Mauria[Mauria i okolice] Pragnienie

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra sprawiał wrażenie zainteresowanego, jakby po raz pierwszy usłyszał od Aldarena, że znał jakiegoś anioła, chociaż ten wyznał mu to już w kryptach. Wcześniej jednak to nie wywołało w nim żadnej refleksji, a teraz… Zastanawiał się co to mogła być za relacja, jak się zaczęła i czy nadal trwała. Nim jednak zadał jakieś pytanie parsknął i pokręcił głową.
        - Pięknie mnie podsumowałeś - oświadczył jakby miał do niego pretensje. - Ale w gruncie rzeczy trafnie - dodał, już pogodniejszym tonem, co wcale nie znaczyło, że się cieszył. On po prostu nigdy się nie cieszył, żarty też mu kiepsko szły, więc w sumie nie było co się przejmować. Tym bardziej, że zaraz podjął temat.
        - Znając jednego anioła poznałeś ich więcej, niż ja przez całe swoje życie - zauważył. - Tym bardziej jestem trochę zaskoczony tym co mówisz… Myślałem, że to tacy jak ja, mieszańcy, są gorsi i dlatego jestem… Cóż, taki. Ale zniszczenie, chaos... To dość zaskakujące… Ale może dzięki temu przeżyłeś tę znajomość? Zdawało mi się, że prawdziwy anioł gdyby spotkał mnie albo ciebie zaraz skróciły nas o głowę. Jak go poznałeś? - zapytał nagle. - Tu, w Maurii?
        Któż by przypuszczał, że Mitra pyta tak naprawdę o osobę, którą miał już okazję poznać? I gdyby wiedział o kogo chodzi, być może przyznałby rację ocenie Aldarena. Nie wiedział jednak, że ten wyniosły czarnoksiężnik z ogarniętej zarazą wioski był aniołem śmierci - wyczuwał jego potęgę, lecz jej przyczyny upatrywał w czym innym, a nie w niebiańskim pochodzeniu. A gdyby jeszcze dowiedział się, że przez krótki moment byli w jednym miejscu we trójkę… To dopiero ironia losu.

        - Wytrzymasz - ocenił, gdy Aldaren lekkim tonem przyznał, że go boli. Mógł trochę wampira pożałować i zapewnić go, że będzie delikatny i wkrótce przestanie boleć, ale skoro skrzypek traktował to z takim rozbawieniem, to nie było co się pieścić. Sam wkrótce poczuje ulgę.
        - Jasne, dziękuję - odparł na propozycję pomocy ze wspomnianym remontem, by to zawieszone przez Aldarena zdanie nie stało się krępujące. Powoli jednak zaczynał się przekonywać, że jednak sam siebie okłamywał, że będzie miał ochotę coś z tym zrobić. Pewnie następnego dnia przestanie zauważać tę dziurę albo zasłoni ją jakimś obrazem albo mapą… Ale to temat na jutro, teraz pora opatrzyć tę rękę.
        Czy Aldaren zwrócił uwagę na to, o ile wolniej zaczął pracować Mitra, gdy on sobie tak beztrosko żartował na temat tego jak by to było, gdyby nie został przemieniony? Nie podobało mu się to - zaczęło do niego docierać w jak wielkiej frustracji był skrzypek, że zdecydował się na coś takiego. ”Przeklęty hipokryto”, zbeształ samego siebie, ”On połamał sobie dłoń nie potrafiąc poradzić sobie z własnymi emocjami. Zrobił to RAZ. A ty ile razy się ciąłeś? Jak wczoraj wyglądała twoja noga, hm? Gdybyś nie potrafił wyleczyć magią swoich ran, nie miałbyś już ani jednego fragmentu czystej skóry na rękach tylko same blizny, więc nie myśl nawet o prawieniu mu morałów”. Niebianin zwiesił głowę pod ciężarem swoich własnych myśli.
        - To byłaby straszna strata - zauważył mimo wszystko na wieść, że Aldaren nie mógłby grać. Oczywiście szczerze, bo lubił jego muzykę. Nawet teraz momentalnie przypomniała mu się jego muzyka grana w krypcie i jakoś trochę poprawił mu się humor.
        - Ugryzła i straciła na tobie zęby - podłapał żart, z namaszczeniem wrzucając kolejny okruch tynku do szklanki tak, aby zadzwonił o dno dla podkreślenia jego słów.

        Aldaren słusznie ocenił, że Mitra nie będzie zadowolony jego wstępną odpowiedzią na temat Drugiego - błogosławiony dał temu wyraz kręcąc z niedowierzaniem głową, ale nie odezwał się przy tym słowem, pozwalając wampirowi wybronić się ze swojej niewiedzy. Choć zajmował się raną, czasami przerywał pracę i zerkał znad dłoni wampira na jego oblicze, patrząc na niego między sprężynkami swoich złotych loków, które opadły mu na czoło.
        - Cha, w sumie mnie też się nie przedstawił, a pytałem - zauważył na tyle cicho, by nie przerywać Aldarenowi toku jego wypowiedzi. Interesowała go historia tej dziwnej znajomości, nawet bardziej niż tej znajomości z aniołem, o której jego przyjaciel wspominał wcześniej. Lekko pokiwał głową, choć można było pomylić ten ruch z potrząsaniem włosami, by nie wpadały do oczu. Drugi był sprytny, skoro dał radę przekonać wampira, że jest jego alter ego, a nekromanta tego nie negował, bo najwyraźniej nie było to takie całkowite pasożytowanie na skrzypku. Niemniej trochę uwierała go myśl, że Aldaren mógłby na tym wiele stracić, bo upiór był jednak potężny i choć pomagał, mógł też w pewnym momencie upomnieć się o zapłatę za tę pomoc… Oby skrzypek był na to gotowy.
        Kolejne uwagi Aldarena - te o głodzie krwi i z ledwością unikniętym linczu - sprawiły, że Mitra przerwał swoje zabiegi i już całkowicie skupił się na nim i jego przemowie. Patrzył mu w oczy bardzo poważnym wzrokiem, a drgający blask bijący od kominka rozmywał wszelkie inne emocje, które mogły być w nim widoczne. Lekko otworzył usta, jakby chciał się odezwać, ale zaraz zamknął je z powrotem. Westchnął, wracając do swojej pracy.
        - To wiele wyjaśnia - oświadczył nadal tym trochę nieobecnym głosem, dłubiąc wampirowi w ranie. - Przyznam, że trochę mi ulżyło, że to nie ty osobiście mnie ukąsiłeś w krypcie… Ale nie uważasz, że ta wiedza należała mi się wcześniej? - zapytał nagle ostrym tonem, patrząc Aldarenowi w oczy. Odłożył pęsetę do szklanki i wyciągnął z przyniesionej w międzyczasie przez manekina torby gotowe kompresy - jeden z nich zmoczył świeżą dawką spirytusu i delikatnie dotykał nim rany.
        - Spokojnie, już kończę. Wiem, że to nieprzyjemnie - oświadczył, ale już przytomniejszym tonem niż do tej pory i zaraz wrócił do meritum ich rozmowy. - Bardzo ciężkie są twoje problemy z łaknieniem? Jest sposób, by coś na nie zaradzić? Powiem szczerze, zacząłem przypuszczać, że coś może być na rzeczy… Reagowałeś gwałtowniej na zapachy niż inne wampiry, które miałem okazję poznać. Jak na przykład wtedy w kryptach. Wiesz, gdybyś poczuł głód krwi, wbrew pozorom mam jej trochę w domu… Ale jest zwierzęca - zastrzegł. - Jagnięca. Trzymam ją do rytuałów, bo innej nie potrzebuję na ten moment. Tak jak ty wykorzystujesz swoją krew do mikstur, tak ja czasami korzystam ze swojej - dodał, dobitnie podkreślając to, że Aldaren nie ma się w razie czego o co oburzać, bo obaj mieli równo za uszami. Westchnął zaraz i wrócił do zabiegu. Drgnął jednak gwałtownie, gdy usłyszał, że drzwi do jego domu się otwierają i ktoś wchodzi do środka. Odetchnął widząc w progu demona z pakunkami.
        - Na wszystkich bogów, Aldaren, mogłeś uprzedzić, że przyzwałeś sobie sługę z rzeczami z posiadłości - zganił wampira dla formalności, uspokajając skołatane serce. - Wiesz, zauważyłeś już, że jestem odludkiem, te drzwi rzadko są otwierane, więc… nie zaskakuj mnie tak więcej - parsknął ponownie. - Niech twój minion odłoży to sobie gdzieś, bądź już kończę…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Hmm... Nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odparł w pierwszej kolejności na wieść o tym, że gdyby Gregevius był zwykłym niebianinem Aldaren, jak też inne wampiry i najpewniej również Mitra nie nacieszyli by się zbyt długo życiem w pierwszych sekundach spotkania. A mimo to obaj żyli, choć skrzypek nie miał pojęcia, że i nekromancie przyszło spotkać Żniwiarza. Jednakże może w słowach błogosławionego było sporo prawdy, w końcu wampirowi przyszło tylko jednego w życiu anioła poznać. Nie zamierzał jednak na to narzekać. Czarnoskrzydły niebianin choć zawładnął sercem nieumarłego, nadal go przerażał, a po tym jak zakończyło się ich ostatnie spotkanie... - W życiu jeszcze nie widziałem większego służbisty od niego i pewnie przez to nie chciał obedrzeć mnie ze skóry, acz nie miał pozytywnej opinii o nieumarłych, którzy "oszukali przeznaczenie i wyrwali się z zimnych objęć Śmierci, jego objęć." - Pokręcił głową i westchnął nieco poirytowany, jakby zmęczony znajomością z aniołem.
        - Pojawił się na balu, na którym grałem na skrzypcach. Elfi gospodarz wynajął sporą grupę Pogromców, którzy mieli zabić wszystkich gości, bez znaczenia czy to ludzie, wampiry, elfy czy ktoś przemieniający wodę w wino czy zmieniający wszystko w złoto przez samo dotknięcie dłoni. Mieli zginąć wszyscy z wyjątkiem Pogromców i gospodarzy rzecz jasna. Gregevius, bo tak się nazywał ten Żniwiarz, zaproponował mi zawarcie z nim paktu - w zamian za zabicie Iretnasa oraz pomoc w odnalezieniu pewnego nekromanty, miał mi oraz gościom zapewnić ochronę. Nie zabiłem gospodarza - powiedział wbijając pełne żałości spojrzenie w blondyna, chciał by mu uwierzył, bo taka też była prawda. Zaraz też Aldaren spuścił głowę. - Nie zdążyłem, ktoś inny mnie uprzedził, ale to i tak nic nie zmieniło. Gościom nic się nie stało, Pogromcy, którzy ostali się przy życiu uciekli, podobnie jak morderca ze swoją partnerką, a mnie czekała podróż do matecznika przy boku tego wywołującego gęsią skórkę niebianina by odnaleźć jakiegoś nekromantę... - Skrzywił się niemiło i to wcale nie przez ból, gdy kawałki ściany wyjmowane były z poranionej dłoni.
        - Popełnił ogromny błąd, gdy byliśmy już u celu, samemu z Zaborem idąc odwiedzić nekromantę, a mnie zostawiając z przygarniętym przez Gregeviusa chłopcem... Nie chciałem zrobić mu krzywdy... - zaczął załamującym się głosem, nie podnosząc już w ogóle wzroku na Mitrę. - Nie chciałem zsyłać na niego klątwy, którą ja jestem obarczony... ale straciłem kontrolę, a jak on przestał się ruszać przeraziłem się, że go zabiłem. Nie chciałem tego, spanikowałem i postanowiłem go zmienić w wampira. - Przełknął gorycz w głosie by nie dać się zawładnąć rozpaczy i goryczy. - Był moim pierwszym przemienionym, który przeżył przemianę i jedynym. Byłem jeszcze bardziej przerażony, bo myślałem, że nie będę w stanie go kontrolować i on kogoś skrzywdzi przez głód krwi... więc wyrwałem mu kły dla bezpieczeństwa, choć sobie samemu nie miałem odwagi tego zrobić... - Znów pokręcił głową i chwilę milczał by się uspokoić i pozbierać myśli.
        - On wrócił Fausta z grobu, przez niego jeszcze do niedawna byłem uważany zdrajcą wampirzego społeczeństwa, bo nie dość, że miałem mu pomóc z drugim "celem" to jeszcze musiałem przy tym współpracować z Łowcami wampirów. Nie wiem kto zabił starego Mossa, nie byłem to ja, bo... jedyne co pamiętam to to, że jego dłoń na wylot przeszła przez mój brzuch, a po tym obudziłem się w kryptach pod zamkiem Fausta - westchnął ciężko. Co prawda wiedział, że pewnie zanudził na śmierć zbędnymi szczegółami, nie mającymi nic wspólnego z pytaniem Mitry, ale skrzypkowi nie trudno przychodziło rozgadywanie się, a i tak wydawało mu się, że wspomniał o bolesnych, ale najważniejszych szczegółach, które nekromancie jeszcze bardziej mogą udowodnić to, że nie takim wcale aniołem był ten anioł.
        - A mimo wszytko zawładnął mym sercem... przynajmniej do momentu, gdy ostatnim razem się ulotnił, kiedy ja nieprzytomny regenerowałem rany w krypcie - dodał bardzo cicho, jakby miał być za to potępiony i zaraz przez blondyna spalony na stosie. Poza tym niejednokrotnie spotkał się z wrogością, czy szyderstwem ze strony znajomych, którzy nie popierali tego, że Aldaren mógłby z równą siłą zakochać się w kobiecie, jak i mężczyźnie, choć od ostatniego czasu dużo szybciej i łatwiej przychodziło mu zadurzenie się właśnie w płci tej samej. Stąd się wzięła jego niepewność w tej chwili, zakładał, że i Mitra zaraz go wyśmieje i zlinczuje, dlatego starał się nie podnosić na niego wzroku.

        Rozgadał się i owszem, ale później przez dłuższy moment jakby dla równowagi starał się milczeć i kiwać jedynie głową, lub mówić niewiele, ograniczając przy tym oznaki odczuwanego bólu, jakby to miało stanowić jakiś zapalnik. Ze zwykłej grzeczności oraz odpowiedzialności za zniszczenie mienia - ściany, nekromanty wyszedł z propozycją, że mógłby pomóc mu przy remoncie. Tematy przeskakiwały i co chwila się zmieniały, co pomogło wampirowi przełamać odczuwane zakłopotanie i coraz bardziej się rozluźnić co zaowocowało jego żartobliwym humorem.
        - Oczywiście! W końcu byle ściana nie będzie pluła mi w twarz - zaśmiał się z rozbawieniem, dzięki któremu nie poczuł jak kolejny kawałek opuścił jego dłoń. Tym bardziej, że miło było usłyszeć jak Mitra starał się dotrzymać mu kroku w jego kiepskich dowcipach i może nawet nieco wisielczym poczuciu humoru.

        Znów nie było zbyt wiele do śmiechu, gdyż ponownie podjęte zostały dość ciężkie tematy, nie mniej Aldaren czuł, że nie może ich zbyć byle wzruszeniem ramion i choćby odpowiedziami, może wynagrodzić Mitrze wszystkie nieprzyjemności i kłopoty, jakie skrzypek na niego zesłał swoim zachowaniem czy po prostu towarzystwem. Słysząc jednak jego wyrzut, zastanowił się czy faktycznie istniało by na tej i wszystkich innych Łuskach coś co mogłoby nekromancie odpłacić wszelkie krzywdy. Niestety nic wampirowi nie przychodziło do głowy, a zamiast tego spuścił jedynie ponownie głowę jak zbity pies.
        - Wiem, że powinienem wcześniej cię ostrzec przed Drugim, albo kazać ci się ukryć gdy wiedziałem, że on chce żebym cię ukąsił... Wątpię jednak byś mi wtedy uwierzył. Kilka razy próbowałem, ale... nie piliśmy sobie z dzióbków od samego początku wyprawy, uznałem więc, że nie ma sensu zadręczać cię swoimi problemami. A po fakcie po pierwsze nie było czasu przez demona Fausta, na marginesie dziękuję ci, że zostawiłeś ze mną tamtych ożywieńców inaczej wątpię byśmy mogli teraz ze sobą rozmawiać... Po drugie... nie chciałeś mnie słuchać, więc w bajeczkę, że to nie ja, że to Drugi cię ukąsił, na pewno nie chciałbyś dać wiary, tym bardziej po prawdopodobnym pytaniu "Kim jest Drugi?", na które ja nie mógłbym ci odpowiedzieć w zadowalający cię sposób - mruknął pesymistycznie, choć w sumie nie dziwiłby się takiemu obrotowi spraw.
        Poza tym czy wieść o tym, że skrzypek jest opętany i nie zbyt nad tym panuje nie skazałaby czasem ich przyszłej znajomości na niepowodzenie? Bo gdyby on miał polegać na kimś niestabilnym emocjonalnie i to jeszcze z demonem w swoim umyśle, na pewno starałby się jak najszybciej zakończyć misję i uciekać jak najdalej od takiego osobnika. Ale... To już była przyszłość, na temat której pozostało co najwyżej gdybanie.

        Doszło do odkażania ran po całym zabiegu i Aldaren nie wiedział czy nie dużo przyjemniejsze od tego było dłubanie mu w ranach pęsetą i wyjmowanie kawałków ściany. Co prawda przecieranie ran kompresem zmoczonym w spirytusie było dużo szybsze i nie aż tak absorbujące, jednakże chyba faktycznie dużo boleśniejsze, bo pieczenie utrzymywało się jeszcze dłuższą chwilę po tym, jak już do danej rany ów kompres przykładany już nie był. Wzdrygnął się na samym początku, skrzywił się i zacisnął zęby, pokiereszowana dłoń lekko się cofnęła jakby chciał ją zabrać, zmusił się jednak do pozostawienia jej w miejscu. Musiał inaczej, jako tradycyjny, staroświecki medyk wyszedłby na hipokrytę, gdyby innych katował odkażaniem, a samemu przed tym uciekał, argumentując tym, że jako nieumarłemu choroby, trucizny, zakażenia i inne, są całkowicie dla niego nieszkodliwe. Poza tym mógłby całymi dniami słuchać kojącego, uspokajającego tonu Mitry. Nie było żadnych wątpliwości, nekromanta był prawdziwym aniołem we właściwym znaczeniu tego określenia, a nie okrutnym aniołem zemsty i karcącej sprawiedliwości, chaosu, destrukcji i zagłady, takim jak Gregevius, który fizycznie był prawdziwym aniołem, ale mentalnie bliżej mu chyba było do piekielnego czy demonów. Pytanie błogosławionego wyrwało skrzypka z tych rozmyślań.
        - Cóż... ciężkie to myślę za mało powiedziane... - odpowiedział z niepocieszającym wyrazem twarzy, który pasowałby grabarzowi na cmentarzu podczas ceremonii pogrzebowych. Nie był to dla niego najprzyjemniejszy temat, tak jak opowiadanie o relacji, która łączyła Aldarena i Fausta po tym jak skrzypek został przemieniony. - To, że jestem od niej uzależniony też jest za mało powiedziane i nie oddaje całej istoty problemu, gdyż każdy wampir jest od krwi uzależniony. Ja bym to porównał do ludzkiego, ciężkiego uzależnienia od alkoholu, czy tych najgorszych narkotyków. Dla Fausta nigdy to nie było problemem, a wręcz przyjemnością, że praktycznie co godzinę potrafiłem do niego przychodzić z zapytaniem czy nie mógłbym skosztować jego krwi... Nie pozwalał mi pić innej póki żył. Gdy go zabrakło i byłem w Maurii z początku odwiedzałem banki krwi i specjalne magazyny, ale w tydzień potrafiłem pół roczny zapas wypić, przez co nałożono na mnie limit. Wtedy z pomocą przyszły mi wampirze karczmy i zamtuzy, gdzie krew praktycznie leje się strumieniami dla spragnionych i odpowiednio bogatych klientów. Problem pojawił się poza Dolinami, wtedy zacząłem dopiero bardziej szanować każdą kropę, by nie krzywdzić niewinnych, żywiąc się jedynie bandytami łasymi na moją sakwę, a kończącymi swoje żywoty przez moją samoobronę. Kilka razy zdarzyło mi się zapomnieć upuścić krwi z jednego do swojej menzurki - wyjął z wewnętrznej kieszeni wspomniane, zaczarowane naczynie, obecnie puste i czyste. - Wtedy w najbliższym państwie starałem się zdobyć ze szpitala jeden worek z krwią i uzupełnić piersiówkę, albo specjalnie koczowałem pod murami, kusząc licho i czekając aż ktoś mnie nie napadnie.
        W jego tonie nie było ani grama dumy, że był zmuszony do takiego postępowania, była to jednak konieczna ostateczność, by mieć pewność, że faktycznie nikomu niewinnemu nic nie zrobi.
        - Przed spożywaniem krwi zacząłem się wzbraniać już jakiś czas temu i faktycznie długie miesiące, choć słabłem w oczach, potrafiłem się bez niej obejść. Momenty, w których musiałem się napis napawały mnie obrzydzeniem, ale nie miałem już wtedy wyboru by przeżyć, niejednokrotnie siłą mi ją wlewano do gardła. A od momentu gdy cię ugryzłem sam jej zapach przyprawia mnie o mdłości, nie obraź się, tym bardziej, że nie tylko twoja powodowała, że żołądek z całą zawartością podchodził mi do gardła. - Nie wiadomo który to już raz głośno westchnął ze wstydem, zmęczeniem, złością i żałością w tonie. - Zastanawiałem się nad stworzeniem jakiegoś substytutu, może mieszaniu kilku kropel swojej krwi z dużą ilością wody z odpowiednimi ziołami i magicznymi proszkami, które nadałoby temu wywarowi składników z jakich składa się prawdziwa krew. Jednakże najważniejszy obecnie jesteś ty, twoje zdrowie, pomoc z otworzeniem grymuaru, naprawienie ci ściany. Po tym muszę spotkać się z Ariszią w jednej sprawie. Jest jeszcze kwestia tego Zarela, podwładnych Fausta, przejęcie jego obowiązków jako głowy rodu i zajęcie się zamkiem... Dopiero po tym wszystkim może znajdę czas na sprawdzenie czy w ogóle możliwym jest stworzenie czegoś na moje... Dolegliwości... By je zminimalizować, całkiem wyciszyć, uśpić, bądź w jakiś sposób tak zmanipulować, może poddać jakiejś mutacji, by pobierać składniki odżywcze nie z krwi, a normalnego, ludzkiego pożywienia - wyjaśnił, choć nie było słychać w jego głodzie nawet cienia nadziei na to, że mogłoby mu się udać stworzyć coś co zniwelowałoby jego uzależnienie, głód krwi oraz mdłości na sam jej zapach.
        - Zwierzęca to jedynie placebo. Do tego paskudne w smaku placebo nie mające dla mnie żadnych wartości odżywczych. Nie mniej dziękuję, że starałeś się pomóc - uśmiechnął się serdecznie, a kwestii używania swojej krwi do mikstur czy rytuałów przez Mitrę nie skomentował. Nie miało to sensu, tym bardziej, że tak jak nekromanta powiedział - Aldaren również tak robił, więc on sam musiałby przestać najpierw stosować takie praktyki, by zakazać tego blondynowi. Z drugiej strony jest to mniej inwazyjny sposób bo upuszczając niewielką ilosć swojej posoki, nie wyrządza się krzywdy innym, a jedynie samemu sobie i łatwiej trzymać się ustalonych przez siebie granic.

        - W-wybacz! - Zląkł się widząc niezadowolenie Mitry i w sumie mu się nie dziwił. Aldaren był gościem, a rozpanoszył się jakby mieszkał tu od lat, poza tym... - Nie podejrzewałem, że tak szybko wróci i jak opuszczaliśmy kuchnię, myślałem że zwróciłeś na niego uwagę... Naprawdę wybacz! Więcej się to już nie powtórzy! - zapewniał z paniką jakby został przyłapany na kradzieży czy nawet morderstwie.
        Zerknął na demona, który ledwo przekroczył próg i zamknął za sobą drzwi i już zniknął, a pakunek wraz z rulonem spadły niedbale na ziemię. Wampir spanikował i za bardzo skupił się na odesłaniu jabłka niezgody, by myśl o tym, żeby rozkazać mu odłożenie na ziemi gdzieś z boku rzeczy była wystarczająco silna... No cóż... Zawiniętej w rulon roślinie nie powinno się nic stać, co do paczki nie miał pewności, bo ta była dla niego niespodzianką, a huk jakiego narobiła upadając na podłogę, mógł znów zdenerwować Mitrę... Może lepiej, żeby skrzypek nie zostawał na noc i zaraz po obłożeniu opuchlizny nekromanty, się stąd jak najszybciej ulotnił...
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra nie patrzył na wampira. Naprawdę ciekawiła go historii znajomości Aldarena i tamtego anioła, dlatego z uwagą słuchał, choć sprawiał wrażenie nieobecnego. Jasnym znakiem jego zainteresowania było to, że uniósł brew na wieść o balu - tego się nie spodziewał. Nie wiedział co prawda jaka wersja byłaby bardziej prawdopodobna, ale na pewno nie to, że spotkali się na balu. To było takie… jak w powieści dla kobiet. Oczywiście do pewnego czasu, dopóki nie padły słowa o niedoszłym zbiorowym mordzie, paktach i innych mało przyjemnych rzeczach. Aresterra jednak nie był tym oburzony, raczej tym bardziej zainteresowany. Od razu wyczuł, że Aldaren chciał od niego jakiegoś potwierdzenia, gdy tak gwałtownie oświadczył, że nie zabił gospodarza tamtego przyjęcia. Być może zawiódł się, że nekromanta nie odpowiedział z równym przekonaniem, że mu wierzy i nie ma czego się obawiać. Musiało mu wystarczyć posłane znad rannej ręki spojrzenie i pojedyncze, pełne powagi skinienie głową. Tak, Mitra mu wierzył - zdawało mu się, że zdążył już poznać skrzypka na tyle, by mieć pewność, że on nikogo by nie zabił, a w każdym razie nie jeśli nie był do tego zmuszony. Był na to zbyt wrażliwy i empatyczny.
        Później Aresterra również milczał. Skulił ramiona i wyciągał okruchy gruzu z rannej dłoni wampira, nie odzywając się słowem. Nie to, by nie miał pytań, ba!, miał setki pytań, komentarzy, uwag i spostrzeżeń, ale… Czuł się tym przytłoczony. Nie spodziewał się, że usłyszy takie obszerne i bolesne wyznanie, że znajomość z tamtym aniołem była taka znacząca i jednocześnie tak burzliwa. Myślał, że być może to jakaś zamierzchła przeszłość, może nawet z czasów, gdy Aldaren był jeszcze człowiekiem. Tymczasem jednak do Mitry dotarło, że rozgrzebał bardzo świeżą ranę. Nie spodziewał się, że związana z tym będzie historia pierwszego wampira, jakiego powołał do życia jego przyjaciel i że będzie to historia tak traumatyczna, bolesna. Może Aresterra by ją nawet skomentował, może wręcz spróbowałby pocieszyć skrzypka mówiąc mu, że nie zrobił nic złego albo, że w którymś momencie uczynił słusznie… Milczał jednak i nie podnosił wzroku na Aldarena, zresztą tak samo jak on nie patrzył na niego. Kogo było mu szkoda? Tamtego chłopaka czy skrzypka? To była gorzka historia bez szczęśliwego zakończenia dla żadnej ze stron, bo jeden z nich po krótkim nieżyciu faktycznie swój żywot skończył, a drugi żył z poczuciem wielokrotnej porażki. Pewnie mniej by przeżywał, gdyby nie udało mu się przemienić chłopca albo gdyby w ogóle nie wpadł na taki pomysł. Nic dziwnego, że był cały czas taki roztrzęsiony.
        Ale to nadal nie był koniec złych wiadomości. Mitra nagle zaczął kojarzyć różne historie i plotki, które zdarzało mu się słyszeć. Nie interesowały go co prawda krążące wśród mieszkańców Maurii pogłoski i wcale ich nie nasłuchiwał, ale były takie sensacje, które docierały do niego mimo wszystko. Tak było na przykład z Mossem, ale jakoś aż do tej pory Aresterra nie wiedział, że to właśnie Aldaren był bohaterem tamtej historii - ot, jakiś wampir, czy miało to znaczenie jaki? Ależ dostał w kość w tak krótkim czasie, tyle pomówień, tak zła sława.
        A jednak była jeszcze jedna uwaga, która zupełnie zamknęła usta nekromancie. Ta o sercu. Najpierw był w szoku, że Aldaren powiedział tak o mężczyźnie - był święcie przekonany, że skrzypek był heteroseksualny, że miał żonę, dziecko i na pewno szalone powodzenie u kobiet, bo był przystojny, wysoki i pięknie grał na skrzypcach, a wszyscy kochali artystów. A on… O tamtym aniele… Przez moment Aresterra myślał, że być może znowu poniosła go fantazja, ale nie, przecież “zawładnięcie sercem” można zrozumieć tylko w jeden sposób.
        I przez moment Mitra pomyślał jeszcze dobitnie, że skrzypek jest zakochany, nawet jeśli to nieszczęśliwa miłość.
        Cisza nastała w tym momencie między nimi była ciężka i zimna. Obaj byli tak żałośni…

        Po pewnym czasie atmosfera się nieco poprawiła, jakby ogień trzaskający w kominku ją rozmroził. Zaczęły się inne tematy rozmów, ale gdzieś tam z tyłu głowy Mitra nadal słyszał kolejne wyznanie skrzypka. Ten chłopak miał serce na dłoni, o wszystkim mówił i nie trzeba było go ciągnąć za język, by sam z siebie opowiedział coś o sobie. Wiele przeżył, ale to go nie zepsuło, choć na pewno nie przeszło też bez echa. Zapłacił swoją cenę za błędy, które popełnił.
        - Masz rację - westchnął nekromanta, gdy już byli po rozmowie na temat Drugiego, ataku w kryptach i tego kiedy prawda powinna wyjść na jaw. Jego argumenty były słuszne, faktycznie ani nie zabrzmiałby wiarygodnie, ani nie polepszył swojej sytuacji wspominając o jakimś tworze, którego nie było widać i który nie miał w tamtym momencie nazwy. Fakt, Mitra by mu nie uwierzył, a może wręcz uznałby go za idiotę, który próbuje go oszukać jakąś prostacką bajką. Mógłby się wściec i wcale by im to nie pomogło poprawić swoich relacji. Przypomniał sobie jednak późniejsze chwile, gdy Aldaren zachowywał się nie tak, jak on tego po nim oczekiwał. Albo to jak został nazwany przekąską… Chociaż w sumie ciekawe, który to powiedział. Być może skrzypek, bo - jak słusznie wampir zauważył - nie byli sobie z początku przychylni i może takie z lekka obelżywe określenie mogłoby być jego autorstwa. Co za paranoja…
        Podziękowania zaś nekromanta zupełnie zbył. To była przeszłość, nie było o czym mówić. A zresztą, czy Aldaren musiał wiedzieć, co go motywowało? Mitra sam nie był w tym momencie pewny, czy wziął pod uwagę skrzypka w swoim planie, a jeśli go uwzględnił to czy z powodu jakiejś nikłej sympatii czy być może potraktował go tylko jako kolejny trybik mechanizmu, który miał go uchronić przed konfrontacją z demonem, przeciw któremu nie miał specjalnych szans. Lepiej nie wnikać i nie psuć tego, co udało im się z takim trudem zbudować.

        - Wytrzymaj jeszcze chwilę, już prawie kończę.
        Mitra czując, że skrzypek próbuje mu wyrwać odkażaną dłoń - nawet jeśli robił to podświadomie - uchwycił go znacznie pewniej, bliżej nadgarstka, by nie mógł się wyrwać. Trochę przyspieszył swoje prace, by go nie męczyć, bo nie znajdował w tym przyjemności. Sam zresztą był wykończony i już myślał czasami o tym, jak pójdzie do siebie i się położy. Głównie jednak skupiał się na utrzymaniu konwersacji z wampirem, bo temat znowu zrobił się ciężki, choć przy tym ciekawy. Zaburzenia łaknienia zdarzały się dość często u ludzi, lecz u wampira Mitra spotykał się z tym po raz pierwszy. Przez to nie wiedział jak do tego podejść i czy Aldarenowi można pomóc, zadawał dużo pytań. Odpowiedzi jednak… Nie podobały mu się. Słuchał cierpliwie, ale na koniec westchnął i podniósł na Aldarena pochmurne spojrzenie.
        - Dlaczego stawiasz wszystko i wszystkich przed sobą? - zapytał, znowu opuszczając wzrok na dezynfekowaną ranę. - Nawet remont tej nieszczęsnej ściany, no wiesz? Rozumiem, że już długo się z tym męczysz i wydaje ci się, że jeszcze trochę wytrzymasz… Ale nawet życie dla innych ma swoje granice.
        Mitra odłożył na bok kompres, którym teraz pracował i sięgnął po kolejny, ostrożnie zwilżając go spirytusem tak, aby nie kapało.
        - Musisz pić krew - oświadczył. - Nie w takich kosmicznych ilościach, o jakich wcześniej mówiłeś, ale taka jest twoja rasa, nie możesz zamienić jej na ludzkie jedzenie. Lecz jeśli chcesz spróbować z tym eliksirem… Mogę ci z tym pomóc. Może to pozwoli ci łatwiej wytrzymać między kolejnymi dawkami normalnej krwi. Moim zdaniem nie powinieneś z niej całkowicie rezygnować.
        Zadziwiające, że mówił to ktoś, kto tak naprawdę mógłby znajdować się w wampirzym jadłospisie. Mitra jednak rozumiał, że na świecie istnieli drapieżnicy i istniały ofiary - taka była naturalna kolej rzeczy i uważał, że nie należy tego zmieniać. Że Aldaren nie powinien sobie wyrywać kłów - ani mentalnie, ani fizycznie. Chciał go zapewnić o swojej chęci pomocy, ale przerwało im pojawienie się demona i gwałtowna reakcja nekromanty. Tego jednak, że skrzypek tak strasznie zacznie przepraszać, nekromanta się nie spodziewał. Zmusił się, by dokończyć opatrywanie ręki Aldarena.
        - Skończone, już nie będę cię męczył - zapewnił, odkładając na bok zaróżowiony kompres i delikatnie odkładając również rękę skrzypka. Westchnął, po czym podniósł na niego wzrok. Chwilę milczał, mrugając, bo włosy wpadły mu do oczy, po chwili jednak odgarnął je z czoła i zaczął mówić.
        - Nie przepraszaj mnie za każdym razem tak jakbyś mi ojca harmonijką zabił - oświadczył, choć w duchu uznał, że takie porównanie było w jego przypadku chybione, bo sam chętnie by swojego rodziciela w ten sposób zatłukł.
        - Aldaren, mówię serio. Przepraszasz mnie na każdym kroku. Wiem, że mam męczący sposób bycia i irytuję się o wiele rzeczy, ale… Aż tak? - zapytał. - Co jest we mnie takiego, że zamiast powiedzieć “przepraszam” i przejść do kolejnego tematu prawie padłeś przede mną na kolana? Tak, przyznam, że nie zwróciłem na niego wcześniej uwagi, bo byłem skupiony na czym innym i jego wejście mnie wystraszyło, ale nie aż tak…
        Mitra machnął ręką na stojącego nieopodal manekina, a ten podszedł i zabrał ze stolika szklankę ze spirytusem wraz z wrzuconymi do niej kompresami i pęsetą, a w drugą rękę wziął torbę z opatrunkami, po czym wyniósł wszystko z salonu.
        - Nie chcesz sprawdzić, czy niczego ci nie połamał? - Aresterra zwrócił się do wampira, wskazując na rzucone prawie za progiem pakunki. - Swoją drogą… Kazałeś przynieść sobie pół laboratorium by zrobić ten okład? - upewnił się, patrząc na pokaźne paczki. Spodziewał się pakunku wielkości przeciętnej książki, bo chyba wiadomo, że jeśli były potrzebne jakieś narzędzia, to on na pewno miał, wystarczyły składniki.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Się rozgadał, ale może to i dobrze, może dzięki temu ich znajomość stanie się nieco mniej burzliwa, a wampirowi łatwiej będzie się całkiem wyleczyć z tej chorej miłości do Żniwiarza, skoro wszystko z siebie wyrzucił i otwarcie przyznał, szczególnie przed samym sobą, że faktycznie darzył skrzydlatego silnym uczuciem. Szczerze? Już teraz czuł się nieco lepiej i było mu lżej na wątrobie, nic go nie uwierało w boku. Wiadomo, że spowiedź i sama świadomość nie są wystarczające, bo dużą rolę odgrywa również w takiej kuracji czas, ale nie było wątpliwości, że teraz powinno być lepiej. Może szybko uda mu się pozbierać i napotka na swej drodze osobę, z którą w końcu jego historia miłosna nie okaże się dramatem. Westchnął ciężko i w tym samym momencie jak o tym pomyślał zerknął na milczącego przed sobą nekromantę. Szybko jednak zawiesił spojrzenie znów na swojej dłoni. Zdawało mu się czy Mitra wyglądał na zszokowanego tym co wampir powiedział. A może na zdezorientowanego, albo zniesmaczonego? Może był zdziwiony tym, że Aldaren brał udział w zabiciu starego Mossa? Zrobiło się nieprzyjemnie, a blondyn nadal milczał.
        - "Pogrzeb mu w głowie, albo zmuś do gadania, przecież to dla ciebie nie problem" - zaproponował Drugi, który zaczął powoli dochodzić do siebie po tym co go spotkało. W ogóle się nie spodziewał, że skrzypek będzie zdolny do połączenia z sobą dziedzin magi by zranić widmowego demona. Zyskał tym nieco więcej respektu ze strony Drugiego, tym bardziej, że upiór teraz postanowił się bardziej pilnować bo to co zaprezentował Aldaren, nawet w najmniejszym stopniu nie było mu na rękę.
        Skrzypek nie posłuchał go, jak zwykle z resztą i nawet dobrze zrobił jak się okazało, bo zaraz atmosfera zaczęła się ocieplać wraz ze zmianą tematu. Niemałą było to ulgą dla krwiopijcy, gdyż już się bał, że faktycznie stracił w oczach błogosławionego, albo go rozgniewał. Wątpliwości co do tego drugiego nie było, gdy niebianin zarzucił lazurowookiemu, że informacja o Drugim i o tym, że to nie wampir go ukąsił należała mu się dużo wcześniej. I w tym przypadku skrzypek miał szczęście, ponieważ argumenty jakie wysunął na swoją obronę były aż nazbyt trafne i blondyn bez chwili zwłoki przyznał mu rację. Owszem nie musiał się z nim zgadzać, bo te były aż nazbyt prawdopodobne, wszak Aldaren nie urodził się wczoraj i miał masę przeróżnych doświadczeń oraz przeżytych osobiście historii, a przez swoją otwartość, towarzyskość i przyjazne usposobienie był w stanie poznać ludzi i ich zachowania w określonych sytuacjach niemal tak dobrze jak jakiś psycholog.

        Aldaren znów mówił i mówił, ale gdy skończył spojrzenie Mitry nie napawało go optymizmem. Nie do końca jednak rozumiał co powiedział źle, a przez to patrząc przyjacielowi w oczy, przekrzywił lekko głowę. Słuchając jednak wypowiedzi blondyna, co tak naprawdę mu się nie podobało w monologu krwiopijcy, ten uśmiechnął się ciepło i wyrozumiale do towarzysza.
        - Tak jest dobrze, naprawdę nie masz się czym martwić - odparł łagodnie nie spuszczając z niego wzroku. - Nie chodzi o to czy jestem przyzwyczajony już do swojej dolegliwości czy stawiam naprawę ściany przed sprawy bezpośrednio związane ze mną. Nie nazwałbym też tego ułożeniem rzeczy od najważniejszych do ważniejszych i mniej ważnych. Tu chodzi jedynie o zwykłą organizację i czas. Jak już wspomniałem, twoje zdrowie jest dla mnie najważniejsze, w końcu jesteś moim przyjacielem, a ze względu na twoje niebiańskie pochodzenie jestem pewien, że jest to kwestia maksymalnie dwóch dni, może trzech byś wrócił do formy. Grymuar to zadanie, bez którego w ogóle byśmy się nie spotkali a co dopiero poznali, pomijam, że rytuał najpewniej zamknie się w ciągu jednej nocy. Ściana jest moją winą i czy nośna czy nie, jestem zobowiązany do jej naprawienia jako że to ja dokonałem tej szkody, o koszty naprawy się nie martw w pełni je pokryję - mówił z uśmiechem, ale w jego głosie pobrzmiewała wyuczona powaga niezbędna we wszystkich sprawach formalnych.
        - Rozmowa z Ariszią to kilka godzin, może dwie, może krócej. Idąc do niej mogę popytać starszych mieszkańców czy nie wiedzą nic o Zarelu, więc tu mamy dwie pieczenie na jednym ogniu. Podwładnych Fausta wolałbym unikać i wątpię by to było takie proste, choć ataki z ich strony powinny nieco ustąpić, o ile nie całkowicie, gdy już formalnie stanę się głową rodu, a zmiana tytułu również jest jedynie kwestią kilku godzin i stanięcia przed obliczem wampirzej władczyni. Chodzi mi o to, że praca nad "lekarstwem" dla mnie nie zamknie się ani w kilku godzinach ani w kilku dniach czy też tygodniach. To zajmie dłuższą ilość czasu, którego nie jestem nawet w stanie oszacować, bo nikt nigdy czegoś takiego nie próbował stworzyć, było to całkiem zbędne. Wierz mi, że gdybym był chory albo borykałbym się z choćby złamaniem nogi, to najpierw bym się w pełni wykurował nim zacząłbym działać. Skoro jednak choroby mi nie groźne, a złamania regenerują się w przeciągu kilku minut, że tak powiem mam więcej czasu dla innych - odparł z uśmiechem, przy czym mówił całkowicie szczerze.
        Nie można więc mu było zarzucić, że w ogóle o siebie nie dba czy jego osoba nie ma dla niego większego znaczenia tak samo jak życie. Co prawda jeszcze godzinę temu tak było, ale teraz po tym wszystkim póki co odłożył planowanie zakończenia swojego żywota. Nie mógł zostawić Mitry samego na tym łez padole, tym bardziej, że jak dobrze zrozumiał wampir był jedynym "żyjącym" przyjacielem nekromanty.
        - Wiem, że uciekanie przed żywieniem się krwią jest wbrew naturze mojej rasy, ale wierz mi od tych kilku dni sam jej zapach przyprawia mnie o mdłości. Nie jestem nawet pewien czy faktycznie krew jest nam niezbędna do życia. Niektórzy ze Starszych mogą nawet przez kilka miesięcy nie pić krwi. Nie chce mi się też wierzyć, że to nasza klątwa, jedna z części zapłaty jaką Morgoth musiał zapłacić nekromancie, który go stworzył. To tylko stara legenda, bardzo stara. Czasy się zmieniły i jestem pewien, że tak jak ludzie, również wampiry nieco wyewoluowały bardziej przystosowując się do obecnych czasów. Może więc faktycznie istnieje szansa, że nie będę musiał się już nigdy żywić krwią - powiedział z niemałym zapałem i determinacją w głosie. Póki była nadzieja chciał się jej kurczowo trzymać, jak tonący brzytwy, choć ta go rani, osłabia i zwabia do niego wygłodniałe rekiny. Liczył się tylko cel, a jeśli był choć cień szansy na jego osiągnięcie nie należało tracić wiary.
        - Byłbym niezmiernie zaszczycony gdybyś zechciał mi pomóc, przyjacielu. - Spuścił nieco z tonu, uradowany propozycją Mitry i tym, że sam zaproponował swoją pomoc.
        - "Wiesz czemu ci nie dobrze od krwi? Bo mentalnie jej pragniesz, twoja natura tego pragnie, ale fizycznie, choć nieświadomie się przed tym wzbraniasz, to dlatego zwracasz to co wypiłeś. Przypomnij sobie! Kiedy opróżniałeś Fausta jakoś nie byłeś po tym chory" - burknął Drugi, a jego słowa miały w sobie nieco sensu, choć Aldaren nie chciał się do tego przyznać. To naprawdę było takie łatwe?

        Pojawienie się demona zaowocowało nową sprzeczką, a przeprosiny wampira jedynie dolały oliwy do ognia. Skrzypek miał wrażenie, że blondyn jedynie się wstrzymuje przed prawdziwym wybuchnięciem i użyciem mocniejszych słów, co najpewniej zaraz by nastąpiło gdyby postanowił przeprosić za swoje przepraszanie. Powstrzymał się jednak przed tym, odetchnął głęboko by przywrócić sobie spokój i zaraz z rozbawieniem wyszczerzył zęby z psotnym błyskiem w oczach.
        - Ty się irytujesz, a ja jestem irytujący, pięknie się uzupełniamy - zaśmiał się krótko i przyglądając się swojej dłoni kilka razy ją rozluźnił i zacisnął. Rany się z wolna regenerowały, może nie natychmiast, ale do rana powinien zostać po nich znikomy ślad, o ile w ogóle jakiś.
        - Obiecuję, że już więcej nie będę jeśli nie będzie takiej potrzeby. I dziękuję za pomoc z dłonią. Rozumiem tą dezynfekcją musiałeś się zrewanżować za nastawienie, czyż nie? - znów lekko się zaśmiał.

        Po niedługim czasie, jak manekin odchodził, Aldaren wstał i nieco się przeciągnął by wziąć znajomy pakunek i sprawdzić drugi nieznany. Akurat jak Mitra się do niego odezwał.
        - Nie miał co połamać, przynajmniej tak mi się wydaje i nie patrz tak na mnie kazałem mu tylko iść po to - mówiąc to podszedł do zostawionych rzeczy i podniósł niewielki rulon. - To natomiast - trącił większą paczkę butem - jest nadprogramowe, choć faktycznie brzmiało szkłem jakby faktycznie przyniósł część naczyń z laboratorium i fiolek. - Westchnął i sprawdził co jest w paczce.
        Nie była nigdzie podpisana, w środku nie było żadnych karteczek, pergaminów, liścików ani dopisków. Za to same karafki i butelki. Wyciągnął dwie losowe, na pozór takie same wskazujące na wino przez szkło, w którym się znajdowały.
        - Albo mamy urządzić bar, albo ktoś robi z nas alkoholików - powiedział żartobliwie i odkorkował jedno, po czym powąchał korek.
        - Wino - stwierdził i postąpił podobnie z drugim, ale wtedy jego oczy zalśniły czerwienią, a krwiopijca się skrzywił niemiło. - Nie wino... - burknął próbując się uspokoić. Czyli ta paczka była dedykowana do nich obu bo i dla Mitry i dla Aldarena było w niej coś nie coś. Była też butelka zwykłego spirytusu, dwa koniaki, jakaś krasnoludzka woda ognista. Na zmianę z winem i zabutelkowaną krwią Fausta. To było niepokojące. Westchnął i odłożył paczkę na bok, z zawiniątkiem wracając do nekromanty, gdy już się lepiej poczuł.

        Nie siadał już jednak na kanapie, kucnął przed nim i rozwinął rulon, w którym zwinięta była niczym bandaż przysuszona roślina wyglądająca jak glony czy dość długie liście mlecza.
        - Pozwolisz? - zapytał łagodnie patrząc Mitrze w oczy i wziął ostrożnie jego opuchniętą dłoń, wokół której zaczął owijać suche, zbrązowiałe liście. - A teraz zachowaj spokój i mi zaufaj - dodał, po czym skupił się i jego dłoń zajęła się ogniem.
        Przesunął ostrożnie palcami po roślinnym opatrunku, tak by nie poparzyć nie osłoniętych części ręki towarzysza. Nie powinien czuć bólu co najwyżej duże ciepło tam gdzie miał odkrytą skórę. Płomień zniknął, a Mroźna Berwali się oblodziła, pokryła się szadzią, chłodząc opuchnięty nadgarstek Mitry.
        - Gotowe - uśmiechnął się wesoło i wstał wrzucając skórę, w którą roślina była zawinięta do kartonu z alkoholem i krwią. - Teraz zostaje ci jedynie odpoczynek. Nie martw się nie odejdę. Obiecałem, że zostanę, to zostanę. Będę miał oko na twój dobytek. Ah i niczego nie dotknę bez twojej wiedzy, ani też nie naruszę w żadnym stopniu twojej wszechobecnej harmonii. - Podniósł do góry ręce w obronnym geście i zaśmiał się pogodnie.
        Wyglądało na to, że wszystko miałoby już być w porządku. Na potwierdzenie swoich słów, że nie będzie nic dotykał i nie będzie się nigdzie pałętał, usiadł w fotelu i wyjął otrzymane skrzypce. Pogładził je dłonią i znów przekuł się drzazgą, ale tym razem instrument w ogóle się nie zmieni, a jedynie pojawiły się brakujące, czerwone żyłki strun.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra sapnął jakby się dąsał, lekko wykrzywił wargi, ale nie odezwał się słowem - może faktycznie Aldaren miał rację i po prostu najpierw brał się za to, co zajmie mu najmniej czasu… Nie podzielał jednak jego optymizmu w kwestii spotkania z Ariszią - nie wierzył, że to kwestia dwóch godzin, a prędzej całego dnia spędzonego na czekaniu na audiencję. Królowa wampirów nie była osobą, która tylko czeka na to, aby porozmawiać sobie o czymś z pierwszym lepszym poddanym, na pewno miała niewiele czasu i dużo na głowie, ale chyba nie było sensu mówić o tym skrzypkowi. Pewnie o tym wiedział, a jak nie, niech życie zweryfikuje jego poglądy. Mitra nie miał sił ciskać się o takie drobiazgi. Zrobiło mu się jednak miło, gdy Aldaren mu podziękował… i nazwał go przyjacielem. Było w tym słowie coś szczerego.

        - Nie jestem taki małostkowy by mścić się za ból, który sprowadziłeś na mnie na moje własne życzenie… i po to, by było mi lepiej - zauważył, nie potrafiąc dopasować się do żartu wampira.
        Mitra spiął się na wieść, że Aldaren nie prosił o tę większą paczkę przyniesioną przez demona - znowu jakaś tajemnicza przesyłka od tego Zarela? To by pasowało, lecz wcale nie sprawiało, że nekromanta był spokojniejszy. Wcale mu się to nie podobało i w pierwszym odruchu chciał kazać Aldarenowi, by wyrzucił tę skrzynię jak najdalej, on jednak zabrał się już za otwieranie paczki. W błogosławionym zwyciężyła ciekawość i zerknął na to, co wyciągał skrzypek. Skrzywił się jakby był sceptyczny w kwestii butelek.
        - Nie piłbym tego - oświadczył zdecydowanie. - Poza tym nie lubię wina - dodał, bo faktycznie pił je tylko gdy musiał, przedkładając nad ten najpopularniejszy z trunków coś zdecydowanie mocniejszego. Koniak albo ta krasnoludzka brandy - to już coś innego, na to mógłby się skusić. Ale za nic w świecie nie zaufałby tej przesyłce.

        Mitra bez sprzeciwu podał Aldarenowi dłoń wierzchem do góry, miękko, w pełni oddając się w jego ręce w kwestii opatrunku. Widać było jednak, że ręka mu drżała, pewnie po równo ze zmęczenia i zdenerwowania. Starał się zachowywać normalnie, chciał okazać skrzypkowi zaufanie, ale cholera, to nie było takie łatwe, gdy najpierw zbudowało się wokół siebie mur z braku zaufania i obrzydzenia do samego siebie. Już i tak tego dnia wykrzesał z siebie więcej niż przez ostatnie trzydzieści lat - pozwolił Aldarenowi się objąć i później sam też to zrobił, trzymał go za rękę przy opatrunku i cały czas poruszał się bez maski. To naprawdę był limit tego ile był w stanie walczyć ze swoją fobią.
        - Ufam, ale zrób to szybko - poprosił, obracając wzrok. Łatwiej było mu to znieść, gdy nie patrzył. Mimo wszystko z ciekawości zerkał co też wampir wymyślił, bo nie znał tej rośliny, którą stosował. Lekko, naprawdę lekko, wzdrygnął się, gdy dostrzegł ogień na dłoni Aldarena i tak blisko swojej własnej skóry. Jednak ciepło - nawet to bardzo intensywne - było przyjemne i rozluźniające, a następujący po tym chłód kojący. Nekromanta pozwolił sobie nawet by odetchnąć nieco głębiej z ulgi.
        - Dziękuję - odpowiedział wampirowi, gdy ten zapewnił go, że skończył. Na próbę poruszył dłonią, podnosząc wzrok na Aldarena. Skrzypek rozwiał te wątpliwości, których Mitra jeszcze nie wyraził na głos: naprawdę podejrzewał, że on wyjdzie, gdy tylko zamknie oczy. Skoro jednak obiecał, mógł go chociaż trzymać za słowo i jakby co dać mu w pysk za złamanie obietnicy...
        - Czuj się jak u siebie - poprawił jednak Aldarena, gdy ten obiecał, że niczego nie będzie ruszał. - Tylko nie sprzątaj mi ksiąg - zastrzegł. - Zaczekaj - poprosił go jeszcze, gdy zorientował się, że skrzypek chce spędzić całą noc w tym fotelu w salonie. Przez krótki moment zagapił się na jego nietypowy instrument, na którym tworzyły się struny. Ten widok wywołał w nim uczucie niepokoju, jakby to nie miały być tylko niewinne struny... Ale może to była tylko jego paranoja i przemęczenie.
        - Chodź ze mną - poprosił, wstając z kanapy. - Nie każę ci przecież spędzić całej nocy na tym fotelu. Chodź - ponaglił skrzypka.
        Aresterra bez dodatkowego tłumaczenia zaprowadził Aldarena na schody. Wprowadził go na piętro, gdzie znajdowała się jego własna sypialnia, ale się tam nie zatrzymał. Zamiast tego wprowadził go jeszcze wyżej, na piętro o identycznym układzie pomieszczeń jak to poprzednie. Tam otworzył pierwsze drzwi po lewej.
        - Kazałem go specjalnie dla ciebie wysprzątać. Jest cały do twojej dyspozycji, jeśli będziesz czegoś jeszcze potrzebował, daj znać - zaproponował, wpuszczając skrzypka do środka.
        Trafili do przestronnego narożnego pokoju, w którym znajdowała się wnęka w miejscu, gdzie z zewnątrz widoczna była wieżyczka - ośmiokątna, przeszklona, wymarzone miejsce do czytania albo malowania. Zresztą kiedyś chyba było do tego wykorzystywane, gdyż stał tu nie tylko sporych rozmiarów fotel, ale również pulpit idealny do rysowania, na którym leżała drewniana skrzynka i kilka teczek różnych rozmiarów. Poza tym w pokoju było spore łóżko, kanapa z fotelem (bliźniakiem tego stojącego w wykuszu), regał na książki, szafa, komoda, jakieś kufry. W kominku trzaskał niewielki ogień ogrzewając wnętrze i malując je całe na pomarańczowo, choć tam gdzie nie sięgał blask płomieni widać było, że wnętrze było utrzymane raczej w odcieniach niebieskiego i szarości, z ciemną podłogą i boazerią.
        - Stamtąd ładnie widać miasto, jeśli lubisz takie widoki - zasugerował Mitra patrząc wymownie w stronę wykuszu. Wiedział co mówi, bo kiedyś to był jego pokój i w tamtym fotelu potrafił spędzać całe dnie i noce.
        - Rozgość się - zasugerował skrzypkowi. - Ja… Wybacz, ale idę spać, nie mam już na nic siły… Dobranoc - dodał cicho, obracając się do drzwi, po czym wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi.
        Aresterra faktycznie udał się od razu do siebie. Wydawało mu się, że będzie miał problem z zaśnięciem, że będzie całą noc bił się z myślami, bo przecież miał o czym myśleć, lecz ledwo przyłożył głowę do poduszki, od razu zapadł w sen i nie obudził się nawet wtedy, gdy do jego pokoju zakradł się Żabon i zwinął się w kulkę na drugiej połowie łóżka niebianina.

        Mitra nie przespał całej nocy. Tak naprawdę jego sen zakończył się po jakiś dwóch godzinach, gdy obudził go nieznośny ból lewej ręki – tej, która została przebita nożem. Syknął i spojrzał na nią – nawet w panującym w pomieszczeniu półmroku mógł dostrzec ciemnie żyły odznaczające się na jasnej skórze. Dotknął jednej z nich – nie bolała, a to znaczyło, że nie doznał zakażenia tylko jego organizm był przemęczony regeneracją wymuszoną przy pomocy magii. Zdarzało mu się to już wcześniej, lecz nie znał innego sposobu radzenia sobie z tą przypadłością jak przeczekanie albo ewentualne zajęcie się objawami – łyknięcie jakiś prochów, które zagłuszą ból. Spróbował pierwszej metody i dłuższą chwilę leżał w łóżku bez ruchu, przytulając bolącą rękę do piersi i miarowo, głęboko oddychając. Nie pomogło. Spróbował zmusić się do snu, ale nie udało mu się. Usiadł więc i spuścił stopy na podłogę. W pokoju było chłodno – założył na siebie dodatkową bluzę i cicho, by nie zaalarmować przebywającego piętro wyżej Aldarena, zszedł na parter. Nie potrzebował światła, by poruszać się po własnym domu, jedynie wodził dłonią po ścianie, by nie stracić poczucia przestrzeni. Udał się do kuchni, gdzie już musiał skorzystać z jakiejś lampki, aby znaleźć pudełko z lekami, które gdzieś tu było, ale w tym bałaganie nie znalazłby go po omacku. Przy świecy było łatwiej – zaraz wpadła mu w oko odpowiednia skrzynka. Wyciągnął z niej dwa papierowe zawiniątka trochę większe od paznokcia kciuka. Ich zawartość wsypał sobie do ust i popił tym, co tylko miał pod ręką. Na co dzień wystarczyłaby mu pojedyncza dawka, teraz jednak ból był silny, a jemu zależało na szybki działaniu. Mimo wszystko musiał chwilę odczekać, lecz zamiast wrócić do łóżka i już próbować zasnąć, udał się do salonu, zabierając ze sobą świecę – skoro i tak już nie spał, chciał coś sprawdzić.
        Nekromancja pociągała go już gdy trafił do domu lady Danabelle, a u mistrza Sarazila jedynie rozkwitła. Nigdy jednak nie pociągał go spirytualizm i gdy teraz o tym myślał nie był nawet pewny, czy ten, po którym przejął nazwisko wykazywał jakieś ciągoty w tym kierunku. Na pewno interesował się demonami, ale czy duchami… To właśnie chciał sprawdzić Mitra. Chodził więc wzdłuż regałów, przystając w tych miejscach gdzie nie był pewny, co się znajduje. Do walających się wszędzie stosów ksiąg nawet nie zaglądał – wszystkie były jego dziełem i zawierały tylko te tytuły, które kiedyś go interesowały, a był pewny, że nigdy wcześniej nie czytał o duchach. Teraz jednak potrzebował czegoś takiego.
        Już krótkie poszukiwania przyniosły całkiem dobre rezultaty – w ręce Mitry trafiło kilka ksiąg o obiecujących tytułach. Zebrał je więc i poszedł do biurka, by tam sprawdzić co kryła ich zawartość. Było mu o tyle łatwiej, że ręka przestała już boleć i mógł z niej trochę korzystać, nawet jeśli tylko do odwracania kartek. W sumie powinien w tym momencie pójść spać, ale uznał, że tylko zerknie do swoich znalezisk – to zajmie chwilę. Zaczął więc przeglądać księgi – trochę bezmyślnie, bo chciał się tylko z grubsza zorientować co zawierają, by odsiać ciekawe tytuły od tych bezużytecznych. Dużo jednak przy tym myślał o tym, co wydarzyło się przez ostatnie trzy dni w jego życiu. Mocno się pomieszało. I co więcej wcale nie przez grymuar, bo w jego posiadanie wszedł już o wiele wcześniej, ale przez to, że zwrócił się po pomoc do Fausta. I w jego życiu pojawił się Aldaren. To lazurowooki skrzypek był przyczyną większości jego niepokojów. Już dawno nie doświadczył z nikim tak intensywnej relacji, choć oczywiście dla większości osób byłaby ona ledwie przeciętna. Nawet z mistrzem Sarazilem potrafili unikać się całymi dniami, a gdy przebywali w jednym pomieszczeniu, bez skrupułów milczeli. Z Aldarenem dużo rozmawiali, skrzypek wiele mu o sobie opowiadał, choć i tak miał przed nim jeszcze wiele tajemnic… Tak samo jak on. Starał się przełamywać, ale teraz czuł jak bardzo to było męczące i frustrujące. Nie potrafił być normalny. Pozwolił się objąć skrzypkowi wtedy w piwnicy i czuł się nawet przyjemnie, lecz gdy zrobił to drugi raz czuł jakby ten gest wysysał z niego wszelkie siły. Sama interakcja nawet w postaci zwykłej rozmowy sprawiała, że był wykończony, a przez to poirytowany. Lecz mimo to w jakiś zupełnie idiotyczny sposób dążył do niej. Mógł już dawno wykopać Aldarena ze swojego życia, zatrzasnąć mu drzwi przed nosem gdy tylko wrócili do Maurii – spełnił wszak swoje zadanie. A jednak tego nie zrobił i co więcej nadal tego nie chciał. Jego towarzystwo wydawało mu się w pewien sposób miłe i chciał je zachować mimo ceny, jaką już za nie zapłacił i być może jeszcze przyjdzie mu zapłacić.
        Płynnie rozmyślania nekromanty przeszły na temat Krazenfirów i związanych z nimi artefaktów – Czarnej Księgi i naszyjnika, który miał ją otworzyć. Nie przyznał tego przed wampirem, ale był w kropce. Oczywiście szalenie chciał otworzyć w końcu ten przeklęty grymuar i móc zacząć go zgłębiać, pragnął tego już od bardzo dawna, ale teraz nie miał już pomysłu jak się za to zabrać. Musiał skorzystać z amuletu, to nie podlegało dyskusji, lecz nie zamierzał go w ogóle dotykać tak długo, jak długo związani byli z nim Krazenfirowie. Nie bał się ich, bo wiedział, że tym razem już nie dałby się opętać, ale gdyby ich zobaczysz to chyba by go trafił szlag. Był tak wściekły, gdy tylko sobie przypominał co zrobili jemu i co chcieli zrobić Aldarenowi... Chciał ich cierpienia i pokazania im, że zadarli z nieodpowiednią osobą. Dlatego teraz wertował te księgi...
        Okazało się jednak, że to szło mu dramatycznie opornie. Niedługo po tym jak usiadł do biurka środki przeciwbólowe zaczęły działać i ból dłoni mu odpuścił. Był zmęczony, w domu było cicho, pokój rozświetlała tylko pojedyncza świeczka na jego biurku, a on czuł, że przez to wszystko coraz trudniej było mu utrzymać powieki. Uparcie jednak wertował kolejne tomy aż w końcu jego ciało się zbuntowało - nawet się nie spostrzegł, gdy po prostu tak jak siedział, złożył głowę na przedramieniu i zasnął, nie zdmuchnąwszy nawet świeczki.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Dziękuję najmocniej Mitro - skłonił mu się z uśmiechem i niemałą wdzięcznością, a słysząc jego zastrzeżenie, wyrwało mu się krótkie rozbawione prychniecie. Wyprostował się i nie tracąc dobrego humoru spojrzał na niego. - Nie martw się, niczego nie tknę. Nie w mojej naturze jest panoszenie się po cudzym domu gdy właściciel śpi - odparł wesoło i usadowił się w fotelu, by zaraz poświęcić uwagę swoim skrzypcom.
        - Hmm? - Prośba Mitry wyrwała go z kontemplacji nad istotą tego instrumentu i spojrzał zaskoczony na towarzysza. Czyżby chodziło o to, by skrzypek powstrzymał się od grania i dał mu w spokoju pospać? A może jednak się rozmyślił, gdy zobaczył jak ten się bez skrępowania rozsiada w JEGO fotelu? Czy wampir nie popełnił właśnie jakiegoś ogromnego faux pas?
        - Hmm, w porządku - odparł pełen podejrzeń o cóż to może chodzić.
        Wstał i odwrócił się by schować instrument, lecz wtedy, wraz z ponagleniem Mitra wyjaśnił o co mu tak naprawdę chodziło. To sprawiło, że odebrało Aldarenowi mowę. Nie był nawet w stanie wyjaśnić, że jest to niepotrzebna gościna, gdyż wampiry nie potrzebują snu, gdyż swoją siłę i energię czerpią wyłącznie z krwi. Co prawda Aldarenowi dość często zdarzało się ze zmęczenia prędzej usnąć niż sięgnąć po lampkę ludzkiej posoki, ale nie zmieniało to faktu, że sen nie był nieumarłym tak samo potrzebny jak innym rasom.

        Osłupiały poszedł za nekromantą, by ten się nie denerwował, przy czy nie zabrał z dołu swoich rzeczy pod wpływem jego ponagleń. Po prostu wypadło mu to z głowy, ale to jedynie rzeczy, nic straconego, po prostu przyniesie je sobie jak już blondyn osiągnie swój cel - zaprowadzi skrzypka do jego tymczasowego pokoju. Dochodząc do piętra był pewny, że gdzieś tam zostaną mu użyczone cztery ściany do odpoczynku, lecz gdy poszli jeszcze wyżej, w nieumarłym obudziły się mieszane uczucia. Z jednej strony to było bardzo miłe, że Mitra chciał mu zapewnić jakiś osobisty kąt, ale czy rzeczywiście chciał mu użyczyć niemal całe drugie piętro do dyspozycji i to bez jakiegokolwiek nadzoru? Naprawdę tak ufał żądnemu krwi drapieżnikowi pod swoim dachem? Tym bardziej, że niebianin wiedział o problemach z łaknieniem krwiopijcy.
        - Jak to specjalnie dla...? - Westchnął ze zmęczeniem, jak rodzic, któremu kończy się cierpliwość. - Naprawdę nie musiałeś się aż tak dla mnie wysilać - odparł z rezygnacją, drapiąc się zakłopotany po karku i z lekkim ociąganiem wszedł do środka, gdzie go po prostu zamurowało, przede wszystkim sam wykusz i widok z niego.
        Starał się przypomnieć sobie czy piętro niżej, w pokoju Mitry też była tego typu wnęka, ale zdawało mu się, że pierwszy raz ją widzi w domu Mitry. To tym bardziej wywołało w nim mieszane uczucia. Czy naprawdę na to zasługiwał? Na przytulny pokój z przepięknym widokiem na miasto, od którego mentalności tak bardzo chciał uciec, a jednak czuł się z nim związany (skazany) silną więzią i to nie tylko przez to jakiej był rasy. On się tu urodził i to podwójnie, tu był jego prawdziwy dom i mając za sobą lata podróży, był bardziej niż święcie przekonany, że nie ma na Łusce drugiego takiego przyjaznego nieumarłym azylu, w którym ani nie muszą ukrywać swojej natury, ani swojego prawdziwego oblicza. Ponadto to nieumarli stanowili tutaj władzę, obca więc im tu była wrogość i odrzucenie przez to jakiej byli rasy.
        Ciężko mu było zgodzić się na warunki Mitry, ale wiedział, że kłótnia nic by nie dała, jedynie przysporzyłaby niepotrzebnych nerwów, wszak zdołał się już przekonać, że nekromanta był uparty i ciężko było zmienić jego zdanie. Poza tym Aldarenowi wystarczyło jedno spojrzenie na błogosławionego by mieć pewność, że spieranie się o to, że wampir bez problemu mógłby spędzić noc w salonowym fotelu, wytraciłoby resztki sił niebianina, które obecnie trzymały go na nogach i albo ten by wybuchnął tracąc nad sobą kontrolę, albo straciłby przytomność osiągając już swój limit. Skrzypek był winny mu zasłużony spokój, dlatego postanowił przynajmniej na tę noc przyjąć gościnę Mitry w takiej postaci, w jakiej mu ją właśnie oferował. Odetchnął głęboko i spojrzał na myślącego zapewne już tylko o śnie towarzysza, do którego zaraz się uprzejmie uśmiechnął.
        - Jestem pewien, że nie zasługuję na aż taką gościnę, niemniej nie będę się kłócił i dziękuję - powiedział szczerze. - Dobrej nocy Mitro.

        Gdy drzwi się za Mitrą zamknęły, Aldaren wpatrywał się w nie jak ten ciołek przez dłuższą chwilę stojąc praktycznie w progu tak, jak się zatrzymał kiedy tu wszedł. Wciąż ciężko mu było uwierzyć, że po tym wszystkim nekromanta naprawdę ofiarował mu osobny pokój i możliwość spędzenia nocy pod jego dachem. Choć może to nie była do końca dobra wola niebianina, bo przecież wampir sam mu to narzucił podczas nastawiania blondynowi dłoni. Nawet jeśli, to czy był w ogóle sens się tak starać z uprzątnięciem tego pokoju? Przecież gdyby to był jedynie przymus, strach przed odmową, czy dla świętego spokoju zgodzenie się wystarczyło by, że dałby krwioopijcy jakikolwiek kąt, choćby w piwnicy, byleby tylko nie doprowadzić do nieprzyjemnych sytuacji.
        Westchnął ciężko i rozejrzał się po pokoju. Nie było sensu doszukiwać się w tym negatywów czy podstępów, gdyż jak mówi stare przysłowie darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Postanowił więc w chwili obecnej dostosować się do gościny Mitry i ją przyjąć, a o zbędnym pokoju porozmawiać z rana. Chociaż... czy był sens skoro zostanie tu jedyna na tę, może następną noc? Nie był przecież bezdomnym. Miał miejsce na cmentarzu w kryptach, czy choćby swoją sypialnie w faustowym... swoim zamczysku. Nie miał więc powodów by siedzieć dłużej na głowie błogosławionego niż było to konieczne. Dziś, by mieć go pod obserwacją, czy nic złego się nie dzieje ze zdrowiem, przede wszystkim czy paraliż go całkiem odpuścił. Jutro, przez prawdopodobne otworzenie grymuaru, by mieć na oku czy również faktycznie nic mu nie grozi. Westchnął ciężko.
        - "Rozumiem, że zamek przywołuje złe wspomnienia, ale czy rzeczywiście były dla ciebie aż tak traumatyczne, czy po prostu dalej jesteś na niego zły za to wszystko co zrobił? Bo ja obstawiam to drugie, inaczej nie wracał byś tam przez tyle dziesiątek lat."
        Po środku pokoju pojawił się Drugi, który zrobił obrót o sto osiemdziesiąt stopni i rozsiadł się w fotelu z widokiem na panoramę miasta śmierci.
        - To nie jest takie proste...
        - "Owszem jest, tylko ty nie chcesz by takie było. Tak jak z krwią i jej zwracaniem. Wynajdujesz problem tam gdzie go nie ma, nie rozumiem tylko czy chcesz się wybielić i uciec od swoich grzechów, czy robisz z siebie durnego męczennika "bo tak dla świata lepiej"" - powiedział parodiując głos Aldarena. - "Moja rada, zacznij się zachowywać w końcu jak mężczyzna z jajami, w końcu jesteś teraz głową jednego z siedmiu głównych rodów Maurii, nie licząc rodziny Królowej, nie masz teraz prawa okazywać słabości, bo szybko stracisz przywileje i inni cię albo zjedzą, albo zrobią z ciebie swojego pachołka, acz znając ciebie to ostatnie byłoby jedynie przyjemnością dla ciebie" - burknął, wyrażając swoje niezadowolenie i zaraz wyparował zostawiając Aldarena "samego" z jego myślami.
        Skrzypek musiał przyznać upiorowi rację, teraz jako głowa rodu nie mógł tak po prostu schować głowy w piasek i się od tego wszystkiego od tak odciąć. Po pierwsze to nie przystało, a po drugie mogłoby sprowadzić kłopotów, nie tylko na niego, ale również na Mitrę. Choćby przez to nie mógł w nieskończoność unikać zamczyska jak ognia. Ale... chyba miał już pewien pomysł jak zapewnić im obu spokój i bezpieczeństwo, a przy tym nie opuszczać Maurii i nie tracić tytułu głowy rodu oraz przywilejów do zamku. W końcu pod nim znajdowały się krypty choćby z prochami tego chłopca, którego przemienił, nie mógł ich od tak porzucić czy oddać pod opiekę komuś innemu, tym bardziej w kraju, gdzie hieny cmentarne są gorsze od zarazy nękającej mieszkańców, w dalszej mierze zwanej nieumarłymi.

        Mimo chodem popatrzył na widok rozciągający się za oknami wykuszu, lecz zamiast rozsiąść się w fotelu i oddać zadumie, pozwolił sobie opuścić pokój i zejść do salonu, przede wszystkim po skrzypce. Razem z nimi wrócił zaraz na górę i chciał się oddać muzyce, jednakże po strunach nie zostało nawet śladu. Rozczarowany wypuścił powietrze z płuc i odłożył niezwykle delikatnie instrument na jedną ze skrzyń. Zastanawiało go, czemu Zarel im to wszystko dawał, jaki miał w tym cel, a przede wszystkim kim był. Mitra mu nie ufał, ale przecież jak do tej pory nic złego się nie stało i choć skrzypce były dość niezwykłym prezentem, nic ich do tej pory nie zjadło. Co więc mogło być takiego podejrzanego w otrzymanych butelkach z alkoholem i... krwią Fausta. W porządku, to było podejrzane, ale wampirowi wydawało się, że widział te butelki, a szczególnie ich etykietki w zamku zmarłego Mistrza. Ponadto nosiły na sobie fragmenty pajęczyn i były delikatnie przyprószone kurzem, nie było więc mowy o tym by ktoś je właśnie kupił, by otruć obu mężczyzn, zwłaszcza, że żadna nie była otwarta. Aldaren domyślał się, że musiały pochodzić z barku Fausta i tajnej skrytki, gdzie przechowywał dla przygarniętego młodzika swoją krew na czarną godzinę. Skrzypek wiedział, że takowa istniała, ale tylko starszy krwiopijca miał wiedzę, gdzie ona dokładnie się znajduje. Czyżby to znaczyło, że Faust nie zginął? Ale przecież on chciał zabić Mitrę i przejąć grymuar nie było więc sensu by mu dawać swoje najcenniejsze księgi z biblioteczki, przynosić im alkohol, a lazurowookiemu skrzypce, które pierwotnym wyglądem raczej nie cieszyły oka, gdyż wyglądały jak karykaturalne rysunki dwu, może trzylatków przedstawiające bliżej nieokreślone postacie. Poza tym grajek osobiście rozsypał jego prochy na wietrze, nie było opcji by Faust się odrodził i to tak szybko.
        Pokręcił energicznie głową by już o tym nie myśleć i wyjął z wewnętrznej kieszeni dziennik, który był dla niego w całej paczce ksiąg dla Mitry. Nie miał pojęcia czym się tak denerwował przed otworzeniem dziennika. Może znów wypadnie z niego jakaś wskazówka od Zarela? A może faktycznie coś go tym razem pożre? Odetchnął głęboko i otworzył na pierwszej stronie.

        "† Rok 279 Ery Alarańskiej okres trwania Pierwszej Wojny Miast Andurii z Maurią - rok szósty †
Śmierć zbierała obfite żniwo i to nawet w państwie, gdzie witana była jak najlepszy kompan do picia. Wojna od zawsze była jednym z jej najokrutniejszych i najzacieklejszych Ogarów, jednakże to chęć życia każdej słabej istoty, szczególnie nędznych śmiertelników była w tym wszystkim największym potworem, który ściągnął w te strony zapach krwi i świeżych trupów gęsto zaścielających ulice Maurii. Oczywiście nieumarli świętowali, bo to by nie świętował takiego urodzaju nowych sług. Zatrwożeni ludzie pchali się drzwiami i oknami do siedzib niemal wszystkich rodów czy to wysokich czy też niskich, ale za niewielką zapłatę, ochronę ich nędznych istnień gotów byli stać się wampirami. Ci, którym duma nie pozwalała zaprzedać duszy krwiopijczym diabłom jakimi nas uznawano, dość szybko ginęli, a dzięki temu zasilali niekończącą się armię zwłok maszerującą w jednym tempie na miasta Andurii. Z taką nieumarłą potęgą jedynie Prasmok mógłby się mierzyć, nie zwykli śmiertelnicy.
        W mieście zostało niewielu ludzi. W większości były to sieroty i starcy, którzy i tak byli już jedną stopą po tamtej stronie. Jeden jednak przypadek zasługuje na uwagę. Wszakże osobiście byłem świadkiem jak ledwo trzymający się na łapach kundel zaatakował wampirzyce trzymającą w swych szponach przerażonego dzieciaka, który słowa nie był w stanie z siebie wydusić, a co dopiero błagać kogoś o pomoc, lub ją o litość. Dzieciak posłużył jej jako przekąska, choć nie był to udany posiłek, gdyż rozwścieczony pies rzucił jej się do gardła. Musiała być ledwo przemienioną, gdyż zwykły wampir nawet by nie zwrócił na futrzaka najmniejszej uwagi. Nie została mu jednak dłużna i nim wyzionęła ducha roztrzaskała łeb pchlarza na bruku czyniąc z niego pożywienie dla jak sępy krążących po okolicy trupojadów. Nim się zorientowałem w sytuacji szczeniaka już nie było, ale nie dawałem mu większych szans na przeżycie..."


        Aldaren przerwał lekturę i się zamyślił przypominając sobie podobna sytuację, która spotkała go samego, a przez którą chciał się widzieć z Ariszią. Był zaskoczony, że nikt nie zwrócił na to zdarzenie uwagi, choć wokół krążyli ludzie i nieumarli mieszkańcy miasta, a jednak nawet na interweniującego skrzypka nie spojrzeli. Czyżby to był jedynie omam? Wspomnienie i mary z przeszłości? Czyżby to przez Faustową krew był w obecnych czasach świadkiem tego, co jego mistrz zapisał na kartkach prawie pięć wieków temu? Zbyt dużo niewiadomych by móc jednoznacznie osądzić. Nieznacznie przekartkował dziennik i zatrzymał się na losowej stronie. Znów dał się pochłonąć lekturze.

        "† Rok 280 Ery Alarańskiej kilka tygodni po podpisaniu Paktu o nieagresji między związkiem Andruskim, a Maurią †
Przemierzając w poszukiwaniu łatwego pożywienia mauriańskie ulice usłane zniszczonymi niedawną wojną, oraz chorobami i biedą ludźmi, natknąłem się na konającą niemal na środku drogi znajomą sierotę. Pchły i wszy pasożytujące na zagłodzonym ciele pięciolatka były jego najmniejszym zmartwieniem, tak samo jak trącające fekaliami na kilometr łachmany [...] Po trzech dniach dzieciak zaczął się ze słabym płaczem wybudzać [...] Priorytetem było doprowadzenie tego małego ciałka do porządku [...] wyczyściłem mu całą pamięć. Nie czułem się z tym ani trochę źle, w końcu on był mały i jeszcze całe ludzkie życie stoi przed nim otworem. Wtedy też mogłem się po raz pierwszy zwrócić do niego po imieniu, choć te sam chłopcu, przyjmując go także do swojego rodu der Leeuwów [...] żeby Aldaren był szczęśliwy..."


        - "Jaki ten twój mistrz miłosierny i wspaniałomyślny" - zadrwił Drugi, a Aldaren z trzaskiem zamknął dziennik i oszołomiony odłożył lekturę na podłokietnik.
        Nigdy, nawet w najgorszych snach nie przypuszczałby, że Faust może być na tyle okrutny by całkowicie wyczyścić mu pamięć, zrobić z dziecka praktycznie warzywo by pozbyć się jego traumy i najłatwiejszym z możliwych sposobów zapewnić mu nowe życie. Ciężko było w to wampirowi uwierzyć, ale to znaczyło... Tamta wampirzyca była jego matką... Do oczu skrzypka napłynęły łzy, miał niewyobrażalną ochotę cisnąć dziennik w płomień kominka, ale... zdawało mu się, że na równoległej stronie zobaczył starannie napisane imię aż za nadto dobrze znane lazurowookiemu. Był jednak obecnie w rozsypce i nie miał odwagi sprawdzić czy rzeczywiście ze stresu i nerwów mu się jedynie nie przewidziało.

        - "Uspokój się, nie chcesz chyba puścić tego wszystkiego z dymem, wraz z nekromantą, prawda?" - odezwał się demon i choć starał się opanować gniew Aldarena, nie był w stanie ukryć, że ta sytuacja, te informacje go samego nieźle wzburzyły.
        Może nie był okazem cnotliwości i za swojego życia paskudne rzeczy robił, ale nigdy by się nie posunął do tego by przez własne widzimisię obdzierać kogoś ze wspomnień i jego tożsamości, a później po prostu grać i oszukiwać. Drugi nie był najlepszym facetem, ale coś takiego było poniżej jego godności, miał wszakże swój honor.
        - "Musisz się opanować inaczej albo zbudzisz swojego bezskrzydłego pół aniołka, albo mu coś zrobisz w ferworze "zabawy". Tak więc wycisz się. Fausta już nie ma i minęło praktycznie pięćset lat, nic już nie poradzisz na tak odległą przeszłość."

        Tęczówki wampira zalśniły czerwienią, a on oddychał głęboko starając się uspokoić. Nic jednak nie było w stanie ukoić jego nerwów i palącego gardło pragnienia. Siedział dłuższą chwilę, lecz nie mógł dłużej wytrzymać, wstał i skierował się w stronę drzwi od pokoju. Nie myśląc za wiele wyszedł i skierował się od razu na dół do salonu. Chciał zabrać na górę może ze dwie butelki krwi i alkoholu by je wymieszać i bez skrupułów się upić. Jednakże to co tam zastał nieco ostudziło jego zapał. Mitra niemal boleśnie wykrzywiony z głową i złożoną na biurku drzemał sobie smacznie, ale dlaczego tutaj, a nie u siebie w pokoju... Coś się stało? A może to była prowokacją wampira? Mitra w ogóle u siebie nie sypiał tylko w taki sposób? I snów nie było sensu się nad tym zastanawiać. Ostrożnie, by go nie zbudzić odsunął krzesło i wziął go na ręce, nie cackając się gdyby zaczął się przebudzać, po prostu magią cały czas nadzorował by nekromanta spał. Przeniósł go na kanapę i przykrył swoim płaszczem, by tak jak obiecał - nie pałętać się po jego domu i nie tykać niczego.
        - Wiem, że pewnie zrobiłeś to nieświadomie, ale, proszę, nie zasypiaj więcej poza swoim pokojem, a przynajmniej nie wtedy gdy ja tu jestem - szepnął mu do ucha. - Miło mi było słyszeć z twoich ust "Al", nie zdoła cię to jednak ochronić gdy stracę nad sobą kontrolę, dlatego proszę być uważał następnym razem. Nie chcę cię skrzywdzić. Śpij dobrze - powiedział mimo woli wdychając cudowny, trudny do opisania zapach jego włosów.
        Poprawił raz jeszcze przykrywający niebianina płaszcz, po czym Aldaren poszedł po butelki i ulotnił się na górę. Tam na zmianę zaczął pić i grać cicho na skrzypcach. Musiał się opanować, inaczej z rana Mitra będzie się martwił. Tak też skończyła się jego noc, na graniu i piciu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra tylko po części traktował Aldarena jak człowieka, błędnie przypisując mu potrzebę snu, lecz tak naprawdę jego główną motywacją do przygotowania pokoju dla skrzypka było zapewnienie mu odrobiny prywatności - by miał miejsce, gdzie swobodnie wypocznie, będzie mógł zostawić swoje rzeczy, grać jakby był u siebie. Naiwnie zakładał, że to nie będzie jedyna noc, którą Aldaren spędzi w jego domu, liczył, że być może przeniesie tu swoje rzeczy z rodzinnej krypty, skoro już nie zamierzał przebywać w swoim zamczysku… Lecz może jednak wkrótce to się zmieni, w końcu jaka przyjemność pomieszkiwać u osoby, z którą z takim trudem się dogadują. Mitrze nadal nie dawały spokoju wcześniej słowa skrzypka, że zamierza on przebywać z nim tylko tyle czasu, ile potrzeba do otwarcia grymuaru, a potem zamierza odejść. Niby później wyjaśnili sobie to całe nieporozumienie, lecz Aresterra pozostawał trochę nieufny - w końcu wcześniej skrzypek również zapewniał go o swojej przyjaźni, aby następnego dnia się jej wyprzeć… Z jednej strony tak bardzo chciał mu zaufać, a z drugiej czuł, że nie powinien. Na razie jednak się starał.
        - Chciałem - odparł bezczelnie Aldarenowi, który oświadczył mu, że nie musiał się tak starać. - Zresztą przecież to nie ja sprzątałem… Chciałem, byś miał odrobinę prywatności. Jesteś pierwszym gościem, jaki spędzi noc w tym domu od dwudziestu lat - dodał, jakby to miało być jakieś usprawiedliwienie ewentualnych niedociągnięć i dowód tego, jak bardzo mimo wszystko nekromanta się starał, choć na razie wydawało mu się, że Aldaren wcale nie był zadowolony. Niech to szlag, chciał dobrze, a przesadził?
        - Już to robisz - zauważył bezczelnie nekromanta, gdy skrzypek twierdził, że nie zamierza się kłócić. Trudno było stwierdzić, czy był to żart, czy faktyczny wyrzuty, gdyż Mitra właśnie wychodził z pokoju.

        Mitra - choć zasnął przy biurku w niezbyt wygodnej pozycji - spał bardzo głęboko. Był wykończony. Pewnie więc przespałby z głową na blacie całą noc, a rano obudziłby się z obolałym karkiem zmarznięty i oczywiście marudny… Gdyby nie Aldaren. Nekromanta jakoś zupełnie nie wziął pod uwagę tego, że skrzypek mógłby zejść do salonu i go tu zastać, tak był przyzwyczajony do mieszkania w pojedynkę, że w sumie nie robiło mu różnicy gdzie śpi, a zresztą w jednej chwili zrobił się tak senny, że być może dałby radę dowlec się do kanapy, ale na pewno nie na piętro do swojej sypialni i do łóżka, by tam spać jak cywilizowany człowiek. Mogło to się nieszczęśliwie skończyć… Ale tylko mogło.
        Mitra poczuł, że coś się koło niego porusza i pewnie niewiele brakowało by się wybudził, gdyby wampir nie skorzystał ze swoich czarów i go nie uspokoił. Dlatego nekromanta jedynie westchnął, zupełnie bezwolnie pozwalając, by Aldaren się nim zajął. Leżał w jego ramionach ze złożonymi na brzuchu rękami, jakby obejmował się z zimna, a jego głowa opadła na ramię wampira. Na jego policzku widoczne były ciemniejsze pręgi odgniecionego rękawa, ale szybko bladły.
        Na kanapie już Mitra prawie natychmiast sam z siebie obrócił się na bok i podkulił nogi, znowu kładąc się w tej pozycji, w jakiej odpoczywał przed nastawianiem ręki. Oba opatrunki na jego dłoniach - i ten z bandaża i ten z Mroźnej Berwali - zrobiły się dużo luźniejsze. Znak, że opuchlizna z nich powoli schodziła. Na zranionej nożem ręce nie było ponadto już widać ciemnych żył, bo regenerujący głęboki sen sprzyjał również walce z magicznym przemęczeniem. A mimo to widać było, że nekromanta potrzebował jeszcze wiele godzin snu, gdyż blask ognia bijący od kominka podkreślał worki pod jego oczami.
        Błogosławiony nie słyszał szeptów skrzypka, nie zdradził go żaden tik na twarzy ani nawet najmniejszy ruch. Spał. Poruszył się dopiero, gdy Aldaren poprawił okrywający go płaszcz, wtedy złapał za jego kołnierz i podciągnął go sobie pod brodę, zrobił to jednak przez sen, nieświadomie.

        Ranek nastał jak to w Maurii, pochmurny i ledwo szary, nie zwiastujący, że kiedykolwiek nad tym miastem wstanie słońce. Mitra obudził się dopiero, gdy porządnie wypoczął, bo nie obudziła go jasność dnia. Jego przebudzenie następowało powoli, na początku ledwo się poruszył, później zaczął inaczej oddychać, aż w końcu otworzył oczy. Miał bardzo senne spojrzenie, jakby w ogóle nie orientował się gdzie jest ani co tu robi. Gdy jednak dotarło do niego, że zasnął przy biurku, a tymczasem gdzieś leży, momentalnie się zerwał. Rozejrzał się spłoszonym wzrokiem po salonie, prawie jakby nie rozpoznawał tego miejsca. Gwałtownie oddychał, a jego źrenice były wąskie od nagłego napływu adrenaliny. Powoli jednak się uspokajał. Był u siebie, w swoim domu. Był sam. Ale cholera, przecież zasnął przy biurku, co się więc stało? Zorientował się, że był czymś nakryty i spojrzał na to co to było. Nie koc, jak się spodziewał - płaszcz. Rozpoznał, że to nakrycie Aldarena, w końcu połączył fakty… I zrobiło mu się od tego strasznie niedobrze. Odrzucił od siebie okrycie, jakby była to skóra świeżo zdjęcia ze zwierzęcia. Jakim cudem do tego doszło? Zasnął przy biurku, obudził się na kanapie, nakryty płaszczem wampira. Oczywisty wniosek był taki, że skrzypek maczał w tym palce, ale jakim cudem Aresterra się nie obudził? Nawet gdy głęboko spał, łatwo było go zbudzić, to taki odruch - najpierw w lazarecie musiał być na każde zawołanie, a później była to kwestia bezpieczeństwa i całkowitego braku zaufania do osób, którymi był otoczony… Teraz nawet gdy mieszkał sam mogła go zbudzić obijająca się o szyby gałąź. A tymczasem Aldaren zdołał go jakoś przenieść. Nieważne jak tego dokonał, w Mitrze wywołało to mdłości.
        Nekromanta gwałtownie wstał z posłania. Liść, którym miał owiniętą prawą dłoń, był już tak luźny, że zsunął się i bezgłośnie sfrunął na ziemię. Tam został, a Mitra szybkim krokiem wyszedł z salonu. Wbiegł po schodach na piętro i zamknął się w swojej sypialni drzwi zatrzaskując może nie z hukiem, ale tak, że było to słychać.
        - Zamknij się - warknął na Żabona, który zaczął wiercić się w pościeli i skrzeczeć. Był tak wzburzony, że demon posłuchał go bez dyskusji, by nie oberwać, bo było to wyjątkowo prawdopodobne.
        Aresterra z rozmachem otworzył szufladę jednej z komód, w której przechowywał swoją kolekcję masek. Nie były to wyszukane zbiory, gdyż Mitra nie traktował ich jak biżuterii czy dzieła sztuki, nie o to wszak chodziło by być widocznym, a właśnie by nikt się nim nie interesował. Większość miała więc ten sam neutralny wyraz twarzy, były gładkie, bez malunków ani zdobień. Niektóre osłaniały tylko górną połowę twarzy, drugie tylko dół, dominowały jednak te na całą twarz. Spomiędzy tych ostatnich Mitra wybrał jedną, bardzo lekką, z delikatnego białego drewna wyszlifowanego na tak gładko, że przypominało kość. Szybko ją założył i naciągnął na głowę kaptur, jakby to wszystko miało ochronić go przed jego lękami. Drżały mu ręce, wsunął je więc po pachy jakby marzł i rozejrzał się po pomieszczeniu niczym spłoszone zwierzę.
        ”Jestem żałosny”, ocenił samego siebie. Myśl o tym, że Aldaren go dotykał gdy spał wywołała w nim olbrzymi dyskomfort. Był pewny, że skrzypek zrobił to jedynie z troski, ale i tak… Nieważne co sobie wyobraził, nawet to, że przez sen dał się prowadzić za rękę, sprawiało, że paliła go skóra. Spojrzał na swoje dłonie - ta lewa nadal była owinięta bandażem i to jakoś dawało mu ulgę. Prawa, niczym nieokryta, z odsłoniętym nadgarstkiem wydawała mu się obca i brzydka. Chuda, blada, pająkowata. Co sobie myślał Aldaren, gdy jej dotykał? Co też go podkusiło, że zasnął tam w salonie? Był tak głupi…

        Mitra wyszedł z pokoju już w znacznie ciszej niż do niego wszedł. Rozejrzał się po korytarzu, jakby spodziewał się tam kogoś spotkać.
        - Żabon, ty łajzo - syknął na demona, który przecisnął się obok jego nóg i popędził na parter, a później ledwo wyrabiając na zakręcie wpadł do salonu. Nekromanta nie gonił za nim, spokojnie zamknął drzwi i zszedł piętro niżej uparcie starając się nie patrzeć w górę, gdzie spodziewał się, że siedział Aldaren. Zerknął do salonu chcąc tylko skontrolować co wyprawiała tam ta jego mała paskuda i zaraz iść do kuchni, ale rzeczona paskuda pokrzyżowała jego plany.
        - Żabon, zostaw to! - syknął na demona, który właśnie zżerał liść, z którego był zrobiony opatrunek przeciw opuchliźnie, a który spadł z ręki nekromanty gdy ten wstał. Niestety nagana Mitry nic nie dała, gdyż Żabon na jego widok pośpiesznie przełknął wszystko co miał w mordzie, a po chwili beknął.
        - Świnia - ocenił nieprzychylnie nekromanta. - Jak ci żołądek zamrozi to cię ratować nie będę.
        Na pyskówki demona błogosławiony już nie zareagował - poszedł samemu zaspokoić swój głód. Miał jeszcze trochę różnych frykasów, które poprzedniego dnia przyniósł dla niego Aldaren, lecz wiedział, że będzie musiał dzisiaj wysłać jakiegoś służącego po zakupy. Na razie jednak chleb z miodem był wprost idealny - obrywając kawałki wczorajszego pieczywa z całego bochenka Mitra moczył go w miodzie i wkładał sobie do ust. Maskę przed jedzeniem przesunął na szczyt głowy. Gdy jednak usłyszał ruch na korytarzu, momentalnie przerwał posiłek i znowu zasłonił twarz. Okazało się, że to był jedynie Żabon, ale i tak Mitra stracił już apetyt. Nie mając już ochoty na jedzenie poszedł do salonu, po którym rozejrzał się, jakby zamierzał coś z tym miejsce zrobić… Owszem, zamierzał. Zaczął zbierać księgi, które mu podrzucono i chował je z powrotem do pudła, w którym je przyniesiono. Pod maską minę miał zaciętą, bo im dłużej myślał o tych biorących się znikąd prezentach tym bardziej się irytował i zamierzał może nie od razu je wyrzucić, bo jednak księgi były czymś, z czym trudno było mu się tak rozstać, ale na pewno chciał, by zniknęły mu z oczu. Właśnie na tym zbieraniu pochodzących od Fausta manuskryptów naszedł go wampir.

        - Jak ci minęła noc? Przepraszam, że dzisiaj jestem w masce - usprawiedliwił się Mitra, gdy tylko znalazł się w jednym pokoju z Aldarenem. - To dla mnie po prostu trudne… Dzieje się za szybko. Chcę przezwyciężyć swoje lęki, ale jestem na to za słaby, by udało mi się tak w jednej chwili… To przejdzie.
        Westchnął. Nie spodziewał się, że skrzypek go zrozumie, nikt normalny nie rozumie tego wstrętu jakim może napawać dotyk albo nawet samo spojrzenie.
        - Al… - zwrócił się do niego bez podnoszenia wzroku. - Zapytam wprost: co stało się w nocy? Nie zasnąłem na kanapie, a na pewno nie lunatykuję. Przeniosłeś mnie tam?
        Mitra zebrał kolejne kilka książek i ułożył je równo, stukając grzbietami o blat stolika.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        W przeciągu ostatnich kilku godzin wydarzyło się stanowczo za dużo, przez co z niemałą trudnością przychodziło wampirowi trzymanie nerwów na wodzy. To co przeczytał... Drugi miał rację, nie mógł dać się temu pochłonąć, nie kiedy istniało zagrożenie, że mógłby przez przypadek ucierpieć Mitra. Skrzypek jednak miał związane ręce, obiecał nekromancie, że nie ruszy się z jego domu, gdy blondyn będzie spał, choćby na krok, nie mógł więc wyjść żeby się przejść i przewietrzyć, wyładować swojego gniewu z dala od niewinnych, czy w całkowitym odosobnieniu przeczekać, aż nerwy same go nie odpuszczą. U Fausta zdarzały mu się momenty gdy schodził do krypt czy lochów i tam przeczekiwał najgorszy okres. Niemniej najczęściej wychodził na dłuuugi spacer, bądź do karczmy. Niestety obecnie był zobowiązany obietnicą, a przez to również pełen obaw, czy zdoła nie stracić nad sobą kontroli aż do rana. Nie było to jednak takie łatwe a palące w przełyku pragnienie jeszcze bardziej potęgowało frustrację skrzypka. W końcu nie wytrzymał, a nie mając innego wyboru skierował się w dół po podarowane mu i Mitrze nie tak dawno temu butelki z alkoholem.
        Schodząc cicho do salonu, kompletnie się nie spodziewał, że zastanie tam śpiącego przy biurku Mitrę. Głód zmusił go by się zbliżyć do nekromanty, ale Aldaren miał w sobie wystarczająco świadomości by nie zrobić nic czego później strasznie by żałował. Nie mógł jednak tak zostawić przyjaciela, więc postanowił go przenieść choćby na wygodniejsze posłanie - kanapę. W ogóle nie przyszło mu do głowy, że rankiem może to być powód nowych kłopotów i nieporozumień, świt jednak nawet najdrobniejszym szczegółem nie zdradzał wiszącego w powietrzu konfliktu.

        Aldaren noc spędził na graniu na skrzypcach i opróżnianiu kolejnych butelek krwi, aż z sześciu nie została mu tylko jedna, której nie wypił tylko dlatego, że zmorzył go sen nie tylko wywołany zmęczeniem przez ostatnie wydarzenia (i faktem, że nie spał chyba od dwóch tygodni), ale swój udział w tym miał również wypity przez niego alkohol (dwie butelki krwi na pół butelki mocnej krasnoludzkiej wódki). Gdyby Mitra go zobaczył, albo ktoś, kto widziałby jak wampir przenosi nekromantę od biurka na kanapę, zapewne obecnie pomyślałby o nim jak o największym hipokrycie na Łusce - Aldaren nie wiedząc kiedy usnął kamiennym snem w fotelu stojącym w wykuszu. Zbudził się dopiero gdy doszedł go odgłos zamykanych mocno drzwi piętro niżej. Nie zerwał się na równe nogi by sprawdzić co się dzieje tylko dlatego, że głowa mu pękała w szwach, a do tego zdawało się to być pojedynczym rumorem, więc mogło mu się po prostu przesłyszeć. Nie mógł już jednak znów zasnąć, jego nieumarłe ciało nie potrzebowało więcej odpoczynku, choć umysł jeszcze by sobie uciął drzemkę, gdyby nie potwory ból jakby czaszkę zgniatano w mu imadle. Westchnął ciężko sam sobie będąc winien takiemu stanowi i wygrzebał z jednej z odmętów kieszeni swojej kamizelki niewielką saszetkę z proszkiem o silnych właściwościach przeciwbólowych i jako efekty uboczne niwelujący cały alkohol we krwi, co za tym idzie leczący również kaca. Co prawda nie miał czym popić - ostatnią butelkę z krwią wolał zostawić na czarną godzinę - ale to go nie powstrzymało przed wzięciem specyfiku. Następnego dnia ból głowy wróci ze zdwojoną siłą i będzie mało kontaktowy, albo dostanie napadów agresji, ale do tego czasu zapewne będzie już w zamku, nie miał więc się czym martwić. W końcu najważniejsze by teraz był w pełni sił i do tego całkiem trzeźwy, inaczej zapewne sporo by stracił w oczach Mitry, a tego nie chciał. Musiał jednak poczekać aż proszek zacznie działać, z tego powodu postanowił jeszcze nie wychodzić z pokoju i pograć cicho na skrzypcach, by gospodarzowi nie przeszkadzać, aż lekarstwo nie zacznie działać. Muzyka nie tylko go odprężała, ale również pozwalała choć w niewielkim stopniu nie myśleć o bólu.

        Gdy tylko mu się polepszyło, przeczesał włosy dłonią i wygładził swoje ubranie, żeby nie wyglądał jakby spędził noc w rynsztoku, po czym postanowił przywitać się ze swoim gospodarzem i może pomóc mu w przygotowaniu śniadania. Schodząc ze schodów słyszał, jak Mitra robi porządki w salonie. Westchnął cicho nieco z zakłopotaniem myśląc, że to jego obecność i wcześniejsze uwagi na temat wszechobecnego bałaganu zmusiły nekromantę do poukładania swoich rzeczy, wbrew jego naturze. Wszedł do salonu, lecz zaraz przystanął niepewnie widząc błogosławionego w swoim pełnym "uniformie" ochronnym, pakującego książki do pudła, które wczoraj zostało mu przyniesione.

        - Witam - mruknął, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Taki widok go lekko zszokował.
        - Jesteś u siebie w domu, nie musisz mi się tłumaczyć. Wiem, że jestem tu raczej intruzem, niemniej raz jeszcze dziękuję za zaproszenie - powiedział formalnie, nieco skrępowany, ale mimo to uśmiechnął się ciepło i zaczął kierować się w stronę Mitry by mu pomóc z książkami. Nie wnikał czemu niebianin je pakował, tym bardziej, że tak jak wcześniej skrzypek wspomniał, błogosławiony był w SWOIM domu, więc równie dobrze mógłby rozwalać wszystko co popadnie i latać na golasa, a Aldarenowi nic do tego.
        - Cóż... Nie powiem, że... - zaczął, lecz Mitra mu przerwał, znów zdrabniając jego imię, co było istną muzyką dla uszu wampira. Słysząc jednak jego pytanie struchlał i zamarł w pół kroku, może niecałe półtora sążnia od nekromanty. Jego twarz przyodział poważny grymas, bo nie przyszło mu do głowy, że przeniesienie blondyna na kanapę mogłoby być problemem. Skrzypek przygotowywał się już mentalnie na burę ze strony przyjaciela. Jakby nie patrzeć należało mu się...
        - Tak - odpowiedział ponuro i spuścił głowę. Odetchnął głęboko zbierając myśli. - Zszedłem w nocy po butelkę krwi... i zobaczyłem cię śpiącego przy biurku. Nie jest to najzdrowsza pozycja i miejsce do spania, a tobie należał się porządny wypoczynek. Nie chciałem cię budzić, ani zanosić do twojego pokoju, żeby nie naruszać twojej prywatności i nie doprowadzić do konfliktu... Ale widocznie wyszło jak zwykle... - mruknął ze skruchą i żałością w głosie. - Na śmierć zapomniałem, że nie lubisz bliskości i o twojej hafefobii... To już się więcej nie powtórzy - przysiągł, zastanawiając się, czy dodać, że to dlatego, że postara się dziś załatwić wszelkie formalności i odziedziczyć prawnie zamek Fausta na własność. W prawdzie przez to czego się dowiedział w nocy robiło mu się niedobrze na samą myśl o spędzeniu tam choćby jednej nocy, ale nie mógł sprzedać zamku przez rodowe krypty pod nim, a w szczególności przez prochy młodego wampira, którego Aldaren przemienił.

        - Jadłeś śniadanie? Może mógłbym ci zrobić w ramach przeprosin i podziękowanie za gościnę - mruknął ze ściśniętym gardłem.

        Denerwowało go to, że im bardziej się stara tym bardziej wszystko partoli i tylko zraża do siebie tych, na których mu zależy. Na szczęście dziś skrzypek nie będzie już nastręczał problemow nekromancie swoją osobą, a ich kontakty ograniczą się do zawodowych, bądź przypadkowych spotkań. Nie chciał się odcinać całkiem od niebianina, ale wiedział, że bez sensu byłoby go zmuszać do wizyt w zamku, czy samemu go odwiedzać by porozmawiać jedynie przy herbatce o pogodzie. O ile dla Aldarena nie byłoby to żadnym problemem, a jedynie przyjemnością, o tyle miał świadomość, że dla Mitry będzie to jedynie niepotrzebny stres i strata czasu. Niemniej skrzypek będzie się starał przynajmniej dwa razy w tygodniu odwiedzić przyjaciela, by sprawdzić czy niczego mu nie trzeba, może udałoby mu się towarzyszyć przy tworzeniu mikstur, ale jakoś wątpił by to było możliwe przez to co w nocy zrobił, a czym zepsuł (według wampira) całą ich dotychczasową, ciężko wypracowaną relację. Mimo to będzie się starał zachodzić do błogosławionego, choćby po to by go zobaczyć przez pięć uderzeń serca i odejść, by pokazać mu, że nie jest krwiopijcy obojętny, a ten tylko stara się uszanować jego prywatność i lęki. Będzie go odwiedzał... przynajmniej do momentu, aż Mitra nie oświadczy mu w prost, że sobie nie życzy już nigdy więcej go widzieć i być przez niego nachodzonym. Przynajmniej takie były plany na obecną chwilę.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Muzyka skrzypiec zdawała się wypełniać cały dom, co Mitrze bardzo się podobało. Lubił ciszę, był z nią oswojony, lecz gra Aldarena była naprawdę piękna i pozwalała trochę uspokoić zmysły. Jednocześnie jednak raz na jakiś czas Aresterra przypominał sobie, że gdzieś tam na piętrze przebywał wampir, z którym bardzo chciał wypracować pozytywne relacje, lecz na drodze stała jedna główna przeszkoda: on sam. On ze swoimi fobiami, lękami, manierami, ze wszystkimi cechami, które go określały i razem były tak zupełnie nie do zniesienia. Które sprawiały, że nie mógł funkcjonować w społeczeństwie i budować więzi z innymi, o ile nie były one oparte na strachu albo zwykłym biznesie. Aldaren się starał i zależało mu, lecz cały czas trafiał na mur, od którego się odbijał, a choć Mitra sam postawił tę przeszkodę, nie umiał jej już sam zburzyć.

        - To nie jest złość - mruknął nekromanta gapiąc się na swoje dłonie obejmujące jedną z grubszych ksiąg. - I nie konflikt. Po prostu chciałem wiedzieć co się stało, bo wierz mi, nie ma nic gorszego niż niewiedza i pozwolenie, by to moja własna głowa dopowiedziała resztę historii… Nakręcam się. Wyobrażam sobie sytuacje tak abstrakcyjne, pewnie przy tym tak żałośnie głupie… Ale wczoraj tyle się wydarzyło, tyle… Próbuję walczyć ze swoimi lękami, ale nie jestem w stanie tak tego przezwyciężyć w jeden dzień. Proszę, nie patrz na mnie, nie chcę widzieć w twoich oczach co o tym myślisz. Wiem, że nie jestem normalny. Nikt normalny nie boi się cudzego dotyku… Myślałem wczoraj, że może coś drgnęło, bo gdy mnie przytuliłeś wtedy pierwszy raz, w piwnicy, zdawało mi się, że poczułem to co naprawdę powinienem, że zrozumiałem dlaczego to może być… Dlaczego nie muszę się tego bać. Ale to nie jest łatwe. Bo to nadal męczy. I tego było za wiele. I im bardziej świadomy byłem własnego ciała, tego kontaktu… To było nie do zniesienia.
        Mitra westchnął. Nakręcał się w swoim monologu i czuł, że nie przekazuje nic, a jego słowa brzmią jak bełkot. Nie umiał się wysłowić i jasno wyrazić swoich myśli. Odłożył w końcu zbierane księgi i usiadł. Podświadomie wsunął dłoń pod rękaw na drugiej ręce i wbił paznokcie w skórę, aby bólem przywrócić się do porządku.
        - Przeniosłeś mnie na kanapę? Na rękach? - upewnił się. Przeszedł go dreszcz, gdy to sobie wyobraził, świadomość tego wywołała w nim mdłości, lecz postarał się je zwalczyć. W końcu Aldaren chciał dobrze. Chciał pomóc. A jego skruszony ton sprawił, że Mitrze łatwiej było uwierzyć w jego słowa i dobre zamiary, pomógł też chociaż po części pogodzić się z tym co zaszło. Co wcale nie znaczyło, że nekromanta się rozluźnił - na to potrzebował jeszcze czasu.

        - Nie jadłem – skłamał Mitra. Może mógłby powiedzieć prawdę, w sumie co mu szkodziło, pomyślał jednak, że może tak będzie łatwiej. Niech Aldaren mu coś przygotuje w ramach symbolicznych przeprosin, jeśli to ma zapewnić mu spokój ducha. Gdyby odmówił przyjęcia takiego gestu, być może zostałoby to odczytane jako nadal pielęgnowana uraza. A poza tym posiłek byłby dobrym pretekstem do zdjęcia maski – błogosławiony nie był w stanie w niej jeść, bo nie miała otworu na usta. Mitra czasami potrzebował takiego dodatkowego bodźca.
        - Umiesz robić jajecznicę? – zapytał, jakby rzucał mu wyzwanie. Chyba miał gdzieś w kuchni jakieś jajka, w końcu to się tak szybko nie psuło.

        Już w kuchni Mitra usiadł przy stole i pozwolił wampirowi działać, instruując go tylko gdzie co może znaleźć. Półleżał na stole, wspierając brodę na obandażowanej lewej dłoni i patrzył na niego. Kaptur zsunął mu się do połowy głowy, wypuszczając na wolność potargane złote loki.
        - Al, nie gniewam się na ciebie - wyjaśnił cicho błogosławiony po dłuższej chwili milczenia. - Chciałeś mi tylko pomóc… I uszanowałeś wiele z moich dziwactw. Nie dziwię ci się, że nie dałeś rady wszystkim. Nikomu się to jeszcze nie udało.
        Mitra westchnął cicho. Wyprostował się - gdy tak się podpierał na tamtej dłoni, zaczynała go ona boleć. Położył ją na blacie, zacisnął i wyprostował kilka razy, by przywrócić sobie odpowiednie krążenie i trochę sobie ulżyć. Wydawało mu się, że wkrótce będzie musiał pomyśleć nad jakimś nowym opatrunkiem albo zabiegiem. Teraz jednak myślał nad czymś innym - nad pewnym słowem.
        - Nie jesteś intruzem - poprawił Aldarena nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi. - Jesteś gościem. Intruz wyleciałby stąd już dawno - oświadczył, jakby była to subtelna groźba, a na poparcie jego słów gdzieś na korytarzu poruszył się jeden z jego manekinów.
        - Gdybym uważał cię za intruza, moi słudzy wyrzuciliby cię na bruk… I nie oddawałbym ci mojego starego pokoju… Chyba, że jednak coś było w nim nie tak? - upewnił się, zerkając na wampira.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Choć błogosławiony zapewnił Aldarena, że nie jest zły i wyjaśnił powody swojej dociekliwości, wampir nie poczuł się ani odrobinę lepiej. Podejrzewał, że Mitra zapewne nie chciał mu jedynie sprawiać przykrości, albo miał dość ostatnich, nazbyt częstych, kłótni między nimi, więc kolejnej chciał najzwyczajniej w świecie uniknąć. Te myśli również nie pocieszały skrzypka, ale najbardziej prośba Mitry by w ogóle na niego nie patrzył, bo nekromanta się bał tego co myślał o nim krwiopijca.Nie mniej uśmiechnął się i cofnął o krok, gdzie przystanął by nie naruszać bezpiecznej przestrzeni spłoszonego blondyna.
        - Może nie chcesz wiedzieć co myślę, ale pozwól, że ci powiem. Myślę, że tak zaciętego i upartego skurczybyka jeszcze w życiu nie spotkałem - oświadczył łagodnie ze szczerością i podziwem w głosie. - I choć mówisz o strachu, odwagi niejeden wojownik powinien się od ciebie uczyć, bo trzeba mieć nie lada odwagę by mówić głośno o swoich lękach będąc mężczyzną, a ty dodatkowo mierzysz się z nimi z taką determinacją. Jesteś silny, a gdy tylko zechcesz potrafisz być piekielnie zajadły, wierzę, że byle fobie są dla ciebie marnym przeciwnikiem. Kwestia tylko tego byś się nie poddawał, uwierzył w siebie i po prostu zechciał się ich pozbyć. Wybacz, że to powiedziałem, choć nie chciałeś wiedzieć co myślę, ale uznałem, że musisz o tym wiedzieć - powiedział pogodnie, nieco się rozluźniając, gdy wszystko zostało wyjaśnione.
        - Poza tym, obecnie mało kto jest normalny, żeby daleko nie szukać spójrz na mnie, który wampir miał takie problemy z krwią jak ja. Sam mówiłeś, że pierwszy raz takiego spotkałeś, więc nie jesteś sam w swojej nienormalności - zauważył z rozbawieniem.

        Gdy doszli do kwestii przygotowania Mitrze śniadania w ramach odszkodowania za wyrządzoną na jego psychice krzywdę, Aldarenowi z nadzieją zaświeciły się oczy, gdy przyjaciel odpowiedział, że jeszcze nic nie jadł i poprosił o zrobienie mu jajecznicy. W prawdzie wydawało mu się, że na oczy widział coś takiego tylko raz w całym swoim długim życiu, ale przecież nie mógł o tym powiedzieć nekromancie, który mógłby się po takiej informacji rozmyślić, albo w ogóle nie wziąć do ust niczego co stworzyły ręce skrzypka. Zawziął się więc w sobie by wyglądać pewnie i się uśmiechnął przyjaźnie.
        - Dam radę! Dopilnuję byś zjadł najlepszą jaczenicę jaką kiedykolwiek jadłeś - powiedział z prawdziwym zapałem i przekonaniem, że na pewno mu się uda, nawet jeśli poprawne wypowiedzenie nazwy nie do końca mu wyszło.
        - "Wiesz jak się robi jeczajnicę?" - zapytał w myślach Drugiego, a ten zmaterializował się zaraz obok niego i zerknął konspiracyjnie przez ramię na Mitrę.
        - "Dobrze się zaczyna" - prychnął drwiąco, po czym westchnął i się zastanowił.

        Zaczął się z Aldarenem dzielić swoimi wspomnieniami odnośnie tego dania, szczególnie z czego było zrobione i jak wyglądało, a wraz z instrukcjami nekromanty, wampir w trybie ekspresowym przystąpił do pracy. Nie miał zielonego pojęcia co i jak robić, bo pierwszy raz gotował. Nie chciał jednak denerwować tą informacją Mitry, a obecnie wydawał się pogrążony we własnych myślach, więc i tak pewnie nie za wiele by mu pomógł gdyby nawet zapytał. Skrzypek więc zakasał rękawy i postanowił samemu się z tym uporać, choć z drobną pomocą Drugiego. O dziwo gotowanie nie było takie trudne jak myślał. Bez trudu uporał się z obraniem i pokrojeniem jednej cebuli (z której wywalił z pięć pierwszych warstw myśląc, że obiera się ją jak ziemniaki) oraz przestały go już piec załzawione od jej zapachu oczy.
        - Daj już spokój, zapewniam, że to już się więcej nie powtórzy - odparł wyrozumiale kręcąc się przy blacie i palniku, odwrócony plecami do blondyna, na którego co rusz zerkał stojący przy wampirze cień.
        Gdy wszystko było gotowe postawił patelnię na palniku i wbił na nią jajka, zaraz sypiąc do nich garść cebuli. Drugi podpowiadał, że jadł ją z mięsem, ale Mitra o tym nie wspomniał, więc Aldaren, żeby nie wyjść na idiotę całkowicie pominął ten element i zastąpił go po prostu większą ilością soli i pieprzu. Nie miał pojęcia co zrobić z masłem, więc pół kostki położył na wierzchu przypalającej się brei.
        - Nie wątpię w to - odarł święcie przekonany o prawdziwości słów przyjaciela, a tym bardziej słysząc ledwo dający się wychwycić odgłos poruszającego się na korytarzu manekina. Był jednak dużo bardziej skupiony na przygotowywaniu, obecnie intensywnym mieszaniu śniadania dla niebianina, którego kolejne słowa z łatwością wyrwały go z tego kuchennego transu. Aldaren odwrócił się do gospodarza.
        - Twojego starego pokoju? - zdziwił się, bo o tym nie miał pojęcia. Co prawda spędził tam całą noc, ale za specjalnie nie przykuwał większej uwagi do wystroju, czy poukładanych w biblioteczce ksiąg. Czy gdyby bardziej się zainteresował, sam doszedłby do tego, że śpi w starym pokoju Mitry? - Co? Ah, nie! Wszystko było w porządku, nie zadręczaj się tym. Jeśli cię to uspokoi dodam, że nawet nie zauważyłem kiedy zasnąłem, co powinno dziwić, bo wampiry nie czują potrzeby snu i potrafi im być całkowicie zbędny - odpowiedział zgodnie z prawdą i pogodnie, choć zapach jajek, cebuli i spalenizny robił się coraz intensywniejszy.
        - "Panie szef kuchni, skup się pan na żarciu" - upomniał go Drugi.

        Aldaren jak oparzony, odwrócił się natychmiast do patelni i ją zdjął, zeskrobując łopatką całą jej zawartość na talerz. Na szycie nawet dla dekoracji udało mu się położyć jakiś listek znaleziony tam skąd wziął jajka i cebule wedle instrukcji nekromanty.
        - To... na pewno tak wyglądało? - zapytał cicho z lekkim niepokojem w głosie, drapiąc się po karku i patrząc na przywęgloną, bliżej nieokreśloną breję, która jakimś cudem przybrała zielonkawo-żółtego koloru.
        - "Myślę, że to przez cebulę, za dużo jej dałeś i brak mięsa" - obruszył się demon gładząc się po niewidocznej, czarnej jak on sam brodzie z konsternacją. - "Przypomina coś co wyszło hydrze spod ogona. Rozumiem już dlaczego wampiry wolą się ograniczać jedynie do spożywania krwi."
        - "Mógłbyś nie kopać leżącego?"
        - "Wątpię żeby to było jadalne."
        - "Drugi..."
        - "Skończ z tym Drugim! Jestem starszy, czemu nie określisz mnie jako Pierwszy?! Prędzej czy później będę pierwszy, więc możesz się już zacząć przyzwyczajać! T-t-to się poruszyło?!" - zapytał z niepokojem upiór przyglądając się niepokojącej brei. Aldaren przełknął ślinę z obawą.
        - M-Mitro... - odezwał się biorąc talerz i odwracając się z nim do nekromanty.
        - "Czekaj! Nie możesz mu tego dać! Jestem pewien, że nawet nekromanta nie będzie w stanie tego przeżyć!"
        - Drugi... - wyjąkał wampir na głos zaniepokojony i zaskoczony reakcją demona.
        - "Xargan do diabła!" - Wnerwił się i zniknął w ciele Aldarena, który skrzywił się i omal nie upuścił na ziemię talerza z "jedzeniem". - Mendo, żarcie! - zawołał małego demona zaraz po przejęciu kontroli nad wampirem i gdy tylko pokraka przybiegła w ekspresowym tempie, zgarnął wszystko z talerza do jego otwartej szeroko paszczy jak do śmietnika. Uszaty zaraz zaczął syczeć, charczeć i prychać wywalając żółty jęzor na wierzch i chwytając się łapkami za gardło jakby się dusił. Trwało to dłuższą chwilę, aż maszkara tocząc pianę z pyska nie padła sztywno na ziemię wpatrując się tępo rozbieganymi nienaturalnie i gasnącymi oczami.

        - Widzisz? Mówiłem, że nekromanta by tego nie przeżył - powiedział na głos do Aldarena odciętego w tej chwili od władzy nad swoim ciałem i trącił pokurcza butem. Ten zabulgotał nagle na całe gardło tak, że aż demon się zląkł i oddał stery wampirowi. Żabon beknął siarczyście na całą kuchnię, po czym wstał i skamląc uciekł czym prędzej z pomieszczenia, w którym przebywali obaj mężczyźni i jeszcze dalej od skrzypka.
        - Mitra, ja... - Spuścił głowę ze wstydem i żałością. - Ja... postaram się bardziej. Tym razem na pewno mi się uda, daj mi tylko jeszcze jedną szansę - poprosił z niemałą determinacją. Zrobiłby wszystko by naprawić swój błąd i rzeczywiście przyrządzić przyjacielowi, może nie najwspanialsze danie na Łusce (bądźmy realistami), ale przynajmniej coś zjadliwego, by nekromanta mógł napełnić żołądek, bez najmniejszej obawy o swoje życie.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Powód, dla którego Mitra nie chciał wiedzieć, co myśli Aldaren, był oczywisty: spodziewał się pogardy, pobłażliwości, złości, jakiejkolwiek manifestacji braku zrozumienia. Wyrozumiałość każdego miała swoje granice tak samo jak cierpliwość, a nekromancie zdawało się, że właśnie nadwyrężał granice i jednego i drugiego. Nawet zamierzał zaprotestować, gdy Aldaren oświadczył, że i tak zamierza podzielić się z nim swoimi przemyśleniami, już na końcu języka miał prośbę, by ten przestał, ale pomyślał, że to byłoby zbyt żałosne. Jakoś zniesie gorzkie słowa prawdy.
        Tymczasem skrzypek zupełnie go zaskoczył. Już sam jego ton był zaskakujący - ciepły, miły, jakby pełen podziwu. Mitra zerknął na wampira by przekonać się, czy aby nie interpretuje źle tego co słyszy. Zaraz szybko opuścił wzrok, ale był pewny, że mu się nie przewidziało ani nie przesłyszało - Aldaren naprawdę mówił to, co miał na myśli, to nie była ironia, kpina ani żadne podchody, by wbić mu szpilę.
        Mitra skulił ramiona. Słowa skrzypka były miłe, ale on nie potrafił ich przyjąć ze szczególną łatwością. Nie zgadzał się z wieloma z nich. Owszem, był zawzięty, był zajadły i gdy postawił sobie cel, realizował go nieraz wręcz z psychopatyczną skrupulatnością. Nigdy jednak nie powiedziałby o sobie, że był odważny, bo nie uważał przyznawania się do słabości za przejaw odwagi. Gdyby naprawdę był odważny, nie dałby się wpędzić w swoje fobie. Postawiłby na swoim, przeciwstawił się temu, co działo się z nim przez całe życie.
        Choć z drugiej strony to właśnie od jego oporu wszystko się zaczęło. Bo może gdyby odstąpił tamtego dnia od rannego nie trafiłby do niewoli tamtych żołnierzy… I teraz nie przelewałby własnej krwi tylko po to, że dać upust swoim frustracjom… ”Jestem słabszy niż myślisz, Aldarenie…”, pomyślał, ale już nie dyskutował, bo są pewne tajemnice, których nie ujawnia się nawet przyjaciołom.
        Lecz może Aldaren miał rację? Może miał szansę by sobie z tym poradzić. Ale to uda mu się tylko jeśli będzie wierzył, że to ma sens i cel, a nie jest to walka dla samej idei.
        - Mówię o nich tylko dlatego, że to ty słuchasz - wyznał cicho, bardzo cicho, a jego tłumiony przez maskę głos mogło dodatkowo zagłuszyć stukanie książek o blat stołu, gdy wyrównywał kolejny stos.
        - Dziękuję - odezwał się już głośniej, normalnym tonem, w końcu podnosząc wzrok na Aldarena. Naprawdę wydawało mu się, że atmosfera jakoś się oczyściła mimo tego, że nie zdjął jeszcze maski.

        ”Słuszna decyzja”, ocenił Mitra, gdy tylko spostrzegł, że jego dobra wola w kwestii przygotowania sobie śniadania wywołała u skrzypka taki entuzjazm. Jego samego również to trochę cieszyło… Ale chwila, czy Aldaren powiedział “jaczenicę”? Nie, błogosławionemu musiało się przesłyszeć, przecież każdy wie czym jest jajecznica.
        Oj Aresterra wkrótce miał się przekonać, jak naiwna była wiara w powszechną wiedzę kulinarną.

        Mitra niby był zamyślony i niby nie wtrącał się w to, co robił Aldaren, ale i tak obserwował jego poczynania. A nawet gdyby ich nie śledził jakoś uważnie, zapach zwróciłby jego uwagę na to, jak bardzo wampir nie radził sobie w kuchni. Nekromanta trochę zaczynał żałować, że dał skrzypkowi takie zadanie - mógł poprosić o chleb z miodem, wtedy już dawno byłoby po kłopocie.
        Mimo to na razie błogosławiony się nie wtrącał. Mówił Aldarenowi co gdzie może znaleźć, ale nie proponował pomocy i nie komentował, choć powoli zdejmowało go przerażenie. Zgodził się na tę całą szopkę ze śniadaniem by rytualnie sobie wybaczyć, ale coraz bardziej nabierał wątpliwości, czy aby na pewno był to dobry pomysł. Tak, gdy dotarł do niego swąd palonych jajek i cebuli, zaczął się wręcz obawiać o swoje zdrowie albo wręcz życie, ale przecież sam się głupi na to zgodził… W jego głowie zaraz zrodziła się przebiegła idea, aby może dyskretnie skarmić to świństwo Żabonowi, tylko musiałby go jakoś do siebie przywołać. Ta mała pokraka na pewno zeżre wszystko…
        - Yhm… - przyznał, gdy w trakcie tej kuchennej katastrofy Aldaren nagle zainteresował się informacją na temat swojego gościnnego pokoju. - Sarazil był jaki był, ale dał mi swój kąt… Lubiłem widok z tamtego okna - powiedział bardzo luźnym tonem, jakby nie oczekiwał żadnej odpowiedzi na to wyznanie, ba, może wręcz jakby nie czynił go w stronę skrzypka, tylko tak po prostu, w przestrzeń.
        Mitra nie słyszał o czym dyskutowali Aldaren i Drugi - krzątali się jak dwaj spiskowcy przy tej kuchni, a rezultat ich pracy śmierdział coraz bardziej. Nekromanta miał już na końcu języka, że jednak nie jest głodny, bo nie chciał dać się zabić tylko po to by nie robić skrzypkowi przykrości.
        - Wiesz… - zaczął ostrożnie, lecz wtedy nagle zainterweniował Drugi. Mitra nie ufał demonowi ani odrobinę, dlatego gwałtownie wstał od stołu widząc jak ten wkroczył w ciało wampira, lecz zamarł - kto by nie nabrał wątpliwości usłyszawszy “mendo, żarcie!”? Rzeczona menda jednak doskonale wiedziała, że to o niej mowa i Żabon sprintem przyleciał do kuchni, by zjeść to, co zabiłoby każdą normalną osobę. Chociaż… Mitra aż przysiadł, z fascynacją patrząc na to jak demon wił się w katuszach po spróbowaniu przygotowanej przez Aldarena jajecznicy. Nie spodziewał się, że będzie tak źle, czekał jednak by się upewnić, czy jego pupil faktycznie w tym momencie zdechnie, czy może to tylko jego wrodzone poczucie dramatyzmu. Niestety to drugie. Aresterra lubił patrzeć na śmierć, więc poczuł lekki zawód, gdy Żabon ocknął się i zwiał z kuchni… Niestety nie miał względem niego aż takiego sentymentu, by go żałować.
”Jakim cudem można tak spierdolić jajecznicę?”, zachodził w głowę nekromanta. Widywał osoby, które nie umiały gotować albo roztrzepanych kucharzy, którzy może teorię znali, ale nie umieli jej pogodzić z praktyką. Aldaren był jednak wybitnym antytalentem kulinarnym, co może nie powinno aż tak bardzo dziwić, skoro był ponad pięćsetletnim wampirem, więc mógł zapomnieć czym jest prawdziwe jedzenie, ale no naprawdę, jajecznicy nie umieć zrobić?
        Wampir po swojej prośbie o drugą szansę mógł usłyszeć dobiegające spod maski Mitry parsknięcie, któremu było zadziwiająco blisko do śmiechu - jakąkolwiek minę miał nekromanta, na pewno udało się skrzypkowi poprawić mu nastrój.
        - Ech, Al, nie potrafię być na ciebie zły, choć chciałeś mnie otruć - oświadczył lekkim tonem. - Masz jeszcze jedną szansę za to, że się tak starałeś. Ale tym razem porządnie.
        Mitra westchnął i powoli wstał od stołu.
        - Weź czystą patelnię - zwrócił się do Aldarena spokojnym tonem, ruchem ręki wskazując szafkę, w której znajdowały się garnki. Podszedł do kuchennego blatu i z założonymi rękami oparł się o niego biodrami. Czekał, aż wampir wypełni jego polecenie, ale niczego dodatkowo nie wyjaśniał. Oczywiście, że planował nim teraz trochę pokierować, by żadne z nich już się nie stresowało.
        - Postaw ją na piecu i daj łyżkę masła - instruował dalej. - Teraz cebula… Obierz… Tak trzymaj, bo inaczej zatniesz się w palce i koniec z grą na skrzypcach - poprawił go, pokazując jak powinien uchwycić krojone warzywo. Cierpliwie czekał aż skrzypek upora się z krojeniem, patrzył mu jednak przy tym nieustannie na ręce, by w razie czego uchwycić błąd i go poprawić.
        - Wrzuć na patelnię i zamieszaj. Teraz niech się chwilę smaży. Weź czystą miskę i wbij do niej trzy jajka, tylko uważaj na skorupki. Szybkim, zdecydowanym ruchem. Prawie wyszło, bierz łyżkę i wyciągaj - oświadczył, gdy dostrzegł, że na dnie miski jednak coś pływało. Gdyby był miłosierny to by to zignorował, ale wtedy pewnie cała ta jajecznica stanęłaby mu w gardle. Niech się chłopak uczy.
        - Przemieszaj i wlej na patelnię. Dodaj sól… Nie tyle! Jedną trzecią tego. Dobrze. I teraz mieszaj… Całą powierzchnię, nie tylko na okrętkę. Gotowe - oświadczył na koniec jakby z odrobiną dumy. Poczekał aż Aldaren przełoży wszystko na talerz i przyjął go od niego.
        - Dziękuję - powiedział, po czym przesunął maskę na szczyt głowy, wziął widelec i skosztował tej drugiej jajecznicy. Pokiwał z uznaniem głową. - I potrafisz - pochwalił z zadowoleniem, nim wziął do ust kolejny kęs. Chwilę żuł, nim go połknął i ponownie się odezwał.
        - Nie przeszkadza ci, że mówię na ciebie “Al”? - zapytał tak od czapy, bo przecież mówił tak do niego od wczoraj. Czekając na odpowiedź wpakował do ust kolejny kawałek jajecznicy, kontrolnie zerkając na skrzypka.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Trochę się rozwinął z przekazywaniem swojej opinii na temat dziwactw nekromanty i tego jaki był, ale po prostu nazbyt się skupił na tym co mówił i ciężko mu było wszystko zamknąć w dwóch zdaniach. Mitrze najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo inaczej przecież wprost by powiedział, że wampir plecie głupoty i żeby zaprzestał tych działań jeśli by mu się coś nie spodobało. I to czy mógłby tym sprawić przykrość skrzypkowi czy nie, nie miało najmniejszego znaczenia, w końcu, gdy tylko Mitra chciał, potrafił być niemal boleśnie bezpośredni, choć dość często miał problemy z wyjawianiem tego co siedziało mu w głowie i boku, tym bardziej miał trudności w dobieraniu odpowiednich słów. Niemniej starał się, obaj się starali nie zniszczyć ich wzajemnej relacji, która kosztowała życie jednego wampira i masę krwi, nie wspominając już o stresie, nerwach i garści nieporozumień. Ale! Wyglądało na to, że powoli wszystko miało się ku lepszemu.
        Słowa Mitry będące kontrargumentem na opinię Aldarena o odwadze blondyna w kwestii otwartego wyjawiania swoich lęków, choć ciche, przytłumione i wymruczane raczej z niechęcią by ktokolwiek je dosłyszał, zostały wyłapane przez wampirze uszy, lecz skrzypek tylko się uśmiechnął i w żaden sposób ich nie skomentował, nie dał też jednoznacznego dowodu na to, że w ogóle zostały przez niego pochwycone. Co prawda znów mógł źle zrozumieć i sobie dopowiedzieć niewiadomo co, gdyż zinterpretował je jakby Mitra uznał krwiopijcę za kogoś wyjątkowego, jakby nikt inny nie był godzien posiadania takiej informacji, albo jakby tylko skrzypek naprawdę słuchał nekromanty i okazywał mu w tym względzie całkowitą uwagę. Cokolwiek blondyn miał na myśli, przez jego słowa zrobiło się wampirowi miło na sercu, a przez to czuł się już bardziej spokojny, jakby incydent z przeniesieniem niebianina na kanapę stracił na sile i znaczeniu. Konflikt zażegnany.

        Nie nacieszył się jednak długo bezstresowym stanem psychicznym, gdyż zaraz, na własne życzenie, został postawiony przez garami i jeszcze zapewnił, że będzie to najbardziej wyśmienita jajecznica jaką kiedykolwiek błogosławiony jadł. Aldaren wychowując się w arystokratycznym dworze i żyjąc jak arystokrata po pierwsze, choć pomagał w kuchni ze zmywaniem czy podawaniem potrzebnych rzeczy, nigdy niczego sam nie ugotował, nie miał takiej potrzeby skoro do pewnego momentu to służący zajmowali się przygotowywaniem dla niego posiłków, w karczmie naturalnie stawiane jest zawsze gotowe danie, a nawet gdy na jakiś czas zaszył się w domu swojej ukochanej, wtedy ona pichciła a nie on. I tak wielkim wyczynem już było, że wziął patelnię a nie rondel czy cedzak do przygotowania jajecznicy. Drugą właśnie kwestią jest to, że ową jajecznicę, albo coś podobnego, widział tylko raz w jednej karczmie na wschodzie, a w zamku nigdy nie było to przygotowywane ze względu na wysoki status społeczny opiekującego się nim Fausta, bo przecież jajeczna breja to pasza pospólstwa. Mitra jednak miał obecnie ochotę na tę paszę i wampir musiał zrobić wszystko co w jego mocy by powierzone zadanie wykonać jak najlepiej. Na szczęście Drugi, albo jak się później okazało Xargan, choć sam nigdy jajecznicy nie robił, miał dużo większe pojęcie na jej temat niż krwiopijca i to tylko dzięki niemu udało się Aldarenowi zrobić coś co pomimo wszechobecnego węgla można było jajecznicą nazwać.
        - Tak, widok jest rzeczywiście przepiękny, tym bardziej, że Mauria po zmroku jest naprawdę urokliwym miastem, przynajmniej według mnie. Zastanawiam się więc, dlaczego w nim nie zostałeś i wolisz pokój poniżej. Pytam jedynie z ciekawości, jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać - zapewnił uprzejmie, powoli kończąc przygotowywane śniadanie.

        Cały jego wysiłek z pichceniem poszedł na marne, gdy dobroduszny demon postanowił uratować znienawidzonego nekromantę przed okrutną śmiercią i wysypał całą zawartość talerza do paszczy Żabona jak do śmietnika, po czym zostawił wampira z niebianinem samego. Aldaren niemal nie zapadając się żywcem pod ziemię ze wstydu, nawet był bliski padnięcia na kolana i błagania o miłosierdzie, ale w sumie Mitra nie chciał ściąć mu za to głowy, a do tego już sama jajecznica wystarczyła by pociągnąć dumę skrzypka na samo dno, nie potrzebował się jeszcze dodatkowo pogrążać i upokarzać. Natomiast przytłumione parsknięcie, mogące być oznaką rozbawienia blondyna, skutecznie pomogło nieumarłemu pozbierać się po tej kulinarnej porażce.

        - Nie chciałem cię otruć - powiedział załamany żałosnym tonem, spuszczając głowę i się do tego jeszcze garbiąc, na szczęście radość ducha mu wróciła gdy usłyszał, że może jeszcze raz spróbować.
        - "Nie słuchaj go, chciał cię otruć wierz mi, przecież byle idiota potrafi zrobić jajecznicę. Na twoim miejscu natychmiast wykopałbym go na zbity pysk" - odezwał się do Mitry Drugi pojawiając się nad ramieniem Aldarena jako czarny obłoczek dymu z czerwonymi, świecącymi oczami.
        - Przymknij się Xarganie - zbeształ go bez cienia zainteresowania skrzypek.
        - "Co? Skąd znasz moje imię?!" - Zaniepokoił się, w ogóle nie pamiętając, że sam się z tym zdradził.

        Aldaren z beztroskim, może nieco szatańskim, zadowolonym z siebie uśmieszkiem przestał na niego zwracać już uwagę i skupił ją w pełni na Mitrze, który postanowił przyuczyć nieumarłego z zakresu przyrządzania jajecznicy. Stosując się do jego poleceń w pierwszej kolejności wziął nową patelnię. Czekając na kolejne instrukcje zerknął na niego kątem oka, a widząc jak się oparł o blat, stanął rozluźniony niemal na wyciągnięcie ręki... Oderwał od niego wzrok czując przyjemne, acz niepokojące ciepło rozlewające się po jego ciele. Zaraz się skarcił za to co właśnie zamierzało wykiełkować w jego myślach i odetchnął cicho, praktycznie niezauważalnie i w pełni oddał się obecnemu zadaniu.
        Wziął łyżkę i nałożył nią masła na patelni, zaraz po tym znów czekało go spotkanie z cebulą, od czego na samą myśl zaczęły go już piec i mu łzawić. Czy można by przez to uznać, że Mitra jest okrutny? Tak, kategorycznie! Zwłaszcza kiedy poinformował go, że nieodpowiednie trzymanie cebuli może zakończyć jego muzyczną karierę. Uśmiechnął się z rozbawieniem, bo przecież nic by mu się wielkiego nie stało, palce by odrosły i wciąż mógłby z równą sprawnością co obecnie tworzyć muzykę. Mitra natomiast zdawał się coraz częściej zapominać, że skrzypek był wampirem i myśleć o nim jak o zwykłym człowieku. To było niezwykle miłe i absolutnie nie chciał poprawiać nekromanty, choćby uwagą, że jeśli nie jest to SREBRNY nóż, nic wielkiego mu się nie stanie. Zamiast tego skupił się na kolejnych poleceniach.
        Większy problem niż z cebulą okazał się być z jajkami, dla których miał być jednocześnie delikatny i stanowczy. Tak wybijał do miski jajka, że praktycznie palce miał po tym obślizgłe od białka, a po tym jeszcze musiał się babrać w tym glucie koloru smarków, żeby wyłowić skorupkę, nie dziwił się więc, że w zamku nigdy nie robiono takich dziwactw. Na szczęście jajka zaczęły już lepiej wyglądać jak tylko zostały wylane na rozgrzaną patelnię, przy czym i wampir stracił zielonego odcienia z twarzy. Gdy nadeszła kolej na dodanie soli był gotów wysypać praktycznie całą solniczkę, ale Mitra w porę go powstrzymał. Najbardziej nudne w tym wszystkim było mieszanie, bo sporo go było, ale zapach... Bez porównania obecne męczarnie były tego warte.
        - "Nie czuję spalenizny, to na pewno dobre?" - wtrącił się Xargan, który niemal wypełzł z piekarnika i unosząc się nad patelnią przyglądał się z ciekawością faktycznie udanej jajecznicy.

        W końcu Mitra oświadczył, że danie gotowe i Aldaren przełożył je na talerz po czym wręczył przyjacielowi do zjedzenia. Z zapartym tchem wbijał w niego spojrzenie czy tym razem mu się udało i odetchnął z niemałą ulgą gdy nekromanta go pochwalił. To było niezwykłe uczucie, szczególnie, że nie często słyszał pochwały inne niż te odnośnie jego gry na skrzypcach. Nie kojarzył w ogóle by kiedykolwiek od Fausta usłyszał: "Dobra robota, Aldarenie", ale to już zamknięty rozdział.
        Rozmyślając o tym nie zwrócił uwagi na to, że cały czas się gapi na jedzącego towarzysza i głupkowato się uśmiecha, lecz sam się o tym zorientował i zaraz odwrócił do góry brudnych naczyń pozostałych po samym przygotowywaniu dwóch jajecznic. Gotowanie było dla niego udręką, ale z jakiegoś powodu był zadowolony. Nawet przez myśl mu przeszło, czy nie znaleźć i nie kupić książki kucharskiej by się bardziej doedukować w zakresie kulinarnym. Póki co na ten moment zabrał się za zmywanie i sprzątanie po sobie.

        - Miałem wspaniałego nauczyciela, to ja powinienem podziękować - powiedział może nieco z opóźnieniem, ale zawsze. Tego dnia nic chyba nie mogło popsuć jego humoru. Niestety ledwo o tym pomyślał i zaraz sobie przeczytał co przeczytał w ciągu nocy. Nie chciał jednak dać się temu pochłonąć, to nie był ani czas ani odpowiednie miejsce na zagłębianie się w szarą i ponurą przeszłość, którą choć go dotyczyła, w ogóle nie miał o niej do tej pory pojęcia.
        - Szczerze? Nie - odpowiedział przyjacielowi, którego pytanie przegnały resztki rozmyślań o dzienniku Fausta. - Co prawda nieraz nie do końca wiem czy rzeczywiście do mnie mówisz, bo jesteś pierwszym, który tak się do mnie zwraca, nie jestem wiec przyzwyczajony. Ba! Nie sądziłem, że moje imię da się się skrócić. Dziękuję ci, to naprawdę miłe, że tak na mnie mówisz - rozwinął i uśmiechnął się do blondyna, gdy zerknął na niego przez ramię. Nie chciał jednak go ani krępować, ani przerywać posiłku, dlatego zaraz poświęcił uwagę szorowanej intensywnie z węgla patelni.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra długo milczał i zdawało się, że nie odpowie dlaczego zmienił sypialnię. W końcu jednak poruszył się w sposób, który zwiastował, że się odezwie.
        - Bo z moją aktualną sypialnią nie wiązały się żadne wspomnienia - zaczął. - I jest niżej, gdy ze zmęczenia ledwo umiałem chodzić to miało znaczenie… Na górę zaglądałem, gdy miałem ochotę popatrzeć albo rysować. Ale spokojnie, teraz tam nie wejdę bez twojej zgody.
        Choć może pierwszy argument zabrzmiał dramatycznie, nie było wcale aż tak źle, jak mogło się wydawać. Mitra nigdy nie zaznał krzywdy w swoim pokoju, a w każdym razie nie fizycznej. Nawet nigdy się w nim nie ciął. Po prostu to miejsce kojarzyło mu się z tym, jak bardzo się zmienił. Do Maurii trafił już psychicznie wypaczony, a przesiadując nocami sam na sam ze swoimi myślami pogłębiał swój stan. To czego doświadczał za dnia tylko dolewało oliwy do ognia. Zaś sypialnię Sarazila przed jego śmiercią widział raz, no, może dwa razy - nigdy tam nie wchodził, bo i nie miał po co, a i jego stary mistrz go tam nie ciągnął.

        - Wiem, wiem - mruknął trochę lekceważąco nekromanta, gdy Aldaren chyba nie złapał jego żartu i zaczął się tłumaczyć, że wcale nie chciał go otruć. Oj, gdyby Mitra złapał go na takiej prawdziwej próbie, to marny jego los. Wtedy na pewno Aresterra pokusiłby się o sprawdzenie czy nekromancja pozwala mu na kontrolowanie wampirów, a gdyby mu się to udało… Skrzypka spotkałby okrutny koniec.
        - O, Xargan, tak? - podłapał momentalnie, gdy to imię padło z ust Aldarena. Zdecydowanie bardziej wolał tę wersję niż tę ksywkę “Drugi”, bo nie sugerowała, że demon i wampir mają coś ze sobą wspólnego. Poza tym, że Xargan pasożytował na skrzypku… Choć może to wcale nie było to? Aldaren niby tłumaczył mu, że został przez niego kilka razy obroniony, ale jednak to niewiele dla Mitry znaczyło. Tak samo jak czynione przez Drugiego próby oczernienia skrzypka. Cała trójka wiedziała, że to nie ma sensu.

        Wspólne gotowanie było… W sumie całkiem przyjemne. Aldaren uśmiechał się, był zadowolony, chyba nie dręczyły go już żadne wyrzuty sumienia. Gdy już mówiło mu się co miał robić, dobrze sobie z tym radził - manualnie był bardzo sprawny. No, prawie - jajka go jednak pokonały.
        - Masz, wytrzyj się - zaproponował mu Mitra, podając ścierkę, która leżała gdzieś na blacie, po czym znowu odrzucił ją w jakieś losowe miejsce. Cóż, nie od dziś było wiadomo, że Mitra do najporządniejszych osób nie należał.

        To pełne wyczekiwania spojrzenie Aldarena wywoływało u Mitry przekorną chęć przeciągnięcia do granic możliwości momentu, gdy wygłosi swoją opinię na temat tej stworzonej wspólnymi siłami jajecznicy. Nie zrobił tego jednak, ocenił kulinarne dzieł skrzypka (naprawdę w porównaniu do pierwszej próby to było dzieło) gdy tylko go skosztował. Wampir wyglądał na niezmiernie uradowanego, a sam Aresterra musiał przyznać, że również miał całkiem dobry humor. Lecz mimo to zaraz poczuł, że był czujnie obserwowany, że skrzypek patrzył się na niego i śledził każdy gest. Uśmiechał się. W ogóle Aldaren bardzo często się uśmiechał, jakby wprawienie go w dobry nastrój nie było wcale trudne. Tylko niech to, jego spojrzenie było tak intensywne… Nim jednak Mitra spanikował, skrzypek sam się ocknął i kulturalnie obrócił w stronę stosu talerzy i garnków, które należało wymyć.
        - Weź się nie wygłupiaj – zganił go nekromanta. – Przecież po to mam służących, by oni teraz męczyli się z myciem. Tylko… Tamtą patelnię weź wyrzuć – dodał, wskazując widelcem ofiarę pierwszej kulinarnej próby wampira. Może i dałoby się ją uratować, ale pytanie czy była to gra warta świeczki.
        Swoją drogą, skoro niby miał od tego służących, czemu w jego domu był taki straszny syf? Nawet poleceń nie chciało mu się wydawać?
        - Przesadzasz - skwitował uwagę o dobrym nauczycielu, po czym wziął do ust bardzo duży kęs i trochę mu zajęło, nim go przeżuł i połknął.

        - O… - Mitra wyglądał na zaskoczonego. Był pewny, że ta skrócona forma imienia była dla wampira naturalna, w końcu to samo cisnęło się na usta. A jednak on był pierwszy… Ciekawe. Jak więc zwracała się do niego jego ukochana? Albo Faust, bądź co bądź jego ojciec? No dobra, ten przykład był akurat chybiony, no ale jednak skrzypek miał rodzinę, czy oni zawsze wołali go pełnym imieniem? Korciło by zapytać… I jednocześnie ciekawe, jak dałoby się skrócić jego własne imię. Też nigdy tego nie słyszał i nawet nie umiał sobie tego wyobrazić. Zawsze wołano go pełnym imieniem albo jakimś przezwiskiem. Aniołek - tego nienawidził najbardziej. Gdy był jednak dzieckiem zwracano się do niego właśnie jak do dziecka: mały, złociutki albo po prostu “ej, ty”… Ale to były dawne czasy.
        - Drobiazg… Al - odezwał się w końcu, zerkając na wampira, by przekonać się jak tym razem skrzypek zareaguje. Coś zawisło jednak między nimi w powietrzu, dało się wyczuć, że Mitra chciał jeszcze coś powiedzieć. Nim jednak do tego doszło, podszedł do stołu i usiadł przy nim, by w spokoju zjeść resztę jajecznicy jego autorstwa.
        - Jak w takim razie zwracali się do ciebie bliscy? - zapytał w końcu prosto z mostu. Czasami subtelność go zawodziła, a zwłaszcza teraz, bo niezwykle go ten temat intrygował.
        Nekromanta ruchem uzbrojonej w widelec ręki zachęcił Aldarena, by ten usiadł przy stole, skoro mieli teraz chwilę na spokojnie porozmawiać.
        - Muszę dzisiaj wyjść z domu - zakomunikował, dziobiąc w zawartości swojego talerza. - Ale możesz tu zostać pod moją nieobecność, jeśli masz ochotę. Albo wyjść… Gdybyś przyszedł i mnie nie było, po prostu zapukaj, manekiny cię wpuszczą, wydam odpowiednie rozkazy - zapewnił Aldarena, bo jego gościna była nadal aktualna. - Nie wiem czy w nocy znowu wezmę się za ten grymuar… Zależy co uda mi się załatwić w ciągu dnia. Mam pewne rachunki do wyrównania - oświadczył, mrużąc gniewnie oczy na samo wspomnienie tego na kim ma się zemścić i jak bardzo skrupulatny zamierza przy tym być. Szkoda, że nie wiedział, że skrzypek zna się na torturowaniu, bo pewnie zaprosiłby go do wspólnej zabawy przy pastwieniu się nad parą duchów, które miały czelność zajść mu za skórę…
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Gdy Mitra odpowiedział na jego pytanie odnośnie powodów, dla których opuścił swój pokój, Aldarenowi nie za specjalnie spodobało się to co usłyszał. Nie wiedział i wolał nie wiedzieć co spotkało nekromantę w tym pokoju, do tego niekomfortowo się poczuł na samą myśl, że spędził tam noc. Niemniej naprawdę rozumiał Mitrę, w końcu sam starał się unikać zachodzenia choćby w pobliże zamczyska Fausta, a co dopiero myśleć o spędzeniu tam nocy i odpoczęciu. Niestety nie mógł w nieskończoność uciekać od zamku, wszak był to jego dom, jedyny jaki miał, bez względu na to czego doświadczył wewnątrz jego murów, do tego musiał zapewnić ochronę i spokojny spoczynek zmarłym w tamtejszych kryptach, ale chyba najważniejsze - nie mógł wiecznie gnieździć się u Mitry. Westchnął cicho nad przygotowywaną, przypalającą się pierwszą jajecznicą. Cieszył się, że był odwrócony tyłem do przyjaciela, przez co blondyn nie mógł zobaczyć jego wyrazu twarzy, Aldaren nie chciał go martwić.
        - Daj spokój, przecież to twój dom. Muszę ci raz jeszcze podziękować za gościnę i przenocowanie mnie. - Uśmiechnął się do niego uprzejmie przez ramię, jakby specjalnie podkreślając to ostatnie.
        Był to naprawdę bardzo miły gest i z przyjemnością by tu został gdyby taka była wola Mitry, nie mniej... Wiedział, że to mogła być jedynie kwestia czasu nim znów między nimi narośnie jakiś konflikt, a przyzwyczajonemu do spokoju i ciszy zacznie przeszkadzać towarzystwo wampira, którego można by uznać za przeciwieństwo błogosławionego. W końcu dla Aldarena najbardziej pożądaną ciszą była ta, którą mógł wypełnić swoją muzyką, a więc żadna cisza w jego pobliżu praktycznie nigdy nie nastąpi, a spokój natomiast wiązał się z miłym, beztroskim towarzystwem przyjaciół, czyli również żaden spokój. Wolał uniknąć nieporozumień i oszczędzić Mitrze męczarni.

        Również dla Aldarena wspólne gotowanie było niezwykłym przeżyciem i godną zapamiętanie przygodą, choć pierwszy efekt swoich kulinarnych talentów wolał pogrzebać głęboko w odmętach zapomnienia, acz z drugiej strony gdyby nie to nigdy pewnie nie doszłoby to tego, że pichciłby wraz z Mitrą. Może jednak warto było również i tę przygodę zachować w pamięci.
        - Dziękuję. - Przyjął kawałek trzymanej przez nekromantę ścierki i wytarł ręce. Chciał ją przyzwoicie złożyć i położyć na blacie obok, a nóż się jeszcze przyda, lecz blondyn był szybszy, gdyż widząc, że Aldaren skończył się wycierać wyrwał ją i odrzucił gdzieś na bok. Zaskoczyło to skrzypka, ale zaraz się uśmiechnął i pokręcił jedynie pobłażliwie głową rozbawiony.

        Chwila gdy jajecznica była gotowa do spożycia była dla krwiopijcy niezwykle trudna. Co prawda robił wszystko zgodnie z instrukcjami niebianina, ale aż nazbyt przekonał się o swoich kulinarnych umiejętnościach i to nie tak dawno temu, a dowód tego wciąż wisiał w powietrzu w postaci nie wywietrzonych jeszcze oparów spalenizny, przez to właśnie strasznie się bał czy i obecna próba, choć ładnie wyglądała, nie skończy się silnym zatruciem dla Mitry. Naprawdę nie chciał go skrzywdzić, a nawet poświęciłby się i pierwszy by spróbował, czy danie jest bezpieczne. Niestety to nie było możliwe przez to, że był wampirem i spożycie czegoś co nie było krwią, alkoholem czy miksturami, nie ważne jak dobre by było, to właśnie dla niego skończy się silnym zatruciem, a w następstwie osłabieniem ciała. Jedyne co mu pozostało to trzymanie kciuków, by Mitra przeżył to spotkanie z jajecznicą i by była chociaż zjadliwa. Tylko dlaczego to się tak niemiłosiernie dłużyło? Mitra rzeczywiście był okrutny, któż by się tego spodziewał?
        Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i skrzypek mógł odetchnąć z ulgą. Przyglądając się jak Mitra jadł, przypomniały mu się czasy gdy samemu mógł się jeszcze delektować jedzeniem. Czasem gorszym, gdy pijany pod wpływem znajomych zgodził się coś zjeść w pierwszej lepszej karczmie po drodze do domu, ale zawsze było to jakieś zróżnicowanie posiłku i nie ograniczanie się wyłącznie do jednego. Tęsknił za tym, choć krew również bywała w smaku gorsza i lepsza, jedne były bardziej słodkie, inne jak wino, z delikatnym, charakterystycznym, metalicznym posmakiem, jednakże to nie było to co pieczony bażant, czy choćby słodkie bułki od miłej staruszki z bazaru. Dlatego na tak długo zapatrzył się w towarzysza. Na szczęście w porę się zorientował i uciekł do naczyń, nie tylko po sobie posprzątać, ale oddać Mitrze naruszony komfort.
        - To mój bałagan, więc to ja powinienem go posprzątać. Poza tym mokre drewno szybciej pleśnieje, nie chcę byś musiał przeze mnie kupować nowe manekiny, albo wymieniać spleśniałe części starym. Wystarczy mi, że jestem ci już i tak winny patelnię. - Zaśmiał się i za poleceniem gospodarza wyrzucił zwęgloną z każdej strony patelnię, zmycie reszty nie było więc już niczym trudnym ani czasochłonnym.
        - Pewnie tak, choć ja tak nie uważam - odparł łagodnie na oświadczenie Mitry, że skrzypek jedynie przesadza.

        Zerknął przez ramię gdy przeskoczyli na temat skróconego imienia wampira. Zaskoczenie nekromanty było w pewnym stopniu niezrozumiałe dla lazurowookiego, w końcu zdrobnienia niczego sobą nie reprezentowały, nic szczególnego nie wnosiły i chyba nawet nie były popularne. Były? Poza tym wprowadzały tylko zamieszanie i mogły być poważną kością niezgody międzyludzkiej, w końcu nie każde imię dało się zdrobnić. Choćby take Faust, albo Żabon. Z samym imieniem Mitry przecież był problem no bo jak? Mit? Ra? Mi... Mimi? Parsknął mentalnie na swoje myśli i pokręcił głową.
        - "Taaak, Mimi, pasuje do niego jak ulał. Jeszcze różową kokardkę we włosy, fartuszek w kwiatuszki i blond ślicznotka jak znalazł" - burknął drwiąco Drugi, lecz zaraz zaczął rozdzierać sobie gardło, wijąc się w męczarniach pochłonięty bezlitosnym płomieniem.
        Aldaren zgasił płomień, który jeszcze przed chwilą trawił demona i uśmiechnął się ciepło do nekromanty, który wydawało się tym razem celowo powiedział "Al". Było to naprawdę niezwykle miłe. Nie dość, że ogarniało wampira za każdym razem gdy to słyszał przyjemne uczucie, to jeszcze jak za sprawą zaklęcia, zsyłany był na jego ducha błogi spokój. Dość ciężko było to dokładnie i jednoznacznie określić. Niestety samo określenie "miłe" było stanowczo za płytkie i niewystarczająco oddające istotę tego, jak naprawdę nieziemsko się wtedy wampirowi robiło na sercu.
        - Po prostu Aldaren - odparł dość szorstko, wzruszył przy tym ramionami, bo choć miło mu było słyszeć z ust Mitry swoje skrócone imię, naprawdę nie miało dla niego znaczenia jak ktoś się do niego zwracał. Byleby tylko miał przyjazne stosunki. Poza tym w pewnym stopniu sam był zaskoczony jak surowo zabrzmiała jego odpowiedź, przez co nieco spochmurniał i westchnął. Wypowiadając swoje imię przypomniał sobie to co przeczytał w nocy. Skończył zmywać, wytarł dłonie i widząc groźnie wycelowany w swoją stronę widelec posłusznie usiadł naprzeciwko gospodarza.
        - Nie zrozum mnie źle, żyłem w innych czasach. Wszyscy wtedy zbierali się po długiej wojnie i nikt za specjalnie nie zwracał uwagi na to czy zwracać się do kogoś inaczej czy skróconym imieniem. Priorytety były inne i choć spokój zaczynał powoli ogarniać nie tylko Maurię, ale i resztę Alaranii, mieszkańcy mieli ważniejsze sprawy na głowie niż to by kogoś zdrobniale nazywać. Poza tym wśród szlachty i arystokracji nie do pomyślenia jest by nie zwrócić się do kogoś pełnym imieniem, a najlepiej jeszcze tytułem i rodem, inaczej może być to wzięte za lekceważenie i obrazę danej osoby, a to dość rzadko kończyło się dobrze - wyjaśnił przyjacielowi, by jakoś się usprawiedliwić ze swojej oschłej reakcji na jego pytanie.
        - Imię było twoją dumą i nie można jej było skrócić do "du", niejedna z nieprzychylnych ci osób bez skrupułów dodała by do tego "pa" i nie dość, że zostajesz publicznie ośmieszony, to jeszcze dość szybko zaczyna cierpieć na tym twoja reputacja, imię, ród, duma, a także wspomniana dupa. Nie powiem, raz po kilku strzemiennych znajomy dhampir nazwał mnie "Ren" bo język mu się plątał za każdym razem jak chciał się do mnie zwrócić, lecz to był jednorazowy przypadek. Zwłaszcza, że na następny dzień jego córka przyprowadziła do domu kulawego psa, z większą ilością pcheł niż mieszkańców na Łusce i nazwała go właśnie Ren. Ładniej i sensowniej to brzmiało niż "ręka" a konkretniej łapa, której psiak nie miał. Poza tym zdaje mi się, że chyba na wschodzie w niektórych wioskach, czy też plemionach określa się tak właśnie wszelkiego rodzaju kaleki. Jeśli więc przyjąć "Aldarena" jako moją dumę, "Ren" niewątpliwie byłby wtedy moją dupą za przeproszeniem. - Uśmiechnął się rozbawiony zastanawiając się czy dostatecznie jasno to wyjaśnił niebianinowi, czy może jedynie skomplikował sprawę. Teraz do niego zaczęło dochodzić, że mógł sobie odpuścić wzmiankę o arystokracji i dumie-dupie, bo mogłoby to zostać źle odebrane przez nekromantę i już nigdy więcej nie będzie chciał się zwracać do wampira po prostu "Al". Skrzypek nie chciał by blondyn przestał tak mu mówić, obawiał się, że w ostateczności, żeby wszystko naprawić będzie musiał powiedzieć o tym co wyczytał w dzienniku Fausta i że takowy w ogóle ma, a akurat tym wolał przyjaciela nie męczyć.

        - Rozumiem, że to osobista sprawa i lepiej ci nie towarzyszyć. - Bardziej stwierdził niż zapytał i pokiwał przy tym głową. Z drugiej strony obecnie przebywanie kogokolwiek w towarzystwie wampira na mieście mogło nie być zbyt bezpieczne, ale dzięki temu łatwiej było się Aldarenowi pogodzić z tym, że nie będzie mógł pomóc blondynowi.
        Poza tym sam miał nie mało rzeczy do załatwienia. Zamek, Ariszia, dowiedzenie się czegoś o Zarelu - jako priorytety, przy czym najlepiej będzie spotkać się w pierwszej kolejności z wampirzą królową, z którą przy okazji będzie mógł formalnie załatwić sprawę zamku, w końcu póki nie zostanie oficjalną głową rodu przemienieni Fausta nie dadzą mu spokoju, a przez to wypytywanie o Zarela i odnawianie swoich kontaktów będzie raczej ciężkim wyzwaniem niż kwestią poświęconego czasu i zwykłą formalnością.
        - Jak już mówiłem, muszę spotkać się z Ariszią, więc nie przejmuj się mną. W porządku, zajdę do ciebie i ewentualnie poczekam gdy już wszystko załatwię - obiecał, przyjaźnie się uśmiechając.
        - Potrzebujesz czegoś? Mogę po drodze zrobić zakupy - zaproponował, przy czym chodziło mu bardziej o to jak już będzie wracał, bo raczej spokojne zakupy za dnia... Choć w sumie oni byli podrzędnymi wampirami, słabymi i niezbyt odpornymi na słońce, wychodzili jedynie po zmierzchu. Niemniej nie będzie przecież z torbami prosił o audiencję. Po pierwsze nie był samobójcą, po drugie miał szacunek i naprawdę lubił krwiopijczą władczynię, a przy okazji daleką kuzynkę Fausta. Córka z matki dziadka siostry wuja strony, czy jakoś tak. Piąta woda po kisielu, ale jakby nie patrzeć wciąż to jednak rodzina.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra lekko się spiął, zaskoczony tym jak nagle Xargan zajął się ogniem. Patrzył na wijący się w męczarniach kontur sylwetki stworzonej z dymu, ale się nie wtrącał – ich sprawa jak załatwiają waśnie między sobą… Niemniej był ciekawy.
        - Czym sobie zasłużył? – zapytał Aldarena, wymownie spoglądając na Drugiego, który już co prawda nie płonął, ale dymu było wokół niego jakby więcej.

        Mitra westchnął dramatycznie.
        - Ale ty jesteś uparty - zganił wampira, gdy ten upierał się przy zmywaniu. - Już dobra, jak ci tak zależy to niszcz sobie dłonie, bo manekinów przecież szkoda - prychnął, wzruszając do tego ramionami. Nie był wcale aż tak bardzo obrażony ani zirytowany jak mogło się wydawać, ale też jego własna uprzejmość miała swoje granice. Bardzo cienkie granice tak naprawdę, dlatego zamiast dalej nalegać odpuścił, na koniec werbalnie kąsając skrzypka. Gdyby Mitra był normalny i miał tyle lat na ile wygląda, można by podejrzewać, że w ten sposób domaga się atencji i czułości, by Aldaren go przeprosił i trochę przy tym porozpieszczał… Lecz to był Aresterra, więc tego typu prowokacja raczej nie wchodziła w grę.

        Zdawało się, że Mitra trafił na jakiś drażliwy temat, drążąc kwestie zdrobnień, spieszczeń i całej tej reszty. Aldaren sprawiał wrażenie, jakby nie chciał o tym rozmawiać i ucinał ciągnięcie tej kwestii, nekromancie zaś nie zależało na tych informacjach na tyle, by się z nim kłócić albo zmuszać go do kontynuowania. Skupił się więc przez moment na jedzeniu, gdy jednak skrzypek sam z siebie rozwinął myśl, chętnie słuchał.
        - No tak... Wybacz zainteresowanie smarkacza - mruknął, ale bez urazy. Zabawne, że mimo swojego wieku nadal był w stosunku do Aldarena prawie jak dziecko. Tymczasem od chwili gdy trafił do Maurii postarzał się fizycznie może o dwa, trzy lata. Tego tak bardzo zazdrościł mu Sarazil, który jako zwykły człowiek magią starał się wydłużyć sobie życie, ale i tak nie zachował sprawności i urody... Choć wysoce prawdopodobne było, że nawet mając te dwadzieścia lat urodziwy nie był - nic na to nie wskazywało, gdy patrzyło się na jego pomarszczone, powykrzywiane ciało.
        Aldaren tymczasem miał kilkaset lat na karku. Do świadomości Mitry z trudem docierały informacje o tym, że jego przyjaciel był tak stary, by pamiętać wojnę z Maurią. Fakt, to wiele zmieniało… Wtedy na pewno zwyczaje były inne. Nie dało się również ukryć, że obaj pochodzili z diametralnie różnych środowisk. Aldaren był arystokratą, musiał pilnować się z tym co mówi i jak mówi, aby nie dać nikomu pretekstu do rozpętania jakiegoś konfliktu. Mitra… Chyba śmiało mógłby powiedzieć, że zaczynał jako margines społeczny. Teraz dorobił się powiedzmy, że statusu mieszczanina, ale to nie zmieniało faktu, że nie cechowała go specjalna ogłada. Tym uważniej słuchał… Chociaż może w całym tym słowotoku skrzypka nie było tak ważne to co wypada a czego nie (i czym się różni duma od dupy), ale to, że znowu opowiedział coś o sobie. Mitra lubił słuchać tych historii, widać to było nawet po tym jak przerwał na moment jedzenie, zapatrzony z uwagą w skrzypka. Z początku nawet podobała mu się opcja, by jego imię skrócić do “Ren” - ładnie wybrzmiewało i nie brzmiało tak plebejsko jak “Al”. Jednak… tego dodatkowego znaczenia nie znał. I gdy je poznał, odeszła mu ochota na zmiany.
        - To zabawne - skomentował po wszystkim. - Nie ma w tobie zadęcia typowego dla arystokraty i przez to często zdarza mi się o tym zapominać… Ale zapamiętam twoją lekcję - skwitował, wracając do posiłku. Naszły go wątpliwości, czy powinien mówić do wampira tak jak zwracał się do niego do tej pory. Szybko jednak znalazł rozwiązanie: przy obcych będzie używał pełnego imienia, a gdy będą sami, będzie wracał do spieszczenia. Wtedy chyba wszyscy będą zadowoleni - bo skrzypkowi najwyraźniej takie zawołanie przypadło do gust - a duma wampira nie ucierpi.


        - Nie przejmować się, chociaż idziesz na audiencję do Ariszii? – W głosie nekromanty słychać było zwątpienie i lekką kpinę. Dla niego to były stanowczo za wysokie progi i nie spodziewał się, by taka audiencja mogła być przyjemna. Spodziewał się długiego czekania, a później rozmowy, w której trzeba baczyć na każde słowo, by nie urazić wariatki, od której zależało powodzenie tego, z czym przyszedłeś... Nie miał poszanowania dla władzy.
        - No dobrze – odpuścił po chwili. – Powodzenia w takim razie… Nie wspomniałeś do tej pory, po co do niej idziesz - zauważył z wyraźną ostrożnością. - Wspominałeś tylko, że przy okazji wypytasz o Zarela… Czy to twój główny powód, że tam idziesz?
        Mitra dał Aldarenowi czas na ułożenie odpowiedzi albo nawet zignorowanie pytania, a sam w tym czasie dokończył posiłek.
        - Dzięki za śniadanie - odezwał się jeszcze z pełnymi ustami, ale zasłaniając je dłonią podczas mówienia. Później przeżuwając ostatni kęs wstał od stołu i zaniósł talerz do zlewu, do którego wrzucił brudne naczynia, lecz w przeciwieństwie do skrzypka nie zamierzał sam zmywać - niech to zrobią jego słudzy. Albo niech leży i czeka, kiedyś w końcu ktoś to zmyje. Tymczasem pora wrócić do stołu i do rozmowy z Aldarenem.
        - Nie, nie trzeba, w zasadzie teraz jestem mobilny i mogę już sobie sam wszystko załatwić. Albo wysłać służbę - dodał. Tak naprawdę mógł to zrobić już wcześniej, ale to jak Aldaren przynosił mu jedzenie było w sumie całkiem przyjemne i przede wszystkim zupełnie dla niego zaskakujące, bo nie spodziewał się takiej troski po wampirze, dlatego nigdy mu tego nie zabronił. Teraz miał taką możliwość i skorzystał.
        - Chociaż… - zastrzegł jeszcze, jakby coś przyszło mu do głowy. - Gdybyś był w stanie przynieść mi jeszcze kilka pomarańczy, byłbym zobowiązany. Ale tym razem oddam ci za nie pieniądze, powiedz tylko ile. I nie próbuj się wymigać, bo nie chcę puścić cię z torbami swoimi kaprysami - zastrzegł, bo już widział, jak skrzypek otwiera usta by protestować.
        - Teraz pozwolisz, że pójdę do siebie, chcę jak najszybciej wyjść… muszę odwiedzić sporo miejsc - usprawiedliwił się, nim opuścił kuchnię. Udał się do swojej sypialni, by przebrać się tak, aby móc wyjść na ulicę. Przy Aldarenie był wyjątkowo swobodny, lecz poza domem miał być stokroć bardziej czujny i skryty - tak jak do tej pory. Nie musiał jednak za wiele zmieniać. W pierwszej kolejności zdecydował się na kolejną maskę - tym razem czarną, matową, taką, która była doszyta do kaptura, nie było więc mowy o tym, aby przypadkiem zsunęła mu się z twarzy. Okrył się jeszcze płaszczem, który był obszerny i dość dokładnie maskował jego sylwetkę. Do kieszeni wepchnął rękawiczki, które założy dopiero na zewnątrz. Gdyby nie jego zbyt płynne i złożone ruchy łatwo byłoby go pomylić z jakimś ożywieńcem - oni wyglądali podobnie…

        - Wychodzę - oświadczył Aldarenowi, stając w progu pomieszczenia niczym jakiś mroczny duch. - Gdy sam będziesz wychodził po prostu normalnie zamknij drzwi, zatrzasną się. Do zobaczenia.
        To powiedziawszy Mitra skierował się do wyjścia, przed którym zatrzymał się tylko na chwilę, aby pochować po kieszeniach sakiewkę i jeszcze kilka drobiazgów, po czym wyszedł.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Podczas karania Drugiego całkowicie na moment zapomniał o obecności Mitry, a ten ani trochę nie wydawał się zachwycony tym, że ogromne męki znowu spotkały demona. Niestety jego pytanie okazało się jeszcze gorsze niż to, że prawdopodobnie nieco przestraszył, albo chociaż zaniepokoił błogosławionego. Wampir przez moment zaniemówił i zakłopotany uciekł w bok spojrzeniem, pocierając przy tym kark, jakby go rozmasowywał by nie bolał.
        - Wiesz... nie jestem pewien czy powinienem ci to powtarzać... - mruknął niezbyt przekonany czy byłby to dobry pomysł. Tego, że odpowiedź się nekromancie nie spodoba był tak samo pewien jak tego, że stoi tu i teraz w kuchni Mitry, najbardziej się przy tym obawiał, że blondyn mógłby w gniewie rzucić się skrzypkowi do gardła jako, że to on był nośnikiem demona, któremu ciężko było zrobić jakąkolwiek krzywdę. Spostrzegając jednak, że Mitra wciąż na niego patrzy, westchnął ciężko i wrócił do zmywania. - Zastanawiałem się nad zdrobnieniem twojego imienia i Xargan zasugerował, że "Mimi" bardzo by ci pasowało, wraz z różową kokardką i kwiecistym fartuszkiem do kompletu, nie bij! - wytrajkotał na jednym wdechu i zasłonił się profilaktycznie patelnią (nie tą przypaloną), po której ociekała piana i woda. Nie żeby to nędzne naczynie miało go uchronić przed niszczycielskim gniewem towarzysza, ale zawsze była to jakaś tarcza i kryjówka. Poza tym tak łatwiej było wampirowi nie zerkać nekromancie w oczy... jeszcze bardziej by się rozsierdził i co wtedy biedny krwiopijca miałby począć?

        - Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbym być uparty, a przynajmniej nigdy, albo rzadko bywałem jak do tej pory - odparł z rozbawieniem, słysząc jednak kąśliwą uwagę przyjaciela, jego radość nieco się zredukowała. Było to jednak chwilowe, gdyż zaraz uśmiechnął się do siebie pod nosem. Co prawda dość szorstko nekromanta wyraził swoje niezadowolenie, ale z drugiej strony to miłe, że pomyślał o tym, iż jednorazowe zmycie naczyń zniszczy wampirowi dłonie. Gdyby nie sytuacja, można by pomyśleć, że Mitra się o niego troszczył. Obecnie jednak miało to jedynie na celu zaatakowanie skrzypka jego własnym argumentem i okazanie swojego niezadowolenia za to, że lazurowooki mu się sprzeciwił. Trochę jak z dorastającym nastolatkiem w okresie buntu, który zawsze musi zostawić swoje na wierzchu. Urocze.

        - Smarkacza? - prychnął rozbawiony i spojrzał na Mitrę śmiejącymi się oczami. - Akurat smarkaczem to ja jestem, uwierzyłbyś? Heh... Będę chyba najmłodszą głową rodu od początków wampirzych dziejów. Bo czymże jest pięćset lat w porównaniu do czterech czy nawet sześciu tysięcy lat. Skoro więc ty jesteś smarkaczem w odniesieniu do mnie, ja również nim jestem w stosunku do innych wampirzych patriarchów - powiedział beztrosko i zasiadł do stołu naprzeciw przyjaciela, po czym zaczął mówić o zdrobnieniach i skracaniu imion.

        - Hm? - spytał zaskoczony gdy Mitra po całej wypowiedzi wampira stwierdził, że coś go rozbawiło. Chodziło mu o historię z psem? - Ah! Hehe, doprawdy? - Uśmiechnął się z rozbawieniem, po czym na moment zamyślił. - Wiesz, nie byłem wampirem czystej krwi, nie byłem nawet wampirem, gdy Faust wziął mnie pod skrzydła i uczynił swoim synem. Choć wychowywałem się u arystokraty i egzystowałem jak arystokrata, traktowany raczej byłem jak piąte koło u wozu przez wszystkich domowników, prócz Fausta rzecz jasna. Byłem jedynie kaprysem ich pana i lekarstwem na nudę, ale o tym już ci wspominałem. Wierz mi, że bliżej mi do pospolitego mieszczucha, acz życie poza murami miasta jest dużo spokojniejsze - stwierdził lekko z cieniem nostalgii przemykającym mu przez twarz. Zaraz jednak się ocknął i bardziej przytomnie spojrzał na towarzysza, jakby dotarło do niego co przed chwilą mu opowiadał.
        - Niech ci przez myśl nie przejdzie zaprzestanie zwracania się do mnie zdrobnieniami. Naprawdę miło jest usłyszeć coś takiego, tym bardziej z ust najlepszego przyjaciela. - Wyszczerzył się pogodnie jak dziecko. - Ah! I jeszcze jedno, możesz mi śmiało mówić Ren jeśli bardziej ci to odpowiada. W końcu tu jest Mauria, nie wschód Środkowej Alaranii - zaznaczył łagodnie.
        W prawdzie bardziej wolał tę drugą wersję, bo mniej się kojarzyła z jego imieniem niż "Al", a obecnie jego imię może nie tyle napawało go obrzydzeniem co... po prostu niezbyt dobrze się czuł przez to co przeczytał. Tym bardziej, że Faust zabrał go z ulicy, wyczyścił pamięć i nadał nowe imię jak jakiemuś burkowi. W takim wypadku nie dziwił się, że inne wampiry w domu jego Mistrza go źle traktowały, natomiast pan domu chuchał na niego i dmuchał jak na największy skarb na Łusce. Nie zamierzał o tym wspominać Mitrze, bo nie chciał psuć mu humoru. Kiedyś na pewno mu o tym powie, ale kategorycznie nie dzisiaj.

        - Czemu to brzmi jakbym zamierzał zejść do najniższej części Piekielnych Czeluści i już nigdy nie wrócić? - zapytał zadziornie i z rozbawieniem przyjrzał się nekromancie. - Władca jak władca, wiadomo, że nie przyjmuje z miejsca każdego kto chciałby z nią porozmawiać i do tego byle kogo. Poza tym musi wykazywać się surowością i stanowczością inaczej inni współwładcy by ją zjedli, a wampiry prawdopodobnie straciłyby swoje przywileje i stałyby się po prostu zwykłym miejskim tłumem i zwierzyną dla bardziej uprzywilejowanych. Mimo to ona jest naprawdę miłą i dobrą osobą jak na wampirzycę wywodzącą się praktycznie bezpośrednio od Morgotha. Naprawdę nie masz się o co martwić - zapewnił uprzejmie i się ciepło uśmiechnął do przyjaciela, by uspokoić jego obawy.
        - Hm, nie, nie idę tam w sprawie Zarela. Szczerze, nawet mi to do głowy nie przyszło - odpowiedział lekko i się nad czymś przez moment zastanowił. - Chodziło mi bardziej o oficjalne przejęcie przeze mnie obowiązków głowy rodu oraz zaostrzenie prawa, albo zwiększenie ilości patroli w wampirzej dzielnicy, bo wydawało mi się raz, że wampirzyca zaczepiała małego chłopca i nikt na to nie zwrócił uwagi - odpowiedział i było to całkowicie zgodne z prawdą. To, że nie powiedział Mitrze o swoich przewidzeniach będących marami utraconych wspomnień (jak się dowiedział zeszłej nocy) nie było przecież kłamstwem, co najwyżej pominięciem niewygodnych szczegółów, a niewygodnych dlatego, że wampir obecnie sam jeszcze sobie tego nie poukładał i za specjalnie nie wiedział co o tym myśleć. Miał mętlik w głowie i póki sobie tego nie uporządkuje, wolał pozostawić te kwestie nietknięte i pozwolić im się kurzyć póki co.

        - W porządku. - Pokiwał głową delikatnie gdy Mitra wyraził, że pomoc skrzypka z zakupami nie będzie mu potrzebna. - Hm? Oh... Nie ma problemu, ale... Eh, wątpię by cena za jedną ci się spodobała, a co dopiero za chociażby pół siatki... - odparł nieco zakłopotany i podrapał się po karku. - Złoty gryf za całą reklamówkę wyjawił posłusznie cenę, choć nie patrzył przy tym na Mitrę. Czuł ogromny wstyd, że nie rozegrał tego lepiej i nekromanta będzie musiał tracić pieniądze. Ale cóż jeśli błogosławiony tego właśnie chciał...
        - Ależ oczywiście, nie krępuj się. - Uśmiechnął się serdecznie do niego i został jeszcze moment przy stole zamykając oczy jakby chciał uciąć sobie drzemkę. Prawda była taka, że starał się znaleźć w pamięci... sam do końca nie wiedział czego, ale to wcale nie odwiodło go od jego działania.

        - W porządku. Miłego dnia Mitro i do zobaczenia - pożegnał się z nim przebudzając się z tego transu i jak tylko drzwi się zamknęły przeciągnął się i samemu wstał. Obejrzał się w stronę zlewu i z trudem powstrzymał przemożną chęć pozmywania wszystkiego co tam stało.

        Niedługo po nekromancie, z jego domu wyszedł również skrzypek dostosowując się do jego rady i zamykając za sobą drzwi po prostu poprzez zatrzaśnięcie ich. Przeobraził się w kruka i dość szybko poleciał do siedziby wampirzej władczyni. Niestety na swoją kolej musiał poczekać, tym bardziej, że w między czasie Ariszia gdzieś uciekła, ale dzięki temu mógł zebrać myśli przed rozmową, rozważyć, czy rzeczywiście powinien prosić ją o zaostrzenie prawa. Znów mógł się przez to stać zdrajcą dla wampirzej wspólnoty, który staje po stronie pożywienia. To nie mogło się dobrze skończyć...
        W pewnym momencie, siedząc i rozmyślając, spostrzegł dwie służące przechodzące przed nim i rozmawiające o problemach z miejskim szpitalem. Budynek od dobrej dekady zaczął popadać w ruinę i tracić wykwalifikowany personel, aż z czasem ci co dalej zajmowali się sporadycznymi pacjentami dosyć często nadużywali swoich przywilejów i pozycji medyków by na boku spuszczać krew i ją sprzedawać albo wykorzystywać do własnego użytku, jeśli lekarzem był wampir. Lata świetności miał już dawno za sobą, a najbardziej cieszył się uznaniem za czasów wojny. Obecnie większość mieszkańców nie wiedziała po co tak naprawdę jest w mieście szpital, który swoim zapuszczeniem straszył jedynie po nocach.
        Gdy czekanie się skrzypkowi wydłużyło zamierzał zapytać o to również oczekującego na Ariszię generała straży sir Turillego, lecz ich rozmowa skończyła się po aldarenowym "Witaj", gdyż został wezwany do zabieganej władczyni. Miała prawdziwe urwanie głowy, co zaowocowało narastającym rozdrażnieniem, jednak Aldarena to nie odrzucało. Cierpliwie poczekał, aż wampirzyca przestanie gorączkowo krążyć po komnacie audiencyjnej, nieco ukoi nerwy i skupi się na skrzypku. Kiedy to nastąpiło, ledwo otworzył usta i został przez nią uprzedzony. Czytanie w myślach podwładnych było oszczędnością jej cennego czasu, choć ingerowało to w ich strefę prywatną i bezpieczeństwa nie mniej faktycznie dosyć sprawnie wszystko przebiegło. Aldaren praktycznie od ręki został głową rodu i mógł już odejść, lecz zatrzymał się przed wyjściem z sali.
        - Słucham - powiedziała twardo, a skrzypek się do niej odwrócił frontem.
        - Chodzi o stary szpital, czy...
        - Nie ma sensu tracić na to pieniędzy - odparła po przeczytaniu myśli Aldarena, który spochmurniał i zawiedziony zwrócił się do wyjścia. - Zaczekaj, van der Leeuw. Mogłabym się raz jeszcze zastanowić nad wydaniem ci pozwolenia odnośnie otworzenia lecznicy wraz z przytuliskiem w starym zamku twojego mistrza, jednakże ty się zastanów czy nie znalazłbyś czasu wybrać się do Trytonii z pilną wiadomością dla tamtejszych władz, a w drodze powrotnej odwiedzić Rapsodię i zagrać tam na balu mojej dobrej przyjaciółki. Rozumiem, że masz... ważniejsze sprawy na głowie, jednakże zastanów się nad tym i daj mi znać, a ja się zastanowię czy dać ci to pozwolenie czy nie. Do zobaczenia - odparła szorstko dając jasno do zrozumienia że dyskusja dobiegła końca. Wampir się skłonił i wyszedł.
        Teraz gdy miał względny spokój od sługusów Fausta, mógł się swobodniej kręcić po mieście i zaglądać do różnych sklepów, od księgarni po skromny sklepik alchemiczny. W tym pierwszym kupił do przewertowania dwie książki kucharskie raczej z prostymi i podstawowymi daniami jak na przykład faszerowane, zapiekane ziemniaki, w alchemicznym sklepiku rozejrzał się jedynie co tam mają i uzupełnił swoje skromne zapasy, które miał przy sobie. W głównej mierze pobrał składniki, które mogłyby mu pomóc stworzyć jego miksturę niwelującą na jakiś czas łaknienie krwi. Przy okazji zapytał sprzedawczynię o Zarela, ale nic o nim nie wiedziała w obu przypadkach. Po drodze nieco go przysuszyło i postanowił wstąpić do "Trupiej Główki" na jednego, może dwa kieliszki. Tam szczęście się do niego uśmiechnęło i jeden lich powiedział mu, że był kiedyś nieco nawiedzonym i naiwnym, a przy tym niezwykle utalentowanym skrzypkiem, który obecnie wącha kwiatki od spodu już od przeszło pół milenium. Nie była to pocieszająca informacja, ale zawsze jakaś.
        Po chwili wytchnienia wypił jeszcze strzemiennego z właścicielką lokalu - Nihimą i poszedł Mitrze po pomarańcze, a gdy miał już wszystko i zaczął kierować się pod wieczór w stronę jego domu, powoli dopadały go wątpliwości czy powinien przyjmować propozycję Ariszi, czy nie zostać i nie sprzedać zamku. Miał straszny dylemat z tym związany przez co nie zauważył kiedy znalazł się przed drzwiami do domu Mitry. Westchnął ciężko i zapukał, po czym czekał cierpliwie ciekaw jak poszło jego przyjacielowi i czy wszystko mu się udało.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości