł, bo mimo tego jak teraz było przyjemnie, cały czas miał gdzieś tam z tyłu głowy tę świadomość, że sielanka praktycznie już niebawem może się skończyć i na kolejną tak cudowną chwilę będzie musiał poczekać nie wiadomo jak długo, o ile jeszcze kiedyś się w ogóle nadarzy. Ani na moment nie zapominał, że ma do czynienia z Niedotykalskim Nekromantą Mitrą Aresterrą.

        - Auć... - jęknął, choć jakoś tak bez przekonania, gdy został kopnięty. Najbardziej niepasujący w tej sytuacji był jego rozbawiony uśmiech, nawet taki z półki tryumfalnych. Bo jak tu nie czuć satysfakcji, gdy Mitra tak dosadnie udowodnił, że nie wie co odpowiedzieć na słowa wampira. Z góry zakładany "szach", niezamierzenie zmienił się w "mata". Jak tu nie przyjąć wygranej ładnie udekorowanej i podanej na lśniącej tacy?
        - Nie, nie - pokręcił zamaszyście głową i pochylił się nad stołem w stronę Mitry. - Powtarzaj za mną: Al-da-ren. Nie Palant - dodał jakby tłumaczył to dziecku albo osobie kompletnie nie znającej Wspólnego języka i dopiero się go uczącej.
        - Może lepiej też niech nie blednie. Wystarczy pod tym dachem jedna osoba z niezdrowo bladymi i zimnymi częściami ciała - zaznaczył pogodnie.
        Aż się ciepło robiło od słów niebianina, ale należało wszak pamiętać by na skarby uważać, aby nie zostały skradzione lub w inny sposób utracone. I chodziło jedynie o takie ostentacyjne odnoszenie się Mitry z tą bransoletką. O ile w domu było to rozkoszne, o tyle poza jego bezpiecznymi murami nekromanta mógłby mieć kłopoty za samo zadawanie się z van der Leeuw'em. Co prawda większość mieszkańców o ile nie jest obojętna, to raczej ma pozytywny stosunek do wampira, lecz choćby taki Zabor czyhający na mieście jak rekin w morskich głębinach na swoją ofiarę, stanowił już wyjątek. Nie wspominając o innych, dawnych sługach czy sojusznikach Fausta, którym to, że jakiś przemieniony zwierzak, sierota przygarnięta pod dach wampira ma być głową tak starego i potężnego rodu demonologów, zdecydowanie nie jest na rękę. Aldaren miał nadzieję, że Mitra go zrozumie i nie będzie się niepotrzebnie narażał i pakował w kłopoty.

        - Hm? - mruknął i podniósł na ukochanego czułe spojrzenie, gdy został wezwany. Uśmiechnął się przyjaźnie, gdy Mitra zaczął mówić, chciał mu w ten sposób pokazać, że nie ma się czym przejmować, że wampir zrobił to z czystą przyjemnością. Uśmiech jednak zniknął z jego twarzy zaskoczony zaskoczeniem i ogromnym zakłopotaniem, po dalszej części wypowiedzi nekromanty. - Cz-ek... Mitra... - starał się wbić w jego wypowiedź, przerwać mu, bo wcale to nie szło w dobrą stronę. Nie chciał krzyczeć, unosić się na niewinnego niebianina, brutalnie mu przerywać, choć to że miałby mu niby przeszkadzać bałagan, było nieco godzące, ale dało się to znieść i o tym zapomnieć. Nie mógł jednak pozwolić by Mitra doszedł do jakiś bardziej przykrych wniosków.
        Złapał blondyna za wolną rękę, przeciągając ją niemal na środek stołu i pochylił się znowu, wpatrując w niego poważnie. Chwycił jego spojrzenie i nie zamierzał wypuścić dopóki nie wyjaśni z nim tej kwestii.
        - Nic nie mówiłem, bo mi to nie przeszkadza - zaczął, lecz zaraz się skrzywił, a po tym westchnął, bo wcale nie to chciał powiedzieć. - Gdyby przeszkadzał mi bałagan, naruszyłbym twoją strefę i choćby tamte zaścielające biurko książki zabrałbym i ustawił na regale, a nie robił wszystko by nic nie ruszyć. Nie było cie... Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, nie ruszając się z domu... Musiałem sobie znaleźć jakieś zajęcie, twoim manekinom zezwalając jedynie by sprzątnęły to co im rozkazałeś a czego ja nie ruszałem albo pomieszczenia, których progu z szacunku do ciebie nawet nie przekroczyłem. Chciałem też zrobić dla ciebie choć tyle. Nie coś wielkiego czy drogocennego, tylko coś stricte prozaicznego... Jak tylko mogłem starałem się utrudniać manekinom robotę i je przeganiać, by samemu zająć się choćby pozamiataniem tu podłogi... Nienawidzę ich, bo przez nie, nie jestem w stanie nic dla ciebie zrobić, ani posprzątać po posiłku, ani płaszcza podać... Głupiego łóżka nawet nie zaścieliłem! - zaczął mówić i wymieniać z coraz to bardziej rosnącą goryczą. Bez najmniejszego trudu można było dostrzec ile to dla Aldarena znaczyło. Przecież gdyby z czymś mu było ciężko, czy czegoś nie chciał zrobić przywołałby choćby jakiegoś demona do wykonania tego zadania albo chociaż nie utrudniał manekinom wykonywania ich rozkazu.
        Całe życie ktoś wykonywał za niego codzienne, domowe obowiązki. W zamku zawsze było czysto, choć ani on, ani Faust nie wiedział nawet gdzie stała miotła, gdy nie była używana. Choć za dzieciaka brudził się z jeszcze większą szybkością i łatwością niż teraz, nigdy się nie zdarzyło by musiał gdzieś wynosić brudne ubrania, aby je ktoś uprał, a na następny dzień mógł to samo ubranie, nienagannie czyste znaleźć schludnie zwisające w garderobie wraz z innymi rzeczami. Wtedy nie tylko zwykłe ubranie się do wyjścia leżało w rękach nie jego, a niemal bezrozumnej służby, ale również przebranie się z piżamy lub przed spaniem w nią. Miał już tego naprawdę dosyć.
        - Nawet gdybyś miał tu chlew i współdzielił go z zabłoconymi, śmierdzącymi świniami, nadal by mi to nie przeszkadzało, bo cię kocham! - podsumował butnie, puszczając Mitrową dłoń gdy sobie uświadomił, że ją trzymał bez zgody nekromanty i może za mocno ściskał.
        Siedział po tym w milczeniu, wyprostowany na krześle, choć ze spuszczoną głową. Miał do siebie żal, że dał Mitrze powód do takich domysłów.
        - Jestem wampirem, nie mogę sobie zniszczyć dłoni, chyba że potraktowałbym je dość poważnie czosnkiem bądź srebrem - poinformował markotnie. Było mu strasznie głupio. Już nawet myślał o zaciśnięciu zębów i nie wtrącanie się, nie przeszkadzanie manekinom w ich pracy, nie podejmowanie się sprzątania. Byleby tylko Mitra był szczęśliwy. Z resztą jak szpital zacznie żyć i tak raczej nie będą mieli czasu na sprzątanie, zwłaszcza później, gdy rozejdzie się po kraju, że w ich szpitalu na prawdę każdy otrzyma pomoc, a nie jedynie wilczy bilet do krainy umarłych.

        - I tak nie zamierzam cię nigdzie samego puszczać - powiedział i w domyśle zostawił, że tym razem eskortą miał być wampir we własnej osobie. Wysłanie Xargana do jakiegoś pacjenta byłoby istną katastrofą. Dziś i tak było dobrze, że nie przeszkadzał Mitrze, gdy nekromanta zajmował się tygrysołakiem. - A Liranthem się nie przejmuj, mając urazę do ciebie, miałby urazę też do mnie, a to mu się by w ogóle nie opłacało, zwłaszcza, że ma dość liczną rodzinę. Co do badania już od ciebie będzie zależało czy lepiej będziesz się czuł mając za pacjenta brzemienną kobietę, czy dzieci. Jeśli będziesz się czuł na siłach cała rodzina może być przyjęta wyłącznie przez ciebie, ja się o nic nie obrażę. Będę cały czas przy tobie stał i się przyglądał - wyjaśnił łagodnie i z czystą szczerością w głosie. Byłoby mu w sumie nawet na rękę, gdyby to nekromanta chciał wszystkich przebadać, ale akurat tak egoistycznie to wampir nie mógł myśleć. A przynajmniej musiał mieć świadomość, że Mitra mógłby nie dać rady sprawdzić dokładnie zdrowia wszystkich mieszkańców domu Lirantha.
        - Brzmi dobrze, jednak z Liranthem bym się nie spieszył. Nie ma co się przeforsowywać, można go równie dobrze odwiedzić po jutrze lub za kilka dni, gdyby coś było nie tak, zaraz ganiałby po mieście i szukał jakiejś pomocy, prawda? - zaproponował rezolutnie, uśmiechając się delikatnie do ukochanego.
        - Jeszcze dokładkę? - zapytał zamykając ten temat, choć furtka pozostawił niedomkniętą.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldaren wyszedł na bezpieczny grunt - Mitra spojrzał na niego z czułością i odpuścił już dalszego przekomarzania się.
        - No właśnie - przytaknął, nawet nie węsząc podstępu tylko uznając, że to kolejny z tych typowych dla skrzypka popisów udawanej zarozumiałości. Tak, udawanej - nekromanta nie miał wątpliwości, że kto jak kto, ale jego ukochany na pewno nie był napuszonym dupkiem.

        - Mógłbyś chociaż dla przyzwoitości udawać, że cię boli - burknął błogosławiony, gdy Aldaren z takim radosnym wyszczerzem przyjął to, że został kopnięty. Wampir zaś świętował swoje zwycięstwo w najlepsze i jeszcze go bezczelnie poprawiał.
        - Pa-lant. Ren - dodał po chwili, niby żeby się sylaby zgadzały, ale zdrobnienie jego imienia wypowiedział zupełnie innym tonem, już nie z takim zacięciem. - Mogłem nazwać cię lordem, doceń to - zastrzegł jeszcze, bo pamiętał jak bardzo jego ukochany nie lubił jak wypominało mu się jego tytuł. Taki niby pokonany, a jeszcze gryzie i udaje łaskawego.
        - No dobrze, nie będę robił ci konkurencji - zgodził się równie łaskawie, gdy doszło do wytykania mu częstego zerkania na bransoletkę. I tak zamierzał to robić, ale bardziej dyskretnie, bo wprost nie umiał się nią nacieszyć.

        Mitra sprawiał wrażenie, jakby złapany za rękę ocknął się z jakiegoś dziwnego letargu. Aż drgnął lekko i podniósł wzrok na Aldarena, co więcej nie uciekł od razu tylko wytrzymał spojrzenie ukochanego. Później tylko parę razy zerknął na ich złączone ręce z lekkim niepokojem – ten gest wywoływał w nim napięcie, wampir trzymał go za mocno. I to nie tylko tak generalnie, ale przede wszystkim za mocno jak na siebie – on zawsze pamiętał o jego fobiach i brał na nie poprawkę, zawsze dawał błogosławionemu możliwość ucieczki, gdyby poczuł się niekomfortowo. A tymczasem jego chwyt był na tyle silny, że Mitra nie był w stanie zabrać ręki, choć w pewnym momencie spróbował to zrobić. To… Nekromanta uznał to za jasny dowód, że przypadkiem przegiął. Trochę się przez to zestresował, ale szybko zamiast popaść w gniew doszedł do wniosku, że nie, nie warto się kłócić. Że tak naprawdę Ren mówił z sensem i to on źle zareagował. Co więcej te emocje, które słychać było w głosie skrzypka… To nie była wściekłość, raczej jakieś rozgoryczenie, niemoc. Nekromanta patrzył na skrzypka z żalem, w pewnej chwili nawet sprawiał wrażenie jakby chciał mu przerwać, ale się powstrzymał – mocny uścisk jego dłoni skutecznie zamknął niebianinowi usta. Im dłużej jednak Aldaren mówił, tym bardziej Aresterra rozumiał o co mu chodziło i że to co z początku wziął za gniew, było po prostu frustracją. Oczywiście i tym razem mógł się mylić, ale zamierzał obstawić wszystko na tę jedną kartę. Gdy więc wampir wylał z siebie wszystko, co mu przeszkadzało i puścił dłoń nekromanty, Mitra chciał co prawda w pierwszym odruchu szybko cofnąć rękę, ale tego nie zrobił. Zamiast tego tym razem role się odwróciły i to błogosławiony złapał skrzypka. Spojrzał mu przy tym z czułością w oczy, po czym pochylił się i pocałował Aldarena w wierzch dłoni. Ślad swoich ust nakrył drugą ręką, ponownie krzyżując wzrok z ukochanym.
        - Ja ciebie też kocham, Ren – zapewnił go z czułością. – Wybacz, źle cię zrozumiałem… Nadal przejmuję się wieloma moimi antyspołecznymi nawykami, a wiem, że ty jesteś z natury raczej schludny, poniosło mnie. Sam przywykłem, że manekiny robią takie rzeczy za mnie, a ty pewnie miałeś u Fausta służbę, nie pomyślałem… Ale mogę im tego zakazać. Zresztą część z nich już nauczyłem, że mają cię słuchać, więc też możesz im kazać sobie iść w razie czego. Ren… - zagaił trochę innym tonem, jakby zmieniał temat, odrobinę pewniej również ściskając wampira za dłoń. – Już i tak wiele dla mnie robisz. Już samo to, że jesteś przy mnie jest dla mnie bardzo ważne. A to, że dzisiaj wychodziłem wiedząc, że nie wrócę do pustego domu… Już to dla mnie bardzo wiele znaczyło. To, że wracałem do mojego ukochanego, który miał czekać na mnie z obiadem. Nawet nie wiesz jak bardzo wyjątkowy się poczułem. Bardzo wiele to dla mnie znaczyło. To, że jeszcze przy tym chciałeś posprzątać to już naprawdę… Aż nie wiem co powiedzieć. Nie myśl, że mam coś złego na myśli, ale to coś, co dla wielu jest normalne, ale ja tego nigdy nie doświadczyłem. Teraz… dopiero przy tobie dowiaduję się jak przyjemne to może być. Dziękuję… I proszę, nie przestawaj – dodał na koniec. Już wiedział, że od tego momentu zakaże manekinom ścielenia łóżka.
        - Ale to nie zmienia faktu, że powinieneś dbać o swoje dłonie – zauważył jeszcze, po czym po raz kolejny pocałował wampira w rękę i go w końcu puścił.

        Wbrew pozorom Mitra przyjął wieść o niechodzeniu w pojedynkę dość dobrze, wręcz mu ulżyło. Nie myślał o tym w kategoriach ograniczenia wolności, braku zaufania czy zaborczości – to dla niego była oznaka troski i tego, że Aldaren chciał spędzać z nim więcej czasu. O ewentualnym towarzystwie Xargana nawet nie myślał, bo po co psuć sobie dobry nastrój i odbierać apetyt? O wiele przyjemniej było od razu przyjąć, że pójdzie do kupca ze swoim ukochanym.
        - Chciałbym przyjąć i ją i dzieci. Jak najwięcej osób zdołam, bym mógł się oswoić. No i spróbować siebie w nowej sytuacji nim przyjdzie mi przyjmować już w szpitalu. Nigdy nie leczyłem dzieci. W końcu… no nie czarujmy się: gdy skończyłem praktykować sam byłem jeszcze dzieckiem. Zresztą skąd miały się brać dzieciaki w armii najemnej… nieważne – mruknął, bo tak naprawdę to w ciągnących za armią wozach kurtyzan pewnie było sporo takich „wypadków przy pracy”.
        - W każdym razie wydaje mi się, że gdybym przyjął całą rodzinę to okazałbym swoje dobre intencje, może to by mnie zrehabilitowało w oczach Lirantha. To człowiek, który będzie mógł nam zrobić dobrą opinię wśród potencjalnych pacjentów, warto, by mówił o nas dobrze. Nawet o naszych charakterach – dodał znacząco. – Więc jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym zająć się brudną robotą, a ty byś robił dobre wrażenie – podsumował, uśmiechając się nieśmiało. Widać było, że bardzo mu zależy i być może wręcz nie może się doczekać tych wizyt. Powołanie na nowo się w nim rozpalało.
        - Najwyżej gdybym nie dał rady to wtedy wkroczysz ty - zasugerował jeszcze. - Po prostu powiem ci, byś mnie zmienił. Może tak być? A swoją drogą, ile właściwie Liranth ma dzieci? - upewnił się, w duchu licząc, że nie usłyszy rzuconego lekko “tuzin”. Spodziewał się oczywiście, że to wielodzietna rodzina, bo skrzypek nieraz to zaznaczał, ale jeśli okaże się, że razem z dorosłymi będzie tego dziesięć albo więcej osób, to na pewno nie wytrzyma. Oby nie, bo bardzo mu zależało.
        - Masz w sumie rację… To co, może po prostu przekonamy się jak nam jutro pójdzie realizacja tego wszystkiego i najwyżej na ostatnią chwilę zdecydujemy? No bo i tak się do niego nie zapowiadamy.
        To powiedziawszy Mitra zjadł ostatnią łyżkę zupy i stuknął sztućcem o dno naczynia. Podniósł talerz jedną ręką i wręczył go Aldarenowi.
        - Nie, dziękuję. Było pyszne, ale zaraz pęknę - usprawiedliwił się. - To co, teraz ty zmywasz, a ja wycieram? - zaproponował, trochę w ramach zadośćuczynienia, że wcześniej skrzypek nie mógł sobie swobodnie posprzątać. No i też po to, by móc spędzić z nim jeszcze chwilę.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Ja? Udawać? Nigdy w życiu! - obruszył się na pokaz. - Z przyzwoitości nie mógłbym nigdy przed tobą udawać, czegokolwiek - zaznaczył, choć po jego roześmianych oczach widać było, że się jedynie droczył. Jak mogłoby być inaczej skoro nie całą chwilę temu przecież udawał, no i przed ponad pół godziny temu, gdy grał martwego-martwego. Nie miałby więc problemu z udawaniem, że naprawdę go boli, a dopiero po tym roześmianiem się, by Mitra czasem się nie zmartwił i nie był na siebie zły, że zrobił wampirowi krzywdę. Wniosek więc, z tego, że tak nie postąpił, nasuwał się sam: Aldaren był zwyczajnie złośliwy w tej sytuacji i wcześniej gdy Mitra tłukł jego klatkę piersiową. Skutecznie wytrzymał nieprzyjemne impulsy wywołane bólem, byleby tylko nie dać satysfakcji nekromancie.
        Poza tym z tego wszystkiego to tylko kopnięcie i to ostatnie uderzenie od Mitry tak naprawdę poczuł, pozostałe otrzymane ciosy były naprawdę ledwo wyczuwalne. Jakby jedynie został popchnięty. Takie przynajmniej odnosił wrażenie. W sumie nie było się co dziwić, że skrzypek był nieco bardziej wytrzymały i miał większy od przeciętnego człowieka próg bólu, biorąc pod uwagę "igraszki" jakimi obdarowywał go Faust...

        - No wiesz? - zapowietrzył się, łapiąc się za serce i odchylając na oparcie krzesła z niedowierzaniem patrząc na Mitrę. Zaraz się jednak rozluźnił i uśmiechnął, choć widać było, że oczy mu na uderzenie serca lekko zalśniły. Starał się z tym nie zdradzać, ale pozostawał czujny, jakby bardziej teraz wyczulony na TO słowo padające z ust ukochanego. - Wątpię byś tak mnie kiedykolwiek nazwał, ale mimo to doceniam - odparł pogodnie ukojony własnym, niepodważalnym przekonaniem. Zdążył już wystarczająco poznać Mitrę, by wiedzieć, że nekromanta nigdy by go tak nie nazwał, zwłaszcza w niewinnych przekomarzankach. Za bardzo się obaj szanowali, by tak lekko sprawić drugiemu przykrość.
        - Wiedziałem, że jesteś zadziorny i uparty, ale nikt mnie nie ostrzegał, że jeszcze taki bojowy - zauważył i to z prawdziwym podziwem, a nie kpiną. Skrzypek swoim charakterystycznym uśmiechem jedynie zdradzał jak bardzo podobał mu się taki Mitra.
        - Dziękuję, bo już myślałem jak się zamienić z tą bransoletką - rzucił z rozbawieniem, bo głupio byłoby tak być zazdrosnym o jakąś tam bransoletką zaklętą by chroniła przed szeroko pojętym złem.

        Po wyrzuceniu z siebie wszystko co drażniło mu wątrobę i puszczeniu dłoni Mitry, miał do siebie żal za to co powiedział, że prosił, by nekromancie nie usługiwały jego manekiny, w jego własnym domu! Najbardziej go jednak bolało to, że w przypływie emocji zapomniał się i chwycił ukochanego stanowczo zbyt mocno i jeszcze nie dał mu możliwości zabrania ręki ze swojego uścisku. Aż za dobrze widział jak nieprzyjemne to było dla blondyna, czuł jego opór i tę chwilową chęć wyswobodzenia swojej dłoni, a mimo to nie dał mu tej szansy. Obawiał się, że tym ich związek poważnie się zachwiał u samych podstaw i o ile się nie rozpadnie, to na pewno wrócą do punktu wyjścia, Mitra znów będzie tak zdystansowany jak na początku, a o choćby przytuleniu niebianina, mógł już na zawsze zapomnieć. Spuścił ze skruchą głowę, choć wiedział, że to i tak nic nie da. Nie spodziewał się jednak, że Mitra go zrozumie i zamiast złości okaże wampirowi tyle czułości. Podniósł zaskoczony wzrok na błogosławionego, który drugą dłonią przykrył przyjemnie pulsujące ciepłem miejsce na wierzchu dłoni nieumarłego, gdzie został właśnie pocałowany.
        Rozluźnił się wsłuchując się w słowa płynące z ust ukochanego i nie przerwał mu nawet, gdy Mitra zrobił przerwę w swojej wypowiedzi. Chciał go wysłuchać do końca. Był bardzo poruszony tym co powiedział nekromanta, wiele to dla wampira znaczyło, a jeszcze bardziej go uspokoiło. Nim jednak odpowiedział, pokręcił najpierw głową, gdy zostało zaznaczone przez blondyna, że ten mógłby mieć większy dług wdzięczności wobec skrzypka.
        - Nie ważne co zrobię, to i tak nigdy nie będzie dostatecznie wystarczające by udowodnić ci jak wiele dla mnie znaczysz i jak mocno cię kocham. I boję się, że mogłoby mi nie starczyć życia by kiedykolwiek wyrazić chociażby jedną setną tego co do ciebie czuję i ile ci zawdzięczam. Mógłbym powiedzieć po raz kolejny, że dla ciebie zrobiłbym absolutnie wszystko, wystarczy jedynie twoje słowo, lecz obawiam się, że i wszystko to nadal za mało - odpowiedział czule z pełnym przekonaniem, że tak właśnie jest oraz świadomością, że rzeczywiście nigdy nie będzie w stanie dostatecznie mocno odwdzięczyć się nekromancie za wszystko co ten dla wampira zrobił, a zwłaszcza za miłość, którą postanowił obdarować krwiopijcę, po mimo wszystkich jego wad.
        - Nie martw się, nigdy nie przestanę cię uszczęśliwiać i robić wszystkiego jedynie dla ciebie. Przede wszystkim, nigdy nie przestanę cię kochać - obiecał uroczyście i uśmiechnął się lekko, na dowód, że poczuł się o niebo lepiej i już wszystko będzie dobrze.
        - Mam je smarować kozim mlekiem czy krwią dziewic? - zapytał z rozbawieniem, choć bez trudu było słychać w jego głosie, że raczej nie skorzysta z żadnej metody pielęgnacji dłoni, nawet z tych niekontrowersyjnych. Miał swoją dumę. Poza tym o co w ogóle Mitrze chodziło? Chciał tylko od czasu do czasu przetrzeć kurze, albo pozmywać naczynia, a nie robić cały dzień, tydzień, miesiąc, rok bez wytchnienia w szczerym, jałowym polu i pełnym słońcu... albo w kamieniołomach. Chodziło mu jedynie o ich przyszły fach? Że lekarz nie powinien mieć twardych i szorstkich dłoni?

        Na podjętą przez Mitrę decyzję, Aldaren pokiwał głową z widocznym w oczach uznaniem i tym jak miło go nekromanta zaskoczył. W pierwszym odruchu chciał się kłócić w związku z ostatnią kwestią, że w wojnie potrafiły brać udział dzieci, czego żywym przykładem był niebianin, z resztą sam wampir widział takie przypadki, gdy na tych terenach zmierzały ku końcowi bitwy zapoczątkowane jeszcze przed podpisaniem Traktatu. Nie było to jednak w tej chwili najważniejsze, więc nie wychylał się ze swoją z lekka odmienną opinią na temat "dzieci w armii", a już szczególnie w najemnej armii.
        - To brzmi jak dobry plan - przyznał i uśmiechnął się pogodnie. - Jak dobry i zły strażnik - zauważył z dziecięcym entuzjazmem. - Ty będziesz tym dobrym i radosnym, a ja tym marudnym i złym. - Wyszczerzył się rozbrajająco, jakby to była zabawa.
        Odchrząknął jednak zaraz i choć nie tracił uśmiechu, to jednak przestał się wygłupiać.
        - To będzie dla mnie zaszczyt móc cię wspierać i w razie potrzeby zastąpić przy pracy - powiedział łagodnie, choć miał nadzieję, że nie będzie musiał zastępować nekromanty podczas profilaktycznych oględzin. Niby zwykła rutynowa kontrola, którą przeprowadzał przed rokiem na duchu (choć wtedy nie wiedział, że to tylko omam wywołany przebywaniem w nawiedzonym domu), ale mimo wszystko miał wrażenie, że będzie z tego jedynie więcej szkody niż pożytku. A ze względu na budowanie dobrej renomy szpitala wolał unikać wszelkiego rodzaju kłopotów. Już i tak pogłoski o tym, że jakiś nekromanta miał pracować w szpitalu skutecznie utrudniały zdobycie zaufania i sympatii mieszkańców, nawet tych co dobrze znali Aldarena i wiedzieli, że wampir nigdy nie skrzywdziłby muchy i nie pozwolił by komuś w jego pobliżu stała się krzywda.
        - Zrobimy jak mówisz, będziesz miał pełną swobodę działa i główne dowodzenie, ja będę wyłącznie uroczą pielęgniareczką o lubieżnym spojrzeniu - podsumował ze śmiechem choć ciężko mu samemu było wyobrazić siebie w skąpym stroju pielęgniarki-kusicielki. Aż sam się na siebie obraził za tak obrzydliwe i godzące w jego dumę, pomysły.
        - Ogółem? Siedmioro. Jednak tylko najmłodsza piątka z nim mieszka. Orne pracuje w miejskiej straży, nieraz raz na kilka dni przyjdzie do rodzinnego domu się jedynie przywitać, bo zazwyczaj odpoczywa w koszarach. Marko zmarł przed rokiem, pijany zamarzł w połowie drogi z karczmy do domu, a przynajmniej tak słyszałem. Została z nimi czteroletnia Layla, siedmioletni Ube, dziesięcioletnie bliźniaki Vilent i Nimtan i czternastoletnia Katya. No, z małym skarbem rozwijającym się w łonie Zahiry będzie szóstka. Aż czasami zazdroszczę Liranthowi tak radosnej gromadki. Zwłaszcza, że tyle razy w życiu usłyszał pierwsze "tata" z ust każdego ze swoich pociech, doglądał jak rosną, rozwijają się i uczą się chodzić i mówić - powiedział z uśmiechem i nutą nostalgii pobrzmiewającej w jego głosie.
        - Niby swego czasu robiłem za opiekunkę tych najstarszych, gdy Liranth musiał znowu wyjechać, a Zahira dorabiała jako szwaczka u jednej nekromantki, ale powiem ci szczerze, że mimo wszystko to nie było to samo, nawet jeśli Orne jako dziecko był bardzo podobny do Magnusa - westchnął z nieco melancholijnym uśmiechem na wspomnienie swojego syna. Wypadałoby w sumie odwiedzić ich grób od kilku dni do nich nie zaglądał. Mógłby też w sumie przy okazji zobaczyć co u Fobsa, kto wie, może i grabarz zechciałby dać się kontrolnie przebadać. Dla Mitry w sumie najbezpieczniej i pewnie najbardziej komfortowo by było, gdyby oswajał się z przyszłym fachem na dobrych, starych znajomych Aldarena.
        - W porządku, jak wolisz - zgodził się bez zwłoki przerywając swoje podstępne rozmyślania.
        - Hmmm, wydaje mi się czy ktoś tu stara się zrehabilitować? - spytał zaczepnie z chytrym uśmieszkiem na twarzy, przyjmując od Mitry miskę z łyżką po zupie.
        Uśmiechnął się zaraz czule do ukochanego i poczekał aż ten wstanie od stołu, by wspólnie zająć swoje stanowiska: Aldaren bezpośrednio przy zlewie, a Mitra zaraz przy jego boku. Wyjął chochlę z gara, przykrył resztę zupy pokrywką i zabrał się za zmywanie, z którym wcale się nie spieszył jakby w pełni chciał celebrować i rozkoszować się tą chwilą. Aż zabawne było, że byli tak skupieni wyłącznie na sobie, że nie słyszeli zawodzącego żałośnie przed domem i dobijającego się do drzwi, Żabona. Albo paskud rzeczywiście się zamknął uświadamiając sobie jak ubogie w efekty były jego działania.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra samym spojrzeniem zakpił “o doprawdy?”. Aldaren nie umiałby udawać - a te oświadczyny to co to było? I wiele, wiele innych chwil, gdy miał dobry humor i zaczynał pajacować. Jak to udawanie starca, które zawsze tak niebianina bawiło. Albo gdy dramatyzował… Skrzypek był dobrym aktorem, ale niebianin nie zamierzał mu tego wytykać - wystarczyło, że sam to wiedział. Podobnie było w przypadku nazywania Aldarena lordem - oboje wiedzieli, że Mitra by tego nie zrobił pewnie nawet w chwili największego gniewu, bo był to zdecydowanie chwyt poniżej pasa. Nie by poprzedniego dnia nie było wielu chwytów poniżej pasa, ale po prostu istniały pewne granice we wbijaniu sobie szpil. Dlatego gdy Aldaren na głos wyraził swoje przypuszczenia, Mitra potwierdził jedynie zdawkowym skinieniem głowy i tajemniczym uśmiechem.

        Był moment, gdy Mitra obawiał się, że dobry nastrój między nimi trafi szlag - gdy Aldaren nie puścił jego ręki było być może o krok od awantury. Ale jakimś sposobem udało się tego uniknąć i co więcej, zrobiło się nawet przyjemnie. Niebianin usprawiedliwiał się mówiąc z głębi serca i chyba trafił tym w czuły punkt swojego ukochanego. Cieszył się, bo dawno tak łatwo nie przyszło mu mówienie o własnych uczuciach - nie zacinał się za często i dobierał słowa, które naprawdę wyrażały to co chciał przekazać. Cieszył się.
        - A ty znowu musisz się kłócić? - zapytał z rozbawieniem, gdy skrzypek mimo wszystko próbował coś tam dyskutować w kwestii tego kto jest komu ile winny. - Dla mnie najważniejsze jest to, że jesteś przy mnie. I skoro mówisz, że nigdy nie przestaniesz mnie kochać… To dla mnie najważniejsze. I więcej nie potrzebuję - dodał czułym tonem. Zniósłby nawet Aldarena darmozjada, który całymi dniami wylegiwałby się na kanapie… Chociaż wtedy straciłby wiele ze swojego uroku, z tej ogrzewającej serce opiekuńczości i zaradności. No i straciliby wiele powodów do żartów.
        - Wystarczy krem - odpowiedział niby to poważnie na pytanie o specyfik do pielęgnacji dłoni, chociaż po chwili cicho parsknął tłumionymi śmiechem. Nie był z tych, którzy by się obrzydzali słysząc o stosowaniu krwi w zabiegach pielęgnacyjnych. Był wszak nekromantą, mieszkał w Maurii, przywykł już do wielu dziwniejszych zachowań.

        - Ty? Zły? Niemożliwe, nikt w to nie uwierzy - oświadczył stanowczo, gdy Aldaren rozdzielił role. - Twój oszałamiający uśmiech cię za szybko zdemaskuje… Ty bądź taki jak na co dzień, a ja postaram się, aby ci dorównać - zaproponował lekką zmianę.
        - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci, że tak się rządzę? Bardzo mi zależy na tym, by odrobić straty i żeby pokazać się z tej dobrej strony, żeby nasz szpital też na tym zyskał.
        Mitra nie uważał, że był był lepszym lekarzem od Aldarena. Wiedział, że jego ukochany zna trochę staroświeckie metody, ale uważał, że pewnie by sobie poradził. Medycyna nie mogła się aż tak zmienić, bez przesady, wystarczyło mieć trochę zdrowego rozsądku, by nie zaszkodzić pacjentowi chociaż przy oględzinach. Gdyby Mitra miał rozdzielać prace w lazarecie, w którym się wychowywał, i trafiłby na takiego niepewnego swoich umiejętności medyka, wysłałby go do selekcji, aby rozdzielał na namioty. Tam najlepiej działało się instynktownie.
        - Liczę, że to lubieżne spojrzenie będzie zarezerwowane dla głównego chirurga, tylko i wyłącznie - zastrzegł Mitra tonem, w którym słychać było i zaczepkę i niewypowiedzianą groźbę. Oczywiście to drugie nie do końca na poważnie, bo nekromanta wierzył w wierność swojego partnera, ale to przecież nie znaczyło, że nie może go trochę poszturchać. Zabawne, bo i jemu do głowy przyszła wizja Aldarena w skąpym stroju pielęgniareczki z erotycznych grafik i on również uznał ten pomysł za niedorzeczny i niesmaczny. Widział już wampira półnago i podobała mu się jego męska, dobrze zbudowana sylwetka - za nic w świecie nie chciałby jej bezcześcić babskimi łachami. Za to w rozchełstanej białej koszuli… Tak, w takim stroju z przyjemnością by go podziwiał w chwilach sam na sam.
        Marzenia jednak na bok - brutalna rzeczywistość wzywa. Mitra aż cicho jęknął na wieść, że kupiec ma aż tyle dzieci. Coś tam wcześniej do niego dotarło, że to wielodzietna rodzina, ale ta liczba go przeraziła. Rozpacz malująca się na jego twarzy jednak nieco zelżała, gdy usłyszał, że dwójka już z rodzicami nie mieszka. To dawało siedem osób całościowo - tylu powinien dać radę. Mitra zaczął jednak odruchowo liczyć. Najstarsze dziecko mieszkające z rodzicami miało czternaście lat, więc najstarszy syn musiał mieć minimum szesnaście, a nawet więcej, no bo do straży przyjmowali jedynie od pewnego wieku. Mitra nie pamiętał ile to było - osiemnaście? Dwadzieścia? Chyba coś koło tego. Czyli ta kobieta - Zahira, musi się tego nauczyć - o ile nie zaczęła wcześnie rodzić, musiała być koło czterdziestki. To podnosiło ryzyko związane ze złym przebiegiem ciąży. Liranth co prawda twierdził, że wszystko u niej w porządku, ale skąd mógł to wiedzieć? Nie był lekarzem. Z drugiej jednak strony widział swoją żonę w stanie błogosławionym już siedem razy, więc pewnie potrafił na tej podstawie stwierdzić, że nic jej nie dolega. Niechaj żyje medycyna ludowa, wykwalifikowany lekarz był zbędny przy czujnym oku małżonka.
        Praktyczne rozważania odeszły jednak na bok, gdy pełnię uwagi Mitry przykuł Aldaren we własnej osobie. To z jakim uczuciem opowiadał o dzieciach Lirantha sprawiło, że niebianin poczuł dziwny ucisk w żołądku. Nie umiał stwierdzić co wywołało w nim ten dyskomfort - to, że sam nigdy nie obcował z dziećmi i wydawało mu się to totalną abstrakcją, to, że jego ukochany wspominał o zmarłej rodzinie czy też to, że póki są razem, o ich wspólnych dzieciach nie ma mowy? Sam pomysł wydawał mu się zresztą niesmaczny. Oczywiście potomek Aldarena nawet gdyby tylko w połowie wdał się w tatusia, byłby wspaniałym, choć bardzo psotnym, dzieckiem, ale jego… Mitra nie chciałby mieć dzieci, nie chciał przekazywać nikomu swoich cech i skazywać na wychowywanie się z ojcem, który tak bardzo odbiega od normy. Przekazałby szkodliwe wzorce. Nie, on na pewno nie mógłby mieć dzieci. Co za ulga, że w jego przypadku było to po prostu fizycznie niemożliwe i nie musiał się tym martwić. Mógł odetchnąć i wrócić myślami do tego co tu i teraz.
        - A nawet jeśli? - odparł równie chytrym tonem, gdy został posądzony o próbę zrehabilitowania się. Oczywiście, że to miał poniekąd na celu, taki mały dowód swojego zaangażowania i chęci znalezienia kompromisu. Manekiny i tak miały dalej dbać o dom, bo po to je w końcu stworzył, ale parę codziennych czynności mogło zostać ku uciesze Aldarena. No i może też troszkę swojej? Jemu samemu robiło się miło na myśl, że będą coś robić razem, nawet jeśli to tylko mycie naczyń. Zaraz ustawił się nieopodal zlewu ze szmatą w dłoni, biodrem opierając się o brzeg blatu. Podkasał rękawy, ale bransoletki nie zdjął - nie zamierzał jej nigdy zdejmować.
        - Ren, mogę mieć pytanie? Bardzo osobiste - zastrzegł. - Gdy mieszkałeś ze swoją rodziną, też tak dzieliliście się obowiązkami? Na przykład ona gotowała, ty sprzątałeś? Jak to było?
        Wcześniej niby Mitra się spiął, gdy słuchał o synu Aldarena, ale naprawdę był ciekaw jak wyglądało ich życie we trójkę. Nie był zazdrosny, nie miał prawa być zazdrosny o kogoś, kto już dawno odszedł. Wszelkie negatywne emocje brały się z tego, że bał się być z nimi porównywany - że nie podołał temu, by stworzyć z Aldarenem równie szczęśliwą rodzinę. Był jednak bardzo ciekaw tego jak kiedyś żyło się jego ukochanemu.
        A Żabon, jeśli jeszcze zamierzał skomleć by go wpuścić, może w końcu doczekał się, że odźwierny manekin otworzył mu drzwi. Swoją drogą, mała łajza wcześniej nie miała problemu, by skoczyć na klamkę, gdy go Aldaren przekupił wronami - czyżby teraz zapomniał jak to się robi?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Oh, doprawdy niczego więcej niż mnie nie potrzebujesz do życia? - zapytał z chytrym uśmiechem aż nazbyt dosadnie podkreślając to ostatnie słowo. Panie i panowie, oto wrócił stary łapiący za słówka Aladren. Mógłby podpowiedzieć o co mu chodziło, o wszelkie potrzeby fizjologiczne jak spanie, jedzenie...
        Nie mniej było mu niezmiernie miło słyszeć jak wiele znaczył dla nekromanty, choć ten przypominał wampirowi o tym średnio kilka razy dziennie. Akurat tego jak przyjemnie zrobiło się skrzypkowi od tych słów, nie zamierzał zostawić blondynowi do domysłu. Jako dowód ujął delikatnie dłoń ukochanego i ucałował jej wierzch, pochylając się nieco nad stołem, by nie przeciągać Mitry przez mebel albo by nie wyrwać mu czasem ręki. Ten dzień był chyba najpiękniejszym dniem w jego życiu i nic nie było w stanie tego zmienić. A gdyby coś próbowało, już wampir by zadbał o odpowiednią nauczkę dla kogoś takiego.
        - Jaka ulga - odetchnął z wyraźnym zadowoleniem. - Bo kozy nie mamy, a dziewice się niestety skończyły - zażartował. Niby jeszcze chwilę się zastanawiał czy Żabon przez przypadek nie miałby jakiegoś związku czy to z jednym, czy to z drugim, lecz szybko zrezygnował z tego typu rozważań. Nie miał zamiaru ani sprawdzać czy mały demon mógłby mieć choćby fizycznie demona i czy rzeczywiście był samcem, czy może jeszcze nigdy w życiu nie spółkującą samicą. W ogóle gdyby brzydal zachorował, do kogo mogli by się zwrócić o pomoc? Do weterynarza? ... Był w ogóle w Maurii ktoś taki, skoro o zwykłego lekarza było ciężko?

        - Ah! Czyli to wszystko wina uśmiechu? Muszę chyba zacząć bardziej eksponować kły by wyglądać groźniej. Co powiesz na to? - zapytał i zrobił jakąś głupią, niby groźną minę szczerząc z profilu kły jak jakiś wariat i jeszcze zamykając niewiadomo po co jedno oko. Miał przecież udawać bezwzględnego wampira, nie jakiegoś niespełna rozumu pirata, któremu najpewniej ość utknęła w zębach i teraz miał problemy z jej wyjęciem. - Ale co ja poradzę, że na co dzień jestem nieprzyzwoicie skromnym, przystojnym i okrutnym krwiopijcą? - zasmucił się na moment, by po tym z nadzieją w oczach znowu zacząć swoją nową zabawę... znaczy misję. - To może ta?! - zakrzyknął z entuzjazmem nim obnażył wszystkie cztery wydłużone i ostre, nieludzkie kły w dość znacznie rozdziawionych ustach, czemu towarzyszył zmarszczony nos, ściągnięte do nasady brwi i podniesione dłonie zademonstrowane tak by przypominały ogromne szpony wielkiej bestii.
        - Daj spokój. Oczywiście, że nie przeszkadza! - zaznaczył stanowczo, choć łagodnie. - Powiem, że jestem nawet zaskoczony i zarazem dumny, że sam to zaproponowałeś przejęcie inicjatywy i zajęcie się tym samodzielnie. Cieszę się, że nie musiałem cię do tego namawiać i doceniam twoje starania, jak i również dobre intencje w budowanie pozytywnej renomy naszemu szpitalowi.
        "Zwłaszcza, że mnie zapewne dłużej zamie nauczenie się wszystkiego od nowa i pokonanie własnych wad" - pomyślał, bo ciężko było mu się do tego przyznać. Może nawet nigdy nie byłby w stanie tego otwarcie powiedzieć przy Mitrze. To by zapewne wiele zmieniło, może nawet nekromanta straciłby na swojej pewności siebie i już z taką chęcią nie chciałby przebadać rodziny Lirantha w pojedynkę. Albo zmartwiłby się na tyle, że nie mógłby się skupić podczas tego badania i źle by ocenił stan zdrowia Zahiry lub przy innym pacjencie popełniłby jakiś nieostrożny błąd i cała ich późniejsza przyszłość mogłaby na tym ucierpieć. Właśnie dlatego najlepiej będzie jak Aldaren sam się upora ze swoimi problemami, a dopóki tego nie zrobi, będzie jedynie towarzyszył Mitrze by robić za maskotkę ich przedsięwzięcia. Będzie się przy tym przyglądał i uczył tych nowoczesnych metod niesienia pomocy i jednocześnie oswajał z wypełniającą od czasu do czasu pomieszczenia wonią krwi, której wampir zamierzał już nigdy w życiu nie spożywać. Ciekawe jak to wyjdzie w praktyce, skoro dziś był gotów "pożreć" dzieciaka z sąsiedztwa i łatwo go było zezłościć, co miało miejsce chwilę temu, gdy Żabon zaczął żądać dodatkowej porcji jadła dla swojego wiecznie głodnego brzucha.
        - Dobrze, że będzie tylko jeden, nie będę miał problemów z zapamiętaniem, który to. Wiesz... Ta starcza demencja - odpowiedział żartobliwie, szczerząc się przy tym niewinnie i rozbrajająco. Oczywiście się tylko droczył, bo po pierwsze nie mógłby tak bardzo zranić swojego ukochanego przez oglądanie się za innymi, po drugie wątpił w na świecie chodziła druga osoba choćby w połowie tak spaniała i godna uwagi oraz miłości wampira co Mitra. Chyba łatwiej byłoby ujrzeć jednorożca w tych mrocznych rejonach.

        Aldaren swoim wspomnieniem o dzieciach, a zwłaszcza własnym synu nie miał nic złego na myśli, nie chciał też sprawić tym przykrości Mitrze. Co prawda tęsknił za Magnusem, bo nic nie jest w stanie zastąpić tej miłości i więzi ojca z synem, chciałby mieć możliwość go jeszcze choć raz ujrzeć i przeprosić za wszystko, zwłaszcza za to jakim był dupkiem i nieudacznikiem, że nie wbił Faustowi kołka między oczy na samym początku, by móc żyć już wyłącznie z narzeczoną i swoim potomkiem. I to wyłącznie o to chodziło. Nie by znów posiadać latorośle, noszące w sobie połowę jego genów, bo gdyby na tym mu zależało ani nie pozwoliłby sobie na choćby myślenie o byciu zauroczonym błogosławionym, ani tym bardziej mu nigdy nie dawałby nadziei na to, że mogliby tworzyć związek. Jego marzenia o posiadaniu większej ilości własnych dzieci umarły bezpowrotnie wraz z jego rodziną i własnym człowieczeństwem w pełnych wilgoci, zimnych lochach pod zamkiem.
        Fakt czasami o tym myślał czy nie jest dla siebie zbyt surowy czy rzeczywiście nie zasługuje na to szczęście, by zacząć wszystko od początku, zwłaszcza, że wampiry są w stanie się płciowo rozmnażać i wcale nie jest to takie rzadkie jak mogłoby się z pozoru wydawać, lecz zaraz przypominał sobie o własnym spaczeniu i ciężkim w kontrolowaniu, nieprzewidywalnym głodzie krwi, przypominał sobie jak przez własną pychę zabił ukochaną by ją zmienić w istotę sobie podobną, jak przez jeden rozkaz Fausta, bez wahania był w stanie odebrać ostatnie uderzenie serca własnemu synowi. To skutecznie zabijało jego egoistyczne pragnienie założenia rodziny i rozpoczęcia nowego, pozornie ludzkiego życia.
        Było dobrze tak jak jest, co prawda najbardziej spokojny by był gdyby był całkiem sam, nie musiałby się martwić czy w którymś momencie nie zrani nieświadomie swojego ukochanego, ale blondyn znał ryzyko, a mimo wszystko był zdecydowany nadal pozostać przy boku skrzypka i obdarowywać go swoją miłością. Mitra miał do niego więcej zaufania, niż nieumarły do siebie samego, ale ostatnio już dostatecznie dużo było awantur z tym związanych, więc Aldaren postanowił postarać się zaufać nekromancie w tej kwestii - że wampir nie zrobi mu nieumyślne krzywdy. W sumie teraz to i tak byłoby trudniej osiągalne przez bransoletkę, którą niebianinowi podarował, ale mimo wszystko.
        - To w takim razie dziękuję, jestem poruszony do żywego - odparł szczerze niebianinowi trzymając swoją twarz jedynie o włos od jego gdy blondyn stanął przy nim. Wyglądało jakby szczęśliwy wampir chciał go zaraz pocałować, lecz zamiast tego ze śmiechem podstępnie zaraz umazał jego nos policzek i kącik ust pianą, którą już zdążył zrobić by umyć naczynia.
        Sielanka. Nie było chyba innego słowa, które z taką łatwością i trafnością byłoby w stanie oddać istotę całej chwili i tego jak szczęśliwy był Aldaren, gdy stali niemal ramię w ramię i wspólnie zajęli się sprzątaniem naczyń po obiedzie i wcześniejszym przygotowaniu zupy. Wampir mógłby nawet w tej chwili zastygnąć na wieki, naprawdę nie wiele mu było trzeba do osiągnięcia pełni szczęścia. Zwłaszcza, że tą pełnią był Mitra.
        - Nie musisz się mnie o pytać o pozwolenie, pytaj śmiało o cokolwiek, nie mam przed tobą żadnych tajemnic - odparł lekko, choć z tym ostatnim tak do końca szczery nie był, bo jednak nie o wszystkim Mitrze mówił. Inaczej przynajmniej połowy kłótni w tym tygodniu mogliby uniknąć.
        Kiedy usłyszał o czym Mitra chciał usłyszeć na moment przerwał zmywanie i spojrzał na ukochanego niebianina lekko zaskoczony. Nie był zły ani nic tych rzeczy, po prostu nie spodziewał się, że nekromanta z takim spokojem mógłby kiedykolwiek o to zapytać. Jak już to przypuszczałby, że skończy się to zaraz kolejną awanturą wywołaną zazdrością. Na szczęście nic takiego się dzisiaj raczej nie zapowiadało z tego co wampir widział, więc dokończył myć ostatni nóż, podał go nekromancie, opłukał i wytarł ręce po czym odwrócił się do zlewu plecami, by móc się zaraz przeciągnąć i oprzeć o kant.
        - Tak nie do końca. Wiadomo, że starałem się robić w miarę możliwości jak najwięcej, gdy była brzemienna i po tym jak urodziła, ale w ogólnym rozrachunku niewiele tego było - odpowiedział dość zdawkowo, lecz nie wyglądał jakby miał zignorować temat i na tym poprzestać. - Co prawda w większości domowymi obowiązkami zajmowała się głównie jej matka, gdy Lorelin była przy nadziei, ale co mogłem to pomogłem, choć i tak większość dnia po prostu przesypiałem u jej boku, bo w środku nocy zwykle wracałem do zamku, by Faust się o niczym nie dowiedział, służba mnie budziła, szedłem na śniadanie, chwile spędziłem w zamku i z powrotem szedłem do niej. Gdy urodziła całkiem zapomniałem o Fauście. Jeszcze przez jakieś pół roku pomagała nam z domowymi obowiązkami jej matka, bo z moimi umiejętnościami kulinarnymi pomarlibyśmy z głodu, ale po tym starałem się pomagać ile mogłem. W sumie każde z nas miało z góry wyznaczone swoje obowiązki ona na przykład gotowanie i pranie, ja dostarczenie drewna na opał, posprzątanie domu by się nie przeforsowywała. Zawsze było na zasadzie, że gdy jedno było zajęte swoimi obowiązkami, drugie zajmowało się młodym. Nie było raczej czegoś takiego, że coś robiliśmy razem. W sumie nie mieliśmy jak przy małym dziecku, a gdy skończył te trzy lata byliśmy do takiego stanu na tyle przyzwyczajeni, że nie staraliśmy się tego zmienić. I w sumie chwilę po tym jak Magnus skończył trzy lata, Faust mnie znalazł i wszystko się skończyło - westchnął ciężko w ramach podsumowania. Spojrzał na blondyna i się uśmiechnął z delikatną czułością.
        - Od tamtego momentu już nawet gaci nie mogłem sobie sam schować, wszystko służba, służba służba, służba, a jak nie ona to zaraz jakaś podróż na kilkanaście lat. W zamku nigdy nic nie mogłem robić. W sensie z porządków i jakiś takich codziennych obowiązków. Odkąd tylko pamiętam wszystkim zajmowała się służba. Dopiero u ciebie mogę w końcu coś robić, ot zwykłe pościeranie kurzy jak człowiek czy umycie po sobie naczyń - mruknął, spuszczając zaraz głowę, acz nie tracił swojego łagodnego uśmiechu. Wydawał się być po prostu zawstydzony.
        - Wiem, że to głupie, że zwykły chłop ze wsi dałby wszystko by mieć kogoś kto wyręczyłby go w codziennych obowiązkach, ale lenistwo i nic nie robienie jeszcze bardziej wykańcza niż praca. Po niej człowiek zmęczony jest fizycznie, nie psychicznie. Kiedyś zdarzyło mi się słyszeć ciekawe pojęcie "Perpetuum mobile" odnoszące się do rzeczy, które muszą być wiecznie w ruchu inaczej nie byłyby już tym, czym je stworzono. Myślę, że życie jest takim "Perpetuum mobile", bo przecież gdy tylko wszystkie funkcje życiowe ustają, kończy się zwyczajnie istnienie takiego bytu. Nie wiem tylko jak to się ma do nieumarłych... przecież pozornie już raz przestali istnieć, a mimo to nadal podlegają tej "zasadzie" ciągłego ruchu i to chyba nawet bardziej niż żywe stworzenia, bo nieumarli nie potrzebują się zatrzymać by odpocząć - mruknął trochę rozgoryczony tymi wnioskami, poniekąd też zły, że do czegoś takiego w ogóle doszedł i teraz mu ciężko na to jednoznacznie, pozytywnie odpowiedzieć, bądź całkowicie odrzucić takie twierdzenia.
        Czy możliwym mogłoby być, że jeśli nieumarli raz przerwali swój ruch, lecz zostali do niego pchnięci ponownie, to zaczął on działać jakby ze zdwojoną siłą? W sensie wielu było nieumarłych, którzy wiecznie musieli coś robić, nawet jeśli nie miałoby to sensu lub ktoś inny mógłby się tym za nich zająć. Sam skrzypek przecież dostawał na łeb gdy chociaż chwilę nie miał co robić. Dlatego czekanie dla niego to taka mordęga.
        W całych tych swoich rozmyślaniach nie zwrócił nawet uwagi na to, jak rozżalony Żabon, zaraz po wpuszczeniu przez manekina do domu, od razu pognał na wyższe piętra kamienicy by się schować przez tymi tyranami i w pełni oddać swojej rozpaczy (a przynajmniej dopóki głód nie zacznie mu rzeczywiście doskwierać, łakomstwo się nie liczyło). Nawet kątem oka nie zerknął w stronę kuchni.
        - Myślę, że jest z tym jak z muzyką, istnieje póki grana jest melodia, nawet jeśli w jej tonach pojawiają się pauzy - oświadczył nagle, dość gwałtownie, ale i odzyskując pogodę ducha. Ta teoria przynajmniej by tłumaczyła jakim cudem ludzie żyją nadal, choć byli o włos od śmierci oraz istnienie nieumarłych, których muzyka życia przecież ucichła, by po chwili rozbrzmieć na nowo choć w innej tonacji.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra spojrzał Aldarenowi w oczy spod przymrużonych powiek, jakby przejrzał jego podstęp.
        - Tak - odpowiedział hardo. - Bo jak będę miał ciebie, ty zadbasz o całą resztę, nawet jeśli ja to będę ignorował - dodał, lecz zaraz wyraz jego twarzy złagodniał. - Ale przede wszystkim bez ciebie ta cała reszta i tak nie miałaby sensu.
        Niebianin bez cienia oporu pozwolił ująć się za rękę i z przyjemnością przyjął pocałunek. Westchnął nawet - ten dotyk był wyjątkowo miły. Dotyk chłodnych ust skrzypka długo jeszcze był wyczuwalny na dłoni i było to dla nekromanty niezwykle przyjemne uczucie.
        Żart o dziewicach przez moment miał doczekać się świętego oburzenia Mitry, ten jednak nabrał tchu, ale nic nie powiedział. Z logicznego punktu widzenia on był dalej nietknięty, ale chyba nie powinien tego mówić na głos. Zrobiłoby się krępująco, bo nie był gotowy na rozmowę o współżyciu, a gdyby sam zaczął ten temat tylko by się zbłaźnił. Po prostu więc puścił to mimo uszu.

        Mitra szeroko się uśmiechnął, pokazując nawet przy tym zęby - miny, które robił Aldaren, były rozbrajające. Nekromanta może by je skomentował, ale naprawdę nie był w stanie - kręcił głową i się uśmiechał jak jakiś wariat.
        - Zdolnym - powiedział nagle. - Zapomniałeś dodać, że zdolnym. Nie bądź taki skromny - zachęcił ukochanego, nim ten ponownie rozbawił go głupią miną.
        - Dziękuję - odpowiedział, gdy Aldaren pochwalił jego inicjatywę. - Naprawdę bardzo mi na tym zależy - przyznał. - I na twoich pochwałach też.
        Mitra przez moment miał wyraz twarzy jak pochwalony przez swojego pana szczeniak - czysta, radosna duma. Co prawda szybko się opanował, ale był to jasny dowód tego, że mówił prawdę i praca w szpitalu i dbanie o wszystkie jego sprawy da nekromancie wiele radości.

        Tak, Mitra myślał, że zostanie pocałowany po tych podziękowaniach. Byli tak blisko, że niemal dzielili ten sam oddech, a niebianin czuł, że miękną mu od tego nogi. Myśl o takim nagłym pocałunku była z jednej strony kusząca, a z drugiej niepokojąca, błogosławiony sam nie wiedział, które emocje by w nim zwyciężyły, był jednak gotów zaryzykować… Nagle jednak poczuł coś chłodnego i lekko wilgotnego na nosie i wargach. Spojrzał na Aldarena szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami, po czym podniósł dłoń do twarzy, ostrożnie jakby siedziało tam jakieś jadowite stworzenie. Gdy poczuł pod palcami pianę, a później nawet ją zobaczył, w pierwszej chwili parsknął cicho, po czym głośno i szczerze się roześmiał, zagłuszając nawet wampira. Zebrał ją z twarzy i pstryknął palcami w stronę ukochanego.
        - Podobasz mi się taki - powiedział. - Lubię, gdy jesteś łobuzem.
        I choć takie wyznanie mogłoby się skończyć przy normalnej parze idącymi dalej zaczepkami, w ich przypadku nastrój po chwili się uspokoił, a oni zajęli się zmywaniem, ciesząc się po prostu samą swoją obecnością i radością płynącą z wykonywania razem nawet tak prozaicznych czynności. Dzięki tej atmosferze Mitra zdecydował się zadać pytanie być może drażliwe - nie tylko dla Aldarena, ale i dla siebie. Był jednak pewien, że tego dnia dobrze to zniesie, nieważne co usłyszy. A bardzo zależało mu na tym, aby lepiej poznać swojego ukochanego.
        Skrzypek jednak po usłyszeniu pytania zwlekał z odpowiedzią. Mitra nie pozwolił mu udawać, że tego nie było i polerując uparcie jeden z talerzy uważnie śledził wzrokiem każdy jego ruch. W końcu odłożył naczynie na bok i wziął od wampira nóż. Jakiś złośliwy głosik z tyłu głowy przypomniał mu, że gdy Aldaren swego czasu chciał przesunąć na własną rękę granicę ich znajomości, również dał mu do ręki ostrze. Czyżby zwierzenia miały być z gatunku tych ciężkich, po których Mitra będzie miał żal do siebie, że w ogóle zaczął ten temat? Może… Choć nie, raczej nie. Skrzypek wyglądał na rozluźnionego, jedynie musiał chyba zebrać myśli.
        I w końcu padła odpowiedź. Co prawda niezbyt zadowalająca, ale w sumie konkretna na zadane pytanie. Niebianin chciał jednak poznać szczegóły. Co to było, jak często, czy Aldaren to lubił? Dopytałby o to, gdyby nie widział, że jego ukochany tylko zawiesił głos i może jeszcze coś doda. Ciekawe czy trudno było mu przypominać sobie takie rzeczy - zarówno przez to jak dawno to było, jak i jaki bagaż emocjonalny ze sobą niosło. Mitra był gotów przerwać, gdyby dojrzał, że jego ukochany robi się przygnębiony.
        Mitra odłożył wytarty do sucha nóż, a ścierkę złożył w cztery i odłożył gdzieś dalej. Oparł się o blat tuż przy Aldarenie i słuchał dalszego ciągu jego opowieści. Z jakiegoś powodu wydawała mu się ona smutna. Nostalgiczna też, ale przede wszystkim smutna. Choć z pewnością skrzypek był wtedy bardzo szczęśliwy, w jego życiu nie było chyba wiele czasu, by się tym rozkoszować. Praca, obowiązki, trudy życia. Oni dwaj mieli się lepiej, byli o wiele lepiej sytuowani, ich obowiązki były inne. No i nie było dziecka, które zabierało czas. Oczywiście Mitra wiedział, że dla większości własne potomstwo to najwspanialsze doświadczenie na świecie i za popołudnie zabaw z własnym dzieckiem daliby się pokroić, ale jednak z tej opowieści wynikało, że nigdy nie mogli być we trójkę, jakby… przez to zostali rozdzieleni. Nie wiedział co o tym myśleć, dlatego tym uważniej patrzył na oblicze swojego ukochanego, starając się poznać jego emocje. Gdy w końcu skrzypek skończył pewien etap swojej historii i uśmiechnął się do Mitry, on odpowiedział uśmiechem - bladym, ale wspierającym, zachęcającym by mówił, o ile czuł się na siłach. Jednocześnie błogosławiony subtelnie musnął dłonią jego dłoń - jak wtedy, gdy na ulicy chciał okazać swoje uczucia. Później zasłuchał się zupełnie w opowieść Aldarena, która przybrała formę filozoficznego wywodu. Widać było, że wcale nie potraktował tego lekko, że intensywnie myślał nad tym, co powiedział jego ukochany.
        - Masz rację… - powiedział w końcu niemal szeptem, jakby do siebie a nie do niego. Zatrzymać się oznaczało odpuścić sobie. Pozwolić, by to inni decydowali za ciebie, nie czuć radości, boleści, niczego. Budzić się tylko po to, by jakoś dotrwać do wieczora, bez sensu i bez celu. Mitra lekko zacisnął wargi, gdy dotarło do niego, że wielokrotnie był tego bardzo blisko. Bywały całe tygodnie, wręcz miesiące, gdy po prostu wegetował. Jakiś bodziec wyrywał go ze stagnacji - z reguły była to nauka. Gdy trafił w jego ręce jakiś ciekawy przypadek, artefakt, księga - wtedy wracał do życia. Bez niego… Chociaż nie. Skłamałby, bo przez cały ten czas miał jednak jakiś cel - by nikt się do niego nie zbliżał. Paskudne wspomnienia, ale co najlepsze, wcale nie tak stare. Mitra jednak potrząsnął zdecydowanie głową, jakby chciał je dosłownie wytrzepać i skupić się na czym innym. Westchnął.
        - Ja byłem takim chłopem ze wsi, o którym mówiłeś - przyznał. - Choć Sarazil był nekromantą, ja przy nim byłem raczej samoukiem. Nie chciałem jego nauk, bo… ogólnie rzecz biorąc nie lubiłem spędzać z nim więcej czasu niż to konieczne. Czasami mi pomagał, nie przeczę, ale chciałem do jak największej liczby rzeczy dojść sam. I gdy w końcu opanowałem nekromancję na tyle, by rozkazywać manekinom… Zamknąłem się w swoim pokoju i kazałem im robić wszystko za siebie - wyjaśnił tonem skruszonego nastolatka, który mimo wszystko uważał swój pomysł za dobry tylko być może źle wykonany. - A ja chodziłem wtedy od fotela w wykuszu do łóżka, cały dzień nic nie robiłem tylko rysowałem i czytałem na zmianę. Albo po prostu większość dnia przesypiałem.
        Lekko wzruszył ramionami, jakby zbywał ten temat, po czym odsunął się od Aldarena, ale nie dlatego, że nagle było mu dość bliskości, tylko po prostu zdecydował, że usiądzie na blacie. Zrobił sobie na nim miejsce, po czym lekko podskoczył i już siedział, trzymając się obiema dłońmi za brzeg.
        - Zacząłeś opowiadać od momentu, gdy Lorelin była już w ciąży - wrócił do poprzedniego tematu. - A wcześniej? Chociaż… pewnie było podobnie jak po tylko bez zajmowania się dzieckiem, prawda? - upewnił się, jakby dotarło do niego, że trochę palnął.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości